Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata

Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata

debata.olsztyn.pl
from debata.olsztyn.pl More from this publisher
16.01.2013 Views

Rys. Aleksander Wołos Bachmura życzy dobrego samorządu Adamski o Tea Party Kobylińska o życiu w odbitym blasku Geno Małkowski o Ars Homo Erotica Jarosiński o przyjaźni Jana Lebensteina i Czesława Hołuba Chazbijewicz o carze bez korony – Rasputinie Kardela o Celestynie Nawrockim, czerwonym kacie Olsztyna Necio o moralnej potrzebie rozliczenia przeszłości Warot – dalszy ciąg słownika agentów SB Socha o mieście bez planu (cz. 2) Falkowski o konferencji IPN o podziemnej prasie w PRL Brenda o strukturze kłamstwa Felieton ks. Rosłana Bętkowski o kamienicy „Apteki pod Lwem” Wesprzyj finansowo niezależne i wolne medium „Fundacja Debata”, ul. Boenigka 10/26, 10-686 Olsztyn, nr konta bankowego: 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512 DEBATA Numer 11 (38) 2010 1

Rys. Aleksander Wołos<br />

Bachmura<br />

życzy dobrego samorządu<br />

Adamski<br />

o Tea Party<br />

Kobylińska<br />

o życiu w odbitym blasku<br />

Geno Małkowski<br />

o Ars Homo Erotica<br />

Jarosiński<br />

o przyjaźni Jana Lebensteina i Czesława<br />

Hołuba<br />

Chazbijewicz<br />

o carze bez korony – Rasputinie<br />

Kardela<br />

o Celestynie Nawrockim, czerwonym<br />

kacie Olsztyna<br />

Necio<br />

o moralnej potrzebie rozliczenia<br />

przeszłości<br />

Warot<br />

– dalszy ciąg słownika agentów SB<br />

Socha<br />

o mieście bez planu (cz. 2)<br />

Falkowski<br />

o konferencji IPN o <strong>pod</strong>ziemnej prasie<br />

w PRL<br />

Brenda<br />

o strukturze kłamstwa<br />

Felieton ks. Rosłana<br />

Bętkowski<br />

o kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong><br />

Wesprzyj finansowo niezależne i wolne medium<br />

„Fundacja <strong>Debata</strong>”, ul. Boenigka 10/26, 10-686 Olsztyn, nr konta bankowego: 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

1


Życzenia<br />

dobrego samorządu<br />

Takiego wyścigu do olsztyńskiego Ratusza nie było od dwudziestu lat. Nigdy bowiem<br />

tak wielu ludzi nie miało tak wiele do udowodnienia. Nie tylko obrony swojej<br />

pozycji i miejsca w polityce lokalnej, ale także uzyskania moralnego alibi dla swych<br />

kłopotów z prawem. Stosunkowo najłatwiej ma prezydent Grzymowicz. Jak zawsze<br />

za urzędującym prezydentem przemawiają realizowane, głównie ze środków unijnych,<br />

i zapowiadane inwestycje. Kampania jego ugrupowania wydaje się sprawna<br />

i poukładana. Na „jedynkach” w poszczególnych okręgach wyborczych znaleźli się<br />

ludzie nie tylko znani, ale, jak Elżbieta Fabisiak czy prof. Mirosław Gornowicz, wyróżniający<br />

się wśród radnych ostatniej kadencji. umieszczając na listach osoby o<br />

tak różnych politycznych rodowodach jak Roman Przedwojski i danuta Ciborowska<br />

udało się stworzyć wizerunek komitetu ponad politycznymi <strong>pod</strong>ziałami.<br />

BoGdAN BAChMuRA<br />

Najwięcej do stracenia w tych<br />

wyborach może mieć Platforma<br />

Obywatelska. Strach przed<br />

kandydaturą Lidii Staroń, jedynej osoby<br />

która mogła realnie zagrozić Piotrowi<br />

Grzymowiczowi, był w jej szeregach<br />

partyjnych tak wielki, że wybrano wizję<br />

niemal pewnej porażki w wykonaniu<br />

Janusza Cichonia. Jeżeli prognozy<br />

kolejnego już prezydenckiego lania<br />

okażą się rzeczywistością, to gniew<br />

partyjnej centrali może złagodzić tylko<br />

większość w Radzie Miasta lub koalicja<br />

pozwalająca szachować i kontrolować<br />

przyszłego prezydenta.<br />

W jeszcze większym stopniu widoczna<br />

jest słabość struktur lokalnych<br />

Prawa i Sprawiedliwości. Zaciekłe boje<br />

o prezydenturę Jerzego Szmita z Czesławem<br />

Małkowskim to odległa przeszłość.<br />

Od tego czasu poparcie dla<br />

szefa lokalnych struktur Prawa i Sprawiedliwości<br />

systematycznie słabło i<br />

tym razem może spowodować wypadnięcie<br />

poza pierwszą trójkę. Poza obecnym<br />

radnym Grzegorzem Smolińskim<br />

na listach wyborczych nie widać jaśniejszych<br />

punktów mogących poruszyć<br />

wyobraźnią wyborców. Zadaniem<br />

<strong>pod</strong>stawowym PiS -u jest oczywiście<br />

wynik pozwalający na powtórzenie<br />

koalicji z ugrupowaniem Piotra Grzymowicza,<br />

co może się udać dzięki automatyzmowi<br />

poparcia dla dużej partii<br />

politycznej.<br />

Najwięcej emocji budzi oczywiście<br />

kandydatura Czesława Jerzego<br />

Małkowskiego. Pogłoski o jego kiepskiej<br />

kondycji fizycznej i psychicznej<br />

okazały się mocno przesadzone, a<br />

odporność na kolejne, ciasne zakręty<br />

Fot. Bogdan Grochal<br />

życiowe byłego sekretarza PZPR i cenzora,<br />

niesłabnąca. Jeżeli uznać trafność<br />

przedwyborczych sondaży, to żaba,<br />

którą przyjdzie za sprawą kandydatury<br />

byłego prezydenta zjeść olsztyniakom<br />

będzie całkiem niemała. Wprawdzie<br />

poza wiernym aż po grób Bogdanem<br />

Dżusem, nikt specjalnie znany na listy<br />

Czesława Małkowskiego się nie wychy-<br />

lił, ale stołek w przyszłej radzie, przynajmniej<br />

dla siebie, ma gwarantowany.<br />

Co więcej, możemy go zobaczyć w<br />

drugiej turze prezydenckich wyborów<br />

- najprawdo<strong>pod</strong>obniej z Piotrem Grzymowiczem.<br />

Jeżeli do tego dojdzie, to są<br />

<strong>pod</strong>stawy do przypuszczeń, że współczesny,<br />

wychowany w demokracji człowiek,<br />

stał się moralnym idiotą, zdolnym<br />

wystawić pozytywne świadectwo<br />

nawet najgorszej kanalii.<br />

SLD postanowił zawalczyć o prezydenturę<br />

w mieście przy pomocy politycznego<br />

anonima o nazwisku Kulasik.<br />

Działaczom tej partii zawdzięczamy<br />

także bezcenną lekcję parytetów, dzięki<br />

którym zamiast możliwych 50, na listach<br />

wyborczych SLD znalazły się 34<br />

osoby. Ponieważ do równościowego<br />

ideału zabrakło 8 kobiet, pozbawiono<br />

możliwości kandydowania 16 mężczyzn.<br />

Pomimo to miejsca na liście<br />

wyborczej nie zabrakło dla Zenona<br />

Procyka, bardziej ostatnio znanego<br />

jako Zenon P., lub jako „Zenek” z ujawnionych<br />

niedawno przez TVN <strong>pod</strong>słuchów<br />

operacyjnych CBŚ.<br />

Cztery lata temu, ustępująca właśnie<br />

Rada Miasta rozpoczęła swoje<br />

urzędowanie od niemal jednogłośnej<br />

<strong>pod</strong>wyżki swoich diet o 200 procent.<br />

Ta zgodna koncentracja na własnych<br />

korzyściach skłóconego i <strong>pod</strong>zielonego<br />

później grona osób od początku<br />

źle wróżyła jej przyszłości. Złą ocenę<br />

tej radzie wystawiali zresztą często<br />

sami zainteresowani. A przecież była to<br />

Rada o największym od dwudziestu lat<br />

indywidualnym potencjale wykształcenia,<br />

intelektu, a także stabilnej sytuacji<br />

materialnej jej członków. Najcelniej<br />

problem polskiej samorządności (bo<br />

dotyczy on nie tylko Olsztyna) zdiagnozowała<br />

Platforma Obywatelska. Jej<br />

hasło wyborcze „Z dala od polityki”<br />

jest oczywiście oszustwem i manipulacją,<br />

bo przecież trudno o bardziej<br />

upolityczniony komitet wyborczy.<br />

Jednak problem, na którym Platforma<br />

próbuje wjechać do samorządów jest<br />

boleśnie rzeczywisty. Bilbordy z Donaldem<br />

Tuskiem nie oznaczają przecież,<br />

że premier postanowił działać w<br />

samorządzie. Finansowana z budżetu<br />

państwa potężna, centralna kampania<br />

wyborcza ma być dla lokalnych działaczy<br />

partyjnych trampoliną do samo-<br />

DEBATA – miesięcznik regionalny<br />

Redaktor naczelny: Dariusz Jarosiński, tel. 604 59 37 44, e-mail: info@debata.olsztyn.pl; www.debata.olsztyn.pl. DTP: Bogdan Grochal<br />

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów. Wydawca: „Fundacja <strong>Debata</strong>”, ul. Boenigka 10/26, 10–686 Olsztyn,<br />

nr konta bankowego 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512.<br />

2 DEBATA Numer 11 (38) 2010


ządowej kariery. Problem nie dotyczy<br />

oczywiście tylko PO. I nie oznacza, że<br />

partie polityczne należy wyrugować z<br />

samorządów. Przewaga, jaką mają na<br />

starcie oraz wewnątrzpartyjny, twardy<br />

system lojalności, powodują jednak, że<br />

do samorządu dużych miast, dostają<br />

się ludzie raczej sprytni i biegli w partyjnych<br />

roszadach, niż osoby zainteresowane<br />

ciężką pracą w samorządzie.<br />

Sytuację na korzyść tych ostatnich mogłoby<br />

zmienić głosowanie w okręgach<br />

jednomandatowych. Wtedy zarówno<br />

partia jak i lokalni liderzy byliby sobie<br />

jednakowo potrzebni, a szanse tych<br />

ostatnich o wiele większe. Tymczasem<br />

zamiast zmiany ordynacji wyborczej<br />

od wielkiej polityki mają nas oddalać<br />

wyborcze hasła lansowane za wielkie<br />

partyjno-budżetowe pieniądze.<br />

Wytarte slogany typu „spośród<br />

wszystkich złych ustrojów demokracja<br />

i tak jest najlepsza” dawno zastąpiły refleksję<br />

nad smutnym stanem demokracji<br />

rzeczywistej. Demokrację samorządową<br />

można zdefiniować bardzo łatwo. Polega<br />

ona na tym, że rządzimy sami sobą.<br />

Że poszukujemy porządku politycznego,<br />

który umożliwi obywatelom sprawowanie<br />

kontroli nad własnym losem<br />

w takiej mierze, w jakiej jest to możliwe.<br />

Od czasów demokracji ateńskiej możliwości<br />

te uległy znacznemu ograniczeniu.<br />

Lokalne władze dużego miasta są<br />

już bowiem systemem rządów pośrednich,<br />

co oznacza, że mamy do czynienia<br />

nie z demokracją samorządową,<br />

lecz przedstawicielską, tyle, że znacznie<br />

bliższą obywatela. Sytuację pogarsza<br />

dodatkowo postępująca oligarchizacja<br />

miejscowych elit politycznych, także na<br />

poziomie pozapartyjnym. Demokracja<br />

od dawna nie jest panowaniem ludu,<br />

lecz elit. Elektorat nie sprawuje kontroli<br />

nad nimi poza możliwością niewybierania<br />

ich ponownie.<br />

Na szczęście do każdej Rady Miasta<br />

trafia kilka osób pracowitych, zdolnych<br />

do wyrażania samodzielnych ocen i<br />

poglądów. To, czego potrzebują najbardziej,<br />

to wsparcia ze strony ludzi zdolnych<br />

do samoorganizacji i patrzenia<br />

władzy na ręce. Mam nadzieję, że jednych<br />

i drugich w naszym mieście przez<br />

najbliższe cztery lata nie zabraknie.<br />

Prezes Stowarzyszenia<br />

„Święta Warmia” i „Fundacji<br />

<strong>Debata</strong>”, politolog,<br />

publicysta<br />

Bogdan Bachmura<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Tea Party<br />

a sprawa polska<br />

Amerykańska prawica dokonała rzeczy, której nikt jeszcze dwa lata temu się po niej<br />

nie s<strong>pod</strong>ziewał. Wyborcy odrzucili wielką „zmianę” Baracka obamy, która okazała<br />

się wielkim projektem inżynierii społecznej mającym na celu zmienić ostatnią ostoję<br />

wolności i odpowiedzialności za siebie, w mekkę socjalizmu.<br />

łuKASz AdAMSKi<br />

Wielki sukcesy wyborczy Republikanów<br />

nie byłby możliwy gdyby<br />

nie oddolny ruch w samym<br />

jądrze prawicy. Członkowie „Tea Party” na<br />

swoich sztandarach przynieśli sprzeciw wobec<br />

zniewalania gos<strong>pod</strong>arczego, zabijania<br />

dzieci nienarodzonych i ograniczania swobód<br />

obywatelskich Amerykanów. „Jednocześnie<br />

tegoroczna elekcja wskazuje także<br />

na to, że duża część Amerykanów nie chce<br />

powrotu do władzy neokonserwatystów<br />

s<strong>pod</strong> znaku George’a W. Busha, skupionych<br />

głównie na ekspansywnej polityce zagranicznej,<br />

niewiele różniących się w sferze polityki<br />

wewnętrznej od Demokratów. Niemała<br />

część kandydatów Partii Republikańskiej<br />

uzyskała swoją nominację dzięki poparciu<br />

nieformalnego ruchu Tea Party” – zauważa<br />

Stefan Sękowski z Frondy. Trudno się z nim<br />

nie zgodzić.<br />

Wyborcy amerykańscy odrzucili prawicę<br />

s<strong>pod</strong> znaku Georga W. Busha (choć ja zawsze<br />

będę szanował tego prezydenta za jego<br />

godną naśladowania politykę w sprawach<br />

obyczajowych) i skierowali się w stronę kon-<br />

serwatyzmu, który jest kwintesencją amerykańskiej<br />

rewolucji i różni ją od jakobińskiego<br />

terroru pierwszych lewicowców od Robespierra.<br />

Przecież to właśnie Ojcowie Założyciele<br />

tego wspaniałego kraju nie wyobrażali<br />

sobie odrzucenia Boga i prawa naturalnego.<br />

Nawet najbardziej liberalny z nich, Tomasz<br />

Jefferson, zdystansował się <strong>pod</strong> koniec życia<br />

od terrorystów s<strong>pod</strong> znaku „równości,<br />

wolności, braterstwa”. Kandydaci „Tea Party”<br />

prowadzeni przez Sarę Palin, potrafili tchnąć<br />

ducha w coraz bardziej centrową partię,<br />

która niegdyś mogła pochwalić się takimi<br />

wspaniałymi prezydentami jak Eisenhower<br />

czy Reagan. To nie zwolennik zabijania dzieci<br />

nienarodzonych, Rudolph Giuliani, czy<br />

dosyć lewicowy w sprawach obyczajowych,<br />

John McCain, są dziś twarzami Partii Republikańskiej.<br />

Spikerem Izby Reprezentantów<br />

( czyli trzecią osobą w państwie) będzie katolik<br />

i znany obrońca praw dzieci nienarodzonych<br />

John Boehner, który zastąpi na tym<br />

stanowisku pseudokatoliczkę Nancy Pelosi,<br />

która ramię w ramię z Obamą wprowadzała<br />

zdrowotną reformę, która gwarantowała<br />

3


zabijanie ludzi z pieniędzy <strong>pod</strong>atników. –<br />

Mamy moralny obowiązek bronić bezbronnego<br />

życia. A nie ma nic bardziej bezbronnego<br />

jak dziecko nienarodzone. Obrona życia i<br />

obrona wolności są ze sobą powiązane i jeżeli<br />

w to wierzymy, to nie możemy zaakceptować<br />

obecnej polityki Waszyngtonu – powiedział<br />

niedawno Boehner. Zresztą aborcjoniści<br />

przegrali w Wisconsin, Pensylwanii, Arkansas,<br />

Indianie, Północnej Dakocie, na Florydzie,<br />

Missouri, Ohio czy Luizjanie. Jednym<br />

słowem rewolucja konserwatywna znów<br />

puka do drzwi kraju nieudolnie prowadzonego<br />

przez ideologicznie naładowaną lalkę<br />

Barbie z Harvardu. I wszystko się zanosi na<br />

to, że zmieni ona oblicze USA.<br />

„Mogłaby to być taka Partia Miodowa<br />

(od ulubionego napitku naszych przodków)<br />

czy Sarmacka. Partia, która byłaby<br />

jednocześnie konserwatywna (realnie, a<br />

nie jedynie wirtualnie), prorodzinna (nie<br />

tylko w deklaracjach), religijna (i to na poważnie,<br />

łącznie z modlitwą przed obradami),<br />

polska (w całej rozciągłości, to znaczy<br />

ze świadomością jagiellońskich korzeni, ze<br />

świadomością, że mamy nasz kraj budować<br />

wspólnie: katolicy, protestanci, prawosławni,<br />

Żydzi, muzułmanie i niewierzący, bowiem<br />

władca nigdy nie jest władcą naszych<br />

sumień) i wolnościowa (w najlepszym polskim<br />

wydaniu).” – pisał w marzycielskim<br />

tonie Tomasz Terlikowski o powstaniu<br />

polskiej „Tea Party”. Ja również mam <strong>pod</strong>obne<br />

marzenia do mojego redakcyjnego<br />

kolegi. I również jak on nie wierzę w konserwatywną<br />

rewolucję na polskiej prawicy.<br />

I nie chodzi już o to, że Jarosław Kaczyński<br />

rozprawia się ze swoimi oponentami we<br />

własnej partii w sposób bezwzględny, uniemożliwiając<br />

narodzenie się nowego lidera.<br />

To samo robi Donald Tusk (tylko, że trochę<br />

zręczniej) i Grzegorz Napieralski. System<br />

finansowania partii z budżetu państwa spo-<br />

wodował, że „banda czworga”, jak nazywa<br />

ich trafnie Korwin, <strong>pod</strong>zieliła między siebie<br />

scenę polityczną i zabetonowała ją na lata.<br />

Struktury naszych partii są zbudowane na<br />

wzór Cosa Nostry, gdzie Don ma swojego<br />

consigliere, capo di regime i przybocznych<br />

żołnierzy. Taka struktura uniemożliwia debatę<br />

wewnątrz ugrupowania i jakąkolwiek<br />

rewolucję zbuntowanych rebeliantów. Brak<br />

jednomandatowych okręgów wyborczych<br />

powoduje, że na listach znajdują się lizusy<br />

partyjne i miernoty s<strong>pod</strong> znaku „Bierny<br />

Mierny Wierny”. Każdy kto sprzeciwia się<br />

swojemu Donowi, jest eliminowany przez<br />

partyjnych cyngli i trafia do tylnych ław<br />

poselskich, nie mając szans na ponowny<br />

wybór z braku miejsca skąd mógłby wystartować.<br />

Jednak najsmutniejszy jest fakt<br />

kompletnego niezrozumienia przez Polaków<br />

czym w rzeczywistości jest konserwatyzm<br />

i liberalizm. Skoro poważni ludzie<br />

nazywają liberałami karierowiczów od Tuska,<br />

którzy <strong>pod</strong>noszą <strong>pod</strong>atki i zniewalają<br />

społeczeństwo wprowadzając ustawy antyrodzinne,<br />

zaś ludzi, którzy storpedowali<br />

możliwość zatrzymania zabijania dzieci<br />

niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie<br />

( co dziwne, nie jest pamiętając o stosunku<br />

do aborcji braci Kaczyńskich) i walczyli<br />

populistycznie o Polskę „solidarną”,<br />

nazywa się skrajną prawicą, to coś jest nie<br />

tak ze świadomością polityczną Polaków.<br />

Z drugiej strony kontrrewolucję obyczajową<br />

uniemożliwiają hierarchowie naszego<br />

Kościoła, którzy dopiero niedawno zdobyli<br />

się na odważny krok ( w normalnych warunkach<br />

będący oczywistą oczywistością)<br />

przypomnienia katolickim politykom jakie<br />

są ich powinności wynikające z wiary. Niestety,<br />

nie mamy w Polsce konserwatywnych<br />

ruchów protestanckich, które z żarliwością<br />

przypominałyby nam czym jest dziedzictwo<br />

zachodniej cywilizacji i bez oglądania<br />

Prośba<br />

się na polityczne zaszłości oraz reakcje mainstreamu<br />

medialnego staliby twardo na<br />

straży nauki Jezusa.<br />

Powstaniu polskiego „Tea Party” nie<br />

sprzyja również medialna twarz prawicy i<br />

coraz mniejszy dostęp do ogólnopolskich<br />

mediów konserwatywnych komentatorów.<br />

Amerykanie mają swoją Fox News, która<br />

produkuje masowo showmanów, konkurujących<br />

o dusze młodzieży z gwiazdorami w<br />

stylu Stewarda, Leno czy O’Briana. W Polsce<br />

mamy tak naprawdę jedną osobę, która bije<br />

na łeb pajaców ITI. Jest to Wojciech Cejrowski,<br />

który jest kochany przez młodzież i jestem<br />

przekonany, że niejednego młodzieńca<br />

przekonał do swoich „oszołomskich” racji.<br />

Na horyzoncie nie widać jednak żadnego<br />

polskiego Rusha Limbaugha, który potrafiłby<br />

dosadnie przywalić rządzącym i zrobić z<br />

siebie przy okazji <strong>pod</strong>ziwianego celebrytę.<br />

A dziś, w dobie tępej mediokracji, bez showbiznesu<br />

idee tracą na znaczeniu. Zresztą, nawet<br />

gdyby ktoś taki się pojawił, to zaraz by<br />

go spacyfikował słynny komunistyczny paragraf<br />

na żurnalistów.<br />

Nie doczekamy się więc polskiej Palin<br />

czy Limbaugha znad Wisły. Przez następne<br />

lata będziemy oglądać spór pseudo-prawicowych<br />

partii Tuska i Kaczyńskiego, które<br />

wygenerują nam zapaterowską lewicę. Może<br />

jednak taka musi powstać, by społeczeństwo<br />

się obudziło? Czy jednak wtedy specyfika<br />

naszej sceny politycznej umożliwi powstanie<br />

oddolnego ruchu na prawicy? Ja pozostanę<br />

pesymistą.<br />

Łukasz Adamski, teolog,<br />

publicysta „Frondy”. Redaktor<br />

naczelny portalu: www.<br />

debata.olsztyn.pl<br />

łukasz Adamski<br />

W dniu 25 mają 2010 r. został powołany zespół koordynujący realizację figury błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki dla<br />

kościoła <strong>pod</strong> wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa.<br />

Zespół tworzą: Stowarzyszenie Represjonowanych „Pro Patria” w Olsztynie, NSZZ „Solidarność” w Olsztynie, Akcja Katolicka w<br />

Olsztynie.<br />

Rzeźbę wykona artysta Adam Cieślak – nauczyciel Państwowego Liceum Plastycznego w Olsztynie. Koszty całego przedsięwzięcia<br />

będą wynosić ok. 17 tys. zł.<br />

Dnia 6 czerwca 2010 r. ks. Jerzy Popiełuszko został wyniesiony na ołtarze jako Błogosławiony <strong>pod</strong>czas Mszy św. sprawowanej z<br />

upoważnienia Ojca Świętego przez Angelo Amato na placu Piłsudskiego w Warszawie.<br />

Planowane odsłonięcie figury ks. Jerzego 6 czerwca 2011 r. - w pierwszą rocznicę wyniesienia ks. Jerzego na ołtarze.<br />

Zwracamy się do Ludzi dobrej Woli o dofinansowanie naszych poczynań. Pieniądze można przelać na konto: Spółdzielczy Bank<br />

Ludowy w Olsztynie nr 30885800012001002660990501 z dopiskiem „Figura ks. Popiełuszki”<br />

Prezes Stowarzyszenia „Pro Patria”<br />

Władysław Kałudziński<br />

4 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Życie<br />

w odbitym blasku<br />

Kiedyś mówiło się o tym, że „ktoś żyje w czyimś cieniu”. Żona w cieniu męża,<br />

asystent w cieniu szefa, syn w cieniu ojca etc. zjawisko to kojarzyło się z nieudacznictwem,<br />

<strong>pod</strong>porządkowaniem, słabą osobowością, indolencją, byciem<br />

osobą drugoplanową. obecnie taki rodzaj zachowań jest mniej widoczny, gdyż<br />

furorę robi zjawisko zgoła odmienne, które nazwałabym „życiem w cudzym<br />

blasku”. Gdy obserwuję rzeczywistość, to z rosnącym zdumieniem konstatuję,<br />

że współcześnie można zaistnieć, czyli być „kimś”, ze względu na kogoś. oto<br />

nieznana dotąd nikomu młoda niewiasta, staje się publicznie rozpoznawalna,<br />

gdyż wychodzi za mąż za lubianego aktora starego pokolenia. u boku i w blasku<br />

Andrzeja łapickiego młodziutka Kamila, której nazwiska nie przypominam<br />

sobie, i nawet nie chce mi się szukać go w internecie, staje się osobą powszechnie<br />

znaną, bo ma męża (bagatela!) o 60 lat starszego od siebie, ale za to jak<br />

sławnego! Pojawia się na okładkach tygodników, robi się z nią wywiady, polscy<br />

„paparazzi” biegają za młodą mężatką, a wielu interesuje się nawet zmianą fryzury.<br />

doprawdy, ciekawy sposób na to, aby wreszcie pokazać się światu. odbity<br />

blask staruszka łapickiego pada na nieznaną korektorkę pisma, która robi karierę,<br />

bo stała się czyjąś żoną. Trzeba przyznać, że Kamila, po mężu łapicka,<br />

potrafi z tego zrobić spory show i ma teraz te swoje pięć minut.<br />

zdziSłAWA KoByLińSKA<br />

Inna celebrytka, o dość głupawym<br />

pseudonimie, też nie w ciemię<br />

bita, doszła do wniosku, że może<br />

pobłyszczeć w dość ekscentrycznym<br />

blasku walki ze śmiertelną chorobą,<br />

bliżej mi nieznanego (na szczęście!),<br />

ale ponoć sławnego w pewnych kręgach,<br />

piosenkarza-obrazoburcy.<br />

Ważnym sposobem promocji siebie<br />

może być również rozwód, który<br />

wypada maksymalnie wykorzystać,<br />

aby stać się ikoną niektórych polskich<br />

kobiet. Rozwód lub małżeństwo z Tomaszem<br />

Lisem (w zależności od gustu<br />

– która z żon nam się bardziej <strong>pod</strong>oba)<br />

jest wystarczającym powodem, aby<br />

stać się znaną mamą, dziennikarką,<br />

psychoterapeutką, pisarką, ekspertką<br />

etc. i bez końca opowiadać o sobie milionom<br />

Polaków. W blasku Lisa może<br />

się dziś ogrzewać i Kinga Rusin, jako<br />

jego była żona (o innych jej nadzwyczajnych<br />

„zasługach” nie słyszałam),<br />

jak i Hanna Smoktunowicz, znana<br />

teraz z racji bycia drugą żoną Lisa i<br />

byłą przyjaciółką jego pierwszej żony.<br />

Obydwie panie medialnie świetnie<br />

sobie radzą z tytułu bycia życiowymi<br />

partnerkami niedoszłego kandydata<br />

na kandydata na prezydenta Polski.<br />

A casus Izabel Marcinkiewicz, mający<br />

już swoją „literaturę przedmiotu”.<br />

Kto by słyszał o nowej pani Marcinkie-<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

wicz, o jej blogu i o jej „poezji”, gdyby<br />

nie bycie najpierw kochanką, a potem<br />

cywilną żoną prawicowego, konserwatywnego<br />

premiera. A tak, cała Polska<br />

wie, ba, nawet polska emigracja, kim<br />

jest owa Izabel, dotąd jedna z tysięcy,<br />

<strong>pod</strong>obnych do siebie młodych dziewcząt,<br />

szukających szczęścia w Londynie.<br />

Bardzo też modne jest bycie czyjąś<br />

koleżanką lub przyjaciółką. Jak to<br />

miło powiedzieć: Madzia Środa, Kazia<br />

Szczuka, Agnieszka Graff, Moniczka<br />

Olejnik, a może i Wandzia Nowicka.<br />

Takie nazwiska, sławy, koneksje.<br />

Sam kwiat polskiego feminizmu. Być<br />

z nimi na „ty”, pokazać się na jakiejś<br />

konferencji, znaleźć się w ich towarzystwie<br />

– jakie to nobilitujące – myśli<br />

sobie wcale niemała grupa pań, które<br />

chciałyby być <strong>pod</strong>obne do nich. Znam<br />

taką jedną, której wydawało się, że<br />

przydaje jej to prestiżu, gdy publicznie<br />

mówi familiarnie o Madzi Środzie,<br />

a ta pieszczotliwie odwzajemnia się<br />

„Joasią”. Jaki komunikat z tego płynie?<br />

Moi drodzy, jestem co prawda w PiS,<br />

ale jestem tym jego lepszym, światlejszym<br />

ogniwem – popieram aborcję,<br />

in vitro, związki homoseksualne i koleguję<br />

się, a właściwie „koleżankuję<br />

się”, bo jestem feministką, z takimi nazwiskami,<br />

z którymi moje prawicowe,<br />

pisowskie koleżanki tylko polemizują.<br />

Jednak akurat ten „blask Madzi” posłance<br />

Kluzik Rostkowskiej nie pomógł,<br />

po <strong>pod</strong>obno dziś wyrzucono ją<br />

z PiS. Trochę późno, od początku dziwiłam<br />

się, że PiS tak długo tolerował<br />

ją we własnej partii. No, ale teraz blask<br />

Madzi na pewno będzie przydatny Joasi<br />

w nowej formacji.<br />

I tu powoli dochodzę do miejsca,<br />

do którego zasadniczo zmierzam.<br />

Czas kampanii. Opisywane zjawisko<br />

„odbitego blasku” będzie można poobserwować<br />

w rozmaitych wydaniach.<br />

I będzie ono zintensyfikowane. Ważny<br />

polityk, szef, przewodniczący partii,<br />

sekretarz generalny, premier albo<br />

marszałek i ja! Szef mówi do kamery,<br />

a ja stoję jako jego tło, wyprężam klatę<br />

i śmiałym wzrokiem patrzę w oko<br />

kamery, bo przecież to nie ja będę się<br />

wypowiadał, więc mina dzielna i pewna.<br />

Kamera najeżdża na pana przewodniczącego,<br />

a ja łapię i ściskam jego<br />

rękę. Prezes występuje – ja rzucam się<br />

w jego stronę, jeśli jestem kobietą, z<br />

bukietem kwiatów, a nawet cmoknę go<br />

w policzek i otrząsnę niewidzialny pyłek<br />

lub widzialny łupież z jego marynarki.<br />

A moje notowania… wzrastają.<br />

A siedzenie obok ważnych polityków<br />

w Sejmie. Jak to się liczy! Im niżej<br />

i bliżej tym lepiej. A jak jeszcze jest<br />

okazja publicznie powiedzieć: Donek,<br />

Jarek, Grzesiek, Wojtek, Zbyszek, to<br />

mandat prawie murowany!<br />

A baner wyborczy wywieszony w<br />

centrum Olsztyna: ja i jakiś prezes razem<br />

z uściskiem dłoni, ramię w ramię<br />

z napisem „popieram” (choć to ja kandyduję,<br />

a nie prezes) – mandat stuprocentowy.<br />

Dziś w Stawigudzie widziałam<br />

nawet plakat wyborczy pewnego<br />

5


lokalnego kandydata z PO, na którym<br />

było zdjęcie… Kory z <strong>pod</strong>pisem, a<br />

jakże, „popieram”, choć Kora popiera<br />

i Palikota. Ale co tam, „najważniejszy<br />

jest człowiek”.<br />

Do tego te „gos<strong>pod</strong>arskie” wizyty<br />

w regionie czołowych polityków różnych<br />

partii, które mają na celu wypromowanie<br />

przy pomocy swoich twarzy<br />

wybranych, miejscowych kandydatów.<br />

Czyż nie jest to żenujące i nachalne,<br />

czy z wyborców nie robi się idiotów,<br />

którzy nie są w stanie „oddzielić ziarna<br />

od plew”. Czy kandydat na polityka<br />

sam w sobie jest aż tak nic nie wart?<br />

Nie wystarczy, że będą za niego mówić<br />

jego wiedza, kompetencje, czysta karta<br />

przeszłości? Czy naprawdę potrzebuje<br />

<strong>pod</strong>pierać się jakąś piosenkarką,<br />

aktorką czy partyjnym kolegą, aby<br />

udowodnić, że coś znaczy, że nadaje<br />

się do tej roboty?<br />

To, że są kobiety, a i mężowie swoich<br />

żon, którzy chcą żyć w czyimś<br />

prawdziwym lub wyimaginowanym<br />

blasku, to w sumie zjawisko nieszkodliwe;<br />

raczej śmieszne niż groźne.<br />

Jednak, gdy zaczynają pojawiać się<br />

politycy drugo- czy trzeciorzędni lub<br />

kandydaci na polityków z nikąd, którzy<br />

chcą się legitymować czyjąś twarzą,<br />

to przestaje mnie to bawić. Polityk<br />

bowiem nie powinien szukać światła<br />

kamer, które nie są skierowane na niego,<br />

ale tak działać i pracować, aby kamera<br />

jego szukała. Bycie tłem, nawet<br />

bliskim, po dopchaniu się do owego<br />

wybitnego szefa, nie wystarczy, aby<br />

być skutecznym politykiem we własnym<br />

regionie. Niestety, wiele osób<br />

daje się złapać na ten odbity blask, który<br />

gdzieś raptownie ginie, gdy nie ma<br />

jego źródła. Stąd potem wyborcze rozczarowania,<br />

zdziwienia, zaskoczenia i<br />

poczucie, że się dało oszukać. Trzeba<br />

zatem starać się być dobrym obserwatorem,<br />

zwłaszcza w polityce, aby<br />

odróżnić prawdziwy blask wielkości,<br />

uczciwości, kompetencji od odbitej<br />

mizernej poświaty, która sama przez<br />

się nigdy nie zaistnieje, jeśli nie będzie<br />

miała swojego prawdziwego źródła.<br />

Dr nauk humanistycznych,<br />

adiunkt na Wydziale Nauk<br />

Społecznych UWM, etyk,<br />

poseł na Sejm III kadencji.<br />

zdzislawa.kobylinska@<br />

uwm.edu.pl<br />

zdzisława Kobylińska<br />

Czy to jest<br />

malarstwo?<br />

W Muzeum Narodowym w Warszawie do połowy września można było oglądać wystawę<br />

„Ars – homo Erotica”. W zamyśle autorów miała ona mieć „charakter współczesny<br />

i historyczny, erotyczny i polityczny”. Skuszony kilkoma opiniami nastawiłem<br />

się na to, że zobaczę ekspozycję niezwykłą, a prezentowane na wystawie obiekty swoją<br />

klasą i sposobem wyeksponowania wniosą nowy powiew w zatęchłą atmosferę sztuki.<br />

Niestety, organizatorzy realizując pokaz dozowali obiekty w taki sposób, że wystawa<br />

nie spełniła oczekiwań, jakich można było się s<strong>pod</strong>ziewać po zapowiedziach.<br />

Niezgoda i zaciekawienie dla różnego rodzaju tabu, mogły być wabikiem tłumnego<br />

odwiedzania ekspozycji i szerokich dyskusji, a nie tylko grymasów oraz niesmaku, co<br />

poniektórych z obowiązku zajmujących się komentowaniem.<br />

EuGENiuSz GENo MAłKoWSKi<br />

Na tej, w sumie nudnej i źle przygotowanej<br />

wystawie, niektóre prace<br />

wydawały się specjalnie zmanipulowane,<br />

aby dostosować je do wysuniętej<br />

tezy, aktualności problemu w ciągu<br />

wieków. Według autorów wystawy, dopiero<br />

w zmienionej rzeczywistości politycznej<br />

Wschodniej Europy, udaje się ukazać<br />

ukryte znaczenie wielu dzieł, do tej pory<br />

odbieranych powszechnie bez <strong>pod</strong>tekstów<br />

erotycznych. Należy na te przedstawienia<br />

spojrzeć w nowy sposób, zasugerowany tytułem<br />

manifestacji „Ars – Homo Erotica”.<br />

Tym tytułem sugeruje się, że kobiety będące<br />

razem na przedstawionych obiektach,<br />

wyrażają ukryte zauroczenie o charakterze<br />

lesbijskim, a mężczyźni w radosnej wspól-<br />

nej pracy, czy w spotkaniach w większych<br />

grupach, swój homoseksualizm, a dokładniej<br />

rzecz ujmując, pederastię.<br />

Wszystko to wydaje się raczej mocno<br />

naciągane do ukutej tezy. Autorom wystawy<br />

chodziło o sprowokowanie do dyskusji<br />

o kłopotach w systemach totalitarnych, ich<br />

zdaniem znacznej grupy, kochających inaczej.<br />

Problem, któremu poświęcona była<br />

wystawa, specjalnie wyostrzany, gdyż nie<br />

umie, albo nie chce się przedstawiać istotnych<br />

kwestii dotyczących sztuki współczesnej<br />

i ogromnego obszaru twórczości<br />

autentycznie wykluczonej.<br />

Wystawa nie wnosi nic nowego oprócz<br />

tego, że pokazanych zostało kilkadziesiąt<br />

prac, które wymądrzają się na temat płcio-<br />

6 DEBATA Numer 11 (38) 2010


wości, a to komentując reakcje między<br />

osobnikami tej samej płci, a to przedstawiając<br />

ich pozycje spółkowania, w estetycznym<br />

zdjęciowym opracowaniu.<br />

Niektóre obiekty zostały zmanipulowane<br />

w ten sposób, aby u widza budziły<br />

przekonanie, że homoerotyzm to coś powszechnego,<br />

co w zasadzie dzieje się wszę-<br />

dzie, w każdej grupie społecznej (np. wśród<br />

mundurowych, zakonników, twórców kultury,<br />

a przede wszystkim działo się niegdyś,<br />

czego dowodem są mity starożytnych).<br />

Zostawmy te problemy, jako ciekawostkę i<br />

ewentualny temat dla stworzenia dzieł poruszających<br />

i odkrywczych. Na omawianej<br />

wystawie takich obiektów nie było.<br />

Ta, dosyć estetycznie pomyślana ekspozycja,<br />

nie wniosła nic nowego, ani do<br />

myślenia o sztuce, ani o życiu. To, co się<br />

udało, to kolejny raz, jak na wszystkich<br />

wystawach o zadęciu literackim z fałszywie<br />

postawionymi tezami, znużyć widza. Autorzy<br />

wystawy obok akademickich aktów<br />

pokazali sygnalnie w kilku obiektach wynaturzenia<br />

biologiczne, i już się wydawało,<br />

że należy tym tropem <strong>pod</strong>ążać. Jednak<br />

nie wiadomo – czy chodziło o konstatację,<br />

afirmację, czy obrzydzenie. Do ekspozycji<br />

włączono część karykaturalnie pokazanych<br />

osobników, chcąc chyba całkowicie<br />

nadać pokazowi inny kształt i znaczenie.<br />

To spowodowało, że koncepcja prezentacji<br />

była niejasna i każdemu, kto oczekiwał dużego<br />

wydarzenia artystycznego, pozostało<br />

wrażenie niesmaku. Może stało się tak z<br />

powodu tego, że przedstawione obiekty w<br />

dużej liczbie są bez większego znaczenia<br />

dla sztuki, a może, dlatego, że nie najlepiej<br />

zostały rozłożone akcenty w trakcie realizowania<br />

ekspozycji.<br />

W muzeach i innych centralnych placówkach<br />

kultury, od kilku lat kuratorzy<br />

prezentują przeważnie wystawy autorskie<br />

pokazujące obrzeża sztuki inspirowane<br />

prywatnymi gustami, fascynacjami czy<br />

zboczeniami, głęboko zakorzenionymi<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

w wąskiej grupie organizatorów. W ten<br />

sposób są inicjowane zdarzenia nieistotne<br />

dla społeczeństwa, nie wyczuwające istoty<br />

tego, dokąd współczesna twórczość i myśl<br />

artystyczna zmierza. Widz zaczyna wierzyć,<br />

że tylko takie problemy, jakie mu się<br />

serwuje dotyczą współczesnych artystów<br />

i ich twórczości. A przecież nie dotykają<br />

ogromnych obszarów,<br />

z jakimi należy<br />

się zmierzyć, aby<br />

dać <strong>pod</strong>stawowe<br />

informacje i możliwość<br />

poznania<br />

tego, co stanowi<br />

esencję i szansę na<br />

dalszy rozwój.<br />

Z astanaw i a -<br />

jące jest dlaczego<br />

kuratorzy przedstawiają<br />

tylko te<br />

fragmenty zjawisk<br />

artystycznych na<br />

wystawach generujących<br />

ogromne<br />

środki, które nie<br />

stanowią o rozwoju twórczości, a zapominają,<br />

chociażby w <strong>pod</strong>stawowym zakresie,<br />

ukazać narodziny sztuki nowoczesnej w<br />

Polsce – zarówno przed 1939 rokiem, jak i<br />

po wojnie. Prawie nikt nic nie wie, jak wyglądała<br />

sztuka tamtych lat. Jakie osobowości<br />

i dzieła wniosły „Arsenał” z 1953 roku,<br />

„Rekonesans”, czy w końcu całkowicie pomijana<br />

generacja ruchu „O Poprawę”. Generacja,<br />

która mimo istniejącego w latach<br />

siedemdziesiątych zniewolenia, prawie<br />

10 lat przed narodzinami „Solidarności”,<br />

miała świadomość tego, że Europa i Świat<br />

potrzebują odnowy. Wszystkie następne<br />

grupy, kolejnych młodych, w swoich marzeniach,<br />

działaniach i utworach nie miały<br />

już tej śmiałości. Ich pragnieniem było i<br />

jest doścignięcie Europy. Ten zachowawczy<br />

i kunktatorski sposób spowodował, że<br />

nie budzimy zaciekawienia i dla samych<br />

siebie, i jesteśmy nudni dla międzynarodowego<br />

establishmentu. Może należy zrezygnować<br />

z kuratorów i zwyczajnie spróbować<br />

pokazywać polską sztukę współczesną<br />

tak, jak ona na to zasługuje.<br />

Artyści, kuratorzy i krytycy prześcigają<br />

się w erudycji. Język, którym się posługują<br />

musi być naukowy, najlepiej z masą słów<br />

obcych tak, aby nie był zrozumiały. Im dziwaczniejsza<br />

lub bardziej błaha propozycja,<br />

tym miny snobów mądrzejsze, a odbiór<br />

przez większość chcących doświadczyć<br />

uczucia uniesienia i <strong>pod</strong>ziwu dla dzieła,<br />

coraz bardziej obojętny. Obiekty najbardziej<br />

kontrowersyjne i godne zobaczenia<br />

nie wzbudzają zainteresowania, gdyż znużony<br />

widz omija galerie sztuki, chyba, że<br />

organizatorzy wystaw sięgają do dzieł wy-<br />

bitnych niedalekiej przeszłości, gdy jeszcze<br />

u każdego artysty rodziła się myśl, aby<br />

zostawić po sobie dzieło, budzące wielkie<br />

emocje.<br />

Pomieszanie dyscyplin, zastąpienie<br />

umiejętności rysowania i malowania innymi<br />

technikami, a przede wszystkim komputer<br />

i fotografia cyfrowa, spowodowały,<br />

że klasyczne dyscypliny są omijane i idzie<br />

się na skróty. Często ci, co nie dawali sobie<br />

rady z rysowaniem i malowaniem na<br />

uczelni, czują się świetnie z narzędziami,<br />

które żmudną robotę robią w mig. Nie tędy<br />

jednak droga do wielkiej, dającej nadzieję i<br />

budzącej emocje sztuki. Brak umiejętności<br />

<strong>pod</strong>stawowych powoduje, że nie udaje się<br />

przekroczyć bariery i stworzone utwory<br />

mają moc na chwilę, jak każda chałtura czy<br />

okazjonalna ilustracja.<br />

Słabi studenci, prawie amatorzy, których<br />

nuży studiowanie martwej natury,<br />

pejzażu, czy postaci, dostają przy nowych<br />

narzędziach, jak każde dziecko wiatr w<br />

żagle. Ich twory bałamucą, sponsorowane<br />

przez zleceniodawcę zwracają uwagę<br />

snobistycznej krytyki, która gdy pozna<br />

ich wady, wtrąci niechybnie w niebyt te<br />

martwe wytwory, zapominając, że to za jej<br />

entuzjastycznym przyzwoleniem usunęły<br />

one w cień prawdziwe wartości.<br />

Na tej wystawie ujawnił się z całą złożonością<br />

problem pomijania tego, co jest<br />

najważniejsze w każdym ambitnym zamyśle.<br />

Idąc za tym niezbyt znaczącym dla<br />

sztuki zamierzeniem, należało przygotować<br />

ekspozycję dzieł kontrowersyjnych, w<br />

jakiś sposób wybitnych z klarownym zaakcentowaniem<br />

tego, na co widz ma zwrócić<br />

szczególną uwagę. Taka ekspozycja mogła<br />

dać mieszankę zdolną przebudzić publiczność.<br />

A tak, mimo niewątpliwych ciekawostek,<br />

pokaz „Ars- Homo Erotica” wpisał<br />

się tylko w modny trend wystaw nie wnoszących<br />

nic nowego i godnego uwagi, do<br />

sztuki współczesnej.<br />

Profesor w Instytucie<br />

Sztuk Pięknych UWM. Ma na<br />

swoim koncie założenie grupy<br />

artystycznej „Arka” (1969), był<br />

komisarzem VI Festiwalu Sztuk<br />

Pięknych w warszawskiej Zachęcie<br />

(1976 rok), członkiem Prezydium<br />

Zarządu Głównego Związku<br />

Polskich Artystów Plastyków,<br />

aranżerem największej wystawy<br />

sztuki w warszawskiej Zachęcie<br />

liczącej 3000 prac (1981), współzałożycielem<br />

Związku Polskich<br />

Artystów Malarzy i Grafików<br />

(1984), obecnie jest on prezesem<br />

Zarządu Głównego Związku,<br />

autorem aranżacji przestrzennej<br />

I Międzynarodowego Triennale<br />

Grafiki i laureatem nagrody im.<br />

J. Cybisa dla najlepszego malarza<br />

roku (1985).<br />

Eugeniusz Geno Małkowski<br />

7


Rysunek<br />

na skrawku papieru<br />

Poznali się latem 1941 roku w Brześciu na Prywatnych Kursach Budowlanych inżyniera<br />

Marcinkowskiego – w jednej z nielicznych jeszcze przyzwoitych wówczas szkół.<br />

ojciec Janka i Józka – Paweł Lebenstein był dyżurnym ruchu na stacji Brześć Centralny.<br />

do czerwca 1941 roku, czyli do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, pracował<br />

w Terespolu, gdzie mieszkali dziadkowie Janka.<br />

dARiuSz JARoSińSKi<br />

Również ojciec Czesława Hołuba<br />

pracował na kolei, był zawiadowcą<br />

stacji w Brześciu. Ich ojcowie byli<br />

zaprzyjaźnieni ze sobą. Łączyła ich nie tylko<br />

wspólna praca zawodowa. Obaj walczyli<br />

w wojnie polsko-bolszewickiej. Obydwu<br />

leżały na sercu sprawy śmiertelnie zagrożonej<br />

ojczyzny – czemu dali wielokrotnie<br />

wyraz. Należeli do Armii Krajowej, konspirowali.<br />

Rodzina Lebensteinów mieszkała<br />

w niewielkim, jednorodzinnym domu w<br />

Brześciu na przedmieściu Grajewskim (tzw.<br />

Grajewku) przy ulicy Grajewskiej. Wojna<br />

już na samym początku mocno dotknęła tę<br />

rodzinę – matka, pani Maria Lebensteinowa,<br />

została ciężko ranna we wrześniu 1939<br />

roku w czasie bombardowania miasta.<br />

Mieszkańcy Brześcia przeżyli boleśnie<br />

wrzesień 1939 roku. Dobiegła kresu historia<br />

polskiej państwowości w tym mieście,<br />

na Polesiu, na zaburzańskich ziemiach<br />

Rzeczypospolitej. Dwaj sprzymierzeni<br />

okupanci – Niemcy i Sowieci odcisnęli <strong>pod</strong>eszwy<br />

swoich butów w zwycięskiej paradzie<br />

na brzeskich ulicach – wypełniając w<br />

ten sposób zapisy paktu rozbioru Polski.<br />

Ojciec Janka, Paweł Lebenstein, był z<br />

pochodzenia Niemcem. Chociaż w domu<br />

Lebensteinowie rozmawiali po niemiecku,<br />

to czuli się polskimi patriotami. Należeli<br />

do Kościoła rzymsko-katolickiego. Po wybuchu<br />

wojny – zarówno w czasie okupacji<br />

sowieckiej, jak i po wkroczeniu Niemców,<br />

rozmawiali wyłącznie po polsku. A nawet<br />

ostentacyjnie <strong>pod</strong>kreślali swoją polskość.<br />

Odmówili przyjęcia kartek żywnościowych<br />

dla Reichsdeutschów. Nie zgodzili się też<br />

na <strong>pod</strong>pisanie volkslisty, chociaż ten <strong>pod</strong>pis<br />

mógłby im wówczas zapewnić nie tylko<br />

bezpieczeństwo, ale i życie.<br />

Okupacyjne władze niemieckie zagroziły<br />

panu Pawłowi Lebensteinowi, że jeżeli<br />

nie zdecyduje się na <strong>pod</strong>pisanie narodowościowej<br />

listy niemieckiej – zostanie wysłany<br />

do obozu. I ta groźba go nie złamała.<br />

Na pewien czas Niemcy o nim zapomnieli.<br />

Przypomnieli sobie w 1944 roku – wezwali<br />

go do siedziby brzeskiego gestapo.<br />

Po dwóch tygodniach przyszła do domu<br />

na ulicę Grajewską informacja, że rodzina<br />

może odebrać prochy Pawła Lebensteina za<br />

uiszczeniem opłaty.<br />

Józek był o pięć lat starszy od Janka,<br />

urodził się w 1925 roku. Obydwaj otrzymali<br />

od Boga talenty artystyczne. Pięknie<br />

rysowali, malowali, choć Józek przedkładał<br />

Czesław Hołub „Żbik” ze swoim ulubionym pistoletem<br />

parabellum, Mazury 1946 r.<br />

ponad rysunek rzeźbę w drewnie. Chłopcy<br />

słynęli z tego, że nawet na skrawku gazety<br />

potrafili wyczarować ołówkiem urzekające<br />

kolegów obrazki.<br />

Józka do organizacji zwerbował najprawdo<strong>pod</strong>obniej<br />

jego ojciec – pan Paweł,<br />

a Janka – Czesław Hołub „Ryks”, będący już<br />

młodym żołnierzem <strong>pod</strong>ziemia za sprawą<br />

starszych braci – Henryka „Poręby” i Wiktora<br />

„Kmicica”. Kilka lat później, biorący<br />

udział w styczniu 1943 roku w akcji odbicia<br />

więźniów z pińskiego więzienia, „Poręba” i<br />

„Kmicic” w wyniku wsypy, zostali zamordowani<br />

przez brzeskich gestapowców.<br />

Kiedy tylko Sowieci zostali wyparci<br />

przez Niemców z Polesia, „Ryks” z Jaśkiem<br />

Lebensteinem „Podczaszycem” penetrowali<br />

porzucone magazyny i bunkry nad Bugiem.<br />

Przekazywali dowództwu konspiracyjnego<br />

Brzeskiego Szańca, lokalnej organizacji<br />

<strong>pod</strong>ziemnej, na czele której stali m.in.<br />

„Poręba” i „Kmicic”, duże ilości amunicji,<br />

granatów, a także broni. To m.in. dzięki takim<br />

„znaleziskom” „Szaniec” – <strong>pod</strong>ziemna<br />

organizacja – mógł dawać się ostro we znaki<br />

okupantom, przejść do bardziej groźnych<br />

akcji – <strong>pod</strong>paleń magazynów, wysadzania<br />

transportów kolejowych.<br />

Z Józkiem Lebensteinem – „Ruszczycem”<br />

„Ryks” spotkał się na <strong>pod</strong>chorążówce<br />

AK młodszych dowódców piechoty, czyli w<br />

tzw. „Młodniku”. Razem brali udział w walkach<br />

z UPA na Polesiu Wołyńskim, a potem<br />

– od czerwca 1943 roku do końca sierpnia<br />

– z Niemcami. We wrześniu Czesław –<br />

„Ryks” trafił z dwoma kolegami z „Młodnika”<br />

– „Małym” i „Tomsonem” do oddziału<br />

„Jura” – por. Wojciecha Zbiluta, oddziału<br />

rozlokowanego w pobliżu wsi Terpiłowicze.<br />

Oddział nie miał stałej bazy, ciągle przerzucając<br />

się z miejsca na miejsce. Działał małymi,<br />

ruchliwymi patrolami. Był Oddziałem<br />

Dyspozycyjnym Komendy Okręgu AK. Do<br />

jego <strong>pod</strong>stawowych zadań należało likwidowanie<br />

szpicli w terenie, ochrona ludności<br />

przed bandytyzmem. Teren był trudny ze<br />

względu na wymieszanie narodowości. Nie<br />

wiadomo było komu można ufać. Jak mówi<br />

po latach „Ryks”: „Na naszych Kresach nie<br />

przynależność do jakiejś narodowości, a<br />

tym bardziej grupy wyznaniowej, lecz serce<br />

i tradycje rodzinne decydowały o wyborze<br />

ojczyzny”. W tym czasie „Ruszczyc” działał<br />

w brzeskim Kedywie.<br />

28 października 1943 roku w potyczce<br />

z niemieckimi policjantami i żandarmami<br />

<strong>pod</strong> miejscowością Zielenkowszczyzna<br />

„Ryks” został ranny. Poległo wielu żołnierzy<br />

„Jura”. „Ryks” kurował się na melinie w<br />

Brześciu, kiedy otrzymał rozkaz od zastępcy<br />

szefa Okręgu Kedywu „Cezarego”. Miał<br />

objąć komendę nad resztkami Brzeskiego<br />

Hufca Szarych Szeregów. Kryptonim plutonu:<br />

„Grzechotka”. Przygotowywano się<br />

do powstania. Choć tęsknił za lasem, rozkaz<br />

musiał wykonać.<br />

Mimo swego młodego wieku, chłopcy<br />

z Szarych Szeregów przeszli już sporo<br />

w swoim życiu. Działali w służbie od wielu<br />

miesięcy. Penetrowali okalające Brześć<br />

forty, pozyskiwali amunicję, materiały wybuchowe.<br />

Pracowali w referacie „N” BIP-u<br />

Komendy Okręgu.<br />

„Ryks” postarał się o przydzielenie do<br />

„Grzechotki” jako instruktorów „Ruszczy-<br />

8 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Czesław Hołub „Żbik” na Mazurach, 1946 rok<br />

ca” i „Podczaszyca”. Zgodnie z rozkazami<br />

Kedywu w „Grzechotce” miało być prowadzone<br />

jedynie szkolenie. Jednak nie mogło<br />

się obyć bez akcji, przecież trwała wojna.<br />

Na początku stycznia 1944 roku „Ryks”<br />

wziął udział jako miner w akcji wysadzenia<br />

pociągu z amunicją artyleryjską <strong>pod</strong> Tewlami.<br />

Choć robota udała się, to nie wyszedł<br />

z niej cało. Granat z pobliskiego niemieckiego<br />

bunkra naszpikował go kilkunastoma<br />

odłamkami. Na szczęście był to granat<br />

zaczepny o cienkich odłamkach. Spowodował<br />

jednak też uderzenie w magazynek<br />

peemu. Blacha magazynku wkręciła się<br />

„Ryksowi” w palce. Ciężko rannego z pola<br />

bitwy wyniósł „Ruszczyc”.<br />

Z „Ruszczycem” spotkali się ponownie,<br />

choć na krótko, latem 1944 roku, w czasie<br />

koncentracji 30 Dywizji Piechoty AK, która<br />

szła na pomoc Powstaniu Warszawskiemu.<br />

Chcieli bić się i pokazać światu, że Polacy<br />

zasłużyli na wolną ojczyznę. A spotkała<br />

ich wielka tragedia. Kiedy byli już bardzo<br />

blisko – na przedpolach Warszawy, w miejscowości<br />

Dębe Wielkie, ich dywizja została<br />

zmuszona do rozbrojenia przez Sowietów.<br />

Obaj trafili wraz z innymi żołnierzami AK<br />

do byłego obozu niemieckiego na Majdanku<br />

w Lublinie. Obydwu też, niezależnie od<br />

siebie, udało się stamtąd zbiec.<br />

„Ryks” istnym cudem dotarł do domu w<br />

Brześciu, do rodziców. W mieście było niebezpiecznie.<br />

Enkawudziści przeprowadzali<br />

w polskich domach rewizje, szukając „broni i<br />

dezerterów”, a przy okazji grabili co się dało,<br />

nawet chodniki i kapy z łóżek. Miasto było<br />

w opłakanym stanie: wysadzona większość<br />

mostów, wiaduktów. Wycofujący się Niemcy<br />

pozbawili ludzi wody, kanalizacji, prądu.<br />

Działacze konspiracji akowskiej odeszli<br />

wraz z oddziałami, zginęli w walkach bądź<br />

zostali aresztowani przez NKWD. Jesienią<br />

1944 roku zorganizowano w Brześciu Państwowy<br />

Urząd Repatriacyjny, który rejestrował<br />

Polaków na wyjazd. Sowieci odgra-<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

żali się, że ten, kto nie wyjedzie w „Polszu”,<br />

wyjedzie daleko na wschód. „Ryks” szybko<br />

przekonał się, że nie ma czego szukać w<br />

Brześciu. Postanowił przedostać się na drugą<br />

stronę Bugu.<br />

Po drugiej stronie Bugu żołnierze polskiego<br />

<strong>pod</strong>ziemnego państwa polskiego,<br />

akowcy, też nie mogli czuć się bezpiecznie<br />

– nie ominęły go przygody, m.in. krótkotrwałe<br />

aresztowanie przez Urząd Bezpieczeństwa<br />

w Międzyrzeczu Podlaskim.<br />

Dopiero, kiedy był pewien, że nie ciągnie<br />

za sobą ubeckiego ogona, zameldował się<br />

u porucznika „Bogusława”. Ze względów<br />

konspiracyjnych przyjął nowy pseudo-<br />

Obraz słynnej figury osiowej<br />

nim – „Żbik”. W Terespolu spotkał swoich<br />

serdecznych i niezawodnych przyjaciół z<br />

Brześcia – „Ruszczyca” i „Podczaszyca”,<br />

braci Lebensteinów, jak się okazało, również<br />

związanych z „Bogusławem”. Mieszkali<br />

tutaj razem z matką, Marią Lebensteinową<br />

i siostrą Danką.<br />

„Żbik” otrzymał nowe zadania konspiracyjne.<br />

Włóczęgi po Podlasiu nie wyszły<br />

mu na zdrowie. Z „przeziębieniem przeziębienia”<br />

– jak to określa, wylądował w<br />

szpitalu w Międzyrzeczu. Wcześniej próbowała<br />

go leczyć „kuracją spirytusową” pani<br />

Maria Lebensteinowa, ale nieskutecznie.<br />

Położono go na tzw. „blachę” – oddział<br />

dla umierających. Personel szpitala związany<br />

był z AK, więc nie mógł narzekać na<br />

brak opieki, a co ważniejsze – nie obawiał<br />

się wsypy. Wtedy, w szpitalu, dotarła do<br />

niego ta najgorsza z najgorszych wiadomości<br />

– Jasiek Lebenstein „Podczaszyc”<br />

powiadomił go, że zginął Józek, jego brat,<br />

a najbliższy przyjaciel „Żbika”. „Ruszczyc”<br />

brał udział w odbijaniu więźniów akowców<br />

z obozu NKWD w Otwocku, potem na<br />

rozkaz rozproszenia pojechał do Radości i<br />

tam dopadła go bezpieka – nie dał się wziąć<br />

żywcem – trzech rozwalił i sam zginął od<br />

serii z tyłu. – „Żadna strata, ani wcześniej,<br />

ani później, a było ich dużo, nie bolała tak,<br />

jak ta” – stwierdza po latach pan Czesław.<br />

Z pomocą Jaśka Lebensteina, jego matki<br />

Marii i siostry Danki oraz innych przyjaciół<br />

brzeskich ruszył pociągiem na zachód<br />

w ślad za swoimi rodzicami. Na Podlasiu<br />

był spalony. Urząd Bezpieczeństwa poszukiwał<br />

go listem gończym.<br />

Czapa<br />

Latem 1945 roku na Zachodnim Pomorzu<br />

„Żbik” szybko trafił do <strong>pod</strong>ziemia<br />

nie<strong>pod</strong>ległościowego. Z kolegami z różnych<br />

oddziałów partyzanckich – z Brygady<br />

„Szczerbca” na Wileńszczyźnie, z byłymi<br />

powstańcami warszawskimi – współtworzył<br />

zachodniopomorską konspirację.<br />

Działał w wielu miejscach – w Szczecinie,<br />

Wrocławiu, ze sformowaną przez siebie w<br />

lutym 1946 roku „Grupą Lotną” w lesie.<br />

Nigdzie nie był bezpieczny. Miejsce takich<br />

jak on w komunistycznej Polsce było<br />

w więzieniu. Z lewymi dokumentami wystawionymi<br />

na nazwisko Jan Skóra nawiązał<br />

kontakt z Okręgiem WiN w Lublinie. Po<br />

pobycie w oddziale „Leszka” – Jana Babicza<br />

na Kurpiach, otrzymał nominację na szefa<br />

Kedywu Podinspektorat Olsztyński i na<br />

wiceprezesa WiN obwód Mrągowo. Został<br />

najmłodszym nie tylko stopniem, ale i wiekiem<br />

szefem Kedywu w Polsce.<br />

Zupełnie przypadkowo, kiedy wracał z<br />

Olsztyna z bibułą, spotkał na dworcu kolejowym<br />

w Szczytnie panią Marię Lebenste-<br />

9


inową, która jak się okazało, po śmierci Józka<br />

– „Ruszczyca”, musiała opuścić Terespol<br />

i zamieszkała w tym mazurskim mieście.<br />

Pracowała jako bufetowa na dworcu. Jasiek<br />

Lebenstein – „Podczaszyc” chodził do IV<br />

klasy gimnazjum w Szczytnie (był to rok<br />

szkolny 1945/46).<br />

Niestety, w grudniu 1946 roku, zwinięty<br />

przez bezpiekę łącznik – „Cytryna” zaczął<br />

sypać w śledztwie. „Żbikowi” zabrakło<br />

tym razem szczęścia i czasu. Mimo, iż przeczuwał<br />

wsypę, nie zdążył się ewakuować,<br />

w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa<br />

w Mrągowie „przyjął” go sam major Józef<br />

Światło, ówczesny zastępca komendanta<br />

Urzędu Bezpieczeństwa w Olsztynie.<br />

W asyście kilku samochodów z uzbrojonymi<br />

ubekami został przewieziony nocą<br />

do wojewódzkiej bezpieki w Olsztynie,<br />

ponurego gmaszyska, w którym jeszcze<br />

niedawno urzędowało gestapo. Sześć<br />

miesięcy trwał pobyt w piwnicznej celi<br />

WUBP w Olsztynie. Nieprzerwanie,<br />

w dzień i w nocy, śledztwo. Koledzy –<br />

współwięźniowie nawet żartowali, że<br />

„Żbik” znowu zamierza konspirować,<br />

bo zmienia swój wygląd.<br />

W czasie jednego z przesłuchań<br />

kpt. Wiśniewski wygadał się, że w<br />

celi obok siedzi Jasiek Lebenstein.<br />

Jak się później okazało, Jasiek dowiedział<br />

się od matki, iż jego serdeczny<br />

przyjaciel, Czesław, mieszka<br />

niedaleko, kilkadziesiąt kilometrów<br />

od Szczytna. Postanowił pojechać do<br />

niego i zaprosić go na Święta Bożego<br />

Narodzenia do domu w Szczytnie. W<br />

Urzędzie Gminy w Pustniku, gdzie<br />

mieściła się siedziba gminy Sorkwity,<br />

spytał o Jana Skórę. Musiał się wydać<br />

„trefny”, bo sekretarz gminy Kompicki,<br />

szpicel UB, niepostrzeżenie<br />

powiadomił bezpiekę. Na nic zdało<br />

się ostrzeżenie wójta Pawła Wariasa<br />

– Mazura, który w czasie wojny<br />

współpracował z wywiadem Armii<br />

Krajowej, a po wojnie z <strong>pod</strong>ziemiem<br />

antykomunistycznym.<br />

Jasiek Lebenstein spróbował ucieczki<br />

przez zamarznięte jezioro Gielądzkie,<br />

w pobliżu którego znajdował się budynek<br />

urzędu. Musiał jednak skapitulować wobec<br />

strzelających ubeków. Nie miał żadnych<br />

szans na otwartej lodowej przestrzeni.<br />

Wkrótce doszlusował do tego samego<br />

więzienia olsztyńskiego, w którym siedział<br />

jego brzeski przyjaciel.<br />

Sprawa Jana Lebensteina była rozpatrywana<br />

przez Rejonowy Sąd Wojskowy w<br />

Olsztynie w marcu 1947 roku. Na pierwszej<br />

rozprawie Czesław nie pojawił się,<br />

gdyż władze więzienne nie chciały pokazywać<br />

jego zbitego, zmaltretowanego ciała<br />

w czasie przesłuchań. Prokurator odstąpił<br />

ostatecznie od oskarżenia Jaśka i sąd go<br />

uniewinnił. Pani Maria Lebensteinowa i<br />

jego siostra Danka uprosiły więziennych<br />

klawiszy by pozwolili zabrać Czesławowi<br />

paczkę przeznaczoną dla ich syna i brata.<br />

W kilka miesięcy później pani Maria<br />

Lebensteinowa przeprowadziła się z synem<br />

do Warszawy. Kiedy Jasiek Lebenstein kończył<br />

liceum i studiował malarstwo w Akademii<br />

Sztuk Pięknych w Warszawie, Czesław<br />

Hołub poznawał z autopsji stalinowski<br />

wymiar sprawiedliwości. 31 maja 1947<br />

roku zakończył się rozpoczęty w kwietniu<br />

1947 roku proces „Żbika” i jego kolegów z<br />

konspiracji. „Żbik” z „Dzielnym” otrzymali<br />

karę śmierci, zamienioną na <strong>pod</strong>stawie<br />

amnestii na 15 lat więzienia<br />

W kilka tygodni po wyroku „Żbik” z<br />

„Dzielnym” i kolegami zostali przewiezieni<br />

do więzienia w Barczewie. Po odbyciu<br />

Czesław Hołub z „Grupą Lotną”, Pomorze Zachodnie<br />

kwarantanny przetransportowano ich do<br />

więzienia w Rawiczu. Już na stacji kolejowej<br />

przywitano więźniów odpowiednimi<br />

okrzykami: „Na kolana skurwysyny! Co,<br />

nie wiecie, że przyjechaliście do świętego<br />

miejsca?”<br />

Nad bramą więzienną czekał ułożony z<br />

wyciętych z blachy liter napis: „Wchodzisz<br />

przestępcą – wychodzisz obywatelem”<br />

Naczelnik więzienia ryczącym głosem,<br />

z właściwym ubekom wdziękiem, oznajmił<br />

żołnierzom walczącym o nie<strong>pod</strong>ległość<br />

Polski: „Żaden z was, bandziory, nie wyjdzie<br />

stąd żywy!”<br />

Danego na początku słowa starał się<br />

dotrzymać. „Kaczka”, „klamry” i inne wy-<br />

rafinowane tortury, wszechwładza speców,<br />

kapusiów, strażników – to była codzienność<br />

Rawicza. Brutalnością wyróżniał się<br />

naczelny lekarz więzienia Durczewski. Zapewniał<br />

bezkarność mordercom.<br />

Wiosną 1950 roku posortowano więźniów<br />

pierwszego pawilonu według organizacji:<br />

na czwartym oddziale siedzieli<br />

NSZ-owcy i UPA, na trzecim WiN i KWP<br />

(Konspiracyjne Wojsko Polskie), a na drugim<br />

AK i małoletni. Zorganizowano też<br />

tzw. izolatki, w których osadzano „element<br />

nie <strong>pod</strong>dający się reedukacji politycznej”.<br />

Izolatki były celami o zaostrzonym rygorze.<br />

Zlikwidowano je dopiero po śmierci Stalina.<br />

„Żbik” trafił do izolatki już na samym<br />

początku ich istnienia. Uważa, że siedziało<br />

się w nich lepiej niż w normalnej celi – nie<br />

musiał obawiać się zdrady, nie było w nich<br />

kapusiów. Izolatki nie były pojedynczymi<br />

celami, siedziało w nich po kilku<br />

więźniów. Byli to ludzie twardzi, o<br />

niezłomnych charakterach.<br />

Po śmierci Stalina, radosnym pochówku,<br />

jak mawiali partyzanci, w<br />

więzieniu nastąpiły zmiany – na spacerach<br />

nie trzeba było trzymać rąk założonych<br />

do tyłu, stawać na baczność,<br />

gdy otworzyła się klapa w wizyterce,<br />

otrzymane listy z domu można było<br />

mieć w celi dłużej niż dwa dni.<br />

W 1954 roku zlikwidowano izolatki,<br />

spore grupy więźniów wysłano<br />

do obozów pracy. „Żbik” ukończył<br />

kurs stolarski i dzięki temu trafił do<br />

więzienia w Płocku. Było to przedszkole<br />

w porównaniu z koszmarnym<br />

Rawiczem. Niestety, po trzech tygodniach<br />

musiał wrócić do Rawicza. Nie<br />

było jednak już to samo więzienie. W<br />

celach było w miarę ciepło, nie bito,<br />

nie poniżano.<br />

W maju 1955 roku „Żbik” rozstał<br />

się z Rawiczem, tym razem definitywnie.<br />

Po krótkim pobycie w Sosnowcu<br />

trafił do obozu pracy w kamieniołomach<br />

w Strzelcach Opolskich. Istną<br />

zmorą były częste śmiertelne wypadki<br />

przy pracy. Więźniowie mieli 4 dni wolne<br />

od pracy: Nowy Rok, 1 maja, 22 lipca i<br />

4 grudnia („Barbórkę”).<br />

W październiku 1956 roku zaczęto<br />

zwalniać więźniów. W końcu i „Żbik” doczekał<br />

się, że pewnego grudniowego dnia<br />

fryzjer ogolił go, ostrzygł. Rzucono mu<br />

worek z mundurem, płaszczem i kazano<br />

wynosić się za bramę. Wśród wyczekujących<br />

w tłumie za murami więziennymi stał<br />

ojciec.<br />

W Stargardzie Szczecińskim, zgodnie z<br />

poleceniem, zameldował się na komendzie<br />

milicji. Jakiś sierżant chuchnął w pieczątkę,<br />

mocno nią stuknął w papierzyska i zapytał<br />

Czesława niczym dobre panisko:<br />

10 DEBATA Numer 11 (38) 2010


– No, jak wam się <strong>pod</strong>oba na wolności?<br />

– A gdzie ona jest, panie sierżancie? –<br />

pytaniem na pytanie odparował inteligentnie<br />

„Żbik”.<br />

– Uważajcie, bo znów znajdziecie się<br />

tam, skąd żeście wyszli! – warknął już w<br />

gorszym nastroju milicjant, strażnik komunistycznego<br />

porządku.<br />

Wolność nie przychodzi sama<br />

Jan Lebenstein ukończył studia w Akademii<br />

Sztuk Pięknych w latach 1948 – 1954<br />

<strong>pod</strong> kierunkiem prof. Artura Nacht – Samborskiego<br />

i Eugeniusza Eibischa.<br />

Był już wówczas po udanym debiucie<br />

artystycznym. W okresie poprzedzającym<br />

„odwilż” – w roku 1955 – w warszawskim<br />

„Arsenale” uczestniczył w Ogólnopolskiej<br />

Wystawie Młodej Plastyki „Przeciw wojnie,<br />

przeciw faszyzmowi”. Przemówił nowym,<br />

zupełnie dotychczas nieznanym, językiem<br />

malarskim. Odrębność, samodzielność<br />

twórczego myślenia Lebensteina zyskała<br />

duże uznanie jury wystawy.<br />

W roku 1956 Lebenstein związał się z<br />

niezależnym, awangardowym Teatrem na<br />

Tarczyńskiej prowadzonym przez poetę<br />

Mirona Białoszewskiego. Ten eksperymentalny<br />

teatr był na owe czasy zjawiskiem zupełnie<br />

wyjątkowym – funkcjonował poza<br />

oficjalnym, kontrolowanym obiegiem państwowej<br />

kultury.<br />

Do pierwszego spotkania po wyjściu<br />

Czesława z więzienia doszło latem 1957<br />

roku. Spotkali się w Warszawie. Janek<br />

mieszkał wówczas przy placu Komuny<br />

Paryskiej, tam też miał swoją pracownię<br />

malarską. Wspominali rodzinne miasto –<br />

Brześć nad Bugiem, do którego już nie mieli<br />

powrotu, bo zagarnęli je Sowieci, wspólne<br />

akcje z okresu okupacji, olsztyńskie<br />

więzienie, braci, którzy zapłacili najwyższą<br />

cenę za obronę wolnej Polski.<br />

Po wielogodzinnych, nocnych rozmowach,<br />

Jasiek zaproponował Czesławowi<br />

żeby wybrał sobie któryś z jego obrazów.<br />

Czesław, gustujący raczej w tradycyjnym<br />

polskim malarstwie – Malczewskiego,<br />

Kossaków, Chełmońskiego, Grotgera, jak<br />

zawsze szczery do bólu, odrzekł, że żaden<br />

z obrazów przyjaciela nie <strong>pod</strong>oba mu się i<br />

dziękuje za propozycję. Może był zbyt dosadny<br />

wówczas wobec przyjaciela: – „Jasiu,<br />

czy chcesz żebym powiesił coś takiego w<br />

pokoju, żebym odebrał gościom na przykład<br />

apetyt do jedzenia?”.<br />

Tego Jasiek Lebenstein nie mógł zdzierżyć.<br />

Był czuły na punkcie własnej twórczości.<br />

Obraził się za krytyczne słowa <strong>pod</strong><br />

adresem, wszak już uznanej jego twórczości.<br />

Choć uważał Czesława za najbliższego<br />

przyjaciela, brata – łatę, to potrafił milczeć<br />

później przez wiele lat. Czesław też uniósł<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

się honorem – „jeżeli jesteś takim wybitnym<br />

artystą, to ja wcale nie będę zabiegał o<br />

twoje względy”.<br />

Czesław przyznaje, że ani Józkowi Lebensteinowi,<br />

ani jego bratu Jaśkowi nigdy<br />

nie brakowało odwagi. Obaj dowiedli tej<br />

cechy charakteru w najbardziej trudnych<br />

sytuacjach. „Józek Lebenstein zawsze był<br />

mi bliższy niż rodzony brat, może dlatego,<br />

że częściej bywałem z nim w opałach.”<br />

Przypomina sobie jak w czasie okupacji<br />

niemieckiej prawie na „poważnie” pobił się<br />

z Jaśkiem i to, jak się mówi, o nic. Na po-<br />

Czesław Hołub, zdjęcie z wiezienia<br />

czątku zwady trochę oszczędzał Jaśka, ale<br />

kiedy ten mu parę razy porządnie przyłożył<br />

i zaczynało być gorąco, wtedy na szczęście<br />

rozdzielił ich Józek. Jestem w stanie uwierzyć,<br />

nawet po wielu latach, iż pan Czesław<br />

mógłby bez trudu znokautować Jaśka i musiał<br />

oszczędzać przyjaciela.<br />

Wtedy, w 1957 roku, zabrakło Józka<br />

rozjemcy. Starszego, bardziej opanowanego<br />

brata. Pan Czesław twierdzi, że nawet<br />

dzisiaj nie zmienił zdania o malarstwie<br />

Jaśka Lebensteina: „Lubiłem jego rysunki,<br />

malarstwo z czasów naszej<br />

młodości. Mam kilka jego<br />

obrazków z lat 1945 – 46,<br />

one bardzo mi się <strong>pod</strong>obają.<br />

Te malowane gdzieś na<br />

skrawkach papieru. Te późniejsze,<br />

może i profesjonalne,<br />

ale one nie są mi bliskie.<br />

Ja ich po prostu nie rozumiem”.<br />

I choć jeden za drugiego<br />

skoczyłby w ogień,<br />

gdyby tylko wymagała tego<br />

sytuacja, zresztą tak bywało,<br />

i choć tak bardzo dużo<br />

ich łączyło, to obaj teraz<br />

bronili swoich racji: Jasiek,<br />

że jego sztuka zasługuje na<br />

wyróżnienie, Czesław, że<br />

Jaśka obrazy to bohomazy<br />

i powinien powrócić do<br />

dawnej stylistyki, poetyki malowania – realizmu.<br />

Zderzyły się dwie silne osobowości,<br />

dwa silne charaktery, które szły przez życie<br />

nie znosząc kompromisów.<br />

W roku 1959 Jan Lebenstein wyjechał<br />

do Paryża na I Biennale Malarstwa Młodych<br />

w Paryżu. Zdecydował się nie wracać<br />

do Polski. Nie wierzył w żadne odwilże i naprawy<br />

bolszewickiego systemu. Komunizm<br />

mierził go. Po latach mówił m.in. „Środowisko<br />

warszawskie, w którym żyłem, było<br />

zapleśniałe. To, co się ukazało po rozluźnieniu<br />

gorsetu socrealistycznego, było zasklepione<br />

w poglądach, ocenach, hierarchiach.<br />

No i wokół ten peerelowski zapaszek. Ja się<br />

w tym dusiłem”. Jego decyzja o pozostaniu<br />

na emigracji nie była łatwa. Nigdy nie pogodził<br />

się z losem emigranta.<br />

Paryż był wtedy stolicą europejskiej<br />

i światowej sztuki. Lebenstein otrzymał<br />

Grand Prix I Biennale Malarstwa. Miał 29<br />

lat i wielka, światowa kariera leżała u jego<br />

stóp. O jego „Figurach osiowych” pisali z<br />

największą estymą najwybitniejsi ówcześni<br />

krytycy sztuki, najbardziej uznane tuzy, od<br />

których tak naprawdę zależał los i status<br />

artysty: Jean Cassou, Raymond Cogniat,<br />

Mary McCarty, Michel Ragon. Jego prace<br />

były eksponowane w Museum of Modern<br />

Art. w Nowym Jorku, Hirshorn Museum<br />

and Sculpture Garden przy Smithsonian<br />

Institution w Waszyngtonie, San Francisco<br />

Museum of Modern Art.<br />

Można powiedzieć, że był na wielkiej<br />

fali wznoszącej do połowy lat sześćdziesiątych,<br />

dopóty, dopóki trafiał w gusty francuskich<br />

intelektualistów, a był to czas wszechwładnej<br />

idei Sartre’a i Camusa – idei tzw.<br />

racjonalizmu, odrzucenia religii, tradycji,<br />

stawiania na piedestale wszystkiego co nowoczesne,<br />

postępowe – idei komunizmu.<br />

Gwiazda Lebensteina zaczęła przygasać,<br />

kiedy okazało się, że ten młody artysta<br />

Jan Lebenstein i Olga Scherer, Francja 1965 r.<br />

11


zza żelaznego kordonu nie tylko nie kocha<br />

komunizmu, ale ma go w wielkiej pogardzie.<br />

Że idzie własną, a nie wytyczoną<br />

przez autorytety drogą. Lekceważył komunizujące,<br />

modne salony artystyczne. A to<br />

one ustalały hierarchię.<br />

Jan Lebenstein wybrał własną drogę<br />

twórczą, a tym samym skazał się na życie<br />

na uboczu głównego nurtu artystycznego.<br />

Nie po to opuścił Polskę, by teraz zaspokajać<br />

gusty komunizujących krytyków sztuki.<br />

Duże wrażenie wywarły na nim zabytki<br />

starożytnych kultur Egiptu, Asyrii,<br />

Mezopotamii, znajdujące się w <strong>pod</strong>ziemiach<br />

Luwru. Nastąpił wyraźny zwrot w<br />

jego twórczości ku przeszłości, ku tradycji,<br />

z której czerpała soki kultura judeochrześcijańska.<br />

Zafascynowanie starożytnością<br />

spowodowało diametralną wręcz zmianę<br />

malowania. Na jego płótnach pojawiły się<br />

prehistoryczne bestie, demoniczne stwory.<br />

Śmierć i erotyka stały się głównymi motywami<br />

jego prac.<br />

“Demony”, które wypełzały z jego płócien,<br />

istniały naprawdę: przerwane wojną<br />

dzieciństwo, niemiecka i sowiecka okupacja,<br />

śmierć ojca, brata, konspiracja, ucieczka<br />

z Brześcia, więzienie, utrata ojczyzny,<br />

komunizm.<br />

Często nadużywamy określenia “niezależny”<br />

w stosunku do nie wartych tego<br />

określenia artystów. Lebenstein był rzeczywiście<br />

artystą niezależnym, choć samo<br />

to słowo nie definiuje go do końca, bo<br />

miernoty też potrafią być niezależne. On<br />

był jeszcze artystą wybitnym. Bezkompromisowym<br />

i konsekwentnym. Wolnym. Idącym<br />

własną drogą.<br />

“Sztuka powinna być przekazem dotykającym<br />

absolutu – mówił w jednym z<br />

wywiadów – szukającym go, zgłębiającym<br />

tajemnicę istnienia...Chodzi o to, by wypowiedzieć<br />

niewyrażalne”. Artysta stawiający<br />

sobie takie cele, w ten sposób definiujący<br />

swoją rolę, nie wyobrażał sobie ustępstw<br />

wobec establishmentu rynku sztuki.<br />

Od początku pobytu we Francji związał<br />

się z polską emigracją – ze środowiskiem<br />

paryskiej “Kultury”, redakcją “Zeszytów<br />

Literackich”. Z trudem znosił rozstanie z<br />

Polską – w jakiś sposób przyjacielskie stosunki<br />

z kręgiem “Kultury” rekompensowały<br />

mu utratę ojczyzny. Przyjaźnił się m.in.<br />

z Aleksandrem Watem, Konstantym Jeleńskim.<br />

Jego przyjacielski trójkąt z Gustawem<br />

Herlingiem – Grudzińskim i Zbigniewem<br />

Herbertem przeszedł do historii jako trójkąt<br />

niezłomnych polskich patriotów.<br />

“Wolność – mówił – jest związana z siłą<br />

woli. Wolność nie przychodzi sama, za to<br />

się bardzo ciężko płaci. Przynajmniej w życiu.”<br />

Lebenstein wiedział o czym mówi, za<br />

jego słowami stało jego życie. To nie były<br />

słowa artysty pięknoducha.<br />

Lebenstein był nieprzeciętnym erudytą.<br />

Jego zainteresowania i wiedza mogły<br />

imponować. Literatura zawsze stanowiła<br />

ważną inspirację jego twórczości. Nie było<br />

to tylko proste ilustrowanie literatury, ale<br />

współuczestniczenie w procesie twórczym<br />

pisarzy – Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,<br />

Czesława Miłosza, George’a Orwella.<br />

Jego obrazy literackie, choćby “Folwarku<br />

zwierzęcego” Orwella, nie tylko rozbudzają<br />

wyobraźnię, ale wydobywają z literatury<br />

te warstwy, których język pisany nie jest w<br />

stanie wydobyć.<br />

zegar<br />

Spośród polskich artystów po wojnie<br />

<strong>pod</strong>obną sławę światową jak Janowi<br />

Lebensteinowi udało się osiągnąć tylko<br />

Tadeuszowi Kantorowi, Alinie Szapocznikow,<br />

Magdalenie Abakanowicz, Romanowi<br />

Opałce. Mając na względzie jego skromność,<br />

skłonność do życia na uboczu, bycie<br />

samotnikiem, daleko posuniętą niezależność,<br />

osiągnął bardzo wiele. Można powiedzieć,<br />

że był bliski szczytu, ale na własne<br />

życzenie nie wszedł na ten szczyt.<br />

Czesław Miłosz w książce „Rok myśliwego”<br />

pisze o zabiegach Witolda Gombrowicza<br />

o sławę i porównuje to z postawą<br />

Jana Lebensteina: „ (...) czytając korespondencję<br />

pomiędzy Kotem Jeleńskim i Gombrowiczem<br />

o lansowaniu „Ferdydurke” w<br />

Europie, powiedziałem sobie, że spaliłbym<br />

się ze wstydu, gdybym tak musiał o swoją<br />

sławę zabiegać. Wydawałoby mi się to<br />

czymś poniżej mojej godności. Więc to ja<br />

może byłem wyniosłym szlachcicem, nie<br />

„jaśniepanicz”? Albo mrukiem, jak to u<br />

nas na Litwie? Nie zrobiłem prawie nic,<br />

żeby siebie lansować, przeciwnie, postępowałem<br />

wbrew swoim interesom, jeżeli tak<br />

chciała moja fantazja, choć nie posuwałem<br />

się równie daleko jak Jaś Lebenstein, który<br />

najbardziej wpływowego paryskiego krytyka<br />

zrzucił ze schodów”.<br />

Po roku 1990 Jan Lebenstein zaczął coraz<br />

częściej przyjeżdżać do Polski. Polskie<br />

pisma prześcigały się w zdobyciu z nim<br />

wywiadu. Pojawiły się wystawy jego prac,<br />

krytyczne omówienia.<br />

Wiosną roku 1992 Jan Lebenstein zaprosił<br />

telefonicznie swego brzeskiego przyjaciela<br />

Czesława Hołuba na głośną wystawę<br />

retrospektywną w warszawskiej „Zachęcie”.<br />

Wśród wielu obrazów zaprezentowano<br />

także „Figury osiowe”, pokazywane w paryskich<br />

galeriach <strong>pod</strong> koniec lat pięćdziesiątych,<br />

dzięki m.in. którym zdobył wielkie<br />

uznanie młody polski artysta.<br />

Pan Czesław, choć nie potrafił ocenić<br />

i docenić walorów sztuki przyjaciela, to<br />

jednak zawsze był wyczulony na wszelkie<br />

wieści dotyczące Jaśka. Cieszyły go jego<br />

sukcesy. Przyznaje, że najpierw zdziwiła go<br />

okoliczność spotkania, czyli wystawa prac<br />

Jana Lebensteina, zważywszy na stare zadrażnienia,<br />

ale był to chyba zarazem gest<br />

pojednania. Spotykali się już w wolnej Polsce,<br />

o której nie tylko marzyli, ale o którą<br />

walczyli. Czesław Hołub był niewątpliwie<br />

najważniejszą osobą zaproszoną przez<br />

Jana Lebensteina na tę wyjątkową wystawę.<br />

Swoją obecnością sprawił mu ogromną<br />

radość.<br />

Nie przypuszczali, że to będzie ich<br />

ostatnie spotkanie, choć nie ostatnia rozmowa,<br />

bo często kontaktowali się ze sobą<br />

telefonicznie. Jan Lebenstein zamierzał po<br />

„uporządkowaniu swoich spraw za granicą”<br />

zamieszkanie w Polsce. Niestety, choroba,<br />

z którą zmagał się od lat przekreśliła<br />

jego plany. Zmarł w 1999 roku w krakowskim<br />

szpitalu.<br />

Ich przyjaźń była nieprzeciętna, jak<br />

nieprzeciętne i niepokorne były ich charaktery.<br />

Jasiek Lebenstein po wojnie odnalazł<br />

szansę na izolację od komunistycznego<br />

bagna w sztuce. „Zdecydowałem się być<br />

malarzem właśnie dlatego – mówił – że byłem<br />

wyobcowany”. Czesław zmagał się całe<br />

życie z komunizmem.<br />

Jego żywiołem była walka o wolną i<br />

nie<strong>pod</strong>ległą Polskę. Odznaczony został za<br />

męstwo m.in. Krzyżem Virtuti Militari V<br />

kl. oraz Krzyżem Walecznych. Już jako kilkunastoletni<br />

chłopak zadziwiał doświadczonych<br />

żołnierzy inteligencją, hartem<br />

ducha, odwagą. Po wyjściu z więzienia nie<br />

miał najmniejszych szans na osiągnięcie<br />

sukcesu zawodowego. W wolnej Polsce<br />

mógł był zostać świetnym prawnikiem,<br />

miał ku temu predyspozycje. Jest autorem<br />

wielu znakomitych prac historycznych.<br />

Uczestniczył w niezależnej opozycji antykomunistycznej<br />

w latach sześćdziesiątych<br />

i siedemdziesiątych. W roku 1980 włączył<br />

się w działania „Solidarności”.<br />

Zawsze dla niego wzorem był Romuald<br />

Traugutt, bohater powstania styczniowego,<br />

syn ziemi poleskiej.<br />

W jego stargardzkim skromnym<br />

mieszkaniu poniemieckiej starej kamienicy,<br />

wypełnionym po brzegi książkami,<br />

rozmaitymi pamiątkami, obok portretu<br />

Traugutta wisi kilka obrazków Jaśka Lebensteina<br />

z roku 1945 i 1946. A godziny wybija<br />

ciągle zegar z Brześcia.<br />

Redaktor naczelny „Debaty”<br />

dariusz Jarosiński<br />

12 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Rasputin<br />

W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku bardzo modny w Polsce był zespół Boney<br />

M, który śpiewał swój słynny przebój pt. „Rasputin”. W ówczesnej szarej rzeczywistości<br />

„realnego socjalizmu”, w siermiężnej, biednej Polsce stanu wojennego, sam zespół<br />

z Jamajki i jego piosenka brzmiały jak echo innego, lepszego świata zza więziennych<br />

murów socjalistycznego obozu. W tej w niewinnej piosence, która wtedy <strong>pod</strong>legała<br />

zapisowi cenzury, Rasputin określany był jako „love machine”, maszyna miłości<br />

dosłownie, w <strong>pod</strong>tekście – maszyna seksualna. Taka, która jest zawsze nadzwyczaj<br />

sprawna i niesłychanie wydolna oraz skuteczna. Jest to jeden z mitów towarzyszący<br />

postaci Rasputina od początku jego działalności. Kim był więc człowiek, który po<br />

siedemdziesięciu latach od swojej śmierci trafił jako bohater kultury masowej na czołówkę<br />

światowej listy przebojów ?<br />

SELiM ChAzBiJEWiCz<br />

Rasputin jest ciekawy jako społeczne,<br />

polityczne i religijne zjawisko pierwszych<br />

lat dwudziestego wieku, jako<br />

swoisty fenomen tych czasów. Jego niebywała<br />

kariera osobista, prawie jak z dawnej<br />

baśni rosyjskiej, do dzisiaj budzi zdumienie<br />

i zastanowienie. Nasuwa się oczywiste w<br />

tym wypadku pytanie: jak mogło dojść do<br />

tego, że prosty, prawie niepiśmienny syberyjski<br />

chłop zdołał owładnąć zarówno rodziną<br />

ostatniego cara Rosji, jak i po części<br />

jego dworem oraz najwyższymi czynnikami<br />

w państwie do tego stopnia, że <strong>pod</strong> koniec<br />

„ery Rasputina”, w roku 1916, mówiono o<br />

nim – i potwierdza to wielu historyków –<br />

jako o „drugim imperatorze”, decydującym<br />

o polityce państwa, obsadzie najważniejszych<br />

stanowisk, łącznie ze stanowiskiem<br />

premiera rządu i składzie rady ministrów,<br />

w tym także ministra spraw wewnętrznych.<br />

Samo nazwisko Rasputina w języku<br />

rosyjskim oznacza dosłownie mniej więcej<br />

tyle co brudas, nieokrzesany rozpustnik, a<br />

bardziej precyzyjnie – deprawator, deflorator,<br />

ten który „rozprawicza”. Nazwisko<br />

pochodziło stąd, że wieś syberyjska, gdzie<br />

urodził się Rasputin w dawnych czasach,<br />

nazywała się Pedkino Rasputje. Później nazwa<br />

ta została zmieniona na Pokrowskoje.<br />

W czasach późniejszych car nadał mu nazwisko<br />

– Nowych, bo Rasputin źle się kojarzyło.<br />

To nowe nazwisko powstało <strong>pod</strong>obno<br />

stąd, że carewicz Aleksy nazywał Rasputina<br />

– Nowy.<br />

Nieznana jest data urodzenia bohatera<br />

tego artykułu. Różne źródła <strong>pod</strong>ają różne<br />

daty. Jedni autorzy piszą o latach 1863–1865<br />

jako o domniemanych datach urodzenia,<br />

inni <strong>pod</strong>ają daty o całe prawie dziesięć lat<br />

późniejsze – 1873 lub 1874 rok. Są też tacy,<br />

którzy piszą o roku 1871 lub 1872. Według<br />

jeszcze innych źródeł <strong>pod</strong>aje się datę 10<br />

stycznia 1869 roku. Wiadomo, że miał na<br />

imię Grigorij czyli po polsku Grzegorz, w<br />

rosyjskim zdrobnieniu Grisza i był synem<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

wiejskiego furmana Jefima Andrejewicza<br />

Rasputina. Matka, Anna Jegorowna, była<br />

pochodzenia mongolskiego. Nie miał żadnego<br />

wykształcenia. Był półanalfabetą, potrafił<br />

jedynie „przedukać” nieskomplikowany<br />

drukowany lub pisany ręcznie tekst oraz<br />

nabazgrać pojedyncze wyrazy czy proste<br />

zdania pojedyncze. Według relacji współczesnych<br />

zachwycały go konie i całe dnie<br />

jako młody chłopak przesiadywał w stajni.<br />

Griszka Rasputin – car bez korony<br />

Był nieokiełznanym i swawolnym bardzo<br />

chłopcem. Podobno kiedy miał dwanaście<br />

lat <strong>pod</strong>czas zabawy wpadł zimą do przerębli<br />

i o mało nie umarł z wyziębienia, jednakże<br />

po paru dniach ozdrowiał. Miejscowi chłopi<br />

uznali to za cud. Grisza wcześnie zaczął<br />

interesować się liturgicznymi księgami, które<br />

kartkował i oglądał, bo przecież nie czytał<br />

oraz przejawami życia religijnego, to znaczy<br />

cerkiewnej liturgii. Wyrósł na wysokiego,<br />

postawnego mężczyznę. Miał <strong>pod</strong>obno<br />

182 cm wzrostu, a jak niosła plotka ówczesna,<br />

jego męski narząd miał 33 centymetry<br />

długości „w zwisie”, co jeśli było prawdą na<br />

pewno było anatomiczną anomalią. Wokół<br />

seksualnych wyczynów Rasputina narosło<br />

wiele legend, plotek, mitów i zmyśleń.<br />

Trudno dziś odróżnić prawdę od plotki,<br />

rzeczywistość od mitu. Stał się swego rodzaju<br />

symbolem seksualnej aktywności i<br />

męskiej „wydajności” w tym zakresie. Do<br />

tego dochodzi niewątpliwy alkoholizm i<br />

„możliwości” również w tym względzie. Dla<br />

wielu był Rasputin symbolem czy też wręcz<br />

wzorem rosyjskiego, syberyjskiego chłopa<br />

– mużyka, którego wcześniej wspomniane<br />

„możliwości” brały się ze zdrowego i prawie<br />

pierwotnego trybu życia oraz traktowanej<br />

też symbolicznie syberyjskiej przyrody,<br />

pierwotnej, nieskażonej, dającej siły witalne.<br />

Dla, w dużej mierze zdegenerowanego<br />

carskiego dworu na początku dwudziestego<br />

wieku i skupionej wokół niego arystokracji,<br />

jawił się Rasputin właśnie jako symboliczny<br />

przedstawiciel „ludu rosyjskiego”, jako<br />

barbarzyńca wnoszący zdrowe, „ ludowe”<br />

wartości do świata zepsutej elity światowego<br />

imperium jakim była wtedy Rosja. Tak,<br />

przynajmniej na początku, był odbierany w<br />

Petersburgu przez otoczenie cara i jego rodziny,<br />

przez dwór i arystokrację. Później, w<br />

miarę „wyczynów” „świętego diabła” jak go<br />

często nazywano, wielu jego zwolenników<br />

i wielbicieli zmieniło zdanie, stając się jego<br />

zaciętymi wrogami i przeciwnikami.<br />

Młody Grisza dość wcześnie zaczął<br />

korzystać z hojnego wyżej wspomnianego<br />

daru natury i wcześnie również zaczął popijać<br />

mocny, syberyjski, wiejski bimber. W<br />

stanie upojenia często kąpał się w pobliskim<br />

stawie, zaś wiejskie dziewki i dorosłe już<br />

baby oglądały jego nienaturalnie wielkie<br />

przyrodzenie, ponieważ zażywał kąpieli<br />

nago. Podziwiały je, a wiele z nich pragnęło<br />

wypróbować je w działaniu. Rasputin<br />

obdzielał je swoimi pieszczotami w leśnych<br />

zagajnikach, w gęstwinie krzaków, w trzcinach<br />

nad stawem. Wieści o tym szybko<br />

rozchodziły się po okolicy. Był <strong>pod</strong>obno,<br />

jak pisał nieżyjący już znawca Rosji, profesor<br />

Ludwik Bazylow, niedościgniony <strong>pod</strong><br />

względem możliwości seksualnych i alkoholowych.<br />

Miał też bardzo silny organizm,<br />

który to wszystko potrafił znieść.<br />

Najbliższą miejscowością było Wierchoturie,<br />

gdzie istniał duży klasztor. Wokół<br />

klasztoru kręciło się wielu „ brodjagów”,<br />

czyli włóczęgów, którzy traktowali włóczęgostwo<br />

jako swoiście pojmowaną misję religijną.<br />

Mieszkało tam też wielu „świętych<br />

starców”, których autorytet był oparty o<br />

charyzmat wśród okolicznego ludu wiejskiego.<br />

Owi „ święci starcy” bardzo często<br />

wcześniej prowadzili zupełnie świeckie, a<br />

nawet rozwiązłe i niemoralne życie, dopóty,<br />

13


dopóki „tknięci natchnieniem”, impulsem,<br />

religijną bojaźnią nie zmienili nagle radykalnie<br />

stylu życia, stając się ascetycznymi,<br />

głęboko religijnymi, nieraz fanatycznymi<br />

ludźmi, którzy osiedlali się w pobliżu klasztorów<br />

lub na jego terenie, przywdziewając<br />

mniszy habit formalnie lub też nieformalnie,<br />

czyli prowadząc życie mnicha bez formalnych<br />

święceń. Bardzo często, im bardziej<br />

światowe, niemoralne, rozpustne życie<br />

prowadził wcześniej „święty starzec” tym<br />

większym cieszył się później autorytetem<br />

i charyzmą. Postać „świętego starca” Zosimy<br />

uwiecznił Fiodor Dostojewski w swojej<br />

powieści pt. „Bracia Karamazow”. Bardzo<br />

często owi „święci starcy” i owe „brodjagi”<br />

reprezentowali inną niż ortodoksyjna rosyjska<br />

cerkiew prawosławna poglądy na naturę<br />

Chrystusa, zbawienia i istotę religii. Różnego<br />

rodzaju sekty, odłamy i nurty tzw. „ludowego”<br />

prawosławia, bądź jawnych herezji<br />

miały na ziemi rosyjskiej wielu wyznawców<br />

i zwolenników, jawnych i skrytych. Często<br />

wyznawanie heretyckich poglądów religijnych<br />

wiązało się z pewną formą buntu<br />

przeciw władzy i związanej z nią oficjalnej<br />

cerkwi. Religijne sekciarstwo było wyrazem<br />

społecznego buntu chłopów czy w ogóle<br />

wiejskiej ludności przeciw szlachcie, duchowieństwu,<br />

czy ogólnie pojętej władzy.<br />

Bunty chłopskie w Rosji to tradycja<br />

sięgająca wieku XVII i powstania Stieńki<br />

Razina, a potem w wieku XVIII powstania<br />

Jemieljana Pugaczowa. Pierwsze z tych powstań<br />

było powstaniem kozackim. Zbuntowali<br />

się kozacy dońscy w roku 1670, żądając<br />

takich praw jakie mieli ich pobratymcy <strong>pod</strong><br />

rządami Rzeczypospolitej. Znana w Polsce<br />

pieśń, zaczynająca się od słów „Wołga,<br />

Wołga” to właśnie pieśń o Stieńce (Stiepanie,<br />

czyli Stefanie) Razinie i jego walce z<br />

carem. Powstanie Pugaczowa miało miejsce<br />

w latach 1773–1775 i zakończyło się klęską<br />

dlatego, że kozacka powstańcza starszyzna<br />

wydała swego przywódcę. Został on na rozkaz<br />

panującej wtedy Katarzyny II okrutnie<br />

zamęczony i stracony. Ogłosił się carem<br />

Piotrem III jakoby cudownie uratowanym.<br />

Był to mąż Katarzyny II, która właśnie dzięki<br />

małżeństwu z nim została carową. Został<br />

on zamordowany przez gwardię przyboczną<br />

nie bez udziału żony, która była inspiratorką<br />

mordu. Powstanie Pugaczowa to<br />

powstanie kozaków jaickich ( uralskich),<br />

także dońskich, a również narodów <strong>pod</strong>bitych<br />

przez Rosję, zamieszkujących tereny<br />

pomiędzy Uralem a Wołgą oraz stepy<br />

nadkaspijskie i nadczarnomorskie Tatarów,<br />

Baszkirów, Czuwaszy, Udmurtów, Karelów,<br />

Kałmyków.<br />

Wiek XVIII to także okres narodzin<br />

rozlicznych sekt w rosyjskim prawosławiu<br />

powstających po reformie cerkwi za panowania<br />

Piotra I, zniesieniu patriarchatu, kie-<br />

dy to na czele cerkwi formalnie stał car, którego<br />

reprezentował oberprokurator<br />

Świętego Synodu biskupów Imperium Rosyjskiego.<br />

Już sam niemiecki tytuł urzędnika<br />

nadzorującego pracę cerkwi wywoływał<br />

sprzeciw tradycyjnie nastawionych ludowych<br />

mas. W rosyjskim prawosławiu widać<br />

kontynuacje dawnych bizantyjskich tradycji<br />

religijnych lub też jeszcze dawniejszego<br />

echa wczesnochrześcijańskiej gnozy z II–IV<br />

wieku ne. Nazwa „ gnoza”, którą oznacza się<br />

ruchy religijne i doktryny powstałe od II do<br />

V w. po Chrystusie w łonie wczesnego<br />

chrześcijaństwa pochodzi od greckiego słowa<br />

„gnosis”, czyli poznanie. Zwolennicy<br />

tych teorii zakładali bowiem bezpośrednią<br />

możliwość poznania Boga i wyższego świa-<br />

Aleksandra Fiodorowna Romanowa, ostatnia caryca<br />

Rosji, z synem Aleksym<br />

ta poprzez wiedzę. Wiedza w ich pojęciu<br />

były to określone intelektualne i moralne<br />

procedury postępowania, stanowiące klucz<br />

do osiągnięcia oświecenia duchowego. Te<br />

procedury to najczęściej interpretacja Biblii<br />

oraz zachowanie na co dzień określonych<br />

zwyczajów. Duża część tych norm pochodziła<br />

z manicheizmu, religii powstałej w III<br />

wieku po Chrystusie, której twórcą i prorokiem<br />

był Mani, nazywany też z łacińska Manicheuszem.<br />

Mani był z pochodzenia Persem<br />

i oparł swoją doktrynę na staroperskim<br />

dualizmie, to znaczy wierze w istnienie w<br />

świecie dwóch przeciwstawnych sobie i jednocześnie<br />

równych sobie pierwiastków –<br />

dobra i zła, którym odpowiadało światło i<br />

ciemność, ciepło i zimno, duch i materia. Ta<br />

ostatnia jest ciemna, zimna i zła. Ciało ludzkie,<br />

należące do świata materii jest złem,<br />

które należy zwalczać. Zwalczać należy dlatego,<br />

że w każdym człowieku trwa odwieczna<br />

walka między Światłem a Ciemnością,<br />

między Dobrem i Złem. Dobro należy<br />

wspomagać w tej walce i zwalczać materię,<br />

w tym ciało ludzkie. Sam Mani był nie tylko<br />

autorem religijnej doktryny, którą niektórzy<br />

uczeni uważają za odłam chrześcijańskiej<br />

gnozy, ale też autorem ułożonych przez siebie<br />

świętych ksiąg własnej religii, a także jej<br />

pierwszym apostołem i misjonarzem. W<br />

swoich misjonarskich wędrówkach docierał<br />

nawet na terytorium dzisiejszych Chin.<br />

Zwalczanie materii to <strong>pod</strong>danie się ostrej<br />

ascezie i całkowitej abstynencji seksualnej.<br />

Uleganie cielesnej pokusie i płodzenie dzieci<br />

uważał Mani za największe zło. Został też<br />

męczennikiem własnej wiary, bowiem na<br />

rozkaz ówczesnego władcy Persji (dzisiejszego<br />

Iranu), Bohrama I, został żywcem obdarty<br />

ze skóry i poćwiartowany około roku<br />

276 ne. W ówczesnym Iranie – Persji panującą<br />

religią był zaratusztrianizm w jego odmianie<br />

zwanej mazdeizmem. Kapłani mazdejscy,<br />

zwani – magami – zaatakowali ostro<br />

zarówno samego Maniego, jak i jego wiarę.<br />

Manicheizm był też atakowany zarówno<br />

przez chrześcijan, jak i muzułmanów. Jaka<br />

bowiem władza państwowa mogła tolerować<br />

religię nawołującą do tego, by obywatele<br />

nie rozmnażali się i nie tworzyli <strong>pod</strong>staw<br />

materialnych, majątku, bogactwa, rzemiosła,<br />

sztuki, itd., zakładając, że to wszystko<br />

jest złem, bowiem jest materią? Przestrzeganie<br />

bowiem zasad manicheizmu przez obywateli,<br />

czy też <strong>pod</strong>danych, z każdego państwa<br />

uczyniłoby po pewnym czasie<br />

pustynię. Wśród manichejczyków istniała<br />

też ścisła hierarchia kościelna ustanowiona<br />

przez Maniego. Nie wszyscy wyznawcy<br />

przestrzegali ściśle ascezy. Mniejsza część z<br />

nich, zwana „doskonałymi” spełniała rolę<br />

kapłanów i ci byli ascetami, reszta w miarę<br />

możliwości starała się wdrażać zasady wiary<br />

w życiu codziennym. W praktyce jednakże<br />

zdarzało się, że raz na jakiś czas, pół roku,<br />

parę miesięcy, ci „mniej doskonali” manichejczycy<br />

w jakimś odludnym miejscu folgowali<br />

wszystkim swoim skrytym potrzebom<br />

i namiętnościom odbywając wyuzdane<br />

orgie seksualne. Potem znowu wracali do<br />

stanu, jeśli nie ascezy, to uśpienia, powstrzymywania<br />

swoich żądz. Taki stan rzeczy,<br />

przy jednoczesnym już wspomnianym potępieniu<br />

instytucji rodziny i stabilizacji materialnej<br />

prowadził do społecznej destrukcji.<br />

Tak więc manicheizm był tępiony<br />

zarówno, jak wspomniałem w okresie średniowiecza<br />

jak i przez imperia rzymskie i<br />

perskie już <strong>pod</strong> koniec starożytności. Nie<br />

mniej była to na przełomie okresu starożytnego<br />

i wczesnego średniowiecza bardzo silna<br />

religia, która prześladowana skryła się<br />

niejako za innymi, pozornie odległymi wiarami,<br />

sektami, nurtami religijnymi. Manicheizm<br />

przekształcił się we wczesnym średniowieczu<br />

w religię Katarów, którą<br />

uważano za heretycką sektę w łonie Kościo-<br />

14 DEBATA Numer 11 (38) 2010


ła katolickiego, ale która w rzeczywistości<br />

była osobną religią. Katarzy, zamieszkujący<br />

Prowansję i Langwedocję, tworzący na terytorium<br />

hrabstwa Tuluzy oddzielną cywilizację,<br />

zostali zniszczeni przez szereg wypraw<br />

krzyżowych francuskiego rycerstwa w<br />

wieku XIII. Ostatnim aktem tych wojen<br />

było zdobycie katarskiej twierdzy Montsegur<br />

w 1244 roku. Religia Katarów, będąca<br />

średniowieczną wersją manicheizmu przedostała<br />

się na półwysep bałkański, gdzie<br />

rozkwitła w Królestwie Bośni <strong>pod</strong> nazwą<br />

Kościoła Bośniackiego. Dalej na wschodzie,<br />

w Bułgarii i Bizancjum, ów średniowieczny<br />

manicheizm znany był jako sekta bogomiłów.<br />

Stąd najpewniej przeszedł do rosyjskiego<br />

prawosławia. W Rosji tendencje manichejskie<br />

przejawiały się we wspomnianych<br />

już ludowych formach religijności, zwłaszcza<br />

w doktrynie i praktykach sekty chłystów,<br />

do której przynależał Rasputin. W<br />

każdym razie przedstawiciele oficjalnej cerkwi<br />

prawosławnej tak twierdzili. Przynależność<br />

Rasputina do chłystów stwierdzali<br />

również rozliczni autorzy publikacji na jego<br />

temat. Także ówcześni posłowie do Dumy<br />

– parlamentu rosyjskiego, który istniał od<br />

1905 roku, w swoich mowach przeciw Rasputinowi<br />

i jego wpływom na carskim dworze,<br />

poruszali kwestię domniemanej przynależności<br />

„ świętego starca” do chłystów.<br />

Była sekta założona przez prostego chłopa,<br />

Daniłę Filipowicza, który w roku 1645<br />

oświadczył, że wcielił się w niego Bóg Saboath.<br />

Ta nazwa przypisywana była Bogu w<br />

Starym Testamencie w niektórych jego księgach.<br />

Chłyści kontynuowali tu tradycje „judaizantów”,<br />

czyli zwolenników zbliżenia<br />

tradycji rosyjskiego prawosławia bardziej<br />

do tradycji Starego Testamentu. Ta tendencja<br />

istniała w cerkwi ruskiej w XV wieku,<br />

<strong>pod</strong>obnie jak we wczesnym chrześcijaństwie<br />

w II i III wieku po Chrystusie. Traktowano<br />

chrześcijaństwo jako przedłużenie<br />

judaizmu. Stąd znaczenie nadawane nazwom<br />

starotestamentowym, w tym określeniu<br />

Saboath jako rzeczownik mający być<br />

jednym z określeń Boga. To wszystko przejęli<br />

chłyści. Daniło Filipowicz głosząc swoją<br />

boskość jako Bóg Ojciec, wyświęcił innego<br />

chłopa, Iwana Susłowa na Chrystusa. Skupił<br />

wokół siebie chłopów uznających jego boskość.<br />

Doktryna chłystów zakładała, że Bóg<br />

może wcielać się w człowieka nieskończoną<br />

ilość razy. Tenże Susłow zebrał wokół siebie<br />

dwunastu apostołów i Matkę Boską. Ci<br />

chłopi wierzyli w to naprawdę i gorąco, gotowi<br />

oddać za swoje przekonania życie i rzeczywiście<br />

je oddawali. Byli bowiem prześladowani<br />

przez władzę carską. Susłowa<br />

zamęczono torturami na Kremlu w Moskwie,<br />

którą on uważał za nową Jerozolimę.<br />

Jego wyznawcy wierzyli, że zmartwychwstał<br />

i był po trzykroć ukrzyżowany i po trzykroć<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

zmartwychwstał. Chłyści byli, <strong>pod</strong>obnie jak<br />

manichejczycy zwolennikami skrajnej ascezy,<br />

„śmierci za życia”, która zbliżała ich, według<br />

ich przekonań, do Boga. Dokonywali<br />

kastracji rytualnych aby wyzbyć się cielesnych<br />

pożądań. U mężczyzn obcinano toporem<br />

genitalia, u kobiet piersi. Była to tzw.<br />

„wielikaja pieczat’” (wielka pieczęć). Mała<br />

pieczęć polegała na obcięciu jąder u mężczyzn<br />

i sutek u kobiet. Bardzo często te<br />

„operacje” kończyły się zejściem śmiertelnym<br />

z powodu wykrwawienia lub zakażenia.<br />

Chłyści też dokonywali aktów samospalenia.<br />

Najgłośniejszy był przypadek<br />

Awwakuma w XVIII stuleciu. Również zakopywali<br />

się żywcem w grobach by umrzeć<br />

w mękach. Opisał to wybitny rosyjski filo-<br />

Ostatni carewicz Rosji, Aleksy, następca tronu.<br />

Święty prawosławny<br />

zof i pisarz Wasilij Rozanow, żyjący na przełomie<br />

XIX i XX wieku. Większa jednak<br />

część członków tej sekty wspierała, jak i manichejczycy<br />

swoich „wybranych” którzy poświęcali<br />

się ascezie. Nabożeństwa chłystów<br />

nazywały się „radienija”. Podczas nich śpiewano<br />

hymny religijne, modlono się też aż<br />

do osiągnięcia ekstazy, ale także obejmowano,<br />

całowano, tańczono i mówiono „nieznanymi<br />

językami”. To ostanie znane jest<br />

jako zjawisko „glossolalii”. Bardzo często<br />

według niektórych, <strong>pod</strong>czas nabożeństw<br />

chłystów w konsekwencji obejmowania się i<br />

całowania dochodziło do zbiorowych orgii<br />

seksualnych, <strong>pod</strong>czas których wierni dawali<br />

upust swym instynktom tłumionym w<br />

okresie ascezy. Swoje „radienija” z powodu<br />

prześladowań carskiej administracji odbywali<br />

tajemnie, często nocą, po lasach lub w<br />

ustronnych chatach poza wsią. Stąd wędrówki<br />

Rasputina po okolicy z wiejskimi<br />

babami, które były „wyznawczyniami”<br />

„starca”, orgie które z nimi odbywał traktowane<br />

były przez władze jako rytuały chłystów.<br />

Już prawie od początku swojej „działalności”<br />

Rasputin był niechętnie widziany<br />

przez władze cerkiewne. Biskup Tobolska<br />

na skutek doniesienia miejscowego księdza<br />

prawosławnego zarządził inspekcję i śledztwo<br />

w sprawie poczynań Griszki. Jednakże<br />

nic ono nie dało, bowiem mieszkańcy wsi<br />

rodzinnej kandydata na „świętego” solidarnie<br />

albo nic nie wiedzieli i nie pamiętali,<br />

albo <strong>pod</strong>kreślali ortodoksyjną religijność<br />

Grigorija. Skutek represji ze strony władzy<br />

miał dla Rasputina bardzo pozytywny wydźwięk.<br />

Zrobił mu niesłychaną reklamę.<br />

Jego sława „poszła w lud” i zaczęła przekraczać<br />

opłotki najbliższej okolicy. Zaczęła się<br />

również wędrówka Rasputina do kariery i<br />

do stolicy. Najpierw wszedł na salony arystokracji<br />

w Kazaniu, na Powołżu, potem<br />

zaś znalazł się w stolicy, w Petersburgu. Do<br />

jego kariery przyczynili się hierarchowie<br />

cerkwi prawosławnej. Pierwszym z nich<br />

był archimandryta Chrysanf Szczełkowski,<br />

który wprowadzając Rasputina na szersze<br />

wody s<strong>pod</strong>ziewał się dla siebie określonych<br />

korzyści. W tym okresie, to znaczy na początku<br />

wieku XX w Rosji istniało społeczne<br />

zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju<br />

mistyków, wieszczów, „świętych starców”,<br />

„brodjagów”, „proroków”, co niewątpliwie<br />

świadczy o schyłkowości ówczesnej rosyjskiej<br />

kultury politycznej, w której oczekiwanie<br />

na cud miało zastąpić niezbędne<br />

reformy polityczne, gos<strong>pod</strong>arcze i społeczne.<br />

Tego typu zapotrzebowanie istniało<br />

również na carskim dworze, co tłumaczy<br />

też w pewnej mierze karierę Rasputina, czy<br />

też raczej w ogóle możliwość kariery tego<br />

typu człowieka. W petersburskiej karierze<br />

Rasputina wspomagali rektor akademii<br />

teologicznej Teofan, biskup Saratowa Hermogenes<br />

i mnich Heliodor z Carycyna.<br />

Ten ostatni słynął z fanatycznych ataków<br />

na wszelkie według niego przejawy bezbożności.<br />

Wkraczał na salony bogatego mieszczaństwa<br />

z awanturami i oskarżeniami o<br />

bezbożność, psuł bale i zabawy oskarżając<br />

ich uczestników o niemoralność głośnym<br />

wrzaskiem, oskarżał też o niemoralność<br />

wielu państwowych dostojników, w czym<br />

akurat się nie mylił. Miał też z racji bezkompromisowości<br />

duży wpływ na dworze<br />

carskim, gdzie, jak już pisałem, życzliwym<br />

okiem patrzano na wszelkiej maści „świątobliwych<br />

mężów”. Heliodor to oczywiście<br />

było jego imię zakonne. Naprawdę nazywał<br />

się Sergiusz Trufanow. W roku 1912<br />

raptem, bez specjalnych racjonalnych powodów<br />

zrzekł się wszelkich duchownych<br />

godności i wyjechał zagranicę. Zmarł w<br />

1952 roku w USA, znany tam jako baptysta.<br />

On to był promotorem Rasputina razem ze<br />

wspomnianymi wcześniej hierarchami. Na<br />

dwór carski pomagał wprowadzić Griszkę<br />

również ojciec Ioann z Kronsztadu, znany<br />

na początku dwudziestego wieku kaznodzieja,<br />

który w roku 1903 wskazał <strong>pod</strong>czas<br />

nabożeństwa Rasputina jako tego, który<br />

15


Rasputin przy popołudniowej herbacie z dworzankami<br />

jest „nawiedzony duchem bożym”. Ta scena<br />

najpewniej została wyreżyserowana przez<br />

wspomnianych hierarchów.<br />

Bezpośrednio na dwór został wprowadzony<br />

przez Annę Wyrubową oraz wielkie<br />

księżne Anastazję i Milicę, żony wielkich<br />

książąt Mikołaja i Piotra Mikołajewiczów.<br />

Byli to stryjeczni bracia ojca ostatniego<br />

cara, Mikołaja II. Mikołaj Mikołajewicz<br />

miał duże ambicje wojskowe i w latach<br />

1914–15 był głównodowodzącym armii<br />

rosyjskiej <strong>pod</strong>czas wojny światowej. To on<br />

wydał słynną odezwę do Polaków w roku<br />

1915, w której bardzo mgliście obiecywał<br />

powstanie po wojnie państwa polskiego,<br />

oczywiście <strong>pod</strong> berłem Romanowych w<br />

zamian za masowy udział Polaków w armii<br />

rosyjskiej i walce z Niemcami. Odezwa<br />

ta przeszła w zasadzie bez większego echa.<br />

Z Polaków zwerbowanych do ówczesnej armii<br />

rosyjskiej utworzono osobną jednostkę<br />

wojskową, zwaną „Legionem Puławskim”<br />

od miejsca koncentracji, czyli Puław. Legion<br />

ten istniał do 1916 roku. Natomiast<br />

Anastazja i Milica były to córki władyki<br />

Czarnogóry Nikity ( Mikołaja) Petrovicia<br />

Njegoszy. Czarnogóra, państwo które istnieje<br />

do dzisiaj po rozpadzie Jugosławii ,<br />

przed pierwszą wojną światową było teokratyczną<br />

monarchią, to znaczy, że biskup<br />

Czarnogóry był jednocześnie jej władcą<br />

świeckim, księciem. Ponieważ biskupi prawosławni<br />

mogli zawierać związki małżeńskie,<br />

w związku z czym powstała dynastia<br />

biskupów – książąt nazywanych władykami.<br />

Milica i Anastazja miały zainteresowania<br />

mistyczne, w ich kręgu zajmowano się<br />

wszelkiego typu „świętymi starcami”, „ludźmi<br />

bożymi” jak też ich nazywano, a wśród<br />

których było wielu zwyczajnych naciągaczy,<br />

karierowiczów i oszustów. Księżniczki jednakże<br />

nie widziały tego, lub też nie chciały<br />

widzieć. Przyjaźniły się w ramach koneksji<br />

rodzinnych z carową, która z racji niemieckiego<br />

pochodzenia, stylu bycia, była izolowana<br />

towarzysko wśród Rosjan.<br />

Ostatnia caryca Rosji była wnuczką<br />

brytyjskiej królowej Wiktorii. Z pochodzenia<br />

Niemka, z wychowania Angielka, po<br />

przyjęciu prawosławia przyjęła imię Aleksandra<br />

Fiodorowna. Naprawdę nazywała<br />

się Victoria Alix Helena Louise Beatrice<br />

księżniczka Hessen – Darmstadt. Urodziła<br />

Mikołajowi II cztery córki: Olgę, Tatianę,<br />

Marię i Anastazję oraz upragnionego<br />

syna, następcę tronu, carewicza Aleksego.<br />

Urodził się on 30 lipca 1904 roku. Niestety,<br />

szybko okazało się, że młody następca<br />

tronu jest chory na hemofilię, przypadłość<br />

którą dziedziczył po linii prababki, królowej<br />

Wiktorii brytyjskiej. Kiedy wprowadzono<br />

Rasputina na dwór carski i kiedy wszedł po<br />

raz pierwszy do prywatnych apartamentów<br />

rodziny cesarskiej, okazało się, że ten prosty<br />

mużyk, prymitywny i nieokrzesany syberyjski<br />

chłop potrafi zatrzymywać krwotoki<br />

powstałe na skutek hemofilii, czyli braku<br />

krzepliwości krwi. Do dziś nie wiadomo jak<br />

to robił. Czy za pomocą hipnozy, jak niektórzy<br />

twierdzili, czy też w inny sposób, faktem<br />

jest natomiast, że to potrafił i dlatego stał się<br />

niezbędny w życiu rodziny carskiej. Caryca<br />

Aleksandra Fiodorowna nie widziała innej<br />

możliwości i to ona, głównie ze względu na<br />

synka była główną rzeczniczką obecności<br />

Rasputina na dworze cesarskim. Na temat<br />

ich wzajemnych relacji już w czasach im<br />

współczesnych pojawiały się niesmaczne<br />

plotki i pomówienia, między innymi o to,<br />

że Rasputin oprócz leczenia chorego synka<br />

świadczył carycy jeszcze inne „usługi”.<br />

Wpływ Rasputina na carową, a pośrednio<br />

i na cara, stał się niedługo przyczyną wielu<br />

sporów rodzinnych w domu Romanowów,<br />

jak i przedmiotem politycznych ataków<br />

opozycji. Ta opozycja była nie tylko ze strony<br />

środowisk centrowych i lewicowych, ale<br />

także ze strony ultrakonserwatywnych monarchistów,<br />

zwolenników władzy absolutnej<br />

cara. Wśród tych ostatnich prym wiódł<br />

poseł do Dumy Włodzimierz Puryszkiewicz,<br />

który był jednym z morderców Rasputina.<br />

Car z żoną po roku 1905 wycofali<br />

się do ściśle domowego, rodzinnego kręgu,<br />

zrywając praktycznie wszystkie większe<br />

kontakty z otoczeniem za wyjątkiem koniecznych<br />

i ściśle formalnych. Na wszystkie<br />

interwencje posłów, ministrów i kolejnych<br />

premierów car niezmiennie odpowiadał, że<br />

problem Rasputina jest wyłącznie prywatnym<br />

problemem carskiej rodziny i nikogo<br />

to nie powinno obchodzić. Problem jednak<br />

16 DEBATA Numer 11 (38) 2010


polegał na tym, że car był władcą absolutnym<br />

jednego z największych państw świata,<br />

konstytucji w Rosji, mimo zapowiedzi, nie<br />

było, a parlament, czyli Duma, miał tylko<br />

uprawnienia doradcze. Ostateczne decyzje<br />

w sprawach państwowych należały do cara.<br />

W tej sytuacji rola Rasputina w jego rodzinie<br />

nie była tylko jego prywatną sprawą.<br />

A rola „świętego szatana” była coraz większa.<br />

Od roku 1907, czyli od jego zainstalowania<br />

się na dworze cesarskim wpływ Rasputina<br />

był coraz większy. „Święty starzec”<br />

pozwalał sobie na coraz więcej. Orgie i<br />

pijaństwa stały się coraz głośniejsze, coraz<br />

mniej prywatne, wokół Rasputina kręciły<br />

się różne <strong>pod</strong>ejrzane indywidua prowadzące<br />

różne ciemne i <strong>pod</strong>ejrzane interesy<br />

również z nim samym lub w jego imieniu.<br />

Zaczęły się kontakty „biznesowe” z różnymi<br />

politykami, płatne protekcje, oficjalne wręcz<br />

łapówkarstwo. Każdy, kto cokolwiek chciał<br />

załatwić na carskim dworze, czy to koncesję,<br />

czy pozwolenie, czy kasację wyroku i<br />

uniewinnienie, musiał najpierw pojawić się<br />

z odpowiednim „<strong>pod</strong>arkiem” w mieszkaniu<br />

Rasputina. Korzystając ze swoich wpływów<br />

na cesarzową i pośrednio na decyzje<br />

samego cesarza, zaczął Rasputin wpływać<br />

na obsadę ministerialnych stanowisk, kupcząc<br />

nimi na zasadzie – kto da więcej. Do<br />

tego dochodziły coraz głośniejsze skandale<br />

obyczajowe, orgie z damami dworu, arystokratkami<br />

i prostytutkami, opisywane były<br />

przez ówczesną prasę, zarówno rosyjską jak<br />

i zagraniczną. Miara została przekroczona<br />

w roku 1916. Już od czasu rozpoczęcia<br />

pierwszej wojny światowej, Rasputin zdecydowanie<br />

był przeciwny walce z Niemcami.<br />

Stał na stanowisku konieczności zawarcia<br />

osobnego traktatu pokojowego z Niemcami.<br />

Kręgi nacjonalistyczne <strong>pod</strong>ejrzewały<br />

Rasputina, tak jak i carycę o cichą współpracę<br />

z niemieckim wywiadem. Rasputina<br />

wręcz jawnie o to posądzano, pisząc na ten<br />

temat w prasie opozycyjnej wobec aktualnego<br />

rządu i sugerując to z mównicy parlamentarnej.<br />

Słynna była <strong>pod</strong> tym względem<br />

mowa Pawła Milukowa, przywódcy partii<br />

konstytucyjnych demokratów wygłoszona<br />

na początku listopada 1916 roku. Wielu<br />

historyków tę właśnie mowę oskarżycielską<br />

uważało za faktyczny początek rewolucji.<br />

Nieco później swoją mowę, liczącą dwadzieścia<br />

stron wygłosił Puryszkiewicz. Mówił<br />

długo, zszedł z mównicy nagrodzony<br />

oklaskami. Przyczyniły się one do upadku<br />

rządu Borysa Sturmera, protegowanego Rasputina,<br />

który był premierem w 1916 roku i<br />

praktycznie wykonywał wszystkie życzenia<br />

„starca”, jeśli chodzi o obsadę stanowisk<br />

państwowych.<br />

Już w listopadzie 1916 roku, paru przedstawicieli<br />

konserwatywnych, monarchistycznych<br />

środowisk postanowiło pozbyć<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

się Rasputina w jedyny możliwy sposób, to<br />

znaczy – zabić go. Spisek został uknuty z<br />

motywacji patriotycznych i monarchistycznych,<br />

jego uczestnicy byli pewni, że tym<br />

sposobem uratują monarchię absolutną i<br />

wybawią Rosję od kłopotów, wyciągną ją z<br />

politycznej zapaści, w jaką zaczęła się pogrążać.<br />

Do spisku oprócz Puryszkiewicza<br />

należeli wielki książę Dymitr Pawłowicz,<br />

siostrzeniec cara i książę Feliks Jusupow,<br />

żonaty z Ireną Aleksandrowną, siostrzenicą<br />

Mikołaja II. Spisek, jak widać sięgał wręcz<br />

najbliższej carskiej rodziny. Warto nieco<br />

napisać o księciu Jusupowie. Rodzina ta<br />

wywodziła się od tatarskiego kniazia Jusupa<br />

(tatarska forma arabskiego imienia Jusuf,<br />

czyli Józef) Mirzy, będącego <strong>pod</strong>obno na<br />

służbie emira Tamerlana, władcy Transoksanii<br />

albo inaczej Mawarannahru, czyli Turkiestanu,<br />

obejmującego dzisiejsze republiki<br />

Środkowoazjatyckie z głównymi miastami<br />

Samarkandą, Chiwą i Bucharą. Po przejściu<br />

na prawosławie przodek Jusupowych był<br />

<strong>pod</strong>komorzym u Piotra I. Ojciec Feliksa<br />

ożenił się z księżniczką Jusupową i otrzymał<br />

od cara Aleksandra III pozwolenie na noszenie<br />

nazwiska żony. Młody książę Feliks<br />

zrobił przez ożenek jeszcze większą karierę.<br />

Po rewolucji znalazł się na emigracji, gdzie<br />

wydał książkę – swoje wspomnienia z tych<br />

wydarzeń, dzięki której zarobił sporą fortunę.<br />

Zmarł w roku 1967 na emigracji.<br />

Ci trzej dżentelmeni zamierzyli i zabili<br />

Rasputina. Należy też nadmienić, że ówczesna<br />

Rosja, łącznie z najwyższymi sferami<br />

władzy pełna była spisków różnego rodzaju.<br />

Jeden z nich dążył do obalenia cara Mikołaja<br />

II i zastąpienia go innym przedstawicielem<br />

rodziny Romanowów. Zamierzano<br />

jako regenta zainstalować brata carskiego<br />

wielkiego księcia Michała. Inna grupa miała<br />

zamiar osadzić na tronie wspomnianego<br />

już wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza,<br />

który nie ukrywał swoich ambicji w<br />

tym względzie. Późniejsza o trzy miesiące<br />

„rewolucja lutowa” i przymuszenie przez<br />

posłów do Dumy Mikołaja II do abdykacji<br />

na rzecz brata Michała nie wzięła się<br />

nies<strong>pod</strong>zianie znikąd, była konsekwencją<br />

rozlicznych planów snutych od 1915 roku,<br />

a zintensyfikowanych w 1916. Podobno w<br />

roku 1916 książę Jerzy Lwow wespół z lożą<br />

masońską snuł plany przewrotu pałacowego<br />

i osadzenia na tronie właśnie Mikołaja<br />

Mikołajewicza. Lwow został później pierwszym<br />

szefem Rządu Tymczasowego. Pisał<br />

też o tym w swoich wspomnieniach na emigracji<br />

Aleksander Kiereński, drugi i ostatni<br />

premier tego rządu.<br />

Morderstwo Rasputina zaplanowano<br />

w ten sposób, że książę Jusupow zwabił go<br />

do swojego pałacu przy petersburskim bulwarze<br />

Mojka na nocną biesiadę, obiecując<br />

nieskończoną ilość wina Madera, które Ra-<br />

sputin szczególnie lubił. Dodatkowo Jusupow<br />

poprosił Rasputina o przeprowadzenie<br />

„seansu leczniczego” ze swoją żoną, Ireną<br />

która była <strong>pod</strong>obno cudownie piękna. Rasputin<br />

połknął przynętę. W realizacji planu<br />

bezpośrednio uczestniczyli Polak, lekarz<br />

frontowy, Stanisław Łazowert, oficer frontowy,<br />

niejaki Suchotin i Newedow, służący Jusupowa.<br />

Rasputina zwabiono do urządzonego<br />

naprędce, acz komfortowo pokoju w<br />

<strong>pod</strong>ziemiach pałacu, skąd nie było słychać<br />

żadnych odgłosów. Wnętrze dodatkowo<br />

zaaranżowano tak, by sprawić wrażenie, że<br />

niedawno zebrało się tam liczne towarzystwo.<br />

Lekarz Łazowert przygotował truciznę,<br />

którą dodano do wina i ciast leżących<br />

na stole. Rasputin okazał się niezwykle żywotny.<br />

Trucizna, cyjankali, nie <strong>pod</strong>ziałała w<br />

ilości, w jakiej mogłaby zabić konia. Poźniej<br />

Jusupow przyniósł broń palną i wystrzelił<br />

z bliska do Rasputina raniąc go pomiędzy<br />

łopatkami. Pozostali członkowie spisku,<br />

przedtem ukryci, wypadli i zaczęli bić go<br />

czym się dało. Ciało wręcz zmasakrowano<br />

i mordercy byli pewni, że Rasputin nie żyje.<br />

Wyszli na piętro pałacu. Po pewnym czasie<br />

książę Jusupow wrócił na dół tknięty przeczuciem<br />

i zobaczył, że Rasputin się <strong>pod</strong>nosi<br />

i atakuje go. Zdołał wyrwać się, pomimo<br />

ran do drzwi, które prowadziły do wyjścia<br />

z pokoju nad rzekę Newę o tej porze skutej<br />

lodem. Uciekającego Rasputina parę razy<br />

trafił z rewolweru Puryszkiewicz, krzycząc<br />

przy tym „Dlaczego ten pies nie zdycha!?”<br />

Ten padł na wznak na śnieg. Ciało skrępowano<br />

powrozami i wrzucono do przerębli<br />

na Newie. Kiedy go wiązano, żył jeszcze!<br />

Dopiero zmarł na skutek wyziębienia i utopienia.<br />

19 grudnia na skutek informacji o<br />

zaginięciu Rasputina i telegramów carowej,<br />

Mikołaj II wrócił z Mohylowa, z kwatery<br />

głównej armii rosyjskiej, której był wodzem<br />

naczelnym. Rozpoczęto śledztwo. Winnych<br />

w zasadzie nie ukarano, gdyż wielcy książęta<br />

byli wyłączeni z normalnej sądowej<br />

jurysdykcji.<br />

Podobno Rasputin miał przepowiedzieć<br />

carowi Mikołajowi II, że „gdy ja umrę, to<br />

umrzesz Ty i Twoja rodzina, i upadnie Twoje<br />

carstwo”. Dwa miesiące po jego śmierci<br />

Mikołaj II przestał być carem, a w dziesięć<br />

miesięcy po morderstwie Rasputina, mordercy<br />

bolszewiccy zamordowali całą rodzinę<br />

Mikołaja II, ostatniego cara Rosji.<br />

Profesor w Instytucie Nauk Politycznych<br />

Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego<br />

jest założycielem<br />

i prezesem Związku Tatarów<br />

Rzeczypospolitej; poeta, członek<br />

Stowarzyszenia Pisarzy Polskich,<br />

autor kilku tomów poezji<br />

Selim Chazbijewicz<br />

17


Czerwony kat Olsztyna<br />

Celestyn Nawrocki<br />

– naczelnik Wydziału<br />

Śledczego WUBP w Olsztynie (cz.1)<br />

Stefan Tuma w lutowej „debacie” z 2010 r. opublikował swoje wspomnienia z 1976 r.<br />

pt. „Moje wojaże”, w których centralną postacią, obok niego samego, był funkcjonariusz<br />

uB Celestyn Nawrocki. Tuma, nie znając ubeckiej przeszłości Nawrockiego<br />

(poznał ją dopiero, kiedy delegatura iPN w olsztynie w 2007 r. przygotowała wystawę<br />

„Twarze olsztyńskiej bezpieki”), przez kilka lat pracował z Nawrockim w olsztyńskich<br />

zakładach opon Samochodowych „Stomil”. Autor opisując swoje przygody<br />

z byłymi ubekami, wspomniał także innego funkcjonariusza – Mariana (Samuela)<br />

Lurie, zaprezentowanego w marcowym wydaniu naszego miesięcznika z bieżącego<br />

roku. do osoby Nawrockiego – nazywanego katem olsztyna – trzeba jednak powrócić,<br />

gdyż był on ucieleśnieniem wszystkich zbrodniczych praktyk komunistycznej<br />

bezpieki.<br />

PioTR KARdELA<br />

Celestyn Nawrocki urodził się 8<br />

kwietnia 1923 r. w Łodzi 1 . Jego<br />

ojciec, Walenty, był szewcem, zaś<br />

matka, Genowefa, zajmowała się domowym<br />

gos<strong>pod</strong>arstwem. W 1930 r. Nawrocki<br />

jako siedmioletni chłopiec rozpoczął naukę<br />

w jednej z łódzkich szkół powszechnych,<br />

gdzie – jak sam później <strong>pod</strong>awał – był<br />

„uczniem celującym” 2 . W 1936 r., po ukończeniu<br />

szóstej klasy, zdawał egzamin do<br />

Państwowego Gimnazjum im. Prezydenta<br />

Narutowicza w Łodzi, ale z nieznanych powodów<br />

nie został wtedy przyjęty. Dopiero<br />

rok później stał się uczniem tejże szkoły,<br />

co nastąpić miało dzięki wstawiennictwu<br />

Związku Inwalidów Wojennych, do którego<br />

należał jego ojciec 3 . Do 1939 r. Celestyn<br />

Nawrocki, <strong>pod</strong>obnie jak ojciec, młodszy<br />

brat Jerzy (ur. 1925 r.) i starszy Eugeniusz<br />

(ur. 1920 r.), nie należał do żadnej partii<br />

politycznej czy organizacji społecznej. Jedynie<br />

matka Genowefa była członkiem<br />

Polskiej Partii Socjalistycznej 4 .<br />

Do wybuchu II wojny światowej i przez<br />

pierwsze miesiące okupacji, Celestyn Nawrocki<br />

mieszkał z rodzicami w Łodzi. We-<br />

Celestyn Nawrocki<br />

dle informacji przekazanych wiosną 1945<br />

r. Urzędowi Bezpieczeństwa, które są jedynym<br />

źródłem wiedzy na temat jego losów<br />

w czasie wojny, Nawrocki nie brał udziału<br />

ani w wojnie obronnej Polski 1939 roku,<br />

ani w jakiejkolwiek cywilnej czy zbrojnej<br />

konspiracji. 19 maja 1940 r. schwytany<br />

przez Niemców <strong>pod</strong>czas łapanki ulicznej w<br />

Łodzi, osadzony został w więzieniu przy ul.<br />

Kopernika. Dzień później wywieziono go<br />

na przymusowe roboty do Prus Wschodnich.<br />

Spędził tam całą wojnę. Początkowo<br />

pracował jako robotnik rolny, a potem<br />

zatrudniono go przy produkcji konserw<br />

w bliżej nieokreślonym przedsiębiorstwie<br />

gdzieś w okolicach Gołdapi 5 . Końcówka<br />

działań wojennych na tym obszarze nosiła<br />

silne piętno odwetu wkraczających czerwonoarmistów,<br />

którego celem byli wszyscy<br />

bez wyjątku mieszkańcy tych ziem, gdzie<br />

nie rozróżniano ludności miejscowej, przymusowo<br />

pracujących Polaków od lojalnych<br />

wobec III Rzeszy obywateli państwa niemieckiego.<br />

Wszystko to <strong>pod</strong>sycane przez<br />

propagandę nienawiści planowo prowadzoną<br />

przez sowieckich oficerów politycznych,<br />

stworzyło atmosferę psychozy i<br />

śmiertelnego zagrożenia 6 . Tak to też odczuwał<br />

Nawrocki, dlatego w styczniu 1945 r.,<br />

kiedy wojska niemieckie zaczęły ustępować<br />

z terenu Prus Wschodnich w wyniku siejącej<br />

strach ofensywy Sowietów, Nawrocki<br />

<strong>pod</strong>czas gorączkowo prowadzonej ewakuacji,<br />

miał oddalić się z miejsca pracy przymusowej,<br />

rozpoczynając dwutygodniową<br />

wędrówkę do rodzinnej Łodzi. Do domu<br />

dotarł 4 lutego 1945 r. 7<br />

6 lutego 1945 r. Nawrocki zapisał się<br />

w łódzkiej dzielnicy Chojny do Związku<br />

Walki Młodych. Kilka dni później – jak<br />

<strong>pod</strong>awał w życiorysie – „[i]dąc za głosem<br />

sumienia” i pragnąc zawodowo związać<br />

się wojskiem, zarejestrował się w Rejonowej<br />

Komendzie Uzupełnień. Przez miesiąc<br />

marzec oczekiwał „na wcielenie do armii” 8 .<br />

Również w marcu 1945 r. Nawrocki wstąpił<br />

w szeregi Polskiej Partii Robotniczej 9 . Nie<br />

otrzymując z WKU odpowiedzi, postanowił<br />

ubiegać się o przyjęcie do służby w<br />

Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego. By<br />

zapewnić o swej lojalności, uzyskał uprzednio<br />

z ZWM zaświadczenie, w którym sekretarz<br />

tej organizacji z dzielnicy Chojny<br />

„ręczył”, że starający się o przyjęcie do UB<br />

jest „szczerym demokratą” 10 .<br />

Podanie o pracę w UBP w Łodzi Celestyn<br />

Nawrocki złożył 4 kwietnia 1945 r.<br />

Prośbę swą motywował nieco przedziwnie:<br />

„Niniejszym proszę uprzejmie Urząd<br />

Wojewódzki o przyjęcie mnie w szeregi<br />

18 DEBATA Numer 11 (38) 2010


czynnych akcjonariuszy wyżej wymienionego<br />

Urzędu. Pragnę bowiem, jako duszą<br />

oddany sprawie czynnie przyczynić się w<br />

wielkim dziele odbudowy Potężnej Polski<br />

Demokratycznej, pozbawionej wszelkich<br />

złych i wrogich elementów” 11 . W przedłożonym<br />

obok <strong>pod</strong>ania życiorysie, Nawrocki<br />

opisując koleje swego losu rozpoczął od<br />

stwierdzenia: „Jestem Polakiem…”. Kończąc<br />

zaś życiorys, narzekając na brak odpowiedzi<br />

z WKU oświadczał, że pragnie<br />

dłużej „nie zwlekać i pracować, aby czynnie<br />

przyczynić się do umocnienia pozycji Polski<br />

Demokratycznej w Europie” 12 .<br />

5 kwietnia 1945 r. UBP w Łodzi pozytywnie<br />

rozpatrzył <strong>pod</strong>anie Nawrockiego 13 ,<br />

w związku z czym ten z dniem 7 kwietnia<br />

został przyjęty w szeregi organów bezpieczeństwa<br />

14 . Początkowo, najpewniej<br />

w porozumieniu z WKU, skierowano go<br />

do pracy na stanowisku cenzora w Wojewódzkim<br />

Wydziale Cenzury Wojskowej w<br />

Łodzi, a 20 maja na takie samo stanowisko<br />

do Poznania, gdzie przebywał do 6 sierpnia.<br />

Przez dwa tygodnie był w dyspozycji<br />

Wydziału Personalnego MBP. 15 września<br />

Nawrockiego skierowano na przeszkolenie<br />

do Centrum Szkolenia MBP w Łodzi 15 . Po<br />

odbytym kursie, 21 grudnia 1945 r. Celestyn<br />

Nawrocki złożył ślubowanie jako<br />

funkcjonariusz UB i został awansowany do<br />

stopnia chorążego 16 .<br />

4 stycznia 1946 r. chorąży Nawrocki,<br />

nie wykluczone, że z racji przebywania<br />

<strong>pod</strong>czas wojny w Prusach Wschodnich i<br />

naturalnej znajomości tego terenu, został<br />

skierowany na obszar Okręgu Mazurskiego.<br />

11 stycznia rozpoczął jako oficer<br />

śledczy służbę w Powiatowym Urzędzie<br />

Bezpieczeństwa Publicznego w Biskupcu<br />

Reszelskim 17 . Szefem Urzędu i przełożonym<br />

Nawrockiego był ppor. Stefan Jarosz,<br />

który jako absolwent Centralnej Szkoły<br />

MBP został do Biskupca skierowany już<br />

we wrześniu 1945 18 . Nawrocki w Biskupcu<br />

jako oficer śledczy zajmował się m.in. sprawami<br />

przestępstw gos<strong>pod</strong>arczych. Ścigając<br />

spekulantów i szabrowników, sam jednak<br />

również nie ustrzegł się nadużyć i łapownictwa.<br />

30 marca 1946 r. na polecenie szefa<br />

PUBP, wraz z innymi funkcjonariuszami<br />

UB, uczestniczył w zatrzymaniu Antoniego<br />

Wacławskiego, który przewodził samochodem<br />

ciężarowym 4 tys. kg mąki. Wacławskiego<br />

aresztowano, zarzucając „nielegalny<br />

wywóz mąki z terenu wojew.[ewództwa]<br />

olsztyńskiego”. Stefan Jarosz 2.986 kg mąki<br />

przekazał miejscowej składnicy »Społem«,<br />

a resztę zużył na potrzeby <strong>pod</strong>ległego sobie<br />

urzędu. „Po upływie kilku dni – jak napisano<br />

w później sporządzonym raporcie<br />

WUBP w Olsztynie – za pośrednictwem<br />

Nawrockiego Celestyna”, do Jarosza zgłosiła<br />

żona zatrzymanego Wacławskiego.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Prosząc o zwolnienie męża, zapłaciła za to<br />

Jaroszowi 10.000 zł. Wacławski został zwolniony.<br />

Jarosz zaś <strong>pod</strong>zielił się z Nawrockim<br />

otrzymaną łapówką, dając mu 5 tys. zł. W<br />

celu zatuszowania sprawy przeciwko Wacławskiemu<br />

Jarosz z Nawrockim „uplanowali<br />

fikcyjne przesłanie akt sprawy do<br />

[olsztyńskiej] Komisji Specjalnej [do Walki<br />

z Nadużyciami i Szkodnictwem Gos<strong>pod</strong>arczym]<br />

i w związku z tym napisali pismo<br />

skierowujące wspomniane akta do tejże<br />

Komisji, nie przesyłając jednak akt” 19 . Nie<br />

wykluczone, że właśnie takie postępowanie<br />

funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa<br />

było powodem licznych skarg, które napływały<br />

od mieszkańców Warmii i Mazur do<br />

olsztyńskiej Delegatury Komisji Specjalnej<br />

20 .<br />

Nadużywanie władzy i wspólne nieformalne<br />

porozumienia Nawrockiego z sze-<br />

Czerwony kat Olsztyna<br />

fem PUBP w Biskupcu na pewno nie były<br />

też bez wpływu na niezwykle pozytywną<br />

ocenę Nawrockiego jako funkcjonariusza<br />

PUBP, zawartą w wysyłanej z Biskupca do<br />

WUBP w Olsztynie jego charakterystyce.<br />

18 kwietnia 1946 r. ppor. Jarosz pisał m.in.,<br />

że chorąży Nawrocki, pracował w Biskupcu<br />

„nienagannie” i posiadał „kompetencje w<br />

pracy Urzędu Bezpieczeństwa”. Informując<br />

szefostwo służbowe o przynależności<br />

<strong>pod</strong>ległego mu pracownika do PPR, Jarosz<br />

określał przekonania polityczne <strong>pod</strong>władnego<br />

jako „ściśle demokratyczne”, uznając,<br />

że ten nadawałby się nawet „na zastępcę<br />

szefa PUBP” 21 . Nawrocki służbę w Biskupcu<br />

zakończył jednak z początkiem września<br />

1946 r., co mogło być spowodowane<br />

ujawnieniem sprawy łapówkarskiej i wszczęciem<br />

wewnętrznego wyjaśnienia przez<br />

WUBP w Olsztynie 22 .<br />

8 września 1946 r. chorąży Nawrocki<br />

został przeniesiony do PUBP w Lidzbarku<br />

Warmińskim 23 , gdzie od 1 listopada<br />

objął stanowisko zastępcy szefa PUBP 24 .<br />

Jako funkcjonariusz UB był mocno zaangażowany<br />

w akcję przedwyborczą na terenie<br />

powiatu lidzbarskiego. Ostrze działań<br />

przedwyborczych aparatu bezpieczeństwa,<br />

jak w całym kraju, skierowane było przede<br />

wszystkim przeciw członkom Polskiego<br />

Stronnictwa Ludowego, która to partia na<br />

terenie powiatu zorganizowała się w lutym<br />

1946 r. I choć po referendum z 1946 r. PSL<br />

było konsekwentnie rozbijane, to jednak<br />

jego członkowie wciąż mogli liczyć na poparcie<br />

społeczne, pochodzące głównie ze<br />

strony osadników z terenu Wileńszczyzny<br />

25 . Akcja przeciw PSL-owi była dokumentowana<br />

przez UB. Przykładowo 2 października<br />

1946 r. funkcjonariusze PUBP w<br />

Lidzbarku zatrzymali byłego instruktora<br />

Powiatowego Zarządu PSL, „<strong>pod</strong>ejrzanego<br />

o handel bronią palną i dostarczenie jej<br />

dla bandy”. Dnia następnego, zatrzymano<br />

„3 członków nielegalnej organizacji, w<br />

tym Prezesa Powiatowego Zarządu PSL i<br />

skarbnika tegoż Zarządu”. 5 października<br />

z kolei w powiecie zatrzymano osoby rozpowszechniające<br />

ulotki „antypaństwowe” z<br />

polecenia „nielegalnej organizacji »W[olność]<br />

i N[iezawisłość]«” 26 . Teren – jak zapamiętał<br />

wysoki funkcjonariusz UB Bolesław<br />

Krzywiński, czyli Borys Shildhaus<br />

– był przy tym przesiąknięty ludźmi z <strong>pod</strong>ziemia,<br />

którzy popierali PSL. „Zadaniem<br />

naszym – pisał dość przewrotnie Krzywiński,<br />

myśląc o wyborach – było więc stworzyć<br />

warunki dla ludności dla swobodnego<br />

wypowiedzenia się” 27 .<br />

23 listopada 1946 r. Celestyn Nawrocki<br />

wysłał do WUBP w Olsztynie sprawozdanie<br />

pt. „Ilość dysponującej siły do celów wyborów<br />

w Pow.[iatowym] Urzędzie Bezp.[ieczeństwa]<br />

Publicznego w Lidzbarku”, gdzie<br />

wykazywał stany liczbowe funkcjonariuszy<br />

UB, MO i ORMO zaangażowanych w<br />

„ochronę” nadchodzących wyborów. Sam<br />

stojąc na czele „Wyborczego sztabu policyjnego”<br />

w powiecie, informował o zebraniu<br />

przez UB charakterystyk członków obwodowych<br />

komisji wyborczych, w których –<br />

jak relacjonował – „przeprowadził pewne<br />

reorganizacje, usuwając z tych elementy<br />

niepewne”. 14 stycznia 1947 r., a zatem pięć<br />

dni przed wyborami, Nawrocki <strong>pod</strong>awał<br />

do szefa WUBP, że efektem działań lidzbarskiego<br />

UB było usunięcie z komisji 12 osób.<br />

Chorąży Nawrocki zajmował się zatem aktywnie<br />

rozpoznaniem osób nastawionych<br />

wrogo do „obecnego ustroju”. W efekcie<br />

tej pracy wytypowano w powiecie 97 osób,<br />

głównie z PSL, które w jego przekonaniu<br />

należało pozbawić prawa udziału w wyborach.<br />

Relacjonując do WUBP w Olsztynie<br />

inne owoce pracy Urzędu, donosił, że<br />

„członków Komisji obwodowych zwerbowano<br />

[jako informatorów UB] wszystkich”,<br />

uzupełniając, że pełnomocników list nie<br />

19


werbowano, gdyż wypracowana sytuacja<br />

w komisjach wyborczych gwarantowała, iż<br />

głosy oddane w wyborach będą policzone<br />

„dobrze”. Nawrocki chwalił się ponadto, że<br />

oprócz zastopowania przez UB zgłaszania z<br />

terenu powiatu tzw. dzikich list, funkcjonariusze<br />

PUBP przygotowali wykaz 52 osób,<br />

które w przeddzień wyborów zostaną prewencyjne<br />

aresztowane. Jak pisał dosłownie,<br />

chodziło o „aktywistów PSL, którzy jednak<br />

po wystąpieniu z tej partii nie przestają<br />

swej działalności antyrządowej i uprawiają<br />

wrogą propagandę” 28 . Poprzez tego typu<br />

działania na pewno Celestyn Nawrocki w<br />

jakimś stopniu przyczynił się do „utrwalenia<br />

władzy ludowej” na terenie byłych Prus<br />

Wschodnich.<br />

W czerwcu 1947 r. Komitet Powiatowy<br />

PPR z okazji „wygranych” wyborów,<br />

<strong>pod</strong>czas specjalnej uroczystości w Lidzbarku,<br />

wręczył m.in. Nawrockiemu „dy-<br />

plom uznania”. Tym sposobem funkcjonariusz<br />

ten znalazł się w gronie 25. osób<br />

wyróżnionych, które w ocenie przybyłego<br />

z Olsztyna Ostrowskiego, przedstawiciela<br />

Komitetu Wojewódzkiego PPR, wydatnie<br />

przyczynili się do budowy – jak to ujął komunista<br />

– „nowej Polski i nowego życia” 29 .<br />

Po uroczystości Nawrocki wyjechał na<br />

krótko do MBP w Warszawie, skąd przywiózł<br />

nadany mu 10 lipca 1947 r. Brązowy<br />

Krzyż Zasługi 30 .<br />

Po wyborach Celestyn Nawrocki kontynuował<br />

służbę w powiecie lidzbarskim,<br />

zajmując się m.in. inwigilacją za pomocą<br />

zwerbowanej przez siebie agentury byłego<br />

środowiska PSL, członków PPS, Stronnictwa<br />

Ludowego, a nawet OMTUR-u. Inwigilował<br />

także (np. poprzez płatnych agentów<br />

ps. „Rola” czy „Kłusownik”) członków<br />

rządzącej partii komunistycznej, choć w<br />

jej szeregach w przeciwieństwie do okresu<br />

przedwyborczego nie miał już oficjalnych<br />

informatorów – po styczniu 1947 r. zwerbowanych<br />

uprzednio konfidentów w szeregach<br />

PPR, wyeliminował z czynnej sieci<br />

agenturalnej 31 .<br />

Nawrocki także w Lidzbarku nie<br />

ustrzegł się nadużyć władzy. Wspomniany<br />

funkcjonariusz UB, Bolesław Krzywiński,<br />

napisał o ludziach przebywających po<br />

1945 r. na teren byłych Prus Wschodnich:<br />

„Nikt sobie mienia nie przywoził, a każdy<br />

urządzał sobie mieszkanie, zabierając<br />

opuszczone meble i inne przedmioty,<br />

względnie upatrywał sobie rzekomego<br />

Niemca i zabierał mu jego własność” 32 . I<br />

tak to chyba musiał rozumieć Celestyn<br />

Nawrocki, bo w sierpniu 1947 r. decyzją<br />

szefa WUBP w Olsztynie został ukarany<br />

14-dniowym aresztem domowym, po tym<br />

jak odkryto, że jako funkcjonariusz bezpieki<br />

w Lidzbarku bezprawnie przechowywał<br />

w swoim prywatnym mieszkaniu<br />

depozyt „po wysiedlonym Niemcu Teszmerze”<br />

33 .<br />

3 sierpnia 1947 r. Nawrocki ukończył<br />

w Olsztynie kurs szefów PUBP, a 15 grudnia<br />

tego samego roku został mianowany<br />

na stanowisko zastępcy szefa PUBP w<br />

Lidzbarku Warmińskim 34 . Dokształcanie i<br />

awanse nie miały jednak wpływu na ocenę<br />

Nawrockiego przez zwierzchników w<br />

Olsztynie, którzy ostatecznie negatywnie<br />

<strong>pod</strong>sumowali jego pracę. Celestyn Nawrocki<br />

– jak pisano – „pełniąc obowiązki<br />

[p.o.] Szefa PUBP w Lidzbarku, zaniedbywał<br />

swoje obowiązki służbowe”. Wśród<br />

przykładów <strong>pod</strong>awano, że 12 września<br />

1947 r. <strong>pod</strong>czas inspekcji w PUBP znaleziono<br />

„w koszu od śmieci oryginały<br />

dwóch doniesień ag.[enta] ps. »Stalowy«”.<br />

Po inspekcji nie wyciągnięto konsekwencji<br />

służbowych wobec Nawrockiego. Mało<br />

tego, 22 grudnia 1947 r. Nawrocki został<br />

awansowany do stopnia <strong>pod</strong>porucznika 35 .<br />

Pobłażanie wobec niego zakończyło się<br />

jednak również w grudniu 1947 r., gdyż<br />

Nawrocki upił się, po czym na terenie<br />

PUBP „wystrzelił ze swego pistoletu posiadaną<br />

amunicję, a następnie zabrał automat<br />

stojącemu na posterunku wartownikowi<br />

Niedźwiedzkiemu i wystrzelił około<br />

6-ciu razy”. Wiadomości o tym incydencie<br />

szybko dotarły do WUBP w Olsztynie, a<br />

potem do MBP w Warszawie, efektem<br />

czego było wszczęcie wewnętrznego dochodzenia<br />

wyjaśniającego 36 .<br />

Dr historii, pracownik Delegatury<br />

Instytutu Pamięci<br />

Narodowej w Olsztynie.<br />

Piotr Kardela<br />

20 DEBATA Numer 11 (38) 2010


(Przypisy)<br />

1. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku,<br />

sygn. 052/191, Akta osobowe Celestyna Nawrockiego,<br />

s. Walentego, ur. w Łodzi, dn. 8 IV 1923 r. /dalej: AIPN<br />

052/191/, Ankieta personalna C. Nawrockiego. Przebieg<br />

służby i awanse C. Nawrockiego, oprac. przez R. Gieszczyńską,<br />

zob. Twarze olsztyńskiej bezpieki. Obsada stanowisk kierowniczych<br />

Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w<br />

Olsztynie. Informator personalny, praca zbiorowa <strong>pod</strong> red. P.<br />

Kardeli, Białystok 2007, s. 147-148, /dalej: Twarze olsztyńskiej<br />

bezpieki/.<br />

2. AIPN 052/191, Własnoręcznie napisany życiorys C.<br />

Nawrockiego, Łódź, IV 1945 r. /dalej: Życiorys C. Nawrockiego/;<br />

ibidem, Kwestionariusz dla współpracowników Resortu<br />

Bezpieczeństwa Publicznego – C. Nawrocki /dalej: Kwestionariusz<br />

C. Nawrockiego/.<br />

3. Ibidem. Do Związku Inwalidów Wojennych w Łodzi<br />

dysponując tam pewnym poparciem należał, z racji inwalidztwa<br />

po kontuzji odniesionej w czasie I wojny światowej<br />

<strong>pod</strong>czas służby w armii carskiej Rosji, ur. 1892 r. Walenty<br />

Nawrocki.<br />

4. AIPN 052/191, Ankieta Specjalna UBP – C. Nawrocki,<br />

Łódź, 22 XI 1945 r. /dalej: Ankieta Specjalna C. Nawrockiego/<br />

5. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawroc-<br />

kiego. 6. O wkroczeniu i działaniach Armii Czerwonej na teren<br />

Gołdapi, okrucieństwie i zbrodniach na ludności cywilnej<br />

traktuje m.in. fragment książki C. Merridale, Wojna Iwana,<br />

Poznań 2007, s. 327.<br />

7. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawrockiego.<br />

8. Ibidem.<br />

9. Ankieta Specjalna C. Nawrockiego<br />

10. AIPN 052/191, Zaświadczenie dla C. Nawrockiego<br />

wystawione przez J. Służewskiego sekretarza ZWM Łódź-<br />

Chojny, 3 IV 1945 r.<br />

11. AIPN 052/191, Podanie C. Nawrockiego do WUBP<br />

w Łodzi, 4 IV 1945 r. wraz z dopiskiem o pozytywnym rozpatrzeniu.<br />

12. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawrockiego.<br />

13. AIPN 052/191, Podanie C. Nawrockiego….<br />

14. Ibidem, Ankieta personalna.<br />

15. Ibidem, Przebieg służby z akt personalnych.<br />

16. Archiwum Delegatury IPN w Olsztynie, Akta <strong>pod</strong>ręczne<br />

sprawy przygotowawczej przeciwko C. Nawrockiemu,<br />

sygn. akt VII K 27/89, /dalej: IPN Bi 05/191/, Kopia Karty<br />

ewidencyjnej funkcjonariusza bezpieczeństwa publicznego<br />

– C. Nawrocki; AIPN 052/191, Pismo S. Jarosza szefa PUBP<br />

w Biskupcu do Naczelnika Wydziału Personalnego WUBP w<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.; ibidem, Karta ślubowania<br />

C. Nawrockiego w Centralnej Szkole MBP, 21 XII 1945 r.<br />

Wówczas funkcjonariusze UB ślubowali na wierność konstytucji<br />

z dnia 17 marca 1921 r., ale też praw stanowionych przez<br />

Krajową Radę Narodową; Twarze olsztyńskiej bezpieki…, s.<br />

147-148.<br />

17. O skierowaniu Nawrockiego do PUBP, zob. AIPN<br />

Bi 058/14, 40 lat organów bezpieczeństwa woj. olsztyńskiego<br />

1945-1985. Kronika walki, służby, pracy, oprac. J. Grzegorzewski,<br />

mps, s. 39, /dalej: 40 lat organów/; AIPN 052/191, Przebieg<br />

służby z akt personalnych; ibidem, Pismo S. Jarosza szefa<br />

PUBP w Biskupcu do Naczelnika Wydziału Personalnego<br />

WUBP w Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.; IPN Bi 05/191,<br />

Wykaz funkcjonariuszy PUBP w Biskupcu Reszelskim zatrudnionych<br />

w latach 1945-1948.<br />

18. O skierowaniu S. Jarosza do PUBP w Biskupcu, zob.<br />

AIPN Bi 058/14, 40 lat organów, s. 29. W monografii Biskupca<br />

wydanej za PRL-u, odnotowano jedynie, że PUBP istniał i<br />

nic ponadto. Zob. Biskupiec. Z dziejów miasta i powiatu, Olsztyn<br />

1969, s. 202.<br />

19. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />

WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />

Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950<br />

r. Za powyższe Jarosz, decyzją Ministra Bezpieczeństwa Publicznego<br />

z dnia 7 stycznia 1948 r. został wydalony z pracy<br />

w UB. Nawrocki zaś został ukarany 14-dniowym aresztem<br />

domowym z potrąceniem 50% poborów za czas odbywania<br />

kary 20. Szerzej na ten temat, zob. R. Tomkiewicz, Olsztyńska<br />

Delegatura Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i<br />

Szkodnictwem Gos<strong>pod</strong>arczym 1945-1954, Olsztyn 1995, s. 92.<br />

21. AIPN 052/191, Pismo S. Jarosza szefa PUBP w Biskupcu<br />

do Naczelnika Wydziału Personalnego WUBP w<br />

Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.<br />

22. IPN Bi 05/191, Wykaz funkcjonariuszy PUBP w<br />

Biskupcu Reszelskim zatrudnionych w latach 1945-1948.<br />

Inną datę zakończenia służby C. Nawrockiego w PUBP w<br />

Biskupcu <strong>pod</strong>ała R. Gieszczyńska, co mogło wynikać z przepisania<br />

błędnie zapisanej daty w karcie o przebiegu służby,<br />

która wyraźnie w latach 1945-1948 była przepisywana, a nie<br />

uzupełniana na bieżąco. Dokumenty związane z aktywnością<br />

C. Nawrockiego w Lidzbarku Warmińskim datowane już od<br />

jesieni 1946 r. wskazują ewidentnie, że datę tę zapisano mylnie<br />

– 1947 zamiast 1946 r. Zob. Twarze olsztyńskiej bezpieki, s.<br />

147 i por. AIPN 052/191, Karta ewidencyjna C. Nawrockiego.<br />

23. IPN Bi 05/191, Wykaz funkcjonariuszy PUBP w Biskupcu<br />

Reszelskim zatrudnionych w latach 1945-1948. Wedle<br />

jednych ustaleń, PUBP w Lidzbarku Warmińskim został<br />

zorganizowany w lipcu 1945 r. <strong>pod</strong> kierownictwem Henryka<br />

Wróblewskiego. Zob. J. Mikołajczak, Trud pierwszych lat.<br />

Powiat lidzbarski w latach 1945-1947, Lidzbark Warmiński<br />

„Ty ślepy jesteś”<br />

– zaćmienie z czasów<br />

realnego socjalizmu<br />

„Władza ludowa”, deklaratywnie troszcząc się o ludzi, z rozmysłem deprecjonowała<br />

człowieka – niezależnie od jego pochodzenia. Kolektywne szczęście, do którego<br />

zmierzano, nie obejmowało wolności myśli – niezależnie od języka, w jakim myśl<br />

tę artykułowano. Jawnie budując socjalizm, potajemnie kontrolowano poczynania<br />

obywateli. istniała cenzura oraz funkcjonariusze i ich współpracownicy zajmujący<br />

się inwigilacją. Jak wyglądały efekty pracy agentów Służby Bezpieczeństwa i wedle<br />

jakich prawideł działali, można się przekonać, analizując wybrane przykłady. Cytowane<br />

dokumenty dotyczą metod stosowanych przez bezpiekę po 1956 r. wobec społeczności<br />

ukraińskiej w PRL.<br />

JERzy NECio<br />

zdecydowany odpór<br />

Ukraińców w PRL, stanowiących w<br />

tym kraju rozproszoną społeczność,<br />

SB starała się uchronić przede<br />

wszystkim od „nacjonalizmu”. Za „nacjonalizm”<br />

uchodziły zresztą wszelkie aspiracje w<br />

kierunku utrzymania własnej tożsamości.<br />

Dbano, by nici łączące ukraińską diasporę<br />

w Polsce z rodakami na Zachodzie i po<br />

wschodniej stronie Bugu nie służyły umacnianiu<br />

poczucia narodowej wspólnoty. Ekumenia,<br />

której powszechnie należało hołdować<br />

nazywała się „Związek Sowiecki”. Kraj<br />

1994, s. 35. Z kolei z opracowaniu resortowym na temat organów<br />

bezpieczeństwa państwa na Warmii i Mazurach, wynika,<br />

że organizatorem PUBP w Lidzbarku Warmińskim i jego<br />

pierwszym p.o. kierownikiem był starszy referent, chorąży<br />

Marian Majewski, s. Romana, ur. 1922 r., absolwent Centralnej<br />

Szkoły MBP w Łodzi. Zob. 40 lat organów, s. 23.<br />

24. AIPN 052/191, Przebieg służby z akt personalnych<br />

25. Z. Mikołajczak, op. cit., ss. 67-68.<br />

26. 40 lat organów, s. 66-67. Szerzej o walce wyborczej<br />

przed wyborami do Sejmu ustawodawczego w 1947 r., zob.<br />

B. Łukaszewicz, PSL na Warmii i Mazurach w latach 1945-<br />

1947, Olsztyn 1991, ale też o represjach wobec członków PSL,<br />

idem, Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie 1946-1955, Olsztyn<br />

2000. Zob. też: W. Brenda, Aparat represji w województwie<br />

olsztyńskim w latach 1945-1947 i jego rola w zwalczaniu polskiej<br />

konspiracji antykomunistycznej, „Znad Pisy. Wydawnictwo<br />

poświęcone Ziemi Piskiej”, nr 12, 2003.<br />

27. Ośrodek Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego,<br />

Zbiory Specjalne, sygn. R-15, Relacja Bolesława Krzywińskiego<br />

/dalej: Rel. Krzywińskiego/, s. 7. Borys Shyldhaus s.<br />

Mozesa, ur. 24 X 1913 r., został na teren Okręgu Mazurskiego<br />

skierowany rozkazem nr 250 ministra Bezpieczeństwa Publicznego,<br />

będąc uprzednio szefem PUBP w Przemyślu. Na<br />

zmianę nazwiska otrzymał zgodę MBP, zob. 40 lat organów, s.<br />

30. Por. Twarze olsztyńskiej bezpieki, s. 122.<br />

28. IPN Bi 084/383, Sprawozdanie szefa PUBP do szefa<br />

WUBP, Lidzbark Warmiński, 14 I 1947, za: M. Golon,<br />

Historia Lidzbarka Warmińskiego 1945-1975, maszynopis w<br />

opracowaniu, przeznaczony finalnie do druku [w:] Historia<br />

Lidzbarka Warmińskiego, t. II, red. K. Mikulski. [brak paginacji<br />

stron].<br />

29. Archiwum Państwowe w Olsztynie, 1082/4, Protokół<br />

Komitetu Powiatowego PPR z 16 VI 1947, za: M. Golon,<br />

op. cit..<br />

30. IPN Bi 05/191, Kopia Karty ewidencyjnej funkcjonariusza<br />

bezpieczeństwa publicznego – C. Nawrocki.<br />

31. IPB Bi 120/22, Sprawozdanie szefa PUBP w Lidzbarku<br />

Warmińskim do WUBP w Olsztynie, 8 X 1947, za: M.<br />

Golon, op. cit..<br />

32. Rel. Krzywińskiego, s. 3.<br />

33. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />

WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />

Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950 r.<br />

Pisownia cytowanego dokumentu oryginalna.<br />

34. 40 lat organów, s. 91, 96.<br />

35. IPN Bi 05/191, Kopia Karty ewidencyjnej funkcjonariusza<br />

bezpieczeństwa publicznego – C. Nawrocki.<br />

36. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />

WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />

Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950 r.<br />

ten był wzorcem polityki narodowościowej,<br />

a jego państwowe przedsiębiorstwo inwigilacyjne<br />

– KGB w sprawach ukraińskich traktowało<br />

polską esbecję jako <strong>pod</strong>wykonawcę i<br />

wspólnika.<br />

Fluktuacje na szczytach władzy, kryzysy<br />

i następujące po nich „odwilże” powodowały<br />

przekształcenia polityczne, wśród których<br />

przeobrażeniom ulegał też stosunek do<br />

mniejszości narodowych.<br />

„Po VIII Plenum nasza Partia i władze,<br />

kierując się zasadami internacjonalizmu, zasadami<br />

konstytucji lipcowej [z 22 lipca 1952 r.<br />

– przyp. aut.] gwarantującej równouprawnienie<br />

wszystkich obywateli bez względu na<br />

narodowość, postanowiły dać zdecydowany<br />

odpór rozpętanej przez wrogie elementy fali<br />

szowinizmu i waśni narodowościowych i realizować<br />

słuszne postulaty mniejszości narodowych.<br />

Zgodnie z zaleceniami KC PZPR i<br />

Rządu w 1956 r. powołano do życia szereg<br />

towarzystw społeczno – kulturalnych wśród<br />

mniejszości narodowościowych zamieszkałych<br />

w Polsce.” 1 Tak postrzegano genezę m.in.<br />

Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego<br />

według broszury opracowanej w<br />

styczniu 1959 r. w Departamencie III MSW.<br />

Funkcjonariusze resortu (mjr T. Szumański i<br />

mjr Z. Wesołowski) zapisali w dokumencie:<br />

„W ostatnich miesiącach 1956 i początkach<br />

21


1957 nastąpiła zasadnicza zmiana charakteru<br />

tej działalności [„nacjonalistycznej” – przyp.<br />

aut.] i jej wzrost w niektórych województwach.<br />

W tym okresie elementy <strong>pod</strong>sycały<br />

nastroje nacjonalistyczne, antyradzieckie,<br />

występowały niekiedy z żądaniami rehabilitacji<br />

UPA, lansując w środowiskach nacjonalistycznych<br />

postulat „samodzielnej Ukrainy”.<br />

(…) Typowym zjawiskiem dla tego okresu<br />

było dążenie elementów nacjonalistycznych<br />

do opanowania UTSK dla wykorzystania tej<br />

legalnej instytucji do swoich celów”. 2<br />

Impet zmian wprowadzonych na fali<br />

października 1956 r. wkrótce został wyhamowany,<br />

a Władysław Gomułka, który zdobył<br />

wtedy ster rządów zasłynął niebawem<br />

jako promotor „siermiężnego socjalizmu”.<br />

Stalinowski terror Urzędu Bezpieczeństwa<br />

ustąpił miejsca subtelniejszym sposobom<br />

kontroli zastosowanym przez SB. UTSK<br />

uznawane przez władze za jedynego oficjalnego<br />

reprezentanta całości środowiska<br />

ukraińskiego w PRL, <strong>pod</strong>dano charakterystycznym<br />

dla czasów Gomułki metodom<br />

inwigilacji. Kluczową rolą rolę w „ochronie”<br />

społeczności ukraińskiej spełniali usłużni<br />

wobec aparatu władzy różnej maści konfidenci,<br />

których rekrutowano spośród przedstawicieli<br />

tej mniejszości.<br />

Confidentia Felix – przykład<br />

„Na to Łapski 3 znów wybuchnął gniewnie:<br />

ty ślepy jesteś, nie widzisz, że temu<br />

wszystkiemu winien jest system niewolniczy<br />

radzieckiego rządu. Ten system gnębi naszą<br />

Ukrainę i prowadzi ją do likwidacji jako suwerenne<br />

państwo. Tam jest kult na każdym<br />

kroku. Kult dyrektora, kult brygadzisty, a nawet<br />

kult oddziałowej w kołchozie nacelowane<br />

na to, aby człowieka zemleć jak w młynku,<br />

zlikwidować psychicznie i fizycznie, oduczyć<br />

go samodzielnego myślenia i posiadania swego<br />

zdania”. 4 Emocjonalną wypowiedź Ostapa<br />

Łapskiego zapamiętaną z dyskusji w redakcji<br />

„Naszego Słowa” <strong>pod</strong>ał oficerowi SB tajny<br />

współpracownik o pseudonimie „Feliks”.<br />

Doniesienia „Feliksa” charakteryzowała drobiazgowość.<br />

Starał się też <strong>pod</strong>awać nazwiska<br />

wszystkich osób obecnych przy opisywanych<br />

wydarzeniach. Treści, które komunikował<br />

esbekom, świadczą o jego prowokacyjnym<br />

udziale <strong>pod</strong>czas dyskusji. „Zaczęło się od<br />

pytania Kobelaka 5 , który stwierdził, iż każdy<br />

ma swoje odrębne zdanie i powinien je<br />

swobodnie i wszędzie wyrażać ustnie czy w<br />

prasie. Na tym polega sens prawdziwej demokracji.<br />

Ja [„Feliks” – przyp.aut.] wtrąciłem<br />

słowo: „To nie zawsze na dobre wychodzi, jak<br />

np. w Czechosłowacji” [W 1968 r. miała tam<br />

miejsce interwencja wojsk Układu Warszawskiego<br />

– przyp.aut.] Łapski krzyknął: „Na<br />

dobre wychodzi. Czesi są jednomyślni <strong>pod</strong><br />

względem swej suwerenności. Oni wszyscy<br />

jak jeden mąż plunęli w dużą mordę Sowietom<br />

i pokazali, że są panami w swym kraju,<br />

że u nich Moskwa nie ma prawa panoszyć się<br />

jak na Ukrainie”. 6 Dokument sporządzony<br />

na <strong>pod</strong>stawie relacji „Feliksa” przed ponad<br />

40 laty jest ilustracją kontrastowych postaw<br />

przyjmowanych wówczas wśród czołowych<br />

przedstawicieli środowiska ukraińskiego w<br />

Polsce. „Łapski więcej jak pół godziny krzycząc<br />

i gestykulując (weszli Werba i Szczyrba<br />

ale zaraz wyszli, aby nie być świadkami)<br />

dowodził, że na Ukrainie nie ma wolności.<br />

Wszystko zdławili butem Rosjanie, butni, nie<br />

szanujący nikogo prócz siebie. W Dniepropiotrowsku<br />

Rosjanka, kierowniczka muzeum<br />

rozkopała mogiłę zaporożca Sirka, kości<br />

wzięła do worka i gdzieś zaniosła, aby nie zostało<br />

śladu po bohaterze narodowym. Porozbierali<br />

cerkwie zabytkowe. A najważniejsze<br />

spotworzyli [ukrainizm – zdeformowali –<br />

przyp.aut.], spaplużyli [ukrainizm – oszkalowali<br />

– przyp.aut.] duszę ukraińską, odbierając<br />

od niej co najcenniejsze – język ojczysty. A co<br />

wart jest człowiek bez języka i kultury?” 7<br />

Trzy lata wcześniej „Feliks” wiernie scharakteryzował<br />

bezpiece przebieg uroczystości<br />

poświęconej Tarasowi Szewczence. „Dn.<br />

13.III 1966 w teatrze „Buffo” w Warszawie<br />

(ul. Konopnickiej 6) odbyła się akademia<br />

Szewczenkowska. Byłem obecny za kulisami<br />

<strong>pod</strong>czas zawieszenia portretu Szewczenki. Był<br />

to nie tradycyjny portret, a poeta z <strong>pod</strong>niesionymi<br />

i złączonymi nad głową rękoma, wzywający<br />

do czynu. Zawieszali portret Pankiw<br />

i Boberski.” 8 „Feliks” <strong>pod</strong>ał, że słowo wstępne<br />

wygłosił Stefan Kozak 9 . Konfident skrupulatnie<br />

zwrócił uwagę, że brzmienie cytatu z<br />

Szewczenka przytoczone przez S. Kozaka<br />

różni się od przekładu rosyjskiego. „Z Moskiewskiego<br />

puchara moskiewska trucizna<br />

(a w rosyjskim obecnym tłumaczeniu to zdanie<br />

brzmi inaczej: Z carskiej czary (puchara)<br />

carską truciznę – str. 408 (…).” 10 Cenzorskie<br />

zapędy „Feliksa” dorównywały jego serwilizmowi<br />

wobec władz komunistycznych. „Referat<br />

[Stefana Kozaka – przyp.aut.] pominął<br />

rzeczywistość naszą. Ani jednego słowa nie<br />

było o tym, że marzenia Szewczenki urzeczywistnione<br />

są i Ukraina obecnie wolna. Pominął<br />

również nowe warunki życia mniejszości<br />

ukraińskiej w Polsce Ludowej. Dowodem<br />

czego jest choćby fakt pokazu kulturalnego<br />

dorobku Ukraińców w Warszawskim teatrze,<br />

czego kiedyś nie było.” 11 Ostatnie zdanie tajny<br />

współpracownik SB ozdobił przypisem wyrażającym<br />

ideologiczną ogładę, czyli prezentującym<br />

tzw. „klasowe <strong>pod</strong>ejście”. „Drugi fakt,<br />

że w chórze śpiewała połowa studentów warszawskiej<br />

ukrainistyki, dzieci byłych pastuchów<br />

i drwali. Tego Kozak nie <strong>pod</strong>kreślił”. 12<br />

Doniesienia „Feliksa” zawierały obserwacje,<br />

które mogły bezpiece dać asumpt do<br />

pogłębionego zainteresowania określonymi<br />

osobami. Agent <strong>pod</strong>awał, kto komu i z jakiej<br />

przyczyny składał gratulacje, bił brawo, kto z<br />

kim i w jakich okolicznościach rozmawiał…<br />

Po projekcji głośnego filmu „Cienie zapomnianych<br />

przodków”, którą zorganizowano<br />

w świetlicy UTSK w Warszawie w dn. 27 lutego<br />

1966 r. „Feliks” zrelacjonował wypowiedź<br />

Michała Wachniuka 13 . Przytoczył autoprezentację<br />

mówcy zwierającą jego światopoglądowe<br />

credo. „Wachniuk mówił: Jestem uparty<br />

i prawdomówny. Lubię robić na przekór. Np.<br />

w naszym kraju (Polska) greko – katolicka religia<br />

prześladuje się, to dlatego ja naumyślnie<br />

chodzę do cerkwi na Miodową.” 14<br />

Doniesieniami „Feliksa” uzupełniano<br />

teczki osób inwigilowanych przez SB, np.<br />

do akt Stefana Kozaka włożono następującą<br />

obserwację poczynioną przez TW: „Kozak<br />

spojrzał na stół. Leżała gruba książka Małaniuka<br />

15 (nacjonalista z Zachodu). Szczyrba<br />

dopiero wyjął z koperty księgę zabroniona<br />

i nie zdążył schować. Kozak ją uchwycił,<br />

usiadł w kącie i zaczął czytać. Długo załatwiał<br />

sprawy Werba, potem ja, a Kozak wciąż<br />

czytał. Myśmy wyszli a on został i czytał”. 16<br />

Oficer sporządzający wyciąg z relacji<br />

„Feliksa” dopisał jeszcze notatkę wyjaśniającą,<br />

w której stwierdził, że wydane w Kanadzie<br />

opracowania i komentarze na tematy<br />

literackie napisane są z pozycji „skrajnie<br />

nacjonalistycznych” i są „nie do przyjęcia w<br />

naszych warunkach”. 17<br />

zadania sieci<br />

Oglądanie efektów „pracy” „osobowego<br />

źródła informacji”, jakim był np. „Feliks”,<br />

przypomina bierną obserwację pojedynczego<br />

trybu znacznie większej machiny –<br />

przynajmniej do momentu, w którym nie<br />

odczyta się „instrukcji obsługi”. Ukazanie<br />

inżynierii SB, tj. wewnętrznych wskazówek –<br />

rozporządzeń, instrukcji, analiz uzmysławia<br />

szerokość „frontu robót” agentury. „Przed<br />

siecią stoi zadanie:<br />

– rozpracowania i obserwacji osób przechodzących<br />

w naszym zainteresowaniu i<br />

ujętych w związku z tym w ramy spraw<br />

ewidencji operacyjnej,<br />

– rozpoznawania spotkań i schadzek elementów<br />

nacjonalistycznych oraz punktów<br />

przesyłkowych korespondencji napływającej<br />

z zagranicznych ośrodków<br />

nacjonalistycznych do nacjonalistów<br />

zamieszkałych w ZSRR,<br />

– przeniknięcia do działających politycznych,<br />

nacjonalistycznych ośrodków emigracyjnych,<br />

dogłębnego ujawniania zamiarów, celów,<br />

form i metod działania elementów nacjonalistycznych<br />

spośród mniejszości narodowościowych<br />

zamieszkałych w Polsce”. 18<br />

Powyższy cytat pochodzi z dokumentu<br />

powstałego w styczniu 1959 r. w Departamencie<br />

III MSW zajmującym się inwigilacją<br />

22 DEBATA Numer 11 (38) 2010


mniejszości narodowych. Co charakterystyczne,<br />

w niewielkim fragmencie nasyconym<br />

esbeckim żargonem aż pięciokrotnie<br />

użyto przymiotnika „nacjonalistyczny”.<br />

W kolejnych częściach analizy funkcjonariusze<br />

akcentowali postulat bliskiego kontaktu<br />

i potrzebę zdobywania zaufania przez<br />

konfidentów w stosunku do osób, które zamierzano<br />

inwigilować. Sporządzono przy<br />

tym swoisty katalog środowisk, w których<br />

należało poszukiwać donosicieli. „Dla zwalczania<br />

wrogiej działalności ukraińskich i litewskich<br />

elementów nacjonalistycznych należy<br />

przede wszystkim typować kandydatów<br />

na werbunek spośród:<br />

– osób, które biorą udział w schadzkach<br />

<strong>pod</strong>ejrzanego politycznie charakteru i<br />

znani są z przeszłej lub obecnej nacjonalistycznej<br />

działalności<br />

– osób, które odsiadywały kary więzienia<br />

w Polsce i ZSRR za terrorystyczną i<br />

nacjonalistyczną działalność przeciwko<br />

ZSRR i PRL a ich aktualna postawa<br />

wskazuje, że mogą uprawiać wrogą nacjonalistyczną<br />

działalność<br />

– (…)<br />

– osób, które <strong>pod</strong>ejrzane są o uprawianie<br />

nacjonalistycznej działalności wśród<br />

młodzieży ukraińskiej lub mających<br />

zaufanie tej młodzieży – głoszących poglądy<br />

tworzenia młodzieżowych organizacji<br />

w oderwaniu od UTSK względnie<br />

tworzenia nielegalnych młodzieżowych<br />

organizacji ukraińskich<br />

– (…)<br />

– księży wyznania greckokatolickiego i<br />

prawosławnego, których aktualna postawa<br />

wskazuje, że mają możliwość<br />

wyjaśniania wrogiej nacjonalistycznej<br />

działalności i posiadających kontakty z<br />

ośrodkami nacjonalistycznymi i klerykalnymi<br />

za granicą”. 19<br />

W wymienionych grupach upatrywano<br />

nadzieję na uzyskanie najcenniejszych informacji,<br />

jednocześnie SB otwierała sobie możliwości,<br />

by nimi sterować i wpływać przez<br />

nich na całe środowisko.<br />

Oficerowie bezpieki przed przystąpieniem<br />

do werbunku mieli starannie dobierać<br />

argumentację i w żadnym razie nie mogli<br />

urazić uczuć narodowych kandydata. „W tej<br />

sytuacji pracownik nasz przeprowadzający<br />

rozmowę werbunkową winien wykazywać<br />

dużo taktu i umiaru i w ten sposób pozy-<br />

(Przypisy)<br />

1. A IPNBu 01521/640 – O sytuacji politycznej i<br />

operacyjnej wśród mniejszości narodowościowych i zadaniach<br />

SB, s.3.<br />

2. Tamże, s.4.<br />

3. Eustachy (Ostap) Łapski – poeta, tłumacz, krytyk<br />

literacki, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim [ur.<br />

07.07.1926 r. w Kobryniu]<br />

4. A IPNBu 1419/119 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />

02.06.1969 r.<br />

5. Anatol Kobelak – redaktor „Naszego Słowa” – organu<br />

prasowego UTSK.<br />

6. Tamże.<br />

7. Tamże.<br />

8. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

skiwać go dla swoich celów, by w żadnym<br />

wypadku uczucia narodowe kandydata nie<br />

zostały dotknięte. Ta zasada powinna obowiązywać<br />

nawet i w tych wypadkach, kiedy<br />

operujemy przy werbunku materiałami kompromitującymi”.<br />

20 Więcej: oficjalnie „chroniąca”<br />

od nacjonalizmu bezpieka w przypadku<br />

planowanego pozyskania skłonna była brać<br />

<strong>pod</strong> uwagę pobudki patriotyczne. „Niejednokrotnie<br />

uczucia narodowe kandydata spośród<br />

mniejszości mają decydujący wpływ na <strong>pod</strong>jęcie<br />

przez niego decyzji o jego współpracy z<br />

nami.” 21 Celem głównym było bowiem pozyskanie<br />

ludzi dostarczających SB wiarygodnych<br />

informacji. „Drugim ważnym elementem<br />

w pracy z agenturą spośród mniejszości<br />

narodowych jest konieczność wszechstronnego<br />

sprawdzania poprzez równoległą agenturę<br />

prawdziwości i obiektywności informacji<br />

przekazywanych przez poszczególne jednostki.<br />

Chodzi mianowicie o całkowite wyeliminowanie<br />

z pracy tych jednostek o tendencji<br />

do dezinformacji i naciągania faktów.” 22<br />

Oprócz tajnych „osobowych źródeł informacji”,<br />

wiedzę na temat sytuacji w środowiskach<br />

mniejszości narodowych zapewnić<br />

miała bezpiece łączność z kierownikami<br />

Wydziałów Administracyjno – Społecznych<br />

i Wydziałów ds. Wyznań przy Wojewódzkich<br />

Radach Narodowych. Pozyskiwanie<br />

informacji z wyżej wymienionych urzędów<br />

planowano głównie w stosunku do elementów<br />

nacjonalistycznych, które zdołały uplasować<br />

się w towarzystwach społeczno – kulturalnych<br />

mniejszości narodowościowych i<br />

we władzach kościelnych wyznania grecko<br />

– katolickiego i prawosławnego.” 23<br />

zatrzaśnięte drzwi?<br />

Agentura bezpieki działała w sposób tajny,<br />

nie sposób więc dokonać opisu jej aktywności,<br />

nie uciekając się do utajnionych niegdyś dokumentów.<br />

W toczącej się obecnie w środowisku<br />

ukraińskim dyskusji na temat UTSK: czy była<br />

to organizacja ukraińska czy „dla Ukraińców”,<br />

nie można pominąć opisu minionej rzeczywistości,<br />

nie odwołując się do archiwaliów generowanych<br />

niegdyś przez SB. Tym bardziej,<br />

że aktualnie istniejący Związek Ukraińców w<br />

Polsce (ZU w P) powstał na skutek transformacji<br />

UTSK. W 1990 r., gdy rodził się ZU w P<br />

nie istniała możliwość wglądu do dokumentów<br />

bezpieki. Zjazd przekształcający UTSK<br />

15.03.1966 r. Pisownia wszystkich cytatów i <strong>pod</strong>kreślenia<br />

są oryginalne.<br />

9. Stefan Kozak – filolog – ukrainista, w latach 1969<br />

– 75 red. naukowy „Slavia Orientalis” ,od 1993r. profesor<br />

Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie przewodniczący<br />

Ukraińskiego Towarzystwa Naukowego w Polsce.<br />

10. Tamże.<br />

11. Tamże.<br />

12. Tamże.<br />

13. Michał Wachniuk – działacz UTSK, w latach<br />

1930–35 poseł na Sejm RP.<br />

14. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />

08.03.1966 r.<br />

15. Jewhen Małaniuk 1897 – 1968, poeta, publicysta<br />

i działacz polityczny.<br />

w nową organizację odbył się w dn. 24–25<br />

lutego 1990 r. w Warszawie, a SB funkcjonowała<br />

jeszcze do maja tego samego roku. Na<br />

zakończenie pracy dla systemu policja polityczna<br />

PRL niszczyła papierowe dowody swej<br />

działalności. Zasoby, które ocalały, przekazano<br />

do Urzędu Bezpieczeństwa (UOP), a stamtąd<br />

do IPN utworzonego w 1999 r. Wiedza pochodząca<br />

z archiwów byłej SB dopiero teraz<br />

ma szanse dotrzeć szerszym strumieniem do<br />

opinii publicznej. Pierwszą monografię UTSK<br />

opracowaną w oparciu o źródła zgromadzone<br />

w IPN wydał w 2008 r. Jarosław Syrnyk. 24<br />

Według wrocławskiego historyka tajny<br />

współpracownik o pseudonimie „Feliks”, ulokowany<br />

w redakcji „Naszego Słowa” oddawał<br />

usługi mocodawcom z esbecji przez co najmniej<br />

dwie dekady (od lat 50. do drugiej połowy<br />

lat 70. XX w.). 25 Oprócz wspomnianych<br />

wyżej elukubracji, jego donosy przydały się SB<br />

w sprawie „Saturn” (rozpracowanie O. Horbacza,<br />

W. Cegielskiego, A. Olearczyka, A. Mentucha,<br />

L. Jedynaka, I. Chylaka, M. Kozaka) 26<br />

oraz do ustalenia w 1958 r. pomysłodawców<br />

zjazdu Łemków w Głogowie, co skutkowało<br />

następnie utrąceniem inicjatywy. 27 O faktycznej<br />

roli – wybranego jako przykład „Feliksa”<br />

– w dziele wzmacniania komunistycznego<br />

aparatu bezpieczeństwa trudno byłoby się dowiedzieć,<br />

gdyby zaaprobować pogląd, że nie<br />

należy badać poesbeckich archiwów.<br />

Ogólnym założeniem przyjętym przez<br />

ZU w P jest niezaglądanie za rozwieszony w<br />

1990 r. parawan. Ograniczono się do paradygmatu:<br />

Ukraińcy w PRL byli prześladowani<br />

i inwigilowani. Pomija się jednak szczegóły:<br />

kto i w jaki sposób tego dokonywał? Jakie<br />

motywy kierowały konfidentami? – choć tu<br />

sytuacja może być skomplikowana. Jakich<br />

spustoszeń dokonała esbecka agentura? To<br />

powoduje, że za zatrzaśniętymi drzwiami z<br />

napisem „PRZESZŁOŚĆ” na równych prawach<br />

pozostają postawy i dokonania ludzi<br />

wolnych i niepokornych wobec systemu, jak i<br />

donosicieli zniewalających rodaków.<br />

Nauczyciel historii, Ukrainiec<br />

o łemkowskich korzeniach<br />

ur. w 1962 r. w warmińskim<br />

Braniewie, publikował m.in.<br />

w wydawnictwach Wspólnoty<br />

Kulturowej „Borussia” do<br />

której należy. Zainteresowany<br />

historią regionalną i dydaktyką<br />

historii<br />

Jerzy Necio<br />

16. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks”<br />

05.05.1966 r.<br />

17. Tamże.<br />

18. A IPNBu 01521/640 – O sytuacji politycznej i<br />

operacyjnej w środowisku mniejszości narodowych w Polsce<br />

i zadaniach SB, s. 19.<br />

19. Tamże, s.19–20.<br />

20. Tamże, s.20.<br />

21. Tamże.<br />

22. Tamże.<br />

23. Tamże, s.22.<br />

24. Jarosław Syrnyk, Ukraińskie Towarzystwo Społeczno<br />

– Kulturalne (1956–1990), Wrocław 2008.<br />

25. Tamże, s.411.<br />

26. Tamże, s.211.<br />

27. Tamże, s. 287.<br />

23


„Holender Warota” –<br />

słownik agentów<br />

olsztyńskiej SB<br />

Kiedy docieram do kolejnych akt rozpoczynających się od sygnatur 0088/… wiem<br />

już, że natrafiłem na kolejnego tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa,<br />

bądź też kandydata na takiego. im dalsza cyfra poprzedzająca ukośnik, tym współpraca<br />

jest mniej odległa, i dotyczyć może postaci żyjącej, mającej często wpływ na<br />

obecną rzeczywistość, czasem zdarza się, że jest to osoba pragnąca uchodzić na autorytet<br />

moralny, bądź uznanego fachowca. Jednostek rozpoczynających się od sygnatur<br />

0088/… jest ponad cztery tysiące egzemplarzy, nie oznacza to bynajmniej, iż jest to<br />

wielkość która określa liczbę byłych TW olsztyńskiej SB. Niektórzy z nich figurują<br />

jedynie w kartotekach esbeckich, gdyż teczki personalne i pracy mogły zostać wybrakowane,<br />

bądź, co zawsze <strong>pod</strong>kreślam „sprywatyzowane”. Każdy z agentów jednak<br />

wcześniej czy później znajdzie miejsce w niniejszym „holendrze”.<br />

PAWEł PioTR WARoT<br />

▶ A jak TW ps. „Adam”, czyli Adam<br />

Buraczewski, okres współpracy<br />

1976–1985<br />

Adam Buraczewski, kierownik Zespołu<br />

Matematyki z Wyższej Szkoły Pedagogicznej<br />

w Olsztynie, jak wynika z zachowanych<br />

dokumentów współpracował z Wydziałem<br />

III Służby Bezpieczeństwa w okresie<br />

od 1976 do 1985 r., a więc przez dziewięć<br />

długich lat. Jeszcze wcześniej współpracował<br />

jako kontakt operacyjny (KO) pseudonim<br />

B. A. Zapewniał on komunistycznym<br />

służbom specjalnym rozpoznanie tzw.<br />

sytuacji operacyjnej na Wydziale Przyrodniczo-Matematycznym,<br />

zwłaszcza wśród<br />

kadry naukowej WSP, które dotychczas<br />

było słabe. Tym bardziej, że oceniany był<br />

na macierzystym wydziale, jako liczący się<br />

naukowiec, utrzymujący szerokie kontakty<br />

towarzyskie z innymi wykładowcami.<br />

Dzięki zdobywanej ciągle w ramach spraw<br />

obiektowych założonych na naukowców o<br />

kryptonimach „Uczelnia R” i „Uczelnia N”<br />

wiedzy operacyjnej, SB wiedziała, że rektor<br />

uczelni prof. Juliusz Popowicz miał o Buraczewskim<br />

jak najlepszą opinie, składając<br />

mu nawet propozycję objęcie stanowiska<br />

prorektora WSP ds. dydaktyczno-naukowych.<br />

Bezpieka oceniała ewentualne<br />

objęcie takiego stanowiska, jako wzrost<br />

możliwości operacyjnych agenta. A ponieważ<br />

stanowisko to Buraczewski objąłby po<br />

Stanisławie Szteynie, a więc innym współpracującym<br />

z nią TW o pseudonimie „Zn”,<br />

zapewniłoby to SB, oprócz wiedzy na temat<br />

pracowników WSP, dalsze utrzymanie szerokiego<br />

dopływu informacji ze środowiska<br />

rektorskiego uczelni.<br />

Buraczewski na współpracę z SB zgodził<br />

się dobrowolnie, przyjmując przed<br />

swoim oficerem prowadzącym, którym<br />

był por. Wojciech Napora, pseudonim<br />

agenturalny „Adam”. Bezpiece szczególnie<br />

zależało na kontakcie, gdyż jak się<br />

s<strong>pod</strong>ziewano, dzięki licznym <strong>pod</strong>różom<br />

zagranicznym, m.in. do Finlandii, Szwecji<br />

czy Kanady, ale również do krajów tak<br />

egzotycznych, jak Kenia, posiada on rozległe<br />

kontakty na świecie, co więcej, dzięki<br />

znajomości języków obcych miał dotarcie<br />

do obcokrajowców przebywających na<br />

uczelni. Nie przeszkadzało też nikomu z<br />

władz SB, że Buraczewski będąc przez 13<br />

lat w Ghanie, gdzie wykładał jako profesor<br />

na Uniwersytecie Kumasz, odmawiał tak<br />

naprawdę w latach 1962–1975 powrotu<br />

do kraju. Z jakich powodów po powrocie<br />

do PRL nie został chociażby aresztowany,<br />

tego możemy się domyślać. Po powrocie<br />

deklarował jednak zdecydowaną chęć<br />

<strong>pod</strong>trzymywania kontaktów z SB, co jeszcze<br />

bardziej potwierdzało jego kontakty z<br />

komunistycznym aparatem represji przed<br />

1975 r.. Wojciech Napora zapytał nawet<br />

Buraczewskiego wprost, co ten ma na myśli,<br />

naukowiec odparł, że nie będzie stawiał<br />

we wzajemnej współpracy żadnych „warunków,<br />

ani innych wymagań”. Funkcjonariusz<br />

zapowiedział przy okazji, że warunkiem<br />

dalszych wyjazdów Buraczewskiego<br />

do krajów zachodnich, będzie ściślejsza<br />

współpraca i to na „odpowiednim” poziomie<br />

operacyjnym, nie jak dotychczas na<br />

zasadzie kontaktu operacyjnego.<br />

SB wysoko ceniła zdolności operacyjne<br />

TW „Adama”, zwłaszcza jego jasność przekazywania<br />

wniosków – „rzeczowy i zwię-<br />

zły” język. Dalsza współpraca pokazała, co<br />

<strong>pod</strong>kreślał Napora, że TW chętnie udzielał<br />

informacji. Bez oporów spotykał się ze<br />

swoim oficerem prowadzącym „dzieli się<br />

bez oporów swoimi spostrzeżeniami, czy<br />

uwagami, często wplatając wątki osobiste”.<br />

W jego esbeckiej charakterystyce znalazły<br />

się określenia typu: „Nie kryje tego, że<br />

lubi pieniądze”, „Zachłanny na pieniądze”,<br />

„Człowiek hołdujący kultowi dolara”. Pobyt<br />

na zagranicznych stypendiach traktować<br />

miał, jak każdy chyba wyjeżdżający w tamtym<br />

czasie naukowiec, dwojako, w sposób<br />

naukowy i jednocześnie zarobkowy.<br />

Już <strong>pod</strong>czas spotkania werbunkowego<br />

22 listopada 1976 r., SB uzyskała od Buraczewskiego<br />

informacje na temat jego znajomych<br />

z WSP. Informował m.in. o pracowniku<br />

naukowym, Edycie Kwasowskiej,<br />

którą TW oceniał bez zarzutu jedynie od<br />

strony dydaktycznej. Wytykał jej natomiast<br />

braki od strony naukowej. Opowiedział<br />

o tym jak zaproponował jej <strong>pod</strong>jęcie<br />

się pisania pracy doktorskiej, z czego nie<br />

skorzystała - „nie traktuje pracy na uczelni<br />

perspektywicznie, jedynie doraźnie”.<br />

„Adam” tłumaczył to faktem posiadania<br />

przez Kwasowską rodziny w RFN i planów<br />

związanych wyjazdem z Polski.<br />

Buraczewski był wykorzystywany,<br />

m.in. w sprawie tzw. działalności antysocjalistycznej,<br />

prowadzonej głównie wśród<br />

studentów przez niejakiego Aleksandra<br />

Rusieckiego. Do czasu wyjazdu z Polski<br />

w maju 1980 r., TW „Adam” dostarczył<br />

kilku, jak oceniała to SB „interesujących<br />

danych” dotyczących rozpracowywanego<br />

przez SB Rusieckiego. Sam Buraczewski,<br />

jako kierownik zakładu miał – w ocenie SB<br />

– posłużyć do represjonowania Rusieckiego,<br />

jako swoisty „odwód operacyjny”.<br />

W lipcu 1980 r. Buraczewski wyjechał<br />

turystycznie do Indii, a następnie do Papui<br />

Nowej Gwinei, skąd odmówił powrotu do<br />

kraju. W Papui znalazł pracę w Port Moresby,<br />

na tamtejszym uniwersytecie. Służby<br />

specjalne PRL planowały jednak po jego<br />

powrocie do kraju, kontynuować z nim<br />

dalszą współpracę. W październiku 1985<br />

r. Buraczewski wystąpił o uznanie ważności<br />

paszportu oraz o udzielenie mu urlopu<br />

naukowego. Co znamienne, obie sprawy<br />

zostały załatwione pozytywnie.<br />

▶ M jak TW ps. „Mieczysław”, czyli<br />

Krzysztof Mieczysław Świątek, okres<br />

współpracy 1982–1987. obecny dziekan<br />

Wydziału Geodezji i Gos<strong>pod</strong>arki<br />

Przestrzennej uWM<br />

Krzysztof „Mieczysław” Świątek, profesor<br />

Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego,<br />

<strong>pod</strong>obnie jak jego poprzednik na<br />

stanowisku dziekana Wydziału Geodezji<br />

24 DEBATA Numer 11 (38) 2010


i Gos<strong>pod</strong>arki Przestrzennej, profesor Andrzej<br />

Hopper, był agentem kontrwywiadu<br />

SB. W przypadku Świątka była to współpraca<br />

na przestrzeni lat 1982–1987. Komunistyczne<br />

służby specjalne zainteresowały<br />

się tym wybitnym olsztyńskim geodetą z<br />

Akademii Rolniczo-Technicznej w związku<br />

z jego wyjazdem w lutym 1982 r. do<br />

Instytutu Humboldta w Hanowerze, gdzie<br />

przebywał przez przeszło pół roku. SB wiedząc<br />

o wyjeździe uznała, że Świątek może<br />

stać się w IH obiektem zainteresowania<br />

zachodnioniemieckich służb specjalnych.<br />

Jednocześnie sam stanowić miał poważne<br />

źródło informacji o ludziach i obiektach<br />

oraz nowoczesnych technologiach, interesujących<br />

kontrwywiad SB.<br />

Ten dobry – jak go oceniała bezpieka<br />

– fachowiec, często bywał w latach<br />

Adam Buraczewski, Krzysztof Mieczysław Świątek, Ryszard Pszczółkowski<br />

osiemdziesiątych za granicą. Jak wynika<br />

z jego esbeckiej charakterystyki miał być<br />

„pozytywnie ustosunkowany do obecnej<br />

[ówczesnej] rzeczywistości”. Określano go<br />

jako osobę inteligentną, i co najważniejsze<br />

przypadku <strong>pod</strong>jęcia działań agenturalnych<br />

– budzącą zaufanie wśród ludzi, o których<br />

informacji miał dostarczać. Liczono na to,<br />

że zwłaszcza kontakty z obcokrajowcami,<br />

tak za granicą jak i tymi przebywającymi<br />

do Akademii, przyniosą kontrwywiadowi<br />

SB wymierne korzyści. Posiadano wiedzę,<br />

iż jako znający języki obce, często towarzyszy<br />

wycieczkom naukowców w charakterze<br />

tłumacza.<br />

Po powrocie z Instytutu Humboldta,<br />

por. Mieczysław Szczepanik zapytał Świątka,<br />

czy w dalszym ciągu pragnie utrzymywać<br />

kontakty z SB. Naukowiec bez wahania<br />

odpowiedział twierdząco. Kiedy doszło<br />

do chwili, w której każdy <strong>pod</strong>ejmujący<br />

współpracę TW <strong>pod</strong>pisuje zobowiązanie,<br />

Świątek przyznał, że wolałby współpracować<br />

bez zdeklarowanego na piśmie „zobowiązania”,<br />

ale… jeżeli takie są wymogi, to<br />

może wyrazić zgodę w formie pisemnej.<br />

Kiedy następnie Szczepanik poinformował<br />

naukowca o konieczności przyjęcia<br />

przez niego pseudonimu agenturalnego,<br />

ten bez zbytniego zastanowienia obrał ps.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

„10”. Dopiero po <strong>pod</strong>pisaniu zobowiązania<br />

zainteresował się do czego właściwie<br />

służy ten pseudonim. Był nawet w stanie,<br />

co deklarował, iż wszystko co przekaże SB<br />

z „czystym sumieniem” może <strong>pod</strong>pisywać<br />

własnym imieniem i nazwiska. Esbek<br />

oczywiście zaczął wyjaśniać, że z powodu<br />

procedur operacyjnych i tzw. konspiracji<br />

współpracy pseudonim musi być. Świątek<br />

uznał wtedy, chcąc – co <strong>pod</strong>kreślał później<br />

w raporcie esbek – etap pisania zobowiązania<br />

mieć już za sobą, że najbardziej<br />

odpowiednie będzie posługiwanie się jego<br />

drugim imieniem „Mieczysław”. Krzysztof<br />

„Mieczysław” Świątek miał zatem pełną<br />

świadomość tego, do czego się zobowiązuje.<br />

Zobowiązanie <strong>pod</strong>pisane, zgoda na<br />

współpracę wyrażona, pseudonim obrany,<br />

a więc mogła rozpocząć się pełna współ-<br />

praca. Spotkania z TW „Mieczysławem”<br />

na przestrzeni lat 1982–1987odbywały się<br />

w lokalu kontaktowym o nazwie „Siódma<br />

Góra”. W ocenie SB na spotkaniach rozmawiał<br />

szczerze i z własnej woli przekazywał<br />

informacje o innych osobach.<br />

Podczas pobytu w Instytucie Humboldta<br />

poznać miał specjalistę od geodezji<br />

satelitarnej, profesora Güntera Seebera.<br />

Miał on też możliwości badań na nowatorskim<br />

materiale obserwacyjnym uzyskanym<br />

z obserwacji sztucznych satelitów ziemi<br />

tzw. „metodą dopplerowską”. Świątek<br />

zadowolony był z możliwości, jakie dawał<br />

mu wyjazd, do tego stopnia, że planował<br />

kolejne stypendia. W relacji z <strong>pod</strong>róży do<br />

Hanoweru oprócz informacji czysto technicznych,<br />

<strong>pod</strong>awał SB również treści rozmów<br />

prywatnych z pracownikami instytutu.<br />

Mieli oni rzekomo wyrażać aprobatę dla<br />

działań ówczesnych władz komunistycznych<br />

PRL. Nie wiadomo, czy powiedział to<br />

szczerze, czy być może próbował poprawić<br />

samopoczucie funkcjonariuszowi znienawidzonego<br />

powszechnie w społeczeństwie<br />

aparatu represji. Tym bardziej jeśli <strong>pod</strong><br />

uwagę weźmiemy, że od kilku miesięcy w<br />

Polsce trwał stan wojenny. Na koniec tego<br />

spotkania Szczepanik otrzymał od Świątka<br />

schemat fundacji Humboldta.<br />

Prawdomówność TW „Mieczysłąwa”<br />

względem SB sprawdzano na każdym<br />

kroku. Każda przekazana przez niego informacja<br />

była sprawdzana z posiadaną już<br />

przez reżimowy aparat wiedzą operacyjną.<br />

Tak było w przypadku udzielenia informacji<br />

na temat byłego kolegi TW, pracownika<br />

naukowego, niejakiego Jędryckiego, który<br />

kilka lat wcześniej wyjechał do NRD na<br />

staż naukowy, skąd zbiegł do Berlina Zachodniego.<br />

Następnie przyjechała do niego<br />

żona z dzieckiem, odmawiając również<br />

powrotu do kraju. Wydział II SB dysponował<br />

już wiedzą na ten temat, przez co<br />

sprawdzono prawdomówność „Mieczysława”.<br />

Kontakty z SB stały się dla Świątka z<br />

biegiem czasu coraz bardziej uciążliwe, co<br />

okazywał <strong>pod</strong>czas spotkań, tym bardziej,<br />

że po powrocie z Instytutu Humboldta<br />

przez najbliższych kilka lat na żadne stypendia<br />

zagraniczne nie wyjeżdżał. Oficjalnie<br />

współpracę ze Świątkiem SB rozwiązała<br />

w 1987 r. powodu braku czasu spowodowanego<br />

pisaniem pracy habilitacyjnej.<br />

▶ o jak TW ps. „osa”, czyli Ryszard<br />

Pszczółkowski, okres współpracy<br />

1977–1985<br />

Ryszard Pszczółkowski, Naczelnik<br />

Wydziału Mechanicznego Okręgowej Dyrekcji<br />

Dróg Publicznych w Olsztynie, był<br />

tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa<br />

w latach 1977–1985. Była to<br />

współpraca z Wydziałem V SB, będącym<br />

odpowiedzialnym za zabezpieczenie operacyjne<br />

gos<strong>pod</strong>arki.<br />

SB zwróciła na niego uwagę przy okazji<br />

powrotu we wrześniu 1977 r. do kraju<br />

z zagranicznych wojaży. Gdy w sierpniu<br />

wyjeżdżał do Turcji, urzędnik celny z Piwnicznej<br />

znalazł przy nim nie zgłoszone<br />

wcześniej: klucze nasadowe, kamerę filmową,<br />

zestaw spawalniczy, skóry z lisa oraz<br />

komplet narzynek, które zajęte zostały do<br />

mającej miejsce w takich okolicznościach<br />

sprawy karnej. Po powrocie, oddając w<br />

Komendzie Wojewódzkiej paszport, początkowo<br />

zataił wydarzenia, jakie miały<br />

miejsce na granicy, jednakże w trakcie<br />

dalszej rozmowy przyznał się do próby<br />

przemytu, tym bardziej, że dodatkowo<br />

pracownik bułgarskiego Urzędu Celnego<br />

wpisał mu do paszportu 2 kożuchy i 5<br />

sztuk złota, które uprzednio kupił w Turcji.<br />

Pszczółkowski usilnie prosił funkcjonariusza<br />

Wydziału Paszportowego, aby nikogo<br />

o tym nie informował, a już zwłaszcza<br />

przełożonych. Zaczął też tłumaczyć się<br />

tym, że skórki miały, jak planował, zwrócić<br />

mu koszty <strong>pod</strong>róży. Wpadka na granicy,<br />

jak przyznawał, zniszczyły mu cały<br />

25


urlop, gdyż przez następne dwa tygodnie<br />

nieprzerwanie myślał o tym, jakie będą<br />

dalsze konsekwencje próby przemytu, gdy<br />

wróci do kraju. W specjalnym wyjaśnieniu<br />

złożył nawet charakterystyczną i śmieszną<br />

nieco samokrytykę: „Wykroczenie moje<br />

potępiam, uznając za niegodne stanowiska<br />

jakie pełnię w pracy”. SB postanowiła skruchę<br />

Pszczółkowskiego wykorzystać, tym<br />

bardziej, iż – jak uważano, będąc naczelnikiem<br />

w ODDP, posiadał naturalny dostęp<br />

do naczelników innych wydziałów dyrekcji.<br />

Do tego jeszcze brano <strong>pod</strong> uwagę jego<br />

walory osobiste: wygląd, łatwość nawiązywania<br />

kontaktów. Biorąc to wszystko <strong>pod</strong><br />

uwagę miał wyprzedzająco informować<br />

SB o wszelkich zagrożonych jakie widział<br />

w ODDP, zwłaszcza wyczulony miał być<br />

na wszelkie organizowane przez pracowników<br />

zakładu pracy konflikty, mogące<br />

doprowadzić w przyszłości do otwartych<br />

buntów lub niepokojów społecznych.<br />

Współpracę z SB <strong>pod</strong>jął Pszczółkowski<br />

dobrowolnie 20 października 1977 r.,<br />

co istotne, odbyło się to w jego własnym<br />

mieszkaniu. Dla zapewnienia bezpieczeństwa<br />

konspiracji, Pszczółkowski przyjął<br />

pseudonim „Osa”. Spotkania z oficerem<br />

prowadzącym, ppor. Józefem Bałą, odbywały<br />

się, jeśli nie w samochodzie TW, to w<br />

lokalu kontaktowym „Oaza”. Już <strong>pod</strong>czas<br />

pierwszego spotkania narzekał na brak<br />

dyscypliny panującej wśród pracowników<br />

i dyrekcji ODDP, którzy – wedle słów TW<br />

„Osy” w czasie godzin pracy spożywali<br />

alkohol. Dużo miejsca w swych doniesieniach<br />

poświęcał relacjom mówiącym<br />

o nastrojach panujących w Olsztynie.<br />

Wspominał o niepokojach społecznych,<br />

występujących na tle <strong>pod</strong>wyżek cen na<br />

artykuły spożywcze i przetwory mięsne.<br />

O niezadowoleniu z powodu szeptanych<br />

pogłosek o mającej nastąpić wymianie<br />

pieniędzy. Informował o rzemieślnikach<br />

narzekających na niedobór w sprzęcie, o<br />

nastrojach panujących wśród autochtonów<br />

składających wnioski o wyjazd do<br />

RFN: „Celem ich wyjazdu jest poprawienie<br />

sytuacji materialnej”, tłumaczył.<br />

W chwili powstania „Solidarności” wspominał<br />

o strachu panującym wśród rzemieślników<br />

wstępujących do nowo powstałego<br />

związku zawodowego, przed<br />

odbieraniem im przez państwo koncesji<br />

na warsztaty. Z chwilą kiedy sam założył<br />

<strong>pod</strong>obny warsztat oświadczył, że nie ma<br />

już czasu na dalsze spotkania z SB.<br />

Historyk,<br />

pracownik<br />

Delegatury IPN<br />

w Olsztynie<br />

Paweł Piotr Warot<br />

olsztyn –<br />

miasto bez planu (cz. 2)<br />

dlaczego od 7 lat nie może powstać miejscowy plan zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego<br />

miasta olsztyna dla terenu śródmieścia, pomimo <strong>pod</strong>jęcia przez Radę Miasta<br />

uchwały w tej sprawie? Chodzi o Plan dla najważniejszej, historycznej części<br />

miasta, decydującej o jego wizerunku i tożsamości. Na jego opracowanie, jak powiedział<br />

mi Jerzy Piekarski, p.o. dyrektora Biura Planowania Przestrzennego uM,<br />

wystarczyłby rok.<br />

AdAM JERzy SoChA<br />

Sporna pierzeja<br />

Nie ma Planu, jest władza<br />

Rozmawiałem na ten temat z wieloma<br />

osobami, architektami, urbanistami, radnymi,<br />

urzędnikami i inwestorami. Najlapidarniej<br />

ujął przyczynę tego stanu rzeczy<br />

jeden z urzędników ratuszowych (anonimowo,<br />

rzecz jasna) – „Bez Planu to prezydent<br />

ma władzę, gdy jest Plan – rola<br />

prezydenta ogranicza się do składania<br />

<strong>pod</strong>pisów i przykładania pieczątki <strong>pod</strong><br />

decyzjami. innymi słowy: gdy nie ma<br />

Planu, to od woli prezydenta zależy, czy<br />

dany inwestor zrealizuje swój projekt,<br />

czy też nie. A jak Plan jest, to prezydent<br />

musi złożyć <strong>pod</strong>pis <strong>pod</strong> zezwoleniem na<br />

budowę, jeśli taka inwestycja jest zgodne<br />

z Planem, inaczej złamałby prawo”.<br />

Jakie pieniądze inwestorzy są gotowi<br />

zapłacić za korzystną dla siebie decyzję,<br />

jeśli dla danego terenu nie ma Planu,<br />

świadczy sprawa byłego posła, który zaproponował<br />

ówczesnemu prezydentowi<br />

Olsztyna za odrolnienie działki w Redykajnach<br />

nad jeziorem Podkówka łapów-<br />

kę: 2 mln zł i 2 apartamenty, w mającym<br />

tam powstać osiedlu. Prezydent Czesław<br />

Małkowski nie dał się skorumpować.<br />

Jak zeznał, <strong>pod</strong>ejrzewał, że wizyty byłego<br />

posła Pawła Abramskiego mogą być<br />

prowokacją polityczną jego przeciwników<br />

(Małkowski należał wtedy do SLD).<br />

Najlepszą ochroną przed takimi propozycjami<br />

i takimi pokusami jest Plan, którego<br />

wówczas dla otoczenia jeziora Podkówka<br />

nie było, a który powstał dopiero<br />

teraz, na skutek protestów mieszkańców<br />

Redykajn, którzy nie chcieli się zgodzić<br />

na budowę bloków nad tym jeziorem.<br />

Na jakie pokusy są wystawieni urzędnicy,<br />

w związku z brakiem Planu dla śródmieścia,<br />

możemy się tylko domyślać.<br />

Kto nie chce Planu?<br />

– „Ja też ubolewam nad tym, że nie<br />

ma Planu – powiedziała mi Anna Rokita,<br />

dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa<br />

UM w Olsztynie, – gdyż faktycznie<br />

w rejonie śródmieścia i Starego Mia-<br />

26 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Schody, schody, schody<br />

sta jesteśmy skazani na niekontrolowane<br />

wnioski inwestorów. Chciałabym, żeby<br />

były Plany, gdyż decyzje o warunkach<br />

zabudowy rodzą <strong>pod</strong>ejrzenia nawet o<br />

korupcję, że są korupcjogenne, chociaż<br />

ja tego nie widzę, żeby to tak było, natomiast<br />

prasa, nawet ta poważna, ogólnopolska<br />

pisze, że to rodzi <strong>pod</strong>ejrzenia<br />

o stronniczość i o jakieś możliwości manipulacji<br />

urzędników. Ale pytanie, dlaczego<br />

nie ma Planu, proszę nie kierować<br />

do mnie”.<br />

Za plany odpowiada Jerzy Piekarski,<br />

od lat kierujący Biurem Planowania Przestrzennego<br />

UM. Zapytany, dlaczego nie<br />

powstał Plan dla śródmieścia, odparł, że<br />

Plan zablokowałby realizację nowych pomysłów:<br />

– W tym momencie, kiedy Rada<br />

Miejska <strong>pod</strong>ejmowała zagadnienie tego<br />

Planu miała wejść w życie ustawa o rewitalizacji,<br />

która regulowałaby zasady postępowania<br />

w tkance historycznej. Do tej pory<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

tej ustawy nie ma. I łatwiej będzie nam na<br />

<strong>pod</strong>stawie posiadanych koncepcji urbanistyczno-architektonicznych<br />

przygotować<br />

fragmenty tego planu, które będą pasowały<br />

do bieżących realizacji niż założyć, że zrobimy<br />

plan z wszystkimi rozwiązaniami na<br />

kilkadziesiąt lat do przodu. Ten problem<br />

mają wszystkie miasta, które posiadają<br />

centra historyczne. Jeśli nawet taki plan<br />

zrobią, to w związku z wejściem nowych<br />

pomysłów, te plany się dezaktualizują.<br />

Gdy zapytałem znakomitego architekta<br />

Czesława Bieleckiego, kandydata na<br />

prezydenta Warszawy, co sądzi o takiej argumentacji<br />

dyrektora olsztyńskiego BPP,<br />

odparł krótko: „humbug”. Zamość, perła<br />

renesansu, nie czekał na ustawę o rewitalizacji,<br />

która może nigdy nie powstanie i już<br />

od dawna ma plany obejmujące nie tylko<br />

centrum, ale całe miasto!<br />

Jakie są konsekwencje tego, że nie<br />

mamy Planu dla śródmieścia widzimy na<br />

przykładzie kamienicy przy placu Jana<br />

Pawła II pokrytej wielkimi płytami z czarnego<br />

granitu, co u<strong>pod</strong>obniło ten obiekt<br />

do katafalku. Jak powiedział mi Jacek<br />

Wysocki, były wojewódzki konserwator<br />

zabytków, Plan zapobiegłby wyłożeniu<br />

takimi płytami kamienicy. Jeden zapis w<br />

Planie wystarczyłby też, żeby z elewacji i<br />

dachów obiektów wokół placu Jana Pawła<br />

II, które zamieniły się w olbrzymie stelaże<br />

dla reklam, te paskudne bannery zniknęły.<br />

Bannery i tak prędzej czy później znikną,<br />

ale kamienica-katafalk zostanie na zawsze,<br />

tak jak na zawsze zniknęło kino „Kopernik”.<br />

Gdyby był Plan, kino by stało nadal,<br />

a już na pewno nie powstałyby tam bloki<br />

mieszkalne. Wystarczyłoby wpisać do<br />

Planu funkcję tej działki: „kultura i sztuka”.<br />

– „No, tutaj zostałem przyparty do<br />

muru i w tej części przyznaję panu rację”<br />

– zgodził się ze mną Jerzy Piekarski. W tak<br />

eksponowanych miejscach, jak działka,<br />

na której stało kino, inne miasta budują<br />

swoje najokazalsze gmachy, które stają się<br />

ich wizytówką, np. filharmonie. U nas filharmonię<br />

ukryto na tyłach ul. Kościuszki.<br />

Ostatni „nowy pomysł” Ratusza, to remont<br />

placu Jana Pawła II, według koncepcji<br />

arch. Waldemara A. Dezora. Jakby<br />

mało było stromych schodów, po których<br />

mieszkańcy muszą się wspinać do ratusza,<br />

zafundowano nam – za 1,2 mln<br />

złotych – plac najeżony kolejnymi schodami.<br />

Tak jakby władza chciała powiedzieć<br />

mieszkańcom: „omijajcie Ratusz,<br />

nie chcemy was tutaj, nie zawracajcie<br />

nam głowy!” A wystarczyło tylko wymienić<br />

materiał na placu, na szlachetniejszy.<br />

Plan, to wspólne budowanie miasta<br />

z mieszkańcami<br />

Obecnie Ratusz szykuje nam realizację<br />

kolejnego „nowego pomysłu” – budowę<br />

trzypoziomowego parkingu pomiędzy ulicami<br />

Curie-Skłodowskiej – Wyzwolenia<br />

– plac JP II, pomimo protestów wszystkich<br />

mieszkańców sąsiednich kamienic.<br />

Konkretnie, to garaż <strong>pod</strong>ziemny chce<br />

budować arch. Waldemar A. Dezor (jak<br />

powiedział mi pan Dezor, stoi za nim inwestor,<br />

którego nie chciał ujawnić), który<br />

uzyskał od miasta decyzję o warunkach<br />

zabudowy. Koncepcję architekta popiera<br />

Urząd Miasta. Magistrat zresztą zapłacił<br />

panu Dezorowi za jej opracowanie. Kilka<br />

lat wcześniej walkę o inwestycję w tym<br />

miejscu, czyli zabudowę plomby przy<br />

11 Listopada 10, rozpoczął właściciel tej<br />

działki, pan Leszek Ogrodnik. Teraz do<br />

wyścigu o tę gminną działkę dołączył pan<br />

Dezor. Ten z inwestorów, który tę walkę<br />

wygra, wygra niewyczerpaną żyłę złota.<br />

Czy wygramy na tym my, mieszkańcy?<br />

27


Gwarancji prawnych nie mamy żadnych.<br />

Mimo deklaracji pana Leszka Ogrodnika,<br />

że postawi kamienicę w takiej architekturze,<br />

jakiej zażyczą sobie miejscy<br />

architekci, nie mamy gwarancji, że z tego<br />

zobowiązania się wywiąże. Państwo Ewa<br />

i Marek Kilanowscy też co innego przedstawili<br />

miejskiemu konserwatorowi zabytków,<br />

a zrobili co chcieli, czyli wyłożyli<br />

kamienicę przy Jana Pawła II wielkimi,<br />

czarnymi granitowymi płytami. Jedynym<br />

gwarantem, że w tej przestrzeni powstanie<br />

coś, co tę przestrzeń upiększy i sensownie<br />

zagos<strong>pod</strong>aruje, jest stworzenie planu<br />

zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego. Ale<br />

Jerzy Piekarski, dyrektor od planowania<br />

w Urzędzie Miasta, powiedział mi, że dopiero<br />

po przegranej pana Dezora w sądzie<br />

(uchyleniu przez sąd zaskarżonej decyzji<br />

o warunkach zabudowy), urząd przystąpi<br />

do opracowania takiego planu. Jest to ewidentny<br />

dowód na to, że władze miasta są<br />

zaangażowane po stronie jednego z inwestorów.<br />

O tym, czy w tym miejscu ma sens<br />

garaż <strong>pod</strong>ziemny, powinien rozstrzygnąć<br />

plan, czyli prawo miejscowe, a nie urzędnicze<br />

widzimisię, bo rodzi to sytuację<br />

korupcyjną (patrz wyżej wypowiedź pani<br />

Anny Rokity). Nota bene, dziwna historia<br />

z tym garażem. Wszak Urząd Miasta<br />

wyznaczył dwie inne działki w centrum<br />

na parkingi <strong>pod</strong>ziemne: przy ul. Nowowiejskiego<br />

i przy ul. Ratuszowej. Na obu<br />

działkach można budować parkingi bezkonfliktowo,<br />

gdyż z nikim nie sąsiadują.<br />

I jakoś nikt nie kwapi się do ich budowy.<br />

Konkurs na przebudowę placu Konsulatu<br />

Polskiego wygrał projekt z <strong>pod</strong>ziemnym<br />

garażem, który też nie wzbudziłby niczyich<br />

protestów. Mimo to parking tam nie<br />

powstanie. Za to Urząd Miasta forsuje<br />

budowę <strong>pod</strong>ziemnego garażu w miejscu,<br />

który wywołał protesty. Rzeczywiście, w<br />

centrum jest problem z parkowaniem.<br />

Sęk w tym, że parking <strong>pod</strong>ziemny to dla<br />

inwestorów prywatnych nie jest opłacalna<br />

inwestycja (zwrot kapitału po 40 latach).<br />

Chyba, że główną inwestycją byłaby np.<br />

galeria handlowa. To miejscowy plan zagos<strong>pod</strong>arowania<br />

przestrzennego powinien<br />

rozstrzygać układ ulic i placów w mieście,<br />

i np. usytuowanie garaży <strong>pod</strong>ziemnych.<br />

Władza samorządowa, która takich planów<br />

nie tworzy lekceważy mieszkańców<br />

i ich potrzeby. Świadomie pozwala inwestorom,<br />

których interesuje tylko szybki<br />

zysk, na bezkarne niszczenie przestrzeni<br />

publicznej. Sprzeniewierza się istocie samorządności,<br />

która polega na partycypacji<br />

mieszkańców-członków samorządu<br />

lokalnego w decyzjach, które ich dotyczą.<br />

Bo tworzenie Planu, to wspólne budowanie<br />

miasta z mieszkańcami, a nie wbrew<br />

nim, czy przeciwko nim. Tylko wówczas<br />

mieszkańcy będą utożsamiać się ze swoim<br />

miastem i kochać je, gdy wezmą <strong>pod</strong>miotowy<br />

udział w tworzeniu Planów. To jest<br />

najskuteczniejsza i najbardziej autentyczna<br />

akcja promocyjna na rzecz Olsztyna, a<br />

nie sztuczne akcje typu „Kocham Olsztyn”.<br />

W „Strategii rozwoju Olsztyna na lata<br />

2006–2020”, czytamy, że zagrożeniem<br />

dla jej realizacji jest m.in. „Mała świadomość<br />

własnej roli mieszkańców w<br />

budowaniu przyszłości miasta”. Aby<br />

temu zaradzić wpisano w „Strategię”,<br />

jako jeden z celów: „Wspieranie i rozwój<br />

różnych form aktywności obywatelskiej<br />

– budowanie kapitału społecznego”<br />

m.in. przez „Konsultacje społeczne.<br />

Komunikację i partycypację społeczną”.<br />

Jak to wygląda w praktyce, pokazuje m.in.<br />

wezwanie Romualda Pregera, przewodniczącego<br />

Rady Osiedla Śródmieście do bojkotu<br />

wyborów samorządowych na znak<br />

protestu: – „Nie jesteśmy powiadamiani o<br />

żadnych zmianach dotyczących Śródmieścia.<br />

Wiemy o tym z mediów, a przecież<br />

sprawy, które nas dotyczą, powinny być<br />

uzgadniane z radą osiedla. To my tu jesteśmy<br />

gos<strong>pod</strong>arzami, my tu najlepiej wiemy,<br />

co się dzieje” – wyjaśnia Romuald Preger”<br />

(cytat wypowiedzi za „GW” z 30.09.10r.).<br />

Niczym innym, jak współrządzeniem<br />

miastem jest udział mieszkańców, rad<br />

osiedli, organizacji pozarządowych, stowarzyszeń<br />

przy tworzeniu miejscowego<br />

planu zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego.<br />

W Planie określa się m.in. zasady ochrony<br />

i kształtowania ładu przestrzennego,<br />

zasady ochrony dziedzictwa kulturowego<br />

i zabytków oraz dóbr kultury współczesnej,<br />

eliminuje chaos w kształtowaniu<br />

przestrzeni publicznej, określa reguły gry,<br />

ogranicza samowolę urzędniczą, arbitralność<br />

i dowolność decyzji.<br />

Protest, jedyna broń mieszkańców<br />

To z powodu braku partycypacji<br />

mieszkańców w powstawanie planów,<br />

mamy do czynienia z protestami lokalnej<br />

społeczności. Niedawno byliśmy świadkami<br />

takiego protestu 400 mieszkańców<br />

osiedla nad Jeziorem Długim w Olsztynie.<br />

O planie wycięcia tam 412 drzew i budowie<br />

wzdłuż brzegów jeziora „autostrady”<br />

z polbruku o szerokości 6 metrów, a także<br />

potężnego mostu betonowego w miejsce<br />

drewnianego, mieszkańcy dowiedzieli się<br />

z prasy w momencie, gdy przystąpiono do<br />

realizacji tego projektu.<br />

Na spotkaniu z protestującymi mieszkańcami<br />

osiedla prezydent Piotr Grzymowicz<br />

twierdził, że urzędnicy wprowadzili<br />

go w błąd mówiąc, że konsultacje<br />

z mieszkańcami się odbyły. Natomiast<br />

przewodnicząca Rady Osiedla Joanna<br />

Kuryło twierdzi, że owszem, pokazywano<br />

jej projekt, ale zupełnie inny. Czy<br />

prezydent wyciągnął jakieś konsekwencje<br />

wobec urzędników, którzy wprowadzili<br />

prezydenta i przewodniczącą RO w<br />

błąd? Nie słyszałem. W rezultacie trzeba<br />

było projekt zmieniać (dodatkowe koszty<br />

i czas) i rzeczywiście go skonsultować.<br />

Zawsze w przypadku pojawienia się głosów<br />

sprzeciwu wobec projektu, urzędnicy<br />

szantażują, że już za późno na zmiany, bo<br />

stracimy dotacje unijne. Jakież było zaskoczenie<br />

urzędników, gdy ten straszak w<br />

przypadku projektu na zagos<strong>pod</strong>arowanie<br />

Jeziora Długiego nie tylko nie zadziałał,<br />

a wręcz wywołał radość protestujących,<br />

gdyż im mniej pieniędzy dostaliby urzędnicy<br />

na realizację pierwotnego projektu,<br />

tym w mniejszym stopniu mogliby zniszczyć<br />

otoczenie jeziora. Niestety, nie udało<br />

się całkowicie wyeliminować betonu z<br />

budowy tzw. kładki na jeziorze. Przy budowie<br />

mostu usypano groblę rozdzielającą<br />

wody jeziora na dwa odrębne zbiorniki.<br />

Jak alarmuje prof. Zbigniew Endler z Katedry<br />

Ekologii Stosowanej UWM, grozi to<br />

śmiercią jeziora, którego ratowanie rozpoczęto<br />

w latach 70.<br />

Kasa, misiu, kasa...<br />

Protestujący mieszkańcy z Osiedla<br />

nad Jeziorem Długim zachodzą w głowę,<br />

w jakim celu tworzy się tego rodzaju horrendalne<br />

projekty? To proste: im projekt<br />

droższy (patrz film „Miś”), tym większa<br />

kasa „do przytulenia”. Stąd betonowy<br />

most, bo drewniany byłby tani (postawiliby<br />

go np. saperzy w ramach ćwiczeń w tydzień,<br />

o czym poinformował mnie oficer<br />

rezerwy wojsk inżynieryjnych, Adam Kowalczyk).<br />

Koleżanka przywiozła mi zdjęcia<br />

z parku Yellowstone w USA, w którym<br />

wszystkie mosty są drewniane, również te<br />

dla pojazdów, z prośbą o pokazanie prezydentowi<br />

Grzymowiczowi, co niniejszym<br />

czynię.<br />

To dla takich „Misiów” pozoruje się<br />

konsultacje społeczne, które nie mają<br />

nic wspólnego z autentycznym udziałem<br />

mieszkańców w <strong>pod</strong>ejmowaniu decyzji.<br />

Jako „konsultacje” przedstawia się spotkania,<br />

na których informuje się zebranych<br />

o gotowych projektach, których już nie<br />

można zmienić, bo nie ma już czasu, bo<br />

stracimy pieniądze unijne. Nawet raz zapytano<br />

mieszkańców Olsztyna (badania<br />

ankietowe), czego chcą? Odpowiedzieli:<br />

aqua parku (parku wodnego)! Niestety,<br />

nie była to odpowiedź prawidłowa. Ta bowiem<br />

powinna brzmieć: „chcemy basenu<br />

olimpijskiego”. Prawdziwe konsultacje zaczynają<br />

się na etapie artykułowania przez<br />

mieszkańców ich potrzeb, a następnie na<br />

28 DEBATA Numer 11 (38) 2010


szukaniu wraz z nimi sposobów ich zaspokojenia.<br />

Im większy jest udział mieszkańców-członków<br />

samorządu lokalnego<br />

w tworzenie i realizację projektów, tym są<br />

one tańsze i służą rzeczywistym potrzebom<br />

mieszkańców, a nie portfelom inwestorów<br />

i wykonawców zaprzyjaźnionych z<br />

włodarzem gminy. Bo w ostatecznym rachunku<br />

za te drogie inwestycje zapłacimy<br />

my, mieszkańcy.<br />

Pełną tego świadomość ma prezydent<br />

Piotr Grzymowicz, który w swoim blogu<br />

napisał: „Chcę, by Olsztyn stał się miastem<br />

naprawdę współzarządzanym przez<br />

obywateli (…). Dzięki takiemu <strong>pod</strong>ejściu<br />

środki publiczne będą wydawane w sposób<br />

najbardziej racjonalny z możliwych,<br />

a społeczna efektywność wydatków będzie<br />

większa niż dotąd”.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Trzeba prezydentowi Grzymowiczowi<br />

oddać, że nie pozostawał głuchy na protesty<br />

społeczne. Dzięki temu np. koszt<br />

budowy systemu gos<strong>pod</strong>arki odpadami<br />

został zmniejszony z 530 mln zł do kwoty<br />

284 mln zł, choć są głosy, że jest jeszcze<br />

o 100 mln zł zawyżony; do projektu budowy<br />

basenu olimpijskiego wprowadził<br />

mini aqua park, polecił też zmienić projekt<br />

zagos<strong>pod</strong>arowania Jeziora Długiego.<br />

Prezydent tłumaczył za każdym razem, że<br />

obejmując w listopadzie 2009 roku urzędowanie,<br />

już takie projekty zastał po poprzedniku<br />

Czesławie Jerzym Małkowskim<br />

(prezydent w latach 2001–2008) i Tomaszu<br />

Głażewskim (p.o. prezydenta w latach<br />

2008–2009). Nie zapominajmy jednak, że<br />

Piotr Grzymowicz był wiceprezydentem<br />

odpowiedzialnym m.in. za inwestycje w<br />

latach 2001–2007.<br />

* * *<br />

Tworzenie planu miasta, to debata<br />

z udziałem jego mieszkańców<br />

Rozmowa z Jackiem Wysockim z Wojewódzkiego Biura Planowania<br />

Przestrzennego w Olsztynie, wykładowcą historii<br />

urbanistyki i architektury na Uniwersytetu Kardynała<br />

Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, byłym Wojewódzkim<br />

Konserwatorem Zabytków.<br />

– olsztyn nie ma miejscowego planu<br />

zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego<br />

dla śródmieścia. ze słów pana Jerzego<br />

Piekarskiego, dyrektora Biura Planowania<br />

Przestrzennego urzędu Miasta<br />

olsztyna, wynika, że to dobrze, bo plan<br />

tworzy się co najmniej na kilkadziesiąt<br />

lat, w tym czasie blokowałby realizację<br />

nowych pomysłów, których planiści nie<br />

byli w stanie przewidzieć. Może rzeczywiście<br />

„ustawa o planowaniu przestrzennym”,<br />

to jakiś przeżytek rodem z<br />

PRL. Może kształtowanie przestrzeni<br />

publicznej powierzyć inwestorom?<br />

– Od starożytności przy wznoszeniu<br />

miast obowiązywały reguły urbanistyczne,<br />

np. greckie polis, czy miasta rzymskie powstawały<br />

według ściśle określonego planu.<br />

Część miast wczesnośredniowiecznych na<br />

Zachodzie Europy odwzorowywała obozy<br />

rzymskich legionów; w późniejszym<br />

średniowieczu ich budowę regulowało<br />

prawo lokacyjne (np. prawo magdeburskie,<br />

lubeckie, na naszych ziemiach prawo<br />

chełmińskie). Prawo to ściśle określało<br />

dyspozycje funkcjonalno-przestrzenne<br />

poszczególnych obszarów miasta.<br />

MPZP porządkuje przestrzeń, ustala<br />

dyspozycje funkcjonalne, w taki sposób,<br />

żeby przestrzeń miała charakter uporządkowany,<br />

żeby poszczególne funkcje były<br />

lokowane w sposób celowy i bezkolizyjny,<br />

żeby np. w środku osiedla mieszkalnego<br />

nie budować zakładu przemysłowego. Zapisy<br />

planu są ogólne, np. zapis „usługi” nie<br />

determinuje, jakie to usługi, czy to ma być<br />

zakład fryzjerski, czy serwis komputerowy.<br />

Plan bowiem ma służyć przez wiele lat, w<br />

sposób bezkolizyjny. Natomiast, gdy pojawi<br />

się inwestor ze znakomitym pomysłem,<br />

to pojedyncza zmiana w planie trwa tylko<br />

pół roku.<br />

– Jak powstaje Plan?<br />

– Pierwszy etap, to <strong>pod</strong>anie do wiadomości<br />

publicznej o przystąpieniu do opracowania<br />

planu dla danego terenu. Na tym<br />

etapie zbiera się wnioski od wszystkich<br />

osób zainteresowanych. Następnie urbaniści<br />

przedstawiają koncepcję zagos<strong>pod</strong>arowania.<br />

Ta koncepcja jest wyłożona do<br />

konsultacji społecznej. Partycypacja społeczeństwa<br />

w tworzeniu planu jest zagwarantowana<br />

ustawowo. Uwagi, zastrzeżenia<br />

zgłoszone do koncepcji starają się uwzględ-<br />

Trwa właśnie kampania wyborcza<br />

do samorządu. Mamy więc okazję sami<br />

zapytać kandydatów do fotela prezydenta<br />

Olsztyna: co rozumieją przez pojęcie<br />

„partycypacja społeczna”, i „konsultacje”.<br />

Kandydata Czesława Jerzego Małkowskiego<br />

możemy zapytać, dlaczego <strong>pod</strong>czas<br />

swojej prezydentury nie wykonał Uchwały<br />

z 2003 roku o przystąpieniu do opracowaniu<br />

Planu dla Śródmieścia Olsztyna, a pozostałych<br />

kandydatów na prezydenta, czy<br />

taki Plan powstanie i w jakim czasie?<br />

Dziennikarz,<br />

redaktor naczelny wielu gazet<br />

(m.in. ‚Kuriera Porannego”<br />

i „Gazety Współczesnej”),<br />

autor książek reporterskich,<br />

obecnie dziennikarz<br />

„Radia Olsztyn”.<br />

Adam Jerzy Socha<br />

nić urbaniści w planie. Na koniec projekt<br />

planu trafia do samorządu lokalnego w formie<br />

projektu uchwały. Zarząd gminy, radni<br />

biorą <strong>pod</strong> uwagę skutki ekonomiczne Planu<br />

dla budżetu gminy i polityczne. Przyjęty<br />

projekt staje się prawem miejscowym.<br />

– Partycypacja społeczeństwa w tworzeniu<br />

Planu najczęściej jest fikcją, gdyż<br />

ogłoszenie w lokalnej gazecie dotrze do<br />

nielicznych. dowodem na to jest chociażby<br />

projekt „zagos<strong>pod</strong>arowania” Jeziora<br />

długiego w olsztynie. Mieszkańcy tego<br />

osiedla dowiedzieli się o horrendalnym<br />

planie urzędu Miasta w momencie, gdy<br />

już nad jezioro wjechał ciężki sprzęt.<br />

Gdyby władze samorządowe rzeczywiście<br />

chciały partycypacji mieszkańców<br />

osiedla, to wysłałyby mieszkańcom ulotki,<br />

zorganizowały zebranie w osiedlowej<br />

szkole itd.<br />

– Powstawaniu Planu musi towarzyszyć<br />

debata społeczna, aż do uzyskania konsensusu,<br />

który zadowala wszystkie strony, lub<br />

prawie zadowala. To nic, że czasami może<br />

to być proces długotrwały. Ale wówczas<br />

Plan powstaje nie przeciw komuś, czy<br />

wbrew komuś, a dla danej społeczności.<br />

Dzięki temu mieszkańcy utożsamiają się ze<br />

swoim miastem. Jeśli udział społeczeństwa<br />

w tworzeniu planu jest fikcyjny, to wybuchają<br />

protesty i proces inwestycyjny i tak<br />

się wydłuża, mimo że pójście „na skróty”<br />

na początku (brak planu) miało przyspieszyć<br />

realizację.<br />

– A jak nie ma Planu, to czym to grozi,<br />

oprócz protestów?<br />

– Brak planu pozwala na ogromną<br />

dowolność, budowanie poza kontrolą<br />

społeczną. Może powodować samowolę<br />

budowlaną, zarówno poszczególnych właścicieli<br />

terenu, jak i władz miasta. Władze<br />

29


mogą zrealizować krótkotrwałe cele gos<strong>pod</strong>arcze,<br />

polityczne, ale wywołują chaos,<br />

kolizje w przestrzeni, w funkcjonowaniu<br />

danej dzielnicy miasta. Organizmowi<br />

miejskiemu, w który wkrada się chaos,<br />

zagraża proces dezurbanizacji, mieszkańcy<br />

opuszczają taki teren, tkanka miejska w<br />

tym miejscu degraduje się ekonomicznie i<br />

technicznie.<br />

– Ale jeśli priorytetem dla prezydenta<br />

miasta jest reprezentowanie interesów<br />

tylko pewnej, wybranej grupy inwestorów,<br />

a nie dobro mieszkańców, to czy<br />

brak Planu to ułatwia?<br />

– Znakomicie ułatwia. Brak Planu, to<br />

brak reguł. Wówczas panuje dowolność.<br />

Plan taką swobodę uniemożliwia.<br />

– Czy Plan mógł nas zabezpieczyć<br />

przed budową na działce gminy, w bezpośrednim<br />

sąsiedztwie ratusza kamienicy-katafalku?<br />

– Tak, bo można wpisać do<br />

planu liczbę kondygnacji, rodzaj dachu,<br />

odwzorowanie kształtu działki, wysokość,<br />

funkcję. W przypadku tej kamienicy, gdyby<br />

były wpisane do Planu <strong>pod</strong>ziały, to niemożliwe<br />

byłoby wyłożenie na elewacji wielkich<br />

granitowych płyt.<br />

– A czy Plan mógł uratować kino Kopernik?<br />

– Plan określa zasady ochrony „dóbr<br />

kultury współczesnej”, a takim dobrem<br />

było kino „Kopernik”.<br />

– A wpisanie do Planu funkcji działki,<br />

na której stało kino „Kopernik”: „kultura<br />

i sztuka”, czy wykluczyłoby stawianie tam<br />

bloków mieszkalnych?<br />

– Oczywiście!<br />

– dyrektor Biura Planowania Przestrzennego<br />

u M olsztyna, pan Jerzy Piekarski<br />

oraz pan architekt, Włodzimierz<br />

Andrzej dezor, twierdzą, że budując trzypoziomowy<br />

parking przy ulicy Wyzwolenia,<br />

„rewitalizują” ten teren. Na tej <strong>pod</strong>stawie<br />

uznają wyższość swojej koncepcji<br />

nad projektem innego inwestora, właściciela<br />

działki, na której stoi jeden z obskurnych,<br />

parterowych pawilonów przy ul. 11<br />

Listopada 10. inwestor chce zabudować<br />

plombę w tej pierzei. Czy budowę garażu<br />

można uznać za rewitalizację tego miejsca,<br />

a zabudowę pierzei – nie?<br />

– Budowę parkingu co najwyżej można<br />

nazwać zagos<strong>pod</strong>arowaniem tego terenu, ale<br />

nie ma ono nic wspólnego z rewitalizacją. Na<br />

* * *<br />

Przewodniczący bije się w piersi<br />

Rozmowa z panem Zbigniewem Dąbkowskim, przewodniczącym<br />

Rady Miasta w Olsztynie.<br />

– W 2003 roku Rada Miasta olsztyna<br />

przyjęła uchwałę o przystąpieniu do<br />

opracowania planu zagos<strong>pod</strong>arowania<br />

przestrzennego dla śródmieścia olsztyna.<br />

dlaczego ten Plan nie powstał?<br />

– Trudno mi odpowiadać za prezydenta<br />

miasta. Rolą Rady było przegłosowanie<br />

uchwały zgodnie z wnioskiem ówczesnych<br />

władz wykonawczych, ale uchwała nie precyzuje<br />

czasokresu, do kiedy ten plan ma<br />

być sporządzony. Dzisiaj na sesji (25.08.)<br />

wywiązała się dyskusja na temat tego Planu<br />

w nawiązaniu m.in. do plomby przy ul.<br />

11 Listopada, gdzie od dłuższego czasu inwestor<br />

stara się o jej zabudowę. Prezydent<br />

powiedział, że w krótkim okresie ten Plan<br />

zostanie przygotowany i zapewniał, że cały<br />

ten teren jest objęty opieką konserwatorską<br />

i każda wydawana decyzja musi być po-<br />

przedzona pozytywną opinią konserwatora<br />

zabytków. Pod tym względem możemy być<br />

spokojni, że nie powstanie tam nic, co nie<br />

byłoby zgodne z opinią konserwatora zabytków.<br />

– z powodu braku Planu dla śródmieścia<br />

mamy dzisiaj „czarną perłę” przy<br />

ratuszu i dziurę w ziemi, w miejscu gdzie<br />

stało kino „Kopernik”. urzędnicy mając<br />

plan zagos<strong>pod</strong>arowania nie byliby <strong>pod</strong>ejrzewani<br />

przez inwestora, który chce<br />

zabudować plombę przy ul. 11 Listopada,<br />

w miejscu, gdzie teraz stoją szpetne parterowe<br />

budy, o celowe działanie, by mu<br />

to uniemożliwić. Rodzi się <strong>pod</strong>ejrzenie,<br />

że urzędnikom zależy, żeby Plan nie powstał,<br />

bo to daje pole do subiektywnych<br />

decyzji i interpretacji.<br />

– Dwa lata temu występowałem z pro-<br />

Gratulacje<br />

Zachodzie trwa proces rewitalizacji obszarów<br />

miejskich, gdyż tam 40 lat temu wystąpił<br />

w miastach proces suburbanizacji, którego<br />

efektem była degradacja terenów starych<br />

dzielnic. W jej wyniku zostały one opanowane<br />

przez część społeczeństwa, określaną<br />

jako „lumpy”. Miasta zaczęły się „rozlewać”,<br />

przestały istnieć centra miast, które powinny<br />

być jego wizytówką, spajać miasto. Obecnie<br />

te obszary są przywracane do życia. Polega<br />

to na poprawie jakości tkanki technicznej i<br />

budowlanej miasta, wprowadzenie nowych<br />

funkcji, a także stymulacja procesów poprawy<br />

struktury społecznej.<br />

– z punktu widzenia kształtowania<br />

centrum olsztyna, jako wizytówki miasta,<br />

co jest istotniejsze: budowa garażu<br />

wielopoziomowego przy ratuszu, czy<br />

likwidacja szpetnych bud przy 11 Listopada?<br />

– W pierwszej kolejności zabudowa<br />

pierzei przy 11 Listopada i rozsądne wykorzystanie<br />

terenu na jej zapleczu, ze względu<br />

na jego dużą wartość wynikającą z lokalizacji.<br />

Parkingi w mieście są oczywiście także<br />

bardzo potrzebne, ale ich lokalizacja powinna<br />

być sensownie zaplanowana.<br />

pozycją do ówczesnego prezydenta miasta,<br />

żeby zwiększyć środki na przygotowywanie<br />

Planów i zlecać je firmom zewnętrznym.<br />

Pracownia, którą kieruje pan Jerzy Piekarski<br />

jest mało liczebna i trzeba wyjść z<br />

planami zagos<strong>pod</strong>arowania na zewnątrz.<br />

W Olsztynie jest sporo pracowni mających<br />

uprawnienia urbanistyczne. Niestety, spotkało<br />

się to z odmową.<br />

– dlaczego?<br />

– Urzędnicy stwierdzili, że oni i tak będą<br />

musieli przygotowywać wszystkie załączniki,<br />

informacje. Dla mnie te zastrzeżenia są zastanawiające.<br />

Pamiętam że jeden, czy dwa Plany<br />

przyjmowane w ostatnim czasie przez Radę,<br />

były przygotowane przez firmę zewnętrzną.<br />

Nie spotkałem się z tym, żeby w czasie<br />

procedowania tych Planów wystąpiły jakieś<br />

trudności, czy problemy. Ponad 60 procent<br />

powierzchni miasta jest objęta Planem, ale<br />

ta perełka, zabytkowe centrum – nie. Tu rzeczywiście,<br />

muszę uderzyć się w piersi, że być<br />

może zbyt mało intensywnie naciskaliśmy<br />

na służby pana prezydenta, żeby te Plany dla<br />

śródmieścia były przygotowywane w pierwszej<br />

kolejności.<br />

Koledze Rafałowi Bętkowskiemu serdecznie gratulujemy otrzymania Nagrody Prezydenta Olsztyna „za<br />

całokształt pracy w dziedzinie upowszechniania historii Olsztyna”.<br />

Redakcja „Debaty”<br />

30 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Wycinki<br />

Zblazowany aktor, któremu nie<br />

chce występować się ani w teatrze,<br />

ani w filmie, a gości w<br />

telewizyjnym okienku w reklamach<br />

jednego z banków, udzielił wywiadu<br />

„Polityce”, gdzie <strong>pod</strong>pierając się Oskarem<br />

Wilde’em twierdzi, że „patriotyzm<br />

to cecha ludzi chorych na nienawiść”.<br />

Wcześniej Marek Kondrat, bo o nim<br />

tu mowa, głosił hasło „Nie Polska jest<br />

najważniejsza”, przeciwstawne do hasła<br />

z kampanii Jarosława Kaczyńskiego.<br />

Aktor udział młodych chłopców<br />

w powstaniu warszawskim porównuje<br />

do afrykańskich dzieci z karabinami<br />

na szyi. Cóż, aktor za dużej wiedzy<br />

historycznej i politycznej nie posiada.<br />

Dzieci w Afryce są porywane i zmuszane<br />

do zabijania. Dzieci Warszawy<br />

w roku 1944 najczęściej nosiły pocztę.<br />

Aktor jest przeciwny pomnikowi Małego<br />

Powstańca, uważa go za symbol<br />

zakłamania, utrwalający tylko mity.<br />

Cóż, Marek Kondrat przedstawia<br />

się jako wielki znawca wina. Może<br />

swoje wypowiedzi by ograniczył tylko<br />

do alkoholowego tematu?<br />

Jednak kierunek myślowy aktora<br />

został od razu <strong>pod</strong>chwycony na szczeblu<br />

lokalnym. Oto Paweł Pliszka w<br />

„Gazecie Olsztyńskiej” z 29 października<br />

oburza się na nazwanie olsztyńskiego<br />

Pałacu Młodzieży imieniem<br />

Orląt Lwowskich. „Znów gorę wzięła<br />

nasza męczeńsko – narodowa – patriotyczna<br />

nuta. Nuda! Nie wiem (i<br />

nie chcę wiedzieć), czym kierowali<br />

się pomysłodawcy” – napisał Pliszka.<br />

Powtórzył tezy Kondrata. Patriotyzm<br />

jest nudny, wspominanie tych, którzy<br />

oddali życie za ojczyznę jest zbyteczne.<br />

Najbardziej <strong>pod</strong>ziwiamy warsztat<br />

dziennikarski Pliszki: nie wie i nie chce<br />

wiedzieć. Cóż za szczerość! A my naiwnie<br />

sądziliśmy, że nim dziennikarz<br />

o czymś napisze, to sprawdzi fakty,<br />

pozna motywacje opisywanych osób,<br />

przedstawi różne oceny wydarzeń. Ale<br />

tak postępują tylko prawdziwi dziennikarze.<br />

Propagandzistom wystarczy<br />

wskazanie kierunku ataku: i jazda na<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

patriotyzm, czy pamięć o męczennikach.<br />

Tak w czasie, gdy wspominamy<br />

naszych zmarłych.<br />

W tym samym wydaniu „Gazety<br />

Olsztyńskiej” (29 października)<br />

inny felietonista, Adam Bartnikowski<br />

wspominając zmarłych stwierdził:<br />

„Prawdziwi katolicy (jakże ich niewielu)<br />

wierzą, że zmarli nie odeszli<br />

na zawsze, a jedynie zmienili miejsce<br />

pobytu, czyli czasoprzestrzeń”. Gdyby<br />

autor poczytał w tym samym okresie<br />

poważniejszą prasę, to dowiedziałby<br />

się, że według badań CBOS 60 procent<br />

Polaków wierzy w życie pozagrobowe.<br />

Zresztą, w takie życie wierzą wyznawcy<br />

wszystkich wielkich religii, a nie<br />

tylko „prawdziwi katolicy”. I jakże to<br />

subtelne określenie „prawdziwi katolicy”,<br />

pamiętamy wszak oburzenie za<br />

„prawdziwych Polaków”, którego miał<br />

użyć prezes, według jednej ze stacji telewizyjnej.<br />

Katolikiem się jest lub nie<br />

jest, bardziej gorliwym czy mniej, ale<br />

felietonista „Gazety Olsztyńskiej” pociesza<br />

się, że tych prawdziwych jest<br />

niewielu. Oj, skąd ta pewność?<br />

Jarosław Gowin udzielił wywiadu<br />

„Tygodnikowi Powszechnemu”. Piotr<br />

Zaremba zapytał: „Premier mówił z<br />

sejmowej trybuny o jednym z handlarzy:<br />

„Ten człowiek będzie siedział.<br />

Kiedyś krytykowaliście PiS za takie<br />

„pokazuchy”. Wolno wam więcej niż<br />

Kaczyńskiemu?”. Gowin odpowiedział:<br />

„Rzeczywiście, Platformie wolno<br />

w praktyce więcej. Z różnych powodów:<br />

bo lepiej rządzimy niż PiS, ale i<br />

ładniej wyglądamy, jesteśmy sympatyczniejsi,<br />

panuje u nas większy pluralizm<br />

wewnętrzny…”. Szkoda, że Gowin<br />

nie stwierdził wprost: nam wolno<br />

wszystko, bo oni są tacy brzydcy, biedni<br />

i mało sympatyczni. Ba, mógł przytoczyć<br />

samego Bronisława Komorowskiego,<br />

który w jednym z wywiadów<br />

powiedział: „Państwo jest domeną<br />

zdobywców władzy”. Więc logicznie,<br />

Platformie wolno wszystko.<br />

przycinki<br />

Z odkrywczych rzeczy Gowin powiedział,<br />

że Tusk „Jest tradycyjnym<br />

liberałem, wolnym od lewicowych naleciałości”.<br />

Ot co, tradycja i liberalizm.<br />

Tak naprawdę w wykonaniu Tuska ani<br />

jedno ani drugie. Koniunkturalizm<br />

ponad wszystko.<br />

Szczytem cynizmu popisał się Michał<br />

Ogórek. W „Gazecie Wyborczej”<br />

z 30 października – 1 listopada w sposób<br />

szczególny uczcił zamordowanego<br />

Marka Rosiaka, pracownika biura euro<br />

deputowanego PiS. Ogórek napisał:<br />

„W Polsce sfrustrowany obywatel dokonuje<br />

zamachu nie – jak należałoby<br />

się s<strong>pod</strong>ziewać – na przedstawiciela<br />

władzy, tylko opozycji.(…)”. Wytłumaczeniem<br />

ataków społeczeństwa na<br />

opozycję w Polsce może być to, że stało<br />

się ono zazdrosne o swoją pozycję. Zamiast<br />

zajmować się choć trochę społeczeństwem,<br />

rządzący zajęli się bowiem<br />

od jakiegoś czasu wyłącznie opozycją,<br />

spełniając jedynie jej wszystkie kaprysy<br />

i zachcianki. Teraz np. rząd musi<br />

opozycji bronić przed dalszymi atakami<br />

społeczeństwa, których jest ona<br />

pewna. Społeczeństwu żadnej obrony<br />

przed opozycją rząd nie zapewnia”.<br />

Myśleliśmy, że są jakieś granice<br />

przyzwoitości w kpinach i żartach. Ale<br />

nie w wydaniu „Gazety Wyborczej”.<br />

Premier Donald Tusk rządzi. Podwyżka<br />

VAT ma przynieść w przyszłym<br />

roku około 5 mld zł wpływów do budżetu.<br />

Czy wiecie Państwo jak wzrósł<br />

dług Polski tylko w jednym miesiącu,<br />

sierpniu? Odpowiadamy: 7 mld zł.<br />

I tak z końcem wakacji oficjalnie państwo<br />

jest zadłużone na 700 mld zł.<br />

A przed nami dalsze miesiące…<br />

Jak rząd chce zmniejszyć swój dług?<br />

Przekazując na rzecz samorządów<br />

drogi publiczne. W latach 2010–2012<br />

ma przekazać samorządom 544 km<br />

dróg, najwięcej bo aż 300 km dostaną<br />

na utrzymanie z własnych zasobów<br />

31


gminy województwa warmińsko-mazurskiego.<br />

Rocznie utrzymanie 1 km<br />

drogi kosztuje ok. 120 tys. zł. Przypomnijmy:<br />

gminy mają obowiązek utrzymywać<br />

szkoły (dotacje najczęściej<br />

pokrywają tylko pensje nauczycieli),<br />

drogi, czy wypłacać alimenty w imieniu<br />

tych, którzy się od tego uchylają.<br />

Radość wójtów z powodu <strong>pod</strong>arunku<br />

rządowego na pewno jest wielka.<br />

Jak rząd chce zwiększyć wpływy do<br />

budżetu? W sposób najprostszy: <strong>pod</strong>wyżka<br />

mandatów i grzywien. To minister<br />

finansów określa wysokość tych<br />

opłat. I tak już niedługo najwyższa<br />

grzywna ma wzrosnąć z 5 tys. do 10<br />

tys. zł. Grzywna jest karą za wykroczenia.<br />

Takim wykroczeniem może być<br />

zakłócenie ciszy nocnej. Jest to wykroczenie<br />

o tak zwanym charakterze chuligańskim.<br />

Dziś możemy maksymalnie<br />

zapłacić za jego popełnienie tysiąc zł,<br />

ale już niedługo będzie to 2 tys. zł.<br />

Wszelkiej maści funkcjonariusze dziś<br />

mogą nałożyć mandat maksymalnie w<br />

wysokości 500 zł, niedługo będą mogli<br />

inkasować tysiąc. W uzasadnieniu tego<br />

projektu napisano wprost: zwiększenie<br />

górnej granicy mandatów i grzywien<br />

ma zwiększyć dochody budżetu. Prof.<br />

karnista Andrzej Gaberle nazywa to<br />

wprost: fiskalizacją prawa. Gdy ktoś<br />

nie będzie w stanie zapłacić grzywny,<br />

niech tylko nie żebrze. Za publiczne<br />

żebractwo <strong>pod</strong>wyższono grzywnę z<br />

1500 zł do 3 tysięcy.<br />

Oj zaczęło się. Prezydent wskazał<br />

kierunek, a sfora za nim <strong>pod</strong>ążyła. Oto<br />

Bronisław Komorowski uznał kościelną<br />

ekskomunikę za przeżytek i w imię<br />

nowoczesności zaczęły się pouczenia<br />

dostojników kościelnych, a najbardziej<br />

abp Henryka Hosera, lekarza zresztą,<br />

który miał śmiałość wypowiedzieć się<br />

o projektach ustaw o In vitro. Towarzysz<br />

Henryk Martenka w „Angorze”<br />

napisał: „Śmiech serdeczny, homerycki,<br />

budzi fakt, że równie skutecznie<br />

mógłby zagrozić posłom trener futbolowy<br />

Smuda, gdyż jak pamiętamy,<br />

ekskomunika to przywilej papieża”.<br />

Źle pamiętacie, tow. Martenka. Może<br />

na lekcjach religii nie byliśmy prymusami,<br />

ale coś tam pamiętamy, a jeden<br />

z nas czasem czyta i inne gazety. Otóż<br />

„Nasz Dziennik” wyjaśnił: „Istnieją<br />

dwa rodzaje ekskomuniki: ferendae,<br />

nakładana przez papieża lub biskupa,<br />

oraz latae sententiae, zaciągana automatycznie<br />

na skutek popełnianego<br />

czynu”. Jak ktoś popełnia aborcję lub<br />

się do niej przyczynia lub zabija człowieka,<br />

sam zaciąga ekskomunikę bez<br />

kościelnego orzeczenia. Oj tow. Martenka,<br />

poprawcie się na odcinku kar<br />

kościelnych. Rozumiem, że na wumlu<br />

o tym nie mówiono, ale skoro o tym<br />

piszecie, to nie ujawniajcie tak nachalnie<br />

swojej ignorancji.<br />

W sprawie in vitro wypowiedział<br />

się też towarzysz Leszek Miller na łamach<br />

„Super Expressu”. Stwierdził, że<br />

parlamentarzyści „powinni dowieść,<br />

że konstytucja jest dla nich ważniejsza<br />

niż ewangelia”. Oj towarzyszu, konstytucję<br />

zawsze można zmienić, Ewangelia<br />

jest niezmienna. Rozumiemy, że<br />

jako polityk uwielbiacie relatywizm<br />

wszelkiego rodzaju, choć chciałoby<br />

się zapytać, czy dalej jesteście wierni<br />

przyjaźni ze Związkiem Radzieckim,<br />

co przecież było wpisane do polskiej<br />

konstytucji za czasów Gierka? Miller<br />

jest diabelsko inteligentny, bo stara się<br />

używać argumentów religijnych. Pyta,<br />

czy Jezus „mając współczesną wiedzę<br />

o osiągnięciach medycyny, zabroniłby<br />

bezpłodnym parom mieć dzieci?<br />

A może uznałby to za cud?” Oj, co za<br />

sprzeczność. Medyczna technika nie<br />

jest cudem. A kończy dalej swój tekst<br />

zdaniem: „W końcu Kościół wyznaje<br />

dogmat niepokalanego poczęcia, a in<br />

vitro to klasyczny przykład zapłodnienia<br />

bez seksu”. Cóż za marksistowska,<br />

dialektyczna teologia! Oczywiście ani<br />

słowa w tych publikacjach, dlaczego<br />

Kościół jest przeciwko in vitro. Bo są<br />

unicestwiane sztucznie zapłodnione<br />

zarodki. A Kościół broni życia właśnie<br />

od chwili poczęcia.<br />

32 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Wspomnieliśmy prezydenta Bronisława<br />

Komorowskiego. Zna się na<br />

wszystkim. Wręczając nagrody laureatom<br />

XVI Konkursu Chopinowskiego<br />

(wręczał je także Grzegorz Schetyna, a<br />

gdzie pozostali politycy PO z Tuskiem<br />

i prezydentem Warszawy?) prezydent<br />

chciał zacytować Roberta Schumanna<br />

i powiedział o „armatach w krzakach”.<br />

Schumann wyrażając się o muzyce<br />

Chopina mówił o armatach w kwiatach.<br />

Oczywiście pomyłki nikt nie zauważył<br />

(oprócz Sławomira Pietrasa,<br />

ale on jest na bocznym torze życia muzycznego),<br />

albo też nikt otwarcie nie<br />

śmiał prezydenta sprostować. Wszak<br />

król ma zawsze rację i lepiej wie, co powiedział<br />

Schumann od samego Schumanna.<br />

Prezydent jako król wolno pokazuje<br />

Warszawie, że ma wielki gest.<br />

Wyprzedaje samochodowy tabor kancelarii<br />

prezydenckiej. Jeździł będzie<br />

wynajętymi autami, oczywiście w towarzystwie<br />

limuzyn Biura Ochrony<br />

Rządu. Codziennie (chyba że prezydent<br />

odwiedza Litwę lub Afganistan)<br />

Warszawa jest zakorkowana w centrum,<br />

bo jeździ kolumna prezydencka<br />

dziś z Powiśla do Belwederu. Za<br />

miesiąc lub dwa z Belwederu, gdzie<br />

prezydent postanowił zamieszkać, do<br />

Pałacu Prezydenckiego. Chce codziennie<br />

pokazać warszawiakom, kto jest tu<br />

królem. Parada Belweder – Pałac Prezydencki<br />

dwa razy dziennie to niewątpliwie<br />

przyszła atrakcja turystyczna<br />

stolicy.<br />

Prezydentem Warszawy – i to z<br />

ramienia PiS – chce zostać Czesław<br />

Bielecki. Salony zadrżały. Oto żyjący w<br />

wolnym związku, do tego polski Żyd,<br />

jak on może być kandydatem PiS? Jest<br />

architektem. Hanna Gronkiewicz –<br />

Waltz obiecywała w poprzedniej kampanii<br />

wybudowanie trzech mostów<br />

przez Wisłę. Nie powstał żaden. Zgadnijcie,<br />

ile ludzi pracuje w administracji<br />

stołecznego ratusza? Przed Gronkiewicz<br />

– Waltz pracowało tam 8 200<br />

osób, obecna pani prezydent zatrudniła<br />

kolejne 1200 osób. Czyli blisko 100<br />

tys. osób będzie na nią głosować, aby<br />

nie stracić pracy, gdy dodać rodziny<br />

zatrudnionych i znajomych, ma w kieszeni<br />

już ze sto tysięcy.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

W telewizji publicznej czystka.<br />

Wraca nowe. Nadawany przez sześć<br />

lat program „Misja specjalna” spadł<br />

z anteny, jak też program Bronisława<br />

Wildsteina. Wyrzucono szefa programu<br />

1, jak też szefa wiadomości TVP 1,<br />

Jacka Karnowskiego. Szefem jedynki<br />

została Iwona Schymalla, szefem Wiadomości,<br />

dawniej zapowiadająca pogodę,<br />

Małgorzata Wyszyńska. Wiadomości<br />

za czasów Jacka Karnowskiego<br />

(pochodzącego z Olsztyna) osiągnęły<br />

rekordową oglądalność. I za to został<br />

wyrzucony. Wszak rządzący politycy<br />

wspierają tylko stacje prywatne. A co<br />

mamy zamiast? Roberta Walenciaka z<br />

lewicowego „Przeglądu Tygodniowego”,<br />

który co tydzień w TVP Info ma<br />

program „Za kulisami PRL”. I cóż tam<br />

mamy? Rozmowę z Jerzym Urbanem,<br />

który miesiąc przed zamordowaniem<br />

ks. Jerzego Popiełuszki nazwał jego<br />

kazania „seansami nienawiści”, a Jana<br />

Pawła II „żywym trupem”. Ale dziś<br />

Urban to znów mędrzec. W wywiadzie<br />

prasowym Marek Raczkowski,<br />

były rysownik „Polityki”, powiedział:<br />

„Jerzy Urban to mędrzec. Porządkuje<br />

mi świat. Co tydzień czekam na jego<br />

tekst. Moje własne myśli czytam w<br />

jego felietonach”. Raczkowski to ten,<br />

który u Kuby Wojewódzkiego w odchody<br />

wstawiał polską flagę. Oglądaliśmy<br />

program w tym cyklu poświęcony<br />

Edwardowi Gierkowi. O Boże, chciałoby<br />

się zakrzyknąć. Syn Gierka Adam,<br />

eurodeputowany, mówi, że przez wewnętrzne<br />

partyjne zagrywki Gierkowi<br />

nie pozwolono uszczęśliwić Polski.<br />

My, myśląc dialektycznie (stara szkoła<br />

marksistowska), stwierdziliśmy, cóż<br />

za kompromitacja. Cała klęska Gierka<br />

to wynik partyjnych knowań. Czyli to<br />

partia jest winna? Chyba autor tych<br />

wypowiedzi, syn Gierka, mimo naukowych<br />

tytułów, nie wiedział co mówi.<br />

Partia przecież mylić się nie mogła.<br />

Gierek też nie, bo był emanacją PZPR.<br />

W „Posłańcu Warmińskim”, czyli<br />

dodatku do „Gościa Niedzielnego”<br />

ukazał się wywiad ks. Piotra Srogi z<br />

dr. Janem Chłostą, na pewno nieautoryzowany,<br />

bo interlokutor dobrze zna<br />

takie nazwisko jak Lucjan Czubiel. To<br />

wieloletni wojewódzki konserwator<br />

zabytków. Jednak aż dwukrotnie w<br />

wywiadzie czytamy: „L. Czubiela oszacował…”,<br />

„dwa lata później L. Czubiela<br />

powiedział…”. Natomiast w „Gazecie<br />

Ostródzkiej”, dodatku do „Gazety<br />

Olsztyńskiej” przeczytaliśmy „Kategorię<br />

VIP wygrał wójt Gustaw Marek<br />

Brzezin, który strzelał celniej od<br />

księdza Stanisława Szostowickiego….”.<br />

Winno być Szestowickiego. Dlaczego<br />

o tym piszemy? Nie tylko aby ukazać,<br />

że kościelne media nie znają świeckich<br />

VIPów i odwrotnie, ale przypomnieliśmy<br />

sobie nasze dziennikarskie kursy<br />

za socjalistycznych czasów, gdzie wpajano<br />

nam: najważniejsze w artykule<br />

jest <strong>pod</strong>anie prawdziwych nazwisk. Za<br />

błąd w nazwisku traciło się premię.<br />

Dziennikarska nonszalancja na<br />

szczeblu lokalnym sprawia, że trudno<br />

jest wierzyć w to, co <strong>pod</strong>aje nam<br />

prasa. Najbardziej cieszy nas i smuci,<br />

czasem weseli, a tak naprawdę wkurza,<br />

to, co czasami znajdujemy w dodatkach<br />

lokalnych do „Gazety Olsztyńskiej”.<br />

Obojętnie do jakiego miasta<br />

powiatowego się udamy, gdy jest tam<br />

lokalny dodatek do tej gazety, wiemy,<br />

że możemy się pośmiać. Oto „Gazeta<br />

w Kętrzynie” (oczywiście dodatek do<br />

„Gazety Olsztyńskiej”) w numerze 40<br />

zamieściła artykuł Roberta Izdebskiego<br />

„Policjant rozbił służbowy motor”.<br />

Tekst zaczyna się następująco: „Policjant<br />

nie zachował szczególnej ostrożności<br />

i wyrżnął motorem w passata…”.<br />

Dalej czytamy: „Kierująca samochodem<br />

osobowym marki Mercedes w<br />

trakcie wykonywania manewru w<br />

lewo zderzyła się z jadącym na wypadek<br />

drogowy pojazdem uprzywilejowanym<br />

marki Triumph, kierowanym<br />

przez funkcjonariusza policji”. Dalej:<br />

„Nieoficjalnie wiadomo, że kierująca<br />

nie miała okazji uderzyć w motor, bo<br />

… ten jechał za nią. Według naszych<br />

informacji są świadkowie, którzy<br />

twierdzą, że nie jechał na sygnale, a<br />

po wypadku”. Oto styl. Jechał po wypadku.<br />

A tak naprawdę, z jakim autem<br />

zderzył się policjant? Dalej autor<br />

twierdzi, że „to już trzecia kolizja tego<br />

policjanta na służbowym sprzęcie”.<br />

„Policja informuje jednak, że nigdy nie<br />

był sprawcą jakichkolwiek kolizji”. Ot,<br />

czy wierzyć dziennikarzowi, który nawet<br />

nie potrafi stwierdzić, jakim autem<br />

jechała kobieta , czy policji, która zawsze<br />

broni swojego funkcjonariusza?<br />

Mało ważne. My zwracamy uwagę na<br />

dziennikarską nonszalancję i brak profesjonalizmu.<br />

Zresztą, w tym samym numerze<br />

„Gazety w Kętrzynie” jest wiele stylistycznych<br />

kwiatków, które ujawniają<br />

jedno: niedouczeni pouczają innych.<br />

Tylko w jednym tekście „Dożynki<br />

33


gminne” znaleźliśmy takie zdania:<br />

„Miłośnicy sportu mogli obejrzeć na<br />

boisku Orlik turniej w piłkę nożną”.<br />

Jeżeli już, to turniej piłki nożnej. Dalej:<br />

„Na sali gimnastycznej w Korszach<br />

odbył się…”. To rusycyzm, nie „na sali”,<br />

a w sali gimnastycznej. W tym samym<br />

numerze w innym tekście przeczytaliśmy:<br />

„symboliczny chleb dożynkowy,<br />

upieczony ze zboża z tegorocznych plonów”,<br />

a tuż obok: „nastąpił uroczysty<br />

moment przecięcia symbolicznej biało-czerwonej<br />

wstęgi…” czy chleb był<br />

rzeczywisty, czy symboliczny? Wstęga<br />

była prawdziwa, czy też wyimaginowana?<br />

Czy lokalni dziennikarze rozumieją<br />

takie pojęcie, jak symbol? Ale<br />

cóż, drukują wypowiedzi internautów,<br />

nawet nie poprawiając ortografii, przecinków<br />

i literówek. Redaktor naczelny<br />

Robert Izdebski w artykule „Przemoc<br />

jest, ale nad nią panują” napisał: „Napewno<br />

jednak nie dochodzi tu …” to<br />

wiem, że i nie zna ortografii (bo pisze<br />

się na pewno), ale chyba i logiki, skoro<br />

dalej stwierdził: „Trudna młodzież<br />

współpracuje z panią pedagog”. Ot co,<br />

pani pedagog pomaga w rozgrywkach<br />

i zabawach trudnej młodzieży? Chyba<br />

jest na czatach, gdy trudna młodzież<br />

okrada pijaka lub włamuje się do sklepu.<br />

Oj, takie stylistyczne aberracje,<br />

do których skłaniają nas dziennikarze<br />

zatrudnieni przez „Gazetę Olsztyńską”,<br />

bo jeśli czytamy w tym samym<br />

numerze, że „mieszkańcy Wilkowa też<br />

powinni przejżeć na oczy”, to chciałoby<br />

się stwierdzić: niemieccy wydawcy,<br />

nauczcie się pisać po polsku, aby pouczać<br />

mieszkańców zapadłej wioski.<br />

Uczono nas, że nie należy nigdy w druku<br />

utrwalać błędów, więc <strong>pod</strong>ajemy, że<br />

„przejrzeć” tak się pisze.<br />

Dziennikarze, czy raczej pseudodziennikarze<br />

z „Gazety w Kętrzynie”,<br />

nie znają nawet znaczenie polskich<br />

słów. Oto czytamy: „…brali czynny<br />

udział w wielu sportowych konkurencjach,<br />

za co zostali ofiarowani wieloma<br />

cennymi nagrodami”. Przed drukiem<br />

nikt chyba tej radosnej twórczości nie<br />

czyta, skoro w numerze 34 na stronie<br />

5 i 9 wydrukowo te same teksty z tym<br />

samym zdjęciem.<br />

W „Gazecie Ostródzkiej”, mimo<br />

że naczelną jest kobieta, chyba jeszcze<br />

nie dotarły wskazania gender. Oto w<br />

numerze 41 przeczytaliśmy: „że odznaki<br />

„Zasłużony dla Kultury Polskiej”<br />

otrzymali…” „i aktor dramatu, kulturoznawca,<br />

dziennikarz, kierownik<br />

Agencji Upowszechniania Kultury<br />

Anna Zapaśnik – Baron”. A my myśleliśmy,<br />

że obowiązuje pojęcie aktorka,<br />

dziennikarka, itp. Najbardziej frapujące<br />

jest „aktor dramatu”, ciekawe jakiego?<br />

Czyżby aktor wystąpiła (z szacunku<br />

nie używamy słowa aktorka) tylko<br />

w jednej sztuce dramatycznej i stąd to<br />

określenie? Bo tak normalnie niektóre<br />

artystki w życiorysach <strong>pod</strong>ają: aktorka<br />

dramatyczna, ale nie w ostródzkiej gazecie.<br />

Rząd opanował już telewizję publiczną.<br />

Prywatne media (rozgłośnie<br />

radiowe, telewizję i prasę) ma już za<br />

sobą. Trochę krnąbrna jest „Rzeczpospolita”,<br />

w której państwo ma udział<br />

mniejszościowy. Co więc postanowił<br />

minister w rządzie Tuska: rozwiązać<br />

spółkę wydającą tę gazetę. Oczywiście<br />

może to prowadzić do jej upadku.<br />

Po co rządowi zysk z czytanej gazety?<br />

Platforma kieruje już wszystkim, została<br />

jedna gazeta, gdzie czasem krytykuje<br />

się ich rządy. Oj niebezpiecznie,<br />

niebezpiecznie. Żadna dyktatura nie<br />

lubi, gdy ktoś jej coś wypomina. Platforma<br />

ma za sobą „Gazetę Wyborczą” i<br />

jeden organ na całą Polskę i wystarczy.<br />

Biuro Polityczne działa, obojętnie czy<br />

PZPR czy PO. Dalej w tym samym stylu.<br />

Tylko metody się zmieniły.<br />

Listopadowy miesięcznik „Press”<br />

dokonał oceny 17 miast wojewódzkich<br />

obecnych w najpopularniejszych portalach<br />

społecznościowych. W ocenie<br />

pięcioosobowego jury Olsztyn znalazł<br />

się na trzeciej pozycji, ale od końca<br />

listy. Zyskał w ocenie tylko 50 punktów,<br />

zwycięski Wrocław otrzymał 238<br />

punktów na 300 możliwych. „Olsztyn<br />

ma profile na prawie wszystkich kluczowych<br />

platformach społecznościowych<br />

– tylko z publikowanych treści<br />

nie wynika za bardzo po co” – stwierdziła<br />

redakcja w ocenie. „Zero należy<br />

się za pół-zamknięty profil na Facebooku,<br />

jeden film na You Tube oraz<br />

ostatni wpis na Nk.pl z 1 września.<br />

Chaotyczny przekaz, trudno odczytać<br />

intencje, miasto nie jest nastawione na<br />

dialog z odbiorcą ani wyzwolenie jego<br />

zaangażowania. Profile sprawiają wrażenie<br />

prowadzonych przez przypadkowe<br />

osoby. Na FB pojawia się sporo<br />

negatywnych komentarzy użytkowników<br />

i brakuje reakcji na nie ze strony<br />

miasta”. A sprawujący władzę prezydent<br />

miasta obrał za hasło wyborcze<br />

kampanii „Olsztyn przyśpiesza”. Ślamazarnie<br />

przyśpiesza i jest na szarym<br />

końcu w prezentacji wśród innych<br />

miast polskich.<br />

Prof. Marcin Król w swojej zaciekłości<br />

antypisowskiej postradał do<br />

końca zdrowy rozsądek, skoro domaga<br />

się postawienia Jarosława Kaczyńskiego<br />

przed Trybunałem Stanu, gdyż ten<br />

przemawia na wiecach, a nie z trybuny<br />

sejmowej. Może profesor zabroni<br />

też politykom (oczywiście tylko jednej<br />

partii) chodzenia chodnikami miast i<br />

oddychania?<br />

Kolejny skandal wywołała Magdalena<br />

Bajer, przewodnicząca Rady Etyki<br />

Mediów. Oto Rada wydała oświadczenie<br />

potępiające „Nasz Dziennik” za<br />

artykuł, który tam się nigdy nie ukazał.<br />

Wcześniej na nieistniejący artykuł<br />

przez cały dzień w TVN24 powoływał<br />

się Jarosław Kuźniar. Było to 15 października.<br />

Okazało się, że pani Bajer<br />

wydała oświadczenie, gdyż zatelefonowała<br />

do niej Krystyna Mokrasińska,<br />

prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy<br />

Polskich i wskazała zwierzynę. Tak to<br />

jedna pani drugiej pani powiedziała<br />

i wyszedł niezły bajer. Tylko co to ma<br />

wspólnego z etyką dziennikarską? Na<br />

znak protestu przeciwko takim działaniom<br />

Radę opuścili Teresa Bochwic i<br />

Tomasz Bieszczad.<br />

TVN24 lubi zmyślać. W ciągu<br />

dwóch dni Katarzyna Kolenda-Zaleska<br />

relacjonowała, że Jarosław Kaczyński<br />

użył sformułowania „prawdziwi Polacy”.<br />

I zaczęła się kolejna nagonka na<br />

prezesa PiS. Tylko, że wszystko było nieprawdą.<br />

Ze zdumieniem jednak czytam<br />

felieton dziennikarki – propagandystki<br />

w „Gazecie Wyborczej”, w którym ani<br />

słowa przepraszam, a cały tekst udowadnia,<br />

że taki był duch wypowiedzi i<br />

tak ona charakteryzuje tę partię. Chciałoby<br />

się zapytać: a gdzie odrobina przyzwoitości?<br />

Ale czy ta cecha jest znana<br />

dziennikarzom TVN24? Może wzorują<br />

się na członkach Rady Etyki Mediów,<br />

którzy już po raz drugi popełnili <strong>pod</strong>obną<br />

wpadkę. Wtedy potępili imiennie<br />

dziennikarza „Faktu”, po skardze telefonicznej<br />

jednego z prezydentów miasta.<br />

Oczywiście wymieniony prezydent do<br />

Rady się w ogóle nie zwracał. A Rada<br />

lubi widać telefony odbierać i potępiać<br />

według wyznaczonych wskazań. Prawda<br />

się nie liczy.<br />

Lektor & Skryba<br />

34 DEBATA Numer 11 (38) 2010


PRASA PodziEMNA<br />

w PRL<br />

ogólnopolska konferencja<br />

naukowa w olsztynie<br />

Konferencja odbywała się w Bibliotece<br />

Uniwersyteckiej UWM.<br />

Rozpoczęła się 3 listopada o godz.<br />

14.00. Jej otwarcia dokonał dr hab. Grzegorz<br />

Jasiński, naczelnik olsztyńskiej Delegatury<br />

IPN, co warto dodać historyk związany<br />

z UWM i OBN im. W. Kętrzyńskiego,<br />

który jest też redaktorem naczelnym „Komunikatów<br />

Mazursko-Warmińskich”.<br />

Tego dnia obrady prowadzili prof. Wolsza<br />

i dr Ligarski. Zanim jednak historyk z IPN<br />

krótkim wykładem wprowadził uczestników<br />

obrad w tytułową tematykę konferencyjną,<br />

głos zabrał wiceprezydent Olsztyna,<br />

Jerzy Szmit. Niegdyś sam w PRL-u zaangażowany<br />

w działalność <strong>pod</strong>ziemną, z<br />

tego powodu represjonowany, internowany<br />

i więziony, <strong>pod</strong>ziękował organizatorom<br />

za przygotowanie całego przedsięwzięcia<br />

i bogaty program tematyczny. Podkreślił<br />

ważność prasy <strong>pod</strong>ziemnej w historii Polski<br />

zniewolonej przez komunizm. Pięknie<br />

mówił m.in. o poświęceniu tysięcy<br />

drukarzy, wydawców i kolporterów, o ich<br />

odwadze, za którą ci dzielni ludzie niejednokrotnie<br />

płacili wysokimi wyrokami<br />

więzienia. Obecność prezydenta Jerzego<br />

Szmita na konferencji godna jest odnotowania<br />

tym bardziej, gdyż tylko on jeden z<br />

szerokiej plejady zaproszonych włodarzy<br />

Olsztyna i władz naszego województwa,<br />

samorządu uznał za wskazane zaszczycić<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Motto: „Mają w domu książki”<br />

W dniach 3-5 listopada br. w olsztynie odbyła się zorganizowana przez delegaturę<br />

iPN w olsztynie i Bibliotekę uniwersytecką uWM ogólnopolska konferencja naukowa<br />

„Prasa <strong>pod</strong>ziemna w PRL”. Sympozjum zorganizowano w ramach projektu<br />

naukowo-badawczego instytutu Pamięci Narodowej pt. „SB wobec środowisk twórczych,<br />

naukowych i dziennikarzy”, którego koordynatorem jest prof. Tadeusz Wolsza<br />

z instytutu historii PAN i redaktor naczelny „dziejów Najnowszych” oraz dr Sebastian<br />

Ligarski ze szczecińskiego iPN-u. Wcześniejsze konferencje tego zespołu odbywały<br />

się we Wrocławiu i w Szczecinie. do olsztyna na obrady zjechało przeszło<br />

dwudziestu historyków i dziennikarzy, którzy razem z pracownikami naukowymi<br />

olsztyńskiej delegatury iPN i uWM zaprezentowali szereg istotnych ustaleń, które<br />

wzbudziły zainteresowanie nie tylko osób zajmujących się zawodowo historią, ale i<br />

działaczy byłej opozycji na Warmii i Mazurach, jak również młodzieży olsztyńskich<br />

szkół średnich.<br />

hENRyK FALKoWSKi<br />

historyków najnowszych dziejów Polski<br />

swoją obecnością.<br />

Pierwszym wystąpieniem na konferencji<br />

był niezwykle interesujący wykład<br />

dziennikarza Andrzeja W. Kaczorowskiego,<br />

który ze znawstwem referował obraz<br />

niezależnej prasy chłopskiej w latach<br />

1977–1989, charakteryzując m.in. czasopismo<br />

„Gos<strong>pod</strong>arz” redagowane w <strong>pod</strong>ziemiu<br />

przez Piotra Tysiaka, byłego legionistę<br />

i przedwojennego działacza „Siewu”,<br />

ale też głośnego dziś publicystę społeczno-politycznego,<br />

goszczącego niedawno<br />

w Olsztynie przez Klub „Gazety Polskiej”,<br />

red. Stanisława Michalkiewicza. Następnie<br />

Grzegorz Wołk z centrali warszawskiego<br />

IPN-u ciekawie, przy szerokim<br />

wykorzystaniu multimediów, przedstawił<br />

prasę drugoobiegową znajdującą się w zasobach<br />

Biura Udostępniania i Archiwizacji<br />

Dokumentów IPN. Jego referat był tym<br />

bardziej interesujący, bo nie ograniczył się<br />

do poczynionych ustaleń, ale zawierał w<br />

sobie również cenne wskazówki dla badaczy<br />

historii, gdzie i jak należy poszukiwać<br />

stosownych tytułów prasy <strong>pod</strong>ziemnej.<br />

Wołk <strong>pod</strong>ał nawet sygnatury zespołów<br />

IPN w tym zakresie, w tym dotyczące także<br />

akt komunistycznej informacji wojskowej.<br />

Podobny charakter miało wystąpienie<br />

Joanny Bachtin z Biblioteki Narodowej<br />

w Warszawie, która nakreśliła sposoby<br />

gromadzenia prasy i wydawnictw bezdebitowych<br />

w BN. Naukowiec z Warszawy<br />

zauważyła, że nie wszystkie wydawnictwa<br />

drugoobiegowe, choćby prezentowane na<br />

wystawie towarzyszącej konferencji, znajdują<br />

się w Bibliotece Narodowej. Marta<br />

Marcinkiewicz ze szczecińskiego IPN-u,<br />

redaktor niedawno wydanego albumu<br />

„Papierem w system. Prasa drugoobiegowa<br />

w PRL”, przedstawiła prasę wydawaną<br />

przez osoby internowane. Z kolei Grzegorz<br />

Majchrzak, niezwykle płodny historyk<br />

z warszawskiego IPN-u, autor m.in.<br />

opracowań o związkach z bezpieką Małgorzaty<br />

Niezabitowskiej, czy ks. prałata<br />

Henryka Jankowskiego, omówił fenomen<br />

<strong>pod</strong>ziemnego Radia „Solidarność”. Tematykę<br />

radia solidarnościowego, ale w odniesienia<br />

do Bydgoszczy, przedstawił także dr<br />

Krzysztof Osiński. Na koniec pracowitego<br />

pierwszego dnia konferencji, dr Piotr Kardela<br />

zaprezentował referat przygotowany<br />

przez dr Dominikę Rafalską – wicedyrektor<br />

Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu<br />

Warszawskiego, autorkę świetnej książki<br />

o piśmie „Po Prostu” – na temat prasy<br />

drugiego obiegu Niezależnego Zrzeszenia<br />

Studentów UW w latach 1980–1981. Podsumowaniem<br />

pierwszego dnia obrad, po<br />

zwyczajowej dyskusji nad wystąpieniami<br />

referentów, była promocja pierwszego<br />

tomu „Encyklopedii Solidarności” z<br />

udziałem Przemysława Miśkiewicza – wydawcy<br />

tomu i prezesa Stowarzyszenia „Pokolenia”<br />

i redaktorami tego wydawnictwa.<br />

Podczas promocji poinformowano, że całość<br />

„Encyklopedii” ma się składać z 5–6<br />

tomów i zawierać ok. 5 tysięcy not biograficznych<br />

działaczy opozycji w PRL. Chętni<br />

mieli okazję zaopatrzyć się w pierwszy<br />

tom tego cennego wydawnictwa, którego<br />

koordynatorem na terenie województwa<br />

warmińsko-mazurskiego jest pracownik<br />

Delegatury IPN Renata Gieszczyńska.<br />

Przedpołudniową część konferencji w<br />

dniu 4 listopada prowadził prof. Ryszard<br />

Sudziński – kierownik Zakładu Historii<br />

Powszechnej i Polski po 1945 roku w Instytucie<br />

Historii UMK w Toruniu, który<br />

zarazem jako pierwszy referent zaprezentował<br />

odbiór wydarzeń w Polsce lat<br />

1980–1989 w prasie polonijnej w Stanach<br />

Zjednoczonych. Profesor czyniąc interesujące<br />

porównania, zauważył, że tak jak<br />

prasa <strong>pod</strong>ziemna w kraju rzetelnie informowała<br />

Polaków o całokształcie życia<br />

społeczno-politycznego, tak tę samą rolę<br />

spełniała prasa polonijna w przypadku,<br />

kiedy media amerykańskie ignorowały<br />

tematy dotyczące PRL-u. Bartosz Kaliski<br />

doktorant z Instytutu Historii PAN omówił<br />

z kolei etos i walkę „Solidarności” na<br />

przykładzie wydawanego w Krakowie<br />

„Hutnika” i warszawskich „Hutników ‚82”.<br />

35


Z kolei Arkadiusz Kazański z gdańskiego<br />

IPN-u szeroko i ze szczegółami zaprezentował<br />

pismo <strong>pod</strong>ziemnej „Solidarności” w<br />

Stoczni Gdańskiej im. Lenina „Rozwaga i<br />

Solidarność”. Karol Nawrocki z gdańskiego<br />

IPN-u prezentował elbląską prasę <strong>pod</strong>ziemną,<br />

Paweł Szulc – autor obszernego<br />

wyboru źródeł na temat Polskiego Radia<br />

Szczecin – mówił o szczecińskiej prasie<br />

antysystemowej w latach osiemdziesiątych.<br />

Tematykę regionalną w tym samym<br />

kontekście przedstawiła Katarzyna Kyc z<br />

IPN w Rzeszowie. Ostatnim referentem<br />

przed przerwą był pracownik naukowy<br />

warszawskiego IPN-u Jan Olaszek, który<br />

nakreślił charakterystykę „Przeglądu<br />

Wiadomości Agencyjnych” w latach 1984-<br />

1990. Podczas dyskusji poruszano m.in.<br />

problem, jak właściwie powinno się określać<br />

omawianą prasę: czy była ona „<strong>pod</strong>ziemna”,<br />

„solidarnościowa”, „niezależna”,<br />

„bezdebitowa” czy po prostu „opozycyjna”?<br />

Dyskutowano o finansowaniu<br />

wydawnictw <strong>pod</strong>ziemnych,<br />

pytano o środki materialne<br />

otrzymywane z zagranicy, a także<br />

o realny odbiór treści i rezonans<br />

społeczny niezależnych wydawnictw.<br />

Tu przypomniano badania<br />

prowadzone na obszarze Gdańska,<br />

gdzie przed Sierpniem `80 tylko<br />

2% populacji miało styczność z<br />

prasą <strong>pod</strong>ziemną, <strong>pod</strong>czas gdy w<br />

latach stanu wojennego miało to<br />

być już kilkanaście procent ludności<br />

PRL-u.<br />

Po przerwie troje prelegentów<br />

(Kamila Churska i dr Przemysław<br />

Wojtowicz – IPN w Bydgoszczy<br />

oraz dr Sebastian Pilarski – IPN<br />

Łódź) zajmowała się stosunkiem<br />

lokalnych gazet solidarnościowych w<br />

Bydgoszczy, Toruniu i Łodzi do wyborów<br />

kontraktowych z czerwca 1989 r. Nieco<br />

odmienny charakter miało wystąpienie<br />

byłego działacza opozycji, a jednocześnie<br />

pracownika naukowego łódzkiego IPN-u,<br />

Józefa Śreniowskiego, który bardzo obrazowo<br />

zajął się problemami środowiska<br />

łódzkich kolporterów prasy drugoobiegowej<br />

po 13 grudnia 1981 r. Wystąpienie<br />

to było uzupełnione licznymi planszami<br />

i wyliczeniami, obrazującymi m.in. konspirację<br />

<strong>pod</strong>ziemnej pracy wydawniczej<br />

w zakresie kolportażu. Na pewno wydarzeniem<br />

konferencji było wystąpienie dr.<br />

Sławomira Cenckiewicza, autora znanych<br />

poczytnych książek o Lechu Wałęsie i<br />

Annie Walentynowicz. Gdański historyk<br />

mówił o Pawle Mikłaszu, <strong>pod</strong>ziemnym<br />

wydawcy-konfidencie, a jego wystąpienie<br />

było tak interesujące, że tematyka, którą<br />

zaprezentował praktycznie zdominowała<br />

dyskusję ostatniej części obrad. Zgodnie z<br />

programem, ostatnim elementem konferencji<br />

w dniu 4 listopada była wieczorna<br />

promocja książek wydanych przez IPN –<br />

„Dziennikarze władzy, władza dziennikarzom.<br />

Aparat represji wobec środowiska<br />

dziennikarskiego 1945–1990” (Warszawa<br />

2010) oraz wspomnianej już pozycji „Papierem<br />

w system. Prasa drugoobiegowa<br />

w PRL” (Szczecin 2010). Podczas promocji<br />

wszyscy obecni na Sali obrad zostali<br />

obdarowani jednym egzemplarzem tej<br />

pierwszej pozycji.<br />

Ostatni dzień konferencji miał charakter<br />

regionalny – wszystkie wystąpienia<br />

dotyczyły Olsztyna lub byłego województwa<br />

olsztyńskiego. O solidarnościowym<br />

„Rezonansie” interesująco referował Dominik<br />

Krysiak z miejscowej Delegatury<br />

IPN. Pracownik tej samej Delegatury –<br />

Renata Gieszczyńska – przybliżyła krąg<br />

twórców i kolporterów kętrzyńskiej ga-<br />

Dr Sławomir Cenckiewicz mówi o Pawle Mikłaszu, <strong>pod</strong>ziemnym wydawcy<br />

– konfidencie<br />

zetki „Larwa” wydawanej przez Federację<br />

Młodzieży Walczącej Warmii i Mazur. Z<br />

kolei dr Witold Gieszczyński zaprezentował<br />

problematykę najdłuższego strajku lat<br />

1980–1981 w PRL, czyli strajku drukarzy<br />

w Olsztyńskich Zakładach Graficznych.<br />

Następnie dr Piotr Kardela przedstawił<br />

periodyk liberalnej opozycji z Olsztyna,<br />

ukazujące się w latach 1987–1989 „Inicjatywy<br />

Warmińskie”, którego pierwszymi<br />

redaktorami byli Jerzy Szmit i Bogdan<br />

Bachmura. Nie sposób było <strong>pod</strong>czas tego<br />

wystąpienia nie zwrócić uwagi na fakt,<br />

że redaktorzy, wydawcy i publicyści „Inicjatyw”<br />

(Bogdan Bachmura, Adam Jerzy<br />

Socha, ks. Jan Rosłan) związani są obecnie<br />

z miesięcznikiem „<strong>Debata</strong>”. Ostatnim<br />

referentem na konferencji był Paweł Piotr<br />

Warot, który z charakterystyczną dla siebie<br />

werwą zaprezentował ukazujące się od<br />

1986 r. lokalne pismo <strong>pod</strong>ziemne „Echa<br />

Mrągowa”. W swoim wystąpieniu Warot<br />

przypomniał m.in. sylwetkę współpracu-<br />

jącego z Ruchem Obrony Praw Człowieka<br />

i Obywatela red. Dariusza Jarosińskiego,<br />

jak również represje, jakich doświadczył<br />

on od komunistów. Współredaktorami<br />

„Echa” byli: Tomasz Jankowski – absolwent<br />

SGGW i sympatyk Romana Dmowskiego,<br />

który wydawał w latach 1978–1980<br />

„Samoobronę Polską” oraz Ryszard Kozdruń,<br />

lekarz anestezjolog i obrońca życia<br />

poczętego. Absurdalnie dziś brzmią słowa<br />

funkcjonariusza SB, <strong>pod</strong>ejrzewającego tę<br />

grupę o wydawanie mrągowskiego periodyku,<br />

który w uzasadnieniu swojej tezy<br />

o wszczęciu rozpracowania tegoż środowiska,<br />

pisał: „mają w domu książki”. Na<br />

koniec konferencji rozgorzała ożywiona<br />

dyskusja, świadcząca, że sprawy poruszane<br />

na konferencji są nie tylko przedmiotem<br />

badań historycznych, ale także nie są<br />

obojętne byłym działaczom opozycji. Głos<br />

zabierali nie tylko historycy, ale i byli <strong>pod</strong>ziemni<br />

wydawcy czy kolporterzy,<br />

m.in. Teresa Stefanowicz i Piotr Rydel.<br />

Wśród uczestników konferencji<br />

zauważyć można było zresztą i<br />

innych byłych działaczy opozycji:<br />

Władysława Kałudzińskiego, Wojciecha<br />

Ciesielskiego, Swietłanę i<br />

Erwina Kruków czy Zenona Złakowskiego.<br />

Konferencji „Prasa <strong>pod</strong>ziemna<br />

w PRL” towarzyszyła niezwykle interesująca<br />

wystawa pt. „Prasa i wydawnictwa<br />

niezależne na Warmii<br />

i Mazurach”, przygotowana przez<br />

Delegaturę IPN w Olsztynie oraz<br />

Oddział Zbiorów Specjalnych Biblioteki<br />

Uniwersyteckiej UWM w<br />

Olsztynie, której szczególną atrakcją<br />

były pokazane w przeszklonych<br />

gablotach oryginalne druki i wydawnictwa<br />

<strong>pod</strong>ziemne.<br />

Na pewno konferencja była udanym<br />

przedsięwzięciem i dlatego jej organizatorom<br />

należą się duże słowa uznania. Z drugiej<br />

strony – będzie to osobista refleksja<br />

– obserwując życie społeczne i polityczne<br />

III Rzeczpospolitej, coraz częściej zastanawiam<br />

się czy Polacy chcą znać prawdę? Ta<br />

prawda chociaż do nas przenika, to nic lub<br />

prawie nic, nie jest nas w stanie nauczyć.<br />

Kiedyś patrioci wierzyli, że „WRONa skona”<br />

i przyjdzie nie<strong>pod</strong>ległość, ludzie dzisiejsi<br />

powoli godzą się z myślą, że nikt w<br />

przyszłości takiej Polski bronił nie będzie.<br />

A już na pewno nie wszechobecni nihiliści.<br />

Kto wie, może kiedyś materiały z tej<br />

konferencji będą, oprócz walorów czysto<br />

naukowych, zawierać istotne wskazówki,<br />

jak należy walczyć o naszą ojczyznę.<br />

henryk Falkowski<br />

(Olsztyn)<br />

falk_65@tlen.pl<br />

36 DEBATA Numer 11 (38) 2010


W Piszu<br />

o przesiedleńcach<br />

z Kresów<br />

22 października br. w Miejsko – Gminnej Bibliotece Publicznej w Piszu odbyła się konferencja<br />

historyczna pt. Konspiracja kresowa w Polsce po 1945 r. na tle losów ludności<br />

przesiedlonej z utraconych ziem II Rzeczypospolitej. Jej organizatorami było Muzeum<br />

ziemi Piskiej oraz rzeczona biblioteka, a współorganizatorami m.in. Klub Lokalnych<br />

inicjatyw oświatowych (KLio) oraz instytut Pamięci Narodowej. oficjalnym pretekstem<br />

do zorganizowania konferencji była przypadająca w tym roku setna rocznica urodzin<br />

mjr. zygmunta Szendzielarza „łupaszki” – legendarnego kresowego partyzanta,<br />

który po wojnie <strong>pod</strong>ejmował walkę z komunistami także na terenie Warmii i Mazur.<br />

iRENEuSz ChMiELEWSKi<br />

Konferencja zaczęła się z około półgodzinnym<br />

opóźnieniem ze względu<br />

na kłopoty komunikacyjne<br />

prelegentów warszawskich, ale wbrew przewidywaniom<br />

ten poślizg nie okazał się złym<br />

prognostykiem. Zgromadziła kilkadziesiąt<br />

osób – nauczycieli, uczniów, kombatantów<br />

i miłośników historii. W imieniu organizatorów,<br />

przybyłych powitał kustosz MZP<br />

Waldemar Brenda. Następnie głos zabrał<br />

burmistrz Pisza Jan Alicki, który <strong>pod</strong>kreślił<br />

dotychczasowy dorobek piskiego muzeum<br />

i biblioteki w popularyzowaniu wiedzy o<br />

przeszłości Mazur.<br />

Po części oficjalnej pierwszy referat<br />

zaprezentował Waldemar Brenda na te-<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

mat przesiedleńców z Kresów na Warmii<br />

i Mazurach po 1945 r. Po nim głos zabrał<br />

dr Tomasz Łabuszewski z IPN w Warszawie<br />

omawiając losy konspiracji grodzieńskiej<br />

po 1944 roku na utraconych Kresach, a także<br />

na Białostocczyźnie oraz we wschodniej<br />

części Mazur. Trzeci referat, o 5 Wileńskiej<br />

Brygadzie AK, wygłosił dr Kazimierz Krajewski<br />

(IPN Warszawa). Po nim nastąpiła<br />

krótka dyskusja, która zamknęła pierwszą<br />

część konferencji.<br />

Po półgodzinnej przerwie na kawę,<br />

przystąpiono do popołudniowej części spotkania.<br />

Otworzył ją referat Marzeny Kruk<br />

(IPN Gdańsk) na temat stosunku ludności<br />

pomorskiej do konspiracji kresowej dzia-<br />

Ci, których kochamy nie umierają nigdy,<br />

bo miłość, to nieśmiertelność<br />

Emily Dickinson<br />

Joannie i Wojtkowi<br />

Groteckim<br />

wyrazy szczerego żalu i współczucia z powodu śmierci<br />

Córki Justyny<br />

składają koleżanki i koledzy z „Debaty”<br />

oraz<br />

ze Stowarzyszenia „Święta Warmia”<br />

łającej w powiecie świeckim. Ciekawy odczyt<br />

o doktorze Romanie Korab – Żebryku<br />

wygłosił w zastępstwie nieobecnego autora<br />

dr. hab. Tomasza Balbusa (IPN Wrocław)<br />

nauczyciel historii, członek KLIO w Piszu<br />

Andrzej Zadroga. Ostatnim punktem konferencji<br />

był występ dr. hab. Piotra Niwińskiego<br />

z Uniwersytetu Gdańskiego, który<br />

omówił wkład wileńskich akowców w służbie<br />

nie<strong>pod</strong>ległości (1944 – 1989). Po nim<br />

nastąpiła dyskusja i <strong>pod</strong>sumowanie konferencji.<br />

Można stwierdzić, że piska konferencja<br />

była pierwszym tego typu spotkaniem,<br />

na którym omówiono losy pochodzącej z<br />

Kresów ludności, przez pryzmat jej zaangażowania<br />

w działalność nie<strong>pod</strong>ległościową.<br />

Wymienione referaty niewątpliwie poszerzyły<br />

wiedzę zgromadzonych o konspiracji<br />

kresowej po 1945 roku. Ukazały skomplikowane<br />

losy jej uczestników w nowej rzeczywistości<br />

politycznej. Patrząc z dzisiejszej<br />

perspektywy nasuwa się jednak pytanie: czy<br />

warto było? Ta wątpliwość chyba dość często<br />

pojawia się przy analizie naszych wielkich<br />

historycznych tematów. Każdy musi ją<br />

rozwikłać na własną rękę. Na koniec jeszcze<br />

dodam, że poruszana w poszczególnych<br />

wystąpieniach tematyka pozostaje szerzej<br />

nieznana ogółowi. Dlatego dobrze, że<br />

wśród uczestników konferencji tak licznie<br />

byli reprezentowani nauczyciele. Z pewnością<br />

będą mogli wykorzystać zdobytą wiedzę<br />

na zajęciach z młodzieżą.<br />

ireneusz Chmielewski<br />

(nauczyciel historii, członek Klubu Lokalnych<br />

Inicjatyw Oświatowych w Piszu)<br />

37


Struktura kłamstwa<br />

według Wierzbickiego<br />

Wiek XX – wiek prawdy? upowszechnienie środków masowego przekazu, coraz łatwiejszy dostęp<br />

do różnorodnych informacji, możliwość ich weryfikowania – to wszystko mogłoby sugerować, że<br />

XX stulecie było rzeczywiście epoką, w której żadnego kłamstwa na dłuższą metę utrzymać się nie<br />

dawało. A jednak, to właśnie w ubiegłym stuleciu władzę nad ludzkimi umysłami zdobyło kłamstwo<br />

szczególne. „Wiek XX jest wiekiem kłamstwa wyrafinowanego, ubranego w barwy ochronne, samopowielającego<br />

się w duszy człowieka. Kłamstwo to zachodzi człowieka opłotkami, od tyłu, zawraca<br />

mu głowę <strong>pod</strong>stępnie, przestawia mu klepki w mózgu niepostrzeżenie, wytwarza w nim zdolność,<br />

gotowość, pasję do samoistnego nazwania czarnego białym, do spontanicznego wyznania, iż dwa<br />

razy dwa równa się pięć” – ten właśnie fragment przedmowy do książki Piotra Wierzbickiego pt.<br />

„Struktura kłamstwa” zdaje się najlepiej oddawać zapisany na kartach tej książki, zamiar autora, aby<br />

wyśledzić meandry komunistycznego kłamstwa. Książka wyszła po raz pierwszy w 1986 r. w drugim<br />

obiegu. W ubiegłym roku w ramach wspólnej serii oficyny Wydawniczej Volumen oraz BELLoNy<br />

zaczęto wydawać Kanon Literatury Podziemnej, którego celem jest przypomnienie najważniejszych<br />

książek, wydawanych bez debitu w ostatnich dwóch dekadach PRL. do takich właśnie książek zaliczono<br />

także „Strukturę kłamstwa” Piotra Wierzbickiego.<br />

WALdEMAR BRENdA<br />

Ktoś zapyta o cel wznawiania publikacji, traktującej<br />

o kłamstwie oraz manipulowaniu informacją<br />

w świecie już nieistniejącym, a przez<br />

wielu po prostu zapomnianym. Wydaje się, że to dość<br />

ważne, abyśmy spróbowali zrozumieć język stosowany<br />

przez dziesięciolecia rządów komunistycznych na<br />

ogromnym obszarze od Władywostoku i Szanghaju<br />

do Warszawy i Berlina. A skoro ta książka musiała<br />

powstać już wtedy (czyli nie dla wszystkich ten propagandowy<br />

język był już wtedy czytelny), to znaczy,<br />

że dzisiaj, dwa dziesięciolecia po formalnym zniknięciu<br />

tamtej rzeczywistości z map politycznych świata,<br />

jeszcze mniej potrafimy z tego języka pojąć. Właśnie<br />

dlatego rozpocząłem lekturę wznowionej „Struktury<br />

kłamstwa”.<br />

Nie będę streszczał poszczególnych wywodów<br />

autora. Zasygnalizuję jedynie kilka wątków, które w<br />

pracy zwróciły szczególną moją uwagę. Przede wszystkim,<br />

jednym z ważniejszych <strong>pod</strong>systemów komunistycznego<br />

kłamstwa było unieważnianie. Wierzbicki<br />

mówi o unieważnianiu języka, a zwłaszcza takich w<br />

nim pojęć, które w „nowym” naświetleniu nabierają<br />

zupełnie odmiennego sensu („moralność klasowa”<br />

zamiast moralności, „subiektywność obiektywizmu”,<br />

„demokracja fałszywa” i „demokracja prawdziwa” - ta<br />

komunistyczna). Kolejne metody, to unieważnianie<br />

rzeczywistości oraz unieważnianie logiki.<br />

Wszystkie trzy metody były możliwe w świecie,<br />

który funkcjonował według głównego aksjomatu – że<br />

komunizm („realny socjalizm”) z założenia jest systemem<br />

właściwym, zaś wszelkie jego zbrodnie wynikają<br />

jedynie z przypadkowych wynaturzeń. Partia przyznawała<br />

się do nich <strong>pod</strong> presją społeczeństwa, szukając<br />

winnych „wypaczeń” oraz obiecując powrót do<br />

„prawdziwych” zasad.<br />

W ten sposób można mówić o <strong>pod</strong>wójnej rzeczywistości<br />

wykreowanej przez kłamstwo – rzeczywistości,<br />

którą wszyscy musieli zaakceptować. To dlatego<br />

zbrojenia komunistyczne służyły pokojowi, Zachodu<br />

- wojnie. Dlatego nauka w ZSRR przeżywała prawdzi-<br />

wy rozkwit - na Zachodzie regres. Na Wschodzie nie<br />

występowały żadne kataklizmy i katastrofy. A każdy,<br />

kto występował przeciw jedynemu na świecie ustrojowi<br />

„sprawiedliwości społecznej” (lub bywał za wroga<br />

tego ustroju nagle uznawany), stawał się nikczemnikiem,<br />

opłacanym szpiegiem, albo ukrytym, ale zawsze<br />

skrycie knującym zdrajcą. Czasem wrogowie mogli<br />

się doczekać określeń, które właściwie oficjalnie nie<br />

mieściły się w kategorii pojęć prawdziwego komunisty,<br />

ale przecież doraźnie, a przy tym wcale nie tak<br />

rzadko – były stosowane. A więc gdy taki był nakaz<br />

chwili - internacjonaliści przypominali komuś żydowskie<br />

pochodzenie, obrońcy czekistowskiej niewinności<br />

ubeków – wytykali stalinowskie uwikłania takiego,<br />

czy innego „odstępcy” od prawdziwej wiary itp. Te<br />

schematy działania, poparte licznymi przykładami,<br />

Wierzbicki zalicza do kłamstw ze sfery poglądów.<br />

Szczęśliwi mieszkańcy krajów realnego socjalizmu<br />

mieli też do czynienia z <strong>pod</strong>systemem kłamstw<br />

ze sfery informacji. Najlepszym sposobem informowania<br />

społeczeństwa było… nieujawnianie informacji,<br />

które władza uznawała za niekorzystne.<br />

Swoją drogą dobrze jeszcze pamiętam z lat<br />

osiemdziesiątych systematyczne nastawianie radioodbiorników<br />

na „Wolną Europę”, „Głos Ameryki”,<br />

czy BBC, gdzie można było usłyszeć o zdarzeniach,<br />

które wedle „Trybuny Ludu” i innych prasowych<br />

„oficjałków”, w ogóle nie istniały. I właśnie dlatego, ze<br />

względu na możliwość sięgnięcia przez społeczeństwo<br />

po alternatywne źródła informacji, nie zawsze władza<br />

mogła niewygodne fakty pomijać. Stąd stosowano<br />

powszechnie mniej „doskonałe” metody- mieszano<br />

informację z komentarzem, publikowano polemiki<br />

z publikacjami, które w kraju były niedostępne (tzw.<br />

„walka z cieniem”), zniekształcano proporcje czy <strong>pod</strong>awano<br />

informacje niepełne lub uzupełniane tzw.<br />

naddatkiem, czyli obudowane danymi, pozwalającymi<br />

zmniejszyć negatywne oddziaływanie niewygodnego<br />

przekazu. Stosowano szum informacyjny,<br />

retusz, cytowano opinie nieznanych (anonimowych),<br />

ale przecież zawsze „życzliwych” obserwatorów. A gdy<br />

mimo tych wszystkich zabiegów, w druku ukazało się<br />

coś, co dopadła spóźniona cenzura (ba! Słowo wszak<br />

w PRL nie spotykane, zastąpione przez łagodniejszą<br />

dla ucha i oka „kontrolę prasy, publikacji i widowisk”),<br />

zawsze można było rzecz oddać na przemiał. „W największej<br />

tajemnicy oddaje się na przemiał książkę,<br />

której niecenzuralność skonstatowano już po druku,<br />

a w Domu Książki w Warszawie w latach sześćdziesiątych<br />

zaufany pracownik zanurzał egzemplarze<br />

przeznaczonego na przemiał dzieła (by mielący nie<br />

wiedzieli, co mielą) w kuble z farbą” Wszystko po to,<br />

aby obywatele nie wiedzieli. „W pierwszym rzędzie<br />

tego, że nie wiedzą”.<br />

Trzecim <strong>pod</strong>sysytemem komunistycznego kłamania<br />

było kreowanie nowej rzeczywistości. Ta „rzeczywistość”<br />

była jak labirynt „zbudowany z masy sprężystej<br />

i dziwnie rozciągliwej”, „zmieniającej kształt”. Jej<br />

tworzywem były słowa. To z nich powstawały twory,<br />

przez Piotra Wierzbickiego nazywane „bytami potiomkinowskimi”.<br />

Od siebie dodam, że to analogia<br />

do słynnych wiosek potiomkinowskich – atrap zbijanych<br />

z desek na szlaku cesarskiej <strong>pod</strong>róży, które miały<br />

świadczyć o dobrobycie ludu w imperium Romanowów.<br />

Wtedy – chodziło o dobre samopoczucie władzy.<br />

W komunistycznych „bytach potiomkinowskich” szło<br />

o to, by społeczeństwo nie mogło dotrzeć do prawdy.<br />

Najbardziej charakterystycznym „potiomkinowskim<br />

bytem” (dziś pewnie powiedzielibyśmy – wirtualnym)<br />

były chyba komunistyczne konstytucje. Dziwaczne<br />

twory, gwarantujące obywatelom wszelkie możliwe<br />

prawa, swobody i przywileje, które jednakże nigdy nie<br />

były przez władze przestrzegane.<br />

Książka Piotra Wierzbickiego to pouczająca<br />

lektura. Autor stawia w niej problem okłamywania<br />

samych siebie, autoświadomości kłamstwa („czy<br />

rzecznicy realnego socjalizmu kłamiąc, wiedzą, że<br />

kłamią?”), relacji między kłamstwem a przemocą itp.<br />

To wszystko pozwalało lepiej zrozumieć wtedy i lepiej<br />

zrozumieć dzisiaj przewrotność systemu, w którym w<br />

XX w. przyszło żyć setkom milionów ludzi.<br />

Ale przewracając kolejne stronice „Struktury<br />

kłamstwa” nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że tamten<br />

świat nie jest tak całkowicie martwy. Że wiele przetrwało.<br />

A może narodziło się na nowo, w zupełnie odmiennych<br />

<strong>pod</strong>systemach kłamstwa XXI wieku? Czy<br />

ta łatwość, już nie dostępu, ale tworzenia informacji<br />

(ileś tam stacji telewizyjnych i radiowych, Internet,<br />

komputery wypluwające dowolne ilości ulotek, spotów,<br />

filmików itp.) nie sprawia, że na straży kłamstwa<br />

już nie stoi blokada informacji, ale jej nadmiar? Gubimy<br />

się w chaosie wywołanym przez wielość przekazów.<br />

Relatywizujemy swoje sądy. Coraz większy problem<br />

mamy z obroną przed zalewem informacyjnego<br />

bubla, sprzedawanego przez często dyspozycyjnych<br />

pośredników. Czy ktoś opisze strukturę kłamstwa czasów<br />

postnowoczesnych?<br />

Waldemar Brenda<br />

P. Wierzbicki, Struktura kłamstwa,<br />

oficyna Wydawnicza Wolumen, BELLo-<br />

NA, Warszawa 2009.<br />

38 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Kwietniowy listopad<br />

Listopad jest w naszej tradycji miesiącem modlitw za zmarłych. W tym roku chyba cała Polska modli<br />

się za tragicznie zmarłych w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia. od tego momentu upłynęło pół<br />

roku. W olsztyńskim kościele Najświętszego Serca Jezusowego przez tydzień, codziennie, sprawowano<br />

w kwietniu Msze św. za poległych w Smoleńsku. Poniższy tekst jest homilią, którą wygłosiłem<br />

<strong>pod</strong>czas jednej z takich Mszy św.. Pół roku od tamtego tragicznego dnia i dzień modlitw za zmarłych<br />

jest czasem refleksji nad przemijalnością ludzkiego życia.<br />

„Więc wyżej <strong>pod</strong>nieśmy tę trumnę i idźmy, bo my jeszcze żyjemy, jeszcze żyjemy…” to fragment<br />

wiersza jednego z angielskich poetów.<br />

KS. JAN RoSłAN<br />

Tak, my jeszcze żyjemy. Każda śmierć jest<br />

jakimś wezwaniem dla żywych. Każda<br />

śmierć jest jakimiś ostrzeżeniem dla tych,<br />

co pozostali. Jakim ostrzeżeniem, jakim znakiem<br />

dla Polaków jest tragedia, w której wszyscy bierzemy<br />

udział? Odpowiedź nie jest łatwa. Serce<br />

potrafi pomieścić wiele, ale rozum nagle napotyka<br />

na ograniczenia. Człowiek chce wszystko<br />

racjonalnie wytłumaczyć, ale nagle staje przed<br />

tajemnicą. Może zadawać tylko pytanie, dlaczego?<br />

I tylko szukać odpowiedzi, choć zdaje sobie<br />

sprawę, że żadna odpowiedź nie jest ostateczna.<br />

Z Ewangelii dowiadujemy się, że tłum słuchający<br />

Chrystusa usiadł na trawie zielonej. To<br />

jest wskazanie, że było to wiosną, gdyż latem trawa<br />

w Ziemi Świętej jest żółta, spalona słońcem.<br />

Dziś też przeżywamy wiosnę. Każda wiosna jest<br />

porą nadziei, dla nas obecnie jest porą smutku,<br />

żałoby, refleksji i modlitwy. Ale pamiętajmy, że<br />

dla człowieka wierzącego w Boga nadzieja nigdy<br />

nie gaśnie. Pamiętamy, jak przed pięciu laty<br />

łączyliśmy się w bólu po śmierci Jana Pawła II.<br />

Wtedy także oczy całego świata były zwrócone<br />

na Polskę, wszak Papież był naszym rodakiem.<br />

Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca w wigilię<br />

niedzieli miłosierdzia Bożego. Para prezydencka,<br />

a wraz z nią cała delegacja, czyli pozostałe 94 osoby,<br />

odeszły z tego świata, także w wigilię niedzieli<br />

Bożego miłosierdzia. Objawienie o Bożym miłosierdziu<br />

jest nierozerwalnie związane z naszą<br />

ojczyzną. To Chrystus objawiając się skromnej<br />

siostrze zakonnej Faustynie Kowalskiej przekazał<br />

orędzie adresowane do całego świata o potrzebie<br />

modlitwy, aby Bóg w swoim majestacie rozlał<br />

morze miłości i miłosierdzia dla wszystkich<br />

grzeszników. Delegacja polska, która udawała się,<br />

aby uczcić poległych, zamordowanych Polaków<br />

w Katyniu przed 70 laty, miała uczestniczyć w<br />

modlitwie o miłosierdzie dla sprawców tej zbrodni<br />

i o pojednanie między narodem rosyjskim a<br />

polskim. Niewątpliwie, śmierć elity polskiego<br />

narodu zamordowanej przed 70 laty wypływała<br />

ze zbrodniczego, grzesznego systemu komunistycznego,<br />

ze zbrodniczej ideologii stalinowskiej.<br />

Wiek XX to zdawać by się mogło wielki triumf<br />

zła i śmierci. To hitlerowski nazizm z milionami<br />

ofiar, ale to także stalinizm, czy komunizm koreański,<br />

Hitler był demokratycznie wybranym<br />

przywódcą narodu niemieckiego, ale zbudował<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

system nienawiści i zbrodni, szowinizmu i hekatomby.<br />

Stalin system opierał na dyktaturze, także<br />

nie oszczędzając przelewu krwi tych, którzy dostrzegali<br />

zbrodniczość tego systemu. I hitleryzm,<br />

i stalinizm były systemami zbrodniczymi. Tylko<br />

Bóg zna ocean łez przelanych przez ofiary tych<br />

dwóch systemów.<br />

Jan Paweł II, którego śmierć opłakiwaliśmy<br />

przed pięcioma laty, kanonizował siostrę Faustynę<br />

Kowalską, a <strong>pod</strong>czas ostatniej pielgrzymki do<br />

kraju, apelował abyśmy byli świadkami Bożego<br />

miłosierdzia dla całego świata. Głosił wtedy także<br />

prawdę o zbawczej mocy krzyża. Tak śmierć<br />

Chrystusa, tak bolesna i tak okrutna, zadana z<br />

rąk ludzi miała najgłębszy sens – była wyzwoleniem<br />

człowieka ze śmierci wiecznej, była naszym<br />

odkupieniem i wyzwoleniem, była otwarciem<br />

dla nas nieba. Z boku wyglądało to tak, że jest<br />

bezsensowna, jej wymowy nawet nie potrafili<br />

zrozumieć apostołowie, czego przykładem jest<br />

rozmowa dwóch uczniów idących do Emaus…<br />

A myśmy się s<strong>pod</strong>ziewali, że on wyzwoli Izraela,<br />

mówili, myśmy się s<strong>pod</strong>ziewali… Tak Chrystus<br />

wyzwolił z mocy śmierci nie tylko Izraela, ale<br />

i cały świat. Niepojęte dla człowieka są wyroki<br />

Boże, ale każdy z nas patrząc na krzyż wie, że w<br />

cierpieniu i śmierci jest ukryty głębszy sens – a<br />

nawet największa wartość – to przecież brama<br />

zjednoczenia z Bogiem. Skoro Chrystus przeszedł<br />

przez ziemską śmierć, my także musimy<br />

pójść tą drogą, aby się z Nim spotkać.<br />

Oczywiście, inaczej odbieramy śmierć osób,<br />

które odchodzą w starszym wieku. Inaczej przeżywamy<br />

śmierć nagłą, ludzi młodych, w sile<br />

wieku. Jeszcze bardziej przeżywamy śmierć grupową,<br />

ludzi, którzy służyli naszej ojczyźnie. I tu<br />

także ważny jest ten wymiar śmierci. Oni służyli<br />

innym ludziom, służyli krajowi, służyli Bogu. I<br />

stąd refleksja adresowana do nas, jak traktujemy<br />

tych, których wybieramy do społecznej służby.<br />

Jak ich traktujemy, czy potrafimy mieć świadomość,<br />

że władzy na najniższym szczeblu, gminnej,<br />

do tej na najwyższym poziomie, po prezydencką<br />

służbę, należy się szacunek i współpraca.<br />

Ci ludzie decydują o naszym dniu powszechnym,<br />

radni o stanie chodników, a parlamentarzyści o<br />

całym systemie prawnym. Jest to służba odpowiedzialna.<br />

Celowo mówię służba, a nie kariera.<br />

Bo wypełnianie obowiązków wobec narodu, wo-<br />

bec państwa zawsze należy traktować jako służbę.<br />

Ci, których opłakujemy, zginęli w służbie ojczyzny.<br />

Trzeba dbać o pamięć najwybitniejszych<br />

Polaków. Służba państwowa to nie służba jednej<br />

partii, to wypełnianie powinności wobec obywateli,<br />

to kierowanie się sprawiedliwością, miłością i<br />

poszanowaniem drugiego człowieka. Jak pamiętamy,<br />

z poszanowaniem drugiego człowieka w<br />

naszej ojczyźnie nie było i nie jest najlepiej…<br />

Powróćmy do sceny z Ewangelii. Oto tylko<br />

chłopiec ma chleby i ryby. Tylko on. Oddaje je.<br />

Nie wiemy, czy zrobił to z ochotą, ale pewnie tak,<br />

<strong>pod</strong> wpływem nauki Chrystusa. Oto Chrystus<br />

mógłby zesłać chleb z nieba. Uczynić cud trochę<br />

w inny sposób. Po prostu nakazać, aby każdy<br />

<strong>pod</strong>niósł ręce do góry i tam znalazł chleb, albo<br />

by się schylił i <strong>pod</strong>niósł go z ziemi, jak dawni Żydzi<br />

zbierali mannę. Chrystus jednak wybrał inny<br />

sposób. Sam wziął chleb i ryby. Pobłogosławił<br />

pokarm, a potem przez ręce apostołów nakazał,<br />

aby rozdawać żywność ludziom. Zobaczmy:<br />

nakazał współdziałanie. Jeden człowiek dzieli się<br />

chlebem z drugim. Na tym polega współdziałanie,<br />

współpraca i współodpowiedzialność. Tak,<br />

każdy z nas jest w jakimś stopniu współzależny<br />

od innych ludzi. Ważna jest współpraca w tworzeniu,<br />

ale i dzieleniu wspólnego dobra. Jak ważny<br />

był ten chłopiec, jego chleb i ryby. Zobaczmy:<br />

Bóg pomnaża to, co przyniósł człowiek. Tak, Bóg<br />

współdziała z ludźmi, wspiera nasz wysiłek, błogosławi<br />

nam, choć nie zawsze to dostrzegamy i<br />

zauważamy.<br />

Jak ważny jest wysiłek pojedynczego człowieka.<br />

Jak ważny jest każdy dobry uczynek zrobiony<br />

przez jednostkę, jak ważne jest każde wyświadczone<br />

dobro drugiemu człowiekowi. Bóg<br />

pomnaża to dobro. Dopiero teraz przeczytałem w<br />

„Tygodniku Powszechnym”, że gdy Lech Kaczyński<br />

był prezydentem Warszawy przed ratuszem<br />

ciągle stała schorowana i biednie ubrana kobieta.<br />

Idąc do pracy widział ją wielokrotnie. Wreszcie<br />

nakazał, aby zaprosić ją do ratusza na rozmowę.<br />

Zapytał kobietę czego chce, po co przychodzi.<br />

Staruszka powiedziała, że chce się pomodlić na<br />

grobie Jana Pawła II. To jest jej marzeniem. I<br />

Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Warszawy,<br />

zafundował jej <strong>pod</strong>róż do Rzymu, aby mogła<br />

spełnić swe marzenie. Trzeba było tragicznej jego<br />

śmierci, aby przypomnieć to dobro, które w służbie<br />

ludzi i ojczyzny dokonał. Ten jeden okruch<br />

tego dobra, o którym wspomniałem, świadczy o<br />

charakterze tego człowieka.<br />

Dziś popatrzmy na to dobro, które ludzie,<br />

którzy tak nagle odeszli, pozostawili po sobie.<br />

O wszystkim wie najlepiej Bóg. My mamy dać też<br />

świadectwo. Jak napisał Zbigniew Herbert: „ocalałeś<br />

nie po to aby żyć / masz mało czasu / trzeba<br />

dać świadectwo bądź odważny rozum zawodzi /<br />

bądź odważny w ostatecznym rozrachunku jedynie<br />

to się liczy. Bądź wierny. Idź.”. Więc i my idźmy<br />

dalej, pamiętając dokąd ma prowadzić nasza<br />

droga. Tylko do Boga przez służbę ludziom.<br />

Ks. Jan Rosłan<br />

39


<strong>Kamienica</strong><br />

<strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong><br />

Wielu olsztynian nie kryło zdumienia, kiedy latem 2010 r. spychacz odsłonił pozostałości<br />

rozległej budowli u <strong>pod</strong>nóża starej nekropolii św. Jakuba. Na jej teren wkrótce<br />

wkroczyli archeolodzy. W badaniach, które finansowało miasto, miałem okazję<br />

uczestniczyć. dziesiątki ciekawskich codziennie zaglądały do wykopów zasypując<br />

nas pytaniami. Naocznie mogłem się przekonać, jak ogromne zainteresowanie wzbudza<br />

wciąż wśród mieszkańców olsztyna, całkiem zdawałoby się niedawna przeszłość<br />

ich miasta. Przychodzi pora, by coś więcej opowiedzieć o odkrytym budynku oraz<br />

ludziach, którzy tu niegdyś mieszkali.<br />

RAFAł BęTKoWSKi<br />

Mrzyk mieszkał przy cmentarzu<br />

Kiedy w roku 1870 na terenie położonym<br />

na północ od linii kolejowej,<br />

po lewej, zachodniej stronie<br />

Szosy Gutsztackiej, otwarto nowy cmentarz<br />

katolicki parafii św. Jakuba, sądzono,<br />

że tory kolejowe stanowić będą naturalną<br />

granicę rozwijającego się w tym kierunku<br />

miasta 1 . Przewidywania te nie miały się<br />

potwierdzić. Wkrótce zabudowa mieszkalna<br />

przekroczyła tory, w ciągu kilku lat<br />

docierając do miejsca, w którym od szosy<br />

odchodziła droga prowadząca do Wadąga,<br />

zwana dziś ul. Jagiellońską.<br />

Szosa stała się jedną z głównych osi<br />

nowej dzielnicy. W latach 70/80. XIX w.<br />

w jej bezpośrednim sąsiedztwie zlokalizowano<br />

obiekty przemysłowe: prywatne<br />

cegielnie (Stoehr, Paradowski), browar<br />

(1878), młyn parowy (1885). Przy ulicy<br />

znalazło się również miejsce dla inwestycji<br />

komunalnych: w 1873 r. za cmentarzem<br />

uruchomiono przytułek dla ubogich, w<br />

jego sąsiedztwie w 1880 r. rzeźnię, w 1907<br />

obiekty zajezdni tramwajowej i elektrowni<br />

miejskiej. Zlokalizowane tu zostały również<br />

obiekty wojskowe – koszary kawalerii<br />

(1885–86), prowiantura wojskowa (1887),<br />

koszary piechoty (1888–90), kasyno oficerskie<br />

(1898). Ulica otrzymała w 1889 r.<br />

instalację i oświetlenie gazowe, w 1899 r.<br />

instalację wodociągową i kanalizacyjna, w<br />

1907 r. elektryczność i tramwaje 2 .<br />

Początkowo większe skupiska zabudowy<br />

mieszkalnej znajdowały się przy domku<br />

dróżnika i przejeździe przez tory kolejowe<br />

oraz bliżej Jakubowa, w sąsiedztwie<br />

otwartego w 1886 r. nowego cmentarza<br />

ewangelickiego. W 1881 r. na cmentarzu<br />

katolickim wzniesiono kaplicę. W lutym<br />

tego roku władze rejencyjne w Królewcu<br />

wydały zgodę na powiększenie nekropolii<br />

w kierunku północnym – po dzisiejszą ul.<br />

Dąbrowskiego. Między terenem cmentarza<br />

a szosą stał już wtedy budynek mieszkalny,<br />

należący do mistrza tokarskiego<br />

Ferdinanda Stoffa, oddalony od granicy<br />

cmentarza o 28 metrów 3 . Na początku lat<br />

90. XIX w. dom był własnością mistrza<br />

brukarskiego, przedsiębiorcy budowlanego<br />

Roberta Mrzyka, który wtedy praw-<br />

<strong>Kamienica</strong> <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> wg pocztówki<br />

wydanej ok. 1914 r. nakł. Eduarda Skibowskiego<br />

(zb. autora). Widać południową elewację<br />

z gzymsami, boniowaniami oraz blendami<br />

okiennymi oraz mansardowy dach budynku.<br />

do<strong>pod</strong>obnie sprowadził się do Olsztyna<br />

i tutaj właśnie zamieszkał. Pochodzący z<br />

Prus Zachodnich Mrzyk w historii miasta<br />

zapisał się jako jeden z najwybitniejszych<br />

przedstawicieli miejscowej społeczności<br />

polskiej. Bliskie więzi łączyły go ze środowiskiem<br />

„Gazety Olsztyńskiej”, był on też<br />

jednym z głównych członków Towarzystwa<br />

Polsko-Katolickiego „Zgoda”.<br />

Wzniesiona od nowa<br />

Wg planu miasta z 1892 r. dom<br />

Mrzyka miał adres Guttstädter-Chaussee<br />

13 4 . W r. 1898 znajdujący się za przejazdem<br />

kolejowym odcinek Szosy Dobromiejskiej<br />

nazwano König-Strasse (ul.<br />

Królewska). Budynki otrzymały nową,<br />

okrężną numerację dom Mrzyka – nr 1. 5<br />

Pod koniec tego roku oprócz właściciela<br />

mieszkali tu jeszcze Ernst Jonas, ogrodnik<br />

artystyczny oraz August Karwatski, pomocnik<br />

w cukierni. Według ikonografii<br />

z przełomu XIX i XX w. był to budynek<br />

parterowy, kryty dachem dwuspadowym,<br />

ustawiony kalenicowo w stosunku do ulicy.<br />

Wejście frontowe usytuowane było na<br />

osi środkowej budynku. Przed domem<br />

znajdował się oddzielony płotem od ulicy<br />

przedogródek 6 .<br />

W latach 1902–03 Robert Mrzyk<br />

wzniósł w Olsztynie okazałe, połączone<br />

ze sobą, kamienice czynszowe nr 3 i 4<br />

przy nowo wytyczonym placu, noszącym<br />

dziś imię gen. Bema. Tu przeprowadził<br />

się następnie. Jako właściciela, a zarazem<br />

jednego z mieszkańców kamienicy odnotowuje<br />

go księga adresowa na rok 1904.<br />

Budynek przy ul. Królewskiej 1 wymienia<br />

ona jako „obecnie pusty”. Fakt wystawienia<br />

w tym czasie nowej kamienicy<br />

na miejscu starego budynku potwierdza<br />

plan miasta z 1904 r. oraz późniejsze dane<br />

archiwalne 7 . W czerwcu 1904 r. „Gazeta<br />

Olsztyńska” <strong>pod</strong>ała informację, jakoby<br />

Mrzyk za 65 tys. marek sprzedał kamienicę<br />

kapitanowi okrętu Kondruhe z Kłajpedy.<br />

Cena wskazuje, że musiał być to nowo<br />

wzniesiony obiekt. Wiadomość okazała<br />

się przedwczesna – transakcja nie doszła<br />

do skutku.<br />

W listopadzie 1905 r. w „Gazecie Olsztyńskiej”<br />

ukazał się anons o otwarciu „w<br />

domu p. Mrzyk, ul. Gutsztacka 1 (za torami)”<br />

sklepu Adolfa Schneidera z artykułami<br />

wyplatanymi z trzciny i wikliny (meble,<br />

kufry, koszyki, towary trzcinowe, wózki<br />

dla dzieci) 8 . W budynku lokale zajmowało<br />

wtedy 8 lokatorów. Wedle ikonografii z<br />

przełomu 1907 i 1908 r. nowa kamienica<br />

była budynkiem 4-kondygnacyjnym, z<br />

umieszczonym na osi środkowej elewacji<br />

wejściem frontowym oraz szerokimi balkonami<br />

na pierwszym i drugim piętrze.<br />

Ostatnia kondygnacja posiadała od strony<br />

ulicy dach mansardowy, kryty prawdo<strong>pod</strong>obnie<br />

łupkiem. Na parterze po obu<br />

stronach wejścia głównego znajdowały się<br />

szerokie, przeszklone witryny z wejściami<br />

40 DEBATA Numer 11 (38) 2010


do mieszczących się tu sklepów. <strong>Kamienica</strong><br />

posiadała otynkowaną elewację oraz<br />

bogaty detal architektoniczny 9 .<br />

Pierwsza na zatorzu<br />

Jak w czerwcu 1908 r. informowała<br />

„Gazeta Olsztyńska”, „niejaki p. Roh-<br />

fleisch, pochodzący z Królewca” otrzymał<br />

zezwolenie na otwarcie czwartej apteki w<br />

północnej części miasta 10 . W tym celu za<br />

sumę 76 tys. marek nabył on od Mrzyka<br />

budynek „przy ul. Królewskiej 1” 11 .<br />

W dniu 11 listopada 1908 ukazała się w<br />

„Gazecie” <strong>pod</strong>pisana przez Maxa Rohfleischa<br />

zapowiedź otwarcia w domu „za tunelem<br />

w ul. Gutsztackiej” apteki <strong>pod</strong> firmą<br />

„Löwen-Apotheke” (Apteka <strong>pod</strong> Lwem),<br />

połączonej z drogerią i perfumerią 12 .<br />

Założyciel nowej apteki, Maximilian<br />

Oscar Rohfleisch, urodził się 7 listopada<br />

1865 r. w Dobrym Mieście, jako syn asystenta<br />

sądu wojennego Juliusa Rohfleischa<br />

oraz Franciszki Johanny z d. Kiewicz.<br />

Uczęszczał do gimnazjum w Olsztynku,<br />

zaś w latach 1892–94 studiował farmację<br />

na Uniwersytecie Królewieckim. Aprobowany<br />

w r. 1894, jeszcze w 1907 pracował<br />

w „Hohenzollern-Apotheke” w Królewcu.<br />

W 1908 r. uzyskał koncesję na założenie<br />

apteki w Olsztynie, osiedlając się tutaj 13 .<br />

„Apteka <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> miała być czwartą<br />

z aptek Olsztyna, pierwszą zaś na terenie<br />

dzielnicy Zatorze. Pierwsza z aptek założona<br />

została w grodzie nad Łyną w 1751r.<br />

Przywilej na jej prowadzenie uzyskał od<br />

kapituły warmińskiej Johann Zimmermann.<br />

Jej tradycję kontynuowała w XIX<br />

w. „Apteka <strong>pod</strong> Orłem”, funkcjonująca<br />

w kamienicy nr 2 przy Rynku. Dopiero<br />

w 1885 r. wydano koncesję na założenie<br />

w Olsztynie drugiej apteki, którą aptekarz<br />

Robert Bradder nazwał „Kronen-<br />

Apotheke” – „Apteką <strong>pod</strong> Koroną”. Położona<br />

ona była na ówczesnym Górnym<br />

Przedmieściu. W związku z rozwojem<br />

ludnościowym Olsztyna oraz wiszącą nad<br />

prowincją groźbą wybuchu epidemii cholery<br />

w niecałe dziesięć lat później wydano<br />

kolejną koncesję. Jako trzecia otwarta<br />

została w lutym 1894 r. „Hohenzollern-<br />

Apotheke” – „Apteka Hohenzollernów”,<br />

położona w sąsiedztwie Mostu św. Jana.<br />

Zgodę na otwarcie czwartej apteki w mieście<br />

wydano z myślą o mieszkańcach północnej<br />

części Olsztyna, która intensywnie<br />

rozwijać się zaczęła się od lat 80. XIX w. 14<br />

Apteki i drogerie<br />

Dziewiętnastowieczna apteka dzieliła<br />

się na kilka części. Tę najbardziej znaną<br />

stanowiła oficyna, gdzie na kontuarze<br />

ustawiona była waga, zaś na półkach,<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

bądź regałach zobaczyć można było stojące<br />

w odpowiednim porządku leki. Tutaj,<br />

<strong>pod</strong>obnie jak dziś następowała sprzedaż<br />

medykamentów i innych produktów<br />

oferowanych przez aptekę oraz realizacja<br />

wystawionych przez lekarza recept. Nie<br />

mniej ważne były niegdyś pozostałe części<br />

zakładu: laboratorium galenowe, zielarnia,<br />

magazyny na zapasy, piwnica, w<br />

której przechowywano wodę destylowaną<br />

oraz surowce i produkty wymagające niskich<br />

temperatur, jak wosk, oliwa, wino,<br />

wreszcie pomieszczenia do przechowywania<br />

trucizn i środków silnie działających<br />

oraz magazyn na wszelkiego rodzaju apteczne<br />

opakowania.<br />

Pierwsi aptekarze sami musieli pozyskiwać<br />

materiały i surowce do sporządzania<br />

leków. Od XIX w. w coraz większym<br />

stopniu wyręczał ich w tym zakresie prze-<br />

mysł farmaceutyczny. „Aptekarz otrzymuje<br />

od fabryk chemikalij najczęściej używane<br />

materiały lecznicze i lekarstwa w stanie<br />

gotowym, sporządzonym wedle przepisów<br />

obowiązujących i ma jedynie obowiązek<br />

odpowiedzialności wobec władz za fachowe<br />

ich przerobienie i czystość. Do tych<br />

dostarczanych przez fabrykę preparatów<br />

zalicza się przeważna część nalewek, pigułek,<br />

maści, plastrów i opatrunków najczęściej<br />

używanych. Tak więc należy o tyle<br />

ograniczyć pojęcie apteki w dzisiejszym<br />

znaczeniu, że ma ona jedynie utrzymywać<br />

na składzie i sporządzać wszelkie środki<br />

lecznicze i ewentualnie przerabiać je fa-<br />

chowo według wskazówek recepty lekarza”<br />

– informowała Encyklopedia Gutenberga<br />

w 1929 r. 15<br />

Aptekarze bardzo często obok oficyny<br />

aptecznej prowadzili drogerie, czasem –<br />

<strong>pod</strong>obnie jak Max Rohfleisch – również<br />

perfumerie. Zakresy działalności drogerii i<br />

apteki w dużej części pokrywały się. Wywodzące<br />

się z dawnych składów korzennych<br />

drogerie były miejscem sprzedaży artykułów<br />

chemicznych, kosmetyków, ziół leczniczych,<br />

materiałów opatrunkowych, artykułów<br />

sanitarnych oraz dopuszczonych do<br />

wolnego obrotu medykamentów. Jedynie<br />

apteki uprawnione były do sporządzania<br />

i sprzedaży leków recepturowych, jak też<br />

„trucizn, jadów itd.”. Chociaż więc zakres<br />

działalności aptek znacznie się zmienił,<br />

nadal miały one przewagę nad drogeriami,<br />

nadal też żadna z oficyn nie mogła się<br />

Fragment mapy z ok. 1925 r. Widać nieregularny narys kamienica <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> oraz położony<br />

na tarasie za nią ogród, do którego dostać się można było ścieżką lub schodami obok kamienicy.<br />

„Leichenhalle” to kaplica cment., „Denkmal” – krzyż (stał tu jeszcze w latach powojennych).<br />

obyć bez własnego laboratorium, w którym<br />

przygotowywana wciąż była większa część<br />

wydawanych przez aptekę leków.<br />

<strong>Kamienica</strong> z renomą<br />

Wedle danych adresowych z końca<br />

1908 r., lokale w kamienicy przy König-<br />

Str. 1 zajmowali: właściciel – aptekarz<br />

Max Rohfleisch, sekretarz prokuratury Johann<br />

Großmann, nauczyciel szkoły realnej,<br />

Ludwig Gutzeit, wdowa po strażniku<br />

granicznym, Emilie Ehler oraz producent<br />

wyrobów z wikliny Adolf Schneider 16 .<br />

Na każdym z pięter znajdowały się dwa<br />

41


mieszkania, mansardowe <strong>pod</strong>dasze mieściło<br />

dwa pokoje. Lokale na parterze budynku<br />

zajmowała „Apteka <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> (po<br />

lewej) oraz sklep Schneidera (po prawej).<br />

Ponad apteką mieszkał jej właściciel.<br />

Jeszcze przed rokiem 1912 parcela<br />

Rohfleischa otrzymała nr 2. Zmienił się<br />

również użytkownik drugiego z lokali<br />

handlowych. Firma Adolfa Schneidera<br />

przeniosła się na ówczesną Kaiser-Str. 23,<br />

natomiast jej miejsce zajęła filia fabryki<br />

czekolady Richarda Selbmanna z Drezna.<br />

Pojawiły się również nowe nazwiska lokatorów.<br />

W budynku zamieszkał wtedy m.<br />

in. Paul Maschereck, sekretarz rejencyjny,<br />

który aż do roku 1945 r. pozostanie mieszkańcem<br />

kamienicy oraz Felix Gramberger,<br />

asystent apteczny 17 .<br />

W latach 1914–20 miejsce przedstawicielstwa<br />

fabryki czekolady zajął sklep z<br />

artykułami papierniczymi i piśmiennymi<br />

Willy’ego Weissa. W roku 1920 w budynku<br />

mieszkało 7 osób, wśród nich dwie<br />

wdowy i murarz. Jedynie w ten sposób<br />

dał o sobie znać powojenny kryzys. W<br />

innych domach czynszowych wiele lokali<br />

zostało w tym okresie <strong>pod</strong>zielonych wtórnie<br />

na mniejsze mieszkania. Nawet w tzw.<br />

„dobrych kamienicach” zwiększyła się w<br />

tych czasach liczba najemców, obniżeniu<br />

uległ ich status. Pod koniec lat 20. lokale w<br />

kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> wynajmowały<br />

w większości te same osoby, stwierdzić<br />

więc wypada, że dom zachował swoją<br />

przedwojenną renomę.<br />

Ankieta dla władz <strong>pod</strong>atkowych<br />

Niewiele wciąż mamy wiadomości o<br />

Maksie Rohfleischu. Dzięki wzmiance w<br />

„Gazecie Olsztyńskiej” wiemy, że z zamiłowaniem<br />

oddawał się zajęciom sportowym.<br />

Swego czasu złamał nogę na torze<br />

saneczkowym w Jakubowie. W okresie<br />

międzywojennym należał do „Arx Pruthenorum”,<br />

olsztyńskiej Szlarafii, paramasońskiego<br />

stowarzyszenia, urządzającego<br />

cykliczne biesiady w „Trojdanku” 18 .<br />

Właściciel <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> prowadził<br />

żywot typowy dla przedstawicieli miejscowej<br />

elity. Bez reszty identyfikował się zapewne<br />

z kulturą niemiecką. Otrzeźwienie<br />

nadejść miało dopiero w latach 30., wraz z<br />

nastaniem rządów nazistowskich.<br />

W maju 1933 r. ulicę Królewską przemianowano<br />

na aleję Adolfa Hitlera. Rok<br />

później właściciel kamienicy wypełnił dla<br />

Urzędu Finansowego w Olsztynie ankietę<br />

do celów <strong>pod</strong>atkowych. Według zestawienia<br />

z października 1934 r. w budynku<br />

przy Adolf-Hitler-Allee nr 2 na parterze<br />

znajdowała się apteka Rohfleischa z<br />

szacunkowym czynszem rocznym 2400<br />

RM oraz sklep papierniczy Weißa (odpo-<br />

wiednio 600 RM). Ten ostatni wynajmował<br />

również na parterze pomieszczenie<br />

mieszkalne (157,71 RM). Na pierwszym<br />

piętrze budynku znajdowało się 4-pokojowe<br />

mieszkanie Rohfleischa (885, 40) oraz<br />

3-pokojowe Mascherka (761,40). Drugie<br />

piętro zajmowały mieszkania: 4-pokojowe<br />

nadrentmistrza sądowego Wachsmutha<br />

(czynsz 951,60) oraz 3-pokojowe kupca<br />

Maasberga (713,40 RM). Jednopokojowe<br />

mieszkania na <strong>pod</strong>daszu wynajmowali<br />

murarz Poetsch (376,20 RM) oraz siodlarz<br />

Müller (376,20 RM). Identyczna wysokość<br />

czynszu świadczy, że były to mieszkania<br />

bliźniacze, o takiej samej powierzchni i<br />

standardzie.<br />

Wedle informacji <strong>pod</strong>anych przez<br />

właściciela w ankiecie dom wzniesiony<br />

został w 1903 r. Budynek opisał on następująco:<br />

„budowla ceglana otynkowana,<br />

dach kryty papą, terakota na <strong>pod</strong>łodze<br />

w sieni, linoleum na klatce schodowej,<br />

światło elektryczne na klatce schodowej<br />

oraz we wszystkich mieszkaniach, przyłącze<br />

gazowe na klatce schodowej oraz<br />

we wszystkich mieszkaniach, przyłącze<br />

wodociągowe, kanalizacyjne oraz ustępy<br />

w mieszkaniach”. W l. 1933–34 przeprowadzono<br />

prace malarskie, odnowiony<br />

został dach kryty papą oraz rynny. Łączna<br />

powierzchnia parceli wynosiła 7 arów<br />

78 m kw. Według wysokości ubezpieczenia<br />

ogniowego płaconego przed wojną<br />

wartość budynku określona została na<br />

78 tys. marek. Dom ubezpieczony był w<br />

tow. ubezpieczeniowym „Albiegen [...]<br />

Versicherung Aktiengesellschaft” w Hamburgu.<br />

Obciążenie hipoteczne w Hypothekenbank<br />

Meiningen wynosiło 13 500<br />

RM, przy stopie 6%. Spłata wierzytelności<br />

nastąpić miała z dniem 31.12.1934 r. 19<br />

ostatnie wiadomości<br />

Niewielką pociechą była spłata hipoteki<br />

w czasach, które nadchodziły. Ponieważ<br />

Rohfleisch był Żydem, małżonkowie w<br />

roku 1935 usunęli się z życia publicznego.<br />

Rok później Max Rohfleisch prawdo<strong>pod</strong>obnie<br />

zmarł. We wrześniu 1936 r. dom<br />

przeszedł na własność wdowy Helene Rohfleisch.<br />

Wartość nieruchomości ustalona<br />

została na 43 300 RM 20 . Rok później <strong>pod</strong>jęto<br />

prace remontowe, <strong>pod</strong>czas których odnowiono<br />

m. in. przeszklone witryny lokali<br />

na parterze. Wedle deklaracji <strong>pod</strong>atkowej z<br />

1938 r. właścicielka zajmowała 5-pokojowe<br />

mieszkanie na I piętrze budynku. Na liście<br />

lokatorów kamienicy po raz pierwszy pojawia<br />

się w tym czasie nazwisko Leo Scharnicka<br />

21 . Jako aptekarz aprobatę uzyskał on<br />

w r. 1921. W latach 1935–36 był pracownikiem<br />

apteki, kierując nią zapewne w związku<br />

z wycofaniem się Rohfleischów.<br />

Helene Rohfleisch w przeciwieństwie<br />

do jej męża miała <strong>pod</strong>obno aryjskie pochodzenie<br />

22 . Pomimo tego, z jakichś powodów<br />

(być może ze względu na dzieci),<br />

zdecydowała się sprzedać aptekę oraz<br />

kamienicę. Właścicielem <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong><br />

<strong>Lwem”</strong> został Scharnick 23 , zaś domu architekt<br />

Bruno Dorsch, zamieszkały w Olsztynie<br />

przy Koppernikus-Str. 38. Wdowa<br />

sprzedała mu nieruchomość 10 października<br />

1939 r. za sumę 59 tys. RM. Wedle<br />

ankiety wypełnionej przez nowego właściciela<br />

20.01.1941 r. budynek zajmowali<br />

następujący lokatorzy:<br />

I piętro, 4 pokoje, Scharnick Leo, z<br />

1380,- RM czynszu rocznego<br />

I piętro, 3 pok., Maschereck Paul,<br />

715,80 RM<br />

II piętro, 4 pok., Weiß Willy, 942,- RM<br />

II piętro, 3 pok., Maßberg Max, 671,40<br />

RM<br />

<strong>pod</strong>dasze 2 pok., Brock Agnes, 441,-<br />

RM<br />

Na parterze budynku znajdowały się:<br />

apteka L. Scharnick, 114,12 m kw powierzchni,<br />

z czynszem 1920,- RM oraz<br />

sklep i skład handlu papierniczego W.<br />

Weiß – zajmujący 93,64 m kw (czynsz<br />

928,80 RM). Są to ostatnie przedwojenne<br />

wiadomości o budynku.<br />

ogień w alei Führera<br />

Wiosną 1945 r. większa część ówczesnej<br />

Adolf-Hitler-Allee legła w zgliszczach.<br />

Podobnie jak w innych rejonach<br />

Olsztyna zniszczenia nie były tu wynikiem<br />

działań wojennych, tylko celowych <strong>pod</strong>paleń,<br />

których w „wyzwolonym” Olsztynie<br />

dopuszczali się żołnierze Armii Czerwonej.<br />

Niewykluczone, że dochodziło do<br />

nich również <strong>pod</strong>czas rabunku, którego<br />

dokonywali szabrownicy. Zniszczenia<br />

przy obecnej al. Wojska Polskiego dotyczyły<br />

głównie zabudowy początkowego<br />

odcinka ulicy od tunelu do wylotu obecnej<br />

ul. Żeromskiego 24 . Spalone tu zostały<br />

sąsiadujące ze sobą kamienice po obu<br />

stronach alei, budynki starej rzeźni oraz<br />

zajezdnia tramwajowa, w której spłonęły<br />

znajdujące się tam nowoczesne wagony<br />

Steifurta. Władysław Karbownik, który<br />

uruchamiał po wojnie tramwaje, twierdził,<br />

że do niszczenia kamienic wykorzystano<br />

trakcję tramwajową: „Żołnierze<br />

radzieccy przyczepili czołg do linii tramwajowej<br />

na Jakubowie, a następnie <strong>pod</strong>palili<br />

domy i burzyli je tymi czołgami” 25<br />

O ogromie zniszczeń świadczyć może fakt,<br />

że druty tramwajowe i trolejbusowe wywleczone<br />

zostały czołgami aż <strong>pod</strong> Dywity,<br />

skąd ściągać je potem musiały brygady remontowe.<br />

Przy dawnej Adolf-Hitler-Allee<br />

sieć trakcyjna była rzeczywiście gęsta, zaś<br />

42 DEBATA Numer 11 (38) 2010


druty mocowano głównie do ścian budynków<br />

26 . Od r. 1940 do Jakubowa kursowały<br />

trolejbusy, obok nich ulicą nadal jeździły<br />

tramwaje, wykorzystujące znajdujące się<br />

tutaj dwie zajezdnie.<br />

W gruzy obróciła się również kamienica<br />

<strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong>. Wedle pierworysu<br />

geodezyjnego z lat 1955–57, na miejscu<br />

budynku jeszcze w połowie lat 50. XX w.<br />

znajdowały się gruzy. Nieco później teren<br />

został splantowany, a na jego miejscu<br />

urządzono plac wypoczynku i skwery 27 .<br />

Po półwieczu jedynie najstarsi mieszkańcy<br />

przypominali sobie jeszcze znajdujące<br />

się tu po wojnie ruiny. Ich ponowne<br />

odsłonięcie w związku z budową „Nowej<br />

Artyleryjskiej” dla większości olsztynian<br />

było niemałą sensacją. Latem 2010 r. władze<br />

miasta zleciły przebadanie obiektów,<br />

odkrytych <strong>pod</strong>czas robót drogowych. We<br />

wszystkich tych pracach dane mi było<br />

uczestniczyć 28 .<br />

olsztyńskie Pompeje ‘2010<br />

Z odkopywanych ruin jak z księgi<br />

odczytać można historię budynku. Nawet<br />

nie znając wstępnie dziejów budowli<br />

przy al. Wojska Polskiego, nietrudno było<br />

ustalić funkcję pomieszczeń, zajmujących<br />

niegdyś jej dolne kondygnacje. Z gruzów<br />

i ziemi w południowej części ruin dość<br />

prędko wydobywać zaczęto wielkie ilości<br />

sprzętów i naczyń aptecznych, przeważnie<br />

już potłuczonych, porcelanowe szyldy z<br />

łacińskimi nazwami, przytwierdzane nie-<br />

(Przypisy)<br />

1. Jerzy Sikorski, „Rozwój przestrzenny miasta”<br />

[w:] St. Achremczyk [red.] „Olsztyn 1353–<br />

2003”, Olsztyn 2003, s. 570.<br />

2. W latach 1940–45 komunikacja tramwajowa<br />

na trasie do Jakubowa została zastąpiona przez<br />

trolejbusy; por.: Rafał Bętkowski, „Nie tylko tramwaje”,<br />

cz. 1 i 2 [w:] „<strong>Debata</strong>”, nr 2(29)/2010<br />

3. Zgoda Prezydenta Rejencji na rozszerzenie<br />

cmentarza katolickiego w Olsztynie, Królewiec<br />

22.02.1881; szkic sytuacyjny z 8.02.1881 [w:] Acta<br />

betr. die am den Eisenbahnfiscus verkauften 7<br />

Meter vom Kirchengemeinde nr 444 am Kirchhof<br />

1870–1902; AAWO, sygn. 1304. Katasterverwaltung<br />

Kreis Allenstein, Gemarkung Allenstein Nr.3,<br />

Stückvermessungsriß Kartenblatt No.19 in 1 Riss,<br />

Riß No.1 Unter leitung des Kataster Inspectors<br />

Klein aufgenommen vom 6ten bis 9ten October<br />

1885 durch Feldmesser Gramsch; WAPO, Urząd<br />

Katastralny w Olsztynie, sygn. 1367/44/1/13.<br />

4. Karte der Stadt Allenstein Angefertigt im<br />

Jahre 1892 von Luckhardt Stadtinspector.<br />

5. „Adress-Buch der Kreisstadt Allenstein<br />

Ostpr. für 1899“, Allenstein 1898. s. 185.<br />

6. Rafał Bętkowski, „Olsztyn, jakiego nie znacie”,<br />

Olsztyn 2010, s. 150.<br />

7. Karte der Stadt Allenstein. Herausgegeben<br />

im Jahre 1904 von Luckhardt, Direktor der Gas- u<br />

Wasserwerke. II. vervollständige Auflage.<br />

8. „Gazeta Olsztyńska” nr 136 z 16.11.1905 r.<br />

9. Bętkowski, ibid., s. 114, 151.<br />

10. „Gazeta Olsztyńska” z 10.06.1908 r.<br />

11. „Gazeta Olsztyńska” z 3.07.1908 r.<br />

12. „Gazeta Olsztyńska” z 11.11.1908 r.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

gdyś do szuflad i regałów, odnaleziono<br />

laboratorium z <strong>pod</strong>łogą wykonaną z kwasoodpornych<br />

płytek, a nawet poświęcone<br />

farmacji nadpalone wydawnictwa. W drugiej<br />

części budynku zabytków było mniej,<br />

lecz i one mówiły wiele o użytkownikach<br />

znajdujących się tu kiedyś lokali. Były to<br />

puste już szklane butelki, słoje i słoiczki, w<br />

jakich dawniej sprzedawano inkaust, kleje<br />

i farby, kałamarze, resztki ołówków, ryzy<br />

spalonego papieru i duże ilości wykonanych<br />

z łupku, ostrzonych ręcznie rysików.<br />

Sporą sensację wzbudziła ozdobna kasa<br />

sklepowa z początku XX w.– pusta już i<br />

przez kogoś uszkodzona, lecz nadal piękna,<br />

wzbudzająca respekt swą wielkością i<br />

... ciężarem.<br />

Wszystkie odkryte w ruinach pomieszczenia<br />

nosiły ślady gwałtownego<br />

pożaru, który prawie do gruntu wypalił<br />

kamienicę. Na parterze były to zwęglone<br />

resztki <strong>pod</strong>łóg i listew przyściennych, w<br />

piwnicach zalegająca gdzieniegdzie warstwa<br />

popiołu, osmalone ściany i spalone<br />

stopnice prowadzących w dół schodów.<br />

O losie, który spotkał kamienicę wymownie<br />

świadczyły odnajdywane wszędzie,<br />

stopione całkowicie lub częściowo przedmioty<br />

ze szkła. Warstwy koksu i brykietów<br />

zalegające w piwnicach oraz odnalezione<br />

sprzęty i resztki zapasów aptecznych wydają<br />

się potwierdzać, że w 1945 r. kamienica<br />

dość wcześnie została spalona.<br />

Pogorzelisko penetrowane było z pewnością<br />

przez ciekawskich, poszukiwaczy<br />

skarbów oraz szabrowników, polują-<br />

13. Hansheinrich Trunz, „Apotheker und<br />

Apotheken in Ost- und Westpreußen 1379–1945.<br />

Ein Namen-, Orts- und Literaturverzeichnis”<br />

T.1, Hamburg 1992, s. 247; T. 2, Hamburg 1996,<br />

s. 488.<br />

14. Do połowy lat 20. XX w. „Apteka <strong>pod</strong><br />

<strong>Lwem”</strong> pozostać miała jedyną apteka w tej części<br />

miasta. Dopiero w 1924 r. przybyła w tym rejonie<br />

kolejna oficyna, „Kopernikus-Apotheke”, otwarta<br />

przy ob. ul. Dąbrowszczaków 34. Liczba pięciu aptek<br />

utrzymała się w Olsztynie do roku 1945.<br />

15. Encyklopedia Gutenberga, T.1, Warszawa<br />

[1929], s. 258, hasło: „Apteka”.<br />

16. „Adressbuch für die Regierungshauptstadt<br />

Allenstein für 1909“, Allenstein 1908.<br />

17. „Adressbuch für die Regierungshauptstadt<br />

und den Kreis Allenstein, Ausgabe 1913.“,<br />

Allenstein 1912.<br />

18. Szlarafia („próżniacy”) – powstała w Pradze<br />

w 1859 r. organizacja, mająca na celu pielęgnowanie<br />

„kultury i humoru”. W Olsztynie należeli do<br />

niej pisarze, wydawcy, artyści, nauczyciele, urzędnicy,<br />

architekci, lekarze i farmaceuci. Rohfleisch w<br />

r. 1930/31 posiadał stopień „Osiadłego Rycerza” i<br />

przydomek „Officinus von der Loewenburg”; por.:<br />

„Die allensteiner Schlaraffen: [w:]„Allensteiner<br />

Brief” nr 3/1981, s. 13.<br />

19. Finanzamt Allenstein. Einheitswertakten<br />

betreffend Miethwohngrundstück Max Rohfleisch,<br />

Königstr.2 (Adolf-Hitler-Allee); WAPO<br />

sygn. 630/5.<br />

20. Idem, ibid.<br />

21. „Einwohnerbuch von Allenstein 1938.“<br />

[Allenstein, b.r.w.].<br />

22. Trunz, 1992, s. 247.<br />

cych na przedmioty z metali kolorowych<br />

(w gruzach znaleziono już przeważnie tylko<br />

ich pogięte i połamane resztki). Mury<br />

rozebrane zostały potem na cegłę. Nasi<br />

poprzednicy nie wysilali się zbytnio – wiele<br />

nie zniszczonych cegieł trafiło wraz z<br />

gruzem do piwnicy. Mury parteru tylnych<br />

partii budynku przysypano ziemią. Tylko<br />

od frontu rozbiórka była bardziej dokładna,<br />

sięgnęła stropów piwnicy, z których<br />

wyrwane zostały nawet stalowe belki.<br />

Niewykluczone, że część z odnalezionych<br />

w ruinach przedmiotów trafiła<br />

tu wtórnie, wraz z gruzem i śmieciami,<br />

którymi po wojnie zasypywano piwnice.<br />

Inne, jak niemiecki hełm lub rosyjski rewolwer,<br />

mogły zostać przywleczone na<br />

gruzowisko przez bawiące się w wojnę<br />

dzieci. Reszta jednak znalezisk przynależy<br />

do wystroju i dawnego wyposażenia<br />

kamienicy – ilustrować może jej historię<br />

oraz codzienne życie mieszkańców,<br />

przerwane gwałtownie w styczniu 1945 r.<br />

Liczę, że zobaczymy to wszystko na wystawie,<br />

której idea narodziła się <strong>pod</strong>czas<br />

wykopalisk.<br />

Rafał Bętkowski<br />

r.betkowski@wp.pl<br />

autor książki „Olsztyn,<br />

jakiego nie znacie. Obraz<br />

miasta na dawnej pocztówce”,<br />

z zamiłowania historyk,<br />

publicysta i społecznik,<br />

wiceprezes Stowarzyszenia<br />

„Święta Warmia”<br />

Rafał Bętkowski<br />

23. Trunz, ibid., s. 258. Leo Scharnick przeżył<br />

wojnę i od r. 1946 mieszkał w Ottesberg k. Bremy.<br />

24. Stanisław Piechocki, „Dzieje olsztyńskich<br />

ulic”, Olsztyn 1998, s. 172. Do budynków znajdujących<br />

się w gruzach na przełomie l. 40./50. XX<br />

w. zaliczono przy al. Wojska Polskiego następujące<br />

parcele: 2/3, 8, 9, 10, 11, 12, 15–16, 24, 24a, 25, 26,<br />

26a, 27, 28, 28a, 40, 46, 47, 61, 64, 70, 72, 73, 74,<br />

75, 76, 78, 79, 80, 81, 84, 85. Por.: Zarząd Miejski<br />

w Olsztynie, Rejestr Nieruchomości m. Olsztyna<br />

1949–55 WAPO, sygn. 411/292.<br />

25. „Rozmowa z Panem Władysławem Karbownikiem”<br />

[w:] Maria Przytocka, Krzysztof<br />

Zienkiewicz, „Historia komunikacji miejskiej w<br />

Olsztynie 1907–2007”, Olsztyn 2007, s.163–164.<br />

26. Por.: „Allenstein in 144 Bildern”, Leer<br />

1992, s. 59.<br />

27. Pierworys geodezyjny rejonu ul. 1 Maja,<br />

Partyzantów i al. Wojska Polskiego, skala 1:1000.<br />

Przedsięb. Geodez. i Gosp. Kom. „Wschód“ w<br />

Warszawie. Wydział Produkcyjny w Olsztynie.<br />

1957. WAPO, sygn. 1457–25–72(19a)<br />

28. Podziemną komorę, która okazała się<br />

stacją ejektorową IV pneumatycznego systemu<br />

kanalizacji Olsztyna oraz ruiny kamienicy nr 2<br />

badał zespół w składzie: Małgorzata Birezowska,<br />

Jacek Strużyński i Rafał Bętkowski; Por.: Rafał<br />

Bętkowski, „Angielski system” [w:] „<strong>Debata</strong>” nr<br />

9(36)2010, s. 43. Dzięki czujności członków zespołu<br />

udało się dokonać jeszcze jednego odkrycia<br />

– u wylotu ul. Dąbrowskiego odnaleziono tablicę<br />

z inskrypcją, stanowiącą niegdyś część odsłoniętego<br />

w r. 1923 pomnika poległych 10. pułku dragonów.<br />

43


<strong>Kamienica</strong> <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> cd. ze s. 43<br />

<strong>Kamienica</strong> przy ówczesnej König-Str. nr 2 wg fotografii z lat 1923-25. Lewą<br />

stronę parteru zajmują witryny <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong>, prawą – sklepu z artykułami<br />

papierniczymi i piśmiennymi „Willy Weiß” (w drzwiach właściciel). Widoczne<br />

balkony oraz bogaty detal architektoniczny fasady budynku. Fragm.<br />

pocztówki wyd. nakładem „H. Rubin & Co., Dresden-Blasewitz” ze zb. autora.<br />

Znalezione w ruinach butelki apteczne dokumentują los budynku,<br />

spalonego w 1945 r. przez czerwonoarmistów. (Fot autora).<br />

Ruiny kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> przy al. Wojska Polskiego odsłaniane przez archeologów. Fotografia autora, wrzesień 2010.<br />

Wyżej: porcelanowy szyld z drzwi mieszkania odnaleziony w ruinach. Urzędnik Paul Mascherek był sąsiadem państwa Rohfleisch. W kamienicy<br />

mieszkał już w 1912 r. Zajmował 3-pokojowe mieszkanie na I piętrze budynku - jego okna widać na pierwszej z fotografii ponad sklepem<br />

papierniczym. Na liście lokatorów jego nazwisko figurowało jeszcze w 1941 r. (Fot. autora)<br />

44 DEBATA Numer 11 (38) 2010

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!