Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata
Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata
Rys. Aleksander Wołos Bachmura życzy dobrego samorządu Adamski o Tea Party Kobylińska o życiu w odbitym blasku Geno Małkowski o Ars Homo Erotica Jarosiński o przyjaźni Jana Lebensteina i Czesława Hołuba Chazbijewicz o carze bez korony – Rasputinie Kardela o Celestynie Nawrockim, czerwonym kacie Olsztyna Necio o moralnej potrzebie rozliczenia przeszłości Warot – dalszy ciąg słownika agentów SB Socha o mieście bez planu (cz. 2) Falkowski o konferencji IPN o podziemnej prasie w PRL Brenda o strukturze kłamstwa Felieton ks. Rosłana Bętkowski o kamienicy „Apteki pod Lwem” Wesprzyj finansowo niezależne i wolne medium „Fundacja Debata”, ul. Boenigka 10/26, 10-686 Olsztyn, nr konta bankowego: 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512 DEBATA Numer 11 (38) 2010 1
- Page 2 and 3: Życzenia dobrego samorządu Takieg
- Page 4 and 5: zabijanie ludzi z pieniędzy podatn
- Page 6 and 7: lokalnego kandydata z PO, na który
- Page 8 and 9: Rysunek na skrawku papieru Poznali
- Page 10 and 11: inową, która jak się okazało, p
- Page 12 and 13: zza żelaznego kordonu nie tylko ni
- Page 14 and 15: dopóki „tknięci natchnieniem”
- Page 16 and 17: Rasputin przy popołudniowej herbac
- Page 18 and 19: Czerwony kat Olsztyna Celestyn Nawr
- Page 20 and 21: werbowano, gdyż wypracowana sytuac
- Page 22 and 23: 1957 nastąpiła zasadnicza zmiana
- Page 24 and 25: „Holender Warota” - słownik ag
- Page 26 and 27: urlop, gdyż przez następne dwa ty
- Page 28 and 29: Gwarancji prawnych nie mamy żadnyc
- Page 30 and 31: mogą zrealizować krótkotrwałe c
- Page 32 and 33: gminy województwa warmińsko-mazur
- Page 34 and 35: gminne” znaleźliśmy takie zdani
- Page 36 and 37: Z kolei Arkadiusz Kazański z gdań
- Page 38 and 39: Struktura kłamstwa według Wierzbi
- Page 40 and 41: Kamienica „Apteki pod Lwem” Wie
- Page 42 and 43: mieszkania, mansardowe poddasze mie
- Page 44: Kamienica „Apteki pod Lwem” cd.
Rys. Aleksander Wołos<br />
Bachmura<br />
życzy dobrego samorządu<br />
Adamski<br />
o Tea Party<br />
Kobylińska<br />
o życiu w odbitym blasku<br />
Geno Małkowski<br />
o Ars Homo Erotica<br />
Jarosiński<br />
o przyjaźni Jana Lebensteina i Czesława<br />
Hołuba<br />
Chazbijewicz<br />
o carze bez korony – Rasputinie<br />
Kardela<br />
o Celestynie Nawrockim, czerwonym<br />
kacie Olsztyna<br />
Necio<br />
o moralnej potrzebie rozliczenia<br />
przeszłości<br />
Warot<br />
– dalszy ciąg słownika agentów SB<br />
Socha<br />
o mieście bez planu (cz. 2)<br />
Falkowski<br />
o konferencji IPN o <strong>pod</strong>ziemnej prasie<br />
w PRL<br />
Brenda<br />
o strukturze kłamstwa<br />
Felieton ks. Rosłana<br />
Bętkowski<br />
o kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong><br />
Wesprzyj finansowo niezależne i wolne medium<br />
„Fundacja <strong>Debata</strong>”, ul. Boenigka 10/26, 10-686 Olsztyn, nr konta bankowego: 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
1
Życzenia<br />
dobrego samorządu<br />
Takiego wyścigu do olsztyńskiego Ratusza nie było od dwudziestu lat. Nigdy bowiem<br />
tak wielu ludzi nie miało tak wiele do udowodnienia. Nie tylko obrony swojej<br />
pozycji i miejsca w polityce lokalnej, ale także uzyskania moralnego alibi dla swych<br />
kłopotów z prawem. Stosunkowo najłatwiej ma prezydent Grzymowicz. Jak zawsze<br />
za urzędującym prezydentem przemawiają realizowane, głównie ze środków unijnych,<br />
i zapowiadane inwestycje. Kampania jego ugrupowania wydaje się sprawna<br />
i poukładana. Na „jedynkach” w poszczególnych okręgach wyborczych znaleźli się<br />
ludzie nie tylko znani, ale, jak Elżbieta Fabisiak czy prof. Mirosław Gornowicz, wyróżniający<br />
się wśród radnych ostatniej kadencji. umieszczając na listach osoby o<br />
tak różnych politycznych rodowodach jak Roman Przedwojski i danuta Ciborowska<br />
udało się stworzyć wizerunek komitetu ponad politycznymi <strong>pod</strong>ziałami.<br />
BoGdAN BAChMuRA<br />
Najwięcej do stracenia w tych<br />
wyborach może mieć Platforma<br />
Obywatelska. Strach przed<br />
kandydaturą Lidii Staroń, jedynej osoby<br />
która mogła realnie zagrozić Piotrowi<br />
Grzymowiczowi, był w jej szeregach<br />
partyjnych tak wielki, że wybrano wizję<br />
niemal pewnej porażki w wykonaniu<br />
Janusza Cichonia. Jeżeli prognozy<br />
kolejnego już prezydenckiego lania<br />
okażą się rzeczywistością, to gniew<br />
partyjnej centrali może złagodzić tylko<br />
większość w Radzie Miasta lub koalicja<br />
pozwalająca szachować i kontrolować<br />
przyszłego prezydenta.<br />
W jeszcze większym stopniu widoczna<br />
jest słabość struktur lokalnych<br />
Prawa i Sprawiedliwości. Zaciekłe boje<br />
o prezydenturę Jerzego Szmita z Czesławem<br />
Małkowskim to odległa przeszłość.<br />
Od tego czasu poparcie dla<br />
szefa lokalnych struktur Prawa i Sprawiedliwości<br />
systematycznie słabło i<br />
tym razem może spowodować wypadnięcie<br />
poza pierwszą trójkę. Poza obecnym<br />
radnym Grzegorzem Smolińskim<br />
na listach wyborczych nie widać jaśniejszych<br />
punktów mogących poruszyć<br />
wyobraźnią wyborców. Zadaniem<br />
<strong>pod</strong>stawowym PiS -u jest oczywiście<br />
wynik pozwalający na powtórzenie<br />
koalicji z ugrupowaniem Piotra Grzymowicza,<br />
co może się udać dzięki automatyzmowi<br />
poparcia dla dużej partii<br />
politycznej.<br />
Najwięcej emocji budzi oczywiście<br />
kandydatura Czesława Jerzego<br />
Małkowskiego. Pogłoski o jego kiepskiej<br />
kondycji fizycznej i psychicznej<br />
okazały się mocno przesadzone, a<br />
odporność na kolejne, ciasne zakręty<br />
Fot. Bogdan Grochal<br />
życiowe byłego sekretarza PZPR i cenzora,<br />
niesłabnąca. Jeżeli uznać trafność<br />
przedwyborczych sondaży, to żaba,<br />
którą przyjdzie za sprawą kandydatury<br />
byłego prezydenta zjeść olsztyniakom<br />
będzie całkiem niemała. Wprawdzie<br />
poza wiernym aż po grób Bogdanem<br />
Dżusem, nikt specjalnie znany na listy<br />
Czesława Małkowskiego się nie wychy-<br />
lił, ale stołek w przyszłej radzie, przynajmniej<br />
dla siebie, ma gwarantowany.<br />
Co więcej, możemy go zobaczyć w<br />
drugiej turze prezydenckich wyborów<br />
- najprawdo<strong>pod</strong>obniej z Piotrem Grzymowiczem.<br />
Jeżeli do tego dojdzie, to są<br />
<strong>pod</strong>stawy do przypuszczeń, że współczesny,<br />
wychowany w demokracji człowiek,<br />
stał się moralnym idiotą, zdolnym<br />
wystawić pozytywne świadectwo<br />
nawet najgorszej kanalii.<br />
SLD postanowił zawalczyć o prezydenturę<br />
w mieście przy pomocy politycznego<br />
anonima o nazwisku Kulasik.<br />
Działaczom tej partii zawdzięczamy<br />
także bezcenną lekcję parytetów, dzięki<br />
którym zamiast możliwych 50, na listach<br />
wyborczych SLD znalazły się 34<br />
osoby. Ponieważ do równościowego<br />
ideału zabrakło 8 kobiet, pozbawiono<br />
możliwości kandydowania 16 mężczyzn.<br />
Pomimo to miejsca na liście<br />
wyborczej nie zabrakło dla Zenona<br />
Procyka, bardziej ostatnio znanego<br />
jako Zenon P., lub jako „Zenek” z ujawnionych<br />
niedawno przez TVN <strong>pod</strong>słuchów<br />
operacyjnych CBŚ.<br />
Cztery lata temu, ustępująca właśnie<br />
Rada Miasta rozpoczęła swoje<br />
urzędowanie od niemal jednogłośnej<br />
<strong>pod</strong>wyżki swoich diet o 200 procent.<br />
Ta zgodna koncentracja na własnych<br />
korzyściach skłóconego i <strong>pod</strong>zielonego<br />
później grona osób od początku<br />
źle wróżyła jej przyszłości. Złą ocenę<br />
tej radzie wystawiali zresztą często<br />
sami zainteresowani. A przecież była to<br />
Rada o największym od dwudziestu lat<br />
indywidualnym potencjale wykształcenia,<br />
intelektu, a także stabilnej sytuacji<br />
materialnej jej członków. Najcelniej<br />
problem polskiej samorządności (bo<br />
dotyczy on nie tylko Olsztyna) zdiagnozowała<br />
Platforma Obywatelska. Jej<br />
hasło wyborcze „Z dala od polityki”<br />
jest oczywiście oszustwem i manipulacją,<br />
bo przecież trudno o bardziej<br />
upolityczniony komitet wyborczy.<br />
Jednak problem, na którym Platforma<br />
próbuje wjechać do samorządów jest<br />
boleśnie rzeczywisty. Bilbordy z Donaldem<br />
Tuskiem nie oznaczają przecież,<br />
że premier postanowił działać w<br />
samorządzie. Finansowana z budżetu<br />
państwa potężna, centralna kampania<br />
wyborcza ma być dla lokalnych działaczy<br />
partyjnych trampoliną do samo-<br />
DEBATA – miesięcznik regionalny<br />
Redaktor naczelny: Dariusz Jarosiński, tel. 604 59 37 44, e-mail: info@debata.olsztyn.pl; www.debata.olsztyn.pl. DTP: Bogdan Grochal<br />
Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów. Wydawca: „Fundacja <strong>Debata</strong>”, ul. Boenigka 10/26, 10–686 Olsztyn,<br />
nr konta bankowego 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512.<br />
2 DEBATA Numer 11 (38) 2010
ządowej kariery. Problem nie dotyczy<br />
oczywiście tylko PO. I nie oznacza, że<br />
partie polityczne należy wyrugować z<br />
samorządów. Przewaga, jaką mają na<br />
starcie oraz wewnątrzpartyjny, twardy<br />
system lojalności, powodują jednak, że<br />
do samorządu dużych miast, dostają<br />
się ludzie raczej sprytni i biegli w partyjnych<br />
roszadach, niż osoby zainteresowane<br />
ciężką pracą w samorządzie.<br />
Sytuację na korzyść tych ostatnich mogłoby<br />
zmienić głosowanie w okręgach<br />
jednomandatowych. Wtedy zarówno<br />
partia jak i lokalni liderzy byliby sobie<br />
jednakowo potrzebni, a szanse tych<br />
ostatnich o wiele większe. Tymczasem<br />
zamiast zmiany ordynacji wyborczej<br />
od wielkiej polityki mają nas oddalać<br />
wyborcze hasła lansowane za wielkie<br />
partyjno-budżetowe pieniądze.<br />
Wytarte slogany typu „spośród<br />
wszystkich złych ustrojów demokracja<br />
i tak jest najlepsza” dawno zastąpiły refleksję<br />
nad smutnym stanem demokracji<br />
rzeczywistej. Demokrację samorządową<br />
można zdefiniować bardzo łatwo. Polega<br />
ona na tym, że rządzimy sami sobą.<br />
Że poszukujemy porządku politycznego,<br />
który umożliwi obywatelom sprawowanie<br />
kontroli nad własnym losem<br />
w takiej mierze, w jakiej jest to możliwe.<br />
Od czasów demokracji ateńskiej możliwości<br />
te uległy znacznemu ograniczeniu.<br />
Lokalne władze dużego miasta są<br />
już bowiem systemem rządów pośrednich,<br />
co oznacza, że mamy do czynienia<br />
nie z demokracją samorządową,<br />
lecz przedstawicielską, tyle, że znacznie<br />
bliższą obywatela. Sytuację pogarsza<br />
dodatkowo postępująca oligarchizacja<br />
miejscowych elit politycznych, także na<br />
poziomie pozapartyjnym. Demokracja<br />
od dawna nie jest panowaniem ludu,<br />
lecz elit. Elektorat nie sprawuje kontroli<br />
nad nimi poza możliwością niewybierania<br />
ich ponownie.<br />
Na szczęście do każdej Rady Miasta<br />
trafia kilka osób pracowitych, zdolnych<br />
do wyrażania samodzielnych ocen i<br />
poglądów. To, czego potrzebują najbardziej,<br />
to wsparcia ze strony ludzi zdolnych<br />
do samoorganizacji i patrzenia<br />
władzy na ręce. Mam nadzieję, że jednych<br />
i drugich w naszym mieście przez<br />
najbliższe cztery lata nie zabraknie.<br />
Prezes Stowarzyszenia<br />
„Święta Warmia” i „Fundacji<br />
<strong>Debata</strong>”, politolog,<br />
publicysta<br />
Bogdan Bachmura<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
Tea Party<br />
a sprawa polska<br />
Amerykańska prawica dokonała rzeczy, której nikt jeszcze dwa lata temu się po niej<br />
nie s<strong>pod</strong>ziewał. Wyborcy odrzucili wielką „zmianę” Baracka obamy, która okazała<br />
się wielkim projektem inżynierii społecznej mającym na celu zmienić ostatnią ostoję<br />
wolności i odpowiedzialności za siebie, w mekkę socjalizmu.<br />
łuKASz AdAMSKi<br />
Wielki sukcesy wyborczy Republikanów<br />
nie byłby możliwy gdyby<br />
nie oddolny ruch w samym<br />
jądrze prawicy. Członkowie „Tea Party” na<br />
swoich sztandarach przynieśli sprzeciw wobec<br />
zniewalania gos<strong>pod</strong>arczego, zabijania<br />
dzieci nienarodzonych i ograniczania swobód<br />
obywatelskich Amerykanów. „Jednocześnie<br />
tegoroczna elekcja wskazuje także<br />
na to, że duża część Amerykanów nie chce<br />
powrotu do władzy neokonserwatystów<br />
s<strong>pod</strong> znaku George’a W. Busha, skupionych<br />
głównie na ekspansywnej polityce zagranicznej,<br />
niewiele różniących się w sferze polityki<br />
wewnętrznej od Demokratów. Niemała<br />
część kandydatów Partii Republikańskiej<br />
uzyskała swoją nominację dzięki poparciu<br />
nieformalnego ruchu Tea Party” – zauważa<br />
Stefan Sękowski z Frondy. Trudno się z nim<br />
nie zgodzić.<br />
Wyborcy amerykańscy odrzucili prawicę<br />
s<strong>pod</strong> znaku Georga W. Busha (choć ja zawsze<br />
będę szanował tego prezydenta za jego<br />
godną naśladowania politykę w sprawach<br />
obyczajowych) i skierowali się w stronę kon-<br />
serwatyzmu, który jest kwintesencją amerykańskiej<br />
rewolucji i różni ją od jakobińskiego<br />
terroru pierwszych lewicowców od Robespierra.<br />
Przecież to właśnie Ojcowie Założyciele<br />
tego wspaniałego kraju nie wyobrażali<br />
sobie odrzucenia Boga i prawa naturalnego.<br />
Nawet najbardziej liberalny z nich, Tomasz<br />
Jefferson, zdystansował się <strong>pod</strong> koniec życia<br />
od terrorystów s<strong>pod</strong> znaku „równości,<br />
wolności, braterstwa”. Kandydaci „Tea Party”<br />
prowadzeni przez Sarę Palin, potrafili tchnąć<br />
ducha w coraz bardziej centrową partię,<br />
która niegdyś mogła pochwalić się takimi<br />
wspaniałymi prezydentami jak Eisenhower<br />
czy Reagan. To nie zwolennik zabijania dzieci<br />
nienarodzonych, Rudolph Giuliani, czy<br />
dosyć lewicowy w sprawach obyczajowych,<br />
John McCain, są dziś twarzami Partii Republikańskiej.<br />
Spikerem Izby Reprezentantów<br />
( czyli trzecią osobą w państwie) będzie katolik<br />
i znany obrońca praw dzieci nienarodzonych<br />
John Boehner, który zastąpi na tym<br />
stanowisku pseudokatoliczkę Nancy Pelosi,<br />
która ramię w ramię z Obamą wprowadzała<br />
zdrowotną reformę, która gwarantowała<br />
3
zabijanie ludzi z pieniędzy <strong>pod</strong>atników. –<br />
Mamy moralny obowiązek bronić bezbronnego<br />
życia. A nie ma nic bardziej bezbronnego<br />
jak dziecko nienarodzone. Obrona życia i<br />
obrona wolności są ze sobą powiązane i jeżeli<br />
w to wierzymy, to nie możemy zaakceptować<br />
obecnej polityki Waszyngtonu – powiedział<br />
niedawno Boehner. Zresztą aborcjoniści<br />
przegrali w Wisconsin, Pensylwanii, Arkansas,<br />
Indianie, Północnej Dakocie, na Florydzie,<br />
Missouri, Ohio czy Luizjanie. Jednym<br />
słowem rewolucja konserwatywna znów<br />
puka do drzwi kraju nieudolnie prowadzonego<br />
przez ideologicznie naładowaną lalkę<br />
Barbie z Harvardu. I wszystko się zanosi na<br />
to, że zmieni ona oblicze USA.<br />
„Mogłaby to być taka Partia Miodowa<br />
(od ulubionego napitku naszych przodków)<br />
czy Sarmacka. Partia, która byłaby<br />
jednocześnie konserwatywna (realnie, a<br />
nie jedynie wirtualnie), prorodzinna (nie<br />
tylko w deklaracjach), religijna (i to na poważnie,<br />
łącznie z modlitwą przed obradami),<br />
polska (w całej rozciągłości, to znaczy<br />
ze świadomością jagiellońskich korzeni, ze<br />
świadomością, że mamy nasz kraj budować<br />
wspólnie: katolicy, protestanci, prawosławni,<br />
Żydzi, muzułmanie i niewierzący, bowiem<br />
władca nigdy nie jest władcą naszych<br />
sumień) i wolnościowa (w najlepszym polskim<br />
wydaniu).” – pisał w marzycielskim<br />
tonie Tomasz Terlikowski o powstaniu<br />
polskiej „Tea Party”. Ja również mam <strong>pod</strong>obne<br />
marzenia do mojego redakcyjnego<br />
kolegi. I również jak on nie wierzę w konserwatywną<br />
rewolucję na polskiej prawicy.<br />
I nie chodzi już o to, że Jarosław Kaczyński<br />
rozprawia się ze swoimi oponentami we<br />
własnej partii w sposób bezwzględny, uniemożliwiając<br />
narodzenie się nowego lidera.<br />
To samo robi Donald Tusk (tylko, że trochę<br />
zręczniej) i Grzegorz Napieralski. System<br />
finansowania partii z budżetu państwa spo-<br />
wodował, że „banda czworga”, jak nazywa<br />
ich trafnie Korwin, <strong>pod</strong>zieliła między siebie<br />
scenę polityczną i zabetonowała ją na lata.<br />
Struktury naszych partii są zbudowane na<br />
wzór Cosa Nostry, gdzie Don ma swojego<br />
consigliere, capo di regime i przybocznych<br />
żołnierzy. Taka struktura uniemożliwia debatę<br />
wewnątrz ugrupowania i jakąkolwiek<br />
rewolucję zbuntowanych rebeliantów. Brak<br />
jednomandatowych okręgów wyborczych<br />
powoduje, że na listach znajdują się lizusy<br />
partyjne i miernoty s<strong>pod</strong> znaku „Bierny<br />
Mierny Wierny”. Każdy kto sprzeciwia się<br />
swojemu Donowi, jest eliminowany przez<br />
partyjnych cyngli i trafia do tylnych ław<br />
poselskich, nie mając szans na ponowny<br />
wybór z braku miejsca skąd mógłby wystartować.<br />
Jednak najsmutniejszy jest fakt<br />
kompletnego niezrozumienia przez Polaków<br />
czym w rzeczywistości jest konserwatyzm<br />
i liberalizm. Skoro poważni ludzie<br />
nazywają liberałami karierowiczów od Tuska,<br />
którzy <strong>pod</strong>noszą <strong>pod</strong>atki i zniewalają<br />
społeczeństwo wprowadzając ustawy antyrodzinne,<br />
zaś ludzi, którzy storpedowali<br />
możliwość zatrzymania zabijania dzieci<br />
niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie<br />
( co dziwne, nie jest pamiętając o stosunku<br />
do aborcji braci Kaczyńskich) i walczyli<br />
populistycznie o Polskę „solidarną”,<br />
nazywa się skrajną prawicą, to coś jest nie<br />
tak ze świadomością polityczną Polaków.<br />
Z drugiej strony kontrrewolucję obyczajową<br />
uniemożliwiają hierarchowie naszego<br />
Kościoła, którzy dopiero niedawno zdobyli<br />
się na odważny krok ( w normalnych warunkach<br />
będący oczywistą oczywistością)<br />
przypomnienia katolickim politykom jakie<br />
są ich powinności wynikające z wiary. Niestety,<br />
nie mamy w Polsce konserwatywnych<br />
ruchów protestanckich, które z żarliwością<br />
przypominałyby nam czym jest dziedzictwo<br />
zachodniej cywilizacji i bez oglądania<br />
Prośba<br />
się na polityczne zaszłości oraz reakcje mainstreamu<br />
medialnego staliby twardo na<br />
straży nauki Jezusa.<br />
Powstaniu polskiego „Tea Party” nie<br />
sprzyja również medialna twarz prawicy i<br />
coraz mniejszy dostęp do ogólnopolskich<br />
mediów konserwatywnych komentatorów.<br />
Amerykanie mają swoją Fox News, która<br />
produkuje masowo showmanów, konkurujących<br />
o dusze młodzieży z gwiazdorami w<br />
stylu Stewarda, Leno czy O’Briana. W Polsce<br />
mamy tak naprawdę jedną osobę, która bije<br />
na łeb pajaców ITI. Jest to Wojciech Cejrowski,<br />
który jest kochany przez młodzież i jestem<br />
przekonany, że niejednego młodzieńca<br />
przekonał do swoich „oszołomskich” racji.<br />
Na horyzoncie nie widać jednak żadnego<br />
polskiego Rusha Limbaugha, który potrafiłby<br />
dosadnie przywalić rządzącym i zrobić z<br />
siebie przy okazji <strong>pod</strong>ziwianego celebrytę.<br />
A dziś, w dobie tępej mediokracji, bez showbiznesu<br />
idee tracą na znaczeniu. Zresztą, nawet<br />
gdyby ktoś taki się pojawił, to zaraz by<br />
go spacyfikował słynny komunistyczny paragraf<br />
na żurnalistów.<br />
Nie doczekamy się więc polskiej Palin<br />
czy Limbaugha znad Wisły. Przez następne<br />
lata będziemy oglądać spór pseudo-prawicowych<br />
partii Tuska i Kaczyńskiego, które<br />
wygenerują nam zapaterowską lewicę. Może<br />
jednak taka musi powstać, by społeczeństwo<br />
się obudziło? Czy jednak wtedy specyfika<br />
naszej sceny politycznej umożliwi powstanie<br />
oddolnego ruchu na prawicy? Ja pozostanę<br />
pesymistą.<br />
Łukasz Adamski, teolog,<br />
publicysta „Frondy”. Redaktor<br />
naczelny portalu: www.<br />
debata.olsztyn.pl<br />
łukasz Adamski<br />
W dniu 25 mają 2010 r. został powołany zespół koordynujący realizację figury błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki dla<br />
kościoła <strong>pod</strong> wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa.<br />
Zespół tworzą: Stowarzyszenie Represjonowanych „Pro Patria” w Olsztynie, NSZZ „Solidarność” w Olsztynie, Akcja Katolicka w<br />
Olsztynie.<br />
Rzeźbę wykona artysta Adam Cieślak – nauczyciel Państwowego Liceum Plastycznego w Olsztynie. Koszty całego przedsięwzięcia<br />
będą wynosić ok. 17 tys. zł.<br />
Dnia 6 czerwca 2010 r. ks. Jerzy Popiełuszko został wyniesiony na ołtarze jako Błogosławiony <strong>pod</strong>czas Mszy św. sprawowanej z<br />
upoważnienia Ojca Świętego przez Angelo Amato na placu Piłsudskiego w Warszawie.<br />
Planowane odsłonięcie figury ks. Jerzego 6 czerwca 2011 r. - w pierwszą rocznicę wyniesienia ks. Jerzego na ołtarze.<br />
Zwracamy się do Ludzi dobrej Woli o dofinansowanie naszych poczynań. Pieniądze można przelać na konto: Spółdzielczy Bank<br />
Ludowy w Olsztynie nr 30885800012001002660990501 z dopiskiem „Figura ks. Popiełuszki”<br />
Prezes Stowarzyszenia „Pro Patria”<br />
Władysław Kałudziński<br />
4 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Życie<br />
w odbitym blasku<br />
Kiedyś mówiło się o tym, że „ktoś żyje w czyimś cieniu”. Żona w cieniu męża,<br />
asystent w cieniu szefa, syn w cieniu ojca etc. zjawisko to kojarzyło się z nieudacznictwem,<br />
<strong>pod</strong>porządkowaniem, słabą osobowością, indolencją, byciem<br />
osobą drugoplanową. obecnie taki rodzaj zachowań jest mniej widoczny, gdyż<br />
furorę robi zjawisko zgoła odmienne, które nazwałabym „życiem w cudzym<br />
blasku”. Gdy obserwuję rzeczywistość, to z rosnącym zdumieniem konstatuję,<br />
że współcześnie można zaistnieć, czyli być „kimś”, ze względu na kogoś. oto<br />
nieznana dotąd nikomu młoda niewiasta, staje się publicznie rozpoznawalna,<br />
gdyż wychodzi za mąż za lubianego aktora starego pokolenia. u boku i w blasku<br />
Andrzeja łapickiego młodziutka Kamila, której nazwiska nie przypominam<br />
sobie, i nawet nie chce mi się szukać go w internecie, staje się osobą powszechnie<br />
znaną, bo ma męża (bagatela!) o 60 lat starszego od siebie, ale za to jak<br />
sławnego! Pojawia się na okładkach tygodników, robi się z nią wywiady, polscy<br />
„paparazzi” biegają za młodą mężatką, a wielu interesuje się nawet zmianą fryzury.<br />
doprawdy, ciekawy sposób na to, aby wreszcie pokazać się światu. odbity<br />
blask staruszka łapickiego pada na nieznaną korektorkę pisma, która robi karierę,<br />
bo stała się czyjąś żoną. Trzeba przyznać, że Kamila, po mężu łapicka,<br />
potrafi z tego zrobić spory show i ma teraz te swoje pięć minut.<br />
zdziSłAWA KoByLińSKA<br />
Inna celebrytka, o dość głupawym<br />
pseudonimie, też nie w ciemię<br />
bita, doszła do wniosku, że może<br />
pobłyszczeć w dość ekscentrycznym<br />
blasku walki ze śmiertelną chorobą,<br />
bliżej mi nieznanego (na szczęście!),<br />
ale ponoć sławnego w pewnych kręgach,<br />
piosenkarza-obrazoburcy.<br />
Ważnym sposobem promocji siebie<br />
może być również rozwód, który<br />
wypada maksymalnie wykorzystać,<br />
aby stać się ikoną niektórych polskich<br />
kobiet. Rozwód lub małżeństwo z Tomaszem<br />
Lisem (w zależności od gustu<br />
– która z żon nam się bardziej <strong>pod</strong>oba)<br />
jest wystarczającym powodem, aby<br />
stać się znaną mamą, dziennikarką,<br />
psychoterapeutką, pisarką, ekspertką<br />
etc. i bez końca opowiadać o sobie milionom<br />
Polaków. W blasku Lisa może<br />
się dziś ogrzewać i Kinga Rusin, jako<br />
jego była żona (o innych jej nadzwyczajnych<br />
„zasługach” nie słyszałam),<br />
jak i Hanna Smoktunowicz, znana<br />
teraz z racji bycia drugą żoną Lisa i<br />
byłą przyjaciółką jego pierwszej żony.<br />
Obydwie panie medialnie świetnie<br />
sobie radzą z tytułu bycia życiowymi<br />
partnerkami niedoszłego kandydata<br />
na kandydata na prezydenta Polski.<br />
A casus Izabel Marcinkiewicz, mający<br />
już swoją „literaturę przedmiotu”.<br />
Kto by słyszał o nowej pani Marcinkie-<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
wicz, o jej blogu i o jej „poezji”, gdyby<br />
nie bycie najpierw kochanką, a potem<br />
cywilną żoną prawicowego, konserwatywnego<br />
premiera. A tak, cała Polska<br />
wie, ba, nawet polska emigracja, kim<br />
jest owa Izabel, dotąd jedna z tysięcy,<br />
<strong>pod</strong>obnych do siebie młodych dziewcząt,<br />
szukających szczęścia w Londynie.<br />
Bardzo też modne jest bycie czyjąś<br />
koleżanką lub przyjaciółką. Jak to<br />
miło powiedzieć: Madzia Środa, Kazia<br />
Szczuka, Agnieszka Graff, Moniczka<br />
Olejnik, a może i Wandzia Nowicka.<br />
Takie nazwiska, sławy, koneksje.<br />
Sam kwiat polskiego feminizmu. Być<br />
z nimi na „ty”, pokazać się na jakiejś<br />
konferencji, znaleźć się w ich towarzystwie<br />
– jakie to nobilitujące – myśli<br />
sobie wcale niemała grupa pań, które<br />
chciałyby być <strong>pod</strong>obne do nich. Znam<br />
taką jedną, której wydawało się, że<br />
przydaje jej to prestiżu, gdy publicznie<br />
mówi familiarnie o Madzi Środzie,<br />
a ta pieszczotliwie odwzajemnia się<br />
„Joasią”. Jaki komunikat z tego płynie?<br />
Moi drodzy, jestem co prawda w PiS,<br />
ale jestem tym jego lepszym, światlejszym<br />
ogniwem – popieram aborcję,<br />
in vitro, związki homoseksualne i koleguję<br />
się, a właściwie „koleżankuję<br />
się”, bo jestem feministką, z takimi nazwiskami,<br />
z którymi moje prawicowe,<br />
pisowskie koleżanki tylko polemizują.<br />
Jednak akurat ten „blask Madzi” posłance<br />
Kluzik Rostkowskiej nie pomógł,<br />
po <strong>pod</strong>obno dziś wyrzucono ją<br />
z PiS. Trochę późno, od początku dziwiłam<br />
się, że PiS tak długo tolerował<br />
ją we własnej partii. No, ale teraz blask<br />
Madzi na pewno będzie przydatny Joasi<br />
w nowej formacji.<br />
I tu powoli dochodzę do miejsca,<br />
do którego zasadniczo zmierzam.<br />
Czas kampanii. Opisywane zjawisko<br />
„odbitego blasku” będzie można poobserwować<br />
w rozmaitych wydaniach.<br />
I będzie ono zintensyfikowane. Ważny<br />
polityk, szef, przewodniczący partii,<br />
sekretarz generalny, premier albo<br />
marszałek i ja! Szef mówi do kamery,<br />
a ja stoję jako jego tło, wyprężam klatę<br />
i śmiałym wzrokiem patrzę w oko<br />
kamery, bo przecież to nie ja będę się<br />
wypowiadał, więc mina dzielna i pewna.<br />
Kamera najeżdża na pana przewodniczącego,<br />
a ja łapię i ściskam jego<br />
rękę. Prezes występuje – ja rzucam się<br />
w jego stronę, jeśli jestem kobietą, z<br />
bukietem kwiatów, a nawet cmoknę go<br />
w policzek i otrząsnę niewidzialny pyłek<br />
lub widzialny łupież z jego marynarki.<br />
A moje notowania… wzrastają.<br />
A siedzenie obok ważnych polityków<br />
w Sejmie. Jak to się liczy! Im niżej<br />
i bliżej tym lepiej. A jak jeszcze jest<br />
okazja publicznie powiedzieć: Donek,<br />
Jarek, Grzesiek, Wojtek, Zbyszek, to<br />
mandat prawie murowany!<br />
A baner wyborczy wywieszony w<br />
centrum Olsztyna: ja i jakiś prezes razem<br />
z uściskiem dłoni, ramię w ramię<br />
z napisem „popieram” (choć to ja kandyduję,<br />
a nie prezes) – mandat stuprocentowy.<br />
Dziś w Stawigudzie widziałam<br />
nawet plakat wyborczy pewnego<br />
5
lokalnego kandydata z PO, na którym<br />
było zdjęcie… Kory z <strong>pod</strong>pisem, a<br />
jakże, „popieram”, choć Kora popiera<br />
i Palikota. Ale co tam, „najważniejszy<br />
jest człowiek”.<br />
Do tego te „gos<strong>pod</strong>arskie” wizyty<br />
w regionie czołowych polityków różnych<br />
partii, które mają na celu wypromowanie<br />
przy pomocy swoich twarzy<br />
wybranych, miejscowych kandydatów.<br />
Czyż nie jest to żenujące i nachalne,<br />
czy z wyborców nie robi się idiotów,<br />
którzy nie są w stanie „oddzielić ziarna<br />
od plew”. Czy kandydat na polityka<br />
sam w sobie jest aż tak nic nie wart?<br />
Nie wystarczy, że będą za niego mówić<br />
jego wiedza, kompetencje, czysta karta<br />
przeszłości? Czy naprawdę potrzebuje<br />
<strong>pod</strong>pierać się jakąś piosenkarką,<br />
aktorką czy partyjnym kolegą, aby<br />
udowodnić, że coś znaczy, że nadaje<br />
się do tej roboty?<br />
To, że są kobiety, a i mężowie swoich<br />
żon, którzy chcą żyć w czyimś<br />
prawdziwym lub wyimaginowanym<br />
blasku, to w sumie zjawisko nieszkodliwe;<br />
raczej śmieszne niż groźne.<br />
Jednak, gdy zaczynają pojawiać się<br />
politycy drugo- czy trzeciorzędni lub<br />
kandydaci na polityków z nikąd, którzy<br />
chcą się legitymować czyjąś twarzą,<br />
to przestaje mnie to bawić. Polityk<br />
bowiem nie powinien szukać światła<br />
kamer, które nie są skierowane na niego,<br />
ale tak działać i pracować, aby kamera<br />
jego szukała. Bycie tłem, nawet<br />
bliskim, po dopchaniu się do owego<br />
wybitnego szefa, nie wystarczy, aby<br />
być skutecznym politykiem we własnym<br />
regionie. Niestety, wiele osób<br />
daje się złapać na ten odbity blask, który<br />
gdzieś raptownie ginie, gdy nie ma<br />
jego źródła. Stąd potem wyborcze rozczarowania,<br />
zdziwienia, zaskoczenia i<br />
poczucie, że się dało oszukać. Trzeba<br />
zatem starać się być dobrym obserwatorem,<br />
zwłaszcza w polityce, aby<br />
odróżnić prawdziwy blask wielkości,<br />
uczciwości, kompetencji od odbitej<br />
mizernej poświaty, która sama przez<br />
się nigdy nie zaistnieje, jeśli nie będzie<br />
miała swojego prawdziwego źródła.<br />
Dr nauk humanistycznych,<br />
adiunkt na Wydziale Nauk<br />
Społecznych UWM, etyk,<br />
poseł na Sejm III kadencji.<br />
zdzislawa.kobylinska@<br />
uwm.edu.pl<br />
zdzisława Kobylińska<br />
Czy to jest<br />
malarstwo?<br />
W Muzeum Narodowym w Warszawie do połowy września można było oglądać wystawę<br />
„Ars – homo Erotica”. W zamyśle autorów miała ona mieć „charakter współczesny<br />
i historyczny, erotyczny i polityczny”. Skuszony kilkoma opiniami nastawiłem<br />
się na to, że zobaczę ekspozycję niezwykłą, a prezentowane na wystawie obiekty swoją<br />
klasą i sposobem wyeksponowania wniosą nowy powiew w zatęchłą atmosferę sztuki.<br />
Niestety, organizatorzy realizując pokaz dozowali obiekty w taki sposób, że wystawa<br />
nie spełniła oczekiwań, jakich można było się s<strong>pod</strong>ziewać po zapowiedziach.<br />
Niezgoda i zaciekawienie dla różnego rodzaju tabu, mogły być wabikiem tłumnego<br />
odwiedzania ekspozycji i szerokich dyskusji, a nie tylko grymasów oraz niesmaku, co<br />
poniektórych z obowiązku zajmujących się komentowaniem.<br />
EuGENiuSz GENo MAłKoWSKi<br />
Na tej, w sumie nudnej i źle przygotowanej<br />
wystawie, niektóre prace<br />
wydawały się specjalnie zmanipulowane,<br />
aby dostosować je do wysuniętej<br />
tezy, aktualności problemu w ciągu<br />
wieków. Według autorów wystawy, dopiero<br />
w zmienionej rzeczywistości politycznej<br />
Wschodniej Europy, udaje się ukazać<br />
ukryte znaczenie wielu dzieł, do tej pory<br />
odbieranych powszechnie bez <strong>pod</strong>tekstów<br />
erotycznych. Należy na te przedstawienia<br />
spojrzeć w nowy sposób, zasugerowany tytułem<br />
manifestacji „Ars – Homo Erotica”.<br />
Tym tytułem sugeruje się, że kobiety będące<br />
razem na przedstawionych obiektach,<br />
wyrażają ukryte zauroczenie o charakterze<br />
lesbijskim, a mężczyźni w radosnej wspól-<br />
nej pracy, czy w spotkaniach w większych<br />
grupach, swój homoseksualizm, a dokładniej<br />
rzecz ujmując, pederastię.<br />
Wszystko to wydaje się raczej mocno<br />
naciągane do ukutej tezy. Autorom wystawy<br />
chodziło o sprowokowanie do dyskusji<br />
o kłopotach w systemach totalitarnych, ich<br />
zdaniem znacznej grupy, kochających inaczej.<br />
Problem, któremu poświęcona była<br />
wystawa, specjalnie wyostrzany, gdyż nie<br />
umie, albo nie chce się przedstawiać istotnych<br />
kwestii dotyczących sztuki współczesnej<br />
i ogromnego obszaru twórczości<br />
autentycznie wykluczonej.<br />
Wystawa nie wnosi nic nowego oprócz<br />
tego, że pokazanych zostało kilkadziesiąt<br />
prac, które wymądrzają się na temat płcio-<br />
6 DEBATA Numer 11 (38) 2010
wości, a to komentując reakcje między<br />
osobnikami tej samej płci, a to przedstawiając<br />
ich pozycje spółkowania, w estetycznym<br />
zdjęciowym opracowaniu.<br />
Niektóre obiekty zostały zmanipulowane<br />
w ten sposób, aby u widza budziły<br />
przekonanie, że homoerotyzm to coś powszechnego,<br />
co w zasadzie dzieje się wszę-<br />
dzie, w każdej grupie społecznej (np. wśród<br />
mundurowych, zakonników, twórców kultury,<br />
a przede wszystkim działo się niegdyś,<br />
czego dowodem są mity starożytnych).<br />
Zostawmy te problemy, jako ciekawostkę i<br />
ewentualny temat dla stworzenia dzieł poruszających<br />
i odkrywczych. Na omawianej<br />
wystawie takich obiektów nie było.<br />
Ta, dosyć estetycznie pomyślana ekspozycja,<br />
nie wniosła nic nowego, ani do<br />
myślenia o sztuce, ani o życiu. To, co się<br />
udało, to kolejny raz, jak na wszystkich<br />
wystawach o zadęciu literackim z fałszywie<br />
postawionymi tezami, znużyć widza. Autorzy<br />
wystawy obok akademickich aktów<br />
pokazali sygnalnie w kilku obiektach wynaturzenia<br />
biologiczne, i już się wydawało,<br />
że należy tym tropem <strong>pod</strong>ążać. Jednak<br />
nie wiadomo – czy chodziło o konstatację,<br />
afirmację, czy obrzydzenie. Do ekspozycji<br />
włączono część karykaturalnie pokazanych<br />
osobników, chcąc chyba całkowicie<br />
nadać pokazowi inny kształt i znaczenie.<br />
To spowodowało, że koncepcja prezentacji<br />
była niejasna i każdemu, kto oczekiwał dużego<br />
wydarzenia artystycznego, pozostało<br />
wrażenie niesmaku. Może stało się tak z<br />
powodu tego, że przedstawione obiekty w<br />
dużej liczbie są bez większego znaczenia<br />
dla sztuki, a może, dlatego, że nie najlepiej<br />
zostały rozłożone akcenty w trakcie realizowania<br />
ekspozycji.<br />
W muzeach i innych centralnych placówkach<br />
kultury, od kilku lat kuratorzy<br />
prezentują przeważnie wystawy autorskie<br />
pokazujące obrzeża sztuki inspirowane<br />
prywatnymi gustami, fascynacjami czy<br />
zboczeniami, głęboko zakorzenionymi<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
w wąskiej grupie organizatorów. W ten<br />
sposób są inicjowane zdarzenia nieistotne<br />
dla społeczeństwa, nie wyczuwające istoty<br />
tego, dokąd współczesna twórczość i myśl<br />
artystyczna zmierza. Widz zaczyna wierzyć,<br />
że tylko takie problemy, jakie mu się<br />
serwuje dotyczą współczesnych artystów<br />
i ich twórczości. A przecież nie dotykają<br />
ogromnych obszarów,<br />
z jakimi należy<br />
się zmierzyć, aby<br />
dać <strong>pod</strong>stawowe<br />
informacje i możliwość<br />
poznania<br />
tego, co stanowi<br />
esencję i szansę na<br />
dalszy rozwój.<br />
Z astanaw i a -<br />
jące jest dlaczego<br />
kuratorzy przedstawiają<br />
tylko te<br />
fragmenty zjawisk<br />
artystycznych na<br />
wystawach generujących<br />
ogromne<br />
środki, które nie<br />
stanowią o rozwoju twórczości, a zapominają,<br />
chociażby w <strong>pod</strong>stawowym zakresie,<br />
ukazać narodziny sztuki nowoczesnej w<br />
Polsce – zarówno przed 1939 rokiem, jak i<br />
po wojnie. Prawie nikt nic nie wie, jak wyglądała<br />
sztuka tamtych lat. Jakie osobowości<br />
i dzieła wniosły „Arsenał” z 1953 roku,<br />
„Rekonesans”, czy w końcu całkowicie pomijana<br />
generacja ruchu „O Poprawę”. Generacja,<br />
która mimo istniejącego w latach<br />
siedemdziesiątych zniewolenia, prawie<br />
10 lat przed narodzinami „Solidarności”,<br />
miała świadomość tego, że Europa i Świat<br />
potrzebują odnowy. Wszystkie następne<br />
grupy, kolejnych młodych, w swoich marzeniach,<br />
działaniach i utworach nie miały<br />
już tej śmiałości. Ich pragnieniem było i<br />
jest doścignięcie Europy. Ten zachowawczy<br />
i kunktatorski sposób spowodował, że<br />
nie budzimy zaciekawienia i dla samych<br />
siebie, i jesteśmy nudni dla międzynarodowego<br />
establishmentu. Może należy zrezygnować<br />
z kuratorów i zwyczajnie spróbować<br />
pokazywać polską sztukę współczesną<br />
tak, jak ona na to zasługuje.<br />
Artyści, kuratorzy i krytycy prześcigają<br />
się w erudycji. Język, którym się posługują<br />
musi być naukowy, najlepiej z masą słów<br />
obcych tak, aby nie był zrozumiały. Im dziwaczniejsza<br />
lub bardziej błaha propozycja,<br />
tym miny snobów mądrzejsze, a odbiór<br />
przez większość chcących doświadczyć<br />
uczucia uniesienia i <strong>pod</strong>ziwu dla dzieła,<br />
coraz bardziej obojętny. Obiekty najbardziej<br />
kontrowersyjne i godne zobaczenia<br />
nie wzbudzają zainteresowania, gdyż znużony<br />
widz omija galerie sztuki, chyba, że<br />
organizatorzy wystaw sięgają do dzieł wy-<br />
bitnych niedalekiej przeszłości, gdy jeszcze<br />
u każdego artysty rodziła się myśl, aby<br />
zostawić po sobie dzieło, budzące wielkie<br />
emocje.<br />
Pomieszanie dyscyplin, zastąpienie<br />
umiejętności rysowania i malowania innymi<br />
technikami, a przede wszystkim komputer<br />
i fotografia cyfrowa, spowodowały,<br />
że klasyczne dyscypliny są omijane i idzie<br />
się na skróty. Często ci, co nie dawali sobie<br />
rady z rysowaniem i malowaniem na<br />
uczelni, czują się świetnie z narzędziami,<br />
które żmudną robotę robią w mig. Nie tędy<br />
jednak droga do wielkiej, dającej nadzieję i<br />
budzącej emocje sztuki. Brak umiejętności<br />
<strong>pod</strong>stawowych powoduje, że nie udaje się<br />
przekroczyć bariery i stworzone utwory<br />
mają moc na chwilę, jak każda chałtura czy<br />
okazjonalna ilustracja.<br />
Słabi studenci, prawie amatorzy, których<br />
nuży studiowanie martwej natury,<br />
pejzażu, czy postaci, dostają przy nowych<br />
narzędziach, jak każde dziecko wiatr w<br />
żagle. Ich twory bałamucą, sponsorowane<br />
przez zleceniodawcę zwracają uwagę<br />
snobistycznej krytyki, która gdy pozna<br />
ich wady, wtrąci niechybnie w niebyt te<br />
martwe wytwory, zapominając, że to za jej<br />
entuzjastycznym przyzwoleniem usunęły<br />
one w cień prawdziwe wartości.<br />
Na tej wystawie ujawnił się z całą złożonością<br />
problem pomijania tego, co jest<br />
najważniejsze w każdym ambitnym zamyśle.<br />
Idąc za tym niezbyt znaczącym dla<br />
sztuki zamierzeniem, należało przygotować<br />
ekspozycję dzieł kontrowersyjnych, w<br />
jakiś sposób wybitnych z klarownym zaakcentowaniem<br />
tego, na co widz ma zwrócić<br />
szczególną uwagę. Taka ekspozycja mogła<br />
dać mieszankę zdolną przebudzić publiczność.<br />
A tak, mimo niewątpliwych ciekawostek,<br />
pokaz „Ars- Homo Erotica” wpisał<br />
się tylko w modny trend wystaw nie wnoszących<br />
nic nowego i godnego uwagi, do<br />
sztuki współczesnej.<br />
Profesor w Instytucie<br />
Sztuk Pięknych UWM. Ma na<br />
swoim koncie założenie grupy<br />
artystycznej „Arka” (1969), był<br />
komisarzem VI Festiwalu Sztuk<br />
Pięknych w warszawskiej Zachęcie<br />
(1976 rok), członkiem Prezydium<br />
Zarządu Głównego Związku<br />
Polskich Artystów Plastyków,<br />
aranżerem największej wystawy<br />
sztuki w warszawskiej Zachęcie<br />
liczącej 3000 prac (1981), współzałożycielem<br />
Związku Polskich<br />
Artystów Malarzy i Grafików<br />
(1984), obecnie jest on prezesem<br />
Zarządu Głównego Związku,<br />
autorem aranżacji przestrzennej<br />
I Międzynarodowego Triennale<br />
Grafiki i laureatem nagrody im.<br />
J. Cybisa dla najlepszego malarza<br />
roku (1985).<br />
Eugeniusz Geno Małkowski<br />
7
Rysunek<br />
na skrawku papieru<br />
Poznali się latem 1941 roku w Brześciu na Prywatnych Kursach Budowlanych inżyniera<br />
Marcinkowskiego – w jednej z nielicznych jeszcze przyzwoitych wówczas szkół.<br />
ojciec Janka i Józka – Paweł Lebenstein był dyżurnym ruchu na stacji Brześć Centralny.<br />
do czerwca 1941 roku, czyli do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, pracował<br />
w Terespolu, gdzie mieszkali dziadkowie Janka.<br />
dARiuSz JARoSińSKi<br />
Również ojciec Czesława Hołuba<br />
pracował na kolei, był zawiadowcą<br />
stacji w Brześciu. Ich ojcowie byli<br />
zaprzyjaźnieni ze sobą. Łączyła ich nie tylko<br />
wspólna praca zawodowa. Obaj walczyli<br />
w wojnie polsko-bolszewickiej. Obydwu<br />
leżały na sercu sprawy śmiertelnie zagrożonej<br />
ojczyzny – czemu dali wielokrotnie<br />
wyraz. Należeli do Armii Krajowej, konspirowali.<br />
Rodzina Lebensteinów mieszkała<br />
w niewielkim, jednorodzinnym domu w<br />
Brześciu na przedmieściu Grajewskim (tzw.<br />
Grajewku) przy ulicy Grajewskiej. Wojna<br />
już na samym początku mocno dotknęła tę<br />
rodzinę – matka, pani Maria Lebensteinowa,<br />
została ciężko ranna we wrześniu 1939<br />
roku w czasie bombardowania miasta.<br />
Mieszkańcy Brześcia przeżyli boleśnie<br />
wrzesień 1939 roku. Dobiegła kresu historia<br />
polskiej państwowości w tym mieście,<br />
na Polesiu, na zaburzańskich ziemiach<br />
Rzeczypospolitej. Dwaj sprzymierzeni<br />
okupanci – Niemcy i Sowieci odcisnęli <strong>pod</strong>eszwy<br />
swoich butów w zwycięskiej paradzie<br />
na brzeskich ulicach – wypełniając w<br />
ten sposób zapisy paktu rozbioru Polski.<br />
Ojciec Janka, Paweł Lebenstein, był z<br />
pochodzenia Niemcem. Chociaż w domu<br />
Lebensteinowie rozmawiali po niemiecku,<br />
to czuli się polskimi patriotami. Należeli<br />
do Kościoła rzymsko-katolickiego. Po wybuchu<br />
wojny – zarówno w czasie okupacji<br />
sowieckiej, jak i po wkroczeniu Niemców,<br />
rozmawiali wyłącznie po polsku. A nawet<br />
ostentacyjnie <strong>pod</strong>kreślali swoją polskość.<br />
Odmówili przyjęcia kartek żywnościowych<br />
dla Reichsdeutschów. Nie zgodzili się też<br />
na <strong>pod</strong>pisanie volkslisty, chociaż ten <strong>pod</strong>pis<br />
mógłby im wówczas zapewnić nie tylko<br />
bezpieczeństwo, ale i życie.<br />
Okupacyjne władze niemieckie zagroziły<br />
panu Pawłowi Lebensteinowi, że jeżeli<br />
nie zdecyduje się na <strong>pod</strong>pisanie narodowościowej<br />
listy niemieckiej – zostanie wysłany<br />
do obozu. I ta groźba go nie złamała.<br />
Na pewien czas Niemcy o nim zapomnieli.<br />
Przypomnieli sobie w 1944 roku – wezwali<br />
go do siedziby brzeskiego gestapo.<br />
Po dwóch tygodniach przyszła do domu<br />
na ulicę Grajewską informacja, że rodzina<br />
może odebrać prochy Pawła Lebensteina za<br />
uiszczeniem opłaty.<br />
Józek był o pięć lat starszy od Janka,<br />
urodził się w 1925 roku. Obydwaj otrzymali<br />
od Boga talenty artystyczne. Pięknie<br />
rysowali, malowali, choć Józek przedkładał<br />
Czesław Hołub „Żbik” ze swoim ulubionym pistoletem<br />
parabellum, Mazury 1946 r.<br />
ponad rysunek rzeźbę w drewnie. Chłopcy<br />
słynęli z tego, że nawet na skrawku gazety<br />
potrafili wyczarować ołówkiem urzekające<br />
kolegów obrazki.<br />
Józka do organizacji zwerbował najprawdo<strong>pod</strong>obniej<br />
jego ojciec – pan Paweł,<br />
a Janka – Czesław Hołub „Ryks”, będący już<br />
młodym żołnierzem <strong>pod</strong>ziemia za sprawą<br />
starszych braci – Henryka „Poręby” i Wiktora<br />
„Kmicica”. Kilka lat później, biorący<br />
udział w styczniu 1943 roku w akcji odbicia<br />
więźniów z pińskiego więzienia, „Poręba” i<br />
„Kmicic” w wyniku wsypy, zostali zamordowani<br />
przez brzeskich gestapowców.<br />
Kiedy tylko Sowieci zostali wyparci<br />
przez Niemców z Polesia, „Ryks” z Jaśkiem<br />
Lebensteinem „Podczaszycem” penetrowali<br />
porzucone magazyny i bunkry nad Bugiem.<br />
Przekazywali dowództwu konspiracyjnego<br />
Brzeskiego Szańca, lokalnej organizacji<br />
<strong>pod</strong>ziemnej, na czele której stali m.in.<br />
„Poręba” i „Kmicic”, duże ilości amunicji,<br />
granatów, a także broni. To m.in. dzięki takim<br />
„znaleziskom” „Szaniec” – <strong>pod</strong>ziemna<br />
organizacja – mógł dawać się ostro we znaki<br />
okupantom, przejść do bardziej groźnych<br />
akcji – <strong>pod</strong>paleń magazynów, wysadzania<br />
transportów kolejowych.<br />
Z Józkiem Lebensteinem – „Ruszczycem”<br />
„Ryks” spotkał się na <strong>pod</strong>chorążówce<br />
AK młodszych dowódców piechoty, czyli w<br />
tzw. „Młodniku”. Razem brali udział w walkach<br />
z UPA na Polesiu Wołyńskim, a potem<br />
– od czerwca 1943 roku do końca sierpnia<br />
– z Niemcami. We wrześniu Czesław –<br />
„Ryks” trafił z dwoma kolegami z „Młodnika”<br />
– „Małym” i „Tomsonem” do oddziału<br />
„Jura” – por. Wojciecha Zbiluta, oddziału<br />
rozlokowanego w pobliżu wsi Terpiłowicze.<br />
Oddział nie miał stałej bazy, ciągle przerzucając<br />
się z miejsca na miejsce. Działał małymi,<br />
ruchliwymi patrolami. Był Oddziałem<br />
Dyspozycyjnym Komendy Okręgu AK. Do<br />
jego <strong>pod</strong>stawowych zadań należało likwidowanie<br />
szpicli w terenie, ochrona ludności<br />
przed bandytyzmem. Teren był trudny ze<br />
względu na wymieszanie narodowości. Nie<br />
wiadomo było komu można ufać. Jak mówi<br />
po latach „Ryks”: „Na naszych Kresach nie<br />
przynależność do jakiejś narodowości, a<br />
tym bardziej grupy wyznaniowej, lecz serce<br />
i tradycje rodzinne decydowały o wyborze<br />
ojczyzny”. W tym czasie „Ruszczyc” działał<br />
w brzeskim Kedywie.<br />
28 października 1943 roku w potyczce<br />
z niemieckimi policjantami i żandarmami<br />
<strong>pod</strong> miejscowością Zielenkowszczyzna<br />
„Ryks” został ranny. Poległo wielu żołnierzy<br />
„Jura”. „Ryks” kurował się na melinie w<br />
Brześciu, kiedy otrzymał rozkaz od zastępcy<br />
szefa Okręgu Kedywu „Cezarego”. Miał<br />
objąć komendę nad resztkami Brzeskiego<br />
Hufca Szarych Szeregów. Kryptonim plutonu:<br />
„Grzechotka”. Przygotowywano się<br />
do powstania. Choć tęsknił za lasem, rozkaz<br />
musiał wykonać.<br />
Mimo swego młodego wieku, chłopcy<br />
z Szarych Szeregów przeszli już sporo<br />
w swoim życiu. Działali w służbie od wielu<br />
miesięcy. Penetrowali okalające Brześć<br />
forty, pozyskiwali amunicję, materiały wybuchowe.<br />
Pracowali w referacie „N” BIP-u<br />
Komendy Okręgu.<br />
„Ryks” postarał się o przydzielenie do<br />
„Grzechotki” jako instruktorów „Ruszczy-<br />
8 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Czesław Hołub „Żbik” na Mazurach, 1946 rok<br />
ca” i „Podczaszyca”. Zgodnie z rozkazami<br />
Kedywu w „Grzechotce” miało być prowadzone<br />
jedynie szkolenie. Jednak nie mogło<br />
się obyć bez akcji, przecież trwała wojna.<br />
Na początku stycznia 1944 roku „Ryks”<br />
wziął udział jako miner w akcji wysadzenia<br />
pociągu z amunicją artyleryjską <strong>pod</strong> Tewlami.<br />
Choć robota udała się, to nie wyszedł<br />
z niej cało. Granat z pobliskiego niemieckiego<br />
bunkra naszpikował go kilkunastoma<br />
odłamkami. Na szczęście był to granat<br />
zaczepny o cienkich odłamkach. Spowodował<br />
jednak też uderzenie w magazynek<br />
peemu. Blacha magazynku wkręciła się<br />
„Ryksowi” w palce. Ciężko rannego z pola<br />
bitwy wyniósł „Ruszczyc”.<br />
Z „Ruszczycem” spotkali się ponownie,<br />
choć na krótko, latem 1944 roku, w czasie<br />
koncentracji 30 Dywizji Piechoty AK, która<br />
szła na pomoc Powstaniu Warszawskiemu.<br />
Chcieli bić się i pokazać światu, że Polacy<br />
zasłużyli na wolną ojczyznę. A spotkała<br />
ich wielka tragedia. Kiedy byli już bardzo<br />
blisko – na przedpolach Warszawy, w miejscowości<br />
Dębe Wielkie, ich dywizja została<br />
zmuszona do rozbrojenia przez Sowietów.<br />
Obaj trafili wraz z innymi żołnierzami AK<br />
do byłego obozu niemieckiego na Majdanku<br />
w Lublinie. Obydwu też, niezależnie od<br />
siebie, udało się stamtąd zbiec.<br />
„Ryks” istnym cudem dotarł do domu w<br />
Brześciu, do rodziców. W mieście było niebezpiecznie.<br />
Enkawudziści przeprowadzali<br />
w polskich domach rewizje, szukając „broni i<br />
dezerterów”, a przy okazji grabili co się dało,<br />
nawet chodniki i kapy z łóżek. Miasto było<br />
w opłakanym stanie: wysadzona większość<br />
mostów, wiaduktów. Wycofujący się Niemcy<br />
pozbawili ludzi wody, kanalizacji, prądu.<br />
Działacze konspiracji akowskiej odeszli<br />
wraz z oddziałami, zginęli w walkach bądź<br />
zostali aresztowani przez NKWD. Jesienią<br />
1944 roku zorganizowano w Brześciu Państwowy<br />
Urząd Repatriacyjny, który rejestrował<br />
Polaków na wyjazd. Sowieci odgra-<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
żali się, że ten, kto nie wyjedzie w „Polszu”,<br />
wyjedzie daleko na wschód. „Ryks” szybko<br />
przekonał się, że nie ma czego szukać w<br />
Brześciu. Postanowił przedostać się na drugą<br />
stronę Bugu.<br />
Po drugiej stronie Bugu żołnierze polskiego<br />
<strong>pod</strong>ziemnego państwa polskiego,<br />
akowcy, też nie mogli czuć się bezpiecznie<br />
– nie ominęły go przygody, m.in. krótkotrwałe<br />
aresztowanie przez Urząd Bezpieczeństwa<br />
w Międzyrzeczu Podlaskim.<br />
Dopiero, kiedy był pewien, że nie ciągnie<br />
za sobą ubeckiego ogona, zameldował się<br />
u porucznika „Bogusława”. Ze względów<br />
konspiracyjnych przyjął nowy pseudo-<br />
Obraz słynnej figury osiowej<br />
nim – „Żbik”. W Terespolu spotkał swoich<br />
serdecznych i niezawodnych przyjaciół z<br />
Brześcia – „Ruszczyca” i „Podczaszyca”,<br />
braci Lebensteinów, jak się okazało, również<br />
związanych z „Bogusławem”. Mieszkali<br />
tutaj razem z matką, Marią Lebensteinową<br />
i siostrą Danką.<br />
„Żbik” otrzymał nowe zadania konspiracyjne.<br />
Włóczęgi po Podlasiu nie wyszły<br />
mu na zdrowie. Z „przeziębieniem przeziębienia”<br />
– jak to określa, wylądował w<br />
szpitalu w Międzyrzeczu. Wcześniej próbowała<br />
go leczyć „kuracją spirytusową” pani<br />
Maria Lebensteinowa, ale nieskutecznie.<br />
Położono go na tzw. „blachę” – oddział<br />
dla umierających. Personel szpitala związany<br />
był z AK, więc nie mógł narzekać na<br />
brak opieki, a co ważniejsze – nie obawiał<br />
się wsypy. Wtedy, w szpitalu, dotarła do<br />
niego ta najgorsza z najgorszych wiadomości<br />
– Jasiek Lebenstein „Podczaszyc”<br />
powiadomił go, że zginął Józek, jego brat,<br />
a najbliższy przyjaciel „Żbika”. „Ruszczyc”<br />
brał udział w odbijaniu więźniów akowców<br />
z obozu NKWD w Otwocku, potem na<br />
rozkaz rozproszenia pojechał do Radości i<br />
tam dopadła go bezpieka – nie dał się wziąć<br />
żywcem – trzech rozwalił i sam zginął od<br />
serii z tyłu. – „Żadna strata, ani wcześniej,<br />
ani później, a było ich dużo, nie bolała tak,<br />
jak ta” – stwierdza po latach pan Czesław.<br />
Z pomocą Jaśka Lebensteina, jego matki<br />
Marii i siostry Danki oraz innych przyjaciół<br />
brzeskich ruszył pociągiem na zachód<br />
w ślad za swoimi rodzicami. Na Podlasiu<br />
był spalony. Urząd Bezpieczeństwa poszukiwał<br />
go listem gończym.<br />
Czapa<br />
Latem 1945 roku na Zachodnim Pomorzu<br />
„Żbik” szybko trafił do <strong>pod</strong>ziemia<br />
nie<strong>pod</strong>ległościowego. Z kolegami z różnych<br />
oddziałów partyzanckich – z Brygady<br />
„Szczerbca” na Wileńszczyźnie, z byłymi<br />
powstańcami warszawskimi – współtworzył<br />
zachodniopomorską konspirację.<br />
Działał w wielu miejscach – w Szczecinie,<br />
Wrocławiu, ze sformowaną przez siebie w<br />
lutym 1946 roku „Grupą Lotną” w lesie.<br />
Nigdzie nie był bezpieczny. Miejsce takich<br />
jak on w komunistycznej Polsce było<br />
w więzieniu. Z lewymi dokumentami wystawionymi<br />
na nazwisko Jan Skóra nawiązał<br />
kontakt z Okręgiem WiN w Lublinie. Po<br />
pobycie w oddziale „Leszka” – Jana Babicza<br />
na Kurpiach, otrzymał nominację na szefa<br />
Kedywu Podinspektorat Olsztyński i na<br />
wiceprezesa WiN obwód Mrągowo. Został<br />
najmłodszym nie tylko stopniem, ale i wiekiem<br />
szefem Kedywu w Polsce.<br />
Zupełnie przypadkowo, kiedy wracał z<br />
Olsztyna z bibułą, spotkał na dworcu kolejowym<br />
w Szczytnie panią Marię Lebenste-<br />
9
inową, która jak się okazało, po śmierci Józka<br />
– „Ruszczyca”, musiała opuścić Terespol<br />
i zamieszkała w tym mazurskim mieście.<br />
Pracowała jako bufetowa na dworcu. Jasiek<br />
Lebenstein – „Podczaszyc” chodził do IV<br />
klasy gimnazjum w Szczytnie (był to rok<br />
szkolny 1945/46).<br />
Niestety, w grudniu 1946 roku, zwinięty<br />
przez bezpiekę łącznik – „Cytryna” zaczął<br />
sypać w śledztwie. „Żbikowi” zabrakło<br />
tym razem szczęścia i czasu. Mimo, iż przeczuwał<br />
wsypę, nie zdążył się ewakuować,<br />
w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa<br />
w Mrągowie „przyjął” go sam major Józef<br />
Światło, ówczesny zastępca komendanta<br />
Urzędu Bezpieczeństwa w Olsztynie.<br />
W asyście kilku samochodów z uzbrojonymi<br />
ubekami został przewieziony nocą<br />
do wojewódzkiej bezpieki w Olsztynie,<br />
ponurego gmaszyska, w którym jeszcze<br />
niedawno urzędowało gestapo. Sześć<br />
miesięcy trwał pobyt w piwnicznej celi<br />
WUBP w Olsztynie. Nieprzerwanie,<br />
w dzień i w nocy, śledztwo. Koledzy –<br />
współwięźniowie nawet żartowali, że<br />
„Żbik” znowu zamierza konspirować,<br />
bo zmienia swój wygląd.<br />
W czasie jednego z przesłuchań<br />
kpt. Wiśniewski wygadał się, że w<br />
celi obok siedzi Jasiek Lebenstein.<br />
Jak się później okazało, Jasiek dowiedział<br />
się od matki, iż jego serdeczny<br />
przyjaciel, Czesław, mieszka<br />
niedaleko, kilkadziesiąt kilometrów<br />
od Szczytna. Postanowił pojechać do<br />
niego i zaprosić go na Święta Bożego<br />
Narodzenia do domu w Szczytnie. W<br />
Urzędzie Gminy w Pustniku, gdzie<br />
mieściła się siedziba gminy Sorkwity,<br />
spytał o Jana Skórę. Musiał się wydać<br />
„trefny”, bo sekretarz gminy Kompicki,<br />
szpicel UB, niepostrzeżenie<br />
powiadomił bezpiekę. Na nic zdało<br />
się ostrzeżenie wójta Pawła Wariasa<br />
– Mazura, który w czasie wojny<br />
współpracował z wywiadem Armii<br />
Krajowej, a po wojnie z <strong>pod</strong>ziemiem<br />
antykomunistycznym.<br />
Jasiek Lebenstein spróbował ucieczki<br />
przez zamarznięte jezioro Gielądzkie,<br />
w pobliżu którego znajdował się budynek<br />
urzędu. Musiał jednak skapitulować wobec<br />
strzelających ubeków. Nie miał żadnych<br />
szans na otwartej lodowej przestrzeni.<br />
Wkrótce doszlusował do tego samego<br />
więzienia olsztyńskiego, w którym siedział<br />
jego brzeski przyjaciel.<br />
Sprawa Jana Lebensteina była rozpatrywana<br />
przez Rejonowy Sąd Wojskowy w<br />
Olsztynie w marcu 1947 roku. Na pierwszej<br />
rozprawie Czesław nie pojawił się,<br />
gdyż władze więzienne nie chciały pokazywać<br />
jego zbitego, zmaltretowanego ciała<br />
w czasie przesłuchań. Prokurator odstąpił<br />
ostatecznie od oskarżenia Jaśka i sąd go<br />
uniewinnił. Pani Maria Lebensteinowa i<br />
jego siostra Danka uprosiły więziennych<br />
klawiszy by pozwolili zabrać Czesławowi<br />
paczkę przeznaczoną dla ich syna i brata.<br />
W kilka miesięcy później pani Maria<br />
Lebensteinowa przeprowadziła się z synem<br />
do Warszawy. Kiedy Jasiek Lebenstein kończył<br />
liceum i studiował malarstwo w Akademii<br />
Sztuk Pięknych w Warszawie, Czesław<br />
Hołub poznawał z autopsji stalinowski<br />
wymiar sprawiedliwości. 31 maja 1947<br />
roku zakończył się rozpoczęty w kwietniu<br />
1947 roku proces „Żbika” i jego kolegów z<br />
konspiracji. „Żbik” z „Dzielnym” otrzymali<br />
karę śmierci, zamienioną na <strong>pod</strong>stawie<br />
amnestii na 15 lat więzienia<br />
W kilka tygodni po wyroku „Żbik” z<br />
„Dzielnym” i kolegami zostali przewiezieni<br />
do więzienia w Barczewie. Po odbyciu<br />
Czesław Hołub z „Grupą Lotną”, Pomorze Zachodnie<br />
kwarantanny przetransportowano ich do<br />
więzienia w Rawiczu. Już na stacji kolejowej<br />
przywitano więźniów odpowiednimi<br />
okrzykami: „Na kolana skurwysyny! Co,<br />
nie wiecie, że przyjechaliście do świętego<br />
miejsca?”<br />
Nad bramą więzienną czekał ułożony z<br />
wyciętych z blachy liter napis: „Wchodzisz<br />
przestępcą – wychodzisz obywatelem”<br />
Naczelnik więzienia ryczącym głosem,<br />
z właściwym ubekom wdziękiem, oznajmił<br />
żołnierzom walczącym o nie<strong>pod</strong>ległość<br />
Polski: „Żaden z was, bandziory, nie wyjdzie<br />
stąd żywy!”<br />
Danego na początku słowa starał się<br />
dotrzymać. „Kaczka”, „klamry” i inne wy-<br />
rafinowane tortury, wszechwładza speców,<br />
kapusiów, strażników – to była codzienność<br />
Rawicza. Brutalnością wyróżniał się<br />
naczelny lekarz więzienia Durczewski. Zapewniał<br />
bezkarność mordercom.<br />
Wiosną 1950 roku posortowano więźniów<br />
pierwszego pawilonu według organizacji:<br />
na czwartym oddziale siedzieli<br />
NSZ-owcy i UPA, na trzecim WiN i KWP<br />
(Konspiracyjne Wojsko Polskie), a na drugim<br />
AK i małoletni. Zorganizowano też<br />
tzw. izolatki, w których osadzano „element<br />
nie <strong>pod</strong>dający się reedukacji politycznej”.<br />
Izolatki były celami o zaostrzonym rygorze.<br />
Zlikwidowano je dopiero po śmierci Stalina.<br />
„Żbik” trafił do izolatki już na samym<br />
początku ich istnienia. Uważa, że siedziało<br />
się w nich lepiej niż w normalnej celi – nie<br />
musiał obawiać się zdrady, nie było w nich<br />
kapusiów. Izolatki nie były pojedynczymi<br />
celami, siedziało w nich po kilku<br />
więźniów. Byli to ludzie twardzi, o<br />
niezłomnych charakterach.<br />
Po śmierci Stalina, radosnym pochówku,<br />
jak mawiali partyzanci, w<br />
więzieniu nastąpiły zmiany – na spacerach<br />
nie trzeba było trzymać rąk założonych<br />
do tyłu, stawać na baczność,<br />
gdy otworzyła się klapa w wizyterce,<br />
otrzymane listy z domu można było<br />
mieć w celi dłużej niż dwa dni.<br />
W 1954 roku zlikwidowano izolatki,<br />
spore grupy więźniów wysłano<br />
do obozów pracy. „Żbik” ukończył<br />
kurs stolarski i dzięki temu trafił do<br />
więzienia w Płocku. Było to przedszkole<br />
w porównaniu z koszmarnym<br />
Rawiczem. Niestety, po trzech tygodniach<br />
musiał wrócić do Rawicza. Nie<br />
było jednak już to samo więzienie. W<br />
celach było w miarę ciepło, nie bito,<br />
nie poniżano.<br />
W maju 1955 roku „Żbik” rozstał<br />
się z Rawiczem, tym razem definitywnie.<br />
Po krótkim pobycie w Sosnowcu<br />
trafił do obozu pracy w kamieniołomach<br />
w Strzelcach Opolskich. Istną<br />
zmorą były częste śmiertelne wypadki<br />
przy pracy. Więźniowie mieli 4 dni wolne<br />
od pracy: Nowy Rok, 1 maja, 22 lipca i<br />
4 grudnia („Barbórkę”).<br />
W październiku 1956 roku zaczęto<br />
zwalniać więźniów. W końcu i „Żbik” doczekał<br />
się, że pewnego grudniowego dnia<br />
fryzjer ogolił go, ostrzygł. Rzucono mu<br />
worek z mundurem, płaszczem i kazano<br />
wynosić się za bramę. Wśród wyczekujących<br />
w tłumie za murami więziennymi stał<br />
ojciec.<br />
W Stargardzie Szczecińskim, zgodnie z<br />
poleceniem, zameldował się na komendzie<br />
milicji. Jakiś sierżant chuchnął w pieczątkę,<br />
mocno nią stuknął w papierzyska i zapytał<br />
Czesława niczym dobre panisko:<br />
10 DEBATA Numer 11 (38) 2010
– No, jak wam się <strong>pod</strong>oba na wolności?<br />
– A gdzie ona jest, panie sierżancie? –<br />
pytaniem na pytanie odparował inteligentnie<br />
„Żbik”.<br />
– Uważajcie, bo znów znajdziecie się<br />
tam, skąd żeście wyszli! – warknął już w<br />
gorszym nastroju milicjant, strażnik komunistycznego<br />
porządku.<br />
Wolność nie przychodzi sama<br />
Jan Lebenstein ukończył studia w Akademii<br />
Sztuk Pięknych w latach 1948 – 1954<br />
<strong>pod</strong> kierunkiem prof. Artura Nacht – Samborskiego<br />
i Eugeniusza Eibischa.<br />
Był już wówczas po udanym debiucie<br />
artystycznym. W okresie poprzedzającym<br />
„odwilż” – w roku 1955 – w warszawskim<br />
„Arsenale” uczestniczył w Ogólnopolskiej<br />
Wystawie Młodej Plastyki „Przeciw wojnie,<br />
przeciw faszyzmowi”. Przemówił nowym,<br />
zupełnie dotychczas nieznanym, językiem<br />
malarskim. Odrębność, samodzielność<br />
twórczego myślenia Lebensteina zyskała<br />
duże uznanie jury wystawy.<br />
W roku 1956 Lebenstein związał się z<br />
niezależnym, awangardowym Teatrem na<br />
Tarczyńskiej prowadzonym przez poetę<br />
Mirona Białoszewskiego. Ten eksperymentalny<br />
teatr był na owe czasy zjawiskiem zupełnie<br />
wyjątkowym – funkcjonował poza<br />
oficjalnym, kontrolowanym obiegiem państwowej<br />
kultury.<br />
Do pierwszego spotkania po wyjściu<br />
Czesława z więzienia doszło latem 1957<br />
roku. Spotkali się w Warszawie. Janek<br />
mieszkał wówczas przy placu Komuny<br />
Paryskiej, tam też miał swoją pracownię<br />
malarską. Wspominali rodzinne miasto –<br />
Brześć nad Bugiem, do którego już nie mieli<br />
powrotu, bo zagarnęli je Sowieci, wspólne<br />
akcje z okresu okupacji, olsztyńskie<br />
więzienie, braci, którzy zapłacili najwyższą<br />
cenę za obronę wolnej Polski.<br />
Po wielogodzinnych, nocnych rozmowach,<br />
Jasiek zaproponował Czesławowi<br />
żeby wybrał sobie któryś z jego obrazów.<br />
Czesław, gustujący raczej w tradycyjnym<br />
polskim malarstwie – Malczewskiego,<br />
Kossaków, Chełmońskiego, Grotgera, jak<br />
zawsze szczery do bólu, odrzekł, że żaden<br />
z obrazów przyjaciela nie <strong>pod</strong>oba mu się i<br />
dziękuje za propozycję. Może był zbyt dosadny<br />
wówczas wobec przyjaciela: – „Jasiu,<br />
czy chcesz żebym powiesił coś takiego w<br />
pokoju, żebym odebrał gościom na przykład<br />
apetyt do jedzenia?”.<br />
Tego Jasiek Lebenstein nie mógł zdzierżyć.<br />
Był czuły na punkcie własnej twórczości.<br />
Obraził się za krytyczne słowa <strong>pod</strong><br />
adresem, wszak już uznanej jego twórczości.<br />
Choć uważał Czesława za najbliższego<br />
przyjaciela, brata – łatę, to potrafił milczeć<br />
później przez wiele lat. Czesław też uniósł<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
się honorem – „jeżeli jesteś takim wybitnym<br />
artystą, to ja wcale nie będę zabiegał o<br />
twoje względy”.<br />
Czesław przyznaje, że ani Józkowi Lebensteinowi,<br />
ani jego bratu Jaśkowi nigdy<br />
nie brakowało odwagi. Obaj dowiedli tej<br />
cechy charakteru w najbardziej trudnych<br />
sytuacjach. „Józek Lebenstein zawsze był<br />
mi bliższy niż rodzony brat, może dlatego,<br />
że częściej bywałem z nim w opałach.”<br />
Przypomina sobie jak w czasie okupacji<br />
niemieckiej prawie na „poważnie” pobił się<br />
z Jaśkiem i to, jak się mówi, o nic. Na po-<br />
Czesław Hołub, zdjęcie z wiezienia<br />
czątku zwady trochę oszczędzał Jaśka, ale<br />
kiedy ten mu parę razy porządnie przyłożył<br />
i zaczynało być gorąco, wtedy na szczęście<br />
rozdzielił ich Józek. Jestem w stanie uwierzyć,<br />
nawet po wielu latach, iż pan Czesław<br />
mógłby bez trudu znokautować Jaśka i musiał<br />
oszczędzać przyjaciela.<br />
Wtedy, w 1957 roku, zabrakło Józka<br />
rozjemcy. Starszego, bardziej opanowanego<br />
brata. Pan Czesław twierdzi, że nawet<br />
dzisiaj nie zmienił zdania o malarstwie<br />
Jaśka Lebensteina: „Lubiłem jego rysunki,<br />
malarstwo z czasów naszej<br />
młodości. Mam kilka jego<br />
obrazków z lat 1945 – 46,<br />
one bardzo mi się <strong>pod</strong>obają.<br />
Te malowane gdzieś na<br />
skrawkach papieru. Te późniejsze,<br />
może i profesjonalne,<br />
ale one nie są mi bliskie.<br />
Ja ich po prostu nie rozumiem”.<br />
I choć jeden za drugiego<br />
skoczyłby w ogień,<br />
gdyby tylko wymagała tego<br />
sytuacja, zresztą tak bywało,<br />
i choć tak bardzo dużo<br />
ich łączyło, to obaj teraz<br />
bronili swoich racji: Jasiek,<br />
że jego sztuka zasługuje na<br />
wyróżnienie, Czesław, że<br />
Jaśka obrazy to bohomazy<br />
i powinien powrócić do<br />
dawnej stylistyki, poetyki malowania – realizmu.<br />
Zderzyły się dwie silne osobowości,<br />
dwa silne charaktery, które szły przez życie<br />
nie znosząc kompromisów.<br />
W roku 1959 Jan Lebenstein wyjechał<br />
do Paryża na I Biennale Malarstwa Młodych<br />
w Paryżu. Zdecydował się nie wracać<br />
do Polski. Nie wierzył w żadne odwilże i naprawy<br />
bolszewickiego systemu. Komunizm<br />
mierził go. Po latach mówił m.in. „Środowisko<br />
warszawskie, w którym żyłem, było<br />
zapleśniałe. To, co się ukazało po rozluźnieniu<br />
gorsetu socrealistycznego, było zasklepione<br />
w poglądach, ocenach, hierarchiach.<br />
No i wokół ten peerelowski zapaszek. Ja się<br />
w tym dusiłem”. Jego decyzja o pozostaniu<br />
na emigracji nie była łatwa. Nigdy nie pogodził<br />
się z losem emigranta.<br />
Paryż był wtedy stolicą europejskiej<br />
i światowej sztuki. Lebenstein otrzymał<br />
Grand Prix I Biennale Malarstwa. Miał 29<br />
lat i wielka, światowa kariera leżała u jego<br />
stóp. O jego „Figurach osiowych” pisali z<br />
największą estymą najwybitniejsi ówcześni<br />
krytycy sztuki, najbardziej uznane tuzy, od<br />
których tak naprawdę zależał los i status<br />
artysty: Jean Cassou, Raymond Cogniat,<br />
Mary McCarty, Michel Ragon. Jego prace<br />
były eksponowane w Museum of Modern<br />
Art. w Nowym Jorku, Hirshorn Museum<br />
and Sculpture Garden przy Smithsonian<br />
Institution w Waszyngtonie, San Francisco<br />
Museum of Modern Art.<br />
Można powiedzieć, że był na wielkiej<br />
fali wznoszącej do połowy lat sześćdziesiątych,<br />
dopóty, dopóki trafiał w gusty francuskich<br />
intelektualistów, a był to czas wszechwładnej<br />
idei Sartre’a i Camusa – idei tzw.<br />
racjonalizmu, odrzucenia religii, tradycji,<br />
stawiania na piedestale wszystkiego co nowoczesne,<br />
postępowe – idei komunizmu.<br />
Gwiazda Lebensteina zaczęła przygasać,<br />
kiedy okazało się, że ten młody artysta<br />
Jan Lebenstein i Olga Scherer, Francja 1965 r.<br />
11
zza żelaznego kordonu nie tylko nie kocha<br />
komunizmu, ale ma go w wielkiej pogardzie.<br />
Że idzie własną, a nie wytyczoną<br />
przez autorytety drogą. Lekceważył komunizujące,<br />
modne salony artystyczne. A to<br />
one ustalały hierarchię.<br />
Jan Lebenstein wybrał własną drogę<br />
twórczą, a tym samym skazał się na życie<br />
na uboczu głównego nurtu artystycznego.<br />
Nie po to opuścił Polskę, by teraz zaspokajać<br />
gusty komunizujących krytyków sztuki.<br />
Duże wrażenie wywarły na nim zabytki<br />
starożytnych kultur Egiptu, Asyrii,<br />
Mezopotamii, znajdujące się w <strong>pod</strong>ziemiach<br />
Luwru. Nastąpił wyraźny zwrot w<br />
jego twórczości ku przeszłości, ku tradycji,<br />
z której czerpała soki kultura judeochrześcijańska.<br />
Zafascynowanie starożytnością<br />
spowodowało diametralną wręcz zmianę<br />
malowania. Na jego płótnach pojawiły się<br />
prehistoryczne bestie, demoniczne stwory.<br />
Śmierć i erotyka stały się głównymi motywami<br />
jego prac.<br />
“Demony”, które wypełzały z jego płócien,<br />
istniały naprawdę: przerwane wojną<br />
dzieciństwo, niemiecka i sowiecka okupacja,<br />
śmierć ojca, brata, konspiracja, ucieczka<br />
z Brześcia, więzienie, utrata ojczyzny,<br />
komunizm.<br />
Często nadużywamy określenia “niezależny”<br />
w stosunku do nie wartych tego<br />
określenia artystów. Lebenstein był rzeczywiście<br />
artystą niezależnym, choć samo<br />
to słowo nie definiuje go do końca, bo<br />
miernoty też potrafią być niezależne. On<br />
był jeszcze artystą wybitnym. Bezkompromisowym<br />
i konsekwentnym. Wolnym. Idącym<br />
własną drogą.<br />
“Sztuka powinna być przekazem dotykającym<br />
absolutu – mówił w jednym z<br />
wywiadów – szukającym go, zgłębiającym<br />
tajemnicę istnienia...Chodzi o to, by wypowiedzieć<br />
niewyrażalne”. Artysta stawiający<br />
sobie takie cele, w ten sposób definiujący<br />
swoją rolę, nie wyobrażał sobie ustępstw<br />
wobec establishmentu rynku sztuki.<br />
Od początku pobytu we Francji związał<br />
się z polską emigracją – ze środowiskiem<br />
paryskiej “Kultury”, redakcją “Zeszytów<br />
Literackich”. Z trudem znosił rozstanie z<br />
Polską – w jakiś sposób przyjacielskie stosunki<br />
z kręgiem “Kultury” rekompensowały<br />
mu utratę ojczyzny. Przyjaźnił się m.in.<br />
z Aleksandrem Watem, Konstantym Jeleńskim.<br />
Jego przyjacielski trójkąt z Gustawem<br />
Herlingiem – Grudzińskim i Zbigniewem<br />
Herbertem przeszedł do historii jako trójkąt<br />
niezłomnych polskich patriotów.<br />
“Wolność – mówił – jest związana z siłą<br />
woli. Wolność nie przychodzi sama, za to<br />
się bardzo ciężko płaci. Przynajmniej w życiu.”<br />
Lebenstein wiedział o czym mówi, za<br />
jego słowami stało jego życie. To nie były<br />
słowa artysty pięknoducha.<br />
Lebenstein był nieprzeciętnym erudytą.<br />
Jego zainteresowania i wiedza mogły<br />
imponować. Literatura zawsze stanowiła<br />
ważną inspirację jego twórczości. Nie było<br />
to tylko proste ilustrowanie literatury, ale<br />
współuczestniczenie w procesie twórczym<br />
pisarzy – Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,<br />
Czesława Miłosza, George’a Orwella.<br />
Jego obrazy literackie, choćby “Folwarku<br />
zwierzęcego” Orwella, nie tylko rozbudzają<br />
wyobraźnię, ale wydobywają z literatury<br />
te warstwy, których język pisany nie jest w<br />
stanie wydobyć.<br />
zegar<br />
Spośród polskich artystów po wojnie<br />
<strong>pod</strong>obną sławę światową jak Janowi<br />
Lebensteinowi udało się osiągnąć tylko<br />
Tadeuszowi Kantorowi, Alinie Szapocznikow,<br />
Magdalenie Abakanowicz, Romanowi<br />
Opałce. Mając na względzie jego skromność,<br />
skłonność do życia na uboczu, bycie<br />
samotnikiem, daleko posuniętą niezależność,<br />
osiągnął bardzo wiele. Można powiedzieć,<br />
że był bliski szczytu, ale na własne<br />
życzenie nie wszedł na ten szczyt.<br />
Czesław Miłosz w książce „Rok myśliwego”<br />
pisze o zabiegach Witolda Gombrowicza<br />
o sławę i porównuje to z postawą<br />
Jana Lebensteina: „ (...) czytając korespondencję<br />
pomiędzy Kotem Jeleńskim i Gombrowiczem<br />
o lansowaniu „Ferdydurke” w<br />
Europie, powiedziałem sobie, że spaliłbym<br />
się ze wstydu, gdybym tak musiał o swoją<br />
sławę zabiegać. Wydawałoby mi się to<br />
czymś poniżej mojej godności. Więc to ja<br />
może byłem wyniosłym szlachcicem, nie<br />
„jaśniepanicz”? Albo mrukiem, jak to u<br />
nas na Litwie? Nie zrobiłem prawie nic,<br />
żeby siebie lansować, przeciwnie, postępowałem<br />
wbrew swoim interesom, jeżeli tak<br />
chciała moja fantazja, choć nie posuwałem<br />
się równie daleko jak Jaś Lebenstein, który<br />
najbardziej wpływowego paryskiego krytyka<br />
zrzucił ze schodów”.<br />
Po roku 1990 Jan Lebenstein zaczął coraz<br />
częściej przyjeżdżać do Polski. Polskie<br />
pisma prześcigały się w zdobyciu z nim<br />
wywiadu. Pojawiły się wystawy jego prac,<br />
krytyczne omówienia.<br />
Wiosną roku 1992 Jan Lebenstein zaprosił<br />
telefonicznie swego brzeskiego przyjaciela<br />
Czesława Hołuba na głośną wystawę<br />
retrospektywną w warszawskiej „Zachęcie”.<br />
Wśród wielu obrazów zaprezentowano<br />
także „Figury osiowe”, pokazywane w paryskich<br />
galeriach <strong>pod</strong> koniec lat pięćdziesiątych,<br />
dzięki m.in. którym zdobył wielkie<br />
uznanie młody polski artysta.<br />
Pan Czesław, choć nie potrafił ocenić<br />
i docenić walorów sztuki przyjaciela, to<br />
jednak zawsze był wyczulony na wszelkie<br />
wieści dotyczące Jaśka. Cieszyły go jego<br />
sukcesy. Przyznaje, że najpierw zdziwiła go<br />
okoliczność spotkania, czyli wystawa prac<br />
Jana Lebensteina, zważywszy na stare zadrażnienia,<br />
ale był to chyba zarazem gest<br />
pojednania. Spotykali się już w wolnej Polsce,<br />
o której nie tylko marzyli, ale o którą<br />
walczyli. Czesław Hołub był niewątpliwie<br />
najważniejszą osobą zaproszoną przez<br />
Jana Lebensteina na tę wyjątkową wystawę.<br />
Swoją obecnością sprawił mu ogromną<br />
radość.<br />
Nie przypuszczali, że to będzie ich<br />
ostatnie spotkanie, choć nie ostatnia rozmowa,<br />
bo często kontaktowali się ze sobą<br />
telefonicznie. Jan Lebenstein zamierzał po<br />
„uporządkowaniu swoich spraw za granicą”<br />
zamieszkanie w Polsce. Niestety, choroba,<br />
z którą zmagał się od lat przekreśliła<br />
jego plany. Zmarł w 1999 roku w krakowskim<br />
szpitalu.<br />
Ich przyjaźń była nieprzeciętna, jak<br />
nieprzeciętne i niepokorne były ich charaktery.<br />
Jasiek Lebenstein po wojnie odnalazł<br />
szansę na izolację od komunistycznego<br />
bagna w sztuce. „Zdecydowałem się być<br />
malarzem właśnie dlatego – mówił – że byłem<br />
wyobcowany”. Czesław zmagał się całe<br />
życie z komunizmem.<br />
Jego żywiołem była walka o wolną i<br />
nie<strong>pod</strong>ległą Polskę. Odznaczony został za<br />
męstwo m.in. Krzyżem Virtuti Militari V<br />
kl. oraz Krzyżem Walecznych. Już jako kilkunastoletni<br />
chłopak zadziwiał doświadczonych<br />
żołnierzy inteligencją, hartem<br />
ducha, odwagą. Po wyjściu z więzienia nie<br />
miał najmniejszych szans na osiągnięcie<br />
sukcesu zawodowego. W wolnej Polsce<br />
mógł był zostać świetnym prawnikiem,<br />
miał ku temu predyspozycje. Jest autorem<br />
wielu znakomitych prac historycznych.<br />
Uczestniczył w niezależnej opozycji antykomunistycznej<br />
w latach sześćdziesiątych<br />
i siedemdziesiątych. W roku 1980 włączył<br />
się w działania „Solidarności”.<br />
Zawsze dla niego wzorem był Romuald<br />
Traugutt, bohater powstania styczniowego,<br />
syn ziemi poleskiej.<br />
W jego stargardzkim skromnym<br />
mieszkaniu poniemieckiej starej kamienicy,<br />
wypełnionym po brzegi książkami,<br />
rozmaitymi pamiątkami, obok portretu<br />
Traugutta wisi kilka obrazków Jaśka Lebensteina<br />
z roku 1945 i 1946. A godziny wybija<br />
ciągle zegar z Brześcia.<br />
Redaktor naczelny „Debaty”<br />
dariusz Jarosiński<br />
12 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Rasputin<br />
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku bardzo modny w Polsce był zespół Boney<br />
M, który śpiewał swój słynny przebój pt. „Rasputin”. W ówczesnej szarej rzeczywistości<br />
„realnego socjalizmu”, w siermiężnej, biednej Polsce stanu wojennego, sam zespół<br />
z Jamajki i jego piosenka brzmiały jak echo innego, lepszego świata zza więziennych<br />
murów socjalistycznego obozu. W tej w niewinnej piosence, która wtedy <strong>pod</strong>legała<br />
zapisowi cenzury, Rasputin określany był jako „love machine”, maszyna miłości<br />
dosłownie, w <strong>pod</strong>tekście – maszyna seksualna. Taka, która jest zawsze nadzwyczaj<br />
sprawna i niesłychanie wydolna oraz skuteczna. Jest to jeden z mitów towarzyszący<br />
postaci Rasputina od początku jego działalności. Kim był więc człowiek, który po<br />
siedemdziesięciu latach od swojej śmierci trafił jako bohater kultury masowej na czołówkę<br />
światowej listy przebojów ?<br />
SELiM ChAzBiJEWiCz<br />
Rasputin jest ciekawy jako społeczne,<br />
polityczne i religijne zjawisko pierwszych<br />
lat dwudziestego wieku, jako<br />
swoisty fenomen tych czasów. Jego niebywała<br />
kariera osobista, prawie jak z dawnej<br />
baśni rosyjskiej, do dzisiaj budzi zdumienie<br />
i zastanowienie. Nasuwa się oczywiste w<br />
tym wypadku pytanie: jak mogło dojść do<br />
tego, że prosty, prawie niepiśmienny syberyjski<br />
chłop zdołał owładnąć zarówno rodziną<br />
ostatniego cara Rosji, jak i po części<br />
jego dworem oraz najwyższymi czynnikami<br />
w państwie do tego stopnia, że <strong>pod</strong> koniec<br />
„ery Rasputina”, w roku 1916, mówiono o<br />
nim – i potwierdza to wielu historyków –<br />
jako o „drugim imperatorze”, decydującym<br />
o polityce państwa, obsadzie najważniejszych<br />
stanowisk, łącznie ze stanowiskiem<br />
premiera rządu i składzie rady ministrów,<br />
w tym także ministra spraw wewnętrznych.<br />
Samo nazwisko Rasputina w języku<br />
rosyjskim oznacza dosłownie mniej więcej<br />
tyle co brudas, nieokrzesany rozpustnik, a<br />
bardziej precyzyjnie – deprawator, deflorator,<br />
ten który „rozprawicza”. Nazwisko<br />
pochodziło stąd, że wieś syberyjska, gdzie<br />
urodził się Rasputin w dawnych czasach,<br />
nazywała się Pedkino Rasputje. Później nazwa<br />
ta została zmieniona na Pokrowskoje.<br />
W czasach późniejszych car nadał mu nazwisko<br />
– Nowych, bo Rasputin źle się kojarzyło.<br />
To nowe nazwisko powstało <strong>pod</strong>obno<br />
stąd, że carewicz Aleksy nazywał Rasputina<br />
– Nowy.<br />
Nieznana jest data urodzenia bohatera<br />
tego artykułu. Różne źródła <strong>pod</strong>ają różne<br />
daty. Jedni autorzy piszą o latach 1863–1865<br />
jako o domniemanych datach urodzenia,<br />
inni <strong>pod</strong>ają daty o całe prawie dziesięć lat<br />
późniejsze – 1873 lub 1874 rok. Są też tacy,<br />
którzy piszą o roku 1871 lub 1872. Według<br />
jeszcze innych źródeł <strong>pod</strong>aje się datę 10<br />
stycznia 1869 roku. Wiadomo, że miał na<br />
imię Grigorij czyli po polsku Grzegorz, w<br />
rosyjskim zdrobnieniu Grisza i był synem<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
wiejskiego furmana Jefima Andrejewicza<br />
Rasputina. Matka, Anna Jegorowna, była<br />
pochodzenia mongolskiego. Nie miał żadnego<br />
wykształcenia. Był półanalfabetą, potrafił<br />
jedynie „przedukać” nieskomplikowany<br />
drukowany lub pisany ręcznie tekst oraz<br />
nabazgrać pojedyncze wyrazy czy proste<br />
zdania pojedyncze. Według relacji współczesnych<br />
zachwycały go konie i całe dnie<br />
jako młody chłopak przesiadywał w stajni.<br />
Griszka Rasputin – car bez korony<br />
Był nieokiełznanym i swawolnym bardzo<br />
chłopcem. Podobno kiedy miał dwanaście<br />
lat <strong>pod</strong>czas zabawy wpadł zimą do przerębli<br />
i o mało nie umarł z wyziębienia, jednakże<br />
po paru dniach ozdrowiał. Miejscowi chłopi<br />
uznali to za cud. Grisza wcześnie zaczął<br />
interesować się liturgicznymi księgami, które<br />
kartkował i oglądał, bo przecież nie czytał<br />
oraz przejawami życia religijnego, to znaczy<br />
cerkiewnej liturgii. Wyrósł na wysokiego,<br />
postawnego mężczyznę. Miał <strong>pod</strong>obno<br />
182 cm wzrostu, a jak niosła plotka ówczesna,<br />
jego męski narząd miał 33 centymetry<br />
długości „w zwisie”, co jeśli było prawdą na<br />
pewno było anatomiczną anomalią. Wokół<br />
seksualnych wyczynów Rasputina narosło<br />
wiele legend, plotek, mitów i zmyśleń.<br />
Trudno dziś odróżnić prawdę od plotki,<br />
rzeczywistość od mitu. Stał się swego rodzaju<br />
symbolem seksualnej aktywności i<br />
męskiej „wydajności” w tym zakresie. Do<br />
tego dochodzi niewątpliwy alkoholizm i<br />
„możliwości” również w tym względzie. Dla<br />
wielu był Rasputin symbolem czy też wręcz<br />
wzorem rosyjskiego, syberyjskiego chłopa<br />
– mużyka, którego wcześniej wspomniane<br />
„możliwości” brały się ze zdrowego i prawie<br />
pierwotnego trybu życia oraz traktowanej<br />
też symbolicznie syberyjskiej przyrody,<br />
pierwotnej, nieskażonej, dającej siły witalne.<br />
Dla, w dużej mierze zdegenerowanego<br />
carskiego dworu na początku dwudziestego<br />
wieku i skupionej wokół niego arystokracji,<br />
jawił się Rasputin właśnie jako symboliczny<br />
przedstawiciel „ludu rosyjskiego”, jako<br />
barbarzyńca wnoszący zdrowe, „ ludowe”<br />
wartości do świata zepsutej elity światowego<br />
imperium jakim była wtedy Rosja. Tak,<br />
przynajmniej na początku, był odbierany w<br />
Petersburgu przez otoczenie cara i jego rodziny,<br />
przez dwór i arystokrację. Później, w<br />
miarę „wyczynów” „świętego diabła” jak go<br />
często nazywano, wielu jego zwolenników<br />
i wielbicieli zmieniło zdanie, stając się jego<br />
zaciętymi wrogami i przeciwnikami.<br />
Młody Grisza dość wcześnie zaczął<br />
korzystać z hojnego wyżej wspomnianego<br />
daru natury i wcześnie również zaczął popijać<br />
mocny, syberyjski, wiejski bimber. W<br />
stanie upojenia często kąpał się w pobliskim<br />
stawie, zaś wiejskie dziewki i dorosłe już<br />
baby oglądały jego nienaturalnie wielkie<br />
przyrodzenie, ponieważ zażywał kąpieli<br />
nago. Podziwiały je, a wiele z nich pragnęło<br />
wypróbować je w działaniu. Rasputin<br />
obdzielał je swoimi pieszczotami w leśnych<br />
zagajnikach, w gęstwinie krzaków, w trzcinach<br />
nad stawem. Wieści o tym szybko<br />
rozchodziły się po okolicy. Był <strong>pod</strong>obno,<br />
jak pisał nieżyjący już znawca Rosji, profesor<br />
Ludwik Bazylow, niedościgniony <strong>pod</strong><br />
względem możliwości seksualnych i alkoholowych.<br />
Miał też bardzo silny organizm,<br />
który to wszystko potrafił znieść.<br />
Najbliższą miejscowością było Wierchoturie,<br />
gdzie istniał duży klasztor. Wokół<br />
klasztoru kręciło się wielu „ brodjagów”,<br />
czyli włóczęgów, którzy traktowali włóczęgostwo<br />
jako swoiście pojmowaną misję religijną.<br />
Mieszkało tam też wielu „świętych<br />
starców”, których autorytet był oparty o<br />
charyzmat wśród okolicznego ludu wiejskiego.<br />
Owi „ święci starcy” bardzo często<br />
wcześniej prowadzili zupełnie świeckie, a<br />
nawet rozwiązłe i niemoralne życie, dopóty,<br />
13
dopóki „tknięci natchnieniem”, impulsem,<br />
religijną bojaźnią nie zmienili nagle radykalnie<br />
stylu życia, stając się ascetycznymi,<br />
głęboko religijnymi, nieraz fanatycznymi<br />
ludźmi, którzy osiedlali się w pobliżu klasztorów<br />
lub na jego terenie, przywdziewając<br />
mniszy habit formalnie lub też nieformalnie,<br />
czyli prowadząc życie mnicha bez formalnych<br />
święceń. Bardzo często, im bardziej<br />
światowe, niemoralne, rozpustne życie<br />
prowadził wcześniej „święty starzec” tym<br />
większym cieszył się później autorytetem<br />
i charyzmą. Postać „świętego starca” Zosimy<br />
uwiecznił Fiodor Dostojewski w swojej<br />
powieści pt. „Bracia Karamazow”. Bardzo<br />
często owi „święci starcy” i owe „brodjagi”<br />
reprezentowali inną niż ortodoksyjna rosyjska<br />
cerkiew prawosławna poglądy na naturę<br />
Chrystusa, zbawienia i istotę religii. Różnego<br />
rodzaju sekty, odłamy i nurty tzw. „ludowego”<br />
prawosławia, bądź jawnych herezji<br />
miały na ziemi rosyjskiej wielu wyznawców<br />
i zwolenników, jawnych i skrytych. Często<br />
wyznawanie heretyckich poglądów religijnych<br />
wiązało się z pewną formą buntu<br />
przeciw władzy i związanej z nią oficjalnej<br />
cerkwi. Religijne sekciarstwo było wyrazem<br />
społecznego buntu chłopów czy w ogóle<br />
wiejskiej ludności przeciw szlachcie, duchowieństwu,<br />
czy ogólnie pojętej władzy.<br />
Bunty chłopskie w Rosji to tradycja<br />
sięgająca wieku XVII i powstania Stieńki<br />
Razina, a potem w wieku XVIII powstania<br />
Jemieljana Pugaczowa. Pierwsze z tych powstań<br />
było powstaniem kozackim. Zbuntowali<br />
się kozacy dońscy w roku 1670, żądając<br />
takich praw jakie mieli ich pobratymcy <strong>pod</strong><br />
rządami Rzeczypospolitej. Znana w Polsce<br />
pieśń, zaczynająca się od słów „Wołga,<br />
Wołga” to właśnie pieśń o Stieńce (Stiepanie,<br />
czyli Stefanie) Razinie i jego walce z<br />
carem. Powstanie Pugaczowa miało miejsce<br />
w latach 1773–1775 i zakończyło się klęską<br />
dlatego, że kozacka powstańcza starszyzna<br />
wydała swego przywódcę. Został on na rozkaz<br />
panującej wtedy Katarzyny II okrutnie<br />
zamęczony i stracony. Ogłosił się carem<br />
Piotrem III jakoby cudownie uratowanym.<br />
Był to mąż Katarzyny II, która właśnie dzięki<br />
małżeństwu z nim została carową. Został<br />
on zamordowany przez gwardię przyboczną<br />
nie bez udziału żony, która była inspiratorką<br />
mordu. Powstanie Pugaczowa to<br />
powstanie kozaków jaickich ( uralskich),<br />
także dońskich, a również narodów <strong>pod</strong>bitych<br />
przez Rosję, zamieszkujących tereny<br />
pomiędzy Uralem a Wołgą oraz stepy<br />
nadkaspijskie i nadczarnomorskie Tatarów,<br />
Baszkirów, Czuwaszy, Udmurtów, Karelów,<br />
Kałmyków.<br />
Wiek XVIII to także okres narodzin<br />
rozlicznych sekt w rosyjskim prawosławiu<br />
powstających po reformie cerkwi za panowania<br />
Piotra I, zniesieniu patriarchatu, kie-<br />
dy to na czele cerkwi formalnie stał car, którego<br />
reprezentował oberprokurator<br />
Świętego Synodu biskupów Imperium Rosyjskiego.<br />
Już sam niemiecki tytuł urzędnika<br />
nadzorującego pracę cerkwi wywoływał<br />
sprzeciw tradycyjnie nastawionych ludowych<br />
mas. W rosyjskim prawosławiu widać<br />
kontynuacje dawnych bizantyjskich tradycji<br />
religijnych lub też jeszcze dawniejszego<br />
echa wczesnochrześcijańskiej gnozy z II–IV<br />
wieku ne. Nazwa „ gnoza”, którą oznacza się<br />
ruchy religijne i doktryny powstałe od II do<br />
V w. po Chrystusie w łonie wczesnego<br />
chrześcijaństwa pochodzi od greckiego słowa<br />
„gnosis”, czyli poznanie. Zwolennicy<br />
tych teorii zakładali bowiem bezpośrednią<br />
możliwość poznania Boga i wyższego świa-<br />
Aleksandra Fiodorowna Romanowa, ostatnia caryca<br />
Rosji, z synem Aleksym<br />
ta poprzez wiedzę. Wiedza w ich pojęciu<br />
były to określone intelektualne i moralne<br />
procedury postępowania, stanowiące klucz<br />
do osiągnięcia oświecenia duchowego. Te<br />
procedury to najczęściej interpretacja Biblii<br />
oraz zachowanie na co dzień określonych<br />
zwyczajów. Duża część tych norm pochodziła<br />
z manicheizmu, religii powstałej w III<br />
wieku po Chrystusie, której twórcą i prorokiem<br />
był Mani, nazywany też z łacińska Manicheuszem.<br />
Mani był z pochodzenia Persem<br />
i oparł swoją doktrynę na staroperskim<br />
dualizmie, to znaczy wierze w istnienie w<br />
świecie dwóch przeciwstawnych sobie i jednocześnie<br />
równych sobie pierwiastków –<br />
dobra i zła, którym odpowiadało światło i<br />
ciemność, ciepło i zimno, duch i materia. Ta<br />
ostatnia jest ciemna, zimna i zła. Ciało ludzkie,<br />
należące do świata materii jest złem,<br />
które należy zwalczać. Zwalczać należy dlatego,<br />
że w każdym człowieku trwa odwieczna<br />
walka między Światłem a Ciemnością,<br />
między Dobrem i Złem. Dobro należy<br />
wspomagać w tej walce i zwalczać materię,<br />
w tym ciało ludzkie. Sam Mani był nie tylko<br />
autorem religijnej doktryny, którą niektórzy<br />
uczeni uważają za odłam chrześcijańskiej<br />
gnozy, ale też autorem ułożonych przez siebie<br />
świętych ksiąg własnej religii, a także jej<br />
pierwszym apostołem i misjonarzem. W<br />
swoich misjonarskich wędrówkach docierał<br />
nawet na terytorium dzisiejszych Chin.<br />
Zwalczanie materii to <strong>pod</strong>danie się ostrej<br />
ascezie i całkowitej abstynencji seksualnej.<br />
Uleganie cielesnej pokusie i płodzenie dzieci<br />
uważał Mani za największe zło. Został też<br />
męczennikiem własnej wiary, bowiem na<br />
rozkaz ówczesnego władcy Persji (dzisiejszego<br />
Iranu), Bohrama I, został żywcem obdarty<br />
ze skóry i poćwiartowany około roku<br />
276 ne. W ówczesnym Iranie – Persji panującą<br />
religią był zaratusztrianizm w jego odmianie<br />
zwanej mazdeizmem. Kapłani mazdejscy,<br />
zwani – magami – zaatakowali ostro<br />
zarówno samego Maniego, jak i jego wiarę.<br />
Manicheizm był też atakowany zarówno<br />
przez chrześcijan, jak i muzułmanów. Jaka<br />
bowiem władza państwowa mogła tolerować<br />
religię nawołującą do tego, by obywatele<br />
nie rozmnażali się i nie tworzyli <strong>pod</strong>staw<br />
materialnych, majątku, bogactwa, rzemiosła,<br />
sztuki, itd., zakładając, że to wszystko<br />
jest złem, bowiem jest materią? Przestrzeganie<br />
bowiem zasad manicheizmu przez obywateli,<br />
czy też <strong>pod</strong>danych, z każdego państwa<br />
uczyniłoby po pewnym czasie<br />
pustynię. Wśród manichejczyków istniała<br />
też ścisła hierarchia kościelna ustanowiona<br />
przez Maniego. Nie wszyscy wyznawcy<br />
przestrzegali ściśle ascezy. Mniejsza część z<br />
nich, zwana „doskonałymi” spełniała rolę<br />
kapłanów i ci byli ascetami, reszta w miarę<br />
możliwości starała się wdrażać zasady wiary<br />
w życiu codziennym. W praktyce jednakże<br />
zdarzało się, że raz na jakiś czas, pół roku,<br />
parę miesięcy, ci „mniej doskonali” manichejczycy<br />
w jakimś odludnym miejscu folgowali<br />
wszystkim swoim skrytym potrzebom<br />
i namiętnościom odbywając wyuzdane<br />
orgie seksualne. Potem znowu wracali do<br />
stanu, jeśli nie ascezy, to uśpienia, powstrzymywania<br />
swoich żądz. Taki stan rzeczy,<br />
przy jednoczesnym już wspomnianym potępieniu<br />
instytucji rodziny i stabilizacji materialnej<br />
prowadził do społecznej destrukcji.<br />
Tak więc manicheizm był tępiony<br />
zarówno, jak wspomniałem w okresie średniowiecza<br />
jak i przez imperia rzymskie i<br />
perskie już <strong>pod</strong> koniec starożytności. Nie<br />
mniej była to na przełomie okresu starożytnego<br />
i wczesnego średniowiecza bardzo silna<br />
religia, która prześladowana skryła się<br />
niejako za innymi, pozornie odległymi wiarami,<br />
sektami, nurtami religijnymi. Manicheizm<br />
przekształcił się we wczesnym średniowieczu<br />
w religię Katarów, którą<br />
uważano za heretycką sektę w łonie Kościo-<br />
14 DEBATA Numer 11 (38) 2010
ła katolickiego, ale która w rzeczywistości<br />
była osobną religią. Katarzy, zamieszkujący<br />
Prowansję i Langwedocję, tworzący na terytorium<br />
hrabstwa Tuluzy oddzielną cywilizację,<br />
zostali zniszczeni przez szereg wypraw<br />
krzyżowych francuskiego rycerstwa w<br />
wieku XIII. Ostatnim aktem tych wojen<br />
było zdobycie katarskiej twierdzy Montsegur<br />
w 1244 roku. Religia Katarów, będąca<br />
średniowieczną wersją manicheizmu przedostała<br />
się na półwysep bałkański, gdzie<br />
rozkwitła w Królestwie Bośni <strong>pod</strong> nazwą<br />
Kościoła Bośniackiego. Dalej na wschodzie,<br />
w Bułgarii i Bizancjum, ów średniowieczny<br />
manicheizm znany był jako sekta bogomiłów.<br />
Stąd najpewniej przeszedł do rosyjskiego<br />
prawosławia. W Rosji tendencje manichejskie<br />
przejawiały się we wspomnianych<br />
już ludowych formach religijności, zwłaszcza<br />
w doktrynie i praktykach sekty chłystów,<br />
do której przynależał Rasputin. W<br />
każdym razie przedstawiciele oficjalnej cerkwi<br />
prawosławnej tak twierdzili. Przynależność<br />
Rasputina do chłystów stwierdzali<br />
również rozliczni autorzy publikacji na jego<br />
temat. Także ówcześni posłowie do Dumy<br />
– parlamentu rosyjskiego, który istniał od<br />
1905 roku, w swoich mowach przeciw Rasputinowi<br />
i jego wpływom na carskim dworze,<br />
poruszali kwestię domniemanej przynależności<br />
„ świętego starca” do chłystów.<br />
Była sekta założona przez prostego chłopa,<br />
Daniłę Filipowicza, który w roku 1645<br />
oświadczył, że wcielił się w niego Bóg Saboath.<br />
Ta nazwa przypisywana była Bogu w<br />
Starym Testamencie w niektórych jego księgach.<br />
Chłyści kontynuowali tu tradycje „judaizantów”,<br />
czyli zwolenników zbliżenia<br />
tradycji rosyjskiego prawosławia bardziej<br />
do tradycji Starego Testamentu. Ta tendencja<br />
istniała w cerkwi ruskiej w XV wieku,<br />
<strong>pod</strong>obnie jak we wczesnym chrześcijaństwie<br />
w II i III wieku po Chrystusie. Traktowano<br />
chrześcijaństwo jako przedłużenie<br />
judaizmu. Stąd znaczenie nadawane nazwom<br />
starotestamentowym, w tym określeniu<br />
Saboath jako rzeczownik mający być<br />
jednym z określeń Boga. To wszystko przejęli<br />
chłyści. Daniło Filipowicz głosząc swoją<br />
boskość jako Bóg Ojciec, wyświęcił innego<br />
chłopa, Iwana Susłowa na Chrystusa. Skupił<br />
wokół siebie chłopów uznających jego boskość.<br />
Doktryna chłystów zakładała, że Bóg<br />
może wcielać się w człowieka nieskończoną<br />
ilość razy. Tenże Susłow zebrał wokół siebie<br />
dwunastu apostołów i Matkę Boską. Ci<br />
chłopi wierzyli w to naprawdę i gorąco, gotowi<br />
oddać za swoje przekonania życie i rzeczywiście<br />
je oddawali. Byli bowiem prześladowani<br />
przez władzę carską. Susłowa<br />
zamęczono torturami na Kremlu w Moskwie,<br />
którą on uważał za nową Jerozolimę.<br />
Jego wyznawcy wierzyli, że zmartwychwstał<br />
i był po trzykroć ukrzyżowany i po trzykroć<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
zmartwychwstał. Chłyści byli, <strong>pod</strong>obnie jak<br />
manichejczycy zwolennikami skrajnej ascezy,<br />
„śmierci za życia”, która zbliżała ich, według<br />
ich przekonań, do Boga. Dokonywali<br />
kastracji rytualnych aby wyzbyć się cielesnych<br />
pożądań. U mężczyzn obcinano toporem<br />
genitalia, u kobiet piersi. Była to tzw.<br />
„wielikaja pieczat’” (wielka pieczęć). Mała<br />
pieczęć polegała na obcięciu jąder u mężczyzn<br />
i sutek u kobiet. Bardzo często te<br />
„operacje” kończyły się zejściem śmiertelnym<br />
z powodu wykrwawienia lub zakażenia.<br />
Chłyści też dokonywali aktów samospalenia.<br />
Najgłośniejszy był przypadek<br />
Awwakuma w XVIII stuleciu. Również zakopywali<br />
się żywcem w grobach by umrzeć<br />
w mękach. Opisał to wybitny rosyjski filo-<br />
Ostatni carewicz Rosji, Aleksy, następca tronu.<br />
Święty prawosławny<br />
zof i pisarz Wasilij Rozanow, żyjący na przełomie<br />
XIX i XX wieku. Większa jednak<br />
część członków tej sekty wspierała, jak i manichejczycy<br />
swoich „wybranych” którzy poświęcali<br />
się ascezie. Nabożeństwa chłystów<br />
nazywały się „radienija”. Podczas nich śpiewano<br />
hymny religijne, modlono się też aż<br />
do osiągnięcia ekstazy, ale także obejmowano,<br />
całowano, tańczono i mówiono „nieznanymi<br />
językami”. To ostanie znane jest<br />
jako zjawisko „glossolalii”. Bardzo często<br />
według niektórych, <strong>pod</strong>czas nabożeństw<br />
chłystów w konsekwencji obejmowania się i<br />
całowania dochodziło do zbiorowych orgii<br />
seksualnych, <strong>pod</strong>czas których wierni dawali<br />
upust swym instynktom tłumionym w<br />
okresie ascezy. Swoje „radienija” z powodu<br />
prześladowań carskiej administracji odbywali<br />
tajemnie, często nocą, po lasach lub w<br />
ustronnych chatach poza wsią. Stąd wędrówki<br />
Rasputina po okolicy z wiejskimi<br />
babami, które były „wyznawczyniami”<br />
„starca”, orgie które z nimi odbywał traktowane<br />
były przez władze jako rytuały chłystów.<br />
Już prawie od początku swojej „działalności”<br />
Rasputin był niechętnie widziany<br />
przez władze cerkiewne. Biskup Tobolska<br />
na skutek doniesienia miejscowego księdza<br />
prawosławnego zarządził inspekcję i śledztwo<br />
w sprawie poczynań Griszki. Jednakże<br />
nic ono nie dało, bowiem mieszkańcy wsi<br />
rodzinnej kandydata na „świętego” solidarnie<br />
albo nic nie wiedzieli i nie pamiętali,<br />
albo <strong>pod</strong>kreślali ortodoksyjną religijność<br />
Grigorija. Skutek represji ze strony władzy<br />
miał dla Rasputina bardzo pozytywny wydźwięk.<br />
Zrobił mu niesłychaną reklamę.<br />
Jego sława „poszła w lud” i zaczęła przekraczać<br />
opłotki najbliższej okolicy. Zaczęła się<br />
również wędrówka Rasputina do kariery i<br />
do stolicy. Najpierw wszedł na salony arystokracji<br />
w Kazaniu, na Powołżu, potem<br />
zaś znalazł się w stolicy, w Petersburgu. Do<br />
jego kariery przyczynili się hierarchowie<br />
cerkwi prawosławnej. Pierwszym z nich<br />
był archimandryta Chrysanf Szczełkowski,<br />
który wprowadzając Rasputina na szersze<br />
wody s<strong>pod</strong>ziewał się dla siebie określonych<br />
korzyści. W tym okresie, to znaczy na początku<br />
wieku XX w Rosji istniało społeczne<br />
zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju<br />
mistyków, wieszczów, „świętych starców”,<br />
„brodjagów”, „proroków”, co niewątpliwie<br />
świadczy o schyłkowości ówczesnej rosyjskiej<br />
kultury politycznej, w której oczekiwanie<br />
na cud miało zastąpić niezbędne<br />
reformy polityczne, gos<strong>pod</strong>arcze i społeczne.<br />
Tego typu zapotrzebowanie istniało<br />
również na carskim dworze, co tłumaczy<br />
też w pewnej mierze karierę Rasputina, czy<br />
też raczej w ogóle możliwość kariery tego<br />
typu człowieka. W petersburskiej karierze<br />
Rasputina wspomagali rektor akademii<br />
teologicznej Teofan, biskup Saratowa Hermogenes<br />
i mnich Heliodor z Carycyna.<br />
Ten ostatni słynął z fanatycznych ataków<br />
na wszelkie według niego przejawy bezbożności.<br />
Wkraczał na salony bogatego mieszczaństwa<br />
z awanturami i oskarżeniami o<br />
bezbożność, psuł bale i zabawy oskarżając<br />
ich uczestników o niemoralność głośnym<br />
wrzaskiem, oskarżał też o niemoralność<br />
wielu państwowych dostojników, w czym<br />
akurat się nie mylił. Miał też z racji bezkompromisowości<br />
duży wpływ na dworze<br />
carskim, gdzie, jak już pisałem, życzliwym<br />
okiem patrzano na wszelkiej maści „świątobliwych<br />
mężów”. Heliodor to oczywiście<br />
było jego imię zakonne. Naprawdę nazywał<br />
się Sergiusz Trufanow. W roku 1912<br />
raptem, bez specjalnych racjonalnych powodów<br />
zrzekł się wszelkich duchownych<br />
godności i wyjechał zagranicę. Zmarł w<br />
1952 roku w USA, znany tam jako baptysta.<br />
On to był promotorem Rasputina razem ze<br />
wspomnianymi wcześniej hierarchami. Na<br />
dwór carski pomagał wprowadzić Griszkę<br />
również ojciec Ioann z Kronsztadu, znany<br />
na początku dwudziestego wieku kaznodzieja,<br />
który w roku 1903 wskazał <strong>pod</strong>czas<br />
nabożeństwa Rasputina jako tego, który<br />
15
Rasputin przy popołudniowej herbacie z dworzankami<br />
jest „nawiedzony duchem bożym”. Ta scena<br />
najpewniej została wyreżyserowana przez<br />
wspomnianych hierarchów.<br />
Bezpośrednio na dwór został wprowadzony<br />
przez Annę Wyrubową oraz wielkie<br />
księżne Anastazję i Milicę, żony wielkich<br />
książąt Mikołaja i Piotra Mikołajewiczów.<br />
Byli to stryjeczni bracia ojca ostatniego<br />
cara, Mikołaja II. Mikołaj Mikołajewicz<br />
miał duże ambicje wojskowe i w latach<br />
1914–15 był głównodowodzącym armii<br />
rosyjskiej <strong>pod</strong>czas wojny światowej. To on<br />
wydał słynną odezwę do Polaków w roku<br />
1915, w której bardzo mgliście obiecywał<br />
powstanie po wojnie państwa polskiego,<br />
oczywiście <strong>pod</strong> berłem Romanowych w<br />
zamian za masowy udział Polaków w armii<br />
rosyjskiej i walce z Niemcami. Odezwa<br />
ta przeszła w zasadzie bez większego echa.<br />
Z Polaków zwerbowanych do ówczesnej armii<br />
rosyjskiej utworzono osobną jednostkę<br />
wojskową, zwaną „Legionem Puławskim”<br />
od miejsca koncentracji, czyli Puław. Legion<br />
ten istniał do 1916 roku. Natomiast<br />
Anastazja i Milica były to córki władyki<br />
Czarnogóry Nikity ( Mikołaja) Petrovicia<br />
Njegoszy. Czarnogóra, państwo które istnieje<br />
do dzisiaj po rozpadzie Jugosławii ,<br />
przed pierwszą wojną światową było teokratyczną<br />
monarchią, to znaczy, że biskup<br />
Czarnogóry był jednocześnie jej władcą<br />
świeckim, księciem. Ponieważ biskupi prawosławni<br />
mogli zawierać związki małżeńskie,<br />
w związku z czym powstała dynastia<br />
biskupów – książąt nazywanych władykami.<br />
Milica i Anastazja miały zainteresowania<br />
mistyczne, w ich kręgu zajmowano się<br />
wszelkiego typu „świętymi starcami”, „ludźmi<br />
bożymi” jak też ich nazywano, a wśród<br />
których było wielu zwyczajnych naciągaczy,<br />
karierowiczów i oszustów. Księżniczki jednakże<br />
nie widziały tego, lub też nie chciały<br />
widzieć. Przyjaźniły się w ramach koneksji<br />
rodzinnych z carową, która z racji niemieckiego<br />
pochodzenia, stylu bycia, była izolowana<br />
towarzysko wśród Rosjan.<br />
Ostatnia caryca Rosji była wnuczką<br />
brytyjskiej królowej Wiktorii. Z pochodzenia<br />
Niemka, z wychowania Angielka, po<br />
przyjęciu prawosławia przyjęła imię Aleksandra<br />
Fiodorowna. Naprawdę nazywała<br />
się Victoria Alix Helena Louise Beatrice<br />
księżniczka Hessen – Darmstadt. Urodziła<br />
Mikołajowi II cztery córki: Olgę, Tatianę,<br />
Marię i Anastazję oraz upragnionego<br />
syna, następcę tronu, carewicza Aleksego.<br />
Urodził się on 30 lipca 1904 roku. Niestety,<br />
szybko okazało się, że młody następca<br />
tronu jest chory na hemofilię, przypadłość<br />
którą dziedziczył po linii prababki, królowej<br />
Wiktorii brytyjskiej. Kiedy wprowadzono<br />
Rasputina na dwór carski i kiedy wszedł po<br />
raz pierwszy do prywatnych apartamentów<br />
rodziny cesarskiej, okazało się, że ten prosty<br />
mużyk, prymitywny i nieokrzesany syberyjski<br />
chłop potrafi zatrzymywać krwotoki<br />
powstałe na skutek hemofilii, czyli braku<br />
krzepliwości krwi. Do dziś nie wiadomo jak<br />
to robił. Czy za pomocą hipnozy, jak niektórzy<br />
twierdzili, czy też w inny sposób, faktem<br />
jest natomiast, że to potrafił i dlatego stał się<br />
niezbędny w życiu rodziny carskiej. Caryca<br />
Aleksandra Fiodorowna nie widziała innej<br />
możliwości i to ona, głównie ze względu na<br />
synka była główną rzeczniczką obecności<br />
Rasputina na dworze cesarskim. Na temat<br />
ich wzajemnych relacji już w czasach im<br />
współczesnych pojawiały się niesmaczne<br />
plotki i pomówienia, między innymi o to,<br />
że Rasputin oprócz leczenia chorego synka<br />
świadczył carycy jeszcze inne „usługi”.<br />
Wpływ Rasputina na carową, a pośrednio<br />
i na cara, stał się niedługo przyczyną wielu<br />
sporów rodzinnych w domu Romanowów,<br />
jak i przedmiotem politycznych ataków<br />
opozycji. Ta opozycja była nie tylko ze strony<br />
środowisk centrowych i lewicowych, ale<br />
także ze strony ultrakonserwatywnych monarchistów,<br />
zwolenników władzy absolutnej<br />
cara. Wśród tych ostatnich prym wiódł<br />
poseł do Dumy Włodzimierz Puryszkiewicz,<br />
który był jednym z morderców Rasputina.<br />
Car z żoną po roku 1905 wycofali<br />
się do ściśle domowego, rodzinnego kręgu,<br />
zrywając praktycznie wszystkie większe<br />
kontakty z otoczeniem za wyjątkiem koniecznych<br />
i ściśle formalnych. Na wszystkie<br />
interwencje posłów, ministrów i kolejnych<br />
premierów car niezmiennie odpowiadał, że<br />
problem Rasputina jest wyłącznie prywatnym<br />
problemem carskiej rodziny i nikogo<br />
to nie powinno obchodzić. Problem jednak<br />
16 DEBATA Numer 11 (38) 2010
polegał na tym, że car był władcą absolutnym<br />
jednego z największych państw świata,<br />
konstytucji w Rosji, mimo zapowiedzi, nie<br />
było, a parlament, czyli Duma, miał tylko<br />
uprawnienia doradcze. Ostateczne decyzje<br />
w sprawach państwowych należały do cara.<br />
W tej sytuacji rola Rasputina w jego rodzinie<br />
nie była tylko jego prywatną sprawą.<br />
A rola „świętego szatana” była coraz większa.<br />
Od roku 1907, czyli od jego zainstalowania<br />
się na dworze cesarskim wpływ Rasputina<br />
był coraz większy. „Święty starzec”<br />
pozwalał sobie na coraz więcej. Orgie i<br />
pijaństwa stały się coraz głośniejsze, coraz<br />
mniej prywatne, wokół Rasputina kręciły<br />
się różne <strong>pod</strong>ejrzane indywidua prowadzące<br />
różne ciemne i <strong>pod</strong>ejrzane interesy<br />
również z nim samym lub w jego imieniu.<br />
Zaczęły się kontakty „biznesowe” z różnymi<br />
politykami, płatne protekcje, oficjalne wręcz<br />
łapówkarstwo. Każdy, kto cokolwiek chciał<br />
załatwić na carskim dworze, czy to koncesję,<br />
czy pozwolenie, czy kasację wyroku i<br />
uniewinnienie, musiał najpierw pojawić się<br />
z odpowiednim „<strong>pod</strong>arkiem” w mieszkaniu<br />
Rasputina. Korzystając ze swoich wpływów<br />
na cesarzową i pośrednio na decyzje<br />
samego cesarza, zaczął Rasputin wpływać<br />
na obsadę ministerialnych stanowisk, kupcząc<br />
nimi na zasadzie – kto da więcej. Do<br />
tego dochodziły coraz głośniejsze skandale<br />
obyczajowe, orgie z damami dworu, arystokratkami<br />
i prostytutkami, opisywane były<br />
przez ówczesną prasę, zarówno rosyjską jak<br />
i zagraniczną. Miara została przekroczona<br />
w roku 1916. Już od czasu rozpoczęcia<br />
pierwszej wojny światowej, Rasputin zdecydowanie<br />
był przeciwny walce z Niemcami.<br />
Stał na stanowisku konieczności zawarcia<br />
osobnego traktatu pokojowego z Niemcami.<br />
Kręgi nacjonalistyczne <strong>pod</strong>ejrzewały<br />
Rasputina, tak jak i carycę o cichą współpracę<br />
z niemieckim wywiadem. Rasputina<br />
wręcz jawnie o to posądzano, pisząc na ten<br />
temat w prasie opozycyjnej wobec aktualnego<br />
rządu i sugerując to z mównicy parlamentarnej.<br />
Słynna była <strong>pod</strong> tym względem<br />
mowa Pawła Milukowa, przywódcy partii<br />
konstytucyjnych demokratów wygłoszona<br />
na początku listopada 1916 roku. Wielu<br />
historyków tę właśnie mowę oskarżycielską<br />
uważało za faktyczny początek rewolucji.<br />
Nieco później swoją mowę, liczącą dwadzieścia<br />
stron wygłosił Puryszkiewicz. Mówił<br />
długo, zszedł z mównicy nagrodzony<br />
oklaskami. Przyczyniły się one do upadku<br />
rządu Borysa Sturmera, protegowanego Rasputina,<br />
który był premierem w 1916 roku i<br />
praktycznie wykonywał wszystkie życzenia<br />
„starca”, jeśli chodzi o obsadę stanowisk<br />
państwowych.<br />
Już w listopadzie 1916 roku, paru przedstawicieli<br />
konserwatywnych, monarchistycznych<br />
środowisk postanowiło pozbyć<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
się Rasputina w jedyny możliwy sposób, to<br />
znaczy – zabić go. Spisek został uknuty z<br />
motywacji patriotycznych i monarchistycznych,<br />
jego uczestnicy byli pewni, że tym<br />
sposobem uratują monarchię absolutną i<br />
wybawią Rosję od kłopotów, wyciągną ją z<br />
politycznej zapaści, w jaką zaczęła się pogrążać.<br />
Do spisku oprócz Puryszkiewicza<br />
należeli wielki książę Dymitr Pawłowicz,<br />
siostrzeniec cara i książę Feliks Jusupow,<br />
żonaty z Ireną Aleksandrowną, siostrzenicą<br />
Mikołaja II. Spisek, jak widać sięgał wręcz<br />
najbliższej carskiej rodziny. Warto nieco<br />
napisać o księciu Jusupowie. Rodzina ta<br />
wywodziła się od tatarskiego kniazia Jusupa<br />
(tatarska forma arabskiego imienia Jusuf,<br />
czyli Józef) Mirzy, będącego <strong>pod</strong>obno na<br />
służbie emira Tamerlana, władcy Transoksanii<br />
albo inaczej Mawarannahru, czyli Turkiestanu,<br />
obejmującego dzisiejsze republiki<br />
Środkowoazjatyckie z głównymi miastami<br />
Samarkandą, Chiwą i Bucharą. Po przejściu<br />
na prawosławie przodek Jusupowych był<br />
<strong>pod</strong>komorzym u Piotra I. Ojciec Feliksa<br />
ożenił się z księżniczką Jusupową i otrzymał<br />
od cara Aleksandra III pozwolenie na noszenie<br />
nazwiska żony. Młody książę Feliks<br />
zrobił przez ożenek jeszcze większą karierę.<br />
Po rewolucji znalazł się na emigracji, gdzie<br />
wydał książkę – swoje wspomnienia z tych<br />
wydarzeń, dzięki której zarobił sporą fortunę.<br />
Zmarł w roku 1967 na emigracji.<br />
Ci trzej dżentelmeni zamierzyli i zabili<br />
Rasputina. Należy też nadmienić, że ówczesna<br />
Rosja, łącznie z najwyższymi sferami<br />
władzy pełna była spisków różnego rodzaju.<br />
Jeden z nich dążył do obalenia cara Mikołaja<br />
II i zastąpienia go innym przedstawicielem<br />
rodziny Romanowów. Zamierzano<br />
jako regenta zainstalować brata carskiego<br />
wielkiego księcia Michała. Inna grupa miała<br />
zamiar osadzić na tronie wspomnianego<br />
już wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza,<br />
który nie ukrywał swoich ambicji w<br />
tym względzie. Późniejsza o trzy miesiące<br />
„rewolucja lutowa” i przymuszenie przez<br />
posłów do Dumy Mikołaja II do abdykacji<br />
na rzecz brata Michała nie wzięła się<br />
nies<strong>pod</strong>zianie znikąd, była konsekwencją<br />
rozlicznych planów snutych od 1915 roku,<br />
a zintensyfikowanych w 1916. Podobno w<br />
roku 1916 książę Jerzy Lwow wespół z lożą<br />
masońską snuł plany przewrotu pałacowego<br />
i osadzenia na tronie właśnie Mikołaja<br />
Mikołajewicza. Lwow został później pierwszym<br />
szefem Rządu Tymczasowego. Pisał<br />
też o tym w swoich wspomnieniach na emigracji<br />
Aleksander Kiereński, drugi i ostatni<br />
premier tego rządu.<br />
Morderstwo Rasputina zaplanowano<br />
w ten sposób, że książę Jusupow zwabił go<br />
do swojego pałacu przy petersburskim bulwarze<br />
Mojka na nocną biesiadę, obiecując<br />
nieskończoną ilość wina Madera, które Ra-<br />
sputin szczególnie lubił. Dodatkowo Jusupow<br />
poprosił Rasputina o przeprowadzenie<br />
„seansu leczniczego” ze swoją żoną, Ireną<br />
która była <strong>pod</strong>obno cudownie piękna. Rasputin<br />
połknął przynętę. W realizacji planu<br />
bezpośrednio uczestniczyli Polak, lekarz<br />
frontowy, Stanisław Łazowert, oficer frontowy,<br />
niejaki Suchotin i Newedow, służący Jusupowa.<br />
Rasputina zwabiono do urządzonego<br />
naprędce, acz komfortowo pokoju w<br />
<strong>pod</strong>ziemiach pałacu, skąd nie było słychać<br />
żadnych odgłosów. Wnętrze dodatkowo<br />
zaaranżowano tak, by sprawić wrażenie, że<br />
niedawno zebrało się tam liczne towarzystwo.<br />
Lekarz Łazowert przygotował truciznę,<br />
którą dodano do wina i ciast leżących<br />
na stole. Rasputin okazał się niezwykle żywotny.<br />
Trucizna, cyjankali, nie <strong>pod</strong>ziałała w<br />
ilości, w jakiej mogłaby zabić konia. Poźniej<br />
Jusupow przyniósł broń palną i wystrzelił<br />
z bliska do Rasputina raniąc go pomiędzy<br />
łopatkami. Pozostali członkowie spisku,<br />
przedtem ukryci, wypadli i zaczęli bić go<br />
czym się dało. Ciało wręcz zmasakrowano<br />
i mordercy byli pewni, że Rasputin nie żyje.<br />
Wyszli na piętro pałacu. Po pewnym czasie<br />
książę Jusupow wrócił na dół tknięty przeczuciem<br />
i zobaczył, że Rasputin się <strong>pod</strong>nosi<br />
i atakuje go. Zdołał wyrwać się, pomimo<br />
ran do drzwi, które prowadziły do wyjścia<br />
z pokoju nad rzekę Newę o tej porze skutej<br />
lodem. Uciekającego Rasputina parę razy<br />
trafił z rewolweru Puryszkiewicz, krzycząc<br />
przy tym „Dlaczego ten pies nie zdycha!?”<br />
Ten padł na wznak na śnieg. Ciało skrępowano<br />
powrozami i wrzucono do przerębli<br />
na Newie. Kiedy go wiązano, żył jeszcze!<br />
Dopiero zmarł na skutek wyziębienia i utopienia.<br />
19 grudnia na skutek informacji o<br />
zaginięciu Rasputina i telegramów carowej,<br />
Mikołaj II wrócił z Mohylowa, z kwatery<br />
głównej armii rosyjskiej, której był wodzem<br />
naczelnym. Rozpoczęto śledztwo. Winnych<br />
w zasadzie nie ukarano, gdyż wielcy książęta<br />
byli wyłączeni z normalnej sądowej<br />
jurysdykcji.<br />
Podobno Rasputin miał przepowiedzieć<br />
carowi Mikołajowi II, że „gdy ja umrę, to<br />
umrzesz Ty i Twoja rodzina, i upadnie Twoje<br />
carstwo”. Dwa miesiące po jego śmierci<br />
Mikołaj II przestał być carem, a w dziesięć<br />
miesięcy po morderstwie Rasputina, mordercy<br />
bolszewiccy zamordowali całą rodzinę<br />
Mikołaja II, ostatniego cara Rosji.<br />
Profesor w Instytucie Nauk Politycznych<br />
Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego<br />
jest założycielem<br />
i prezesem Związku Tatarów<br />
Rzeczypospolitej; poeta, członek<br />
Stowarzyszenia Pisarzy Polskich,<br />
autor kilku tomów poezji<br />
Selim Chazbijewicz<br />
17
Czerwony kat Olsztyna<br />
Celestyn Nawrocki<br />
– naczelnik Wydziału<br />
Śledczego WUBP w Olsztynie (cz.1)<br />
Stefan Tuma w lutowej „debacie” z 2010 r. opublikował swoje wspomnienia z 1976 r.<br />
pt. „Moje wojaże”, w których centralną postacią, obok niego samego, był funkcjonariusz<br />
uB Celestyn Nawrocki. Tuma, nie znając ubeckiej przeszłości Nawrockiego<br />
(poznał ją dopiero, kiedy delegatura iPN w olsztynie w 2007 r. przygotowała wystawę<br />
„Twarze olsztyńskiej bezpieki”), przez kilka lat pracował z Nawrockim w olsztyńskich<br />
zakładach opon Samochodowych „Stomil”. Autor opisując swoje przygody<br />
z byłymi ubekami, wspomniał także innego funkcjonariusza – Mariana (Samuela)<br />
Lurie, zaprezentowanego w marcowym wydaniu naszego miesięcznika z bieżącego<br />
roku. do osoby Nawrockiego – nazywanego katem olsztyna – trzeba jednak powrócić,<br />
gdyż był on ucieleśnieniem wszystkich zbrodniczych praktyk komunistycznej<br />
bezpieki.<br />
PioTR KARdELA<br />
Celestyn Nawrocki urodził się 8<br />
kwietnia 1923 r. w Łodzi 1 . Jego<br />
ojciec, Walenty, był szewcem, zaś<br />
matka, Genowefa, zajmowała się domowym<br />
gos<strong>pod</strong>arstwem. W 1930 r. Nawrocki<br />
jako siedmioletni chłopiec rozpoczął naukę<br />
w jednej z łódzkich szkół powszechnych,<br />
gdzie – jak sam później <strong>pod</strong>awał – był<br />
„uczniem celującym” 2 . W 1936 r., po ukończeniu<br />
szóstej klasy, zdawał egzamin do<br />
Państwowego Gimnazjum im. Prezydenta<br />
Narutowicza w Łodzi, ale z nieznanych powodów<br />
nie został wtedy przyjęty. Dopiero<br />
rok później stał się uczniem tejże szkoły,<br />
co nastąpić miało dzięki wstawiennictwu<br />
Związku Inwalidów Wojennych, do którego<br />
należał jego ojciec 3 . Do 1939 r. Celestyn<br />
Nawrocki, <strong>pod</strong>obnie jak ojciec, młodszy<br />
brat Jerzy (ur. 1925 r.) i starszy Eugeniusz<br />
(ur. 1920 r.), nie należał do żadnej partii<br />
politycznej czy organizacji społecznej. Jedynie<br />
matka Genowefa była członkiem<br />
Polskiej Partii Socjalistycznej 4 .<br />
Do wybuchu II wojny światowej i przez<br />
pierwsze miesiące okupacji, Celestyn Nawrocki<br />
mieszkał z rodzicami w Łodzi. We-<br />
Celestyn Nawrocki<br />
dle informacji przekazanych wiosną 1945<br />
r. Urzędowi Bezpieczeństwa, które są jedynym<br />
źródłem wiedzy na temat jego losów<br />
w czasie wojny, Nawrocki nie brał udziału<br />
ani w wojnie obronnej Polski 1939 roku,<br />
ani w jakiejkolwiek cywilnej czy zbrojnej<br />
konspiracji. 19 maja 1940 r. schwytany<br />
przez Niemców <strong>pod</strong>czas łapanki ulicznej w<br />
Łodzi, osadzony został w więzieniu przy ul.<br />
Kopernika. Dzień później wywieziono go<br />
na przymusowe roboty do Prus Wschodnich.<br />
Spędził tam całą wojnę. Początkowo<br />
pracował jako robotnik rolny, a potem<br />
zatrudniono go przy produkcji konserw<br />
w bliżej nieokreślonym przedsiębiorstwie<br />
gdzieś w okolicach Gołdapi 5 . Końcówka<br />
działań wojennych na tym obszarze nosiła<br />
silne piętno odwetu wkraczających czerwonoarmistów,<br />
którego celem byli wszyscy<br />
bez wyjątku mieszkańcy tych ziem, gdzie<br />
nie rozróżniano ludności miejscowej, przymusowo<br />
pracujących Polaków od lojalnych<br />
wobec III Rzeszy obywateli państwa niemieckiego.<br />
Wszystko to <strong>pod</strong>sycane przez<br />
propagandę nienawiści planowo prowadzoną<br />
przez sowieckich oficerów politycznych,<br />
stworzyło atmosferę psychozy i<br />
śmiertelnego zagrożenia 6 . Tak to też odczuwał<br />
Nawrocki, dlatego w styczniu 1945 r.,<br />
kiedy wojska niemieckie zaczęły ustępować<br />
z terenu Prus Wschodnich w wyniku siejącej<br />
strach ofensywy Sowietów, Nawrocki<br />
<strong>pod</strong>czas gorączkowo prowadzonej ewakuacji,<br />
miał oddalić się z miejsca pracy przymusowej,<br />
rozpoczynając dwutygodniową<br />
wędrówkę do rodzinnej Łodzi. Do domu<br />
dotarł 4 lutego 1945 r. 7<br />
6 lutego 1945 r. Nawrocki zapisał się<br />
w łódzkiej dzielnicy Chojny do Związku<br />
Walki Młodych. Kilka dni później – jak<br />
<strong>pod</strong>awał w życiorysie – „[i]dąc za głosem<br />
sumienia” i pragnąc zawodowo związać<br />
się wojskiem, zarejestrował się w Rejonowej<br />
Komendzie Uzupełnień. Przez miesiąc<br />
marzec oczekiwał „na wcielenie do armii” 8 .<br />
Również w marcu 1945 r. Nawrocki wstąpił<br />
w szeregi Polskiej Partii Robotniczej 9 . Nie<br />
otrzymując z WKU odpowiedzi, postanowił<br />
ubiegać się o przyjęcie do służby w<br />
Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego. By<br />
zapewnić o swej lojalności, uzyskał uprzednio<br />
z ZWM zaświadczenie, w którym sekretarz<br />
tej organizacji z dzielnicy Chojny<br />
„ręczył”, że starający się o przyjęcie do UB<br />
jest „szczerym demokratą” 10 .<br />
Podanie o pracę w UBP w Łodzi Celestyn<br />
Nawrocki złożył 4 kwietnia 1945 r.<br />
Prośbę swą motywował nieco przedziwnie:<br />
„Niniejszym proszę uprzejmie Urząd<br />
Wojewódzki o przyjęcie mnie w szeregi<br />
18 DEBATA Numer 11 (38) 2010
czynnych akcjonariuszy wyżej wymienionego<br />
Urzędu. Pragnę bowiem, jako duszą<br />
oddany sprawie czynnie przyczynić się w<br />
wielkim dziele odbudowy Potężnej Polski<br />
Demokratycznej, pozbawionej wszelkich<br />
złych i wrogich elementów” 11 . W przedłożonym<br />
obok <strong>pod</strong>ania życiorysie, Nawrocki<br />
opisując koleje swego losu rozpoczął od<br />
stwierdzenia: „Jestem Polakiem…”. Kończąc<br />
zaś życiorys, narzekając na brak odpowiedzi<br />
z WKU oświadczał, że pragnie<br />
dłużej „nie zwlekać i pracować, aby czynnie<br />
przyczynić się do umocnienia pozycji Polski<br />
Demokratycznej w Europie” 12 .<br />
5 kwietnia 1945 r. UBP w Łodzi pozytywnie<br />
rozpatrzył <strong>pod</strong>anie Nawrockiego 13 ,<br />
w związku z czym ten z dniem 7 kwietnia<br />
został przyjęty w szeregi organów bezpieczeństwa<br />
14 . Początkowo, najpewniej<br />
w porozumieniu z WKU, skierowano go<br />
do pracy na stanowisku cenzora w Wojewódzkim<br />
Wydziale Cenzury Wojskowej w<br />
Łodzi, a 20 maja na takie samo stanowisko<br />
do Poznania, gdzie przebywał do 6 sierpnia.<br />
Przez dwa tygodnie był w dyspozycji<br />
Wydziału Personalnego MBP. 15 września<br />
Nawrockiego skierowano na przeszkolenie<br />
do Centrum Szkolenia MBP w Łodzi 15 . Po<br />
odbytym kursie, 21 grudnia 1945 r. Celestyn<br />
Nawrocki złożył ślubowanie jako<br />
funkcjonariusz UB i został awansowany do<br />
stopnia chorążego 16 .<br />
4 stycznia 1946 r. chorąży Nawrocki,<br />
nie wykluczone, że z racji przebywania<br />
<strong>pod</strong>czas wojny w Prusach Wschodnich i<br />
naturalnej znajomości tego terenu, został<br />
skierowany na obszar Okręgu Mazurskiego.<br />
11 stycznia rozpoczął jako oficer<br />
śledczy służbę w Powiatowym Urzędzie<br />
Bezpieczeństwa Publicznego w Biskupcu<br />
Reszelskim 17 . Szefem Urzędu i przełożonym<br />
Nawrockiego był ppor. Stefan Jarosz,<br />
który jako absolwent Centralnej Szkoły<br />
MBP został do Biskupca skierowany już<br />
we wrześniu 1945 18 . Nawrocki w Biskupcu<br />
jako oficer śledczy zajmował się m.in. sprawami<br />
przestępstw gos<strong>pod</strong>arczych. Ścigając<br />
spekulantów i szabrowników, sam jednak<br />
również nie ustrzegł się nadużyć i łapownictwa.<br />
30 marca 1946 r. na polecenie szefa<br />
PUBP, wraz z innymi funkcjonariuszami<br />
UB, uczestniczył w zatrzymaniu Antoniego<br />
Wacławskiego, który przewodził samochodem<br />
ciężarowym 4 tys. kg mąki. Wacławskiego<br />
aresztowano, zarzucając „nielegalny<br />
wywóz mąki z terenu wojew.[ewództwa]<br />
olsztyńskiego”. Stefan Jarosz 2.986 kg mąki<br />
przekazał miejscowej składnicy »Społem«,<br />
a resztę zużył na potrzeby <strong>pod</strong>ległego sobie<br />
urzędu. „Po upływie kilku dni – jak napisano<br />
w później sporządzonym raporcie<br />
WUBP w Olsztynie – za pośrednictwem<br />
Nawrockiego Celestyna”, do Jarosza zgłosiła<br />
żona zatrzymanego Wacławskiego.<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
Prosząc o zwolnienie męża, zapłaciła za to<br />
Jaroszowi 10.000 zł. Wacławski został zwolniony.<br />
Jarosz zaś <strong>pod</strong>zielił się z Nawrockim<br />
otrzymaną łapówką, dając mu 5 tys. zł. W<br />
celu zatuszowania sprawy przeciwko Wacławskiemu<br />
Jarosz z Nawrockim „uplanowali<br />
fikcyjne przesłanie akt sprawy do<br />
[olsztyńskiej] Komisji Specjalnej [do Walki<br />
z Nadużyciami i Szkodnictwem Gos<strong>pod</strong>arczym]<br />
i w związku z tym napisali pismo<br />
skierowujące wspomniane akta do tejże<br />
Komisji, nie przesyłając jednak akt” 19 . Nie<br />
wykluczone, że właśnie takie postępowanie<br />
funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa<br />
było powodem licznych skarg, które napływały<br />
od mieszkańców Warmii i Mazur do<br />
olsztyńskiej Delegatury Komisji Specjalnej<br />
20 .<br />
Nadużywanie władzy i wspólne nieformalne<br />
porozumienia Nawrockiego z sze-<br />
Czerwony kat Olsztyna<br />
fem PUBP w Biskupcu na pewno nie były<br />
też bez wpływu na niezwykle pozytywną<br />
ocenę Nawrockiego jako funkcjonariusza<br />
PUBP, zawartą w wysyłanej z Biskupca do<br />
WUBP w Olsztynie jego charakterystyce.<br />
18 kwietnia 1946 r. ppor. Jarosz pisał m.in.,<br />
że chorąży Nawrocki, pracował w Biskupcu<br />
„nienagannie” i posiadał „kompetencje w<br />
pracy Urzędu Bezpieczeństwa”. Informując<br />
szefostwo służbowe o przynależności<br />
<strong>pod</strong>ległego mu pracownika do PPR, Jarosz<br />
określał przekonania polityczne <strong>pod</strong>władnego<br />
jako „ściśle demokratyczne”, uznając,<br />
że ten nadawałby się nawet „na zastępcę<br />
szefa PUBP” 21 . Nawrocki służbę w Biskupcu<br />
zakończył jednak z początkiem września<br />
1946 r., co mogło być spowodowane<br />
ujawnieniem sprawy łapówkarskiej i wszczęciem<br />
wewnętrznego wyjaśnienia przez<br />
WUBP w Olsztynie 22 .<br />
8 września 1946 r. chorąży Nawrocki<br />
został przeniesiony do PUBP w Lidzbarku<br />
Warmińskim 23 , gdzie od 1 listopada<br />
objął stanowisko zastępcy szefa PUBP 24 .<br />
Jako funkcjonariusz UB był mocno zaangażowany<br />
w akcję przedwyborczą na terenie<br />
powiatu lidzbarskiego. Ostrze działań<br />
przedwyborczych aparatu bezpieczeństwa,<br />
jak w całym kraju, skierowane było przede<br />
wszystkim przeciw członkom Polskiego<br />
Stronnictwa Ludowego, która to partia na<br />
terenie powiatu zorganizowała się w lutym<br />
1946 r. I choć po referendum z 1946 r. PSL<br />
było konsekwentnie rozbijane, to jednak<br />
jego członkowie wciąż mogli liczyć na poparcie<br />
społeczne, pochodzące głównie ze<br />
strony osadników z terenu Wileńszczyzny<br />
25 . Akcja przeciw PSL-owi była dokumentowana<br />
przez UB. Przykładowo 2 października<br />
1946 r. funkcjonariusze PUBP w<br />
Lidzbarku zatrzymali byłego instruktora<br />
Powiatowego Zarządu PSL, „<strong>pod</strong>ejrzanego<br />
o handel bronią palną i dostarczenie jej<br />
dla bandy”. Dnia następnego, zatrzymano<br />
„3 członków nielegalnej organizacji, w<br />
tym Prezesa Powiatowego Zarządu PSL i<br />
skarbnika tegoż Zarządu”. 5 października<br />
z kolei w powiecie zatrzymano osoby rozpowszechniające<br />
ulotki „antypaństwowe” z<br />
polecenia „nielegalnej organizacji »W[olność]<br />
i N[iezawisłość]«” 26 . Teren – jak zapamiętał<br />
wysoki funkcjonariusz UB Bolesław<br />
Krzywiński, czyli Borys Shildhaus<br />
– był przy tym przesiąknięty ludźmi z <strong>pod</strong>ziemia,<br />
którzy popierali PSL. „Zadaniem<br />
naszym – pisał dość przewrotnie Krzywiński,<br />
myśląc o wyborach – było więc stworzyć<br />
warunki dla ludności dla swobodnego<br />
wypowiedzenia się” 27 .<br />
23 listopada 1946 r. Celestyn Nawrocki<br />
wysłał do WUBP w Olsztynie sprawozdanie<br />
pt. „Ilość dysponującej siły do celów wyborów<br />
w Pow.[iatowym] Urzędzie Bezp.[ieczeństwa]<br />
Publicznego w Lidzbarku”, gdzie<br />
wykazywał stany liczbowe funkcjonariuszy<br />
UB, MO i ORMO zaangażowanych w<br />
„ochronę” nadchodzących wyborów. Sam<br />
stojąc na czele „Wyborczego sztabu policyjnego”<br />
w powiecie, informował o zebraniu<br />
przez UB charakterystyk członków obwodowych<br />
komisji wyborczych, w których –<br />
jak relacjonował – „przeprowadził pewne<br />
reorganizacje, usuwając z tych elementy<br />
niepewne”. 14 stycznia 1947 r., a zatem pięć<br />
dni przed wyborami, Nawrocki <strong>pod</strong>awał<br />
do szefa WUBP, że efektem działań lidzbarskiego<br />
UB było usunięcie z komisji 12 osób.<br />
Chorąży Nawrocki zajmował się zatem aktywnie<br />
rozpoznaniem osób nastawionych<br />
wrogo do „obecnego ustroju”. W efekcie<br />
tej pracy wytypowano w powiecie 97 osób,<br />
głównie z PSL, które w jego przekonaniu<br />
należało pozbawić prawa udziału w wyborach.<br />
Relacjonując do WUBP w Olsztynie<br />
inne owoce pracy Urzędu, donosił, że<br />
„członków Komisji obwodowych zwerbowano<br />
[jako informatorów UB] wszystkich”,<br />
uzupełniając, że pełnomocników list nie<br />
19
werbowano, gdyż wypracowana sytuacja<br />
w komisjach wyborczych gwarantowała, iż<br />
głosy oddane w wyborach będą policzone<br />
„dobrze”. Nawrocki chwalił się ponadto, że<br />
oprócz zastopowania przez UB zgłaszania z<br />
terenu powiatu tzw. dzikich list, funkcjonariusze<br />
PUBP przygotowali wykaz 52 osób,<br />
które w przeddzień wyborów zostaną prewencyjne<br />
aresztowane. Jak pisał dosłownie,<br />
chodziło o „aktywistów PSL, którzy jednak<br />
po wystąpieniu z tej partii nie przestają<br />
swej działalności antyrządowej i uprawiają<br />
wrogą propagandę” 28 . Poprzez tego typu<br />
działania na pewno Celestyn Nawrocki w<br />
jakimś stopniu przyczynił się do „utrwalenia<br />
władzy ludowej” na terenie byłych Prus<br />
Wschodnich.<br />
W czerwcu 1947 r. Komitet Powiatowy<br />
PPR z okazji „wygranych” wyborów,<br />
<strong>pod</strong>czas specjalnej uroczystości w Lidzbarku,<br />
wręczył m.in. Nawrockiemu „dy-<br />
plom uznania”. Tym sposobem funkcjonariusz<br />
ten znalazł się w gronie 25. osób<br />
wyróżnionych, które w ocenie przybyłego<br />
z Olsztyna Ostrowskiego, przedstawiciela<br />
Komitetu Wojewódzkiego PPR, wydatnie<br />
przyczynili się do budowy – jak to ujął komunista<br />
– „nowej Polski i nowego życia” 29 .<br />
Po uroczystości Nawrocki wyjechał na<br />
krótko do MBP w Warszawie, skąd przywiózł<br />
nadany mu 10 lipca 1947 r. Brązowy<br />
Krzyż Zasługi 30 .<br />
Po wyborach Celestyn Nawrocki kontynuował<br />
służbę w powiecie lidzbarskim,<br />
zajmując się m.in. inwigilacją za pomocą<br />
zwerbowanej przez siebie agentury byłego<br />
środowiska PSL, członków PPS, Stronnictwa<br />
Ludowego, a nawet OMTUR-u. Inwigilował<br />
także (np. poprzez płatnych agentów<br />
ps. „Rola” czy „Kłusownik”) członków<br />
rządzącej partii komunistycznej, choć w<br />
jej szeregach w przeciwieństwie do okresu<br />
przedwyborczego nie miał już oficjalnych<br />
informatorów – po styczniu 1947 r. zwerbowanych<br />
uprzednio konfidentów w szeregach<br />
PPR, wyeliminował z czynnej sieci<br />
agenturalnej 31 .<br />
Nawrocki także w Lidzbarku nie<br />
ustrzegł się nadużyć władzy. Wspomniany<br />
funkcjonariusz UB, Bolesław Krzywiński,<br />
napisał o ludziach przebywających po<br />
1945 r. na teren byłych Prus Wschodnich:<br />
„Nikt sobie mienia nie przywoził, a każdy<br />
urządzał sobie mieszkanie, zabierając<br />
opuszczone meble i inne przedmioty,<br />
względnie upatrywał sobie rzekomego<br />
Niemca i zabierał mu jego własność” 32 . I<br />
tak to chyba musiał rozumieć Celestyn<br />
Nawrocki, bo w sierpniu 1947 r. decyzją<br />
szefa WUBP w Olsztynie został ukarany<br />
14-dniowym aresztem domowym, po tym<br />
jak odkryto, że jako funkcjonariusz bezpieki<br />
w Lidzbarku bezprawnie przechowywał<br />
w swoim prywatnym mieszkaniu<br />
depozyt „po wysiedlonym Niemcu Teszmerze”<br />
33 .<br />
3 sierpnia 1947 r. Nawrocki ukończył<br />
w Olsztynie kurs szefów PUBP, a 15 grudnia<br />
tego samego roku został mianowany<br />
na stanowisko zastępcy szefa PUBP w<br />
Lidzbarku Warmińskim 34 . Dokształcanie i<br />
awanse nie miały jednak wpływu na ocenę<br />
Nawrockiego przez zwierzchników w<br />
Olsztynie, którzy ostatecznie negatywnie<br />
<strong>pod</strong>sumowali jego pracę. Celestyn Nawrocki<br />
– jak pisano – „pełniąc obowiązki<br />
[p.o.] Szefa PUBP w Lidzbarku, zaniedbywał<br />
swoje obowiązki służbowe”. Wśród<br />
przykładów <strong>pod</strong>awano, że 12 września<br />
1947 r. <strong>pod</strong>czas inspekcji w PUBP znaleziono<br />
„w koszu od śmieci oryginały<br />
dwóch doniesień ag.[enta] ps. »Stalowy«”.<br />
Po inspekcji nie wyciągnięto konsekwencji<br />
służbowych wobec Nawrockiego. Mało<br />
tego, 22 grudnia 1947 r. Nawrocki został<br />
awansowany do stopnia <strong>pod</strong>porucznika 35 .<br />
Pobłażanie wobec niego zakończyło się<br />
jednak również w grudniu 1947 r., gdyż<br />
Nawrocki upił się, po czym na terenie<br />
PUBP „wystrzelił ze swego pistoletu posiadaną<br />
amunicję, a następnie zabrał automat<br />
stojącemu na posterunku wartownikowi<br />
Niedźwiedzkiemu i wystrzelił około<br />
6-ciu razy”. Wiadomości o tym incydencie<br />
szybko dotarły do WUBP w Olsztynie, a<br />
potem do MBP w Warszawie, efektem<br />
czego było wszczęcie wewnętrznego dochodzenia<br />
wyjaśniającego 36 .<br />
Dr historii, pracownik Delegatury<br />
Instytutu Pamięci<br />
Narodowej w Olsztynie.<br />
Piotr Kardela<br />
20 DEBATA Numer 11 (38) 2010
(Przypisy)<br />
1. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku,<br />
sygn. 052/191, Akta osobowe Celestyna Nawrockiego,<br />
s. Walentego, ur. w Łodzi, dn. 8 IV 1923 r. /dalej: AIPN<br />
052/191/, Ankieta personalna C. Nawrockiego. Przebieg<br />
służby i awanse C. Nawrockiego, oprac. przez R. Gieszczyńską,<br />
zob. Twarze olsztyńskiej bezpieki. Obsada stanowisk kierowniczych<br />
Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w<br />
Olsztynie. Informator personalny, praca zbiorowa <strong>pod</strong> red. P.<br />
Kardeli, Białystok 2007, s. 147-148, /dalej: Twarze olsztyńskiej<br />
bezpieki/.<br />
2. AIPN 052/191, Własnoręcznie napisany życiorys C.<br />
Nawrockiego, Łódź, IV 1945 r. /dalej: Życiorys C. Nawrockiego/;<br />
ibidem, Kwestionariusz dla współpracowników Resortu<br />
Bezpieczeństwa Publicznego – C. Nawrocki /dalej: Kwestionariusz<br />
C. Nawrockiego/.<br />
3. Ibidem. Do Związku Inwalidów Wojennych w Łodzi<br />
dysponując tam pewnym poparciem należał, z racji inwalidztwa<br />
po kontuzji odniesionej w czasie I wojny światowej<br />
<strong>pod</strong>czas służby w armii carskiej Rosji, ur. 1892 r. Walenty<br />
Nawrocki.<br />
4. AIPN 052/191, Ankieta Specjalna UBP – C. Nawrocki,<br />
Łódź, 22 XI 1945 r. /dalej: Ankieta Specjalna C. Nawrockiego/<br />
5. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawroc-<br />
kiego. 6. O wkroczeniu i działaniach Armii Czerwonej na teren<br />
Gołdapi, okrucieństwie i zbrodniach na ludności cywilnej<br />
traktuje m.in. fragment książki C. Merridale, Wojna Iwana,<br />
Poznań 2007, s. 327.<br />
7. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawrockiego.<br />
8. Ibidem.<br />
9. Ankieta Specjalna C. Nawrockiego<br />
10. AIPN 052/191, Zaświadczenie dla C. Nawrockiego<br />
wystawione przez J. Służewskiego sekretarza ZWM Łódź-<br />
Chojny, 3 IV 1945 r.<br />
11. AIPN 052/191, Podanie C. Nawrockiego do WUBP<br />
w Łodzi, 4 IV 1945 r. wraz z dopiskiem o pozytywnym rozpatrzeniu.<br />
12. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawrockiego.<br />
13. AIPN 052/191, Podanie C. Nawrockiego….<br />
14. Ibidem, Ankieta personalna.<br />
15. Ibidem, Przebieg służby z akt personalnych.<br />
16. Archiwum Delegatury IPN w Olsztynie, Akta <strong>pod</strong>ręczne<br />
sprawy przygotowawczej przeciwko C. Nawrockiemu,<br />
sygn. akt VII K 27/89, /dalej: IPN Bi 05/191/, Kopia Karty<br />
ewidencyjnej funkcjonariusza bezpieczeństwa publicznego<br />
– C. Nawrocki; AIPN 052/191, Pismo S. Jarosza szefa PUBP<br />
w Biskupcu do Naczelnika Wydziału Personalnego WUBP w<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.; ibidem, Karta ślubowania<br />
C. Nawrockiego w Centralnej Szkole MBP, 21 XII 1945 r.<br />
Wówczas funkcjonariusze UB ślubowali na wierność konstytucji<br />
z dnia 17 marca 1921 r., ale też praw stanowionych przez<br />
Krajową Radę Narodową; Twarze olsztyńskiej bezpieki…, s.<br />
147-148.<br />
17. O skierowaniu Nawrockiego do PUBP, zob. AIPN<br />
Bi 058/14, 40 lat organów bezpieczeństwa woj. olsztyńskiego<br />
1945-1985. Kronika walki, służby, pracy, oprac. J. Grzegorzewski,<br />
mps, s. 39, /dalej: 40 lat organów/; AIPN 052/191, Przebieg<br />
służby z akt personalnych; ibidem, Pismo S. Jarosza szefa<br />
PUBP w Biskupcu do Naczelnika Wydziału Personalnego<br />
WUBP w Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.; IPN Bi 05/191,<br />
Wykaz funkcjonariuszy PUBP w Biskupcu Reszelskim zatrudnionych<br />
w latach 1945-1948.<br />
18. O skierowaniu S. Jarosza do PUBP w Biskupcu, zob.<br />
AIPN Bi 058/14, 40 lat organów, s. 29. W monografii Biskupca<br />
wydanej za PRL-u, odnotowano jedynie, że PUBP istniał i<br />
nic ponadto. Zob. Biskupiec. Z dziejów miasta i powiatu, Olsztyn<br />
1969, s. 202.<br />
19. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />
WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />
Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950<br />
r. Za powyższe Jarosz, decyzją Ministra Bezpieczeństwa Publicznego<br />
z dnia 7 stycznia 1948 r. został wydalony z pracy<br />
w UB. Nawrocki zaś został ukarany 14-dniowym aresztem<br />
domowym z potrąceniem 50% poborów za czas odbywania<br />
kary 20. Szerzej na ten temat, zob. R. Tomkiewicz, Olsztyńska<br />
Delegatura Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i<br />
Szkodnictwem Gos<strong>pod</strong>arczym 1945-1954, Olsztyn 1995, s. 92.<br />
21. AIPN 052/191, Pismo S. Jarosza szefa PUBP w Biskupcu<br />
do Naczelnika Wydziału Personalnego WUBP w<br />
Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.<br />
22. IPN Bi 05/191, Wykaz funkcjonariuszy PUBP w<br />
Biskupcu Reszelskim zatrudnionych w latach 1945-1948.<br />
Inną datę zakończenia służby C. Nawrockiego w PUBP w<br />
Biskupcu <strong>pod</strong>ała R. Gieszczyńska, co mogło wynikać z przepisania<br />
błędnie zapisanej daty w karcie o przebiegu służby,<br />
która wyraźnie w latach 1945-1948 była przepisywana, a nie<br />
uzupełniana na bieżąco. Dokumenty związane z aktywnością<br />
C. Nawrockiego w Lidzbarku Warmińskim datowane już od<br />
jesieni 1946 r. wskazują ewidentnie, że datę tę zapisano mylnie<br />
– 1947 zamiast 1946 r. Zob. Twarze olsztyńskiej bezpieki, s.<br />
147 i por. AIPN 052/191, Karta ewidencyjna C. Nawrockiego.<br />
23. IPN Bi 05/191, Wykaz funkcjonariuszy PUBP w Biskupcu<br />
Reszelskim zatrudnionych w latach 1945-1948. Wedle<br />
jednych ustaleń, PUBP w Lidzbarku Warmińskim został<br />
zorganizowany w lipcu 1945 r. <strong>pod</strong> kierownictwem Henryka<br />
Wróblewskiego. Zob. J. Mikołajczak, Trud pierwszych lat.<br />
Powiat lidzbarski w latach 1945-1947, Lidzbark Warmiński<br />
„Ty ślepy jesteś”<br />
– zaćmienie z czasów<br />
realnego socjalizmu<br />
„Władza ludowa”, deklaratywnie troszcząc się o ludzi, z rozmysłem deprecjonowała<br />
człowieka – niezależnie od jego pochodzenia. Kolektywne szczęście, do którego<br />
zmierzano, nie obejmowało wolności myśli – niezależnie od języka, w jakim myśl<br />
tę artykułowano. Jawnie budując socjalizm, potajemnie kontrolowano poczynania<br />
obywateli. istniała cenzura oraz funkcjonariusze i ich współpracownicy zajmujący<br />
się inwigilacją. Jak wyglądały efekty pracy agentów Służby Bezpieczeństwa i wedle<br />
jakich prawideł działali, można się przekonać, analizując wybrane przykłady. Cytowane<br />
dokumenty dotyczą metod stosowanych przez bezpiekę po 1956 r. wobec społeczności<br />
ukraińskiej w PRL.<br />
JERzy NECio<br />
zdecydowany odpór<br />
Ukraińców w PRL, stanowiących w<br />
tym kraju rozproszoną społeczność,<br />
SB starała się uchronić przede<br />
wszystkim od „nacjonalizmu”. Za „nacjonalizm”<br />
uchodziły zresztą wszelkie aspiracje w<br />
kierunku utrzymania własnej tożsamości.<br />
Dbano, by nici łączące ukraińską diasporę<br />
w Polsce z rodakami na Zachodzie i po<br />
wschodniej stronie Bugu nie służyły umacnianiu<br />
poczucia narodowej wspólnoty. Ekumenia,<br />
której powszechnie należało hołdować<br />
nazywała się „Związek Sowiecki”. Kraj<br />
1994, s. 35. Z kolei z opracowaniu resortowym na temat organów<br />
bezpieczeństwa państwa na Warmii i Mazurach, wynika,<br />
że organizatorem PUBP w Lidzbarku Warmińskim i jego<br />
pierwszym p.o. kierownikiem był starszy referent, chorąży<br />
Marian Majewski, s. Romana, ur. 1922 r., absolwent Centralnej<br />
Szkoły MBP w Łodzi. Zob. 40 lat organów, s. 23.<br />
24. AIPN 052/191, Przebieg służby z akt personalnych<br />
25. Z. Mikołajczak, op. cit., ss. 67-68.<br />
26. 40 lat organów, s. 66-67. Szerzej o walce wyborczej<br />
przed wyborami do Sejmu ustawodawczego w 1947 r., zob.<br />
B. Łukaszewicz, PSL na Warmii i Mazurach w latach 1945-<br />
1947, Olsztyn 1991, ale też o represjach wobec członków PSL,<br />
idem, Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie 1946-1955, Olsztyn<br />
2000. Zob. też: W. Brenda, Aparat represji w województwie<br />
olsztyńskim w latach 1945-1947 i jego rola w zwalczaniu polskiej<br />
konspiracji antykomunistycznej, „Znad Pisy. Wydawnictwo<br />
poświęcone Ziemi Piskiej”, nr 12, 2003.<br />
27. Ośrodek Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego,<br />
Zbiory Specjalne, sygn. R-15, Relacja Bolesława Krzywińskiego<br />
/dalej: Rel. Krzywińskiego/, s. 7. Borys Shyldhaus s.<br />
Mozesa, ur. 24 X 1913 r., został na teren Okręgu Mazurskiego<br />
skierowany rozkazem nr 250 ministra Bezpieczeństwa Publicznego,<br />
będąc uprzednio szefem PUBP w Przemyślu. Na<br />
zmianę nazwiska otrzymał zgodę MBP, zob. 40 lat organów, s.<br />
30. Por. Twarze olsztyńskiej bezpieki, s. 122.<br />
28. IPN Bi 084/383, Sprawozdanie szefa PUBP do szefa<br />
WUBP, Lidzbark Warmiński, 14 I 1947, za: M. Golon,<br />
Historia Lidzbarka Warmińskiego 1945-1975, maszynopis w<br />
opracowaniu, przeznaczony finalnie do druku [w:] Historia<br />
Lidzbarka Warmińskiego, t. II, red. K. Mikulski. [brak paginacji<br />
stron].<br />
29. Archiwum Państwowe w Olsztynie, 1082/4, Protokół<br />
Komitetu Powiatowego PPR z 16 VI 1947, za: M. Golon,<br />
op. cit..<br />
30. IPN Bi 05/191, Kopia Karty ewidencyjnej funkcjonariusza<br />
bezpieczeństwa publicznego – C. Nawrocki.<br />
31. IPB Bi 120/22, Sprawozdanie szefa PUBP w Lidzbarku<br />
Warmińskim do WUBP w Olsztynie, 8 X 1947, za: M.<br />
Golon, op. cit..<br />
32. Rel. Krzywińskiego, s. 3.<br />
33. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />
WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />
Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950 r.<br />
Pisownia cytowanego dokumentu oryginalna.<br />
34. 40 lat organów, s. 91, 96.<br />
35. IPN Bi 05/191, Kopia Karty ewidencyjnej funkcjonariusza<br />
bezpieczeństwa publicznego – C. Nawrocki.<br />
36. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />
WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />
Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950 r.<br />
ten był wzorcem polityki narodowościowej,<br />
a jego państwowe przedsiębiorstwo inwigilacyjne<br />
– KGB w sprawach ukraińskich traktowało<br />
polską esbecję jako <strong>pod</strong>wykonawcę i<br />
wspólnika.<br />
Fluktuacje na szczytach władzy, kryzysy<br />
i następujące po nich „odwilże” powodowały<br />
przekształcenia polityczne, wśród których<br />
przeobrażeniom ulegał też stosunek do<br />
mniejszości narodowych.<br />
„Po VIII Plenum nasza Partia i władze,<br />
kierując się zasadami internacjonalizmu, zasadami<br />
konstytucji lipcowej [z 22 lipca 1952 r.<br />
– przyp. aut.] gwarantującej równouprawnienie<br />
wszystkich obywateli bez względu na<br />
narodowość, postanowiły dać zdecydowany<br />
odpór rozpętanej przez wrogie elementy fali<br />
szowinizmu i waśni narodowościowych i realizować<br />
słuszne postulaty mniejszości narodowych.<br />
Zgodnie z zaleceniami KC PZPR i<br />
Rządu w 1956 r. powołano do życia szereg<br />
towarzystw społeczno – kulturalnych wśród<br />
mniejszości narodowościowych zamieszkałych<br />
w Polsce.” 1 Tak postrzegano genezę m.in.<br />
Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego<br />
według broszury opracowanej w<br />
styczniu 1959 r. w Departamencie III MSW.<br />
Funkcjonariusze resortu (mjr T. Szumański i<br />
mjr Z. Wesołowski) zapisali w dokumencie:<br />
„W ostatnich miesiącach 1956 i początkach<br />
21
1957 nastąpiła zasadnicza zmiana charakteru<br />
tej działalności [„nacjonalistycznej” – przyp.<br />
aut.] i jej wzrost w niektórych województwach.<br />
W tym okresie elementy <strong>pod</strong>sycały<br />
nastroje nacjonalistyczne, antyradzieckie,<br />
występowały niekiedy z żądaniami rehabilitacji<br />
UPA, lansując w środowiskach nacjonalistycznych<br />
postulat „samodzielnej Ukrainy”.<br />
(…) Typowym zjawiskiem dla tego okresu<br />
było dążenie elementów nacjonalistycznych<br />
do opanowania UTSK dla wykorzystania tej<br />
legalnej instytucji do swoich celów”. 2<br />
Impet zmian wprowadzonych na fali<br />
października 1956 r. wkrótce został wyhamowany,<br />
a Władysław Gomułka, który zdobył<br />
wtedy ster rządów zasłynął niebawem<br />
jako promotor „siermiężnego socjalizmu”.<br />
Stalinowski terror Urzędu Bezpieczeństwa<br />
ustąpił miejsca subtelniejszym sposobom<br />
kontroli zastosowanym przez SB. UTSK<br />
uznawane przez władze za jedynego oficjalnego<br />
reprezentanta całości środowiska<br />
ukraińskiego w PRL, <strong>pod</strong>dano charakterystycznym<br />
dla czasów Gomułki metodom<br />
inwigilacji. Kluczową rolą rolę w „ochronie”<br />
społeczności ukraińskiej spełniali usłużni<br />
wobec aparatu władzy różnej maści konfidenci,<br />
których rekrutowano spośród przedstawicieli<br />
tej mniejszości.<br />
Confidentia Felix – przykład<br />
„Na to Łapski 3 znów wybuchnął gniewnie:<br />
ty ślepy jesteś, nie widzisz, że temu<br />
wszystkiemu winien jest system niewolniczy<br />
radzieckiego rządu. Ten system gnębi naszą<br />
Ukrainę i prowadzi ją do likwidacji jako suwerenne<br />
państwo. Tam jest kult na każdym<br />
kroku. Kult dyrektora, kult brygadzisty, a nawet<br />
kult oddziałowej w kołchozie nacelowane<br />
na to, aby człowieka zemleć jak w młynku,<br />
zlikwidować psychicznie i fizycznie, oduczyć<br />
go samodzielnego myślenia i posiadania swego<br />
zdania”. 4 Emocjonalną wypowiedź Ostapa<br />
Łapskiego zapamiętaną z dyskusji w redakcji<br />
„Naszego Słowa” <strong>pod</strong>ał oficerowi SB tajny<br />
współpracownik o pseudonimie „Feliks”.<br />
Doniesienia „Feliksa” charakteryzowała drobiazgowość.<br />
Starał się też <strong>pod</strong>awać nazwiska<br />
wszystkich osób obecnych przy opisywanych<br />
wydarzeniach. Treści, które komunikował<br />
esbekom, świadczą o jego prowokacyjnym<br />
udziale <strong>pod</strong>czas dyskusji. „Zaczęło się od<br />
pytania Kobelaka 5 , który stwierdził, iż każdy<br />
ma swoje odrębne zdanie i powinien je<br />
swobodnie i wszędzie wyrażać ustnie czy w<br />
prasie. Na tym polega sens prawdziwej demokracji.<br />
Ja [„Feliks” – przyp.aut.] wtrąciłem<br />
słowo: „To nie zawsze na dobre wychodzi, jak<br />
np. w Czechosłowacji” [W 1968 r. miała tam<br />
miejsce interwencja wojsk Układu Warszawskiego<br />
– przyp.aut.] Łapski krzyknął: „Na<br />
dobre wychodzi. Czesi są jednomyślni <strong>pod</strong><br />
względem swej suwerenności. Oni wszyscy<br />
jak jeden mąż plunęli w dużą mordę Sowietom<br />
i pokazali, że są panami w swym kraju,<br />
że u nich Moskwa nie ma prawa panoszyć się<br />
jak na Ukrainie”. 6 Dokument sporządzony<br />
na <strong>pod</strong>stawie relacji „Feliksa” przed ponad<br />
40 laty jest ilustracją kontrastowych postaw<br />
przyjmowanych wówczas wśród czołowych<br />
przedstawicieli środowiska ukraińskiego w<br />
Polsce. „Łapski więcej jak pół godziny krzycząc<br />
i gestykulując (weszli Werba i Szczyrba<br />
ale zaraz wyszli, aby nie być świadkami)<br />
dowodził, że na Ukrainie nie ma wolności.<br />
Wszystko zdławili butem Rosjanie, butni, nie<br />
szanujący nikogo prócz siebie. W Dniepropiotrowsku<br />
Rosjanka, kierowniczka muzeum<br />
rozkopała mogiłę zaporożca Sirka, kości<br />
wzięła do worka i gdzieś zaniosła, aby nie zostało<br />
śladu po bohaterze narodowym. Porozbierali<br />
cerkwie zabytkowe. A najważniejsze<br />
spotworzyli [ukrainizm – zdeformowali –<br />
przyp.aut.], spaplużyli [ukrainizm – oszkalowali<br />
– przyp.aut.] duszę ukraińską, odbierając<br />
od niej co najcenniejsze – język ojczysty. A co<br />
wart jest człowiek bez języka i kultury?” 7<br />
Trzy lata wcześniej „Feliks” wiernie scharakteryzował<br />
bezpiece przebieg uroczystości<br />
poświęconej Tarasowi Szewczence. „Dn.<br />
13.III 1966 w teatrze „Buffo” w Warszawie<br />
(ul. Konopnickiej 6) odbyła się akademia<br />
Szewczenkowska. Byłem obecny za kulisami<br />
<strong>pod</strong>czas zawieszenia portretu Szewczenki. Był<br />
to nie tradycyjny portret, a poeta z <strong>pod</strong>niesionymi<br />
i złączonymi nad głową rękoma, wzywający<br />
do czynu. Zawieszali portret Pankiw<br />
i Boberski.” 8 „Feliks” <strong>pod</strong>ał, że słowo wstępne<br />
wygłosił Stefan Kozak 9 . Konfident skrupulatnie<br />
zwrócił uwagę, że brzmienie cytatu z<br />
Szewczenka przytoczone przez S. Kozaka<br />
różni się od przekładu rosyjskiego. „Z Moskiewskiego<br />
puchara moskiewska trucizna<br />
(a w rosyjskim obecnym tłumaczeniu to zdanie<br />
brzmi inaczej: Z carskiej czary (puchara)<br />
carską truciznę – str. 408 (…).” 10 Cenzorskie<br />
zapędy „Feliksa” dorównywały jego serwilizmowi<br />
wobec władz komunistycznych. „Referat<br />
[Stefana Kozaka – przyp.aut.] pominął<br />
rzeczywistość naszą. Ani jednego słowa nie<br />
było o tym, że marzenia Szewczenki urzeczywistnione<br />
są i Ukraina obecnie wolna. Pominął<br />
również nowe warunki życia mniejszości<br />
ukraińskiej w Polsce Ludowej. Dowodem<br />
czego jest choćby fakt pokazu kulturalnego<br />
dorobku Ukraińców w Warszawskim teatrze,<br />
czego kiedyś nie było.” 11 Ostatnie zdanie tajny<br />
współpracownik SB ozdobił przypisem wyrażającym<br />
ideologiczną ogładę, czyli prezentującym<br />
tzw. „klasowe <strong>pod</strong>ejście”. „Drugi fakt,<br />
że w chórze śpiewała połowa studentów warszawskiej<br />
ukrainistyki, dzieci byłych pastuchów<br />
i drwali. Tego Kozak nie <strong>pod</strong>kreślił”. 12<br />
Doniesienia „Feliksa” zawierały obserwacje,<br />
które mogły bezpiece dać asumpt do<br />
pogłębionego zainteresowania określonymi<br />
osobami. Agent <strong>pod</strong>awał, kto komu i z jakiej<br />
przyczyny składał gratulacje, bił brawo, kto z<br />
kim i w jakich okolicznościach rozmawiał…<br />
Po projekcji głośnego filmu „Cienie zapomnianych<br />
przodków”, którą zorganizowano<br />
w świetlicy UTSK w Warszawie w dn. 27 lutego<br />
1966 r. „Feliks” zrelacjonował wypowiedź<br />
Michała Wachniuka 13 . Przytoczył autoprezentację<br />
mówcy zwierającą jego światopoglądowe<br />
credo. „Wachniuk mówił: Jestem uparty<br />
i prawdomówny. Lubię robić na przekór. Np.<br />
w naszym kraju (Polska) greko – katolicka religia<br />
prześladuje się, to dlatego ja naumyślnie<br />
chodzę do cerkwi na Miodową.” 14<br />
Doniesieniami „Feliksa” uzupełniano<br />
teczki osób inwigilowanych przez SB, np.<br />
do akt Stefana Kozaka włożono następującą<br />
obserwację poczynioną przez TW: „Kozak<br />
spojrzał na stół. Leżała gruba książka Małaniuka<br />
15 (nacjonalista z Zachodu). Szczyrba<br />
dopiero wyjął z koperty księgę zabroniona<br />
i nie zdążył schować. Kozak ją uchwycił,<br />
usiadł w kącie i zaczął czytać. Długo załatwiał<br />
sprawy Werba, potem ja, a Kozak wciąż<br />
czytał. Myśmy wyszli a on został i czytał”. 16<br />
Oficer sporządzający wyciąg z relacji<br />
„Feliksa” dopisał jeszcze notatkę wyjaśniającą,<br />
w której stwierdził, że wydane w Kanadzie<br />
opracowania i komentarze na tematy<br />
literackie napisane są z pozycji „skrajnie<br />
nacjonalistycznych” i są „nie do przyjęcia w<br />
naszych warunkach”. 17<br />
zadania sieci<br />
Oglądanie efektów „pracy” „osobowego<br />
źródła informacji”, jakim był np. „Feliks”,<br />
przypomina bierną obserwację pojedynczego<br />
trybu znacznie większej machiny –<br />
przynajmniej do momentu, w którym nie<br />
odczyta się „instrukcji obsługi”. Ukazanie<br />
inżynierii SB, tj. wewnętrznych wskazówek –<br />
rozporządzeń, instrukcji, analiz uzmysławia<br />
szerokość „frontu robót” agentury. „Przed<br />
siecią stoi zadanie:<br />
– rozpracowania i obserwacji osób przechodzących<br />
w naszym zainteresowaniu i<br />
ujętych w związku z tym w ramy spraw<br />
ewidencji operacyjnej,<br />
– rozpoznawania spotkań i schadzek elementów<br />
nacjonalistycznych oraz punktów<br />
przesyłkowych korespondencji napływającej<br />
z zagranicznych ośrodków<br />
nacjonalistycznych do nacjonalistów<br />
zamieszkałych w ZSRR,<br />
– przeniknięcia do działających politycznych,<br />
nacjonalistycznych ośrodków emigracyjnych,<br />
dogłębnego ujawniania zamiarów, celów,<br />
form i metod działania elementów nacjonalistycznych<br />
spośród mniejszości narodowościowych<br />
zamieszkałych w Polsce”. 18<br />
Powyższy cytat pochodzi z dokumentu<br />
powstałego w styczniu 1959 r. w Departamencie<br />
III MSW zajmującym się inwigilacją<br />
22 DEBATA Numer 11 (38) 2010
mniejszości narodowych. Co charakterystyczne,<br />
w niewielkim fragmencie nasyconym<br />
esbeckim żargonem aż pięciokrotnie<br />
użyto przymiotnika „nacjonalistyczny”.<br />
W kolejnych częściach analizy funkcjonariusze<br />
akcentowali postulat bliskiego kontaktu<br />
i potrzebę zdobywania zaufania przez<br />
konfidentów w stosunku do osób, które zamierzano<br />
inwigilować. Sporządzono przy<br />
tym swoisty katalog środowisk, w których<br />
należało poszukiwać donosicieli. „Dla zwalczania<br />
wrogiej działalności ukraińskich i litewskich<br />
elementów nacjonalistycznych należy<br />
przede wszystkim typować kandydatów<br />
na werbunek spośród:<br />
– osób, które biorą udział w schadzkach<br />
<strong>pod</strong>ejrzanego politycznie charakteru i<br />
znani są z przeszłej lub obecnej nacjonalistycznej<br />
działalności<br />
– osób, które odsiadywały kary więzienia<br />
w Polsce i ZSRR za terrorystyczną i<br />
nacjonalistyczną działalność przeciwko<br />
ZSRR i PRL a ich aktualna postawa<br />
wskazuje, że mogą uprawiać wrogą nacjonalistyczną<br />
działalność<br />
– (…)<br />
– osób, które <strong>pod</strong>ejrzane są o uprawianie<br />
nacjonalistycznej działalności wśród<br />
młodzieży ukraińskiej lub mających<br />
zaufanie tej młodzieży – głoszących poglądy<br />
tworzenia młodzieżowych organizacji<br />
w oderwaniu od UTSK względnie<br />
tworzenia nielegalnych młodzieżowych<br />
organizacji ukraińskich<br />
– (…)<br />
– księży wyznania greckokatolickiego i<br />
prawosławnego, których aktualna postawa<br />
wskazuje, że mają możliwość<br />
wyjaśniania wrogiej nacjonalistycznej<br />
działalności i posiadających kontakty z<br />
ośrodkami nacjonalistycznymi i klerykalnymi<br />
za granicą”. 19<br />
W wymienionych grupach upatrywano<br />
nadzieję na uzyskanie najcenniejszych informacji,<br />
jednocześnie SB otwierała sobie możliwości,<br />
by nimi sterować i wpływać przez<br />
nich na całe środowisko.<br />
Oficerowie bezpieki przed przystąpieniem<br />
do werbunku mieli starannie dobierać<br />
argumentację i w żadnym razie nie mogli<br />
urazić uczuć narodowych kandydata. „W tej<br />
sytuacji pracownik nasz przeprowadzający<br />
rozmowę werbunkową winien wykazywać<br />
dużo taktu i umiaru i w ten sposób pozy-<br />
(Przypisy)<br />
1. A IPNBu 01521/640 – O sytuacji politycznej i<br />
operacyjnej wśród mniejszości narodowościowych i zadaniach<br />
SB, s.3.<br />
2. Tamże, s.4.<br />
3. Eustachy (Ostap) Łapski – poeta, tłumacz, krytyk<br />
literacki, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim [ur.<br />
07.07.1926 r. w Kobryniu]<br />
4. A IPNBu 1419/119 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />
02.06.1969 r.<br />
5. Anatol Kobelak – redaktor „Naszego Słowa” – organu<br />
prasowego UTSK.<br />
6. Tamże.<br />
7. Tamże.<br />
8. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
skiwać go dla swoich celów, by w żadnym<br />
wypadku uczucia narodowe kandydata nie<br />
zostały dotknięte. Ta zasada powinna obowiązywać<br />
nawet i w tych wypadkach, kiedy<br />
operujemy przy werbunku materiałami kompromitującymi”.<br />
20 Więcej: oficjalnie „chroniąca”<br />
od nacjonalizmu bezpieka w przypadku<br />
planowanego pozyskania skłonna była brać<br />
<strong>pod</strong> uwagę pobudki patriotyczne. „Niejednokrotnie<br />
uczucia narodowe kandydata spośród<br />
mniejszości mają decydujący wpływ na <strong>pod</strong>jęcie<br />
przez niego decyzji o jego współpracy z<br />
nami.” 21 Celem głównym było bowiem pozyskanie<br />
ludzi dostarczających SB wiarygodnych<br />
informacji. „Drugim ważnym elementem<br />
w pracy z agenturą spośród mniejszości<br />
narodowych jest konieczność wszechstronnego<br />
sprawdzania poprzez równoległą agenturę<br />
prawdziwości i obiektywności informacji<br />
przekazywanych przez poszczególne jednostki.<br />
Chodzi mianowicie o całkowite wyeliminowanie<br />
z pracy tych jednostek o tendencji<br />
do dezinformacji i naciągania faktów.” 22<br />
Oprócz tajnych „osobowych źródeł informacji”,<br />
wiedzę na temat sytuacji w środowiskach<br />
mniejszości narodowych zapewnić<br />
miała bezpiece łączność z kierownikami<br />
Wydziałów Administracyjno – Społecznych<br />
i Wydziałów ds. Wyznań przy Wojewódzkich<br />
Radach Narodowych. Pozyskiwanie<br />
informacji z wyżej wymienionych urzędów<br />
planowano głównie w stosunku do elementów<br />
nacjonalistycznych, które zdołały uplasować<br />
się w towarzystwach społeczno – kulturalnych<br />
mniejszości narodowościowych i<br />
we władzach kościelnych wyznania grecko<br />
– katolickiego i prawosławnego.” 23<br />
zatrzaśnięte drzwi?<br />
Agentura bezpieki działała w sposób tajny,<br />
nie sposób więc dokonać opisu jej aktywności,<br />
nie uciekając się do utajnionych niegdyś dokumentów.<br />
W toczącej się obecnie w środowisku<br />
ukraińskim dyskusji na temat UTSK: czy była<br />
to organizacja ukraińska czy „dla Ukraińców”,<br />
nie można pominąć opisu minionej rzeczywistości,<br />
nie odwołując się do archiwaliów generowanych<br />
niegdyś przez SB. Tym bardziej,<br />
że aktualnie istniejący Związek Ukraińców w<br />
Polsce (ZU w P) powstał na skutek transformacji<br />
UTSK. W 1990 r., gdy rodził się ZU w P<br />
nie istniała możliwość wglądu do dokumentów<br />
bezpieki. Zjazd przekształcający UTSK<br />
15.03.1966 r. Pisownia wszystkich cytatów i <strong>pod</strong>kreślenia<br />
są oryginalne.<br />
9. Stefan Kozak – filolog – ukrainista, w latach 1969<br />
– 75 red. naukowy „Slavia Orientalis” ,od 1993r. profesor<br />
Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie przewodniczący<br />
Ukraińskiego Towarzystwa Naukowego w Polsce.<br />
10. Tamże.<br />
11. Tamże.<br />
12. Tamże.<br />
13. Michał Wachniuk – działacz UTSK, w latach<br />
1930–35 poseł na Sejm RP.<br />
14. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />
08.03.1966 r.<br />
15. Jewhen Małaniuk 1897 – 1968, poeta, publicysta<br />
i działacz polityczny.<br />
w nową organizację odbył się w dn. 24–25<br />
lutego 1990 r. w Warszawie, a SB funkcjonowała<br />
jeszcze do maja tego samego roku. Na<br />
zakończenie pracy dla systemu policja polityczna<br />
PRL niszczyła papierowe dowody swej<br />
działalności. Zasoby, które ocalały, przekazano<br />
do Urzędu Bezpieczeństwa (UOP), a stamtąd<br />
do IPN utworzonego w 1999 r. Wiedza pochodząca<br />
z archiwów byłej SB dopiero teraz<br />
ma szanse dotrzeć szerszym strumieniem do<br />
opinii publicznej. Pierwszą monografię UTSK<br />
opracowaną w oparciu o źródła zgromadzone<br />
w IPN wydał w 2008 r. Jarosław Syrnyk. 24<br />
Według wrocławskiego historyka tajny<br />
współpracownik o pseudonimie „Feliks”, ulokowany<br />
w redakcji „Naszego Słowa” oddawał<br />
usługi mocodawcom z esbecji przez co najmniej<br />
dwie dekady (od lat 50. do drugiej połowy<br />
lat 70. XX w.). 25 Oprócz wspomnianych<br />
wyżej elukubracji, jego donosy przydały się SB<br />
w sprawie „Saturn” (rozpracowanie O. Horbacza,<br />
W. Cegielskiego, A. Olearczyka, A. Mentucha,<br />
L. Jedynaka, I. Chylaka, M. Kozaka) 26<br />
oraz do ustalenia w 1958 r. pomysłodawców<br />
zjazdu Łemków w Głogowie, co skutkowało<br />
następnie utrąceniem inicjatywy. 27 O faktycznej<br />
roli – wybranego jako przykład „Feliksa”<br />
– w dziele wzmacniania komunistycznego<br />
aparatu bezpieczeństwa trudno byłoby się dowiedzieć,<br />
gdyby zaaprobować pogląd, że nie<br />
należy badać poesbeckich archiwów.<br />
Ogólnym założeniem przyjętym przez<br />
ZU w P jest niezaglądanie za rozwieszony w<br />
1990 r. parawan. Ograniczono się do paradygmatu:<br />
Ukraińcy w PRL byli prześladowani<br />
i inwigilowani. Pomija się jednak szczegóły:<br />
kto i w jaki sposób tego dokonywał? Jakie<br />
motywy kierowały konfidentami? – choć tu<br />
sytuacja może być skomplikowana. Jakich<br />
spustoszeń dokonała esbecka agentura? To<br />
powoduje, że za zatrzaśniętymi drzwiami z<br />
napisem „PRZESZŁOŚĆ” na równych prawach<br />
pozostają postawy i dokonania ludzi<br />
wolnych i niepokornych wobec systemu, jak i<br />
donosicieli zniewalających rodaków.<br />
Nauczyciel historii, Ukrainiec<br />
o łemkowskich korzeniach<br />
ur. w 1962 r. w warmińskim<br />
Braniewie, publikował m.in.<br />
w wydawnictwach Wspólnoty<br />
Kulturowej „Borussia” do<br />
której należy. Zainteresowany<br />
historią regionalną i dydaktyką<br />
historii<br />
Jerzy Necio<br />
16. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks”<br />
05.05.1966 r.<br />
17. Tamże.<br />
18. A IPNBu 01521/640 – O sytuacji politycznej i<br />
operacyjnej w środowisku mniejszości narodowych w Polsce<br />
i zadaniach SB, s. 19.<br />
19. Tamże, s.19–20.<br />
20. Tamże, s.20.<br />
21. Tamże.<br />
22. Tamże.<br />
23. Tamże, s.22.<br />
24. Jarosław Syrnyk, Ukraińskie Towarzystwo Społeczno<br />
– Kulturalne (1956–1990), Wrocław 2008.<br />
25. Tamże, s.411.<br />
26. Tamże, s.211.<br />
27. Tamże, s. 287.<br />
23
„Holender Warota” –<br />
słownik agentów<br />
olsztyńskiej SB<br />
Kiedy docieram do kolejnych akt rozpoczynających się od sygnatur 0088/… wiem<br />
już, że natrafiłem na kolejnego tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa,<br />
bądź też kandydata na takiego. im dalsza cyfra poprzedzająca ukośnik, tym współpraca<br />
jest mniej odległa, i dotyczyć może postaci żyjącej, mającej często wpływ na<br />
obecną rzeczywistość, czasem zdarza się, że jest to osoba pragnąca uchodzić na autorytet<br />
moralny, bądź uznanego fachowca. Jednostek rozpoczynających się od sygnatur<br />
0088/… jest ponad cztery tysiące egzemplarzy, nie oznacza to bynajmniej, iż jest to<br />
wielkość która określa liczbę byłych TW olsztyńskiej SB. Niektórzy z nich figurują<br />
jedynie w kartotekach esbeckich, gdyż teczki personalne i pracy mogły zostać wybrakowane,<br />
bądź, co zawsze <strong>pod</strong>kreślam „sprywatyzowane”. Każdy z agentów jednak<br />
wcześniej czy później znajdzie miejsce w niniejszym „holendrze”.<br />
PAWEł PioTR WARoT<br />
▶ A jak TW ps. „Adam”, czyli Adam<br />
Buraczewski, okres współpracy<br />
1976–1985<br />
Adam Buraczewski, kierownik Zespołu<br />
Matematyki z Wyższej Szkoły Pedagogicznej<br />
w Olsztynie, jak wynika z zachowanych<br />
dokumentów współpracował z Wydziałem<br />
III Służby Bezpieczeństwa w okresie<br />
od 1976 do 1985 r., a więc przez dziewięć<br />
długich lat. Jeszcze wcześniej współpracował<br />
jako kontakt operacyjny (KO) pseudonim<br />
B. A. Zapewniał on komunistycznym<br />
służbom specjalnym rozpoznanie tzw.<br />
sytuacji operacyjnej na Wydziale Przyrodniczo-Matematycznym,<br />
zwłaszcza wśród<br />
kadry naukowej WSP, które dotychczas<br />
było słabe. Tym bardziej, że oceniany był<br />
na macierzystym wydziale, jako liczący się<br />
naukowiec, utrzymujący szerokie kontakty<br />
towarzyskie z innymi wykładowcami.<br />
Dzięki zdobywanej ciągle w ramach spraw<br />
obiektowych założonych na naukowców o<br />
kryptonimach „Uczelnia R” i „Uczelnia N”<br />
wiedzy operacyjnej, SB wiedziała, że rektor<br />
uczelni prof. Juliusz Popowicz miał o Buraczewskim<br />
jak najlepszą opinie, składając<br />
mu nawet propozycję objęcie stanowiska<br />
prorektora WSP ds. dydaktyczno-naukowych.<br />
Bezpieka oceniała ewentualne<br />
objęcie takiego stanowiska, jako wzrost<br />
możliwości operacyjnych agenta. A ponieważ<br />
stanowisko to Buraczewski objąłby po<br />
Stanisławie Szteynie, a więc innym współpracującym<br />
z nią TW o pseudonimie „Zn”,<br />
zapewniłoby to SB, oprócz wiedzy na temat<br />
pracowników WSP, dalsze utrzymanie szerokiego<br />
dopływu informacji ze środowiska<br />
rektorskiego uczelni.<br />
Buraczewski na współpracę z SB zgodził<br />
się dobrowolnie, przyjmując przed<br />
swoim oficerem prowadzącym, którym<br />
był por. Wojciech Napora, pseudonim<br />
agenturalny „Adam”. Bezpiece szczególnie<br />
zależało na kontakcie, gdyż jak się<br />
s<strong>pod</strong>ziewano, dzięki licznym <strong>pod</strong>różom<br />
zagranicznym, m.in. do Finlandii, Szwecji<br />
czy Kanady, ale również do krajów tak<br />
egzotycznych, jak Kenia, posiada on rozległe<br />
kontakty na świecie, co więcej, dzięki<br />
znajomości języków obcych miał dotarcie<br />
do obcokrajowców przebywających na<br />
uczelni. Nie przeszkadzało też nikomu z<br />
władz SB, że Buraczewski będąc przez 13<br />
lat w Ghanie, gdzie wykładał jako profesor<br />
na Uniwersytecie Kumasz, odmawiał tak<br />
naprawdę w latach 1962–1975 powrotu<br />
do kraju. Z jakich powodów po powrocie<br />
do PRL nie został chociażby aresztowany,<br />
tego możemy się domyślać. Po powrocie<br />
deklarował jednak zdecydowaną chęć<br />
<strong>pod</strong>trzymywania kontaktów z SB, co jeszcze<br />
bardziej potwierdzało jego kontakty z<br />
komunistycznym aparatem represji przed<br />
1975 r.. Wojciech Napora zapytał nawet<br />
Buraczewskiego wprost, co ten ma na myśli,<br />
naukowiec odparł, że nie będzie stawiał<br />
we wzajemnej współpracy żadnych „warunków,<br />
ani innych wymagań”. Funkcjonariusz<br />
zapowiedział przy okazji, że warunkiem<br />
dalszych wyjazdów Buraczewskiego<br />
do krajów zachodnich, będzie ściślejsza<br />
współpraca i to na „odpowiednim” poziomie<br />
operacyjnym, nie jak dotychczas na<br />
zasadzie kontaktu operacyjnego.<br />
SB wysoko ceniła zdolności operacyjne<br />
TW „Adama”, zwłaszcza jego jasność przekazywania<br />
wniosków – „rzeczowy i zwię-<br />
zły” język. Dalsza współpraca pokazała, co<br />
<strong>pod</strong>kreślał Napora, że TW chętnie udzielał<br />
informacji. Bez oporów spotykał się ze<br />
swoim oficerem prowadzącym „dzieli się<br />
bez oporów swoimi spostrzeżeniami, czy<br />
uwagami, często wplatając wątki osobiste”.<br />
W jego esbeckiej charakterystyce znalazły<br />
się określenia typu: „Nie kryje tego, że<br />
lubi pieniądze”, „Zachłanny na pieniądze”,<br />
„Człowiek hołdujący kultowi dolara”. Pobyt<br />
na zagranicznych stypendiach traktować<br />
miał, jak każdy chyba wyjeżdżający w tamtym<br />
czasie naukowiec, dwojako, w sposób<br />
naukowy i jednocześnie zarobkowy.<br />
Już <strong>pod</strong>czas spotkania werbunkowego<br />
22 listopada 1976 r., SB uzyskała od Buraczewskiego<br />
informacje na temat jego znajomych<br />
z WSP. Informował m.in. o pracowniku<br />
naukowym, Edycie Kwasowskiej,<br />
którą TW oceniał bez zarzutu jedynie od<br />
strony dydaktycznej. Wytykał jej natomiast<br />
braki od strony naukowej. Opowiedział<br />
o tym jak zaproponował jej <strong>pod</strong>jęcie<br />
się pisania pracy doktorskiej, z czego nie<br />
skorzystała - „nie traktuje pracy na uczelni<br />
perspektywicznie, jedynie doraźnie”.<br />
„Adam” tłumaczył to faktem posiadania<br />
przez Kwasowską rodziny w RFN i planów<br />
związanych wyjazdem z Polski.<br />
Buraczewski był wykorzystywany,<br />
m.in. w sprawie tzw. działalności antysocjalistycznej,<br />
prowadzonej głównie wśród<br />
studentów przez niejakiego Aleksandra<br />
Rusieckiego. Do czasu wyjazdu z Polski<br />
w maju 1980 r., TW „Adam” dostarczył<br />
kilku, jak oceniała to SB „interesujących<br />
danych” dotyczących rozpracowywanego<br />
przez SB Rusieckiego. Sam Buraczewski,<br />
jako kierownik zakładu miał – w ocenie SB<br />
– posłużyć do represjonowania Rusieckiego,<br />
jako swoisty „odwód operacyjny”.<br />
W lipcu 1980 r. Buraczewski wyjechał<br />
turystycznie do Indii, a następnie do Papui<br />
Nowej Gwinei, skąd odmówił powrotu do<br />
kraju. W Papui znalazł pracę w Port Moresby,<br />
na tamtejszym uniwersytecie. Służby<br />
specjalne PRL planowały jednak po jego<br />
powrocie do kraju, kontynuować z nim<br />
dalszą współpracę. W październiku 1985<br />
r. Buraczewski wystąpił o uznanie ważności<br />
paszportu oraz o udzielenie mu urlopu<br />
naukowego. Co znamienne, obie sprawy<br />
zostały załatwione pozytywnie.<br />
▶ M jak TW ps. „Mieczysław”, czyli<br />
Krzysztof Mieczysław Świątek, okres<br />
współpracy 1982–1987. obecny dziekan<br />
Wydziału Geodezji i Gos<strong>pod</strong>arki<br />
Przestrzennej uWM<br />
Krzysztof „Mieczysław” Świątek, profesor<br />
Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego,<br />
<strong>pod</strong>obnie jak jego poprzednik na<br />
stanowisku dziekana Wydziału Geodezji<br />
24 DEBATA Numer 11 (38) 2010
i Gos<strong>pod</strong>arki Przestrzennej, profesor Andrzej<br />
Hopper, był agentem kontrwywiadu<br />
SB. W przypadku Świątka była to współpraca<br />
na przestrzeni lat 1982–1987. Komunistyczne<br />
służby specjalne zainteresowały<br />
się tym wybitnym olsztyńskim geodetą z<br />
Akademii Rolniczo-Technicznej w związku<br />
z jego wyjazdem w lutym 1982 r. do<br />
Instytutu Humboldta w Hanowerze, gdzie<br />
przebywał przez przeszło pół roku. SB wiedząc<br />
o wyjeździe uznała, że Świątek może<br />
stać się w IH obiektem zainteresowania<br />
zachodnioniemieckich służb specjalnych.<br />
Jednocześnie sam stanowić miał poważne<br />
źródło informacji o ludziach i obiektach<br />
oraz nowoczesnych technologiach, interesujących<br />
kontrwywiad SB.<br />
Ten dobry – jak go oceniała bezpieka<br />
– fachowiec, często bywał w latach<br />
Adam Buraczewski, Krzysztof Mieczysław Świątek, Ryszard Pszczółkowski<br />
osiemdziesiątych za granicą. Jak wynika<br />
z jego esbeckiej charakterystyki miał być<br />
„pozytywnie ustosunkowany do obecnej<br />
[ówczesnej] rzeczywistości”. Określano go<br />
jako osobę inteligentną, i co najważniejsze<br />
przypadku <strong>pod</strong>jęcia działań agenturalnych<br />
– budzącą zaufanie wśród ludzi, o których<br />
informacji miał dostarczać. Liczono na to,<br />
że zwłaszcza kontakty z obcokrajowcami,<br />
tak za granicą jak i tymi przebywającymi<br />
do Akademii, przyniosą kontrwywiadowi<br />
SB wymierne korzyści. Posiadano wiedzę,<br />
iż jako znający języki obce, często towarzyszy<br />
wycieczkom naukowców w charakterze<br />
tłumacza.<br />
Po powrocie z Instytutu Humboldta,<br />
por. Mieczysław Szczepanik zapytał Świątka,<br />
czy w dalszym ciągu pragnie utrzymywać<br />
kontakty z SB. Naukowiec bez wahania<br />
odpowiedział twierdząco. Kiedy doszło<br />
do chwili, w której każdy <strong>pod</strong>ejmujący<br />
współpracę TW <strong>pod</strong>pisuje zobowiązanie,<br />
Świątek przyznał, że wolałby współpracować<br />
bez zdeklarowanego na piśmie „zobowiązania”,<br />
ale… jeżeli takie są wymogi, to<br />
może wyrazić zgodę w formie pisemnej.<br />
Kiedy następnie Szczepanik poinformował<br />
naukowca o konieczności przyjęcia<br />
przez niego pseudonimu agenturalnego,<br />
ten bez zbytniego zastanowienia obrał ps.<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
„10”. Dopiero po <strong>pod</strong>pisaniu zobowiązania<br />
zainteresował się do czego właściwie<br />
służy ten pseudonim. Był nawet w stanie,<br />
co deklarował, iż wszystko co przekaże SB<br />
z „czystym sumieniem” może <strong>pod</strong>pisywać<br />
własnym imieniem i nazwiska. Esbek<br />
oczywiście zaczął wyjaśniać, że z powodu<br />
procedur operacyjnych i tzw. konspiracji<br />
współpracy pseudonim musi być. Świątek<br />
uznał wtedy, chcąc – co <strong>pod</strong>kreślał później<br />
w raporcie esbek – etap pisania zobowiązania<br />
mieć już za sobą, że najbardziej<br />
odpowiednie będzie posługiwanie się jego<br />
drugim imieniem „Mieczysław”. Krzysztof<br />
„Mieczysław” Świątek miał zatem pełną<br />
świadomość tego, do czego się zobowiązuje.<br />
Zobowiązanie <strong>pod</strong>pisane, zgoda na<br />
współpracę wyrażona, pseudonim obrany,<br />
a więc mogła rozpocząć się pełna współ-<br />
praca. Spotkania z TW „Mieczysławem”<br />
na przestrzeni lat 1982–1987odbywały się<br />
w lokalu kontaktowym o nazwie „Siódma<br />
Góra”. W ocenie SB na spotkaniach rozmawiał<br />
szczerze i z własnej woli przekazywał<br />
informacje o innych osobach.<br />
Podczas pobytu w Instytucie Humboldta<br />
poznać miał specjalistę od geodezji<br />
satelitarnej, profesora Güntera Seebera.<br />
Miał on też możliwości badań na nowatorskim<br />
materiale obserwacyjnym uzyskanym<br />
z obserwacji sztucznych satelitów ziemi<br />
tzw. „metodą dopplerowską”. Świątek<br />
zadowolony był z możliwości, jakie dawał<br />
mu wyjazd, do tego stopnia, że planował<br />
kolejne stypendia. W relacji z <strong>pod</strong>róży do<br />
Hanoweru oprócz informacji czysto technicznych,<br />
<strong>pod</strong>awał SB również treści rozmów<br />
prywatnych z pracownikami instytutu.<br />
Mieli oni rzekomo wyrażać aprobatę dla<br />
działań ówczesnych władz komunistycznych<br />
PRL. Nie wiadomo, czy powiedział to<br />
szczerze, czy być może próbował poprawić<br />
samopoczucie funkcjonariuszowi znienawidzonego<br />
powszechnie w społeczeństwie<br />
aparatu represji. Tym bardziej jeśli <strong>pod</strong><br />
uwagę weźmiemy, że od kilku miesięcy w<br />
Polsce trwał stan wojenny. Na koniec tego<br />
spotkania Szczepanik otrzymał od Świątka<br />
schemat fundacji Humboldta.<br />
Prawdomówność TW „Mieczysłąwa”<br />
względem SB sprawdzano na każdym<br />
kroku. Każda przekazana przez niego informacja<br />
była sprawdzana z posiadaną już<br />
przez reżimowy aparat wiedzą operacyjną.<br />
Tak było w przypadku udzielenia informacji<br />
na temat byłego kolegi TW, pracownika<br />
naukowego, niejakiego Jędryckiego, który<br />
kilka lat wcześniej wyjechał do NRD na<br />
staż naukowy, skąd zbiegł do Berlina Zachodniego.<br />
Następnie przyjechała do niego<br />
żona z dzieckiem, odmawiając również<br />
powrotu do kraju. Wydział II SB dysponował<br />
już wiedzą na ten temat, przez co<br />
sprawdzono prawdomówność „Mieczysława”.<br />
Kontakty z SB stały się dla Świątka z<br />
biegiem czasu coraz bardziej uciążliwe, co<br />
okazywał <strong>pod</strong>czas spotkań, tym bardziej,<br />
że po powrocie z Instytutu Humboldta<br />
przez najbliższych kilka lat na żadne stypendia<br />
zagraniczne nie wyjeżdżał. Oficjalnie<br />
współpracę ze Świątkiem SB rozwiązała<br />
w 1987 r. powodu braku czasu spowodowanego<br />
pisaniem pracy habilitacyjnej.<br />
▶ o jak TW ps. „osa”, czyli Ryszard<br />
Pszczółkowski, okres współpracy<br />
1977–1985<br />
Ryszard Pszczółkowski, Naczelnik<br />
Wydziału Mechanicznego Okręgowej Dyrekcji<br />
Dróg Publicznych w Olsztynie, był<br />
tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa<br />
w latach 1977–1985. Była to<br />
współpraca z Wydziałem V SB, będącym<br />
odpowiedzialnym za zabezpieczenie operacyjne<br />
gos<strong>pod</strong>arki.<br />
SB zwróciła na niego uwagę przy okazji<br />
powrotu we wrześniu 1977 r. do kraju<br />
z zagranicznych wojaży. Gdy w sierpniu<br />
wyjeżdżał do Turcji, urzędnik celny z Piwnicznej<br />
znalazł przy nim nie zgłoszone<br />
wcześniej: klucze nasadowe, kamerę filmową,<br />
zestaw spawalniczy, skóry z lisa oraz<br />
komplet narzynek, które zajęte zostały do<br />
mającej miejsce w takich okolicznościach<br />
sprawy karnej. Po powrocie, oddając w<br />
Komendzie Wojewódzkiej paszport, początkowo<br />
zataił wydarzenia, jakie miały<br />
miejsce na granicy, jednakże w trakcie<br />
dalszej rozmowy przyznał się do próby<br />
przemytu, tym bardziej, że dodatkowo<br />
pracownik bułgarskiego Urzędu Celnego<br />
wpisał mu do paszportu 2 kożuchy i 5<br />
sztuk złota, które uprzednio kupił w Turcji.<br />
Pszczółkowski usilnie prosił funkcjonariusza<br />
Wydziału Paszportowego, aby nikogo<br />
o tym nie informował, a już zwłaszcza<br />
przełożonych. Zaczął też tłumaczyć się<br />
tym, że skórki miały, jak planował, zwrócić<br />
mu koszty <strong>pod</strong>róży. Wpadka na granicy,<br />
jak przyznawał, zniszczyły mu cały<br />
25
urlop, gdyż przez następne dwa tygodnie<br />
nieprzerwanie myślał o tym, jakie będą<br />
dalsze konsekwencje próby przemytu, gdy<br />
wróci do kraju. W specjalnym wyjaśnieniu<br />
złożył nawet charakterystyczną i śmieszną<br />
nieco samokrytykę: „Wykroczenie moje<br />
potępiam, uznając za niegodne stanowiska<br />
jakie pełnię w pracy”. SB postanowiła skruchę<br />
Pszczółkowskiego wykorzystać, tym<br />
bardziej, iż – jak uważano, będąc naczelnikiem<br />
w ODDP, posiadał naturalny dostęp<br />
do naczelników innych wydziałów dyrekcji.<br />
Do tego jeszcze brano <strong>pod</strong> uwagę jego<br />
walory osobiste: wygląd, łatwość nawiązywania<br />
kontaktów. Biorąc to wszystko <strong>pod</strong><br />
uwagę miał wyprzedzająco informować<br />
SB o wszelkich zagrożonych jakie widział<br />
w ODDP, zwłaszcza wyczulony miał być<br />
na wszelkie organizowane przez pracowników<br />
zakładu pracy konflikty, mogące<br />
doprowadzić w przyszłości do otwartych<br />
buntów lub niepokojów społecznych.<br />
Współpracę z SB <strong>pod</strong>jął Pszczółkowski<br />
dobrowolnie 20 października 1977 r.,<br />
co istotne, odbyło się to w jego własnym<br />
mieszkaniu. Dla zapewnienia bezpieczeństwa<br />
konspiracji, Pszczółkowski przyjął<br />
pseudonim „Osa”. Spotkania z oficerem<br />
prowadzącym, ppor. Józefem Bałą, odbywały<br />
się, jeśli nie w samochodzie TW, to w<br />
lokalu kontaktowym „Oaza”. Już <strong>pod</strong>czas<br />
pierwszego spotkania narzekał na brak<br />
dyscypliny panującej wśród pracowników<br />
i dyrekcji ODDP, którzy – wedle słów TW<br />
„Osy” w czasie godzin pracy spożywali<br />
alkohol. Dużo miejsca w swych doniesieniach<br />
poświęcał relacjom mówiącym<br />
o nastrojach panujących w Olsztynie.<br />
Wspominał o niepokojach społecznych,<br />
występujących na tle <strong>pod</strong>wyżek cen na<br />
artykuły spożywcze i przetwory mięsne.<br />
O niezadowoleniu z powodu szeptanych<br />
pogłosek o mającej nastąpić wymianie<br />
pieniędzy. Informował o rzemieślnikach<br />
narzekających na niedobór w sprzęcie, o<br />
nastrojach panujących wśród autochtonów<br />
składających wnioski o wyjazd do<br />
RFN: „Celem ich wyjazdu jest poprawienie<br />
sytuacji materialnej”, tłumaczył.<br />
W chwili powstania „Solidarności” wspominał<br />
o strachu panującym wśród rzemieślników<br />
wstępujących do nowo powstałego<br />
związku zawodowego, przed<br />
odbieraniem im przez państwo koncesji<br />
na warsztaty. Z chwilą kiedy sam założył<br />
<strong>pod</strong>obny warsztat oświadczył, że nie ma<br />
już czasu na dalsze spotkania z SB.<br />
Historyk,<br />
pracownik<br />
Delegatury IPN<br />
w Olsztynie<br />
Paweł Piotr Warot<br />
olsztyn –<br />
miasto bez planu (cz. 2)<br />
dlaczego od 7 lat nie może powstać miejscowy plan zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego<br />
miasta olsztyna dla terenu śródmieścia, pomimo <strong>pod</strong>jęcia przez Radę Miasta<br />
uchwały w tej sprawie? Chodzi o Plan dla najważniejszej, historycznej części<br />
miasta, decydującej o jego wizerunku i tożsamości. Na jego opracowanie, jak powiedział<br />
mi Jerzy Piekarski, p.o. dyrektora Biura Planowania Przestrzennego uM,<br />
wystarczyłby rok.<br />
AdAM JERzy SoChA<br />
Sporna pierzeja<br />
Nie ma Planu, jest władza<br />
Rozmawiałem na ten temat z wieloma<br />
osobami, architektami, urbanistami, radnymi,<br />
urzędnikami i inwestorami. Najlapidarniej<br />
ujął przyczynę tego stanu rzeczy<br />
jeden z urzędników ratuszowych (anonimowo,<br />
rzecz jasna) – „Bez Planu to prezydent<br />
ma władzę, gdy jest Plan – rola<br />
prezydenta ogranicza się do składania<br />
<strong>pod</strong>pisów i przykładania pieczątki <strong>pod</strong><br />
decyzjami. innymi słowy: gdy nie ma<br />
Planu, to od woli prezydenta zależy, czy<br />
dany inwestor zrealizuje swój projekt,<br />
czy też nie. A jak Plan jest, to prezydent<br />
musi złożyć <strong>pod</strong>pis <strong>pod</strong> zezwoleniem na<br />
budowę, jeśli taka inwestycja jest zgodne<br />
z Planem, inaczej złamałby prawo”.<br />
Jakie pieniądze inwestorzy są gotowi<br />
zapłacić za korzystną dla siebie decyzję,<br />
jeśli dla danego terenu nie ma Planu,<br />
świadczy sprawa byłego posła, który zaproponował<br />
ówczesnemu prezydentowi<br />
Olsztyna za odrolnienie działki w Redykajnach<br />
nad jeziorem Podkówka łapów-<br />
kę: 2 mln zł i 2 apartamenty, w mającym<br />
tam powstać osiedlu. Prezydent Czesław<br />
Małkowski nie dał się skorumpować.<br />
Jak zeznał, <strong>pod</strong>ejrzewał, że wizyty byłego<br />
posła Pawła Abramskiego mogą być<br />
prowokacją polityczną jego przeciwników<br />
(Małkowski należał wtedy do SLD).<br />
Najlepszą ochroną przed takimi propozycjami<br />
i takimi pokusami jest Plan, którego<br />
wówczas dla otoczenia jeziora Podkówka<br />
nie było, a który powstał dopiero<br />
teraz, na skutek protestów mieszkańców<br />
Redykajn, którzy nie chcieli się zgodzić<br />
na budowę bloków nad tym jeziorem.<br />
Na jakie pokusy są wystawieni urzędnicy,<br />
w związku z brakiem Planu dla śródmieścia,<br />
możemy się tylko domyślać.<br />
Kto nie chce Planu?<br />
– „Ja też ubolewam nad tym, że nie<br />
ma Planu – powiedziała mi Anna Rokita,<br />
dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa<br />
UM w Olsztynie, – gdyż faktycznie<br />
w rejonie śródmieścia i Starego Mia-<br />
26 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Schody, schody, schody<br />
sta jesteśmy skazani na niekontrolowane<br />
wnioski inwestorów. Chciałabym, żeby<br />
były Plany, gdyż decyzje o warunkach<br />
zabudowy rodzą <strong>pod</strong>ejrzenia nawet o<br />
korupcję, że są korupcjogenne, chociaż<br />
ja tego nie widzę, żeby to tak było, natomiast<br />
prasa, nawet ta poważna, ogólnopolska<br />
pisze, że to rodzi <strong>pod</strong>ejrzenia<br />
o stronniczość i o jakieś możliwości manipulacji<br />
urzędników. Ale pytanie, dlaczego<br />
nie ma Planu, proszę nie kierować<br />
do mnie”.<br />
Za plany odpowiada Jerzy Piekarski,<br />
od lat kierujący Biurem Planowania Przestrzennego<br />
UM. Zapytany, dlaczego nie<br />
powstał Plan dla śródmieścia, odparł, że<br />
Plan zablokowałby realizację nowych pomysłów:<br />
– W tym momencie, kiedy Rada<br />
Miejska <strong>pod</strong>ejmowała zagadnienie tego<br />
Planu miała wejść w życie ustawa o rewitalizacji,<br />
która regulowałaby zasady postępowania<br />
w tkance historycznej. Do tej pory<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
tej ustawy nie ma. I łatwiej będzie nam na<br />
<strong>pod</strong>stawie posiadanych koncepcji urbanistyczno-architektonicznych<br />
przygotować<br />
fragmenty tego planu, które będą pasowały<br />
do bieżących realizacji niż założyć, że zrobimy<br />
plan z wszystkimi rozwiązaniami na<br />
kilkadziesiąt lat do przodu. Ten problem<br />
mają wszystkie miasta, które posiadają<br />
centra historyczne. Jeśli nawet taki plan<br />
zrobią, to w związku z wejściem nowych<br />
pomysłów, te plany się dezaktualizują.<br />
Gdy zapytałem znakomitego architekta<br />
Czesława Bieleckiego, kandydata na<br />
prezydenta Warszawy, co sądzi o takiej argumentacji<br />
dyrektora olsztyńskiego BPP,<br />
odparł krótko: „humbug”. Zamość, perła<br />
renesansu, nie czekał na ustawę o rewitalizacji,<br />
która może nigdy nie powstanie i już<br />
od dawna ma plany obejmujące nie tylko<br />
centrum, ale całe miasto!<br />
Jakie są konsekwencje tego, że nie<br />
mamy Planu dla śródmieścia widzimy na<br />
przykładzie kamienicy przy placu Jana<br />
Pawła II pokrytej wielkimi płytami z czarnego<br />
granitu, co u<strong>pod</strong>obniło ten obiekt<br />
do katafalku. Jak powiedział mi Jacek<br />
Wysocki, były wojewódzki konserwator<br />
zabytków, Plan zapobiegłby wyłożeniu<br />
takimi płytami kamienicy. Jeden zapis w<br />
Planie wystarczyłby też, żeby z elewacji i<br />
dachów obiektów wokół placu Jana Pawła<br />
II, które zamieniły się w olbrzymie stelaże<br />
dla reklam, te paskudne bannery zniknęły.<br />
Bannery i tak prędzej czy później znikną,<br />
ale kamienica-katafalk zostanie na zawsze,<br />
tak jak na zawsze zniknęło kino „Kopernik”.<br />
Gdyby był Plan, kino by stało nadal,<br />
a już na pewno nie powstałyby tam bloki<br />
mieszkalne. Wystarczyłoby wpisać do<br />
Planu funkcję tej działki: „kultura i sztuka”.<br />
– „No, tutaj zostałem przyparty do<br />
muru i w tej części przyznaję panu rację”<br />
– zgodził się ze mną Jerzy Piekarski. W tak<br />
eksponowanych miejscach, jak działka,<br />
na której stało kino, inne miasta budują<br />
swoje najokazalsze gmachy, które stają się<br />
ich wizytówką, np. filharmonie. U nas filharmonię<br />
ukryto na tyłach ul. Kościuszki.<br />
Ostatni „nowy pomysł” Ratusza, to remont<br />
placu Jana Pawła II, według koncepcji<br />
arch. Waldemara A. Dezora. Jakby<br />
mało było stromych schodów, po których<br />
mieszkańcy muszą się wspinać do ratusza,<br />
zafundowano nam – za 1,2 mln<br />
złotych – plac najeżony kolejnymi schodami.<br />
Tak jakby władza chciała powiedzieć<br />
mieszkańcom: „omijajcie Ratusz,<br />
nie chcemy was tutaj, nie zawracajcie<br />
nam głowy!” A wystarczyło tylko wymienić<br />
materiał na placu, na szlachetniejszy.<br />
Plan, to wspólne budowanie miasta<br />
z mieszkańcami<br />
Obecnie Ratusz szykuje nam realizację<br />
kolejnego „nowego pomysłu” – budowę<br />
trzypoziomowego parkingu pomiędzy ulicami<br />
Curie-Skłodowskiej – Wyzwolenia<br />
– plac JP II, pomimo protestów wszystkich<br />
mieszkańców sąsiednich kamienic.<br />
Konkretnie, to garaż <strong>pod</strong>ziemny chce<br />
budować arch. Waldemar A. Dezor (jak<br />
powiedział mi pan Dezor, stoi za nim inwestor,<br />
którego nie chciał ujawnić), który<br />
uzyskał od miasta decyzję o warunkach<br />
zabudowy. Koncepcję architekta popiera<br />
Urząd Miasta. Magistrat zresztą zapłacił<br />
panu Dezorowi za jej opracowanie. Kilka<br />
lat wcześniej walkę o inwestycję w tym<br />
miejscu, czyli zabudowę plomby przy<br />
11 Listopada 10, rozpoczął właściciel tej<br />
działki, pan Leszek Ogrodnik. Teraz do<br />
wyścigu o tę gminną działkę dołączył pan<br />
Dezor. Ten z inwestorów, który tę walkę<br />
wygra, wygra niewyczerpaną żyłę złota.<br />
Czy wygramy na tym my, mieszkańcy?<br />
27
Gwarancji prawnych nie mamy żadnych.<br />
Mimo deklaracji pana Leszka Ogrodnika,<br />
że postawi kamienicę w takiej architekturze,<br />
jakiej zażyczą sobie miejscy<br />
architekci, nie mamy gwarancji, że z tego<br />
zobowiązania się wywiąże. Państwo Ewa<br />
i Marek Kilanowscy też co innego przedstawili<br />
miejskiemu konserwatorowi zabytków,<br />
a zrobili co chcieli, czyli wyłożyli<br />
kamienicę przy Jana Pawła II wielkimi,<br />
czarnymi granitowymi płytami. Jedynym<br />
gwarantem, że w tej przestrzeni powstanie<br />
coś, co tę przestrzeń upiększy i sensownie<br />
zagos<strong>pod</strong>aruje, jest stworzenie planu<br />
zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego. Ale<br />
Jerzy Piekarski, dyrektor od planowania<br />
w Urzędzie Miasta, powiedział mi, że dopiero<br />
po przegranej pana Dezora w sądzie<br />
(uchyleniu przez sąd zaskarżonej decyzji<br />
o warunkach zabudowy), urząd przystąpi<br />
do opracowania takiego planu. Jest to ewidentny<br />
dowód na to, że władze miasta są<br />
zaangażowane po stronie jednego z inwestorów.<br />
O tym, czy w tym miejscu ma sens<br />
garaż <strong>pod</strong>ziemny, powinien rozstrzygnąć<br />
plan, czyli prawo miejscowe, a nie urzędnicze<br />
widzimisię, bo rodzi to sytuację<br />
korupcyjną (patrz wyżej wypowiedź pani<br />
Anny Rokity). Nota bene, dziwna historia<br />
z tym garażem. Wszak Urząd Miasta<br />
wyznaczył dwie inne działki w centrum<br />
na parkingi <strong>pod</strong>ziemne: przy ul. Nowowiejskiego<br />
i przy ul. Ratuszowej. Na obu<br />
działkach można budować parkingi bezkonfliktowo,<br />
gdyż z nikim nie sąsiadują.<br />
I jakoś nikt nie kwapi się do ich budowy.<br />
Konkurs na przebudowę placu Konsulatu<br />
Polskiego wygrał projekt z <strong>pod</strong>ziemnym<br />
garażem, który też nie wzbudziłby niczyich<br />
protestów. Mimo to parking tam nie<br />
powstanie. Za to Urząd Miasta forsuje<br />
budowę <strong>pod</strong>ziemnego garażu w miejscu,<br />
który wywołał protesty. Rzeczywiście, w<br />
centrum jest problem z parkowaniem.<br />
Sęk w tym, że parking <strong>pod</strong>ziemny to dla<br />
inwestorów prywatnych nie jest opłacalna<br />
inwestycja (zwrot kapitału po 40 latach).<br />
Chyba, że główną inwestycją byłaby np.<br />
galeria handlowa. To miejscowy plan zagos<strong>pod</strong>arowania<br />
przestrzennego powinien<br />
rozstrzygać układ ulic i placów w mieście,<br />
i np. usytuowanie garaży <strong>pod</strong>ziemnych.<br />
Władza samorządowa, która takich planów<br />
nie tworzy lekceważy mieszkańców<br />
i ich potrzeby. Świadomie pozwala inwestorom,<br />
których interesuje tylko szybki<br />
zysk, na bezkarne niszczenie przestrzeni<br />
publicznej. Sprzeniewierza się istocie samorządności,<br />
która polega na partycypacji<br />
mieszkańców-członków samorządu<br />
lokalnego w decyzjach, które ich dotyczą.<br />
Bo tworzenie Planu, to wspólne budowanie<br />
miasta z mieszkańcami, a nie wbrew<br />
nim, czy przeciwko nim. Tylko wówczas<br />
mieszkańcy będą utożsamiać się ze swoim<br />
miastem i kochać je, gdy wezmą <strong>pod</strong>miotowy<br />
udział w tworzeniu Planów. To jest<br />
najskuteczniejsza i najbardziej autentyczna<br />
akcja promocyjna na rzecz Olsztyna, a<br />
nie sztuczne akcje typu „Kocham Olsztyn”.<br />
W „Strategii rozwoju Olsztyna na lata<br />
2006–2020”, czytamy, że zagrożeniem<br />
dla jej realizacji jest m.in. „Mała świadomość<br />
własnej roli mieszkańców w<br />
budowaniu przyszłości miasta”. Aby<br />
temu zaradzić wpisano w „Strategię”,<br />
jako jeden z celów: „Wspieranie i rozwój<br />
różnych form aktywności obywatelskiej<br />
– budowanie kapitału społecznego”<br />
m.in. przez „Konsultacje społeczne.<br />
Komunikację i partycypację społeczną”.<br />
Jak to wygląda w praktyce, pokazuje m.in.<br />
wezwanie Romualda Pregera, przewodniczącego<br />
Rady Osiedla Śródmieście do bojkotu<br />
wyborów samorządowych na znak<br />
protestu: – „Nie jesteśmy powiadamiani o<br />
żadnych zmianach dotyczących Śródmieścia.<br />
Wiemy o tym z mediów, a przecież<br />
sprawy, które nas dotyczą, powinny być<br />
uzgadniane z radą osiedla. To my tu jesteśmy<br />
gos<strong>pod</strong>arzami, my tu najlepiej wiemy,<br />
co się dzieje” – wyjaśnia Romuald Preger”<br />
(cytat wypowiedzi za „GW” z 30.09.10r.).<br />
Niczym innym, jak współrządzeniem<br />
miastem jest udział mieszkańców, rad<br />
osiedli, organizacji pozarządowych, stowarzyszeń<br />
przy tworzeniu miejscowego<br />
planu zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego.<br />
W Planie określa się m.in. zasady ochrony<br />
i kształtowania ładu przestrzennego,<br />
zasady ochrony dziedzictwa kulturowego<br />
i zabytków oraz dóbr kultury współczesnej,<br />
eliminuje chaos w kształtowaniu<br />
przestrzeni publicznej, określa reguły gry,<br />
ogranicza samowolę urzędniczą, arbitralność<br />
i dowolność decyzji.<br />
Protest, jedyna broń mieszkańców<br />
To z powodu braku partycypacji<br />
mieszkańców w powstawanie planów,<br />
mamy do czynienia z protestami lokalnej<br />
społeczności. Niedawno byliśmy świadkami<br />
takiego protestu 400 mieszkańców<br />
osiedla nad Jeziorem Długim w Olsztynie.<br />
O planie wycięcia tam 412 drzew i budowie<br />
wzdłuż brzegów jeziora „autostrady”<br />
z polbruku o szerokości 6 metrów, a także<br />
potężnego mostu betonowego w miejsce<br />
drewnianego, mieszkańcy dowiedzieli się<br />
z prasy w momencie, gdy przystąpiono do<br />
realizacji tego projektu.<br />
Na spotkaniu z protestującymi mieszkańcami<br />
osiedla prezydent Piotr Grzymowicz<br />
twierdził, że urzędnicy wprowadzili<br />
go w błąd mówiąc, że konsultacje<br />
z mieszkańcami się odbyły. Natomiast<br />
przewodnicząca Rady Osiedla Joanna<br />
Kuryło twierdzi, że owszem, pokazywano<br />
jej projekt, ale zupełnie inny. Czy<br />
prezydent wyciągnął jakieś konsekwencje<br />
wobec urzędników, którzy wprowadzili<br />
prezydenta i przewodniczącą RO w<br />
błąd? Nie słyszałem. W rezultacie trzeba<br />
było projekt zmieniać (dodatkowe koszty<br />
i czas) i rzeczywiście go skonsultować.<br />
Zawsze w przypadku pojawienia się głosów<br />
sprzeciwu wobec projektu, urzędnicy<br />
szantażują, że już za późno na zmiany, bo<br />
stracimy dotacje unijne. Jakież było zaskoczenie<br />
urzędników, gdy ten straszak w<br />
przypadku projektu na zagos<strong>pod</strong>arowanie<br />
Jeziora Długiego nie tylko nie zadziałał,<br />
a wręcz wywołał radość protestujących,<br />
gdyż im mniej pieniędzy dostaliby urzędnicy<br />
na realizację pierwotnego projektu,<br />
tym w mniejszym stopniu mogliby zniszczyć<br />
otoczenie jeziora. Niestety, nie udało<br />
się całkowicie wyeliminować betonu z<br />
budowy tzw. kładki na jeziorze. Przy budowie<br />
mostu usypano groblę rozdzielającą<br />
wody jeziora na dwa odrębne zbiorniki.<br />
Jak alarmuje prof. Zbigniew Endler z Katedry<br />
Ekologii Stosowanej UWM, grozi to<br />
śmiercią jeziora, którego ratowanie rozpoczęto<br />
w latach 70.<br />
Kasa, misiu, kasa...<br />
Protestujący mieszkańcy z Osiedla<br />
nad Jeziorem Długim zachodzą w głowę,<br />
w jakim celu tworzy się tego rodzaju horrendalne<br />
projekty? To proste: im projekt<br />
droższy (patrz film „Miś”), tym większa<br />
kasa „do przytulenia”. Stąd betonowy<br />
most, bo drewniany byłby tani (postawiliby<br />
go np. saperzy w ramach ćwiczeń w tydzień,<br />
o czym poinformował mnie oficer<br />
rezerwy wojsk inżynieryjnych, Adam Kowalczyk).<br />
Koleżanka przywiozła mi zdjęcia<br />
z parku Yellowstone w USA, w którym<br />
wszystkie mosty są drewniane, również te<br />
dla pojazdów, z prośbą o pokazanie prezydentowi<br />
Grzymowiczowi, co niniejszym<br />
czynię.<br />
To dla takich „Misiów” pozoruje się<br />
konsultacje społeczne, które nie mają<br />
nic wspólnego z autentycznym udziałem<br />
mieszkańców w <strong>pod</strong>ejmowaniu decyzji.<br />
Jako „konsultacje” przedstawia się spotkania,<br />
na których informuje się zebranych<br />
o gotowych projektach, których już nie<br />
można zmienić, bo nie ma już czasu, bo<br />
stracimy pieniądze unijne. Nawet raz zapytano<br />
mieszkańców Olsztyna (badania<br />
ankietowe), czego chcą? Odpowiedzieli:<br />
aqua parku (parku wodnego)! Niestety,<br />
nie była to odpowiedź prawidłowa. Ta bowiem<br />
powinna brzmieć: „chcemy basenu<br />
olimpijskiego”. Prawdziwe konsultacje zaczynają<br />
się na etapie artykułowania przez<br />
mieszkańców ich potrzeb, a następnie na<br />
28 DEBATA Numer 11 (38) 2010
szukaniu wraz z nimi sposobów ich zaspokojenia.<br />
Im większy jest udział mieszkańców-członków<br />
samorządu lokalnego<br />
w tworzenie i realizację projektów, tym są<br />
one tańsze i służą rzeczywistym potrzebom<br />
mieszkańców, a nie portfelom inwestorów<br />
i wykonawców zaprzyjaźnionych z<br />
włodarzem gminy. Bo w ostatecznym rachunku<br />
za te drogie inwestycje zapłacimy<br />
my, mieszkańcy.<br />
Pełną tego świadomość ma prezydent<br />
Piotr Grzymowicz, który w swoim blogu<br />
napisał: „Chcę, by Olsztyn stał się miastem<br />
naprawdę współzarządzanym przez<br />
obywateli (…). Dzięki takiemu <strong>pod</strong>ejściu<br />
środki publiczne będą wydawane w sposób<br />
najbardziej racjonalny z możliwych,<br />
a społeczna efektywność wydatków będzie<br />
większa niż dotąd”.<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
Trzeba prezydentowi Grzymowiczowi<br />
oddać, że nie pozostawał głuchy na protesty<br />
społeczne. Dzięki temu np. koszt<br />
budowy systemu gos<strong>pod</strong>arki odpadami<br />
został zmniejszony z 530 mln zł do kwoty<br />
284 mln zł, choć są głosy, że jest jeszcze<br />
o 100 mln zł zawyżony; do projektu budowy<br />
basenu olimpijskiego wprowadził<br />
mini aqua park, polecił też zmienić projekt<br />
zagos<strong>pod</strong>arowania Jeziora Długiego.<br />
Prezydent tłumaczył za każdym razem, że<br />
obejmując w listopadzie 2009 roku urzędowanie,<br />
już takie projekty zastał po poprzedniku<br />
Czesławie Jerzym Małkowskim<br />
(prezydent w latach 2001–2008) i Tomaszu<br />
Głażewskim (p.o. prezydenta w latach<br />
2008–2009). Nie zapominajmy jednak, że<br />
Piotr Grzymowicz był wiceprezydentem<br />
odpowiedzialnym m.in. za inwestycje w<br />
latach 2001–2007.<br />
* * *<br />
Tworzenie planu miasta, to debata<br />
z udziałem jego mieszkańców<br />
Rozmowa z Jackiem Wysockim z Wojewódzkiego Biura Planowania<br />
Przestrzennego w Olsztynie, wykładowcą historii<br />
urbanistyki i architektury na Uniwersytetu Kardynała<br />
Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, byłym Wojewódzkim<br />
Konserwatorem Zabytków.<br />
– olsztyn nie ma miejscowego planu<br />
zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego<br />
dla śródmieścia. ze słów pana Jerzego<br />
Piekarskiego, dyrektora Biura Planowania<br />
Przestrzennego urzędu Miasta<br />
olsztyna, wynika, że to dobrze, bo plan<br />
tworzy się co najmniej na kilkadziesiąt<br />
lat, w tym czasie blokowałby realizację<br />
nowych pomysłów, których planiści nie<br />
byli w stanie przewidzieć. Może rzeczywiście<br />
„ustawa o planowaniu przestrzennym”,<br />
to jakiś przeżytek rodem z<br />
PRL. Może kształtowanie przestrzeni<br />
publicznej powierzyć inwestorom?<br />
– Od starożytności przy wznoszeniu<br />
miast obowiązywały reguły urbanistyczne,<br />
np. greckie polis, czy miasta rzymskie powstawały<br />
według ściśle określonego planu.<br />
Część miast wczesnośredniowiecznych na<br />
Zachodzie Europy odwzorowywała obozy<br />
rzymskich legionów; w późniejszym<br />
średniowieczu ich budowę regulowało<br />
prawo lokacyjne (np. prawo magdeburskie,<br />
lubeckie, na naszych ziemiach prawo<br />
chełmińskie). Prawo to ściśle określało<br />
dyspozycje funkcjonalno-przestrzenne<br />
poszczególnych obszarów miasta.<br />
MPZP porządkuje przestrzeń, ustala<br />
dyspozycje funkcjonalne, w taki sposób,<br />
żeby przestrzeń miała charakter uporządkowany,<br />
żeby poszczególne funkcje były<br />
lokowane w sposób celowy i bezkolizyjny,<br />
żeby np. w środku osiedla mieszkalnego<br />
nie budować zakładu przemysłowego. Zapisy<br />
planu są ogólne, np. zapis „usługi” nie<br />
determinuje, jakie to usługi, czy to ma być<br />
zakład fryzjerski, czy serwis komputerowy.<br />
Plan bowiem ma służyć przez wiele lat, w<br />
sposób bezkolizyjny. Natomiast, gdy pojawi<br />
się inwestor ze znakomitym pomysłem,<br />
to pojedyncza zmiana w planie trwa tylko<br />
pół roku.<br />
– Jak powstaje Plan?<br />
– Pierwszy etap, to <strong>pod</strong>anie do wiadomości<br />
publicznej o przystąpieniu do opracowania<br />
planu dla danego terenu. Na tym<br />
etapie zbiera się wnioski od wszystkich<br />
osób zainteresowanych. Następnie urbaniści<br />
przedstawiają koncepcję zagos<strong>pod</strong>arowania.<br />
Ta koncepcja jest wyłożona do<br />
konsultacji społecznej. Partycypacja społeczeństwa<br />
w tworzeniu planu jest zagwarantowana<br />
ustawowo. Uwagi, zastrzeżenia<br />
zgłoszone do koncepcji starają się uwzględ-<br />
Trwa właśnie kampania wyborcza<br />
do samorządu. Mamy więc okazję sami<br />
zapytać kandydatów do fotela prezydenta<br />
Olsztyna: co rozumieją przez pojęcie<br />
„partycypacja społeczna”, i „konsultacje”.<br />
Kandydata Czesława Jerzego Małkowskiego<br />
możemy zapytać, dlaczego <strong>pod</strong>czas<br />
swojej prezydentury nie wykonał Uchwały<br />
z 2003 roku o przystąpieniu do opracowaniu<br />
Planu dla Śródmieścia Olsztyna, a pozostałych<br />
kandydatów na prezydenta, czy<br />
taki Plan powstanie i w jakim czasie?<br />
Dziennikarz,<br />
redaktor naczelny wielu gazet<br />
(m.in. ‚Kuriera Porannego”<br />
i „Gazety Współczesnej”),<br />
autor książek reporterskich,<br />
obecnie dziennikarz<br />
„Radia Olsztyn”.<br />
Adam Jerzy Socha<br />
nić urbaniści w planie. Na koniec projekt<br />
planu trafia do samorządu lokalnego w formie<br />
projektu uchwały. Zarząd gminy, radni<br />
biorą <strong>pod</strong> uwagę skutki ekonomiczne Planu<br />
dla budżetu gminy i polityczne. Przyjęty<br />
projekt staje się prawem miejscowym.<br />
– Partycypacja społeczeństwa w tworzeniu<br />
Planu najczęściej jest fikcją, gdyż<br />
ogłoszenie w lokalnej gazecie dotrze do<br />
nielicznych. dowodem na to jest chociażby<br />
projekt „zagos<strong>pod</strong>arowania” Jeziora<br />
długiego w olsztynie. Mieszkańcy tego<br />
osiedla dowiedzieli się o horrendalnym<br />
planie urzędu Miasta w momencie, gdy<br />
już nad jezioro wjechał ciężki sprzęt.<br />
Gdyby władze samorządowe rzeczywiście<br />
chciały partycypacji mieszkańców<br />
osiedla, to wysłałyby mieszkańcom ulotki,<br />
zorganizowały zebranie w osiedlowej<br />
szkole itd.<br />
– Powstawaniu Planu musi towarzyszyć<br />
debata społeczna, aż do uzyskania konsensusu,<br />
który zadowala wszystkie strony, lub<br />
prawie zadowala. To nic, że czasami może<br />
to być proces długotrwały. Ale wówczas<br />
Plan powstaje nie przeciw komuś, czy<br />
wbrew komuś, a dla danej społeczności.<br />
Dzięki temu mieszkańcy utożsamiają się ze<br />
swoim miastem. Jeśli udział społeczeństwa<br />
w tworzeniu planu jest fikcyjny, to wybuchają<br />
protesty i proces inwestycyjny i tak<br />
się wydłuża, mimo że pójście „na skróty”<br />
na początku (brak planu) miało przyspieszyć<br />
realizację.<br />
– A jak nie ma Planu, to czym to grozi,<br />
oprócz protestów?<br />
– Brak planu pozwala na ogromną<br />
dowolność, budowanie poza kontrolą<br />
społeczną. Może powodować samowolę<br />
budowlaną, zarówno poszczególnych właścicieli<br />
terenu, jak i władz miasta. Władze<br />
29
mogą zrealizować krótkotrwałe cele gos<strong>pod</strong>arcze,<br />
polityczne, ale wywołują chaos,<br />
kolizje w przestrzeni, w funkcjonowaniu<br />
danej dzielnicy miasta. Organizmowi<br />
miejskiemu, w który wkrada się chaos,<br />
zagraża proces dezurbanizacji, mieszkańcy<br />
opuszczają taki teren, tkanka miejska w<br />
tym miejscu degraduje się ekonomicznie i<br />
technicznie.<br />
– Ale jeśli priorytetem dla prezydenta<br />
miasta jest reprezentowanie interesów<br />
tylko pewnej, wybranej grupy inwestorów,<br />
a nie dobro mieszkańców, to czy<br />
brak Planu to ułatwia?<br />
– Znakomicie ułatwia. Brak Planu, to<br />
brak reguł. Wówczas panuje dowolność.<br />
Plan taką swobodę uniemożliwia.<br />
– Czy Plan mógł nas zabezpieczyć<br />
przed budową na działce gminy, w bezpośrednim<br />
sąsiedztwie ratusza kamienicy-katafalku?<br />
– Tak, bo można wpisać do<br />
planu liczbę kondygnacji, rodzaj dachu,<br />
odwzorowanie kształtu działki, wysokość,<br />
funkcję. W przypadku tej kamienicy, gdyby<br />
były wpisane do Planu <strong>pod</strong>ziały, to niemożliwe<br />
byłoby wyłożenie na elewacji wielkich<br />
granitowych płyt.<br />
– A czy Plan mógł uratować kino Kopernik?<br />
– Plan określa zasady ochrony „dóbr<br />
kultury współczesnej”, a takim dobrem<br />
było kino „Kopernik”.<br />
– A wpisanie do Planu funkcji działki,<br />
na której stało kino „Kopernik”: „kultura<br />
i sztuka”, czy wykluczyłoby stawianie tam<br />
bloków mieszkalnych?<br />
– Oczywiście!<br />
– dyrektor Biura Planowania Przestrzennego<br />
u M olsztyna, pan Jerzy Piekarski<br />
oraz pan architekt, Włodzimierz<br />
Andrzej dezor, twierdzą, że budując trzypoziomowy<br />
parking przy ulicy Wyzwolenia,<br />
„rewitalizują” ten teren. Na tej <strong>pod</strong>stawie<br />
uznają wyższość swojej koncepcji<br />
nad projektem innego inwestora, właściciela<br />
działki, na której stoi jeden z obskurnych,<br />
parterowych pawilonów przy ul. 11<br />
Listopada 10. inwestor chce zabudować<br />
plombę w tej pierzei. Czy budowę garażu<br />
można uznać za rewitalizację tego miejsca,<br />
a zabudowę pierzei – nie?<br />
– Budowę parkingu co najwyżej można<br />
nazwać zagos<strong>pod</strong>arowaniem tego terenu, ale<br />
nie ma ono nic wspólnego z rewitalizacją. Na<br />
* * *<br />
Przewodniczący bije się w piersi<br />
Rozmowa z panem Zbigniewem Dąbkowskim, przewodniczącym<br />
Rady Miasta w Olsztynie.<br />
– W 2003 roku Rada Miasta olsztyna<br />
przyjęła uchwałę o przystąpieniu do<br />
opracowania planu zagos<strong>pod</strong>arowania<br />
przestrzennego dla śródmieścia olsztyna.<br />
dlaczego ten Plan nie powstał?<br />
– Trudno mi odpowiadać za prezydenta<br />
miasta. Rolą Rady było przegłosowanie<br />
uchwały zgodnie z wnioskiem ówczesnych<br />
władz wykonawczych, ale uchwała nie precyzuje<br />
czasokresu, do kiedy ten plan ma<br />
być sporządzony. Dzisiaj na sesji (25.08.)<br />
wywiązała się dyskusja na temat tego Planu<br />
w nawiązaniu m.in. do plomby przy ul.<br />
11 Listopada, gdzie od dłuższego czasu inwestor<br />
stara się o jej zabudowę. Prezydent<br />
powiedział, że w krótkim okresie ten Plan<br />
zostanie przygotowany i zapewniał, że cały<br />
ten teren jest objęty opieką konserwatorską<br />
i każda wydawana decyzja musi być po-<br />
przedzona pozytywną opinią konserwatora<br />
zabytków. Pod tym względem możemy być<br />
spokojni, że nie powstanie tam nic, co nie<br />
byłoby zgodne z opinią konserwatora zabytków.<br />
– z powodu braku Planu dla śródmieścia<br />
mamy dzisiaj „czarną perłę” przy<br />
ratuszu i dziurę w ziemi, w miejscu gdzie<br />
stało kino „Kopernik”. urzędnicy mając<br />
plan zagos<strong>pod</strong>arowania nie byliby <strong>pod</strong>ejrzewani<br />
przez inwestora, który chce<br />
zabudować plombę przy ul. 11 Listopada,<br />
w miejscu, gdzie teraz stoją szpetne parterowe<br />
budy, o celowe działanie, by mu<br />
to uniemożliwić. Rodzi się <strong>pod</strong>ejrzenie,<br />
że urzędnikom zależy, żeby Plan nie powstał,<br />
bo to daje pole do subiektywnych<br />
decyzji i interpretacji.<br />
– Dwa lata temu występowałem z pro-<br />
Gratulacje<br />
Zachodzie trwa proces rewitalizacji obszarów<br />
miejskich, gdyż tam 40 lat temu wystąpił<br />
w miastach proces suburbanizacji, którego<br />
efektem była degradacja terenów starych<br />
dzielnic. W jej wyniku zostały one opanowane<br />
przez część społeczeństwa, określaną<br />
jako „lumpy”. Miasta zaczęły się „rozlewać”,<br />
przestały istnieć centra miast, które powinny<br />
być jego wizytówką, spajać miasto. Obecnie<br />
te obszary są przywracane do życia. Polega<br />
to na poprawie jakości tkanki technicznej i<br />
budowlanej miasta, wprowadzenie nowych<br />
funkcji, a także stymulacja procesów poprawy<br />
struktury społecznej.<br />
– z punktu widzenia kształtowania<br />
centrum olsztyna, jako wizytówki miasta,<br />
co jest istotniejsze: budowa garażu<br />
wielopoziomowego przy ratuszu, czy<br />
likwidacja szpetnych bud przy 11 Listopada?<br />
– W pierwszej kolejności zabudowa<br />
pierzei przy 11 Listopada i rozsądne wykorzystanie<br />
terenu na jej zapleczu, ze względu<br />
na jego dużą wartość wynikającą z lokalizacji.<br />
Parkingi w mieście są oczywiście także<br />
bardzo potrzebne, ale ich lokalizacja powinna<br />
być sensownie zaplanowana.<br />
pozycją do ówczesnego prezydenta miasta,<br />
żeby zwiększyć środki na przygotowywanie<br />
Planów i zlecać je firmom zewnętrznym.<br />
Pracownia, którą kieruje pan Jerzy Piekarski<br />
jest mało liczebna i trzeba wyjść z<br />
planami zagos<strong>pod</strong>arowania na zewnątrz.<br />
W Olsztynie jest sporo pracowni mających<br />
uprawnienia urbanistyczne. Niestety, spotkało<br />
się to z odmową.<br />
– dlaczego?<br />
– Urzędnicy stwierdzili, że oni i tak będą<br />
musieli przygotowywać wszystkie załączniki,<br />
informacje. Dla mnie te zastrzeżenia są zastanawiające.<br />
Pamiętam że jeden, czy dwa Plany<br />
przyjmowane w ostatnim czasie przez Radę,<br />
były przygotowane przez firmę zewnętrzną.<br />
Nie spotkałem się z tym, żeby w czasie<br />
procedowania tych Planów wystąpiły jakieś<br />
trudności, czy problemy. Ponad 60 procent<br />
powierzchni miasta jest objęta Planem, ale<br />
ta perełka, zabytkowe centrum – nie. Tu rzeczywiście,<br />
muszę uderzyć się w piersi, że być<br />
może zbyt mało intensywnie naciskaliśmy<br />
na służby pana prezydenta, żeby te Plany dla<br />
śródmieścia były przygotowywane w pierwszej<br />
kolejności.<br />
Koledze Rafałowi Bętkowskiemu serdecznie gratulujemy otrzymania Nagrody Prezydenta Olsztyna „za<br />
całokształt pracy w dziedzinie upowszechniania historii Olsztyna”.<br />
Redakcja „Debaty”<br />
30 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Wycinki<br />
Zblazowany aktor, któremu nie<br />
chce występować się ani w teatrze,<br />
ani w filmie, a gości w<br />
telewizyjnym okienku w reklamach<br />
jednego z banków, udzielił wywiadu<br />
„Polityce”, gdzie <strong>pod</strong>pierając się Oskarem<br />
Wilde’em twierdzi, że „patriotyzm<br />
to cecha ludzi chorych na nienawiść”.<br />
Wcześniej Marek Kondrat, bo o nim<br />
tu mowa, głosił hasło „Nie Polska jest<br />
najważniejsza”, przeciwstawne do hasła<br />
z kampanii Jarosława Kaczyńskiego.<br />
Aktor udział młodych chłopców<br />
w powstaniu warszawskim porównuje<br />
do afrykańskich dzieci z karabinami<br />
na szyi. Cóż, aktor za dużej wiedzy<br />
historycznej i politycznej nie posiada.<br />
Dzieci w Afryce są porywane i zmuszane<br />
do zabijania. Dzieci Warszawy<br />
w roku 1944 najczęściej nosiły pocztę.<br />
Aktor jest przeciwny pomnikowi Małego<br />
Powstańca, uważa go za symbol<br />
zakłamania, utrwalający tylko mity.<br />
Cóż, Marek Kondrat przedstawia<br />
się jako wielki znawca wina. Może<br />
swoje wypowiedzi by ograniczył tylko<br />
do alkoholowego tematu?<br />
Jednak kierunek myślowy aktora<br />
został od razu <strong>pod</strong>chwycony na szczeblu<br />
lokalnym. Oto Paweł Pliszka w<br />
„Gazecie Olsztyńskiej” z 29 października<br />
oburza się na nazwanie olsztyńskiego<br />
Pałacu Młodzieży imieniem<br />
Orląt Lwowskich. „Znów gorę wzięła<br />
nasza męczeńsko – narodowa – patriotyczna<br />
nuta. Nuda! Nie wiem (i<br />
nie chcę wiedzieć), czym kierowali<br />
się pomysłodawcy” – napisał Pliszka.<br />
Powtórzył tezy Kondrata. Patriotyzm<br />
jest nudny, wspominanie tych, którzy<br />
oddali życie za ojczyznę jest zbyteczne.<br />
Najbardziej <strong>pod</strong>ziwiamy warsztat<br />
dziennikarski Pliszki: nie wie i nie chce<br />
wiedzieć. Cóż za szczerość! A my naiwnie<br />
sądziliśmy, że nim dziennikarz<br />
o czymś napisze, to sprawdzi fakty,<br />
pozna motywacje opisywanych osób,<br />
przedstawi różne oceny wydarzeń. Ale<br />
tak postępują tylko prawdziwi dziennikarze.<br />
Propagandzistom wystarczy<br />
wskazanie kierunku ataku: i jazda na<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
patriotyzm, czy pamięć o męczennikach.<br />
Tak w czasie, gdy wspominamy<br />
naszych zmarłych.<br />
W tym samym wydaniu „Gazety<br />
Olsztyńskiej” (29 października)<br />
inny felietonista, Adam Bartnikowski<br />
wspominając zmarłych stwierdził:<br />
„Prawdziwi katolicy (jakże ich niewielu)<br />
wierzą, że zmarli nie odeszli<br />
na zawsze, a jedynie zmienili miejsce<br />
pobytu, czyli czasoprzestrzeń”. Gdyby<br />
autor poczytał w tym samym okresie<br />
poważniejszą prasę, to dowiedziałby<br />
się, że według badań CBOS 60 procent<br />
Polaków wierzy w życie pozagrobowe.<br />
Zresztą, w takie życie wierzą wyznawcy<br />
wszystkich wielkich religii, a nie<br />
tylko „prawdziwi katolicy”. I jakże to<br />
subtelne określenie „prawdziwi katolicy”,<br />
pamiętamy wszak oburzenie za<br />
„prawdziwych Polaków”, którego miał<br />
użyć prezes, według jednej ze stacji telewizyjnej.<br />
Katolikiem się jest lub nie<br />
jest, bardziej gorliwym czy mniej, ale<br />
felietonista „Gazety Olsztyńskiej” pociesza<br />
się, że tych prawdziwych jest<br />
niewielu. Oj, skąd ta pewność?<br />
Jarosław Gowin udzielił wywiadu<br />
„Tygodnikowi Powszechnemu”. Piotr<br />
Zaremba zapytał: „Premier mówił z<br />
sejmowej trybuny o jednym z handlarzy:<br />
„Ten człowiek będzie siedział.<br />
Kiedyś krytykowaliście PiS za takie<br />
„pokazuchy”. Wolno wam więcej niż<br />
Kaczyńskiemu?”. Gowin odpowiedział:<br />
„Rzeczywiście, Platformie wolno<br />
w praktyce więcej. Z różnych powodów:<br />
bo lepiej rządzimy niż PiS, ale i<br />
ładniej wyglądamy, jesteśmy sympatyczniejsi,<br />
panuje u nas większy pluralizm<br />
wewnętrzny…”. Szkoda, że Gowin<br />
nie stwierdził wprost: nam wolno<br />
wszystko, bo oni są tacy brzydcy, biedni<br />
i mało sympatyczni. Ba, mógł przytoczyć<br />
samego Bronisława Komorowskiego,<br />
który w jednym z wywiadów<br />
powiedział: „Państwo jest domeną<br />
zdobywców władzy”. Więc logicznie,<br />
Platformie wolno wszystko.<br />
przycinki<br />
Z odkrywczych rzeczy Gowin powiedział,<br />
że Tusk „Jest tradycyjnym<br />
liberałem, wolnym od lewicowych naleciałości”.<br />
Ot co, tradycja i liberalizm.<br />
Tak naprawdę w wykonaniu Tuska ani<br />
jedno ani drugie. Koniunkturalizm<br />
ponad wszystko.<br />
Szczytem cynizmu popisał się Michał<br />
Ogórek. W „Gazecie Wyborczej”<br />
z 30 października – 1 listopada w sposób<br />
szczególny uczcił zamordowanego<br />
Marka Rosiaka, pracownika biura euro<br />
deputowanego PiS. Ogórek napisał:<br />
„W Polsce sfrustrowany obywatel dokonuje<br />
zamachu nie – jak należałoby<br />
się s<strong>pod</strong>ziewać – na przedstawiciela<br />
władzy, tylko opozycji.(…)”. Wytłumaczeniem<br />
ataków społeczeństwa na<br />
opozycję w Polsce może być to, że stało<br />
się ono zazdrosne o swoją pozycję. Zamiast<br />
zajmować się choć trochę społeczeństwem,<br />
rządzący zajęli się bowiem<br />
od jakiegoś czasu wyłącznie opozycją,<br />
spełniając jedynie jej wszystkie kaprysy<br />
i zachcianki. Teraz np. rząd musi<br />
opozycji bronić przed dalszymi atakami<br />
społeczeństwa, których jest ona<br />
pewna. Społeczeństwu żadnej obrony<br />
przed opozycją rząd nie zapewnia”.<br />
Myśleliśmy, że są jakieś granice<br />
przyzwoitości w kpinach i żartach. Ale<br />
nie w wydaniu „Gazety Wyborczej”.<br />
Premier Donald Tusk rządzi. Podwyżka<br />
VAT ma przynieść w przyszłym<br />
roku około 5 mld zł wpływów do budżetu.<br />
Czy wiecie Państwo jak wzrósł<br />
dług Polski tylko w jednym miesiącu,<br />
sierpniu? Odpowiadamy: 7 mld zł.<br />
I tak z końcem wakacji oficjalnie państwo<br />
jest zadłużone na 700 mld zł.<br />
A przed nami dalsze miesiące…<br />
Jak rząd chce zmniejszyć swój dług?<br />
Przekazując na rzecz samorządów<br />
drogi publiczne. W latach 2010–2012<br />
ma przekazać samorządom 544 km<br />
dróg, najwięcej bo aż 300 km dostaną<br />
na utrzymanie z własnych zasobów<br />
31
gminy województwa warmińsko-mazurskiego.<br />
Rocznie utrzymanie 1 km<br />
drogi kosztuje ok. 120 tys. zł. Przypomnijmy:<br />
gminy mają obowiązek utrzymywać<br />
szkoły (dotacje najczęściej<br />
pokrywają tylko pensje nauczycieli),<br />
drogi, czy wypłacać alimenty w imieniu<br />
tych, którzy się od tego uchylają.<br />
Radość wójtów z powodu <strong>pod</strong>arunku<br />
rządowego na pewno jest wielka.<br />
Jak rząd chce zwiększyć wpływy do<br />
budżetu? W sposób najprostszy: <strong>pod</strong>wyżka<br />
mandatów i grzywien. To minister<br />
finansów określa wysokość tych<br />
opłat. I tak już niedługo najwyższa<br />
grzywna ma wzrosnąć z 5 tys. do 10<br />
tys. zł. Grzywna jest karą za wykroczenia.<br />
Takim wykroczeniem może być<br />
zakłócenie ciszy nocnej. Jest to wykroczenie<br />
o tak zwanym charakterze chuligańskim.<br />
Dziś możemy maksymalnie<br />
zapłacić za jego popełnienie tysiąc zł,<br />
ale już niedługo będzie to 2 tys. zł.<br />
Wszelkiej maści funkcjonariusze dziś<br />
mogą nałożyć mandat maksymalnie w<br />
wysokości 500 zł, niedługo będą mogli<br />
inkasować tysiąc. W uzasadnieniu tego<br />
projektu napisano wprost: zwiększenie<br />
górnej granicy mandatów i grzywien<br />
ma zwiększyć dochody budżetu. Prof.<br />
karnista Andrzej Gaberle nazywa to<br />
wprost: fiskalizacją prawa. Gdy ktoś<br />
nie będzie w stanie zapłacić grzywny,<br />
niech tylko nie żebrze. Za publiczne<br />
żebractwo <strong>pod</strong>wyższono grzywnę z<br />
1500 zł do 3 tysięcy.<br />
Oj zaczęło się. Prezydent wskazał<br />
kierunek, a sfora za nim <strong>pod</strong>ążyła. Oto<br />
Bronisław Komorowski uznał kościelną<br />
ekskomunikę za przeżytek i w imię<br />
nowoczesności zaczęły się pouczenia<br />
dostojników kościelnych, a najbardziej<br />
abp Henryka Hosera, lekarza zresztą,<br />
który miał śmiałość wypowiedzieć się<br />
o projektach ustaw o In vitro. Towarzysz<br />
Henryk Martenka w „Angorze”<br />
napisał: „Śmiech serdeczny, homerycki,<br />
budzi fakt, że równie skutecznie<br />
mógłby zagrozić posłom trener futbolowy<br />
Smuda, gdyż jak pamiętamy,<br />
ekskomunika to przywilej papieża”.<br />
Źle pamiętacie, tow. Martenka. Może<br />
na lekcjach religii nie byliśmy prymusami,<br />
ale coś tam pamiętamy, a jeden<br />
z nas czasem czyta i inne gazety. Otóż<br />
„Nasz Dziennik” wyjaśnił: „Istnieją<br />
dwa rodzaje ekskomuniki: ferendae,<br />
nakładana przez papieża lub biskupa,<br />
oraz latae sententiae, zaciągana automatycznie<br />
na skutek popełnianego<br />
czynu”. Jak ktoś popełnia aborcję lub<br />
się do niej przyczynia lub zabija człowieka,<br />
sam zaciąga ekskomunikę bez<br />
kościelnego orzeczenia. Oj tow. Martenka,<br />
poprawcie się na odcinku kar<br />
kościelnych. Rozumiem, że na wumlu<br />
o tym nie mówiono, ale skoro o tym<br />
piszecie, to nie ujawniajcie tak nachalnie<br />
swojej ignorancji.<br />
W sprawie in vitro wypowiedział<br />
się też towarzysz Leszek Miller na łamach<br />
„Super Expressu”. Stwierdził, że<br />
parlamentarzyści „powinni dowieść,<br />
że konstytucja jest dla nich ważniejsza<br />
niż ewangelia”. Oj towarzyszu, konstytucję<br />
zawsze można zmienić, Ewangelia<br />
jest niezmienna. Rozumiemy, że<br />
jako polityk uwielbiacie relatywizm<br />
wszelkiego rodzaju, choć chciałoby<br />
się zapytać, czy dalej jesteście wierni<br />
przyjaźni ze Związkiem Radzieckim,<br />
co przecież było wpisane do polskiej<br />
konstytucji za czasów Gierka? Miller<br />
jest diabelsko inteligentny, bo stara się<br />
używać argumentów religijnych. Pyta,<br />
czy Jezus „mając współczesną wiedzę<br />
o osiągnięciach medycyny, zabroniłby<br />
bezpłodnym parom mieć dzieci?<br />
A może uznałby to za cud?” Oj, co za<br />
sprzeczność. Medyczna technika nie<br />
jest cudem. A kończy dalej swój tekst<br />
zdaniem: „W końcu Kościół wyznaje<br />
dogmat niepokalanego poczęcia, a in<br />
vitro to klasyczny przykład zapłodnienia<br />
bez seksu”. Cóż za marksistowska,<br />
dialektyczna teologia! Oczywiście ani<br />
słowa w tych publikacjach, dlaczego<br />
Kościół jest przeciwko in vitro. Bo są<br />
unicestwiane sztucznie zapłodnione<br />
zarodki. A Kościół broni życia właśnie<br />
od chwili poczęcia.<br />
32 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Wspomnieliśmy prezydenta Bronisława<br />
Komorowskiego. Zna się na<br />
wszystkim. Wręczając nagrody laureatom<br />
XVI Konkursu Chopinowskiego<br />
(wręczał je także Grzegorz Schetyna, a<br />
gdzie pozostali politycy PO z Tuskiem<br />
i prezydentem Warszawy?) prezydent<br />
chciał zacytować Roberta Schumanna<br />
i powiedział o „armatach w krzakach”.<br />
Schumann wyrażając się o muzyce<br />
Chopina mówił o armatach w kwiatach.<br />
Oczywiście pomyłki nikt nie zauważył<br />
(oprócz Sławomira Pietrasa,<br />
ale on jest na bocznym torze życia muzycznego),<br />
albo też nikt otwarcie nie<br />
śmiał prezydenta sprostować. Wszak<br />
król ma zawsze rację i lepiej wie, co powiedział<br />
Schumann od samego Schumanna.<br />
Prezydent jako król wolno pokazuje<br />
Warszawie, że ma wielki gest.<br />
Wyprzedaje samochodowy tabor kancelarii<br />
prezydenckiej. Jeździł będzie<br />
wynajętymi autami, oczywiście w towarzystwie<br />
limuzyn Biura Ochrony<br />
Rządu. Codziennie (chyba że prezydent<br />
odwiedza Litwę lub Afganistan)<br />
Warszawa jest zakorkowana w centrum,<br />
bo jeździ kolumna prezydencka<br />
dziś z Powiśla do Belwederu. Za<br />
miesiąc lub dwa z Belwederu, gdzie<br />
prezydent postanowił zamieszkać, do<br />
Pałacu Prezydenckiego. Chce codziennie<br />
pokazać warszawiakom, kto jest tu<br />
królem. Parada Belweder – Pałac Prezydencki<br />
dwa razy dziennie to niewątpliwie<br />
przyszła atrakcja turystyczna<br />
stolicy.<br />
Prezydentem Warszawy – i to z<br />
ramienia PiS – chce zostać Czesław<br />
Bielecki. Salony zadrżały. Oto żyjący w<br />
wolnym związku, do tego polski Żyd,<br />
jak on może być kandydatem PiS? Jest<br />
architektem. Hanna Gronkiewicz –<br />
Waltz obiecywała w poprzedniej kampanii<br />
wybudowanie trzech mostów<br />
przez Wisłę. Nie powstał żaden. Zgadnijcie,<br />
ile ludzi pracuje w administracji<br />
stołecznego ratusza? Przed Gronkiewicz<br />
– Waltz pracowało tam 8 200<br />
osób, obecna pani prezydent zatrudniła<br />
kolejne 1200 osób. Czyli blisko 100<br />
tys. osób będzie na nią głosować, aby<br />
nie stracić pracy, gdy dodać rodziny<br />
zatrudnionych i znajomych, ma w kieszeni<br />
już ze sto tysięcy.<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
W telewizji publicznej czystka.<br />
Wraca nowe. Nadawany przez sześć<br />
lat program „Misja specjalna” spadł<br />
z anteny, jak też program Bronisława<br />
Wildsteina. Wyrzucono szefa programu<br />
1, jak też szefa wiadomości TVP 1,<br />
Jacka Karnowskiego. Szefem jedynki<br />
została Iwona Schymalla, szefem Wiadomości,<br />
dawniej zapowiadająca pogodę,<br />
Małgorzata Wyszyńska. Wiadomości<br />
za czasów Jacka Karnowskiego<br />
(pochodzącego z Olsztyna) osiągnęły<br />
rekordową oglądalność. I za to został<br />
wyrzucony. Wszak rządzący politycy<br />
wspierają tylko stacje prywatne. A co<br />
mamy zamiast? Roberta Walenciaka z<br />
lewicowego „Przeglądu Tygodniowego”,<br />
który co tydzień w TVP Info ma<br />
program „Za kulisami PRL”. I cóż tam<br />
mamy? Rozmowę z Jerzym Urbanem,<br />
który miesiąc przed zamordowaniem<br />
ks. Jerzego Popiełuszki nazwał jego<br />
kazania „seansami nienawiści”, a Jana<br />
Pawła II „żywym trupem”. Ale dziś<br />
Urban to znów mędrzec. W wywiadzie<br />
prasowym Marek Raczkowski,<br />
były rysownik „Polityki”, powiedział:<br />
„Jerzy Urban to mędrzec. Porządkuje<br />
mi świat. Co tydzień czekam na jego<br />
tekst. Moje własne myśli czytam w<br />
jego felietonach”. Raczkowski to ten,<br />
który u Kuby Wojewódzkiego w odchody<br />
wstawiał polską flagę. Oglądaliśmy<br />
program w tym cyklu poświęcony<br />
Edwardowi Gierkowi. O Boże, chciałoby<br />
się zakrzyknąć. Syn Gierka Adam,<br />
eurodeputowany, mówi, że przez wewnętrzne<br />
partyjne zagrywki Gierkowi<br />
nie pozwolono uszczęśliwić Polski.<br />
My, myśląc dialektycznie (stara szkoła<br />
marksistowska), stwierdziliśmy, cóż<br />
za kompromitacja. Cała klęska Gierka<br />
to wynik partyjnych knowań. Czyli to<br />
partia jest winna? Chyba autor tych<br />
wypowiedzi, syn Gierka, mimo naukowych<br />
tytułów, nie wiedział co mówi.<br />
Partia przecież mylić się nie mogła.<br />
Gierek też nie, bo był emanacją PZPR.<br />
W „Posłańcu Warmińskim”, czyli<br />
dodatku do „Gościa Niedzielnego”<br />
ukazał się wywiad ks. Piotra Srogi z<br />
dr. Janem Chłostą, na pewno nieautoryzowany,<br />
bo interlokutor dobrze zna<br />
takie nazwisko jak Lucjan Czubiel. To<br />
wieloletni wojewódzki konserwator<br />
zabytków. Jednak aż dwukrotnie w<br />
wywiadzie czytamy: „L. Czubiela oszacował…”,<br />
„dwa lata później L. Czubiela<br />
powiedział…”. Natomiast w „Gazecie<br />
Ostródzkiej”, dodatku do „Gazety<br />
Olsztyńskiej” przeczytaliśmy „Kategorię<br />
VIP wygrał wójt Gustaw Marek<br />
Brzezin, który strzelał celniej od<br />
księdza Stanisława Szostowickiego….”.<br />
Winno być Szestowickiego. Dlaczego<br />
o tym piszemy? Nie tylko aby ukazać,<br />
że kościelne media nie znają świeckich<br />
VIPów i odwrotnie, ale przypomnieliśmy<br />
sobie nasze dziennikarskie kursy<br />
za socjalistycznych czasów, gdzie wpajano<br />
nam: najważniejsze w artykule<br />
jest <strong>pod</strong>anie prawdziwych nazwisk. Za<br />
błąd w nazwisku traciło się premię.<br />
Dziennikarska nonszalancja na<br />
szczeblu lokalnym sprawia, że trudno<br />
jest wierzyć w to, co <strong>pod</strong>aje nam<br />
prasa. Najbardziej cieszy nas i smuci,<br />
czasem weseli, a tak naprawdę wkurza,<br />
to, co czasami znajdujemy w dodatkach<br />
lokalnych do „Gazety Olsztyńskiej”.<br />
Obojętnie do jakiego miasta<br />
powiatowego się udamy, gdy jest tam<br />
lokalny dodatek do tej gazety, wiemy,<br />
że możemy się pośmiać. Oto „Gazeta<br />
w Kętrzynie” (oczywiście dodatek do<br />
„Gazety Olsztyńskiej”) w numerze 40<br />
zamieściła artykuł Roberta Izdebskiego<br />
„Policjant rozbił służbowy motor”.<br />
Tekst zaczyna się następująco: „Policjant<br />
nie zachował szczególnej ostrożności<br />
i wyrżnął motorem w passata…”.<br />
Dalej czytamy: „Kierująca samochodem<br />
osobowym marki Mercedes w<br />
trakcie wykonywania manewru w<br />
lewo zderzyła się z jadącym na wypadek<br />
drogowy pojazdem uprzywilejowanym<br />
marki Triumph, kierowanym<br />
przez funkcjonariusza policji”. Dalej:<br />
„Nieoficjalnie wiadomo, że kierująca<br />
nie miała okazji uderzyć w motor, bo<br />
… ten jechał za nią. Według naszych<br />
informacji są świadkowie, którzy<br />
twierdzą, że nie jechał na sygnale, a<br />
po wypadku”. Oto styl. Jechał po wypadku.<br />
A tak naprawdę, z jakim autem<br />
zderzył się policjant? Dalej autor<br />
twierdzi, że „to już trzecia kolizja tego<br />
policjanta na służbowym sprzęcie”.<br />
„Policja informuje jednak, że nigdy nie<br />
był sprawcą jakichkolwiek kolizji”. Ot,<br />
czy wierzyć dziennikarzowi, który nawet<br />
nie potrafi stwierdzić, jakim autem<br />
jechała kobieta , czy policji, która zawsze<br />
broni swojego funkcjonariusza?<br />
Mało ważne. My zwracamy uwagę na<br />
dziennikarską nonszalancję i brak profesjonalizmu.<br />
Zresztą, w tym samym numerze<br />
„Gazety w Kętrzynie” jest wiele stylistycznych<br />
kwiatków, które ujawniają<br />
jedno: niedouczeni pouczają innych.<br />
Tylko w jednym tekście „Dożynki<br />
33
gminne” znaleźliśmy takie zdania:<br />
„Miłośnicy sportu mogli obejrzeć na<br />
boisku Orlik turniej w piłkę nożną”.<br />
Jeżeli już, to turniej piłki nożnej. Dalej:<br />
„Na sali gimnastycznej w Korszach<br />
odbył się…”. To rusycyzm, nie „na sali”,<br />
a w sali gimnastycznej. W tym samym<br />
numerze w innym tekście przeczytaliśmy:<br />
„symboliczny chleb dożynkowy,<br />
upieczony ze zboża z tegorocznych plonów”,<br />
a tuż obok: „nastąpił uroczysty<br />
moment przecięcia symbolicznej biało-czerwonej<br />
wstęgi…” czy chleb był<br />
rzeczywisty, czy symboliczny? Wstęga<br />
była prawdziwa, czy też wyimaginowana?<br />
Czy lokalni dziennikarze rozumieją<br />
takie pojęcie, jak symbol? Ale<br />
cóż, drukują wypowiedzi internautów,<br />
nawet nie poprawiając ortografii, przecinków<br />
i literówek. Redaktor naczelny<br />
Robert Izdebski w artykule „Przemoc<br />
jest, ale nad nią panują” napisał: „Napewno<br />
jednak nie dochodzi tu …” to<br />
wiem, że i nie zna ortografii (bo pisze<br />
się na pewno), ale chyba i logiki, skoro<br />
dalej stwierdził: „Trudna młodzież<br />
współpracuje z panią pedagog”. Ot co,<br />
pani pedagog pomaga w rozgrywkach<br />
i zabawach trudnej młodzieży? Chyba<br />
jest na czatach, gdy trudna młodzież<br />
okrada pijaka lub włamuje się do sklepu.<br />
Oj, takie stylistyczne aberracje,<br />
do których skłaniają nas dziennikarze<br />
zatrudnieni przez „Gazetę Olsztyńską”,<br />
bo jeśli czytamy w tym samym<br />
numerze, że „mieszkańcy Wilkowa też<br />
powinni przejżeć na oczy”, to chciałoby<br />
się stwierdzić: niemieccy wydawcy,<br />
nauczcie się pisać po polsku, aby pouczać<br />
mieszkańców zapadłej wioski.<br />
Uczono nas, że nie należy nigdy w druku<br />
utrwalać błędów, więc <strong>pod</strong>ajemy, że<br />
„przejrzeć” tak się pisze.<br />
Dziennikarze, czy raczej pseudodziennikarze<br />
z „Gazety w Kętrzynie”,<br />
nie znają nawet znaczenie polskich<br />
słów. Oto czytamy: „…brali czynny<br />
udział w wielu sportowych konkurencjach,<br />
za co zostali ofiarowani wieloma<br />
cennymi nagrodami”. Przed drukiem<br />
nikt chyba tej radosnej twórczości nie<br />
czyta, skoro w numerze 34 na stronie<br />
5 i 9 wydrukowo te same teksty z tym<br />
samym zdjęciem.<br />
W „Gazecie Ostródzkiej”, mimo<br />
że naczelną jest kobieta, chyba jeszcze<br />
nie dotarły wskazania gender. Oto w<br />
numerze 41 przeczytaliśmy: „że odznaki<br />
„Zasłużony dla Kultury Polskiej”<br />
otrzymali…” „i aktor dramatu, kulturoznawca,<br />
dziennikarz, kierownik<br />
Agencji Upowszechniania Kultury<br />
Anna Zapaśnik – Baron”. A my myśleliśmy,<br />
że obowiązuje pojęcie aktorka,<br />
dziennikarka, itp. Najbardziej frapujące<br />
jest „aktor dramatu”, ciekawe jakiego?<br />
Czyżby aktor wystąpiła (z szacunku<br />
nie używamy słowa aktorka) tylko<br />
w jednej sztuce dramatycznej i stąd to<br />
określenie? Bo tak normalnie niektóre<br />
artystki w życiorysach <strong>pod</strong>ają: aktorka<br />
dramatyczna, ale nie w ostródzkiej gazecie.<br />
Rząd opanował już telewizję publiczną.<br />
Prywatne media (rozgłośnie<br />
radiowe, telewizję i prasę) ma już za<br />
sobą. Trochę krnąbrna jest „Rzeczpospolita”,<br />
w której państwo ma udział<br />
mniejszościowy. Co więc postanowił<br />
minister w rządzie Tuska: rozwiązać<br />
spółkę wydającą tę gazetę. Oczywiście<br />
może to prowadzić do jej upadku.<br />
Po co rządowi zysk z czytanej gazety?<br />
Platforma kieruje już wszystkim, została<br />
jedna gazeta, gdzie czasem krytykuje<br />
się ich rządy. Oj niebezpiecznie,<br />
niebezpiecznie. Żadna dyktatura nie<br />
lubi, gdy ktoś jej coś wypomina. Platforma<br />
ma za sobą „Gazetę Wyborczą” i<br />
jeden organ na całą Polskę i wystarczy.<br />
Biuro Polityczne działa, obojętnie czy<br />
PZPR czy PO. Dalej w tym samym stylu.<br />
Tylko metody się zmieniły.<br />
Listopadowy miesięcznik „Press”<br />
dokonał oceny 17 miast wojewódzkich<br />
obecnych w najpopularniejszych portalach<br />
społecznościowych. W ocenie<br />
pięcioosobowego jury Olsztyn znalazł<br />
się na trzeciej pozycji, ale od końca<br />
listy. Zyskał w ocenie tylko 50 punktów,<br />
zwycięski Wrocław otrzymał 238<br />
punktów na 300 możliwych. „Olsztyn<br />
ma profile na prawie wszystkich kluczowych<br />
platformach społecznościowych<br />
– tylko z publikowanych treści<br />
nie wynika za bardzo po co” – stwierdziła<br />
redakcja w ocenie. „Zero należy<br />
się za pół-zamknięty profil na Facebooku,<br />
jeden film na You Tube oraz<br />
ostatni wpis na Nk.pl z 1 września.<br />
Chaotyczny przekaz, trudno odczytać<br />
intencje, miasto nie jest nastawione na<br />
dialog z odbiorcą ani wyzwolenie jego<br />
zaangażowania. Profile sprawiają wrażenie<br />
prowadzonych przez przypadkowe<br />
osoby. Na FB pojawia się sporo<br />
negatywnych komentarzy użytkowników<br />
i brakuje reakcji na nie ze strony<br />
miasta”. A sprawujący władzę prezydent<br />
miasta obrał za hasło wyborcze<br />
kampanii „Olsztyn przyśpiesza”. Ślamazarnie<br />
przyśpiesza i jest na szarym<br />
końcu w prezentacji wśród innych<br />
miast polskich.<br />
Prof. Marcin Król w swojej zaciekłości<br />
antypisowskiej postradał do<br />
końca zdrowy rozsądek, skoro domaga<br />
się postawienia Jarosława Kaczyńskiego<br />
przed Trybunałem Stanu, gdyż ten<br />
przemawia na wiecach, a nie z trybuny<br />
sejmowej. Może profesor zabroni<br />
też politykom (oczywiście tylko jednej<br />
partii) chodzenia chodnikami miast i<br />
oddychania?<br />
Kolejny skandal wywołała Magdalena<br />
Bajer, przewodnicząca Rady Etyki<br />
Mediów. Oto Rada wydała oświadczenie<br />
potępiające „Nasz Dziennik” za<br />
artykuł, który tam się nigdy nie ukazał.<br />
Wcześniej na nieistniejący artykuł<br />
przez cały dzień w TVN24 powoływał<br />
się Jarosław Kuźniar. Było to 15 października.<br />
Okazało się, że pani Bajer<br />
wydała oświadczenie, gdyż zatelefonowała<br />
do niej Krystyna Mokrasińska,<br />
prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy<br />
Polskich i wskazała zwierzynę. Tak to<br />
jedna pani drugiej pani powiedziała<br />
i wyszedł niezły bajer. Tylko co to ma<br />
wspólnego z etyką dziennikarską? Na<br />
znak protestu przeciwko takim działaniom<br />
Radę opuścili Teresa Bochwic i<br />
Tomasz Bieszczad.<br />
TVN24 lubi zmyślać. W ciągu<br />
dwóch dni Katarzyna Kolenda-Zaleska<br />
relacjonowała, że Jarosław Kaczyński<br />
użył sformułowania „prawdziwi Polacy”.<br />
I zaczęła się kolejna nagonka na<br />
prezesa PiS. Tylko, że wszystko było nieprawdą.<br />
Ze zdumieniem jednak czytam<br />
felieton dziennikarki – propagandystki<br />
w „Gazecie Wyborczej”, w którym ani<br />
słowa przepraszam, a cały tekst udowadnia,<br />
że taki był duch wypowiedzi i<br />
tak ona charakteryzuje tę partię. Chciałoby<br />
się zapytać: a gdzie odrobina przyzwoitości?<br />
Ale czy ta cecha jest znana<br />
dziennikarzom TVN24? Może wzorują<br />
się na członkach Rady Etyki Mediów,<br />
którzy już po raz drugi popełnili <strong>pod</strong>obną<br />
wpadkę. Wtedy potępili imiennie<br />
dziennikarza „Faktu”, po skardze telefonicznej<br />
jednego z prezydentów miasta.<br />
Oczywiście wymieniony prezydent do<br />
Rady się w ogóle nie zwracał. A Rada<br />
lubi widać telefony odbierać i potępiać<br />
według wyznaczonych wskazań. Prawda<br />
się nie liczy.<br />
Lektor & Skryba<br />
34 DEBATA Numer 11 (38) 2010
PRASA PodziEMNA<br />
w PRL<br />
ogólnopolska konferencja<br />
naukowa w olsztynie<br />
Konferencja odbywała się w Bibliotece<br />
Uniwersyteckiej UWM.<br />
Rozpoczęła się 3 listopada o godz.<br />
14.00. Jej otwarcia dokonał dr hab. Grzegorz<br />
Jasiński, naczelnik olsztyńskiej Delegatury<br />
IPN, co warto dodać historyk związany<br />
z UWM i OBN im. W. Kętrzyńskiego,<br />
który jest też redaktorem naczelnym „Komunikatów<br />
Mazursko-Warmińskich”.<br />
Tego dnia obrady prowadzili prof. Wolsza<br />
i dr Ligarski. Zanim jednak historyk z IPN<br />
krótkim wykładem wprowadził uczestników<br />
obrad w tytułową tematykę konferencyjną,<br />
głos zabrał wiceprezydent Olsztyna,<br />
Jerzy Szmit. Niegdyś sam w PRL-u zaangażowany<br />
w działalność <strong>pod</strong>ziemną, z<br />
tego powodu represjonowany, internowany<br />
i więziony, <strong>pod</strong>ziękował organizatorom<br />
za przygotowanie całego przedsięwzięcia<br />
i bogaty program tematyczny. Podkreślił<br />
ważność prasy <strong>pod</strong>ziemnej w historii Polski<br />
zniewolonej przez komunizm. Pięknie<br />
mówił m.in. o poświęceniu tysięcy<br />
drukarzy, wydawców i kolporterów, o ich<br />
odwadze, za którą ci dzielni ludzie niejednokrotnie<br />
płacili wysokimi wyrokami<br />
więzienia. Obecność prezydenta Jerzego<br />
Szmita na konferencji godna jest odnotowania<br />
tym bardziej, gdyż tylko on jeden z<br />
szerokiej plejady zaproszonych włodarzy<br />
Olsztyna i władz naszego województwa,<br />
samorządu uznał za wskazane zaszczycić<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
Motto: „Mają w domu książki”<br />
W dniach 3-5 listopada br. w olsztynie odbyła się zorganizowana przez delegaturę<br />
iPN w olsztynie i Bibliotekę uniwersytecką uWM ogólnopolska konferencja naukowa<br />
„Prasa <strong>pod</strong>ziemna w PRL”. Sympozjum zorganizowano w ramach projektu<br />
naukowo-badawczego instytutu Pamięci Narodowej pt. „SB wobec środowisk twórczych,<br />
naukowych i dziennikarzy”, którego koordynatorem jest prof. Tadeusz Wolsza<br />
z instytutu historii PAN i redaktor naczelny „dziejów Najnowszych” oraz dr Sebastian<br />
Ligarski ze szczecińskiego iPN-u. Wcześniejsze konferencje tego zespołu odbywały<br />
się we Wrocławiu i w Szczecinie. do olsztyna na obrady zjechało przeszło<br />
dwudziestu historyków i dziennikarzy, którzy razem z pracownikami naukowymi<br />
olsztyńskiej delegatury iPN i uWM zaprezentowali szereg istotnych ustaleń, które<br />
wzbudziły zainteresowanie nie tylko osób zajmujących się zawodowo historią, ale i<br />
działaczy byłej opozycji na Warmii i Mazurach, jak również młodzieży olsztyńskich<br />
szkół średnich.<br />
hENRyK FALKoWSKi<br />
historyków najnowszych dziejów Polski<br />
swoją obecnością.<br />
Pierwszym wystąpieniem na konferencji<br />
był niezwykle interesujący wykład<br />
dziennikarza Andrzeja W. Kaczorowskiego,<br />
który ze znawstwem referował obraz<br />
niezależnej prasy chłopskiej w latach<br />
1977–1989, charakteryzując m.in. czasopismo<br />
„Gos<strong>pod</strong>arz” redagowane w <strong>pod</strong>ziemiu<br />
przez Piotra Tysiaka, byłego legionistę<br />
i przedwojennego działacza „Siewu”,<br />
ale też głośnego dziś publicystę społeczno-politycznego,<br />
goszczącego niedawno<br />
w Olsztynie przez Klub „Gazety Polskiej”,<br />
red. Stanisława Michalkiewicza. Następnie<br />
Grzegorz Wołk z centrali warszawskiego<br />
IPN-u ciekawie, przy szerokim<br />
wykorzystaniu multimediów, przedstawił<br />
prasę drugoobiegową znajdującą się w zasobach<br />
Biura Udostępniania i Archiwizacji<br />
Dokumentów IPN. Jego referat był tym<br />
bardziej interesujący, bo nie ograniczył się<br />
do poczynionych ustaleń, ale zawierał w<br />
sobie również cenne wskazówki dla badaczy<br />
historii, gdzie i jak należy poszukiwać<br />
stosownych tytułów prasy <strong>pod</strong>ziemnej.<br />
Wołk <strong>pod</strong>ał nawet sygnatury zespołów<br />
IPN w tym zakresie, w tym dotyczące także<br />
akt komunistycznej informacji wojskowej.<br />
Podobny charakter miało wystąpienie<br />
Joanny Bachtin z Biblioteki Narodowej<br />
w Warszawie, która nakreśliła sposoby<br />
gromadzenia prasy i wydawnictw bezdebitowych<br />
w BN. Naukowiec z Warszawy<br />
zauważyła, że nie wszystkie wydawnictwa<br />
drugoobiegowe, choćby prezentowane na<br />
wystawie towarzyszącej konferencji, znajdują<br />
się w Bibliotece Narodowej. Marta<br />
Marcinkiewicz ze szczecińskiego IPN-u,<br />
redaktor niedawno wydanego albumu<br />
„Papierem w system. Prasa drugoobiegowa<br />
w PRL”, przedstawiła prasę wydawaną<br />
przez osoby internowane. Z kolei Grzegorz<br />
Majchrzak, niezwykle płodny historyk<br />
z warszawskiego IPN-u, autor m.in.<br />
opracowań o związkach z bezpieką Małgorzaty<br />
Niezabitowskiej, czy ks. prałata<br />
Henryka Jankowskiego, omówił fenomen<br />
<strong>pod</strong>ziemnego Radia „Solidarność”. Tematykę<br />
radia solidarnościowego, ale w odniesienia<br />
do Bydgoszczy, przedstawił także dr<br />
Krzysztof Osiński. Na koniec pracowitego<br />
pierwszego dnia konferencji, dr Piotr Kardela<br />
zaprezentował referat przygotowany<br />
przez dr Dominikę Rafalską – wicedyrektor<br />
Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu<br />
Warszawskiego, autorkę świetnej książki<br />
o piśmie „Po Prostu” – na temat prasy<br />
drugiego obiegu Niezależnego Zrzeszenia<br />
Studentów UW w latach 1980–1981. Podsumowaniem<br />
pierwszego dnia obrad, po<br />
zwyczajowej dyskusji nad wystąpieniami<br />
referentów, była promocja pierwszego<br />
tomu „Encyklopedii Solidarności” z<br />
udziałem Przemysława Miśkiewicza – wydawcy<br />
tomu i prezesa Stowarzyszenia „Pokolenia”<br />
i redaktorami tego wydawnictwa.<br />
Podczas promocji poinformowano, że całość<br />
„Encyklopedii” ma się składać z 5–6<br />
tomów i zawierać ok. 5 tysięcy not biograficznych<br />
działaczy opozycji w PRL. Chętni<br />
mieli okazję zaopatrzyć się w pierwszy<br />
tom tego cennego wydawnictwa, którego<br />
koordynatorem na terenie województwa<br />
warmińsko-mazurskiego jest pracownik<br />
Delegatury IPN Renata Gieszczyńska.<br />
Przedpołudniową część konferencji w<br />
dniu 4 listopada prowadził prof. Ryszard<br />
Sudziński – kierownik Zakładu Historii<br />
Powszechnej i Polski po 1945 roku w Instytucie<br />
Historii UMK w Toruniu, który<br />
zarazem jako pierwszy referent zaprezentował<br />
odbiór wydarzeń w Polsce lat<br />
1980–1989 w prasie polonijnej w Stanach<br />
Zjednoczonych. Profesor czyniąc interesujące<br />
porównania, zauważył, że tak jak<br />
prasa <strong>pod</strong>ziemna w kraju rzetelnie informowała<br />
Polaków o całokształcie życia<br />
społeczno-politycznego, tak tę samą rolę<br />
spełniała prasa polonijna w przypadku,<br />
kiedy media amerykańskie ignorowały<br />
tematy dotyczące PRL-u. Bartosz Kaliski<br />
doktorant z Instytutu Historii PAN omówił<br />
z kolei etos i walkę „Solidarności” na<br />
przykładzie wydawanego w Krakowie<br />
„Hutnika” i warszawskich „Hutników ‚82”.<br />
35
Z kolei Arkadiusz Kazański z gdańskiego<br />
IPN-u szeroko i ze szczegółami zaprezentował<br />
pismo <strong>pod</strong>ziemnej „Solidarności” w<br />
Stoczni Gdańskiej im. Lenina „Rozwaga i<br />
Solidarność”. Karol Nawrocki z gdańskiego<br />
IPN-u prezentował elbląską prasę <strong>pod</strong>ziemną,<br />
Paweł Szulc – autor obszernego<br />
wyboru źródeł na temat Polskiego Radia<br />
Szczecin – mówił o szczecińskiej prasie<br />
antysystemowej w latach osiemdziesiątych.<br />
Tematykę regionalną w tym samym<br />
kontekście przedstawiła Katarzyna Kyc z<br />
IPN w Rzeszowie. Ostatnim referentem<br />
przed przerwą był pracownik naukowy<br />
warszawskiego IPN-u Jan Olaszek, który<br />
nakreślił charakterystykę „Przeglądu<br />
Wiadomości Agencyjnych” w latach 1984-<br />
1990. Podczas dyskusji poruszano m.in.<br />
problem, jak właściwie powinno się określać<br />
omawianą prasę: czy była ona „<strong>pod</strong>ziemna”,<br />
„solidarnościowa”, „niezależna”,<br />
„bezdebitowa” czy po prostu „opozycyjna”?<br />
Dyskutowano o finansowaniu<br />
wydawnictw <strong>pod</strong>ziemnych,<br />
pytano o środki materialne<br />
otrzymywane z zagranicy, a także<br />
o realny odbiór treści i rezonans<br />
społeczny niezależnych wydawnictw.<br />
Tu przypomniano badania<br />
prowadzone na obszarze Gdańska,<br />
gdzie przed Sierpniem `80 tylko<br />
2% populacji miało styczność z<br />
prasą <strong>pod</strong>ziemną, <strong>pod</strong>czas gdy w<br />
latach stanu wojennego miało to<br />
być już kilkanaście procent ludności<br />
PRL-u.<br />
Po przerwie troje prelegentów<br />
(Kamila Churska i dr Przemysław<br />
Wojtowicz – IPN w Bydgoszczy<br />
oraz dr Sebastian Pilarski – IPN<br />
Łódź) zajmowała się stosunkiem<br />
lokalnych gazet solidarnościowych w<br />
Bydgoszczy, Toruniu i Łodzi do wyborów<br />
kontraktowych z czerwca 1989 r. Nieco<br />
odmienny charakter miało wystąpienie<br />
byłego działacza opozycji, a jednocześnie<br />
pracownika naukowego łódzkiego IPN-u,<br />
Józefa Śreniowskiego, który bardzo obrazowo<br />
zajął się problemami środowiska<br />
łódzkich kolporterów prasy drugoobiegowej<br />
po 13 grudnia 1981 r. Wystąpienie<br />
to było uzupełnione licznymi planszami<br />
i wyliczeniami, obrazującymi m.in. konspirację<br />
<strong>pod</strong>ziemnej pracy wydawniczej<br />
w zakresie kolportażu. Na pewno wydarzeniem<br />
konferencji było wystąpienie dr.<br />
Sławomira Cenckiewicza, autora znanych<br />
poczytnych książek o Lechu Wałęsie i<br />
Annie Walentynowicz. Gdański historyk<br />
mówił o Pawle Mikłaszu, <strong>pod</strong>ziemnym<br />
wydawcy-konfidencie, a jego wystąpienie<br />
było tak interesujące, że tematyka, którą<br />
zaprezentował praktycznie zdominowała<br />
dyskusję ostatniej części obrad. Zgodnie z<br />
programem, ostatnim elementem konferencji<br />
w dniu 4 listopada była wieczorna<br />
promocja książek wydanych przez IPN –<br />
„Dziennikarze władzy, władza dziennikarzom.<br />
Aparat represji wobec środowiska<br />
dziennikarskiego 1945–1990” (Warszawa<br />
2010) oraz wspomnianej już pozycji „Papierem<br />
w system. Prasa drugoobiegowa<br />
w PRL” (Szczecin 2010). Podczas promocji<br />
wszyscy obecni na Sali obrad zostali<br />
obdarowani jednym egzemplarzem tej<br />
pierwszej pozycji.<br />
Ostatni dzień konferencji miał charakter<br />
regionalny – wszystkie wystąpienia<br />
dotyczyły Olsztyna lub byłego województwa<br />
olsztyńskiego. O solidarnościowym<br />
„Rezonansie” interesująco referował Dominik<br />
Krysiak z miejscowej Delegatury<br />
IPN. Pracownik tej samej Delegatury –<br />
Renata Gieszczyńska – przybliżyła krąg<br />
twórców i kolporterów kętrzyńskiej ga-<br />
Dr Sławomir Cenckiewicz mówi o Pawle Mikłaszu, <strong>pod</strong>ziemnym wydawcy<br />
– konfidencie<br />
zetki „Larwa” wydawanej przez Federację<br />
Młodzieży Walczącej Warmii i Mazur. Z<br />
kolei dr Witold Gieszczyński zaprezentował<br />
problematykę najdłuższego strajku lat<br />
1980–1981 w PRL, czyli strajku drukarzy<br />
w Olsztyńskich Zakładach Graficznych.<br />
Następnie dr Piotr Kardela przedstawił<br />
periodyk liberalnej opozycji z Olsztyna,<br />
ukazujące się w latach 1987–1989 „Inicjatywy<br />
Warmińskie”, którego pierwszymi<br />
redaktorami byli Jerzy Szmit i Bogdan<br />
Bachmura. Nie sposób było <strong>pod</strong>czas tego<br />
wystąpienia nie zwrócić uwagi na fakt,<br />
że redaktorzy, wydawcy i publicyści „Inicjatyw”<br />
(Bogdan Bachmura, Adam Jerzy<br />
Socha, ks. Jan Rosłan) związani są obecnie<br />
z miesięcznikiem „<strong>Debata</strong>”. Ostatnim<br />
referentem na konferencji był Paweł Piotr<br />
Warot, który z charakterystyczną dla siebie<br />
werwą zaprezentował ukazujące się od<br />
1986 r. lokalne pismo <strong>pod</strong>ziemne „Echa<br />
Mrągowa”. W swoim wystąpieniu Warot<br />
przypomniał m.in. sylwetkę współpracu-<br />
jącego z Ruchem Obrony Praw Człowieka<br />
i Obywatela red. Dariusza Jarosińskiego,<br />
jak również represje, jakich doświadczył<br />
on od komunistów. Współredaktorami<br />
„Echa” byli: Tomasz Jankowski – absolwent<br />
SGGW i sympatyk Romana Dmowskiego,<br />
który wydawał w latach 1978–1980<br />
„Samoobronę Polską” oraz Ryszard Kozdruń,<br />
lekarz anestezjolog i obrońca życia<br />
poczętego. Absurdalnie dziś brzmią słowa<br />
funkcjonariusza SB, <strong>pod</strong>ejrzewającego tę<br />
grupę o wydawanie mrągowskiego periodyku,<br />
który w uzasadnieniu swojej tezy<br />
o wszczęciu rozpracowania tegoż środowiska,<br />
pisał: „mają w domu książki”. Na<br />
koniec konferencji rozgorzała ożywiona<br />
dyskusja, świadcząca, że sprawy poruszane<br />
na konferencji są nie tylko przedmiotem<br />
badań historycznych, ale także nie są<br />
obojętne byłym działaczom opozycji. Głos<br />
zabierali nie tylko historycy, ale i byli <strong>pod</strong>ziemni<br />
wydawcy czy kolporterzy,<br />
m.in. Teresa Stefanowicz i Piotr Rydel.<br />
Wśród uczestników konferencji<br />
zauważyć można było zresztą i<br />
innych byłych działaczy opozycji:<br />
Władysława Kałudzińskiego, Wojciecha<br />
Ciesielskiego, Swietłanę i<br />
Erwina Kruków czy Zenona Złakowskiego.<br />
Konferencji „Prasa <strong>pod</strong>ziemna<br />
w PRL” towarzyszyła niezwykle interesująca<br />
wystawa pt. „Prasa i wydawnictwa<br />
niezależne na Warmii<br />
i Mazurach”, przygotowana przez<br />
Delegaturę IPN w Olsztynie oraz<br />
Oddział Zbiorów Specjalnych Biblioteki<br />
Uniwersyteckiej UWM w<br />
Olsztynie, której szczególną atrakcją<br />
były pokazane w przeszklonych<br />
gablotach oryginalne druki i wydawnictwa<br />
<strong>pod</strong>ziemne.<br />
Na pewno konferencja była udanym<br />
przedsięwzięciem i dlatego jej organizatorom<br />
należą się duże słowa uznania. Z drugiej<br />
strony – będzie to osobista refleksja<br />
– obserwując życie społeczne i polityczne<br />
III Rzeczpospolitej, coraz częściej zastanawiam<br />
się czy Polacy chcą znać prawdę? Ta<br />
prawda chociaż do nas przenika, to nic lub<br />
prawie nic, nie jest nas w stanie nauczyć.<br />
Kiedyś patrioci wierzyli, że „WRONa skona”<br />
i przyjdzie nie<strong>pod</strong>ległość, ludzie dzisiejsi<br />
powoli godzą się z myślą, że nikt w<br />
przyszłości takiej Polski bronił nie będzie.<br />
A już na pewno nie wszechobecni nihiliści.<br />
Kto wie, może kiedyś materiały z tej<br />
konferencji będą, oprócz walorów czysto<br />
naukowych, zawierać istotne wskazówki,<br />
jak należy walczyć o naszą ojczyznę.<br />
henryk Falkowski<br />
(Olsztyn)<br />
falk_65@tlen.pl<br />
36 DEBATA Numer 11 (38) 2010
W Piszu<br />
o przesiedleńcach<br />
z Kresów<br />
22 października br. w Miejsko – Gminnej Bibliotece Publicznej w Piszu odbyła się konferencja<br />
historyczna pt. Konspiracja kresowa w Polsce po 1945 r. na tle losów ludności<br />
przesiedlonej z utraconych ziem II Rzeczypospolitej. Jej organizatorami było Muzeum<br />
ziemi Piskiej oraz rzeczona biblioteka, a współorganizatorami m.in. Klub Lokalnych<br />
inicjatyw oświatowych (KLio) oraz instytut Pamięci Narodowej. oficjalnym pretekstem<br />
do zorganizowania konferencji była przypadająca w tym roku setna rocznica urodzin<br />
mjr. zygmunta Szendzielarza „łupaszki” – legendarnego kresowego partyzanta,<br />
który po wojnie <strong>pod</strong>ejmował walkę z komunistami także na terenie Warmii i Mazur.<br />
iRENEuSz ChMiELEWSKi<br />
Konferencja zaczęła się z około półgodzinnym<br />
opóźnieniem ze względu<br />
na kłopoty komunikacyjne<br />
prelegentów warszawskich, ale wbrew przewidywaniom<br />
ten poślizg nie okazał się złym<br />
prognostykiem. Zgromadziła kilkadziesiąt<br />
osób – nauczycieli, uczniów, kombatantów<br />
i miłośników historii. W imieniu organizatorów,<br />
przybyłych powitał kustosz MZP<br />
Waldemar Brenda. Następnie głos zabrał<br />
burmistrz Pisza Jan Alicki, który <strong>pod</strong>kreślił<br />
dotychczasowy dorobek piskiego muzeum<br />
i biblioteki w popularyzowaniu wiedzy o<br />
przeszłości Mazur.<br />
Po części oficjalnej pierwszy referat<br />
zaprezentował Waldemar Brenda na te-<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
mat przesiedleńców z Kresów na Warmii<br />
i Mazurach po 1945 r. Po nim głos zabrał<br />
dr Tomasz Łabuszewski z IPN w Warszawie<br />
omawiając losy konspiracji grodzieńskiej<br />
po 1944 roku na utraconych Kresach, a także<br />
na Białostocczyźnie oraz we wschodniej<br />
części Mazur. Trzeci referat, o 5 Wileńskiej<br />
Brygadzie AK, wygłosił dr Kazimierz Krajewski<br />
(IPN Warszawa). Po nim nastąpiła<br />
krótka dyskusja, która zamknęła pierwszą<br />
część konferencji.<br />
Po półgodzinnej przerwie na kawę,<br />
przystąpiono do popołudniowej części spotkania.<br />
Otworzył ją referat Marzeny Kruk<br />
(IPN Gdańsk) na temat stosunku ludności<br />
pomorskiej do konspiracji kresowej dzia-<br />
Ci, których kochamy nie umierają nigdy,<br />
bo miłość, to nieśmiertelność<br />
Emily Dickinson<br />
Joannie i Wojtkowi<br />
Groteckim<br />
wyrazy szczerego żalu i współczucia z powodu śmierci<br />
Córki Justyny<br />
składają koleżanki i koledzy z „Debaty”<br />
oraz<br />
ze Stowarzyszenia „Święta Warmia”<br />
łającej w powiecie świeckim. Ciekawy odczyt<br />
o doktorze Romanie Korab – Żebryku<br />
wygłosił w zastępstwie nieobecnego autora<br />
dr. hab. Tomasza Balbusa (IPN Wrocław)<br />
nauczyciel historii, członek KLIO w Piszu<br />
Andrzej Zadroga. Ostatnim punktem konferencji<br />
był występ dr. hab. Piotra Niwińskiego<br />
z Uniwersytetu Gdańskiego, który<br />
omówił wkład wileńskich akowców w służbie<br />
nie<strong>pod</strong>ległości (1944 – 1989). Po nim<br />
nastąpiła dyskusja i <strong>pod</strong>sumowanie konferencji.<br />
Można stwierdzić, że piska konferencja<br />
była pierwszym tego typu spotkaniem,<br />
na którym omówiono losy pochodzącej z<br />
Kresów ludności, przez pryzmat jej zaangażowania<br />
w działalność nie<strong>pod</strong>ległościową.<br />
Wymienione referaty niewątpliwie poszerzyły<br />
wiedzę zgromadzonych o konspiracji<br />
kresowej po 1945 roku. Ukazały skomplikowane<br />
losy jej uczestników w nowej rzeczywistości<br />
politycznej. Patrząc z dzisiejszej<br />
perspektywy nasuwa się jednak pytanie: czy<br />
warto było? Ta wątpliwość chyba dość często<br />
pojawia się przy analizie naszych wielkich<br />
historycznych tematów. Każdy musi ją<br />
rozwikłać na własną rękę. Na koniec jeszcze<br />
dodam, że poruszana w poszczególnych<br />
wystąpieniach tematyka pozostaje szerzej<br />
nieznana ogółowi. Dlatego dobrze, że<br />
wśród uczestników konferencji tak licznie<br />
byli reprezentowani nauczyciele. Z pewnością<br />
będą mogli wykorzystać zdobytą wiedzę<br />
na zajęciach z młodzieżą.<br />
ireneusz Chmielewski<br />
(nauczyciel historii, członek Klubu Lokalnych<br />
Inicjatyw Oświatowych w Piszu)<br />
37
Struktura kłamstwa<br />
według Wierzbickiego<br />
Wiek XX – wiek prawdy? upowszechnienie środków masowego przekazu, coraz łatwiejszy dostęp<br />
do różnorodnych informacji, możliwość ich weryfikowania – to wszystko mogłoby sugerować, że<br />
XX stulecie było rzeczywiście epoką, w której żadnego kłamstwa na dłuższą metę utrzymać się nie<br />
dawało. A jednak, to właśnie w ubiegłym stuleciu władzę nad ludzkimi umysłami zdobyło kłamstwo<br />
szczególne. „Wiek XX jest wiekiem kłamstwa wyrafinowanego, ubranego w barwy ochronne, samopowielającego<br />
się w duszy człowieka. Kłamstwo to zachodzi człowieka opłotkami, od tyłu, zawraca<br />
mu głowę <strong>pod</strong>stępnie, przestawia mu klepki w mózgu niepostrzeżenie, wytwarza w nim zdolność,<br />
gotowość, pasję do samoistnego nazwania czarnego białym, do spontanicznego wyznania, iż dwa<br />
razy dwa równa się pięć” – ten właśnie fragment przedmowy do książki Piotra Wierzbickiego pt.<br />
„Struktura kłamstwa” zdaje się najlepiej oddawać zapisany na kartach tej książki, zamiar autora, aby<br />
wyśledzić meandry komunistycznego kłamstwa. Książka wyszła po raz pierwszy w 1986 r. w drugim<br />
obiegu. W ubiegłym roku w ramach wspólnej serii oficyny Wydawniczej Volumen oraz BELLoNy<br />
zaczęto wydawać Kanon Literatury Podziemnej, którego celem jest przypomnienie najważniejszych<br />
książek, wydawanych bez debitu w ostatnich dwóch dekadach PRL. do takich właśnie książek zaliczono<br />
także „Strukturę kłamstwa” Piotra Wierzbickiego.<br />
WALdEMAR BRENdA<br />
Ktoś zapyta o cel wznawiania publikacji, traktującej<br />
o kłamstwie oraz manipulowaniu informacją<br />
w świecie już nieistniejącym, a przez<br />
wielu po prostu zapomnianym. Wydaje się, że to dość<br />
ważne, abyśmy spróbowali zrozumieć język stosowany<br />
przez dziesięciolecia rządów komunistycznych na<br />
ogromnym obszarze od Władywostoku i Szanghaju<br />
do Warszawy i Berlina. A skoro ta książka musiała<br />
powstać już wtedy (czyli nie dla wszystkich ten propagandowy<br />
język był już wtedy czytelny), to znaczy,<br />
że dzisiaj, dwa dziesięciolecia po formalnym zniknięciu<br />
tamtej rzeczywistości z map politycznych świata,<br />
jeszcze mniej potrafimy z tego języka pojąć. Właśnie<br />
dlatego rozpocząłem lekturę wznowionej „Struktury<br />
kłamstwa”.<br />
Nie będę streszczał poszczególnych wywodów<br />
autora. Zasygnalizuję jedynie kilka wątków, które w<br />
pracy zwróciły szczególną moją uwagę. Przede wszystkim,<br />
jednym z ważniejszych <strong>pod</strong>systemów komunistycznego<br />
kłamstwa było unieważnianie. Wierzbicki<br />
mówi o unieważnianiu języka, a zwłaszcza takich w<br />
nim pojęć, które w „nowym” naświetleniu nabierają<br />
zupełnie odmiennego sensu („moralność klasowa”<br />
zamiast moralności, „subiektywność obiektywizmu”,<br />
„demokracja fałszywa” i „demokracja prawdziwa” - ta<br />
komunistyczna). Kolejne metody, to unieważnianie<br />
rzeczywistości oraz unieważnianie logiki.<br />
Wszystkie trzy metody były możliwe w świecie,<br />
który funkcjonował według głównego aksjomatu – że<br />
komunizm („realny socjalizm”) z założenia jest systemem<br />
właściwym, zaś wszelkie jego zbrodnie wynikają<br />
jedynie z przypadkowych wynaturzeń. Partia przyznawała<br />
się do nich <strong>pod</strong> presją społeczeństwa, szukając<br />
winnych „wypaczeń” oraz obiecując powrót do<br />
„prawdziwych” zasad.<br />
W ten sposób można mówić o <strong>pod</strong>wójnej rzeczywistości<br />
wykreowanej przez kłamstwo – rzeczywistości,<br />
którą wszyscy musieli zaakceptować. To dlatego<br />
zbrojenia komunistyczne służyły pokojowi, Zachodu<br />
- wojnie. Dlatego nauka w ZSRR przeżywała prawdzi-<br />
wy rozkwit - na Zachodzie regres. Na Wschodzie nie<br />
występowały żadne kataklizmy i katastrofy. A każdy,<br />
kto występował przeciw jedynemu na świecie ustrojowi<br />
„sprawiedliwości społecznej” (lub bywał za wroga<br />
tego ustroju nagle uznawany), stawał się nikczemnikiem,<br />
opłacanym szpiegiem, albo ukrytym, ale zawsze<br />
skrycie knującym zdrajcą. Czasem wrogowie mogli<br />
się doczekać określeń, które właściwie oficjalnie nie<br />
mieściły się w kategorii pojęć prawdziwego komunisty,<br />
ale przecież doraźnie, a przy tym wcale nie tak<br />
rzadko – były stosowane. A więc gdy taki był nakaz<br />
chwili - internacjonaliści przypominali komuś żydowskie<br />
pochodzenie, obrońcy czekistowskiej niewinności<br />
ubeków – wytykali stalinowskie uwikłania takiego,<br />
czy innego „odstępcy” od prawdziwej wiary itp. Te<br />
schematy działania, poparte licznymi przykładami,<br />
Wierzbicki zalicza do kłamstw ze sfery poglądów.<br />
Szczęśliwi mieszkańcy krajów realnego socjalizmu<br />
mieli też do czynienia z <strong>pod</strong>systemem kłamstw<br />
ze sfery informacji. Najlepszym sposobem informowania<br />
społeczeństwa było… nieujawnianie informacji,<br />
które władza uznawała za niekorzystne.<br />
Swoją drogą dobrze jeszcze pamiętam z lat<br />
osiemdziesiątych systematyczne nastawianie radioodbiorników<br />
na „Wolną Europę”, „Głos Ameryki”,<br />
czy BBC, gdzie można było usłyszeć o zdarzeniach,<br />
które wedle „Trybuny Ludu” i innych prasowych<br />
„oficjałków”, w ogóle nie istniały. I właśnie dlatego, ze<br />
względu na możliwość sięgnięcia przez społeczeństwo<br />
po alternatywne źródła informacji, nie zawsze władza<br />
mogła niewygodne fakty pomijać. Stąd stosowano<br />
powszechnie mniej „doskonałe” metody- mieszano<br />
informację z komentarzem, publikowano polemiki<br />
z publikacjami, które w kraju były niedostępne (tzw.<br />
„walka z cieniem”), zniekształcano proporcje czy <strong>pod</strong>awano<br />
informacje niepełne lub uzupełniane tzw.<br />
naddatkiem, czyli obudowane danymi, pozwalającymi<br />
zmniejszyć negatywne oddziaływanie niewygodnego<br />
przekazu. Stosowano szum informacyjny,<br />
retusz, cytowano opinie nieznanych (anonimowych),<br />
ale przecież zawsze „życzliwych” obserwatorów. A gdy<br />
mimo tych wszystkich zabiegów, w druku ukazało się<br />
coś, co dopadła spóźniona cenzura (ba! Słowo wszak<br />
w PRL nie spotykane, zastąpione przez łagodniejszą<br />
dla ucha i oka „kontrolę prasy, publikacji i widowisk”),<br />
zawsze można było rzecz oddać na przemiał. „W największej<br />
tajemnicy oddaje się na przemiał książkę,<br />
której niecenzuralność skonstatowano już po druku,<br />
a w Domu Książki w Warszawie w latach sześćdziesiątych<br />
zaufany pracownik zanurzał egzemplarze<br />
przeznaczonego na przemiał dzieła (by mielący nie<br />
wiedzieli, co mielą) w kuble z farbą” Wszystko po to,<br />
aby obywatele nie wiedzieli. „W pierwszym rzędzie<br />
tego, że nie wiedzą”.<br />
Trzecim <strong>pod</strong>sysytemem komunistycznego kłamania<br />
było kreowanie nowej rzeczywistości. Ta „rzeczywistość”<br />
była jak labirynt „zbudowany z masy sprężystej<br />
i dziwnie rozciągliwej”, „zmieniającej kształt”. Jej<br />
tworzywem były słowa. To z nich powstawały twory,<br />
przez Piotra Wierzbickiego nazywane „bytami potiomkinowskimi”.<br />
Od siebie dodam, że to analogia<br />
do słynnych wiosek potiomkinowskich – atrap zbijanych<br />
z desek na szlaku cesarskiej <strong>pod</strong>róży, które miały<br />
świadczyć o dobrobycie ludu w imperium Romanowów.<br />
Wtedy – chodziło o dobre samopoczucie władzy.<br />
W komunistycznych „bytach potiomkinowskich” szło<br />
o to, by społeczeństwo nie mogło dotrzeć do prawdy.<br />
Najbardziej charakterystycznym „potiomkinowskim<br />
bytem” (dziś pewnie powiedzielibyśmy – wirtualnym)<br />
były chyba komunistyczne konstytucje. Dziwaczne<br />
twory, gwarantujące obywatelom wszelkie możliwe<br />
prawa, swobody i przywileje, które jednakże nigdy nie<br />
były przez władze przestrzegane.<br />
Książka Piotra Wierzbickiego to pouczająca<br />
lektura. Autor stawia w niej problem okłamywania<br />
samych siebie, autoświadomości kłamstwa („czy<br />
rzecznicy realnego socjalizmu kłamiąc, wiedzą, że<br />
kłamią?”), relacji między kłamstwem a przemocą itp.<br />
To wszystko pozwalało lepiej zrozumieć wtedy i lepiej<br />
zrozumieć dzisiaj przewrotność systemu, w którym w<br />
XX w. przyszło żyć setkom milionów ludzi.<br />
Ale przewracając kolejne stronice „Struktury<br />
kłamstwa” nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że tamten<br />
świat nie jest tak całkowicie martwy. Że wiele przetrwało.<br />
A może narodziło się na nowo, w zupełnie odmiennych<br />
<strong>pod</strong>systemach kłamstwa XXI wieku? Czy<br />
ta łatwość, już nie dostępu, ale tworzenia informacji<br />
(ileś tam stacji telewizyjnych i radiowych, Internet,<br />
komputery wypluwające dowolne ilości ulotek, spotów,<br />
filmików itp.) nie sprawia, że na straży kłamstwa<br />
już nie stoi blokada informacji, ale jej nadmiar? Gubimy<br />
się w chaosie wywołanym przez wielość przekazów.<br />
Relatywizujemy swoje sądy. Coraz większy problem<br />
mamy z obroną przed zalewem informacyjnego<br />
bubla, sprzedawanego przez często dyspozycyjnych<br />
pośredników. Czy ktoś opisze strukturę kłamstwa czasów<br />
postnowoczesnych?<br />
Waldemar Brenda<br />
P. Wierzbicki, Struktura kłamstwa,<br />
oficyna Wydawnicza Wolumen, BELLo-<br />
NA, Warszawa 2009.<br />
38 DEBATA Numer 11 (38) 2010
Kwietniowy listopad<br />
Listopad jest w naszej tradycji miesiącem modlitw za zmarłych. W tym roku chyba cała Polska modli<br />
się za tragicznie zmarłych w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia. od tego momentu upłynęło pół<br />
roku. W olsztyńskim kościele Najświętszego Serca Jezusowego przez tydzień, codziennie, sprawowano<br />
w kwietniu Msze św. za poległych w Smoleńsku. Poniższy tekst jest homilią, którą wygłosiłem<br />
<strong>pod</strong>czas jednej z takich Mszy św.. Pół roku od tamtego tragicznego dnia i dzień modlitw za zmarłych<br />
jest czasem refleksji nad przemijalnością ludzkiego życia.<br />
„Więc wyżej <strong>pod</strong>nieśmy tę trumnę i idźmy, bo my jeszcze żyjemy, jeszcze żyjemy…” to fragment<br />
wiersza jednego z angielskich poetów.<br />
KS. JAN RoSłAN<br />
Tak, my jeszcze żyjemy. Każda śmierć jest<br />
jakimś wezwaniem dla żywych. Każda<br />
śmierć jest jakimiś ostrzeżeniem dla tych,<br />
co pozostali. Jakim ostrzeżeniem, jakim znakiem<br />
dla Polaków jest tragedia, w której wszyscy bierzemy<br />
udział? Odpowiedź nie jest łatwa. Serce<br />
potrafi pomieścić wiele, ale rozum nagle napotyka<br />
na ograniczenia. Człowiek chce wszystko<br />
racjonalnie wytłumaczyć, ale nagle staje przed<br />
tajemnicą. Może zadawać tylko pytanie, dlaczego?<br />
I tylko szukać odpowiedzi, choć zdaje sobie<br />
sprawę, że żadna odpowiedź nie jest ostateczna.<br />
Z Ewangelii dowiadujemy się, że tłum słuchający<br />
Chrystusa usiadł na trawie zielonej. To<br />
jest wskazanie, że było to wiosną, gdyż latem trawa<br />
w Ziemi Świętej jest żółta, spalona słońcem.<br />
Dziś też przeżywamy wiosnę. Każda wiosna jest<br />
porą nadziei, dla nas obecnie jest porą smutku,<br />
żałoby, refleksji i modlitwy. Ale pamiętajmy, że<br />
dla człowieka wierzącego w Boga nadzieja nigdy<br />
nie gaśnie. Pamiętamy, jak przed pięciu laty<br />
łączyliśmy się w bólu po śmierci Jana Pawła II.<br />
Wtedy także oczy całego świata były zwrócone<br />
na Polskę, wszak Papież był naszym rodakiem.<br />
Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca w wigilię<br />
niedzieli miłosierdzia Bożego. Para prezydencka,<br />
a wraz z nią cała delegacja, czyli pozostałe 94 osoby,<br />
odeszły z tego świata, także w wigilię niedzieli<br />
Bożego miłosierdzia. Objawienie o Bożym miłosierdziu<br />
jest nierozerwalnie związane z naszą<br />
ojczyzną. To Chrystus objawiając się skromnej<br />
siostrze zakonnej Faustynie Kowalskiej przekazał<br />
orędzie adresowane do całego świata o potrzebie<br />
modlitwy, aby Bóg w swoim majestacie rozlał<br />
morze miłości i miłosierdzia dla wszystkich<br />
grzeszników. Delegacja polska, która udawała się,<br />
aby uczcić poległych, zamordowanych Polaków<br />
w Katyniu przed 70 laty, miała uczestniczyć w<br />
modlitwie o miłosierdzie dla sprawców tej zbrodni<br />
i o pojednanie między narodem rosyjskim a<br />
polskim. Niewątpliwie, śmierć elity polskiego<br />
narodu zamordowanej przed 70 laty wypływała<br />
ze zbrodniczego, grzesznego systemu komunistycznego,<br />
ze zbrodniczej ideologii stalinowskiej.<br />
Wiek XX to zdawać by się mogło wielki triumf<br />
zła i śmierci. To hitlerowski nazizm z milionami<br />
ofiar, ale to także stalinizm, czy komunizm koreański,<br />
Hitler był demokratycznie wybranym<br />
przywódcą narodu niemieckiego, ale zbudował<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
system nienawiści i zbrodni, szowinizmu i hekatomby.<br />
Stalin system opierał na dyktaturze, także<br />
nie oszczędzając przelewu krwi tych, którzy dostrzegali<br />
zbrodniczość tego systemu. I hitleryzm,<br />
i stalinizm były systemami zbrodniczymi. Tylko<br />
Bóg zna ocean łez przelanych przez ofiary tych<br />
dwóch systemów.<br />
Jan Paweł II, którego śmierć opłakiwaliśmy<br />
przed pięcioma laty, kanonizował siostrę Faustynę<br />
Kowalską, a <strong>pod</strong>czas ostatniej pielgrzymki do<br />
kraju, apelował abyśmy byli świadkami Bożego<br />
miłosierdzia dla całego świata. Głosił wtedy także<br />
prawdę o zbawczej mocy krzyża. Tak śmierć<br />
Chrystusa, tak bolesna i tak okrutna, zadana z<br />
rąk ludzi miała najgłębszy sens – była wyzwoleniem<br />
człowieka ze śmierci wiecznej, była naszym<br />
odkupieniem i wyzwoleniem, była otwarciem<br />
dla nas nieba. Z boku wyglądało to tak, że jest<br />
bezsensowna, jej wymowy nawet nie potrafili<br />
zrozumieć apostołowie, czego przykładem jest<br />
rozmowa dwóch uczniów idących do Emaus…<br />
A myśmy się s<strong>pod</strong>ziewali, że on wyzwoli Izraela,<br />
mówili, myśmy się s<strong>pod</strong>ziewali… Tak Chrystus<br />
wyzwolił z mocy śmierci nie tylko Izraela, ale<br />
i cały świat. Niepojęte dla człowieka są wyroki<br />
Boże, ale każdy z nas patrząc na krzyż wie, że w<br />
cierpieniu i śmierci jest ukryty głębszy sens – a<br />
nawet największa wartość – to przecież brama<br />
zjednoczenia z Bogiem. Skoro Chrystus przeszedł<br />
przez ziemską śmierć, my także musimy<br />
pójść tą drogą, aby się z Nim spotkać.<br />
Oczywiście, inaczej odbieramy śmierć osób,<br />
które odchodzą w starszym wieku. Inaczej przeżywamy<br />
śmierć nagłą, ludzi młodych, w sile<br />
wieku. Jeszcze bardziej przeżywamy śmierć grupową,<br />
ludzi, którzy służyli naszej ojczyźnie. I tu<br />
także ważny jest ten wymiar śmierci. Oni służyli<br />
innym ludziom, służyli krajowi, służyli Bogu. I<br />
stąd refleksja adresowana do nas, jak traktujemy<br />
tych, których wybieramy do społecznej służby.<br />
Jak ich traktujemy, czy potrafimy mieć świadomość,<br />
że władzy na najniższym szczeblu, gminnej,<br />
do tej na najwyższym poziomie, po prezydencką<br />
służbę, należy się szacunek i współpraca.<br />
Ci ludzie decydują o naszym dniu powszechnym,<br />
radni o stanie chodników, a parlamentarzyści o<br />
całym systemie prawnym. Jest to służba odpowiedzialna.<br />
Celowo mówię służba, a nie kariera.<br />
Bo wypełnianie obowiązków wobec narodu, wo-<br />
bec państwa zawsze należy traktować jako służbę.<br />
Ci, których opłakujemy, zginęli w służbie ojczyzny.<br />
Trzeba dbać o pamięć najwybitniejszych<br />
Polaków. Służba państwowa to nie służba jednej<br />
partii, to wypełnianie powinności wobec obywateli,<br />
to kierowanie się sprawiedliwością, miłością i<br />
poszanowaniem drugiego człowieka. Jak pamiętamy,<br />
z poszanowaniem drugiego człowieka w<br />
naszej ojczyźnie nie było i nie jest najlepiej…<br />
Powróćmy do sceny z Ewangelii. Oto tylko<br />
chłopiec ma chleby i ryby. Tylko on. Oddaje je.<br />
Nie wiemy, czy zrobił to z ochotą, ale pewnie tak,<br />
<strong>pod</strong> wpływem nauki Chrystusa. Oto Chrystus<br />
mógłby zesłać chleb z nieba. Uczynić cud trochę<br />
w inny sposób. Po prostu nakazać, aby każdy<br />
<strong>pod</strong>niósł ręce do góry i tam znalazł chleb, albo<br />
by się schylił i <strong>pod</strong>niósł go z ziemi, jak dawni Żydzi<br />
zbierali mannę. Chrystus jednak wybrał inny<br />
sposób. Sam wziął chleb i ryby. Pobłogosławił<br />
pokarm, a potem przez ręce apostołów nakazał,<br />
aby rozdawać żywność ludziom. Zobaczmy:<br />
nakazał współdziałanie. Jeden człowiek dzieli się<br />
chlebem z drugim. Na tym polega współdziałanie,<br />
współpraca i współodpowiedzialność. Tak,<br />
każdy z nas jest w jakimś stopniu współzależny<br />
od innych ludzi. Ważna jest współpraca w tworzeniu,<br />
ale i dzieleniu wspólnego dobra. Jak ważny<br />
był ten chłopiec, jego chleb i ryby. Zobaczmy:<br />
Bóg pomnaża to, co przyniósł człowiek. Tak, Bóg<br />
współdziała z ludźmi, wspiera nasz wysiłek, błogosławi<br />
nam, choć nie zawsze to dostrzegamy i<br />
zauważamy.<br />
Jak ważny jest wysiłek pojedynczego człowieka.<br />
Jak ważny jest każdy dobry uczynek zrobiony<br />
przez jednostkę, jak ważne jest każde wyświadczone<br />
dobro drugiemu człowiekowi. Bóg<br />
pomnaża to dobro. Dopiero teraz przeczytałem w<br />
„Tygodniku Powszechnym”, że gdy Lech Kaczyński<br />
był prezydentem Warszawy przed ratuszem<br />
ciągle stała schorowana i biednie ubrana kobieta.<br />
Idąc do pracy widział ją wielokrotnie. Wreszcie<br />
nakazał, aby zaprosić ją do ratusza na rozmowę.<br />
Zapytał kobietę czego chce, po co przychodzi.<br />
Staruszka powiedziała, że chce się pomodlić na<br />
grobie Jana Pawła II. To jest jej marzeniem. I<br />
Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Warszawy,<br />
zafundował jej <strong>pod</strong>róż do Rzymu, aby mogła<br />
spełnić swe marzenie. Trzeba było tragicznej jego<br />
śmierci, aby przypomnieć to dobro, które w służbie<br />
ludzi i ojczyzny dokonał. Ten jeden okruch<br />
tego dobra, o którym wspomniałem, świadczy o<br />
charakterze tego człowieka.<br />
Dziś popatrzmy na to dobro, które ludzie,<br />
którzy tak nagle odeszli, pozostawili po sobie.<br />
O wszystkim wie najlepiej Bóg. My mamy dać też<br />
świadectwo. Jak napisał Zbigniew Herbert: „ocalałeś<br />
nie po to aby żyć / masz mało czasu / trzeba<br />
dać świadectwo bądź odważny rozum zawodzi /<br />
bądź odważny w ostatecznym rozrachunku jedynie<br />
to się liczy. Bądź wierny. Idź.”. Więc i my idźmy<br />
dalej, pamiętając dokąd ma prowadzić nasza<br />
droga. Tylko do Boga przez służbę ludziom.<br />
Ks. Jan Rosłan<br />
39
<strong>Kamienica</strong><br />
<strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong><br />
Wielu olsztynian nie kryło zdumienia, kiedy latem 2010 r. spychacz odsłonił pozostałości<br />
rozległej budowli u <strong>pod</strong>nóża starej nekropolii św. Jakuba. Na jej teren wkrótce<br />
wkroczyli archeolodzy. W badaniach, które finansowało miasto, miałem okazję<br />
uczestniczyć. dziesiątki ciekawskich codziennie zaglądały do wykopów zasypując<br />
nas pytaniami. Naocznie mogłem się przekonać, jak ogromne zainteresowanie wzbudza<br />
wciąż wśród mieszkańców olsztyna, całkiem zdawałoby się niedawna przeszłość<br />
ich miasta. Przychodzi pora, by coś więcej opowiedzieć o odkrytym budynku oraz<br />
ludziach, którzy tu niegdyś mieszkali.<br />
RAFAł BęTKoWSKi<br />
Mrzyk mieszkał przy cmentarzu<br />
Kiedy w roku 1870 na terenie położonym<br />
na północ od linii kolejowej,<br />
po lewej, zachodniej stronie<br />
Szosy Gutsztackiej, otwarto nowy cmentarz<br />
katolicki parafii św. Jakuba, sądzono,<br />
że tory kolejowe stanowić będą naturalną<br />
granicę rozwijającego się w tym kierunku<br />
miasta 1 . Przewidywania te nie miały się<br />
potwierdzić. Wkrótce zabudowa mieszkalna<br />
przekroczyła tory, w ciągu kilku lat<br />
docierając do miejsca, w którym od szosy<br />
odchodziła droga prowadząca do Wadąga,<br />
zwana dziś ul. Jagiellońską.<br />
Szosa stała się jedną z głównych osi<br />
nowej dzielnicy. W latach 70/80. XIX w.<br />
w jej bezpośrednim sąsiedztwie zlokalizowano<br />
obiekty przemysłowe: prywatne<br />
cegielnie (Stoehr, Paradowski), browar<br />
(1878), młyn parowy (1885). Przy ulicy<br />
znalazło się również miejsce dla inwestycji<br />
komunalnych: w 1873 r. za cmentarzem<br />
uruchomiono przytułek dla ubogich, w<br />
jego sąsiedztwie w 1880 r. rzeźnię, w 1907<br />
obiekty zajezdni tramwajowej i elektrowni<br />
miejskiej. Zlokalizowane tu zostały również<br />
obiekty wojskowe – koszary kawalerii<br />
(1885–86), prowiantura wojskowa (1887),<br />
koszary piechoty (1888–90), kasyno oficerskie<br />
(1898). Ulica otrzymała w 1889 r.<br />
instalację i oświetlenie gazowe, w 1899 r.<br />
instalację wodociągową i kanalizacyjna, w<br />
1907 r. elektryczność i tramwaje 2 .<br />
Początkowo większe skupiska zabudowy<br />
mieszkalnej znajdowały się przy domku<br />
dróżnika i przejeździe przez tory kolejowe<br />
oraz bliżej Jakubowa, w sąsiedztwie<br />
otwartego w 1886 r. nowego cmentarza<br />
ewangelickiego. W 1881 r. na cmentarzu<br />
katolickim wzniesiono kaplicę. W lutym<br />
tego roku władze rejencyjne w Królewcu<br />
wydały zgodę na powiększenie nekropolii<br />
w kierunku północnym – po dzisiejszą ul.<br />
Dąbrowskiego. Między terenem cmentarza<br />
a szosą stał już wtedy budynek mieszkalny,<br />
należący do mistrza tokarskiego<br />
Ferdinanda Stoffa, oddalony od granicy<br />
cmentarza o 28 metrów 3 . Na początku lat<br />
90. XIX w. dom był własnością mistrza<br />
brukarskiego, przedsiębiorcy budowlanego<br />
Roberta Mrzyka, który wtedy praw-<br />
<strong>Kamienica</strong> <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> wg pocztówki<br />
wydanej ok. 1914 r. nakł. Eduarda Skibowskiego<br />
(zb. autora). Widać południową elewację<br />
z gzymsami, boniowaniami oraz blendami<br />
okiennymi oraz mansardowy dach budynku.<br />
do<strong>pod</strong>obnie sprowadził się do Olsztyna<br />
i tutaj właśnie zamieszkał. Pochodzący z<br />
Prus Zachodnich Mrzyk w historii miasta<br />
zapisał się jako jeden z najwybitniejszych<br />
przedstawicieli miejscowej społeczności<br />
polskiej. Bliskie więzi łączyły go ze środowiskiem<br />
„Gazety Olsztyńskiej”, był on też<br />
jednym z głównych członków Towarzystwa<br />
Polsko-Katolickiego „Zgoda”.<br />
Wzniesiona od nowa<br />
Wg planu miasta z 1892 r. dom<br />
Mrzyka miał adres Guttstädter-Chaussee<br />
13 4 . W r. 1898 znajdujący się za przejazdem<br />
kolejowym odcinek Szosy Dobromiejskiej<br />
nazwano König-Strasse (ul.<br />
Królewska). Budynki otrzymały nową,<br />
okrężną numerację dom Mrzyka – nr 1. 5<br />
Pod koniec tego roku oprócz właściciela<br />
mieszkali tu jeszcze Ernst Jonas, ogrodnik<br />
artystyczny oraz August Karwatski, pomocnik<br />
w cukierni. Według ikonografii<br />
z przełomu XIX i XX w. był to budynek<br />
parterowy, kryty dachem dwuspadowym,<br />
ustawiony kalenicowo w stosunku do ulicy.<br />
Wejście frontowe usytuowane było na<br />
osi środkowej budynku. Przed domem<br />
znajdował się oddzielony płotem od ulicy<br />
przedogródek 6 .<br />
W latach 1902–03 Robert Mrzyk<br />
wzniósł w Olsztynie okazałe, połączone<br />
ze sobą, kamienice czynszowe nr 3 i 4<br />
przy nowo wytyczonym placu, noszącym<br />
dziś imię gen. Bema. Tu przeprowadził<br />
się następnie. Jako właściciela, a zarazem<br />
jednego z mieszkańców kamienicy odnotowuje<br />
go księga adresowa na rok 1904.<br />
Budynek przy ul. Królewskiej 1 wymienia<br />
ona jako „obecnie pusty”. Fakt wystawienia<br />
w tym czasie nowej kamienicy<br />
na miejscu starego budynku potwierdza<br />
plan miasta z 1904 r. oraz późniejsze dane<br />
archiwalne 7 . W czerwcu 1904 r. „Gazeta<br />
Olsztyńska” <strong>pod</strong>ała informację, jakoby<br />
Mrzyk za 65 tys. marek sprzedał kamienicę<br />
kapitanowi okrętu Kondruhe z Kłajpedy.<br />
Cena wskazuje, że musiał być to nowo<br />
wzniesiony obiekt. Wiadomość okazała<br />
się przedwczesna – transakcja nie doszła<br />
do skutku.<br />
W listopadzie 1905 r. w „Gazecie Olsztyńskiej”<br />
ukazał się anons o otwarciu „w<br />
domu p. Mrzyk, ul. Gutsztacka 1 (za torami)”<br />
sklepu Adolfa Schneidera z artykułami<br />
wyplatanymi z trzciny i wikliny (meble,<br />
kufry, koszyki, towary trzcinowe, wózki<br />
dla dzieci) 8 . W budynku lokale zajmowało<br />
wtedy 8 lokatorów. Wedle ikonografii z<br />
przełomu 1907 i 1908 r. nowa kamienica<br />
była budynkiem 4-kondygnacyjnym, z<br />
umieszczonym na osi środkowej elewacji<br />
wejściem frontowym oraz szerokimi balkonami<br />
na pierwszym i drugim piętrze.<br />
Ostatnia kondygnacja posiadała od strony<br />
ulicy dach mansardowy, kryty prawdo<strong>pod</strong>obnie<br />
łupkiem. Na parterze po obu<br />
stronach wejścia głównego znajdowały się<br />
szerokie, przeszklone witryny z wejściami<br />
40 DEBATA Numer 11 (38) 2010
do mieszczących się tu sklepów. <strong>Kamienica</strong><br />
posiadała otynkowaną elewację oraz<br />
bogaty detal architektoniczny 9 .<br />
Pierwsza na zatorzu<br />
Jak w czerwcu 1908 r. informowała<br />
„Gazeta Olsztyńska”, „niejaki p. Roh-<br />
fleisch, pochodzący z Królewca” otrzymał<br />
zezwolenie na otwarcie czwartej apteki w<br />
północnej części miasta 10 . W tym celu za<br />
sumę 76 tys. marek nabył on od Mrzyka<br />
budynek „przy ul. Królewskiej 1” 11 .<br />
W dniu 11 listopada 1908 ukazała się w<br />
„Gazecie” <strong>pod</strong>pisana przez Maxa Rohfleischa<br />
zapowiedź otwarcia w domu „za tunelem<br />
w ul. Gutsztackiej” apteki <strong>pod</strong> firmą<br />
„Löwen-Apotheke” (Apteka <strong>pod</strong> Lwem),<br />
połączonej z drogerią i perfumerią 12 .<br />
Założyciel nowej apteki, Maximilian<br />
Oscar Rohfleisch, urodził się 7 listopada<br />
1865 r. w Dobrym Mieście, jako syn asystenta<br />
sądu wojennego Juliusa Rohfleischa<br />
oraz Franciszki Johanny z d. Kiewicz.<br />
Uczęszczał do gimnazjum w Olsztynku,<br />
zaś w latach 1892–94 studiował farmację<br />
na Uniwersytecie Królewieckim. Aprobowany<br />
w r. 1894, jeszcze w 1907 pracował<br />
w „Hohenzollern-Apotheke” w Królewcu.<br />
W 1908 r. uzyskał koncesję na założenie<br />
apteki w Olsztynie, osiedlając się tutaj 13 .<br />
„Apteka <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> miała być czwartą<br />
z aptek Olsztyna, pierwszą zaś na terenie<br />
dzielnicy Zatorze. Pierwsza z aptek założona<br />
została w grodzie nad Łyną w 1751r.<br />
Przywilej na jej prowadzenie uzyskał od<br />
kapituły warmińskiej Johann Zimmermann.<br />
Jej tradycję kontynuowała w XIX<br />
w. „Apteka <strong>pod</strong> Orłem”, funkcjonująca<br />
w kamienicy nr 2 przy Rynku. Dopiero<br />
w 1885 r. wydano koncesję na założenie<br />
w Olsztynie drugiej apteki, którą aptekarz<br />
Robert Bradder nazwał „Kronen-<br />
Apotheke” – „Apteką <strong>pod</strong> Koroną”. Położona<br />
ona była na ówczesnym Górnym<br />
Przedmieściu. W związku z rozwojem<br />
ludnościowym Olsztyna oraz wiszącą nad<br />
prowincją groźbą wybuchu epidemii cholery<br />
w niecałe dziesięć lat później wydano<br />
kolejną koncesję. Jako trzecia otwarta<br />
została w lutym 1894 r. „Hohenzollern-<br />
Apotheke” – „Apteka Hohenzollernów”,<br />
położona w sąsiedztwie Mostu św. Jana.<br />
Zgodę na otwarcie czwartej apteki w mieście<br />
wydano z myślą o mieszkańcach północnej<br />
części Olsztyna, która intensywnie<br />
rozwijać się zaczęła się od lat 80. XIX w. 14<br />
Apteki i drogerie<br />
Dziewiętnastowieczna apteka dzieliła<br />
się na kilka części. Tę najbardziej znaną<br />
stanowiła oficyna, gdzie na kontuarze<br />
ustawiona była waga, zaś na półkach,<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
bądź regałach zobaczyć można było stojące<br />
w odpowiednim porządku leki. Tutaj,<br />
<strong>pod</strong>obnie jak dziś następowała sprzedaż<br />
medykamentów i innych produktów<br />
oferowanych przez aptekę oraz realizacja<br />
wystawionych przez lekarza recept. Nie<br />
mniej ważne były niegdyś pozostałe części<br />
zakładu: laboratorium galenowe, zielarnia,<br />
magazyny na zapasy, piwnica, w<br />
której przechowywano wodę destylowaną<br />
oraz surowce i produkty wymagające niskich<br />
temperatur, jak wosk, oliwa, wino,<br />
wreszcie pomieszczenia do przechowywania<br />
trucizn i środków silnie działających<br />
oraz magazyn na wszelkiego rodzaju apteczne<br />
opakowania.<br />
Pierwsi aptekarze sami musieli pozyskiwać<br />
materiały i surowce do sporządzania<br />
leków. Od XIX w. w coraz większym<br />
stopniu wyręczał ich w tym zakresie prze-<br />
mysł farmaceutyczny. „Aptekarz otrzymuje<br />
od fabryk chemikalij najczęściej używane<br />
materiały lecznicze i lekarstwa w stanie<br />
gotowym, sporządzonym wedle przepisów<br />
obowiązujących i ma jedynie obowiązek<br />
odpowiedzialności wobec władz za fachowe<br />
ich przerobienie i czystość. Do tych<br />
dostarczanych przez fabrykę preparatów<br />
zalicza się przeważna część nalewek, pigułek,<br />
maści, plastrów i opatrunków najczęściej<br />
używanych. Tak więc należy o tyle<br />
ograniczyć pojęcie apteki w dzisiejszym<br />
znaczeniu, że ma ona jedynie utrzymywać<br />
na składzie i sporządzać wszelkie środki<br />
lecznicze i ewentualnie przerabiać je fa-<br />
chowo według wskazówek recepty lekarza”<br />
– informowała Encyklopedia Gutenberga<br />
w 1929 r. 15<br />
Aptekarze bardzo często obok oficyny<br />
aptecznej prowadzili drogerie, czasem –<br />
<strong>pod</strong>obnie jak Max Rohfleisch – również<br />
perfumerie. Zakresy działalności drogerii i<br />
apteki w dużej części pokrywały się. Wywodzące<br />
się z dawnych składów korzennych<br />
drogerie były miejscem sprzedaży artykułów<br />
chemicznych, kosmetyków, ziół leczniczych,<br />
materiałów opatrunkowych, artykułów<br />
sanitarnych oraz dopuszczonych do<br />
wolnego obrotu medykamentów. Jedynie<br />
apteki uprawnione były do sporządzania<br />
i sprzedaży leków recepturowych, jak też<br />
„trucizn, jadów itd.”. Chociaż więc zakres<br />
działalności aptek znacznie się zmienił,<br />
nadal miały one przewagę nad drogeriami,<br />
nadal też żadna z oficyn nie mogła się<br />
Fragment mapy z ok. 1925 r. Widać nieregularny narys kamienica <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> oraz położony<br />
na tarasie za nią ogród, do którego dostać się można było ścieżką lub schodami obok kamienicy.<br />
„Leichenhalle” to kaplica cment., „Denkmal” – krzyż (stał tu jeszcze w latach powojennych).<br />
obyć bez własnego laboratorium, w którym<br />
przygotowywana wciąż była większa część<br />
wydawanych przez aptekę leków.<br />
<strong>Kamienica</strong> z renomą<br />
Wedle danych adresowych z końca<br />
1908 r., lokale w kamienicy przy König-<br />
Str. 1 zajmowali: właściciel – aptekarz<br />
Max Rohfleisch, sekretarz prokuratury Johann<br />
Großmann, nauczyciel szkoły realnej,<br />
Ludwig Gutzeit, wdowa po strażniku<br />
granicznym, Emilie Ehler oraz producent<br />
wyrobów z wikliny Adolf Schneider 16 .<br />
Na każdym z pięter znajdowały się dwa<br />
41
mieszkania, mansardowe <strong>pod</strong>dasze mieściło<br />
dwa pokoje. Lokale na parterze budynku<br />
zajmowała „Apteka <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> (po<br />
lewej) oraz sklep Schneidera (po prawej).<br />
Ponad apteką mieszkał jej właściciel.<br />
Jeszcze przed rokiem 1912 parcela<br />
Rohfleischa otrzymała nr 2. Zmienił się<br />
również użytkownik drugiego z lokali<br />
handlowych. Firma Adolfa Schneidera<br />
przeniosła się na ówczesną Kaiser-Str. 23,<br />
natomiast jej miejsce zajęła filia fabryki<br />
czekolady Richarda Selbmanna z Drezna.<br />
Pojawiły się również nowe nazwiska lokatorów.<br />
W budynku zamieszkał wtedy m.<br />
in. Paul Maschereck, sekretarz rejencyjny,<br />
który aż do roku 1945 r. pozostanie mieszkańcem<br />
kamienicy oraz Felix Gramberger,<br />
asystent apteczny 17 .<br />
W latach 1914–20 miejsce przedstawicielstwa<br />
fabryki czekolady zajął sklep z<br />
artykułami papierniczymi i piśmiennymi<br />
Willy’ego Weissa. W roku 1920 w budynku<br />
mieszkało 7 osób, wśród nich dwie<br />
wdowy i murarz. Jedynie w ten sposób<br />
dał o sobie znać powojenny kryzys. W<br />
innych domach czynszowych wiele lokali<br />
zostało w tym okresie <strong>pod</strong>zielonych wtórnie<br />
na mniejsze mieszkania. Nawet w tzw.<br />
„dobrych kamienicach” zwiększyła się w<br />
tych czasach liczba najemców, obniżeniu<br />
uległ ich status. Pod koniec lat 20. lokale w<br />
kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> wynajmowały<br />
w większości te same osoby, stwierdzić<br />
więc wypada, że dom zachował swoją<br />
przedwojenną renomę.<br />
Ankieta dla władz <strong>pod</strong>atkowych<br />
Niewiele wciąż mamy wiadomości o<br />
Maksie Rohfleischu. Dzięki wzmiance w<br />
„Gazecie Olsztyńskiej” wiemy, że z zamiłowaniem<br />
oddawał się zajęciom sportowym.<br />
Swego czasu złamał nogę na torze<br />
saneczkowym w Jakubowie. W okresie<br />
międzywojennym należał do „Arx Pruthenorum”,<br />
olsztyńskiej Szlarafii, paramasońskiego<br />
stowarzyszenia, urządzającego<br />
cykliczne biesiady w „Trojdanku” 18 .<br />
Właściciel <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> prowadził<br />
żywot typowy dla przedstawicieli miejscowej<br />
elity. Bez reszty identyfikował się zapewne<br />
z kulturą niemiecką. Otrzeźwienie<br />
nadejść miało dopiero w latach 30., wraz z<br />
nastaniem rządów nazistowskich.<br />
W maju 1933 r. ulicę Królewską przemianowano<br />
na aleję Adolfa Hitlera. Rok<br />
później właściciel kamienicy wypełnił dla<br />
Urzędu Finansowego w Olsztynie ankietę<br />
do celów <strong>pod</strong>atkowych. Według zestawienia<br />
z października 1934 r. w budynku<br />
przy Adolf-Hitler-Allee nr 2 na parterze<br />
znajdowała się apteka Rohfleischa z<br />
szacunkowym czynszem rocznym 2400<br />
RM oraz sklep papierniczy Weißa (odpo-<br />
wiednio 600 RM). Ten ostatni wynajmował<br />
również na parterze pomieszczenie<br />
mieszkalne (157,71 RM). Na pierwszym<br />
piętrze budynku znajdowało się 4-pokojowe<br />
mieszkanie Rohfleischa (885, 40) oraz<br />
3-pokojowe Mascherka (761,40). Drugie<br />
piętro zajmowały mieszkania: 4-pokojowe<br />
nadrentmistrza sądowego Wachsmutha<br />
(czynsz 951,60) oraz 3-pokojowe kupca<br />
Maasberga (713,40 RM). Jednopokojowe<br />
mieszkania na <strong>pod</strong>daszu wynajmowali<br />
murarz Poetsch (376,20 RM) oraz siodlarz<br />
Müller (376,20 RM). Identyczna wysokość<br />
czynszu świadczy, że były to mieszkania<br />
bliźniacze, o takiej samej powierzchni i<br />
standardzie.<br />
Wedle informacji <strong>pod</strong>anych przez<br />
właściciela w ankiecie dom wzniesiony<br />
został w 1903 r. Budynek opisał on następująco:<br />
„budowla ceglana otynkowana,<br />
dach kryty papą, terakota na <strong>pod</strong>łodze<br />
w sieni, linoleum na klatce schodowej,<br />
światło elektryczne na klatce schodowej<br />
oraz we wszystkich mieszkaniach, przyłącze<br />
gazowe na klatce schodowej oraz<br />
we wszystkich mieszkaniach, przyłącze<br />
wodociągowe, kanalizacyjne oraz ustępy<br />
w mieszkaniach”. W l. 1933–34 przeprowadzono<br />
prace malarskie, odnowiony<br />
został dach kryty papą oraz rynny. Łączna<br />
powierzchnia parceli wynosiła 7 arów<br />
78 m kw. Według wysokości ubezpieczenia<br />
ogniowego płaconego przed wojną<br />
wartość budynku określona została na<br />
78 tys. marek. Dom ubezpieczony był w<br />
tow. ubezpieczeniowym „Albiegen [...]<br />
Versicherung Aktiengesellschaft” w Hamburgu.<br />
Obciążenie hipoteczne w Hypothekenbank<br />
Meiningen wynosiło 13 500<br />
RM, przy stopie 6%. Spłata wierzytelności<br />
nastąpić miała z dniem 31.12.1934 r. 19<br />
ostatnie wiadomości<br />
Niewielką pociechą była spłata hipoteki<br />
w czasach, które nadchodziły. Ponieważ<br />
Rohfleisch był Żydem, małżonkowie w<br />
roku 1935 usunęli się z życia publicznego.<br />
Rok później Max Rohfleisch prawdo<strong>pod</strong>obnie<br />
zmarł. We wrześniu 1936 r. dom<br />
przeszedł na własność wdowy Helene Rohfleisch.<br />
Wartość nieruchomości ustalona<br />
została na 43 300 RM 20 . Rok później <strong>pod</strong>jęto<br />
prace remontowe, <strong>pod</strong>czas których odnowiono<br />
m. in. przeszklone witryny lokali<br />
na parterze. Wedle deklaracji <strong>pod</strong>atkowej z<br />
1938 r. właścicielka zajmowała 5-pokojowe<br />
mieszkanie na I piętrze budynku. Na liście<br />
lokatorów kamienicy po raz pierwszy pojawia<br />
się w tym czasie nazwisko Leo Scharnicka<br />
21 . Jako aptekarz aprobatę uzyskał on<br />
w r. 1921. W latach 1935–36 był pracownikiem<br />
apteki, kierując nią zapewne w związku<br />
z wycofaniem się Rohfleischów.<br />
Helene Rohfleisch w przeciwieństwie<br />
do jej męża miała <strong>pod</strong>obno aryjskie pochodzenie<br />
22 . Pomimo tego, z jakichś powodów<br />
(być może ze względu na dzieci),<br />
zdecydowała się sprzedać aptekę oraz<br />
kamienicę. Właścicielem <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong><br />
<strong>Lwem”</strong> został Scharnick 23 , zaś domu architekt<br />
Bruno Dorsch, zamieszkały w Olsztynie<br />
przy Koppernikus-Str. 38. Wdowa<br />
sprzedała mu nieruchomość 10 października<br />
1939 r. za sumę 59 tys. RM. Wedle<br />
ankiety wypełnionej przez nowego właściciela<br />
20.01.1941 r. budynek zajmowali<br />
następujący lokatorzy:<br />
I piętro, 4 pokoje, Scharnick Leo, z<br />
1380,- RM czynszu rocznego<br />
I piętro, 3 pok., Maschereck Paul,<br />
715,80 RM<br />
II piętro, 4 pok., Weiß Willy, 942,- RM<br />
II piętro, 3 pok., Maßberg Max, 671,40<br />
RM<br />
<strong>pod</strong>dasze 2 pok., Brock Agnes, 441,-<br />
RM<br />
Na parterze budynku znajdowały się:<br />
apteka L. Scharnick, 114,12 m kw powierzchni,<br />
z czynszem 1920,- RM oraz<br />
sklep i skład handlu papierniczego W.<br />
Weiß – zajmujący 93,64 m kw (czynsz<br />
928,80 RM). Są to ostatnie przedwojenne<br />
wiadomości o budynku.<br />
ogień w alei Führera<br />
Wiosną 1945 r. większa część ówczesnej<br />
Adolf-Hitler-Allee legła w zgliszczach.<br />
Podobnie jak w innych rejonach<br />
Olsztyna zniszczenia nie były tu wynikiem<br />
działań wojennych, tylko celowych <strong>pod</strong>paleń,<br />
których w „wyzwolonym” Olsztynie<br />
dopuszczali się żołnierze Armii Czerwonej.<br />
Niewykluczone, że dochodziło do<br />
nich również <strong>pod</strong>czas rabunku, którego<br />
dokonywali szabrownicy. Zniszczenia<br />
przy obecnej al. Wojska Polskiego dotyczyły<br />
głównie zabudowy początkowego<br />
odcinka ulicy od tunelu do wylotu obecnej<br />
ul. Żeromskiego 24 . Spalone tu zostały<br />
sąsiadujące ze sobą kamienice po obu<br />
stronach alei, budynki starej rzeźni oraz<br />
zajezdnia tramwajowa, w której spłonęły<br />
znajdujące się tam nowoczesne wagony<br />
Steifurta. Władysław Karbownik, który<br />
uruchamiał po wojnie tramwaje, twierdził,<br />
że do niszczenia kamienic wykorzystano<br />
trakcję tramwajową: „Żołnierze<br />
radzieccy przyczepili czołg do linii tramwajowej<br />
na Jakubowie, a następnie <strong>pod</strong>palili<br />
domy i burzyli je tymi czołgami” 25<br />
O ogromie zniszczeń świadczyć może fakt,<br />
że druty tramwajowe i trolejbusowe wywleczone<br />
zostały czołgami aż <strong>pod</strong> Dywity,<br />
skąd ściągać je potem musiały brygady remontowe.<br />
Przy dawnej Adolf-Hitler-Allee<br />
sieć trakcyjna była rzeczywiście gęsta, zaś<br />
42 DEBATA Numer 11 (38) 2010
druty mocowano głównie do ścian budynków<br />
26 . Od r. 1940 do Jakubowa kursowały<br />
trolejbusy, obok nich ulicą nadal jeździły<br />
tramwaje, wykorzystujące znajdujące się<br />
tutaj dwie zajezdnie.<br />
W gruzy obróciła się również kamienica<br />
<strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong>. Wedle pierworysu<br />
geodezyjnego z lat 1955–57, na miejscu<br />
budynku jeszcze w połowie lat 50. XX w.<br />
znajdowały się gruzy. Nieco później teren<br />
został splantowany, a na jego miejscu<br />
urządzono plac wypoczynku i skwery 27 .<br />
Po półwieczu jedynie najstarsi mieszkańcy<br />
przypominali sobie jeszcze znajdujące<br />
się tu po wojnie ruiny. Ich ponowne<br />
odsłonięcie w związku z budową „Nowej<br />
Artyleryjskiej” dla większości olsztynian<br />
było niemałą sensacją. Latem 2010 r. władze<br />
miasta zleciły przebadanie obiektów,<br />
odkrytych <strong>pod</strong>czas robót drogowych. We<br />
wszystkich tych pracach dane mi było<br />
uczestniczyć 28 .<br />
olsztyńskie Pompeje ‘2010<br />
Z odkopywanych ruin jak z księgi<br />
odczytać można historię budynku. Nawet<br />
nie znając wstępnie dziejów budowli<br />
przy al. Wojska Polskiego, nietrudno było<br />
ustalić funkcję pomieszczeń, zajmujących<br />
niegdyś jej dolne kondygnacje. Z gruzów<br />
i ziemi w południowej części ruin dość<br />
prędko wydobywać zaczęto wielkie ilości<br />
sprzętów i naczyń aptecznych, przeważnie<br />
już potłuczonych, porcelanowe szyldy z<br />
łacińskimi nazwami, przytwierdzane nie-<br />
(Przypisy)<br />
1. Jerzy Sikorski, „Rozwój przestrzenny miasta”<br />
[w:] St. Achremczyk [red.] „Olsztyn 1353–<br />
2003”, Olsztyn 2003, s. 570.<br />
2. W latach 1940–45 komunikacja tramwajowa<br />
na trasie do Jakubowa została zastąpiona przez<br />
trolejbusy; por.: Rafał Bętkowski, „Nie tylko tramwaje”,<br />
cz. 1 i 2 [w:] „<strong>Debata</strong>”, nr 2(29)/2010<br />
3. Zgoda Prezydenta Rejencji na rozszerzenie<br />
cmentarza katolickiego w Olsztynie, Królewiec<br />
22.02.1881; szkic sytuacyjny z 8.02.1881 [w:] Acta<br />
betr. die am den Eisenbahnfiscus verkauften 7<br />
Meter vom Kirchengemeinde nr 444 am Kirchhof<br />
1870–1902; AAWO, sygn. 1304. Katasterverwaltung<br />
Kreis Allenstein, Gemarkung Allenstein Nr.3,<br />
Stückvermessungsriß Kartenblatt No.19 in 1 Riss,<br />
Riß No.1 Unter leitung des Kataster Inspectors<br />
Klein aufgenommen vom 6ten bis 9ten October<br />
1885 durch Feldmesser Gramsch; WAPO, Urząd<br />
Katastralny w Olsztynie, sygn. 1367/44/1/13.<br />
4. Karte der Stadt Allenstein Angefertigt im<br />
Jahre 1892 von Luckhardt Stadtinspector.<br />
5. „Adress-Buch der Kreisstadt Allenstein<br />
Ostpr. für 1899“, Allenstein 1898. s. 185.<br />
6. Rafał Bętkowski, „Olsztyn, jakiego nie znacie”,<br />
Olsztyn 2010, s. 150.<br />
7. Karte der Stadt Allenstein. Herausgegeben<br />
im Jahre 1904 von Luckhardt, Direktor der Gas- u<br />
Wasserwerke. II. vervollständige Auflage.<br />
8. „Gazeta Olsztyńska” nr 136 z 16.11.1905 r.<br />
9. Bętkowski, ibid., s. 114, 151.<br />
10. „Gazeta Olsztyńska” z 10.06.1908 r.<br />
11. „Gazeta Olsztyńska” z 3.07.1908 r.<br />
12. „Gazeta Olsztyńska” z 11.11.1908 r.<br />
DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />
gdyś do szuflad i regałów, odnaleziono<br />
laboratorium z <strong>pod</strong>łogą wykonaną z kwasoodpornych<br />
płytek, a nawet poświęcone<br />
farmacji nadpalone wydawnictwa. W drugiej<br />
części budynku zabytków było mniej,<br />
lecz i one mówiły wiele o użytkownikach<br />
znajdujących się tu kiedyś lokali. Były to<br />
puste już szklane butelki, słoje i słoiczki, w<br />
jakich dawniej sprzedawano inkaust, kleje<br />
i farby, kałamarze, resztki ołówków, ryzy<br />
spalonego papieru i duże ilości wykonanych<br />
z łupku, ostrzonych ręcznie rysików.<br />
Sporą sensację wzbudziła ozdobna kasa<br />
sklepowa z początku XX w.– pusta już i<br />
przez kogoś uszkodzona, lecz nadal piękna,<br />
wzbudzająca respekt swą wielkością i<br />
... ciężarem.<br />
Wszystkie odkryte w ruinach pomieszczenia<br />
nosiły ślady gwałtownego<br />
pożaru, który prawie do gruntu wypalił<br />
kamienicę. Na parterze były to zwęglone<br />
resztki <strong>pod</strong>łóg i listew przyściennych, w<br />
piwnicach zalegająca gdzieniegdzie warstwa<br />
popiołu, osmalone ściany i spalone<br />
stopnice prowadzących w dół schodów.<br />
O losie, który spotkał kamienicę wymownie<br />
świadczyły odnajdywane wszędzie,<br />
stopione całkowicie lub częściowo przedmioty<br />
ze szkła. Warstwy koksu i brykietów<br />
zalegające w piwnicach oraz odnalezione<br />
sprzęty i resztki zapasów aptecznych wydają<br />
się potwierdzać, że w 1945 r. kamienica<br />
dość wcześnie została spalona.<br />
Pogorzelisko penetrowane było z pewnością<br />
przez ciekawskich, poszukiwaczy<br />
skarbów oraz szabrowników, polują-<br />
13. Hansheinrich Trunz, „Apotheker und<br />
Apotheken in Ost- und Westpreußen 1379–1945.<br />
Ein Namen-, Orts- und Literaturverzeichnis”<br />
T.1, Hamburg 1992, s. 247; T. 2, Hamburg 1996,<br />
s. 488.<br />
14. Do połowy lat 20. XX w. „Apteka <strong>pod</strong><br />
<strong>Lwem”</strong> pozostać miała jedyną apteka w tej części<br />
miasta. Dopiero w 1924 r. przybyła w tym rejonie<br />
kolejna oficyna, „Kopernikus-Apotheke”, otwarta<br />
przy ob. ul. Dąbrowszczaków 34. Liczba pięciu aptek<br />
utrzymała się w Olsztynie do roku 1945.<br />
15. Encyklopedia Gutenberga, T.1, Warszawa<br />
[1929], s. 258, hasło: „Apteka”.<br />
16. „Adressbuch für die Regierungshauptstadt<br />
Allenstein für 1909“, Allenstein 1908.<br />
17. „Adressbuch für die Regierungshauptstadt<br />
und den Kreis Allenstein, Ausgabe 1913.“,<br />
Allenstein 1912.<br />
18. Szlarafia („próżniacy”) – powstała w Pradze<br />
w 1859 r. organizacja, mająca na celu pielęgnowanie<br />
„kultury i humoru”. W Olsztynie należeli do<br />
niej pisarze, wydawcy, artyści, nauczyciele, urzędnicy,<br />
architekci, lekarze i farmaceuci. Rohfleisch w<br />
r. 1930/31 posiadał stopień „Osiadłego Rycerza” i<br />
przydomek „Officinus von der Loewenburg”; por.:<br />
„Die allensteiner Schlaraffen: [w:]„Allensteiner<br />
Brief” nr 3/1981, s. 13.<br />
19. Finanzamt Allenstein. Einheitswertakten<br />
betreffend Miethwohngrundstück Max Rohfleisch,<br />
Königstr.2 (Adolf-Hitler-Allee); WAPO<br />
sygn. 630/5.<br />
20. Idem, ibid.<br />
21. „Einwohnerbuch von Allenstein 1938.“<br />
[Allenstein, b.r.w.].<br />
22. Trunz, 1992, s. 247.<br />
cych na przedmioty z metali kolorowych<br />
(w gruzach znaleziono już przeważnie tylko<br />
ich pogięte i połamane resztki). Mury<br />
rozebrane zostały potem na cegłę. Nasi<br />
poprzednicy nie wysilali się zbytnio – wiele<br />
nie zniszczonych cegieł trafiło wraz z<br />
gruzem do piwnicy. Mury parteru tylnych<br />
partii budynku przysypano ziemią. Tylko<br />
od frontu rozbiórka była bardziej dokładna,<br />
sięgnęła stropów piwnicy, z których<br />
wyrwane zostały nawet stalowe belki.<br />
Niewykluczone, że część z odnalezionych<br />
w ruinach przedmiotów trafiła<br />
tu wtórnie, wraz z gruzem i śmieciami,<br />
którymi po wojnie zasypywano piwnice.<br />
Inne, jak niemiecki hełm lub rosyjski rewolwer,<br />
mogły zostać przywleczone na<br />
gruzowisko przez bawiące się w wojnę<br />
dzieci. Reszta jednak znalezisk przynależy<br />
do wystroju i dawnego wyposażenia<br />
kamienicy – ilustrować może jej historię<br />
oraz codzienne życie mieszkańców,<br />
przerwane gwałtownie w styczniu 1945 r.<br />
Liczę, że zobaczymy to wszystko na wystawie,<br />
której idea narodziła się <strong>pod</strong>czas<br />
wykopalisk.<br />
Rafał Bętkowski<br />
r.betkowski@wp.pl<br />
autor książki „Olsztyn,<br />
jakiego nie znacie. Obraz<br />
miasta na dawnej pocztówce”,<br />
z zamiłowania historyk,<br />
publicysta i społecznik,<br />
wiceprezes Stowarzyszenia<br />
„Święta Warmia”<br />
Rafał Bętkowski<br />
23. Trunz, ibid., s. 258. Leo Scharnick przeżył<br />
wojnę i od r. 1946 mieszkał w Ottesberg k. Bremy.<br />
24. Stanisław Piechocki, „Dzieje olsztyńskich<br />
ulic”, Olsztyn 1998, s. 172. Do budynków znajdujących<br />
się w gruzach na przełomie l. 40./50. XX<br />
w. zaliczono przy al. Wojska Polskiego następujące<br />
parcele: 2/3, 8, 9, 10, 11, 12, 15–16, 24, 24a, 25, 26,<br />
26a, 27, 28, 28a, 40, 46, 47, 61, 64, 70, 72, 73, 74,<br />
75, 76, 78, 79, 80, 81, 84, 85. Por.: Zarząd Miejski<br />
w Olsztynie, Rejestr Nieruchomości m. Olsztyna<br />
1949–55 WAPO, sygn. 411/292.<br />
25. „Rozmowa z Panem Władysławem Karbownikiem”<br />
[w:] Maria Przytocka, Krzysztof<br />
Zienkiewicz, „Historia komunikacji miejskiej w<br />
Olsztynie 1907–2007”, Olsztyn 2007, s.163–164.<br />
26. Por.: „Allenstein in 144 Bildern”, Leer<br />
1992, s. 59.<br />
27. Pierworys geodezyjny rejonu ul. 1 Maja,<br />
Partyzantów i al. Wojska Polskiego, skala 1:1000.<br />
Przedsięb. Geodez. i Gosp. Kom. „Wschód“ w<br />
Warszawie. Wydział Produkcyjny w Olsztynie.<br />
1957. WAPO, sygn. 1457–25–72(19a)<br />
28. Podziemną komorę, która okazała się<br />
stacją ejektorową IV pneumatycznego systemu<br />
kanalizacji Olsztyna oraz ruiny kamienicy nr 2<br />
badał zespół w składzie: Małgorzata Birezowska,<br />
Jacek Strużyński i Rafał Bętkowski; Por.: Rafał<br />
Bętkowski, „Angielski system” [w:] „<strong>Debata</strong>” nr<br />
9(36)2010, s. 43. Dzięki czujności członków zespołu<br />
udało się dokonać jeszcze jednego odkrycia<br />
– u wylotu ul. Dąbrowskiego odnaleziono tablicę<br />
z inskrypcją, stanowiącą niegdyś część odsłoniętego<br />
w r. 1923 pomnika poległych 10. pułku dragonów.<br />
43
<strong>Kamienica</strong> <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> cd. ze s. 43<br />
<strong>Kamienica</strong> przy ówczesnej König-Str. nr 2 wg fotografii z lat 1923-25. Lewą<br />
stronę parteru zajmują witryny <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong>, prawą – sklepu z artykułami<br />
papierniczymi i piśmiennymi „Willy Weiß” (w drzwiach właściciel). Widoczne<br />
balkony oraz bogaty detal architektoniczny fasady budynku. Fragm.<br />
pocztówki wyd. nakładem „H. Rubin & Co., Dresden-Blasewitz” ze zb. autora.<br />
Znalezione w ruinach butelki apteczne dokumentują los budynku,<br />
spalonego w 1945 r. przez czerwonoarmistów. (Fot autora).<br />
Ruiny kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> przy al. Wojska Polskiego odsłaniane przez archeologów. Fotografia autora, wrzesień 2010.<br />
Wyżej: porcelanowy szyld z drzwi mieszkania odnaleziony w ruinach. Urzędnik Paul Mascherek był sąsiadem państwa Rohfleisch. W kamienicy<br />
mieszkał już w 1912 r. Zajmował 3-pokojowe mieszkanie na I piętrze budynku - jego okna widać na pierwszej z fotografii ponad sklepem<br />
papierniczym. Na liście lokatorów jego nazwisko figurowało jeszcze w 1941 r. (Fot. autora)<br />
44 DEBATA Numer 11 (38) 2010