Samba z bogami - sknt "dalej"
Samba z bogami - sknt "dalej"
Samba z bogami - sknt "dalej"
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
D a lej
D a l e j<br />
Drogi Czytelniku<br />
Słowem wStępu<br />
Pragniemy oddać w Twoje ręce kolejny numer „Dalej” – owoc naszej kilkumiesięcznej pracy.<br />
Nie ukrywamy – pracy niepozbawionej przyjemności i satysfakcji.<br />
Postanowiliśmy kontynuować rubryki, które narodziły się w numerze poprzednim. Kontynuacja<br />
z samej nazwy zakłada oczywiście rozwój, więc pojawiają się one w nieco rozszerzonej<br />
formule. „Po dziennikarsku” to w tym wypadku nie tylko same recenzje przedstawień. Dział uzupełniają<br />
dwa artykuły o nieco innym charakterze. Jeden to omówienie i ocena książki Aleksandry<br />
Rembowskiej pt. „Teatr Tańca Piny Bauch” (Kroki zawsze przychodziły skądinąd...), natomiast<br />
drugi jest relacją przybliżającą charakter Festiwalu Sztuki Japońskiej, który od niedawna odbywa<br />
się w Saksonii (Festiwal sztuki japońskiej „OHAYÔ, JAPAN!”). Również „Próba eseju” zyskała<br />
różnorodny charakter. Pojawiły się bowiem szkice o bardziej abstrakcyjnej wymowie. Nasi autorzy<br />
próbują objąć myślą całe zjawiska, a nie tylko konkretne teatralne wydarzenia. Zatem obok<br />
impresji związanej z wystawą teatralnych fotografii (Poemat sceniczny widziany okiem Cyklopa)<br />
znajdzie się także miejsce na analizę sposobu budowania metafory w twórczości michałowickiego<br />
zespołu Cinema (Funkcja metafory w teatrze surrealistycznym...). Warto jeszcze zwrócić uwagę na<br />
ostatnie cztery teksty, które zamykają tę właśnie rubrykę. Stanowią one wspólny tematyczny blok<br />
i są spojrzeniem na zjawiska teatralne (czy też parateatralne), w których funkcja estetyczna ustępuje<br />
wobec innych silniejszych funkcji – najogólniej mówiąc – społecznych. Tematem „W stronę<br />
historii” stał się zaś tym razem teatr średniowieczny. Postrzegany nie tyle z czysto historycznoopisowego<br />
punktu widzenia, ale również ze współczesnej widzowi perspektywy, przy pomocy<br />
aktualnie dostępnych narzędzi i wiedzy. „Rekwizytornię” – ostatnią część naszego pisma – tworzą<br />
dwa teksty o widowiskach, które wprawdzie sztuką teatru nie są, ale dzielą z nią wiele cech wspólnych.<br />
Pierwszy prezentuje południowoamerykański taniec („<strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>”: narodziny i rozwój<br />
samby na tle karnawału), natomiast w drugim autor stara się spojrzeć na mecz sportowy od strony<br />
inscenizacyjnej (Mecz koszykówki. Nie tylko widowisko?).<br />
To oczywiście nie wszystkie tematy, które postanowiliśmy podjąć tym razem. Nie sposób<br />
wymienić każdego z nich, ale też nie taki był cel. Chcemy jedynie przybliżyć idee, które przyświecały<br />
przy tworzeniu bieżącego numeru i tym samym zachęcić do jego czytania.<br />
Życzę przyjemnej i mam nadzieję, że również pożytecznej lektury,<br />
Tobiasz Papuczys
SpIS tReŚCI<br />
Hanna Zaborska<br />
Tobiasz Papuczys<br />
Aneta Brodowska<br />
Tobiasz Papuczys<br />
Tobiasz Papuczys<br />
Amelia Kiełbawska<br />
po dziennikarsku<br />
Marta Pulter<br />
Ilona Matuszczak<br />
Alicja Szumańska<br />
Hanna Zaborska<br />
Katarzyna Knychalska<br />
Katarzyna Knychalska<br />
Alicja Szumańska<br />
4<br />
6<br />
8<br />
11<br />
13<br />
15<br />
19<br />
próba eseju<br />
23<br />
27<br />
31<br />
34<br />
38<br />
44<br />
Dalej<br />
Fuzja dźwięków: od świergotu do krzyku – muzyczny<br />
performance Ivy Bittovej<br />
W skorupie naszych zachowań<br />
„Co nam zostało z Auschwitz?”<br />
Wiktora Rubina traktat o manekinach<br />
Stracona energia<br />
„Kroki zawsze przychodziły skądinąd...”<br />
Festiwal sztuki japońskiej „OHAYÔ, JAPAN!”<br />
Współczesna filozofia sceny<br />
Pasażerka Natalii Korczakowskiej<br />
Cząstki elementarne Człowieka<br />
Poemat sceniczny widziany okiem Cyklopa<br />
Czy Klata aby nie przesadził? – czyli<br />
o odpowiedzialności demiurga<br />
Funkcja metafory w teatrze surrealistycznym<br />
na przykładzie Teatru Cinema<br />
Nieestetyczny tekst o teatrze<br />
Paulina Chrzan 48 Reguła świętego Benedykta, czyli<br />
rzecz o współżyciu doskonałym<br />
Dobrosława Marszałkowska 51 O performatywnym charakterze znaku<br />
w występach drag queens<br />
Ilona Koguciuk 55 Jak kobieta stwarza mężczyznę... O widowiskowości<br />
w występach drag kingów<br />
w stronę historii<br />
Jakub Papuczys<br />
Anna Skibińska<br />
Tobiasz Papuczys<br />
60<br />
rekwizytornia<br />
72<br />
76<br />
Postdramatyczne spojrzenie na teatr średniowieczny<br />
<strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>: narodziny i rozwój samby na tle<br />
karnawału<br />
Mecz koszykówki. Nie tylko widowisko?<br />
3
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
4<br />
Fuzja dźwięków:<br />
od świergotu<br />
do krzyku<br />
muzyczny performance Ivy Bittovej<br />
Łączy w niekonwencjonalny sposób dorobek<br />
współczesnej muzyki rockowej i awangardowej<br />
z estetyką słowiańskiego i cygańskiego folku.<br />
Grając na skrzypcach, wykorzystuje różne techniki<br />
- uderza w struny przedmiotami lub traktuje<br />
instrument jako banjo. Od śpiewu tradycyjną<br />
techniką bez najmniejszego wysiłku przechodzi<br />
do dźwięków imitujących świergot ptaków, jęki,<br />
od scatu do przeszywającego krzyku. Tworzyła<br />
też muzykę z pogranicza jazzu, muzyki klasycznej<br />
i opery. Styl nie do określenia!<br />
Jakkolwiek by nie zdefiniować muzycznych<br />
eksperymentów Ivy Bittovej, są wysoko oryginalne<br />
i niezwykłe, podobnie jak jej droga z morawskiej<br />
prowincji na salony światowej awangardy.<br />
Od najmłodszych lat jej życiu towarzyszyła muzyka:<br />
ojciec grał na skrzypcach i trąbce w zespołach<br />
muzyki ludowej oraz klasycznej, matka była zawodową<br />
wokalistką. Iva studiowała aktorstwo, pojawiła<br />
się w wielu czeskich filmach, radiu i telewizji,<br />
stąd „performerski” charakter jej koncertów. Nie<br />
tylko eksploatowanie skrzypiec i strun głosowych<br />
Ivy świadczą o słowiańskiej żywiołowości artystki<br />
i jej zdolnościach aktorskich. W występy angażuje<br />
całe ciało, dając ożywczy popis muzyczno-fizycznej<br />
energii. Jej koncerty to pełne spontaniczności<br />
spektakle, o czym mogła się przekonać wrocławska<br />
publiczność.<br />
Ha n n a Za b o r s k a<br />
Pierwszą część występu otworzył koncert nowojorskiego<br />
zespołu, podróżującego po całym<br />
świecie – Bang on a Can. Muzyka, jaką tworzy<br />
sześcioosobowy zespół oscyluje wokół brzmień<br />
kameralnych z pogranicza nurtu jazzowo-rockowego.<br />
Na nowojorskiej mapie muzycznej mocno<br />
wyodrębnili swoją pozycję. Stanowią swoisty<br />
rodzaj instytucji, zajmującej się promowaniem<br />
młodych twórców i organizacją festiwali. Jednym<br />
z założycieli grupy jest Evan Ziporyn, twórca interesujący<br />
się przekraczaniem muzycznych granic<br />
kulturowych. W utworach łączy brzmienie gamelanu,<br />
saksofonów, gitar, elektroniki, afrykańskich<br />
instrumentów etnicznych i orkiestry symfonicznej.<br />
Jest autorem crossoverowych utworów, m.in.<br />
opery stworzonej wspólnie z balijskim mistrzem<br />
dalang Wayan Wija, utworów na kwartet smyczkowy,<br />
pipę i tablę. Z Ivą występował już w trzyosobowym<br />
składzie, poszerzonym o Davida Cossina,<br />
muzyka eksperymentalnego, kompozytora<br />
i konstruktora nowych instrumentów (perkusista<br />
Bang on a Can). Muzycy rozpoczęli swój występ<br />
od utworów spokojnych, utrzymanych w medytacyjnym<br />
tonie. Słuchacz mógł pogrążyć się w myślach,<br />
wyciszyć i uwaga - odpłynąć, co raczej nie<br />
było zamierzonym efektem. Z muzycznego marazmu<br />
wybudziły nas pełne niepokoju dźwięki,<br />
rodem z trzymającego w napięciu thrillera. Multiinstrumentalne<br />
kompozycje zdumiewały wybo-
em intensywności brzmień, sprawiały wrażenie<br />
swobodnej zabawy dźwiękami.<br />
W drugiej części koncertu pojawiła się niecierpliwie<br />
wyczekiwana Iva Bittová. Występ rozpoczął<br />
się od solowego śpiewu artystki, sięgającego korzeniami<br />
do wschodnioeuropejskiego folku. Był to<br />
jedynie przedsmak niekonwencjonalnej formy występu<br />
Ivy. Kolejne utwory wykonała w aranżacji na<br />
skrzypce, przechadzając się między publicznością.<br />
Głos rozchodził się po piętrowej sali z niesamowitą<br />
intensywnością, mimo braku użycia mikrofonu.<br />
Wulkan emocji połączony z muzyczną wirtuozerią<br />
i unikalnym sposobem śpiewu. Utwory były utrzymane<br />
w estetyce pieśni ludowej, wokalu muzyki<br />
popularnej, scatu, a także arii operowej. Tematyką<br />
sięgały ku czeskiemu krajobrazowi, codzienności,<br />
egzystencjalnym pytaniom, co wpasowało się doskonale<br />
w ludowe wykonanie Ivy, dojrzałe, pełne<br />
radości i zaskakujących rozwiązań muzycznych.<br />
Jej muzykę i interpretacje zawsze inspirowało życie<br />
codzienne. Wspólny występ z Bang on a Can<br />
stworzył zaskakującą syntezę stylów, poświadczył,<br />
jak różnorodne jakości muzyczne mogą współgrać<br />
ze sobą, tworzyć eksperyment tak idealny w swojej<br />
formie. Fuzja dźwięków powodowała, że słuchacze<br />
mimowolnie współgrali z muzykami, czuli<br />
przenikanie muzyki do swojego wnętrza. Iva potrafiła<br />
dopasować się wokalnie pod każdy dźwięk,<br />
zaskoczyć, rozśmieszyć, wprawić w podziw. Zbudowała<br />
relację muzyk - słuchacz, której końca nikt<br />
z publiczności nie chciał. Widownia obdarzyła ar-<br />
Dalej<br />
tystów owacjami na stojąco, dopraszając się dwukrotnego<br />
bisowania.<br />
Artystka, mimo słowiańskich korzeni,<br />
w Polsce koncertuje niezwykle rzadko. Starania<br />
o obecność Ivy na PPA trwały przeszło trzy lata.<br />
„Klaskaniem mając obrzękłe prawice”, czułam<br />
niedosyt muzycznych peregrynacji Ivy Bittovej,<br />
tak dojrzałych w swojej formie, a tym samym będących<br />
zjawiskiem podobnym do zaćmienia słońca,<br />
bo „wyjątkowo rzadko występującym w przyrodzie”...<br />
Hanna Zaborska<br />
Bang On A Can All-Stars & Iva Bittová<br />
skrzypce, wokal: Iva Bittová<br />
klarnet: Evan Ziporyn<br />
pianino: Ning Yu<br />
wiolonczela: Felix Fan<br />
perkusja, bębny: David Cossin<br />
gitara: Mark Stewart<br />
30. Przegląd Piosenki Aktorskiej<br />
we Wrocławiu, 20-29 marca 2009r.<br />
5
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
6<br />
w skorupie<br />
naszych zachowań<br />
Przedstawienie dyplomowe studentów<br />
czwartego roku Wydziału Lalkarskiego wrocławskiego<br />
PWST ma wyraźnie międzynarodowy<br />
charakter. „Life and death in the nut shell”,<br />
bo tak ten projekt zatytułowano, wyreżyserowała<br />
Rosjanka Anna Ivanova – Brashinskaya,<br />
dziekan Wydziału Lalkarskiego Akademii Sztuki<br />
w Turku. Przy pracy nad lalkami i adaptowaniem<br />
przestrzeni brali udział również studenci<br />
tejże szkoły.<br />
Aktorzy/animatorzy (Patrycja Czyszpak, Katarzyna<br />
Galus, Beata Lech, Małgorzata Łakomska,<br />
Mateusz Kaliński i Rafał Ksiądzyna) stworzyli afabularny<br />
spektakl, w którym nie kreuje się żadnych<br />
postaci zarówno przy pomocy ludzi jak i lalek. „Życie<br />
i śmierć w skorupie” to cykl kilkunastu obrazów,<br />
które są niezależnymi wobec siebie etiudami,<br />
powstałymi z improwizacji studentów we wczesnej<br />
fazie prób. To usiłowanie pokazania pewnych postaw<br />
i zachowań, które towarzyszą człowiekowi od<br />
poczęcia po śmierć.<br />
Jeśli szukać tu spójności, to głównie na poziomie<br />
interpretacyjnym. W centrum zainteresowania<br />
znajdzie się człowiek. Ale nie jeden konkretny,<br />
ale człowiek jako pojęcie abstrakcyjne. Twórcy<br />
umiejętnie zacierają granicę między ludzkim ciałem,<br />
teatralną lalką, a zwykłym scenicznym rekwizytem,<br />
budując obraz człowieka naszej rzeczywistości<br />
– psychicznie rozczłonkowanego, kalekiego,<br />
niewiedzącego, jakie jest jego miejsce w świecie.<br />
W niektórych scenach manekiny udają ludzi, ludzie<br />
zaś stają się przedmiotami, które ożywają lub<br />
nie. Taka sytuacja odhumanizowania sprawia, że<br />
możemy na to wszystko popatrzeć z dystansem –<br />
przyjrzeć się z boku naszej sztuczności. Jest w tym<br />
To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />
przedstawieniu epizod, w którym aktorka okazuje<br />
czułość lalce, która składa się jedynie z górnej części<br />
– głowy i korpusu. Kobieta głaszcze ją, przytula,<br />
zaczyna tańczyć, jednak głowa manekina jest odwrócona<br />
na bok. Ten człowieczy przedmiot okazuje<br />
obojętność. Bardzo trafnie wyrażono w ten<br />
sposób, jak się dla siebie zamykamy, jak odwracamy<br />
się od drugiego człowieka, uciekamy od wyrażania<br />
własnych emocji. Ukrywamy się za maską,<br />
chowamy się w skorupie własnych przyzwyczajeń.<br />
Prowadzimy bezrefleksyjne, jałowe życie.<br />
W innym z obrazów na środku sceny stoi<br />
stół-ołtarz, na którym odbywa się alchemiczny eksperyment.<br />
Efektem ubocznym, dziełem przypadku,<br />
są narodziny dziecka. Animatorzy z miednicy<br />
z wodą wyciągają lalkę-zabawkę. Bardzo podkreśla<br />
to charakter naszego życia, jego ulotność, nietrwałość,<br />
brak znaczenia. W innej scenie aktorzy<br />
ustawiają się obok siebie, wykonują w wyćwiczonym<br />
układzie ruchy rękami, co chwilę dotykając<br />
poszczególnych części swojego ciała. Wykrzykują<br />
razem „moje włosy, moja twarz, moje oczy”.<br />
Z jednej strony jest to krzyk „ja – to ja jestem tu<br />
istotny”, z drugiej – pojedyncze części ciała stają<br />
się przedmiotem, lalką.<br />
Same lalki również są rozczłonkowane na<br />
konkretne elementy. Czasem te niedopasowane<br />
części funkcjonują zupełnie osobno, czasem każda<br />
animowana przez inną osobę, tworzy całość –<br />
człowieka. Jednak brakuje między nimi połączeń,<br />
to stworzone ciało jest niespójne. Sprawia wrażenie,<br />
jakby za chwilę miało się rozsypać na kawałki<br />
i rzeczywiście tak się dzieje. Im bliżej tematyka<br />
przedstawienia zbliża się do śmierci, tym częstsze<br />
są takie zabiegi.<br />
W ostatniej scenie, scenie śmierci, wszyst
kie lalki wieszane są na sznurze, tak jak wiesza się<br />
pranie. Sznur powoli się przesuwa, ludzie znów<br />
stają się przedmiotami i odchodzą poza pole widzenia.<br />
To szczątki, czegoś co kiedyś było całością,<br />
postacie niepogodzone z losem, życiowo niespełnione.<br />
Mechaniczna, bezduszna śmierć przy<br />
dźwiękach melancholijnej muzyki. Sztuczny, zdeformowany<br />
świat, który oglądamy na scenie, w tej<br />
chwili staje się dla nas nad wyraz bliski i prawdziwy.<br />
„Życie i śmierć w skorupie” to bardzo<br />
wizualne, plastyczne przedstawienie. Ten aspekt<br />
reżyserka wyraźnie podkreśliła. Tu nie opowiada<br />
się historii, teatr jest wszak sztuką widowiskową.<br />
Tylko od widza też zależy, jak połączy oglądane<br />
obrazy, jak skojarzy znaki i metafory, których<br />
mamy tu dość wiele. Dużo tu miejsca na różne<br />
interpretacje. Słowo w tym spektaklu pojawia się<br />
dość późno, mniej więcej w połowie przedstawienia<br />
i rzadko funkcjonuje jako nośnik znaczenia,<br />
o wiele częściej pozostaje tylko w warstwie dźwiękowej.<br />
Dźwięk (nie tylko ten stwarzany werbalnie)<br />
jest zresztą sztucznie intensyfikowany, rozchodzi<br />
się echem w przestrzeni i ginie w ciemności, gdyż<br />
to co słyszymy mocno dopasowane zostało do gry<br />
światłem. Natężenie oświetlenia bez wątpienia odpowiada<br />
natężeniu dźwięku.<br />
Dalej<br />
Spektakl studentów wrocławskiej PWST<br />
to interesujące przedsięwzięcie. W ambitny sposób<br />
pokazano tu jak w teatrze i to nie tylko lalkowym<br />
mogą funkcjonować relacje między poszczególnymi<br />
elementami. Jak może zmieniać się rola<br />
przestrzeni, dźwięku, materii plastycznej i gry aktorskiej.<br />
Reżyserka akcentuje mocno ten poziom,<br />
spektakl z pewnością ma charakter autoteliczny.<br />
Sprawia to, że widz przyzwyczajony w teatrze do<br />
zadawania sobie pytania „co będzie dalej?”, tym<br />
razem zapyta siebie „w jaki sposób?”<br />
Tobiasz Papuczys<br />
Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Solskiego<br />
Filia we Wrocławiu<br />
„Life and Death in The Nut Shell<br />
(Życie i śmierć w skorupie)”<br />
Reżyseria: Anna Ivanova-Brashinskaya (Rosja)<br />
Przestrzeń i lalki: Vitalia Samuilova, Maelle Le Gall<br />
Opracowanie muzyczne: Anna Ivanova Brashinskaya<br />
Efekty dźwiękowe: Sambor Dudziński<br />
Premiera: 14 III 2009<br />
7
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
8<br />
„Co nam zostało<br />
z Auschwitz?”<br />
Jak po tylu latach mówić o Auschwitz?<br />
Każdy miał już chyba w ręku książki obnażające<br />
te zbrodnie, filmy unaoczniające ogrom<br />
okrucieństwa i zgrozy, wreszcie słuchał opowieści<br />
tych, którzy ocaleli, aby dać świadectwo.<br />
Korczakowska ujęła temat z zupełnie innej<br />
perspektywy. W swoim przedstawieniu nie skupia<br />
się na tym „jak?” ale „dlaczego?”. Na fabularną<br />
historię zawartą w książce Zofii Posmysz pod<br />
tym samym tytułem, nałożyła filozofią współczesnego<br />
myśliciela włoskiego- Giorgio Agambena.<br />
Wprowadza on koncepcję homo sacer – człowieka<br />
wykluczonego ze społeczeństwa, wyrzuconego<br />
poza bios, czyli obszar wszelkich relacji interpersonalnych,<br />
specyficznych dla rodzaju ludzkiego.<br />
Człowiek taki pozostaje w stanie nagiego życia<br />
pozbawionego wartości. Jego egzystencja tak<br />
naprawdę nie ma znaczenia. Stan, w którym<br />
homo sacer egzystuje nazywa Agamben stanem<br />
wyjątkowym, w którym zawieszone są normalne<br />
prawa. Nierzadko wyjątek staje się tu regułą.<br />
Jednostki często poddawane są wpływom biopolityki<br />
– państwo zajmuje się biologią człowieka,<br />
kontroluje ją. Sprowadza się to do tego, że to<br />
nie człowiek się liczy, ale biologiczny aspekt jego<br />
życia. Takim ekstremum biopolityki były nazistowskie<br />
Niemcy. Głównym postulatem było<br />
ocalić czystość rasy aryjskiej, aby uczynić to skutecznie,<br />
należy usunąć element toksyczny- Żydów.<br />
Agamben przekłada tę teorię na współczesność.<br />
Twierdzi, że tkwimy w permanentnym<br />
stanie wyjątkowym poddawani ciągłej kontroli<br />
biologicznej. Filozof do tego stopnia ufa swojej<br />
an e Ta br o d o w s k a<br />
teorii, że mimo wielu zaproszeń z USA, odrzuca<br />
te propozycje z prostych powodów- boi się, że<br />
zostanie tam przebadany i padnie ofiarą systemu.<br />
Powoli zbliżamy się do sedna, czyli tego<br />
co w swoim przedstawieniu chciała powiedzieć<br />
nam Korczakowska. Z perspektywy tej filozofii<br />
należałoby spojrzeć na Auschwitz nie jak na anomalię,<br />
ale strukturę politycznie prawną, w której<br />
prawo zawieszono tak, że przestępstwo przestało<br />
być przestępstwem. Nakłada się stan wyjątkowy,<br />
władza jest niepodważalna. Taka struktura jest<br />
właśnie strukturą obozu. Dla Agambena współcześnie<br />
taką strukturą są chociażby poczekalnie<br />
dla obcokrajowców na lotniskach, gdzie wszystko<br />
zależy nie od prawa, ale od etyki stróżów.<br />
Ewenement w omawianej strukturze stanowią<br />
uchodźcy. Są oni jakby poza systemem,<br />
znajdują się w stanie tymczasowym, zawieszeni<br />
są w politycznej próżni. Nie bez przyczyny Korczakowska<br />
wprowadziła postaci trzech uchodźców-<br />
ich sytuacja daje im pewien przywilej,<br />
mianowicie przewagę nad pozostałymi postaciami<br />
na scenie. Mają oni dużo większą swobodę,<br />
przede wszystkim mogą komentować, dotykać<br />
zastygłych w bezruchu bohaterów. Swoboda ta<br />
obnaża osaczenie pozostałych i całą sztuczność<br />
świata przedstawionego.<br />
Zdziwieniem dla czytelników Pasażerki<br />
mogą być też dość dyskusyjne postaci Europy<br />
i stewarda. Pierwsza ma symbolizować optymistyczną<br />
wiarę w deklarację praw człowieka.<br />
W entuzjastycznej piosence śpiewa o ochronie<br />
godności. Jej rolę podważa jednak chór uchodźców,<br />
ukazujący fikcję i mrzonki, którymi karmi
nas deklaracja. Mimo całej swojej wiary Europa<br />
dostrzega jednak to, co dzieje się na statku.<br />
I kolejna postać- steward. Jego rola w przedstawieniu<br />
zostaje podkreślona grubą kreską i nabiera<br />
cech symbolicznych. Od samego początku<br />
zarysowuje się jego rola- konsekwentne, bezwzględne<br />
pilnowanie porządku. Informuje on<br />
pasażerów o prawach, jakie obowiązują na statku,<br />
co mogą, a co jest im kategorycznie wzbronione.<br />
Jest on narzędziem władzy i dobitnie<br />
daje do zrozumienia, że niesubordynacje będą<br />
karane. Mimo, iż wszystko, co mówi, okrasza<br />
szerokim uśmiechem, w ruchach i barwie głosu<br />
ma coś niepokojąco agresywnego. Jest typowym<br />
służbistą, jak zaprogramowany robot wypełnia<br />
swoje obowiązki. Na służbie zawsze z uśmiechem<br />
i przesadną serdecznością, ale podpatrzony<br />
„ukradkiem” sprawia wrażenie bynajmniej<br />
przyjaznego. W jednym tylko momencie okazuje<br />
cechy ludzkie, kiedy opiekuje się wykończoną<br />
psychicznie Lizą. Ciężko jednak stwierdzić, czy<br />
to jakiś ludzki odruch czy obowiązek wypełniania<br />
życzeń pasażerów.<br />
W ogóle cała obsługa statku przypomina<br />
dobrze zorganizowany aparat władzy. Wszystko<br />
tu opiera się na zasadach, niby niegroźnych (jak<br />
np. Reguły savoir-vivre’u), ale lepiej się im podporządkować,<br />
żeby uniknąć kłopotów. Znacząca<br />
jest scena, kiedy trzech kelnerów (przebierają<br />
się za nich uchodźcy) skierowanych przodem<br />
do publiczności, przedstawia zasady zachowania<br />
się przy stole. Wszyscy wypowiadają tę samą<br />
kwestię, ale innym tonem. Zasada jest jednak<br />
niepodważalna- nieważne czy zostanie powiedziana<br />
tonem nader uprzejmym (aż przesadnie)<br />
czy agresywnie wykrzyczana. Nie należy jej dyskutować,<br />
gdyż wypływa od władzy najwyższej,<br />
którą w ukazanej rzeczywistości stanowi załoga<br />
z kapitanem na czele.<br />
W tak zorganizowanym świecie poruszają<br />
się postaci właściwe, te, wokół których toczy się<br />
historia. Ta jednak została tu mocno zawężona.<br />
Reżyserka zachowała główną oś znaczeniową powieści,<br />
wokół niej buduje akcję sceniczną, ale<br />
nie zagłębia się w subtelności stanu psychicznego<br />
Lizy. Nie mówi też nic o tajemniczej pasażerce.<br />
W jej inscenizacji Marta pozostaje niema, ba!<br />
Nawet nie wiadomo do końca, czy to naprawdę<br />
Dalej<br />
ona. Jest to zabieg celowy, który ma przerzucić<br />
ciężar na samą sytuację, a nie roztrząsać czy to<br />
naprawdę była więźniarka czy tylko czysty zbieg<br />
okoliczności. Mimo iż nic nie mówi, jej obecność<br />
czujemy bardziej, niż którejkolwiek z postaci.<br />
Ubrana w eleganckie, ale pasiaste spodnie,<br />
zdecydowanym krokiem spaceruje po scenie<br />
i podgląda Lizę: w oknie kabiny, przez lunetę,<br />
zasiada nawet wśród publiczności i stamtąd zerka<br />
na Niemkę. Tożsamość tej tajemniczej postaci<br />
nie jest tak ważna, jak samo pojawienie się jej<br />
i to, jak mocno podziałała po tylu latach na Lizę,<br />
która miała nadzieję zabrać swoją tajemnicę do<br />
grobu. Pod jej wpływem jednak w Lizie pęka jej<br />
wewnętrzna zmowa milczenia. Zastraszona tym,<br />
że prawda może wyjść w końcu na jaw, sama się<br />
zdradza. Sprzyja temu też sytuacja w jakiej się<br />
znalazła- statek, zamknięta przestrzeń, z której<br />
nie ma ucieczki. Teraz ona jest więźniarką, sumienie<br />
wreszcie ją dopada, a ona- bezbronna, zamknięta<br />
z czterech stron oceanem, musi wreszcie<br />
zmierzyć się z przeszłością. Przeszłością natrętną,<br />
która napiera teraz silniej niż kiedykolwiek. Liza<br />
ma halucynacje, postaci towarzyszów podróży<br />
przypominają jej te z obozu. Korczakowska bardzo<br />
umiejętnie przekracza granicę między jawą<br />
a snem, szczególnie w zakończeniu pierwszego<br />
aktu, kiedy Liza biega jak opętana po statku<br />
w poszukiwaniu Waltera i ciągle „wpada” na<br />
przeszłość. Przed jej oczami jak w kalejdoskopie<br />
przewijają się sceny obozowe, w których uczestniczyła<br />
ona i pasażerka, domniemana Marta. Dla<br />
Lizy wymarzona podróż zamienia się w koszmar,<br />
nigdzie nie czuje się bezpieczna.<br />
Korczakowskiej zarzuca się, że zdawkowo<br />
potraktowała Auschwitz, że rozbudowaną w powieści<br />
rzeczywistość obozową zawężyła do minimum.<br />
Nic bardziej mylnego. W przedstawieniu<br />
użyto wiele symbolicznych chwytów, które są aż<br />
nazbyt wymowne. Mówię tu o scenie, w której<br />
uchodźcy rozdzielają deski z których zbudowany<br />
jest pokład- bezdyskusyjnie jest tu aluzja do<br />
obozowej selekcji. Wymowną role ma też pies-<br />
Korczakowska wprowadziła na scenę prawdziwego<br />
owczarka niemieckiego, który agresją przypomina<br />
psy, które strzegły więźniów w Auschwitz.<br />
Watro wspomnieć też scenę, w której uchodźcy<br />
zakładają stroje klaunów i tańczą swój maka-<br />
9
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
10<br />
bryczny taniec. Jest to obraz upodlenia człowieka<br />
przed wszechmocną władzą. Człowieka, który<br />
jest tylko numerkiem w rejestrze. Nawet na tak<br />
luksusowym statku, każdy ma przyporządkowany<br />
numerek stolika, kajuty. Na balu każda<br />
z postaci ma na ręku opaskę ze swoim numerem<br />
porządkowym.<br />
Na koniec jeszcze słów kilka o przestrzeni<br />
i muzyce. Korczakowska ciekawie zagospodarowała<br />
przestrzeń sceny „na strychu” Wrocławskiego<br />
Teatru Współczesnego. Scenografia jest realistyczna,<br />
mamy przed sobą zbudowany z desek<br />
pokład statku. Wypełnia go skromna ilość rekwizytów<br />
w postaci stolika, leżaków. Pokład zamyka<br />
pionowa ściana lustra, w którym przeglądają się<br />
aktorzy. Nie ma opcji, żeby wyskoczyć za burtę,<br />
która ściśle przylega do czarnej ściany. Jest więc<br />
w tej przestrzeni pewna „zamkniętość”. Także<br />
widzowie są jej pasażerami- więźniami (najsilniej<br />
można to odczuć, kiedy pasażerka siada między<br />
publicznością). Tę przytłaczającą całość dopełnia<br />
muzyka, a raczej duszne, ciężkie dźwięki, które<br />
wprowadzają nerwową atmosferę. Zarówno<br />
te pseudo- radosne towarzyszące pojawianiu się<br />
„życzliwego” stewarda, jak i te, które rozbrzmiewają<br />
w momentach najwyższego napięcia akcji.<br />
Nawet w piosence Europy pobrzmiewa jakaś<br />
groteskowa, niepokojąca nuta.<br />
Korczakowska za pomocą Pasażerki obnażyła<br />
możliwości powstania rzeczywistości Auschwitz.<br />
Posługując się filozofią Agambena, ukazała warunki,<br />
które muszą zajść, aby w świecie zapanował<br />
stan wyjątkowy. Czy przedstawienie ma być<br />
dla nas przestrogą? Walter mówi, że za czasów<br />
Hitlera całe Niemcy były obozem. Agamben<br />
twierdzi dziś, że cały świat jest takim obozem,<br />
może jego brutalizm i przemoc nie są tak naoczne<br />
jak w przypadku Auschwitz, ale niewykluczone,<br />
że ta zgroza znów może wyjść na wierzch.<br />
Aneta Brodowska<br />
Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego<br />
„Pasażerka” (wg powieści Zofii Posmysz)<br />
Adaptacja: Tomasz Śpiewak<br />
Reżyseria: Natalia Korczakowska<br />
Scenografia: Anna Met<br />
Muzyka: Marcin Masecki<br />
Choreografia: Mikołaj Mikołajczyk.<br />
Prapremiera: 31 I 2009
Wiktora Rubina<br />
Traktat<br />
o manekinach<br />
Manekin, marioneta, figura, kukła. Człowiek<br />
odhumanizowany w świecie, w którym<br />
duch już dawno przegrał nierówną walkę z materią.<br />
W kręgu tej problematyki porusza się<br />
wystawiona we wrocławskim Teatrze Polskim<br />
„Lalka” na motywach powieści Bolesława Prusa.<br />
Wiktor Rubin, reżyser spektaklu, poszedł utartymi<br />
ścieżkami publicznego dyskursu o kondycji<br />
współczesnego świata, nie wnosząc jednak<br />
do tej dyskusji niczego oryginalnego, a jedynie<br />
pogłębiając jej stereotypowy charakter.<br />
Rubin zdążył nas już przyzwyczaić do scenicznych<br />
adaptacji prozy. Wystarczy przypomnieć<br />
choćby jego dwa niedawne wrocławskie spektakle<br />
– „Terrodrom Breslau” według powieści Tima<br />
Staffela i „Cząstki elementarne” Michela Houellebecqa.<br />
Nie dziwi, więc tym razem „Lalka”, która<br />
w tym wypadku jest tylko inspiracją, punktem<br />
wyjścia do przekazania pewnych sensów, które<br />
z tekstu Prusa niekoniecznie muszą wynikać. Rubin<br />
wraz z Jolantą Janiczak i Piotrem Rudzkim<br />
napisali współczesny scenariusz, który odcina się<br />
od szkolnych interpretacji lektury. Do pozytywistycznego<br />
świata rodzącego się kapitalizmu odnieśli<br />
zmiany naszej rzeczywistości, które nastały<br />
w Polsce po 1989 roku i dziś osiągają swoje apogeum.<br />
Sam tekst jest całkiem interesujący, jednak<br />
warto się zastanowić, czy nie nazbyt aktualny<br />
i dosłowny. Czy warto robić teatr, który odnosi<br />
się tylko do „tu i teraz”, który jest tylko dziś, a jutro<br />
zostanie zupełnie zapomniany? Na poziomie<br />
sensów przedstawienie Rubina ucieka bowiem od<br />
wszelkiej abstrakcyjności, uniwersalności, i co naj-<br />
To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />
Dalej<br />
ważniejsze wieloznaczności, proponując w zamian<br />
jednorazową i lekkostrawną papkę, którą na co<br />
dzień proponują nam media i która nie pozostaje<br />
dłużej w naszej pamięci niż kilka dni.<br />
Całkiem nieźle prezentuje się tylko aspekt<br />
scenograficzny. Na pierwszy plan wysuwa się<br />
sposób podziału przestrzeni, który ma charakter<br />
hierarchiczny. Rubin sugeruje nam, co naprawdę<br />
jest ważne w stworzonym przez niego świecie.<br />
W centrum rozgrywa się właściwa akcja. Czerwona<br />
wykładzina nowoczesnego salonu i wielka<br />
rama obrazu przenosi nas w „lepszą” rzeczywistość.<br />
Wyznacza przestrzeń dla współczesnej elity<br />
– wykreowanych celebrities, którzy pokazani<br />
jako demiurgowie tego medialnego świata, przyczyniają<br />
się do upadku prawdziwych wartości. Te<br />
wartości, a właściwie pozostałości po nich, reżyser<br />
umieścił na marginesie w postaci dwóch szklanych<br />
prostopadłościanów. Klatek, z których nie sposób<br />
się wydostać. W jednej z nich, po lewej stronie<br />
rampy, w której znajduje się skromne mieszkanie,<br />
bezradnie egzystuje Stawska (Halina Rasiakówna).<br />
Do drugiej (prawej) postacie wchodzą na zmianę,<br />
by od czasu do czasu dać wyraz własnym ograniczeniom.<br />
Będzie się tu przechadzać Izabella (Kinga<br />
Preis), która obserwowana przez Wokulskiego<br />
(Bartosz Porczyk) jawi się jak zwierzę w zoo i towar<br />
na sprzedaż zarazem. Sam Stanisław również<br />
się w tej małej klatce znajdzie, by nago, wściekle<br />
się miotając, manifestować utratę swojej tożsamości.<br />
W tej części sceny ustawiono także antyczny<br />
posąg mający symbolizować dążenie do ideału –<br />
tego co nieosiągalne, ale o co kiedyś warto było<br />
walczyć. Dziś każdy mija tę figurę z obojętnością,<br />
11
D a l e j<br />
12<br />
ledwo ją dostrzegając. Cała uwaga skupia się na<br />
centralnie umieszczonej wspomnianej już malarskiej<br />
ramie. Ona otwiera się, by pokazać dzisiejszą<br />
elitę. Rama jest oknem na świat, jest jak<br />
telewizor i środek komunikacji. Występujące tam<br />
gwiazdy, znane z powieści Prusa wątki przedstawiają<br />
w sposób charakterystyczny dla telewizyjnej<br />
reklamy i niskiej jakości serialu. Gdy kilkakrotnie<br />
zapalają się światła, widzowie uświadamiają sobie,<br />
jak bardzo to wszystko traktuje o nich. Tak samo,<br />
gdy reżyser wprowadza inne zabiegi deziluzji, by<br />
zatrzeć granicę między życiem, a kreowaną przez<br />
niego fikcją. Wprost mówi, że jesteśmy wszyscy<br />
sterowani, wtłoczeni w ramy obrazu. Fetysz obrazu<br />
funkcjonuje jako nadrzędna charakterystyczna<br />
cecha naszej mentalności, całej naszej kultury. Nie<br />
jest to bardzo odkrywcze, przecież mocno w swojej<br />
późnej twórczości akcentował ten problem Federico<br />
Fellini. Zresztą Rubin podkreśla to w sposób<br />
dosłowny, wstawiając scenę pokazu mody, będącą<br />
cytatem z „Rzymu”.<br />
Wokulski dąży do zdobycia Łęckiej, jednak<br />
to nie miłość jest dla niego główną motywacją.<br />
Może ją kocha, zdaje się mówić reżyser, może nawet<br />
bardzo, ale trzeba pamiętać, że w rzeczywistości<br />
Rubina nie wybiera się kobiety, ale wybiera się<br />
świat. Izabella to rzecz, która przysporzy młodemu<br />
dorobkiewiczowi prestiżu, wprowadzi do elity, do<br />
której nie dają wstępu same pieniądze.<br />
Duże zastrzeżenia można mieć do gry aktorskiej.<br />
Najpoważniejszym zarzutem byłby brak<br />
dobrego przygotowania dykcyjnego. Aktorów niezbyt<br />
dobrze słychać. To wrażenie pogłębia w niektórych<br />
scenach mało odpowiednia, zbyt głośna<br />
dyskotekowa muzyka, która na dobrą sprawę niewiele<br />
wnosi do spektaklu, zagłuszając tylko partie<br />
dialogowe. Na wyróżnienie zasługuje Michał<br />
Chorosiński, który stworzył niebanalną, pogłębioną<br />
psychologicznie kreację Rzeckiego. Również<br />
Marian Czerski, grający typową rolę Barona Dalskiego,<br />
na tle całego zespołu aktorskiego jest wart<br />
zapamiętania.<br />
Wiele rzeczy razi w tym spektaklu. Jest nawet<br />
ciekawy w formie, jednak banalność ujęcia sensów,<br />
które przekazuje, sprawia, że mamy wrażenie<br />
oglądania przemyślanej na zewnątrz, ale pustej<br />
w środku zabawy. Z tego powodu nie pomagają<br />
dobre rozwiązania scenograficzne, które zaczynają<br />
się jawić jako efekciarskie triki. W tym przedstawieniu<br />
technika góruje nad myślą. Brakuje<br />
jakiegokolwiek twórczego podejścia do tematu.<br />
Trzeba powiedzieć, że modnego tematu, który<br />
często w teatrze ostatnio się pojawia. Postrzeganie<br />
gwiazd popkultury jako współczesnych bogów,<br />
proponował niedawno choćby Jan Klata w swojej<br />
„Orestei”, a nie chcąc szukać za daleko, to sam<br />
Rubin w „Terrodromie” również w kilku scenach<br />
wyraźnie zasygnalizował tę kwestię. Reżyser unika<br />
wieloznaczności, treści przekazywane są w skrajnie<br />
dosłowny sposób. W jednej z końcowych scen, by<br />
nie było żadnych wątpliwości umieszcza na scenie<br />
nadnaturalnej wielkości pionek szachowy i lalkę.<br />
Widz dowiaduje się zatem, że wszyscy jesteśmy<br />
sterowanymi marionetkami, niedokończonymi<br />
kukłami, dyletantami, którzy nie potrafią stworzyć<br />
niczego, co nie byłoby kiczem. Problem w tym, że<br />
Wiktor Rubin sam wpadł w takie właśnie schematy.<br />
Dał się wtłoczyć w ramy bieżących teatralnych<br />
trendów. Sam stał się manekinem. Ostatnio bardzo<br />
modnym.<br />
Tobiasz Papuczys<br />
Teatr Polski we Wrocławiu<br />
„Lalka” na motywach powieści Bolesława Prusa<br />
Utwór sceniczny: Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin<br />
Reżyseria: Wiktor Rubin<br />
Dramaturgia: Jolanta Janiczak, Piotr Rudzki<br />
Scenografia, reżyseria światła: Mirek Kaczmarek<br />
Kostiumy: Mirek Kaczmarek, Małgorzata Matera<br />
Muzyka Piotr Bukowski<br />
Ruch sceniczny: Maćko Prusak<br />
Premiera: 20 XII 2008
Stracona energia<br />
Minęły ponad trzy lata od pierwszych pokazów<br />
„Lacrimosy” – poprzedniej premiery Teatru<br />
Pieśń Kozła prowadzonego przez Grzegorza Brala.<br />
14 listopada 2008 roku zespół zdecydował się<br />
oficjalnie przedstawić nowy, nieco odmienny od<br />
dotychczasowych projekt. Zaprezentował „Macbetha”,<br />
będącego w założeniu ambitnym eksperymentem<br />
odnajdywania relacji między słowem<br />
Szekspira a muzyką i ruchem.<br />
Stęchły zapach. Szybkie nerwowe kroki<br />
w ciemności. Głośne niepokojące oddechy. Zapala<br />
się mocno rozrzedzone przestrzenią średniowiecznego<br />
refektarza światło. Pod murem widzimy<br />
aktorów stojących obok siebie. Wkraczają w centrum<br />
sceny, by tam przysiąść. Spotkać się w półmroku<br />
i rozpocząć naradę. Nie jesteśmy w pałacu.<br />
Znajdujemy się w podziemiach, w lochu ludzkich<br />
pragnień. Wiedźma (Anu Salonen) prowadzi tę<br />
spiskową rozmowę. Rozkłada dwa drewniane miecze<br />
na kształt litery „V”. Reszta postaci siada na<br />
sposób japoński, swymi ciałami tworząc tę samą<br />
figurę. Nie jest to żadne proroctwo. To polityczne<br />
zebranie, w którym każdy z uczestników zdaje<br />
sobie sprawę z tego, co zamierza uczynić. Nie<br />
ma przeznaczenia. Wszystko rozgrywa się między<br />
tymi ludźmi, jedyne fatum jakie dopuszczają do<br />
głosu to wiktoria. Zupełnie jakbyśmy mieli przed<br />
oczyma sekwencje z filmów Akiry Kurosawy. Tajemnicza<br />
zmowa możnych, którzy nie bardzo wierzą,<br />
że mogą kiedykolwiek ponieść konsekwencje<br />
swoich działań.<br />
Macbeth (Gabriel Gawin) i jego żona (Anna<br />
Zubrzycki) wyróżniają się wśród obecnych. Oboje<br />
ubrani są w czerwone szaty. Koszula mężczyzny<br />
jest intensywniej nasycona tym kolorem. Czerwień<br />
królowej jest mdła, stonowana, mimo że to<br />
ona trzyma w ręku całą władzę. Macbeth jest jej<br />
podporządkowany. Jego psychiczna i fizyczna bez-<br />
To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />
Dalej<br />
wolność zostaje świetnie wyrażona w ruchu i zasugerowana<br />
przez scenę, w której bohater w rytm<br />
muzyki reaguje na każdy podmuch z ust małżonki.<br />
Klęka przed nią, korzy się przed jej oddechem.<br />
Chwilę później zamieniają się miejscami, ale on<br />
wyraźnie nieukontentowany tym położeniem,<br />
wraca dobrowolnie na swoją pozycję. Wygodnie<br />
jest mu zrzucić wszelkie zwątpienie swej duszy na<br />
żonę, która stając w mroku, ledwo widoczna kieruje<br />
losem pozostałych. On wraz z innymi traktuje<br />
to wszytko nieco jak zabawę, markuje walkę,<br />
zarówno w sobie – tę wewnętrzną, jak i tę zupełnie<br />
dosłowną. Chłopcy dostali władzę i bawią się<br />
w intrygę. Tylko Lady Macbeth zachowuje przytomność<br />
w coraz trudniejszej sytuacji. Do czasu...<br />
Najważniejszym rekwizytem jest miecz, który<br />
każda z postaci nosi przy boku. Rzucanie nim miedzy<br />
sobą, odrzucanie tego przedmiotu, jak gdyby<br />
palił w rękach, staje się lejtmotywem spektaklu. To<br />
uciekanie od odpowiedzialności. I zawsze na końcu<br />
ten drewniany miecz, podobny do tych, którymi<br />
posługują się zawodnicy japońskiego kendo,<br />
wraca w końcu do Macbetha. Wina tytułowego<br />
bohatera jest podkreślana przez sposób oświetlania<br />
aktora. Światło nie pada na jego twarz. Ostre<br />
punktowe oświetlenie tej postaci z tyłu sprawia, że<br />
jej oblicze jest niewidoczne, za to widzimy wyeksponowane<br />
dłonie, ułożone w geście bezradności.<br />
Ciemność na twarzy – ciemność w duszy. Ręce<br />
w światłości – ręce we krwi.<br />
W końcu królowa nie wytrzymuje. To dla niej<br />
zbyt wiele. Upada, woła: „Help me now!”. Potrzebuje<br />
ciepła, pragnie przytulić się do męża, prosić<br />
o wparcie. Powtórzy się to kilkakrotnie. Ta królewska<br />
para zaczyna się wzajemnie szukać, by naprawdę<br />
odnaleźć się dopiero wtedy, gdy będzie już<br />
po wszystkim. Macbeth wreszcie zaczyna rozumieć<br />
swoje przewinienia, ale jest za późno. Widzimy jak<br />
błądzi z zawiązaną opaską na oczach, pomagając<br />
13
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
14<br />
sobie mieczem, który jest już tylko laską ślepca.<br />
Zagubiony poszukuje usprawiedliwienia. Edyp,<br />
który zobaczył swe grzechy. Podczas gdy dokonują<br />
się kolejne ze zleconych przez niego mordów, pełen<br />
bólu śpiewa „Kyrie eleison”. Jego pozostali poplecznicy<br />
wspinają się na mur. Nie ma jednak żadnej<br />
drogi ucieczki. Muzyka, którą słyszymy przez<br />
cały czas trwania przedstawienia, coraz bardziej<br />
zaczyna sterować ruchem aktorów. Pojawia się<br />
więc fatum, pozornie nieobecne, zwiastujące nieuchronną<br />
karę. Zbliża się koniec. Lady Macbeth<br />
zbiera wszystkie leżące na ziemi miecze i przyciska<br />
do piersi. To ona czuje się winna, chce wziąć na<br />
siebie konsekwencje czynów swoich i męża. On<br />
zabiera je od niej – odbiera odpowiedzialność. Ginie<br />
długo, po każdym zranieniu usilnie podnosi<br />
się, by brać na siebie kolejne razy, czując, że na<br />
nie zasłużył. Królowa przyskakuje do niego, tuli<br />
martwe ciało. Gaśnie ostatnia zapalona świeca.<br />
Ciemność, którą przebija tylko zwierzęcy szloch,<br />
przechodzący niemal w ryk zrozpaczonej kobiety.<br />
Grzegorz Bral świetnie wydobywa muzyczność<br />
zawartą w staroangielszczyznie. Wielogłosowe<br />
śpiewanie tego tekstu, przeplatane zostaje partiami<br />
dialogowymi, które początkowo wypowiadane<br />
w sposób naturalny, szybko nabierają rytmu<br />
i przekształcają się w melorecytację. Uzupełnia to<br />
instrumentalna muzyka zaaranżowana na podstawie<br />
pieśni korsykańskiego zespołu A Filetta i wykonywana<br />
na żywo przez Rafała Habla. Powoduje<br />
to, że przekazywanie znaczeń odbywa się głównie<br />
w warstwie fonicznej. Kuleje jednak wizualny<br />
aspekt przedstawienia. Mamy do czynienia z mało<br />
żywiołowym jak na Pieśń Kozła spektaklem. Niezbyt<br />
czytelne znaki na poziomie ruchu scenicznego<br />
sprawiają również, że w niektórych sytuacjach<br />
sensy, które miały być sugerowane przez fizyczność<br />
aktora, rozmywają się lub co gorsza wydają się nieadekwatne<br />
do treści i brzmienia słów. To mocno<br />
zaważyło na jakości całej inscenizacji. Osłabiło jej<br />
siłę oddziaływania. Teatr Pieśń Kozła jest jedną<br />
z takich grup, która w swojej twórczości, w odróżnieniu<br />
od instytucjonalnych teatrów repertuarowych,<br />
poszukuje esencji teatru, stara się wyznaczać<br />
jego granice, co udawało się przy okazji poprzednich<br />
projektów. Reżyser skierował się w stronę<br />
tekstu, potraktował go twórczo, jednak nie odnalazł<br />
tak naprawdę niczego nowego. Teatr to nie<br />
zawsze tylko synteza różnych uzupełniających się<br />
składników: tekstu, muzyki, gry świateł czy scenografii.<br />
Teatrem, jego istotą jest to, co znajduje się<br />
między tymi elementami. To co zawsze tak trudno<br />
nazwać. Tym razem chodzi o energię. Temu przedstawieniu<br />
wyraźnie jej zabrakło i to zadecydowało,<br />
że eksperyment Grzegorza Brala, nieco rozczarował,<br />
biorąc pod uwagę wysokie oczekiwania odbiorców,<br />
którzy widzieli poprzednie spektakle tego<br />
zespołu i poznali jego możliwości.<br />
Tobiasz Papuczys<br />
Teatr Pieśń Kozła<br />
„Macbeth” wg Williama Shakespeare’a<br />
Reżyseria: Grzegorz Bral<br />
Kostiumy: Cristina Gonzalez<br />
Scenografia: Mira Żelechower-Aleksiun, Grzegorz Bral<br />
Instrumenty: Rafał Habel<br />
Muzyka: zaaranżowana na podstawie pieśni zespołu<br />
A Filetta z Korsyki<br />
Premiera: 14 XI 2008
„Kroki zawsze<br />
przychodziły<br />
skądinąd...”<br />
…one nigdy nie pochodzą z nóg” – legendarna<br />
twórczyni teatru tańca Pina Bausch<br />
tak opowiadała kiedyś o swojej pracy 1 . Polski<br />
rynek wydawniczy długo czekał na książkę<br />
o wybitnej artystce. Ranga teatru Piny Bausch,<br />
podziwianego na całym świecie, u nas znana<br />
była jedynie wąskiemu gronu teatrologów i widzów.<br />
Niemiecka reżyserka gościła ze swym<br />
zespołem w Polsce dwukrotnie: w 1987 roku<br />
we Wrocławiu, prezentując autorskie sztuki<br />
Cafe Müller i Ofiarę wiosny, oraz w 1998<br />
roku w Warszawie, pokazując „Goździki”.<br />
Trzecia wizyta jej teatru w Polsce, tym razem<br />
ze spektaklem Nefes w czerwcu 2009 r., okazała<br />
się poruszająca i tragiczna z powodu nagłej<br />
śmierci Artystki. Premiera polskiej książki<br />
Teatr Tańca Piny Bausch odbyła się na<br />
kilka dni przed tymi wydarzeniami. Wnikliwa<br />
i rzetelna, a jednocześnie subiektywna i impresyjna<br />
praca Aleksandry Rembowskiej przynajmniej<br />
po części zapełnia lukę w naszej kulturalnej<br />
świadomości.<br />
Książka okazała się pozytywnym zaskoczeniem.<br />
Dotychczas o Pinie Bausch nie można było<br />
wiele przeczytać po polsku, prócz wydanej w niskim<br />
nakładzie pracy „Fenomen twórczości Piny<br />
Bausch” Aleksandry Dziurosz (Warszawa 2005)<br />
i kilkunastu artykułów w „Didaskaliach” czy „Teatrze”.<br />
Jednak zamiast monumentalnej monografii<br />
1 Rozmowa z Jochenem Schmidtem, 1982 r.<br />
Am e l i A Ke ł b Aw s K A<br />
Dalej<br />
otrzymaliśmy dzieło skromne i charakterystyczne.<br />
Skromne – bo niepretendujące do przypisywania<br />
Pinie Bausch ideologii, niewkłada-jące jej<br />
w obszar wąskiego paradygmatu badawczego itp.<br />
Określenie „skromne” nie powinno jednak zwieść:<br />
książka wydana jest z godną podziwu starannością<br />
i w eleganckiej formie. Charakterystyczne – bo<br />
ten teatr, Teatr Tańca Piny Bausch, wymaga właśnie<br />
takiego opracowania: selektywnego, bogatego<br />
w skojarzenia. Takie ujęcie tematu wywołuje sam<br />
odbiór sztuki Tanztheater. Chwała tym, którzy<br />
tę sztukę swoim przeczuciem i doświadczeniem<br />
głęboko rozumieją – autorka jest właśnie takim<br />
widzem, a przy tym kompetentnym badaczem,<br />
zaangażowanym w tematykę i poznającym teatr<br />
również od podszewki – m.in. przez liczne rozmowy<br />
z aktorami. Do bliższego poznania Teatru<br />
Tańca Piny Bausch zaprasza również czytelnika,<br />
uprzedzając o interpretacyjnym charakterze książki<br />
i własnej inwencji w doborze poruszanych problemów.<br />
Jestem przekonana, że ta pełna pokory<br />
postawa, w połączeniu z twórczymi i przenikliwymi<br />
analizami przed-stawień, może być kapitalnym<br />
wprowadzeniem w teatr Piny Bausch dla laików,<br />
a wzbogacającą lekturą dla znawców.<br />
Struktura dzieła Rembowskiej obejmuje<br />
część teoretyczno-problemową, opisowo-analityczną,<br />
fotografie, wywiady z aktorami-tancerzami<br />
oraz wykaz sztuk wraz z szeroką bibliografią źródeł<br />
pisanych i multimedialnych. Część teoretyczna<br />
składa się ze wstępu i dziewięciu rozdziałów tematycz-<br />
15
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
16<br />
nych. Pierwsze rozdziały posiadają motta; jednym<br />
z nich są słowa Federica Felliniego (współpracował<br />
z Bausch, zagrała w jego filmie A statek płynie):<br />
Obdarzona arystokratycznym wyglądem, raz<br />
czuła, to znów okrutna, tajemnicza i bliska, Pina<br />
Bausch uśmiechnęła się do mnie, by dać się poznać.<br />
Zakonnica, która je lody, święta na rolkach,<br />
w sposobie zachowania przypominająca królową<br />
na wygnaniu, założycielka zakonu, sędzia sądu<br />
metafizycznego, nieoczekiwanie puszcza do ciebie<br />
oko. (s. 19).<br />
We wstępie odnajdziemy początki drogi Piny<br />
Bausch: nazwiska jej nauczycieli i współpracowników<br />
(począwszy od Kurta Joossa, którego Bausch<br />
nazywa swym mistrzem), kontekst historyczno-artystyczny,<br />
w jakim tworzyła. Jest to solidna porcja<br />
wiedzy o teatrze tańca na świecie, wzbogacona<br />
erudycyjnymi przypisami. Nie brak też wielu<br />
interesują-cych skojarzeń autorki, które stają się<br />
dalej tropami interpretacyjnymi, za którymi podąży.<br />
Tytuły następujących potem rozdziałów<br />
dotyczą wprost Teatru Tańca. Są esencjonalne,<br />
a niekiedy enigmatyczne: Droga do istoty rzeczy,<br />
Tajemnica pewnego procesu, …Z oddali (o wielokulturowości),<br />
Forma otwarta (o kompozycji),<br />
Tam gdzie rosną goździki (o scenografii), Ciało<br />
doświadczające, Salome i Ofelia (o płciowości<br />
i erotyce), Od realizmu ku metafizyce. Mitologia<br />
i codzienność, Oddech duszy (m.in. o wyobraźni,<br />
celu, poszukiwaniu prawdy, odbiorze). Każdy rozdział,<br />
charakteryzując wybrany aspekt Teatru Tańca,<br />
stanowi wartościową całość i zarazem część całości.<br />
Najważniejsze zagadnienia zostały tu celnie<br />
wyodrębnione i opisane z godną podziwu umiejętnością.<br />
Dalsza część opracowania to Aneks, czyli opisy<br />
konkretnych sztuk. Są to niebanalne interpretacje<br />
wybranych elementów przedstawień (a trudno<br />
uniknąć tzw. banału przy prostych tematach<br />
poruszanych przez reżyserkę!) oraz filmu. Jak pisze<br />
autorka, „Opisy spektakli bliższe są impresji<br />
niż analitycznemu studium (…). Służą ukazaniu<br />
i podkreśleniu waloru charakterystycznego dla<br />
niej [Piny Bausch] języka” (s. 107). I to jej się,<br />
w moim przekonaniu, udało doskonale: niezwykle<br />
sprawnym, bogatym i pięknym językiem dokonuje<br />
„opisów bliższych impresji”. Język ten jest<br />
wielkim atutem książki. Autorka podejmuje prze-<br />
cież temat, z którym mierzyć się oznacza ambitne<br />
zadanie słownego wyrażania treści przekraczających<br />
słowo. I to się udaje. Opisy wybranych dwudziestu<br />
(z ponad czterdziestu) sztuk Piny Bausch<br />
są krótkie, trafne i intrygują niezależnie od tego,<br />
czy widziało się dany spektakl, czy nie. Przenoszą<br />
one czytelnika na widownię teatru w Wuppertalu<br />
i dają szansę samodzielnego przyjrzenia się scenicznej<br />
rzeczywistości, podpowiadając zarazem<br />
jej odbiór: najczęściej jako paradoksalnej, gorzkiej,<br />
dowcipnej, czasami radosnej lub przejmująco<br />
bolesnej. Ponieważ my, polskojęzyczni czytelnicy<br />
i widzowie, zazwyczaj nie znamy twórczości „bogini<br />
teatru tańca” zbyt dobrze, te opisy stają się<br />
niepowtarzalną szansą dostępu do niej – i zarazem<br />
sugestywnym (ale nigdy wprost wyrażonym) zaproszeniem<br />
do osobistego spotkania z Teatrem Tańca<br />
Piny Bausch. W obecnym kontekście, tj. w obliczu<br />
straty tej niewyobrażalnie ważnej Artystki, ikony<br />
współczesnego świata kultury i sztuki, stają się<br />
jednocześnie hołdem. Każde spostrzeżenie i skojarzenie<br />
ma wymiar prywatny: pochodzi od autorki<br />
i odzwierciedla się we wrażliwym czytelniku-<br />
-widzu. Zarazem ma wymiar bardziej uniwersalny:<br />
przecież takich, podobnych lub odmiennych<br />
wrażeń i refleksji doświadczały setki tysięcy ludzi<br />
wpatrzonych w tancerzy Piny Bausch przez czterdzieści<br />
lat jej pracy.<br />
Umieszczona w środku książki część fotograficzna<br />
to perfekcyjne prace autorstwa Ursuli<br />
Kaufmann, od wielu lat towarzyszącej teatrowi<br />
Piny Bausch. Ta druga autorka Teatru Tańca Piny<br />
Bausch bez słowa opowiada historię Tanztheater,<br />
wprowadzając czytelnika w mieszaninę emocji wywoływanych<br />
przez sceniczne sytuacje, pokazując<br />
inspirujące, zachwycające i niepokojące fragmenty<br />
spektakli. Wartość zamieszczenia zdjęć w książce<br />
na temat tego teatru wydaje się bezcenna. Choć<br />
literalnie brak w nich ruchu i muzyki, to jednak<br />
idealnie oddają dynamikę przedstawień, ich aurę<br />
i pozwalają wyobrazić sobie, jak wygląda sztuka<br />
Piny Bausch; uzmysławiają jej cechy charakterystyczne,<br />
opisywane przez Rembowską słowem pisanym.<br />
Jest to dokładnie czterdzieści barwnych,<br />
doskonałej jakości fotografii pochodzących z różnych<br />
okresów działalności Teatru Tańca, zawierających<br />
fragmenty spektakli dawnych i najnowszych.<br />
Kolejny komponent „subiektywnej monogra
fii” jest równie trudny do przecenienia. Tym razem<br />
współautorami książki stają się znakomici aktorzy-tancerze<br />
współpracujący z Piną Bausch: Janusz<br />
Subicz (w Tanztheater w latach 1979-94) oraz<br />
Dominique Mercy (w Tanztheater od początku<br />
jego założenia w 1973 r. do dzisiaj). Zamieszczono<br />
obszerne rozmowy z tymi artystami. (Pierwsza<br />
pt. Taniec poza stylem ukazała się wcześniej w „Teatrze”,<br />
druga – Pomarańcze na drogę – w „Didaskaliach”).<br />
Każdy z aktorów, przez pryzmat własnego<br />
doświadczenia, w sposób osobisty i szalenie zajmujący<br />
opowiada o procesie twórczym w teatrze<br />
Piny Bausch, własnej drodze i towarzyszących jej<br />
wyzwaniach oraz po-dejmowaniu tych wyzwań.<br />
Rozmowy te powinny się stać biblią miłośników<br />
Tanztheater i punktem wyjścia do jego rozumienia.<br />
Ponieważ właśnie w nich zawarta jest istota<br />
tego teatru – a bez zrozumienia istoty (dociekanej<br />
równie wnikliwie przez Rembowską w pierwszym<br />
rozdziale) pozostaje się w kręgu wahań i niezrozumienia<br />
lub teatrologicznego zadęcia. Świadectwo<br />
tych dwóch tancerzy – różnych charakterologicznie,<br />
lecz podzielających cechy głębokiej wrażliwoś-ci,<br />
dociekliwości, pokory i chęci samopoznania<br />
– jest interesujące i wstrząsające zarazem:<br />
pokazuje, że sens pracy z Piną Bausch wykraczał<br />
daleko poza teatr. Subicz szczegółowo opowiada<br />
o współczesnej choreografii: metodzie pracy Joossa<br />
i Bausch, a także o swoim procesie twórczym<br />
w Teatrze Tańca, wyznając m.in.: „Zadaniem Piny<br />
jest, jak to sama określa, uświadomić ludziom ich<br />
wartość, ukryte możliwości, z których sami nie<br />
zdają sobie sprawy. Ona odkrywa z nami tajemnicę<br />
człowieka” (s. 169). Podkreśla też: „Emocja<br />
jest materiałem wyjściowym” (s. 170). Mercy opowiada<br />
o własnym doświadczeniu w pracy z reżyserką,<br />
które rozpoczęło się lata temu w USA: „Kiedy<br />
zobaczyłem ją tańczącą na scenie, przeżyłem<br />
swego rodzaju szok artystyczny – była cudowna,<br />
nieprawdopodobna”. Mówi też o własnych poszukiwaniach,<br />
odejściu z zespołu, jego powodach<br />
i o powrocie. Opowieści i wyznania tancerzy są<br />
nietuzinkowe, głębokie.<br />
Przeczytawszy te dwa fascynujące wywiady,<br />
można zastanawiać się, czy nie byłoby właściwe<br />
zamieszczenie rozmów z samą reżyserką. Wprawdzie<br />
Rembowska takich rozmów nie przeprowadzała,<br />
ale istnieją (nieliczne) wywiady, których<br />
Dalej<br />
tłumaczenie byłoby cenne dla polskiego odbiorcy.<br />
Tymczasem możemy zadowolić się stwierdzeniem<br />
(więc też pewnie świadomym zamiarem autorki),<br />
że „Pina Bausch należy do tych artystów, (…) którzy<br />
najpełniej wypowiadają się w swoich dziełach”<br />
(s. 33). Oszczędne i precyzyjne słowa Bausch,<br />
w których potrafiła tak trafnie ująć sedno swych<br />
twórczych poszukiwań (na czele ze słynnym zdaniem:<br />
„Nie interesuje mnie to, jak ludzie się poruszają,<br />
lecz co nimi porusza”, które się na szczęście<br />
w książce pojawia), byłyby jednak bez wątpienia<br />
pomocne w zrozumieniu i pogłębieniu odbioru jej<br />
sztuki.<br />
Ostatnią partią książki jest wykaz wszystkich<br />
przedstawień Piny Bausch, począwszy od pierwszych<br />
samodzielnych choreografii z końca lat<br />
sześćdziesiątych. Potem następuje lista ważniejszych<br />
nagród i odznaczeń przyznanych artystce,<br />
niemieckojęzyczne streszczenie oraz bogata bibliografia.<br />
Zawiera ona około stu pięćdziesięciu tytułów<br />
książek, artykułów i materiałów filmowych<br />
w różnych językach. Do tej pory nie ma lepszego<br />
i wiarygodniejszego źródła dla zainteresowanych<br />
tym teatrem. Książkę kończy indeks osób.<br />
Autorka – krytyk teatralny – we wstępie zauważa<br />
i niejako zastrzega, że opis Tanztheater Piny<br />
Bausch „stanowi wyzwanie dla badacza i krytyka,<br />
analiza spektaklu podąża zaledwie w ślad za<br />
dziełem, a każda próba jego definicji zdaje się<br />
zawężać i ograniczać zawarte w nim bogactwo<br />
znaczeń” (s. 9). Dzięki temu realistycznemu spostrzeżeniu<br />
i wynika-jącej zeń świadomości autorce<br />
udaje się uniknąć nachalnych uogólnień. Zarazem<br />
jednak unika chaosu: jej kluczem interpretacyjnym<br />
staje się przestrzeń własnych emocji,<br />
intelektu, lektur i doświadczenia. Jest to zgodne<br />
z dewizą Anatola France’a, że dobrym krytykiem<br />
jest ten, kto opowiada o przygodach swej<br />
duszy wśród arcydzieł 2 . Asocjacje kulturowo-<br />
-antropologiczne (pojawiają się skojarzenia z malarstwem<br />
Hodlera czy nazwiska m.in. Eliadego,<br />
Goffmana i Halla) poszerzają odbiorcze horyzonty<br />
i podpowiadają liczne interesujące kierunki<br />
refleksji teatrologicznej. Są zarazem cenne dla<br />
nie-znawców, gdyż w sposób pozbawiony uporu<br />
i pretensjonalności pozwalają czytelnikowi-wi-<br />
2 Myśl tę podsunęła mi Nieobecność trzeciej ręki<br />
J. Opalskiego, s. 193.<br />
17
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
18<br />
dzowi na własne skojarzenia. Autorka, przy całej<br />
swej rozległej wiedzy, której cząstką dzieli się<br />
przy okazji opisów i interpretacji, daleka jest od<br />
przesadnego intelektualizowania. Sama Pina<br />
Bausch mówiła w jednym z wywiadów: „Krytyka<br />
choreografii – przecież wcale nie o to chodzi.<br />
Chodzi o bycie człowiekiem” 3 . Kilkakrotnie<br />
czytamy w omawianej książce słowa proste:<br />
o ukazaniu człowieka w całej jego pełni, o uczuciach,<br />
o prawdzie. Godna podziwu jest niezłomność,<br />
z którą Rembowska nie boi się tym samym<br />
oskarżeń o banalność czy „kicz”, pojęcie dziś niezwykle<br />
modne. Sądzę, że książka w jakiś sposób<br />
oddaje ideę samego Tanztheater, teatru, a więc<br />
i życia: nie jest ono przeznaczone dla wybrednych<br />
koneserów, ale dotyczy po prostu losów człowieka.<br />
A te są niezmienne przez stulecia i pod każdą szerokością<br />
geograficzną. Należy przy tym za-znaczyć,<br />
że reżyserka potrafi abstrahować czy wspinać się<br />
na wysokie piętra ironii. Bausch eksperymentuje<br />
z formą do granic możliwości. Prostota konkretu<br />
łączy się więc w jej sztuce z bystrością i swego<br />
rodzaju przebiegłością. Pina Bausch rzadko przedstawia<br />
coś wprost: posługując się widzialną rzeczą,<br />
ukrywa drugie, a często i trzecie, dno. Zatem<br />
pod pozor-ną dosłownością istnieją uderzające,<br />
wielowarstwowe metafory. Rembowska podsuwa<br />
narzędzia, przydatne w roz-szyfrowaniu tajemniczych<br />
obrazów i języka scenicznego, i opowiada<br />
o własnych „przygodach duszy wśród arcydzieł”.<br />
Teatr Piny Bausch określa m.in. „narzędziem autoanalizy”<br />
i „szansą na przemianę”, wprowadzając<br />
w niebanalny sposób czytania tego teatru. Pisze<br />
o nim jako o teatrze egzystencjalnym, nie publicystycznym.<br />
Chcąc się doszukać mankamentów, oprócz<br />
braku rozmowy z Piną Bausch (co, jak wspomniałam,<br />
ma jednocześnie wymowne uzasadnienie),<br />
można zauważyć używanie samego imienia artystki:<br />
„Pina…”. Czy to jest odpowiednie? Pina – jak<br />
mało który artysta – jest nie tylko przez przyjaciół<br />
i wielbicieli, ale szerokie grono znawców<br />
i teatrologów częstokroć tak określana. Trudno wy-<br />
3 Rozmowa z Norbertem Servosem, 1990 r.<br />
tłumaczyć ten fenomen. Na pewno nie jest to pseudonim<br />
w rodzaju „Jacko” ani odpowiednik mówienia<br />
o Robercie Wilsonie „Bob”, ani brak szacunku.<br />
Wręcz przeciwnie: to raczej poczucie swego rodzaju<br />
wspólnoty i wyrażenie przystępności, naturalności<br />
samej reżyserki – oraz wierność konwencji wpisanej<br />
w daną kulturę teatralną. Stosowanie imienia<br />
w omawianej książce jest na swój sposób piękne<br />
i autentyczne. Może jed-nak budzić zrozumiały<br />
opór osób nieznających sztuki Tanztheater, jej<br />
przeciwników czy ultraprofesjonalnie patrzących<br />
na teatr badaczy. Być może jest to wystarczający<br />
powód dla rezygnacji z posługiwania się samym<br />
imieniem Bausch.<br />
Książkę tę można smakować – szczególnie<br />
w części analitycznej. Zdaję sobie sprawę, jak<br />
niełatwo opisać „wykreowane ruchem emocje”<br />
(s. 154), dlatego podziwiam podjęcie wyzwania<br />
i gratuluję Rembowskiej odniesionego sukcesu. Ta<br />
książka to uczta dla miłośników teatru, jak też dla<br />
każdego wrażliwego człowieka. A w obecnym kontekście<br />
bezcenna.<br />
Amelia Kiełbawska<br />
Aleksandra Rembowska,<br />
„Teatr Tańca Piny Bausch.<br />
Sny i rzeczywistość”<br />
Zdjęcia: Ursula Kaufmann<br />
Wyd. Trio, Warszawa 2009
Festiwal<br />
sztuki japońskiej<br />
„OHAYÔ, JAPAN!”<br />
Lipsk, miasto w Saksonii, miasto muzyki,<br />
znane jako miejsce narodzin Ryszarda Wagnera,<br />
miejsce pracy Jana Sebastiana Bacha oraz Felixa<br />
Mendelssohna-Bartholdy. Tu znajduje się Piwnica<br />
Auerbacha opisana przez Goethego w „Fauście”<br />
oraz najstarsza kawiarnia w Europie. Na ulicach<br />
tłoczno jest od rowerzystów-muzyków śpieszących<br />
na próby w filharmonii, czy szkołach muzycznych.<br />
Zadziwiający, wręcz rozczulający bywa ich widok,<br />
gdy bez względu na to, czy specjalizują się w grze<br />
na klarnecie, puzonie, czy wiolonczeli, dźwigają<br />
swe instrumenty na plecach, powożąc rower jednocześnie.<br />
Około połowa mieszkańców miasta to<br />
studenci Uniwersytetu Lipskiego, którego władze<br />
rozpoczynają właśnie obchody 600-lecia powstania<br />
uczelni. Studenci, głównie humaniści, wśród<br />
których stosunkowo liczne grono to młodzi zainteresowani<br />
teatrem czynnie lub biernie, chętnie<br />
uczestniczą w życiu kulturalnym miasta. Czasem<br />
ma się wrażenie, że większość wydarzeń ma tu<br />
miejsce głównie dlatego, że zarówno mieszkańcy,<br />
jak i władze przyzwyczaili się do cosobotnich koncertów<br />
motetów Bacha w Kościele św. Tomasza,<br />
czy do odbywającego się od osiemnastu lat festiwalu<br />
teatralnego „euro-scene”. Publiczność zjawia<br />
się tłumnie podczas tych, czy im podobnych<br />
wydarzeń. Fakt ten mnie osobiście, obserwatorkę<br />
z nieco innego kręgu kulturowego, zastanawia.<br />
Nie wiem, czy społeczeństwo niemieckie tak licznie<br />
biorące udział w życiu kulturalnym, faktycznie<br />
sztukę ceni, stara się ją poznać i zrozumieć, czy<br />
też traktuje ją jako formę rozrywki (którą często<br />
Ma rTa Pu lT e r<br />
Dalej<br />
bywa, ciężko temu zaprzeczyć). Centrum miasta<br />
pobrzmiewa więc chóralnie, instrumentalnie, operowo.<br />
Gdy jednak szuka się nieco innych wrażeń,<br />
mniej poważnych (przynajmniej pozornie), mniej<br />
osadzonych w tradycji, czy przyzwyczajeniach, należy<br />
udać się do wschodniej jego części. Plagwitz<br />
to dawna przemysłowa dzielnica, dla mnie osobiście<br />
atrakcyjna, choćby przez gęstość drobnych,<br />
uroczych zabudowań o ciekawej, niekoniecznie<br />
przemysłowej architekturze. Tu, w pałacyku zbudowanym<br />
w 1876 roku w celu wystawiania w nim<br />
tanecznych przedstawień, znajduje się dziś Schaubühne<br />
Lindenfels –kinoteatr wraz z uroczą klubokawiarnią.<br />
Tu w 1993 roku aktywnie rozpoczęto<br />
działalność artystyczną. Dziś w jej ramach funkcjonuje<br />
kino prezentujące niekomercyjny repertuar,<br />
przyjemna i dość oryginalna, jak na niemiecki<br />
styl kawiarnia oraz sala teatralna. W sąsiadującym<br />
z pałacem budynku, dawnej fabryce oraz magazynie<br />
rur, swą siedzibę ma Teatr Figur Wilde &<br />
Vogel, który tworzą aktor lalkowy Michael Vogel,<br />
oraz instrumentalistka Charlotte Wilde. Atmosferę<br />
tę wykorzystali organizatorzy festiwalu „Ohayô,<br />
Japan!”. Wczesną jesienią 2008 miejsce to stało się<br />
więc punktem spotkań z artystami z Japonii oraz<br />
prezentowaną przez nich, nieco egzotyczną dla<br />
Europejczyka estetyką.<br />
Głównym pomysłodawcą i kierownikiem<br />
artystycznym wydarzenia jest Tom Grigull, absolwent<br />
teatrologii oraz japonistyki Uniwersytetu<br />
Lipskiego, aktualnie pracujący nad swoją<br />
rozprawą doktorską dotyczącą masek w teatrze<br />
19
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
20<br />
japońskim. Część studiów japonistycznych odbył<br />
Grigull w Osace, miał tam możliwość obserwacji<br />
sposobu funkcjonowania teatru, jego znaczenia<br />
dla życia Japończyka, jego rozwoju, pracy nad kultywowaniem<br />
tradycji.<br />
Nazwa festiwalu „Ohayô , Japan!” znaczy<br />
„Dzień dobry, Japonio!”. Przesłanie jest więc jasne<br />
– otwarcie się widza niemieckiego na kulturę<br />
i sztukę Japonii, próba ich poznania, wszystko pod<br />
szyldem przyjaznego powitania, chęci nawiązanie<br />
międzykulturowej „znajomości”. Założeniem nie<br />
jest jednak tylko jednostronny import japońskich<br />
produkcji na niemiecką scenę, lecz dążenie do<br />
czynnej wymiany myśli artystycznej obu krajów.<br />
Wzajemne „poznawanie się” jest widoczne w bardzo<br />
wielu przedstawieniach, widowiskach, które<br />
często zawierają w sobie elementy każdej z kultur.<br />
Festiwal daje warunki ku temu, by spotkać się mogli<br />
artyści prezentujący odmienne, czasem wręcz<br />
obce względem siebie gatunki sztuki. Owoce takiej<br />
współpracy są przedmiotem festiwalowych<br />
prezentacji.<br />
W ciągu zaledwie roku istnienia festiwalu<br />
w kalendarzu imprez kulturalnych, można zauważyć<br />
znaczny jego rozwój. Druga edycja rozprzestrzeniła<br />
się w Saksonii – w wydarzeniach festiwalowych<br />
mogli uczestniczyć nie tylko mieszkańcy<br />
Lipska, miały je w zasięgu ręki także osoby mieszkające<br />
w Dreźnie i w Dessau. Na lipskich scenach<br />
pokazywano wszystkie możliwe wydarzenia festiwalowe,<br />
cześć z nich została jednak przetransportowana<br />
do wymienionych miast. Całe przedsięwzięcie<br />
podzielono na kilka grup prezentujących<br />
nieco odmienne zjawiska artystyczne. Pierwsza<br />
z nich, główna, to występy gościnne. Ta część programu<br />
rozpoczęła się od przedstawienia „Strange<br />
stories” w wykonaniu monachijskiej grupy Meta-<br />
Theater, której gościnnie towarzyszą aktor specjalizujący<br />
się w rolach przedstawień teatru nô, Akira<br />
Matsui, baletnica Jelena Pankova, tańcząca w petersburskim<br />
balecie Kirov, oraz japońscy muzycy<br />
tworzący charakterystyczną dla nô dźwiękową<br />
oprawę. Projekt składa się z dwóch części. Pierwsza<br />
to prezentacja Akiry Matsui. Aktor, wyróżnia<br />
się w swej zawodowej grupie jako ten, który nie<br />
wywodzi się z rodziny mającej teatralne tradycje.<br />
Jest osobą poszukującą nowych rozwiązań aktorskich<br />
zgodnie z zapoczątkowanym przez Jerzego<br />
Grotowskiego, kontynuowanym przez Eugenio<br />
Barbę kierunkiem badań nad antropologią teatru.<br />
Widownia festiwalowa miała możliwość obejrzeć<br />
dwa wykonane przez Matsui tańce: „Tsuru”<br />
(Opuszczony żuraw) oraz „Utô” (Nosorożec). Odmienność<br />
stylistyki japońskiej sprawiała jednak<br />
publiczności pewne kłopoty, krytykowano brak<br />
odpowiedniego komentarza, czy objaśnień. Druga<br />
część z założenia była pojedynkiem tanecznym<br />
miedzy tancerzem nô a baletnicą. Konfrontacja<br />
ta, choć ciekawa wizualnie, prócz ukazania różnic<br />
między estetyką tańców klasycznych Azji i Europy,<br />
nie olśniła publiczności.<br />
Kolejne prezentowane przedstawienie to<br />
„Miroku Denshô” (Legenda o Miroku) w wykonaniu<br />
teatru Dondoro z Nagano. Dondoro został<br />
założony w 1974 roku przez jedyną grającą<br />
w nim osobę, aktora lalkowego Hôichi Okamoto.<br />
Łączy on w swych działaniach elementy najbardziej<br />
charakterystycznych dla teatru japońskiego<br />
gatunków. Przedstawia historię przy użyciu lalek<br />
z bunraku rodem, masek nieodłącznych dla<br />
nô, ruchy zaś, estetyka ciała bliska jest tej, którą<br />
można ujrzeć podczas przestawień butô. Przy użyciu<br />
tych oraz innych narzędzi w postaci muzyki<br />
i obrazów ukazał Okamoto przepowiedzianą historię<br />
Miroku - Buddy, który wedle podania ma<br />
pojawić się w epoce degeneracji kilka milionów<br />
lat po śmierci Buddy Shakyamuniego i uratować<br />
wszelkie żyjące stworzenia. W adaptacji Okamoto<br />
Miroku odradza się jako kobieta. Relacje ze spektaklu<br />
wiele mówią o magii, z jaką opowiedziana<br />
została historia, o atmosferze mitów, legend, która<br />
wprowadza widza w nieznaną mu dotąd krainę.<br />
W kolejnych odsłonach festiwalu widz miał<br />
możliwość bliższego poznania estetyki tańca butô.<br />
Moe Yamamoto i jego teatr Kanazawa Butohkan<br />
wystawił przedstawienie „Ankoku sekkan” (Sarkofag<br />
mroku). Historia ukazana poprzez specyficzny<br />
rodzaj mowy ciała inspirowana jest tekstem będącym<br />
sprawozdaniem ze zwiedzania sarkofagów<br />
znajdujących się w okolicach elektrowni atomowej<br />
w Czarnobylu. Butô – nazywany też „Ankoku<br />
butô” tańcem ciemności po raz pierwszy zaprezentowany<br />
został w 1959 roku przez Tatsumi Hijikatę<br />
i Kazuo Ono. Występ artystów wywołał pewnego<br />
rodzaju rewolucję obyczajową w kręgu sztuk widowiskowych<br />
Japonii, rewolucję w zakresie ciele
sności. Z założenia butô odwołuje się do starych<br />
wierzeń, obrzędów i ludowej estetyki brzydoty.<br />
Sam w sobie jest świętem i rytuałem wyzwalającym<br />
wewnętrzną energię i eksplorującym mroki<br />
podświadomości. Yamamoto jest jednym z bardziej<br />
znanych uczniów Hijikaty. Poza prezentowanym<br />
przez swój teatr przedstawieniem, wziął także<br />
udział w projekcie Butô/Tanz/Musik pod tytułem<br />
„Rebelion der Leiber” (Bunt ciała) stworzonym<br />
wraz z tancerką Fine Kwiatkowski, na co dzień<br />
prowadzącą własny teatr ruchu w Berlinie. Inny<br />
projekt, tym razem Butô-Video-Performance nosi<br />
tytuł „Janome” i jest wynikiem współpracy Mayami<br />
Fukuzaki z videoanimatorem Chuuu oraz<br />
multiinstrumentalistą Nobuyasu Furuya. Fukuzaki<br />
jest przedstawicielką rodziny tancerzy butô, jej<br />
trzecim pokoleniem. Aktualnie mieszka i pracuje<br />
w Berlinie. Bywa członkinią trzydziestoosobowej<br />
grupy Shibusashirazu Free Jazz Orchestra, z którą<br />
udaje się sporadycznie w tournee po Europie. „Janome”<br />
to połączenie multimediów, sztuki i muzyki<br />
improwizowanej.<br />
Kolejną festiwalową odsłoną są performance,<br />
które powstawały w ramach części nazwanej przez<br />
organizatorów Spotkaniami. Artyści mieli do dyspozycji<br />
przestrzeń, materiały, głównym jednak celem<br />
była konfrontacja samych twórców z różnych<br />
kręgów kulturowych, czasem prezentujących różne<br />
dziedziny sztuki. Wzajemne poznawanie się,<br />
tworzenie, było częścią programu i nie wykraczało<br />
poza czas trwania festiwalu. Poszczególne etapy<br />
działań zostały zapisane w formie nagrań, powstał<br />
z nich ciekawy film dokumentalny ukazujący także<br />
trudne momenty współpracy. Pomysł by spotkać<br />
z sobą artystów nasunęli oni sami - w poprzednim<br />
roku, podczas pierwszej edycji „Ohayô, Japan!”<br />
lipska aktorka teatru figur, performerka Franziska<br />
Merkel zobaczyła działania japońskich twórców<br />
i zaproponowała organizatorom festiwalu stworzenie<br />
warunków do spotkania i wspólnej pracy. Pomysł<br />
okazał się być bardzo ciekawym i prócz Merkel<br />
zainteresowali się nim także inni lipscy, i nie<br />
tylko, wykonawcy. W czasie festiwalu doszło do<br />
ich spotkania w trzech grupach. Franziska Merkel<br />
stworzyła performance wspólnie z alternatywnym<br />
japońskim wiolonczelistą Hiromichi Sakamoto.<br />
Artystka w swoich pracach często podejmuje<br />
tematy związane z żywnością, chętnie wykorzy-<br />
Dalej<br />
stuje w nich produkty spożywcze, tak było i tym<br />
razem. Sakamato zaś rzadko używa wiolonczeli<br />
do wydobywania z niej dźwięków w sposób, do<br />
którego przyzwyczają nas tradycyjne koncerty. Nie<br />
obchodzi się on delikatnie ze swoim instrumentem<br />
– traktuje go jak jeden z wielu przedmiotów,<br />
który w działaniu z innymi, przeróżnymi jak np.<br />
szlifierką, wydaje dźwięki. Japończyk gra również<br />
na pile, korzysta z własnego głosu, a także z licznych<br />
urządzeń elektronicznych. Od lat pracuje<br />
z twórcami teatralnymi, filmowymi komponując<br />
muzykę do ich produkcji. „Zuckrige Funkenflüge”<br />
(w wolnym tłumaczeniu „Loty cukrowych<br />
iskier” )to improwizacja obojga performerów na<br />
scenie. Sakamoto szuka niepospolitych sposobów<br />
gry na wiolonczeli i narzędziach pomocniczych<br />
w czasie gdy Merkel, na niewielkiej kuchence<br />
ustawionej na środku sceny, praży cukier. Zapach<br />
karmelu rozprzestrzenia się po całej sali. Gdy cukier<br />
jest wystarczająco roztopiony przelewa się go<br />
do miski z zimną wodą. Niemcy nie praktykują<br />
andrzejkowego lania wosku, więc dodatkowe skojarzenie,<br />
jakie mogłoby się nam nasunąć, byłoby<br />
nadinterpretacją. Merkel pomaga nieco cukrowej<br />
masie przybrać kształty, wytwory wiesza na czerwonej<br />
przecinającej scenę nici. Działania ciągną<br />
się w czasie, nie wynika z nich wiele, prócz chaosu.<br />
Ciekawszy efekt mogło przynieść wspólne działanie<br />
Michaela Vogel oraz Hôichi Okamoto. Obaj<br />
panowie są twórcami teatru figur, ich współpraca<br />
więc mogła każdemu z nich ukazać nieco odmienne<br />
techniki łączącego ich rzemiosła, tym samym<br />
poszerzyć ich artystyczne horyzonty. Zaprezentowany<br />
przez nich pokaz posiadał zarówno japońskie,<br />
jak i europejskie elementy sztuki lalkarskiej.<br />
Podczas pracy nad projektem obaj musieli walczyć<br />
wzajemnie z trudnymi osobowościami, jakie<br />
każdy z nich posiada. Trzecie ze spotkań odbyło<br />
się pomiędzy japońskimi wykonawcami – Akirą<br />
Matsui i Mayumi Fukuzaki, a francuskim videoanimatorem<br />
Yoannem Trellu. Japońscy aktorzy<br />
wspólnie poprzez połączenie ruchów charakterystycznych<br />
dla nô i butô opowiadają historię inspirowaną<br />
sagami i bajkami z ich kraju. Yoann Trellu<br />
urozmaica przestrzeń poprzez wizualizacje będące<br />
kontrastem dla tradycyjnych strojów i momentami<br />
klasycznych ruchów Azjatów.<br />
Prócz biernego uczestnictwa zainteresowani<br />
21
D a l e j<br />
po dziennikarsku<br />
22<br />
widzowie mieli także możliwość wzięcia udziału<br />
w warsztatach aktorskich prowadzonych przez gości<br />
z Japonii, mistrzów oglądanych na scenie. Bardzo<br />
ciekawym wydał mi się fakt wpisania pokazów<br />
będących owocem warsztatów w harmonogram<br />
samego festiwalu. Zainteresowanych było zaledwie<br />
kilku, mieli oni jednak niepowtarzalną możliwość<br />
intensywnej pracy pod okiem najbardziej kompetentnych<br />
w danych dziedzinach nauczycieli.<br />
Wszelkie realizowane prezentacje sceniczne<br />
przeplatane były dodatkowymi wydarzeniami dopełniającymi<br />
obraz współczesnej sztuki japońskiej.<br />
Prezentowano wystawy trzech artystów plastyków<br />
młodego pokolenia, wyświetlano filmy dokumentalne<br />
poruszające kwestie współczesnej kultury<br />
i sztuki w Japonii, a także organizowano koncerty<br />
muzyków japońskich współpracujących z twórcami<br />
teatralnymi.<br />
„Ohayô, Japan!” trwał dwanaście dni, w ciągu<br />
których przez Lipsk, Drezno i Dessau przeszła<br />
potężna fala współczesnej japońskości w wydaniu<br />
artystycznym. Prasa niemiecka nie rozpisała się<br />
jednak wyczerpująco na temat wydarzenia. Czy<br />
znaczy to, że Niemcy nie są zainteresowani bliższym<br />
poznaniem odległego geograficznie Kraju<br />
Kwitnącej Wiśni? Tom Girgull, inicjator wydarzenia<br />
twierdzi, że w Niemcach tkwią głęboko niekorzystne<br />
stereotypy względem Japonii. Mówi,<br />
że wcześniej postawa taka irytowała go, dziś stara<br />
się zmieniać nastawienie współobywateli poprzez<br />
dostarczanie im możliwości obcowania z nieznanym.<br />
Intensywnie myśli także o tym, by stworzyć<br />
drugą odsłonę projektu, po drugiej stronie kuli<br />
ziemskiej, w Japonii i nazwać ją „Guten Morgen,<br />
Deutschland!”. Idea bardzo ciekawa, czas pokaże,<br />
czy uda się ją zrealizować.<br />
Marta Pulter
współczesna filozofia sceny<br />
Pasażerka Natalii<br />
Korczakowskiej<br />
31 stycznia 2009 roku na deskach Wrocławskiego<br />
Teatru Współczesnego odbyła się<br />
prapremiera Pasażerki na podstawie powieści<br />
Zofii Posmysz o tym samym tytule. Autorka<br />
adaptacji, Natalia Korczakowska, zainspirowała<br />
się warstwą fikcyjną utworu literackiego<br />
w przeciwieństwie do Andrzeja Munka, który<br />
w ekranizacji powieści skupił się przede wszystkim<br />
na części retrospektywnej o znamionach<br />
autobiograficznych: obrazach z obozu koncentracyjnego<br />
w Auschwitz. Akcja rzeczywistości<br />
„bieżącej” utworu Posmysz rozgrywa się<br />
na statku pasażerskim płynącym z Niemiec do<br />
Stanów Zjednoczonych. Na jej pokładzie następuje<br />
powojenne spotkanie byłej esesmanki,<br />
Lizy, z byłą więźniarką obozu oświęcimskiego,<br />
Martą. Obok tych dwóch kobiet istotne miejsce<br />
w powieści zajmuje postać Waltera, męża<br />
Lizy, który nie jest świadomy wojennych losów<br />
swojej żony. Sytuacja psychiczna trojga ludzi<br />
zamkniętych w przestrzeni statku dała Korczakowskiej<br />
asumpt do inscenizacji Pasażerki.<br />
Określanie scenicznej wersji Pasażerki „adaptacją”<br />
jest pewnym błędem terminologicznym, gdyż<br />
na budowę „anatomiczną” spektaklu składają się –<br />
zarówno w warstwie fabularnej, jak i formalnej –<br />
różne myśli filozoficzne i artystyczne, ale reżyserka<br />
przetwarza je i łączy w spójną, harmonijną całość.<br />
Warstwę tekstową utworu scenicznego tworzy nie<br />
tylko powieść Posmysz, także Boska Komedia –<br />
Piekło Dantego Alighieri oraz dwie książki Giorgia<br />
Agambena (Homo sacer. Suwerenna władza i nagie<br />
życie oraz Co zostaje z Auschwitz?). Teksty te sta-<br />
il o n a MaT u s Z c Z a k<br />
Dalej<br />
nowią dla reżyserki rodzaj narzędzi, dzięki którym<br />
wydobywa z powieści Posmysz sensy istotne dla<br />
kompozycji oraz treści spektaklu. Tomasz Śpiewak<br />
oraz Korczakowska w literackim pierwowzorze odnaleźli<br />
słowa-klucze: piekło, koszmar, przypominanie.<br />
Z tych werbalnych wytrychów utkała reżyserka<br />
obrazy sceniczne, które – ukazane w konwencji<br />
symboliczno-onirycznej – budują sceniczną parabolę.<br />
Oś akcji tworzy podróż protagonistki Lizy<br />
(Agnieszka Podsiadlik) po kolejnych pokładach<br />
statku. Schemat wędrówki ze Stewardem (Krzysztof<br />
Boczkowski) jako przewodnikiem Lizy został<br />
zaczerpnięty z Boskiej komedii, jednak oniryczny<br />
charakter tej podróży został wydobyty z powieści.<br />
Sceniczna Liza, na skutek ujrzenia postaci podobnej<br />
do więźniarki Marty, zaczyna śnić na jawie: jej<br />
podróż to zapis przeżyć. Jednak bardziej niż przedmiot<br />
wspomnień interesuje reżyserkę zagadnienie<br />
funkcjonowania pamięci. Dlatego Liza nadaremno<br />
będzie próbowała odtworzyć wspomnienie<br />
szpitalnej sceny, w której Tadeusz całował w rękę<br />
Martę. Aż do znudzenia Steward będzie starał się<br />
powtórzyć ten gest miłości względem nieprzytomnej<br />
Pasażerki (Maria Czykwin), a jego wysiłek będą<br />
dzielić między sobą uchodźcy – również bez efektu.<br />
W wyniku zastosowania onirycznej stylizacji<br />
w spektaklu nic nie jest pewne: ani reminiscencje<br />
obozowe, ani „czas bieżący” zobrazowany stanem<br />
wyjątkowym panującym na statku. Ujęcie mechanizmu<br />
pamięci w konwencji snu sprawia, że dzieło<br />
sceniczne Korczakowskiej można interpretować na<br />
wiele sposobów, tym bardziej, iż nie przynosi gotowych<br />
odpowiedzi, a stawia wiele pytań z kręgu<br />
historii, etyki czy filozofii.<br />
próba eseju<br />
23
D a l e j<br />
próba eseju<br />
24<br />
Scenografia Anny Met na pierwszy rzut oka<br />
zdaje się być realistyczna: drewniana podłoga wyznaczająca<br />
przestrzeń statku, srebrzysta kotara,<br />
wahadłowe drzwi okrętowe, stolik, leżaki. Wraz<br />
z rozwojem akcji większość elementów scenografii<br />
okazuje się mieć wartość metaforyczną. Zawieszone<br />
pod sufitem miniaturowe flagi różnych państw<br />
świata wskazują, że akcja inscenizacji rozgrywa się<br />
‘wszędzie’, nie dotyczy konkretnego miejsca ani<br />
czasu. Droga od okrętowych drzwi w głębi sceny<br />
na wprost, między widownię, znaczona w odpowiednich<br />
momentach zielonym światłem, będzie<br />
wyznaczać szlak sennego koszmaru protagonistki.<br />
Deski pokładowe staną się metaforą selekcjonowanych<br />
więźniów; posłużą również w scenie komisji<br />
kontrolującej Auschwitz: nic nieznaczące wówczas<br />
zeznania Marty przedstawi reżyserka za pomocą<br />
czarnej, milczącej przestrzeni pod drewnianą deską.<br />
Istotną rolę w spektaklu pełni ogromne lustro,<br />
które w krzywym zwierciadle odbija postaci<br />
sceniczne. Zniekształca rzeczywistość i zdaje się<br />
być autorską refleksją reżyserski – wyrazem braku<br />
wiary w to, że jakiekolwiek świadectwa historyczne<br />
mogą nas zbliżyć do prawdy. Pamięć historyczna<br />
ludzi, podobnie jak pamięć indywidualna – są<br />
skrzywione, niewierne, nie do odtworzenia.<br />
W literackim pierwowzorze Pasażerki znajduje<br />
się nawiązanie do znanego w teatrze antycznym<br />
zabiegu kompozycyjnego – anagnorismos. To<br />
właśnie moment niespodziewanego rozpoznania<br />
w pasażerce więźniarki Marty staje się powodem<br />
podróży Lizy w głąb siebie oraz kryzysu małżeństwa<br />
Kretchmerów. Anagnorismos w tragedii greckiej<br />
prowadziło do uświadomienia sobie własnego<br />
błędu, podróży z nieświadomości w poznanie. Wydawać<br />
się może, że właśnie ten motyw rozpoznania<br />
był dla reżyserki impulsem budzącym skojarzenia<br />
z teatrem starożytnej Grecji. Warto zaznaczyć, iż<br />
w dorobku twórczym Korczakowskiej znajduje się<br />
m.in. inscenizacja Elektry Eurypidesa. Adaptacja<br />
Pasażerki pokazuje, że inspiracja teatrem antycznym<br />
nie była dla reżyserki przelotnym, jednorazowym<br />
eksperymentem, ale czynnikiem kształtującym<br />
w pewnym stopniu konstrukcję i treść dzieła<br />
scenicznego. Akcję spektaklu rozpoczyna swoisty<br />
parodos, czyli wejście na scenę chóru złożonego<br />
z trzech uchodźców (Anna Kieca, Tomasz Orpiński,<br />
Krzysztof Zych). Na scenie zastaje on zastygłe<br />
w bezruchu postaci, uosabiające bohaterów literackiego<br />
świata Posmysz: Bradleya (Piotr Łukaszczyk)<br />
stojącego nad otwartą książką oraz opalające się na<br />
leżakach małżeństwo Kretchmerów (w roli Waltera<br />
– Jerzy Senator). Uchodźcy układają „zamrożone”<br />
ciała wedle własnego gustu, a jeden z nich odczytuje<br />
fragment lektury Bradleya – jest to cytat z<br />
książki Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie<br />
Agambena. Zderzenie elementu o rodowodzie antycznym<br />
ze współczesnym tekstem filozoficznym<br />
kieruje odbiór widza na tor uniwersalnych przemyśleń<br />
interpretacyjnych. Wprowadzając do akcji<br />
scenicznej chór, nawiązuje reżyserka do idei chóru<br />
antycznego, nie zaś do jego „trójjedynej” 1 formy.<br />
W teatrze ateńskim chór reprezentował obywateli<br />
polis, natomiast reżyserka składa chór z ludzi,<br />
którzy odrzuciwszy swoje obywatelstwo, stali się<br />
ludźmi z marginesu prawa. Dlatego też uchodźcy<br />
po pierwszej scenie schodzą z planu głównego<br />
i zajmują miejsca na burcie, „na krawędzi” świata<br />
przedstawionego. Stamtąd będą – podobnie jak<br />
chór w teatrze starożytnej Grecji – komentować<br />
wydarzenia sceniczne, uczestniczyć w akcji, dialogować<br />
z postaciami scenicznymi. Tymczasowa,<br />
ale kilkakrotna obecność chóru na scenie pełni<br />
w spektaklu trojaką funkcję: uosabia myśli Agambena<br />
o współczesnym homo sacer, reprezentuje<br />
większą zbiorowość, ale przede wszystkim nadaje<br />
dziełu scenicznemu charakter ponadindywidualny,<br />
biorąc w metaforyczny nawias zdarzenia następujące<br />
po pierwszej scenie. Ponieważ w spektaklu<br />
znajduje się także inna rama kompozycyjna<br />
– klamra oniryczna – układ inscenizacyjny dzieła<br />
Korczakowskiej można poniekąd określić konstrukcją<br />
szkatułkową.<br />
Cytat z utworu Agambena uruchamia polityczno-społeczny<br />
kontekst interpretacyjny spektaklu:<br />
„Właściwą kwestią dotyczącą obozowych okrucieństw<br />
nie jest obłudne pytanie o to, jak można<br />
było popełnić tak straszliwe zbrodnie przeciw istotom<br />
ludzkim. Uczciwiej, a przede wszystkim użytecznej<br />
byłoby starannie zbadać procedury prawne<br />
i urządzenia władzy, przez które można było pozbawić<br />
istoty ludzkie uprawnień i prerogatyw do<br />
tego stopnia, że czyn popełniony przeciw nim nie<br />
jawił się jako zbrodnia”. Z tej właśnie perspektywy<br />
adaptuje reżyserka powieść Posmysz – wydobywa<br />
1 „Trójjedyna choreja” – określenie Tadeusza Zielińskiego.
z dzieła literackiego sensy na temat mechanizmów<br />
społecznych i obrazuje je w konwencji metaforycznej.<br />
Realistyczne opisy wydarzeń z Auschwitz<br />
ukazuje przez pryzmat sennego koszmaru protagonistki.<br />
Unika dosłownych środków, pokazuje<br />
skutek działania obozu koncentracyjnego: upokorzenie<br />
człowieka oraz jego reifikację. Sama figura<br />
myśli Agambena – „nagie życie” kojarzy się z rzeczywistością<br />
obozową, w której często obnażano<br />
fizycznie człowieka – w spektaklu zaś posługuje się<br />
Korczakowska zabiegiem odwrotnym. Steward –<br />
jako postać reprezentująca władzę statku – dokonuje<br />
brutalnej rewizji uchodźców, poczym nakazuje<br />
im założyć stroje, których połączenie upodobni<br />
ich do błaznów, tudzież do aktorów cyrkowych.<br />
Wśród ubrań znajdzie się różowa spódniczka baletnicy<br />
obok kurtki ze swastyką. Tak przebrani<br />
uchodźcy odtańczą swój upokarzający pląs vis à vis<br />
widowni. Taki sposób przedstawienia, polegający<br />
na unikaniu drastycznych scen, a eksponowaniu<br />
efektu tragicznych zdarzeń, praktykowany był<br />
w teatrze antycznym. Służyła temu maszyna zwana<br />
ekkyklematem, na której ukazywano konsekwencje<br />
wydarzeń rozgrywających się poza sceną.<br />
Wynalezienie tego urządzenia wiązano z pojawieniem<br />
się w teatrze „dialektyki wnętrza i zewnętrzności”<br />
2 . W inscenizacji Korczakowskiej również<br />
naruszana jest relacja między tym, co wewnętrzne<br />
(a więc niewidzialne), czyli historią obozów zagłady,<br />
a tym, co zewnętrzne (widoczne). Reżyserka na<br />
wiele sposobów dystansuje się – choć nie ucieka<br />
– od historii zawartej w retrospektywnej warstwie<br />
powieści Posmysz. Za pomocą symbolicznych, ale<br />
bardzo sugestywnych scen, przedstawia reżyserka<br />
reminiscencje wydarzeń z Auschwitz, jakby chciała<br />
pokazać, że nie wierzy w możliwość odtworzenia<br />
rzeczywistości obozu lub że nie ma do tego prawa.<br />
Dlatego jeśli już decyduje się Korczakowska<br />
na obrazowanie scen z obozu zagłady, to czyni to<br />
w sposób zdecydowanie subtelny w porównaniu<br />
z pierwowzorem literackim. Proces selekcjonowania<br />
więźniów jest przedstawiony w scenie wyrywania<br />
desek pokładowych z podłogi. Tego aktu<br />
dokonują postaci, które były obiektem przemocy<br />
w scenie upokarzającego tańca. Tym razem to one<br />
są podmiotem działania. Dwoje uchodźców wy-<br />
2 Określenie Ruth Padel: „The dialectics of inside and<br />
outside”, za: M. Kocur, Teatr antycznej Grecji, Wrocław<br />
2001, s. 213.<br />
Dalej<br />
rywa deski i wykrzykuje ich numery, trzeci z nich<br />
wydaje arbitralne wyroki śmierci i łaski: prawa,<br />
lewa, prawa, prawa, prawa, lewa. W spektaklu<br />
Korczakowskiej nie ma winnych i niewinnych –<br />
uchodźcy przeobrażają się w obsługę statku, bywają<br />
medium przez które przemawiają różne formy<br />
władzy, a za moment znów stają się bezbronną<br />
prawnie lożą szyderców.<br />
Z tradycją antyczną łączy także sceniczną Pasażerkę<br />
swoboda i dowolność w traktowaniu mitu.<br />
Reżyserka wchodzi bowiem w dyskurs z mitem<br />
kulturowym, który głosi deklaracja praw człowieka.<br />
Jedną z pasażerów statku jest Europa (Marlena<br />
Milwiw), która w swoim estradowym popisie będzie<br />
odśpiewywać fałszywym tonem zdania z deklaracji<br />
gwarantującej prawo do wolności i bezpieczeństwa<br />
obywatelom Zachodu. Jej taneczno-wokalny<br />
występ komentować zjadliwym humorem będą<br />
„stańczycy” ulokowani na burcie. Innym razem,<br />
w czasie balu kapitana, Europa zostanie postawiona<br />
na stolik, który kształtem przypomina beczkę.<br />
Scena ta budzi asocjacje z utworem Hanny Krall<br />
Zdążyć przed Panem Bogiem: „Wtedy zrozumiałem,<br />
że najważniejsze ze wszystkiego jest nie dać<br />
wepchnąć się na beczkę”. Wpędzenie Europy na<br />
„beczkę” akcentuje odpowiedzialność zbiorową za<br />
przemoc, która dokonała się w historii ludzkości,<br />
i która dokonuje się współcześnie.<br />
Obok zagadnienia zbiorowej odpowiedzialności<br />
współistnieje w spektaklu problem indywidualnego<br />
sumienia obrazowany przeżyciami protagonistki.<br />
Liza, ofiara natarczywych wspomnień,<br />
w swojej parabolicznej podróży po kolejnych pokładach<br />
statku słania się na nogach, jest czerwona<br />
na twarzy, spocona, patrzy nieprzytomnym,<br />
mętnym spojrzeniem. Znajduje się na skraju wyczerpania<br />
psychofizycznego, skala przerażenia nie<br />
pozwala jej odróżnić snu od jawy. Jej sposób zachowania<br />
się na scenie jest mocno skontrastowany<br />
ze sposobem poruszania się Pasażerki. Ta porusza<br />
się z gracją, zalotnie eksponuje walory swojej figury,<br />
chodzi niczym modelka na wybiegu. Jej ruchy<br />
są szybkie i zdecydowane, w przeciwieństwie do<br />
ociężałych, niepewnych gestów Lizy. Jej powłóczysty<br />
chód nawiązuje do skrajnego wyczerpania<br />
więźniów obozów koncentracyjnych, tak więc<br />
role odwracają się: kat staje się ofiarą własnego<br />
sumienia. Jednak sceniczna Pasażerka to również<br />
25
D a l e j<br />
próba eseju<br />
26<br />
historia małżeństwa znajdującego się w stanie wyjątkowym.<br />
Psychiczne oddalenie małżonków obrazuje<br />
proksemika sceniczna – Liza i Walter siadają<br />
w dużej odległości od siebie, nawet w czasie<br />
intymnej rozmowy w scenie finałowej. Liza już na<br />
początku akcji scenicznej ma świadomość swojego<br />
osamotnienia – kiedy w sposób dosłownie fizyczny<br />
próbuje odnaleźć „oparcie” w mężu, ten ją<br />
odtrąca. Bohaterka zostaje sama z sobą i własnymi<br />
demonami wspomnień.<br />
Charakterystyczne dla reżyserki przeplatanie<br />
realizmu scenami onirycznymi pojawia się również<br />
w sferze dźwiękowej (muzyka Marcina Maseckiego):<br />
mewie odgłosy stanowią antrakt dla<br />
muzyki potęgującej napięcie i grozę sytuacji scenicznej.<br />
Cisza również ma swój wkład w budowanie<br />
nastroju inscenizacji: wzmacnia powolny rytm<br />
przedstawienia, który jednych może nużyć, innych<br />
intrygować. Muzyka wespół z oświetleniem<br />
tak sugestywnie oddziałują na wyobraźnię widza,<br />
iż założona enigmatyczność scenicznej Pasażerki<br />
zdaje się być efektem zastosowania tych środków,<br />
a nie ekspresji aktorskiej. Ze względu na milczący<br />
charakter swojej roli Czykwin ma trudne zadanie.<br />
Niestety, jej obecność sceniczną „uprawomocnia”<br />
jednostronny stosunek Lizy (przejawiający się<br />
w spojrzeniu i gestach) do domniemanej Marty,<br />
która sama jest postacią przeciętną i przypadkową.<br />
Widz nie dowiaduje się, czy Pasażerka jest osobą<br />
znaną Lizie, czy tworem jej wyrzutów sumienia.<br />
Dla wymowy inscenizacji jest to nieistotne. Dla<br />
atrakcyjności spektaklu – owszem, gdyż wszystko<br />
wskazuje na to, że Czykwin bez reakcji Lizy, samodzielnie<br />
nie potrafi „uobecnić się” na scenie.<br />
Spektakl jest bardzo trudny w odbiorze; i nie<br />
chodzi tu tylko o jego wielopłaszczyznowość, ale<br />
o przesadzoną z jednej strony, z drugiej – bezbarwną<br />
grę aktorską. Postać Stewarda słabo zarysowana<br />
w powieści, na scenie staje się reprezentantem władzy<br />
najwyższej. Podkreśla swoje zamiłowanie do<br />
porządkowania i definiowania przez sposób poruszania<br />
się: chodzi wzdłuż linii prostej, także skręca<br />
pod kątem prostym. Nadaje spektaklowi znamiona<br />
mechanizmu, które stanowią zagrożenie dla<br />
inscenizacji – wydaje się, że ponadindywidualny,<br />
paraboliczny wymiar spektaklu wyssał z postaci<br />
scenicznych ich charakter indywidualny. Kreacje<br />
aktorskie są mało wyraziste, a wizerunki bohaterów<br />
– uproszczone. Pasażerka to spektakl typów,<br />
w którym nie ma miejsca na zmienność zachowań.<br />
Niezmienna tonacja gry Podsiadlik momentami<br />
drażni. Jej powolny sposób mówienia – początkowo<br />
sugestywny, bo umotywowany szokiem<br />
psychicznym, skrywanym pod woalką choroby<br />
morskiej – w toku akcji staje się męczącą manierą.<br />
Śmieszy przerysowana sztuczność rozmowy w scenie<br />
finałowej. Dystans reżyserki względem pokazywanej<br />
historii nie współgra z „przeżywaniem”<br />
roli Lizy, którego nie łagodzą chwyty deziluzyjne.<br />
Przeciwwagą dla nieco patetycznej gry aktorskiej<br />
Podsiadlik jest kreacja Bradleya. Łukaszczyk zdystansował<br />
się zarówno do granej postaci, jak i do<br />
mówionego tekstu – zbudował rolę tragikomiczną,<br />
wyrazistą i – chciałoby się rzec – ludzką na tle<br />
jednowymiarowych, „marionetkowych” postaci.<br />
Spektakl Pasażerka prowokuje etycznie i filozoficznie.<br />
Polifoniczny charakter inscenizacji daje<br />
widzowi prawo do dowolnej interpretacji, ale nie<br />
da się zaprzeczyć, że twórczość Korczakowskiej<br />
jest zaangażowana społecznie, podszyta myślami<br />
filozoficznymi, a przez to – skierowana do wąskiej<br />
grupy odbiorczej. Rzadko się zdarza, że spektakl,<br />
w którym krzyżują się różne teksty niejednorodne<br />
pod względem gatunkowym, tworzy harmonijną<br />
całość. W jednym z wywiadów Korczakowska<br />
porównała naturę dzieła scenicznego do utworu<br />
epickiego. Osobiście byłabym skłonna porównać<br />
twórczość reżyserki do prozy poetyckiej, a samą<br />
artystkę nazwać współczesnym Eurypidesem, „filozofem<br />
sceny”, gdyby realizacja sceniczna była<br />
równie atrakcyjna jak zamysł inscenizacyjny.<br />
Ilona Matuszczak<br />
Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda<br />
Wiercińskiego<br />
„Pasażerka” (wg powieści Zofii Posmysz)<br />
Adaptacja: Tomasz Śpiewak<br />
Reżyseria: Natalia Korczakowska<br />
Scenografia: Anna Met<br />
Muzyka: Marcin Masecki<br />
Choreografia: Mikołaj Mikołajczyk.<br />
Prapremiera: 31 stycznia 2009 r.
Cząstki elementarne<br />
czowieka<br />
Wiktor Rubin, zainspirowany powieścią<br />
Michela Houellebecqa, pokazuje katastroficzny<br />
obraz Nowego Jeruzalem, w którym nie ma<br />
śmierci, starości, fizycznej słabości, ale i miłości.<br />
Pokazuje przyjście Chrystusa XXI wieku.<br />
Wprowadza też postać Człowieka (Marcin<br />
Czarnik), który od początku do końca jest źródłem<br />
teatralnej energii. Krąży on po przestrzeni<br />
sceny i widowni, scalając obie. To buntownik<br />
i przeciwnik nadchodzącego „zbawienia”. „Czy<br />
w ogóle Człowiek jest potrzebny, aby to powiedzieć?”<br />
– jest niezbędny.<br />
Przestrzeń spektaklu jest dwupoziomowa.<br />
Na dole mamy tradycyjny podział na scenę<br />
i widownię. Poziom górny tworzą metalowe platformy,<br />
które otaczają przestrzeń poniżej. Obramowują<br />
i scalają one miejsce gry i obserwacji. Tym samym<br />
wszystko, co na dole, przemienia się w arenę. Tyle że<br />
arenę XXI wieku, z licznymi białymi drzwiami ustawionymi<br />
tuż przy sobie w trzech rzędach (dwa po<br />
bokach i jeden na przodzie). Przypomina ona szkolny<br />
hol, motel, zabytkową ulicę, szpital, cmentarz,<br />
laboratorium. W tym nowym Koloseum znajdujemy<br />
się na arenie razem z aktorami, ale też jesteśmy<br />
przez nich okrążani – „ludzie ludziom zgotowali ten<br />
los”.<br />
Po obu poziomach porusza się Człowiek. Nierzadko<br />
jego głos wypełnia przestrzeń jeszcze przed ukazaniem<br />
się aktora. Postać ta pełni rolę wszechwiedzącego<br />
narratora, relacjonującego wyniszczający charakter<br />
zmian społecznych zachodzących w latach 60, 70<br />
i 80, komentatora i milczącego obserwatora. Włącza<br />
się też w akcję bezpośrednio. Na początku<br />
przedstawienia na jednych z białych drzwi rozpisuje<br />
dziwne obliczenia, których wynikiem jest „liczba<br />
Al i c j A sz u m A ń s K A<br />
Dalej<br />
ludzkich opowieści”. Dalej pojawia się jako kaleka<br />
z indyjskiej ulicy. Później pod postacią sędziego<br />
przy procesie Dawida di Meoli. Ogląda, komentuje,<br />
ocenia, drwi, cierpi, ucieka, kieruje innymi,<br />
zmienia role, myśli, ulega gwałtownym emocjom<br />
i nastrojom, sprzeciwia się – słowem jest człowiekiem.<br />
Do samego końca broni wartości moralnych,<br />
kiedy widzi, z jaką łatwością zanikają pod wpływem<br />
złudnych idei. Ani razu nie stara się być obiektywny,<br />
wszystkie jego wypowiedzi przenika silnie zindywidualizowany<br />
subiektywizm.<br />
Postać Człowieka w końcowej scenie jest jedynym<br />
i ostatnim przeciwnikiem zaistniałej rzeczywistości,<br />
w imię której wypowiada się Adwersarz (Rafał<br />
Kronenberger). Między tymi dwoma toczy się<br />
dynamiczna, niepohamowana, gwałtowna wymiana<br />
słowna, ponieważ prezentują oni dwie skrajnie<br />
odmienne interpretacje celu badań Michela Dzierżyńskiego<br />
(Adam Cywka). Prowadzą więc zaciętą<br />
walkę, jeden w imię ludzi i miłości, drugi w imię<br />
neoludzi i genetycznej, seksualnej doskonałości. Jeden<br />
w imię natury i kultury, drugi w imię „idealnego”<br />
świata stworzonego przez naukę.<br />
Przeciwnicy ci są rezultatem konfliktu toczącego<br />
się między światopoglądami dwóch<br />
braci: Bruna (Wiesław Cichy), zrujnowanego<br />
przez doznane upokorzenia na tle seksualnym<br />
i hedonizm, oraz Michela, wyniszczonego z wolna<br />
przez dystans, odcięcie się od świata zmysłowego na<br />
rzecz wiedzy pewnej, czyli nauki. Obie te postaci<br />
mówią o strachu przed śmiercią: Bruno – seksualną,<br />
Michel – wieczną. Strach przed śmiercią jest tym,<br />
co łączy diametralnie różne postawy życiowe i nie<br />
pozwala na walkę między sobą. Postacie te są połączone<br />
nicią beznadziejnego współczucia i zrozumienia.<br />
27
D a l e j<br />
próba eseju<br />
28<br />
Postaci Człowieka i Adwersarza są dookreśleniem<br />
pustych miejsc powieści, postaciami,<br />
które dzieli wszystko, a łączy tylko walka.<br />
Archetypowa – dobra ze złem, ducha<br />
z materią, człowieka z maszyną. Przez cały czas trwania<br />
przedstawienia to gdzieś w Człowieku schodzą się<br />
i kłócą ze sobą postawy Michela i Bruna, superego<br />
z id. W końcowym momencie Człowiek widzi, że<br />
wszystko, do czego dążył, co wydawało mu się dobre,<br />
ładotwórcze, występuje teraz przeciwko niemu.<br />
Zrodzone z kontaktu ze światem i jego oczekiwaniami<br />
superego stoi teraz po przeciwległej stronie Człowieka,<br />
nie będąc wcale tym, czym chciałby być ani<br />
czym inni chcieliby, aby był. Narodził się adversarius<br />
‘naprzeciw stojący, przeciwny, nieprzyjazny, wrogi,<br />
szkodliwy’ (od advertere ‘obracać się ku czemu’).<br />
Ostatnie, mocne zdania książki Houellebecqa,<br />
które są czymś w rodzaju epitafium dla<br />
gatunku ludzkiego, Rubin wkłada w usta babci<br />
Michela (Krzesisława Dubielówna) w jednej<br />
z początkowych scen inscenizacji. W scenicznej adaptacji<br />
zrezygnowano z gotowego rozwiązania, jakim<br />
byłoby proste, chronologiczne przeniesienie fabuły<br />
powieści na scenę. Cząstki elementarne na Scenie<br />
na Świebodzkim stworzyły własny, teatralny, obraz<br />
katastrofy. Houellebecq w swojej książce powiedział<br />
o niej, w teatrze się ona dzieje i to na kilku poziomach,<br />
tak fizycznych jak i mentalnych.<br />
Z chłodną, bezwzględną pewnością ruchów<br />
przez białe drzwi wchodzi pierwszy neoczłowiek<br />
(Bartosz Porczyk), przechodzi przez scenę, by wyjść<br />
przez drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie.<br />
Ledwo zamka za sobą klamkę, znikając z oczu publiczności,<br />
pojawia się w drzwiach obok. Z czasem<br />
do pierwszego aktora dołącza dwóch kolejnych (Michał<br />
Mrozek, Piotr Małecki). Wchodzą i wychodzą,<br />
tak więc, mimo że aktorów jest trzech, to powstaje<br />
wiele postaci. W ten sposób liczba neoludzi zwiększa<br />
się w bardzo szybkim tempie. Skutki nowej mutacji<br />
metafizycznej nie każą na siebie długo czekać.<br />
Ruch ich jest zmechanizowany, mimika jednolita,<br />
usta zamknięte, oczy skierowane wprost przed siebie.<br />
W równych odstępach czasu wykonują krótkie ruchy<br />
dłoni przy twarzy, na znak swojej doskonałości. Ubrani<br />
są w dwuczęściowe uniformy − obcisłe spodnie<br />
do kolan, czarne podkolanówki, koszule z krótkim<br />
rękawem − w stroje kwestionujące jakiekolwiek<br />
płciowe, wiekowe, kulturowe, indywidualne różni-<br />
ce. Uniformy koloru czerwonego, koloru rewolucji<br />
i władzy, czyli dokonanej mutacji genetycznej.<br />
Jedna ze środkowych scen przedstawienia pokazywała<br />
obraz nieudanego małżeństwa. Mówiła o niemożliwości<br />
założenia rodziny, wspólnego wychowania<br />
dziecka, niespełnieniu się w roli męża i ojca, o edypowych<br />
kompleksach. Dziecko (Bartosz Porczyk) dotykało<br />
piersi matki, ale nie jak dziecko, tylko jak mężczyzna.<br />
Ojciec nazwał go wprost przyszłym „rywalem<br />
w tej samej klatce”. Na końcu przedstawienia neorodzina<br />
naśladuje ich ruchy. Przewija dziecko sprawnie<br />
i natychmiastowo. Nie pozostawia miejsca na seksualność,<br />
rozmowę i uczucia, ani dobre, ani złe.<br />
Gdy to wszystko rozgrywa się na dolnym planie,<br />
na górnym, na przeciwległych pomostach siedzą<br />
Człowiek z Adwersarzem. Między nimi toczy się<br />
słowna walka o dalszy przebieg wypadków rozgrywających<br />
się poniżej. Wzorem dawnych władców nie<br />
biorą bezpośrednio udziału w zdarzeniach toczących<br />
się na arenie. To dwaj diametralnie różni przewodnicy.<br />
Człowiek z lewej, Adwersarz z prawej strony.<br />
Człowiek mówi o uniwersalnych ludzkich prawach,<br />
prawie do wolności i miłości, harmonii między naturą<br />
a kulturą. Adwersarz bez wahania odpowiada,<br />
że „tę część prac Dzierżyńskiego wykreślił jako bezużyteczne”.<br />
Jak się okazuje świat zwierzęcy nie okazuje się,<br />
wbrew temu, co padło wcześniej na scenie, światem<br />
nieludzkim, ale jedyną przestrzenią, w której człowiek<br />
mógł żyć. Oczywiście zmienia go, ale zmienia mentalnie,<br />
kulturowo, a nie poprzez machinacje molekularne.<br />
Neoczłowiek to wynik pogwałcenia tej zasady,<br />
konsekwencja dokonanej agresji niemieszczącej się<br />
w prawach natury. „Świat zwierzęcy ma własne prawa<br />
i nie są to prawa ludzkie” – katastrofalny w skutkach<br />
błąd myślenia Dzierżyńskiego doprowadza do zniszczenia<br />
humanizmu, gdyż świat zwierzęcy, świat natury<br />
okazał się być jedyną przestrzenią, w której można<br />
stworzyć kulturę, można żyć i kochać.<br />
Michel to ponury synonim Chrystusa naszych<br />
czasów, który chce przywrócić warunki<br />
dla narodzin miłości. Dwa razy płacze, pości,<br />
a na końcu w „obecności nieba wstępuje<br />
w morze”. Jako mesjasz musi poświęcić swoje szczęście<br />
z Anabelle i oglądać, jak ślepo gonią za uczuciem<br />
matka i brat. Chrystus I w. n. e., jak wszyscy wielcy<br />
przewodnicy duchowi, wywołał rewolucję mentalną.<br />
Chrystus XXI wieku, którego oglądamy na scenie –
genetyczną. Tworzy nowy gatunek. W tej sytuacji<br />
Człowiek jest tą osobą, która pozostaje wierna swojej<br />
naturze i kulturze. Prawom śmierci i miłości, bo to<br />
dzięki nim „kochanek słyszy krzyk ukochanej ponad<br />
górami” i wie, że „czynienie dobra łączy, czynienie zła<br />
rozłącza”. Rzeczywistość sceniczna jest bardzo brutalna,<br />
dlatego zdania wypowiadane przez Człowieka<br />
brzmią w niej niezwykle silnie i poruszająco.<br />
Kiedy Człowiek milknie, rozlega się nagrany,<br />
sztucznie brzmiący głos neodziecka. Mówi ono o łatwości,<br />
z jaką ludzie zrezygnowali z własnego człowieczeństwa<br />
i umożliwili jego przyjście na świat. Na dole<br />
sceny neoludzie idą równo w kierunku widowni, zatrzymują<br />
się na wprost niej, poruszają nienaturalnie<br />
szybko i bez przerwy ustami. Na sam koniec przez<br />
białe drzwi wchodzą i zastygają w bezruchu postaci<br />
z pierwszej sceny spektaklu − protagoniści rozpadu.<br />
Kiedy neodziecko milknie, przez kilka sekund wszyscy<br />
pozostają jeszcze w swoich pozycjach. Na zegarze<br />
ciągle pozostaje jeszcze trochę sekund. Światło, przez<br />
całą końcową scenę jest przyciemnione, niebieskoszarawe.<br />
Teraz w szybkim tempie gaśnie, zapala się,<br />
znowu gaśnie. Zanim ostatecznie zrobi się ciemno,<br />
sygnalizuje coś, woła. Zegar nie odmierzył jeszcze<br />
końca. Pomimo tego wszystkiego, co zaszło na scenie,<br />
wytrwale pozostawia kilkadziesiąt sekund na zatrzymanie<br />
i uratowanie sytuacji, pytanie tylko, komu?<br />
Kogo w zasadzie obchodzi ruch hipisowski i cała<br />
jego demoralizacja? Chyba każdego, ponieważ zapisany<br />
jest w nim problem jakiegokolwiek sprzeciwu wobec<br />
hipokryzji kultury dominującej, zakłamywania rzeczywistości<br />
poprzez ukazywanie fałszywych wzorców.<br />
Niezależnie od tego, czy była to, jak na Zachodzie niezgoda<br />
na materializm, czy jak na Wschodzie na ustrój.<br />
Ktokolwiek podejmuje w takich wypadkach inicjatywę,<br />
staje przed niełatwymi wyborami, ponieważ zewsząd<br />
rozbrzmiewają sprzeczne głosy każące wątpić<br />
w słuszność jakiejkolwiek decyzji.<br />
W przedstawieniu pięknie pokazano to za pomocą<br />
metafory lustra z Królowej śniegu. Annabelle<br />
(Kinga Preis) czyta fragment baśni Andersena o tym,<br />
jak złe zwierciadło rozbiło się na tysiące kawałków,<br />
wpadając do oczu i serc ludzi na całej Ziemi. Zburzyło<br />
jasność widzenia i myślenia, sprawiło, że hipisi<br />
skończyli tak, jak skończyli, a osoby je rozliczające,<br />
dostrzegają tylko zło. Przejawia się to już w samym<br />
nazewnictwie – ani razu hipisi nie zostają zastąpieni<br />
synonimem dzieci kwiaty.<br />
Dalej<br />
Nieważne, czy ruch kontrkulturowy dotarł do<br />
kogoś bezpośrednio czy nie. Ważne jest, co zrobiono<br />
i ciągle czyni się z leżącymi u jego podstaw ideami,<br />
którymi nie były „moda masowej konsumpcji<br />
seksu i narkotyków, przybyła do nas z Ameryki”.<br />
Były to idee warte przemyślenia i wzięcia do serca.<br />
Tyle że na każdym kroku przeinaczane. Stąd<br />
w przedstawieniu mamy ślepą pogoń za młodością<br />
i miłością, kultem ciała, indywidualizmem, okrucieństwem,<br />
prywatnymi korzyściami. Dzisiaj dokonuje<br />
się na ruchu roku 68 bezkompromisowych<br />
rozliczeń. Obarcza go winą za rozpad rodziny, AIDS,<br />
pogardę dla starości, satanizm. Zepchnęły one w cień<br />
marzenia o pokoju, równouprawnieniu, wolności,<br />
pozamaterialnego rozwoju, tolerancji, które były<br />
jego cząstkami fundamentalnymi. Problem stawiany<br />
przez przedstawienie zahacza więc szerzej o przypowieść<br />
„Wielkiego Inkwizytora” Dostojewskiego<br />
i „Ucieczkę od wolności” Fromma. O to, co człowiek<br />
z wolnością robi i dlaczego przerażony jej konsekwencjami<br />
lub nie potrafiąc wziąć za nią odpowiedzialności,<br />
wyrzeka się jej.<br />
Jako wyraz niejednoznacznego stosunku względem<br />
hipisów, ale i wątków religijnych, Rubin wprowadza<br />
postać Człowieka − ateisty. Jest on pełen frustracji<br />
i niechęci do hipisów, ponieważ zmarnowali<br />
daną szansę naprawy świata. Zasłaniając się duchowymi<br />
poszukiwaniami, wyruszali do Indii, gdzie obojętnie<br />
mijali zastaną tam nędzę. Mówi o tym scena,<br />
w której grupa roztańczonych „pięknych zwierząt”<br />
nie przerywa żywiołowego tańca, potrącając Człowieka<br />
– żebraka przesuwającego się między ich nogami,<br />
chcącego „one rupi”. Porusza ona też problem wykorzystywania<br />
Indii jako kraju duchowego wyzwolenia.<br />
Sytuacja ta pozwala Człowiekowi prowokacyjnie<br />
powiedzieć o „większej wrażliwości środowisk mieszczańskich<br />
niż młodych ludzi z marginesu”.<br />
Dlatego Człowiek na środkowym pomoście<br />
przedrzeźnia melodią własnego głosu<br />
oraz ruchami rąk i bioder, przepojone witalnością,<br />
połączone z aktami seksualnymi, tańce<br />
hipisów. Drugi przedrzeźniający w ten sam sposób<br />
agresywny komentarz przechodzi stopniowo<br />
w dzikie, rockowo śpiewane wersy. Bez cienia litości<br />
mówi o „pożegnaniu dionizyjskich uroczystości”. Jest<br />
to jedna z najmocniejszych scen przedstawienia. Ma<br />
ona fantasmagoryczny wygląd: wszystkie reflektory<br />
są wygaszone, ciało aktora oświetla jedynie trzymana<br />
29
D a l e j<br />
próba eseju<br />
30<br />
przez niego paląca się żarówka. Gwałtownymi poruszeniami<br />
tego jedynego źródła światła w stronę<br />
narządów płciowych podkreśla on brutalniejsze sekwencje<br />
śpiewnie wypowiadanego tekstu, wyglądając<br />
jak widziadło, zjawa, upiór (fantom).<br />
Człowiek pełni w przedstawieniu funkcje<br />
wykraczające poza wprowadzenie fabularnego,<br />
narracyjnego porządku. Wychodząc na pierwszy<br />
plan, przypomina, komu poświęcone jest przedstawienie.<br />
Rywalizuje tym samym z komórkami<br />
DNA, narządami płciowymi, fabułą czy seksualną<br />
scenografią o bycie tytułową cząstką elementarną.<br />
W lnianych, jasnych spodniach, japonkach, długich,<br />
rozczochranych czarnych włosach, błyszczącym cylindrze,<br />
rażącej kamizelce, niemodnej marynarce<br />
wygląda jak hipisowski konferansjer z cyrkowej areny,<br />
niepasujący do areny oglądanej na scenie. Tworzy<br />
to jawny kontrast i paradoks, ale tylko pozorny.<br />
Nie jest to paszkwil, ale obraz dziecka kwiatu, alter<br />
ego hipisa, to jakim powinien on być, niezgadzający<br />
się na niesprawiedliwą, dominującą rzeczywistość,<br />
niepasujący do niej, słowem kontestator. Reżyser<br />
ani razu nie wkłada w jego usta imienia Ptaśka, Wodza<br />
czy McMurphy’ego. Za to pojawia się sugestia<br />
Alexa DeLarge. Człowiek całym sobą burzy sen hipisów<br />
o utopii. Nie pozwala ani na chwilę uwolnić<br />
się od świadomości, że to żaden amerykański sen,<br />
tylko niemogący się zatrzymać koszmar. Przedstawienie<br />
pokazuje, że „bycie całym sobą” jak chciał<br />
Grotowski, nieukrywanie się, nieudawanie prowadzi<br />
do okrucieństwa. Dlatego Człowiek śpiewa i gra<br />
requiem dla snu.<br />
W inscenizacji wykorzystano fragmenty<br />
„Jak żyć by można” Jerzego Grotowskiego<br />
i „Królowej Śniegu” Hansa Christiana Andersena.<br />
Połączenie stosunku Houellebecqa do kontrkultury<br />
z „Jak żyć by można”, burzy silnie zakodowaną<br />
w umysłach wartość bycia całym sobą, obnażając<br />
tym samym myśl wielkiego reżysera. Połączenie<br />
powieści z „Królową Śniegu” wymierzone jest z kolei<br />
w znajdujące się w książce francuskiego pisarza<br />
uproszczenia.<br />
Innym intertekstualnym odniesieniem jest obraz<br />
zawieszony po prawej stronie sceny. Przedstawia<br />
on Anioła, który powstrzymuje Abrahama przed<br />
zabiciem Izaaka. Obraz mniej więcej w połowie<br />
pierwszej części przedstawienia Człowiek odwraca<br />
tyłem na znak najpoważniejszego wystąpienia lu-<br />
dzi przeciwko antropologii chrześcijańskiej, czyli<br />
ustanowienia prawa Veil (prawa do aborcji). W ten<br />
sposób zasygnalizowano narodziny nowej rzeczywistości.<br />
Zdominowanej przez naukę, seks, aż w końcu<br />
przez neoczłowieka. Na końcu przedstawienia<br />
pod zasłoniętym płótnem wyświetlony zostaje zaśnieżony<br />
ekran. Pojawia się na nim znak zapytania.<br />
Te elementy scenografii zdają się pytać, co otrzymujemy,<br />
kiedy przestaje się bronić życia. Co otrzymujemy,<br />
gdy nie szanuje się ciała, seksualności,<br />
a hedonizm i ucieczka przed śmiercią zastępują<br />
miłość – te pytania stawiają z kolei wulgaryzmy<br />
z dziedziny seksualnej, rzeźby przedstawiające już<br />
nie intymną kobiecą anatomię i rekwizyty falliczne,<br />
których to elementów w spektaklu jest bardzo<br />
dużo. Przedstawienie stawia też przed problemem,<br />
jaki obraz namalowano by dzisiaj. W takiej a nie innej<br />
rzeczywistości, pozbawionej wartości. Człowiek<br />
pozostawia widzom puste płótno.<br />
Przedstawienie może poruszyć intelektualnie<br />
i emocjonalnie w najbardziej nietypowych okolicznościach.<br />
Sprawia to gra aktorów, adaptacja, dramaturgia,<br />
scenografia, kostiumy, ruch sceniczny,<br />
gra światła i twórcze posługiwanie się tekstami literackimi.<br />
„Cząstki elementarne” Rubina mają dużo<br />
do powiedzenia o świecie, w którym z łatwością<br />
ośmiesza się wszystko, w czym przebrzmiewa echo<br />
kontrkultury. W świecie, w którym pełno szeregów<br />
jednakowych drzwi, za którymi nie wiadomo, co<br />
się dzieje, Człowiek okazał się niezbędny. W rzeczywistości,<br />
pełnej zamętu, ciągle potrzeba człowieka,<br />
ludzi, którym by zależało, aby nie zadusić kontestatora,<br />
w sobie czy w innych. Po to, aby dziecko kwiat<br />
mogło na nowo przypomnieć, o co tak naprawdę<br />
chodziło, a co ciągle czeka niespełnione.<br />
Alicja Szumaska<br />
Teatr Polski we Wrocławiu<br />
Michel Houellebecq<br />
„Cząstki elementarne”<br />
Reżyseria: Wiktor Rubin<br />
Adaptacja: Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin<br />
Dramaturgia: Jolanta Janiczak, Piotr Rudzki<br />
Scenografia, kostiumy i wideo: Mirek Kaczmarek<br />
Muzyka: Piotr Bukowski<br />
Choreografia: Tomasz Wygoda<br />
Prapremiera: 7 VII 2008
Poemat sceniczny<br />
widziany okiem<br />
cyklopa Ha<br />
Materia ożywiona, animowana przez ruch<br />
i gesty kontra dzieło dwuwymiarowe, statyczne.<br />
Czy w przypadku fotografii teatralnej można<br />
mówić o dychotomii, amorficznym ujęciu ogołacającym<br />
z sensów i znaczeń? Które ujęcia są bardziej<br />
efektywne: spektakl „in flagranti”, czy ustawione<br />
po próbie zastygłe pozy aktorów? Kwestia<br />
wyboru metody zależy od preferencji fotografa,<br />
z tym że podyktowana jest kryterium odbioru<br />
widza. Fotograf rejestruje dźwięk, temperaturę<br />
energii, sumę napięć, każdy ruch, zaś obserwator<br />
zdjęcia widzi tylko gotowy produkt. Pojawia się<br />
pytanie: jakich środków wyrazu użyć, by „urobić”<br />
zmysły i umysł odbiorcy? O autentyczności<br />
przekazu można mówić, gdy fotograf potrafi dostrzec,<br />
co zobaczy inna osoba, oglądając zdjęcie.<br />
Fotografia staje się dla mnie dziwacznym medium,<br />
nową formą halucynacji: fałszywą na poziomie<br />
postrzegania,<br />
prawdziwą na poziomie czasu.<br />
Halucynacją umiarkowaną, w pewnym sensie skromną,<br />
podzieloną<br />
(z jednej strony „nie ma tego tutaj”, z drugiej „ale to<br />
naprawdę było”):<br />
szalony obraz, ocierający się o rzeczywistość.<br />
Roland Barthes 1<br />
Ten sam człowiek, kluczowa postać w międzynarodowym<br />
życiu intelektualnym, nazwał fotografię<br />
1 R. Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, Warszawa<br />
1996.<br />
n n a Za b o r s k a<br />
Dalej<br />
„teatrem martwych ludzi”. Używając takiego sformułowania<br />
bynajmniej nie miał na myśli zastygłej<br />
emocji zredukowanej na fotografiach do jednego<br />
obrazu. Jako dzieło śmiercionośne, fotografowanie<br />
odziera podmiot z rys przeszłości i przyszłości, pozostaje<br />
scena w ujęciu sekundowego dźwięku migawki.<br />
Jest też swoistym „zmartwychwzbudzeniem”,<br />
przedłuża żywotność sfotografowanego momentu<br />
ponad nadaną mu chwilę, epokę 2 . Otrzymujemy<br />
obraz pozbawiony właściwości zapachowych, dotykowych,<br />
percepcją staje się spojrzenie. Fotografia<br />
wkracza w obszar „śmierci płaskiej” - spłaszcza realność<br />
do martwego obrazu, który wzbudza litość nad<br />
nieistnieniem. Rozważania Barthes’a nie zaprzeczają<br />
estetyce tej formy obrazowania. Jest ona czymś<br />
więcej niż uzewnętrznieniem przeszłości, punktem<br />
spotkania teraźniejszości o dwóch wymiarach: momentu<br />
wykonania zdjęcia z momentem jego oglądania,<br />
zwanego ożywianiem.<br />
Owo „dziwaczne medium” posłużyło do upamiętnienia<br />
ostatniego, a zarazem najważniejszego<br />
spektaklu Jerzego Grotowskiego – Apocalypsis cum<br />
figuris. Maurizio Buscarino, wybitny włoski fotograf,<br />
wydobył ze swojego archiwum zdjęcia wykonane<br />
w 1979r., upamiętniające spektakl, próby,<br />
a także przygotowania do filmu dokumentalnego.<br />
Wystawa Proch... to nie lada gratka dla twórców<br />
związanych z teatrem, osób świadomych dokonań<br />
Jerzego Grotowskiego. Eksponowana w Sali Apokalipsy,<br />
nadała przestrzeni wymiar historyczny. Zaistniała<br />
jednak sytuacja uniemożliwiająca większo-<br />
2 Ibidem.<br />
31
D a l e j<br />
próba eseju<br />
32<br />
ści „prawdziwy” odczyt zorganizowanej wystawy.<br />
Zaledwie namiastka ogółu odczuła owe zetknięcie<br />
się dwóch wymiarów fotografii („to, co było” przeniesione<br />
trzydzieści lat w przyszłość), poddała się<br />
„umiarkowanej halucynacji”. Entourage wystawy,<br />
aranżacja przestrzeni płynnie korespondowały z ideą<br />
teatru ubogiego i atmosferą, jaka panowała podczas<br />
Apocalypsis cum figuris. Nieliczni wspominali salę<br />
pogrążoną w półmroku, blask świec oświetlający<br />
twarze aktorów, żywy ogień przywołujący obecność<br />
sacrum. Wspomnieniem kształtującym ich<br />
wyobrażenie o odmiennej konwencji teatralnej jest<br />
brak tradycyjnego podziału na scenę i widownię.<br />
Pozostało wrażenie przebywania sam na sam z aktorami,<br />
ich potem, łzami, lamentacyjnymi okrzykami.<br />
Pozostałe osoby szybko opuszczały wystawę.<br />
Niektórzy z racji wieku nie mogli uczestniczyć<br />
w upamiętnionym wydarzeniu. Jeszcze inni mylili<br />
postać fotografa z twórcą Teatru Laboratorium. Co<br />
prawda, przed Instytutem Grotowskiego znajdowała<br />
się okolicznościowa wystawa „Półwiecze Teatru<br />
Laboratorium” wzbogacona o prezentacje wideo,<br />
ale nie wzbudzała zainteresowania większości przechodniów.<br />
Nie tylko warunki pogodowe zadecydowały<br />
o takim odbiorze. Powołam się na wypowiedź<br />
Ludwika Flaszena o Grotowskim:<br />
„Bacznie pilnował swego marginesu, swego<br />
statusu odmieńca - trzymając się z daleka od wielkich<br />
scen, od egzaltującego dyszenia ogromnych<br />
widowni, od światła jupiterów. Kanały publicznej<br />
informacji selekcjonował pedantycznie i stawiał im<br />
- w zamian za dostęp - skomplikowane i niezwyczajne<br />
wymagania 3 ”.<br />
To niemożliwe, by tak nietuzinkowa postać<br />
i trudna sztuka mogły istnieć w większości świadomości<br />
społecznej. Teatr Laboratorium zawsze był<br />
dla koneserów, nielicznej garstki społeczności i zdaje<br />
się, że tak pozostanie.<br />
Bezpośredni odbiór jest konieczny, by<br />
pojąć istotę Apocalypsis.... Dla wielu współczesnych<br />
spektakli, fotografia teatralna byłaby swoistym<br />
skrótem treści i konwencji sztuki. W przypadku<br />
spektaklu J. Grotowskiego mamy do czynienia<br />
z dziełem wykraczającym poza zwykłe zrozumienie.<br />
Tak też odbierał je autor zdjęć, Maurizio Buscarino,<br />
zafascynowany ideą teatru ubogiego. By fotografo-<br />
3 M. Kocur, Grotowski jako dzieło sztuki, „Pamiętnik<br />
Teatralny” 2001, z. 1-2, s. 122-137.<br />
wać w warunkach półmroku, postarał się o obiektyw<br />
dorównujący jasnością ludzkiemu oku 4 . Gdy<br />
Szymon Piotr zasłonił peleryną jedyne dwa reflektory,<br />
oświetlenie stanowił blask świec. Dodatkową<br />
trudność stanowiła zmienna dynamika spektaklu:<br />
ruchy gwałtowne, szarpane, nad wyraz ekspresyjne<br />
w scenach zbiorowych. Tylko jedna scena statyczna<br />
– oskarżenie Wielkiego Inkwizytora. Ciągłe<br />
przechodzenie obrazu w inny obraz, sensu w inny<br />
sens, akcji w kolejną akcję, powodowało nakładanie<br />
się struktury i ulotnienie większości znaczeń.<br />
Widz rejestrował połowę spraw ledwie kątem oka.<br />
Precyzja znaku i ekspresja olśniewające wirtuozerią,<br />
stanowiły trudność w przyswojeniu całości dzieła za<br />
pierwszym razem 5 . Nie na darmo Konstanty Puzyna<br />
nazwał Apocalypsis... „poematem scenicznym”.<br />
Dosłowność scen i fizjologiczne wręcz środki wyrazu<br />
tworzą w umyśle widza emocjonalną partyturę.<br />
Odzwyczajają go od ówczesnych konwencji i brutalnie<br />
osadzają wśród naturalizmu scen: chociażby<br />
scena, podczas której Ciemny bije Jana tak silnie, że<br />
na jego plecach widać czerwone pręgi. Biologiczny<br />
aspekt nie stanowił jedynej trudności w przekładzie<br />
spektaklu na język fotografii. Buscarino pracował<br />
z zespołem zarówno podczas próby zorganizowanej<br />
tylko dla niego, jak i w czasie spektaklu z publicznością.<br />
W pierwszym przypadku został wcześniej<br />
poinstruowany, jak ma się zachowywać: siedzieć<br />
nieruchomo w kącie, bez zadawania pytań, pozostać<br />
w milczeniu. Nie czuł się wówczas swobodnie<br />
w miejscu pracy i w kontaktach z Grotowskim, który<br />
uciekał w dystans i chłód. Wytworzona bariera<br />
okazała się jednak warstwą ochronną dla fotografowanego<br />
podmiotu. W sytuacji spektaklu z publicznością<br />
fotograf, choć posiadał więcej przestrzeni<br />
działania, nie korzystał z niej w sposób nachalny.<br />
W Apocalypsis... widownia traktowana była jako<br />
istotne spoiwo, stały punkt odniesienia dla działań<br />
aktorskich. Buscarino, jak sam tłumaczy, nie<br />
pojmował w pełni istoty wybitnego dzieła, mógł je<br />
opisać, stworzyć dokumentację, doznać nawet katharsis,<br />
ale nie było to pełne zrozumienie tego historycznego<br />
obecnie zjawiska. Mimo to podszedł<br />
do swojej pracy z namaszczeniem, co oznacza rów-<br />
4 Wywiad przeprowadzony przez Massima Marino, opublikowany<br />
w kwartalniku teatralnym „Hystrio” (Mediolan),<br />
rocznik XXII, 2009 nr 1.<br />
5 M. Dzieduszycka, Apocalypsis cum figuris. Opis spektaklu,<br />
Kraków 1974.
nież z szacunkiem. Zdjęcia wykonywał zza pleców<br />
widzów, może raz z perspektywy sceny . Traktował<br />
ich, podobnie jak mistrz Grotowski, równorzędnie<br />
z aktorami.<br />
Z Grotowskim fotograf zetknął się bezpośrednio<br />
dopiero we Włoszech, gdy został poproszony<br />
o zdjęcia portretowe artysty. Chciał pozostawić po<br />
sobie ślad dla przyszłych pokoleń, gdy sam już obróci<br />
się w proch 6 ... Poniekąd oczywiste wydaje się<br />
stwierdzenie, że odbiór teatralny jest nieprzekładalny<br />
na żaden inny język. Medium fotografii stanowi<br />
jeden ze sposobów poznania, oddziałuje tylko pośrednio.<br />
Fotograf przywłaszcza na moment obiekt,<br />
oswaja go, odkrywa nowe sensy i poznaje raz jeszcze.<br />
Jego dzieło jest jednym z narzędzi zrozumienia,<br />
kolejnym krokiem do rozszyfrowania kodu. Przy<br />
tym musi walczyć, by zdjęcie nie okazało się śmiercią;<br />
płaskim obrazem wywołanym chemicznie na<br />
światłoczułym papierze. Stara się objąć we władanie<br />
nie tylko podmiot, ale i uwagę oglądającego.<br />
Czterdzieści siedem czarno-białych zdjęć. Fotografia<br />
b&w wydobywa jaśniejsze elementy na<br />
płaszczyźnie. W przypadku zdjęcia kolorowego<br />
skupiamy się na całości obrazu, a na czarno-białym<br />
nasze oko (zgodnie z zasadą postrzegania wzrokowego)<br />
koncentruje się na najjaśniejszej sferze. Pozwala<br />
także uniknąć niepotrzebnych słów, wydobywając<br />
spod ochronnej warstwy kolorów prawdę<br />
o przedmiocie, osobie bądź miejscu. Czyni to poprzez<br />
grę cieni i świateł. Czarno-biały świat jest niejednoznaczny,<br />
porywa głębią i wyrazistością form.<br />
Można przypisać mu ponadczasowość i aspekt duchowy,<br />
tak istotne dla idei wystawy Proch.... Maurizio<br />
Buscarino wydobył miękkie i subtelne światło<br />
niemal doskonale oddające aurę towarzyszącą Apocalypsis....<br />
Ciemny (Ryszard Cieślak), skulony pod<br />
ścianą i prawie niewidoczny - zastygła chwila sprowadzona<br />
do subiektywnego portretu. Chaotyczny,<br />
trudny do ogarnięcia taniec uchwycony w „momencie<br />
decydującym”. Operowanie czernią i bielą<br />
podkreśla emocje na twarzach aktorów, samodzielnie<br />
tworzy odrębny spektakl iluzji. Co utracił, a co<br />
odkrył Buscarino?<br />
6 Wywiad przeprowadzony przez Massima Marino, opublikowany<br />
w kwartalniku teatralnym „Hystrio” (Mediolan),<br />
rocznik XXII, 2009 nr 1.<br />
Dalej<br />
Fotograf dociera do warstwy wizualnej spektaklu,<br />
w tym momencie to on staje się kreatorem rzeczywistości.<br />
Wszechwidzącym okiem mitycznego<br />
Cyklopa ukazuje spektakl wzbogacony o analizę gestu,<br />
spojrzenia, prawie niedostrzegalnego grymasu<br />
twarzy. Sprawił, że to, co początkowo było niewidzialne<br />
dla oczu, na jego fotografiach przemówiło.<br />
Z pantomimicznych gestów wydobył niepowtarzalny<br />
wyraz dramatyczny. Henri Cartier-Bresson<br />
nazywał aparat fotograficzny „panem chwili”, który<br />
„pyta i jednocześnie odpowiada”, nadaje światu<br />
znaczenie 7 . Zaś powtarzając za Barthesem: zdolność<br />
poświadczania autentyczności bierze w fotografii<br />
górę nad zdolnością przedstawiania. Zdarzenie zostaje<br />
zapamiętane kosztem znaczenia - niejasnego,<br />
które w pewnych przypadkach tworzy nawet skrajnie<br />
odmienne interpretacje. To, co dla innych było<br />
intymnym spotkaniem w Sali Apokalipsy, dla drugich<br />
stanowiło po prostu fotograficzny zapis kilku<br />
chwil spektaklu i parę bardzo dobrych portretów<br />
Grotowskiego. Fotografie Buscarino uwypukliły<br />
aksjologiczny aspekt Apocalypsis..., przedłużyły efemeryczny<br />
czasowo charakter teatru Grotowskiego,<br />
jak i samej jego postaci. Ulotności tej Grotowski<br />
był świadomy od dawna... „Pulvis es et in pulverem<br />
reverteris”.<br />
Hanna Zaborska<br />
Wystawa „Proch. Apocalypsis cum figuris na<br />
fotografiach Maurizia Buscarino”<br />
Sala „Apokalipsy” Instytutu Grotowskiego, następnie<br />
przeniesiona do Dolnośląskiego Centrum Fotografii<br />
„Domek Romański”<br />
12-31 stycznia 2009<br />
Rok Grotowskiego 2009 Wrocław<br />
7 A. Zamęcka, H.Cartier-Bresson – piewca momentu. [dokument<br />
elektroniczny], http://www.reporter.edu.pl/fotoreportaz/sylwetki/h_cartier_bresson_piewca_momentu<br />
33
D a l e j<br />
próba eseju<br />
34<br />
Czy Klata aby nie<br />
przesadził?<br />
czyli o odpowiedzialności demiurga<br />
Nikt rozsądny nie będzie dziś wymagał od teatru<br />
pełnego, służalczego podporządkowania się<br />
literaturze. Coraz rzadziej spotyka się inscenizacje,<br />
które można by było nazwać reprezentacją,<br />
konkretyzacją czy chociażby dopełnieniem tekstu.<br />
Reżyser już nie interpretuje, ale przekazuje<br />
swoje doświadczenia z lektury, często znacznie<br />
odbiegające od doświadczeń przeciętnego czytelnika.<br />
Proces, który w czasach Wielkiej Reformy<br />
miał ograniczyć hegemonię słowa i w ten sposób<br />
uaktywnić inne środki komunikacji teatralnej,<br />
obecnie doprowadza często do przesadnej i nieuzasadnionej<br />
degradacji tekstu, czasami wręcz<br />
do jego unicestwienia.<br />
Triumfy święci modna myśl performatywna,<br />
wedle której sensu nie można pojmować już jako<br />
gotowego produktu przekazywanego od sceny do<br />
widowni. Dziś znaczeń w teatrze się nie konsumuje,<br />
tylko stwarza, aktywizując w tym celu odbiorcę.<br />
Nie autor sztuki jest więc demiurgiem, nawet nie<br />
reżyser, który zaznacza jedynie pewne możliwości<br />
asocjacyjne - to widz buduje własną rzeczywistość<br />
z dostarczonego mu przez scenę materiału. Sens<br />
przestał być domeną intelektu, nie przekazuje się go<br />
za pomocą konkretnych, ostrych myśli, dla których<br />
nośnikiem są słowa, ale zmysłowo – przez skojarzenia,<br />
odczucia i obrazy. Dlatego też proces rozumienia<br />
przedstawienia niejako się upłynnia, wymienione<br />
środki są bowiem z natury swej polisemiczne,<br />
mnożą i jednocześnie zacierają znaczenia.<br />
Przy takim pojmowaniu teatru rola reżysera<br />
sprowadza się do budowania mostu porozumienia<br />
kaTa r Z y n a kn y c H a l s k a<br />
pomiędzy sceną i widownią, drogi, którą płynęłyby<br />
elementy niezbędne do stworzenia przez widza własnej<br />
wizji spektaklu. Zadanie to wymaga niezwykłego<br />
wyczucia i ostrożności, łatwo bowiem zachłysnąć<br />
się władzą kreatora i zapomnieć, że znaki w teatrze<br />
produkowane są dla odbiorcy, że powinny przekazywać<br />
mu określone informacje lub odczucia, a nie<br />
stanowić jedynie mglisty obraz skomplikowanych<br />
przeżyć wewnętrznych autora. Paradoksalnie bowiem<br />
przyznanie widzowi władzy dowolności odczytań<br />
pozostawia reżyserowi jeszcze większą władzę<br />
tworzenia rzeczywistości tak wieloznacznej, że często<br />
pozbawionej najmniejszego nawet kontekstu interpretacyjnego,<br />
rzeczywistości własnych skojarzeń<br />
i wizji, tworzonych dla samego aktu tworzenia, bez<br />
refleksji nad możliwymi kierunkami interpretacji.<br />
Takie działanie wyklucza postulowany obecnie bezpośredni<br />
kontakt sceny i widowni, a między dziełem<br />
powstałym w głowie reżysera i konkretyzacją<br />
odbiorcy często trudno jest wyznaczyć jakąkolwiek<br />
płaszczyznę wspólną.<br />
Jan Klata jest wzorcowym przedstawicielem<br />
„nowego” teatru, czy raczej idealną egzemplifikacją<br />
obowiązującej nad nim refleksji – wraz ze wszystkimi<br />
jej błogosławieństwami ale i zagrożeniami.<br />
Potrafi więc Klata „odświeżać” teksty dla widowni<br />
martwe, potrafi dotykać tematów istotnych i przede<br />
wszystkim stwarzać i utrzymywać z widzem realny<br />
kontakt. Potrafi, co znaczy, że zazwyczaj mu się to<br />
udaje. Przytoczony tu przykład „Orestei” nie ma<br />
więc być głosem w sprawie twórczości Klaty, a jedynie<br />
przykładem obrazującym niebezpieczną tendencję<br />
nonszalanckiej nadprodukcji sensów, wybranym
głównie ze względu na swoją wyrazistość. Nieistotne<br />
są tu walory estetyczne i artystyczny poziom<br />
poszczególnych elementów przedstawienia, które<br />
ocenić należy znacznie wyżej, niż analizowaną sferę<br />
przekazywanych znaczeń.<br />
Pierwszym grzechem artysty jest zlekceważenie<br />
przesłania greckiej tragedii. Wybrał bowiem Klata<br />
tekst opowiadający o zemście, o wyższej powinności<br />
sprzecznej z własnym sumieniem, o wadze faktu<br />
„bycia z jednej krwi”. Stworzył natomiast spektakl<br />
(prawdopodobnie) o bezwolnym, wydrążonym,<br />
współczesnym człowieku, zdeterminowanym przez<br />
mechanizmy popkultury. Pola semantyczne tekstu<br />
i przedstawienia wydają się być tak odległe, że trudno<br />
domyślić się, jakimi przesłankami kierował się<br />
reżyser przy wyborze tragedii Ajschylosa (zakładając<br />
oczywiście, że nie chodziło jedynie o wpisanie się<br />
w tematykę festiwalu „re-wizje/antyk”, w ramach<br />
którego „Oresteja” została wystawiona). Czy może<br />
artysta miał zamiar budować znaczenia poprzez<br />
stworzenie napięcia na linii przeszłość - teraźniejszość?<br />
W takim wypadku jednak przesłanie sztuki<br />
sprowadzałoby się do banalnego dość stwierdzenia,<br />
że współczesnym fatum jest masowy charakter kultury.<br />
Może więc tekst stanowi dla reżysera zaledwie<br />
jedno z narzędzi , potrzebne do ukazania, jak na<br />
różnych poziomach można organizować i nakładać<br />
na siebie sensy w przedstawieniu teatralnym? Wiele<br />
wskazuje na to, że tragedia ma służyć do takiej właśnie,<br />
dość pokrętnej metatetralnej refleksji.<br />
Jan Klata wykorzystuje w swojej „Orestei” nie<br />
więcej niż 10-15% tekstu Ajschylosa. Stanowi to<br />
dość skromny ułamek, zważywszy na fakt, że reżyser<br />
nie omija żadnej części trylogii. Materiał ten<br />
wystarcza jednak do stworzenia zarysu fabuły i pozwala<br />
zorientować się w sytuacji widzowi, mającemu<br />
minimalne chociaż pojęcie o tematyce utworu.<br />
Fragmenty dobrane są tak, aby logicznie przeprowadzić<br />
ciąg zdarzeń, nie wprowadzają jednak żadnej<br />
problematyki, nie pogłębiają postaci, nie budują<br />
wyższych sensów. Zauważyć można jeszcze jedną<br />
(poza zdarzeniotwórczą) rolę takiej właśnie selekcji<br />
tekstu – w przedstawieniu wykorzystano większość<br />
krwawych opisów zbrodni (monolog Kasandry,<br />
sprawozdanie Klitajmestry z morderstwa). Reżyser,<br />
który w jednym z wywiadów stwierdził, że „tyle wiemy<br />
o Antyku, na ile go sprawdzimy”, zdaje się po<br />
takim „sprawdzeniu” samej materii słownej docho-<br />
Dalej<br />
dzić do wniosku, że starożytność pozostawiła nam<br />
w spadku jedynie proste, acz pełne okrucieństwa<br />
historie. To jednak, czego nie były w stanie przekazać<br />
skromne fragmenty tekstu, powinno dotrzeć do<br />
nas za pomocą innych teatralnych środków.<br />
Zacznijmy może od scenografii. Scena wysypana<br />
gruzem, kłęby gęstego dymu, monumentalna<br />
„ściana ognia” po lewej stronie, na wprost natomiast<br />
(widoczna dopiero w ostatniej części spektaklu)<br />
dekoracja, przypominająca trochę budynek<br />
mieszkalny w jakimś nie całkiem ucywilizowanym,<br />
azjatyckim miasteczku - obdrapana ściana z jednym<br />
otworem, do którego prowadzą betonowe schodki.<br />
„Krajobraz po katastrofie”, „miejsce dla ludzi, którzy<br />
nie oczekują przyszłości; są przeżarci chęcią zemsty”<br />
– tak w wywiadzie telewizyjnym opisuje swoje<br />
dzieło scenografka Justyna Łagowska. Przestrzeń<br />
spektaklu ma więc wytwarzać atmosferę niepokoju,<br />
braku nadziei, zagrożenia. W ten sposób wypełnia<br />
lukę znaczeniową, jaką pozostawił zredukowany<br />
tekst, nieprzekazujący nam informacji o wewnętrznych<br />
rozterkach bohaterów. Uczucie niepewności<br />
i napięcia wzmaga także ciekawie dobrana muzyka<br />
(m.in. agresywne dźwięki hip-hopu amerykańskiej<br />
grupy Dälek), oraz specyficzny zabieg „nienaturalnego”<br />
wydłużania scen ( naszą cierpliwość na próbę<br />
wystawia m.in. scena oczekiwania Klitajmestry,<br />
szaleńczy i szargający nerwy odbiorcy monolog Kasandry,<br />
czy pełna wersja utworu „Feel” Robbiego<br />
Williamsa wyśpiewana przez Apolla). Wszystkie te<br />
zabiegi zdają się mieć na celu zakomunikowanie<br />
nam, że przedstawiona sytuacja nie jest bezpieczna,<br />
harmonijna, optymistyczna. Informacja ta dociera<br />
do odbiorców nie dzięki przekazowi intelektualnemu,<br />
ale różnymi kanałami zmysłowymi (drażniące<br />
dźwięki, zapach dymu, obraz ruin). Jednak,<br />
jak już wspomniano, obrazy i odczucia są z natury<br />
swej wieloznaczne, co z jednej strony stanowi<br />
o ich atrakcyjności, z drugiej natomiast niesie ze<br />
sobą wiele zagrożeń. I tak scenografia, która miała<br />
budować niepokojący nastrój, może być przez widza<br />
przyzwyczajonego do fantazyjnych skojarzeń<br />
współczesnych reżyserów odebrana chociażby jako<br />
aluzja do katastrofy atomowej albo ataków terrorystycznych<br />
(w jednej z wypowiedzi krytyków Chór<br />
zostaje porównany do przysypanych pyłem ofiar<br />
WTC!). Tak samo wygląd postaci – wysłużona suknia<br />
ślubna Klitajmestry może być znakiem utraco-<br />
35
D a l e j<br />
próba eseju<br />
36<br />
nego szczęścia panny młodej, długiego i bezowocnego<br />
oczekiwania na małżonka, ale także wprowadza<br />
elementy groteski (jest wyraźnie za ciasna, nie pasuje<br />
do wyglądu i postury aktorki). Agamemnon<br />
w kuloodpornej kamizelce to z jednej strony po<br />
prostu mężczyzna powracający z wojny, z drugiej<br />
natomiast współczesny członek brygady antyterrorystycznej<br />
(kto wie? może mszczący się za WTC?) .<br />
Mundurki angielskiej szkoły z internatem, w które<br />
zostali ubrani Elektra i Orestes ostro kontrastują<br />
z krwawymi czynami, na jakie ci bohaterowie mają<br />
się ważyć . Trudno jednak nie ulec skojarzeniu, że<br />
ich wygląd ma coś wspólnego z teledyskami młodych<br />
piosenkarek pop, którymi raczeni są widzowie<br />
programu „Viva”, albo z amerykańskimi horrorami,<br />
w których to niewinne dzieci w szkolnych<br />
ubrankach oddają hołd szatanowi. Nie byłoby nic<br />
złego w takim mnożeniu i nakładaniu sensów, jeśli<br />
istniałaby możliwość wytłumaczenia i wykorzystania<br />
tych zabiegów. Widz oglądający „Oresteję” jest<br />
natomiast przytłaczany mnogością potencjalnych<br />
dróg interpretacji, które albo kończą się ślepą uliczką<br />
i nie są powtórnie podejmowane, albo zniechęcają<br />
swoją nachalnością. Obok wielopoziomowych<br />
elementów budzących ciekawość (np. niepokojącej<br />
Klitajmestry, intrygującej Kasandry, czy groteskowego,<br />
jak z Różewicza wyjętego Chóru), mamy też<br />
obrazy, które nie tylko interpretacji nie wymagają,<br />
ale wręcz rażą dosłownością. Co ma bowiem zrobić<br />
widz, który po rytualnych i rytmicznych fragmentów<br />
pierwszej części spektaklu, zostaje nagle zaatakowany<br />
nagą pupą Apolla-Williamsa i audiotele<br />
prowadzonym przez Atenę? Jak można pogodzić<br />
fakt, że od jednego i tego samego odbiorcy wymaga<br />
się momentami tak wiele skupienia i zaangażowania,<br />
potrzebnych do rozszyfrowania skomplikowanych<br />
znaków, a zaraz potem za pomocą dosłownych<br />
obrazów narzuca mu się „wielkie prawdy” o krępujących<br />
wolność massmediach i niebezpieczeństwach<br />
skomercjalizowanej demokracji? Jeśli reżyser jest<br />
tym, który pilnuje rzeki sensów płynących ze sceny<br />
do widowni, to Janowi Klacie rzeka ta niewątpliwie<br />
w kilku momentach wylała.<br />
W chaosie przeróżnych sprzecznych znaków<br />
i estetyk odnaleźć można jednak jeden istotny element,<br />
który pozwala stwierdzić, że „Oresteja” jest<br />
„o czymś” - mianowicie konsekwentnie prowadzoną<br />
i dość wyrazistą (chociaż także nie pozbawio-<br />
ną „ślepych sensów”) postać Orestesa. Nie jest to<br />
oczywiście bohater Ajschylosa – wątpiący, męczony<br />
wyrzutami sumienia, ale jednak w pełni świadomy<br />
swego położenia. Orestes Klaty to marionetka,<br />
bezwolny nakręcany robocik, ulegający wszelkim<br />
zewnętrznym naciskom. Trudno powiedzieć, czy<br />
reżyser tak właśnie widzi współczesnego człowieka.<br />
Bardziej prawdopodobne wydaje się stwierdzenie,<br />
że Orestes jest modelem wykreowanym przez dzisiejsze<br />
społeczeństwo, wypadkową czynników determinujących<br />
jednostkę. Świadczy o tym chociażby<br />
sposób pojawienia się bohatera – nie przybywa<br />
on z własnej woli, zostaje wywołany i tym samym<br />
stworzony przez swoją siostrę. Niepewny i zagubiony,<br />
jakby nagle teleportowany z innej rzeczywistości<br />
,wkracza na scenę trzymając pod pachą swoją Biblię<br />
- komiks „Punisher”, wykładnię zasad dobrego mściciela.<br />
Rekwizyt ten, to kolejny przykład nakładania<br />
znaczeń – z jednej strony odnosi się (chociaż bardzo<br />
mgliście) do tekstu tragedii, z drugiej natomiast<br />
uruchamia lawinę skojarzeń dotyczących współczesności<br />
(popkulturowe wzorce postępowania, niebezpieczny,<br />
wirtualny świat degradujący ludzką tożsamość).<br />
Trudniej już na pewno zorientować się,<br />
dlaczego bohater ma na sobie przezroczysty płaszcz<br />
przeciwdeszczowy i po co za chwilę walczyć będzie<br />
z powietrzem wielkich wentylatorów (zakładając<br />
oczywiście, że tu nie może chodzić jedynie o zobrazowanie<br />
zmagania się z przeznaczeniem). Te znaczeniowe<br />
zgrzyty, do których na tym etapie spektaklu<br />
percepcja nasza powinna już się przyzwyczaić, nie<br />
zmieniają jednak faktu, że to wokół postaci Orestesa<br />
Klata organizuje jedyny klarowny sens. Bohater<br />
tańczący pod dyktando skąpo ubranych Erynii (zostawmy<br />
już może pytanie, dlaczego panie te mają<br />
na twarzach maski do Painballa) opowiada o swojej<br />
zbrodni z dziecięcym uśmiechem zadowolenia na<br />
twarzy – jakby opisywał koledze krwawe sukcesy<br />
w nowej grze komputerowej. Mały, niewinny, mechanicznie<br />
poruszający się chłopiec najpierw ubrany<br />
w szkolny mundurek, później w młodzieżową<br />
koszulkę z wielkim, czerwonym „O” (Orestes czy<br />
może znak zero?) zagubiony w gąszczu absurdalnych<br />
obrazów i znaków na pewno jest w stanie budzić<br />
zaciekawienie widza. Szczególnie sugestywna<br />
jest ostatnia scena – bohater zostaje sam na środku<br />
pustej przestrzeni i naciskając rytmicznie i agresywnie<br />
palcem na swój bark, wypowiada słowa z „Ma
teriałów do Medei” Heinera Müllera., cyt: „Szlam<br />
słów z mojego / Opuszczonego niczyjego ciała [...]<br />
Do you remember ?Do you? No, I don’t.” To jedne<br />
z niewielu zdań użytych w przedstawieniu, w celu<br />
stworzenia jakiegoś głębszego sensu i paradoksalnie<br />
nie pochodzą one z utworu tytułowego. Nie<br />
przekazują też niczego, co byłoby bliskie Orestesowi<br />
Ajschylosa. Idealnie jednak podsumowują<br />
okrutnie uświadomionego bohatera Klaty, który<br />
w pewnej chwili budzi się z naiwnego, dziecięcego<br />
letargu i orientuje, że jego kreatorzy niemiłosiernie<br />
z niego zakpili. Obdarzyli go bowiem umiejętnością<br />
naśladowania ogólnie obowiązujących<br />
wzorców, podatnością na manipulację i pustym<br />
zadowoleniem z takiego stanu rzeczy – nie dali<br />
jednak nic więcej, żadnej tożsamości, odrębności,<br />
uczuć czy poglądów.<br />
Kiedy gasną światła i kończy się przedstawienie,<br />
widz może wyjść z teatru ze spokojnym<br />
przeświadczeniem, że oto nie zmarnował czasu,<br />
bowiem przekazano mu ważne informacje o niebezpieczeństwach,<br />
jakie czyhają na niego w dzisiejszym<br />
świecie. Nie da się jednak ukryć, że to<br />
dla większości informacje oczywiste. Nie można<br />
też nie zauważyć, że nakład znaków i energia wykorzystana<br />
do ich stworzenia są niewspółmierne<br />
do osiągniętych efektów komunikacyjnych. Jednocześnie<br />
trudno znaleźć dla nich jakąkolwiek<br />
inną, artystyczną funkcję. Zostały pozostawione<br />
Dalej<br />
same sobie i nikt nie czuje potrzeby, aby brać za<br />
nie odpowiedzialność. Istnieją tylko dlatego, że<br />
ktoś chciał je stworzyć i stwierdził, że mu wolno.<br />
Czy jednak na pewno wolno? Gdzie kończy się<br />
samowola demiurga, a zaczyna odpowiedzialność<br />
reżysera przed widownią?<br />
Katarzyna Knychalska<br />
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej<br />
w Krakowie<br />
Ajschylos<br />
„Oresteja”<br />
Reżyseria: Jan Klata<br />
Przekład: Maciej Słomczyński<br />
Scenografia: Justyna Łagowska<br />
Adaptacja: Iga Gańciarczyk, Jan Klata, Anna<br />
Włodarska<br />
Kostiumy: Mirek Kaczmarek<br />
Opracowanie muzyczne: Jan Klata, Rafał Kowalczyk<br />
Ruch sceniczny: Maćko Prusak<br />
Premiera: 25 II 2007<br />
37
D a l e j<br />
próba eseju<br />
38<br />
Funkcja metafor y<br />
w teatr ze<br />
surrealist yczny m<br />
na przykładzie Teatru Cinema<br />
Za datę powstania Teatru Cinema jego założyciele<br />
przyjmują 1 kwietnia 1992 roku, czyli<br />
prima aprilis, co sugeruje przyjęty w założeniu<br />
dystans. Głównym reżyserem i szefem grupy jest<br />
Zbigniew Szumski – absolwent Akademii Sztuk<br />
Pięknych, grafik i scenograf. Jego wykształcenie<br />
nie pozostaje bez znaczenia dla artystycznego<br />
kierunku, w którym Cinema podążyła. Pozostali<br />
członkowie to przede wszystkim aktorzy<br />
zawodowi, absolwenci wrocławskiej PWST: Tadeusz<br />
Rybicki, Dariusz Skibiński, Włodzimierz<br />
Dyła, Jan Kochanowski.<br />
W stosunku do Teatru Cinema można z pełną<br />
odpowiedzialnością użyć słowa „niezależny”.<br />
Oznacza to przede wszystkim, że nie jest to teatr<br />
instytucjonalny, repertuarowy. Artyści tworzą<br />
spektakle w odpowiadającym im rytmie, nie<br />
więcej niż jeden w roku. Dysponują także własną,<br />
niezwykle oryginalną siedzibą – byłym domem<br />
wczasowym FWP w Michałowicach, górskiej<br />
miejscowości pod Jelenią Górą. Miejsce to samo<br />
w sobie stanowi dzieło sztuki. Każdy z kilkunastu<br />
pokój urządzony jest w innym stylu, wypełniony<br />
przeróżnymi absurdalnymi, surrealistycznymi<br />
przedmiotami. To tam właśnie powstają spektakle<br />
Cinemy, tam też na stałe mieszka część grupy.<br />
Cinema to teatr autorski. Przedstawienia powstają<br />
pod kierownictwem Szumskiego, ale udział<br />
w ich tworzeniu ma cały zespół – najpierw aktorzy<br />
kaTa r Z y n a kn y c H a l s k a<br />
dostają temat do improwizacji, na podstawie którego<br />
budują swoje etiudy. Tak powstałe elementy<br />
reżyser poddaje selekcji i “komponuje” z nich gotowe<br />
przedstawienie – jak przy montażu filmowym,<br />
kiedy aktorzy ostateczny efekt widzą dopiero po<br />
zakończeniu pracy. Jednocześnie jednak w działalności<br />
Cinemy bardzo wyraźne są inspiracje. To teatr<br />
który łączy w sobie elementy surrealizmu, konstruktywizmu,<br />
ekspresjonizmu, który nie ukrywa<br />
swojej fascynacji twórczością schizofreników. Grupa<br />
ta jest fenomenem na polskiej mapie teatralnej,<br />
stanowi oryginalne i niedające się z niczym<br />
porównać zjawisko artystyczne. W Polsce Cinema<br />
jest stosunkowo mało znana, być może wpływa na<br />
to jej niszowy charakter, pozostawanie poza głównym<br />
nurtem teatralnej działalności. Grupa osiąga<br />
jednak znaczące sukcesy na festiwalach na całym<br />
świecie.<br />
Teatr surrealistyczny, taki jak Cinema, często<br />
określany jest przymiotnikiem „poetycki”. Już<br />
sama ta nazwa zakłada metaforę jako główny wyznacznik<br />
estetyki. Fakt użycia metafory, jako podstawowego<br />
środka obrazowania powinien logicznie<br />
pociągać za sobą jej nadrzędną rolę w procesie<br />
budowania sensów. Jeżeli jest bowiem metafora<br />
narzędziem wytwarzającym konkretny obraz, to<br />
jednocześnie pośrednio odpowiada także za znaczenie,<br />
jakie ten obraz ze sobą niesie. Tak wygląda<br />
to, kiedy rozpatrujemy metaforę w ujęciu semiotycznym,<br />
czyli umieszczamy akcent na jej funkcji
komunikacyjnej. Stanowi ona wtedy konstrukcję<br />
powołującą do istnienia nowe znaczenie poprzez<br />
niecodzienne zestawienie znaczeń składających się<br />
na nią elementów. Przy czym najbardziej istotne<br />
jest uchwycenie więzi podobieństwa między znaczeniami<br />
dotychczasowymi, pierwiastka, który<br />
takie połączenie uzasadnia. Z takiego rozumienia<br />
wynika, że nie każde zestawienie dwóch w jakiś<br />
sposób odległych od siebie obiektów można uznać<br />
za metaforę, że mimo iż zbiór zestawień metaforycznych<br />
jest praktycznie niewyczerpalny, to ich<br />
tworzenie nie jest bynajmniej nieograniczone. To<br />
właśnie ta, mniej lub bardziej uchwytna, nić podobieństwa<br />
między elementami metafory stanowi<br />
o jej komunikatywności i jest podstawą budowania<br />
znaczenia, to dzięki jej istnieniu możemy<br />
stwierdzić, na ile metafora jest „trafna”. Według<br />
klasycznej arystotelesowskiej definicji o „trafności”<br />
metafory przesądza to, że:<br />
„(...) nie jest zbyt odległa, ponieważ trudno<br />
by ją było zrozumieć, lub zbyt oczywista, bo nie<br />
wywrze żadnego wrażenia (…) Należy czerpać<br />
przenośnię z rzeczy pokrewnych, ale nie zupełnie<br />
oczywistych, bo tu, podobnie jak w filozofii, świadectwem<br />
bystrości umysłu jest dostrzeganie podobieństw<br />
między rzeczami bardzo odległymi” 1 .<br />
Podkreślmy – bardzo odległymi, ale jednak<br />
pokrewnymi. I dalej za Tadeuszem Kowzanem:<br />
„Metafora nieczytelna dla adresata-odbiorcy<br />
traci swoją rację bytu. Stąd subtelna gra, dla twórcy<br />
metafory, między poszukiwaniem oryginalności,<br />
a koniecznością komunikatywności. Przy braku<br />
wspólnego elementu znaczonego, znak pierwotny<br />
i znak metafory powinny posiadać, by zachować<br />
komunikatywność , elementy znaczone mające<br />
przynajmniej związki analogiczne. Metafora całkowicie<br />
nieprzejrzysta lub fałszywie interpretowana<br />
mija się ze swoim celem” 2 . Reasumując – celem<br />
tak pojętej metafory jest komunikowanie, czyli<br />
przekazywanie jakiegoś rozumowo uchwytnego<br />
sensu. Zakłada ona istnienie referentu w świecie<br />
rzeczywistym, referentu, który da się chociażby<br />
pośrednio zwerbalizować.<br />
Takie jest spojrzenie semiotyków. Dla nich<br />
metafora to konstrukcja logiczna, do której budowania<br />
niezbędne jest użycie racjonalnych po-<br />
1 Arystoteles, Poetyka, [za:] T. Kowzan, Znak i teatr,<br />
Warszawa 1998, str. 34.<br />
2 Ibidem. str. 35.<br />
Dalej<br />
wiązań. Logika i utylitaryzm stoją więc u podstaw<br />
najbardziej bodaj poetyckiego środka wyrazu.<br />
Nietrudno domyślić się, że takie ujęcie byłoby niedopuszczalne<br />
dla surrealistów, uważających myślenie<br />
logiczne i dyskursywne jedynie za wyuczony<br />
model, sprzeczny z naturalnymi skłonnościami<br />
umysłu. Jak wiadomo, przedstawiciele tego nurtu<br />
kierowali się potrzebą rewolucjonizowania ludzkiej<br />
świadomości - odrzucali przesłanki ciasnego<br />
racjonalizmu, jako ograniczające, szkodliwe, zamykające<br />
drogę do potencjalnych sił i możliwości<br />
tkwiących w człowieku w stanie utajonym. Skostniałemu<br />
światu logicznej myśli przeciwstawiali<br />
uroki działań irracjonalnych, optowali za wyzwoleniem<br />
pragnień i wyobraźni, eksploatacją marzeń<br />
sennych, odszyfrowywaniem odwiecznych symboli<br />
i pierwotnych mitów. Wszystko po to, by dotrzeć<br />
do pokładów podświadomości i spenetrować<br />
je, by kreować światy dotąd niedostrzeżone, by<br />
w końcu dzięki tym działaniom poznać najgłębsze<br />
tajemnice człowieka, pozwolić mu na powrót<br />
do pierwotnych form świadomości. Sztuka miała<br />
być środkiem zbliżającym do tak rozumianego<br />
wyzwolenia, a metafora wymarzonym dla niej narzędziem<br />
- łamie bowiem obowiązujące schematy,<br />
pozwala na niezakłócony przepływ skojarzeń<br />
i zakłada wzmożony odbiorczy wysiłek. Z krytyki<br />
racjonalizmu wynikało jednocześnie odrzucenie<br />
jej pragmatycznej wartości - nie zależało surrealistom,<br />
aby metafora coś komunikowała. Zaniknął<br />
więc wymóg szukania analogii między jej elementami,<br />
nieistotna była bowiem „trafność” znaczenia<br />
metaforycznego. Surrealiści nadawali obrazom<br />
nieograniczoną niemalże autonomię. Nie tylko<br />
negowali użycie logicznych powiązań, ale wręcz<br />
starali się zderzać najbardziej odległe, czy nawet<br />
przeciwstawne sobie realności. Dzięki temu chcieli<br />
wykazać, że wszelkie antynomie są jedynie wytworem<br />
stereotypowego myślenia, pragnęli zatrzeć<br />
granicę między zjawiskami należącymi do różnych<br />
porządków i stworzyć jedną nieantynomiczną<br />
rzeczywistość absolutną, nazwaną przez nich nadrzeczywistością.<br />
W „Drugim manifeście surrealistycznym”<br />
Andre Breton głosił: „(…) istnieje pewien<br />
punkt w umyśle, w którym życie i śmierć, to<br />
co realne i to co wyobrażalne, przyszłość i przeszłość,<br />
to co komunikowalne i to co niekomunikowalne,<br />
góra i dół przestają być postrzegane jako<br />
39
D a l e j<br />
próba eseju<br />
40<br />
przeciwstawne” 3 . Amorficzna nadrzeczywistość<br />
surrealistów jest niejako punktem docelowym artystycznych<br />
działań, metafora natomiast środkiem<br />
do jej osiągnięcia. A ponieważ, jak już ustalono,<br />
wszelkie surrealistyczne dążenia wymykają się<br />
kontroli rozumu i przekraczają granicę semiotycznie<br />
pojmowanego komunikatu, nastawionego na<br />
przekazanie logicznej treści połączonej z realnym<br />
kontekstem, także metafora traci swoją funkcję<br />
komunikacyjną. Zamiast niej na plan pierwszy<br />
wysuwa się funkcja emotywna, bowiem to właśnie<br />
płaszczyzna emocji jest tą, która zbliża nas do<br />
ukrytych pokładów podświadomości. Nie intelekt<br />
więc, a emocjonalność, nie szukanie powiązań, ale<br />
uciekanie od nich – to właśnie podstawowe różnice<br />
między semiotycznym a surrealistycznym rozumieniem<br />
metafory.<br />
Rodzi się teraz pytanie, czy tak pojmowana<br />
surrealistyczna metafora może urzeczywistnić się<br />
na scenie. Odpowiedzią i jednoczesnym potwierdzeniem<br />
wcześniejszego wywodu niech będą słowa<br />
jednego z głównych artystów Teatru Cinema Tadeusza<br />
Rybickiego: „Cinema dowodzi, że metafora<br />
jako środek istnieje w teatrze. Można ją osiągnąć<br />
przez zestawienie dwóch sytuacji przedstawionych<br />
– uzyskuje się jakość emocjonalną poprzez zetknięcie<br />
dwóch emocji” 4 . Zetknięcie nie znaczeń,<br />
jak w słownikowej definicji metafory, lecz emocji<br />
– jak w jej przekształconej przez surrealistów formie.<br />
Można pójść o krok dalej i stwierdzić, że Cinema<br />
nie tylko wprowadza metaforę na scenę, ale<br />
także ją uwydatnia, niejako zwielokrotnia poprzez<br />
zastosowanie na kilku odrębnych płaszczyznach<br />
przedstawienia, ale i pomiędzy nimi.<br />
Pierwszą z takich płaszczyzn jest materia słowna,<br />
czyli obszar w pewnym sensie autonomiczny,<br />
który mógłby istnieć niezależnie od innych teatralnych<br />
elementów. W Cinemie natomiast autorski<br />
tekst jest autonomiczny podwójnie, można<br />
go oderwać od „teatru” tak samo, jak „teatr” od<br />
niego. Jak stwierdza Zbigniew Szumski opisując<br />
przedstawienie Nie mówię tu o miłości: „Tekst<br />
pojawia się później, tekst po to, by zagadać nie-<br />
3 A. Breton, Drugi manifest surrealistyczny, [w:] Surrealizm.<br />
Teoria i praktyka literacka. Antologia, red. i tłum.<br />
A. Ważyk, Warszawa 1976, str. 112.<br />
4 Wszystkie wypowiedzi twórców Teatru Cinema pochodzą<br />
z niepublikowanych rozmów lub ze strony grupy:<br />
www.teatrcinema.pl<br />
pewność”. Słowo nie jest więc elementem organizującym,<br />
nie pełni funkcji priorytetowej. Metaforyczność<br />
warstwy słownej zasadza się w Cinemie<br />
przede wszystkim na uzyskaniu jakości emocjonalnej<br />
poprzez językową dezintegrację. Osiąga się ją<br />
m.in. dzięki:<br />
– odkrywaniu różnic między sensem związku<br />
frazeologicznego jako całości, a sensem jego cząstek<br />
składowych, (cyt.”Pojawią się ludzie, którzy będą<br />
mylili słomki koktajlowe ze słomą co im z butów<br />
wystaje i będą koktajle spijali z pięty chłodzonej<br />
onucą” 5 )<br />
– poprzez zestawienie wyrazów zwracających<br />
uwagę bliskim pokrewieństwem brzmieniowym<br />
(cyt. „Wśród zgliszczy bieda siedzi/ i piszczy/ stoi<br />
i szczy/ co wyszczy to się ziszczy” 6 ),<br />
– nienaturalne zagęszczenie sformułowań<br />
i konstrukcji, bliskość tego samego zwrotu występującego<br />
w różnym kontekście (cyt. „Już ja wam<br />
spod spodu wywalę ,walnę na wierzch i wierzchem<br />
odjadę” 7 )<br />
– łamanie reguł stylistyki przez dowolną żonglerkę<br />
materiałem leksykalnym („Za włosy tutaj<br />
wylewają, za muchy, za włosy, ale zwłaszcza za<br />
włosy. To jest jakaś zmora łysych zup...” 8 )<br />
Wszystko po to, by (jak postulowali surrealiści)<br />
uwolnić słowo od etymologicznego kontekstu<br />
i w ten sposób jawnie czynić sobie kpiny ze zdrowego<br />
rozsądku, obnażać i rozbijać utarte metafory,<br />
a na ich miejsce tworzyć nowe, absurdalne i zaskakujące.<br />
Tekst pozbawiony jest swojej podstawowej<br />
funkcji przekazywania informacji – ma w zamian<br />
wywoływać określone wrażenia, oddziaływać poprzez<br />
absurdalność skojarzeń, warstwę dźwiękową<br />
czy rytm. Dodatkową korzyść z tak spreparowanego<br />
tekstu stanowi uzyskanie efektu komicznego<br />
– tak dzięki grom słownym, jak i wykorzystaniu<br />
czarnego humoru. Negatywną emocję niepewności,<br />
wywołaną przez brak uchwytnego sensu, przeciwstawia<br />
się pozytywnemu uczuciu rozbawienia.<br />
Rodzące się w ten sposób napięcie jest niczym innym,<br />
jak właśnie metaforą.<br />
Gest w przedstawieniach Cinemy nabiera<br />
znaczenia metaforycznego przez swoją autonomiczność<br />
w stosunku do słowa. Nie ilustruje on<br />
5 Cyt. z przedstawienia Kabaret Olbrzymów.<br />
6 Cyt. z przedstawienia Kabaret Olbrzymów 2.<br />
7 Cyt. z przedstawienia Bilard.<br />
8 Cyt. z przedstawienia Albert Lux.
tekstu, nie podkreśla w żaden sposób treści, ani<br />
się jej nie przeciwstawia – istnieje niejako obok.<br />
W ten sposób zmusza odbiorcę do bezskutecznego<br />
wysiłku interpretacyjnego, do ciągłego doszukiwania<br />
się nieistniejących znaczeń i powiązań.<br />
Widz uzależniony od rozumowej percepcji szybko<br />
orientuje się, że warstwa leksykalna spektaklu<br />
nie przyniesie mu upragnionych sensów – kieruje<br />
więc całą swoją uwagę na gest i stworzone na jego<br />
podstawie większe całości - teatralne etiudy. Kiedy<br />
i w nich nie może odkryć konkretnego przekazu,<br />
zaczyna wbrew woli reagować emocjonalnie – rodzi<br />
się niepokój, podświadoma sytuacja stresowa,<br />
spowodowana niemożnością uchwycenia i nazwania<br />
obserwowanych zjawisk. Rozwiązujący dotąd<br />
wszelkie problemy rozum przestaje wystarczać,<br />
zawodzi. Widz natomiast nie dysponuje żadnym<br />
innym narzędziem, który pozwoliłoby mu wyjść<br />
z opresji. Jest świadomie postawiony przez artystów<br />
w sytuacji skrajnej i zmuszony do spojrzenia<br />
na rzeczywistość z innej niż dotąd perspektywy.<br />
Widać więc, że metaforyczność gestu, jego oderwanie<br />
od tekstu, oraz nachalny, drażniący wręcz<br />
brak kontekstu, który by go tłumaczył – wszystko<br />
to uwydatnia emotywną funkcję ruchowych działań<br />
scenicznych.<br />
Jak udowodniono, metafora w Cinemie istnieje<br />
na obszarze jednego elementu spektaklu (np.<br />
w warstwie słownej), ale też powstaje poprzez zderzenie<br />
elementów z różnych jego poziomów (np.<br />
niepowiązanego ze sobą słowa i gestu). Wartość<br />
metaforyczną można uzyskać `wykorzystując napięcie<br />
na linii tekst-ruch, ale i na linii ruch-przestrzeń.<br />
Tworzy się ją w Cinemie przez osadzenie<br />
niepoddających się logicznej interpretacji surrealistycznych<br />
etiudy w dalekiej od surrealizmu,<br />
konstruktywistycznej, topornej wręcz scenografii.<br />
Weźmy chociażby tę ze spektaklu Nie mówię tu<br />
o miłości – cztery metalowe wysokie prostopadłościany<br />
z owalnymi otworami ustawione obok siebie<br />
na pustej scenie, czy Alberta Lux – przestrzeń<br />
podzielona drewnianymi ścianami na mniejsze<br />
„pokoje”, w których znajdują są jedynie metalowe<br />
łóżka. Metaforyczność polega tu na zestawieniu<br />
absurdalności i estetycznego bogactwa surrealizmu<br />
z prostotą kształtów, wyrazistością przedmiotów<br />
i ostrością konturów konstruktywizmu. Surowa,<br />
ciężka scenografia ma przytłumić emocje wywo-<br />
Dalej<br />
łane przez surrealistyczne szaleństwo objawiające<br />
się w ruchu i słowie. Następuje więc (jak chciał<br />
Rybicki) „uzyskanie jakości emocjonalnej poprzez<br />
zestawienie dwóch emocji”, czyli stworzenie metafory.<br />
Podobny efekt powstaje dzięki konfrontacji<br />
stałego, cinemowskiego kostiumu („zapożyczonego”<br />
z obrazów Magritte’a czarnego garnituru i melonika)<br />
z używanymi przez aktorów rekwizytami.<br />
Są to zazwyczaj tzw. „przedmioty surrealistyczne”<br />
czyli wytwory wyobraźni, których charakter nie<br />
ma nic wspólnego z użytecznością, ani też funkcją<br />
podobania się. Tworzy się je poprzez niecodzienne<br />
zestawienie elementów rzeczywistości obiektywnej<br />
– są to rzeczy ogólnie znane i dostępne widzowi,<br />
którymi jednak żongluje się bez jakiegokolwiek<br />
logicznego uzasadnienia (np. kontaminacja obutych<br />
w czerwone pantofle damskich nóg i taczek<br />
z Bilardu, czy pluszowe misie na kijach z Nie mówię<br />
tu o miłości). Przedmioty takie już same w sobie<br />
są surrealistyczną metaforą – dodatkową jakość<br />
metaforyczną zyskują natomiast poprzez zderzenie<br />
z „poukładaną” konstruktywistyczną scenografią,<br />
czy wspomnianym „klasycznym” kostiumem.<br />
Zaprezentowane przykłady dowodzą, że<br />
metafora w teatrze surrealistycznym ma przede<br />
wszystkim wywoływać w widzu określone stany<br />
emocjonalne poprzez przełamywanie schematów<br />
percepcyjnych i rozbudzanie jego wrażliwości. Jednocześnie<br />
jako środek wyrazu traci swoją koronną<br />
funkcję budowania znaczeń. Oczywiście odbiorcy<br />
nie da się narzucić zakazu interpretacji obserwowanych<br />
obrazów, każdy więc stara się na swój sposób<br />
nazywać i chociaż częściowo uchwycić proponowaną<br />
przez Cinemę rzeczywistość. Jest to zgodne<br />
z psychicznymi predyspozycjami człowieka, który<br />
nie ma zwyczaju pozostawiać komunikatu na poziomie<br />
odbioru emocjonalnego – musi go sprecyzować,<br />
przełożyć na słowa, co prowadzi z kolei do<br />
powstania nieograniczonej liczby hermeneutycznych<br />
odczytań. Na jednostkowy odbiór spektakli<br />
Cinemy wpływ ma przede wszystkim poziom spostrzegawczości,<br />
doświadczenie własne implikujące<br />
różnorodną drogę asocjacji, indywidualna wrażliwość,<br />
ale także erudycja – uważny i wykształcony<br />
obserwator odnajdzie w przedstawieniach niejedno<br />
intertekstualne powiązanie. Fakt, że widzowie<br />
podlegają podobnym przeżyciom emocjonalnym<br />
41
D a l e j<br />
próba eseju<br />
42<br />
w trakcie oglądania spektakli Cinemy pociąga za<br />
sobą możliwość występowania zbieżnych interpretacji<br />
hermeneutycznych. Stąd pojawiające się czasami<br />
przekonanie , że spektakle są wypowiedziami<br />
na konkretny temat: przedstawiają rzeczywistość<br />
kafkowską, rozprawiają o absurdalności życia,<br />
niezgodzie na śmierć, poczuciu wyobcowania itp.<br />
O tym, że tego typu odczytania są jedynie efektem<br />
ubocznym, że to emocja jest dla Cinemy wartością<br />
podstawową, niech świadczą słowa Tadeusza<br />
Rybickiego: „Ja nie odbieram produkcji naszych<br />
jako historii, jest to „machina do wzruszeń” (…) ja<br />
mam wrażenie, że my ciągle opowiadamy tę samą<br />
opowieść. Ciągle jesteśmy w pobliżu czegoś, co<br />
nas fascynuje. Łatwiej jest nam historię pokazać,<br />
niż opowiedzieć ją sobie. Ja mam potrzebę nie tłumaczenia,<br />
ale przeżywania tajemnicy. Tajemnica<br />
odkryta jest przewróconą kartką (…). Jeśli czuję<br />
fascynację, zjawisko nie musi być dla mnie do<br />
końca jasne. My idziemy w stronę poezji. To nie<br />
jest jakość racjonalna. Nie rozwiązywać tajemnicy,<br />
ale w tajemnicy uczestniczyć”.<br />
Opinię Rybickiego potwierdza Szumski: „Idę<br />
w stronę prostej opowieści, prostej jak mit, który<br />
się zaczyna i się kończy...”<br />
Znamienne jest pojawiające się w ostatniej wypowiedzi<br />
pojęcie mitu. Do tej pory udowadniano,<br />
że Cinema gra na emocjach odbiorcy, aby w ten<br />
sposób uaktywnić indywidualną podświadomość,<br />
zbliżyć go do zawartości jego Cienia (w rozumieniu<br />
jungowskim). Jak określił to Włodzimierz<br />
Dyła, artyści chcą: „poruszyć w nim ten brud, tę<br />
skorupę”. Widz nie ma odkryć i nazwać, ale poczuć<br />
swoją indywidualną „prawdę”. Jednocześnie<br />
jest także konfrontowany z „prawdą” uniwersalną,<br />
ogólnoludzką. W tym celu wykorzystany zostaje<br />
właśnie mit, ta wciąż na nowo powtarzana przez<br />
Cineme historia archetypiczna, zawierająca najbardziej<br />
odległe w czasie i najgłębsze myśli całej<br />
ludzkości. Posługiwanie się tak rozumianym mitem<br />
jest naturalną konsekwencją inspiracji działaniami<br />
surrealistów, którzy doszukiwali się w nim<br />
źródeł wiedzy o człowieku. Mało tego – to właśnie<br />
metafora jest dla surrealistów, ale także dla badaczy<br />
jungowskiej podświadomości kolektywnej,<br />
najlepszym środkiem wyrazu dla mitu. Jak mówi<br />
Zenon Dudek: „Podstawowym językiem wyobraźni<br />
sennej jest metafora. Nie można jej zredukować<br />
do faktów i danych zmysłowych, ani języka<br />
intelektualnego. Metafora jest podstawowym językiem<br />
mitu” 9 .<br />
Jawi się więc metafora po raz kolejny jako narzędzie<br />
o konkretnej funkcji – tym razem ma doprowadzić<br />
odbiorców do stanu nazwanego przez<br />
Rybickiego „strzałem archetypicznym”, czyli nagłego<br />
psychicznego wstrząsu, zbliżającego do zapisanej<br />
w postaci archetypów odwiecznej prawdy<br />
o ludzkości.<br />
Podsumowując można powiedzieć, że surrealistyczny<br />
Teatr Cinema stanowi wyrazistą przeciwwagę<br />
w dyskusji nad sposobami pojmowania<br />
scenicznej metafory. Odchodząc od jej funkcji budowania<br />
znaczenia, na rzecz operowania emocjami,<br />
artyści udowadniają, że sfera intelektu jest co<br />
prawda w stanie badać nurtujące człowieka problemy,<br />
ale nie dosięgnie ukrytych przed rozumem<br />
wyższych prawd, tych tajemnic, które jak chce Rybicki:<br />
lepiej jest przeżywać, niż nazywać.<br />
Katarzyna Knychalska<br />
9 Z. Dudek, Podstawy psychologii Junga, Warszawa<br />
2006, str. 46.
Od redakcji<br />
Kolejne cztery teksty stanowią swoisty blok, którego temat dotyczy<br />
zjawiska teatru postrzeganego z perspektywy pozaestetycznej.<br />
Pomysł utworzenia tego cyklu narodził się po zakończeniu konwersatorium<br />
przeznaczonego dla specjalności teatrologicznej i zatytułowanego<br />
Pozaestetyczne konteksty interpretacyjne teatru, które odbyło<br />
się w semestrze zimowym 2008/2009. Wśród uczestników zajęć<br />
odbyły się dyskusje zogniskowane wokół teatru jako: rzemiosła, apostolstwa,<br />
kapłaństwa, zakonu, sekty, magii i szamaństwa, wyprawy,<br />
utopii, performansu oraz życia codziennego.<br />
Eksplikacją tych przemyśleń są dwa pierwsze szkice. Nieestetyczny<br />
tekst o teatrze autorstwa Alicji Szumańskiej to próba całościowego<br />
spojrzenia na to zjawisko w odniesieniu do prawie wszystkich poruszonych<br />
podczas konwersatorium perspektyw i zawierająca w sobie<br />
również opinie autorki co do ich słuszności. Natomiast w Regule<br />
świętego Benedykta, czyli rzeczy o współżyciu doskonałym Paulina<br />
Chrzan przybliża czytelnikom tylko jeden z elementów – ideę zakonu,<br />
ale nie tylko w teatrze, bowiem wypowiedź autorki równie dobrze<br />
można odnieść do wielu innych przejawów ludzkiej współpracy,<br />
interakcji, aktywności.<br />
Dwa następne teksty (O performatywnym charakterze znaku<br />
w występach drag queens Dobrosławy Marszałkowskiej oraz Jak kobieta<br />
stwarza mężczyznę... O widowiskowości w występach drag kingów<br />
Ilony Koguciuk) to już spojrzenia na konkretne widowiska o charakterze<br />
parateatralnym, których cechą jest to, że funkcja estetyczna<br />
tu nie dominuje. Zostaje przysłonięta przez inne aspekty. Zjawisko<br />
„drag” wpisuje się zatem w koncepcję teatru poza sztuką, a jego prezentacja<br />
z dwóch płciowo odmiennych punktów widzenia, stanowi<br />
niewątpliwą wartość poznawczą – teksty wzajemnie się dopełniają.<br />
T.P.<br />
Dalej<br />
43
D a l e j<br />
44<br />
Nieestet yczny<br />
tek st<br />
o teatrze 1<br />
Przyjaźń nasza nie ma w ogóle innego sensu, jak pokazać ci, jak zupełnie jesteś inny niż ja 2 .<br />
Celem naszym nie jest przeniknąć w siebie wzajemnie, ale poznać się wzajem i nauczyć jeden w drugim<br />
widzieć i czuć to, czym on jest: przeciwieństwo i uzupełnienie drugiego 3 .<br />
Waszą ojczyzną jest Ziemia, naszą idea 4<br />
Powyższe cytaty posłużą mi tak za punkt wyjściowy,<br />
jak i podsumowujący poniższą tezę: teatry<br />
to przestrzenie życia nie apostołów, lecz heretyków,<br />
którzy nie powinni dać się zwieść wygodzie rzemiosła.<br />
Przez pojęcie apostoł, zgodnie z greckim pochodzeniem,<br />
mam na myśli wysłannika, heretykiem zaś<br />
jest ten, który dokonuje wyboru. Analogicznie do<br />
tego rozróżnienia przeciwstawiam zakon sekcie,<br />
modlitwę bluźnierstwu, rzemiosło alchemii, która<br />
trafnie oddaje istotę zjawiska godzącego rozum z tajemnicą,<br />
celowość z brakiem arbitralnego celu. Przy<br />
założeniu tej dychotomii ważne jest, aby nie dać się<br />
zwieść metafizyce obecności, aby uznać dwubiegunowość<br />
(a nawet wielobiegunowość), yin yang, pleromę,<br />
czyli najogólniej nie poddawać hierarchizacji<br />
Al i c j A sz u m A ń s K A<br />
Ten kościół będzie tak długo zamknięty, aż miasto będzie miało własną operę. Ma być opera! Chcę<br />
mieć operę! Chcę mieć moją moją operę! Ten kościół będzie zamknięty, aż miasto będzie miało operę.<br />
Wybuduję własną operę! Wybuduję własną operę! Chcę mieć własną operę... 5<br />
tych dwóch przeciwstawnych etosów, ponieważ jeden<br />
bez drugiego istnieć nie może.<br />
Kiedy nie postrzegamy reguł życia zakonnego<br />
stereotypowo, jako mechanizmu zniewolenia jednostki,<br />
stłamszenia jej indywidualności, jej zgody<br />
na bierność, a tym samym obojętność, przy odrzuceniu<br />
wszystkich pejoratywnych określeń powstaje<br />
obraz grupy inteligentnych ludzi, którzy dobrowolnie<br />
i w pełni świadomie decydują się na dany<br />
odgórnie, zhierarchizowany wzór życia w izolacji,<br />
z powodu zaufania do Idei i kontemplacji. Ich sposób<br />
życia bliski jest kulturze postfiguratywnej, patriarchalnej,<br />
dlatego jakiekolwiek zmiany zachodzą<br />
w zakonie bardzo powoli, panuje w nim zaufanie do<br />
starszych, tradycji, stałości, pracy, uniwersalności.<br />
1 Artykuł powstał na kanwie werbalnie i pozawerbalnie wyrażonych emocji uczestników konwersatorium Pozaestetyczne<br />
konteksty interpretacyjne teatru w semestrze zimowym 2008/2009, na których rozmawiano o teatrze z perspektywy wartości,<br />
kapłaństwa, apostolstwa, zakonu, sekty, magii, szamaństwa, rzemiosła, wyprawy, utopi, performansu i życia codziennego.<br />
2 Herman Hesse, Narcyz i Złotousty, Warszawa 1991, s. 34.<br />
3 Ibidem, s. 41.<br />
4 Ibidem, s. 43.<br />
5 Fitzcarraldo, reżyseria Werner Herzog, 1982 (cytat spisany z filmu).
Z zasady, dla zachowania ładu i spokoju, niechętnie<br />
goszczą lub po prostu ignorują obcych przybyszów<br />
o odmiennych poglądach.<br />
Już tutaj widać podstawowe antynomie między<br />
zakonem a teatrem. Temu drugiemu bliżej jest do<br />
przemian (Nawet jeśli tradycje wschodnich teatrów<br />
zdają się na pierwszy rzut oka temu przeczyć, to tylko<br />
dlatego, że zmiany w nich zachodzące mogą być<br />
dla nas trudniejsze do spostrzeżenia. Jednak każdorazowe<br />
przekazywanie nauk przez mistrza, wiąże się<br />
z ich modyfikacją wynikającą z niemożliwej do przeskoczenia<br />
odrębności ucznia, który w konsekwencji,<br />
odrywa się od swego guru, oraz z inspiracji innymi<br />
formami widowiskowymi), niepokoju, i choć również<br />
podejmuje on wyprawę w głąb siebie podczas<br />
archetypowej podróży na wschód, to pojawiająca<br />
się w konsekwencji zmiana, wiążąca się z radykalnym<br />
odwrotem od dotychczasowego postrzegania Ja<br />
(a nie do umocnienia się w dotychczasowych przekonaniach)<br />
wychodzi daleko poza „mury zakonne”<br />
– do kręgu odbiorców, nierzadko przypadkowych,<br />
ponieważ teatr nie żyje bez odbioru, podczas gdy<br />
zakon istnieje w sposób pełny już dzięki mnichom.<br />
Dlatego, mimo że zarówno zakonnicy 1 , jak<br />
i ludzie teatru stawiają sobie wysokie wymagania,<br />
często na pierwszy rzut oka ponad ich siły, opierają<br />
się na zespołowym działaniu, rozwoju zbiorowym<br />
i indywidualnym poprzez wzajemne, bliskie relacje<br />
między sobą, to podstawowa różnica leży w odmiennych<br />
z punktu widzenia uczestnictwa wymogach.<br />
Prędzej niż do zakonu teatrowi bliżej<br />
do sekt, ponieważ te występują z grona<br />
ogólnie przyjętych, dominujących zasad<br />
i norm, odznaczają się większą różnorodnością<br />
i możliwością wyboru, a czas ich poszczególnego<br />
istnienia jest krótszy, niż tradycja przedstawiciela<br />
któregokolwiek z głównych, tradycyjnych nurtów.<br />
Sekty przez to, że powstają w wyniku konfliktu<br />
i niezgody na zastane warunki, jako ruch alternatywny<br />
uzupełniają daną sferę życia możliwościami<br />
innowacji i zmian, poszerzeniem o nowe idee, myśli,<br />
emocje, wartości, przekonania, treści i formy.<br />
Nawet jeśli same istnieją krótko, to pozostaje zmie-<br />
1 Zakonnicy nie są przywoływani tu w kontekście<br />
związku z konkretnym wyznaniem religijnym, ale są<br />
przykładem życia związanego z poddaniem się odgórnym<br />
regułom, tłamszącym wybujały indywidualizm dla dobra<br />
funkcjonowania niewielkiej całości.<br />
Dalej<br />
niona przez nie w sposób nieodwracalny dana przestrzeń<br />
działania.<br />
Podążając za prostymi ciągami skojarzeniowymi,<br />
w artystach chciałabym widzieć heretyków<br />
i bluźnierców, a to dlatego, że „w ich dziełach<br />
toczy się wielka dyskusja światopoglądowa<br />
i religijna, bez której żadna kultura nie może się<br />
rozwijać” 2 . Apostołowie są wysłannikami idei nie<br />
stworzonej przez siebie, są pośrednikami. Heretycy,<br />
pod wpływem niewystarczalności dotychczasowych<br />
możliwości, wiedzeni ziemskim doświadczeniem,<br />
sami tworzą nowy sposób na życie,<br />
sposób myślenia, własne zasady i sami decydują<br />
o sposobie i regułach ich przekazywania, zaś w wypadku<br />
klęski nie mogą schować się za niczyimi plecami.<br />
Z całym poszanowaniem dla rzemiosła i z troską,<br />
aby go nie obrażano, będę upierać się, aby nie<br />
było ono łączone z teatrem i, jeśli to już konieczne,<br />
lepiej kojarzyć je z szamaństwem, magią, czy, jak napisałam<br />
na początku pracy, z alchemią. Nie chodzi tu<br />
o jedną z teorii prototeatralnych wywodzącą genezę<br />
teatru z praktyk szamańskich. A szczególnie nie ma to<br />
związku z propagowaniem teatru nieprzemyślanego,<br />
nastawionego na twórczy szał i improwizację w efekcie<br />
końcowym. Chodzi o to, że precyzja wykonania<br />
w sztuce nie ma nic wspólnego z precyzją, którą wymaga<br />
się od rzemieślnika, że, parafrazując Ryszarda Nycza<br />
3 , brak precyzji w sztuce okazuje się często brakiem<br />
s p o d z i e w a n e j precyzji, podczas gdy rzemieślnik,<br />
wykonując coś niefachowo, czy to<br />
z lenistwa, czy z fantazji, sprawia, że pod wpływem<br />
zmiany rzecz po prostu nie zadziała, nie spełni<br />
funkcji, którą założył w momencie przystąpienia do<br />
pracy.<br />
Teatr-rzemiosło to teatr do przedmiotowego<br />
używania, odebrania, kupienia, który twórca<br />
produkuje przez zachwycenie się możliwościami<br />
i umiejętnościami własnych rąk, a najchętniej<br />
dołączyłby do tego jeszcze instrukcję. To przedstawienia<br />
wystawiane w wyjątkowej atmosferze<br />
i okolicznościach, obficie przyprawione znakami,<br />
których smak zawiera się jedynie w ich spożyciu,<br />
2 Małgorzata Dziewulska, Ogniokrad [w:] Artyści i pielgrzymi,<br />
Wrocław 1995, s. 130.<br />
3 „To co nazywamy nieporządkiem okazuje się często<br />
[...] jedynie brakiem spodziewanego porządku”. Ryszard<br />
Nycz, Nicowanie teorii [w:] idem, Tekstowy świat, Warszawa<br />
1993, s. 26.<br />
45
D a l e j<br />
próba eseju<br />
46<br />
bo konwencja i przyzwyczajenia estetyczne nie<br />
pozwalają wątpić, że są wartościowe i na pewno<br />
nie trujące. Oczekuje się, że widzowi wystarczy<br />
samozadowolenie z ułożenia układanki, właściwego<br />
odczytania znaków. Taki teatr zapomina tylko,<br />
że potrzeby odbiorcy mogą wybiegać daleko poza<br />
samozadowolenie ze złożenia gry do składania,<br />
że nie naje się on patrzeniem. Modne hasło, że<br />
w przedstawieniu najważniejsze jest rzemiosło, niczego<br />
nie odkrywa, czyni z niego kolejny produkt<br />
do nabycia, konsumpcji, użycia, jednorazowego<br />
zinterpretowania. Teatr rzemiosło, który bezrefleksyjnie<br />
i powierzchniowo zaadaptował etos tworzenia<br />
z innej sfery życia, sam buduje sobie trumnę,<br />
nawet jeśli dębową, to żadna w tym pociecha, skoro<br />
leży się i tak pod ziemią. Precyzja, staranność,<br />
umiejętność to za mało, aby zrównać coś z rzemiosłem.<br />
Powstało wiele przedstawień, którym pod<br />
względem wykonania nie można nic zarzucić, tak<br />
są zgodne z dotychczasowymi przyzwyczajeniami<br />
estetycznymi i konwencjami, przedstawień, które<br />
zostały zdominowane przez cielesność i uwidocznianie<br />
pozacodziennych technik wykonania (to,<br />
co wynika z nauki, treningu) 4 , ale którym brak<br />
p o l a d o z a s t a n o w i e n i a, jednoczesnego<br />
uwidaczniania i zachowania tajemnicy, czy<br />
elementu p r e s t i ż u, jakby powiedział iluzjonista<br />
5 .<br />
4 Pod wpływem pierwszego kontaktu ze skodyfikowanymi,<br />
zależnymi od specjalnego treningu tradycjami<br />
teatralnymi Azji.<br />
5 Prestiż wytycza właśnie owo p o l e do zastanowienia<br />
się. Poniżej przytaczam dwa cytaty z filmu o dwóch<br />
rywalizujących ze sobą iluzjonistach, z którego termin<br />
prestiż został zaczerpnięty:<br />
1) Patrzysz uważnie? Każdy magiczny trik składa się z 3<br />
części, czy też aktów. Pierwsza część nazywa się „Obietnicą”.<br />
Iluzjonista pokazuje ci coś zwyczajnego. Talię<br />
kart, ptaka, czy też człowieka [...] Drugi akt nazywa się<br />
„Zmianą”. Iluzjonista bierze tę zwykłą rzecz i sprawia,<br />
aby zrobiła ona coś niezwykłego [aby znikła]. Tu<br />
możecie szukać sekretu, ale oczywiście go nie znajdziecie,<br />
ponieważ, oczywiście, nie patrzycie jak należy. Tak<br />
naprawdę, nie chcecie go znać. Chcecie być oszukanymi.<br />
Ale jeszcze nie klaszczecie, gdyż sprawienie, aby coś<br />
znikło, nie wystarcza. Trzeba to sprowadzić z powrotem.<br />
Dlatego każda magiczna sztuczka ma trzeci akt. Najtrudniejszą<br />
część. Część, którą nazywamy... „Prestiżem”.<br />
2) Nigdy nie zrozumiałeś, dlaczego to robimy. Publiczność<br />
zna prawdę. Świat jest prosty. Jest marnością,<br />
nieprzerwaną, cały czas. Ale jeśli uda ci się ich oszukać,<br />
choćby na sekundę, to zaczną się z a s t a n a w i a ć.<br />
A wtedy... Wtedy zobaczysz coś specjalnego, bardzo<br />
Teatr to nie „produkcja drobnotowarowa; wytwarzanie<br />
dóbr i świadczenie usług prowadzone<br />
w małych warsztatach zatrudniających od jednego<br />
do kilku pracowników, oparte w zasadzie na pracy<br />
ręcznej przy użyciu prostych narzędzi, bez podziału<br />
pracy”. To praca reżyserów, dramaturgów, aktorów,<br />
scenografów, pana od świateł, od włączenia<br />
muzyki, tych, co produkują trociny na scenę, osób<br />
obojga płci od zamiatania po scenie, działu marketingu,<br />
kogoś kto odśnieża drogę, aby widz mógł do<br />
teatru wejść, teatru, który ma ściany i fundamenty,<br />
nawet jeśli znajdują się one w lesie czy składają się<br />
z belek i kawałka płótna rozkładanych na świeżym<br />
powietrzu, tych, co malują maski i tworzą sztuczne<br />
szczęki ze specjalnej masy czy kartonu. Długo<br />
można by wyliczać, ale już widać, że mnóstwo tu<br />
pracy do podziału i ludzi, którym można ją rozdzielić.<br />
Grupa osób, rozwijająca swoje ciało<br />
w ukryciu, izolacji, poszukująca tożsamości<br />
na wyprawach, nie jest jeszcze albo już nie jest teatrem,<br />
ale innym sposobem na życie i własny rozwój.<br />
Teatrem staje się, jeśli wychodzi do ludzi, gdy<br />
może być przez jednych wezwana, zaproszona, odwiedzona,<br />
a przez innych obrażana, krytykowana<br />
i degradowana.<br />
Można po prostu powiedzieć: bez odbiorców<br />
działania z elementami teatralnymi są czymś<br />
innym, ani gorszym, ani lepszym, ale po prostu<br />
czymś innym. Zawsze można jednak stwierdzić, że<br />
nie ma przedstawienia bez widzów, gdyż mogą nimi<br />
być sami twórcy. Tyle że widz w teatrze jest zderzeniem<br />
przypadków, aktorzy grają przed niewiadomą<br />
i z niewiadomą co do rezultatu. Następuje tu zderzenie<br />
obcości, ludzi, którzy prywatnie nic o sobie<br />
nie wiedzą i nie mają na co dzień z sobą nic<br />
wspólnego, a jednak spotykają się na kilka godzin<br />
we wspólnej przestrzeni, bo coś ich mimo to łączy.<br />
To coś nierzadko wybiega poza prywatę, osobiste<br />
doświadczenia, ekshibicjonizm i egocentryzm.<br />
Można to porównać do poszerzania pola świadomości<br />
o treści nieświadome, do indywiduacji,<br />
podróży na wschód. Ale też do chęci ogarnięcia<br />
i przyjęcia tego, co naprawdę inne, dostrzeżenia<br />
różnorodności bez oswajania jej i poddawania<br />
jej żmudnym procesom tłumaczenia obcego na<br />
nasze, dydaktyzmu i moralizatorstwa. Zgoda na<br />
specjalnego. Naprawdę tego nie wiesz. To ten wyraz na<br />
ich twarzach [podkreślenie moje].<br />
Prestiż, reżyseria Christopher Nolan, 2007.
istnienie pewnych sfer niezrozumienia, niepodporządkowania,<br />
nie czynienie z nich ani dewiacji,<br />
ani czegoś powszechnego, ani czegoś prymarnego.<br />
To totalne przekroczenie samosatysfakcji z ruchu<br />
wokół własnej osi, a przekroczenie to dotyczy tak<br />
postawy reżysera, jak aktora, widza i krytyka. Dobre<br />
przedstawienie przypomina przewrót kopernikański<br />
– nawet gdy nadal jest skazane na kręcenie<br />
się wokół własnego Ja, to teraz dochodzi do tego<br />
jeszcze świadomość ruchu całego układu słonecznego.<br />
Przy czym poszczególne, niemożliwe do pogodzenia,<br />
autonomie i odrębności nie walczą ze<br />
sobą o pierwsze miejsce, nie ignorują, bagatelizują,<br />
lekceważą siebie na wzajem, ale żyją p o n a d<br />
rywalizacją w tej niekoherentnej koherencji. Bo<br />
jedną z najcenniejszych właściwości teatru, i tylko<br />
teatru, jest możliwość uwolnienia się (reżyserów,<br />
aktorów, odbiorców etc.) od tyranii powierzchownie<br />
rozumianej indywidualności, subiektywności,<br />
czy osobistości, które w sytuacjach patologii (narcyzmu,<br />
niezdrowego egoizmu) zamiast wolnością,<br />
stają się więzieniem.<br />
Na zakończenie powrócę do początkowych<br />
cytatów. Narcyz i złotousty, czyli symboliczne<br />
przeciwstawienie nauki i sztuki, nieba i ziemi, ojca<br />
i matki, religii i herezji, czystości i grzechu, stoicyzmu<br />
i niepokoju, wierności i przelotności oraz<br />
nierozerwalnego związku między nimi, czyni z tej<br />
powieści archetypową historię o narodzinach wielkiej<br />
sztuki<br />
i duchowej samodzielności, związanej z Ziemią<br />
i człowiekiem. Gdyby nie miłość do Narcyza<br />
i jego świadomość, Złotousty nie ruszyłby w podróż<br />
po własną tożsamość, nie stworzyłby dzieła<br />
Dalej<br />
przewyższającego wszelki założony z góry, zakonny<br />
uniwersalizm. Wieczność rzeźb Złotoustego<br />
narodziła się z ziemskiego doświadczenia, poprzez<br />
powtórzenie aktu stworzenia za pomocą już przez<br />
siebie wyrobionej gliny. Takiego doświadczenia nie<br />
można zdobyć tylko poprzez ćwiczenia – rzemiosło<br />
w teatrze wprowadza w błąd, że cel, do którego<br />
się dąży (ale czym on wtedy jest?) można osiągnąć<br />
poprzez żmudną pracę, a jego funkcja jest z góry<br />
określona i bezkompromisowa, a tak nie jest. Jednak<br />
to nie znaczy, że teraz wszyscy mogą z ulgą<br />
pomstować na fałszywego proroka i ze spokojem<br />
sumienia przestać pracować nad sobą, przestać<br />
uczyć się czegokolwiek i od kogokolwiek. Nie<br />
w s z y s t k i e g o się można n a u c z y c, ale to<br />
nie znaczy, że należy przestać się uczyć. Wartość<br />
jest w samym procesie i w tym, by z powody nauki<br />
nie zapomnieć o pierwszym dniu wiosny.<br />
Z kolei krzyki Fizcarallda z wieży kościoła,<br />
grożącego jego zamknięciem, dopóki nie będzie<br />
w mieście opery, choć absurdalne, były krzykiem<br />
za wolnością, jako wartością autoteliczną,<br />
przekraczającą indywidualizm jak i z niego wynikającą.<br />
Wolnością tą nie jest dawanie jednego<br />
rozwiązania, które w konsekwencji ofiarują reguły<br />
zakonne, ale ich mnożenie, nieuniknione<br />
z powodu płynnej rzeczywistości. Wolność ta<br />
rodzi się ze sprzeciwu, oderwania się od Ojca,<br />
świadomego podążenia własną drogą, czyli<br />
d o k o n a n i a w y b o r u, czyli h e r e z j i.<br />
Apostolstwo (wysłannictwo) wiąże się ze stanem<br />
lustrzanym, który może stać się bodźcem do narodzin<br />
herezji, nowego, samodzielnego życia ludzi<br />
teatru.<br />
Alicja Szumańska<br />
47
D a l e j<br />
próba eseju<br />
48<br />
Reguła świętego<br />
Benedykta<br />
czyli rzecz o współżyciu doskonałym<br />
W XII wieku św. Benedykt stworzył tekst<br />
mający organizować życie wspólnoty klasztornej.<br />
W jego Regule 1 chodzi przede wszystkim o możliwie<br />
największą redukcje marnotrawstwa czasu<br />
i współpracę bazującą na sprawiedliwości, zaangażowaniu<br />
i szacunku. Trzy główne zasady, na<br />
których oparł swój tekst to posłuszeństwo, modlitwa<br />
i praca. System działania klasztoru, który<br />
opracował Benedykt pozwolił na jego autonomiczne<br />
funkcjonowanie. Zakon był w pełni samowystarczalny,<br />
a nawet czerpał dodatkowe zyski<br />
z przekazywanej poza mury klasztoru nadwyżki<br />
swoich dóbr. Nic więc dziwnego, że Reguła przetrwała<br />
do dziś. Objęła ona ponadto swoim zasięgiem<br />
nie tylko inne zakony, ale i pewne dziedziny<br />
życia świeckiego. Przypisuje się jej duże znaczenie<br />
w budowaniu systemów organizacji przedsiębiorstw<br />
sieciowych, rekrutacji kadr czy tworzeniu<br />
wzoru dla osób zajmujących kierownicze stanowiska.<br />
Ale zasady, które wymienia w swym tekście<br />
św. Benedykt są też istotne w budowaniu wszelkich<br />
relacji międzyludzkich. Człowiek bowiem<br />
jest istotą żyjącą w grupie. Funkcjonuje z innymi<br />
ludźmi. Niezależnie od tego czy grupę tę będzie<br />
tworzyło osób 50 czy tylko dwie ważne jest by<br />
powstały warunki, dzięki którym możliwa będzie<br />
jakkolwiek komunikacja. Dlatego ludzie tworzą<br />
sobie mniej lub bardziej skomplikowane czy oficjalne<br />
zasady współfunkcjonowania. Im zasady<br />
te są jaśniejsze, bardziej uporządkowane i przede<br />
wszystkim możliwie świadomie zaakceptowane<br />
przez wszystkich, tym jakość danej interakcji<br />
wzrasta. A przecież chodzi właśnie o tę jakość. Im<br />
1 tekst Reguły wraz z Wprowadzeniem jest dostępny na<br />
stronie benedyktyni.pl<br />
Paulina Chrzan<br />
wyższa tym wszelkie działania razem podejmowane<br />
będą przynosiły wartościowe efekty.<br />
Reguła św. Benedykta może być jednym<br />
ze źródeł takich pomocnych zasad współżycia.<br />
Oczywiście czytając ten tekst dla poznania ogólnych<br />
zasad dobrego, efektownego współfunkcjonowania<br />
należy raczej odrzucić kontekst religijny.<br />
Wówczas wyłonią się te uniwersalne zasady, które<br />
można wprowadzić w poszczególne dziedziny naszego<br />
życia.<br />
Zanim przeczytałam wspomniany tekst,<br />
wszelkie rodzaje surowej dyscypliny traktowałam<br />
jako bezwzględne próby ograniczania praw<br />
jednostki. Konwencjonalnie myślałam, że precyzyjnie<br />
skonstruowane i egzekwowane zasady<br />
zawsze mają na celu sprowadzenie człowieka do<br />
roli maszyny, skrupulatnie zaprogramowanej, pozbawionej<br />
wolnej woli i zdolności decydowania<br />
o sobie. Dopiero po przeczytaniu Reguły dotarło<br />
do mnie, że to właśnie zasady, odpowiednio uporządkowane<br />
zbiory norm, pozwalają człowiekowi<br />
na prawdziwą wolność. Wówczas wiemy co jest<br />
dobre, a co złe. Szczególnie ważne jest jednak, że<br />
wiemy dlaczego właśnie tak się dzieje. Również<br />
wskazanie motywów łamania pewnych zasad jest<br />
wówczas jasne. Ludzie zaczynają być dla siebie nawzajem<br />
bardziej zrozumiali. Manipulacja ograniczona<br />
zostaje do minimum. Zdrowa konkurencja<br />
zakłada samodoskonalenie się zamiast umacniania<br />
swej pozycji na “potknięciach” innych. A przede<br />
wszystkim dzięki zasadom opartym na odpowiedzialności<br />
za innych, a tym samym za wspólne<br />
dobro zbliżamy się do tego, co stanowić powinno<br />
o naszym człowieczeństwie. Powinniśmy bowiem<br />
w większości przypadków znać odpowiedź na py-
tanie dlaczego? związane ze wszystkimi rodzajami<br />
ludzkich działań. Gdy znamy te odpowiedzi<br />
dokonujemy lepszych wyborów, podejmujemy<br />
odpowiednie decyzje. Przede wszystkim działamy<br />
nie szkodząc innym, rozwijamy siebie oraz potrafimy<br />
wspólnie tworzyć wspaniałe rzeczy. Dzięki<br />
zasadom, a dokładnie przestrzeganiu ich, możliwa<br />
staje się ludzka współpraca. Dzięki zasadom<br />
właśnie, które przejmujemy, analizujemy, dopasowujemy<br />
do siebie i zgodnie z nimi działamy<br />
możemy w każdej sytuacji wyjaśnić motywacje<br />
czy cel naszego postępowania. I ten aspekt ma<br />
fundamentalne znacznie dla teatru, co nie było<br />
dla mnie od początku oczywiste. Po lekturze Reguły<br />
zrozumiałam coś, o czym przecież wiedziałam<br />
raczej od zawsze, ale nie byłam tego do końca<br />
świadoma. Nigdy tego nie analizowałam, bo przecież<br />
wydaje się to takie oczywiste. A jednak świadomość<br />
pewnych mechanizmów odkrywa nowe<br />
sposoby pojmowania danych zjawisk. Chodzi mi<br />
o to, że współżycie z innymi MUSI opierać się na<br />
określonych zasadach. Efektowne, skuteczne interakcje<br />
międzyludzkie bazują właśnie na zgodzie<br />
na określone reguły postępowania, od tych najbardziej<br />
podstawowych, oczywistych do bardzo<br />
oficjalnych, sformalizowanych. Od tego, jakie<br />
podejście do przestrzegania owych wyznaczników<br />
postępowania będą miały strony interakcji zależy<br />
bowiem jej sukces.<br />
Specyficznym rodzajem międzyludzkiej interakcji<br />
jest teatr. Zarówno wewnętrznie (dany zespół<br />
artystów), jak i zewnętrznie (relacja artyści<br />
- widzowie) panują tu pewne zasady postępowania.<br />
Są mniej lub bardziej widoczne, zaznaczane,<br />
przestrzegane. Jednak istnieją wszędzie. Znaczenie<br />
ma natomiast ich jakość. Gdy wszystko opiera<br />
się na wyżej już wspominanych fundamentach<br />
ludzkiego współfunkcjonowania widoczna jest<br />
skuteczna komunikacja. A przecież teatr to właśnie<br />
komunikacja, czy to za sprawą słowa, ruchu<br />
czy dźwięku. Z kolei to, co komunikowane jest<br />
widzom, wpierw stworzone musi być przez jakąś<br />
grupę osób. Warunkiem powstania “komunikatu”<br />
dla widzów jest dobra relacja wewnątrz zespołu.<br />
Możliwa jest ona jedynie za sprawą przestrzegania<br />
konkretnych zasad współpracy ze sobą. Takiej<br />
współpracy, która przyniesie widoczne efekty.<br />
Analizując wyżej wspomniane rzeczy zauwa-<br />
Dalej<br />
żyłam, że inaczej zaczynają rysować się w tym<br />
kontekście pojęcia oryginalności, odrębności,<br />
buntu. Zrozumiałam jak błędne jest traktowanie<br />
postawy buntu jednostki jako sprzeciwu wobec<br />
ustalonych zasad. Chodzi mi oczywiście o ten<br />
rodzaj heroicznej, podziwianej przez wszystkich<br />
buntowniczej postawy, która neguje zastany przez<br />
siebie porządek (przeważnie w bardzo głośny<br />
i dobitny sposób). Ale czy samo negowanie ma<br />
jakikolwiek sens? Czy niezgoda wiąże się z jakąś<br />
konkretną propozycją zmian? Bo to, że przestrzeganie<br />
zasad wymaga od nas pracy jest oczywiste<br />
ale przede wszystkim trudne do przyjęcia. Dyscyplina<br />
nigdy nie była przecież przyjemna. Jednak<br />
bez dyscypliny człowiek zaczyna się gubić.<br />
A gdy jasno potrafi określić co wolno, a czego nie,<br />
a przy tym wyjaśnić dlaczego, możliwe są wówczas<br />
bunty przyczyniające się do naszego rozwoju.<br />
Nawet przecież brak zasad jest zasadą. Pytanie<br />
tylko czemu służy? A jest to ważne pytanie dla<br />
sztuki, a więc i dla teatru. Po co wprowadza się<br />
dane zmiany? Po co burzy już istniejące porządki?<br />
Zmienia konwencje? Jeśli istniej odpowiedź to<br />
znaczy, że wiemy jak chcemy ze sobą funkcjonować<br />
i dlaczego właśnie tak. Wówczas możemy ze<br />
sobą prowadzić dialog, czy to teatralny czy ten<br />
najbardziej podstawowy czyli zwykła rozmowę.<br />
Zasady, których tak się często boimy w istocie<br />
gwarancją sukcesu we wspólnym życiu. Bo przecież<br />
żyjemy z ludźmi, nasze działania zależą od<br />
nich, podlegają im, są nimi inspirowane. Funkcjonowanie<br />
musi się opierać zatem na regułach,<br />
odpowiednio dopasowanych do płaszczyzny życia,<br />
której dotyczą. Gdy członkowie danej grupy<br />
świadomie je przyjmą i uwierzą w ich przydatność<br />
czy sensowność, realizacja założonego wspólnie<br />
celu będzie tylko kwestią czasu.<br />
Na tej podstawie, szacunku wobec zasad<br />
współdziałania i odpowiedzialności za świat ( czy<br />
nawet pewien mikroświat ), którego stajemy się<br />
członkami powinny przebiegać działania teatralne.<br />
Szanujący się zespół traktujący z godnością<br />
widzów. I oczywiście publiczność szanująca pracę,<br />
której efekty może oglądać. Jeżeli każdy zacząłby<br />
tupać nogą, żeby pokazać jak jest ważny<br />
i wyjątkowy niemożliwe byłoby stworzenia dzieła<br />
i zakomunikowanie go widzowi. A przynajmniej<br />
nie takiego, które miałoby sens.<br />
49
D a l e j<br />
próba eseju<br />
50<br />
Podsumowując, lekturze Reguły zawdzięczam<br />
zwrócenie mi uwagi na fakt, że każda nasza decyzja<br />
powinna posiadać swoja argumentację. W zależności<br />
od zbioru norm, z jakiego ją wyniesiemy można<br />
następnie mówić o jej zasadności, bądź też jej braku.<br />
Zawsze powinniśmy wiedzieć dlaczego coś się<br />
dzieje, dlaczego podejmujemy dane działania. Ponadto<br />
zawsze miejmy na uwadze, że to, co robimy<br />
ma wpływ na otaczająca nas rzeczywistość. Dobrze<br />
by było, żeby wpływ ten był możliwie pozytywny,<br />
a przynajmniej sensowny.<br />
Powyższym tekstem nie chciałam przekonywać<br />
do złożenia hołdu surowej dyscyplinie wy-<br />
kluczającej możliwość wypowiedzenia własnego<br />
zdania przez jednostkę. Nie proponuję tu także<br />
konkretnego zbioru zasad, któremu podlegać powinni<br />
wszyscy bez względu na ich własna wolę.<br />
A już na pewno nie chciałam zachęcać do podjęcia<br />
służby zakonnej. Dobrze jednak będzie jak każdy<br />
znajdzie jakąś regułę dla siebie niezależnie od tego<br />
z jakiego systemu filozoficznego, religijnego ją wyniesie.<br />
I wtedy porządki poszczególnych osób złożą<br />
się na porządek ogólny. I będzie nam wszystkim<br />
ze sobą przyjemnie i miło , czego sobie i Wam życzę.<br />
Amen.<br />
Paulina Chrzan
Dalej<br />
o performatywnym<br />
charakterze znaku<br />
w występach Drag Queens<br />
Potocznie określenie drag queen odnosi się<br />
do homoseksualisty wkładającego kobiecy kostium<br />
i wcielającego się w kobietę w sposób przerysowany.<br />
Taka charakterystyka jest jednak prostą,<br />
a przez to tendencyjną generalizacją. Przede<br />
wszystkim artysta drag nie musi być osobą homoseksualną;<br />
co więcej – nie musi być mężczyzną.<br />
Drag queen show tworzą również kobiety;<br />
ciekawe stylizacje proponują m.in. angielka –<br />
Joey Hateley oraz działająca w Berlinie – Bridge<br />
Markland. Istotna w występach drag queens<br />
jest bowiem transfiguracja: męskość – kobiecość.<br />
Spektakle drag to widowiska, mające na celu<br />
w nieco karykaturalny sposób ukazać esencję<br />
tego, co kobiece (bądź tego co męskie – w przypadku<br />
drag kings).<br />
Zjawisko drag queens jest jedną z form crossdressingu<br />
(czyli różnego rodzaju form „transformacji”<br />
w płeć przeciwną), należy jednak podkreślić,<br />
iż tego typu zachowania zaliczyć trzeba do działań<br />
parateatralnych; osoba występująca jak drag queen<br />
uważa swoją aktywność za pewien rodzaj aktorstwa.<br />
Samo słowo drag to akronim od „dressed as<br />
a girl” – „ubrany jak dziewczyna”.<br />
Drag queen to „przebrana królowa”. Etymologia<br />
słowa „queen” nie jest jasna, może wywodzić się<br />
ze slangu elżbietańskiego bądź nawiązywać do balów<br />
drag z początków XX-wieku, podczas których<br />
mężczyźni wcielali się w postaci kobiece przy pomocy<br />
ekstrawaganckich strojów.<br />
Podczas drag queen show artysta, przebrany<br />
w kolorowy, błyszczący strój, wykonuje kilka utwo-<br />
Dobrosława Marszałkowska<br />
rów muzycznych z playbacku, uzupełniając udawany<br />
śpiew improwizowanymi scenkami, podczas<br />
których nawiązuje dialog z publicznością.<br />
Przedstawienia drag queens nie ograniczają się<br />
jednak do zwykłego przebierania, a mimetyzm nie<br />
odgrywa roli dominującej.<br />
Judith Butler, w pracy zatytułowanej „Gender<br />
Trouble”, dowodzi, iż wizerunek drag queen jest<br />
bardzo trafnym egzemplum argumentującym tezę<br />
o performatywności płci. Działalność aktorów,<br />
odgrywających w przerysowany sposób kobiecość,<br />
miałaby więc negować przesłanki o esencjonalnym<br />
charakterze płciowości.<br />
Oczywiście stanowisko Butler jest dość radykalne,<br />
wynika bowiem z konstruktywistycznego<br />
pojmowania kategorii płci. Konstruktywiści nie<br />
poprzestają na prostym rozróżnieniu: płeć biologiczna<br />
– płeć kulturowa. Zdaniem zwolenników tej<br />
teorii oba określenia są konstruktem, ponieważ sam<br />
fakt nazwania noworodka chłopcem czy dziewczynką<br />
ma charakter perfomatywu, a więc wypowiedzi<br />
o funkcji sprawczej. Jak twierdzi Butler „performatywność<br />
nie jest pojedynczym aktem, ale powtarzaniem<br />
całego zestawu norm, które służy osiągnięciu<br />
pewnego celu – zmaterializowaniu ideału płci kulturowej,<br />
kobiecości czy męskości”.<br />
Tożsamość człowieka jest płynna, podlega<br />
zmianom, o jej charakterze nie stanowi istniejący<br />
a priori zbiór cech.<br />
Dekonstrukcja płciowości proklamowana jest<br />
przez różnych teoretyków, to jeden z głównych<br />
punktów programowych queer studies. Badacze queer<br />
są zresztą niechętni wobec jakichkolwiek binarnych<br />
opozycji czy ustalaniu niezmiennych w istocie<br />
51
D a l e j<br />
próba eseju<br />
52<br />
kategorii, typu: kobiecość, homoseksualizm, narodowość<br />
czy płeć kulturowa. Są to pojęcia wskazujące<br />
na przedmiotowy charakter tożsamości, tymczasem<br />
zgodnie z queerowym sposobem myślenia jednostka<br />
„konstruuje” siebie poprzez odgrywane w życiu<br />
codziennym spektakle i wybierane do nich środki<br />
– stroje, gesty, słowa. Gra z konwencjami, parodiowanie,<br />
przekorne podejście do własnej tożsamości<br />
miałyby pomóc w zdekonspirowaniu sztywnych<br />
konfiguracji, pozwoliłyby na odsłonięcie ubóstwa<br />
opozycyjnego układu. Aktorstwo drag queens możnaby<br />
więc uznać za wcielanie teorii w życie.<br />
Kobieta w wydaniu drag queen to istota groteskowa.<br />
Wyzywający, jaskrawy strój; wysokie szpilki<br />
na platformach; bujna peruka; sztuczne rzęsy i bardzo<br />
mocny makijaż utrzymane są oczywiście w estetyce<br />
kiczu. „Make up” w tym wydaniu ma funkcję<br />
sprawczą, nie tyle zasłania, co tworzy. Nie tuszuje<br />
męskich rysów twarzy, jest to naniesienie elementów<br />
nowych.<br />
Mocno przerysowane są także gesty oraz mimika.<br />
Niczym profesjonalna uwodzicielka drag queen<br />
posyła w stronę publiczności powłóczyste spojrzenia,<br />
trzepocze rzęsami, miękko i zgrabnie porusza<br />
się na obcasach. Eksponowanie walorów kobiecości<br />
oraz bezpruderyjne zachowanie sprawiają, iż nasuwają<br />
się pewne asocjacje między bohaterką spektakli<br />
drag a gwiazdą filmów porno. Nie bez przyczyny<br />
Ewa Kasprzyk wykorzystała podobną kreację<br />
w monodramie „Patty Diphusa” wg tekstu Pedro<br />
Almodovara.<br />
Warstwa leksykalna współgra z kostiumem<br />
drag. Podczas występu aktor nie sili się na wysublimowane<br />
słownictwo, dominuje styl potoczny,<br />
miejscami ocierający się o wulgarność. Dialogi, nawiązywane<br />
między twórcą a odbiorcami, odnoszą<br />
się przede wszystkim do sfery seksualnej rozmawiających.<br />
Wykonawca dzieli się w wypowiedziach<br />
„pikantnymi” szczegółami na temat własnych preferencji,<br />
a oglądający, zaangażowani w widowisko<br />
na różnych poziomach, chętnie opowiadają o własnych<br />
doświadczeniach. Istotnym jest fakt, iż aktor<br />
nie ukrywa podczas owych rozmów swojej płci<br />
biologicznej, zacierając w ten sposób granice sztuki<br />
i codzienności. Jednocześnie sami artyści często<br />
podkreślają, że spektakl kończy się wraz ze zmyciem<br />
makijażu i zdjęciem kostiumu. Takie deklaracje dowodziłyby<br />
nie istnieniu powiązań między wyglądem<br />
i zespołem zachowań, które pozwalają „stworzyć”<br />
sceniczną postać kobiety, a seksualnością performera.<br />
Innymi słowy – „kobiecość” buduje się poprzez<br />
socjalizację, żeńskość nie wynika z anatomicznomorfologicznych<br />
uwarunkowań.<br />
Elementem, dopełniającym tak kreowany wizerunek,<br />
jest muzyka. Odpowiedni podkład muzyczny<br />
współtworzy partie reżyserowane. Aktorzy<br />
posługują się utworami „ikonicznymi”; preferowane<br />
są piosenki z gatunku pop, najbardziej efektowne<br />
wydają się być utwory sztandarowe: „I`m every<br />
woman” czy „ I will survive”. Powszechnie znane,<br />
o prostej linii melodycznej i estetyce nawiązującej<br />
do lat osiemdziesiątych, pozwalają na uwypuklenie<br />
parodystycznego aspektu widowiska.<br />
Sztuczność, wyolbrzymianie pewnych działań,<br />
a także kiczowe elementy wskazują na wyraźny<br />
związek spektakli drag ze zjawiskiem kampu. Geneza<br />
tego terminu nie jest sprecyzowana, niemniej<br />
jednak różne wyjaśnienia etymologiczne mają pewien<br />
wspólny mianownik. Andrew Ross doszukuje<br />
się źródeł słowa we francuskim określeniu se camper<br />
– „przybierać pozy” lub „popisywać się”. Bruce<br />
Rodgers z kolei zakłada, iż kamp ma bezpośredni<br />
związek z szesnastowiecznym angielskim slangiem<br />
teatralnym, w którym termin ten określał aktora<br />
płci męskiej, przebranego w kobiecy strój; nawiązującym<br />
do francuskiego la campagne (wieś), ponieważ<br />
artyści z wędrownym trup podobno ubierali się<br />
jak wieśniaczki. Dzisiejsze rozumienie kampu pozwala<br />
mniemać, iż obie koncepcje są uzasadnione.<br />
W najbardziej znamiennym eseju, charakteryzującym<br />
zjawisko, Susan Sonntag określa kamp<br />
jako rodzaj estetyzmu, pewnej wrażliwości, łączący<br />
się z kategorią smaku:<br />
„Kamp (...) jest sposobem widzenia świata jako<br />
zjawiska estetycznego. Taki sposób – sposób kampu<br />
– nie widzi świata w kategoriach piękna, lecz w kategoriach<br />
sztuczności, stylizacji”.<br />
Kamp pierwotnie określał afektowane zachowanie<br />
na ulicy, odnosił się do zniewieściałego wyglądu,<br />
zachowań przesadnie stylowych. Wzorem dla kampu<br />
miały być działania dandysa, które jednak traktowało<br />
się z dużym dystansem, przez pryzmat ironii.<br />
Życie pojmowano w kategoriach roli, którą należy<br />
odegrać.<br />
Kamp demaskuje stereotypowość; w przypadku<br />
crossdressingowych twórców, seksualną.
W występach drag queens kampowe byłyby<br />
więc wszelkie próby demaskacji własnej płci, jak<br />
również przesadna ekspresja, mająca na celu uwydatnienie<br />
cech płci przeciwnej.<br />
Niektórzy artyści drag rozszerzają twórczość<br />
o specyficzne działania, które również można uznać<br />
za kampowe. Japoński drag queen – Yasumasa<br />
Morimura – znany jest z niecodziennych wcieleń.<br />
Jego aktywność nie skupia się na scenicznych konkretyzacjach,<br />
ogranicza się głównie do malarskich<br />
trawestacji. Wykorzystując prace najsłynniejszych<br />
malarzy tworzy własne portrety, przykładem „transformacja”<br />
Yasumasy w „Olimpię” Maneta czy „Infantkę”<br />
Velazqueza.<br />
Kampowy artyzm często sięga po przedmioty<br />
czy teksty kultury z minionych epok. Gra z konwencjami,<br />
dystansowanie się do tychże, pozwala nie<br />
tylko na dekonstrukcję schematowości. Dzięki swoistej<br />
destrukturalizacji uzyskuje się „kompilacyjne”<br />
twory o nowej jakości.<br />
Yasumasa posługuje się dziełami nacechowanymi<br />
samymi w sobie. Jego trawestacji sposób<br />
kontemplować w oderwaniu od oryginałów. „Przeistoczenie”<br />
w Olimpię czy Infantkę sprawia, iż postrzegamy<br />
twórcę przez pryzmat cech bohaterek<br />
obrazów.<br />
Kolaże japońskiego artysty dowodzą stereotypowości<br />
oraz możliwości wypreparowania pewnych<br />
cech, stanowiących w powszechnym mniemaniu<br />
o kobiecości. Morimura nie tworzy spektakli teatralnych,<br />
wykorzystując jednak sztukę malarską,<br />
a więc system znaczeniowo wtórny, odsłania umowność<br />
tego, co przedstawiane.<br />
Najbardziej powszechną formą praktykowania<br />
artyzmu przez drag queens są jednak widowiska,<br />
odbywające się w lokalach. Występy mają być atrakcyjnymi<br />
dla jak największej liczby widzów, należą<br />
raczej do rozrywek o komercyjnym charakterze.<br />
Mimo to nie sposób zaprzeczyć, iż tego typu wydarzenia<br />
są popularne jedynie w wybranych grupach<br />
społecznych, przede wszystkim uczestniczą w nich<br />
przedstawiciele mniejszości seksualnych. Nie musi<br />
być to skutkiem upodobań, wynika głównie z formy<br />
spektakli. Mają one otwartą strukturę; jak już<br />
zostało zasygnalizowane, sporą część zajmują<br />
elementy improwizowane. Ważne jest więc, by<br />
w miarę możliwości przewidzieć reakcje odbiorców.<br />
Artysta drag queen często utożsamiany<br />
Dalej<br />
jest błędnie z transwestytą, a zachowania tego ostatniego,<br />
niestety, nie cieszą się powszechnym zrozumieniem,<br />
dlatego też bezpieczniej zapraszać publikę<br />
tolerancyjną.<br />
Owo „reżyserskie niedopracowanie” ma jednak<br />
również inne skutki. Strukturę tę bowiem można<br />
do pewnego stopnia identyfikować z formą happeningu,<br />
jako wydarzenia, podczas którego tworzy<br />
się rzeczywistość za pomocą aktów odtwórczych.<br />
We współczesnej niemieckiej sztuce happeningu<br />
wykorzystuje się m. in. maskarady, mające na celu<br />
przedstawić kulturowy charakter płci. Akcja jednego<br />
z pierwszych spektakli grupy „Megamorphosen”<br />
dzieje się na wybiegu, który staje się w kontekście<br />
wydarzeń scenicznych symbolem ujednolicenia.<br />
Artysta drag queen również wchodzi w rolę,<br />
odtwarza; poprzez sposób poruszania się, gestykulację,<br />
formułowanie wypowiedzi wskazuje na fakt,<br />
iż są to pewne schematy zachowań, a kobiecość jest<br />
tylko pewnym przebraniem.<br />
Wykorzystanie podobnych zabiegów obserwuje<br />
się w teatrze, można by więc uznać, iż dekonstrukcja<br />
kategorii płci przez wykonawców drag queens<br />
odbywa się także wyłącznie na poziomie zewnętrznym,<br />
nie odnosi się do „esencji”. Ograniczenie ramami<br />
teatralnej konwencji, zdaniem Judith Butler,<br />
separuje od życia codziennego; teatr byłby więc tylko<br />
„fikcją”.<br />
O wymowie spektakli drag queens decyduje jednak<br />
ich specyficzny charakter. Są to widowiska sytuujące<br />
się na pograniczu teatru. Teatralność zachowań jest<br />
widoczna, ale osobliwy jest cel zastosowania tego środka,<br />
dzięki niemu sam spektakl zostaje umiejscowiony<br />
w pozycji „meta” do działań życia codziennego. Ironiczne<br />
zdystansowanie się pozwala na odsłonę konstrukcji<br />
„zwyczajnych” zachowań.<br />
Ponadto przebranie się za kobietę nie buduje jednego<br />
czy kilku wątków, nie jest tylko jednym z elementów,<br />
funkcjonującym równorzędnie wobec innych. Kobiecy<br />
strój decyduje, w przypadku występów drag queens,<br />
o perspektywie odbioru. Istotna jest groteskowość na<br />
wielu poziomach – z jednej strony przejaskrawienie<br />
w kostiumie, z drugiej interferencja pierwiastków męskich<br />
i żeńskich. Mężczyzna odgrywający „królową” nie<br />
próbuje maskować fizycznych cech, uznawanych za męskie<br />
– rozbudowanych mięśni, silnie zarysowanej szczęki,<br />
niskiego głosu – i bynajmniej nie jest to związane<br />
z chęcią zerwania z iluzyjnością.<br />
53
D a l e j<br />
próba eseju<br />
54<br />
Widownia podczas drag queen show zachowuje<br />
się niezwykle ekspresyjnie, wchodzi w dialog z występującym<br />
nie tylko na prośbę tegoż. Twierdzenie, iż taki<br />
występ można określić jako schechnerowski spektakl<br />
jednego aktora, byłoby więc nie do końca zasadne.<br />
W istocie aktorów mamy wielu, a ich pojawienie się ma<br />
decydujący wpływ na klasyfikowanie widowiska.<br />
Udział publiczności w przedsięwzięciu sprawia<br />
bowiem, że nie do końca klaruje się, co jest akcentem<br />
teatralnym, a co już nie podlega fikcyjności. Wypowiedzi<br />
drag queen mogą być reżyserowane, ale widzowie<br />
zwykle nie silą się na brak szczerości.<br />
Tak poprowadzony dyskurs potwierdza tezę o konwencjalności<br />
zachowań i umowności w ich nazywaniu,<br />
a co za tym idzie wskazuje na ich performatywność.<br />
Uczestnicy spektaklu nie dzielą się refleksjami, nad<br />
którymi pracowali pod kątem merytorycznym. Jednocześnie<br />
świadomość, iż są obserwowani, stają się<br />
elementem występu; ma wpływ na to, jak komunikują.<br />
Wytwarza się więc sytuacja pewnego napięcia,<br />
czas i miejsce akcji determinują „teatralną” wymo-<br />
wę całego procesu, który jednak jest do pewnego<br />
stopnia zdarzeniem przypadkowym. Artyści drag<br />
queens zapraszają do wspólnej „gry” w wyniku czego<br />
„przenoszą” aspekt teatralizacji na codzienność.<br />
Ta perspektywa jest już bardzo bliska tezie o performatywnym<br />
charakterze płciowości.<br />
Sposób konstruowania „kobiecości” przez drag<br />
queen można więc uznać za dowód argumentujący<br />
twierdzenie o kulturowym charakterze kategorii<br />
płci żeńskiej (generalnie kategorii płci). Zdystansowanie<br />
się do przedsięwzięć, które na co dzień<br />
uznaje się za naturalne i zdeterminowane biologicznością,<br />
pozwala na wyabstrahowanie owych<br />
zachowań i oderwaniu tychże od sfery „organicznej”.<br />
Odgrywanie kobiety w sposób groteskowy<br />
i metatekstowy sprzyja odnalezieniu wtórności<br />
znaków oraz odejściu od poszukiwań esencji, która<br />
stanowiłaby o tożsamości jednostki. „Nie rodzimy<br />
się kobietami – stajemy się nimi”, powtarzając za<br />
Simone de Beauvoir.<br />
Doborsława Marszałkowska
Jak kobieta<br />
Stwierdzenie, iż występy drag kingowe 1 zawierają<br />
w sobie elementy widowiskości trąci<br />
truizmem. Lecz niewzruszona banalnością tego<br />
spostrzeżenia, sprecyzuję: celem niniejszego<br />
tekstu jest wskazanie na charakterystyczne elementy<br />
tego stosunkowo nowego zjawiska we<br />
współczesnej kulturze społecznej. Aby wiedzę<br />
praktyczną zdobytą przez zespoły drag kingowe 2<br />
odziać w konceptualny gorset, w toku analizy<br />
zostanie przywołana teoria performance’u.<br />
Definicja drag king show<br />
Angielskie wyrażenie „drag king” przywodzi<br />
na myśl kobietę, która wkłada męski kostium<br />
i występuje na scenie w roli mężczyzny. Przy czym<br />
takie działanie, mylnie kojarzone z transseksualizmem,<br />
nie wyraża potrzeby trwałej zmiany tożsamości<br />
płciowej: po wstępie następuje „ściągnięcie<br />
maski” 3 . Powyższa definicja okazuje się jednak<br />
1 Budzi wątpliwości poprawna pisownia terminu drag<br />
king. W tekstach pojawiają się formy: dragkingowy<br />
i drag kingowy, w deklinacji natomiast to zapożyczenie<br />
odmienia się zarówno z regułami języka polskiego (drag<br />
kingi, drag kingiem, drag kingów) jak i języka angielskiego<br />
(grupa drag kings). W niniejszej pracy proponuje się<br />
pisownię rozłączną, zgodną z odmianą języka polskiego.<br />
2 „Od końca lat osiemdziesiątych w USA kobiety weszły<br />
na scenę cross-dressingową z drag king show, przebierając<br />
się za mężczyzn. […] W Polsce scena drag king zaczyna<br />
się kształtować.” Katarzyna Szustow, Drag queen. Boska<br />
dekadencja, „Didaskalia”, nr 63, 10/2004, 62. Obecnie<br />
w Polsce najbardziej znane zespoły drag kingowe to<br />
Warsaw Boyz i DaBoyz. Za: Anna Laszuk, Dziewczyny-<br />
,wyjdźcie z szafy!, Płock, Fundacja Lorga, 2006, s. 213.<br />
Strona internetowa zespołu drag kingowego Da Boyz:<br />
http://daboyz.pl<br />
3 Magda z DaBoyz mówi: „Uwielbiam przebierać się za<br />
Dalej<br />
stwarza mężczyznę...<br />
o widowiskowości w występach<br />
Drag Kingów<br />
Ilona Koguciuk<br />
niepełna, bowiem drag king często występuje<br />
w kobiecej kreacji i - co istotne - robi to celowo.<br />
Przedstawiając obraz ‘męskości’, to znów ‘kobiecości’<br />
wykonawczyni ról społecznych zmusza widza<br />
do refleksji na temat tożsamości płciowych, których<br />
dwubiegunowość okazuje się wysoce umowna:<br />
„Z definicji powinien to być show ukazujący<br />
męskie cechy na scenie, ośmieszający męski sposób<br />
zachowania i sposób ubierania. Jednakże dużo<br />
dziewczyn, które robią drag kingi, występuje też<br />
na scenie w kreacjach kobiecych. Często się zdarza,<br />
że przebierają się najpierw za jedną płeć, potem<br />
przechodzą płynnie do drugiej i na odwrót. […]<br />
Taka zabawa z płcią jest szalenie potrzebna, żeby<br />
ludzie wiedzieli, że nie jesteśmy przypisani tylko<br />
do jednego rodzaju zachowań i do jednego rodzaju<br />
ubioru. Każdy ma prawo zachowywać się i ubierać<br />
jak mu się podoba. Patrząc na spektakl jest łatwiej<br />
to zaakceptować i przyjąć do wiadomości niż widząc<br />
to w codziennym życiu” 4 . [DK Morfi, zespół<br />
Da Boyz]<br />
Ostatecznie kwestię tożsamości płciowych manifestującą<br />
się w przedstawieniach drag kingów<br />
pozostawmy krytyce gender studies, analizie pod<br />
faceta. Ale to nie znaczy, że chciałabym zmienić płeć!”.<br />
Por. Elżbieta Turlej, Drag king. Kobieca prowokacja<br />
w męskich ciuchach, „Świat Kobiety”, nr 10, 2006. http://<br />
kobiety-kobietom.com; „Nie znaczy to wcale, że chciałabym<br />
być mężczyzną, wręcz przeciwnie, cieszę się z faktu<br />
bycia kobietą.” [wypowiedź i opinia Kasi Smułek, feministki,<br />
uczestniczącej w warsztatach drag kingowych].<br />
http://www.gender.umk.pl/<br />
4 Wywiad z Drag King Morfi, Strona internetowa zespołu<br />
drag kingowego Da Boyz. http://daboyz.pl<br />
55
D a l e j<br />
próba eseju<br />
56<br />
kątem seksualności 5 . Zwłaszcza, że do tej pory za<br />
przedmiot jej badań stawiano niemal wyłącznie<br />
występy drag queen (mężczyzn wkładających kostium<br />
kobiecy).<br />
Widowisko drag king w szerszym ujęciu<br />
można określić jako przyjmowanie na scenie „zachowań,<br />
które kulturowo są zarezerwowane dla<br />
mężczyzn” 6 . Lecz co rozumieć przez określenie<br />
zachowania kulturowe? Czy współczesne formy<br />
„przebieranek” wyrastających z kultury europejskiej<br />
i azjatyckiej kontrastują ze sobą? Zestawienie<br />
japońskiego zespołu Takarazuka Revue z europejskimi<br />
praktykami sceny drag pozwoli na uściślenie<br />
przywołanej definicji.<br />
Takarazuka Revue to nazwa istniejącego od<br />
początków XX wieku japońskiego teatru, w którym<br />
wszystkie role odgrywają kobiety 7 . Otokoyaku<br />
to aktorka, która występuje na scenie wyłącznie<br />
w rolach męskich 8 , formalnie odpowiada<br />
zatem definicji drag king. Jednak różnice między<br />
zachodnioeuropejskimi a japońskimi „przebierankami”<br />
damsko męskimi sytuują się na innych<br />
płaszczyznach: japoński formalizm – europejska<br />
„dowolność” bez pretensji artystycznych (1), stąd<br />
przemieszczenie akcentów w odbiorze: w kulturze<br />
japońskiej, w której tradycja rezerwowała role<br />
wykonawców dla mężczyzn, spektakl wywołuje<br />
efekt „piękny”, natomiast na Zachodzie występ<br />
drag king charakteryzuje ironiczny dystans i efekt<br />
„kampowy” 9 (2), co za tym idzie, pojawiają się<br />
5 Zainteresowanych odsyła się do pozycji Judith Butler<br />
„Gender Trouble”, która ukazała się w Nowym Jorku<br />
w 1990 r. Źródło polskie: Judith Butler, Zapis na ciele,<br />
performatywna wywrotowość, [w:] Antropologia widowisk.<br />
Zagadnienia i wybór tekstów, [oprac.] A. Chałupnik,<br />
W. Dudzik, M. Kanabrodzki, L. Kolankiewicz,<br />
Warszawa 2005, s. 585-596.<br />
6 A. Laszuk, op.cit., s. 206.<br />
7 Takarazuka stanowi żeński odpowiednik kabuki,<br />
tradycyjnej formy teatru japońskiego, który od XVII<br />
wieku prezentuje spektakle w całości zmaskulinizowane.<br />
Dictionnaire encyclopédique du Théâtre, A-K, red.<br />
Michel Corvin, Paris 2006, In extenso, s. 907-908 [hasło<br />
encyklopedyczne: Kabuki]. Tłumaczenie własne.<br />
8 Obecnie teatr zatrudnia ok. 400 aktorek odtwarzających<br />
role męskie i żeńskie (musumeyaku). Informacje<br />
o teatrze Takarazuka za: Joanna Bator, Tarazuka. Teatr<br />
kobiecej płci i męskiego rodzaju, [w:] Gender. Konteksty,<br />
pod red. Małgorzaty Radkiewicz, Kraków 2004, s.<br />
155-168.<br />
9 Wrażenie sztuczności, upozowania, przestylizowania<br />
odwołujące się do definicji kampu, stylistycznej<br />
rozbieżności w funkcji (3) i naturze tych przedstawień<br />
(4).<br />
„Kata, czyli kodeks zachowań właściwych kobiecemu<br />
albo męskiemu rodzajowi” 10 , obowiązujący<br />
uczennice szkoły muzycznej Takarazuka nie<br />
istnieje w kulturze zachodniej. Do osiągnięcia<br />
sformalizowanej „sztuczności” w Kraju Kwitnącej<br />
Wiśni potrzeba umiejętności i kunsztu 11 . W Europie<br />
brakuje wzorców, drag king tworzy swój<br />
show jak projekt autorski, w którym męski sposób<br />
zachowania się nie trzyma się sztywnych reguł,<br />
ani nie odsyła do żadnego prototypu 12 . Ponadto<br />
występ drag king, w przeciwieństwie do spopularyzowanej<br />
Takarazuki, sytuuje się na marginesie<br />
wydarzeń społecznych i nie pretenduje do rangi<br />
sztuki. Stąd wynika przeniesienie punktu ciężkości<br />
z efektu ‘pięknego’ na ‘kampowy’. Intencję<br />
rozrywkową i parodystyczną, w przedstawieniu,<br />
w którym w głównej mierze, lecz nie zawsze, występują<br />
lesbijki oraz feministki uzupełnia funkcja<br />
ideologiczna 13 :<br />
„Chcę też pokazywać feminizm na scenie.<br />
[…] Obnażanie męskich atrybutów jest jak obraza<br />
patriarchatu. […] Dla mnie natomiast większe<br />
znaczenie mają występy drag kingowe, ponieważ<br />
są uwikłane w politykę, feminizm, mówią o gender”<br />
14 . [DK Morfi, zespół Da Boyz]<br />
„Dziewczyny zaczynają zachowywać się ostro<br />
w stosunku do siebie, mają odwagę się kłócić, po-<br />
dominanty określanej przez Susan Sontag, która rozpoczęła<br />
dyskusję na ten temat, jako „umiłowanie tego, co<br />
nienaturalne”. Susan Sontag, Notatki o kampie, [tłum. W.<br />
Wartenstein], „Literatura na Świecie”, 09/1979, s. 307.<br />
10 J. Bator, op.cit., s. 162.<br />
11 Żeby sprecyzować ową „sztuczność” warto przywołać<br />
specyfikę teatru kabuki: „Nie bez powodu stawiano<br />
grację i wdzięk aktorów kabuki za wzór do naśladowania<br />
dla rzeczywistych kobiet: „sztuczna” kobieta jest<br />
estetycznie doskonalsza od prawdziwej tak, jak drzewko<br />
bonzai przewyższa pod tym względem drzewo, którego<br />
piękno jest naturalne”. Ibidem, s. 158.<br />
12 „Zazwyczaj zaczynam od wyboru piosenki. Potem<br />
staram się dopasować strój do osoby, która tą piosenkę<br />
wykonuje. Dopiero później zastanawiam się jak mam<br />
się poruszać i co mam z tą osobą faktycznie na scenie<br />
robić.” [DK Morfi, zespół Da Boyz]. Wywiad z Drag<br />
King Morfi, op.cit.<br />
13 „Dobra zabawa też jest ważna, ale nie najważniejsza.<br />
[…] Drag kingi natomiast starają się ośmieszyć stereotyp<br />
męskiego macho poprzez parodiowanie męskiego wyglądu<br />
i zdecydowanych, zadufanych w sobie męskich słów<br />
i gestów.” Ibidem.<br />
14 Ibidem.
kazują agresję. […] Drag king jest jak wyzwolenie.<br />
Wchodzisz w nową skórę, więcej ci wolno” 15 .<br />
[Megi, prowadzi warsztaty drag kingowe]<br />
Do japońskich fanek Takarazuki osadzonych<br />
w patriarchalnie urządzonym społeczeństwie jeszcze<br />
dosadniej przemawiają względy kontestacyjne<br />
16 :<br />
„[Otokoyaku] jest bardzo silną kobietą […].<br />
Robi różne rzeczy i zachowuje się tak, jak kobietom<br />
nie wolno w naszym społeczeństwie” 17 .<br />
Wielkie inscenizacje przy akompaniamencie<br />
orkiestry, zawierające elementy musicalu, rewii<br />
i kabaretu, przedstawienia, w których forma<br />
przesłania treść oraz aktorki tancerki zachowujące<br />
się na scenie nadzwyczaj dyskretnie w momentach<br />
damsko męskiego zbliżenia - azjatycka forma<br />
przedstawienia zupełnie odbiega od modelu<br />
europejskiego, gdzie podstawę występu stanowi<br />
wykonywana z playbacku piosenka, której towarzyszy<br />
odpowiednia mimika i gest, dopasowany<br />
do kontekstu strój, choreografia (czasami w układach<br />
grupowych), makijaż imitujący zarost.<br />
W Europie kobiety przebrane za mężczyzn występują<br />
solowo lub w zespołach. „Tancerki” drag<br />
kingowe demonstrują seksualność: markują penis<br />
za pomocą skarpetek, a żeby mieć „płaską klatę”<br />
- krępują biust 18 .<br />
Definicja drag king show po transkulturowym<br />
porównaniu zostaje osadzona w kulturze zachodniej<br />
19 ; odwołuje się do zjawiska scenicznego<br />
o charakterze marginalnym, w którym kobieta,<br />
15 Laszuk, op.cit., s. 212.<br />
16 Marginalna pozycja kobiety w patriarchalnym społeczeństwie<br />
japońskim sprawia, że tam, gdzie pokazywanie<br />
na scenie wzoru kobiecości przypada w udziale<br />
onnagata, mężczyźnie występującemu w kabuki w kreacji<br />
kobiecej, Takarazuka - teatr kobiecy cieszy się tak<br />
wielką popularnością. J. Bator, op.cit., s. 159.<br />
17 Odpowiedź jednej z fanek Takarazuki na pytanie<br />
o przyczynę fascynacji ulubionym otokoyaku. Ibidem, s.<br />
166.<br />
18 E. Turlej, op.cit. Por. przyp. 2.<br />
19 Głównie europejska, ze względu na przytaczane<br />
źródła polskie, które bezpośrednio odwołują do wzorców<br />
zachodnioeuropejskich. Wypowiedź Marty z drag<br />
kingowego zespołu Warsaw Boyz: „Kiedy odkryłyśmy<br />
z Asią [drugą członkinią zespołu], czym są drag kingi,<br />
od razu wiedziałam, że chcę to robić. Uczestniczyłyśmy<br />
obie w dragkingowych warsztatach podczas obozu Girlz<br />
Get United w Niemczech. Oglądałyśmy na wideo pokaz<br />
niemieckiej grupy, zaczęłyśmy rozważać możliwość podobnych<br />
występów w Polsce.” A. Laszuk, op.cit., s. 207.<br />
Dalej<br />
występująca na scenie solowo lub zespołowo, jest<br />
przebrana i ucharakteryzowana tak, żeby wyglądać<br />
jak mężczyzna. Podczas występu tańczy do<br />
piosenki „z plejbeku” i przyjmuje zmaskulinizowane,<br />
stereotypowe zachowania. Taki show charakteryzuje<br />
ironiczny dystans. Drag king zabawia<br />
publiczność, a ponadto chce obalać stereotypy<br />
płciowe i społeczno polityczne.<br />
Z teorii performance’u<br />
Teoria performance nie istnieje. Jednakże wielu<br />
niekonwencjonalnym wydarzeniom artystycznym<br />
nadano właśnie tę etykietę. Niewątpliwie<br />
dla tego terminu zbawienne pozostaje definicyjne<br />
niedookreślenie, brak wyraźnych konturów teoretycznych.<br />
Nie dziwi więc, że w nurt performance<br />
wpisują się prezentacje sztuki żywej - manifestacje,<br />
akcje, demonstracje – czerpiące inspiracje<br />
z wielu dziedzin sztuki, wyrastających z artystycznych<br />
i kontrkulturowych źródeł. Performance,<br />
odwołując się do dominant nurtu wskazanych<br />
przez Grzegorza Dziamskiego, opiera się, między<br />
innymi, na afirmacji indywidualizmu twórcy powstałej<br />
wskutek wykorzystania ciała jako materiału<br />
i środka wypowiedzi artystycznej (w tym celu<br />
wykonawca operuje często „ciałem plastycznym”)<br />
(1); oprócz tego performance, który wywodzi się<br />
z angielskiego czasownika to perform, cechuje<br />
charakter ludyczny (2) oraz aspekt „dziania się”<br />
(3). „Dynamiczne” znaczenie etymonu można<br />
odczytać wąsko - jako teatralizację zachowań<br />
społecznych, a szerzej - wskazać na semiotyczny,<br />
budujący znaczenia aspekt ludzkiego „działania”,<br />
powtarzanego i narzucanego przez kulturę performatywu<br />
(ta interpretacja wiedzie ku studiom<br />
genderowym)” 20 .<br />
Performance traktuje ciało nader osobliwie 21 .<br />
Aktor-performer posługuje się ciałem nie tyle<br />
w sposób „pozacodzienny”, jak chciałby rzec Eugenio<br />
Barba 22 , co celowo wykorzystuje „własne<br />
20 Grzegorz Dziamski, Performance, czyli otwarcie na<br />
codzienność życia, [w:] idem, Awangarda po awangardzie,<br />
Poznań, 1995, s. 103-129.<br />
21 Termin performance można rozumieć dwojako:<br />
jako konkretne wydarzenie artystyczne (1), oraz jako<br />
nurt współczesnej humanistyki (2). O wieloznaczności<br />
pojęcia performance szerzej w: Ewa Domańska, Zwrot<br />
performatywny we współczesnej humanistyce, „Teksty<br />
drugie”, nr 5, 2007, s. 48-61.<br />
22 Eugenio Barba, Antropologia teatru: Pierwsze hipote-<br />
57
D a l e j<br />
próba eseju<br />
58<br />
ciało jako materiał i środek wypowiedzi artystycznej”.<br />
To niejako usunięcie dzieła na rzecz twórcy.<br />
W przypadku drag king show, występ jawi się więc<br />
jako element podrzędny w stosunku do wykonawczyni,<br />
inaczej mówiąc „show” bez drag kinga nie ma<br />
racji bytu. Co więcej w widowisku performance,<br />
gdzie uwaga skupia się na ciele twórcy, jednocześnie<br />
rodzi się pytanie o jego osobowość. Wykonawcy<br />
początkowo eksplorowali własną tożsamość, by<br />
następnie skierować się ku parodii lub rozpocząć<br />
poszukiwania wśród innych tożsamości. Estetyka<br />
szoku, twórczy motor większości performance’ów<br />
to bardzo często konfrontacja tożsamości, ów rozdźwięk,<br />
wstrząs spowodowany „rozpoznaniem”<br />
przez widza anatomii wykonawcy i zewnętrznego<br />
dopasowania do odgrywanej roli płciowej 23 .<br />
Choć wydawać by się mogło, że drag king - kobieta<br />
w spodniach nie wywoła tak żywej reakcji jak<br />
mężczyzna paradujący w sukience (gdyż obowiązująca<br />
norma społeczna pozwala na wykorzystywanie<br />
w garderobie kobiecej elementów stroju męskiego),<br />
to jednak jej „przebranie” potrafi wstrząsnąć:<br />
odpowiednia charakteryzacja zmodyfikuje kontury<br />
ciała na potrzeby show, właściwie dopasowany<br />
strój ożywi odgrywaną na scenie postać i drag king<br />
wizualnie stanie się mężczyzną – a nawet atrakcyjnym<br />
mężczyzną, ponieważ nawet sztuczny zarost<br />
prezentuje się znacznie estetycznej niż umięśniona<br />
łydka starannie obleczona w kabaretki. Takie zabiegi<br />
świadczą, że wykonawcy drag, w obu przypadkach,<br />
dysponują „ciałem plastycznym”, ciałem<br />
podatnym na wszelkie modyfikacje 24 .<br />
zy, przeł. M. Berwid, „Dialog”, 1/1981, s. 94-100.<br />
23 Tak pisze Judith Butler: „W rzeczy samej, część<br />
przyjemności, zawrót głowy, który wywołuje przedstawienie<br />
drag, wynika z odkrycia radykalnej przypadkowości<br />
związku między płcią biologiczną [anatomią] i kulturową<br />
– w efekcie rozpoznania kulturowego charakteru konfiguracji<br />
tych przyczynowych całości, które nieustannie<br />
przyjmowane są za naturalne i konieczne.” J. Butler,<br />
op.cit., s. 592.<br />
24 Termin ukuty przez M. F. Rogers, która podkreśla, że<br />
nieustannie poszerza się zakres możliwości modyfikacji<br />
ciała zarówno dzięki rozwojowi technologicznemu jak<br />
i społeczno-gospodarczemu: „Plastyczne ciało wymaga<br />
zarówno pracy, jak i gry. [...] Można je ‘wyprodukować’,<br />
lecz także daje ono możliwość zabawy ozodobami, barwnymi<br />
lub ekstrawaganckimi strojami [...] jest w przeważającej<br />
mierze ciałem konsumpcjonistycznym.” Mary F.<br />
Rogers, Barbie jako ikona kultury [1999], [w:] Antropologia<br />
widowisk. Zagadnienia i wybór tekstów, [oprac.] A.<br />
Chałupnik, W. Dudzik, M. Kanabrodzki, L. Kolankiewicz,<br />
„Ania uciska [piersi] czymś w rodzaju gumowego<br />
gorsetu używanego przez kobiety do wysmuklania<br />
talii. Magda krępuje biust kilkoma rolkami<br />
elastycznego bandaża. […] Ania wypycha spodnie<br />
przy rozporku kilkoma zwiniętymi skarpetkami.<br />
- Markują członek - tłumaczy. – […]Trzeba siedzieć<br />
jak mężczyzna, z szeroko rozstawionymi kolanami.<br />
I, co jakiś czas, poprawiać sobie to „coś”<br />
w spodniach, przekładając z jednej nogawki w drugą.<br />
Zarost musi wyglądać naturalnie. Końcówki włosów<br />
(najlepiej nadają się do tego te z miejsc intymnych)<br />
dziewczyny przyklejają na żel fryzjerski do<br />
policzków i na szyję. Na to brązowy cień do powiek<br />
i […] są gotowe do występu” 25 . [Magda i Ania z Da<br />
Boyz w trakcie przygotowań do występu]<br />
Czyż te zabawy ciałem, ściśle określona czasowo<br />
próba wzięcia w nawias swojej fizyczności nie<br />
cechują również karnawału 26 ? Z tym zjawiskiem<br />
drag king show łączą przynajmniej dwie analogie:<br />
epatowanie cielesnością i charakter ludyczny, rozrywkowy,<br />
autoteliczny, będący celem samym w sobie.<br />
„Karnawał to największe święto ciała” i według<br />
Wojciecha Dudzika cielesność przejawia się w nim<br />
jako największy obiekt zainteresowania karnałowiczów<br />
27 . Nie posługując się przebraniem jak drag<br />
king, lecz w akcie „demonstrowania sztucznych<br />
atrybutów płci i wykorzystywania jednoznacznie<br />
kojarzących się rekwizytów” 28 – w takiej formie<br />
przejawiało się pragnienie odwrócenia ról płciowych.<br />
Swój najpełniejszy wymiar odnajduje w nim<br />
koncepcja „świata na opak”, owa chęć zabawy i zawieszenia<br />
reguł codziennego życia - z prostego powodu<br />
- to właśnie na biegunach płci zasadza się<br />
cała struktura ładu społecznego 29 .<br />
Warszawa 2005, s. 639-642.<br />
25 E. Turlej, op.cit. Por. przyp. 2.<br />
26 Szczegółowe zestawienie drag queen show z teorią<br />
karnawału w: Robert Kulpa, Karnawał? Kamp i gender<br />
w Drag Queen Show, „Konteksty. Polska Antropologia”,<br />
3-4, 2002. http://eprints.ucl.ac.uk/3482/1/3482.pdf<br />
27 Zamieszkujący kraje ciepłe dawali jej upust bezpośrednio<br />
w kontaktach seksualnych, a tam, gdzie warunki pogodowe<br />
nie pozwalały na obnażanie ciała w lutym wyrazem<br />
tej tendencji była zamiana ról płciowych przy użyciu<br />
odpowiednich rekwizytów. Wojciech Dudzik, Karnawały<br />
w kulturze, Warszawa 2005, s. 165.<br />
28 Ibidem, s. 165.<br />
29 „Wiadomo przecież, że na relacji między mężczyzną<br />
a kobietą w rodzinie i poza nią opiera się niemal cala<br />
praktyczna filozofia ładu społeczeństwach [...]. Występy<br />
młodych mężczyzn ubranych i zachowujących się po
Pozostając w kontekście społecznym warto<br />
zauważyć, że performance staje się kategorią<br />
opisującą powtarzalne, pojedyncze wykonania ról<br />
społecznych nie w sytuacji karnawału, lecz „w teatrze<br />
życia codziennego”, chcąc powtórzyć za<br />
Ervingiem Goffmanem 30 ; w tym węższym rozumieniu<br />
stanowi podatny grunt dla nauk społecznych<br />
i wiedzy o teatrze. Jednak pojawiające się tu<br />
i ówdzie derywaty terminu takie jak „performatyw<br />
płci”, „performatywy” w teorii aktów mowy,<br />
wreszcie performance studies, nowy dział amerykańskiej<br />
humanistyki 31 – po pierwsze potwierdzają<br />
postawioną na początku tezę o wieloznaczności<br />
pojęcia; świadczą także w sensie najogólniejszym<br />
o wyeksponowaniu znaczenia „działania” w ludzkiej<br />
interakcji ze światem. Rzecz nie nowa, bo cóż<br />
w kulturze nie jest ludzkim działaniem? – lecz<br />
prowadząca do wyraźnego podkreślenia aspektu<br />
„dziania się”, procesu zmian, a w nim wskazania<br />
na pozytywną wartość kategorii zmiany, na<br />
„aktywny (sprawczy) podmiot (podmiot performatywny),<br />
który tworzy się poprzez zmiany<br />
i powoduje konkretne zmiany w otaczającej rzeczywistości,<br />
zwłaszcza poprzez wydarzenia, ‘happeningi’,<br />
performance” 32 .<br />
* * *<br />
Pozornie drag king show i performance łączy<br />
jedynie sam występ, tytułowa widowiskowość.<br />
Niemniej jednak można stwierdzić, że wyrastają<br />
kobiecemu, często będące główną atrakcja karnawału,<br />
mogą stanowić kontynuację lub parodię typowych męskich<br />
zalotów do niezamężnych kobiet […]. Gdy wraz<br />
z mężczyznami przebranymi za kobiety staja w szranki<br />
również kobiety przebrane za mężczyzn, spirala znaczeń<br />
może się kręcić dalej niemal ad absurdum.” Norbert<br />
Schindler, Karnawał, kościół i „świat na opak”, [w:]<br />
idem: Ludzie prości, ludzie niepokorni... Kultura ludowa<br />
w początkach dziejów nowożytnych, Warszawa, 2002, s.<br />
213.<br />
30 Erving Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego,<br />
przeł. [z ang.] H. Datner-Śpiewak, P. Śpiewak,<br />
Warszawa, 2000.<br />
31 J. Butler, op. cit. Por. przyp. 4; John Austin, Performatywy<br />
i wypowiedzi konstatujące i Jak działać słowami,<br />
[w:] idem: Mówienie i poznawanie, Warszawa, 1993; E.<br />
Domańska, op. cit. Por. przyp. 20.<br />
32 E. Domańska, op. cit., s. 52.<br />
Dalej<br />
z podobnych założeń. Drag king show nawiązuje<br />
do początków performance’u – manifestacji sztuki<br />
żywej wzrosłej z happeningów – dzieli z nim<br />
kontrkulturową inspirację działań, lecz nie rości<br />
sobie pretensji artystycznych. Drag king jako<br />
performer wykorzystuje swoje ciało jako środek<br />
i materiał ekspresji artystycznej, które w sytuacji<br />
widowiska zostaje poddawane różnym modyfikacjom.<br />
Funkcja ludyczna cechująca performance<br />
jak i drag king show znajduje swój wyraz w karnawałowej<br />
atmosferze: publiczność, taniec, muzyka<br />
z playbacku... „Drugie dno” występu to chęć<br />
obalenia stereotypów płciowych oparta na teorii<br />
performatywów płci. Oprawiona w ideologiczne<br />
ramy, odpowiadające gender studies, wkracza<br />
tutaj szersza interpretacja performance’u: w drag<br />
king show performatywne działanie sceniczne<br />
wykorzystujące atrybuty płci zmierza nie tyle<br />
do przekształcenia rzeczywistości, co do zmian<br />
w świadomości widzów; zrozumienia, iż powstająca<br />
na scenie konkretna reprezentacja – tożsamość<br />
(sceniczna), została uprzednio wybrana<br />
z wachlarza dostępnych, narzuconych kulturowo<br />
zachowań społecznych określających daną tożsamość<br />
płciową.<br />
To trochę tak, jakby wiążąc wstążeczkę na<br />
ręce, wypowiedzieć to, co uczenie brzmiałoby austinowska<br />
wypowiedź performatywna: niebieski<br />
– chłopak, różowy – dziewczynka…<br />
Ilona Koguciuk<br />
59
D a l e j<br />
w stronę historii<br />
60<br />
postdramatyczne<br />
spojrzenie na teatr<br />
średniowieczny<br />
1.Wstęp<br />
Książka Hansa-Thiesa Lehmanna Teatr post-dramatyczny<br />
stanowi pewien przełom. Pomijając skrajne<br />
emocje, jakie wzbudziła w kręgach naukowych, niewątpliwą<br />
zasługą autora jest to, że jako pierwszy podjął<br />
próbę opisu zjawisk, jakie możemy obserwować we<br />
współczesnym teatrze. Stworzył on pewien język oraz<br />
kategorie pojęciowe, dzięki którym można opisywać<br />
i podejmować refleksje nad tymi zjawiskami teatralnymi,<br />
wobec których tradycyjny język wypracowany<br />
przez teatrologów okazał się niewystarczający. Niezwykle<br />
trudno jest podać spójną definicję czym naprawdę<br />
jest w rozumieniu Lehmanna teatr nazwany<br />
przez niego postdramatycznym, gdyż spektrum analizowanych<br />
przez niego zjawisk jest naprawdę bardzo<br />
szerokie. Ogromnie upraszczając, można stwierdzić,<br />
że termin ten obejmuje praktyki teatralne, których<br />
podstawowym założeniem jest, że ani akcja, ani postać<br />
jako wielowymiarowy charakter, ani dramatyczna czy<br />
dialektyczna kolizja wartości, ani nawet możliwe do<br />
zidentyfikowania figury sceniczne nie są niezbędne by<br />
stworzyć teatr 1 . Teatr postdramatyczny łamie jakiekolwiek<br />
zasady mimesis, nie tworzy fikcyjnego świata służącego<br />
do przestawienia akcji dramatycznej na scenie,<br />
„domaga się sceny rozumianej jako początek i miejsce<br />
interwencji, a nie jako przekład jakiejś rzeczywistości<br />
zewnętrznej” 2 . Teatr ten wykorzystuje elementy<br />
1 Hans-Thies Lehmann, Teatr post-dramatyczny, przeł.<br />
Dorota Sajewska i Małgorzata Sugiera, Kraków 2004, s.<br />
7-28.<br />
2 Słownik dramatu nowoczesnego i najnowszego, red. Jean-Pierre<br />
Sarrazac, przeł. Matuesz Borowski i Małgorzata<br />
Sugiera, Kraków 2007, s. 131.<br />
Jakub Papuczys<br />
innych sztuk: tańca, śpiewu, muzyki, pantomimy,<br />
teatru żywego słowa, sztuk plastycznych, światła, wideo.<br />
Każdy z tych elementów jest oddzielną kategorią<br />
estetyczną. Ma on za zadanie przede wszystkim pobudzić<br />
wyobraźnię widza, poszerzyć jego percepcję, aktywnie<br />
włączyć do uczestnictwa w spektaklu. Pozwolić<br />
mu na samodzielne budowanie sensów i znaczeń,<br />
pobudzać go do stworzenia własnego świata z materii<br />
danej przez spektakl. Tekst nie zostaje wykluczony,<br />
ale przestaje być głównym filarem i podstawą świata<br />
przedstawionego. Staje się tylko jednym z elementów<br />
dzieła teatralnego, równoważnym z muzyką, gestem,<br />
obrazem. Lehmann stwierdza: „Krok w stronę teatru<br />
postdramatycznego został postawiony w chwili, kiedy<br />
wszystkie środki teatralnego wyrazu zostały pod<br />
względem ważności zrównane z tekstem, czy też mogły<br />
obywać się bez niego” 3 .<br />
Widać więc, że jest to nazwa umowna, odnosi<br />
się do większego spektrum znaczeń, niż rola dramatu<br />
w spektaklu teatralnym. Autor sam mówi, że pragnie<br />
stworzyć nową „logikę estetyczną” w opisie teatru najnowszego<br />
4 .<br />
W pracy tej zostaną podjęte próby zastosowania<br />
kategorii, języka, mechanizmów opisu stworzonych<br />
przez Lehmanna do analizy teatru średniowiecznego.<br />
Sam Lehmann niejako do tego nakłania pisząc: „Nowopowstałe<br />
estetyki umożliwiają ukazanie w zmienionym<br />
świetle zarówno starszych form teatralnych,<br />
jak i koncepcji teoretycznych, za pomocą, których je<br />
definiowano” 5 .<br />
3 Lehmann, op. cit., s. 19.<br />
4 Ibidem, s. 21.<br />
5 Ibidem, s. 20.
Teatr średniowieczny, absolutnie nietypowy, jeżeli<br />
będziemy rozpatrywać go w kontekście historycznej<br />
ewolucji tej dziedziny sztuki świetnie się do tego zabiegu<br />
nadaje.<br />
Między teatrem rzymskim, który bezpośrednio go<br />
poprzedził, a teatrem renesansowym, który nastał po<br />
nim, stanowi on zupełnie nieprzystającą lukę i w wielu<br />
aspektach jest zbliżony do właśnie współczesnego<br />
rozumienia i praktykowania sztuki teatralnej.<br />
Oczywiście teatr średniowieczny nie był postdramatyczny,<br />
w pełnym rozumieniu, w jakim przedstawia<br />
nam je Lehmann. Można jedynie rzec, że w pewnych<br />
okresach, w pewnych aspektach zastosowanie kategorii<br />
wprowadzonych przez Lehmanna, może być ciekawe<br />
poznawczo i pozwolić spojrzeć na te aspekty teatru<br />
średniowiecznego w zupełnie nowym świetle. Taki jest<br />
też cel tej pracy. Za najbardziej zbliżone i ciekawe do<br />
takiego rozpatrywania jest posługiwanie się przestrzenią,<br />
czasem i tekstem w teatrze średniowiecznym.<br />
Warto także wspomnieć, jak bardzo początki teatru<br />
średniowiecznego są zbliżone do tego, czym dla<br />
wielu twórców ma być teatr współcześnie. Teatr obecnie<br />
pragnie wyjść z ram swej teatralności. Nie chce<br />
tworzyć iluzji, a wtapiać się w codzienność. Z drugiej<br />
strony coraz więcej zjawisk społecznych, rytuałów życia<br />
codziennego jest niezwykle teatralnych. Świadczy<br />
o tym coraz bardziej prężny rozwój takich dziedzin<br />
nauki jak antropologia widowisk czy performatyka 6 .<br />
Wielu badaczom, w znalezieniu początków teatru<br />
średniowiecznego problem sprawia to, że wiele innych<br />
aspektów życia społecznego było bardzo mocno nacechowanych<br />
teatralnością. Świetnie można uzmysłowić<br />
to sobie czytając słowa Johana Huizingi: „Miejsce to<br />
[kościół Niewiniątek w Paryżu i teren wokół niego –<br />
J.P.] było zatem dla piętnastowiecznych paryżan czymś<br />
takim, jak posępny Palais Royal w 1789 roku. Pośród<br />
nieustannych pogrzebów i ekshumacji odbywała się<br />
tam promenada, podczas której spotykali się wszyscy.<br />
Obok kostnic znajdowały się kramy, a pod arkadami<br />
gromadziły się kobiety lekkich obyczajów. Obok kościoła<br />
nie brakowało nawet zamurowanej pustelnicy.<br />
Czasem jakiś mnich z zakonu żebrzącego wygłaszał<br />
6 Zob. Richard Schechner Perforamtyka: wstęp, przeł.<br />
Tomasz Kubikowski, Wrocław 2006; Agata Skórzyńska,<br />
Teatr jako źródło ponowoczesnych spektakli społecznych,<br />
Poznań, 2007. W pracach tych analizowane są pod kątem<br />
spektaklu teatralnego m.in. akcje promocyjne w wielkich<br />
centrach handlowych czy igrzyska olimpijskie i inne<br />
imprezy masowe.<br />
Dalej<br />
kazanie na tym osobliwym miejscu, które już samo<br />
było niejako kazaniem w średniowiecznym stylu. Niekiedy<br />
jak powiada Mieszczanin Paryski, zbierała się<br />
tam procesja dziecięca, dochodząca do liczby 12500<br />
uczestników; wszyscy nieśli świece i towarzyszyli przenoszeniu<br />
relikwii świętego młodzianka do Notre-Dame<br />
i z powrotem. Urządzano tam nawet festyny” 7 .<br />
Niektórzy, jak Mauricce Accarie początków teatru<br />
średniowiecznego upatrują, właśnie w bardzo mocno<br />
teatralizowanej i udramatycznionej liturgii, podczas<br />
której gesty, mimika, oprawa plastyczna i muzyczna<br />
były dużo bardziej zaznaczone niż obecnie i dawały<br />
ogromny teatralny efekt 8 . Oto, więc już w swych początkach<br />
teatr średniowieczny tworzy bardzo wyrazistą<br />
paralelę ze współczesnością.<br />
2.Przestrzeń<br />
Przestrzeń w teatrze postdramatycznym, jest<br />
fragmentem estetyki całego spektaklu. Nie jest jedynie<br />
elementem tworzącym dany spektakl, nie buduje<br />
fikcyjnego świata na scenie. Jest czymś samoistnym,<br />
występującym autonomicznie i na równych prawach<br />
jak inne kategorie sceniczne tworzące spektakl. Przestrzeń<br />
sceny bardzo często stapia się z przestrzenią codzienną,<br />
rzeczywistą. Brak jest wyraźnego rozróżnienia,<br />
między sceną, a widownią, coraz częściej nie ma<br />
nawet samej sceny, czyli określonego wydzielonego<br />
miejsca, na którym mogli by grać aktorzy. Widzowie<br />
uczestniczą w spektaklu, a aktorzy grają między nimi.<br />
Także współczesna przestrzeń teatralna to bardzo często<br />
przestrzeń codzienności. Miasto, ulica, opuszczona<br />
fabryka, stają się często miejscami spektakli teatralnych.<br />
Powoduje to niejako ożywienie tej przestrzeni,<br />
zupełnie inne jej zaakcentowanie. Przez skierowanie<br />
na nią uwagi, mimo że bezpośrednio nie uczestniczy<br />
ona w spektaklu, staje się nośnikiem sensów, znaczeń.<br />
Następuje zniesienie granicy między rzeczywistym,<br />
a fikcyjnym doświadczeniem. Lehmann pisze,<br />
że: „Z tradycyjnie metaforyczno – symbolicznej zmieniła<br />
się ona w p r z e s t r z e ń m e t o n i m i c z n<br />
ą” 9 . Mimo teatralnego zaznaczenia przestrzeń zostaje<br />
częścią realnego świata.<br />
7 Johan Huizinga, Jesień średniowiecza, przeł. Tadeusz<br />
Brzostowski, t. 1, Warszawa 1967, s.271-272.<br />
8 Maurice Accarie, Teatr religijny i teatr świecki w średniowieczu:<br />
próba klasyfikacji, przeł. Joanna Teklik, [w:]<br />
Zwierciadło świata: średniowieczny teatr francuski, wstęp<br />
i red. Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 28-29.<br />
9 Lehmann, op. cit., s. 248.<br />
61
D a l e j<br />
w stronę historii<br />
62<br />
Teatr średniowieczny nie miał określonej przestrzeni.<br />
Nigdy nie było jednego, wydzielonego budynku<br />
przeznaczonego tylko do wystawiania przedstawienia<br />
teatralnego (specjalne pomieszczenia na zamku, które<br />
pojawiły się u niektórych książąt i władców w XIV<br />
i XV wieku były raczej sporadyczne. Tradycja teatru<br />
dworskiego, wystawianego w specjalnie określonym<br />
do tego miejscu upowszechni się dopiero w renesansie).<br />
Spektakle były grane w pomieszczeniach, przestrzeniach<br />
o innych prymarnych funkcjach, spektakl<br />
był tylko wyjątkowym przekształceniem tej przestrzeni.<br />
Co jednak najważniejsze, nawet podczas trwania<br />
spektaklu, owa przestrzeń nie traciła swych pierwotnych<br />
funkcji i znaczeń. Kościół był nadal świątynią,<br />
plac targowy miejscem, gdzie załatwiało się codzienne<br />
interesy. Z jednej strony, więc miejsce codzienne, powszechnego<br />
użytku zostawało teatralnie zaakcentowane<br />
i uzyskiwało znaczenie odmienne od powszechnego.<br />
Z drugiej strony znaczenie pierwotne przestrzeni<br />
przenikało do rzeczywistości spektaklu i pełniło ważną<br />
funkcję w przekazywaniu jego sensu i treści.<br />
Widać to już choćby w zabytku piśmienniczym<br />
Skarga umierającego. Jeżeli przyjąć, że był to dialog<br />
służący wystawieniu dramatycznemu (a zwłaszcza<br />
w przypadku wersji wrocławskiej, do której dołączona<br />
jest pieśń Dusza z ciała, wyleciała..., jest to bardzo<br />
prawdopodobne 10 – tu znowu powraca temat<br />
teatralności bardzo wielu dziedzin sztuki i życia w średniowieczu),<br />
można przypuszczać, że widowisko takie<br />
wykorzystywało przestrzeń kościoła, plac przed kaplicą<br />
– cmentarną. Wystawienie dialogu o takiej tematyce<br />
w okolicach cmentarza musiało robić piorunujące<br />
wrażenie, zacierało niemalże całkowicie ramy teatralnej<br />
10 Odwołano się tu do koncepcji Juliana Lewańskiego.<br />
Koncepcja ta opiera się na założeniu, że Skarga była literackim<br />
zapisem jakiegoś wcześniejszego udramatyzowanego<br />
ludowego obrzędu, prawdopodobnie pogrzebowego.<br />
Lewański twierdzi, że w przypadku wersji wrocławskiej,<br />
właśnie pieśń Dusza z ciała, wyleciała... narzuciła Skardze<br />
formę dramatyczną. Sugeruje on, że właśnie ta pieśń i<br />
jej budowa była echem jakiejś nieznanej ludowej formy<br />
obrzędu pogrzebowego. Ponadto zauważa, że podstawowy<br />
tekst otrzymał pięć didaskaliów teatralnych. Wystawienie<br />
przy kaplicy cmentarnej implikuje natomiast fakt, że<br />
przestrzeń sceniczna musiała być pojemna. Trzeba było<br />
ustawić łoże Umierającego, grupę Ludzi, Anioła, ewentualnie<br />
także Diabły. Dokładny opis rekonstrukcji tego<br />
obrzędu znajduje się [w:] Julian Lewański, Dramat i teatr<br />
średniowiecza i renesansu w Polsce, Warszawa 1981, s.<br />
79-88.<br />
konwencji i bardzo silnie wkraczało w rzeczywistość.<br />
Sytuację taką również zauważa Huizinga: „Nigdzie indziej,<br />
wszystko to, co przywoływało przed oczy obraz<br />
śmierci, nie zostało zgromadzone razem w sposób tak<br />
wstrząsający, jak na cmentarzu Niewiniątek w Paryżu.<br />
Tam można było, aż do trzewi zaznać dreszczu makabry.<br />
Wszystkie elementy współdziałały ze sobą, aby<br />
nadać owemu miejscu surową świętość, aby ozdobić<br />
je barwną grozą, której tak namiętnie pożądało późne<br />
średniowiecze. Już choćby sama myśl o świętych,<br />
którym poświęcone były kościół i cmentarz, o owych<br />
niewinnych dzieciach, ponoszących śmierć zamiast<br />
Chrystusa, wywoływała przez ich wstrząsające męczeństwo<br />
silne poruszenie i żarliwe emocje, w których<br />
rozkoszowała się epoka” 11 .<br />
W prawie wszystkich spektaklach religijnych<br />
przestrzeń jest orientowana według osi kardynalnych<br />
z piekłem umieszczonym na zachodzie, a rajem na<br />
wschodzie. Przestrzeń, jej usytuowanie w spektaklu,<br />
jest nośnikiem bardzo czytelnych znaków, funkcjonuje<br />
w pełni autonomicznie, jest równorzędnym jego<br />
elementem<br />
Przestrzeń rzeczywista jak plac (usytuowany<br />
w centralnym punkcie miasta), czy brama w przypadku<br />
wjazdów książęcych odsyła do przestrzeni<br />
mitycznej, idealnej, a jednocześnie jest bardzo silnie<br />
związana z rzeczywistością codzienną. Plany mityczny<br />
i realistyczny wzajemnie się przenikają, aby ujawnić<br />
porządek kosmiczny, idealną harmonię, która przez<br />
wzajemne przeplatanie się tych planów odsyła do rzeczywistej<br />
organizacji społecznej.<br />
Kościół spełniał również czysto formalne i techniczne<br />
aspekty wystawiania przedstawień. Mógł zgromadzić<br />
odpowiednią ilość wiernych, jego architektura<br />
stawała się naturalną scenografią i uzupełniała<br />
przedstawienie w niezbędne rekwizyty jak krzyż, grób<br />
Chrystusa, figury świętych. Te prawdziwe przedmioty,<br />
człony architektury, mimo że wzięte w teatralny<br />
nawias przedstawianego obrzędu nie przestawały być<br />
elementami prawdziwego kościoła, co najczęściej niezwykle<br />
potęgowało efekt wystawianego przedstawienia,<br />
jednocześnie nabierając zupełnie nowych metaforycznych<br />
znaczeń.<br />
Podobnie było z wystawianiem misteriów w miastach.<br />
W przypadku na przykład Pasji, we Frankfurcie<br />
datowanej na połowę XIV wieku w większości otaczające<br />
budynki zostają wykorzystane jako architektura<br />
11 Huizinga, op. cit., s. 270.
spektaklu. Raj zostaje umieszczony na fasadzie jednego<br />
z domów, między szczytami. Ulice prowadzące na<br />
plac natomiast zostały ograniczone bramami i służą<br />
jednocześnie jako wejście zarówno dla aktorów, jak<br />
i widzów 12 . Wystarczyło parę prostych symboli i elementów<br />
i scena sama tworzyła porządek miejskiego<br />
decorum, w którym mieszkaniec miasta doskonale<br />
się odnajdywał. Przebywał zarówno w świetnie mu<br />
znanym środowisku, jak i uczestniczył w przestrzeni<br />
spektaklu. Widownia stanowi jedynie przedłużenie<br />
przestrzeni scenicznej, nigdzie nie ma wyraźnego<br />
odgraniczenia między przestrzenią przeznaczoną dla<br />
aktorów, a przestrzenią przeznaczoną dla widzów.<br />
Świadczy o tym fakt, że aktorzy i dekoracje stoją tyłem<br />
do widowni. Spektakli średniowiecznych się nie<br />
ogląda, ale współuczestniczy w nich.<br />
Misteria pasyjne z XV wieku, które są tak naprawdę<br />
wariantem jednego tekstu podstawowego<br />
powstałego z przerobienia Meditationes Pseudo-Bonawenturego<br />
na podstawie Wulgaty oraz Złotej legendy<br />
Jakuba z Voragine, także używały dwóch planów<br />
postrzegania przestrzeni 13 . Jest ona nierozerwalnie<br />
powiązana z wyobrażeniem idealnej przestrzeni teologicznej.<br />
Misterium męki pańskiej ułożone jest według<br />
podstawowych osi kardynalnych. Tekst implikuje<br />
także fundamentalny podział przestrzeni, zarazem<br />
odsyłający do podziału teologicznego, pozwalający<br />
pogrupować postacie według ich roli w dramacie sakralnym<br />
według schematu dół – środek – góra 14 .<br />
Mamy w przypadku misteriów także do czynienia<br />
z przestrzenią codzienną wtopioną w przestrzeń<br />
spektaklu. Gospoda, więzienie, straż, kuźnia<br />
czy stolarnia ulegają zwielokrotnieniu, uczestnicząc<br />
w dwóch planach – przedstawienia i codzienności.<br />
Zjawisko to pozwala wydobyć sens moralny tego<br />
zabiegu. Przestrzeń codzienna zostaje ukazana negatywnie.<br />
Karczma jest przedsionkiem piekła, stolarz<br />
sporządza krzyż, kowal kuje gwoździe, które przebiją<br />
ciało Chrystusa, a strażnicy i żołnierze, są podłymi<br />
ludźmi bez jakichkolwiek uczuć. Posługując się formą<br />
przestrzeni, autorzy misterium dają widzom jasno<br />
12 Elie Konigson, Miasto w przestrzeni teatralnej, przeł.<br />
Patrycja Tomczak, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />
teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />
2006, s. 122.<br />
13 Elie Konigson, Przestrzeń i miejsca mitu, przeł.<br />
Barbara Walkiewicz, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />
teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />
2006, s. 153-154.<br />
14 Ibidem, s.182-185.<br />
Dalej<br />
do zrozumienia, że świat ziemski jest tylko i wyłącznie<br />
siedliskiem zła i grzechu. Nic dobrego nie można<br />
się po nim spodziewać, należy dążenia i namiętności<br />
ziemskie odrzucić na rzecz rozwoju duchowego<br />
z myślą o życiu wiecznym.<br />
Niezwykle popularnym w średniowieczu modelem<br />
przestrzeni scenicznej był teatr kolisty. Najlepszym<br />
dokumentem tej formy teatru w średniowieczu<br />
jest słynna miniatura Jeana Fouqueta Męczeństwo<br />
świętej Apolonii, stanowiąca ilustracje do Godzinek<br />
Etienne’a Chevaliera 15 . Ponownie przestrzeń stanowi<br />
element, w którym przenikają się dwa porządki:<br />
sceniczny i symboliczny. Okrąg jest przecież figurą<br />
doskonałą. Bóg w średniowieczu jest doskonałym<br />
geometrą, który tworzy wszechświat według figur<br />
uporządkowanych, czystych, podstawowych. Sztuka,<br />
rzeźba, architektura zwłaszcza kościelna jest matematyczna,<br />
kreślona według zasad kompasu i linijki. Gra<br />
na poziomie religijnym odgrywa się właśnie w idealnym<br />
wszechświecie, jest jego miniaturą. Przestrzeń<br />
jest kolista, rozdzielona przez osie kardynalne między<br />
piekłem, a niebem. Plan wszechświata staje się<br />
planem miasta. Przestrzeń odwołuje widza zarówno<br />
do idealnego, doskonałego wszechświata stworzonego<br />
przez Boga, jak i do doskonałego układu miasta<br />
zbudowanego na planie promienistym. Teatr na planie<br />
okręgu odwołuje się do przestrzeni abstrakcyjnej,<br />
jednakże w całości powstałej z modelu miejskiego 16 .<br />
Także w wystawianych w Polsce między innymi<br />
w Krakowie i Wrocławiu w XIII wieku Processio in<br />
Ramis Palmarum (Procesji na Niedzielę Palmową) 17 ,<br />
przestrzeń bardzo często przedstawiała się w dwóch<br />
porządkach: symbolicznym i realistycznym.<br />
Wejście w drzwi kościelne najczęściej oznaczało<br />
wjazd do Jerozolimy. Wchodząc do kościoła widzowie<br />
powtarzali historyczny i teologiczny moment świętego<br />
wydarzenia. Przestrzeń była jednocześnie kościołem,<br />
ale też miastem, w którym rozegrała się święta<br />
historia. Tak, jak kościół jest miejscem walki o dusze<br />
wiernych, o ich zbawienie w walce z szatanem, złem<br />
i grzechem, tak Jezus wjeżdżał do Jerozolimy na pięć<br />
15 Henri Rey-Flaud, Od mima do teatru (2), przeł. Anna<br />
Loba, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny teatr<br />
francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 88.<br />
16 Elie Konigson, Miasto w przestrzeni teatralnej, przeł.<br />
Patrycja Tomczak, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />
teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />
2006, s.142-143.<br />
17 Julian Lewański, Dramat i teatr średniowiecza i renesansu<br />
w Polsce, Warszawa 1981, s. 19-30.<br />
63
D a l e j<br />
w stronę historii<br />
64<br />
dni przed ukrzyżowaniem, aby ostatecznie wypełnić<br />
swoją misję, zbawić ludzkość, wygrać z grzechem.<br />
Wejście jest zawsze punktem granicznym, człowiek<br />
wchodząc do kościoła postanawiał oddać się w łaskę<br />
i opiekę Boga, decydował się walczyć o swoje zbawienie.<br />
Tak Chrystus przekraczając bramy Jerozolimy<br />
pieczętował ostatecznie swój los i pokazywał<br />
ludziom, że przybył w celu wypełnienia świętej misji<br />
danej mu przez Boga. Chrystus jest typem (prefiguracją)<br />
losu każdego człowieka i zostaje to przekazane<br />
właśnie poprzez przestrzeń.<br />
Identycznie sprawa przedstawia się podczas procesji<br />
Depositio Crucis (Złożenie Krzyża) 18 . Wędrówka<br />
do grobu jest procesjonalna. Droga mityczna, jaką<br />
Chrystus kroczył przed ukrzyżowaniem, jednocześnie<br />
nie przestaje być rzeczywistą drogą, jaką każdy<br />
wierny uczestniczący w obrzędzie musi przejść, aby<br />
go wypełnić. Równocześnie w porządku teologicznym<br />
znaczy drogę do osiągnięcia zbawienia.<br />
Używanie przestrzeni codziennej do przekazywania<br />
historii świętej, przeplatanie się tych dwóch<br />
porządków, pokazywało, że nawet najbardziej pospolita<br />
codzienność ma swe ukryte głębsze znaczenie<br />
i tworzyło dzieło niepowtarzalne także od strony artystycznej.<br />
Przenikanie się tych dwóch planów również<br />
stanowiło element estetyczny obrzędu.<br />
Przestrzeń, więc służy bardzo silnie do przekazywania<br />
znaczeń. Powoduje, że teatr średniowieczny<br />
ma niejako drugie dno. Miejsca dzięki działaniom<br />
teatralnym zostają zaznaczone, zostaje skupiona na<br />
nich uwaga. Powszechnie traktowane, jako kościół,<br />
plac handlowy nie wysyłały żadnych znaków semantycznych.<br />
Podczas obrzędu teatralnego miejsca<br />
te pojawiają się w nowym znaczeniu, zostało na nie<br />
rzucone nowe „estetyczne” i symboliczne spojrzenie.<br />
Przestrzeń zyskuje obecność. Staje się współautorem<br />
przedstawienia.<br />
W kontekście średniowiecznego teatru świetnie<br />
wpisuje się użyta przez Lehmanna koncepcja „przestrzeni<br />
dzielonej” 19 . Jest ona właśnie dzielona w równym<br />
stopniu przez widzów i aktorów. Widzowie<br />
mogą wchodzić i swobodnie wychodzić, jej cechą jest<br />
otwartość, nikt nie zostaje z niej wykluczony. (Taką<br />
koncepcję przestrzeni współcześnie stosuje grupa<br />
teatralna Angelus Novus). Teatr zarówno średniowieczny<br />
jak i obecny wtapia się w życie codzienne,<br />
18 Ibidem, s. 36-41.<br />
19 Lehmann, op. cit., s. 197.<br />
gdyż nie jest oddzielony żadną ramą przestrzenną.<br />
Jest dzięki brakowi rygorystycznego rozgraniczenia<br />
aktorów i widzów częścią codziennego życia i świetnie<br />
się w nie wkomponowuje.<br />
3.Czas<br />
W postdramatycznej estetyce czasu opisywanej<br />
przez Lehmanna jednym z jej składników jest utrata<br />
ram czasowych. We współczesnym teatrze coraz<br />
częściej brak jest ram zamykających spektakl. Często<br />
reżyserzy (najbardziej wyrazistym przykładem może<br />
być twórczość Roberta Wilsona) nie określają dokładnie,<br />
kiedy spektakl się zaczyna, a kiedy kończy,<br />
pozwalają na przerwy według uznania publiczności.<br />
Powoduje to niejako zaburzenie fikcji teatralnej,<br />
„aby dzięki temu zyskać nowy wymiar czasu w wielu<br />
znaczeniach tego słowa dzielonego przez aktorów<br />
i widzów jako zasadniczo otwarty proces, który pod<br />
względem struktury nie ma ani początku ani końca”<br />
20 . Powoduje to realne przeżycie dzieła teatralnego.<br />
Postdramatyczna estetyka realnego czasu powoduje,<br />
że nie sposób oddzielić czasu scenicznych wydarzeń<br />
od czasu widzów.<br />
Teatr współczesny podobnie jak średniowieczny<br />
łamie zasadę jedności czasu, tak bardzo przestrzeganą<br />
zarówno w okresie poprzedzającym teatr średniowieczny<br />
jak i następującym po nim. Zasada ta przede<br />
wszystkim porządkuje dzieło teatralne. Wtłacza go<br />
w karb ścisłych reguł i porządku. Pozwala widzom<br />
łatwiej odnaleźć się w sytuacji fikcyjnego świata.<br />
Jedność czasu wymusza także koncepcje dzieła teatralnego<br />
jako doskonałego odbicia rzeczywistości,<br />
dzieła spójnego i racjonalnego, skupionego na teraźniejszości,<br />
absolutnie nie uznającego jakiegokolwiek<br />
przenikania płaszczyzn czasowych. Lehmann<br />
pisze: „Jedność stwarza ciągłość, która skutecznie<br />
ukrywa każdy rozdźwięk między czasem fikcyjnym<br />
a czasem realnym” 21 .Jedność czasu nie pozwala, aby<br />
widz wyszedł poza ramy percepcyjne zamkniętego<br />
i skończonego dzieła. Nie dopuszcza widzów do jakiegokolwiek<br />
własnego porządkowania i odbierania<br />
scenicznej rzeczywistości. Ogranicza ich percepcję,<br />
zamyka wyobraźnię w twarde ramy narzucone przez<br />
twórców spektaklu. Arystotelesowska zasada miała<br />
także inne ważne zadanie. Miała przeszkodzić temu,<br />
żeby czas pojawił się jako czas. Czas rozpływał się<br />
20 Ibidem, s. 258.<br />
21 Ibidem, s. 269.
w materii spektaklu, był tylko środkiem do rozwoju<br />
akcji dramatycznej. Nie mógł być traktowany jako<br />
odrębny element widowiska, nie był środkiem do<br />
przekazywania treści, do kształtowania całości spektaklu,<br />
prowadził w związku z tym do jego zubożenia<br />
i ograniczenia.<br />
Jedności czasu całkowicie pozbawiony jest teatr<br />
średniowieczny. Poczynając od najwcześniejszych<br />
spektakli czyli: Visitatio Sepulchri (Nawiedzenie Grobu),<br />
przechodząc dalej po dramat liturgiczny, alegoryczny<br />
(można nawet powiedzieć, że dramat alegoryczny<br />
dzieje się w bezczasie), czy mirakle, w żadnym<br />
z nich czas nie był jednolity, nie był uporządkowany,<br />
wzięty w żelazną sceniczną regułę jedności postulowaną<br />
przez Arystotelesa.<br />
W średniowieczu ludzie pojmowali czas cyklicznie.<br />
Wszystko musiało pasować do jednostajnego,<br />
cyklicznego rytmu, wzorowanego na rytmie przyrody,<br />
a upowszechnianego przez kościół 22 . Spektakle<br />
średniowieczne najczęściej odtwarzały świętą historię<br />
naszego zbawienia. Były odgrywane w porządku<br />
roku liturgicznego, najczęściej corocznie powtarzane.<br />
Człowiek uczestnicząc w tak skonstruowanym roku<br />
widowiskowym nie tylko oglądał w formie udramatyzowanej<br />
przypowieści o grzechu, skrusze i zbawieniu,<br />
ale przede wszystkim sam osobiście wciąż na<br />
nowo przeżywał ten cykl.<br />
Czas w spektaklach średniowiecznych nieustannie<br />
odnosił się do symbolicznego porządku wszechświata<br />
stworzonego przez Boga. Najdoskonalszym<br />
odniesieniem był cykl przyrody i odniesienia do tego<br />
cyklu były bardzo częste. W Szkocji i Anglii popularne<br />
było widowisko o Robin Hoodzie, które upowszechniło<br />
się na przełomie XV i XVI wieku. Było<br />
to widowisko odgrywane 1 maja, wtedy to Robin<br />
Hood obejmował też władzę. Jego zielony kostium<br />
zaś symbolizował naturę budzącą się do życia wraz<br />
z nadejściem wiosny 23 .<br />
W czas przeżywany na scenie wkraczał także<br />
czas codzienny. Nie był ujęty w sceniczne ramy, dwa<br />
plany wzajemnie się przenikały. Wraz z przekształceniem<br />
przestrzeni i wkroczeniem w XIV wieku<br />
22 O postrzeganiu czasu w średniowieczu patrz: Aron<br />
Guriewicz, Cóż, to jest... czas?, [w:] Antropologia kultury:<br />
zagadnienia i wybór tekstów, wstęp i red. Andrzej<br />
Mencwel, Warszawa 2005, s. 111-123.<br />
23 David Wiles, Teatr w Rzymie i chrześcijańskiej Europie,<br />
przeł. Hanna Baltyn Karpińska, [w:] Historia Teatru,<br />
red. John Russell Brown, Warszawa 2007, s. 88-89.<br />
Dalej<br />
teatru na plac miejski czas przedstawienia splata się<br />
z czasem, jaki jest odmierzany przez zegar ratuszowej<br />
wieży, która wraz z iglicą katedry zaczęła stanowić<br />
najważniejsze punkty w miejskiej architekturze 24 .<br />
Niezwykłe podobieństwo z tym zjawiskiem uwidacznia<br />
opis Lehmanna odnoszący się do spektaklu<br />
Złoty wiek w wykonaniu Theatre du Soleil. „W finale<br />
przedstawienia doszło do jednego niezapomnianego<br />
wydarzenia. Kiedy rozsunięto zasłony do środka<br />
wpadło z zewnątrz bardzo jasne światło. Tak perfekcyjnie<br />
imitowało ono światło dnia, że wielu widzów<br />
utraciło poczucie rzeczywistego czasu i zupełnie bezwiednie<br />
spojrzało na zegarek, jakby faktycznie mogło<br />
być już wczesne rano, choć nikt przecież nie odnotował<br />
upływu tych kilku czy kilkunastu godzin. Przez<br />
kilka cennych minut zagubienia niemożliwe stało się<br />
jak najbardziej prawdopodobne: »inny« czas przedstawienia<br />
całkowicie zdominował poczucie rzeczywistości<br />
biologicznego zegara większości widzów” 25 .<br />
Warto wspomnieć, że Mahabharata w reżyserii Petera<br />
Brooka, wystawiana w miejscowości Steinbruch<br />
koło Awinionu, trwała ponad 12 godzin i zaczynała<br />
się późnym popołudniem, a kończyła wczesnym świtem.<br />
Reguła jedności czasu nie mogła być oczywiście<br />
zachowana także w misteriach, których wystawianie<br />
rozpowszechniło się około XIV wieku i które trwały<br />
od kilku dni do nawet dwóch czy trzech tygodni<br />
(Misterium z roku 1547 w miejscowości Valenciennes<br />
zostało rozpisane na 25 dniowe wielkie Mystere<br />
de la Pasion) 26 . Ze względu na swój rozmach miały<br />
niezwykłą moc oddziaływania i niesamowitą atmosferę.<br />
Przez całe dnie czy tygodnie życie miasta przenosiło<br />
się na sceniczne „podwyższenia”, na których<br />
odbywała się gra. Misteria mogły zawierać nawet kilkadziesiąt<br />
tysięcy wierszy i najczęściej ze względu na<br />
mnogość przedstawianych zdarzeń (symultaniczność<br />
tak popularna w średniowiecznych widowiskach pokazywała<br />
z jednej strony równoległość czasu, a z drugiej<br />
ciągłość trwanie świętej historii) odbywały się<br />
na miejscach zwanych obecnie mansjonami 27 . Każdy<br />
24 Elie Konigson, Miasto w przestrzeni teatralnej, przeł.<br />
Patrycja Tomczak, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />
teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />
2006, s. 127.<br />
25 Lehmann, op.cit., s. 254.<br />
26 Margot Bethold, Historia teatru, przeł. Danuta Żmij-<br />
Zielińska, Warszawa 1980, s. 224.<br />
27 Henri Ray-Flaud, Od mima do teatru (1), przeł. Anna<br />
Loba, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny teatr<br />
65
D a l e j<br />
w stronę historii<br />
66<br />
twórca misteriów, chciał pokazać wiernym jak najwięcej<br />
wydarzeń z biblijnej historii ludzkości. Cykl<br />
misteriów w angielskim Penhryn trwał trzy dni i prezentował<br />
na scenie cały przekrój wydarzeń biblijnych,<br />
od posadzenia pestki rajskiego drzewa, z którego<br />
jabłko zerwała Ewa, budowę arki przez Noego, historię<br />
Izaaka, zbrodnię Kaina na Ablu, w końcu życie<br />
i śmierć na krzyżu Chrystusa 28 . Warto zaznaczyć, że<br />
poszczególne symbole i figury nakładały się na siebie,<br />
wzajemnie się przenikały w oddzielnie odgrywanych<br />
scenach, burząc porządek chronologiczny. Tak w historii<br />
Noego Arka jest metaforą kościoła, a jej budowa<br />
to preludium do kulminacji dnia pierwszego<br />
– budowy świątyni. Noe wyłania się z Arki tak samo<br />
jak później uczyni to Chrystus wychodząc z Grobu<br />
po zmartwychwstaniu. Noe ścinając drzewa na Arkę<br />
przypomina bardziej wnikliwym widzom, że ten sam<br />
materiał posłużył do budowy Krzyża. W następnym<br />
epizodzie Izaak niosąc drewno z rozebranej Arki na<br />
ofiarny stos staje się prefiguracją Chrystusa dźwigającego<br />
swój krzyż na Kalwarię. Po potopie Noe spełnia<br />
ofiarę na wzniesieniu umieszczonym pośrodku<br />
platea, identyfikowanym z Kalwarią, gdzie później<br />
przecież odbędzie się Ukrzyżowanie, tym samym<br />
identyfikuje się z przyszłym drugim Zbawcą ludzkości.<br />
To wzajemne przenikanie się symboli i zdarzeń<br />
z różnych porządków czasowych w obrębie samego<br />
misterium, wymaga od widza ciągłej uwagi. Przypominania<br />
sobie zdarzeń, jakie odbyły się wcześniej,<br />
ciągłego przenoszenia się pomiędzy poszczególnymi<br />
epizodami. Świadczy to także o niezwykle intelektualnej<br />
i mistrzowsko zaplanowanej przez twórców<br />
grze z percepcją i odbiorem misterium przez widzów.<br />
Jeżeli widz ową grę podejmie, pozwoli mu to odbierać<br />
dane przedstawienie misteryjne na zupełnie<br />
innym poziomie. Jest to bardzo zbliżone do teatru<br />
współczesnego, w którym gry z widzem, także w obrębie<br />
nieustannego przenikania się symboli i metafor,<br />
a także zmiany ich sensów i znaczeń wraz z czasowym<br />
rozwojem spektaklu są coraz powszechniejsze.<br />
Nie pozwalają widzowi na zapadnięcie w swoisty<br />
uporządkowany letarg, zmuszają go do nieustannego<br />
myślenia i przede wszystkim aktywnego, przynajmniej<br />
mentalnie uczestnictwa w spektaklu.<br />
Przenosząc się na grunt polski, widzimy, że tu<br />
także czas był traktowany jako oddzielny element<br />
francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 67.<br />
28 Wiles, op. cit., s. 81.<br />
służący do zbudowania spektaklu. Tak we wcześniej<br />
omawianym widowisku Processio in Ramis Palmarum<br />
według najstarszej zachowanej redakcji krakowskiej<br />
teksty tego obrzędu skupiają się wokół trzech<br />
tematów. Pierwsze opisują triumfalny wjazd, drugie<br />
wyrażają uwielbienie dla Jezusa ze strony obecnych,<br />
trzecie zapowiadają mękę i dokładają różne akty religijne.<br />
Tekstami pierwszej części są antyfony opisowe<br />
pełne nastroju radosnego. Chłopięta z gałązkami<br />
palm wychodziły Jezusowi naprzeciw wołając „Hosanna<br />
na wysokościach”. Tłumy zabiegały wówczas<br />
drogę swemu Odkupicielowi. Drugi człon to między<br />
innymi hymn jakoby skomponowany przez Teodulfa:<br />
Gloria laus et honor Tibi sit Christe Redemptor...<br />
(Chwała, sława, uczciwość niech będzie Zbawicielu<br />
tobie, Którąś dziś z ust niewinnych dziatek Panie<br />
wzbudził sobie). Natomiast hymn Seduliusza, wykonywany<br />
w trzeciej części wypełniony jest już męczeńskim<br />
spełnieniem posłannictwa Jezusa na krzyżu 29 .<br />
W takim układzie treści nie tylko została zaprezentowana<br />
złożoność dramatów liturgicznych. Przede<br />
wszystkim odległy czas historyczny rzutuje się na najbliższe<br />
dni, na czas bieżący, aktualny. Modlitwy wypowiadane<br />
przez izraelskie chłopięta są przecież tak<br />
naprawdę modlitwami wiernych przybyłych na procesje.<br />
Chwała, którą oddawano królowi Izraela jest<br />
chwałą Boga. Nastąpiło przeniknięcie planów, czasów,<br />
proste zdania nabrały treści symbolicznej, gesty<br />
i przemieszane postaci nabrały po kilka znaczeń. To,<br />
co jest przedstawione jako odległa fikcyjna historia,<br />
zaczyna dotykać i działać na widzów bezpośrednio,<br />
tu i teraz.<br />
Z tej samej procesji można podać jeszcze przykład<br />
na opisywany wcześniej zaburzony porządek<br />
chronologiczny zdarzeń i swobodne przenoszenie się<br />
między symbolami w różnych momentach przedstawienia,<br />
niekoniecznie odpowiadających porządkowi<br />
przedstawianych wydarzeń. Mszał kielecki z XV<br />
wieku podaje, że ceremonia uwielbienia i chwały<br />
dla Jezusa jest kierowana nie do figury na osiołku,<br />
ale do krucyfiksu 30 . Nie jest, więc ważny moment<br />
mimetyczny, obrzęd dotyczy wydarzeń, które miały<br />
przecież miejsce przed ukrzyżowaniem, więc uwaga<br />
widzów nie powinna być normalnie kierowana<br />
na symbol, który według chronologii nabrać mocy<br />
powinien dopiero w trzeciej ostatniej części. Jednak-<br />
29 Lewański, op. cit., s. 21.<br />
30 Ibidem, s. 24.
że średniowiecze posługiwało się niezwykle silnymi<br />
i skonwencjonalizowanym symbolami. Krzyż jako<br />
symbol ostatecznej kaźni i poświęcenia Chrystusa<br />
dla całej ludzkości silniej działał na widzów niż,<br />
jego mimetyczna figura. Porządek i czas symboliczny<br />
bierze górę tutaj nad ładem realistycznym. Jakikolwiek<br />
mimetyzm ustępuje średniowiecznej metaforze,<br />
symbolice. Plany czasu historycznego i obecnego są<br />
krzyżowane. Przypomina się w obrzędzie wydarzenie<br />
sprzed kilkunastu wieków, ale raz wyobrażane są postacie<br />
z tamtych lat, raz wierni z naszych obecnych<br />
czasów. Po prostu czas stał się składnikiem artystycznej<br />
realizacji teatralnego widowiska.<br />
4.Tekst<br />
Kategoria, od której książka Lehmanna i rodzaj<br />
opisywanego przez niego teatru wzięła swój tytuł to<br />
teatr postdramatyczny. Teatr, który zaburza i kwestionuje<br />
harmonię między tekstem, a sceną, deprecjonuje<br />
i stopniowo wyklucza tekst dramatyczny ze<br />
struktury przedstawienia. W zasadzie tytuł jest nieprzypadkowy,<br />
gdyż jest pewnym rodzajem manifestu<br />
współczesnego teatru. Kwestionuje najbardziej<br />
tradycyjną i podstawową regułę teatralną. Regułę<br />
powszechnie przyjętą i bardzo mocno ugruntowaną.<br />
Od stuleci teatr jest ilustracją dramatu, jest wystawieniem<br />
dzieła literackiego na scenie. W związku<br />
z tym nie był traktowany jako sztuka autonomiczna.<br />
Była to sztuka służebna wobec literatury, taka postawa<br />
dominowała także w metodologii badań nad<br />
teatrem 31 . Stosowano głównie metody filologiczne<br />
i pod tym kątem oceniano i analizowano dzieło teatralne.<br />
Nazwa postdramat, na opis nowatorskich<br />
zjawisk teatru współczesnego jest, więc niezwykle<br />
trafna. Trafna, mimo że zerwanie związków z dramatem<br />
nie jest tak naprawdę ani najważniejszym,<br />
ani najbardziej widocznym aspektem współczesnego<br />
teatru. Jest to jednakże aspekt symbolicznie łamiący<br />
ustalony porządek. Uwalniający teatr spod władzy literatury<br />
i pozwalający mu się stać odrębną i w pełni<br />
autonomiczną kategorią sztuki. Zmienia także cał-<br />
31 O ambiwalentnej relacji pomiędzy teatrem, a dramatem<br />
patrz: Henryk Markiewicz, Dramat a teatr w<br />
polskich dyskusjach teoretycznych; Dobrochna Ratajczakowa,<br />
Teatrologia i dramatologia; Janusz Degler,<br />
Pomiędzy literaturą a teatrem; Zbigniew Raszewski,<br />
Partytura teatralna; Stefania Skwarczyńska, Dramat<br />
– literatura czy teatr?, [w:] Problemy teorii dramatu i<br />
teatru, red. Janusz Degler, t. 1, Wrocław 2003.<br />
Dalej<br />
kowicie kierunek nad jego badaniami. Od aspektu<br />
filologicznego ważniejsze i bardziej trafne stały się<br />
kategorie antropologiczne, estetyczne, filozoficzne,<br />
etnograficzne, socjologiczne czy psychoanalityczne.<br />
Teatr zaczął być badany jako dzieło samo w sobie.<br />
Dzięki temu zastało pokazane jak różnorodny, interdyscyplinarny<br />
i wielopłaszczyznowy jest to dział<br />
sztuki. Nastąpiło dzięki temu znaczne rozszerzenie<br />
pola, nie tylko dla badaczy teatru, ale także dla jego<br />
twórców.<br />
Nie znaczy to, że teatr, w którym podłoże dramatyczne<br />
zostało ograniczone jest pozbawiony sensu.<br />
Znaczenia zostają przekazywane innymi środkami<br />
– scenografią, tańcem, gestem, muzyką. Lehmann<br />
stwierdza: „Ważniejszy od słowa jest w postdramatycznym<br />
teatrze oddech, rytm i »teraz« ciała w jego<br />
fizyczności. Słowo staje się tak wieloznaczne i rozproszone,<br />
że już nie musi dochodzić do przekazania znaczenia<br />
z A (scena) do B (widz), zastępuje je bowiem<br />
specyficznie teatralne, »magiczne« przeniesienie<br />
i połączenie za sprawą języka” 32 . Sam język staje się<br />
kategorią estetyczną, nie jest ważny sens, jaki przekazuje,<br />
ale jak brzmią słowa. Nabrała znaczenia jego<br />
swoista muzyczna „poetyka”. Nastąpiło Lacanowskie<br />
oderwanie znaczącego od znaczonego. Ważniejsze<br />
od przekazywania znaczeń jest akcentowanie głosek,<br />
słów, zdań, dźwięków. Tekst dostał się w ramy scenicznej<br />
kompozycji, dramaturgii sensualnej, wizualnej<br />
nie zorientowanej prymarnie na tekst.<br />
W teatrze postdramatycznym pojawia się także<br />
bardzo często zasada wielojęzyczności. Teatralne teksty,<br />
świadomie podawane są przez twórców w wielu<br />
językach, najczęściej widzom nieznanych. Heiner<br />
Goebbels jest twórcą najczęściej taką praktykę stosujący.<br />
Widz w jego spektaklach z konieczności musi<br />
zwracać uwagę na muzyczne, brzmieniowe, a nie sensowe<br />
i rozumowe przekazywanie treści przez tekst.<br />
Zaczyna się zwracać uwagę na dykcję, intonacje,<br />
rytm i tempo wypowiadanych słów. Następuje „Derridiańskie<br />
»uprzestrzenienie«: materialność dźwięku,<br />
rozciągłość w czasie i przestrzeni, utrata celu i tożsamości”<br />
33 . Następuje przeniesienie punktu ciężkości<br />
z sensu na sensualność, tworzy się niejako „gestykulacja<br />
głosu”. Teatr dramatyczny dawał pierwszeństwo<br />
tekstowi i wykluczał znaczenie semiotyki tego, co<br />
można usłyszeć.<br />
32 Lehmann, op.cit., s. 237-238.<br />
33 Ibidem, s. 243.<br />
67
D a l e j<br />
w stronę historii<br />
68<br />
Teatr liturgiczny, już od samych początków tworzył<br />
spektakl oparty zdecydowanie bardziej na gestach<br />
niż na słowach. Odbywał się w doskonale znanej<br />
przez wiernych przestrzeni liturgicznej, a tekst<br />
był mówiony w niezrozumiałej łacinie. Dramat liturgiczny<br />
miał za zadanie ukazania masie wiernych podstawowych<br />
prawd wiary w sposób namacalny. Miał<br />
w sposób konkretny dokonać reaktualizacji świętego<br />
momentu.<br />
Michel Rousse zauważa, że wyłanianie teatru<br />
średniowiecznego z pierwotnych partii dialogowych<br />
jest błędem. U rozwoju tego teatru leży jednak aktor<br />
i jego ciało. To on poprzedzając wszelkie słowo<br />
ustanawia zdarzenie teatralne 34 . Słowo, aby miało<br />
przekazywać treść, być zrozumiałe musiało być podparte<br />
gestem, działaniem aktora. Warto przypatrzeć<br />
się jednej scenie najstarszego nam znanego dramatu<br />
liturgicznego Regularis Concordia Anglicae nationis<br />
monachorum sanctimonaliumque benedyktyna<br />
Ethwolda datowanego na okres między rokiem 965<br />
a 975. Opowiada on o ewangelicznym epizodzie<br />
o świętych niewiastach, które przyniósłszy wonności<br />
mające posłużyć do pogrzebania ciała Chrystusa, zastają<br />
pusty grób i którym siedzący na odwalonym kamieniu<br />
anioł ogłasza zmartwychwstanie Zbawiciela.<br />
W jednej ze scen aktor grający anioła siedzącego na<br />
grobie, zwróci się do trzech niewiast i wygłosi antyfonę:<br />
Venite et videte locum ubi positus erat Dominus,<br />
alleluia (Przyjdźcie i zobaczcie miejsce, gdzie złożono<br />
Pana naszego alleluja). Wymawiając te niezrozumiałe<br />
dla wiernych słowa, wstanie i uniesie zasłonę, ukazując<br />
w ten sposób, że miejsce, w którym znajdował się<br />
krzyż, jest puste i nie ma w nim nic poza całunem,<br />
w który przedtem owinięty był krucyfiks. Widząc to,<br />
trzej pozostali zostawią w grobie kadzielnice, które<br />
przynieśli i zabiorą ze sobą całun. Rozwiną go następnie<br />
przed obliczem księży i przybierając postawę<br />
ludzi pokazujących, że Pan zmartwychwstał i nie leży<br />
już w grobie, zaśpiewają antyfonę: Surrexit Dominus<br />
de sepulchro, qui pro nobis pependit in ligno, alleluia<br />
(Zmartwychwstał z grobu Pan, który za nas zawisł na<br />
krzyżu, alleluja). Następnie umieszczą całun na ołtarzu<br />
35 . Opis tej sceny jest doskonałym przykładem,<br />
jak treści dramatu zostawały przekazywane przez<br />
34 Michel Rousse, Aktor w średniowieczu (wiek X-XIII):<br />
ku interioryzacji gry, przeł. Michał Bajer, [w:] Zwierciadło<br />
świata: średniowieczny teatr francuski, wstęp i red.<br />
Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 39.<br />
35 Ibidem, s. 39-42.<br />
działania gestyczne wykonawców. Sens słów zostawał<br />
objaśniony przez to, co obecnie było wykonywane<br />
w spektaklu, wierni odbierając treści wizualnie, mogli<br />
jednocześnie słuchać czystego brzmienia wygłaszanych<br />
przez wykonawców łacińskich antyfon. Odbierali<br />
spektakl ten czysto sensualnie. Słowa jednakże<br />
są drugorzędne wobec działań aktorów, jedynie je<br />
uzupełniają. Ich gra to przede wszystkim operowanie<br />
ciałem, a nie wymowa. To właśnie jak wyglądają, jaki<br />
mają ubiór, jakie stosują gesty, w jakiej przestrzeni się<br />
poruszają powoduje, że mogą zostać wpisani w świat<br />
konwencji.<br />
Ten sam autor pisze o identycznej sytuacji<br />
w przypadku dwóch innych dramatów liturgicznych:<br />
„W Ludus super iconia sancti Nicolai, tak jak i w Visitatio<br />
Sepulchri, decydujące znaczenie ma aktor, a jego<br />
gra polega przede wszystkim na naśladowaniu gestami<br />
działań stanowiących samą istotę przedstawienia”<br />
36 . Wymawiane słowa staja się, więc także w tym<br />
przypadku nośnikami treści właśnie bardziej poprzez<br />
emocjonalne zabarwienie, odcienie rozpaczy czy radości<br />
nadawane im w toku deklamacji niż poprzez<br />
właściwe znaczenie słownikowe – brzmienie, intonacja<br />
słowa, to jak rozchodzi się ono w przestrzeni jest<br />
najważniejsze. Następuje odarcie słowa ze znaczeń,<br />
na korzyść jego czysto estetycznego brzmienia.<br />
Także w sztukach alegorycznych słowo było bardzo<br />
mocno ograniczone w przekazywaniu znaczeń.<br />
W pierwszej tego typu zachowanej sztuce Ordo Virtuum<br />
(Szyk cnót), powstałej pod koniec lat 40. XII<br />
wieku, Boga przedstawiał obraz zawieszony nad ołtarzem.<br />
Pod tym wizerunkiem na drabinie uplasowało<br />
się na kształt obłoków szesnaście personifikacji Cnót,<br />
z Pokorą na czele. Każdą z Cnót wyróżniał inny emblemat.<br />
Główna rola w sztuce należała do Duszy,<br />
która pojawiała się w pierwszej scenie, szyjąc dla siebie<br />
białą szatę nieśmiertelności. Jedynym aspektem<br />
werbalnym w tym spektaklu jest Diabeł, który przemawia<br />
do Duszy. Każda z Cnót prezentuje swoją postać<br />
i sens emblematów za pomocą skomplikowanego<br />
tańca 37 . Sztuki alegoryczne były w swej warstwie<br />
znaczeniowej niezwykle plastyczne. To scenografia,<br />
obrazy, stroje tworzyły bardzo silne znaki teatralne.<br />
Warstwa plastyczna dzieła była w pełni autonomicznym<br />
składnikiem przedstawienia. Więcej niż autonomicznym,<br />
była głównym i najważniejszym jego ele-<br />
36 Ibidem, s. 52.<br />
37 Wiles, op. cit., s. 68-69.
mentem. To scenografia tworzyła sens, przekazywała<br />
treści, a taniec, czy słowo jedynie ją uzupełniały. Był<br />
to teatr plastyczny, taki jak w ostatnim półwieczu XX<br />
wieku zapoczątkowali Tadeusz Kantor i Józef Szajna,<br />
a kontynuował Jerzy Grzegorzewski. Teatr, który stanowi<br />
w zasadzie ruchomy, malowany na scenie obraz.<br />
Tekst jest tylko jego malutką cząstką.<br />
Przenosząc się na polski grunt i przypatrując się<br />
wcześniej opisanym procesjom odgrywanym podczas<br />
Wielkiego Tygodnia, także zauważamy mocne<br />
ograniczenie tekstu dramatycznego i funkcji przekazywania<br />
przez niego sensów.<br />
Tak w późnym drukowanym mszale z Gniezna<br />
opisującym obrzęd Processio in Ramis Palmarum<br />
wskazania gestyczne związane są z fragmentami zdań,<br />
nieledwie z poszczególnymi słowami, jednocześnie<br />
śpiewanymi 38 . Tworzy to wręcz partyturę baletową.<br />
Taniec i śpiew, muzyczne brzmienie słów są ważniejsze<br />
od ich tekstualnego znaczenia.<br />
Obrzęd Despositio Crucis, który w Polsce jest<br />
znany przede wszystkim z redakcji wrocławskiej<br />
z XV wieku jest spektaklem niemym, jego persony<br />
nie wypowiadają żadnej kwestii, a sens teatralny<br />
wykłada się czynnościami, mianowicie przedstawieniem<br />
pogrzebu i komentarzem uczuciowym.<br />
Treść spektaklu zaczyna się od złożenia przez Marię<br />
i Magdalenę ze świętym Janem, Józefem z Arymatei<br />
i Nikodemem Chrystusa w grobie, zatoczeniem kamienia<br />
i stanięciem strażników na warcie. Następnie<br />
rankiem krucyfiks zabierze się z grobu, Jezus uda się<br />
do otchłani, wyzwoli ojców z rąk diabelskich, a gdy<br />
w ranek rezurekcyjny celebranci przybędą do tegoż<br />
samego grobu znajdą tylko całuny 39 . Seria czynności<br />
fizycznych, pantomimicznych stanowi tu główną<br />
oś prezentowanego zdarzenia. Fragmenty psalmów,<br />
które spektakl ten uzupełniają przenoszą plan dodatkowo<br />
na poziom znaczeń teologicznych, który jest<br />
jedynie uzupełnieniem przedstawianych na scenie<br />
wydarzeń.<br />
Podczas obrzędu Elevatio Crucis 40 bardzo ważne<br />
jest intonowanie głosem i jego siłą podczas śpiewanych<br />
antyfon. W scenie odwijania całunów z krzyża<br />
i wznoszenia go wysoko śpiewa się Surrexit Dominus<br />
de sepulchro. Antyfonę Cum rex gloriae natomiast<br />
wykonywano głosem cichym, miało to za zadanie<br />
zachować różnicę między sytuacją, w której Jezus<br />
38 Lewański, op. cit., s. 24.<br />
39 Ibidem, s. 36-37.<br />
40 Ibidem, s. 41-50.<br />
Dalej<br />
nie był jawnie na świecie a następnymi minutami,<br />
kiedy ponownie zakrólował zbawiając wszystkich.<br />
To właśnie Marie, które nawiedziły grób, komunikują<br />
o zmartwychwstaniu i dlatego sekwencję o nich<br />
śpiewa się głosem donośnym. Jeszcze subtelniejsze<br />
rozwiązanie znajdziemy w Agendzie wrocławskiej<br />
z 1510 roku:<br />
Et fertum crux cum proccesione ad summum altare<br />
submissa voce (cantando):<br />
“Cum rex gloriae”<br />
Alta voce:<br />
“Adventisti”<br />
(... i niesie się krzyż przed główny ołtarz śpiewając<br />
cichym głosem “Gdy król chwały”, silnym głosem<br />
„Przybyłeś”) 41 .<br />
Wystarczy, więc tylko zmiana siły głosu, aby oddać<br />
całą dramatycznie złożoną sytuację. Dramaturg<br />
operuje znakiem tak pozornie mało semantycznie<br />
rozbudowanym jak właśnie zmiana siły głosu. Jednak<br />
takie odwołanie się do pamięci i wyobraźni słuchacza<br />
powiązane z danym, konkretnym scenicznym<br />
kontekstem uruchamiało cały kompleks znaków<br />
i obrazów.<br />
Teatr średniowieczny, więc przynajmniej<br />
w swych początkach, nie stawiał tekstu dramatycznego<br />
na wyższej pozycji. Tekst był wręcz jedynie<br />
elementem służebnym wobec ważniejszych od niego:<br />
scenografii, tańca, śpiewu, mimiki czy działań<br />
aktorów. Bogactwo środków, jakimi operował było<br />
naprawdę bardzo duże i różnorodne, nie zamknął się<br />
na jedynie wystawianie tekstu dramatycznego, a łączył<br />
w sobie bardzo wiele scenicznych elementów.<br />
Niewątpliwie świadczyło to o jego niepowtarzalności<br />
i wielkim artyzmie.<br />
5.Podsumowanie<br />
Tym, co łączy wszystkie trzy wspomniane kategorie<br />
w teatrze zarówno średniowiecznym, jak<br />
i współczesnym, jest wzajemne przenikanie się świata<br />
widzów i świata wykonawców, rzeczywistości scenicznej<br />
i rzeczywistości realnej, rozbicie iluzji, jaką<br />
teatr zwykł wytwarzać, przeplatanie się życia z teatrem<br />
i na odwrót. Tworzenie wspólnej przestrzeni<br />
widzów i wykonawców. „Do tej wspólnej przestrzeni<br />
należy zarówno pani, która na spektaklu Hamleta<br />
głośno zażądała, aby Jacek Poniedziałek założył majt-<br />
41 Ibidem, s. 47-48.<br />
69
D a l e j<br />
w stronę historii<br />
70<br />
ki, jak i dziewczyna, która podczas przedstawienia<br />
Bachantek [oba spektakle zostały wyreżyserowane<br />
przez Krzysztofa Warlikowskiego w Teatrze Rozmaitości<br />
w Warszawie – J.P] weszła na czworakach<br />
do zbudowanego na scenie basenu z wodą” 42 . Teraz<br />
cytat tym razem opisujący jedną z procesji teatru<br />
średniowiecznego, której ostatnim punktem pochodu<br />
była gra o cesarzu rzymskim: „W tym miejscu<br />
wyliczenie się urywa. Pewien zbyt gorliwy wierny<br />
poczuł się dotknięty sztuką, w której pogańskiemu<br />
cesarzowi dozwala się na wizję Marii z Dzieciątkiem.<br />
Strącił bałwochwalczy posąg z wozu, a odtwórcę<br />
roli cesarza ściągnął na ulicę i poturbował. Następnie<br />
zaczął się wspinać po ścianie na dach mansjonu,<br />
by dosięgnąć dziatek przedstawiających aniołki<br />
w niebiańskiej wizji Rzymianina” 43 . Te opisy dotyczą<br />
wydarzeń teatralnych, które dzieli okres ponad 600<br />
lat. Jest absolutnym fenomenem, że tworzą tak silną<br />
paralele. Teatr średniowieczny jak i współczesny niezwykle<br />
silnie działa na widza. Nakazuje mu wejść,<br />
wtopić się w stworzony przez siebie świat. W obu<br />
opisanych przypadkach teatr nie był tylko sztuką,<br />
wyimaginowanym dziełem. Stał się przeżyciem i to<br />
przeżyciem niezwykle realnym. Widzowie zapomnieli<br />
całkowicie, że oglądają spektakl, że przyszli<br />
do teatru. Całkowicie zatracili się w recepcji dzieła.<br />
Obecnie w swoich spektaklach zabieg taki wykorzystuje<br />
Krystian Lupa. Grzegorz Niziołek pisze o tym:<br />
„Kradzież [realnej rzeczywistości doświadczanej powszechnie<br />
przez widza poza teatrem – J.P.] służyła do<br />
zbudowania Lupie »drugiej« rzeczywistości, w której<br />
rządzą inne mechanizmy, niby podobne, a jednak<br />
obdarzone konspiracyjną przebiegłością, potajemnie<br />
dumne ze swojej sobowtórowej odmienności, arystokratycznie<br />
wyniosłe. Są to, jak gotów był twierdzić<br />
Lupa, procesy głębsze, zasilane ukrytymi nurtami<br />
rzeczywistości (...) Gestem podwojonej symulacji<br />
powoływał, koniec końców, rzeczywistość mamiącą<br />
oniryczną namacalnością, sugestywnie i podstępnie<br />
wypierającą codzienne poczucie rzeczywistości” 44 .<br />
W teatrze średniowiecznym takie przenikanie było<br />
całkowicie normalne i można powiedzieć, że większość<br />
spektakli to zjawisko wykorzystywało. Świadczy<br />
o tym chociażby gra aktorów. Często wyłaniali<br />
42 Grzegorz Niziołek, Warlikowski: extra ecclesiam,<br />
Kraków 2008, s. 8.<br />
43 Wiles, op. cit., s. 77.<br />
44 Grzegorz Niziołek, Anty-jung, „Didaskalia” 2008, nr<br />
84, s. 3.<br />
się wprost z tłumu, nieustannie grali między widzami.<br />
Sytuacja taka miała miejsce w trakcie procesji<br />
w dniu Bożego Ciała w Newcastle nad rzeką Tyne.<br />
Podczas epizodu gry o Noem, górna część mansjonu<br />
symbolizowało Niebo. Na podłodze platformy Noe<br />
układa się do snu, natomiast na ulicy, która stanowiła<br />
neutralny obszar gry (obszar ten zwany jest platea),<br />
wychodzą z publiczności żona Noego i Diabeł. Tłum<br />
staje się częścią sztuki, bo widzowie rozumieją, że są<br />
grzesznikami, których czeka zagłada podczas potopu<br />
45 . Brak było całkowicie granicy między widzami,<br />
a aktorami. Świat jest przecież teatrem, wszyscy grali<br />
na boskiej scenie. Świetnym przykładem na zanikanie<br />
teatralnej umowności jest także opis interludium<br />
Mankind (Ludzkość) – sztuka napisana około 1470<br />
przez jałmużnika lorda Northumberland. Zapewne<br />
przedstawiano ją w zamkowej jadalni. Aktorzy grają<br />
pośrodku sali, nieustannie mieszając się z widzami.<br />
Wykonawcy byli znani widzom, więc autor sztuki<br />
wykorzystał ich podwójną tożsamość – kazał im grozić,<br />
że zaraz wymkną się i obrabują domy znajdujących<br />
się na sali gości. Komedianci krążyli po sali<br />
i zbierali datki, obiecując w nagrodę przywołanie diabła.<br />
Była to autoironiczna aluzja do powszechnego<br />
w średniowieczu poglądu, że aktorzy są sługami nieczystego.<br />
Sztukę rozpoczyna gwałtowne przerwanie<br />
pobożnego kazania, a kończy się wypędzeniem diabła<br />
46 . W interludium tym znika teatralna umowność.<br />
Jak bardzo i nieraz radykalnie teatr w średniowieczu<br />
przenikał się z rzeczywistością, wpływał na codzienne<br />
życie ludzi, można się przekonać, gdy wrócimy<br />
do wspominanej już wcześniej farsie o Robin Hoodzie,<br />
szlachetnym banicie i jego wesołej kompanii.<br />
Otóż, jedno z jej wystawień było szczególne. Miało<br />
ono miejsce w Edynburgu w 1561 roku, kiedy to<br />
Maria Stuart, królowa Szkocji i Francji została przywołana<br />
z zagranicy, by przywrócić stabilizację polityczną<br />
w kraju ogarniętym niepokojami religijnymi.<br />
W tym celu purytańscy ojcowie miasta wydali dekret<br />
zakazujący się gromadzenia w celu oglądania i wystawiania<br />
popularnej farsy. Niezadowoleni mieszczanie<br />
zaprotestowali i 12 maja zgodnie wystawili przedstawienie.<br />
Władze aresztowały wówczas aktora grającego<br />
Robin Hooda i skazały go dla przykładu na<br />
powieszenie. Oto 21 lipca nieświadomie legendarna<br />
fikcja stała się prawdą. Burmistrz Edynburga stał się<br />
szeryfem z Nottingham. Towarzysze Robin Hooda<br />
45 Wiles, op. cit., s. 78.<br />
46 Ibidem, s. 86-87.
uwolnili skazanego aktora spod szubienicy. Rozpoczęła<br />
się walka między strażnikami miasta, a legendarnymi<br />
„banitami”. Od tego momentu szkocki parlament<br />
wydał edykt zabraniający nawet przebierać<br />
się za Robin Hooda 47 . Sztuki o ludowym bohaterze<br />
niejednokrotnie niosły buntownicze treści, nigdy<br />
jednak fikcja, aż tak bardzo nie wymieszała się z rzeczywistością.<br />
Teatr średniowieczny był, więc teatrem poszukującym,<br />
starającym się zdefiniować kondycję człowieka<br />
w otaczającej go rzeczywistości, pomagający mu<br />
się w niej odnaleźć. Zachęcający do stawiania sobie<br />
pytań, wspólnie z widzami szukający także na nie odpowiedzi.<br />
Teatr nie stanowił jedynie formy rozrywki,<br />
poszukiwał prawdy o rzeczywistości i był tej rzeczywistości<br />
integralną częścią. Widzowie zostają w nim<br />
47 Ibidem, s. 91.<br />
Dalej<br />
postawieni przed daną obrazowaną sytuacją. Muszą<br />
się do niej ustosunkować. Bezpieczna granica między<br />
sceną, a widownią nie istnieje, zdarzenia ze sceny dotykają<br />
widzów bezpośrednio. Teatr ten nie kreśli jasno<br />
granicy tego, co rzeczywiste od tego, co przedstawiane.<br />
W tych wszystkich wspomnianych aspektach jest<br />
on niezwykle podobny do teatru współczesnego, do<br />
teatru, który przez Lehmanna został nazwany postdramatycznym.<br />
„Do jego istoty należy dotykanie widza,<br />
wywoływanie w nim strachu i dezorientacji (...)<br />
konfrontuje go z jego własną obecnością i nie odbiera<br />
mu ani dowcipu, ani szoku rozpoznania, ani bólu,<br />
ani zabawy” 48 Teatr postdramatyczny jest rozumiany<br />
nie w kontekście występu a sytuacji społecznej, co<br />
niezwykle silnie łączy go (i na odwrót) z teatrem, jaki<br />
rozwinął się i funkcjonował w wiekach średnich.<br />
48 Lehmann, op. cit., s. 321.<br />
Jakub Papuczys<br />
71
D a l e j<br />
rekwizytornia<br />
72<br />
<strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong><br />
narodziny i rozwój samby<br />
na tle karnaławu<br />
Leszek Kolankiewicz w książce pt.: <strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong><br />
1 opisuje swój pobyt w Brazylii z roku 2007, pisze<br />
o tym kraju, jak o czymś innym, nowym, zaskakującym<br />
za każdym razem od nowa, urzekającym, porywającym,<br />
widowiskowym i teatralnym, o miejscu, które<br />
pobudza emocje, namiętności i zmysły. To właśnie na<br />
podstawie jego przeżyć, chciałabym nakreślić narodziny<br />
i rozwój samby, śladami autora udać się do samego<br />
źródła, do prapoczątków , w których rodzi się samba;<br />
będzie to podróż do źródła karnawału...<br />
„Z Brazylią za każdym razem jest tak, jakby to było<br />
pierwszy raz” 2 . Karnawał to czas, kiedy życie staje się<br />
bardziej barwne, intensywne, dające wiele sprzecznych<br />
doznań, a zarazem nieokreśloną nostalgię, która jest cieniem<br />
tamtego świata, muśnięciem śmierci. Tą ciemną,<br />
złą stronę Brazylii opisuje Michel Houellbecq w książce<br />
pt.: Cząstki elementarne 3 . Z kolei Kolankiewicz skupia się<br />
na tanecznej, kolorowej i oszałamiającej stronie państwa,<br />
które wzbudza skrajne uczucia : „odi et amo… Kocham<br />
i nienawidzę. Jakże się to dzieje? – Spytasz. Nie wiem, też<br />
czuję, cierpię i szaleję” 4 .<br />
Pomimo tego, że kraj jest skorumpowany i niebezpieczny,<br />
nie można oprzeć się jego czarowi, to nieopisane<br />
szaleństwo krytykuje Houellbecq, nazywając Manią,<br />
Kolankiewicz określa to wprost jako brazylijski bzik tropikalny.<br />
Autor Samby z <strong>bogami</strong> miał szczęście być w Salvador<br />
da Bahia w okresie karnawału, więc na jego oczach plac<br />
Campo Grande zamieniał się w centrum zabawy i tańca,<br />
w którym królują rytmy samby oraz zmysłowe ruchy bioder<br />
tancerek - odzianych w skąpe, błyszczące, kolorowe<br />
1 Leszek Kolankiewicz, <strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>. Opowieść antropologiczna,<br />
Warszawa 2007.<br />
2 Ibidem, s. 7.<br />
3 Por. M.Houellebecq, Cząstki elementarne, Warszawa<br />
2006.<br />
4 L.Kolankiewicz, op.cit., s.7.<br />
An n A sK i b i ń s K A<br />
stroje. Jest to czas, w którym wszystko i wszyscy skupiają<br />
się w okół karnawału, pochłonięci przygotowaniami<br />
miejsca, gdzie przez ten niedługi okres bije serce świata 5 .<br />
Autor miał okazję zobaczyć autentyczny obrzęd candomble<br />
w Bahii w świątyni, przed którą stały posągi bóstw<br />
pochodzenia jorubijskiego, należące do wyżej wspomnianego<br />
kultu. We wnętrzu świątyni Terreiro o nazwie Ile<br />
Odo Oge, co oznacza Przybytek Srebrnego Tłuczka 6 ,<br />
znajdowało się wiele krzeseł, tronów i zdobień. Opisany<br />
tu został trans kapłanki, która bardzo płynnie przeszła<br />
w tańcu metamorfozę, kolejnym po niej był czarnoskóry<br />
młodzieniec, którego trans był znacznie bardziej energetyczny.<br />
Jego ruchy przypominały gesty boga piorunów<br />
– Xango, natomiast żonę boga burzy o imieniu Jansa naśladował<br />
taniec kolejnej kobiety, której ruchy były bardzo<br />
wyraziste i zamaszyste - doprowadzające do transu.<br />
Roger Bastide 7 w swojej monografii przywołuje legendę<br />
opowiadaną w królestwach gorących, latynoamerykańskich<br />
tańców, zarówno na Kubie jak i w Brazylii.<br />
Legenda głosi losy biednej Oby, której jej wybraniec -<br />
Xango nie kochał i nie chciał dzielić z nią łoża, ona bardzo<br />
go pragnęła, więc poszła po radę do bogini Oxum. Ta kazała<br />
jej uciąć własne ucho i wymieszać z carruru – ulubioną<br />
potrawą boga. Niestety Xango wypluł jedzenie, a Oba<br />
nigdy już nie została pożądana przez władcę.<br />
Opowieść ta odtwarzana jest w rytuale – gdy tancerka<br />
nawiedzona przez oszpeconą Oba, której ucho przykryte<br />
jest chustą, zobaczy w świątyni tancerkę opętaną przez<br />
piękną boginię Oxum, rzuca się na nią z wściekłością, co<br />
dodaje dramatyzmu całemu obrzędowi ku czci boga Xango.<br />
Sam autor, w roku 2007, w ostatnią środę karnawału<br />
doświadczył „cudu“, gdyż miał szczęście zobaczyć objawienie<br />
się bogini Oba, co zdarza się bardzo rzadko. Bogini<br />
w opętaniu próbowała odnaleźć swoją rywalkę Oxum, jej<br />
5 Ibidem, s. 7.<br />
6 Nazwa pochodzi od obrzędu ku czci Oxala.<br />
7 Por. Roger Bastide. Dzika świętość, tłum. Jacek Pawlik,<br />
„Konteksty” nr 1/2008.
taniec był dziki, zamaszysty i bardzo wyczerpujący.<br />
Takie cudowne i roztańczone miasta jak Rio de Janeiro,<br />
kojarzą się z piękną, delikatna sambą, z dużo wolniejszym<br />
rytmem niż typowe utwory samby brazylijskiej czy<br />
też samby turniejowej towarzyskiej. Jednym z najbardziej<br />
popularnych utworów samby jest The girl from Ipanema<br />
(Garota to Ipanema), której wykonawcą był Astrud Gilberto<br />
(bossa nova). Gilberto, wraz ze Stanem Getzem,<br />
dostali nagrody Grammy za piosenkę pt.: When she walks<br />
she’s like a samba. Również Kolankiewicz przywołuje nagrania<br />
samby – Dariusa Milhauda o tytule: Saudades do<br />
Brazil, który jest suitą dwudziestu tańców o smętnym,<br />
nostalgicznym charakterze 8 .<br />
Każdy taniec został nazwany innym miejscem czy<br />
dzielnicą z Rio i ma różne dedykacje np. Ipanema 9 została<br />
zadedykowana Arturowi Rubinsteinowi. Twórcy samb<br />
często w swych utworach inspirowali się rytmami maxixe<br />
z Rio i batuque z Brazylii oraz bossa nove. Do wykonawców<br />
piosenek latynoamerykańskich, do których tańczą<br />
tancerze z całego świata na prestiżowych turniejach, należą<br />
między innymi: Frank Sinatra (np. samba Girl from<br />
Ipanema), Cuban Brothers (np. samba Just a little samba),<br />
Dean Martin (np. cha-cha Sway), Buena Vista (np. rumba<br />
Social club – Chan-chan), Santana (np. cha-cha Oye<br />
como va), Ross Mitchel , Ella Fitzgeral, Jobin, Laura Fygi<br />
(np. rumba Historia de un amor), Jaao Gilberto z Bahii,<br />
Shirley Bassey (np. cha-cha Kiss me, Honey, Honey, Kiss<br />
me; rumba Where do I begin, Love story) czy rumba z filmu<br />
Roztańczony buntownik pt: Perhaps, perhaps, perhaps<br />
(Quizas, quizas, quizas) Osvalda Farresa, Tito Puente (np.<br />
cha-cha I like it like that), John Lee Hooker i Carlos Santana<br />
(np. rumba Chill out), Sergio Mendez, Luis Miguel,<br />
Ross Mitchel oraz utwory Gipsy King i wiele innych.<br />
Prawie w każdym rodzaju tańca, towarzyszy maska<br />
i kostium, czy to podczas karnawału, opery, spektaklu,<br />
pokazu, baletu czy tez turnieju tańca. L. Kolankiewicz<br />
podaje za przykład operę Mozarta Don Giovanni wg Loseya,<br />
w której postaci mają na sobie karnawałowe stroje<br />
weneckie i białe maski, które w całości stanowią kostium<br />
zwany larva czyli upiór, widmo, będący uosobieniem<br />
zmarłych (np. Maska Arlekina czy Pulcinelli). Obrzędowe<br />
pochodzenie maski nawiązuje do połączeń dwóch światów:<br />
żywych i umarłych: martwota maski z jej ziejącymi<br />
otworami oczu i ust, sugestywnie obrazującymi śmierć,<br />
unicestwienie i niebyt, zostaje przezwyciężona, choć nie<br />
8 L.Kolankiewicz, op.cit.,s. 13.<br />
9 Ipanema to nazwa dzielnicy w południowym Rio de<br />
Janeiro, w której znajduje się plaża będąca przedłużeniem<br />
plaży Copacabana.<br />
Dalej<br />
zatarta, dzięki żywym, wesołym, tanecznie skocznym ruchom<br />
jej nosiciela 10 . Zatem zmarli przemieniają się w żywych<br />
i odwrotnie.<br />
W widowiskach muzyczno-teatralnych zwanych<br />
z języka angielskiego masques (maski) dominował taniec<br />
i pantomima, która zawsze była tańczona w maskach (tj.<br />
w The Fairy Queen Purcella, gdzie Puk ma role niemą<br />
i tańczy). Maska obrzędowa, maska karnawałowa i maska<br />
teatralna, obrzęd i teatr jako maska, a karnawał i maskarada<br />
jako antymaska – to wszystko znaki obecności życia,<br />
które jest jednaniem przeciwieństw 11 . U tancerzy turniejowych<br />
rolę maski pełni makijaż, kostiumem jest strój<br />
taneczny (sukienka, frak), które mają czysto praktyczny<br />
i estetyczny cel. Ich rola polega na podkreśleniu wyrazistości,<br />
oryginalności, klimatu i osobowości tancerza oraz<br />
charakteru tańca.<br />
Leszek Kolankiewicz wspomina również wcześniejszy<br />
pobyt w Brazylii, do której przybył na zaproszenie Eugenio<br />
Barby, aby uczestniczyć w Ósmej Sesji International<br />
School of Theathre Antropology (ISTA), która odbyła się<br />
w Londrinie, w drugiej połowie sierpnia roku 1994. Podczas<br />
swojej podróży, miał niepowtarzalną okazję ujrzenia<br />
kultu candomble tzw. kultu opętania, (o którym pisałam<br />
wcześniej). Miał on miejsce w Bahii i wywarł ogromne<br />
wrażenie na pisarzu. Po zakończeniu sesji ISTA, Kolankiewicz<br />
wraz z jej dyrektorem Barbą oraz całym Odin Teatret,<br />
poleciał do stolicy Bahii – do Salvadoru i jak sam<br />
autor pisze, po tym pobycie, po tym co zobaczył i w czym<br />
uczestniczył, (na własne oczy widział opętanych podczas<br />
tańca) doznał “olśnienia” , a tym olśnieniem jest właśnie<br />
książka <strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>, w której opisuje wywodzące się<br />
z Afryki kulty opętania, jak również czar karnawału i gorącego,<br />
roztańczonego kraju, którym jest Brazylia, królowa<br />
samby – tańca niezwykle rytmicznego, dynamicznego,<br />
zmysłowego, posiadającego wiele trudnych akcji w ciele,<br />
który znają i tańczą niemal wszyscy Brazylijczycy, a szkoły<br />
tańca, gdzie nauczają różnych odmian tego magicznego<br />
tańca, cieszą się dużą popularnością, również poza granicami<br />
państwa. Natomiast piękne, czarne mieszkanki<br />
Salvadoru zwane baianas – o egzotycznej urodzie, mają<br />
wrodzony sposób poruszania się, który jest niezwykle rytmiczny,<br />
taneczny, bardzo wyniosły i wdzięczny, jakby ich<br />
serca biły w rytm samby.<br />
Kultura brazylijska, jak również sam kult afrobrazylijski<br />
są bardzo synkretyczne, taka też jest książka L. Kolankiewicza,<br />
który pisze: „Zatańczyłem sambę z <strong>bogami</strong>.<br />
10 Ibidem, s. 16.<br />
11 Ibidem, s. 17.<br />
73
D a l e j<br />
rekwizytornia<br />
74<br />
O tym tu opowiem. Ale przede wszystkim – o gusłach<br />
tropików” 12 .<br />
Umberto Eco, jedno ze zdań Wahadła Foucaulta 13<br />
otwiera słowami jak z Apokalipsy: „I ujrzałem Salvador,<br />
Salvador da Bahia de Todos os Santos, murzyński<br />
Rzym”, które przedstawiają to miasto jako krainę tajemnic,<br />
mitów i odkryć, podczas jej zwiedzania doznajemy<br />
“objawienia”, jako podróżnicy docieramy do źródła,<br />
prapoczątku, ale tak naprawdę nie możemy ocenić czy<br />
to jest rzeczywistość czy też nasze wyobrażenie. Klimat<br />
i aura jaką wytwarza Salvador są zachwycające, chce się je<br />
poczuć, doznać, zatańczyć jak jego mieszkańcy, w rytm<br />
znanych utworów samby, które wydobywały się z ust<br />
Mulatek, siedzących obok prowadzących pojazdy. Dla<br />
Brazylijczyków cala uroda świata jest na plażach. Ocean,<br />
turkusowe zatoki, łagodne oko błękitu, głos kołyszący<br />
do tańca 14 . Może to właśnie szum fal nadają mieszkańcom<br />
rytm, zgodnie z którym wiruje ich codzienne życie;<br />
rytm, w którym pulsuje ich krew w żyłach.<br />
Salvador, od roku 1549, kiedy do Brazylii przypłynął<br />
pierwszy gubernator generalny Tome de Souza, aż<br />
do roku 1763, był stolicą Wicekrólestwa Brazylii i całej<br />
Ameryki Portugalskiej, współcześnie pozostał stolicą stanu<br />
Bahia i centrum kultury afrobrazylijskiej. Miasto to<br />
można również nazwać centrum karnawału, ponieważ<br />
huczna zabawa i tańce trwają tam równy rok, a zaczynają<br />
się o godzinie osiemnastej we wtorki na Pelourinho (czyli<br />
pręgierz, Złoty Kościół – Sao Francisco) – Stare Miasto<br />
w Salvadorze gdzie można zobaczyć śmiejący się na<br />
placu lud 15 . Lud śmiejący się, śpiewający, pijący, jedzący,<br />
a przede wszystkim lud wirujący – tańczący. Najważniejszym<br />
i najbardziej popularnym tańcem, bez którego<br />
prawdopodobnie nie było by karnawału, jest oczywiście<br />
samba, którą można usłyszeć i zobaczyć w każdym zakątku<br />
Brazylii. <strong>Samba</strong> wywodzi się z egzotycznego tańca,<br />
posiadającego parzysty takt i synkopowany rytm, o nazwie<br />
maxixe, który pochodzi z Rio de Janeiro, a w Europie<br />
zawitał pod koniec dziewiętnastego wieku. <strong>Samba</strong><br />
jest tańcem bardzo szybkim, wymagającym ogromnej<br />
sprawności i koordynacji, której początek datuje się<br />
na rok 1917 (to data powstania utworu Pelo Telefone).<br />
W Europie po drugiej wojnie światowej (w USA przed<br />
drugą wojną światową) samba została uznana za jeden<br />
z tańców towarzyskich, do których zalicza się takie tań-<br />
12 Ibidem, s. 23.<br />
13 Por. Umberto Eco, Wahadło Foucaulta, tłum.Adam<br />
Szymanowski, Warszawa 2007.<br />
14 L.Kolankiewicz, op.cit.,s.26.<br />
15 Ibidem, s.27.<br />
ce latynoamerykańskie jak: cha-cha, rumba, pasodoble<br />
i jive (druga grupa to tańce standardowe: walc angielski,<br />
tango, walc wiedeński, foxtrot i quickstep, (o których<br />
mowa w kolejnym podrozdziale).<br />
Poza autentycznym kultem candomble, który można<br />
zobaczyć w Bahii, są również grupy teatralne, które<br />
nawiązują do tego obrzędu, między innymi: grupa<br />
Luisa Otavia Burniera (pracującego na wydziale teatru<br />
i tańca UNICAMP w Stanie Sao Paulo), którego przedstawienia<br />
często opierają się na imitacji ruchów i kroków<br />
tańców rytualnych. Antropologa (L. Kolankiewicza) zewsząd<br />
otaczał zatem taniec, nawet ostatniego dnia pobytu<br />
w Brazylii, podczas kolacji, miał okazję uczestniczyć<br />
w “odtańczeniu” doktoratu o tańcu napisanego przez<br />
Marcii Strazzacappy Hernandez 16 oraz w odśpiewaniu<br />
znanej samby i poruszaniu się w jej rytm na siedząco.<br />
O karnawale również pisał Michaił Bachtin, dla<br />
którego karnawał to drugie życie ludu, zorganizowane<br />
w oparciu o pierwiastek śmiechu 17 jego zdaniem to właśnie<br />
karnawał, wraz z całym skomplikowanym systemem<br />
swych obrazów, stanowił najpełniejszy i najczystszy wyraz<br />
ludowej kultury śmiechu, „w karnawale gra samo życie –<br />
to nie jest teatr, karnawału się nie ogląda w nim się żyje”<br />
(Kolankiewicz pisze, iż utopia realizuje się w karnawale),<br />
żyje się śmiechem, zabawą, tańcem, wszystkimi kolorami<br />
życia, gorącym rytmem, tym wszystkim co przeżywamy<br />
tak, jak w prawdziwym życiu, codziennym bytowaniu.<br />
Podczas karnawału w Brazylii swoje umiejętności<br />
prezentują tancerze w barwnych, skąpych strojach, z ponad<br />
czterdziestu szkol tańca, które uczą różnych stylów<br />
samby. Samo słowo samba wywodzi się z Afryki z języków<br />
Bantu, a dokładniej z narzecza kimbundu, w którym<br />
znaczy dosłownie “uderzenie brzuchem”, natomiast<br />
w narzeczu kikongo tłumaczone jest jako “wzywać bóstwo”.<br />
Pierwsze tłumaczenie prowadzi do porównania<br />
ruchów wykonywanych podczas tańczenia samby do ruchów<br />
kopulacyjnych (samba de chaula). Kolejna etymologia<br />
tego słowa prowadzi nas do obrzędu opętania zwanego<br />
omoloco, który jest jednym z rodzajów umbandy,<br />
pochodzącym z Rio, w którym samba oznacza po prostu<br />
“świętą tancerkę”, poślubioną duchom.<br />
Sam Kolankiewicz pisze o karnawale, że „to pijatyka,<br />
obżarstwo i tańce, przecież zarazem zrealizowana<br />
utopia : socjalistyczna i antropologiczna. Karnawał jest<br />
ziszczeniem ludzkiego marzenia o tym, co leży w wyższej<br />
sferze bytu” 18 .<br />
16 Ibidem, s.28.<br />
17 Ibidem, s.28.<br />
18 Ibidem, s.28.
Szybkie ruchy stop tancerek wykonujących sambę,<br />
przypominają stąpanie po rozżarzonych węglach, akcja<br />
bioder , doskonale odizolowana od reszty ciała jest bardzo<br />
dynamiczna, mocna, zmysłowa, gwałtowna, podkreślana<br />
przez ruch błyszczących frędzli od kostiumu,<br />
sambę zarówno brazylijską jak i towarzyską tańczy się na<br />
lekko ugiętych kolanach, tancerze wykonują akcję bouncing,<br />
trzymają centrum, którego ruchy przypominają<br />
ciągle unikanie ciosu wymierzonego w brzuch.<br />
“Karnawał w Bahii, swobodne i wyzwolone tańce,<br />
które są wzywaniem, emotywnokinetycznym snuciem<br />
marzenia o tym, co w górze” 19 . Antoin Artaud 20 porównywał<br />
karnawał do teatru okrucieństwa, który czerpał<br />
tematy ze świeckich tańców balijskich, tak jak karnawał,<br />
który nie jest sakralny, lecz ludowy i podczas którego<br />
również może dojść do “okrucieństwa”, śmierci, napaści,<br />
pobicia czy gwałtu.<br />
Roger Caillois 21 uważał, że święto, czyli też karnawał,<br />
to wydarzenie, które sprawia, że społeczeństwo<br />
oczyszcza się i zarazem odnawia, wyzwala się i odcina od<br />
codziennego, niezmysłowego, beznamiętnego, powolnego,<br />
nudnego i męczącego życia i wpada w wir i szał zabawy,<br />
któremu wszyscy powinni się poddać. W karnawale<br />
jest szaleństwo odrodzonej wspólnoty – potężne tchnienie<br />
zbiorowego szału (...) wszyscy na wyścigi trwonią bogactwa,<br />
żywotność, siłę seksualną i siłę mięśni. Jednak te<br />
ogniste i gorączkowe tańce, wbrew pozorom, nie są chaotyczne,<br />
przypadkowe i bezmyślnie wykonywane przez<br />
laików, każdy taniec, a przede wszystkim karnawałowa<br />
samba, ma często bardzo trudna technikę, skomplikowane<br />
kroki i ruchy bioder oraz akcje całego ciała, która<br />
wymaga wielu lat praktyki, często morderczych treningów,<br />
aby efekt był taki, jaki prezentują wyszkolone tancerki.<br />
Ze swobodą i lekkością pokazują techniki tańców<br />
afrobrazylijskich, z niesamowitą świadomością własnego<br />
ciała, które opanowały do perfekcji. Wszystkie mięśnie<br />
pracują, ruchy są czytelne i wyraziste, tancerze potrafią<br />
swym ciałem i ruchem wyartykułować przekaz zgodnie<br />
z muzyką, w odpowiednim metrum i rytmie – inaczej<br />
mówiąc, tancerze mówią ciałem i myślą ruchem. Bardzo<br />
trudna jest praca nad techniką tańca, nad wyrazem<br />
artystycznym, ale również nad energią tancerza ( aktora<br />
) tzw. “bios sceniczne”, która jest ściśle związana z praca<br />
nad oddechem, aby ta codzienna czynność pomagała<br />
w tańcu ( w jego dynamice, akcjach, tempie i ruchu ),<br />
19 Por.: L.Kolankiewicz, op.cit., s 25-45.<br />
20 Por.:Antonin Artaud,Teatr i jego sobowtór, przeł.Jan<br />
Błoński,Warszawa 1978.<br />
21 Roger Caillois, Człowiek i sacrum, Warszawa 1995.<br />
Dalej<br />
a nie przeszkadzała. L. Kolankiewicz poznał technikę<br />
tańców rytualnych ku czci bogini piękna i słodkich wód<br />
Oxum i bogini wojny Ogun, którą przekazywał Augusto<br />
Omolu. Pierwszy z wymienionych tańców charakteryzuje<br />
się kobiecym wdziękiem, delikatnością i gracją,<br />
ruchy tancerek są niezwykle subtelne i uwodzicielskie,<br />
natomiast drugi taniec jest przeciwieństwem Oxum,<br />
przede wszystkim to taniec męski, zadziorny i energiczny.<br />
Taniec kobiecy i męski ma dwa rodzaje energii<br />
(bios) zwane anima i animus. (Augusto Omolu – taniec<br />
„współczesny afrykański”), tańce te są znacznie trudniejsze,<br />
pod względem technicznym, od karnawałowej samby,<br />
która również nie należy do prostych.<br />
Karnawałowi towarzyszą rytmy wygrywane na różnego<br />
rodzaju bębnach, przez pięć rzędów ustawionych<br />
dziewcząt, które trzymają lub mają zawieszone na biodrach<br />
duże bębny, małe bębenki, warble i grają według<br />
ruchów dyrygenta, ta hipnotyzująca, niezwykle rytmiczna<br />
i pobudzająca gra, wprawie w ruch wszystkie ciała,<br />
sprawia, ze nogi same zaczynają podrygiwać, a biodra<br />
wirować w takt samby. Na placu tłumy ludzi, wszystkie<br />
ciała niemal przylepione do siebie poddają się jednemu,<br />
wspólnemu, falistemu ruchowi, który co jakiś czas przerywała<br />
synkopa. Kiedy tancerz opanuje technikę, taniec<br />
ten staje się tak upajający, że niemal transowy, harmonijny,<br />
lekki i przyjemny. Upojenie jest według Fryderyka<br />
Nietzchego najbliższą analogią do samej istoty żywiołu<br />
dionizyjskiego. Po jakimś czasie bębnom zaczyna towarzyszyć<br />
śpiew solistki. Na środku placu stoi pręgierz,<br />
gdzie dawniej karano i katowano niewolników. Tańczące<br />
nogi zadeptują ślady krwi, bębny zagłuszają echo<br />
krzyków. „Jest w radosnym tańcu dawnych niewolników<br />
siła – bezmierna jak ocean” – może ze względu na te historyczne,<br />
okrutne wydarzenia, to właśnie na tym placu<br />
dobywa się huczna zabawa karnawałowa potomnych.<br />
Ten zbiorowy taniec jest zarówno piękny, czarujący, ale<br />
równocześnie, przerażający, uzależniający i tajemniczy.<br />
Według Kolankiewicza sam karnawał to axe – mana<br />
( moc, siła ) czyli rozkaz, działająca moc afrykańskich<br />
bóstw onxas, które ukazują się jako np. kamienie czy<br />
rośliny. Dla mnie karnawał to przede wszystkim gorące<br />
rytmy samby, podczas których możemy uwolnić swoje<br />
żądze i emocje oraz na parę chwil wkroczyć w inny,<br />
barwniejszy świat namiętności i zmysłów.<br />
Anna Skibińska<br />
75
D a l e j<br />
rekwizytornia<br />
76<br />
mecz koszykówki<br />
Nie tylko widowisko?<br />
Wstęp<br />
Celem tego szkicu jest pokazanie wieloaspektowości<br />
widowiska sportowego, jakim jest mecz koszykówki<br />
odbywający się przy udziale publiczności.<br />
Chcąc rozpatrywać to zjawisko z punktu widzenia<br />
antropologii widowisk, konieczne jest przyjęcie<br />
dwóch postaw badawczych. Pierwsze stanowisko<br />
winno być obserwacją uczestniczącą, która pozwala<br />
na doznanie tych samych emocji, których doznają<br />
widzowie. Stając się częścią tego społecznego spektaklu,<br />
jego współuczestnikiem (a także współtwórcą),<br />
możemy poznać motywacje psychologiczne tłumu,<br />
który przychodzi na mecz; sprawdzić, jakie funkcje<br />
spełnia i jakie potrzeby zaspokaja to widowisko<br />
oraz przede wszystkim określić relacje społeczne,<br />
które wytwarza. Z kolei postawa zdystansowanego<br />
obserwatora umożliwia dostrzeżenie zabiegów<br />
inscenizacyjnych oraz wszelkich kulturowych konwencji,<br />
które ujawniają się w takiej sytuacji.<br />
Mecz koszykówki w świecie widowisk<br />
„Widowisko to taki przejaw życia zbiorowego,<br />
który człowiek wywołuje, by wzbudzić podziw<br />
innych ludzi przez swoje szczególne umiejętności,<br />
z zastosowaniem układu S”. Jest to definicja Zbigniewa<br />
Raszewskiego 1 . Przez układ „S” rozumie<br />
on „pewien typ obecności wytworzonej przez sytuację,<br />
w jakiej się jakaś zbiorowość znalazła” 2 . Jest<br />
to układ zawsze chwilowy i oparty na przyglądaniu<br />
się (stąd nazwa – „S” od łacińskiego czasownika<br />
specto, spectare, spectavi, spectatum – ‘oglądać’). Korzystając<br />
z podziału proponowanego przez Raszewskiego,<br />
mecz koszykówki umieścimy szerzej wśród<br />
układów skupiających (mając na uwadze więź, jaka<br />
tworzy się między widzami na trybunach i między<br />
graczami jednej drużyny na boisku). W węższym<br />
1 Z. Raszewski, Teatr w świecie widowisk. Dziewięćdziesiąt<br />
jeden listów o naturze teatru, Warszawa 1991, s. 35.<br />
2 Ibidem, s. 12.<br />
To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />
rozumieniu będzie to układ skupiający biegunowy<br />
tzn. ludzie, którzy biorą w nim udział, z racji swoich<br />
niewymiennych funkcji, tworzą dwa bieguny.<br />
Po jednej stronie mamy zawodników, trenerów,<br />
sędziów po drugiej publiczność. Podział ten wyraża<br />
się różnym umiejscowieniem ich w przestrzeni.<br />
Jedni i drudzy poruszają się w swojej strefie. Minimalna<br />
odległość między nimi jest nazywana pasem<br />
bezpieczeństwa i sprawia, że widowisko zachowuje<br />
niezbędną do funkcjonowania równowagę. Następnie<br />
ze względu na to, czy podczas oglądania<br />
widowiska przeważa ocena wyniku, czy też przebiegu,<br />
Raszewski wyróżnia trzy grupy widowisk: zawody,<br />
popisy, przedstawienia. Koszykówka jako gra<br />
o zwycięstwo plasuje się oczywiście w zawodach (liczy<br />
się wynik), natomiast często zbliża się również<br />
do sfery popisów, głównie wtedy, gdy indywidualni<br />
zawodnicy starają się grać efektownie i wzbudzić<br />
tym zachwyt kibiców. Wreszcie w tym widowisku<br />
dominują czynności pozornie zamknięte tj. osoby<br />
przykuwające naszą uwagę zwracają się ku sobie, ale<br />
robią to z myślą o widzach i dla widzów 3 .<br />
„Scenariuszowość” oraz przebieg widowiska<br />
i gry.<br />
Drużyny rozgrywają cztery kwarty po dziesięć<br />
minut (w koszykówce europejskiej). Jest to jednak<br />
tylko czas gry i to tzw. czystej gry, nie wlicza się<br />
w to wszelkich przerw. Samo widowisko trwa co<br />
najmniej dwukrotnie dłużej. Ma następujący scenariusz.<br />
Najpierw odbywa się rozgrzewka zawodników,<br />
następnie ich prezentacja, potem rozegrane<br />
zostają dwie kwarty, które rozdzielone są dwuminutową<br />
przerwą, w czasie której jest występ taneczny<br />
cheerleaderek. Po tych dwóch odsłonach następuje<br />
piętnastominutowa przerwa wyznaczająca środek<br />
meczu. Znowu krótki występ tancerek, potem<br />
w zależności od tego jak ważnym wydarzeniem jest<br />
3 Ibidem, s. 14, 18, 45, 49.
mecz, odbywają się konkursy dla publiczności, rzadziej<br />
dla samych zawodników (konkursy wsadów,<br />
rzutów za 3 punkty itp.). I kolejne dwie kwarty według<br />
tego samego schematu. Jeśli drużyna gospodarzy<br />
wygrała, kibice zwykle zostają jeszcze trochę po<br />
zakończeniu spotkania, by podziękować graczom<br />
i upajać się zwycięstwem.<br />
Sama prezentacja przed rozpoczęciem meczu<br />
jest bardzo teatralna, warto więc poświecić jej kilka<br />
zdań opisu. Zawodnicy wychodzą kolejno na boisko<br />
oświetlani skupioną wiązką światła i przedstawiani<br />
przez spikera (w tej chwili pełni on funkcję<br />
podobną do konferansjera), który nadaje swojemu<br />
głosowi ton podobny do spikerów zapowiadających<br />
mecze bokserskie. Kibice wstają z miejsc i oklaskują<br />
swoich zawodników. Dokonują też prezentacji<br />
własnego środowiska. Uderzają w bębny, rozwijają<br />
transparenty, słowem – na początku widowiska<br />
chcą dać przedsmak emocji, jakie ich czekają i próbują<br />
antycypować atmosferę, jaką stworzą podczas<br />
meczu, który za chwilę się zacznie.<br />
Tak w ogólnym zarysie przedstawia się scenariusz<br />
widowiska. Z kolei sami gracze na poziomie<br />
gry również realizują „scenariusze” (używając<br />
tego słowa w potocznym znaczeniu) przygotowane<br />
przez trenera. Mają wcześniej wyćwiczone sposoby<br />
rozgrywania pojedynczej akcji („próbowane” na<br />
treningach), które rozpoczynają się na znak trenera<br />
i zależne są od sytuacji boiskowej. Muszą się jednak<br />
liczyć z możliwością niepowodzenia związaną<br />
z interakcją, wtedy gdy dochodzi do konfrontacji<br />
z zawodnikami przeciwnej drużyny. Przypomina to<br />
improwizacje teatralne charakterystyczne dla commedii<br />
dell’arte.<br />
Kategorie graczy<br />
Richard Schechner 4 twierdzi, że w performansie<br />
można wyodrębnić cztery podstawowe kategorie<br />
graczy: dostarczycieli, wytwórców, performerów<br />
i uczestników. Podczas meczu koszykówki tylko<br />
trzy ostatnie wydają się oczywiste. Wytwórcami<br />
będą trenerzy obu zespołów (będą więc „reżyserami<br />
gry”), sędziowie (moderatorzy) i personel odpowiedzialny<br />
za techniczną realizację widowiska. Performerami<br />
będą zawodnicy obu drużyn. Uczestnikami<br />
– kibice. W przypadku, gdy widzowie będą na<br />
4 R. Schechner, Performatyka: wstęp, przeł. T. Kubikowski,<br />
Wrocław 2006, s. 284.<br />
Dalej<br />
trybunach odgrywać własny spektakl (przy pomocy<br />
uderzeń w bębny, śpiewów, rozwijania wielkiej flagi,<br />
czy też z własnych ciał tworzyć „meksykańską falę”)<br />
staną się również performerami widowiska. Kto<br />
zaś będzie dostarczycielem? Trudno jednoznacznie<br />
powiedzieć. Mogą to być organizatorzy całych rozgrywek<br />
lub pojedynczego meczu, ale może to być<br />
również społeczeństwo, którego potrzeby prowadzą<br />
do powstawania tego typu widowisk.<br />
Przestrzeń<br />
Jest to przestrzeń zastana i w dużej mierze niezmienna.<br />
Mecz rozgrywa się na boisku o wymiarach<br />
28 na 15 metrów (wymiary wg zasad FIBA<br />
– Międzynarodowej Federacji Koszykówki). Jednak<br />
nie samo boisko stanowi przestrzeń widowiska.<br />
Dużą rolę odgrywa sposób umiejscowienia trybun.<br />
W większych halach trybuny ze wszystkich stron<br />
otaczają boisko i umieszczone są co najmniej kilka,<br />
a nawet kilkanaście metrów od pola gry. Zwykle<br />
jeszcze oddziela się widzów bandą reklamową. Nie<br />
jest to jednak reguła. W niektórych przypadkach<br />
kibice znajdują się bardzo blisko graczy, na odległość<br />
wyciągnięcia ręki, tuż za koszem, na poziomie<br />
parkietu. Natomiast pod sufitem zawiesza się często<br />
balkony. Wpływa to na sposób percepcji gry. Widz<br />
siedzący na poziomie parkietu dostrzega przede<br />
wszystkim walkę i kontakt między zawodnikami.<br />
Ten, który siedzi na balkonie ma jednoczesny widok<br />
na całe boisko, zwraca uwagę na ruch zawodników<br />
bez piłki. Ogarnia całe pole gry, widzi zagrywki<br />
taktyczne, lecz jego uwadze uchodzi dynamika<br />
gry, która z tej perspektywy jawi się jako bardziej<br />
uporządkowana. Z punktu widzenia graczy ta<br />
przestrzeń też ma znaczenie. Mając widzów dalej<br />
od siebie mogą się w pewien sposób od nich odciąć<br />
i skupić na rywalizacji. Jeśli grają tuż przy nich,<br />
cały czas odczuwają presję bezpośredniości. Do ich<br />
uszu dochodzą wszelkie krytyczne uwagi na temat<br />
ich występu, zdarza się też, że rozpędzeni wpadają<br />
między publiczność. W takich sytuacjach częściej<br />
dochodzi do ostrych wymian zdań między zawodnikiem<br />
i kibicem, do aktów agresji, wtargnięcia<br />
widzów na boisko. Odległość między tymi dwoma<br />
biegunami, między performerami i widzami, jest<br />
wspomnianym już pasem bezpieczeństwa.<br />
Zdarza się też wynajmowanie innych przestrzeni<br />
na ważne spotkania. Koszykarska drużyna Śląska<br />
77
D a l e j<br />
rekwizytornia<br />
78<br />
Wrocław mecze pucharów międzynarodowych często<br />
rozgrywa w Hali Stulecia, w której może pomieścić<br />
się więcej zainteresowanych widzów i łatwiej zapewnić<br />
przepisowe warunki bezpieczeństwa. Samo<br />
zdarzenie, przez niecodzienną przestrzeń, nabiera<br />
też cech wyjątkowości.<br />
Stawka<br />
Pozornie stawką spotkania są jedynie ligowe<br />
punkty czy awans na odpowiedni szczebel rozgrywek.<br />
W rzeczywistości gra się o wiele więcej –<br />
o prestiż. I to o własny. Dotyczy to w większym<br />
stopniu kibiców niż samych zawodników, ale i na<br />
nich ta presja może wywierać wpływ. Czynnikiem<br />
nadającym sens temu zjawisku jest lokalny patriotyzm.<br />
Klub sportowy to poniekąd symbol miasta<br />
lub dzielnicy. Widzowie, którzy nadają klubowi<br />
charakter, podkreślają to, jacy są. Przenoszą na drużynę<br />
wartości, które są im bliskie. Drużyna ma je<br />
reprezentować i tym samym reprezentować miasto.<br />
Dość precyzyjnie ujmuje ten problem Manfred<br />
Schneider: „Zawody spotkałyby się ze znacznie<br />
mniejszym zainteresowaniem, gdyby publiczność<br />
nie przeżywała ich ze względu na regionalną, zawodową,<br />
ekonomiczną czy nawet personalną emblematyczność.<br />
AC Milano przeciw Interowi – to nie<br />
tylko mała wojna między zrzeszeniami i dzielnicami<br />
miasta, ale również wojna nazwisk przedsiębiorców:<br />
Berlusconi przeciw Fitgarowi, a do niedawna<br />
jeszcze zastępcza wojna Holandii z Niemcami. Pojedynek<br />
Schalke z Bayernem Monachium konfrontuje<br />
ze sobą nie tylko Prusy i Bawarię, przedmieście<br />
i metropolię, przemysł ciężki i elektronikę, ale i mitycznie:<br />
Kreisela i Doppelpassa, Kuzorrę i Beckenbauera.<br />
Zamierzchłe czasy sportu umacniają mity,<br />
które z kolei osadzają się w nazwiskach i emblematach.”<br />
5<br />
Słowa Schneidera świetnie ilustruje hasło krzyczane<br />
przez kibiców Górnika Zabrze podczas meczów<br />
piłki nożnej i koszykówki:<br />
„Zabrze to miasto polskie,<br />
Zabrze to miasto śląskie,<br />
Zabrze miasto górnicze,<br />
5 M. Schneider, Erotyka sportu telewizyjnego. Uwagi na<br />
temat liturgii heroizmu na co dzień, przeł. K. Krzemieniowa,<br />
[w:] Media – eros – przemoc. Sport w czasach<br />
popkultury, wybór, wstęp i oprac. A. Gwóźdź, Kraków<br />
2003, s. 86.<br />
Zabrze na całe życie.” 6<br />
Nie dziwi więc napięcie, jakie wytwarza się<br />
w czasie pojedynków derbowych, które często prowadzą<br />
do wyzwolenia agresji. Dwie drużyny reprezentujące<br />
często skrajnie różne wartości uzurpują<br />
sobie prawo do wykorzystania jednego (i wspólnego)<br />
symbolu, jakim może być wizerunek miasta.<br />
Zawsze jest jakiś podtekst pozasportowy. Poruszając<br />
tę kwestię, na myśl przychodzą wszelkie<br />
historyczne pojedynki Stanów Zjednoczonych<br />
ze Związkiem Radzieckim, w których na boisku<br />
w większym stopniu walkę staczały ideologie społeczne<br />
i polityczne, w mniejszym stopniu zawodnicy.<br />
(Mecze Polski i ZSRR w czasach Układu Warszawskiego<br />
nacechowane były podobną treścią).<br />
Natomiast Wojna futbolowa Ryszarda Kapuścińskiego<br />
do dziś uświadamia nam, że w sporcie gra się<br />
o coś więcej – o wysokie stawki (choć symboliczne),<br />
których czasem nie jesteśmy świadomi.<br />
Funkcje omawianego widowiska<br />
Mecz koszykówki spełnia wszystkie siedem<br />
funkcji performansu, które proponuje Richard<br />
Schechner 7 :<br />
1. Zabawiać<br />
Oczywiście w tej kwestii, trudno jest mieć jakiekolwiek<br />
wątpliwości. Dla widzów przybyłych na<br />
mecz jest to niewątpliwie rozrywka. Widowisko,<br />
o którym mówimy, wyrasta u swych podstaw z zabawy.<br />
Zabawa z piłką w różnych formach znana<br />
jest od czasów starożytnych. Koszykówka jest grą,<br />
czyli wysoce ustrukturyzowaną zabawą. Zabawą<br />
opartą na ściśle określonych i przestrzeganych regułach.<br />
Jest wreszcie grą skończoną – gra się po to<br />
żeby wygrać, choć sam proces nie może tu być lekceważony.<br />
Sama koszykówka w znanej nam współcześnie<br />
postaci powstała w roku 1891 w Stanach<br />
Zjednoczonych, zaś już w 1904 stała się dyscypliną<br />
olimpijską. Spotkanie dwóch drużyn należy do sfery<br />
agón, jeśli uwzględnimy klasyfikację gier i zabaw<br />
Rogera Caillois 8 . Oglądanie walki, nawet gdy jest<br />
to walka bezkrwawa, zawsze jest elementem zain-<br />
6 Cytowane hasło pochodzi z bezpośrednich obserwacji<br />
autora.<br />
7 Schechner, op. cit., s. 61-67.<br />
8 R. Caillois, Gry i ludzie, przeł. A. Tatarkiewicz, M.<br />
Żurowska, [w:] Antropologia widowisk: zagadnienia<br />
i wybór tekstów, wstęp i red. L. Kolankiewicz, Warszawa<br />
2005, s. 164.
teresowania i fascynacji, a co za tym idzie jest też<br />
rozrywką w najczystszej postaci.<br />
2.Tworzyć coś pięknego<br />
Najlepszym dowodem spełniania tej funkcji<br />
jest język użyty do opisu widowisk sportowych. Język<br />
ten jest zbliżony, a nawet bardzo często tożsamy<br />
z językiem służącym do opisywania sztuki. Widać<br />
to doskonale podczas niemal każdej telewizyjnej<br />
(a tym bardziej radiowej) transmisji. Zawodnicy<br />
oddają piękne strzały, prowadzą cudowne dryblingi,<br />
nazywane często tańcem z piłką. Mamy graczy,<br />
którzy są genialnymi wirtuozami i mamy solidnych,<br />
pracowitych rzemieślników. Nikogo nie dziwią<br />
prasowe zestawienia typu Ronaldinho – artysta<br />
futbolu. Przykłady da się łatwo mnożyć.<br />
Oprawa spektaklu, jakim jest mecz, również<br />
dostarcza wrażeń estetycznych. W koszykówce<br />
europejskiej takich ukierunkowanych zabiegów<br />
jest znacznie mniej. Stały się one domeną amerykańskiej<br />
ligi NBA, gdzie ten aspekt stoi na co najmniej<br />
takim samym, jeśli nie wyższym poziomie,<br />
jak aspekt czysto sportowy. Mecz w Stanach Zjednoczonych<br />
to przede wszystkim show, które pełne<br />
jest wymyślnych intermediów wstawianych między<br />
poszczególne akty gry. Niektóre z nich przyjęły się<br />
również w Europie. Są to np. taneczne występy<br />
cheerleaderek, czy konkurs wsadów organizowany<br />
w przerwie meczu. Tego typu występy oceniane są<br />
tylko i wyłącznie przez pryzmat estetyki. Zresztą koszykówka<br />
w USA jest przede wszystkim nastawiona<br />
na widowiskowość. Mecze rozgrywane są kilka razy<br />
w tygodniu, a kibice chcą oglądać efektowne akcje<br />
i dramatyczne momenty zaciętej rywalizacji. Punkt<br />
ciężkości przeniesiono z wyniku na przebieg. Zupełnie<br />
odwrotnie jest w koszykówce europejskiej.<br />
Do tego należałoby dodać jeszcze wszelkie<br />
pomeczowe analizy wideo, od których aż roi się<br />
w sportowych programach telewizyjnych i portalach<br />
internetowych. Najbardziej reprezentatywne są<br />
popularne zestawienia dziesięciu najpiękniejszych<br />
akcji kolejki. Porównuje się w ten sposób estetyczne<br />
dokonania graczy z kilkunastu różnych, równolegle<br />
odbywających się meczów, dając również możliwość<br />
wyrażenia opinii widzom i internautom. Popularne<br />
są dyskusje na forach internetowych, rozważające,<br />
który mecz był najpiękniejszym widowiskiem.<br />
Dalej<br />
3.Ustanawiać lub zmieniać tożsamość<br />
Zagadnienie to jest dwuaspektowe. Można<br />
przecież odnieść je do widzów jak i do uczestników<br />
gry. Widz na meczu podlega identyfikacji. Identyfikować<br />
znaczy tyle co ‘stwierdzać, rozpoznawać,<br />
ustalać tożsamość, utożsamiać’. Identyfikując się<br />
z ulubionym zawodnikiem czy drużyną, widz doświadcza<br />
tego utożsamienia indywidualnie. Jednak<br />
jest on także w pewnej ściśle określonej zbiorowości.<br />
Jest wśród innych kibiców. Musi podlegać<br />
grupowej identyfikacji. To pojęcie definiowane jest<br />
następująco: ‘poczucie przynależności do jakiejś<br />
grupy i solidaryzowanie się z nią’. 9 Zmiana tożsamości<br />
polega więc na tym, że nie jest to tożsamość<br />
codzienna. Aktywuje się ona dopiero, kiedy ktoś<br />
przychodzi na mecz. W codziennym życiu jest to<br />
tożsamość uśpiona, choć nie można zaprzeczyć, że<br />
zdarzają się sytuacje jej manifestacji poza meczem.<br />
Na przykład niektórzy kibice noszą koszulki i szaliki<br />
swojego klubu na co dzień, by pokazać przynależność<br />
do pewnej wspólnoty.<br />
W przypadku graczy (także trenerów i sędziów)<br />
zmiana tożsamości i ustanowienie nowej objawia<br />
się również przy przejściu ze świata codzienności<br />
w świat performansu. Schechner nazywa to przemieszczeniem<br />
10 . Ma ono swoje etapy: przebranie<br />
się w odpowiednie kostiumy (stroje), rozgrzewka,<br />
występ właściwy, moment ochłonięcia, powrót do<br />
poprzedniego stanu. Dwa pierwsze i dwa ostanie<br />
etapy to okres przygotowania do przejścia w inny<br />
świat. Zawodnik na boisku odgrywa swoją rolę<br />
w ten sam sposób, jak aktor na scenie. Przez czas<br />
występu nie jest zupełnie sobą. Liczy się rola, którą<br />
odgrywa. Ma też świadomość towarzyszącego ryzyka.<br />
Naraża się na stres, wstyd, kalectwo. Dotyczy<br />
to również trenerów i sędziów, którzy też są w niecodziennej<br />
sytuacji. Właśnie to ryzyko apeluje do<br />
naszej ciekawości. Zbigniew Raszewski podkreśla:<br />
„Historia widowisk to historia lżenia, wyśmiewania,<br />
poniewierania zawodników i artystów. Tylko<br />
nieliczni stają się ulubieńcami publiczności. (...)<br />
Historia uczy, że nigdy nie brakowało śmiałków<br />
gotowych codziennie mierzyć się z niebezpieczeństwami.<br />
Widujemy ich i dziś, wiemy, że bywają<br />
świadomi, a nawet żądni ryzyka, ale za ponoszenie<br />
9 Obie definicje na podstawie: W. Kopaliński, Słownik<br />
wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem,<br />
Warszawa 2007.<br />
10 Schechner, op. cit., s. 273-279.<br />
79
D a l e j<br />
rekwizytornia<br />
80<br />
go żądają od nas uznania” 11 Te kilka zdań bardzo<br />
trafnie charakteryzuje widowiskową rzeczywistość.<br />
Jest jeszcze możliwa jedna zmiana tożsamości<br />
w przypadku niektórych zawodników (też trenerów,<br />
sędziów). Mam na myśli sytuację przemienienia<br />
(znowu pojęcie Schechnera 12 ), jakie może dokonać<br />
się podczas tego performansu. Z pewnością tak jest,<br />
gdy na boisku pojawi się gracz debiutujący. Stres<br />
zawodnika jest wtedy spotęgowany, gdyż musi on<br />
ustalić swoją tożsamość w stosunku do publiczności<br />
oraz kolegów z drużyny i trenera. Jeśli debiutuje<br />
w ogóle w zawodowym sporcie, to zmienia się jego<br />
status. Z niedoświadczonego juniora przemienia<br />
się w dorosłego, zawodowego koszykarza. Dojrzewa,<br />
a pierwszy mecz jest tej dojrzałości egzaminem.<br />
Jeżeli mamy do czynienia z koszykarzem, który debiutuje<br />
tylko w nowym klubie sprawa ta wygląda<br />
nieco inaczej. Udowadniając użyteczność własnej<br />
osoby, uzyskuje on mentalne członkostwo w nowej<br />
drużynie zarówno w oczach widzów, jak i wśród innych<br />
zawodników i trenera.<br />
4.Budować lub podtrzymywać wspólnotę<br />
Problem ten w szczątkowy sposób został już<br />
zasygnalizowany przy rozpatrywaniu tożsamości.<br />
Należałoby go rozwinąć. Widz przychodzący na<br />
mecz staje się częścią wspólnoty. Należy do grupy<br />
kibiców, która jest wspólnotą spontaniczną i dobrowolną.<br />
Samo przyjście na mecz z własnej woli<br />
sprawia, że już staje się jej członkiem. Może manifestować<br />
swoją przynależność poza halą sportową,<br />
ale nie musi. Wspólnota ta będzie miała cechy<br />
communitas (terminu tego używam w takim rozumieniu,<br />
w jakim używa go Victor Turner 13 ). Będzie<br />
więc antystrukturą, „miejscem”, w którym można<br />
na jakiś czas zawiesić wszelkie sztywne normy<br />
społeczne, gdzie na chwilę ucieka się od struktury,<br />
jaka towarzyszy nam na każdym kroku w życiu codziennym.<br />
W tym wypadku będzie to communitas<br />
spontaniczna 14 . Tworzy się więź między widzami,<br />
11 Raszewski, op. cit., s. 37.<br />
12 Schechner, op. cit., s. 273-279.<br />
13 V. Turner, Proces rytualny, przeł. I. Kurz, [w:] Antropologia<br />
widowisk: zagadnienia i wybór tekstów, wstęp<br />
i red. L. Kolankiewicz, Warszawa 2005, s. 122, 123.<br />
14 W przypadku jednak, gdy weźmiemy pod uwagę zorganizowane<br />
kluby kibica, będziemy mieli do czynienia<br />
z communitas normatywną, czyli taką, która dopuszcza<br />
powstawanie minimalnych struktur, w celu czerpania<br />
z tego korzyści.<br />
która neutralizuje nawet strukturę, w której biorą<br />
udział – strukturę widowiska sportowego. W skrajnych<br />
przypadkach może to prowadzić do zamieszek<br />
między kibicami, czy na przykład do ataku na zawodników,<br />
sędziów, trenerów, ochroniarzy, słowem<br />
na tych, którzy tę strukturę reprezentują. Wynika<br />
to z napięcia, które wytwarza się podczas zetknięcia<br />
communitas ze strukturą i nierozerwalności tych<br />
dwóch zjawisk podczas meczu koszykówki (i nie<br />
tylko koszykówki). Przychodząc na mecz i kupując<br />
bilet akceptujemy wszelkie prawne i regulaminowe<br />
ograniczenia. Zawieramy umowę z organizatorami.<br />
I póki nie usiądziemy na trybunach, ta umowa obowiązuje<br />
i wydaje się nam zasadna. We wspomnianej<br />
wspólnocie szybko ulega zapomnieniu, czy mówiąc<br />
precyzyjniej zawieszeniu. Wyzwalane podczas widowiska<br />
emocje tylko potęgują ten stan. Zwykle<br />
jednak oba zjawiska pozostają w mniej lub bardziej<br />
stabilnej równowadze, gdyż jedno nie może istnieć<br />
bez drugiego. Konsekwencją zamieszek może być<br />
decyzja o rozgrywaniu meczów bez udziału publiczności.<br />
Straty poniesie wtedy zarówno struktura, jak<br />
i antystruktura. Mecz koszykówki przestanie być<br />
wtedy widowiskiem, a pozostanie tylko grą.<br />
Dodać należy do tego stwierdzenie, że nie zawsze<br />
wszystko kończy się wraz z końcem meczu.<br />
Zdarza się, że kibice wracają razem, i – mimo że<br />
dawno opuścili już niecodzienną czasoprzestrzeń<br />
widowiska – nadal pozostają w obrębie communitas.<br />
Może wtedy dojść do niebezpiecznego zetknięcia<br />
ze strukturą i konfliktu tych dwóch światów.<br />
Przykładem będzie sytuacja z 10 stycznia 1998<br />
roku, kiedy w Słupsku Przemek Czaja, trzynastoletni<br />
kibic, został śmiertelnie pobity przez policjanta.<br />
Widzowie wracając z meczu (wciąż pozostając we<br />
wspólnocie), zablokowali jedno ze skrzyżowań, gdy<br />
większą grupą nieśpiesznie przechodzili przez ulicę.<br />
Spowodowało to użycie przemocy przez policję,<br />
która stała w pobliżu tego miejsca.<br />
5.Uzdrawiać<br />
Mecz koszykówki, jak każde zawody, to stylizowana<br />
wojna na boisku (notabene ujawnia się to<br />
w języku, gdyż mówiąc o zawodach używamy metaforyki<br />
wojennej). Zawodnicy, którzy nadają jej treść,<br />
w swoich działaniach posługują się niecodziennymi<br />
technikami użycia ciała. Taka technika niecodzienna<br />
jest tak samo charakterystyczna dla oglądających
mecz kibiców. Zwykłe zachowania (ruchy, głos)<br />
uwalniają się od naturalnej funkcji i nie są ograniczane<br />
codziennymi konwencjami społecznymi.<br />
Sport jest rytuałem społecznym. Tak jak karnawał<br />
pozwala na odwrócenie lub uwolnienie zachowań,<br />
które w normalnych warunkach są niedopuszczalne<br />
lub zwalczane społecznym ostracyzmem. To usankcjonowana<br />
wojna, która prowadzi do oczyszczenia.<br />
Pozwala dać upust skumulowanym emocjom, które<br />
nie mogą być uwolnione w innych sytuacjach. Widowisko<br />
wprowadza podniecenie, które przeradza<br />
się w napięcie, gdyż widz ogląda walkę, w której nie<br />
może uczestniczyć i na którą nie ma wpływu (albo<br />
ten wpływ jest znikomy). To napięcie jest rozładowywane<br />
przez wydawanie okrzyków, uderzanie<br />
w bęben (co wprowadza pewien element transowości),<br />
klaskanie, gestykulację. Człowiek świadomie<br />
poddaje się dobrowolnemu stresowi, który ma być<br />
alternatywą dla stresu codziennego, a jednoczenie<br />
jego przeciwwagą. Richard Schechner w swojej<br />
Performatyce 15 wspomina koncepcje psychologiczne,<br />
które mówią, że uczestniczenie w widowiskach<br />
sportowych, może chronić przed depresją i wzmacniać<br />
poczucie własnej wartości i przynależności.<br />
6.Nauczać, przekonywać, wmawiać<br />
Dydaktyczny wymiar sportu jest znany od<br />
dawna w wielu kulturach. Uprawianie sportu jest<br />
traktowane jako głęboki proces samorealizacji.<br />
Człowiek doskonalący własne ciało i rozwijający<br />
osobowość traktowany jest jak parenetyczny wzór.<br />
Widzowie mają świadomość, że zawodowe uprawianie<br />
sportu wymaga życiowych poświęceń i nieustannej,<br />
tytanicznej pracy nad sobą.<br />
Co się zaś tyczy wmawiania i przekonywania,<br />
to widowiska sportowe są i były wykorzystywane<br />
w sposób perswazyjny i propagandowy. I należy<br />
pamiętać, że tę funkcję można postrzegać zarówno<br />
w jej negatywnym jak i pozytywnym aspekcie. Łatwo<br />
przy pomocy sportu szerzyć nacjonalizm i pogłębiać<br />
narodową megalomanię (choćby olimpiada<br />
w Berlinie w 1936 r.). Środki masowego przekazu<br />
to potęgują. Z drugiej jednak strony organizatorzy<br />
widowisk świadomi mocy ich oddziaływania na<br />
tłum i opinię publiczną, starają się przy takich okazjach<br />
przeprowadzać ważne akcje społeczne. Znane<br />
są przypadki, gdy zawodnicy i widzowie starali się<br />
15 Schechner, op. cit., s.112.<br />
Dalej<br />
walczyć z rasizmem (np. kampania Stowarzyszenia<br />
„Nigdy Więcej” pod hasłem „Wykopmy rasizm ze<br />
stadionów”).<br />
7.Obcować z tym, co święte lub demoniczne.<br />
Jest kilka świętości, z którymi obcuje się podczas<br />
omawianego widowiska. Jedną z nich jest ciało.<br />
Współcześnie w kulturze zachodniej kult ciała<br />
coraz mocniej uderza w naszą świadomość. Zawieszony<br />
został jakiś nie do końca określony ideał,<br />
który jest trudny lub niemożliwy do osiągnięcia.<br />
Sportowcy są postrzegani jako ludzie, którzy do<br />
tego ideału się zbliżają. Chętnie eksponują swoje<br />
ciała, oczekując podziwu, a publiczność czerpie<br />
przyjemność z tego widoku (i to nie tylko w sensie<br />
erotycznym). Dla przeciętnego widza siedzącego na<br />
trybunach sportowcy ze względu na niecodzienne<br />
umiejętności i możliwości swojego ciała są nieludzcy.<br />
(Przypomnijmy sobie tezę Rogera Caillois:<br />
jeśli coś jest nieludzkie, to wystarczy, by uznać to za<br />
boskie 16 ). To nadludzie (zupełnie jak w koncepcji<br />
człowieka u Friedricha Nietzschego), którzy mogą<br />
więcej. Są silni i ponadprzeciętni. Stąd wynika kolejny<br />
kult. Kult zawodnika (gwiazdy), który nie dotyczy<br />
już tylko samego ciała. Rozciąga się na całą<br />
postać. Najbardziej reprezentatywnym przykładem<br />
byłby piłkarz Diego Maradona, który do tej pory<br />
jest bożyszczem Argentyny (i nie tylko). On sam<br />
wielokrotnie podkreślał, że jego talent pochodził<br />
od boga. Gdy w 1986 roku podczas meczu ćwierćfinałowego<br />
Mistrzostw Świata w Meksyku celowo<br />
strzelił bramkę ręką i gol został uznany przez sędziów,<br />
którzy nie zauważyli tego oszustwa, Maradona<br />
stwierdził, że tylko ręka boga mogła dokonać<br />
takiego wyczynu.<br />
Dopełnieniem świętości będzie też samo widowisko.<br />
Mecz jest świętem, które stoi w opozycji<br />
do codzienności. Rządzi się innymi prawami (karnawał).<br />
Przerywa rutynę. Herman Bausinger, który<br />
rozpatrywał tę tezę na przykładzie piłki nożnej,<br />
sformułował ją w następujący sposób: „Piłka nożna<br />
jest małym świętem wyodrębnionym z codziennych<br />
zabiegów i powinności, oderwanym od monotonii<br />
obowiązku” 17 . Widzowie do meczu przygotowują<br />
16 R. Caillois, Wojna i sacrum, przeł. A. Tatarkiewicz,<br />
E. Burska, [w:] Antropologia widowisk: zagadnienia<br />
i wybór tekstów, wstęp i red. L. Kolankiewicz, Warszawa<br />
2005, s. 268.<br />
17 H. Bausinger, Małe święta na co dzień: piłka nożna,<br />
81
D a l e j<br />
rekwizytornia<br />
82<br />
się jak do święta, przebierają się w niecodzienne<br />
stroje. Spikerzy zapraszając na ważne spotkania,<br />
mówią o wielkim święcie koszykówki. Przy okazji<br />
tych meczów przed halą sportową odbywają się festyny,<br />
które zaczynają się przed rozpoczęciem zawodów<br />
i trwają długo po nich.<br />
Ciało budzi emocje<br />
Fascynacja ciałem od zawsze leżała u podstaw<br />
zawodów sportowych. Podczas meczu koszykówki<br />
ludzkie ciało jest elementem nieustannej analizy dla<br />
publiczności. Od razu należy zaznaczyć, że w tej dyscyplinie<br />
sportu owo zainteresowanie wynika z kontrastowości,<br />
jaka wytwarza się na poziomie użycia<br />
własnego ciała. Potocznie, mówi się, że żeby grać<br />
zawodowo w koszykówkę, trzeba mieć odpowiednie<br />
warunki fizyczne. W obiegowej opinii czynnikiem<br />
nadrzędnym jest wzrost. Stereotyp koszykarza<br />
jest dla wielu oczywisty i bezrefleksyjny. I tu<br />
rodzi się pierwsza sprzeczność, ponieważ warunki<br />
fizyczne same w sobie, nie powodują największego<br />
zachwytu wśród kibiców. Nie liczy się ciało jako coś<br />
zastanego i niezmiennego. To dopiero możliwości<br />
jego wykorzystania mogą budzić podziw. Budowa<br />
ciała gracza jest czymś, na co nie ma on większego<br />
wpływu. Może on oczywiście swoje ciało kształtować,<br />
ale jest to czynność wtórna, można powiedzieć<br />
dodatkowa, która musi się odnosić do wrodzonych<br />
warunków fizycznych. To właśnie te właściwości<br />
wprowadzają pewne ograniczenia. Bardzo wysoki<br />
zawodnik zwykle jest ograniczony przez swoje ciało.<br />
Mając np. 210 centymetrów wzrostu posiada<br />
inną koordynację ruchową niż zawodnik 30 centymetrów<br />
niższy. Ma nad nim ewidentną przewagę<br />
w niektórych boiskowych sytuacjach, jednak traci<br />
na skoczności, gibkości, szybkości. Z tego kontrastu<br />
rodzą się emocje dwojakiej natury. Po pierwsze<br />
konfrontacja zawodników o skrajnie odmiennych<br />
właściwościach fizycznych zawsze jest w sporcie<br />
widowiskowa. W sztukach walki takie zestawienia<br />
przykuwają największą uwagę kibiców (np. sumo).<br />
Pozwalają zadać sobie pytanie, co w danej dyscyplinie<br />
ma większe znaczenie, które aspekty ciała ludzkiego<br />
są bardziej użyteczne. Jest to swoista walka<br />
opozycyjnych cech. Apoteoza ludzkiej różnorodności.<br />
przeł. W. Dudzik, [w:] Antropologia widowisk: zagadnienia<br />
i wybór tekstów, wstęp i red. L. Kolankiewicz,<br />
Warszawa 2005, s. 271.<br />
Po drugie, każde przekraczanie granic ma<br />
w sobie coś niecodziennego. Boiskową codzienność<br />
stanowi sytuacja, w której zawodnik, ze względu na<br />
swoją budowę jest wtłoczony w odpowiednią boiskową<br />
rolę. Postrzega się go wówczas przez pryzmat<br />
jego ograniczeń fizycznych. Nikogo specjalnie<br />
nie dziwi wysoki zawodnik, który zbiera najwięcej<br />
piłek pod koszem, ma dużą ilość bloków w meczu.<br />
Jednak gdy okaże się, że potrafi te ograniczenia<br />
przełamać, grać na przekór pomimo ich, a nie tylko<br />
opierając się na ich stereotypowym wykorzystaniu,<br />
wówczas jest źródłem fascynacji publiczności. Wynika<br />
to z dosyć mocnego podziału ról na boisku.<br />
W zależności od warunków fizycznych gracz ma<br />
przypisaną odpowiednią rolę, tak aby być najbardziej<br />
użytecznym dla drużyny. Wysoki i silnie zbudowany<br />
gracz będzie grał pod koszem, gdzie ma<br />
możliwość wykorzystania swojego wzrostu i masy<br />
ciała. Niski zawodnik, zwykle ze względu na nieprzeciętne<br />
możliwości motoryczne (zwinność,<br />
szybkość), zajmie się rozgrywaniem piłki. I nagle<br />
pojawia się sytuacja niecodzienna. Zawodnik pomimo<br />
tego, że jest wysoki odgrywa rolę zawodnika<br />
niskiego, ma motorykę i koordynację ruchową<br />
charakterystyczną dla zawodników dużo niższych,<br />
a nie traci przecież przewagi wzrostowej. Staje się<br />
zawodnikiem wszechstronnym i uniwersalnym,<br />
wywołuje podziw kibiców. Zostaje zaburzona pewna<br />
równowaga. Nagle mamy na boisku człowieka<br />
o ponadnaturalnych możliwościach. I tak na przykład<br />
gwiazda NBA i reprezentacji Niemiec Dirk<br />
Nowitzki, mimo 211 cm wzrostu, jest zawodnikiem<br />
niezwykle skocznym, zwinnym i doskonale<br />
rzucającym za trzy punkty (domena zawodników<br />
niskich, którzy grają daleko od kosza).<br />
Warto dodać, że przedmiotem zainteresowania<br />
będą również zawodnicy o nietypowej budowie ciała.<br />
To zainteresowanie będzie miało już jednak nie<br />
estetyczne, ale można powiedzieć cyrkowe zabarwienie.<br />
Małgorzata Dydek, najwyższa koszykarka,<br />
(mierzy 213 cm wzrostu) stanie się osobliwością.<br />
W oczach widzów będzie przede wszystkim kobietą<br />
o nieprzeciętnym wzroście.<br />
Kolejną kwestią będą same ruchy koszykarzy.<br />
One też budzą zainteresowanie. Są to ruchy<br />
z jednej strony wystudiowane, charakterystyczne<br />
dla zawodników uprawiających ten sport, zgodne<br />
z konwencją ruchową odpowiednią dla tej dyscy
pliny. Z drugiej jednak strony w sytuacji kontaktu<br />
z przeciwnikiem muszą mieć w sobie dość duży pierwiastek<br />
twórczy, gdyż w przeciwnym wypadku staną<br />
się przewidywalne i nie przyniosą efektu. Można<br />
zwrócić też uwagę na to, że gdy zawodnik odchodzi<br />
od przyjętych konwencji, wzbudza kontrowersje<br />
widzów. Jeśli tylko porusza się w odmienny sposób,<br />
czyli jego rzut odbiega od normy, a dodatkowo nie<br />
przynosi to korzyści w grze i nie jest użyteczne dla<br />
drużyny, to będzie on krytykowany przez publiczność.<br />
Zakończenie<br />
Próba opisu meczu koszykówki, która została<br />
tu podjęta, zwraca uwagę, na jak wielu poziomach<br />
można rozpatrywać to zjawisko. Pytanie zawarte<br />
w tytule jest tego sugestią. Już samo rozpoznanie<br />
funkcji widowiska (a większa część tej pracy tego<br />
właśnie dotyczy), z jakim mamy do czynienia, otwiera<br />
możliwości jego interpretacji z punktu widzenia<br />
zabawy, święta czy rytuału. To, co na jednym poziomie<br />
jest tylko zwykłą grą, na innych nabiera nowych<br />
znaczeń. A przecież wiele interesujących aspektów<br />
musiało zostać pominiętych, gdyż dostarczało materiału<br />
na kolejne rozprawy, które musiałyby pójść<br />
w zupełnie odmiennych kierunkach. Samo widowisko<br />
w naszym skomercjalizowanym społeczeństwie<br />
można potraktować jako produkt. Modny produkt<br />
– niektórzy przychodzą na mecz tylko po to, żeby<br />
się pokazać i móc potem pochwalić się tym w towarzystwie.<br />
Jednak nie było moją ambicją skupiać<br />
się na tego rodzaju spostrzeżeniach. W każdym razie<br />
nic nie może kończyć się tylko na jednej obserwacji,<br />
bo samo zjawisko, o którym mówi ta praca, ulega<br />
i będzie ulegać nieustanym zmianom. Jest otwartym<br />
procesem.<br />
Tobiasz Papuczys<br />
„Dalej” – czasopismo teatralne<br />
Studenckiego Koła Naukowego<br />
Teatrologów DALEJ przy<br />
Instytucie Filologii Polskiej<br />
Uniwersytetu Wrocławskiego<br />
plac Nankiera 15<br />
50-140 Wrocław<br />
http://www.dalej.ifp.uni.wroc.pl<br />
Redakcja: Tobiasz Papuczys<br />
(redaktor naczelny)<br />
Marcin Ból<br />
(redaktor graficzny)<br />
Michał Wolski<br />
(redaktor techniczny)<br />
Projekt okładki: Marcin Ból<br />
Skład i łamanie: Michał Wolski<br />
(KNE Koedycja)<br />
Opieka: dr Ireneusz Guszpit<br />
© Copyright SKNT DALEJ 2010<br />
Dalej<br />
83