27.12.2012 Views

Samba z bogami - sknt "dalej"

Samba z bogami - sknt "dalej"

Samba z bogami - sknt "dalej"

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

D a lej


D a l e j<br />

Drogi Czytelniku<br />

Słowem wStępu<br />

Pragniemy oddać w Twoje ręce kolejny numer „Dalej” – owoc naszej kilkumiesięcznej pracy.<br />

Nie ukrywamy – pracy niepozbawionej przyjemności i satysfakcji.<br />

Postanowiliśmy kontynuować rubryki, które narodziły się w numerze poprzednim. Kontynuacja<br />

z samej nazwy zakłada oczywiście rozwój, więc pojawiają się one w nieco rozszerzonej<br />

formule. „Po dziennikarsku” to w tym wypadku nie tylko same recenzje przedstawień. Dział uzupełniają<br />

dwa artykuły o nieco innym charakterze. Jeden to omówienie i ocena książki Aleksandry<br />

Rembowskiej pt. „Teatr Tańca Piny Bauch” (Kroki zawsze przychodziły skądinąd...), natomiast<br />

drugi jest relacją przybliżającą charakter Festiwalu Sztuki Japońskiej, który od niedawna odbywa<br />

się w Saksonii (Festiwal sztuki japońskiej „OHAYÔ, JAPAN!”). Również „Próba eseju” zyskała<br />

różnorodny charakter. Pojawiły się bowiem szkice o bardziej abstrakcyjnej wymowie. Nasi autorzy<br />

próbują objąć myślą całe zjawiska, a nie tylko konkretne teatralne wydarzenia. Zatem obok<br />

impresji związanej z wystawą teatralnych fotografii (Poemat sceniczny widziany okiem Cyklopa)<br />

znajdzie się także miejsce na analizę sposobu budowania metafory w twórczości michałowickiego<br />

zespołu Cinema (Funkcja metafory w teatrze surrealistycznym...). Warto jeszcze zwrócić uwagę na<br />

ostatnie cztery teksty, które zamykają tę właśnie rubrykę. Stanowią one wspólny tematyczny blok<br />

i są spojrzeniem na zjawiska teatralne (czy też parateatralne), w których funkcja estetyczna ustępuje<br />

wobec innych silniejszych funkcji – najogólniej mówiąc – społecznych. Tematem „W stronę<br />

historii” stał się zaś tym razem teatr średniowieczny. Postrzegany nie tyle z czysto historycznoopisowego<br />

punktu widzenia, ale również ze współczesnej widzowi perspektywy, przy pomocy<br />

aktualnie dostępnych narzędzi i wiedzy. „Rekwizytornię” – ostatnią część naszego pisma – tworzą<br />

dwa teksty o widowiskach, które wprawdzie sztuką teatru nie są, ale dzielą z nią wiele cech wspólnych.<br />

Pierwszy prezentuje południowoamerykański taniec („<strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>”: narodziny i rozwój<br />

samby na tle karnawału), natomiast w drugim autor stara się spojrzeć na mecz sportowy od strony<br />

inscenizacyjnej (Mecz koszykówki. Nie tylko widowisko?).<br />

To oczywiście nie wszystkie tematy, które postanowiliśmy podjąć tym razem. Nie sposób<br />

wymienić każdego z nich, ale też nie taki był cel. Chcemy jedynie przybliżyć idee, które przyświecały<br />

przy tworzeniu bieżącego numeru i tym samym zachęcić do jego czytania.<br />

Życzę przyjemnej i mam nadzieję, że również pożytecznej lektury,<br />

Tobiasz Papuczys


SpIS tReŚCI<br />

Hanna Zaborska<br />

Tobiasz Papuczys<br />

Aneta Brodowska<br />

Tobiasz Papuczys<br />

Tobiasz Papuczys<br />

Amelia Kiełbawska<br />

po dziennikarsku<br />

Marta Pulter<br />

Ilona Matuszczak<br />

Alicja Szumańska<br />

Hanna Zaborska<br />

Katarzyna Knychalska<br />

Katarzyna Knychalska<br />

Alicja Szumańska<br />

4<br />

6<br />

8<br />

11<br />

13<br />

15<br />

19<br />

próba eseju<br />

23<br />

27<br />

31<br />

34<br />

38<br />

44<br />

Dalej<br />

Fuzja dźwięków: od świergotu do krzyku – muzyczny<br />

performance Ivy Bittovej<br />

W skorupie naszych zachowań<br />

„Co nam zostało z Auschwitz?”<br />

Wiktora Rubina traktat o manekinach<br />

Stracona energia<br />

„Kroki zawsze przychodziły skądinąd...”<br />

Festiwal sztuki japońskiej „OHAYÔ, JAPAN!”<br />

Współczesna filozofia sceny<br />

Pasażerka Natalii Korczakowskiej<br />

Cząstki elementarne Człowieka<br />

Poemat sceniczny widziany okiem Cyklopa<br />

Czy Klata aby nie przesadził? – czyli<br />

o odpowiedzialności demiurga<br />

Funkcja metafory w teatrze surrealistycznym<br />

na przykładzie Teatru Cinema<br />

Nieestetyczny tekst o teatrze<br />

Paulina Chrzan 48 Reguła świętego Benedykta, czyli<br />

rzecz o współżyciu doskonałym<br />

Dobrosława Marszałkowska 51 O performatywnym charakterze znaku<br />

w występach drag queens<br />

Ilona Koguciuk 55 Jak kobieta stwarza mężczyznę... O widowiskowości<br />

w występach drag kingów<br />

w stronę historii<br />

Jakub Papuczys<br />

Anna Skibińska<br />

Tobiasz Papuczys<br />

60<br />

rekwizytornia<br />

72<br />

76<br />

Postdramatyczne spojrzenie na teatr średniowieczny<br />

<strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>: narodziny i rozwój samby na tle<br />

karnawału<br />

Mecz koszykówki. Nie tylko widowisko?<br />

3


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

4<br />

Fuzja dźwięków:<br />

od świergotu<br />

do krzyku<br />

muzyczny performance Ivy Bittovej<br />

Łączy w niekonwencjonalny sposób dorobek<br />

współczesnej muzyki rockowej i awangardowej<br />

z estetyką słowiańskiego i cygańskiego folku.<br />

Grając na skrzypcach, wykorzystuje różne techniki<br />

- uderza w struny przedmiotami lub traktuje<br />

instrument jako banjo. Od śpiewu tradycyjną<br />

techniką bez najmniejszego wysiłku przechodzi<br />

do dźwięków imitujących świergot ptaków, jęki,<br />

od scatu do przeszywającego krzyku. Tworzyła<br />

też muzykę z pogranicza jazzu, muzyki klasycznej<br />

i opery. Styl nie do określenia!<br />

Jakkolwiek by nie zdefiniować muzycznych<br />

eksperymentów Ivy Bittovej, są wysoko oryginalne<br />

i niezwykłe, podobnie jak jej droga z morawskiej<br />

prowincji na salony światowej awangardy.<br />

Od najmłodszych lat jej życiu towarzyszyła muzyka:<br />

ojciec grał na skrzypcach i trąbce w zespołach<br />

muzyki ludowej oraz klasycznej, matka była zawodową<br />

wokalistką. Iva studiowała aktorstwo, pojawiła<br />

się w wielu czeskich filmach, radiu i telewizji,<br />

stąd „performerski” charakter jej koncertów. Nie<br />

tylko eksploatowanie skrzypiec i strun głosowych<br />

Ivy świadczą o słowiańskiej żywiołowości artystki<br />

i jej zdolnościach aktorskich. W występy angażuje<br />

całe ciało, dając ożywczy popis muzyczno-fizycznej<br />

energii. Jej koncerty to pełne spontaniczności<br />

spektakle, o czym mogła się przekonać wrocławska<br />

publiczność.<br />

Ha n n a Za b o r s k a<br />

Pierwszą część występu otworzył koncert nowojorskiego<br />

zespołu, podróżującego po całym<br />

świecie – Bang on a Can. Muzyka, jaką tworzy<br />

sześcioosobowy zespół oscyluje wokół brzmień<br />

kameralnych z pogranicza nurtu jazzowo-rockowego.<br />

Na nowojorskiej mapie muzycznej mocno<br />

wyodrębnili swoją pozycję. Stanowią swoisty<br />

rodzaj instytucji, zajmującej się promowaniem<br />

młodych twórców i organizacją festiwali. Jednym<br />

z założycieli grupy jest Evan Ziporyn, twórca interesujący<br />

się przekraczaniem muzycznych granic<br />

kulturowych. W utworach łączy brzmienie gamelanu,<br />

saksofonów, gitar, elektroniki, afrykańskich<br />

instrumentów etnicznych i orkiestry symfonicznej.<br />

Jest autorem crossoverowych utworów, m.in.<br />

opery stworzonej wspólnie z balijskim mistrzem<br />

dalang Wayan Wija, utworów na kwartet smyczkowy,<br />

pipę i tablę. Z Ivą występował już w trzyosobowym<br />

składzie, poszerzonym o Davida Cossina,<br />

muzyka eksperymentalnego, kompozytora<br />

i konstruktora nowych instrumentów (perkusista<br />

Bang on a Can). Muzycy rozpoczęli swój występ<br />

od utworów spokojnych, utrzymanych w medytacyjnym<br />

tonie. Słuchacz mógł pogrążyć się w myślach,<br />

wyciszyć i uwaga - odpłynąć, co raczej nie<br />

było zamierzonym efektem. Z muzycznego marazmu<br />

wybudziły nas pełne niepokoju dźwięki,<br />

rodem z trzymającego w napięciu thrillera. Multiinstrumentalne<br />

kompozycje zdumiewały wybo-


em intensywności brzmień, sprawiały wrażenie<br />

swobodnej zabawy dźwiękami.<br />

W drugiej części koncertu pojawiła się niecierpliwie<br />

wyczekiwana Iva Bittová. Występ rozpoczął<br />

się od solowego śpiewu artystki, sięgającego korzeniami<br />

do wschodnioeuropejskiego folku. Był to<br />

jedynie przedsmak niekonwencjonalnej formy występu<br />

Ivy. Kolejne utwory wykonała w aranżacji na<br />

skrzypce, przechadzając się między publicznością.<br />

Głos rozchodził się po piętrowej sali z niesamowitą<br />

intensywnością, mimo braku użycia mikrofonu.<br />

Wulkan emocji połączony z muzyczną wirtuozerią<br />

i unikalnym sposobem śpiewu. Utwory były utrzymane<br />

w estetyce pieśni ludowej, wokalu muzyki<br />

popularnej, scatu, a także arii operowej. Tematyką<br />

sięgały ku czeskiemu krajobrazowi, codzienności,<br />

egzystencjalnym pytaniom, co wpasowało się doskonale<br />

w ludowe wykonanie Ivy, dojrzałe, pełne<br />

radości i zaskakujących rozwiązań muzycznych.<br />

Jej muzykę i interpretacje zawsze inspirowało życie<br />

codzienne. Wspólny występ z Bang on a Can<br />

stworzył zaskakującą syntezę stylów, poświadczył,<br />

jak różnorodne jakości muzyczne mogą współgrać<br />

ze sobą, tworzyć eksperyment tak idealny w swojej<br />

formie. Fuzja dźwięków powodowała, że słuchacze<br />

mimowolnie współgrali z muzykami, czuli<br />

przenikanie muzyki do swojego wnętrza. Iva potrafiła<br />

dopasować się wokalnie pod każdy dźwięk,<br />

zaskoczyć, rozśmieszyć, wprawić w podziw. Zbudowała<br />

relację muzyk - słuchacz, której końca nikt<br />

z publiczności nie chciał. Widownia obdarzyła ar-<br />

Dalej<br />

tystów owacjami na stojąco, dopraszając się dwukrotnego<br />

bisowania.<br />

Artystka, mimo słowiańskich korzeni,<br />

w Polsce koncertuje niezwykle rzadko. Starania<br />

o obecność Ivy na PPA trwały przeszło trzy lata.<br />

„Klaskaniem mając obrzękłe prawice”, czułam<br />

niedosyt muzycznych peregrynacji Ivy Bittovej,<br />

tak dojrzałych w swojej formie, a tym samym będących<br />

zjawiskiem podobnym do zaćmienia słońca,<br />

bo „wyjątkowo rzadko występującym w przyrodzie”...<br />

Hanna Zaborska<br />

Bang On A Can All-Stars & Iva Bittová<br />

skrzypce, wokal: Iva Bittová<br />

klarnet: Evan Ziporyn<br />

pianino: Ning Yu<br />

wiolonczela: Felix Fan<br />

perkusja, bębny: David Cossin<br />

gitara: Mark Stewart<br />

30. Przegląd Piosenki Aktorskiej<br />

we Wrocławiu, 20-29 marca 2009r.<br />

5


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

6<br />

w skorupie<br />

naszych zachowań<br />

Przedstawienie dyplomowe studentów<br />

czwartego roku Wydziału Lalkarskiego wrocławskiego<br />

PWST ma wyraźnie międzynarodowy<br />

charakter. „Life and death in the nut shell”,<br />

bo tak ten projekt zatytułowano, wyreżyserowała<br />

Rosjanka Anna Ivanova – Brashinskaya,<br />

dziekan Wydziału Lalkarskiego Akademii Sztuki<br />

w Turku. Przy pracy nad lalkami i adaptowaniem<br />

przestrzeni brali udział również studenci<br />

tejże szkoły.<br />

Aktorzy/animatorzy (Patrycja Czyszpak, Katarzyna<br />

Galus, Beata Lech, Małgorzata Łakomska,<br />

Mateusz Kaliński i Rafał Ksiądzyna) stworzyli afabularny<br />

spektakl, w którym nie kreuje się żadnych<br />

postaci zarówno przy pomocy ludzi jak i lalek. „Życie<br />

i śmierć w skorupie” to cykl kilkunastu obrazów,<br />

które są niezależnymi wobec siebie etiudami,<br />

powstałymi z improwizacji studentów we wczesnej<br />

fazie prób. To usiłowanie pokazania pewnych postaw<br />

i zachowań, które towarzyszą człowiekowi od<br />

poczęcia po śmierć.<br />

Jeśli szukać tu spójności, to głównie na poziomie<br />

interpretacyjnym. W centrum zainteresowania<br />

znajdzie się człowiek. Ale nie jeden konkretny,<br />

ale człowiek jako pojęcie abstrakcyjne. Twórcy<br />

umiejętnie zacierają granicę między ludzkim ciałem,<br />

teatralną lalką, a zwykłym scenicznym rekwizytem,<br />

budując obraz człowieka naszej rzeczywistości<br />

– psychicznie rozczłonkowanego, kalekiego,<br />

niewiedzącego, jakie jest jego miejsce w świecie.<br />

W niektórych scenach manekiny udają ludzi, ludzie<br />

zaś stają się przedmiotami, które ożywają lub<br />

nie. Taka sytuacja odhumanizowania sprawia, że<br />

możemy na to wszystko popatrzeć z dystansem –<br />

przyjrzeć się z boku naszej sztuczności. Jest w tym<br />

To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />

przedstawieniu epizod, w którym aktorka okazuje<br />

czułość lalce, która składa się jedynie z górnej części<br />

– głowy i korpusu. Kobieta głaszcze ją, przytula,<br />

zaczyna tańczyć, jednak głowa manekina jest odwrócona<br />

na bok. Ten człowieczy przedmiot okazuje<br />

obojętność. Bardzo trafnie wyrażono w ten<br />

sposób, jak się dla siebie zamykamy, jak odwracamy<br />

się od drugiego człowieka, uciekamy od wyrażania<br />

własnych emocji. Ukrywamy się za maską,<br />

chowamy się w skorupie własnych przyzwyczajeń.<br />

Prowadzimy bezrefleksyjne, jałowe życie.<br />

W innym z obrazów na środku sceny stoi<br />

stół-ołtarz, na którym odbywa się alchemiczny eksperyment.<br />

Efektem ubocznym, dziełem przypadku,<br />

są narodziny dziecka. Animatorzy z miednicy<br />

z wodą wyciągają lalkę-zabawkę. Bardzo podkreśla<br />

to charakter naszego życia, jego ulotność, nietrwałość,<br />

brak znaczenia. W innej scenie aktorzy<br />

ustawiają się obok siebie, wykonują w wyćwiczonym<br />

układzie ruchy rękami, co chwilę dotykając<br />

poszczególnych części swojego ciała. Wykrzykują<br />

razem „moje włosy, moja twarz, moje oczy”.<br />

Z jednej strony jest to krzyk „ja – to ja jestem tu<br />

istotny”, z drugiej – pojedyncze części ciała stają<br />

się przedmiotem, lalką.<br />

Same lalki również są rozczłonkowane na<br />

konkretne elementy. Czasem te niedopasowane<br />

części funkcjonują zupełnie osobno, czasem każda<br />

animowana przez inną osobę, tworzy całość –<br />

człowieka. Jednak brakuje między nimi połączeń,<br />

to stworzone ciało jest niespójne. Sprawia wrażenie,<br />

jakby za chwilę miało się rozsypać na kawałki<br />

i rzeczywiście tak się dzieje. Im bliżej tematyka<br />

przedstawienia zbliża się do śmierci, tym częstsze<br />

są takie zabiegi.<br />

W ostatniej scenie, scenie śmierci, wszyst


kie lalki wieszane są na sznurze, tak jak wiesza się<br />

pranie. Sznur powoli się przesuwa, ludzie znów<br />

stają się przedmiotami i odchodzą poza pole widzenia.<br />

To szczątki, czegoś co kiedyś było całością,<br />

postacie niepogodzone z losem, życiowo niespełnione.<br />

Mechaniczna, bezduszna śmierć przy<br />

dźwiękach melancholijnej muzyki. Sztuczny, zdeformowany<br />

świat, który oglądamy na scenie, w tej<br />

chwili staje się dla nas nad wyraz bliski i prawdziwy.<br />

„Życie i śmierć w skorupie” to bardzo<br />

wizualne, plastyczne przedstawienie. Ten aspekt<br />

reżyserka wyraźnie podkreśliła. Tu nie opowiada<br />

się historii, teatr jest wszak sztuką widowiskową.<br />

Tylko od widza też zależy, jak połączy oglądane<br />

obrazy, jak skojarzy znaki i metafory, których<br />

mamy tu dość wiele. Dużo tu miejsca na różne<br />

interpretacje. Słowo w tym spektaklu pojawia się<br />

dość późno, mniej więcej w połowie przedstawienia<br />

i rzadko funkcjonuje jako nośnik znaczenia,<br />

o wiele częściej pozostaje tylko w warstwie dźwiękowej.<br />

Dźwięk (nie tylko ten stwarzany werbalnie)<br />

jest zresztą sztucznie intensyfikowany, rozchodzi<br />

się echem w przestrzeni i ginie w ciemności, gdyż<br />

to co słyszymy mocno dopasowane zostało do gry<br />

światłem. Natężenie oświetlenia bez wątpienia odpowiada<br />

natężeniu dźwięku.<br />

Dalej<br />

Spektakl studentów wrocławskiej PWST<br />

to interesujące przedsięwzięcie. W ambitny sposób<br />

pokazano tu jak w teatrze i to nie tylko lalkowym<br />

mogą funkcjonować relacje między poszczególnymi<br />

elementami. Jak może zmieniać się rola<br />

przestrzeni, dźwięku, materii plastycznej i gry aktorskiej.<br />

Reżyserka akcentuje mocno ten poziom,<br />

spektakl z pewnością ma charakter autoteliczny.<br />

Sprawia to, że widz przyzwyczajony w teatrze do<br />

zadawania sobie pytania „co będzie dalej?”, tym<br />

razem zapyta siebie „w jaki sposób?”<br />

Tobiasz Papuczys<br />

Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Solskiego<br />

Filia we Wrocławiu<br />

„Life and Death in The Nut Shell<br />

(Życie i śmierć w skorupie)”<br />

Reżyseria: Anna Ivanova-Brashinskaya (Rosja)<br />

Przestrzeń i lalki: Vitalia Samuilova, Maelle Le Gall<br />

Opracowanie muzyczne: Anna Ivanova Brashinskaya<br />

Efekty dźwiękowe: Sambor Dudziński<br />

Premiera: 14 III 2009<br />

7


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

8<br />

„Co nam zostało<br />

z Auschwitz?”<br />

Jak po tylu latach mówić o Auschwitz?<br />

Każdy miał już chyba w ręku książki obnażające<br />

te zbrodnie, filmy unaoczniające ogrom<br />

okrucieństwa i zgrozy, wreszcie słuchał opowieści<br />

tych, którzy ocaleli, aby dać świadectwo.<br />

Korczakowska ujęła temat z zupełnie innej<br />

perspektywy. W swoim przedstawieniu nie skupia<br />

się na tym „jak?” ale „dlaczego?”. Na fabularną<br />

historię zawartą w książce Zofii Posmysz pod<br />

tym samym tytułem, nałożyła filozofią współczesnego<br />

myśliciela włoskiego- Giorgio Agambena.<br />

Wprowadza on koncepcję homo sacer – człowieka<br />

wykluczonego ze społeczeństwa, wyrzuconego<br />

poza bios, czyli obszar wszelkich relacji interpersonalnych,<br />

specyficznych dla rodzaju ludzkiego.<br />

Człowiek taki pozostaje w stanie nagiego życia<br />

pozbawionego wartości. Jego egzystencja tak<br />

naprawdę nie ma znaczenia. Stan, w którym<br />

homo sacer egzystuje nazywa Agamben stanem<br />

wyjątkowym, w którym zawieszone są normalne<br />

prawa. Nierzadko wyjątek staje się tu regułą.<br />

Jednostki często poddawane są wpływom biopolityki<br />

– państwo zajmuje się biologią człowieka,<br />

kontroluje ją. Sprowadza się to do tego, że to<br />

nie człowiek się liczy, ale biologiczny aspekt jego<br />

życia. Takim ekstremum biopolityki były nazistowskie<br />

Niemcy. Głównym postulatem było<br />

ocalić czystość rasy aryjskiej, aby uczynić to skutecznie,<br />

należy usunąć element toksyczny- Żydów.<br />

Agamben przekłada tę teorię na współczesność.<br />

Twierdzi, że tkwimy w permanentnym<br />

stanie wyjątkowym poddawani ciągłej kontroli<br />

biologicznej. Filozof do tego stopnia ufa swojej<br />

an e Ta br o d o w s k a<br />

teorii, że mimo wielu zaproszeń z USA, odrzuca<br />

te propozycje z prostych powodów- boi się, że<br />

zostanie tam przebadany i padnie ofiarą systemu.<br />

Powoli zbliżamy się do sedna, czyli tego<br />

co w swoim przedstawieniu chciała powiedzieć<br />

nam Korczakowska. Z perspektywy tej filozofii<br />

należałoby spojrzeć na Auschwitz nie jak na anomalię,<br />

ale strukturę politycznie prawną, w której<br />

prawo zawieszono tak, że przestępstwo przestało<br />

być przestępstwem. Nakłada się stan wyjątkowy,<br />

władza jest niepodważalna. Taka struktura jest<br />

właśnie strukturą obozu. Dla Agambena współcześnie<br />

taką strukturą są chociażby poczekalnie<br />

dla obcokrajowców na lotniskach, gdzie wszystko<br />

zależy nie od prawa, ale od etyki stróżów.<br />

Ewenement w omawianej strukturze stanowią<br />

uchodźcy. Są oni jakby poza systemem,<br />

znajdują się w stanie tymczasowym, zawieszeni<br />

są w politycznej próżni. Nie bez przyczyny Korczakowska<br />

wprowadziła postaci trzech uchodźców-<br />

ich sytuacja daje im pewien przywilej,<br />

mianowicie przewagę nad pozostałymi postaciami<br />

na scenie. Mają oni dużo większą swobodę,<br />

przede wszystkim mogą komentować, dotykać<br />

zastygłych w bezruchu bohaterów. Swoboda ta<br />

obnaża osaczenie pozostałych i całą sztuczność<br />

świata przedstawionego.<br />

Zdziwieniem dla czytelników Pasażerki<br />

mogą być też dość dyskusyjne postaci Europy<br />

i stewarda. Pierwsza ma symbolizować optymistyczną<br />

wiarę w deklarację praw człowieka.<br />

W entuzjastycznej piosence śpiewa o ochronie<br />

godności. Jej rolę podważa jednak chór uchodźców,<br />

ukazujący fikcję i mrzonki, którymi karmi


nas deklaracja. Mimo całej swojej wiary Europa<br />

dostrzega jednak to, co dzieje się na statku.<br />

I kolejna postać- steward. Jego rola w przedstawieniu<br />

zostaje podkreślona grubą kreską i nabiera<br />

cech symbolicznych. Od samego początku<br />

zarysowuje się jego rola- konsekwentne, bezwzględne<br />

pilnowanie porządku. Informuje on<br />

pasażerów o prawach, jakie obowiązują na statku,<br />

co mogą, a co jest im kategorycznie wzbronione.<br />

Jest on narzędziem władzy i dobitnie<br />

daje do zrozumienia, że niesubordynacje będą<br />

karane. Mimo, iż wszystko, co mówi, okrasza<br />

szerokim uśmiechem, w ruchach i barwie głosu<br />

ma coś niepokojąco agresywnego. Jest typowym<br />

służbistą, jak zaprogramowany robot wypełnia<br />

swoje obowiązki. Na służbie zawsze z uśmiechem<br />

i przesadną serdecznością, ale podpatrzony<br />

„ukradkiem” sprawia wrażenie bynajmniej<br />

przyjaznego. W jednym tylko momencie okazuje<br />

cechy ludzkie, kiedy opiekuje się wykończoną<br />

psychicznie Lizą. Ciężko jednak stwierdzić, czy<br />

to jakiś ludzki odruch czy obowiązek wypełniania<br />

życzeń pasażerów.<br />

W ogóle cała obsługa statku przypomina<br />

dobrze zorganizowany aparat władzy. Wszystko<br />

tu opiera się na zasadach, niby niegroźnych (jak<br />

np. Reguły savoir-vivre’u), ale lepiej się im podporządkować,<br />

żeby uniknąć kłopotów. Znacząca<br />

jest scena, kiedy trzech kelnerów (przebierają<br />

się za nich uchodźcy) skierowanych przodem<br />

do publiczności, przedstawia zasady zachowania<br />

się przy stole. Wszyscy wypowiadają tę samą<br />

kwestię, ale innym tonem. Zasada jest jednak<br />

niepodważalna- nieważne czy zostanie powiedziana<br />

tonem nader uprzejmym (aż przesadnie)<br />

czy agresywnie wykrzyczana. Nie należy jej dyskutować,<br />

gdyż wypływa od władzy najwyższej,<br />

którą w ukazanej rzeczywistości stanowi załoga<br />

z kapitanem na czele.<br />

W tak zorganizowanym świecie poruszają<br />

się postaci właściwe, te, wokół których toczy się<br />

historia. Ta jednak została tu mocno zawężona.<br />

Reżyserka zachowała główną oś znaczeniową powieści,<br />

wokół niej buduje akcję sceniczną, ale<br />

nie zagłębia się w subtelności stanu psychicznego<br />

Lizy. Nie mówi też nic o tajemniczej pasażerce.<br />

W jej inscenizacji Marta pozostaje niema, ba!<br />

Nawet nie wiadomo do końca, czy to naprawdę<br />

Dalej<br />

ona. Jest to zabieg celowy, który ma przerzucić<br />

ciężar na samą sytuację, a nie roztrząsać czy to<br />

naprawdę była więźniarka czy tylko czysty zbieg<br />

okoliczności. Mimo iż nic nie mówi, jej obecność<br />

czujemy bardziej, niż którejkolwiek z postaci.<br />

Ubrana w eleganckie, ale pasiaste spodnie,<br />

zdecydowanym krokiem spaceruje po scenie<br />

i podgląda Lizę: w oknie kabiny, przez lunetę,<br />

zasiada nawet wśród publiczności i stamtąd zerka<br />

na Niemkę. Tożsamość tej tajemniczej postaci<br />

nie jest tak ważna, jak samo pojawienie się jej<br />

i to, jak mocno podziałała po tylu latach na Lizę,<br />

która miała nadzieję zabrać swoją tajemnicę do<br />

grobu. Pod jej wpływem jednak w Lizie pęka jej<br />

wewnętrzna zmowa milczenia. Zastraszona tym,<br />

że prawda może wyjść w końcu na jaw, sama się<br />

zdradza. Sprzyja temu też sytuacja w jakiej się<br />

znalazła- statek, zamknięta przestrzeń, z której<br />

nie ma ucieczki. Teraz ona jest więźniarką, sumienie<br />

wreszcie ją dopada, a ona- bezbronna, zamknięta<br />

z czterech stron oceanem, musi wreszcie<br />

zmierzyć się z przeszłością. Przeszłością natrętną,<br />

która napiera teraz silniej niż kiedykolwiek. Liza<br />

ma halucynacje, postaci towarzyszów podróży<br />

przypominają jej te z obozu. Korczakowska bardzo<br />

umiejętnie przekracza granicę między jawą<br />

a snem, szczególnie w zakończeniu pierwszego<br />

aktu, kiedy Liza biega jak opętana po statku<br />

w poszukiwaniu Waltera i ciągle „wpada” na<br />

przeszłość. Przed jej oczami jak w kalejdoskopie<br />

przewijają się sceny obozowe, w których uczestniczyła<br />

ona i pasażerka, domniemana Marta. Dla<br />

Lizy wymarzona podróż zamienia się w koszmar,<br />

nigdzie nie czuje się bezpieczna.<br />

Korczakowskiej zarzuca się, że zdawkowo<br />

potraktowała Auschwitz, że rozbudowaną w powieści<br />

rzeczywistość obozową zawężyła do minimum.<br />

Nic bardziej mylnego. W przedstawieniu<br />

użyto wiele symbolicznych chwytów, które są aż<br />

nazbyt wymowne. Mówię tu o scenie, w której<br />

uchodźcy rozdzielają deski z których zbudowany<br />

jest pokład- bezdyskusyjnie jest tu aluzja do<br />

obozowej selekcji. Wymowną role ma też pies-<br />

Korczakowska wprowadziła na scenę prawdziwego<br />

owczarka niemieckiego, który agresją przypomina<br />

psy, które strzegły więźniów w Auschwitz.<br />

Watro wspomnieć też scenę, w której uchodźcy<br />

zakładają stroje klaunów i tańczą swój maka-<br />

9


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

10<br />

bryczny taniec. Jest to obraz upodlenia człowieka<br />

przed wszechmocną władzą. Człowieka, który<br />

jest tylko numerkiem w rejestrze. Nawet na tak<br />

luksusowym statku, każdy ma przyporządkowany<br />

numerek stolika, kajuty. Na balu każda<br />

z postaci ma na ręku opaskę ze swoim numerem<br />

porządkowym.<br />

Na koniec jeszcze słów kilka o przestrzeni<br />

i muzyce. Korczakowska ciekawie zagospodarowała<br />

przestrzeń sceny „na strychu” Wrocławskiego<br />

Teatru Współczesnego. Scenografia jest realistyczna,<br />

mamy przed sobą zbudowany z desek<br />

pokład statku. Wypełnia go skromna ilość rekwizytów<br />

w postaci stolika, leżaków. Pokład zamyka<br />

pionowa ściana lustra, w którym przeglądają się<br />

aktorzy. Nie ma opcji, żeby wyskoczyć za burtę,<br />

która ściśle przylega do czarnej ściany. Jest więc<br />

w tej przestrzeni pewna „zamkniętość”. Także<br />

widzowie są jej pasażerami- więźniami (najsilniej<br />

można to odczuć, kiedy pasażerka siada między<br />

publicznością). Tę przytłaczającą całość dopełnia<br />

muzyka, a raczej duszne, ciężkie dźwięki, które<br />

wprowadzają nerwową atmosferę. Zarówno<br />

te pseudo- radosne towarzyszące pojawianiu się<br />

„życzliwego” stewarda, jak i te, które rozbrzmiewają<br />

w momentach najwyższego napięcia akcji.<br />

Nawet w piosence Europy pobrzmiewa jakaś<br />

groteskowa, niepokojąca nuta.<br />

Korczakowska za pomocą Pasażerki obnażyła<br />

możliwości powstania rzeczywistości Auschwitz.<br />

Posługując się filozofią Agambena, ukazała warunki,<br />

które muszą zajść, aby w świecie zapanował<br />

stan wyjątkowy. Czy przedstawienie ma być<br />

dla nas przestrogą? Walter mówi, że za czasów<br />

Hitlera całe Niemcy były obozem. Agamben<br />

twierdzi dziś, że cały świat jest takim obozem,<br />

może jego brutalizm i przemoc nie są tak naoczne<br />

jak w przypadku Auschwitz, ale niewykluczone,<br />

że ta zgroza znów może wyjść na wierzch.<br />

Aneta Brodowska<br />

Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego<br />

„Pasażerka” (wg powieści Zofii Posmysz)<br />

Adaptacja: Tomasz Śpiewak<br />

Reżyseria: Natalia Korczakowska<br />

Scenografia: Anna Met<br />

Muzyka: Marcin Masecki<br />

Choreografia: Mikołaj Mikołajczyk.<br />

Prapremiera: 31 I 2009


Wiktora Rubina<br />

Traktat<br />

o manekinach<br />

Manekin, marioneta, figura, kukła. Człowiek<br />

odhumanizowany w świecie, w którym<br />

duch już dawno przegrał nierówną walkę z materią.<br />

W kręgu tej problematyki porusza się<br />

wystawiona we wrocławskim Teatrze Polskim<br />

„Lalka” na motywach powieści Bolesława Prusa.<br />

Wiktor Rubin, reżyser spektaklu, poszedł utartymi<br />

ścieżkami publicznego dyskursu o kondycji<br />

współczesnego świata, nie wnosząc jednak<br />

do tej dyskusji niczego oryginalnego, a jedynie<br />

pogłębiając jej stereotypowy charakter.<br />

Rubin zdążył nas już przyzwyczaić do scenicznych<br />

adaptacji prozy. Wystarczy przypomnieć<br />

choćby jego dwa niedawne wrocławskie spektakle<br />

– „Terrodrom Breslau” według powieści Tima<br />

Staffela i „Cząstki elementarne” Michela Houellebecqa.<br />

Nie dziwi, więc tym razem „Lalka”, która<br />

w tym wypadku jest tylko inspiracją, punktem<br />

wyjścia do przekazania pewnych sensów, które<br />

z tekstu Prusa niekoniecznie muszą wynikać. Rubin<br />

wraz z Jolantą Janiczak i Piotrem Rudzkim<br />

napisali współczesny scenariusz, który odcina się<br />

od szkolnych interpretacji lektury. Do pozytywistycznego<br />

świata rodzącego się kapitalizmu odnieśli<br />

zmiany naszej rzeczywistości, które nastały<br />

w Polsce po 1989 roku i dziś osiągają swoje apogeum.<br />

Sam tekst jest całkiem interesujący, jednak<br />

warto się zastanowić, czy nie nazbyt aktualny<br />

i dosłowny. Czy warto robić teatr, który odnosi<br />

się tylko do „tu i teraz”, który jest tylko dziś, a jutro<br />

zostanie zupełnie zapomniany? Na poziomie<br />

sensów przedstawienie Rubina ucieka bowiem od<br />

wszelkiej abstrakcyjności, uniwersalności, i co naj-<br />

To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />

Dalej<br />

ważniejsze wieloznaczności, proponując w zamian<br />

jednorazową i lekkostrawną papkę, którą na co<br />

dzień proponują nam media i która nie pozostaje<br />

dłużej w naszej pamięci niż kilka dni.<br />

Całkiem nieźle prezentuje się tylko aspekt<br />

scenograficzny. Na pierwszy plan wysuwa się<br />

sposób podziału przestrzeni, który ma charakter<br />

hierarchiczny. Rubin sugeruje nam, co naprawdę<br />

jest ważne w stworzonym przez niego świecie.<br />

W centrum rozgrywa się właściwa akcja. Czerwona<br />

wykładzina nowoczesnego salonu i wielka<br />

rama obrazu przenosi nas w „lepszą” rzeczywistość.<br />

Wyznacza przestrzeń dla współczesnej elity<br />

– wykreowanych celebrities, którzy pokazani<br />

jako demiurgowie tego medialnego świata, przyczyniają<br />

się do upadku prawdziwych wartości. Te<br />

wartości, a właściwie pozostałości po nich, reżyser<br />

umieścił na marginesie w postaci dwóch szklanych<br />

prostopadłościanów. Klatek, z których nie sposób<br />

się wydostać. W jednej z nich, po lewej stronie<br />

rampy, w której znajduje się skromne mieszkanie,<br />

bezradnie egzystuje Stawska (Halina Rasiakówna).<br />

Do drugiej (prawej) postacie wchodzą na zmianę,<br />

by od czasu do czasu dać wyraz własnym ograniczeniom.<br />

Będzie się tu przechadzać Izabella (Kinga<br />

Preis), która obserwowana przez Wokulskiego<br />

(Bartosz Porczyk) jawi się jak zwierzę w zoo i towar<br />

na sprzedaż zarazem. Sam Stanisław również<br />

się w tej małej klatce znajdzie, by nago, wściekle<br />

się miotając, manifestować utratę swojej tożsamości.<br />

W tej części sceny ustawiono także antyczny<br />

posąg mający symbolizować dążenie do ideału –<br />

tego co nieosiągalne, ale o co kiedyś warto było<br />

walczyć. Dziś każdy mija tę figurę z obojętnością,<br />

11


D a l e j<br />

12<br />

ledwo ją dostrzegając. Cała uwaga skupia się na<br />

centralnie umieszczonej wspomnianej już malarskiej<br />

ramie. Ona otwiera się, by pokazać dzisiejszą<br />

elitę. Rama jest oknem na świat, jest jak<br />

telewizor i środek komunikacji. Występujące tam<br />

gwiazdy, znane z powieści Prusa wątki przedstawiają<br />

w sposób charakterystyczny dla telewizyjnej<br />

reklamy i niskiej jakości serialu. Gdy kilkakrotnie<br />

zapalają się światła, widzowie uświadamiają sobie,<br />

jak bardzo to wszystko traktuje o nich. Tak samo,<br />

gdy reżyser wprowadza inne zabiegi deziluzji, by<br />

zatrzeć granicę między życiem, a kreowaną przez<br />

niego fikcją. Wprost mówi, że jesteśmy wszyscy<br />

sterowani, wtłoczeni w ramy obrazu. Fetysz obrazu<br />

funkcjonuje jako nadrzędna charakterystyczna<br />

cecha naszej mentalności, całej naszej kultury. Nie<br />

jest to bardzo odkrywcze, przecież mocno w swojej<br />

późnej twórczości akcentował ten problem Federico<br />

Fellini. Zresztą Rubin podkreśla to w sposób<br />

dosłowny, wstawiając scenę pokazu mody, będącą<br />

cytatem z „Rzymu”.<br />

Wokulski dąży do zdobycia Łęckiej, jednak<br />

to nie miłość jest dla niego główną motywacją.<br />

Może ją kocha, zdaje się mówić reżyser, może nawet<br />

bardzo, ale trzeba pamiętać, że w rzeczywistości<br />

Rubina nie wybiera się kobiety, ale wybiera się<br />

świat. Izabella to rzecz, która przysporzy młodemu<br />

dorobkiewiczowi prestiżu, wprowadzi do elity, do<br />

której nie dają wstępu same pieniądze.<br />

Duże zastrzeżenia można mieć do gry aktorskiej.<br />

Najpoważniejszym zarzutem byłby brak<br />

dobrego przygotowania dykcyjnego. Aktorów niezbyt<br />

dobrze słychać. To wrażenie pogłębia w niektórych<br />

scenach mało odpowiednia, zbyt głośna<br />

dyskotekowa muzyka, która na dobrą sprawę niewiele<br />

wnosi do spektaklu, zagłuszając tylko partie<br />

dialogowe. Na wyróżnienie zasługuje Michał<br />

Chorosiński, który stworzył niebanalną, pogłębioną<br />

psychologicznie kreację Rzeckiego. Również<br />

Marian Czerski, grający typową rolę Barona Dalskiego,<br />

na tle całego zespołu aktorskiego jest wart<br />

zapamiętania.<br />

Wiele rzeczy razi w tym spektaklu. Jest nawet<br />

ciekawy w formie, jednak banalność ujęcia sensów,<br />

które przekazuje, sprawia, że mamy wrażenie<br />

oglądania przemyślanej na zewnątrz, ale pustej<br />

w środku zabawy. Z tego powodu nie pomagają<br />

dobre rozwiązania scenograficzne, które zaczynają<br />

się jawić jako efekciarskie triki. W tym przedstawieniu<br />

technika góruje nad myślą. Brakuje<br />

jakiegokolwiek twórczego podejścia do tematu.<br />

Trzeba powiedzieć, że modnego tematu, który<br />

często w teatrze ostatnio się pojawia. Postrzeganie<br />

gwiazd popkultury jako współczesnych bogów,<br />

proponował niedawno choćby Jan Klata w swojej<br />

„Orestei”, a nie chcąc szukać za daleko, to sam<br />

Rubin w „Terrodromie” również w kilku scenach<br />

wyraźnie zasygnalizował tę kwestię. Reżyser unika<br />

wieloznaczności, treści przekazywane są w skrajnie<br />

dosłowny sposób. W jednej z końcowych scen, by<br />

nie było żadnych wątpliwości umieszcza na scenie<br />

nadnaturalnej wielkości pionek szachowy i lalkę.<br />

Widz dowiaduje się zatem, że wszyscy jesteśmy<br />

sterowanymi marionetkami, niedokończonymi<br />

kukłami, dyletantami, którzy nie potrafią stworzyć<br />

niczego, co nie byłoby kiczem. Problem w tym, że<br />

Wiktor Rubin sam wpadł w takie właśnie schematy.<br />

Dał się wtłoczyć w ramy bieżących teatralnych<br />

trendów. Sam stał się manekinem. Ostatnio bardzo<br />

modnym.<br />

Tobiasz Papuczys<br />

Teatr Polski we Wrocławiu<br />

„Lalka” na motywach powieści Bolesława Prusa<br />

Utwór sceniczny: Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin<br />

Reżyseria: Wiktor Rubin<br />

Dramaturgia: Jolanta Janiczak, Piotr Rudzki<br />

Scenografia, reżyseria światła: Mirek Kaczmarek<br />

Kostiumy: Mirek Kaczmarek, Małgorzata Matera<br />

Muzyka Piotr Bukowski<br />

Ruch sceniczny: Maćko Prusak<br />

Premiera: 20 XII 2008


Stracona energia<br />

Minęły ponad trzy lata od pierwszych pokazów<br />

„Lacrimosy” – poprzedniej premiery Teatru<br />

Pieśń Kozła prowadzonego przez Grzegorza Brala.<br />

14 listopada 2008 roku zespół zdecydował się<br />

oficjalnie przedstawić nowy, nieco odmienny od<br />

dotychczasowych projekt. Zaprezentował „Macbetha”,<br />

będącego w założeniu ambitnym eksperymentem<br />

odnajdywania relacji między słowem<br />

Szekspira a muzyką i ruchem.<br />

Stęchły zapach. Szybkie nerwowe kroki<br />

w ciemności. Głośne niepokojące oddechy. Zapala<br />

się mocno rozrzedzone przestrzenią średniowiecznego<br />

refektarza światło. Pod murem widzimy<br />

aktorów stojących obok siebie. Wkraczają w centrum<br />

sceny, by tam przysiąść. Spotkać się w półmroku<br />

i rozpocząć naradę. Nie jesteśmy w pałacu.<br />

Znajdujemy się w podziemiach, w lochu ludzkich<br />

pragnień. Wiedźma (Anu Salonen) prowadzi tę<br />

spiskową rozmowę. Rozkłada dwa drewniane miecze<br />

na kształt litery „V”. Reszta postaci siada na<br />

sposób japoński, swymi ciałami tworząc tę samą<br />

figurę. Nie jest to żadne proroctwo. To polityczne<br />

zebranie, w którym każdy z uczestników zdaje<br />

sobie sprawę z tego, co zamierza uczynić. Nie<br />

ma przeznaczenia. Wszystko rozgrywa się między<br />

tymi ludźmi, jedyne fatum jakie dopuszczają do<br />

głosu to wiktoria. Zupełnie jakbyśmy mieli przed<br />

oczyma sekwencje z filmów Akiry Kurosawy. Tajemnicza<br />

zmowa możnych, którzy nie bardzo wierzą,<br />

że mogą kiedykolwiek ponieść konsekwencje<br />

swoich działań.<br />

Macbeth (Gabriel Gawin) i jego żona (Anna<br />

Zubrzycki) wyróżniają się wśród obecnych. Oboje<br />

ubrani są w czerwone szaty. Koszula mężczyzny<br />

jest intensywniej nasycona tym kolorem. Czerwień<br />

królowej jest mdła, stonowana, mimo że to<br />

ona trzyma w ręku całą władzę. Macbeth jest jej<br />

podporządkowany. Jego psychiczna i fizyczna bez-<br />

To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />

Dalej<br />

wolność zostaje świetnie wyrażona w ruchu i zasugerowana<br />

przez scenę, w której bohater w rytm<br />

muzyki reaguje na każdy podmuch z ust małżonki.<br />

Klęka przed nią, korzy się przed jej oddechem.<br />

Chwilę później zamieniają się miejscami, ale on<br />

wyraźnie nieukontentowany tym położeniem,<br />

wraca dobrowolnie na swoją pozycję. Wygodnie<br />

jest mu zrzucić wszelkie zwątpienie swej duszy na<br />

żonę, która stając w mroku, ledwo widoczna kieruje<br />

losem pozostałych. On wraz z innymi traktuje<br />

to wszytko nieco jak zabawę, markuje walkę,<br />

zarówno w sobie – tę wewnętrzną, jak i tę zupełnie<br />

dosłowną. Chłopcy dostali władzę i bawią się<br />

w intrygę. Tylko Lady Macbeth zachowuje przytomność<br />

w coraz trudniejszej sytuacji. Do czasu...<br />

Najważniejszym rekwizytem jest miecz, który<br />

każda z postaci nosi przy boku. Rzucanie nim miedzy<br />

sobą, odrzucanie tego przedmiotu, jak gdyby<br />

palił w rękach, staje się lejtmotywem spektaklu. To<br />

uciekanie od odpowiedzialności. I zawsze na końcu<br />

ten drewniany miecz, podobny do tych, którymi<br />

posługują się zawodnicy japońskiego kendo,<br />

wraca w końcu do Macbetha. Wina tytułowego<br />

bohatera jest podkreślana przez sposób oświetlania<br />

aktora. Światło nie pada na jego twarz. Ostre<br />

punktowe oświetlenie tej postaci z tyłu sprawia, że<br />

jej oblicze jest niewidoczne, za to widzimy wyeksponowane<br />

dłonie, ułożone w geście bezradności.<br />

Ciemność na twarzy – ciemność w duszy. Ręce<br />

w światłości – ręce we krwi.<br />

W końcu królowa nie wytrzymuje. To dla niej<br />

zbyt wiele. Upada, woła: „Help me now!”. Potrzebuje<br />

ciepła, pragnie przytulić się do męża, prosić<br />

o wparcie. Powtórzy się to kilkakrotnie. Ta królewska<br />

para zaczyna się wzajemnie szukać, by naprawdę<br />

odnaleźć się dopiero wtedy, gdy będzie już<br />

po wszystkim. Macbeth wreszcie zaczyna rozumieć<br />

swoje przewinienia, ale jest za późno. Widzimy jak<br />

błądzi z zawiązaną opaską na oczach, pomagając<br />

13


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

14<br />

sobie mieczem, który jest już tylko laską ślepca.<br />

Zagubiony poszukuje usprawiedliwienia. Edyp,<br />

który zobaczył swe grzechy. Podczas gdy dokonują<br />

się kolejne ze zleconych przez niego mordów, pełen<br />

bólu śpiewa „Kyrie eleison”. Jego pozostali poplecznicy<br />

wspinają się na mur. Nie ma jednak żadnej<br />

drogi ucieczki. Muzyka, którą słyszymy przez<br />

cały czas trwania przedstawienia, coraz bardziej<br />

zaczyna sterować ruchem aktorów. Pojawia się<br />

więc fatum, pozornie nieobecne, zwiastujące nieuchronną<br />

karę. Zbliża się koniec. Lady Macbeth<br />

zbiera wszystkie leżące na ziemi miecze i przyciska<br />

do piersi. To ona czuje się winna, chce wziąć na<br />

siebie konsekwencje czynów swoich i męża. On<br />

zabiera je od niej – odbiera odpowiedzialność. Ginie<br />

długo, po każdym zranieniu usilnie podnosi<br />

się, by brać na siebie kolejne razy, czując, że na<br />

nie zasłużył. Królowa przyskakuje do niego, tuli<br />

martwe ciało. Gaśnie ostatnia zapalona świeca.<br />

Ciemność, którą przebija tylko zwierzęcy szloch,<br />

przechodzący niemal w ryk zrozpaczonej kobiety.<br />

Grzegorz Bral świetnie wydobywa muzyczność<br />

zawartą w staroangielszczyznie. Wielogłosowe<br />

śpiewanie tego tekstu, przeplatane zostaje partiami<br />

dialogowymi, które początkowo wypowiadane<br />

w sposób naturalny, szybko nabierają rytmu<br />

i przekształcają się w melorecytację. Uzupełnia to<br />

instrumentalna muzyka zaaranżowana na podstawie<br />

pieśni korsykańskiego zespołu A Filetta i wykonywana<br />

na żywo przez Rafała Habla. Powoduje<br />

to, że przekazywanie znaczeń odbywa się głównie<br />

w warstwie fonicznej. Kuleje jednak wizualny<br />

aspekt przedstawienia. Mamy do czynienia z mało<br />

żywiołowym jak na Pieśń Kozła spektaklem. Niezbyt<br />

czytelne znaki na poziomie ruchu scenicznego<br />

sprawiają również, że w niektórych sytuacjach<br />

sensy, które miały być sugerowane przez fizyczność<br />

aktora, rozmywają się lub co gorsza wydają się nieadekwatne<br />

do treści i brzmienia słów. To mocno<br />

zaważyło na jakości całej inscenizacji. Osłabiło jej<br />

siłę oddziaływania. Teatr Pieśń Kozła jest jedną<br />

z takich grup, która w swojej twórczości, w odróżnieniu<br />

od instytucjonalnych teatrów repertuarowych,<br />

poszukuje esencji teatru, stara się wyznaczać<br />

jego granice, co udawało się przy okazji poprzednich<br />

projektów. Reżyser skierował się w stronę<br />

tekstu, potraktował go twórczo, jednak nie odnalazł<br />

tak naprawdę niczego nowego. Teatr to nie<br />

zawsze tylko synteza różnych uzupełniających się<br />

składników: tekstu, muzyki, gry świateł czy scenografii.<br />

Teatrem, jego istotą jest to, co znajduje się<br />

między tymi elementami. To co zawsze tak trudno<br />

nazwać. Tym razem chodzi o energię. Temu przedstawieniu<br />

wyraźnie jej zabrakło i to zadecydowało,<br />

że eksperyment Grzegorza Brala, nieco rozczarował,<br />

biorąc pod uwagę wysokie oczekiwania odbiorców,<br />

którzy widzieli poprzednie spektakle tego<br />

zespołu i poznali jego możliwości.<br />

Tobiasz Papuczys<br />

Teatr Pieśń Kozła<br />

„Macbeth” wg Williama Shakespeare’a<br />

Reżyseria: Grzegorz Bral<br />

Kostiumy: Cristina Gonzalez<br />

Scenografia: Mira Żelechower-Aleksiun, Grzegorz Bral<br />

Instrumenty: Rafał Habel<br />

Muzyka: zaaranżowana na podstawie pieśni zespołu<br />

A Filetta z Korsyki<br />

Premiera: 14 XI 2008


„Kroki zawsze<br />

przychodziły<br />

skądinąd...”<br />

…one nigdy nie pochodzą z nóg” – legendarna<br />

twórczyni teatru tańca Pina Bausch<br />

tak opowiadała kiedyś o swojej pracy 1 . Polski<br />

rynek wydawniczy długo czekał na książkę<br />

o wybitnej artystce. Ranga teatru Piny Bausch,<br />

podziwianego na całym świecie, u nas znana<br />

była jedynie wąskiemu gronu teatrologów i widzów.<br />

Niemiecka reżyserka gościła ze swym<br />

zespołem w Polsce dwukrotnie: w 1987 roku<br />

we Wrocławiu, prezentując autorskie sztuki<br />

Cafe Müller i Ofiarę wiosny, oraz w 1998<br />

roku w Warszawie, pokazując „Goździki”.<br />

Trzecia wizyta jej teatru w Polsce, tym razem<br />

ze spektaklem Nefes w czerwcu 2009 r., okazała<br />

się poruszająca i tragiczna z powodu nagłej<br />

śmierci Artystki. Premiera polskiej książki<br />

Teatr Tańca Piny Bausch odbyła się na<br />

kilka dni przed tymi wydarzeniami. Wnikliwa<br />

i rzetelna, a jednocześnie subiektywna i impresyjna<br />

praca Aleksandry Rembowskiej przynajmniej<br />

po części zapełnia lukę w naszej kulturalnej<br />

świadomości.<br />

Książka okazała się pozytywnym zaskoczeniem.<br />

Dotychczas o Pinie Bausch nie można było<br />

wiele przeczytać po polsku, prócz wydanej w niskim<br />

nakładzie pracy „Fenomen twórczości Piny<br />

Bausch” Aleksandry Dziurosz (Warszawa 2005)<br />

i kilkunastu artykułów w „Didaskaliach” czy „Teatrze”.<br />

Jednak zamiast monumentalnej monografii<br />

1 Rozmowa z Jochenem Schmidtem, 1982 r.<br />

Am e l i A Ke ł b Aw s K A<br />

Dalej<br />

otrzymaliśmy dzieło skromne i charakterystyczne.<br />

Skromne – bo niepretendujące do przypisywania<br />

Pinie Bausch ideologii, niewkłada-jące jej<br />

w obszar wąskiego paradygmatu badawczego itp.<br />

Określenie „skromne” nie powinno jednak zwieść:<br />

książka wydana jest z godną podziwu starannością<br />

i w eleganckiej formie. Charakterystyczne – bo<br />

ten teatr, Teatr Tańca Piny Bausch, wymaga właśnie<br />

takiego opracowania: selektywnego, bogatego<br />

w skojarzenia. Takie ujęcie tematu wywołuje sam<br />

odbiór sztuki Tanztheater. Chwała tym, którzy<br />

tę sztukę swoim przeczuciem i doświadczeniem<br />

głęboko rozumieją – autorka jest właśnie takim<br />

widzem, a przy tym kompetentnym badaczem,<br />

zaangażowanym w tematykę i poznającym teatr<br />

również od podszewki – m.in. przez liczne rozmowy<br />

z aktorami. Do bliższego poznania Teatru<br />

Tańca Piny Bausch zaprasza również czytelnika,<br />

uprzedzając o interpretacyjnym charakterze książki<br />

i własnej inwencji w doborze poruszanych problemów.<br />

Jestem przekonana, że ta pełna pokory<br />

postawa, w połączeniu z twórczymi i przenikliwymi<br />

analizami przed-stawień, może być kapitalnym<br />

wprowadzeniem w teatr Piny Bausch dla laików,<br />

a wzbogacającą lekturą dla znawców.<br />

Struktura dzieła Rembowskiej obejmuje<br />

część teoretyczno-problemową, opisowo-analityczną,<br />

fotografie, wywiady z aktorami-tancerzami<br />

oraz wykaz sztuk wraz z szeroką bibliografią źródeł<br />

pisanych i multimedialnych. Część teoretyczna<br />

składa się ze wstępu i dziewięciu rozdziałów tematycz-<br />

15


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

16<br />

nych. Pierwsze rozdziały posiadają motta; jednym<br />

z nich są słowa Federica Felliniego (współpracował<br />

z Bausch, zagrała w jego filmie A statek płynie):<br />

Obdarzona arystokratycznym wyglądem, raz<br />

czuła, to znów okrutna, tajemnicza i bliska, Pina<br />

Bausch uśmiechnęła się do mnie, by dać się poznać.<br />

Zakonnica, która je lody, święta na rolkach,<br />

w sposobie zachowania przypominająca królową<br />

na wygnaniu, założycielka zakonu, sędzia sądu<br />

metafizycznego, nieoczekiwanie puszcza do ciebie<br />

oko. (s. 19).<br />

We wstępie odnajdziemy początki drogi Piny<br />

Bausch: nazwiska jej nauczycieli i współpracowników<br />

(począwszy od Kurta Joossa, którego Bausch<br />

nazywa swym mistrzem), kontekst historyczno-artystyczny,<br />

w jakim tworzyła. Jest to solidna porcja<br />

wiedzy o teatrze tańca na świecie, wzbogacona<br />

erudycyjnymi przypisami. Nie brak też wielu<br />

interesują-cych skojarzeń autorki, które stają się<br />

dalej tropami interpretacyjnymi, za którymi podąży.<br />

Tytuły następujących potem rozdziałów<br />

dotyczą wprost Teatru Tańca. Są esencjonalne,<br />

a niekiedy enigmatyczne: Droga do istoty rzeczy,<br />

Tajemnica pewnego procesu, …Z oddali (o wielokulturowości),<br />

Forma otwarta (o kompozycji),<br />

Tam gdzie rosną goździki (o scenografii), Ciało<br />

doświadczające, Salome i Ofelia (o płciowości<br />

i erotyce), Od realizmu ku metafizyce. Mitologia<br />

i codzienność, Oddech duszy (m.in. o wyobraźni,<br />

celu, poszukiwaniu prawdy, odbiorze). Każdy rozdział,<br />

charakteryzując wybrany aspekt Teatru Tańca,<br />

stanowi wartościową całość i zarazem część całości.<br />

Najważniejsze zagadnienia zostały tu celnie<br />

wyodrębnione i opisane z godną podziwu umiejętnością.<br />

Dalsza część opracowania to Aneks, czyli opisy<br />

konkretnych sztuk. Są to niebanalne interpretacje<br />

wybranych elementów przedstawień (a trudno<br />

uniknąć tzw. banału przy prostych tematach<br />

poruszanych przez reżyserkę!) oraz filmu. Jak pisze<br />

autorka, „Opisy spektakli bliższe są impresji<br />

niż analitycznemu studium (…). Służą ukazaniu<br />

i podkreśleniu waloru charakterystycznego dla<br />

niej [Piny Bausch] języka” (s. 107). I to jej się,<br />

w moim przekonaniu, udało doskonale: niezwykle<br />

sprawnym, bogatym i pięknym językiem dokonuje<br />

„opisów bliższych impresji”. Język ten jest<br />

wielkim atutem książki. Autorka podejmuje prze-<br />

cież temat, z którym mierzyć się oznacza ambitne<br />

zadanie słownego wyrażania treści przekraczających<br />

słowo. I to się udaje. Opisy wybranych dwudziestu<br />

(z ponad czterdziestu) sztuk Piny Bausch<br />

są krótkie, trafne i intrygują niezależnie od tego,<br />

czy widziało się dany spektakl, czy nie. Przenoszą<br />

one czytelnika na widownię teatru w Wuppertalu<br />

i dają szansę samodzielnego przyjrzenia się scenicznej<br />

rzeczywistości, podpowiadając zarazem<br />

jej odbiór: najczęściej jako paradoksalnej, gorzkiej,<br />

dowcipnej, czasami radosnej lub przejmująco<br />

bolesnej. Ponieważ my, polskojęzyczni czytelnicy<br />

i widzowie, zazwyczaj nie znamy twórczości „bogini<br />

teatru tańca” zbyt dobrze, te opisy stają się<br />

niepowtarzalną szansą dostępu do niej – i zarazem<br />

sugestywnym (ale nigdy wprost wyrażonym) zaproszeniem<br />

do osobistego spotkania z Teatrem Tańca<br />

Piny Bausch. W obecnym kontekście, tj. w obliczu<br />

straty tej niewyobrażalnie ważnej Artystki, ikony<br />

współczesnego świata kultury i sztuki, stają się<br />

jednocześnie hołdem. Każde spostrzeżenie i skojarzenie<br />

ma wymiar prywatny: pochodzi od autorki<br />

i odzwierciedla się we wrażliwym czytelniku-<br />

-widzu. Zarazem ma wymiar bardziej uniwersalny:<br />

przecież takich, podobnych lub odmiennych<br />

wrażeń i refleksji doświadczały setki tysięcy ludzi<br />

wpatrzonych w tancerzy Piny Bausch przez czterdzieści<br />

lat jej pracy.<br />

Umieszczona w środku książki część fotograficzna<br />

to perfekcyjne prace autorstwa Ursuli<br />

Kaufmann, od wielu lat towarzyszącej teatrowi<br />

Piny Bausch. Ta druga autorka Teatru Tańca Piny<br />

Bausch bez słowa opowiada historię Tanztheater,<br />

wprowadzając czytelnika w mieszaninę emocji wywoływanych<br />

przez sceniczne sytuacje, pokazując<br />

inspirujące, zachwycające i niepokojące fragmenty<br />

spektakli. Wartość zamieszczenia zdjęć w książce<br />

na temat tego teatru wydaje się bezcenna. Choć<br />

literalnie brak w nich ruchu i muzyki, to jednak<br />

idealnie oddają dynamikę przedstawień, ich aurę<br />

i pozwalają wyobrazić sobie, jak wygląda sztuka<br />

Piny Bausch; uzmysławiają jej cechy charakterystyczne,<br />

opisywane przez Rembowską słowem pisanym.<br />

Jest to dokładnie czterdzieści barwnych,<br />

doskonałej jakości fotografii pochodzących z różnych<br />

okresów działalności Teatru Tańca, zawierających<br />

fragmenty spektakli dawnych i najnowszych.<br />

Kolejny komponent „subiektywnej monogra


fii” jest równie trudny do przecenienia. Tym razem<br />

współautorami książki stają się znakomici aktorzy-tancerze<br />

współpracujący z Piną Bausch: Janusz<br />

Subicz (w Tanztheater w latach 1979-94) oraz<br />

Dominique Mercy (w Tanztheater od początku<br />

jego założenia w 1973 r. do dzisiaj). Zamieszczono<br />

obszerne rozmowy z tymi artystami. (Pierwsza<br />

pt. Taniec poza stylem ukazała się wcześniej w „Teatrze”,<br />

druga – Pomarańcze na drogę – w „Didaskaliach”).<br />

Każdy z aktorów, przez pryzmat własnego<br />

doświadczenia, w sposób osobisty i szalenie zajmujący<br />

opowiada o procesie twórczym w teatrze<br />

Piny Bausch, własnej drodze i towarzyszących jej<br />

wyzwaniach oraz po-dejmowaniu tych wyzwań.<br />

Rozmowy te powinny się stać biblią miłośników<br />

Tanztheater i punktem wyjścia do jego rozumienia.<br />

Ponieważ właśnie w nich zawarta jest istota<br />

tego teatru – a bez zrozumienia istoty (dociekanej<br />

równie wnikliwie przez Rembowską w pierwszym<br />

rozdziale) pozostaje się w kręgu wahań i niezrozumienia<br />

lub teatrologicznego zadęcia. Świadectwo<br />

tych dwóch tancerzy – różnych charakterologicznie,<br />

lecz podzielających cechy głębokiej wrażliwoś-ci,<br />

dociekliwości, pokory i chęci samopoznania<br />

– jest interesujące i wstrząsające zarazem:<br />

pokazuje, że sens pracy z Piną Bausch wykraczał<br />

daleko poza teatr. Subicz szczegółowo opowiada<br />

o współczesnej choreografii: metodzie pracy Joossa<br />

i Bausch, a także o swoim procesie twórczym<br />

w Teatrze Tańca, wyznając m.in.: „Zadaniem Piny<br />

jest, jak to sama określa, uświadomić ludziom ich<br />

wartość, ukryte możliwości, z których sami nie<br />

zdają sobie sprawy. Ona odkrywa z nami tajemnicę<br />

człowieka” (s. 169). Podkreśla też: „Emocja<br />

jest materiałem wyjściowym” (s. 170). Mercy opowiada<br />

o własnym doświadczeniu w pracy z reżyserką,<br />

które rozpoczęło się lata temu w USA: „Kiedy<br />

zobaczyłem ją tańczącą na scenie, przeżyłem<br />

swego rodzaju szok artystyczny – była cudowna,<br />

nieprawdopodobna”. Mówi też o własnych poszukiwaniach,<br />

odejściu z zespołu, jego powodach<br />

i o powrocie. Opowieści i wyznania tancerzy są<br />

nietuzinkowe, głębokie.<br />

Przeczytawszy te dwa fascynujące wywiady,<br />

można zastanawiać się, czy nie byłoby właściwe<br />

zamieszczenie rozmów z samą reżyserką. Wprawdzie<br />

Rembowska takich rozmów nie przeprowadzała,<br />

ale istnieją (nieliczne) wywiady, których<br />

Dalej<br />

tłumaczenie byłoby cenne dla polskiego odbiorcy.<br />

Tymczasem możemy zadowolić się stwierdzeniem<br />

(więc też pewnie świadomym zamiarem autorki),<br />

że „Pina Bausch należy do tych artystów, (…) którzy<br />

najpełniej wypowiadają się w swoich dziełach”<br />

(s. 33). Oszczędne i precyzyjne słowa Bausch,<br />

w których potrafiła tak trafnie ująć sedno swych<br />

twórczych poszukiwań (na czele ze słynnym zdaniem:<br />

„Nie interesuje mnie to, jak ludzie się poruszają,<br />

lecz co nimi porusza”, które się na szczęście<br />

w książce pojawia), byłyby jednak bez wątpienia<br />

pomocne w zrozumieniu i pogłębieniu odbioru jej<br />

sztuki.<br />

Ostatnią partią książki jest wykaz wszystkich<br />

przedstawień Piny Bausch, począwszy od pierwszych<br />

samodzielnych choreografii z końca lat<br />

sześćdziesiątych. Potem następuje lista ważniejszych<br />

nagród i odznaczeń przyznanych artystce,<br />

niemieckojęzyczne streszczenie oraz bogata bibliografia.<br />

Zawiera ona około stu pięćdziesięciu tytułów<br />

książek, artykułów i materiałów filmowych<br />

w różnych językach. Do tej pory nie ma lepszego<br />

i wiarygodniejszego źródła dla zainteresowanych<br />

tym teatrem. Książkę kończy indeks osób.<br />

Autorka – krytyk teatralny – we wstępie zauważa<br />

i niejako zastrzega, że opis Tanztheater Piny<br />

Bausch „stanowi wyzwanie dla badacza i krytyka,<br />

analiza spektaklu podąża zaledwie w ślad za<br />

dziełem, a każda próba jego definicji zdaje się<br />

zawężać i ograniczać zawarte w nim bogactwo<br />

znaczeń” (s. 9). Dzięki temu realistycznemu spostrzeżeniu<br />

i wynika-jącej zeń świadomości autorce<br />

udaje się uniknąć nachalnych uogólnień. Zarazem<br />

jednak unika chaosu: jej kluczem interpretacyjnym<br />

staje się przestrzeń własnych emocji,<br />

intelektu, lektur i doświadczenia. Jest to zgodne<br />

z dewizą Anatola France’a, że dobrym krytykiem<br />

jest ten, kto opowiada o przygodach swej<br />

duszy wśród arcydzieł 2 . Asocjacje kulturowo-<br />

-antropologiczne (pojawiają się skojarzenia z malarstwem<br />

Hodlera czy nazwiska m.in. Eliadego,<br />

Goffmana i Halla) poszerzają odbiorcze horyzonty<br />

i podpowiadają liczne interesujące kierunki<br />

refleksji teatrologicznej. Są zarazem cenne dla<br />

nie-znawców, gdyż w sposób pozbawiony uporu<br />

i pretensjonalności pozwalają czytelnikowi-wi-<br />

2 Myśl tę podsunęła mi Nieobecność trzeciej ręki<br />

J. Opalskiego, s. 193.<br />

17


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

18<br />

dzowi na własne skojarzenia. Autorka, przy całej<br />

swej rozległej wiedzy, której cząstką dzieli się<br />

przy okazji opisów i interpretacji, daleka jest od<br />

przesadnego intelektualizowania. Sama Pina<br />

Bausch mówiła w jednym z wywiadów: „Krytyka<br />

choreografii – przecież wcale nie o to chodzi.<br />

Chodzi o bycie człowiekiem” 3 . Kilkakrotnie<br />

czytamy w omawianej książce słowa proste:<br />

o ukazaniu człowieka w całej jego pełni, o uczuciach,<br />

o prawdzie. Godna podziwu jest niezłomność,<br />

z którą Rembowska nie boi się tym samym<br />

oskarżeń o banalność czy „kicz”, pojęcie dziś niezwykle<br />

modne. Sądzę, że książka w jakiś sposób<br />

oddaje ideę samego Tanztheater, teatru, a więc<br />

i życia: nie jest ono przeznaczone dla wybrednych<br />

koneserów, ale dotyczy po prostu losów człowieka.<br />

A te są niezmienne przez stulecia i pod każdą szerokością<br />

geograficzną. Należy przy tym za-znaczyć,<br />

że reżyserka potrafi abstrahować czy wspinać się<br />

na wysokie piętra ironii. Bausch eksperymentuje<br />

z formą do granic możliwości. Prostota konkretu<br />

łączy się więc w jej sztuce z bystrością i swego<br />

rodzaju przebiegłością. Pina Bausch rzadko przedstawia<br />

coś wprost: posługując się widzialną rzeczą,<br />

ukrywa drugie, a często i trzecie, dno. Zatem<br />

pod pozor-ną dosłownością istnieją uderzające,<br />

wielowarstwowe metafory. Rembowska podsuwa<br />

narzędzia, przydatne w roz-szyfrowaniu tajemniczych<br />

obrazów i języka scenicznego, i opowiada<br />

o własnych „przygodach duszy wśród arcydzieł”.<br />

Teatr Piny Bausch określa m.in. „narzędziem autoanalizy”<br />

i „szansą na przemianę”, wprowadzając<br />

w niebanalny sposób czytania tego teatru. Pisze<br />

o nim jako o teatrze egzystencjalnym, nie publicystycznym.<br />

Chcąc się doszukać mankamentów, oprócz<br />

braku rozmowy z Piną Bausch (co, jak wspomniałam,<br />

ma jednocześnie wymowne uzasadnienie),<br />

można zauważyć używanie samego imienia artystki:<br />

„Pina…”. Czy to jest odpowiednie? Pina – jak<br />

mało który artysta – jest nie tylko przez przyjaciół<br />

i wielbicieli, ale szerokie grono znawców<br />

i teatrologów częstokroć tak określana. Trudno wy-<br />

3 Rozmowa z Norbertem Servosem, 1990 r.<br />

tłumaczyć ten fenomen. Na pewno nie jest to pseudonim<br />

w rodzaju „Jacko” ani odpowiednik mówienia<br />

o Robercie Wilsonie „Bob”, ani brak szacunku.<br />

Wręcz przeciwnie: to raczej poczucie swego rodzaju<br />

wspólnoty i wyrażenie przystępności, naturalności<br />

samej reżyserki – oraz wierność konwencji wpisanej<br />

w daną kulturę teatralną. Stosowanie imienia<br />

w omawianej książce jest na swój sposób piękne<br />

i autentyczne. Może jed-nak budzić zrozumiały<br />

opór osób nieznających sztuki Tanztheater, jej<br />

przeciwników czy ultraprofesjonalnie patrzących<br />

na teatr badaczy. Być może jest to wystarczający<br />

powód dla rezygnacji z posługiwania się samym<br />

imieniem Bausch.<br />

Książkę tę można smakować – szczególnie<br />

w części analitycznej. Zdaję sobie sprawę, jak<br />

niełatwo opisać „wykreowane ruchem emocje”<br />

(s. 154), dlatego podziwiam podjęcie wyzwania<br />

i gratuluję Rembowskiej odniesionego sukcesu. Ta<br />

książka to uczta dla miłośników teatru, jak też dla<br />

każdego wrażliwego człowieka. A w obecnym kontekście<br />

bezcenna.<br />

Amelia Kiełbawska<br />

Aleksandra Rembowska,<br />

„Teatr Tańca Piny Bausch.<br />

Sny i rzeczywistość”<br />

Zdjęcia: Ursula Kaufmann<br />

Wyd. Trio, Warszawa 2009


Festiwal<br />

sztuki japońskiej<br />

„OHAYÔ, JAPAN!”<br />

Lipsk, miasto w Saksonii, miasto muzyki,<br />

znane jako miejsce narodzin Ryszarda Wagnera,<br />

miejsce pracy Jana Sebastiana Bacha oraz Felixa<br />

Mendelssohna-Bartholdy. Tu znajduje się Piwnica<br />

Auerbacha opisana przez Goethego w „Fauście”<br />

oraz najstarsza kawiarnia w Europie. Na ulicach<br />

tłoczno jest od rowerzystów-muzyków śpieszących<br />

na próby w filharmonii, czy szkołach muzycznych.<br />

Zadziwiający, wręcz rozczulający bywa ich widok,<br />

gdy bez względu na to, czy specjalizują się w grze<br />

na klarnecie, puzonie, czy wiolonczeli, dźwigają<br />

swe instrumenty na plecach, powożąc rower jednocześnie.<br />

Około połowa mieszkańców miasta to<br />

studenci Uniwersytetu Lipskiego, którego władze<br />

rozpoczynają właśnie obchody 600-lecia powstania<br />

uczelni. Studenci, głównie humaniści, wśród<br />

których stosunkowo liczne grono to młodzi zainteresowani<br />

teatrem czynnie lub biernie, chętnie<br />

uczestniczą w życiu kulturalnym miasta. Czasem<br />

ma się wrażenie, że większość wydarzeń ma tu<br />

miejsce głównie dlatego, że zarówno mieszkańcy,<br />

jak i władze przyzwyczaili się do cosobotnich koncertów<br />

motetów Bacha w Kościele św. Tomasza,<br />

czy do odbywającego się od osiemnastu lat festiwalu<br />

teatralnego „euro-scene”. Publiczność zjawia<br />

się tłumnie podczas tych, czy im podobnych<br />

wydarzeń. Fakt ten mnie osobiście, obserwatorkę<br />

z nieco innego kręgu kulturowego, zastanawia.<br />

Nie wiem, czy społeczeństwo niemieckie tak licznie<br />

biorące udział w życiu kulturalnym, faktycznie<br />

sztukę ceni, stara się ją poznać i zrozumieć, czy<br />

też traktuje ją jako formę rozrywki (którą często<br />

Ma rTa Pu lT e r<br />

Dalej<br />

bywa, ciężko temu zaprzeczyć). Centrum miasta<br />

pobrzmiewa więc chóralnie, instrumentalnie, operowo.<br />

Gdy jednak szuka się nieco innych wrażeń,<br />

mniej poważnych (przynajmniej pozornie), mniej<br />

osadzonych w tradycji, czy przyzwyczajeniach, należy<br />

udać się do wschodniej jego części. Plagwitz<br />

to dawna przemysłowa dzielnica, dla mnie osobiście<br />

atrakcyjna, choćby przez gęstość drobnych,<br />

uroczych zabudowań o ciekawej, niekoniecznie<br />

przemysłowej architekturze. Tu, w pałacyku zbudowanym<br />

w 1876 roku w celu wystawiania w nim<br />

tanecznych przedstawień, znajduje się dziś Schaubühne<br />

Lindenfels –kinoteatr wraz z uroczą klubokawiarnią.<br />

Tu w 1993 roku aktywnie rozpoczęto<br />

działalność artystyczną. Dziś w jej ramach funkcjonuje<br />

kino prezentujące niekomercyjny repertuar,<br />

przyjemna i dość oryginalna, jak na niemiecki<br />

styl kawiarnia oraz sala teatralna. W sąsiadującym<br />

z pałacem budynku, dawnej fabryce oraz magazynie<br />

rur, swą siedzibę ma Teatr Figur Wilde &<br />

Vogel, który tworzą aktor lalkowy Michael Vogel,<br />

oraz instrumentalistka Charlotte Wilde. Atmosferę<br />

tę wykorzystali organizatorzy festiwalu „Ohayô,<br />

Japan!”. Wczesną jesienią 2008 miejsce to stało się<br />

więc punktem spotkań z artystami z Japonii oraz<br />

prezentowaną przez nich, nieco egzotyczną dla<br />

Europejczyka estetyką.<br />

Głównym pomysłodawcą i kierownikiem<br />

artystycznym wydarzenia jest Tom Grigull, absolwent<br />

teatrologii oraz japonistyki Uniwersytetu<br />

Lipskiego, aktualnie pracujący nad swoją<br />

rozprawą doktorską dotyczącą masek w teatrze<br />

19


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

20<br />

japońskim. Część studiów japonistycznych odbył<br />

Grigull w Osace, miał tam możliwość obserwacji<br />

sposobu funkcjonowania teatru, jego znaczenia<br />

dla życia Japończyka, jego rozwoju, pracy nad kultywowaniem<br />

tradycji.<br />

Nazwa festiwalu „Ohayô , Japan!” znaczy<br />

„Dzień dobry, Japonio!”. Przesłanie jest więc jasne<br />

– otwarcie się widza niemieckiego na kulturę<br />

i sztukę Japonii, próba ich poznania, wszystko pod<br />

szyldem przyjaznego powitania, chęci nawiązanie<br />

międzykulturowej „znajomości”. Założeniem nie<br />

jest jednak tylko jednostronny import japońskich<br />

produkcji na niemiecką scenę, lecz dążenie do<br />

czynnej wymiany myśli artystycznej obu krajów.<br />

Wzajemne „poznawanie się” jest widoczne w bardzo<br />

wielu przedstawieniach, widowiskach, które<br />

często zawierają w sobie elementy każdej z kultur.<br />

Festiwal daje warunki ku temu, by spotkać się mogli<br />

artyści prezentujący odmienne, czasem wręcz<br />

obce względem siebie gatunki sztuki. Owoce takiej<br />

współpracy są przedmiotem festiwalowych<br />

prezentacji.<br />

W ciągu zaledwie roku istnienia festiwalu<br />

w kalendarzu imprez kulturalnych, można zauważyć<br />

znaczny jego rozwój. Druga edycja rozprzestrzeniła<br />

się w Saksonii – w wydarzeniach festiwalowych<br />

mogli uczestniczyć nie tylko mieszkańcy<br />

Lipska, miały je w zasięgu ręki także osoby mieszkające<br />

w Dreźnie i w Dessau. Na lipskich scenach<br />

pokazywano wszystkie możliwe wydarzenia festiwalowe,<br />

cześć z nich została jednak przetransportowana<br />

do wymienionych miast. Całe przedsięwzięcie<br />

podzielono na kilka grup prezentujących<br />

nieco odmienne zjawiska artystyczne. Pierwsza<br />

z nich, główna, to występy gościnne. Ta część programu<br />

rozpoczęła się od przedstawienia „Strange<br />

stories” w wykonaniu monachijskiej grupy Meta-<br />

Theater, której gościnnie towarzyszą aktor specjalizujący<br />

się w rolach przedstawień teatru nô, Akira<br />

Matsui, baletnica Jelena Pankova, tańcząca w petersburskim<br />

balecie Kirov, oraz japońscy muzycy<br />

tworzący charakterystyczną dla nô dźwiękową<br />

oprawę. Projekt składa się z dwóch części. Pierwsza<br />

to prezentacja Akiry Matsui. Aktor, wyróżnia<br />

się w swej zawodowej grupie jako ten, który nie<br />

wywodzi się z rodziny mającej teatralne tradycje.<br />

Jest osobą poszukującą nowych rozwiązań aktorskich<br />

zgodnie z zapoczątkowanym przez Jerzego<br />

Grotowskiego, kontynuowanym przez Eugenio<br />

Barbę kierunkiem badań nad antropologią teatru.<br />

Widownia festiwalowa miała możliwość obejrzeć<br />

dwa wykonane przez Matsui tańce: „Tsuru”<br />

(Opuszczony żuraw) oraz „Utô” (Nosorożec). Odmienność<br />

stylistyki japońskiej sprawiała jednak<br />

publiczności pewne kłopoty, krytykowano brak<br />

odpowiedniego komentarza, czy objaśnień. Druga<br />

część z założenia była pojedynkiem tanecznym<br />

miedzy tancerzem nô a baletnicą. Konfrontacja<br />

ta, choć ciekawa wizualnie, prócz ukazania różnic<br />

między estetyką tańców klasycznych Azji i Europy,<br />

nie olśniła publiczności.<br />

Kolejne prezentowane przedstawienie to<br />

„Miroku Denshô” (Legenda o Miroku) w wykonaniu<br />

teatru Dondoro z Nagano. Dondoro został<br />

założony w 1974 roku przez jedyną grającą<br />

w nim osobę, aktora lalkowego Hôichi Okamoto.<br />

Łączy on w swych działaniach elementy najbardziej<br />

charakterystycznych dla teatru japońskiego<br />

gatunków. Przedstawia historię przy użyciu lalek<br />

z bunraku rodem, masek nieodłącznych dla<br />

nô, ruchy zaś, estetyka ciała bliska jest tej, którą<br />

można ujrzeć podczas przestawień butô. Przy użyciu<br />

tych oraz innych narzędzi w postaci muzyki<br />

i obrazów ukazał Okamoto przepowiedzianą historię<br />

Miroku - Buddy, który wedle podania ma<br />

pojawić się w epoce degeneracji kilka milionów<br />

lat po śmierci Buddy Shakyamuniego i uratować<br />

wszelkie żyjące stworzenia. W adaptacji Okamoto<br />

Miroku odradza się jako kobieta. Relacje ze spektaklu<br />

wiele mówią o magii, z jaką opowiedziana<br />

została historia, o atmosferze mitów, legend, która<br />

wprowadza widza w nieznaną mu dotąd krainę.<br />

W kolejnych odsłonach festiwalu widz miał<br />

możliwość bliższego poznania estetyki tańca butô.<br />

Moe Yamamoto i jego teatr Kanazawa Butohkan<br />

wystawił przedstawienie „Ankoku sekkan” (Sarkofag<br />

mroku). Historia ukazana poprzez specyficzny<br />

rodzaj mowy ciała inspirowana jest tekstem będącym<br />

sprawozdaniem ze zwiedzania sarkofagów<br />

znajdujących się w okolicach elektrowni atomowej<br />

w Czarnobylu. Butô – nazywany też „Ankoku<br />

butô” tańcem ciemności po raz pierwszy zaprezentowany<br />

został w 1959 roku przez Tatsumi Hijikatę<br />

i Kazuo Ono. Występ artystów wywołał pewnego<br />

rodzaju rewolucję obyczajową w kręgu sztuk widowiskowych<br />

Japonii, rewolucję w zakresie ciele


sności. Z założenia butô odwołuje się do starych<br />

wierzeń, obrzędów i ludowej estetyki brzydoty.<br />

Sam w sobie jest świętem i rytuałem wyzwalającym<br />

wewnętrzną energię i eksplorującym mroki<br />

podświadomości. Yamamoto jest jednym z bardziej<br />

znanych uczniów Hijikaty. Poza prezentowanym<br />

przez swój teatr przedstawieniem, wziął także<br />

udział w projekcie Butô/Tanz/Musik pod tytułem<br />

„Rebelion der Leiber” (Bunt ciała) stworzonym<br />

wraz z tancerką Fine Kwiatkowski, na co dzień<br />

prowadzącą własny teatr ruchu w Berlinie. Inny<br />

projekt, tym razem Butô-Video-Performance nosi<br />

tytuł „Janome” i jest wynikiem współpracy Mayami<br />

Fukuzaki z videoanimatorem Chuuu oraz<br />

multiinstrumentalistą Nobuyasu Furuya. Fukuzaki<br />

jest przedstawicielką rodziny tancerzy butô, jej<br />

trzecim pokoleniem. Aktualnie mieszka i pracuje<br />

w Berlinie. Bywa członkinią trzydziestoosobowej<br />

grupy Shibusashirazu Free Jazz Orchestra, z którą<br />

udaje się sporadycznie w tournee po Europie. „Janome”<br />

to połączenie multimediów, sztuki i muzyki<br />

improwizowanej.<br />

Kolejną festiwalową odsłoną są performance,<br />

które powstawały w ramach części nazwanej przez<br />

organizatorów Spotkaniami. Artyści mieli do dyspozycji<br />

przestrzeń, materiały, głównym jednak celem<br />

była konfrontacja samych twórców z różnych<br />

kręgów kulturowych, czasem prezentujących różne<br />

dziedziny sztuki. Wzajemne poznawanie się,<br />

tworzenie, było częścią programu i nie wykraczało<br />

poza czas trwania festiwalu. Poszczególne etapy<br />

działań zostały zapisane w formie nagrań, powstał<br />

z nich ciekawy film dokumentalny ukazujący także<br />

trudne momenty współpracy. Pomysł by spotkać<br />

z sobą artystów nasunęli oni sami - w poprzednim<br />

roku, podczas pierwszej edycji „Ohayô, Japan!”<br />

lipska aktorka teatru figur, performerka Franziska<br />

Merkel zobaczyła działania japońskich twórców<br />

i zaproponowała organizatorom festiwalu stworzenie<br />

warunków do spotkania i wspólnej pracy. Pomysł<br />

okazał się być bardzo ciekawym i prócz Merkel<br />

zainteresowali się nim także inni lipscy, i nie<br />

tylko, wykonawcy. W czasie festiwalu doszło do<br />

ich spotkania w trzech grupach. Franziska Merkel<br />

stworzyła performance wspólnie z alternatywnym<br />

japońskim wiolonczelistą Hiromichi Sakamoto.<br />

Artystka w swoich pracach często podejmuje<br />

tematy związane z żywnością, chętnie wykorzy-<br />

Dalej<br />

stuje w nich produkty spożywcze, tak było i tym<br />

razem. Sakamato zaś rzadko używa wiolonczeli<br />

do wydobywania z niej dźwięków w sposób, do<br />

którego przyzwyczają nas tradycyjne koncerty. Nie<br />

obchodzi się on delikatnie ze swoim instrumentem<br />

– traktuje go jak jeden z wielu przedmiotów,<br />

który w działaniu z innymi, przeróżnymi jak np.<br />

szlifierką, wydaje dźwięki. Japończyk gra również<br />

na pile, korzysta z własnego głosu, a także z licznych<br />

urządzeń elektronicznych. Od lat pracuje<br />

z twórcami teatralnymi, filmowymi komponując<br />

muzykę do ich produkcji. „Zuckrige Funkenflüge”<br />

(w wolnym tłumaczeniu „Loty cukrowych<br />

iskier” )to improwizacja obojga performerów na<br />

scenie. Sakamoto szuka niepospolitych sposobów<br />

gry na wiolonczeli i narzędziach pomocniczych<br />

w czasie gdy Merkel, na niewielkiej kuchence<br />

ustawionej na środku sceny, praży cukier. Zapach<br />

karmelu rozprzestrzenia się po całej sali. Gdy cukier<br />

jest wystarczająco roztopiony przelewa się go<br />

do miski z zimną wodą. Niemcy nie praktykują<br />

andrzejkowego lania wosku, więc dodatkowe skojarzenie,<br />

jakie mogłoby się nam nasunąć, byłoby<br />

nadinterpretacją. Merkel pomaga nieco cukrowej<br />

masie przybrać kształty, wytwory wiesza na czerwonej<br />

przecinającej scenę nici. Działania ciągną<br />

się w czasie, nie wynika z nich wiele, prócz chaosu.<br />

Ciekawszy efekt mogło przynieść wspólne działanie<br />

Michaela Vogel oraz Hôichi Okamoto. Obaj<br />

panowie są twórcami teatru figur, ich współpraca<br />

więc mogła każdemu z nich ukazać nieco odmienne<br />

techniki łączącego ich rzemiosła, tym samym<br />

poszerzyć ich artystyczne horyzonty. Zaprezentowany<br />

przez nich pokaz posiadał zarówno japońskie,<br />

jak i europejskie elementy sztuki lalkarskiej.<br />

Podczas pracy nad projektem obaj musieli walczyć<br />

wzajemnie z trudnymi osobowościami, jakie<br />

każdy z nich posiada. Trzecie ze spotkań odbyło<br />

się pomiędzy japońskimi wykonawcami – Akirą<br />

Matsui i Mayumi Fukuzaki, a francuskim videoanimatorem<br />

Yoannem Trellu. Japońscy aktorzy<br />

wspólnie poprzez połączenie ruchów charakterystycznych<br />

dla nô i butô opowiadają historię inspirowaną<br />

sagami i bajkami z ich kraju. Yoann Trellu<br />

urozmaica przestrzeń poprzez wizualizacje będące<br />

kontrastem dla tradycyjnych strojów i momentami<br />

klasycznych ruchów Azjatów.<br />

Prócz biernego uczestnictwa zainteresowani<br />

21


D a l e j<br />

po dziennikarsku<br />

22<br />

widzowie mieli także możliwość wzięcia udziału<br />

w warsztatach aktorskich prowadzonych przez gości<br />

z Japonii, mistrzów oglądanych na scenie. Bardzo<br />

ciekawym wydał mi się fakt wpisania pokazów<br />

będących owocem warsztatów w harmonogram<br />

samego festiwalu. Zainteresowanych było zaledwie<br />

kilku, mieli oni jednak niepowtarzalną możliwość<br />

intensywnej pracy pod okiem najbardziej kompetentnych<br />

w danych dziedzinach nauczycieli.<br />

Wszelkie realizowane prezentacje sceniczne<br />

przeplatane były dodatkowymi wydarzeniami dopełniającymi<br />

obraz współczesnej sztuki japońskiej.<br />

Prezentowano wystawy trzech artystów plastyków<br />

młodego pokolenia, wyświetlano filmy dokumentalne<br />

poruszające kwestie współczesnej kultury<br />

i sztuki w Japonii, a także organizowano koncerty<br />

muzyków japońskich współpracujących z twórcami<br />

teatralnymi.<br />

„Ohayô, Japan!” trwał dwanaście dni, w ciągu<br />

których przez Lipsk, Drezno i Dessau przeszła<br />

potężna fala współczesnej japońskości w wydaniu<br />

artystycznym. Prasa niemiecka nie rozpisała się<br />

jednak wyczerpująco na temat wydarzenia. Czy<br />

znaczy to, że Niemcy nie są zainteresowani bliższym<br />

poznaniem odległego geograficznie Kraju<br />

Kwitnącej Wiśni? Tom Girgull, inicjator wydarzenia<br />

twierdzi, że w Niemcach tkwią głęboko niekorzystne<br />

stereotypy względem Japonii. Mówi,<br />

że wcześniej postawa taka irytowała go, dziś stara<br />

się zmieniać nastawienie współobywateli poprzez<br />

dostarczanie im możliwości obcowania z nieznanym.<br />

Intensywnie myśli także o tym, by stworzyć<br />

drugą odsłonę projektu, po drugiej stronie kuli<br />

ziemskiej, w Japonii i nazwać ją „Guten Morgen,<br />

Deutschland!”. Idea bardzo ciekawa, czas pokaże,<br />

czy uda się ją zrealizować.<br />

Marta Pulter


współczesna filozofia sceny<br />

Pasażerka Natalii<br />

Korczakowskiej<br />

31 stycznia 2009 roku na deskach Wrocławskiego<br />

Teatru Współczesnego odbyła się<br />

prapremiera Pasażerki na podstawie powieści<br />

Zofii Posmysz o tym samym tytule. Autorka<br />

adaptacji, Natalia Korczakowska, zainspirowała<br />

się warstwą fikcyjną utworu literackiego<br />

w przeciwieństwie do Andrzeja Munka, który<br />

w ekranizacji powieści skupił się przede wszystkim<br />

na części retrospektywnej o znamionach<br />

autobiograficznych: obrazach z obozu koncentracyjnego<br />

w Auschwitz. Akcja rzeczywistości<br />

„bieżącej” utworu Posmysz rozgrywa się<br />

na statku pasażerskim płynącym z Niemiec do<br />

Stanów Zjednoczonych. Na jej pokładzie następuje<br />

powojenne spotkanie byłej esesmanki,<br />

Lizy, z byłą więźniarką obozu oświęcimskiego,<br />

Martą. Obok tych dwóch kobiet istotne miejsce<br />

w powieści zajmuje postać Waltera, męża<br />

Lizy, który nie jest świadomy wojennych losów<br />

swojej żony. Sytuacja psychiczna trojga ludzi<br />

zamkniętych w przestrzeni statku dała Korczakowskiej<br />

asumpt do inscenizacji Pasażerki.<br />

Określanie scenicznej wersji Pasażerki „adaptacją”<br />

jest pewnym błędem terminologicznym, gdyż<br />

na budowę „anatomiczną” spektaklu składają się –<br />

zarówno w warstwie fabularnej, jak i formalnej –<br />

różne myśli filozoficzne i artystyczne, ale reżyserka<br />

przetwarza je i łączy w spójną, harmonijną całość.<br />

Warstwę tekstową utworu scenicznego tworzy nie<br />

tylko powieść Posmysz, także Boska Komedia –<br />

Piekło Dantego Alighieri oraz dwie książki Giorgia<br />

Agambena (Homo sacer. Suwerenna władza i nagie<br />

życie oraz Co zostaje z Auschwitz?). Teksty te sta-<br />

il o n a MaT u s Z c Z a k<br />

Dalej<br />

nowią dla reżyserki rodzaj narzędzi, dzięki którym<br />

wydobywa z powieści Posmysz sensy istotne dla<br />

kompozycji oraz treści spektaklu. Tomasz Śpiewak<br />

oraz Korczakowska w literackim pierwowzorze odnaleźli<br />

słowa-klucze: piekło, koszmar, przypominanie.<br />

Z tych werbalnych wytrychów utkała reżyserka<br />

obrazy sceniczne, które – ukazane w konwencji<br />

symboliczno-onirycznej – budują sceniczną parabolę.<br />

Oś akcji tworzy podróż protagonistki Lizy<br />

(Agnieszka Podsiadlik) po kolejnych pokładach<br />

statku. Schemat wędrówki ze Stewardem (Krzysztof<br />

Boczkowski) jako przewodnikiem Lizy został<br />

zaczerpnięty z Boskiej komedii, jednak oniryczny<br />

charakter tej podróży został wydobyty z powieści.<br />

Sceniczna Liza, na skutek ujrzenia postaci podobnej<br />

do więźniarki Marty, zaczyna śnić na jawie: jej<br />

podróż to zapis przeżyć. Jednak bardziej niż przedmiot<br />

wspomnień interesuje reżyserkę zagadnienie<br />

funkcjonowania pamięci. Dlatego Liza nadaremno<br />

będzie próbowała odtworzyć wspomnienie<br />

szpitalnej sceny, w której Tadeusz całował w rękę<br />

Martę. Aż do znudzenia Steward będzie starał się<br />

powtórzyć ten gest miłości względem nieprzytomnej<br />

Pasażerki (Maria Czykwin), a jego wysiłek będą<br />

dzielić między sobą uchodźcy – również bez efektu.<br />

W wyniku zastosowania onirycznej stylizacji<br />

w spektaklu nic nie jest pewne: ani reminiscencje<br />

obozowe, ani „czas bieżący” zobrazowany stanem<br />

wyjątkowym panującym na statku. Ujęcie mechanizmu<br />

pamięci w konwencji snu sprawia, że dzieło<br />

sceniczne Korczakowskiej można interpretować na<br />

wiele sposobów, tym bardziej, iż nie przynosi gotowych<br />

odpowiedzi, a stawia wiele pytań z kręgu<br />

historii, etyki czy filozofii.<br />

próba eseju<br />

23


D a l e j<br />

próba eseju<br />

24<br />

Scenografia Anny Met na pierwszy rzut oka<br />

zdaje się być realistyczna: drewniana podłoga wyznaczająca<br />

przestrzeń statku, srebrzysta kotara,<br />

wahadłowe drzwi okrętowe, stolik, leżaki. Wraz<br />

z rozwojem akcji większość elementów scenografii<br />

okazuje się mieć wartość metaforyczną. Zawieszone<br />

pod sufitem miniaturowe flagi różnych państw<br />

świata wskazują, że akcja inscenizacji rozgrywa się<br />

‘wszędzie’, nie dotyczy konkretnego miejsca ani<br />

czasu. Droga od okrętowych drzwi w głębi sceny<br />

na wprost, między widownię, znaczona w odpowiednich<br />

momentach zielonym światłem, będzie<br />

wyznaczać szlak sennego koszmaru protagonistki.<br />

Deski pokładowe staną się metaforą selekcjonowanych<br />

więźniów; posłużą również w scenie komisji<br />

kontrolującej Auschwitz: nic nieznaczące wówczas<br />

zeznania Marty przedstawi reżyserka za pomocą<br />

czarnej, milczącej przestrzeni pod drewnianą deską.<br />

Istotną rolę w spektaklu pełni ogromne lustro,<br />

które w krzywym zwierciadle odbija postaci<br />

sceniczne. Zniekształca rzeczywistość i zdaje się<br />

być autorską refleksją reżyserski – wyrazem braku<br />

wiary w to, że jakiekolwiek świadectwa historyczne<br />

mogą nas zbliżyć do prawdy. Pamięć historyczna<br />

ludzi, podobnie jak pamięć indywidualna – są<br />

skrzywione, niewierne, nie do odtworzenia.<br />

W literackim pierwowzorze Pasażerki znajduje<br />

się nawiązanie do znanego w teatrze antycznym<br />

zabiegu kompozycyjnego – anagnorismos. To<br />

właśnie moment niespodziewanego rozpoznania<br />

w pasażerce więźniarki Marty staje się powodem<br />

podróży Lizy w głąb siebie oraz kryzysu małżeństwa<br />

Kretchmerów. Anagnorismos w tragedii greckiej<br />

prowadziło do uświadomienia sobie własnego<br />

błędu, podróży z nieświadomości w poznanie. Wydawać<br />

się może, że właśnie ten motyw rozpoznania<br />

był dla reżyserki impulsem budzącym skojarzenia<br />

z teatrem starożytnej Grecji. Warto zaznaczyć, iż<br />

w dorobku twórczym Korczakowskiej znajduje się<br />

m.in. inscenizacja Elektry Eurypidesa. Adaptacja<br />

Pasażerki pokazuje, że inspiracja teatrem antycznym<br />

nie była dla reżyserki przelotnym, jednorazowym<br />

eksperymentem, ale czynnikiem kształtującym<br />

w pewnym stopniu konstrukcję i treść dzieła<br />

scenicznego. Akcję spektaklu rozpoczyna swoisty<br />

parodos, czyli wejście na scenę chóru złożonego<br />

z trzech uchodźców (Anna Kieca, Tomasz Orpiński,<br />

Krzysztof Zych). Na scenie zastaje on zastygłe<br />

w bezruchu postaci, uosabiające bohaterów literackiego<br />

świata Posmysz: Bradleya (Piotr Łukaszczyk)<br />

stojącego nad otwartą książką oraz opalające się na<br />

leżakach małżeństwo Kretchmerów (w roli Waltera<br />

– Jerzy Senator). Uchodźcy układają „zamrożone”<br />

ciała wedle własnego gustu, a jeden z nich odczytuje<br />

fragment lektury Bradleya – jest to cytat z<br />

książki Homo sacer. Suwerenna władza i nagie życie<br />

Agambena. Zderzenie elementu o rodowodzie antycznym<br />

ze współczesnym tekstem filozoficznym<br />

kieruje odbiór widza na tor uniwersalnych przemyśleń<br />

interpretacyjnych. Wprowadzając do akcji<br />

scenicznej chór, nawiązuje reżyserka do idei chóru<br />

antycznego, nie zaś do jego „trójjedynej” 1 formy.<br />

W teatrze ateńskim chór reprezentował obywateli<br />

polis, natomiast reżyserka składa chór z ludzi,<br />

którzy odrzuciwszy swoje obywatelstwo, stali się<br />

ludźmi z marginesu prawa. Dlatego też uchodźcy<br />

po pierwszej scenie schodzą z planu głównego<br />

i zajmują miejsca na burcie, „na krawędzi” świata<br />

przedstawionego. Stamtąd będą – podobnie jak<br />

chór w teatrze starożytnej Grecji – komentować<br />

wydarzenia sceniczne, uczestniczyć w akcji, dialogować<br />

z postaciami scenicznymi. Tymczasowa,<br />

ale kilkakrotna obecność chóru na scenie pełni<br />

w spektaklu trojaką funkcję: uosabia myśli Agambena<br />

o współczesnym homo sacer, reprezentuje<br />

większą zbiorowość, ale przede wszystkim nadaje<br />

dziełu scenicznemu charakter ponadindywidualny,<br />

biorąc w metaforyczny nawias zdarzenia następujące<br />

po pierwszej scenie. Ponieważ w spektaklu<br />

znajduje się także inna rama kompozycyjna<br />

– klamra oniryczna – układ inscenizacyjny dzieła<br />

Korczakowskiej można poniekąd określić konstrukcją<br />

szkatułkową.<br />

Cytat z utworu Agambena uruchamia polityczno-społeczny<br />

kontekst interpretacyjny spektaklu:<br />

„Właściwą kwestią dotyczącą obozowych okrucieństw<br />

nie jest obłudne pytanie o to, jak można<br />

było popełnić tak straszliwe zbrodnie przeciw istotom<br />

ludzkim. Uczciwiej, a przede wszystkim użytecznej<br />

byłoby starannie zbadać procedury prawne<br />

i urządzenia władzy, przez które można było pozbawić<br />

istoty ludzkie uprawnień i prerogatyw do<br />

tego stopnia, że czyn popełniony przeciw nim nie<br />

jawił się jako zbrodnia”. Z tej właśnie perspektywy<br />

adaptuje reżyserka powieść Posmysz – wydobywa<br />

1 „Trójjedyna choreja” – określenie Tadeusza Zielińskiego.


z dzieła literackiego sensy na temat mechanizmów<br />

społecznych i obrazuje je w konwencji metaforycznej.<br />

Realistyczne opisy wydarzeń z Auschwitz<br />

ukazuje przez pryzmat sennego koszmaru protagonistki.<br />

Unika dosłownych środków, pokazuje<br />

skutek działania obozu koncentracyjnego: upokorzenie<br />

człowieka oraz jego reifikację. Sama figura<br />

myśli Agambena – „nagie życie” kojarzy się z rzeczywistością<br />

obozową, w której często obnażano<br />

fizycznie człowieka – w spektaklu zaś posługuje się<br />

Korczakowska zabiegiem odwrotnym. Steward –<br />

jako postać reprezentująca władzę statku – dokonuje<br />

brutalnej rewizji uchodźców, poczym nakazuje<br />

im założyć stroje, których połączenie upodobni<br />

ich do błaznów, tudzież do aktorów cyrkowych.<br />

Wśród ubrań znajdzie się różowa spódniczka baletnicy<br />

obok kurtki ze swastyką. Tak przebrani<br />

uchodźcy odtańczą swój upokarzający pląs vis à vis<br />

widowni. Taki sposób przedstawienia, polegający<br />

na unikaniu drastycznych scen, a eksponowaniu<br />

efektu tragicznych zdarzeń, praktykowany był<br />

w teatrze antycznym. Służyła temu maszyna zwana<br />

ekkyklematem, na której ukazywano konsekwencje<br />

wydarzeń rozgrywających się poza sceną.<br />

Wynalezienie tego urządzenia wiązano z pojawieniem<br />

się w teatrze „dialektyki wnętrza i zewnętrzności”<br />

2 . W inscenizacji Korczakowskiej również<br />

naruszana jest relacja między tym, co wewnętrzne<br />

(a więc niewidzialne), czyli historią obozów zagłady,<br />

a tym, co zewnętrzne (widoczne). Reżyserka na<br />

wiele sposobów dystansuje się – choć nie ucieka<br />

– od historii zawartej w retrospektywnej warstwie<br />

powieści Posmysz. Za pomocą symbolicznych, ale<br />

bardzo sugestywnych scen, przedstawia reżyserka<br />

reminiscencje wydarzeń z Auschwitz, jakby chciała<br />

pokazać, że nie wierzy w możliwość odtworzenia<br />

rzeczywistości obozu lub że nie ma do tego prawa.<br />

Dlatego jeśli już decyduje się Korczakowska<br />

na obrazowanie scen z obozu zagłady, to czyni to<br />

w sposób zdecydowanie subtelny w porównaniu<br />

z pierwowzorem literackim. Proces selekcjonowania<br />

więźniów jest przedstawiony w scenie wyrywania<br />

desek pokładowych z podłogi. Tego aktu<br />

dokonują postaci, które były obiektem przemocy<br />

w scenie upokarzającego tańca. Tym razem to one<br />

są podmiotem działania. Dwoje uchodźców wy-<br />

2 Określenie Ruth Padel: „The dialectics of inside and<br />

outside”, za: M. Kocur, Teatr antycznej Grecji, Wrocław<br />

2001, s. 213.<br />

Dalej<br />

rywa deski i wykrzykuje ich numery, trzeci z nich<br />

wydaje arbitralne wyroki śmierci i łaski: prawa,<br />

lewa, prawa, prawa, prawa, lewa. W spektaklu<br />

Korczakowskiej nie ma winnych i niewinnych –<br />

uchodźcy przeobrażają się w obsługę statku, bywają<br />

medium przez które przemawiają różne formy<br />

władzy, a za moment znów stają się bezbronną<br />

prawnie lożą szyderców.<br />

Z tradycją antyczną łączy także sceniczną Pasażerkę<br />

swoboda i dowolność w traktowaniu mitu.<br />

Reżyserka wchodzi bowiem w dyskurs z mitem<br />

kulturowym, który głosi deklaracja praw człowieka.<br />

Jedną z pasażerów statku jest Europa (Marlena<br />

Milwiw), która w swoim estradowym popisie będzie<br />

odśpiewywać fałszywym tonem zdania z deklaracji<br />

gwarantującej prawo do wolności i bezpieczeństwa<br />

obywatelom Zachodu. Jej taneczno-wokalny<br />

występ komentować zjadliwym humorem będą<br />

„stańczycy” ulokowani na burcie. Innym razem,<br />

w czasie balu kapitana, Europa zostanie postawiona<br />

na stolik, który kształtem przypomina beczkę.<br />

Scena ta budzi asocjacje z utworem Hanny Krall<br />

Zdążyć przed Panem Bogiem: „Wtedy zrozumiałem,<br />

że najważniejsze ze wszystkiego jest nie dać<br />

wepchnąć się na beczkę”. Wpędzenie Europy na<br />

„beczkę” akcentuje odpowiedzialność zbiorową za<br />

przemoc, która dokonała się w historii ludzkości,<br />

i która dokonuje się współcześnie.<br />

Obok zagadnienia zbiorowej odpowiedzialności<br />

współistnieje w spektaklu problem indywidualnego<br />

sumienia obrazowany przeżyciami protagonistki.<br />

Liza, ofiara natarczywych wspomnień,<br />

w swojej parabolicznej podróży po kolejnych pokładach<br />

statku słania się na nogach, jest czerwona<br />

na twarzy, spocona, patrzy nieprzytomnym,<br />

mętnym spojrzeniem. Znajduje się na skraju wyczerpania<br />

psychofizycznego, skala przerażenia nie<br />

pozwala jej odróżnić snu od jawy. Jej sposób zachowania<br />

się na scenie jest mocno skontrastowany<br />

ze sposobem poruszania się Pasażerki. Ta porusza<br />

się z gracją, zalotnie eksponuje walory swojej figury,<br />

chodzi niczym modelka na wybiegu. Jej ruchy<br />

są szybkie i zdecydowane, w przeciwieństwie do<br />

ociężałych, niepewnych gestów Lizy. Jej powłóczysty<br />

chód nawiązuje do skrajnego wyczerpania<br />

więźniów obozów koncentracyjnych, tak więc<br />

role odwracają się: kat staje się ofiarą własnego<br />

sumienia. Jednak sceniczna Pasażerka to również<br />

25


D a l e j<br />

próba eseju<br />

26<br />

historia małżeństwa znajdującego się w stanie wyjątkowym.<br />

Psychiczne oddalenie małżonków obrazuje<br />

proksemika sceniczna – Liza i Walter siadają<br />

w dużej odległości od siebie, nawet w czasie<br />

intymnej rozmowy w scenie finałowej. Liza już na<br />

początku akcji scenicznej ma świadomość swojego<br />

osamotnienia – kiedy w sposób dosłownie fizyczny<br />

próbuje odnaleźć „oparcie” w mężu, ten ją<br />

odtrąca. Bohaterka zostaje sama z sobą i własnymi<br />

demonami wspomnień.<br />

Charakterystyczne dla reżyserki przeplatanie<br />

realizmu scenami onirycznymi pojawia się również<br />

w sferze dźwiękowej (muzyka Marcina Maseckiego):<br />

mewie odgłosy stanowią antrakt dla<br />

muzyki potęgującej napięcie i grozę sytuacji scenicznej.<br />

Cisza również ma swój wkład w budowanie<br />

nastroju inscenizacji: wzmacnia powolny rytm<br />

przedstawienia, który jednych może nużyć, innych<br />

intrygować. Muzyka wespół z oświetleniem<br />

tak sugestywnie oddziałują na wyobraźnię widza,<br />

iż założona enigmatyczność scenicznej Pasażerki<br />

zdaje się być efektem zastosowania tych środków,<br />

a nie ekspresji aktorskiej. Ze względu na milczący<br />

charakter swojej roli Czykwin ma trudne zadanie.<br />

Niestety, jej obecność sceniczną „uprawomocnia”<br />

jednostronny stosunek Lizy (przejawiający się<br />

w spojrzeniu i gestach) do domniemanej Marty,<br />

która sama jest postacią przeciętną i przypadkową.<br />

Widz nie dowiaduje się, czy Pasażerka jest osobą<br />

znaną Lizie, czy tworem jej wyrzutów sumienia.<br />

Dla wymowy inscenizacji jest to nieistotne. Dla<br />

atrakcyjności spektaklu – owszem, gdyż wszystko<br />

wskazuje na to, że Czykwin bez reakcji Lizy, samodzielnie<br />

nie potrafi „uobecnić się” na scenie.<br />

Spektakl jest bardzo trudny w odbiorze; i nie<br />

chodzi tu tylko o jego wielopłaszczyznowość, ale<br />

o przesadzoną z jednej strony, z drugiej – bezbarwną<br />

grę aktorską. Postać Stewarda słabo zarysowana<br />

w powieści, na scenie staje się reprezentantem władzy<br />

najwyższej. Podkreśla swoje zamiłowanie do<br />

porządkowania i definiowania przez sposób poruszania<br />

się: chodzi wzdłuż linii prostej, także skręca<br />

pod kątem prostym. Nadaje spektaklowi znamiona<br />

mechanizmu, które stanowią zagrożenie dla<br />

inscenizacji – wydaje się, że ponadindywidualny,<br />

paraboliczny wymiar spektaklu wyssał z postaci<br />

scenicznych ich charakter indywidualny. Kreacje<br />

aktorskie są mało wyraziste, a wizerunki bohaterów<br />

– uproszczone. Pasażerka to spektakl typów,<br />

w którym nie ma miejsca na zmienność zachowań.<br />

Niezmienna tonacja gry Podsiadlik momentami<br />

drażni. Jej powolny sposób mówienia – początkowo<br />

sugestywny, bo umotywowany szokiem<br />

psychicznym, skrywanym pod woalką choroby<br />

morskiej – w toku akcji staje się męczącą manierą.<br />

Śmieszy przerysowana sztuczność rozmowy w scenie<br />

finałowej. Dystans reżyserki względem pokazywanej<br />

historii nie współgra z „przeżywaniem”<br />

roli Lizy, którego nie łagodzą chwyty deziluzyjne.<br />

Przeciwwagą dla nieco patetycznej gry aktorskiej<br />

Podsiadlik jest kreacja Bradleya. Łukaszczyk zdystansował<br />

się zarówno do granej postaci, jak i do<br />

mówionego tekstu – zbudował rolę tragikomiczną,<br />

wyrazistą i – chciałoby się rzec – ludzką na tle<br />

jednowymiarowych, „marionetkowych” postaci.<br />

Spektakl Pasażerka prowokuje etycznie i filozoficznie.<br />

Polifoniczny charakter inscenizacji daje<br />

widzowi prawo do dowolnej interpretacji, ale nie<br />

da się zaprzeczyć, że twórczość Korczakowskiej<br />

jest zaangażowana społecznie, podszyta myślami<br />

filozoficznymi, a przez to – skierowana do wąskiej<br />

grupy odbiorczej. Rzadko się zdarza, że spektakl,<br />

w którym krzyżują się różne teksty niejednorodne<br />

pod względem gatunkowym, tworzy harmonijną<br />

całość. W jednym z wywiadów Korczakowska<br />

porównała naturę dzieła scenicznego do utworu<br />

epickiego. Osobiście byłabym skłonna porównać<br />

twórczość reżyserki do prozy poetyckiej, a samą<br />

artystkę nazwać współczesnym Eurypidesem, „filozofem<br />

sceny”, gdyby realizacja sceniczna była<br />

równie atrakcyjna jak zamysł inscenizacyjny.<br />

Ilona Matuszczak<br />

Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda<br />

Wiercińskiego<br />

„Pasażerka” (wg powieści Zofii Posmysz)<br />

Adaptacja: Tomasz Śpiewak<br />

Reżyseria: Natalia Korczakowska<br />

Scenografia: Anna Met<br />

Muzyka: Marcin Masecki<br />

Choreografia: Mikołaj Mikołajczyk.<br />

Prapremiera: 31 stycznia 2009 r.


Cząstki elementarne<br />

czowieka<br />

Wiktor Rubin, zainspirowany powieścią<br />

Michela Houellebecqa, pokazuje katastroficzny<br />

obraz Nowego Jeruzalem, w którym nie ma<br />

śmierci, starości, fizycznej słabości, ale i miłości.<br />

Pokazuje przyjście Chrystusa XXI wieku.<br />

Wprowadza też postać Człowieka (Marcin<br />

Czarnik), który od początku do końca jest źródłem<br />

teatralnej energii. Krąży on po przestrzeni<br />

sceny i widowni, scalając obie. To buntownik<br />

i przeciwnik nadchodzącego „zbawienia”. „Czy<br />

w ogóle Człowiek jest potrzebny, aby to powiedzieć?”<br />

– jest niezbędny.<br />

Przestrzeń spektaklu jest dwupoziomowa.<br />

Na dole mamy tradycyjny podział na scenę<br />

i widownię. Poziom górny tworzą metalowe platformy,<br />

które otaczają przestrzeń poniżej. Obramowują<br />

i scalają one miejsce gry i obserwacji. Tym samym<br />

wszystko, co na dole, przemienia się w arenę. Tyle że<br />

arenę XXI wieku, z licznymi białymi drzwiami ustawionymi<br />

tuż przy sobie w trzech rzędach (dwa po<br />

bokach i jeden na przodzie). Przypomina ona szkolny<br />

hol, motel, zabytkową ulicę, szpital, cmentarz,<br />

laboratorium. W tym nowym Koloseum znajdujemy<br />

się na arenie razem z aktorami, ale też jesteśmy<br />

przez nich okrążani – „ludzie ludziom zgotowali ten<br />

los”.<br />

Po obu poziomach porusza się Człowiek. Nierzadko<br />

jego głos wypełnia przestrzeń jeszcze przed ukazaniem<br />

się aktora. Postać ta pełni rolę wszechwiedzącego<br />

narratora, relacjonującego wyniszczający charakter<br />

zmian społecznych zachodzących w latach 60, 70<br />

i 80, komentatora i milczącego obserwatora. Włącza<br />

się też w akcję bezpośrednio. Na początku<br />

przedstawienia na jednych z białych drzwi rozpisuje<br />

dziwne obliczenia, których wynikiem jest „liczba<br />

Al i c j A sz u m A ń s K A<br />

Dalej<br />

ludzkich opowieści”. Dalej pojawia się jako kaleka<br />

z indyjskiej ulicy. Później pod postacią sędziego<br />

przy procesie Dawida di Meoli. Ogląda, komentuje,<br />

ocenia, drwi, cierpi, ucieka, kieruje innymi,<br />

zmienia role, myśli, ulega gwałtownym emocjom<br />

i nastrojom, sprzeciwia się – słowem jest człowiekiem.<br />

Do samego końca broni wartości moralnych,<br />

kiedy widzi, z jaką łatwością zanikają pod wpływem<br />

złudnych idei. Ani razu nie stara się być obiektywny,<br />

wszystkie jego wypowiedzi przenika silnie zindywidualizowany<br />

subiektywizm.<br />

Postać Człowieka w końcowej scenie jest jedynym<br />

i ostatnim przeciwnikiem zaistniałej rzeczywistości,<br />

w imię której wypowiada się Adwersarz (Rafał<br />

Kronenberger). Między tymi dwoma toczy się<br />

dynamiczna, niepohamowana, gwałtowna wymiana<br />

słowna, ponieważ prezentują oni dwie skrajnie<br />

odmienne interpretacje celu badań Michela Dzierżyńskiego<br />

(Adam Cywka). Prowadzą więc zaciętą<br />

walkę, jeden w imię ludzi i miłości, drugi w imię<br />

neoludzi i genetycznej, seksualnej doskonałości. Jeden<br />

w imię natury i kultury, drugi w imię „idealnego”<br />

świata stworzonego przez naukę.<br />

Przeciwnicy ci są rezultatem konfliktu toczącego<br />

się między światopoglądami dwóch<br />

braci: Bruna (Wiesław Cichy), zrujnowanego<br />

przez doznane upokorzenia na tle seksualnym<br />

i hedonizm, oraz Michela, wyniszczonego z wolna<br />

przez dystans, odcięcie się od świata zmysłowego na<br />

rzecz wiedzy pewnej, czyli nauki. Obie te postaci<br />

mówią o strachu przed śmiercią: Bruno – seksualną,<br />

Michel – wieczną. Strach przed śmiercią jest tym,<br />

co łączy diametralnie różne postawy życiowe i nie<br />

pozwala na walkę między sobą. Postacie te są połączone<br />

nicią beznadziejnego współczucia i zrozumienia.<br />

27


D a l e j<br />

próba eseju<br />

28<br />

Postaci Człowieka i Adwersarza są dookreśleniem<br />

pustych miejsc powieści, postaciami,<br />

które dzieli wszystko, a łączy tylko walka.<br />

Archetypowa – dobra ze złem, ducha<br />

z materią, człowieka z maszyną. Przez cały czas trwania<br />

przedstawienia to gdzieś w Człowieku schodzą się<br />

i kłócą ze sobą postawy Michela i Bruna, superego<br />

z id. W końcowym momencie Człowiek widzi, że<br />

wszystko, do czego dążył, co wydawało mu się dobre,<br />

ładotwórcze, występuje teraz przeciwko niemu.<br />

Zrodzone z kontaktu ze światem i jego oczekiwaniami<br />

superego stoi teraz po przeciwległej stronie Człowieka,<br />

nie będąc wcale tym, czym chciałby być ani<br />

czym inni chcieliby, aby był. Narodził się adversarius<br />

‘naprzeciw stojący, przeciwny, nieprzyjazny, wrogi,<br />

szkodliwy’ (od advertere ‘obracać się ku czemu’).<br />

Ostatnie, mocne zdania książki Houellebecqa,<br />

które są czymś w rodzaju epitafium dla<br />

gatunku ludzkiego, Rubin wkłada w usta babci<br />

Michela (Krzesisława Dubielówna) w jednej<br />

z początkowych scen inscenizacji. W scenicznej adaptacji<br />

zrezygnowano z gotowego rozwiązania, jakim<br />

byłoby proste, chronologiczne przeniesienie fabuły<br />

powieści na scenę. Cząstki elementarne na Scenie<br />

na Świebodzkim stworzyły własny, teatralny, obraz<br />

katastrofy. Houellebecq w swojej książce powiedział<br />

o niej, w teatrze się ona dzieje i to na kilku poziomach,<br />

tak fizycznych jak i mentalnych.<br />

Z chłodną, bezwzględną pewnością ruchów<br />

przez białe drzwi wchodzi pierwszy neoczłowiek<br />

(Bartosz Porczyk), przechodzi przez scenę, by wyjść<br />

przez drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie.<br />

Ledwo zamka za sobą klamkę, znikając z oczu publiczności,<br />

pojawia się w drzwiach obok. Z czasem<br />

do pierwszego aktora dołącza dwóch kolejnych (Michał<br />

Mrozek, Piotr Małecki). Wchodzą i wychodzą,<br />

tak więc, mimo że aktorów jest trzech, to powstaje<br />

wiele postaci. W ten sposób liczba neoludzi zwiększa<br />

się w bardzo szybkim tempie. Skutki nowej mutacji<br />

metafizycznej nie każą na siebie długo czekać.<br />

Ruch ich jest zmechanizowany, mimika jednolita,<br />

usta zamknięte, oczy skierowane wprost przed siebie.<br />

W równych odstępach czasu wykonują krótkie ruchy<br />

dłoni przy twarzy, na znak swojej doskonałości. Ubrani<br />

są w dwuczęściowe uniformy − obcisłe spodnie<br />

do kolan, czarne podkolanówki, koszule z krótkim<br />

rękawem − w stroje kwestionujące jakiekolwiek<br />

płciowe, wiekowe, kulturowe, indywidualne różni-<br />

ce. Uniformy koloru czerwonego, koloru rewolucji<br />

i władzy, czyli dokonanej mutacji genetycznej.<br />

Jedna ze środkowych scen przedstawienia pokazywała<br />

obraz nieudanego małżeństwa. Mówiła o niemożliwości<br />

założenia rodziny, wspólnego wychowania<br />

dziecka, niespełnieniu się w roli męża i ojca, o edypowych<br />

kompleksach. Dziecko (Bartosz Porczyk) dotykało<br />

piersi matki, ale nie jak dziecko, tylko jak mężczyzna.<br />

Ojciec nazwał go wprost przyszłym „rywalem<br />

w tej samej klatce”. Na końcu przedstawienia neorodzina<br />

naśladuje ich ruchy. Przewija dziecko sprawnie<br />

i natychmiastowo. Nie pozostawia miejsca na seksualność,<br />

rozmowę i uczucia, ani dobre, ani złe.<br />

Gdy to wszystko rozgrywa się na dolnym planie,<br />

na górnym, na przeciwległych pomostach siedzą<br />

Człowiek z Adwersarzem. Między nimi toczy się<br />

słowna walka o dalszy przebieg wypadków rozgrywających<br />

się poniżej. Wzorem dawnych władców nie<br />

biorą bezpośrednio udziału w zdarzeniach toczących<br />

się na arenie. To dwaj diametralnie różni przewodnicy.<br />

Człowiek z lewej, Adwersarz z prawej strony.<br />

Człowiek mówi o uniwersalnych ludzkich prawach,<br />

prawie do wolności i miłości, harmonii między naturą<br />

a kulturą. Adwersarz bez wahania odpowiada,<br />

że „tę część prac Dzierżyńskiego wykreślił jako bezużyteczne”.<br />

Jak się okazuje świat zwierzęcy nie okazuje się,<br />

wbrew temu, co padło wcześniej na scenie, światem<br />

nieludzkim, ale jedyną przestrzenią, w której człowiek<br />

mógł żyć. Oczywiście zmienia go, ale zmienia mentalnie,<br />

kulturowo, a nie poprzez machinacje molekularne.<br />

Neoczłowiek to wynik pogwałcenia tej zasady,<br />

konsekwencja dokonanej agresji niemieszczącej się<br />

w prawach natury. „Świat zwierzęcy ma własne prawa<br />

i nie są to prawa ludzkie” – katastrofalny w skutkach<br />

błąd myślenia Dzierżyńskiego doprowadza do zniszczenia<br />

humanizmu, gdyż świat zwierzęcy, świat natury<br />

okazał się być jedyną przestrzenią, w której można<br />

stworzyć kulturę, można żyć i kochać.<br />

Michel to ponury synonim Chrystusa naszych<br />

czasów, który chce przywrócić warunki<br />

dla narodzin miłości. Dwa razy płacze, pości,<br />

a na końcu w „obecności nieba wstępuje<br />

w morze”. Jako mesjasz musi poświęcić swoje szczęście<br />

z Anabelle i oglądać, jak ślepo gonią za uczuciem<br />

matka i brat. Chrystus I w. n. e., jak wszyscy wielcy<br />

przewodnicy duchowi, wywołał rewolucję mentalną.<br />

Chrystus XXI wieku, którego oglądamy na scenie –


genetyczną. Tworzy nowy gatunek. W tej sytuacji<br />

Człowiek jest tą osobą, która pozostaje wierna swojej<br />

naturze i kulturze. Prawom śmierci i miłości, bo to<br />

dzięki nim „kochanek słyszy krzyk ukochanej ponad<br />

górami” i wie, że „czynienie dobra łączy, czynienie zła<br />

rozłącza”. Rzeczywistość sceniczna jest bardzo brutalna,<br />

dlatego zdania wypowiadane przez Człowieka<br />

brzmią w niej niezwykle silnie i poruszająco.<br />

Kiedy Człowiek milknie, rozlega się nagrany,<br />

sztucznie brzmiący głos neodziecka. Mówi ono o łatwości,<br />

z jaką ludzie zrezygnowali z własnego człowieczeństwa<br />

i umożliwili jego przyjście na świat. Na dole<br />

sceny neoludzie idą równo w kierunku widowni, zatrzymują<br />

się na wprost niej, poruszają nienaturalnie<br />

szybko i bez przerwy ustami. Na sam koniec przez<br />

białe drzwi wchodzą i zastygają w bezruchu postaci<br />

z pierwszej sceny spektaklu − protagoniści rozpadu.<br />

Kiedy neodziecko milknie, przez kilka sekund wszyscy<br />

pozostają jeszcze w swoich pozycjach. Na zegarze<br />

ciągle pozostaje jeszcze trochę sekund. Światło, przez<br />

całą końcową scenę jest przyciemnione, niebieskoszarawe.<br />

Teraz w szybkim tempie gaśnie, zapala się,<br />

znowu gaśnie. Zanim ostatecznie zrobi się ciemno,<br />

sygnalizuje coś, woła. Zegar nie odmierzył jeszcze<br />

końca. Pomimo tego wszystkiego, co zaszło na scenie,<br />

wytrwale pozostawia kilkadziesiąt sekund na zatrzymanie<br />

i uratowanie sytuacji, pytanie tylko, komu?<br />

Kogo w zasadzie obchodzi ruch hipisowski i cała<br />

jego demoralizacja? Chyba każdego, ponieważ zapisany<br />

jest w nim problem jakiegokolwiek sprzeciwu wobec<br />

hipokryzji kultury dominującej, zakłamywania rzeczywistości<br />

poprzez ukazywanie fałszywych wzorców.<br />

Niezależnie od tego, czy była to, jak na Zachodzie niezgoda<br />

na materializm, czy jak na Wschodzie na ustrój.<br />

Ktokolwiek podejmuje w takich wypadkach inicjatywę,<br />

staje przed niełatwymi wyborami, ponieważ zewsząd<br />

rozbrzmiewają sprzeczne głosy każące wątpić<br />

w słuszność jakiejkolwiek decyzji.<br />

W przedstawieniu pięknie pokazano to za pomocą<br />

metafory lustra z Królowej śniegu. Annabelle<br />

(Kinga Preis) czyta fragment baśni Andersena o tym,<br />

jak złe zwierciadło rozbiło się na tysiące kawałków,<br />

wpadając do oczu i serc ludzi na całej Ziemi. Zburzyło<br />

jasność widzenia i myślenia, sprawiło, że hipisi<br />

skończyli tak, jak skończyli, a osoby je rozliczające,<br />

dostrzegają tylko zło. Przejawia się to już w samym<br />

nazewnictwie – ani razu hipisi nie zostają zastąpieni<br />

synonimem dzieci kwiaty.<br />

Dalej<br />

Nieważne, czy ruch kontrkulturowy dotarł do<br />

kogoś bezpośrednio czy nie. Ważne jest, co zrobiono<br />

i ciągle czyni się z leżącymi u jego podstaw ideami,<br />

którymi nie były „moda masowej konsumpcji<br />

seksu i narkotyków, przybyła do nas z Ameryki”.<br />

Były to idee warte przemyślenia i wzięcia do serca.<br />

Tyle że na każdym kroku przeinaczane. Stąd<br />

w przedstawieniu mamy ślepą pogoń za młodością<br />

i miłością, kultem ciała, indywidualizmem, okrucieństwem,<br />

prywatnymi korzyściami. Dzisiaj dokonuje<br />

się na ruchu roku 68 bezkompromisowych<br />

rozliczeń. Obarcza go winą za rozpad rodziny, AIDS,<br />

pogardę dla starości, satanizm. Zepchnęły one w cień<br />

marzenia o pokoju, równouprawnieniu, wolności,<br />

pozamaterialnego rozwoju, tolerancji, które były<br />

jego cząstkami fundamentalnymi. Problem stawiany<br />

przez przedstawienie zahacza więc szerzej o przypowieść<br />

„Wielkiego Inkwizytora” Dostojewskiego<br />

i „Ucieczkę od wolności” Fromma. O to, co człowiek<br />

z wolnością robi i dlaczego przerażony jej konsekwencjami<br />

lub nie potrafiąc wziąć za nią odpowiedzialności,<br />

wyrzeka się jej.<br />

Jako wyraz niejednoznacznego stosunku względem<br />

hipisów, ale i wątków religijnych, Rubin wprowadza<br />

postać Człowieka − ateisty. Jest on pełen frustracji<br />

i niechęci do hipisów, ponieważ zmarnowali<br />

daną szansę naprawy świata. Zasłaniając się duchowymi<br />

poszukiwaniami, wyruszali do Indii, gdzie obojętnie<br />

mijali zastaną tam nędzę. Mówi o tym scena,<br />

w której grupa roztańczonych „pięknych zwierząt”<br />

nie przerywa żywiołowego tańca, potrącając Człowieka<br />

– żebraka przesuwającego się między ich nogami,<br />

chcącego „one rupi”. Porusza ona też problem wykorzystywania<br />

Indii jako kraju duchowego wyzwolenia.<br />

Sytuacja ta pozwala Człowiekowi prowokacyjnie<br />

powiedzieć o „większej wrażliwości środowisk mieszczańskich<br />

niż młodych ludzi z marginesu”.<br />

Dlatego Człowiek na środkowym pomoście<br />

przedrzeźnia melodią własnego głosu<br />

oraz ruchami rąk i bioder, przepojone witalnością,<br />

połączone z aktami seksualnymi, tańce<br />

hipisów. Drugi przedrzeźniający w ten sam sposób<br />

agresywny komentarz przechodzi stopniowo<br />

w dzikie, rockowo śpiewane wersy. Bez cienia litości<br />

mówi o „pożegnaniu dionizyjskich uroczystości”. Jest<br />

to jedna z najmocniejszych scen przedstawienia. Ma<br />

ona fantasmagoryczny wygląd: wszystkie reflektory<br />

są wygaszone, ciało aktora oświetla jedynie trzymana<br />

29


D a l e j<br />

próba eseju<br />

30<br />

przez niego paląca się żarówka. Gwałtownymi poruszeniami<br />

tego jedynego źródła światła w stronę<br />

narządów płciowych podkreśla on brutalniejsze sekwencje<br />

śpiewnie wypowiadanego tekstu, wyglądając<br />

jak widziadło, zjawa, upiór (fantom).<br />

Człowiek pełni w przedstawieniu funkcje<br />

wykraczające poza wprowadzenie fabularnego,<br />

narracyjnego porządku. Wychodząc na pierwszy<br />

plan, przypomina, komu poświęcone jest przedstawienie.<br />

Rywalizuje tym samym z komórkami<br />

DNA, narządami płciowymi, fabułą czy seksualną<br />

scenografią o bycie tytułową cząstką elementarną.<br />

W lnianych, jasnych spodniach, japonkach, długich,<br />

rozczochranych czarnych włosach, błyszczącym cylindrze,<br />

rażącej kamizelce, niemodnej marynarce<br />

wygląda jak hipisowski konferansjer z cyrkowej areny,<br />

niepasujący do areny oglądanej na scenie. Tworzy<br />

to jawny kontrast i paradoks, ale tylko pozorny.<br />

Nie jest to paszkwil, ale obraz dziecka kwiatu, alter<br />

ego hipisa, to jakim powinien on być, niezgadzający<br />

się na niesprawiedliwą, dominującą rzeczywistość,<br />

niepasujący do niej, słowem kontestator. Reżyser<br />

ani razu nie wkłada w jego usta imienia Ptaśka, Wodza<br />

czy McMurphy’ego. Za to pojawia się sugestia<br />

Alexa DeLarge. Człowiek całym sobą burzy sen hipisów<br />

o utopii. Nie pozwala ani na chwilę uwolnić<br />

się od świadomości, że to żaden amerykański sen,<br />

tylko niemogący się zatrzymać koszmar. Przedstawienie<br />

pokazuje, że „bycie całym sobą” jak chciał<br />

Grotowski, nieukrywanie się, nieudawanie prowadzi<br />

do okrucieństwa. Dlatego Człowiek śpiewa i gra<br />

requiem dla snu.<br />

W inscenizacji wykorzystano fragmenty<br />

„Jak żyć by można” Jerzego Grotowskiego<br />

i „Królowej Śniegu” Hansa Christiana Andersena.<br />

Połączenie stosunku Houellebecqa do kontrkultury<br />

z „Jak żyć by można”, burzy silnie zakodowaną<br />

w umysłach wartość bycia całym sobą, obnażając<br />

tym samym myśl wielkiego reżysera. Połączenie<br />

powieści z „Królową Śniegu” wymierzone jest z kolei<br />

w znajdujące się w książce francuskiego pisarza<br />

uproszczenia.<br />

Innym intertekstualnym odniesieniem jest obraz<br />

zawieszony po prawej stronie sceny. Przedstawia<br />

on Anioła, który powstrzymuje Abrahama przed<br />

zabiciem Izaaka. Obraz mniej więcej w połowie<br />

pierwszej części przedstawienia Człowiek odwraca<br />

tyłem na znak najpoważniejszego wystąpienia lu-<br />

dzi przeciwko antropologii chrześcijańskiej, czyli<br />

ustanowienia prawa Veil (prawa do aborcji). W ten<br />

sposób zasygnalizowano narodziny nowej rzeczywistości.<br />

Zdominowanej przez naukę, seks, aż w końcu<br />

przez neoczłowieka. Na końcu przedstawienia<br />

pod zasłoniętym płótnem wyświetlony zostaje zaśnieżony<br />

ekran. Pojawia się na nim znak zapytania.<br />

Te elementy scenografii zdają się pytać, co otrzymujemy,<br />

kiedy przestaje się bronić życia. Co otrzymujemy,<br />

gdy nie szanuje się ciała, seksualności,<br />

a hedonizm i ucieczka przed śmiercią zastępują<br />

miłość – te pytania stawiają z kolei wulgaryzmy<br />

z dziedziny seksualnej, rzeźby przedstawiające już<br />

nie intymną kobiecą anatomię i rekwizyty falliczne,<br />

których to elementów w spektaklu jest bardzo<br />

dużo. Przedstawienie stawia też przed problemem,<br />

jaki obraz namalowano by dzisiaj. W takiej a nie innej<br />

rzeczywistości, pozbawionej wartości. Człowiek<br />

pozostawia widzom puste płótno.<br />

Przedstawienie może poruszyć intelektualnie<br />

i emocjonalnie w najbardziej nietypowych okolicznościach.<br />

Sprawia to gra aktorów, adaptacja, dramaturgia,<br />

scenografia, kostiumy, ruch sceniczny,<br />

gra światła i twórcze posługiwanie się tekstami literackimi.<br />

„Cząstki elementarne” Rubina mają dużo<br />

do powiedzenia o świecie, w którym z łatwością<br />

ośmiesza się wszystko, w czym przebrzmiewa echo<br />

kontrkultury. W świecie, w którym pełno szeregów<br />

jednakowych drzwi, za którymi nie wiadomo, co<br />

się dzieje, Człowiek okazał się niezbędny. W rzeczywistości,<br />

pełnej zamętu, ciągle potrzeba człowieka,<br />

ludzi, którym by zależało, aby nie zadusić kontestatora,<br />

w sobie czy w innych. Po to, aby dziecko kwiat<br />

mogło na nowo przypomnieć, o co tak naprawdę<br />

chodziło, a co ciągle czeka niespełnione.<br />

Alicja Szumaska<br />

Teatr Polski we Wrocławiu<br />

Michel Houellebecq<br />

„Cząstki elementarne”<br />

Reżyseria: Wiktor Rubin<br />

Adaptacja: Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin<br />

Dramaturgia: Jolanta Janiczak, Piotr Rudzki<br />

Scenografia, kostiumy i wideo: Mirek Kaczmarek<br />

Muzyka: Piotr Bukowski<br />

Choreografia: Tomasz Wygoda<br />

Prapremiera: 7 VII 2008


Poemat sceniczny<br />

widziany okiem<br />

cyklopa Ha<br />

Materia ożywiona, animowana przez ruch<br />

i gesty kontra dzieło dwuwymiarowe, statyczne.<br />

Czy w przypadku fotografii teatralnej można<br />

mówić o dychotomii, amorficznym ujęciu ogołacającym<br />

z sensów i znaczeń? Które ujęcia są bardziej<br />

efektywne: spektakl „in flagranti”, czy ustawione<br />

po próbie zastygłe pozy aktorów? Kwestia<br />

wyboru metody zależy od preferencji fotografa,<br />

z tym że podyktowana jest kryterium odbioru<br />

widza. Fotograf rejestruje dźwięk, temperaturę<br />

energii, sumę napięć, każdy ruch, zaś obserwator<br />

zdjęcia widzi tylko gotowy produkt. Pojawia się<br />

pytanie: jakich środków wyrazu użyć, by „urobić”<br />

zmysły i umysł odbiorcy? O autentyczności<br />

przekazu można mówić, gdy fotograf potrafi dostrzec,<br />

co zobaczy inna osoba, oglądając zdjęcie.<br />

Fotografia staje się dla mnie dziwacznym medium,<br />

nową formą halucynacji: fałszywą na poziomie<br />

postrzegania,<br />

prawdziwą na poziomie czasu.<br />

Halucynacją umiarkowaną, w pewnym sensie skromną,<br />

podzieloną<br />

(z jednej strony „nie ma tego tutaj”, z drugiej „ale to<br />

naprawdę było”):<br />

szalony obraz, ocierający się o rzeczywistość.<br />

Roland Barthes 1<br />

Ten sam człowiek, kluczowa postać w międzynarodowym<br />

życiu intelektualnym, nazwał fotografię<br />

1 R. Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, Warszawa<br />

1996.<br />

n n a Za b o r s k a<br />

Dalej<br />

„teatrem martwych ludzi”. Używając takiego sformułowania<br />

bynajmniej nie miał na myśli zastygłej<br />

emocji zredukowanej na fotografiach do jednego<br />

obrazu. Jako dzieło śmiercionośne, fotografowanie<br />

odziera podmiot z rys przeszłości i przyszłości, pozostaje<br />

scena w ujęciu sekundowego dźwięku migawki.<br />

Jest też swoistym „zmartwychwzbudzeniem”,<br />

przedłuża żywotność sfotografowanego momentu<br />

ponad nadaną mu chwilę, epokę 2 . Otrzymujemy<br />

obraz pozbawiony właściwości zapachowych, dotykowych,<br />

percepcją staje się spojrzenie. Fotografia<br />

wkracza w obszar „śmierci płaskiej” - spłaszcza realność<br />

do martwego obrazu, który wzbudza litość nad<br />

nieistnieniem. Rozważania Barthes’a nie zaprzeczają<br />

estetyce tej formy obrazowania. Jest ona czymś<br />

więcej niż uzewnętrznieniem przeszłości, punktem<br />

spotkania teraźniejszości o dwóch wymiarach: momentu<br />

wykonania zdjęcia z momentem jego oglądania,<br />

zwanego ożywianiem.<br />

Owo „dziwaczne medium” posłużyło do upamiętnienia<br />

ostatniego, a zarazem najważniejszego<br />

spektaklu Jerzego Grotowskiego – Apocalypsis cum<br />

figuris. Maurizio Buscarino, wybitny włoski fotograf,<br />

wydobył ze swojego archiwum zdjęcia wykonane<br />

w 1979r., upamiętniające spektakl, próby,<br />

a także przygotowania do filmu dokumentalnego.<br />

Wystawa Proch... to nie lada gratka dla twórców<br />

związanych z teatrem, osób świadomych dokonań<br />

Jerzego Grotowskiego. Eksponowana w Sali Apokalipsy,<br />

nadała przestrzeni wymiar historyczny. Zaistniała<br />

jednak sytuacja uniemożliwiająca większo-<br />

2 Ibidem.<br />

31


D a l e j<br />

próba eseju<br />

32<br />

ści „prawdziwy” odczyt zorganizowanej wystawy.<br />

Zaledwie namiastka ogółu odczuła owe zetknięcie<br />

się dwóch wymiarów fotografii („to, co było” przeniesione<br />

trzydzieści lat w przyszłość), poddała się<br />

„umiarkowanej halucynacji”. Entourage wystawy,<br />

aranżacja przestrzeni płynnie korespondowały z ideą<br />

teatru ubogiego i atmosferą, jaka panowała podczas<br />

Apocalypsis cum figuris. Nieliczni wspominali salę<br />

pogrążoną w półmroku, blask świec oświetlający<br />

twarze aktorów, żywy ogień przywołujący obecność<br />

sacrum. Wspomnieniem kształtującym ich<br />

wyobrażenie o odmiennej konwencji teatralnej jest<br />

brak tradycyjnego podziału na scenę i widownię.<br />

Pozostało wrażenie przebywania sam na sam z aktorami,<br />

ich potem, łzami, lamentacyjnymi okrzykami.<br />

Pozostałe osoby szybko opuszczały wystawę.<br />

Niektórzy z racji wieku nie mogli uczestniczyć<br />

w upamiętnionym wydarzeniu. Jeszcze inni mylili<br />

postać fotografa z twórcą Teatru Laboratorium. Co<br />

prawda, przed Instytutem Grotowskiego znajdowała<br />

się okolicznościowa wystawa „Półwiecze Teatru<br />

Laboratorium” wzbogacona o prezentacje wideo,<br />

ale nie wzbudzała zainteresowania większości przechodniów.<br />

Nie tylko warunki pogodowe zadecydowały<br />

o takim odbiorze. Powołam się na wypowiedź<br />

Ludwika Flaszena o Grotowskim:<br />

„Bacznie pilnował swego marginesu, swego<br />

statusu odmieńca - trzymając się z daleka od wielkich<br />

scen, od egzaltującego dyszenia ogromnych<br />

widowni, od światła jupiterów. Kanały publicznej<br />

informacji selekcjonował pedantycznie i stawiał im<br />

- w zamian za dostęp - skomplikowane i niezwyczajne<br />

wymagania 3 ”.<br />

To niemożliwe, by tak nietuzinkowa postać<br />

i trudna sztuka mogły istnieć w większości świadomości<br />

społecznej. Teatr Laboratorium zawsze był<br />

dla koneserów, nielicznej garstki społeczności i zdaje<br />

się, że tak pozostanie.<br />

Bezpośredni odbiór jest konieczny, by<br />

pojąć istotę Apocalypsis.... Dla wielu współczesnych<br />

spektakli, fotografia teatralna byłaby swoistym<br />

skrótem treści i konwencji sztuki. W przypadku<br />

spektaklu J. Grotowskiego mamy do czynienia<br />

z dziełem wykraczającym poza zwykłe zrozumienie.<br />

Tak też odbierał je autor zdjęć, Maurizio Buscarino,<br />

zafascynowany ideą teatru ubogiego. By fotografo-<br />

3 M. Kocur, Grotowski jako dzieło sztuki, „Pamiętnik<br />

Teatralny” 2001, z. 1-2, s. 122-137.<br />

wać w warunkach półmroku, postarał się o obiektyw<br />

dorównujący jasnością ludzkiemu oku 4 . Gdy<br />

Szymon Piotr zasłonił peleryną jedyne dwa reflektory,<br />

oświetlenie stanowił blask świec. Dodatkową<br />

trudność stanowiła zmienna dynamika spektaklu:<br />

ruchy gwałtowne, szarpane, nad wyraz ekspresyjne<br />

w scenach zbiorowych. Tylko jedna scena statyczna<br />

– oskarżenie Wielkiego Inkwizytora. Ciągłe<br />

przechodzenie obrazu w inny obraz, sensu w inny<br />

sens, akcji w kolejną akcję, powodowało nakładanie<br />

się struktury i ulotnienie większości znaczeń.<br />

Widz rejestrował połowę spraw ledwie kątem oka.<br />

Precyzja znaku i ekspresja olśniewające wirtuozerią,<br />

stanowiły trudność w przyswojeniu całości dzieła za<br />

pierwszym razem 5 . Nie na darmo Konstanty Puzyna<br />

nazwał Apocalypsis... „poematem scenicznym”.<br />

Dosłowność scen i fizjologiczne wręcz środki wyrazu<br />

tworzą w umyśle widza emocjonalną partyturę.<br />

Odzwyczajają go od ówczesnych konwencji i brutalnie<br />

osadzają wśród naturalizmu scen: chociażby<br />

scena, podczas której Ciemny bije Jana tak silnie, że<br />

na jego plecach widać czerwone pręgi. Biologiczny<br />

aspekt nie stanowił jedynej trudności w przekładzie<br />

spektaklu na język fotografii. Buscarino pracował<br />

z zespołem zarówno podczas próby zorganizowanej<br />

tylko dla niego, jak i w czasie spektaklu z publicznością.<br />

W pierwszym przypadku został wcześniej<br />

poinstruowany, jak ma się zachowywać: siedzieć<br />

nieruchomo w kącie, bez zadawania pytań, pozostać<br />

w milczeniu. Nie czuł się wówczas swobodnie<br />

w miejscu pracy i w kontaktach z Grotowskim, który<br />

uciekał w dystans i chłód. Wytworzona bariera<br />

okazała się jednak warstwą ochronną dla fotografowanego<br />

podmiotu. W sytuacji spektaklu z publicznością<br />

fotograf, choć posiadał więcej przestrzeni<br />

działania, nie korzystał z niej w sposób nachalny.<br />

W Apocalypsis... widownia traktowana była jako<br />

istotne spoiwo, stały punkt odniesienia dla działań<br />

aktorskich. Buscarino, jak sam tłumaczy, nie<br />

pojmował w pełni istoty wybitnego dzieła, mógł je<br />

opisać, stworzyć dokumentację, doznać nawet katharsis,<br />

ale nie było to pełne zrozumienie tego historycznego<br />

obecnie zjawiska. Mimo to podszedł<br />

do swojej pracy z namaszczeniem, co oznacza rów-<br />

4 Wywiad przeprowadzony przez Massima Marino, opublikowany<br />

w kwartalniku teatralnym „Hystrio” (Mediolan),<br />

rocznik XXII, 2009 nr 1.<br />

5 M. Dzieduszycka, Apocalypsis cum figuris. Opis spektaklu,<br />

Kraków 1974.


nież z szacunkiem. Zdjęcia wykonywał zza pleców<br />

widzów, może raz z perspektywy sceny . Traktował<br />

ich, podobnie jak mistrz Grotowski, równorzędnie<br />

z aktorami.<br />

Z Grotowskim fotograf zetknął się bezpośrednio<br />

dopiero we Włoszech, gdy został poproszony<br />

o zdjęcia portretowe artysty. Chciał pozostawić po<br />

sobie ślad dla przyszłych pokoleń, gdy sam już obróci<br />

się w proch 6 ... Poniekąd oczywiste wydaje się<br />

stwierdzenie, że odbiór teatralny jest nieprzekładalny<br />

na żaden inny język. Medium fotografii stanowi<br />

jeden ze sposobów poznania, oddziałuje tylko pośrednio.<br />

Fotograf przywłaszcza na moment obiekt,<br />

oswaja go, odkrywa nowe sensy i poznaje raz jeszcze.<br />

Jego dzieło jest jednym z narzędzi zrozumienia,<br />

kolejnym krokiem do rozszyfrowania kodu. Przy<br />

tym musi walczyć, by zdjęcie nie okazało się śmiercią;<br />

płaskim obrazem wywołanym chemicznie na<br />

światłoczułym papierze. Stara się objąć we władanie<br />

nie tylko podmiot, ale i uwagę oglądającego.<br />

Czterdzieści siedem czarno-białych zdjęć. Fotografia<br />

b&w wydobywa jaśniejsze elementy na<br />

płaszczyźnie. W przypadku zdjęcia kolorowego<br />

skupiamy się na całości obrazu, a na czarno-białym<br />

nasze oko (zgodnie z zasadą postrzegania wzrokowego)<br />

koncentruje się na najjaśniejszej sferze. Pozwala<br />

także uniknąć niepotrzebnych słów, wydobywając<br />

spod ochronnej warstwy kolorów prawdę<br />

o przedmiocie, osobie bądź miejscu. Czyni to poprzez<br />

grę cieni i świateł. Czarno-biały świat jest niejednoznaczny,<br />

porywa głębią i wyrazistością form.<br />

Można przypisać mu ponadczasowość i aspekt duchowy,<br />

tak istotne dla idei wystawy Proch.... Maurizio<br />

Buscarino wydobył miękkie i subtelne światło<br />

niemal doskonale oddające aurę towarzyszącą Apocalypsis....<br />

Ciemny (Ryszard Cieślak), skulony pod<br />

ścianą i prawie niewidoczny - zastygła chwila sprowadzona<br />

do subiektywnego portretu. Chaotyczny,<br />

trudny do ogarnięcia taniec uchwycony w „momencie<br />

decydującym”. Operowanie czernią i bielą<br />

podkreśla emocje na twarzach aktorów, samodzielnie<br />

tworzy odrębny spektakl iluzji. Co utracił, a co<br />

odkrył Buscarino?<br />

6 Wywiad przeprowadzony przez Massima Marino, opublikowany<br />

w kwartalniku teatralnym „Hystrio” (Mediolan),<br />

rocznik XXII, 2009 nr 1.<br />

Dalej<br />

Fotograf dociera do warstwy wizualnej spektaklu,<br />

w tym momencie to on staje się kreatorem rzeczywistości.<br />

Wszechwidzącym okiem mitycznego<br />

Cyklopa ukazuje spektakl wzbogacony o analizę gestu,<br />

spojrzenia, prawie niedostrzegalnego grymasu<br />

twarzy. Sprawił, że to, co początkowo było niewidzialne<br />

dla oczu, na jego fotografiach przemówiło.<br />

Z pantomimicznych gestów wydobył niepowtarzalny<br />

wyraz dramatyczny. Henri Cartier-Bresson<br />

nazywał aparat fotograficzny „panem chwili”, który<br />

„pyta i jednocześnie odpowiada”, nadaje światu<br />

znaczenie 7 . Zaś powtarzając za Barthesem: zdolność<br />

poświadczania autentyczności bierze w fotografii<br />

górę nad zdolnością przedstawiania. Zdarzenie zostaje<br />

zapamiętane kosztem znaczenia - niejasnego,<br />

które w pewnych przypadkach tworzy nawet skrajnie<br />

odmienne interpretacje. To, co dla innych było<br />

intymnym spotkaniem w Sali Apokalipsy, dla drugich<br />

stanowiło po prostu fotograficzny zapis kilku<br />

chwil spektaklu i parę bardzo dobrych portretów<br />

Grotowskiego. Fotografie Buscarino uwypukliły<br />

aksjologiczny aspekt Apocalypsis..., przedłużyły efemeryczny<br />

czasowo charakter teatru Grotowskiego,<br />

jak i samej jego postaci. Ulotności tej Grotowski<br />

był świadomy od dawna... „Pulvis es et in pulverem<br />

reverteris”.<br />

Hanna Zaborska<br />

Wystawa „Proch. Apocalypsis cum figuris na<br />

fotografiach Maurizia Buscarino”<br />

Sala „Apokalipsy” Instytutu Grotowskiego, następnie<br />

przeniesiona do Dolnośląskiego Centrum Fotografii<br />

„Domek Romański”<br />

12-31 stycznia 2009<br />

Rok Grotowskiego 2009 Wrocław<br />

7 A. Zamęcka, H.Cartier-Bresson – piewca momentu. [dokument<br />

elektroniczny], http://www.reporter.edu.pl/fotoreportaz/sylwetki/h_cartier_bresson_piewca_momentu<br />

33


D a l e j<br />

próba eseju<br />

34<br />

Czy Klata aby nie<br />

przesadził?<br />

czyli o odpowiedzialności demiurga<br />

Nikt rozsądny nie będzie dziś wymagał od teatru<br />

pełnego, służalczego podporządkowania się<br />

literaturze. Coraz rzadziej spotyka się inscenizacje,<br />

które można by było nazwać reprezentacją,<br />

konkretyzacją czy chociażby dopełnieniem tekstu.<br />

Reżyser już nie interpretuje, ale przekazuje<br />

swoje doświadczenia z lektury, często znacznie<br />

odbiegające od doświadczeń przeciętnego czytelnika.<br />

Proces, który w czasach Wielkiej Reformy<br />

miał ograniczyć hegemonię słowa i w ten sposób<br />

uaktywnić inne środki komunikacji teatralnej,<br />

obecnie doprowadza często do przesadnej i nieuzasadnionej<br />

degradacji tekstu, czasami wręcz<br />

do jego unicestwienia.<br />

Triumfy święci modna myśl performatywna,<br />

wedle której sensu nie można pojmować już jako<br />

gotowego produktu przekazywanego od sceny do<br />

widowni. Dziś znaczeń w teatrze się nie konsumuje,<br />

tylko stwarza, aktywizując w tym celu odbiorcę.<br />

Nie autor sztuki jest więc demiurgiem, nawet nie<br />

reżyser, który zaznacza jedynie pewne możliwości<br />

asocjacyjne - to widz buduje własną rzeczywistość<br />

z dostarczonego mu przez scenę materiału. Sens<br />

przestał być domeną intelektu, nie przekazuje się go<br />

za pomocą konkretnych, ostrych myśli, dla których<br />

nośnikiem są słowa, ale zmysłowo – przez skojarzenia,<br />

odczucia i obrazy. Dlatego też proces rozumienia<br />

przedstawienia niejako się upłynnia, wymienione<br />

środki są bowiem z natury swej polisemiczne,<br />

mnożą i jednocześnie zacierają znaczenia.<br />

Przy takim pojmowaniu teatru rola reżysera<br />

sprowadza się do budowania mostu porozumienia<br />

kaTa r Z y n a kn y c H a l s k a<br />

pomiędzy sceną i widownią, drogi, którą płynęłyby<br />

elementy niezbędne do stworzenia przez widza własnej<br />

wizji spektaklu. Zadanie to wymaga niezwykłego<br />

wyczucia i ostrożności, łatwo bowiem zachłysnąć<br />

się władzą kreatora i zapomnieć, że znaki w teatrze<br />

produkowane są dla odbiorcy, że powinny przekazywać<br />

mu określone informacje lub odczucia, a nie<br />

stanowić jedynie mglisty obraz skomplikowanych<br />

przeżyć wewnętrznych autora. Paradoksalnie bowiem<br />

przyznanie widzowi władzy dowolności odczytań<br />

pozostawia reżyserowi jeszcze większą władzę<br />

tworzenia rzeczywistości tak wieloznacznej, że często<br />

pozbawionej najmniejszego nawet kontekstu interpretacyjnego,<br />

rzeczywistości własnych skojarzeń<br />

i wizji, tworzonych dla samego aktu tworzenia, bez<br />

refleksji nad możliwymi kierunkami interpretacji.<br />

Takie działanie wyklucza postulowany obecnie bezpośredni<br />

kontakt sceny i widowni, a między dziełem<br />

powstałym w głowie reżysera i konkretyzacją<br />

odbiorcy często trudno jest wyznaczyć jakąkolwiek<br />

płaszczyznę wspólną.<br />

Jan Klata jest wzorcowym przedstawicielem<br />

„nowego” teatru, czy raczej idealną egzemplifikacją<br />

obowiązującej nad nim refleksji – wraz ze wszystkimi<br />

jej błogosławieństwami ale i zagrożeniami.<br />

Potrafi więc Klata „odświeżać” teksty dla widowni<br />

martwe, potrafi dotykać tematów istotnych i przede<br />

wszystkim stwarzać i utrzymywać z widzem realny<br />

kontakt. Potrafi, co znaczy, że zazwyczaj mu się to<br />

udaje. Przytoczony tu przykład „Orestei” nie ma<br />

więc być głosem w sprawie twórczości Klaty, a jedynie<br />

przykładem obrazującym niebezpieczną tendencję<br />

nonszalanckiej nadprodukcji sensów, wybranym


głównie ze względu na swoją wyrazistość. Nieistotne<br />

są tu walory estetyczne i artystyczny poziom<br />

poszczególnych elementów przedstawienia, które<br />

ocenić należy znacznie wyżej, niż analizowaną sferę<br />

przekazywanych znaczeń.<br />

Pierwszym grzechem artysty jest zlekceważenie<br />

przesłania greckiej tragedii. Wybrał bowiem Klata<br />

tekst opowiadający o zemście, o wyższej powinności<br />

sprzecznej z własnym sumieniem, o wadze faktu<br />

„bycia z jednej krwi”. Stworzył natomiast spektakl<br />

(prawdopodobnie) o bezwolnym, wydrążonym,<br />

współczesnym człowieku, zdeterminowanym przez<br />

mechanizmy popkultury. Pola semantyczne tekstu<br />

i przedstawienia wydają się być tak odległe, że trudno<br />

domyślić się, jakimi przesłankami kierował się<br />

reżyser przy wyborze tragedii Ajschylosa (zakładając<br />

oczywiście, że nie chodziło jedynie o wpisanie się<br />

w tematykę festiwalu „re-wizje/antyk”, w ramach<br />

którego „Oresteja” została wystawiona). Czy może<br />

artysta miał zamiar budować znaczenia poprzez<br />

stworzenie napięcia na linii przeszłość - teraźniejszość?<br />

W takim wypadku jednak przesłanie sztuki<br />

sprowadzałoby się do banalnego dość stwierdzenia,<br />

że współczesnym fatum jest masowy charakter kultury.<br />

Może więc tekst stanowi dla reżysera zaledwie<br />

jedno z narzędzi , potrzebne do ukazania, jak na<br />

różnych poziomach można organizować i nakładać<br />

na siebie sensy w przedstawieniu teatralnym? Wiele<br />

wskazuje na to, że tragedia ma służyć do takiej właśnie,<br />

dość pokrętnej metatetralnej refleksji.<br />

Jan Klata wykorzystuje w swojej „Orestei” nie<br />

więcej niż 10-15% tekstu Ajschylosa. Stanowi to<br />

dość skromny ułamek, zważywszy na fakt, że reżyser<br />

nie omija żadnej części trylogii. Materiał ten<br />

wystarcza jednak do stworzenia zarysu fabuły i pozwala<br />

zorientować się w sytuacji widzowi, mającemu<br />

minimalne chociaż pojęcie o tematyce utworu.<br />

Fragmenty dobrane są tak, aby logicznie przeprowadzić<br />

ciąg zdarzeń, nie wprowadzają jednak żadnej<br />

problematyki, nie pogłębiają postaci, nie budują<br />

wyższych sensów. Zauważyć można jeszcze jedną<br />

(poza zdarzeniotwórczą) rolę takiej właśnie selekcji<br />

tekstu – w przedstawieniu wykorzystano większość<br />

krwawych opisów zbrodni (monolog Kasandry,<br />

sprawozdanie Klitajmestry z morderstwa). Reżyser,<br />

który w jednym z wywiadów stwierdził, że „tyle wiemy<br />

o Antyku, na ile go sprawdzimy”, zdaje się po<br />

takim „sprawdzeniu” samej materii słownej docho-<br />

Dalej<br />

dzić do wniosku, że starożytność pozostawiła nam<br />

w spadku jedynie proste, acz pełne okrucieństwa<br />

historie. To jednak, czego nie były w stanie przekazać<br />

skromne fragmenty tekstu, powinno dotrzeć do<br />

nas za pomocą innych teatralnych środków.<br />

Zacznijmy może od scenografii. Scena wysypana<br />

gruzem, kłęby gęstego dymu, monumentalna<br />

„ściana ognia” po lewej stronie, na wprost natomiast<br />

(widoczna dopiero w ostatniej części spektaklu)<br />

dekoracja, przypominająca trochę budynek<br />

mieszkalny w jakimś nie całkiem ucywilizowanym,<br />

azjatyckim miasteczku - obdrapana ściana z jednym<br />

otworem, do którego prowadzą betonowe schodki.<br />

„Krajobraz po katastrofie”, „miejsce dla ludzi, którzy<br />

nie oczekują przyszłości; są przeżarci chęcią zemsty”<br />

– tak w wywiadzie telewizyjnym opisuje swoje<br />

dzieło scenografka Justyna Łagowska. Przestrzeń<br />

spektaklu ma więc wytwarzać atmosferę niepokoju,<br />

braku nadziei, zagrożenia. W ten sposób wypełnia<br />

lukę znaczeniową, jaką pozostawił zredukowany<br />

tekst, nieprzekazujący nam informacji o wewnętrznych<br />

rozterkach bohaterów. Uczucie niepewności<br />

i napięcia wzmaga także ciekawie dobrana muzyka<br />

(m.in. agresywne dźwięki hip-hopu amerykańskiej<br />

grupy Dälek), oraz specyficzny zabieg „nienaturalnego”<br />

wydłużania scen ( naszą cierpliwość na próbę<br />

wystawia m.in. scena oczekiwania Klitajmestry,<br />

szaleńczy i szargający nerwy odbiorcy monolog Kasandry,<br />

czy pełna wersja utworu „Feel” Robbiego<br />

Williamsa wyśpiewana przez Apolla). Wszystkie te<br />

zabiegi zdają się mieć na celu zakomunikowanie<br />

nam, że przedstawiona sytuacja nie jest bezpieczna,<br />

harmonijna, optymistyczna. Informacja ta dociera<br />

do odbiorców nie dzięki przekazowi intelektualnemu,<br />

ale różnymi kanałami zmysłowymi (drażniące<br />

dźwięki, zapach dymu, obraz ruin). Jednak,<br />

jak już wspomniano, obrazy i odczucia są z natury<br />

swej wieloznaczne, co z jednej strony stanowi<br />

o ich atrakcyjności, z drugiej natomiast niesie ze<br />

sobą wiele zagrożeń. I tak scenografia, która miała<br />

budować niepokojący nastrój, może być przez widza<br />

przyzwyczajonego do fantazyjnych skojarzeń<br />

współczesnych reżyserów odebrana chociażby jako<br />

aluzja do katastrofy atomowej albo ataków terrorystycznych<br />

(w jednej z wypowiedzi krytyków Chór<br />

zostaje porównany do przysypanych pyłem ofiar<br />

WTC!). Tak samo wygląd postaci – wysłużona suknia<br />

ślubna Klitajmestry może być znakiem utraco-<br />

35


D a l e j<br />

próba eseju<br />

36<br />

nego szczęścia panny młodej, długiego i bezowocnego<br />

oczekiwania na małżonka, ale także wprowadza<br />

elementy groteski (jest wyraźnie za ciasna, nie pasuje<br />

do wyglądu i postury aktorki). Agamemnon<br />

w kuloodpornej kamizelce to z jednej strony po<br />

prostu mężczyzna powracający z wojny, z drugiej<br />

natomiast współczesny członek brygady antyterrorystycznej<br />

(kto wie? może mszczący się za WTC?) .<br />

Mundurki angielskiej szkoły z internatem, w które<br />

zostali ubrani Elektra i Orestes ostro kontrastują<br />

z krwawymi czynami, na jakie ci bohaterowie mają<br />

się ważyć . Trudno jednak nie ulec skojarzeniu, że<br />

ich wygląd ma coś wspólnego z teledyskami młodych<br />

piosenkarek pop, którymi raczeni są widzowie<br />

programu „Viva”, albo z amerykańskimi horrorami,<br />

w których to niewinne dzieci w szkolnych<br />

ubrankach oddają hołd szatanowi. Nie byłoby nic<br />

złego w takim mnożeniu i nakładaniu sensów, jeśli<br />

istniałaby możliwość wytłumaczenia i wykorzystania<br />

tych zabiegów. Widz oglądający „Oresteję” jest<br />

natomiast przytłaczany mnogością potencjalnych<br />

dróg interpretacji, które albo kończą się ślepą uliczką<br />

i nie są powtórnie podejmowane, albo zniechęcają<br />

swoją nachalnością. Obok wielopoziomowych<br />

elementów budzących ciekawość (np. niepokojącej<br />

Klitajmestry, intrygującej Kasandry, czy groteskowego,<br />

jak z Różewicza wyjętego Chóru), mamy też<br />

obrazy, które nie tylko interpretacji nie wymagają,<br />

ale wręcz rażą dosłownością. Co ma bowiem zrobić<br />

widz, który po rytualnych i rytmicznych fragmentów<br />

pierwszej części spektaklu, zostaje nagle zaatakowany<br />

nagą pupą Apolla-Williamsa i audiotele<br />

prowadzonym przez Atenę? Jak można pogodzić<br />

fakt, że od jednego i tego samego odbiorcy wymaga<br />

się momentami tak wiele skupienia i zaangażowania,<br />

potrzebnych do rozszyfrowania skomplikowanych<br />

znaków, a zaraz potem za pomocą dosłownych<br />

obrazów narzuca mu się „wielkie prawdy” o krępujących<br />

wolność massmediach i niebezpieczeństwach<br />

skomercjalizowanej demokracji? Jeśli reżyser jest<br />

tym, który pilnuje rzeki sensów płynących ze sceny<br />

do widowni, to Janowi Klacie rzeka ta niewątpliwie<br />

w kilku momentach wylała.<br />

W chaosie przeróżnych sprzecznych znaków<br />

i estetyk odnaleźć można jednak jeden istotny element,<br />

który pozwala stwierdzić, że „Oresteja” jest<br />

„o czymś” - mianowicie konsekwentnie prowadzoną<br />

i dość wyrazistą (chociaż także nie pozbawio-<br />

ną „ślepych sensów”) postać Orestesa. Nie jest to<br />

oczywiście bohater Ajschylosa – wątpiący, męczony<br />

wyrzutami sumienia, ale jednak w pełni świadomy<br />

swego położenia. Orestes Klaty to marionetka,<br />

bezwolny nakręcany robocik, ulegający wszelkim<br />

zewnętrznym naciskom. Trudno powiedzieć, czy<br />

reżyser tak właśnie widzi współczesnego człowieka.<br />

Bardziej prawdopodobne wydaje się stwierdzenie,<br />

że Orestes jest modelem wykreowanym przez dzisiejsze<br />

społeczeństwo, wypadkową czynników determinujących<br />

jednostkę. Świadczy o tym chociażby<br />

sposób pojawienia się bohatera – nie przybywa<br />

on z własnej woli, zostaje wywołany i tym samym<br />

stworzony przez swoją siostrę. Niepewny i zagubiony,<br />

jakby nagle teleportowany z innej rzeczywistości<br />

,wkracza na scenę trzymając pod pachą swoją Biblię<br />

- komiks „Punisher”, wykładnię zasad dobrego mściciela.<br />

Rekwizyt ten, to kolejny przykład nakładania<br />

znaczeń – z jednej strony odnosi się (chociaż bardzo<br />

mgliście) do tekstu tragedii, z drugiej natomiast<br />

uruchamia lawinę skojarzeń dotyczących współczesności<br />

(popkulturowe wzorce postępowania, niebezpieczny,<br />

wirtualny świat degradujący ludzką tożsamość).<br />

Trudniej już na pewno zorientować się,<br />

dlaczego bohater ma na sobie przezroczysty płaszcz<br />

przeciwdeszczowy i po co za chwilę walczyć będzie<br />

z powietrzem wielkich wentylatorów (zakładając<br />

oczywiście, że tu nie może chodzić jedynie o zobrazowanie<br />

zmagania się z przeznaczeniem). Te znaczeniowe<br />

zgrzyty, do których na tym etapie spektaklu<br />

percepcja nasza powinna już się przyzwyczaić, nie<br />

zmieniają jednak faktu, że to wokół postaci Orestesa<br />

Klata organizuje jedyny klarowny sens. Bohater<br />

tańczący pod dyktando skąpo ubranych Erynii (zostawmy<br />

już może pytanie, dlaczego panie te mają<br />

na twarzach maski do Painballa) opowiada o swojej<br />

zbrodni z dziecięcym uśmiechem zadowolenia na<br />

twarzy – jakby opisywał koledze krwawe sukcesy<br />

w nowej grze komputerowej. Mały, niewinny, mechanicznie<br />

poruszający się chłopiec najpierw ubrany<br />

w szkolny mundurek, później w młodzieżową<br />

koszulkę z wielkim, czerwonym „O” (Orestes czy<br />

może znak zero?) zagubiony w gąszczu absurdalnych<br />

obrazów i znaków na pewno jest w stanie budzić<br />

zaciekawienie widza. Szczególnie sugestywna<br />

jest ostatnia scena – bohater zostaje sam na środku<br />

pustej przestrzeni i naciskając rytmicznie i agresywnie<br />

palcem na swój bark, wypowiada słowa z „Ma


teriałów do Medei” Heinera Müllera., cyt: „Szlam<br />

słów z mojego / Opuszczonego niczyjego ciała [...]<br />

Do you remember ?Do you? No, I don’t.” To jedne<br />

z niewielu zdań użytych w przedstawieniu, w celu<br />

stworzenia jakiegoś głębszego sensu i paradoksalnie<br />

nie pochodzą one z utworu tytułowego. Nie<br />

przekazują też niczego, co byłoby bliskie Orestesowi<br />

Ajschylosa. Idealnie jednak podsumowują<br />

okrutnie uświadomionego bohatera Klaty, który<br />

w pewnej chwili budzi się z naiwnego, dziecięcego<br />

letargu i orientuje, że jego kreatorzy niemiłosiernie<br />

z niego zakpili. Obdarzyli go bowiem umiejętnością<br />

naśladowania ogólnie obowiązujących<br />

wzorców, podatnością na manipulację i pustym<br />

zadowoleniem z takiego stanu rzeczy – nie dali<br />

jednak nic więcej, żadnej tożsamości, odrębności,<br />

uczuć czy poglądów.<br />

Kiedy gasną światła i kończy się przedstawienie,<br />

widz może wyjść z teatru ze spokojnym<br />

przeświadczeniem, że oto nie zmarnował czasu,<br />

bowiem przekazano mu ważne informacje o niebezpieczeństwach,<br />

jakie czyhają na niego w dzisiejszym<br />

świecie. Nie da się jednak ukryć, że to<br />

dla większości informacje oczywiste. Nie można<br />

też nie zauważyć, że nakład znaków i energia wykorzystana<br />

do ich stworzenia są niewspółmierne<br />

do osiągniętych efektów komunikacyjnych. Jednocześnie<br />

trudno znaleźć dla nich jakąkolwiek<br />

inną, artystyczną funkcję. Zostały pozostawione<br />

Dalej<br />

same sobie i nikt nie czuje potrzeby, aby brać za<br />

nie odpowiedzialność. Istnieją tylko dlatego, że<br />

ktoś chciał je stworzyć i stwierdził, że mu wolno.<br />

Czy jednak na pewno wolno? Gdzie kończy się<br />

samowola demiurga, a zaczyna odpowiedzialność<br />

reżysera przed widownią?<br />

Katarzyna Knychalska<br />

Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej<br />

w Krakowie<br />

Ajschylos<br />

„Oresteja”<br />

Reżyseria: Jan Klata<br />

Przekład: Maciej Słomczyński<br />

Scenografia: Justyna Łagowska<br />

Adaptacja: Iga Gańciarczyk, Jan Klata, Anna<br />

Włodarska<br />

Kostiumy: Mirek Kaczmarek<br />

Opracowanie muzyczne: Jan Klata, Rafał Kowalczyk<br />

Ruch sceniczny: Maćko Prusak<br />

Premiera: 25 II 2007<br />

37


D a l e j<br />

próba eseju<br />

38<br />

Funkcja metafor y<br />

w teatr ze<br />

surrealist yczny m<br />

na przykładzie Teatru Cinema<br />

Za datę powstania Teatru Cinema jego założyciele<br />

przyjmują 1 kwietnia 1992 roku, czyli<br />

prima aprilis, co sugeruje przyjęty w założeniu<br />

dystans. Głównym reżyserem i szefem grupy jest<br />

Zbigniew Szumski – absolwent Akademii Sztuk<br />

Pięknych, grafik i scenograf. Jego wykształcenie<br />

nie pozostaje bez znaczenia dla artystycznego<br />

kierunku, w którym Cinema podążyła. Pozostali<br />

członkowie to przede wszystkim aktorzy<br />

zawodowi, absolwenci wrocławskiej PWST: Tadeusz<br />

Rybicki, Dariusz Skibiński, Włodzimierz<br />

Dyła, Jan Kochanowski.<br />

W stosunku do Teatru Cinema można z pełną<br />

odpowiedzialnością użyć słowa „niezależny”.<br />

Oznacza to przede wszystkim, że nie jest to teatr<br />

instytucjonalny, repertuarowy. Artyści tworzą<br />

spektakle w odpowiadającym im rytmie, nie<br />

więcej niż jeden w roku. Dysponują także własną,<br />

niezwykle oryginalną siedzibą – byłym domem<br />

wczasowym FWP w Michałowicach, górskiej<br />

miejscowości pod Jelenią Górą. Miejsce to samo<br />

w sobie stanowi dzieło sztuki. Każdy z kilkunastu<br />

pokój urządzony jest w innym stylu, wypełniony<br />

przeróżnymi absurdalnymi, surrealistycznymi<br />

przedmiotami. To tam właśnie powstają spektakle<br />

Cinemy, tam też na stałe mieszka część grupy.<br />

Cinema to teatr autorski. Przedstawienia powstają<br />

pod kierownictwem Szumskiego, ale udział<br />

w ich tworzeniu ma cały zespół – najpierw aktorzy<br />

kaTa r Z y n a kn y c H a l s k a<br />

dostają temat do improwizacji, na podstawie którego<br />

budują swoje etiudy. Tak powstałe elementy<br />

reżyser poddaje selekcji i “komponuje” z nich gotowe<br />

przedstawienie – jak przy montażu filmowym,<br />

kiedy aktorzy ostateczny efekt widzą dopiero po<br />

zakończeniu pracy. Jednocześnie jednak w działalności<br />

Cinemy bardzo wyraźne są inspiracje. To teatr<br />

który łączy w sobie elementy surrealizmu, konstruktywizmu,<br />

ekspresjonizmu, który nie ukrywa<br />

swojej fascynacji twórczością schizofreników. Grupa<br />

ta jest fenomenem na polskiej mapie teatralnej,<br />

stanowi oryginalne i niedające się z niczym<br />

porównać zjawisko artystyczne. W Polsce Cinema<br />

jest stosunkowo mało znana, być może wpływa na<br />

to jej niszowy charakter, pozostawanie poza głównym<br />

nurtem teatralnej działalności. Grupa osiąga<br />

jednak znaczące sukcesy na festiwalach na całym<br />

świecie.<br />

Teatr surrealistyczny, taki jak Cinema, często<br />

określany jest przymiotnikiem „poetycki”. Już<br />

sama ta nazwa zakłada metaforę jako główny wyznacznik<br />

estetyki. Fakt użycia metafory, jako podstawowego<br />

środka obrazowania powinien logicznie<br />

pociągać za sobą jej nadrzędną rolę w procesie<br />

budowania sensów. Jeżeli jest bowiem metafora<br />

narzędziem wytwarzającym konkretny obraz, to<br />

jednocześnie pośrednio odpowiada także za znaczenie,<br />

jakie ten obraz ze sobą niesie. Tak wygląda<br />

to, kiedy rozpatrujemy metaforę w ujęciu semiotycznym,<br />

czyli umieszczamy akcent na jej funkcji


komunikacyjnej. Stanowi ona wtedy konstrukcję<br />

powołującą do istnienia nowe znaczenie poprzez<br />

niecodzienne zestawienie znaczeń składających się<br />

na nią elementów. Przy czym najbardziej istotne<br />

jest uchwycenie więzi podobieństwa między znaczeniami<br />

dotychczasowymi, pierwiastka, który<br />

takie połączenie uzasadnia. Z takiego rozumienia<br />

wynika, że nie każde zestawienie dwóch w jakiś<br />

sposób odległych od siebie obiektów można uznać<br />

za metaforę, że mimo iż zbiór zestawień metaforycznych<br />

jest praktycznie niewyczerpalny, to ich<br />

tworzenie nie jest bynajmniej nieograniczone. To<br />

właśnie ta, mniej lub bardziej uchwytna, nić podobieństwa<br />

między elementami metafory stanowi<br />

o jej komunikatywności i jest podstawą budowania<br />

znaczenia, to dzięki jej istnieniu możemy<br />

stwierdzić, na ile metafora jest „trafna”. Według<br />

klasycznej arystotelesowskiej definicji o „trafności”<br />

metafory przesądza to, że:<br />

„(...) nie jest zbyt odległa, ponieważ trudno<br />

by ją było zrozumieć, lub zbyt oczywista, bo nie<br />

wywrze żadnego wrażenia (…) Należy czerpać<br />

przenośnię z rzeczy pokrewnych, ale nie zupełnie<br />

oczywistych, bo tu, podobnie jak w filozofii, świadectwem<br />

bystrości umysłu jest dostrzeganie podobieństw<br />

między rzeczami bardzo odległymi” 1 .<br />

Podkreślmy – bardzo odległymi, ale jednak<br />

pokrewnymi. I dalej za Tadeuszem Kowzanem:<br />

„Metafora nieczytelna dla adresata-odbiorcy<br />

traci swoją rację bytu. Stąd subtelna gra, dla twórcy<br />

metafory, między poszukiwaniem oryginalności,<br />

a koniecznością komunikatywności. Przy braku<br />

wspólnego elementu znaczonego, znak pierwotny<br />

i znak metafory powinny posiadać, by zachować<br />

komunikatywność , elementy znaczone mające<br />

przynajmniej związki analogiczne. Metafora całkowicie<br />

nieprzejrzysta lub fałszywie interpretowana<br />

mija się ze swoim celem” 2 . Reasumując – celem<br />

tak pojętej metafory jest komunikowanie, czyli<br />

przekazywanie jakiegoś rozumowo uchwytnego<br />

sensu. Zakłada ona istnienie referentu w świecie<br />

rzeczywistym, referentu, który da się chociażby<br />

pośrednio zwerbalizować.<br />

Takie jest spojrzenie semiotyków. Dla nich<br />

metafora to konstrukcja logiczna, do której budowania<br />

niezbędne jest użycie racjonalnych po-<br />

1 Arystoteles, Poetyka, [za:] T. Kowzan, Znak i teatr,<br />

Warszawa 1998, str. 34.<br />

2 Ibidem. str. 35.<br />

Dalej<br />

wiązań. Logika i utylitaryzm stoją więc u podstaw<br />

najbardziej bodaj poetyckiego środka wyrazu.<br />

Nietrudno domyślić się, że takie ujęcie byłoby niedopuszczalne<br />

dla surrealistów, uważających myślenie<br />

logiczne i dyskursywne jedynie za wyuczony<br />

model, sprzeczny z naturalnymi skłonnościami<br />

umysłu. Jak wiadomo, przedstawiciele tego nurtu<br />

kierowali się potrzebą rewolucjonizowania ludzkiej<br />

świadomości - odrzucali przesłanki ciasnego<br />

racjonalizmu, jako ograniczające, szkodliwe, zamykające<br />

drogę do potencjalnych sił i możliwości<br />

tkwiących w człowieku w stanie utajonym. Skostniałemu<br />

światu logicznej myśli przeciwstawiali<br />

uroki działań irracjonalnych, optowali za wyzwoleniem<br />

pragnień i wyobraźni, eksploatacją marzeń<br />

sennych, odszyfrowywaniem odwiecznych symboli<br />

i pierwotnych mitów. Wszystko po to, by dotrzeć<br />

do pokładów podświadomości i spenetrować<br />

je, by kreować światy dotąd niedostrzeżone, by<br />

w końcu dzięki tym działaniom poznać najgłębsze<br />

tajemnice człowieka, pozwolić mu na powrót<br />

do pierwotnych form świadomości. Sztuka miała<br />

być środkiem zbliżającym do tak rozumianego<br />

wyzwolenia, a metafora wymarzonym dla niej narzędziem<br />

- łamie bowiem obowiązujące schematy,<br />

pozwala na niezakłócony przepływ skojarzeń<br />

i zakłada wzmożony odbiorczy wysiłek. Z krytyki<br />

racjonalizmu wynikało jednocześnie odrzucenie<br />

jej pragmatycznej wartości - nie zależało surrealistom,<br />

aby metafora coś komunikowała. Zaniknął<br />

więc wymóg szukania analogii między jej elementami,<br />

nieistotna była bowiem „trafność” znaczenia<br />

metaforycznego. Surrealiści nadawali obrazom<br />

nieograniczoną niemalże autonomię. Nie tylko<br />

negowali użycie logicznych powiązań, ale wręcz<br />

starali się zderzać najbardziej odległe, czy nawet<br />

przeciwstawne sobie realności. Dzięki temu chcieli<br />

wykazać, że wszelkie antynomie są jedynie wytworem<br />

stereotypowego myślenia, pragnęli zatrzeć<br />

granicę między zjawiskami należącymi do różnych<br />

porządków i stworzyć jedną nieantynomiczną<br />

rzeczywistość absolutną, nazwaną przez nich nadrzeczywistością.<br />

W „Drugim manifeście surrealistycznym”<br />

Andre Breton głosił: „(…) istnieje pewien<br />

punkt w umyśle, w którym życie i śmierć, to<br />

co realne i to co wyobrażalne, przyszłość i przeszłość,<br />

to co komunikowalne i to co niekomunikowalne,<br />

góra i dół przestają być postrzegane jako<br />

39


D a l e j<br />

próba eseju<br />

40<br />

przeciwstawne” 3 . Amorficzna nadrzeczywistość<br />

surrealistów jest niejako punktem docelowym artystycznych<br />

działań, metafora natomiast środkiem<br />

do jej osiągnięcia. A ponieważ, jak już ustalono,<br />

wszelkie surrealistyczne dążenia wymykają się<br />

kontroli rozumu i przekraczają granicę semiotycznie<br />

pojmowanego komunikatu, nastawionego na<br />

przekazanie logicznej treści połączonej z realnym<br />

kontekstem, także metafora traci swoją funkcję<br />

komunikacyjną. Zamiast niej na plan pierwszy<br />

wysuwa się funkcja emotywna, bowiem to właśnie<br />

płaszczyzna emocji jest tą, która zbliża nas do<br />

ukrytych pokładów podświadomości. Nie intelekt<br />

więc, a emocjonalność, nie szukanie powiązań, ale<br />

uciekanie od nich – to właśnie podstawowe różnice<br />

między semiotycznym a surrealistycznym rozumieniem<br />

metafory.<br />

Rodzi się teraz pytanie, czy tak pojmowana<br />

surrealistyczna metafora może urzeczywistnić się<br />

na scenie. Odpowiedzią i jednoczesnym potwierdzeniem<br />

wcześniejszego wywodu niech będą słowa<br />

jednego z głównych artystów Teatru Cinema Tadeusza<br />

Rybickiego: „Cinema dowodzi, że metafora<br />

jako środek istnieje w teatrze. Można ją osiągnąć<br />

przez zestawienie dwóch sytuacji przedstawionych<br />

– uzyskuje się jakość emocjonalną poprzez zetknięcie<br />

dwóch emocji” 4 . Zetknięcie nie znaczeń,<br />

jak w słownikowej definicji metafory, lecz emocji<br />

– jak w jej przekształconej przez surrealistów formie.<br />

Można pójść o krok dalej i stwierdzić, że Cinema<br />

nie tylko wprowadza metaforę na scenę, ale<br />

także ją uwydatnia, niejako zwielokrotnia poprzez<br />

zastosowanie na kilku odrębnych płaszczyznach<br />

przedstawienia, ale i pomiędzy nimi.<br />

Pierwszą z takich płaszczyzn jest materia słowna,<br />

czyli obszar w pewnym sensie autonomiczny,<br />

który mógłby istnieć niezależnie od innych teatralnych<br />

elementów. W Cinemie natomiast autorski<br />

tekst jest autonomiczny podwójnie, można<br />

go oderwać od „teatru” tak samo, jak „teatr” od<br />

niego. Jak stwierdza Zbigniew Szumski opisując<br />

przedstawienie Nie mówię tu o miłości: „Tekst<br />

pojawia się później, tekst po to, by zagadać nie-<br />

3 A. Breton, Drugi manifest surrealistyczny, [w:] Surrealizm.<br />

Teoria i praktyka literacka. Antologia, red. i tłum.<br />

A. Ważyk, Warszawa 1976, str. 112.<br />

4 Wszystkie wypowiedzi twórców Teatru Cinema pochodzą<br />

z niepublikowanych rozmów lub ze strony grupy:<br />

www.teatrcinema.pl<br />

pewność”. Słowo nie jest więc elementem organizującym,<br />

nie pełni funkcji priorytetowej. Metaforyczność<br />

warstwy słownej zasadza się w Cinemie<br />

przede wszystkim na uzyskaniu jakości emocjonalnej<br />

poprzez językową dezintegrację. Osiąga się ją<br />

m.in. dzięki:<br />

– odkrywaniu różnic między sensem związku<br />

frazeologicznego jako całości, a sensem jego cząstek<br />

składowych, (cyt.”Pojawią się ludzie, którzy będą<br />

mylili słomki koktajlowe ze słomą co im z butów<br />

wystaje i będą koktajle spijali z pięty chłodzonej<br />

onucą” 5 )<br />

– poprzez zestawienie wyrazów zwracających<br />

uwagę bliskim pokrewieństwem brzmieniowym<br />

(cyt. „Wśród zgliszczy bieda siedzi/ i piszczy/ stoi<br />

i szczy/ co wyszczy to się ziszczy” 6 ),<br />

– nienaturalne zagęszczenie sformułowań<br />

i konstrukcji, bliskość tego samego zwrotu występującego<br />

w różnym kontekście (cyt. „Już ja wam<br />

spod spodu wywalę ,walnę na wierzch i wierzchem<br />

odjadę” 7 )<br />

– łamanie reguł stylistyki przez dowolną żonglerkę<br />

materiałem leksykalnym („Za włosy tutaj<br />

wylewają, za muchy, za włosy, ale zwłaszcza za<br />

włosy. To jest jakaś zmora łysych zup...” 8 )<br />

Wszystko po to, by (jak postulowali surrealiści)<br />

uwolnić słowo od etymologicznego kontekstu<br />

i w ten sposób jawnie czynić sobie kpiny ze zdrowego<br />

rozsądku, obnażać i rozbijać utarte metafory,<br />

a na ich miejsce tworzyć nowe, absurdalne i zaskakujące.<br />

Tekst pozbawiony jest swojej podstawowej<br />

funkcji przekazywania informacji – ma w zamian<br />

wywoływać określone wrażenia, oddziaływać poprzez<br />

absurdalność skojarzeń, warstwę dźwiękową<br />

czy rytm. Dodatkową korzyść z tak spreparowanego<br />

tekstu stanowi uzyskanie efektu komicznego<br />

– tak dzięki grom słownym, jak i wykorzystaniu<br />

czarnego humoru. Negatywną emocję niepewności,<br />

wywołaną przez brak uchwytnego sensu, przeciwstawia<br />

się pozytywnemu uczuciu rozbawienia.<br />

Rodzące się w ten sposób napięcie jest niczym innym,<br />

jak właśnie metaforą.<br />

Gest w przedstawieniach Cinemy nabiera<br />

znaczenia metaforycznego przez swoją autonomiczność<br />

w stosunku do słowa. Nie ilustruje on<br />

5 Cyt. z przedstawienia Kabaret Olbrzymów.<br />

6 Cyt. z przedstawienia Kabaret Olbrzymów 2.<br />

7 Cyt. z przedstawienia Bilard.<br />

8 Cyt. z przedstawienia Albert Lux.


tekstu, nie podkreśla w żaden sposób treści, ani<br />

się jej nie przeciwstawia – istnieje niejako obok.<br />

W ten sposób zmusza odbiorcę do bezskutecznego<br />

wysiłku interpretacyjnego, do ciągłego doszukiwania<br />

się nieistniejących znaczeń i powiązań.<br />

Widz uzależniony od rozumowej percepcji szybko<br />

orientuje się, że warstwa leksykalna spektaklu<br />

nie przyniesie mu upragnionych sensów – kieruje<br />

więc całą swoją uwagę na gest i stworzone na jego<br />

podstawie większe całości - teatralne etiudy. Kiedy<br />

i w nich nie może odkryć konkretnego przekazu,<br />

zaczyna wbrew woli reagować emocjonalnie – rodzi<br />

się niepokój, podświadoma sytuacja stresowa,<br />

spowodowana niemożnością uchwycenia i nazwania<br />

obserwowanych zjawisk. Rozwiązujący dotąd<br />

wszelkie problemy rozum przestaje wystarczać,<br />

zawodzi. Widz natomiast nie dysponuje żadnym<br />

innym narzędziem, który pozwoliłoby mu wyjść<br />

z opresji. Jest świadomie postawiony przez artystów<br />

w sytuacji skrajnej i zmuszony do spojrzenia<br />

na rzeczywistość z innej niż dotąd perspektywy.<br />

Widać więc, że metaforyczność gestu, jego oderwanie<br />

od tekstu, oraz nachalny, drażniący wręcz<br />

brak kontekstu, który by go tłumaczył – wszystko<br />

to uwydatnia emotywną funkcję ruchowych działań<br />

scenicznych.<br />

Jak udowodniono, metafora w Cinemie istnieje<br />

na obszarze jednego elementu spektaklu (np.<br />

w warstwie słownej), ale też powstaje poprzez zderzenie<br />

elementów z różnych jego poziomów (np.<br />

niepowiązanego ze sobą słowa i gestu). Wartość<br />

metaforyczną można uzyskać `wykorzystując napięcie<br />

na linii tekst-ruch, ale i na linii ruch-przestrzeń.<br />

Tworzy się ją w Cinemie przez osadzenie<br />

niepoddających się logicznej interpretacji surrealistycznych<br />

etiudy w dalekiej od surrealizmu,<br />

konstruktywistycznej, topornej wręcz scenografii.<br />

Weźmy chociażby tę ze spektaklu Nie mówię tu<br />

o miłości – cztery metalowe wysokie prostopadłościany<br />

z owalnymi otworami ustawione obok siebie<br />

na pustej scenie, czy Alberta Lux – przestrzeń<br />

podzielona drewnianymi ścianami na mniejsze<br />

„pokoje”, w których znajdują są jedynie metalowe<br />

łóżka. Metaforyczność polega tu na zestawieniu<br />

absurdalności i estetycznego bogactwa surrealizmu<br />

z prostotą kształtów, wyrazistością przedmiotów<br />

i ostrością konturów konstruktywizmu. Surowa,<br />

ciężka scenografia ma przytłumić emocje wywo-<br />

Dalej<br />

łane przez surrealistyczne szaleństwo objawiające<br />

się w ruchu i słowie. Następuje więc (jak chciał<br />

Rybicki) „uzyskanie jakości emocjonalnej poprzez<br />

zestawienie dwóch emocji”, czyli stworzenie metafory.<br />

Podobny efekt powstaje dzięki konfrontacji<br />

stałego, cinemowskiego kostiumu („zapożyczonego”<br />

z obrazów Magritte’a czarnego garnituru i melonika)<br />

z używanymi przez aktorów rekwizytami.<br />

Są to zazwyczaj tzw. „przedmioty surrealistyczne”<br />

czyli wytwory wyobraźni, których charakter nie<br />

ma nic wspólnego z użytecznością, ani też funkcją<br />

podobania się. Tworzy się je poprzez niecodzienne<br />

zestawienie elementów rzeczywistości obiektywnej<br />

– są to rzeczy ogólnie znane i dostępne widzowi,<br />

którymi jednak żongluje się bez jakiegokolwiek<br />

logicznego uzasadnienia (np. kontaminacja obutych<br />

w czerwone pantofle damskich nóg i taczek<br />

z Bilardu, czy pluszowe misie na kijach z Nie mówię<br />

tu o miłości). Przedmioty takie już same w sobie<br />

są surrealistyczną metaforą – dodatkową jakość<br />

metaforyczną zyskują natomiast poprzez zderzenie<br />

z „poukładaną” konstruktywistyczną scenografią,<br />

czy wspomnianym „klasycznym” kostiumem.<br />

Zaprezentowane przykłady dowodzą, że<br />

metafora w teatrze surrealistycznym ma przede<br />

wszystkim wywoływać w widzu określone stany<br />

emocjonalne poprzez przełamywanie schematów<br />

percepcyjnych i rozbudzanie jego wrażliwości. Jednocześnie<br />

jako środek wyrazu traci swoją koronną<br />

funkcję budowania znaczeń. Oczywiście odbiorcy<br />

nie da się narzucić zakazu interpretacji obserwowanych<br />

obrazów, każdy więc stara się na swój sposób<br />

nazywać i chociaż częściowo uchwycić proponowaną<br />

przez Cinemę rzeczywistość. Jest to zgodne<br />

z psychicznymi predyspozycjami człowieka, który<br />

nie ma zwyczaju pozostawiać komunikatu na poziomie<br />

odbioru emocjonalnego – musi go sprecyzować,<br />

przełożyć na słowa, co prowadzi z kolei do<br />

powstania nieograniczonej liczby hermeneutycznych<br />

odczytań. Na jednostkowy odbiór spektakli<br />

Cinemy wpływ ma przede wszystkim poziom spostrzegawczości,<br />

doświadczenie własne implikujące<br />

różnorodną drogę asocjacji, indywidualna wrażliwość,<br />

ale także erudycja – uważny i wykształcony<br />

obserwator odnajdzie w przedstawieniach niejedno<br />

intertekstualne powiązanie. Fakt, że widzowie<br />

podlegają podobnym przeżyciom emocjonalnym<br />

41


D a l e j<br />

próba eseju<br />

42<br />

w trakcie oglądania spektakli Cinemy pociąga za<br />

sobą możliwość występowania zbieżnych interpretacji<br />

hermeneutycznych. Stąd pojawiające się czasami<br />

przekonanie , że spektakle są wypowiedziami<br />

na konkretny temat: przedstawiają rzeczywistość<br />

kafkowską, rozprawiają o absurdalności życia,<br />

niezgodzie na śmierć, poczuciu wyobcowania itp.<br />

O tym, że tego typu odczytania są jedynie efektem<br />

ubocznym, że to emocja jest dla Cinemy wartością<br />

podstawową, niech świadczą słowa Tadeusza<br />

Rybickiego: „Ja nie odbieram produkcji naszych<br />

jako historii, jest to „machina do wzruszeń” (…) ja<br />

mam wrażenie, że my ciągle opowiadamy tę samą<br />

opowieść. Ciągle jesteśmy w pobliżu czegoś, co<br />

nas fascynuje. Łatwiej jest nam historię pokazać,<br />

niż opowiedzieć ją sobie. Ja mam potrzebę nie tłumaczenia,<br />

ale przeżywania tajemnicy. Tajemnica<br />

odkryta jest przewróconą kartką (…). Jeśli czuję<br />

fascynację, zjawisko nie musi być dla mnie do<br />

końca jasne. My idziemy w stronę poezji. To nie<br />

jest jakość racjonalna. Nie rozwiązywać tajemnicy,<br />

ale w tajemnicy uczestniczyć”.<br />

Opinię Rybickiego potwierdza Szumski: „Idę<br />

w stronę prostej opowieści, prostej jak mit, który<br />

się zaczyna i się kończy...”<br />

Znamienne jest pojawiające się w ostatniej wypowiedzi<br />

pojęcie mitu. Do tej pory udowadniano,<br />

że Cinema gra na emocjach odbiorcy, aby w ten<br />

sposób uaktywnić indywidualną podświadomość,<br />

zbliżyć go do zawartości jego Cienia (w rozumieniu<br />

jungowskim). Jak określił to Włodzimierz<br />

Dyła, artyści chcą: „poruszyć w nim ten brud, tę<br />

skorupę”. Widz nie ma odkryć i nazwać, ale poczuć<br />

swoją indywidualną „prawdę”. Jednocześnie<br />

jest także konfrontowany z „prawdą” uniwersalną,<br />

ogólnoludzką. W tym celu wykorzystany zostaje<br />

właśnie mit, ta wciąż na nowo powtarzana przez<br />

Cineme historia archetypiczna, zawierająca najbardziej<br />

odległe w czasie i najgłębsze myśli całej<br />

ludzkości. Posługiwanie się tak rozumianym mitem<br />

jest naturalną konsekwencją inspiracji działaniami<br />

surrealistów, którzy doszukiwali się w nim<br />

źródeł wiedzy o człowieku. Mało tego – to właśnie<br />

metafora jest dla surrealistów, ale także dla badaczy<br />

jungowskiej podświadomości kolektywnej,<br />

najlepszym środkiem wyrazu dla mitu. Jak mówi<br />

Zenon Dudek: „Podstawowym językiem wyobraźni<br />

sennej jest metafora. Nie można jej zredukować<br />

do faktów i danych zmysłowych, ani języka<br />

intelektualnego. Metafora jest podstawowym językiem<br />

mitu” 9 .<br />

Jawi się więc metafora po raz kolejny jako narzędzie<br />

o konkretnej funkcji – tym razem ma doprowadzić<br />

odbiorców do stanu nazwanego przez<br />

Rybickiego „strzałem archetypicznym”, czyli nagłego<br />

psychicznego wstrząsu, zbliżającego do zapisanej<br />

w postaci archetypów odwiecznej prawdy<br />

o ludzkości.<br />

Podsumowując można powiedzieć, że surrealistyczny<br />

Teatr Cinema stanowi wyrazistą przeciwwagę<br />

w dyskusji nad sposobami pojmowania<br />

scenicznej metafory. Odchodząc od jej funkcji budowania<br />

znaczenia, na rzecz operowania emocjami,<br />

artyści udowadniają, że sfera intelektu jest co<br />

prawda w stanie badać nurtujące człowieka problemy,<br />

ale nie dosięgnie ukrytych przed rozumem<br />

wyższych prawd, tych tajemnic, które jak chce Rybicki:<br />

lepiej jest przeżywać, niż nazywać.<br />

Katarzyna Knychalska<br />

9 Z. Dudek, Podstawy psychologii Junga, Warszawa<br />

2006, str. 46.


Od redakcji<br />

Kolejne cztery teksty stanowią swoisty blok, którego temat dotyczy<br />

zjawiska teatru postrzeganego z perspektywy pozaestetycznej.<br />

Pomysł utworzenia tego cyklu narodził się po zakończeniu konwersatorium<br />

przeznaczonego dla specjalności teatrologicznej i zatytułowanego<br />

Pozaestetyczne konteksty interpretacyjne teatru, które odbyło<br />

się w semestrze zimowym 2008/2009. Wśród uczestników zajęć<br />

odbyły się dyskusje zogniskowane wokół teatru jako: rzemiosła, apostolstwa,<br />

kapłaństwa, zakonu, sekty, magii i szamaństwa, wyprawy,<br />

utopii, performansu oraz życia codziennego.<br />

Eksplikacją tych przemyśleń są dwa pierwsze szkice. Nieestetyczny<br />

tekst o teatrze autorstwa Alicji Szumańskiej to próba całościowego<br />

spojrzenia na to zjawisko w odniesieniu do prawie wszystkich poruszonych<br />

podczas konwersatorium perspektyw i zawierająca w sobie<br />

również opinie autorki co do ich słuszności. Natomiast w Regule<br />

świętego Benedykta, czyli rzeczy o współżyciu doskonałym Paulina<br />

Chrzan przybliża czytelnikom tylko jeden z elementów – ideę zakonu,<br />

ale nie tylko w teatrze, bowiem wypowiedź autorki równie dobrze<br />

można odnieść do wielu innych przejawów ludzkiej współpracy,<br />

interakcji, aktywności.<br />

Dwa następne teksty (O performatywnym charakterze znaku<br />

w występach drag queens Dobrosławy Marszałkowskiej oraz Jak kobieta<br />

stwarza mężczyznę... O widowiskowości w występach drag kingów<br />

Ilony Koguciuk) to już spojrzenia na konkretne widowiska o charakterze<br />

parateatralnym, których cechą jest to, że funkcja estetyczna<br />

tu nie dominuje. Zostaje przysłonięta przez inne aspekty. Zjawisko<br />

„drag” wpisuje się zatem w koncepcję teatru poza sztuką, a jego prezentacja<br />

z dwóch płciowo odmiennych punktów widzenia, stanowi<br />

niewątpliwą wartość poznawczą – teksty wzajemnie się dopełniają.<br />

T.P.<br />

Dalej<br />

43


D a l e j<br />

44<br />

Nieestet yczny<br />

tek st<br />

o teatrze 1<br />

Przyjaźń nasza nie ma w ogóle innego sensu, jak pokazać ci, jak zupełnie jesteś inny niż ja 2 .<br />

Celem naszym nie jest przeniknąć w siebie wzajemnie, ale poznać się wzajem i nauczyć jeden w drugim<br />

widzieć i czuć to, czym on jest: przeciwieństwo i uzupełnienie drugiego 3 .<br />

Waszą ojczyzną jest Ziemia, naszą idea 4<br />

Powyższe cytaty posłużą mi tak za punkt wyjściowy,<br />

jak i podsumowujący poniższą tezę: teatry<br />

to przestrzenie życia nie apostołów, lecz heretyków,<br />

którzy nie powinni dać się zwieść wygodzie rzemiosła.<br />

Przez pojęcie apostoł, zgodnie z greckim pochodzeniem,<br />

mam na myśli wysłannika, heretykiem zaś<br />

jest ten, który dokonuje wyboru. Analogicznie do<br />

tego rozróżnienia przeciwstawiam zakon sekcie,<br />

modlitwę bluźnierstwu, rzemiosło alchemii, która<br />

trafnie oddaje istotę zjawiska godzącego rozum z tajemnicą,<br />

celowość z brakiem arbitralnego celu. Przy<br />

założeniu tej dychotomii ważne jest, aby nie dać się<br />

zwieść metafizyce obecności, aby uznać dwubiegunowość<br />

(a nawet wielobiegunowość), yin yang, pleromę,<br />

czyli najogólniej nie poddawać hierarchizacji<br />

Al i c j A sz u m A ń s K A<br />

Ten kościół będzie tak długo zamknięty, aż miasto będzie miało własną operę. Ma być opera! Chcę<br />

mieć operę! Chcę mieć moją moją operę! Ten kościół będzie zamknięty, aż miasto będzie miało operę.<br />

Wybuduję własną operę! Wybuduję własną operę! Chcę mieć własną operę... 5<br />

tych dwóch przeciwstawnych etosów, ponieważ jeden<br />

bez drugiego istnieć nie może.<br />

Kiedy nie postrzegamy reguł życia zakonnego<br />

stereotypowo, jako mechanizmu zniewolenia jednostki,<br />

stłamszenia jej indywidualności, jej zgody<br />

na bierność, a tym samym obojętność, przy odrzuceniu<br />

wszystkich pejoratywnych określeń powstaje<br />

obraz grupy inteligentnych ludzi, którzy dobrowolnie<br />

i w pełni świadomie decydują się na dany<br />

odgórnie, zhierarchizowany wzór życia w izolacji,<br />

z powodu zaufania do Idei i kontemplacji. Ich sposób<br />

życia bliski jest kulturze postfiguratywnej, patriarchalnej,<br />

dlatego jakiekolwiek zmiany zachodzą<br />

w zakonie bardzo powoli, panuje w nim zaufanie do<br />

starszych, tradycji, stałości, pracy, uniwersalności.<br />

1 Artykuł powstał na kanwie werbalnie i pozawerbalnie wyrażonych emocji uczestników konwersatorium Pozaestetyczne<br />

konteksty interpretacyjne teatru w semestrze zimowym 2008/2009, na których rozmawiano o teatrze z perspektywy wartości,<br />

kapłaństwa, apostolstwa, zakonu, sekty, magii, szamaństwa, rzemiosła, wyprawy, utopi, performansu i życia codziennego.<br />

2 Herman Hesse, Narcyz i Złotousty, Warszawa 1991, s. 34.<br />

3 Ibidem, s. 41.<br />

4 Ibidem, s. 43.<br />

5 Fitzcarraldo, reżyseria Werner Herzog, 1982 (cytat spisany z filmu).


Z zasady, dla zachowania ładu i spokoju, niechętnie<br />

goszczą lub po prostu ignorują obcych przybyszów<br />

o odmiennych poglądach.<br />

Już tutaj widać podstawowe antynomie między<br />

zakonem a teatrem. Temu drugiemu bliżej jest do<br />

przemian (Nawet jeśli tradycje wschodnich teatrów<br />

zdają się na pierwszy rzut oka temu przeczyć, to tylko<br />

dlatego, że zmiany w nich zachodzące mogą być<br />

dla nas trudniejsze do spostrzeżenia. Jednak każdorazowe<br />

przekazywanie nauk przez mistrza, wiąże się<br />

z ich modyfikacją wynikającą z niemożliwej do przeskoczenia<br />

odrębności ucznia, który w konsekwencji,<br />

odrywa się od swego guru, oraz z inspiracji innymi<br />

formami widowiskowymi), niepokoju, i choć również<br />

podejmuje on wyprawę w głąb siebie podczas<br />

archetypowej podróży na wschód, to pojawiająca<br />

się w konsekwencji zmiana, wiążąca się z radykalnym<br />

odwrotem od dotychczasowego postrzegania Ja<br />

(a nie do umocnienia się w dotychczasowych przekonaniach)<br />

wychodzi daleko poza „mury zakonne”<br />

– do kręgu odbiorców, nierzadko przypadkowych,<br />

ponieważ teatr nie żyje bez odbioru, podczas gdy<br />

zakon istnieje w sposób pełny już dzięki mnichom.<br />

Dlatego, mimo że zarówno zakonnicy 1 , jak<br />

i ludzie teatru stawiają sobie wysokie wymagania,<br />

często na pierwszy rzut oka ponad ich siły, opierają<br />

się na zespołowym działaniu, rozwoju zbiorowym<br />

i indywidualnym poprzez wzajemne, bliskie relacje<br />

między sobą, to podstawowa różnica leży w odmiennych<br />

z punktu widzenia uczestnictwa wymogach.<br />

Prędzej niż do zakonu teatrowi bliżej<br />

do sekt, ponieważ te występują z grona<br />

ogólnie przyjętych, dominujących zasad<br />

i norm, odznaczają się większą różnorodnością<br />

i możliwością wyboru, a czas ich poszczególnego<br />

istnienia jest krótszy, niż tradycja przedstawiciela<br />

któregokolwiek z głównych, tradycyjnych nurtów.<br />

Sekty przez to, że powstają w wyniku konfliktu<br />

i niezgody na zastane warunki, jako ruch alternatywny<br />

uzupełniają daną sferę życia możliwościami<br />

innowacji i zmian, poszerzeniem o nowe idee, myśli,<br />

emocje, wartości, przekonania, treści i formy.<br />

Nawet jeśli same istnieją krótko, to pozostaje zmie-<br />

1 Zakonnicy nie są przywoływani tu w kontekście<br />

związku z konkretnym wyznaniem religijnym, ale są<br />

przykładem życia związanego z poddaniem się odgórnym<br />

regułom, tłamszącym wybujały indywidualizm dla dobra<br />

funkcjonowania niewielkiej całości.<br />

Dalej<br />

niona przez nie w sposób nieodwracalny dana przestrzeń<br />

działania.<br />

Podążając za prostymi ciągami skojarzeniowymi,<br />

w artystach chciałabym widzieć heretyków<br />

i bluźnierców, a to dlatego, że „w ich dziełach<br />

toczy się wielka dyskusja światopoglądowa<br />

i religijna, bez której żadna kultura nie może się<br />

rozwijać” 2 . Apostołowie są wysłannikami idei nie<br />

stworzonej przez siebie, są pośrednikami. Heretycy,<br />

pod wpływem niewystarczalności dotychczasowych<br />

możliwości, wiedzeni ziemskim doświadczeniem,<br />

sami tworzą nowy sposób na życie,<br />

sposób myślenia, własne zasady i sami decydują<br />

o sposobie i regułach ich przekazywania, zaś w wypadku<br />

klęski nie mogą schować się za niczyimi plecami.<br />

Z całym poszanowaniem dla rzemiosła i z troską,<br />

aby go nie obrażano, będę upierać się, aby nie<br />

było ono łączone z teatrem i, jeśli to już konieczne,<br />

lepiej kojarzyć je z szamaństwem, magią, czy, jak napisałam<br />

na początku pracy, z alchemią. Nie chodzi tu<br />

o jedną z teorii prototeatralnych wywodzącą genezę<br />

teatru z praktyk szamańskich. A szczególnie nie ma to<br />

związku z propagowaniem teatru nieprzemyślanego,<br />

nastawionego na twórczy szał i improwizację w efekcie<br />

końcowym. Chodzi o to, że precyzja wykonania<br />

w sztuce nie ma nic wspólnego z precyzją, którą wymaga<br />

się od rzemieślnika, że, parafrazując Ryszarda Nycza<br />

3 , brak precyzji w sztuce okazuje się często brakiem<br />

s p o d z i e w a n e j precyzji, podczas gdy rzemieślnik,<br />

wykonując coś niefachowo, czy to<br />

z lenistwa, czy z fantazji, sprawia, że pod wpływem<br />

zmiany rzecz po prostu nie zadziała, nie spełni<br />

funkcji, którą założył w momencie przystąpienia do<br />

pracy.<br />

Teatr-rzemiosło to teatr do przedmiotowego<br />

używania, odebrania, kupienia, który twórca<br />

produkuje przez zachwycenie się możliwościami<br />

i umiejętnościami własnych rąk, a najchętniej<br />

dołączyłby do tego jeszcze instrukcję. To przedstawienia<br />

wystawiane w wyjątkowej atmosferze<br />

i okolicznościach, obficie przyprawione znakami,<br />

których smak zawiera się jedynie w ich spożyciu,<br />

2 Małgorzata Dziewulska, Ogniokrad [w:] Artyści i pielgrzymi,<br />

Wrocław 1995, s. 130.<br />

3 „To co nazywamy nieporządkiem okazuje się często<br />

[...] jedynie brakiem spodziewanego porządku”. Ryszard<br />

Nycz, Nicowanie teorii [w:] idem, Tekstowy świat, Warszawa<br />

1993, s. 26.<br />

45


D a l e j<br />

próba eseju<br />

46<br />

bo konwencja i przyzwyczajenia estetyczne nie<br />

pozwalają wątpić, że są wartościowe i na pewno<br />

nie trujące. Oczekuje się, że widzowi wystarczy<br />

samozadowolenie z ułożenia układanki, właściwego<br />

odczytania znaków. Taki teatr zapomina tylko,<br />

że potrzeby odbiorcy mogą wybiegać daleko poza<br />

samozadowolenie ze złożenia gry do składania,<br />

że nie naje się on patrzeniem. Modne hasło, że<br />

w przedstawieniu najważniejsze jest rzemiosło, niczego<br />

nie odkrywa, czyni z niego kolejny produkt<br />

do nabycia, konsumpcji, użycia, jednorazowego<br />

zinterpretowania. Teatr rzemiosło, który bezrefleksyjnie<br />

i powierzchniowo zaadaptował etos tworzenia<br />

z innej sfery życia, sam buduje sobie trumnę,<br />

nawet jeśli dębową, to żadna w tym pociecha, skoro<br />

leży się i tak pod ziemią. Precyzja, staranność,<br />

umiejętność to za mało, aby zrównać coś z rzemiosłem.<br />

Powstało wiele przedstawień, którym pod<br />

względem wykonania nie można nic zarzucić, tak<br />

są zgodne z dotychczasowymi przyzwyczajeniami<br />

estetycznymi i konwencjami, przedstawień, które<br />

zostały zdominowane przez cielesność i uwidocznianie<br />

pozacodziennych technik wykonania (to,<br />

co wynika z nauki, treningu) 4 , ale którym brak<br />

p o l a d o z a s t a n o w i e n i a, jednoczesnego<br />

uwidaczniania i zachowania tajemnicy, czy<br />

elementu p r e s t i ż u, jakby powiedział iluzjonista<br />

5 .<br />

4 Pod wpływem pierwszego kontaktu ze skodyfikowanymi,<br />

zależnymi od specjalnego treningu tradycjami<br />

teatralnymi Azji.<br />

5 Prestiż wytycza właśnie owo p o l e do zastanowienia<br />

się. Poniżej przytaczam dwa cytaty z filmu o dwóch<br />

rywalizujących ze sobą iluzjonistach, z którego termin<br />

prestiż został zaczerpnięty:<br />

1) Patrzysz uważnie? Każdy magiczny trik składa się z 3<br />

części, czy też aktów. Pierwsza część nazywa się „Obietnicą”.<br />

Iluzjonista pokazuje ci coś zwyczajnego. Talię<br />

kart, ptaka, czy też człowieka [...] Drugi akt nazywa się<br />

„Zmianą”. Iluzjonista bierze tę zwykłą rzecz i sprawia,<br />

aby zrobiła ona coś niezwykłego [aby znikła]. Tu<br />

możecie szukać sekretu, ale oczywiście go nie znajdziecie,<br />

ponieważ, oczywiście, nie patrzycie jak należy. Tak<br />

naprawdę, nie chcecie go znać. Chcecie być oszukanymi.<br />

Ale jeszcze nie klaszczecie, gdyż sprawienie, aby coś<br />

znikło, nie wystarcza. Trzeba to sprowadzić z powrotem.<br />

Dlatego każda magiczna sztuczka ma trzeci akt. Najtrudniejszą<br />

część. Część, którą nazywamy... „Prestiżem”.<br />

2) Nigdy nie zrozumiałeś, dlaczego to robimy. Publiczność<br />

zna prawdę. Świat jest prosty. Jest marnością,<br />

nieprzerwaną, cały czas. Ale jeśli uda ci się ich oszukać,<br />

choćby na sekundę, to zaczną się z a s t a n a w i a ć.<br />

A wtedy... Wtedy zobaczysz coś specjalnego, bardzo<br />

Teatr to nie „produkcja drobnotowarowa; wytwarzanie<br />

dóbr i świadczenie usług prowadzone<br />

w małych warsztatach zatrudniających od jednego<br />

do kilku pracowników, oparte w zasadzie na pracy<br />

ręcznej przy użyciu prostych narzędzi, bez podziału<br />

pracy”. To praca reżyserów, dramaturgów, aktorów,<br />

scenografów, pana od świateł, od włączenia<br />

muzyki, tych, co produkują trociny na scenę, osób<br />

obojga płci od zamiatania po scenie, działu marketingu,<br />

kogoś kto odśnieża drogę, aby widz mógł do<br />

teatru wejść, teatru, który ma ściany i fundamenty,<br />

nawet jeśli znajdują się one w lesie czy składają się<br />

z belek i kawałka płótna rozkładanych na świeżym<br />

powietrzu, tych, co malują maski i tworzą sztuczne<br />

szczęki ze specjalnej masy czy kartonu. Długo<br />

można by wyliczać, ale już widać, że mnóstwo tu<br />

pracy do podziału i ludzi, którym można ją rozdzielić.<br />

Grupa osób, rozwijająca swoje ciało<br />

w ukryciu, izolacji, poszukująca tożsamości<br />

na wyprawach, nie jest jeszcze albo już nie jest teatrem,<br />

ale innym sposobem na życie i własny rozwój.<br />

Teatrem staje się, jeśli wychodzi do ludzi, gdy<br />

może być przez jednych wezwana, zaproszona, odwiedzona,<br />

a przez innych obrażana, krytykowana<br />

i degradowana.<br />

Można po prostu powiedzieć: bez odbiorców<br />

działania z elementami teatralnymi są czymś<br />

innym, ani gorszym, ani lepszym, ale po prostu<br />

czymś innym. Zawsze można jednak stwierdzić, że<br />

nie ma przedstawienia bez widzów, gdyż mogą nimi<br />

być sami twórcy. Tyle że widz w teatrze jest zderzeniem<br />

przypadków, aktorzy grają przed niewiadomą<br />

i z niewiadomą co do rezultatu. Następuje tu zderzenie<br />

obcości, ludzi, którzy prywatnie nic o sobie<br />

nie wiedzą i nie mają na co dzień z sobą nic<br />

wspólnego, a jednak spotykają się na kilka godzin<br />

we wspólnej przestrzeni, bo coś ich mimo to łączy.<br />

To coś nierzadko wybiega poza prywatę, osobiste<br />

doświadczenia, ekshibicjonizm i egocentryzm.<br />

Można to porównać do poszerzania pola świadomości<br />

o treści nieświadome, do indywiduacji,<br />

podróży na wschód. Ale też do chęci ogarnięcia<br />

i przyjęcia tego, co naprawdę inne, dostrzeżenia<br />

różnorodności bez oswajania jej i poddawania<br />

jej żmudnym procesom tłumaczenia obcego na<br />

nasze, dydaktyzmu i moralizatorstwa. Zgoda na<br />

specjalnego. Naprawdę tego nie wiesz. To ten wyraz na<br />

ich twarzach [podkreślenie moje].<br />

Prestiż, reżyseria Christopher Nolan, 2007.


istnienie pewnych sfer niezrozumienia, niepodporządkowania,<br />

nie czynienie z nich ani dewiacji,<br />

ani czegoś powszechnego, ani czegoś prymarnego.<br />

To totalne przekroczenie samosatysfakcji z ruchu<br />

wokół własnej osi, a przekroczenie to dotyczy tak<br />

postawy reżysera, jak aktora, widza i krytyka. Dobre<br />

przedstawienie przypomina przewrót kopernikański<br />

– nawet gdy nadal jest skazane na kręcenie<br />

się wokół własnego Ja, to teraz dochodzi do tego<br />

jeszcze świadomość ruchu całego układu słonecznego.<br />

Przy czym poszczególne, niemożliwe do pogodzenia,<br />

autonomie i odrębności nie walczą ze<br />

sobą o pierwsze miejsce, nie ignorują, bagatelizują,<br />

lekceważą siebie na wzajem, ale żyją p o n a d<br />

rywalizacją w tej niekoherentnej koherencji. Bo<br />

jedną z najcenniejszych właściwości teatru, i tylko<br />

teatru, jest możliwość uwolnienia się (reżyserów,<br />

aktorów, odbiorców etc.) od tyranii powierzchownie<br />

rozumianej indywidualności, subiektywności,<br />

czy osobistości, które w sytuacjach patologii (narcyzmu,<br />

niezdrowego egoizmu) zamiast wolnością,<br />

stają się więzieniem.<br />

Na zakończenie powrócę do początkowych<br />

cytatów. Narcyz i złotousty, czyli symboliczne<br />

przeciwstawienie nauki i sztuki, nieba i ziemi, ojca<br />

i matki, religii i herezji, czystości i grzechu, stoicyzmu<br />

i niepokoju, wierności i przelotności oraz<br />

nierozerwalnego związku między nimi, czyni z tej<br />

powieści archetypową historię o narodzinach wielkiej<br />

sztuki<br />

i duchowej samodzielności, związanej z Ziemią<br />

i człowiekiem. Gdyby nie miłość do Narcyza<br />

i jego świadomość, Złotousty nie ruszyłby w podróż<br />

po własną tożsamość, nie stworzyłby dzieła<br />

Dalej<br />

przewyższającego wszelki założony z góry, zakonny<br />

uniwersalizm. Wieczność rzeźb Złotoustego<br />

narodziła się z ziemskiego doświadczenia, poprzez<br />

powtórzenie aktu stworzenia za pomocą już przez<br />

siebie wyrobionej gliny. Takiego doświadczenia nie<br />

można zdobyć tylko poprzez ćwiczenia – rzemiosło<br />

w teatrze wprowadza w błąd, że cel, do którego<br />

się dąży (ale czym on wtedy jest?) można osiągnąć<br />

poprzez żmudną pracę, a jego funkcja jest z góry<br />

określona i bezkompromisowa, a tak nie jest. Jednak<br />

to nie znaczy, że teraz wszyscy mogą z ulgą<br />

pomstować na fałszywego proroka i ze spokojem<br />

sumienia przestać pracować nad sobą, przestać<br />

uczyć się czegokolwiek i od kogokolwiek. Nie<br />

w s z y s t k i e g o się można n a u c z y c, ale to<br />

nie znaczy, że należy przestać się uczyć. Wartość<br />

jest w samym procesie i w tym, by z powody nauki<br />

nie zapomnieć o pierwszym dniu wiosny.<br />

Z kolei krzyki Fizcarallda z wieży kościoła,<br />

grożącego jego zamknięciem, dopóki nie będzie<br />

w mieście opery, choć absurdalne, były krzykiem<br />

za wolnością, jako wartością autoteliczną,<br />

przekraczającą indywidualizm jak i z niego wynikającą.<br />

Wolnością tą nie jest dawanie jednego<br />

rozwiązania, które w konsekwencji ofiarują reguły<br />

zakonne, ale ich mnożenie, nieuniknione<br />

z powodu płynnej rzeczywistości. Wolność ta<br />

rodzi się ze sprzeciwu, oderwania się od Ojca,<br />

świadomego podążenia własną drogą, czyli<br />

d o k o n a n i a w y b o r u, czyli h e r e z j i.<br />

Apostolstwo (wysłannictwo) wiąże się ze stanem<br />

lustrzanym, który może stać się bodźcem do narodzin<br />

herezji, nowego, samodzielnego życia ludzi<br />

teatru.<br />

Alicja Szumańska<br />

47


D a l e j<br />

próba eseju<br />

48<br />

Reguła świętego<br />

Benedykta<br />

czyli rzecz o współżyciu doskonałym<br />

W XII wieku św. Benedykt stworzył tekst<br />

mający organizować życie wspólnoty klasztornej.<br />

W jego Regule 1 chodzi przede wszystkim o możliwie<br />

największą redukcje marnotrawstwa czasu<br />

i współpracę bazującą na sprawiedliwości, zaangażowaniu<br />

i szacunku. Trzy główne zasady, na<br />

których oparł swój tekst to posłuszeństwo, modlitwa<br />

i praca. System działania klasztoru, który<br />

opracował Benedykt pozwolił na jego autonomiczne<br />

funkcjonowanie. Zakon był w pełni samowystarczalny,<br />

a nawet czerpał dodatkowe zyski<br />

z przekazywanej poza mury klasztoru nadwyżki<br />

swoich dóbr. Nic więc dziwnego, że Reguła przetrwała<br />

do dziś. Objęła ona ponadto swoim zasięgiem<br />

nie tylko inne zakony, ale i pewne dziedziny<br />

życia świeckiego. Przypisuje się jej duże znaczenie<br />

w budowaniu systemów organizacji przedsiębiorstw<br />

sieciowych, rekrutacji kadr czy tworzeniu<br />

wzoru dla osób zajmujących kierownicze stanowiska.<br />

Ale zasady, które wymienia w swym tekście<br />

św. Benedykt są też istotne w budowaniu wszelkich<br />

relacji międzyludzkich. Człowiek bowiem<br />

jest istotą żyjącą w grupie. Funkcjonuje z innymi<br />

ludźmi. Niezależnie od tego czy grupę tę będzie<br />

tworzyło osób 50 czy tylko dwie ważne jest by<br />

powstały warunki, dzięki którym możliwa będzie<br />

jakkolwiek komunikacja. Dlatego ludzie tworzą<br />

sobie mniej lub bardziej skomplikowane czy oficjalne<br />

zasady współfunkcjonowania. Im zasady<br />

te są jaśniejsze, bardziej uporządkowane i przede<br />

wszystkim możliwie świadomie zaakceptowane<br />

przez wszystkich, tym jakość danej interakcji<br />

wzrasta. A przecież chodzi właśnie o tę jakość. Im<br />

1 tekst Reguły wraz z Wprowadzeniem jest dostępny na<br />

stronie benedyktyni.pl<br />

Paulina Chrzan<br />

wyższa tym wszelkie działania razem podejmowane<br />

będą przynosiły wartościowe efekty.<br />

Reguła św. Benedykta może być jednym<br />

ze źródeł takich pomocnych zasad współżycia.<br />

Oczywiście czytając ten tekst dla poznania ogólnych<br />

zasad dobrego, efektownego współfunkcjonowania<br />

należy raczej odrzucić kontekst religijny.<br />

Wówczas wyłonią się te uniwersalne zasady, które<br />

można wprowadzić w poszczególne dziedziny naszego<br />

życia.<br />

Zanim przeczytałam wspomniany tekst,<br />

wszelkie rodzaje surowej dyscypliny traktowałam<br />

jako bezwzględne próby ograniczania praw<br />

jednostki. Konwencjonalnie myślałam, że precyzyjnie<br />

skonstruowane i egzekwowane zasady<br />

zawsze mają na celu sprowadzenie człowieka do<br />

roli maszyny, skrupulatnie zaprogramowanej, pozbawionej<br />

wolnej woli i zdolności decydowania<br />

o sobie. Dopiero po przeczytaniu Reguły dotarło<br />

do mnie, że to właśnie zasady, odpowiednio uporządkowane<br />

zbiory norm, pozwalają człowiekowi<br />

na prawdziwą wolność. Wówczas wiemy co jest<br />

dobre, a co złe. Szczególnie ważne jest jednak, że<br />

wiemy dlaczego właśnie tak się dzieje. Również<br />

wskazanie motywów łamania pewnych zasad jest<br />

wówczas jasne. Ludzie zaczynają być dla siebie nawzajem<br />

bardziej zrozumiali. Manipulacja ograniczona<br />

zostaje do minimum. Zdrowa konkurencja<br />

zakłada samodoskonalenie się zamiast umacniania<br />

swej pozycji na “potknięciach” innych. A przede<br />

wszystkim dzięki zasadom opartym na odpowiedzialności<br />

za innych, a tym samym za wspólne<br />

dobro zbliżamy się do tego, co stanowić powinno<br />

o naszym człowieczeństwie. Powinniśmy bowiem<br />

w większości przypadków znać odpowiedź na py-


tanie dlaczego? związane ze wszystkimi rodzajami<br />

ludzkich działań. Gdy znamy te odpowiedzi<br />

dokonujemy lepszych wyborów, podejmujemy<br />

odpowiednie decyzje. Przede wszystkim działamy<br />

nie szkodząc innym, rozwijamy siebie oraz potrafimy<br />

wspólnie tworzyć wspaniałe rzeczy. Dzięki<br />

zasadom, a dokładnie przestrzeganiu ich, możliwa<br />

staje się ludzka współpraca. Dzięki zasadom<br />

właśnie, które przejmujemy, analizujemy, dopasowujemy<br />

do siebie i zgodnie z nimi działamy<br />

możemy w każdej sytuacji wyjaśnić motywacje<br />

czy cel naszego postępowania. I ten aspekt ma<br />

fundamentalne znacznie dla teatru, co nie było<br />

dla mnie od początku oczywiste. Po lekturze Reguły<br />

zrozumiałam coś, o czym przecież wiedziałam<br />

raczej od zawsze, ale nie byłam tego do końca<br />

świadoma. Nigdy tego nie analizowałam, bo przecież<br />

wydaje się to takie oczywiste. A jednak świadomość<br />

pewnych mechanizmów odkrywa nowe<br />

sposoby pojmowania danych zjawisk. Chodzi mi<br />

o to, że współżycie z innymi MUSI opierać się na<br />

określonych zasadach. Efektowne, skuteczne interakcje<br />

międzyludzkie bazują właśnie na zgodzie<br />

na określone reguły postępowania, od tych najbardziej<br />

podstawowych, oczywistych do bardzo<br />

oficjalnych, sformalizowanych. Od tego, jakie<br />

podejście do przestrzegania owych wyznaczników<br />

postępowania będą miały strony interakcji zależy<br />

bowiem jej sukces.<br />

Specyficznym rodzajem międzyludzkiej interakcji<br />

jest teatr. Zarówno wewnętrznie (dany zespół<br />

artystów), jak i zewnętrznie (relacja artyści<br />

- widzowie) panują tu pewne zasady postępowania.<br />

Są mniej lub bardziej widoczne, zaznaczane,<br />

przestrzegane. Jednak istnieją wszędzie. Znaczenie<br />

ma natomiast ich jakość. Gdy wszystko opiera<br />

się na wyżej już wspominanych fundamentach<br />

ludzkiego współfunkcjonowania widoczna jest<br />

skuteczna komunikacja. A przecież teatr to właśnie<br />

komunikacja, czy to za sprawą słowa, ruchu<br />

czy dźwięku. Z kolei to, co komunikowane jest<br />

widzom, wpierw stworzone musi być przez jakąś<br />

grupę osób. Warunkiem powstania “komunikatu”<br />

dla widzów jest dobra relacja wewnątrz zespołu.<br />

Możliwa jest ona jedynie za sprawą przestrzegania<br />

konkretnych zasad współpracy ze sobą. Takiej<br />

współpracy, która przyniesie widoczne efekty.<br />

Analizując wyżej wspomniane rzeczy zauwa-<br />

Dalej<br />

żyłam, że inaczej zaczynają rysować się w tym<br />

kontekście pojęcia oryginalności, odrębności,<br />

buntu. Zrozumiałam jak błędne jest traktowanie<br />

postawy buntu jednostki jako sprzeciwu wobec<br />

ustalonych zasad. Chodzi mi oczywiście o ten<br />

rodzaj heroicznej, podziwianej przez wszystkich<br />

buntowniczej postawy, która neguje zastany przez<br />

siebie porządek (przeważnie w bardzo głośny<br />

i dobitny sposób). Ale czy samo negowanie ma<br />

jakikolwiek sens? Czy niezgoda wiąże się z jakąś<br />

konkretną propozycją zmian? Bo to, że przestrzeganie<br />

zasad wymaga od nas pracy jest oczywiste<br />

ale przede wszystkim trudne do przyjęcia. Dyscyplina<br />

nigdy nie była przecież przyjemna. Jednak<br />

bez dyscypliny człowiek zaczyna się gubić.<br />

A gdy jasno potrafi określić co wolno, a czego nie,<br />

a przy tym wyjaśnić dlaczego, możliwe są wówczas<br />

bunty przyczyniające się do naszego rozwoju.<br />

Nawet przecież brak zasad jest zasadą. Pytanie<br />

tylko czemu służy? A jest to ważne pytanie dla<br />

sztuki, a więc i dla teatru. Po co wprowadza się<br />

dane zmiany? Po co burzy już istniejące porządki?<br />

Zmienia konwencje? Jeśli istniej odpowiedź to<br />

znaczy, że wiemy jak chcemy ze sobą funkcjonować<br />

i dlaczego właśnie tak. Wówczas możemy ze<br />

sobą prowadzić dialog, czy to teatralny czy ten<br />

najbardziej podstawowy czyli zwykła rozmowę.<br />

Zasady, których tak się często boimy w istocie<br />

gwarancją sukcesu we wspólnym życiu. Bo przecież<br />

żyjemy z ludźmi, nasze działania zależą od<br />

nich, podlegają im, są nimi inspirowane. Funkcjonowanie<br />

musi się opierać zatem na regułach,<br />

odpowiednio dopasowanych do płaszczyzny życia,<br />

której dotyczą. Gdy członkowie danej grupy<br />

świadomie je przyjmą i uwierzą w ich przydatność<br />

czy sensowność, realizacja założonego wspólnie<br />

celu będzie tylko kwestią czasu.<br />

Na tej podstawie, szacunku wobec zasad<br />

współdziałania i odpowiedzialności za świat ( czy<br />

nawet pewien mikroświat ), którego stajemy się<br />

członkami powinny przebiegać działania teatralne.<br />

Szanujący się zespół traktujący z godnością<br />

widzów. I oczywiście publiczność szanująca pracę,<br />

której efekty może oglądać. Jeżeli każdy zacząłby<br />

tupać nogą, żeby pokazać jak jest ważny<br />

i wyjątkowy niemożliwe byłoby stworzenia dzieła<br />

i zakomunikowanie go widzowi. A przynajmniej<br />

nie takiego, które miałoby sens.<br />

49


D a l e j<br />

próba eseju<br />

50<br />

Podsumowując, lekturze Reguły zawdzięczam<br />

zwrócenie mi uwagi na fakt, że każda nasza decyzja<br />

powinna posiadać swoja argumentację. W zależności<br />

od zbioru norm, z jakiego ją wyniesiemy można<br />

następnie mówić o jej zasadności, bądź też jej braku.<br />

Zawsze powinniśmy wiedzieć dlaczego coś się<br />

dzieje, dlaczego podejmujemy dane działania. Ponadto<br />

zawsze miejmy na uwadze, że to, co robimy<br />

ma wpływ na otaczająca nas rzeczywistość. Dobrze<br />

by było, żeby wpływ ten był możliwie pozytywny,<br />

a przynajmniej sensowny.<br />

Powyższym tekstem nie chciałam przekonywać<br />

do złożenia hołdu surowej dyscyplinie wy-<br />

kluczającej możliwość wypowiedzenia własnego<br />

zdania przez jednostkę. Nie proponuję tu także<br />

konkretnego zbioru zasad, któremu podlegać powinni<br />

wszyscy bez względu na ich własna wolę.<br />

A już na pewno nie chciałam zachęcać do podjęcia<br />

służby zakonnej. Dobrze jednak będzie jak każdy<br />

znajdzie jakąś regułę dla siebie niezależnie od tego<br />

z jakiego systemu filozoficznego, religijnego ją wyniesie.<br />

I wtedy porządki poszczególnych osób złożą<br />

się na porządek ogólny. I będzie nam wszystkim<br />

ze sobą przyjemnie i miło , czego sobie i Wam życzę.<br />

Amen.<br />

Paulina Chrzan


Dalej<br />

o performatywnym<br />

charakterze znaku<br />

w występach Drag Queens<br />

Potocznie określenie drag queen odnosi się<br />

do homoseksualisty wkładającego kobiecy kostium<br />

i wcielającego się w kobietę w sposób przerysowany.<br />

Taka charakterystyka jest jednak prostą,<br />

a przez to tendencyjną generalizacją. Przede<br />

wszystkim artysta drag nie musi być osobą homoseksualną;<br />

co więcej – nie musi być mężczyzną.<br />

Drag queen show tworzą również kobiety;<br />

ciekawe stylizacje proponują m.in. angielka –<br />

Joey Hateley oraz działająca w Berlinie – Bridge<br />

Markland. Istotna w występach drag queens<br />

jest bowiem transfiguracja: męskość – kobiecość.<br />

Spektakle drag to widowiska, mające na celu<br />

w nieco karykaturalny sposób ukazać esencję<br />

tego, co kobiece (bądź tego co męskie – w przypadku<br />

drag kings).<br />

Zjawisko drag queens jest jedną z form crossdressingu<br />

(czyli różnego rodzaju form „transformacji”<br />

w płeć przeciwną), należy jednak podkreślić,<br />

iż tego typu zachowania zaliczyć trzeba do działań<br />

parateatralnych; osoba występująca jak drag queen<br />

uważa swoją aktywność za pewien rodzaj aktorstwa.<br />

Samo słowo drag to akronim od „dressed as<br />

a girl” – „ubrany jak dziewczyna”.<br />

Drag queen to „przebrana królowa”. Etymologia<br />

słowa „queen” nie jest jasna, może wywodzić się<br />

ze slangu elżbietańskiego bądź nawiązywać do balów<br />

drag z początków XX-wieku, podczas których<br />

mężczyźni wcielali się w postaci kobiece przy pomocy<br />

ekstrawaganckich strojów.<br />

Podczas drag queen show artysta, przebrany<br />

w kolorowy, błyszczący strój, wykonuje kilka utwo-<br />

Dobrosława Marszałkowska<br />

rów muzycznych z playbacku, uzupełniając udawany<br />

śpiew improwizowanymi scenkami, podczas<br />

których nawiązuje dialog z publicznością.<br />

Przedstawienia drag queens nie ograniczają się<br />

jednak do zwykłego przebierania, a mimetyzm nie<br />

odgrywa roli dominującej.<br />

Judith Butler, w pracy zatytułowanej „Gender<br />

Trouble”, dowodzi, iż wizerunek drag queen jest<br />

bardzo trafnym egzemplum argumentującym tezę<br />

o performatywności płci. Działalność aktorów,<br />

odgrywających w przerysowany sposób kobiecość,<br />

miałaby więc negować przesłanki o esencjonalnym<br />

charakterze płciowości.<br />

Oczywiście stanowisko Butler jest dość radykalne,<br />

wynika bowiem z konstruktywistycznego<br />

pojmowania kategorii płci. Konstruktywiści nie<br />

poprzestają na prostym rozróżnieniu: płeć biologiczna<br />

– płeć kulturowa. Zdaniem zwolenników tej<br />

teorii oba określenia są konstruktem, ponieważ sam<br />

fakt nazwania noworodka chłopcem czy dziewczynką<br />

ma charakter perfomatywu, a więc wypowiedzi<br />

o funkcji sprawczej. Jak twierdzi Butler „performatywność<br />

nie jest pojedynczym aktem, ale powtarzaniem<br />

całego zestawu norm, które służy osiągnięciu<br />

pewnego celu – zmaterializowaniu ideału płci kulturowej,<br />

kobiecości czy męskości”.<br />

Tożsamość człowieka jest płynna, podlega<br />

zmianom, o jej charakterze nie stanowi istniejący<br />

a priori zbiór cech.<br />

Dekonstrukcja płciowości proklamowana jest<br />

przez różnych teoretyków, to jeden z głównych<br />

punktów programowych queer studies. Badacze queer<br />

są zresztą niechętni wobec jakichkolwiek binarnych<br />

opozycji czy ustalaniu niezmiennych w istocie<br />

51


D a l e j<br />

próba eseju<br />

52<br />

kategorii, typu: kobiecość, homoseksualizm, narodowość<br />

czy płeć kulturowa. Są to pojęcia wskazujące<br />

na przedmiotowy charakter tożsamości, tymczasem<br />

zgodnie z queerowym sposobem myślenia jednostka<br />

„konstruuje” siebie poprzez odgrywane w życiu<br />

codziennym spektakle i wybierane do nich środki<br />

– stroje, gesty, słowa. Gra z konwencjami, parodiowanie,<br />

przekorne podejście do własnej tożsamości<br />

miałyby pomóc w zdekonspirowaniu sztywnych<br />

konfiguracji, pozwoliłyby na odsłonięcie ubóstwa<br />

opozycyjnego układu. Aktorstwo drag queens możnaby<br />

więc uznać za wcielanie teorii w życie.<br />

Kobieta w wydaniu drag queen to istota groteskowa.<br />

Wyzywający, jaskrawy strój; wysokie szpilki<br />

na platformach; bujna peruka; sztuczne rzęsy i bardzo<br />

mocny makijaż utrzymane są oczywiście w estetyce<br />

kiczu. „Make up” w tym wydaniu ma funkcję<br />

sprawczą, nie tyle zasłania, co tworzy. Nie tuszuje<br />

męskich rysów twarzy, jest to naniesienie elementów<br />

nowych.<br />

Mocno przerysowane są także gesty oraz mimika.<br />

Niczym profesjonalna uwodzicielka drag queen<br />

posyła w stronę publiczności powłóczyste spojrzenia,<br />

trzepocze rzęsami, miękko i zgrabnie porusza<br />

się na obcasach. Eksponowanie walorów kobiecości<br />

oraz bezpruderyjne zachowanie sprawiają, iż nasuwają<br />

się pewne asocjacje między bohaterką spektakli<br />

drag a gwiazdą filmów porno. Nie bez przyczyny<br />

Ewa Kasprzyk wykorzystała podobną kreację<br />

w monodramie „Patty Diphusa” wg tekstu Pedro<br />

Almodovara.<br />

Warstwa leksykalna współgra z kostiumem<br />

drag. Podczas występu aktor nie sili się na wysublimowane<br />

słownictwo, dominuje styl potoczny,<br />

miejscami ocierający się o wulgarność. Dialogi, nawiązywane<br />

między twórcą a odbiorcami, odnoszą<br />

się przede wszystkim do sfery seksualnej rozmawiających.<br />

Wykonawca dzieli się w wypowiedziach<br />

„pikantnymi” szczegółami na temat własnych preferencji,<br />

a oglądający, zaangażowani w widowisko<br />

na różnych poziomach, chętnie opowiadają o własnych<br />

doświadczeniach. Istotnym jest fakt, iż aktor<br />

nie ukrywa podczas owych rozmów swojej płci<br />

biologicznej, zacierając w ten sposób granice sztuki<br />

i codzienności. Jednocześnie sami artyści często<br />

podkreślają, że spektakl kończy się wraz ze zmyciem<br />

makijażu i zdjęciem kostiumu. Takie deklaracje dowodziłyby<br />

nie istnieniu powiązań między wyglądem<br />

i zespołem zachowań, które pozwalają „stworzyć”<br />

sceniczną postać kobiety, a seksualnością performera.<br />

Innymi słowy – „kobiecość” buduje się poprzez<br />

socjalizację, żeńskość nie wynika z anatomicznomorfologicznych<br />

uwarunkowań.<br />

Elementem, dopełniającym tak kreowany wizerunek,<br />

jest muzyka. Odpowiedni podkład muzyczny<br />

współtworzy partie reżyserowane. Aktorzy<br />

posługują się utworami „ikonicznymi”; preferowane<br />

są piosenki z gatunku pop, najbardziej efektowne<br />

wydają się być utwory sztandarowe: „I`m every<br />

woman” czy „ I will survive”. Powszechnie znane,<br />

o prostej linii melodycznej i estetyce nawiązującej<br />

do lat osiemdziesiątych, pozwalają na uwypuklenie<br />

parodystycznego aspektu widowiska.<br />

Sztuczność, wyolbrzymianie pewnych działań,<br />

a także kiczowe elementy wskazują na wyraźny<br />

związek spektakli drag ze zjawiskiem kampu. Geneza<br />

tego terminu nie jest sprecyzowana, niemniej<br />

jednak różne wyjaśnienia etymologiczne mają pewien<br />

wspólny mianownik. Andrew Ross doszukuje<br />

się źródeł słowa we francuskim określeniu se camper<br />

– „przybierać pozy” lub „popisywać się”. Bruce<br />

Rodgers z kolei zakłada, iż kamp ma bezpośredni<br />

związek z szesnastowiecznym angielskim slangiem<br />

teatralnym, w którym termin ten określał aktora<br />

płci męskiej, przebranego w kobiecy strój; nawiązującym<br />

do francuskiego la campagne (wieś), ponieważ<br />

artyści z wędrownym trup podobno ubierali się<br />

jak wieśniaczki. Dzisiejsze rozumienie kampu pozwala<br />

mniemać, iż obie koncepcje są uzasadnione.<br />

W najbardziej znamiennym eseju, charakteryzującym<br />

zjawisko, Susan Sonntag określa kamp<br />

jako rodzaj estetyzmu, pewnej wrażliwości, łączący<br />

się z kategorią smaku:<br />

„Kamp (...) jest sposobem widzenia świata jako<br />

zjawiska estetycznego. Taki sposób – sposób kampu<br />

– nie widzi świata w kategoriach piękna, lecz w kategoriach<br />

sztuczności, stylizacji”.<br />

Kamp pierwotnie określał afektowane zachowanie<br />

na ulicy, odnosił się do zniewieściałego wyglądu,<br />

zachowań przesadnie stylowych. Wzorem dla kampu<br />

miały być działania dandysa, które jednak traktowało<br />

się z dużym dystansem, przez pryzmat ironii.<br />

Życie pojmowano w kategoriach roli, którą należy<br />

odegrać.<br />

Kamp demaskuje stereotypowość; w przypadku<br />

crossdressingowych twórców, seksualną.


W występach drag queens kampowe byłyby<br />

więc wszelkie próby demaskacji własnej płci, jak<br />

również przesadna ekspresja, mająca na celu uwydatnienie<br />

cech płci przeciwnej.<br />

Niektórzy artyści drag rozszerzają twórczość<br />

o specyficzne działania, które również można uznać<br />

za kampowe. Japoński drag queen – Yasumasa<br />

Morimura – znany jest z niecodziennych wcieleń.<br />

Jego aktywność nie skupia się na scenicznych konkretyzacjach,<br />

ogranicza się głównie do malarskich<br />

trawestacji. Wykorzystując prace najsłynniejszych<br />

malarzy tworzy własne portrety, przykładem „transformacja”<br />

Yasumasy w „Olimpię” Maneta czy „Infantkę”<br />

Velazqueza.<br />

Kampowy artyzm często sięga po przedmioty<br />

czy teksty kultury z minionych epok. Gra z konwencjami,<br />

dystansowanie się do tychże, pozwala nie<br />

tylko na dekonstrukcję schematowości. Dzięki swoistej<br />

destrukturalizacji uzyskuje się „kompilacyjne”<br />

twory o nowej jakości.<br />

Yasumasa posługuje się dziełami nacechowanymi<br />

samymi w sobie. Jego trawestacji sposób<br />

kontemplować w oderwaniu od oryginałów. „Przeistoczenie”<br />

w Olimpię czy Infantkę sprawia, iż postrzegamy<br />

twórcę przez pryzmat cech bohaterek<br />

obrazów.<br />

Kolaże japońskiego artysty dowodzą stereotypowości<br />

oraz możliwości wypreparowania pewnych<br />

cech, stanowiących w powszechnym mniemaniu<br />

o kobiecości. Morimura nie tworzy spektakli teatralnych,<br />

wykorzystując jednak sztukę malarską,<br />

a więc system znaczeniowo wtórny, odsłania umowność<br />

tego, co przedstawiane.<br />

Najbardziej powszechną formą praktykowania<br />

artyzmu przez drag queens są jednak widowiska,<br />

odbywające się w lokalach. Występy mają być atrakcyjnymi<br />

dla jak największej liczby widzów, należą<br />

raczej do rozrywek o komercyjnym charakterze.<br />

Mimo to nie sposób zaprzeczyć, iż tego typu wydarzenia<br />

są popularne jedynie w wybranych grupach<br />

społecznych, przede wszystkim uczestniczą w nich<br />

przedstawiciele mniejszości seksualnych. Nie musi<br />

być to skutkiem upodobań, wynika głównie z formy<br />

spektakli. Mają one otwartą strukturę; jak już<br />

zostało zasygnalizowane, sporą część zajmują<br />

elementy improwizowane. Ważne jest więc, by<br />

w miarę możliwości przewidzieć reakcje odbiorców.<br />

Artysta drag queen często utożsamiany<br />

Dalej<br />

jest błędnie z transwestytą, a zachowania tego ostatniego,<br />

niestety, nie cieszą się powszechnym zrozumieniem,<br />

dlatego też bezpieczniej zapraszać publikę<br />

tolerancyjną.<br />

Owo „reżyserskie niedopracowanie” ma jednak<br />

również inne skutki. Strukturę tę bowiem można<br />

do pewnego stopnia identyfikować z formą happeningu,<br />

jako wydarzenia, podczas którego tworzy<br />

się rzeczywistość za pomocą aktów odtwórczych.<br />

We współczesnej niemieckiej sztuce happeningu<br />

wykorzystuje się m. in. maskarady, mające na celu<br />

przedstawić kulturowy charakter płci. Akcja jednego<br />

z pierwszych spektakli grupy „Megamorphosen”<br />

dzieje się na wybiegu, który staje się w kontekście<br />

wydarzeń scenicznych symbolem ujednolicenia.<br />

Artysta drag queen również wchodzi w rolę,<br />

odtwarza; poprzez sposób poruszania się, gestykulację,<br />

formułowanie wypowiedzi wskazuje na fakt,<br />

iż są to pewne schematy zachowań, a kobiecość jest<br />

tylko pewnym przebraniem.<br />

Wykorzystanie podobnych zabiegów obserwuje<br />

się w teatrze, można by więc uznać, iż dekonstrukcja<br />

kategorii płci przez wykonawców drag queens<br />

odbywa się także wyłącznie na poziomie zewnętrznym,<br />

nie odnosi się do „esencji”. Ograniczenie ramami<br />

teatralnej konwencji, zdaniem Judith Butler,<br />

separuje od życia codziennego; teatr byłby więc tylko<br />

„fikcją”.<br />

O wymowie spektakli drag queens decyduje jednak<br />

ich specyficzny charakter. Są to widowiska sytuujące<br />

się na pograniczu teatru. Teatralność zachowań jest<br />

widoczna, ale osobliwy jest cel zastosowania tego środka,<br />

dzięki niemu sam spektakl zostaje umiejscowiony<br />

w pozycji „meta” do działań życia codziennego. Ironiczne<br />

zdystansowanie się pozwala na odsłonę konstrukcji<br />

„zwyczajnych” zachowań.<br />

Ponadto przebranie się za kobietę nie buduje jednego<br />

czy kilku wątków, nie jest tylko jednym z elementów,<br />

funkcjonującym równorzędnie wobec innych. Kobiecy<br />

strój decyduje, w przypadku występów drag queens,<br />

o perspektywie odbioru. Istotna jest groteskowość na<br />

wielu poziomach – z jednej strony przejaskrawienie<br />

w kostiumie, z drugiej interferencja pierwiastków męskich<br />

i żeńskich. Mężczyzna odgrywający „królową” nie<br />

próbuje maskować fizycznych cech, uznawanych za męskie<br />

– rozbudowanych mięśni, silnie zarysowanej szczęki,<br />

niskiego głosu – i bynajmniej nie jest to związane<br />

z chęcią zerwania z iluzyjnością.<br />

53


D a l e j<br />

próba eseju<br />

54<br />

Widownia podczas drag queen show zachowuje<br />

się niezwykle ekspresyjnie, wchodzi w dialog z występującym<br />

nie tylko na prośbę tegoż. Twierdzenie, iż taki<br />

występ można określić jako schechnerowski spektakl<br />

jednego aktora, byłoby więc nie do końca zasadne.<br />

W istocie aktorów mamy wielu, a ich pojawienie się ma<br />

decydujący wpływ na klasyfikowanie widowiska.<br />

Udział publiczności w przedsięwzięciu sprawia<br />

bowiem, że nie do końca klaruje się, co jest akcentem<br />

teatralnym, a co już nie podlega fikcyjności. Wypowiedzi<br />

drag queen mogą być reżyserowane, ale widzowie<br />

zwykle nie silą się na brak szczerości.<br />

Tak poprowadzony dyskurs potwierdza tezę o konwencjalności<br />

zachowań i umowności w ich nazywaniu,<br />

a co za tym idzie wskazuje na ich performatywność.<br />

Uczestnicy spektaklu nie dzielą się refleksjami, nad<br />

którymi pracowali pod kątem merytorycznym. Jednocześnie<br />

świadomość, iż są obserwowani, stają się<br />

elementem występu; ma wpływ na to, jak komunikują.<br />

Wytwarza się więc sytuacja pewnego napięcia,<br />

czas i miejsce akcji determinują „teatralną” wymo-<br />

wę całego procesu, który jednak jest do pewnego<br />

stopnia zdarzeniem przypadkowym. Artyści drag<br />

queens zapraszają do wspólnej „gry” w wyniku czego<br />

„przenoszą” aspekt teatralizacji na codzienność.<br />

Ta perspektywa jest już bardzo bliska tezie o performatywnym<br />

charakterze płciowości.<br />

Sposób konstruowania „kobiecości” przez drag<br />

queen można więc uznać za dowód argumentujący<br />

twierdzenie o kulturowym charakterze kategorii<br />

płci żeńskiej (generalnie kategorii płci). Zdystansowanie<br />

się do przedsięwzięć, które na co dzień<br />

uznaje się za naturalne i zdeterminowane biologicznością,<br />

pozwala na wyabstrahowanie owych<br />

zachowań i oderwaniu tychże od sfery „organicznej”.<br />

Odgrywanie kobiety w sposób groteskowy<br />

i metatekstowy sprzyja odnalezieniu wtórności<br />

znaków oraz odejściu od poszukiwań esencji, która<br />

stanowiłaby o tożsamości jednostki. „Nie rodzimy<br />

się kobietami – stajemy się nimi”, powtarzając za<br />

Simone de Beauvoir.<br />

Doborsława Marszałkowska


Jak kobieta<br />

Stwierdzenie, iż występy drag kingowe 1 zawierają<br />

w sobie elementy widowiskości trąci<br />

truizmem. Lecz niewzruszona banalnością tego<br />

spostrzeżenia, sprecyzuję: celem niniejszego<br />

tekstu jest wskazanie na charakterystyczne elementy<br />

tego stosunkowo nowego zjawiska we<br />

współczesnej kulturze społecznej. Aby wiedzę<br />

praktyczną zdobytą przez zespoły drag kingowe 2<br />

odziać w konceptualny gorset, w toku analizy<br />

zostanie przywołana teoria performance’u.<br />

Definicja drag king show<br />

Angielskie wyrażenie „drag king” przywodzi<br />

na myśl kobietę, która wkłada męski kostium<br />

i występuje na scenie w roli mężczyzny. Przy czym<br />

takie działanie, mylnie kojarzone z transseksualizmem,<br />

nie wyraża potrzeby trwałej zmiany tożsamości<br />

płciowej: po wstępie następuje „ściągnięcie<br />

maski” 3 . Powyższa definicja okazuje się jednak<br />

1 Budzi wątpliwości poprawna pisownia terminu drag<br />

king. W tekstach pojawiają się formy: dragkingowy<br />

i drag kingowy, w deklinacji natomiast to zapożyczenie<br />

odmienia się zarówno z regułami języka polskiego (drag<br />

kingi, drag kingiem, drag kingów) jak i języka angielskiego<br />

(grupa drag kings). W niniejszej pracy proponuje się<br />

pisownię rozłączną, zgodną z odmianą języka polskiego.<br />

2 „Od końca lat osiemdziesiątych w USA kobiety weszły<br />

na scenę cross-dressingową z drag king show, przebierając<br />

się za mężczyzn. […] W Polsce scena drag king zaczyna<br />

się kształtować.” Katarzyna Szustow, Drag queen. Boska<br />

dekadencja, „Didaskalia”, nr 63, 10/2004, 62. Obecnie<br />

w Polsce najbardziej znane zespoły drag kingowe to<br />

Warsaw Boyz i DaBoyz. Za: Anna Laszuk, Dziewczyny-<br />

,wyjdźcie z szafy!, Płock, Fundacja Lorga, 2006, s. 213.<br />

Strona internetowa zespołu drag kingowego Da Boyz:<br />

http://daboyz.pl<br />

3 Magda z DaBoyz mówi: „Uwielbiam przebierać się za<br />

Dalej<br />

stwarza mężczyznę...<br />

o widowiskowości w występach<br />

Drag Kingów<br />

Ilona Koguciuk<br />

niepełna, bowiem drag king często występuje<br />

w kobiecej kreacji i - co istotne - robi to celowo.<br />

Przedstawiając obraz ‘męskości’, to znów ‘kobiecości’<br />

wykonawczyni ról społecznych zmusza widza<br />

do refleksji na temat tożsamości płciowych, których<br />

dwubiegunowość okazuje się wysoce umowna:<br />

„Z definicji powinien to być show ukazujący<br />

męskie cechy na scenie, ośmieszający męski sposób<br />

zachowania i sposób ubierania. Jednakże dużo<br />

dziewczyn, które robią drag kingi, występuje też<br />

na scenie w kreacjach kobiecych. Często się zdarza,<br />

że przebierają się najpierw za jedną płeć, potem<br />

przechodzą płynnie do drugiej i na odwrót. […]<br />

Taka zabawa z płcią jest szalenie potrzebna, żeby<br />

ludzie wiedzieli, że nie jesteśmy przypisani tylko<br />

do jednego rodzaju zachowań i do jednego rodzaju<br />

ubioru. Każdy ma prawo zachowywać się i ubierać<br />

jak mu się podoba. Patrząc na spektakl jest łatwiej<br />

to zaakceptować i przyjąć do wiadomości niż widząc<br />

to w codziennym życiu” 4 . [DK Morfi, zespół<br />

Da Boyz]<br />

Ostatecznie kwestię tożsamości płciowych manifestującą<br />

się w przedstawieniach drag kingów<br />

pozostawmy krytyce gender studies, analizie pod<br />

faceta. Ale to nie znaczy, że chciałabym zmienić płeć!”.<br />

Por. Elżbieta Turlej, Drag king. Kobieca prowokacja<br />

w męskich ciuchach, „Świat Kobiety”, nr 10, 2006. http://<br />

kobiety-kobietom.com; „Nie znaczy to wcale, że chciałabym<br />

być mężczyzną, wręcz przeciwnie, cieszę się z faktu<br />

bycia kobietą.” [wypowiedź i opinia Kasi Smułek, feministki,<br />

uczestniczącej w warsztatach drag kingowych].<br />

http://www.gender.umk.pl/<br />

4 Wywiad z Drag King Morfi, Strona internetowa zespołu<br />

drag kingowego Da Boyz. http://daboyz.pl<br />

55


D a l e j<br />

próba eseju<br />

56<br />

kątem seksualności 5 . Zwłaszcza, że do tej pory za<br />

przedmiot jej badań stawiano niemal wyłącznie<br />

występy drag queen (mężczyzn wkładających kostium<br />

kobiecy).<br />

Widowisko drag king w szerszym ujęciu<br />

można określić jako przyjmowanie na scenie „zachowań,<br />

które kulturowo są zarezerwowane dla<br />

mężczyzn” 6 . Lecz co rozumieć przez określenie<br />

zachowania kulturowe? Czy współczesne formy<br />

„przebieranek” wyrastających z kultury europejskiej<br />

i azjatyckiej kontrastują ze sobą? Zestawienie<br />

japońskiego zespołu Takarazuka Revue z europejskimi<br />

praktykami sceny drag pozwoli na uściślenie<br />

przywołanej definicji.<br />

Takarazuka Revue to nazwa istniejącego od<br />

początków XX wieku japońskiego teatru, w którym<br />

wszystkie role odgrywają kobiety 7 . Otokoyaku<br />

to aktorka, która występuje na scenie wyłącznie<br />

w rolach męskich 8 , formalnie odpowiada<br />

zatem definicji drag king. Jednak różnice między<br />

zachodnioeuropejskimi a japońskimi „przebierankami”<br />

damsko męskimi sytuują się na innych<br />

płaszczyznach: japoński formalizm – europejska<br />

„dowolność” bez pretensji artystycznych (1), stąd<br />

przemieszczenie akcentów w odbiorze: w kulturze<br />

japońskiej, w której tradycja rezerwowała role<br />

wykonawców dla mężczyzn, spektakl wywołuje<br />

efekt „piękny”, natomiast na Zachodzie występ<br />

drag king charakteryzuje ironiczny dystans i efekt<br />

„kampowy” 9 (2), co za tym idzie, pojawiają się<br />

5 Zainteresowanych odsyła się do pozycji Judith Butler<br />

„Gender Trouble”, która ukazała się w Nowym Jorku<br />

w 1990 r. Źródło polskie: Judith Butler, Zapis na ciele,<br />

performatywna wywrotowość, [w:] Antropologia widowisk.<br />

Zagadnienia i wybór tekstów, [oprac.] A. Chałupnik,<br />

W. Dudzik, M. Kanabrodzki, L. Kolankiewicz,<br />

Warszawa 2005, s. 585-596.<br />

6 A. Laszuk, op.cit., s. 206.<br />

7 Takarazuka stanowi żeński odpowiednik kabuki,<br />

tradycyjnej formy teatru japońskiego, który od XVII<br />

wieku prezentuje spektakle w całości zmaskulinizowane.<br />

Dictionnaire encyclopédique du Théâtre, A-K, red.<br />

Michel Corvin, Paris 2006, In extenso, s. 907-908 [hasło<br />

encyklopedyczne: Kabuki]. Tłumaczenie własne.<br />

8 Obecnie teatr zatrudnia ok. 400 aktorek odtwarzających<br />

role męskie i żeńskie (musumeyaku). Informacje<br />

o teatrze Takarazuka za: Joanna Bator, Tarazuka. Teatr<br />

kobiecej płci i męskiego rodzaju, [w:] Gender. Konteksty,<br />

pod red. Małgorzaty Radkiewicz, Kraków 2004, s.<br />

155-168.<br />

9 Wrażenie sztuczności, upozowania, przestylizowania<br />

odwołujące się do definicji kampu, stylistycznej<br />

rozbieżności w funkcji (3) i naturze tych przedstawień<br />

(4).<br />

„Kata, czyli kodeks zachowań właściwych kobiecemu<br />

albo męskiemu rodzajowi” 10 , obowiązujący<br />

uczennice szkoły muzycznej Takarazuka nie<br />

istnieje w kulturze zachodniej. Do osiągnięcia<br />

sformalizowanej „sztuczności” w Kraju Kwitnącej<br />

Wiśni potrzeba umiejętności i kunsztu 11 . W Europie<br />

brakuje wzorców, drag king tworzy swój<br />

show jak projekt autorski, w którym męski sposób<br />

zachowania się nie trzyma się sztywnych reguł,<br />

ani nie odsyła do żadnego prototypu 12 . Ponadto<br />

występ drag king, w przeciwieństwie do spopularyzowanej<br />

Takarazuki, sytuuje się na marginesie<br />

wydarzeń społecznych i nie pretenduje do rangi<br />

sztuki. Stąd wynika przeniesienie punktu ciężkości<br />

z efektu ‘pięknego’ na ‘kampowy’. Intencję<br />

rozrywkową i parodystyczną, w przedstawieniu,<br />

w którym w głównej mierze, lecz nie zawsze, występują<br />

lesbijki oraz feministki uzupełnia funkcja<br />

ideologiczna 13 :<br />

„Chcę też pokazywać feminizm na scenie.<br />

[…] Obnażanie męskich atrybutów jest jak obraza<br />

patriarchatu. […] Dla mnie natomiast większe<br />

znaczenie mają występy drag kingowe, ponieważ<br />

są uwikłane w politykę, feminizm, mówią o gender”<br />

14 . [DK Morfi, zespół Da Boyz]<br />

„Dziewczyny zaczynają zachowywać się ostro<br />

w stosunku do siebie, mają odwagę się kłócić, po-<br />

dominanty określanej przez Susan Sontag, która rozpoczęła<br />

dyskusję na ten temat, jako „umiłowanie tego, co<br />

nienaturalne”. Susan Sontag, Notatki o kampie, [tłum. W.<br />

Wartenstein], „Literatura na Świecie”, 09/1979, s. 307.<br />

10 J. Bator, op.cit., s. 162.<br />

11 Żeby sprecyzować ową „sztuczność” warto przywołać<br />

specyfikę teatru kabuki: „Nie bez powodu stawiano<br />

grację i wdzięk aktorów kabuki za wzór do naśladowania<br />

dla rzeczywistych kobiet: „sztuczna” kobieta jest<br />

estetycznie doskonalsza od prawdziwej tak, jak drzewko<br />

bonzai przewyższa pod tym względem drzewo, którego<br />

piękno jest naturalne”. Ibidem, s. 158.<br />

12 „Zazwyczaj zaczynam od wyboru piosenki. Potem<br />

staram się dopasować strój do osoby, która tą piosenkę<br />

wykonuje. Dopiero później zastanawiam się jak mam<br />

się poruszać i co mam z tą osobą faktycznie na scenie<br />

robić.” [DK Morfi, zespół Da Boyz]. Wywiad z Drag<br />

King Morfi, op.cit.<br />

13 „Dobra zabawa też jest ważna, ale nie najważniejsza.<br />

[…] Drag kingi natomiast starają się ośmieszyć stereotyp<br />

męskiego macho poprzez parodiowanie męskiego wyglądu<br />

i zdecydowanych, zadufanych w sobie męskich słów<br />

i gestów.” Ibidem.<br />

14 Ibidem.


kazują agresję. […] Drag king jest jak wyzwolenie.<br />

Wchodzisz w nową skórę, więcej ci wolno” 15 .<br />

[Megi, prowadzi warsztaty drag kingowe]<br />

Do japońskich fanek Takarazuki osadzonych<br />

w patriarchalnie urządzonym społeczeństwie jeszcze<br />

dosadniej przemawiają względy kontestacyjne<br />

16 :<br />

„[Otokoyaku] jest bardzo silną kobietą […].<br />

Robi różne rzeczy i zachowuje się tak, jak kobietom<br />

nie wolno w naszym społeczeństwie” 17 .<br />

Wielkie inscenizacje przy akompaniamencie<br />

orkiestry, zawierające elementy musicalu, rewii<br />

i kabaretu, przedstawienia, w których forma<br />

przesłania treść oraz aktorki tancerki zachowujące<br />

się na scenie nadzwyczaj dyskretnie w momentach<br />

damsko męskiego zbliżenia - azjatycka forma<br />

przedstawienia zupełnie odbiega od modelu<br />

europejskiego, gdzie podstawę występu stanowi<br />

wykonywana z playbacku piosenka, której towarzyszy<br />

odpowiednia mimika i gest, dopasowany<br />

do kontekstu strój, choreografia (czasami w układach<br />

grupowych), makijaż imitujący zarost.<br />

W Europie kobiety przebrane za mężczyzn występują<br />

solowo lub w zespołach. „Tancerki” drag<br />

kingowe demonstrują seksualność: markują penis<br />

za pomocą skarpetek, a żeby mieć „płaską klatę”<br />

- krępują biust 18 .<br />

Definicja drag king show po transkulturowym<br />

porównaniu zostaje osadzona w kulturze zachodniej<br />

19 ; odwołuje się do zjawiska scenicznego<br />

o charakterze marginalnym, w którym kobieta,<br />

15 Laszuk, op.cit., s. 212.<br />

16 Marginalna pozycja kobiety w patriarchalnym społeczeństwie<br />

japońskim sprawia, że tam, gdzie pokazywanie<br />

na scenie wzoru kobiecości przypada w udziale<br />

onnagata, mężczyźnie występującemu w kabuki w kreacji<br />

kobiecej, Takarazuka - teatr kobiecy cieszy się tak<br />

wielką popularnością. J. Bator, op.cit., s. 159.<br />

17 Odpowiedź jednej z fanek Takarazuki na pytanie<br />

o przyczynę fascynacji ulubionym otokoyaku. Ibidem, s.<br />

166.<br />

18 E. Turlej, op.cit. Por. przyp. 2.<br />

19 Głównie europejska, ze względu na przytaczane<br />

źródła polskie, które bezpośrednio odwołują do wzorców<br />

zachodnioeuropejskich. Wypowiedź Marty z drag<br />

kingowego zespołu Warsaw Boyz: „Kiedy odkryłyśmy<br />

z Asią [drugą członkinią zespołu], czym są drag kingi,<br />

od razu wiedziałam, że chcę to robić. Uczestniczyłyśmy<br />

obie w dragkingowych warsztatach podczas obozu Girlz<br />

Get United w Niemczech. Oglądałyśmy na wideo pokaz<br />

niemieckiej grupy, zaczęłyśmy rozważać możliwość podobnych<br />

występów w Polsce.” A. Laszuk, op.cit., s. 207.<br />

Dalej<br />

występująca na scenie solowo lub zespołowo, jest<br />

przebrana i ucharakteryzowana tak, żeby wyglądać<br />

jak mężczyzna. Podczas występu tańczy do<br />

piosenki „z plejbeku” i przyjmuje zmaskulinizowane,<br />

stereotypowe zachowania. Taki show charakteryzuje<br />

ironiczny dystans. Drag king zabawia<br />

publiczność, a ponadto chce obalać stereotypy<br />

płciowe i społeczno polityczne.<br />

Z teorii performance’u<br />

Teoria performance nie istnieje. Jednakże wielu<br />

niekonwencjonalnym wydarzeniom artystycznym<br />

nadano właśnie tę etykietę. Niewątpliwie<br />

dla tego terminu zbawienne pozostaje definicyjne<br />

niedookreślenie, brak wyraźnych konturów teoretycznych.<br />

Nie dziwi więc, że w nurt performance<br />

wpisują się prezentacje sztuki żywej - manifestacje,<br />

akcje, demonstracje – czerpiące inspiracje<br />

z wielu dziedzin sztuki, wyrastających z artystycznych<br />

i kontrkulturowych źródeł. Performance,<br />

odwołując się do dominant nurtu wskazanych<br />

przez Grzegorza Dziamskiego, opiera się, między<br />

innymi, na afirmacji indywidualizmu twórcy powstałej<br />

wskutek wykorzystania ciała jako materiału<br />

i środka wypowiedzi artystycznej (w tym celu<br />

wykonawca operuje często „ciałem plastycznym”)<br />

(1); oprócz tego performance, który wywodzi się<br />

z angielskiego czasownika to perform, cechuje<br />

charakter ludyczny (2) oraz aspekt „dziania się”<br />

(3). „Dynamiczne” znaczenie etymonu można<br />

odczytać wąsko - jako teatralizację zachowań<br />

społecznych, a szerzej - wskazać na semiotyczny,<br />

budujący znaczenia aspekt ludzkiego „działania”,<br />

powtarzanego i narzucanego przez kulturę performatywu<br />

(ta interpretacja wiedzie ku studiom<br />

genderowym)” 20 .<br />

Performance traktuje ciało nader osobliwie 21 .<br />

Aktor-performer posługuje się ciałem nie tyle<br />

w sposób „pozacodzienny”, jak chciałby rzec Eugenio<br />

Barba 22 , co celowo wykorzystuje „własne<br />

20 Grzegorz Dziamski, Performance, czyli otwarcie na<br />

codzienność życia, [w:] idem, Awangarda po awangardzie,<br />

Poznań, 1995, s. 103-129.<br />

21 Termin performance można rozumieć dwojako:<br />

jako konkretne wydarzenie artystyczne (1), oraz jako<br />

nurt współczesnej humanistyki (2). O wieloznaczności<br />

pojęcia performance szerzej w: Ewa Domańska, Zwrot<br />

performatywny we współczesnej humanistyce, „Teksty<br />

drugie”, nr 5, 2007, s. 48-61.<br />

22 Eugenio Barba, Antropologia teatru: Pierwsze hipote-<br />

57


D a l e j<br />

próba eseju<br />

58<br />

ciało jako materiał i środek wypowiedzi artystycznej”.<br />

To niejako usunięcie dzieła na rzecz twórcy.<br />

W przypadku drag king show, występ jawi się więc<br />

jako element podrzędny w stosunku do wykonawczyni,<br />

inaczej mówiąc „show” bez drag kinga nie ma<br />

racji bytu. Co więcej w widowisku performance,<br />

gdzie uwaga skupia się na ciele twórcy, jednocześnie<br />

rodzi się pytanie o jego osobowość. Wykonawcy<br />

początkowo eksplorowali własną tożsamość, by<br />

następnie skierować się ku parodii lub rozpocząć<br />

poszukiwania wśród innych tożsamości. Estetyka<br />

szoku, twórczy motor większości performance’ów<br />

to bardzo często konfrontacja tożsamości, ów rozdźwięk,<br />

wstrząs spowodowany „rozpoznaniem”<br />

przez widza anatomii wykonawcy i zewnętrznego<br />

dopasowania do odgrywanej roli płciowej 23 .<br />

Choć wydawać by się mogło, że drag king - kobieta<br />

w spodniach nie wywoła tak żywej reakcji jak<br />

mężczyzna paradujący w sukience (gdyż obowiązująca<br />

norma społeczna pozwala na wykorzystywanie<br />

w garderobie kobiecej elementów stroju męskiego),<br />

to jednak jej „przebranie” potrafi wstrząsnąć:<br />

odpowiednia charakteryzacja zmodyfikuje kontury<br />

ciała na potrzeby show, właściwie dopasowany<br />

strój ożywi odgrywaną na scenie postać i drag king<br />

wizualnie stanie się mężczyzną – a nawet atrakcyjnym<br />

mężczyzną, ponieważ nawet sztuczny zarost<br />

prezentuje się znacznie estetycznej niż umięśniona<br />

łydka starannie obleczona w kabaretki. Takie zabiegi<br />

świadczą, że wykonawcy drag, w obu przypadkach,<br />

dysponują „ciałem plastycznym”, ciałem<br />

podatnym na wszelkie modyfikacje 24 .<br />

zy, przeł. M. Berwid, „Dialog”, 1/1981, s. 94-100.<br />

23 Tak pisze Judith Butler: „W rzeczy samej, część<br />

przyjemności, zawrót głowy, który wywołuje przedstawienie<br />

drag, wynika z odkrycia radykalnej przypadkowości<br />

związku między płcią biologiczną [anatomią] i kulturową<br />

– w efekcie rozpoznania kulturowego charakteru konfiguracji<br />

tych przyczynowych całości, które nieustannie<br />

przyjmowane są za naturalne i konieczne.” J. Butler,<br />

op.cit., s. 592.<br />

24 Termin ukuty przez M. F. Rogers, która podkreśla, że<br />

nieustannie poszerza się zakres możliwości modyfikacji<br />

ciała zarówno dzięki rozwojowi technologicznemu jak<br />

i społeczno-gospodarczemu: „Plastyczne ciało wymaga<br />

zarówno pracy, jak i gry. [...] Można je ‘wyprodukować’,<br />

lecz także daje ono możliwość zabawy ozodobami, barwnymi<br />

lub ekstrawaganckimi strojami [...] jest w przeważającej<br />

mierze ciałem konsumpcjonistycznym.” Mary F.<br />

Rogers, Barbie jako ikona kultury [1999], [w:] Antropologia<br />

widowisk. Zagadnienia i wybór tekstów, [oprac.] A.<br />

Chałupnik, W. Dudzik, M. Kanabrodzki, L. Kolankiewicz,<br />

„Ania uciska [piersi] czymś w rodzaju gumowego<br />

gorsetu używanego przez kobiety do wysmuklania<br />

talii. Magda krępuje biust kilkoma rolkami<br />

elastycznego bandaża. […] Ania wypycha spodnie<br />

przy rozporku kilkoma zwiniętymi skarpetkami.<br />

- Markują członek - tłumaczy. – […]Trzeba siedzieć<br />

jak mężczyzna, z szeroko rozstawionymi kolanami.<br />

I, co jakiś czas, poprawiać sobie to „coś”<br />

w spodniach, przekładając z jednej nogawki w drugą.<br />

Zarost musi wyglądać naturalnie. Końcówki włosów<br />

(najlepiej nadają się do tego te z miejsc intymnych)<br />

dziewczyny przyklejają na żel fryzjerski do<br />

policzków i na szyję. Na to brązowy cień do powiek<br />

i […] są gotowe do występu” 25 . [Magda i Ania z Da<br />

Boyz w trakcie przygotowań do występu]<br />

Czyż te zabawy ciałem, ściśle określona czasowo<br />

próba wzięcia w nawias swojej fizyczności nie<br />

cechują również karnawału 26 ? Z tym zjawiskiem<br />

drag king show łączą przynajmniej dwie analogie:<br />

epatowanie cielesnością i charakter ludyczny, rozrywkowy,<br />

autoteliczny, będący celem samym w sobie.<br />

„Karnawał to największe święto ciała” i według<br />

Wojciecha Dudzika cielesność przejawia się w nim<br />

jako największy obiekt zainteresowania karnałowiczów<br />

27 . Nie posługując się przebraniem jak drag<br />

king, lecz w akcie „demonstrowania sztucznych<br />

atrybutów płci i wykorzystywania jednoznacznie<br />

kojarzących się rekwizytów” 28 – w takiej formie<br />

przejawiało się pragnienie odwrócenia ról płciowych.<br />

Swój najpełniejszy wymiar odnajduje w nim<br />

koncepcja „świata na opak”, owa chęć zabawy i zawieszenia<br />

reguł codziennego życia - z prostego powodu<br />

- to właśnie na biegunach płci zasadza się<br />

cała struktura ładu społecznego 29 .<br />

Warszawa 2005, s. 639-642.<br />

25 E. Turlej, op.cit. Por. przyp. 2.<br />

26 Szczegółowe zestawienie drag queen show z teorią<br />

karnawału w: Robert Kulpa, Karnawał? Kamp i gender<br />

w Drag Queen Show, „Konteksty. Polska Antropologia”,<br />

3-4, 2002. http://eprints.ucl.ac.uk/3482/1/3482.pdf<br />

27 Zamieszkujący kraje ciepłe dawali jej upust bezpośrednio<br />

w kontaktach seksualnych, a tam, gdzie warunki pogodowe<br />

nie pozwalały na obnażanie ciała w lutym wyrazem<br />

tej tendencji była zamiana ról płciowych przy użyciu<br />

odpowiednich rekwizytów. Wojciech Dudzik, Karnawały<br />

w kulturze, Warszawa 2005, s. 165.<br />

28 Ibidem, s. 165.<br />

29 „Wiadomo przecież, że na relacji między mężczyzną<br />

a kobietą w rodzinie i poza nią opiera się niemal cala<br />

praktyczna filozofia ładu społeczeństwach [...]. Występy<br />

młodych mężczyzn ubranych i zachowujących się po


Pozostając w kontekście społecznym warto<br />

zauważyć, że performance staje się kategorią<br />

opisującą powtarzalne, pojedyncze wykonania ról<br />

społecznych nie w sytuacji karnawału, lecz „w teatrze<br />

życia codziennego”, chcąc powtórzyć za<br />

Ervingiem Goffmanem 30 ; w tym węższym rozumieniu<br />

stanowi podatny grunt dla nauk społecznych<br />

i wiedzy o teatrze. Jednak pojawiające się tu<br />

i ówdzie derywaty terminu takie jak „performatyw<br />

płci”, „performatywy” w teorii aktów mowy,<br />

wreszcie performance studies, nowy dział amerykańskiej<br />

humanistyki 31 – po pierwsze potwierdzają<br />

postawioną na początku tezę o wieloznaczności<br />

pojęcia; świadczą także w sensie najogólniejszym<br />

o wyeksponowaniu znaczenia „działania” w ludzkiej<br />

interakcji ze światem. Rzecz nie nowa, bo cóż<br />

w kulturze nie jest ludzkim działaniem? – lecz<br />

prowadząca do wyraźnego podkreślenia aspektu<br />

„dziania się”, procesu zmian, a w nim wskazania<br />

na pozytywną wartość kategorii zmiany, na<br />

„aktywny (sprawczy) podmiot (podmiot performatywny),<br />

który tworzy się poprzez zmiany<br />

i powoduje konkretne zmiany w otaczającej rzeczywistości,<br />

zwłaszcza poprzez wydarzenia, ‘happeningi’,<br />

performance” 32 .<br />

* * *<br />

Pozornie drag king show i performance łączy<br />

jedynie sam występ, tytułowa widowiskowość.<br />

Niemniej jednak można stwierdzić, że wyrastają<br />

kobiecemu, często będące główną atrakcja karnawału,<br />

mogą stanowić kontynuację lub parodię typowych męskich<br />

zalotów do niezamężnych kobiet […]. Gdy wraz<br />

z mężczyznami przebranymi za kobiety staja w szranki<br />

również kobiety przebrane za mężczyzn, spirala znaczeń<br />

może się kręcić dalej niemal ad absurdum.” Norbert<br />

Schindler, Karnawał, kościół i „świat na opak”, [w:]<br />

idem: Ludzie prości, ludzie niepokorni... Kultura ludowa<br />

w początkach dziejów nowożytnych, Warszawa, 2002, s.<br />

213.<br />

30 Erving Goffman, Człowiek w teatrze życia codziennego,<br />

przeł. [z ang.] H. Datner-Śpiewak, P. Śpiewak,<br />

Warszawa, 2000.<br />

31 J. Butler, op. cit. Por. przyp. 4; John Austin, Performatywy<br />

i wypowiedzi konstatujące i Jak działać słowami,<br />

[w:] idem: Mówienie i poznawanie, Warszawa, 1993; E.<br />

Domańska, op. cit. Por. przyp. 20.<br />

32 E. Domańska, op. cit., s. 52.<br />

Dalej<br />

z podobnych założeń. Drag king show nawiązuje<br />

do początków performance’u – manifestacji sztuki<br />

żywej wzrosłej z happeningów – dzieli z nim<br />

kontrkulturową inspirację działań, lecz nie rości<br />

sobie pretensji artystycznych. Drag king jako<br />

performer wykorzystuje swoje ciało jako środek<br />

i materiał ekspresji artystycznej, które w sytuacji<br />

widowiska zostaje poddawane różnym modyfikacjom.<br />

Funkcja ludyczna cechująca performance<br />

jak i drag king show znajduje swój wyraz w karnawałowej<br />

atmosferze: publiczność, taniec, muzyka<br />

z playbacku... „Drugie dno” występu to chęć<br />

obalenia stereotypów płciowych oparta na teorii<br />

performatywów płci. Oprawiona w ideologiczne<br />

ramy, odpowiadające gender studies, wkracza<br />

tutaj szersza interpretacja performance’u: w drag<br />

king show performatywne działanie sceniczne<br />

wykorzystujące atrybuty płci zmierza nie tyle<br />

do przekształcenia rzeczywistości, co do zmian<br />

w świadomości widzów; zrozumienia, iż powstająca<br />

na scenie konkretna reprezentacja – tożsamość<br />

(sceniczna), została uprzednio wybrana<br />

z wachlarza dostępnych, narzuconych kulturowo<br />

zachowań społecznych określających daną tożsamość<br />

płciową.<br />

To trochę tak, jakby wiążąc wstążeczkę na<br />

ręce, wypowiedzieć to, co uczenie brzmiałoby austinowska<br />

wypowiedź performatywna: niebieski<br />

– chłopak, różowy – dziewczynka…<br />

Ilona Koguciuk<br />

59


D a l e j<br />

w stronę historii<br />

60<br />

postdramatyczne<br />

spojrzenie na teatr<br />

średniowieczny<br />

1.Wstęp<br />

Książka Hansa-Thiesa Lehmanna Teatr post-dramatyczny<br />

stanowi pewien przełom. Pomijając skrajne<br />

emocje, jakie wzbudziła w kręgach naukowych, niewątpliwą<br />

zasługą autora jest to, że jako pierwszy podjął<br />

próbę opisu zjawisk, jakie możemy obserwować we<br />

współczesnym teatrze. Stworzył on pewien język oraz<br />

kategorie pojęciowe, dzięki którym można opisywać<br />

i podejmować refleksje nad tymi zjawiskami teatralnymi,<br />

wobec których tradycyjny język wypracowany<br />

przez teatrologów okazał się niewystarczający. Niezwykle<br />

trudno jest podać spójną definicję czym naprawdę<br />

jest w rozumieniu Lehmanna teatr nazwany<br />

przez niego postdramatycznym, gdyż spektrum analizowanych<br />

przez niego zjawisk jest naprawdę bardzo<br />

szerokie. Ogromnie upraszczając, można stwierdzić,<br />

że termin ten obejmuje praktyki teatralne, których<br />

podstawowym założeniem jest, że ani akcja, ani postać<br />

jako wielowymiarowy charakter, ani dramatyczna czy<br />

dialektyczna kolizja wartości, ani nawet możliwe do<br />

zidentyfikowania figury sceniczne nie są niezbędne by<br />

stworzyć teatr 1 . Teatr postdramatyczny łamie jakiekolwiek<br />

zasady mimesis, nie tworzy fikcyjnego świata służącego<br />

do przestawienia akcji dramatycznej na scenie,<br />

„domaga się sceny rozumianej jako początek i miejsce<br />

interwencji, a nie jako przekład jakiejś rzeczywistości<br />

zewnętrznej” 2 . Teatr ten wykorzystuje elementy<br />

1 Hans-Thies Lehmann, Teatr post-dramatyczny, przeł.<br />

Dorota Sajewska i Małgorzata Sugiera, Kraków 2004, s.<br />

7-28.<br />

2 Słownik dramatu nowoczesnego i najnowszego, red. Jean-Pierre<br />

Sarrazac, przeł. Matuesz Borowski i Małgorzata<br />

Sugiera, Kraków 2007, s. 131.<br />

Jakub Papuczys<br />

innych sztuk: tańca, śpiewu, muzyki, pantomimy,<br />

teatru żywego słowa, sztuk plastycznych, światła, wideo.<br />

Każdy z tych elementów jest oddzielną kategorią<br />

estetyczną. Ma on za zadanie przede wszystkim pobudzić<br />

wyobraźnię widza, poszerzyć jego percepcję, aktywnie<br />

włączyć do uczestnictwa w spektaklu. Pozwolić<br />

mu na samodzielne budowanie sensów i znaczeń,<br />

pobudzać go do stworzenia własnego świata z materii<br />

danej przez spektakl. Tekst nie zostaje wykluczony,<br />

ale przestaje być głównym filarem i podstawą świata<br />

przedstawionego. Staje się tylko jednym z elementów<br />

dzieła teatralnego, równoważnym z muzyką, gestem,<br />

obrazem. Lehmann stwierdza: „Krok w stronę teatru<br />

postdramatycznego został postawiony w chwili, kiedy<br />

wszystkie środki teatralnego wyrazu zostały pod<br />

względem ważności zrównane z tekstem, czy też mogły<br />

obywać się bez niego” 3 .<br />

Widać więc, że jest to nazwa umowna, odnosi<br />

się do większego spektrum znaczeń, niż rola dramatu<br />

w spektaklu teatralnym. Autor sam mówi, że pragnie<br />

stworzyć nową „logikę estetyczną” w opisie teatru najnowszego<br />

4 .<br />

W pracy tej zostaną podjęte próby zastosowania<br />

kategorii, języka, mechanizmów opisu stworzonych<br />

przez Lehmanna do analizy teatru średniowiecznego.<br />

Sam Lehmann niejako do tego nakłania pisząc: „Nowopowstałe<br />

estetyki umożliwiają ukazanie w zmienionym<br />

świetle zarówno starszych form teatralnych,<br />

jak i koncepcji teoretycznych, za pomocą, których je<br />

definiowano” 5 .<br />

3 Lehmann, op. cit., s. 19.<br />

4 Ibidem, s. 21.<br />

5 Ibidem, s. 20.


Teatr średniowieczny, absolutnie nietypowy, jeżeli<br />

będziemy rozpatrywać go w kontekście historycznej<br />

ewolucji tej dziedziny sztuki świetnie się do tego zabiegu<br />

nadaje.<br />

Między teatrem rzymskim, który bezpośrednio go<br />

poprzedził, a teatrem renesansowym, który nastał po<br />

nim, stanowi on zupełnie nieprzystającą lukę i w wielu<br />

aspektach jest zbliżony do właśnie współczesnego<br />

rozumienia i praktykowania sztuki teatralnej.<br />

Oczywiście teatr średniowieczny nie był postdramatyczny,<br />

w pełnym rozumieniu, w jakim przedstawia<br />

nam je Lehmann. Można jedynie rzec, że w pewnych<br />

okresach, w pewnych aspektach zastosowanie kategorii<br />

wprowadzonych przez Lehmanna, może być ciekawe<br />

poznawczo i pozwolić spojrzeć na te aspekty teatru<br />

średniowiecznego w zupełnie nowym świetle. Taki jest<br />

też cel tej pracy. Za najbardziej zbliżone i ciekawe do<br />

takiego rozpatrywania jest posługiwanie się przestrzenią,<br />

czasem i tekstem w teatrze średniowiecznym.<br />

Warto także wspomnieć, jak bardzo początki teatru<br />

średniowiecznego są zbliżone do tego, czym dla<br />

wielu twórców ma być teatr współcześnie. Teatr obecnie<br />

pragnie wyjść z ram swej teatralności. Nie chce<br />

tworzyć iluzji, a wtapiać się w codzienność. Z drugiej<br />

strony coraz więcej zjawisk społecznych, rytuałów życia<br />

codziennego jest niezwykle teatralnych. Świadczy<br />

o tym coraz bardziej prężny rozwój takich dziedzin<br />

nauki jak antropologia widowisk czy performatyka 6 .<br />

Wielu badaczom, w znalezieniu początków teatru<br />

średniowiecznego problem sprawia to, że wiele innych<br />

aspektów życia społecznego było bardzo mocno nacechowanych<br />

teatralnością. Świetnie można uzmysłowić<br />

to sobie czytając słowa Johana Huizingi: „Miejsce to<br />

[kościół Niewiniątek w Paryżu i teren wokół niego –<br />

J.P.] było zatem dla piętnastowiecznych paryżan czymś<br />

takim, jak posępny Palais Royal w 1789 roku. Pośród<br />

nieustannych pogrzebów i ekshumacji odbywała się<br />

tam promenada, podczas której spotykali się wszyscy.<br />

Obok kostnic znajdowały się kramy, a pod arkadami<br />

gromadziły się kobiety lekkich obyczajów. Obok kościoła<br />

nie brakowało nawet zamurowanej pustelnicy.<br />

Czasem jakiś mnich z zakonu żebrzącego wygłaszał<br />

6 Zob. Richard Schechner Perforamtyka: wstęp, przeł.<br />

Tomasz Kubikowski, Wrocław 2006; Agata Skórzyńska,<br />

Teatr jako źródło ponowoczesnych spektakli społecznych,<br />

Poznań, 2007. W pracach tych analizowane są pod kątem<br />

spektaklu teatralnego m.in. akcje promocyjne w wielkich<br />

centrach handlowych czy igrzyska olimpijskie i inne<br />

imprezy masowe.<br />

Dalej<br />

kazanie na tym osobliwym miejscu, które już samo<br />

było niejako kazaniem w średniowiecznym stylu. Niekiedy<br />

jak powiada Mieszczanin Paryski, zbierała się<br />

tam procesja dziecięca, dochodząca do liczby 12500<br />

uczestników; wszyscy nieśli świece i towarzyszyli przenoszeniu<br />

relikwii świętego młodzianka do Notre-Dame<br />

i z powrotem. Urządzano tam nawet festyny” 7 .<br />

Niektórzy, jak Mauricce Accarie początków teatru<br />

średniowiecznego upatrują, właśnie w bardzo mocno<br />

teatralizowanej i udramatycznionej liturgii, podczas<br />

której gesty, mimika, oprawa plastyczna i muzyczna<br />

były dużo bardziej zaznaczone niż obecnie i dawały<br />

ogromny teatralny efekt 8 . Oto, więc już w swych początkach<br />

teatr średniowieczny tworzy bardzo wyrazistą<br />

paralelę ze współczesnością.<br />

2.Przestrzeń<br />

Przestrzeń w teatrze postdramatycznym, jest<br />

fragmentem estetyki całego spektaklu. Nie jest jedynie<br />

elementem tworzącym dany spektakl, nie buduje<br />

fikcyjnego świata na scenie. Jest czymś samoistnym,<br />

występującym autonomicznie i na równych prawach<br />

jak inne kategorie sceniczne tworzące spektakl. Przestrzeń<br />

sceny bardzo często stapia się z przestrzenią codzienną,<br />

rzeczywistą. Brak jest wyraźnego rozróżnienia,<br />

między sceną, a widownią, coraz częściej nie ma<br />

nawet samej sceny, czyli określonego wydzielonego<br />

miejsca, na którym mogli by grać aktorzy. Widzowie<br />

uczestniczą w spektaklu, a aktorzy grają między nimi.<br />

Także współczesna przestrzeń teatralna to bardzo często<br />

przestrzeń codzienności. Miasto, ulica, opuszczona<br />

fabryka, stają się często miejscami spektakli teatralnych.<br />

Powoduje to niejako ożywienie tej przestrzeni,<br />

zupełnie inne jej zaakcentowanie. Przez skierowanie<br />

na nią uwagi, mimo że bezpośrednio nie uczestniczy<br />

ona w spektaklu, staje się nośnikiem sensów, znaczeń.<br />

Następuje zniesienie granicy między rzeczywistym,<br />

a fikcyjnym doświadczeniem. Lehmann pisze,<br />

że: „Z tradycyjnie metaforyczno – symbolicznej zmieniła<br />

się ona w p r z e s t r z e ń m e t o n i m i c z n<br />

ą” 9 . Mimo teatralnego zaznaczenia przestrzeń zostaje<br />

częścią realnego świata.<br />

7 Johan Huizinga, Jesień średniowiecza, przeł. Tadeusz<br />

Brzostowski, t. 1, Warszawa 1967, s.271-272.<br />

8 Maurice Accarie, Teatr religijny i teatr świecki w średniowieczu:<br />

próba klasyfikacji, przeł. Joanna Teklik, [w:]<br />

Zwierciadło świata: średniowieczny teatr francuski, wstęp<br />

i red. Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 28-29.<br />

9 Lehmann, op. cit., s. 248.<br />

61


D a l e j<br />

w stronę historii<br />

62<br />

Teatr średniowieczny nie miał określonej przestrzeni.<br />

Nigdy nie było jednego, wydzielonego budynku<br />

przeznaczonego tylko do wystawiania przedstawienia<br />

teatralnego (specjalne pomieszczenia na zamku, które<br />

pojawiły się u niektórych książąt i władców w XIV<br />

i XV wieku były raczej sporadyczne. Tradycja teatru<br />

dworskiego, wystawianego w specjalnie określonym<br />

do tego miejscu upowszechni się dopiero w renesansie).<br />

Spektakle były grane w pomieszczeniach, przestrzeniach<br />

o innych prymarnych funkcjach, spektakl<br />

był tylko wyjątkowym przekształceniem tej przestrzeni.<br />

Co jednak najważniejsze, nawet podczas trwania<br />

spektaklu, owa przestrzeń nie traciła swych pierwotnych<br />

funkcji i znaczeń. Kościół był nadal świątynią,<br />

plac targowy miejscem, gdzie załatwiało się codzienne<br />

interesy. Z jednej strony, więc miejsce codzienne, powszechnego<br />

użytku zostawało teatralnie zaakcentowane<br />

i uzyskiwało znaczenie odmienne od powszechnego.<br />

Z drugiej strony znaczenie pierwotne przestrzeni<br />

przenikało do rzeczywistości spektaklu i pełniło ważną<br />

funkcję w przekazywaniu jego sensu i treści.<br />

Widać to już choćby w zabytku piśmienniczym<br />

Skarga umierającego. Jeżeli przyjąć, że był to dialog<br />

służący wystawieniu dramatycznemu (a zwłaszcza<br />

w przypadku wersji wrocławskiej, do której dołączona<br />

jest pieśń Dusza z ciała, wyleciała..., jest to bardzo<br />

prawdopodobne 10 – tu znowu powraca temat<br />

teatralności bardzo wielu dziedzin sztuki i życia w średniowieczu),<br />

można przypuszczać, że widowisko takie<br />

wykorzystywało przestrzeń kościoła, plac przed kaplicą<br />

– cmentarną. Wystawienie dialogu o takiej tematyce<br />

w okolicach cmentarza musiało robić piorunujące<br />

wrażenie, zacierało niemalże całkowicie ramy teatralnej<br />

10 Odwołano się tu do koncepcji Juliana Lewańskiego.<br />

Koncepcja ta opiera się na założeniu, że Skarga była literackim<br />

zapisem jakiegoś wcześniejszego udramatyzowanego<br />

ludowego obrzędu, prawdopodobnie pogrzebowego.<br />

Lewański twierdzi, że w przypadku wersji wrocławskiej,<br />

właśnie pieśń Dusza z ciała, wyleciała... narzuciła Skardze<br />

formę dramatyczną. Sugeruje on, że właśnie ta pieśń i<br />

jej budowa była echem jakiejś nieznanej ludowej formy<br />

obrzędu pogrzebowego. Ponadto zauważa, że podstawowy<br />

tekst otrzymał pięć didaskaliów teatralnych. Wystawienie<br />

przy kaplicy cmentarnej implikuje natomiast fakt, że<br />

przestrzeń sceniczna musiała być pojemna. Trzeba było<br />

ustawić łoże Umierającego, grupę Ludzi, Anioła, ewentualnie<br />

także Diabły. Dokładny opis rekonstrukcji tego<br />

obrzędu znajduje się [w:] Julian Lewański, Dramat i teatr<br />

średniowiecza i renesansu w Polsce, Warszawa 1981, s.<br />

79-88.<br />

konwencji i bardzo silnie wkraczało w rzeczywistość.<br />

Sytuację taką również zauważa Huizinga: „Nigdzie indziej,<br />

wszystko to, co przywoływało przed oczy obraz<br />

śmierci, nie zostało zgromadzone razem w sposób tak<br />

wstrząsający, jak na cmentarzu Niewiniątek w Paryżu.<br />

Tam można było, aż do trzewi zaznać dreszczu makabry.<br />

Wszystkie elementy współdziałały ze sobą, aby<br />

nadać owemu miejscu surową świętość, aby ozdobić<br />

je barwną grozą, której tak namiętnie pożądało późne<br />

średniowiecze. Już choćby sama myśl o świętych,<br />

którym poświęcone były kościół i cmentarz, o owych<br />

niewinnych dzieciach, ponoszących śmierć zamiast<br />

Chrystusa, wywoływała przez ich wstrząsające męczeństwo<br />

silne poruszenie i żarliwe emocje, w których<br />

rozkoszowała się epoka” 11 .<br />

W prawie wszystkich spektaklach religijnych<br />

przestrzeń jest orientowana według osi kardynalnych<br />

z piekłem umieszczonym na zachodzie, a rajem na<br />

wschodzie. Przestrzeń, jej usytuowanie w spektaklu,<br />

jest nośnikiem bardzo czytelnych znaków, funkcjonuje<br />

w pełni autonomicznie, jest równorzędnym jego<br />

elementem<br />

Przestrzeń rzeczywista jak plac (usytuowany<br />

w centralnym punkcie miasta), czy brama w przypadku<br />

wjazdów książęcych odsyła do przestrzeni<br />

mitycznej, idealnej, a jednocześnie jest bardzo silnie<br />

związana z rzeczywistością codzienną. Plany mityczny<br />

i realistyczny wzajemnie się przenikają, aby ujawnić<br />

porządek kosmiczny, idealną harmonię, która przez<br />

wzajemne przeplatanie się tych planów odsyła do rzeczywistej<br />

organizacji społecznej.<br />

Kościół spełniał również czysto formalne i techniczne<br />

aspekty wystawiania przedstawień. Mógł zgromadzić<br />

odpowiednią ilość wiernych, jego architektura<br />

stawała się naturalną scenografią i uzupełniała<br />

przedstawienie w niezbędne rekwizyty jak krzyż, grób<br />

Chrystusa, figury świętych. Te prawdziwe przedmioty,<br />

człony architektury, mimo że wzięte w teatralny<br />

nawias przedstawianego obrzędu nie przestawały być<br />

elementami prawdziwego kościoła, co najczęściej niezwykle<br />

potęgowało efekt wystawianego przedstawienia,<br />

jednocześnie nabierając zupełnie nowych metaforycznych<br />

znaczeń.<br />

Podobnie było z wystawianiem misteriów w miastach.<br />

W przypadku na przykład Pasji, we Frankfurcie<br />

datowanej na połowę XIV wieku w większości otaczające<br />

budynki zostają wykorzystane jako architektura<br />

11 Huizinga, op. cit., s. 270.


spektaklu. Raj zostaje umieszczony na fasadzie jednego<br />

z domów, między szczytami. Ulice prowadzące na<br />

plac natomiast zostały ograniczone bramami i służą<br />

jednocześnie jako wejście zarówno dla aktorów, jak<br />

i widzów 12 . Wystarczyło parę prostych symboli i elementów<br />

i scena sama tworzyła porządek miejskiego<br />

decorum, w którym mieszkaniec miasta doskonale<br />

się odnajdywał. Przebywał zarówno w świetnie mu<br />

znanym środowisku, jak i uczestniczył w przestrzeni<br />

spektaklu. Widownia stanowi jedynie przedłużenie<br />

przestrzeni scenicznej, nigdzie nie ma wyraźnego<br />

odgraniczenia między przestrzenią przeznaczoną dla<br />

aktorów, a przestrzenią przeznaczoną dla widzów.<br />

Świadczy o tym fakt, że aktorzy i dekoracje stoją tyłem<br />

do widowni. Spektakli średniowiecznych się nie<br />

ogląda, ale współuczestniczy w nich.<br />

Misteria pasyjne z XV wieku, które są tak naprawdę<br />

wariantem jednego tekstu podstawowego<br />

powstałego z przerobienia Meditationes Pseudo-Bonawenturego<br />

na podstawie Wulgaty oraz Złotej legendy<br />

Jakuba z Voragine, także używały dwóch planów<br />

postrzegania przestrzeni 13 . Jest ona nierozerwalnie<br />

powiązana z wyobrażeniem idealnej przestrzeni teologicznej.<br />

Misterium męki pańskiej ułożone jest według<br />

podstawowych osi kardynalnych. Tekst implikuje<br />

także fundamentalny podział przestrzeni, zarazem<br />

odsyłający do podziału teologicznego, pozwalający<br />

pogrupować postacie według ich roli w dramacie sakralnym<br />

według schematu dół – środek – góra 14 .<br />

Mamy w przypadku misteriów także do czynienia<br />

z przestrzenią codzienną wtopioną w przestrzeń<br />

spektaklu. Gospoda, więzienie, straż, kuźnia<br />

czy stolarnia ulegają zwielokrotnieniu, uczestnicząc<br />

w dwóch planach – przedstawienia i codzienności.<br />

Zjawisko to pozwala wydobyć sens moralny tego<br />

zabiegu. Przestrzeń codzienna zostaje ukazana negatywnie.<br />

Karczma jest przedsionkiem piekła, stolarz<br />

sporządza krzyż, kowal kuje gwoździe, które przebiją<br />

ciało Chrystusa, a strażnicy i żołnierze, są podłymi<br />

ludźmi bez jakichkolwiek uczuć. Posługując się formą<br />

przestrzeni, autorzy misterium dają widzom jasno<br />

12 Elie Konigson, Miasto w przestrzeni teatralnej, przeł.<br />

Patrycja Tomczak, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />

teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />

2006, s. 122.<br />

13 Elie Konigson, Przestrzeń i miejsca mitu, przeł.<br />

Barbara Walkiewicz, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />

teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />

2006, s. 153-154.<br />

14 Ibidem, s.182-185.<br />

Dalej<br />

do zrozumienia, że świat ziemski jest tylko i wyłącznie<br />

siedliskiem zła i grzechu. Nic dobrego nie można<br />

się po nim spodziewać, należy dążenia i namiętności<br />

ziemskie odrzucić na rzecz rozwoju duchowego<br />

z myślą o życiu wiecznym.<br />

Niezwykle popularnym w średniowieczu modelem<br />

przestrzeni scenicznej był teatr kolisty. Najlepszym<br />

dokumentem tej formy teatru w średniowieczu<br />

jest słynna miniatura Jeana Fouqueta Męczeństwo<br />

świętej Apolonii, stanowiąca ilustracje do Godzinek<br />

Etienne’a Chevaliera 15 . Ponownie przestrzeń stanowi<br />

element, w którym przenikają się dwa porządki:<br />

sceniczny i symboliczny. Okrąg jest przecież figurą<br />

doskonałą. Bóg w średniowieczu jest doskonałym<br />

geometrą, który tworzy wszechświat według figur<br />

uporządkowanych, czystych, podstawowych. Sztuka,<br />

rzeźba, architektura zwłaszcza kościelna jest matematyczna,<br />

kreślona według zasad kompasu i linijki. Gra<br />

na poziomie religijnym odgrywa się właśnie w idealnym<br />

wszechświecie, jest jego miniaturą. Przestrzeń<br />

jest kolista, rozdzielona przez osie kardynalne między<br />

piekłem, a niebem. Plan wszechświata staje się<br />

planem miasta. Przestrzeń odwołuje widza zarówno<br />

do idealnego, doskonałego wszechświata stworzonego<br />

przez Boga, jak i do doskonałego układu miasta<br />

zbudowanego na planie promienistym. Teatr na planie<br />

okręgu odwołuje się do przestrzeni abstrakcyjnej,<br />

jednakże w całości powstałej z modelu miejskiego 16 .<br />

Także w wystawianych w Polsce między innymi<br />

w Krakowie i Wrocławiu w XIII wieku Processio in<br />

Ramis Palmarum (Procesji na Niedzielę Palmową) 17 ,<br />

przestrzeń bardzo często przedstawiała się w dwóch<br />

porządkach: symbolicznym i realistycznym.<br />

Wejście w drzwi kościelne najczęściej oznaczało<br />

wjazd do Jerozolimy. Wchodząc do kościoła widzowie<br />

powtarzali historyczny i teologiczny moment świętego<br />

wydarzenia. Przestrzeń była jednocześnie kościołem,<br />

ale też miastem, w którym rozegrała się święta<br />

historia. Tak, jak kościół jest miejscem walki o dusze<br />

wiernych, o ich zbawienie w walce z szatanem, złem<br />

i grzechem, tak Jezus wjeżdżał do Jerozolimy na pięć<br />

15 Henri Rey-Flaud, Od mima do teatru (2), przeł. Anna<br />

Loba, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny teatr<br />

francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 88.<br />

16 Elie Konigson, Miasto w przestrzeni teatralnej, przeł.<br />

Patrycja Tomczak, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />

teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />

2006, s.142-143.<br />

17 Julian Lewański, Dramat i teatr średniowiecza i renesansu<br />

w Polsce, Warszawa 1981, s. 19-30.<br />

63


D a l e j<br />

w stronę historii<br />

64<br />

dni przed ukrzyżowaniem, aby ostatecznie wypełnić<br />

swoją misję, zbawić ludzkość, wygrać z grzechem.<br />

Wejście jest zawsze punktem granicznym, człowiek<br />

wchodząc do kościoła postanawiał oddać się w łaskę<br />

i opiekę Boga, decydował się walczyć o swoje zbawienie.<br />

Tak Chrystus przekraczając bramy Jerozolimy<br />

pieczętował ostatecznie swój los i pokazywał<br />

ludziom, że przybył w celu wypełnienia świętej misji<br />

danej mu przez Boga. Chrystus jest typem (prefiguracją)<br />

losu każdego człowieka i zostaje to przekazane<br />

właśnie poprzez przestrzeń.<br />

Identycznie sprawa przedstawia się podczas procesji<br />

Depositio Crucis (Złożenie Krzyża) 18 . Wędrówka<br />

do grobu jest procesjonalna. Droga mityczna, jaką<br />

Chrystus kroczył przed ukrzyżowaniem, jednocześnie<br />

nie przestaje być rzeczywistą drogą, jaką każdy<br />

wierny uczestniczący w obrzędzie musi przejść, aby<br />

go wypełnić. Równocześnie w porządku teologicznym<br />

znaczy drogę do osiągnięcia zbawienia.<br />

Używanie przestrzeni codziennej do przekazywania<br />

historii świętej, przeplatanie się tych dwóch<br />

porządków, pokazywało, że nawet najbardziej pospolita<br />

codzienność ma swe ukryte głębsze znaczenie<br />

i tworzyło dzieło niepowtarzalne także od strony artystycznej.<br />

Przenikanie się tych dwóch planów również<br />

stanowiło element estetyczny obrzędu.<br />

Przestrzeń, więc służy bardzo silnie do przekazywania<br />

znaczeń. Powoduje, że teatr średniowieczny<br />

ma niejako drugie dno. Miejsca dzięki działaniom<br />

teatralnym zostają zaznaczone, zostaje skupiona na<br />

nich uwaga. Powszechnie traktowane, jako kościół,<br />

plac handlowy nie wysyłały żadnych znaków semantycznych.<br />

Podczas obrzędu teatralnego miejsca<br />

te pojawiają się w nowym znaczeniu, zostało na nie<br />

rzucone nowe „estetyczne” i symboliczne spojrzenie.<br />

Przestrzeń zyskuje obecność. Staje się współautorem<br />

przedstawienia.<br />

W kontekście średniowiecznego teatru świetnie<br />

wpisuje się użyta przez Lehmanna koncepcja „przestrzeni<br />

dzielonej” 19 . Jest ona właśnie dzielona w równym<br />

stopniu przez widzów i aktorów. Widzowie<br />

mogą wchodzić i swobodnie wychodzić, jej cechą jest<br />

otwartość, nikt nie zostaje z niej wykluczony. (Taką<br />

koncepcję przestrzeni współcześnie stosuje grupa<br />

teatralna Angelus Novus). Teatr zarówno średniowieczny<br />

jak i obecny wtapia się w życie codzienne,<br />

18 Ibidem, s. 36-41.<br />

19 Lehmann, op. cit., s. 197.<br />

gdyż nie jest oddzielony żadną ramą przestrzenną.<br />

Jest dzięki brakowi rygorystycznego rozgraniczenia<br />

aktorów i widzów częścią codziennego życia i świetnie<br />

się w nie wkomponowuje.<br />

3.Czas<br />

W postdramatycznej estetyce czasu opisywanej<br />

przez Lehmanna jednym z jej składników jest utrata<br />

ram czasowych. We współczesnym teatrze coraz<br />

częściej brak jest ram zamykających spektakl. Często<br />

reżyserzy (najbardziej wyrazistym przykładem może<br />

być twórczość Roberta Wilsona) nie określają dokładnie,<br />

kiedy spektakl się zaczyna, a kiedy kończy,<br />

pozwalają na przerwy według uznania publiczności.<br />

Powoduje to niejako zaburzenie fikcji teatralnej,<br />

„aby dzięki temu zyskać nowy wymiar czasu w wielu<br />

znaczeniach tego słowa dzielonego przez aktorów<br />

i widzów jako zasadniczo otwarty proces, który pod<br />

względem struktury nie ma ani początku ani końca”<br />

20 . Powoduje to realne przeżycie dzieła teatralnego.<br />

Postdramatyczna estetyka realnego czasu powoduje,<br />

że nie sposób oddzielić czasu scenicznych wydarzeń<br />

od czasu widzów.<br />

Teatr współczesny podobnie jak średniowieczny<br />

łamie zasadę jedności czasu, tak bardzo przestrzeganą<br />

zarówno w okresie poprzedzającym teatr średniowieczny<br />

jak i następującym po nim. Zasada ta przede<br />

wszystkim porządkuje dzieło teatralne. Wtłacza go<br />

w karb ścisłych reguł i porządku. Pozwala widzom<br />

łatwiej odnaleźć się w sytuacji fikcyjnego świata.<br />

Jedność czasu wymusza także koncepcje dzieła teatralnego<br />

jako doskonałego odbicia rzeczywistości,<br />

dzieła spójnego i racjonalnego, skupionego na teraźniejszości,<br />

absolutnie nie uznającego jakiegokolwiek<br />

przenikania płaszczyzn czasowych. Lehmann<br />

pisze: „Jedność stwarza ciągłość, która skutecznie<br />

ukrywa każdy rozdźwięk między czasem fikcyjnym<br />

a czasem realnym” 21 .Jedność czasu nie pozwala, aby<br />

widz wyszedł poza ramy percepcyjne zamkniętego<br />

i skończonego dzieła. Nie dopuszcza widzów do jakiegokolwiek<br />

własnego porządkowania i odbierania<br />

scenicznej rzeczywistości. Ogranicza ich percepcję,<br />

zamyka wyobraźnię w twarde ramy narzucone przez<br />

twórców spektaklu. Arystotelesowska zasada miała<br />

także inne ważne zadanie. Miała przeszkodzić temu,<br />

żeby czas pojawił się jako czas. Czas rozpływał się<br />

20 Ibidem, s. 258.<br />

21 Ibidem, s. 269.


w materii spektaklu, był tylko środkiem do rozwoju<br />

akcji dramatycznej. Nie mógł być traktowany jako<br />

odrębny element widowiska, nie był środkiem do<br />

przekazywania treści, do kształtowania całości spektaklu,<br />

prowadził w związku z tym do jego zubożenia<br />

i ograniczenia.<br />

Jedności czasu całkowicie pozbawiony jest teatr<br />

średniowieczny. Poczynając od najwcześniejszych<br />

spektakli czyli: Visitatio Sepulchri (Nawiedzenie Grobu),<br />

przechodząc dalej po dramat liturgiczny, alegoryczny<br />

(można nawet powiedzieć, że dramat alegoryczny<br />

dzieje się w bezczasie), czy mirakle, w żadnym<br />

z nich czas nie był jednolity, nie był uporządkowany,<br />

wzięty w żelazną sceniczną regułę jedności postulowaną<br />

przez Arystotelesa.<br />

W średniowieczu ludzie pojmowali czas cyklicznie.<br />

Wszystko musiało pasować do jednostajnego,<br />

cyklicznego rytmu, wzorowanego na rytmie przyrody,<br />

a upowszechnianego przez kościół 22 . Spektakle<br />

średniowieczne najczęściej odtwarzały świętą historię<br />

naszego zbawienia. Były odgrywane w porządku<br />

roku liturgicznego, najczęściej corocznie powtarzane.<br />

Człowiek uczestnicząc w tak skonstruowanym roku<br />

widowiskowym nie tylko oglądał w formie udramatyzowanej<br />

przypowieści o grzechu, skrusze i zbawieniu,<br />

ale przede wszystkim sam osobiście wciąż na<br />

nowo przeżywał ten cykl.<br />

Czas w spektaklach średniowiecznych nieustannie<br />

odnosił się do symbolicznego porządku wszechświata<br />

stworzonego przez Boga. Najdoskonalszym<br />

odniesieniem był cykl przyrody i odniesienia do tego<br />

cyklu były bardzo częste. W Szkocji i Anglii popularne<br />

było widowisko o Robin Hoodzie, które upowszechniło<br />

się na przełomie XV i XVI wieku. Było<br />

to widowisko odgrywane 1 maja, wtedy to Robin<br />

Hood obejmował też władzę. Jego zielony kostium<br />

zaś symbolizował naturę budzącą się do życia wraz<br />

z nadejściem wiosny 23 .<br />

W czas przeżywany na scenie wkraczał także<br />

czas codzienny. Nie był ujęty w sceniczne ramy, dwa<br />

plany wzajemnie się przenikały. Wraz z przekształceniem<br />

przestrzeni i wkroczeniem w XIV wieku<br />

22 O postrzeganiu czasu w średniowieczu patrz: Aron<br />

Guriewicz, Cóż, to jest... czas?, [w:] Antropologia kultury:<br />

zagadnienia i wybór tekstów, wstęp i red. Andrzej<br />

Mencwel, Warszawa 2005, s. 111-123.<br />

23 David Wiles, Teatr w Rzymie i chrześcijańskiej Europie,<br />

przeł. Hanna Baltyn Karpińska, [w:] Historia Teatru,<br />

red. John Russell Brown, Warszawa 2007, s. 88-89.<br />

Dalej<br />

teatru na plac miejski czas przedstawienia splata się<br />

z czasem, jaki jest odmierzany przez zegar ratuszowej<br />

wieży, która wraz z iglicą katedry zaczęła stanowić<br />

najważniejsze punkty w miejskiej architekturze 24 .<br />

Niezwykłe podobieństwo z tym zjawiskiem uwidacznia<br />

opis Lehmanna odnoszący się do spektaklu<br />

Złoty wiek w wykonaniu Theatre du Soleil. „W finale<br />

przedstawienia doszło do jednego niezapomnianego<br />

wydarzenia. Kiedy rozsunięto zasłony do środka<br />

wpadło z zewnątrz bardzo jasne światło. Tak perfekcyjnie<br />

imitowało ono światło dnia, że wielu widzów<br />

utraciło poczucie rzeczywistego czasu i zupełnie bezwiednie<br />

spojrzało na zegarek, jakby faktycznie mogło<br />

być już wczesne rano, choć nikt przecież nie odnotował<br />

upływu tych kilku czy kilkunastu godzin. Przez<br />

kilka cennych minut zagubienia niemożliwe stało się<br />

jak najbardziej prawdopodobne: »inny« czas przedstawienia<br />

całkowicie zdominował poczucie rzeczywistości<br />

biologicznego zegara większości widzów” 25 .<br />

Warto wspomnieć, że Mahabharata w reżyserii Petera<br />

Brooka, wystawiana w miejscowości Steinbruch<br />

koło Awinionu, trwała ponad 12 godzin i zaczynała<br />

się późnym popołudniem, a kończyła wczesnym świtem.<br />

Reguła jedności czasu nie mogła być oczywiście<br />

zachowana także w misteriach, których wystawianie<br />

rozpowszechniło się około XIV wieku i które trwały<br />

od kilku dni do nawet dwóch czy trzech tygodni<br />

(Misterium z roku 1547 w miejscowości Valenciennes<br />

zostało rozpisane na 25 dniowe wielkie Mystere<br />

de la Pasion) 26 . Ze względu na swój rozmach miały<br />

niezwykłą moc oddziaływania i niesamowitą atmosferę.<br />

Przez całe dnie czy tygodnie życie miasta przenosiło<br />

się na sceniczne „podwyższenia”, na których<br />

odbywała się gra. Misteria mogły zawierać nawet kilkadziesiąt<br />

tysięcy wierszy i najczęściej ze względu na<br />

mnogość przedstawianych zdarzeń (symultaniczność<br />

tak popularna w średniowiecznych widowiskach pokazywała<br />

z jednej strony równoległość czasu, a z drugiej<br />

ciągłość trwanie świętej historii) odbywały się<br />

na miejscach zwanych obecnie mansjonami 27 . Każdy<br />

24 Elie Konigson, Miasto w przestrzeni teatralnej, przeł.<br />

Patrycja Tomczak, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny<br />

teatr francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk<br />

2006, s. 127.<br />

25 Lehmann, op.cit., s. 254.<br />

26 Margot Bethold, Historia teatru, przeł. Danuta Żmij-<br />

Zielińska, Warszawa 1980, s. 224.<br />

27 Henri Ray-Flaud, Od mima do teatru (1), przeł. Anna<br />

Loba, [w:] Zwierciadło świata: średniowieczny teatr<br />

65


D a l e j<br />

w stronę historii<br />

66<br />

twórca misteriów, chciał pokazać wiernym jak najwięcej<br />

wydarzeń z biblijnej historii ludzkości. Cykl<br />

misteriów w angielskim Penhryn trwał trzy dni i prezentował<br />

na scenie cały przekrój wydarzeń biblijnych,<br />

od posadzenia pestki rajskiego drzewa, z którego<br />

jabłko zerwała Ewa, budowę arki przez Noego, historię<br />

Izaaka, zbrodnię Kaina na Ablu, w końcu życie<br />

i śmierć na krzyżu Chrystusa 28 . Warto zaznaczyć, że<br />

poszczególne symbole i figury nakładały się na siebie,<br />

wzajemnie się przenikały w oddzielnie odgrywanych<br />

scenach, burząc porządek chronologiczny. Tak w historii<br />

Noego Arka jest metaforą kościoła, a jej budowa<br />

to preludium do kulminacji dnia pierwszego<br />

– budowy świątyni. Noe wyłania się z Arki tak samo<br />

jak później uczyni to Chrystus wychodząc z Grobu<br />

po zmartwychwstaniu. Noe ścinając drzewa na Arkę<br />

przypomina bardziej wnikliwym widzom, że ten sam<br />

materiał posłużył do budowy Krzyża. W następnym<br />

epizodzie Izaak niosąc drewno z rozebranej Arki na<br />

ofiarny stos staje się prefiguracją Chrystusa dźwigającego<br />

swój krzyż na Kalwarię. Po potopie Noe spełnia<br />

ofiarę na wzniesieniu umieszczonym pośrodku<br />

platea, identyfikowanym z Kalwarią, gdzie później<br />

przecież odbędzie się Ukrzyżowanie, tym samym<br />

identyfikuje się z przyszłym drugim Zbawcą ludzkości.<br />

To wzajemne przenikanie się symboli i zdarzeń<br />

z różnych porządków czasowych w obrębie samego<br />

misterium, wymaga od widza ciągłej uwagi. Przypominania<br />

sobie zdarzeń, jakie odbyły się wcześniej,<br />

ciągłego przenoszenia się pomiędzy poszczególnymi<br />

epizodami. Świadczy to także o niezwykle intelektualnej<br />

i mistrzowsko zaplanowanej przez twórców<br />

grze z percepcją i odbiorem misterium przez widzów.<br />

Jeżeli widz ową grę podejmie, pozwoli mu to odbierać<br />

dane przedstawienie misteryjne na zupełnie<br />

innym poziomie. Jest to bardzo zbliżone do teatru<br />

współczesnego, w którym gry z widzem, także w obrębie<br />

nieustannego przenikania się symboli i metafor,<br />

a także zmiany ich sensów i znaczeń wraz z czasowym<br />

rozwojem spektaklu są coraz powszechniejsze.<br />

Nie pozwalają widzowi na zapadnięcie w swoisty<br />

uporządkowany letarg, zmuszają go do nieustannego<br />

myślenia i przede wszystkim aktywnego, przynajmniej<br />

mentalnie uczestnictwa w spektaklu.<br />

Przenosząc się na grunt polski, widzimy, że tu<br />

także czas był traktowany jako oddzielny element<br />

francuski, wstęp i red. Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 67.<br />

28 Wiles, op. cit., s. 81.<br />

służący do zbudowania spektaklu. Tak we wcześniej<br />

omawianym widowisku Processio in Ramis Palmarum<br />

według najstarszej zachowanej redakcji krakowskiej<br />

teksty tego obrzędu skupiają się wokół trzech<br />

tematów. Pierwsze opisują triumfalny wjazd, drugie<br />

wyrażają uwielbienie dla Jezusa ze strony obecnych,<br />

trzecie zapowiadają mękę i dokładają różne akty religijne.<br />

Tekstami pierwszej części są antyfony opisowe<br />

pełne nastroju radosnego. Chłopięta z gałązkami<br />

palm wychodziły Jezusowi naprzeciw wołając „Hosanna<br />

na wysokościach”. Tłumy zabiegały wówczas<br />

drogę swemu Odkupicielowi. Drugi człon to między<br />

innymi hymn jakoby skomponowany przez Teodulfa:<br />

Gloria laus et honor Tibi sit Christe Redemptor...<br />

(Chwała, sława, uczciwość niech będzie Zbawicielu<br />

tobie, Którąś dziś z ust niewinnych dziatek Panie<br />

wzbudził sobie). Natomiast hymn Seduliusza, wykonywany<br />

w trzeciej części wypełniony jest już męczeńskim<br />

spełnieniem posłannictwa Jezusa na krzyżu 29 .<br />

W takim układzie treści nie tylko została zaprezentowana<br />

złożoność dramatów liturgicznych. Przede<br />

wszystkim odległy czas historyczny rzutuje się na najbliższe<br />

dni, na czas bieżący, aktualny. Modlitwy wypowiadane<br />

przez izraelskie chłopięta są przecież tak<br />

naprawdę modlitwami wiernych przybyłych na procesje.<br />

Chwała, którą oddawano królowi Izraela jest<br />

chwałą Boga. Nastąpiło przeniknięcie planów, czasów,<br />

proste zdania nabrały treści symbolicznej, gesty<br />

i przemieszane postaci nabrały po kilka znaczeń. To,<br />

co jest przedstawione jako odległa fikcyjna historia,<br />

zaczyna dotykać i działać na widzów bezpośrednio,<br />

tu i teraz.<br />

Z tej samej procesji można podać jeszcze przykład<br />

na opisywany wcześniej zaburzony porządek<br />

chronologiczny zdarzeń i swobodne przenoszenie się<br />

między symbolami w różnych momentach przedstawienia,<br />

niekoniecznie odpowiadających porządkowi<br />

przedstawianych wydarzeń. Mszał kielecki z XV<br />

wieku podaje, że ceremonia uwielbienia i chwały<br />

dla Jezusa jest kierowana nie do figury na osiołku,<br />

ale do krucyfiksu 30 . Nie jest, więc ważny moment<br />

mimetyczny, obrzęd dotyczy wydarzeń, które miały<br />

przecież miejsce przed ukrzyżowaniem, więc uwaga<br />

widzów nie powinna być normalnie kierowana<br />

na symbol, który według chronologii nabrać mocy<br />

powinien dopiero w trzeciej ostatniej części. Jednak-<br />

29 Lewański, op. cit., s. 21.<br />

30 Ibidem, s. 24.


że średniowiecze posługiwało się niezwykle silnymi<br />

i skonwencjonalizowanym symbolami. Krzyż jako<br />

symbol ostatecznej kaźni i poświęcenia Chrystusa<br />

dla całej ludzkości silniej działał na widzów niż,<br />

jego mimetyczna figura. Porządek i czas symboliczny<br />

bierze górę tutaj nad ładem realistycznym. Jakikolwiek<br />

mimetyzm ustępuje średniowiecznej metaforze,<br />

symbolice. Plany czasu historycznego i obecnego są<br />

krzyżowane. Przypomina się w obrzędzie wydarzenie<br />

sprzed kilkunastu wieków, ale raz wyobrażane są postacie<br />

z tamtych lat, raz wierni z naszych obecnych<br />

czasów. Po prostu czas stał się składnikiem artystycznej<br />

realizacji teatralnego widowiska.<br />

4.Tekst<br />

Kategoria, od której książka Lehmanna i rodzaj<br />

opisywanego przez niego teatru wzięła swój tytuł to<br />

teatr postdramatyczny. Teatr, który zaburza i kwestionuje<br />

harmonię między tekstem, a sceną, deprecjonuje<br />

i stopniowo wyklucza tekst dramatyczny ze<br />

struktury przedstawienia. W zasadzie tytuł jest nieprzypadkowy,<br />

gdyż jest pewnym rodzajem manifestu<br />

współczesnego teatru. Kwestionuje najbardziej<br />

tradycyjną i podstawową regułę teatralną. Regułę<br />

powszechnie przyjętą i bardzo mocno ugruntowaną.<br />

Od stuleci teatr jest ilustracją dramatu, jest wystawieniem<br />

dzieła literackiego na scenie. W związku<br />

z tym nie był traktowany jako sztuka autonomiczna.<br />

Była to sztuka służebna wobec literatury, taka postawa<br />

dominowała także w metodologii badań nad<br />

teatrem 31 . Stosowano głównie metody filologiczne<br />

i pod tym kątem oceniano i analizowano dzieło teatralne.<br />

Nazwa postdramat, na opis nowatorskich<br />

zjawisk teatru współczesnego jest, więc niezwykle<br />

trafna. Trafna, mimo że zerwanie związków z dramatem<br />

nie jest tak naprawdę ani najważniejszym,<br />

ani najbardziej widocznym aspektem współczesnego<br />

teatru. Jest to jednakże aspekt symbolicznie łamiący<br />

ustalony porządek. Uwalniający teatr spod władzy literatury<br />

i pozwalający mu się stać odrębną i w pełni<br />

autonomiczną kategorią sztuki. Zmienia także cał-<br />

31 O ambiwalentnej relacji pomiędzy teatrem, a dramatem<br />

patrz: Henryk Markiewicz, Dramat a teatr w<br />

polskich dyskusjach teoretycznych; Dobrochna Ratajczakowa,<br />

Teatrologia i dramatologia; Janusz Degler,<br />

Pomiędzy literaturą a teatrem; Zbigniew Raszewski,<br />

Partytura teatralna; Stefania Skwarczyńska, Dramat<br />

– literatura czy teatr?, [w:] Problemy teorii dramatu i<br />

teatru, red. Janusz Degler, t. 1, Wrocław 2003.<br />

Dalej<br />

kowicie kierunek nad jego badaniami. Od aspektu<br />

filologicznego ważniejsze i bardziej trafne stały się<br />

kategorie antropologiczne, estetyczne, filozoficzne,<br />

etnograficzne, socjologiczne czy psychoanalityczne.<br />

Teatr zaczął być badany jako dzieło samo w sobie.<br />

Dzięki temu zastało pokazane jak różnorodny, interdyscyplinarny<br />

i wielopłaszczyznowy jest to dział<br />

sztuki. Nastąpiło dzięki temu znaczne rozszerzenie<br />

pola, nie tylko dla badaczy teatru, ale także dla jego<br />

twórców.<br />

Nie znaczy to, że teatr, w którym podłoże dramatyczne<br />

zostało ograniczone jest pozbawiony sensu.<br />

Znaczenia zostają przekazywane innymi środkami<br />

– scenografią, tańcem, gestem, muzyką. Lehmann<br />

stwierdza: „Ważniejszy od słowa jest w postdramatycznym<br />

teatrze oddech, rytm i »teraz« ciała w jego<br />

fizyczności. Słowo staje się tak wieloznaczne i rozproszone,<br />

że już nie musi dochodzić do przekazania znaczenia<br />

z A (scena) do B (widz), zastępuje je bowiem<br />

specyficznie teatralne, »magiczne« przeniesienie<br />

i połączenie za sprawą języka” 32 . Sam język staje się<br />

kategorią estetyczną, nie jest ważny sens, jaki przekazuje,<br />

ale jak brzmią słowa. Nabrała znaczenia jego<br />

swoista muzyczna „poetyka”. Nastąpiło Lacanowskie<br />

oderwanie znaczącego od znaczonego. Ważniejsze<br />

od przekazywania znaczeń jest akcentowanie głosek,<br />

słów, zdań, dźwięków. Tekst dostał się w ramy scenicznej<br />

kompozycji, dramaturgii sensualnej, wizualnej<br />

nie zorientowanej prymarnie na tekst.<br />

W teatrze postdramatycznym pojawia się także<br />

bardzo często zasada wielojęzyczności. Teatralne teksty,<br />

świadomie podawane są przez twórców w wielu<br />

językach, najczęściej widzom nieznanych. Heiner<br />

Goebbels jest twórcą najczęściej taką praktykę stosujący.<br />

Widz w jego spektaklach z konieczności musi<br />

zwracać uwagę na muzyczne, brzmieniowe, a nie sensowe<br />

i rozumowe przekazywanie treści przez tekst.<br />

Zaczyna się zwracać uwagę na dykcję, intonacje,<br />

rytm i tempo wypowiadanych słów. Następuje „Derridiańskie<br />

»uprzestrzenienie«: materialność dźwięku,<br />

rozciągłość w czasie i przestrzeni, utrata celu i tożsamości”<br />

33 . Następuje przeniesienie punktu ciężkości<br />

z sensu na sensualność, tworzy się niejako „gestykulacja<br />

głosu”. Teatr dramatyczny dawał pierwszeństwo<br />

tekstowi i wykluczał znaczenie semiotyki tego, co<br />

można usłyszeć.<br />

32 Lehmann, op.cit., s. 237-238.<br />

33 Ibidem, s. 243.<br />

67


D a l e j<br />

w stronę historii<br />

68<br />

Teatr liturgiczny, już od samych początków tworzył<br />

spektakl oparty zdecydowanie bardziej na gestach<br />

niż na słowach. Odbywał się w doskonale znanej<br />

przez wiernych przestrzeni liturgicznej, a tekst<br />

był mówiony w niezrozumiałej łacinie. Dramat liturgiczny<br />

miał za zadanie ukazania masie wiernych podstawowych<br />

prawd wiary w sposób namacalny. Miał<br />

w sposób konkretny dokonać reaktualizacji świętego<br />

momentu.<br />

Michel Rousse zauważa, że wyłanianie teatru<br />

średniowiecznego z pierwotnych partii dialogowych<br />

jest błędem. U rozwoju tego teatru leży jednak aktor<br />

i jego ciało. To on poprzedzając wszelkie słowo<br />

ustanawia zdarzenie teatralne 34 . Słowo, aby miało<br />

przekazywać treść, być zrozumiałe musiało być podparte<br />

gestem, działaniem aktora. Warto przypatrzeć<br />

się jednej scenie najstarszego nam znanego dramatu<br />

liturgicznego Regularis Concordia Anglicae nationis<br />

monachorum sanctimonaliumque benedyktyna<br />

Ethwolda datowanego na okres między rokiem 965<br />

a 975. Opowiada on o ewangelicznym epizodzie<br />

o świętych niewiastach, które przyniósłszy wonności<br />

mające posłużyć do pogrzebania ciała Chrystusa, zastają<br />

pusty grób i którym siedzący na odwalonym kamieniu<br />

anioł ogłasza zmartwychwstanie Zbawiciela.<br />

W jednej ze scen aktor grający anioła siedzącego na<br />

grobie, zwróci się do trzech niewiast i wygłosi antyfonę:<br />

Venite et videte locum ubi positus erat Dominus,<br />

alleluia (Przyjdźcie i zobaczcie miejsce, gdzie złożono<br />

Pana naszego alleluja). Wymawiając te niezrozumiałe<br />

dla wiernych słowa, wstanie i uniesie zasłonę, ukazując<br />

w ten sposób, że miejsce, w którym znajdował się<br />

krzyż, jest puste i nie ma w nim nic poza całunem,<br />

w który przedtem owinięty był krucyfiks. Widząc to,<br />

trzej pozostali zostawią w grobie kadzielnice, które<br />

przynieśli i zabiorą ze sobą całun. Rozwiną go następnie<br />

przed obliczem księży i przybierając postawę<br />

ludzi pokazujących, że Pan zmartwychwstał i nie leży<br />

już w grobie, zaśpiewają antyfonę: Surrexit Dominus<br />

de sepulchro, qui pro nobis pependit in ligno, alleluia<br />

(Zmartwychwstał z grobu Pan, który za nas zawisł na<br />

krzyżu, alleluja). Następnie umieszczą całun na ołtarzu<br />

35 . Opis tej sceny jest doskonałym przykładem,<br />

jak treści dramatu zostawały przekazywane przez<br />

34 Michel Rousse, Aktor w średniowieczu (wiek X-XIII):<br />

ku interioryzacji gry, przeł. Michał Bajer, [w:] Zwierciadło<br />

świata: średniowieczny teatr francuski, wstęp i red.<br />

Anna Loba, Gdańsk 2006, s. 39.<br />

35 Ibidem, s. 39-42.<br />

działania gestyczne wykonawców. Sens słów zostawał<br />

objaśniony przez to, co obecnie było wykonywane<br />

w spektaklu, wierni odbierając treści wizualnie, mogli<br />

jednocześnie słuchać czystego brzmienia wygłaszanych<br />

przez wykonawców łacińskich antyfon. Odbierali<br />

spektakl ten czysto sensualnie. Słowa jednakże<br />

są drugorzędne wobec działań aktorów, jedynie je<br />

uzupełniają. Ich gra to przede wszystkim operowanie<br />

ciałem, a nie wymowa. To właśnie jak wyglądają, jaki<br />

mają ubiór, jakie stosują gesty, w jakiej przestrzeni się<br />

poruszają powoduje, że mogą zostać wpisani w świat<br />

konwencji.<br />

Ten sam autor pisze o identycznej sytuacji<br />

w przypadku dwóch innych dramatów liturgicznych:<br />

„W Ludus super iconia sancti Nicolai, tak jak i w Visitatio<br />

Sepulchri, decydujące znaczenie ma aktor, a jego<br />

gra polega przede wszystkim na naśladowaniu gestami<br />

działań stanowiących samą istotę przedstawienia”<br />

36 . Wymawiane słowa staja się, więc także w tym<br />

przypadku nośnikami treści właśnie bardziej poprzez<br />

emocjonalne zabarwienie, odcienie rozpaczy czy radości<br />

nadawane im w toku deklamacji niż poprzez<br />

właściwe znaczenie słownikowe – brzmienie, intonacja<br />

słowa, to jak rozchodzi się ono w przestrzeni jest<br />

najważniejsze. Następuje odarcie słowa ze znaczeń,<br />

na korzyść jego czysto estetycznego brzmienia.<br />

Także w sztukach alegorycznych słowo było bardzo<br />

mocno ograniczone w przekazywaniu znaczeń.<br />

W pierwszej tego typu zachowanej sztuce Ordo Virtuum<br />

(Szyk cnót), powstałej pod koniec lat 40. XII<br />

wieku, Boga przedstawiał obraz zawieszony nad ołtarzem.<br />

Pod tym wizerunkiem na drabinie uplasowało<br />

się na kształt obłoków szesnaście personifikacji Cnót,<br />

z Pokorą na czele. Każdą z Cnót wyróżniał inny emblemat.<br />

Główna rola w sztuce należała do Duszy,<br />

która pojawiała się w pierwszej scenie, szyjąc dla siebie<br />

białą szatę nieśmiertelności. Jedynym aspektem<br />

werbalnym w tym spektaklu jest Diabeł, który przemawia<br />

do Duszy. Każda z Cnót prezentuje swoją postać<br />

i sens emblematów za pomocą skomplikowanego<br />

tańca 37 . Sztuki alegoryczne były w swej warstwie<br />

znaczeniowej niezwykle plastyczne. To scenografia,<br />

obrazy, stroje tworzyły bardzo silne znaki teatralne.<br />

Warstwa plastyczna dzieła była w pełni autonomicznym<br />

składnikiem przedstawienia. Więcej niż autonomicznym,<br />

była głównym i najważniejszym jego ele-<br />

36 Ibidem, s. 52.<br />

37 Wiles, op. cit., s. 68-69.


mentem. To scenografia tworzyła sens, przekazywała<br />

treści, a taniec, czy słowo jedynie ją uzupełniały. Był<br />

to teatr plastyczny, taki jak w ostatnim półwieczu XX<br />

wieku zapoczątkowali Tadeusz Kantor i Józef Szajna,<br />

a kontynuował Jerzy Grzegorzewski. Teatr, który stanowi<br />

w zasadzie ruchomy, malowany na scenie obraz.<br />

Tekst jest tylko jego malutką cząstką.<br />

Przenosząc się na polski grunt i przypatrując się<br />

wcześniej opisanym procesjom odgrywanym podczas<br />

Wielkiego Tygodnia, także zauważamy mocne<br />

ograniczenie tekstu dramatycznego i funkcji przekazywania<br />

przez niego sensów.<br />

Tak w późnym drukowanym mszale z Gniezna<br />

opisującym obrzęd Processio in Ramis Palmarum<br />

wskazania gestyczne związane są z fragmentami zdań,<br />

nieledwie z poszczególnymi słowami, jednocześnie<br />

śpiewanymi 38 . Tworzy to wręcz partyturę baletową.<br />

Taniec i śpiew, muzyczne brzmienie słów są ważniejsze<br />

od ich tekstualnego znaczenia.<br />

Obrzęd Despositio Crucis, który w Polsce jest<br />

znany przede wszystkim z redakcji wrocławskiej<br />

z XV wieku jest spektaklem niemym, jego persony<br />

nie wypowiadają żadnej kwestii, a sens teatralny<br />

wykłada się czynnościami, mianowicie przedstawieniem<br />

pogrzebu i komentarzem uczuciowym.<br />

Treść spektaklu zaczyna się od złożenia przez Marię<br />

i Magdalenę ze świętym Janem, Józefem z Arymatei<br />

i Nikodemem Chrystusa w grobie, zatoczeniem kamienia<br />

i stanięciem strażników na warcie. Następnie<br />

rankiem krucyfiks zabierze się z grobu, Jezus uda się<br />

do otchłani, wyzwoli ojców z rąk diabelskich, a gdy<br />

w ranek rezurekcyjny celebranci przybędą do tegoż<br />

samego grobu znajdą tylko całuny 39 . Seria czynności<br />

fizycznych, pantomimicznych stanowi tu główną<br />

oś prezentowanego zdarzenia. Fragmenty psalmów,<br />

które spektakl ten uzupełniają przenoszą plan dodatkowo<br />

na poziom znaczeń teologicznych, który jest<br />

jedynie uzupełnieniem przedstawianych na scenie<br />

wydarzeń.<br />

Podczas obrzędu Elevatio Crucis 40 bardzo ważne<br />

jest intonowanie głosem i jego siłą podczas śpiewanych<br />

antyfon. W scenie odwijania całunów z krzyża<br />

i wznoszenia go wysoko śpiewa się Surrexit Dominus<br />

de sepulchro. Antyfonę Cum rex gloriae natomiast<br />

wykonywano głosem cichym, miało to za zadanie<br />

zachować różnicę między sytuacją, w której Jezus<br />

38 Lewański, op. cit., s. 24.<br />

39 Ibidem, s. 36-37.<br />

40 Ibidem, s. 41-50.<br />

Dalej<br />

nie był jawnie na świecie a następnymi minutami,<br />

kiedy ponownie zakrólował zbawiając wszystkich.<br />

To właśnie Marie, które nawiedziły grób, komunikują<br />

o zmartwychwstaniu i dlatego sekwencję o nich<br />

śpiewa się głosem donośnym. Jeszcze subtelniejsze<br />

rozwiązanie znajdziemy w Agendzie wrocławskiej<br />

z 1510 roku:<br />

Et fertum crux cum proccesione ad summum altare<br />

submissa voce (cantando):<br />

“Cum rex gloriae”<br />

Alta voce:<br />

“Adventisti”<br />

(... i niesie się krzyż przed główny ołtarz śpiewając<br />

cichym głosem “Gdy król chwały”, silnym głosem<br />

„Przybyłeś”) 41 .<br />

Wystarczy, więc tylko zmiana siły głosu, aby oddać<br />

całą dramatycznie złożoną sytuację. Dramaturg<br />

operuje znakiem tak pozornie mało semantycznie<br />

rozbudowanym jak właśnie zmiana siły głosu. Jednak<br />

takie odwołanie się do pamięci i wyobraźni słuchacza<br />

powiązane z danym, konkretnym scenicznym<br />

kontekstem uruchamiało cały kompleks znaków<br />

i obrazów.<br />

Teatr średniowieczny, więc przynajmniej<br />

w swych początkach, nie stawiał tekstu dramatycznego<br />

na wyższej pozycji. Tekst był wręcz jedynie<br />

elementem służebnym wobec ważniejszych od niego:<br />

scenografii, tańca, śpiewu, mimiki czy działań<br />

aktorów. Bogactwo środków, jakimi operował było<br />

naprawdę bardzo duże i różnorodne, nie zamknął się<br />

na jedynie wystawianie tekstu dramatycznego, a łączył<br />

w sobie bardzo wiele scenicznych elementów.<br />

Niewątpliwie świadczyło to o jego niepowtarzalności<br />

i wielkim artyzmie.<br />

5.Podsumowanie<br />

Tym, co łączy wszystkie trzy wspomniane kategorie<br />

w teatrze zarówno średniowiecznym, jak<br />

i współczesnym, jest wzajemne przenikanie się świata<br />

widzów i świata wykonawców, rzeczywistości scenicznej<br />

i rzeczywistości realnej, rozbicie iluzji, jaką<br />

teatr zwykł wytwarzać, przeplatanie się życia z teatrem<br />

i na odwrót. Tworzenie wspólnej przestrzeni<br />

widzów i wykonawców. „Do tej wspólnej przestrzeni<br />

należy zarówno pani, która na spektaklu Hamleta<br />

głośno zażądała, aby Jacek Poniedziałek założył majt-<br />

41 Ibidem, s. 47-48.<br />

69


D a l e j<br />

w stronę historii<br />

70<br />

ki, jak i dziewczyna, która podczas przedstawienia<br />

Bachantek [oba spektakle zostały wyreżyserowane<br />

przez Krzysztofa Warlikowskiego w Teatrze Rozmaitości<br />

w Warszawie – J.P] weszła na czworakach<br />

do zbudowanego na scenie basenu z wodą” 42 . Teraz<br />

cytat tym razem opisujący jedną z procesji teatru<br />

średniowiecznego, której ostatnim punktem pochodu<br />

była gra o cesarzu rzymskim: „W tym miejscu<br />

wyliczenie się urywa. Pewien zbyt gorliwy wierny<br />

poczuł się dotknięty sztuką, w której pogańskiemu<br />

cesarzowi dozwala się na wizję Marii z Dzieciątkiem.<br />

Strącił bałwochwalczy posąg z wozu, a odtwórcę<br />

roli cesarza ściągnął na ulicę i poturbował. Następnie<br />

zaczął się wspinać po ścianie na dach mansjonu,<br />

by dosięgnąć dziatek przedstawiających aniołki<br />

w niebiańskiej wizji Rzymianina” 43 . Te opisy dotyczą<br />

wydarzeń teatralnych, które dzieli okres ponad 600<br />

lat. Jest absolutnym fenomenem, że tworzą tak silną<br />

paralele. Teatr średniowieczny jak i współczesny niezwykle<br />

silnie działa na widza. Nakazuje mu wejść,<br />

wtopić się w stworzony przez siebie świat. W obu<br />

opisanych przypadkach teatr nie był tylko sztuką,<br />

wyimaginowanym dziełem. Stał się przeżyciem i to<br />

przeżyciem niezwykle realnym. Widzowie zapomnieli<br />

całkowicie, że oglądają spektakl, że przyszli<br />

do teatru. Całkowicie zatracili się w recepcji dzieła.<br />

Obecnie w swoich spektaklach zabieg taki wykorzystuje<br />

Krystian Lupa. Grzegorz Niziołek pisze o tym:<br />

„Kradzież [realnej rzeczywistości doświadczanej powszechnie<br />

przez widza poza teatrem – J.P.] służyła do<br />

zbudowania Lupie »drugiej« rzeczywistości, w której<br />

rządzą inne mechanizmy, niby podobne, a jednak<br />

obdarzone konspiracyjną przebiegłością, potajemnie<br />

dumne ze swojej sobowtórowej odmienności, arystokratycznie<br />

wyniosłe. Są to, jak gotów był twierdzić<br />

Lupa, procesy głębsze, zasilane ukrytymi nurtami<br />

rzeczywistości (...) Gestem podwojonej symulacji<br />

powoływał, koniec końców, rzeczywistość mamiącą<br />

oniryczną namacalnością, sugestywnie i podstępnie<br />

wypierającą codzienne poczucie rzeczywistości” 44 .<br />

W teatrze średniowiecznym takie przenikanie było<br />

całkowicie normalne i można powiedzieć, że większość<br />

spektakli to zjawisko wykorzystywało. Świadczy<br />

o tym chociażby gra aktorów. Często wyłaniali<br />

42 Grzegorz Niziołek, Warlikowski: extra ecclesiam,<br />

Kraków 2008, s. 8.<br />

43 Wiles, op. cit., s. 77.<br />

44 Grzegorz Niziołek, Anty-jung, „Didaskalia” 2008, nr<br />

84, s. 3.<br />

się wprost z tłumu, nieustannie grali między widzami.<br />

Sytuacja taka miała miejsce w trakcie procesji<br />

w dniu Bożego Ciała w Newcastle nad rzeką Tyne.<br />

Podczas epizodu gry o Noem, górna część mansjonu<br />

symbolizowało Niebo. Na podłodze platformy Noe<br />

układa się do snu, natomiast na ulicy, która stanowiła<br />

neutralny obszar gry (obszar ten zwany jest platea),<br />

wychodzą z publiczności żona Noego i Diabeł. Tłum<br />

staje się częścią sztuki, bo widzowie rozumieją, że są<br />

grzesznikami, których czeka zagłada podczas potopu<br />

45 . Brak było całkowicie granicy między widzami,<br />

a aktorami. Świat jest przecież teatrem, wszyscy grali<br />

na boskiej scenie. Świetnym przykładem na zanikanie<br />

teatralnej umowności jest także opis interludium<br />

Mankind (Ludzkość) – sztuka napisana około 1470<br />

przez jałmużnika lorda Northumberland. Zapewne<br />

przedstawiano ją w zamkowej jadalni. Aktorzy grają<br />

pośrodku sali, nieustannie mieszając się z widzami.<br />

Wykonawcy byli znani widzom, więc autor sztuki<br />

wykorzystał ich podwójną tożsamość – kazał im grozić,<br />

że zaraz wymkną się i obrabują domy znajdujących<br />

się na sali gości. Komedianci krążyli po sali<br />

i zbierali datki, obiecując w nagrodę przywołanie diabła.<br />

Była to autoironiczna aluzja do powszechnego<br />

w średniowieczu poglądu, że aktorzy są sługami nieczystego.<br />

Sztukę rozpoczyna gwałtowne przerwanie<br />

pobożnego kazania, a kończy się wypędzeniem diabła<br />

46 . W interludium tym znika teatralna umowność.<br />

Jak bardzo i nieraz radykalnie teatr w średniowieczu<br />

przenikał się z rzeczywistością, wpływał na codzienne<br />

życie ludzi, można się przekonać, gdy wrócimy<br />

do wspominanej już wcześniej farsie o Robin Hoodzie,<br />

szlachetnym banicie i jego wesołej kompanii.<br />

Otóż, jedno z jej wystawień było szczególne. Miało<br />

ono miejsce w Edynburgu w 1561 roku, kiedy to<br />

Maria Stuart, królowa Szkocji i Francji została przywołana<br />

z zagranicy, by przywrócić stabilizację polityczną<br />

w kraju ogarniętym niepokojami religijnymi.<br />

W tym celu purytańscy ojcowie miasta wydali dekret<br />

zakazujący się gromadzenia w celu oglądania i wystawiania<br />

popularnej farsy. Niezadowoleni mieszczanie<br />

zaprotestowali i 12 maja zgodnie wystawili przedstawienie.<br />

Władze aresztowały wówczas aktora grającego<br />

Robin Hooda i skazały go dla przykładu na<br />

powieszenie. Oto 21 lipca nieświadomie legendarna<br />

fikcja stała się prawdą. Burmistrz Edynburga stał się<br />

szeryfem z Nottingham. Towarzysze Robin Hooda<br />

45 Wiles, op. cit., s. 78.<br />

46 Ibidem, s. 86-87.


uwolnili skazanego aktora spod szubienicy. Rozpoczęła<br />

się walka między strażnikami miasta, a legendarnymi<br />

„banitami”. Od tego momentu szkocki parlament<br />

wydał edykt zabraniający nawet przebierać<br />

się za Robin Hooda 47 . Sztuki o ludowym bohaterze<br />

niejednokrotnie niosły buntownicze treści, nigdy<br />

jednak fikcja, aż tak bardzo nie wymieszała się z rzeczywistością.<br />

Teatr średniowieczny był, więc teatrem poszukującym,<br />

starającym się zdefiniować kondycję człowieka<br />

w otaczającej go rzeczywistości, pomagający mu<br />

się w niej odnaleźć. Zachęcający do stawiania sobie<br />

pytań, wspólnie z widzami szukający także na nie odpowiedzi.<br />

Teatr nie stanowił jedynie formy rozrywki,<br />

poszukiwał prawdy o rzeczywistości i był tej rzeczywistości<br />

integralną częścią. Widzowie zostają w nim<br />

47 Ibidem, s. 91.<br />

Dalej<br />

postawieni przed daną obrazowaną sytuacją. Muszą<br />

się do niej ustosunkować. Bezpieczna granica między<br />

sceną, a widownią nie istnieje, zdarzenia ze sceny dotykają<br />

widzów bezpośrednio. Teatr ten nie kreśli jasno<br />

granicy tego, co rzeczywiste od tego, co przedstawiane.<br />

W tych wszystkich wspomnianych aspektach jest<br />

on niezwykle podobny do teatru współczesnego, do<br />

teatru, który przez Lehmanna został nazwany postdramatycznym.<br />

„Do jego istoty należy dotykanie widza,<br />

wywoływanie w nim strachu i dezorientacji (...)<br />

konfrontuje go z jego własną obecnością i nie odbiera<br />

mu ani dowcipu, ani szoku rozpoznania, ani bólu,<br />

ani zabawy” 48 Teatr postdramatyczny jest rozumiany<br />

nie w kontekście występu a sytuacji społecznej, co<br />

niezwykle silnie łączy go (i na odwrót) z teatrem, jaki<br />

rozwinął się i funkcjonował w wiekach średnich.<br />

48 Lehmann, op. cit., s. 321.<br />

Jakub Papuczys<br />

71


D a l e j<br />

rekwizytornia<br />

72<br />

<strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong><br />

narodziny i rozwój samby<br />

na tle karnaławu<br />

Leszek Kolankiewicz w książce pt.: <strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong><br />

1 opisuje swój pobyt w Brazylii z roku 2007, pisze<br />

o tym kraju, jak o czymś innym, nowym, zaskakującym<br />

za każdym razem od nowa, urzekającym, porywającym,<br />

widowiskowym i teatralnym, o miejscu, które<br />

pobudza emocje, namiętności i zmysły. To właśnie na<br />

podstawie jego przeżyć, chciałabym nakreślić narodziny<br />

i rozwój samby, śladami autora udać się do samego<br />

źródła, do prapoczątków , w których rodzi się samba;<br />

będzie to podróż do źródła karnawału...<br />

„Z Brazylią za każdym razem jest tak, jakby to było<br />

pierwszy raz” 2 . Karnawał to czas, kiedy życie staje się<br />

bardziej barwne, intensywne, dające wiele sprzecznych<br />

doznań, a zarazem nieokreśloną nostalgię, która jest cieniem<br />

tamtego świata, muśnięciem śmierci. Tą ciemną,<br />

złą stronę Brazylii opisuje Michel Houellbecq w książce<br />

pt.: Cząstki elementarne 3 . Z kolei Kolankiewicz skupia się<br />

na tanecznej, kolorowej i oszałamiającej stronie państwa,<br />

które wzbudza skrajne uczucia : „odi et amo… Kocham<br />

i nienawidzę. Jakże się to dzieje? – Spytasz. Nie wiem, też<br />

czuję, cierpię i szaleję” 4 .<br />

Pomimo tego, że kraj jest skorumpowany i niebezpieczny,<br />

nie można oprzeć się jego czarowi, to nieopisane<br />

szaleństwo krytykuje Houellbecq, nazywając Manią,<br />

Kolankiewicz określa to wprost jako brazylijski bzik tropikalny.<br />

Autor Samby z <strong>bogami</strong> miał szczęście być w Salvador<br />

da Bahia w okresie karnawału, więc na jego oczach plac<br />

Campo Grande zamieniał się w centrum zabawy i tańca,<br />

w którym królują rytmy samby oraz zmysłowe ruchy bioder<br />

tancerek - odzianych w skąpe, błyszczące, kolorowe<br />

1 Leszek Kolankiewicz, <strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>. Opowieść antropologiczna,<br />

Warszawa 2007.<br />

2 Ibidem, s. 7.<br />

3 Por. M.Houellebecq, Cząstki elementarne, Warszawa<br />

2006.<br />

4 L.Kolankiewicz, op.cit., s.7.<br />

An n A sK i b i ń s K A<br />

stroje. Jest to czas, w którym wszystko i wszyscy skupiają<br />

się w okół karnawału, pochłonięci przygotowaniami<br />

miejsca, gdzie przez ten niedługi okres bije serce świata 5 .<br />

Autor miał okazję zobaczyć autentyczny obrzęd candomble<br />

w Bahii w świątyni, przed którą stały posągi bóstw<br />

pochodzenia jorubijskiego, należące do wyżej wspomnianego<br />

kultu. We wnętrzu świątyni Terreiro o nazwie Ile<br />

Odo Oge, co oznacza Przybytek Srebrnego Tłuczka 6 ,<br />

znajdowało się wiele krzeseł, tronów i zdobień. Opisany<br />

tu został trans kapłanki, która bardzo płynnie przeszła<br />

w tańcu metamorfozę, kolejnym po niej był czarnoskóry<br />

młodzieniec, którego trans był znacznie bardziej energetyczny.<br />

Jego ruchy przypominały gesty boga piorunów<br />

– Xango, natomiast żonę boga burzy o imieniu Jansa naśladował<br />

taniec kolejnej kobiety, której ruchy były bardzo<br />

wyraziste i zamaszyste - doprowadzające do transu.<br />

Roger Bastide 7 w swojej monografii przywołuje legendę<br />

opowiadaną w królestwach gorących, latynoamerykańskich<br />

tańców, zarówno na Kubie jak i w Brazylii.<br />

Legenda głosi losy biednej Oby, której jej wybraniec -<br />

Xango nie kochał i nie chciał dzielić z nią łoża, ona bardzo<br />

go pragnęła, więc poszła po radę do bogini Oxum. Ta kazała<br />

jej uciąć własne ucho i wymieszać z carruru – ulubioną<br />

potrawą boga. Niestety Xango wypluł jedzenie, a Oba<br />

nigdy już nie została pożądana przez władcę.<br />

Opowieść ta odtwarzana jest w rytuale – gdy tancerka<br />

nawiedzona przez oszpeconą Oba, której ucho przykryte<br />

jest chustą, zobaczy w świątyni tancerkę opętaną przez<br />

piękną boginię Oxum, rzuca się na nią z wściekłością, co<br />

dodaje dramatyzmu całemu obrzędowi ku czci boga Xango.<br />

Sam autor, w roku 2007, w ostatnią środę karnawału<br />

doświadczył „cudu“, gdyż miał szczęście zobaczyć objawienie<br />

się bogini Oba, co zdarza się bardzo rzadko. Bogini<br />

w opętaniu próbowała odnaleźć swoją rywalkę Oxum, jej<br />

5 Ibidem, s. 7.<br />

6 Nazwa pochodzi od obrzędu ku czci Oxala.<br />

7 Por. Roger Bastide. Dzika świętość, tłum. Jacek Pawlik,<br />

„Konteksty” nr 1/2008.


taniec był dziki, zamaszysty i bardzo wyczerpujący.<br />

Takie cudowne i roztańczone miasta jak Rio de Janeiro,<br />

kojarzą się z piękną, delikatna sambą, z dużo wolniejszym<br />

rytmem niż typowe utwory samby brazylijskiej czy<br />

też samby turniejowej towarzyskiej. Jednym z najbardziej<br />

popularnych utworów samby jest The girl from Ipanema<br />

(Garota to Ipanema), której wykonawcą był Astrud Gilberto<br />

(bossa nova). Gilberto, wraz ze Stanem Getzem,<br />

dostali nagrody Grammy za piosenkę pt.: When she walks<br />

she’s like a samba. Również Kolankiewicz przywołuje nagrania<br />

samby – Dariusa Milhauda o tytule: Saudades do<br />

Brazil, który jest suitą dwudziestu tańców o smętnym,<br />

nostalgicznym charakterze 8 .<br />

Każdy taniec został nazwany innym miejscem czy<br />

dzielnicą z Rio i ma różne dedykacje np. Ipanema 9 została<br />

zadedykowana Arturowi Rubinsteinowi. Twórcy samb<br />

często w swych utworach inspirowali się rytmami maxixe<br />

z Rio i batuque z Brazylii oraz bossa nove. Do wykonawców<br />

piosenek latynoamerykańskich, do których tańczą<br />

tancerze z całego świata na prestiżowych turniejach, należą<br />

między innymi: Frank Sinatra (np. samba Girl from<br />

Ipanema), Cuban Brothers (np. samba Just a little samba),<br />

Dean Martin (np. cha-cha Sway), Buena Vista (np. rumba<br />

Social club – Chan-chan), Santana (np. cha-cha Oye<br />

como va), Ross Mitchel , Ella Fitzgeral, Jobin, Laura Fygi<br />

(np. rumba Historia de un amor), Jaao Gilberto z Bahii,<br />

Shirley Bassey (np. cha-cha Kiss me, Honey, Honey, Kiss<br />

me; rumba Where do I begin, Love story) czy rumba z filmu<br />

Roztańczony buntownik pt: Perhaps, perhaps, perhaps<br />

(Quizas, quizas, quizas) Osvalda Farresa, Tito Puente (np.<br />

cha-cha I like it like that), John Lee Hooker i Carlos Santana<br />

(np. rumba Chill out), Sergio Mendez, Luis Miguel,<br />

Ross Mitchel oraz utwory Gipsy King i wiele innych.<br />

Prawie w każdym rodzaju tańca, towarzyszy maska<br />

i kostium, czy to podczas karnawału, opery, spektaklu,<br />

pokazu, baletu czy tez turnieju tańca. L. Kolankiewicz<br />

podaje za przykład operę Mozarta Don Giovanni wg Loseya,<br />

w której postaci mają na sobie karnawałowe stroje<br />

weneckie i białe maski, które w całości stanowią kostium<br />

zwany larva czyli upiór, widmo, będący uosobieniem<br />

zmarłych (np. Maska Arlekina czy Pulcinelli). Obrzędowe<br />

pochodzenie maski nawiązuje do połączeń dwóch światów:<br />

żywych i umarłych: martwota maski z jej ziejącymi<br />

otworami oczu i ust, sugestywnie obrazującymi śmierć,<br />

unicestwienie i niebyt, zostaje przezwyciężona, choć nie<br />

8 L.Kolankiewicz, op.cit.,s. 13.<br />

9 Ipanema to nazwa dzielnicy w południowym Rio de<br />

Janeiro, w której znajduje się plaża będąca przedłużeniem<br />

plaży Copacabana.<br />

Dalej<br />

zatarta, dzięki żywym, wesołym, tanecznie skocznym ruchom<br />

jej nosiciela 10 . Zatem zmarli przemieniają się w żywych<br />

i odwrotnie.<br />

W widowiskach muzyczno-teatralnych zwanych<br />

z języka angielskiego masques (maski) dominował taniec<br />

i pantomima, która zawsze była tańczona w maskach (tj.<br />

w The Fairy Queen Purcella, gdzie Puk ma role niemą<br />

i tańczy). Maska obrzędowa, maska karnawałowa i maska<br />

teatralna, obrzęd i teatr jako maska, a karnawał i maskarada<br />

jako antymaska – to wszystko znaki obecności życia,<br />

które jest jednaniem przeciwieństw 11 . U tancerzy turniejowych<br />

rolę maski pełni makijaż, kostiumem jest strój<br />

taneczny (sukienka, frak), które mają czysto praktyczny<br />

i estetyczny cel. Ich rola polega na podkreśleniu wyrazistości,<br />

oryginalności, klimatu i osobowości tancerza oraz<br />

charakteru tańca.<br />

Leszek Kolankiewicz wspomina również wcześniejszy<br />

pobyt w Brazylii, do której przybył na zaproszenie Eugenio<br />

Barby, aby uczestniczyć w Ósmej Sesji International<br />

School of Theathre Antropology (ISTA), która odbyła się<br />

w Londrinie, w drugiej połowie sierpnia roku 1994. Podczas<br />

swojej podróży, miał niepowtarzalną okazję ujrzenia<br />

kultu candomble tzw. kultu opętania, (o którym pisałam<br />

wcześniej). Miał on miejsce w Bahii i wywarł ogromne<br />

wrażenie na pisarzu. Po zakończeniu sesji ISTA, Kolankiewicz<br />

wraz z jej dyrektorem Barbą oraz całym Odin Teatret,<br />

poleciał do stolicy Bahii – do Salvadoru i jak sam<br />

autor pisze, po tym pobycie, po tym co zobaczył i w czym<br />

uczestniczył, (na własne oczy widział opętanych podczas<br />

tańca) doznał “olśnienia” , a tym olśnieniem jest właśnie<br />

książka <strong>Samba</strong> z <strong>bogami</strong>, w której opisuje wywodzące się<br />

z Afryki kulty opętania, jak również czar karnawału i gorącego,<br />

roztańczonego kraju, którym jest Brazylia, królowa<br />

samby – tańca niezwykle rytmicznego, dynamicznego,<br />

zmysłowego, posiadającego wiele trudnych akcji w ciele,<br />

który znają i tańczą niemal wszyscy Brazylijczycy, a szkoły<br />

tańca, gdzie nauczają różnych odmian tego magicznego<br />

tańca, cieszą się dużą popularnością, również poza granicami<br />

państwa. Natomiast piękne, czarne mieszkanki<br />

Salvadoru zwane baianas – o egzotycznej urodzie, mają<br />

wrodzony sposób poruszania się, który jest niezwykle rytmiczny,<br />

taneczny, bardzo wyniosły i wdzięczny, jakby ich<br />

serca biły w rytm samby.<br />

Kultura brazylijska, jak również sam kult afrobrazylijski<br />

są bardzo synkretyczne, taka też jest książka L. Kolankiewicza,<br />

który pisze: „Zatańczyłem sambę z <strong>bogami</strong>.<br />

10 Ibidem, s. 16.<br />

11 Ibidem, s. 17.<br />

73


D a l e j<br />

rekwizytornia<br />

74<br />

O tym tu opowiem. Ale przede wszystkim – o gusłach<br />

tropików” 12 .<br />

Umberto Eco, jedno ze zdań Wahadła Foucaulta 13<br />

otwiera słowami jak z Apokalipsy: „I ujrzałem Salvador,<br />

Salvador da Bahia de Todos os Santos, murzyński<br />

Rzym”, które przedstawiają to miasto jako krainę tajemnic,<br />

mitów i odkryć, podczas jej zwiedzania doznajemy<br />

“objawienia”, jako podróżnicy docieramy do źródła,<br />

prapoczątku, ale tak naprawdę nie możemy ocenić czy<br />

to jest rzeczywistość czy też nasze wyobrażenie. Klimat<br />

i aura jaką wytwarza Salvador są zachwycające, chce się je<br />

poczuć, doznać, zatańczyć jak jego mieszkańcy, w rytm<br />

znanych utworów samby, które wydobywały się z ust<br />

Mulatek, siedzących obok prowadzących pojazdy. Dla<br />

Brazylijczyków cala uroda świata jest na plażach. Ocean,<br />

turkusowe zatoki, łagodne oko błękitu, głos kołyszący<br />

do tańca 14 . Może to właśnie szum fal nadają mieszkańcom<br />

rytm, zgodnie z którym wiruje ich codzienne życie;<br />

rytm, w którym pulsuje ich krew w żyłach.<br />

Salvador, od roku 1549, kiedy do Brazylii przypłynął<br />

pierwszy gubernator generalny Tome de Souza, aż<br />

do roku 1763, był stolicą Wicekrólestwa Brazylii i całej<br />

Ameryki Portugalskiej, współcześnie pozostał stolicą stanu<br />

Bahia i centrum kultury afrobrazylijskiej. Miasto to<br />

można również nazwać centrum karnawału, ponieważ<br />

huczna zabawa i tańce trwają tam równy rok, a zaczynają<br />

się o godzinie osiemnastej we wtorki na Pelourinho (czyli<br />

pręgierz, Złoty Kościół – Sao Francisco) – Stare Miasto<br />

w Salvadorze gdzie można zobaczyć śmiejący się na<br />

placu lud 15 . Lud śmiejący się, śpiewający, pijący, jedzący,<br />

a przede wszystkim lud wirujący – tańczący. Najważniejszym<br />

i najbardziej popularnym tańcem, bez którego<br />

prawdopodobnie nie było by karnawału, jest oczywiście<br />

samba, którą można usłyszeć i zobaczyć w każdym zakątku<br />

Brazylii. <strong>Samba</strong> wywodzi się z egzotycznego tańca,<br />

posiadającego parzysty takt i synkopowany rytm, o nazwie<br />

maxixe, który pochodzi z Rio de Janeiro, a w Europie<br />

zawitał pod koniec dziewiętnastego wieku. <strong>Samba</strong><br />

jest tańcem bardzo szybkim, wymagającym ogromnej<br />

sprawności i koordynacji, której początek datuje się<br />

na rok 1917 (to data powstania utworu Pelo Telefone).<br />

W Europie po drugiej wojnie światowej (w USA przed<br />

drugą wojną światową) samba została uznana za jeden<br />

z tańców towarzyskich, do których zalicza się takie tań-<br />

12 Ibidem, s. 23.<br />

13 Por. Umberto Eco, Wahadło Foucaulta, tłum.Adam<br />

Szymanowski, Warszawa 2007.<br />

14 L.Kolankiewicz, op.cit.,s.26.<br />

15 Ibidem, s.27.<br />

ce latynoamerykańskie jak: cha-cha, rumba, pasodoble<br />

i jive (druga grupa to tańce standardowe: walc angielski,<br />

tango, walc wiedeński, foxtrot i quickstep, (o których<br />

mowa w kolejnym podrozdziale).<br />

Poza autentycznym kultem candomble, który można<br />

zobaczyć w Bahii, są również grupy teatralne, które<br />

nawiązują do tego obrzędu, między innymi: grupa<br />

Luisa Otavia Burniera (pracującego na wydziale teatru<br />

i tańca UNICAMP w Stanie Sao Paulo), którego przedstawienia<br />

często opierają się na imitacji ruchów i kroków<br />

tańców rytualnych. Antropologa (L. Kolankiewicza) zewsząd<br />

otaczał zatem taniec, nawet ostatniego dnia pobytu<br />

w Brazylii, podczas kolacji, miał okazję uczestniczyć<br />

w “odtańczeniu” doktoratu o tańcu napisanego przez<br />

Marcii Strazzacappy Hernandez 16 oraz w odśpiewaniu<br />

znanej samby i poruszaniu się w jej rytm na siedząco.<br />

O karnawale również pisał Michaił Bachtin, dla<br />

którego karnawał to drugie życie ludu, zorganizowane<br />

w oparciu o pierwiastek śmiechu 17 jego zdaniem to właśnie<br />

karnawał, wraz z całym skomplikowanym systemem<br />

swych obrazów, stanowił najpełniejszy i najczystszy wyraz<br />

ludowej kultury śmiechu, „w karnawale gra samo życie –<br />

to nie jest teatr, karnawału się nie ogląda w nim się żyje”<br />

(Kolankiewicz pisze, iż utopia realizuje się w karnawale),<br />

żyje się śmiechem, zabawą, tańcem, wszystkimi kolorami<br />

życia, gorącym rytmem, tym wszystkim co przeżywamy<br />

tak, jak w prawdziwym życiu, codziennym bytowaniu.<br />

Podczas karnawału w Brazylii swoje umiejętności<br />

prezentują tancerze w barwnych, skąpych strojach, z ponad<br />

czterdziestu szkol tańca, które uczą różnych stylów<br />

samby. Samo słowo samba wywodzi się z Afryki z języków<br />

Bantu, a dokładniej z narzecza kimbundu, w którym<br />

znaczy dosłownie “uderzenie brzuchem”, natomiast<br />

w narzeczu kikongo tłumaczone jest jako “wzywać bóstwo”.<br />

Pierwsze tłumaczenie prowadzi do porównania<br />

ruchów wykonywanych podczas tańczenia samby do ruchów<br />

kopulacyjnych (samba de chaula). Kolejna etymologia<br />

tego słowa prowadzi nas do obrzędu opętania zwanego<br />

omoloco, który jest jednym z rodzajów umbandy,<br />

pochodzącym z Rio, w którym samba oznacza po prostu<br />

“świętą tancerkę”, poślubioną duchom.<br />

Sam Kolankiewicz pisze o karnawale, że „to pijatyka,<br />

obżarstwo i tańce, przecież zarazem zrealizowana<br />

utopia : socjalistyczna i antropologiczna. Karnawał jest<br />

ziszczeniem ludzkiego marzenia o tym, co leży w wyższej<br />

sferze bytu” 18 .<br />

16 Ibidem, s.28.<br />

17 Ibidem, s.28.<br />

18 Ibidem, s.28.


Szybkie ruchy stop tancerek wykonujących sambę,<br />

przypominają stąpanie po rozżarzonych węglach, akcja<br />

bioder , doskonale odizolowana od reszty ciała jest bardzo<br />

dynamiczna, mocna, zmysłowa, gwałtowna, podkreślana<br />

przez ruch błyszczących frędzli od kostiumu,<br />

sambę zarówno brazylijską jak i towarzyską tańczy się na<br />

lekko ugiętych kolanach, tancerze wykonują akcję bouncing,<br />

trzymają centrum, którego ruchy przypominają<br />

ciągle unikanie ciosu wymierzonego w brzuch.<br />

“Karnawał w Bahii, swobodne i wyzwolone tańce,<br />

które są wzywaniem, emotywnokinetycznym snuciem<br />

marzenia o tym, co w górze” 19 . Antoin Artaud 20 porównywał<br />

karnawał do teatru okrucieństwa, który czerpał<br />

tematy ze świeckich tańców balijskich, tak jak karnawał,<br />

który nie jest sakralny, lecz ludowy i podczas którego<br />

również może dojść do “okrucieństwa”, śmierci, napaści,<br />

pobicia czy gwałtu.<br />

Roger Caillois 21 uważał, że święto, czyli też karnawał,<br />

to wydarzenie, które sprawia, że społeczeństwo<br />

oczyszcza się i zarazem odnawia, wyzwala się i odcina od<br />

codziennego, niezmysłowego, beznamiętnego, powolnego,<br />

nudnego i męczącego życia i wpada w wir i szał zabawy,<br />

któremu wszyscy powinni się poddać. W karnawale<br />

jest szaleństwo odrodzonej wspólnoty – potężne tchnienie<br />

zbiorowego szału (...) wszyscy na wyścigi trwonią bogactwa,<br />

żywotność, siłę seksualną i siłę mięśni. Jednak te<br />

ogniste i gorączkowe tańce, wbrew pozorom, nie są chaotyczne,<br />

przypadkowe i bezmyślnie wykonywane przez<br />

laików, każdy taniec, a przede wszystkim karnawałowa<br />

samba, ma często bardzo trudna technikę, skomplikowane<br />

kroki i ruchy bioder oraz akcje całego ciała, która<br />

wymaga wielu lat praktyki, często morderczych treningów,<br />

aby efekt był taki, jaki prezentują wyszkolone tancerki.<br />

Ze swobodą i lekkością pokazują techniki tańców<br />

afrobrazylijskich, z niesamowitą świadomością własnego<br />

ciała, które opanowały do perfekcji. Wszystkie mięśnie<br />

pracują, ruchy są czytelne i wyraziste, tancerze potrafią<br />

swym ciałem i ruchem wyartykułować przekaz zgodnie<br />

z muzyką, w odpowiednim metrum i rytmie – inaczej<br />

mówiąc, tancerze mówią ciałem i myślą ruchem. Bardzo<br />

trudna jest praca nad techniką tańca, nad wyrazem<br />

artystycznym, ale również nad energią tancerza ( aktora<br />

) tzw. “bios sceniczne”, która jest ściśle związana z praca<br />

nad oddechem, aby ta codzienna czynność pomagała<br />

w tańcu ( w jego dynamice, akcjach, tempie i ruchu ),<br />

19 Por.: L.Kolankiewicz, op.cit., s 25-45.<br />

20 Por.:Antonin Artaud,Teatr i jego sobowtór, przeł.Jan<br />

Błoński,Warszawa 1978.<br />

21 Roger Caillois, Człowiek i sacrum, Warszawa 1995.<br />

Dalej<br />

a nie przeszkadzała. L. Kolankiewicz poznał technikę<br />

tańców rytualnych ku czci bogini piękna i słodkich wód<br />

Oxum i bogini wojny Ogun, którą przekazywał Augusto<br />

Omolu. Pierwszy z wymienionych tańców charakteryzuje<br />

się kobiecym wdziękiem, delikatnością i gracją,<br />

ruchy tancerek są niezwykle subtelne i uwodzicielskie,<br />

natomiast drugi taniec jest przeciwieństwem Oxum,<br />

przede wszystkim to taniec męski, zadziorny i energiczny.<br />

Taniec kobiecy i męski ma dwa rodzaje energii<br />

(bios) zwane anima i animus. (Augusto Omolu – taniec<br />

„współczesny afrykański”), tańce te są znacznie trudniejsze,<br />

pod względem technicznym, od karnawałowej samby,<br />

która również nie należy do prostych.<br />

Karnawałowi towarzyszą rytmy wygrywane na różnego<br />

rodzaju bębnach, przez pięć rzędów ustawionych<br />

dziewcząt, które trzymają lub mają zawieszone na biodrach<br />

duże bębny, małe bębenki, warble i grają według<br />

ruchów dyrygenta, ta hipnotyzująca, niezwykle rytmiczna<br />

i pobudzająca gra, wprawie w ruch wszystkie ciała,<br />

sprawia, ze nogi same zaczynają podrygiwać, a biodra<br />

wirować w takt samby. Na placu tłumy ludzi, wszystkie<br />

ciała niemal przylepione do siebie poddają się jednemu,<br />

wspólnemu, falistemu ruchowi, który co jakiś czas przerywała<br />

synkopa. Kiedy tancerz opanuje technikę, taniec<br />

ten staje się tak upajający, że niemal transowy, harmonijny,<br />

lekki i przyjemny. Upojenie jest według Fryderyka<br />

Nietzchego najbliższą analogią do samej istoty żywiołu<br />

dionizyjskiego. Po jakimś czasie bębnom zaczyna towarzyszyć<br />

śpiew solistki. Na środku placu stoi pręgierz,<br />

gdzie dawniej karano i katowano niewolników. Tańczące<br />

nogi zadeptują ślady krwi, bębny zagłuszają echo<br />

krzyków. „Jest w radosnym tańcu dawnych niewolników<br />

siła – bezmierna jak ocean” – może ze względu na te historyczne,<br />

okrutne wydarzenia, to właśnie na tym placu<br />

dobywa się huczna zabawa karnawałowa potomnych.<br />

Ten zbiorowy taniec jest zarówno piękny, czarujący, ale<br />

równocześnie, przerażający, uzależniający i tajemniczy.<br />

Według Kolankiewicza sam karnawał to axe – mana<br />

( moc, siła ) czyli rozkaz, działająca moc afrykańskich<br />

bóstw onxas, które ukazują się jako np. kamienie czy<br />

rośliny. Dla mnie karnawał to przede wszystkim gorące<br />

rytmy samby, podczas których możemy uwolnić swoje<br />

żądze i emocje oraz na parę chwil wkroczyć w inny,<br />

barwniejszy świat namiętności i zmysłów.<br />

Anna Skibińska<br />

75


D a l e j<br />

rekwizytornia<br />

76<br />

mecz koszykówki<br />

Nie tylko widowisko?<br />

Wstęp<br />

Celem tego szkicu jest pokazanie wieloaspektowości<br />

widowiska sportowego, jakim jest mecz koszykówki<br />

odbywający się przy udziale publiczności.<br />

Chcąc rozpatrywać to zjawisko z punktu widzenia<br />

antropologii widowisk, konieczne jest przyjęcie<br />

dwóch postaw badawczych. Pierwsze stanowisko<br />

winno być obserwacją uczestniczącą, która pozwala<br />

na doznanie tych samych emocji, których doznają<br />

widzowie. Stając się częścią tego społecznego spektaklu,<br />

jego współuczestnikiem (a także współtwórcą),<br />

możemy poznać motywacje psychologiczne tłumu,<br />

który przychodzi na mecz; sprawdzić, jakie funkcje<br />

spełnia i jakie potrzeby zaspokaja to widowisko<br />

oraz przede wszystkim określić relacje społeczne,<br />

które wytwarza. Z kolei postawa zdystansowanego<br />

obserwatora umożliwia dostrzeżenie zabiegów<br />

inscenizacyjnych oraz wszelkich kulturowych konwencji,<br />

które ujawniają się w takiej sytuacji.<br />

Mecz koszykówki w świecie widowisk<br />

„Widowisko to taki przejaw życia zbiorowego,<br />

który człowiek wywołuje, by wzbudzić podziw<br />

innych ludzi przez swoje szczególne umiejętności,<br />

z zastosowaniem układu S”. Jest to definicja Zbigniewa<br />

Raszewskiego 1 . Przez układ „S” rozumie<br />

on „pewien typ obecności wytworzonej przez sytuację,<br />

w jakiej się jakaś zbiorowość znalazła” 2 . Jest<br />

to układ zawsze chwilowy i oparty na przyglądaniu<br />

się (stąd nazwa – „S” od łacińskiego czasownika<br />

specto, spectare, spectavi, spectatum – ‘oglądać’). Korzystając<br />

z podziału proponowanego przez Raszewskiego,<br />

mecz koszykówki umieścimy szerzej wśród<br />

układów skupiających (mając na uwadze więź, jaka<br />

tworzy się między widzami na trybunach i między<br />

graczami jednej drużyny na boisku). W węższym<br />

1 Z. Raszewski, Teatr w świecie widowisk. Dziewięćdziesiąt<br />

jeden listów o naturze teatru, Warszawa 1991, s. 35.<br />

2 Ibidem, s. 12.<br />

To b i a s Z Pa P u c Z y s<br />

rozumieniu będzie to układ skupiający biegunowy<br />

tzn. ludzie, którzy biorą w nim udział, z racji swoich<br />

niewymiennych funkcji, tworzą dwa bieguny.<br />

Po jednej stronie mamy zawodników, trenerów,<br />

sędziów po drugiej publiczność. Podział ten wyraża<br />

się różnym umiejscowieniem ich w przestrzeni.<br />

Jedni i drudzy poruszają się w swojej strefie. Minimalna<br />

odległość między nimi jest nazywana pasem<br />

bezpieczeństwa i sprawia, że widowisko zachowuje<br />

niezbędną do funkcjonowania równowagę. Następnie<br />

ze względu na to, czy podczas oglądania<br />

widowiska przeważa ocena wyniku, czy też przebiegu,<br />

Raszewski wyróżnia trzy grupy widowisk: zawody,<br />

popisy, przedstawienia. Koszykówka jako gra<br />

o zwycięstwo plasuje się oczywiście w zawodach (liczy<br />

się wynik), natomiast często zbliża się również<br />

do sfery popisów, głównie wtedy, gdy indywidualni<br />

zawodnicy starają się grać efektownie i wzbudzić<br />

tym zachwyt kibiców. Wreszcie w tym widowisku<br />

dominują czynności pozornie zamknięte tj. osoby<br />

przykuwające naszą uwagę zwracają się ku sobie, ale<br />

robią to z myślą o widzach i dla widzów 3 .<br />

„Scenariuszowość” oraz przebieg widowiska<br />

i gry.<br />

Drużyny rozgrywają cztery kwarty po dziesięć<br />

minut (w koszykówce europejskiej). Jest to jednak<br />

tylko czas gry i to tzw. czystej gry, nie wlicza się<br />

w to wszelkich przerw. Samo widowisko trwa co<br />

najmniej dwukrotnie dłużej. Ma następujący scenariusz.<br />

Najpierw odbywa się rozgrzewka zawodników,<br />

następnie ich prezentacja, potem rozegrane<br />

zostają dwie kwarty, które rozdzielone są dwuminutową<br />

przerwą, w czasie której jest występ taneczny<br />

cheerleaderek. Po tych dwóch odsłonach następuje<br />

piętnastominutowa przerwa wyznaczająca środek<br />

meczu. Znowu krótki występ tancerek, potem<br />

w zależności od tego jak ważnym wydarzeniem jest<br />

3 Ibidem, s. 14, 18, 45, 49.


mecz, odbywają się konkursy dla publiczności, rzadziej<br />

dla samych zawodników (konkursy wsadów,<br />

rzutów za 3 punkty itp.). I kolejne dwie kwarty według<br />

tego samego schematu. Jeśli drużyna gospodarzy<br />

wygrała, kibice zwykle zostają jeszcze trochę po<br />

zakończeniu spotkania, by podziękować graczom<br />

i upajać się zwycięstwem.<br />

Sama prezentacja przed rozpoczęciem meczu<br />

jest bardzo teatralna, warto więc poświecić jej kilka<br />

zdań opisu. Zawodnicy wychodzą kolejno na boisko<br />

oświetlani skupioną wiązką światła i przedstawiani<br />

przez spikera (w tej chwili pełni on funkcję<br />

podobną do konferansjera), który nadaje swojemu<br />

głosowi ton podobny do spikerów zapowiadających<br />

mecze bokserskie. Kibice wstają z miejsc i oklaskują<br />

swoich zawodników. Dokonują też prezentacji<br />

własnego środowiska. Uderzają w bębny, rozwijają<br />

transparenty, słowem – na początku widowiska<br />

chcą dać przedsmak emocji, jakie ich czekają i próbują<br />

antycypować atmosferę, jaką stworzą podczas<br />

meczu, który za chwilę się zacznie.<br />

Tak w ogólnym zarysie przedstawia się scenariusz<br />

widowiska. Z kolei sami gracze na poziomie<br />

gry również realizują „scenariusze” (używając<br />

tego słowa w potocznym znaczeniu) przygotowane<br />

przez trenera. Mają wcześniej wyćwiczone sposoby<br />

rozgrywania pojedynczej akcji („próbowane” na<br />

treningach), które rozpoczynają się na znak trenera<br />

i zależne są od sytuacji boiskowej. Muszą się jednak<br />

liczyć z możliwością niepowodzenia związaną<br />

z interakcją, wtedy gdy dochodzi do konfrontacji<br />

z zawodnikami przeciwnej drużyny. Przypomina to<br />

improwizacje teatralne charakterystyczne dla commedii<br />

dell’arte.<br />

Kategorie graczy<br />

Richard Schechner 4 twierdzi, że w performansie<br />

można wyodrębnić cztery podstawowe kategorie<br />

graczy: dostarczycieli, wytwórców, performerów<br />

i uczestników. Podczas meczu koszykówki tylko<br />

trzy ostatnie wydają się oczywiste. Wytwórcami<br />

będą trenerzy obu zespołów (będą więc „reżyserami<br />

gry”), sędziowie (moderatorzy) i personel odpowiedzialny<br />

za techniczną realizację widowiska. Performerami<br />

będą zawodnicy obu drużyn. Uczestnikami<br />

– kibice. W przypadku, gdy widzowie będą na<br />

4 R. Schechner, Performatyka: wstęp, przeł. T. Kubikowski,<br />

Wrocław 2006, s. 284.<br />

Dalej<br />

trybunach odgrywać własny spektakl (przy pomocy<br />

uderzeń w bębny, śpiewów, rozwijania wielkiej flagi,<br />

czy też z własnych ciał tworzyć „meksykańską falę”)<br />

staną się również performerami widowiska. Kto<br />

zaś będzie dostarczycielem? Trudno jednoznacznie<br />

powiedzieć. Mogą to być organizatorzy całych rozgrywek<br />

lub pojedynczego meczu, ale może to być<br />

również społeczeństwo, którego potrzeby prowadzą<br />

do powstawania tego typu widowisk.<br />

Przestrzeń<br />

Jest to przestrzeń zastana i w dużej mierze niezmienna.<br />

Mecz rozgrywa się na boisku o wymiarach<br />

28 na 15 metrów (wymiary wg zasad FIBA<br />

– Międzynarodowej Federacji Koszykówki). Jednak<br />

nie samo boisko stanowi przestrzeń widowiska.<br />

Dużą rolę odgrywa sposób umiejscowienia trybun.<br />

W większych halach trybuny ze wszystkich stron<br />

otaczają boisko i umieszczone są co najmniej kilka,<br />

a nawet kilkanaście metrów od pola gry. Zwykle<br />

jeszcze oddziela się widzów bandą reklamową. Nie<br />

jest to jednak reguła. W niektórych przypadkach<br />

kibice znajdują się bardzo blisko graczy, na odległość<br />

wyciągnięcia ręki, tuż za koszem, na poziomie<br />

parkietu. Natomiast pod sufitem zawiesza się często<br />

balkony. Wpływa to na sposób percepcji gry. Widz<br />

siedzący na poziomie parkietu dostrzega przede<br />

wszystkim walkę i kontakt między zawodnikami.<br />

Ten, który siedzi na balkonie ma jednoczesny widok<br />

na całe boisko, zwraca uwagę na ruch zawodników<br />

bez piłki. Ogarnia całe pole gry, widzi zagrywki<br />

taktyczne, lecz jego uwadze uchodzi dynamika<br />

gry, która z tej perspektywy jawi się jako bardziej<br />

uporządkowana. Z punktu widzenia graczy ta<br />

przestrzeń też ma znaczenie. Mając widzów dalej<br />

od siebie mogą się w pewien sposób od nich odciąć<br />

i skupić na rywalizacji. Jeśli grają tuż przy nich,<br />

cały czas odczuwają presję bezpośredniości. Do ich<br />

uszu dochodzą wszelkie krytyczne uwagi na temat<br />

ich występu, zdarza się też, że rozpędzeni wpadają<br />

między publiczność. W takich sytuacjach częściej<br />

dochodzi do ostrych wymian zdań między zawodnikiem<br />

i kibicem, do aktów agresji, wtargnięcia<br />

widzów na boisko. Odległość między tymi dwoma<br />

biegunami, między performerami i widzami, jest<br />

wspomnianym już pasem bezpieczeństwa.<br />

Zdarza się też wynajmowanie innych przestrzeni<br />

na ważne spotkania. Koszykarska drużyna Śląska<br />

77


D a l e j<br />

rekwizytornia<br />

78<br />

Wrocław mecze pucharów międzynarodowych często<br />

rozgrywa w Hali Stulecia, w której może pomieścić<br />

się więcej zainteresowanych widzów i łatwiej zapewnić<br />

przepisowe warunki bezpieczeństwa. Samo<br />

zdarzenie, przez niecodzienną przestrzeń, nabiera<br />

też cech wyjątkowości.<br />

Stawka<br />

Pozornie stawką spotkania są jedynie ligowe<br />

punkty czy awans na odpowiedni szczebel rozgrywek.<br />

W rzeczywistości gra się o wiele więcej –<br />

o prestiż. I to o własny. Dotyczy to w większym<br />

stopniu kibiców niż samych zawodników, ale i na<br />

nich ta presja może wywierać wpływ. Czynnikiem<br />

nadającym sens temu zjawisku jest lokalny patriotyzm.<br />

Klub sportowy to poniekąd symbol miasta<br />

lub dzielnicy. Widzowie, którzy nadają klubowi<br />

charakter, podkreślają to, jacy są. Przenoszą na drużynę<br />

wartości, które są im bliskie. Drużyna ma je<br />

reprezentować i tym samym reprezentować miasto.<br />

Dość precyzyjnie ujmuje ten problem Manfred<br />

Schneider: „Zawody spotkałyby się ze znacznie<br />

mniejszym zainteresowaniem, gdyby publiczność<br />

nie przeżywała ich ze względu na regionalną, zawodową,<br />

ekonomiczną czy nawet personalną emblematyczność.<br />

AC Milano przeciw Interowi – to nie<br />

tylko mała wojna między zrzeszeniami i dzielnicami<br />

miasta, ale również wojna nazwisk przedsiębiorców:<br />

Berlusconi przeciw Fitgarowi, a do niedawna<br />

jeszcze zastępcza wojna Holandii z Niemcami. Pojedynek<br />

Schalke z Bayernem Monachium konfrontuje<br />

ze sobą nie tylko Prusy i Bawarię, przedmieście<br />

i metropolię, przemysł ciężki i elektronikę, ale i mitycznie:<br />

Kreisela i Doppelpassa, Kuzorrę i Beckenbauera.<br />

Zamierzchłe czasy sportu umacniają mity,<br />

które z kolei osadzają się w nazwiskach i emblematach.”<br />

5<br />

Słowa Schneidera świetnie ilustruje hasło krzyczane<br />

przez kibiców Górnika Zabrze podczas meczów<br />

piłki nożnej i koszykówki:<br />

„Zabrze to miasto polskie,<br />

Zabrze to miasto śląskie,<br />

Zabrze miasto górnicze,<br />

5 M. Schneider, Erotyka sportu telewizyjnego. Uwagi na<br />

temat liturgii heroizmu na co dzień, przeł. K. Krzemieniowa,<br />

[w:] Media – eros – przemoc. Sport w czasach<br />

popkultury, wybór, wstęp i oprac. A. Gwóźdź, Kraków<br />

2003, s. 86.<br />

Zabrze na całe życie.” 6<br />

Nie dziwi więc napięcie, jakie wytwarza się<br />

w czasie pojedynków derbowych, które często prowadzą<br />

do wyzwolenia agresji. Dwie drużyny reprezentujące<br />

często skrajnie różne wartości uzurpują<br />

sobie prawo do wykorzystania jednego (i wspólnego)<br />

symbolu, jakim może być wizerunek miasta.<br />

Zawsze jest jakiś podtekst pozasportowy. Poruszając<br />

tę kwestię, na myśl przychodzą wszelkie<br />

historyczne pojedynki Stanów Zjednoczonych<br />

ze Związkiem Radzieckim, w których na boisku<br />

w większym stopniu walkę staczały ideologie społeczne<br />

i polityczne, w mniejszym stopniu zawodnicy.<br />

(Mecze Polski i ZSRR w czasach Układu Warszawskiego<br />

nacechowane były podobną treścią).<br />

Natomiast Wojna futbolowa Ryszarda Kapuścińskiego<br />

do dziś uświadamia nam, że w sporcie gra się<br />

o coś więcej – o wysokie stawki (choć symboliczne),<br />

których czasem nie jesteśmy świadomi.<br />

Funkcje omawianego widowiska<br />

Mecz koszykówki spełnia wszystkie siedem<br />

funkcji performansu, które proponuje Richard<br />

Schechner 7 :<br />

1. Zabawiać<br />

Oczywiście w tej kwestii, trudno jest mieć jakiekolwiek<br />

wątpliwości. Dla widzów przybyłych na<br />

mecz jest to niewątpliwie rozrywka. Widowisko,<br />

o którym mówimy, wyrasta u swych podstaw z zabawy.<br />

Zabawa z piłką w różnych formach znana<br />

jest od czasów starożytnych. Koszykówka jest grą,<br />

czyli wysoce ustrukturyzowaną zabawą. Zabawą<br />

opartą na ściśle określonych i przestrzeganych regułach.<br />

Jest wreszcie grą skończoną – gra się po to<br />

żeby wygrać, choć sam proces nie może tu być lekceważony.<br />

Sama koszykówka w znanej nam współcześnie<br />

postaci powstała w roku 1891 w Stanach<br />

Zjednoczonych, zaś już w 1904 stała się dyscypliną<br />

olimpijską. Spotkanie dwóch drużyn należy do sfery<br />

agón, jeśli uwzględnimy klasyfikację gier i zabaw<br />

Rogera Caillois 8 . Oglądanie walki, nawet gdy jest<br />

to walka bezkrwawa, zawsze jest elementem zain-<br />

6 Cytowane hasło pochodzi z bezpośrednich obserwacji<br />

autora.<br />

7 Schechner, op. cit., s. 61-67.<br />

8 R. Caillois, Gry i ludzie, przeł. A. Tatarkiewicz, M.<br />

Żurowska, [w:] Antropologia widowisk: zagadnienia<br />

i wybór tekstów, wstęp i red. L. Kolankiewicz, Warszawa<br />

2005, s. 164.


teresowania i fascynacji, a co za tym idzie jest też<br />

rozrywką w najczystszej postaci.<br />

2.Tworzyć coś pięknego<br />

Najlepszym dowodem spełniania tej funkcji<br />

jest język użyty do opisu widowisk sportowych. Język<br />

ten jest zbliżony, a nawet bardzo często tożsamy<br />

z językiem służącym do opisywania sztuki. Widać<br />

to doskonale podczas niemal każdej telewizyjnej<br />

(a tym bardziej radiowej) transmisji. Zawodnicy<br />

oddają piękne strzały, prowadzą cudowne dryblingi,<br />

nazywane często tańcem z piłką. Mamy graczy,<br />

którzy są genialnymi wirtuozami i mamy solidnych,<br />

pracowitych rzemieślników. Nikogo nie dziwią<br />

prasowe zestawienia typu Ronaldinho – artysta<br />

futbolu. Przykłady da się łatwo mnożyć.<br />

Oprawa spektaklu, jakim jest mecz, również<br />

dostarcza wrażeń estetycznych. W koszykówce<br />

europejskiej takich ukierunkowanych zabiegów<br />

jest znacznie mniej. Stały się one domeną amerykańskiej<br />

ligi NBA, gdzie ten aspekt stoi na co najmniej<br />

takim samym, jeśli nie wyższym poziomie,<br />

jak aspekt czysto sportowy. Mecz w Stanach Zjednoczonych<br />

to przede wszystkim show, które pełne<br />

jest wymyślnych intermediów wstawianych między<br />

poszczególne akty gry. Niektóre z nich przyjęły się<br />

również w Europie. Są to np. taneczne występy<br />

cheerleaderek, czy konkurs wsadów organizowany<br />

w przerwie meczu. Tego typu występy oceniane są<br />

tylko i wyłącznie przez pryzmat estetyki. Zresztą koszykówka<br />

w USA jest przede wszystkim nastawiona<br />

na widowiskowość. Mecze rozgrywane są kilka razy<br />

w tygodniu, a kibice chcą oglądać efektowne akcje<br />

i dramatyczne momenty zaciętej rywalizacji. Punkt<br />

ciężkości przeniesiono z wyniku na przebieg. Zupełnie<br />

odwrotnie jest w koszykówce europejskiej.<br />

Do tego należałoby dodać jeszcze wszelkie<br />

pomeczowe analizy wideo, od których aż roi się<br />

w sportowych programach telewizyjnych i portalach<br />

internetowych. Najbardziej reprezentatywne są<br />

popularne zestawienia dziesięciu najpiękniejszych<br />

akcji kolejki. Porównuje się w ten sposób estetyczne<br />

dokonania graczy z kilkunastu różnych, równolegle<br />

odbywających się meczów, dając również możliwość<br />

wyrażenia opinii widzom i internautom. Popularne<br />

są dyskusje na forach internetowych, rozważające,<br />

który mecz był najpiękniejszym widowiskiem.<br />

Dalej<br />

3.Ustanawiać lub zmieniać tożsamość<br />

Zagadnienie to jest dwuaspektowe. Można<br />

przecież odnieść je do widzów jak i do uczestników<br />

gry. Widz na meczu podlega identyfikacji. Identyfikować<br />

znaczy tyle co ‘stwierdzać, rozpoznawać,<br />

ustalać tożsamość, utożsamiać’. Identyfikując się<br />

z ulubionym zawodnikiem czy drużyną, widz doświadcza<br />

tego utożsamienia indywidualnie. Jednak<br />

jest on także w pewnej ściśle określonej zbiorowości.<br />

Jest wśród innych kibiców. Musi podlegać<br />

grupowej identyfikacji. To pojęcie definiowane jest<br />

następująco: ‘poczucie przynależności do jakiejś<br />

grupy i solidaryzowanie się z nią’. 9 Zmiana tożsamości<br />

polega więc na tym, że nie jest to tożsamość<br />

codzienna. Aktywuje się ona dopiero, kiedy ktoś<br />

przychodzi na mecz. W codziennym życiu jest to<br />

tożsamość uśpiona, choć nie można zaprzeczyć, że<br />

zdarzają się sytuacje jej manifestacji poza meczem.<br />

Na przykład niektórzy kibice noszą koszulki i szaliki<br />

swojego klubu na co dzień, by pokazać przynależność<br />

do pewnej wspólnoty.<br />

W przypadku graczy (także trenerów i sędziów)<br />

zmiana tożsamości i ustanowienie nowej objawia<br />

się również przy przejściu ze świata codzienności<br />

w świat performansu. Schechner nazywa to przemieszczeniem<br />

10 . Ma ono swoje etapy: przebranie<br />

się w odpowiednie kostiumy (stroje), rozgrzewka,<br />

występ właściwy, moment ochłonięcia, powrót do<br />

poprzedniego stanu. Dwa pierwsze i dwa ostanie<br />

etapy to okres przygotowania do przejścia w inny<br />

świat. Zawodnik na boisku odgrywa swoją rolę<br />

w ten sam sposób, jak aktor na scenie. Przez czas<br />

występu nie jest zupełnie sobą. Liczy się rola, którą<br />

odgrywa. Ma też świadomość towarzyszącego ryzyka.<br />

Naraża się na stres, wstyd, kalectwo. Dotyczy<br />

to również trenerów i sędziów, którzy też są w niecodziennej<br />

sytuacji. Właśnie to ryzyko apeluje do<br />

naszej ciekawości. Zbigniew Raszewski podkreśla:<br />

„Historia widowisk to historia lżenia, wyśmiewania,<br />

poniewierania zawodników i artystów. Tylko<br />

nieliczni stają się ulubieńcami publiczności. (...)<br />

Historia uczy, że nigdy nie brakowało śmiałków<br />

gotowych codziennie mierzyć się z niebezpieczeństwami.<br />

Widujemy ich i dziś, wiemy, że bywają<br />

świadomi, a nawet żądni ryzyka, ale za ponoszenie<br />

9 Obie definicje na podstawie: W. Kopaliński, Słownik<br />

wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem,<br />

Warszawa 2007.<br />

10 Schechner, op. cit., s. 273-279.<br />

79


D a l e j<br />

rekwizytornia<br />

80<br />

go żądają od nas uznania” 11 Te kilka zdań bardzo<br />

trafnie charakteryzuje widowiskową rzeczywistość.<br />

Jest jeszcze możliwa jedna zmiana tożsamości<br />

w przypadku niektórych zawodników (też trenerów,<br />

sędziów). Mam na myśli sytuację przemienienia<br />

(znowu pojęcie Schechnera 12 ), jakie może dokonać<br />

się podczas tego performansu. Z pewnością tak jest,<br />

gdy na boisku pojawi się gracz debiutujący. Stres<br />

zawodnika jest wtedy spotęgowany, gdyż musi on<br />

ustalić swoją tożsamość w stosunku do publiczności<br />

oraz kolegów z drużyny i trenera. Jeśli debiutuje<br />

w ogóle w zawodowym sporcie, to zmienia się jego<br />

status. Z niedoświadczonego juniora przemienia<br />

się w dorosłego, zawodowego koszykarza. Dojrzewa,<br />

a pierwszy mecz jest tej dojrzałości egzaminem.<br />

Jeżeli mamy do czynienia z koszykarzem, który debiutuje<br />

tylko w nowym klubie sprawa ta wygląda<br />

nieco inaczej. Udowadniając użyteczność własnej<br />

osoby, uzyskuje on mentalne członkostwo w nowej<br />

drużynie zarówno w oczach widzów, jak i wśród innych<br />

zawodników i trenera.<br />

4.Budować lub podtrzymywać wspólnotę<br />

Problem ten w szczątkowy sposób został już<br />

zasygnalizowany przy rozpatrywaniu tożsamości.<br />

Należałoby go rozwinąć. Widz przychodzący na<br />

mecz staje się częścią wspólnoty. Należy do grupy<br />

kibiców, która jest wspólnotą spontaniczną i dobrowolną.<br />

Samo przyjście na mecz z własnej woli<br />

sprawia, że już staje się jej członkiem. Może manifestować<br />

swoją przynależność poza halą sportową,<br />

ale nie musi. Wspólnota ta będzie miała cechy<br />

communitas (terminu tego używam w takim rozumieniu,<br />

w jakim używa go Victor Turner 13 ). Będzie<br />

więc antystrukturą, „miejscem”, w którym można<br />

na jakiś czas zawiesić wszelkie sztywne normy<br />

społeczne, gdzie na chwilę ucieka się od struktury,<br />

jaka towarzyszy nam na każdym kroku w życiu codziennym.<br />

W tym wypadku będzie to communitas<br />

spontaniczna 14 . Tworzy się więź między widzami,<br />

11 Raszewski, op. cit., s. 37.<br />

12 Schechner, op. cit., s. 273-279.<br />

13 V. Turner, Proces rytualny, przeł. I. Kurz, [w:] Antropologia<br />

widowisk: zagadnienia i wybór tekstów, wstęp<br />

i red. L. Kolankiewicz, Warszawa 2005, s. 122, 123.<br />

14 W przypadku jednak, gdy weźmiemy pod uwagę zorganizowane<br />

kluby kibica, będziemy mieli do czynienia<br />

z communitas normatywną, czyli taką, która dopuszcza<br />

powstawanie minimalnych struktur, w celu czerpania<br />

z tego korzyści.<br />

która neutralizuje nawet strukturę, w której biorą<br />

udział – strukturę widowiska sportowego. W skrajnych<br />

przypadkach może to prowadzić do zamieszek<br />

między kibicami, czy na przykład do ataku na zawodników,<br />

sędziów, trenerów, ochroniarzy, słowem<br />

na tych, którzy tę strukturę reprezentują. Wynika<br />

to z napięcia, które wytwarza się podczas zetknięcia<br />

communitas ze strukturą i nierozerwalności tych<br />

dwóch zjawisk podczas meczu koszykówki (i nie<br />

tylko koszykówki). Przychodząc na mecz i kupując<br />

bilet akceptujemy wszelkie prawne i regulaminowe<br />

ograniczenia. Zawieramy umowę z organizatorami.<br />

I póki nie usiądziemy na trybunach, ta umowa obowiązuje<br />

i wydaje się nam zasadna. We wspomnianej<br />

wspólnocie szybko ulega zapomnieniu, czy mówiąc<br />

precyzyjniej zawieszeniu. Wyzwalane podczas widowiska<br />

emocje tylko potęgują ten stan. Zwykle<br />

jednak oba zjawiska pozostają w mniej lub bardziej<br />

stabilnej równowadze, gdyż jedno nie może istnieć<br />

bez drugiego. Konsekwencją zamieszek może być<br />

decyzja o rozgrywaniu meczów bez udziału publiczności.<br />

Straty poniesie wtedy zarówno struktura, jak<br />

i antystruktura. Mecz koszykówki przestanie być<br />

wtedy widowiskiem, a pozostanie tylko grą.<br />

Dodać należy do tego stwierdzenie, że nie zawsze<br />

wszystko kończy się wraz z końcem meczu.<br />

Zdarza się, że kibice wracają razem, i – mimo że<br />

dawno opuścili już niecodzienną czasoprzestrzeń<br />

widowiska – nadal pozostają w obrębie communitas.<br />

Może wtedy dojść do niebezpiecznego zetknięcia<br />

ze strukturą i konfliktu tych dwóch światów.<br />

Przykładem będzie sytuacja z 10 stycznia 1998<br />

roku, kiedy w Słupsku Przemek Czaja, trzynastoletni<br />

kibic, został śmiertelnie pobity przez policjanta.<br />

Widzowie wracając z meczu (wciąż pozostając we<br />

wspólnocie), zablokowali jedno ze skrzyżowań, gdy<br />

większą grupą nieśpiesznie przechodzili przez ulicę.<br />

Spowodowało to użycie przemocy przez policję,<br />

która stała w pobliżu tego miejsca.<br />

5.Uzdrawiać<br />

Mecz koszykówki, jak każde zawody, to stylizowana<br />

wojna na boisku (notabene ujawnia się to<br />

w języku, gdyż mówiąc o zawodach używamy metaforyki<br />

wojennej). Zawodnicy, którzy nadają jej treść,<br />

w swoich działaniach posługują się niecodziennymi<br />

technikami użycia ciała. Taka technika niecodzienna<br />

jest tak samo charakterystyczna dla oglądających


mecz kibiców. Zwykłe zachowania (ruchy, głos)<br />

uwalniają się od naturalnej funkcji i nie są ograniczane<br />

codziennymi konwencjami społecznymi.<br />

Sport jest rytuałem społecznym. Tak jak karnawał<br />

pozwala na odwrócenie lub uwolnienie zachowań,<br />

które w normalnych warunkach są niedopuszczalne<br />

lub zwalczane społecznym ostracyzmem. To usankcjonowana<br />

wojna, która prowadzi do oczyszczenia.<br />

Pozwala dać upust skumulowanym emocjom, które<br />

nie mogą być uwolnione w innych sytuacjach. Widowisko<br />

wprowadza podniecenie, które przeradza<br />

się w napięcie, gdyż widz ogląda walkę, w której nie<br />

może uczestniczyć i na którą nie ma wpływu (albo<br />

ten wpływ jest znikomy). To napięcie jest rozładowywane<br />

przez wydawanie okrzyków, uderzanie<br />

w bęben (co wprowadza pewien element transowości),<br />

klaskanie, gestykulację. Człowiek świadomie<br />

poddaje się dobrowolnemu stresowi, który ma być<br />

alternatywą dla stresu codziennego, a jednoczenie<br />

jego przeciwwagą. Richard Schechner w swojej<br />

Performatyce 15 wspomina koncepcje psychologiczne,<br />

które mówią, że uczestniczenie w widowiskach<br />

sportowych, może chronić przed depresją i wzmacniać<br />

poczucie własnej wartości i przynależności.<br />

6.Nauczać, przekonywać, wmawiać<br />

Dydaktyczny wymiar sportu jest znany od<br />

dawna w wielu kulturach. Uprawianie sportu jest<br />

traktowane jako głęboki proces samorealizacji.<br />

Człowiek doskonalący własne ciało i rozwijający<br />

osobowość traktowany jest jak parenetyczny wzór.<br />

Widzowie mają świadomość, że zawodowe uprawianie<br />

sportu wymaga życiowych poświęceń i nieustannej,<br />

tytanicznej pracy nad sobą.<br />

Co się zaś tyczy wmawiania i przekonywania,<br />

to widowiska sportowe są i były wykorzystywane<br />

w sposób perswazyjny i propagandowy. I należy<br />

pamiętać, że tę funkcję można postrzegać zarówno<br />

w jej negatywnym jak i pozytywnym aspekcie. Łatwo<br />

przy pomocy sportu szerzyć nacjonalizm i pogłębiać<br />

narodową megalomanię (choćby olimpiada<br />

w Berlinie w 1936 r.). Środki masowego przekazu<br />

to potęgują. Z drugiej jednak strony organizatorzy<br />

widowisk świadomi mocy ich oddziaływania na<br />

tłum i opinię publiczną, starają się przy takich okazjach<br />

przeprowadzać ważne akcje społeczne. Znane<br />

są przypadki, gdy zawodnicy i widzowie starali się<br />

15 Schechner, op. cit., s.112.<br />

Dalej<br />

walczyć z rasizmem (np. kampania Stowarzyszenia<br />

„Nigdy Więcej” pod hasłem „Wykopmy rasizm ze<br />

stadionów”).<br />

7.Obcować z tym, co święte lub demoniczne.<br />

Jest kilka świętości, z którymi obcuje się podczas<br />

omawianego widowiska. Jedną z nich jest ciało.<br />

Współcześnie w kulturze zachodniej kult ciała<br />

coraz mocniej uderza w naszą świadomość. Zawieszony<br />

został jakiś nie do końca określony ideał,<br />

który jest trudny lub niemożliwy do osiągnięcia.<br />

Sportowcy są postrzegani jako ludzie, którzy do<br />

tego ideału się zbliżają. Chętnie eksponują swoje<br />

ciała, oczekując podziwu, a publiczność czerpie<br />

przyjemność z tego widoku (i to nie tylko w sensie<br />

erotycznym). Dla przeciętnego widza siedzącego na<br />

trybunach sportowcy ze względu na niecodzienne<br />

umiejętności i możliwości swojego ciała są nieludzcy.<br />

(Przypomnijmy sobie tezę Rogera Caillois:<br />

jeśli coś jest nieludzkie, to wystarczy, by uznać to za<br />

boskie 16 ). To nadludzie (zupełnie jak w koncepcji<br />

człowieka u Friedricha Nietzschego), którzy mogą<br />

więcej. Są silni i ponadprzeciętni. Stąd wynika kolejny<br />

kult. Kult zawodnika (gwiazdy), który nie dotyczy<br />

już tylko samego ciała. Rozciąga się na całą<br />

postać. Najbardziej reprezentatywnym przykładem<br />

byłby piłkarz Diego Maradona, który do tej pory<br />

jest bożyszczem Argentyny (i nie tylko). On sam<br />

wielokrotnie podkreślał, że jego talent pochodził<br />

od boga. Gdy w 1986 roku podczas meczu ćwierćfinałowego<br />

Mistrzostw Świata w Meksyku celowo<br />

strzelił bramkę ręką i gol został uznany przez sędziów,<br />

którzy nie zauważyli tego oszustwa, Maradona<br />

stwierdził, że tylko ręka boga mogła dokonać<br />

takiego wyczynu.<br />

Dopełnieniem świętości będzie też samo widowisko.<br />

Mecz jest świętem, które stoi w opozycji<br />

do codzienności. Rządzi się innymi prawami (karnawał).<br />

Przerywa rutynę. Herman Bausinger, który<br />

rozpatrywał tę tezę na przykładzie piłki nożnej,<br />

sformułował ją w następujący sposób: „Piłka nożna<br />

jest małym świętem wyodrębnionym z codziennych<br />

zabiegów i powinności, oderwanym od monotonii<br />

obowiązku” 17 . Widzowie do meczu przygotowują<br />

16 R. Caillois, Wojna i sacrum, przeł. A. Tatarkiewicz,<br />

E. Burska, [w:] Antropologia widowisk: zagadnienia<br />

i wybór tekstów, wstęp i red. L. Kolankiewicz, Warszawa<br />

2005, s. 268.<br />

17 H. Bausinger, Małe święta na co dzień: piłka nożna,<br />

81


D a l e j<br />

rekwizytornia<br />

82<br />

się jak do święta, przebierają się w niecodzienne<br />

stroje. Spikerzy zapraszając na ważne spotkania,<br />

mówią o wielkim święcie koszykówki. Przy okazji<br />

tych meczów przed halą sportową odbywają się festyny,<br />

które zaczynają się przed rozpoczęciem zawodów<br />

i trwają długo po nich.<br />

Ciało budzi emocje<br />

Fascynacja ciałem od zawsze leżała u podstaw<br />

zawodów sportowych. Podczas meczu koszykówki<br />

ludzkie ciało jest elementem nieustannej analizy dla<br />

publiczności. Od razu należy zaznaczyć, że w tej dyscyplinie<br />

sportu owo zainteresowanie wynika z kontrastowości,<br />

jaka wytwarza się na poziomie użycia<br />

własnego ciała. Potocznie, mówi się, że żeby grać<br />

zawodowo w koszykówkę, trzeba mieć odpowiednie<br />

warunki fizyczne. W obiegowej opinii czynnikiem<br />

nadrzędnym jest wzrost. Stereotyp koszykarza<br />

jest dla wielu oczywisty i bezrefleksyjny. I tu<br />

rodzi się pierwsza sprzeczność, ponieważ warunki<br />

fizyczne same w sobie, nie powodują największego<br />

zachwytu wśród kibiców. Nie liczy się ciało jako coś<br />

zastanego i niezmiennego. To dopiero możliwości<br />

jego wykorzystania mogą budzić podziw. Budowa<br />

ciała gracza jest czymś, na co nie ma on większego<br />

wpływu. Może on oczywiście swoje ciało kształtować,<br />

ale jest to czynność wtórna, można powiedzieć<br />

dodatkowa, która musi się odnosić do wrodzonych<br />

warunków fizycznych. To właśnie te właściwości<br />

wprowadzają pewne ograniczenia. Bardzo wysoki<br />

zawodnik zwykle jest ograniczony przez swoje ciało.<br />

Mając np. 210 centymetrów wzrostu posiada<br />

inną koordynację ruchową niż zawodnik 30 centymetrów<br />

niższy. Ma nad nim ewidentną przewagę<br />

w niektórych boiskowych sytuacjach, jednak traci<br />

na skoczności, gibkości, szybkości. Z tego kontrastu<br />

rodzą się emocje dwojakiej natury. Po pierwsze<br />

konfrontacja zawodników o skrajnie odmiennych<br />

właściwościach fizycznych zawsze jest w sporcie<br />

widowiskowa. W sztukach walki takie zestawienia<br />

przykuwają największą uwagę kibiców (np. sumo).<br />

Pozwalają zadać sobie pytanie, co w danej dyscyplinie<br />

ma większe znaczenie, które aspekty ciała ludzkiego<br />

są bardziej użyteczne. Jest to swoista walka<br />

opozycyjnych cech. Apoteoza ludzkiej różnorodności.<br />

przeł. W. Dudzik, [w:] Antropologia widowisk: zagadnienia<br />

i wybór tekstów, wstęp i red. L. Kolankiewicz,<br />

Warszawa 2005, s. 271.<br />

Po drugie, każde przekraczanie granic ma<br />

w sobie coś niecodziennego. Boiskową codzienność<br />

stanowi sytuacja, w której zawodnik, ze względu na<br />

swoją budowę jest wtłoczony w odpowiednią boiskową<br />

rolę. Postrzega się go wówczas przez pryzmat<br />

jego ograniczeń fizycznych. Nikogo specjalnie<br />

nie dziwi wysoki zawodnik, który zbiera najwięcej<br />

piłek pod koszem, ma dużą ilość bloków w meczu.<br />

Jednak gdy okaże się, że potrafi te ograniczenia<br />

przełamać, grać na przekór pomimo ich, a nie tylko<br />

opierając się na ich stereotypowym wykorzystaniu,<br />

wówczas jest źródłem fascynacji publiczności. Wynika<br />

to z dosyć mocnego podziału ról na boisku.<br />

W zależności od warunków fizycznych gracz ma<br />

przypisaną odpowiednią rolę, tak aby być najbardziej<br />

użytecznym dla drużyny. Wysoki i silnie zbudowany<br />

gracz będzie grał pod koszem, gdzie ma<br />

możliwość wykorzystania swojego wzrostu i masy<br />

ciała. Niski zawodnik, zwykle ze względu na nieprzeciętne<br />

możliwości motoryczne (zwinność,<br />

szybkość), zajmie się rozgrywaniem piłki. I nagle<br />

pojawia się sytuacja niecodzienna. Zawodnik pomimo<br />

tego, że jest wysoki odgrywa rolę zawodnika<br />

niskiego, ma motorykę i koordynację ruchową<br />

charakterystyczną dla zawodników dużo niższych,<br />

a nie traci przecież przewagi wzrostowej. Staje się<br />

zawodnikiem wszechstronnym i uniwersalnym,<br />

wywołuje podziw kibiców. Zostaje zaburzona pewna<br />

równowaga. Nagle mamy na boisku człowieka<br />

o ponadnaturalnych możliwościach. I tak na przykład<br />

gwiazda NBA i reprezentacji Niemiec Dirk<br />

Nowitzki, mimo 211 cm wzrostu, jest zawodnikiem<br />

niezwykle skocznym, zwinnym i doskonale<br />

rzucającym za trzy punkty (domena zawodników<br />

niskich, którzy grają daleko od kosza).<br />

Warto dodać, że przedmiotem zainteresowania<br />

będą również zawodnicy o nietypowej budowie ciała.<br />

To zainteresowanie będzie miało już jednak nie<br />

estetyczne, ale można powiedzieć cyrkowe zabarwienie.<br />

Małgorzata Dydek, najwyższa koszykarka,<br />

(mierzy 213 cm wzrostu) stanie się osobliwością.<br />

W oczach widzów będzie przede wszystkim kobietą<br />

o nieprzeciętnym wzroście.<br />

Kolejną kwestią będą same ruchy koszykarzy.<br />

One też budzą zainteresowanie. Są to ruchy<br />

z jednej strony wystudiowane, charakterystyczne<br />

dla zawodników uprawiających ten sport, zgodne<br />

z konwencją ruchową odpowiednią dla tej dyscy


pliny. Z drugiej jednak strony w sytuacji kontaktu<br />

z przeciwnikiem muszą mieć w sobie dość duży pierwiastek<br />

twórczy, gdyż w przeciwnym wypadku staną<br />

się przewidywalne i nie przyniosą efektu. Można<br />

zwrócić też uwagę na to, że gdy zawodnik odchodzi<br />

od przyjętych konwencji, wzbudza kontrowersje<br />

widzów. Jeśli tylko porusza się w odmienny sposób,<br />

czyli jego rzut odbiega od normy, a dodatkowo nie<br />

przynosi to korzyści w grze i nie jest użyteczne dla<br />

drużyny, to będzie on krytykowany przez publiczność.<br />

Zakończenie<br />

Próba opisu meczu koszykówki, która została<br />

tu podjęta, zwraca uwagę, na jak wielu poziomach<br />

można rozpatrywać to zjawisko. Pytanie zawarte<br />

w tytule jest tego sugestią. Już samo rozpoznanie<br />

funkcji widowiska (a większa część tej pracy tego<br />

właśnie dotyczy), z jakim mamy do czynienia, otwiera<br />

możliwości jego interpretacji z punktu widzenia<br />

zabawy, święta czy rytuału. To, co na jednym poziomie<br />

jest tylko zwykłą grą, na innych nabiera nowych<br />

znaczeń. A przecież wiele interesujących aspektów<br />

musiało zostać pominiętych, gdyż dostarczało materiału<br />

na kolejne rozprawy, które musiałyby pójść<br />

w zupełnie odmiennych kierunkach. Samo widowisko<br />

w naszym skomercjalizowanym społeczeństwie<br />

można potraktować jako produkt. Modny produkt<br />

– niektórzy przychodzą na mecz tylko po to, żeby<br />

się pokazać i móc potem pochwalić się tym w towarzystwie.<br />

Jednak nie było moją ambicją skupiać<br />

się na tego rodzaju spostrzeżeniach. W każdym razie<br />

nic nie może kończyć się tylko na jednej obserwacji,<br />

bo samo zjawisko, o którym mówi ta praca, ulega<br />

i będzie ulegać nieustanym zmianom. Jest otwartym<br />

procesem.<br />

Tobiasz Papuczys<br />

„Dalej” – czasopismo teatralne<br />

Studenckiego Koła Naukowego<br />

Teatrologów DALEJ przy<br />

Instytucie Filologii Polskiej<br />

Uniwersytetu Wrocławskiego<br />

plac Nankiera 15<br />

50-140 Wrocław<br />

http://www.dalej.ifp.uni.wroc.pl<br />

Redakcja: Tobiasz Papuczys<br />

(redaktor naczelny)<br />

Marcin Ból<br />

(redaktor graficzny)<br />

Michał Wolski<br />

(redaktor techniczny)<br />

Projekt okładki: Marcin Ból<br />

Skład i łamanie: Michał Wolski<br />

(KNE Koedycja)<br />

Opieka: dr Ireneusz Guszpit<br />

© Copyright SKNT DALEJ 2010<br />

Dalej<br />

83

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!