Kościoł i Państwo Wojujące

Wojna to sprawa o żywotnym znaczeniu dla państwa, obszar życia lub śmierci, droga do przetrwania lub zagłady. Zagadnienie to trzeba więc dokładnie rozpatrzyć. Kto kocha wojnę, doprowadzi kraj do zniszczenia, kto pożąda zwycięstwa, doprowadzi go do niesławy. Wojny nie trzeba kochać i zwycięstwa nie trzeba pożądać. Działaj tylko wówczas, gdy warunki dojrzały do zwycięstwa. 2) Dlatego wynik wojny określa pięć podstawowych czynników i porównanie walczących stron według ich sił oraz siedmiu dalej wymienionych składników. 3) Pierwszym z tych czynników jest droga. Drugim niebo. Trzecim ziemia. Czwartym dowództwo. Piątym zasady. 4) Droga lub wpływ moralny sprawia, że ludzie myślą tak samo jak rządzący, więc pójdą z nimi na życie i na śmierć, nie bojąc się jednego ani drugiego. Nikt nie sprawi, żeby wojsko skutecznie walczyło, jeśli każe mu się walczyć w niesłusznej wojnie ... Wojna to sztuka wprowadzania w błąd. Wojna to sprawa o żywotnym znaczeniu dla państwa, obszar życia lub śmierci,
droga do przetrwania lub zagłady. Zagadnienie to trzeba więc dokładnie rozpatrzyć.
Kto kocha wojnę, doprowadzi kraj do zniszczenia, kto pożąda zwycięstwa,
doprowadzi go do niesławy. Wojny nie trzeba kochać i zwycięstwa nie trzeba
pożądać. Działaj tylko wówczas, gdy warunki dojrzały do zwycięstwa. 2) Dlatego
wynik wojny określa pięć podstawowych czynników i porównanie walczących stron
według ich sił oraz siedmiu dalej wymienionych składników. 3) Pierwszym z tych
czynników jest droga. Drugim niebo. Trzecim ziemia. Czwartym dowództwo.
Piątym zasady. 4) Droga lub wpływ moralny sprawia, że ludzie myślą tak samo jak
rządzący, więc pójdą z nimi na życie i na śmierć, nie bojąc się jednego ani drugiego.
Nikt nie sprawi, żeby wojsko skutecznie walczyło, jeśli każe mu się walczyć w
niesłusznej wojnie ... Wojna to sztuka wprowadzania w błąd.

newcovenantpublicationsintl
from newcovenantpublicationsintl More from this publisher
09.04.2023 Views

Kościól i Państwo Wojujące zwyciężył! Jest to dla nas radosna nowina. Jesteśmy zbawieni przez Jego uczynki, a nie przez nasze (...). Nasz Pan powiedział: «Pokój wam, spójrzcie na moje ręce». Spójrz, człowieku, to ja, ja sam zniweczyłem twe grzechy i odkupiłem cię. A teraz daję ci pokój, mówi Pan”. {WB 80.5} Luter kontynuował mówiąc, że przejawem prawdziwej wiary jest świątobliwe życie: „Skoro Bóg nas zbawił, żyjmy tak, aby nasze czyny podobały się Mu. Jesteś bogaty? Przeznacz swe bogactwo na potrzeby biednych. Jesteś ubogi? Idź i pracuj u bogatych. Jeżeli zaś uważasz, że twe własne czyny wystarczą ci do zbawienia, to twoja służba dla Boga jest tylko oszustwem, kłamstwem”. — Tamże VII, 7. {WB 81.1} Lud jak urzeczony słuchał jego słów. Głodne dusze otrzymywały chleb żywota. Wreszcie ujrzeli Chrystusa wywyższonego ponad papieży, legatów, cesarzy i królów. Luter ani razu nie wspomniał o swym niebezpiecznym położeniu. Nie chciał stać się przedmiotem podziwu i współczucia. Głosząc Chrystusa stracił z oczu samego siebie. Ukrył się za Mężem Boleści, dążąc jedynie do przedstawienia Jezusa jako Zbawiciela grzeszników. {WB 81.2} Kontynuując swą podróż reformator wzbudzał olbrzymie zainteresowanie. Tłumy zaciekawionych ludzi tłoczyły się wokół niego, a przyjazne głosy ostrzegały przed zamiarami władz rzymskich. Niektórzy mówili: „Spalą cię i ciało twoje zamienią w proch, jak to uczynili z Janem Husem”. Na to Luter odpowiadał: „Gdyby nawet na całej drodze między Wormacją a Wittenbergą zapalili ogień sięgający aż do nieba, to i tak przejdę przez niego w imieniu Pańskim. Wejdę do paszczy smoka i skruszę mu zęby, wyznając Jezusa Chrystusa”. — Tamże VII, 7. {WB 81.3} Wiadomość o zbliżaniu się Lutra do Wormacji wywołała wielkie poruszenie. Przyjaciele reformatora obawiali się o jego bezpieczeństwo, wrogowie zaś bali się, czy uda im się dopiąć swego. Usilnie odradzano mu wejścia do miasta. Z drugiej strony, zwolennicy papieża, prowokując, namawiali go, by udał się do zamku pewnego przyjaźnie nastawionego rycerza, gdzie — jak twierdzili — wszystko da się polubownie załatwić. Przyjaciele Lutra chcieli wzbudzić w nim troskę o siebie, przedstawiając grożące mu niebezpieczeństwa. Jednak wszystkie wysiłki były daremne. Luter wciąż nieporuszony oświadczył: „Nawet gdyby w Wormacji było tyle diabłów, ile dachówek na dachach tego miasta, wejdę tam jednak”. — Tamże VII, 7. {WB 81.4} Przy wjeździe do Wormacji liczba tych, którzy wyszli na przywitanie Lutra, była większa od tłumu witającego wcześniej cesarza. Panowało ogromne podniecenie. Nagle spośród zebranych dobiegł przenikliwy i żałosny głos, który zaintonował pogrzebową pieśń, mającą być ostrzeżeniem dla Lutra przed czekającym go losem. „Bóg będzie moim obrońcą” — rzekł reformator, wysiadając z pojazdu. {WB 81.5} 96

Kościól i Państwo Wojujące Przedstawiciele papieża nie wierzyli, że Luter odważy się zjawić w Wormacji, toteż jego przybycie wprawiło ich w przerażenie. Cesarz niezwłocznie zwołał swych radców, aby omówić metody postępowania. Jeden z biskupów, gorliwy zwolennik papieża, powiedział: „Już dosyć długo o tym radziliśmy. Niech Wasza Cesarska Mość natychmiast zgładzi tego człowieka. Zygmunt przecież kazał spalić Husa na stosie. {WB 81.6} Nie musimy dawać heretykowi glejtu cesarskiego, ani dotrzymywać przyrzeczeń”. „Nie — odpowiedział cesarz — musimy dotrzymać naszej obietnicy”. — Tamże VII, 8. To zadecydowało, że reformator miał zostać wysłuchany. {WB 81.7} Całe miasto chciało zobaczyć tego szczególnego człowieka i wkrótce tłumy zebrały się przed mieszkaniem, gdzie Luter przebywał. Reformator nie wyzdrowiał jeszcze po niedawno przebytej chorobie. Poza tym był zmęczony podróżą, trwającą całe dwa tygodnie. Musiał też przygotować się na ważne wydarzenia czekające go następnego dnia, potrzebował więc spokoju i odpoczynku. Jednak pragnienie zobaczenia go było tak wielkie, że reformator miał tylko kilka godzin do własnej dyspozycji, stale bowiem przybywali do niego rycerze, szlachta, księża i mieszczanie. Wśród nich było wielu spośród tych, którzy tak odważnie żądali od cesarza usunięcia kościelnych nadużyć i którzy — jak powiedział Luter — „zostali uwolnieni przez moje poselstwo”. — Martyn 393. Przychodzili zarówno przyjaciele jak i wrogowie, chcąc zobaczyć nieustraszonego mnicha. Reformator przyjmował wszystkich z niezachwianym spokojem, odpowiadając godnie i mądrze. Jego zachowanie było odważne i stanowcze. Blade i wychudłe oblicze reformatora, na którym widać było ślady zmęczenia i choroby, miało pomimo wszystko przyjazny, a nawet radosny wyraz. Uroczysty charakter i powaga jego słów dodawały mu mocy, której nawet wrogowie nie mogli się całkowicie oprzeć. Zarówno przyjaciele jak i przeciwnicy spoglądali na Lutra z podziwem. Niektórzy byli przekonani, że towarzyszy mu wpływ niebios, inni — tak jak faryzeusze o Jezusie — mówili: „On ma diabła”. {WB 81.8} Następnego dnia wezwano Lutra przed sejm. Urzędnik cesarski miał go zaprowadzić do sali przyjęć, z trudem jednak zdołał Luter dotrzeć do przeznaczonego miejsca. Wszystkie ulice przepełnione były widzami chcącymi ujrzeć mnicha, który odważył się sprzeciwić papieżowi. {WB 82.1} W chwili gdy Luter miał już stanąć przed swymi sędziami, odezwał się do niego pewien stary dowódca, weteran wielu walk. „Biedny mnichu — powiedział — biedny mnichu, udajesz się teraz w drogę, aby zająć takie stanowisko bojowe, którego ani ja, ani żaden inny dowódca nie zajął w najkrwawszych naszych walkach. Ale jeśli twoja sprawa jest słuszna i jesteś o tym przekonany, idź naprzód w imię Boże i nie obawiaj się niczego, bowiem Bóg cię nie opuści”. — D’Aubigné VII, 8. {WB 82.2} Wreszcie Luter stanął przed radą. Cesarz siedział na tronie. Był otoczony najdostojniejszymi osobistościami kraju. Dotychczas żaden człowiek nie stanął przed 97

Kościól i <strong>Państwo</strong> <strong>Wojujące</strong><br />

zwyciężył! Jest to dla nas radosna nowina. Jesteśmy zbawieni przez Jego uczynki, a nie<br />

przez nasze (...). Nasz Pan powiedział: «Pokój wam, spójrzcie na moje ręce». Spójrz,<br />

człowieku, to ja, ja sam zniweczyłem twe grzechy i odkupiłem cię. A teraz daję ci pokój,<br />

mówi Pan”. {WB 80.5}<br />

Luter kontynuował mówiąc, że przejawem prawdziwej wiary jest świątobliwe życie:<br />

„Skoro Bóg nas zbawił, żyjmy tak, aby nasze czyny podobały się Mu. Jesteś bogaty?<br />

Przeznacz swe bogactwo na potrzeby biednych. Jesteś ubogi? Idź i pracuj u bogatych. Jeżeli<br />

zaś uważasz, że twe własne czyny wystarczą ci do zbawienia, to twoja służba dla Boga jest<br />

tylko oszustwem, kłamstwem”. — Tamże VII, 7. {WB 81.1}<br />

Lud jak urzeczony słuchał jego słów. Głodne dusze otrzymywały chleb żywota.<br />

Wreszcie ujrzeli Chrystusa wywyższonego ponad papieży, legatów, cesarzy i królów. Luter<br />

ani razu nie wspomniał o swym niebezpiecznym położeniu. Nie chciał stać się przedmiotem<br />

podziwu i współczucia. Głosząc Chrystusa stracił z oczu samego siebie. Ukrył się za<br />

Mężem Boleści, dążąc jedynie do przedstawienia Jezusa jako Zbawiciela<br />

grzeszników. {WB 81.2}<br />

Kontynuując swą podróż reformator wzbudzał olbrzymie zainteresowanie. Tłumy<br />

zaciekawionych ludzi tłoczyły się wokół niego, a przyjazne głosy ostrzegały przed<br />

zamiarami władz rzymskich. Niektórzy mówili: „Spalą cię i ciało twoje zamienią w proch,<br />

jak to uczynili z Janem Husem”. Na to Luter odpowiadał: „Gdyby nawet na całej drodze<br />

między Wormacją a Wittenbergą zapalili ogień sięgający aż do nieba, to i tak przejdę przez<br />

niego w imieniu Pańskim. Wejdę do paszczy smoka i skruszę mu zęby, wyznając Jezusa<br />

Chrystusa”. — Tamże VII, 7. {WB 81.3}<br />

Wiadomość o zbliżaniu się Lutra do Wormacji wywołała wielkie poruszenie. Przyjaciele<br />

reformatora obawiali się o jego bezpieczeństwo, wrogowie zaś bali się, czy uda im się<br />

dopiąć swego. Usilnie odradzano mu wejścia do miasta. Z drugiej strony, zwolennicy<br />

papieża, prowokując, namawiali go, by udał się do zamku pewnego przyjaźnie<br />

nastawionego rycerza, gdzie — jak twierdzili — wszystko da się polubownie załatwić.<br />

Przyjaciele Lutra chcieli wzbudzić w nim troskę o siebie, przedstawiając grożące mu<br />

niebezpieczeństwa. Jednak wszystkie wysiłki były daremne. Luter wciąż nieporuszony<br />

oświadczył: „Nawet gdyby w Wormacji było tyle diabłów, ile dachówek na dachach tego<br />

miasta, wejdę tam jednak”. — Tamże VII, 7. {WB 81.4}<br />

Przy wjeździe do Wormacji liczba tych, którzy wyszli na przywitanie Lutra, była<br />

większa od tłumu witającego wcześniej cesarza. Panowało ogromne podniecenie. Nagle<br />

spośród zebranych dobiegł przenikliwy i żałosny głos, który zaintonował pogrzebową pieśń,<br />

mającą być ostrzeżeniem dla Lutra przed czekającym go losem. „Bóg będzie moim<br />

obrońcą” — rzekł reformator, wysiadając z pojazdu. {WB 81.5}<br />

96

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!