14.09.2022 Views

Ostatni Tankowiec Rommla

W historii ludzkich konfliktów zbrojnych epizody o relatywnie małym zasięgu, angażujące niewielkie zasoby sprzętowe i ludzkie, miały wielokrotnie decydujący wpływ na przebieg wielkich bitew lub nawet kampanii. Do takich zdarzeń niewątpliwie można zaliczyć starcie lotniczo-morskie w pobliżu portu w Tobruku, które miało miejsce 26 października 1942 r. w początkowej fazie toczącej się kilkaset kilometrów dalej II bitwy pod El Alamein. Ta akcja przeszła do historii pod nazwą „Ostatni Tankowiec Rommla”

W historii ludzkich konfliktów zbrojnych epizody o relatywnie małym zasięgu, angażujące niewielkie zasoby sprzętowe i ludzkie, miały wielokrotnie decydujący wpływ na przebieg wielkich bitew lub nawet kampanii. Do takich zdarzeń niewątpliwie można zaliczyć starcie lotniczo-morskie w pobliżu portu w Tobruku, które miało miejsce 26 października 1942 r. w początkowej fazie toczącej się kilkaset kilometrów dalej II bitwy pod El Alamein. Ta akcja przeszła do historii pod nazwą „Ostatni Tankowiec Rommla”

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Dominik Kościelny

Ostatni tankowiec

Rommla

Bristol Beaufort w locie [obraz autorstwa Petera

Hobarta w posiadaniu autora artykułu]

W historii ludzkich konfliktów

zbrojnych epizody o relatywnie

małym zasięgu, angażujące

niewielkie zasoby sprzętowe

i ludzkie, miały wielokrotnie

decydujący wpływ na przebieg

wielkich bitew lub nawet

kampanii. Do takich zdarzeń

niewątpliwie można zaliczyć

starcie lotniczo-morskie w pobliżu

portu w Tobruku, które

miało miejsce 26 października

1942 r. w początkowej fazie toczącej

się kilkaset kilometrów

dalej II bitwy pod El Alamein.

Ta akcja przeszła do historii

pod nazwą „ostatni tankowiec

Rommla”.

Trudności

zaopatrzeniowe Deutsche

Afrika Korps

Kiedy 23 października 1942 r. potężna

nawała ogniowa oznajmiała rozpoczęcie

alianckiego ataku, feldmarszałek Erwin

Rommel znajdował się z dala od swoich

afrykańskich wojsk. Przebywał wówczas

w Semmering w Austrii, gdzie odbywał

pierwszy od 18 miesięcy urlop, lecząc nadszarpnięte

poprzednimi kampaniami zdrowie.

Opuszczając blisko cztery tygodnie

wcześniej żołnierzy Deutsche Afrika Korps

(DAK), zapewnił ich, że w razie potrzeby

natychmiast powróci do Afryki. 24 września

1942 r. podczas spotkania w siedzibie

Duce w Forli podobne słowa usłyszał

od niego również marszałek Ugo Cavallero.

Feldmarszałek dotrzymał obietnicy.

Po otrzymaniu wiadomości o rozpoczęciu

alianckiej ofensywy z terytorium Egiptu

oraz po interwencji ze strony feldmarszałka

Wilhelma Keitla, a potem samego Adolfa

Hitlera, podjął decyzję o natychmiastowym

powrocie na front. Oczywiście podróż odbywała

się etapami, tym bardziej że Rommel

chciał, korzystając z okazji, załatwić

sprawę dostaw, w szczególności paliwa,

amunicji i części zamiennych niezbędnych

do prowadzenia skutecznej walki na kontynencie

afrykańskim. Już przed urlopem

wiedział, jak niewielką ilością materiałów

wojennych dysponują jego jednostki. Niedostatek

paliwa mógł pozbawić wojska

pancerne ich największego atutu – ruchliwości.

Przed rozpoczęciem ataku Brytyjczyków

zapas materiałów pędnych wynosił

9 jednostek na pojazd, co oznaczało, że

o ile w warunkach marszowych czołg mógł

pokonać ok. 900 kilometrów, to w warunkach

bojowych (podczas intensywnego

manewrowania) był to dystans zdecydowanie

krótszy. Zapewnienie dostaw benzyny

było więc najpilniejszą ze spraw do

62


Lotnictwo

Tankowiec s/s Proserpina – weteran wielu konwojów śródziemnomorskich, główny cel ataku w dniach 24-26 października 1942 r.

załatwienia. Podczas międzylądowania na

lotnisku Ciampino pod Rzymem Rommel

odbył decydujące spotkanie z niemieckim

attaché wojskowym – generałem Enno von

Rintelen, pełniącym jednocześnie funkcję

niemieckiego oficera łącznikowego we

włoskim Commando Supremo. Nakazał

mu skontaktować się z feldmarszałkiem

Albertem Kesselringiem pełniącym funkcję

Oberbefehlshaber-Süd, ponieważ zależało

mu, aby ten wymusił na Duce konwoje

z zaopatrzeniem dla DAK. Następnie

poprzez Kretę poleciał do El Daba, aby 26

października przejąć dowództwo nad swoimi

oddziałami. Feldmarszałek Albert Kesselring

jeszcze 25 października wysłał do

Rommla ściśle tajną depeszę z pomyślną

wiadomością – statki z zaopatrzeniem dotrą

do Tobruku już następnego wieczora,

tj. 26 października 1942 r.

Sprawne zaopatrywanie w materiały

wojenne stanowiło od początku kampanii

afrykańskiej podstawową trudność dla

obydwu walczących stron. Pustynia, będąca

idealnym miejscem do walk manewrowych,

była jednocześnie piekłem dla

logistyków. Każdy niemiecki lub włoski

czołg, samochód, działo, pocisk oraz każdy

litr paliwa musiały być przewiezione statkami

poprzez Morze Śródziemne, a potem

transportem kołowym pokonującym setki

kilometrów dróg oraz bezdroży na linię

frontu. Bezcenne paliwo, przeznaczone

dla oddziałów pancernych i jednostek lotnictwa,

zużywały cysterny, które je transportowały.

W drugiej połowie 1942 r. dostawy

dla DAK (wysyłane z Włoch przez

Grecję) były dostarczane konwojami do

portu w Benghazi. Był to bezpieczny punkt

przeładunkowy, gdyż znajdował się poza

zasięgiem samolotów torpedowych Bristol

Beaufort Mk.IA z 39th Squadron, który

Frachtowiec m/v Tergestea

stacjonował na Malcie, oraz 47th Squadron

bazującego w Egipcie. Nie oznaczało to, że

statki z zaopatrzeniem były podczas żeglugi

całkowicie bezpieczne. Konwoje na Morzu

Śródziemnym były atakowane dzień

i noc. Wspomniane dywizjony wraz z samolotami

innych jednostek z tego obszaru

operacyjnego odniosły szereg znaczących

sukcesów. W październiku 1942 r. alternatywą

dla Benghazi był port w Tobruku,

który znajdował się około 500 km bliżej

linii frontu, co pozwalało skrócić lądowe

drogi zaopatrzenia. Problemem było to, że

Tobruk znajdował się w zasięgu lotnictwa

aliantów stacjonującego w Egipcie, przez

co oprócz ryzyka zatopienia statków z bezcennym

ładunkiem podczas rejsu Niemcy

musieli liczyć się z atakami również podczas

rozładunku towarów w samym porcie.

Sytuacja, jaką zastał feldmarszałek Erwin

Rommel w Afryce, była bardzo trudna.

Jednostki pancerne walczyły w ciężkich

bojach, powstrzymując brytyjskie natarcie.

Kluczem do utrzymania pozycji stały się

szybkie dostawy zaopatrzenia dla walczących

wojsk. Statki, które na skutek interwencji

Rommla wyruszyły z Tarentu przez

Pireus do Benghazi, zmieniły trasę i popłynęły

bezpośrednio do Tobruku. Operacji

nadano kryptonim „TT” (Tarent–Tobruk).

Wiadomość o opuszczeniu Pireusu przez

konwój i jego trasie została przechwycona

przez Brytyjczyków i jak wiele innych

odszyfrowana w Blenchey Park. Pozwoliło

to podjąć próbę zatopienia statków,

a szczególnie tankowca z bezcennym dla

DAK paliwem. W konwoju płynęły: włoski

tankowiec s/s Proserpina (4869 BRT) załadowany

4553 tonami paliwa (w tym 888

tonami benzyny lotniczej dla Luftwaffe),

2500 tonami dla wojsk pancernych i 1165

tonami paliw przeznaczonych dla sił wło-

63


Ostatni tankowiec Rommla

skich, włoski frachtowiec m/v Tergestea

(5890 BRT) przewożący m.in. 1000 ton

paliwa i 1000 ton amunicji oraz niemiecki

frachtowiec s/s Dora (584 BRT) z materiałami

wojennymi. Eskortę stanowiły

cztery włoskie niszczyciele RN Calatafimi,

RN Ciclone, RN Lira i RN Partenope. Dowódcą

konwoju był Capitano di Corvetto

Gustavo Lovatelli znajdujący się na pokładzie

niszczyciela RN Partenope. Należy

wspomnieć, że statki transportowe oraz

tankowiec były uzbrojone w automatyczne

armaty przeciwlotnicze 20 mm i 37 mm.

Niemieckie oraz włoskie dowództwo zapewniło

również silną osłonę lotniczą na

większości trasy niebezpiecznej żeglugi.

Konwój ostatniej szansy

Proserpina rozpoczęła swoją niebezpieczną

podróż z Tarentu już 21 października

1942 r., pokonała Kanał Koryncki

Frachtowiec s/s Dora, zatopiony przez Brytyjczyków 21 grudnia 1942 r.

Włoski niszczyciel RN Lira

i następnego dnia przybiła do portu w Pireusie.

Czekał tam już na nią frachtowiec

Dora, który poprzedniego dnia przypłynął

z Salonik. Wczesnym rankiem 24 października

obydwa statki wyruszyły w eskorcie

niszczycieli w podróż do Tobruku. Kilka

godzin później z portu Suda na Krecie wypłynęła

w towarzystwie dwóch niszczycieli

Tergestea. Wczesnym porankiem 25 października

statki i niszczyciele sformowały

wspólny konwój, manewrując tak, aby

płynąć poza zasięgiem samolotów torpedowych

Beaufort z Malty i Egiptu. Frachtowcom

i tankowcowi groziło realne niebezpieczeństwo

dopiero podczas ostatnich

godzin rejsu kilkadziesiąt mil od Tobruku.

W pobliżu portu docelowego do eskorty

dołączyły cztery dodatkowe jednostki

przeciwlotnicze Siebelfähre wyposażone

w armaty przeciwlotnicze 8,8 cm Flak 36

(słynne Acht-Komma-Acht Zentimeter)

i sprzężone 4-lufowe automatyczne armaty

20 mm Flak 38 Vierling. Obrona przeciwlotnicza

w stosunku do wielkości konwoju

była imponująca, ale tłumaczyła ją powaga

sytuacji. Osłonę zapewniały niemieckie

myśliwce Messerschmitt Bf 109 oraz włoskie

Macchi MC.202.

Kiedy po południu 26 października

konwój zbliżał się do portu przeznaczenia,

na nabrzeżu zgromadzili się wysocy rangą

niemieccy oficerowie. Znajdujące się

niemal w zasięgu wzroku paliwo i amunicja

były szansą na zorganizowanie przez

Niemców skutecznego kontrataku w sytuacji,

gdyby zmęczone długim natarciem

wojska brytyjskie musiały się przegrupować

przed dalszą akcją.

Brytyjskie lotnictwo

w Egipcie

Brytyjski plan zniszczenia konwoju (informację

o nim odszyfrowano w Blenchey

Park) sprowadzał się do przeprowadzenia

ataków lotniczych na trasie pomiędzy Pireusem

a Tobrukiem. Z racji trasy rejsu do

zatopienia statków, zanim konwój dotrze

do portu przeznaczenia, Brytyjczycy mogli

użyć wyłącznie jednostek stacjonujących

w Egipcie. Do dyspozycji mieli 245th Wing

z 201st (Naval Co-operation) Group,

w którego skład wchodziły: 38th Bomber

Squadron wyposażony w samoloty bombowe

Vickers Wellington Mk.IC i 15th Sqn

SAAF latający na lekkich bombowcach

Bristol Bisley (wersja Bristol Blenheim

V) oraz amerykańska 98th Bomber Group

używająca bombowców Consolidated B-

-24D Liberator. Siłę uderzeniową uzupełniały

trzy dywizjony samolotów torpedowych

Bristol Beaufort Mk.IA stacjonujące

na lotniskach wokół Aleksandrii. Były to:

39th Sqn (czasowo wycofany z Malty),

42nd Sqn, który znajdował się w drodze

na Daleki Wschód, oraz 47th Sqn, który

właśnie uzyskał gotowość operacyjną. Samoloty

42nd Sqn zostały przekazane do

pozostałych dwóch jednostek, a jego załogi

czasowo włączono w skład 47th Sqn.

Powstała jednostka nosiła czasowe oznaczenie

42nd/47th Sqn. Bazą dywizjonów

wyposażoną w Beauforty było Shandur

w strefie Kanału Sueskiego, a w razie potrzeby

polowe lotniska bazy Gianaclis, położone

10 km na południowy wschód od

Aleksandrii.

W zasadzie udany atak na statki z zaopatrzeniem

mogły przeprowadzić tylko

samoloty torpedowe Bristol Beaufort lub

Vickers Wellington, gdyż bombardowania

statków przeprowadzane przez bombowce

Consolidated B-24D Liberator z dużego

pułapu z reguły okazywały się nieskuteczne.

Samoloty Bristol Beaufort, zaprojektowane

pod koniec lat 30. do przenoszenia

ładunku bomb lub jednej torpedy Mk XII

o wadze 700 kg, służyły w jednostkach

64


Lotnictwo

Vickers Wellington Mk.IC (38. Dywizjon RAF) podczas załadunku brytyjskich 18-calowych torped Mk XII

Bristol Beaufort w locie nad Morzem Śródziemnym. Anteny radaru zostały zamontowane w krawędziach

natarcia skrzydeł w wyniku doraźnej modernizacji

Coastal Command od 1940 r. W opinii

załóg były trudne w pilotażu szczególnie

w krytycznych fazach lotu (takich jak start

i lądowanie) oraz podczas lotu na jednym

silniku, co było efektem zastosowania zbyt

słabych jednostek napędowych Taurus II.

Całkowicie metalowy samolot podczas

przymusowego lub awaryjnego wodowania

bardzo szybko tonął, utrudniając załodze

bezpieczną ewakuację. Straty ponoszone

w trakcie zadań bojowych były niezwykle

wysokie – przeżywalność załóg w dywizjonach

RAF latających na Beaufortach

była najniższa, co wiązało się ściśle z charakterem

prowadzonych działań. Załogi

Beaufortów wykonywały naloty bombowe

na silnie bronione niemieckie lub francuskie

porty, minowanie szlaków żeglugowych

lub jeszcze bardziej niebezpieczne

ataki torpedowe na żeglugę przybrzeżną

oraz okręty Kriegsmarine. Trafienie torpedą

zrzuconą z samolotu wymagało utrzymania

precyzyjnych parametrów lotu:

wysokości i prędkości. Samolot musiał poruszać

się z prędkością ok. 260 kilometrów

na godzinę na pułapie 25-30 metrów, gdy

pilot zrzucał torpedę w odległości 800 metrów

od statku lub okrętu, starając się ocenić

jego prędkość, aby prawidłowo ustalić

kąt wyprzedzenia. Manewr i naprowadzanie

na cel wymagało od pilota znakomitej

orientacji i zimnej krwi, gdyż zazwyczaj

towarzyszył im morderczy ogień obronny

przeciwlotniczej artylerii pokładowej. Wolny,

lecący niskim i stałym kursem wprost

w kierunku nieprzyjaciela Beaufort był łatwym

celem dla obrony przeciwlotniczej.

Równie niebezpiecznym przeciwnikiem

były niemieckie myśliwce, zapewniające

osłonę przybrzeżnym konwojom. Ich ataki

przysparzały strat szczególnie podczas powrotu

do baz w Anglii.

Pierwsze ataki lotnicze

Nocą 24 października załogi

38th Bomber Sqadron wyruszyły do ataku

jako pierwsze. Dwa bombowce Vickers

Wellington Mk.IC, dowodzone przez

W/C C.V.J. Pratta w samolocie EX442

i Sgt Price’a w maszynie HX517, wystartowały

o godzinie 18.00 z lotniska Shallufa

w strefie Kanału Sueskiego w Egipcie.

Towarzyszył im specjalny Wellington

z 221st Sqn, którego zadaniem była lokalizacja

konwoju i oświetlenie go mocnymi

flarami. Niestety, fatalna burzowa pogoda

na trasie lotu zmusiła załogi do odwrotu.

Kolejne dwa samoloty poderwano do akcji

ok. godz. 23.00. Był to dowodzony przez

Sgt Taylora Wellington HF893 oraz pilotowany

przez Australijczyka F/Lt. Alberta

L. Wigginsa Wellington HX472. Podobnie

jak jego poprzednicy, F/Lt. Wiggins nie

zdołał sforsować burz na trasie przelotu

i zawrócił do bazy. Podczas lądowania

w bazie Gianclis w Egipcie w jego Wellingtonie

pękła opona, powodując doszczętne

rozbicie maszyny. Na szczęście

załoga wyszła z wypadku bez szwanku.

Na przypuszczalne miejsce konwoju dotarł

Sgt Taylor, ale mimo uporczywych poszukiwań

nie odnalazł statków wroga. Kolejny

start na przechwycenie tankowców miał

miejsce dobę później, wieczorem 25 października.

Dziesięć Wellingtonów Mk.IC

(dziewięć uzbrojonych w torpedy i jeden

z podwieszonymi bombami) z 38th Sqn

wspierał Wellington z 221st Sqn, wyposażony

w radar ASV, którego zadaniem było

odnalezienie konwoju oraz naprowadzenie

nań samolotów torpedowych. Wkrótce po

starcie kłopoty z silnikiem w bombowcu

pilotowanym przez Sgt G. Vilesa zmusiły

go do zrzucenia torped i powrotu do

bazy. Samolot wspierający odkrył konwój

na północ od Derny i oświetlił go zrzuconą

na spadochronie flarą mającą ułatwić

zadanie atakującym samolotom. Niestety

nieprecyzyjnie zrzucona flara spowodowała,

że tylko część załóg zauważyła

statki konwoju. Spośród tych samolotów,

które były w stanie zaatakować, F/Lt Gillingham

zrzucił jedną torpedę podczas

pierwszego nalotu z odległości 900 m i po

stwierdzeniu, że druga z nich zawiesiła się

w komorze bombowej, odszedł od konwoju,

licząc na usunięcie awarii wyrzutnika.

Intensywny ostrzał przeciwlotniczy ze

wszystkich wrogich okrętów zmusił krążącego

F/Lt Gillinghama do przerwania

ataków. W międzyczasie W/C Pratt zaatakował

największy statek handlowy, zrzucając

dwie torpedy – jedną z odległości

700 m, a drugą z odległości 500 m. Żadna

z nich nie trafiła w cel, a umykający znad

konwoju Wellington W/C Pratta także znalazł

się pod ciężkim ostrzałem artylerii

pokładowej.

Kolejnym atakującym był Sgt Jones,

który po zrzuceniu swojej torpedy z odległości

ok. 350 m od celu odkrył, podobnie

jak F/Lt Gillingham, że druga torpeda pozostała

w komorze bombowej. Co prawda

Sgt Jones zgłosił trafienie, ponieważ

on i jego załoga odczuli efekt eksplozji

65


Ostatni tankowiec Rommla

Bristol Bisley (Blenheim V), należący do 15th Sqn SAAF, w locie

w swoim samolocie, niestety meldunek ten

nie znalazł potwierdzenia w faktach. Lecący

uzbrojonym w bomby Wellingtonem

pilot Sgt Page podszedł do ataku nisko nad

taflą wody, na pułapie ok. 45 m. Wszystkie

bomby zostały zrzucone serią w jednym

nalocie, obramowując jeden ze statków

Podwieszanie brytyjskiej 18-calowej torpedy Mk

XII do luku bombowego. Widoczny detonator kontaktowy,

powodujący eksplozję po uderzeniu którymś

z wąsów w kadłub atakowanego statku

Bristol Beaufort atakuje!

z obu burt, jednak bez bezpośredniego trafienia.

Pomimo ostrzału przeciwlotniczego

i kilku nocnych ataków przeprowadzonych

przez myśliwce wroga wszystkie maszyny

RAF wróciły bezpiecznie do bazy. O godz.

08.55 wylądował jako ostatni F/Lt Gillingham,

opóźniony przez powtarzające się

próby zrzucenia drugiej torpedy.

Kilka godzin później, około godz.

12.30, kiedy konwój znajdował się około

80 km od Tobruku do akcji ruszyło 18

bombowców B-24D Liberator z 343rd Sqn,

344th Sqn i 415th Sqn (należących do amerykańskiej

98th BG), stacjonujących na lotniskach

St. Joan i Ramad David w Egipcie.

Lotnicy, mimo że korzystali z zaawansowanych

technicznie celowników Norden,

nie uzyskali bezpośredniego trafienia.

Wszystkie bomby, które zrzucono z pułapu

ok. 3500 m, minęły cel. Co prawda Amerykanie

meldowali kilka trafień, ale niestety

były to tylko ich pobożne życzenia. Podczas

I fazy tej operacji, nocą i przedpołudniem

26 października, nie uzyskano żadnego

trafienia statków konwoju.

Beauforty w akcji

ostatniej szansy

W południe 26 października nadszedł

czas dla załóg Beaufortów i Bisleyów.

Z racji ograniczonego zasięgu ich atak

mógł odbyć się dopiero w pobliżu Tobruku

i to pod warunkiem, że samoloty skorzystają

z lotnisk polowych położonych tuż przed

linią frontu. Prawdziwym problemem załóg

Beaufortów IA były ich gorsze (w stosunku

do standardowych samolotów) osiągi spowodowane

m.in. dostosowaniem do warunków

pustynnych. Lotnicy, co było ewenementem

w RAF, dokonywali samodzielnie

drobnych usprawnień w warunkach polowych,

poprawiając głównie aerodynamikę

płatowców – walczono w ten sposób

o każdy dodatkowy kilometr prędkości

i zasięgu. Pomysłodawcą modernizacji był

jeden z najbardziej doświadczonych pilotów

42nd Sqn F/O Norman Hearn-Phillips,

weteran walk nad kanałem La Manche,

u wybrzeży Francji, Holandii i Norwegii,

odznaczony Distinguished Flying Medal

(DFM). Zaproponowane przez niego rozwiązania,

które zostały zaakceptowane

przez marszałka Sir Hugh P. Lloyda, polegały

m.in. na:

– wykonaniu dodatkowej osłony przeciwpyłowego

filtra powietrza Vokesa, stawiającego

duży opór aerodynamiczny. Zastosowane

przez firmę Bristol w samolotach

przeznaczonych do działań w Północnej

Afryce i na Dalekim Wschodzie posadowienie

filtra nie zostało dopracowane. Zabudowanie

niewielkiej owiewki z blachy

aluminiowej w miejscu połączenia filtra

z okaptowaniem silnika było tyleż proste,

co skuteczne;

– usunięciu górnej części kopuły wieży

tylnego strzelca oraz zainstalowaniu niewielkiej

aerodynamicznej owiewki z blachy

na grzbiecie kadłuba. W efekcie wieża

66


Lotnictwo

była otwarta od góry, co nieco pogarszało

komfort pracy strzelca, ale równocześnie

poprawiało warunki obserwacji górnej półsfery

(brak użebrowań);

– demontażu anteny radaru ASV Yagi

z dolnej powierzchni skrzydła i przeniesieniu

jej na krawędź natarcia. Próby w locie

wykazały, że skuteczność radaru nie pogorszyła

się.

Efektem powyższych usprawnień była

znacząca poprawa aerodynamiki i redukcja

wagi płatowca, co zaowocowało zwiększeniem

prędkość maksymalnej samolotu

o 25 km/h i zasięgu o ok. 150 km.

Kilka dni przed planowanym atakiem

osiem zmodernizowanych w ten sposób

samolotów przebazowano na lotnisko polowe

Gianaclis. 25 października odbyła

się próba generalna przed właściwą akcją

– załogi, lecąc zmodyfikowanymi samolotami,

przeprowadziły atak na statki

kotwiczące w Tobruku. Potwierdził się

sens dokonanych prac – nalot co prawda

nie zakończył się sukcesem, ale upewnił

załogi, że cel jest w zasięgu, a możliwość

skutecznego ataku realna. Ujawniono także

słaby punkt planu ataku, jakim były

niewystarczające umiejętności części lotników,

w tym również dowódcy 47th Sqn

W/C Richarda „Joe” Alonso Sprague (odznaczonego

Distinguished Flying Cross,

DFC). Wynikało to z faktu, że trening załóg

podczas szkolenia torpedowego polegał

na wykonywaniu ataków torpedowych

na zakotwiczone cele. Nieruchomy statek

ułatwiał ćwiczebny atak, ale nie wymagając

uwzględnienia wielu czynników, nie

odzwierciedlał realiów pola bitwy. Pilotom

świeżo po szkoleniu brakowało umiejętności

określenia:

– prędkości statku lub okrętu;

– kąta pomiędzy kursem statku a linią ataku;

– odległości od atakowanego obiektu i tym

samym wzięcie pod uwagę czasu, w jakim

dopłynie doń torpeda.

Wszystkie te czynniki decydowały

przy uwzględnieniu poprawki celowniczej

i nawet niewielki błąd w ocenie wyżej

wymienionych parametrów powodował

fiasko ataku.

Należy pamiętać, że niezbędne elementy

nalotu należało uwzględniać również

podczas wolnego i niskiego lotu

w huraganowym ogniu przeciwlotniczym

przeciwnika. Patrolom towarzyszyła często

zła pogoda, porywisty wiatr, zamglenie

i deszcz. Lotnicy po kursie, mimo

dobrych ocen i pozytywnych wyników,

musieli się jeszcze wiele nauczyć w trakcie

pobytu w dywizjonach bojowych. Dotyczyło

to także niektórych z tych pilotów,

którzy byli do dyspozycji w Egipcie

jako personel 47th Sqn.

Kolejny problemem był ściśle związany

z dotychczasowym doświadczeniem załóg

42nd Sqn, które przybyły z Anglii. Otóż

Bristol Beaufort DE108 po powrocie z operacji przeciwko konwojowi „TT”. Warto zwrócić uwagę na zdemontowaną

przed akcją górną część osłony wieży tylnego strzelca oraz uszkodzenia statecznika pionowego.

Po lewej stoi W/C Richard Sprague

Proserpina obramowana wybuchami czterech 250-funtowych bomb zrzuconych przez Bisleya pilotowanego

przez Lt. E.G. Dustowa. Po lewej stronie pióropusz wody powstały po upadku Bisleya Lt. Dustowa.

Z dwóch widocznych samolotów górny należy do Lt. R.V. Manninga, a dolny do F/O Normana Hearna-

-Phillipsa

wiele zadań wykonywanych wokół wybrzeży

Francji, Norwegii czy też Holandii

były działaniami indywidualnymi pojedynczych

samolotów. Natomiast planowany

atak na konwój „TT” musiał zostać przeprowadzony

jako precyzyjnie skoordynowana

akcja zespołowa. To rodziło pytanie,

czy niewątpliwie znakomici piloci i doświadczone

załogi poradzą sobie z wyzwaniem,

które czekało ich w pobliżu Tobruku.

Sprawy nie ułatwiał fakt, że radiostacje

w Beufortach, Bisleyach i Beaufighterach

pracowały na różnych częstotliwościach,

uniemożliwiając porozumiewanie się

w trakcie lotu lotnikom z różnych dywizjonów.

Pozostało im tylko przekazywanie

informacji za pomocą gestów lub machanie

skrzydłami samolotów.

67


Ostatni tankowiec Rommla

wraz z powrotem wymagał zatankowania

samolotów do pełna.

Ostatnią formacją zaangażowaną w operację

„TT” było sześć samolotów Bristol

Beaufighter (ze składu 252nd i 272nd Sqn),

które stanowiły osłonę.

Kolumna dymu nad trafioną torpedą Proserpiną

Mimo opisanych problemów i wątpliwości,

kiedy przedpołudniem 26 października

zdecydowano o przeprowadzeniu ataku

na statki konwoju zbliżającego się do

Tobruku, wszystko wydawało się zapięte

na ostatni guzik. Rozpoznanie przeprowadzone

rankiem przez samoloty z Malty potwierdziło,

że konwój znajduje się północny

zachód, mniej więcej 50 km od Tobruku.

Po krótkiej odprawie, na której jeszcze raz

omówiono założenia akcji, przebazowane

na lotnisko w Gianaclis załogi 20 samolotów

udały się do swoich maszyn. Wszyscy

pragnęli jak najszybciej wystartować, przebywanie

w nagrzanych kadłubach maszyn

było bowiem trudne do zniesienia.

Załogi

Do akcji wyznaczono załogi 42nd Sqn

i 47th Sqn, których dowódcami byli:

dowódca operacji W/C. Richard „Joe”

A. Sprague (DFC) – odważny pilot, lecz

nieposiadający większego doświadczenia

w lotach bojowych na samolotach torpedowych

(Beaufort „F”); F/Lt Ronald „Auntie”

Gee – weteran akcji przeciw pancernikom

Scharnhorst i Gneisenau oraz ciężkiemu

Szkic z kroniki 15. Dywizjonu SAAF obrazujący przebieg ataku na konwój „TT”

krążownikowi Prinz Eugen (Beaufort „V”);

Kanadyjczyk P/O Ralph Viril Manning

(Beaufort „Y”) i Australijczyk P/O Esmond

Mayne McKern (Beaufort „X”) – uczestnicy

ataku na Prinz Eugen z 17 maja 1942 r.;

oraz F/O Norman Hearn-Phillips – ostatni

z weteranów (DFM), dla którego ten lot był

pierwszym z drugiej tury operacyjnej (Beaufort

„S”). Skład uzupełniało trzech nowicjuszy,

dla których była to pierwsza misja

bojowa: Kanadyjczycy F/O A.A. McLaren

(Beaufort „D”), F/O Haraldur Dawidson

(Beaufort „C”) i kolejny Australijczyk

P/O Walter Garriock (Beaufort „G”).

Południowoafrykański 15th Sqn, operujący

na samolotach Bristol Bisley (Blenheim

Mk.V), wystawił sześć załóg, których

dowódcami byli: Mjr Douglas „Pip”

Pidesley (dowódca dywizjonu), Lt James

Lithgow, Lt. Algie Groch, Lt Sven Lieisegang

i Lt Ernest Dustow. Szósty samolot

(Lt Patton) miał kłopoty z tankowaniem

i nie wziął udziału w akcji. Aby utrzymać

się w formacji z Beaufortami, samoloty

Bristol Bisley musiały lecieć z prędkością

bliską maksymalnej, co oznaczało duże zużycia

paliwa. Lot z Gianaclis do Tobruku

Atak

Odprawa przed lotem, na której przekazano

lotnikom zarówno ostatnie dane

z rozpoznania lotniczego przeprowadzonego

z Malty, jak i założenia ataku, była

krótka. Prowadzący ją oficer Group Captain

Guy Knocker nie musiał wyjaśniać wagi

zadania, a jego przekaz był jasny: „Niemcy

zdecydowali się na próbę przedarcia się

konwoju z zaopatrzeniem poza zasięgiem

naszych samolotów zarówno z Malty, jak i

z Egiptu, bezpośrednio do Tobruku. Statki,

dwa transportowce i tankowiec z paliwem

w silnej eskorcie niszczycieli są szansą

Rommla na powstrzymanie ataku naszej

8. Armii. Rommel musi otrzymać to paliwo,

aby zachować szansę na skuteczny

kontratak. Musicie zatopić zbiornikowce

bez względu na straty… Plan ataku jest następujący:

południowoafrykańskie Bisleye,

atakując w pierwszej fali, trzydzieści sekund

przed Beaufortami dokonają dywersyjnego

nalotu na najmniejszy frachtowiec.

Celem Beaufortów jest tankowiec. Górną

osłoną są Beaufightery”.

Co ciekawe i niemal bezprecedensowe

w historii RAF nominalny dowódca

operacji W/C Richard „Joe” A. Sprague,

uznając swój brak kompetencji i wagę zadania,

przekazał dowództwo wspomnianemu

wcześniej doświadczonemu pilotowi

F/Lt Ronaldowi „Auntie” Gee i sam zajął

pozycję jako jego skrzydłowy. 26 października,

o godzinie 12.30, rozpoczął się start.

W powietrze wzbiły się uzbrojone w torpedy

Beauforty pod dowództwem F/Lt Ronala

Gee, następnie Bisleye dowodzone przez

Mjr. Douglasa Pidsleya, każdy z podwieszonymi

czterema 125-kilogramowymi

bombami, a jako ostatnie wystartowały myśliwskie

Beaufightery, stanowiące eskortę.

Samoloty torpedowe i bombowe sformowały

luźny szyk i lecąc nisko nad wodą

na pułapie około 30-40 m, przyjęły kurs

na Tobruk. Wysoko nad nimi unosiły się

Beaufightery, których zadaniem oprócz

eskortowania zespołu uderzeniowego było

również prowadzenie obserwacji i wypatrywanie

celu. Po trzech godzinach względnie

spokojnego lotu bez widoczności brzegu,

kiedy ekspedycja znalazła się na wysokości

Tobruku, P/O D.H. Francis, nawigator

załogi F/Lt R. Gee, zdecydował o skręcie

w kierunku lądu. Po krótkiej chwili załogi

zauważyły kilka jednostek, prawdopodobnie

barek przeciwlotniczych Siebelfähre,

które zasypały zbliżające się samoloty

gradem pocisków. Nie był to poszukiwany

68


Lotnictwo

Załoga Ralpha V. Manninga. Od lewej F/Sgt Barnes, który zastąpił w załodze C. Nimerowsky’ego, P/O C. Bladen, F/O N.G. Spark, S/L R.V. Manning. Trzej ostatni

piloci wzięli udział w zatopieniu Proserpiny

konwój, zatem zespół uderzeniowy ruszył

dalej wzdłuż linii brzegowej na zachód.

Lecące wyżej Beufightery pierwsze zauważyły

statki konwoju i energicznie machając

skrzydłami, dały o tym znać samolotom

torpedowym i bombowym. Jednocześnie

wszyscy zauważyli małe sylwetki dwóch

Ju 88, dwóch Macchi MC-202 oraz kilku

Messerschmittów Bf 109 krążących na horyzoncie

i zapewne osłaniających transportowce.

To, czego na tym etapie nie wiedziały

załogi atakujących samolotów, to fakt,

że ich najważniejszy cel, jakim był tankowiec

Proserpina, nie płynie w zauważonym

przez nich konwoju z powodu awarii silnika.

Uszkodzenie napędu Proserpiny zostało

sprawnie usunięte przez mechaników, ale

siłą rzeczy została ona kilka mil za konwojem

wraz z osłoną w postaci dwóch włoskich

niszczycieli Lira i Calatafimi. W tej

sytuacji żółta flara wystrzelona z samolotu

F/Lt Ronalda Gee była sygnałem do ataku

na konwój, w którym nie było najważniejszego

celu. Zgodnie z opracowanym

jeszcze przed startem planem pierwsze do

akcji ruszyły trzy samoloty Bristol Bisley

z 15th Sqn SAAF. Zrzucone z małego pułapu

bomby Lt J. Lithgowa minęły cel.

Bezpośrednio po zrzucie bomb maszyna

dowodzona przez Lt Algie B. Grocha została

trafiona ogniem przeciwlotniczym

i po uderzeniu lewym skrzydłem w maszt

Dory wpadła do morza. Na miejscu zginął

nawigator Lt A. Mc. Johnson, a pilot oraz

strzelec zostali uratowana przez Niemców

i dostali się do niewoli. Załoga ostatniego

Bisleya, dowodzonego przez Lt Swena Leiseganga,

również nie osiągnęła trafienia.

Uszkodzony ogniem przeciwlotniczym samolot

utrzymał się w powietrzu i wycofał

z akcji. Celem nieudanego ataku był najmniej

wartościowy z punktu widzenia stron

konfliktu statek Dora, mylnie rozpoznany

jako największy z tankowców – Proserpina.

Ten błąd powieliły także załogi sześciu

Beaufortów. Pięć z nich zaatakowało Dorę,

a jedna Tergestę. Atak nie przyniósł sukcesu

– żadna z sześciu zrzuconych przez Beauforty

torped nie trafiła w cel. W rewanżu

Niemcy zniszczyli jeden samolot i poważnie

uszkodzili drugi. Celnie ostrzelany

Beaufort Kanadyjczyka Haraldura J. Davidsona

bezpośrednio po zrzucie torpedy

przewrócił się na grzbiet i po uderzeniu

w wodę eksplodował. Z czteroosobowej

załogi ocalał tylko nawigator P/O Trevor

H. Jones, który dostał się do niewoli. Poważnie

uszkodzony samolot W/C Richarda

Sprague, którego bezpośrednie trafienie

pozbawiło połowy statecznika pionowego,

chwiejnym lotem opuścił pole bitwy, kierując

się do bazy w Gianaclis.

Szczęśliwie nie wszyscy atakujący

zdecydowali się na uderzenie na wykryty

konwój. Dwie z najbardziej doświadczonych

załóg 42nd Sqn Lt Ralpha V. Manninga

oraz F/O Normana Hearna-Phillipsa

(DFM) po krótkiej obserwacji uznały, że

wśród atakowanych przez resztę formacji

transportowców nie ma tego najważniejszego

– tankowca Proserpina. Podobne

spostrzeżenie poczyniły załogi dwóch

Bisleyów, dowodzonego przez dowódcę

15th Sqn Mjr Douglasa „Pip” Pidsleya

oraz Lt Geralda Dustowa. Cała czwórka,

utrzymując minimalny pułap, udała się na

zachód wzdłuż wybrzeża, pilnie wypatrując

najmniejszego śladu Proserpiny. Ta nie-

69


Ostatni tankowiec Rommla

Dowódca 15. Dywizjonu SAAF Mjr Douglas „Pip” Pidsley

W/C Albert Loyd Wiggins, pogromca m/v Tergestea

zwykle śmiała decyzja zaważyła na losach

bitwy pod El Alamein.

Jak wspomina Mjr Douglas „Pip” Pidsley,

dowódca 15th Sqn SAAF: „Nagle

zauważyłem poszukiwany tankowiec w towarzystwie

niszczyciela płynący około 3-4

mile za zasadniczym konwojem. Puste morze

od strony lądu pozwalało na manewr

i atak na prawą burtę tankowca. Niestety

dowódca niszczyciela odgadł mój plan

i płynąc z pełną mocą, w ostatniej chwili

odgrodził mnie od statku, zasypując nas

gradem pocisków. Kiedy przelatywaliśmy

nad nimi na minimalnej wysokości, doskonale

widzieliśmy twarze załogi zgromadzonej

na mostku. Skręciłem w prawo i lecąc

równolegle do brzegu z samolotem Lt Dustowa

po lewej, rozpocząłem kolejny krąg.

W trakcie tego manewru Bisley Lt Dustowa,

lecąc po wewnętrznej, wyprzedził

mnie i jako pierwszy rozpoczął nalot. Podczas

podejścia do ataku zostaliśmy zasypani

nieprawdopodobną lawiną pocisków

i odłamków i tylko żelazna dyscyplina

wpajana nam podczas ćwiczeń utrzymywała

nasze nerwy na wodzy”.

Faktycznie piloci znaleźli się w bardzo

trudnej sytuacji taktycznej. Atakując

w niewielkiej grupie z jednego kierunku,

ułatwiali zadanie obrońcom, którzy mogli

skupić ogień przeciwlotniczy na aktualnie

nadlatującym samolocie. Przenoszące na

pokładzie bomby Bisleye musiały przelecieć

nad atakowanym statkiem w niemal

samobójczej akcji. Powróćmy do relacji:

„Upewniłem się, że nawigator uzbroił

bomby i ruszyliśmy do akcji. Znajdowaliśmy

się około 200 metrów od tankowca,

Lt Dustow nieco przed nami i po prawej,

obydwaj lecieliśmy na wysokości pokładu

atakowanego statku. W tym momencie cała

artyleria pokładowa skoncentrowała się na

znajdującym się bliżej samolocie Lt Dustowa,

otaczając go kurtyną krzyżowego ognia.

Zrzucone w ostatnim momencie bomby minimalnie

minęły cel, a zbyt późno pochylone

w prawym zakręcie skrzydło Bisleya zahaczyło

o przedni maszt statku. Zauważyłem

jeszcze jasny płomień buchający z prawego

silnika i samolot kilkadziesiąt metrów

dalej wpadł do morza. My zaatakowaliśmy

kilkanaście sekund później, nawigator

Lt M. Yudelman nacisnął przycisk zrzutu

bomb idealnie w momencie mojego rozkazu

i cztery 250-funtowe bomby spadły tuż

przy burcie tankowca. W tym samym momencie

ostro skręciłem w lewo, pochylone

w zakręcie skrzydło niemal dotknęło pokładu

i z maksymalną szybkością zacząłem

umykać ze strefy ostrzału w stronę otwartego

morza. Potem na skrzydle znaleźliśmy

zaczepione druty anten zerwanych z Proserpiny.

Kiedy wyrównałem lot, nasz strzelec

Taffy Houhg zameldował, że bezpośrednie

trafienia naszych trzech bomb spowiły tankowiec

kłębami czarnego dymu”.

Równocześnie z atakiem załóg 15th Sqn

SAAF manewr mający na celu atak torpedowy

rozpoczęły Beauforty. Samolot

pilotowany przez F/O Normana Hearna-

-Phillipsa trafienie otrzymał niemal natychmiast.

Eksplodujący w okolicach stanowiska

strzelca radiotelegrafisty pocisk

kalibru 20 mm zniszczył główną skrzynkę

elektryczną, pozbawiając zasilania m.in.

spust zrzutu torpedy. Samolot stracił swoje

uzbrojenie ofensywne, ale pilot kontynuował

nalot, aby rozproszyć uwagę

obrońców i utrudnić im koncentrację ognia

przeciwlotniczego na jedynym sprawnym

samolocie należącym do Lt R.V. Manninga.

Podobnie zachował się jeden z pilotów

Beaufigterów, który zaatakował seriami

z broni pokładowej mostek kapitański niszczyciela

Calatafimi, utrudniając kapitanowi

okrętu przeciwdziałanie atakowi. O podjęciu

ataku zdecydował Lt Ralph V. Manning,

który opisał przebieg wydarzeń w następujący

sposób:

„Kiedy wreszcie ujrzeliśmy ląd, byliśmy

zdecydowanie za bardzo na wschód,

niż wynikało z nawigacji. Nigdzie nie było

śladu konwoju i tylko zakotwiczone przy

brzegu barki przeciwlotnicze [Siebelfähre]

zaczęły zasypywać nas strumieniami, dla

nas na szczęście, niecelnego ognia. Nasz

70


strzelec, Charlie Bladen, odpowiedział

im serią lub dwiema, ale natychmiast dostał

ostrą reprymendę od moich chłopaków,

Nimmy Nimerovsky wręcz wrzasnął:

»Oszczędzaj amunicję głupcze, szukamy

tankowców!«.

Kiedy minęliśmy Tobruk, zauważyłem

kilka Bisleyów SAAF-u krążących nad jakimiś

statkami, były tam trzy niszczyciele

i dwa frachtowce, ale niestety na pewno

nie było tankowca. »Szukamy dalej«, pomyślałem.

Ku swojemu zaskoczeniu zauważyłem,

że nasz lider skręcił w kierunku

krążących samolotów, nie zważając, że nie

ma tam tankowca. »Do diabła z nim«, pomyślałem,

przecież musi widzieć, że tam

go nie ma. Postanowiłem lecieć dalej na

zachód, nie zważając na zauważone w tym

momencie dwa włoskie myśliwce, które

skierowały się w naszą stronę”.

Decyzja o podjęciu poszukiwań właściwego

celu, czyli Proserpiny, była kluczowym

momentem starcia. Niewiele

brakowało, aby przez zbieg okoliczności

i łut szczęścia tankowiec pozostał niezauważony

przez atakujących i zyskał szansę

na bezpieczne dotarcie do portu w Tobruku.

Okazało się, że doświadczenie wojenne

wsparte szczęściem było po stronie

Lt R.V. Manninga i jego załogi:

„Nagle jest – najpierw kolumna dymu,

a chwilę później tankowiec w towarzystwie

jednego niszczyciela. W tym momencie dołączyły

do nas dwa Bisleye, które uniknęły

ataku włoskich Macchi oraz Beaufort Norma

Hearna-Phillipsa, który także odłączył

od formacji atakującej statki na redzie Tobruku,

widząc, że ja kieruję się na zachód.

Norm jako pierwszy rozpoczął nasz

atak, niestety jego samolot prawie natychmiast

został trafiony przez obronę przeciwlotniczą,

pocisk zniszczył skrzynkę

elektryczną, powodując zwarcie w instalacji

zrzutowej, a w konsekwencji niekontrolowany

upadek torpedy. W ten sposób

jeszcze tylko nasz samolot był uzbrojony

– mieliśmy na pokładzie jedną torpedę –

ostatnią szansę na zatopienie tankowca.

Rozpocząłem atak, podchodząc pod kątem

prostym do burty tankowca. Kapitan

Proserpiny znał się na rzeczy, natychmiast

wykonał zwrot, starając się maksymalnie

zmniejszyć powierzchnię wystawioną na

nasz atak. Korciło mnie, żeby nie zważając

na to, zrzucić torpedę i rozpocząć ucieczkę

spod otaczającego nas zewsząd morderczego

ognia. W ostatniej chwili zmieniłem decyzję,

tym razem atakując od strony lądu.

Zbliżając się pod kątem 45 stopni, 600

metrów od tankowca wcisnąłem przycisk

zrzutu i zauważyłem, jak nasza torpeda

wpada do morza, a następnie zmierza do

celu. W tym momencie jeden z Bisleyów

zrzucił swoją bombę, a następnie gwałtownym

skrętem spróbował wydostać się

ze strefy zagrożenia. Za późno! Trafiony

Lt. Ralph Viril Manning

Lt. Montaque Mortimer Yudelman

Lotnictwo

ogniem przeciwlotniczym zahaczył skrzydłem

o maszt statku, ściął go, a następnie

kilkaset metrów dalej uderzył w wodę. Sekundy

potem zaatakował kolejny Bisley.

Siedzący w oszklonym nosie naszego Beauforta

nawigator Norm Spark sfotografował

ten moment, zachowując go dla potomnych.

My mieliśmy swój problem – ciągle

nie widzieliśmy eksplozji naszej torpedy.

Kiedy nasz samolot przelatywał nad

Proserpiną, wybuchła jedna ze zrzuconych

przez Bisleye bomb z opóźnionym działaniem,

otaczając nas słupem wody, który natychmiast

spowodował sekundową przerwę

w pracy obydwu silników. Oddałem stery

i dałem pełny gaz – na szczęście silniki

podjęły pracę. Eksplodujące bomby, ogień

artylerii plot i krążące we wszystkich kierunkach

samoloty powodowały, że miałem

tylko jedno marzenie – uciekać jak najszybciej

z tego cholernego miejsca. Nagle

usłyszałem w intercomie radosny krzyk Nimerovskiego

– trafienie! Zrobiliśmy to, widzę

ogień i dym! Nasz atak ostatniej szansy

okazał się sukcesem!”.

Atak był błyskawiczny. Trafienia bomb

zrzuconych przez Bisleye zostały przypieczętowane

eksplozją torpedy, która uderzając

w śródokręcie tankowca, spowodowała

jego zatonięcie. Na morzu unosiły się

resztki statku, wśród których znajdowali

się marynarze z zatopionego statku. Jak

wspomina Lt R.V. Manning:

„Oczywiście mieliśmy diabelną ochotę,

aby oglądnąć wzniecone przez nas fajerwerki,

ale nie pozwalała na to sytuacja.

Trzeba było natychmiast zbierać się do

domu, tym bardziej że wysoko nad nami

pokazały się niemieckie Me 109. Na całe

szczęście dla nas nie zauważyły naszych

samolotów lecących nisko nad powierzchnią

wody. Niestety, mimo to nie był to koniec

ofiar, podczas powrotu jeden z Bisleyów

uderzył w Beauforta, obydwie załogi

zginęły w morzu, z tak małej wysokości

nie mieli szans na skok ze spadochronem.

Nie uwierzycie, jak szczęśliwi byliśmy

po wylądowaniu i uświadomieniu sobie,

z jakiego piekła udało nam się szczęśliwie

wydostać. Nasz samolot miał kilkadziesiąt

przestrzelin, a w jednym ze zbiorników paliwa

mechanicy znaleźli kilka pocisków”.

Torpeda Mk XII, która trafiła Proserpinę,

była prawdopodobnie uzbrojona w zapalnik

uderzeniowy, który uzbrajał się

mniej więcej na dystansie, z którego zrzucił

ją Lt Ralph V. Manning, tj. ok. 600 m.

Można więc uznać, że torpeda, którą dysponowali

atakujący, została zrzucona podręcznikowo,

chociaż niewiele brakowało,

aby mimo bezpośredniego trafienia nieuzbrojona

torpeda osunęła się w głębiny

Morza Śródziemnego, nie wyrządzając

Proserpinie żadnej szkody. Wybuch pod

kadłubem tankowca spowodował niemal

natychmiastowe zatonięcie statku. Niszczyciele

Calatafimi i Lira uratowały 62

członków załogi, śmierć poniosło 15 ludzi.

Obydwa zespoły uderzeniowe oraz

eskorta spotkały się kilkanaście mil na

wschód od Tobruku. Jak już wspomniano,

samoloty z różnych dywizjonów nie miały

ze sobą łączności radiowej, dodatkowo

uszkodzenia od ognia artyleryjskiego spowodowały

awarię radiostacji w samolocie

F/O Normana Hearna-Phillipsa. To właśnie

on z przerażeniem zobaczył, jak jeden

z Bisleyów dowodzony przez Lt Leiseganga

(prawdopodobnie rannego podczas ataku

na Dorę) zderza się z lecącym nad nim

Beaufortem F/O Waltera Garriocka. Wypadek

rozegrał się w ułamku sekundy i zanim

którzykolwiek z pilotów zdążył zareagować,

dwa szczepione płonące wraki spadły

do morza, grzebiąc w swoich szczątkach

siedmiu ludzi.

71


Ostatni tankowiec Rommla

Raporty złożone po lądowaniu przez ocalałe

załogi były jednoznaczne, sukces był

częściowy. Zatopiono co prawda cel główny,

jakim był tankowiec Proserpina, ale ocalałe

statki z zaopatrzeniem nadal dawały Niemcom

szansę na podjęcie skutecznej obrony

na froncie pod El Alamein. W tej sytuacji

zorganizowano kolejny atak, w którym wzięło

udział pięć załóg uzbrojonych w torpedy

samolotów Beaufort z 39th Sqn, dowodzonych

przez S/L Lesa Wordsela. Osłonę, podobnie

jak poprzednio, stanowiło dziewięć

Beaufighterów z 252nd/272nd Sqn. Akcja

okazała się kompletnie nieudana. Beauforty

nie odnalazły konwoju, trzy z nich co prawda

zrzuciły torpedy na cel, którym były jednostki

przeciwlotnicze Siebelfähre, ale żadna

z torped nie trafiła w barki. Nagrodą pocieszenia

był sukces osłony myśliwskiej, która

natknęła się na pięć wrogich bombowców

Heinkel He 111, zestrzeliwując dwa z nich

(przy stracie jednego własnego myśliwca).

Ostateczny sukces

Determinacja dowództwa, aby zatopić

pozostałe statki konwoju, spowodowała organizację

kolejnej operacji. Planom uderzenia

popołudniem 26 października sprzyjała

dobra pogoda, charakteryzująca się doskonałą

widocznością przy niewielkim zachmurzeniu.

Do akcji ponownie wyznaczone zostały

trzy załogi Wellingtonów z 38th Sqn.

Wszyscy lotnicy na odprawie przed lotem

zostali poinstruowani o konieczności zatopienia

statków, a szczególnie tankowca Tergesta,

przed wejściem do bezpiecznego portu

w Tobruku. Do akcji wyznaczono załogi,

którymi dowodzili Australijczyk F/Lt Albert

Loyd Wiggins na Wellingtonie HX633,

P/O R.H. Bertran na HF595 i Sgt George

Viles na HF912. Każdy z Wellingtonów był

uzbrojony w dwie torpedy. Przebieg ataku

został ponownie precyzyjnie zaplanowany

(chociaż jak się później przekonano, planów

nie udawało się w pełni zrealizować).

Podstawą sukcesu miało być zaskoczenie.

Aby uniknąć przechwycenia przez niemieckie

stacje radarowe (a w konsekwencji

myśliwce), zdecydowano, że trzy samoloty,

udadzą się 60 mil na północ w kierunku

otwartego morza, lecąc na wysokości

30 m. Po wykonaniu zwrotu na zachód

załogi miały poruszać równolegle do wybrzeża,

aż do osiągnięcia pozycji około

60 mil na północny wschód od Tobruku.

W tym momencie formacja miała skręcić

w kierunku południowo-zachodnim i licząc

na zaskoczenie, lecieć bezpośrednio w kierunku

Tobruku. atakujący mieli dotrzeć

na miejsce akcji wczesnym popołudniem,

licząc, że przeprowadzony z północy, od

strony z ciemniejącego nieba, atak, utrudni

zadanie obrońcom.

O godz. 15.40 prowadzone przez

F/Lt Alberta L. Wigginsa trio Wellingtonów

Południowoafrykańczycy odznaczeni DFC. Od lewej Lt. M. Yudelman, Mjr D. Pidsley i Lt. J. Lithgow

poderwało się w powietrze, aby chwilę później

popędzić nisko nad falami na północ

w kierunku otwartego morza. Wiedzieli,

że jeśli ich nalot się powiedzie, ostatecznie

sparaliżuje Panzerarmee Afrika Rommla.

Dzięki doskonałej pracy nawigatora F/

Lt Wiggins zauważył Tergestę w odległości

kilku mil od Tobruku. Był to pierwszy atak

o zmierzchu, jakiego kiedykolwiek próbował

38th Sqn. Trzy samoloty skierowały

się wprost na statek – tankowiec przewożący

ładunek zawierający 1000 ton benzyny

i 1000 ton amunicji. Zgodnie z planem Wellingtony

nadlatywały, mając za sobą ciemniejące

niebo, podczas gdy ich cel wyróżniał

się na tle brzegu oświetlany zachodzącym

słońcem. Mimo że tankowiec eskortowany

był przez kilka niszczycieli dysponujących

dużą siłą ognia i wspieranych przez artylerią

nabrzeżną, obrońcy zostali całkowicie

zaskoczeni. Pierwsze pociski przeciwlotnicze

wzbiły się w niebo dopiero wtedy, gdy

samoloty weszły na kurs bojowy ok. 2 mil

od celu. Trzymając nerwy na wodzy i ignorując

krzyżujące się serie pocisków, piloci

Wellingtonów utrzymywali kurs i wysokość

aż do chwili, gdy w odległości ok. 600 m od

Tergesty sześć torped niemal równocześnie

wpadło do wody i pomknęło w kierunku

celu. Prawdopodobnie przynajmniej trzy

z nich trafiły Tergestę, powodując eksplozję

transportowanego paliwa i amunicji.

Pilot F/Lt Albert L. Wiggins ostro poderwał

samolot i wznosząc się z maksymalną

mocą silników, kontynuował lot w kierunku

zaatakowanego tankowca. Dzięki temu

udało mu się ściągnąć na siebie większość

ognia przeciwlotniczego obrońców i ułatwić

wycofanie się z akcji dwóm pozostałym

samolotom. Wykorzystał to P/O Bertran

i wykonując ostry prawy skręt, uciekł spod

ostrzału, zaliczając jedynie niewielką ilość

trafień w kadłub samolotu. Zdecydowanie

mniej szczęścia miała załoga Sgt G. Vilesa.

Chwilę po zrzuceniu torped jego samolot

otrzymał celne trafienie i zniżając się

chwiejnym lotem, rozbił się na składowisku

paliwa w pobliżu portu. Szczęśliwym

trafem wszyscy członkowie załogi ocaleli.

Trzech z nich zostało jeńcami, dwóch pozostałych

uniknęło niewoli i po kilku dniach

dotarło do swoich linii.

Podsumowanie

W rzeczywistości zatopienie Proserpiny

nie było zwycięstwem nad ostatnim tankowcem

wysłanym z Włoch z paliwem dla

Deutsche Afrika Korps, ale miało zasadnicze

znaczenie dla przebiegu zmagań pod

El Alamein. Należy pamiętać, że natarcie

brytyjskie po walkach 24 i 25 października

zostało zahamowane, ale dalszy niemiecki

opór i ewentualny kontratak zależał od

dostaw zaopatrzenia, w tym szczególnie

paliwa do pojazdów pancernych. Ładunek

Proserpiny i Tergesty dawał taką szansę

i w tym sensie był to „ostatni tankowiec

Rommla”, chociaż może lepiej byłoby

uznać, że była to „ostatnia szansa Rommla”.

W wyniku ataków lotniczych, przy

relatywnie niewielkich stratach, Brytyjczykom

udało się zatopić dwa tankowce konwoju,

a ocalała z pogromu Dora dostarczyła

mniej wartościowe zaopatrzenie, które

nie mogło pomóc w skutecznym stawianiu

oporu lub w miarę skoordynowanym odwrocie.

W kolejnych dniach Niemcy i Włosi

podejmowali kolejne próby dostarczenia

zaopatrzenia do Afryki, ale każda doba

opóźnienia zmniejszała szanse żołnierzy

Rommla. Załamanie dostaw doprowadziło

w przeciągu kilku miesięcy do kapitulacji

resztek DAK. Anglicy, którzy uznali,

że świetność Beaufortów na europejskim

teatrze wojennym przeminęła, zyskali potwierdzenie,

że mimo swoich wad mają

one szansę być skuteczną bronią podczas

72


zmagań na Dalekim Wschodzie. W rzeczywistości

załogi Beaufortów odniosły jeszcze

wiele sukcesów.

Warto wspomnieć o dalszych losach

głównych bohaterów tej historii. Kilka dni

później, z początkiem listopada 1942 r., załogi

42nd Sqn podjęły przerwaną podróż na

Daleki Wschód. Wcześniej kilku lotników

otrzymało zasłużone odznaczenia. Distinguished

Flying Cross otrzymało trzech lotników

15th Sqn SAAF: dowodzący atakiem

Mjr Dougla „Pip” Pidsley, jego nawigator

Lt Montague Mortimer Yudelman i prowadzący

bezpośredni atak dywersyjny Lt James

Lithgow. Odznaczenie DFC otrzymał

również dowodzący atakiem Beaufortów

F/Lt Ronald Gee. Distinguished Service

Order (DSO) zawieszono na piersi F/Lt Alberta

L. Wigginsa. Najbardziej zasłużony,

czyli pogromca Proserpiny, Lt Ralph

V. Manning otrzymał swoje DFC dopiero

kilka miesięcy później, już podczas tury

bojowej na Dalekim Wschodzie. Oficjalnie

odznaczenie przyznano za „całokształt”

jego wcześniejszej służby. 18 listopada w

Egipcie, w okolicy Sidi Heneish, podczas

wykonywania lotu treningowego na pokładzie

samolotu Bristol Beaufort (DE118)

zginął w wypadku lotniczym W/C Richard

„Joe” Alonso Sprague (DFC).

Notki biograficzne

Lotnictwo

Lt. Montaque Mortimer Yudelman przy samolocie

Bristol Bisley

Squadron Leader Ralph Viril Manning

urodził się w 1916 r. w Vancouver w Kanadzie.

W 1937 r., w wieku 22 lat, ukończył

Wydział Historii na Uniwersytecie Kolumbii

Brytyjskiej. Latem 1941 r. został skierowany

na Wyspy Brytyjskie i otrzymał

przydział do 42nd Sqn Coastal Command.

17 maja 1942 r. wraz ze swoją jednostką

uczestniczył w ataku torpedowym na niemiecki

pancernik Prinz Eugen u wybrzeży

Norwegii. 18 sierpnia 1942 r. został przeniesiony

do Egiptu, gdzie wcielono go

czasowo do 47th Sqn. Jego wielkim sukcesem

było zatopienie włoskiego tankowca

Proserpina. 11 listopada 1942 r. dotarł do

Indii, gdzie powrócił do swojego poprzedniego

42nd Sqn. Po ponad roku służby, podczas

której jego dywizjon współpracował

z 21. Dywizją Indyjską, na wiosnę 1944 r.

został przeniesiony do Birmy, aby wspierać

nalotami bombowymi korpus ekspedycyjny

generała Wingate’a w walce z Japończykami.

Kolejną jednostką, do której otrzymał

przydział, był stacjonujący na Cejlonie

217th Sqn. 2 stycznia 1944 r. został odznaczony

DFC – oficjalnie za „całokształt”

zasług, a w rzeczywistości za zatopienie

Proserpiny. Po prawie trzech latach służby,

w kwietniu 1944 r., powrócił do Kanady. Po

II wojnie światowej pozostał w RCAF i służył

w RCAF Staff College w Toronto oraz

w Kwaterze Głównej NORAD w Kolorado.

Po przejściu w stopniu Wing Commander

(W/C) na emeryturę został historykiem

RCAF. Wniósł szczególny wkład w dziedzinę

muzealnictwa. Pod jego kierownictwem

i z jego inspiracji przywrócono kolekcję historycznych

samolotów RCAF, a z Muzeum

Narodowym zawarto umowę na utworzenie

Narodowej Kolekcji Aeronautycznej.

Wing Commander Albert Lloyd Wiggins

urodził się w 1916 r. w Midleton nieopodal

Adelajdy w Australii. Do lotnictwa

zaciągnął się w listopadzie 1940 r. w szczytowym

momencie kampanii rekrutacyjnej

prowadzonej w dominiach brytyjskich. Po

ukończeniu szkolenia otrzymał przydział

do 38th Sqn, operującego w rejonie Morza

Śródziemnego na bombowcach Vickers

Wellington. To wówczas wziął udział

w ataku na Tergestę w porcie w Tobruku, za

co został odznaczony Distinguished Service

Order (DSO). Następnie otrzymał przydział

do 455th Sqn RAAF, uzbrojonego w ciężkie

samoloty myśliwskie Bristol Beaufighter.

Za służbę w 455th Sqn został odznaczony

DFC. Wojnę zakończył, pełniąc służbę

w dowództwie „Skrzydła Dallachy”, składającego

się z 404th Sqn RCAF, 455th Sqn

RAAF i 489th Sqn RCAF. Wszystkie jednostki

operowały na samolotach Bristol Beaufighter

i ich zadaniem były ataki na niemieckie

siły morskie u wybrzeży Norwegii.

Po wojnie powrócił do Australii, gdzie

założył i prowadził własny dom aukcyjny.

Zmarł 27 grudnia 2015 r.

Lieutenant Montaque Mortimer Yudelman

urodził się 1922 r. w Matatiele w Południowej

Afryce. Był synem bogatego

farmera, hodowcy owiec. Zgłosił się ochotniczo

do lotnictwa, a następnie został nawigatorem.

Jego pierwszym przydziałem

bojowym był 15th Sqn SAAF, z którym

w 1942 r. odbył kampanię afrykańską. Jedną

z kluczowych akcji 15th Sqn był atak

na niemieckie tankowce w czasie II bitwy

pod Al Alamein, za co został udekorowany

DFC. W 1944 r. otrzymał przydział do

60th Sqn (Photo Reconnaissance) SAAF,

latającego na samolotach de Havilland Mosquito

Mk.XVI. Wykonywał szereg długodystansowych

lotów rozpoznawczych,

m.in. rozpoznając fabryki na Śląsku. Turę

bojową, wraz ze swoim pilotem Lt. Lapmenem,

ukończył 11 sierpnia 1944 r. Po wojnie

wyemigrował do USA, gdzie ukończył

studia i stał się znanym ekspertem Organizacji

Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia

i Rolnictwa w Rzymie, a w latach

1972-1984 pracował dla Banku Światowego.

Zmarł w roku 2013.

Lieutenant James Lithgow urodził się

w 1921 r. w Johannesburgu w Południowej

Afryce w zasobnej rodzinie – jego

ojciec prowadził własną firmę maklerską.

Po ukończeniu szkoły podjął służbę

wojskową. Pierwszą jednostką, w której

służył w stopniu szeregowego od lutego

1939 r., był 2nd Transvaal Scottish Regiment.

W maju 1940 r. został przeniesiony

do 3rd Transvaal Scottish, a w listopadzie

1940 r. przyjęty do szkoły pilotów SAAF.

Skrzydełka pilota uzyskał rok później,

w wieku 20 lat. Jego pierwszym przydziałem

był 15th Sqn SAAF, latający na samolotach

Bristol Bisley. Za udział w ataku na

Proserpinę otrzymał odznaczenie DFC. Po

ukończeniu tury bojowej i urlopie otrzymał

przydział do 34th Sqn, który m.in. wspierał

z powietrza powstańców warszawskich,

a po upadku Powstania Warszawskiego latał

ze zrzutami dla Armii Krajowej. W nocy

z 16 na 17 października 1944 r. podczas

lotu samolotem B-24 Liberator został zestrzelony

w rejonie Dąbrowy Tarnowskiej

przez niemiecki nocny samolot myśliwski

pilotowany przez Obfw Hansa Maischa.

Zginęło wówczas pięciu lotników, w tym

James Arthur Lithgow, którzy obecnie spoczywają

wojskowej części cmentarza Rakowickiego

w Krakowie.

Opracował: Dominik Kościelny

Źródła

P. Bagshawe, Warriors of the Sky, Pen & Sword Aviation,

Barnsley 2006.

S. Bouwer, G. Thompson, The Aegean Pirates: The History

of 15 Squadron SAAF in WW2, Master Print, 2009.

T. Coughlin, The Dangerous Sky: Canadian Airmen in World

War II, William Kimber & Co Ltd., Oxford 1968.

R. Hayward, The Beaufort File, Air Britain Historians Ltd.,

1990.

R.C. Nesbit, The Armed Rovers, Pen & Sword Aviation,

Barnsley 2014.

R.C. Nesbit, Torpedo Airmen, William Kimber & Co Ltd.,

Oxford 1983.

C.J.J. Trader, We will remember them: A collection of World

War Two and other aviation stories and a history of the

PE Branch of the South African Air Force Association,

South African Air Force Association, Valhalla 2005.

NO 39 Squadron: Operations Record Book, Catalogue: Air

Ministry and successors, The National Archive, Kew,

AIR 27-407-45.

NO 47 Squadron: Operations Record Books Squadrons,

Catalogue: Air Ministry and successors, The National

Archive, Kew, AIR 27- 464- 6.

NO 15 Squadron SAAF: Operations Record Books Squadrons,

Catalogue: Air Ministry and successors, The

National Archive, Kew, AIR 27-211-1.

NO 38 Squadron: Operations Record Books Squadrons,

Catalogue: Air Ministry and successors, The National

Archive, Kew, AIR 27-399-20.

73

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!