Katarzyna Mak, "Dotyk anioła"

Angel jest synonimem czystości, idealnym przykładem wrodzonej skromności i uosobieniem anielskiej dobroci. Jest też bardzo religijna. Kocha otaczający ją świat, uwielbia ludzi i zwierzęta. Brad to przeciwieństwo Angel – porywczy, pewny siebie, cyniczny. Na co dzień kat, który bez skrupułów zabija ludzi dla pieniędzy. Krótko mówiąc, Bradley to bardzo niebezpieczny mężczyzna, którego lepiej omijać na swojej drodze. Jedno spotkanie w Las Vegas, jedna noc… Jedna nieprzemyślana decyzja, a życie tych dwojga zostaje wywrócone do góry nogami. Kiedy po zakrapianej nocy Angel budzi się w łóżku obcego faceta, natychmiast postanawia wszystko naprawić i sprowadzić swe życie na właściwie tory. Niemniej Brad, który już poprzedniego wieczoru uległ pokusie, nie będąc w stanie odmówić pięknej kobiecie, ma na ten temat odmienne zdanie. Postanawia zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Co w efekcie wyniknie ze związku, który początkowo opiera się jedynie na dzikiej namiętności? Czy on zdoła pokochać i stać się człowiekiem, którego ona w nim widzi od początku? Czy ona okiełzna mężczyznę, do którego pała uczuciem tak gorącym, niczym wrota piekieł i ogniste czeluści? Jeśli sądzicie, że dobro jest w stanie zwyciężyć zło, a miłość może uleczyć każdą, nawet najbrudniejszą duszę, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę, by się przekonać, czy to rzeczywiście prawda… Angel jest synonimem czystości, idealnym przykładem wrodzonej skromności i uosobieniem anielskiej dobroci. Jest też bardzo religijna. Kocha otaczający ją świat, uwielbia ludzi i zwierzęta. Brad to przeciwieństwo Angel – porywczy, pewny siebie, cyniczny. Na co dzień kat, który bez skrupułów zabija ludzi dla pieniędzy. Krótko mówiąc, Bradley to bardzo niebezpieczny mężczyzna, którego lepiej omijać na swojej drodze. Jedno spotkanie w Las Vegas, jedna noc… Jedna nieprzemyślana decyzja, a życie tych dwojga zostaje wywrócone do góry nogami.
Kiedy po zakrapianej nocy Angel budzi się w łóżku obcego faceta, natychmiast postanawia wszystko naprawić i sprowadzić swe życie na właściwie tory. Niemniej Brad, który już poprzedniego wieczoru uległ pokusie, nie będąc w stanie odmówić pięknej kobiecie, ma na ten temat odmienne zdanie. Postanawia zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę. Co w efekcie wyniknie ze związku, który początkowo opiera się jedynie na dzikiej namiętności? Czy on zdoła pokochać i stać się człowiekiem, którego ona w nim widzi od początku? Czy ona okiełzna mężczyznę, do którego pała uczuciem tak gorącym, niczym wrota piekieł i ogniste czeluści?
Jeśli sądzicie, że dobro jest w stanie zwyciężyć zło, a miłość może uleczyć każdą, nawet najbrudniejszą duszę, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę, by się przekonać, czy to rzeczywiście prawda…



DOTYK ANIOŁA



k a t a r z y n a m a k

DOTYK ANIOŁA

VIDEOGRAF


Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Pracownia WV

Fotografia na okładce

© LightField Studios | shutterstock.com

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Damian Walasek

Korekta

Zespół

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

office@videograf.pl

www.videograf.pl

Dystrybucja: LIBER SA

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

dystrybucja@dictum.pl

dystrybucja.liber.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2020

tekst © Katarzyna Mak

ISBN 978-83-7835-775-9

Printed in EU

zapraszamy do księgarni internetowej wydawnictwa

www.videograf.pl


Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy

nasze skrzydła zapominają, jak latać.

Antoine de Saint-Exupéry

Sylwii Joncel, by nigdy nie zapomniała

o istnieniu własnych skrzydeł…



Prolog

Apartamentowiec, w którym miałem spędzić ten

wieczór, stał nad samym brzegiem morza. Był luksusowy

— jak każdy inny, w którym się zatrzymywałem

na chwilę — tylko jakoś Bałtyk mnie nie

zachwycał. Różnił się bardzo od oceanu, nad którym

spędzałem sporo czasu. Może się starzałem, ale

ostatnio po każdym wykonanym zadaniu popadałem

w dziwny, dotąd zupełnie nieznany mi nastrój

i tylko szum Oceanu Spokojnego, nad brzegiem którego

znajdował się mój dom w Kalifornii, był w stanie

jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przywrócić

mi spokój ducha.

Zerknąłem raz jeszcze na morze, które rozpościerało

się niemalże u mych stóp. Stałem na dachu sięgającego

nieba hotelu, który usytuowany był zaraz

przy wydmach. Wiatr targał moje włosy i bezlitośnie

smagał mnie po twarzy, a wzburzone wody Bałtyku

szumiały groźnie, zupełnie jakby manifestowały protest

przeciwko temu, co miałem za chwilę uczynić.

Szalejący wiatr w tym rejonie Polski nie był żadnym

nadzwyczajnym zjawiskiem. Czytałem o tym

— 7 —


w necie, zanim przyjąłem kolejne zlecenie. Zawsze

skrupulatnie się przygotowywałem do akcji, nawet

tak banalnie prostej jak ta, którą za chwilę miałem

przeprowadzić. Wyjąłem karabin snajperski z walizki,

po czym zająłem właściwą pozycję. Wsparłem się

ramieniem o balustradę, chroniącą przed upadkiem

z klifu wprost w rozszalałe fale, i zerknąłem w lunetę.

Sąsiadujący z moim hotel miałem jak na dłoni.

Odszukałem miejsce określone w zleceniu i faktycznie

rozpoznałem swój cel. Rozmawiał z kobietą, która

z pewnością nie była jego żoną. Czytałem o nim

sporo, chciałem go lepiej poznać. Zawsze najpierw

skrupulatnie zbierałem informacje, to był taki mój

rytuał. W zasadzie nie wiem, po co to robiłem, przecież

cel to cel, obiekt to obiekt. A może mnie to odrobinę

uspokajało? Wiedziałem, że żona kolejnej mojej

ofiary była grubo po pięćdziesiątce, co nijak nie pasowało

do hojnie obdarzonej przez naturę tlenionej

blondynki, która miała góra dwadzieścia pięć, trzydzieści

lat. Nie wiem dlaczego, ale mi ulżyło. Chyba

powinienem spauzować na jakiś czas, zorganizować

sobie jakiś urlop w tropikach, bo jak tak dalej pójdzie,

to będę musiał pójść na przedwczesną emeryturę.

Nie roztrząsając dłużej tej absurdalnej myśli, która

na moment zaprzątnęła mi głowę, doszedłem do

wniosku, że moje skrupuły wynikają z faktu, że zwyczajnie

nie chciałem uśmiercać nikogo na oczach

osób, którym w jakikolwiek sposób zależało na ofierze,

a tej siedzącej przy stoliku młodej kobiecie chodziło

jedynie o kasę — byłem tego pewien. Znałem

ten błysk w oczach.

— 8 —


Ponownie przeniosłem wzrok na swój cel. Pomimo

garnituru i starannie dobranych dodatków,

takich jak elegancka koszula czy gustowne spinki

przy mankietach, wyglądał na obleśnego typa. Dwa

lata temu zgwałcił stażystkę, tylko dlatego, że miała

wszystko na miejscu i nosiła krótkie spódniczki, którymi

rzekomo zbytnio go prowokowała. Dziewczyna

zgłosiła sprawę na policję, ale umorzono ją po przesłuchaniu

świadków, których sam pan prezes partii

wyznaczył. Jednak to nie gwałt był dla tej biednej

dziewczyny największym koszmarem. Wokół niej za

sprawą jej byłego szefa, rzekomo niesłusznie oskarżonego,

rozpętała się burza medialna, której ta młoda

kobieta nie wytrzymała. Skoczyła z mostu, zostawiając

list pożegnalny, w którym przeprosiła swą rodzinę

za kłopoty, których im przysporzyła…

Moje myśli znów wróciły na właściwie tory. Wycelowałem

karabin prosto w głowę tego typa, który

właśnie rozpinał guziki niebieskiej koszuli i szczerzył

zęby do swej towarzyszki. „Przynajmniej umrze

z uśmiechem na twarzy” — pomyślałem, a potem

już tylko zrobiłem, co do mnie należało: nacisnąłem

spust.

***

Diana czekała na mnie w swoim pokoju. Była zawsze,

kiedy jej potrzebowałem.

— Po wszystkim? — spytała, podchodząc i zakładając

mi ręce na szyję.

W odpowiedzi kiwnąłem tylko głową. Zwykle

w takich chwilach szedłem nad ocean, którego szum

— 9 —


koił nerwy, ale dziś nie miałem specjalnej ochoty

na żadne imitacje, czyli bliższe poznanie z polskim

morzem. Musiałem zadowolić się czymś innym, co

było o niebo przyjemniejsze od smagającego wiatru

i spienionych fal.

— Rozluźnij się więc — szepnęła wprost w moje

usta, które już zawłaszczała pokrytymi czerwoną

szminką wargami.

Sukienka szybko wylądowała na podłodze, a ciało

Diany nagle przylgnęło do mnie. Staliśmy tak tylko

przez moment, bo już po chwili podniecona kochanka

pchnęła mnie na kanapę i zwinnie zsuwając

się po mnie, niczym subtelny, idealnie pasujący

do mojej skóry materiał, sięgnęła do mych spodni,

by zaraz zacząć mnie pieścić ustami…

Zuza

Zerknęłam na bagaż. Ta niezbyt pokaźnych rozmiarów

walizka na kółkach nie mieściła zbyt wiele. Znalazły

się w niej same niezbędne rzeczy: bielizna oraz

skarpety z wełny — bez tych nigdzie bym się nie wybrała,

nawet do ciepłych krajów, bo — jak to mawiają

— „przezorny zawsze ubezpieczony”, dwie pary

dżinsowych szortów, krótka spódniczka, kilka koszulek,

dwie pary trampek z sieciówek, ulubiony, choć

wiekowy już sweter oraz dresowe spodnie. Ograniczyłam

się do niezbędnego minimum nie dlatego,

że chciałam zaoszczędzić na nadbagażu, po prostu

— 10 —


nie potrzebowałam nic więcej. Od dziecka stawiałam

na prostotę. Może to kwestia wychowania, bo

moi rodzice byli prostymi, bardzo religijnymi ludźmi,

a może skromności, którą tak bardzo ceniłam.

„Jeszcze tylko bilet, który mam odebrać na lotnisku

— pomyślałam, zerkając na ustawioną przy

drzwiach walizkę. — I mogę ruszać w nieznane”.

À propos biletu… Wbrew zdrowemu rozsądkowi,

który podpowiadał, bym zakupiła bilet w obie strony,

postanowiłam tego nie robić, żeby w żaden sposób

się nie ograniczać i podjąć decyzję, dopiero kiedy

osiągnę swój cel i zrobię każdą z zaplanowanych

rzeczy. Po drodze na lotnisko czekała mnie jeszcze

obiecana wizyta u Grażynki, ale na samą myśl o tym

spotkaniu westchnęłam cichutko. Wiedziałam, że

będzie mnie przekonywała, żebym zmieniła plany,

a na to nie mogłam się zgodzić. Nawet gdyby miały

się okazać największym głupstwem w moim życiu,

gotowa byłam zapłacić najwyższą cenę.

Grażyna przywitała mnie jak zwykle z serdecznością,

której mogła jej pozazdrościć połowa Poturzyna,

wsi, którą od dawna zamieszkiwałyśmy.

— Już myślałam, że wyjedziesz bez pożegnania —

westchnęła, przepuszczając mnie w progu.

— Jakże bym mogła — odparłam, unikając przenikliwego,

pełnego żalu wzroku swej przyjaciółki.

Prawda była taka, że przez chwilę rozważałam

taką ewentualność. Wymknąć się po angielsku byłoby

najprościej. Zaoszczędziłabym sobie i jej niepotrzebnych

nam obu w tej chwili wzruszeń. Niemniej

Grażyna bez względu na okoliczności i dzielącą nas

— 11 —


różnicę wieku z całą pewnością była moją najlepszą

przyjaciółką, a przecież w ten sposób nie traktuje

się przyjaciół. Poza tym kto wie, co mnie czeka

za tą wielką wodą? Przecież wszystko może się zdarzyć.

Mogłam nawet nie przeżyć lotu, a stresowałam

się na samą myśl o nim.

— Sądzisz, że byłabym do tego zdolna?

— Sądzę, że nie, ale… — Chwyciła mnie pod ramię

i zaprowadziła do niewielkiego salonu, gdzie po

chwili wręcz siłą usadowiła mnie na miękkiej, choć

lekko już sfatygowanej kanapie. — Jednak po tym,

co zrobił ci mój syn…

— Miałyśmy już do tego nie wracać, pamiętasz? —

przerwałam jej.

Za wszelką cenę starałam się unikać tego tematu.

Rozdrapywanie ran niczego nie zmieniało, a ja chciałam

jak najszybciej zapomnieć o tych przykrych wydarzeniach.

Grażyna chyba zamierzała coś dodać, ale

ostatecznie zrezygnowała. Spojrzałam na nią ciepło

i nagle poczułam się tak, jakby to miało być nasze

ostatnie spotkanie i dlatego powinnam zapamiętać

każdy, najmniejszy nawet szczegół.

— Dziś wylatuję, więc wolałabym myśleć teraz

o czymś przyjemniejszym.

Widząc jej utrapioną minę, wysiliłam się na szczery,

beztroski uśmiech, choć powoli docierało do

mnie, że lękam się tego nieznanego świata, który czekał

na mnie po wylądowaniu na obczyźnie. Co prawda

byłam tam raz, więc w zasadzie nie była to ziemia

kompletnie nieznana, ale było to dawno temu,

w klasie maturalnej, kiedy wyjechałam tam na wy-

— 12 —


mianę językową. A teraz? Teraz to było coś zupełnie

innego…

— Zawsze jeszcze możesz zmienić zdanie. — Z zamyślenia

wyrwał mnie pełen matczynej troski głos

Grażynki, która wpatrywała się we mnie pięknymi

zielonymi oczyma, które do złudzenia przypominały

oczy mojego byłego chłopaka.

— Wiem — westchnęłam, pełna obaw, że jeszcze

chwila, a jednak się rozmyślę. — Ale nie chcę

tego robić…

***

Pomimo szczęśliwie zakończonego lotu, który

przeżyłam znieczulona lekami uspokajającymi, a który

na szczęście nie obfitował w turbulencje — tych

bałam się najbardziej — wciąż czułam się lekko otumaniona

i kręciło mi się w głowie. Panicznie bałam

się latać, ale też nie wyobrażałam sobie rejsu statkiem

po rozszalałym oceanie. Teraz więc, stojąc na

płycie lotniska, cieszyłam się, że wreszcie mam już

za sobą tę okropnie stresującą mnie podróż. Martwiło

mnie tylko, że w ostatniej chwili musiałam zmienić

plany. A wszystko za sprawą Jenny, przyjaciółki

sprzed lat, u której miałam się zatrzymać. Ostatni

raz na żywo widziałam się z nią, mając niespełna

dziewiętnaście lat, kiedy to pierwszy raz przybyłam

do Stanów. Cieszyłam się więc na to spotkanie, choć

musiałam przyznać, że wkurzyła mnie tymi nagłymi

roszadami. Zamiast spędzić kilka dni w malowniczym

miasteczku New River, niedaleko Phoenix,

wraz z jej rodzicami, którzy przed laty ugościli mnie

— 13 —

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!