17.03.2020 Views

POST SCRIPTUM - LIPIEC 2019

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury. W numerze m.in: Felieton Katrzyny Saniewskiej, fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem, Joanną Morea, poezja Christophera Stone’a, wiersze Renaty Cygan, książkowa recenzja Roberta Knapika.

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.
W numerze m.in:
Felieton Katrzyny Saniewskiej, fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem, Joanną Morea, poezja Christophera Stone’a, wiersze Renaty Cygan, książkowa recenzja Roberta Knapika.

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

wywiad z Joanną Morea<br />

Cristopher Stone<br />

debiut poetycki<br />

Tektografia<br />

nowa technika graficzna


iadając do napisania wstępniaka (bo tym mnie, nie wiedzieć czemu, obarczono) do<br />

Spierwszego numeru Post Scriptum, od razu wiedziałem, że nie będzie lekko. Jest tu tyle<br />

świetnego materiału, że nie sposób wymienić kilku jedynie zachęcających artykułów, jak<br />

to jest przyjęte. Tu trzeba by wymienić wszystko: doskonały, mądry felieton Katrzyny Saniewskiej,<br />

piękne fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem czy Joanną Morea. A przecież<br />

nie wspomniałem jeszcze o niepublikowanej dotąd poezji Christophera Stone’a, o wierszach Renaty<br />

Cygan, o książkowej recenzji Roberta Knapika. Nie da się wymienić kogoś i nie wymienić kogoś<br />

innego, więc zapomnijcie o tym, co napisałem powyżej. Nikogo nie wymieniam. Po prostu zapraszam<br />

do lektury!<br />

Będziemy wdzięczni Wam za wszelkie uwagi i sugestie dotyczące magazynu. To dla Was go<br />

tworzymy i przetrwa tylko z Waszą pomocą. Dziękujemy, że z nami jesteście.<br />

Jarosław Prusiński<br />

w imieniu grona redakcyjnego PS<br />

PROZA I PUBLICYSTYKA<br />

O wydawaniu książek - poradnik dla pisarzy. str. 1<br />

Angelot. Opowiadanie str. 5<br />

Joanna Morea - wywiad str. 7<br />

Krzysztof Bochus - wywiad str. 10<br />

Nie całkiem słodkie błoto. str. 14<br />

POEZJA<br />

Christopher Stone str. 17<br />

Renata Cygan str. 20<br />

Festiwale, zloty, spotkania poetyckie i co z nich wynika. str. 21<br />

SZTUKI WIZUALNE<br />

Tektografia - Grzegorz Stefan Madej. str. 24<br />

Człowiek myślący - pomiędzy naturą a kulturą. str. 29<br />

FOTO - Grafia. Sylwia Łakoma str. 36<br />

MUZYKA<br />

Płyty, które kocham. str. 41<br />

Zespół redakcyjny: Jarosław Prusiński, Agnieszka Biardzka, Iwona Niezgoda, Renata Cygan, Robert Knapik, Artur Sienkiewicz.<br />

Informatyk: Robert Kral<br />

Okładka: Angelika Cieśniarska<br />

strona internetowa: www.magazynps.com<br />

e-mail: pscriptum69@gmail.com


zdj. z portalu pixabay.com.pl<br />

O WYDAWANIU KSIĄŻEK<br />

PORADNIK DLA PISARZY<br />

Jak wydać i wypromować książkę?<br />

Wiele osób zadaje mi to samo pytanie. Pomyślałem, że spiszę te wszystkie informacje,<br />

żeby mogli to sobie przeczytać wszyscy zainteresowani.<br />

Część 1 - Początek<br />

No, więc udało się! Napisaliście książkę i tulicie teraz do<br />

piersi laptopa, głaszcząc go i powtarzając z czułością:<br />

„mój ci on”, a szczęśliwy laptopek mruczy do Was procesorem.<br />

O szalona rozkoszy! Błogości nieokiełznana! Napisaliście<br />

książkę! Teraz się będzie działo. Polonistka z podstawówki<br />

zrozumie w końcu z kim miała do czynienia. Za te pały, które<br />

Wam stawiała z wypracowań, teraz spali się ze wstydu!<br />

Natychmiast wysyłacie książkę do znajomych, którzy nie chcąc<br />

Was wkurzać potwierdzają, że to bezsprzecznie arcydzieło.<br />

A więc jednak! Nie myliliście się! Trzymacie w rękach klucz do<br />

Arkadii, do Edenu i zaraz wszystkie bogactwa tego świata będą<br />

należały do Was. Otworzą się dla Was bramy raju. Sezamie<br />

otwórz się!<br />

Co powinniście teraz zrobić? Przygotować streszczenie, fragment<br />

w .pdf, opis siebie i swoich dokonań pisarskich (klasówki<br />

w podstawówce się nie liczą, nawet te na szóstkę), napisać<br />

jaka jest grupa docelowa odbiorców (najlepiej napisać, że cała<br />

populacja planety Ziemia) i w jakim stylu jest książka (głupie,<br />

ale tego wymagają wydawcy – piszcie więc: „w stylu Greya,<br />

tylko lepsze”). Jak już to wszystko macie zebrane do kupy,<br />

to hajda – wysyłacie cały pakiet do wydawców. I czekacie na<br />

wszystkie te lukratywne propozycje, które mają do Was spłynąć,<br />

nie wyłączając telefonów od reżyserów i producentów<br />

z Hollywood, którzy z niecierpliwością czekali na Waszą książkę,<br />

żeby mogli ją sfilmować.<br />

I tak czekacie i czekacie… i czekacie. Dalej czekacie…<br />

I ciągle nic nie przychodzi. Czasem przyjdzie jakaś miła odmowa.<br />

Najczęściej piszą: „uznaliśmy Pana (Pani) książkę<br />

1


za bardzo (wybitnie) wartościową, niestety jej treść koliduje<br />

z naszymi planami wydawniczymi”. Do mnie, z jednego z największych<br />

wydawnictw, właśnie taka przyszła, więc wzruszony<br />

tym, że tak uprzejmie mi odmawiają, napisałem, że nie szkodzi,<br />

ale dziękuję za zainteresowanie moją książką. W odpowiedzi dostałem:<br />

„dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu<br />

9 miesięcy”. Postanowiłem zaryzykować i wysłałem kolejnego<br />

maila: „Chciałem się dowiedzieć, jaka jest teraz pogoda w Chinach”.<br />

Odpowiedź: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy<br />

się w ciągu 9 miesięcy”. „Pomidor” - „dziękujemy za wysłaną<br />

książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. I to by było na<br />

tyle, jeśli chodzi o marzenia, że ktoś w ogóle to przeczyta. Ale<br />

nie martwcie się, wciąż macie wiele możliwości wydania swojej<br />

książki:<br />

Wysłaliście książkę do wszystkich dużych wydawnictw, potem<br />

do tych średnich i małych, na koniec nawet do sąsiada-emeryta,<br />

który w stanie wojennym, w piwnicy, drukował ulotki na powielaczu.<br />

Nic z tego. Już wiecie, że nikt Was nie wyda.<br />

W zależności od tego jaki macie charakter sądzicie, że:<br />

• wszyscy dookoła to idioci i się nie znają<br />

• popadacie w depresję i zaczynacie podejrzewać,<br />

że jednak napisaliście gniota<br />

Nie martwcie się! Dalej będzie już tylko lepiej. Właśnie wykosiliście<br />

dwie trzecie konkurencji, która w tym momencie się poddała.<br />

Ale Wy nie rezygnujcie, bo:<br />

• wszyscy dookoła to idioci i się nie znają lub<br />

• napisaliście gniota<br />

W przypadku drugim jesteście bliżej sukcesu niż w pierwszym,<br />

bo najlepiej sprzedają się właśnie gnioty, czyli Wasza książka<br />

ma potencjał sprzedażowy! Teraz tylko trzeba jakoś zaistnieć.<br />

Sposób na znajomości<br />

Z<br />

rozrzewnieniem oglądam czasem w telewizji wynurzenia<br />

dzieci celebrytów, którzy narzekają, że znane nazwisko<br />

tylko im przeszkadza w karierze, bo wszyscy ich porównują<br />

do rodziców. Większość z nich ma taki talent medialny, że<br />

nawet na kasę do spożywczaka by ich nie zatrudnili, co najwyżej<br />

na magazyn do rozładowywania towaru. A tutaj brylują po telewizjach<br />

i narzekają, że im tatuś w karierze przeszkadza. Oczywiście<br />

są wyjątki, gdy dzieci dziedziczą talent po rodzicach, ale to<br />

tylko potwierdza regułę. Jeśli macie znanych rodziców, to reszta<br />

załatwi się sama. Cokolwiek wypocicie, trafi na listy bestsellerów.<br />

Gorzej, jeśli nie macie w rodzinie nikogo, kto Was ustawi w<br />

światku literackim. W tym przypadku znajomości należy zdobyć:<br />

• w sposób opisany w poprzednim rozdziale<br />

• zatrudnić się w dużej gazecie lub telewizji<br />

• ożenić się (wyjść za mąż) z odpowiednią osobą<br />

Okładki poczytnych magazynów pełne są zdjęć osób, które<br />

wspięły się na szczyty popularności za pomocą jednej z tych metod.<br />

Szczególnie skuteczny okazuje się być sposób (b), bo nie<br />

tylko bez trudu znajdziecie wydawnictwo, które Was wyda, ale<br />

dodatkowo dostaniecie reklamę wartą miliony w pakiecie i to całkowicie<br />

gratis. Potem będziecie mogli się do rozpuku naśmiewać<br />

z aspirujących pisarzy, że są kretynami i nie odnoszą sukcesu<br />

wyłącznie z powodu własnej indolencji. Możecie też zacząć mówić<br />

o sobie w trzeciej osobie. Pokażecie wszystkim, że jesteście<br />

tak bardzo godni szacunku, że nawet sami do siebie mówicie per<br />

„pan”. Za to „tykajcie” wszystkich innych, choćby mieli nawet 60<br />

lat. To teraz jest na topie w świecie celebrytów.<br />

Niestety skoro czytacie ten tekst, to najpewniej znajomości nie<br />

macie, dlatego teraz opiszę jak samemu wydać książkę metodą<br />

self-publishingu.<br />

Self-Publishing<br />

Sposób na seks<br />

Ta metoda sprawdza się najlepiej pod każdą szerokością<br />

geograficzną. Nie wymienię nazwisk pisarzy płci obojga,<br />

którzy w ten sposób zaistnieli, bo nie chcę się ciągać po<br />

sądach. A wiadomo, że znajomi autorzy, którzy mi o tym mówili<br />

wyprą się nie tylko tego, że o czymś takim wspomnieli, ale nawet<br />

tego, że w ogóle mnie znają.<br />

Jeśli zdecydujecie się na taką formę, należy jedynie odpowiednio<br />

wybrać cel. Bezsensowne puszczanie się na prawo i lewo<br />

sprawy nie załatwi, bo pewnie zdobędziecie jakąś popularność<br />

w dzielnicy, ale nie taką, o jaką Wam chodziło. Dobry byłby polityk<br />

(nawet lokalny), żeby załatwić Wam mecenat (nie mylić<br />

z patronatem), właściciel dużego wydawnictwa lub inna wpływowa<br />

osoba ze środowiska. Od biedy może być pisarz bardziej<br />

znany od Was, który ma już przetarte ścieżki. Sam chętnie zaoferowałbym<br />

się młodym, początkującym pisarkom, ale uczciwie<br />

wyjaśnię, że niczego to w ich karierze pisarskiej nie zmieni, poza<br />

traumą, która pozostałaby im na całe życie.<br />

Niestety ten sposób działa wyłącznie w przypadku, gdy jesteście<br />

piękni i młodzi. W moim przypadku metoda na seks nie miała<br />

szans na powodzenie. Co stwierdzam z ubolewaniem.<br />

W kolejnej części opiszę sposób na znajomości.<br />

Jeśli macie erotyczny powab kloca drewna (jak autor piszący<br />

te słowa) i nikt Was nie chciał, nikogo wpływowego nie znacie,<br />

to też się nie przejmujcie. Możecie książkę wydać sami!<br />

Na początek zła wiadomość. To, co macie w komputerze to jeszcze<br />

nie książka. To zaledwie surowy tekst, nad którym teraz trzeba<br />

popracować.<br />

• Korekta i redakcja – bez tego nie warto wypuszczać<br />

Waszego dzieła poza krąg znajomych. Prawdopodobnie roi się<br />

w nim od byków, a zdania są finezyjne jakby wyszły spod ręki<br />

tego samego drwala, który wyciosał Waszą twarz. Zabieg jest<br />

bolesny i kosztowny, ale nie bardziej niż kolejna porcja botoksu,<br />

którą wstrzykujecie sobie w wargi, żeby wyglądać bardziej światowo.<br />

Takie jest, niestety, życie gwiazdy.<br />

• Czcionki – niektórzy się zdziwią, ale większość czcionek<br />

nie jest na wolnej licencji i nie możecie ich użyć do swojej<br />

książki, chociaż macie legalnego Worda, czy inny edytor tekstu.<br />

Musicie użyć czcionki darmowej lub wykupić licencję. Darmowe<br />

czcionki to np.: Georgia lub Deja-Vu.<br />

• Okładka – jeśli nie macie żadnego talentu graficznego,<br />

to możecie po prostu zrobić białe litery na czarnym tle (jak np.<br />

cały cykl książek Stanisława Lema) albo zlecić wykonanie okładki<br />

grafikowi. W tym drugim przypadku zapłacicie co najmniej<br />

pięć stów i zapewne będziecie wymieniać z nim coraz bardziej<br />

obraźliwe maile, bo grafik będzie miał swoją własną koncepcję<br />

i wy mu będziecie tylko przeszkadzać w pracy. Okładkę wykona<br />

miesiąc później niż się umawialiście i dostaniecie białe litery<br />

2


na czarnym tle. No, ale wykonane przez profesjonalnego grafika,<br />

a to się liczy.<br />

• Skład, łamanie tekstu, konwersja – to są słowa, które<br />

z pewnością nic wam nie mówią. Najlepiej więc się tym nie przejmować<br />

i nic takiego nie robić. Bo po co?<br />

Po tych wszystkich zabiegach macie w końcu wymarzoną książkę<br />

w rękach (właściwie e-booka w komputerze). Teraz wystarczy<br />

umieścić ją na kilku portalach przeznaczonych dla self-publisherów<br />

i czekać na pieniądze. Ale nie róbcie zbyt dużych planów na<br />

wydanie pieniędzy, które zarobicie, bo Wasz zysk będzie oscylował<br />

w granicach 5 zł (łącznie) minus podatki. Nikt poza autorami<br />

na te strony nie zagląda i raczej niczego tam nie sprzedacie. Na<br />

szczęście jest jeszcze inna możliwość:<br />

Vanity Publishing<br />

Bez trudu znajdziecie wiele wydawnictw, które wmówią<br />

Wam, że po podpisaniu umowy z nimi, książki rozejdą<br />

się jak świeże bułeczki, pod Waszym płotem fanki rozbiją<br />

namioty, a na drzewach dzień i noc będą siedzieli fotoreporterzy.<br />

I wszyscy będą marzyć tylko o jednym – o tym, żeby Was<br />

zobaczyć, choćby w oknie zza firanki. I chociaż czujecie podstęp,<br />

to przecież chcecie w to wierzyć. Płacicie więc od kilku<br />

do kilkunastu tysięcy (a słyszałem też o rekordzistach, którzy<br />

płacili po kilkadziesiąt tysięcy) za wydrukowanie Waszej książki<br />

i wstawienie jej do księgarni. Kupujecie z tuzin nowych kiecek<br />

(w końcu czekacie na zaproszenia na spotkania autorskie –<br />

tak jak było obiecane na stronie Waszego wydawnictwa – nie<br />

pójdziecie przecież na nie ubrane jak bezdomne), codziennie<br />

sprawdzacie pocztę. Sprawdzacie też, czy telefon oby na pewno<br />

działa. Czekacie przez kilka miesięcy, ale telefon i skrzynka<br />

pocztowa wciąż milczą jak zaklęte. W końcu przychodzi pierwsze<br />

zestawienie sprzedaży. O cudzie nad cudami! Jest w końcu!<br />

Zastanawiacie się ile tam jest – 50, 100 tys. złotych? Ile tam<br />

jest?! No ile?!<br />

Nie denerwujcie się za bardzo. Prawdopodobnie sprzedaliście<br />

trzy egzemplarze książki i zarobiliście na tym 12 zł. brutto. Nie<br />

dziennie, tygodniowo ani miesięcznie, ale łącznie za całe pół<br />

roku! Jeśli wcześniej mieliście ochotę zapłakać nad sobą, ale<br />

się wstrzymywaliście, to teraz jest dobry moment. Już możecie<br />

płakać.<br />

Mam dla Was dwie wiadomości. Jedna jest dobra, druga<br />

zła. Ale na początek refleksja. Prawdopodobnie zrozumieliście<br />

już, że wydanie książki, to dopiero początek długiej drogi. Dwa<br />

tysiące sztuk Waszego dzieła leży sobie w kartonach w jakiejś<br />

hurtowni i tam zostanie, chyba że zaczniecie ją promować.<br />

I teraz zła wiadomość – spóźniliście się! Promocję książki należało<br />

zacząć od znalezienia patronów medialnych. Teraz jest już<br />

na to za późno.<br />

Dobra wiadomość jest taka, że i tak nikt by Was nie objął<br />

patronatem. Nie róbcie sobie wyrzutów!<br />

Czy możecie coś jeszcze zrobić? Oczywiście, że tak! Zacznijcie<br />

od wysyłania kilku egzemplarzy do bloggerów książkowych.<br />

Może zechcą przeczytać i napisać kila słów? Dziewczyny<br />

są z reguły miłe i chętnie czytają, więc może zainteresuje ich<br />

także Wasza powieść. Możecie spróbować też promować się<br />

w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”, wysłać<br />

informację o Waszej książce do kilku niezależnych zinów,<br />

przekazać kilka sztuk na konkursy. Jest cała masa różnych metod,<br />

żeby zaistnieć. Niestety wszystkie są równie nieskuteczne.<br />

Sprzedaż Waszej książki pozostanie jednocyfrowa. Zanim skoczycie<br />

z mostu z kamieniem uwiązanym do szyi, przeczytajcie<br />

tekst poniżej. Są metody skuteczne! Ja tych metod oczywiście<br />

nie znam, a nawet gdybym znał to nie powiem.<br />

Za to powiem, co się nie sprawdza (a czego próbowałem):<br />

- Wykupowanie reklam w dużych portalach internetowych. Liczba<br />

odwiedzin tych stron jest zwykle mocno przesadzona i po tygodniowej<br />

reklamie zyskacie pięciu odwiedzających na fejsbuku<br />

i jedną sprzedaną książkę.<br />

- Wciskanie książki znajomym – wkrótce ich liczba znacznie się<br />

zmniejszy (nie książek, które zawalają podłogę w przedpokoju,<br />

ale znajomych).<br />

- Zaczepianie ludzi na portalach społecznościowych.<br />

- Ubranie się w łachmany i sterczenie pod kościołem z nadzieją,<br />

że ktoś kupi Waszą książkę z litości.<br />

- Wciskanie książki rodzinie i znajomym na prezenty z wszelkich<br />

możliwych okazji: komunii, chrztu, wesela, itd. Osiągnięcie tyle,<br />

że wkrótce przestaną Was gdziekolwiek zapraszać.<br />

- Podrzucenie książki do księgarni za rogiem, licząc na to,<br />

że sprzedawca tego nie zauważy.<br />

- Wpychanie jej kobietom do torebek (pogodziliście się już,<br />

że książki nie sprzedacie, chcecie tylko odzyskać przedpokój).<br />

Na koniec Was pocieszę. W Polsce - dzień i noc, w niedzielę<br />

i święta, 24 godziny na dobę – co godzinę jest wydawany nowy<br />

tytuł. Takich nieszczęśników jak Wy jest więcej! Przybywa ich<br />

dwudziestu czterech dziennie.<br />

Drzwi do Edenu<br />

Możliwe, że niektórym z Was się udało. Skusiliście jakieś<br />

duże wydawnictwo swoimi wdziękami albo dzwoniliście<br />

do redaktora naczelnego codziennie o piątej rano i tak<br />

go zmęczyliście psychicznie, że po stu odmowach wreszcie<br />

zmienił zdanie. I teraz trzymacie w spoconych, drżących dłoniach<br />

wymarzoną umowę. Co będzie się działo? Powiem wam<br />

to, o czym wszyscy autorzy milczą jak zaklęci, zasłaniając się<br />

tajemnicą. Oni należą do kręgu wiedzy, wy jesteście dla nich<br />

marnym, w dodatku niedoinformowanym mysim bobkiem. Dzięki<br />

mnie staniecie się dumnym, świadomym mysim bobkiem.<br />

3


Zapisy w umowie<br />

Macie tam pewnie 7% od ceny hurtowej (nie detalicznej)<br />

i dobrowolne zrzeczenie się praw autorskich do Waszej<br />

książki. Wmówią wam, że to tylko na pięć lub siedem<br />

lat, a potem prawa wracają do Was. Prawo własności zgodnie<br />

z Konstytucją jest nieograniczone co do zasady, więc nie podlega<br />

choćby ograniczeniu czasowemu (pięć lat). Takim ograniczeniom<br />

może podlegać jedynie umowa licencyjna. Nabili Was<br />

w butelkę. Właśnie straciliście prawa do swojej powieści i nawet<br />

jeśli wydawca nie wywiąże się ze swojej części umowy, to prawa<br />

do Was nie wracają. One już do Was nie należą!<br />

No dobrze, ale w zamian zarobicie masę pieniędzy, co tam<br />

prawa autorskie. Tak sobie pewnie myślicie. To teraz powiem<br />

coś na ten temat.<br />

Eden<br />

Drzwi do raju zostały wreszcie otwarte. Wydawca wywiązał<br />

się z umowy i wstawił Waszą książkę do licznych<br />

księgarni. Wypiliście już pewnie kilka butelek szampana<br />

i planujecie zakup kolejnych, ale zanim wysiądzie wam wątroba<br />

muszę wam coś powiedzieć. Nakład jaki wydrukowali, to pewnie<br />

około dwa tysiące sztuk, z tego pół tysiąca (o ile Wasza książka<br />

jest dobra) będzie zwrotów. Zarobicie po roku sprzedaży około<br />

trzech tysięcy złotych polskich minus podatek. Przy optymistycznym<br />

założeniu, że wydawca będzie Was promował. Najprawdopodobniej<br />

jednak nie będzie (zwłaszcza, jeśli wkurzaliście<br />

go telefonami) i nie osiągnięcie nawet tego.<br />

Powrót na ziemię<br />

Okazuje się, że z pisania żyć się nie da. Udaje się to jedynie<br />

garstce pisarzy-celebrytów, ale oni zarabiają głównie<br />

dlatego, że są znani, nie ważne co napisali. Kiedyś należało<br />

czegoś dokonać, żeby być sławnym – teraz należy być<br />

sławnym, żeby czegoś dokonać. A sławę dużo łatwiej zyskać,<br />

publicznie pokazując cycki (mogą być sztuczne, jeśli natura poskąpiła),<br />

a nie pisząc książki. Lepiej więc zajmijcie się czymś<br />

innym. Chyba, że macie przemożną, nieprzepartą, obsesyjną<br />

chęć pisania, a Wasz psychiatra odmówił dalszego leczenia.<br />

Jarosław Prusiński<br />

Autor wysoko ocenianych przez Czytelników powieści i zbiorów<br />

opowiadań, między innymi: Szary Mag, Zapomniani Bogowie.<br />

Słowiańska Opowieść, Niedopowiedziane, Isztar.<br />

zdj. z portalu pixabay.com.pl


Angelot<br />

Jarosław Prusiński<br />

Niedopowiedziane - fragment<br />

roczył w ciemności. Pod jego stopami rozciągała<br />

Księ świetlista, wąska ścieżka pnąca się ostro<br />

w górę. Do bramy. Poza nią nie było nic.<br />

Pustka, nicość, czerń. Angelot nie czuł trwogi, szedł pewnie,<br />

dostojnie, tak jak nakazywała jego pozycja. Nie czuł też<br />

zmęczenia, choć powinien czuć. Czułby, gdyby żył. Pamiętał<br />

swoją śmierć. Na szczęście strach i niepokój zniknęły.<br />

Teraz kroczył świetlistą ścieżką ku niebieskiej bramie. Czuł<br />

podekscytowanie i radość. Za sobą usłyszał kroki. Odwrócił<br />

się i zobaczył dziewkę. Ogień spalił jej ubranie i osmalił ciało<br />

tak, że wyglądała jak murzynka. Człapała za nim, zwęglony<br />

wrak człowieka, pogańska wiedźma. Domyślił się, że to na<br />

nią wydał wyrok zanim... Jak ona śmie wspinać się do bram<br />

nieba razem z nim?<br />

‒ Odejdź, dziewko! ‒ krzyknął do niej.<br />

‒ Jeszcze aniołowie pomyślą, że to ja cię tu przywiodłem.<br />

Idź sobie!<br />

Ale ona tylko popatrzyła swoim czarnym okiem. Połowę<br />

twarzy miała zupełnie spaloną, ział z niej pusty oczodół.<br />

Jedynym okiem, które jej zostało wwiercała się w niego jak<br />

sęp. Ten wzrok przeszywał go na wylot, jakby nie patrzyła<br />

na niego tylko gdzieś dalej, w pustkę. Na to, co było poza<br />

nim. A jednak zwolniła kroku. Angelot przyśpieszył. Chciał się<br />

znaleźć przed obliczem aniołów jak najszybciej. Nie chciał,<br />

żeby podeszła zbyt blisko, jakby mogła go skalać swoją winą,<br />

za którą poniosła śmierć na stosie. Aniołowie byli wielcy,<br />

świetliści. Wzrostem przewyższali człowieka dwukrotnie.<br />

Stali przed bramą, lekko poruszając skrzydłami. Mężczyzna<br />

i kobieta. Oboje mieli nagie torsy.<br />

‒ Mogłaby się czymś okryć ‒ powiedział Angelot pod adresem<br />

anielicy na poły przyjacielsko, na poły protekcjonalnie. Nie<br />

patrzył na nią. Patrzył na jasnowłosego mężczyznę - anioła,<br />

jej towarzysza.<br />

‒ Oczywiście nic nie powiem Świętemu Piotrowi, ale te<br />

nagie piersi... Inni mogą być mniej wyrozumiali. Zaśmiał się<br />

nerwowo, nie wiedząc czy nie przesadził. Najpierw trzeba by<br />

się rozeznać w zwyczajach Raju. Może tutaj to normalne?<br />

Aniołowie się nie poruszyli ani nie odezwali. Jakby go nie<br />

było.<br />

‒ Mogę wejść? Znowu milczenie.<br />

Coraz wyraźniej słyszał za plecami bose stopy wiedźmy.<br />

Zbliżała się. Anielica uśmiechnęła się radośnie do dziewczyny<br />

ponad jego głową. Uklękła przed nią, gdy tylko tamta<br />

podeszła do bramy. Wilgotną ścierką zmyła z niej ciemny<br />

osad. Jej skóra znowu była zdrowa, różowa, dziewczęca.<br />

5<br />

Odrosły jej włosy, spalony policzek znowu był cały, ponownie<br />

miała dwoje oczu. Anioł - kobieta klęczała przy niej i cały czas<br />

się uśmiechała. Wiedźma też się uśmiechnęła.<br />

‒ Wejdź ‒ powiedziała anielica, gdy włożyła suknię na nagie<br />

ciało dziewczyny. ‒ Czekają na ciebie.<br />

Czarownica zniknęła za bramą, a Angelot zatrząsł się<br />

z wściekłości.<br />

‒ Wpuściliście ją, a mnie każecie czekać?! Nie wiecie, kim<br />

jestem!<br />

‒ Ależ wiemy, Angelocie ‒ powiedziała kobieta-anioł.<br />

W jej oczach nie było już radości.<br />

‒ To ty nie wiesz, kim jesteś.<br />

A potem Anioły weszły do środka i zamknęły bramę. Biskup<br />

został sam na ścieżce prowadzącej donikąd. Stał przez<br />

chwilę, myśląc, że to żart. Potem kolejną i kolejną, i jeszcze<br />

jedną chwilę. Brama nadal była zamknięta. Odwrócił się więc<br />

i poszedł ścieżką w dół. Muszą być inne ścieżki i inne bramy.<br />

Już on powie kilka słów na temat tych aniołów Świętemu<br />

Piotrowi, gdy tylko przed nim stanie. Oj, powie! Będą mieli się<br />

z pyszna. Szedł żwawym krokiem przez pustkę, aż w końcu<br />

jego stopy stuknęły o bruk. Jakaś ulica. Wreszcie normalna<br />

ulica, zamiast wąskiej ścieżki zrobionej ze światła. Tupnął<br />

nogą kilka razy, żeby się upewnić. Tak, to była brukowana<br />

ulica. Rozejrzał się wokoło. Wszystko spowijała gęsta mgła<br />

i ciemność. Przed sobą ujrzał światełko. Zbliżało się. Usłyszał<br />

kroki, a chwilę później zobaczył postać. Siwy, brodaty starzec<br />

ubrany w szarą, długą szatę przystanął. Trzymał w rękach<br />

laskę wzrostu człowieka zwieńczoną małą lampką. Angelot<br />

padł na kolana.<br />

‒ Czy to ty, Święty Piotrze? ‒ wykrzyknął z nadzieją, składając<br />

ręce.<br />

‒ Nie mam na imię Piotr ‒ odpowiedział starzec. ‒ Zwą mnie<br />

Latarnikiem.<br />

Biskup wstał z kolan lekko zawiedziony i zawstydzony. Krytycznie<br />

ocenił dziurawą, brudną i zniszczoną szatę przybysza.<br />

Jak mógł się tak pomylić? Włóczęgę wziąć za Świętego Piotra.<br />

Szukał w głowie słów, które pozwoliłyby wymazać tę chwilę<br />

słabości, gdy padł na kolana przed włóczęgą, jednocześnie<br />

nie obrażając go za bardzo. Starzec go uprzedził.<br />

‒ Chodź ze mną, Angelocie ‒ powiedział i ruszył wzdłuż<br />

kamiennej ulicy, stukając drewniakami. Wszyscy go tu znali?<br />

W końcu nic w tym dziwnego, przecież nie był byle kim.<br />

Biskup poszedł za nim. Szli długo, przedzierając się przez<br />

mgłę i ciemność. Nie widział już Latarnika, a jedynie<br />

nikłe światełko jego latarni. Szedł za nim coraz bardziej


poirytowany i znużony. Szli godzinami, całymi monotonnymi<br />

godzinami odmierzanymi stukotem drewniaków. Ten dźwięk<br />

brzmiał dziwnie, jakby poza stukotem nie było nic. Tylko<br />

czarna pustka i mgła. W końcu coś się zmieniło. Zauważył,<br />

że dotarli do miasta. Uliczne kamienie były bardziej wyrobione,<br />

wytarte wieloma stopami, wygładzone przez wieki.<br />

Po bokach dostrzegał majaczące w ciemnościach kształty<br />

budynków, gdzieniegdzie paliły się oliwne latarnie. I było tam<br />

coś jeszcze, czego biskup nie widział, ale czuł. Wpatrzone w<br />

siebie oczy, dziesiątki par oczu.<br />

Starzec nie zwolnił, jego latarnia kołysała się w tym samym<br />

tempie co wcześniej. Angelot postanowił zawrócić. Ten<br />

włóczęga wyprowadził go już zbyt daleko od ścieżki do Raju.<br />

Pora była zawracać. Może tym razem aniołowie mu otworzą?<br />

To był z pewnością tylko żart, próba niezłomności jego<br />

charakteru. A przecież on był niezłomny jak skała, uparty jak<br />

stado osłów. Wszystko poświęcił dla wiary. Zwłaszcza takie<br />

„wszystko”, które należało do innych. Sam niczego sobie nie<br />

odmawiał, ale przecież brał tylko to, co Bóg mu podarował.<br />

Należała mu się nagroda za wierną służbę Kościołowi.<br />

Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę.<br />

W stronę niebieskiej bramy, tam skąd przybył. Próbował<br />

się modlić, ale nie wiedzieć czemu przyczepił się do niego<br />

niewłaściwy cytat z Pisma. Ten o bogaczu i wielbłądzie. Nie<br />

umiał skupić myśli na niczym innym. W końcu się zirytował<br />

na własne myśli. Co go obchodzi jakiś wielbłąd? Nawet nie<br />

widział takiej bestii na oczy. A przecież dobry był, usłużny.<br />

Czasem nawet dał kilka miedziaków biedocie. Nie za dużo,<br />

bo z pewnością gamonie zaraz by wszystko przepili, ale<br />

jednak dawał. Usiłował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio to<br />

zrobił. Latem jakoś. A może jednak zimą? Pot wystąpił mu<br />

na czoło. Chyba jednak nie dał. Chciał dać, ale pomyślał,<br />

że pospólstwo i tak zmarnuje pieniądze w szynku, więc nie<br />

dał. Po co miał dawać? Jakoś się wytłumaczy przed Świętym<br />

Piotrem. Dobre chęci też się przecież liczą!<br />

Nie zdołał zrobić więcej niż stu kroków, gdy się przed nim<br />

pojawili. Bezzębne, zakapturzone kreatury. Przykulone,<br />

jakby przestraszone, ale jednak agresywne. Z każdą chwilą<br />

nabierali pewności siebie. Zdawało się, że wyrastali spod<br />

ziemi. Tam, gdzie stało dwóch zrobiło się czterech, a gdzie<br />

było czterech - ośmiu.<br />

Wyłaniali się ze wszystkich stron. Ludzkie ochłapy o okrutnych<br />

twarzach. Biskup uczynił znak<br />

krzyża, ale tamci nie zareagowali. Krąg<br />

napastników powoli zaczął się wokół<br />

niego zaciskać.<br />

‒ Trzymaj się mnie ‒ powiedział Latarnik.<br />

Angelot odetchnął z ulgą na widok<br />

swojego przewodnika.<br />

‒ Co to za kreatury? ‒ wysapał, gdy<br />

odeszli na tyle daleko, że tamci nie mogli<br />

go usłyszeć.<br />

‒ Ludzie, co do których decyzja nie<br />

została jeszcze podjęta.<br />

‒ A ja? Gdzie mnie prowadzisz, starcze?<br />

‒ Wobec ciebie decyzja została podjęta.<br />

Dalej szli bez słowa. W końcu Latarnik<br />

zatrzymał się przed ciężkimi<br />

drewnianymi drzwiami.<br />

‒ To twoja brama, Angelocie.<br />

Biskup otworzył drzwi i zajrzał.<br />

Za drzwiami była ciemność. Zrobił<br />

ostrożny krok do przodu, potem drugi.<br />

Zauważył przed sobą szparę. Przebijało<br />

przez nią jaskrawe światło. Podszedł<br />

bliżej i włożył w nią głowę...<br />

‒ Jest już główka ‒ powiedziała położna.<br />

‒ Jeszcze trochę. Zaraz będzie po<br />

wszystkim. Oślepiło go światło. Potem<br />

uderzono go w pupę. Chciał coś<br />

krzyczeć, ale z jego ust wydobył się<br />

tylko płacz. Zapomniał jak się mówi,<br />

a po chwili zapomniał też inne rzeczy.<br />

Zapomniał wszystko.<br />

Agnieszka Biardzka<br />

Ofiara<br />

olej na kartonie<br />

70x100 cm<br />

6


JOANNA<br />

MOREA<br />

Słuchając pani muzyki czułem się, jakbym<br />

dostał bilet do innego wymiaru. A jak pani<br />

sama określa swoją muzykę?<br />

Dzisiaj to pytanie złożone. Jeszcze do niedawna<br />

byłam głównie postrzegana jako kobieta uprawiająca<br />

przede wszystkim muzykę swingową, która to muzyka<br />

jak najbardziej może przenieść słuchacza do innego<br />

wymiaru, a to za sprawą odniesień do historii jazzu.<br />

I to jest zrozumiałe bowiem każdy wrażliwy słuchacz<br />

chłonie muzykę z całym jej tłem historycznym.<br />

Ja należę jednak do muzyków poszukujących i dosłownie<br />

za momencik pojawi się moje najnowsze<br />

dziecko muzyczne, (w zeszłym roku pojawiły się dwa<br />

single tego projektu, taki przedsmak) które dość mocno<br />

różni się od poprzednich oraz odbiega od klasycznej<br />

definicji stylowej. Tu łączymy świat standardowego<br />

myślenia jazzowego z nowoczesną elektroniką<br />

i beatami, a takie połączenie może jak najbardziej<br />

przenieść słuchacza w zupełnie nowy wymiar<br />

właśnie dlatego, że trudno w tej muzyce doszukać<br />

się bardzo konkretnych odniesień. Bardzo ciężko<br />

dzisiaj stworzyć coś kompletnie oryginalnego,<br />

dlatego słuchacze będą poszukiwać w tej muzyce<br />

podobnych czy zbliżonych brzmień choćby po to,<br />

żeby klasyfikować tę muzykę, ale bezsprzecznie<br />

właśnie ta instrumentalna, nowoczesna produkcja<br />

może przenosić w inny wymiar.<br />

A jak ja określam swoją muzykę? To otaczający<br />

mnie świat fraz muzycznych, które co jakiś czas łączą<br />

się w utwór muzyczny, w piosenkę, w tło muzyczne.<br />

Nie definiuję, nie klasyfikuję, nie nazywam, nawet nie<br />

mam takich ambicji. Poruszam się pomiędzy stałymi<br />

znakami, jak znakami przy drodze typu – to jest swing,<br />

7


to bossa, to blues, a to ballada, a to funkowy groove...itd.<br />

Najważniejsze, że na etapie tworzenia to, co komponuję,<br />

wydaje mi się interesujące i warte posłuchania.<br />

Jest pani zawodowym muzykiem? Czy w Polsce da<br />

się wyżyć z muzyki?<br />

Niebezpieczne pytanie. Jestem zawodowym i nawet<br />

wykształconym muzykiem, ale nie tworzę muzyki tzw<br />

głównego nurtu, a właściwie głównego, polskiego nurtu.<br />

Nie będę rozwijać tego tematu. Wciąż gram, śpiewam,<br />

tworzę i działam. I niech to będzie odpowiedzią<br />

Co panią inspiruje? Kim są pani mistrzowie?<br />

Zachwycam się różnymi twórcami i wszelaką muzyką. Na<br />

poszczególnych etapach życia są to różne postaci i style. Mój<br />

zachwyt jest zmienny i nie wynika to z braku przywiązania do<br />

jednej muzyki czy jednej ikony, czy co gorsza z niewierności<br />

do idoli. Wynika to raczej z głodu do muzyki tak najszerzej<br />

najogólniej rzecz ujmując. Mogłabym tu wymieniać twórczość<br />

takich kompozytorów jak Bach, Debussy, Mozart, Chopin czy<br />

Schumann. Kiedyś miesiącami nie mogłam uwolnić się od<br />

muzyki Errica Serry skomponowanej do muzyki Le Grand<br />

Blue. Przechodziłam także przez czas zachwytu muzyką Jana<br />

Garbarka. Potem były Hinduskie ragi i oczywiście niezwykły<br />

Hindus Trilok Gurtu. Uwielbiam to co robi. Zachwyca mnie<br />

folklor. Gamelan muzyka to coś totalnie innego, a fascynowało<br />

przez dość długi czas. Są też wykonawcy, którzy inspirują<br />

mnie interpretacją czy warsztatem wykonawczym. Ella<br />

Fitzgerald, Billie Holiday, Sarah Vaughan, Betty Carter, Nina<br />

Simon, Nancy Wilson czy Beady Belle albo Celia Cruz czy<br />

Macy Gray. Mogłabym tu wymieniać i wymieniać.<br />

Będąc nastolatką wieszała pani plakaty muzyków<br />

na ścianie?<br />

Niestety nie wieszałam plakatów swoich idoli na ścianach.<br />

Za to podśpiewywałam popularne piosenki albo nuciłam<br />

ciekawe motywy.<br />

Gdyby miała pani złotą rybkę i trzy życzenia, jakie by<br />

one były? Chodzi mi wyłącznie o życzenia muzyczne.<br />

Bez standardowych: zdrowia, szczęścia i pomyślności.<br />

Bo to oczywiste.<br />

Tylko trzy życzenia? A ja mam ich tak wiele. A zatem<br />

poprosiłabym złotą rybkę o sprytnego i dbającego o moje<br />

interesy muzyczne managera. Drugie życzenie dotyczyłoby<br />

mojej płyty jazzowej, na którą zbieram pieniądze. Chciałabym,<br />

aby płyta zadziwiła i stałą się wyjątkową w mojej dyskografii.<br />

I wreszcie trzecie marzenie, życzenie. Otóż wchodzę na<br />

rynek z najnowszym projektem, wspomnianym wcześniej,<br />

pt „Joanna Morea with Power” życzę sobie, aby moja<br />

instrumentalna produkcja zarobiła dla mnie tyle forsy, aby<br />

starczyło na spełnienie kolejnych marzeń, których nie mogę<br />

już powierzyć złotej rybce bo mi się limit wyczerpał.<br />

Wielu artystów ucieka się do szokowania<br />

publiczności, żeby zdobyć popularność. Jeden malarz<br />

maluje własną krwią, artystka performance jeździ nago


w metrze, inni artyści na Litwie odkroili kawałki własnego<br />

ciała, usmażyli i zjedli. Czym może szokować muzyk?<br />

Może koncert wykonany nago?<br />

Niestety nie wykorzystuję mojej wyobraźni do wymyślania<br />

sposobów, jakimi mogłabym szokować publiczność. Ja<br />

jestem muzykiem z pasji, pasjonatką muzyki samej w sobie,<br />

a nie showmanką. Nie jestem ekscentryczką, a muzyka nie<br />

ma być dla mnie narzędziem do przyciągania uwagi do mnie<br />

samej. Muzyka jest treścią, którą jak redaguję. Jeśli ktoś<br />

oznajmia mi, że słuchał mojej płyty nad ranem dla poprawy<br />

nastroju, to czyż nie jest to ważniejsze niż granie nago?<br />

Bardziej skupiano by się wtedy na mojej goliźnie niż na<br />

muzyce. Choć istotnie szokowałoby.<br />

Na koniec słowo do fanów, którzy w sypialni powiesili<br />

plakat z Pani podobizną. Czy Joanna Morea jest ciągle<br />

do wzięcia?<br />

Nie jestem pewna, czy obecnie wciąż wiesza się plakaty<br />

swoich idoli w sypialni, ale jeśli już ktoś to zrobił, to owszem<br />

fotografie są do wzięcia.<br />

Dziękuję za rozmowę i życzę, żeby Pani marzenia się<br />

spełniły. Nawet bez złotej rybki.<br />

rozmawiał Jarosław Prusiński<br />

Joanna Morea<br />

- wokalistka, flecistka, saksofonistka, autorka<br />

tekstów, kompozytorka, aranżerka, absolwentka<br />

Królewskiego Konserwatorium w Brukseli na wydziale<br />

jazzu i muzyki rozrywkowej, klasy fletu oraz aranżacji<br />

i kompozycji.<br />

Koncertowała w Belgii (m.in Middleheim Jazz Festival<br />

in Antwerp, Belgium z Marie Schneider Orchestra, jeden<br />

z najbardziej liczących się festiwali w Belgii), Holandii,<br />

Niemczech, Anglii a obecnie, po wieloletniej przerwie,<br />

nie tylko macierzyńskiej, ponownie w Polsce. Aktualnie<br />

współpracuje z wieloma muzykami i formacjami<br />

muzycznymi m.in z Trio Wojtka Kamińskiego, Five<br />

O’Clock Orchestra, Ragtime Jazz Band, Ragtime Duo,<br />

Malmo Jazz Kings (Szwecja). Nagrała i wydała płytę<br />

„Śpiewanki Joanki”, na którą składają się kompozycje<br />

przygotowane dla jej bliźniaków - Nel i Tymonka.<br />

Jest również autorką muzyki do płyty „Będę Mamą”<br />

- z muzyką relaksacyjną dla kobiet w ciąży.<br />

W 2012 roku na rynku pojawiła się płyta<br />

zatytułowana „Swing Is Everything,<br />

Od powrotu na scenę w 2009 roku wystąpiła na<br />

wielu scenach jazzowych oraz festiwalowych.<br />

W 2014 roku zagrała na festiwalu Złota Tarka, jako<br />

gość specjalny z zespołem Ragtime Jazz Band obok<br />

Molly Ryan (USA), Dana Levinsona (USA) i Jacka<br />

Andersona (Szwecja). W 2016 zaprezentowała się<br />

na Złotej Tarce z projektem Polish Scandynavian<br />

Connection.<br />

W czerwcu 2017 wystąpiła w formacji „Dymitr<br />

Markiewicz and His All Stars” u boku takich gwiazd<br />

jak Gunhild Carling(Szwecja), Bent Persson<br />

(Szwecja), Max Björn Valdemar Carling(Szwecja),<br />

Claus Jacobi (Holandia)<br />

podczas Hot Jazz Spring<br />

Festival w Częstochowie. W 2018 roku koncertuje<br />

z takimi gwiazdami jazzu jak Troy Anderson(USA),<br />

z którym tworzy projekt Ella & Louis oraz Carling<br />

Family(Szwecja).<br />

W 2017 roku powstała formacja Joanna Morea and<br />

Her Swinging Boys. W marcu 2017 roku na rynku<br />

pojawia się płyta „Crazy People” nagrana we współpracy<br />

z Urszulą Dudziak, Zbigniewem Namysłowskim i Robertem<br />

Majewskim.<br />

Rok 2018 to powstanie projektu „Joanna Morea with<br />

Power” oraz formacja „Joanna Morea with Swing on<br />

Air”<br />

W <strong>2019</strong> roku w czerwcu (28) pojawia się na rynku<br />

Epka, płyta „Joanna Morea with Power”.<br />

Współpraca z Nieinwazyjnym Instytutem<br />

Osobowości zaowocowała powstaniem cyklu płyt<br />

do nauki języka angielskiego ”Nuć i się ucz”, których<br />

współautorem i wykonawcą jest Joanna Morea. Od<br />

2015 roku Joanna prowadzi autorski program radiowy<br />

w Radio RSC 88.6 FM pt. „Pociąg do Jazzu”.<br />

9


KRZYSZTOF<br />

BOCHUS<br />

(...) warto tworzyć, aby najpierw dotknąć granic<br />

i możliwości własnej wyobraźni, a potem - sprawdzić<br />

czy tej magii ulegają także inni.<br />

Oto nasz <strong>POST</strong><strong>SCRIPTUM</strong>owy gość: wykładowca akademicki,<br />

dziennikarz i publicysta – obyty ze słowem i historią,<br />

pisarz, Krzysztof Bochus.<br />

Biorąc pod uwagę powyższą prezentację, nie mogę nie<br />

zacząć naszej rozmowy od pytania, które w odniesieniu do<br />

ludzi pióra, staje się przedmiotem wielu dyskusji choćby w<br />

Internecie: autor czy pisarz? Jak definiuje siebie Krzysztof<br />

Bochus i dlaczego?<br />

Bardziej podoba mi się określenie: pisarz. Param się przecież<br />

opowiadaniem ludziom zajmujących historii, starając się przykuć<br />

ich uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Na własny użytek<br />

określam siebie jako rzemieślnika słowa. Jestem autorem<br />

dojrzałym, po przejściach, który w stosunkowo<br />

późnym wieku zaczął pisać. Zapewne dlatego<br />

przykładam tak wielką wagę do jakości tego,<br />

co tworzę i podpisuję własnym nazwiskiem.<br />

Chcę czerpać satysfakcje, z tego, co robię.<br />

nagrodę Złoty Pocisk dla najlepszej powieści kryminalnohistorycznej<br />

roku 2018. Grand Prix Brakującej Litery ma dla mnie<br />

jednak znaczenie szczególne z uwagi na unikatowy charakter tej<br />

nagrody.<br />

Jury konkursowe doceniło Szkarłatną głębię za historię<br />

w historii, która dominuje nad warstwą kryminalną oraz<br />

język, pięknie dopełniający powieść, przenoszącą odbiorcę<br />

do świata lat minionych. Jak przebiegała praca nad nią i czy<br />

na którymś etapie pisanie było dla Pana szczególnie trudne?<br />

Tworzenie retrokryminałów jest zajęciem bardzo pracochłonnym.<br />

Wymaga dokładnego researchu i żmudnych przygotowań,<br />

tym bardziej że jestem autorem starającym się nie przeinaczać<br />

Bodźcem do naszego spotkania na łamach<br />

pisma stała się nagroda Grand Prix,<br />

którą odebrał Pan, II edycję niezależnego<br />

plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca<br />

Litera 2018. Laur przyznany Szkarłatnej<br />

głębi jest zupełnie inny, bo niszowy. Co<br />

Pan czuł, odbierając go?<br />

Czułem wielką satysfakcję i dumę. To<br />

szczególny moment, kiedy pisarz kreujący<br />

w swojej wyobraźni wymyślony przez siebie<br />

świat – spotyka się później z tak pozytywnym<br />

odbiorem swojej powieści. Tak się złożyło, że<br />

w ostatnim czasie Szkarłatna głębia zdobyła<br />

kilka nagród i wyróżnień, w tym prestiżową<br />

10


faktów historycznych czy topografii opisywanych miejsc. Dbam<br />

też o możliwie wierne odwzorowanie społecznego tła opisywanej<br />

epoki. Jestem bowiem przekonany, że dokładność w tej materii<br />

dobrze służy uwiarygodnieniu całej fabuły. W Szkarłatnej głębi<br />

czytelnik wędruje wraz z moim bohaterem po świecie wyobrażonym|:<br />

dawnym niemieckim Elblągu, Fromborku czy Krynicy Morskiej.<br />

Wokół skuta lodem Mierzeja Wiślana i śledztwo toczone w<br />

zamkniętej, nieufnej wobec obcych wspólnocie mennonitów. To<br />

wyseparowany, zamknięty i zdawałoby się monochromatyczny<br />

świat – w którym aż buzuje od skrytych urazów i namiętności…<br />

Zamordowany zostaje okrutnie przywódca tej wspólnoty. Wkrótce<br />

pojawia się kolejny trup. Wchodzących w rachubę podejrzanych<br />

nie brakuje. Podobnie jak możliwych motywów zbrodni.<br />

Okrutna zemsta po latach, żądza władzy, spór religijny, zwykła<br />

chciwość? Wszystko jest możliwe. Radca Abell nie ma lekko,<br />

bo nikt nie chce z nim współpracować. Mennonici zwykli sami<br />

prać swoje brudy, a radca jest tu obcy. Najtrudniejsze, jak zawsze<br />

przy tego typu powieściach, było<br />

odpowiednie połączenie fikcji literackiej<br />

z faktami historycznymi, które starałem<br />

się wpleść do narracji.<br />

Zwycięzca ubiegłorocznej edycji<br />

Brakującej Litery, Pan Maciej Siembieda,<br />

prezentując w książce 444<br />

obraz pędzla Jana Matejki, Chrzest<br />

Warneńczyka, uczynił go punktem<br />

wyjścia dla opowieści pełnej tajemnic<br />

i niezwykłych zdarzeń, które odkrywamy<br />

niejako przy okazji, gdyż pierwsze<br />

skrzypce gra historia, której, analogicznie<br />

jak u Pana, próżno szukać<br />

na kartach podręczników szkolnych.<br />

Czy właśnie to sprawia, że czytelnicy<br />

chętnie sięgają po Panów książki, czy<br />

jest jakiś inny ku temu powód?<br />

Mam wrażenie, że niektórym czytelnikom<br />

nie wystarcza sama akcja.<br />

Oprócz intrygującej fabuły szukają<br />

czegoś więcej. Dlatego staram się, aby w moich powieściach<br />

czytelnicy odnaleźli jakąś wartość dodatkową. Stąd tak wiele<br />

odniesień do historii, i tak wiele kulturowych szyfrów<br />

i zagadek. Dlaczego historia? Ponieważ często odciska się ona<br />

zbrodniczym piętnem na postępowaniu ludzi żyjących obecnie.<br />

Poza tym - każdy z autorów szuka własnej drogi i wyróżniającego<br />

go stylu. Tworzę dla osób w jakiejś mierze podobnych<br />

do mnie: szukających w kryminałach nie tylko intrygi, ale także<br />

jakiejś prawdy o nas samych. Uważam, że kryminał, chociaż jest<br />

literaturą gatunkową o wyraźnie sprecyzowanych regułach – jest<br />

przy tym gatunkiem bardzo elastycznym, a przez to wdzięcznym<br />

dla pisarzy. To rodzaj dziurki od klucza, przez którą można<br />

ukazać szersze tło i „przemycić” ważne treści społeczne. Wielu<br />

cenionych przeze mnie autorów powieści kryminalnych, jak<br />

Pierre Lemaitre, Hennig Mankell czy Donna Tartt zakotwicza<br />

swoje książki w problematyce społecznej, opowiada o istotnych<br />

problemach współczesności. Na tym polega przecież fenomen<br />

kryminału skandynawskiego. To także powód, dla którego ja sam<br />

wybrałem właśnie kryminał jako środek własnej ekspresji.<br />

Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że pracuje Pan<br />

nad kolejnym, czwartym tomem przygód Christiana Abella,<br />

niestrudzonego wojownika, toczącego bój o ludzi i prawdę.<br />

Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, z jaką zagadką<br />

przyjdzie mu zmierzyć się tym razem? Kiedy możemy<br />

spodziewać się książki na rynku wydawniczym?<br />

Miasto duchów, bo tak nazywać się będzie czwarty tom<br />

z radcą Abellem w roli głównej, ukaże się we wrześniu bieżącego<br />

roku. Mój bohater powróci do Gdańska, aby rozwiązać aż dwie,<br />

wzajemnie się przenikające, zagadki<br />

kryminalne. Akcja powieści toczyć się<br />

będzie jesienią 1944 roku, na kilka miesięcy<br />

przed zagładą tego miasta.<br />

Czy pisze Pan obrazami według<br />

ściśle założonego wcześniej planu,<br />

czy też opowieść sama Pana niesie i<br />

nie wiadomo dokąd zaprowadzi?<br />

Zanim zasiądę do pisania, rozrysowuję<br />

postaci, rozpisuję poszczególne<br />

wątki, pilnując przy tym chronologii<br />

zdarzeń. Ale w każdym akcie twórczym<br />

nadchodzi taki moment, kiedy pióro zaczyna<br />

samo prowadzić. Nigdy nie wiem<br />

do końca, jak rozwinie się dany wątek,<br />

dopóki go nie skończę. I to jest najbardziej<br />

fascynujące w pisaniu, dlatego<br />

właśnie warto tworzyć, aby najpierw<br />

dotknąć granic i możliwości własnej<br />

wyobraźni, a potem – sprawdzić czy tej<br />

magii ulegają także inni.<br />

Niektórzy twórcy traktują swoje książki jak dzieci, które<br />

wypuszczają w świat. Czy Pan też tak do sprawy podchodzi?<br />

Która z czterech dotychczas opublikowanych powieści<br />

jest najbliższa sercu i dlaczego?<br />

Wszystkie dzieci moje są… Gdybym jednak musiał wskazać<br />

tylko jedną z moich książek, to byłby nim chyba Martwy błękit.<br />

Uważam, że w sensie konstrukcyjnym i fabularnym to najbardziej<br />

kompletne z moich dzieł. Z oczywistych powodów szczególne<br />

bliska jest mi także Lista Lucyfera. To moje najmłodsze<br />

dziecko, do tego pierwsza powieść na wskroś współczesna. Nie<br />

bez znaczenia jest także fakt, że Lista Lucyfera została znako-<br />

11


micie przyjęta przez rynek i już po kilku tygodniach dopracowała<br />

się statusu bestsellera.<br />

Można o Panu przeczytać, że jest miłośnikiem dobrej<br />

książki. „Dobrej”, czyli jakiej? Co winno ją wyróżniać na tle<br />

innych?<br />

Lubię powieści erudycyjne i autorów przykładających wagę<br />

nie tylko do konstrukcji i fabuły powieści – ale także do stylu,<br />

w jakim ta historia jest opowiadana. Dlatego jestem miłośnikiem<br />

Umberto Eco. Jego Imię Róży to dla mnie archetyp inteligentnej<br />

powieści kryminalnej. Cenię Stiega Larssona i Javiera Sierra.<br />

Jestem zachwycony Szczygłem Donny Tartt, a Szachownicę<br />

flamandzką Artura Pereza Reverte uważam za wzór powieści<br />

awanturniczo - detektywistycznej. Podziwiam Pierre’a Lemaitre.<br />

Wprowadził kryminał na wyżyny, zbliżone do literackiego Parnasu.<br />

To tylko kilku ulubieńców z listy „kryminalnej”. Chcę jednak<br />

powiedzieć, że moi ulubieńcy to niekoniecznie autorzy kryminałów.<br />

Moimi mistrzami są Vladimir Nabokow i Umberto Eco.<br />

Poza beletrystyką czytuję głównie fachowe książki i opracowania<br />

historyczne. Sam jestem współautorem kilku pozycji o profilu<br />

historycznym. Zgłębiam dzieje mojego rodzinnego Pomorza,<br />

mimo iż od czasów studiów jestem warszawskim słoikiem.<br />

Czy dobre pisanie to kwestia daru bogów, talentu, czy<br />

ciężkiej pracy nad warsztatem – a może wszystkiego po trosze,<br />

bądź czegoś innego?<br />

sama pracowitość nie zapewni powodzenia. Jestem zdania, że<br />

aby pisać dobre książki trzeba mieć rodzaj słuchu literackiego.<br />

Porównałbym literaturę do bliźniaczej muzy, czyli muzyki. Nie da<br />

się skomponować dobrej piosenki bez słuchu muzycznego. W literaturze<br />

jest podobnie: albo się posiada dar opowiadania historii,<br />

albo się jest tego daru pozbawionym, a wtedy lepiej poszukać<br />

sobie innego zajęcia.<br />

Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że aby dobrze pisać,<br />

trzeba dużo czytać? Jak to, Pańskim zdaniem, przekłada<br />

się na malejące zainteresowanie czytelnictwem? Czy istnieje<br />

obawa, że wkrótce zaleje nas twórczość grafomańska,<br />

a może to już się stało?<br />

Zawsze dużo czytałem, lektura w jakim sensie mnie ukształtowała:<br />

moją wrażliwość, ciekawość świata, wreszcie mój gust<br />

i smak artystyczny. Ktoś powiedział kiedyś, że jesteśmy tym, co<br />

przeczytaliśmy. Sądzę, że jest to prawda szczególnie istotna<br />

właśnie dla pisarza. Swoje literackie DNA na pewno zawdzięczam<br />

setkom książek, które są we mnie. Nie jestem w stanie<br />

ocenić skali grafomanii w dzisiejszej literaturze. Być może dlatego,<br />

że czytam tylko to, co mnie interesuje i tylko tych autorów,<br />

którzy są tego warci. Książki nieudane odkładam po kilkunastu,<br />

góra kilkudziesięciu stronach.<br />

Którą książkę zabrałby Pan ze sobą na bezludną wyspę?<br />

Chyba wszystkiego po trosze. Sam talent na pewno nie wystarczy,<br />

pisanie książek wymaga także pracowitości, dyscypliny<br />

umysłowej i wytężonej uwagi, tak aby nie popełnić jakiegoś błędu,<br />

który czytelnicy natychmiast by wychwycili. Z drugiej strony<br />

Nie potrafiłbym wybrać jednej książki. Gdyby w szalupie<br />

zmieściły się trzy, to wybrałbym Imię róży Umberto Eco, Łaskawe<br />

Jonathana Littella i Przezroczyste przedmioty Vladimira<br />

Nabokova.<br />

12


Ktoś powiedział, że czytanie to odkrywanie nas samych<br />

poprzez myśli innych. Czego możemy się o sobie dowiedzieć,<br />

sięgając po Pańskie książki?<br />

W swoich książkach – poza intrygą kryminalną – staram się<br />

ukazywać ludzkie dylematy i postawy w czasach przełomowych<br />

lub mało komfortowych. I tak fabuła moich retrokryminałów rozgrywa<br />

się w trudnych latach 30. Myślę, że kostiumy historyczne<br />

się zmieniają. Ale ludzie – ze swoją mroczną naturą i słabościami<br />

– pozostają ciągle tacy sami. Tak samo wieczna i nieuleczalna<br />

jest żądza władzy czy też fascynacja obłąkańczymi ideami.<br />

O tym także są moje książki.<br />

Poza tym literatura jest pewnego rodzaju zwierciadłem: rozpoznajemy<br />

w nim własne słabości, demony i lęki. Zło, które wyziera<br />

ze stronic Listy Lucyfera, jest wszechobecne, może zdarzyć<br />

się wszędzie, ma banalną twarz sąsiada zza ściany. Akcja<br />

rozgrywa się w moim ulubionym Trójmieście. Nie interesowało<br />

mnie jednak wykorzystywanie tej aglomeracji jako landrynkowej<br />

scenerii, znanej turystom. Znam Gdańsk czy Sopot z trochę innej<br />

strony. Zwłaszcza wieczorową porą Trójmiasto pokazuje inne<br />

oblicze, bardziej gwałtowne, pełne kontrastów, atawistyczne<br />

i groźne. W przypadku tej powieści ważne było dla mnie wykreowanie<br />

takiej postaci mordercy, która nie jest oczywista. W życiu<br />

tak nie ma, że mordercy są zawsze brudni, źli, wstrętni i kierują<br />

się tylko jednym rodzajem motywacji. Często za takim okrutnym<br />

czynem, jakim jest morderstwo, kryją się bardziej złożone namiętności<br />

i stany ducha. Takie jak pustka, która alienuje, a jeśli<br />

równocześnie człowiek traci w życiu coś ważnego, to zaczyna<br />

się w nim budzić niechęć, a nawet wrogość wobec innych, bardziej<br />

łaskawie potraktowanych przez los. I ta niechęć może się<br />

przerodzić w zbrodniczy instynkt. Dlatego bardzo się starałem,<br />

żeby tytułowy Lucyfer, był człowiekiem z pewną tajemną przeszłością<br />

i własną, bardzo złożoną motywacją, która powinna zaintrygować<br />

czytelników.<br />

Właśnie Lista Lucyfera, o której Pan mówi, opublikowana<br />

w tym roku jest zgoła inną historią od tych z serii z Christianem<br />

Abellem. Czy możemy spodziewać się kolejnych tomów<br />

obrazujących szatańską moc tajemniczego mordercy?<br />

Pracuję właśnie nad drugim tomem z redaktorem Adamem<br />

Bergiem w roli głównej. Powieść powinna ukazać się wiosną<br />

przyszłego roku nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska.<br />

Sukces Listy Lucyfera sprawił, że odczuwam ciążącą na mnie<br />

presje, aby kontynuacja była równie udana. Jeszcze w czerwcu<br />

zabieram się ponownie do pracy.<br />

Co robi Krzysztof Bochus kiedy nie pisze i nie czyta? Ma<br />

Pan jeszcze jakieś pasje, którym z przyjemnością się oddaje?<br />

Poza dobrą lekturą lubię dalekie podróże. Zwiedziłem już<br />

kawał świata, ostatnio największą przyjemność sprawiają mi wyprawy<br />

do Włoch, skarbnicy zabytków. Dopóki zdrowie mi pozwalało,<br />

ambitnie grywałem w tenisa. Teraz pozostały mi już tylko<br />

sporty rowerowe. Zresztą to podczas jazdy na rowerze przychodzą<br />

mi do głowy najlepsze pomysły, podobnie jak czasami podczas<br />

snu. Należę bowiem do osobników onirycznych, podobnie<br />

jak moi bohaterowie, radca Abell z trylogii kryminalnej oraz Adam<br />

Berg z Listy Lucyfera. Jestem również typem zbieracza. Kolekcjonuję<br />

przeróżne przedmioty, od obrazów ulubionych mistrzów,<br />

poprzez monety i piękne przedmioty, po czarne t-shirty (mam ich<br />

kilkadziesiąt).<br />

Jaki ma Pan stosunek do ekranizacji? Czy gdyby zaproponowano,<br />

zgodziłby się Pan na przeniesienie książek na<br />

ekran, tak jak zrobił to na przykład Remigiusz Mróz?<br />

Nie znam pisarza, który by o tym nie marzył. Nie jestem tu<br />

wyjątkiem. A Remkowi Mrozowi gratuluję udanej ekranizacji.<br />

Czego można by Panu życzyć prywatnie i zawodowo?<br />

Przede wszystkim zdrowia, sympatii czytelników i dobrych<br />

pomysłów na kolejne książki.<br />

Zatem właśnie tego Panu najserdeczniej życzę dziękując<br />

za miłą rozmowę i poświęcony czas.<br />

Z Krzysztofem Bochusem rozmawiała Iwona Niezgoda<br />

– pomysłodawczyni i współorganizatorka niezależnego<br />

plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca<br />

bloga Góralka Czyta.<br />

biurko K.Bochusa<br />

13


Robert Knapik<br />

Nie całkiem<br />

słodkie błoto,<br />

o reportażu<br />

Małgorzaty Rejmer<br />

„Błoto słodsze niż miód.<br />

Głosy komunistycznej<br />

Albanii”.<br />

Robert Knapik<br />

Niczego niespodziewający się czytelnik podejdzie<br />

do tej lektury bez wcześniejszych podejrzeń, sam<br />

zresztą otwierając pierwsze strony książki nie<br />

byłem gotowy aż na takie sceny okrucieństwa. Wracałem<br />

do czytania kilkukrotnie, trudno bowiem znieść przemoc,<br />

co można zaobserwować w historiach niektórych ofiar. Nie<br />

jest to bynajmniej ich wina, srogi był po prostu reżim, który<br />

doprowadził do scen żywcem wyjętych z „Roku 1984” George’a<br />

Orwella. Będzie o świadkach dziejowych zbrodni, zanim to<br />

jednak nastąpi, przyda się kilka słów o samym systemie, który<br />

niósł za sobą ludzkie cierpienia, pogardę czy zwykłą podłość.<br />

Enver Hoxha, przywódca albańskiego imperium, przez jednych<br />

wielbiony i ubóstwiany, przez innych natomiast znienawidzony<br />

do szpiku kości, nazywany dobrotliwie „Wujaszkiem Enverem”,<br />

za czasów jego rządów dokonały się w Albanii najkrwawsze<br />

przewroty, sztuka i kultura miały być zgodne z wzorcami<br />

socrealizmu, a wyjazdy za granicę traktowane były jako zdrada,<br />

pojawiły się w Albanii więzienia „obozy pracy”, gdzie na<br />

porządku dziennym były tortury psychiczne oraz fizyczne. Do<br />

więzienia można było trafić za nieodpowiednie wypowiadanie<br />

się o rządzących, kulturze, zastanej rzeczywistości. Albania<br />

za rządów Hoxhy była odcięta od świata, propagandowe<br />

media faszerowały obywateli kłamliwymi treściami, dawały<br />

sztuczne poczucie bezpieczeństwa w świecie pełnym lęku.<br />

Lęk to słowo klucz, nie można ufać nikomu, najlepiej też nie<br />

ufać sobie. „Już wtedy wiedziałem, że im mniej ludzie o tobie<br />

wiedzą, tym lepiej.”(s. 78). Kraj był na wiecznym podsłuchu,<br />

dbały o to służby bezpieczeństwa Sigurimi. Do tajnych służb<br />

bezpieki mógł należeć każdy, trzeba było pomyśleć pięć razy,<br />

zanim skrytykowało się władzę i otwarcie wydało się swój<br />

osąd. Tutaj kłania nam się George Orwell i jego jednomyślnie,<br />

warto mieć jednak świadomość, że taka rzeczywistość istniała,<br />

gdzieś całkiem niedaleko. Świat bez przyjaciół, za to z całym<br />

mnóstwem potencjalnych wrogów, „przezroczyste ściany”, brak<br />

prywatności, obywatele stają się aktorami mimo woli, pionkami<br />

w grze, gdzie tak naprawdę ich życie nic nie znaczy.<br />

Opowieści tych, którzy przeżyli piekło różnią się<br />

od siebie, ale też w pewnych kwestiach mają ze sobą coś<br />

wspólnego. Nie wszyscy na przykład wprost krytykują słusznie<br />

miniony ustrój. Xhemal Turishta, rybak z wioski Zogai,<br />

jakoś sobie radził, nie narzekał, ale widział też okrucieństwo<br />

14


nad tymi, którzy próbowali się zbuntować, uciec z przeklętej<br />

ziemi. Problem tkwi chyba też w tym, że sami Albańczycy<br />

nie za bardzo widzą dla siebie miejsce poza krajem, swoisty<br />

paradoks, uciec od przemocy i lęku, ale jednocześnie wrócić<br />

do miejsca skąd się pochodzi, do swojej ojczyzny. Chociaż<br />

wszyscy zgodnie przyznają, że dzisiejsza Albania nie jest krainą<br />

mlekiem i miodem płynącą, no a co widać na pierwszy rzut oka<br />

to właśnie rozpad, zagubieni ludzie, którzy na nowo uczą się<br />

relacji międzyludzkich, zaufanie to wartość deficytowa, nikogo<br />

to zresztą specjalnie nie dziwi. Pomimo otrzymanej wolności,<br />

rozmówcy Małgorzaty Rejmer upewniają się czy przypadkiem<br />

ktoś ich nie śledzi, a może gdzieś zamontowany jest podsłuch.<br />

Zgniły duch przeszłości jest ciągle obecny, stare nawyki trudno<br />

wyplenić.<br />

Ludzie prześladowani przez system do końca życia nie<br />

odzyskują wewnętrznego spokoju, Małgorzata Rejmer oddaje<br />

głos tym, którzy przez długie, gorzkie i krwawe lata byli tego<br />

głosu pozbawieni. Zła dziewczyna, chłopiec ze „złą biografią”,<br />

tego rodzaju określenia często padają w relacjach ofiar, odwraca<br />

się od nich rodzina, przyjaciele, człowiek jest zaszczuty, powoli<br />

też zaraża się lękiem, życie staje się ciężarem, ciężkim do przetrzymania<br />

brzemieniem.<br />

Cokolwiek złego się dzieje, jest na tej gliniastej,<br />

błotnistej ziemi nadzieja. Jedną z bardziej poruszających relacji,<br />

głosem z perspektywy lat jest historia życia Ridvana Dibry,<br />

współczesnego pisarza albańskiego ( rozdział „Piękno zawsze<br />

znajdzie drogę”). Już jako dziecko prezentował swój oportunizm,<br />

pewną nieprzystawalność, odstępstwo od ustalonych przez<br />

reżim norm, zachłannie czytał, był też nagradzany w konkursach<br />

literackich, odczuwał jednak sztuczność i sztywność wszystkich<br />

pochwalnych pieśni. Z jego ust pada stwierdzenie, iż życie<br />

w kłamstwie jest nic nie warte, myśl ta w różnych konfiguracjach<br />

powraca w opowieściach innych świadków albańskiego terroru.<br />

Z uwagi na leworęczność, Ridvan Dibra był niejednokrotnie<br />

szykanowany, nie było to w zgodzie z ogólnie przyjętym<br />

wzorcem, starano się nawrócić go na praworęczność. Warto<br />

zwrócić uwagę, że nawet w języku leworęczność traktowana jest<br />

co najmniej z lekkim lekceważeniem, niefortunnie kojarzona<br />

z „lewizną”, „lewymi sprawami”. Kiedyś zresztą osoby leworęczne<br />

posądzane były o kontakty z demonami, zajmowanie się<br />

czarami itp. Nie wspominam o tym bez przyczyny, unaocznia<br />

to pewien problem z otwarciem na inność, na coś co odstaje od<br />

ogólnie przyjętych norm, zachowań, zwyczajów czy skłonności.<br />

Leworęczność to w znacznej większości cecha wrodzona,<br />

nie należy tego zmieniać, a jednak niektórzy chcą dyktować,<br />

posuwają się do tego, aby mówić, co jest zgodne z programem<br />

partii i naczelnego wodza. Leworęczność tępiona, jest w szkole,<br />

dyrektor: „Pisać lewą się nie godzi”, to właśnie przedstawia<br />

w prosty sposób, czym jest system autorytarny i jak „nawraca”<br />

on krnąbrne jednostki.<br />

Ridvan Dibra ostatecznie nie poddał się, literatura<br />

pozwoliła mu przeżyć, studia oraz poszerzanie horyzontów<br />

literackich dały nadzieję, co niezwykle ważne, w świecie, którym<br />

rządzi pogarda wobec człowieka. Pośród wielu smutnych,<br />

przejmujących historii, opowieść Ridvana Dibry jest jak piękny<br />

kwiat wzrastający wokół pożogi, ludzkiej rzezi. Nie wolno się<br />

poddawać, w obliczu trudności trzeba trwać przy marzeniach,<br />

ta nauka powinna pozostać dla potomnych, dzisiaj w rozlewie<br />

krwi i wszechobecnej pogardy szczególnie ważna.<br />

Oprócz relacji świadków dokumentujących minioną<br />

epokę w albańskiej historii, nie brak też tęsknoty za Zachodem.<br />

Niedostępny świat kusił „kolorowymi papierkami”, nie<br />

wolno było nawet o nim marzyć, chociaż to właśnie tęsknota<br />

zapoczątkowała ważne dla Albanii zmiany. Znamienna jest<br />

chociażby opowieść o butach, raz zatopionych w błotnistej<br />

ziemi, innym razem dumnie kroczących po miejskich deptakach.<br />

Wymarzone adidasy stały się niejako symbolem normalności,<br />

synonimem dążeń współczesnego pokolenia Albańczyków.<br />

Zachodni blichtr nie okazał się jednak tak cudowny, po triumfie<br />

i radości, przyszła kolej na rozczarowania. Cały ten mariaż<br />

emocji i pasji wspaniale oddała Małgorzata Rejmer w swoim<br />

reportażu, literacki obraz pełen ironii, goryczy, tęsknoty, ale<br />

też zapału i wytrwałości, nie byłby tak silny i sugestywny bez<br />

literackiego kunsztu, którego autorce z pewnością nie można<br />

odmówić.<br />

Poprzez historie swoich bohaterów Małgorzata Rejmer<br />

zabiera nas do Albanii, takiej, o której wolelibyśmy zapomnieć,<br />

rzucić w przepaść historii. Przychodzi jednak moment, by na nowo<br />

odczytać ponure dzieje komunistycznego reżimu rządzonego<br />

przez Envera Hoxhę, doprowadzić do względnego oczyszczenia.<br />

Czy oczyszczenie jest możliwe, część pokrzywdzonych przez<br />

bestialski reżim zdaje się mówić, że obecna rzeczywistość wcale<br />

nie jest lepsza, łapówkarstwo, przepychanki, odziedziczony<br />

z poprzedniego systemu brak zaufania. Andrzej Stasiuk mówi<br />

na to „bałkański bajzel’. Co tak naprawdę wydarzyło się na tej<br />

gliniastej ziemi i co później pozostanie w pamięci, dowiemy<br />

się z reportażu Małgorzaty Rejmer. „Błoto słodsze niż miód.<br />

Głosy komunistycznej Albanii.” nominowanym do Nagrody im.<br />

Ryszarda Kapuścińskiego oraz Literackiej Nagrody Nike.<br />

Małgorzata Rejmer, „Błoto słodsze niż miód. Głosy<br />

komunistycznej Albanii”, Wydawnictwo Czarne, Kołowiec 2018<br />

15


CHRISTOPHER STONE<br />

fot. pixabay.com/pl<br />

Cristopher Stone tworzy poezję od ponad dwudziestu lat ... „do szuflady”. Nigdy i nigdzie do tej pory nie publikował swoich<br />

wierszy. Jakimś cudem udało mi się namówić go na pierwszą premierową publikację w Post Scriptum, czym czuję się zaszczycona.<br />

Cristopher Stone to pseudonim artystyczny niezwykłego człowieka, który nie szukając sławy ani poklasku tworzy z potrzeby<br />

serca i duszy. Wrażliwy i arogancki, anarchista szukający piękna we wszystkim czego doświadcza, włóczykij i niespokojny duch.<br />

Cristopher jest Polakiem, ale od ponad dwudziestu lat żyje na emigracji, obecnie w Wielkiej Brytanii. Wiersze, które tu<br />

prezentujemy są z lat 1998 - 2003. Mam nadzieję, że poruszą one Wasze serca i wyobraźnię.<br />

Agnieszka Biardzka<br />

okular<br />

patrzeć na świat przez okular<br />

nie brązowy i nie czarny<br />

lecz ogromny w swej jasności<br />

widzieć ciało i istotę rzeczy różnych<br />

głębie jezior gór szpiczastość<br />

nosić w sercu męskość jasność<br />

po to sięgam mego pióra<br />

dacie wiarę mym spojrzeniom?<br />

Częściej dziwnych częściej trudnych<br />

kolorowych bardzo różnych<br />

lecz prawdziwych w swych<br />

wyznaniach<br />

niekłamanych<br />

pożądanych<br />

słów znaczenie bardzo różne<br />

rano smutne jutro nudne<br />

lecz gdy przyjdzie ci ochota<br />

sięgnij znowu stronic kilka<br />

po to właśnie jest bibułka<br />

by zapłakać starcze ciało<br />

i od nowa myśleć zacząć<br />

przez okular wielki jasny<br />

***<br />

nie szperaj we mnie<br />

zgaszone świece i gwiazdy<br />

nie wyciągaj dłoni<br />

martwe me ciało i wyschnięta krew<br />

nie całuj mnie<br />

życie jak pergamin, skóra<br />

i nie mów do mnie<br />

zamilcz niczym ciemność nocy<br />

I włóż spodnie czarne cmentarne<br />

i zanieś mnie tam<br />

gdzie wydrążony ludzką nienawiścią świat<br />

kończy się<br />

i zaczyna<br />

I postaw na krawędzi<br />

i rzuć w przepaść<br />

i zakop głęboko w ciszy<br />

Niech tajemnica zgaśnie<br />

17


***<br />

stracone me lata najlepsze<br />

stracone te dni i noce całe<br />

przegrałeś a chwile zostały<br />

i męczą kiedy wkońcu zasypiałeś<br />

I chciałem mieć ciebie wreszcie<br />

i chciałem być tobie wierny<br />

zabrakło mi tylko czasu<br />

i chyba tak być musiało<br />

więc zrób to ze mną nareszcie<br />

zrób dzisiaj noc taka cudna<br />

niech ciemność ogrzeje me ciało<br />

a spokój ogarnie jak chciałem<br />

cudowna ma chwilo pachnąca<br />

jesienią kolorów odejdźmy<br />

zróbmy to razem nareszcie<br />

a jutro zostanie fantazją<br />

***<br />

Muzyko wieczornej ciszy<br />

szumiących traw melodio<br />

ukołysz mnie do snu<br />

łagodną swą rapsodią<br />

I przytul blaskiem gwiazdy<br />

i muśnij wiatrem chłodnym<br />

i daj wreszcie odpocząć<br />

i pozwól być łagodnym<br />

I zatańcz ze mną krótko<br />

i czerni pozwól dotknąć<br />

i popłyń ze mną łódką<br />

tam pozwól lekko krzyknąć<br />

Gdy już będziemy razem<br />

ty nocą ja nicością<br />

mą duszę zatruj gazem<br />

a ciało spal miłością<br />

***<br />

powrócę tu kiedyś raz jeszcze<br />

do mojej samotni dębowych desek<br />

popatrzeć okiem niemłodym jak rośnie<br />

mój krzyk w ogrodzie samotny<br />

usiadę na pieńku w cieniu spokojny<br />

rozpalę ogień wzniosą się gwiazdy<br />

jak wczoraj uśmiechnę się młody<br />

raz jeszcze powącham jałowce<br />

przytule jak dziecko pluszową zabawkę<br />

guziki pledu zapne pod szyję<br />

i zamknę oczy wzlecę nad rzekę<br />

hadesu przyszło przekroczyć granice<br />

i wrocę tutaj raz jeszcze<br />

***<br />

Czy mnie jeszcze pamiętasz<br />

czy tęsknisz gdy zachodzi słońce<br />

czy wiesz gdzie leży ten cmentarz<br />

czy chodzisz tam czasem<br />

w swej błękitnej jesionce<br />

czy mnie jeszcze pamiętasz<br />

czy szlochasz gdy pada deszcz<br />

czy siedzisz tam czasem na ławce<br />

w tej alejce pełnej naszych łez<br />

czy mnie jeszcze pamiętasz<br />

czy przyjdziesz raz kiedyś<br />

by przytulić mnie nareszcie<br />

tak jak to było kiedyś<br />

fot. pixabay.com/pl


fot. pixabay.com/pl<br />

***<br />

Blady świt słodką nocą przychodzi<br />

dzień nowy ty musisz już wstać<br />

zabierasz swe piękne ciało i wodą<br />

pachnąca nagle odchodzisz<br />

zostały tylko oczy czerwone<br />

skrawek twej czarnej sukienki<br />

obraz twych młodych piersi<br />

i jeden chiński cukierek, owoc kuszący<br />

pójdę za tobą jak wtedy na spacer<br />

aleją ciemną chodnikiem w dół<br />

tam gdzie mieszka wciąz twój brudny cień<br />

i zdejmę starą koszulę<br />

i krzykiem rozerwę przestrzeń<br />

i ziemię ciepłą tobą wciąż jeszcze przytulę<br />

by poczuć to wszystko raz jeszcze<br />

ten sen<br />

***<br />

dzisiaj nic nie napisze<br />

ktoś zabrał mi słowa<br />

mysli zostały daleko<br />

od nowa od nowa od nowa<br />

te same obrazy i dzwięki<br />

tysiące twarzy tych samych<br />

zegar swój czas toczy<br />

od nowa od nowa od nowa<br />

składam obrazy i dzwięki<br />

może ktos odda mi słowa<br />

zacznę pisać i mysleć<br />

od nowa od nowa od nowa<br />

***<br />

A teraz jestem sam<br />

i ciężkie me ciało<br />

żelazem oblane – stal!<br />

A teraz jestem sam<br />

i lekkie me ciało<br />

tanim winem zalane - żal!<br />

A teraz jestem sam<br />

i gdzie moje ciało<br />

ona zabrała hen w dal!<br />

A teraz jestem sam<br />

i sam będę już zawsze<br />

i ona też jest tam<br />

gdzie życie to nie tani kram!<br />

19


RENATA CYGAN<br />

Jestem wszechświatem<br />

Jestem wszechświatem błądzę w przestworzach<br />

zbieram przestrogi rozwiewam lęki<br />

wypiętrzam góry napełniam morza<br />

ujarzmiam ledwo poznane dźwięki<br />

pilnuję ognia tworzę iluzje<br />

wiatr trzymam w dłoniach pławię się w dziwach<br />

zbieram decyzje jedynie słuszne<br />

przygarniam księżyc tęskniąc w odpływach<br />

schadzam manowce ciągle bezkresne<br />

przejmuję stery migoczę w zbożu<br />

niechciana znikam w potrzebie jestem<br />

korzeniem w ziemi a rybą w morzu<br />

żyję jak mrówka ludzkim porządkiem<br />

nucę ballady trąbię na vivat<br />

bywam prząśniczką chmurą przylądkiem<br />

lecz tylko w twoich oczach ożywam<br />

Będzie dobrze<br />

Głowa pełna motyli, ręce pełne chęci,<br />

fontanny pełne monet, żagle pełne wiatru,<br />

zapach młodych jaśminów w szufladach pamięci<br />

i taniec białych koni wśród chabrów i bratków.<br />

Zeszyty pełne wierszy, a struny drżeń miękkich<br />

i ciało roztęsknione w draperiach sukienki.<br />

Nagle oczy łez pełne, a listy pożegnań,<br />

myśli - pełznące cienie. Wosk kapie na dywan.<br />

Choć księżyc bladym światłem pusty dom wysrebrza,<br />

to twarz przybrana w uśmiech w lustrze znów zastyga.<br />

Brzoza, wciąż przy nadziei, rozkrzewia gałęzie.<br />

Będzie dobrze.<br />

Z pewnością.<br />

Nie dzisiaj, lecz będzie.<br />

Niewinny erotyk o jabłku<br />

Chcę cię po kęsie, makintoszu chrupać<br />

z wdziękiem,<br />

wbijać siekacze, po korzenie, w słodkie miąższe.<br />

Nie dla mnie gruszki, (choć też w smaku nie najgorsze),<br />

ja wolę jabłkiem mamić zmysły, aż mózg mięknie.<br />

Mega ochoty na twój smak bezwstydnie prężę,<br />

(czyś papierówką, jonatanem, czy kosztelą).<br />

Jabłuszko pełne snów zdobędę przed niedzielą,<br />

bo mi nie straszne hesperydy ani węże.<br />

Bez ciebie mgły u stóp się ścielą siwym smutkiem,<br />

tęsknoty jęczą i zwisają w snach pomiędzy.<br />

Dojrzewaj w słońcu. Ja się zjawię jak pink lady,<br />

aż zatracimy się, ząb w ząb, w poezji chrupnięć.<br />

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre<br />

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre.<br />

Tylko, niestety, brzydnę nazbyt często.<br />

Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />

Ogromne niebo w błękicie swym szczodre,<br />

drzewa śpiewają, a kwiaty nie więdną.<br />

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre.<br />

W zdawkowe życie wwikłana, by dobrzmieć,<br />

kroczę osobna. Pacierze się międlą.<br />

Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />

Czas grubą zmarszczką szkicuje mój portret,<br />

na chybił-trafił oddaję się zemstom.<br />

A nie powinnam - bo ładne, co dobre.<br />

Worki obietnic - fałszywe melodie,<br />

świdrują dźwiękiem duszącej mgły gęstość,<br />

choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />

Ozdobię ścieżkę, by choć na odchodne,<br />

wypięknić w końcu tę szpetną przyziemskość.<br />

Wszak bywam ładna tylko w tym, co dobre,<br />

przez lekkie zimy, po wiosny zasobne.<br />

20


Festiwale, zloty, spotkania<br />

poetyckie i co z nich wynika.<br />

Renata Cygan<br />

Często słyszę pytanie, czy takie „spędy” poetów coś komuś<br />

dają, czy służą jakiejś większej sprawie (poza łechtaniem<br />

ego organizatorów i uczestników), czy są w ogóle potrzebne.<br />

Ja należę do osób, które uważają, że tak. Na festiwalach<br />

poetyckich w Polsce i za granicą (nierzadko odległą) bywam<br />

regularnie. Już od kilku ładnych lat.<br />

No więc czemu te spotkania służą? Ano przede wszystkim<br />

temu, aby zaprezentować swoją twórczość w innym wymiarze<br />

geograficznym, podzielić się nią z ludźmi (no bo przecież nie<br />

tworzymy tylko dla siebie), zaczerpnąć trochę egzotycznego<br />

powietrza, wymienić się dobrą energią. Dla mnie najważniejsi<br />

są ludzie, nowe kontakty, cenne znajomości, nieoczekiwane<br />

przyjaźnie. Bo nie o klepanie własnych wierszy tu idzie, a o interakcje<br />

i integracje właśnie. Z takich spotkań wynika też często<br />

dalsza współpraca artystyczna – tłumaczymy swoje wiersze na<br />

różne języki, wydajemy wspólne tomy poezji, antologie, itp. No<br />

i jeszcze sprawa ważna i poważna – propagowanie polskiej<br />

poezji poza granicami kraju. Brzmi jak misja, bo misją w istocie<br />

jest.<br />

Z Rozalią Aleksandrową znamy się już od wielu lat; bywała<br />

na festiwalach poetyckich w Londynie i w Polsce, nasze<br />

ścieżki przecinały się to tu, to tam. Aż któregoś razu dostałam<br />

zaproszenie na międzynarodowy<br />

festiwal „Duchowość bez granic”<br />

w Płowdiwie, w Bułgarii. Spiritus<br />

movens tego wydarzenia to właśnie<br />

Rozalia. „Duchowość bez granic” to<br />

na pierwszy rzut oka nazwa nieco<br />

dziwna i trącąca lekkim patosem,<br />

ale zrozumie się o co chodzi, gdy<br />

się pozna genezę.<br />

Rozalia jest pracownikiem<br />

Uniwersytetu Medycznego w Pło-<br />

wdiwie i należy do prężnie dzia-<br />

łającej tam grupy poetów kwanstowych.<br />

Tak, tak – też się<br />

zdziwiłam. Cóż to za twór ta poezja<br />

kwantowa? Proces kształtowania<br />

idei tego gatunku poetyckiego<br />

rozpoczął się w 2003 roku, a<br />

w marcu 2006 r. zawiązała się<br />

nieformalna grupa nazwana „Kwant<br />

i przyjaciele”. Skupia ona poetów, fizyków, muzyków i ar-tystów.<br />

Poezja kwantowa jest według luźnej definicji poezją Ducha,<br />

poezją aniołów, poezją dobroci, miłości i światła. Rodzi się<br />

spontanicznie w chwili jedności autora ze wszechświatem. Bo<br />

przecież fizyczny wszechświat złożony jest z czystej energii,<br />

którą można zamienić na inną formę energii czy materii, bez<br />

żadnych strat podczas transformacji. To tak w skrócie.<br />

Miejsce geograficzne jest nie bez znaczenia, gdyż Płowdiw<br />

ma niezwykle ciekawą i bogatą historię – to jedno z najstarszych<br />

miast w Europie (a niektóre źródła podają, że najstarsze),<br />

położone wśród siedmiu wzgórz, a jak wiadomo siódemka jest<br />

cyfrą magiczną. To po pierwsze. Poza tym, pod właściwym<br />

miastem, pod stopami przechodniów, kilka metrów pod ziemią,<br />

znajduje się antyczne miasto stworzone przez Traków, którego<br />

początki sięgają sześciu tysięcy lat przed Chrystusem. Ten fakt<br />

nie może być obojętny dla atmosfery i energii tego miejsca,<br />

jak i dla samej poezji kwantowej, a i sztuki w ogóle. Dosłownie<br />

czuje się potęgę dawnych czasów, na styku współczesności<br />

i antyku, siłę zamierzchłej historii Tracji i jej starożytnego<br />

ducha. Z Tracji pochodził prawdopodobnie Spartakus, Traków<br />

spotykamy w poezji Homera jako lud sprzymierzony z Trojanami<br />

i im pokrewny.<br />

21 Belozem, Mihaella Stoikova i Samuil Gelev. Foto: Renata Cygan


Mieszkańcy Płowdiwu pielęgnują pamięć o wielkości Tracji<br />

i Traków, którzy stworzyli podwaliny pod naszą kulturę łacińską.<br />

W zetknięciu z dawną cywilizacją, w Płowdiwie możemy<br />

dotknąć kruchych resztek świata antycznego. Dodajmy do tego<br />

odurzający zapach lip i akacji, kamienne uliczki starego miasta,<br />

małe kawiarenki, róże przynoszące Bułgarii sławę i przyjazny<br />

klimat, a obrazek sam się rysuje. W tym otoczeniu rodzi się<br />

poezja, w tym otoczeniu tworzą i pławią się artyści, tam rodzi<br />

się magia. Po krzywych chodnikach wspinają się wiersze, słońce<br />

szeroko się uśmiecha malując obrazy, a czereśnie tryskają<br />

słodyczą.<br />

W <strong>2019</strong> r. Płowdiw otrzymał tytuł Europejskiej Stolicy Kultury<br />

w duecie z innym tysiącletnim miastem, włoską Materą. To także<br />

dodało smaku i wyjątkowości naszym poetyckim spotkaniom.<br />

Poszczególne imprezy tegorocznego festiwalu „Duchowość bez<br />

granic” odbywały się w magicznych miejscach: gala festiwalowa<br />

w Centrum Kultury Trakart, pełnym skarbów sprzed tysięcy lat,<br />

niezwykły koncert Mihaelli Stoikovej i Samuila Geleva (o bogowie,<br />

jak on grał!) w Belozem – cudownej mekkce artystów,<br />

której właścicielem jest Ganu Ganev Ghandi. Nie będę nawet<br />

próbować opisać słowami na czym polega magia tego miejsca,<br />

tam trzeba być, żeby ją poczuć na własnej skórze. W takim<br />

entourage czytaliśmy wiersze, oszołomieni wyjątkowością<br />

zakamarków pełnych historii, obrazów i muzyki, integrowaliśmy<br />

się z poetami i artystami bułgarskimi, a wszędzie przyjmowano<br />

nas z niezwykłą gościnnoscią.<br />

Cieszę się, że mogłam być częścią tego niecodziennego<br />

wydarzenia. W tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę<br />

prywaty, bo dla mnie tegoroczny festiwal w Płowdiwie był<br />

wyjątkowy jeszcze z jednego względu – otrzymałam piękną<br />

statuetkę (wykonał ją płowdiwski artysta-rzeźbiarz Rangel<br />

Stoilow Bacho), najważniejszą nagrodę; Grand Prix festiwalu<br />

„Duchowość bez granic”. Za moje wiersze (które poeci kwantowi<br />

uznali za kwantowe), tłumaczone na język bułgarski przez<br />

Rozalię Aleksandrową i Teresę Moszczyńską-Lazarową (dobrą<br />

wróżkę festiwali), ale także za wieloletnią współpracę m.in<br />

w przygotowaniach festiwalowych almanachów. Projektowałam<br />

do nich okładki i tworzyłam ilustracje. Duży zaszczyt i ogromne<br />

wyróżnienie.<br />

Moje następne poetyckie wyjazdy to festiwale w Indiach,<br />

Rosji i w Polsce. A za rok – znowu Płowdiw, bo tam jeżdżę<br />

po słońce. Jest na co czekać, jest dla kogo pisać wiersze.<br />

W Belozem<br />

Pan Bóg na niebie słońce rozświecił<br />

w domu wśród maków i pól kapusty<br />

na starych ławach siedzą poeci<br />

gadają wierszem i piją wino<br />

rozdają uśmiech ciemnym szczelinom<br />

hołdując sprawom jedynie słusznym<br />

wśród strof i gestów plącze się szczeniak<br />

chudy kundelek – smutne ma oczy<br />

pewnie psie w łebku chowa marzenia<br />

i choć się boi – błaga o dotyk<br />

dźwięki gitary gonią się z echem<br />

poeci głaszczą psinę po grzbiecie<br />

a on dziękuje kundlim uśmiechem<br />

bo oto znalazł się w lepszym świecie<br />

Renata Cygan 30/05/2017<br />

Belozem, Bułgaria<br />

Renata Cygan ze statuetką<br />

22


TEKTOGRAFIA<br />

GRZEGORZ STEFAN MADEJ


Wiele lat temu oglądałam wystawę w Bielsku-Białej i tam pierwszy raz zobaczyłam Twoje tektografie, absolutnie<br />

zachwycajace delikatnoscią, precyzja i wdziękiem. Tektografia to technika, którą sam wymyśliłeś. Opowiedz naszym<br />

czytelnikom czym jest ta technika i co zainspirowało Cie do jej stworzenia.<br />

W liceum dzięki wspaniałemu nauczycielowi Tadeuszowi Królowi poznałem szerokie spektrum warsztatu grafika. Pasja<br />

z jaką oddałem się tej dziedzinie sztuki, pozwoliła mi zgłębić wszystkie tajniki technik metalowych (akwaforta, akwatinta, odprysk,<br />

ruletka, miękki werniks, mezzotinta itp.), nie zabrakło również wprawek w takich technik jak fluoroforta i cliche – verre. Już wtedy<br />

próbowałem eksperymentować z poznanymi technikami, tworząc suchą igłę w celuloidzie. Do drukowania z gotowej już matrycy<br />

używałem suchej pasteli, uzyskując niebywale miękki rysunek o efekcie zbliżonym do rysunków renesansowych.<br />

W trakcie edukacji w Studium Animacji Filmowej przy Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej (trwało to zaledwie kilka<br />

miesięcy), wzbudziły moje zainteresowanie zużyte płyty duraluminiowe ze starego typu powielaczy, na których starałem się tworzyć<br />

suchą igłę. Tutaj, zacząłem kserokopiarki nowszego typu używać jako warsztatu graficznego. Powielałem własne rysunki na celuloid,<br />

który po zadrukowaniu traktowałem jako niezależną pracę, lub używałem jako matrycy do naświetlania papieru światłoczułego na<br />

wzór cliche – verre. W tym też okresie miałem okazję poznawać rozmaite nowinki i zawiłości graficzne, odwiedzając na ASP w<br />

Krakowie swego przyjaciela, wówczas studiującego grafikę.<br />

Po kilkuletniej przerwie, podejmując kształcenie w Instytucie Sztuki w Cieszynie, nie zastanawiałem się nad wyborem<br />

kierunku, padło oczywiście na grafikę. Tu zetknąłem się z użyciem jako podłoża graficznego grubej tektury, powszechnie uprawiano<br />

tu technikę frotaż, mistrzostwa dokonywał w tej dziedzinie Grzegorz Hańderek (broniliśmy swe prace dyplomowe w tym samym<br />

dniu). Po realizacji kilku linorytów i technik metalowych, na drugim roku studiów zwróciłem swą uwagę na ów materiał, jakim była<br />

gruba tektura. Nie satysfakcjonowało mnie zajmowanie się gotową strukturą jaką dawały naklejane tkaniny, pióra, sznurki. To<br />

przerabiałem już w liceum, używając tych efektów do wykonywania plakatu artystycznego. Zauważyłem, że w tekturze można<br />

pozostawiać głębokie cięcia, które po zagruntowaniu lakierami dawały w druku piękną mięsistą linię druku wklęsłego, którą spokojnie<br />

mogłem wykorzystać przekładając na grafikę swój warsztat rysunkowy. Równocześnie zacząłem dostrzegać iż sama powierzchnia<br />

zagruntowanej tektury daje specyficzny efekt tinty. Używając metod zbliżonych do monotypii byłem w stanie używać delikatnych<br />

światłocieni budujących klimat i przestrzeń bryły zbudowanej z wyciętych linii. Nauczyłem się również w sposób właściwy sobie,<br />

uzyskiwać dodatkowe efekty zlewanego lakieru na płycie i reliefów uzyskiwanych punktowo grubymi warstwami farby emulsyjnej,<br />

która po wyschnięciu tworzy wypukłości na matrycy, w to wszystko wplotłem wydrapywanie – wycinanie większych powierzchni<br />

miąższu tektury.<br />

25


To wszystko w harmonijnym połączeniu pozwoliło mi na tworzenie tematów, którym oddawałem się zawsze z pasją, był<br />

to portret. Pierwszą pracą, która dała mi wyjście do dzisiejszego stanu mojej techniki była kompozycja portretowa „Afrodyta”.<br />

Przystępując do pracy dyplomowej, byłem już w pełni świadomy swego autorskiego warsztatu, jaki wypracowałem w trakcie tych<br />

studiów. To nakazało mi myśleć o ochrzczeniu własnego tworu. Stanęło na neologizmie TEKTOGRAFIA, od tektura, nie chciałem by<br />

była to tekturografia, jakoś to było mniej lotne.<br />

TEKTOGRAFIA potrafi sprawiać wiele uciążliwości warsztatowych niewprawnemu osobnikowi w warsztacie graficznym,<br />

pozbawionemu benedyktyńskiej cierpliwości, której wymaga zwłaszcza ta technika. Dla tego też, pozwalam sobie na wyrażenie<br />

satysfakcji obserwując, jak w mojej macierzystej uczelni w Cieszynie oraz na terenie Śląska, rozwija się technika, do której istnienia<br />

przyczyniłem się swoją pracą. Oczywiście, nie pomijam zasług wykładowców, moich ówczesnych mistrzów, dra Józefa Knopka<br />

oraz prof. Eugeniusza Delekty, służących wartościowymi radami i dających mi wolną rękę w eksperymentowaniu, inspirują Oni<br />

nieustannie kolejne roczniki moją pracą dyplomową i ugruntowują stworzoną przeze mnie nazwę „tektografia”.<br />

Grzegorz Madej<br />

Historyk, muzealnik, kolekcjoner, artysta grafik i malarz (aktualna kolejność)<br />

Urodził się 3 lutego 1970 r. w kaplicy pałacowej w Kozach koło Bielska-Białej, dzieciństwo spędził w Jaworzu pod Bielskiem, jednak jego przodkowie wywodzą się ze<br />

Świętokrzyskiego i Drohobycza.<br />

W 1990 r. ukończył wystawiennictwo w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Bielsku-Białej (dyplom otrzymał wyróżnienie). Następnie przez rok uczęszczał do<br />

Studia Animacji Filmowej w Bielsku-Białej. W roku 1997 podjął studia w Instytucie Sztuki Uniwersytetu Śląskiego Filia w Cieszynie na kierunku pedagogiczno-artystycznym<br />

(specjalność: grafika). Pracę magisterską z zakresu kulturoznawstwa oraz grafiki warsztatowej (tektografia) obronił w roku 2002 (dyplom otrzymał wyróżnienie). W roku<br />

2013 podjął studia doktoranckie w Instytucie Historii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Trzy lata później obronił z wyróżnieniem<br />

dysertację zatytułowaną Bielska linia książęcego rodu Sułkowskich (1786–1918).<br />

W latach 1991–2009 pracował na stanowisku marszanda w bielskiej galerii Sztuka i Antyki wybitnego antykwariusza, Leszka Wąsa. Od roku 2009 pracuje w Muzeum<br />

Historycznym w Bielsku-Białej, gdzie osiągnął stanowisko kustosza dyplomowanego (<strong>2019</strong>), obecnie jest kierownikiem Działu Historii. Zajmuje się badaniami nad historią<br />

bielskiej linii książęcego rodu Sułkowskich. W dorobku naukowym posiada 14 wydawnictw zwartych, napisał teksty do 9 publikacji pokonferencyjnych, 15 wydawnictw<br />

ciągłych oraz 10 do czasopism. Jest pomysłodawcą i redaktorem periodyku „Zeszyty Sułkowskich”. Powołał do życia Stowarzyszenie na Rzecz Odnowienia Kaplicy<br />

Zamkowej w Bielsku-Białej, którego jest przewodniczącym. Zorganizował ponad trzydzieści wydarzeń muzealnych, był kuratorem oraz współ kuratorem ponad 20 wystaw,<br />

z których najistotniejsze to: Andrzej Strumiłło. Dzieła wybrane, Roma Ligocka. Obrazy i słowa, Zakony rycerskie. Historia i współczesność, Starodruki ze zbiorów Muzeum<br />

26


w Bielsku-Białej, 260. rocznica nabycia państwa bielskiego przez A.J. Sułkowskiego, Bielscy książęta Sułkowscy jakich nie znacie, By księga była piękniejsza o duszę<br />

właściciela. 500-lecie polskiego ekslibrisu, Pod znakiem róży nad Białą. 500 lat Reformacji. W swoim dorobku ma również projekt wystawienniczy Hodie mihi, cras tibi,<br />

prezentujący prywatne zbiory dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego (cztery wystawy). Był pomysłodawcą i współorganizatorem międzynarodowej konferencji Książęta<br />

Sułkowscy, jakich nie znacie oraz stworzył cykliczne wydarzenie Zaduszki dla Sułkowskich.<br />

W dorobku artystycznym posiada 11 wystaw indywidualnych oraz udział w ponad 30 zbiorowych. Od 2002 r. pod szyldem G.M. Elzewir wydał 14 druków bibliofilskich. W<br />

2005 r. zrealizował dekoracje malarskie parapetu chóru muzycznego do kościoła w Będkowicach oraz projekty wystroju malarskiego tejże świątyni. Prace artysty znajdują<br />

się m.in. w zbiorach Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, Muzeum w Sandomierzu, Bibliotece Jagiellońskiej, Muzeum Książki we Wrocławiu oraz wielu zbiorach<br />

prywatnych. Do niedawne jego prace można było nabyć w Bator Art Galery w Szczyrku i Galerii Zamkowej Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej. Obecnie, ze względu<br />

na liczne obowiązki naukowe, zawiesił działalność artystyczną.<br />

Za swą działalność muzealniczą otrzymał w 2016 r. wyróżnienie Marszałka Województwa Śląskiego za Wydarzenie Muzealne Roku 2015 w kategorii „publikacje<br />

książkowe”. W 2017 r. został nominowany do Ikar 2016 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki za wybitną dotychczasową działalność<br />

naukową i wystawienniczą, a w roku 2018 otrzymał nominację i zdobył nagrodę główną Ikar 2017 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki<br />

za szczególne osiągnięcie kulturalne.<br />

Za osiągnięcia artystyczne był wyróżniony w 1990 r. medalem za dyplom artystyczny w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. W 2002 r. otrzymał wyróżnienie za<br />

pracę dyplomową z grafiki w Instytucie Sztuki w Cieszynie. W 2005 r. otrzymał wyróżnienie za pracę malarską w konkursie Misterium cierpienia misterium odkupienia<br />

zorganizowanym przez Bielskie Centrum Kultury Bielsko-Biała, a w 2006 r. za pracę graficzną zdobył nominację do nagrody V Triennale Autoportretu w Radomiu.<br />

Portfolio www.madejbb.pl<br />

27


CZŁOWIEK MYŚLĄCY<br />

(POMIĘDZY NATURĄ A KULTURĄ)<br />

z cyklu O SZTUCE<br />

Katarzyna Saniewska<br />

Po tym, jak 3 tysiące osób zadeklarowało swój udział<br />

w grupowym jedzeniu bananów przed Muzeum Narodowym<br />

w Warszawie, w akcie protestu przeciwko<br />

cenzurze w sztuce, po usunięciu z ekspozycji stałej w Galerii<br />

XX i XXI wieku prac Natalii LL, Grupy Sędzia Główny<br />

i Katarzyny Kozyry, nie pozostaje nic innego, niż zajadając<br />

kusząco wygięty owoc, zastanowić się nad wizjami człowieka<br />

w sztuce współczesnej. Zwłaszcza w odniesieniu do przedstawień<br />

ukazywanych w nurcie sztuki krytycznej...ale nie<br />

tylko.<br />

Natłok pytań wydaje sie trudny do uporządkowania. Wydaje<br />

się jednak, że warto byłoby się zastanowić, nad wizją<br />

nas samych, w sztuce, w kontekście trwania pomiędzy kulturą<br />

a naturą. Szczególnie teraz, gdy coraz bardziej zdajemy<br />

sobie sprawę z naszego, wpływu na funkcjonowanie planety.<br />

Co ciekawe jednak, choć dajemy sobie prawo do nazywania<br />

siebie samych twórcami ( jakże blisko temu słowu, do słowa<br />

„Stwórca”), często bezrefleksyjnie przyczyniamy się do wymazania<br />

z powierzchni Ziemi kolejnych gatunków czy całych<br />

ekosystemów. Uważamy, że mamy prawo do decyzji i do<br />

rozwoju. Między innymi dlatego, że jako jedyny gatunek tworzymy...kulturę<br />

i sztukę. A tak „Bogiem a prawdą” nie odrobiliśmy<br />

nawet podstawowej pracy domowej, zadanej nam<br />

w swoim czasie przez Stwórcę. Polegać ona miała na nazywaniu<br />

gatunków...a my nie potrafimy nawet po imieniu nazwać<br />

tego, co degradujemy.<br />

„Człowiek podbił i udomowił naturę, i zmienił planetę<br />

w wielki ogród, ale jest to ogród barbarzyńców. Trudno w nim<br />

29<br />

odróżnić to, co naturalne, od tego co przynależy do kultury.<br />

Trudno odnaleźć naturalny porządek rzeczy.” jak pisze Grzegorz<br />

Dziamski. 1 Czy istnieje w ogóle, w dzisiejszym pojmowaniu<br />

pojęcie naturalności? Co tak naprawdę jest naturalne,<br />

skoro kultura stara się cenzurować naturę, aby nadać jej<br />

w pewnych aspektach rys nie godzący w naszą estetykę,<br />

a w innych okolicznościach także w naszą etykę?<br />

Jeżeli spojrzeć na to zagadnienie szerzej, istnieje tu<br />

sprzeczność, ponieważ o naturze nie da sie powiedzieć, ani<br />

że jest dobra, ani że jest zła. Kultura natomiast, stara się<br />

ukazać kontrast, wyznaczyć linię graniczną, pomiędzy sferą<br />

dobra a zła, światła i ciemności. Natura nie podlega tym samym<br />

zasadom, co kultura, choć cywilizacja rości sobie prawo,<br />

by próbować ją w takie karby wtłoczyć. Natura jednak,<br />

w swej żywej, czystej postaci, rządzi się absolutnie innymi<br />

prawami.<br />

Nie można w jej przypadku dyskutować o moralności, czy<br />

niemoralności, chociaż z kulturowego punktu widzenia wiele<br />

spraw, procesów i zachowań, mnogość postaw powszechnie<br />

występujących w nieucywilizowanej naturze, w nas, zanurzonych<br />

w kulturze, budzi głęboki sprzeciw. Od człowieka bowiem,<br />

jako istoty predestynowanej biblijnym, boskim prawem<br />

do panowania nad naturą, wymaga się stosowania pewnych<br />

zasad. Przede wszystkim zaś, wymaga się „bycia moralnym”.<br />

W encyklice Pawła VI czytamy, ze :”Zwierzę i natura to<br />

jedno. Człowiek i natura, to dwa.” 2<br />

1. G.Dziamski, Sztuka u progu XX wieku, tekst: Zwrot ku naturze w sztuce<br />

współczesnej, Wydawnictwo Humaniora, Poznań 2002, s.141.<br />

2. Paweł VI, Humanae Vitae, 1968.


To jednak tylko jeden z punktów widzenia. Pomimo bowiem<br />

przekonania o swojej wywyższonej pozycji jesteśmy,<br />

jako gatunek, bezradni wobec niektórych procesów i mechanizmów<br />

biologicznych, jakimi rządzi się natura.<br />

Przede wszystkim jesteśmy niezbyt obficie wyposażeni<br />

w cały arsenał środków mechanicznych, czy chemicznych,<br />

jakimi przyroda obdarzyła pewne gatunki. Nie posiadamy<br />

doskonałego wzroku, czy słuchu. Nie dysponujemy zbyt<br />

czułym węchem, ani zdolnością do orientacji w terenie. Nasza<br />

odporność na warunki zewnętrzne, zmiany temperatury,<br />

czy wilgotności jest dość słaba. Nie otrzymaliśmy też kłów,<br />

czy pazurów, które pozwalały by nam skutecznie bronić się<br />

w bezpośredniej walce o życie. Ponadto, rodzimy się absolutnie<br />

bezradni i bezbronni...a jednak stoimy na szczycie łańcucha<br />

pokarmowego na Ziemi. 3 A tak nam się przynajmniej<br />

wydaje.<br />

organizmy żywe? W naturze bowiem, występują te same<br />

zespoły zachowań, co w społeczeństwach, tak zwanych cywilizowanych.<br />

Odnajdujemy zarówno monogamię, jak i poligamię.<br />

Spotykamy związki i społeczności matriarchalne i patriarchalne.<br />

Obserwujemy sytuacje, gdy oboje rodzice LUB<br />

tylko jedno z rodziców opiekuje się potomstwem. Mamy do<br />

czynienia z przypadkami, gdy potomstwo to jest zostawiane<br />

samo sobie, bądź zabijane. Znajdziemy heteroseksualizm<br />

i homoseksualizm, kazirodztwo, gwałty, zabójstwa, aborcje.<br />

Może zatem chęć wywyższania sie ponadgatunkowego<br />

ma raczej związek z chęcią dociekania początków gatunku<br />

ludzkiego, z religią, wiarą w boga, czy bogów, demiurga, lub<br />

inną siłę sprawczą? Kto tak naprawdę stanowi potęgę na Ziemi?<br />

Czy mimo wszystko nie świadczy o naszym wpisywaniu<br />

sie w tłum, w bycie jednymi z wielu, fakt że wciąż traktujemy<br />

naturę, jako wielką nauczycielkę i inspiratorkę?<br />

Jeżeli bowiem spojrzymy przez szkło mikroskopu, lub powściągając<br />

wstręt, przyjrzymy się na przykład czarnej zbroi<br />

karalucha, zobaczymy, że wszystko to jest kwestią skali<br />

i punktu odniesienia. Być może to nie my zarządzamy czymkolwiek<br />

w tym świecie, a jesteśmy jedynie platformą dla grzybów<br />

i bakterii, które decydują o losach wszechświata, nas<br />

traktując jedynie użytkowo, jako posłusznych niewolników,<br />

podległych ich poleceniom? Zanim jednak zabrniemy w tego<br />

rodzaju dywagacje, zajmijmy się próbą sformułowania odpowiedzi<br />

na pytanie, z jakich właściwie powodów traktujemy<br />

nasz ludzki gatunek, jako wywyższony i decyzyjny i jak na to<br />

odpowiada sztuka?<br />

Niewątpliwie mamy pewną zdolność, która daje nam wyjątkowe<br />

miejsce na drabinie ewolucyjnej, jako że opisane<br />

powyżej braki w „naturalnym wyposażeniu” staramy się nadrobić<br />

za pomocą rozmaitych wynalazków technicznych i naukowych.<br />

Czy nam się to udaje? To kolejne niewygodne pytanie,<br />

na które boimy się, jako gatunek, usłyszeć odpowiedzi.<br />

Druga cechą wyróżniająca nas zdecydowanie w świecie<br />

przyrody jest właśnie umiejętność tworzenia sztuki. Ewoluuje<br />

ona razem z nami i wraz z naszym rozwojem intelektualnym,<br />

sama staje się coraz bardziej wymagająca. W miarę<br />

rozwoju zaczyna zadawać coraz bardziej skomplikowane<br />

pytania. Między innymi to, które tutaj nas zajmuje: Czy istotnie<br />

mamy jakiekolwiek prawo, aby wynosić się ponad inne<br />

3. Pomimo, że to co dała nam natura jest niedoskonałe, nasza zdolność do<br />

naprawiania jej niedociągnięć, sytuuje nas ponad naturą - co w swej działalności<br />

performerskiej stara się udowodnić Stelarc. Chociaż „nasze ciała<br />

są formami przestarzałymi, które wymagają udoskonalenia i dostosowania<br />

do zmieniającej się, industrialnej rzeczywistości”.<br />

Przekonanie o niesamowitej sile natury i naszym duchowym<br />

z nią związku odnajdujemy, między innymi w pracy<br />

Macieja Awiakisa, który nie wstydzi się przyznać do swojego<br />

wręcz paranormalnego sposobu odczuwania natury.<br />

Za pośrednictwem jego pracy zatytułowanej „Stado” ( 2004)<br />

uczestniczymy wręcz w rodzaju seansu spirytystycznego,<br />

którego głównymi bohaterami są duchy zwierząt ze starej<br />

stajni w Dreźnie, z której progu pochodzi wykorzystany do<br />

wykonania rzeźby kamień. Można to przyrównać do odczuwania<br />

obecności osoby zmarłej, z którą byliśmy emocjonalnie<br />

związani, a która w niewyjaśniony sposób nadal emanuje jakąś<br />

energią, którą my, szóstym zmysłem wyczuwamy. Praca<br />

Awiakisa to poszukiwanie energii „pozwierzęcych” zaklętych<br />

w kamieniu. Ta biologiczna abstrakcja dowodzi, że można<br />

być ze zwierzęciem, a tym samym z naturą, związanym na<br />

poziomie duchowym, odrzucając tym samym chrześcijańska<br />

koncepcję, ze zwierzęta nie posiadają duszy. Jest to raczej<br />

przybliżenie się do teorii bliskich reinkarnacji, gdzie w pewien<br />

sposób podświadomie wyczuwamy duchowe powinowactwo<br />

z innymi bytami, czy to zwierzęcymi, czy to roślinnymi.<br />

Istnieje wewnętrzne przeświadczenie, że przyszło nam się<br />

już kiedyś spotkać. Koło Samsary sprawia, że jesteśmy pokrewnymi<br />

bytami, tylko na różnych stopniach duchowego<br />

rozwoju.<br />

Można to porównać ze sposobami postrzeganiem natury<br />

i siebie, jako równorzędnych elementów wszechświata,<br />

charakterystycznych dla twórczości Olega Kulika. Podobnie,<br />

jak u Awiakisa, w takim postrzeganiu natury i siebie w niej,<br />

niektórzy dostrzegają wręcz nutę szaleństwa. Istnieje jednak<br />

30


Obraz Stefan Keller, źrodło www.pixabay.com/pl<br />

cieniutka, ale bardzo ważna granica. Kulik w swoich działaniach,<br />

w których sprowadza siebie do roli psa, a raczej zachowując<br />

sie jak pies, w naszych oczach staje sie psem. Wyraźnie<br />

jednak rozgranicza pojęcia: bycia psem” i „bycia jak pies”.<br />

Traktuje zwierzę, jako swoiste „alter ego istoty ludzkiej”. Czy<br />

jest w tym pewne odniesienie do Kartezjańskiego dualizmu<br />

istoty ludzkiej? To chyba raczej podświadome wyczuwanie<br />

pewnego powinowactwa na zasadzie duchowej i cielesnej.<br />

Poświęcony jest temu cały projekt artysty zatytułowany<br />

„Zoofrnia”. Kulik zastanawia się ile zwierzęcości nosimy<br />

w sobie my, ludzie. To tak, jakby zastanawiać sie ile procentowo<br />

mamy wspólnego w kodzie genetycznym. Artysta<br />

wcielając sie w zwierzęta, usiłuje odpowiedzieć na pytanie,<br />

o skuteczne środki komunikowania wewnątrz gatunku. Powiązany<br />

z nurtem Deep Ecology artysta zakłada, ze zwierzęta<br />

powinny być traktowane na równi z człowiekiem, we<br />

wszystkich aspektach życia. Może to wydawać sie nieco<br />

szokujące, jeżeli odniesiemy to do jego pracy zatytułowanej<br />

„Rodzina przyszłości”, pokazywanej na Biennale w Wenecji<br />

i Istambule w 1997 roku. Praca ukazuje mieszkanie,<br />

w pierwszym momencie niczym się nie wyróżniające. Jednak<br />

drugi rzut oka pozwala dostrzec zupełnie inną skalę<br />

niektórych przedmiotów i sprzętów. Trzecie spojrzenie przyciąga<br />

tapeta, na której ukazane sceny z Kamasutry, których<br />

bohaterami są człowiek i pies. Kolejną pracą, która skłania<br />

do zastanowienia sie nad komunikowaniem się wewnątrz<br />

gatunku i pomiędzy gatunkami jest performance przeprowadzony<br />

w Stanach Zjednoczonych. Praca ta zatytułowana<br />

„I Like America and America Likes Me”, nawiązuje do „kanonicznego”<br />

już performance przeprowadzonego w roku<br />

1974 przez Josepha Beuysa pod tytułem „Ja gryzę Amerykę,<br />

Ameryka gryzie mnie”. Beuys pojechawszy bezpośrednio<br />

z lotniska do galerii mieszkał w niej przez trzy tygodnie wspólnie<br />

z kojotem. Natomiast Kulik już na lotnisku przeistoczył<br />

się w psa. Zrzucił ubranie i opadł na czworaki. W obroży<br />

i kagańcu tydzień spędził w galerii zamknięty w klatce, niczym<br />

dzikie zwierzę. Jego zachowanie było zresztą wzorowane na<br />

zachowaniu dzikiego zwierzęcia, komunikował się bowiem<br />

z publicznością wyłącznie za pomocą warczenia i szczekania.<br />

Kulik umożliwia ludziom spojrzenie z zupełnie innej perspektywy,<br />

gdy to człowiek musi opaść na cztery łapy i z tego<br />

poziomu obserwować świat, dając się nawet prowadzić na<br />

smyczy - jak to widzieliśmy przy okazji pracy „Pavlov’s Dog”<br />

( Rotterdam, Manifesta 1). Nasuwa sie tu pytanie -przez kogo<br />

jesteśmy na tej smyczy prowadzeni? Czy przez naturę, czy<br />

przez kulturę? Biolodzy ewolucyjni z pewnością uświadomią<br />

nam naszą małość. Podczas gdy socjologowie i specjaliści<br />

od tak zwanych zachowań konsumenckich, ukażą nam możliwe<br />

warianty strategii unikania oraz sposobów na zakuwanie<br />

w rozmaite kagańce.<br />

31<br />

Chodzi o uświadomienie ludzkiej pozycji we wszechświe-


cie, ale także pozycji człowieka wewnątrz swego własnego<br />

gatunku. Przede wszystkim wtedy, gdy uświadomimy sobie,<br />

że nasze ludzkie działania wcale nie różnią się w swoich<br />

mechanizmach od tych wyzwalających się u dzikich zwierząt.<br />

Spojrzeć tu należy na prace Kulika z lat 90-tych, nawiązujące<br />

do rzeczywistości rosyjskiej tamtego okresu, na której<br />

agresja i porachunki mafijne odcisnęły swoje ogromne piętno.<br />

Na szczególną uwagę zasługuje performance, który miał<br />

miejsce w Moskwie w 1994 roku, zatytułowany „Mad Dog”.<br />

Artysta całkiem nagi, uwiązany na solidnym łańcuchu, niczym<br />

psy wystawiane do walk, rzuca się wściekle na zgromadzoną<br />

publiczność, szczeka i warczy. Ciekawie patrzy się<br />

na tę pracę teraz, z perspektywy czasu, zwłaszcza po obejrzeniu<br />

filmu „The Square” Rubena Ostlunda - gdzie reżyser<br />

w znakomity sposób zadaje niekomfortowe pytania dotyczące<br />

systemu rządzącego rynkiem sztuki i fantastycznie<br />

parafrazuje prace rozmaitych performerów, miedzy innymi<br />

właśnie Kulika oraz reakcje tak zwanych „namaszczonych”<br />

krytyków i tak zwanych „świadomych” odbiorców sztuki.<br />

i wyższość zaczęła chwiać się w posadach?<br />

Czym/Kim zatem jest Homo Sapiens w tym znaczeniu?<br />

Czy przypadkiem nie trybikiem w wielkiej maszynie plotącej<br />

wątek, składający się na przetrwanie gatunków? Oprócz<br />

posiadania wielkiego Ego, mamy jeszcze szczęśliwie umiejętność<br />

refleksji. Choć ta w dobie powszechnej globalizacji<br />

zdaje się niestety ulegać stopniowej atrofii. Nie popadając<br />

jednak w niepotrzebny cynizm, należy uchwycić się nadziei,<br />

że to właśnie umiejętność zastanawiania się nad światem,<br />

chęć dociekania przyczyny, jest tą iskierką wyjątkowości, którą<br />

niektórzy nazywają duszą.<br />

Skoro stworzyliśmy kulturę, wbrew naturze ( która stworzyła<br />

nas), to może czas teraz pozwolić , aby to kultura zaczęła<br />

stwarzać nas...nas, jako nowe byty lepsze i doskonalsze,<br />

niezależne od instynktów i wyabstrahowane z tego, co<br />

jest tylko zlepkiem rozmaitych rodzajów białek...<br />

W tym miejscu należałoby zastanowić się nad rzeczywistą<br />

pozycją człowieka w świecie. Kulik w swojej sztuce zrównuje<br />

człowieka ze zwierzęciem. Oznaczałoby to zrównanie<br />

kultury i natury. Jeżeli jednak zamyślimy się przez kilka chwil<br />

nad wielością inspiracji, jakich natura dostarcza człowiekowi,<br />

czy nie okaże się że to jednak ona stoi na znacznie wyższej<br />

niż człowiek pozycji?<br />

Czy sztuka mimetyczna i nieustanne uczenie się rozwiązań<br />

przez naturę już „wynalezionych” nie potwierdza przypadkiem<br />

jej wyższości nad nami? Czym jest bowiem lepsza<br />

architektura naszych wieżowców od nowatorskich rozwiązań<br />

stosowanych chociażby w termitierach? W czym gorsza jest<br />

społeczność ula, rój tworzący jeden precyzyjnie działający<br />

organizm, od społeczeństw Chin czy Japonii, gdzie rola jednostki<br />

jest postrzegana niezwykle podobnie i nie bierze się<br />

pod uwagę jej nadrzędnego dobra, z racji tego, ze najmocniejsze<br />

jest tam pojęcie podmiotu zbiorowego „My”. Wszelkie<br />

działanie podyktowane jest dobrem ogółu.<br />

Jeżeli korzystając z nawiązania do świata owadów, chciałoby<br />

się, nieco cynicznie , podsumować związki natury i kultury<br />

w kontekście odniesień do religii, można posłużyć się<br />

słowami biologa ewolucyjnego Johna Burdona Sandersona<br />

Haldane’a, który mówi: „(...) gdybyśmy mieli wnioskować coś<br />

o Bogu na podstawie badań przyrody, to wynikałoby z nich<br />

niesłychane upodobanie Stwórcy do chrząszczy.” 4 Czy potrzeba<br />

dużo więcej, aby nasza wiara we własną wyjątkowość<br />

4. Cyt.za: A.M .Potocka, Sztuka Aktualia.<br />

Czy mamy prawo do aż takiego indywidualizmu? Co<br />

więcej, wbrew „politycznej poprawności” oznaczałoby to, ni<br />

mniej ni więcej, tylko zróżnicowanie na lepszą i gorszą część<br />

ludzkości, a wyznaczane byłoby to według stopnia rozwoju<br />

wytworzonej kultury. De facto dzieje się tak od momentu,<br />

gdy powstała pierwsza cywilizacja. Wraca zatem pytanie<br />

o rolę sztuki. Ponieważ sztuka jest jednym z ważniejszych<br />

wytworów kultury. Czy fakt, że jesteśmy jedynym gatunkiem<br />

na ziemi, który tworzy sztukę daje nam prawo, aby to za jej<br />

pomocą, wypowiadać się na temat tego, czym jesteśmy, jakie<br />

zajmujemy miejsce w świecie i dlaczego tkwi w nas ta bezustanna<br />

potrzeba dociekania? Umiejętność zadawania pytań,<br />

zastanawiania się nad swoim miejscem w świecie, poszukiwanie<br />

rytmów i porządków, wyznaczanie sfery świętości,<br />

uciekanie od sfery ciemności...<br />

Wydaje mi się, że to jest odpowiedź, chociaż przewrotnie<br />

to, co staje się naszą mocą, czyli wiedza, staje sie także przyczyną<br />

naszej słabości. Po pierwsze wciąż chcemy więcej,<br />

a po drugie zdajemy sobie sprawę z własnej kruchości...<br />

Sztuka stawia znaki zapytania, ponieważ mimo refleksji<br />

na temat natury i deklaracji chęci powrotu do niej, do pierwotnego<br />

stanu, nieskalanego cywilizacyjnym piętnem, znajdujemy<br />

się w takim punkcie, że dla własnego bezpieczeństwa,<br />

musimy pozostawać „na zewnątrz” natury. To wyznaczanie<br />

sfery tabu sprawia, że musimy chronić się przed naturą.<br />

dotyczy to wszystkich sfer życia ludzkiego, od poczęcia aż<br />

32


fot.: pixabay.com/pl<br />

do śmierci. Pojawiają sie tu kwestie etyczne i estetyczne,<br />

które powodują, że nasze deklaracje powrotu do natury, wymagałyby<br />

absolutnego wyrzeczenia się dekalogu, całkowitej<br />

rezygnacji z jakichkolwiek praw i zakazów. Raz uwikłani<br />

w kulturę, nie jesteśmy już do tego zdolni.<br />

Co ciekawe, wrażenie że kultura zdaje się dzielić świat<br />

na strefę sacrum i profanum, nie do końca odpowiada prawdzie.<br />

Tak naprawdę kultura to kontekstowość. To uzależnienie<br />

od werdyktu, od tego w jakim świetle przedstawimy<br />

dane argumenty. Tak naprawdę to natura właśnie w swej<br />

absolutnej a-moralności nie pozostawia miejsca na sferę<br />

szarości, sferę relatywizmu, 256 odcieni szarości. Tutaj priorytetem<br />

jest zero jedynkowość, dyktowana przez chęć przetrwania<br />

i nie ma zachowań zakazanych, przesądów i przykazań.<br />

Gdzie zatem autentyzm? Dlaczego wciąż uważamy,<br />

że jesteśmy czymś lepszym, skoro przepełnia na przede<br />

wszystkim strach...przed naturą. Boimy się naturalnych instynktów,<br />

przeraża nas bezwzględność w dążeniu do celu,<br />

gwałtowność, dzikość, brak kontroli. Boimy się naturalnych<br />

odruchów, wstrętne nam są naturalne zapachy, naturalne,<br />

a nieuchronne procesy. Estetyzacja narzucona życiu oddala<br />

nas od natury, a pozostałą w nas jej cząstkę , usiłujemy<br />

za wszelką cenę poddać absolutnej kontroli.<br />

To co naturalne dla nas samych, jako ludzi,<br />

uważamy za prymitywne, nieprzyjemne,<br />

brzydkie, odstręczające, „zezwierzęcające”.<br />

W ramach tego uruchamiamy zadziwiający<br />

proces naturalizacji kultury. Wytwarzamy pewne<br />

standardy,<br />

33<br />

z którymi tak spajamy<br />

nasze życie<br />

i zachowania, że<br />

wydają się odwieczne,<br />

a tym samym<br />

naturalne. W pewnym<br />

momencie dochodzimy<br />

do tego,<br />

że chcąc pokazać<br />

naturę, jako coś<br />

pięknego,<br />

ciepłego<br />

i niegroźnego,<br />

po to aby siebie<br />

umiejscowić,<br />

jako<br />

jej część, wplątujemy ją w odniesienia kulturowe. Aby siebie<br />

umieścić pomiędzy elementami natury, narzucamy im swoje<br />

kulturowe uwarunkowania.<br />

Przykładem niech będzie sztuka krakowskiego artysty<br />

Piotra Lutyńskiego, który tworzy, jak sam twierdzi, głównie dla<br />

zwierząt. Mimo głębokiego szacunku wobec nich, twierdząc<br />

że doskonale wyczuwa, jaką one lubią sztukę. Przyjrzyjmy<br />

się pracy z 2003 roku, pokazywanej w krakowskim Bunkrze<br />

Sztuki, zatytułowanej „Ptasia kolumna” 5 . Prezentowana<br />

przez Lutyńskiego praca ma szereg odwołań. Forma ko-<br />

lumny, postawionej w centrum sali wystawowej, nawiązuje<br />

do koncepcji axis mundi oraz drzewa życia. Artysta<br />

nawiązuje do kulturowego archetypu, do chrześcijańskiej<br />

legendy, według której krzyż, na którym umiera Zbawiciel,<br />

przemienia się w żyjące drzewo, wypuszczające gałązki.<br />

Tak też jest często przedstawiany w ikonografii.<br />

Nasza myśl wykonuje zatem zastanawiająca woltę.<br />

Widzimy naturę ukrzyżowaną przez kulturę.<br />

Widomym<br />

tego znakiem jest otaczająca „Ptasia kolumnę” siatka,<br />

symbol ograniczeń stawianych naturze przez kulturę. Jeżeli<br />

pójdziemy z nasza myślą dalej, możemy zastanawiać<br />

się, czy zatem natura, jako umęczona i ukrzyżowana<br />

przez kulturę ma moc zbawczą? Żywe ptaki krążące wokół<br />

„Ptasiej kolumny” są niczym zrozpaczone po ukrzyżowaniu<br />

Chrystusa Cherubinki w obrazach Giotta.<br />

Warto<br />

jednak przypomnieć sobie, że oprócz ptaków kolumnę<br />

otaczają też przez pewien czas jeszcze inni przedstawiciele<br />

fauny, między innymi kozy. Świadczyć to może o dwoistości<br />

zastosowanej przez Lutyńskiego symboliki zwierzę-<br />

5. Cyt.za: teksty ze strony Bunkra sztuki, z recenzji Juliusza Gałkowskiego,<br />

www.bunkier.com.pl. Kuratorką wystawy była Bożena Gajewska.


cej. Z drugiej strony słup otoczony siatką przywodzi na myśl<br />

raczej ptaszarnię lub ogród zoologiczny, a siatka staje się<br />

nieprzekraczalną granicą.<br />

Artysta chcąc ukazać swoją jedność z naturą, przenosi<br />

ją do sali wystawowej i zamyka za ogrodzeniem. Pomimo<br />

dobrych intencji, wydźwięk staje się raczej negatywny. Lutyński<br />

stając przy siatce, gra zwierzętom na skrzypcach, jednak<br />

przez ten gest zamiast zjednoczyć się z naturą, jeszcze<br />

mocniej ukazuje swoje zdystansowanie i spojrzenie z wywyższonej<br />

pozycji.<br />

Jednak Lutyński stara się pokazać swoje posłannictwo,<br />

swoją jedność ze światem natury i fakt, że bezsprzecznie<br />

czuje się jej równorzędna częścią. Mówi o tym wystawa „Narodziny”<br />

6 . Można ją określić, jako koncepcyjne zestawienie<br />

wielu elementów, które symbolicznie są związane z momentem<br />

przyjścia na świat. Jest to jednak fragment większego<br />

przedsięwzięcia zatytułowanego „Muzyka dla ryb” 7 , które ma<br />

ukazywać nawiązanie bezpośredniego dialogu z naturą.<br />

Można tu oczywiście uczynić dygresję, dotyczącą propozycji<br />

dialogu z naturą w wykonaniu Zbigniewa Warpechowskiego<br />

(1973), którego interlokutorka ryba, staje się raczej<br />

jego ofiarą niż istota mającą prawo do zabrania głosu. Warpechowski<br />

wypijając wodę wraz z pływającą w niej rybką,<br />

udowadnia bezsprzecznie, że ryby głosu nie mają.<br />

U Lutyńskiego, w dialogu pomiędzy naturą a kulturą,<br />

mimo wszystko chodzi o wzajemne zrozumienie swoich potrzeb<br />

i swojej wyjątkowości, o wzajemną troskę. Wystawa<br />

podzielona jest na dwie części. Pierwsza przedstawia rozmaite<br />

obiekty i skłania nas do szukania rozmaitych odniesień<br />

do kwestii narodzin. Jest lekka i poetycka. Może oprócz<br />

części, gdzie całe pomieszczenie zapełnione jest porożami<br />

zwierząt, co sam Lutyński określa mianem „rozmowy z duchami”.<br />

W środku sali ekspozycyjnej znajduje się między<br />

innymi inkubator z jajami , z których 10 kwietnia wykluły się<br />

pisklęta. Artysta wcielił się tutaj w matkę nowych obywateli<br />

świata natury. Ubrany w sweter obszyty piórami, zagrał<br />

specjalnie dla wyklutych kurcząt, koncert muzyczny. Złośliwcy<br />

odnajdą tu co prawda skojarzenia literackie, z postacią<br />

głównego bohatera powieści „Ptasiek” Williama Whartona.<br />

Ci poważni natomiast powołają się na teorię, według której<br />

pierwsza istota, jaką nowonarodzone stworzenie ujrzy tuż<br />

po otwarciu oczu, jest przez nie uważane za matkę. Mamy<br />

6. Galeria Starmach, Kraków, 21.04 - 28.05.2006r.<br />

7. Klub Alchemia, Kraków 2004r.<br />

tu więc niezwykle mocne ukazanie związku artysty z naturą.<br />

Najsilniej działającym z ukazanych na tej wystawie obiektów<br />

jest, surrealistyczny w pierwotnym odbiorze, twór obrazujący<br />

pół człowieka pół gniazdo. Ukazana zostaje jedność człowieka<br />

z naturą. Jednak to człowiek nosi w sobie zalążek<br />

wszechświata, nie zaś wszechświat zalążek człowieka.<br />

W pytaniu o naturę i odniesienia kulturowe w obrębie samoidentyfikacji,<br />

oraz tego co faktycznie oznacza „naturalne<br />

bycie człowiekiem” ważne jest zaobserwowanie momentu<br />

przejścia i pewnej płynności ,pomiędzy biologizmem a kulturą.<br />

Ukazuje to w ciekawy sposób praca Katarzyny Kozyry,<br />

zatytułowana „Ragazzi” („Chłopcy”). Praca ta jest serią<br />

trzech filmów, pokazywanych jako tryptyk, a jej bezwzględną<br />

wartością jest uchwycenie momentu pewnego prymitywnego<br />

„owadziego” biologizmu, jaki po pewnym czasie obserwacji<br />

zaczynamy dostrzegać w zachowaniu filmowanych postaci.<br />

Artystka zaaranżowała sesję zdjęciową na schodach warszawskiej<br />

Zachęty. Przeprowadziła tym samym swoisty eksperyment<br />

na żywych, ludzkich organizmach, niczym entomolog<br />

obserwujący nabitego na szpilkę żywego jeszcze motyla.<br />

Zebrała spore grono atrakcyjnych młodzieńców, chętnych<br />

do pozowania nago i nie informując ich dokładnie, na czym<br />

owo pozowanie będzie polegać, zostawiła ich samych sobie.<br />

Ciekawym kluczem interpretacyjnym jest tu minimalistyczny<br />

kostium - rekwizyt, jaki każdy z uczestników sesji otrzymał.<br />

Był to bowiem rodzaj okrycia na genitalia, którego głównym<br />

zadaniem było nie tyle okrycie penisa, ile przemienienie go<br />

w zupełnie inny, trudny do zidentyfikowania organ, będący<br />

pomieszaniem waginy i kwiatu. Kozyra odbiera tym samym<br />

swoim modelom tożsamość narzucaną automatycznie przez<br />

wizualne atrybuty płciowości. Przez pierwszy okres oczekiwania<br />

grupa młodzieńców, nie mając żadnych wytycznych,<br />

odnośnie wymaganego od nich zachowania zaczyna kręcić<br />

sie i przemieszczać dość chaotycznie , niczym robaki wypuszczone<br />

na dno pudełka. W chwili gdy orientują się, że<br />

są juz filmowani, początkowo przybierają różne niezbyt naturalne,<br />

wystudiowane pozy. Nie mogą sobie jednak znaleźć<br />

miejsca, podwójnie skrępowani przez pozbawiające ich atrybutów<br />

seksualności dziwne rekwizyty. W pewnym momencie,<br />

po długich poszukiwaniach właściwego klucza zachowań,<br />

zwijają w rulony leżące na schodach Zachęty dywany<br />

i zaczynają za ich pomocą walczyć. Dopiero wówczas mija<br />

widoczne poprzednio skrępowanie. Odzywa sie ich ukryty<br />

biologizm, ten prawdziwy, niezafałszowany żadnym kostiumem.<br />

Czy ładny w naszym kulturowym i kulturalnym podejściu,<br />

to już inna sprawa.<br />

34


Tutaj można sobie zadawać pytanie, czy faktycznie lgniemy<br />

do tego co niezafałszowane i naturalne, „nieprzypudrowane”<br />

przez kulturę? Czy to co biologiczne, często w swym<br />

biologizmie, z naszego punktu widzenia, brutalne i gwałtowne,<br />

faktycznie jesteśmy w stanie znieść, bez zakrywania oczu<br />

i zatykania nosów? Czy to z tego powodu Mona Hatoum<br />

i jej instalacja „Głębokie gardło” z jednej strony nas odstręcza,<br />

gdy już uświadomimy sobie, co tak naprawdę przedstawia,<br />

z drugiej zaś strony zachwyca. Przypomnijmy, że chodzi<br />

o obserwację obrazów rejestrowanych za pomocą połkniętej<br />

przez artystkę kamery. Pracę tę można uznać za ilustracje<br />

zależności powstałej pomiędzy natura a kulturą. Cały zaś<br />

biologizm tej instalacji nie ma w sobie, tak naprawdę, niczego<br />

drastycznego. Wszystko, co drastyczne istnieć zaczyna za<br />

pomocą konotacji, które wytwarza nasz ukształtowany przez<br />

kulturę umysł.<br />

Pojawia sie tu pytanie o stwórcę. Pojawia sie ponownie<br />

kwestia sacrum i profanum, sfera zakrytego i odkrytego.<br />

Dlaczego zawsze chcemy wiedzieć: Co jest w środku? Dlaczego<br />

w dziwny sposób pragniemy tego, co nas odrzuca?<br />

Z jakiego powodu o gęsią skórkę przyprawia nas praca Polony<br />

Tratnik „37*C”?<br />

Tytułowe 37*C to wymagana temperatura, aby ludzki<br />

materiał genetyczny mógł sie swobodnie rozwijać. Taka<br />

była też wymagana temperatura ekspozycji. Artystka z pobranych<br />

własnych tkanek wyhodowała skórę. z otrzymanego<br />

w ten sposób materiału uszyła koszulkę. Dlaczego<br />

wydaje nam sie to w jakiś sposób wstrętne i niestosowne?<br />

Może z tego względu, że pokazuje, iż my sami jesteśmy zbudowani<br />

z tego samego typu materiału, jak i cała reszta organizmów<br />

żywych?<br />

Odnosi sie to bezpośrednio do pozostałych dzieł artystki.<br />

Między innymi projektu „Microkosmos” i „Private Bowls”,<br />

gdzie wkraczając w świat mikroorganizmów, za pomocą<br />

szkiełka mikroskopu przekraczając kolejną barierę stawianą<br />

przez kulturę, wchodzi w zupełnie inny wymiar. Zastanawia<br />

się, czym komórki naszej, ludzkiej skóry, różnią się od innych<br />

organizmów hodowanych na szalkach Petriego? Jeżeli wejrzymy<br />

w swoje wnętrza jesteśmy pokarmem dla kolonii grzybów,<br />

bakterii i wirusów. Oczywiście możemy także powiedzieć,<br />

że jesteśmy ich mikrokosmosem, ze wraz z naszym<br />

końcem, nastąpi koniec ich świata. jednak chodzi przede<br />

wszystkim o fakt współzamieszkiwania planety, oraz o to że<br />

to nie skala decyduje o rzeczywistej potędze. To, ze czegoś<br />

pozornie nie widać, nie oznacza, że nie istnieje.<br />

Bardzo prawdopodobne, że my, jako ludzie także jesteśmy<br />

niewidoczni z punktu widzenia wielu mieszkańców naszego<br />

globu. Natomiast nasza sztuka i kultura, z których<br />

wyjątkowości jesteśmy tak dumni, ma znaczenie tak nikłe,<br />

jak dla większości z nas problemy adaptacyjne krewetki bezwłosej<br />

albo jednowłosej, zamieszkującej jakieś oceaniczne<br />

odległe akweny. Nad tym jednak mam zamiar pogdybać<br />

w następnym odcinku cyklu o wizjach człowieka w sztuce.<br />

Katarzyna Saniewska<br />

Jako artysta plastyk od ponad 13 lat związana z Ośrodkiem Kultury Ochoty i Magazynem Sztuk.<br />

Jest Instruktorką malarstwa i rysunku. Prowadzi zajęcia z dziedziny technologii malarstwa, studium postaci oraz<br />

spotkania tematyczne, związane ze sztuką współczesną.<br />

Zajmuje się także projektowaniem i aranżacjami wnętrz mieszkalnych i publicznych, a także projektowaniem oraz<br />

wykonawstwem dekoracji i scenografii.<br />

Jako Kulturoznawca, prowadzi bezustanne badania rzeczywistości otaczającej - tej medialnej i niemedialnej.<br />

Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Stowarzyszenia Akademia Kontaktów Społecznych AKOS.<br />

Brała udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą oraz w krajowych i międzynarodowych<br />

plenerach malarskich.<br />

Ekspert ds. Edukacji kulturalnej i sztuk wizualnych przy Biurze Kultury m.st. Warszawy.<br />

Ukończyła Europejską Akademię Sztuk oraz zdobyła doktorat z kulturoznawstwa na Uniwersytecie SWPS.<br />

35


SYLWIA ŁAKOMA<br />

FOTO GRAFIA


Sylwio, Twoje prace mają w sobie klimat niezwykle nostalgiczny, sentymentalny i są bardzo delikatne w swojej<br />

poetyce. Powiedz mi co jest dla Ciebie inspiracją w tworzeniu obrazu? Uczucie, przeżycie jakieś czy sam obraz,<br />

który przykuwa twoja uwagę?<br />

Tworzenie obrazu u mnie nie odbywa się drogą inspiracji. Owszem bywają zdjęcia, które zostały zainspirowane np.<br />

muzyką, czyimiś słowami, obrazami które poruszyły... ale większość została stworzona na podstawie wyobraźni i w oparciu<br />

o emocjonalność, które to dzięki swej sile często podają mi już gotowe obrazy, albo ich zarys. Nierzadko też zdjęcia moje<br />

biorą się zwyczajnie ze snów i z przetworzenia rzeczywistości. Kiedyś pisałam poezję, a teraz poezją są moje zdjęcia.To<br />

taki zamiennik, który nastąpił w naturalny sposób. Nie miałam takiego planu. To się stało samo.<br />

Twoje obrazy to połaczenie fotografii i grafiki komputerowej. UzyWasz tych narzędzi z takim wyczuciem, że śmiało<br />

można powiedzieć, że środki wyrazu wspierają i podkreślaja treść pracy. Twoje prace opowiadają...<br />

...o życiu, o ukrytych w nas pragnieniach, o ludziach, o naszych relacjach, opowiadają też czasem i o trudnych<br />

sprawach takich jak samotność, szukanie swego. Właściwie trudno mnie chyba zakwalifikować pod dany rodzaj fotografii,<br />

bo w moim portfolio znajdują się zarówno portrety, jak i pejzaże. Zarówno zdjęcia będące wierną kopią rzeczywistości, jak<br />

i obrazy odrealnione, które przypominają bajki i jakiś świat magiczny, a zarazem bardzo nam bliski. Jest w nich<br />

melancholia, ale też i zwariowanie pozytywna radość. Najbardziej lubię w fotografii portrety, ale pejzaze, czy surrealizm też<br />

nie są mi obce.<br />

Skąd pomysł na takie właśnie połączenie technik?<br />

Pomysł wziął się z lenistwa, ale i z zachwytu nad pewnym zdjęciem. Wiem że z tym lenistwem brzmi to niedorzecznie<br />

i dziwnie, ale taka jest prawda. Kiedyś wiele czasu spędzałam na malowaniu, szkicowaniu, rysowaniu. Wszelkie<br />

plastyczne formy wyrazu nie były mi obce. Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcie koleżanki, która zastosowała w nim technikę<br />

nakładania faktur. Spodobało mi się to tak bardzo, że postanowiłam zapytać ją o to. Pamiętam jak dziś, że umówiłyśmy się<br />

wtedy przez internet na wspólny czas, w którym ona krok po kroku tłumaczyła mi jak nakłada tekstury na zdjęcia. Nauczyła<br />

mnie tego i od tamtej pory zaczęłam się w to bawić. Niekiedy wykreowanie jednego zdjęcia potrafiło zająć mi kilka godzin!<br />

Lubiłam to, nieprzesypiałam przez to nocy czasami, ale mimo zmęczenia nigdy takich zarwanych nocy z powodu zdjęć nie<br />

żałowałam. Odkryłam wtedy, że zdjęcia też mogą być rodzajem malarstwa, o tyle lepszym, że pochłaniającym mniej czasu.<br />

Że efekty końcowe są szybciej osiągalne niż np. w malarstwie olejnym. Dlatego mówię, że taka droga kreowania zdjęć<br />

wzięła się też z lenistwa. Nie chciałam już malować, wolałam tworzyć obrazy szybciej. Fotografia zatem wyparła mi poezję<br />

i malarstwo. Był to łagodny proces przejścia z jednego w drugie bez żalu za tym, co było kiedyś.


Jak długo zajmujesz się fotografią? Co sprawiło, że sięgnełaś po te technikę artystyczną?<br />

W fotografii „siedzę” tak mocniej od 2008 roku.<br />

Natomiast pierwszy kontakt z aparatem miałam w wieku lat około 15. Wtedy to biegałam po wsi, w której po części się<br />

wychowałam, z rosyjskim aparatem Smiena na szyi i fotografowałam ludzi na polach, domy sąsiadów, pasące się zwierzęta na<br />

łąkach, życie wiejskie... aparat był na klisze, ale żadnej z klisz nie wywołałam.<br />

Oglądałam twój film stworzony ze zdjęć, które są Twojego autorstwa. To była poruszająca opowieść o kobiecości,<br />

tęsknocie i samotności. Pałna cichej pokory i zgody na rzeczywistość. Odbiór Twoich prac jest bardzo pozytywny. Ludzie<br />

reagują emocjonalnie na Twoja twórczość. A jednak tworzysz do szuflady...dlaczego?<br />

Na te chwilę muszę odłożyć pasję fotografowania, bo zwyczajnie nie mam na nią czasu. Moja fotografia teraz ogranicza się<br />

tylko do fotografii rodzinnej, ktorą w większości chowam do szuflady z uwagi na... albumowy jej charakter (zdjęcia rodzinne mniej<br />

albumowe pokazuję czasem). W sieci można znaleźć kilka moich portfolii, więc to nie jest tak, że tworzę tylko do szuflady. Faktem<br />

jest natomiast, że się z tym nigdy nie reklamowałam i nie reklamuję, nigdy też nie uczyniłam z fotografii źródła zarobku. Gdy<br />

poznaję nowych ludzi nawet nie mówię im o tym, że fotografia miała i ma w moim życiu jakieś tam znaczenie, że mam jakieś z jej<br />

udziałem osiągnięcia, że poczyniłam tysiące obrazów, które zostały przez niektórych ludzi dobrze zapamiętane..


i może dlatego wydaje się jakbym ukrywała ją przed światem. Nie ukrywam, ale na obecny czas mocno dozuję, gdyż<br />

zakres jej tworzenia mam ograniczony. Najpiękniejsze jest to, że „ograniczenie” to nie daje mi absolutnie żadnego<br />

poczucia żalu, że odłożona pasja wcale się o nic nie dopomina, że siedzi sobie cicho, przygląda się i czeka... to też jest<br />

jakiś proces, jakaś przemiana. Odbywa się to wszystko w sposób naturalny<br />

i dobry dla mnie.<br />

Dziękuję Sylwio za rozmowę i życzę Ci spełnienia artystycznego a nam odbiorcom jeszcze wielu wzruszeń dzięki Twoim<br />

pracom.ę ci bardzo za rozmowę i życzę spełnienia artystycznego w takim wymiarze o jakim marzysz, a nam odbiorcom<br />

życzę abyśmy mogli długo i często wzruszać się twoimi pracami.


Sylwia Łakoma<br />

- matka, nauczycielka j. polskiego, poetka, artystka. Uczestniczka wystaw zbiorowych i indywidualnych. Urodzona w Tczewie koło<br />

Gdańska. Mieszkanka Bristolu (Wielka Brytania) od 2009 roku. Absolwentka Uniwersytetu Bydgoskiego na kierunku filologii polskiej<br />

oraz Policealnej Szkoly Architektonicznej. Uczęszczała na zajęcia prowadzone na ASP w Gdańsku, gdzie pod okiem prof. Janusza<br />

Akermanna uczyła się rysunku i malarstwa. Pierwsza indywidualna wystawa jej prac odbyla sie w 2001 roku. Na swej drodze<br />

spotykała wielu ciekawych ludzi, o których mowi: ‘’pomogli mnie ukształtować’’. Wsród nich znalezli się m.in Leszek Madzik (znany<br />

scenograf , reżyser teatralny i profesor sztuk pięknych) oraz Michal Juszczakiewicz (główny prowadzący program ‘’Od przedszkola<br />

do Opola’’), u których uczęszczała na zajęcia plastyczno-teatralne. Oprócz sztuk plastycznych interesuje się również fotografią<br />

(zdobyla kilkanaście wyróżnień), a także literaturą (debiut poetycki w 2005 roku i ukazanie się jej utworów w Antologii Poezji Polskiej).


Płyty, które<br />

słucham<br />

muzyczna podróż<br />

z Arturem Sienkiewiczem<br />

Na pierwszy ogień album,<br />

który przez chyba każdego<br />

krytyka muzycznego i fana jazzu<br />

jest uznawany za najlepsze<br />

osiągniecie tego gatunku. Mowa<br />

o płycie „Kind of Blue”, nagranej<br />

2 marca i 22 kwietna 1959<br />

roku w Columbia 30th Street<br />

Studio w Nowym Jorku przez<br />

najwybitniejszego trębacza<br />

jazzowego Milesa Davisa. Do sprzedaży ten krążek trafił 17<br />

sierpnia 1959 roku a wydała go Columbia Records. Materiał<br />

muzyczny został nagrany przez sextet Milesa Davisa w składzie:<br />

Miles Davis – trąbka<br />

John Coltrane – saksofon tenorowy<br />

Julian “Cannonball” Adderley – saksofon altowy<br />

Bill Evans – fortepian<br />

Wynton Kelly – fortepian w utworze “Freddie Freeloader”<br />

Paul Chambers – kontrabas<br />

Jimmy Cobb – perkusja<br />

Pod koniec roku 1958 roku Miles Davis miał w swoim<br />

składzie najlepszy i przynoszący największe dochody zespół<br />

jazzowy grający w stylu hard bop. Jednak długoletnie granie<br />

w tym stylu zaczynało Davisa nużyć i postanowił poszukać<br />

nowych form artystycznej wypowiedzi. Znalazł ją w publikacji<br />

z zakresu teorii muzyki, pianisty Georga Russella, zatytułowanej<br />

„Lydian Chromatic Concept of Tonal Organization”. Nie<br />

będę tu za bardzo wnikał w tę teorię, ponieważ jest ona<br />

raczej przeznaczona dla<br />

profesjonalnych muzyków, niż<br />

dla zwykłych zjadaczy chleba,<br />

do których siebie zaliczam. W<br />

ogólnym zarysie chodzi o to,<br />

żeby stosowane do tej pory<br />

komponowanie muzyki oparte<br />

na zmieniających się akordach<br />

w tradycyjnych tonacjach<br />

durowych i molowych, zastąpić<br />

muzyką opartą na tra-ktowaniu akordów i skali jako<br />

równoprawnych elementów, które należy stosować w poziomej<br />

zależności. Ten sposób traktowania jazzu zyskał na-zwę<br />

jazzu modalnego. Po raz pierwszy tego rodzaju podejście do<br />

komponowania, Davis za-stosował w jednym utworze na płycie<br />

„Milestones” z 1958 roku. Zadowolony z efektu, postanowił w<br />

taki sam sposób nagrać cały album. W wyniku tych przemyśleń i<br />

eksperymentów, powstał album „Kind of Blue”.<br />

Płyta wywarła I wciąż wywiera wpływ na wielu artystów<br />

z kręgów jazzu, rocka a także muzyki klasycznej i jest uznawana<br />

za najbardziej wpływowy album jaki kiedykolwiek został nagrany.<br />

Był inspiracją dla późniejszych płyta Davisa, Johna Coltrane’a<br />

„My Favourite Things” z 1961 roku oraz „A Love Supreme”<br />

1965. Gitarzysta Duane Allman z zespołu The Allman Brothers<br />

Band przyznał, że płyta „Kind of Blue” zainspirowała go do sola<br />

w utworze „In Memory of Elizabeth Reed”. Klawiszowiec zespołu<br />

Pink Floyd Richard Wright wyznał, że te nagrania przyczyniły<br />

się w znacznym stopniu do powstania utworu „Breathe” ze<br />

41


słynnej płyty „The Dark Side of the Moon”.<br />

Nie będę już przytaczał innych przykładów,<br />

bo lista artystów, którzy czerpali inspirację<br />

z tych nagrań jest bardzo długa.<br />

W 2002 roku Biblioteka Kongresu USA<br />

umieściła „Kind of Blue” w zestawie 50 płyt<br />

National Recording Registry, czyli zestawu<br />

albumów muzycznych, które są kulturowo,<br />

historycznie lub artystycznie ważne dla życia<br />

w Stanach Zjednoczonych. Rok później<br />

magazyn Rolling Stone umieszcza ten album<br />

na 12 miejscu 500 najlepszych albumów<br />

wszechczasów. W 2008 roku płyta otrzymała<br />

certyfikat poczwórnie platynowej płyty,<br />

przyznany przez Amerykańskie Stowarzyszenie<br />

Przemysłu Płytowego (RIAA).<br />

Płyta na przestrzeni tych wszystkich lat<br />

była wielokrotnie wznawiana i każde jej kolejne<br />

ukazanie się powodowało, że ten album wracał<br />

do notowań najlepiej sprzedawanych płyt wg<br />

magazynu Billboard! Tak w było w 1977 roku<br />

(37 miejsce na liście Jazz Albums), w 1987 roku<br />

(10 miejsce na liście Top Jazz Albums), w 2001<br />

roku (14 miejsce na liście Top Internet Albums)<br />

oraz ostatnio w 2015 roku (3 miejsce na liście<br />

Vinyl Albums). Właśnie to wydanie winylowe<br />

z 2015 roku mam swoich zbiorach, ale mam<br />

też na CD wydania z 1997 roku oraz z 2009<br />

roku. Pewnie jeszcze nie raz okaże się, że moja<br />

pasja kolekcjonowania płyt przekracza wszelkie<br />

normy znane przeciętnemu człowiekowi. Nic na<br />

to nie poradzę, bo to jest jak uzależnienie, które<br />

zawładnęło moim życiem i tego okruchy, raz na<br />

jakiś czas spróbuję Wam podrzucać.<br />

42

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!