11.12.2019 Views

Wojsko i Technika Historia nr specjalny 6/2019 promo

by ZBiAM

by ZBiAM

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

www.zbiam.pl NUMER SPECJALNY 6/<strong>2019</strong><br />

Listopad-Grudzień<br />

cena 18,99 zł (VAT 8%)<br />

INDEX 407739<br />

ISSN 2450-2480<br />

Czołg ciężki T-10<br />

INDEX: 409138<br />

ISSN: 2450-3495


Z P R E N U M E R A T Ą S A M E K O R Z Y Ś C I<br />

Atrakcyjna cena, w tym dwa numery gratis!<br />

Pewność otrzymania każdego numeru w niezmiennej cenie<br />

E-wydania dostępne są na naszej stronie oraz w kioskach internetowych<br />

<strong>Wojsko</strong> i <strong>Technika</strong>: cena detaliczna 14,50 zł<br />

Prenumerata roczna: 145,00 zł | zawiera 12 numerów<br />

Lotnictwo Aviation International: cena detaliczna 16,50 zł<br />

Prenumerata roczna: 165,00 zł | zawiera 12 numerów<br />

<strong>Wojsko</strong> i <strong>Technika</strong> <strong>Historia</strong> + numery specjalne: cena detaliczna 18,99 zł<br />

Prenumerata roczna: 190,00 zł | zawiera 12 numerów<br />

Prenumeratę zamów na naszej stronie internetowej www.zbiam.pl lub wpłać należność<br />

na konto bankowe <strong>nr</strong> 70 1240 6159 1111 0010 6393 2976<br />

Skontaktuj się z nami: office@zbiam.pl<br />

Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.<br />

Biuro: ul. Bagatela 10/19 00-585 Warszawa


INDEX: 409138<br />

ISSN: 2450-3495<br />

Vol. V, <strong>nr</strong> 6 (25)<br />

Listopad-Grudzień <strong>2019</strong>; Nr 6<br />

www.zbiam.pl NUMER SPECJALNY 6/<strong>2019</strong><br />

Listopad-Grudzień<br />

cena 18,99 zł (VAT 8%)<br />

INDEX 407739<br />

ISSN 2450-2480<br />

Czołg ciężki T-10<br />

NUMER SPECJALNY 6/<strong>2019</strong> 1<br />

Na okładce: czołg ciężki IS-3.<br />

Rys. Arkadiusz Wróbel<br />

INDEX 409138<br />

ISSN 2450-3495<br />

Nakład: 14,5 tys. egz.<br />

Redaktor naczelny<br />

Jerzy Gruszczyński<br />

jerzy.gruszczynski@zbiam.pl<br />

Redakcja techniczna<br />

Dorota Berdychowska<br />

dorota.berdychowska@zbiam.pl<br />

Korekta<br />

Stanisław Kutnik<br />

Współpracownicy<br />

Władimir Bieszanow, Michał Fiszer,<br />

Tomasz Grotnik, Andrzej Kiński,<br />

Leszek Molendowski, Marek J. Murawski,<br />

Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor<br />

Wydawca<br />

Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.<br />

Ul. Anieli Krzywoń 2/155<br />

01-391 Warszawa<br />

office@zbiam.pl<br />

Biuro<br />

Ul. Bagatela 10/19<br />

00-585 Warszawa<br />

Dział reklamy i marketingu<br />

Andrzej Ulanowski<br />

andrzej.ulanowski@zbiam.pl<br />

Dystrybucja i prenumerata<br />

office@zbiam.pl<br />

Reklamacje<br />

office@zbiam.pl<br />

Prenumerata<br />

realizowana przez Ruch S.A:<br />

Zamówienia na prenumeratę w wersji<br />

papierowej i na e-wydania można składać<br />

bezpośrednio na stronie<br />

www.prenumerata.ruch.com.pl<br />

Ewentualne pytania prosimy kierować<br />

na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl<br />

lub kontaktując się z Telefonicznym<br />

Biurem Obsługi Klienta pod numerem:<br />

801 800 803 lub 22 717 59 59<br />

– czynne w godzinach 7.00–18.00.<br />

Koszt połączenia wg taryfy operatora.<br />

Copyright by ZBiAM <strong>2019</strong><br />

All Rights Reserved.<br />

Wszelkie prawa zastrzeżone<br />

Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne<br />

rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy<br />

jest zabronione. Materiałów niezamówionych,<br />

nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo<br />

dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów<br />

i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych.<br />

Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie<br />

opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi<br />

odpowiedzialności za treść zamieszczonych<br />

ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz<br />

na naszej nowej stronie:<br />

www.zbiam.pl<br />

spis treści<br />

MONOGRAFIA PANCERNA<br />

Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński<br />

Czołgi ciężkie: Black Prince i Conqueror 4<br />

MONOGRAFIA LOTNICZA<br />

Tomasz Szlagor<br />

Supermarine Seafire (2) 24<br />

MONOGRAFIA PANCERNA<br />

Tomasz Szulc<br />

Radziecki czołg ciężki T-10 (1) 36<br />

MONOGRAFIA LOTNICZA<br />

Leszek A. Wieliczko<br />

Nakajima Ki-43 Hayabusa (1) 48<br />

WOJNA NA MORZU<br />

Tadeusz Kasperski<br />

ORP Piorun w bitwie pod Jersey 60<br />

ARTYLERIA<br />

Jędrzej Korbal<br />

Zamknąć górny pułap. Polska ciężka artyleria przeciwlotnicza<br />

1930-1939 (4)<br />

HISTORIA<br />

Kamil Anduła<br />

3. Armia Wojska Polskiego: 6 października – 15 listopada 1944 r. 80<br />

www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria<br />

68<br />

3


Michał Fiszer,<br />

Jerzy Gruszczyński<br />

Czołgi ciężkie:<br />

Black Prince i Conqueror<br />

Ironią losu jest to, że w czasie drugiej<br />

wojny światowej Wielka Brytania<br />

nie dysponowała żadnym czołgiem<br />

ciężkim, mogącym wesprzeć własne<br />

wozy bojowe w walce z nieprzyjacielskimi<br />

ciężkimi wozami bojowymi.<br />

Niemcy wprowadzili do uzbrojenia<br />

kilka różnych typów mniej lub<br />

bardziej udanych pojazdów, takich<br />

jak czołgi ciężkie Tiger i Tiger II oraz<br />

działa samobieżne Ferdinand, Jagdpanther<br />

i Jagdtiger, charakteryzujące<br />

się solidną ochroną pancerną i silnym<br />

uzbrojeniem. Podobnie było w ZSRR,<br />

gdzie w drugiej połowie wojny z powodzeniem<br />

użyto czołgów ciężkich<br />

IS-2 oraz ciężkich dział samobieżnych<br />

ISU-122 i ISU-152. Rzutem na taśmę<br />

czołg ciężki wprowadzili do użycia<br />

Amerykanie – M26 Pershing.<br />

masę) uzbrojone. Dla odmiany stosunkowo<br />

dobrze uzbrojona odmiana czołgu Sherman<br />

znana jako Firefly, wyposażona w doskonałe<br />

działo 17-funtowe, była niewystarczająco<br />

opancerzona. Przebudzenie przyszło za późno<br />

jak na drugą wojnę światową, ale po wojnie<br />

Wielka Brytania wprowadziła do uzbrojenia<br />

czołgi ciężkie Conqueror. Jedyne czołgi<br />

ciężkie, jakie kiedykolwiek Armia Brytyjska<br />

wprowadziła do swojego uzbrojenia.<br />

Do pewnego stopnia rolę czołgów ciężkich<br />

znanych z innych armii w wojsku brytyjskim<br />

spełniały czołgi piechoty. I chociaż<br />

takie wozy jak A12 Matilda o masie w granicach<br />

27 t, jeszcze lżejszy Valentine o masie<br />

16-18 t w zależności od wersji, czy nawet<br />

Pierwszy i ostatni brytyjski czołg piechoty – po lewej A11 Matilda I, po prawej – A43 Black Prince.<br />

Czołgów tej klasy używano do wsparcia piechoty w natarciu i do niszczenia obiektów pola walki. Nie<br />

musiały rozwijać dużej prędkości, ale musiały mieć silne opancerzenie i odpowiednie uzbrojenie.<br />

4<br />

Tylko Wielka Brytania zaspała. Użyto<br />

co prawda powolnych, silnie opancerzonych<br />

czołgów piechoty Churchill,<br />

ale były one stosunkowo słabo (jak na swoją


Tomasz Szlagor<br />

2<br />

Supermarine Seafire<br />

24<br />

Seafire niemal od samego początku<br />

kariery w Royal Navy był sukcesywnie<br />

wypierany przez samoloty myśliwskie<br />

o większym potencjale bojowym<br />

i lepiej przystosowane do służby<br />

na lotniskowcach. Mimo to pozostał<br />

w składzie brytyjskiej marynarki wojennej<br />

na tyle długo, by wziąć udział<br />

jeszcze w wojnie koreańskiej.<br />

Francja północna<br />

Z powodu opóźnienia w wejściu do służby<br />

HMS Indefatigable – lotniskowca floty nowego<br />

typu Implacable – czekającym nań<br />

dywizjonom Seafire’ów z 24. Skrzydła Myśliwskiego<br />

(887. i 894. NAS) znaleziono inne<br />

zajęcie. Stacjonując w bazie RAF w Culmhead<br />

nad kanałem La Manche, oba zapuszczały<br />

się nad Bretanię i Normandię, prowadząc<br />

„rozpoznanie walką” albo eskortując samoloty<br />

myśliwsko-bombowe Hawker Typhoon.<br />

W okresie od 20 kwietnia do 15 maja<br />

1944 r. wykonały łącznie 400 lotów nad<br />

Francję. Atakowały przygodnie napotkane<br />

cele naziemne i nawodne, tracąc od ognia<br />

OPL dwa samoloty (po jednym z każdego<br />

dywizjonu), ale ani razu nie napotkały<br />

przeciwnika w powietrzu.<br />

Tymczasem zapadła decyzja, że 3. Morskie<br />

Skrzydło Myśliwskie bardziej niż na morzu<br />

przyda się do kierowania ogniem artylerii<br />

okrętowej podczas nadchodzącej inwazji<br />

w Normandii. Doświadczenia z poprzednich<br />

desantów pokazały, że wykonujące to zadanie<br />

wodnosamoloty marynarki są zbyt podatne<br />

na ataki nieprzyjacielskich myśliwców.<br />

W kwietniu 886. NAS oraz specjalnie „wskrzeszony”<br />

na tę okazję 885. NAS wyposażono<br />

w pierwsze Seafire’y L.III, natomiast 808.<br />

i 897. NAS w Spitfire’y L.VB. Tak rozbudowane<br />

i wyposażone 3. Skrzydło liczyło 42 samoloty<br />

i 60 pilotów. Razem z dwoma dywizjonami<br />

RAF (26. i 63. Sqn) oraz jednym dywizjonem<br />

US Navy, który wyposażono w Spitfire’y<br />

(VCS 7), utworzyły 34. Skrzydło Rozpoznania<br />

Taktycznego, stacjonujące w Lee-on-Solent<br />

niedaleko Portsmouth. Lt R. M. Crosley<br />

z 886. NAS wspominał:<br />

Na wysokości 3000 stóp [915 m] Seafire<br />

L.III miał o 200 koni mechanicznych więcej<br />

od Spitfire’a Mk IX. Ponadto był lżejszy o 200 lb<br />

[91 kg]. Nasze Seafire’y dodatkowo odciążyliśmy,<br />

usuwając z nich połowę amunicji i zewnętrzną<br />

parę kaemów. Tak zmodyfikowane<br />

samoloty miały mniejszy promień skrętu<br />

oraz większą prędkość przechylania i wznoszenia<br />

od Spitfire’ów Mk IX aż do wysokości<br />

10 000 stóp [3050 m]. Ta przewaga wkrótce<br />

miała się nam bardzo przydać!<br />

Crosley wspomina, że w ich Seafire’ach<br />

zdemontowano końcówki skrzydeł. To przełożyło<br />

się na zdecydowanie większą prędkość<br />

przechylania i nieco większą prędkość<br />

maksymalną, ale niosło ze sobą nieoczekiwany<br />

skutek uboczny:<br />

Powiedziano nam, że będziemy dobrze<br />

chronieni przed Luftwaffe przez stałe patrole<br />

siłami 150 innych myśliwców, rozmieszczonych<br />

piętrowo aż do wysokości 30 000 stóp<br />

[9150 m]. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy,<br />

jak bardzo znudzeni musieli być ci wszyscy<br />

piloci myśliwców RAF i USAAF. Przez pierwsze<br />

72 godziny inwazji żaden ADR [Air Direction<br />

Radar] nie namierzał im przeciwników, których<br />

sami nie mogli nigdzie dojrzeć, jak okiem<br />

sięgnął. Z ciekawości spoglądali więc w dół.<br />

Tam widzieli nas, krążących dwójkami w rejonie<br />

przyczółków. Czasem zapuszczaliśmy się<br />

do 20 mil w głąb lądu. Widzieli nasze kanciaste<br />

końcówki skrzydeł, dlatego brali nas za niemieckie<br />

myśliwce. Chociaż na skrzydłach i kadłubie<br />

mieliśmy wielkie, czarno-białe pasy, atakowali<br />

nas raz za razem. Przez te pierwsze trzy dni inwazji<br />

nic, co mówiliśmy albo robiliśmy, nie było<br />

w stanie ich powstrzymać.<br />

Innym zagrożeniem – którego, znając naszą<br />

marynarkę, byli świadomi aż nadto – był ogień<br />

przeciwlotniczy. Pogoda w dniu D zmusiła nas<br />

do latania na wysokości zaledwie 1500 stóp<br />

[457 m]. Tymczasem nasze wojska lądowe<br />

i marynarka strzelały do wszystkiego w zasięgu<br />

rażenia i to właśnie z tego powodu, a nie<br />

z rąk Niemców, ponieśliśmy tak wysokie straty<br />

w dniu D i następnego dnia.<br />

Pierwszego dnia inwazji Crosley dwukrotnie<br />

kierował ogniem pancernika Warspite.<br />

Komunikacja radiowa „spotterów” z okrętami<br />

na kanale La Manche często szwankowała,<br />

dlatego zniecierpliwieni piloci przejmowali<br />

inicjatywę i samowolnie ostrzeliwali napotkane<br />

cele, wlatując w gęsty ogień OPL – tym<br />

razem niemiecki. Do wieczora 6 czerwca 808.,<br />

885. i 886. NAS straciły po jednym samolocie;<br />

zginęło dwóch pilotów (S/Lt H. A. Cogill<br />

i S/Lt A. H. Bassett).<br />

Co gorsza, przeciwnik miał świadomość,<br />

jak ważną rolę pełnią „spotterzy” i drugiego<br />

dnia inwazji zaczęły na nich polować myśliwce<br />

Luftwaffe. L/Cdr S. L. Devonald, dowódca


1<br />

Tomasz Szulc<br />

Radziecki czołg ciężki T-10<br />

36<br />

W Związku Radzieckim po zakończeniu<br />

II wojny światowej zaprojektowano<br />

szereg czołgów ciężkich. Były<br />

wśród nich konstrukcje bardzo udane<br />

(np. IS-7) i bardzo niekonwencjonalne<br />

(np. obiekt 279). Niezależnie od tego<br />

18 lutego 1949 r. podpisano decyzję<br />

Rady Ministrów <strong>nr</strong> 701-270ss, zgodnie<br />

z którą przyszłe czołgi ciężkie<br />

nie powinny ważyć więcej, niż 50 t,<br />

co wykluczało praktycznie wszystkie<br />

stworzone wcześniej maszyny.<br />

Motywowano to chęcią użycia do ich<br />

transportu standardowych platform<br />

kolejowych, oraz wykorzystania większości<br />

mostów drogowych.<br />

Były też przyczyny, których nie nagłaśniano.<br />

Po pierwsze, szukano sposobów<br />

na zmniejszenie wydatków na zbrojenia,<br />

a czołg ciężki kosztował tyle, ile kilka czołgów<br />

średnich. Po drugie, coraz powszechniejszy<br />

był pogląd, że w przypadku wojny jądrowej<br />

czas użytkowania każdej broni, z czołgami<br />

włącznie, będzie bardzo krótki. Lepiej więc<br />

było posiadać więcej czołgów średnich i szybko<br />

uzupełniać straty, niż inwestować w doskonałe,<br />

lecz mniej liczne czołgi ciężkie.<br />

Równocześnie rezygnacja z czołgów ciężkich<br />

w przyszłych strukturach wojsk pancernych<br />

nie mieściła się w głowach generalicji.<br />

Skutkiem tego było podjęcie prac projektowych<br />

nad nową generacją czołgów ciężkich,<br />

których masa tylko nieznacznie różniła<br />

je od czołgów średnich. Na dodatek szybki<br />

postęp w dziedzinie uzbrojenia doprowadził<br />

do zaskakującej sytuacji. Otóż pod względem<br />

możliwości bojowych czołgi średnie szybko<br />

doganiały ciężkie. Dysponowały armatami<br />

kal. 100 mm, ale pracowano nad kalibrem<br />

Poprzednik czołgu T-10 – czołg ciężki IS-3.<br />

115 mm i pociskami o dużej prędkości początkowej.<br />

Tymczasem czołgi ciężkie miały armaty<br />

kal. 122-130 mm, a próby zastosowania<br />

armat kal. 152 mm dowiodły, że nie da się ich<br />

zintegrować z czołgami o masie nawet 60 t.<br />

Próbowano rozwiązać ten problem na dwa<br />

sposoby. Pierwszym była budowa dział samobieżnych<br />

(dziś pasowałoby do tych konstrukcji<br />

określenie „wozy wsparcia ogniowego”),<br />

z potężnym uzbrojeniem głównym w obrotowych,<br />

ale lekko opancerzonych wieżach.<br />

Drugim mogło być zastosowanie uzbrojenia<br />

rakietowego, kierowanego, jak i niekierowanego.<br />

Do pierwszego rozwiązania nie<br />

byli jednak przekonani wojskowi decydenci,<br />

a drugie okazało się z wielu powodów trudne<br />

do szybkiego zrealizowania.<br />

Jedynym wyjściem było ograniczenie<br />

wymagań wobec czołgów ciężkich, czyli pogodzenie<br />

się z faktem, że tylko nieznacznie<br />

będą one górować nad najnowszymi czołgami<br />

średnimi. Dzięki temu można było kolejny<br />

raz sięgnąć do perspektywicznych konstrukcji<br />

z końca II wojny światowej i na ich<br />

bazie stworzyć nowy czołg, lepszy zarówno<br />

od IS-3, jak i IS-4. Czołgi obu tych typów były<br />

produkowane po zakończeniu wojny, pierwszy<br />

w latach 1945-46, drugi 1947-49 i zostały<br />

opisane w artykule zamieszczonym w „<strong>Wojsko</strong><br />

i <strong>Technika</strong> <strong>Historia</strong>” <strong>nr</strong> 3/<strong>2019</strong>. IS-3 wyprodukowano<br />

około 2300 szt., a IS-4 tylko 244.<br />

Tymczasem pod koniec wojny Armia Czerwona<br />

dysponowała 5300 czołgów ciężkich<br />

i 2700 ciężkich dział samobieżnych. Przyczyny<br />

ograniczenia wielkości produkcji zarówno<br />

IS-3, jak i IS-4 były takie same – ani jeden, ani<br />

drugi nie spełniał oczekiwań.<br />

Dlatego w wyniku decyzji rządu z lutego<br />

1949 r. przystąpiono do prac nad czołgiem,<br />

który miał łączyć w sobie zalety IS-3 oraz<br />

IS-4, a nie dziedziczył wad obu konstrukcji.<br />

Z pierwszego z wymienionych czołgów<br />

zamierzano przejąć konstrukcję kadłuba<br />

i wieży, z drugiego – większość elementów


MONOGRAFIA PANCERNA<br />

42<br />

polecenie ministra obrony N. Bułganina<br />

przed końcem 1954 r. zbudowano jeszcze<br />

trzy takie czołgi. Następca Bułganina – marszałek<br />

Żukow polecił przeprowadzenie intensywnych<br />

prób. Od 5 maja do 18 czerwca<br />

1955 r. na poligonie w Kubince pierwszy<br />

czołg przejechał 830 km i oddał 478 strzałów,<br />

drugi – odpowiednio 778 i 458, trzeci<br />

– 1144 i 567. Stwierdzono, że przy prowadzeniu<br />

ognia w ruchu z prędkością 20 km/h<br />

na odległość 1-1,5 km skupienie było 5,5 raza<br />

lepsze, niż w przypadku armat bez stabilizatora.<br />

Uzyskano 37% trafień w porównaniu<br />

z 6,7% bez stabilizatora. Stabilizator zapewniał<br />

prędkość zmiany kąta podniesienia armaty<br />

od 0,01 do 3°/s. Armaty zaopatrzono<br />

także w przedmuchiwacze.<br />

Poprawiono również napęd wieży<br />

– maksymalna prędkość jej obrotu wzrosła<br />

do 14°/s, a precyzję zwiększało zastosowanie<br />

mechanizmu kasowania luzów na pierścieniu<br />

wiodącym. Próby kontynuowano<br />

z przerwami do końca roku, wyniki uznano<br />

za jednoznacznie pozytywne. W ich wyniku<br />

17 maja 1956 r. Rada Ministrów postanowiła<br />

przyjąć na uzbrojenie zmodernizowany<br />

czołg jako T-10A (decyzja <strong>nr</strong> 649-378).<br />

W latach 1955-1956 wyprodukowano jednak<br />

tylko 50 takich czołgów (według innych<br />

źródeł – 140). Wozy miały także inne, mniej<br />

istotne udoskonalenia. W armacie zastosowano<br />

elektrospust, poprawiono działanie<br />

oporopowrotnika. Rozrusznik ST-700 zastąpiono<br />

nowszym ST-16M. Wzrost zapotrzebowania<br />

na energię elektryczną skompensowano<br />

zamieniając elektrogenerator G-731<br />

o mocy 1,5 kW generatorem G-74 o mocy<br />

3 kW. Kierowca otrzymał półżyrokompas<br />

GPK-48, zamontowany niemal na podłodze<br />

obok pedału gazu i nocny peryskop TWN-1.<br />

Ostatnie wozy otrzymały także radiostacje<br />

R-113 zamiast 10RT-26E i intercomy P-120<br />

zamiast TPU-47-2.<br />

Prototypowy czołg ciężki Obiekt 265.<br />

T-10B<br />

Latem 1955 r. konstruktorzy z Leningradu<br />

razem z pracownikami instytutu CNII-173<br />

rozpoczęli prace nad stabilizatorem PUOT-2<br />

Grom działającym w dwóch płaszczyznach<br />

i współpracującym z napędem elektrycznym<br />

TAEN-2. Naprowadzanie w azymucie<br />

z prędkością do 18°/s zapewniał silnik elektryczny<br />

MI-22M, a w elewacji – silnik MI-400.<br />

We wrześniu 1955 r. przygotowano komplet<br />

dokumentacji Obiektu 267 sp.2. Prototyp<br />

został ukończony na przełomie<br />

stycznia i lutego 1956 r. Rada Ministrów<br />

decyzją <strong>nr</strong> 143-78 postanowiła 11 lutego<br />

1957 r. przyjąć Obiekt 267 sp.2 na uzbrojenie<br />

Armii Radzieckiej jako T-10B. Ponieważ jednak<br />

produkcję uruchomiono w Czelabińsku,<br />

numer projektu zmieniono na Obiekt 733<br />

(w niektórych dokumentach figuruje jako<br />

Obiekt 731B). Produkcję żyrostabilizatorów,<br />

T-10M produkcji LKZ bez nocnych przyrządów obserwacyjno-celowniczych.<br />

wzmacniaczy, celowników TPS-1 i TUP-21<br />

uruchomiono w fabryce aparatury precyzyjnej<br />

w Krasnogorsku.<br />

Czołg otrzymał elektrogenerator G-5<br />

o mocy 5 kW. Instalowano w nim także<br />

nowszą radiostację R-113 i intercom R-120.<br />

W dnie kadłuba zastosowano usztywniające<br />

przetłoczenia, a wsporniki wahaczy kół bieżnych<br />

zaczęto przyspawywać bezpośrednio<br />

do dna. Od lipca 1960 r. na T-10B zaczęto instalować<br />

nocny celownik TPN1-27-11 Łuna<br />

T-10M bez przeciwlotniczego karabinu maszynowego.<br />

z reflektorem Ł-2 oraz nocny przyrząd obserwacyjny<br />

dowódcy czołgu TKN-1T z reflektorem<br />

na obudowie włazu.<br />

Do końca 1957 r. wyprodukowano<br />

110 czołgów T-10B, ale ich stabilizatory zaczęły<br />

działać dopiero po kontroli i justowaniu,<br />

czego dokonano do sierpnia 1958 r. Później<br />

jednak pracowały kiepsko i często pojazdy<br />

w jednostkach liniowych były w praktyce pozbawione<br />

stabilizacji. Zapewne te problemy<br />

były jedną z przyczyn wstrzymania produkcji<br />

T-10B. Drugą była nadzieja na szybkie opracowanie<br />

kompleksowo zmodernizowanego<br />

T-10 o znacznie lepszych osiągach.<br />

Obiekt 265<br />

Najważniejszym celem dalszej modernizacji<br />

T-10 było zwiększenie jego siły ognia<br />

dzięki zastosowaniu nowej armaty. Jeszcze<br />

w 1949 r. w biurze konstrukcyjnym artyleryjskiej<br />

fabryki <strong>nr</strong> 172 w Mołotowie (obecnie<br />

Perm) pod kierunkiem M. Cyrulnikowa rozpoczęto<br />

prace nad czołgową armatą M-62T<br />

kal. 122 mm. Przebijalność pancerza na dystansie<br />

1000 m miała być wyższa od D-25T<br />

aż o 50% dzięki prędkości początkowej pocisku<br />

wynoszącej 950 m/s. 12 września 1951 r.<br />

inżynierom z LKZ zlecono opracowanie projektu<br />

czołgu z nową armatą, oznaczonego<br />

Obiekt 265. Pierwszy wóz miał być gotowy<br />

w kwietniu 1952 r., a trzy następne w marcu<br />

1953 r. Inżynierem prowadzącym został<br />

A. Szniejdman. Wstępny projekt zaprezentowano<br />

już 20 grudnia 1951 r.


1<br />

Leszek A. Wieliczko<br />

Nakajima Ki-43 Hayabusa<br />

48<br />

Ki-43, w kodzie alianckim znany jako Oscar, był najliczniej produkowanym<br />

samolotem myśliwskim lotnictwa Cesarskiej Armii Japońskiej w całej jego historii.<br />

Został opracowany pod koniec lat 30. jako następca Ki-27. Wyróżniał się<br />

doskonałą zwrotnością, ale pod wieloma względami ustępował swoim przeciwnikom.<br />

Podjęte w trakcie produkcji próby poprawy osiągów i wzmocnienia<br />

uzbrojenia niewiele zmieniły, gdyż alianci też wprowadzili do służby nowe,<br />

lepsze typy myśliwców. Mimo swoich wad i słabości Ki-43 pozostał jednym<br />

z symboli lotnictwa Armii Japońskiej.<br />

W<br />

grudniu 1937 r., wraz z przyjęciem<br />

do uzbrojenia lotnictwa Cesarskiej<br />

Armii Japońskiej (Dai Nippon Teikoku<br />

Rikugun) myśliwca Ki-27 (Typ 97), Główne<br />

Biuro Lotnictwa Armii (Rikugun Kōkū<br />

Honbu) zleciło firmie Nakajima rozpoczęcie<br />

prac przy projekcie jego następcy. Ki-27 był<br />

pierwszym wprowadzonym do służby w lotnictwie<br />

Armii wolnonośnym dolnopłatem<br />

o całkowicie metalowej konstrukcji z zakrytą<br />

Drewniana makieta samolotu Ki-43 w naturalnej wielkości w Zakładzie <strong>nr</strong> 1 firmy Nakajima w Ōta<br />

w prefekturze Gunma, wiosna 1938 roku. Zwracają uwagę liczne ramy osłony kabiny, które zastosowano<br />

w pierwszym prototypie.<br />

kabiną pilota. W nowym myśliwcu postanowiono<br />

zastosować kolejną nowinkę – chowane<br />

podwozie. Jeśli chodzi o osiągi, to Kōkū<br />

Honbu zażądało prędkości maksymalnej nie<br />

mniejszej niż 500 km/h na wysokości 4000 m,<br />

czasu wznoszenia na wysokość 5000 m poniżej<br />

5 minut i promienia działania 300 km<br />

z rezerwą paliwa na 30 minut walki powietrznej<br />

lub 600 km bez rezerwy. Zwrotność<br />

nowego myśliwca miała być nie gorsza niż<br />

Ki-27. Uzbrojenie miały tworzyć dwa zsynchronizowane<br />

karabiny maszynowe Typ 89<br />

(89-shiki) kal. 7,7 mm, umieszczone w kadłubie<br />

między silnikiem a kabiną pilota i strzelające<br />

przez krąg śmigła. Było to standardowe<br />

uzbrojenie myśliwców lotnictwa Armii<br />

od czasu jego powstania.<br />

Wkrótce w Kōkū Honbu zaczęto opracowywać<br />

założenia kolejnego programu<br />

rozwoju uzbrojenia lotniczego (Kōkū Heiki<br />

Kenkyū Hōshin), w którego ramach miała<br />

powstać nowa generacja samolotów myśliwskich,<br />

bombowych i rozpoznawczych,<br />

mających w ciągu kilku lat zastąpić maszyny<br />

właśnie wchodzące do służby. Postanowiono<br />

stworzyć dwie kategorie jednosilnikowych,<br />

jednomiejscowych myśliwców – lekki i ciężki.<br />

Nie chodziło o masę samolotów, lecz ich<br />

uzbrojenie. Lekki myśliwiec jednomiejscowy<br />

(kei tanza sentōki; w skrócie keisen), uzbrojony<br />

w dwa kaemy kal. 7,7 mm, miał służyć<br />

do walki z myśliwcami przeciwnika. W tym<br />

celu musiał charakteryzować się przede<br />

wszystkim znakomitą zwrotnością. Wysoka<br />

prędkość maksymalna i duży zasięg miały<br />

drugorzędne znaczenie. Ciężki myśliwiec<br />

jednomiejscowy (jū tanza sentōki; jūsen)


WOJNA NA MORZU<br />

Tadeusz Kasperski<br />

ORP Piorun w bitwie pod Jersey<br />

60<br />

Dokładnie tydzień po rozpoczęciu<br />

operacji „Overlord” i lądowaniu<br />

aliantów w Normandii, a pięć dni<br />

po rozgromieniu zespołu niemieckich<br />

niszczycieli i torpedowców w bitwie<br />

pod Ushant, niszczyciele ORP Piorun<br />

i HMS Ashanti stoczyły zwycięską<br />

walkę w zatoce Saint-Malo, a starcie<br />

nazwano bitwą pod Jersey. Jest<br />

ona jedną z najchlubniejszych kart<br />

w historii Polskiej Marynarki Wojennej.<br />

Jednak wiele informacji na jej<br />

temat nadal podaje się niedokładnie,<br />

dlatego wymagają one uściślenia,<br />

prócz tego obecnie wiadomo o wiele<br />

więcej na temat samego starcia.<br />

Rozbicie zespołu niemieckich niszczycieli<br />

w bitwie pod Ushant (fr. Ouessant,<br />

zakończonej zatopieniem niszczycieli<br />

ZH 1 i Z 32, przez osiem niszczycieli alianckich,<br />

w tym OORP Błyskawica i Piorun)<br />

znacznie zmniejszyło zagrożenie ze strony<br />

dużych niemieckich jednostek nawodnych,<br />

które mogły atakować alianckie okręty i statki<br />

w kanale La Manche. Aktywne mogły być<br />

jeszcze niemieckie ścigacze i nieliczne ocalałe<br />

torpedowce, okręty podwodne, a także<br />

„żywe torpedy” (jednoosobowe pojazdy Neger,<br />

uzbrojone w podwieszoną torpedę).<br />

Teraz to strona aliancka zamierzała przejść<br />

do ofensywy, starając się przechwytywać<br />

niemieckie konwoje i zespoły okrętów, przemieszczające<br />

się z zaopatrzeniem pomiędzy<br />

francuskimi portami nadal zajmowanymi<br />

przez Wehrmacht. Wykorzystywano rozszyfrowywane<br />

depesze Niemców o planowanych<br />

podobnych rejsach. Także w rejonie<br />

Roches Douvres (w zatoce Saint-Malo) spodziewano<br />

się pojawienia niemieckich jednostek,<br />

niewiadoma była tylko ich liczba i klasa,<br />

więc wysłanie w ten rejon silnie uzbrojonych<br />

niszczycieli alianckich nie było wcale przypadkowym<br />

posunięciem.<br />

Jednak działania na tym akwenie należały<br />

do wyjątkowo ryzykownych, ze względu<br />

na liczne niemieckie baterie nadbrzeżne ciężkiego<br />

kalibru, ulokowane zwłaszcza na wyspach<br />

Guernsey i Jersey. Dlatego do tego<br />

zadania należało wybrać okręty z bardzo doświadczonymi<br />

załogami i dowódcami o wyjątkowej<br />

odwadze.<br />

Wybór do tej operacji ORP Piorun nie<br />

powinien dziwić. Okręt zasłynął najbardziej<br />

ze swojej akcji przeciwko pancernikowi Bismarck<br />

26 maja 1941 r. Działał przez długie<br />

wojenne lata skutecznie na Atlantyku, wodach<br />

arktycznych i na Morzu Śródziemnym,<br />

więc miał bardzo doświadczoną załogę. Dowodzący<br />

okrętem kmdr ppor. Tadeusz Gorazdowski<br />

był jednym z najlepszych w tym<br />

czasie oficerów PMW. Już 7 listopada 1939 r.<br />

uratował Błyskawicę przed trafieniem torpedy<br />

zrzuconej w rejonie Dogger Bank przez<br />

samolot Heinkel He 115, osobiście obracając<br />

koło sterowe. W trakcie kolejnych lat wojny<br />

dowodził kolejno niszczycielem OF Ouragan<br />

(zwróconym dość szybko Francuzom<br />

ze względu na zły stan techniczny), później<br />

oddanym do służby w 1941 r. niszczycielem<br />

eskortowym ORP Krakowiak, w pierwszej połowie<br />

1942 r. sprawował dowództwo na Błyskawicy.<br />

W czerwcu 1944 r. dowodził Piorunem<br />

i z racji starszeństwa objął dowództwo<br />

nad zespołem wyznaczonym do operacji<br />

w rejonie zatoki Saint-Malo.<br />

Piorun (eks HMS Nerissa, znak taktyczny<br />

G 65) był jednym z wybudowanych w brytyjskich<br />

stoczniach ośmiu nowoczesnych niszczycieli<br />

floty należących do typu N, o wyporności<br />

standardowej 1773 t (pełna wyporność<br />

2384 t) i wymiarach 108,7 x 10,9 x 4,2 m. Był<br />

uzbrojony w 6 armat QF Mk XII kal. 120 mm<br />

na podwójnych podstawach CP Mk XIX<br />

(trzy dwudziałowe stanowiska artyleryjskie<br />

osłonięte maskami, kąt podniesienia luf<br />

-10/+40°), armatę plot. QF Mk V kal. 102 mm<br />

na podstawie HA Mk III (kąt podniesienia<br />

-5°/+80°), poczwórnie sprzężone działko<br />

automatyczne „pom-pom” Vickers Mk VII<br />

kal. 40 mm i 4 działka automatyczne Oerlikon<br />

kal. 20 mm. Dysponował również pięciorurową<br />

wyrzutnią torped kal. 533 mm (na podstawie<br />

PR Mk II), zrzutnią i dwoma miotaczami<br />

bomb głębinowych (z zapasem 42 bomb głębinowych<br />

typu D).


Jędrzej Korbal<br />

4<br />

Zamknąć górny pułap.<br />

Polska ciężka artyleria przeciwlotnicza 1930-1939<br />

68<br />

Trwające od jesieni 1936 r. polskie starania dotyczące zakupu armat przeciwlotniczych<br />

kal. 75 mm zakończyły się fiaskiem. Stawiająca w swoich planach<br />

rozbudowy właśnie na ten kaliber armia francuska zdominowała swoimi zamówieniami<br />

możliwości wytwórcze stopniowo nacjonalizowanych zakładów.<br />

Wobec fiaska zakupu lżejszych armat produkowanych przez koncern Schneider,<br />

powszechnie występujących jako tzw. wzór 4, strona polska ukierunkowała<br />

swoje zakupowe zapatrywania na sprzęt cięższy, kalibru 90 mm. Zabieg<br />

ten był możliwy tylko dlatego, że przedmiotowy sprzęt nie przyciągał tak<br />

dużej uwagi wojskowych z Paryża. Był bowiem droższy i bardziej czasochłonny<br />

w wytwarzaniu niż uznane za w pełni wystarczające armaty 75-milimetrowe.<br />

We wrześniu 1938 r. polska komisja<br />

bierze udział w długo oczekiwanych<br />

próbach z ciężką armatą przeciwlotniczą,<br />

obserwując zarówno pracę obsługi<br />

jak i zbierając informacje o samych charakterystykach<br />

armaty. Dodatnia opinia przywieziona<br />

do Warszawy oraz dalsze próby nacisku<br />

na stronę francuską zaowocowały podpisaniem<br />

w marcu 1939 r. umowy na dostawę<br />

dla WP partii 59 armat z terminem rozpoczęcia<br />

dostaw w czerwcu kolejnego roku.<br />

Mr Driggs, czyli prolog<br />

Stanowiący trzon wyposażenia polskich artylerzystów<br />

odpowiedzialnych za ochronę<br />

nieba między Wartą, a Zbruczem francuski<br />

sprzęt przeciwlotniczy pamiętał jeszcze dobrze<br />

czasy Wielkiej Wojny. Z biegiem lat status<br />

tego uzbrojenia odchodził od nowoczesności,<br />

ku wartościom przeciętnym, aby ostatecznie<br />

wejść w okres, kiedy nazwanie go przestarzałym<br />

nie było przesadnym nadużyciem. Chcąc<br />

uzupełnić, a w zasadzie odbudować, swój<br />

przeciwlotniczy potencjał II Rzeczpospolita<br />

rozpoczęła poszukiwanie nowego sprzętu<br />

mogącego zapewnić bezpieczeństwo przestrzeni<br />

powietrznej w jej granicach.<br />

W nieco bardziej przyziemnej formie,<br />

wola modernizacji zaowocowała skierowaniem<br />

do Stanów Zjednoczonych Ameryki<br />

Północnej komisji mającej zbadać zagraniczny<br />

sprzęt przeciwlotniczy. Między 2, a 28 października<br />

1928 r. polscy przedstawiciele pracowali<br />

więc za oceanem zgodnie z planem<br />

ustalonym wcześniej wspólnie z amerykańskim<br />

Ministerstwem Wojny. Wizytę podzielono<br />

na cztery etapy, a pierwszym z nich<br />

był udział w pokazowym strzelaniu przeciwlotniczym<br />

na poligonie doświadczalnym<br />

w Aberdeen, w stanie Maryland. To właśnie<br />

tam zorganizowano ćwiczenia z dziennego<br />

i nocnego prowadzenia ognia z karabinów<br />

maszynowych 7,62 i 12,7 mm oraz armat<br />

kal. 37 i 76,2 mm.<br />

Pod względem organizacyjnym oba<br />

strzelania prowadzono do rękawa o wymiarach<br />

2x9 m holowanego na linie o długości<br />

610 m z niewielką szybkością wynoszącą<br />

144 km/godz. (40 m/s). Za wszelkie zmiany<br />

nastaw broni odpowiedzialny był aparat centralny<br />

wyprodukowany przez angielskiego<br />

Vickersa posiadający elektryczną instalację<br />

przekazywania danych do stanowisk armat.<br />

Do nocnego strzelania zaangażowano również<br />

zespół reflektorów przeciwlotniczych,<br />

co stanowiło wyznacznik nowoczesności.<br />

Skuteczność ognia prowadzonego przez zespoły<br />

czterech karabinów maszynowych kalibru<br />

7,62 i 12,7 mm na dystansie około 1,5 km<br />

była niewielka i zamykała się w przedziale<br />

0,0-2,5%. Każdorazowe zużycie kilkuset pocisków<br />

nie oznaczało trafień – w ciągu dnia<br />

wynik był zerowy. Nieco niespodziewanie,<br />

dopiero strzelanie nocne stało się okazją<br />

do uzyskania jakiekolwiek trafień.<br />

Czterodziałowa bateria armat automatycznych<br />

kal. 37 mm oddała 129 wystrzałów<br />

osiągając cztery trafne, identyczny wynik<br />

uzyskano w dzień. Najciekawsze dla Polaków<br />

były jednak pokazy czterodziałowej baterii<br />

armat kal. 76,2 mm systemu Driggsa, prowadzącej<br />

ogień do celów na wysokości 2130 m<br />

oddalonych o 5500 m. Na 97 zużytych szrapneli<br />

odnotowano 10 trafień w lotki celu. Obliczenia<br />

dokonane na zasadzie obserwacji<br />

rozprysków z ziemi i płatowca doprowadziły<br />

do wniosku, że przy zastosowaniu granatów<br />

udałoby się otrzymać współczynnik strzałów<br />

celnych na poziomie 5%. W trakcie strzelań<br />

nocnych nie udało się uzyskać ani jednego<br />

trafienia, pomimo zużycia 62 naboi.<br />

Amerykańska armata przeciwlotnicza<br />

średniego kalibru posiadała umieszczoną<br />

z lewej strony łoża górnego jednonabojową<br />

nastawnicę dostosowaną do pocisków z zapalnikami<br />

talerzowymi i sprzęgniętą z odbiornikiem<br />

aparatu centralnego. Nastawianie<br />

urządzenia dla pocisków odbywało się<br />

automatycznie przez zgranie wskazówek odbiornika,<br />

a przez obrót korbą dokonywało się<br />

wprowadzenie właściwych parametrów zapalnika.<br />

Łoże dolne posiadało cztery długie<br />

duraluminiowe łapy składające się z dwóch<br />

części połączonych zawiasowo. Podstawa


Kamil Anduła<br />

3. Armia Wojska Polskiego:<br />

6 października – 15 listopada 1944 r.<br />

80<br />

Dzieje Polskich Sił Zbrojnych<br />

na Wschodzie kojarzone są ze szlakiem<br />

bojowym 1. Armii WP od Warszawy,<br />

przez Wał Pomorski, Kołobrzeg<br />

do Berlina. Nieco w cieniu pozostają<br />

tragiczne zmagania 2. Armii WP<br />

pod Budziszynem. Natomiast krótki<br />

okres istnienia 3. Armii WP znany<br />

jest jedynie wąskiej grupie naukowców<br />

i pasjonatów. Niniejszy artykuł<br />

ma na celu nakreślić dzieje formowania<br />

tej zapomnianej armii i przypomnieć<br />

o koszmarnych warunkach<br />

w jakich musieli służyć polscy żołnierze<br />

powołani do wojska przez<br />

komunistyczne władze.<br />

Rok 1944 przyniósł wielkie klęski Wehrmachtu<br />

na froncie wschodnim. Stało<br />

się oczywiste, że zajęcie całego terytorium<br />

II Rzeczypospolitej przez Armię Czerwoną<br />

jest tylko kwestią czasu. Na mocy decyzji<br />

powziętych na konferencji w Teheranie,<br />

Polska miała zostać włączona do sowieckiej<br />

strefy wpływów. Oznaczało to utratę suwerenności<br />

na rzecz Związku Socjalistycznych<br />

Republik Sowieckich (ZSRS). Legalny rząd<br />

Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie nie<br />

dysponował polityczną i militarną siłą zdolną<br />

odwrócić bieg wypadków.<br />

Równocześnie polscy komuniści w ZSRS<br />

skupieni wokół Edwarda Osóbki-Morawskiego<br />

i Wandy Wasilewskiej przystąpili do formowania<br />

Polskiego Komitetu Wyzwolenia<br />

Narodowego (PKWN) – marionetkowego<br />

rządu, który miał przejąć władzę w Polsce<br />

i sprawować ją w interesie Józefa Stalina.<br />

Od 1943 r. komuniści konsekwentnie tworzyli<br />

formacje Wojska Polskiego, zwanego później<br />

„ludowym”, które walcząc w podporządkowaniu<br />

Armii Czerwonej miały w oczach<br />

światowej opinii legitymizować ich roszczenia<br />

do przywództwa w Polsce.<br />

Nie da się przecenić bohaterstwa polskich<br />

żołnierzy bijących się na froncie wschodnim,<br />

ale warto pamiętać, że od połowy 1944 r.<br />

wojna dla Niemiec była przegrana, a udział<br />

Polaków w zmaganiach wojennych nie był<br />

dla ich przebiegu czynnikiem decydującym.<br />

Utworzenie i rozbudowa Wojska Polskiego<br />

na Wschodzie miała znaczenie przede<br />

wszystkim polityczne. Oprócz wspomnianej<br />

legitymizacji na arenie międzynarodowej,<br />

wojsko wzmacniało prestiż nowej władzy<br />

w oczach społeczeństwa, jak również stanowiło<br />

użyteczne narządzie przymusu wobec<br />

organizacji niepodległościowych i zwykłych<br />

ludzi, którzy odważyli się przeciwstawiać<br />

sowietyzacji Polski.<br />

Gwałtowna rozbudowa Wojska Polskiego,<br />

która nastąpiła od połowy 1944 r. pod hasłami<br />

walki z faszystowskimi Niemcami, była<br />

także formą kontroli nad patriotycznie nastawionymi<br />

mężczyznami w wieku poborowym,<br />

po to, aby nie zasilali oni zbrojnego podziemia<br />

niepodległościowego. Trudno zatem<br />

postrzegać „ludowe” <strong>Wojsko</strong> Polskie jako nic<br />

innego jak tylko filar władzy komunistycznej<br />

w niesuwerennej Polsce.<br />

Rozbudowa WP<br />

w drugiej połowie 1944 r.<br />

Wkroczenie Armii Czerwonej na kresy<br />

wschodnie II Rzeczypospolitej umożliwiło<br />

mobilizację w szeregi wojska Polaków zamieszkujących<br />

te ziemie. W lipcu 1944 r. Polskie<br />

Siły Zbrojne w ZSRS liczyły 113 592 żołnierzy,<br />

a na froncie wschodnim działania<br />

bojowe prowadziła 1. Armia Polska.<br />

Po przekroczeniu linii Bugu PKWN wystosował<br />

manifest polityczny do społeczeństwa<br />

polskiego ogłoszony z datą 22 lipca<br />

1944 r. Jako miejsce ogłoszenia podano<br />

Chełm. W rzeczywistości dokument został<br />

podpisany i zatwierdzony przez Stalina<br />

w Moskwie dwa dni wcześniej. Manifest<br />

ukazał się w formie obwieszczenia wraz<br />

Gen. broni Michał Rola-Żymierski – główny orędownik<br />

powstania Frontu Polskiego.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!