01.10.2019 Views

Tomasz Mróz, "Miedzyczasowiec"

W roku 1944 potęga Trzeciej Rzeszy zaczyna się chwiać. Niemieccy okupanci ponoszą porażki w odległych walkach, ale stają się również ofiarami ataków na dotychczas bezpiecznych tyłach. W okolicach Warszawy znaleziono zmasakrowane ciała niemieckich żołnierzy. Jedynym śladem pozwalającym domyślać się sprawców były wyryte na piersiach ofiar polskie nazwiska. Sugerowały one, że każdy z zabitych żołnierzy to zemsta za kogoś zamordowanego przez najeźdźcę. Kolejne morderstwa stają się nierozwiązywalną zagadką dla niemieckich służb, jak również przyczyniają się do powstania legendy Mściciela. Ponad pół wieku później komisarz Przytuła poznaje historię Witka Kopeckiego, kolaboranta i volksdeutscha, który zaczynał od kradzieży kosztowności ofiarom więzień i obozów niemieckich, a skończył jako osoba walcząca z okupantem. Niektórzy twierdzili, że właśnie on był owym słynnym Mścicielem. Wiele poszlak wskazywało, że ojciec komisarza zamordował Kopeckiego w 1948 roku w akcie zazdrości o matkę Przytuły. Tak zaczyna się prywatne dochodzenie policjanta oraz jego wyprawa w czasie z XXI wieku w przeszłość. Czarny mercedes pełen złota, grobowce w gotyckiej katedrze, stalinowskie kazamaty oraz zbrodnicze postacie z piekła rodem to jedynie niektóre stacje tej podróży, której stawką staje się nie tylko wyjaśnienie faktów z dawnych lat, ale i życie komisarza. "Międzyczasowiec" to sensacyjna powieść z elementami historii alternatywnej oraz romansu. Daje czytelnikowi okazję do śledzenia burzliwych losów głównych bohaterów, ale zapewnia również materiał do przemyśleń o roli przeszłości w egzystencji człowieka oraz o tym, jak decyzje podjęte pod wpływem impulsu mogą rzutować na całe życie.

W roku 1944 potęga Trzeciej Rzeszy zaczyna się chwiać. Niemieccy okupanci ponoszą porażki w odległych walkach, ale stają się również ofiarami ataków na dotychczas bezpiecznych tyłach. W okolicach Warszawy znaleziono zmasakrowane ciała niemieckich żołnierzy. Jedynym śladem pozwalającym domyślać się sprawców były wyryte na piersiach ofiar polskie nazwiska. Sugerowały one, że każdy z zabitych żołnierzy to zemsta za kogoś zamordowanego przez najeźdźcę. Kolejne morderstwa stają się nierozwiązywalną zagadką dla niemieckich służb, jak również przyczyniają się do powstania legendy Mściciela. Ponad pół wieku później komisarz Przytuła poznaje historię Witka Kopeckiego, kolaboranta i volksdeutscha, który zaczynał od kradzieży kosztowności ofiarom więzień i obozów niemieckich, a skończył jako osoba walcząca z okupantem. Niektórzy twierdzili, że właśnie on był owym słynnym Mścicielem. Wiele poszlak wskazywało, że ojciec komisarza zamordował Kopeckiego w 1948 roku w akcie zazdrości o matkę Przytuły. Tak zaczyna się prywatne dochodzenie policjanta oraz jego wyprawa w czasie z XXI wieku w przeszłość. Czarny mercedes pełen złota, grobowce w gotyckiej katedrze, stalinowskie kazamaty oraz zbrodnicze postacie z piekła rodem to jedynie niektóre stacje tej podróży, której stawką staje się nie tylko wyjaśnienie faktów z dawnych lat, ale i życie komisarza. "Międzyczasowiec" to sensacyjna powieść z elementami historii alternatywnej oraz romansu. Daje czytelnikowi okazję do śledzenia burzliwych losów głównych bohaterów, ale zapewnia również materiał do przemyśleń o roli przeszłości w egzystencji człowieka oraz o tym, jak decyzje podjęte pod wpływem impulsu mogą rzutować na całe życie.

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

MIĘDZYCZASOWIEC


<strong>Tomasz</strong><br />

MRÓZ<br />

MIĘDZYCZASOWIEC


Redakcja<br />

Anna Seweryn<br />

Projekt okładki<br />

Maksym Leki<br />

Fotografia na okładce<br />

© Triff | Shutterstock.com<br />

© Mary Mary 86 | Shutterstock.com<br />

Redakcja techniczna, skład i łamanie<br />

Grzegorz Bociek<br />

Korekta<br />

Urszula Bańcerek<br />

Wydanie I, Chorzów 2019<br />

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA<br />

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c<br />

tel. 600 472 609<br />

office@videograf.pl<br />

www.videograf.pl<br />

Dystrybucja: DICTUM Sp. z o.o.<br />

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21<br />

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12<br />

dystrybucja@dictum.pl<br />

www.dictum.pl<br />

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019<br />

tekst © <strong>Tomasz</strong> <strong>Mróz</strong><br />

ISBN 978-83-7835-738-4


1. Wyrok<br />

Październik 1943<br />

Dzień był duszny, słońce przykryło się dziś szarą pierzyną<br />

chmur i sygnalizowało nadchodzącą zmianę pogody.<br />

Za bramą kamienicy numer pięćdziesiąt trzy turkotały dorożki,<br />

snuły się patrole żandarmerii, gońcy pędzili z listami<br />

pomiędzy ważniejszymi urzędami w okupowanej Warszawie.<br />

Na rogu ulicy spłowiały szyld zapraszał przechodniów<br />

do Café Rose, jednakże chętnych nie było zbyt wielu. Niemcy<br />

tu nie zachodzili, pomimo kuszącej nazwy w ich języku,<br />

a z nie-Niemców mało kto lubował się w serwowanym autochtonom<br />

słodzonym sacharyną napoju z prażonych buraków<br />

i pszenicy, który w warunkach wojennej mizerii zaopatrzeniowej<br />

otrzymał zadanie udawania kawy. Poza tym trudno<br />

było nawet z jedzeniem i opałem na nadchodzącą zimę. Kto<br />

by tam tracił czas i pieniądze na wątpliwe rozrywki?<br />

Na podwórzu kamienicy było dużo spokojniej – kot leniwie<br />

patrolujący swój teren, dwie dziewczynki grające w klasy<br />

i znudzony dozorca z sumiastym wąsem, daremnie wypatru-<br />

5


jący jakiegokolwiek papierka do pozamiatania. Szum nielicznych<br />

samochodów i turkot końskich kopyt dochodziły tu jedynie<br />

jako odległy pogłos, filtrowany konstrukcją solidnej bramy.<br />

Na brukowaną przestrzeń weszło dwóch młodych ludzi<br />

w szarych jesionkach i czapkach z daszkiem. Cienie kaszkietów<br />

zacierały rysy twarzy, tak że wyraźnie było widać tylko<br />

podbródki i uszy. Szybkim krokiem przecięli obszar pomiędzy<br />

bramą a wejściem do budynku, bez słowa minęli dozorcę.<br />

Ten odwrócił głowę, chwilę się zastanawiał, jak zareagować,<br />

a w końcu zapytał:<br />

– Panowie do kogo?<br />

– Ruhe, Routineinspektion. Zurück an die Arbeit* – rzucił<br />

jeden z nich ostrym tonem i zatrzasnął drzwi.<br />

Dozorca zmartwiał, słysząc niemiecki. Skulił się lekko,<br />

dłonie wpił kurczowo w trzymaną miotłę. Następnie podbiegł<br />

do dziewczynek i szepnął:<br />

– Dzieci, idźcie do domu. Ale już, szybko. – Nie zwracając<br />

uwagi na nieśmiałe protesty przeciw temu bezceremonialnemu<br />

przerywaniu zabawy, wepchał obie uczennice w drugie<br />

drzwi wychodzące na podwórze. – Do domu! I nie wychodzić<br />

za żadne skarby!<br />

Dwie twarzyczki zamajaczyły zaraz w oknie klatki schodowej.<br />

O nie! Nie przepuszczą takiej rozrywki. To życie na<br />

podwórku takie nudne. A ten tylko do domu i do domu. Dozorca<br />

pomimo braku kurzu lub jakichkolwiek innych widocznych<br />

śmieci zaczął bardzo starannie zamiatać podwórko. Obchodził<br />

każdy kąt, energicznie szurając miotłą. Co rusz rzucał<br />

nerwowe spojrzenie w kierunku wejścia, gdzie zniknęło<br />

dwóch nieznajomych. Co za licho ich tu przywiodło? Ciekawe,<br />

do kogo poszli?<br />

* niem. Spokojnie, rutynowa kontrola. Wracaj do pracy.<br />

6


Trzecie piętro. Pukanie. Brak odzewu. Znowu pukanie.<br />

Kroki w przedpokoju.<br />

– Kto tam?<br />

– Hydraulicy. Woda cieknie, trzeba rurę sprawdzić.<br />

Patrzył dłuższą chwilę przez judaszy i zestawiał widziane<br />

po drugiej stronie postacie z wyobrażeniem, jak powinien<br />

wyglądać hydraulik. Otworzył. Zmierzył przybyłych<br />

niepewnym spojrzeniem. W końcu zrobił przejście. Weszli.<br />

– Gdzie toaleta?<br />

– Trzecie drzwi.<br />

– Heniek, podaj latarkę.<br />

Lokator wydawał się uspokojony zachowaniem przybyszów,<br />

oparł się o framugę drzwi, przyglądając oględzinom.<br />

Dwóch ludzi wpatrywało się w rurę, która wyglądała na zupełnie<br />

dobrą, ani śladu wilgoci lub cieknącej wody. Następnie<br />

pokiwali głowami i popatrzyli po sobie porozumiewawczo.<br />

– Wszystko w porządku. Można prosić nazwisko?<br />

– A po co panom moje nazwisko? Woda nie cieknie?<br />

Do widzenia.<br />

– Pan Kopecki Witold, prawda?<br />

– Bo co? O co chodzi? – Człowiek nastroszył się jak zaatakowany<br />

kot i zrobił krok do tyłu.<br />

– Heniek, bierz go!<br />

Starszy skinął głową na pomocnika, który natychmiast<br />

przypadł do człowieka i chwycił go za rękę. Tamten się wyrwał,<br />

drogę ucieczki do wyjścia na schody zastawiał młodszy<br />

z „hydraulików”, dlatego zaatakowany skoczył w przeciwnym<br />

kierunku. Wbiegł do pokoju stołowego. Napastnicy popędzili<br />

za nim z pistoletami w rękach. Wyższy deklamował:<br />

– Witoldzie Kopecki, w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej<br />

skazuję cię na karę śmierci za kolaborację z niemieckim okupantem<br />

i kradzież mienia żydowskiego…<br />

7


Wtedy Kopecki rzucił się na napastników, ignorując wymierzoną<br />

w niego broń. To było zaskoczenie, nie zareagowali<br />

strzałami. Odczytujący tekst wyroku umilkł. Kopecki zwarł<br />

się z nim w zapasach. Pistolet upadł na podłogę. Obok stał<br />

młodszy z przybyszów, nazwany przez kolegę Heńkiem. Celował<br />

on w szamoczącą się parę trzęsącą się ręką i spazmatycznie<br />

wrzeszczał:<br />

– Poddaj się! Nie masz szans, ty morderco! Ty świnio!<br />

Poddaj się…<br />

Kotłujące się ciała nie dawały możliwości spokojnego<br />

oddania celnego strzału. Heniek wrzeszczał, oczy śledziły<br />

w przerażeniu nieoczekiwany przebieg egzekucji. Był jak sparaliżowany.<br />

Tamci nadal się siłowali, sapiąc i klnąc. Wysiłek<br />

obu walczących można było poznać po szybkich oddechach<br />

i spoconych twarzach. W pewnym momencie walcząca para<br />

wpadła z impetem na okno. Rozległ się trzask pękającego<br />

szkła i łamanych desek. Wystarczyło mocniejsze pchnięcie<br />

i jeden z walczących wypadł z krzykiem przerażenia. Rozległo<br />

się głuche uderzenie ciała o bruk. Heniek zawył, Kopecki<br />

stał przy parapecie, dysząc ciężko.<br />

– Ty morderco! – wrzasnął Heniek i strzelił.<br />

Pudło. Pistolet trzymany w trzęsącej się ręce nie dawał<br />

szansy na trafienie, nawet z tak małej odległości. Kopecki<br />

doskoczył do niego, wyrwał broń.<br />

– Leżeć tu! Ani ruchu, bo zatłukę jak tamtego.<br />

Pchnął przerażonego młodzieńca na kanapę. Zatrzasnął<br />

drzwi pokoju i przekręcił klucz w zamku. Następnie pospiesznie<br />

narzucił kurtkę, nerwowymi ruchami wrzucił do<br />

kieszeni kilka przedmiotów i zbiegł po schodach.<br />

Na podwórku dozorca stał zmartwiały nad ciałem. Rozbita<br />

głowa i nienaturalnie wykręcone członki nie dawały<br />

ofierze upadku nadziei na przeżycie. Sąsiedzi zerkali cieka-<br />

8


wie z pootwieranych wkoło okien. Stróż zbielałymi wargami<br />

mruczał coś w przerażeniu, może dalej myślał, że ci dwaj to<br />

Niemcy i śmierć jednego z nich ściągnie zagładę na wszystkich<br />

lokatorów. Z okna po drugiej stronie podwórza wyglądały<br />

dwie twarzyczki, dziewczynki przyciszonym głosem komentowały<br />

oglądane wydarzenia. Kopecki przebiegł obok,<br />

nie zatrzymując się wcale.<br />

– Panie Witoldzie, panie Witoldzie! – dozorca wołał za<br />

nim. Nadaremnie. W ciemnym przejeździe cichły pospieszne<br />

kroki uciekającego. – Panie Witoldzie, co się stało? Rany<br />

boskie, ale bigos!<br />

Po kilku sekundach wybiegł Heniek. Odepchnął człowieka<br />

z miotłą i pochylił się nad ciałem.<br />

– A to kanalia. Znajdę go. Choćbym miał całe życie szukać,<br />

ale znajdę – syknął. – Jakiś koc i wiadro wody, ale migiem!<br />

Jestem z Armii Krajowej, Polak. A ciało musi zniknąć,<br />

bo możecie mieć duże kłopoty. Ja też.<br />

Dozorca podumał chwilę, najwyraźniej zgodził się w duchu<br />

z chłopakiem, bo rzucił mu jakąś derkę i wskazał wzrokiem<br />

stojący w kącie wózek na węgiel.<br />

– Tylko oddaj. Potrzebny jest.<br />

Młody zrzucił skulone zwłoki na wózek, przykrył kocem<br />

i przysypał węglem z pryzmy spiętrzonej przy włazie<br />

piwnicznym. Popychając ten nietypowy karawan, szybkim<br />

krokiem zniknął z podwórka. Dozorca chlusnął wiadrem<br />

wody, czyszcząc w ten sposób zakrwawiony bruk. Okna zamykały<br />

się bezgłośnie, każdy wracał do swoich zajęć i gdyby<br />

kogokolwiek pytać o wydarzenia na podwórzu, to nikt<br />

nic nie widział. Zwykły dzień, szary i trudny, jak całe ich<br />

życie w Generalnej Guberni roku 1943. Zamieszanie szybko<br />

się skończyło, dwie dziewczynki nieśmiało podeszły do<br />

rozpływającej się szarobrunatnej kałuży w miejscu upadku<br />

9


i szeptały między sobą. Dozorca z zaciętą miną zamiatał dalej<br />

podwórko, choć kurzu i śmieci nie przybyło w ciągu tych<br />

kilku minut ani o jotę.<br />

2. Kilka dni urlopu<br />

– Szanowni Państwo. Przed nami znajduje się krypta rodu<br />

Steinbachów, rodziny, która za zasługi na polach bitewnych<br />

otrzymała od Leopolda I Habsburga pobliskie ziemie wraz<br />

z dwunastoma wsiami, starym zamkiem warownym oraz prawem<br />

spławu drewna z tutejszego lasu do Szczecina. Wolfgang<br />

Steinbach po wielu latach spędzonych na siedemnastowiecznych<br />

wojnach osiadł na resztę życia w tej okolicy i ożenił się<br />

z Helgą von Stormbrunn. Przebudował on podarowany zamek,<br />

nadając mu charakter pięknej barokowej posiadłości.<br />

To dało początek świetności tej rodziny i jej majątku, przerwanej<br />

tragicznymi wydarzeniami drugiej wojny światowej.<br />

A teraz przejdziemy przez nawę główną do krypty Nieznanego.<br />

To jedna z większych zagadek naszego miasta. Krypta<br />

jest tak nazywana, ponieważ historycy nie mają pewności,<br />

kto został tu pochowany. Niewątpliwie została zbudowana<br />

w szesnastym wieku i bez wahania można stwierdzić, że<br />

przeznaczono ją na pochówek ważnej osoby. Kamienny nagrobek<br />

jest zwieńczony naturalnej wielkości figurą z piaskowca.<br />

Tak chowano jedynie znacznych książąt lub biskupów,<br />

jednakże od tego momentu rozpoczyna się zagadkowa<br />

historia. Ktokolwiek został tu pochowany, ślad po tym<br />

wydarzeniu powinien być odnotowany w księgach parafialnych<br />

lub innych kronikach, jednakże one milczą na ten temat.<br />

Postać wyobrażona w kamieniu została zniszczona. I to<br />

10


w taki sposób, że niepodobna nie tylko zidentyfikować rysów<br />

twarzy, ale nawet stroju bądź insygniów, niewątpliwie<br />

wykutych na pamiątkę po ważnym zmarłym. Na przestrzeni<br />

wieków kilka dokumentów wspomina o tym miejscu jako<br />

jednym z grobów w naszej katedrze, jednakże nazwisko pochowanego<br />

nigdy nie padło…<br />

– Nie znaleziono tam ludzkich szczątków? – padło pytanie<br />

ze strony grupy zasłuchanych turystów.<br />

– Owszem, znaleziono, ale… ale… to nie były szczątki historyczne,<br />

bardziej makabryczne ślady zbrodni, współczesnego<br />

morderstwa, zresztą do dziś niewyjaśnionego… Przy<br />

badaniach archeologicznych tych grobów w latach siedemdziesiątych<br />

znaleziono ciało człowieka zastrzelonego około<br />

dwadzieścia lat wcześniej, i na pewno nie był to książę ani biskup.<br />

A grobowiec po otwarciu okazał się dużo większy, niż<br />

wygląda z zewnątrz, jest pod nim coś na kształt zawalonego<br />

podziemnego chodnika. Dla uspokojenia wyobraźni poszukiwaczy<br />

przygód dodam, że przejście jest z całą pewnością<br />

ślepe i nie prowadzi nigdzie dalej. Sprowadzono nawet<br />

specjalistów z pobliskiej kopalni miedzi, którzy to zbadali.<br />

A sprawa znalezionych zwłok, jak powiedziałam, nie doczekała<br />

jakiegokolwiek finału. A teraz proszę spojrzeć w górę…<br />

– Ufff, jakże mnie bolą nogi! – Przytuła opadł ze stęknięciem<br />

na gzyms u podstawy kolumny podpierającej sklepienie<br />

kaplicy, w której znajdowała się krypta.<br />

Odgłosy wycieczki powoli przesuwały się ku wyjściu, aż<br />

w końcu zniknęły za rogiem, pozostawiając jedynie szumiące<br />

echo przyciszonych rozmów.<br />

Cóż to za dziwny pomysł – zwiedzanie? Przytuła dostał<br />

właśnie kilka dni przymusowego, zaległego urlopu. Postanowił,<br />

wbrew swoim przyzwyczajeniom, że spędzi go z dala<br />

od spraw kryminalnych, zbyt kalorycznego jedzenia oraz<br />

11


filmów sensacyjnych w telewizji. Innymi słowy, miał w tym<br />

czasie zrobić coś absolutnie nowego, dotychczas nieznanego<br />

i rozwijającego.<br />

W pierwszym dniu pojechał zwiedzać Warszawę. Po kilku<br />

godzinach pobytu na starówce, znudzony oglądaniem<br />

nieskończonego tłumu szkolnych wycieczek, krążących na<br />

trasie Kolumna Zygmunta–zamek–rynek–Barbakan, wsiadł<br />

w pierwszy lepszy autobus miejski. Dotarł na prawy brzeg<br />

Wisły. Wysiadł na przypadkowo wybranym przystanku,<br />

tam oczy rozbłysnęły mu radością – zaniedbane kamieniczki<br />

Pragi, znaczone płatami odchodzącego tynku, graffiti<br />

oraz upstrzone w różnych kątach i bramach leniwie snującymi<br />

się postaciami w ortalionowych kurtkach, czekającymi<br />

Bóg jeden wie na co. Taka Warszawa była interesująca! Spędził<br />

tam czas aż do wieczora. Co prawda, siniak pod okiem<br />

widoczny będzie pewnie jeszcze kilka dni i rękaw w palcie<br />

trzeba było zszywać, ale nie można uznać tego za czas stracony.<br />

Tym bardziej że poznał kilku nowych, ciekawych ludzi,<br />

a przecież człowiek rozwija się właśnie poprzez interakcję<br />

z otoczeniem.<br />

Kolejnego popołudnia po powrocie ze stolicy wziął udział<br />

w osiedlowym turnieju tenisa stołowego, jako widz. Namówił<br />

go do tego jego podwładny, posterunkowy Mierczak,<br />

którego syn startował tu w kategorii junior starszej. Mierczak<br />

twierdził, że gra w ping-ponga to fascynująca rywalizacja,<br />

rozwój sprawności fizycznej, intelektualnej i refleksu.<br />

A wszystkie te przymioty bardzo się człowiekowi w każdym<br />

wieku przydają. Znaczące spojrzenie na zwalistą postać komisarza<br />

nie pozostawiało wątpliwości, o kim myślał Mierczak,<br />

mówiąc o potrzebie rozwoju ciała, umysłu i połączeń<br />

nerwowych wraz z płynącymi w nich impulsami. Przytuła<br />

po kilku godzinach obserwowania białej piłeczki, śmigającej<br />

12


to w lewo, to w prawo, zrozumiał nareszcie, na czym polega<br />

metoda doprowadzania ludzi do szaleństwa cichym, rytmicznym<br />

odgłosem spadających kropli wody. Niekończący<br />

się taniec dwóch rozjuszonych zawodników po obu stronach<br />

zielonego stołu i łącząca ich nić białego śladu pędzącej kuleczki.<br />

I do tego monotonny odgłos: cyk-cyk-cyk-cyk. Przytuła<br />

nie doczekał finału kategorii junior starszej, gdzie młody<br />

Mierczak miał za pomocą tańca przy krawędzi stołu i kilkuset<br />

nowych cyknięć udowodnić swoją przewagę umysłowo-fizyczną<br />

nad przeciwnikiem i zostać mistrzem dzielnicy. System<br />

nerwowy komisarza Przytuły odmówił dalszego uczestnictwa<br />

w tym spektaklu.<br />

A dziś miejscowa katedra… To był impuls. Przechodził<br />

obok, przewodniczka kompletowała właśnie grupę. Mijał<br />

ten budynek wielokrotnie w ciągu wszystkich lat swojego<br />

życia, obojętnie muskając wzrokiem ceglane gotyckie żebra,<br />

szczerzące zęby maszkarony na wieżach i wytarte milionami<br />

kroków kamienne progi. Nigdy go to nie interesowało,<br />

ale człowiek się zmienia, dojrzewa, szuka nowych wyzwań.<br />

No i czasem ma urlop, mnóstwo wolnego czasu. Dlatego<br />

dziś los rzucił go wraz z grupą czternastu emerytów w wir<br />

historii tych murów.<br />

Zaczęli przed południem. Podążając za ładną panią przewodnik,<br />

zwiedzali kolejne kąty historycznego miejsca. W ciągu<br />

mijających godzin przegalopował przez uszy komisarza<br />

korowód postaci z tutejszej przeszłości, książąt, królów i rycerzy,<br />

zarówno pogańskich, wierzących tak sobie, jak i ultrareligijnych.<br />

Zaczął rozpoznawać w zgromadzonych kamiennych<br />

wspaniałościach różnorodność stylów i epok, docenił<br />

wysoką wartość artystyczną religijnych i świeckich treści. Ale<br />

mijające godziny przyniosły również pusty żołądek, bolące<br />

nogi, zdrętwiały krzyż oraz wzmagającą się senność. Dlatego<br />

13


chwilowa przerwa w dopływie informacji turystycznej wcale<br />

nie zmartwiła komisarza. Wręcz była mu miła.<br />

Oparł się o chłodną kamienną kolumnę i zamarł w pozycji<br />

odpoczynkowej. Po co mu wiedzieć, że biskup X kłócił<br />

się o władzę nad miastem z księciem Y? To było kiedyś,<br />

obaj leżeli teraz w kamiennych sarkofagach i spierali się już<br />

na tamtym świecie. Z drugiej strony, to bardzo pouczające –<br />

wszystko mija. I dlatego carpe diem – łap dzień. Jutro znowu<br />

wróci do pracy, przestanie się umartwiać zwiedzaniem i niskokalorycznym<br />

jedzeniem, będzie się obżerać hamburgerami<br />

i drożdżówkami, myśleć o tym, kto popełnił te wszystkie<br />

brzydkie postępki w ich mieście. A po południu zorganizuje<br />

sobie seans bezmyślnego relaksu przy telewizorze, z piwem<br />

w dłoni i bez historyczno-kulturalnych podtekstów.<br />

– Moje nogi… – zamruczał ponownie zbolałym głosem.<br />

Wzrok błądził po kamiennym pomieszczeniu kaplicy za<br />

kryptą Nieznanego, po malowidłach i witrażach. Sceny na<br />

szkle śmiało mogły konkurować z dziełami Hieronymusa Boscha.<br />

Doszło do niego, że ma przed sobą nie byle jaki okaz,<br />

tyle tylko, że mniej rozreklamowany. Przetrwał stulecia wojen<br />

i innych zawieruch historycznych, żeby teraz mogli go<br />

oglądać emeryci i niewiedzący co począć z wolnym czasem<br />

policjanci. Szkło po lewej stronie obrazowało grzeszników –<br />

stłoczonych, przerażonych golasów, dźganych widłami przez<br />

złośliwie uśmiechające się diabły; po prawej odziani w powłóczyste<br />

szaty wybrańcy nieba, wpatrzeni z ufnością w niebieskie<br />

wyżyny. Pośrodku grupa rozglądających się ludzi, niepewnych<br />

swojego losu, jeszcze niedźganych i niepędzonych<br />

ku srogiej karze, ale i nieprzydzielonych do białego chóru.<br />

Przytuła siedział na kamiennej bazie kolumny i dopasowywał<br />

twarze znanych sobie ludzi do postaci przedstawianych na<br />

witrażu. Za nic w świecie nikt nie odpowiadał wizerunkom<br />

14


iałych wybrańców. Za to wśród pędzonej w ogień hołoty aż<br />

roiło się od znajomych gąb, zarówno ze świata przestępczego,<br />

jak i tego „niewinnego”. Choć kto jest bez winy, niech<br />

rzuci kamieniem… Szkoda by było, piękny witraż się zbije.<br />

Przytuła medytował nad nieuchronną karą dla wielu swoich<br />

znajomych, słońce przezierało przez apokaliptyczne sceny,<br />

barwiąc kąty gotyckiej kaplicy na kolor miodowożółty.<br />

Wizja sądu ostatecznego była naprawdę piękna, nie mógł<br />

oderwać oczu od kunsztownie wykonanych szkieł.<br />

W pewnym momencie zastygł w zdziwieniu – jedna z postaci<br />

dźganych przez złośliwego diabła patrzyła na niego. Nie<br />

gdzieś koło niego ani nie jedynie w jego stronę. Ten facet, namalowany<br />

chyba setki lat temu, gapił się bezczelnie wprost<br />

na niego i wyraźnie czegoś chciał. Przytuła odwrócił głowę,<br />

próbując skupić się na pozostałych szczegółach witrażu, ale<br />

to nic nie dało – badawczy wzrok palił plecy. Czego ty, nieszczęśniku,<br />

chcesz? Żyłeś dawno i chyba niezbyt dobrze, jeżeli<br />

nie stoisz w białej koszuli przed obliczem Pana. Przytuła<br />

zapatrzył się w namolnego potępieńca. Twarz tamtego była<br />

dość spokojna, nie lamentował i nie biadolił, jak współwięźniowie.<br />

On miał jeszcze… nadzieję. Tak wyglądał, jakby był<br />

tylko gościem w ponurym miejscu wiecznej kaźni. Przytuła<br />

uważnie obserwował twarz. Chyba go znał, chyba już gdzieś<br />

widział… Ale gdzie? W innym wcieleniu?<br />

Wycieczka poszła, kościół zastygł w ciszy, pełnej pogiętych<br />

gotyckich łuków i krążących pod sklepieniem tysięcznych Ojcze<br />

nasz i zdrowasiek, pukających tu od wieków do uszu Boga.<br />

Światło w kaplicy powoli brązowiało, witraż stawał się coraz<br />

bardziej ponury, martwiąc się zapadającymi ciemnościami<br />

nocy, w których piękno kolorowego szkła znika i marnieje.<br />

I tylko szatani nie śpią, dręcząc grzeszników niekończącą się<br />

karą. I Bóg nie śpi, rozsądzając czyny umarłych właśnie ludzi.<br />

15


– Przytuła… pssst… podejdź tu. – Nagle ciszę w kościele<br />

przeciął szept.<br />

– Kto tu? Kto mnie woła?! – Zerwał się na równe nogi.<br />

– Nie bój się…<br />

Komisarz rozglądał się lękliwie, szukając ust mówiących<br />

te słowa, ale nikogo nie było – tylko tłumy dusz na malowanym<br />

oknie i on. Złudzenie akustyczne? Majaki? A może, nie<br />

daj Boże, delirium tremens?<br />

– Kto tu? Kto mówi? – ponownie syknął pytanie w otaczającą<br />

go szarość.<br />

Zamiast odpowiedzi usłyszał dziwny odgłos. Pod zniszczoną<br />

postacią zdobiącą nagrobek coś zachrzęściło i krótsza<br />

ścianka grobowca się uchyliła. Skamieniały ze strachu komisarz<br />

widział, jak krawędź płyty chwyciła czarna, wysuszona,<br />

szponiasta dłoń. Ktoś stęknął i kamień zaszurał. W szarości<br />

zmroku coś wyglądające jak koścista, zmumifikowana postać<br />

gramoliło się niezdarnie ze środka katakumb.<br />

– Aaa! Ratunku!<br />

Przytuła biegł, jakby go goniło stado dzikich wielbłądów.<br />

Jego ryk i tętent kroków po posadzce zburzyły spokój tego<br />

miejsca. Dopadł do drzwi wyjściowych i zaczął je szarpać.<br />

Były zamknięte na głucho. Komisarz w panice ciągnął je<br />

i kopał, co rusz spoglądając z przerażeniem ku krypcie Nieznanego.<br />

Chyba ktoś z niej wychodził. Rany boskie! Idzie!<br />

– Czyś pan oszalał? Co to za wrzaski? To kościół, a nie<br />

zoo. Co za chamstwo i brak szacunku dla tego miejsca, świętości<br />

i pochowanych tu ludzi! – Niski staruszek, kościelny,<br />

kuśtykając, z oburzonym wyrazem twarzy podszedł do<br />

Przytuły. Stanął przed nim, zadarł głowę, aby patrzeć mu<br />

w oczy. Nie ustawał również w reprymendzie. – Patrzcie go,<br />

spasł się taki jak balon i wrzeszczy teraz po kościołach! Bezbożnik<br />

jeden!<br />

16


– Tam, tam… – Przytuła nie zwracał uwagi na obelgi.<br />

Jąkając się ze zdenerwowania, wskazywał szarą jamę w kaplicy,<br />

skąd uciekł. – Tam straszy… Mumia wychodzi przez<br />

dziurę. Grzesznik się gapi z witrażu i coś chce. Wypuść mnie<br />

pan stąd. Błagam!<br />

Niski staruszek zrobił minę i pokiwał głową, jakby nagle<br />

zrozumiał jakąś bardzo ważną sprawę. Przestał napierać<br />

wzrokiem na Przytułę. Wskazał na drzwi obok.<br />

– Proszę bardzo, kościół jeszcze otwarty. Jak pan masz tak<br />

wrzeszczeć, to lepiej na świeżym powietrzu. Tam płuca lepiej<br />

pracują. I głowa też bardziej dotleniona. Te duże drzwi<br />

otwieramy jedynie na święta. No i jak biskup przyjeżdża,<br />

ale to się wydarzyło raz, jakieś piętnaście lat temu, kiedy…<br />

Przytuła wyprysnął na zewnątrz, jak oparzony. Człowieczek<br />

popatrzył w ślad za nim. Wyglądał na zdziwionego, że<br />

komisarz nie zechciał wysłuchać informacji o uroczystych<br />

odwiedzinach biskupa sprzed kilkunastu lat. Następnie rozglądnął<br />

się po wnętrzu, a gdy stwierdził, że wszyscy już wyszli,<br />

przekręcił klucz w zamku. Wolno wracając przez nawę<br />

boczną, zajrzał do krypty Nieznanego. Zarówno grobowiec,<br />

jak i witraż trwały w wieczornym spokoju.<br />

– Czego on się tak wystraszył? Pewnie znowu duch Steinbacha<br />

się pokazał. Ech, z tymi szwabskimi szlachcicami<br />

sto zmartwień! Do grobowca, Steinbach, ale już! – wrzasnął<br />

w przestrzeń, tak jakby zaganiał niesfornego kundla<br />

do budy.<br />

Coś zaszumiało i trzasnęło po drugiej stronie katedry,<br />

ale staruszek nawet nie odwrócił głowy i pokuśtykał dalej.<br />

Po chwili szczęk zamków i blednące lampy dały znać, że kolejny<br />

dzień Pański uznano za zakończony.<br />

17

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!