08.02.2019 Views

Morze_2_2019_opt

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ORP Drużno odmłodzony<br />

Baterie „duńska” i „grecka”<br />

Luty 2/<strong>2019</strong><br />

www.zbiam.pl<br />

cena 14,99 zł (w tym 5% VAT )<br />

Dramatyczny koniec<br />

HMS Penelope<br />

Pierwsze<br />

drednoty<br />

kajzera


Okręty współczesne<br />

Model koncepcji lekkiego lotniskowca.<br />

Tomasz Szulc<br />

Okręty i systemy morskie<br />

na forum Armija 2018<br />

Forum Armija, organizowane w Rosji<br />

od 2014 r., jest przede wszystkim okazją<br />

do prezentacji sprzętu dla wojsk<br />

lądowych. Ma jednak ekspozycję<br />

lotniczą: część śmigłowców można<br />

zobaczyć na głównym terenie wystawowym<br />

w podmoskiewskim Parku<br />

Patriot, samoloty są prezentowane na<br />

lotnisku w nieodległej Kubince, a pokazy<br />

powietrzne, włącznie z ostrymi<br />

strzelaniami, odbywają się nad poligonem<br />

w Ałabino. Większy problem<br />

przedstawia prezentacja osiągnięć<br />

i propozycji przemysłu okrętowego.<br />

Formalnie Armija odbywa się i w innych<br />

miastach Rosji, także w Petersburgu,<br />

Władywostoku i Siewieromorsku,<br />

czyli w bazach Wojenno-Morskowo<br />

Fłota (WMF), ale „waga” tych pokazów<br />

jest znacznie mniejsza niż imprezy<br />

centralnej. Niezależnie od tego, także<br />

w rozległych halach Patriota były prezentowane<br />

osiągnięcia przemysłu<br />

stoczniowego. W minionym roku służyła<br />

temu oddzielna hala, opatrzona logiem<br />

holdingu stoczniowego – OSK (Obiedinionna<br />

Sudostroitielnaja Kompania).<br />

Znalazły się w niej wyłącznie modele<br />

okrętów, podczas gdy niektóre wzory<br />

ich uzbrojenia i wyposażenia demonstrowano<br />

na innych stoiskach.<br />

Okręty głównych klas<br />

Dla porządku należy<br />

zacząć od koncepcji największych<br />

okrętów. Kolejny<br />

raz pokazano model<br />

lotniskowca. Tym razem miałaby to<br />

być „lekka jednostka wielozadaniowa”<br />

o wyporności tylko 44 000 t (poprzedni<br />

miał 95 000 t). W porównaniu z wcześniejszą<br />

konfiguracją zmiany są znaczące:<br />

zrezygnowano z dwóch nadbudówek,<br />

na podobieństwo HMS Queen Elizabeth,<br />

uproszczono obrys pokładu startowego,<br />

który jest niemal symetryczny, a „przeciwwagę”<br />

dla skośnego pokładu startowego<br />

stanowi rozbudowane stanowisko<br />

dla samolotów obok nadbudówki.<br />

W jednym z wariantów projektu możliwe<br />

ma być nawet przetaczanie samolotów<br />

za nią. Gabaryty pokładu są<br />

w związku z tym nietypowe – 304x78 m<br />

(w poprzedniej inkarnacji – 330x42).<br />

Hangary miałyby pomieścić 46 samolotów<br />

i śmigłowców (poprzednio – 65).<br />

Wymienia się Su-33 (obecnie wycofywane,<br />

a więc na pewno nie doczekają<br />

nowego okrętu), MiG-29KR i Ka-27, ale<br />

docelowo miałyby to być nieco większe<br />

Su-57K i Ka-40. Otwarta pozostaje kwestia<br />

pokładowych samolotów wczesnego<br />

ostrzegania, gdyż takowych obecnie<br />

w Rosji nawet się nie projektuje. Także<br />

wizja użycia dużych bezzałogowców<br />

jest dość abstrakcyjna w kontekście<br />

braku doświadczeń z maszynami<br />

bazowania lądowego o podobnej<br />

wielkości.<br />

Koncepcja lotniskowca jest doskonałym<br />

przykładem współzależności<br />

prac rozwojowych,<br />

prowadzonych w interesie<br />

różnych zamawiających. Dla<br />

przyszłości rosyjskiego lotniskowca<br />

najważniejsze jest<br />

jednak co innego: jest to<br />

oferta petersburskiego<br />

Państwowego Centrum<br />

Naukowego im. Kryłowa, czyli instytucji<br />

naukowo-badawczej. Nie firmuje jej<br />

żadne z renomowanych biur konstrukcyjnych,<br />

ani żadna z dużych stoczni.<br />

Oznacza to, że w przypadku autentycznego<br />

zainteresowania (i finansowania)<br />

ze strony Ministerstwa Obrony FR, trzeba<br />

by taki okręt najpierw zaprojektować,<br />

potem zorganizować sieć kooperantów,<br />

a dopiero potem rozpocząć budowę.<br />

Na dodatek żadna z rosyjskich stoczni<br />

nie jest obecnie w stanie zbudować tak<br />

dużej i skomplikowanej jednostki. Tę<br />

opinię potwierdzają choćby nieustające<br />

problemy ze znacznie mniejszymi lodołamaczami<br />

atomowymi nowej generacji.<br />

A więc do rozpoczęcia budowy konieczne<br />

byłyby ogromne i czasochłonne inwestycje<br />

w infrastrukturę. Odpowiednio<br />

duży suchy dok (480x114 m) zaczęto dopiero<br />

budować w stoczni Zwiezda (Bolszoj<br />

Kamień, Primorskij Kraj na Dalekim<br />

Wschodzie), ale oficjalnie ma on pracować<br />

wyłącznie dla przemysłu naftowego.<br />

Gdyby więc decyzja o budowie zapadła<br />

dziś, to okręt wszedłby do służby<br />

za kilkanaście lat, a w pojedynkę i tak nie<br />

zmieniłby równowagi sił na oceanach.<br />

Druga koncepcja pochodząca z tego<br />

samego źródła, czyli Centrum im. Kryłowa,<br />

to wielki niszczyciel proj. 23560<br />

Lider, w tym roku nazwany Szkwał. Także<br />

w jego przypadku można powtórzyć<br />

wszystkie zastrzeżenia, dotyczące<br />

wspomnianego lotniskowca z tą jedynie<br />

różnicą, że okręt tej wielkości dałoby się<br />

zbudować z wykorzystaniem istniejącego<br />

obecnie zaplecza stoczniowego.<br />

Jednostki tej klasy trzeba by jednak produkować<br />

seryjnie – gdyby WMF chciał<br />

choćby odtworzyć potencjał radziecki<br />

z końca lat 80. ub.w., to musiałoby ich<br />

powstać co najmniej kilkanaście. Przy<br />

Wielki niszczyciel projektu 23560 Szkwał...<br />

10 luty <strong>2019</strong> MORZE


Polska Marynarka Wojenna<br />

Tomasz Grotnik<br />

Druga młodość<br />

ORP Drużno<br />

ORP Drużno wkrótce po powrocie z Nauty.<br />

12 stycznia do Portu Wojennego<br />

w Świnoujściu powrócił trałowiec<br />

bazowy projektu 207P ORP Drużno<br />

(641). Okręt należący do 12. Wolińskiego<br />

Dywizjonu Trałowców 8. Flotylli<br />

Obrony Wybrzeża zakończył naprawę<br />

główną i dokową połączoną z wymianą<br />

mechanizmów głównych. Zmiany<br />

na jednostce są poważne i stanowić<br />

będą wzór do powielania na kolejnych<br />

„plastusiach”.<br />

O wieku naszych okrętów oraz wynikających<br />

z tego faktu problemach<br />

pisaliśmy niejednokrotnie. 33 lata – tyle<br />

średnio mają jednostki pływające pod<br />

biało-czerwoną banderą.<br />

Ich naprawy główne i dokowe nie<br />

sprawiają większych problemów, poza<br />

remontami silników wysokoprężnych.<br />

Na kolejnych okrętach są wymieniane<br />

diesle napędzające prądnice, lub wręcz<br />

całe zespoły prądotwórcze. Inaczej jest<br />

w kwestii silników napędu głównego.<br />

W przypadku jednostek, na których<br />

montowano maszyny wytwarzane<br />

w kraju, w tym na licencjach renomowanych<br />

firm zachodnich (ZPM H. Cegielski<br />

Poznań – Sulzer, ZUT Zgoda Świętochłowice<br />

– Sulzer), dostęp do części zamiennych<br />

jest łatwiejszy. Gorzej wygląda<br />

sprawa z okrętami napędzanymi silnikami<br />

wysokoprężnymi produkcji radzieckiej,<br />

których utrzymanie w sprawności<br />

utrudnia ich zużycie i brak podzespołów<br />

do nich.<br />

Wśród jednostek służących obecnie<br />

w MW RP, diesle z czasów ZSRR wciąż ma<br />

17 trałowców bazowych proj. 207DM,<br />

P i M, 3 kutry transportowe proj. 716 oraz<br />

3 małe okręty rakietowe proj. 660M. Pomijamy<br />

tu ostatni poławiacz torped K-8<br />

proj. Kormoran, napędzany przez 2 diesle<br />

M-50F7/F8, bo jednostka ta jest w trakcie<br />

naprawy dokowej w PGZ Stocznia Wojenna<br />

Sp. z. o.o. w Gdyni – zapewne już<br />

ostatniej w jej 48-letniej służbie. Trałowce<br />

i kutry wyposażono w jednostki napędowe<br />

Zwiezda M401 (12CzSN-18/20),<br />

natomiast na rakietowych Orkanach są<br />

gwiazdowe M520 (CzNSP-16/17), tego<br />

samego leningradzkiego producenta.<br />

W szczególności te ostatnie dają się we<br />

znaki serwisantom, ponieważ okręty<br />

mają po trzy takie motory, z których każdy<br />

ma… 56 cylindrów.<br />

Są one trapione cyklicznymi niesprawnościami,<br />

trudnościami z pozyskaniem<br />

części zamiennych oraz wypracowanymi<br />

normami eksploatacyjnymi, zresztą już<br />

niejednokrotnie przedłużanymi (resurs międzyremontowy<br />

dla M401A-1 wynosi 2500 h<br />

pracy), co zmusiło do podjęcia radykalnych<br />

środków zaradczych. Premierą tych działań<br />

Tak wszystko się zaczęło. Wydokowanie ORP Drużno przy użyciu nowatorskiej dla Nauty metody.<br />

Fot. Jarosław Staluszka<br />

18 luty <strong>2019</strong> MORZE


Okręty współczesne<br />

Łukasz Pacholski<br />

Japońskie<br />

niszczyciele<br />

śmigłowcowe<br />

Największymi okrętami Morskich Sił<br />

Samoobrony Japonii są specyficzne<br />

jednostki, klasyfikowane – częściowo –<br />

jako niszczyciele śmigłowcowe. Czysto<br />

polityczne „zaszufladkowanie” pasowało<br />

do przedstawicieli, już wycofanej,<br />

pierwszej generacji tych konstrukcji.<br />

Obecnie znajdujące się w linii nowe<br />

pokolenie tej klasy stanowi pokłosie<br />

doświadczeń Japończyków, rozwoju<br />

technicznego, regionalnego wyścigu<br />

zbrojeń oraz zmian geopolitycznych<br />

w Azji Dalekowschodniej. Niniejszy<br />

artykuł ma na celu prezentację całej<br />

ósemki jednostek, które stanowiły<br />

i stanowią trzon nawodnych sił eskortowych<br />

Sił Samoobrony.<br />

Narodziny koncepcji<br />

Jak pokazały obie wojny światowe,<br />

kraj wyspiarski, dysponujący nawet<br />

licznymi siłami morskimi, można łatwo<br />

sparaliżować poprzez działania okrętów<br />

podwodnych. W czasie Wielkiej Wojny<br />

próbowały dokonać tego cesarskie<br />

Niemcy, szukające sposobu na pokonanie<br />

Wielkiej Brytanii – ówczesny poziom<br />

techniczny, a także znalezienie metod<br />

zaradczych przez Londyn przekreślił ten<br />

plan. W latach 1939-1945, ponownie,<br />

Niemcy byli blisko zadania ostatecznego<br />

ciosu przy użyciu U-Bootów – na szczęście<br />

zakończyło się to fiaskiem. Z drugiej<br />

strony globu podobne działania realizowała<br />

US Navy przeciwko siłom morskim<br />

Cesarstwa Japonii. W latach 1941-1945<br />

amerykańskie okręty podwodne przyczyniły<br />

się do zatopienia 1113 japońskich<br />

statków handlowych, co stanowiło blisko<br />

50% strat 1 . Skutecznie wyhamowało<br />

to wysiłek wojenny oraz komunikację<br />

pomiędzy Wyspami Japońskimi, jak też<br />

obszarami na kontynencie azjatyckim,<br />

bądź Oceanie Spokojnym. W przypadku<br />

kraju Kwitnącej Wiśni ważne jest także to,<br />

że drogą morską importuje się różnorodne<br />

produkty niezbędne do utrzymania<br />

przemysłu oraz społeczeństwa – wśród<br />

najważniejszych można wymienić surowce<br />

energetyczne. To stanowiło istotną<br />

słabość kraju w pierwszej połowie XX<br />

wieku, a także współcześnie. Nie może<br />

więc dziwić, że utrzymanie bezpieczeństwa<br />

na morskich szlakach komunikacyjnych<br />

stało się jednym z podstawowych<br />

zadań Morskich Sił Samoobrony Japonii<br />

od początku istnienia.<br />

Już w czasie II wojny światowej zauważono,<br />

że jednym z najlepszych sposobów<br />

zwalczania okrętów podwodnych,<br />

a więc głównego zagrożenia szlaków<br />

komunikacyjnych, było współdziałanie<br />

duetu – jednostka nawodna oraz lotnictwo,<br />

zarówno bazowania lądowego<br />

oraz zaokrętowane na pokładach okrętów<br />

wojennych.<br />

1<br />

1113 jednostki o łącznym tonażu 4 779 902 BRT,<br />

do tego można doliczyć 201 okręty wojenne<br />

o tonażu 540 192 t. Według danych powojennych,<br />

osobną kategorią są choćby straty wynikające<br />

z oddziaływania min morskich – na postawionych<br />

przez okręty podwodne zatonęło pięć statków<br />

handlowych o tonażu 18 553 BRT. Do tego<br />

należy także doliczyć 39 jednostek zatopionych<br />

przez okręty podwodne Wielkiej Brytanii oraz<br />

Holandii.<br />

O ile duże lotniskowce floty były zbyt<br />

cenne do oddelegowania ich do osłony<br />

konwojów i szlaków handlowych, tak<br />

brytyjski eksperyment z przebudową<br />

do roli lotniskowca eskortowego statku<br />

handlowego Hannover stał się początkiem<br />

masowej budowy jednostek tej<br />

klasy. Był to jeden z kluczy do alianckiego<br />

sukcesu w Bitwie o Atlantyk, a także<br />

w działaniach na Oceanie Spokojnym –<br />

na tym teatrze działań z usług okrętów<br />

tej klasy korzystała także (w ograniczonym<br />

zakresie) Japonia.<br />

Koniec wojny i kapitulacja Cesarstwa<br />

spowodowała przyjęcie restrykcyjnej<br />

konstytucji, która m.in. zakazywała budowy<br />

oraz eksploatacji lotniskowców.<br />

Oczywiście w latach 40. XX wieku nikt<br />

w Japonii nie myślał o budowę takich<br />

okrętów, choćby ze względów gospodarczych,<br />

finansowych oraz organizacyjnych.<br />

Wybuch zimnej wojny spowodował,<br />

że Amerykanie coraz mocniej zaczęli<br />

nakłaniać Japończyków do stworzenia<br />

lokalnych sił policyjno-porządkowych,<br />

mających na celu m.in. zabezpieczenie<br />

wód terytorialnych – ostatecznie utworzono<br />

je w 1952 r., a 2 lata później przekształcono<br />

w Morskie Siły Samoobrony<br />

(anglojęzyczna nazwa: Japan Maritime<br />

Self-Defense Force – JMSDF), jako część<br />

Japońskich Sił Samoobrony. Od początku<br />

głównymi zadaniami stojącymi przed<br />

morską częścią było zabezpieczenie<br />

morskich szlaków komunikacyjnych<br />

przed zagrożeniem ze strony min morskich<br />

oraz okrętów podwodnych. Trzonem<br />

stały się okręty przeciwminowe<br />

oraz eskortowe – niszczyciele i fregaty.<br />

Bardzo szybko dostawcą jednostek został<br />

lokalny przemysł stoczniowy, który<br />

kooperował z amerykańskimi firmami<br />

dostarczającymi, na bazie zgody Departamentu<br />

Stanu, wyposażenie i uzbrojenie<br />

pokładowe. Ich uzupełnieniem była<br />

budowa lotnictwa morskiego bazowania<br />

lądowego, które miało składać się<br />

z licznych eskadr patrolowych z możliwością<br />

zwalczania okrętów podwodnych.<br />

Z oczywistych względów nie było<br />

możliwości budowy lotniskowców – na<br />

Hiei typu Haruna w początkowym okresie<br />

służby. Okręt ma jeszcze stare systemy<br />

kierowania ogniem i żuraw na dachu<br />

hangaru (tu złożony).<br />

Fot. US Navy<br />

22 luty <strong>2019</strong> MORZE


Polska Marynarka Wojenna<br />

Waldemar Nadolny<br />

Baterie „duńska” i „grecka”<br />

Ktoś, kiedyś pomylił numerację… a jaka być powinna?<br />

Powstałe na początku lat 30. XX<br />

wieku baterie „duńska” i „grecka”<br />

były pierwszymi pododdziałami artylerii<br />

nadbrzeżnej wybudowanymi<br />

na Półwyspie Helskim. Wielokrotnie<br />

przedstawiano je w literaturze tematu,<br />

i wydawać by się mogło, że nic już więcej<br />

na ich temat nie można napisać.<br />

Przez kilkadziesiąt lat w publikacjach<br />

używano błędnej numeracji baterii,<br />

a pierwszą próbę zmiany dotychczasowych<br />

ustaleń podjął niżej podpisany 1 .<br />

Dopiero kwerenda zasobów archiwalnych<br />

pomogła ostatecznie zmienić<br />

ten stan. Autor ma nadzieję, że lektura<br />

artykułu doprowadzi do tego, że inni<br />

twórcy w swoich opracowaniach będą<br />

stosować właściwą numerację.<br />

Skąd armaty polowe<br />

w Marynarce Wojennej?<br />

Pod koniec lat 20. XX wieku prowadzono<br />

w Polsce studia nad wprowadzeniem<br />

do uzbrojenia wojsk lądowych armat<br />

dalekonośnych. Na podstawie uchwały<br />

Komitetu dla Spraw Uzbrojenia i Sprzętu<br />

(z 6 lipca 1927 r.) polecono Polskiej Misji<br />

Wojskowej Zakupów w Paryżu zakupić<br />

do prób m.in. działa dalekonośne firmy<br />

Schneider. Umowa podpisana 10 maja<br />

1928 r. przewidywała dostawę dwóch<br />

armat (tzw. greckie) kal. 105 mm o zasięgu<br />

15 km (za kwotę 1 675 000 fr.) oraz<br />

dwóch armat (tzw. duńskie) kal. 105 mm<br />

o zasięgu 19 km (za 2 520 000 fr.) wraz<br />

z amunicją (po 450 nabojów). Armaty<br />

„greckie” miały być dostarczone do 10<br />

maja 1930 r., natomiast „duńskie” do 10<br />

lipca tr. Po przeprowadzeniu prób oraz<br />

analiz porównawczych oba wzory dział<br />

zostały przekazane do magazynów Centrum<br />

Badań Balistycznych w Zielonce.<br />

1<br />

R. Bąkowski, W. Nadolny „W cieniu sławnej siostry,<br />

czyli nie tylko baterią „cyplową” polska artyleria<br />

nadbrzeżna w 1939 roku stała”, <strong>Morze</strong>, Statki<br />

i Okręty nr specjalny 4/2014.<br />

Decyzja o wykorzystaniu niepotrzebnych<br />

armat w Marynarce Wojennej (dalej<br />

MW) zapadła prawdopodobnie już<br />

w 1930 r. Wskazywać na to może adnotacja<br />

na piśmie Departamentu Uzbrojenia<br />

Ministerstwa Spraw Wojskowych<br />

(z grudnia 1930 r.), jakie przesłał do szefa<br />

Sztabu Głównego (dalej SG). Otóż<br />

na polecenie szefa, w SG opracowano<br />

(przy pomocy firmy Schneider) projekt<br />

zamontowania armat typu duńskiego na<br />

platformach kolejowych, po otrzymaniu<br />

projektu SG opatrzył całość komentarzem:<br />

sprawa nieaktualna, działa otrzymała<br />

Mar. Woj.<br />

Konieczność posiadania przez MW<br />

obu typów armat wynikała bezpośrednio<br />

z planów ustawienia na cyplu Półwyspu<br />

Helskiego baterii nadbrzeżnej<br />

średniego kalibru. W czasie projektowania<br />

tej baterii okazało się, że bez względu<br />

na rodzaj zastosowanych dział będą one<br />

miały martwe pola ostrzału, szczególnie<br />

na małych odległościach. Uzyskawszy<br />

w 1930 r. zgodę na odstąpienie niepotrzebnych<br />

wojskom lądowym armat szef<br />

Kierownictwa Marynarki Wojennej (dalej<br />

KMW) wystąpił pismem (z 21 stycznia<br />

1931 r.) do szefa SG o wydanie zarządzenia<br />

o przekazaniu dział MW. W piśmie<br />

kadm. Jerzy Świrski podkreślał, że oba<br />

typy dział mają charakterystyki, które<br />

w pełni odpowiadają założonym celom,<br />

oraz że ustawienie ich na stanowiskach<br />

może być wykonane w ramach budżetu<br />

na lata 1931/1932. Również sprawa<br />

zaopatrzenia w amunicję nie stanowiła<br />

problemu dla MW, ponieważ do dział<br />

„greckich” stosowano taką samą, jak do<br />

armat wz. 29 (używane w wojskach lądowych),<br />

natomiast szefostwo Państwowej<br />

Wytwórni Uzbrojenia nie widziało<br />

problemu w uruchomieniu produkcji<br />

amunicji do armat „duńskich” 2 . Pod ko-<br />

2<br />

Jak pokazała przyszłość uruchomienie produkcji<br />

amunicji tylko dla tych dwóch armat okazało<br />

niec stycznia 1931 r. szef SG zdecydował<br />

o przekazaniu armat KMW wraz z pozostałą<br />

po próbach amunicją podkreślając,<br />

że z chwilą ich ofiarowania odpowiedzialność<br />

za ustawienie, konserwację<br />

i wyposażenie w amunicję przechodzi<br />

na MW.<br />

Armata „grecka” – Canon de 105<br />

Mle 25 Schneider, dalekonośna armata<br />

polowa firmy Schneider L/31 (dł.<br />

lufy 325 cm) z łożem kołowym dwuogonowym<br />

rozstawnym z podporą<br />

w przedniej części, na której działo spoczywa<br />

po rozstawieniu ogonów. Koła<br />

szprychowe z obręczami stalowymi<br />

przystosowane do trakcji konnej, zamek<br />

śrubowy, oporopowrotnik hydrauliczno-<br />

-pneumatyczny, odrzut lufy do 145 cm,<br />

amunicja rozdzielnego ładowania, ładunek<br />

miotający w woreczkach. Polskie<br />

armaty tego wzoru miały numery 105<br />

i 106.<br />

Armata „duńska” – Canon de 105<br />

Mle 1930 Schneider, dalekonośna armata<br />

polowa firmy Schneider L/48 (dł. lufy 504<br />

cm) z łożem kołowym dwuogonowym,<br />

koła szprychowe z obręczami stalowymi<br />

przystosowane do trakcji konnej<br />

w dwóch jednostkach marszowych tj.<br />

łoże osobno i lufa osobno, zamek śrubowy,<br />

oporopowrotnik hydrauliczno-<br />

-pneumatyczny, nabój rozdzielnego<br />

ładowania, ładunek miotający w woreczkach.<br />

Polskie armaty tego wzoru<br />

miały numery 107 i 108 i armaty o takich<br />

się nieopłacalne, dlatego też w końcu postanowiono<br />

ją importować. Według wykazu sporządzonego<br />

w kwietniu 1938 r. bateria „grecka” posiadała<br />

pełny zapas amunicji natomiast w baterii<br />

„duńskiej” do tego stanu brakowało 880 naboi.<br />

Zakup 750 szt. pocisków wraz z ładunkami miotającymi<br />

znalazł się na liście zakupów, jakie miano<br />

zrealizować w ramach udzielonego przez Francję<br />

kredytu materiałowego. Jednak jak się okazało<br />

strona francuska w 1939r. nie była w stanie zrealizować<br />

tego zamówienia z powodu zaprzestania<br />

produkcji amunicji do tych armat.<br />

Fot. zbiory Autora (2)<br />

Armata dalekonośna kal. 105 mm Schneider wz. 1925/27 („grecka”)<br />

w widoku od tyłu.<br />

Armaty dalekonośne kal. 105 mm Schneider wz. 1930 („duńskie”) po zakończeniu<br />

walk ustawione w Gdyni na Scharnhorstplatz (obecnie Plac Grunwaldzki).<br />

32 luty <strong>2019</strong> MORZE


II wojna światowa<br />

Tadeusz Kasperski<br />

Dramatyczny<br />

koniec<br />

zasłużonego<br />

weterana<br />

Rankiem 18 lutego 1944 r. Niemcy<br />

odnieśli ostatni większy sukces na Morzu<br />

Śródziemnym w walkach z Royal<br />

Navy, gdy w odległości 35 Mm od Neapolu<br />

okręt podwodny U 410 skutecznym<br />

atakiem torpedowym zatopił HMS<br />

Penelope. Była to dla Royal Navy niepowetowana<br />

strata, ponieważ zatopiony<br />

krążownik był jednostką zasłużoną,<br />

która zyskała wcześniej sławę dzięki<br />

udziałowi w licznych kampaniach, przeważnie<br />

na akwenie Morza Śródziemnego.<br />

Załoga Penelope odnosiła poprzednio<br />

w ryzykownych operacjach i bojach<br />

z wrogiem liczne sukcesy. Brytyjski<br />

okręt dobrze znali także polscy marynarze,<br />

bo niektóre niszczyciele i okręty<br />

podwodne PMW brały udział wraz<br />

z nim w niektórych akcjach bojowych<br />

lub w bezpośredniej obronie Malty.<br />

Narodziny okrętu<br />

Historia tego zasłużonego brytyjskiego<br />

okrętu rozpoczęła się w stoczni Harland<br />

& Wolff w Belfaście (Irlandia Płn.),<br />

gdy położono stępkę pod jego budowę<br />

30 maja 1934 r. Kadłub Penelope zwodowano<br />

15 października 1935 r., wszedł on<br />

do służby 13 listopada 1936 r. Działając<br />

w zespołach floty Royal Navy nosiła numer<br />

taktyczny 97.<br />

Krążownik lekki HMS Penelope był trzecim<br />

budowanym okrętem typu Arethusa.<br />

Planowano nieco większą liczbę tych<br />

Słynna fotografia krążownika lekkiego<br />

HMS Penelope w Gibraltarze po powrocie<br />

z Malty, którą opuścił 8 kwietnia 1942 r.<br />

Burta okrętu nosi ślady licznych uszkodzeń<br />

od odłamków bomb lotniczych.<br />

Fot. NHHC<br />

jednostek (co najmniej 5), ale zrezygnowano<br />

z tego na rzecz silniejszych i większych<br />

krążowników typu Southampton,<br />

powstających później jako „odpowiedź”<br />

Brytyjczyków na zbudowane w Japonii<br />

silnie uzbrojone (w 15 armat nieco ponad<br />

sześciocalowych) krążowniki typu Mogami<br />

1 . W rezultacie powstały tylko 4 mniejsze,<br />

ale zdecydowanie udane brytyjskie<br />

krążowniki (o nazwach Arethusa, Galatea,<br />

Penelope i Aurora).<br />

Budowane od 1932 r. krążowniki lekkie<br />

typu Arethusa (znacznie mniejsze<br />

od już powstałych wówczas krążowników<br />

lekkich typu Leander o wyporności<br />

około 7000 t z silnym uzbrojeniem<br />

w postaci 8 armat kal. 152 mm), zamierzano<br />

w przyszłości wykorzystać do kilku<br />

istotnych zadań. Miały one zastąpić już<br />

przestarzałe krążowniki lekkie typu C i D<br />

z okresu I wojny światowej. Tamte miały<br />

wyporność 4000-5000 t. Były budowane<br />

niegdyś jako „niszczyciele niszczycieli”,<br />

choć realizację tego zadania mocno<br />

utrudniała im niewystarczająca prędkość,<br />

dużo mniejsza niż 30 w. Teraz nowe<br />

krążowniki typu Arethusa – szybsze od<br />

swoich poprzedników i znacznie zwrotniejsze<br />

od większych krążowników Royal<br />

Navy, w akcjach dużych zespołów floty<br />

1<br />

Amerykanie zbudowali podobnie uzbrojone<br />

krążowniki typu Brooklyn. Typ Mogami przezbrojono<br />

później w armaty kal. 203 mm w wieżach<br />

dwulufowych. Pisaliśmy o tym w poprzednim<br />

„Morzu”.<br />

miały zwalczać wrogie<br />

niszczyciele, a jednocześnie<br />

przewodzić własnym<br />

zespołom niszczycieli<br />

podczas starć bitewnych.<br />

Nadawały się też lepiej do<br />

działań rozpoznawczych<br />

jako krążowniki znacznie<br />

mniejsze, a przez to trudniejsze<br />

do wykrycia przez<br />

okręty przeciwnika.<br />

Nowe jednostki mogły<br />

być również przydatne<br />

w inny sposób. Brytyjczycy<br />

spodziewali się,<br />

że jeśli w przyszłości dojdzie<br />

do wojny z III Rzeszą,<br />

to Niemcy ponownie<br />

zastosują w walce na<br />

oceanach zamaskowane<br />

krążowniki pomocnicze.<br />

Okręty typu Arethusa<br />

uważano za jednostki,<br />

które będą wyjątkowo<br />

nadawać się do zwalczania<br />

wrogich krążowników<br />

pomocniczych, łamaczy<br />

blokady i statków zaopatrzeniowych.<br />

Wprawdzie główne uzbrojenie tych brytyjskich<br />

jednostek w postaci 6 armat kal.<br />

152 mm wydawało się niewiele silniejsze<br />

niż niemieckich krążowników pomocniczych<br />

(też zazwyczaj uzbrajano je<br />

w podobną liczbę armat sześciocalowych),<br />

ale najcięższe działa na zamaskowanych<br />

statkach zazwyczaj tak rozmieszczano,<br />

że tylko 4 armaty mogły<br />

strzelać na jedną burtę, a to mogło dać<br />

przewagę Brytyjczykom w ewentualnym<br />

starciu z nimi. Ale dowódcy brytyjskich<br />

krążowników musieli pamiętać<br />

o tym, by taką walkę rozstrzygnąć na<br />

maksymalnie duży dystans i najlepiej<br />

z pomocą własnego wodnosamolotu,<br />

korygującego ogień z powietrza 2 . Działania<br />

brytyjskich krążowników na Atlantyku<br />

w tym charakterze mogły je także<br />

narazić na ataki okrętów podwodnych,<br />

choć i podczas planowanych działań na<br />

Morzu Śródziemnym, gdzie najczęściej<br />

zamierzano wykorzystywać te okręty<br />

w akcjach bojowych zespołów Royal Navy,<br />

takie niebezpieczeństwo zawsze istniało.<br />

2<br />

Praktyka pokazała później, że podczas II wojny<br />

światowej dowódcy alianckich krążowników nie<br />

zawsze umieli wykorzystać przewagę siły i zasięgu<br />

ognia własnych okrętów. 8 maja 1941 r. krążownik<br />

ciężki HMS Cornwall zatopił niemiecki krążownik<br />

pomocniczy Pinguin (Schiff 33) w rejonie<br />

Seszeli, choć brytyjski dowódca niepotrzebnie na<br />

początku starcia skrócił dystans do 8 km i jego<br />

okręt został uszkodzony kilkoma trafieniami. Tragedią<br />

skończyło się natomiast starcie krążownika<br />

lekkiego HMAS Sydney z krążownikiem pomocniczym<br />

Kormoran (Schiff 41) w Zatoce Rekiniej w pobliżu<br />

Australii 19 listopada 1941 r. Australijski dowódca<br />

starał się niemiecką jednostkę prawdopodobnie<br />

zmusić do poddania się („demonstracją<br />

siły” i wycelowanymi armatami) i zbliżył się do niej<br />

zaledwie na 1 km! To umożliwiło zdeterminowanym<br />

Niemcom jego zatopienie w gwałtownym<br />

starciu, a cała australijska załoga zginęła. Płonący<br />

Kormoran także zatonął, ale większość jego załogi<br />

uratowano.<br />

MORZE<br />

luty <strong>2019</strong><br />

41


II wojna światowa<br />

Wojciech Holicki<br />

Niezwykły<br />

sukces Schnellbootów<br />

Ścigacze torpedowe Kriegsmarine<br />

(Schnellbooty) odniosły do połowy<br />

1941 r. wiele sukcesów bojowych – miały<br />

na koncie między innymi zatopienie<br />

dwóch brytyjskich i dwóch francuskich<br />

niszczycieli. Ich działania na Bałtyku,<br />

związane z inwazją na Związek Radziecki,<br />

nie trwały długo i nie przyniosły<br />

szczególnie pokaźnego wydłużenia<br />

listy strat zadanych przeciwnikowi.<br />

W pierwszych dniach operacji „Barbarossa”<br />

udało im się jednak, jedyny raz<br />

podczas II wojny światowej, posłać na<br />

dno okręt podwodny, w dodatku wcale<br />

nie za pomocą torpedy.<br />

W planie najazdu na kraj Stalina<br />

Kriegsmarine odgrywała rolę marginalną<br />

– miała przede wszystkim „zakorkować”<br />

minami Zatokę Fińską, by zapobiec wyjściu<br />

jednostek przeciwnika na środkową<br />

część Bałtyku, gdzie zbiegały się linie<br />

żeglugowe łączące porty III Rzeszy ze<br />

szwedzkimi i fińskimi. Potem wystarczało<br />

tylko, by armie Wehrmachtu na<br />

północnym skrzydle frontu zdobywały<br />

kolejne bazy Floty Bałtyckiej, kończąc<br />

na Leningradzie. Duże okręty potrzebne<br />

byłyby więc na krótko, tylko dla zapobieżenia<br />

ewentualnej próbie ucieczki jednostek<br />

rosyjskich do neutralnej Szwecji.<br />

Trzon sił Kriegsmarine, które wyznaczono<br />

do działań na Bałtyku (było to<br />

łącznie około 130 jednostek), stanowiło<br />

10 stawiaczy min. W planach operacyjnych<br />

przewidziano, że oprócz kutrów<br />

trałowych (Räumbootów) będą je osłaniać<br />

ścigacze, mające również samodzielnie<br />

wykonywać dywersyjne zadania<br />

minowe (każdy mógł zabrać 6 magnetycznych<br />

min dennych typu TMB) i ataki<br />

torpedowe. W tym czasie Niemcy mieli<br />

3 flotylle tych okrętów, 1., 2. i 3. Były to<br />

formacje zaprawione w bojach, najpierw<br />

dzięki udziałowi w kampanii norweskiej,<br />

a potem miesiącom wypadów pod<br />

wschodnie wybrzeża Wielkiej Brytanii,<br />

mające w swoich szeregach dziewięciu<br />

oficerów wyróżnionych Krzyżami Rycerskimi<br />

Krzyża Żelaznego. Przerzucanie<br />

ich z baz nad <strong>Morze</strong>m Północnym na<br />

wschód rozpoczęło się w maju 1941 r.,<br />

w połowie czerwca utworzona została<br />

w Gdyni, z kilku „oddelegowanych” okrętów,<br />

kolejna, 5. Najliczniejszą wśród tej<br />

czwórki była dowodzona przez kpt. mar.<br />

Friedricha Kemnade 3. flotylla, którą tworzyło<br />

10 jednostek: S 31, S 34, S 35, S 54,<br />

S 55 oraz S 57 do 61. Tak jak 5. bazowała<br />

ona w portach niemieckich (1. i 2. popłynęły<br />

do Finlandii), a dokładnie w Memlu<br />

(Kłajpedzie) i Pillau (Piławie, obecnie to<br />

rosyjski Bałtyjsk).<br />

Swój udział w operacji „Barbarossa”<br />

3. flotylla rozpoczęła w nocy z 21 na<br />

22 czerwca, od zaminowania podejść<br />

do Lipawy (obecnie Liepaja, Łotwa)<br />

i Windawy (obecnie Ventspils, Łotwa),<br />

portów, które po zaanektowaniu krajów<br />

nadbałtyckich przez ZSRR stały się<br />

Pojedynek Schnellbootów S 35 i S 60<br />

z radzieckim S-3 na okładce „Die Kriegsmarine”.<br />

O dystansie, na jakim toczyła się walka,<br />

świadczą „fruwające” granaty ręczne<br />

rzucane z okrętu Wuppermanna.<br />

Fot. zbiory Reinharda Kramera<br />

50 luty <strong>2019</strong> MORZE


Ludzie morza, dowódcy<br />

Krzysztof Kubiak<br />

Admirał<br />

Lord Mountbatten<br />

Mountbatten jako<br />

szef Sztabu Obrony.<br />

Louis Mountbatten był człowiekiem<br />

kilku epok. Przyszedł na świat, gdy Imperium<br />

Brytyjskie było największym<br />

państwem naszego globu, obejmującym<br />

terytoria zajmujące niemal jedną<br />

czwartą powierzchni Ziemi, zaś za poddanych<br />

brytyjskich uważało się – bądź<br />

ich uważano – ponad pół miliarda ludzi,<br />

czyli ponad 25% populacji planety. Hasło<br />

„nad imperium nigdy nie zachodzi<br />

Słońce” nie było wówczas propagandowym<br />

sloganem, a stwierdzeniem faktu.<br />

Mimo parlamentarnego systemu rządów<br />

i ceremonialnej funkcji monarchii,<br />

brytyjska arystokracja, z której Mountbatten<br />

się wywodził, wiodła prym<br />

wśród ówczesnych europejskich elit.<br />

O miano gentlemana, w brytyjskim rozumieniu<br />

tego słowa, zabiegały szerokie<br />

rzesze nowobogackich na wszystkich<br />

kontynentach, nie wyłączając tradycyjnie<br />

egalitarnych Stanów Zjednoczonych.<br />

Imperialny styl życia, blask i chwała miały<br />

zaiste niemal magiczną siłę przyciągającą.<br />

Kres owym czasom, przez współczesnych<br />

nazywanych bez cienia skromności<br />

„wspaniałym wiekiem postępu” położyła<br />

Wielka Wojna. Z błotnistego piekła<br />

frontu zachodniego i wyniszczających<br />

zmagań na bezkresnym wschodzie<br />

wyłonił się zupełnie inny świat. Wiarę<br />

w postęp zastąpiły lęki i obawy w wielu<br />

wymiarach egzystencji, rychło pogłębione<br />

przez wielki kryzys. Wielka Brytania<br />

wyszła z owych tytanicznych zmagań<br />

jako państwo zwycięskie, ale mimo terytorialnych<br />

zdobyczy (np. na Bliskim<br />

i Środkowym Wschodzie) była już wówczas<br />

tylko bladym odbiciem świetnego<br />

i dumnego Imperium. Podobnie jak cały<br />

ówczesny świat dotknęły ją nie tylko<br />

zmiany polityczne i kryzys ekonomiczny,<br />

ale również kryzys woli i ducha. Świadkiem<br />

i tych zjawisk był Mountbatten<br />

obserwujący powolne, ale nieubłaganą<br />

pauperyzację arystokratycznych rodów<br />

i rozpad, kształtujących się niekiedy przez<br />

stulecia, familijnych powiązań przebiegających<br />

ponad granicami państw i świadomością<br />

budujących je narodów.<br />

Tymczasem nad Europą po raz kolejny<br />

zbierały się czarne chmury nowej wojny.<br />

W jej toku młody oficer zrobił niesłychaną<br />

karierę, od dowódcy niszczyciela do<br />

alianckiego naczelnego wodza całego<br />

teatru wojny. Osobisty sukces nie przekładał<br />

się jednak na kondycję jego państwa.<br />

II wojna światowa zakończyła definitywnie<br />

czas odgrywania przez Wielką<br />

Brytanię roli supermocarstwa zdolnego<br />

do samodzielnego kształtowania porządku<br />

świata. Rozpadło się imperium,<br />

w czym Mountbatten uczestniczył pełniąc<br />

niewdzięczną rolę ostatniego gubernatora<br />

i wicekróla Indii, czyli faktycznie<br />

likwidatora brytyjskiego władztwa na<br />

obszarach jeszcze niedawno zwanych<br />

„perłą korony”. Później dowodził Flotą<br />

Śródziemnomorską i był Pierwszym Lordem<br />

Morskim. To ostatnie dowództwo<br />

sprawował w czasie kryzysu sueskiego,<br />

który jak żadne chyba inne wydarzenie<br />

nie uzmysłowiło Brytyjczykom,<br />

że w światowej rozgrywce ich państwo<br />

jest już tylko „mocarstwem drugiej kategorii”.<br />

Następnie stanął na czele Sztabu<br />

Obrony, a było to najwyższe stanowisko<br />

dostępne dla oficera w służbie czynnej.<br />

Po odejściu z marynarki sprawował ceremonialne<br />

urzędy oraz angażował się<br />

w działalność charytatywną i społeczną.<br />

Wydawać się mogło, że dokona życia<br />

jako powszechnie szanowany emeryt,<br />

symbol „starych dobrych czasów”. Owa<br />

rola swoistej ikony brytyjskości zwróciła<br />

się jednak przeciwko niemu, gdyż uznany<br />

został przez terrorystów irlandzkich<br />

za osobę wartą wyeliminowania.<br />

W taki oto symboliczny sposób zamknęła<br />

się biografia człowieka, który<br />

na świat przyszedł, gdy Albion władał<br />

światem, a zginął kiedy Zjednoczone<br />

Królestwo znajdowało się w stanie permanentnego<br />

kryzysu i uważane było<br />

za „przewlekle chore mocarstwo”. Przewrotnym<br />

zrządzeniem losu nie dane mu<br />

było oglądać renesansu „brytyjskiego<br />

ducha”, do którego doszło pod rządami<br />

Margaret Thatcher.<br />

Arystokrata i oficer<br />

Louis Mountbatten przyszedł na świat<br />

25 czerwca 1900 r. w Windsorze jako<br />

Jaśnie Oświecony Książę Louis Francis<br />

Albert Victor Nicholas George Battenberg.<br />

Był najmłodszym dzieckiem,<br />

a zarazem drugim synem księcia Louisa<br />

Battenberga oraz jego żony księżniczki<br />

Wiktorii Heskiej. Jego ojciec wywodził<br />

się z książąt Hesji, ale ponieważ urodził<br />

się w małżeństwie morganatycznym<br />

nie mógł dziedziczyć tytułu Wielkiego<br />

Księcia i objąć tronu. Być może to właśnie<br />

zadecydowało o tym, że urodzony<br />

w austriackim Gratzu, a wychowany we<br />

Włoszech 14-letni młodzieniec wstąpił<br />

do Royal Navy. Na tronie zasiadała królowa<br />

Wiktoria, będąca jego daleką krewną.<br />

Mountbatten (naturalizowany jako<br />

poddany brytyjski) okazał się zdolnym<br />

marynarzem i (choć nie bez elementów<br />

protekcji) piął się na szczeblach kariery<br />

ofiarnie służąc na kolejnych okrętach.<br />

W 1883 r. pojął za żonę wnuczkę królowej<br />

Wiktorii (jej matka, Alicja, była drugą<br />

córką monarchini poślubioną Ludwikowi<br />

– Louisowi IV Heskiemu). Nowożeńcy<br />

byli kuzynostwem, a znali się od dzieciństwa.<br />

Książęce zaślubiny wymagały królewskich<br />

prezentów. W przypadku pana<br />

młodego był to brytyjski Order Łaźni<br />

i heskie Gwiazda i Łańcuch Orderu Świętego<br />

Ludwika.<br />

Urodzony w tak znamienitej rodzinie<br />

Louis wychowywany był zgodnie z manierą<br />

swoich czasów, w sposób typowy<br />

dla swojej warstwy społecznej. Przez<br />

najbliższych zwany był zdrobniale Dicky<br />

(gdyż wśród wielu nadanych mu imion<br />

był również Richardem). Przez pierwsze<br />

10 lat życia przebywał w domu rodzinnym,<br />

ale później wysłany został do renomowanej,<br />

założonej w 1874 r. i istniejącej<br />

do dziś, Lockers Park School w Hemel<br />

Hempstead w hrabstwie Hertfordshire<br />

(wschodnia Anglia). Ponieważ arystokracja<br />

owego czasu podróżowała, Dicky<br />

odwiedził, m.in. dwór carski w Petersburgu.<br />

Według romantycznej legendy właśnie<br />

tam przeżyć miał pierwsze miłosne<br />

uniesienia, zaś obiektem westchnień<br />

była jego rówieśnica i kuzynka, wielka<br />

księżna Maria Nikołajewna (trzecia córka<br />

Mikołaja II i poślubionej mu księżniczki<br />

heskiej Alix, która w prawosławnej Rosji<br />

przybrała imię Aleksandry Fiodorowny<br />

– Alix była zaś młodszą siostrą matki<br />

MORZE<br />

luty <strong>2019</strong><br />

55


Epoka pary i pancerza<br />

Maciej Szopa<br />

Drednoty kajzera Część 1<br />

Historię budowy niemieckich pancerników<br />

klas określanych potem jako<br />

drednoty i superdrednoty, wypada zacząć<br />

od momentu wprowadzenia do<br />

służby pierwszego na świecie okrętu<br />

tego rodzaju – HMS Dreadnought, od<br />

nazwy którego pochodzi to określenie.<br />

Jednostka ta wyróżniała się przede<br />

wszystkim ze względu na zastosowane<br />

uzbrojenie główne, składające<br />

się wyłącznie z dział największego dostępnego<br />

wówczas, jednolitego kalibru<br />

armat okrętowych – 305 mm.<br />

Nowy okręt cechował się ponadto<br />

znacznymi, jak na owe czasy, rozmiarami.<br />

Jego wyporność normalna wynosiła<br />

18 420 t, a długość 160,6 m. Uwagę wzbudzała<br />

też siłownia o mocy 22 500 KM,<br />

zdolna do nadania mu bardzo wysokiej<br />

wówczas prędkości 21 w. Innymi słowy<br />

Dreadnought był w stanie doścignąć dowolny<br />

pancernik starszej generacji i rozstrzelać<br />

go bezkarnie z dużej odległości,<br />

albo stoczyć bój z całą eskadrą predrednotów<br />

prowadząc ogień z daleka i unikając<br />

skrócenia przez przeciwnika dystansu.<br />

Z chwilą jego wejścia do służby stało<br />

się jasne (choć nie od razu i nie dla<br />

wszystkich), że budowa pancerników<br />

wedle starszej koncepcji nie ma sensu<br />

i trzeba przerzucić się na jednostki oparte<br />

na podobnych założeniach co Dreadnought.<br />

Architekt idei nowej klasy jednostek<br />

liniowych, adm. John Arbuthnot Fisher,<br />

był potem krytykowany przez niektórych<br />

rodaków za jego powstanie. Ich zdaniem<br />

zdewaluował on dotychczasowa<br />

przewagę Wielkiej Brytanii na morzach<br />

i oceanach, doprowadzając do szaleńczego<br />

wyścigu zbrojeń i powstania w Niemczech<br />

snów o dorównaniu potędze Albionu.<br />

Nie jest to do końca prawda. Inne<br />

państwa także miały swoich teoretyków<br />

wojskowości, kadry inżynierskie i naukowe,<br />

które również pracowały nad koncepcjami<br />

nowych pancerników. W pierwszym<br />

rzędzie trzeba tu wymienić Stany<br />

Zjednoczone, które równolegle projektowały<br />

typ South Carolina, z uzbrojeniem<br />

głównym w postaci 8 armat kal. 305 mm<br />

w nowoczesnym układzie z wieżami<br />

w płaszczyźnie symetrii kadłuba, przy<br />

czym B i C były w superpozycji. Prace<br />

koncepcyjne prowadzono także w Niemczech,<br />

gdzie trwały dyskusje na temat<br />

tego jak uzbrajać kolejne okręty liniowe.<br />

Jeszcze w 1903, a zatem rok po tym<br />

jak w USA pojawiły się pierwsze publikacje<br />

na temat pancerników uzbrojonych<br />

w armaty jednolitego, dużego kalibru,<br />

w Niemczech myślano nad budową okrętów<br />

o wyporności normalnej 13 000 t,<br />

uzbrojonych w 4 armaty kal. 280 mm 1<br />

i tyle samo 210 mm. Rok później pokazały<br />

się tam trzy nowe projekty,<br />

z czego dwa wykorzystujące dwie dwudziałowe<br />

wieże z działami kal. 280 mm<br />

(w części dziobowej i rufowej) oraz 4<br />

wieże z działami 210 mm na burtach.<br />

W ten sposób cała artyleria główna<br />

tworzyła układ sześciokąta (tzw. heksagonalny).<br />

Zdobyło to poparcie odpowiedzialnego<br />

za rozbudowę floty wielkiego<br />

adm. Alfreda von Tirpitza. Jeszcze w tym<br />

samym roku Departament Konstrukcyjny<br />

Reichs-Marine-Amt zażądał okrętu<br />

dysponującego wyłącznie najcięższą<br />

artylerią. W owym czasie najlepsze były<br />

działa 280 mm (28 cm) SK L/40 wykorzystywane<br />

na predrednotach typu<br />

Deutschland. Proponowano zastoso-<br />

1<br />

280 mm to kaliber nominalny, rzeczywisty to<br />

283 mm – przyp. red.<br />

wanie właśnie ich, „lub cięższych”. Inne<br />

postulaty dotyczyły wysokiej prędkości,<br />

zwrotności, dużego zasięgu i dobrego<br />

opancerzenia. Słowem zażądano superpancernika,<br />

jakiego – wówczas jeszcze<br />

– „świat nie widział” i przyjęto założenia<br />

podobne do tych, które zaowocowały<br />

powstaniem Dreadnoughta. Inicjatywa<br />

ta napotykała jednak na opór, m.in ze<br />

strony samego Tirpitza, który wprawdzie<br />

zwiększył dopuszczalny tonaż nowych<br />

jednostek do 15 000 t wyporności<br />

normalnej, ale nadal było to niewiele<br />

więcej niż w przypadku Deutschlandów<br />

(13 200 t) i mniej niż wypierały największe<br />

brytyjskie predrednoty (typ Lord Nelson,<br />

wyporność normalna 15 600-16 000 t).<br />

Warto w tym momencie nadmienić, że<br />

w pierwszych latach XX wieku Niemcy<br />

umyślnie budowali pancerniki mniejsze<br />

niż Wielka Brytania, aby jej „nie drażnić”.<br />

Ta polityka miała się jednak wkrótce<br />

zmienić.<br />

W 1905r. zlecono w Niemczech przygotowanie<br />

dwóch kolejnych projektów<br />

jednostek o wyporności 15 000 t o jednolitym<br />

kalibrze artylerii głównej. Jednego<br />

z 12 działami 210 mm (6xII) i drugiego<br />

uzbrojonego w 8 armat 280 mm. Ten<br />

drugi (projekt G), podobnie jak poprzednie,<br />

powstał w układzie heksagonalnym:<br />

z dwiema dwudziałowymi wieżami<br />

w części dziobowej i rufowej i czterema<br />

pojedynczymi na burtach. Wiosną 1905 r.<br />

został on zaaprobowany przez samego<br />

cesarza Wilhelma II, prywatnie wielkiego<br />

miłośnika floty wojennej. Kilka miesięcy<br />

później udało się wywalczyć dla tych<br />

jednostek zwiększony dopuszczalny tonaż<br />

– do 18 400 t. Stawiało to w uprzywilejowanej<br />

pozycji projekt G. W marcu<br />

1906 r., a zatem już po wodowaniu Dreadnoughta,<br />

zaakceptowano ostateczny<br />

Nassau - pierwszy z drednotów<br />

Kaiserliche Marine na kolorowej<br />

pocztówce z epoki.<br />

Fot. zbiory Andrzeja Danilewicza<br />

62 luty <strong>2019</strong> MORZE


Epoka pary i pancerza<br />

Marcin Chała<br />

Francuska<br />

szczoteczka<br />

do zębów<br />

Francuski okręt podwodny Mariotte<br />

do dzisiaj jest jedną z najbardziej<br />

oryginalnych jednostek tej klasy, jakie<br />

kiedykolwiek zbudowano. Nietypowy<br />

kształt kadłuba lekkiego ze znacznym<br />

podwyższeniem części dziobowej,<br />

przyczynił się do nadania mu nie do<br />

końca bojowego przezwiska – Brosse<br />

à dents (szczoteczka do zębów). Abstrahując<br />

od wyobraźni francuskiego projektanta,<br />

warto wspomnieć, że w momencie<br />

wejścia do służby, Mariotte był<br />

najszybszym okrętem podwodnym na<br />

świecie zarówno na powierzchni, jak<br />

i w położeniu podwodnym. Co więcej,<br />

rekord prędkości w tym drugim przypadku<br />

dzierżył przez 35 lat!<br />

Na początku XX wieku, Marine nationale<br />

dysponowała pokaźną liczbą okrętów<br />

podwodnych, które jednak cechowały<br />

się słabym uzbrojeniem, małą dzielnością<br />

morską oraz wyjątkowo prymitywnymi<br />

warunkami socjalnymi. Stąd też, aby odwrócić<br />

ten schemat, 6 lutego 1906 r. Ministerstwo<br />

Marynarki Wojennej (Ministère<br />

de la Marine) rozpisało konkurs na dostawę<br />

okrętu podwodnego o lepszych parametrach<br />

od ówcześnie eksploatowanych,<br />

przy czym jako szczególnie istotne wymieniono:<br />

wyporność nie mniejszą niż<br />

530 t, prędkość nawodną wystarczającą<br />

do współpracy z zespołem pancerników<br />

oraz zasięg w położeniu podwodnym<br />

wynoszący co najmniej 100 Mm. Jednym<br />

z przedstawionych w ramach tego konkursu<br />

projektów, była praca inż. I klasy Charlesa<br />

Radiguera. Gotowy projekt zaprezentował<br />

on ministrowi marynarki wojennej Gastonowi<br />

Thompsonowi w grudniu 1906 r.<br />

i wkrótce uzyskał jego akceptację.<br />

Zamówienie na budowę nowego<br />

okrętu złożono 31 grudnia 1906, a stępkę<br />

położono 30 marca 1908 r. w Arsenale<br />

w Cherbourgu. Jednostkę zwodowano<br />

niecałe 3 lata później – 2 lutego 1911 r.,<br />

nadając mu jednocześnie imię Mariotte<br />

i numer taktyczny Q 74. Imię to wybrano<br />

dla uczczenia Edme’a Mariotte’a, francuskiego<br />

księdza i uczonego (1620-1684),<br />

członka francuskiej Akademii Nauk, autora<br />

prawa znanego dzisiaj jako Boyle’a-<br />

-Mariotte’a, a dotyczącego zachowania<br />

gazu doskonałego w przemianie izotermicznej.<br />

Co ciekawe, w momencie wodowania<br />

na okręcie zainstalowany był<br />

tylko prawoburtowy silnik elektryczny,<br />

lewy znajdował się wówczas w naprawie<br />

(nie odebrano go z powodu stwierdzonych<br />

niezgodności z projektem),<br />

a proces jego instalacji przeprowadzono<br />

w okresie od 3 maja do 21 czerwca. Silniki<br />

wysokoprężne w dniu wodowania nawet<br />

nie zostały dostarczone do stoczni!<br />

Mimo wszystko już tydzień później przeprowadzono<br />

pierwszą próbę szczelności<br />

kadłuba w półzanurzeniu. Pierwsze<br />

zanurzenia zrealizowano w dniach 8-22<br />

sierpnia 1911 r. (na głębokość 25 m po<br />

raz pierwszy okręt zszedł 21 listopada).<br />

Pierwsze strzelanie torpedowe wykonano<br />

z kolei 22 września tego roku.<br />

Na początku września 1911 r., po uzupełnieniu<br />

baterii akumulatorów i zainstalowaniu<br />

balastu (w miejscu brakujących<br />

wciąż silników wysokoprężnych),<br />

Mariotte przeszedł próby prędkości<br />

w położeniu podwodnym. Bez problemu<br />

osiągnął on wówczas prędkość 11 w.,<br />

bijąc zaledwie o 0,5 w. dotychczasowy<br />

rekord należący do oceanicznego okrętu<br />

podwodnego Archimède (Q 73). Uzyskana<br />

w późniejszym okresie prędkość podwodna<br />

11,7 w., okazała się najwyższą<br />

jaką uzyskał którykolwiek z francuskich<br />

(i nie tylko) okrętów podwodnych przez<br />

następne 35 lat!. Pierwsze próby silników<br />

wysokoprężnych przeprowadzono<br />

dopiero 25 marca 1912 r. (na hamowni),<br />

a proces ich instalacji na pokładzie zakończono<br />

4 miesiące później, 28 lipca,<br />

odnotowując tym samym niemal 3-letnie<br />

opóźnienie w stosunku do pierwotnego<br />

planu. Pierwsze próby morskie z pełnym<br />

już układem napędowym zrealizowano<br />

w okresie od 23 listopada do 11 grudnia.<br />

Po skompletowaniu systemu napędowego<br />

wykonano pełny zakres prób prędkości<br />

na powierzchni i w zanurzeniu. 14<br />

grudnia na redzie zewnętrznej Cherbourga<br />

Mariotte przez 6 godzin poruszał się<br />

z prędkością zbliżoną do maksymalnej,<br />

wykonując po ich zakończeniu zanurzenie<br />

alarmowe na głębokość 10 m, co<br />

trwało 25 sekund.<br />

Warto w tym miejscu wspomnieć, że<br />

przez pierwsze lata swojej służby Mariotte<br />

był notorycznie nękany przez problemy<br />

z silnikami, które na dobrą sprawę<br />

nigdy nie zostały całkowicie rozwiązane.<br />

Okręt do służby przyjęto dopiero 5 lutego<br />

1913 r., a na jego pierwszego dowódcę<br />

wyznaczono kpt. mar. André Matha<br />

(1873-1915). Po zakończonych próbach<br />

zachowanie okrętu oceniono jako prze-<br />

Mariotte podczas postoju w greckim<br />

Mudros w 1915 r., tuż przed rozpoczęciem<br />

swojej ostatniej misji w cieśninie Dardanelskiej.<br />

Uwagę zwraca naniesiony na burty kamuflaż<br />

oraz nietypowa konstrukcja kadłuba, której<br />

okręt zawdzięczał swój przydomek.<br />

Fot. NHHC<br />

MORZE<br />

luty <strong>2019</strong><br />

71


Podróże, muzea, wraki<br />

Timmy Gambin, Mariusz Borowiak<br />

Archeologiczna sensacja<br />

na Morzu Śródziemnym<br />

Fenicjanie, których nazywano największymi<br />

żeglarzami starożytności,<br />

zajmowali tereny leżące na wschodnim<br />

wybrzeżu Morza Śródziemnego,<br />

ale wiedza na temat ich wypraw dalekomorskich<br />

jest nadal niedostateczna.<br />

W 2007 r. u wybrzeży Malty odkryto<br />

szczątki starożytnego wraku, który<br />

zawierał dużą liczbę naczyń ceramicznych.<br />

Statek ten jest jedną z zaledwie<br />

kilku znanych fenickich jednostek handlowych.<br />

Sukcesywnie kontynuowana<br />

od 2014 r. eksploracja wrakowiska<br />

przyniosła ekscytujące wyniki.<br />

W 2007 r. przedstawiciele Francuskiej<br />

Narodowej Fundacji Naukowej przeprowadzili<br />

systematyczne badania dna<br />

morskiego na obrzeżach zatoki Xlendi<br />

koło wyspy Gozo i wykryli anomalie,<br />

które wymagały dalszych badań. Wkrótce<br />

okazało się, że te nieprawidłowości<br />

są pozostałościami po statku fenickim.<br />

Naukowcy na dnie morskim natrafili także<br />

na cenny ładunek – naczynia gliniane<br />

o charakterystycznym brzuścu (wysokie<br />

i smukłe) i dwóch imadłach (uchwytach)<br />

umieszczonych po ich przeciwnych stronach.<br />

Owe naczynia, pamiętające czasy<br />

kultury antycznej, w różnych kształtach<br />

i rozmiarach, to amfory. W starożytności<br />

służyły do przechowywania i transportu<br />

wina, oliwy i miodu. Dalsze badania<br />

unikalnego znaleziska stanowiły jednak<br />

poważne wyzwanie dla nurków, ponieważ<br />

artefakty znajdowały się na głębokości<br />

110 m. Na dnie panował półmrok,<br />

światło słoneczne nie docierało w pełni<br />

na taką głębokość. Właśnie te warunki<br />

nadawały kilkudziesięciu dzbanom rozrzuconym<br />

na piaszczystym morskim<br />

dnie tajemniczości i wywoływały dodatkowy<br />

dreszcz emocji, działając silnie<br />

na wyobraźnię badaczy. Niestety, ze<br />

względu na ograniczony czas przebywania<br />

na tak dużej głębokości nurkowie<br />

musieli przejść blisko dwugodzinną dekompresję,<br />

by bezpiecznie powrócić na<br />

powierzchnię.<br />

Niekończące się znaki zapytania<br />

Z uwagi na delikatny i wyjątkowy<br />

charakter znaleziska, badacze morskich<br />

głębin przez pierwsze 3 lata po jego odkryciu<br />

wykonali jedynie skanowania dna<br />

w celu dokładnego umiejscowienia stanowiska<br />

wraku i rozrzuconych na piasku<br />

obiektów archeologicznych. Dopiero<br />

w 2014 r. zespół naukowców z Uniwersytetu<br />

Maltańskiego podjął się opracowania<br />

wizualizacji trójwymiarowego<br />

fotogrametrycznego obrazu wrakowiska.<br />

Proces ten polega na nakładaniu się<br />

wielu sekwencji (obrazów) na siebie<br />

w technice 2D, a następnie przekształcania<br />

ich w szczegółowe modele 3D.<br />

Starano się uchwycić jak najwięcej szczegółów,<br />

które mogły pomóc w późniejszych<br />

badaniach i identyfikacji detali. Do<br />

dalszych prac badawczych wykorzystano<br />

załogowy pojazd podwodny w celu<br />

wydobycia artefaktów na powierzchnię.<br />

Wkrótce jednak trzeba było przerwać<br />

ekspedycję z powodu złej pogody. Ze<br />

względu na problemy związane z zapewnieniem<br />

odpowiednich funduszy<br />

na kontynuowanie badań, dopiero 2 lata<br />

później ruszyły dalsze prace przy wydobyciu<br />

podwodnych skarbów.<br />

Dzięki wstępnej analizie maltańscy archeolodzy<br />

ustalili, że wrak statku pochodzi<br />

z pierwszej połowy VII wieku p.n.e.<br />

Dzięki najstarszym źródłom wiadomo,<br />

że Fenicjanie używali do żeglugi trzech<br />

typów jednostek morskich: dużego<br />

okrętu wojennego z żaglem i dwoma<br />

rzędami wioseł oraz dwóch różnych klas<br />

statków handlowych. Pierwszy typ jednostki<br />

handlowej był zbliżony konstrukcyjnie<br />

do okrętu wojennego, ale miał<br />

głęboki kadłub, który mógł przewoził<br />

ładunek o masie do 450 t. Z kolei drugi<br />

typ statku był znacznie mniejszy – miał<br />

tylko jeden rząd wioseł i był wykorzystywany<br />

do krótkich podróży oraz do<br />

uprawiania rybołówstwa przybrzeżnego.<br />

Naukowcom udało się oszacować,<br />

że odnaleziony wrak w pobliżu Gozo<br />

miał około 15 m długości. Nie ma jak<br />

dotąd jednak żadnych wiarygodnych<br />

danych pozwalających stwierdzić, czy<br />

odnaleziona jednostka była większą lub<br />

mniejszą wersją statku handlowego.<br />

W ostatnich dwóch latach zespół wysoko<br />

wykwalifikowanych nurków technicznych<br />

pod kierunkiem archeologa<br />

morskiego prof. Timmy’ego Gambina<br />

z Wydziału Archeologii Klasycznej Uniwersytetu<br />

Maltańskiego zanurkował do<br />

wraku by osobiście zbadać stanowisko<br />

Nurkowie na miejscu odnalezionego ładunku,<br />

który odkryto na wraku statku handlowego<br />

należącego do Fenicjan. Jest to bogaty zbiór<br />

kilkudziesięciu amfor pochodzących<br />

z wraku statku fenicjańskiego.<br />

Fot. Timmy Gambin<br />

MORZE<br />

luty <strong>2019</strong><br />

75


Z polskich stoczni<br />

Krzysztof Stefański<br />

Największy<br />

z polskiej stoczni<br />

Największe statki zbudowane w Polsce<br />

i jednocześnie w basenie Morza Bałtyckiego,<br />

to cztery masowce serii B-562,<br />

powstałe w Stoczni Gdynia S.A. Prototypem<br />

był Pierre LD, a kolejni jego „bracia”,<br />

to: Gerard LD, Jean LD i Leopold LD.<br />

Jeżeli wpiszemy w popularną internetową<br />

wyszukiwarkę hasło „największy<br />

statek zbudowany w Polsce”, to zaraz na<br />

początku pokaże nam się artykuł mówiący,<br />

że był nim kontenerowiec Cathrine<br />

Rickmers powstały dla armatora niemieckiego,<br />

o długości ponad 286 m, szerokości<br />

32 m i nośności 57 000 DWT. No ale<br />

nam chodzi przecież o największy, a nie<br />

o najdłuższy. W okrętownictwie, zwłaszcza<br />

zaś przy statkach handlowych, miarą<br />

ich wielkości jest bowiem nośność, a nie<br />

wymiary zewnętrzne. No a cóż znaczy<br />

57 000 wobec 165 000 DWT jednostek<br />

z serii B-562?<br />

Budowę Pierre LD, według przepisów<br />

i pod nadzorem Bureau Veritas, rozpoczęto<br />

jeszcze w Stoczni im. Komuny Paryskiej.<br />

W sierpniu 1990 r. odbyło się tam<br />

położenie stępki, a statek otrzymał klasę:<br />

13/3 +Ore Bulk Carrier, Deep Sea, Aut.<br />

Spełniał on również wymagania wynikające<br />

z wszystkich przepisów międzynarodowych<br />

i kraju armatora, zgodnie<br />

z jego życzeniem.<br />

Ten uniwersalny masowiec miał służyć<br />

do przewozu rudy, węgla, zboża,<br />

aluminy i innych ładunków masowych.<br />

Był jednośrubowy, o gładkim pokładzie,<br />

z nadbudówką i siłownią na rufie. Jego<br />

całkowicie spawany kadłub dzieliły grodzie<br />

wodoszczelne na pomieszczenia:<br />

skrajnik dziobowy z komorą łańcuchową,<br />

dziewięć ładowni, przedział maszynowni<br />

oraz skrajnik rufowy z pomieszczeniem<br />

maszyny sterowej.<br />

Zamawiającym był francuski armator<br />

Société Louis Dreyfus et Cie. Głównym<br />

projektantem jednostki B-562/1, był mgr<br />

inż. Piotr Filipp, głównym konstruktorem<br />

– mgr inż. Jerzy Straszyński, głównym<br />

technologiem budowy – inż. Edmund<br />

Piór, a głównym inżynierem budowy –<br />

Mieczysław Górny. Kierownikiem Biura<br />

Budowy był inż. Jan Rembalski, budowniczym<br />

kadłuba Filemon Ligmanowski,<br />

a z ramienia szefostwa jakości nadzór nad<br />

robotami sprawował inż. Marek Rułka.<br />

W czasie budowy stoczniowcy przeżywali<br />

ciężkie chwile niepewności i stracili<br />

wiele nerwów. Chcąc uzyskiwać dobre<br />

wyniki ekonomiczne starali się oni bowiem<br />

maksymalnie skracać czas wyposażania<br />

jednostek, a znacznie pomagał<br />

im w tym wybudowany duży suchy dok.<br />

W tym celu wydziały wyposażeniowe<br />

wchodziły do niego najwcześniej jak tylko<br />

mogły, wtedy kiedy rósł tam jeszcze<br />

kadłub statku. Był to bardzo efektywny<br />

proces produkcyjny, ale wymagał jednak<br />

zgrania wszystkich prac w doku. Najważniejsze<br />

w nim było dostarczenie na czas<br />

dokumentacji, a na jednostkę urządzeń<br />

i aparatów. Jeśli chodzi o to ostatnie, kooperanci<br />

zazwyczaj wywiązywali się ze<br />

zobowiązań, lecz tylko pod warunkiem<br />

otrzymania od razu za nie należności,<br />

nie godzili się już na kredytowanie.<br />

A że nadeszły ciężkie czasy dla przemysłu<br />

stoczniowego i ich zakładom brakowało<br />

pieniędzy na finansowanie bieżącej<br />

produkcji, to z tą zapłatą było dużo problemów.<br />

Te kłopoty miała również gdyńska<br />

„Komuna”. Czekała niecierpliwie na<br />

dostawę dla Pierre LD silnika głównego<br />

z „Cegielskiego” oraz przekładni, linii wału,<br />

steru i śruby napędowej z „Zamechu”. Te<br />

zakłady - poznański i elbląski - miały owe<br />

urządzenia już gotowe, lecz i one z kolei<br />

czekały na pieniądze od stoczni.<br />

W tym czasie w suchym doku przy<br />

masowcu pracowały wszystkie wydziały<br />

kadłubowe i wyposażeniowe,<br />

poza W-1. Trudne zadanie mieli malarze<br />

z wydziału W-7 i z „Malmetu”, którzy<br />

mieli do zakonserwowania i pomalowania<br />

hektary blach. Zrobili co mogli do<br />

tej pory, ale zastopowało ich dziewięć ładowni<br />

o wysokości po 24 m, tj. takiej, jaką<br />

ma 8-piętrowy wieżowiec. Najlepiej by im<br />

było do pracy używać specjalistycznych<br />

urządzeń, jednak gdyńska stocznia miała<br />

tylko takie jedno – podnośnik hydrauliczny<br />

o wysięgu 27 m. Stanął więc przed zakładem<br />

nowy problem – pilnego zakupu za<br />

dewizy jeszcze dwóch takich urządzeń.<br />

Pieniądze na pewno nie byłyby zmarnowane,<br />

gdyż francuski armator zamówił<br />

łącznie cztery statki z tej serii. Malarze<br />

mieliby zakonserwować aż 36 takich ładowni<br />

o pojemności w sumie 736 000 m 3 .<br />

Prace konserwacyjno-malarskie mają<br />

bardzo duże znaczenie również dlatego,<br />

że od nich głównie zależy to, czy zdąży<br />

się przekazać statek do eksploatacji<br />

w zakontraktowanym terminie.<br />

Podczas tego długiego czekania na<br />

dostawy kooperantów minął pierwszy<br />

Największy statek z polskich<br />

stoczni – masowiec Pierre LD.<br />

Fot. zbiory Autora<br />

MORZE<br />

luty <strong>2019</strong><br />

79

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!