31.10.2018 Views

Ratownictwo Gorskie Nr 1_2017

Nasz magazyn poświęcony jest tematyce ratownictwa górskiego oraz bieżącym wydarzeniom w górach. Przedstawiamy naszym Czytelnikom organizacje ratownictwa górskiego w Europie i na całym świecie oraz przypominamy Ludzi, którzy wpisali się w historię ratownictwa górskiego. Unsere Zeitschrift ist der Problematik der Bergrettung und aktuellen Ereignissen in den Bergen gewidmet. Wir stellen unseren Lesern Bergrettungsorganisationen in Europa und weltweit vor und erinnern an Personen welche die Geschichte der Bergrettung schrieben.

Nasz magazyn poświęcony jest tematyce ratownictwa górskiego oraz bieżącym wydarzeniom w górach.
Przedstawiamy naszym Czytelnikom organizacje ratownictwa górskiego w Europie i na całym świecie oraz przypominamy Ludzi, którzy wpisali się w historię ratownictwa górskiego.
Unsere Zeitschrift ist der Problematik der Bergrettung und aktuellen Ereignissen in den Bergen gewidmet.
Wir stellen unseren Lesern Bergrettungsorganisationen in Europa und weltweit vor und erinnern an Personen welche die Geschichte der Bergrettung schrieben.

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Śmierć narzeczonej<br />

czyli dyżury w Sylwestra<br />

TEKST MARIAN SAJNOG<br />

We wszelkich możliwych wydawnictwach, ratownicy górscy<br />

przedstawiani są "macho": albo w śniegu po szyję, na sznurku<br />

pod helikopterem, lub innym sznurku w skale.<br />

I te tytuły; "Rycerze Błękitnego Krzyża", "Czerwone Anioły<br />

i Diabły"- to z prasy niemieckiej.<br />

Jest tego dużo i nie ma miejsca na cytowanie.<br />

Jest też druga strona tego medalu: to dyżury w schroniskach<br />

w czasie szczególnych świąt czy uroczystości, np. Sylwestra.<br />

W zatłoczonych w tym czasie do granic możliwości schroniskach,<br />

ratownicy pełnili funkcje nie tylko ratownicze. Byli informatorami,<br />

instruktorami, pomagali personelowi w przygotowaniach<br />

do sylwestrowego wieczoru, musieli podejmować<br />

decyzje często przekraczające ich kompetencje. Wszystko to<br />

w ramach tzw. Dyżuru społecznego.<br />

Byłem ratownikiem-kandydatem, bardzo ciekawym nie<br />

tylko samego dyżuru, ale też Sylwestra w schronisku,<br />

w górach. Ba, marzyłem o takim powitaniu Nowego Roku.<br />

Rzeczywistość przerosła moją wyobraźnię.<br />

Ale po kolei.<br />

Najpierw pogoda - duło jak diabli! Wlokąc się z wyładowanym<br />

plecakiem do schroniska "podholowałem" przy okazji<br />

okutaną postać, z torbą w jednym ręku i nartami pod pachą.<br />

Postać, jak się potem okazało, była lekarką, i na skutek miłosnych<br />

rozczarowań, za namową koleżanki postanowiła Sylwestra<br />

spędzić w górach.<br />

Schronisko stoi na rozległej hali, i kiedy wyjdzie się z lasu przy<br />

silnym wietrze, który tworzy przy okazji fantazyjne zaspy, to<br />

dojście do schroniska staje wyzwaniem. Nie zdążyłem wysapać<br />

z siebie tego marszu, kiedy sympatyczna recepcjonistka "zapowiedziała"<br />

wypadek w schronisku.<br />

Na półpiętrze leżał nieprzytomny mężczyzna z raną głowy.<br />

Potknął się na ostatnim schodku i przywalił w kaloryfer. Był<br />

oczywiście "pod wpływem", zresztą "pod wpływem" nie były<br />

tylko dwa wielkie schroniskowe kocury, i na razie - JA!. Dwa<br />

inne zespoły ratowników były na trasach, zatem transport<br />

ofiary schroniskowej przypadł mnie.<br />

Opisywanie całej tej transportowej przygody byłoby zbyt<br />

nudne. Najciekawsze z tego było to, że w czasie oczekiwania<br />

na karetkę poszkodowany otworzył oczy ; " a gdzie jest k…<br />

moja tetetka? ".<br />

Potem dodał, " ale mi czerep na……", i udał się w emigrację<br />

wewnętrzną.<br />

Na szczęście przyjechała karetka, oddałem człowieka żywego<br />

i byłem "najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem".<br />

Kiedy dotarłem do schroniska marzyłem tylko o herbacie<br />

i kawałku jakiegoś chleba, ale jakoś nikt się nie kwapił<br />

z herbatą, za to z wódką owszem, wszyscy.<br />

- Kolego! - powiedział Żużek, mój ratowniczy przełożony. Nie<br />

42<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

pijesz do 6 rano. Potem możesz - dodał łaskawie.<br />

Schronisko witało Nowy Rok; tańcami, kłótniami, przypijaniem,<br />

idiotycznymi toastami, szarpaniem za swetry i obmacywaniem<br />

partnerek. Pito tak, jakby ten odchodzący rok miał<br />

być ostatnim. Wrzask i strzały z rakietnicy oznajmiły radośnie,<br />

że właśnie przyszedł. "Wszyscy wszystkim słali życzenia".<br />

I, nagle z tego tumultu, wrzasków, wyłonił się człowieczek,<br />

w okularach, ulizany, pod krawatem, w modnym wtedy sweterku<br />

w szpic.<br />

"Moja narzeczona nie żyje"- powiedział to jakoś tak beznamiętnie.<br />

Zastygłem jak u Hłaski:"w stadium ryjka".<br />

" Nie daje znaku życia" - dodał.<br />

Natychmiast rozpocząłem akcję; nasz lekarz, który był przy<br />

okazji w schronisku też już nie dawał znaku życia, pozostali<br />

gdzieś zniknęli.<br />

Jak na moją kandydacką głowę było tego za wiele, postanowiłem<br />

więc podeprzeć się siłą fachową. Została lekarka holowana<br />

przez zaspy do schroniska. Nie bez oporów "wyrwałem" ją<br />

z objęć jakiegoś typa. Pani doktor była pod niezłym rauszem,<br />

i bardzo, ale to bardzo niezadowolona, ale jakoś kontaktowała.<br />

Poleźliśmy więc za narzeczonym do kompletnie pustej zbiorówki,<br />

gdzie na żelaznym schroniskowym łóżku z rozrzuconymi<br />

na boki rękami leżała postać, aha, w żółtych, modnych<br />

w tamtych latach elastikach.<br />

Postać rzeczywiście nie dawała znaku życia.<br />

Pani doktor energicznie zabrała się do "leczenia".<br />

- Potrzebna będzie woda.<br />

- Ile?<br />

- No, co najmniej wiadro - zaordynowała.<br />

Kiedy zziajany przybiegłem-czwarte piętro, z wodą, narzeczona<br />

siedziała na krześle, klęła jak przysłowiowy szewc<br />

i puszczała „pawie” do kosza na śmieci. Z zaskakującą, jak na<br />

kobietę, lekkością, pani doktor uniosła przyniesione wiadro i<br />

z jakimiś takim dziwnym sadystycznym uśmiechem zaczęła<br />

metodycznie polewać "umierającą" narzeczoną. A potem wylała<br />

wszystko na te piękne żółte elastiki.<br />

Odstawiła wiadro i rzekła:<br />

"a teraz dobry człowieku, niech pan narzeczoną rozbierze,<br />

wytrze, sylwestrowo zerżnie - ręczę panu, że będzie zdrowa<br />

jak ryba”.<br />

"Przepraszam, to ostanie, to co mam zrobić?" - w głosie narzeczonego<br />

wyczuwało się wyraźny niepokój.<br />

Eee! - pani doktor machnęła ręką.<br />

Zostawiliśmy narzeczonych, pewni, że tej szalonej nocy nic<br />

się więcej nie może zdarzyć.<br />

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!