31.10.2018 Views

Ratownictwo Gorskie Nr 1_2017

Nasz magazyn poświęcony jest tematyce ratownictwa górskiego oraz bieżącym wydarzeniom w górach. Przedstawiamy naszym Czytelnikom organizacje ratownictwa górskiego w Europie i na całym świecie oraz przypominamy Ludzi, którzy wpisali się w historię ratownictwa górskiego. Unsere Zeitschrift ist der Problematik der Bergrettung und aktuellen Ereignissen in den Bergen gewidmet. Wir stellen unseren Lesern Bergrettungsorganisationen in Europa und weltweit vor und erinnern an Personen welche die Geschichte der Bergrettung schrieben.

Nasz magazyn poświęcony jest tematyce ratownictwa górskiego oraz bieżącym wydarzeniom w górach.
Przedstawiamy naszym Czytelnikom organizacje ratownictwa górskiego w Europie i na całym świecie oraz przypominamy Ludzi, którzy wpisali się w historię ratownictwa górskiego.
Unsere Zeitschrift ist der Problematik der Bergrettung und aktuellen Ereignissen in den Bergen gewidmet.
Wir stellen unseren Lesern Bergrettungsorganisationen in Europa und weltweit vor und erinnern an Personen welche die Geschichte der Bergrettung schrieben.

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

RATO O<br />

magazyn ratowników górskich<br />

GÓRSKIE<br />

wydanie cyfrowe cena: 3,94 zł (w tym 5% VAT)<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

Ryszard Szafirski in memoriam ‌‌I Wspomnień czar, czyli jak to dawniej bywało<br />

Austriackie górskie pogotowie ratunkowe I Śmigło w Sudetach nadzieje<br />

a rzeczywistość I Kapliczka Mariusza I Via ferrata I Dobra medycyna<br />

w złym miejscu I Mŕtvym na pamiatku, živým pre výstrahu I Wigilia - opowieść<br />

tatrzańskiego ratownika I Śmierć narzeczonej, czyli dyżur w Sylwestra


RATO O<br />

magazyn ratowników górskich<br />

GÓRSKIE<br />

od redaktora<br />

REDAKCJA MAGAZYNU<br />

ul.Wolności 99<br />

58-500 Jelenia Góra<br />

E-mail: redakcja@ratownictwogorskie.pl<br />

www.ratownictwogorskie.pl<br />

REDAKTOR NACZELNY<br />

Marian Sajnog<br />

Tel.: +48 531 554 990<br />

E-mail: marian.sajnog@ratownictwogorskie.pl<br />

Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO<br />

SKŁAD I GRAFIKA<br />

Jan Górniak<br />

Tel.: +48 509 140 729<br />

E-mail: jan.gorniak@ratownictwogorskie.pl<br />

PROJEKT OKŁADKI<br />

Wojciech Krupa<br />

E-mail: wojciech.krupa@ratownictwogorskie.pl<br />

WYDAWCA<br />

anaviento-consulting&management<br />

ul. Chmielna 2 lok.31<br />

00-020 Warszawa<br />

NIP: 7010408278<br />

REGON: 147043797<br />

www.anaviento.pl<br />

Anna Kokesch<br />

Tel.: +43 664 484 42 28<br />

E-mail: anna.kokesch@ratownictwogorskie.pl<br />

Redakcja nie zwraca materiałów<br />

niezamówionych, zastrzega sobie prawo<br />

redagowania nadesłanych tekstów, nie<br />

odpowiada za treść zamieszczonych reklam<br />

i ogłoszeń.<br />

Publikowanie zamieszczonych tekstów, zdjęć<br />

oraz informacji bez wcześniejszej zgody redakcji<br />

jest niezgodne z prawem.<br />

facebook.com/ratownictwogorskie<br />

Zdjęcie na okładce:<br />

Archiwum Grupy Beskidzkiej GOPR<br />

<strong>Ratownictwo</strong> górskie: moje, twoje, nasze?<br />

Prawda, zaczęło się w Tatrach, bo<br />

niby gdzie miało się zacząć? Tatry<br />

to był zabór austriacki, najbardziej<br />

liberalny, a portret cesarza<br />

Franciszka Józefa jeszcze długo wisiał,<br />

po odzyskaniu niepodległości,<br />

w wielu domach dawnej Galicji. Czy<br />

twórca ratownictwa górskiego w Polsce,<br />

gen. Mariusz Zaruski myślał tylko o ratownictwie?<br />

Myślę, że w Jego planach<br />

było coś więcej, bo kiedy w 1914 roku<br />

z Zakopanego wyruszał na wojnę poprowadził<br />

odział znakomicie wyszkolonych<br />

żołnierzy wśród których dominowali<br />

członkowie TOPR-u, czyli<br />

ratownicy górscy. Od podpisania statutu<br />

TOPR-u minęło 107 lat. Zatem te<br />

107 lat to tylko tatrzańskie, czy ogólnopolskie?<br />

Czy obchody 100 lecia ratownictwa<br />

górskiego w Tatrach nie powinny<br />

być też obchodami ratownictwa<br />

górskiego w Polsce? Czy gen. Zaruski<br />

był aż takim egoistą, że swoją niebywale<br />

dynamiczną działalność ograniczył<br />

tylko do Tatr? Inaczej wtedy nie mógł.<br />

Bez determinacji powojennych zakopiańskich<br />

działaczy nie byłoby GO-<br />

PR-u. Tarty i znakomici instruktorzy<br />

uczyli nas ratownictwa. Uczyliśmy się<br />

nie tylko ratować, ale też uczyliśmy się<br />

gór. Dawali nam w kość , a wieczorem<br />

przy kieliszku i papierosie opowiadali<br />

bez patosu o wojennych przeżyciach<br />

czy trudnych akcjach ratunkowych.<br />

Nie brakowało przy tym kapitalnego<br />

góralskiego humoru. Byliśmy jednością.<br />

Potem –„wszystko się rozjechało”.<br />

„ My to są konie wyścigowe, a wy / z<br />

GOPR-u/ konie pociągowe „ rzekł kiedyś<br />

do mnie jeden z Harnasi.” Prawdziwe<br />

ratownictwo górskie jest tylko w<br />

Tatrach-hej”- dodał. Francuski znakomity<br />

alpinista Gaston Rebuffat powiedział,<br />

że: „ w górach wysokich jest<br />

wszystko to samo co w górach małych<br />

tylko odpowiednio wyższe „. Podobnie<br />

jest z ratownictwem górskim. Jest ono<br />

na miarę wielkości gór i zapotrzebowań<br />

. Jedna z najbardziej tragicznych lawin<br />

wydarzyła się nie w Tatrach, a w Karkonoszach.<br />

Karkonosze odwiedza rocznie<br />

kilka milionów turystów. Dzisiaj, bli-<br />

żej nam i taniej, w Alpy niż w Tatry.<br />

A ratownictwo górskie nie jest przypisane<br />

tej czy innej organizacji- mimo 107<br />

lat doświadczeń i zasług. <strong>Ratownictwo</strong><br />

górskie jest nasze wspólne. Przy Polskim<br />

Związku Alpinizmu działa Grupa<br />

Ratownictwa Jaskiniowego, powstają<br />

prywatne firmy ratownictwa narciarskiego.<br />

Tylko patrzeć, jak na terenie gór<br />

zaczną działać inne , a czasami pseudo<br />

ratunkowe organizacje, siejąc zamęt<br />

i zamieszanie. We współczesnym, XXI –<br />

wiecznym świecie, rację bytu mają tylko<br />

wielcy, silni, zjednoczeni, potrafiący ze<br />

sobą współpracować. Czy ratownictwo<br />

górskie te ze 107 letnią tradycją, stać na<br />

to? Słyszę- może by tak do służb mundurowych!<br />

Albo, może by „tak oderwać<br />

się „! Przejść na samodzielność!<br />

Są też pomysły inne. Ciekawe, słyszałem<br />

to od ludzi, którzy nigdy za nic nie<br />

odpowiadali, niczym nie zarządzali.<br />

W dzisiejszych liberalnych układach<br />

łatwo jest roztrwonić to, co przez lata<br />

było budowane. GOPR i TOPR są, jak<br />

to się dzisiaj mówi, na „ NA TOPIE”.<br />

Czy warto zatem z tego TOP-u spadać?<br />

Spadając, można się nie tylko solidnie<br />

potłuc, ale też już z tego upadku nie<br />

podnieść!<br />

■<br />

MARIAN SAJNOG


wydarzenia<br />

spis treści<br />

str. 4<br />

Ryszard Szafirski<br />

in memoriam<br />

historia<br />

str. 6<br />

Wspomnień czar<br />

czyli jak to dawniej bywało<br />

ratownicy piszą<br />

str. 40<br />

Wigilia - opowieść tatrzańskiego ratownika<br />

świat<br />

str. 16<br />

Via ferrata<br />

str. 8<br />

Austriackie górskie<br />

pogotowie ratunkowe<br />

wspomnienia<br />

str. 20<br />

Śmigło w Sudetach<br />

nadzieje a rzeczywistość<br />

str. 26<br />

Kapliczka Mariusza<br />

str. 42<br />

Śmierć narzeczonej, czyli<br />

dyżury w Sylwestra<br />

nauka<br />

str. 13<br />

Dobra medycyna w złym<br />

miejscu<br />

str. 34<br />

Mŕtvym na pamiatku,<br />

živým pre výstrahu


RATOWNICTWO GÓRSKIE wydarzenia<br />

Ryszard Szafirski<br />

in memoriam<br />

TEKST MACIEJ KRUPA<br />

Dnia 18 listopada 2016 roku, po długiej i ciężkiej chorobie zmarł Ryszard<br />

Szafirski. Wybitny taternik i alpinista, ratownik, przewodnik i instruktor,<br />

współtwórca sukcesów złotej ery polskiego himalaizmu. Zakopiańczyk,<br />

prezes i reformator tutejszego Klubu Wysokogórskiego. Znakomity fotograf.<br />

A przede wszystkim wspaniały kompan, gawędziarz, dusza towarzystwa,<br />

uroczy człowiek, którego dokonaniami można by obdzielić kilka życiorysów.<br />

I legendarna postać przemijającego pokolenia, którego zasługą są górskie<br />

sukcesy Polaków w górach najwyższych<br />

Urodził się w Sosnowcu w 1937<br />

roku. Ukończył studia na Wydziale<br />

Elektroniki Politechniki<br />

Śląskiej. Przygodę ze wspinaczką zaczął<br />

w 1958 roku szybko osiągając bardzo<br />

wysoki poziom sportowy i przechodząc<br />

trudne tatrzańskie drogi. Już w 1962<br />

roku został instruktorem taternictwa.<br />

Po Tatrach nastąpiły wyjazdy w Dolomity,<br />

Alpy, góry Ameryki Południowej,<br />

wreszcie Hindukusz, Pamir, Himalaje<br />

i Karakorum a nawet na Antarktydę.<br />

1963 był przełomowym rokiem w jego<br />

karierze. Wymieńmy tylko kilka najbardziej<br />

znaczących osiągnięć górskich<br />

Ryśka Szafirskiego.<br />

W Tatrach pierwsze zimowe przejście<br />

lewego filara Kazalnicy z Lucjanem Sadusiem<br />

w 1963 roku oraz piąte przejście<br />

Grani Głównej Tatr z Adamem Zyzakiem<br />

w 1964 roku w rekordowym wówczas<br />

czasie sześciu dni. W Dolomitach:<br />

pierwsze polskie przejście drogi Philippa<br />

i Flamma na Civettcie z Januszem<br />

Kurczabem w 1963 roku oraz podczas<br />

tego samego wyjazdu i z tym samym<br />

partnerem trzecie, a pierwsze polskie<br />

przejście Filara Wiewiórek na Cima<br />

Ovest di Lavaredo.<br />

W Alpach pierwsze powtórzenie drogi<br />

Bonattiego na północnej ścianie<br />

Matterhornu w 1966 roku (z Ryszardem<br />

Berbeką, Janem Stryczyńskim<br />

i Adamem Zyzakiem) a także pierwsze<br />

przejście północno-wschodniego<br />

filara Eigeru z Krzysztofem Cieleckim,<br />

Tadeuszem Łaukajtysem,<br />

i Adamem Zyzakiem w 1968 roku.<br />

W górach wysokich: pierwsze wejście<br />

na Malubiting Północny (6843 m)<br />

w 1969 roku oraz pierwsze wejście na<br />

Kunyang Chhish (7852) z Andrzejem<br />

Heinrichem, Janem Stryczyńskim<br />

i Andrzejem Zawadą w roku 1971. Była<br />

to przełomowa wyprawa otwierająca<br />

złotą erę polskiego himalaizmu. Kierował<br />

zwycięskimi wyprawami zakopiańskiego<br />

Klubu Wysokogórskiego na<br />

Peak 29 w 1979 roku i na południową<br />

ścianę Annapurny w 1981. Brał udział<br />

z zimowej wyprawie na Everest w 1980,<br />

podczas której z Zawadą w decydującym<br />

momencie wyszli ponad Przełęcz<br />

Południową na 8150 m i wynieśli tam<br />

butle z tlenem, co między innymi zmotywowało<br />

do udanego ataku Krzysztofa<br />

Wielickiego i Leszka Cichego.<br />

Janusz Kurczab napisał o Ryśku: „Alpinista<br />

kompletny (…) przeszedł pełną<br />

drogę rozwoju wspinaczkowego<br />

i górskiego doświadczenia. Od skałek<br />

i Tatr, przez Alpy latem i zimą,<br />

a następnie Andy Peruwiańskie, Pamir<br />

i Hindukusz, do dziewiczych szczytów<br />

Karakorum i Himalajów oraz lodowych<br />

gładzizn zimowego Everestu.<br />

Przeniósł się z Zagłębia do Zakopanego<br />

pod koniec lat 60. i szybko wrósł<br />

w górskie środowisko pod Tatrami.<br />

Był prezesem Klubu Wysokogórskiego<br />

w Zakopanem od 1970 roku i skierował<br />

działalność klubu na nowe tory. Zorganizował<br />

i prowadził szereg udanych<br />

wypraw zakopiańskiego klubu w różne<br />

góry świata, zbudował zespół i podstawy<br />

organizacyjne pod późniejsze sukcesy<br />

zakopiańczyków zimą na Manaslu<br />

i Cho Oyu oraz w składzie innych,<br />

licznych wypraw polskich i międzynarodowych.<br />

Od 1969 roku był ratownikiem<br />

górskim, a w latach 1977-78 pełnił<br />

funkcję naczelnika Grupy Tatrzańskiej<br />

GOPR. Był także wybitnym fotografem,<br />

członkiem Polskiego Związku Artystów<br />

Fotografików, jednym z pierwszych zakopiańczyków,<br />

którzy profesjonalnie<br />

zajmowali się fotografią barwną.<br />

Był jednym ze współautorów „raportu<br />

taterników” dotyczącego pacyfikacji<br />

Kopalni Wujek w stanie wojennym.<br />

W 1982 wyjechał z wyprawą w góry<br />

Alaski i nie wrócił do kraju. Zamieszkał<br />

w Kanadzie. Zaprzestał działalności<br />

górskiej; próbował jedynie kilkakrotnie<br />

lecz bezskutecznie zdobyć Mount Robson<br />

(3954 m).<br />

W ostatnich latach coraz częściej bywał<br />

wraz z żoną w Polsce, spędzał tu<br />

po kilka miesięcy. Pojawiał się w Zakopanem,<br />

spotykał się z rodziną i z kolegami<br />

z dawnych lat, chodził na górskie<br />

spacery. Dużą frajdę sprawiało mu<br />

uczestnictwo w rozmaitych górskich<br />

festiwalach i przeglądach na które był<br />

zapraszany. Dał się przypomnieć i poznać<br />

młodszym pokoleniom dzięki wydanej<br />

w 2014 wspomnieniowej książce<br />

Przeżyłem więc wiem. Nieznane kulisy<br />

wypraw wysokogórskich. Wspomnienia<br />

Ryśka spisała w niej Klaudia Tasz.<br />

W Zakopanem ostatni raz wystąpił<br />

4<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


Publikacja za zgodą Autora, któremu Redakcja<br />

magazynu RATOWNICTWO GÓRSKIE składa tą<br />

drogą serdeczne podziękowania.<br />

Data i źródło pierwszej publikacji: 19 listopada 2016<br />

/Tygodnik Podhalański / http://24tp.pl/n/35796<br />

FOT. ARCHIWUM RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

na szerokim forum podczas Spotkań<br />

w Filmem Górskim w 2015 roku. Jeszcze<br />

w maju 2016 roku brał udział w promocji<br />

książki Aldka Romana Zakopiański<br />

dom wariatów w Galerii Hasiora.<br />

Był słaby, zmęczony, ale wciąż trzymał<br />

fason i miałem nadzieję na następne<br />

spotkanie, kolejną rozmowę, może kolejny<br />

wywiad. Już nie będzie.<br />

Pamiętam prelekcję Ryśka Szafirskiego<br />

po zdobyciu Kunyang Chhisha w Klubie<br />

Turysty w Dworcu Tatrzańskim.<br />

To musiał być rok 1971 lub 1972. Był<br />

jedynym zakopiańczykiem na szczycie<br />

i wówczas bodaj jedynym zakopiańczykiem<br />

poza doktorem Hajdukiewiczem,<br />

który jeździł w góry najwyższe i mógł<br />

o tym opowiadać. I jeszcze pokazać te<br />

swoje znakomite, kolorowe zdjęcia.<br />

Miałem wtedy dwanaście lat i słuchałem<br />

jak zauroczony. Nie wiedziałem<br />

jeszcze, że kiedyś będziemy spotykać<br />

się w górach, spędzimy razem Sylwestra<br />

w 1979 albo w 1980 roku na Wiktorówkach,<br />

że zaproponuje mi przejście na ty<br />

mimo, że dzieliło nas całe pokolenie,<br />

był tylko nieco młodszy od moich rodziców.<br />

Potem zniknął na długie lata<br />

w Kanadzie. Został trochę zapomniany.<br />

Pamiętam, że gdy zaproponowałem kilkanaście<br />

lat temu redakcji "Magazynu<br />

Górskiego" wywiad z Ryszardem Szafirskim,<br />

redaktorzy zapytali mnie zdumieni:<br />

"a kto to jest?"<br />

Pojawił się w kraju w związku ze sprawą<br />

„raportu taterników”. Zeznawał przed<br />

jakąś komisją, chyba sejmową, w tej<br />

sprawie. A potem zaczął przyjeżdżać<br />

regularnie. Pamiętam listopad 2008<br />

roku, osiem lat temu, kiedy na skałkach<br />

u wylotu Doliny Lejowej trwał egzamin<br />

wstępny na kurs przewodnicki Stowarzyszenia<br />

Przewodników Tatrzańskich.<br />

Egzaminowali wówczas potencjalnych<br />

kursantów Wojtek Marczułajtis i Maciek<br />

Berbeka. Nagle zza zakrętu wyłonił<br />

się Rysiek udający się na spacer z rodziną.<br />

Popatrzył na wysiłki kursantów,<br />

zaskoczeni niespodziewanym spotkaniem<br />

zamieniliśmy kilka serdecznych<br />

zdań i poszedł dalej. Nie ma dziś już<br />

wśród nas nikogo z nich. Wczoraj dołączył<br />

do kolegów. Są w naszej pamięci<br />

i tam – na Niebieskiej Grani.<br />


Wspomnień czar<br />

czyli jak to dawniej bywało...<br />

TEKST RYSZARD JĘDRECKI<br />

Ponieważ żyjemy w dobie wszechobecnej techniki w ratownictwie<br />

w postaci śmigła, quadów,skuterów śnieżnych, samochodów<br />

terenowych i innych zdobyczy XX i XXI wieku,<br />

pomyślałem, aby opowiedzieć jak to kiedyś pełniliśmy zaszczytną<br />

funkcję w GOPR.<br />

Ja osobiście rozpocząłem działania ratownicze w 1968 roku<br />

jeszcze jako cywil, kiedy to mój ówczesny szwagier zabrał<br />

mnie na akcję w Śnieżne Kotły. Zostało to uwidocznione na<br />

jednym z pierwszych moich goprowskich zdjęć.<br />

W akcji tej, oprócz Tomka Świętochowskiego, ”Świętego”,czyli<br />

wspomnianego wyżej szwagra, mnie i Kajtka Wróbla, brali<br />

udział nieżyjący już; Leszek Różański, Józek Kobec, Zdzichu<br />

Szczęsny, Wojtek Onyszkiewicz, Wiesiu Chachuła, zmarły<br />

niedawno Jerzy „Szatan” Janiszewski, Antek Rychel i Marian<br />

Tworek. Ci, którzy z tej dużej grupy zachowali się jeszcze przy<br />

życiu, to Kajtek, Tomek i ja.<br />

Nie pamiętam czy był to fałszywy alarm, czy poszkodowany<br />

znudzony długim oczekiwaniem poszedł do domu, w każdym<br />

razie nasze działania sprowadziły się do dojechania w rejon<br />

Śnieżnych Kotłów, przepatrzenia okolicy i po pogaduchach<br />

wróciliśmy do Stacji Centralnej, która wtedy mieściła się<br />

w Domu Turysty PTTK przy dworcu kolejowym w Jeleniej<br />

Górze.<br />

Patrząc na to zdjęcie uświadamiam sobie, jak wielki krok do<br />

przodu zrobił GOPR. Na zdjęciu, towarzystwo biorące udział<br />

w akcji wygląda jak „cywil banda”. Jedyny górski element<br />

mówiący o tym,że jesteśmy ratownikami to spodnie-pumpy<br />

z getrami w góralskie wzory, jakie wtedy obowiązywały. Wyposażenie,<br />

jakie Grupa otrzymywała z ZG GOPR było wręcz<br />

symboliczne. Bywało,że na pięciu zawodowych przysyłano<br />

jeden sweter. Oczywiście, z czasem to się zmieniało na lepsze,<br />

ale w dalszym ciągu zmiany te następowały bardzo wolno.<br />

Porównując stan aktualny z czasami odległymi trzeba<br />

stwierdzić, że nawet będąc w Austrii,Francji czy jakimkolwiek<br />

innym alpejskim kraju nie musimy się już wstydzić, bowiem<br />

sprzęt jakim dzisiaj dysponujemy nie czyni z nas „kopciuszków”,<br />

a wręcz odwrotnie. Taka sentymentalna refleksja.<br />

Udział w tej akcji spowodował, że wzorując się na „Świętym”<br />

postanowiłem zostać ratownikiem GOPR. Moje podanie zaopiniował<br />

Tomek i Józek Kobec. I tak rozpocząłem zaszczytną<br />

służbę, która zresztą trwa do dziś. Jak większość Kolegów<br />

zaczynałem oczywiście od ukończenia wymaganych szkoleń,<br />

szorowania podłóg w dyżurkach, w czym przewodził „Gazda”<br />

czyli Rysiek Sałęga, a w późniejszym czasie już jako ratownik<br />

sezonowy.<br />

Staszek Kieżuń w tym okresie nie był już Naczelnikiem, bowiem<br />

choroba nowotworowa nie pozwalała Mu pełnić tej<br />

funkcji. Ja dostałem się pod skrzydła Wieśka Marcinkowskiego,<br />

który przejął dowodzenie Grupą po Staszku. Po kilku<br />

sezonach zrezygnowałem z pracy cywilnej poświęcając się<br />

pracy w Grupie Sudeckiej, a później - po podziale na Grupę<br />

Wałbrzysko-Kłodzką i Grupę Karkonoską - w tej ostatniej.<br />

Zupełnie inaczej wyglądały wtedy dyżury. W schroniskach<br />

mieliśmy jako ratownicy swój pokój, swoją dyżurkę, a kierownicy<br />

obiektów za swój obowiązek uważali utrzymywanie<br />

nas przy życiu karmiąc tę całą zgraję, która była na dyżurze.<br />

Mogliśmy wybrzydzać i tak się jednego razu stało, kiedy na<br />

śniadanie chcieliśmy zjeść jajka na miękko.<br />

Poprosiliśmy panią kucharkę, aby nam takowe ugotowała.<br />

Siedliśmy przy stoliku (służbowym) i czekamy aż kuchnia<br />

zadysponuje zamówienie. Gadamy, gadamy i w końcu któryś<br />

a nas przypomniał sobie o zamówieniu. Jako najmłodszy zostałem<br />

wysłany do okienka i pytam co z tymi jajkami.<br />

Pani (ja to do tej pory widzę!) wyjęła jedno z gotującej się<br />

wody i przez szmatkę, żeby się nie poparzyć, naciska na skorupkę<br />

i mówi; jeszcze nie są miękkie. W taki sposób zjedliśmy<br />

najtwardsze jajka na świecie.<br />

Ratownika rozpoznawało się w tamtych czasach po tym, że<br />

każdy dyżurny na lewej ręce nosił tzw. ”szajbę”, czyli opaskę<br />

z niebieskim krzyżem, która informowała, że jej posiadacz<br />

jest ratownikiem na dyżurze. Było to konieczne z tego względu,<br />

że nie wyglądaliśmy tak pięknie, jak dzisiaj.<br />

Nieliczni posiadali jakiś element kojarzony z GOPR - na<br />

przykład sweter (czas polarów miał dopiero nastąpić), jakąś<br />

kurtkę i właśnie „szajbę”. Reszta występowała w prywatnych<br />

ciuchach, w związku z czym na zdjęciach z tamtych lat wyglądamy<br />

jak „cywil banda”.<br />

W większości za środek transportu służyły tobogany, których<br />

kilka mieliśmy na stanie. Otrzymanie austriackiej akii było<br />

prawdziwym świętem. Sprzęt generalnie był taki, jaki był,<br />

i należało się cieszyć z tego co mamy, nie mówiąc o jakości.<br />

Pamiętam, dostaliśmy powiadomienie, że przydzielono nam<br />

„Uaza” blaszaka. Dowcip całej sytuacji polegał na tym, że<br />

PTTK, któremu wówczas podlegaliśmy, otrzymało do transportu<br />

towarów dla schronisk „Uaza” z bocznymi szybami,<br />

a my, którzy takiego „Uaza” moglibyśmy przystosować do<br />

zwózek poszkodowanych, dostaliśmy blaszankę. Nasi Koledzy-złote<br />

rączki powycinali w tym pojeździe otwory, w które<br />

następnie powstawialiśmy okna z pleksy, aby w środku było<br />

cokolwiek widać.<br />

Osobnym tematem jest chwila grozy, jaką Kolega jadący tym<br />

przydzielonym „Uazem” przeżył. Pojechał po niego Rysiek<br />

”Gazda”Sałęga i jakież było jego zdziwienie, kiedy w trakcie<br />

zmiany biegów w ręku pozostał mu drążek! Takie to było wykonawstwo...<br />

Na szczęście nie odjechał zbyt daleko od miejsca<br />

odbioru, a będąc jeszcze w przyjaznym górskim terenie zna-<br />

6<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


FOT. ARCHIWUM GRUPA KARKONOSKA GOPR<br />

historia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

lazł pomoc u któregoś z chłopaków z GOPR i problem został<br />

usunięty. Reszta drogi przebiegła bez zakłóceń.<br />

System dyżurów był zupełnie inny niż dzisiaj. Oczywiście<br />

siedzieliśmy po schroniskach, ale jeden z nas pełnił funkcję<br />

tzw.zmianowego. Chodziło o to, aby zawodowi nie gromadzili<br />

za dużo dni wolnych i tu wkraczał zmianowy. Zaczynało się<br />

od Strzechy Akademickiej, później na Odrodzenie, Szrenicę<br />

i Halę Szrenicą albo w odwrotnym kierunku. Miało to tę dobrą<br />

stronę, że poznawało się cały rejon działania Grupy.<br />

Osobnym tematem była Kotlina Kłodzka. Jeszcze jako Grupa<br />

Sudecka, jak sama nazwa wskazuje, mieliśmy pod opieką całe<br />

Sudety. W związku z tym, całą wyprawą był wyjazd na Śnieżnik<br />

lub do Zieleńca na dyżur. Były to dyżury dwutygodniowe<br />

i w związku z tym wyjazd przypominał wyprawę w góry wysokie.<br />

Ja osobiście zabierałem ze sobą Selenę-radio na baterie<br />

zakupione w dawnym NRD. Było to o tyle istotne, że na Śnieżniku<br />

nie było prądu i chcąc mieć kontakt ze światem trzeba<br />

było wytaszczyć to wszystko na własnych plecach. Oczywiście<br />

radio to był tylko dodatek-całe wyposażenie na dwa tygodnie<br />

to było to. Nie było telefonów, nie mówiąc o telefonach komórkowych,<br />

dlatego nawet jak była jakaś szansa na transport<br />

schroniskowy, to była to kwestia szczęścia. Albo trafiło się na<br />

transport, albo z buta - drogi ratowniku! I tylko dlatego, że<br />

wtedy w schroniskach panowała inna atmosfera, a ludzie byli<br />

bardziej otwarci, zawsze czekał kufelek piwa po doczłapaniu<br />

się na górę. Takie miłe chwile pamięta się do dzisiaj.<br />

Z czasem zaczęły następować pozytywne zmiany. Cywilizacja<br />

zaczęła wkraczać w nasze szeregi. Pamiętam ( niestety z opowieści,<br />

bo wtedy nie byłem jeszcze w „szeregach”) sytuację,<br />

kiedy to Koledzy z Tatr ,wtedy jeszcze jako Grupa Tatrzańska<br />

GOPR, z Gienkiem Strzebońskim na czele, przywieźli w Karkonosze<br />

pierwszy zestaw Grammingera. Dla niewtajemniczonych<br />

wyjaśniam, że był to zestaw dwóch bębnów z linkami<br />

stalowymi i rolką hamulcową. To wszystko przy pomocy pętli<br />

i lin montowało się w jedną całość i po dopięciu do obrotowego<br />

karabinka specjalnej uprzęży w którą „wchodził” ratownik,<br />

opuszczało się go do poszkodowanego w ścianie. Po dojechaniu<br />

do poszkodowanego ratownik musiał wyjść z uprzęży,<br />

wpiąć w nią poszkodowanego, samemu ponownie wejść<br />

w uprząż i po sygnale do stanowiska na górze rozpoczynał<br />

się transport do podnóża góry, gdzie czekał zespół przejmujący<br />

dalszy transport poszkodowanego. Pierwsze szkolenie<br />

z zestawem odbyło się na skałach w okolicach zamku Chojnik.<br />

Cienka 5 milimetrowa stalowa linka nie wzbudzała zaufania<br />

tych którzy mieli zjeżdżać, dlatego dla pewności dodatkowo<br />

asekurowali się liną. Dopiero po jakimś czasie, kiedy przekonano<br />

się o wytrzymałości stalówki, odstąpiono od dodatkowej<br />

asekuracji i zjazdy odbywały się już tak, jak to wymyślił<br />

Ludwig Gramminger. Przypomnę, że w 1974 roku Pan Gramminger<br />

był w Polsce, goszczony w Grupie Tatrzańskiej GOPR.<br />

Zastosowanie tego zestawu alpejskiego, jak był prawidłowo<br />

nazywany, zrewolucjonizowało ratownictwo nie tylko w Polsce,<br />

ale w całych poważnych górach świata. Przypomnę, że<br />

przed zastosowaniem zestawu alpejskiego, ratowanie poszkodowanego<br />

w ścianie odbywało się na tej zasadzie, że ratownik<br />

docierał do poszkodowanego od dołu, drogą, którą pokonał<br />

poszkodowany. Taki system powodował, że trwało to długo,<br />

ponadto ratownik był narażony na ewentualnie spadające<br />

z góry kamienie. Po dotarciu do poszkodowanego i zabezpieczeniu<br />

go, należało zaopatrzyć urazy, jakim uległ wspinacz,<br />

zapakować go w zestaw, założyć stanowisko do opuszczenia<br />

poszkodowanego oraz samemu ewakuować się ze ściany. To<br />

powodowało, że czas trwania takiej akcji ścianowej był sakramencko<br />

długi.<br />

Wprowadzenie do ratownictwa zestawu alpejskiego dało to,<br />

że ratownik opuszczony z góry do poszkodowanego zaopatrywał<br />

go, poczym następował zjazd na dół. Sam opis poczynań<br />

ratowników pokazuje, że ten sposób jest nie tylko zdecydowanie<br />

szybszy, ale również najkorzystniejszy dla poszkodowanego.<br />

Unowocześnianie tego systemu poszło jeszcze dalej,<br />

bowiem współcześnie, jeżeli pozwala na to uraz poszkodowanego,<br />

ewakuuje się go za pomocą tzw.pampersa-trójkątnego<br />

- mocnego materiału z koluchami na każdym rogu, które<br />

wpina się w karabinek zbiorczy i rozpoczyna zjazd w dół. Nie<br />

ma konieczności wypinania się ratownika z szelek, wpinania<br />

w nie poszkodowanego, ponownego wchodzenia w szelki samemu<br />

i rozpoczynania transportu. Teraz jednym ruchem zakłada<br />

się pampersa i jazda w dół.<br />

Również w sposobie transportu nastało nowe. Każdy ze „Starych”<br />

ratowników pewnie do dzisiaj czuje ciężar toboganu,<br />

kiedy po zwiezieniu poszkodowanego np. ze Śnieżnika, trzeba<br />

było na własnych plecach i nogach wyciągnąć tobogan po tej<br />

wołdze-drodze do schroniska, która do dzisiaj niektórym się<br />

śni, po to, aby być w ciągłej gotowości.<br />

Ile potu pozostało na szlakach i nartostradach, to tylko my<br />

starzy wiemy. Dzisiaj ,co prawda, nie każdy jest posiadaczem<br />

własnego służbowego skutera czy quada, ale ilość tych pojazdów<br />

pozwala na sprawne i szybkie poruszanie się w każdej<br />

sytuacji.<br />

Kto wie, co przyniesie przyszłość? Dzisiaj prowadzone są<br />

próby nad pojazdami samochodowymi samojeżdżącymi<br />

bez udziału kierowcy. Kto wie, może w przyszłości powstaną<br />

metody ratownictwa bez udziału ratowników? Wszystko się<br />

może zdarzyć. Kto to wie...?<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 7


Österreichisc<br />

Bergrettungs<br />

Austriackie Górskie Pogot<br />

TEKST ANNA KOKESCH


her<br />

dienst<br />

owie Ratunkowe<br />

© MIT FREUNDLICHER GENEHMIGUNG BERGRETTUNGSDIENST ÖSTERREICH - NÖ/W


RATOWNICTWO GÓRSKIE świat<br />

120 lat temu, 8 marca 1896 roku, na Reißthalersteig / Rax, lawina porwała<br />

trzech znanych wiedeńskich wspinaczy. Byli to: Josef Pfannl, Fritz Waniek<br />

i Max Schottik. Ich ciała odnaleziono dopiero po wielodniowych<br />

poszukiwaniach<br />

10<br />

nr 1/2016<br />

Wypadek wzbudził tak ogromne poruszenie, że klub<br />

alpejski w Wiedniu zorganizował 24 kwietnia 1896<br />

roku konferencję, w wyniku której postanowiono<br />

utworzyć Pogotowie Górskie.<br />

Pierwsza organizacja nosiła nazwę ARAW (Alpiner Rettungsausschuss<br />

Wien – Alpejska Komisja Ratunkowa Wiedeń)<br />

i stała się jednocześnie wzorem organizacyjnym nie tylko dla<br />

dzisiejszego Austriackiego Górskiego Pogotowia Ratunkowego<br />

(Österreichischer Bergrettungsdienst, w skrócie ÖBRD),<br />

ale dla wszystkich organizacji ratownictwa górskiego w Europie<br />

i na świecie.<br />

Austriackie Górskie Pogotowie Ratunkowe działa na terenie<br />

całego kraju w siedmiu okręgach: Dolna Austria i Wiedeń,<br />

Salzburg, Górna Austria, Styria, Karyntia, Tyrol i Vorarlberg.<br />

W 291 stacjach ratunkowych działa 12.500 ratowników<br />

-ochotników oraz ca 200 zawsze gotowych do akcji psów.<br />

Siedem okręgów tworzy związek, na czele którego stoi Komitet<br />

Związkowy ( Bundesverband). Przewodniczącym jest<br />

obecnie Franz Lindenberg, którego wspomagają dwaj wiceprzewodniczący:<br />

mgr Robert Weiss i Stefan Hochstaffl. Główne<br />

Biuro Związku, które prowadzi inż. Martin Gurdet, mieści<br />

się w Wiedniu.<br />

Austriackie Górskie Pogotowie Ratunkowe jest członkiem<br />

ICAR (Międzynarodowego Komitetu Ratownictwa Alpejskiego).<br />

Od połowy lat dziewięćdziesiątych minionego wieku, do<br />

ÖBRD przyjmowane są również kobiety, aczkolwiek związany<br />

z tą innowacją entuzjazm był w Tyrolu, delikatnie mówiąc,<br />

bardzo umiarkowany. Z początkiem roku 2013 w szeregach<br />

ÖBRD było już 473 kobiet-ratowników. Tyrolczycy natomiast<br />

przekonali się o fachowości koleżanek do tego stopnia, że<br />

obecnie w tym regionie działają aż 123 panie, a 3 z nich prowadzą<br />

stację ratunkową w Rietz!<br />

Podobnie jak w innych służbach górskich, głównym zadaniem<br />

Austriackiego Górskiego Pogotowia jest ratowanie osób<br />

i prowadzenie akcji poszukiwawczych w regionach niedostępnych,<br />

czyli wszędzie tam, dokąd nie może dotrzeć, lub nie posiada<br />

odpowiedniego wyposażenia, straż pożarna czy karetka<br />

Czerwonego Krzyża.<br />

Wszystkim wiadomo, jak bardzo atrakcyjnym turystycznie<br />

krajem jest Austria i jej góry. Tzw. sezon trwa praktycznie cały<br />

rok. ”Pełne ręce roboty” mają nie tylko hotelarze i restauratorzy,<br />

ale również ratownicy górscy.<br />

190 ratowników górskich, w 30 bazach na terenie całej Austrii,<br />

przeprowadza rocznie ca 13.500 – 14.000 akcji ratunkowych<br />

z użyciem śmigłowca. Austriackie Górskie Pogotowie<br />

nie posiada własnych helikopterów, ale współpracuje ściśle z<br />

takimi firmami jak:<br />

CFV (Christophorus Flugrettungsverein), SHS (Schider Helicopter<br />

Service), Heli Austria (Flugrettung Martin), ARA (Air<br />

Rescue Austria), Robin (Schenk Air), HAT(Heli Ambulance<br />

Team) oraz Wucher Helicopter.<br />

Akcje ratunkowe związane są z niebagatelnymi kosztami, których<br />

nie pokrywa żadna kasa chorych.


świat RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

Zwrot kosztów otrzymują wyłącznie osoby, które przed wypadkiem<br />

były na taką okoliczność prywatnie ubezpieczone.<br />

Zarówno Pogotowie Górskie w Austrii, jak i kasy chorych,<br />

apelują do wszystkich wybierających się na urlopy w góry,<br />

o zaopatrzenie się w odpowiednią polisę ubezpieczeniową.<br />

Koszt takiego ubezpieczenia jest niewielki w porównaniu<br />

z tymi cenami:<br />

- Koszt akcji ratunkowej lub poszukiwawczej wynosi od<br />

15.000 € do 22.000 €<br />

- Konieczność użycia helikoptera – od 3000 do 5000 €<br />

- Cena jednej doby szpitalnej wynosi od 500 do 1000 € (na<br />

oddziałach intensywnej opieki medycznej może być wyższa).<br />

Wszyscy ratownicy Austriackiego Górskiego Pogotowia Ratunkowego<br />

działają w tej organizacji jako ochotnicy. Pogotowie<br />

otrzymuje rządową subwencję, wysokość której nie jest<br />

niestety wystarczająca na pokrycie kosztów utrzymania organizacji,<br />

ani nie jest adekwatna do wkładu pracy ratowników.<br />

Dużą pomoc otrzymuje ÖBRD od renomowanych sponsorów,<br />

jak i osób prywatnych.<br />

Ilość wypadków w austriackich Alpach wzrasta. Wszelkie<br />

ostrzeżenia i apele kierowane do turystów są przez wielu z<br />

nich, niestety, konsekwentnie ignorowane. Dotyczy to wszystkich<br />

grup wiekowych, ale większość ofiar to młodzi ludzie poniżej<br />

30 roku życia.<br />

Rośnie liczba wypadków wśród miłośników rowerów górskich<br />

(Mountainbiker). Bardzo modny stał się tzw. downhill<br />

czyli jak najszybszy zjazd w dolinę drogami leśnymi i trudnymi<br />

szlakami górskimi, lub trasami tzw. bike parków. Wypadki<br />

i akcje ratunkowe są tu logiczną konsekwencją.<br />

■<br />

© MIT FREUNDLICHER GENEHMIGUNG BERGRETTUNGSDIENST ÖSTERREICH - NÖ/W<br />

statystyka ÖBRD z roku 2015<br />

Akcje ratunkowe z podziałem na rodzaj terenu<br />

Nartostrady 3539<br />

Turystyka piesza 3437<br />

Drogi wspinaczkowe 229<br />

Trasy skitourowe 376<br />

Lodowce 34<br />

Wszystkie akcje 7615<br />

Liczba ofiar śmiertelnych z podziałem na rodzaj terenu<br />

Turystyka piesza 119<br />

Lawiny 27<br />

Trasy skitourowe 18<br />

Drogi wspinaczkowe 14<br />

Nartostrady 5<br />

Lodowce 1<br />

Osoby ratowane wg obywatelstwa<br />

Austriacy 3254<br />

Obcokrajowcy 4537<br />

Osoby ratowane<br />

Osoby urazowe 5836<br />

Osoby nieurazowe 1011<br />

Ofiary śmiertelne 184<br />

Ratowanych łącznie 7791<br />

Statystyka ta obejmuje wyłącznie akcje ratunkowe przeprowadzone przez Austriackie<br />

Górskie Pogotowie. Wszystkie inne wypadki w terenie górskim są rejestrowane przez<br />

policję alpejską


RATOWNICTWO GÓRSKIE świat<br />

Rekordowy rok austriackich ratowników<br />

24 listopada b.r., podczas konferencji prasowej w Wiedniu,<br />

szef ratowników Austriackiego Górskiego Pogotowia Ratunkowego<br />

(ÖBRD) Franz Lindenberg podał do wiadomości,<br />

że rok 2016 będzie najprawdopodobniej rekordowym pod<br />

względem przeprowadzonych akcji ratunkowych i ilości ratowanych<br />

osób.<br />

Oblicza się, że do końca grudnia 2016, przeprowadzonych<br />

zostanie ponad 7.700 akcji ratunkowych, a liczba ratowanych<br />

osiągnie 8.000 osób.<br />

Austriackie Pogotowie liczy obecnie 12.500 ratowników<br />

ochotników i posiada 291 stacji ratunkowych. W ciągu minionych<br />

10 lat ilość przeprowadzanych akcji ratunkowych<br />

wzrosła o ponad 30%. Ciekawym jest, że rośnie liczba wypadków<br />

zdarzających się podczas wycieczek turystycznych w<br />

łatwiejszym terenie, podczas gdy ilość wysokoalpejskich akcji<br />

ratunkowych maleje.<br />

Ponad 45% akcji ratunkowych przeprowadzonych w minionym<br />

roku, to wynik wypadków na dobrze oznaczonych szlakach<br />

i trasach wspinaczkowych. 75% wypadków śmiertelnych<br />

wydarzyło się w łatwym terenie.<br />

"Zauważa się jednoznaczny boom: wszyscy chcą ”w góry”, ale<br />

przygotowanie i dyscyplina są niestety zaniedbywane. Poważnym<br />

problemem jest również przecenianie własnych możliwości<br />

" – powiedział obecny na konferencji Peter Habeler.<br />

Coraz więcej akcji ratunkowych notuje Pogotowie na trasach<br />

wspinaczkowych. Stosowne wyposażenie można obecnie<br />

wszędzie kupić, ale robią to również osoby bez odpowiedniego<br />

przeszkolenia, źle oceniające własne możliwości i "wchodzące<br />

w ścianę" bez planu. Efekty takiego postępowania nie<br />

dają na siebie długo czekać.<br />

46,5 % akcji ratunkowych przeprowadzono na nartostradach.<br />

Niektóre z nich są przepełnione, wszyscy chcą jeździć<br />

"do oporu" i ignorują zmęczenie. Największa ilość wypadków<br />

zdarza się właśnie wtedy, i najczęściej w godzinach popołudniowych.<br />

Temat-rzeka to ignorowanie ostrzeżeń lawinowych, oraz tzw.<br />

freeriding poza przygotowanymi nartostradami, a co za tym<br />

idzie, ryzyko śmierci w lawinie. ■<br />

Alpejski telefon alarmowy - 140<br />

Wybierając ten numer uzyskuje się połączenie z pogotowiem górskim w Austrii. Jeśli z jakichś<br />

powodów telefon komórkowy z tym numerem nie łączy, należy wybrać europejski numer<br />

ratunkowy 112. O ile to możliwe, dobrze jest przed wezwaniem pomocy przygotować<br />

następujące informacje:<br />

- Gdzie to się stało? (Dokładna lokalizacja miejsca wypadku i sytuacja pogodowa)<br />

- Co się stało? (Opis wypadku)<br />

- Ilu jest rannych? (Dokładna liczba poszkodowanych osób)<br />

- Jakie urazy? (Czy ma miejsce sytuacja zagrażająca życiu?)<br />

- Kto zgłasza wypadek? (Nazwisko, numer telefonu do dalszego kontaktu)<br />

Wszystkim planującym urlopy w Tyrolu zaleca się zainstalowanie w telefonie komórkowym<br />

specjalnie na ten obszar Alp przygotowanej aplikacji NOTFALL (Notfall App Bergrettung<br />

Tirol). Alikacja działa w systemach Android i iPhone.<br />

Jeśli znajdujemy się w miejscu z którego nie ma możliwości wezwania pomocy przez telefon<br />

komórkowy, jeśli z jakiegoś powodu telefonu nie mamy, lub nie jesteśmy w stanie zadzwonić,<br />

należy spróbować przez czas jednej minuty, w odstępach co dziesięć sekund dać widoczny<br />

lub słyszalny znak (wołanie, światło). Następnie należy zrobić jedną minutę przerwy i powtórzyć<br />

sygnały.<br />

Nazywa się to "alpejski sygnał o niebezpieczeństwie" i jest międzynarodowym systemem<br />

wzywania pomocy w terenie górskim.<br />

Jeśli ktoś rozpozna taki sygnał , powinien natychmiast przez numer 140 lub 112 poinformować<br />

ratowników i podać szczegółowy opis lokalizacji.<br />

Ratownicy odpowiadają sygnałem (wołanie, światło) co 20 sekund, co oznacza że pomoc<br />

jest w drodze. Mimo to, należy własne sygnały w dalszym ciągu powtarzać, aż do momentu<br />

kiedy potrzebujący pomocy zostanie odnaleziony.<br />

Ten system wzywania pomocy w górach ma już wieloletnią tradycję i aczkolwiek nie zawsze<br />

jest skuteczny, może jednak stanowić tzw. ostatnią deskę ratunku.<br />

12<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


nauka RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

Dobra medycyna w złym miejscu<br />

postępowanie ratunkowe z pacjentem po urazie w jaskini<br />

TEKST MICHAŁ BARSKI<br />

Wstęp<br />

W<br />

ostatnich latach turystyka jaskiniowa staje<br />

się coraz bardziej popularnym zajęciem<br />

wśród osób aktywnie spędzających czas wolny.<br />

Umiejętność poruszania się pod ziemią od dawna<br />

wykorzystywana jest także przez badaczy podziemnego świata.<br />

Dokładna liczba osób odwiedzających Polskie jaskinie<br />

w skali roku jest trudna do oszacowania. Spowodowane jest<br />

to brakiem prowadzenia stałej ewidencji osób odwiedzających<br />

te obiekty. Do najpopularniejszych miejsc odwiedzanych<br />

przez grotołazów należą obiekty znajdujące się w Tatrach, jak<br />

również na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej.<br />

W stosunku do ilości i charakteru interwencji ratunkowych<br />

w górach, wypadki jaskiniowe zdarzają się rzadko. Najczęściej<br />

występują one na obszarze Tatr i Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej,<br />

z uwagi na dużą popularność jaskiń na tym obszarze.<br />

Jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie jest największą jaskinią<br />

w Sudetach i jedną z najgłębszych jaskiń w Polsce. Przeprowadzona<br />

w dniach od 24 do 25 października 2015 r. akcja ratunkowa<br />

Opis przypadku<br />

Podczas prowadzenia prac badawczych w Jaskini Niedźwiedziej<br />

znajdującej się w Masywie Śnieżnika (południowo-wschodni<br />

rejon Kotliny Kłodzkiej) doszło do zdarzenia, w którym jeden<br />

z grotołazów uległ wypadkowi. Do zdarzenia doszło około<br />

500 metrów od otworu wejściowego do jaskini w odcinku<br />

nazwanym Gang Zdzicha. 53-letni mężczyzna doznał urazu<br />

kręgosłupa w wyniku upadku z wysokości 7 metrów podczas<br />

wychodzenia z formacji o nazwie Studnia Strachu. Po dotarciu<br />

na miejsce zespołu medycznego został on zastany w miejscu<br />

upadku w pozycji leżącej na plecach. Od wypadku minęło<br />

ponad 6 godzin. Poszkodowany był już po przeprowadzonym<br />

wstępnym badaniu urazowym wykonanym przez ratowników<br />

GOPR, którzy dotarli na miejsce jako pierwsi w czasie 4 godzin<br />

od upadku. Został on przez nich zbadany, zabezpieczony<br />

termicznie i zakwalifikowany do ewakuacji w pozycji leżącej.<br />

W trakcie przeprowadzenia badania podmiotowego przez<br />

zespół medyczny, poszkodowany zaprzeczył utracie przytomności.<br />

Grotołaz skarżył się na ból w odcinku krzyżowo<br />

-lędźwiowym kręgosłupa, promieniujący do odcinka piersiowego<br />

przy pogłębionym wdechu. W celu oceny stopnia<br />

natężenia bólu zastosowano skalę numeryczną. W pozycji<br />

leżącej, bez prób poruszania kończynami dolnymi ratowany<br />

ocenił natężenie bólu na 4/10, przy próbach zgięcia kończyn<br />

dolnych w stawach biodrowych ból nasilał się znacznie do<br />

wartości 7/10. W wywiadzie poszkodowany zaprzeczył uczuleniom<br />

na jakiekolwiek substancje, nie przyjmował żadnych<br />

leków na stałe, jedynie doraźnie leki z grupy NLPZ. Posiłki<br />

w dniu wypadku spożywał nieregularnie, pił mało. Od momentu<br />

zdarzenia oddawał mocz jeden raz, w ilości trudnej<br />

w Jaskini Niedźwiedziej należy do jednej z trudniejszych<br />

w Polskich górach pod względem logistycznym, poza Tatrami.<br />

<strong>Ratownictwo</strong> jaskiniowe jest dziedziną ratownictwa<br />

górskiego. Z tego powodu oczekuje się od służb powołanych<br />

do niesienia pomocy w górach, na terenie naszego kraju, że<br />

działania w przypadku zdarzenia jaskiniowego będą wykonane<br />

zgodnie obowiązującymi zasadami technicznymi i medycznymi.<br />

Aby osiągnąć cel, którym jest wydobycie osoby<br />

ratowanej na powierzchnię ziemi w jak najlepszej kondycji,<br />

potrzebny jest doświadczony personel. Działania ratunkowe<br />

w jaskiniach przeważnie trwają długo. W takiej sytuacji ważnym<br />

elementem staje się kwalifikowana opieka medyczna nad<br />

poszkodowanym, który jej wymaga od momentu zdarzenia<br />

do wydobycia na powierzchnię ziemi. Głównym czynnikiem<br />

utrudniającym pracę zespołom ratunkowym jest: trudny dostęp<br />

do pacjenta, skala doznanego urazu lub zachorowania,<br />

ograniczona liczba sprzętu medycznego, a co za tym idzie,<br />

ograniczone możliwości terapeutyczne.<br />

do określania, bez obecności krwi w moczu. W badaniu<br />

przedmiotowym: stan ogólny dobry, przytomny, w logicznym<br />

kontakcie, zorientowany auto- i allopsychicznie. Źrenice<br />

równe, symetryczne, prawidłowo reagujące na światło, poszkodowany<br />

od wielu lat posiadał wadę wzroku. Po usunięciu<br />

kasku, tylko na czas badania, wykluczono obrażenia głowy.<br />

Uzyskane wyniki przeprowadzonego badania tej okolicy<br />

ciała, pozwoliły na odstąpienie od zabezpieczenia odcinka<br />

szyjnego kręgosłupa kołnierzem szyjnym. Klatka piersiowa<br />

bez cech urazu, ruchy oddechowe symetryczne, nieco spłycone,<br />

osłuchowo szmer pęcherzykowy symetryczny nad polami<br />

płucnymi, wypuk jawny. Akcja serca miarowa 80/min,<br />

z okresową tachykardią w reakcji na ból, tony serca czyste,<br />

dźwięczne, prawidłowo akcentowane. Tętno zgodne z akcją<br />

serca. Ciśnienie tętnicze krwi 110/70, saturacja 94%. Brzuch<br />

miękki, niebolesny, bez objawów otrzewnowych, osłuchowo<br />

perystaltyka jelit prawidłowo słyszalna w każdym kwadrancie.<br />

Pęcherz moczowy wyczuwalny pod palcami. Miednica stabilna,<br />

niebolesna. Kończyny dolne bez cech urazu, tętno na kończynach<br />

obecne w miejscach typowych, dobrze wypełnione. Ze<br />

względu na mechanizm urazu odstąpiono od wykonania prób<br />

zbornościowych na kończynach dolnych. Na tym etapie badania<br />

ratowany zgłaszał skurcze łydek i drętwienie stóp. Odcinek<br />

piersiowy kręgosłupa niebolesny. Ból w odcinku lędźwiowym<br />

i krzyżowym, narastający przy dotyku, bez cech deformacji<br />

i przerwania ciągłości skóry. Glikemia 105 mg% około 3h<br />

po spożyciu ostatniego posiłku. Ratowany wykazywał cechy<br />

odwodnienia organizmu tj. suchość w ustach, osłabienie, oliguria.<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 13


RATOWNICTWO GÓRSKIE nauka<br />

Badanego zamonitorowno w zapisie z monitora rytm serca<br />

zatokowy, miarowy, oś pośrednia, zapis w granicach normy.<br />

Poszkodowanego zabezpieczono w obwodowy dostęp naczyniowy-kaniula<br />

16G w lewym zgięciu łokciowym, 18G na części<br />

grzbietowej prawej ręki - oba drożne. Podłączono ogrzane<br />

płyny infuzyjne w celu wyrównania poziomu elektrolitów<br />

i nawodnienia. W trakcie podaży i po podaniu zaplanowanej<br />

objętości płynów nie zaobserwowano duszności. Przed<br />

przełożeniem poszkodowanego na nosze do transportu jaskiniowego,<br />

usunięto z niego kombinezon jaskiniowy i pozostawiono<br />

we wkładce docieplającej. Przeciwbólowo podano<br />

100 mg ketoprofenu dożylnie, z oczekiwanym efektem terapeutycznym.<br />

Pacjenta owinięto w śpiwór termoizolacyjny<br />

typu norweskiego. W celu zachowania komfortu termicznego<br />

zredukowano ilość chemicznych pakietów grzewczych<br />

i zmieniono ich ułożenie. Po tych czynnościach ratowanego<br />

przełożono w nosze przeznaczone do transportu w jaskini.<br />

Po raporcie zespołu medycznego i technicznego o wykonaniu<br />

zadania na swoich stanowiskach, ze strony kierującego działaniami<br />

ratunkowymi zapadła decyzja o rozpoczęciu ewakuacji.<br />

O godzinie 6 rano rozpoczęto transport w ułożeniu poziomym<br />

poszkodowanego ze Studni Strachu. W trakcie ewakuacji<br />

monitorowano parametry życiowe poszkodowanego przy<br />

użyciu kardiomonitora, stan neurologiczny oraz stopień nasilenia<br />

bólu. Oceniano również komfort termiczny i diurezę.<br />

Opis przypadku<br />

Opisywana powyżej akcja jaskiniowa należała do jednej<br />

z trudniejszych pod względem technicznym i logistycznym<br />

w tej części Polski. Powodzenie działań ratunkowych zależało<br />

nie tylko od stanu klinicznego pacjenta, ale również od<br />

czynników środowiskowych i ludzkich. Transport pacjenta<br />

po urazie w warunkach jaskiniowych jest zawsze trudny i wymaga<br />

zaangażowania wielu ludzi. Cztery godziny zajęło rozkuwanie<br />

wejścia do jaskini w celu doprowadzenia noszy przeznaczonych<br />

do transportu jaskiniowego na miejsce zdarzenia.<br />

Na trasie ewakuacji do poszerzenia było znacznie więcej odcinków.<br />

Ratownicy, którzy byli zaangażowani w te czynności<br />

pracowali praktycznie od początku akcji, do samego końca.<br />

W działaniach brało udział 107 osób, z tego bezpośrednio pod<br />

ziemią pracowało 47 ratowników, dodatkowo na powierzchni<br />

dwa zmieniające się zespoły pogotowia ratunkowego, osiem<br />

jednostek PSP, zespół HEMS LPR, pracownicy Jaskini Niedźwiedziej,<br />

Policja i Straż Miejska.<br />

Cała akcja trwała blisko 18 godzin. Pierwszy zespół ratowników<br />

dotarł do poszkodowanego po 4 godzinach od zdarzenia.<br />

W ramach Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy został<br />

rozpoznany mechanizm urazu, wykonane badanie urazowe,<br />

zebrany wywiad oraz zapewniono komfort termiczny ratowanemu.<br />

Po sześciu godzinach od zdarzenia na miejsce dociera<br />

zespół medyczny złożony z dwóch ratowników medycznych<br />

GOPR i ratownika górskiego. Droga dojścia do pacjenta zajęła<br />

im ponad dwie godziny. Oprócz sprzętu technicznego, który<br />

umożliwił im poruszanie się w jaskini, wyposażeni byli w trzy<br />

worki medyczne. W pierwszym znajdował się ekwipunek potrzebny<br />

do aktywnego ogrzewania pacjenta, w drugim sprzęt<br />

do zabezpieczenia urazów oraz tlen medyczny. Trzeci worek<br />

zaopatrzony był w leki, płyny infuzyjne wraz z zestawem do<br />

szybkich przetoczeń, przyrządy do udrożnienia dróg oddechowych,<br />

kardiomonitor.<br />

14<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

W okresie postoju technicznego, spowodowanego przebudową<br />

punktów stanowiskowych i asekuracyjnych, kontrolowano<br />

drożność kaniul obwodowych. Po 4 godzinach od rozpoczęcia<br />

ewakuacji powtórzono dawkę 100 mg ketoprofenu z powodu<br />

nawracającego bólu w odcinku lędźwiowym kręgosłupa. Uzyskano<br />

podtrzymanie analgezji w stopniu wystarczającym dla<br />

zachowania komfortu poszkodowanego.<br />

Dnia następnego, około godziny 12:00 ratownicy pogotowia<br />

górskiego przekazali poszkodowanego w holu wejściowym<br />

Jaskini Niedźwiedziej zespołowi Państwowego Ratownictwa<br />

Medycznego w stanie ogólnym dobrym. Następnie został on<br />

przetransportowany ambulansem na przygodne lądowisko,<br />

gdzie o godzinie 12:30 zostaje przekazany załodze Lotniczego<br />

Pogotowia Ratunkowego. Przeprowadzone badania obrazowe<br />

w ramach SOR wykazały kompresyjne złamanie kręgu<br />

w odcinku lędźwiowym na wysokości L2 ze zniekształceniem<br />

górnej blaszki granicznej kręgu i obniżeniem jego wysokości<br />

o 20%. Nie uwidoczniono zwężenia kanału kręgowego na<br />

tej wysokości. Po czterech dniach hospitalizacji pacjent został<br />

zakwalifikowany do leczenia zachowawczego w gorsecie<br />

Jewetta przez okres trzech miesięcy. W chwili obecnej (około<br />

pięciu miesięcy od zdarzenia) poszkodowany jest w trakcie<br />

rehabilitacji ruchowej, skarży się na okresowo występujące<br />

bóle w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, rokuje pełny powrót<br />

do sprawności.<br />

Opieka medyczna nad osobą po urazie w ratownictwie jaskiniowym<br />

stanowi duże wyzwanie. Świadczy o tym nie tylko<br />

ten jeden opisywany przypadek.<br />

Pierwsze czynności medyczne zostały podjęte przez świadków<br />

zdarzenia, w oparciu o zasady pomocy partnerskiej.<br />

Istotne w powodzeniu całej akcji wydają się być dobrze przeprowadzone:<br />

badanie urazowe wstępne, szczegółowo zebrany<br />

wywiad przez ratowników, którzy jako pierwsi dotarli do poszkodowanego.<br />

Te czynności zdecydowały o ustaleniu wstępnego<br />

rozpoznania stanu pacjenta oraz o wyborze przez zespół<br />

medyczny niezbędnego sprzętu, który musieli ze sobą zabrać<br />

pod ziemię.<br />

Według International Trauma Life Support, upadek z wysokości<br />

powyżej 3 metrów jest traktowany jako niebezpieczny<br />

uogólniony mechanizm urazu. Zgodnie z przyjętym protokołem<br />

takie zdarzenie kwalifikuje do stabilizacji odcinka szyjnego<br />

kręgosłupa kołnierzem szyjnym.<br />

W opisywanym przypadku odstąpiono jednak od<br />

założenia kołnierza, ze względu na wyniki poszerzonego<br />

badania urazowego. Po zbadaniu odcinka szyjnego<br />

kręgosłupa i obojczyków, wykluczeniu w konsultacji<br />

z badanym bolesności, napięcia mięśniowego w tej<br />

okolicy, wykonano próby charakterystyczne dla Testu<br />

Kanadyjskiego. Badanie to poszerzono o zabiegi,<br />

które miały na celu wywołanie objawu szczytowego i wyzwolenie<br />

objawów oponowych. Należy podkreślić, że<br />

w przypadku działań w skrajnie trudnych warunkach terenowych<br />

często zachodzi konieczność zawarcia kompromisu<br />

pomiędzy tym, co jest ogólnie przyjęte, powodzeniem całej<br />

akcji ratunkowej i rzeczywistym dobrem pacjenta. Nie należy<br />

jednak zapominać, o wykonaniu dokładnego badania,<br />

a w przypadku odstąpienia od standardowych czynności medycznych<br />

należy zachować wzmożoną czujność, aż do mo-


nauka RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

mentu wykluczenia urazu lub przekazania chorego pod opiekę<br />

innych służb.<br />

Transport lub ewakuacja osoby poszkodowanej są obowiązkiem<br />

ratowników. Analizując obecne zapisy prawne ratownicy<br />

wykonujący czynności medyczne na poziomie kwalifikowanej<br />

pierwszej pomocy przeprowadzają ewakuację, natomiast<br />

jednostki PRM wykonują transport medyczny. Jakkolwiek nie<br />

nazwalibyśmy tego procesu należy się do niego przygotować.<br />

Po pierwsze należy zacząć od ogólnych filozofii dotyczących<br />

postępowania zespołów na miejscu zdarzenia, tj. „scoop and<br />

run” i „stand and play”. Pierwsza z nich traktuje o wstępnym<br />

zbadaniu poszkodowanego, wykonaniu tylko tych interwencji<br />

terapeutycznych, które są ważne dla przeżycia pacjenta<br />

i transport do szpitala. Zasada ta sprawdza się w dużych aglomeracjach<br />

miejskich, w których wybór ośrodków o wysokim<br />

stopniu referyncyjności jest duży a sam transport pacjenta<br />

nie przekroczy zwyczajowych 10 minut. W wyżej opisywanym<br />

przypadku ta zasada nie powinna mieć zastosowania.<br />

Przyjęcie zasad drugiej filozofii jest uzasadnione w przypadku<br />

wydłużonego transportu pacjenta z miejsca zdarzenia do<br />

właściwego szpitala. Na tym etapie należy dokładne zbadać<br />

pacjenta, podjąć interwencje terapeutyczne w celu stabilizacji<br />

stanu zdrowia osoby poszkodowanej. Często zachodzi konieczność<br />

użycia technik zaawansowanych. Kluczowym etapem<br />

jest przygotowanie ratowanego i zespołu do transportu,<br />

aby wyeliminować wszystkie możliwe zagrożenia, które mogą<br />

się z tym procesem wiązać. W opisywanym wyżej przypadku<br />

polegało to na stabilizacji kręgosłupa, zniesieniu bólu jaki<br />

odczuwał ratowany i monitorowanie czynności życiowych<br />

w sposób ciągły. Dodatkowo, ważnym elementem opieki oraz<br />

zabezpieczeniem przed spodziewanym, kilkugodzinnym<br />

transportem jest odpowiednie nawodnienie i odżywienie pacjenta.<br />

Ponieważ poszkodowany grotołaz wykazywał cechy<br />

odwodnienia w stopniu umiarkowanym, według klinicznej<br />

skali odwodnienia (Clinical Dehydration Scale) podano 1000<br />

ml płynu wieloelektrolitowego. Celem wyrównania rezerw<br />

energetycznych podano 500 ml 5% glukozy i batony energetyczne.<br />

Podana objętość płynów została rozłożona w czasie<br />

trzech godzin. Do zabezpieczenia kręgosłupa w odcinku<br />

krzyżowo-lędźwiowym zastosowano nosze jaskiniowe, z wypełnieniem<br />

wolnych przestrzeni dodatkowym śpiworem termicznym<br />

w okolicach anatomicznych krzywizn kręgosłupa.<br />

Uznano, że takie rozwiązanie będzie wystarczające tj. zapewni<br />

dostateczną stabilizację kręgosłupa, zapewni komfort poszkodowanemu<br />

oraz umożliwi sprawną ewakuację na każdym etapie.<br />

Ze względu na szczelinowaty charakter korytarzy, w niektórych<br />

częściach jaskini, transport przebiegał kilkukrotnie<br />

w pozycji pionowej z nogami skierowanymi w dół i na boku<br />

ratowanego. Podczas pokonywania szczeliny w odcinku Krasowe<br />

Urwisko, zdecydowano o przeniesieniu pakietów grzewczych<br />

z korpusu ratowanego i polecono zrotowanie głowy<br />

w bok. W najwęższym miejscu zalecono wydech i spłycenie<br />

kolejnych oddechów do niezbędnego minimum. Bez tych zabiegów<br />

nie byłoby możliwości pokonania tego kilkunastometrowego<br />

odcinka. Niestety w tego typu działaniach ratunkowych,<br />

ciężko jest uzyskać pewny i szybki dostęp do pacjenta.<br />

Podejmowanie czynności terapeutycznych musi być wykonane<br />

w takich miejscach, które umożliwią stabilne ułożenie<br />

noszy z poszkodowanym i w miarę swobodne poruszanie<br />

się zespołu ratowniczego. W sytuacji, gdy kontakt wzrokowy<br />

z pacjentem nie może być zachowany a szybki dostęp do<br />

niego jest utrudniony, ze względu na panujące warunki terenowe,<br />

trzeba zadbać o stałe monitorowanie funkcji życiowych.<br />

Jedynie wczesne rozpoznanie stanu zagrożenie życia<br />

podczas transportu gwarantuje właściwą reakcję personelu<br />

medycznego. Podstawowe monitorowanie w przypadku osób<br />

przytomnych poza ilościową i jakościową oceną świadomości,<br />

powinno obejmować interwałowy NIBP, pulsoksymetrię<br />

i zapis EKG. Podczas działań ratunkowych przeprowadzonych<br />

w Jaskini Niedźwiedziej udało się zastosować wszystkie<br />

wyżej wymienione.<br />

Ból jest konsekwencją urazu. Jego siła, oraz charakter zależą<br />

nie tylko od rozległości obrażeń, lecz również od jego położenia.<br />

Ból ostry, somatyczny inicjuje odpowiedź ośrodkową<br />

organizmu w postaci aktywacji układu współczulnego, która<br />

pozwala na podtrzymanie równowagi wewnętrznej organizmu<br />

w pierwszej fazie stresu, jakim jest uraz dla organizmu.<br />

Jednak przedłużająca się hiperaktywacja układu współczulnego<br />

może w krótkim czasie doprowadzić do pogorszenia się<br />

stanu zdrowia poszkodowanego. Z tego powodu przedszpitalne<br />

postępowanie z pacjentem po urazie wymaga zastosowania<br />

zrównoważonej analgezji lub, jeśli stan pacjenta tego<br />

wymaga analgezji i sedacji. Zasadniczym elementem leczenia<br />

bólu pourazowego jest ocena jego natężenia. Z możliwych<br />

do zastosowania narzędzi subiektywnego pomiaru natężania<br />

bólu ostrego, eksperci zalecają stosowanie skali numerycznej<br />

NRS (Numerical Rating Scale). Skala ta jest łatwa do zastosowania,<br />

czuła, wiarygodna a przede wszystkim zrozumiała dla<br />

pacjentów. Zakres oceny natężania bólu tą skalą zawiera się w<br />

przedziale od 0 do 10, gdzie 0 to brak bólu a 10 to ból tak silny,<br />

że trudno go sobie wyobrazić. W tym przypadku po ocenie<br />

natężenia bólu wyżej opisaną skalą i mechanizmu urazu,<br />

w pierwszym kroku zdecydowano o użyciu leku o działaniu<br />

umiarkowanym obwodowym, nie wpływającym depresyjnie<br />

na centralny układ nerwowy.<br />

Po podaniu dożylnym 100 mg ketoprofenu uzyskano dobry<br />

efekt terapeutyczny, zrezygnowano z koanalgezji lekiem opioidowym.<br />

Dawkę leku powtórzono po upływie 4 godzin, uzyskując<br />

tym samym podtrzymanie analgezji, aż do momentu<br />

wydobycia ratowanego na powierzchnię ziemi.<br />

U pacjentów po urazie z natężeniem bólu >6 według NRS zaleca<br />

się zastosowanie leków opioidowych. W przypadku mniej<br />

nasilonego bólu (1-5 wg NRS) leczeniem z wyboru jest podanie<br />

skojarzonych leków nieopioidowych np. metamizol lub<br />

paracetamol z ketprofenem. Rekomendacje ICAR (International<br />

Commission for Alpine Rescue) również zalecają jako<br />

alternatywę do opioidów, w leczeniu bólu o umiarkowanym<br />

natężeniu podanie ketoprofenu IV. Niestety zespół medyczny<br />

dysponował tylko lekami z grupy NLPZ i opioidowymi,<br />

co uniemożliwiło spełnienia zaleceń podkomisji medycznej<br />

ICAR.<br />

Nie bez znaczenia dla pacjenta i powodzenia działań ratunkowych<br />

pozostaje hipotermia. W tym przypadku pomimo<br />

niesprzyjających warunków środowiskowych tj. dużej wilgotności<br />

i temperatury otoczenia (około 5 o C), oraz współtowarzyszącego<br />

urazu udało się uniknąć wychłodzenia poszkodowanego<br />

grotołaza. Intuicyjne działanie na poziomie pomocy<br />

partnerskiej, dobrze podtrzymany komfort termiczny przez<br />

pierwszych, przybyłych na miejsce zdarzenia ratowników<br />

GOPR, uzyskany poprzez warstwowe okrycie i użycie chemicznych<br />

pakietów grzewczych, uchroniły ratowanego przed<br />

rozwinięciem się głębokiego stopnia hipotermii pourazowej.<br />

■<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 15


Via<br />

ferrata<br />

TEKST JACEK JAWIEŃ<br />

FOT. JACEK JAWIEŃ<br />

Via ferrata – (z włoskiego "żelazna droga") ubezpieczony szlak turystyczny,<br />

wyposażony dla celów autoasekuracji w linę stalową, stopnie,<br />

drabinki i mosty.


atownicy piszą RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

Chciałbym przybliżyć temat via<br />

ferrat i zachęcić do korzystania<br />

z tego typu dróg wspinaczkowych.<br />

Ferrate można potraktować jako<br />

świetny trening dla ratownika górskiego!<br />

Mając na uwadze wszechstronność<br />

ratownika jako jego podstawową cechę,<br />

to pokonywanie ścian masywów górskich<br />

z pomocą ferrat jest do tego treningiem<br />

wręcz idealnym. Jakie ma to<br />

zalety? Gdzie spotkam via ferraty? jaki<br />

jest wymagany sprzęt i czy to ryzykowne<br />

zajecie? Przedstawiłem poniżej podstawowe<br />

wiadomości na temat „dróg<br />

żelaznych”.<br />

Co to jest via ferrata?<br />

Z włoskiego „żelazna droga” ubezpieczony<br />

szlak turystyczny, wyposażony<br />

dla celów autoasekuracji w linę stalową,<br />

stopnie, drabinki i mosty. W języku<br />

polskim czasami określana jako<br />

żelazna perć. Orla Perć jest jej odmianą,<br />

jednak nie spełnia wszystkich<br />

warunków .Via ferraty są popularne<br />

w wielu europejskich państwach m.in.<br />

Włoszech(szczególnie w Dolomitach),<br />

Niemczech, Francji, Austrii, Słowenii,<br />

Szwajcarii i Hiszpanii. Pierwsze via ferraty<br />

zbudowano w Dolomitach podczas<br />

pierwszej wojny światowej, w celu ułatwienia<br />

przemieszczania się żołnierzy.<br />

Tak to wyglądało dawniej, dziś Ferraty<br />

są celem samym w sobie. W krajach<br />

alpejskich turystyka górska z użyciem<br />

Ferrat jest bardzo popularna. Szczególnie<br />

dla osób z niewielkim doświadczeniem<br />

wspinaczkowym, ale nie tylko.<br />

Można powiedzieć ze ferrata to droga<br />

wspinaczkowa o różnych trudnościach<br />

technicznych ubezpieczona na stale<br />

prętem, drutem zwanym poręczówką,<br />

w który wpinając się za pomocą lonży<br />

zapewniamy sobie ciągłą asekuracje.<br />

I o to nam właśnie chodzi! Maksimum<br />

emocji z minimalnym ryzykiem. Odpowiedni<br />

wybór drogi, dobór sprzętu,<br />

zaplanowanie przejścia i zejścia i wreszcie<br />

z kim się tam wybierzemy, pozwoli<br />

na ciekawe przejście wspinaczkowe<br />

o wysokim poziomie bezpieczeństwa.<br />

Rodzaje ułatwień<br />

Via ferrata na całej długości lub w miejscach<br />

kluczowych posiada stalą i ciągłą<br />

asekurację w postaci mocowanego<br />

do ściany drutu stalowego lub pręta<br />

o średnicy 8-10mm do tego stosuje się<br />

takie ułatwienia w przejściu trudnych<br />

miejsc jak: drabiny, mosty linowe, stopnie,<br />

podesty, haki, klamry czy wklejone<br />

w szczelinę kamienie. Zdarza się, że droga<br />

jest oznakowana farbą. Na dojściu<br />

i w zejściu występują drogowskazy.<br />

Gdzie?<br />

W Europie jest zbudowanych ponad<br />

1000 ferrat. Głównie w Austrii i we<br />

włoskich Dolomitach. Ale jest też kilka<br />

na Słowacji całkiem niedaleko granicy<br />

państwa. W pozostałych krajach alpejskich,<br />

właściwie w każdym rejonie górskim,<br />

dostępne są drogi wspinaczkowe<br />

tego typu.<br />

Dla kogo?<br />

Każdy sprawny turysta dobierze dla<br />

siebie odpowiednią trudność ferraty<br />

na której będzie się czuł komfortowo i<br />

bezpiecznie. Należy pamiętać, że żadna<br />

asekuracja nie uchroni nas przed<br />

błędami i ich konsekwencjami, szczególnie<br />

jeśli chodzi o taktykę i planowanie<br />

wyjść. Rejon Dolomitów obfituje<br />

w przejścia całodniowe i przewyższenia<br />

powyżej 1000 metrów. Należy mieć<br />

zaplanowany każdy szczegół wyjścia.<br />

Ilość schronisk jest raczej uboga, a na<br />

tak dużym obszarze trzema liczyć jedynie<br />

na siebie. Na każdej poważniejszej<br />

ferracie można spotkać przewodników<br />

z klientami. Najwyższy stopień trudności<br />

wymaga doświadczenia wspinaczkowego,<br />

a sekcje przewieszone nie są<br />

rzadkością.<br />

Skale trudności<br />

Możemy spotkać rożnego typu skale.<br />

Określają trudność techniczną, wskazujące<br />

doświadczenie wspinacza czy<br />

zagrożenia obiektywne. Skala dotycząca<br />

trudności technicznych 1-5, gdzie<br />

1-eksponowana ścieżka, 5- trudny,<br />

wspinaczkowy często przewieszony<br />

fragment drogi. Klasyfikacje dotyczącą<br />

doświadczenia turysty/wspinacza dla<br />

którego jest przygotowana A-F, gdzie<br />

A jest dla poczatkujących, a F dla ekspertów<br />

z kondycją i doświadczeniem.<br />

Wreszcie skala obiektywnych trudności<br />

związanych z terenem górskim I-V.<br />

Skala dotyczy zagrożeń takich jak: spadające<br />

kamienie, krucha skała, możliwość<br />

napotkania wodospadów, lawin<br />

kamiennych, trudność orientacyjna.<br />

W zależności od kraju i rejonu warto się<br />

zapoznać ze skalami i dogłębnie poznać<br />

charakter i schemat planowanej drogi.<br />

Różnice w przewodnikach w opisywaniu<br />

cech drogi, są spore. Aktualny przewodnik<br />

danego regionu będzie bardzo<br />

przydatny.<br />

Zagrożenia<br />

Statystyki wypadkowe służb ratowniczych<br />

działających w krajach alpejskich<br />

nie notują dużej ilości poważnych<br />

zdarzeń na ferratach. Zazwyczaj<br />

dotyczą urazów stawu skokowego,<br />

drobnych otarć lub zabłądzeń. Inaczej<br />

było w przeszłości. Zdarzały się wypadki<br />

śmiertelne. Dziś wysoka jakość<br />

prowadzonej asekuracji wynikająca ze<br />

stosowania nowych technologii osadzania<br />

kotew mocujących i odpowiednie<br />

prawo dotyczące utrzymania tych dróg,<br />

pozwala na minimalizacje ryzyka. Nie<br />

bez znaczenia pozostaje wysokiej jakości<br />

sprzęt osobisty i profesjonalne<br />

przewodniki. Świadczy to o stosunkowo<br />

niskim ryzyku wypadku podczas<br />

przechodzenia dróg typu via ferrata.<br />

O czym powinniśmy pamiętać podczas<br />

wspinaczki? Trochę teorii. Ważnym<br />

parametrem określającym siły występujące<br />

na układ asekuracyjny podczas<br />

upadku, jest współczynnik odpadnięcia<br />

- WO. Współczynnik odpadnięcia<br />

jest określony wzorem: WO=l:r, gdzie<br />

l- długość lotu wspinacza, a r- długość<br />

pracującej podczas hamowania lotu<br />

liny. Skrajnym przypadkiem podczas<br />

wspinaczki klasycznej jest sytuacja gdy<br />

WO=2, a następuje to w momencie gdy<br />

wspinacz wychodzi ponad stanowisko<br />

na długość r, nie zakładając przelotów<br />

i odpada. Długość lotu wynosi wtedy<br />

2r. Obciążenia występujące na organizm<br />

wspinacza a w szczególności<br />

kręgosłup mogą mieć poważne konsekwencje.<br />

Dlatego musimy robić wszystko<br />

aby świadomie minimalizować ten<br />

współczynnik, zakładając przeloty<br />

i stosując atestowany i sprawny sprzęt<br />

wysokiej jakości. To dotyczy wspinaczki<br />

klasycznej. Podczas wspinaczki na<br />

via ferratach mamy sytuacje gdy WO<br />

może być większy od 2! Jest to sytuacja<br />

krytyczna i stwarzająca wysokie niebezpieczeństwo.<br />

Podczas wspinaczki<br />

nie zakładamy przelotów na ferratach.<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 17


18<br />

Godne polecenia:<br />

Słowacja - droga na Martinskej Holi koło Martina<br />

Austria - Haid Steig rejon Rax<br />

Włochy - Monte Albano w Mori, Alleghesi na Monte Civetta w Dolomitach<br />

Niemcy - ferrata Grunstein w Bawarii.<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


FOT. JACEK JAWIEŃ<br />

Możliwość ich założenia istnieje, ale nie<br />

robimy tego. Nie używamy tu klasycznej<br />

liny, a jedynie krótkie dwie osobiste<br />

lonże. Musimy zatem zadbać o odpowiedni<br />

sprzęt który w maksymalny<br />

sposób pochłonie wytworzoną podczas<br />

odpadnięcia/lotu energię kinetyczną.<br />

Jaki? Absorbery energii, o czym poniżej.<br />

Prócz tego należy pamiętać o takich<br />

przeciwnościach jak ostre słońce,<br />

chłód, wilgoć i wysokość!<br />

Sprzęt<br />

Oto zestawienie podstawowego sprzętu<br />

wymaganego do przejścia drogi typu<br />

via ferrata: kask wspinaczkowy, uprząż<br />

wspinaczkowa, lonża i absorber, krótka<br />

lina, ok 20m, używana w sytuacji awaryjnej,<br />

lub do asekuracji na odcinkach<br />

nieubezpieczonych, apteczka, czołówka,<br />

ciepłe ubranie, gps, przyrząd zjazdowy,<br />

bloczek typu minitraxion, kilka<br />

taśm, rękawiczki bez palców, średnio<br />

sztywne buty górskie, buty wspinaczkowe.<br />

W wyższych partiach gór nawet<br />

latem trzeba się wyposażyć w raki<br />

i czekan jeśli teren tego wymaga. Każdy<br />

element zestawienia winien być atestowany<br />

i wygodny. Absorber energii. Jest<br />

to amortyzator w postaci zszytej taśmy<br />

połączonej z karabinkiem o zwiększonym<br />

prześwicie i blokadzie zamka. Jak<br />

to działa? Podczas lotu taśma rozrywa<br />

się w sposób kontrolowany i wytraca<br />

energię upadku. Absorber może też<br />

mieć postać metalowej płytki z wieloma<br />

otworami przez które przewleczona<br />

jest lina i po odpadnięciu lina zaciska<br />

się w otworach. Oba absorbery są jednorazowego<br />

użytku i po upadku należy<br />

wymienić na nowe. Można też zastosować<br />

lonże - linę z kilkoma węzłami<br />

luźno zawiązanymi, które spełniają taką<br />

samą rolę jak powyższe absorbery, są<br />

jednak prymitywną konstrukcją. Korzystający<br />

z via ferraty nie potrzebują<br />

własnej liny wspinaczkowej ani stosowanych<br />

we wspinaczce przyrządów<br />

asekuracyjnych. Ale uwaga! W sytuacjach<br />

awaryjnych ten sprzęt będzie<br />

nieodzowny.<br />

Bezpieczeństwo<br />

Każda ferrata powinna mieć swojego<br />

Gospodarza. I prawie zawsze ma. Jest<br />

to zazwyczaj konkretna osoba, która<br />

z ramienia macierzystej organizacji,<br />

klubu, stowarzyszenia, która wykonała<br />

ferratę, dba o jej stan techniczny. Również<br />

właściciele koleji linowych projektują<br />

i budują via ferraty, dla zwiększenia<br />

atrakcyjności danego ośrodka.<br />

Wtedy to właśnie ośrodek odpowiada<br />

za stan techniczny ferraty. Dbałość<br />

o stan techniczny ferraty jest o tyle ważna,<br />

że mamy do czynienia z elementami<br />

metalowymi w nadzwyczaj erozyjnym<br />

górskim środowisku.<br />

Korzystając z dróg żelaznych należy<br />

stosować kilka zasad: pamiętaj, że via<br />

ferraty prowadzone są w górach ze<br />

wszystkimi zagrożeniami jakie góry<br />

niosą,-planuj wspinaczkę ze szczególnym<br />

uwzględnieniem prognoz pod kątem<br />

burz,-jeśli zbliza się burza, natychmiast<br />

wycofaj się z ferraty w bezpieczny<br />

teren. Nie ufaj wszystkim napotkanym<br />

zabezpieczeniom,-zawsze miej wpięte<br />

w poręczówkę 2 lonże,-przepinaj najpierw<br />

jedną, potem drugą lonże, nigdy<br />

dwie jednocześnie,-używaj rękawiczek.<br />

Planuj przepinki, nie zostawiając jej na<br />

później gdy pozycja ciała będzie niewygodna,<br />

a lonże napięte i na poziomie<br />

stóp,-widząc element ferraty zabezpieczony<br />

taśmą izolacyjną, zachowaj<br />

szczególną ostrożność. Może to świadczyć<br />

o uszkodzeniach liny stalowej.<br />

■<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 19


Śmigło w Sudetach<br />

nadzieje a rzeczywistość<br />

TEKST MIECZYSŁAW PRZYBYLSKI<br />

Żargon użyty w tytule zapożyczyłem<br />

od Kolegów Ratowników,<br />

którzy przyjaźnie i krótko<br />

ochrzcili śmigłowiec Mi-2 SP-WXM<br />

podczas mojego pierwszego lądowania<br />

przy Strzesze Akademickiej 27 czerwca<br />

1980 roku. Określenie to sugerowało<br />

niejaką zażyłość z tym latającym „aparatem”,<br />

jak również znajomość specjalistycznej<br />

problematyki. Sugestia nie była<br />

bezzasadna, bo przyjęcie na lądowisku<br />

tuż pod Strzechą odbyło się zgodnie ze<br />

wszystkimi kanonami „sztuki” - ratownik<br />

ustawiony w literkę Y przyzwalał na<br />

lądowanie we wskazanym miejscu i na<br />

zalecanym kierunku, a zapalona świeca<br />

dymna informowała o szczegółach: aktualnym<br />

kierunku i sile wiatru. W stosownej<br />

odległości, ale w zasięgu wzroku<br />

ustawiła się liczna grupa ratowników<br />

w czerwonych swetrach. W takim<br />

komforcie „śmigłem” w terenie jeszcze<br />

nigdy nie lądowałem. Bo jeżeli w locie<br />

sanitarnym zdarzały się losowe lądowania<br />

w terenie przygodnym, to tylko<br />

pilot z powietrza decydował o przydatności<br />

miejsca i kierunku lądowania, bez<br />

żadnej pomocy i potwierdzenia z ziemi.<br />

Serdeczne przywitanie i szybka wymiana<br />

zdań po wygaszeniu silników<br />

i zakończeniu obowiązującej załogę<br />

procedury świadczyła o dużym zainteresowaniu<br />

gospodarzy – uczestników<br />

zaplanowanego szkolenia w zakresie<br />

wykorzystania śmigłowca do ratownictwa<br />

w górach. Zainteresowanie techniką<br />

było ogromne, ale również były<br />

podchwytliwe pytania testowe i baczne<br />

spojrzenia na tego, który przyprowadził<br />

„śmigło”.<br />

Wiadomo - Ratownicy. Spostrzegawczy,<br />

praktyczni, przewidujący... Chcieliby<br />

wiedzieć wszystko na temat tego,<br />

od którego często będzie zależało powodzenie<br />

lub niepowodzenie akcji, od<br />

którego będzie zależało ich bezpieczeństwo,<br />

a może i życie... Wszak zaufanie<br />

20 nr 1/<strong>2017</strong><br />

w ratownictwie w akcjach zespołowych<br />

jest sprawą podstawową.<br />

Pierwsze lody zostały przełamane<br />

przy gorącej herbatce i niebawem<br />

spotkaliśmy się na zajęciach<br />

teoretycznych w sali schroniska.<br />

Miałem wiele do przekazania, ponieważ<br />

przygotowałem się bardzo<br />

przykładnie, aby nie zawieść oczekiwań.<br />

Było to przecież pierwsze<br />

zaplanowane w Sudetach metodyczne<br />

szkolenie ratowników<br />

Karkonoskiej Grupy GOPR w ramach<br />

współpracy z ZLS - Wrocław<br />

i w oparciu o istniejący już „ Program<br />

szkolenia ratowników GOPR<br />

w ratownictwie z powietrza”. Program<br />

ten opracowany przez pilota<br />

Tadeusza Augustyniaka z ZLS<br />

w Krakowie i st. instr. rat. górskiego<br />

Macieja Gąsienicy z Grupy Tatrzańskiej<br />

GOPR, a uzgodniony z<br />

Centralnym Zespołem Lotnictwa<br />

Sanitarnego w Warszawie i zaakceptowany<br />

przez Komisję Szkolenia<br />

oraz Szefa Wyszkolenia GOPR<br />

zatwierdzony został 20 grudnia 1978<br />

roku.<br />

Szkolenie, do którego zostałem wytypowany<br />

przez Henyka Maciąga, ówczesnego<br />

kierownika wrocławskiego ZLS<br />

było więc oparte już o solidne podstawy<br />

programowe. Również przepisy lotnicze<br />

dopuszczały nowy wariant ratownictwa<br />

przy użyciu śmigłowca.<br />

Tak więc szkolenie teoretyczne zostało<br />

wówczas zrealizowane zgodnie z planem<br />

i programem. Sądzę, że zaspokoiłem<br />

nie tylko zrozumiałą ciekawość,<br />

ale wyjaśniłem wiele wątpliwości. Również<br />

takich jak zasięg śmigłowca i odległość<br />

do... Wiednia.<br />

Natomiast wykonanie części praktycznej<br />

zakłóciła drobna usterka śmigłowca<br />

uniemożliwiająca uruchomienie silnika,<br />

z którą Jasiu Wieczorek – mechanik<br />

zabezpieczający wylot nie mógł sobie<br />

poradzić. Po telefonicznych konsultacjach<br />

z działem technicznym ZLS udało<br />

się wreszcie uruchomić silniki, ale tarcza<br />

słońca zaczęła zbliżać się już do linii<br />

horyzontu. Następnego dnia wczesnym<br />

rankiem musieliśmy odlecieć do Wrocławia<br />

via Jelenia Góra, żegnani równie<br />

serdecznie jak podczas lądowania.<br />

Każde zajęcia mają przecież swoje ramy<br />

czasowe.<br />

Z tego spotkania pozostał załodze śmigłowca<br />

dyskomfort. Wykonałem łącznie<br />

z przelotem i odlotem do bazy 4 loty<br />

w czasie 1 godz. 30 min i... ani jednego<br />

lotu szkoleniowego, nie licząc wizji lokalnej<br />

terenu. Pozostało oczekiwanie na<br />

następne spotkanie.<br />

Następne spotkanie z udziałem śmigłowca<br />

i załogi ZLS Wrocław odbyło się<br />

dopiero w dniu 24 października 1986<br />

roku na lotnisku Aeroklubu Jeleniogórskiego<br />

z okazji 35-lecia ratownictwa


wspomnienia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

górskiego w Sudetach.<br />

Ratownicy Grupy Karkonoskiej zaprezentowali<br />

wówczas licznie zgromadzonej<br />

publiczności techniki stosowane<br />

w ratownictwie górskim z wykorzystaniem<br />

śmigłowca. Były więc zjazdy na<br />

linie, podjęcie chorego na noszach przy<br />

pomocy pokładowej wciągarki, załadowanie<br />

poszkodowanego na pokład<br />

i symulacja transportu z przekazaniem<br />

pacjenta do karetki, wejście na pokład<br />

śmigłowca przy pomocy lin, pokaz<br />

manewrowania, oraz desant ratowników<br />

z zawisu śmigłowca. Śmigłowiec<br />

SP-WXH pilotował piszący te słowa,<br />

a mechanikiem nadzorującym i jednocześnie<br />

operatorem wciągarki pokładowej<br />

był Henryk Nowakowski.<br />

W rok później, w październiku odbyły<br />

się podobne loty treningowo-pokazowe<br />

wykonane również na jeleniogórskim<br />

lotnisku. Program pokazów był analogiczny<br />

do poprzedniego, a „śmigło”<br />

SP-SXF pilotował Henryk Maciąg - kierownik<br />

Zespołu wraz z mechanikiem<br />

pokładowym Bogdanem Mitszakiem.<br />

Następne szkolenia odbywały się w ciągu<br />

dwu kolejnych lat: w 1988 roku szkolenie<br />

zaplanowane w zakresie I stopnia<br />

odbyło się pod Strzechą Akademicką na<br />

śmigłowcu SP-WXZ w dniach 15 - 17<br />

grudnia (załoga: pilot H. Maciąg oraz<br />

nieżyjący już dziś pilot Andrzej Nowak,<br />

mechanik: Marian Filipowicz). Wykonano<br />

21 lotów szkoleniowych w ogólnym<br />

czasie 4 godzin. Podobnie w roku<br />

1989 w dniach 23 - 25 czerwca w tym<br />

samym składzie załogi wykonano 46<br />

lotów szkoleniowych w ogólnym czasie<br />

4 godz. 48 min. Szkolenie i trening, tym<br />

razem przeprowadzone zostały na lotnisku<br />

w Jeleniej Górze.<br />

Procedura delegowania śmigłowca do<br />

celów szkolenia i treningu była prosta:<br />

po wstępnych uzgodnieniach między<br />

Naczelnikiem Grupy a Kierownikiem<br />

Zespołu Lotnictwa Sanitarnego dotyczących<br />

przewidywanego terminu i czasu<br />

zgrupowania wysyłano oficjalną<br />

prośbę do Lekarza Wojewódzkiego<br />

(Urząd Wojewódzki, Wydział<br />

Zdrowia i OpiekiSpołecznej) lub<br />

bezpośrednio do Dyrekcji Wojewódzkiej<br />

Kolumny Transportu Sanitarnego,<br />

której działem był ZLS,<br />

o delegowanie śmigłowca i załogi.<br />

Nie znam przypadku odmowy ze<br />

strony władz wojewódzkich, a pracowałem<br />

w ZLS Wrocław od maja<br />

1973 roku. Ostatecznie decydował<br />

Dyrektor WKTS po konsultacji<br />

z kierownikiem Zespołu, który tak<br />

organizował pracę, aby umożliwić<br />

wylot w góry na wzajemny trening<br />

i szkolenie.<br />

Pisma dotyczące delegowania śmigłowca<br />

na dwa wspomniane wyżej<br />

wyloty szkoleniowe podpisał ówczesny<br />

Naczelnik Grupy Karkonoskiej<br />

GOPR Antoni Rychel, a ze<br />

strony Wydziału Zdrowia i Opieki<br />

Społecznej Urzędu Wojewódzkiego<br />

odpowiednio – Główny<br />

Lekarz Wojewódzki – Jan Suszek<br />

i w drugim przypadku dyrektor Wydziału<br />

Zdrowia mgr inż. Bogdan Mazurkiewicz.<br />

Osobnym zagadnieniem był podział<br />

kosztów. Na ogół koszt paliwa i utrzymanie<br />

załogi GOPR przejmował na siebie.<br />

Natomiast koszty techniczne ponosiła<br />

WKTS.<br />

Ostatnim szkoleniem jakie odbyło się<br />

w Grupie Karkonoskiej GOPR z udziałem<br />

ZLS Wrocław było szkolenie<br />

z 21 kwietnia 1998 roku dla ratowników<br />

w zakresie I stopnia, śmigłowiec pilotowałem<br />

wówczas ja /piszący te słowa/<br />

oraz Pani Teresa Ćwik uzupełniająca<br />

pod moim nadzorem ćwiczenia pilotażowe<br />

niezbędne do uzyskania kwalifikacji<br />

wymaganych w lotach na śmigłowcu<br />

przy współpracy z GOPR.<br />

Opis współpracy między Zespołem<br />

Lotnictwa Sanitarnego we Wrocławiu,<br />

a sudeckim GOPR zacząłem od pierwszego<br />

szkoleniowego spotkania w Grupie<br />

Karkonoskiej w 1980 roku, chociaż<br />

nawiązanie wzajemnych kontaktów nastąpiło<br />

znacznie wcześniej. Ale ten rok<br />

zapoczątkował wzajemne szkolenia.<br />

Opis oparty był, podobnie jak w latach<br />

następnych nie tylko o posiadaną dokumentację,<br />

ale też znajomość większości<br />

faktów z racji uczestnictwa w tych<br />

wydarzeniach. Równolegle do szkoleń<br />

w Grupie Karkonoskiej odbywały się<br />

również szkolenia w Grupie Wałbrzysko-Kłodzkiej,<br />

i to dość intensywnie.<br />

Było też kilka interwencji śmigłowcowych.<br />

Ale o tym nieco dalej.<br />

W pierwszych latach po utworzeniu<br />

Zespołów Lotnictwa Sanitarnego,<br />

w okresie kiedy trwała ich organizacja,<br />

nikt nie myślał o dokumentowaniu<br />

szczególnego rodzaju lotów, nietypowych<br />

akcji, współpracy z innymi służbami<br />

biorącymi udział w ratowaniu<br />

ludzkiego zdrowia, lub życia. Większość<br />

takich niestandardowych lotów<br />

i specyficznych akcji o wyraź-nie indywidualnym<br />

charakterze (jak np. podczas<br />

epidemii ospy czy „zimy stulecia”<br />

1963/64) utonęła w rocznych, rutynowych<br />

zestawieniach wylatanych godzin,<br />

ilości przelecianych kilometrów,<br />

czy przetransportowanych chorych.<br />

Nie ma już ludzi, którzy brali udział<br />

w tych przedsięwzięciach. Rzecz ma<br />

się podobnie z pierwszymi wylotami<br />

śmigłowcem w rejon dolnośląskich gór<br />

w celu przetransportowania chorych,<br />

lub poszkodowanych w wypadkach,<br />

często ofiar górskich wypraw pieszych<br />

lub narciarskich. Zatem opis udziału<br />

śmigłowca w ratownictwie górskim<br />

w rejonie Sudetów będzie niepełny.<br />

Można przyjąć, że transporty z lądowisk<br />

podgórskich zintensyfikowały się<br />

z chwilą wprowadzenia do eksploatacji<br />

śmigłowca. Śmigłowcem tym był SM-<br />

1. We Wrocławskim Zespole Lotnictwa<br />

Sanitarnego wszedł on do służby<br />

w 1962 roku. Równocześnie wyznaczono<br />

i skatalogowano lądowiska śmigłowcowe,<br />

z których znaczna ilość rozlokowana<br />

była w terenie górzystym, lub<br />

w pobliżu gór.<br />

Z ustnych przekazów wiadomo, że<br />

na początku lat sześćdziesiątych pilot<br />

Jan Malinowski, ówczesny kierownik<br />

Zespołu, na śmigłowcu SP-SXA wyleciał<br />

w rejon Białego Jaru na wyraźne<br />

wezwanie GOPR-u. Z ilości wylotów<br />

śmigłowca w rejon gór można sądzić,<br />

że podobnych interwencji było więcej.<br />

Nie mniej o współpracy między ZLS,<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 21


RATOWNICTWO GÓRSKIE wspomnienia<br />

a GOPR-em w rejonie Sudetów na podstawie<br />

posiadanych dokumentów można<br />

mówić dopiero od roku 1974.<br />

Na początku lat siedemdziesiątych<br />

w zespołach zaczęły wchodzić do eksploatacji<br />

śmigłowce Mi-2 zastępując<br />

SM-1. Wrocławski Zespół pierwszy<br />

egzemplarz otrzymał w lutym 1974r.<br />

W odróżnieniu od swojego poprzednika<br />

był śmigłowcem o wiele bardziej<br />

przyjaznym dla pilota, załogi i pacjenta<br />

– mocniejszy, obszerniejszy, szybszy<br />

i dobrze przys-tosowany do lotów<br />

w warunkach zimowych. Toteż szybko<br />

został zaakceptowany przez ratowników<br />

górskich we wszystkich grupach.<br />

W tamtych latach w Sudeckiej Grupie<br />

gorącym orędownikiem zastosowania<br />

„dwójki” do zadań w ratownictwie<br />

górskim był Marian Sajnog, mianowany<br />

Naczelnikiem tejże Grupy w 1974r.<br />

Wówczas Mi-2 był nowością techniczną,<br />

narzędziem, które należało poznać.<br />

Okazją do zaproszenia w góry i bliższego<br />

rozeznania były Międzynarodowe<br />

Zawody Zimowe GOPR-u zorganizowane<br />

w kwietniu 1974 roku.<br />

Zamiar został wprowadzony w czyn<br />

i szóstego kwietnia na Mi-2 (SP-WXH)<br />

do Szklarskiej Poręby w ramach porozumienia<br />

między ZLS i GOPR przyleciał<br />

z Wrocławia Krzysiu Kaczanowski.<br />

Tego samego dnia śmigłowiec startował<br />

sześciokrotnie.<br />

Latanie w górach nawet dla tego doskonałego<br />

lotnika było nowym doświadczeniem.<br />

Dodać trzeba, że i pilot<br />

i śmigłowiec w Zespole byli świeżym<br />

nabytkiem. Krzysztof po odejściu<br />

z wojska podjął pracę w Zespole<br />

w styczniu, a „dwójka” rozpoczęła służbę<br />

we Wrocławiu w lutym. Była jednak<br />

między nimi różnica, Krzysztof był już<br />

doświadczonym lotnikiem wojskowym,<br />

trzykrotnym śmigłowcowym mistrzem<br />

Polski, a „dwójka” wchodziła do eksploatacji<br />

w lotnictwie sanitarnym czekając<br />

na weryfikację.<br />

Wizyta u ratowników była swego rodzaju<br />

weryfikacją i sprzętu i załogi.<br />

Wypadła prawdopodobnie pomyślnie,<br />

bo poważnie zaczęto rozważać wykorzystanie<br />

do celów ratownictwa takiej<br />

„latającej akii”. Rozważano najkorzystniejszą<br />

lokalizację bazy i inne niezbędne<br />

warunki do funkcjonowania nowego<br />

systemu ratownictwa. Powstał ramowy<br />

program przygotowujący współpracę<br />

Ratowników ze „śmigłem”. W ramach<br />

tego programu zaplanowano weryfikację<br />

lądowisk górskich z udziałem<br />

22<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

śmigłowca. Kilka miesięcy później,<br />

bo 28 sierpnia 1974 roku<br />

ponownie zjawił się w Karkonoszach<br />

śmigłowiec pilotowany<br />

przez Krzysztofa. W asyście Naczelnika<br />

Grupy Sudeckiej Mariana<br />

Sajnoga, oraz Wiesława Marcinkowskiego<br />

dokonano selekcji<br />

wytypowanych lądowisk: między<br />

innymi w rejonie Hali Szrenickiej,<br />

Śnieżnych Kotłów, Przełęczy Karkonoskiej,<br />

na Równi pod Śnieżką<br />

i przy Strzesze Akademickiej. Wykonano<br />

w sumie pięć lotów o łącznym<br />

czasie 3 godz. 25 min. Obydwie<br />

strony były zadowolone.<br />

Działania Naczelnika były więc<br />

konsekwentne. Do celu zmierzał<br />

metodycznie. Jego koncep-cja lokalizacji<br />

bazy śmigłowca w Jeleniej<br />

Górze na lotnisku była bardzo celna.<br />

Dawała szansę na szybkie dotarcie<br />

do poszkodowanego, szybką<br />

pomoc i ewentualny transport. Jakby<br />

na poparcie tej tezy, do wypadku<br />

pod Śnieżką 16. stycznia 1975 roku,<br />

w którym śmierć poniosło dwóch ratowników<br />

czeskich i turysta, przyleciał<br />

z Wrocławia pilot dyżurny Krzysztof<br />

Kaczanowski lądując obok „Domu<br />

Śląskiego”. Niestety za późno. Pomoc<br />

przyleciała za późno. Tragedia ta stała<br />

się impulsem do bardziej intensywnych<br />

działań na rzecz utworzenia lokalnej<br />

bazy śmigłowcowej.<br />

Odległość 100 km śmigłowiec przebywa<br />

w czasie 35 minut, ale<br />

odległość 15 – 30 km w ciągu<br />

5 – 10 minut lotu. W porównaniu<br />

z tradycyjnym sposobem dawało<br />

to NIESAMOWITĄ PRZEBIT-<br />

KĘ CZASOWĄ, a jeszcze do tego<br />

oszczędność sił. Możliwość przebazowania<br />

ratowników i nowe<br />

możliwości prowadzenia akcji poszukiwawczej.<br />

To stało się treścią<br />

działania Naczelnika i aktywnej<br />

grupy ratowników – baza śmigłowcowa<br />

na miejscu.<br />

Sprzęt i lokalizacja, to były dwa<br />

istotne hasła problemu. Dzisiaj z<br />

perspektywy czasu można powiedzieć,<br />

że było to rozwiązanie jedynie<br />

słuszne, perspektywiczne, bo<br />

dzisiejsze standardy przyjęte w ratownictwie<br />

medycznym przewidują<br />

czas dotarcia z pomocą do poszkodowanego<br />

w granicach do 12-15<br />

minut od chwili wezwania pomocy<br />

– im krócej tym lepiej.<br />

Ze śmigłowcem związał się tatrzański<br />

GOPR w oparciu o utworzoną przez<br />

krakowski Wydział Zdrowia w 1975<br />

roku filię ZLS przy zakopiańskim szpitalu.<br />

Można sobie dopowiedzieć co by<br />

było, gdyby... wówczas wrocławski ZLS<br />

był w posiadaniu drugiego śmigłowca<br />

Mi-2. Ponieważ jednak tak nie było<br />

Naczelnik Grupy rozpoczął starania<br />

o pozyskanie śmigłowca. Jakie było lobby,<br />

jakie były wówczas szanse na pomyślny<br />

finał takiej sprawy, tego opisać<br />

nie potrafię, ponieważ nie znam jej ku-


niowych GOPR. Dobrze przysłużył się<br />

zarówno lotnictwu sanitarnemu jak<br />

i ratownikom GOPR. Wyjątkowo intensywnie<br />

wykorzystany podczas powodzi<br />

stulecia. Odpracował zawiedzione<br />

nadzieje służąc lotami sanitarnymi<br />

i szkoleniowymi.<br />

Dwadzieścia ostatnich lat latał w barwach<br />

standardowych lotnictwa sanitarnego,<br />

ponieważ przy pierwszym<br />

remoncie w 1980 roku został przemalowany<br />

w Świdniku i stracił pierwotny<br />

oryginalny wygląd. Przeszedł trzy<br />

rutynowe remonty, wylatał najwięcej<br />

z pośród trzech eksploatowanych<br />

w ZLS śmigłowców, bo 4000 godzin.<br />

Ostatni swój lot wykonał<br />

17 czerwca 1999 roku we Wrocławiu<br />

pilotowany przez piszącego te słowa<br />

i został zgodnie z techniczną procedurą<br />

ustawiony przez mechaników w kolejce<br />

do kolejnego remontu.<br />

Po tak niefortunnym zakończeniu istotnego<br />

dla Ratowników problemu powstała<br />

wieloletnia luka we wzajemnej<br />

współpracy sięgająca wspomnianego na<br />

wstępie pierwszego szkoleniowego lotu<br />

w 1980 roku rozpoczynającego serię<br />

kontaktów Zespołu zarówno<br />

z Grupą Karkonoską jak i Wałbrzysko-Kłodzką.<br />

Jaskółką zapowiadającą<br />

wznowienie współpracy było zaproszenie<br />

Henryka Maciąga – wówczas<br />

kierownika wrocławskiego ZLS na uroczyste<br />

otwarcie w dn. 11.11.1978 roku<br />

Stacji Centralnej Karkonoskiej Grupy<br />

GOPR. Na zakończenie śmigłowcowego<br />

aspektu w Grupie Sudeckiej,<br />

a od 1976 roku Karkonoskiej przytoczę<br />

fragment ze sprawozdania kierownika<br />

ZLS z 1982 r.: „ (...) a ponadto sporadycznie<br />

wykonywane są loty ratownicze<br />

w górach. (...) chociaż ten rodzaj<br />

lotów nie może się doczekać należytej<br />

rangi z racji nienajlepszej współpracy<br />

z GOPR, a wina zaś jak mi się wydaje<br />

leży po obydwu stronach”.<br />

Ilość interwencji z udziałem śmigłowca<br />

nie jest imponująca, ale też pamiętać<br />

należy, że odległość bazy śmigłowcowej,<br />

którą był ZLS Wrocław, zarówno<br />

do Kotliny Jelenio-górskiej jak i Kłodzkiej<br />

wynosi ok. 90 km. Dolot łącznie<br />

z procedurą uruchomienia śmigłowca<br />

(tą fizyczną i operacyjną) już wstępnie<br />

dawał stratę czasu rzędu 50 minut. Przy<br />

wylocie do poszkodowanego w górach<br />

należało przecież zabrać lekarza i podstawowy<br />

sprzęt medyczny. A to była<br />

dodatkowa strata czasu rzędu 50 minut,<br />

ponieważ ekipa „R-ki” musiała dojewspomnienia<br />

RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

lis. Znany jest natomiast końcowy efekt<br />

starań Naczelnika.<br />

Śmigłowiec Mi-2 z przeznaczeniem dla<br />

GOPR-u, staraniem Naczelnika został<br />

ostatecznie zamówiony w PZL - Świdnik.<br />

Ponieważ jednak do pełnego jego<br />

wykorzystania niezbędna była załoga<br />

i zaplecze techniczne, więc problem<br />

eksploatacji został oparty o wrocławski<br />

ZLS. Powstała koncepcja rozszerzenia<br />

zastosowań śmigłowca o standardowe<br />

loty sanitarne dla Centralnej Stacji Pogotowia<br />

Ratunkowego w Jeleniej<br />

Górze i utworzenia filii wrocławskiego<br />

Zespołu Lotnictwa Sanitarnego<br />

z bazą w Jeleniej Górze.<br />

Znane były nawet nazwiska załogantów<br />

na stałe delegowanych do<br />

przyszłej bazy. Był to Henryk Maciąg<br />

oraz Jan Wieczorek – nowo<br />

przyjęty mechanik. Ten ostatni<br />

został delegowany do Świdnika do<br />

prac wykończeniowych przy płatowcu<br />

dla lepszego zapoznania się<br />

ze sprzętem.<br />

Zobowiązania finansowe za wykonanie<br />

zamówionego śmigłowca<br />

Wojewódzka Kolumna Transportu<br />

Sanitarnego zrealizowała pod koniec<br />

grudnia 1974 roku, a śmigłowiec<br />

ze znakami SP-WXZ przyprowadził<br />

do Wrocławia Krzysztof<br />

Kaczanowski 8. marca 1975 roku.<br />

Zewnętrzna szata graficzna<br />

śmigłowca wywołała ogólne<br />

zaskoczenie, ponieważ odbiegała<br />

od obowiązującego<br />

w lotnictwie sanitarnym standardu.<br />

Cały był koloru pomarańczowego<br />

z ładnie usytuowanym błękitnym krzyżem<br />

GOPR-u i napisem w górnej części<br />

płatowca: GÓRSKIE OCHOTNICZE<br />

POGOTOWIE RATUNKOWE zamiast<br />

standardowego LOTNICZE POGOTO-<br />

WIE RATUNKOWE. Wzbudzał ogólną<br />

sympatię. W kwietniu 1975 roku na<br />

tymże egzemplarzu pospiesznie szkolony<br />

był Heniu Maciąg, po czym śmigłowiec<br />

rozpoczął rutynową pracę<br />

w ZLS Wrocław.<br />

Nigdy na stałą<br />

służbę do planowanej<br />

w Jeleniej Górze bazy nie wyleciał.<br />

Najprawdopodobniej z powodu<br />

nowego podziału administracyjnego,<br />

który właśnie wszedł<br />

w życie, a w którym Jelenia Góra<br />

znalazła się poza granicą nowego<br />

województwa wrocławskiego.<br />

Dzisiaj wiadomo, że wówczas za<br />

pośrednictwem WKTS został sfinansowany<br />

przez wojewodę wrocławskiego.<br />

Ogromny entuzjazm lotników,<br />

ratowników górskich, wysiłek<br />

ludzi i szansa na wykorzystanie<br />

śmigłowca w ratownictwie górskim<br />

w regionie Dolnego Śląska<br />

zostały zaprzepaszczone. Ten<br />

egzemplarz śmigłowca wielokrotnie<br />

brał udział w górskich<br />

akcjach i ćwiczeniach szkole-<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 23


RATOWNICTWO GÓRSKIE wspomnienia<br />

chać ze Stacji Pogotowia na lotnisko.<br />

Przy tym należało przekonać lekarza<br />

inspekcyjnego miasta o konieczności<br />

takiego wylotu i opuszczenia stanowiska<br />

przez śmigłowiec i ekipę ”R”. Pilot<br />

dyżurny musiał uzyskać formalną zgodę<br />

WSPR, a w praktyce dyrektora tej<br />

instytucji.<br />

W ostatnim dziesięcioleciu wyloty śmigłowca<br />

Lekarz Wojewódzki ograniczył<br />

do wylotów „na ratunek”, a nie zawsze<br />

ratownik GOPR-u mógł zdefiniować<br />

czy będzie to wylot „na ratunek”. Nie<br />

została podpisana umowa między<br />

GOPR, a WKTS, bądź WSPR dotycząca<br />

szczegółów wykorzystania<br />

śmigłowca dla<br />

potrzeb ratownictwa<br />

górskiego, chociaż treść<br />

takiego porozumienia<br />

na podstawie porozumienia<br />

pomiędzy CZLS<br />

Warszawa, a GOPR w<br />

Zakopanem została we<br />

Wrocławskim ZLS przygotowana<br />

i przedstawiona<br />

stronom w dniu<br />

22.06.1989 do podpisania.<br />

Z posiadanych przez<br />

ZLS oryginałów dokumentów<br />

wynika, że porozumienia<br />

przygotowane<br />

dla obydwu Grup<br />

GOPR naszego regionu<br />

podpisane zostały tylko<br />

jednostronnie - przez<br />

dyrektora WKTS. Precyzowały<br />

one dokładnie<br />

warunki wzywania i wykorzystania<br />

śmigłowca<br />

dla potrzeb GOPR. A<br />

zatem wszystkie wykonywane loty przy<br />

prawie dwudziestoletniej współpracy<br />

obydwu instytucji na swoje entuzjastyczne<br />

sumienie brał kierownik ZLS,<br />

a najczęściej i jednocześnie pilot, instruktor<br />

wykonujący zgłaszane loty.<br />

Przyczyną, dla której ratownicy GO-<br />

PR-u bardzo niechętnie podejmowali<br />

decyzję o wezwaniu śmigłowca do akcji,<br />

była świadomość kosztów wylotu,<br />

którego czas nie zawsze z góry można<br />

było przewidzieć. W powietrzu „wisiała”<br />

nieuzgodniona sprawa obciążenia<br />

kosztami za nieuzasadnione wezwanie.<br />

Wszystko to rzutowało na ewentualne<br />

podjęcie decyzji o angażowaniu<br />

śmigłowca do wypadku w górach. Zatem<br />

problem współpracy ZLS - GOPR<br />

w zakresie wykorzystania śmigłowca<br />

24<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

w ratownictwie górskim w regionie<br />

Dolnego Śląska czekał i czeka /stan na<br />

2002/ nadal na korzystniejsze rozwiązania<br />

organizacyjne i finansowe.<br />

W pierwszych miesiącach 2000 roku<br />

ZLS przeszedł gruntowną reorganizację<br />

w wyniku której utworzone zostało<br />

Lotnicze Pogotowie Ratunkowe - zespół<br />

natychmiastowego reagowania - odpowiednik<br />

HEMS – Helicopters Emrgency<br />

Medical Service funkcjonującego<br />

w krajach zachodnich. Aktualnie skład<br />

załogi statutowo stanowi lekarz i asystent<br />

medyczny - ratownik, a śmigłowiec<br />

wyposażony jest w niezbędny do<br />

wylotów ratowniczych sprzęt medyczny.<br />

Zespół taki startuje w ciągu trzech<br />

minut od chwili wezwania i z założenia<br />

obsługuje teren w promieniu ok.<br />

60 km od Wrocławia. GOPR jest na<br />

liście upoważnionych do wzywania<br />

w celu udzielenia pomocy poszkodowanym<br />

w wpadkach górskich, bądź też<br />

konieczności szybkiego transportu do<br />

szpitala z pełnym zabezpieczeniem medycznym.<br />

Niestety nowe procedury Lotniczego<br />

Pogotowia Ratunkowego we Wrocławiu<br />

nie przewidują współpracy z GOPR<br />

w zakresie szkolenia i stosowania wypracowanych<br />

już technik ratownictwa<br />

z powietrza przy użyciu śmigłowca...<br />

/stan na rok 2002/<br />

Z wyszczególnionych w powyższej<br />

tabeli interwencji śmigłowcowych<br />

chciałbym zatrzymać się przy<br />

akcji przeciwpowodziowej z 1997<br />

roku zorganizowanej przez wrocławski<br />

Zespół Lotnictwa Sanitarnego.<br />

Czas bezpośrednio poprzedzający powódź<br />

we Wrocławiu był okresem nie<br />

tylko zapotrzebowania na usługi śmigłowcowe<br />

, ale był też czasem przygotowania<br />

do ewentualnego wykorzystania<br />

śmigłowca podczas narastającego zagrożenia<br />

powodzią.<br />

Dlatego też, wcześniej przewidziany<br />

jego udział w szkoleniu ratowników<br />

Karkonoskiej Grupy GOPR organizowanym<br />

nad zalewem Pilchowickim,<br />

w zaistniałej sytuacji był po prostu niemożliwy.<br />

Szkoda, bo program szkolenia<br />

przewidywał właśnie ćwiczenia w podejmowaniu<br />

poszkodowanych z wody.<br />

Kierownik kursu, a jednocześnie szef<br />

wyszkolenia GOPR w Zakopanem<br />

- Mariusz Zaród, w wyniku narastającego<br />

zagrożenia powodzią zdecydował<br />

o zakończeniu szkolenia i po uzgodnieniach<br />

ze mną sprowadził ekipę wybranych<br />

ratowników w dniu 11-go lipca<br />

do wrocławskiego Zespołu. Właśnie<br />

z nim, oraz Krzysiem Czarneckim<br />

i Grzegorzem Tarczewskim stanowiącymi<br />

jedną ekipę, wykonałem większość<br />

lotów w czasie tej dużej akcji<br />

przeciwpowodziowej.


wspomnienia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

Podczas gdy organizowałem przylot<br />

do Wrocławia pozostałych trzech śmigłowców<br />

na hasło „powódź”, zjawili się<br />

ratownicy Grupy Wałbrzysko-Kłodzkiej<br />

GOPR: Piotr Snopczyński, Adam<br />

Marczewski, Marek Ornoch Zbyszek<br />

Jagielaszek i inni. W sumie ponad cztery<br />

trzyosobowe zespoły. Po dokładnym<br />

omówieniu zadania, przypomnieniu<br />

standardowych zwrotów–haseł stosowanych<br />

podczas akcji, omówieniu sytuacji<br />

nietypowych<br />

i awaryjnych ratownicy z niecierpliwością<br />

oczekiwali na decyzję dotyczącą<br />

udziału śmigłowców w akcji.<br />

Chociaż woda od nocy 12-go lipca<br />

zalewała ulice Wrocławia, a zaskoczeni,<br />

przerażeni i zdesperowani mieszkańcy<br />

Siechnic, Radwanic, Księża<br />

i okolic, często na balkonach strychach<br />

i dachach budynków w napięciu oczekiwali<br />

pomocy, to decyzja dyrektora<br />

Wydziału Zdrowia, oraz dyrektora<br />

WKTS – członków komitetu przeciwpowodziowego<br />

zabrzmiała: „TAK”,<br />

dopiero o godz.17:50 12 lipca, po<br />

powietrznej inspekcji terenów miasta<br />

objętych powodzią. Ogrom kataklizmu<br />

i nieszczęścia potwierdzony<br />

przez obydwu dżentelmenów ze<br />

śmigłowca był naprawdę przerażający.<br />

To właśnie ten krótki lot pomógł<br />

mi przekonać decydentów<br />

o celowości wprowadzenia naszych<br />

śmigłowców do akcji ratowniczej.<br />

Dołączyliśmy do karuzeli ratowniczych<br />

śmigłowców wojskowych krążących<br />

już od świtu dopiero o godz. 18:20.<br />

W tym dniu wykonaliśmy 10 lotów ratowniczych<br />

o łącznym czasie 2 godz.<br />

45 min. Lądowanie o godz. 21:31<br />

zakończyło trudny dzień lotny.<br />

W sumie udzielono pomocy 10-ciu<br />

osobom, w tym znajdował się jeden<br />

przypadek zawału i pozostałe podjęcia<br />

z dachu .<br />

W dniu następnym (13. lipca) pierwszy<br />

wylot nastąpił o godz. 6:30, a ostatnie<br />

lądowanie o 20:32. Dołączyły załogi<br />

z Poznania i Szczecina – Rysiu Gunia<br />

i Adam Kwiecień . Takie intensywne<br />

latanie trwało przez pięć kolejnych dni,<br />

a zakończenie akcji w porozumieniu<br />

z komitetem przeciwpowodziowym,<br />

poprzedzone inspekcją stanu zagrożenia<br />

wodą w Legnicy, oraz akcją przeniesienia<br />

przy pomocy lin z zagrożonego<br />

terenu siedmiu osób w rejonie Świebodzic,<br />

nastąpiło 20-go lipca.<br />

Pomoc naszych ekip śmigłowcowych<br />

polegała nie tylko na podejmowaniu<br />

osób zagrożonych wodą, ale również na<br />

dostarczaniu żywności, odzieży, środków<br />

czystości i wody pitnej do trudno<br />

dostępnych miejsc w mieście jak również<br />

w terenie, gdzie woda odcięła pojedyncze<br />

gospodarstwa i całe osiedla od<br />

reszty świata.<br />

W ciągu trwającej przeszło tydzień<br />

akcji wykonano łącznie 176 lotów<br />

w ogólnym czasie prawie 90 godzin,<br />

zużywając przy tym 26000 litrów paliwa,<br />

podarowanego Zespołowi na cele<br />

ratownictwa powodziowego przez PLL<br />

LOT.<br />

W tej dużej akcji przekazano potrzebującym<br />

ponad 30 ton żywności dostarczając<br />

na linach ważące po 25 kg<br />

paczki, bezpośrednio na dachy zagrożonych<br />

domów, lub w teren. Przetransportowano<br />

ponad 90 poszkodowanych<br />

i chorych osób.<br />

Tego rodzaju ratownictwo i tego rodzaju<br />

akcje nie byłyby możliwe bez udziału<br />

kwalifikowanych ratowników, bez wzajemnego<br />

zaufania pilota do ratowników,<br />

a ratowników do pilota, w bardzo<br />

trudnych a często ekstremalnych warunkach.<br />

Zaufanie to rodziło się przez<br />

lata wspólnych ćwiczeń i treningów.<br />

Jeżeli kiedykolwiek i ktokolwiek wątpił<br />

w celowość szkolenia w naszym rejonie<br />

w zakresie ratownictwa z powietrza,<br />

to efekt uzyskany przez wykorzystanie<br />

nabytych i utrwalonych umiejętności<br />

obydwu grup ratowników w tym<br />

kataklizmie powinien te wątpliwości<br />

rozwiać. To właśnie Oni w trudnych<br />

sytuacjach zjeżdżali na linach, to Oni<br />

podpinali i podejmowali poszkodowanych,<br />

to Oni schodzili na dachy budynków<br />

i do budynków by ocenić sytuację<br />

i pomóc, lub zabrać zagrożonych i najczęściej<br />

wystraszonych, to Oni przekazywali<br />

paczki z żywnością i środkami<br />

czystości na dachy zagrożonych wodą<br />

budynków. W takich sytuacjach najlepszy<br />

śmigłowiec i najlepszy pilot jest<br />

bezbronny bez przeszkolonej ekipy fachowców<br />

na pokładzie.<br />

Koszt szkolenia na pewno nie był inwestycją<br />

chybioną.<br />

Dzisiaj, kiedy po latach piszę o tamtym<br />

czasie na wiele spraw można popatrzeć<br />

już z dystansu, wiele emocji się<br />

zwęgliło. Opis ledwie dotyka ogólnej<br />

statystyki aby dać wyobrażenie o skali<br />

przedsięwzięcia. Jednak wówczas zaangażowanie<br />

emocjonalne było ogromne<br />

we wszystkich grupach . Ratownicy<br />

z niecierpliwością czekali na zmianę<br />

ekipy w śmigłowcu. Zaakceptowaliby<br />

nawet dwukrotnie większą liczbę „maszyn”,<br />

aby nie wyczekiwać na zmianę<br />

przy hangarze. Lotnicy „poganiali’ swoje<br />

„wiatraki”, aby szybciej dolecieć do<br />

wskazanego przez radio miejsca i marzyli<br />

o większej mocy turbin, by mieć<br />

poczucie bezpieczeństwa i pozbyć się<br />

wrażenia, że w zawisie utrzymują się<br />

siłą własnej woli, zadając sobie pytanie,<br />

czy „śmigło” pójdzie w górę jeżeli<br />

dojdzie jeszcze jeden poszkodowany?<br />

Mechanicy na czele z szefem technicznym<br />

prześcigali się w pomysłach, aby<br />

jak najkrócej trwało tankowanie; jedna,<br />

dwie minuty i dotankowany śmigłowiec<br />

ponownie mógł wznieść się<br />

w powietrze. Z zatroskaniem patrzyli<br />

na gondole silników. Mieli wyostrzony<br />

wzrok i słuch: maski były suche,<br />

a ton silników bez zastrzeżeń. Głowili<br />

się jak pomnożyć paliwo, bo zapasy<br />

własne wystarczały początkowo tylko<br />

na pierwsze 10 godzin. ...Pomnożyli, bo<br />

LOT-owska, pękata cysterna zapewniła<br />

dalszą płynność ratowniczych lotów.<br />

Wolontariusze ledwo nadążali z przygotowaniem<br />

worków z żywnością,<br />

środkami czystości, wodą, do kolejnego<br />

załadunku śmigłowca. Ogrom własnej<br />

inwencji i pomysłowości w rozwiązywaniu<br />

zaistniałych problemów, wielkie<br />

zaangażowanie wszystkich uczestników<br />

tego wydarzenia w obliczu zagrożenia<br />

jakie niosła ze sobą „wielka woda” był<br />

czymś zaskakującym, mobilizującym<br />

i zobowiązującym. Mimo wielu trudów,<br />

niewygód, zagrożeń i ryzyka nie wycofał<br />

się żaden z uczestników tej akcji.<br />

Na wniosek Naczelnictwa GOPR lotnicy<br />

ZLS uczestniczący w tej dużej przeciwpowodziowej<br />

akcji ratowniczej na<br />

równi z Ratownikami zostali uhonorowani<br />

medalem „Za Ofiarność i Odwagę,<br />

w Obronie Życia i Mienia”. Medale<br />

zostały wręczone w dniu 29. kwietnia<br />

1998 roku przez Prezydenta Aleksandra<br />

Kwaśniewskiego.<br />

Kończąc tę osobistą refleksję na temat<br />

zaistniałych wydarzeń ubolewam, że<br />

współpraca<br />

ZLS /Pogotowia Lotniczego/ i Górskiego<br />

Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego<br />

w rejonie Dolnego Śląska mimo<br />

dużych osiągnięć i wzajemnych doświadczeń<br />

praktycznie legła w gruzach.<br />

/stan na 2002 rok/. Dorobek wielu lat<br />

wspólnych ćwiczeń i doświadczeń został<br />

zresetowany. Jako optymista mam<br />

jednak nadzieję, że obydwie grupy odbudują<br />

w przyszłości wzajemną współpracę<br />

i zdobyte doświadczenia.<br />

■<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 25


Kapliczka<br />

Mariusza<br />

26<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

TEKST MARIUSZ CZERSKI<br />

Kapliczki przy górskich drogach, to nie tylko wyznanie wiary miejscowych<br />

górali, to przy okazji drogowskazy, punkty orientacji, bardzo często dzieła<br />

sztuki sakralnej. Zachwycają wędrowców miejscem i urodą, pozwalają na<br />

chwilę zadumy, czy modlitwy.<br />

Taką kapliczkę przy górskim szlaku, 27 lat temu, razem z kolegami, postawił<br />

Mariusz Czerski - ratownik Grupy Karkonoskiej GOPR.<br />

" Pani Przesiecka - Madonna Karkonoska ", czyli historia kapliczki w Przeciece<br />

R O Z D Z I A Ł I<br />

Przyjechałem z Jeleniej Góry na wrocławski<br />

dworzec kolejowy. Miałem<br />

przesiąść się do pociągu jadącego do<br />

Rzeszowa, ale zacząłem poszukiwania<br />

kolegów, z którymi mieliśmy malować<br />

słupy wysokiego napięcia . Wreszcie<br />

dostrzegłem ich. Poznałem po charakterystycznych<br />

plecakach z ekwipunkiem<br />

do prac wysokościowych.<br />

Mimo tłoku w pociągu znaleźliśmy<br />

jeden wolny przedział. Pociąg ruszył.<br />

Rankiem byliśmy w Rzeszowie.<br />

Autobusem, około południa, dojechaliśmy<br />

do miejscowości Niechobrz, koło<br />

której miało znajdować się zaimprowizowane<br />

biuro z kierownikiem robót<br />

przydzielającym pracę .<br />

Świeciło gorące lipcowe słońce 1987<br />

roku. Maszerowaliśmy kamienistą<br />

drogą niosąc ciężkie plecaki. Upał<br />

i zmęczenie dawały się nam się we znaki.<br />

Przed nami ujrzeliśmy przydrożne<br />

drzewa. W przyjemnym chłodzie i cieniu<br />

lip odpoczywaliśmy,Tadeusz i Zbyszek<br />

próbowali drzemki, ja gawędziłem<br />

z Markiem.<br />

Między lipami stała kapliczka, murowana,<br />

pobielona wapnem. Jej skromne<br />

wnętrze z obrazkiem Matki Bożej chroniły<br />

stalowe kraty, a na podeście był<br />

wazonik ze świeżymi polnymi kwiatami.<br />

Miejsce było naturalne, bezpieczne<br />

i przyjazne, a klimat specyficzny dla ciszy<br />

okolicznych pól i szelestu lekkiego<br />

wiatru . Każdy z nas zamyślił się chwilę,<br />

po czym założyliśmy plecaki i poszliśmy<br />

dalej...<br />

Może właśnie wtedy zaczęło mi „chodzić<br />

po głowie” coś, czego jeszcze wtedy<br />

nie byłem w stanie sprecyzować. Nie<br />

potrafiłem określić, co chciałbym zrobić<br />

w rodzinnej Przesiece gdzie mieszkali<br />

moi rodzice i gdzie ja wyrastałem.<br />

Po tygodniu wróciłem do Jeleniej Góry.<br />

Spakowałem potrzebne rzeczy do starego<br />

samochodu VW Golf, zabrałem żonę<br />

Halinę i 2,5 letniego synka Kamilka<br />

i pojechaliśmy do miejscowości Czudec,<br />

tam gdzie byłem przed tygodniem.<br />

Kierownictwo firmy przeniosło się<br />

do Strzyżowca, więc pojechaliśmy<br />

w tamtym kierunku. Podróż po okolicach<br />

Rzeszowszczyzny była połączona<br />

z wieloma atrakcjami toteż często zatrzymywaliśmy<br />

się, by zwiedzić ciekawe<br />

miejsca. Mijając wcześniej regiony Śląska<br />

i Podhala, nie w sposób było nie zwrócić<br />

uwagi na liczne budowle kościołów<br />

i kaplic. Moja uwaga skierowała się na<br />

przeróżne niewielkie przydrożne kapliczki<br />

oraz krzyże. Ich niezwykły charakter<br />

i prostota były urzekające.<br />

Na tych terenach jest to dowodem silnej<br />

więzi ludności tworzącej kościół<br />

katolicki od wielu setek lat. Z pokolenia<br />

na pokolenie przekazuje się tutaj<br />

wiarę chrześcijańską, wraz z tradycją<br />

i patriotyzmem. Myślałem wtedy sobie,<br />

jak jest z owymi sprawami na naszych<br />

zachodnich terenach, w naszym regionie<br />

i okolicy. Pomyślałem też o małym<br />

kościółku w Przesiece przy parafii Podgórzyn.<br />

Czy odważyć się i zacząć coś robić?<br />

Kto jeszcze pomoże, oraz jakimi środkami<br />

i sposobami ? Zastanawiałem się<br />

i rozważałem. A może zaniechać tych<br />

wszystkich pomysłów? Upłynęło trochę<br />

czasu. Pewnego dnia zainteresowały<br />

mnie książki księdza Romana E. Rogowskiego<br />

pt. „Mistyka Gór” oraz „Bóg<br />

na moich drogach”. Po przeczytaniu,<br />

często do tych książek wracałem.<br />

Poszukiwanie Pana Boga to przecież<br />

nic innego jak całe człowiecze życie.<br />

Moje kontakty i obcowanie z górami<br />

turystyka, wspinaczki, ratownictwo,<br />

zawsze dostarczały niezliczonej ilości<br />

wrażeń oraz doświadczeń.<br />

Rodziła się inspiracja i mocny bodziec<br />

do działania. Ciekawość poszukiwania<br />

Boga była silniejsza. Szukałem... czy-


wspomnienia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

tałem kolejne pozycje literackie i nie<br />

tylko. Bóg jeden wie, co działo się w<br />

mojej duszy. Wiedziałem, że chcę zrealizować<br />

coś, co podobałoby się Panu<br />

Bogu i świadczyło o naszej chrześcijańskiej<br />

wierze, na naszym przesieckim<br />

miejscu, a jednocześnie było i dla tych,<br />

którzy poszukują Stwórcy.<br />

Zwątpienie - syndrom niewiernego Tomasza.<br />

Uwierzenie.<br />

Wieloletni proboszcz parafii pod wezwaniem<br />

Trójcy Przenajświętszej,<br />

ksiądz Michał Darowski, uczył mnie<br />

religii w Podgórzynie. Do starego kościółka<br />

wierni udawali się z różnych<br />

miejscowości pieszo, tramwajem lub<br />

autobusem.<br />

Moje prośby w intencji powstania kapliczki<br />

trwały. Trwały również rozmowy<br />

z moimi praktykującymi znajomymi<br />

na tematy: co i jak można zrobić, żeby<br />

Przesieka miała własny obiekt sakralny,<br />

tym bardziej , że miejscowość wczasowo<br />

- turystyczna, malowniczo położona,<br />

zaczęła być postrzegana jako jeden<br />

z nielicznych ośrodków buddyzmu. No,<br />

chciałoby się powiedzieć „Gdzie Rzym<br />

a gdzie Krym?”.<br />

Wiele osób przedstawiało mi różne pomysły,<br />

lecz te były, moim zdaniem, zbyt<br />

trudne ze względu na koszty materiałów.<br />

Postanowiłem spojrzeć na zamiar<br />

w inny sposób. Naszkicowałem kilka<br />

kapliczek. Wybór tej w góralskim stylu<br />

wydał mi się najbardziej odpowiedni.<br />

Pomyślałem - niech będzie łamany daszek<br />

, rosocha z solidnego pnia sosny,<br />

a w ramionach tego pnia umieszczona<br />

figurka Matki Bożej.<br />

Wznoszę swe oczy ku górom:<br />

Skądże nadejdzie mi pomoc?<br />

Pomoc mi przyjdzie od Pana,<br />

co stworzył niebo i ziemię<br />

(Ps 121, 1-2)<br />

Wtedy jakby coś we mnie zagrało,<br />

w moich uszach rozbrzmiewały dźwięki<br />

kapeli góralskiej spod Tatr.<br />

Pewnego dnia 1988 roku spotkałem<br />

panią Krystynę Królikowską z Przesieki,<br />

osobę o miłym charakterze i osobowości.<br />

Zapytałem, co sądzi o moim<br />

pomyśle i zamiarach? Nie trzeba było<br />

przekonywać jej, czy namawiać. Pani<br />

Krystyna z chęcią podjęła temat. Tak<br />

też, z każdym dniem zaangażowanie<br />

oraz starania przybierały realne kształty.<br />

Nadmienię, że również moja rodzina<br />

pomagała mi, poddając szereg pomysłów<br />

i wspierając duchowo.<br />

Kiedy przyjeżdżałem do Przesieki,<br />

rozważaliśmy, gdzie i w jakim miejscu<br />

można byłoby ustawić kapliczkę.<br />

Okazało się, że trzeba przy tym podjąć<br />

starania o pozwolenie w urzędzie do<br />

spraw wyznań. Zaczęliśmy więc zbierać<br />

podpisy mieszkańców akceptujących<br />

nasz zamiar. Zdawaliśmy sobie sprawę,<br />

że (jak to na wsi) nowiny rozchodzą<br />

się szybko. Udałem się do księdza proboszcza<br />

naszej parafii na rozmowę z informacją<br />

o naszych zamiarach. Ksiądz<br />

Michał Darowski, znający doskonale<br />

mieszkańców, zainteresował się żywo<br />

planami budowy kapliczki. Liczyłem na<br />

jego wsparcie oraz doświadczenie. Nie<br />

myliłem się. Serdeczność ze strony kapłana,<br />

rady, modlitwa, miały dla mnie<br />

ogromne znaczenie. Udając się do urzędu<br />

z prośbą o pozwolenie, obawiałem<br />

się odmowy. Jednak stało się inaczej.<br />

Na miejscu i „od ręki” urzędnik stwierdził<br />

, że jeżeli kapliczka będzie stawiana<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 27


RATOWNICTWO GÓRSKIE wspomnienia<br />

na prywatnym gruncie , to przeszkody<br />

w myśl przepisów nie istnieją. Sprawę<br />

jakby zbagatelizował...<br />

P I E Ś Ń<br />

Czego chcesz od nas, Panie za Twe<br />

hojne dary ?<br />

Czego za dobrodziejstwa , których nie<br />

masz miary ?<br />

Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno<br />

Ciebie,<br />

I w otchłaniach , i w morzu, na ziemi<br />

i w niebie.<br />

Złota też, wiem nie pragniesz: bo<br />

wszystko jest Twoje,<br />

Cokolwiek na tym świecie człowiek<br />

mieni swoje.<br />

Wdzięcznem Cię tedy sercem, Panie,<br />

wyznawamy,<br />

Bo nad to przystojniejszej ofiary nie<br />

mamy.<br />

Tyś Pan wszystkiego świata, Tyś niebo<br />

zbudował<br />

I złotymi gwiazdami ślicznie uhaftował.<br />

Tyś fundament założył nieobeszłej<br />

ziemi<br />

I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.<br />

Za Twoim rozkazem w brzegach morze<br />

stoi,<br />

A zamierzonych granic przekroczyć się<br />

boi.<br />

Rzeki wód nie przebranych wielką<br />

hojność mają,<br />

Biały dzień a noc ciemna swoje czasy<br />

znają.<br />

Tobie k'woli rozliczne kwiatki Wiosna<br />

rodzi,<br />

Tobie k'woli w kłosianym wieńcu Lato<br />

chodzi.<br />

Wino Jesień i jabłka rozmaite dawa,<br />

Potem do gotowego gnuśna Zima<br />

wstawa.<br />

Z Twej łaski nocna rosa na mdłe zioła<br />

padnie,<br />

A zagorzałe zboża deszcz ożywia<br />

snadnie.<br />

Z Twoich rąk wszelkie zwierzę patrza<br />

swej żywości,<br />

A Ty każdego żywisz z Twej szczodrobliwości.<br />

Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny<br />

Panie!<br />

Twoja łaska, Twa dobroć nigdy nie<br />

ustanie.<br />

Chowaj nas , póki raczysz, na tej niskiej<br />

ziemi,<br />

Jeno zawżdy niech będziem pod skrzydłami<br />

Twemi!<br />

28<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

Jan Kochanowski<br />

Kolejne spotkanie z panią Krystyną poświęcone<br />

było ustaleniom dalszych planów.<br />

Pani Krystyna podjęła się zebrać<br />

dobrowolne datki pieniężne od osób<br />

chcących przyczynić się do zbudowania<br />

kapliczki. Chociaż obiekt miał być niewielki,<br />

to potrzebne było drewno oraz<br />

inne materiały. Zasadniczą sprawą stała<br />

się figurka w „rozdwojnym” pniu. Jaki<br />

miał być jej wzór?<br />

Ksiądz proboszcz M. Darowski zaproponował<br />

wizerunek obrazu Matki<br />

Bożej Maryi z<br />

Dzieciątkiem Jezus<br />

na ręku. Nam<br />

również podobała<br />

się ta propozycja.<br />

Wykonaniem rzeźby<br />

mógł zająć się<br />

tylko artysta, osoba<br />

wierząca, chrześcijanin.<br />

Zaczęliśmy<br />

poszukiwania kogoś,<br />

kto podjąłby<br />

się wykonania tej,<br />

trudnej bądź co<br />

bądź, rzeźby.<br />

W pobliskich<br />

Cieplicach jest<br />

Szkoła Rzemiosł<br />

Artystycznych,<br />

w której instruktor<br />

rzeźby uczy młodzież.<br />

Udałem się<br />

do szkoły.<br />

Odnalazłem klasę<br />

w której uczył pan<br />

Dawidowicz, poszukiwany<br />

przeze<br />

mnie instruktor.<br />

Podczas naszej<br />

rozmowy dowiedziałem<br />

się, że<br />

wykonanie proponowanej<br />

figurki<br />

będzie trudne, ale<br />

(ku mojej uciesze)<br />

zgodził się. Stwierdziliśmy,<br />

że do tego<br />

celu najlepiej nadawać<br />

się będzie lipa<br />

i z takiego drewna<br />

praca zostanie wykonana.<br />

Po upływie miesiąca figurka<br />

była już gotowa. Moje wrażenie i zachwyt<br />

z dzieła pana Dawidowicza były szczere<br />

i uzasadnione .<br />

Wrócę jeszcze do moich poszukiwań<br />

sosny, której pień w górnej części miał<br />

być rozdwojony (tak zwana rosocha).<br />

Każdy spacer połączony był z poszukiwaniem<br />

po okolicznych lasach i zagajnikach,<br />

gdzie tylko było możliwe,<br />

i polegał na zadzieraniu głowy do góry<br />

i wyszukiwaniu odpowiedniego drzewa.<br />

Trwało to około dwóch tygodni<br />

lub więcej, aż któregoś dnia na zboczu<br />

Przesieckiej Góry wypatrzyłem właśnie<br />

w tym lesie poszukiwaną sosnę. Nie<br />

bacząc już na nic, toporkiem wyciąłem<br />

potrzebny materiał.<br />

Tam, w leśnej gęstwinie odczułem coś<br />

zastanawiającego. Pomimo, że byłem<br />

sam, to jakbym jednak sam nie był.<br />

Wrażenie trudne do opisania. Nie odczuwałem<br />

lęku, a cisza leśna tworzyła<br />

swoistą atmosferę.<br />

Pomodliłem się , dziękując Panu Bogu,<br />

że znalazłem odpowiednie drzewo. Podziękowałem<br />

Duchowi Świętemu za<br />

wsparcie, pomoc i obecność.


wspomnienia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

Wracałem kilkakrotnie w to miejsce.<br />

Kto wie? Powoli następowała wiosna<br />

i robiło się cieplej. W górach było jeszcze<br />

widać sporo śniegu. Przyszedł czas<br />

na robotę ,która musiała być wykonana.<br />

Zgromadziliśmy potrzebny budulec.<br />

Udałem się do państwa Cabanów.<br />

Pan Franciszek Caban jest rodowitym<br />

góralem z Bukowiny Tatrzańskiej. Wiele<br />

lat temu osiedlił się w Przesiece i założył<br />

rodzinę. Znamy się dobrze. Mało<br />

kto w okolicy zna rzemiosło ciesielskie<br />

i stolarskie w stylu podhalańskim. Ciekaw<br />

byłem co powie: skrytykuje, doradzi,<br />

a może nie zechce się angażować?<br />

Idąc do domu Cabanów, słyszałem<br />

w duszy kapelę góralską. Przedstawiłem<br />

całość pomysłów państwu Cabanom.<br />

Patrzyłem na Franka. Zastanawiał się.<br />

Później krótko spytał: „Kto zrobi konstrukcję?”<br />

Odparłem bez namysłu: Ja...<br />

I ja też - wtrącił Franek - będziemy robić<br />

u mnie we dwóch. Do domu wracałem<br />

zadowolony z dobrego obrotu sprawy.<br />

Trudności po prostu były niczym.<br />

Nie sposób pominąć tematu lokalizacji<br />

kapliczki, gdzie miała być postawiona.<br />

Pierwotnie myśleliśmy o placyku przy<br />

skrzyżowaniu dróg koło szkoły. Ostatecznie<br />

wybór padł na plac przy skrzyżowaniu<br />

ulicy Karkonoskiej z Drogą<br />

Turystyczną, na łączce państwa Metelskich.<br />

W bliskiej odległości przechodzi<br />

szlak turystyczny (znaki niebieskie).<br />

Rodzina państwa Metelskich chętnie<br />

wyraziła zgodę. To jest ich wkład . Stawiając<br />

kapliczkę na prywatnym gruncie<br />

uniknęliśmy sprzeciwu władz lokalnych.<br />

Sprzyjał nam dobry klimat, w robieniu<br />

swojego. Nikogo nie namawialiśmy do<br />

pracy lub darowizny. Każdy mógł od<br />

siebie dobrowolnie dać to, co chciał<br />

i mógł. Wiedziałem, że wiele osób<br />

wspierało nas modlitwą w intencji budowania<br />

kapliczki. Byli również „kibice”.<br />

Trochę zdziwiony byłem, kiedy pewien<br />

ateista powiedział mi, że jemu się<br />

To podoba.<br />

To jest wszystko tam w głębi,<br />

Aż czuć chodząc po ziemi;<br />

Aż cię zgrucha, zgołębi<br />

Skrucha łzami żywemi;<br />

Aż upadniesz kolanem,<br />

Jakby drzewem złamanem<br />

I zanucisz: „O! Matko<br />

Zbawiciela naszego<br />

Toć jest modlić się czego,<br />

A modlim się tak rzadko!”<br />

Cyprian K. Norwid<br />

Jesienią 1988 roku udałem się do pana<br />

Stanisława Karpińskiego z propozycją<br />

współdziałania.<br />

Pan Stanisław uważnie wysłuchiwał<br />

mojej relacji. Był ciekawym i zaangażowanym<br />

pasjonatem idei. Redagował<br />

artykuły do pism o charakterze patriotycznym,<br />

chrześcijańskim i politycznym.<br />

Podjął temat naszych działań.<br />

Wspierał radą i nie tylko. Korespondowaliśmy<br />

ze sobą, gdyż czasowo przebywał<br />

w Kanadzie. Nie było wśród naszej<br />

grupy ani komitetu organizacyjnego,<br />

ani „szefa” itd., itp.<br />

Starałem się kierować wszystkim tak,<br />

jak umiałem (to są osobiste odczucia).<br />

Jeżeli tu na ziemi kierownictwo jest wysoko,<br />

to nad nim jest jeszcze Najwyższy.<br />

Przygotowywaliśmy tylko małe miejsce<br />

Temu , któremu zawdzięczamy życie na<br />

ziemi oraz Jego Matce. Byłem kiedyś<br />

w Tatrach na przełęczy Zawrat. W niszy<br />

skalnej wypatrzyłem figurkę Matki Bożej<br />

umieszczonej dawno temu . Można<br />

się domyśleć dlaczego. Nie wszyscy<br />

przechodzący tamtędy zwrócili być<br />

może uwagę. Może szukali, a nie odnaleźli?<br />

We wszystkich górach świata - od<br />

pagórków po Mount Everest- spotkać<br />

można znak Krzyża i Boga. Od wielu lat<br />

góry były moją pasją. Spędzałem w nich<br />

sporo czasu. Nie było mi dane uczestniczyć<br />

w wyprawach himalajskich. Moim<br />

szczególnym zainteresowaniem cieszył<br />

się region Podhala i Tatr.<br />

Pożyczyłem więc „kapeckę” folkloru.<br />

Nadszedł dzień rozpoczęcia budowy.<br />

Zebrane drewno i szkic przejrzał pan<br />

Franek. Byłem przekonany,że już wcześniej<br />

obmyślił co i jak będzie robione.<br />

Nadchodziła jedyna i niepowtarzalna<br />

okazja - być pomocnikiem tatrzańskiego<br />

fachowca. Pracowaliśmy w zagrodzie<br />

Cabanów, gdzie z drogi widziało<br />

nas wiele przechodzących osób miejscowych,<br />

wczasowiczów i turystów.<br />

Jednego dnia przechodzący ludzie,<br />

przystając, zapytali co robimy. Będzie<br />

to zapewne gołębnik?, bo wygląda okazale...<br />

Pan Franciszek nie był skory do<br />

odpowiedzi - pracował nadal. Ja odparłem,<br />

że wprawdzie nie będzie to gołębnik,<br />

no ale jeżeli przechodnie czegoś się<br />

domyślają to zapewne... dla specjalnego<br />

Gołębia. Innego dnia pytali ludzie, co<br />

budujemy , bo im się spodobało i sądzą,<br />

że to będzie przystanek autobusowy?<br />

Jak poprzednio pan Franciszek robił<br />

siekierką, a ja odpowiedziałem krótko...<br />

nie autobusowy lecz specjalnego<br />

Przeznaczenia - służący nie tylko ludziom.<br />

Trochę tajemniczości budziło<br />

zainteresowanie ludzi. Zapewne rozmawiali<br />

pomiędzy sobą o tym i owym, że<br />

ten i tamten coś sobie buduje.<br />

Zapytałem pana Franka, czy kapliczka<br />

spodoba się ludziom?<br />

A na to padła odpowiedź... „Zrobimy<br />

tak abo tak, pomyślom se tak abo tak,<br />

a bedzie tak abo tak”. Słuchałem zdziwiony<br />

i dalej usłyszałem ..<br />

„Choćby kiedy kany co, abo co, no to<br />

co, cy tu ni ma cym cy kany, cy tu ni<br />

ma cym cy co, toto hej , toto wej, toto<br />

w toto, to ku temu, co by jej jako tako,<br />

jako tako i jemu.”<br />

Była to prosta i szczera odpowiedź na<br />

moje wątpliwości. Z czasem coraz więcej<br />

osób wiedziało, że w Przesiece będziemy<br />

mieli kapliczkę. Pierwsze przymiarki<br />

do terminu postawienia oraz<br />

poświęcenia były mało realne, gdyż<br />

wszystko toczyło się wolnym tempem.<br />

Myśleliśmy o dacie 13 maja (rocznica<br />

zamachu na Papieża Jana Pawła II).<br />

Trzeba było jeszcze przygotować miejsce<br />

postawienia kapliczki, kupić cement,<br />

stal oraz inne materiały.<br />

Mój kolega z Jeleniej Góry, Jacek Kaszewski<br />

(parafia św, Wojciecha z Zabobrza)<br />

pomógł. Przywiózł solidne<br />

szyny kolejowe, w których trzeba było<br />

osadzić zadaszony pień. Kilku mężczyzn<br />

zabrało się do pracy przy fundamencie.<br />

Stanisław Razowski, Marcin<br />

Mazurek, Zygmunt Królikowski i mój<br />

ojciec Józef Czerski wykonali kawał<br />

ciężkiej roboty. Marcin i Stanisław szykowali<br />

słupki ogrodzeniowe, Pan Sendrowski<br />

przywiózł granitowe kamienie<br />

na podmurówkę płotu. Panowie Franciszek<br />

Szczotka i Edward Pasternak<br />

zrobili dwie ławki.<br />

Drewno na budowę kapliczki i płotek<br />

przekazała rodzina państwa Juszków.<br />

Panie z Przesieki przygotowywały sadzonki<br />

kwiatów oraz dekoracje na<br />

dzień poświęcenia kapliczki .<br />

Prym wiodła pani Krystyna Królikowska.<br />

Kiedyś takie poruszenie nazywano<br />

czynem społecznym... W Podgórzynie<br />

uratowano stary kościół o unikalnej architekturze.<br />

Ze zrujnowanego obiektu<br />

w latach 1979-1980 zrekonstruowano<br />

i odnowiono dużą świątynię. Przy budowie<br />

pracowało „czynami społecznymi”<br />

przez 40000 godzin 336 mężczyzn.<br />

Powyższe wydarzenia opisał szeroko<br />

w "Homiliach II" ks. Darowski. Tu jednak<br />

ludzie wyrażali swoją wolną wolę.<br />

Byliśmy blisko ukończenia prac więc<br />

udaliśmy się z panią Krystyną do<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 29


RATOWNICTWO GÓRSKIE wspomnienia<br />

ks. proboszcza poprosić o poświęcenie<br />

kapliczki. Określiliśmy termin zakończenia<br />

prac na dzień 23 czerwca 1989r.<br />

Ksiądz Darowski, zajęty wieloma obowiązkami<br />

duszpasterskimi, naturalnie<br />

zaakceptował naszą prośbę z powagą<br />

i zadowoleniem. W Przesiece zbliżał się<br />

niecodzienny, historyczny i świąteczny<br />

dzień. Zdążyłem jeszcze zrobić z miedzianej<br />

blachy podhalańską parzenicę,<br />

która przyozdabia pień - jak przystało<br />

na góralską robotę. Kiedy już konstrukcja<br />

była ukończona, trzeba było całość<br />

przewieźć na miejsce.<br />

Przesieczanin, góral z pochodzenia,<br />

pan Antoni Moniak przewiózł kapliczkę<br />

wozem zaprzężonym w dwa konie.<br />

Przyszli jeszcze panowie Książkiewiczowie<br />

pomóc przy pracy i ktoś jeszcze,<br />

ale nie pamiętam kto. Na daszku<br />

kapliczki umieszczono krzyż zrobiony<br />

przez pana Cabana. W rozwidleniu<br />

sosnowego pnia osadziliśmy figurkę<br />

Matki Bożej z Dzieciątkiem. Jeszcze<br />

powlekanie elementów drewnianych<br />

impregnatem, potem kwiaty i inne elementy<br />

dekoracyjne. Dookoła wszystko<br />

uporządkowane, łączka, choć kosą, ale<br />

równiutko skoszona. Czas na świętowanie.<br />

Emocje nie pozwalały mi długo<br />

zasnąć. Rozmyślałem o tym ,że wpisaliśmy<br />

w nasz przesiecki krajobraz symbolikę<br />

wiary. Dziękuję Panu Bogu.<br />

24 czerwca 1989 roku, niedziela, świętego<br />

Jana Chrzciciela. Początek lata oraz<br />

piękna i słoneczna pogoda. Wcześnie<br />

rano, przed 6 godziną jestem wyspany.<br />

Ciekawość wezbrała, więc idę zobaczyć<br />

wczorajsze dzieło . Nowa sceneria.<br />

Jest jeszcze cisza przeplatana ptasim<br />

śpiewem. W powietrzu czuje się zapach<br />

polnych ziół i kwiatów. Podchodzę. Zatrzymuję<br />

się, spoglądam , idę w inne<br />

miejsca . Jest widoczna z wielu miejsc.<br />

Zatykam mały kwiatek Przesieckiej<br />

Pani przy pniu sosny. Około godziny<br />

9 zaczynają przychodzić ludzie.<br />

Pierwsze komentarze i opinie , których<br />

nie słyszę. O godzinie 10 przyjeżdża<br />

ksiądz proboszcz Michał Darowski<br />

z neoprezbiterem ks. Krzysztofem<br />

Krzyżanowskim. Panuje uroczysty nastrój.<br />

Jest już prawie 90 osób koło kapliczki.Przyszli<br />

mieszkańcy Przesieki,<br />

Podgórzyna oraz innych miejscowości<br />

naszej parafii ,wczasowicze i turyści .<br />

Kobiety intonują pieśń „Po górach, dolinach<br />

rozlega się głos”, po czym ksiądz<br />

proboszcz poświęca kapliczkę.<br />

Modlimy się i radujemy się. Przemówienie<br />

ks. Michała jest wyrazem i sentencją<br />

tego czego dokonaliśmy, naszej<br />

wiary, umiłowania Pana Boga i Matki<br />

Bożej Maryi.<br />

W pamięci mam urywek mowy ks.<br />

Darowskiego, „...To jest tak, jakby na<br />

niebie zaświeciła jeszcze jedna gwiazda<br />

w ciemności...” Padają słowa wzajemnego<br />

podziękowania, wspólnej i indywidualnej<br />

modlitwy. Wierni śpiewają<br />

pieśni.<br />

Dziękczynienie i wzruszenie w nowym<br />

miejscu - sacrum. Szczęść wam Boże na<br />

drogach po których szukacie i zmierzacie<br />

do Boga .<br />

Do Twej dążym kaplicy - co z brzegu<br />

czeka nas, wśród wichrów nawałnicy, w<br />

pochmurny słotny czas byśmy tam wciąż<br />

dążyli i nigdy nie zbłądzili...<br />

(fragment pieśni)<br />

R O Z D Z I A Ł II<br />

Przy kapliczce zatrzymują się przechodnie<br />

, w następnych dniach przejeżdżające<br />

wycieczki autokarowe z turystami<br />

poświęcają chwilę temu miejscu. Są to<br />

grupy krajowe, a także zagraniczne obsługiwane<br />

przez Przewodników Sudeckich,<br />

znających wspaniale nasze góry<br />

i ich okolice.<br />

Po pewnym czasie zdawać się mogło, że<br />

miejsce spowszedniało, lecz jednak nie.<br />

Miejscowe kobiety opiekują się kapliczką<br />

pielęgnując kwiaty. Pani Caban<br />

wykazuje największe zainteresowanie.<br />

Wierni zbierają się na modlitwy, odmawianie<br />

różańca i wspólne śpiewanie<br />

pieśni poświęconych Maryi i Panu<br />

Jezusowi. Miejsce jest zadbane. W dniu<br />

poświęcenia kapliczki były rozmowy<br />

30<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


wspomnienia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

o wybudowaniu kościółka w Przesiece,<br />

tuż obok. Jak powiadają - czas pokaże,<br />

a droga do następnego przedsięwzięcia<br />

została otwarta. Wielu mieszkańców<br />

jest dumnych z obecności w naszej<br />

Przesiece oryginalnej kapliczki. Ponad<br />

czterdzieści rodzin przekazało różne<br />

kwoty pieniężne, dzięki którym można<br />

było zrealizować budowę kapliczki.<br />

Łączny koszt wyniósł 985 tysięcy złotych<br />

(w 1989 roku).<br />

Wiele osób przyczyniło się w formie<br />

rzeczowej do powstania dzieła . Nieocenioną<br />

pomocą była również modlitwa .<br />

Przyjeżdżający tutaj goście mogą zaczerpnąć<br />

nie tylko świeżego powietrza.<br />

Być może kontakt z Bogiem w górach<br />

umocni ich siły duchowe i fizyczne.<br />

Siądź na kamieniu,który się odłamał<br />

Z odwiecznych skał,<br />

I przez potoku odwieczny szum<br />

Rozmawiaj z Bogiem.<br />

Jan Kasprowicz<br />

Przebywający na wypoczynku turyści<br />

i wczasowicze chętnie zwiedzają wiele<br />

urokliwych miejsc w Przesiece oraz<br />

okolicy. Pytają mieszkańców, gdzie<br />

znajduje się najbliższy kościół, jak dojechać,<br />

by zwiedzić , aby uczestniczyć<br />

w Mszy Świętej. Interesują się historią<br />

i obiektami sakralnymi na naszym terenie.Kapliczka<br />

to mały fragment historii<br />

naszej miejscowości. Przekazujemy<br />

przyszłym pokoleniom wiarę, którą<br />

otrzymaliśmy od naszych rodziców, rodzice<br />

od naszych dziadków... Któż zliczy<br />

pokolenia polskich chrześcijan?<br />

W jednym z wydanych przewodników<br />

o Karkonoszach ukazała się pierwsza<br />

fotografia wraz z adnotacją mówiącą<br />

o przykładzie współczesnego kształtowania<br />

się sztuki ludowej. O! - Jesteśmy<br />

odkryci przez poszukiwaczy! - pomyślałem.<br />

Przecież każdy z nas jest w pewnym<br />

sensie jest twórcą. Cieszy więc to,<br />

że o nas mówią, że nas dostrzegają i nie<br />

jesteśmy zapomnieni. Na nowej mapie<br />

turystycznej Przesieki zaznaczono również<br />

kapliczkę.<br />

Pewnego dnia, przechodząc koło kapliczki,<br />

spostrzegłem zapaloną świeczkę.<br />

Nie była to pierwsza świeczka - obok<br />

stały już ogarki. W wazoniku umieszczone<br />

były też świeże kwiaty. Innego<br />

dnia zauważyłem założony przy pniu<br />

różaniec. Pomyślałem chwilkę. Ktoś zapewne<br />

modlił się, ale nie tylko.<br />

Ten ktoś rozmawiał z Bogiem. On<br />

modlił się w celowej intencji, prosił?,<br />

a może błagał o pomoc. Człowiek ów<br />

mógł również dziękować. Przedziwne<br />

są miejsca, w których rozmawiamy<br />

z Panem Jezusem i Maryją, Matką Jego.<br />

Jest wiele modlitw oraz miejsc, w których<br />

się modlimy. To nasze codzienne<br />

problemy , troski i zmartwienia, a także<br />

radości życia, które zanosimy do Pana<br />

w modlitwie.<br />

Modlić się można i trzeba na różne<br />

sposoby, tak jak obficie pouczyła nas<br />

o tym Biblia. Księga Psalmów jest wciąż<br />

niezastąpiona. Trzeba się modlić „błaganiem<br />

niewymownym”, ażeby wejść<br />

w rytm błagań samego Ducha. Trzeba<br />

błagać o przebaczenie, włączając się<br />

w to wielkie wołanie Chrystusa Odkupiciela<br />

(por. Hbr 5,7). Poprzez to wszystko<br />

trzeba głosić chwałę. Modlitwa jest<br />

zawsze opus gloriae (dziełem chwały).<br />

Człowiek jest kapłanem stworzenia.<br />

Chrystus potwierdził mu tę godność i to<br />

powołanie.<br />

Jan Paweł II<br />

Przesieczanie mają na uwadze bezpieczeństwo<br />

kapliczki. Troszczą się o jej<br />

bezpieczeństwo. Któregoś wieczoru kilku<br />

wyrostków wszczęło obok sprzeczkę.<br />

Zaczęła się bójka , wyrwali kilka sztachet<br />

z ogrodzenia kapliczki. Zostali jednak<br />

szybko spłoszeni przez mieszkańców.<br />

Incydentem zajęli się stróże prawa<br />

i porządku. Szkody zostały naprawione.<br />

Po upływie dwóch lat zakonserwowaliśmy<br />

impregnatem drewniany daszek.<br />

Pan Zygmunt naprawiał zamknięcie<br />

do ogródka (zamknięcie było delikatne,<br />

a odwiedzających dużo).<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 31


RATOWNICTWO GÓRSKIE wspomnienia<br />

Panowie Iwanowski i Widawski ponowili<br />

konserwację kapliczki. Nadmienić<br />

należy także, iż wielu mieszkańców dba<br />

o porządek w tym miejscu. Rodzina<br />

państwa Metelskich w czasie lata regularnie<br />

kosi łączkę przy kapliczce. Opowiadali<br />

mi o spacerujących wczasowiczach<br />

i turystach, którzy zatrzymują się,<br />

fotografują, filmują. Codziennie kursujące<br />

główną ulicą Karkonoską autobusy<br />

MPK przewożą wiele osób, które z łatwością<br />

mogą dostrzec kapliczkę.<br />

Wiosną 1992 roku przybyli uchodźcy<br />

z Bośni. W ich kraju była domowa wojna.<br />

Otrzymali schronienie od polskiego<br />

rządu i PCK w Przesiece, w domach<br />

wczasowych. Liczna grupa wielonarodowościowa,<br />

różnych wyznań religijnych<br />

- kilkaset ludzi. Byli katolicy,<br />

muzułmanie i prawosławni. Tutaj żyli<br />

w zgodzie i pokoju. Kontaktowaliśmy<br />

się z nimi.Uczestniczyliśmy razem we<br />

mszach świętych .<br />

Mam w pamięci matkę Iwkę z synkiem<br />

Josipem. Wyróżniali się tym, że byli<br />

bardzo skromni i zamknięci w sobie.<br />

Moja żona i ja zaprosiliśmy ich dwoje<br />

do naszego domu. Zauważyliśmy zamkniętą<br />

lewą dłoń Iwki. Po pewnym<br />

czasie kobieta pokazała nam, co kryje<br />

w ręce. Był to różaniec. Josip naśladował<br />

matkę - jego rączka była zamknięta,<br />

a w niej ukryty był różaniec. Z opowiadania<br />

Bośniaczki dowiedzieliśmy się,<br />

że w ich miejscowości trwała bratobójcza<br />

wojna, bombardowane były domy.<br />

Ich rodzina schroniła się w piwnicy.<br />

Bomba trafiła w ich dom, który został<br />

całkowicie zburzony. Ich rodzina ocalała.<br />

Wszyscy mieli w rękach różańce<br />

i modlili się .<br />

„Hvala Majci Božjoj”, „Hvala Božansko<br />

Srce Isusovo”, „Osobito Ti ih prikazujem<br />

za svetu Crkvu i za svetoga Oca i za<br />

sve potrebe koje su preporučene članovima<br />

Apostolata molitve”.<br />

Byliśmy wraz z żoną zdumieni opowiadaniem<br />

Iwki. Matka i syn często odwiedzali<br />

kapliczkę. Zawierzyli Matce Bożej<br />

z Međugorje. Zawierzyli Jezusowi.<br />

W 1993 roku wielu wyjechało, szukając<br />

schronienia w innych krajach , a pozostali<br />

wrócili do Bośni.<br />

Tyś Częstochowska i Tyś Ostrobramska,<br />

Tyś Kalwaryjska i Tyś jest przydrożna...<br />

Ty jesteś śnieżna, boś Ty oczyszczona -<br />

Tyś jest gromniczna i Tyś jest bolesna -<br />

Tyś na osiołku w ucieczce strudzona,<br />

Ty jesteś ludzka - a Tyś niedoczesna...<br />

fragment poetyckiej pieśni A. Frasika<br />

Tyś Panią Przesiecką, Madonną<br />

Karkonoską<br />

Mariusz Czerski<br />

Po jakimś czasie zmieniło się otoczenie<br />

wokół kapliczki. Ustawiono dwa znaki<br />

drogowe oraz słupek z napisem „ul .Turystyczna”.<br />

Nasuwa mi się refleksja i pytanie.<br />

Kim my jesteśmy tu na ziemi?<br />

Ktoś „myślący inaczej” ustawił obok<br />

duży pojemnik na śmieci. Szkoda, że do<br />

tego śmietnika nie mieści się głupota.<br />

Szkoda, że nie służy on za pojemnik na<br />

grzechy ludzkie. Pewnie jest zbyt mały.<br />

Brzydkie to i smutne. Pewnego dnia zajęty<br />

pracą przy domu usłyszałem głośne<br />

„Dzień dobry”.<br />

„Dzień dobry” - odpowiedziałem. Poznałem<br />

starszych przyjaciół. Byli to<br />

państwo Uczkiewiczowie z Kalisza. Od<br />

wielu lat przyjeżdżali do Przesieki. Pan<br />

Uczkiewicz jest zamiłowanym turystą<br />

oraz znawcą gór polskich. Jest przodownikiem<br />

Złotej Górskiej Odznaki<br />

Turystycznej PTTK. W rozmowie nawiązywaliśmy<br />

do wspomnień ze wspólnych<br />

wycieczek po Karkonoszach.<br />

Opowiadał mi jak w latach 70-tych fotografował<br />

(do własnej kolekcji) przydrożne<br />

kapliczki. Pomimo trudności<br />

z cenzurą w tamtych latach zorganizował<br />

w Kaliszu wystawę prac fotograficznych<br />

o tematyce religijnej. Szkoda,<br />

powiedział , że na tej wystawie nie było<br />

właśnie TEJ kapliczki.<br />

Pewnego jesiennego dnia 2000 roku<br />

panie opiekujące się kwiatami przy<br />

kapliczce, spostrzegły, że dolna część<br />

32<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


wspomnienia RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

pnia kapliczki stykająca się z ziemią jest<br />

zmurszała.<br />

Zaistniała pilna potrzeba naprawy.<br />

Nadchodziła pora halnych wiatrów,<br />

groziło to uszkodzeniem konstrukcji<br />

kapliczki. Przyszli szwagrowie Marcin<br />

i Stanisław. Postanowiliśmy zabezpieczyć<br />

kapliczkę solidnymi żerdziami.<br />

Zabezpieczona została całość. Na wiosnę<br />

zostanie naprawiona konstrukcja<br />

fundamentów kapliczki. Zabezpieczenie<br />

okazało się skutecznie, mocne. Wytrzymało<br />

zimowe, porywiste wiatry. 24<br />

maja 2001 roku spotkaliśmy się przy<br />

kapliczce prawie w komplecie. Rozmawialiśmy<br />

o uszkodzeniach. Radziliśmy<br />

nad właściwym zamocowaniem. Zdjęliśmy<br />

tymczasowe zabezpieczenie i po<br />

wyjęciu konstrukcji z szyn zanieśliśmy<br />

ją na posesję państwa Razowskich. Była<br />

sposobność, aby szczegółowo oczyścić<br />

i zakonserwować rzeźbę oraz całość<br />

zewnętrznych drewnianych elementów<br />

kapliczki. Następnego dnia zabraliśmy<br />

się do pracy ze Stanisławem. Powróciły<br />

wspomnienia sprzed lat. Zajęci byliśmy<br />

cały dzień pracą przy czyszczeniu i impregnowaniu<br />

drewna.<br />

Wieczorem ktoś powiedział: „Ukradziono”<br />

kapliczkę.<br />

Ktoś inny powiedział, że jedna z kobiet<br />

idących do pracy, każdego dnia przy<br />

kapliczce czyniła znak krzyża. Widząc<br />

że jej nie ma, zatrzymała się, ale mimo<br />

zniknięcia kapliczki przeżegnała się.<br />

W sobotę od rana kontynuowalśmy robotę.<br />

Sprzyjała nam piękna, słoneczna,<br />

wiosenna pogoda. Pan Bosko ofiarował<br />

impregnat .Pan Balakowski przywiózł<br />

solidny, nowy pień modrzewiowy. Element<br />

ten należało dopasować w miejsce<br />

zniszczonego drewna sosny. Po<br />

południu pracowałem sam. Dzisiaj jest<br />

dzień Matki. Dzień Matki Pana Jezusa.<br />

Cóż my Jej ofiarujemy? Sam nie zdołam<br />

dokończyć prac remontowych. Usiadłem<br />

na odpoczynek, spoglądałem na<br />

zegarek. Było około 18-tej . Tego wieczoru<br />

w domach rodziny świętowały.<br />

Nie śmiałem prosić Pana Boga o pomoc.<br />

Po krótkim czasie zjawił się Stanisław.<br />

Przejeżdżający Artek udał się po dziadka<br />

pana Cabana , za chwilę doszedł<br />

również Marcin. Pan Franek piłą motorową<br />

wykonał cięcia w drewnianych<br />

pniach. Dopasowaliśmy i złączyliśmy.<br />

Impregnacja drewna też została ukończona.<br />

Powiedziałem: „Chłopy, dzisiaj Matce<br />

Najświętszej ofiarujemy nasz wysiłek.<br />

Choć jest późno, sobota i dzień naszych<br />

matek, stawiamy konstrukcję na<br />

miejsce”. Zgodnie ruszyliśmy do dzieła.<br />

Montowanie trwało dłuższą chwilę i kapliczka<br />

stanęła na pierwotnym miejscu.<br />

To ofiara naszej Matce naszego Boga.<br />

Pomimo wysiłku wszyscy byliśmy zadowoleni.<br />

Chwała Tobie Panie.<br />

W następnych dniach pani Krystyna<br />

zorganizowała dwie nowe ławki wykonane<br />

przez pana Krzysztofa Żołniera.<br />

Razem z mężem Zygmuntem ustawili<br />

je w miejsce starych ławek.<br />

Razem ze Stasiem Razowskim oczyściliśmy<br />

i zakonserwowaliśmy całe ogrodzenie.<br />

Teraz pozostało jeszcze zająć się<br />

kwiatami.<br />

Na łące przy kapliczce pasie się słońce<br />

Z rudą grzywą niby koń Bruno.<br />

A w niebie obłoki jak owoce,<br />

Jak owoce, jak owce, jak runo -<br />

Przy murze wysokie, wysokie jesiony,<br />

Wyciągają swe bokserskie pięście,<br />

Podrzucają obłoki jak balony,<br />

Jak oślepiające szczęście.<br />

Wysokie, wysokie moje szczęście,<br />

Jak wysmukły pień się przegina,<br />

I raptem się załamuje:<br />

Moja wina, moja wina, moja wina.<br />

Album tatrzańskie Jarosława Iwaszkiewicza<br />

Od początku budowy kapliczki była<br />

obecna moja matka Stanisława, ojciec<br />

Józef i żona Halina z synkiem Kamilkiem.<br />

Ceniłem ich rady oraz wsparcie.<br />

Pocieszali mnie w chwilach, kiedy pojawiały<br />

się kłopoty. Cieszyli się z postępów<br />

w budowie oraz pomagali, jak<br />

mogli. Ojciec nie oszczędzał swych sił<br />

przy wznoszeniu kapliczki , pomimo<br />

złego stanu zdrowia i obowiązków domowych.<br />

Wiedziałem, że jest to także<br />

jego istotny cel.<br />

Zapewne wiele osób, które przyczyniły<br />

się do zbudowania kapliczki , miało podobne<br />

odczucia. Nie chodziło o zasługi,<br />

gdyż nie to było zamiarem naszego<br />

działania. Tracimy czas na różne rzeczy<br />

- nie zapominajmy poświęcić swojego<br />

czasu Panu Bogu. Minęło dwanaście lat<br />

od dnia poświęcenia kapliczki a wydaje<br />

się, jakby to było wczoraj.<br />

Ks. Michał Darowski wielokrotnie<br />

mówił o tym, aby w Przesiece powstał<br />

kościółek. Propozycje rozważali<br />

mieszkańcy. Obawiali się trudności<br />

związanych z budową ze strony władz<br />

komunistycznych - zwalczających kościół<br />

katolicki. Ks. Michał Florkiewicz,<br />

następca ks. M. Darowskiego, kontynuował<br />

odprawianie mszy świętych w<br />

niedzielę w izbie domu prywatnego,<br />

aby podtrzymać ideę budowy kościoła<br />

w Przesiece . Był jednak kapłanem w<br />

podeszłym wieku i niewiele mógł zrobić.<br />

Umarł wkrótce.<br />

Następca ks. Florkiewicza, młody<br />

„czterdziestolatek” ks. Stanisław Skrzypek<br />

, od sześciu lat nam „proboszczujący”<br />

ma szansę - mam nadzieję – na<br />

sfinalizowanie idei poprzedników.<br />

Na razie - póki co - szabrownicy rozkradają<br />

wstępnie zgromadzone materiały<br />

budowlane. Od 6 lat składamy ofiary<br />

na budowę „wymarzonego” kościółka.<br />

Wszystkim - staropolskie „Szczęść<br />

Boże”.<br />

Po pewnym czasie, w Przesiece powstał<br />

kościółek. W roku 2010, na Wielkanoc,<br />

zorganizowaliśmy w kościółku koncert<br />

Haydna – „Siedem słów Chrystusa”.<br />

Grali profesjonaliści, a dla dla wielu<br />

słuchających miejscowych i przyjezdnych<br />

wczasowiczów było to wspaniałe<br />

przeżycie.<br />

■<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 33


Mŕtvym na pamiatku,<br />

živým pre výstrahu<br />

TEKST RYSZARD NOWAK<br />

Artykuł o śmiertelnych wypadkach Polaków w Tatrach<br />

Słowackich w latach 1868–2015 ukazał się w kwartalniku<br />

TPN „Tatry” nr 56 – wiosna 2016<br />

34<br />

nr 1/<strong>2017</strong>


nauka RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

To motto znane z symbolicznych cmentarzy pod Osterwą i na Zwierówce,<br />

uzmysławia nam, że góry pochłaniają ofiary. Zarówno tych początkujących, jak<br />

i doświadczonych, tych nierozważnych, jak i zapobiegliwych, młodych<br />

i starszych, kobiety i mężczyzn. Oddając cześć tym, którzy stracili życie<br />

w górach jednocześnie przestrzega nas byśmy sami nie stali się ofiarami<br />

górskich tragedii.<br />

W<br />

literaturze mamy dość sporo<br />

opisów głośnych wypadków<br />

tatrzańskich oraz akcji<br />

ratowniczych z nimi związanych, lecz<br />

niewiele jest kompleksowych opracowań<br />

dotyczących wypadków śmiertelnych.<br />

Pierwszym takim opracowaniem<br />

była publikacja Ivana Bohuša seniora<br />

Obeťe Vysokých Tatier 1650–1983<br />

(„Krasy Slovenska” 1984, nr 11 i 12 oraz<br />

1985, nr 1). Autor poddał bardzo szczegółowej<br />

analizie wszystkie wypadki<br />

śmiertelne, które zdarzyły się na terenie<br />

słowackich Tatr Wysokich i Tatr Bielskich<br />

do roku 1983. Po polskiej stronie<br />

podobnego rodzaju opracowanie pt.<br />

Wypadki śmiertelne na terenie działania<br />

TOPR w latach 1909–2009 opublikowali<br />

Adam i Andrzej Maraskowie<br />

z okazji stulecia TOPR-u („Tatry” 2011<br />

nr 1).<br />

Inspiracją do podjęcia niniejszego tematu<br />

był z jednej strony brak pełnego<br />

opracowania dotyczącego śmiertelnych<br />

wypadków Polaków po południowej<br />

stronie Tatr i próba uzupełnienia<br />

tej luki, z drugiej – kontynuacja<br />

moich zainteresowań tą tematyką,<br />

zapoczątkowanych opracowaniem<br />

napisanym dla zdobycia uprawnień<br />

przewodnika tatrzańskiego I klasy pt.<br />

Śmiertelne wypadki w Tatrach Polskich<br />

1850–1986, którego dotąd nie publikowałem.<br />

Podstawowym materiałem źródłowym,<br />

na którym oparłem się, były oficjalne<br />

wykazy śmiertelnych ofiar Tatr sporządzone<br />

przez Horską Záchranną Službę<br />

oraz prowadzona przez nich kronika<br />

ofiar Tatr i sprawozdania z wypraw<br />

ratunkowych. Ponadto wystąpiła konieczność<br />

sięgnięcia do dokumentacji<br />

po stronie polskiej, gdyż często ten<br />

sam wypadek odnotowany był także<br />

w księgach TOPR-u. Tutaj skorzystałem<br />

głównie z materiałów zgromadzonych<br />

do mojego wspomnianego wcześniej<br />

opracowania opartego na analizie<br />

kronik wypraw TOPR-u (do roku<br />

1986) oraz publikowanej we „Wierchach”<br />

kroniki wypraw ratunkowych<br />

TOPR.<br />

Najdawniejsze zdarzenia<br />

Pierwszymi ofiarami Tatr byli poszukiwacze<br />

skarbów, górnicy, myśliwi oraz<br />

pasterze. Później, w miarę rozwoju<br />

turystycznej eksploracji gór – turyści<br />

i taternicy.<br />

Pierwszy znany wypadek śmiertelny<br />

w Tatrach zdarzył się w roku 1650, a jego<br />

ofiarą był Adam Kalstein, poszukiwacz<br />

skarbów. Zginął w Tatrach Bielskich<br />

w nieznanych okolicznościach, przypuszcza<br />

się jedynie, że padł ofiarą<br />

zabójstwa w wyniku porachunków<br />

zawodowych. Przyjęto więc, że smutny<br />

rejestr śmiertelnych wypadków tatrzańskich<br />

otwiera Johann Andreas<br />

Papirus, pomocnik stolarza z Maciejowców,<br />

zajmujący się poszukiwaniem<br />

skarbów. Wypadek zdarzył się w roku<br />

1771 na Czarnym Szczycie, z którego<br />

Papirus spadł do Doliny Dzikiej. Fakt<br />

ten upamiętniony został w nazewnictwie<br />

tatrzańskim – trzy turnie i trzy<br />

przełączki między Przełęczą Stolarczyka<br />

a Czarnym Szczytem, noszą nazwę<br />

Papirusowych Turni i Papirusowych<br />

Przełączek.<br />

Pierwszymi ofiarami śmiertelnymi<br />

wśród Polaków na terenie Tatr Słowackich<br />

(przyjęto zasięg terytorialny<br />

według obecnego przebiegu granicy<br />

polsko-słowackiej) były trzy osoby<br />

znalezione w 1868 r. w Dolinie Kamienistej.<br />

Ich tożsamość, ani przyczyna<br />

śmierci nie są znane, kroniki podają<br />

jedynie, że znaleziska dokonał pasterz<br />

Martin Mnich i przypuszczenie, że<br />

uciekali przed epidemią na południową<br />

stronę Tatr.<br />

Kolejnym Polakiem, który poniósł<br />

śmierć po słowackiej stronie Tatr był<br />

Władysław Lustgarten, student z Krakowa,<br />

który 10 sierpnia 1903 r. odpadł<br />

podczas zejścia z Łomnicy do Doliny<br />

Dzikiej. Kolejne ofiary to dr Ernest Weiss,<br />

zaginiony w 1909 r., którego zwłoki<br />

znaleziono po południowej stronie Rysów<br />

w lipcu 1913 r. oraz ofiary najbardziej<br />

znanej tragedii tatrzańskiej, która<br />

wydarzyła się na Małym Jaworowym<br />

w sierpniu 1910 r. – Stanisław Szulakiewicz<br />

i idący mu na ratunek Klimek<br />

Bachleda.<br />

Statystyka wypadków<br />

śmiertelnych<br />

Od 1868 do końca roku 2015 r. liczba<br />

znanych ofiar śmiertelnych, na terenie<br />

Tatr Słowackich wyniosła 1289 osób,<br />

w tym było 235 Polaków. Nasi rodacy<br />

stanowili więc ok. 18 proc. wszystkich<br />

ofiar śmiertelnych w tej części gór. Jak<br />

rozkładało się to na poszczególne dziesięciolecia<br />

omawianego okresu obrazuje<br />

wykres nr 1.<br />

Największą liczbę ofiar, będących Polakami<br />

pochłonęły Tatry Słowackie<br />

w latach 1981 i 1996 (po 8 osób),<br />

w roku 1933 i 2007 (po 7 osób) w latach<br />

1939, 1959, 1964, 1993 i 2009 (po<br />

6 osób). W pozostałych latach liczba ta<br />

nie przekracza 5 osób rocznie. W niektórych<br />

latach nie odnotowano w ogóle<br />

ofiar (1869–1902, 1904–1908, 1911,<br />

1913–1915, 1917–1919, 1922–1924,<br />

1931–1932, 1940–1943, 1946, 1950,<br />

1953, 1955, 1968, 1971, 1973, 1982,<br />

1992 i w 2003).<br />

Wynikają z tego dwa zasadnicze wnioski.<br />

Znacznie mniej Polaków poniosło<br />

śmierć po słowackiej stronie Tatr,<br />

niż po polskiej, co jest oczywiście związane<br />

z frekwencją rodaków w tych obu<br />

częściach Tatr. Po drugie statystyka<br />

ta weryfikuje wygłaszane niekiedy<br />

opinie, jakoby Polacy stanowili szczególnie<br />

dużą część wśród ofiar wypadków<br />

śmiertelnych w Tatrach Słowackich.<br />

Miesiące, w których zdarzyła się największa<br />

liczba wypadków, to sierpień<br />

(60), lipiec (30) i wrzesień (28), a więc<br />

w wysokim sezonie turystycznym,<br />

kiedy w Tatrach odnotowywana jest<br />

najwyższa frekwencja. W okresie od<br />

1 listopada do 15 czerwca, kiedy wyższe<br />

partie słowackich Tatr są zamknięte dla<br />

ruchu turystycznego, ilość wypadków<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 35


RATOWNICTWO GÓRSKIE nauka<br />

śmiertelnych maleje, wyjątek stanowią<br />

tu miesiące zimowe, od początku<br />

grudnia do końca kwietnia, kiedy<br />

średnio w każdym z tych miesięcy<br />

zginęło po 15 osób, z których wiele<br />

było ofiarami lawin śnieżnych.<br />

W dziewięciu przypadkach brak jest<br />

daty tragedii. Ilość ofiar śmiertelnych<br />

w poszczególnych miesiącach roku obrazuje<br />

wykres nr 2.<br />

36<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

Charakterystyka ofiar wypadków<br />

śmiertelnych<br />

Wśród ofiar śmiertelnych w rozpatrywanej<br />

grupie 235 Polaków, 179<br />

osób stanowią mężczyźni, 51 osób<br />

kobiety (ok. 21 proc.), natomiast<br />

co do pięciu osób wśród ofiar nie zidentyfikowanych<br />

brak jest w kronikach danych<br />

na temat płci. W przypadku dwunastu<br />

osób nie jest znana ich tożsamość<br />

– dotyczy to głównie najstarszych odnotowanych<br />

wypadków śmiertelnych.<br />

Analizie poddano także wiek ofiar<br />

ustalając poszczególne przedziały wiekowe,<br />

począwszy od dzieci do 10 lat<br />

i dalej co 10 lat do osiemdziesiątego<br />

roku życia. W pierwszym przedziale<br />

wiekowym (do 10 lat) i w ostatnim (powyżej<br />

osiemdziesiątego roku życia) nie<br />

odnotowano ani jednej ofiary śmiertelnej.<br />

Największa ilość ofiar śmiertelnych<br />

to osoby młode w przedziale wiekowym<br />

21–30 lat (89 osób), co stanowi<br />

prawie 39 proc. wszystkich Polaków,<br />

którzy ponieśli śmierć w Tatrach Słowackich.<br />

To prawie identyczny procentowy<br />

udział tej grupy wiekowej<br />

wśród ofiar śmiertelnych jak w Tatrach<br />

Polskich (38 proc.). Przyczyna<br />

z pewnością jest ta sama: ta<br />

grupa wiekowa stanowi najliczniejszą<br />

część wśród turystów i wspinaczy<br />

w Tatrach, zaś młody wiek nie<br />

idący w parze z doświadczeniem<br />

często przyczynia się do podejmowania<br />

nadmiernego ryzyka. Kolejne grupy<br />

wiekowe, w których odnotowano<br />

największą ilość ofiar śmiertelnych<br />

to przedział 31¬–40 lat (35 osób) oraz<br />

przedział 11–20 lat (30 osób), czyli<br />

podobna ilość ofiar w każdej z tych<br />

grup |wiekowych, co również jest zgodne<br />

ze statystykami ofiar śmiertelnych<br />

w Tatrach Polskich. Ilość ofiar śmiertelnych<br />

w poszczególnych przedziałach<br />

wiekowych przedstawiono na wykresie<br />

nr 3.<br />

Wśród ofiar wypadków śmiertelnych,<br />

które zdarzyły się na terenie Tatr Słowackich,<br />

znajduje się 7 osób o najwyższych<br />

górskich kwalifikacjach:<br />

przewodników tatrzańskich i ratowników<br />

górskich. Tę smutną listę otwiera<br />

wspomniany już Klimek Bachleda,<br />

dalej ofiary lawin: Ryszard<br />

Wawro – ratownik Grupy Tatrzańskiej<br />

GOPR, który zginął w kwietniu<br />

1958 r. podczas próby zimowego przejścia<br />

Głównej Grani Tatr, przy wejściu<br />

na Przełęcz koło Drąga, Janusz<br />

Kondyjowski – przewodnik tatrzański,<br />

członek Studenckiego Koła Przewodników<br />

Górskich w Krakowie,<br />

został zasypany pod Rakuską<br />

Czubą w grudniu 1977 r.; Marek Will<br />

– przewodnik tatrzański i ratownik<br />

Grupy Tatrzańskiej GOPR, zginął<br />

podczas samotnej wędrówki porwany<br />

przez lawinę, która zeszła ze<br />

Skrajnej Turni do Doliny Cichej<br />

w listopadzie 1981 r. oraz Józef<br />

Michalec, przewodnik tatrzański,<br />

przewodnik IVBV i ratownik TOPR,<br />

którego przysypała lawina<br />

w Dolince Rumanowej 3 grudnia<br />

2015 r. Wśród ofiar jest też Janusz<br />

Śmiałek – przewodnik tatrzański<br />

i ratownik TOPR, który zginął<br />

we wrześniu 1997 r. podczas patrolu<br />

na dyżurze ratowniczym w Morskim<br />

Oku spadając z Białczańskiej<br />

Przełęczy Wyżniej. Prawdziwym<br />

szokiem dla naszego środowiska<br />

przewodników i ratowników górskich<br />

był tragiczny wypadek Władysława<br />

Cywińskiego – przewodnika tatrzańskiego<br />

i ratownika TOPR, najlepszego<br />

znawcy topografii Tatr, autora 19<br />

tomów szczegółowego przewodnika<br />

po Tatrach, który zginął 12 października<br />

2013 r. spadając z Tępej do Doliny<br />

Złomisk. Dokładna przyczyna wypadku<br />

nie jest znana, lecz biorąc pod<br />

uwagę panujące w tym dniu warunki<br />

(mgła, duża wilgotność, śliska skała)<br />

przypuszczalną przyczyną mogło być<br />

poślizgnięcie.<br />

Miejsca wypadków śmiertelnych<br />

Miejsca wypadków śmiertelnych oraz<br />

ich ilość przedstawia tabela nr 1.<br />

Największą ilość ofiar śmiertelnych<br />

pochłonął Ganek. Było to 14 osób<br />

– wszyscy uprawiali wspinaczkę,<br />

dziesięciu z nich poniosło śmierć na<br />

Galerii Gankowej. W dziesięciu przypadkach<br />

przyczyną był upadek z wysokości,<br />

w trzech skrajne wyczerpanie<br />

oraz w jednym przypadku obryw skalny.<br />

Wśród wymienionych wypadków<br />

największe reperkusje wywołała śmierć<br />

czołowego wspinacza Wincentego<br />

Birkenmajera, który bezpośrednio po<br />

nocy spędzonej w pociągu Poznań<br />

-Zakopane, wyruszył, by ze Stanisławem<br />

Grońskim dokonać pierwszego<br />

zimowego przejścia wschodniego<br />

filara Ganku w kwietniu 1933<br />

r. Zmarł na Galerii Gankowej<br />

z powodu wychłodzenia<br />

i skrajnego wyczerpania.<br />

Kolejne miejsca, gdzie zdarzyło się<br />

najwięcej wypadków śmiertelnych to<br />

Mięguszowiecki Szczyt Wielki i Pośredni,<br />

Lodowy i Mały Lodowy, Żabia<br />

Grań, Łomnica, Dolina Cicha i Grań<br />

Baszt. W pozostałych miejscach<br />

śmierć poniosło po mniej niż 10 osób.<br />

O ile w przypadku Ganku wszystkie<br />

ofiary były taternikami, tu większość<br />

stanowili turyści wysokogórscy.<br />

Sporo wypadków miało miejsce<br />

podczas uprawiania turystyki i wspinaczki<br />

na terenie Tatr Polskich, jednakże<br />

miejsce śmierci znajdowało<br />

się już po stronie słowackiej. To głównie<br />

ofiary odpadnięcia, porwania<br />

przez lawinę lub omyłkowego zejścia<br />

lub zjazdu na nartach ze szczytów<br />

lub grani, przez które przebiega<br />

granica polsko-słowacka. Takie<br />

miejsca, to kolejno od zachodu:<br />

Wołowiec, Czerwone Wierchy, rejon<br />

Kasprowego Wierchu, Świnica,<br />

Cubryna, Mięguszowiecka Grań, Wołowa<br />

Turnia, Żabi Koń, Rysy i Żabia<br />

Grań. Jeśli chodzi o Świnicę, to większość<br />

wypadków śmiertelnych miało<br />

miejsce w Żlebie Blatona opadającym<br />

ze Świnickiej Szczerbiny do znajdującej<br />

się po słowackiej stronie<br />

Doliny Walentkowej. Swą nazwę<br />

żleb zawdzięcza pierwszej śmiertelnej<br />

ofierze tego miejsca, prof. Janowi<br />

Blatonowi, który zginął tu<br />

w czerwcu 1948 r. na skutek poślizgnięcia<br />

na płacie śniegu i upadku z wysokości.<br />

Zdziwienie może budzić fakt, że w tak<br />

łatwo dostępnym miejscu, jakim są<br />

Wodospady Zimnej Wody, poniosło<br />

śmierć aż 4 Polaków. W trzech przypadkach<br />

było to utopienie, w jednym<br />

śmierć na skutek uderzenia pioruna.<br />

Charakter wypadku<br />

Wypadki, w których śmierć ponieśli<br />

Polacy na terenie Tatr Słowackich podzielono<br />

ze względu na rodzaj aktywności<br />

ofiar na: turystyczne, taternickie,<br />

narciarskie, inne oraz nieustalone. Ilość


wypadków w poszczególnych kategoriach<br />

przedstawia tabela nr 2.<br />

Jak widać najwięcej osób zginęło podczas<br />

uprawiania turystyki, co idzie<br />

w parze z faktem, że turystykę górską<br />

uprawia największa ilość odwiedzających<br />

Tatry. Ponadto na terenie Tatr<br />

Słowackich znajdują się szczyty najbardziej<br />

atrakcyjne dla turystów wysokogórskich,<br />

takie jak Gerlach, Łomnica,<br />

Lodowy, czy też Szatan, na których<br />

zresztą odnotowano największą ilość<br />

śmiertelnych wypadków turystycznych.<br />

Udział śmiertelnych wypadków taternickich<br />

(40,9 proc.) niewiele ustępuje<br />

ofiarom wypadków turystycznych. Najwięcej<br />

ofiar wśród taterników pochłonął<br />

Ganek, a następnie Mięguszowieckie<br />

Szczyty, Żabia Grań i Grań Baszt.<br />

Ilość ofiar wypadków narciarskich<br />

jest stosunkowo niewielka (tylko<br />

3 proc.). Spośród siedmiu osób, 4 poniosły<br />

śmierć w lawinach, zaś 3 – na<br />

skutek urazu przy upadku na nartach,<br />

bądź zderzeniu z przeszkodą. Wśród<br />

wypadków „innych” mamy dwa przypadki<br />

śmiertelne podczas pełnienia<br />

obowiązków ratowniczych (Klimek<br />

Bachleda i Janusz Śmiałek), trzy<br />

pierwsze ofiary śmiertelne znalezione<br />

w 1868 r. w Dolinie Kamienistej, które<br />

na pewno nie były ani turystami,<br />

ani taternikami, czy też narciarzami,<br />

następnie Tadeusz Westfalewicz,<br />

który zginął w sierpniu 1954 w wyniku<br />

oderwania bloku skalnego, który<br />

przeciął linę podczas chaotycznie<br />

prowadzonej przez uczestników obozu<br />

taternickiego akcji ratunkowej na<br />

Drodze po Głazach, Józef Michalec,<br />

który zginął w lawinie śnieżnej w czasie<br />

wykonywania pracy przewodnika<br />

oraz przypadkowa ofiara znaleziona<br />

w okolicy Szczyrbskiego Jeziora o niewyjaśnionej<br />

przyczynie zgonu.<br />

Nie odnotowano w ogóle wypadków<br />

jaskiniowych (za wyjątkiem jednego<br />

przypadku zgonu turysty na zawał serca<br />

podczas zwiedzania Jaskini Bielskiej)<br />

ani też śmierci samobójczej i zabójstwa.<br />

W przypadku pięciu ofiar charakter<br />

wypadku pozostaje nieznany.<br />

Przyczyny wypadków<br />

Przyczyny wypadków podzielono<br />

i określono w tabeli nr 3, gdzie podano<br />

również ich ilość w poszczególnych kategoriach.<br />

Procentowy udział różnych<br />

przyczyn wypadków obrazuje wykres<br />

nr 4. Prawie połowa wszystkich rozpatrywanych<br />

wypadków śmiertelnych na-<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 37


RATOWNICTWO GÓRSKIE nauka<br />

stąpiła z powodu upadku z wysokości<br />

(43 proc.), ponad to bezpośrednią przyczyną<br />

9 proc. wypadków było poślizgnięcie<br />

na śniegu, trawach lub mokrej<br />

skale, co w efekcie powodowało także<br />

upadek z wysokości. Tego rodzaju wypadki<br />

miały miejsce zarówno podczas<br />

uprawiania turystyki , jak i podczas<br />

wspinaczki. Pierwszy odnotowany wypadek<br />

spowodowany tą przyczyną miał<br />

miejsce na Łomnicy w 1903 r. a ofiarą<br />

był wspomniany już wcześniej Władysław<br />

Lundsgarten.<br />

Jednym z najbardziej głośnych i szokujących<br />

wypadków była śmierć wybitnego<br />

wspinacza Wiesława Stanisławskiego<br />

i początkującego Witolda Wojnara<br />

w 1933 r., których znaleziono spiętych<br />

liną u stóp zachodniej ściany Kościółka.<br />

Z pewnością spadli z wysokości, lecz<br />

okoliczności wypadku nie są znane, jedynie<br />

przypuszcza się, że upadek mogła<br />

spowodować lawina kamienna i taka<br />

też przyczyna tego wypadku wpisana<br />

jest w dokumentacji HZS.<br />

Drugie miejsce wśród przyczyn omawianych<br />

wypadków śmiertelnych zajmują<br />

lawiny śnieżne, w których śmierć<br />

poniosły 34 osoby (14 proc. ofiar<br />

wszystkich wypadków). Największe<br />

tragedie lawinowe z udziałem Polaków<br />

na opisywanym terenie to lawina ze<br />

Skrajnej Turni w styczniu 1939 r., lawina<br />

z Żabiego Wyżniego w grudniu 1959<br />

r., lawina z Szatana w kwietniu 1960 r. i<br />

lawina w Warzęchowej Kotlinie w marcu<br />

1993 r. W każdej z tych lawin zginęły<br />

po 3 osoby. Niezwykła tragedia spotkała<br />

ojca z córką, których w kwietniu 2009<br />

r. przysypała lawina tuż obok schroniska<br />

Szarotka w Dolinie Siedmiu Źródeł.<br />

Ofiarą lawiny jest też wspominany już<br />

Józef Michalec.<br />

Poślizgnięcia to przyczyna 20 śmiertelnych<br />

wypadków (9 proc. ofiar wszystkich<br />

wypadków). O ile w Polskich<br />

Tatrach poślizgnięcia w sporej części<br />

przypadków były wynikiem lekkomyślnego<br />

wchodzenia na płaty śniegu, to<br />

w Tatrach Słowackich ofiarami poślizgnięć<br />

były przeważnie osoby doświadczone,<br />

a nawet bardzo doświadczone<br />

(przypuszczalnie Janusz Śmiałek i Włodek<br />

Cywiński). Większość wypadków<br />

spowodowanych tą przyczyną miało<br />

miejsce w sezonie letnim: Łomnica<br />

(3 osoby), Świnica (2 osoby), Białczańska<br />

Przełęcz Wyżnia (2 osoby), Gerlach<br />

(2 osoby), Lodowy (2 osoby) oraz masyw<br />

Mięguszowieckiego Szczytu, Dziurawa<br />

Turnia, Cubryna, Bujaczy Wierch<br />

38<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

i Ciężki Szczyt (po jednej osobie). Natomiast<br />

w sezonie zimowym miało miejsce<br />

tylko 5 wypadków spowodowanych<br />

tą przyczyną: Mała Kapałkowa Turnia,<br />

rejon Kasprowego Wierchu, Wołowiec,<br />

Bujaczy Wierch i Hawrań (po jednej<br />

osobie).<br />

Spora ilość wypadków była spowodowana<br />

lawinami kamiennymi, bądź<br />

obrywem bloku skalnego (16 ofiar, co<br />

stanowi ok. 7 proc.). Miejsca tych wypadków<br />

to: Mały Jaworowy (przypuszczalna<br />

przyczyna wypadku Klimka<br />

Bachledy), Kościółek (przypuszczalna<br />

przyczyna wypadku Stanisławskiego<br />

i Wojnara) oraz Żabi Koń, Czarny<br />

Szczyt, Droga po Głazach, Młynarz,<br />

Ciężka Przełączka, Dziadowska Skała,<br />

Kołowa Przełęcz, Mały Kieżmarski,<br />

Wołowa Turnia, Wysoka, Rysy, Gerlach<br />

i Ganek.<br />

Duża ilość wypadków spowodowana<br />

była wychłodzeniem (17 ofiar) i skrajnym<br />

wyczerpaniem (14 ofiar). Często<br />

te przyczyny wystąpiły jednocześnie.<br />

Miejsca, gdzie znaleziono najwięcej<br />

ofiar wychłodzenia, bądź wyczerpania,<br />

to Dolina Cicha i Galeria Gankowa<br />

(m.in. Wincenty Birkenmajer). Pośrednią<br />

przyczyną tych wypadków było<br />

przecenienie swoich sił, bądź pobłądzenie,<br />

czy też gwałtowna zmiana pogody.<br />

Stosunkowo dużo ofiar wypadków<br />

śmiertelnych to utopienia (5 osób).<br />

Najwięcej Polaków utopiło się w Wodospadach<br />

Zimnej Wody (3 osoby)<br />

jedna osoba w Dolinie Staroleśnej oraz<br />

taternik, pod którym załamał się lód<br />

podczas wspinaczki Nefcyrskim Wodospadem<br />

w lutym 1976 r.<br />

Sześć ofiar to osoby, które zmarły<br />

w Tatrach Słowackich na skutek zawału<br />

serca, natomiast trzy osoby to narciarze,<br />

którzy ponieśli śmierć na skutek<br />

urazów spowodowanych upadkiem<br />

– ostatni tego rodzaju wypadek miał<br />

miejsce na trasie zjazdowej Start-Łomnica<br />

w marcu 2011 r., kiedy 23-letnia<br />

Polka wypadła z trasy uderzając o słup<br />

wyciągu.<br />

Najmniejszą ilość ofiar (2 osoby) spowodowało<br />

porażenie piorunem, jedna<br />

osoba przy Wodospadach Zimnej<br />

Wody i jedna na Kieżmarskiej Przełęczy.<br />

W obu przypadkach stało się to<br />

w sezonie burzowym lipiec-sierpień.<br />

Mała ilość tego rodzaju wypadków w<br />

stosunku do podobnych po polskiej<br />

stronie Tatr może świadczyć o tym, że<br />

w Tatry Słowackie wybierają się raczej<br />

bardziej doświadczeni turyści, którzy<br />

staranniej dobierają okresy pogody, po<br />

wcześniejszym zapoznaniu się z prognozą.<br />

Przyczyna przeszło 7 proc. wszystkich<br />

wypadków pozostaje do dziś niewyjaśniona.<br />

Wśród nich najbardziej głośny<br />

i tajemniczy wypadek, który wydarzył<br />

się w Tatrach w sierpniu 1925 roku<br />

w okolicy Żabiego Stawu Jaworowego,<br />

a jego ofiarami byli 46-letni prokurator<br />

z Warszawy, Kazimierz Kasznica,<br />

jego 13-letni syn oraz doświadczony<br />

taternik, Ryszard Wassenberger.<br />

Ten ostatni zgodził się na towarzyszenie<br />

rodzinie Kaszniców (była z nimi<br />

jeszcze żona Kasznicy) w drodze z Chaty<br />

Téryego przez Lodową Przełęcz na Łysą<br />

Polanę. Przy bardzo kiepskiej pogodzie<br />

(wiatr, deszcz i grad) najpierw siły<br />

zaczął tracić starszy Kasznica. Po zejściu<br />

z Lodowej Przełęczy, w okolicy Żabiego<br />

Stawu Jaworowego kolejno zaczęli<br />

tracić siły i umierać Kazimierz Kasznica,<br />

jego syn i Wassenberger. Zrozpaczona<br />

Kasznicowa nieco wcześniej<br />

podała im po odrobinie koniaku.<br />

Po zorientowaniu się, że nie żyją, kompletnie<br />

rozbita i zszokowana przesiedziała<br />

przy zwłokach 37 godzin.<br />

Następnie zeszła Doliną Jaworową<br />

i dotarła na Łysą Polanę, gdzie spotkała<br />

Mariusza Zaruskiego, który po wysłuchaniu<br />

jej relacji natychmiast zorganizował<br />

wyprawę. Ratownikom pozostał<br />

już tylko obowiązek zniesienia zwłok.<br />

Tragedia ta odbiła się szerokim echem,<br />

zaczęto stawiać przeróżne hipotezy<br />

co do -przyczyny ich śmierci, m.in.<br />

otrucie, uduszenie na skutek próżni<br />

powietrznej i inne, lecz żadnej z tych<br />

hipotez nie potwierdziło prowadzone<br />

śledztwo.<br />

W niniejszym artykule poddano analizie<br />

śmiertelne wypadki naszych rodaków,<br />

które miały miejsce na terenie<br />

Tatr Słowackich od 1868 do końca 2015<br />

roku. Ale życie toczy się dalej, kroniki<br />

przyniosą z pewnością informacje<br />

o kolejnych ofiarach, w kolejnych latach.<br />

Tylko w ostatnim, 2015 r. w Tatrach<br />

Słowackich poniosły śmierć 22<br />

osoby, w tym czworo Polaków. Piękna<br />

pogoda, skąpa pokrywa stwardniałego<br />

śniegu, oblodzona skała i utrzymujący<br />

się mróz na przełomie roku 2015 i 2016<br />

przyniosły tragiczne żniwo po obu stronach<br />

Tatr – w ciągu dziesięciu dni aż 14<br />

ofiar śmiertelnych. Z tego 6 osób poniosło<br />

śmierć w przedostatnim dniu 2015 r.<br />

A zatem przytoczone na początku motto<br />

pozostaje ciągle aktualne.■


nauka RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

Tabela 1. Miejsca wypadków śmiertelnych oraz ich liczba<br />

Tabela 2. Rodzaje wypadków<br />

Tabela 3. Przyczyny wypadków<br />

Dziękuję za pomoc i cenne wskazówki Kolegom Braňo Potočkovi z Klubu Seniora HS i Jáno<br />

Kušnirákovi z HZS Vysoké Tatry w Starym Smokowcu, a także (bowiem nie miałem okazji<br />

wcześniej uczynić tego publicznie) – Adamowi Maraskowi oraz Ivanowi Bohušowi seniorowi<br />

za udzieloną mi w latach 1986–87 istotną pomoc przy zbieraniu materiałów dotyczących tej<br />

tematyki.<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 39


Wigilia<br />

opowieść tatrzańskiego ratownika<br />

TEKST ZDZISŁAW HOŁY<br />

Czym bliżej do tego dnia, tym częściej<br />

nachodzą człowieka wspomnienia<br />

z przeszłości. Przypominają<br />

się twarze ludzi spotkanych<br />

w wyjątkowych miejscach, a wraz z<br />

nimi zaduma. W tym dniu nawet narciarze<br />

nie ulegali wypadkom na Kasprowym.<br />

Pewnie, jak i my, myślami<br />

byli już przy wigilijnym stole, i równie<br />

jak my byli życzliwi dla wszystkich.<br />

Nawet kolejarze ostatnią kolejką wywieźli<br />

tylko tych, którzy udawali się do<br />

Schroniska na Hali Gąsienicowej, abyśmy<br />

mogli szybciej zakończyć dyżur<br />

i wraz z pierwszą gwiazdką usiąść do<br />

Wigilii, chociaż i tak wiedzieliśmy, że ta<br />

gwiazdka będzie nam świecić w trakcie<br />

patrolowania Kotła Goryczkowego przy<br />

zjeździe do Kuźnic, aby nie zostawić po<br />

drodze zbłąkanego narciarza.<br />

Dotarłem do domu.<br />

Wszyscy czekali już tylko na mój powrót.<br />

W drzwiach zobaczyłem skierowany<br />

na mnie wzrok sędziwego ojca,<br />

wymowny… no nareszcie jesteś!!, ale<br />

nic nie mówił, nie miał uwag. Wiedział<br />

bowiem, że jeśli coś złego się zrobi innym<br />

w ten dzień, to cały rok tak się będzie<br />

czynić.<br />

Szybko się umyłem i przebrałem<br />

w strój góralski, który wcześniej mi<br />

matula przygotowała i byłem gotów do<br />

wieczerzy. Po chwili ojciec wszedł do<br />

domu trzymając w dłoniach pęk siana<br />

i chwaląc Boga umieścił go na stole. To<br />

był sygnał do wspólnej modlitwy, po<br />

której wziął do ręki opłatek, popatrzył<br />

po wszystkich i złożył matuli życzenia.<br />

Do nas wszystkich, a było nas sześciu<br />

synów, skierował słowa: „Wy chłopcy,<br />

boccie cobyście zawse chodzili z<br />

podniesionom głowom i żyli tak coby<br />

40<br />

ludzie za wami po drogach nie wołali,<br />

i boccie, ze jak se nie pojecie to siy i nie<br />

nalizecie, zdrowio dlo wos syćkich”.<br />

Po kolei składaliśmy życzenia ojcom,<br />

a po nich matula podała do stołu kapustę<br />

z grochem i grzybami, barszcz z uszkami,<br />

grzybową zupę, kluski z makiem,<br />

rybę z grulami i moskole. Popijaliśmy<br />

jak zawsze kompotem z suszonych śliwek.<br />

Ojciec pilnował, żebyśmy po kolejnym<br />

daniu zostawiali część na dnie<br />

i odkładał do osobnego garnka.<br />

Następnie jeszcze raz wspólna modlitwa,<br />

zaśpiewanie kolędy i już wszystkim<br />

nam świtał plan jak spędzić resztę wieczoru.<br />

Bracia wybierali się na pasterkę,<br />

jedni na Kalatówki do Braciszków, inni<br />

do Bernardynów. Umawiali się po pasterce<br />

na Podłazy, no cóż taka tradycja.<br />

Ojciec wstając od stołu zabrał garnek<br />

z resztą dań. Wiedziałem, że idzie do<br />

stajni do zwierząt:<br />

„Pode z Wami Tato…”<br />

„nie, siedź tu!!! wiys ze zwierzęta godajom<br />

ludzkim głosem w tyn noc??? na co<br />

ci to słyseć!!!”<br />

Od dawna interesowało mnie to, co ojciec<br />

zawsze robił w stajni w tę noc po<br />

Wigilii, więc wyszedłem za nim ukradkiem,<br />

patrzyłem i słuchałem. Podszedł<br />

do konia, głaszcząc go mówił: „No Maciuć<br />

cobyś mi zdrowy był, cobyś mioł<br />

siłe do roboty”, następnie podszedł do<br />

krów: „a wy cobyscie siy dobrze doiły,<br />

i cobyście siy mi nie zbujacyły!!!! Ty<br />

Malocha cobyś mi w tyn rok przyniesła<br />

piykne ciele!!”<br />

Wszystkie głaskał i dzielił się jedzeniem<br />

ze stołu wigilijnego na koniec dając po<br />

kawałku opłatka. Spotkał mnie na oborze<br />

wychodząc ze stajni.<br />

„Teroz to jo juz wiym Tato jako te zwienr<br />

1/<strong>2017</strong>


atownicy piszą RATOWNICTWO GÓRSKIE<br />

rzyńskiej, naszej Królowej Tatr. Wsiadając<br />

do autobusu trochę się zdziwiłem,<br />

bo były tylko dwie osoby, a myślałem<br />

że będę miał towarzystwo w drodze na<br />

Wiktorówki, lecz stało się inaczej, wysiadły<br />

na Brzezinach i poszły w stronę<br />

Murzasichla. Wysiadając, do kierowcy<br />

skierowałem życzenia świąteczne, popatrzył<br />

na mnie zdziwiony, wzrok jego<br />

utkwił na spince srebrnej u koszuli,<br />

w której był umieszczony błękitny<br />

krzyż, podniósł wzrok i powiedział:<br />

„Tobiy tyz syćkiego dobrego i Wom syckim<br />

coby Wom błogosławiła w robocie<br />

ta co ku niyj idziys!!”<br />

Śnieg pod kierpcami skrzypiał, drzewa<br />

ośnieżone, pusto i zimno, ale księżyc<br />

ładnie świecił, więc nie musiałem rozpalać<br />

pochodni. Droga ubywała szybko,<br />

ślizgając<br />

się od czasu do czasu na kierpcach podpierałem<br />

się ciupagą, i tak dotarłem do<br />

Zazadniej. Tu już trzeba było zapalić<br />

pochodnię, bo szlak miedzy drzewami<br />

spowity był ciemnościami.<br />

Z oddali widziałem światła Kaplicy<br />

i gwar ludzi zgromadzony wokół niej.<br />

Jako stary bywalec kieruję swe kroki<br />

prosto do Klauzury do Ojca Leonarda,<br />

dla nas Józka, też ratownika. Już przed<br />

drzwiami słyszę jak stroją swoje skrzypce<br />

muzykanci z Murzasichla, rozglądam<br />

się bacznie kto jest, bo od palących się<br />

świeczek trudno rozpoznać siedzących<br />

za stołem. Są te same osoby jak co roku,<br />

jest strażnik TPN Franek z Pięciu Stawów,<br />

jest Jasiek Pawlikowski architekt<br />

z Murzasichla, jest i cała grupa studentów<br />

od Babki z Szałasu z Rusinowej.<br />

Grają na gitarze, śpiewając patriotyczne<br />

pieśni, bo to opozycja w tamtych czasach,<br />

tak zwane „Szemrane Towarzystwo”<br />

nazwani tak przez SB, wszyscy<br />

znajomi, przyjaciele, atmosfera przesympatyczna<br />

w oczekiwaniu na pasterkę.<br />

Po chwili witam się z Józiem i kieruje<br />

prośbę:<br />

„Józiu jak znajdziesz czas chciałem się<br />

wyspowiadać, wiesz nie miałem jak<br />

wcześniej, służba, a tu nie pasuje nie iść<br />

do komunii!!”<br />

„…chodź idziemy” – powiedział.<br />

Wyszliśmy na zewnątrz. Józek skierował<br />

się w stronę drewutni.<br />

„Siadaj” mówi do mnie wskazując ławkę<br />

obok niej. Wyjął z kieszeni swoje<br />

ulubione papierosy Carmeny, poczęstował<br />

mnie, zapaliliśmy, i zwracając się do<br />

mnie mówi:<br />

„No co cię tam trapi.. mów..”<br />

„!! Jak to tak??? tu??? paląc????!!”<br />

„O co chodzi??? muszę mieć habit na<br />

sobie abyś się spowiadał?????”<br />

Była to rozmowa dwóch przyjaciół przy<br />

papierosie!!! Po chwili rozgrzeszenie<br />

i mogłem godnie przystąpić do komunii.<br />

W Kaplicy cisza, słychać tylko jak ludzie<br />

ścieśnieni oddychają czekając aż<br />

Józek wejdzie i rozpocznie pasterkę.<br />

Otwierają się drzwi, wchodzi Józek, a w<br />

Kaplicy muzykanci na skrzypcach ujęli<br />

grać!!!<br />

”Ej malućki, malućki, malućki… jako<br />

rękawicka….<br />

Abo tyz jako by jako by kawołecek<br />

smycka!!!!<br />

Ej grojmy śpiywojmy mu… małemu<br />

dziciątku…”<br />

Grali na przemian muzykanci i studenci<br />

na gitarach, turyści, taternicy, lud<br />

góralski z Murzasichla, z Zakopanego<br />

i z Cichego, wszyscy razem śpiewali<br />

kolędy, a śpiew ten odbijał się po smrekach<br />

wokół Kaplicy. Po pasterce, tylko<br />

wtajemniczeni udali się ponownie do<br />

Klauzury gdzie przy suto zastawionym<br />

stole, przy muzyce, gościł nas Józek jak<br />

co roku do samego świtu. Towarzyszył<br />

nam śpiew, wspomnienia, rozmowy, typowo<br />

rodzinna atmosfera.<br />

Wiedziałem, że pierwszy autobus tym<br />

razem z Zazadniej jedzie o godz. 5, więc<br />

około czwartej zacząłem się zbierać<br />

dziękując wszystkim za tę wyjątkową<br />

noc. Schodząc myślałem tylko o jednym<br />

– żeby dać radę wbić ciupagę do<br />

smreka, gdy kierpce mnie poniosą po<br />

wyślizganym śniegu przez ludzi schodzących<br />

na dół.<br />

Czekając na przystanku, myślami byłem<br />

już na Kasprowym i zaśmiałem się<br />

pod nosem, bo już słyszałem te opowieści<br />

kolegów, gdzie byli na Podłazach,<br />

gdzie i który został do rana przy swojej<br />

dziewczynie!!!<br />

Ja też byłem u Panienki i też do rana, ale<br />

ta Panienka jest nas Wszystkich i niech<br />

tak zostanie.<br />

■<br />

rzęta godajom!!!”<br />

Uśmiechnął się i wszedł do izby.<br />

Matula sprzątała po Wigilii, ja zaś wiedziałem<br />

że pora się zbierać, bo o 22:10<br />

odchodził ostatni autobus na Brzeziny.<br />

„Mamuś jo siy zbierom..”<br />

„Wiym synu, idzies tam ka chodzis<br />

co roku. Pozdrów ta Matecke od nos,<br />

i odziejze cuche bo przeciy mróz i snieg<br />

kurzy!!!”<br />

„eee tam, podem to bedziy ciepło a han<br />

przeciy bedziy telo ludzi co i w kaplicy<br />

ciepło bedziy i w piecu polom!!! to<br />

i samo bluzka mi wystarcy!!”<br />

Moim celem, jak co roku, było udanie<br />

się na pasterkę do Matki Boskiej Jawonr<br />

1/<strong>2017</strong> 41


Śmierć narzeczonej<br />

czyli dyżury w Sylwestra<br />

TEKST MARIAN SAJNOG<br />

We wszelkich możliwych wydawnictwach, ratownicy górscy<br />

przedstawiani są "macho": albo w śniegu po szyję, na sznurku<br />

pod helikopterem, lub innym sznurku w skale.<br />

I te tytuły; "Rycerze Błękitnego Krzyża", "Czerwone Anioły<br />

i Diabły"- to z prasy niemieckiej.<br />

Jest tego dużo i nie ma miejsca na cytowanie.<br />

Jest też druga strona tego medalu: to dyżury w schroniskach<br />

w czasie szczególnych świąt czy uroczystości, np. Sylwestra.<br />

W zatłoczonych w tym czasie do granic możliwości schroniskach,<br />

ratownicy pełnili funkcje nie tylko ratownicze. Byli informatorami,<br />

instruktorami, pomagali personelowi w przygotowaniach<br />

do sylwestrowego wieczoru, musieli podejmować<br />

decyzje często przekraczające ich kompetencje. Wszystko to<br />

w ramach tzw. Dyżuru społecznego.<br />

Byłem ratownikiem-kandydatem, bardzo ciekawym nie<br />

tylko samego dyżuru, ale też Sylwestra w schronisku,<br />

w górach. Ba, marzyłem o takim powitaniu Nowego Roku.<br />

Rzeczywistość przerosła moją wyobraźnię.<br />

Ale po kolei.<br />

Najpierw pogoda - duło jak diabli! Wlokąc się z wyładowanym<br />

plecakiem do schroniska "podholowałem" przy okazji<br />

okutaną postać, z torbą w jednym ręku i nartami pod pachą.<br />

Postać, jak się potem okazało, była lekarką, i na skutek miłosnych<br />

rozczarowań, za namową koleżanki postanowiła Sylwestra<br />

spędzić w górach.<br />

Schronisko stoi na rozległej hali, i kiedy wyjdzie się z lasu przy<br />

silnym wietrze, który tworzy przy okazji fantazyjne zaspy, to<br />

dojście do schroniska staje wyzwaniem. Nie zdążyłem wysapać<br />

z siebie tego marszu, kiedy sympatyczna recepcjonistka "zapowiedziała"<br />

wypadek w schronisku.<br />

Na półpiętrze leżał nieprzytomny mężczyzna z raną głowy.<br />

Potknął się na ostatnim schodku i przywalił w kaloryfer. Był<br />

oczywiście "pod wpływem", zresztą "pod wpływem" nie były<br />

tylko dwa wielkie schroniskowe kocury, i na razie - JA!. Dwa<br />

inne zespoły ratowników były na trasach, zatem transport<br />

ofiary schroniskowej przypadł mnie.<br />

Opisywanie całej tej transportowej przygody byłoby zbyt<br />

nudne. Najciekawsze z tego było to, że w czasie oczekiwania<br />

na karetkę poszkodowany otworzył oczy ; " a gdzie jest k…<br />

moja tetetka? ".<br />

Potem dodał, " ale mi czerep na……", i udał się w emigrację<br />

wewnętrzną.<br />

Na szczęście przyjechała karetka, oddałem człowieka żywego<br />

i byłem "najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem".<br />

Kiedy dotarłem do schroniska marzyłem tylko o herbacie<br />

i kawałku jakiegoś chleba, ale jakoś nikt się nie kwapił<br />

z herbatą, za to z wódką owszem, wszyscy.<br />

- Kolego! - powiedział Żużek, mój ratowniczy przełożony. Nie<br />

42<br />

nr 1/<strong>2017</strong><br />

pijesz do 6 rano. Potem możesz - dodał łaskawie.<br />

Schronisko witało Nowy Rok; tańcami, kłótniami, przypijaniem,<br />

idiotycznymi toastami, szarpaniem za swetry i obmacywaniem<br />

partnerek. Pito tak, jakby ten odchodzący rok miał<br />

być ostatnim. Wrzask i strzały z rakietnicy oznajmiły radośnie,<br />

że właśnie przyszedł. "Wszyscy wszystkim słali życzenia".<br />

I, nagle z tego tumultu, wrzasków, wyłonił się człowieczek,<br />

w okularach, ulizany, pod krawatem, w modnym wtedy sweterku<br />

w szpic.<br />

"Moja narzeczona nie żyje"- powiedział to jakoś tak beznamiętnie.<br />

Zastygłem jak u Hłaski:"w stadium ryjka".<br />

" Nie daje znaku życia" - dodał.<br />

Natychmiast rozpocząłem akcję; nasz lekarz, który był przy<br />

okazji w schronisku też już nie dawał znaku życia, pozostali<br />

gdzieś zniknęli.<br />

Jak na moją kandydacką głowę było tego za wiele, postanowiłem<br />

więc podeprzeć się siłą fachową. Została lekarka holowana<br />

przez zaspy do schroniska. Nie bez oporów "wyrwałem" ją<br />

z objęć jakiegoś typa. Pani doktor była pod niezłym rauszem,<br />

i bardzo, ale to bardzo niezadowolona, ale jakoś kontaktowała.<br />

Poleźliśmy więc za narzeczonym do kompletnie pustej zbiorówki,<br />

gdzie na żelaznym schroniskowym łóżku z rozrzuconymi<br />

na boki rękami leżała postać, aha, w żółtych, modnych<br />

w tamtych latach elastikach.<br />

Postać rzeczywiście nie dawała znaku życia.<br />

Pani doktor energicznie zabrała się do "leczenia".<br />

- Potrzebna będzie woda.<br />

- Ile?<br />

- No, co najmniej wiadro - zaordynowała.<br />

Kiedy zziajany przybiegłem-czwarte piętro, z wodą, narzeczona<br />

siedziała na krześle, klęła jak przysłowiowy szewc<br />

i puszczała „pawie” do kosza na śmieci. Z zaskakującą, jak na<br />

kobietę, lekkością, pani doktor uniosła przyniesione wiadro i<br />

z jakimiś takim dziwnym sadystycznym uśmiechem zaczęła<br />

metodycznie polewać "umierającą" narzeczoną. A potem wylała<br />

wszystko na te piękne żółte elastiki.<br />

Odstawiła wiadro i rzekła:<br />

"a teraz dobry człowieku, niech pan narzeczoną rozbierze,<br />

wytrze, sylwestrowo zerżnie - ręczę panu, że będzie zdrowa<br />

jak ryba”.<br />

"Przepraszam, to ostanie, to co mam zrobić?" - w głosie narzeczonego<br />

wyczuwało się wyraźny niepokój.<br />

Eee! - pani doktor machnęła ręką.<br />

Zostawiliśmy narzeczonych, pewni, że tej szalonej nocy nic<br />

się więcej nie może zdarzyć.<br />


PREZENTACJA KOLEKCJI SALEWA<br />

AW 17/18<br />

TEKST SALEWA<br />

ZDJĘCIA PIOTR TURKOT<br />

W środę 11 stycznia w Krakowie odbyła<br />

się oficjalna prezentacja kolekcji SA-<br />

LEWA na sezon Jesień-Zima <strong>2017</strong>/18.<br />

Pokaz był okazją do spotkania nie tylko<br />

z klientami marki, ale też najważniejszymi<br />

górskimi organizacjami ratowniczymi<br />

w kraju – wśród gości znaleźli się<br />

bowiem przedstawiciele TOPR i GOPR.<br />

Swoją prelekcją prezentację uświetniła<br />

również Kinga Baranowska.<br />

Już po raz trzeci Centrum Sztuki<br />

Współczesnej Solvay przy ul. Zakopiańskiej<br />

w Krakowie przyjął w swoich<br />

zabytkowych murach przedstawicieli<br />

największych sklepów outdoorowych w<br />

Polsce. Frekwencja dopisała i najnowszą<br />

kolekcję marki obejrzało ponad 60<br />

osób, w tym goście specjalni: wybitna<br />

polska himalaistka Kinga Baranowska,<br />

jedyny Polak na mecie wyścigu Red<br />

Bull X-Alps Paweł Faron oraz przedstawiciele<br />

najważniejszych firm i organizacji<br />

górskich: Polskich Kolei Linowych,<br />

Tatrzańskiego Parku Narodowego oraz<br />

Tatrzańskiego i Górskiego Ochotniczego<br />

Pogotowia Ratunkowego. Na widowni<br />

nie zabrakło również redaktorów<br />

magazynu GÓRY oraz portali wspinanie.pl<br />

i biznesowego 4outdoor.pl. Prezentację<br />

rozpoczął krótki film nagrany<br />

specjalnie dla SALEWA przez Śleboda.<br />

tv – kreatywnej grupy z Podhala, która<br />

swoimi niepowtarzalnymi, utrzymanymi<br />

w podhalańskim klimacie realizacjami<br />

(np. „Kurier Glycarowski”) podbija<br />

nie tylko kanał YouTube, ale i serca<br />

wszystkich miłośników gwary tamtego<br />

regionu. Pokaz oficjalnie otworzył natomiast<br />

dyrektor Oberalp Polska, Jacek<br />

Grzędzielski. Cofając się do 2008 roku,<br />

wspomniał on swoje początki jako dystrybutora<br />

marki SALEWA:<br />

„Gdy dziewięć lat temu zaczynałem<br />

swoją przygodę z SALEWA natrafiałem<br />

głównie na mury – całe szczęście tylko<br />

pozornie – nie do przebicia. Buty marki<br />

– bo o odzieży długo nie było mowy -<br />

postrzegane były jako przekombinowane<br />

i zbyt drogie i w oczach wielu miały<br />

nie przyjąć się na naszym rynku. Teraz<br />

jest to nie tylko najlepiej sprzedający się<br />

segment w ofercie marki, ale też bijący<br />

rekordy w skali polskiego rynku outdoorowego.<br />

To wszystko nie miałoby jednak<br />

miejsca, gdyby nie Wy – nasi klienci,<br />

za co z tego miejsca pragnę Wam<br />

gorąco podziękować!”<br />

Sukces marki w Polsce to bez wątpienia<br />

również zasługa jej partnerów:<br />

„Słowa wdzięczności należą się także<br />

organizacjom, które kiedyś zdecydowały<br />

się nam zaufać. Jak Państwo wiecie,<br />

już trzecią kadencję z rzędu pozostajemy<br />

sponsorem TOPR, współpracujemy<br />

również z Tatrzańskim Parkiem Narodowym<br />

i Polskimi Kolejami Linowymi,<br />

a ostatnio udało nam się sfinalizować<br />

rozmowy z Górskim Ochotniczym<br />

Pogotowiem Ratunkowym. Nasz team<br />

sportowy oddziałuje głównie na młode<br />

pokolenie, za to TOPR i GOPR przemawiają<br />

dosłownie do każdego. Wszyscy<br />

wiedzą, czym są te organizacje, co<br />

robią ich ratownicy i ile im zawdzięczamy.<br />

Rozpiera nas duma, że jesteście z<br />

nami!” – mówił Jacek Grzędzielski.<br />

Następnie pałeczkę przejęli Grzegorz<br />

Hajny (Sales & Marketing Manager) i<br />

Monika Młodecka (Marketing & PR<br />

Specialist), którzy przy przedstawili<br />

najważniejsze produkty i technologie<br />

na następny sezon zimowy (w tym innowacyjną<br />

TirolWool Celliant) oraz<br />

przybliżyli koncepcje marketingowe<br />

marki. Prezentację każdej linii zamykał<br />

pokaz mody. Intensywne kilka godzin<br />

zamknęła prelekcja Kingi Baranowskiej,<br />

która w jak zawsze wciągający<br />

sposób opowiedziała o swoich życiu i<br />

relacjach międzyludzkich w górach wysokich<br />

oraz lunch przygotowany przez<br />

niezawodną ekipę kawiarni Karma,<br />

według gości serwującej bezapelacyjnie<br />

najlepsze tarty i kawę w Krakowie. Po<br />

sukcesie pierwszej prezentacji w 2015<br />

roku Oberalp Polska zdecydowała się<br />

na stałe wpisać to wydarzenie do swojego<br />

kalendarza. Aktualnie prezentacje<br />

odbywają się co pół roku wraz ze zmianami<br />

sezonów, a liczba zapraszanych<br />

gości wciąż rośnie…<br />

nr 1/<strong>2017</strong> 43


Firma zajmuje się szkoleniami z zakresu ewakuacji i pierwszej pomocy w turbinach wiatrowych oraz organizuje kursy takie jak:<br />

1. GWO Podstawowe Szkolenie w Zakresie Bezpieczeństwa moduł Pierwsza Pomoc<br />

2. GWO Podstawowe Szkolenie w Zakresie Bezpieczeństwa moduł Praca na wysokości<br />

3. Kursy do obsługi urządzeń transportu bliskiego UDT IIS, IIW i IIP,<br />

4. Prace wysokościowe w turbinach wiatrowych przy użyciu technik linowych,<br />

5. Ćwiczenia z zakresu ratownictwa w turbinach wiatrowych dla profesjonalnych służb ratowniczych,<br />

6. Współdziałanie techników serwisu z profesjonalnymi służbami ratunkowymi podczas akcji ratowniczej,<br />

7. Ewakuacja i ratownictwo z piasty i łopat turbin wiatrowych,<br />

8. Ewakuacja z turbin wiatrowych przy użyciu helikoptera oraz organizacja lądowisk na terenie parków wiatrowych.<br />

„HAWK” CENTRUM SZKOLEŃ SPECJALISTYCZNYCH I PRAC WYSOKOŚCIOWYCH<br />

ul. Daszyńskiego 41<br />

58-533 Mysłakowice<br />

www.hawk.com.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!