16.03.2018 Views

Bartłomiej Basiura "Reset"

Misterna intryga zapoczątkowana w powieści Waga zatacza coraz szersze kręgi. Po oddaniu się w ręce policji do aresztu na Montelupich w Krakowie trafia Tomasz Ryglewicz. To posunięcie stanowi część nakreślonego z Antonem Danielewiczem planu, wynik transakcji wymiennej, gdzie stawką jest ludzkie życie oraz wolność. Gdy do gry wchodzi polityka, a granica pomiędzy tym, co słuszne a niegodziwe, zanika, rozwiązaniem staje się reset systemu oraz zaprowadzenie porządku za murami tajnej organizacji Insight, czego podejmuje się doradca premiera, Tadeusz Markiewicz. W tej rozgrywce dwóch reżyserów próbuje się odnaleźć Miłosz Goczałka, technik kryminalistyki, który wraca do łask na komendzie. Jego obsesja staje się pułapką, przed którą już nie ma odwrotu.

Misterna intryga zapoczątkowana w powieści Waga zatacza coraz szersze kręgi. Po oddaniu się w ręce policji do aresztu na Montelupich w Krakowie trafia Tomasz Ryglewicz. To posunięcie stanowi część nakreślonego z Antonem Danielewiczem planu, wynik transakcji wymiennej, gdzie stawką jest ludzkie życie oraz wolność. Gdy do gry wchodzi polityka, a granica pomiędzy tym, co słuszne a niegodziwe, zanika, rozwiązaniem staje się reset systemu oraz zaprowadzenie porządku za murami tajnej organizacji Insight, czego podejmuje się doradca premiera, Tadeusz Markiewicz. W tej rozgrywce dwóch reżyserów próbuje się odnaleźć Miłosz Goczałka, technik kryminalistyki, który wraca do łask na komendzie. Jego obsesja staje się pułapką, przed którą już nie ma odwrotu.

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

RESET<br />

VIDEOGRAF


Redakcja<br />

Anna Seweryn<br />

Projekt okładki<br />

Pracownia WV<br />

Fotografia na okładce<br />

© Alex Malikov, ByGurzoglu / Shutterstock<br />

Redakcja techniczna, skład i łamanie<br />

Damian Walasek<br />

Korekta<br />

Urszula Bańcerek<br />

Wydanie I, Chorzów 2017<br />

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA<br />

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c<br />

tel. 600 472 609<br />

office@videograf.pl<br />

www.videograf.pl<br />

Dystrybucja: DICTUM Sp. z o.o.<br />

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21<br />

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12<br />

dystrybucja@dictum.pl<br />

www.dictum.pl<br />

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2017<br />

tekst © <strong>Bartłomiej</strong> <strong>Basiura</strong><br />

ISBN 978-83-7835-499-4<br />

Printed in EU


Od autora<br />

Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym,<br />

jak zaczyna, ale jak kończy. Waga rozpoczęła w moim życiu<br />

zupełnie nowy etap, to już nie jest wyłącznie kwestia satysfakcji<br />

czy samospełnienia.<br />

Wciąż słyszę pytania o motywację, skąd wziął się pomysł na<br />

pisanie, dlaczego to robię. Przyznaję się, że to przede wszystkim<br />

moje tchórzostwo. Proszę, poprawcie mnie, jeśli się mylę,<br />

ale każdy z nas w jakiś sposób ucieka. Jedni znajdują odskocznię<br />

w pracy, podejmują kolejne wyzwania, które oddalają widmo<br />

pochylenia się nad swoim prywatnym życiem. Inni szukają<br />

szczęścia gdzie indziej. Pisanie pozwala mi ułożyć to, co należy<br />

zdefiniować jako chaos, dopowiedzieć niedokończone, znaleźć<br />

odpowiedź i funkcjonować dalej.<br />

Reset to obiecana kontynuacja, a zarazem świat bez przeszłości,<br />

z nadzieją na inną przyszłość. Zapraszam w podróż<br />

bez kłamstw i wzajemnego podkładania nóg, gdzie nikt nie<br />

rozlicza z tego, co było, ale też nie pozostawia miejsca na wyrozumiałość.<br />

Życie jest tylko jedno, postanowiłem jednak przystąpić<br />

do napisania kolejnej książki, bo ucieczka jest rozwiązaniem,<br />

które ma swoje granice, a smutna byłaby konkluzja za kilkadziesiąt<br />

lat, że nasze życie było nieustanną próbą normalności,<br />

która zakończyła się porażką. Tym razem książka nie jest<br />

ucieczką, a stanowi rozwiązanie.<br />

Jak zwykle życzę miłej lektury, cieszę się, że znowu się widzimy,<br />

tym razem w świecie fikcji, gdzie wszystko zależy tylko<br />

od nas…<br />

5


Prolog<br />

26 stycznia<br />

Ogarnął go niepokój. Był późny wieczór. Ryglewicz znalazł<br />

się w izolatce bez okien.<br />

Siedział na łóżku, oparty plecami o chłodną ścianę. Miał<br />

otwarte oczy, tylko tak potrafił zapanować nad bólem. Bo choć<br />

wszystko się udało — Y_28K był martwy, Anton zadowolony<br />

z wykonania zadania, bieżące sprawy zakończone — czuł<br />

się po prostu niedobrze.<br />

Długo pracował na ten sukces, dowiódł swego, udowodnił,<br />

że jest zdolny do poświęceń, zdobył swoje trofea. Było tylko<br />

jedno zadanie, które oddał w ręce osoby trzeciej. Zaufał komuś,<br />

a zdarzało się to na tyle rzadko, że nie potrafił teraz zachować<br />

spokoju. Bo co, jeżeli coś poszło nie tak? Czy M_36K<br />

wciąż żyje? Czy udało się dopełnić kolekcję? To miało być podsumowanie<br />

całego przedsięwzięcia, ostatnia nagroda, na którą<br />

tak długo czekał.<br />

Kolejny atak bólu. Jutrzejszego dnia miał odbyć się najtrudniejszy<br />

egzamin z jego spokoju i wytrwałości. Tak wiele<br />

nieporadnych A_, których wysokie mniemanie o sobie zdecydowanie<br />

przewyższało ich własne możliwości. Chciał się<br />

położyć i zamknąć oczy, ale bał się snu, bo temu towarzyszyły<br />

wspomnienia, które stanowią słabość, zwykłą pieprzoną<br />

ludzką słabość. A on był przecież ponadprzeciętny. On został<br />

stworzony do wyższych celów.<br />

Na szczęście był w domu. I tak by tutaj trafił. Trwałoby<br />

to dłuższą chwilę, ale nie stanowiłoby większego problemu.<br />

7


Areszt na Montelupich — miejsce, które analizował przez<br />

wiele długich, zimowych nocy. Wszystko po to, by być gotowym.<br />

Znał na pamięć personalia funkcjonariuszy Służby<br />

Więziennej. To nie były kable, czyste kurwy. Zaznajomił się<br />

z przebiegiem dnia, słabymi punktami zabezpieczeń, jak również<br />

procedurami odwiedzin więźnia. Areszt na Montelupich<br />

szczycił się tym, że jeszcze nikt stąd nie uciekł. To było wyzwanie,<br />

Ryglewicz je uwielbiał, ale zdecydowanie bardziej cenił<br />

zwycięstwo intelektualne.<br />

Takiego więźnia jak on jeszcze nie mieli. Ten, którego nikt<br />

nie nienawidził, którego tak naprawdę nikt nie znał. W świecie,<br />

gdzie informacja jest bezcenna, takie położenie to przywilej,<br />

z którego zamierzał korzystać aż do momentu, kiedy<br />

ból stanie się przekleństwem.<br />

Był gotowy zmierzyć się z tym wyzwaniem.<br />

W końcu życie jest tylko jedno…


CZE,S , C , PIERWSZA<br />

InterwaL /<br />

13—14 lutego<br />

Gdy światło podkreśla to,<br />

co próbuje uwydatnić reżyser,<br />

ciemność stanowi narzędzie wirtuoza.


1.<br />

Edyta Kotarska powoli otworzyła oczy. Nie wysilała się,<br />

żeby cokolwiek sobie przypomnieć, korzystała z przywileju,<br />

że nikt nie miał wobec niej oczekiwań. Znajdowała się<br />

w szpitalu, kilka godzin temu odzyskała przytomność, lekarz<br />

zadał jej kilka pytań, ale od tamtego czasu nie zakłócano<br />

jej spokoju.<br />

Obok łóżka siedział Adam, jej mąż. Zamknęła oczy i udawała,<br />

że śpi. Miała mnóstwo pytań, ale bardziej był jej potrzebny<br />

odpoczynek. Czuła się bezsilna, jej mięśnie były wiotkie,<br />

nie mogła nawet poruszyć ręką.<br />

Gdzieś tam była przeszłość, nie wiedziała, co się stało,<br />

ale wkrótce miała zostać uświadomiona. Kobieca intuicja<br />

podpowiadała jej, że to nie było nic, na co powinna czekać.<br />

Pierwszy szok minął. Bezskutecznie próbowała sobie cokolwiek<br />

przypomnieć. Pamiętała swoje imię, wiedziała, że pełni<br />

funkcję zastępcy dyrektora w Areszcie na Montelupich,<br />

bez problemu poznała męża. Dowiedziała się, że dzisiaj jest<br />

trzynasty lutego. Była nieprzytomna przez ostatnie dwa tygodnie.<br />

Nie myślała o tym, co wydarzyło się przez ten czas,<br />

jak wiele ją ominęło, stan niewiedzy oznaczał w tym przypadku<br />

spokój.<br />

Miała dziwne przeczucie, że jej obecność w szpitalu to nie<br />

wynik jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Tuż przed drzwiami<br />

sali szpitalnej, w której właśnie się znajdowała, siedział funkcjonariusz<br />

policji. Były więc dwie możliwości — albo jego zadaniem<br />

była ochrona związana z grożącym jej niebezpieczeń-<br />

10


stwem, albo popełniła przestępstwo. Obecność Adama sugerowała<br />

pierwszą opcję, bo inaczej nie pozwoliliby mu tutaj być,<br />

tym bardziej teraz, kiedy odzyskała przytomność.<br />

— Jak się czujesz? — zapytał Adam.<br />

Chciała podnieść palec i wskazać na szklankę wody na stoliku,<br />

ale musiała ograniczyć się do błagalnego spojrzenia w jej<br />

stronę. Na szczęście kochany mąż zrozumiał.<br />

Nie znała odpowiedzi na jego pytanie. Nic jej nie bolało,<br />

problem sprowadzał się do luk w pamięci. Cholera! Jej głowa<br />

po prostu była pusta. Może to był normalny stan po kilkunastodniowej<br />

śpiączce. Nigdy się nie interesowała medycyną,<br />

ale takie wytłumaczenie wydawało jej się najsensowniejsze.<br />

Z trudem upiła niewielki łyk wody. Poczuła ulgę. Adam<br />

złapał ją za rękę i spojrzał na nią z troską.<br />

— Cieszę się, że jesteś. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak<br />

wszyscy się o ciebie martwili.<br />

Edyta powoli pokiwała głową. Nie wiedziała, od czego zacząć.<br />

Wskazała na policjanta. Jej mąż zmarszczył czoło.<br />

— Wiele się wydarzyło, ale teraz się nie przejmuj, już nic<br />

ci nie grozi. Wszystko będzie dobrze.<br />

Już nic ci nie grozi… To nie był odpowiedni dobór słów.<br />

— Co się stało? — zapytała, z trudem rozpoznając swój<br />

głos.<br />

— Odpocznij, nadejdzie czas, kiedy wszystkiego się dowiesz,<br />

teraz nie zawracaj sobie tym głowy.<br />

Adam spuścił wzrok, zły znak. Edyta mogła obwiniać tylko<br />

siebie, mogła to pytanie odwlec w czasie. Niczego się nie dowiedziała,<br />

a do głowy przychodziły jej w tej chwili same czarne<br />

scenariusze. Zamknęła oczy. Sen był zdecydowanie bardziej<br />

konstruktywną opcją na spędzenie wieczoru.<br />

***<br />

Wziął głęboki oddech. W końcu był sam. Zbliżała się<br />

szesnasta, ale wiedział, że ten dzień szybko się nie skończy.<br />

Od świtu do nocy przesiadywał w pracy, a gdy wracał do<br />

domu, myślał o kolejnym dniu zawodowych wyzwań. Kiedyś<br />

był zwykłym urzędnikiem, a wyrobienie ośmiu godzin w biurze<br />

stanowiło wystarczającą podstawę do otrzymania pensji.<br />

11


Przeklinał w myślach chwilę, kiedy postanowił przyjąć posadę<br />

doradcy premiera. Nikt nie sprawdzał, czy Tadeusz Markiewicz<br />

faktycznie był w pracy, chodziło wyłącznie o rezultaty,<br />

za które przypisywano mu odpowiedzialność. Nie trzeba<br />

być geniuszem, aby dojść do wniosku, że w polityce coś takiego<br />

jak optymalny efekt nie istnieje, bo zawsze znajdzie się<br />

strona pokrzywdzona.<br />

Miał pięćdziesiąt sześć lat, trójkę dzieci, które trochę za<br />

szybko uwierzyły w swoją dorosłość, no i jeszcze kochaną<br />

żonę, która kilka miesięcy temu odeszła na wcześniejszą<br />

emeryturę i zamarzyła jej się druga młodość. A Markiewicz<br />

po prostu pracował. Tłumaczył sobie, że taka jest jego<br />

rola, że ktoś musi zarobić na wymysły żony, że trzeba mieć<br />

oszczędności, gdy dwudziestodwuletni syn oświadcza, że będzie<br />

miał dziecko, albo córce brakuje, bagatela, kilku tysięcy<br />

do kupna samochodu.<br />

Funkcja, którą sprawował, miała również drugie dno. Polityka<br />

była dla niego plasteliną, kolejne frakcje dochodziły do<br />

władzy, zmieniały się twarze, ale pewne rzeczy musiały się<br />

ostać, wszystko po to, aby zachować transparentność i ciągłość<br />

systemu. Tadeusz z każdym kolejnym miesiącem pracy<br />

coraz mocniej odczuwał brzemię wiedzy. Gdyby mógł wybierać,<br />

wolałby o wielu rzeczach nigdy się nie dowiedzieć. Dochodziło<br />

do tego przeświadczenie, że jest niemożliwe, aby<br />

wszystko pozostało za kurtyną. Jedno słowo albo usłyszane<br />

zdanie mogłoby zrujnować jego życie. Nauczył się bardzo wiele,<br />

przede wszystkim ograniczonego zaufania. Dwulicowość<br />

ludzi nie znała granic, a w świecie polityki wszystko było spotęgowane.<br />

Wychodził z założenia, że z każdym można się dogadać,<br />

znaleźć kompromis, jednak miał do czynienia z bandą<br />

idiotów, wobec których konstruktywne argumenty były tylko<br />

płonną nadzieją.<br />

Przez pewien czas oszukiwał się, że to się poprawi. Ograniczył<br />

do minimum kontakt z politykami, zwerbował kilku<br />

młodych wilków, którzy w jego mniemaniu stanowili jedyne<br />

rozwiązanie. Świeży umysł, niespaczony światem interesów<br />

i ustawianych głosowań, gdzie jedno się mówi, a drugie robi.<br />

Lobbing do potęgi minus dziewiątej. Jego koncepcja miała<br />

jeden słaby punkt — doświadczenie, którego ci młodzi zwy-<br />

12


czajnie nie mogli posiadać, które można było zdobyć, ale był<br />

to czasochłonny proces.<br />

Doradca. Ten, którego nie widać, który posiada ekspercką<br />

wiedzę, śledzi aktualną sytuację, analizuje to, na co politycy<br />

czasu nie mają, który sugeruje, ale nigdy nie decyduje. System<br />

ten miał wiele mankamentów, ujawniających się, gdy doradzało<br />

się osobom, dla których logika była zachwiana u samych<br />

podstaw.<br />

Tadeusz Markiewicz był mistrzem drugiego planu. Wcale<br />

mu to nie przeszkadzało, nigdy nie był dobry w wystąpieniach<br />

publicznych, nie należał do osób wyróżniających się,<br />

a wystarczało mu, gdy jego charyzma była doceniana przez<br />

najbliższych współpracowników.<br />

Tak naprawdę jedyną osobą, której podlegał, był aktualnie<br />

sam Prezes Rady Ministrów, Radosław Janiszewski, który<br />

wywodził się z jednej z prawicowych partii. Wybór Janiszewskiego<br />

stanowił wynik kompromisu pomiędzy trzema partiami,<br />

które stworzyły po ostatnich wyborach koalicję. Nie był<br />

żadnym liderem, wcześniej pełnił jedynie funkcję wiceprzewodniczącego<br />

partii, związany był ze światem nauki, zasłynął<br />

w dziedzinie socjologii, może właśnie dlatego był postrzegany<br />

jako marionetka. Zresztą słusznie.<br />

Markiewicz stracił rachubę czasu, nie był pewien, od jak<br />

dawna tutaj pracował. Niejednokrotnie był pytany o preferencje<br />

polityczne i zawsze przedstawiał się jako niezależny doradca.<br />

Patrzył na dany problem, odkładając na bok własne przemyślenia,<br />

przyjmował rolę obiektywnego obserwatora. Właśnie<br />

to w jego mniemaniu stanowiło powód, dla którego tak<br />

długo się utrzymał.<br />

— Przybył Frederic Jansen — usłyszał przez głośnik telefonu<br />

sekretarkę. — Mam go wpuścić?<br />

— Za trzy minuty — odpowiedział, patrząc na zegarek.<br />

Cenił punktualność, oznaczała szacunek dla drugiego człowieka.<br />

Jansen nigdy go w tej kwestii nie zawiódł.<br />

Tadeusz oparł ręce o blat biurka i podparł głowę. Nie było<br />

tutaj mowy o gremium doradców, sprawa Insight była jedną<br />

z najsilniej strzeżonych tajemnic państwowych. Markiewicz<br />

w trakcie powstawania tego projektu ściągnął do Polski specjalistę,<br />

Frederica Jansena. To, czego obawiał się przez ostatnie<br />

13


lata, właśnie miało miejsce. Jego dziecko weszło w etap buntu<br />

i stracił nad nim panowanie. Premier nawet nie wiedział,<br />

co się dzieje, a Markiewicz szczerze wątpił, żeby Janiszewski<br />

w ogóle słyszał o istnieniu Insight, ale jeśli przypuszczenia<br />

Tadeusza się potwierdzą, wkrótce będzie musiał się dowiedzieć,<br />

a będzie to miało formę terapii szokowej.<br />

— Witaj, Fredericu. — Podszedł i uścisnął jego rękę. Czuł<br />

szacunek do tego człowieka, choć to właśnie Jansen sprawił,<br />

że Polsce groziło niewyobrażalne niebezpieczeństwo.<br />

— Wzywałeś mnie. — Szef Insight, jak zwykle bez zbędnych<br />

uprzejmości, spojrzał na niego wymownie i zajął miejsce<br />

przy biurku. — Zapalisz? — Wyjął pudełko z cygarami.<br />

Markiewicz pokręcił przecząco głową. Nigdy nie przepadał<br />

za gadżetami bogaczy, nie palił papierosów, tym bardziej<br />

cygar. Lata temu zdarzyło mu się zasmakować maryśki, ale<br />

uważał to za zwykły młodzieńczy wybryk.<br />

— Obawiam się, że będziemy widywać się coraz częściej.<br />

Dobrze wiesz, że zdarzyło się zbyt wiele, aby można to było<br />

bagatelizować. Na nas spoczywa odpowiedzialność…<br />

— Chrzanisz.<br />

Tadeusz przyzwyczaił się do takich zagrywek Jansena. Częstotliwość<br />

wulgaryzmów w rozmowach polityków była taka<br />

sama jak w trakcie pogawędek Mietka i Waldka spod monopolowego<br />

we wsi, której trudno byłoby szukać na jakiejkolwiek<br />

mapie.<br />

— Nie chrzanię, ratuje nas tylko to, że niewiele osób wie<br />

o Insight. Przez ostatnie lata nie miałem żadnych uwag do<br />

twojej pracy, ale teraz przestałeś nad tym panować…<br />

— Przygotowałeś wypowiedzenie? — Gość mówił bez cienia<br />

emocji na twarzy.<br />

— Zawsze cię broniłem, poprosiłem cię o przyjazd, bo chcę<br />

to wszystko naprawić. Dobrze wiesz, że nikt cię nie ruszy. Jeżeli<br />

jest tutaj ktoś, kto rozdaje karty, to jesteś nim ty.<br />

Schlebiał mu celowo. Markiewicz przewidział kilka awaryjnych<br />

scenariuszy, gdyby plan doskonały ówczesnego rządu<br />

okazał się wadliwy. Zarząd Insight składał się z trzech osób<br />

i nikt nie sądził kilka lat temu, że Jansen wprowadzi autorytatywne<br />

rządy, ograniczając władzę pozostałej dwójki do funkcjonowania<br />

na papierze.<br />

14


— Insight musi istnieć, w tej kwestii jesteśmy zgodni.<br />

— Frederic spojrzał na niego wzrokiem niedopuszczającym<br />

sprzeciwu.<br />

— Stworzyliśmy zabójczą broń.<br />

— Policja jest nieszkodliwa. — Jansen prychnął z pogardą.<br />

— Może i tak, ale również tam znajdzie się kilku sprawiedliwych,<br />

którzy mogą nam pomieszać szyki.<br />

Tadeusz był świadomy, jak działa system, którego był<br />

współzałożycielem. Wstydził się tej wizji. Efekt uboczny polegał<br />

na chorym lęku, że ściany mają oczy. Technika się zmieniała,<br />

istniały sposoby wykrywania podsłuchów, były jednak<br />

również urządzenia, które zostały stworzone, aby były niezauważalne.<br />

Ten chory lęk prowadził do błędnego koła.<br />

— Konkrety. — Jansen przeciągnął się na krześle i spojrzał<br />

na zegarek. Wbrew pozorom brakowało w Kancelarii Premiera<br />

takich osób jak Jansen, bo większość przyjęła taktykę długich<br />

wypowiedzi, które może i pięknie brzmiały, ale ich wartość<br />

merytoryczna była zerowa.<br />

Markiewicz wziął głęboki oddech.<br />

— Czy to prawda, że zabiłeś tych pracowników?<br />

— Tak.<br />

— Masz do dodania coś więcej? — Tadeusz był przygotowany<br />

na taką odpowiedź, ale mimo to wyzute z emocji zachowanie<br />

Jansena było paraliżujące. I jeszcze te oczy, chłodny wzrok.<br />

— Mój system rekrutacji zawiódł, ale przyznałem się do<br />

błędu i zlikwidowałem niebezpieczeństwo.<br />

Tadeusz wytrzeszczył oczy.<br />

— Są inne sposoby niż zabójstwo.<br />

— Mylisz się. Są po prostu osoby, które nie mają jaj, aby<br />

to zrobić.<br />

— A dla ciebie to jest tylko kwestia posiadania jaj? — Markiewicz<br />

zachował kamienną twarz.<br />

— Dla mnie to kwestia wadliwych pracowników. Jestem<br />

profesjonalistą, nic więcej.<br />

Potrzebował dłuższej chwili, aby odpowiednio dobrać kolejne<br />

słowa. Gdyby nie cenił Jansena, nie sprowadzałby go do<br />

Polski w celu założenia Insight. Nigdy nie pomyślałby, że ten<br />

człowiek mógłby kogoś zabić. Biorąc pod uwagę kryteria Frederica,<br />

Markiewicz nie miał jaj.<br />

15


— Mam plan, ale konieczny jest kompromis, bo tylko<br />

wspólnie możemy to naprawić…<br />

— Cały czas chcesz coś zmieniać, chyba się nie rozumiemy.<br />

— Jansen przerwał mu w pół zdania. — Tutaj nie ma miejsca<br />

na wprowadzenie jakiegoś tymczasowego komisarza albo<br />

wymianę personelu.<br />

Tadeusz omal nie zadał pytania „dlaczego?”, ale zdążył się<br />

ugryźć w język.<br />

— Zaproponuj rozwiązanie.<br />

— Status quo.<br />

Markiewicz zaśmiał się. Rozluźnił krawat i rozpiął guzik<br />

pod szyją.<br />

— To nie był żart. — Jansen pozwolił sobie na wymuszony<br />

uśmiech. — Najprostsze rozwiązania są najlepsze.<br />

— Zabiłeś dwóch pracowników, o Insight dowiedziały się<br />

niepowołane osoby, udało się kilkukrotnie obejść system definiowany<br />

przez ciebie jako idealny. Status quo nie jest najlepszy,<br />

bo jest wadliwy.<br />

— Pieprzysz. — Wulgaryzmy w połączeniu ze stonowanym<br />

głosem i szwedzkim akcentem, miały nietypowy, wręcz<br />

dziwaczny wydźwięk. — To, o czym mówisz, nie wpłynęło<br />

na bezpieczeństwo państwa, zmiany mogą to wszystko<br />

naruszyć.<br />

— Naprawdę nie widzisz problemu? — Musiał być uważny<br />

przy Jansenie. Rozmawiał z człowiekiem, który posiadał<br />

zdecydowanie większą władzę niż on sam.<br />

— Skoro pytałeś mnie o sugestie zmian, musisz mieć jakiś<br />

plan. Słucham.<br />

— Status quo ma jedną wadę… — zaczął powoli. — Każdy<br />

się kiedyś kończy. Insight musi mieć alternatywę, stwórz ją,<br />

znajdź następcę. O nic więcej nie proszę.<br />

— Przygotuję kogoś, a wtedy się mnie pozbędziecie? Sprytne.<br />

— Jansen założył ręce za głowę i odchylił się do tyłu.<br />

— To po prostu logiczne. Ale mylisz się, nikt nie będzie<br />

się ciebie pozbywał. Sam odejdziesz.<br />

— I jeszcze mi zaraz podasz nazwisko osoby, która ma<br />

mnie zastąpić?<br />

— Pozostawiam to tobie. Wierzę, że chcesz dla Insight jak<br />

najlepiej, i nie wybierzesz kogoś przypadkowego.<br />

16

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!