31.07.2015 Views

Złota Praga jest zawsze piękna - Powiat Słupski

Złota Praga jest zawsze piękna - Powiat Słupski

Złota Praga jest zawsze piękna - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

zdawało się, że świat stanął na nogiFot. Archiwum Autoraszawie (Gubernia), a tu była Rzesza. Brakmeldunku to był naprawdę kłopot. Bezmeldunku trudno o pracę, a tym bez pracyi meldunku groziła wywózka na przymusoweroboty. Dopóki trwały żniwa, rodzicepracowali u rolników za żyto i ziemniaki,bo pieniędzy nikt nie miał. Dzięki dobrymludziom udało się uzyskać meldunek, wtedytatuś dostał pracę jako pomocnik gajowegow pniewskim lesie i zamieszkaliśmyw gajówce. Przed wojną pniewski las należałdo rozległego i bogatego w ziemię,łąki i lasy majątku rodziny Jabłońskich. Jedenz braci, Jerzy Jabłoński, poseł na SejmII RP, mieszkał w Pniewie i zarządzał majątkiem,drugi był naukowcem w Warszawie.Wakacje spędzał w leśniczówce, pięknymmodrzewiowym dworku z dużym tarasem.Obok w dwurodzinnym domu mieszkałgajowy, znajomy rodziców. Znałamsprzed wojny to baśniowe miejsce. Gdyprzyszli Niemcy, Jabłońscy musieli zostawićwszystko i ukrywali się w Warszawie.Gajowego Rosjanie wywieźli na Sybir w lutym1940 roku wraz z trzydziestoma trzemarodzinami z Podgórza. Teraz majątkiemzarządzał Polak wyznaczony i kontrolowanyprzez Niemców. Leśniczym został HansWelk, zamieszkał w drewnianym dworkuz gospodynią, panią Sokołowską i praktykantemWaldemarem Rawą z Jednaczewa.Żona i syn leśniczego Welka zostali wPrusach, gdzie mieli duże gospodarstwo iprzyjeżdżali tylko na święta. Gajowym byłpan Kuczewski, były powstaniec, uczestnikwojny 1920 roku, inwalida wojenny. W niedługimczasie zachorował i zmarł, wdowapo nim po kilku miesiącach wyszła za panaWyrzykowskiego z Wyrzyk i zamieszkała umęża. Zostaliśmy w gajowce sami. Tęskniłamza opowieściami pana Kuczewskiegoo dawnych czasach. Kupiliśmy krowę i prosiaki.Kilka kur i króliki dostaliśmy od rodzinyz Podgórza. Tatuś uprawiał trzy hektaryziemi należącej do leśniczówki. Zboże byłodla koni, ale i dla nas trochę zostawało.Zdawało się, że świat stanął na nogi. Wokółleśniczówki było pięknie. Od szosy prowadziłaobsadzona kwiatami w gazonach alejka,przed wejściem rozwidlała się i otaczaładuży klomb w formie skarpy, obsadzonejszlachetnymi krzewami i wrzosem. Wśrodku stała altana z brzozowego drzewa.Nieopodal, wokół głębokiej na trzydzieścisześć kręgów zadaszonej studni, z dużymkołem do wyciągania wody, stały ławeczki.Wkoło rosły modrzewie, a ja mogłam tamsiedzieć i patrzeć godzinami.Wojenny czas nie pozwalał o sobie zapomnieć.Któregoś dnia pan Welk poprosiłtatę, by znalazł krawca. Tatuś powiedział,że zna takiego, ale <strong>jest</strong> Żydem i mieszka włomżyńskim getcie. Po paru dniach Welkkazał jechać tatusiowi do Łomży, gdzie czekałjuż krawiec z żoną, córką Doną, mojąrówieśnicą i maszyną do szycia. Zamieszkaliu nas w jednym pokoju. Krawiec szyłleśniczemu mundury, płaszcz, futro dla żony,kostiumy i inne rzeczy. Gotowali u nasz produktów przyniesionych z leśniczówkiprzez panią Sokołowską. Po jakimś czasiemusieli jednak wrócić do Łomży na spis żydowskichrodzin, ale zostawili maszynę, bobyli pewni, że wrócą.Tymczasem zaczęłosię piekło.Co kilka nocy budzili nas pukaniem wymęczeni,wystraszeni ludzie. Prosili o wypoczynekw czasie dnia, by następnej nocymogli odejść. Tatuś przygotował w piwnicypod stodołą wymoszczoną sianem kryjówkę,a ja domyślałam się, dlaczego mama gotujetak dużo zupy. Rodzice bali się, ale niemieli sumienia odmówić. Najczęściej przybyszeszli dalej na Białystok, by przedostaćsię do Rosji. Pewnej nocy przyszło dwojemłodych. Ona była ciężarna i zmęczona.Poprosili, by kobieta mogła zostać na czas,kiedy mąż znajdzie bezpieczne miejsce urodziny pod Białymstokiem. Kobieta została,a kiedy Welk o nią zapytał, mamusiapowiedziała, że <strong>jest</strong> bratanicą taty ze Strękowa,u nas czeka na rozwiązanie, bo stądbliżej do szpitala w Łomży. Welk tylko sięuśmiechnął, ale nie uwierzył. Powiedział, żekolorem włosów <strong>jest</strong> wprawdzie podobnado taty, ale wygląda na Żydówkę. Upłynęłokilka dni, jej mąż nie wracał, przyszli natomiastjej krewni i z nimi odeszła.Wkrótce kazano rolnikom przyjechaćwozami do Łomży, tam w otoczeniu żandarmówi wojska musieli podjechać pod getto.Ładowano rodziny żydowskie, po kilka najeden wóz i jechali w kierunku Zambrowa.W pobliżu Podgórza, przy drodze do Giełczynaczekały budy żandarmerii. Spędzililudzi na pole i ładowali na ciężarówki: młodychoddzielnie, starych, słabych i dziecioddzielnie. Płacz, krzyk, szarpanie i biciematek broniących dzieci! Piekło na ziemi.Budy odjeżdżały albo w stronę Białegostoku,albo w stronę Giełczyniaka (uroczyskow kompleksie leśnym Czerwony Bór). Wracałyi znów ładowano. Pod wieczór, gdy jużbyło po wszystkim, wozaków puszczonodo domów.Tego dnia wujek woził obornik, a mamusiai Józia Sawicka roztrząsały go na polupod Giełczyniakiem. Usłyszały warkotsamochodów, pochwili zobaczyłyciężarówkę zżandarmami i budępełną ludzi,których pilnowaliuzbrojeni żandarmi.Stały jaksparaliżowane.Ktoś z samochodukrzyknął: „Powiedzciemamie,powiedzcie mamie”.Po głosie poznałyZygmuntaBąkowskiego, kuzynaz Podgórza,którego aresztowanoi słucho nim zaginął.Upadły w bruzdęprzy porośniętejkrzakami i dzikimigruszami miedzyi leżały bezruchu, by nie byłoich widać z drogi.Słyszały strzały ibudy wracającez ludźmi. Trwałoto do wieczora.O zmroku, kiedyodjechali Niemcy,przyszedł wujek. Razem poszli obejrzećmiejsce, gdzie zatrzymywały się budy. Kilkakroków od drogi ziemia była świeżo skopana,a takich miejsc było kilka. Wujek wsadziłw ziemię widły, ale wyczuł opór. Oznaczylimiejsce, a następnego dnia wiedzieli o tymodpowiedni ludzie z Łomży. Tak Niemcy zlikwidowaliłomżyńskie getto. Skończyły sięnocne wędrówki Żydów. Tylko coraz niosłasię po okolicy wstrząsająca wieść: tam i tamzłapano i zastrzelono kogoś, kto im pomagał.Nikt już nikomu nie wierzył i jeden bałsię drugiego.Jakiś czas potem wieczorem przyszedłkrawiec z Doną, ten, który u nasmieszkał. Udało się im uciec z getta jeszczeprzed likwidacją. Najpierw ukrywali się wnikt już nikomu nie wierzył i jeden bał się drugiegoPOWIAT SŁUPSKI NR 5-6 (111-112) • MAJ-CZERWIEC 201025

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!