31.07.2015 Views

pobierz

pobierz

pobierz

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

WIEŚNr 3(33)/2008 * ROK VITWORZĄCADodatek Literacki do „Powiatu Słupskiego”pod parasolem zieleniTak. Jesteśmy inni, ale nieobcy. Jesteśmy z tej samej planety.Z jej maleńkiego zakątka,jakim są okolice Słupska.To dzięki nam zachowanyzostaje stary język, szacunekdo rodziny, ojczyzny (takżetej małej, na którą Niemcy mają taką pięknąnazwę Haimat). To dzięki takim niedo końca doskonałym poetom jak my nadalna tej ziemi słychać „Bądź pochwalonyBoże, Ojcze” i „Matko, Ziemio Nasza”,a nie tylko „pozdro”, „nara” i „pochwa”.W piątek, 13 czerwca br. w zabytkowej Sali LustrzanejOśrodka Szkolno-Wychowawczego w Damnicy odbyły sięVII Powiatowe Spotkania z Poezją (Nie)Profesjonalną. Bliskoczterdziestu nieprofesjonalnych autorów zajmujących siępoezją otrzymało autorską książkę, której tym razem nadanotytuł „Pod parasolem zieleni”.Tak jak pięć wcześniejszych również i tę książkę wydałoStarostwo Powiatowe w Słupsku. Blisko dwudziestu autorównie przyjechało do Damnicy, dlatego książka zostanieim wysłana pocztą. W sumie w najnowszej antologii poezjizaprezentowanych zostało 56 autorów.Dla wielu był to już kolejny udział w słupskiej antologiii,ale dla niektórych - dopiero pierwszy. Debiutuje w niejdwanaścioro poetów! Warto przypomnieć, że w ubiegłorocznejantologii pt. „Aleja tęsknot” wzięło udział pięćdziesięciujeden autorów, a w 2003 roku w antologii „Motylei anioły” – dwudziestu pięciu! Książką jest formą nagrodyza całoroczną pracę wiejskich poetów współpracujących zesłupskim starostwem i spotykającym się w starostwie w ramachdziałań grupy „Wtorkowe Spotkania Literackie”.„Nieprzypadkowo szósty już zbiór poezji zaczyna sięwierszem „Rano wstaje słoneczko” Jana Jagielskiego z Zagórzycyw gminie Damnica:„Raniusieńko wstaje słoneczkomaszeruje wysoko po niebiewstań z łóżeczka dzieweczkoja przyjdę do ciebie”Chodzi o to, że właśnie ten wiersz uwypukla cel wydaniakolejnej antologii - zaprezentowanie autentycznych, ludowychtwórców. Co oczywiście nie oznacza, że mieszkającyna wsi nauczyciele, urzędnicy czy ludzie innej profesji, piszącyo przyrodzie i kulturze ziemi słupskiej mają zakaz publikowania,że ich wiersze nie znalazły się w tej książce. Poprostu formuła „Wtorkowych Spotkań Literackich” jest bardzootwarta i pojemna, stąd tylu różnorodnych autorów, czybardziej różnorodnej ich poezji” – napisał we wstępie MirosławKościeński. I dalej: „Poezja to w niektórych epokach tosamo, co piękno, upiększanie, wzniosłość czy ozdobność.Natomiast poezja prezentowana w tej książce przez większośćwiejskich poetów jest ujmowana w tym znaczeniu,jak pojmowali starożytni Grecy. Bo według nich Poiesis tointegralna, suwerenna twórczość. Stąd w wielu wypadkachautorzy niniejszej antologii trzymają się właśnie owej definicjiz klasycznej greki, natomiast niektórzy świadomie odrzucająfakt, że we wszystkich epokach czy prądach literackich„poezja jest zawsze równoznaczna ze specyficzną organizacjąjęzyka, z wprowadzeniem w wierszach porządku wNOWA ANTOLOGIA POEZJI WIEJSKIEJ


NOWA ANTOLOGIA POEZJI WIEJSKIEJdziedzinie słów” – jak podkreśla m.in. Stanisław Barańczak,wybitny polski poeta.”Drugi recenzent - Jerzy Fryckowski: „Jakie są prezentowaneutwory w kolejnym almanachu? Bardzo różne, tak jaki my jesteśmy różni ze swoją wrażliwością. Czy zamieszczeniw nim poeci to tylko amatorzy? Nie jest tak do końca.Oczywiście nikt z tych ludzi nie żyje z pisania, ale opróczwydanych tomików, wielu z prezentowanych tu twórcówma znaczne osiągnięcia w krajowych konkursach literackich.O czym jest ta poezja uczestników wtorkowych spotkań?Oczywiście obraca się ona wśród naszych codziennychspraw. Naszych najmniejszych radości i problemów. Wydajesię, że najlepsze utwory to te traktujące o naszym domu,rodzinnych tradycjach,Rodzicach, najbliższejokolicy, w której się wychowaliśmy.Nie ma tuwiele erotyki, chociażwydawałoby się, że tonajłatwiejszy temat.Zdarzają się próby satyrycznegospojrzenia naświat, odrobina publicystyki,ale akurat te wierszewydają się chybanajmniej udane. Ale czyna pewno?Autorzy wtorkowychspotkań najlepiejczują się w opisywaniuokolicznej przyrody, elementówświata odchodzącegow przeszłość iniepamięć. Mamy wiecmotywy słupskie u JanaWanago, Eugenii Ananiewicz,Bożeny Łazorczyk.Swoje okolice opisują teżZygmunt Jan Prusiński(Ustka), Edyta Wilga-Mielewczyk(Główczyce), Jerzy Fryckowski, TeresaNowak, (Łupawa) i oczywiściepiewczynie swoich okolic – HenrykaJurałowicz i Emilia Zimnicka.Uważam się za znawcę polskiejpoezji wigilijnej (dwie antologiena ten temat), wiec z przyjemnościąprzeczytałem wigilijne wierszeGenowefy Gańskiej, Emilii Zimnickiej,Danuty Kmiecik – pisze dalejw swoim wstępie Jerzy Fryckowski.- Poruszający jest wiersz wigilijnyAgnieszki Skornej, bardzo dojrzałymimo młodego wieku autorki, któraokazuje się doskonałym obserwatoremcodzienności i wyławia z niejwszelki fałsz. Większość zamieszczonychw almanachu wierszy Z. J.Prusińskiego krąży wokół świąt, wigilii,rozbicia rodziny spowodowanejwspółczesną emigracją za chlebem.To także znak naszych czasówi poważny problem nas, rodziców.Przyczyna wielu rozstań, rozwodówi porzuceń. I dotyczy to nie tylkozwiązku kobieta – mężczyzna, aletakże Polak – Ojczyzna.”Na spotkaniu w Damnicy wiejscy poeci, poza tym, żeodebrali autorskie egzemplarze książki, recytowali swojewiersze. Z przepięknym koncertem poezji śpiewanej wystąpiłaAdriana Kuczun z Redwanek z gminie Ustka, prowadzonaartystycznie przez p. Zorzę Sędzicką z Objazdy. Rozstrzygniętoteż II Konkurs Satyryczno - Kabaretowy o „Laur CzołowegoLudowego Prześmiewcy 2008”, którego bezapelacyjnymzwycięzcą okazał się Jan Wanago z Wrześnicy. Laureatotrzymał pięknie oprawiony dyplom, a następnie wszyscyodśpiewali mu gromkie sto lat! Po tym miłym dla sędziwegojuż Laureata akcencie, umówiono się na kolejną antologię i...kolejne spotkanie w Damnicy za rok.Z. Babiarz-Zych2 wieś tworząca dodatek literacki


i... pod parasolem starostwaW przeddzień uroczystości pojechałam do swojej ukochanejwioski, żeby nazbierać polnych kwiatów, na okolicznościowybukiet, który miałam przyjemność osobiściewręczyć staroście słupskiemu, panu Sławomirowi Ziemianowiczowi.Kwiaty polne, które zawsze dostrzegałam nałąkach i miedzach. Mimo zmęczenia, po ciężkiej pracy napolu, zawsze nimi koiłam umysł i cieszyłam oczy. Teraz mogłamje zerwać, i ten symbol piękna niewyszukanego w formie,ofiarować. Byłam tym bardzo wzruszona i czułam (niebędę skromna), że byłam tą właściwą osobą, bo darowałamje szczerym sercem.Pojechałam tam też po to, by przed tak wielką uroczystościąjeszcze raz pokłonić się mojej kochanej ziemi, popatrzećna pola, podziękować pięknej przyrodzie, która zawsze mnieinspirowała i dalej urzeka dając ujście w moich wierszach.Kwiaty zebrane z pól, proste były odpowiednie na tę uroczystość.Bo poezja nasza jest też prosta, bez upiększeń, jestczytelna, zrozumiała.Czytając wiersze naszychwiejskich poetów,czuje się wiatr,co kołysze łanem zboża,widzi się barwykwiecia na łąkach, jestw niej gorzki smak biedypopegeerowskiej,wstęgą wije się miłość,słychać odgłosy wsi,śmiech dzieci. Poezjata niby prosta, a jest wniej nuta muzyki Chopina,Szymanowskiego...Z wielkim wzruszeniemi radością,ustawiam na swejpółce z książkami nasząkolejną antologię.Cała tęcza kolorów.Od brązowej okładkipierwszej pt. „Wiejscypoeci”’ poprzez błękit„Motyle i anioły”, złocisię okładka „Chabróww pszenicznym łanie”, jest i jesienna barwa jak przystało na„Może otulę jesień”. Jaskrawą czerwienią kusi „Aleja tęsknot”i koi oczy zieleń tej ostatniej - „Pod parasolem zieleni’’.Sześć tomów; setki wierszy. Wewnątrz na zdjęciach twarzepoetów. Ludzi dobrze mi dziś znanych, z którymi spotykamsię raz w miesiącu w starostwie słupskim. Cała naszanieformalna grupa pn. „Wtorkowe Spotkania Literackie”. Napoczątku naszych spotkań w roku 2001 była niewielka, skupiałaprzeważnie ludzi nieśmiałych, zażenowanych, pokornychwobec wielkiego wyzwania - wobec piękna Poezji.Dziś jestem wśród tych ludzi szczęśliwa. Szczęśliwa, żektoś mnie zauważył, że dodaje wiary, że zachęca do pisaniawierszy. Szybko odnaleźliśmy się w swoim towarzystwie.Tym bardziej, że nie narzuca się nam stylu pisania, nie naginado mody, polityki. Każdy pisze to, co mu podpowiada serce,i gra w duszy. A dusza gra. Chce się wykrzyczeć, wyszeptać,Na szóstą antologię naszejpoezji wiejskiej czekaliśmyz niecierpliwością, bo z różnychprzyczyn przesuwałysię terminy jej wydania.wypowiedzieć, co wydaje się ważne, przez lata skrywane,chowane głęboko w szufladach. Jakże wzrusza widok pierwszegowydrukowanego własnego wiersza. Jest taki inny, jakbypiękniejszy, ważniejszy. Pierwszy dotyk książki, w którejsą własne wiersze... Może to nie wypadało, ale postawiłamją obok poezji naszych wielkich klasyków - Norwida, KarolaWojtyły, Leśmiana. Duma a jednocześnie wielka pokora.Wiemy, że to nasze pisanie zawdzięczamy opiece starostwa,ludziom w nim pracującym, którzy... oj mają się z namiwiejskimi poetami, a mają... Ale zawsze możemy liczyć naich pomoc, wyrozumiałość, cierpliwość, na wiarę w nas. Dziękujemyza to wsparcie, za to, że drzwi starostwa stoją dla nasotworem. Starostwo daje nam, prostym ludziom, poczucie, żejesteśmy zauważeni, a nawet ważni.A odnośnie antologii, podziękowania należą się równieżnaszym kolegom - recenzentom - Mirosławowi Kościeńskiemui Jerzemu Fryckowskiemu za ciepłe słowa, a także za krytykę,która często wskazuje nam właściwy kierunek. Dziękujemyteż Jankowi Maziejukowi za zdjęcia. To prawdziwe arcydzieła.Podziękowania należą się również panu Arturowi Wróblewskiemuza projekt okładki i za pracę przy książce.Henryka Jurałowicz-Kurzydło, Słupskwieś tworząca dodatek literacki3


poetka ludowego słowaCorocznie mamy swojeświęto, są to PowiatoweObchody Dnia DziałaczaKultury. W tym roku zorganizowanoje po raz siódmyw Warcinie, 30 maja.Dwa ważne dla mnie miejsca: Łupawa i Warcino. JeśliŁupawa, to wieś rodzinna mojego kumpla Stefana Milera, poetyi dziennikarza. Z nim to spędziłem kalendarz lat naszejmłodości literackiej, najpierw w Korespondencyjnym KlubieMłodych Pisarzy, potem w Klubie Młodych przy Związku LiteratówPolskich. Był to historycznie ważny okres dla Polski.„Solidarność” walczyła przeciwko komunizmowi. Jakby Dawidpowstał przeciwko Goliatowi. I w takich chwilach uczyliśmysię poezji – jako jej uczniowie, staraliśmy się dogonić MistrzówNajwiększych.A Warcino, to oczywiście Matka Ludowego Słowa, samaMaria Konopnicka. Tam właśnie jest Jej najpiękniejszy PomnikPamięci, z kamienia. Poetka patrzyła na mnie i na naszą grupęliteracką pod nazwą „Wtorkowe Spotkania”. To rzadki przypadekzajmowania się przez starostwo poetami w kraju. Starostwosłupskie jest zapewne przodownikiem ukoronowaniasiedmiu już lat, które, bez żadnej kokieterii, zaczęły się teżode mnie. Wziąłem ten Ster pierwszy w swoje ręce – dziśjest to już prężne środowisko na Pomorzu Środkowym. Zarazdoszedł Jan Wanago, fraszkopisarz, poeta, gawędziarz – niesamowitapostać współczesności. Człowiek Ziemi. Człowiektak głęboko związany z wiejską literaturą, iż jest on jakby relikwią– ikoną...W Warcinieonegdajmieszkał samOtto EduardLeopold vonBismarck -Schonhausen.Był on wielkimwrogiemPolaków. Jegopow i e d z on -ko o nas takbrzmiało: „BijciePolakówtak długo, dopókinie utracąwiary w sensżycia. Współczujęsytuacji,w jakiej sięznajdują. Jeżeliwszakże chcemyprzetrwać,mamy tylkojedno wyjście– wytępićich”. I takioto „człowiek”uczęszczał nanabożeństwado pobliskiego kościółka w Osowie, chodził tam na piechotęco niedzielę, by się modlić...Przy ołtarzyku w tym kościele czytałem swój wiersz, wtrakcie VI Powiatowych Obchodów Dnia Działacza Kulturyw 2007 roku. To było dla mnie przeżycie. No bo poezja wkościele?.. W ubiegłym roku czytałem pod pomnikiem MariiKonopnickiej swój wiersz „Przed Marią Konopnicką ukłon złożę”.W tym roku spotkała mnie podobna satysfakcja. ChybaMaria patrzyła na mnie z góry, kiedy począłem recytowaćświeżo napisany wiersz.DZIEŃ OJCA I LIZAK NA PATYKU!Gdzie są prawdziwi mężczyźni,Ojcowie mężni i twardzi w obronie Ojczyzny?W książkach...Skubię trawę za miastem,zaprzyjaźniam się z witalnymi obrazami Boga.Słucham kompozytorów którzy grają nowe melodie,w Dzień Ojca słusznie jest otworzyć oknoromantyzmu w kolorze niebieskim.Niektórzy Ojcowie idą do knajpy,zalać się piwskiem i opowiedzieć o swojej historiiw partyzantce...Dziś wszyscy jesteśmy takimi „partyzantami”,w ręku karabin z patyków i czaimy sięzza rogu – tych rogów jest sporo...Ale gdzie jest wróg?W domu?Piszemy (swoje dzieła na pamięć),tych kartek jest coraz mniej –mężczyźni pisarze:WZYWAM WAS DO APELU!!!Czy Maria Konopnicka zrozumiała ten mój Apel do żyjącychmężczyzn – Ojców, którzy rozumieją, co to jest Ojczyzna?Matko Polski, dlaczego wciąż ciężko jest żyć w NaszymKraju?!Jeszcze jeden wiersz poświęcam Marii Konopnickiej.WŁÓKNO DELIKATNEGO WDZIĘKUNa ulicy Małej gdzie codziennie chodzę,młode brzozy trzy rosną na dachu.Bronią się przed złym człowiekiem,który mierzy czas by je ściąć.Kilka lat temu ścięto jedną lecz ponowniewyrosła biedna na mój podziw.Jak broni się od całkowitego zniknięcia;chce żyć i cieszyć się życiem...A jak jest z nami tak naprawdę,czy umiemy bronić nasze życie jako naród?Zygmunt Jan Prusiński, Ustka4 wieś tworząca dodatek literacki


- Stefan, nawet nie wiedziałem, że byłeś spod mojego znaku zodiaku - „Wagi”. Przeżyłeśchłopie czterdzieści dwa lata i cóż to, tak się już życiem zmęczyłeś? W styczniu br. minęłoakurat dziesięć lat, jak pofrunąłeś do Pana Boga, no bo gdzie byś mógł się udać Poeto!?Po sobie zostawiłeś tylko wiersze, tylko One były Twoje, i te ścieżki Twoich myśli o samotnymżyciu, bo i potomka nie zostawiłeś po sobie.jeszcze tyle rozmów pozostałoNie wiem dlaczegowziąłem ze sobą „Poezję”Aleksandra Nawrockiego, grubąksięgę na 368 stron. Naobwolucie czytam: „CzesławMiłosz, O światowym DniuPoezji, XXXIII WarszawskaJesień Poezji” – między innymiten ostatni tytuł opracowałKrzysztof Gąsiorowski(37/38 2004). W trakciewstępu przy grobie StefanaMilera, Zbigniew Babiarz– Zych snuł oNim wspomnienia, jaakurat notowałem ztablicy nagrobka ważnedaty: ur. 2.10.1956– zm. 3.01.1998. I zapisywałemto na stronie359, gdzie akurat w tej„Poezji” opublikowanowiersz Wisławy Szymborskiej– „Rozmowyz kamieniem” (cytaty).Jakże strona ta pasowałado sytuacji, bopoetka pisze: „Pukamdo drzwi kamienia”.Ja, Stefan, pukamtakże, ale nie do kamieniaTwojego Nagrobku,a do Twojej Pamięci onaszych wybrykach wmłodej poezji, w dru-giej połowie lat 70-tych ubiegłego stulecia.Po wstępie Zbyszka głos zabrał Mirosław Kościeński. Tobyły tylko urwane fragmenty z życia Stefana w Słupsku. Moimobowiązkiem było napisać wiersze i w nich zdążyłem zobrazowaćkamienne chwile pamięci. W ogóle pisanie wierszy nie jestrelaksem. Wiedziałem, że będę je czytał w trakcie tego (Świętadla Niego), że zjadą się poeci z całego Okręgu Pomorskiego.– Nie szukałem słów, same mi się układały bez wysiłku.PIEŚNI SŁOWNE DLA POETYPamięci Stefana MileraGdzie jesteś Poeto? Z bagażem doświadczeń, z „Widokiemz Okna”, z tym akurat wierszem który Cię rozsławił?Pamiętasz ten wiersz, do Twojej Liryki zajrzał krytyk literacki –sam poeta Krzysztof Gąsiorowski.Byłeś w tamtym Konkursie laureatem, drugie miejsceznaczyło w Twoim życiu. Opowiadałeś, jaki byłeś szczęśliwy.Podarowałeś mi „Widok z Okna” ze skromnym autografem,choć wyglądało to dziwne: „Poecie Zygmuntowi poeta Stefan”.Teraz masz Widok z Nieba, i czytasz nasze wierszenad Grodem Słupskim. Zieleni się kwiatowy wiosny schemat.NA CMENTARZU (NOWYM) W SŁUPSKUwieś tworząca dodatek literacki5


Umorusane dzieci tradycyjnie klaszczą do Pana Boga,do Świętego Mikołaja też w podróży.Drogi Stefanie! Drogi Przyjacielu! Jak się bardziej rozpogodzi,wyjrzyj z góry, zobaczysz, ja do tej pory dźwigam wiersze. –To moje kamienie o Polsce. Układam je w potęgę światła,i znajomej Ci ciszy znad rzeki Słupi.ZE STEFANEM WE „FRANCISZKANACH”Usiedliśmy jak dżentelmeni,twarzą do drzwi,jakbyśmy mieli za zadanie liczyć wchodzących.Piwo burzyło się po swojemu w podłużnej szklance,rozmowy urwane, ale ważne,jak żyć bez fajek?Ciemnogród ciemno zabarwiony,wystarczyło przekląć dla fasonu,dziewczyny by się z nerwów przydały,bo nuda szła za nami jak cień obrazu.Czarny rynek szalał,kartki po kichę w nocy,niewolnicze kolejki przed sklepem,by kawałek żarcia przynieść do domu.Ach ta komuna,serdeczna samica do rozdawania,wlepiła w nas ślepia jak suka w krzakach,a my ciągle rozpisani w poezji.Stefan – raz się go zapytałem:dlaczego nazywasz się Miler?Na to mi nie odpowiedział,spojrzał na szatynkę wchodzącą do kawiarni.W Wierszu pierwszym jest wzmianka o nagrodzonymutworze Stefana pt. „Widok z okna”. Pamiętam ten wiersz.Stefan był jak opromieniony anioł na ziemi. Ale był chyba nieszczęśliwymczłowiekiem. Miał garba na plecach, nabył go poukończeniu pięciu lat. Miał chyba przez to ukryty kompleks,aczkolwiek umiał się bawić zwykłym życiem. Na prowincjiuratowały Go wiersze. Chyba tak.Debiut publiczny mojego wiersza „Pieśni słowne dla poety”odbył się nad grobem Stefana. Po przeczytaniu położyłemten wiersz na płycie, jakbym chciał się zrewanżować zato, że nie byłem na Jego pogrzebie.Drugi mój wiersz był jakoby pożegnaniem ze Stefanem.Dotykając Jego zdjęcie koloru brązowego na płycie grobu rzekłemdo Niego: Stefku, nie mogłeś żyć?! Dlaczego po moimpowrocie z Wiednia, unikałeś mnie, bracie!? Odbyliśmy tylkojedno spotkanie w chińskiej restauracji w Słupsku. Nie dokończyliśmyprzy piwku jeszcze tylu rozmów o poezji. Od lipca1994 cztery lata milczałeś, aż całkowicie zamilkłeś 3 stycznia1998 roku. Bóg z Tobą, Przyjacielu!Zygmunt Jan Prusiński, Ustkadwa teatry życiaDo emerytury pozostały mi jeszcze cztery urlopy, dwa badania lekarskieo przydatności i zakup garnituru z „Manhattanu”. Możenawet kiedyś dostanę różę, o długiej łodydze z licznymi kolcamiw odmianie „Mercedes”. Za potencjalną wyprawkę zafunduję sobieostatni już zestaw wypoczynkowy (trumna i dwa lichtarze).PROJEKCJE MYŚLOWE KLEMENSANie mogąc nadal zmądrzeć – pomimo edukacyjnej koncepcjiżycia – przyjdzie mi kolejny raz ogłupieć od zadawaniasobie pytań (iście hamletowskich). Nieufny wobec siebie, boprzekonany w „nie wątpię, że wątpię” – niezbyt pewnie czujęsię w interpretacji życia (tej samej myśli, tylko sformułowanejinaczej, bo – „myślę więc jestem”. Pewnie Sztaudynger by dopowiedział:„ …ja nie myślę, więc mnie nie ma. I w ten prostysposób, nie powinno być na świecie bardzo wiele osób”.Interesującą interpretacją „Być, albo nie być” jest anegdotaopowiedziana przez prof. Leszka Kołakowskiego w TVP:Kolega do kolegi – wiesz, urodził mi się wyjątkowo inteligentnysyn. Dość, że musieli go wyciągać na świat kleszczami, toskorzystał z pierwszej sytuacji, żeby – umrzeć.Dawno już osiwiałem w poszukiwaniu prawdy ostatecznej,już mnie głowa rozbolała a z „p. Goździkową” żyję źle,bo nie o chwilowe znieczulenie mi chodzi, ale o uzdrowieniemojej głowy (czyt.: restrukturalizacja wewnętrzna).Myślałem w młodości (wtedy ma ona wiele motyk nasłońce), że moja droga życia będzie usłana różami, tym bardziej,że jestem synem ogrodnika. Zbyt mało jednak „przesadzałem”i stało się inaczej. Jest usłana dywanami i chodnikami…przełożonych i zwierzchników. (Często myślę, jakrozumieć tzw. wolną wolę. Wypełniam przecież wolę kogośinnego! Mam więc prawo posługiwać się tym pojęciem bezkarnie?Ciekawe jak by szef zareagował?). Chodzę więc potych służbowych dywanach już tyle lat. Ale to już niedługo.Do emerytury pozostały mi jeszcze cztery urlopy, dwa badanialekarskie o przydatności i zakup garnituru z „Manhattanu”.Może nawet kiedyś dostanę różę, o długiej łodydze z licznymikolcami w odmianie „Mercedes”. Za potencjalną wyprawkęzafunduję sobie ostatni już zestaw wypoczynkowy (trumna idwa lichtarze). A propos. Zdumiewa mnie enigmatyczna klasyfikacjamojej hipotetycznej śmierci na: naturalną, tragicznąi inną jeszcze. Sądziłem dotychczas naiwnie, że każda śmierćjest tragiczna. Chrześcijaństwo do życia wnosi śmierć a dośmierci radość. Moja śmierć będzie radosna – totalne nieróbstwo,choć niezupełnie. Żyjącym jeszcze bliźnim – ja, w swejsprawiedliwej dobroci – podziękuję „pięknym za nadobne”, bo6 wieś tworząca dodatek literacki


to wyroki tylko odroczone. Nie mogę jednak zrozumieć – wswej nabytej głupocie – co ma oznaczać określenie „śmierćnaturalna”? Po którym roku życia obowiązuje to przedziwneokreślenie i ile czasu trzeba cierpieć, żeby sprostać tej ogólnieprzyjętej diagnozie? Doceniając geniusz wiedzy medycznej,także farmakologicznego (czyt.: sztucznego podtrzymywaniamózgu) wspomagania istniejącego życia, zastanawiam się(w swym niedołęstwie myślowym), czy takie życie jest naturalne,czy sztuczne? Pozostała mi tylko interpretacja. Wiemteż, że średnia życia jest coraz dłuższa. Jednak co to znaczy„średnia”? (Bo jeżeli kolegę zdradziła żona cztery razy a moja- ani razu, czy to ma oznaczać, że moja żona zdradziła mnie„średnio” dwa razy?).Wróćmy jednak do spostrzeżeń ważniejszych! Być możeprzekroczyłem już swój limit czasu w poszukiwaniu prawdy,inaczej, bowiem czas ustawiono w niebie. Pytam, bo znamjednego faceta, który uważa, że prawdy nie ma, że prawdajest urojeniem i reliktem dziecięcych marzeń. Moja prawda(wzmocniona wolną wolą) jest następująca: chcę żyć bardzodługo a umysł siedmioletniego dziecka zachować do śmierci.Mieszcząc się – mam nadzieję – w naszej cywilizacji (teżmam komórkę i też nie wiem jak działa), często słyszę skrajneo niej opinie, na przykład cywilizacja życia, cywilizacjaśmierci itp. Według mnie – w świecie ogólnego rozpasaniaerotycznego (fizycznego i wirtualnego) – proponuję następującekryteria: współżycie płciowe, którego konsekwencją jestpoczęcie – nazywać (słusznie) cywilizacją życia, a wszelkieinne kombinacje – cywilizacją śmierci. Zmieniłbym – w tymduchu – niektóre obowiązujące dane personalne. Zamiast „aktuurodzenia”, dokumentować „akt poczęcia”. Gdyby tak jeszczeznowelizować te dane o „miejsce poczęcia”, to nasza tożsamośćbyłaby bardziej klarowna, a „drzewo genealogiczne” wtym ujęciu, przybrałoby bardziej antropologiczny kształt.W dobie strzeżonych powszechnie wartości, jakimi są dlawielu: śniadanie, obiad, kolacja, rozmywają się inne dotychczasowedefinicje. Podobno cywilizacja zaczęła się od uświadomieniasobie pojęcia własności. Odwieczny dylemat „dawaćczy brać”?, „mieć czy być”? – już nie wystarczą, choć pytania temają już wymiar retoryczny. Już nie wystarczy – „dokąd zmierzasz?”,ale „którędy?” i „czyim kosztem?”. (Teraz skoczę popożyczkę do „p. Goździkowej” i dla otuchy mówiąc do siebie:„…patrz Bahusie na nas z nieba, na nas – apostołów szczerych.Nie za wiele mamy chleba, lecz gorzały – do cholery”.Już jestem, a wracając do mojej filozofii życia powiemszczerze: w życiu prywatnym i zawodowym – d a w a ł e m .Ludzi i świat chciałem ozłocić! Za to b r a ł e m – niewiele:czasem żonę, czasem pensję, czasem zasiłek a czasem wspomagałamnie opieka społeczna, bo nogi mi się skróciły od poszukiwaniapracy. Tak zdeformowany, szukałem dalej. W poszukiwaniupracy i Prawdy zadawałem sobie kolejne pytania.Dlaczego na przykład trudniej jest uzasadnić nieobecność, niżobecność? (W domu! W pracy! W życiu!) Zaczynałem teżwątpić w swoje Homo Sapiens. Nawet we śnie recytowałemwiersz „Obrona głupich”, a trawestacja niektórych wersetównarzucała się sama. Jak to leciało?„Każdy dziś tylko o rozumie. A gdzie jest równość? Gdzie sumienie?Mądry i tak zarobić umie. A Klemens co? Ma gryźć kamienie?Każdy się z gębą pcha do cyca. A Klemens co? Od innej matki?Skąd w naszym kraju ta różnica. Czy Klemens mniejsze ma wydatki?”Znalazłem pracę po dziewięciu latach poszukiwań, bo„szukajcie a znajdziecie” dodawało mi sił a dziecięca rymowanka„Biedroneczko – skocz do nieba, przynieś mi kawałekchleba” – skutecznie wspomagały moją chęć przeżycia biologicznego,także zdefiniowania wartości mojej wiedzy niepośledniej.„Jadąc po bandzie” powiem, że dręczyły mnie kolejnepytania, bo uwikłany w bezradność dedukcyjną często kląłemmówiąc – „kurwa”. Oswojony zawsze z tym pojęciem, znowusobie zadaję pytanie, czy jest to słowo – brzydkie, ładne,grzeszne, czy – prawdziwe? (Myślę sobie, że świat nie zostałstworzony raz na zawsze. Tworzony jest każdego dnia, takżeprzez nadawanie przedmiotom i zjawiskom nazw i imion).Sam już nie wiem, co myśleć, ale jako muzyk powiem adekwatnie,że coś tu (kurwa) nie gra!Rekapitulując moje projekcje myślowe wyrażam nadzieję,że szukanie prawdy nie jest grzechem. (Przynajmniej grzechemzaniechania). Człowiek – proszę Państwa – nie tylebuduje dobro, co naprawia zło. Produkuje żywność, żeby nieumrzeć z głodu. Produkuje odzież, żeby nie umrzeć z zimna.Produkuje też myśli, żeby przezwyciężyć instynkty i zacząć– rozumieć.Ponieważ spłodziłem tych kilka spostrzeżeń, to uważam,że – w świetle obowiązującej etyki – też mają prawo do życia.Wszystko jest przecież sprawą interpretacji, może nawettranscendencji.Żegnam się z Państwem. Odchodzę uspokojony genialnymprzekazem Wisławy Szymborskiej:„Nie używam rozpaczy, bo to rzecz nie mojaa tylko powierzona mi na przechowanie”I wszystko jasne. A że moja „radość jest smutna”?Klemens Rudowski, SłupskSZUKANIE PRAWDY NIE JEST GRZECHEM...i łzy gorzkie lejęKilka takich nieprzewidywalnych a zarazem ciekawychwydarzeń przeżyłem i wydaje się, że warte są, by się z nimipodzielić. W czasie pierwszego od zakończenia wojny zjazdurodzinnego poznałem swojego stryjecznego brata, IgnacegoSzczepanika. Widzieliśmy się ostatnio, gdy miałem siedemlat. Obecnie w wieku siedemdziesięciu ośmiu lat żyje on samotniewe wsi Modrzewek, pomiędzy Piotrkowem a Tomaszowem,prowadząc gospodarstwo rolne na resztkach ojcowizny.W trakcie wspomnianego już spotkania jedliśmy kolacjępod kwitnącą jabłonią. Sypała do talerzy białe płatki przekwi-Czasami los ofiaruje łaskawieprezenty, czyniąc nas jednocześnieuczestnikami niecodziennychwydarzeń. Nie przygotowanido takiej roli przeżywamyprzygodę przepełnieni ciekawościąa jednocześnie zdziwieni, żemożemy uczestniczyć w spektaklu, który urozmaicinasze życie i pozostanie w nas na zawsze.wieś tworząca dodatek literacki7


wiersze najnowszeWiszącymJesteś tęsknoty płatkiemKwitnącymW oddechu szlochuDrżącymCzesława Długoszek, ObjazdaOJCUSzukam ciebieWśród splątanych słówZarośniętych polnych dróg.Dotykam sprzętówBy odnaleźć ciepłoTwych rąk.Rozpadł się nasz świat.Zawodna pamięć ułudniePrzechowuje jego ślad.Wchodzę już do innej rzeki,Która rozlała się obca.Tylko słowa pozostanąTak jak na początku.SŁOWAPrzychodzą tłumnieZwykłe, codzienneWciskają się międzyKuszą dźwiękiem, barwąObiecują nie sprawiać kłopotu...Czekam-więzień myśli jednej -Na jedyneProste, jasne, celne.Słowa modlitwyRozwijam jak żagleNa podwiązanym u sklepieniaKościółka w RowachMaszcieNiech płyną,Niech niosą,Niech wrócą z tymi co w morzuZarzucali sieci.Czekam na brzegu.Na piasku kreślę znak ryby,a morze szumi:„Na początku było...”Anna Idźkowska, SłupskMORZE EMOCJICo noc zatapiam siępowoli, spokojnie, beztroskow cieple Twychopiekuńczych ramion.Przytulasz mnie ciepłoi już nic i niktpoza Tobąnie istnieje.Jeden uśmiechi rozpływają sięw parę minutwszystkie mojewielkie i małetroski dnia codziennego.Jesteś moim morzem,w którymnawet w środkunajbardziej mroźnej zimymogę siętak po prostuzanurzyći płynąć.Zapominając o całychotaczających mnienudnych i ponurychrzeczywistych realiach.Wypływam nagłęboką wodęi myślę,że wolałabymzostać syrenąi wreszcie być...wolna.Aldona Peplińska, MotarzynoW RAMIONACH WĄTPLIWOŚCIW środku łąki majowejSzukam tęsknoty za tobąWpatrzona w obraz ze wspomnieńWalczę dzielnie ze sobąWiatru ramiona trzymająKartkę przez ciebie pisanąCzytam słowa szeptaneSmutku łzami zalanąZawołał mnie dzwonZ kościółka na wzgórzuZerwałam bukiet myśliNiosę ze wstążką różuCo pali policzkiZażenowania promieniemA serce podsyca rozkosznymNadziei westchnieniemI jak tu pokonaćDrogę przeszkód pełnąZawrócę na znaną polanęZostanę tęsknocie wiernąNIE BUDŹ!Jesteś miłości dzwonkiemMajowymNa sznurku konwaliiA kiedy nocy ramionaTulą do snu pragnienieJesteś smakiem truskawekZ podniebnych deserów marzeniemI tylko nie budź obliczemCo grymas nosi złościBo pryska nawet to silneUczucie miłosnej radości...Zygmunt Jan Prusiński, UstkaWIERSZE WYRASTAJĄCENA KAMIENIUMotto: „Czy poetę należy wygnać z państwa”? - (ab)Kiedy uciekłem z kraju, nie był to mój kraj, bo czyj?Okradziony z Dzieciństwa, okradziony z Młodościtylko w przyrodzie leśnej czułem swoje miejsce;byłem zatem Człowiekiem Lasu - nie człowiekiemmiasta, o tej różnicy napisałem kiedyś w wierszu.Jeśli chcecie powyganiać Poetów z Polski,zacznijcie ode mnie - bo nie czuję tej miłości,tu w tym piekle Poeta dojrzały schnie, jak kora,jak strumyk po deszczu w koleinie polnej drogi.Janko Muzykant też przestał grać na piszczałce.Moja gitara leży na szafie kilka lat osamotniona,nie chce mi się śpiewać, grać, komponować.Wyschnięty od środka zbieram pacierze jak liście,wczoraj w kościele słuchałem polskiej pieśni:„O szczęście niepojęte...” - Jedwabna spowiedź.Komercyjna Młodzież pozrywana jak struny,każda filozofia inna do życia - gdzie brak jestPrzyjaźni, tej Serdeczności wobec Czasu.A czas płynie i tak zakratowany jak Pajęczyna,w czeluści Imitacji - sztucznego schlebiania...Nie zrozum Czytelniku mojej Apatii, Okruszynajest ważniejsza od rakietowej tarczy, akuratna Północy kilkanaście kilometrów ode mnie,będą mnie broniły czarne latawce; przed kim?Tylko rzeka Słupia płucze kamyki w sercu ciszy!Andrzej Szczepanik, BytówJEZIORO ZASYPIATak tu cicho...Nawet sitowie nie syczyMoje myśli przyczajoneWędrują na chmurachPełnych czerwonego złota8 wieś tworząca dodatek literacki


Przygarniam do siebieUsypiające lenistwoRoztrwonionego dniaSłyszę westchnienia wiatruZaciągającego firanyNa wierzbowych karniszachTak tu cicho...Trzciny szepczącLiczą cienieWieczornych kolorówNie pluszcze wodaZmęczona wiatrowym kołysaniemPACHNĄCE PIRAMIDYDom ciotki Zośkiwypełniony zapachem jabłekzapraszał o każdej porze rokuwabił ultramarynową niebieskością ścianjabłka panoszyły się w każdym kąciepokój z zasypaną owocami podłogąstanowił skarbiec zmieszanych zapachówmalinówki, kosztele, renetyusypane każde w swoim kącietworzyły kolorowe piramidywydychały niepowtarzalny aromatbłyszczały koloramijak bombki na choinceinne były zakurzone i matowezapachy zmieniały sięczasem przypominały fermentujące winowtedy wujek Władekwybierał z usypanych piramidzgniłe i wyrzucał przez okno na podwórkowujek Władek był krawcemczasem popijał jabłkowe winopotem usypiał z centymetrem krawieckimprzewieszonym przez szyjęi głową zwieszoną na pierśkiedy szył -podśpiewywałalbo milczał przez cały dzieńprzekładał przy tym jabłka w dłoniachpobrudzonych krawiecką kredąkiedyś do pachnącego pokoju wleciał gołąbpomieszał zapachy trzepocząc skrzydłamiwujek Władek gonił gołębiarozdeptując piramidy jabłek stopamiw czarno czerwonych skarpetkachrobiła je na drutach ciotka Zośkaprzy świetle naftowej lampywiosną chodziliśmy oglądać kwitnącew sadzie jabłoniew zimne noce między drzewami paliłysię ogniskadym chronił kwiaty jabłoni przedprzymrozkiemzimą dom wypełniał się zapachem jabłekpieczonych na kuchennej płycieparzyły nam palce oblepione cukremczasem upieczone jabłka rozsmarowywaliśmyna kromkach chleba popijając kozimmlekiemMarcin Greczuk, WidzinoKOŁYSANKAsmak snuspojrzeniescałowuję z twojej twarzya spojrzeń moichpromienieogrzewająto co w śnie tym się zdarzyi tak mogłabyzaczynać się baśńale się nie zaczynabo ta chwila jest prawdąbo ta chwila jest chwiląpublicznym milczeniemo czułości przyczynachżycie nie jest baśniąchoć mówi się że bywaale nie żałujmyże prawda nie jest snemfantastycznyma treść snów najpiękniejszychulotna jest i nieprawdziwasmak snuspojrzeniescałowuję z twojej twarzya spojrzeń moichpromienieogrzewająto co w śnie tym się zdarzyNIERETORYCZNE PYTANIAnie dość że raz i na krótkoz nieprzewidzialnym jutrem i pojutrzez uporem i na przekórwielkiej niewiadomejpielęgnujemy sens i pięknonie licząc się z potencjałem zagrożeń -żyjemynowy dzień nadzieja odradzaniejak kamienie trwają wieczniei na przekór temu co mijaale tragedianiechciana nieoswojonachoć bezpańska być powinnanie jest niczyjąco zyskujemy przez stratęco wypełnia pustkę po istnieniuco wyrośnie na gruncie cierpieniagdzie chowa się po umarłym cieńco wróci gdy minie przerażenieczy na pewnopo nocy zawsze wraca dzieńJan Tyszer, WałbrzychOPUS IMoże to ten kolor niebaGrodu pomorskiegoGrodu kasztelanówMagdeburskichBrandenburskichKrzyżackiego zakonuNarodu PolskiegoMoże to Ziemia SłupskaWpisana w gwiazdach niebaPrzeszłościOdrębnego księstwaMoże gdzieś ta pomieszana muzykaBębnów i kotłówCzarownic w bramieMoże bociany wracające do gniazdLitwini polscy z obrazemMatki Boskiej OstrobramskiejMelodia w sercach cicho brzmiCoś co każe powrócić do fal Morza BałtyckiegoKsięstwa ZachodniopomorskiegoTen zapach wiosnyBzu i jaśminuNadszedł lepszy czas dniMuzyki dawnej i tańcafolklorystycznegoCo w sercach cicho brzmi.Anna Karwowska, DobieszewkoI CÓŻ?I cóżku niebu dźwigam słowapomału pcham w góręaby nie stracić nadzieii cóżnie oślepłam na cudze cierpienianie ogłuchłam na wołanie o pomocchociaż - aby coś napisaćgrzeję czerwone dłonienad węglowym piecykiema na szczerze napisane słowaosiada kurzi cóż poradzić na toże ludziom bardziej smakuje szynkaod zwykłej poezjii cóż zrobićże pochylone literyjak kamienie w gęstym lesieobrastają w mechszukając ocaleniawieś tworząca dodatek literacki9


WIERSZE NAJNOWSZEi cóżwiersz - jak przegrany narcyzz niepokojem szuka światła wciążWanda Majewicz, BytówMOJA OJCZYZNANad moją OjczyznąBiało-czerwoneFlagi łopoczą.W słonecznym blaskuW pszenicznych łanachChabry się złocą.A kłosy zbóż darząTak szczodrą dłoniąZapachem chleba.Wiatr w nieb błękicieHymn WybickiegoGra harfą nieba.Grzegorz Chwieduk, KępiceWUJ KAZIMIERZżył pięknie i mądrzenie rzucał słów na wiatr:jeśli zobowiązywał się do czegośto dotrzymywał obietnicywiedział jak uspokoićbo nie był z tychco lubią podnosić poziom ciśnieniawe własnym otoczeniuumiał milczećpotrafił słuchaćdrzwi do jego domubyły zawsze otwarte(miał najpiękniejszyprzydomowy ogródekjaki widziałem)wuj do późnego wiekukipiał radością życiaw czasie ostatnich wakacjileżał na trawiez rękami pod głowąz oczami otwartymiby patrzeć na nieboi przesuwające się po nimpierzaste chmuryzachwycał się wtedyjak dzieckosłonecznym lipcem:nie zapomnę tej jegochłopięcej minkiwujudziękujęże podarowałeś i mitak wieleHenryka Jurałowicz- Kurzydło, SłupskDZIECIŃSTWA ŚWIATJak miło wracać w dzieciństwa światGdzie wszystko było tak prosteWystarczało tylko słońce i wiatrI matki spojrzenie najsłodszeTataraku zapach unosił się wokółŻabie koncerty w błociePrzygody zew nocą się śniłWyprawą w daleki światKusiła dziura w płocieI serce biło takie niewinneChoć pełne dziecięcych trwógŻe małe dzieci porywają CyganieI koniec świata zarządzi BógI jeszcze widzę we wspomnieniachDom stary i studnię z żurawiemOjca gdy idzie zmęczony za pługiemI czuję niedojrzałych jabłekWoń w sadzieMARZENIAMarzenia to jedno co można mieć za darmoWystarczy tylko zamknąć oczy a już się jawiąI sięgać z gałęzi jabłoniDawno uśpione uśmiechyI kosztować owoce zakazaneJak Ewa i Adam w RajuI płynąć płynąć oceanemW dal bezkresną nieznanąI powracać echemW krajobrazy ziemi rodzinnejGdzie na pustej drodzeCzyjeś otwarte ramiona czekająIrena Peszkin, KoszalinGDYBYŚGdybyś mnie zechciałukryć w ramionachi gdybyś wiedziałco dla mnie znaczyszto swoje sprawyzostawiłbyś z bokupodążał za mnąw dzień i w nocyA ja bym Tobiez serem pierogiuśmiechi bukiet słodkościna deser spijałbyśnektaryi wciąż zaglądałw moje oczyRajem byłabykażda chwilai przemierzalibyśmyrazemszlaki nie odkryteświeciłby nam nie jedenale dwa księżyceI słońc byłoby więcejjak gwiazdniezliczone rojegdybyś mnie wziąłw ramionagdybyśmy szli we dwojeEdyta Wilga-Mielewczyk,GłówczyceBRAK CIEBIEJest takie miejscetam - gdzieś w otchani...Gdy - nie ma mamyZnajdziesz Ją tam...Twój ojciec dobrze jestwychowanyRodzina sercem otuli was!Gdy Ciebie nie będzierazem z namiI smutek będzie, aw oczku łza...Wspomnij swą mamęi nie płacz więcejOna twe serce - jedynazna!Eugenia Ananiewicz, SłupskMÓJ PANIETo Ty zapisałeśnie ma wątpliwościmoją kartę istnieniaw księdze wieczności.Przed Tobą nie było tajemnicmyśli pragnienia bólu i buntuwybaczyłeś nie odrzuciłeśnie pozbawiłeś pewnego gruntu.Choć tyle pytańzadawałam Panienie odpowiedziałeś wprostna żadne zadane.W pismach... księgachTwoich naukachodpowiedzi na wszystkiekazałeś szukaćMówiłeś miłośćnigdy się nie zużywa10 wieś tworząca dodatek literacki


nawet gdy nią szastamyrośnie wciąż jej przybywa.Mój dobry Panieostatnie pytaniedlaczego między najbliższyminasze drogiwciąż poplątane..Grzegorz Chwieduk, SłupskBALLADA O POECIEW niewielkiej wiosce, gdzie bocianyZawsze na wiosnę były pierwsze,Mieszkał staruszek życiem steranyCo w chwilach wolnych tworzył wiersze.To jest ballada o poecie co przypromieniach brzaskuSiadał przed domem i swe wiersze pisałpatykiem po piasku.A gdy na niebie wędrowały chmury jakciasto z zakalcemSiedział przy oknie i zapisywał swewiersze na szybie palcem.Dobierał piękne metaforyTak jak potrafią ludzie prościW krótkie poranki, długie wieczoryPisał dla siebie, w samotności.Aż kiedyś odszedł po chorobieWraz z szumem wiatru, deszczułkaniem.Nie pozostawił nic po sobieLecz pamięć o nim pozostanie.Beata Kosicka, KrężołkiKAPLICZKAW przydrożnej kapliczce ciszaprzystanęła...Płoną blaskiem knoty świec,w witrażach ciemnych, tłuką się minutyoczekiwania...Piękna Matka Boża, w płaszczu błękitnymze złotą szarfą patrzy z nadziejąna podróżnych, skrytych za brudnymiszybami autobusów.„Królowo Polski - módl się za nami”...- głosi napis wyryty w kamieniu.Gonimy więc my, podróżnispojrzeniami w to miejsce, bybezwdzięczne usta wyszeptały prośbę omodlitwę i czuwanie...Wiatr czasem zajrzy do tej kapliczki,pobawi się z ogniem, strąci płatki kwiatówmdlejących w wazonach...Lecz rzadko kto idzie upaść donóg Madonny i spojrzeć jej w oczypatrzące z taką miłością...W ciepłe, majowe wieczorystare kobiety przesuwają poczerniałepaciorki różańców,wertują pożółkłe kartki śpiewników...A ich pieśni niczym barwne kwiatydo nóg Panienki się kładą...Trzepoczą chustki i spódnice na wietrze...Czasem deszcz stuka o szyby kapliczkii wygląda to tak jakby Matka Boża płakała,że jest samotna i nikomu niepotrzebna.Stare lipy chwieją gałązkami, chwytającwiatr,aby nie niepokoił Panienki, którazapatrzona w strugi deszczu oczekujena zagubionych.Jan Kulasza, Strzelce KrajeńskieSTRZAŁAW mroźny stycznia dzionekAmor przyszedł z ranawypuścił swą strzałętrafił w serce panato nie Afrodytani żadna boginicicha i spokojnato wiejska dziewczynastrzała zakropionakrwią wiejskiej dziewczynynajpierw zapoznaniepotem zaręczynycichy ślub w kościeleświadkowie rodzinai żoną zostałata wiejska dziewczynarazem nie pół wiekuczterdzieści pięć latdziewczyna odeszłalecz na drugi światWładysław Panek, MatyldówURADUJ POEZJOŚWIAT TEN CALUTKIUraduj poezjo serceUraduj to serce prawdziwieBy nikt nie żył w smutku, w rozterceBy żył każdy pięknie, szczęśliwie.O poezjo, ty moja, kochana takaŚwiat mi uraduj calutkiUraduj poezjo dziewczynę i chłopakaI spraw by zginęły nasze te smutki.Bo właśnie dziś trzebaRadości w sercu tak wieleA trzeba tej pięknej radości z niebaTrzeba by była radość, wesele.Bo dziś świat potrzebujeBy ta radość nam rozkwitała jak kwiatyBo ta radość smutne serce radujeTrzeba by w radość świat był bogaty.I niech świat będzie ubogaconyW tę radość piękną, prawdziwąI niech na tę radość zadzwonią nam dzwony.Uczynić nam trzeba tę ziemię szczęśliwą.Jan Wanago, WrześnicaFRASZKI - DAMNICA 2008Choć (nie)profesjonali - to jednakwiększość twierdzi żeśmy idealni.***Nad wszystkie brylanty i złote kamienieDamnickie wierszyki nade wszystko cenię.***Twierdzisz żeś poeta, artystyczne laury maszTak ja się Ciebie pytam: A Damnicę Ty znasz?***Cieszę się z życia, raduję się myślamiŻem się znalazł w Damnicy pomiędzy lustrami.***Żaden matematyk tego nie policzyIle razy braw i laurów zdobyli w Damnicy.***Damnicką palmę z afrykańskiego buszutak wysoko cenęŻe nawet na czarnolaską lipę tego nie zamienię.***Kochanowskmi pod lipą strugał wielką lipęA ja przy damnickiej „palmie” niejednogłupstwo walnę.***Cóż z Ciebie za poeta Szanowny KolegoJak Ty z palmą czy lipą mało masz wspólnegoZ tym że jedno przed słonkiem Ciebie kryjeA drugie zwyczajnie po prostu odbija.W „wierszach najnowszych” zamieszczonychw poprzednim numerze „Powiatu Słupskiego”nie podpisaliśmy wiersza pt. „Czarodziejskiepodróże z książką” Ludmiły Raźniakz Koszalina. Autorkę i Czytelników za toniedopatrzenie serdecznie przepraszamy. (z)wieś tworząca dodatek literacki11


...i łzy gorzkie leję - ciąg dalszy ze str. 7tających kwiatów. Słońce przenikając nie śmij – robiłem cosik w łoborze. I nagle coś mie tkło, jakośmiędzy gałęziami rysowało na trawieogrodu abstrakcyjne wzory. W dumu kawołek papiru i łołówek i zapisołem. Porobiłem trochemyśl dziwna psysła mi do łba, żeby napisać. Psyniuzem ztakiej scenerii snuliśmy nieustające i napisołem o zimi, którom uprawiom na łojcowiźnie. Psecieopowieści o losach naszej rodziny, to moja karmicielka i do niej mnie złożom jak oddom ducha.nie wstydząc się łez wzruszenia. Kiedyś - nie pamintom jak dawno - pare lot jak napisałemIgnacy, wspominając swojego tyn wiers, psysed do mnie sumsiod. Pogadalim trochę a joojca a mojego stryja Antoniego, powiedział,że pisał on wiersze. Był Wysłuchoł - nic nie godoł ani się nie śmioł ino popatsył naspytołem: - Jak chces to psecytom ci wiers co som napisołem.znanym wiejskim poetą. W pewnej mnie jakosik dziwnie i posed.chwili, gdy zostaliśmy sami zaczął Na drugi dziń psysed i pyto, cy mom cosik na zagrycheopowiadać, posługując się wiejską – miołem - wyjon pół litra samogunu i doł mi. Weź – to zagwarą: - Jeśli zechces mnie posłuchać- opowim ci coś Indrek. Mój W pewnej chwili Ignacy zaczął recytować - nagle beztyn wiers.łojciec Antoni pisoł wierse. Pisoł je zastanowienia i uprzedzenia. Recytował a ja zapisywałem.psez całe zycie. Jak mioł dobry humorto nom psecytoł. Pisoł wierse zWiersz zatytułował „Płacząca ziemia”.róznych okazji - o weselach, pogrzebach,o urodzinach ludzi i zwierząt,Codziennie płaczęI łzy goskie lejęo nasym dumu i stajni, o kuniach i Bo pogardzili mnom psyjacieleprosiakach, o ptokach i stodole, bo Dzienki ci gospodazuzacynała się walić ze starości. Somsiadygodały – tyn Antoni to mo łeb Wceśnie wychodziłeśZe mnie uprawiałeśnie od parady, bo pisoł im pisma do Dobre ziarno siałeśsundu i do gminy. Wstawioł się za Jak mogłam tak rodziłamnimi u sołtysa i w powiecie. Umar A za dobrom pracejak obcięły mu w śpitalu jednom Plonem nagrodziłamnoge, a potem drugom. Pochowanyjest na smyntorzu w Wolborzu, Zyj wciąsz nalezycieCas jus byś odpocołgdzie lezom wszystkie Szczepaniki. I tak do mnie wrócisLudziska długo go wspominały, bo Jak zakońcys zycie.dobry był chłopina.Przerwał opowieść wycierając I to był koniec opowieści Ignacego. Wspomniał tylko,łzy. Po chwili opowiadał dalej: - Jak że napisał jeszcze kilka wierszy, ale gdzieś zapodziały się.lezoł w śpitalu to chcioł żebym jo i Wzruszony łykałem łzy trzymając go za rękę. Chciałem gomoje siostry znalazły w świecie Ciebie,Indrek. Wiedzioł, że gdzieś zy-namawiać, by nie przestał pisać, że czuję się z nim związanypochwalić, powiedzieć, jakim wspaniałym jest człowiekiem,jes – jesteś psecie jedynym synem i że ja też piszę wiersze. Jednak wydało mi się, że zabrzmi tojego brata, Janka co go Nimce spaliływ obozie. Teros powim ci coś wstał, popatrzył na mnie chwilę i bez słowa odszedł.sztucznie i banalnie, więc nie powiedziałem nic. Ignacy nagleo mnie - ino się nie śmij. Casami Po chwili zobaczyłem jak schylony dźwiga dwa wiadramom takom jakomś chynć żeby coś wody – pewnie dla swoich spragnionych, przyglądających sięnapisać - Jakisik wiers albo co. Mom nam zza płotu, cielaków.to pewnie po łojcu. Kiedyś – ino sięAndrzej Szczepanik, Bytówniech pani potańcujeSiedzimy u pani LidwinyPawlak w pokoju. Na stoleprzykrytym haftowanym obrusemleży stos kronik rodzinnychi kilka albumów z wierszami.Pijemy herbatę i rozmawiamyo poezji, o życiu. Pani Lusiaczyta swoje ostatnie wiersze.Dom, w którym rodzina Pawlaków mieszka od kilkudziesięciulat to przedwojenna kamienica przy samym kanale wdarłowskim porcie. Przez okna widać latarnię morską i wypływającew morze kutry rybackie. Kilka metrów za domemgóruje kościół pod wezwaniem Maksymiliana Kolbego. Życiepani Pawlakowej toczy się między dwoma żywiołami. Morze– żywioł natury – zagląda do jej okien. Przypomina o przeszłości- mąż Czesław był rybakiem. Kościół – żywioł duchai wiary jest najważniejszym miejscem na ziemi. Między tymiżywiołami toczy zwyczajne ludzkie życie wypełnione pracą,smutkami i radościami. Sześcioro dzieci, gromadka wnukówi prawnuków – rodzina, która jest dumą i miłością. Choćżycie zwyczajne, pani Pawlakowa jest osobą niezwyczajną.Ta starsza pani, ze swoimi chorobami i od niedawna bolesnymwdowieństwem jest osobą pogodną, życzliwą ludziom iświatu. Choć brak jej wykształcenia, ukończyła najważniejszyuniwersytet świata, gdzie życie i wiara były głównymi fakultetami.Od wielu, wielu lat pisze wiersze i opisuje historię swojejrodziny w sposób prosty, jak umie i czuje najlepiej.12 wieś tworząca dodatek literacki


Nie wiem co to jest nudapiszę i czytam wiele,śpiewam na chórzew każdą niedzielę.Mam dobrych sąsiadówi przyjaciół sporo,pijemy razem kawęcodziennie – ranną porą.Wierszem opisuje ważne wydarzenia w rodzinie, w mieście,w kościele oraz swoje rozterki duchowe i marzenia. Dużaczęść jej twórczości to wiersze o tematyce religijnej.Pani Lidwina tak opowiada o sobie: - Chata za wsią, podlasem, koło Tlenia – na Pomorzu Gdańskim. Właśnie tam11 czerwca 1932 roku przychodzi na świat Lidwina – ósmaz rzędu córka Bronisława Sklarzyka i Róży z domu Zaręba.Pośród drzew – sosen i bujnych akacji, przy wtórze ptaków,w ramionach kochających rodziców, Lidwina rozwija się zdrowai szczęśliwa. Pod okiem rodziców – polskiego żołnierza„hallerczyka” i nauczycielki wychowywana była w dyscyplinieniemal wojskowej. „Tak, Mamo! Tak Tato!” - nigdy nie mówiłosię: „za chwilę” lub „nie”. „Bóg, Honor, Ojczyzna” - to byłohasło na każdy dzień życia. W 1939 roku przyszła wojna.Skończyło się beztroskie, słoneczne dzieciństwo, runął uporządkowanydotąd świat. Niemcy zabrali ojca na przymusoweroboty, do domu zajrzał lęk o jego życie. Oprócz tego wojnamiała dla mnie wymiar tragedii bezpośredniej. Nie poszłambowiem we wrześniu 1939 roku do szkoły, do której tak bardzochciałam chodzić. Miałam już nawet uszytą specjalniena tę okazję sukienkę. Do szkoły wprawdzie poszłam, ale doniemieckiej – innej bowiem nie było. Zaś w domu przez czterylata, by utrwalić znajomość polskiej pisowni, przepisywałamwersy z „Pana Tadeusza” zadawane przez mamę. Tata wróciłdo domu dopiero w maju 1945 roku. Rodzice postanowiliwyjechać na zachód, na Ziemie Odzyskane. Osiedlili się wwiosce Krupy, w gminie Darłowo. Tu właśnie dojrzewałam.Mając osiemnaście lat zaangażowałam się do pracy w Darłowie,w Domu Dziecka dla dzieci do lat czterech. Pracowałamjako pomoc opiekuńcza. Okres pracy tam zaliczam do najpiękniejszychlat mojej młodości. Kochałam i kocham dziecii niby piękne kwiaty w ogrodzie, pielęgnuję je z całą mojąmiłością i oddaniem. W 1955 roku wyszłam za mąż, a od1956 roku mieszkam w Darłówku. Mam pięć córek i syna.Byłam przez ponad pięćdziesiąt lat szczęśliwą żoną, jestemszczęśliwą matką, a nawet teściową. Jestem też dumną babciąi prababcią. Od wielu lat piszę kronikę rodzinną, także wierszei „nigdzie się nie spieszę, z życia się cieszę.” Niczego nieżałuję, mogłabym całe moje życie powtórzyć jeszcze raz odpoczątku: wzięłabym tego samego Czesia, „urodziłabym tesame dzieci i kochałabym to samo słonko, co nad nim świeci.”Słonkiem nazywam też moje maleństwo, które - jak to sięmówi – powiększyło grono aniołków. Nie zawsze świat mieniłsię tęczowymi barwami, a mimo wszystko jestem zadowolonai spełniona. Często powtarzam, że warto jest żyć!NA WIECZNY SENŚpij kochanie, w tej małej izdebceniech wiatr ci szumi i cicho szepcze,byłam przy tobie, nie byłeś samzabrał cię do siebie Wszechmocny Pan.To prawda, że życie jest krótkiea ciało kruche i takie słabiutkie,skończyły się ziemskie wędrówkiposzedłeś spokojnie do swojej Bożuchny.Spadłeś jak jabłko gdy czas przyjdzie na niena nic się zdało moje ubolewanie,śpij kochanie, spokojnie, tak trzebażyczę ci jasnego, ślicznego nieba.Wierzę, że kiedyś tam się spotkamy,nadal – jak dawniej się kochamy,śpij kochanie po ziemskiej wędrówceprzyjdę do ciebie i w ciszy zanucę.Nie jesteś sam, masz dziecię przy sobieżeby ci było jaśniej w tym ciemnym grobie...Pan Czesiu Pawlak uwielbiał swoją żonę, chociaż na poezjiza bardzo się nie znał, uważał, że w Polsce jest trzechwieszczy: Mickiewicz, Słowacki... i jego żona. Na darłowskichplażach zbierał piękne bursztyny dla swojej Lusi i swoichdzieci. Biblioteka Miejska w Darłowie zorganizowała dla paniPawlakowej dwa wieczory autorskie. W 2006 roku – spotkaniepoetyckie „Radośnie żyć na świecie” i w 2007 - „Poetyckąjesień”. Nasza poetka chętnie uczestniczy w cyklicznych spotkaniachpoetyckich darłowskich twórców, organizowanychprzez Bibliotekę. Wiersze jej były drukowane w lokalnej prasie,do wiersza „Pamięci Stanisława Dulewicza, śp. ZygmuntRosik napisał muzykę.Choć ręka drży przy pisaniu, głowa jest pełna pomysłów,serce pełne uczuć, tyle się dzieje - rodzą się nowe prawnuki.Pani Lusiu, niech pani jeszcze potańcuje z POEZJĄ!Elżbieta Gagjew, DarłówkoMOGŁABY CAŁE ŻYCIE POWTÓRZYĆ OD POCZĄTKUwieś tworząca dodatek literacki13


atował od zapomnienia spuścWierszowana diagnozapotrafi lepiej zrozumieć dziełosztuki nazwane – ekslibrisami(z łacińskiego zwrot Ex librisoznacza: „Z ksiąg”). W taklapidarnym a jednocześnie zpoetyckim rozmachem potrafiokreślenie to przybliżyć niekto inny, a właśnie sam autor– grafik, ponadto malarz,rzeźbiarz, rysownik i poeta,pan Wacław Pomorski.Trzeba tu dodać, że najstarsze polskie znaki własnościowepojawiły się już w XIV w. na manuskryptach. Exlibris przybrał formęniewielkiej kartki, wklejonej na wewnętrznej stronie okładki.Exlibrisy są to więc małe dzieła sztuki, starannie zaprojektowanegraficznie z nazwiskiem właściciela oraz elementem ozdobnym,np. charakteryzującym jego zainteresowania. Będąc zaproszonymna wystawę w jakiś sposób podsumowującą dotychczasowy dorobekżycia pana Wacława, nie omieszkałem z tego skorzystać.Zabrałem ze sobą część rodziny. Wystawa odbyła się 4 kwietniabr. w Bytowskiej Galerii przy kościele św. Katarzyny. By podziwiaćprzedstawione oglądowi dzieła trzeba umieć na nie patrzeć, przynajmniejwiedzieć, po co są tworzone, w jaki sposób i jak to robiąinni, również wiedzieć trochę o historii tychże miniatur.Dobrze się stało, że na wystawie był autor prac, oprowadzającpo niej odpowiadał na pytania, wyjaśniał, a co cenniejsze,przybliżył uczestnikom swój warsztat i technikę pracy. Przedstawienieswojej twórczości (mimo wrodzonej skromności autora)w taki sposób dało oglądającym dodatkową informację o tej dziedziniesztuki, a także o artyście, jego pasji, cierpliwości, umiłowaniutej formy twórczości. Obecni poznali unikatowe w swejskali, miniaturowe dziełka, a także bliżej charakter twórcy; bogatąpoetycką metaforę, głęboki humanizm, wewnętrzną harmonię.Autor wykonał dotychczas kilkaset znaków. Pomimo że jegominiatury należą do całej rodziny exlibrisów, charakteryzują sięswoistą cechą rozpoznawalną. Mają w sobie coś, co odczytujemyjako charakterystyczne autorowi. To również świadczy o talenciei konsekwencji stylu artysty. Wszystkie są bardzo czytelne.W ten sposób spotkanie autora – jego twórczości z oglądającymispełniło zasadniczą funkcję dobrego się poznania,dla większości - zdobycia nowej wiedzy o sztuce, lepszego jejodbioru i zrozumienia, za co trzeba specjalnie panu Wacławowipodziękować.Trzeba mieć dużo szczęścia żeby w okresie dwóch tygodniuczestniczyć na dwóch wystawach poświęconych „Ekslibrisowi”,tym bardziej, że obie przeniesione zostały z odległychhistorycznie okresów. Szczególnie, że ta druga, o którejpiszę, dotyczy mego stryjecznego dziadka - ks. kanonika gremialnegoKatedry Prymasowskiej w Gnieźnie, bibliotekarza iarchiwariusza kapitulnego – Leona Formanowicza.Pan Wacław Pomorski swój pierwszy znak książkowy wykonałw 1981 roku, natomiast wystawa poświęcona dziełom ipracy ks. kanonika obejmowała okres początku XX w. do początkuII wojny światowej. Zresztą, wcześniejsza taka wystawa(2004) w Muzeum Literackim H. Sienkiewicza miała wymownytytuł: „Pomost między przeszłością a teraźniejszością”.Wernisaż wystawy pt. „Ekslibrisy ze zbiorów księdza LeonaFormanowicza” odbył się 16 kwietnia br. w Bibliotece Raczyńskichw Poznaniu (trwał do połowy maja). Organizatorem był DyrektorBiblioteki oraz Prezes Stowarzyszenia im. Romana Brandstaettera.Odbył się pod patronatem honorowym: Jego Ekscelencji ks. ArcybiskupaStanisława Gądeckiego - metropolity poznańskiego orazkonsula honorowego Austrii, Macieja Formanowicza.Gości powitała zastępująca dyrektora Biblioteki, paniAgnieszka Kraszewska, następnie postać i życie ks. Leona wciepłych słowach przedstawił ks. arcybiskup Stanisław Gądecki,14 wieś tworząca dodatek literacki


iznę narodowąo dokonaniach w pracy i twórczości ks. kanonika opowiedziałprezes Stowarzyszenia - ks. prof. Jan Kanty Pytel, o zbiorach - drEwa Krawiecka z UAM. Głos zabrał również, dziękując liczniezebranym za przybycie, wnuk stryjeczny ks. Leona, mecenas wystawy- Maciej Formanowicz, prywatnie mój kuzyn. Obecny byłtakże senior rodu, mój wuj, ojciec Macieja, 91-letni Mieczysław– bratanek księdza a zarazem autor pięknie wykonanego szkicubiograficznego o nim pt. „Życie i praca” (Warszawa 2007). Nazakończenie części otwierającej wystawę wspaniale zaprezentowałautwory dawnych mistrzów, grając na bajanie, utalentowanastudentka Akademii Muzycznej w Poznaniu, akordeonistkaPaulina Turowska. Po czym goście w liczbie ponad 100 osób,w tym liczne grono osób z tytułami naukowymi, księża orazrodzina zapoznała się z eksponatami wystawy.Po wysłuchaniu wszystkich szanownych przedmówców,obejrzeniu wystawy oraz zapoznając się ze wspomnianymszkicem biograficznym warto pochylić się i zadumać nadwspaniałą postacią - jaką był i pozostał w pamięci ks. Leon.Był człowiekiem niezwykłym. W okresie pełnienia zaszczytnychobowiązków proboszcza małej parafii w Modliszewku(21 lat) mimo młodego wieku o jego szczególnej wrażliwościna krzywdę ludzką świadczy fakt zaopiekowania się osieroconymiprzez matką dwiema maleńkimi (1,5 i 2,5 lat) córeczkamibrata, który jako wojskowy wyruszył na I wojnę światową.Warto dodać, że młodsza z nich jest wśród nas i ma dzisiaj95 lat, natomiast druga była moją matką chrzestną.Już wówczas rozpoczął zbieranie rzadkich druków,exlibrisów, medali, obrazków świętych. Nawiązywał kontaktyze zbieraczami. W tzw. międzyczasie studiował historięi bibliotekarstwo. Znakomity historyk ks. Józef Nowacki pisał:„zrazu kolekcjoner i bibliofil przebił się wytrwałą pracądo rzędu historyków i wytrawnych bibliotekarzy”. Wkrótcezwrócił na siebie uwagę ks. biskupa Augusta Hlonda. Oceniającpracę, znawstwo, zbiory, na wniosek Prymasa, papieżPius XII mianował ks. Leona kanonikiem gremialnym KatedryPrymasowskiej w Gnieźnie (18.02.1927) oraz bibliotekarzem iarchiwariuszem kapitulnym. W ten sposób 18 kwietnia 1927roku - już jako kanonik zamieszkał w kanonii przy katedrze.Tu podjął żmudne prace nad uporządkowaniem zbiorów kapitulnychi seminaryjnych, przeprowadzając inwentaryzacjęarchiwum, którą zakończył tuż przed II wojną światową.Za ogrom pracy, staranność i znawstwo podziękowałksiędzu ks. prymas Hlond.Ponadto wyodrębnił z przebogatych zespołów bibliotecznychpolonica oraz XVI w. inkunabuły. Ze starych opraw odciskałna papierze unikalne tłoczone ornamenty skórzanychokładzin ksiąg. Odbywał podróże do licznych kościołów archidiecezjiposzukując cimeliów, które gromadził w księgozbiorzekapitulnym.Dzieje Biblioteki Kapitulnej opisał w pracy pt. „BibliotekaKapitulna w Gnieźnie”, wydanej w 1929 roku z okazji IV ZjazduBibliofilów i II Zjazdu Bibliotekarzy Polskich w Poznaniu ito dwukrotnie oraz w pracy zbiorowej pod redakcją StefanaVrtela – Wierczyńskiego: „Biblioteki Wielkopolskie i Pomorskie”,wydanej przez Komitet Organizacyjny Zjazdów.Warty zanotowania jest fakt odkrycia przez niego wBibliotece Kapitulnej w Gnieźnie w roku 1929 unikatowego,jedynego egzemplarza traktatu poetyckiego Walentego Rozdzieńskiego,rodem ze Śląska, napisanego w roku 1612 w językupolskim „Officina Ferraria, abo Huta y warstat z kuźniamiszlachetnego dzieła żelaznego” (Był on w sporym klockuofiarowanym B.K. przez ks. Antoniego Dyamenta). W 1962roku Gustaw Morcinek w publikacji pt. „Rozdzieński jubilat” w„Słowie Powszechnym” pisze: „Ks. Formanowicz postanowiłwieść o tak rzadkim druku roznieść nie tylko między kuźnikami,czyli hutnikami, lecz między cały naród polski”...Wspomniany poemat poddany został edukcji naukowejprof. Romanowi Pollakowi i doczekał się w 1933 roku drugiegowydania nakładem Jana Kuglina - dyrektora Drukarni Rolniczejw Poznaniu (oryginał przepadł podczas II wojny światowej).Ks. Leon w roku 1930 opublikował opracowany przez siebiew pięknej szacie edytorskiej „Katalog druków polskich XVIw. Biblioteki Kapitulnej w Gnieźnie”. Zawierał on 426 pozycjibibliograficznych. Również „Katalog inkunabułów BibliotekiKapitulnej w Gnieźnie” – zeszyt pierwszy (P.1939) obejmujący407 pozycji (hasła: Abtemnis – Paluje) – metodą IsaakaCollijna. Zeszyt drugi już nie doczekał się wydania.Zbierał też materiały do katalogu inkunabułów KolegiatySzamotulskiej, którego również nie dokończył. Pozostał jedynierękopis z 38 pozycjami. Zapisy proweniencji (pochodzeniedruków) notowane ołówkiem, często w skrótach, noszą śladypośpiechu. Zachowały się też w rękopisach katalogu liczneprzeryły, tzw. „wyciski ślepe” ciekawych motywów z dawnychopraw (dr Janina Formanowicz „Studia Gnesnensia” – 1982/83).Jako zamiłowany historyk swoje dociekania w tym zakresiepublikował w czasopismach. Między innymi ukazał się jegoartykuł naukowy pt. „Przyczynek do działalności rytowniczejFryderyka Wilhelma Belova”.W 1938 ks. Leona Formanowicza wybrano na członka KomisjiHistorycznej Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie(PAU).Od młodych lat kolekcjonował także grafikę religijną nieszczędząc trudu, czasu i pieniędzy zbierał rycinę po rycinie,tworząc cenną kolekcję jedyną w swoim rodzaju w Polsce.Stworzył zbiór grafiki religijnej obrazów, obrazków (w tym cudownych),świętych i patronów w Polsce (kilkaset od XV w.do początków XX). W 1933 roku w obecnym Muzeum Narodowym(wówczas Wielkopolskim), wspólnie z TowarzystwemMiłośników Grafiki zorganizowano pierwszą wystawę, któraobejmowała dzieła religijne sztuki ludowej, tj. rzeźby, obrazyna papierze, płótnie, szkle i grafikę. Dr Alfred Brosig – kustoszmuzeum ułożył nawet mapkę topograficzną cudownych obra-Z CYKLU: „SPOTKANIA W DRODZE”wieś tworząca dodatek literacki15


ODLEWY PIECZĘCI ZACHOWAŁY SIĘ PRZEZ OKRES WOJNYzów i figur. Znamienne jest określenie przez wspomnianego drBrosiga wartości wystawy w „Kurierze Literacko – Naukowym”.Pisze on w nim: „Mieliśmy tym sposobem możność śledzićdzieje sztuki religijno – popularnej i jej upadek, zaczynający sięjuż od drugiej połowy XIX w., kiedy to proces fotochemicznyw produkcji graficznej wyrugował ostatnie techniki artystyczne,oryginalne, miedziorytnictwo i litografię, zastępując je drukiemsiatkowym, cynkotypią i trójbarwnym drukiem i dalej chromolitografią,światłodrukiem i rotograwiurą”.Wystawa miała miejsce rok później również w Bydgoszczy(obecnie Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego),objęła ok. 500 pojedynczych obrazków przedstawionychw ramkach, bądź na białym lub czarnym kartonie. Najwięcejmaryjnych (ok. 230), świętych (ok. 130) oraz 50 wizerunkówPana Jezusa, niektóre wizerunki w licznych egzemplarzach, np.św. Stanisław Kostka aż w 27. I tutaj podobnie, jak w Poznaniu,dr Brosig wykonał mapkę topograficzną.Tak dochodzimy do kolejnej dziedziny sztuki, której ks.Leon poświęcił się z zamiłowaniem. Było to zbieranie exlibrisów.Kolekcja składała się z ok. 3000 niektórych unikatowychokazów, sporo z XVIII i XIX w. oraz starszych reprezentującychstan bibliofilstwa w Wielkopolsce i na Pomorzu, choćnie tylko (por. Chwalewik Edward: „Wojenne straty polskichexlibrisów” – Wrocław 1949). Ocalało po wojnie ok. 800sztuk, głównie w zbiorach rodzinnych. Ks. Leon tworzył teżswoje. Własnoręcznie wykonane odlewy pieczęci dokumentówkatedralnych zachowały się przez okres wojny. Brak jestjednak informacji, co stało się z nimi w latach powojennych.Ks. kanonik nie przeżył wojny. Przetrzymywany w obozachprzejściowych, umieszczony został w obozie koncentracyjnymw Sachsenhausen, a następnie 14 grudnia 1940 rokuw Dachu, gdzie wskutek pracy ponad jego siły nabawia sięprzepukliny, następnie dostaje się do tzw. „bloku inwalidów”, zktórego wkrótce zostaje zabrany do miejscowości Hardheim kLinz’u, by w dniu 14 maja 1942 zostać z nr 22502 zamkniętyw komorze gazowej i spalony w krematorium.Pani dr Ewa Krawiecka w przedmowie do szkicu biograficznegopt. „Życie i Praca” pisze: „Życie i dzieła ks. LeonaFormanowicza mogły stać się inspiracją wielu prac naukowych,a nawet filmu biograficznego: dobry kapłan, serdecznyczłowiek, pełen radości myśliwy, humanista, miłośnik książeki osobliwości bibliofilskich, gorliwy Polak, a wreszcie męczennik”...i dalej: „dociekliwy uczony, ratujący od zapomnieniaspuściznę narodową”..., „...niezłomny uczeń Chrystusa oddającyswe życie. Wichry totalitaryzmu porwały zbiory, ukochaneksiążki, obrazki, pieczęcie, wreszcie rozwiały po świecie iprochy ich wielkiego Zbieracza”. Pozostałości cennych kolekcjiuległy po wojnie dużemu rozproszeniu. Tablicę upamiętniającąwieloletniego proboszcza parafii w Modliszewku umieszczonow kościele parafialnym. Uległa zniszczeniu w czasiepożaru w 1988 roku. Dobrze się stało, że w dniu 16 czerwca2007 roku nastąpiło uroczyste odsłonięcie nowej tablicyoraz nadanie patronatu księdza Leona Formanowicza SzkolePodstawowej w Modliszewku. Na pomniku pomordowanychkapłanów archidiecezji gnieźnieńskiej, znajdującym się w Katedrze,wyryte jest również nazwisko ks. Leona /R.I.P. str.33„Życie i Praca”/.Niech te moje przemyślenia i te oparte w przedstawionychwyżej publikacjach zachęcą uzdolnionych i pracowitych do wysiłkuz przekonaniem, że ich dzieła nie będą zapomniane i niepójdą na marne, pomimo kruchej konstrukcji człowieczej.Piotr Wiktor Grygiel, Jasieńprzebudzenie przyrodyUczniowie Szkoły Podstawowej we Wrześciupiszą wiersze i opowiadania. To w tejszkole uczyła się Nicole Zawłocka, któraokazała się być młodą pisarką. Koledzy urzeczenitwórczością Nicole, za jej przykładem,sami też spróbowali swoich literackich sił.Dzięki zainteresowaniu i operatywności dyrektora szkoły– pana Zbigniewa Kamińskiego zaczęły odbywać się dla dziecispotkania literackie. Na podkreślenie zasługuje fakt, iż uczniowieprzychodzą na nie bez jakiegokolwiek przymusu. Okazałosię, że mają w sobie takie pokłady przeżyć, myśli i uczuć, którechcą wylać na kartkę, i podzielić się nimi z innymi.Tylko niektóre teksty zaistniały w zaciszu domowym lubw plenerze. Prawie wszystkie narodziły się w murach szkoły.Od grudnia 2007 roku, kiedy rozpoczęły się spotkania literackie,w zaledwie pięć i pół miesiąca 22 uczniów stworzyło siedemdziesiąttrzy utwory – w tym sześćdziesiąt sześć wierszyi siedem opowiadań. Uwieńczeniem tegorocznej pracy jestwydanie przez szkołę antologii poezji i prozy uczniów pt.„Przebudzenie przyrody”.Tytuł tomiku wziął się stąd, że obok bogatej tematykipodjętej przez uczniów, najwięcej tekstów nawiązuje do przy-16 wieś tworząca dodatek literacki


Weronika Wandachowicz, klasa VNIE WIEMSzarość przeszyła mnieod góry do dołu.Świat stał sięszarymglisty,ciemny.Czyżby to co zobaczyłambyło złudzeniem?Czyżby to co poczułembyło omdleniem?Nie wiem,nie wiem,nie wiem...Daria Derezulko, klasa VŻYCIEKażdy dzień daje nam coś nowego,Każdy dzień ukrywa jakąś prawdę.Smutek, żal, ból.Tyle dni jest nieprzyjemnych,tyle godzin jest cierpiących,tyle minut niepotrzebnych,tyle strachu.Więc po co żyć?Agnieszka Trocka, klasa IVLATOLato, lato moje kochane.Daj mi dużoCiepła, radości i miłości.Proszę Cię o to.Przybądź jak najszybcieji przywieź ze sobą ciepłe dni.Bardzo chciałabym,Byś było już tutaj.Lato, czekam na Ciebie!Lidia Sawka, klasa VPIĘKNOTa dziewczyna piękna była.Głos anioła miała.Ale odeszłai nie wróci już.Twój obraz jest ze mną.Mam go w sercu.Aleksandra Krajewska, klasa IIMOJA MAMAGdy budzę sięsłyszę miły głosrody, najczęściej budzącej się wiosny, dającej ciepło, nadzieję,radość, optymizm. Sprzyjającej wyjściom ludzi z domów, zawiązywaniusię przyjaźni itp. Wiele utworów traktuje też opozostałych porach roku. Dużo uwagi dzieci poświęcają zwierzętom.Ważne miejsce zajmuje miłość, rodzina. Nie brakujeteż tekstów w tonacji smutnej, refleksyjnej, opisujących lęki,zastanawiających się nad sensem życia.Uczniowie zgłębili tylko niektóre tajniki twórczościpoetyckiej i prozatorskiej na spotkaniach literackich. Jednakwykazali się sporymi umiejętnościami, szczerością i odwagąw wyrażaniu własnych uczuć. Są wrażliwymi i wnikliwymiobserwatorami, mają bogatą wyobraźnię. Wykazali się dojrzałymspojrzeniem na świat. Posługują się ciekawym językiemw celu wyrażenia swoich myśli, („przyroda przebudzona, jesteśjak wicher”, „słuchaj duszy głosu”, „słońce niczym złotyrozkwitający kwiat”, „pokryte wielkim płotem śniegu drzewa”,„cisza mi umyka, sięgnij w niepamięć”, „szarość przeszyłamnie, mróz mnie za rękę trzyma”).Miłym i wartościowym dla uczniów utwierdzeniem wpoczynaniach oraz zachętą do twórczości literackiej, jest uzyskanieprzez niektórych tytułów finalistów konkursów wojewódzkichi ogólnopolskich. Teraz w planach młodych twórców,oprócz kontynuowania swej pisarskiej twórczości, jestdalsze zgłębianie wiedzy literackiej na warsztatach, są spotkaniaz twórcami poezji, branie udziału w kolejnych konkursachliterackich. Może kiedyś, o którymś z nich przeczytamy nałamach „Wsi Tworzącej”?.Marzena Labryga, Wrześciemojej mamy.Moja mama mi pomaga,gdy mam kłopoty.Nigdy na mnie nie krzyczy,nawet gdy coś zbroję.Zawsze się uśmiecha,nawet gdy zrobię jej psikusa.A gdy nadchodzi nocwtedy opowiada mi bajkę.To właśniemoja mama.Dominika Olewińska, klasa VINICOLEMoją kuzynką była!Liczyć mnie nauczyła.Historyjki mi wymyślałai na noc opowiadała.Troszczyła się o mniei kochała,gdyż jedyną kuzynkę miała.Jak siostra dla mnie była,Kochana, dobra, miła.I na zawsze,jak nektar w kwiatuszku,pozostanie w mym serduszku.WYKAZALI SIĘ SZCZEROŚCIĄ I ODWAGĄpodwórkowa historia z puentąPrzyszedł na świat jakoostatni i zarazem najsłabszy.Długo dochodził do siebie potym kosmicznym wysiłku, aleciepłe i opiekuńcze skrzydłamatki szybko go wzmocniły.Co prawda długo jeszczeuchodził na podwórku za słabeusza i mizerotkę,ale w zasadzie miewał się dobrze.Miał wielu braci, silnych, odważnych i niezwykle przystojnych,ale jakoś tak znikali po kolei. Nie zastanawiał się wzasadzie, co się z nimi dzieje, ponieważ miał wystarczającodużo zajęcia z samym sobą, ze swym dorastaniem. Kolejnoprzyswajał sobie podwórkowe prawa nie zapominając o obowiązkach.Ze wszystkimi żył w pokoju, a z nielicznymi nawetw przyjaźni, aczkolwiek nie przyznawał się do tych związków,gdy w grę wchodziły smaczne kąski. Ale tak to już jestz tymi podwórkowo - piaskowymi przyjaźniami.Szybko minęło lato, potem jesień i dni bywały coraz krótsze.Coraz dłużej przebywał w zamknięciu, a kiedy wreszcieopuszczał lokum, nie znajdował nic ciekawego: śnieg, zimnywiatr i zamarznięty piasek, który w takim stanie nie nadawałsię do zabawy, a tym bardziej poszukiwań skarbów. Matka zajętaswoimi sprawami rzadko z nim rozmawiała, ale zdążyłamu jednak przekazać trochę informacji na temat seksu. Niebardzo rozumiał, po co mu to mówi. Dopiero wiosna pokazała,jak ważne były te rzucane między jednym kęsem a drugimOPOWIADANIEwieś tworząca dodatek literacki17


uwagi. Dobrze, że zawsze starał się wszystko zapamiętać.Kiedy nastała wreszcie prawdziwa wiosna, ta wiedza stałasię zaczątkiem wszelkich miłosnych podbojów. Oczywiście,nietypowa uroda, wrodzona elegancja, dbałość o szczegóły,niezwykła schludność też miały udział w tych sukcesach.Wkrótce zgromadził wokół siebie całkiem pokaźny harem ibrylował niepodzielnie. I tak już zostało na długie lata. Przychodziliinni, ale bez powodzenia starali się o zajęcie jegopozycji. I tak, jak przyszli, odchodzili w zapomnienie.Nie można zarzucić naszemu Casanowie, że kiedykolwiekktórąś damę zaniedbał. Regularnie zaspakajał potrzebyintymne każdej i każdą utwierdzał w przekonaniu, że jest tąnajważniejszą. Toteż nie narzekał na samotność i jednostajność,a dawanie i branie całkowicie pochłonęło go na paręlat.Ale jak to w życiu bywa, wszystko co dobre zawszekiedyś się kończy. I na niego przyszła starość, a z nią chorobai niedomaganie. Elegancki niegdyś strój przyblakł, wypłowiałyoczy, a dźwięczny i donośny głos zamienił się w ochrypłegulgotanie. Harem – i to też tak bywa - rozbiegł się gdzieś.Dawne towarzyszki i wielbicielki znalazły sobie innych, zapominająco tym, który był pierwszy. I tylko dwie zostały znim. Być może dlatego, że kochały prawdziwie, a być możedlatego, że nie chciało im się zabiegać o względy innych, amoże też się zestarzały. W każdym bądź razie pieczołowiciedbały, by miał wszelkie wygody, opiekowały się, gdy kurzaślepota prawie uniemożliwiła mu funkcjonowanie.Powoli i nieubłaganie zbliżała się śmierć. Czy się bał?Chyba nie. Przeżył swoje życie intensywnie i w zasadzierozrywkowo, otoczony podziwem, przyjaźnią i miłością. Niechciał tylko być w tym momencie sam. Poza tym bardzomarzł a chłodu nigdy nie znosił. W ostatnich dniach – a byłoto w styczniu - nie wychodził już nawet na najkrótszy spacer.Czekał na śmierć, a wierne towarzyszki były przy nim.Noc była wyjątkowo mroźna. Za ścianą hulał wicher nawiewajączaspy. Poczuł, że otacza go coś niesłychanie zimnegoa jednocześnie dobrego. Tak. Wiedział. Już czas. Zadrżałw tym chłodnym powiewie. Spróbował wydać jakiś dźwięk zzaciśniętego gardła. Nic z tego nie wyszło, ale wierne przyjaciółkiwyczuły ten moment i mocniej się do niego przytuliły,jak gdyby pragnąc go ogrzać, wesprzeć, dodać otuchy.Podjął ostatni wysiłek i położył głowę na barku towarzyszki.Był już spokojny i odchodził w błogim przeświadczeniu,że nie ze wszystkim zostanie zapomniany.Był piękny, mroźny, słoneczny dzień. Tylko w styczniumoże być tak cudownie mroźno, groźnie i majestatycznie.Kontemplowałam to ciche piękno.Kiedy wróciłam z pracy, zajrzałam do kurnika. Niepokoiłamsię, bo już od kilku dni nasz podwórkowy pupilek nieopuszczał grzędy. Znalazłam go między dwiema kwokami.Był już sztywny. Dwie kury zdrętwiały podtrzymując go, bynie spadł z grzędy. Patrzyły na mnie z tak doskonałym spokojem,jak można patrzeć tylko po dobrze wypełnionym zadaniu.Wzięłam delikatnie starego koguta. Siedem lat był panempodwórka i odszedł godnie. Kury zeskoczyły z grzędy, lekkosię zachwiały, ale szybko odzyskały równowagę i podeszły dopoidełka.Kogutowi kilofem mąż wydziabał jamę pod jabłonką wogródku.Teresa Nowak, Łupawaperegrynacje w głąbOPOWIADANIEA teraz nie wie, czy żonakochała go, czy tylko byłaprzyzwyczajona? Chciałbyto wiedzieć. Długie miesiącestrawił na myśleniu o swoimżyciu. Zawsze sądził, żejest szczęśliwy, ale po śmierciżony zwątpił w to. Bo czy toszczęście, że rachunki zapłaconew terminie, że chlebai do chleba nie brakowało, żenadążali za czasem? Czy takwygląda ludzkie szczęście?Msza w zasadzie zbliżała się ku końcowi, a odpowiedzinie znał. Siedział w ostatniej ławce na chórze, a właściwieto przycupnął delikatnie na skraju ławki, jakoś tak nieśmiałoi delikatnie, jakby się obawiał, że ktoś go z niej wyprosi. Niewidział z tego miejsca Pańskiego stołu, ani księdza koncelebrującegomszę. Docierały doń jedynie słowa, a że tylkosłowa, więc rozumiał je dosadniej, głębiej, bo nie uzupełniałich obraz. Nie świadkował Przemianie Chleba i Wina. Z tegomiejsca mógł jedynie słuchać słów i wpatrywać się w górnączęść ołtarza, podziwiając igraszki promieni słonecznych zwitrażem i wyobrażać sobie, jak promienie rozświetlają bogatozdobiony ornat księdza i odbijając się w od białego obrusaopromieniają monstrancję pokrytą złotem. Wyobrażał sobie,że te promienie rozgrzeją serce Ukrzyżowanego, poprzez którerozświetli swoje myśli.Nie śpiewał ze wszystkimi. Wychudzoną, kredowo -bladą twarz okalał rzadki i siwy, półcentymetrowy zarost,w bruzdach skoncentrowany a przez to optycznie gęstszy.Rzadkie, dawno nie strzyżone również siwe włosy niechlujnieopadały na uszy kosmykami posklejanymi, zebranymi wkępy. Spod ciężkich, na wpół opadniętych powiek spoglądałyspokojne źrenice w niesamowicie wyblakłym błękicie. Wbrewnieśmiałej postawie siedzącej, spojrzenie rzucane spod tychpowiek było odważne i pewne.Przyszedł do kościoła na spotkanie z Bogiem, toteż aniksiądz, ani wierni nie interesowali go. Od bardzo dawna jużnie rozmawiał z Nim, bo tak się jakoś złożyło.Kiedyś był młody i silny, pełen ufności, iż pokona świata życie będzie dobre. Nie potrzebował wówczas Boga. Zprzeciwnościami brał się za bary sam. Walczył zawzięcie orodzinę, o własną godność, bo nieraz upadało to, co z takimtrudem budował. Po wielokroć zaczynał od nowa nie oglądającsię za siebie i nie pytając innych o radę. Za kołnierzteż nie wylewał i sporo złego z tego wynikło. Ale nie winiłza to ani Boga, ani człowieka. Nigdy też nie zastanawiał sięnad uczuciami innych. Żył, swoją miarką mierząc wszystko.Dzieci wyrosły i gdzieś w dalekich stronach doskonale dająsobie radę, pracują i już mają własne dzieci. Jednego wnu-18 wieś tworząca dodatek literacki


ka nawet już poznał. Ile to on ma lat? Sześć, siedem? Niewiedział, bo syn nie przyjeżdża odkąd umarła matka. Córkapoza granicami kraju osiedliła się i tam urodziła dzieci. Teżnie przyjeżdża.Dużo myśli nad tym, że dzieci go nie odwiedzają, alerozumie już teraz. Nie odwiedzają, bo i po co. Nigdy niełączyły go z nimi zbyt głębokie więzi. To żona wychowywałai była blisko z nimi. Póki żyła, przyjeżdżały, często dzwoniły.Teraz, po jej śmierci, też dzwonią, ale rzadko, bardzo rzadko.A on żyje samotnie w tym swoim małym domku. W jednympokoiku, który najłatwiej ogrzać, zgromadził wszystko, co niezbędnedo codziennego życia. Pozostałe pokoje zamknięte nagłucho, a klucze wiszą w kuchni. Nie zagląda tam częściejniż dwa razy w roku. Wejdzie, pogapi się, zetrze kurze i wychodzi.Jest tam wiele różnych przedmiotów, bibelotów, tzw.pamiątek. One mu nic nie mówią. One żonie mówiły. Zawszejej zazdrościł tego, że rzeczy mówią do niej, ale sam żył oboknich. On ma tylko obrączkę i spinki do mankietów i tylko ztymi przedmiotami wiążą się wspomnienia. To za mało jak natrzydzieści parę lat wspólnego życia. Ma też album ze zdjęciamiw połowie tylko uzupełniony. Prostokątny, w zielonychokładkach z czarnymi kartkami przedzielonymi cieniutkim,prawie przezroczystym pergaminem. Pamięta, kupiła go natej wycieczce.Stała w sklepie z pamiątkami i ze śmiesznie zmarszczonymnoskiem wahała się pomiędzy czarną a zieloną okładką.Innych nie było. Nieśmiało podpowiedział, że zielony, bo toutrwali nadzieję. Tak właśnie się poznali. Popatrzyła na niegoprzeciągle, kiwnęła głową. Wyszli razem ze sklepu. Wtedypowiedziała mu, że właśnie zaczyna samodzielne życie.Ukończyła szkołę i zaczyna pracę w pegeerze, a tę wycieczkęzafundowali jej rodzice. Album będzie kroniką jej dorosłegożycia. Spodobała mu się ta dziewczyna, zdecydowana, ufna,o sprecyzowanych planach. Pierwsze zdjęcie właśnie pochodziz ich pierwszego spotkania, na wycieczce. Tacy młodzi,roześmiani utkwili na tym zbiorowym zdjęciu. I jeszcze kilkafotografii okazjonalnych, ślub i narodziny pierwszego dziecka.Dalej puste kartki. Nie było czasu na wklejanie, zabawę.Pozostałe fotografie tkwią w kartonikach śpiesznie opisaneołówkiem, czekają na umieszczenie w albumie.Latem sąsiadka uprała mu firany, to je zawiesił. Sam nieumie tego robić, nigdy nie uczestniczył w domowych porządkach,no chyba, że wtedy, gdy kupili ten domek i się wprowadzali.Jacy byli szczęśliwi, jacy bogaci. Obrazek: on stoi nadrabinie, ona podaje wkrętak. Obrazek: ona z taboretu upinafirankę na oknie, on podtrzymuje ją, by nie spadła. Opadła gotkliwość. Czy to wspomnienie dawnego uczucia? Czy obecnego?Obrazek: na progu pokoju stanął Rafał. Wrócił ze szkołyi z przejęciem opowiada... o czym on wtedy mówił? Niepamięta.Myśli przesuwają się błyskawicznie. Wspomnienia. Najwięcejich spoza domu, z różnych miejsc pracy. Żal, że takmało wspomnień z kręgu rodziny.Żona nie żyje od czterech lat. Cicha, spokojna, zrównoważonai taka zaradna, samodzielna. Wszystko potrafiłazrobić i uprać, ugotować, posprzątać. Ładnie śpiewała. Niechorowała zbyt długo – od jesieni do wiosny i pewnej nocypo prostu zasnęła na zawsze. Nie było go wówczas przy niej.Robił fuchę. Popił, jak to zwykle po robocie. Wrócił i zasnąłw kuchni. Rano zajrzał do pokoju, ale wydawało mu się, żeżona śpi. Nie budził jej. Przyszła sąsiadka, która opiekowałasię chorą, gdy on pracował i to ona stwierdziła, że to senśmiertelny. Nawet tego nie zauważył. Złamało go to kompletnie.Już po tygodniu odczuł bezsens swojego życia: dzieciwyjechały, sąsiedzi wrócili do zwyczajnych zajęć, a co on?Dla żony, dla dzieci, dla rodziny ten domek, to staranie.A teraz niepotrzebny balast. Jego mozół, zapobiegliwość. Toprawda, żyli wygodnie, dostatnio, ale bez zbytków, bez wielkichmarzeń.Czy żona była z nim szczęśliwa? Czy go kochała? Czybyła zadowolona z życia? Kiedyś rozmawiali o szczęściu, ouczuciach a potem już tylko o sprawach codziennych, bytowych.A o uczuciach? Owszem – ale o strachu, obawachi lękach codziennej egzystencji. A teraz nie wie, czy żonakochała go, czy tylko była przyzwyczajona? Chciałby to wiedzieć.Długie miesiące strawił na myśleniu o swoim życiu. Zawszesądził, że jest szczęśliwy, ale po śmierci żony zwątpił wto. Bo czy to szczęście, że rachunki zapłacone w terminie, żechleba i do chleba nie brakowało, że nadążali za czasem? Czytak wygląda ludzkie szczęście? Po to przyszedł do kościoła.Szukał odpowiedzi. Jeśli kochała go, to jego życie miało sens,a jeśli nie, to jego samotność ma sens. Jest pokutą.Dzisiaj zajmie się tym albumem. Uzupełni go, uporządkujewszystkie fotografie. Wieczorem zadzwoni do dzieci.Tak, właśnie tak.Teresa Nowak, ŁupawaALBUM BĘDZIE KRONIKĄ JEJ DOROSŁEGO ŻYCIAtomik na jubileusz17 maja w Teatrze „Rondo” w Słupsku odbyłasię promocja najnowszego tomu poezji WiesławaCiesielskiego – „Przepowiednia czasu mego”.Spotkanie miało uroczysty charakter jubileuszu 30-lecia pracytwórczej autora. W trakcie wieczoru liczni sympatycy jego twórczościobejrzeli etiudę teatralną pt. „Okruchy” – według scenariuszana podstawie nowego tomiku i w reżyserii Antoniego Franczaka.Wiesław Stanisław Ciesielski urodził się w Słupsku, w 1959roku. Debiutował w roku 1978. Osiem lat później, za sprawą WydawnictwaMorskiego w Gdańsku, ukazał się jego pierwszy tomikwierszy pt. „Głód”. Poza poezją, to autor wielu publikacji,przede wszystkim krytyczno – literackich, współpracuje z kilkomapismami, m.in. „Autografem”, „Poezją Dzisiaj”, „Okolicą Poetów”.Wydał czternaście tomów poezji. Ostatnie zbiory wierszyto: „Wieża Babel” (Bydgoszcz 2004), „Wszechmocne iluzje”(Warszawa 2005) – uznany za najlepszą książkę poetycką 2005wieś tworząca dodatek literacki19


oku na XXVIII Międzynarodowym Listopadzie Poetyckimw Poznaniu, „Oblicze anioła” (Wrocław 2006), „Photosensitivity”(USA 2007) oraz „Traszki, modraszki, igraszki”(Bydgoszcz 2007). „Przepowiednia dnia czasu mego”(Warszawa 2008) ukazała się przy pomocy finansowejGminy Miejskiej Słupsk.Wiersze W. Ciesielskiego tłumaczono na język angielski,niemiecki, litewski i rosyjski. Zainicjował on konkurspoetycki im. Leszka Bakuły o „Laur Bursztynowej Róży”w Ustce. Redaguje Brulion Literacki „Ślad”. Od roku 2003jest Prezesem Oddziału Słupskiego Związku LiteratówPolskich.(z)kocham kulturę na prowincji!O SOBIE MÓWI NAJSKROMNIEJ I KRÓTKOZostałem zaproszony nawernisaż, a właściwie napodsumowanie pracy twórczejmalarza i fotografa- Zbigniewa Bartusia, zamieszkałegow Ustce.Dom Kultury jest odpowiednim miejscem, by zebralisię w nim ci, którzy „kultury w sztuce” pożądają. I to sięsprawdza, bo nikt z przymusu na takie spotkania nie przychodzi.Zbigniew Bartuś nie gości na pierwszych stronach gazet.Jest cichym i spokojnym autorem. Nie musi ostentacyjniebiegać po mieście i grzmieć, że artystą się bywa.Dowodzi, że artystą można być w zaciszu.Wielu ludzi zapełniło salę. Na ścianach rozwieszonoprace bohatera wieczoru. Obrazy i fotografia. Trzebadodać, że Zbyszek z zawodu jest „złotnikiem” i jego artyzmw biżuterii jest nieoceniony. W ogóle cała rodzinaBartusiów to artystyczne dusze. Żona Zbyszka, ZosiaBartuś to rozpędzona temperamentem i ekspresją kobieta,która ma tyle polotu i wigoru, że można jej zdrowiapozazdrościć. Z tego cudownego małżeństwa, powstałoich biologiczne dzieło – Oliwia. W klimacie sztuki i artyzmuwychowywała się w domu, i proszę, pisze wierszei teksty do piosenek, a jak śpiewa! Studiuje dziennikarstwow Gdańsku.Ale miałem pisać o Zbyszku. Byłem zaszokowany teżilością mediów. Media mają swoich ulubieńców. Zbyszek– jak wiem - za nimi nie przepada. Jest, jak na wstępienapisałem, „cichym artystą”. Można dopisać, że o sobiemówi najskromniej i krótko. A jest przecież o czym mówić.Tworzy już dwadzieścia pięć lat! Przez te lata miałkilka wspaniałych pomysłów, by wzbogadzić prowincjonalnykrajobraz usteckich twórców. Ale nie chcieli go słuchaćposzczególni „weterani” władz lokalnych.Są obecni na takich imprezach, ale o inwestycjach wtwórców wolą nie rozmawiać. Zresztą, odpowiedź byłabywciąż ta sama: „Skąd wziąć na to finanse”? No i wpadamyw pułapkę XXI wieku - pieniędzy jak nie było tak nie ma!A bez nich kultura i sztuka zamiera, staje się jakoby obca.Całe szczęście, że umiemy się jeszcze integrować.Przychodzimy, rozmawiamy, składamy jubilatowi życzenia,dajemy kwiaty, wypijamy lampkę wina i wracamy do swoichspraw. Niech i tak będzie. Musi być! Artystę też zostawmyw anielskim spokoju. Niech dalej tworzy dla nas, promującnasze miasteczko, wciąż skołatane prędkością życia. Bo takiesą prawa cywilizacji.Zygmunt Jan PrusińskiUstkasypnęło mi nagrodamiPierwsza połowa 2008roku przyniosła mi kolejnenagrody w konkursachpoetyckich.Zdobyłem I nagrodę w IV Ogólnopolskim Konkursie JednegoWiersza „Kochać to rozpamiętywać”. Kunkurs ten zorganizowałoCentrum Kultury, Sportu i Turystyki w Debrznie.Głównym jego jurorem był znany koszaliński poeta i pisarz- Czesław Kuriata. Wśród atrakcji artystycznych znalazł siękoncert zaproszonego do Debrzna Piotra Szczepanika. GrandPrix zdobył Jurek Fryckowski z Dębnicy Kaszubskiej, a równorzędnąI Nagrodę - Edyta Wysocka z Miastka.Kolejna I nagroda przypadła mi w XXIII OgólnopolskimKonkursie Jednego Wiersza w ramach Sławkowskiej WiosnyPoetyckiej. Wydano gustowny pokonkursowy zbiorek poetyckiz wszystkimi 85 wierszami (nagrodzonymi i nienagrodzonymi).Jurorem był znany na Śląsku Stanisław Krawczyk, awśród wyróżnionych znalazła się też Edyta Wysocka – zMiastka.Trzecią nagrodę zdobyłem znowu na Śląsku - w OgólnopolskimKonkursie Literackim Zabrzańskiej Wiosny Poetyckiej.Nagrodę odebrał za mnie mieszkający w Zabrzu wujek Wacek- brat mojego ojca.Pierwszą nagrodę zdobyłem też w Regionalnym KonkursiePoetyckim w Łobżenicy koło Piły. Tamtejsze GminneCentrum Kultury postarało się o wydanie pięknego kolorowegotomiku poezji, w którym znalazły się „wiosennewiersze” laureatów i wyróżnionych w różnych kategoriachwiekowych.W prestiżowym IX Ogólnopolskim Konkursie Literackim„Między światłem a cieniem” w Turku zdobyłem wyróżnienie.W pokonkursowej książce nie brakuje znanych obecnie nazwiskmłodych poetów, na przykład Michała Murowanieckiegoz Łodzi. Cieszę się, że i ja zostałem wyróżniony przez jury,któremu przewodniczył sam Leszek Żuliński.I jeszcze wiadomość z ostatniej chwili – znalazłem sięrównież wśród głównych laureatów Ogólnopolskiego KonkursuPoetyckiego „IV Majowej Konwalii” w Wasilkowie kołoBiałegostoku.Grzegorz Chwieduk, Kępice„Wieś Tworząca” - Dodatek Literacki do „Powiatu Słupskiego” grupy „Wtorkowe Spotkania Literackie”. Redaguje: Zbigniew Babiarz-Zych i zespół. Zdjęcia: Jan Maziejuk, Leszek KreftDTP: Artur Wróblewski. Adres redakcji: Starostwo Powiatowe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 059 842 54 17, www.powiat.slupsk.pl , e-mail: zych@powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!