31.07.2015 Views

pobierz

pobierz

pobierz

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

WIEŚNr 4(39)/2009 * ROK VIITWORZĄCADodatek Literacki do „Powiatu Słupskiego”są jak słońce, bez którego trudno żyćWspółczesny człowiek, żyjącw trudnych czasach, w pogoniza pieniądzem, zatraciłpoczucie innych wartości.Zapatrzony w siebie i swojedobra materialne żyje tylkoz myślą o powiększaniumajątku. Dobra duchowesą mu zupełnie obceKażdy dzień przynosi różne niespodzianki. Na wsidostęp do kultury i sztuki jest ograniczony. Współczesnyczłowiek na wsi zazwyczaj czyta tylko gazety, kobietyprzeglądają kolorowe, plotkarskie pisma i czytają wybraneartykuły. Jeśli chodzi o dostęp do bibliotek, to tylko garstkaludzi dorosłych, nie mówiąc o młodzieży, co jakiś czaswypożycza wybrane pozycje. Współczesny człowiek, żyjącw trudnych czasach, w pogoni za pieniądzem, zatracił poczucieinnych wartości. Zapatrzony w siebie i swoje dobramaterialne żyje tylko z myślą o powiększaniu majątku. Dobraduchowe są mu zupełnie obce. Kiedyś było inaczej.Kiedy panna Stanisława ze stronic noweli „Siłaczka” StefanaŻeromskiego szła pracować wśród ludu, ten odmawiał zaklęciana rozstajnych drogach, leczył ból głowy kołtunem iśpiewał pieśni o biednej dziewczynie zakochanej w paniczu.Świat kulturalny gorzał wówczas polemikami nad modernistycznymobliczem sztuki, w salonach warszawskichcytowano Przybyszewskiego i Wyspiańskiego. Zapaliła więcpanna Stanisława kaganek od gorejącego płomienia sztuki iponiosła w mroki kulturalne wsi. Było to, jak na owe czasy,wielkie poświęcenie, chociaż rola nauczyciela wówczas niesprawiała więcej kłopotów od dzisiejszej. Boć to zawszełatwiej rozdawać dobra kulturalne niż w nich pośredniczyć.Panna Stanisława rozdawała książki, pisała „fizykę dla ludu”,uczyła dzieci czytać, prawdopodobnie walczyła z kołtunemi kołtuństwem, ale nikt nie oczekiwał od niej, by mówiłachłopom o poezji Rimbuda czy obrazach Moneta. Wiadomobyło - tamto dla wtajemniczonych.W czasach komunistycznych głoszono teorie, że nie mawtajemniczonych, wszyscy powinni być obywatelami światasztuki. W tym celu środki masowego przekazu stawiały codziennieprzed wsią całe zasoby dóbr kulturalnych. Trzebabyło wybierać. Ale jak, ale co? Nie było już ludu, odszedł whistorię wieśniak, na jego miejsce zjawił się rolnik z traktorem,światłem elektrycznym i SPR-em. Tylko wciąż był kłopotz tym Monetem, bo do tej pory ludzie na wsi nie wiedzą, ktoto był. A. Picasso? Mówiono o nim, że to wielki malarz, aoko akurat tam malował, gdzie go nigdy u człowieka nie było.Jakiż więc on malarz? Współczesna wówczas poezja proponowała„Pestki deszczu” Urszuli Kozioł.Stawiano często retoryczne pytanie: skąd człowiek wie,że się domyśla akurat tego, czego powinien się domyślać?Kiedy na akademii w szkole dzieci deklamowały: „A czegóżspołecznicy na wsi


Czyż nie jest moralną zbrodnią likwidować szkoły na wsi?wy chłodne rosy padacie, gdy ja biedny, gdy ja bosy, głód wchacie” - ja nie musze się domyślać o co chodzi. Po prostu:żal dziecka i złość bierze na kapitalistów. Wieś to rozumiała.W radiu i telewizji zrozumiałe były i dlatego najbardziejsię podobały „Wesoły autobus” i „Kobra”. Ale w gazetachprzecież pisali, że to nie sztuka. Jak więc było z tą sztuką?Czyżby rzeczywiście była tylko dla wtajemniczonych? Stanowczo:nie! Sztuka pomaga przecież żyć bardziej po ludzku,pełniej. Dlatego powinna być udziałem mas. Powinna,ale bez pośrednictwa nie ma mowy o pełnej realizacji. Ktowięc miał wprowadzić wieś w to zagadnienie? Kto miał naprzykład pomóc w zbiorowym odbiorze sztuki Dürrenmatta,godnej pokazania w telewizji podczas świetlicowego wieczoru?Kto? Naturalnie był to nauczyciel, spadkobierca ideipanny Stanisławy.Kilka lat temu oglądałam w telewizji świetną sztukę jugosłowiańskiegodramaturga - „Przedstawienie Hamleta we wsiGłucha Dolna”. Animatorem kultury był tu wiejski nauczycieluwikłany w sprawy wsi, stojący po stronie uczciwości isprawiedliwości - niestety prawie osamotniony w tej grupie,gdzie prawie wszyscy członkowie społeczności wiejskiej stająpo stronie przewodniczącego partii komunistycznej, a jednocześniepo stronie fałszu i obłudy oraz wygodnego życia.Młodzieniec broniący honoru swego ojca oskarżonego wcześniejo nadużycia, których nie popełnił (zrobiono z niego kozłaofiarnego), wywołuje w widzach spektaklu współczucie ibudzi refleksje związane z oceną działania systemu komunistycznego.Jest to na pewno sztuka godna obejrzenia, bardzoodważnie napisana jak na ówczesne czasy. Obsada aktorskana najwyższym poziomie, że wymienię chociażby rolę JanuszaGajosa grającego pewnego siebie przewodniczącego partiikomunistycznej.Upowszechnienia kultury w tym najambitniejszym sensienie mogli podjąć się tylko bibliotekarze wiejscy, kierownicyświetlic, czy klubów. Konieczna była pomoc wychowawcza.Tak właśnie było. Wszyscy, jak w dym do nauczyciela - społecznika.On to powinien najcenniejsze wartości estetycznewskazywać wsi, zachęcać, wyjaśniać - od wieków wszak byłsiewcą kultury.O pracy społecznej nauczyciela na wsi pisało się bardzowiele i bardzo różnie: o tym, jak jest i jak być powinno,o potrzebach, niepowodzeniach i sukcesach. Mało natomiastbyło rozważań nad tym, jak ocenia nauczycielską działalnośćsama wieś. Czy wartości, jakie niesie z sobą zaangażowaniespołeczne, przewyższają wysokość osobistych porażek,towarzyszących często odwadze w ludzkich poczynaniach?Zmęczeni natłokiem nie swoich kłopotów, wciąż narażenina trudności, nauczyciele społecznicy niekiedy pytali siebie:czy warto? Czy nie mają racji ci, którzy przeliczają czas nakonkretną pieniężną cenę, mówią: „Nie umiecie praktycznieżyć.”Moja była wychowawczyni - Maria Łopatkowa odpowiadana to pytanie w książce pt. „Oczy bez smutku”. „Wtedywystarczy pojechać do Modlicy (nazwa wsi, w której pracowałam),bo każdy z nas ma swoją Modlicę w tym czy innymzakątku kraju. Wracamy do niej po to, żeby otrzymać odpowiedź:warto.” Maria Łopatkowa założyła amatorski zespółteatralny złożony z rolników, gospodarzy, który w OgólnopolskimPrzeglądzie Teatrów Amatorskich w Warszawie w roku1964, wystawiając sztukę „Dziurdziowie” Elizy Orzeszkowej,zdobył I miejsce. Było to wielkie wyróżnienie dla tego zespołu,który za ofiarność pracy kulturalnej otrzymał w nagrodęświatło elektryczne dla całej wsi.Kiedy Maria Łopatkowa wracała po trzech latach doswojej wsi na kilka godzin, spotkała ją przyjemna niespodzianka,o czym sama pisze we wspomnianej książce: „Weszliśmyna salę. A potem działy się rzeczy, na które absolutnienie byłam przygotowana. Głośny, powitalny marszorkiestry strażackiej. Przemówienie Józefy Glapińskiej takserdeczne, że trzeba było ukryć twarz w dłoniach. Sto latśpiewane przez całą salę i dużo kwiatów. Skąd w październikutyle kwiatów? Skąd w ludziach tyle serdeczności? Mówiłam:„Cieszę się, że macie telefon, że straż podwyższyłao piętro wieżę, że zasadziliście drzewa, że w szkole byływykłady”... Tak było kiedyś. Wieś przeżywała s ztukę, żyłanią dzięki pośrednictwu orędowniczki kultury, jaką była nauczycielka- człowiek o wielkim sercu i umyśle, która swojąpozytywną energią potrafiła zarazić innych. Jak w tej chwiliżyje Modlica? Byłam tam rok temu. Dawno już rozebranobudynek szkolny. Dzieci jeżdżą do szkoły do oddalonego odziesięć kilometrów Tuszyna. Wieś zatraciła duchowe wartości.Czyż nie jest moralną zbrodnią likwidować szkołyna wsi, które pełnią nie tylko rolę oświatową, ale są takżeośrodkami kultury i sztuki?Moja pierwsza nauczycielka była dla mnie prawdziwymwzorem do naśladowania. I ja ukończyłam polonistykę i podjęłampracę nauczycielską. Pamiętam doskonale pierwszy rokmojej pracy w Jutroszewie - o dziesięć kilometrów oddalonejod Tuszyna, rozległej i pięknie położonej wśród łąk i lasówmalowniczej miejscowości. Już w pierwszym roku pracy zostałamkierowniczką czteroklasowej szkoły podstawowej. Natzw. „choinkę szkolną” przygotowałam z dziećmi przedstawienie,które bardzo podobało się rodzicom. Ci młodzi ludziespragnieni duchowych wartości podjęli pałeczkę i wspólniedoszliśmy do wniosku, że wystawiamy sztukę Henryka Sienkiewiczapt. „Zagłoba swatem”. Rozpisałam sztukę na role.Chętnych aktorów - amatorów nie brakowało. Wystawiliśmytę sztukę już po zakończeniu roku szkolnego.Cudowne były spotkania, w trakcie których trwały próby.Byłam reżyserem, scenarzystą, choreografem oraz prezenteremjuż na scenie. Oprócz przedstawienia były jeszcze skeczei monologi oraz akcenty muzyczne jednego z aktorów - amatorów,który grał na akordeonie. Całe przedstawienie podobałosię widzom z okolicznych miejscowości, którzy licznieprzybyli na wcześniej zapowiedzianą imprezę. Były duże brawa.Wszyscy byli niezwykle przejęci. Po przedstawieniu byłazabawa taneczna, na której mnie już nie było. Mieliśmy dalejjechać w Polskę z zespołem i przedstawieniem, ale zostałamprzeniesiona do innej placówki oświatowej, bo przez ten roktylko zastępowałam nauczycielkę będącą na urlopie wychowawczym.Filozofowie określają szczęście jako sumę posiadanychdóbr. Chłopi na ogół nie czytają rozpraw filozoficznych, aleumieją bilansować dochód doznań i przeżyć. W bilansie tymsuma pragnień nie zgadza się z sumą zysków określonychzagrodą i miedzami. I dlatego próbują zmieniać życie swoje iwsi.Podczas VI Powiatowych Obchodów Dnia DziałaczaKultury, 31 maja 2007 roku w Kępicach oglądałam na żywo„Jubileusz” Antoniego Czechowa. Był to spektakl w wykonaniuamatorskiego teatru z Kępic. W sztuce tej grali m.in.syn i córka nieżyjącego już animatora teatru w Kępicach- pana Stanisława Bohatkiewicza. Bardzo wysoko oceniłamgrę aktorów komedii Czechowa, której treść jest ponadczasowa.Wydaje mi się, że przekazane słuchaczom wiejskimsłowa dłużej żyją w chłopskich domach niż wielkomiejskichaglomeracjach.Czy warto być społecznikiem? To zależy od człowieka,od jego systemu wartości. Są przecież ludzie, którzy mająniesamowitą charyzmę i widzą więcej niż czubek własnegonosa. Obyśmy mieli szczęście na swej drodze życia spotkaćwłaśnie takich ludzi. Oni są jak słońce, bez którego przecieżtrudno żyć.Jadwiga Michalak, Naćmierz2 wieś tworząca dodatek literacki


„panna młoda rozebranaprzez swoich kawalerów jednak”Był czas, że artysta - rzemieślnik cechowy pracował dla kościołai protektorów świeckich, u boku chlebodawców zdobywał odpowiedniemiejsce pracy, a ich wymagania i pragnienia starał się z pożytkiemspełniać. Dopiero w XIX w. wyemancypowany i pozbawionydobroczyńców stawał się przewodnikiem i władcą serc, częstopoetą - wizjonerem na usługach społecznego zapotrzebowaniaEfekt pracy malarza to stworzony obraz - świat zamkniętyw ramach, często nazywany oknem na świat. W różnychokresach malarstwa był on różnie postrzegany i rozumiany,zawsze jednak dowodził penetracji rzeczywistości otaczającejczłowieka, którą ten starał się przybliżyć, bardziej zrozumieć,badać i interpretować, a także odkrywać własne wnętrze, tajemniceduszy ludzkiej i fantazje. Uznaje się, że malarstwoobok pisarstwa jest dokumentem czasu i zwierciadłem doskonaleodbijającym przemiany dokonujące się wokół nas i w nassamych.By się utrzymać w rozsądnych granicach ograniczonegoobjętością tekstu, nie można, nawet nie ma potrzeby przedstawianiapanoramicznego obrazu artystycznych dokonań, głównychkierunków rozwojowych i tendencji artystycznych odnoszącychsię do idei religijnych czy społeczno - politycznych,służących ideologii czy konkretnej działalności politycznej.Był czas, że artysta - rzemieślnik cechowy pracował dlakościoła i protektorów świeckich, u boku chlebodawców zdobywałodpowiednie miejsce pracy, a ich wymagania i pragnieniastarał się z pożytkiem spełniać. Dopiero w XIX w.wyemancypowany i pozbawiony dobroczyńców stawał sięprzewodnikiem i władcą serc, często poetą - wizjonerem nausługach społecznego zapotrzebowania. Być malarzem niebyło łatwo, ale tworzył, a jego dzieło miało swoją autonomię,dotyczyło szczególnego mikrokosmosu - było elementem iskładnikiem większej struktury.Jeśli totalnego poznania dziejów artystycznych i pełnegoich obrazu w jednym kawałku naraz popełnić się nie da, wartospojrzeć na problem dość osobliwy i ciekawy, zjawisko: imsztuka współczesna jest trudniejsza w odbiorze, tym bardziejwzrasta społeczne nią zainteresowanie.Awangarda końca XIX w. skazana była na niezrozumienie,teraz funkcjonuje w sposób odmienny: chęć życiaw rytmie współczesności, chęć bycia poinformowanymi dokształconym sprawia, że to co wiodące i trudne stajesię dla odbiorcy bardziej pożądane, krystalizuje się w mit,a ten szybko uzyskuje szeroki zasięg. Funkcja trudności wsztuce współczesnej i pokonywanie trudności daje widzowipoczucie własnej inicjacji i uczestniczenia w czymś wyjątkowym.Uczestnik - widz dostępuje „wtajemniczenia” i maświadomość, że nabywa wiedzy szczególnej. Takie zjawiskojest opisywane przez znawców przedmiotu, kulturoznawcówi historyków sztuki, a dowodzi, że wysiłek widza włożony wfakt współrozumienia staje się wartością samą w sobie. Taksprawę oceniają zawodowi obserwatorzy tego co się dzieje natzw. rynku sztuki.W przedstawionej tezie, mówi się o fakcie uczestnictwajako takim, bo samo w sobie jest budujące - występowanie ta-o roli sztuki współczesnejwieś tworząca dodatek literacki3


kreował przedmioty codziennego użytku jako dzieła sztukikiego zjawiska może być zachętą dla tych, którzy ciekawi życianie doświadczyli dotąd doznań towarzyszących zbliżeniusię do sztuki. Jednocześnie nie mogę pozbyć się wrażenia, żekonsumowanie sztuki, tej wysublimowanej i wystudiowanejmotywuje snobizm i pozerstwo, okresowa moda. Czy sztukanowoczesna jest istotną częścią naszego życia, a nie wyrafinowanymhobby garstki estetów, ludzi podatnych na blichtr,snobów? Poza tym, teorie teoriami a prawda jest taka, żeludziska wcale tak gremialnie w wystawach nie uczestniczą,co najwyżej grupka miłośników, znajomych, jakiś koneser, koledzy,rodzina. Nie bez kozery ogłasza się badania i statystyki,że tzw. widzów jest mało, a co gorsza uczestnictwo w tzw.kulturze poniżej krytyki.Przywołuję problem współczesnego odbiorcy sztuki,bo ta na przestrzeni wieków zmieniała się. Przemiany jakimulegała były często wstrząsem dla świadomości, której przychodziłoogarnąć i uporządkować lawinę nowości. Podstawowymelementem przemiany stała się stopniowa rezygnacja zodtwarzania czy przetwarzania rzeczywistości w tzw. dzielesztuki na rzecz bezpośredniego ujęcia realiów świata. Rozprawianosię z konwencjami, przekraczano rozmaite „tabu”,wprowadzano materię i techniki pozaartystyczne, materiałynieważne, odpadowe, tworzywa o niewykorzystanych dotądw sztuce jakościach. Następowało poszerzanie obszaru penetracji,a do sieci obserwacji i manipulacji artystycznych dostawałasię cała otaczająca nas rzeczywistość.Dzieło, kiedyś obraz, zastępują akcje włączające inne rodzajesztuki i przekazu (dźwięk, film, teatr, fotografia, ogień,dym etc). Dziełem staje się nie pojedynczy i niepowtarzalnyprzedmiot a „sytuacja”, zespół działań o nieskończonej możliwościzaistnienia.Artysta, to już nie wytwórca przedmiotu sztuki a bardziejsprawca i animator procesu intelektualnego i emocjonalnego,często łączy język plastyki ze słowem. Nie jest przywiązanydo jednej dziedziny sztuki, pracuje w wielu, łączy wiele, przekraczauświęcone granice, wyraża lekceważący stosunek dowykonania, do znajomości rzemiosła, do mistrzostwa.Wypadało by powiedzieć tak: dokonane w skali sztukiświatowej odejście od konwencji obrazowania rzeczywistościna rzecz wysiłku jej penetrowania nowymi metodamijest znamieniem i częścią szeroko zakrojonych procesówintelektualnych naszej epoki. O nich się mówi i pisze, doich odbioru zachęca, pokazuje bohaterów. Bada się zjawiska,mitotwórczy mechanizm umysłu ludzkiego, napędzarozwój sytuacji artystycznych i niespodziewanych aspektówsztuki itp.Nie ulega wątpliwości, że rozpad tradycyjnych językówartystycznych, wielokrotne jaskrawe akty destrukcji w stosunkudo tradycyjnych kryteriów sztuki muszą wywoływać u odbiorcówstany konsternacji: rzeczywistość została zbliżona,ale uczyniono to środkami bezceremonialnie przekraczającymiwszelkie dopuszczalne i znane konwencje. Widz pozostaje wniewiedzy i z wątpliwościami.Osobiście jestem zwolennikiem umiarkowanej otwartościi wyciągania z klimatu współczesności własnych i odrębnychwniosków, a te zmuszając do konieczności „zobaczenia i pomacanianowego” nie pozwalają mi daleko odbiegać od tradycyjnejestetyki obrazu.Ten tekst piszę pod wrażeniem dwóch zdarzeń i uznanychw świecie za zjawiskowych - twórców. Pierwszy toMarcel Duchamp, reprezentant międzynarodowego ruchudadaistycznego i surrealistycznego, w sztuce ewoluującymod impresjonizmu przez poszukiwania kubistyczno-futurystycznedo eksperymentów manifestujących nieograniczonąwolność twórcy. To przedstawiciel oddziałujący na sztukęwspółczesnej awangardy, absolutny guru, autor wielu dzieł,z których jedną, abstrakcyjną ze szkła, drewna i metalu pt.„Panna młoda rozebrana przez swoich kawalerów, jednak” (!?)szczególnie gorąco polecam.Nie napiszę, że to muzealne już oczywiście dzieło zmiejscem w encyklopedii podoba mi się lub nie. To trzebaobejrzeć i „rozebrać” we własnym umyśle. M. Duchamp jakoojciec teorii „już zrobione” kreował przedmioty codziennegoużytku jako dzieła sztuki.W 2005 roku około 500 wpływowych osobistości angielskichze świata sztuki: artyści, kolekcjonerzy, marchandzi,dyrektorzy i kustosze muzeów wskazali najwybitniejsze dziełoXX w. Była to „Fontanna” z 1917 roku, owa fontanna tonajzwyklejsza muszla klozetowa.Inne sławne dzieła Duchampa to np. suszarka do butelekoraz koło rowerowe wmontowane w stołek. Wg opinii niektórychkrytyków i historyków sztuki, przeciwników postmodernizmu„...teoria stworzona przez Duchampa jest o wieleciekawsza niż jego dzieła...” a jego numery to „...dowcipy niedo odgrywania i nic więcej...”Miałem wyjątkowe szczęście, bo dosyć szczegółowoudało mi się zapoznać z dorobkiem kolejnego, zachowująckonwencję perskiego oka - dowcipnisia, artysty, rzeźbiarza,twórcy awangardowego i współtwórcy ruchu „Fluksus” - JosephaBeuysa. Był (zm. W 1986 r.) głośny z happeningów iakcji artystycznych, to on wypowiedział słowa: „...wszyscyjesteśmy artystami...”. Wg opinii wielu światowych postmodernistówto geniusz numer jeden w stuleciu XX w.Moi niemieccy znajomi i przewodnicy po krainie Niederrheim(przy holenderskiej granicy Niemiec), wypełniająctygodniowy czas weekendu pokazywali mi aż do przesytuwszystkie ciekawe miejsca i zabytki od Dusseldorfu przezKempen, Kerken, Dinslaken, Kevelaer, Xanten, Kalkar do Kleve.Doceniając moje upodobania zawieźli mnie do Beuys- Museum w Schloss Moyland, zameczku na wyspie, aleekspozycji nie oglądali. Sam biegałem z piętra na piętro, zsali do sali, od ściany do ściany, po korytarzach. Wg ichopinii szkoda im czasu na oglądanie tworów kiczmena,siedzieli pod zamkiem, opalali się, chodzili po wyspowymparku, niecierpliwili wypowiadając niepatriotyczne uwagi ikomentarze o mitomanie i hucpiarzu w kapeluszu na głowie,młodszym bracie innego hucpiarza od sedesu M. Duchampa.Ja z kolei byłem w „siódmym niebie” chłonąc artystycznąrobotę, oniemiały z wrażeń nie tylko estetycznej natury. Tobyło duże przeżycie dowartościowujące i przewartościowującedotychczasowe pojęcia i rozumienie sztuki, zdziwienie,zaskoczenie, wstrząs nawet, że można to tak zrobić i takto pokazać: tu trywialne, płytkie i płaskie - tam genialnew swoim pomyśle i zamyśle, ale obok żadnego nie możnaprzejść obojętnie. I oto chodzi.Jedno jest pewne, nie były to zachwyty zmieniające mojedotychczasowe upodobania, cokolwiek.Gdyby ktoś oczekiwał zbliżenia jakichś preferencji odwołamsię do kolegi „akademika”, absolwenta ASP w Toruniu,ucznia Tymona Niesiołowskiego (prace w Muzeum bydgoskim).Obnosił się z parafrazą znanego powiedzonka ze słowemlubię: „..to się lubi, co się nie czubi...”, gdzie nie czubi- oznaczało twórczą postawę o podłożu schizofrenicznym iprzypadłość tzw. czubka, a w tle krew, śmierć i zniszczenie,wynaturzenie i inne wykoślawienia, obrazoburczość. Sam byłniekonsekwentny, bo konsekwentnie za kołnierz nie wylewał- pił jak szewc, ale w przerwach między malowaniem, trzeźwiałi malował dalej. Brak w tym logiki? Picie żywota mu niewydłużyło.Osobiście jestem zwolennikiem sztuki tradycyjnej, klasycznejchociażby dlatego, że trudniej z natury odtworzyćdomek, zwierzątko, ptaszka czy buzię niż z głowy wytwórwyobraźni, a może się mylę?Czesław Guit, Lubuń4 wieś tworząca dodatek literacki


gdzie kwitną sny16 czerwca br. w Damnicyodbyły się VIII PowiatoweSpotkania z Poezją (Nie)Profesjonalną. Uroczyścierozdano autorom siódmy tomantologii poezji wiejskiej zatytułowany„Gdzie kwitną sny”„Nie znam takiego drugiego przypadku w Polsce, by pisarzeamatorzy mieli w zasadzie nieograniczoną możliwośćdruku prasowego i co roku pięknie wydaną antologię swojejtwórczości. z kolorowym zdjęciem, z napisaną przez siebienotką, z piękną oprawą plastyczną. Wiele młodych środowiskdobija się u władz o pieniążki na antologie, almanachy, debiuty,manifesty grupowe i pokoleniowe. Uczestnicy spotkańliterackich w słupskim starostwie otrzymali taki dar, i niestety,nie wszyscy potrafią z niego odpowiednio skorzystać - napisałwe wstępie m.in. Jerzy Fryckowski z Dębnicy Kaszubskiej.- Chodzi mi o podejście do obecnej antologii. Na złożeniemateriału było prawie rok, a niektórzy to wydawnictwo zlekceważylialbo podeszli do niego po macoszemu dając wierszenieciekawe, jakby odrzucone. Wiem, co piszę, gdyż od kilkulat czytam wiersze, które kandydują do tego ciekawego przecieżwydawnictwa.Większość to młodzi twórcy. Pisząc „młodzi”, mam namyśli lata tworzenia, a nie metrykę. Każdy powinien przykładaćwiększą wagę do własnego pisania, szanować ten dar,jaki otrzymał od Boga. A szacunek powinien polegać na ciągłejwalce ze słowem, na pragnieniu stawania się lepszym, naciągłym cyzelowaniu wiersza. Wtedy na pewno nie byłobyprzypadkowości, a i poziom byłby wyższy.Część autorów wybiera neutralny temat przyrodę, na którympoprzez opis rzeczywistości zawsze jakoś się wypadnie.Właśnie, jakoś, ale czemu nie dobrze? Inna sfera to wierszereligijne. Też mało przekonujące i oryginalne. Myślę, że ciąglepokutuje to, iż spotkaniaw starostwie Irena Peszkin, Mielnonie są spotkaniamiwarsztatowymi, ate na pewno wieleby dały. Bo cóż dajeautorowi nie zawszedokładne wysłuchaniewiersza,a potem okolicznościoweoklaski?To autora usypia,daje fałszywy obraztego, co się potrafi.”Surowe są tesłowa recenzenta,ale myślę, że tegorocznaantologia,podobnie jak sześćpoprzednich, obronisię sama wierszami.Autor wstępupodniósł wysokopoprzeczkę i miałdo tego prawo.MALOWNICZE MIEJSCAW każdym mieście są ciekawostkijakich nie spotkasz gdzie indziejPoznań ma swoje koziołkiKraków „Zygmunta” i sukienniceSzczecin i Gdańsk morskie portya Słupsk ma Słupię, książęcy zamekkiedyś miał nawet czarowniceo których baszta przypominaale ma także w pobliżu Damnicęa tam co roku w pałacu starymdrzwi otwierają gospodarzewitają mistrzów w słowie pisanymTu przybywają z całego krajupoeci, pisarze, znakomitościbo kwitnie kultura w słupskim regioniegdzie władze o piękno i twórców dbająi w małej Damnicy malowniczejpoetów nie tylko wiejskich witają.Nowa antologia poezji wiejskiejwieś tworząca dodatek literacki5


w nurcie dionizyjskim Skamandrytów i w innych nurtachWielu autorów wierszyzamieszczonych w antologiima już bowiemswoje tomiki poetyckiei należy więcej od nichwymagać. O dorobkuliterackim niektórychautorów pisze MirosławKościeński - wiceprezesOddziału Związku LiteratówPolskich w Słupsku.Wspomina m.in. odynamicznie rozwijającejsię twórczości PiotraGrygiela z Jasienia,Henryki Jurałowicz zeSłupska, Ireny Peszkinz Koszalina, MaciejaMichalskiego ze Słupska,Grzegorza Chwiedukaz Kępic i innych.Zresztą sam J. Fryckowskiw końcówce swegowstępu stwierdza: „Cóż,może nie jest tak źle, jakmi się na początku wydawało?Bo przecież RomanDopieralski z wierszem„Impreza u Pana Boga” mieści się w nurcie dionizyjskimSkamandrytów. Poznajemy pierwsze poetyckie kroki OliwiiBartuś z Ustki, pokazał się Andrzej Szczepanik, szczególniew bliskiej mi erotyce, Anna Gruchala odważyła się zmierzyć znajtrudniejszą formą poetycką, jaką jest sonet”...Tegoroczny tom zawiera na 374 stronach 257 wierszy59 autorów oraz 118 barwnych ilustracji. Najmłodsza autorka,której wiersze zostały zamieszczone w antologii nie ma20 lat, najstarszy autor skończył lat 95 (!). Autorzy wierszypochodzą głównie z powiatu słupskiego, ale również zbytowskiego, sławieńskiego, lęborskiego, z Koszalina, Gdańska,Wolina, Matyldowa k. Sochaczewa, Strzelec Krajeńskich,Wałbrzycha.W tomie zamieszczone zostały również wiersze autorównieżyjących: Marty Aluchny Emelianow (1906 -1991) zeSłupska, Leszka Bakuły (1930-1997) z Ustki, Marka Jońcy(1970-2003) z Dębnicy Kaszubskiej, Stefana Milera (1956-1998) z Łupawy, Teresy Opackiej (1934-2004) z Ustki, AldonyŻak (1932-1991) z Ustki i Andrzeja Żoka (1958-1994) zWrześnicy.Antologia ta, podobnie jak sześć wcześniejszych, macharakter promocyjny i nie jest przeznaczona do sprzedaży,ukazała się w nakładzie 350 egzemplarzy. Jest dostępna w BiblioteceNarodowej i we wszystkich bibliotekach powiatu słupskiego,a także na stronie internetowej powiatu słupskiego.Uroczystości w Damnicy uświetniły występy piosenkarzyśpiewających poezję:Grzegorza Chwiedukaze Słupska, WładysławaKowalskiego zBytowa, Natali Gadzinyze Złocieńca, AnnyChodyny z Ustki orazzespołu ludowego„Zgoda” ze Słupska.A. Chodna zaprezentowałasię w pełnymrecitalu „Ale banalne”,na który złożyły siępiosenki AgnieszkiOsieckiej z ostatniejpłyty piosenkarki pt.„Szukam kogoś”. Niezabrakło oczywiścierecytacji wierszy. Swojezdolności poetyckiezdradził również starosta,który zarecytowałwiersz oraz kilkafraszek własnego autorstwa.Z. Babiarz-Zych6 wieś tworząca dodatek literacki


Pomóżmy poezji, naszejpolskiej haftowanejprostotą serwecie,niech zdobi jak najwięcejstołów domów,szkół, bibliotekpomóżmy poezjiNa zaproszenie Starostwa Powiatowego w Słupsku, UrzęduGminy, Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu oraz OśrodkaSzkolno-Wychowawczego, do Damnicy przybyło sporo gości.Wśród nich starosta słupski, pan Sławomir Ziemianowicz,wójt gminy Damnica, pani Maria Janusz, a także liczna grupapoetów, w większości należących do grupy poetyckiej „WtorkoweSpotkania Literackie” z Jerzym Fryckowskim, MirosławemKościeńskim, Janem Wanago na czele.Damnicką uroczystość swoją obecnością zaszczycili również:dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Słupsku, panTadeusz Matyjaszek, prezes Oddziału Słupskiego Związku LiteratówPolskich, pan Wiesław Ciesielski, prezes BytowskiegoKlubu Literackiego „Wers”, pan Wacław Pomorski oraz wieluinnych przemiłych osób.Było to już siódme takie spotkanie, więc uczestniczącw większości z nich porównywałam je z poprzednimi. Każdebyło inne, ciekawe, miłe, mniej lub bardziej uroczyste, wwiększym i mniejszym gronie. Każde różniło się programem.Bardzo miło wspominam kilka z poprzednich spotkań, aleprzyznam iż ostatnie, chociaż nie miało specyficznego klimatujak te, które ciągnęły się do późnych godzin nocnych, byłobardzo udane. I chociaż w występie artystycznym poetówbyło niewielu, to program okazał się trafionym. Obyło się bezniepotrzebnego galopu do mikrofonu, egoistycznego połykaniaczasu i nużących monologów. Uczestnicy mogli w sposóbdostateczny zapoznać się z twórczością poetycką naszej grupyw części pierwszej pt. „Babciu, po co piszesz wiersze?” Wkolejnej, zatytułowanej „W niewielkiej wiosce, gdzie bociany”podobał mi się występ Grzegorza Chwieduka ze Słupska iWładysława Kowalskiego z Klubu Literackiego „Wers” w Bytowie,którzy poezję swoją przedstawili... śpiewająco. Tutajbardzo bliska była mi interpretacja wiersza poetki WandyMajewicz-Kulon „Lipiec zapłakany”. Jednak recital pani AnnyChodny z Ustki to prezent największy tego wieczoru!Kulminacyjnym punktem części artystycznej był występzespołu „Zgoda” i świetnie zaśpiewane piosenki ludowe przeznaszą koleżankę, poetkę Henię Jurałowicz-Kurzydło. Na zaproszeniu,które otrzymałam w programie podano ostatni punkt„zdarzenia nieprzewidziane”. Któżby pomyślał, iż jednym ztakich właśnie zdarzeń będzie występ pana starosty słupskiegoSławomira Ziemianowicza. Mieliśmy niepowtarzalną okazjęprzekonać się, iż jest to osoba nie tylko kochająca poezję,poetów, ale sama pisząca i nie pozbawiona humoru...W drodze powrotnej wraz z moimi przyjaciółkami długodyskutowałyśmy i na gorąco komentowałyśmy minionechwile. Kilka z nich miało już okazję być na wcześniejszychspotkaniach. Wymieniając swoje przemyślenia i obserwacjebyłyśmy zgodne w tym, iż tegoroczne damnickie spotkaniebyło najlepsze, chociaż wspólnie przyznałyśmy, że brakowałonam jedynie konkursu satyrycznego, który byłby świetnymhumorystycznym dodatkiem owego deseru.Aldona M. Peplińska, Motarzynoczasu ukraść się nie dało16 czerwca jechałam do Damnicy z przyspieszonym rytmemserca. Chyba nikt nie był pewny, które i ile wierszy znajdziew naszej najnowszej antologii. Książka się rozrasta. Dlamnie każde kolejne spotkanie związane z wydaniem antologiii jej rozdanie w uroczym pałacu w Damnicy jest bardzo wzruszające.Odbieram te książki jak największą i najcenniejsząnagrodę. Bo czy zasłużyłam, czy nie stoję w jednym szereguz wieloma znakomitymi osobistościami, które rozsławiają tenzakątek ziemi, na której żyję na cały świat?Tym razem wszystko było inne, jeszcze bardziej dostojne(tak to odczułam). Uznanie dla naszego mecenasa, tj.starostwa słupskiego we właściwy sobie sposób wygłosilidwaj Panowie - wiceprezes Słupskiego Oddziału ZLP MirosławKościeński i uznany poeta Jerzy Fryckowski, co nadałoszczególnego znaczenia uroczystości.Artystyczna oprawa przeszła najśmielsze oczekiwania.Krótko i trafnie zaprezentowano wiersze naszej grupy, następnieprzed gośćmi śpiewający poeci pokazali inną barwępoezji. Dwie bardzo utalentowane wokalistki dały cudownypopis swoich możliwości. Szkoda, że tego czasu ukraść sięnie dało...Mile zaskoczyło mnie „wywołanie” starosty słupskiegoSławomira Ziemianowicza do zaprezentowania swojej twórczości.Okazało się, że pisze i to od wczesnej młodości. NieŚwietne wydanie antologiipoezji wiejskiej było owiane tajemnicą.Znany był tylko tytuł„Gdzie kwitną sny”.Z całego serca aprobowałam tędecyzję. Radość ze spotkaniaw Damnicy była tym większadość, że potrafi napisać wiersz szybko na kolanie - jak samsię do tego przyznał - to dla dodania smaku temu, potrafi gojeszcze ładnie zaprezentować.Szybko, zbyt szybko umykał czas. W szczególnej rolitym razem wystąpiła nasza ukochana kapela „Zgoda”, którazupełnie swoim występem zaskoczyła inną artystkę, obchodzącatego dnia swoje urodziny. Jej gra, muzyka sprawia, żezawsze wbrew wszystkiemu, co nam doskwiera, dusza śpiewa,usta nie milcza, a nogi chociaż trochę potupią w rytmmuzyki pod krzesełkiem.Eugenia AnaniewiczSłupskwieś tworząca dodatek literacki7


wiersze najnowszechoć popełniał jeden błąd za drugimnie musi się już usprawiedliwiać za toco robił.jest odradzającym się człowiekiembo mama z tatąciągle pachną miłością.Zygmunt Jan Prusiński, UstkaNABOŻEŃSTWO DLA POLSKITylko Patriotom...Stefan Morawski, linoryt z cyklu „Notatki z podróży”Mój Dom jest we mgle na wzgórzu.Okna są zamknięte, drzwi tylko uchylone,żeby szmer nie pukał a wszedł do salonu.Słoneczniki śpiewają psalmy w ogrodzie,jest tudzież i Amorek w nich ukryty.Wojownicy śpią w legendach - historiazamazuje ich wielkość w chmurach...Blednie i biednieje moja kartka.Piszę o Cieniach przeszłych a konary drzewnieustannie mruczą pieśni wojenne bez słów.- Idę na wojnę! Idę na wojnę przepędzićwroga wślizgującego się w mój honor.Emilia Maraśkiewicz, KarsinoCHLEBdorodne kłosywytarzane w spiekocieuklękły z wiatremzamilkły polapowszednie dni przekwitłyna zagonach zbóżkawałek chlebazakwitł pieśnią na ustachwiejskiej kolacjiROZGARNIAM WIATRfalowaniem morzagaszę żar zawodurozgarniam ościsty wiatrpołykam sólskołatane serceopieram o horyzontzielona gwiazdaspada w oczyoświetla wnętrzezastygłe w rozgryzaniupiekłai niebaNAUCZYCIELCEzmęczeniekażdego dniaskrada się za tobąoplata twarzwycierasz ją szkolnym dzwonkiemruszasz uparciew labirynt uczniowskich słówpo perłę wiedzyco płomieniem zakwitniena ołtarzu intelektuby dojrzałym owocemsłużyć pokoleniomGrzegorz Chwieduk, Kępice***po śmierci mężarozkleiła się jak klucha.już nie wybiega z domuw radosnych podskokach.wlecze się ze zwieszoną głowąa łzy kapią jej z oczu.na szczęścieprzychodzi czasami w nocyznaczący senw którym spotyka się z małżonkiem.ona jest wtedy znowutą samą damą.***syn marnotrawny powrócił.pogodził się z rodzicaminawet z ojcem.znów ma dobre relacje.wybaczono mu wszystkoi poczuł ulgę.To jedyny grób - a chorągwie czarnez wiatrem żyją w zgodzie.TWOJA MUZYKA PŁACZE3.07.2009 - Ustka(Mojemu Królowi Michaelowi Jacksonowi)List do Nieba piszę.Jesteś tam zapewne szczęśliwy pieśniarzu,trochę odpocznij - długa to była droga.Twoja muzyka płacze.Ta sztuka nutami na wiecznośćpłynie jak potok w górach. -Jestem Ci wdzięczny Królu...Zerwałeś granicę na Ziemi;tysiące fanów wyśpiewują Twoje Snyw pacierzach skalnych.28.06.2009 - UstkaGŁASZCZĘ TWOJE WIERSZEJAK WŁOSY(Erotyk duchowy pod koniec czerwcadla Moniki Wisłockiej)Wyzbyj się umiłowania.Odleć Pacierzem jak dobry ptakktóry nowiny przeniesie.Jesteśmy wystruganymi podmiotamiw świecie pełnym szaleństw,8 wieś tworząca dodatek literacki


wystarczy złotówkę wziąć ze sobąz domu.Szukamy złotej sosny na brzegu marzeń,nurt odpowiada cichym skomleniemjak pisklę porzucone na wietrze.Ubieramy się w znaną polską nadzieję,a czyny są zamazane na papierze.Moniko, rozbierz się i idź tamgdzie Złocista Polana w nocy świeci,przetańcz tę noc jak tańczą ogniki -ujrzysz mnie, jestem tak blisko,szelestem wiersza czerwcowego.Emilia Zimnicka, IzbicaMOJA JEZIORNA ZIEMIA29.06.2009 - UstkaZiemią ojczystą jesteś wciążDla mnie na wiekiKraju jeziornyLesistą ciszęSnom moim zsyłaszMrokiem wieczornymDębowym szumemSosnową woniąZłocisz południeKwiatem rumiankuDzwonkiem konwaliiŚwiat stroisz cudnieRankiem majowymNa twoje łonoBzy kiście kładąRóż sypią szczodrzeKwiaty jabłoniPrzed świtem bladymTy moja ziemio, nadmorski krajuLądem nadzieiŚwiadkiem mych smutkówDobrej radościW losu kolejachWSPINACZKAWspinam się po wątłej drabinieDo nieba miłościCzas upływa, wartką rzeką płynieRadość wyjątkowym jest gościemTy zawsze tak ukochanyZbliżasz się i oddalaszCzas znów morzem odpływaPowraca smutku falaTwoje oczy które w cieniu rzęsSpojrzenie ku mnie śląSzarzeją, powszedniejąZwykłej powszedniości mgłąPrzecież tylko krótka droga przez wieśPotem las i dom TwójTo tylko kilka krokówDlaczego ta przestrzeń jest tak wielkaJak z ziemi do obłokówHenryka Jurałowicz-Kurzydło, Słupsk.CO PO NASŻycie każdego człowiekaNa początku wędrówki po świecieJest jak biała czysta kartaJak zeszyt nie zapisany jeszczeTrwa to życie nieraz chwilkęA czasem trochę więcejZapisujemy te karty po swojemuDo końca wszystkie...Zostawimy po sobie genyKtoś majątek rzadziej nazwiskoCzas przybliża do chwiliGdy zostanie tylko pamięćI dźwięk co zagrałOstatnim akordem sercaJuż anioł skrzydłami otoczyŚmierć zamknie na zawsze oczyNiepewni czy otworzą nam bramy RajuZostawimy serce przywalone kamieniemKtóremu tylko ptaki koncerty śpiewająGenowefa Gańska, BytówSEN O PIĘKNYMDZIECIŃSTWIEKiedy zmęczona zasnęłam snem głębokimŚniło mi się, że jestem nad morzem szerokimI że w oddali jest mój mały dom rodzinnyW nim ojciec i matka jak w czasie dziennymTelefon obudził mnie ze snu tegoMusiałam powrócić do dnia dzisiejszegoLecz ciągle w oczach mam jak na jawieDom kryty strzechą drewniany przy stawieDziś gdzie był wczoraj dom stary drewnianyStoi wieki z cegły piękny murowanyW nim kilka pięter kuchnia i pokojeOgromny salon a w nim okien dwojeLecz nie ma w tym domu już was kochaniBo wyście odeszli w kraj dla nas nieznanyMy dalej musimy po tej ziemi chodzićI ze swym losem pokornie się zgodzić.Teresa Nowak, ŁupawaMOJE ŁZYJak łzy w deszczuW strugach deszczuSąI ich nie ma.JestemCzłowiek w tłumieLudzkiej rzeceLudzkim strumieniu doczesnymI mnie nie ma.Ślad na plażyChoćby najgłębszyNiepowtarzalnie wyrazistyJestI go nie ma.***Wśród stada krukówChciałam orłem byćWyżej i dalejSięgaćSzlachetniej żyćPospolitości nie dać sięI zmieniać świat na lepszyPo latach zmagań i wyrzeczeńSzeregu próbachBłędach wieluJestem krukiemW stadzie kruków.Jan Wanago, WrześnicaGDYBYM BYŁA GOŁĄBKIEMKwiatki moje kwiatkiBiałe i czerwonePójdę ja se pójdęNie wiem w którą stronę.Ptaki moje ptaszkiCo w górze latacieCzyli mi skrzydełekSwoich nie oddacieAch ja bym fruwałaNad ziemią po morzachJak biały gołąbekCo lata w przestworzachMoże bym znalazłaPośród świata tegoGdzieś w jakimś więzieniuTatusia mojegoMateusz Marek Wolff, Gardna WielkaW KOŃCU JAK PRAWDZIWYStraciło życie barwę, wyraz,Pewno błądzę, lecz o drogę nie spytam,Może to moja pokuta,By poskromić mego ducha.Gdybym upadłBy nikt nie podniósł!Bo to moja własna skucha,Chcę bym sam wszystko zniósł.Toteż: jak skonałem,Tak odżyłem,wieś tworząca dodatek literacki9


wiersze najnowszeJak krzywdziłem,Tak pokochałem.Może własną Matkę,Która tak czy inaczej,Zostawiła wszystkich...A może świat ten...Tak bardzo głupi byłem,Tyle błędów...Chociaż patrzę w lustroNi radości, ni dumy nie widzę,To będąc tkliwym,Chyba jestem już prawdziwy...Anna Karwowska, DobieszewkoHISTORIAMasz nabrzmiały głos - więcNie zgiń pod górą życiaW tym bezlitosnym wieku.Znasz każde miasto, wieśkażdy dom, zagrodęi sięgasz tam gdzie wzrok nie może.Historio - uwiecznij ludzi którympot spływał po twarzy na ziemiękwiatka co usechł - za wcześnie zerwanysłońce, burze, psa wiernego co wył.Gwar pijanych chłopówte ptaki oskubane z piórpuste miejsca co zostały na ziemitego kto na emigracji, płaczące matkii to co było godne. Co pogardą.Historio - zamocz pióro w atramencieoświeć kamienie które nadgryzła gwiazdazatarte ślady i wspomnienia.Oby jakaś czarna magianie zatopiła Twegoniewidzialnego pomnika.Historio - Ty znaszprawdę żywych i umarłych.Irena Peszkin, MielnoWYSZŁA ZA NIEGOGdyby ją wtedyw te dorodne rumiankina wzgórzu przewróciłradość niosłaby się ponad polamizapachem koniczyny i macierzankiGdyby na dywanniewinną ułożyłGdyby całusaodważył się skraśćlistki drżałyby na drzewieDlaczego wyszła za innego- do tej pory nie wie10 wieś tworząca dodatek literackiAnna Gruchała, SłupskBĄDŹ ZAWSZELubię chodzić w deszczu przez duże przestrzenie,żółte kwiaty - barwę słońca mają,szmer potoku, Bałtyku mruczenie.Jesień! Choć inni wiosnę kochają.Lubię pracę w polu, słońce plecy grzeje,gorzkie jaskry nad brzegiem ruczaju,ciepły wietrzyk w sercach spokój siejeśpiew żniwiarzy gdy z pola wracają.Miękkość źdźbła trawy, wiatr nim kołyszena lepsze jutro lubię mieć nadziejępo wspólnej pracy wieczorną ciszęciebie człowieku gdy się do mnie śmiejesz.Eugenia Ananiewicz, SłupskPOŚPIECHCzas naglipłynie zbyt szybkojak myszpożera wszystkoczy wyrwę sięz klatki niemocyczy potrafię nauczyć siężyć inaczejpłynąć wolniejnie utracić myśleniazagubić pamięcizagłuszyć sumieniażółte światłozbyt szybkozamienia się w czerwoneKatarzyna Skwierz, BudowoUJRZAŁAM BOGARozkrzyczała się ziemiazielenią,więcej w nas sił witalnych,wszystko budzi się do życia.Pracowite mrówkiznów budująmrowiska w lesie;Smukle, wysokie bukiszumią leśne melodiena nutę znanej piosenki;Dzięcioł stuka w drzewo,trele nucą inne ptaki.Spotkałam jaskółkę,leciała wysokow lazurze nieba.Ujrzałam Bogawśród drzew zieleni,w tej małej jaskółce,mej przyjaciółce,w świerku zielonymi w mokrym, leśnym runie.Ujrzałam Boga,Wiosną,w lesie...Danuta Kmiecik, ZeleskieMOJE RYMYSkąd brać rymy, gdzie ich szukać?Rymów szukam co dzień.W drzew konarach, w ptasichśpiewach,w szuwarach na wodzie.Sprawdzam czy w jałowcach nie śpiąotulone w ciszę.Dzisiaj parę nowych rymówdał mi tamaryszek.Przy pergoli z wiciokrzewemrym wije się sam.Z berberysem i kalinąw słówka sobie gram.Świat układa mi się wierszem,rymy słyszę wszędzie:przy sadzawce, za parkanem,w koperku na grzędzie.Szukam rymów pod jabłonią,w dzikiej róży pąkach.Podczas burzy rym nieduży,zaplątał się w strąkach.Nieraz narcyz bladolicyrymem się odwdzięcza,Stefan Morawski, linoryt z cyklu „Notatki z podróży”


na balkonie - pelargoniei na niebie - tęcza.A gdy jeszcze rymów mało,idę do stokrotek...ale o tym nie chcę mówić, bo się bojęplotek.Wanda Majewicz-Kulon, BytówNA PLAŻYMorze spowite blaskiemZachodzącego słońcaKrzyk mew zamilkłSkrzydłami wbity w falochronPrześwietla dno morskieJakby chciał wypatrzyćBursztynowy piasekZielone fale przepływają obokMarszczą się i cichoSzemrzą na brzeguNa opustoszałej plażySzukam wczorajszychŚladów stópPróżno -PrzedwczorajszeFale je rozmyłySzarym zmrokiem zawisłyNa siwych rzęsach.POECIWiejscy poeciMotyle i aniołyBujają w obłokachJak chabry w pszenicznym łanieWiatrem kołysaneMoże otulą jasieńDźwiękiem struny rymówW alei tęsknotWrośnięci korzeniamiPod parasolem zieleniOsnową sennych marzeńTkają wersyTam gdzie kwitną snyPłodzą lirykiWierzą że poprzez poezjęZmienią świat.Czerwiec 2009 r.Aldona M. Peplińska, Motarzyno***Już chwytam pocałunek niebaSkrywam go w głębi westchnieniaDotykam krawędzi skrzydełAnioła przebaczeniaJeszcze pod powiekami kryształW korali sznur wplątanyPodaruję w podzięceObaw jutra zawiązanyA kiedy przyjdzie po mnieMuśniecie MorfeuszaOddam się jak kochankaZatańczy cudnie duszaTylko nie krzyczcie na mnieZ rozpaczą cienie mojeGdy się zatracę w czasieJuż się nie boję!***Pod powiekami lipy zasnęłamPrzykryta marzeń kocemTańcują myśli mojeKtoś zerwał je do koszaUważa za swojeJak ci to powiedziećZielarko pani lasuPrzyszłam tu na chwilęPotrzebuję czasuNiech mnie nie kąsająOwady tak zajadleDadzą życiem nacieszyćWeź z drogi mojej konarSznur pajęczynyBym nie szukała w bólu upadkuPrzyczynyNie proszę o dywany salonyNiech mnie otuli choćbyDąb stary pochylonyNiech opowie z doświadczeniaJak przejść ścieżynę życiaBy twarzy nie zmieniaćChoć czas goni z podmuchemSił mocy niezliczonejPozwól się zmęczyćTej jeszcze nie strudzonejAndrzej Szczepanik, BytówKRZYŻ Z KARABINOWEJ ŁUSKI(W 65. rocznicę Powstania Warszawskiego)Przekazywałaś mi powstańcze wspomnieniaw swoim pokoju w Warszawie na Stołecznejna ścianie powiesiłaś swój Krzyż Walecznychuratowany po powstańczej Golgocieobok zdjęcia wujka Piotrawieś tworząca dodatek literacki11


jeszcze wesołego radością młodości -zginął przecięty serią w ataku na Mokotowiew szufladzie biurka ukryłaś drewniane pudełkoz wyrzeźbioną szarotką -pamiątka z Zakopanego z 1938 roku -w pudełku różaniec powstańczyz krzyżem wyciętym z karabinowej łuskii orzeł z koroną z napisem sierpień 44rysowałaś mi swoją drogę łączniczkiw kanałach z rzeką ściekówrozkazy owinięte w celofan ukryłaśpod wojskową bluzą żeby nie zamokłyPamiętam twoje opowieści Jankugdy budując barykady na KrakowskimPrzedmieściudodawałeś innym odwagi śpiewając:- do tańca grają nam, armaty stenów szczęk...potem maszerowałeś w niewolniczejkolumniepozostała gdzieś twoja furażerka z białoczerwonąwstążką i opaska z wyblakłym napisem AKJadwiga Michalak, NaćmierzMIŁOŚĆ I POLITYKAPolak ze Lwowa i Ukrainka.Stalowe ramki rozjechały wszechświatoczy młodości wpatrzone w siebieusta dotknęły czerwieni różypokłute kolcami sercazaczęły krwawić.Rumaki odjechałyparagrafy i stempleokreśliły graniceAnastazji i MikołajaSokół w Polsce uwił swe gniazdona Ukrainę wróciła jaskółkaSerca krwawiły w rytmie wzajemnościgołąb pocztowy roznosił wieścilecz chwytał je lis - chytry cenzorPięćdziesiąt lat - to trwało wciążpan cenzor ich losem się bawiłgołąb pocztowy nie dotarł z wieściąwciąż skrzydła podcięte miał.Lecz wiatr historii tejprzyjazne ma zakończeniebo stary sokół wciąż żyjei swą jaskółkę zobaczył.Choć mają swe gniazda - wróciły wspomnieniai obraz młodzieńczej miłościpokłutej kolcami cenzurylecz obraz jeszcze ładniejszy...Anna Boguszewska, SłupskROWIAŃSCY RYBACYBałtyk zaczyna szalećWiatr wzmaga sięFale przybierają na sileNa kutrachzmierzających do porturybacyw pośpiechu kończą pracęPoprzezunoszące się nad wodąwiatrem targanechmury i opary mgłyz niecierpliwością wypatrująpulsującego światła latarni morskiejLudzie twardego charakteruRowiańscy rybacyod pokoleńzwiązani z morzemprzyzwyczajenido surowego klimatu wybrzeżaz pokorą pamiętająże morze żywi i bogaciSzczęść BożeIlona Lipska, BelfastLATO PUKA W OKNOMoje koleżanki piszą smutne wiersze.Ja przeglądam pamiętniki.Zaglądam w głąb siebie,By ciebie zrozumiećZa oknami lato na paluszkach chodzi.Czeka na mnie życie, a ja wciąż niepewnaCzy to już... Pytam czarodzieja o srebrzystejgłowieCzy przypadkiem nocą ktoś tędy przechodził...I próbuję wierzyć, że wszystko coś znaczy.Wracam do przeszłości.Podnoszę maleńkie, ukruszone chwile,By raz jeszcze przeżyć to, co mogło znaczyć...jakąś po drodze zagubioną prawdę.Szukam, a lato już za oknem.Czasu mało. Wracam więc.Muszę zadać pewnej zapłakanej dziewczynceKilka ważnych pytańpoezja jest dla wybranychMam przed sobą antologiępoezji pt. „Gdzie kwitną sny”(2009) wydaną przez StarostwoPowiatowe w Słupsku.Jest to siódmy tom, dar dlaGrupy Wtorkowe SpotkaniaLiterackie - którą utworzyłemwraz z Janem Wanagoz Wrześnicy koło SławnaOsiem lat temu, w roku 2001 wziął się początek życialiteratów na Pomorzu Środkowym, wziąłem ten ster poetyckii tak powstała nieformalna grupa pod nazwą „WtorkoweSpotkania Literackie”. Pamiętam moje wystąpienia na pierwszychwarsztatach, iż nie będzie u nas żadnych stanowisk,jak: przewodniczący, wiceprzewodniczący, sekretarz, członek,skarbnik. Po prostu, wszyscy jesteśmy żeglarzami pod wiatr iz wiatrem, rodziną poetycką. Dziś jest to prężne środowiskoliterackich ludzi, zajmujących się przepiękną kulturą. Więc takjak w tytule - poezja jest dla wybranych.Wczoraj, w czasie pracy zajrzałem do środka antologiii trafiłem na wiersz bez tytułu (str. 150) Marii Krupy. Nieźlesobie dziewczyna poczyna:„Dwa pocałunki z papieruZ czułej bibuły wycięte”.Od razu można stwierdzić, że autorka wie o co chodziw krainie pod nazwą „Poezja”. Dam drugi przykład,12 wieś tworząca dodatek literacki


na str. 149 poetka pisze w wierszu „Hymn ku bezdomnejmiłości”:„Byłam tam,gdzie kwitną snyi rosną marzenia”.Teraz wiem, skąd tytuł tej antologii. Maria Krupa powinnabyć usatysfakcjonowana.Inna poetka Teresa A. Ławecka ładnie obrazuje liryką itrafnym kolorem. Mowa o wierszu „Latawiec” i „Wyszeptaj tajemnicę”.Lecz prawdziwie jestem dotknięty wierszami AnnyBożeny Bielińskiej. Może dlatego że splotła w swych utworachdramat. W wierszu bez tytułu (str. 142) powtarza akapit,„Gdybym była”, i tylko to podam:„gdybym była czasemto przestałabym płynąćznieruchomiała w jednej tamtej chwilijeśli snem to powracającymjeśli jawą to jak sen z montażowni wybornych ujęćjeśli drogą to do mniejeśli schronieniem to we mnie”.Autorka nie rozpieszcza nas. Jej cztery utwory są beztytułu. Często mnie ta pustka drażni, bo tytuł wskazuje zawszedrogę... W wierszu na str. 141 jest taki ciekawy melanż.Bohaterką jest Dulcynea (Aldonza Lorenzo). Epizod z życiaMiguela de Cervantesa Don Kichota:„Przegniłe skrzydła utrąciłyby nawet kij pasterza,który teraz pozuje do turystycznych folderów”.Na str. 140 w wierszu bez tytułu, ładnie poetka zaczyna:„Nie schodź po mnie do piekłabo będzie jak byłojuż widziałam światło”.Kierując swe uczucia do Orfeusza, nie zaprasza go byten dostąpił z nią piekła, lepiej niech gra, zresztą wyznaje:„pięknie grasz”. Zakończenie głębokie:„moja tęsknota za zielonym liściemi twoja muzyka może przekona bogówuwolnią mnie”.Niestety, Anna Bożenia Bielińska nie doczekała się osobistegoodbioru książki, zmarła przed 16 czerwca 2009 roku.Byłaby to najpoważniejsza publikacja w jej życiu. Szkoda,bo z jej wierszy wynika ogromna wrażliwość i umiejętnośćoperowania słowem. Umiała nim zawładnąć; nie rozpędzałasię. A co napisała o sobie?„Słowo to materia, z której tworzyłam i tworzę swój wizerunek.Poezja oddycha, żyje, wypełnia codzienność. Mojewiersze zadziwiają szczerością, poszukiwaniem sensów iodcieni języka. Często sięgam do motywów utrwalonych wkulturze, by na nowo odkryć ich znaczenie”.Antologia jest gruba, ma 374 strony, jest w czym wybierać.Poezja w niej jest różna, przeróżna, więc idę tam „Gdziekwitną sny”. Trafiam na osobisty rozdział „Krzyk umiera”, achodzi o autorkę Annę Marię Różańską z Gałęźni Wielkiej. Ico w tej książce proponuje poetka? W wierszu „Ułamki czasu”(str. 276) chciałaby:„zamieszkać w klatce ze szkłagdzie nie dociera ludzkie odczucie”.Synteza ucieczki. To dzisiaj takie modne. Ludzie nie garnąsię ku sobie a wręcz zamykają się sparaliżowani biernością.To jest choroba w nowej epoce, lęk i milczenie, choćciało ludzkie wciąż woła z pragnienia, ale dokąd iść, czym sięczęstować, co dać z siebie. Zawsze winę widzimy u drugich,oszczędzając swoje ego w pajęczynie zakratowanej prywatności.W wierszu „Nieosiągalny” (str. 275) Anna Różańska- jako dojrzała kobieta pisze erotyczną barwą do mężczyzny:„Nazbyt długo cię tu pieszczęW moich ranachBy odrzucić beznamiętnieJak nieżywe pisklę z gniazda”.Typowy sarkazm kobiety do osiągnięcia celu. Wystarczyspróbować i odrzucić. Tyle jeszcze przede mną... zdobyczy.W wierszu „Rozdwojenie” (str. 273) jest ważny fragment:„Patrząc na staruszków na elektrycznych wózkachPrzestaję martwić się jutrem”.Ogólnie, to brak jest Annie Różańskiej poetyckiego ciepła.Patrzy na życie obok ją otaczające, jakby wkoło kamieniemówiły do głuchych. Brakuje powagi, w tym co robi. Chcenapisać wiersz, polać go miodem, ale to tak wygląda jakbycebulę zmieszać z marmoladą. Czegoś mi brakuje. Tej jednejkropli deszczu by zwilżyć słowa... Bo soczystość musi być wnich, nie tylko sam zapis o różnościach przez poetkę uchwyconych,ale i po dziesięciu latach wiersz ten musi kwitnąć,wciąż być wilgotny.Odchodzę od kobiecej poezji i wkraczam do tej odważniejszej,pisanej ręką mężczyzny. Zacznę od Mirosława Kościeńskiegoze Słupska.To stary wyga. Onegdaj nazwałem gokrólem erotyków na Pomorzu. Poeta naturalny, bez żadnychsztuczek rozgłasza i ogłasza męski stan do kobiety w wierszu.Oto jego rozdział pt. „Lękliwy odlot”. Zaczynam od wiersza„Dziesiątka kier” (str. 64), a tam moce pożądania i wciążniespełnienia:„noc rozbłyskuje granatami pożądania (...)...rozpiąć bastion cnotliwego słowa (...)wieś tworząca dodatek literacki13


wyciągam zawleczkę języka i ponowniegranat żądzy wybucha”.Spodziewałem się takich zaklęć ciała o rozbieżność interpretacji.Przecież poeta pisze do swojej żony, zna ją tyle lat wpożyciu nie tylko pod kołdrą, ale i jemu jakoś nie wychodzi tospełnienie, bo nie potrzebne są w miłości monologi. Po co pytać:„Dasz”? W małżeństwie nie można tasować kart zbyt długo.W wierszu „Czuwanie przed rejsem” (str. 63) jest imponującyopis:„zasmarkał się nam erotyk i próbujewycierać namiętność w chustkęprześcieradła na którym pozostałczerwony płatek różyjak pierwsza krew naszej przelotnejznajomościco w długim rejsie zwiędniei zakrzepnie”.Dlaczego poezja erotyczna Mirosława Kościeńskiego domnie przemawia? Bo on nie spłaszcza, ale i nie wulgaryzuje.Dopełnia i szuka teorii innej, nowej, wciąż ustawia zegar tylkopo to, by nie przedłużać seansu w wierszu.W wierszu „Smutny erotyk” (str. 62) poeta delikatniewprowadza nastrój:„dyskretne wejrzenie ulicznej lampyw okno taniego hotelu jesienną porą”.A dalej zmienia się ta spokojna definicja i brzmieć zaczynaforte:„żeglujemy w usta zagryzione do krwibo młodość jest jak dwuzłotówka którąwrzucam do grającej szafy namiętnościby powtórzyć ten długi spokojnynumer carlosa santany”.Tak, na obrzeżach świata zewnętrznego można się ułożyći zdobyć minimalną odkrywczą posługę słowa w poezji.Wiersz nie jest przymusem do życia. Czynią to w większościszaleńcy - sami wygnani przez siebie; nikt ich przecież nienamawiał do twardej samotności. Bo nie wierzę by powstawałydobre wiersze w tłumie.Zygmunt Jan Prusiński, Ustka„Gdzie kwitną sny. Antologia poezji”,Starostwo Powiatowe, Słupsk 2009.dławiąca tęsknota„Śmierci mi bliskie” B. ŻongołłowiczNieżyjący już poeta z emigracyjnegoLondynu, MieczysławPaszkiewicz, porównałutwory B. Żongołłowicz doutworów księdza Twardowskiego.Uznał, iż dostarczająpodobnego wzruszeniaW sierpniu w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Słupskuodbyło się spotkanie autorskie z dr Bogumiłą Żongołłowicz- dziennikarką, poetka, pisarką, a przede wszystkim słupszczanką.Miłka (tak mówią do niej przyjaciele) jest absolwentkąWyższej Szkoły Pedagogicznej (dzisiejszej Akademii Pomorskiej).W 2003 roku doktoryzowała się z zakresu slawistykina Macquarie University w Sydney. Pracowała w szkolnictwiei prasie regionalnej na Pomorzu, m.in. w tygodniku Konfrontacje,Gońcu Pomorskim, współpracowała z Radiem Koszalin.Od 1991 roku mieszka i tworzy w Australii.- W moim domu w Melbourne po cytrynę sięgam z werandy- mówi z uśmiechem na ustach. Dlaczego wybrała właśnieMelbourne? - Miłość pod żadną szerokością geograficznąnie zważa na zawirowania dziejowe. Ja po prostu byłam zakochana.I chciałam „wykrzyczeć” swoje uczucie, zwłaszcza,gdy zostałam z nim sama - bez zastanowienia odpowiadaautorka.Już w Polsce Bogumiła Żongołłowicz zaczęła tworzyć poezję.- Moje pierwsze wiersze ukazały się w Konturach - tygodniowymdodatku Głosu Pomorza - 28 maja 1983 roku. Wrok później Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne „Pobrzeże” wSłupsku wydało tomik „Lato w Surrey”. B. Żongołłowicz jestautorką wielu książek m.in.: „Andrzej Chciuk. Pisarz z antypodów”(1999), „Kabaret Wesoła Kookaburra” (2004), „O półglobu od domu.” „Obraz Polonii australijskiej w twórczości AndrzejaChciuka” (2007). Jej liczne artykuły prasowe ukazały sięw dziennikach i czasopismach krajowych i polonijnych, m.in.:w Kulturze (Paryż), Nowym Dzienniku (Nowy Jork), DziennikuPolskim i Dzienniku Żołnierza (Londyn), Polityce (Warszawa),Głosie Pomorza (Koszalin-Słupsk), Konfrontacjach (Słupsk),Gryfie (Słupsk), Zbliżeniach (Słupsk). Gońcu Pomorskim (Koszalin),Kurierze Zachodnim (Perth), Tygodniku Polskim (Melbourne),Wiadomościach Polskich (Sydney), Ekspresie Wieczornym(Sydney). Współpracuje z redakcją Australian Dictionaryof Biography w Canberze i Radiem 3EA-SBS w Melbourne. Jestczłonkinią Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie.Zainteresowania teoretyczne B. Żongołłowicz koncentrująsię wokół losów Polaków w Australii po II wojnie światowej.Poezja zaś, jak sama twierdzi, nie wymaga badań, aprzynosi ukojenie duszy. Pisze więc wiersze, aby pokonać dławiącątęsknotę za jarzębiną, poczuć w rodzącym się słowiezapach polskich jabłoni, bezbłędnie odnajdując ścieżki młodości.Słupska biblioteka była dla niej azylem, wytchnieniem,pokojem pracy twórczej, w którym izolowała się od światazewnętrznego.Zachęcamy naszych Czytelników na chwilę wytchnieniaz poezją Bogumiły Żongołłowicz. Na rynku wydawniczym pojawiłsię nowy tomik wierszy autorki - zatytułowany „Śmiercimi bliskie”. Tematycznie stanowi on kontynuację „Śmierci niemoich” wydanych w 2002 roku nakładem Wydawnictwa AdamMarszałek w Toruniu. Obecny tom wydało Polsko-AustralijskieTowarzystwo Kulturalne w Australii Zachodniej. Książka liczy67 stron i została graficznie opracowana przez samą autorkę.Na okładce znajduje się grafika Andrzeja Szulca. Nieżyjącyjuż poeta z emigracyjnego Londynu, Mieczysław Paszkiewicz,porównał utwory B. Żongołłowicz do utworów księdza Twardowskiego.Uznał, iż dostarczają podobnego wzruszenia. Polekturze wierszy autorki, z ogromną dozą skromności, podpisujęsię pod stwierdzeniem mistrza.14 wieś tworząca dodatek literacki


wszelkich stanów zachwytu nad radościami każdego dnia.[...] Jestem zafascynowany zarówno oszczędnością poetyckiegoprzekazu, jak również głębią przekazu traktującego oproblemie śmierci”.Głos Wiesława Zielińskiego nie jest odosobniony. Wszyscysię zgodzimy, że poezja Bogumiły Żongołłowicz dostarczawielu emocji również zwykłemu odbiorcy, nie obcującemu znią na co dzień. Wiersze Miłki, są swoistą biobibliografią „bliskich”autorce osób, którzy odeszli do wieczności. Każda strofanasycona tęsknotą, przypomina o przemijaniu, obłaskawiającjednocześnie czytelnika ze śmiercią. Poetka wyraźnie umiejscawiatych, którzy odeszli, w ramach własnych niepowtarzalnychwspomnień; te zaś ugruntowują w przekonaniu, że warto przechowywaćczas w poezji. Ważnym akcentem są pojawiającesię w tomiku okruchy muzyki. I to jest niezwykłe:jak śpiewał Niemendo dni dzieciństwawraca moja myślwidzę ogień w łaziencepod kotłem z wodąna sobotnią kąpieljest cieplusieńkowidzęchoinkę pod sam sufitniepowtarzalną bo nasząpod nią serce matkiwidzęojca przy stolekażdego dniatą samą łyżkąz tego samego talerzaO pierwszym zbiorze poetki poświęconym tematyceśmierci, Wiesław Zieliński napisał w książce pt. „W literackiejkrainie polskich kangurów”: „Dla mnie Bogumiła Żongołłowiczjest poetką czerpiącą natchnienie zarówno z wymiaruwyobraźni, jak i doświadczeń. Ona doskonale wie, że [...]życie osoby piszącej i poważnie traktującej swoje powołanie,to stałe obnażanie własnego wnętrza. To czynienie osobistejintymności obrazem przekazywanym czytelnikom. Oswajanieśmierci jest taką samą powinnością artysty, jak ukazywanieczas uniósł w przyszłość tamtoNie jestem interpretatorem poezji, niemniej jednak, kochamniewyrazistość myśli, nigdy bowiem w głąb ich nie sięgnę.I dobrze.Danuta Sroka, Słupsk(Informacje biograficzne zaczerpniętom.in. ze stron www:; http://www.melbourne.pl;B. Żongołłowicz: Śmierci mi bliskie, Perth 2008.)biały, dobry anioł poezjiW poezji Eleonory Kroczyńskiej - słupskiej poetki i pieśniarki - dopatruję się tego lepszegoanioła, w białej delikatnej szacie. Jej poezja, niezwykle wyrazista na powierzchni, wewnątrzskrywa metafizyczną siłą, wyzwala w odbiorcy poczucie równowagi, łagodności, mocy...W lipcowy wieczór w Miejskiej Bibliotece Publicznej wSłupsku odbył się recital Eleonory Kroczyńskiej, na którym artystkazaprezentowała nagrania z jej pierwszej płyty, o sugestywnymtytule „Moja historia”. Niewątpliwie impreza była zwieńczeniemsukcesu pieśniarki, a może początkiem jej wielkiej kariery?Poeci poszukują metafizycznych przeżyć, szperają wewłasnym intelekcie, zastygając w momencie, gdy przychodzita niezwykła chwila, która „zmusza” do podzielenia się wewnętrznym„ja”. Czytelnik w cudzych strofach doszukuje sięodrobiny siebie: własnych ran, uniesień, wspomnień z dzieciństwa,niespełnionych nadziei. Czymże jest zatem poezjadla nas, zwykłych śmiertelników? Niewątpliwie odpowiedzinasuwa się tysiące. W poezji Eleonory Kroczyńskiej - słupskiejpoetki i pieśniarki - dopatruję się tego lepszego anioła,wieś tworząca dodatek literacki15


w białej delikatnej szacie. Jej poezja, niezwykle wyrazista napowierzchni, wewnątrz skrywa metafizyczną siłą, wyzwala wodbiorcy poczucie równowagi, łagodności, mocy... W każdejstrofie słychać ukłon w stronę tego lepszego świata, trochęjakby grę, łamigłówkę słów powiązanych z losem. Jak dobrze,że istnieją białe anioły poezji.Łagodny tembr głosu pieśniarki oraz gra młodych instrumentalistów,wprowadziły w zachwyt licznie przybyłąpubliczność. Podczas recitalu Eleonora wielokroć dziękowałaswojemu mentorowi - który prowadził ją w stronę poezji- Wiesławowi Stanisławowi Ciesielskiemu. Mistrz z uśmiechemi wyraźnym zawstydzeniem, przyjmował słowa pełnewdzięczności. Z pewnością, największą radością dla każdegopisarza czy artysty, jest odkrycie i wykreowanie kolejnego pokoleniatwórców. Z Eleonory mistrz może być dumny.Obecnie E. Kroczyńska pracuje jako bibliotekarka w SzkolePodstawowej nr 2 w Słupsku, w której uczy także językaangielskiego. Jest absolwentką Akademii Pomorskiej w Słupsku.Pisze teksty poetyckie, gra na gitarze, komponuje. Dociekliwabibliotekarka, Magda Kosatko dokonała odkrycia talentuplastycznego Eleonory, prezentując jeden z jej obrazów. Należyrównież zaznaczyć, że artystka jest laureatką konkursu„Interpretacje. Cyprian Kamil Norwid” w kategorii poezjiśpiewanej, który odbył się w 2000 roku. Pierwsze publikacjewierszy ukazały się w Brulionie Literackim „Ślad”, „Poezji Dzisiaj”,„Autografie” oraz w „Akancie”. W roku 2005 debiutowałatomikiem wierszy „Gdy nie ma dowodów na cud”, zaśw roku 2007 ukazał się tomik pt. „Między niebem a studnią”.Ponadto Eleonora Kroczyńska występowała na deskach wieluinstytucji. Wartym podkreślenia był występ polsko-angielskipodczas Światowych Dni Poezji w 2005 roku w MazowieckimCentrum Kultury i Sztuki w Warszawie.Jak sama podkreśla - jest namacalnym dowodem na to,że marzenia się spełniają. Fenomenalnie określił to w „Alchemiku”mistrzowski Coelho: „Jeżeli człowiek bardzo gorącoczegoś pragnie, cały wszechświat sprzyja, aby jego marzeniesię spełniło”. I Coelho, i Kroczyńska idą w tym samymkierunku. Nad Eleonorą czuwa ten biały dobry anioł poezji,Coelho wędrując wraz ze swym bohaterem w stronę marzeń,wprowadza czytelnika w tajemnicę ich spełnienia.Danuta SrokaMiejska Biblioteka Publiczna w SłupskuSATYRA NA CZASIEJan Dylewski, DrzeżewoSURMY HISTORIINa Westerplattegdzie padły pierwsze strzałyprzed siedemdziesięciu latydziś czwarte pokoleniekłóci się i boi wyznaćże wolna Ojczyznaojców i dziadkówco od śniegów Syberii i piaskówSaharyszli gasić pożogi pożarypalonych miastmaszerowali przez cały świat.Jeszcze powieki nie obeschłyod łezi czas nie zasklepił rana już wrzawa, wrzasko rządowe koryto.Na apel poległychnie wywołują wraztych ze spalonych wioseki głodujących miast.Dziś list ślepego partyzantatrudno odczytaćale gdzie króluje obłudacapstrzyk pokoju powitań!16 wieś tworząca dodatek literacki


Z inicjatywy kierownictwa redakcji „Powiatu Słupskiego” podjąłem się przywołaniana jego łamach sylwetek i schedy twórczej tych wybitnych ludzi pióra znad Słupi, którzyzmarli przed laty i częstokroć znani są dzisiaj mieszkańcom regionu tylko z nazwiska.Poza gronem dużej klasy adeptów sztuki pisarskiej z pierwszymi próbami literackimiw Korespondencyjnym Klubie Młodych Pisarzy (Zbigniew Krupowies, Stefan Miler,Aldona Żak i in.), idzie mi o takie znakomitości warsztatowe jak - w porządku alfabetycznym- Marta Aluchna-Emalianow, Leszek Bakuła, Zbigniew Bieńkowski (tak, tak),Anatoliusz Jureń, Stanisław Misakowski i prezentowana przed rokiem w Biuletynie,w oparciu o zapiski w mojej książce pt. „Żywa legenda”, Anna Łajming. Posłużę się w tymcelu przedrukami dziennikarskich szkiców (miniesejów?) zamieszczonych w roku 1977w magazynowych wydaniach „Głosu Pomorza” w serii publikacji pn. „Profile”. Z uzupełniającymioraz aktualizującymi dawne zapisy notkami biograficznymi - post scriptum,no i z wyborem najciekawszych, według mnie oczywista, fragmentów poetyckich w głównejmierze przesłań wspomnianej szóstki mistrzów drukowanego słowa. (J.R. Lissowski)sztuka myślenia poetyckim obrazem:marta aluchna-emalianow (1906-1991)Interesowała ją poezjaod najwcześniejszychlat. Autorką pierwszych,młodzieńczych lirykówzostaje już jako uczennicapułtuskiego gimnazjumim. Klaudyny PotockiejTuż po maturze, w 1924 roku, składa uproszczony egzaminkwalifikacyjny i rozpoczyna pracę w charakterze nauczycielkiw jednej z wileńskich szkół podstawowych, uczęszczająctakże na zajęcia na wydziale humanistycznym (kierunekfilologia polska; wespół z Czesławem Miłoszem) UniwersytetuStefana Batorego w Wilnie. Uniwersytet ten był wtedyośrodkiem gorących dyskusji i buntów młodzieży literackiejpod auspicjami grupy STO (czyli tzw. Sekcji Twórczości Oryginalnej),z której - pod wpływem Henryka Dembińskiego,Stefana Jędrychowskiego i Jerzego Putramenta - wyłaniają siępo pewnym czasie „Żagary”. Marta Aluchna z miejsca zgłaszaakces do buntowniczej grupy poetyckiej. Afirmuje w pełniprogram ideowy „II Awangardy”. Publikuje w jej duchu w almanachuKoła Polonistów, w piśmie akademickim „Alma Mater”,w poznańskiej „Tęczy”.Życie Marty Aluchny zmienia gwałtownie swój biegpod wpływem wojny. Przeżywa Powstanie Warszawskie iza „konspirę” wywieziona zostaje przez Gestapo na robotyprzymusowe do Niemiec. Później - powrót do zrujnowanejstolicy, następnie wyjazd do Olsztyna, a wkrótce potem, wroku 1946, do Słupska. Długie lata mozolnej pracy w domui w szkole. Komu wtedy mogło być w głowie pisanie wierszy?A jednak... Marta Aluchna - Emalianow już w rok powojnie zamieszcza w „Odrodzeniu” kilka nowych utworówpoetyckich. Myśli o wydaniu tomiku „Rozmowy ze światem”.Prawdziwy przełom następuje dopiero w 1958 roku. Zdobywanagrodę w koszalińskim konkursie literackim. Nabiera wiaryw swoje siły. Pisze wiersz za wierszem, sięga nawet po opowiadaniai... satyrę. Jej utwory ukazują się od 1957 roku w„Odrodzeniu”, „Twórczości”, „Życiu Literackim”, „PrzeglądzieKulturalnym”, „Nowej Kulturze”. W ciągu paru lat wydajecztery zbiorki wierszy: „Szukanie kształtu” (Czytelnik, 1962),„Popiół i proch” (Wydawnictwo Poznańskie, 1964), „Wiem inie wiem” (Wydawnictwo Poznańskie, 1968) i „Świta dzień”(również Wydawnictwo Poznańskie, 1975).Przypadają jej w udziale laury dwóch kolejnych konkursówliterackich, wiele publikuje. I najwyraźniej świadoma fak-wspomnienie / poeci znad słupiwieś tworząca dodatek literacki17


tu, że należy do generacji twórców o spóźnionym starcie pisarskim(„Szukanie kształtu” ukazało się dokładnie 33 lata odjej wileńskiego debiutu w almanachu młodych „Spod Arkad”),kompletuje materiał do tomu zbiorczego „Poezje wojenne”,przygotowuje zestaw liryków, dedykowanych najmłodszymczytelnikom - dzieciom. Etc.Jakie refleksje nasuwają się przy lekturze książek słupskiejpisarki? Jest to z całą pewnością twórczość wybitna,oryginalna. Przylgnęła do warsztatu literackiego słupszczankiopinia „trudnego”, „udziwnionego”, zaznaczonego piętnem„katastrofizmu” i „desperacjonizmu”. Trudno o większenieporozumienie, bzdury!Prawda, w twórczości M. Aluchny - Emalianow trzebaoswoić się z nieszablonowym szykiem słów, z długimikonstrukcjami myślowymi. Trzeba zrozumieć istotę i źródłofascynacji autorki „Szukania kształtu”. Jest to poezjaujmująco rozlewna, niemalże opisowa, głęboko refleksyjna,liryczna. Animowana przez wyobraźnię - mądrą, szlachetną,dotykającą istotnych spraw współczesnego człowieka iświata, w którym żyjemy, afirmująca wreszcie wszystko, cojawi się dokoła.Nieustanne poszukiwanie miejsca człowieka w otaczającymnas świecie, człowieka ery atomowej nie ma nicwspólnego z pesymizmem, czarnowidztwem. Jest - wydajemi się - zwyczajnym przejawem wiary w to, że w ostatecznymrozrachunku CZŁOWIEK ukaże swoje prawdziwieludzkie oblicze.Oto i miara talentu pisarskiego M. Aluchny - Emalianow:wyjątkowa umiejętność nadania temu, co subiektywne iniepowtarzalne, wymiaru uniwersalnego. Umiejętność takiegouogólnienia jest - jak zauważył kiedyś powszechnie znanyrecenzent „Życia Literackiego” - znamieniem poezji w pełnidojrzałej i świadomej własnych celów artystycznych.Podpisuję się pod tym oburącz!Jerzy R. Lissowski*Notka biograficzna, post scriptum. Pochodząca zokolic Chełma na Lubelszczyźnie, żyła 85 lat (1906-1991).Za działalność kulturalno-oświatową (jako poetka i nauczycielkanon-stop) w Słupsku, a także z okazji 50-leciatwórczości literackiej - odznaczona w 1979 Krzyżem KawalerskimOrderu Odrodzenia Polski. Wspomniany jubileuszzwieńczyło Wydawnictwo Czytelnik edycją „Wierszywybranych”. Do ostatnich dni w gasnącym z powoduciężkiej choroby życiu brała udział w przygotowaniachzbiorczego tomiku poetyckiego „Próba tożsamości”. Niedługopo śmierci (1997), głównie staraniem zięcia MirosławaKido, ukazał się bardzo obszerny tom jej wierszyw ramach serii wydawniczej Dom Grobów Polskich. Gdyzmarła, na budynku przy ul. Zamkowej 3, w którym spędziłaponad połowę życia, odsłonięto tablicę pamiątkową,a trochę później jedną z ulic osiedla Westerplatte nazwanojej imieniem. (J.R.L.)Marta Aluchna-Emalianow***ani się cofnąćani przekroczyći takborykam się z sobąpotykamo własny cieńz którego uszła krewna tej granicyna jeden włos przed niąna jedenza niągdzie milczy niewysłowioneniewyjawione ciemniejeznieruchomiałezalega martwy obszarale już czuję pierwszydreszcz znieruchomiałegowidzę ugina się ciemnośćsłyszęwraca echo prasłowaświta dzieńZAWSZE SŁOŃCUMieczeobnażonerozżarzone do białościklingi blasku przeszywają mi ciałoktóre odsłania nagośćpod ciosy błogosławioneUgina się osuwaw korne znieruchomieniena dywany piaskuhaftowany muszlamifrędzlą pian obrzeżonyod strony horyzontu otwierającejszeroką źrenicę morzaTo nic że wiem:to tylkoognisty bąk wirującykula gazów rozrywanawybuchami nuklearnymitryskająca z fotosferystrumieniami fotonówZawszeoddawać będęcześć boskąsłońcu***Zamykanie stubramneotwiera studzwonneOtwieranie i zamykanieżeby znowu się mógł otworzyćczarny zawór dlaupustu niebieskiej rzekiBystrzyny wiry światłospadymielizny cienia prądy rwące... navigare necesse estbrzegi rozmyteleczKonieczne jest żeglowanieBieg pędlot torem promieniaNie żółwia nie achillesanie ćmy w płomiennym kręguZamykanie i otwieranieeonów epok ertysiącleci stuleciet cetera etUszu powiek ustdłoni żeby znówmogły się zamknąć nauchwycie steruSOBIE ŚNISZ SIĘ, CZY MNIEświat?nieświat? wieloświat?bo jakżejak zwać mam ciebie któryto znikasz że mi ledwiemajaczysz pod powiekąto wyłaniaszsię z niewiadomegowielokształtny wieloimiennyto pieśń weselnągrasz mi na strunach blaskuto milkniesz(fragment)18 wieś tworząca dodatek literacki


cieniem nagłymi tak wadzisz ze mną i taki takwadzę się z tobąten wieczny wiodącdialog o wątpieniusłowem o którym wątpięlżejszym niż puch ostromleczaa jest wiatr i każdeimię twoje zrywa mi z wargrozwiewa każdy kształti nie wiem: we mnietoczysz się grzmotem kopytkonia apokalipsyparskając śliną gwiazdjęzorem słońcaczy ja w tobiezachwianymporządkiem obrotnościnie w czas budzącym rannegaszącym wieczorne zorzeobiegiem krokówpo coraz ciaśniejszych koliskachsłów kołowrotemwokół pozasłownegojesteś o krwistym miąższutym w które wgryzam się aż dopróchniejącego ziarnaczy tym co mnie zrodziłomnie - pestkępłonną nadzieję światówna progu przedistnienia (...)***dzień będzie łaskawyto świt nie łuna: czasustarczy rumieniec wypływa na obłokito jeszcze nie koniec świataa wiatrten chwiejny za ptakiem zbudzonym poścignie kładzie przecież lasówmiast nie zmiataułaskawieni patrzmyjak się otwiera niebo:nie pękło nie wyschło naglew rozbłysku jak supernova -z wolna podnosi zaognione powiekii mogą rzeczy wracać do istnieniado imion na barwach światłaznów na orbitę słowadzień będzie łaskawytyle pod tą niskągwiazdą okrutnej jasnościtlą się nam włosy pełne iskierzwija się skwierczy skrzydło cieniai żywy nurt odwiecznywężowo lśni na skrętach wirówi wciąż nasz statek niestatecznyobija się o brzegiskaliste snu i jawyale płyniemynaprawiając żagleTO MIASTOOpowiadam je patrzącjak wykluwa się z mgiełw pierwszych piórach zieleniświerkliwiepod lekkim skrzydłem bryzyJak się otrząsa z iskrzystegopyłu neonowej nocypazurami kominówuczepione krawędzi dniaAlbowtulone w kotlinęprzytaja dech pod łomocącąpo dachach pięścią sztormulub zszarzałe zwiniętew kłębowisko dygotucierpliwie ścichłemoknie w norceZ cyklu: Ludzki światAlbo w niebo się zrywa łopotemczerwone niebo maja (...)(fragment)1PO PROSTU WIEŚWieś? Konie, krowy, inne zwierzętaPola, łąki,Ludzie inni niż w mieścieDla siebie będący serdeczni.Lasy i ogródki.Ludzie pomagającynie szukając wymówki.damian wutke- główczyceUrodziłem się w roku 1992 i mieszkam we wsi Główczyce.We wrześniu br. rozpocznę naukę w II klasieo profilu historyczno - prawnym w I Liceum Ogólnokształcącymim. Bolesława Krzywoustego w Słupsku.Poezją interesuję się od niedawna.Wieś to nie tylko osadaTo ludzieKażdy o każdym pamięta.Na wsi krzywda się nie stanieBo tu Pan Bóg w pogotowiuGdzie takiej wsi szukać?Gdzie szczęścia i radości?Ja już znalazłemwieś GłówczyceMODLITWA PRZED ŻNIWAMINajświętsza Pani!My ludzie ze wsi, pracą styraniWznosimy do Ciebie modłyPrzed zaczynającymi się żniwami.Prosimy Cię o pogodę taką,By żniwa lekką były pracą.Prosimy Cię o pomoc zewsząd płynącą,Pierwszy raz na łamach „Wsi Tworzącej”wieś tworząca dodatek literacki19


By zebrać „mannę z nieba”.Prosimy Cię, aby to co zbierzemyDobrze wykorzystane zostało iBy nic się nie zmarnowało.Matko Nasza!Prosimy o żniwa owocneO dusze radosneO pomoc w zbiorzeO ludzi w dobrym humorzeProśby wysłuchanieI błogosławieństwa na żniwa danie.AmenWIEJSKA MATKA BOŻAKoniec czerwca to początek lata,Wsie całe skąpane w kwiatach,Ale nie ma ludzi pod kapliczkąModlitwy snujących, Matkę Bogawychwalających.Choć nie ma znaku tej modlitwyLudzie na wsi Matkę Bożąw sercu mają...Matka Boga jest jak wiejska matkaZatroskana, zabieganaNajświętsza Panienko!Polska wieś kocha Cię mocnoi zawsze o Tobie pamięta.agnieszka klekociuk- możdżanowoPoezja uczy mnie dostrzegać najprostsze rzeczy na świecie.Kiedy czytam wiersze uciekam od rzeczywistości, przenoszę sięw zupełnie inny świat - ten z wiersza. Moją poezją ukazuję, jakbardzo mi źle.Pierwszy raz na łamach „Wsi Tworzącej”JA STOKROTKANiezapominajki moich myślichryzantemy nadzieigoździki wspomnieńkonwalie trosk, smutkujak róża bez kolców, symbolizująca miłośćtę najgorętszą, prawdziwąjak suchy bratek bez życia na łące wśródkaczeńcówja jak stokrotka na wymarzonym poluwśród ostów życiaNAPAJAĆ SIĘ TWOIM WIDOKIEMa wczoraj znów pachniały kasztany twoimciałemrafał sidzewicz - słupskODESZŁAŚ NIEBAWEModeszłaś niebawempoślubiłaś szalony wiatrco wieje między konaramitańczy na poluhulaka staryjemu powierzyłaśwszystkie sekretyswoją dolę dałaś muteraz śmieje mi się w twarzaż łzę czuję na twarzytobą... to twój zapachróża zgubiła kolce, rozkwitłanajpiękniej dla nasburza jakby ucichła i odeszła w nieznanesłońce znów ogrzewało nasze ciała a deszczzmywał troskinawet tęcza ubrała się w barwy szczęścia,naszego szczęściaa dziś poranek pachnący rosąpachnący fiołkamity obok mnie... chcę aby to się nigdy nieskończyłoaby trwało bez końcamogłabym być przy tobie resztę życianapajać się twoim widokiem, który dajemi szczęście- słyszysz kochanie? obudź się nareszcie!ODFRUNĄWSZYSTKIE MOTYLEOdfruną wszystkie motyle do niebabo tak chciałaśchciałaś być z niminie widziałaś już mnie więcejja też ciebie nie widziałemtylko czasami patrzę w niebobo zabrałaś mi wszystkiemotyle mamoMOJA DUSZA UMIERAmój oddech jak lód przez ciebiejak wypalona życiem świecamoje oczy jak obłęd bez żadnego wyrazujak wyschnięte jezioro bez wodymoje usta - zimne - bezwładnenie potrafią całować, nie odwzajemniająpocałunkusine bez życia jakby nie były do tegostworzoneaby się uśmiechaćtakie jest życiemoja dusza umieraumiera tak szybko że nie nadążam....za własną śmierciąDALEKOOD CIEBIEi zanurzasz we mnielakmusowy papierczy się czerwienieje, czy zieleniejez zazdrościi idziesz dalej tą drogąna której ja nie wiemczy się znajdętak daleko od Ciebie„Wieś Tworząca” - Dodatek Literacki do „Powiatu Słupskiego” grupy „Wtorkowe Spotkania Literackie”. Redaguje: Zbigniew Babiarz-Zych i zespół. Zdjęcia: Jan Maziejuk, Leszek KreftDTP: Artur Wróblewski. Adres redakcji: Starostwo Powiatowe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 059 842 54 17, www.powiat.slupsk.pl , e-mail: zych@powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!