31.07.2015 Views

pobierz

pobierz

pobierz

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

WIEŚNr 6(26)/2007 * ROK VTWORZĄCADodatek Literacki do „Powiatu Słupskiego”W ubiegłym roku minęła dwudziesta rocznica śmierciAnny Kamieńskiej (1920 – 1986), wybitnej poetki, tłumaczkii eseistki. W czasie czterdziestoletniej aktywności twórczej,wydała co najmniej piętnaście znakomitych tomów poezji,zbiory opowiadań, esejów literackich i szkiców biblijnychoraz fascynujący „Notatnik’ (1982, II wyd. 1987) zawierającyfilozoficzne i religijne autorefleksje. Tłumaczyła poetówserbskich, chorwackich i bułgarskich, a w 1971 i 1974 rokuwydała dwie komentowane autorskie antologie polskiej poezji– „Od Czarnolasu” i „Od Leśmiana”. Jej szkice biblijne „Twarzeksięgi” (1981), „Książka nad książkami” (1985) i „Na progusłowa” (1985) to napisane piękną polszczyzną dzieła przeczącebezsensownemu mitowi o nieprzystępności treści Biblii.Niezaprzeczalną wartość dydaktyczną ma, przeznaczona dladzieci, „Książka nad książkami”.Dla polskiego czytelnika - katolika frapująca będzie (nieskrywanaw wyżej wymienionych utworach) osobista ziemskadroga Kamieńskiej do Boga. Nie wystarczy stwierdzić, że (pooroli poety i poezjiCzas mija ioczywistościąjest, że w chaosiecodziennościwciąż ktośprzypomina o(różnej rangi)rocznicach ijubileuszach.Raczej niefetuje się rocznicśmierci, jednakta rocznica jestsmutna niedlatego, że śmierci,a dlatego, że podwudziestu latachkultura polskanie otrzymała krytycznego wydaniadzieł zebranych Artystki. Nie mamywciąż kompletnego wydania Jej wierszy– utworów, które sytuują Ją w pięknejPlejadzie tych, których dzieło znanejest światowym miłośnikom literatury.dobnie jak Joanna Kulmowa) Anna Kamieńska doświadczyłacudu nawrócenia. Sens i wartość tego nawrócenia zaowocowałyjakością poetyckiego dzieła.Dziś miejsce pewne i wyjątkowe w literaturze powszechnejma polska poezja. Krytyka światowa mówi wręcz o fenomeniepoezji polskiej. Zamiast wymieniać listę obecnych w tejPlejadzie, proponuję analizę jednego wiersza Anny Kamieńskiej.Dowodem literackiej maestrii, uniwersalności i profetyzmupoetki niech będzie tu wiersz pod tytułem:Rozterka KasandryAle jak ostrzec mądrychjak przestrzec ich przed własną mądrościąprzed chłodnym spokojem moralistówJak ostrzec tychktórzy podzielili już światna czarne i białektórzy już wpakowali do piekieł potępionychrozpoznając ich po kolorzelepiej od samego Pana BogaJuż nie potrafią nikogo ułaskawićnikomu przebaczyćspecjaliści od dobra i złaJak ostrzec konsekwentnychprzed ich konsekwencjąjak ostrzec racje przed ich racjamijak im ukazaćciemną głąb możliwą niemożliwościOni tak pięknie ustawiliswój świat ze słówi opasali kolczastą ironiąJak ludzi ostrzec przed ludźmikiedy przyglądają się światubez bólua każda rzecz w ich spojrzeniustaje się tylko rzecząJak ich przekonaćaby zechcieli odsunąć się choć trochęby własnym cieniemnie zasłaniali sobie słońcaWiersz ten pochodzi z pośmiertnej antologii najbardziejosobistych wierszy poetki: „Anna Kamieńska, Inne miejsca”,wyd.: W drodze, Poznań 1996. Pierwsza pobieżna lekturawiersza kieruje uwagę czytelnika w stronę tytułu i spójnikaW DWUDZIESTĄ ROCZNICĘ ŚMIERCI ANNY KAMIEŃSKIEJ


LUDZIE NIGDY NIE SĄ SKOŃCZENIE DOBRZY LUB ŹLIrozpoczynającego utwór. Ów spójnik wskazuje, że wypowiedźKasandry jest tylko częścią niewypowiedzianych refleksjilub może początkiem refleksji sumującej wcześniejszeprzemyślenia i spostrzeżenia. Bo taka też jest sytuacja liryczna:Kasandra martwi się tym, co widzi (nie tym, co potrafiprzewidzieć!) i przeraża ją świadomość, że nikt jej przestrógnie wysłucha. Tę rozterkę, to przerażenie podkreśla poetkauporczywie powtarzanym zaimkiem „jak”. Anafora ta brzmijak troskliwa mantra: Kasandra (apelując o obiektywizm) pyta– bezradna – o skuteczny sposób ostrzegania.Mityczna wieszczka, której zakochany Apollo udzieliłdaru proroczego, swoimi przepowiedniami przestrzegała Trojanprzed czekającymi ich niebezpieczeństwami. Zawiedzionynieodwzajemnioną miłością Apollo sprawił, że nikt nie słuchałjej przepowiedni (dyskutować można o tym, kogo bardziejukarał darczyńca: piękną Kasandrę czy Trojan?!). Współczesnakonotacja imienia w tytule wiersza Anny Kamieńskiej toprzenośne skojarzenie: Kasandra, czyli „złowróżbna” prorokini,zwiastunka katastrofy. Ta „współczesna” Kasandra – podmiotwiersza – nie jest prorokiem, ma natomiast dar jasnegowidzenia tego, co jest. W ten sposób odczytać ją z wierszanależy jako mędrca, osobę, która z dystansu swego „jasno-widzenia”ocenia świat i panujące w nim porządki i przestrzegaprzed fałszywą (błędną?) mądrością moralistów, polityków,naukowców, specjalistów i wszystkich tych, którzy (w zapatrzeniuw siebie i swą doskonałość) zapomnieli o najprostszychprawach rządzących światem.Wierszem tym Kamieńska wraca do dziewiętnastowiecznej(a dziś zaniechanej) poetyckiej tradycji parnasistów,zgodnie z którą poeta (artysta) zawsze stoi na straży imponderabiliów,a jego rolą jest być Aniołem Stróżem, prorokiemi drogowskazem. Niewykluczone, że Kasandra z wierszawyraża niepokoje i poglądy samej poetki. Jej zmartwieniem ikłopotem jest bezradność wyrażona anaforą „jak ostrzec”, boto właśnie artysta zauważać winien zagrażające człowiekowizło i przed złem przestrzegać.Jakże daleko odbiegła współczesna poezja (sztuka) odswej antyczno - klasycznej kasandrycznej funkcji. Kamieńskapróbuje. Najmłodsze pokolenia poetów (być może w wynikuzwątpienia i niewiary) „nie pragną” już zmieniać świata; poezjanikomu i niczemu już n i e s ł u ż y – zachwyconasama sobą, lingwistyczną zabawą i informacyjnym bełkotempławi się w pustosłowiu, zapamiętuje w dadaistycznych zabawachi grach.Chcąc przestrzec przed chłodem mądrości, czyli potęgą(?) rozumu, „wiersz rozpoznaje” tropy fałszu, wskazuje zabobony,jakimi jest bałwochwalcza wiara w skuteczność pojęć.Pojęcia jak, wszystkie schematy, ułatwiają myślenie o świecie,ale jakże daleko im do Człowieka, który nie chce, nie możebyć i nie będzie zawsze: albo – albo. Człowiek, jak w wierszuJana Twardowskiego, jak na złość moralistom, jest zawsze wkratkę. Ludzie nigdy nie są skończenie dobrzy lub źli, nie masterylnie laboratoryjnie „białych” i „czarnych”, nie ma aniołówi diabłów, jak chcieliby specjaliści od poznawania, nazywaniai… dzielenia świata! Nasz świat jest nieskończenie różnorodny,niedoskonały i niedookreślony, ale przez to właśnie takcudownie barwny, bogaty i p i ę k n y! Przed moralistami,„mędrcami”, którzy lepiej od samego Pana Boga wiedzą, ktodobry, kto zły, chce przestrzec Kasandra Anny Kamieńskiej.Jak bardzo mylą się współcześni Wielcy Tego Świata, jakbardzo brak im daru łaski i przebaczenia! Jak straszne bywająpułapki wiedzy? Jak złudną bywa wiara w potęgę rozumu?Czy pytania te powinny budzić przerażenie i niepokój tylkopoetki-Kasandry?!Jeżeli nie jest zbyt wielkim trudem odpowiedź na te retoryczne„zagadki”, wciąż winniśmy na nie odpowiadać, szukaćodpowiedzi. Obowiązkiem nas współczesnych winna byćnieustanna refleksja i mądra nieufność, pamięć o rudymentachi głęboka wiara w człowieka, gdyż na dnie serca nawetnajwiększego łotra drzemie iskierka dobra, którą wzniecić wjasny płomień tylko tą wiarą niezłomną możemy.Anna Kamieńska swym wierszem szydzi (i słusznie!) z„inżynierów dusz”, pokazuje, jak dalece staliśmy się instrumentamiw ich rękach i dlatego przestrzec chciałaby nawetludzi (…) przed ludźmi. Dwudziestowieczny kosmopolita (citizenworld) jest egocentrykiem, „nieuzasadnionym” egotystą,który „współplemieńców” widzi zawsze i tylko we własnymcieniu. Jak Różewicz w „liście do ludożerców”, tak Kamieńskaw „Rozterce Kasandry” pragnie, byśmy trochę uważniej (serdeczniei z szacunkiem) „przyglądali się” sobie, pragnie byśmynie zasłaniali sobie słońca. Tylko Różewicz swym wierszemapeluje, Kamieńska („za pośrednictwem” Kasandry) martwisię, niepokoi się swoją słabością i tym, że coraz trudniej znaleźćskuteczny sposób ostrzegania przed złem. Iście prometejskiejest to zadanie w czasach, gdy pogubiliśmy wartości.Różewicz w wiele swoich wierszy „wlał” poczucie współwinyza spowodowaną wojną pożogę wartości.Dziś – o paradoksie! – w czasach pokoju i bezgranicznejwolności sami przenicowaliśmy wartości i to tak dalece, że…zło wydaje się być dobrem. Jak przestrzec ludzi konsekwentnychprzed ich konsekwencją, jak ubłagać, by uwierzyli, żeistnieje tylko pewność… niepewności, by własnym cieniemnie zasłaniali sobie słońca?! Słońce jest symbolem prawdyi jasności, ale dobroczynny cień ludzie uczynili przykrywkąobłudy, fałszu, kłamstwa i hipokryzji. Może przyszła pora, byp r z y w r ó c i ć wartość i znaczenie prostym słowom, bynie wstydzić się śmieszności, wierząc w miłość?Trzeba bać się tych, którzy wiedzą wszystko, ale nie rezygnowaćz człowieczeństwa – godnością, szlachetnością iwiarą stawiać czoło zagrożeniom współczesnego świata. Bynie stać się narzędziem, instrumentem, trybem w maszynieekonomii polityki czy jakiejkolwiek doktryny, niewolnikiem fałszywejidei, nie wystarczy świadomość, że: za mnie niepokoisię poeta. Ale poeta pamięta, zauważa, przypomina i przestrzega.Marcin Greczuk, Widzino2 wieś tworząca dodatek literacki


słowa bielsze od śnieguSpojrzenie na okładkę już wywołujedo tej książki wielki szacunek. Opłatek wcałości – przygotowany do pojednania napierwszej stronie okładki. To najdoskonalszysymbol tej jedynej w roku nocy i świątBożego Narodzenia przenika z łatwością nawszystkie kontynenty. Przeżyje go na swójsposób każdy Chrześcijanin, Polak i ci zesłusznymi wyrokami...Ofoliowany na okładce opłatek czynigo jeszcze bardziej kruchym i delikatnym,przez co bez zaglądania do środka, trzymanaksiążka jest bardzo ważna, cenna i nieprzesadzę, ma coś ze świętości. To właśnieten błysk opłatka roznosi się na całą stronęokładki i ciepły, ale „przybrudzony” kolorprzyswajania – żółty, przywołuje wyobraźnikrólewski złoty kolor zmieszany z ziemią(czarny cień wychodzący brzegami, napisy).Wcale nie muszę się upierać, żeby wokładce dostrzec to, co najpierw jest dobrew człowieku, ale i to, co ma on do zrobieniai naprawienia.Wyjątkowo piękne i znakomite w samymzamyśle są ilustracje antologii „Słowabielsze od śniegu”. Bielsze, bo najprawdziwszei trwalsze od śniegu. Ileż skruchyi psychologii jest w samym tytule... Jeślinawet pominiemy tę noc (nie tylko bogów)i opłatek. Obcięty tekst kolędy „Bógsię rodzi” – ma również swoje znaczenia,nie tylko takie, żeby na stronie wprowadzićczytelność i przejrzystość. Wszystkienajwiększej wagi słowa kolędy znajdują sięwłaśnie z lewej strony.Pani D. Pałce - Szyszce i panu F. M.Skowrońskeimu gratuluję projektu. Czytającrecenzję książki, bardzo sporadycznie mówisię o jej okładce. Niesłusznie! Bo przecieżto ona zachęci mnie do wejrzenia do środka,czymś zaintryguje lub przejdę obok niejprawie obojętnie.Wstęp pouczający, usystematyzowany,napisany prostym, zrozumiałym dla każdegojęzykiem, co jest znamienne dla twórczościJerzego Fryckowskiego. Szkoda, żedla 400 wierszy nie znalazło się miejsca wantologii, byłaby zupełna całość. Niedosytjest czasem dobry, prowokuje do poszukiwań,zapobiega rozleniwieniu. No, ciekawe,które wiersze i czyje nie doznały zaszczytuobecności w zbiorze. Mam nadzieję, żeFryckowski pominął tylko niektóre wiersze,ale nie poetów. Wstęp czytałam wiele razy,odbiera się go jak baśń. Niektóre informacjeprzywołują opowieści mojej babci Stefanii zokresu dzieciństwa.Przejdę teraz do kopalni słów poetówznanych, mniej znanych i poznanych dziękiautorowi antologii. Wszystkie wierszepoukładałam w pobliżu serca, rozmyślającUkazała się antologiapoezji wigilijnej„Słowa bielszeod śniegu” przygotowanaprzez słupskiegoautora-poetę– Jerzego Fryckowskiegoz DębnicyKaszubskiej. Zdużym uznaniemwitamy tę książkę.Przygotowanie antologii,jeszcze wierszywigilijnych, bożonarodzeniowych,nie jest łatwymzadaniem, a radośćtym większa,że powstała onawłaśnie na ziemisłupskiej. Do sięgnięciapo tę książkęzachęca HannaFogel z Olsztyna.nad resztkami minionego, przyczepionegodo teraźniejszości. Skamieniały, odległyczas przetrwał dzięki poetom, przeżywaniuprzez nich wszystkimi zmysłami tejwyjątkowej nocy, która łatwo wdziera sięw tętno wierszy. Zamki rdzewieją, a słowaprzetrwały, jakże miło czytać znane prawiena pamięć wiersze bliskich mi osobiściepoetów.Przypominanie, poznawanie językanazywanego ojczystym, to takie kopaniewstecz, które jest zawsze ciekawe. Prześlizgiwaniesię między pulsującą historią iprzy tym samym nieabstrakcyjnym betlejemskimświetle, niejednokrotnie gasnącejnadziei.Cóż za szczęście więc mieć bliskosłowa, co współgrają z moją mentalnościąi mentalnością autora, którego przecieżznam trochę...To wszystko tworzy i jest znakomitącałością, co zastanawia, ale i uspakaja.Hanna Fogel, Olsztyn„Bielsze od śniegu”– słowa w tytule antologiiopracowanej przez J.Fryckowskiego to niemetafora trwałości czykruchości bądź psychologii(?) jak chce autorkatekstu – Hanna Fogel. Niewątpię, że Jerzy Fryckowski(podobnie jak TadeuszNowak w pięknym psalmiept. „Bielsze nad śnieg”)celowo i świadomiewywiódł tytuł tejantologii (co jest czytelnei oczywiste) z PismaŚwiętego. Polecam (przedlekturą antologii lekturęodpowiedniego fragmentuBiblii oraz kontekstu, zktórego „wyrwane” sąsłowa „bielsze nad śnieg”(Apokalipsa św. Jana).M. Greczuk, WidzinoNOWA KSIĄŻKA J. FRYCKOWSKIEGOwieś tworząca dodatek literacki3


SŁOWA BIELSZE OD ŚNIEGUdrugaantologiaFryckowskiegoMimo moich uwag mamy tu jednakbardzo głęboki przekrój horyzontalnyjak i wertykalny świataidei i skali, i ciepła ludzkichodczuć. Owszem jest dużo cierpienia,pogmatwanych losów itp.To oczywiste, jasne, o tym niemuszę pisać. Jako ludzie, co niecowrażliwsi, wiemy doskonale.Przykład drobny, ale symptomatyczny: - autor bardzowyróżnił T. Kijonkę. Napisał: „działacz społeczny”. Poeta, którypo 1989 roku daje się zapisać do kontraktowego sejmupo stronie Kiszczaka (...) jak ma prawo drukować wiersze oprzestrzelonych, Hostii. To jeden z przykładów. Są pewniedwa albo i trzy bardziej obsceniczne.Mimo moich uwag mamy tu jednak bardzo głęboki przekrójhoryzontalny jak i wertykalny świata idei i skali, i ciepłaludzkich odczuć. Owszem jest dużo cierpienia, pogmatwanychlosów itp. To oczywiste, jasne, o tym nie muszę pisać.Jako ludzie, co nieco wrażliwsi, wiemy doskonale. Autorzrezygnował albo nie chciał iść za daleko i zaakcentowaćw wigilijnym kontekście egzystencjalnej rozpaczy, która jestczęstokroć silniejsza niż obrzędowość tego okresu. Dał przykładobojętności, dał przykład gdzie wigilijny nastrój jestpretekstem dla erotyku, ale nie zakwestionowania wartościżycia. Najbardziej wymownym przykładem takiego wierszajest „Opowieść wigilijna” Stabry z tomiku Requiem.A jeśli chodzi o noty to, czy nie byłoby zręczniej np.przy nazwisku Miłosz napisać tylko, poeta, eseista, Nobel 1980.Natomiast noty szczegółowe np. o Teslarze, Kasprze Twardowskim,czy choćby nawet Iwaniuku są z pewnością konieczne.Rafał Jaworski, TychyJerzy Fryckowski: „Słowa bielsze od śniegu. Antologia poezjiwigilijnej”, Wydawnictwo Literacko - Edukacyjne „Artis”,Wrocław 2006POEZJA KOLABORUJĄCYCH I DYSYDENTÓWJako inżynier zacznę od spraw technicznych. Piękna kreda,stosowny krój druku, książka przyjemna w dotyku i kolorystykaokładki w barwie zbliżonej do tonacji żłóbkowegosianka jest odpowiednia do tematu. Pomysł z opłatkami dobry,rozbija monotonię czytania kolejnych wierszy, bo zdarzają sięsekwencje utworów bardzo do siebie zbliżonych nastrojemi obrazowaniem. Ale też nie jest to przecież czytadło, którenależy „jechać strona po stronie”.Natomiast, niestety jest niezwykle słabo sklejony grzbietantologii. Po kilku otwarciach i lekturze, w egzemplarzu,który używam, jest sporo luźnych kartek. Kartki prologu icałej książki po wierszu Rystówny są już wolne od uchwytugrzbietu. Być może należało zrezygnować z papieru takwysokiej jakości, a dać twardą okładkę i grzbiet szyty. Dobrymprzykładem może być antologia ks. Buryły „Cud, którytrwa…” Tam wydawca rozwiązał to znacznie korzystniejdla końcowego odbiorcy. Wiem, że autor nie miał zapewnewpływu na technologiczne rozwiązania, ale takie uwagimuszę też przedstawić, bo wiem, że jest z tym wydaniemzwiązany emocjonalnie.Wstęp jest ciekawy, nie za bardzo uczony, ale wiele faktówi interpretacji przekazuje dyskretnie. Uczy, a nie poucza,jest mądry, a nie ma w nim przemądrzałości. Wstęp możetrafić do wszystkich, jest pojednawczy w swej wymowieogólnoludzkiej. Przeczytałem go z przyjemnością właściwąodprężeniu tego okresu liturgicznego kościoła i zwyczajowegodla normalnego życia. Dobrze, że Fryckowski podkreśliłw zakończeniu pewną sprzeczność doboru nazwisk.Tzn, żejak pisał „mamy tu i kolaborujących i dysydentów”. Nie jestto jednak określenie zbyt szczęśliwe. Dysydent to przecieżtylko odstępca. A ci tzw. dysydenci to ludzie kochający ojczyznę,prawdę i Chrystusa, ludzie nie-interesowni, więc tookreślenie mnie jednak zabolało, nie koresponduje z rzeczywistością,spłyca ludzkie postawy. Czy wszystko w jednymworze to już pojednanie?Antologia „Słowa bielsze od śniegu” jest drugą antologiąpoezji wigilijnej J. Fryckowskiego. Pierwsza pn. „Antologiapoezji wigilijnej” ukazała się nakładem Wydawnictwa„MOREX” w Warszawie. Po ponad trzydziestu latach -wcześniej podobne wydawnictwo opublikował PAX w 1961roku. Obejmowała wiersze od średniowiecza po ówczesną(1995) maturzystkę. Była także sprzedawana w polskiejksięgarni na Green Poincie w Nowym Jorku. (z)4 wieś tworząca dodatek literacki


Ból w słowach zapisanyKsiążkę otwiera zdjęcie Nicole oraz list rodziców docórki. „…dzięki utworom, które znajdują się w tym tomiku,Nicole pozostanie w pamięci nas – rodziców i przyjaciół.”Redaktorami wydania są Zbigniew Babiarz-Zych i MirosławKościeński, słupski literat. On też napisał wstęp do wydania„Pożegnanie z dzieciństwem”. Kościeński podkreśla, że autorkamiała nadzwyczajny talent literacki, szkoda tylko, że nieszkoliła się u fachowców, nie uczestniczyła w spotkaniachuznanych literatów.Mamy książkę autorstwaNicole Zawłockiej.Wydawnictwo o tyle znamienne,że dziewczynazmarła w ubiegłym roku,mając zaledwie trzynaścielat. Staraniem rodziców,przy współudzialeStarostwa Powiatowegow Słupsku i gminySłupsk, ukazały się, zebranew jeden tomik, jejopowiadania i wiersze.mądrości: „…życie nauczyło ją żyć” („Historia Pani Kaliny”).Bardzo wymowne jest jedno ze zdań „Drogi mojego życia:„...życie jest po to, aby dawać mu jak najwięcej, a nie byćobdarowywanym.”Jako ilustracje posłużyły rysunki Nicole, które sama sporządzałado swoich opowiadań. Są też zachowane przez rodzicówlaurki i wiersze – te rękopisy są uzupełnieniem wydawnictwa.Książka będzie dostępna w szkolnych bibliotekach wgminie Słupsk, w świetlicach socjoterapeutycznych oraz wGminnym Ośrodku Kultury w Głobinie.Małgorzata Żabicka, SłupskNicole Zawłocka: „Ból, czyli Historia Pani Kaliny, Dorota iinne opowiadania”, Starostwo Powiatowe w Słupsku przywspółudziale gminy Słupsk, 2007.JEDYNY TAKI TOM OPOWIADAŃDo sporządzenia okładki posłużył jeden z rysunkówNicole: prawdopodobnie w jesiennej scenerii, stojąca przydrodze ławka. Wydawca mądrze uczynił, wybierając ten rysunekjako okładkę. Stojąca przy drodze ławka zawiera niewypowiedzianątęsknotę za czymś, co jeszcze nadejdzie,a jednocześnie przywodzi na myśl minione chwile. I takajest cała twórczość Nicole. Okolicznościowe wierszyki, jak„Zima 2002” opisują zdarzenie, które już miało miejsce, alei wzbudzają tęsknotę za czymś znanym. Są też wiersze poświęconemamie, mówiące o najukochańszej i najbardziejkochającej osobie. Ciepłe, tkliwe, pełne urokliwego ciepła itęsknoty za osobą, która powinna być najbliższa każdemuczłowiekowi – matce. Choć nie jest to poezja dojrzała, boNicole nie było dane dojrzeć literacko, ma w sobie spory ładunekemocji. Czytając wiersze zdawałoby się, że dziewczynawypowiada to, co tkwi w każdym z nas. Niektórzy możezaznaczą, iż jest to mało odkrywcze; ale z drugiej strony jejwiersze cechuje szczerość, jakiej dziś należy szukać albo unajwiększych, albo właśnie u dzieci.Niesamowicie zapowiadała się Nicole jako twórczyniopowiadań: jej powiastki są umieszczone nie tylko „gdzieś,kiedyś”. Niektóre – jak „Historia Pani Kaliny” są zakotwiczonew realnym świecie: bohaterowie Nicole nie zajmują sięjedynie rozmyślaniami filozoficznymi, ale sprzątają, gotują,piorą, kłócą się między sobą i wzajemnie obmawiają. To niejest wyidealizowany światek uczennicy – to doskonały obrazekpowstały z rzetelnej obserwacji i doświadczenia światanastoletniej dziewczyny. Gdzieniegdzie w swoich opowiadaniach,jak małe perełki, Nicole umieściła proste, życiowewieś tworząca dodatek literacki5


BÓL W SŁOWACH ZAPISANYniezwykłaksiążkaKolejne spotkaniepoetyckie w starostwie.Czytamy nowe wiersze.Wszystko toczy się jakzwykle, ale do momentu.Tej chwili nie zapomnę.Na stole leży mała książeczka. Bordowa okładka. Na niejdrzewa, ławeczka. Jakby rysowało to dziecko. Bardzo ładnaokładka. Myślałam o tak rysowanej do powstających legend.Zupełnie w takim stylu.Prowadzący bierze ją do rąk. Opowiada. Jest to tomikopowiadań, wierszyków, piosenek wydany pośmiertnie. Autorkamłodziutka, bo zaledwie trzynastoletnia, Nicole Zawłocka.Zmarła nagle. Tu przerywa, patrzy na zebranych na sali. Prosi,by autorzy, których fragmenty utworów przeczyta rozpoznalije. Czyta pierwszy fragment. Jest to fragment z wiersza IrenyPeszkin pt.,, Był taki czas”. Słucham zaskoczona, gdyż osobiściebardzo ten utwór cenię i wyróżnienie jest zupełnie trafione.Następny fragment jest z mojego wiersza pt. ,,Marzyciel”. Wtym momencie mam oczy pełne łez. Wstrząsnęło mną umieszczeniefragmentu tego akurat wiersza. Nie umiem myśli moichubrać w słowa. Nie umiem bardzo ładnie pisać. Wiersz ten powstałw bardzo tragicznych dla mnie okolicznościach. Straciłamcóreczkę. Urodziła się za wcześnie. Przeżyła ledwie dwanaściegodzin. Nie udało się lekarzom jej uratować. Przez wiele miesięcynie mogłam pogodzić się z jej śmiercią. Potem śmierć synka.Bezustanny stres spowodowany przez byłego męża. Jego ciągłepozwy, rozprawy sądowe spowodowały, że przestałam widziećto, co dla każdego jest naturalne, sens życia.Utraciłam wolę walki o dzieci. Było mi obojętne czy wywiezieje do Niemiec, czy będą w domu dziecka. Stałam nagranicy przepaści oddzielającej mnie od życia. Nagła, niesamowicieciężka choroba mojej córeczki oderwała mnie od myślio śmierci. Marek (mój obecny mąż) otoczył mnie troską.Zaopiekował się szóstką dzieci w domu, a ja mogłam w tymczasie opiekować się w Klinice Alinką. To niespełna siedmioletniedziecko walczyło ze śmiercią parę tygodni. Wreszcie dowiedziałamsię, że będzie żyła. Nie wiadomo, jakie będą komplikacje,ale będzie żyła. Znalazłam wtedy to, co opisałam wutworze. Uwierzyłam, że mogę ruszyć z posad bryłę świata.Chaos moich myśli. Chaos moich odczuć. Strasznewspomnienia. Dreszcze na plecach. Gęsia skórka na ciele.Dławiąca kula w gardle. Drżą mi ręce. Nicole nie żyje… MojaBasia nie żyje… Zdawałam sobie sprawę, że kiedyś mojewiersze będą cytowane. Ale ten i w tym właśnie tomiku madla mnie inną wartość. Wręcz wyjątkowo nie mogę sobie ztym poradzić. Droga Rodzino, Drodzy Znajomi Tego Dziecka.Wasze wspomnienia na pewno żyć będą z Wami. Mniepozostanie niebanalny tomik opowiadań. Wnioski, jakiewysnułam po przeczytaniu: nie spotkałam takiej swobodypióra u tak młodej dziewczynki. Miała niezwykłą spostrzegawczość.Niesamowicie wrażliwe serce i szlachetność, takrzadko spotykaną w tak bardzo zdziczałych obecnie czasach.Mieliście wyjątkową córkę w domu. Tomik, który pozostawiłaporuszył mnie bardzo.Iwona Sławecka, KobylnicaNicole Zawłocka: „Ból, czyli Historia Pani Kaliny, Dorota iinne opowiadania”, Starostwo Powiatowe w Słupsku przywspółudziale gminy Słupsk, 2007.JESZACZE O DEBIUTANCKIM TOMIKU H. JURAŁOWICZs k a l e c z o n aświatłem uroku„Za wcześnie na samotność” – tak pisze autorka tomiku wierszy – (debiutksiążkowy) Henryka Jurałowicz, w metaforycznym tytule całości„Księżyc kładzie garść światła”. W moim życiu recenzenta, drugi razsięgam po książkową wizytówkę autora, w tym przypadku autorek,bo wcześniej opracowałem tom wierszy Emilii Zimnickiej z Izbicy.Jak jedna, tak i druga żyje na wsi, a zatem spojrzenie na sąsiedztwowokół ogarnięte jest żywą scenerią natury w przyrodzie. Wówczas to„ja”, jest otwarte, jako „człowiek” do „matki – ziemi”. Poetka Zimnickazdała egzamin na piątkę, teraz mam ocenić wiersze Jurałowicz.Autorka w pierwszym utworze „Samotność” chce namprzekazać to najważniejsze, że: „Samotność... / to cisza inocy czerń, / (...) to niepokój”. Ale zaraz w drugim wierszu„Moja poezja” pisze: „Popuszczam fantazji wodze / (...) Złedemony / (...) Chcąc wyrwać mi z serca i myśli i słowa /(...) A ja nie dam się zwariować”. Zatem przykuta jest poetkado swojego świata, o którym wie dużo, ale przekonywać dotego chce innych tym językiem, językiem sztuki. W wierszu„Świerszcze” pisze: „I dojrzałym zbożem / Świerszcze oszalałe/ I muzyką pijane / Budują nasze marzenia”. Jest ładna myśl6 wieś tworząca dodatek literacki


w trzeciej zwrotce: „Gwiazda byspełnić czyjeś marzenie / Opuszczaswoje niebo”. No, niby nic nowego,a jednak. Zawsze otwieramy powiekiby znowu zobaczyć świat stały, aczłowiekowi mało i mało, i wybiegaz progu domu, by się po prostuświatłem skaleczyć.Jest w tych wierszach prostota.Wytrawny krytyk by powiedział:skromność wyrazu. Ale czynie wzrusza ten opis w „Wiośnie”?:„Na starym cmentarzu barwinkiemzakwita / (...) Stare płoty cieszą sięśmiejąc sztachetami / Bo pod nimirozsiadły się mlecze złote / Niczymkokosze z kurczętami...” Ten opis niejest prosty, bo potrzeba i wyobraźniby połączyć taką zgodność sąsiedzką.Nikt nikomu nie robi krzywdy.Jest płot, obok cmentarz i kurzarodzina - ale tą rodziną są mlecze.Zaskoczenie. W wierszu „Dom” autorkapisze do ukochanego, ale dlamnie ważne jest jego zakończenie:„W nim co noc rozbijasz namiot snu/ Gwiazdy przez zamknięte oknawchodzą”. Przepraszam, podmiotjest ważny; poetka dziękuje tak starannie swojemu gościowi,który jednocześnie okrywa się obowiązkami gospodarza, alete dwa wersy są mocne w tej liryce. Czyż nie jest i tu ładnie,kiedy czytam w wierszu „Jesienna dziewczyna”, a jeżeli ładnieto i język literacki ma swój walor: „Jej rude włosy / Kaskadąliści spadają / Oczy patrzą błękitem jezior / Łzami deszczudzikie gęsi żegnając”.I nagle czytam w wierszu „Wiejska nuta”: „To melodiepachnące / Łąką i kwieciem polnym / (...) A serca i duszemuzyką porwane / Żeby mniej bolały”. O tak, i ja bym tampobiegł i zatańczył to wszystko naraz, i z dzbanem wina. I tewarkocze grube, i te soczyste pocałunki z szybkością wiatru...Rozumiem to życie w głębi Polski, tej właśnie na dalekiej Prowincji.I takich poetek więcej nam znać, bo one nie tylko śpiewająsłowem, one są i słowem, i nutą. No, a czy jestem dalekiod prawdy, kiedy czytam coś wyjątkowego w wierszu „Zima”:„W powietrzu płyną statki mrozu srebrzyste / Wkradają sięw sny dzieci”. Czyż nie jest to okaz prawdziwej literatury wpoetyckim wydaniu? Akurat w tej zbieżności jakaż cudownafraza! A jest i inna zima, i inne wcielenie w ostatnim wierszu„Zima nad morzem”, w pierwszym rozdziale pod tytułem„Srebrzyste statki mrozu”, a wiersz ten mówi: „Mróz ostrzyswe noże na kamieniach”.Więc co powiedzieć o poetce ukrywanej gdzieś daleko wCzłuchach, tak blisko zamieszkałej przed ziemskim cokołem,co się Rowokołem zwie? Tak, byłem tam zaproszony przezHenrykę. Byłem tam i czułem to światło zieleni, tę jej ciszę,ten rozdawany uśmiech powitań...Wchodzę w drugi rozdział tomiku wierszy „Drzewasięgają głębin wieczności”, a tam celebruję – chyba dostojnie– wysiłek poetki w słowie: „Tutaj znajdę tkliwość jesieni/ Gdy złotą kopułą brzozy się przykryją / A drzew gałęziesplotą się w dzwonnice”. O tak, to jest pieśń zielonej ziemi.Poetka pisze wiersz „Las na Rowokole”: „A kiedy stanie sięcisza ogromna jak woda / Usłyszę szum skrzydeł”. I w tymotwartym temperamencie poetka dotyka czule: „Wiatr od jeziorarozpędzony / Tańczy ze znajomą starą wierzbą”. To jużwiersz „Moja wieś Człuchy”. Tak, poetka nie kłamie, bo: „...wielbię / Spalony ugór i bagno przy rzece”. Bo przecie jestwiersz „Dąb i klon” świetnie rozwiniętyw zastępstwie rodzonego ojcai rodzonej matki; tak zapraszam,przeczytajcie ten wiersz.Ale nieopodal „kwitną róże zkamienia”. Jest i „Wspomnienie zdzieciństwa”: „Papierowa łódź stajesię wielkim statkiem / Po deszczuw kałużach znów biegam boso /Na łuku tęczy zjeżdżam jak po stoku/ I razem z aniołami w światbaśni unoszę się”. To są tylkourwane zapamiętania... Dorosła kobietawchodzi w ciało dziewczynki,łomoce jej tamto niewinne sercei ruch wsi żywszy od dzisiejszegoruchu spazmu. Bo nie ma tamtychludzi, nie ma tamtych sąsiadów,nie ma licznej zwierzyny i powracającychz pól.Że też pisanie ją nie męczy?Zagląda na strony swojego życia,wspomni matkę w wierszu „Cisza”:„Cmentarne drzewa nie budzą Cięlistkami”. I trochę później: „Przyjdęcichutko żeby Cię nie zbudzić”. Ijakby w prośbie: „Dzisiaj dzwonynie bijcie zbyt mocno / Moja Mamaśpi...” Bo żal w córce nosi ciężary za matki podobieństwo. Idawne uczucia się starły. W wierszu „Cierpienie” czytamy:„Mówisz do mnie jak do nieznajomej”. Czyż nie są to mocnesłowa, a mocniejsze i w tej fazie: „Co myślał Bóg tworząctaką starość”? Osnuta cieniem pamięci chce podważyć to, żesię nie zgadza na zmiany w biologicznym aspekcie.W rozdziale trzecim pod tytułem „Ja cię wieńcem kwiatówjak niebem otoczę” wiejska poetka wkracza w swój bardzobliski świat, bo intymny, pożądany, wiekuisty, kobiecy ierotyczny. W wierszu „Erotyk” pisze: „Koty na dachu błagająo miłość / Dotykasz mych nabrzmiałych piersi / Białych lilii”.Czy można sobie co innego wyobrazić z temperamentem obrazutak nagiego, jakby rozczulona posągiem się stała nawetna odległość? Z jej piersi tryska zdrowie. Z jej piersi tryskaźródło. To jest moc przyciągania, że te piersi żyją! W wierszu„Jeżeli jest ci to obojętne”, poetka otwiera się: „...tak niewielejeszcze o mnie wiesz”. Czy to ukryte niespodzianki? Kobietama tych niespodzianek wiele, bo „Miasto budzi się jak dżungla”.Kobieta taką „dżunglą” jest.Czwarty i ostatni rozdział ma tytuł „Kiedy już odejdę”,poetka chce się pokłonić „i trzcinie chwiejącej się wiatrem”.W wierszu „Wiosennym świtem” jest cudowna metafora: „...drzewa stały w białych welonach rosy”. A o sobie: „A ja niosłamw dłoniach nowe gniazdo / Puste... bez ptaków”.Oczywiście wybrałem te fragmenty, te obrazki, któremnie porwały w całym zapisie. Autorka tego tomiku, HenrykaJurałowicz zmieściła swoje życie na kilkudziesięciu stronach.Myślę, iż potrafiłaby oddać i na kilkunastu stronach najważniejszeswoje ciepłe uczucia do otaczającego ją w ramkachpromieni życia. Bo każdy osobny wiersz mówi za nią, że jestuczciwa do najdrobniejszego szczegółu. Ma ich pod dostatkiem.Potrafi i kamień obudzić i spróchniałą gałąź. Jest zawszeodpowiednio przygotowana na otwarcie tego cichego ogrodupoezji, gdzie tyle się rzeczy dzieje. Zawsze, zawsze wybierzeuczciwe słowo i go przystroi z namaszczeniem.Zygmunt Jan Prusiński, UstkaHenryka Jurałowicz: „Księżyc kładzie garść światła”, StarostwoPowiatowe, Słupsk 2006.wieś tworząca dodatek literacki7


wiersze najnowszemądrego się nie daprzebaczyć to trudna sztukazapomnieć jeszcze większazadręczenie się przeszłościąnie ma sensuEmilia Zimnicka, IzbicaGORZKA PRAWDACzyż nie gorzka prawda -że my współcześniteż patrzymy z kamienną obojętnościąna los maltretowanego starcagłodnego dziecka, psa, gołębia.Chcemy, żeby wszystko wokółbyło wygodne, ugłaskane, piękne.Fala krzywdy dziwnie wraca.Tyle mądrych ustaw wymyśliłw swej niezmierzonej pysze człowiek.Na swój użytek.Tylko, że gdzieś po cichukumuluje się czarna chmura krzywdy.Patrzy na nas gołąb w pięknej siwej sukniz czarnym paskiem.Drepcząc bezbronny i głodnyPo zimnych kamieniachMoże to uskrzydlona dusza mojej babcibłądząca po świecie?Powraca wtedy wspomnienie jej dobrego sercaw czasach gdy nad światemszalał czarny wicher wojny.Henryka Jurałowicz-Kurzydło, Słupsk***Wyszumiało mi kiedyś morzewywróżyło złotem bursztynumoją małą wieś zagubionąw której się kocha stare drzewakróliki, dzieci i polaże podziwiać będę rankiemw locie błękitnym klucze żurawiże jednocześnie odgarnę z czoławłosów kosmyk i myśli natrętneże uwierzę w możliwe...to co nie jest możliwe...I pokocham jedną miłościąśpiew kosa w zimowym ogrodziei anioły w dalekim NiebieWanda Majewicz, BytówPERŁOWA MUSZELKAMuszelkę perłowąŚciskam mocno w dłoniSymfonia z niej płynieNutką morskiej toni.I w słońca promieniachW bursztynowym blaskuSrebrem lśni i błyszczyŻółte ziarnko piasku.Ślady stóp na plażyFale już rozmyłyWspomnienia znad morzaSzumem fal ożyły.Łza z łzą się łączyW jedną łzę wspomnieniaSpływa po policzkachWestchnieniem wzruszenia.Jan Wanago, WrześnicaBŁOGOSŁAW PANIEWyrwij mnie Panie z sideł złaUwolnij mnie z niewoliA niechaj światło, prawda TwaMe serce uspokoi.O Panie wiedź mnie kędy zdrójWód żywych tryska światła blaskO Panie żeby święty TwójGłos we mnie nigdy nie zgasł.O Panie pobłogosław miBym godny pokłon Ci oddałOraz ofiarę złożyłWargami memi godną chwał.Eugenia Ananiewicz, Słupsk***Dlaczego tak szybkożycie barwy zmieniatylko przyrodama zawsze swój urok.Nie śpięprzez oknosączy się rdzawe światło księżycana ciemnych dachachpisze alfabetem Morse’akołysankę.Usypia miastomnie niekrzywdę widziszgdy na ciebie padniezłość zawsze głupia jestżal dusi jak kamieńtrudno oddychaćcieszyć się życiemnie możesz zanurzyć sięw wodach rzeki Lete.Głupiego nie trzeba udawaćTeresa Nowak, ŁupawaDROGATen szpaler drzewZamknięty u dołu czarną wstążkąu góry zielonym dachemto droga samegoBoga.Idę drogą z Panem BogiemPod rękę.Bóg mi jak brat.Śpiewamy pieśńbez słów.I tak nam bliskoI tak nam błogo.A ponad nami zielony dachA jeszcze wyżej słońcePatrzymy razem na witrażeulotne i nietrwałe.I tak nam dobrzeNiech tak zostanieI na jutro, na pojutrze...na zawsze.Aldona M. Peplińska, MotarzynoODDECHY WSPOMNIEŃKiedy złościsz się na mniei krzyczysz w strasznym amokuzamykam serce swe na dnieuczuć serdecznych zmrokuKiedy uśmiechem mówisz czuletulisz miłości słowem ciałokwieciem wiosennym wpadam w ulei jest mi ciągle nektaru małoKiedy odchodzisz bez pożegnaniawyrzucasz szczęście nieskończonebrak oczu nieba i kochaniazostawia życie łzą zmąconeChwytam oddechy naszych wspomnieńw płuca nadziei zachłannie wplatamduszę się w płaczu miłości pragnieńcieniem samotności w przestworzawzlatamGrzegorz Chwieduk, KępiceCUDOTWÓRCYgdy Matkę Bóg ukradłon produkował wytrwaledużo szaleństw8 wieś tworząca dodatek literacki


upijał się na wariataćwicząc niejedno samobójstwoprzekleństwami zabijał pustkęz uwagi na wyjątkowe zasługisąsiedzi nadali mu tytułchamawkrótce odnotowywałbłogosławione wizytytrojga przyjaciółpojawili się w komplecie:ulizany Czesiukabareciara Gosiai wylewna Marysia(chodzą tymi samymi drogamiz góry wysondowanymi)cudotwórcystał się tak pięknie niewidocznyaż zaczęła go widziećdo nieba przyklejonauśmiechnięta MatkaIlona Lipska, SławnoCHWILOChwilo wiecznie proszona!Trzeba mieć czyste ręce,Żeby Ciebie dotknąć.Nic nie chcieć prócz nieba,Zmysłów i serca,By Tobą nie wzgardzić.Trzeba mieć oczy myte łzami,By Ciebie rozpoznać.Trzeba mieć usta nieskażonekłamstwem,By Ciebie wołać.Trzeba z Tobą odejść,By Ciebie zatrzymać.Ludmiła Raźniak, KoszalinBRZEMIENNAkiedyś stan błogosławionydziś spod obcisłej bluzkigołym pępkiem się wypinaprzypomina raczej bezwstydności grzechniż intymność miłości, która w krągłościbrzucha się skryłai czeka...czy rozkwitnie kwiatemczy kolcem w rodzinieutknie gdzieś „w domu dziecka”Alicja Skurzyńska, SłupskDOMPrzywołuję słowo – domi zegar zawrotną karuzeląobraca wskazówki w lewoa w oknie natychmiastzjawia się twarz matkiwciąż zatroskanaza firanką wspomnieńwówczas bosymi stopamii oczyma zamkniętymi w słońceodnajduję po omackuzapuszczone ścieżki dzieciństwajuż niewidoczne gołym okiemi zapach tamtej ziemi utraconejrealny bardziejniż wczorajszy wiatrale zamknięta furtka do ogrodui nie wybiega na spotkaniepiesek w ciemne łatypowiernik największych sekretówwięc strząsam z siebie ptaki skrzydlatepozwalając by dopadły mniepostrzępione koronki smutkui cisza – marszem żałobnymdo niebaIrena Peszkin, KoszalinCZY TEN KOSCzy ten kos, co mieszkana moim drzewiei budzi mnie o świcieprzecudnym śpiewem...Czy on wie,A może nie wie...Ale Tytaki daleki,a tak bliski...Ty – powinieneś wiedzieć,że o Tobie piszę, tylko czasemrozmazują się słowa,bo łez coraz więcej- więc piszę od nowai już sama nie wiemczy jeszcze mam serce.Edyta Wysocka, MiastkoDO PANI M.(O niedośpiewanej pieśni Fryderyka)Widziałem słońce na lewym niebieniskie i blade gdym tam był...on słaby i słabszy się staje i mrok w nim.twarz inna. zbliża się lęk i światło przechodziw nicość. w pieśń ostatnią.A wielkie o nim moje wyobrażenie.i cóż tak naprawdę jest pomiędzy życiemi śmiercią. co szepcze: - podaj mi tylko rękęa zaprowadzę cię do krainy bogów...Grał mi prostotę doskonałą. gadaliśmy długoi dumałem o motylach co mienią się tęcząa żyją krótko. i dowodziłem mu żarliwieże tak jak człowiek tak i cały naród nasznigdy się nie zmienia. zawsze takiż sam jest.i serca zemdlałe ocuci jeszcze i otworzy bramy...Słuchał mnie jakby prorokai słuszność mi przyznawał.widać pociechy szukałw tym naszym „lepiej kiedyś będzie...”bo i smętek mój tym samym słowemukoić próbował.Potem „Jeszcze Polska”... zagrał.a palce u niego białe jak alabaster.i płakaliśmy obaj...Jadwiga Michalak, Naćmierz***Zwyczajny człowiekchodził po tej ziemi.Teraz wędrujepo niebiańskich wzgórzachi dolinacha my często mówimy:„Santo Subito”,„Santo Adesso”.Patrząc w niebo czujemyjak uśmiecha się do nas,pełnym dobroci uśmiechemi pozdrawia świat całyi lud swój ukochanyalbowiem„Do końca nas umiłował”.Anna Karwowska, DobieszewkoJESTEM SAMARano wstaję samaWieczorem czy o wschodzieSiedzę na ławce w ogrodzieSama.Choć mam przyjacielaW duszy jestem samaMówię BoguNa spowiedzi u kapłanaŻe jestem sama.wieś tworząca dodatek literacki9


Wykreował z nich grupęczłuchówfanów ars poetica działającyod dość dawna przymiejscowym Domu KulturyKlub Literacki AKME –inicjator, patron i gospodarz Nie wiedzieć czemu, nad wyraz ciepło odnosiło się doznanych w środowiskutych pasjonatów „sztuki rymowanej” Stowarzyszenie PrzyjaciółKoszalina. Więcej: redaktor Eugeniusz Buczak, szef SPKcomiesięcznych spotkańpn. „Wieczorków Literacko i jednoczesny kanclerz powstałego prawie równolegle KrajowegoBractwa Literackiego, upatrzył sobie Człuchów – jako– Muzycznych”. Stałymigośćmi „cameraty” MDK drugą po koszalińskiej – siedzibę filii Bractwa.Kontakt ze wspomnianym dziennikarzem (zmarłym, niestety,przedwcześnie na początku obecnej dekady) bardzobyli wówczas (1995-2000):Łukasz Bąk, Małgorzata szybko zaczął owocować upragnionymi przez klubowiczówGańcza, Rafał Gierszewski, publikacjami książkowymi. Już w roku 1999 Kenig-KacperskaDaniel S. Goliński,doczekała się inicjacyjnego zbioru trzydziestu czerech wierszyz minionych trzydziestu lat, które opatrzone zostały dośćBolesław Jasiak, IzabelaKiszewska, Stanisław J. enigmatycznym tytułem „Poeta czasów”. Rok później ujrzałKobierski (brat Januszaświatło dzienne „Człuchów w poezji”, kompendium nowychprób twórczych (m.in. prozatorskiej!) pani Anny oraz jej jedenastukoleżanek i kolegów po piórze. I tak, co dwa lata:– wybitnego słupskiegopoety, którym po trzydziestce 2002 – „Poezja w Człuchowie” (liryki ośmiu autorów); 2004zawładnęło powołanie– „I zimą zakwitnę różą” (trzeci, wyjątkowo pokaźny almanachzapisków liczącej dziewięć osób braci spod znaku KBL;kapłańskie z daleką misjąduszpasterską), Katarzyna publikacja – dodajmy – pod honorowym patronatem prof. dr.Kontek, Ewa Krawiec,Andrzeja Zolla dzięki sukcesowi człuchowian w piątym KonkursieRPO na Najlepszą Inicjatywę Obywatelską Pro PublicoJadwiga Michałek,Bono). Nie przypadkowo, w moim odczuciu, dominują tamMirosław Mojka, Edyta utwory trzech (S.J. Kobierski, K. Kontek, Ł. Wisiecki) i możeMondra, Iwona Netiacha, jeszcze kilku (B. Jasiak, I. Kiszewska, E. Krawiec, E. Mondra, I.Przemysław Nowak, Maria Netiacha, P. Nowak, T, Pałosz, K. Rapkowska, S. Stachowicz)Oktaba, Tadeusz Pałosz, współzałożycieli Buczakowej fraterni.Katarzyna Rapkowska,Anna Kenig-Kacperska bezspornie wyróżnia się w pilotowanej(jako naczelny emisariusz oraz wicekanclerz!) fi-Sylwia Stachowicz, Łukaszlii Bractwa pisarską aktywnością i talentem. Przykładów nieWisiecki, Aleksandra K.trzeba daleko szukać. W tym samym roku, co drugi z ww.Wójcik, no i prezes Klubu almanachów, dzięki wicestaroście Marianowi Pastusze, do rąk- Anna Kenig-Kacperska. pani Anny – i nie tylko – dociera przeuroczy, a przy tym wewiersze najnowszeWRESZCIE WŚRÓD NASJak opuszczona w lesie chataJak złocona komnata.Jestem samaJak drzewo na pustyniCo pragnie wodyPtak choryKtóry nie odleciałDziki zwierz na zakręcie.Jestem samaI ciągle zapłakanaNikt nie otarł łezNie dodał otuchy. No, bo któż?Przecież jestem sama.Wyrzucona za burtęAbym sama torowała drogę życiaPewnie zakończę jąSama.Nikt nie powie nawet„Żegnaj”. Gdyż jestem sama.Zygmunt Jan Prusiński, UstkaDO BIEDNEJ KOBIETY PODCHODZĘDo biednej kobiety podchodzę,która nie ma nic prócz miejsca na miłość.W okopach woli czaję się jak jej wróg,ona też szykuje znienacka atak.Takie są dziś dzikie małżeństwa,wróciliśmy jakby (do kamienia łupanego).Może i dobrze – wszystko na noże,wyzwisk tyle – jak w taniej jatce...Miłość antyrodzinna i polityka podobna,wodzowie układają nuty na pięciolinii.Podoba mi się ta cywilizacja – owszem,jest o czym gadać w knajpie przy piwie.Wychodzę szczęśliwy do domu wracam,a pod drodze łapię ponure księżyce...10 wieś tworząca dodatek literacki


literackiwspaniałej oprawie, 34-stronicowy tomik poetycki „W blaskuświec”. Kłopoty ze sponsorami, wiadomo, robią swoje. Nakolejną autorską pozycję wydawniczą (gwoli ubożuchnej subwencjiUrzędu Miasta: cztery wiersze i minitryptyk prozatorski,łącznie... dziesięć stron) – „Non omnis moriar” – musiałaczekać „I siostra wśród braci KBL” bardzo długo, bo aż doroku 2005. Znamię czasu, moiściewy!Żeby postawić przysłowiową kropkę nad „i”: Ma Kacperskagotowy do druku zbiór trzech szkiców prozatorskich(„Pamiętaj”, „Requiem”, „Na progu wieczności”) oraz kolejny– również pod patronatem M. Pastuchy – tom poezji o frapującymtytule „Lodówka uczuć”. Mecenas ze starostwa po dziśdzień rozgląda się jednak za współsponsorami...Strata nie tylko dla autorki pomienionych książek in spe.Tryptyk esejów – opowiadań (?) jawi mi się uproszczoną, a wefekcie tym bardziej cenną formą stałych u pani Anny refleksjina temat dobra i zła, życia i śmierci. Słyszałem w Człuchowiekrytyczne wypowiedzi o jej niektórych, zwłaszcza darzonychprozą, przekazach literackich: Pisownia, stylistyka – pożal sięBoże, jak u Doroty Masłowskiej... Też przytyk w zestawieniuz najmłodszą, raptem 20-paroletnią zdobywczynią grand prixpolskich ludzi pióra Nike 2006. Bodaj by w części Kacperskadorównała kiedyś „rodaczce” znad Motławy!Wspomniana przed chwilą „Lodówka uczuć” jest, wedługautorki i studium pomieszczonych w zbiorze utworów,przekrojem dotychczasowej (ściśle z lat 1985-2005; dop. red.)twórczości „I siostry Bractwa”. Ze zrozumiałych przyczynznajdują się tam więc różne, jako rzekł AD 2000 EugeniuszBuczak „nie zawsze w konsekwencji udane, lecz przecieżsumma summanum bezsporny talent zapowiadające próby pisarskie”.W całej pełni podzielam tę opinię. Szczególnie przezwzgląd na tematykę wierszy (wszystkich!) człuchowianki:nienawiść, zazdrość i – z drugiej strony, dla przeciwwagi– miłość („szczęście zupełne”). Jakże wyraziste cechy naturyludzkiej czasów, w których żyjemy! Którymi coraz brutalniejrządzi nienawiść, zazdrość, małostkowość, pazerność z miłością,spolegliwością lub choćby wyrozumiałością dla innychw bardzo, bardzo dalekim tle. Samo to każe, ani chybi, pochylićsię nawet nad „nie zawsze udanymi próbami przesłańpoetyckich” Kenig-Kacperskiej.J. R. Lissowski, Słupsklekcje z mamąDrepcząca obok córeczka w takiej samej kretonowej sukieneczce,ale ozdobionej falbankami i fartuszku z wyszytymkwiatkiem, wtórowała cieniutkim głosikiem, a dwa śmiesznemysie ogonki z niewspółmiernie wielkimi kokardami podrygiwałyradośnie do taktu. Jakże przyjemnie się szło drogąmiędzy łanem żyta i pastwiskiem w letni poranek. Matka odczasu do czasu zatrzymywała się, by wskazać na ciekaweobiekty przyrodnicze: a to biała stokrotka, a to żółty podbiał,a to kępa macierzanki z drżącymi kroplami rosy. Cały ten porannyświat godny był pochylenia się i popatrzenia.Wreszcie zbliżyły się do lasu. Kobieta umilkła: - Posłuchamteraz, córeczko, co nam powiedzą mieszkańcy lasu,dobrze? - Uśmiechnęła się do dziecka.- Mamusiu, przecież ty nie umiesz śpiewać po ptasiemu?-Z wielką powagą mała zwróciła matce uwagę. - Niemożesz więc słyszeć ptaszków.Kobieta roześmiała się: - Słyszymy śpiew ptaszków; tylkoich nie możemy zrozumieć. Ale jeśli będziesz bardzo mądra,Letni czerwcowy poranek.Piaszczystą drogą szła kobieta,prowadząc za rękę dziewczynkęw wieku pięciu a możesześciu lat. Kobieta okołotrzydziestki, ubrana w kolorowąkretonową sukienkę, przepasanazgrabnym błękitnymfartuszkiem niosła niewielkiewiadereczko. Z kieszeni wystawałakromka chleba. Kobietagłośno śpiewała smutną balladęo wędrowcu, co nad Bajkałemszukał swojej rodziny.Głos miała dźwięczny i mocny.OPOWIADANIE PREZES KLUBU - ANNA KENIG-KACPERSKAwieś tworząca dodatek literacki11


W DOMU TRWAŁY OSTATNIE PRZYGOTOWANIA DO ŚWIĄT WIELKANOCNYCHto się domyślisz, o czym śpiewają.- A kiedy ja będę mądra? - zapytała dziewczynka.Cii! Tu trzeba zmówić paciorek. Wieczny odpoczynek....- półgłosem powtarzała słowa. - Przeżegnaj się - zwróciła siędo dziecka, które z nabożnym przejęciem wykonało poleceniematki, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś Bozi. Przeszłyjeszcze kilkanaście metrów w ciszy i skupieniu, gdy mała niewytrzymała i głośnym szeptem zwróciła się do matki, domagającsię wyjaśnień.- To cmentarz niemiecki. Tu leżą zmarli i należy szanowaćich spokój - wyjaśniła mama. Dziecko przyjęło słowamatki ze zrozumieniem, jeszcze chciało o coś zapytać,ale mama nagle się zatrzymała i przytrzymując palec naustach, pokazała coś. Spojrzenie dziewczynki pobiegło zapalcem matki.- Króliczek! - wyszeptała z zachwytem,- To zajączek! - również szeptem sprostowała mama.Rzeczywiście, między sosenkami przycupnął małyszaraczek i chrupał zajęcze ziele. Po chwili zorientował się,że jest obserwowany i niespokojnie rozglądając się, śmieszniestrzygąc uszami, pokicał w głąb lasu. Matka z córkąposzły dalej, na polanę, gdzie rosło mnóstwo pachnącychpoziomek.***Minęło kilka lat. Wielki Piątek. Od rana świeciło piękne,wiosenne słońce. W domu trwały ostatnie przygotowania doŚwiąt Wielkanocnych. Wczoraj do późnej nocy kobiety splataływieniec, by ozdobić przydrożny krzyż. W domu pachniałojeszcze świerkiem i tują.- Heniuś, pozbieraj wszystkie gałązki, resztki sznurka iwynieś do szopy. Dziewczęta, pozamiatać podłogi i przypominamwam o koszyku na święconkę. Trzeba go przystroić.Pisanki będziemy robić wieczorem.Mama spokojnie dzieliła obowiązki między trójkęswoich pociech. Mogła na nich polegać. Przed nią byłomnóstwo zajęć związanych z obrządkiem i gotowaniem.Po południu młodzież ze wsi przyjdzie do krzyża. Naszczęście już nie trzeba martwić się o drabinę, gwoździe,druty do podczepiania. Wszystko przygotowane. Trochęi żal, że się już nie jest młodym. Pamięta, ile to byłożartów, zabawy, ale i żarliwości modlitewnej, gdy młodzischodzili się przed wiejskie krzyże. Ale to było tam, naPoprawce. Zatrzymała się na chwilę. Tyle lat już nie byław swoich rodzinnych stronach, na grobie ojca, nie widziałasię z siostrami, braćmi... Ciekawe, co też z mamą?Dawno nie pisali, może chorują? Teraz napisze do nich, aw czasie wakacji pojedzie tam, choćby na tydzień. Postanowiłai zrobiło się jej lżej. Zaczęła śpiewać Gorzkie Żale.Robota paliła się jej w rękach. Trochę dłużej zmarudziła woborze, bo trzeba było pogadać z krowami, które pieszczotliwieocierały się o nią, gdy sypała im świeżą brukiewi zgrzebłem przyjemnie drapała po grzbiecie. Teraz jużmogła zabrać się za dojenie.Kiedy wróciła do domu z wiaderkiem mleka, dzieci jużnie było. Każde poleciało w swoją stronę, bo był to pierwszydzień wiosennych ferii. Zakrzątnęła się koło obiadu. Samapościła, ale dzieci, mąż... jedne zbyt małe, a on ciężko przecieżpracował. Po obiedzie upiecze chleb. W wędzarni wisząszynki, kiełbasy, boczki. Była dumna ze swoich umiejętnościkulinarnych.Nagle drzwi się otworzyły z wielkim hukiem. Do kuchniwpadła zarumieniona najstarsza córka z olbrzymim pękiemświeżego barwinku.- Zobacz mamusiu, jaki piękny barwinek. Tym przystroimykoszyk ze święconką. Ale będzie śliczny! - zachwycałasię, odgarniając na bok grzywkę prostych włosów, usiłujączatrzymać je bodaj na chwilę za uchem.- A skąd masz ten barwinek? - W głosie matki nie byłoentuzjazmu. Domyślała się, skąd córka mogła go nadrzeć.- Z cmentarza niemieckiego. Wiesz, ile go tam jest?Z grobu nie rwałyśmy, tylko koło... - W głosie dziewczynyzadrżała niepewność. Wiedziała, że nie wolno nic brać zcmentarza, ale czy z niemieckiego, starego też? Nie byłapewna.- Córciu, tyle razy ci mówiłam, że nie wolno tam chodzić.Nie wolno zakłócać spokoju nieboszczykom. To jest ichmiejsce, ich barwinek, ich wszelkie kwiaty. Tym bardziej, żenikt bliski nie dba o nich. To święte miejsce! - mówiła tospokojnie, ale brzmiała w tych słowach jakaś złowroga nuta. -Odnieś im ten barwinek i zmów pacierz za spokój ich duszy.Te słowna zabrzmiały kategorycznie. Dziewczyna poczerwieniałaze złości.- Ależ mamo, to przecież niemiecki cmentarz. Słyszałaśprzecież, co opowiadał Gierlach o obozie koncentracyjnym.Przecież wczoraj opowiadał o torturach, jakich zaznałw Oświęcimiu, o żonie, która zginęła w komorze gazowej.Sama mówiłaś, że to bestie w ludzkich skórach! A teraz każeszmi oddać im barwinek i jeszcze się za nich modlić? Toniesprawiedliwe!Dziewczyna prawie krzyczała i nie tyle ze złości, coogarniał ją paniczny strach na myśl, że będzie musiała tampójść, zaraz i to sama. Bo nie podejrzewała, że pozostałeuczestniczki wypadu po zielone kłącza też zostaną takukarane. One na pewno wcale nie będą pytane o pochodzenienieszczęsnego barwinku. Od lat wiedziała, że tylkojej matka jest tak zasadnicza w sprawach wian i duszy.Matki Danki, Wandy, czy Heńki nie były wobec swoichdziewcząt tak konsekwentne i stanowcze. Pomarudziły, pogderałyi najczęściej przewinienia uchodziły im płazem. Jejmatka nie darowała. Była oburzona na matkę, ale musiałaprzyznać, że te dziewczyny lgnęły do jej mamy, bo jej postawabyła wyrazista: co uznała za zło, było złem, a co zadobro, było dobre i to z uzasadnieniem. Nic na wiarę, nasłowo.- Córeńko! - głos jej złagodniał. - Gierlachowi krzywdęuczynili żywi ludzie, nie martwi. Póki będą żyć, będą zbrodniarzami,będą karani przez żyjących. Po śmierci człowiekstaje poza zasięgiem ludzkiej sprawiedliwości, poza zasięgiemnienawiści i zemsty. Po śmierci... - zawiesiła głos, byznaleźć odpowiednie słowa. - Pamiętasz, jak ci czytałam„Redutę Ordona”? I swój i wróg w jednej mogile, która rozejmmiędzy nimi uczyniła? Gdyby żyli, walka między nimitrwałaby nadal, ale śmierć potraktowała ich jednakowo i razemstaną na Sądzie Ostatecznym. I tylko wyroki boskiebędą różne, chociaż... i tego nie wiemy. Zmarłym należy sięmodlitwa, a miejscu ich spoczynku - szacunek. To świadczyo naszym człowieczeństwie. Najważniejsza jest pamięć. Ozbrodniarzach i ich zbrodniach musimy pamiętać ku przestrodze,żeby się nie powtórzyły. Dobrych ludzi czcić pamięcią,by służyli nam za wzór.Zapadło milczenie. Dziewczyna wiedziała, że matka marację. Z ciężkim sercem wyszła z domu. Na stary poniemieckicmentarz biegła. Zdyszana stanęła na granicy, gdzie ostatni,mocno pochylony słupek informował, że tu była brama wjazdowa,rzuciła pęk barwinków i wyklepała na jednym wydechu„Wieczny odpoczynek...”. Uciekając, ile sił w nogach, ani razunie obejrzała się za siebie. Odetchnęła w domu. Bolesna tobyła lekcja człowieczeństwa. Rozpłakała się. Mama przytuliłaja mocno do siebie. Rozumiała uczucia swej dwunastoletniejcórki, jej strach i frustrację.Teresa Nowak, Łupawa12 wieś tworząca dodatek literacki


zakupFred kupił sobie samochód i jedziemy, a jedziemy tak,że wolałbym iść piechotą z nogą w gipsie, bo to już nie byłsamochód, a po drugie - Fred chyba długo nie jeździł i prawastrona uparcie myliła mu się z lewą. Tak jak przy ruszaniujedynką ze wstecznym, no i to ryzyko przy zakrętach, bo okierunkowskazach to tylko pomarzyć, czegoś takiego bowiemw tym wehikule w ogóle nie było. No, ale jedziemy.Fred jednak uparł sięna zamożność i żadnaargumentacja nie była wstanie nic tu wskórać, bodla Freda najważniejszebyło, że jak jeździ poMiastku, to wszyscysię za nim oglądają, cobyło zresztą bezsporne.Nawet Straż Miejskazdjęcia mu robiła...- Goś stuka - mówię.Fred nic.- Stuka coś!- Przecież słyszę. Trzeba będzie dokręcić.- Ale co?- A skąd ja mogę wiedzieć? Kaktus to naprawi.Dobrze, że dojechaliśmy o świcie, gdzie mieliśmy dojechaćw południe poprzedniego dnia.- Po co ty kupiłeś ten samochód? - pytam Freda.- Wszyscy mają.- Ale nie takie.- Facet rozłożył mi na trzy raty.- To uważaj, bo jak będziesz nim jeździł,to nie zdążysz drugiej raty zapłacić.Fred jednak uparł się na zamożność iżadna argumentacja nie była w stanie nic tuwskórać, bo dla Freda najważniejsze było,że jak jeździ po Miastku, to wszyscy sięza nim oglądają, co było zresztą bezsporne.Nawet Straż Miejska zdjęcia mu robiła,a kiedyś tak niefortunnie zgubił błotnik, żekaretka pogotowia nie mogła przejechać dokonającego, a że zablokowały się prawe kołai wszystkie drzwi - przechodnie solidarnieprzenieśli ten jego samochód na chodnik ibardzo schlebiano Fredowi, że tak dużo ludzijuż wie, że ma samochód.- Zamień to na rower. Potrzebny ci tensamochód jak kurwie gacie. Zobacz, jak onkopci.- Gaźnik... Kaktus to naprawi.Opatrzność najwidoczniej czuwała nadnami i szczęśliwie wróciliśmy do Miastka, apotem Kaktus otaksował samochód Freda iwidziałem po jego minie, że jest bezradnyjak niemowlę wobec tego motoryzacyjnegoproblemu i w wielkim skupieniu poszliśmydo parku, żeby się zrelaksować.- Kiedyś kupisz sobie nowy - powiedziałemdo Freda, żeby go wesprzeć ducho-wo. - Będziesz jeszcze bogaty.- Pewnie, że będziesz - poparł mnie Kaktus. - Kupisz se porządnągablotę z klimatyzacją. I kierunkowskazy będziesz miał.- Ja już nie będę bogaty - skonstatował Fred, wypełnionypo całe swoje, brzegi depresją. - Jak cały naród biedny, to jateż będę biedny.- Lada dzień będziemy mieli dobrego księgowego w rządzie– uparcie pocieszałem Freda. – I nawet Fidel Castro nampomoże. Może nawet Chińczycy.Fred chyba uwierzył i wyraźnie poweselał, a morał z tegotaki, że trzeba wierzyć trochę - optymizm jest za darmochę.Lechoslaw Cierniak, Słupskkapelusz- Buty, spodnie i krawat z koszulą - Fred do ekspedientki.- Wszystko takie, żeby wyglądało na droższe i z promocji– uściślił.- Skąd ty masz pieniądze? - spytałem go podejrzliwie.- Z kapelusza.- Skąd masz forsę?Rudowłosa ekspedientka z niebywałym wdziękiem dogadzaławyszukanym gustom Freda, a ten aż się ślini nadziewającoko na jej rubensowskie piersi. Ja też nadziewałem oko,ale trochę niżej.- Dlaczego pan płaci w euro? - moment zapłaty przyjęłaz konsternacją.- No bo w euro.- Nie ma pan złotówek?- Nie mam.No, ale transakcja została na szczęście dokonana i tona korzyść Freda, bo kantorowy przelicznik okazał się akuratdobry. Potem jeszcze nadzieliśmy, Fred swoje oko i ja swoje iwyszliśmy.- Teraz idziemy do babki i weźmiemypołówkę.- Tu obok mamy monopolowy – śpieszyłemsię do promili.- A po co mamy płacić za banderolę?Babka niedowierzała, Fred bowiem nigdynie płacił bezzwłoczną gotówką, a tu jakgrom z jasnego nieba - euro na stół. Każdyz tych unijnych talarów oglądała z dziesięćrazy, żeby się upewnić czy to nie z wołomińskiejmennicy.Długo Fred w nadzwyczaj aktywnysposób podkreślał swoją zamożność, ale powodytego krezusowego statusu bynajmniejdla mnie ciągle pozostawały tajemnicą.- Skąd ty masz forsę?- Mówiłem, że z kapelusza.I nie kłamał z tym nakryciem głowy,bo w zeszłym tygodniu schlany zasnął naławce w tym naszym parku i spadł mu tenkapelusz, a że akurat gościła w miasteckimgrodzie unijna delegacja – przewodnik tejżeintegracyjnej wycieczki nieopacznie obrałsobie ciąg spacerowy obok zmęczonegoFreda i wszyscy wrzucali do tego kapeluszaco najmniej po kilka euro. A zatem biednaPolsko – kapelusze z głów.Lechoslaw Cierniak, SłupskDWIE HUMORESKI CIERNIAKAwieś tworząca dodatek literacki13


NA ZIEMI JESTEŚMY TYLKO NA CHWILĘmoje myśli zimoweNa dworze jeszcze zima. W ciągu dnia sypie płatkamikrólewskiej bieli. Może to i dobrze, że piękną kołdrą czystościprzykrywa brudne podwórka i drogi pełne dziur.Właśnie idę ulicą i czerpię oddechem te niepewne, wstydliwepowiewy wiosny, co coraz częściej dotykają mej twarzy.Myślę i wspominam... To już rok jak pożegnaliśmy naszegokochanego śp. Papieża Jana Pawła II. Rok, tak niewielei tak dużo. W tamtych chwilach rozpaczy myślałam, że tojuż koniec, że tylko patrzeć jak życie ptaków, ludzi, zwierząt,przyrody zaniknie i stanie się nicość. No, bo jak żyć bezojca, brata, wujka, dziadka i tego najważniejszego prawej rękiBoga. Bo tym wszystkim dla nas, dla mnie był właśnie Jan PawełII. Mijały dni żałoby, modlitwy, w kościołach, na ulicach,wyciszenie i zgoda wśród ludzi. Mijały, bo dziś po roku...Życie codzienne dajenam dowód na to, iż tuna ziemi jesteśmy tylkona chwilę. Szkoda, że tęchwilę większość z nasbrakiem rozsądku, miłościi dobroci pieczętuje.Nadal są ptaki na drutach, drzewa co liśćmi szumią,zwierzęta domowe i dzikie, i my ludzie, nadal żyjemy. Codziennierano słońce wschodzi i daje nadzieję na to, że jestjeszcze dana nam szansa od Pana na zrealizowanie obietnic,postanowień składanych rok temu w dniach smutku, rozpaczynaszego kraju, całego świata. Przykro, że z tych postanowieńi przyrzeczeń zostały tylko nieliczne. Pozostałe ugrzęzły wdobrych chęciach splątane konarami zła. Przykładów na tojest wiele, ot choćby ostatnie poczynania naszych kibiców, aw następstwie śmierć niewinnej osoby. Teraz płacz bliskich,gniew i zapowiedź zemsty przeciwników. A gdzie te słowamiłości, zrozumienia, zgody?Mam syna, młodziutki chłopiec, który kocha piłkę nożną,gra w nią, kiedy tylko ma na to czas. Już wkrótce będziechciał jeździć na mecze. Cóż wtedy? Jak będę miała postąpić?Przecież nie wiem czy pójdzie po przyjemne chwile spędzonez piłką, czy po śmierć?...Rok temu pisałam, że smutek ogarnął mój umysł, ciało,język, a gadane to mam - mówią jak Hanka Bielicka. Dziś,gdy wspominam tamte chwile, już i pani Hani nie ma wśródnas. Ktoś powie, że z wiekiem jest to zrozumiałe, że czaspozwolił pani Hani na długą wędrówkę wśród nas, podczasgdy inni, młodzi muszą odejść nie przeżywszy tylu chwil naziemi jak ona. Ja jednak smucę się, gdy wspominam tę pełnąciepła, niepowtarzalnego humoru osobę. Bo któż nas tak zasypielawiną słów jak ona, bo któż nam pokaże, że w wiekusędziwej staruszki można czuć się i wyglądać młodo i bardzoelegancko. A te stroje, kapelusze...Idę dalej i chociaż późno, a mroźne powietrze smagamnie rzeczywistością po twarzy, to ja nadal uciekam w głąbmych myśli i witam, a raczej kolejny raz żegnam się z moimukochanym poetą śp. Janem Twardowskim. Od jego śmierciminęło już kilka miesięcy, a tak mi trudno w to uwierzyć.Przed snem czytam jego wiersze, kilkanaście razy wracam dotych ulubionych i szkoda mi, że już nic nowego nie będziemi dane z jego twórczości przeczytać. Dziękuję mu za to conapisał. Za cudne wiersze o miłości, przyjaźni, rozmowie zBogiem. Umiejętnej, szczerej rozmowie, tej od serca, prawdziwej,nie czytanej z książki, nie recytowanej z pamięci, botak trzeba i już. Dziękuję księdzu za te wszystkie pszczółki,biedronki, trawy i krzewy mądrością szumiące. Dziękuję zarady, krótkie i trafne, jak żadne.W minionym i na początku tego roku bardzo wielu ludziodeszło z tego świata. Zginęli w wypadkach, katastrofachbądź śmiercią naturalną. Byli wśród nich znani i lubiani, byliwielcy i mali, bliscy. Dlaczego dopiero po ich śmierci jest namich szkoda? Dlaczego dopiero teraz o nich myślimy i żałujemy,że nie możemy z nimi być, porozmawiać?Życie codzienne daje nam dowód na to, iż tu na ziemijesteśmy tylko na chwilę. Szkoda, że tę chwilę większość znas brakiem rozsądku, miłości, dobroci pieczętuje.Wracam do domu, ciemno i zimno na dworze. Twarzmam mroźnym powietrzem skutą. Wchodzę do mieszkania,uśmiecham się do dzieci, jeszcze kilka godzin temu w złościkrzyczałam na nie. Teraz cieszę się, że są zdrowe, pełne miłości,uśmiechu, że są!Aldona M. Peplińska, Motarzyno14 wieś tworząca dodatek literacki


Piszę do Was, bo chciałam podziękowaćza przysłane książki. Jestem podwrażeniem. Robicie wspaniałą rzecz,przecudowną. Macie dusze, dla którychściele się już w „niebie” miejsce. Toniesamowite, żeby tak cenić zwykłychludzi. Szkoda, że inne starostwa niebiorą z Was przykładu.żyją ludziezwykliŻaden prawdziwypoeta nie liczy na sławę.Ludzie piszący potrafią sięcieszyć jak dzieci, jeśli ktokolwiekzainteresuje się ichtwórczością. To inne istoty- uduchowione. Tylko tenpotrafi ich zrozumieć, ktokocha mądrość i kto samjest mądry. Wy do takichludzi należycie!Chciałam prosić ozamieszczenie tego listui poniższego utworku wnajbliższym wydaniu „WsiTworzącej” wraz z wierszamimojego taty (jeśli takiebędzie miał do wydania) iewentualnie krótkiej notatkiw rodzaju: Pan Jan DylewskiJa nie tylko przeczytałam w Waszych publikacjach omoim tacie, ale cały czas czytam (i ciągle mi mało) innychpoetów. Myślę sobie, że w tym naszym zabieganym świecie,w tej galopadzie za dobrobytem, w tej naszej prozie życia- zatracamy się. A tymczasem, gdzieś obok nas żyją zwykli,prości ludzie, którzy nie nachalnie tworzą, a najzwyczajniejw świecie przekazują swą mądrość życiową. I na pewno nieczekają na poklask, ani na rozgłos.Satyra na czasiePodziękowanieDziękuję Ci MAMO,Dziękuję Ci TATO,Za okruch życia mi dany,Za niebo nade mną,Za lico me nadobne,Za serce otwarte na ludzi,Za pory roku,Za dni codzienne,Za miłość szczerą,Za ból narodzin,Za kolejne słońca,I za kolejne księżyce,I za co jeszcze?Nie zliczę!dochował się już wnuków i prawnuków. Ostatnio napisała donas jego córka, zauroczona twórczością nie tylko swojegoojca, ale i innych poetów i napisała podziękowanie dla swoichrodziców. Córka Pana Jana poprosiła, żebyśmy też zamieścilito podziękowanie.Wiem, że mój tato bardzo się z tego ucieszy, zwłaszcza,że tak rzadko mam okazję widzieć swoich rodziców. Jesteśmykochającą się rodziną, wiem, że możemy nawzajem na siebieliczyć, ale chciałabym w jakiś szczególny sposób podziękowaćmoim rodzicom. Pozdrawiam najgoręcej jak umiem.H.K., RzeczyceLIST ZE ŚLĄSKAJan Wanago,WrześnicaFRASZKI ANTY-ALKOHOLOWEJeszcze nikomu nie przybyło chwałyOd nadmiaru wychlanej gorzały.***Pijąc więcej krok po krokuW końcu znalazł się w rynsztoku.***Pusta flaszka, wokół petyCzęsty obrazek nasz, niestety.***Na jedną nogę, na drugą nogęA później wstać nie mogę.***Wtedy umiar przy wódce – jak ją piją ludzieA jak zaczynają chlać – to już pijacka brać.***Jak się nażłopie – to i po chłopie.***Pływał zawsze w wódce, jedyna kąpiel jegoDopłynął na nieszczęście do wodospadu swego.Jan Dylewski,DrzeżewoCAŁA POLSKASZUKA HAKA!Cała Polska wprost się wściekaSzuka haka na esbekaŻeby powiesić skurczybykaJak margrabia Janosika.Już liderzy Samoobrony czy innej partiiWiedzą ile dobry hak jest wartyŻeby wygryźć konkurenta na stanowiskuTwardym trzeba być w pyskuSzczególnie przed wyboramiTrzeba argumentować hakamiNa przykład jak posłanka ZytaPuściła perskie oko do pułkownika LesikaWłaściwie na każdego PolakaMożna znaleźć hakaNa studenta że reżimowy statystaNa Jasia KobuszewskiegoŻe aktywny komuszy artystaWcale nie łatwo znaleźćNiewinnego człowiekaDla nowo narodzonego esbekaAle Polak potrafi czynić cudaOd czego draństwo blaga obłudaPrzy ich pomocyNawet prezydentem być się udaTrzeba więc spytać szybko góraliCzy hak po Janosiku skrzętnie zachowaliTo był solidny i dużyMógłby nam jeszcze długo służyćHak zbójecki dla zbójeckiej władzyMógłby służyć setki razywieś tworząca dodatek literacki15


SATYRA NA CZASIEJESTEM SPOKO!Chcesz coś zacząć? To nie bzdury.Jeśli zacząć – to od skóry.Moja słabo nawilżona.Patrzę w lustro – pomarszczona!Nie chcę patrzeć, serce pęka,a niedawno byłam piękna.Piękna? – dużo powiedziane.No powiedzmy – w lepszym stanie.Czas okrutny, bezlitosny,znów na głowie mam odrosty!Muszę się zakonserwować!Jak wygląda moja głowa?Włos w nieładzie, sterczy z boku.Dużo lepiej jest o zmroku lub przy świecach,gdy drga światło.Oj pogodzić się niełatwo.Niby nieźle, tak na oko,to wyglądam jeszcze spokoA gdy wzrok ktoś lepszy ma?Ba!!!Myk pod prysznic, trę swe ciało,aby jędrnie wyglądało.Wcieram balsam i olejek.Danuta KmiecikZaleskieMąż złośliwy w nos się śmieje.Trudno – mówi – jesteś stara.Nie dla ciebie bara – bara.Ciesz się z życia, jedz i smakuj.Wyżej nerek nie podskakuj.W twoim wieku nie wypada.Bzdury i głupoty gada!Nic nie słucham, to mnie męczy.Taki mądry a sam jęczy.Tu go boli, tam go gniecie.Dziś – śniadanie jadł w berecie,w grubej bluzie bo mu zimno.Czy tak w życiu być powinno?Ja chcę ciepła, ja chcę słońca,Leżeć gdy plaża gorąca i opalać swoje ciałoaby ładnie wyglądało.Dobry kostium zamaskuje fałdę w talii,więc kupuję: nową torbę i korale.Nie wyglądam staro wcale.Całkiem, całkiem.Co mąż gada, że mi starej nie wypada?On się nie zna, co on wie?Jestem niezła!Może nie?natalia piepkaW czerwcu ub. roku skończyłam Liceum Handlowe w Zespole Szkół Ekonomiczno- Handlowych w Lęborku. Tam też trzy lata temu skończyłamzawodówkę. Mieszkam w Stowięcinie. Od dłuższego czasu czytam wiersze.Czasem sama coś napiszę. Ostatnio moje teksty przeczytała koleżankai namówiła mnie, żebym wysłała je do „Wsi Tworzącej”.PIERWSZY RAZ NA ŁAMACH „WSI TWORZĄCEJ”WYROKDawniej byłam szczęśliwa, chciało mi się żyćZ dnia na dzień świat był piękniejszyWiosną każdy kwiatek sprawiał mi radośćNagle wszystko się zmieniło...Rak – to był mój wyrokBól, cierpienie towarzyszyło mi co dniaPewnego jesiennego wieczoru cierpienie znikło...razem ze mnąTeraz już nie cierpię, nie doznajębólu i strachuJestem szczęśliwa w niebieOSTATNIA CHWILAWielkie szczęście, wielka wygranaTen dzień był wyjątkowyLos się do nich uśmiechnąłWyjazd na wakacje, dobra zabawaMieli w planie się pobrać, wybudować domMieli być szczęśliwi na zawsze„Wieś Tworząca” – Dodatek Literacki do „Powiatu Słupskiego” grupy „Wtorkowe SpotkaniaLiterackie”. Redaguje: Zbigniew Babiarz-Zych i zespół. Zdjęcia: Jan Maziejuk.DTP: Artur Wróblewski. Adres redakcji: Starostwo Powiatowe, 76-200 Słupsk, ul. SzarychSzeregów 14, tel. 059 842 54 17, www.powiat.slupsk.pl , e-mail: zych@powiat.slupsk.plChcieli podzielić się radością z bliskimiChcieli aby inni cieszyli się z nimiJednak nie zdążyli dojechać do celuJakiś wariat zajechał im drogęPisk opon, krzyk, wybuch, jękiTo były ostatnie chwile ich życiaRadość znikła, nie było ślubu, domu, wakacjiBył tylko smutek i pustka w sercach bliskichW ułamku sekundy plany umarły razem z nimiPUSTKANie mogę się pogodzićNie mogę zapomniećBo czy można zapomniećZapomnieć o Tobie?Niedawno rozmawiałaś ze mną na jawieA dziś rozmawiasz we śnieOdwiedzałam Cię w pracyTeraz – odwiedzam Twój gróbNa urodziny dawałam Ci kwiatyA dziś... kładę różę i zapalam zniczOdwiedzam miejsce Twojego spoczynkuOdwiedzam i płaczę, bo Ciebie już nie ma

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!