31.07.2015 Views

Biuletyn 141-142 - Powiat Słupski

Biuletyn 141-142 - Powiat Słupski

Biuletyn 141-142 - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

stabilny i realny do wykonaniaStarosta w swoim wystąpieniu zaznaczył,że zaplanowane w budżecie środkina 2013 rok nie zaspokoją wszystkich potrzebjednostek powiatowych. Niemniejprzygotowano budżet stabilny i realny dowykonania, w którym zadłużenie będziesię zmniejszać. Projekt budżetu uzyskałpozytywną opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej.Jednym z najważniejszychzadań w roku nadchodzącym i latach następnychbędzie znalezienie dobrego rozwiązaniadla Specjalnego Ośrodka Szkol-uchwalonyno-Wychowawczego wDamnicy, który zmagasię z problemami lokalowymi.Na zakończenie sesjiprzewodniczący Rady<strong>Powiat</strong>u Ryszard Stuszłożył radnym, a takżeza ich pośrednictwemwszystkim mieszkańcompowiatu świąteczneżyczenia. Następnietradycyjnie wszyscy podzielilisię opłatkiem.Rada podjęła następująceuchwały: wsprawie zmiany uchwałynr XX/206/2012 Rady<strong>Powiat</strong>u Słupskiegoz dnia 30 października2012 roku w sprawie określenia rozkładugodzin pracy aptek ogólnodostępnych naterenie powiatu słupskiego w 2013 roku;w sprawie przyjęcia przez powiat słupskiod gminy Potęgowo pomocy rzeczowejna przebudowę chodnika przy drodze powiatowejnr 1<strong>141</strong>G w miejscowości Głuszyno;w sprawie przystąpienia powiatu słupskiegodo realizacji projektu pn. „Przebudowadrogi powiatowej Bruskowo Wielkie- Możdżanowo do drogi wojewódzkiejnr 203”; w sprawie współfinansowaniaprzebudowy drogi powiatowej nr 1114GOrzechowo - Przewłoka - etap 1; w sprawiezmiany uchwały nr XVII/162/2012 Rady<strong>Powiat</strong>u Słupskiego z dnia 21 czerwca2012 roku w sprawie przyjęcia przez powiatsłupski od gminy Dębnica Kaszubskapomocy finansowej na przebudowędrogi powiatowej nr 1200G w miejscowościGałęzów; w sprawie zmiany uchwałynr XVIII/186/2012 Rady <strong>Powiat</strong>u Słupskiegoz dnia 28 sierpnia 2012 roku w sprawiewspółfinansowania przebudowy drogi powiatowejnr 1166G Bronowo - Jabłoniec; wsprawie zmiany uchwały nr XX/208/2012Rady <strong>Powiat</strong>u Słupskiego z dnia 30 października2012 roku w sprawie umowypomiędzy powiatem słupskim a gminąSłupsk dotyczącej udzielenia powiatowisłupskiemu pomocy finansowej na realizacjęzadania polegającego na przebudowiechodnika w miejscowości Karżcino wciągu drogi powiatowej nr 1120G Karżcino- Gąbino; w sprawie wydatków budżetupowiatu, które w 2012 roku nie wygasają zupływem roku budżetowego oraz ustaleniaplanu finansowego niewygasającychwydatków; w sprawie zmian w budżeciepowiatu słupskiego na 2012 rok; w sprawiezmiany wieloletniej prognozy finansowejpowiatu słupskiego; w sprawie planupracy Komisji Rewizyjnej na 2013 rok;w sprawie planów pracy komisji Rady <strong>Powiat</strong>uSłupskiego na 2013 rok; w sprawieplanu pracy Rady <strong>Powiat</strong>u Słupskiego na2013 rok.Maria MatuszewskaKierownik Oddziału Promocji i Współpracyw Starostwie <strong>Powiat</strong>owym w SłupskuFot. A. M. PeplińskatarzynieKazimierz Kleina - senator RP, Mirosław Batruch,Marek Biernacki, Czesław Elzanowski- reprezentujący Sejmik WojewództwaPomorskiego. Kuratorium Oświaty reprezentowałBronisław Kisiel. Licznie przybylileśnicy, w tym nadleśniczowie: JanuszAdam Sterczewski z Leśnego Dworu, WacławTurzyński z Bytowa, Czesław Jereczekz Łupawy. Listy okolicznościowe nadesłały:Joanna Mucha - minister sportu i turystyki,Krystyna Szumilas - minister edukacji narodoweji Elżbieta Wasilenko - pomorski kuratoroświaty.Po uroczystym przecięciu wstęgi salępoświęcił ks. dziekan Sylwester Bąk z Nożyna.Wójt gminy Eugeniusz Dańczak w swoimprzemówieniu podkreślił ważność inwestycjidla rozwoju lokalnego sportu. Wielkiewrażenie na przybyłych gościach wywarłoodśpiewanie pełnej wersji hymnu narodowego.Wszystkie ciepłe słowa, pełne życzliwościi szczerych życzeń, wsparte byłyupominkami rzeczowymi. Uroczystość po-łączono z DniemEdukacji Narodowej,a klasa pierwszazłożyła ślubowaniena sztandarszkoły. Senator RPKazimierz Kleinawręczył EugeniuszowiDańczakowiMedal Senatu. Wczęści artystycznejwystąpili: szkolnyzespół kaszubski„Jantar”, dzieciprzedszkolne,dzieci klas I - III zmuzyczną inscenizacją„Lotu trzmiela”oraz dzieci zklas IV -VI z programem muzyczno-sportowym.Na zakończenie wykonano pamiątkowezdjęcie, a gości zaproszono na zwiedzanieszkoły.***Czas budowy i uroczystego otwarciaminął. Pozostały roboty kosmetyczne, zagospodarowanieterenu wokół. Wraz z sza-Fot. A. M. Peplińskarością jesiennych dni nastała też codzienność.Zajęcia szkolne i sportowe odbywająsię w lepszych warunkach. Sala jest świetniewyposażona. Skorzystał także zespółkaszubski „Jantar”, bo ćwiczone na dużejpowierzchni układy taneczne są teraz lepiejprzygotowywane.Aldona M. PeplińskaMotarzynoPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 20125


sku przedstawiła założenia modernizacjisystemu doskonalenia, która ma przyczynićsię do wzrostu aktywności nauczycieli,efektywności kształcenia, rozwoju lokalnychinicjatyw edukacyjnych czy korzystnychzmian społecznych. Bezpośredniekorzyści z wprowadzonej zmiany mają odnieśćuczniowie, co powinno poprawić ichwyniki z testów na poziomie szkoły podstawowej,gimnazjum, a przede wszystkimwyniki matur. Wśród zmian oświatowychwdrożonych w bieżącym roku szkolnymznajduje się modernizacja systemu doskonaleniai samokształcenia nauczycieli.Projekt zakłada odejście od pojedynczychszkoleń na rzecz oferty doskonalenia szkołylub przedszkola przez cały rok. W oferciedoskonalenia na rok 2012/2013 znajdują siępropozycje systemowego wsparcia szkółw zakresie podnoszenia efektów kształceniaoraz kształtowania postaw i zachowańuczniów. Ośrodek proponuje wsparcie konsultantóww diagnozowaniu potrzeb rozwojowychplacówki, przygotowanie planówrozwoju, organizację szkoleń oraz monitorowanieprzyjętych do realizacji zadań.Opieka miałaby się opierać na zasadzie wymianydoświadczeń w ramach lokalnychsieci współpracy i samokształcenia. StarostaSławomir Ziemianowicz zaproponował,by wykorzystać tę ofertę i wspólnie przystąpićdo realizacji tego projektu.Krzysztof Łunkiewicz - naczelnik WydziałuZarządzania Kryzysowego i ObronnościStarostwa <strong>Powiat</strong>owego w Słupskuprzedstawił zarządzanie kryzysowe na poziomiepowiatu naprzykładzieusuwani anieznanejsubstancjichemicznej wyrzuconejprzez morze na plaży w Czołpiniew maju br. W celu sprawdzenia procedurreagowania w przypadku zderzenia zudziałem środka chemicznego przeprowadzono21 września br. trening decyzyjnyna plaży w Ustce. Głównym jego celembyło doskonalenie współpracy Policji, StrażyPożarnej, Pogotowia Ratunkowego orazzespołów zarządzania kryzysowego szczeblagminnego, powiatowego i wojewódzkiego.Przedstawiono sposób kierowaniadziałaniami w zakresie zagospodarowaniai utylizacji środka chemicznego pochodzącegoz analizowanego zdarzenia oraz prawidłowezarządzanie informacją w sytuacjikryzysowej. Ważna też była informacja natemat ponoszenia kosztów w takiej sytuacji.Krzysztof Łunkiewicz zaprosił na dodatkoweszkolenie „obronników” wszystkichgmin.W kolejnej prezentacji, MałgorzataMikołajczak-Paszczyk - naczelnik WydziałuArchitektoniczno-Budowlanego pokazałaźródła energii odnawialnej wykorzystywanew powiecie słupskim. Najwięcej energiipozyskuje się z energii wiatru. Energetykawiatrowa jest nie tylko głównym źródłemprodukcji zielonej energii, przyczynia siędo zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych,ale też daje szansę rozwoju gospodarczego.Farmy wiatrowe ulokowane sąw gminach: Kobylnica, Potęgowo, Ustka,Słupsk, Główczyce i Damnica. Poza dużymiturbinami wiatrowymi, które skupione sąw farmach wiatrowych i wytwarzają prądna dużą skalę, istnieją też małe elektrowniewiatrowe, które produkują prąd na potrzebyich właścicieli, na przykład oświetleniadomków letniskowych, szklarni, budynkówgospodarczych itp. W regionie słupskimwykorzystuje się również energię biomasy,wodną, otoczenia, geotermalną i słoneczną.Najpopularniejszym i najtańszymurządzeniem wykorzystującym energię sąobecnie kolektory słoneczne, które znajdująsię prawie we wszystkich gminach powiatusłupskiego.Andrzej Gomulski - komendant miejskiPaństwowej Straży Pożarnej podsumowałtegoroczne zawody pożarniczoratownicze.Zachęcał jednocześnie, byw roku przyszłym do rywalizacji stanęłyjednostki z każdej gminy powiatusłupskiego. Mówił również o możliwościachzakupu nowego sprzętu.Potrzeby te zgłaszają komendancigminni i to jest podstawą do dofinansowaniazakupów. Zaproponował, byna zapotrzebowaniu znalazła się akceptacjawójta. Zwrócił również uwagęna nadmierne wykorzystywanie strażaków,którzy mają ściśle określone działaniaratownicze.O możliwościach kształcenia na prestiżowychstudiach w Słupsku opowiedziałMarcin Musiałek z Gdańskiej FundacjiKształcenia Menadżerów. Proponowałdwuletnie studia MBA (Master of BusinessAdministration), które wyróżniają się wysokąintensywnością i nastawieniem na umiejętnośćpraktycznego zastosowania zdobytejwiedzy z zakresu zarządzania.Maria MatuszewskaSłupskInwestycje- 2012To był kolejnyrok bardzo dobrejwspółpracy z samorządamigminnymi,dzięki którejudało się wyremontowaći przebudowaćponad piętnaściekilometrówdróg powiatowychPrzyjęta kilka lat temu zasada wspólnegofinansowania inwestycji dobrzesprawdza się w praktyce. Połączoneśrodki powiatu i gmin dają możliwość wyremontowaniawiększej ilości dróg i większąmożliwość pozyskania środków zewnętrznych.W tym roku powiat nawiązałtakże korzystną współpracę z Lasami Pań-8POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


INWESTYCJE DROGOWE W 2012 ROKU- PRZEBUDOWY DRÓG I CHODNIKÓWGminaNazwa drogiDługośćodcinkaKoszt w 2012 roku /wkład gminy (zł)DębnicaKaszubskaDroga powiatowa 1176G DębnicaKaszubska - PodwilczynDroga powiatowa 1200G w miejscowościGałęzów (wraz z przebudową chodnika)2,9 km520 000 / 260 000 Nadleśnictwo,80 000 gmina0,5 km 320 000 / 160 000Droga powiatowa 1130G wmiejscowości Bięcino1,0 km 600 000 / 300 000DamnicaChodnik przy drodze powiatowej1139G KarżniczkaChodnik przy drodze powiatowej1139G w Mianowicach90 m 12 952 / 6 476205 m 34 000 / 17 000Chodnik w Bobrownikach -Droga powiatowa 1140G250 m 24 000 / 12 000GłówczyceDrogi powiatowe w miejscowościGłówczyce - 1143G, 1128G, 1126G3,0 km 900 0000 / 450 000stwowymi. Dzięki wsparciu finansowemuNadleśnictwa Leśny Dwór udało się wyremontowąć2,9-kilometrowy odcinek drogipowiatowej Dębnica Kaszubska - Podwilczyn.Łącznie w 2012 roku przebudowano15,55 km dróg powiatowych, wykonano 3,1km chodników, a wartość wykonanych robótwyniosła ponad pięć milionów zł (drogi- 4.496.699 zł, chodniki - 508.138 zł). Opróczmiasta Ustki inwestycje realizowano wewszystkich gminach powiatu słupskiego.Większość zaplanowanych robót już wykonano,tylko niektóre zostaną zakończone w2013 roku.Termomodernizaja budynków użytecznościpublicznej w powiecie słupskimto jeden z ważniejszych w tym roku projektówinwestycyjnych realizowanych przezStarostwo <strong>Powiat</strong>owe. Całkowita wartośćprojektu to prawie dwa i pół miliona złotych.W 2012 roku wykonano termomodernizacjębudynków: Zespołu Szkół Agrotechnicznychw Słupsku, Domu PomocySpołecznej w Machowinie, w Machowinkui Lubuczewie oraz Dom dla Dzieci w Ustceprzy ulicy Kościuszki. Całkowity koszt robótwyniósł 1 135 291 zł, w tym dotacja z NFO-ŚiGW - 387 984 zł. Zakończenie wszystkichprac zaplanowano na 2013 rok.W bieżącym roku udało się rozpocząćtakże renowację i konserwację plafonuznajdującego się w sali lustrzanej pałacuw Damnicy. Inwestycja jest rozłożona nadwa lata, w tym roku wykonano roboty budowlanestropu nad salą oraz renowacyjnemalowidła za 190 436 zł, w tym dofinansowaniez Wojewódzkiego Urzędu OchronyZabytków w Gdańsku wyniosło 74 tys. zł.Łączna wartość konserwacji wyniesie 459362 zł. (M.M.)KępiceUstkaSłupskSmołdzinoKobylnicaPotęgowoDroga powiatowa 1161 GCiecholub -PustowoPrzebudowa chodnika w Biesowicachw ciągu drogi powiatowej 1164GDroga powiatowa nr 1118Gw miejscowości GąbinoDroga powiatowa 1103GLędowo - ModłaChodnik przy drodze powiatowej1114G Przewłoka - ZapadłeDroga powiatowa 1105GGać - RedęcinChodnik w miejscowości Karżcinow ciągu drogi powiatowej1120G Karżcino - GąbinoDroga powiatowa 1019G KrępaSłupska - Płaszewkodroga powiatowa 1124G SmołdzińskiLas - Czołpino i 1121G w m. BukowaDroga powiatowa 1170GKwakowo - LubuńChodnik w Głuszynie przydrodze powiatowej 1<strong>141</strong>G2,4 km 440 634 / 200 000120 m 30 000 / 15 0000,5 km 79 664 / 39 8320,5 km 100 860 / 50 4301136 m 286 042 / 210 0001,9 km 465 541 / 232 770550 m 115 144 / 57 572500 000 - dotacja celowapowiatu dla gminy2,6 km 1 020 000 / 400 000Projektok. 2 kmkoszt całkowity 650 000,w tym udział gminy 50 proc.450 m 60 000 / 50 000POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 20129


Wiele się mówio partnerstwachprojektowych i zawiązywanychnainne cele. RegionalnyOśrodek EuropejskiegoFunduszu Społecznegow Słupskuzajmuje się wspieraniempartnerstwModa na partnCzym właściwie jest partnerstwo?Pomaga w realizacji działań czy raczej zewzględu na złożoność przeszkadza? Na towłaśnie pytanie szukano odpowiedzi nazorganizowanym w Ustce wspólnie z regionalnymiośrodkami europejskiego Funduszuspołecznego z Gdańska i Chojnic -Forum Partnerstw. Było ono także okazjądo wymiany doświadczeń i poszukiwaniamożliwości pozyskiwania funduszy europejskich.Prezentowano dobre praktyki, bypokazać, jakie korzyści płyną z dobrze zawiązanychpartnerstw.Partnerstwo na rzecz rozwoju zawiązujesię pomiędzydwoma lubwięcej podmiotami,które chcąpołączyć wysiłkii zasoby do znajdowaniainnowacyjnychrozwiązań.Inicjatywapowołania takiegopartnerstwapowinna wyjśćze środowiskaFot. J. Maziejuklokalnego, z potrzeb ludzi, którzy liczą napomoc i wsparcie ze strony organizacji iinstytucji. Utworzenie partnerstwa wiążesię też z możliwością partnerskiej realizacjiprojektów finansowanych ze środkówunijnych oraz innych. Partnerstwo takie zapewniakażdemu podmiotowi wchodzącemuw jego skład wsparcie ze strony pozostałychczłonków. Podejmowane działania,niezależnie czy są finansowane ze środkówunijnych, czy własnych, niosą zawsze wielekorzyści.W powiecie słupskim w latach 2009- 2012 zawiązało się dziesięć partnerstwna rzecz rozwoju. Warto zaprezentowaćdziałania jednego z nich. Porozumieniena rzecz rozwoju społeczności KrępySłupskiej podpisane zostało przez Stowarzyszenie„Nasza Krępa”, sołtysa sołectwaKrępa Słupska i Radę Sołecką. Celem jegodziałania jest tworzenie warunków dorozwoju gospodarczego i społecznegomiejscowości. Partnerzy działają aktywnie,dbają o estetykę wsi, zagospodarowujątereny zielone, uprzątają nieestetycznezakątki, tworzą miejsca aktywnegowypoczynku - wszystko z myślą o„Dopalacze” niszczą młodzieżpotrzebne mądre działanieCo najmniej 3,5 proc. uczniów przyznajesię do brania „dopalaczy”. Do18 października 2010 roku hospitalizowanow Polsce 304 osoby podejrzaneo zatrucie „dopalaczami” i zanotowano 18zgonów. Narastające zagrożenie zdrowia iżycia dzieci i młodzieży było powodem dozorganizowania 21 listopada br. w słupskimstarostwie szkolenia na temat profilaktyki„dopalaczy”. Wzięli w nim udział przedstawicieleplacówek oświatowych i ochronyzdrowia ze Słupska i powiatu słupskiego.O tym, czym są i jak działają „dopalacze”,jak wyglądają i jakie są objawy ich działania,mówiła Aleksandra Steliga z WydziałuNauk o Zdrowiu Akademii Pomorskiej wSłupsku. Aspirant Anna Kowalik z słupskiejkomendy policji przedstawiła zagrożenia wSłupsku i powiecie słupskim oraz obowiązująceregulacje prawne wynikające z ustawyo przeciwdziałaniu narkomanii, kodeksukarnego, a także ustawy o postępowaniuw sprawach nieletnich. Zwróciła uwagę,iż „dopalacze” produkowane są po to,aby ominąć obowiązujące zakazy prawnedotyczące narkotyków, stąd ich skład chemicznyulega ciągłej modyfikacji. Produ-Wyniki Centrum Badania Opinii Społecznej wykazałypojawienie się wśród narkotyków tzw. dopalaczy- nowych środków o działaniu psychoaktywnym.W krajach Europy Zachodniej są używane jużod połowy lat osiemdziesiątych ub. wieku, w Polsceobecnie notuje się ich rosnącą popularnośćcenci „dopalaczy” często nie informują oich składzie chemicznym, a do ich produkcjimoże być użytych aż dwanaście tysięcyzwiązków chemicznych.O programach profilaktycznych realizowanychw szkołach słupskich i powiatusłupskiego mówiła Danuta Górska z PoradniTerapii Uzależnień od Środków Psycho-Fot. J. Maziejuk10POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


nie są obojętni na problemy sąsiadówerstwamieszkańcach. Najwięcej działań kierujądo najmłodszych mieszkańców - zapewniająim dostęp do atrakcyjnych zajęć,szkoleń, uatrakcyjniają wypoczynek letnii zimowy, włączają w działania społeczne.Partnerzy działają też na rzecz osóbzagrożonych wykluczeniem społecznym.Dzięki tej aktywności mieszkańcy KrępySłupskiej nie są obojętni na problemy sąsiadów,dbają o wizerunek wsi i realizująwłasne projekty.Warto zawiązać partnerstwo i razemdziałać. Rośnie wtedy szansa na osiąganiewyznaczonych celów. Partnerstwo pozwalaspojrzeć na wiele rzeczy szerzej, dostrzecpunkt widzenia partnera, łączy i integrujespołeczność.Regionalny Ośrodek EFS wspomagainstytucje i organizacje w nawiązywaniupartnerstw, pomaga diagnozować problemyna rynku pracy i podejmować działania.Udziela też bezpłatnej pomocy organizacjomi instytucjom w pozyskiwaniu funduszyz Unii Europejskiej.Emilia SimonowiczRegionalny Ośrodek EuropejskiegoFunduszu Społecznego w Słupskuaktywnych. Powiedziała między innymi,że największe możliwości przeciwdziałaniatemu zagrożeniu tkwią w rodzinie. Potrzebnejest mądre postępowanie rodziców,by nigdy nie musieli zmierzyć się ztym problemem.Działania inspekcji sanitarnej przedstawiłaJolanta Zawadzka-Anuszewska z<strong>Powiat</strong>owej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznejw Słupsku. Poinformowała o znowelizowanejustawie o przeciwdziałaniunarkomanii, która zakazuje produkcji „dopalaczy”i handlu nimi. Przypomniała, iżgłówną sankcją ustawową jest kara finansowaza złamanie prawa - od 20 tysiecy do1 miliona złotych. W przypadku uzasadnionegopodejrzenia, że produkt stwarza zagrożenieżycia lub zdrowia ludzi, inspektorsanitarny może wstrzymać jego wytwarzanielub wprowadzanie do obrotu albo nakazaćwycofanie z handlu na okres do 18miesięcy.Inspektor sanitarny może też nakazaćzaprzestanie prowadzenia działalności wobiektach, gdzie wytwarza się lub wprowadzado obrotu podejrzany produkt. W praktyceoznacza to prawo do zamykania sklepówczy hurtowni na okres do trzech miesięcy.W Polsce po kontrolach w 2010 roku zamkniętoponad 1300 sklepów z „dopalaczami”,a w Słupsku i powiecie słupskim - sześć.Danuta RolbieckaSłupskStarosta przekazał pracownikom socjalnympodziękowania i gratulacjeza osiągnięcia, serce i wrażliwość nadrugiego człowieka. Docenił nie tylko ichcodzienną, trudną pracę, ale także aktywność.- Dzisiaj jest okazja, aby wręczyć nagrodyi listy gratulacyjne dla najbardziejzasłużonych. Za duży wkład pracy i zaangażowaniewszystkim Państwu serdeczniedziękuję - powiedział starosta SławomirZiemianowicz.W tym roku, oprócz dyrektorów DPS- Marianny Kawieckiej, Ewy MłynarczykMarka Króla i brataArtura Skoczka zostaliwyróżnieni: z Lubuczewa- Maria Olewińskai RadosławSzycko, z Machowina- Artur Gładikowskii Iwona Sienkiewicz,z Machowinka- Izabela Rudzińska iAnna Skowrońska, zPrzytocka - Anna Ziemianowiczi RozaliaButkiewicz. Z PCPRstarosta wyróżnił UrszulęDąbrowską -aktywnie pracująZ okazji przypadającego 21 listopadabr. Dnia Pracownika Socjalnego starostasłupski Sławomir Ziemianowicz i wicestarostaAndrzej Bury spotkali się z pracownikamisocjalnymiZa sercei wrażliwośćFot. J. Maziejukdyrektorkę oraz Katarzynę Kamińską i DanutęMarzec.Dzień Pracownika Socjalnego obchodzonyjest w Polsce na mocy zapisu ustawyo pomocy społecznej z 29 listopada1990 roku. Inicjatywa święta zrodziła siępodczas pamiętnego spotkania w miejscowościCharzykowy w 1989 roku, w którymuczestniczyli Jacek Kuroń i Joanna Staręga-Piasekoraz pracownicy pomocy społecznejszczebla wojewódzkiego. W spotkaniutym wzięła też udział Marianna Kawiecka- dyrektor Domu Pomocy Społecznejw Lubuczewie. (M.M.)Fot. J. MaziejukPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201211


jaka przyszłość regionu?prawadów byli przedsiębiorcy i pracownicy sektoraturystycznego, piloci, przewodnicyturystyczni, przedstawiciele organizacjiturystycznych i samorządowcy. ŚwiatowyDzień Turystyki był okazją do podsumowaniadziałań, wymiany doświadczeń orazpodziękowania za pracę na rzecz turystyki.W licznej grupie wyróżnionych znaleźli sięrównież słupszczanie. Za wieloletnią pracęna rzecz turystyki marszałek MieczysławStruk nagrodził Irenę Adamiak i Jolantę Jakubowskąz biura turystyki „Przymorze”oraz Mieczysława Jaroszewicza - dyrektoraMuzeum Pomorza Środkowego w Słupskuza organizację i promocję „Jarmarku Gryfitów”.W konkursie na najlepszy produkt turystycznywojewództwa pomorskiego 2012roku drugie miejsce otrzymała MarzennaMazur - kierownik Oddziału Muzeum KulturyLudowej Pomorza w Swołowie za unikalnewalory architektoniczne i przestrzennewsi Swołowo, doskonale wykorzystane doeksponowania tradycji i kultury Pomorza, atakże rozwoju oferty „Krainy w Kratę”. Wyróżnienieotrzymał Henryk Soja - kierownikMuzeum Wsi Słowińskiej w Klukach - jakomiejsca pielęgnowania kultury i tradycjiSłowińców.Wojewoda pomorski Ryszard Stachurskiwręczył odznaki „Za zasługi dla turystyki”:Gabryeli Włodarskiej-Koszutowskiei iViolettcie Tkacz-Laskowskiej z Muzeum WsiSłowińskiej w Klukach oraz Dawidowi Gonciarzowiz Oddziału Muzeum Kultury LudowejPomorza w Swołowie. Ponadto odznakitakie otrzymali też Zenon Koziarski i AlbinOrłowski - przewodnicy Koła PrzewodnikówTerenowych przy RO PTTK w Słupsku.W Warszawie, 27 września br. w ArkadachKubickiego Zamku Królewskiegoodbyła się uroczysta Gala OgólnopolskichObchodów Światowego Dnia Turystyki.Katarzyna Sobierajska - wiceminister sportui turystyki wręczyła odznaki „Za zasługidla turystyki” Renacie Knitter - prezesowiStowarzyszenia Turystyki Wiejskiej „Słowiniec”ze Smołdzina i niżej podpisanej. DepartamentTurystyki Pomorskiego UrzęduMarszałkowskiego przy współudziale PROTprzygotowuje koncepcję rozwoju turystykirowerowej w województwie pomorskimna lata 2013 - 2020. Podczas konferencjipoświęconej rozwojowi turystyki rowerowej,która odbyła się 30 października br. wGdańsku, dokonano wstępnego podsumowaniaprac nad tą koncepcją. Stowarzyszeniaopiekujące się turystycznymi szlakamirowerowymi, a w szczególności samorządynie wykazały zainteresowania uczestnictwemw konferencji. Tymczasem problematykaturystyki rowerowej powinna byćJak oceniam pracę urzędników?trosce o stałe podnoszenie jakości pracyStarostwa <strong>Powiat</strong>owego w SłupskuWw kolejnych wydaniach biuletynu „<strong>Powiat</strong>uSłupskiego” drukować będziemy ankietę na tematpracy urzędu i zadowolenia mieszkańcówpowiatu z jego usług. Zachęcamy do wypełnieniaponiższej anonimowej ankiety, wśródwszystkich osób, które ją nadeślą i wypełniąANKIETAWoddzielny dołączony do niej kupon, losowaćbędziemy rzeczowe upominki. Wszystkie spostrzeżenia,opinie, uwagi i wnioski zostanąprzeanalizowane i posłużą do dalszego doskonaleniajakości pracy starostwa i usług publicznychoferowanych mieszkańcom powiatu.ypełnione ankiety i oddzielnie kuponybiorące udział w losowaniu upominkówmożna składać do specjalnych, oznaczonychnapisem „ANKIETA” i „KUPONY”skrzynek w budynku Starostwa <strong>Powiat</strong>owegolub przesłać drogą pocztową na adres:Starostwo <strong>Powiat</strong>owe, 76-200Słupsk, ul. Szarych Szeregów14. Ankietę można też wypełnić na stroniewww.powiat.slupsk.plOCENY USŁUG ŚWIADCZONYCHPRZEZ STAROSTWO POWIATOWE W SŁUPSKU1.Kiedy ostatnio załatwiał/a/ Pani/Pan sprawę w Starostwie <strong>Powiat</strong>owym w Słupsku?.....................................................................................................................2.Jak ocenia Pani/Pan sposób załatwienia sprawy, kompetencje urzędników itp.?.....................................................................................................................3.Jak ocenia Pan/Pani ogólnie poziom usług świadczonych przez starostwo?.....................................................................................................................4.Czy uważa Pani/Pan, że Starostwo <strong>Powiat</strong>owe jest instytucją przyjazną mieszkańcom powiatu słupskiego?.....................................................................................................................5.Co według Pani/Pana należałoby zmienić w funkcjonowaniu pracy starostwa?.....................................................................................................................6.Czy poruszanie się po budynku starostwa sprawiło Pani/Panu jakiekolwiek trudności? Jeśli tak, to jakie?.....................................................................................................................Proszę odciąć kupon i przesłać lub przekazać w oddzielnie zaklejonej kopercieKUPON UPRAWNIAJĄCY DO WZIĘCIA UDZIAŁU W LOSOWANIU UPOMINKU - NIESPODZIANKIW ZWIĄZKU Z WYRAŻENIEM OPINII NA TEMAT PRACY STAROSTWA POWIATOWEGO W SŁUPSKUImię i Nazwisko ...........................................................................Adres, na który należy przesłać upominek ...........................................................................Wyrażam zgodę na wykorzystanie moich danych osobowychw celach związanych z losowaniem upominku.uwzględniona w opracowywanych strategiachi budżetach gminnych. Wszystkiegminy przecież chcą, by jak najwięcej turystówodwiedzało region pomorski i wyjeżdżalistąd zadowoleni.W wielu miastach i gminach europejskichpodejmowane działania dla rozwojuturystyki rowerowej przyniosły lokalnympolitykom sukces finansowy i poprawiłyich wizerunek wyborczy. A jak jest u nas? Wpowiecie słupskim jest około 400 kilometrówturystycznych szlaków rowerowych.Turystyczny szlak to trasa trwale oznakowanalub opisana, przebiegająca przez obszaryo specyficznych walorach, miejscowościachi obiektach turystycznych. Szlakirowerowe mogą prowadzić po ścieżkachrowerowych w mieście, po wydzielonych,osobnych drogach poza miastem i zwykłymidrogami publicznymi. Znakowanymszlakom turystycznym może towarzyszyćodpowiednia infrastruktura turystyczna:tablice z opisem szlaku, miejsca do odpoczynkui ochrony przed złymi warunkamiatmosferycznymi itp. Wzrastająca liczba turystówrowerowych wymusza budowanieścieżek rowerowych - wydzielonego pasaprzeznaczonego dla ruchu rowerowego. WKodeksie Drogowym ścieżka rowerowa jestokreślana jako droga rowerowa, która stanowiczęść drogi publicznej. Problematykawytyczania oraz oznakowania szlaków turystycznychnie została kompleksowo uregulowanaw żadnym powszechnie obowiązującymakcie normatywnym. Ze szczątkowychregulacji, zawartych w różnych aktachwykonawczych do ustaw wynika jedynie,że podmiotami zajmującymi się w praktyceznakowaniem szlaków są organizacje turystyczne.Nie ma również żadnego formalnegozakazu zajmowania się wytyczaniem iznakowaniem szlaków turystycznych przezinne podmioty. Organizacje turystyczneoraz stowarzyszenia podejmują się podnoszeniaatrakcyjności regionu w zakresietworzenia infrastruktury dla turystyki aktywnej.Wspierane finansowo przez samorządyprzyczyniają się do należytego utrzymaniatras turystycznych, a tym samym dopromocji zdrowego stylu życia, zwiększeniabezpieczeństwa ruchu drogowego. Turystykaaktywna, w tym rowerowa możebyć jednym ze źródeł aktywizacji zawodowejna obszarach wiejskich. Warunkiem jestustalenie zasad finansowania szlaków turystycznych.Kiedy przyjadą turyści i zobaczą,że lokalne szlaki to tylko linie na mapie, to...szlak ich trafi i długo będziemy musieli czekaćna ich kolejny powrót.Joanna Orłowska, Słupsk...........................................(Data i podpis wypełniającego kupon)


gospodarkaJest dobrze!Ogrodzenia z Bolesławic znane sąw Niemczech, Danii, Wielkiej Brytaniii paru innych krajach. Izolacje z Bolesławicchronią wiele tysięcy kilometrów ciepłowniczychmagistral w Europie i AzjiJeszcze niedawno o bolesławickimIZO-METAL-u niewiele słyszano. Dla piszącegote słowa była to również jedna z wielunazw, a tu proszę - rodzinna firma spodSłupska wypływa na naprawdę szerokiewody. Jeśli kandydat na pracownika nie boisię solidnej pracy (fuszerki IZO-METAL nietoleruje), to trudno mu będzie trafić lepiej.Praca tutaj wymaga doświadczenia, ale idaje doświadczenie. Uczeń szkoły zawodowejalbo kandydat do pracy z zewnątrzszybko zostaje „rzucony na głęboką wodę”,otrzymując od razu poważne zadania.Do pomocy dostaje rysunek - który musiumieć samodzielnie przeczytać - odnaleźćw nim wszystkie informacje potrzebnedo właściwego wykonania detalu. Ktojest chętny i ma otwartą głowę oraz oczyi ręce na miejscu, ten szybko odnajdzie sięwśród wszystkich blaszanych płyt różnejgrubości, rozmaitych prętów, wałków i profilioraz surowców do produkcji otulin izolacyjnych.W miarę upływu czasu zmieniał sięprogram produkcji firmy - od izolacji termicznychpoprzez różnego rodzaju konstrukcjestalowe, nadwozia dla samochodówciężarowych i dostawczych, meble,ogrodzenia (kute i standardowe), rozmaitemaszyny, po konstrukcje hal i balustradybalkonowe, tarasowe i schodowe, czywreszcie różne elementy dla środowiskanaturalnego. Moje pierwsze spotkanie zIZO-METAL-em nastąpiło jeszcze w roku2002, kiedy wraz z właścicielem jednej z lokalnychfirm przewozowych trafiłem do Bolesławicpod Słupskiem. Nie umiałem wtedyodróżnić stalowego pręta od rury, a słowai nazwy: „laser”, „plazma” czy „Trumpfa”mówiły mi niewiele...Ledwie pięć lat później, w niedzielę 28stycznia 2007 roku, francuski „Airbus” zabrałz podparyskiego lotniska im. Charlesade Gaulle’a szefa i właściciela IZO-METAL-u,Eugeniusza Szydło oraz mnie - w dwunastogodzinnąpodróż do... chińskiego Kantonu!Lecieliśmy tam na zaproszenie firmy SAME,lokalnego producenta tzw. wycinarek wodnych,na rekonesans na tamtejszym rynkumaszyn najnowszej generacji, przeznaczonychdo cięcia płyt metalowych znacznychgrubości. Dla mnie była to pierwsza wyprawadrogą powietrzną. Dystans niemaldwunastu tysięcy kilometrów pokonaliśmyw pół doby, na wysokości około 10 tysięcymetrów z przeciętną prędkością ok. 1000Fot. W. M. Wachniewskikilometrów na godzinę. Zarówno właścicielIZO-METAL-u, jak i ja bywaliśmy przedtemw różnych krajach, ale Chiny zrobiły nanas wrażenie! Zamiast głębokiej prowincjii Chińczyków w mundurkach, chodzącychobowiązkowo gęsiego z czerwonymi książeczkamiw rękach, znaleźliśmy wspaniały,kwitnący kraj, pełen ludzi pracowitych i gościnnych.Chińskie samochody, w niczymnie ustępujące wyrobom zachodnim, niemają wprawdzie gniazd do zapinania pasówbezpieczeństwa, ale już wielopoziomowechińskie autostrady zaimponują każdemu.Szacowny, rozkwitający od dziesięciuwieków Kanton, po chińsku nazywanyGuangzhou - jest miastem ogromnym: toni mniej ni więcej, tylko dwie wielkie Warszawy,czyli miejsce zamieszkania i pracypięciu milionów ludzi!Ciekawe jest, że w mieście tym znajdujesię - a jakże! - chrześcijańska katedra,w której zresztą byliśmy na odprawionej poangielsku, katolickiej mszy. Chińska dietajest przy pierwszym zetknięciu trochę dziwnadla Europejczyka. Wymaga najpierwopanowania pałeczek, zastępujących miejscowymnasze sztućce. Chińczycy w przeciwieństwiedo nas posługują się nimi biegle.Jedzą różne rzeczy, których my nawet nieposądzilibyśmy o przydatność do spożycia,ale odżywiają się chyba zdrowiej od nas. WChinach spędziliśmy w sumie dziewięć dni,zakwaterowani w sporym hotelu na przedmieściachKantonu. Do Europy wracaliśmyco prawda bez wycinarki, ale za to z szeregiemnakręconych filmów, setkami zdjęći wielką ilością materiałów reklamowychfirm produkujących hydrauliczne prasykrawędziowe i nożyce do cięcia blach.Szczególne wrażenie zrobiła na nas wizytaw pewnym zakładzie nieopodal Kantonu,który produkuje wspomniane prasy i nożycewielkości domu mieszkalnego (!), zdolnebez trudu giąć i ciąć stalowe płyty grubościramienia dorosłego mężczyzny...Podróż powrotna chińskim Boeingiem757 zajęła nam godzinę dłużej niżpodróż w tamtą stronę - za sprawą fizyki igeografii pospołu: wraz z ruchem obrotowymZiemi Kanton „biegł nam na spotkanie”,podczas gdy Paryż „uciekał”. Mającpóki co serdecznie dość wszechobecnychw Państwie Środka hieroglifów tamtejszegopisma - byłem przeszczęśliwy, mogącna powrót czytać francuskie napisy na lotniskuDe Gaulle’a...W swojej nazwie, obok nazwiska właściciela,ma IZO-METAL też skrót „PW”, cooznacza „Przedsiębiorstwo Wielobranżowe”.To swego rodzaju brama do przeróżnychtypów działalności gospodarczej i dosukcesów nie tylko w obszarze obróbki metalu.Dość rzec, że oba zdobyte dotąd przezfirmę „Srebrne Niedźwiedzie” trafiły na honorowemiejsce w jej biurze za osiągnięciana polu produkcji izolacji poliuretanowychi za opracowanie nowatorskiego urządzeniado produkcji tzw. mat wierzbowych.14POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


trzydzieści lat minęłoTrzydzieści lat to sporo czasu, żeby zapisaćsię godnie w historii gospodarki nietylko Słupska i jego okolic, ale także krajui Europy. Ogrodzenia z Bolesławic znane sąw Niemczech, Danii, Wielkiej Brytanii i paruinnych krajach, takoż i artystyczne meble,jakich nie powstydziłoby się niejednoszacowne wnętrze. Izolacje z Bolesławicchronią wiele tysięcy kilometrów ciepłowniczychmagistral w Europie i Azji. Na wiatrowychfarmach stoi szereg wykonanychpod Słupskiem wież, a szereg kościołów wbliższej i dalszej okolicy otrzymało z IZO-METAL-u różne metalowe elementy wyposażenia.Trzydzieści lat to szmat życia całej rodzinypana Eugeniusza - jego żony Aleksandryi trójki dorosłych dzieci. Po biurzei zakładzie kręci się - póki co pod bacznąopieką babci, dziadka i rodziców - następnepokolenie Szydłów: mały Damian już podpatruje,jak też wygląda praca na poszczególnychhalach. W swoim czasie przejmiezapewne ster rodzinnej firmy, kierowanejna razie pospołu przez jego dziadka i ojca.Sporo w tym trzydziestoleciu wizji, pasji,działalności charytatywnej i pedagogicznej,sporo działalności społecznej, pracydla wsi, miasta i regionu, znakomitej organizacji,wielkiej dobroci, cierpliwości i humoru,wartego z pewnością uhonorowaniakolejnym „Srebrnym Niedźwiedziem”, niczymOscarem za całokształt działalności.***Cięcie metalu, zwłaszcza płyt pewnejgrubości, stanowiło od zawsze problem.Zadowalające jego rozwiązanie nadeszłodopiero wraz z wynalezieniem sterowanychkomputerowo, tzw. wycinarek plazmowychi laserowych. Różnica międzynimi polega na tym, że plazma tnie łukiemelektrycznym, a laser - promieniem laserowym,czyli odpowiednio uporządkowanymstrumieniem światła. Zaistniał teżtrzeci rodzaj maszyn tnących - sterowanekomputerowo wycinarki wodne, tnące grubepłyty metalowe za pomocą cienkiegostrumienia wody pod dużym ciśnieniem i zdodatkiem specjalnego piasku. Jakość powierzchniobrobionej w ten sposób płytymetalowej porównywalna jest z jakościąpowierzchni po przecięciu plazmą bądź laserem;wycinarka wodna ma również swojezalety ekonomiczne - nadaje się do zastosowaniaprzy cięciu materiałów innych niżstal.W naszym przypadku okazało się,że cienki strumień wody z dodatkiem maswoją bezwładność, co owocowało niepożądanymiefektami na spodzie ciętej płyty- zjawisko występowało tym wyraźniej, imgrubsza była obrabiana płyta. Wspomnianystrumień dałby się ostatecznie „wziąć wkarby”, ale póki co, byłoby to przedsięwzięciezbyt kosztowne.Wojciech M. WachniewskiSłupskwszystko zależy od ludziBibliotekawe wsi (Objazda)„Dwadzieścia lat temu byliśmy dwa razybiedniejsi, a stać nas było na biblioteki. Przezte dwadzieścia lat kraj bogacił się o kilkaprocent PKB rocznie. Teraz przy postępującymspadku czytelnictwa i groźbie funkcjonalnegoanalfabetyzmu okazuje się, że Polskinie stać ani na program walki z tymi zjawiskami,ani na utrzymanie bibliotek.”Jak cię widzą, tak cię piszą, powiadadawne przysłowie i gdyby kierować się tylkotym kryterium, biblioteka wiejska w Objeździeplasowałaby się w czołówce tegotypu placówek w powiecie, a może i województwie.Ładny nowoczesny lokal położonyw centrum wsi, estetyczne wyposażenie,bogaty jak na wiejskie warunki księgozbiórliczący ponad dwadzieścia tysięcy wolumenów,z którego korzysta ponad dwustu czytelników.Panie bibliotekarki uprzejme, polecająnowości, ułatwiają korzystanie z trzechstanowisk komputerowych, świadczą usługikserowania i kopiowania - odpłatanie.Księgozbiór podręczny z niewielkimibrakami czeka na chętnych. Są wolne stolikii wygodne krzesełka. Daleko w kącikuksięgozbiór regionalny, który mógłby byćatutem biblioteki, ale wciąż czeka na właściwąekspozycję, podobnie jak pamiątkipo pierwszym bibliotekarzu, a obecnympatronie biblioteki Romanie Zubie. Na domowejstronie internetowej niestrudzeniewędruje biedronka, poszukując właściwegoczasu, który zatrzymał się gdzieś w końcu2011 roku.Jak to właściwie jest z wiejskimi bibliotekamipod władzą samorządów?„Dwadzieścia lat temu byliśmy dwarazy biedniejsi, a stać nas było na biblioteki.Przez te dwadzieścia lat kraj bogacił sięo kilka procent PKB rocznie. Teraz przy postępującymspadku czytelnictwa i groźbiefunkcjonalnego analfabetyzmu okazujesię, że Polski nie stać ani na program walkiz tymi zjawiskami ani na utrzymanie bibliotek”- pisali kilka lat temu sygnatariuszelistu w obronie bibliotek, wystosowanegoprzez środowisko Krytyki Politycznej. Byłato odpowiedź na propozycje ministra kulturyBogdana Zdrojewskiego, by umożliwićłączenie bibliotek z innymi placówkamikulturalnymi i w ten sposób zlikwidowaćproblem ich „nierentowności” - pisze JanMencwel w artykule „Biblioteka za miedzą”.Autor tekstu przypomina, że wiejskiebiblioteki publiczne stanowią dwie trzeciewszystkich funkcjonujących w kraju, mimoże wiele z nich zamknięto z powodu niedostatkuw samorządowych budżetach.Niestety, przyszedł czas na formalną likwidacjęautonomii biblioteki w Objeździe.„Zgodnie z § 2 uchwały nr XXII.262.2012 RadyGminy Ustka z dnia 26 października 2012roku w sprawie zamiaru połączenia samorządowychinstytucji kultury - GminnegoOśrodka Kultury Gminy Ustka z siedzibąPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201215


demokracja daje szansę rozwoju, jednak niesie też zagrożeniaw Zaleskich i Gminnej Biblioteki Publicznejw Objeździe z siedzibą w Zaleskich wjedną instytucję kultury o nazwie CentrumKultury, Promocji i Sportu w Gminie Ustkainformuję, że w celu efektywnego wykonywaniazadań gminy w zaspokajaniu potrzebwspólnoty w zakresie kultury, a takżeupraszczania struktur zarządzania RadaGminy Ustka wyraziła zamiar połączeniaww. instytucji z dniem 1 czerwca 2013 roku”- brzmi oficjalny komunikat na stronieinternetowej gminy Ustka.Tymczasem działacze kultury, a takżekulturoznawcy postulują odwrotny kierunekdziałania. To biblioteki powinny stanowićcentra regionalnej kultury. Wprawdzieuchwała nie przewiduje fizycznej likwidacjibibliotecznej placówki, niemniej jej autonomia,autorytet i prestiż ustąpią na rzeczinnych, mniej elitarnych form wiejskiej rozrywkiz przewagą autopromocji.Tym bardziej wiele zależy od ludzi, ichoperatywności, kompetencji i pasji. Nie jestto odkrycie czasów najnowszych, tak byłozawsze. Jednak nowe czasy dają możliwościposzukiwania funduszy na działalnośćbiblioteczno-kulturalną również poza finansamisamorządu. Trwa właśnie nabóraplikacji (listopad 2012 i marzec 2013) doProgramów Ministra Kultury i DziedzictwaNarodowego na rok 2013, w którychdo bibliotek publicznych skierowano międzyinnymi programy: Promocja literaturyi czytelnictwa, Promocja czytelnictwa czyEdukacja kulturalna. Regulaminy określająszczegółowe warunki dostępu do ministerialnychfunduszy, co wydaje się słuszne, bypieniądze były dobrze wykorzystane.Biblioteka na wsi zawsze pełniła rolęszczególną, nie zawężając działalności doprostego wypożyczania książek. W „Kronice”Romana Zuba, nieocenionym dokumencieminionego czasu odnajduję ważne informacje.Cierpliwy i skrupulatny kronikarzwiejskiego życia opisywał i dokumentowałfotografią ważne zdarzenia z życia wsi.Historia biblioteki w Objeździe zaczynasię następującym zapisem: „BibliotekęGminną uruchomiono dopiero1.X.1952 roku (wcześniej był tutylko punkt biblioteczny). Ulokowanobibliotekę przy posesji AntoniegoIdzikowskiego. Na kier.(ownika) biblioteki zatrudnionoob. R. Zuba.” Dalej dopisekinnym kolorem atramentu: „Bibliotekaliczyła wtedy ok. 1500książek”. Na dalszych kartkachopisy i dokumentacja działań bibliotekarzai czytelników, zaczynającod klubów dyskusyjnych,gazetek, wystaw po wycieczkirowerowe i zespół mandolinistów.Pamiętam tamten czasosobiście. Do biblioteki chodziliśmy,żeby się spotkać w grupiekoleżeńskiej, na próby zespołu,żeby odrobić trudne zadanie.Pan Zub był instytucją, ale niczego nie narzucał.Życzliwie przyglądał się naszym potrzebom,proponował, zachęcał. Wcale niebyły to łatwe czasy - prócz siermiężnej rzeczywistości,na śmiałków czyhały pułapkiświatopoglądowe i polityczne.Zmieniły się czasy i realia. Małe wiejskieśrodowiska otrzymały nowe możliwości,z których jednak z różnych przyczyn niemogą w pełni korzystać. Demokracja dajeszansę rozwoju społeczeństwa obywatelskiego,jednak niesie też zagrożenie rozbicialokalnych społeczności, często poróżnionych,uwikłanych w dawne spory, wyizolowanychz powodu niedostatku, niskiejsamooceny. Inicjatywa przezwyciężeniapodziałów może należeć do biblioteki jakoorganizatora działań wspólnotowych.Biblioteka wiejska ma do spełnieniawobec czytelników wiele zadań, jak choćbydefiniowanie tożsamości, prezentacjakulturalnego dorobku środowiska, ukazywaniewartości i tradycji lokalnych, budowaniewięzi międzyludzkich, wreszcie popularyzacjasamokształcenia, które w dobiedostępu do Internetu nie jest trudne.Regionalia służą temu znakomicie.Świadomość takiego zadania miałpierwszy bibliotekarz w Objeździe. Nowimieszkańcy przybywali z różnych regionów,różne były ich doświadczenia i potrzeby.Pierwszym zadaniem była integracja,wzajemne poznanie, tworzenie wspólnoty.W czasie spotkań w bibliotece młodziuczestniczyli w zajęciach chóru, wystawialisztuki teatralne dla miejscowych i mieszkańcówokolicznych wsi. Dlatego bibliotekaw Objeździe szczyci się niebagatelnątradycją. Dysponuje pamiątkami i kronikątamtego czasu spisaną przez bibliotekarzapasjonata.Nowa perspektywa ostatniego dwudziestoleciaotworzyła możliwość włączeniaw obszar regionalnej świadomości dorobkuwcześniejszych mieszkańców tychziem. Coraz więcej mamy publikacji, dziękiktórym poznajemy historię przemilczanąi niedocenianą z różnych powodów.Jej znajomość pozwala rozumieć procesyhistoryczne i społeczne. Na uwagę zasługująprace Warcisława Machury („Dawnemiejsca pamięci o żołnierzach na tereniepowiatu słupskiego”), publikacje MarcinaBarnowskiego i albumowe wydawnictwaJana Maziejuka sponsorowane przez Starostwo<strong>Powiat</strong>owe w Słupsku („Pałace i dworyziemi słupskiej”) i inne. Wiele ciekawychregionalnych publikacji przynosi biuletynstarostwa „<strong>Powiat</strong> Słupski”.Wiejskie księgozbiory dzięki nieformalnymwięziom, indywidualnemu rozpoznaniupotrzeb i talentów twórczych czytelnikówmają możliwość pełnić rolę centrumregionalnej informacji kulturalnej.Są biblioteki, gdzie gromadzi się pamiątkiwiejskiej kultury materialnej, tworzy bazyźródłowe na temat miejscowych zwyczajów,tradycji i historii. Od operatywności bibliotekarzazależy promocja rozwoju sztukiludowej, prezentacji dorobku lokalnychtwórców. Eksponowana w wiejskiej bibliotecew Objeździe sylwetka jej patrona jestprzecież doskonałym drogowskazem działańrównież we współczesnych okolicznościachkultury.Bibliotekarka z Objazdy zauważa nowątendencję. Coraz mniej uczniów klasgimnazjalnych korzysta z księgozbioru.Pewnie jest racjonalne wytłumaczenie tegozjawiska, najprościej byłoby podjąćwspółpracę ze szkołą i wspólnie spróbowaćpostawić diagnozę.Małe ojczyzny wymuszają niekiedy nabibliotekach konieczność współpracy, poszerzaniaoferty. Rok temu Biblioteka Publicznaw Objeździe została połączona osobądyrektora z Gminnym Ośrodkiem Kulturyw Zaleskich. Szansa pozostała bez odzewu.Podobno nie ma pieniędzy na dodatkoweinicjatywy - to proste wytłumaczeniepowtarzane jest jak mantra. Mimo to na początkunowej kadencji pani dyrektor zostałazaproszona na wieczór teatralno-poetyckiz udziałem aktorów Teatru UniwersytetuTrzeciego Wieku ze Słupska. Uczestnicywieczornicy pytali o dalsze propozycje. Niepotrzebnebyły wielkie fundusze, wystarczyładobra wola, by wspólnie spędzić czas.Potrzeba nam takich inicjatyw łączących ludzipamięcią minionego czasu, wspólnymprzeżyciem, wzajemnym odkrywaniem. Pozatym lokalne społeczności dostały możliwośćw postaci funduszu sołeckiego. Czybibliotekarze wnioskują o celowe finansowanieczytelniczych projektów? Kiedy pytamw miejscowej bibliotece o fundusze zewnętrzne,widzę zaskoczenie. Możliwości,przynajmniej teoretycznie, są jednak duże.Wszystko zależy od ludzi, miejscowej społeczności.„Fundusz sołecki idealnie wpisujesię w profil biblioteki wiejskiej jako centrumrozwoju.”, taką informację znajduję na stronieinternetowej http://www.funduszesoleckie.pl.Tak, wszystko zależy od ludzi. Rolai autorytet wiejskich bibliotek również.Czesława Długoszek, ObjazdaFot. J. Maziejuk16POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


Żywnośćzdrowai niezdrowaJeżeli używamyokreślenia „zdroważywność”, to jakajest żywność ta,którą spożywamyna co dzień?Mimo jesieni i coraz krótszych dni,wbrew pozorom życie na wsi przebiegadość dynamicznie. Dzieje sięto za sprawą działalności różnych instytucjii wypowiedzi bardziej lub mniej znanychosób. Mamy demokrację i wolność słowa,więc korzysta się z niej nie tylko na imieninach.Rozmowy w małym gronie to częstotylko zaangażowana dyskusja. Przy przeważniepodniesionym głosie zdenerwowaćmoże co najwyżej sąsiada. Jeżeli jestna forum (w mediach), kształtuje się opiniępubliczną. Zachodzi pytanie - czy informacjatypu, że dwa razy dwa równa się pięć -jest wolnością słowa czy kłamstwem. Czyskreślenie takiej informacji to cenzura, czyprawdomówność?moim zdaniemW jednym z wywiadów znanej gazetyprzeczytałem, że najlepiej byłoby zlikwidowaćmałe gospodarstwa rolne, a ich rodzinyprzekazać opiece społecznej. Bardzociekawie wypada konfrontacja powyższejpropozycji ze zorganizowanymi 20 wrześniaoraz 10 i 11 listopada br. spotkaniami wmuzeum w Swołowie. Przewodnim tematembyły charakterystyczne formy gospodarowaniai produkt regionalny. Intencjądziałań pracowników muzeum jest powrótdo wyspecjalizowanej produkcji żywnościw gospodarstwach relatywnie mniejszych(szkoda że wcześniej zniszczonej), wymagającychdużych nakładów pracy ręczneji obowiązku doglądania, a przez to niedopuszczeniedo tego, by polską żywnośćmożna było oglądać tylko w gablotachmuzeum. Celowo nie używam określenia„zdrowa żywność”, bo jaka jest ta, którąspożywamy na co dzień?Typowo polskie zachowanie wychwyciłemteż, słuchając audycji radiowej, w którejjeden z radiosłuchaczy stwierdził, że niektórym- jak to określił posiadaczom ziemi- należy zabrać dopłaty. Znalazł się znawca.Aby wydawać takie osądy, przede wszystkimtrzeba mieć wiedzę, za co dopłaty sąprzyznawane. Agencja Restrukturyzacji iModernizacji Rolnictwa najlepiej wie, komudopłaty się należą, czy spełnione sąprzewidziane prawem wymogi. Często wwypowiedziach nawet ludzi zaangażowanychzawodowo w problemy rolnictwa,nietrudno zauważyć naszą typowo polskązawiść. A profesjonalizm gdzieś ginie.Może zamiast dyskutować o potrzebieunijnych dopłat, lepiej byłoby zastanowićsię, co zrobić aby ziemia trafiła do typowychgospodarstw, i by była w rękach polskichrolników? Poważnym problemem jestprodukcyjne uaktywnienie wielu gospodarstw.Nie jest łatwo zorganizować produkcjęna wsi w różnej wielkości gospodarstwach.Najwyższy czas sobie uświadomić,że rolnictwo to nie dział gospodarki dającyjak największe dochody, tylko dział gwarantującybezpieczeństwo wyżywienia wzgodzie z wymogami jakości i środowiskanaturalnego. Oczywiście za godziwą zapłatą.Obecny system dopłat nie jest problemem.Problemem jest ich wysokość. Moimzdaniem nie rynek powinien decydować oprodukcji rolniczej, tylko państwo i organizacjerolnicze powinny zbilansować potrzeby,w tym także produkcji zwierzęcej i dostosowaniajej do wymogów tzw. wzajemnejzgodności w rolnictwie. Warto równieżkorzystać, jak w matematyce, z definicji. Ajedna z nich mówi, że mamy do czynieniaz gospodarstwem rolnym, kiedy jego produkcjakończy się też produkcją zwierzęcą.Przy takim podejściu pomysł muzealnikówze Swołowa na zwiększenie produkcjizdrowej żywności może mieć szansę realizacji.Adam JabłońskiPrzewłokaDo Motarzyna zleciałysię wiedźmy,czarownice, dyniogłowei bezgłoweCzarownicez MotarzynaTo nie przypadek, że do Motarzynazleciały się w tym roku wiedźmy, czarownice,dyniogłowe i bezgłowe. Towarzystwoco najmniej intrygujące. Nie piszę straszneczy niebezpieczne, ponieważ postaci teswoją obecnością jedynie rozbawiły, zaciekawiłyi nawet ozdobiły szary, jesienny wizerunekospałej pomorskiej wsi.Pomysłodawcą owych lal, kukieł czystrachów jest mieszkaniec wsi pan BartłomiejZając, zaś ich wykonawcami - panBartłomiej z grupą przyjaciół. Jak widać,mamy zdolnych. Wystarczy niewiele, byzaciekawić i zachęcić do zabawy. Ale niestety,już po pojawieniu się pierwszychprzyjezdnychznaleźlisię chętni,by zepsuć tointeresującerękodzieło.W ślad zapierwszymiposzli inniwandale,którym zp e w n o ś c i ąprzydałbysię pojazdjednej z czarownic...S m u c ibrak dystansu,poczuciahumoru czyszacunku dlapracy drugie-Fot. J. Maziejukgo człowieka.Cieszy jednak, iż drobne niepowodzenienie zraziło wykonawców. Gdy deszczewystraszyły motarzyńskich gości i powolizaczęli opuszczać wiejskie podwórko, WytrwałaWiedźma i Dyniogłowy jeszcze bawilimieszkańców i przejezdnych.Mam nadzieję, że ten pomysł z czarownicamito dopiero początek kreatywnościich autora i jego grupy wsparcia. Pokazali,jak z odpadów i staroci można stworzyćzupełnie coś fajnego, co jest się w staniespodobać i przyciągnąć uwagę innych.Aldona M. Peplińska MotarzynoinicjatywyPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201217


Moje WigilieNie dostałam żadnego prezentu podchoinkę, tylko ukochany dziadziuś przytuliłmnie i pogłaskał po głowie. Teraztak myślę, że ten mądry człowiek przekazałmi największy skarb - miłośćCza szybko biegnie, przemija. Niedawnonad rzeką Łebą pyszniły się ciemną zieleniąolchy. Łąka była we mgle jak szafirowydywan skąpany w porannej rosie. W zagajnikusłowiki, kosy śpiewały jak oszalałe. Minęłopiękne ciepłe lato. Już jesień, pora melancholii,zadumy. Z drzew opadły ostatnieliście. Zwierzęta leśne skryły się w gęstwinie.Idzie zima, z nią święta Bożego Narodzeniai najcudowniejszy czas Wigilii. Ile już świątw swym długim życiu przeżyłam? Wszystkiebyły, mimo różnych zawirowań, dobre.Wigilia - ten piękny czas był zawsze oczekiwany.Wiązało się to z głęboką wiarą, wpojonąprzez rodziców, dziecinną tęsknotądo migocącej na granacie nieba, pierwszejgwiazdki. Jak we mgle w pamięci powracawspomnienie wojennej Wigilii w Zamościu,w domu dziadka. Nie było mamy, ani ojca.Mama została wywieziona do pracy w głąbNiemiec. Ojciec ukrywał się w lesie, gdyżuciekł z niewoli niemieckiej. Pamiętam długiokres przedświątecznego postu, kiedy jadłosię ziemniaki z surową kiszoną kapustą,omaszczoną lnianym olejem. Rano - zupęzwaną w tamtych stronach „zalewajką”. Napiecu stał zawsze gliniany dzbanek z zakwasemz żytniej mąki. Ta wojenna Wigilia to byłczas strachu i niepewności. Zawsze mógłwpaść okrutny oprawca Liczcz z posterunkużandarmerii, pobić, znieważyć bez przyczyny.Potrawy wigilijne przygotowywałanajmłodsza siostra mojej mamy. Dziadekprzynosił śledzie, które były przygotowanez cebulą i w śmietanie. Wujek - sumy i karasiez małej rzeczki Strugi. Jadło się kluski zmakiem i suszem z gruszek, postną kapustęz fasolą i do tego wspaniały chleb.Kiedy w dzień Wigilii nastał zmierzch,dziadek mówił: - Idź Milciu, zobacz, czy jestna niebie pierwsza gwiazdka. Wychodziłamtrochę wystraszona, gdyż gospodarstwo by-Fot. J. Maziejukdobry przykładPonad czterdziestupracowników starostwadołączyło dogrona potencjalnychdawców szpikukostnegoDawcyszpikuWszystkie osoby, które wyraziły chęćwzięcia udziału w akcji Dzień Dawcy Szpikuzorganizowanej w Wojewódzkim SzpitaluSpecjalistycznym im. Janusza Korczakaw Słupsku, zostały dowiezione dopunktu poboru krwi. Cała procedura, łączniez wypełnieniem ankiety, trwała 15-20minut, więc w ciągu kilku godzin udało sięją zamknąć.Pracownicy oddawali krew z nadzieją,że wśród nich znajdzie się potencjalnydawca, który być może uratuje choćbyjedną osobę potrzebującą pomocy. Swoimprzykładem chcieli zachęcić także innychdo rejestracji w krajowej bazie dawcówszpiku kostnego. (M.M.)Od kilku już tygodni wiedzieliśmy, żena święta Bożego Narodzenia przyjedziedo nas babcia Franciszka. Mieszkaładaleko, pod Wieluniem, a my niedalekomorza. Nie mieliśmy naszej babci i dziadkana co dzień, prawie ich nie znaliśmy. Wyobrażałamją sobie, porównując do babć znaszej wioski. Wprawdzie mama często namo niej opowiadała, wspominała różne scenkiz dawnego życia, ale to nie było to samo,co mieć swoją babcię blisko siebie. Mama,jako młoda dziewczyna pojechała - jak wielejej rówieśniczek - do pracy na Pomorze,w okolice Wejherowa. Tam zastała ją wojna,po powrocie do domu została wywiezionana przymusowe roboty do Niemiec. Na całepięć lat! Po powrocie zabawiła krótko w domui z niewielkim bagażem ruszyła z ojcemna Ziemie Odzyskane. Los zawiódł ją aż tutaj,pod same wydmy Morza Bałtyckiego.Mieszkanie nasze było małe, mieliśmytylko dwa pokoiki, kuchnię i sień. Za kuchniąbyła spiżarka, pod nią piwnica na ziemniakina zimę. Mieszkanie lśniło czystością,mama dbała nawet o wymianę słomy wsiennikach łóżkowych. Z tą słomą zawszekojarzy mi się niewygodne spanie. Stara byłajuż dobrze uleżana i wygnieciona. Nowazawsze wystawała z sienników na wszystkiestrony, szeleściła pod każdym ruchem.Pachniała stodołą i... myszami, mimo że mamazawsze wkładała do niej wysuszony latemrumianek, bylicę, a nawet piołun. Wymieniałają w siennikach trzy razy w roku.Gdy nadszedł oczekiwany dzień przyjazdubabci, od rana w domu panowała gorącaatmosfera. Biedna mama starała się jak mogła- gotowała dobry obiad, piekła świeży chleb.Chlebem pachniało w całym domu, bo piecbył w kuchni. Niestety, jak to jest najczęściej,Święta z bBrakuje mi tych,którzy odeszli nazawsze. Będą jednaktrwać w moim sercu,w mojej pamięci18POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


W tym czasie u moich rodziców była tylko jednakrowa, która się akurat nie doiła, bo zbliżałsię jej termin cielenia. Mama brała litr mlekaod sąsiadów. Kury też, jak na złość, przestałysię nieść, bo zrobiło się zimno. A ogrzać kurnikanie było czym. W sumie bieda u nas piszczała.Mama miała odłożone na święta tylkopięć jajek. Babcia zaproponowała, żeby naobiad zrobić kopytka ziemniaczane i chciałazużyć na nie te odłożone jajka. Mówiła, żeona dodaje do kopytek co najmniej pięć samychżółtek. Mama była tym bardzo zażenowana,prosiła aby babcia wbiła tylko jednojajko. Cztery zostały na... wypieki świąteczne,makaron. Żeby nie przeżywać upokorzeniaw dzień pieczenia świątecznego ciastamama wstała bardzo rano i sama starała sięsobie zaradzić. Bieda nauczyła ją gospodarności.Utarła spory kopczyk czerwonej marchwi,wycisnęła sok i dodała ją do ciasta. Tadodała mu pięknego żółtego koloru. Wbiłajedno jajko, dodała drożdże i one uniosłyciasto w górę. Resztę dopełnił zapach wanilii.Zanim babcia wstała zapach ciasta roznosiłsię już po całym domu.Spośród wielu świąt tamte wryły misię głęboko w pamięć. Były inne, sprawiła tobabcia swoją obecnością. Były bardziej dostatnie,nie tylko przez babcine wiktuały - suszoneplastry słodziutkich grusz, które rosły wdziadkowym sadzie w Rososzy, ale też dziękiwielkiej grudzie zmarzniętego masła, którebabcia własnoręcznie ubiła, przez tę bielusieńkąmąkę z lnianego woreczka. W mieszkaniubyło ciepło, pachniało choinką - skromłona uboczu. Potem, gdy już wróciłam, wieczerzazaczynała się od modlitwy i łamaniaopłatkiem. Pamiętam łzy w oczach dziadków,gdyż troje jego dzieci, wywiezionychdo niewolniczej pracy, nie było w domu. Napasterkę nikt nie szedł, gdyż kościół (podobnydo tego w Główczycach, też na wzniesieniu)był zamknięty. Nie dostałam wtedy żadnegoprezentu pod choinkę, tylko ukochanydziadziuś przytulił mnie i pogłaskał po głowie.Teraz tak myślę, że ten mądry człowiekw tym czasie przekazał mi największy skarb- miłość. Potem kiedy wróciła wolność, z niąpoczucie bezpieczeństwa, święta były samąradością. Robiło się gwiazdki z papieru. Mamakupowała główki aniołków, a my z siostrąrobiłyśmy im spódnice z bibułki. Na choincewieszało się cukierki, orzechy, małe jabłuszka,oraz małe świeczki z wosku na metalowychpodstawkach, żeby się gałązki nie zapaliły.Tatuś spracowaną ręką w czas wieczerzy wigilijnej,dzielił opłatek. Zawsze w tym czasie,oprócz wzruszenia, odczuwałam tremę, czydobrze wypowiem życzenia. Potem nastawałczas kolęd. Chłopcy z Zamościa chodziliz „Herodem”. Ponieważ wieś miała oddaloneboże narodzenie 2012osady, marzli, ale to była frajda, gdy wpadłdiabeł i straszył dziewczęta rogami. W ŚwiętegoSzczepana chodzili po domach muzykancii grali w każdym domu, na pomyślnośćgospodarzy, otrzymując za to wódkę i zagrychę.Kiedy byłam już panienką w remiziestrażackiej w Zamościu odbywały się hucznezabawy, na których spotykała się młodzież zcałej okolicy. Wielkim wzruszeniem, każdy znas przyjmował wiadomość o narodzonymw biednej szopie Dzieciątku. Ten Pan życia iśmierci cierpiał jak zwykły człowiek.Radość z Wigilii stanowi wiekuistą inspirację,by w każdym czasie i każdym miejscuofiarować swe życie Bogu. Wigilia łączyludzi oddalonych od siebie. Dzisiejsze dzieciotrzymują pod choinkę drogie prezentykomputery, telefony komórkowe, laptopy,tablety, ale czasem w rodzinach brakujepierwiastka prawdziwej miłości, takiej którajest drogowskazem na trudne drogi życia.Idąc przez życie, pragnę, aby ta miłośćbliźniego szła przez pokolenia wszystkichPolaków i była świadectwem mądrości wiaryw cud Narodzenia.Emilia Ziemnicka, IzbicaFot. J. Maziejukabcią Franciszkąkiedy bardzo się staramy, chleb nie udawał sięmamie, był z zakalcem. Mama rozpaczała, ababcia pocieszała ją, że ona właśnie taki lubi.Tata zaprzęgał konia i wyjeżdżał pobabcię do Smołdzina. Bo tylko tam dojeżdżałautobus ze Słupska, gdzie babcia przyjeżdżałapociągiem. My mieszkaliśmy w SmołdzińskimLesie. Nie mogliśmy się doczekać chwili,kiedy tata przywiezie babcię. Gdy przyjechała,mama zawsze serdecznie się z nią witała.Babcia witała się też ciepło z moją młodsząsiostrą, Zosią. Nie wiem, co we mnie wstąpiło,ale zdarzyło się, że ja za nic nie chciałam sięprzywitać z babcią. Może w swojej dziecięcejwyobraźni widziałam ją inną? Zapamiętałamjej zimny nos. Ale jaki miała mieć, jak zmarzłana furmance? Miała też zawsze ciemne ubranie.Choć nieśmiało, to przyglądam się jej zciekawością. Babcia wypakowywała przywiezionepaczki. Mama cieszyła się na widoksolidnego woreczka z mąką pszenną i drugiegoz cukrem. Trochę zawsze się wstydziłaswojego wybuchu radości, ale widać było, żebardzo liczyła na takie prezenty.Dziadkowie mieszkali na ojcowiźnie, bylidobrze urządzeni. Wprawdzie musieli opuścićna jakiś czas swoje gospodarstwo podczasokupacji niemieckiej, ale po zakończeniuwojny wrócili na swoje. Babcia mieszkałaze swoją najmłodszą córką Władzią - dorosłąjuż pannicą. Miała kilka sztuk bydła, hodowałaświnie, miała też sporo drobiu. Z dziadkiemuprawili pszenicę, mieli własny wiatrak, którympozyskiwali mąkę, siali buraki cukrowe, aza odstawione - mieli pewny przydział cukru.ną bardzo. Czuliśmy się jednak pełną rodziną,bo mieliśmy w tym dniu też - jak inne dzieci -swoją babcię, która gładziła nasze główki, tuliłado siebie i całowała. Wszelkie wcześniejszeuprzedzenia z upływem czasu minęły.Podsłuchiwałam często rozmowy,które babcia prowadziła z rodzicami. Namawiałaich, aby powrócili w rodzinne strony,obiecywała dużą pomoc. Myślę, że poto też przyjeżdżała, żeby namówić mamędo powrotu. Mieliśmy nadzieję, że wkrótcenastąpi przeprowadzka. Tym bardziejże mama bardzo tego chciała, spodziewałasię lżejszego życia wśród swoich. Ojciecjednak był bardzo uparty i nie chciał naweto tym słuchać. Wiedział, że mimo powojennejbiedy, jego miejsce jest właśnie napomorskiej ziemi. Budował swój i nasz losrazem ze swoimi sąsiadami, którzy zjechalitu z różnych stron. Sadził owocowe drzewawkoło domu, z których przetrwała tylkojedna grusza. Liczy już sobie sześćdziesiątlat i wyrosła na potężne drzewo. Zapuściłaswoje korzenie tak, jak i my głęboko.Na przestrzeni sześćdziesięciu siedmiulat zaszły duże zmiany. Dzisiejsze kobietyz naszej rodziny już nie martwią się,jak zorganizować święta swoim bliskim.Mając dużo więcej niż tylko pięć jajek dodyspozycji. Mamy pięknie i bogato urządzonemieszkania, pełne wszelkich wygód,telefony, telewizję, internet, samochody.Nie śpimy już też na siennikach wypchanychsłomą. Choinki kapią bogactwem kolorowychozdób. A mimo wszystko brakujemi czegoś. Brakuje mi tych, którzy odeszlina zawsze. Będą jednak trwać w moim sercu,w mojej pamięci. Myślę, że te właśnieświęta poświęcę pamięci mojej babci.Henryka Jurałowicz-Kurzydło, SłupskPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201219


spotkaniaFot. Archiwum AutoraZ kościelnej wieżydobiega melodia„Apelu jasnogórskiego”.Jest dwudziestapierwsza.Magiczna noc,magiczny nastrój.I zdaje się, że Bógzapukał do nasjeszcze przed BożymNarodzeniemRodzice, dzieci iwnuki, a dalej ciociei wujkowie.Najbliższy krąg ludzi, zktórymi utrzymuje siękontakty. Krąg zbudowanyw dzieciństwie.Śledzimy losy tych najbliższych,póki własneżycie nas nie zaabsorbujezupełnie. W tym czasierodzinny krąg rozrastasię - dochodzą nowiczłonkowie, rodzą siędzieci. Jeszcze jest dobrze,jeszcze się rozpoznajemy.Gdy jednakżewnuki i prawnuki zakładająrodziny, a odejdziesenior rodu, co wszystkopamięta, zapominamy.Jeszcze gdzieś tamw zakamarkach pamięciprzechowujemy jakieśimiona, zdarzenia, stłumioneprzez codzienność - pracę, dom,dzieci. W wyjątkowych okolicznościachopowiadamy naszym dzieciom o dawnychczasach bez telewizora i komputera, ale wgronie rozwrzeszczanych kuzynek i kuzynów,zaliczonych drzewach i wpadkach, iprzygodach. A co było dalej? Nie wiemy, bodorośliśmy i zajęliśmy się sobą.A kiedy zdarza się pogrzeb i odchodziktoś z tego dziecięcego kręgu, uzmysławiamysobie, że nasza wiedza o najbliższychkończy się gdzieś w przeszłości,w sielskim dzieciństwie. Dzisiaj wiemywięcej o sąsiadach. Żal. Usiłujemy cośsobie przypomnieć o tym kuzynie, tamtejkuzynce: „pamiętasz? Słyszałam, ktoś mimówił, spotkałam... „Szczątki słów bezobrazów. „Wiesz? Fajnie byłoby się kiedyśspotkać, pogadać powspominać...” Alecodzienność zabija tę tęsknotę. Aż znówzdarzy się pogrzeb.Andrzej był wielokrotnie świadkiemtakich rozmów. Głęboko rodzinny, ciekawyludzkich losów, uważnie słuchający i gromadzącywiedzę o rodzinie. Jest jak rodzinnyalbum. Otwierany na kolejnym pogrzebie.Szeptem wypytywany i szeptem, skrótemodpowiadał.Wielkimi krokami zbliża się kolejneBoże Narodzenie. Kolejne święta, w czasiektórych odwiedzi na pewno niektórychczłonków rodziny. A marzy mu się spotkaniecałej rodziny. Niechby wszyscy się poznali,pogadali. Niechby razem się pośmialii potańczyli. Bo na pogrzebach to tak tylkoszeptem, szczątkowo.Najlepszym dniem będą andrzejki -imieniny, a jednocześnie magiczne świętoprzedadwentowe. I skrzyknął rodzinę.Wynajął salę w remizie. Zjechało się wielukuzynów i kuzynek, z mężami, żonami idziećmi - dorosłymi, fotografiami wnukówi ich rodzin. Przy stole i muzyce zaczęło sięFot. Archiwum AutoraMój alodnawianie znajomości, poznawanie i rozmowy.Najpierw krótkie sprawozdania zrodzinnych realiów, a potem to już był tylkogwar nachylonych twarzy, opowieści osmutkach i radościach, wypytywanie, ustalanie- kto, co i gdzie.Andrzej cieszył się. Z żoną tańczyłjak za kawalerskich czasów. Uśmiechnięci,szczęśliwi. Nic dziwnego. Marlena wyzdrowiała.Już nic jej nie zagraża. Rodzinawspierała go w tych najgorszych chwilach.Marlena krąży z kamerą i filmuje. Uśmiechnięta,zagaduje każdego. I tańczy, jakbychciała wytańczyć z siebie cały minionyból i strach. A zespół Legato w składzie Sylwiai Paulina wtóruje: „Gaz, gaz, do dechywciskam gaz.” Chwytać życie i żyć, żyć, niestracić ani chwili.Ela przy stole nachylona z uśmiechemna ustach i łzami w oczach: - Nie rozumiesz,co się czuje, gdy musisz ubezwłasnowolnićwłasne dziecko. Nie zrozumiesz mnie,bo nie możesz. Więc nie mów mi, że ro-20POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


nie trzeba stawiać talerza dla zbłąkanego wędrowcabum rodzinnyzumiesz. Nie wiem, czy zrobiłam dla Gosiwszystko, czy te lata rehabilitacji, wizyt ulekarzy, te noce, gdy w objęciach, w żelaznymuścisku trzymałam ją, by nie zrobiłasobie lub innym krzywdy, że to już wszystko,co mogłam zrobić?Fakt. Nie rozumiem, nie mogę sobietego nawet wyobrazić. W oczach niezgłębionyból i uśmiech na pięknie wykrojonychustach. Stach porwał żonę do tańca.Wywija, rozbawia, bo musi przywrócić jądo rzeczywistości, by się nie pogrążyła wrozpaczy, bo jeszcze jest czwórka - to nic,że dorosłych dzieci. A Legato śpiewa „Żonomoja, serce moje, nie ma takich jak mydwoje...”, oj, właśnie. Zamienia się z Romkiem,a potem Ela wpada w ramiona Jacka.Wraca do stołu rozpromieniona.Spocone, rozchichotane jak dzierlatki,zmęczone tańcem przysiadły Gosia i Dorota.Siostry. Cały czas rozmawiają, śmieją się.Jedna z nich jest chora. Bardzo chora, pochemioterapii. Cieszy się każdą chwileczką,zachłannie czerpieradość, żartuje. „O, ojest gdzieś niebo...”Słowa tej piosenkiwpasowują się w klimat.Jest tu i teraz.„Z daleka, zdawna, z kiedyś przypływazapach, ulotny,bliski, ukochany i nuta,to nasza piosenka,nasza tajemnica „kochamcię najbardziejna świecie” - słyszęwyraźnie, czuję oddechprzy uchu, stajęna palcach i szepcęteż: „ja ciebie teżkocham”, wtulam sięw ramiona, „jesteś takadrobna, ręką obejmęcię całą”, tańczęz zamkniętymi oczami,chwilo, trwaj, jesteś,tęskniłam, śnięczy śniłam? Ostrożnieotwieram oczy, nieodchodź, nie zostawiajmnie, ...zniknęłoi tylko łzy...”Boleśnie wracarzeczywistość. Wszyscytańczą omiatanikolorowym światłem.I nie jest to taniecchocholi. I tylkomojego męża tu niema. To rodzina w objęciach. Muzyka stopniowozwalnia i przycicha. Zaprasza do stołuna jednego. O, tak przerwa. Po sali krążąludzie z kieliszkiem w ręku, poszukującsłuchaczy albo opowieści. Gwar rozmów...wszystkich ze wszystkimi. Jacek mówi ousamodzielnianiu się dzieci, że nie wolnoim w tym przeszkadzać. Wiem coś o tym.Dzieci odchodzą..., a my musimy trzymaćsię razem - dokończyła Wiola, nim Romekporwał ją do tańca.Na parkiecie tworzy się kółeczko, jeszczepary. Intuicyjnie, żeby wszyscy wiedzieliczyja żona, czyj mąż. Salwy śmiechu. Bliskość,bliższa niż przy stole. Muzyka. Wymianapartnerek. Co chwilę jakaś para sięzatrzymuje, pogrążając się w rozmowie.Rozgląda się, pokazuje. Trwa odnawianieznajomości, poznawanie się od nowa. Trochęstarsi, trochę inni, a jednak odnajdująecha dawnych siebie. Stopniowo uzupełniająrodzinne albumy.Wychodzę na papierosa. Na werandziestoi ksiądz proboszcz. Też pali. Patrzęna niego i ogarnia mnie śmiech: niejest mały ani szczupły, nie jest nawet wsam raz, a w wielkich dłoniach trzyma papierosa,tego cienkiego. Papieros w jegodłoniach wygląda jak zapałka. Opowiadakawał. Nie pamiętam o czym, ale wszyscysię śmieją i ja też, ale z tego cienkiegopapierosa tkwiącego między tymi grubymipalcami. W tych dłoniach pasowałybycygara.Na sali potworzyły się grupki. Marysiai Andrzej wznoszą toast: kochani, wypijmyza to spotkanie. Lubię was wszystkich, lubięz wami rozmawiać. Cieszę się, że tu jesteście,jak za dawnych lat.„Zagraj mi pieśń o miłości...” Legatozaczyna, a wszyscy się włączają. Tańczą.„Złoty pierścionek,... na szczęście...” - zespółotrzymuje wsparcie... „Jarzębino czerwona”.- Nie pamiętasz jak mama to śpiewała?- Chyba babcia!...Z kościelnej wieży dobiega melodia„Apelu jasnogórskiego”. Jest dwudziestapierwsza. Magiczna noc, magiczny nastrój.I zdaje się, że Bóg zapukał do nas jeszczeprzed Bożym Narodzeniem.Nie trzeba czekać na święta, by spotkaćsię z rodziną. Nie trzeba stawiać talerzadla zbłąkanego wędrowca. Stawiajmygo dla rodziny. Wszyscy się nawzajem potrzebujemy.I nie musimy przecież spotykaćsię z okazji pogrzebów, czy wesel. „Rodzina,rodzina..., a jak jej nie ma... samotnyśjak pies”.Teresa NowakŁupawaKALENDARIUMlistopada w Ścięgnicy odbył się8 Konwent Samorządowców <strong>Powiat</strong>uSłupskiego.listopada w Wicku Morskim odbyłsię VII Pomorski Bieg Nie-9podległości.listopada w restauracji „Anna22 de Croy” otwarto wystawęmalarstwa Jacka Adamczyka z Kępic,tegorocznego stypendysty StarostySłupskiego.listopada w Pałacu Aureus25 w Słupsku odbyła się uroczystośćz okazji Dni HonorowegoDawstwa Krwi oraz obchodów35-lecia Klubu im. T. Czaplińskiegoprzy Komendzie Policji w Słupsku.listopada w siedzibie starostwaodbyło się cykliczne28spotkanie działającej przy Starostwiegrupy poetyckiej „WtorkoweSpotkanie Literackie”.listopada w Polskiej FilharmoniiBałtyckiej w Gdańsku od-29była się konferencja pn. „Czas namłodzież”, na której prezentowanybył projekt „MOS-t w przyszłość”realizowany przez Młodzieży OśrodekSocjoterapii w Ustce.grudnia w starostwie słupskim5 odbył się Konwent StarostówWojewództwa Pomorskiego.grudnia w starostwie odbyła6 się impreza dla dzieci „Mikołajz Sową”. Udział wzięło ponad 100przedszkolaków z powiatu.grudnia Starosta Słupski przekazałmikołajkowe upominki wy-6chowankom Specjalnego OśrodkaSzkolno-Wychowawczego w Damnicy.grudnia starosta Sławomir10 Ziemianowicz spotkał się zczłonkami nowej <strong>Powiat</strong>owej Radyds. Zatrudnienia.grudnia w Sali Polskiej Filharmoniiw Słupsku odbyła się14konferencja na temat roli wolontariatuw kształtowaniu społeczeństwaobywatelskiego, połączona z uroczystąGalą Wolontariatu. (G.Ś.)POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201221


Kobieta niezwykłaNa podstawie ludzkichopowieści tworzymynaszą historię,mamy wgląd do przeszłości,którą odziedziczyliśmypo naszychdziadkach i ojcach,sąsiadach i znajomychFot. J. Maziejukobok mieszka ktoś godny zauważeniaŻyją obok nas, jako nasi sąsiedzi, znajomi.Oddzieleni jesteśmy od siebie zaledwieskrawkiem ziemi, płotem, ścianą domu.Na wsi relacje międzysąsiedzkie są bliższe,częste rozmowy, pogaduszki sprzyjajązwierzeniom, opowieściom o losie. Ludziebardziej sobie ufają, czasem powierzająswoje życiowe tajemnice. W mieścieludzie są bardziej anonimowi, niewiele osobie wiedzą. Poza zwykłym codziennympozdrowieniem, wymienią pogląd o pogodzie,czasem zapytają o zdrowie i rozchodząsię, każdy w swoją stronę.Nie zawsze wiemy i domyślamy się,że obok nas mieszka ktoś godny zainteresowania,ktoś kto ma wiele do opowiedzenia,jest cichym bohaterem minionegoczasu. Nikt nigdy nie postawi mu pomnika,czy nie napisze książki o nim. Wydaje się, żepo co komu ta wiedza o nim, komu to dziśpotrzebne i czemu ma służyć. Wielu jest itakich, co powiedzą: żył jak żył, umarł, cośtam przeżył, coś wiedział, może coś ukrywał,nie chciał opowiadać o sobie, a nikt goza język nie ciągnął. A szkoda, bo na podstawieludzkich opowieści tworzymy nasząhistorię. Na podstawie wspominanychzdarzeń mamy wgląd do naszej przeszłości,którą odziedziczyliśmy po naszych dziadkachi ojcach, sąsiadach i znajomych.Dzisiaj chcę przybliżyć czytelnikomniezwykłą kobietę. Nazywa się Józefa Burglin.Jest córką Marii i Józefa. Urodziła się12 marca 1925 roku w miejscowości Lamk,znajdującej się w 1932 roku w powieciechojnickim. Jej przodkowie to rdzenni Kaszubi,którzy od niepamiętnych czasówzamieszkiwali tę ziemię. W latach okupacjiniemieckiej powiat chojnicki należałdo Rzeszy Niemieckiej, aby w roku 1945powrócić znów w granice Polski. W rodziniemojej bohaterki było siedmioro dzieci,mieszkali razem z dziadkami, w drewnianymdomu przy trasie Chojnice - Gdańsk.Obrabiali niewielki kawałek gruntu, którymiał ich wyżywić za tak zwaną dzierżawęu miejscowego dziedzica. Życie uczyło ichciężkiej pracy, wyrzeczeń, nie rozpieszczało.Wybuchła wojna, a z nią przyszły nowekłopoty, strach o życie, często głód, bieda.Podczas działań wojennych zablokowanodrogę Gdańsk - Chojnice, wyrywając pociskamiogromny lej, którego nie dało sięominąć. Z jednej strony były zabudowaniai dość wysoka skarpa, a z drugiej był młyni płynąca rzeka. Aby przywrócić ruch na tejważnej w tym czasie trasie, nie zawahanosię i ich dom, który był najbliżej tego leja,po prostu zepchnięto w tę wyrwę. Sunęłypo nim czołgi i maszerowało wojsko, a oninie mieli gdzie mieszkać.Przygarnęła ich wtedy rodzina żyjącana tak zwanym wybudowaniu. Mieszkalitam do końca wojny. W listopadzie 1945 rokuprzeprowadzili się do Miszewa w gminieTrzebielino. Podróż odbywała się częściowopociągiem do Bytowa, gdzie następnie musieliprzesiąść się na rowery. Musiał się zmieścićna nich cały dobytek, zapas żywności,pościel, odzież. Nie obyło się bez przygód,kiedy na przykład przedziurawił się worekz mąką i dopóki się całkowicie nie oróżnił,znaczył ślad ich wędrówki. Gorzej jeszczemiał brat Antoni, któremu przypadła misjaprzeprowadzenia krowy. Szedł z nią prawiesto dwadzieścia kilometrów. Odpoczywał,gdzie popadło, na dłużej zatrzymał się wSominach. Był listopad, noce były już zimnei przemarzł w polach. Ale jedyną żywicielkędoprowadził szczęśliwie do rodziny.W Miszewie nastało nowe życie - jakwielu innych rodzin w powojennej Polsce.Młodzi szukali pracy w miastach, tam częstozostawali, zakładając własne rodziny. Braciapani Józefy ożenili się, siostry też - jedna podrugiej wychodziły za mąż. Ona, jedna niewyszła za mąż, razem z bratem pracowaliw 16-hektarowym gospodarstwie. Całeswoje życie i czas poświęciła pracy na rolii na rzecz kultury. Najpierw organizowaławspólne wieczornice na darciu pierza,przędzeniu wełny, urządzała spotkania dożynkowe.Ciągle skupiała obok siebie wieleosób, mając pomysły zawsze na coś nowego.Zorganizowała teatr. Mieszkańcy Miszewabyli jego aktorami, wystawiali sztukę posztuce. Najpierw u siebie, w swojej wsi, potemstworzyli teatr objazdowy. Zachętą byłazawsze pełna widownia. Sama była reżyserem,krawcową, aktorką. Zainteresował sięnią Teatr w Koszalinie i zaprosił na konkurssztuki teatralnej, w którym wzięła pierwszemiejsce. W tym czasie była też nauczycielkąreligii w Barcinie, a także wziętą kucharkąweselną. W Miszewie mieszkała trzydzieścilat. Jako pierwsza osadniczka gminy Trzebielinobyła czynnym działaczem OSP.W życiowej wędrówce swoje miejsceznalazła też w Słupsku, gdzie mieszka odroku 1989. Żyje tu z niewielkiej emeryturywypłacanej co miesiąc przez KRUS, maniewielkie mieszkanie w bloku przy ulicyBanacha. Mieszka sama, ale często kontaktujesię ze swoją najmłodszą siostrą, AnieląMączkowską. Jej szuflady pękają od starychfotografii, listów, dyplomów, podziękowań iodznaczeń. Uśmiecha się na wspomnienietych dowodów wdzięczności. Szczególnietaki jeden wywołuje wzruszenie i nie ważne,że był wydany z okazji 100. rocznicyurodzin Włodzimierza Lenina. Dyplom tenotrzymała za pracę w zespole artystycznymDomu Strażaka w Miszewie - za występ naFestiwalu Teatrów Amatorskich.Pani Józefa jest, mimo podeszłegowieku, ciągle miłym i przyjaznym człowiekiem.Skarży się jedynie, że czas tak szybkopłynie. Ma obecnie 87 lat i gdyby udało sięgo trochę cofnąć, to chciałaby nadal byćw codziennym wirze spotkań ze swoimiprzyjaciółmi. Chciałaby być ciągle czynną,zaangażowaną. I broń Boże nie być obsługiwaną,tylko by ona mogła sama służyćjeszcze innym.Henryka Jurałowicz-Kurzydło, Słupsk22POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


Jestem pewna, że nasza przyszłość tegopotrzebuje, wyrasta przecież z przeszłościi nic nie jest w stanie tego zmienić. Historiaprzedstawiona poniżej jest historią człowieka,który krocząc drogą pełną cierpienia ihonoru, odnalazł swoje miejsce na ziemi.- Gdyby pani tam była, gdyby pani miaładokonywać wyboru, łatwiej byłoby panizrozumieć oraz ocenić dziś tamte zachowania.Gdybym pani powiedział, że strzelałemdo wroga, to nic nie zmieni, trzeba było tambyć, trzeba było to zobaczyć... - patrzył namnie uważnie, zaś jego spokojny głos przyciągałuwagę siedzących przy stole. JulianWyraz - ułan 8. Pułku Strzelców Konnych, 16.Dywizji Pomorskiej urodził się na Kielecczyźnie16 marca 1915 roku. Od 1946 roku jeststałym mieszkańcem Miszewa. - Będąc nazwiadzie napotkałem na swojej drodze żołnierzaniemieckiego, który leżał z wycelowanąbronią w zasięgu dwóch metrów. Naglekrzyknął „Jezus Maria!” i już wiedziałem, żeto Polak, Kaszub albo Ślązak. Obaj wyszliśmyz tego cało. Przecież to też był Polak.Spokojnie opowiada o przeszłości, szukającszczegółów, wymienia nazwiska kolegów,imiona koni ułańskich, miejsca. Choćw pamięci zatarły się daty, wzrok już nie tensam, nogi odmawiają posłuszeństwa, ułańskihonor pozostał.8. Pułk Strzelców Konnych został sformowanyw 1921 roku w garnizonie Chełmnonad Wisłą. Przed wybuchem II wojny światowejpan Julian pełnił służbę czynną, dlategotrafił na front. Jego pułk walczył w kampaniiwrześniowej 1939 roku w składzie PomorskiejBrygady Kawalerii (Armii „Pomorze”).- W pułku było siedem szwadronów,pluton liczył około trzydziestu osób, walczyliśmyw Borach Tucholskich, dowódcą był m.in.porucznik Czesław Begale. Mieliśmy trzy czołgi,w tym jeden czynny, armaty francuskie,ręczne karabiny maszynowe lekkie i ciężkieoraz amunicję. Najważniejszym atrybutemułana była szabla, mieliśmy też lance. Wmawialinam, że czołgi są tekturowe, próbowałemstrzelać do tej maszyny, ale nie został nawetdraśnięty. Dopiero jak zobaczyłem i dotknąłemrozbitego czołgu w Koronowie, toupewniłem się, że jednak nie jest z papieru.Niemieccy żołnierze byli bardzo dobrze wyposażeni,mieli nawet lornetki i zegarki, odpowiedniąbroń i solidne wyżywienie. Polski żołnierzmiał tylko karabin i szablę, zaś naszymgłównym pożywieniem był chleb i woda. Jakszliśmy do boju, dostawaliśmy nadprogramowodwa dekagramy boczku. I to wszystko.Wiele miejsca poświęciliśmy rozmowieo najwierniejszych towarzyszach niedoliułańskiej, o koniach. Ułani dbali o niebardziej niż o siebie. Konie, które bezpośredniotrafiały do pułku od chłopów, nazywano„remontami”, ponieważ uczyły sięwojaczki od podstaw. Wierna klacz JulianaWyraza miała na imię Czeremka (nie mylićz czeremchą). W pułku był też koń, któryokropnie gryzł, miał na imię Dorsz. Szybkojednak został pozbawiony paskudnego nawyku,ucząc się posłuszeństwa pod okiemcierpliwego i pomysłowego ułana.Niewola za wolę walkiW 1939 roku dostał się do niewoli niemieckiej,przebywał w wojskowych obozachprzejściowych, następnie trafił na robotyprzymusowe.- Pracowaliśmy ciężko, ale nie narzekałem.Dostawaliśmy zaledwie piętnaście marekmiesięcznie, wyżywienie oraz ubranie robocze.Za te pieniądze mogliśmy kupić papierosy.Wyjściowe ubranie musieliśmy kupić sami.Rano dostawaliśmy zupę mleczną, kaszęjęczmienną i chleb, drugie śniadanie przygotowaneprzez bamberkę pakowaliśmy do tornistra.Papierki od chleba trzeba było składać,aby móc zawinąć w nie kanapki następnegodnia. Dostawaliśmy również obiad i kolację.Mogliśmy przebywać poza terenem do godzinydwudziestej pierwszej. Zdarzyło się, żekogoś złapano po tej godzinie, wówczas takirobotnik musiał zapłacić mandat w wysokościdwudziestu marek. Polscy robotnicy przymusowinosili na ubraniach naszywki z dużąliterą „P” w kolorze żółto-niebieskim.Na robotach przymusowych był od 1939do 1945 roku. Tam też poznał swoją żonę GertrudęTrzebiatowską (Kaszubkę), z którą w lipcu1945 wziął ślub w Niemczech. Sakramentumałżeństwa udzielił młodej parze kapelanwojskowy. W tym dniu przysięgały sobie wiernośći miłość również inne pary małżeńskie.Wędrówkana ziemię obiecanąNa Pomorze przybył z młodą żoną 11lutego 1946 roku. I już na dworcu pozbyłsię dobytku, nie z własnej woli.- Przyjechałem z jedną walizeczką,w której miałem nowiutki garnitur i kilkatabliczek czekolady, które zakupiłem wNiemczech. Ale to wszystko zabrał mi Rosjanini nie miałem nic - wraca pamięcią dosmutnych minionych chwil.Trafił do Miszewa. Tak sam wybrał, amoże los za niego zdecydował. Tu dano mudwanaście hektarów ziemi. Zamieszkał z żonąoraz sześcioosobową rodziną niemieckąw nieznanym wówczas i niepewnym miejscu.Gospodarstwo było ogołocone z maszynrolniczych, jedyną maszyną, która pozostała,była młockarnia, tzw. sztyftówka z kolcamina wale. Wrzucało się zboże kłosami do maszyny,pozyskując ziarno i słomę „targankę”. Itak zaczęło się chłopskie życie dzielnego ułana.W Miszewie nie było majątku ziemskiego,byli jedynie gospodarze. Rosjanie zajęli dużemajątki, m.in. w Suchorzu i Gumieńcu. Zaczętoorganizować PGR-y. W styczniu sześcioosobowarodzina niemiecka, z którą rodzina Wyrazówzajmowała dom, wyjechała. Do dzisiejszegodnia utrzymują ze sobą kontakty.- Rosjanie wciąż okradali chłopów, niebyło spokoju. Nigdy nie zapomnę, jak międzyTrzebielinem a Bożanką zabrali mi rower.Potem też nie było lekko. Musieliśmypomorskie życiorysyPamięć niekiedy nas zawodzi,obrazy przeszłościwypala czas, zdarza sięteż, że sami nie chcemywracać do lat minionych.Czy mamy zatem prawodo spisywania resztekosobistych historii, do rozdrapywaniaran?Honorułańskioddawać państwu zboże i żywiec prawie zadarmo. Państwo nakładało na chłopa obowiązkowedostawy. Po wsi chodziły „trójkizbożowe”, jak zboże jeszcze stało na polu,dokonywały oceny przyszłych zbiorów. Jakzabrakło choć kilku kilogramów, trzeba byłodokupić i dostarczyć do skupu.Mimo tego, że życie go nie rozpieszczało,nigdy nie tracił woli i chęci do pracy.Pozostał wierny sobie i swoim ideałom. Dlamnie już na zawsze pozostanie ułanem 8.Pułku Strzelców Konnych. Dostrzegłam wjego oczach honor, godność i posłuszeństwoojczyźnie. Coraz rzadziej mamy okazjęzderzyć się z takimi wartościami, dostrzecprawdę w oczach drugiego człowieka, corazczęściej uciekamy w świat wirtualny.Danuta Sroka, SłupskFot. J. Maziejukwmawiali nam, że czołgi są tekturowePOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201223


jest problemPodręcznikowyprzekładaniecMinisterialni urzędnicy znaleźli rozwiązanie problemu.Za druk podręczników dla dzieci niewidomychi słabowidzących mają zapłacić lokalnesamorządy. Taka spychologia budzi niepokójRok szkolny już rozpoczęty. Niestety,nie dla wszystkich uczniów jest to czas zdobywaniawiedzy. Martwią się rodzice dzieciniewidomych i słabowidzących. Sytuacjajest poważna. Sprawa dotyczy bowiem problemuz dostępnością do specjalistycznychpodręczników, których praktycznie nie ma!Jak zawsze powodem są pieniądze, a raczejich brak. I nie jest to bynajmniej nowa sytuacja.Niemalże co roku z pierwszym dzwonkiemproblem dostępności do podręcznikówpowraca jak przysłowiowy bumerang.Druk książek dla niewidomych i słabowidzącychuczniów finansuje MinisterstwoEdukacji Narodowej, ono też sprawuje pieczęnad całym mechanizmem ich przygotowania.Ze względu na koszty, drukuje siętylko jeden tytuł z danego przedmiotu. Wtakiej sytuacji, uczniowie zmuszeni są korzystaćz podręczników tylko i wyłączniena lekcjach. Dlatego, ministerialni urzędnicyznaleźli rozwiązanie problemu. Mająto za nich zrobić lokalne samorządy. Takaspychologia budzi niepokój, bo doświadczamyjej po raz kolejny. Zdrowo myślącyczłowiek może postawić pytanie: jak długojeszcze lokalne samorządy udźwignąnakładane na nich coraz to nowe zadania.Pewnie nie byłoby o co kruszyć kopii, gdybyza tymi dodatkowymi zadaniami szłydodatkowe fundusze. Ale tak nie jest. Zadaniasą, a pieniędzy nie ma!Na podręczniki pisane brajlem lubpowiększonym drukiem czekają w Polscetysiące dzieci. Kolejne lata zapowiadająsię chudo, a samorządowe dotacje z rokuna rok są niższe. Za to procedury bardziejskomplikowane i wydłużające wszystko wczasie. Przykro, że szkodzą najmłodszym,najsłabszym, poszkodowanym przez los.Kolejni premierzy nie mieli dobrej ręki przypowoływaniu nowych ministrów edukacji.W większości były to osoby dosyć kontrowersyjne.Problem rozpoczął się już po objęciuresortu przez Krystynę Łybacką, którazainicjowała „demontaż” polskiego systemuedukacji, wprowadzając nową reformę,polegającą na likwidacji szkół zawodowych,powołaniu gimnazjów oraz liceówprofilowanych. Miało być lepiej, a wyszło,jak zawsze. Wielki bałagan, chaos i oczywiściebrak winnych za nietrafione i źle podjętedecyzje. Kolejni ministrowie też nie przyłożylisię do naprawy zaistniałego bałaganu.Z roku na rok nierozwiązane problemyoświatowe piętrzyły się, a dzisiaj zbieramyowoce tych działań. Są one gorzkie.Mając na względzie dobro najmłodszych,warto wsłuchiwać się od czasu doczasu w głos rodziców i pedagogów. Ludzieci kierują się dobrem swoich podopiecznych.Na ogół obce są im ideologie i populistycznehasła. Główne miejsce powinienzajmować zawsze zdrowy rozsądek i odpowiedzialność.To nie kto inny, jak wybieraniprzez nas politycy, obierają kurs działań.Czasem ten „rejs”trwa cztery laty, innymrazem krócej.Jednak nie o długość,ale o jakośćchodzi. Rządzącywinni troszczyć sięo dobro wszystkichobywateli, anie tylko o swojedoraźne interesy,co często znajdujepotwierdzenie wpraktyce.Nie jestemnaiwny, wiem, żeto o czym piszę, totylko pobożne życzenia.Szara rzeczywistośćzdajesię przeczyć tymideałom. Jednakwarto sprawującymwładzę, niezależnieod preferencjipolitycznych,przypominać, od kogo i po co dostalimandat.Na zakończenie jeszcze jedna uwaga.Życie potwierdza, że nigdy nie należyoszczędzać na edukacji, podobnie jak nazdrowiu. Mądrze wydatkowane funduszez pewnością zaprocentują. Wtedy samczłowiek, zwłaszcza niepełnosprawny niebędzie miał poczucia marginalizacji i wykluczenia.Będą pozytywne efekty w przyszłości.Marzy mi się, by dumnie obwieszczanezapowiedzi oraz obietnice politykówrożnej „maści” wreszcie kiedyś byłyrealizowane.Jacek Kopyłowski„Gazeta Mówiona”, Słupsk24POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


Jest album „Fotografiachłopów pomorskich”- wydany przez MiejskąBibliotekęPubliczną im. MariiDąbrowskiej w Słupsku,pod redakcjąDanuty Srokidzięki mieszkańcom powiatuFotografiachłopówpomorskichFot. J. MaziejukAlbum jest efektem dwuletniego procesugromadzenia fotografii pochodzącychm.in. z prywatnych kolekcjirodzin pomorskich. W znacznej części wykorzystanomateriały pochodzące z archiwumfotoreportera Jana Maziejuka, MuzeumPomorza Środkowego w Słupskuoraz Pommersches Landesmusum w Greifswaldzie.Inspiracją dla powstania publikacjibyła głębsza analiza historii jednej zrodzin przesiedleńczych oraz album „Fotografiachłopów polskich” Marii Bijak i AleksandryGarlickiej z 1993 roku.Album podzielono na osiem rozdziałówpoświęconych określonym aspektomżycia na wsi, do których wprowadzeniadokonał Dawid Gonciarz - etnolog z MuzeumKultury Ludowej Pomorza w Swołowie.Publikacja została wydana w dwóchjęzykach - polskim i niemieckim, zawierawybór 365 zdjęć. Najstarsza fotografia pochodziz 1898, najnowsza zaś z 2012 rokuDzięki takiej przestrzeni czasowej możliwebyło ukazanie zmian kulturowych, jakie następowałyna pomorskiej wsi.Trzon albumu stanowią fotografie zarchiwów rodzinnych dawnych i obecnychmieszkańców Pomorza. Prezentowanezdjęcia rodzinne stanowią pewnego rodzajubiograficzny flesz, przedstawiają bowiemFot. J. Maziejukczłowieka w sposób rzeczywisty, ukazującciągłość trwania (ślub, narodziny, chrzest,komunia, starość, śmierć) i odmiennośćsposobów bycia. Tłem są zabudowania gospodarskie,przyroda, skrawek pomorskiejprzestrzeni zatrzymany w kadrze aparatufotograficznego. Taki dokument dostarczawielu informacji o mieszkańcach wsi, ichzajęciach, zwyczajach, wszelkich przejawachtwórczości, rzemiośle, przedmiotachcodziennego użytku, budownictwie, a takżeo sposobie gospodarowania. Dzięki relacjomosób udostępniających fotografie,często będących bezpośrednimi świadkamilub uczestnikami przedstawionych zdarzeń,udało się zebrać istotne fakty z życiarodzin pomorskich.Do książki dołączono film dokumentalnypt. „Osadnicy”, który przedstawia historiępięciu rodzin pomorskich. Publikacjaukazała się dzięki wsparciu finansowemuMinistra Kultury i Dziedzictwa Narodowego,Urzędu Miejskiego w Słupsku, Starostwa<strong>Powiat</strong>owego w Słupsku oraz CentrumEdukacji Regionalnej w Warcinie.Album nie powstałby bez wsparciamieszkańców powiatu słupskiego, którzydostarczyli fotografie ze swoich kolekcji.Uroczysta promocja albumu odbyłasię 30 listopada br. w Gościńcu Młyn Słupski- w Słupsku.Danuta SrokaMiejska Biblioteka Publiczna w SłupskualbumPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201225


dwie książki o pomorzumnie nie obchodzi, że ktośprotekcjonalnie pisze w komentarzuna moim blogu „o dzisiej-„Nicszych czasach, w których wiele może sięzdarzyć niezgodnego z kanonami moralnymi[...]. Czasy są dziwne, inne i zwariowane.Odnosiłam się do teraźniejszości dużegomiasta - pisze autorka komentarza - anie małych miasteczek i wsi, które wprostuwielbiam. Taka jest Warszawa, taki jest Poznań,Wrocław, Kraków, Gdańsk, Gdynia,Sopot, bo tak postrzegają sami siebie młodzi,z hasłem na ustach: śmierć konwenansom”.U nas inaczej - powiem trawestujączdanie z Pana Tadeusza. U nas przywiązaniedo tradycji, etosu pracy, świętości ludzkiegolosu ciągle jest ważne i żywe. Dlategocieplutka jeszcze albumowa publikacja „Fotografiachłopów pomorskich” budzi mojąciekawość i wzruszenie. Wydawcą książkijest Miejska Biblioteka Publiczna im. MariiDąbrowskiej w Słupsku, której dyrektor- pani Danuta M. Sroka - jest autorką koncepcjii redaktorem albumu. Dzięki finansowemuwsparciu z MKiDzN, Starostwa <strong>Powiat</strong>owegow Słupsku i Urzędu Miejskiegow Słupsku powstała publikacja mądra i potrzebna,przekraczająca granice uprzedzeńhistorycznych i społecznych. Trudna i wciążbolesna historia Pomorza opowiedzianafotografiami mieszkańców pokazuje to, cołączyło dawnych i obecnych mieszkańcówtej ziemi. Poprzedzone wprowadzeniempióra Dawida Gonciarza fotografie zostałyułożone w ośmiu rozdziałach, według najważniejszychelementów codziennego życiachłopskich rodzin. Przedstawiają Portrety,Dzieciństwo na wsi, Sakramenty, Przypracy, Po pracy, Pomorskie świętowanie,Twórczość, Ostatnie pożegnanie. Publikacjaopatrzona została przypisami, bibliografią,indeksem osób i indeksem miejscowości,jak przystało na najwyższy poziomedytorski.W albumie zamieszczono fotografiez lat 1898 - 2012 ze zbiorów prywatnychdawnych i obecnych mieszkańców pomorskiejziemi, archiwum ikonograficznegoDziału Etnograficznego Muzeum PomorzaŚrodkowego w Słupsku oraz PommerschesLandesmuseum w Greifswaldzie. Każda fotografiazostała opatrzona metryczką określającączas, miejsce i właściciela fotografiioraz krótkim opisem zdarzenia i przedstawieniemosoby z fotografii. W ten sposóbpowstał niezwykły dokument historycznyopisujący losami zwykłych ludzi dzieje PomorzaŚrodkowego od końca XIX wieku powspółczesność. Indywidualne losy składająsię na wspólną wielką historię małej ojczyzny.Obok siebie znalazły się fotografieosób, rodzin, wspólnot wiejskich, któreopuściły ukochane miejsca oraz tych, którzyprzybyli na niezamierzone spotkanie- po bolesnych wojennych przeżyciach - zróżnych stron: Kresów, Kurpiów, Lubelsz-Początek grudnia sypie prezentami. Mamzatem dwie książki, bliskie sercu, opisującew sposób niezwykły mój mały światKsiążki o mojej ziemiczyzny, Łemkowszczyzny. Trwałą, niezmiennąwartością kulturową tej ziemi byłożycie i kultura Kaszubów, prezentowaneprzede wszystkim fotografiami fundacjiNaji Gochë Zbigniewa Talewskiego. Jak zawszenieocenionymi okazały się zbiory kronikarskieRomana Zuba z Objazdy i przedewszystkim Jana Maziejuka, znanego powszechniefotoreportera, pasjonata fotografiidokumentalnej.Ubiory codzienne i świąteczne bohaterówfotografii, fryzury, ustawieniefotografowanych postaci, drobne sprzętydomowe, narzędzia, najzwyklejsze zajęcia,zwierzęta domowe i gospodarskie- wszystko, co stanowiło radość i wartośćżycia, przetrwało dzięki zapisowi na fotograficznejkliszy, stając się jednocześniedokumentem zmian historycznych, cywilizacyjnych,społecznych, ale także technikfotografowania. Dlatego nie sposób przecenićwartość publikacji.Zaangażowanie profesjonalnych pracownikówbiblioteki, muzeów, dziennikarzy,a obok mieszkańców pomorskich wsii miasteczek, którzy powierzali swoje rodzinnepamiątkowe fotografie, a wraz z nimiopowieść o własnym losie, jest dowodemnarodzin obywatelskiego współdziałaniana rzecz pomorskiej małej ojczyzny.Chłopskie korzenie pozwoliły okrzepnąćw nowym miejscu, przetworzyć je ciężkąpracą, wspólnotowym - mimo różnic - działaniemna rzecz kultury. Być może dlatego,że wszyscy zaczynali tu życie od nowa,na „spalonej” ziemi, ceniono pracowitość,życzliwość, wzajemną pomoc. Kulturowe izwyczajowe różnice uczyły tolerancji i szacunkudla odmienności.Autorzy odwołują się do albumu „Fotografiachłopów polskich” Marii Bijak iAleksandry Garlickiej z 1993 roku, jako jednegoz motywów inspirujących dwuletniąpracę nad wydawnictwem „Fotografiachłopów pomorskich”. Przemijanie i zmienność- wpisane w chłopski los znaczony rytmemprac polowych i gospodarskich - paradoksalniebyły znakiem trwałości życiaopartego na stałych wartościach. Wśródnich najważniejsze były szacunek do ziemi,pracy, rodziny, sąsiadów, bo tak rozumianodekalog, który przekładał się w sposób naturalnyna zasady codziennego postępowania.Dlatego kiedy spotkali się w jednymdomu dawni jego mieszkańcy i nowi przybysze,nie czuli do siebie żalu. Czasem wypadałorazem mieszkać kilka miesięcy, czasemlat. Łączyła ich wspólna praca i troski, arozstawali się jak przyjaciele. Takie historiezapisane zostały w reportażu „Osadnicy”,który powstawał równolegle z albumem.Został dołączony do książki w zapisie dvd.Piękna jest „Fotografia chłopów pomorskich”.Mądra, piękna i potrzebna jakoświadectwo przemijania i trwałości tego,co przeminąć nie powinno.W tym samym czasie dostałam zamówionąw Wydawnictwie Jasne z Pruszcza26POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


Gdańskiego pozycję albumową „Malarze,miejscowości i widoki Pomorza Zachodniegow pierwszej połowie XX wieku. Cześć 2.”Eddy Gutsche. Autorka przedstawia dorobekczternastu malarzy związanych z Pomorzem.Ze względów sentymentalnychzainteresowała mnie twórczość malarskaGottfrieda Brockmanna (1903 - 1983), którywraz z żoną w roku 1934 miał zamiarspędzić wakacje w Ustce (Stolpmüünde),a ostatecznie państwo Brockmannowiewypoczywali w Rowach w chałupie rybakaHawera, który ówczesnym zwyczajemw tym czasie z rodziną nocował w stodolena sianie, znosząc niewygodę dla zarobku.Podobnie jak rybacka ludność Rowów,małżonkowie Brockmannowie jadaligłównie ryby, żyjąc bardzo skromnie. Czasemwstępowali do miejscowego hotelu,gdzie spotykali innych twórców, między innymiMaksa Pechsteina i jego drugą żonęMartę Möller z Łeby. W Rowach Brocmannpoznał i zaprzyjaźnił się z Siegfriedem Reichem,z którym odbywał sesje malarskie,rodzaj studium jednego motywu. Malarzazauroczyła maleńka wioska rybacka z krytymitrzcinową strzechą chatami, szerokąplażą i wszechpanującą ciszą skrywającą„bukoliczną idylliczność krajobrazu przedwścibskimi oczami.” Fascynowała go graświateł na czystym niebie odbijającym sięw głębokim błękicie morza, szaro-fioletoweodcienie topól i wierzb podczas ulew iburz. Malował wówczas także pejzaże Ustki,która od 1820 roku zaczęła rozwijać sięjako nadmorski kurort. Ustecki port zostałuroczyście otwarty w 1903 roku, a dwa długiena 500 metrów mola chroniły wejściedo portu przed zapiaszczeniem i były nielada atrakcją turystyczną. W 1936 roku portzostał poszerzony, dzięki czemu wypływałystąd jednostki handlowe do Anglii i Holandii.W 1934 roku Brockmann namalowałplac budowy portu z perspektywy mola.Nadmorskie wakacje okazały się inspirujące.Powstało wiele prac, które weszły najpierww skład jesiennej wystawy „Wschodniopomorskiepejzaże” (1934) w PruskiejAkademii Sztuk w Berlinie, później samodzielnejwystawy pejzaży z Rowów w galerief&f.Cieszę się tą książką oglądając znajomepejzaże wierne rzeczywistości, aleprzetworzone artystycznie. Zamyślam sięna przedziwnymi splotami ludzkich losówi istotą przypadku. Przecież nikt nie planował,że dwie książki o Pomorzu ukażą się wtym samym czasie, a każda z nich w niewerbalnysposób opowie historię tej ziemi.Czesława Długoszek, ObjazdaFotografia przedstawia grafikę Brockmannawykonaną ołówkiem pt. „Dom rybakaFritza Kempa” oraz gwasz „Mostprzez Łupawę w kierunku Rówka” z PomorskiegoMuzeum Krajowego w Greifswaldzie.Obie prace pochodzą ze strony50. omawianego wydawnictwa.Słupskie„Zbliżenia”było takie pismoPracowałem w „Zbliżeniach” kilka lat,wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy.Jednak zdarzyły się wpadki, jakbymbył zupełnym gołowąsem w zawodzieW 1975 roku w wyniku reformy administracyjnejkraju powstało województwosłupskie. Jednocześnie zdecydowano opołączeniu sześciu lokalnych mutacji „GłosuKoszalińskiego” w jeden dziennik „GłosPomorza”, prezentujący sprawy nowo powstałegowojewództwa. W sierpniu 1979roku ukazał się pierwszy numer WojewódzkiegoInformatora Kulturalnego „Pobrzeże”.W tym samym roku zaczął ukazywaćsię słupski tygodnik społeczno-politycznyPZPR „Zbliżenia” z siedzibą redakcji przy ulicySienkiewicza 20. Do „Zbliżeń” zostałemoddelegowany służbowo przez KoszalińskieWydawnictwo Prasowe. W ten sposóbzostałem członkiem zespołu redakcyjnegow składzie: Wiesław Wiśniewski (redaktornaczelny), Andrzej Radzik (z-ca redaktoranaczelnego), Tadeusz Martychewicz (sekretarzredakcji), Leonarda Uljanicka, ElżbietaPoturaj, Zbigniew Babiarz-Zych, AnatolUlman, Ewa Wypiorczyk, później (od 1983)Jolanta Nitkowska. Pierwszy numer pismadotarł do czytelników 6 grudnia 1979 roku.Przedtem w redakcji trwały gorączkoweprzygotowania do debiutu na rynku prasowymkontrolowanym przez potężnegocenzora w postaci PZPR. Dwa próbne numeryokazały się falstartem, nie zyskały bowiemakceptacji organu założycielskiego.Przygotowano trzecią edycję z zawartościąnumeru: Zbigniew Janiszewski: „W cieniuJubileuszu”, Andrzej Turczyński: „Stąd mójród”, Zbigniew Babiarz-Zych: „Dwa zakładyten sam problem”, Leszek Bakuła: „Dwiedrogi ku morzu”. W ostatniej chwili kolejnazmiana. Do numeru wejdą Wiesława Wiśniewskiego„Miary Rozwoju”, TadeuszaMartychewicza „Powoli, ale cięgle w górę”,Eugeniusza R. Śpiewakowskiego „W obronieprzyrody” oraz Anatola Ulmana „Pięknemiejsce dla książek i ludzi”. Znalazło się teżmiejsce na mój fotoreportaż„W pocieczoła!” na całą stronę.Przedstawiał robotników„Sezamoru”(Słupskie ZakładyPrzemysłu Okrętowego)przy produkcjiłańcuchów.Przeglądam zdigitalizowanenumerypisma i czytam informacjeodległe onie tylko o minionelata, przede wszystkimodkrywam zmianyjakie zdarzeniaostatnich lat uczyniływe mnie. Wróćmyjednak do końcówkiroku 1979. Załoga„Sezamoru” namiejskiej konferencjisprawozdawczo-wyborczejPZPR meldowałao wykonaniurocznych zadań eks-Fot. J. MaziejukPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201227


Fot. J. Maziejukportowych. Deklarowała przystąpienie doponadplanowej produkcji: „Tylko wytężonąpracą, rozumnym gospodarowaniemśrodkami i przedmiotami produkcji, wykorzystaniemwszystkich rezerw klasa robotniczapomyślnie realizuje roczne zadania”.Wybudowany na początku lat 70. potężnyminakładami zakład produkujący kotwicznełańcuchy po transformacji przestał istnieć.Mimo to pozostał na trwałe w historiiregionu. Na jego miejscu powstała kolejnaw mieście wielkopowierzchniowa galeriahandlowa „Jantar”. Dumni ze swojej pracyrobotnicy dziś w większości są na bezrobociu,emeryturach lub... pracują w ochronie„Jantara”. Spotkałem jednego z nich. Oprowadzałmnie po rozległym parkingu marketu,pokazując ze łzami w oczach miejsca,gdzie stały maszyny, jego miejsce pracy.W 49. numerze „Zbliżeń” z 12.08.1988roku Jolanta Nitkowska jako wprowadzeniedo artykułu „Ludzie z zakładu produkcjisłowa” zapisała fraszkę Henryka Livor Piotrowskiego:Ty-słuchaczJa -dziennikarzWciskam kita Ty go łykaszA jak było naprawdę? Pewnie zdarzałysię i zdarzają takie sytuacje. Zespół redakcji„Zbliżeń” tworzyli doświadczeni dziennikarze,a młodzi adepci zawodu odbywaliobowiązkowy sześciomiesięczny staż zakończonyegzaminem. Opiekunem mojegostażu był red. Tadeusz Martychewicz,którego znałem od kilku lat. Wypełniałemobowiązki stażysty przygotowując cotygodniowereportaże informacyjne do kolejnychnumerów pisma.Fotografia operuje uniwersalnym językiem.Zatrzymuje w kadrze czas, skupiającsię tylko na fragmencie rzeczywistości,ale posługując się własnymi możliwościamiwyostrza szczególny jej rys, zgodnie z zamysłemautora. Jest sposobem opisu, formąwypowiedzi podobną do innym, werbalnym,jednak poprzez skrót, jednoczesnośćnarracji wszystkich planów jej znaczeniepublicystyczne jest wyjątkowe. Dlategoistotą fotografii prasowej jest pozawerbalnainformacja o wyjątkowym zasięgu i oddziaływaniu.Fotografia odwołuje się dowrażliwości widzaukształtowanejkulturą iwiedzą. To kontekstinterpretacyjny,dziękiktóremu możliwejest indywidualne,osobisteodczytanie znaczeńhistorycznych,społecznych,artystycznychi metaforycznych.W znanymkonkursie WorldPress Photo 2012pierwsze miejscew kategoriiLudzie i Wydarzeniazdobyłafotografia SamuelaArandy, hiszpańskiegofotografa„New YorkTimesa”. „Zrobiłzwycięskie zdjęcie15 października2011 rokuw jednym z meczetówprzekształconychwpolowy szpitalw mieście Sana.Kobieta w czarnej burce przytula do siebierannego mężczyznę. Ułożenie ciał obu postacikojarzy się z Pietą. - To zdjęcie opowiadao wydarzeniach w całym regionie - Jemenie,Egipcie, Tunezji, Libii, Syrii, o wszystkimco miało miejsce podczas „arabskiejwiosny”. Jednocześnie widzimy osobistąstronę tamtych zdarzeń - wyjaśnia członkinijury, Koyo Kouoh. Niektórzy kontestująteatralny charakter ujęcia, co nie zmieniafaktu, ze zdjęcie Arandy znają wszyscy.Poza informacją fotografia wyzwalaemocje, wpływając tym samym na opinie,zachowania, postawy. Jednak tylko wówczas,gdy jest wiarygodna, szczera, uczciwa.Dlatego odpowiedzialność fotoreporterajest nie do przecenienia. Doraźny poklask,uleganie zamówieniom politycznymczy biznesowym jak zwykłe kłamstwo makrótkie nogi, a łaska pańska na pstrym koniu...Twardy kręgosłup w znaczeniu dosłownymze względu na trudy pracy, aprzede wszystkim w znaczeniu metaforycznympowinien być atrybutem prasowegofotoreportera. Obrazy utrwalone wkadrach składają się jak matematyczna definicjazrozumiała dla odbiorcy.Umiejętność obserwacji, spostrzegawczość,wybór tego co charakterystycznei jednocześnie czytelne w odbiorze wpołączeniu z dyskrecją zachowania pozwalafotoreporterowi dotrzeć do sednatematu. Istotne są techniczne umiejętności- znajomość aparatu, niemal zautomatyzowaneczynności i jakość obróbki laboratoryjnejmateriału zdjęciowego dopełniązadania. Drobne błędy można wyretuszować,poprawić ostrość planów, ale nie udamu się powtórzyć ujęcia. Zgubne są próbyzafałszowania rzeczywistości. Uważny czytelnikszybko odkryje próby manipulacji, aautor straci wiarygodność.Pracowałem w „Zbliżeniach” kilka lat,wydawało mi się, że nic mnie nie zaskoczy.Jednak zdarzyły się wpadki, jakbym był zupełnymgołowąsem w zawodzie. Jeździliśmyw teren służbową wołgą, publicystai ja, przygotowując materiał zgodnie z ramówką.Małoobrazkowym Feniksem robiłemkolejne ujęcia. W pewnym momencieusłyszałem lekki trzask. Zbagatelizowałemzdarzenie. Pstrykałem dalej. Dopiero w laboratoriumpojąłem zlekceważoną informację.Zerwała się perforacja, taśma sięnie przesuwała, a obrazy nakładały się wjednym kadrze. Nie mam materiału, a numerw przygotowaniu! Wsiadłem do prywatnejsyrenki i pojechałem na powtórkę.Innym razem robiłem zdjęcia, dbając, byujęcia były niebanalne. Zadowolony z siebiechciałam przewinąć film do kasety, byzaładować nowy. Wtedy zorientowałemsię, że korpus jest pusty. O żesz! Nie załadowałemfilmu do aparatu! Od tego czasuzawsze obserwowałem korpus w czasieprzesuwania taśmy negatywowej. Gdykorbka obracała się w przeciwnym kierunku,wiedziałem, że wszystko jest w porządku.Prosta metoda pozwoliła uniknąć kolejnejwpadki.Późniejsze wpadki wynikały z gapiostwa,braku refleksu czy po prostu fascynacjizdarzeniem. Tak też bywa. Czasem emocje,stres lub po prostu względy etyczne sąważniejsze niż fotografia. Dlatego nigdynie fotografowałem zdarzeń drogowych,rannych czy zabitych w wypadkach. W takiejsytuacji zdjęcie zgubionego buta, fragmentkaroserii, poharatanego drzewa wystarczającodużo mówi o tragedii. Kiedyśna spotkaniu autorskim spytano mnie, cobym zrobił, widząc tonącego.28POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


nie jest dobrze, jeśli dziennikarz staje się politykiem- Nie ma nic ważniejszego nad życie -to jedyna odpowiedź.Zdarzyło się, że stanąłem w obronieżycia... zająca... Było to tak. Na grzybach wcichy wrześniowy dzień zapatrzyłem się wpolanę przede mną. Nagle na leśną łączkęz szybkością strzały spadł jastrząb. Patrzyłemzauroczony, jak zając próbuje wyrwaćsię ze szponów napastnika. Na nic zdał sięgotowy do zdjęcia aparat. Krzycząc, biegłemna ratunek. Jastrząb odleciał. Zając,pewnie pokaleczony, skrył się w zaroślach.Innym razem, było to w 2008 roku, w czasiezawodów żeglarskich na jeziorze Gardnopłynąłem łódką z pracownikiem SPN. Atu orzeł pikuje w wodę i ulatuje z ogromnąrybą. Wyposażony w autofocus aparat odmówiłwspółpracy. Oniemiałem. Na pewnonie zdarzy mi się już taka gratka. Następnegodnia sprzedałem niewdzięcznika za grosze.Kupiłem bardziej profesjonalny Nikon700G. Następnej wpadki bym nie przeżył.Czasem traciłem materiał fotograficznyz nie swojej winy. „Zbliżenia” były gazetąpartyjną, chociaż ja nie byłem członkiempartii. Jakoś nikt na to nie zwrócił uwagi, aja starałem się nie manifestować nieprzynależności.W czasie strajków robotnicy niewpuszczali nas na teren zakładu, widząc wdziennikarzach partyjnej gazety nieprzyjaciół,by nie powiedzieć dosadniej. Mój sąsiad,pan Władysław Smerczyński, robotnik„Famarolu”, poręczył za mnie na czas ceremoniistawiania krzyża w hali fabrycznej.Mszę celebrował ks. biskup pomocniczydiecezji koszalińsko-kołobrzeskiej TadeuszWerno. Wygłosił wzruszającą patriotycznąhomilię. Robotnicy byli przejęci sytuacją isłowami biskupa. Właśnie włożyłem do aparatukolejną trzecią rolkę filmu. Dwie zapełnionemiałem w kieszeni. Byłem wzruszonyuroczystością i podekscytowany materiałem.Później okazało się, że kieszenie mampuste. Został tylko negatyw, który miałemw aparacie. Widocznie byli wśród uczestnikówceremonii cichociemni na usługachSB. Kiedy po latach spotkałem dawnegoprzewodniczącego słupskiej „Solidarności”Edwarda Müllera, już po tym jak komisjaweryfikacyjna w 1990 roku prześwietliładokładnie redakcję „Zbliżeń”, przypomniałem:- Widzisz, nikt z nas nie był wtyczką.Byliśmy czyści jak nowo narodzone dzieci, awy tępiliście mnie na każdym kroku.Cóż, takie były czasy. Nie było wiadomo,kto kim był.***Nie jest dobrze, jeśli dziennikarz stajesię politykiem i łamy pisma wykorzystujedo lansowania własnych poglądów politycznych.Obecnie często się tak dzieje,wtedy inaczej pojmowałem swoją pracę.Dziennikarze „Zbliżeń” starali się rzetelniewypełniać zawód z myślą o czytelniku. Niebyło to proste, gdy strajki jak pożar ogarniałycałe regiony i kraj. W 14 numerze„Zbliżeń” z 2 kwietnia 1981 roku TadeuszFot. J. MaziejukMartychewicz pisał o „Kolejnym akcie dramatu”w obawie ogólnokrajowych strajków.Groźby konfrontacji nie należało bagatelizować,stąd apele o dialog i rozsądek.Ścierały się opinie oficjalnej prasy partyjneji podziemnych powielaczowych biuletynóworaz „Tygodnika Solidarność”, któregopierwszy numer ukazał się 3 kwietnia 1981roku w nakładzie 0,5 mln egzemplarzy.W tym samym numerze „Zbliżeń”, wktórym znalazł się mój fotoreportaż z lotniczegowypadku samolotu AN 24 pod Słupskiem,Wiesław Wiśniewski pisał, „gazetoraz innych środków masowego przekazunie należy traktować jak Pisma Świętego”i radził, by „mieć punkt widzenia” własny(w Słupsku wychodził partyjny biuletyn„Punkt Widzenia”). Wszyscy uczyliśmy siędemokracji.Tymczasem wykonywaliśmy dziennikarskiepowinności, jak niósł je czas. - PodRedzikowem rozbił się samolot! - krzyczałdo mnie przez telefon Andrzej Radzik. Byładziewiąta wieczorem. Nie pytałem o nicwięcej. Pojechałem po niego. Wsiedliśmydo mojego malucha i jazda na miejsce, odstrony wsi Wielogłowy. Na polu dopalałysię porozrzucane szczątki samolotu. Niebyło pasażerów. Rannych zabrały karetki.Ocalałych, którzy w panice uciekali do lasu,odszukano i zaproszono do hali odpraw,gdzie odbyły się pierwsze przesłuchaniaświadków. Ocalało 51 osób. Kilka z nich skorzystałoz mego zaproszenia na kieliszekkoniaku. Wydawało mi się, że będzie towłaściwe. Inaczej pomóc nie mogłem. Zginąłdyrektor słupskiej „Pomorzanki”, jedynaofiara śmiertelna. Jeszcze tego wieczoruprzyjechał powiadomiony przeze mnieStefan Kraszewski z CAF-u z Gdańska. Mojezdjęcia poszły razem z reportażem AndrzejaRadzika. Bardzo długa podróż w numerze14. z 2 kwietnia 1981.Fotografia jest opowieścią. Skończoną,zamkniętą w kadrze informacją o zdarzeniu.Dobre zdjęcie pozostawia jednakmiejsce na indywidualny odbiór. Opowiadapoprzez to, co pokazuje. Reporter dokonujewyboru elementów fotograficznejnarracji, dysponując kompozycją,planami, sposobemkadrowania. Zdjęciai reportaż Andrzeja Radzikauzupełniały się, będącsame w sobie skończonymirelacjami.Jesienią 1981 rokukatastrofie gospodarczej ipolitycznej zapobiec miałyTerenowe Grupy Operacyjnepowołane spośródżołnierzy zawodowych.Do 20 listopada zbierałyinformacje o faktycznymstanie państwa. To oficjalnawersja. Byłem świadkiem,gdy wizytując jednąze szkół pod Bytowem,pan pułkownik podszedłdo uczennicy stojącej wapelowym szyku i kazałjej zdjąć widoczny w niewielkimdekolcie medalik.Gdy nastał stan wojennyzamiast grup operacyjnychwprowadzonokomisarzy - pełnomocników,najczęściej spośród dowódców WojskowychGrup Operacyjnych. W Słupsku wdzisiejszej siedzibie starostwa urzędowałkomisarz gen. Rzepkowski.Ostatni numer tego rocznika „Zbliżeń”ukazał się 10 grudnia 1981 roku z artykułem„Świńskie koło” autorstwa ZbigniewaJaniszewskiego i moim zdjęciem przedstawiającymświński zad, który z obory zaogon wyciąga chłop w gumiakach. Niebyło życzeń świątecznych. Nikt z nas niespodziewał się takiej niedzieli 13 grudnia!W poniedziałek (14.) wszystkie maszyny wredakcji przewiązane były łańcuchem i zamkniętena kłódkę. Kasę pancerną załadowanosprzętem fotograficznym, który musiałemzdać, i pieczątkami. Pozostawionomi jeden prywatny aparat, ale nie miałemsprzętu laboratoryjnego. Fotografowałemmiasto zalane wezbraną Słupią. Puściłygroble natury. Władza zbudowała własneprzeciw społecznym nurtom. Zawieszonodziałanie wszystkich organizacji i stowarzyszeń,prócz KGW i OSP. Zdjęcia aresztowanychmaszyn do pisania na tle prasowychtytułów obwieszczających stan wojennynie doczekały się prasowej publikacji. Zamieściłemje w albumie „Tak to widziałem”wiele lat później.Wspomnienia Jana MaziejukaSpisała: Czesława Długoszek, ObjazdaPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201229


dobre sąsiedztwoPo dziesięcioleciach istnienia Unia Europejskazostała wyróżniona pokojowąNagrodą Nobla. Przypominamypoczątki, które poprzedziły powstanieUnii i doprowadziły do pojednania dwóchpaństw europejskich - Francji i Niemiec -stanowiących obecnie fundament wspólnoty.Był to przykład wyjątkowy w historii.Dwa największe państwa, wrogowie odstuleci, podjęły rozmowy na temat zbliżeniai dobrego sąsiedztwa. Sięgając pamięciądo tych szczególnych wydarzeń podrugiej wojnie światowej, należy mieć nauwadze najważniejszych ówczesnych mężówstanu: prezydenta Francji Charles’a deGaulle’a i kanclerza RFN Konrada Adenauera.Byli to pierwsi politycy, którzy podjęlirozmowy o przebaczeniu i myśleniu oprzyszłości. Rozmowy te były zawsze poprzedzoneich uczestnictwem we wspólnejmszy, ponieważ obaj byli gorliwymi katolikami.Katedry gotyckie w Reims i Koloniibyły miejscem spotkań. Dziś z zachwytempatrzymy na te zabytki architektoniczneutożsamiane z historią Francji i Niemiec.Katedra Notre Dame w Reims jestjednym z najpiękniejszych dzieł sztuki gotyckiejXIII wieku. Jest to również narodowesanktuarium - miejsce chrztu Klodwigai przyjęcia przez Francję chrystianizmu,potem miejsce koronacji wielu królówfrancuskich. Katedra ta ma też znaczeniewspółczesne. Jest dla Francuzów ważnymnarodowym symbolem z czasów I wojnyświatowej i świadkiem działalności bohateraII wojny światowej, założyciela Komitetu„Wolna Francja” - generała Charlesade Gaulle’a (1890 - 1970). Ten francuski mążstanu, twórca V Republiki Francuskiej, byłautorem nowatorskiej idei przyjaźni międzynarodami, opartej na wspólnym dziedzictwie.Generał był wielkim prekursoremjedności europejskiej i jako pierwszy politykzachodni potwierdził nienaruszalnośćpolskiej granicy na Odrze i Nysie. W 1960Dwie gotyckie kaZnamienne jest, że politycy, którzy doprowadzilido utworzenia Unii Europejskiejbyli gorliwymi katolikami i swoje działaniazaczynali od kontaktu z Bogiemroku ogłosił swoją koncepcję „Europy Ojczyzn”,jako... „wspólnie zorganizowanegostałego przedsięwzięcia odpowiedzialnychrządów”.Dla nas, obecnie żyjących szczególneznaczenie ma fakt dokonania pojednaniafrancusko-niemieckiego 8 lipca 1962 roku.Dokumenty w katedrze przywołują tenhistoryczny moment. Pokazują jak dwajnajwybitniejsi politycy tamtych czasówuczestniczą we w mszy świętej. Prezydenti kanclerz Niemiec dokonują aktu przebaczeniaza lata wojny pierwszej i drugiej,przekazują sobie znak pokoju, a następniepodpisują uroczysty akt pojednania międzynarodami - francuskim i niemieckim.Został on poprzedzony wielokrotnymi spotkaniami,na których rozmawiano nie tylkoo stosunkach bilateralnych, ale również oprzyszłości Europy.Fot. Archiwum AutoraAktorstwo jest moją pasjąZ Mirosławem Baką- aktorem TeatruWybrzeże w GdańskurozmawiaWłodzimierzLipczyński- Jest Pan uważany za doskonałegoaktora, który ma swoje charakterystyczneemploi. Jak Pan charakteryzujeswoje możliwości aktorskie, proszęnam przybliżyć swoje dokonania poprzezsamoocenę najlepszych ról teatralnychi filmowych?- Jestem związany z regionem poprzezTeatr Wybrzeże w Gdańsku, gdzie otrzymałemangaż po ukończeniu PaństwowejWyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu w1988 roku. Mijały lata ciężkiej pracy w teatrze,filmie i telewizji i - jak w każdym zawodzie- były słabsze role i te zauważoneprzez publiczność oraz krytykę. W TeatrzeWybrzeże na początku mojej działalnościwystąpiłem między innymi w przedstawieniach„Wolność dla Barabasza” - jako Barabaszw 1988 roku, w „Antoniuszu i Kleopatrze”Szekspira w 1992 roku i w „Śmierci komiwojażera”w reżyserii Feliksa Falka w 1992roku, potem w „Hamlecie”, „Ryszardzie III”,„Hanemannie”, „Wujaszku Wani” i wielu innychrolach. W 1994 roku na XXIX OgólnopolskimPrzeglądzie Teatrów Małych Formw Szczecinie odebrałem Statuetkę Pegazaza rolę chłopca w spektaklu „Godzina kota”w reżyserii. K. Babickiego. W 1996 rokuzostałem odznaczony Srebrnym KrzyżemZasługi z okazji 50-lecia Teatru Wybrzeże, aw 1997 roku otrzymałem prestiżową nagrodęza tytułową kreację w przedstawieniuFot. W. Lipczyński30POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


jak powstała unia?tedry zjednoczyły EuropęZ kolei katedra św. Piotra i NajświętszejMarii Panny w Kolonii to historycznykościół dla narodu niemieckiego i katolików.Świątynię rozpoczęto budować w1248 roku i trwała ona z przerwami ponad600 lat (do 1880 roku). Była ważnym ośrodkiempielgrzymkowym w średniowieczu, ato dzięki umieszczeniu w niej relikwii TrzechKróli. Jest drugą co do wysokości gotyckąbudowlą sakralną na świecie - jej wieże sięgająwysokości 157,38 metrów i trzecią podwzględem wielkości katedrą świata - o powierzchnisiedem tysięcy metrów kwadratowych.W 1996 roku została wpisana na listęświatowego dziedzictwa UNESCO.Katedra ta w życiu Konrada Adenaueramiała szczególne znaczenie. Urodziłsię w Kolonii w 1876 roku, a w latach 1917- 1933 był jej burmistrzem. Po zakończeniuII wojny światowej w 1945 roku amerykańskiewładze okupacyjne ponownie powołałygo na stanowisko burmistrza. W 1949został pierwszym kanclerzem NiemieckiejRepubliki Federalnej. Kształtował niemieckąpolitykę po drugiej wojnie światowej,jest twórcą idei „wzajemnych powiązań ijednoczenia katolików z rożnych krajów”.W tej największej katedrze Niemiec, na zaproszenieAdenauera uczestniczył we mszyprezydent Francji, de Gaulle.Wspomniane katedry w Reims Koloniiodegrały istotną rolę w utrzymaniu ścisłychkontaktów między politykami, w układaniudobrych stosunków niedawnych wrogów,pomogły łagodzić napięcia, a zawartyakt pojednania przyczynił się do budowaniatrwałego pokoju w Europie. Na płaszczyźnietego aktu rozpoczęto budowaniepierwszej wspólnoty europejskiej.Do konstruktorów pierwszych sojuszygospodarczych należy Robert Schuman(1886 - 1963). Jego myśli i dzieło życiabyły ukierunkowane na początek europejskiegoprocesu zjednoczeniowego. Luksemburczykz urodzenia, wykształcony wNiemczech, rzymski katolik z przekonaniai Francuz z serca, premier francuski, późniejminister spraw zagranicznych, w latach1946 - 1958 przygotowywał, a późniejuczestniczył w podejmowaniu i realizacjinajważniejszych decyzji europejskich. PlanSchumana z 9 maja 1950 roku uważany jestza kamień węgielny Unii Europejskiej. Rokpóźniej został podpisany pierwszy układgospodarczy przez Niemcy, Francję, Włochyi kraje Beneluksu powołujący WspólnotęWęgla i Stali zwaną Montanunion.Kontynuacją przyjętych form wspólnotowychbyło utworzenie w 1957 roku EuropejskiejWspólnoty Gospodarczej - EWG,która przekształciła się we Wspólnotę Europejską,a następnie w 1992 roku - w UnięEuropejską.W 1958 roku Schuman został wybranyjednogłośnie pierwszym przewodniczącymParlamentu Europejskiego w Strasburgu,a później honorowym jej przewodniczącym.To wielka postać. Był głęboko wierzącymkatolikiem - każdego ranka uczęszczałw Paryżu na mszę świętą. Po wieludramatach, jakie przeżyła jego rodzina,chciał zostać księdzem. Przyjaciele jednakodradzili mu ten krok, twierdząc, że „święciXX wieku noszą świeckie ubrania i dlategoświat potrzebuje zaangażowanych świeckich”.Sam Schuman o swojej posłudze mówił:„wartość Europy to Europa wartości”.Po śmierci został upamiętniony jako „ojciecEuropy” i zaczęto gromadzić materiały doprocesu jego beatyfikacji. Zaprzyjaźnionyz Schumanem Konrad Adenauer powtarzało nim: „to święty człowiek”.Znamienne jest, że politycy tamtychczasów byli gorliwymi katolikami i swojedziałania zaczynali od kontaktu z Bogiem.To już historia Europy XX wieku, ciągle żywa,obecnie przypominana na lekcjachw szkole, nadal aktualna, pokazująca jakądrogę przebyła Unia Europejska. W tymroku 8 lipca minęła 50. rocznica pojednaniafrancusko-niemieckiego, od któregowszystko się zaczęło. To historyczne wydarzenieuczczono spotkaniem prezydentaFrancji Hollande’a i kanclerz Niemiec AngeliMerkel w Reims. Wspólną obecność politykóww tym dniu należy traktować jakowyrażenie woli, by mimo różnic w wyborzemetod prowadzących do osiągnięcia celu,nadal budować nową, bardziej sprawną ibardziej zintegrowaną Unię - mogącą przezwyciężaćkryzysy i popychać Europę dodalszego rozwoju.Podsumowując pojednanie francusko-niemieckiez 1962 roku, można stwierdzić,że był to najistotniejszy fakt w historiizjednoczonej Europy. Rozpoczęto budowęwspólnoty europejskiej, do której potemprzystąpiły pozostałe państwa. DokonaniaUnii trwające dziesięciolecia to nie tylkoutworzone fundusze europejskie i działaniaintegracyjne, ale zachowanie pokoju wEuropie, lata bez wojen i wzięcie odpowiedzialnościza przyszłość jej mieszkańców.Włodzimierz Lipczyński, Słupskszekspirowskim „Hamlet”od wojewody gdańskiego.Krytycy teatralni uznali rolęHamleta w moim wykonaniuza szczególną i ZASPprzyznał mi Nagrodę im.Leona Schillera. Do tej poryzagrałem w Teatrze Wybrzeżew ponad pięćdziesięciuspektaklach. Od pewnegoczasu gram również wteatrach warszawskich - Polonia,Komedia i Syrena. Takiemam w dużym skróciedokonania, a możliwości?Cóż, może o tym należałobyporozmawiać z reżyserami,którzy mi zaufali. Ja nie bardzoumiem mówić o moichmożliwościach, ja zajmujęsię graniem.- Jak każdy artysta przeszedł Panokreśloną drogę. Przed pojawieniemsię w Gdańsku miał Pan już udany debiutw 1987 roku na scenie Teatru im.C. K. Norwida w Jeleniej Górze w przedstawieniudyplomowym Juliana Tuwima„Bal w operze”. Zagrał Pan tam jeszczew spektaklach: „Człowiek jak człowiek”Bertolda Brechta, „Biesy” FiodoraDostojewskiego i „Sen nocy letniej”.Natomiast chyba największym sukcesemfilmowym u masowego odbiorcybyła Pana debiutancka rola w artystycznymfilmie Krzysztofa Kieślowskiegopt. „Krótki film o zabijaniu”. Chciałbymdłużej zatrzymać się na tym dramaciepsychologicznym, gdzie grał Pan rolęJacka, dwudziestoletniego, młodegomordercy taksówkarza. Jak Pan wspominaten czas i współpracę z reżyseremKrzysztofem Kieślowskim?rozmowaPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201231


ozmawiać o sztuce, która jeszcze nie powstała, byłoby iście „witkacowską” przewrotnością- Rok spędzony w teatrze jeleniogórskimmiał dla mnie duże znaczenie; pracowałemna deskach zawodowego teatru, alewciąż jeszcze byłem w gronie studenckim.Bowiem „Biesy” i „Sen nocy letniej” byłyspektaklami dyplomowymi naszego roku,które ówczesna jeleniogórska dyrekcja Teatruim. Norwida pozwoliła nam zrealizowaćna profesjonalnej scenie. Rok później,oboje z żoną weszliśmy w skład zespołu TeatruWybrzeże w Gdańsku i tak jest do dziś.Jeśli chodzi o rolę w „Dekalogu”, to faktycznienie była ona moim debiutem filmowym.W 1985 roku zagrałem w filmie „Daleki dystans”w reżyserii M. Borka, a rok później wserialu „Ballada o Januszku”. „Krótki film ozbijaniu” był jednak moją pierwszą głównąrolą. Pierwszą i - jak Pan zauważył - bodajnajlepiej zapamiętaną. Nie tylko praca zKieślowskim, ale samo już z nim obcowaniebyło nie do przecenienia. Wspaniały reżyser,mądry nauczyciel, genialny znawca psychikiludzkiej, a przy tym dowcipny kumpel, zktórym można było pogadać o wszystkim -takim go zapamiętałem. Szkoda, że odszedłtak wcześnie. Ale cieszę się, że dane mi byłoodbyć z nim wiele rozmów, które są wemnie wciąż i pewnie na zawsze zostaną. RolaJacka Łazara była ekstremalnie trudna, aja byłem zaledwie studentem trzeciego roku;młodym, niedoświadczonym adeptemsztuki aktorskiej. Ale pewnie tę właśnie mojąświeżość, niepewność, rodzaj zagubieniapotrafił Kieślowski po mistrzowsku wykorzystać.„Krótki film o zabijaniu” był zapewneznaczącym głosem w trwającej wówczas odpewnego już czasu dyskusji o karze śmierci.Wszedł na ekrany na miesiąc przed wykonaniemostatniej kary śmierci w Polsce. Możewięc miał swoje znaczenie dla tej bardzoistotnej zmiany w polskim prawodawstwie.- Jestem pod wrażeniem wielu Panaról, a szczególnie tej ostatniej w sztuce„Seks dla opornych”. Pisałem na tentemat recenzję po premierze. Proszę okilka własnych wrażeń i spostrzeżeń,zwłaszcza że lubi Pan małe formy sceniczneoparte na dialogu. Jak Pan wspominatę prapremierę w Polsce i współpracęz Krystyną Jandą - ciągle poszukującąnowych wyzwań?- Sztuka „Seks dla opornych” to spektaklteatralny opierający się na grze-dialogudwóch osób. Moją partnerką na scenie jestznakomita aktorka Teatru Wybrzeże DorotaKolak. Gra rolę mojej żony. Scenariusz sztukinapisanej przez kanadyjską dramatopisarkęMichele Riml porusza temat małżeńskiejrutyny, która prowadzi między innymido rozkładu pożycia seksualnego. Na scenierozpoczyna się zainicjowana przez żonępróba terapii małżeńskiej. Do terapii tejma posłużyć poradnik - mniej lub bardziejsłusznych zaleceń pomagających wyjść zkłopotów małżeńskich. Sytuacja scenicznabędzie śmieszyła czasem aż do łez, alenie zabraknie też momentów wzruszenia.Myślę, że udało nam się osiągnąć w tymwzględzie równowagę, jaka zawsze charakteryzujedobrą komedię.Popularność sztuki to również niewątpliwazasługa reżysera, Krystyny Jandy. Wsposób niepowtarzalny dokonała ona adaptacjii przełożyła na język sceniczny tragikomicznąhistorię dwudziestosiedmioletniegomałżeństwa, które z inicjatywy żonychce odnowić życie erotyczne, a w efekciedokonuje rozrachunku całego wspólnegożycia. Praca z Jandą to prawdziwaprzyjemność; to cudowna osoba o wielkiejcharyzmie, smakowitym poczuciu humorui wielkiej wrażliwości. To nie tylko wielkaaktorka, ale także doskonały reżyser. „Seksdla opornych” jest koprodukcją Teatru Wybrzeżei warszawskiego Teatru Polonia KrystynyJandy.- Czy Pana artystyczna kariera majakieś związki ze Słupskiem? Pytam,bo Teatr Nowy im. Witkacego w Słupskunawiązuje w swojej działalności dotwórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza,a ja ubiegam się o stypendium nanapisanie sztuki dla tego teatru. Dlategochciałbym też zapytać, czy widziałbysię Pan może w odtwórcy roli głównegobohatera mojej sztuki, nawiązującej dobiografii Witkacego, a zarazem będącejkonfrontacją jego działalności z nasząrzeczywistością? Byłaby to farsa, komediodramat- przedstawienie zbiorudziwactw i dykteryjek moralno-obyczajowychWitkacego z równoczesnymprzesłaniem dla współczesnego widza.Byłem na sztuce Stanisława I. Witkiewicza„Oni”, w której Pan kreował głównąrolę - kolekcjonera dzieł sztuki Bałandaszka.Jestem pod wrażeniem Pana roliw tej sztuce i sądzę, że twórczość Wit-Miłość w wieku starczymfilmDla widzaoglądającegofilm „Miłość”jest to niezwykłyobrazo emocjach,który uruchamiaw człowiekuwrażliwośćna cierpieniei na postępującąchorobęTen francuski film w reżyserii AustriakaMichaela Haneke to nie tylko docenionearcydzieło. To odważne studium starościi miłości małżeńskiej u kresu życia. Topokazanie obrazem przykładu wiernoścido końca złożonej przysięgi ślubnej: „że cięnie opuszczę aż do śmierci” - nie oddam dodomu starców ani do hospicjum, tylko będęprzy tobie trwać.Reżyser Haneke, nazywany współczesnymBergmanem, stworzył dzieło zapomocą prostych środków opowieści odwojgu ludzi, o sile miłości, czułości orazpoświęceniu. Film jest o życiu i umieraniuoswajanym przez miłość. Miłość w wiekustarczym i odchodzenie niejedno maoblicze. Sztuka filmowa podejmowała jużwiele razy ten temat, ale film „Miłość” jestpróbą zekranizowania bez tabu tajemnicystarości i umierania. Bohaterowie pokazujązmarszczki, więdnące ciała, zniedołężnieniestarcze i moment odchodzenia. Film zwielką precyzją, stopniowaniem procesupostępującej choroby i na chłodno pokazujeetap, który ma każdy z nas do przebyciau kresu życia. I to jest ważne jego fabule- wzruszające, ciepłe, czułe, nie pozbawionesensu oraz racjonalnego myślenia.Wielkie też są kreacje aktorskie stworzoneprzez legendarne ikony kina francuskiego:Emmanuelle Riva i Jeana-LouisTrintignanta. Aktorka 85-letnia, znana z filmu„Hiroszima moja miłość” i 81-letni aktor,niezapomniany bohater obsypanego Oskaramidzieła Lelouche’a „Kobieta i mężczyzna”są duszą filmu. Aktorski majstersztykjuż leciwych aktorów uruchamia u widzapoczucie autentyczności scen i wyobraźni,co każdego osobiście może czekać. Film tenprzypomina trochę tragedię antyczną, zamkniętąw jednym miejscu i w określonymczasie, gdzie rozgrywa się dramat postępującejchoroby dotyczący dwojga ludzi, którzysą skazani jedynie na siebie i przeżywająetap starości zupełnie sami. Ich egzystencjaogranicza się do czterech ścian mieszkania,w których żyją. Trudno opowiadać o filmie,którego historia z pozoru może wydawać32POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


kacego nie jest Panu obojętna?- Rozmawiać o sztuce, którajeszcze nie powstała, byłoby iście„witkacowską” przewrotnością. Tegoproszę ode mnie nie oczekiwać. O realizacjiartystycznych marzeń takżemówić nie będę, żeby nie zapeszyć.Na razie marzę o spokojnych świętach,chwili odpoczynku w domu, znajbliższymi.- Na zakończenie mam pytaniapozazawodowe. Czy może Panuchylić rąbka tajemnicy ze swojegożycia osobistego? Czy małżonkaJoanna Kreft-Baka, również aktorka,którą podziwiałem ostatniow sztuce „Skrzynk@Pandory”,dzieli z Panem nie tylko sukcesy zdziałalności artystycznej, ale jestnajbliższym cenzorem? Jakie maciePaństwo zainteresowania? Dowiedziałemsię o Pana działalnościcharytatywnej i społecznej....- Moja żona jest moim nie tylemoże cenzorem, co krytykiem. OpinieJoanny na temat moich ról są zadziwiającoobiektywne. Ta kobietazna mnie jak nikt inny na świecie i potrafiwnikliwie przyglądać mi się na scenie. Jejuwagi są dla mnie bardzo ważne. Zawsze.To zabawne, ale myślę, że ona powiedziałabyto samo o mnie. A jeśli chodzi o sprawypozazawodowe? Jesteśmy kochającymipodróże domatorami. Brzmi to paradoksalnie,ale to najprawdziwsza prawda o nas.Uwielbiamy zwiedzać świat, ale na równiFot. W. Lipczyńskikochamy nasz dom. I nasz ogród, który jestoczkiem w głowie Joanny, a któremu i ja wmiarę możliwości poświęcam swój wolnyczas. A uzupełnieniem tego „domowego”pejzażu jest nasz przeuroczy kot Poldek.Jeśli chodzi o działalność charytatywną, tojestem fundatorem pomagającej dzieciomżywionym pozajelitowo Fundacji Żyć zPompą. Od dwóch lat udało nam się dla naszychmałych bohaterów, bo tak nazywamte dzielne dzieciaki, wiele zdziałać. Zapraszamna stronę fundacji zyczpompa.pl- Dziękując za rozmowę, życzę Panunastępnych wspaniałych ról i... spotkaniaw Teatrze Nowym im. Witkacegow Słupsku.Rozmawiał: Włodzimierz LipczyńskiSłupsksię zwyczajna. Natomiastjego siła tkwi w tym, jakzostała opowiedziana. AktorzyE. Riva i J.L. Trintignantgrają małżeństwoAnne i Georgesa prowadzącychustabilizowane,dostatnie życie. Są wielbicielamimuzyki Schubertai ten stabilny, poukładanyświat burzy nagła chorobażony. Dostaje ona wylewu,konieczna operacjasię nie udaje i wraca do domusparaliżowana, na wózkuinwalidzkim. Następujądalsze zmagania z chorobą,z kolejnymi etapamicierpienia i niedołężności.Georges odrzuca pomocrodziny i nie chcąc wysłaćżony do domu starców, będzieze wszystkich sił starałsię opiekować swojąsparaliżowaną żoną. Decyzjętę podejmuje z pełnąświadomością i dobrowolniewspółuczestniczyw zmaganiach z chorobążony. Ten wątek filmu pokazujeautentyczną potrzebę bliskości mężado żony, nawet wówczas, gdy traci onakontakt z rzeczywistością. Powstaje dramatzłożony ze zwykłych gestów, czasem zbanalnych sytuacji, ale w tym filmie każdydrobiazg pokazany na ekranie nabiera nowegosensu i każdy coś znaczy.Film „Miłość” pokazywany jest bezcienia sentymentalizmu, nie pada w nim wogóle słowo „kocham”, a jednak widz odbierago jako historię wielkiego uczucia.Jesteśmy świadkami procesu i oswajaniasię ze zbliżającym aktem śmierci w jedynymożliwy sposób, patrząc na nią poprzezmiłość. Film otrzymał w maju tego rokuZłotą Palmę w Cannes, a reżyser Hanekewówczas wyznał: „Mój film to ilustracjaobietnicy, którą złożyliśmy sobie ze wspierającąmnie od trzydziestu lat żoną, gdybytak się stało, że któreś z nas znajdzie się wpodobnej sytuacji jak bohaterka filmu.”Dla widza oglądającego ten film jednojest pewne, jest to niezwykły obraz oemocjach, który uruchamia w człowiekuwrażliwość na cierpienie i na postępującąchorobę. Na pokazie prasowym sala jeszczeprzez jakiś czas nie pustoszała - wszyscytkwili na swoich miejscach. Byli podwrażeniem swoistego katharsis.Włodzimierz Lipczyński Słupskniezwykły obraz o emocjachPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201233


Na placu zabawKiedyś (w socjalizmie) boginią była sklepowa w mięsnym. Bogiem- urzędnik, milicjant, kierowca PKS, konduktor PKP i oczywiście- przewodnia partia, jej zjazdy i slalomy. Dziś, w dobieglobalizacji (i nie bez racji) bogiem jest - Pieniądz. Bez wątpienia- wszechmocny, wszechwładny i wszechobecnyrozmowy klemensaJuż, już, już miałem odpocząć. Wiernyjednak Ojczyźnie, jak biblijny Hiob PanuBogu. Nawet sugestia „czyńcie sobieziemię poddaną” mnie nie przekonała,bo też jestem częścią tej ziemi. Ożywiłamnie znowu do życia zapomniana (wszystkoprzez tego Niemca - Alzheimera) myśl,że nie zdążyłem jeszcze nacieszyć się wolnościąi wolną wolą wirtualną, masowospełniającą się w Internecie. Wolnością cudownienieludzką i barbarzyńską, bo bezkontaktu żywego z drugim człowiekiem.Internet - oczywiście - ma też pozytywnestrony, ale o tym za chwilę. (Tu proponujęprzerywnik muzyczny: „Nie mów nic, zabawatrwa”).Zawsze uważałem, że każdy cham -musi mieć Pana. Dla jednych jest to określonybóg wynikający z wyznawanej religii,dla drugich - zwierzchnik w zakładzie pracy,dla trzecich jeszcze - resortowy święty,patronujący określonym zawodom rzemieślniczym.Zdarza się i bóg - mąż, czybogini - żona. Nie zapominam oczywiścieteż o bezrobotnych i ich boginiach - urzędniczkachpowiatowego czy wojewódzkiegourzędu pracy. Dysponują one mocą nieludzką,bo za brak minutowej obecnościpoddanego i stosownego podpisu - mogąodebrać zasiłek (choć przynależny). Namiesiąc. Co sprytniejsi unijno-płatni reformatorzypiszą na przykład „Projekty wychodzeniaz bezrobocia”. Ja, proponuję improstszy i uczciwszy pomysł, na przykład:„Polski projekt zapobiegania bezrobociu”.Pomijam już dylemat - kto tak naprawdęjest beneficjentem tego projektu? Bezrobotnyuczestnik czy odpłatny - piszący tenprojekt? Moje dodatkowe pytanie brzmi:pracujecie czy jesteście tylko zatrudnieni?(Znowu przerywnik muzyczny: „Nie mównic zabawa trwa”).Faktem jest, że wszyscy pretendujemydo bycia lokalnymi czy parafialnymibożkami. W końcu - „na obraz i podobieństwo”.Tylko - nie wszyscy się do tego nadają.Powiem inaczej - wszystko jest dla ludzi,tylko ludzie nie są do wszystkiego. Nie pomogąnawet „Judaszowe pocałunki” rozdawanemasowo „co amore” wokół. Wiadomoprzecież jak ten staro-nowy biznessię kończy. Choć niekoniecznie, bo Judaszsam sobie wymierzył karę, zachowującresztki godności wobec siebie. Nie liczyłbymna sumienie współczesnych Judaszy,tym bardziej że „kur” nie zapieje, nawet wich sumieniu. Ci współcześni wolą czekaćna Sąd Ostateczny.W tej monolatrii bogów, bożków iświętych (także tych żyjących „na uchodźctwie”)dominuje Hermes - bóg handlarzy,kupców i złodziei. Kiedyś (w socjalizmie)boginią była sklepowa w mięsnym. Bogiem- urzędnik, milicjant, kierowca PKS, konduktorPKP i oczywiście - przewodnia partia, jejzjazdy i slalomy. Dziś, w dobie globalizacji34POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


prawo boże zastąpił człowiek prawem ziemskimFot. J. Maziejuk(i nie bez racji) bogiem jest - Pieniądz. Bezwątpienia - wszechmocny, wszechwładny iwszechobecny.Przyznaję uczciwie, że ludzie hołdującytemu bóstwu (i pomimo tej ideologii kapitalistycznej)mają wobec mnie miłosiernenastawienie, nacechowane tzw. ludzkimpodejściem. Wyraża się ono dobrociąi współczuciem na zasadzie „rżnijcie go powoli,bo to dobry człowiek”. W tzw. międzyczasienucą swój przebój - hymn: „...bo toco nas podnieca, to się nazywa - kasa...”. Zaćmienitym kierunkiem finansowego rozwoju,nie pamiętają innej melodii: „...pero,pero, bilans musi być na zero...” W tej irracjonalnejsytuacji przypomina mi się tylkowielkopostna pieśń: „Ludu, mój ludu, cóżemci uczynił?”.W swej wiecznej i wietrznej młodościintelektualnej mniemałem, że znam tylkodwoje najsłynniejszych ekonomistów naświecie: K. Marksa (Kapitał) i pannę Lodzię(kapitalna) - księgową z pobliskiego PGR-u. Cóż, K. Marks - skrytykowany, a pannaLodzia (już nie kapitalna) odsiedziała swoje,choć nie o takim wypoczynku marzyła.Dziś jest wolna, prowadzi biznes internetowy.Wróćmy jeszcze do historii ekonomiii etyki, choć niedawnej. Krążyło w PRL-użartobliwe powiedzenie - dotyczące czasupracy i traktowania zwierzchnika: „Za pięćtrzecia bierz kapustę, pier... szefa i robotę”.A że obowiązuje nieuchronność kary (takżebożej) - nauczyliśmy się cenić szefa i robotęnie tylko przez siedem godzin i pięćdziesiątpięć minut, ale - „rano, wieczór, we dnie, wnocy”. To kara za te pięć minut grzechu -lekceważenia szefa i roboty. Szkoda tylko,że Prawo Boże zastąpił człowiek prawemziemskim (interesownym dla siebie), bowiemwyręczanie Pana Boga to - bezbożność.I nawet kosmiczny Internet nie zbliżynas do Stwórcy.***Na czym jednak polega fenomen Internetui nasze od niego uzależnienie? Internetnie ma Pana! Jesteśmy jego niewolnikamii władcami jednocześnie. Produkujemyi zdobywamy tam informacje na własnyużytek, często uzasadniające naszą zgóry postawioną tezę. (Jeżeli pies nie możeugryźć, to musi ujadać, siedząc na ławeczcerezerwowych jakiejś partii). Metoda „nastrusia”, czyli chowania głowy w piasek teżjest skuteczna niekiedy. W dodatku ładniesię nazywa: tolerancja. Ostrzegam więc, żenie należy mylić myślenia z tym, co przeciętnemu„iksińskiemu” przyjdzie do głowy.Obserwuję zachowawczą postawę rodakówi miernotę wszystkiego. Snobizmi tandeta nie stwarza widocznych warunkówrozwoju, podobnie jak powtarzanietych samych gestów nie prowadzi do zbawienia.Żyjemy też w czasach, gdzie wystarczynie być impotentem - a już się jestw czołówce. Niewiele też trzeba się uczyć.Wystarczy zdobyć jakiś weekendowy papierek(z pomocą Internetu) i już się jestspecjalistą w jakiejś (humorystycznej w nazwie)dziedzinie. Większość jednak musisię uczyć, i to do tego stopnia, że nawet wwakacje nie rozstają się z nauką do egzaminówpoprawkowych. Tak wykształcony absolwentjuż wie, że nawet kiedy robi coś źle- ma to robić dobrze!Jestem absolwentem szkół wyłącznie- państwowych, także absolwentem - wyżywieniarodzimego, pochodzącego z państwowychgospodarstw rolnych i wspomaganychindywidualnym rolnictwem. Zdrowych- bo polskich! Mam więc prywatnystosunek do elitarnych i niepublicznychzakładów, szkół i przedszkoli. Do wyżywienia- także. Swoją rzeczywistą (i z wykorzystaniemgestów pozawerbalnych) opinię -mogę okazać tylko na stadionie.***Odważyłem się wreszcie wziąć sprawyw swoje ręce, a nawet - wypłynąć na głębię.(Bałtyk to płycizna myślowa). I co? Do PolskiejŻeglugi Oceanicznej mnie nie przyjęto,bo ta już w zaniku. Zdeterminowany nadal- rzuciłem się w świat cyberprzestrzeni,tj. Internetu. Wiedzy o elektronice nabyłemjuż wcześniej, bo jak kiedyś w radioodbiorniku(z „magicznym” oczkiem) szukałemrozgłośni „Wolna Europa”, to mnie prąd popieścił.Dziś - pieszczę się Internetem. Z tegoźródła wiem, że Polacy walnie przyczynilisię do obalenia muru berlińskiego, stwarzająctym pokojowe połączenie NRD z RFN.W przyrodzie jednak nic nie ginie. Co obaliliśmyu obcych, to zbudowaliśmy u siebie.Mur mentalny w narodzie powstał tak silny,że pokoleń trzeba, by go obalić. Ratunkiemjest Internet, który funkcjonuje „ponad podziałami”.I to bez Pana.Sąsiedztwo ze zjednoczonymi Niemcamipowoduje korzyści ekonomiczne,szczególnie - eksportowe. Choćby samejgęsiny 90 proc. produkcji wysyłamy natamtejszy rynek. W końcu: „A niechaj narodowiewżdy postronni znają, iż Polacynie gęsi, iż swój język mają” - przewidziałM. Rej, na miarę Nostradamusa. My, romantycznirodacy, wolimy tzw. „drób ozdobny”- łabędzie, pawie, papużki i ... gapy. Dróbozdobny mocno oddaje też nasze cechynarodowe.Przyznaję wstydliwie - z ręką na sercui drugą na portfelu - że bez opamiętaniazatopiłem się w tę internetową wolnośći wolną wolę. Korzystając z niego („ponadpodziałami”), portale internetowe (niektóre)kusiły mnie okazyjnie niskimi cenami ikorzystnymi ofertami wszelkiego rodzaju.Żony ani kochanki tą drogą nie nabyłem.Nie płaciłem też za nie krowami, jak w SudaniePołudniowym czy Etiopii. Usługi iposługi „cateringowe” też mnie nie skusiły.Mam swój ambit: nigdy nie pożądam żonybliźniego swego nadaremnie.Z rzeczy materialnych zakupiłem dlasiebie - dżinsy amerykańskie produkcjichińskiej (taka moda na Amerykę lub choroba),a dla wnuków - kalifornijskie orzechywłoskie z Polski, a przez azjatów i naszychoferowane. Firmy te okazały się ściemą.Sam sobie jestem winien, bo skorzystałemze swej wolnej woli. Sądziłem jednak,że wiarygodność tych firm - nie ja powinienemsprawdzać. Są przecież (i były) specjalniepowołane służby, które wiarygodnośćpotwierdziły i zgodę wyraziły. Okazuje się,że to ja powinienem sprawdzić, czy przeczytaćkomentarze i opinie. Wolna wola.(Jak tak dalej będę się nią posługiwał - pójdęz torbami). Cóż, trzeba ufać bliźniemu,ale koniecznie - sprawdzać. Później wybaczać- a nawet - prosić o wybaczenie. Dobrzeteż jest umieć odróżniać miłość absolutnąod miłości wirtualnej.Na koniec wspomogę się typowymprzykładem świadczącym o ludzkiej kondycji.Obserwując czysty z założenia i czystyw założeniu (sport) przebieg meczupomiędzy dwiema drużynami, to w sytuacjipodbramkowej - zawodnik dopuszczasię gry nieczystej: łapie przeciwnika za koszulkę,kopie, popycha - słowem - fauluje. Ajeszcze przed meczem każdy z nich deklarowałgrę „fair play”. (Polityczne i obywatelskiedeklaracje, żeby „różnić się pięknie” -wywołują we mnie przyśpieszone bicie serca).Pocieszę jeszcze Państwa myślą poetyks. J. Twardowskiego. „Nie bój się chodzeniapo morzu nieudanego życia, miłości niedla ciebie, czekania na nikogo...”. W tej sytuacji,jedyną moją przyjaciółką (od serca)jest - Neocardina. Przyjacielem - Nerwosol.Wszystko to skąpane w muzycznej tonacji -Amol. Życie - proszę Czytelnika - polega naudawanym szczęściu.Klemens Rudowski, SłupskFot. J. MaziejukPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201235


europa zdaje się stać nad przepaściąMocni wiarąW kaplicy św. Jerzego spotkali się przedstawicieleCivitas Christiana, artyści orazsłupszczanie zainteresowani sztukąsztuka sakralnaWdniach 7 - 29 października w Słupskuodbywały się Dni KulturyChrześcijańskiej. Hasłem, które towarzyszyłouczestnikom spotkań, były słowaJana Pawła II wypowiedziane w 1998 rokuw Skoczowie: „Musicie być mocni wiarą”.Na bogaty program tegorocznych obchodówzłożyły się między innymi koncerty,wystawy, dyskusje i warsztaty.- Człowiek od wieków szuka odpowiedzina pytanie, jak budować relacje zBogiem, skoro nasze zmysły Go nie ogarniają.Trzeba zatem trwać na modlitwie. Tonajprostsza forma bycia w relacji z Bogiem- powiedział ks. Krzysztof Włodarczyk, dyrektorWydziału Duszpasterskiego KuriiBiskupiej w homilii wygłoszonej podczasmszy św. inaugurującej tegoroczne DniKultury Chrześcijańskiej. Liturgię ubogaciłśpiew zespołu TRIM złożonego z artystówopery bydgoskiej. Ksiądz prałat nawiązałdo kultu patronki parafii, Matki Bożej KrólowejRóżańca Świętego, zapewniając, że„odmawianie różańca to ratunek przedzniszczeniem godności człowieka i - jak pisałJan Paweł II w Liście o Różańcu - „odmawianiemodlitwy różańcowej to nic innego,jak kontemplowanie z Maryją oblicza Chrystusa.”Wiara była także motywem przewodnimspotkania z pisarzem ze Szczecinka, JanuszemRautszko, który podczas wieczoruautorskiego w siedzibie słupskiego oddziałuCivitas Christiana prezentował swoje najnowszepublikacje. Uczestników spotkaniado głębi poruszyła historia Ahtanarama,bohatera książki pod tym samym tytułem,który wbrew trudnościom, z niegasnącąwiarą podążał za Jezusem, widząc w Nimjedyny ratunek. „Dziękujemy za piękneświadectwo wiary” - podsumował spotkanieproboszcz parafii Mariackiej, ks. kanonikZbigniew Krawczyk.- Wiara to wyrażanie na zewnątrz tego,co przeżywamy wewnątrz. Sztuka sakralnajest tego doskonałym przykładem -Fot. P. Sikorskimówił ks. Krawczyk podczas wystawy rzeźbysakralnej Piotra Teresiaka oraz ornatówprzedsoborowych pochodzących ze zbiorówks. prałata Jana Giriatowicza. W kaplicyśw. Jerzego spotkali się przedstawicieleCivitas Christiana, artyści oraz słupszczaniezainteresowani sztuką. Organizatorzy zadbalio wyjątkowąoprawę wystawy.- Europazdaje się staćnad przepaścią,a ludzie częstoprz ypominajągłupca, któryzamiast uciekaćz tonącegostatku, próbujeschować sięw jakimś zakamarku.Potrzebamądregoi odważnegodziałania, by ratowaćEuropę,Polskę i Kościół- powiedział ks.Giriatowicz, prezentując z sentymentemzabytkowe ornaty.- Do tej pory nie myślałam o tym w tensposób - mówiła ze wzruszeniem pani Janina,uczestniczka spotkania, przedstawicielkastarszego pokolenia słupszczan. - Odtądinaczej będę spoglądać na rzeźby, obrazyi piękne kościelne hafty, widząc w nich jużnie tylko dzieła sztuki, ale także wyraz głębokiejwiary artysty - dodała.Kilka interesujących wydarzeń miałomiejsce w niedzielę, 14 października. Wkościołach obchodzono XII Dzień Papieski,wierni kolejny raz czerpali z bogactwanauczania Jana Pawła II, a w Sali RycerskiejZamku Książąt Pomorskich wygłoszonezostały referaty poświęcone uwarunkowaniomi postanowieniom Soborów Watykańskich.Jeden z prelegentów, ks. JanuszBujak mówił, że Sobór Watykański IInie zbudował nowego Kościoła, jedynie gozreformował. Msza święta w klasycznymrycie rzymskim (trydencka) odprawiona zniemałym trudem w kościele pw. św. Jackapokazuje swoisty pomost między starym,a nowym pokoleniem, ukazując jednocześnieciągłość wiary.Msza święta odprawiana w kościelepw. św. Józefa w rocznicę wyboru KarolaWojtyły na papieża zakończyła się nabożnymucałowaniem relikwii BłogosławionegoJana Pawła II.- Wiara jest siłą, która pozwala namprzezwyciężyć wszelkie przeciwności losu- mówiła po zakończeniu adoracji pani LucynaGoebel-Hubisz, nauczycielka ze Słupska.- „Wiara bowiem - to obcowanie z tajemnicąBoga” . Wybraliśmy te właśnie słowaJana Pawła II - powiedziała pani AgnieszkaJarząb, polonistka Zespołu Szkół Katolickich- by w Jego liturgiczne wspomnieniesięgnąć po raz kolejny do bogactwa nauczaniabłogosławionego papieża Polaka.Przygotowany pod jej kierunkiem programsłowno-muzyczny obejrzeli mieszkańcyparafii św. Maksymiliana oraz zaproszenigoście.Uczniowie „Katolika” śpiewem i recytacjązachęcali do refleksji na tematy wiaryi sposobów jej przeżywania. - To znakomitalekcja - dodała po spotkaniu pani Jarząb.Trzeci tydzień Dni Kultury Chrześcijańskiejwypełniły warsztaty pisania ikon, prowadzoneprzez prawosławnego ikonopisaz Supraśla, Grzegorza Prokopiuka. - Niespodziewałam się, że to takie pracochłonnezadanie. Pisanie ikony to wielkie przeżycie- mówiła podczas zajęć pani AleksandraGałka, jedna z uczestniczek warsztatów.Piotr Sikorski, Słupsk36POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


kultura pograniczaFot. P. SikorskiWyjazd został zorganizowany przezzasłużonych nauczycieli powiatusłupskiego, kierowanych przezLudmiłę Śmigielską - prezes Koła EmerytówZNP.Podlasie to obszar pogranicza polsko-białoruskiego,to jedyny w Polsce szlaktatarski, miejsca święte dla prawosławia,cerkwie oraz klasztor unitów. Godne zwiedzeniasą piękne barokowe świątynie katolickie.Słynąca ostatnio „cudem” Sokółkai jedna z największych synagog w Polsce- w Tykocinie stanowią unikalne wartościkultury materialnej. Przy samej granicypaństwowej mamy najlepiej zachowanąna niżu europejskim Puszczę Białowieską,która przechodzi na obszar Białorusi. Jestto kompleks leśny jedyny w skali Europy,posiadający znamiona lasu pierwotnego istanowiący matecznik hodowlany dla żubra.Całe Podlasie jest obecnie wypełnioneróżnorodną kulturą mieszkańców pogranicza- diasporą białoruską, tatarską, romską(najmniej), ale także żydowską.Białystok to stolica Podlasia, 300-tysięcznemiasto, największe na obszarzepółnocno-wschodniej Polski. Leży na siedmiuwzgórzach, podobnie jak Rzym. Mimoże pierwsza wzmianka o wsi Białystokpochodzi z 1514 roku, to jednak dopiero wlatach 90. XVII wieku następuje jej dynamicznarozbudowa. Z osady liczącej 40 zabudowań,za sprawą Stefana Mikołaja Branickiego,a później jego syna Jana Klemensapowstaje jedna z najbardziej okazałychrezydencji magnackich. W 1692 roku Białystokuzyskuje prawa miejskie od króla JanaIII Sobieskiego i ród Branickich zawładnąłmiejscowością. Wszystkie większe dokonaniamieszkańcy zawdzięczają tej rodzinie.Od tego czasu następuje dalsza rozbudowabiałostockiej rezydencji przez Janadniu ślubu miała 18, a hetman Branicki miał59 lat. Hetman wraz z żoną są budowniczymizabytkowego Białegostoku. Zbudowalim.in. szpital, cekhauz, ratusz, zajazd, pocztęoraz klasztor sióstr miłosierdzia. Braniccyroztaczają mecenat artystyczny i naukowy,nadają ostateczny kształt pałacowi i pobliskimterenom o założeniu pałacowo-ogrodowym.Od XVII wieku rezydencja i ogrodynazywane są „Wersalem podlaskim”, adwór Branickich uzyskuje renomę i sławęważnego ośrodka kultury nie tylko w Polsce.Na szczególną uwagę zasługuje działającytu teatr dworski, w którym występujągościnnie największe gwiazdy operoweówczesnych czasów. Fakt otwarcia w 1862roku linii kolei warszawsko-petersburskiejznacząco przyczynia się do szybkiego rozwojumiasta, fabryk włókienniczych, inwestycjikomunalnych i komunikacyjnych(tramwaje konne).Znamienne są też wydarzenia, któremają wpływ na współczesne dzieje Polski.W 1920 roku w czasie Bitwy Warszawskiej,w której decydowały się losy Polski, w Białymstokuuformował się „polski” rząd bolszewików,rozpoczynając krwawe rządy naterenach zajętych przez Armię Czerwoną.Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski(TKRP) był namiastką rządu, który zapowiadałpo zakończeniu wojny stworzenie PolskiejSocjalistycznej Republiki Rad. W jegoskład weszli polscy komuniści, członkowiePolitycznego Biura Bolszewików: J. Marchlewski,F. Dzierżyński, E. Próchniak i inni.Kościół pw. św. Rocha - modernistycznaświątynia w kształcie gwiazdy zarannej,została zbudowana w 1926 roku, jako wotumdziękczynne mieszkańców za ocaleniemiasta przed nawałnicą bolszewicką i przypominao tych dramatycznych czasach.Niezwykła forma architektoniczna świątyniWyprawa na kresyPolski, na ścianęwschodnią, jestzawsze ciekawai atrakcyjna dlamieszkańców zachodnichregionów.W moim przypadkuwybór Podlasiado zwiedzania byłnieprzypadkowy,tak jak sami uczestnicywycieczkiPodlasiepięciureligiiFot. W. LipczyńskiKlemensa Branickiego - hetmana wielkiegokoronnego, pierwszego świeckiego senatoraRzeczypospolitej. Miał on ambicje,by zostać królem Polski - był kontrkandydatemStanisława Augusta Poniatowskiegodo tronu. Trzecia żona Branickiego byłasiostrą króla. Izabela z Poniatowskich w- ośmiobok, wieża o wysokości 83 metrów,olbrzymie przeszklone płaszczyzny, dużarzeźba zewnętrzna Chrystusa Dobrego Pasterza,stanowią atrakcje nie tylko dla turystów.Dominują w krajobrazie miasta równieżkopulaste wieże cerkiew prawosławnych.Największa i również najpiękniej-sza polska cerkiew pw. św. Ducha pokrytajest w środku wspaniałymi freskami. Obokświątyni zbudowano dzwonnicę, która jestnajwyższym punktem widokowym w mieście,otwartym dla zwiedzających.W latach 1939 - 1944 następują represjeludności przez dwóch okupantów - so-POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201237


wieloreligijność białegostoku, która jest ciągle żywa i bezdyskusyjnaFot. W. Lipczyńskiwieckiego i hitlerowskiego, a zniszczeniemiasta w 1945 roku sięga 75 procent.Dziś Białystok to piękne miasto o dobrzeodbudowanych zabytkach. W PałacuBranickich mieści się obecnie UniwersytetMedyczny, który otwiera swoje podwojedla turystów, pokazując wspaniałe wnętrzadobrze zachowanej rezydencji magnackiej.Z tarasu pałacu można podziwiać rekonstrukcjęogrodu przypominającego ogrodyWersalu. Białystok jest miejscem wielunarodowości, kultur, języków, religii, tradycjii smaków. Dla podkreślenia wielokulturowegomiasta i klasy zabytków oddanodo użytkowania nowe szlaki turystyczne,m.in. szlak rodu Branickich, szlak białostockichfabrykantów, szlak architektury drewnianej,szlak białostockich świątyń. Możnarównież zaprezentować wieloreligijnośćBiałegostoku, która jest ciągle żywa i bezdyskusyjna,a składa się na nią: trzydzieścipięć kościołów katolickich, jedenaście cerkwi,dwa domy modlitewne muzułmanów,kościoły protestanckie, związek buddyjski,cztery sale świadków Jehowy.Jednak najstarsze miasto na Podlasiuto Tykocin. Lokowany w <strong>142</strong>5 roku posiadadobrze zachowany zespół urbanistycznyhistorycznego miasta. Posadowiony na lewymbrzegu Narwi, zawdzięcza swoją barokowąurodę Branickim. Kościół pw. św.Trójcy posiada arkadowe galerie i obejmujeniczym ramionami rynek z długim szeregiemparterowych domków będących szlacheckimisiedzibami. Na rynku znajduje siępomnik Stefana Czarnieckiego wykuty wkamieniu jako jeden z pierwszych wolnostojącychpomników osoby świeckiej.Jednak najbardziej interesująca w Tykociniejest część miasta zamieszkała przedII wojną światową przez ludność żydowską.Miasto żydowskie stanowiło odrębnośćprzestrzenną, zachowującą swoją jurysdykcjęi respektowane przywileje gminyżydowskiej. Były dwa miasta - Tykocin Polskii Gminy Żydowskiej połączone targowiskiemi oddzielone umowną granicą. Dziśmiasteczko żydowskie to już tylko historia.Po okresie holokaustu nie ma rodzimychmieszkańców, pozostały jednak po nich zabytkikultury żydowskiej, która rozwijała siętutaj przez ponad czterysta lat. Byłe centrumkultury żydowskiej to rynek i duże założenieobiektów liturgicznych z największąsynagogą w Polsce, to zabudowa hierarchicznai układ ulic typowy dla małomiasteczkowejurbanistyki. Miasto żydowskieliczyło 2 tys. mieszkańców - rzemieślników,kupców i tętniło swoim życiem regulowanymwewnętrznym prawem i sądem rabinagminy. Po dawnych mieszkańcach zachowałasię już wspomniana, druga co dowielkości w Polsce i najstarsza po krakowskiej,barokowa Wielka Synagoga z 1642 rokuz piękną bimą ozdobioną bogatą renesansowądekoracją. Od strony wschodniejwzniesiony jest w niej ołtarz - Aaron ha-kodesz,w którym przechowywano zwoje Tory.Na ścianach widnieją oryginalne i częściowoodtworzone hebrajskie inskrypcje.W części muzealnej można zobaczyć judaika- świeczniki szabasowe, lampki chanukowe,korony na Torę. Pozostała część zabudowyto była szkoła talmudyczna, obecniemuzeum.Szlak tatarski to ziemie nadane niegdyśpolskim Tatarom w XVII wieku przezkróla Jana II Sobieskiego. Najstarsze polskiemeczety w Bohonikach i Kruszynianachkontynuują tradycje swoich przodków i odprawiająreligijne ceremonie. Kruszynianyto wieś nadana Tatarom w XVII wieku jakorekompensata za niewypłacony oddziałomtatarskim żołd. Obok meczetu położonyjest mizar - cmentarz tatarski, gdzie możnaodnaleźć nazwiska słynnych rodzin tatarskich,wiernych obywateli i patriotów Rzeczypospolitej.Szczególnym przeżyciem jest poznaniesmaku kuchni polskiego orientu. Potrawamitatarskimi częstuje pani DżennetaBogdanowicz, która zdobyła wiele nagródkulinarnych za typowe tatarskie potrawy:pierekaczewnik, trybuszok, kibiny, pieremiaczei cebulniki. Jej gościem był książęKarol, brytyjski następca tronu, który był zwizytą w Polsce i odwiedził meczet w Kruszynianachoraz skorzystał z poczęstunkuw „Tatarskiej Jurcie”.Szlak tatarski wiedzie nas przez Krynkido Bohonik, gdzie znajduje się meczet z1883 roku. Duchownym jest tu imam AleksanderAli Nazarewicz. W rozmowie z nimdowiaduję się, jakie funkcje imam pełni wmeczecie i że nieliczni muzułmanie umiejączytać Koran w języku arabskim. Językarabski i nauki religijne islamu imam poznałna studiach w Arabii Saudyjskiej. Meczetw Bohonikach pochodzi z 1883 roku izbudowany został z dyli na planie prostokątaz oszalowaniem. Nakryty jest dachembrogowym z jedną wieżyczką - minaretem,o cebulastym hełmiez półksiężycem. Wnętrzejest podzielonena dwie części, oddzieloneod siebie ścianąz otworem - salę modlitwdla kobiet i salęmodlitw dla mężczyzn,do których prowadziwspólny przedsionek.Wystrój świątyni jestbogaty. Jest tu szafkana księgi, półki narożne,dywany i muhiry- haftowane tkaniny zmodlitwami i wersetamikoranicznymi wjęzyku arabskim, przyozdobioneprostymornamentem. Okołoczterysta metrów odwsi znajduje się mizar- cmentarz, który stanowi jedną z dwóchgłównych nekropolii Tatarów polskich.Prawosławie jako druga religia na Podlasiuposiada wspaniałe świątynie, monastyryi drogi pątnicze. Święta góra Grabarkato największe sanktuarium prawosławne wPolsce. Zasłynęła już w 1710 roku, kiedy kilkatysięcy ludzi schroniło się tu i modliło docudownej ikony Spasa i Zbawnika o ocalenieod pustoszącej okolicę zarazy. Zbudowanotutaj cerkiew, a obok na górze działajedyny w Polsce żeński monastyr św. Martyi Marii. Jest to miejsce kultu znaczące nietylko dla pielgrzymów z Polski, zaś bijące ustóp góry źródełko już od trzystu lat ma sławęuzdrawiającego swoją wodą.Miasto Supraśl położone nad brzegiemrzeki o tej samej nazwie, zostało odnotowanew kronikach z początku XIV wiekujako niewielka osada. Miejscowość jestznana z odkrycia w monasterze starodruku,tzw. kodeksu supraskiego. Jest to pochodzącyz początku XI wieku rękopis napergaminie w języku staro-cerkiewno-słowiańskim,zbiór żywotów świętych i naukOjców Kościoła. Kodeks o wymiarach 33 ×38POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


25 × 5 cm, został napisany ręką Retko nastronach w trzydziestu wierszach jednejkolumny cyrylicą i bez zdobień. Jego niezwykławartość wynika przede wszystkimz faktu, że jest to jedyny na świecie tak obszernyzabytek wczesnego piśmiennictwasłowiańskiego, stanowiący podstawę dobadań nad historią i rozwojem języków słowiańszczyzny.W Supraślu dominuje zespół monastersko-pobazyliański,m.in. potężna cerkiewZwiastowania Najświętszej MariiPanny wzniesiona wraz z klasztorem Bazylianóww latach 1503 - 1511 z fundacjiAleksandra Chodkiewicza. Miała charakterbudowli obronnej, łączącej cechy architekturygotyckiej i bizantyjskiej. Największyrozkwit monasteru następuje w roku 1596,kiedy mnisi suprascy przystąpili do uniibrzeskiej, przyjmując regułę św. Bazylego iod tego faktu nazwano ich Bazylianie. Powstająkolejne największe zabudowaniamonasterskie. Potężna zabudowa obronnato mury obejmujące swoim zasięgiemcerkiew, mieszkania zakonników, pałac archimandrytów- opatów, okazałą bramębarokową z 24-metrową dzwonnicą orazzałożenie ogrodowe i wiele innych zabudowań.Pod koniec XVII wieku rozpoczęłaswoją działalność drukarnia, a na początkuXVIII wieku papiernia. Supraśl posiadabezcenną dla kultury polskiej bibliotekę zezgromadzonymi cennymi drukami. Pozostawilito po sobie Bazylianie. W cerkwi pw.Zwiastowania Najświętszej Marii Panny sąniezwykłej wartości freski wykonane przezserbskiego mnicha. W połowie XIX wiekupowstaje prężny ośrodek przemysłu włókienniczego.Supraśl posiada walory lecznicei ze względu na nie otrzymał w 2001roku statut miejscowości uzdrowiskowej.Obecnie północną część monasteru zajmujeMuzeum Ikon, które stanowi największąatrakcję, a najstarsze ikony pochodzą zXVIII wieku.Bramą do Puszczy Białowieskiej jestHajnówka. Urokliwe stuletnie miasto, położonena skraju puszczy, ośrodek przemysłudrzewnego i duże centrum turystyki regionalnej.Sobór pw. św. Trójcy zbudowany1983 roku przedstawia oryginalną architekturę.Jest to przykład współczesnegobudownictwa sakralnego, a odbywającesię Festiwale Muzyki Cerkiewnej uznanoza jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznychw Polsce.Na koniec - Białowieski Park Narodowy,najstarszy w Polsce. Początki jegosięgają 1922 roku. Ma za zadanie chronićostatnią na niżu Europy pierwotną puszczęz unikalnymi siedliskami lasów mieszanychi liściastych. Jest tutaj największy ośrodekhodowli żubra. Dzisiaj żyje w puszczy ok.450 osobników. W 1979 roku park zostałwpisany na listę Światowego DziedzictwaLudzkości UNESCO.Włodzimierz Lipczyński, Słupskw.lipczynski@interiaislam w polsceRozmowa z imamem Aleksandrem Ali Bazarewiczem- duchownym muzułmańskimw meczecie w BohonikachAllachto znaczy Bóg- Umówiłem się na spotkanie z Panemw meczecie, aby przybliżyć czytelnikomnieznaną nam specyfikę religijnąTatarów polskich zrzeszonych w MuzułmańskiejGminie Wyznaniowej Bohoniki.Chciałbym przedstawić zapis tejrozmowy z osobą jeszcze młodą, a jużpiastującą odpowiedzialne stanowiskoimama meczetu. Proszę powiedzieć, jakPan został duchownym i na czym polegarola imama, co to oznacza?- Imam to szczególna funkcja, w dosłownymtłumaczeniu z języka arabskiegooznacza przywódcę. Może to być władcakraju, ale głównie pojęcie to odnosi siędo muzułmańskiego przywódcy religijnego.W tradycji muzułmańskiej słowem tymokreślana jest osoba, która przewodniczyrytualnej modlitwie - salatowi. Może to byćosoba świecka bądź przełożony meczetu.Ja jestem przełożonym meczetu. Mojeprzygotowanie do funkcji duchownego tostudia w Arabii Saudyjskiej nad religią islamui nauka języka arabskiego, zwłaszcza żewierni nie umieją czytać po arabsku Koranui moją powinnością jest tłumaczyć zapisna język polski. Zostałem imamem w2012 roku, wybrano mnie na Ogólnym ZebraniuCzłonków Gminy. Było to po śmierciKonstantego Szczęsnowicza, który był najstarszymimamem w Polsce, przeżył 90 lat izmarł w sierpniu 2012 roku.- Na czym polega istota religii i jakienależy przestrzegać reguły, aby byćdobrym muzułmaninem? Czy zasadywspółżycia z innymi religiami i tolerancjajest wpisana w Koran?- Islam jest religią monoteistyczną,opartą na wierze w jedynego Boga o imieniuAllach, co znaczy z arabskiego - Bóg.Słowo islam oznacza poddanie się woliBoga. Muzułmanin z arabskiego - muslimjest tym, który poddał się woli Boga. Byćdobrym muzułmaninem to przestrzegaćobowiązkowych zasad poddaństwa Bogu:szarady, wyznania wiary, modlitwy wykonywanejpięciokrotnie w ciągu dnia, postuw miesiącu ramadan, jałmużny na rzeczubogich i potrzebujących, pielgrzymki doMekki. Świętą księgą dla islamu i zarazempoczątkiem religii jest objawienie się Koranu10 sierpnia 610 roku prorokowi Muhammedowi- Mahometowi. Koran składa się ze114 sur - rozdziałów, które ułożone są odnajdłuższej do najkrótszej. Wyjątek stanowipierwsza sura - Alfaticha, tzw. otwierająca,która jest podstawową surą wykorzystywanąw codziennej modlitwie. Koran jest podzielonyna dwie części. Pierwsza objawionaw Mekce, związana jest z tematyką dogmatureligii i jedności Bożej oraz życiempozagrobowym. W drugiej - objawionej wMedynie, zawarte są praktyki religijne orazprawo islamu - szariat. Reguluje on równieżsprawy społeczne muzułmanów, a w niektórychkrajach arabskich, takich jak ArabiaSaudyjska, jest przyjęta zasada przezpaństwo, że sądy religijne są jedyne, któresprawują władzę nad wszystkimi dziedzinamiżycia. Często sądzi się, że szariat zostajenadinterpretowany i wykorzystywanyw najbardziej drastycznych sytuacjach. Wkrajach, w których żyje również inna ludność,powoduje to silne napięcia. Wynikato z różnych interpretacji szariatu. W świecieislamskim pojawiają się nurty ideologiczneodrzucające ortodoksyjną tradycję.Wśród islamskiej diaspory, zamieszkującejkraje zachodnie, rozwijają się ruchy reformatorskie,które promują łagodne odmianyprawa koranicznego.- Jakie święta muzułmańskie sąszczególnie obchodzone, czy rytualnezabijanie na ofiarę zwierząt jest zgodnez zasadami ekologii?- Chciałbym jeszcze kilka słów powiedziećna temat sześciu filarów wiary islamu- wiary podstawowej muzułmanina. Pierw-POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201239


tatarzy przez stulecia wiernie służyli rzeczypospolitejsza i najważniejsza to wiara w Boga, jedynegostwórcę wszystkiego co widzialne iniewidzialne. Drugim filarem jest wiara wAniołów, którzy wiernie służą Bogu. Trzecimjest wiara w Proroków, którzy zostaliwysłani przez Boga do ludzi. Wymienia sięproroków począwszy od Adama, po Noego,Abrahama, Mojżesza oraz innych niewspomnianych w Koranie, aż do Muchammeda,który był spośród nich jako ostatni.Nazywany jest przez islam, pieczęcią proroków.Czwartym filarem jest wiara w Księgi.Muzułmanie uznają nie tylko Koran, alerównież te księgi, które zostały przekazaneod Boga za pośrednictwem Gabriela innymprorokom, takie jak: Tora, Psalmy i Ewangelia.Piąty filar to Przeznaczenie dobre i złe.Muzułmanie wierzą w niebo i piekło, nieuznają czyśca. Ostatni filar to Dzień SąduOstatecznego, kiedy wszyscy staniemyprzed obliczem Stwórcy.Muzułmanie obchodzą szczególniedwa najważniejsze święta: ZakończeniaPostu (z arab. Id al-fitr) oraz Ofiarowania(z arab. Id al-adcha). Polscy Tatarzy nazywająte święta: Ramadan Bajram i KurbanBajram. Pierwsze z nich jest związane z zakończeniem30-dniowego postu w miesiącuramadan, święto trwa trzy dni. Drugie zwymienionych świąt ustanowione zostałona pamiątkę ofiary uczynionej przez Abrahamaz syna Ismaela, a zamienionej przezBoga na ofiarę z jagnięcia. W Bohonikachpo nabożeństwie przed meczetem odbywasię ubój barana lub wołu w obecnościlicznie zgromadzonych muzułmanów iprzy odmawianiu przez imama odpowiedniejmodlitwy. Następnie mięso jest dzielonemiędzy wiernych. Święto trwa czterydni. Ubój zwierzęcia jest rytualny i kwestiezastrzeżeń ekologów są nieuzasadnione.Inne święta polskich muzułman to:mew lud - bajram - dzień urodzin Mahometa,muzułmański Nowy Rok, a także aszura- bajram - święto żałobne po śmierci dwóchsynów córki Mahometa - Fatimy. To ostatnieświęto wynika z tradycji wyznawców islamuodłamu szyickiego i trudno dziś powiedzieć,dlaczego polscy Tatarzy jako sunnicije obchodzą. Jest to kolejny dowód naekumeniczność Podlasia.- Jaka jest historia polskich Tatarów,ile jest wyznawców islamu w Polsce,gdzie są największe skupiska polskichMuzułmanów?- Ciekawa i długa jest historia Tatarów,sięga ona osadnictwa w Wielkim KsięstwieLitewskim w XIV wieku. W bitwie podGrunwaldem w <strong>141</strong>0 roku uczestniczyłychorągwie złożone z Tatarów osiadłychna Litwie. Później uczestniczyły równieżw kampaniach Stefana Batorego. W latachsiedemdziesiątych XVII wieku miał miejscekonflikt wywołany niewypłaceniem żołdużołnierzom tatarskim. Uregulowania zobowiązańpodjął się król Jan III Sobieski, nadającprzywilej w Grodnie 12 marca 1679 rokuna osiedlanie się Tatarów ponownie na Litwiei na Podlasiu. Na mocy tego przywilejuzostały zasiedlone wsie Bohoniki, Drahle iMalawicze Górne przez rotmistrza Olejewskiegoz kompanią i przez żołnierzy rotmistrzów- Bogdana Kieńskiego i Gazy-Sieleckiego.Małe folwarki otrzymali oficerowie,a gospodarstwa żołnierze. Legenda mówi,że król Jan III Sobieski nadał rotmistrzowiOlejewskiemu tyle ziemi, ile ten zdołał objechaćkonno w jeden dzień. Tatarzy przezstulecia wiernie służyli Rzeczypospolitej, asłużba wojskowa była ich zawodem. Czynniebrali udział w powstaniach narodowych,w tworzeniu niepodległej Polski iwojnie obronnej 1939 roku.Po drugiej wojnie światowej z sześciutysięcy Tatarów polskich, zamieszkującychgłównie wschodnie tereny dawnej Rzeczpospolitej,przesiedliło się na tereny zachodniejPolski mniej niż dwa tysiące osób.Utworzono nowe gminy wyznaniowe naziemiach zachodnich w Gdańsku i GorzowieWielkopolskim. Powstała też nowagmina wyznaniowa w Białymstoku, któraskupia najwięcej wyznawców muzułmańskichw Polsce. Natomiast wsie Bohoniki iKruszyniany stały się jedynymi historycznymigminami na obszarze Polski, któreposiadają zabytkowe meczety i najstarszemizary - cmentarze muzułmańskie. Oceniasię, że obecnie jest około czterech tysięcywyznawców islamu w Polsce.- Czy współpracuje Pan z katolikami,jak układają się wzajemne relacje,jak Pan ocenia przyszłość polskich Muzułmanów,a szczególnie polskich Tatarów?- Przykładem wzajemnej współpracy,zrozumienia i szacunku dla różnych religiijest udział duchownych kościoła katolickiegoi przedstawicieli innych religii w podejmowanychinicjatywach wyznawców islamu.Ostatnie spotkanie odbyło się 26 październikabieżącego roku z okazji rozpoczętegoobchodu Święta Ofiarowania, czyliKurban Bajram i miało miejsce w Sokółceprzed Pomnikiem Pięciu Kultur, gdzie odbyłysię wspólne modlitwy o pokój. Powiedziałemwówczas - Tatarzy polscy, chrześcijaniekatoliccy i prawosławni stanowiąna Podlasiu zintegrowaną społeczność dialogu,która może stać się przykładem nietylko dla Europy szukającej modelu współistnieniawielu kultur i religii, ale także dlacałego świata, gdzie narody są nękane wojnami.Polscy muzułmanie zawierają małżeństwaz chrześcijanami i czasem się wynaradawiają.Jest to proces nieodwracalny,natomiast wartości kultury materialnej popolskich Tatarach pozostaną jako dokumentich świetności.- Dziękuję za rozmowę i życzę pomyślnościpolskim Tatarom w zachowaniutradycji i kultywowaniu patriotyzmudo polskiej Ojczyzny.- Pozdrawiam - Salam alejkum.Rozmawiał: Włodzimierz LipczyńskiSłupskGdy 9 września 1910 roku dawny Stolpświęcił swoje sześćsetne urodziny,jako miasto lokowane na prawie niemieckim- wraz z nim sześćsetlecie święciłateż Parafia Mariacka. Dokładnej daty konsekracjikościoła nie znamy, lecz wiemy żebudowę rozpoczęto około 1270 roku za panowaniapomorskiego księcia Mestwina II,zaś ukończono ją około 1310 roku, i odtądkościół podlegał opatom Klasztoru Belbuck.Spłonął w sławnym pożarze Stolpuw kwietniu 1477 roku. Wkrótce po tragediizaczęła się odbudowa miasta i jego świątyni.Kiedy ją ukończono, nie wiemy. Niezachowała się też żadna informacja o tym,czy odbudowana świątynia była taka sama,czy może tylko podobna do poprzedniej.Ta, która powstała w końcu XV wieku,była całkowicie nowa, jakkolwiek parokrotnieod tego czasu ją przebudowywano,szczególnie w XIX wieku. Przede wszystkimusunięto wtedy wszystko, co groziłozawaleniem się bądź było zbyt kosztownedo ewentualnej renowacji. Ale i tak mamyw zasadzie świątynię w formie z końca piętnastegostulecia.Kościół Mariacki jest zorientowany, toznaczy, że oś jego symetrii przebiega w liniiE-W, przy czym wieża stoi po stronie zachodniej.Przed wojną składała się z ceglanejpodstawy, wzniesionej na planie kwadratu,i stosunkowo lekkiego zwieńczenia.Gotycka podstawa, ożywiona rombowymwzorem z ciemnej cegły glazurowanej, powstałarównocześnie z resztą, to jest z nawąkościoła, zaś szczyt dobudowano jej wwieku siedemnastym. Cała blisko 50-metrowawieża jest silnie przekrzywiona. Niewiemy, kiedy nastąpiło jej odchylenie odpionu w kierunku południowo-zachodnim.Przed laty z galeryjki, wznoszącej się ponadnamiotowym dachem, wspaniale widaćbyło całe miasto i okolicę aż po dzisiejszeŁosino. W dwudziestym pierwszym wiekuprzywrócono słupskiej Wieży Mariackiej jejprzedwojenny wygląd; dokonano też pomiaruwspomnianego odchylenia.Południowa strona kościoła imponujezwłaszcza w pełnym świetle słońca. Bryłęnawy znacznie ożywiają malutkie wieżyczkiu szczytów, wzniesione w miejscach przykrytychniegdyś zwykłymi daszkami jednospadowymi.Blaszane ich hełmy musiały jednakzostać usunięte. Całe wrażenie potęgujądodatkowo dwie ośmioboczne wieżyczkischodowe z bogato zdobnymi podstawamihełmów. Te ostatnie zbudowano w zgodzie zgotyckimi zasadami budowy hełmów wież.Spomiędzy pięciu szczytów bocznych ścianwystają po każdej stronie po cztery rzygaczew postaci smoczych łbów o szeroko rozwartychpaszczach. Wokół krawędzi dachu wysokiejnawy głównej ciągnie się podwójnyfryz. Po obejściu zakrystii, wystającej niecoz bryły kościoła ku południowi, wciąż możemypodziwiać piękny chór wschodni z przyporami,których jest osiemnaście. Grubośćich maleje w połowie wysokości, a one same40POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


lisko 50-metrowa wieża jest silnie przekrzywionaKościół Mariackiw dawnym SłupskuNa słupski KościółMariacki trzebaspojrzeć ponad dachamiokolicznychbudynków, by dostrzecideę, na którejopierało się budownictwogotyckie: kościółmiał być wtedyjedyną tak wysokąbudowlą w mieściewystają ponad krawędź dachu.Fryz ciągnie się i wokółnich. Zakończenie chóru makształt połowy dziesięciokąta.Strona północna, interesującooświetlana słońcem w godzinachporannych, zasadniczoodpowiada południowej.Do wnętrza prowadząszerokie drzwi w wielkim,łukowym portalu. Kruchtaotrzymała swoje sklepieniedopiero podczas przebudowykościoła w latach 1858 -1860. Wewnątrz widzimy, żeświątynia zbudowana zostałajako trójnawowa bazylika.Rzędy filarów i podpory sklepieniakierują od razu wzrokdo góry. Pierścień tam, wcentrum sklepienia przypominaBożą rękę, wyciągniętąz nieba ku niewielkiemu wsumie kościołowi i dla jegochwały jako całości. Właśniedlatego gotyk nazywany jeststylem chrześcijańskim w architekturze.Każda z trzechnaw tego długiego wnętrzama po pięć przęseł; chór madwa przęsła i zakończeniew postaci wspomnianej jużpołowy dziesięciokąta. Nawagłówna i chór mają piękne sklepieniagwiaździste, nawy boczne - zwykłe sklepieniakrzyżowe. Chór oddzielony jest odnawy głównej łukiem triumfalnym. Ożebrowaniejego sklepienia przykryte zostałoterakotowymi maskami. Wewnętrzne łukirozpierające sklepienia są po obu stronachróżne (ich symetria jest często spotykanąwłaściwością budowli pseudogotyckich).Okna (w ilości 37 sztuk) są trzyczęściowe,jedynie zachodnie okno wieży jest pięcioczęściowe.Do naszych czasów zachowały się bardzonieliczne elementy wcześniejszego wyposażeniakościoła. Wiele dzieł nie oparłosię zębowi czasu, inne padły pastwą ludzkiegoniezrozumienia. W roku 1525 miejscowi,podburzeni przez reformatora Kościołanazwiskiem Amandus, spalili liczne rzeźbyi obrazy - sprzed Reformacji zachowała sięjedynie grupa „Ukrzyżowanie”. Szczególniepiękna jest figura Matki Boskiej, NajświętszejMarii Panny. Sąsiednia figura św. Janazastygła wprawdzie jeszcze w gotyckiej pozie,lecz jego szata z wyraźnie zaznaczonymifałdami zdradza już pierwsze wpływynadchodzącego renesansu. Zarówno ołtarzgłówny, jak i ambona pochodziły z okresubaroku. Przybyły w tym czasie do Stolpurzeźbiarz nazwiskiem Paul Waltersdorffrozpoczął pracę nad nią w 1609, a ukończyłdo 1630 roku, o czym świadczył zapis na jejdrzwiach (wszystkie zapisy łacińskie na tejżeambonie, jak i na innych elementach wystrojukościoła, zostały przetłumaczone naniemiecki na wiszących obok, małych tabliczkach).Niestety, nie wiemy, kto wykonałrzeźby i obrazy zdobiące.Szczyt ołtarza wykonany został w 1630roku. Przedstawiał on w predelli OstatniąWieczerzę, w części głównej Ukrzyżowanie,a wyżej Zmartwychwstanie i WniebowstąpienieJezusa Chrystusa. Odwrotna stronaołtarza, niedostępna dla oczu wiernych, zawierałaodpowiednie sceny z Pisma Świętego:Paschę, powstanie węża na pustyni,wyplucie Jonasza przez wieloryba i podróżproroka Eliasza do nieba. Wcześniej ołtarzusytuowany był pod łukiem triumfalnym;w 1860 roku przesunięto go w głąb chóru,prawie pod ścianę. Z licznych i cennych epitafiówzachowało się do naszych czasówtylko jedno, wiszące obecnie nad drzwiamizakrystii, a niegdyś umieszczone w samejzakrystii jako część ołtarza. Oba te barokoweelementy pochodzą z siedemnastegowieku.W podłodze chóru znajdował się całyszereg płyt nagrobnych z miejsc spoczynkuróżnych znamienitych osobistości, pochowanychw tutejszej krypcie. Niestety,naruszył je znacznie ząb czasu, przez costraciły na swej wartości artystycznej. Najlepiejzachowana płyta, pochodząca z 1613roku, umieszczona została przy ścianie zaołtarzem.Ze szczytów sklepienia zwisająogromne mosiężne żyrandole, częściowo zdawnych czasów.Kościół NMP w Słupsku, stojący wdawnym centrum miasta, zachował swojeznaczenie do dziś - jego wieża wciąż wyznaczapozycję naszego miasta na mapach:54o18’N i 17o02’E.Wojciech M. Wachniewski, SłupskkościółPOWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 201241


„Szprycha” zakończyła sezonturystyka aktywnaPasjonaci dwóch kółek,członkowie StowarzyszeniaTurystyki Rowerowej„Szprycha” zakończylisezon. Niższe temperaturyi jesienna pogoda dlawiększości zakochanychw tej aktywnej formiespędzania wolnego czasunie oznacza bynajmniejcałkowitego rozbratuz roweremW2010 roku grupa miłośników turystykirowerowej postanowiła swojespontaniczne wyjazdy za miastoupowszechnić i zapalić do nich większągrupę osób. Dobrym rozwiązaniem okazałosię założenie stowarzyszenia, które zpowodzeniem działa od ponad dwóch lat,wciąż powiększając szeregi swoich członków.Założyciele „Szprychy” pozyskalisponsorów i przychylność władz samorządowychSłupska i okolicznych gmin. Dziękitemu mogli rozszerzyć zakres swojej działalności,organizując turystyczne imprezyz coraz większym rozmachem. Informacjezamieszczane na stronie internetowej pozwalająna zapoznanie się z ofertą rajdówrowerowych. W bieżącym roku zorganizowanoich prawie czterdzieści.- Mówi się o was „pozytywnie zakręceni”.Macie wspólną pasję i łączyFot. W. Klebanwas zamiłowanie do obserwacji świata zperspektywy roweru?- Pierwsze wyjazdy rowerem pozamiasto były spontaniczne i nie poprzedzałyich jakieś szczególne przygotowania - mówiWojciech Kleban, współzałożyciel i prezesstowarzyszenia. - W wolnych chwilachwyjeżdżaliśmy w grupie przyjaciół na ścieżkirowerowe, organizując krótkie, rekreacyjnewycieczki. Z czasem nasz weekendowypeleton coraz bardziej się rozrastał. Przybywałochętnych nie tylko do jazdy rowerem,ale do jazdy rowerem w grupie pogodnych,życzliwie nastawionych osób. To świetnaforma relaksu, wypoczynku i oderwaniasię od codziennych zajęć. To także doskonałaokazja do spotkania ciekawych ludzi opodobnych zamiłowaniach, a także możliwośćpoznania piękna naszej małej ojczyzny.Po kolejnej wspólnej wyprawie postanowiliśmyzałożyć własne stowarzyszenie,by spontanicznym wyjazdom nadać regularnąi zorganizowaną formę. Chcieliśmytakże dotrzeć w ten sposób do szerszegogrona mieszkańców Słupska i okolic. Zaczęliśmyod rejestracji stowarzyszenia wewrześniu 2010 roku. Dziś jesteśmy grupą liczącąponad pięćdziesięciu członków. I cowarte podkreślenia - są to członkowie aktywni,uczestniczący w większości naszychwspólnych rajdów.- Potrzebne były fundusze, by organizowaćrajdy. Jak sobie z tym poradziliście?- Byliśmy cierpliwi i zdeterminowani.Pukaliśmy do urzędniczych drzwi i zdobywaliśmydoświadczenie. Naszą inicjatywępostrzegano również jako promocję regionu,więc najpierw zdobyliśmy serca, potemłatwiej było uzyskać wsparcie. Pozyskaliśmysponsorów, nawiązaliśmy też współpracę zinnymi stowarzyszeniami. Zrobiliśmy kolejnyważny krok i ubiegamy się o realizacjęzadań publicznych. To duże wyzwanie.Przyznaję, że pracy jest dużo, ale efekty, radośćuczestników rajdów i promocja zdrowegostylu życia daje nam ogromną, niekłamanąradość.- Czy trzeba spełniać jakieś określonewymagania, by zostać członkiemwaszego stowarzyszenia?- Jeżeli jest w kimś chęć podróżowania,przebywania na świeżym powietrzu,pragnienie aktywności fizycznej, znajdzieu nas swoje miejsce. Powiem więcej - znajdzieprzyjaciół i wsparcie. Mamy w stowarzyszeniuzarówno dziesięciolatków, jak iosoby po siedemdziesiątce. Staramy się wtaki sposób planować i przygotowywaćrajdy, by tak zróżnicowane grono rowerzystówmogło wspólnie, z przyjemnością podróżowaći cieszyć się z jazdy rowerem.- To chyba też doskonała okazja dopoznania uroków naszego pięknego regionu?- Wystarczy przejrzeć szlaki, po którychjeździliśmy w tym sezonie i zobaczyć,do jakich miejsc dotarliśmy. Lista jest bardzodługa i obejmuje wiele atrakcyjnychmiejsc i miejscowości leżących w powieciesłupskim. Celem naszych wypraw są nietylko konkretne miejsca, ale także imprezyregionalne, takie jak: Czarne Wesele, Pokopki,przywitanie wiosny, majówka, NocMuzeów, Zaduszki i wiele innych. Każdaokazja jest dobra, by wyprowadzić rower zpiwnicy i ruszyć w trasę. Ambicje i apetytna wielką przygodę zaprowadziły nas nawetna Hel i Bornholm.- Rowerami?- To tylko dalsza wyprawa i logistyczniebyła dla nas dużym wyzwaniem. Wykorzystaliśmynasze doświadczenia z pierwszejwyprawy na duńską wyspę w roku2011. Wówczas przetarliśmy szlaki i dziękitemu tegoroczna wycieczka była kolejnąprzygodą, która wszystkim uczestnikomzapadnie w pamięci. W miarę jedzenia apetytrośnie, więc w przyszłym roku możeudamy się malowniczym szlakiem wzdłużDunaju. Takie są nasze plany. Mamy też wswoim dorobku rajd wybrzeżem Morza Bałtyckiego,począwszy od Świnoujścia aż doKrynicy Morskiej. Podczas tamtej wyprawyobejrzeliśmy wszystkie latarnie morskie. Tobył niezapomniany rajd.- Wasza działalność to coś więcejniż tylko jednodniowe wycieczki roweremza miasto?- Organizujemy w sezonie około trzydziestujednodniowych rajdów, niektórenasze przedsięwzięcia to imprezy cykliczne,wpisujące się na stałe do kalendarza.Będziemy je powtarzać w następnych latach.- Kiedy kończycie sezon i wieszacierowery na przysłowiowym „kołku”?- Rower to dla nas pasja, to coś więcejniż tylko sobotni wyjazd na wycieczkę. Dlawielu z nas to także sposób na życie. Właściwysezon rowerowy w zasadzie kończy siępóźną jesienią, ale to nie oznacza rozstaniaz rowerem. Trzeba zaplanować kolejne rajdy,opracować nowe trasy, przemyśleć dotychczasowe.To także czas na konserwacjęsprzętu i troskę o własną kondycję, by napierwszym wiosennym rajdzie nie dostaćzadyszki. Zima to także czas pisania projektówi poszukiwania źródeł finansowanianaszej działalności. To także cykl spotkańpod wspólnym hasłem „W drodze...”. Każdyrowerzysta musi też pomyśleć o zainwestowaniuwe własny sprzęt.Rozmawiał: Piotr Sikorski, Słupsk42POWIAT SŁUPSKI NR 11-12 (<strong>141</strong>-<strong>142</strong>) • LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2012


konkurs na najpiękniejszą choinkęsłupsk, grudzień 2012Zdjęcia: J. Maziejuk


www.powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!