31.07.2015 Views

Biuletyn 125-126 - Okladka & Srodki - NET.pdf - Powiat Słupski

Biuletyn 125-126 - Okladka & Srodki - NET.pdf - Powiat Słupski

Biuletyn 125-126 - Okladka & Srodki - NET.pdf - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

<strong>Powiat</strong>SŁUPSKINr 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>), Lipiec-Sierpień 2011Rok XI * ISSN 1730-7686Zawsze będą nas oceniać za to, co zrobiliśmyRoztańczony Wiedeń nad modrym DunajemPapież czeka, by nas przytulićZrozumieć innośćSpostrzeżenia i refleksje subiektywne • Duch robociarski umarł • Kaszubski separatyzm• Podróż • Zakochanie to stan dziwny i zagadkowy • Słonowice, bo... Słony • Wieś Tworząca


Zdjęcia: J. Maziejukżniwa w powiecielipiec/sierpień 2011


Drodzy Czytelnicy!Kilkadziesiąt samorządów wiejskichwojewództwa pomorskiego niezorganizuje w tym roku tradycyjnejimprezy dożynkowej dla mieszkańcówwsi. Powód? Jedni wymyślili innąformę świętowania, np. biesiadę czyimprezę zamkniętą, niektórzy mówiąo kłopotach finansowych, a jeszcze innymnie pasują terminy. Jak do tej pory żadna z gmin powiatusłupskiego nie zrezygnowała z tej pięknej polskiej tradycji.Również powiat słupski przygotowuje to najważniejsze dlarolników święto.W ostatnich latach zmienia się charakter polskiej wsi, wniektórych sołectwach nie ma już „prawdziwych” rolników,jednak w dalszym ciągu nasz powiat określany jest mianemrolniczego, gdyż połowę obszaru stanowią użytki rolne. Odkilku lat trwale w krajobraz wpisały się farmy wiatrowe wykorzystująceten rodzaj energii. Na ich budowie zyskują nietylko inwestorzy, ale także gminy i właściciele terenów, którzywydzierżawiają je pod lokalizację siłowni. Z uwagi na waloryprzyrodniczo-krajobrazowe również w ostatnich latach intensywnierozwija się turystyka. Gospodarka w Słupsku i regioniesłupskim będzie szeroko omawiana i promowana na wrześniowychSłupskich Dniach Gospodarki.Dwa najważniejsze wydarzenia o randze powiatowejwieńczące pomyślne zbiory zbóż i ziemniaków – <strong>Powiat</strong>oweŚwięto Plonów oraz Słupskie Pokopki są organizowane z myśląo ludziach związanych z rolnictwem. Co roku, we wrześniu,podczas dożynek wyróżniające się rodziny rolnicze nagradzamystatuetkami Bursztynowego Kłosa. Swoje nagrody iodznaczenia przyznaje też minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi.Każdego roku sołectwa zaskakują gości i komisję konkursowącoraz ciekawszymi pomysłami na wieniec dożynkowy. Każdyto niepowtarzalne dzieło sztuki ludowej, wykonane z wielkąprecyzją. Ich ekspozycja na święcie plonów tworzy wyjątkowąoprawę i podkreśla ludowy charakter tej imprezy.W październiku będziemy obchodzić <strong>Powiat</strong>owe ŚwiętoZiemniaka, organizowane od ośmiu lat na terenie stacji DoświadczalnejOceny Odmian w Karżniczce. Głównym punktemimprezy jest nagrodzenie najlepszych producentów ziemniakówz powiatu statuetką Słupskiej Bursztynowej Bulwy. Organizowanesą różne konkursy z ziemniakiem w roli głównej,jest on również najważniejszym składnikiem serwowanychpodczas pokopek potraw.Dożynki i Pokopki są także niepowtarzalną okazją doskosztowania dań kuchni regionalnej. Smakołyki przygotowaneprzez panie z kół gospodyń wiejskich przyciągają corazwięcej mieszkańców miast i przebywających na naszym terenieturystów. Nigdzie indziej nie ma możliwości skosztowaniatak dużej ilości potraw i wypieków przygotowanych z naturalnychproduktów, bez użycia wszechobecnej chemii i konserwantów.Sławomir ZiemianowiczStarosta Słupski„POWIAT SŁUPSKI” - <strong>Biuletyn</strong> InformacyjnyWydawca: Starostwo <strong>Powiat</strong>owe w Słupsku. Redaguje zespół: Zbigniew Babiarz-Zych (przewodniczący), Maria Matuszewska (z-ca przewodniczącego), ArturWróblewski. Adres redakcji: Wydział Polityki Społecznej, Starostwo <strong>Powiat</strong>owe,76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 59 842 54 17, fax 59 842 71 11; e-mail:zych@powiat.slupsk.pl; Skład komputerowy i łamanie: Artur Wróblewski.Zdjęcia: Jan Maziejuk. Druk: OPTIMA s.c., ul. Orańska 6a, 81-533 Gdynia. Na okładkach:zaproszenie na dożynki powiatowe w Biesowicach; z wyprawy do Krojant.<strong>Biuletyn</strong> rozsyłany jest do radnych, parlamentarzystów, sołtysów, jednostek OSP, szkół,domów kultury, jednostek organizacyjnych powiatu, firm biznesowych oraz urzędówmiast i gmin. Zamieszczany jest również na stronie internetowej: www.powiat.slupsk.plW numerze:Zawsze będą nas oceniać za to,co zrobiliśmy 4Jak najmniej biurokracji - jak najwięcejskuteczności 4Mimo wakacji Zarządpracował normalnie 6Pod pomnikiem Powstańców 7Powstaje nowa strategia rozwoju 7Mieszkańcy ich wybrali... 8Ukrócić nieustający proces żądań 9Ich prace dostarczają wzruszeń 10Zrozumieć inność 10Festyn w Machowinie 11Roztańczony Wiedeń nad modrymDunajem 12Fotografowali się w jakimś celu 12Wspólne przeżywanie świata 14Jarmarkowa trzynastka 14Papież czeka, by nas przytulić 16Dopłynęli do Bałtyku 16Maskotki odwiedziły Rowy 17Miasteczko przygód 18Spostrzeżenia i refleksje subiektywne 20Otwarty poligon 21Dziękujmy - to nie boli! 22Duch robociarski umarł 23Kaszubski separatyzm? 25Podróż 26Wieża Babel 29Zakochanie to ciągle stan dziwnyi zagadkowy 32Flota wojenna Prus do 1867 roku 35Sowieckie zdrady (1) 37Słonowice, bo... Słony 40


Zawsze będą nas oceniJako samorząd zawsze będziemy oceniani za to, co zrobiliśmy- czy są oczekiwane efekty i jest zadowolenie społecznez obrad sesji rady powiatuNa VIII sesji Rady <strong>Powiat</strong>u Słupskiego,28 czerwca br. radni udzielili Zarządowi <strong>Powiat</strong>uabsolutorium za wykonanie budżetuw 2010 roku. Sesja odbył się w CentrumEdukacji Regionalnej w Warcinie. Radnychmuzycznie powitał sygnalista z ZespołuSzkół Leśnych oraz Młodzieżowy Chór„Kantele” z I Liceum Ogólnokształcącego wSłupsku, który przebywał na obozie szkoleniowymw Warcinie.Radny Marcin Białas złożył dwie pisemneinterpelacje - dotyczyły spraw drogowychi ścieżki rowerowej. O odpowiedźpoprosił również na piśmie. Paweł Lisowski- przewodniczący Rady Gminy Kępicezaproponował inny niż dotychczas podziałwspólnego finansowania remontu drógpowiatowych. - Bo różny jest poziomemzamożności gmin - mówił.Sprawozdanie z pracy Zarządu starostaSławomir Ziemianowicz rozpoczął odprzedstawienia przygotowanych piętnastuprojektów uchwał Rady <strong>Powiat</strong>u. Dotyczyłyone zmian w budżecie, przedłużeniapowierzenia stanowiska dotychczasowymdyrektorom - Poradni Psychologiczno-Pedagogicznejw Słupsku i Zespołu SzkółAgrotechnicznych w Słupsku, ustalenia zasadpłatności za wynajmowanie nieruchomości.Starosta omówił realizację uchwałpodjętych na ostatniej sesji, a także przedstawiłszczegółowo prowadzone zadaniainwestycyjne, głównie drogowe. Na koniecprzedstawił kalendarium najważniejszychwydarzeń. Dłużej zatrzymał się na obchodach10-lecia współpracy partnerskiej powiatusłupskiego z niemieckim powiatemHerzogtum Lauenburg. Odbyła się konferencjaw starostwie, otwarto wystawę fotograficzną,wystąpił chór z Akademii Pomorskiejw Słupsku. Zorganizowano zwiedzaniestarostwa, w tym wyremontowanegopoddasza i wieży z zabytkowym zegarem.W Domu Pomocy Społecznej w Lubuczewiewystąpili niemieccy i polscy artyści.W pięknej scenerii pałacowych ogrodóww Warcinie odbył się koncert sygnalistówz Zespołu Szkół Leśnych. Otwarto drugączęść wystawy fotograficznej na tematprowadzonej współpracy. Wspólnie posadzonodąb 10-lecia.Z wielu czerwcowych wydarzeń, starostawymienił także <strong>Powiat</strong>owe ObchodyDnia Działacza Kultury w Bierkowie. Odsłoniętotablicę upamiętniającą artystycznądziałalność Katarzyny Kaliszewskiej zSiemianic i rozdano „Białe Bociany 2011 zatwórczość artystyczną i upowszechnianiekultury.Radni przegłosowali piętnaścieuchwał, w tym sprawozdanie z wykonaniaJak najmniej biurokracji - jak nakonwent samorządowców powiatu słupskiegoLipcowy Konwent Samorządowców <strong>Powiat</strong>uSłupskiego zdominowały sprawy leśneFot. M. MatuszewskaNa spotkaniu w Centrum Edukacji Regionalnejw Warcinie obecni byli nadleśniczowiewszystkich nadleśnictw znajdującychsię w powiecie słupskim ze SławomiremCichoniem - dyrektorem RegionalnejDyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinku.Wprowadzając samorządowców w tematykęleśną, gospodarz terenu - SławomirPiątkowski - nadleśniczy NadleśnictwaWarcino przedstawił Leśny Kompleks Promocyjny„Lasy Warcińsko-Polanowskie”. Wdrugiej części informację tę uzupełnił nadleśniczyz Polanowa - Jacek Todys, a SławomirCichoń omówił współpracę RegionalnejDyrekcji i Nadleśnictw z samorządamigminnymi i starostwem.- Mamy różne sektory współdziałania.Jednym z nich jest gospodarowanie mieniemczy opiniowanie wniosków. I czasamidokumentacja niepotrzebnie krąży międzynami. Bardzo chciałbym, aby jak najmniejbyło biurokracji, żeby skuteczność4POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


absolutorium dla zarząduać za to, co zrobiliśmybudżetu w 2010 roku. Starosta powiedziałna zakończenie swojego wystąpienia: - Jakosamorząd zawsze będziemy oceniani zato, co zrobiliśmy - czy są oczekiwane efektyi jest zadowolenie społeczne. Niezależnieod tego, ile uda się zrobić, zawsze będąsłowa krytyki, że za mało, za wolno... Oceniającubiegły rok, sądzę, że wykorzystaliśmywszystkie możliwości. Udało się pozyskaćpieniądze na drogi, potrzeby społeczne,potroić budżet <strong>Powiat</strong>owego UrzęduPracy. Co prawda te ostatnie pieniądze nieFot. M. Matuszewskaznajdują się w budżecie powiatu. Mam nadzieję,że analizując ubiegłoroczny budżetdostrzeżecie Państwo wszystko, co udałosię zrobić Zarządowi w 2010 roku.Uzyskanie dodatkowych środkówz PFRON w wysokości 253.420 zł było powodemzmieniany uchwały Rady <strong>Powiat</strong>uSłupskiego Nr V/38/2011 z 29 marca br. wsprawie określenia zadań, na które przeznaczasię środki z tego funduszu. Zwiększonowysokość środków dla <strong>Powiat</strong>owegoCentrum Pomocy Rodzinie na dofinansowanieuczestnictwa osób niepełnosprawnychi ich opiekunów w turnusach rehabilitacyjnych,dofinansowanie zaopatrzenia wsprzęt rehabilitacyjny, przedmioty ortopedycznei środki pomocnicze, likwidacji barierarchitektonicznych w komunikowaniusię i technicznych.Rada <strong>Powiat</strong>u podjęła też uchwały wsprawie: zatwierdzenia sprawozdania finansowego<strong>Powiat</strong>owego Obwodu LecznictwaOgólnego S.P.Z.O.Z. w Słupsku iCentrum Edukacji Regionalne w Warcinieza 2010 rok; wyrażenia opinii do projektuuchwały Sejmiku Województwa Zachodniopomorskiegow sprawie likwidacji PortowegoSamodzielnego Publicznego ZakładuOpieki Zdrowotnej przy ul. Energetyków2 w Szczecinie; powierzenia gminieSmołdzino zadania powiatu z zakresu edukacjipublicznej dotyczącego prowadzeniasezonowych szkolnych schronisk młodzieżowychw Gardnie Wielkiej i Smołdzinie;wysokości opłat za usunięcie i przechowywaniepojazdu usuniętego z drogi orazwysokości kosztów powstałych w razie odstąpieniaod usunięcia pojazdu.Upoważniła Zarząd <strong>Powiat</strong>u do złożeniado Narodowego Funduszu OchronyŚrodowiska i Gospodarki Wodnej wnioskówdotyczących dofinansowania termomodernizacjibudynków użyteczności publicznejw ramach Programu PriorytetowegoNFOŚiGW pn. „System zielonych inwestycji”(GIS-Green Investment Scheme)Część 1) Zarządzanie energią w budynkachużyteczności publicznej.Zatwierdzono do realizacji projekt pn.„Wyższe kwalifikacje zawodowe - większemożliwości na rynku pracy”, zmienionouchwałę Nr VII/56/2011 z 31 maja br. w sprawieumowy pomiędzy powiatem słupskima gminą Dębnica Kaszubska o przebudowiedrogi powiatowej nr 1136G.Rada podjęła też uchwały w sprawiewystąpienia powiatu słupskiego ze ZwiązkuCelowego <strong>Powiat</strong>ów Lęborskiego i Słupskiego,zmian w wieloletniej prognozie finansowejna lata 2011-2020 i zmian w budżeciena 2011 rok.Maria MatuszewskaKierownik Oddziału Promocji i Współpracyw Starostwie <strong>Powiat</strong>owym w Słupskujwięcej skutecznościnaszych wspólnych działań była większa.By gminy i leśnicy byli zadowoleni ze swojejpracy, byli pewni, że działają zgodnie zprawem dla dobra mieszkańców - powiedziałSławomir Cichoń.- Bieżący rok został ogłoszony przezOrganizację Narodów Zjednoczonych „RokiemLasu”. Podkreślając rangę tego wydarzeniazaplanowaliśmy cykl spotkań z samorządami,a dzisiejsze jest pierwszym z nich.Ponadto w tym roku zdecydowałem, że będziemywspierać państwowe i ochotniczestraże pożarne. Każde nadleśnictwo otrzymaśrodki z przeznaczeniem na takie wsparcie.Priorytetem są straże pożarne, bowiemwspółpraca między leśnikami a strażą jestnierozerwalna. To one chronią lasy i dobytekna terenie każdej gminy i każdego powiatu -podsumował dyrektor S. Cichoń.Piotr Mazur - prezes Zarządu ZakładuUsług Wodnych mówił o współdziałaniuw zakresie budowy i eksploatacji systemuwodno-kanalizacyjnego z gminami i regionalnąadministracją Lasów Państwowych.Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierzątbył kolejnym, omawianym tematem.- Największym problemem jest miejsce,gdzie można by stworzyć taki ośrodek. Jegopowstanie jest potrzebne, tylko należyopracować system wspólnego finansowania.Każdy, kto by korzystał z jego pomocy,byłby zobowiązany do płacenia określonejstawki. Potrzebne jest też takie umiejscowienieośrodka, aby było do niego jaknajbliżej z każdej gminy. Mamy obietnicęwsparcia z Wojewódzkiego FunduszuOchrony Środowiska oraz urzędu wojewódzkiego,więc będziemy szukać dobrejlokalizacji - powiedział starosta słupski SławomirZiemianowicz.Prof. Zbigniew Nowicki - wojewódzkikonsultant w dziedzinie psychiatrii przedstawiłzałożenia Narodowego ProgramuOchrony Zdrowia Psychicznego i programu„Zdrowie dla Pomorzan”. Część zadań wynikającaz narodowego programu będziespoczywała na samorządach, dlatego tentemat znalazł się na lipcowym konwencie.Jednym, z zadań jest utworzenie w każdympowiecie Centrum Zdrowia Psychicznego.Koncepcję utworzenia takiego centrum dlaSłupska i powiatu słupskiego omówiła JoannaKasperek - zastępca dyrektora ds. lecznictwaSamodzielnego Publicznego SpecjalistycznegoPsychiatrycznego ZakładuOpieki Zdrowotnej w Słupsku. Zaproponowała,aby takie centrum, skupiające wszystkieporadnie, szpital i ośrodek rehabilitacji,utworzyć w miejscu obecnego szpitala przyulicy Obrońców Wybrzeża.Tadeusz Wardziak - zastępca dyrektorads. marketingu Centrum Zdrowia Salusw Słupsku zaproponował samorządowcomwspółpracę w zakresie dowozumieszkańców powiatu słupskiego na bezpłatnebadania profilaktyczne realizowaneprzez Salus. Namawiał włodarzy gmin, byjak najwięcej mieszkańców wsi mogło skorzystaćz tych badań.Maria MatuszewskaKierownik Oddziału Promocji i Współpracyw Starostwie <strong>Powiat</strong>owym w SłupskuPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 20115


z prac zarządu powiatuW okresie wakacyjnym Zarząd <strong>Powiat</strong>uSłupskiego opracował i przedłożył komisjomdwanaście projektów uchwał rady powiatu.Podjął też dwadzieścia trzy uchwały własneMimo wakacji Zarządpracował normalnieFot. J. MaziejukPrzygotowane projekty uchwał radypowiatu dotyczyły: przekazania dotacji celowejmiastu Słupsk z przeznaczeniem dlaKomendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnejna realizację zadań związanych z organizacją<strong>Powiat</strong>owych Zowadów Sportowo-Pożarniczych;udzielenia pomocy finansowejpowiatowi bytowskiemu na częściowedofinansowanie kosztów odbudowybudynku szpitala w Miastku (zniszczonegopodczas pożaru); udzielenia pomocy finansowejgminie Bytów na wdrażanie LokalnejStrategii Rozwoju Dorzecza Słupi; przekazaniaśrodków finansowych na WojewódzkiFundusz Wsparcia Państwowej Straży Pożarnejna dofinansowanie zakupu dwóchsamochodów pożarniczych dla KomendyMiejskiej w Słupsku, a także ustalenia szczegółowychwarunków korzystania z nieruchomościoddanych w trwały zarząd jednostkomorganizacyjnym powiatu; umowyz gminą Główczyce dotyczącej przebudowydróg powiatowych w Główczycach i umowyz gminą Słupsk dotyczącej udzielenia tejgminie pomocy finansowej na wykonanieścieżki rowerowej wzdłuż drogi powiatowejod Bierkowa do granic miasta Słupska.Dwa projekty dotyczyły uchyleniawcześniejszych uchwał - nr VIII/354/2010 z28 września 2010 roku w sprawie umowy zgminą Smołdzino dotyczącej przebudowydrogi powiatowej Smołdzino-Kluki orazdrogi powiatowej w miejscowości Żelazo inr VIII/71/2011 z 28 czerwca br. w sprawiezaciągnięcia pożyczki ze środków NarodowegoFunduszu Ochrony Środowiska i GospodarkiWodnej na termomodernizacjębudynków użyteczności publicznej.Przygotowano też projekty uchwał -w sprawie zmian w wieloletniej prognoziefinansowej na lata 2011 - 2020, zmian w budżeciepowiatu na 2011 rok i zmiany uchwałynr VIII/69/2011 z 28 czerwca br. w sprawiewysokości opłat za usuniecie i przechowywaniepojazdu usuniętego z drogi oraz wysokośćkosztów powstałych w razie odstąpieniaod usunięcia pojazdu.Uchwały podjęte przez Zarząd <strong>Powiat</strong>udotyczyły m.in. wypowiedzenia członkostwaw Związku Celowym <strong>Powiat</strong>ówLęborskiego i Słupskiego WojewództwaPomorskiego, upoważnienia starosty i wicestarostydo podpisania umowy kredytuzłotowego w Banku Spółdzielczym na pokryciewystępującego przejściowego deficytuw budżecie powiatu, zatwierdzeniaprzystąpienia do realizacji projektu konkursowegopn. „Rękodzieło sposobem naprzełamanie barier” opracowanego przez<strong>Powiat</strong>owe Centrum Pomocy Rodzinie wSłupsku. Celem tego projektu jest podniesieniekompetencji społecznych i zawodowychdwadzieścia osób niepełnosprawnychz gmin: Damnica, Dębnica Kaszubska,Kępice, Główczyce, Potęgowo, Smołdzinooraz przygotowanie ich do wejścia lub powrotuna rynek pracy.Odrębnymi uchwałami powołano komisjęds. przyznania stypendiów dla dziecii młodzieży uzdolnionej sportowo i osiągającejwysokie wyniki sportowe we współzawodnictwiemiędzynarodowym lubkrajowym. Komisja ta rozpatrzyła już i zaopiniowała12 wniosków, wszystkie w kategorii„Talent” (stypendia o charakterzesocjalnym przyznawane młodzieży wybitnieuzdolnionej sportowo, a potrzebującejwsparcia materialnego).Czteroma uchwałami wprowadzonozmiany w budżecie powiatu. Polegałyone głównie na przeniesieniu wydatkówmiędzy paragrafami oraz przeniesieniachplanowanych wydatków przez kierownikówjednostek organizacyjnych. O kwotę81.590 zł zwiększył się budżet z tytułuotrzymanej dotacji na realizację zadań zzakresu pomocy społecznej (60.390 zł) i nabieżącą działalność <strong>Powiat</strong>owego InspektoratuNadzoru Budowlanego (21.200 zł).Dyrektorom jednostkom organizacyjnympowiatu przekazano uprawnienia do zaciąganiazobowiązań związanych z realizacjązamieszczonych w prognozie finansowejprzedsięwzięć oraz zobowiązań z tytułuumów, których realizacja w roku budżetowym,i w latach następnych jest niezbędnado zapewnienia ciągłości działania jednostek.Zgodzono się na wydzierżawienie naokres do trzech miesięcy w trybie bezprzetargowymparteru budynku (97,61 m 2 ) przyulicy Marynarki Polskiej 12 c w Ustce.Zarząd <strong>Powiat</strong>u wydał pozytywną opinięo pozbawieniu statusu drogi powiatowejczęści drogi Motarzyno-Kołczygłowy izaliczenia jej do kategorii dróg gminnych, atakże o zaliczeniu dróg powiatowych w Korzybiudo kategorii dróg gminnych. ŁukaszowiStanisławskiemu, pełniącemu funkcjękoordynatora projektu MłodzieżowegoOśrodka Socjoterapii w Ustce udzielonopełnomocnictwa do składania oświadczeńwoli w imieniu Ośrodka, związanego z realizacjąprojektu pn. „MOS-T w przyszłość.Wypracowanie nowych form aktywizacjizawodowej dla wychowanków MłodzieżowychOśrodków Socjoterapii”.Zarząd <strong>Powiat</strong>u powołał komisję doprzeprowadzenia egzaminów na stopieńawansu zawodowego nauczyciela mianowanego.Do egzaminu tego w tym rokuzgłosiło się ośmiu nauczycieli. Powołałteż komisję do rozpatrywania wniosków oprzyznanie stypendium Starosty Słupskiegoza wyniki w nauce i za osiągnięcia w nauce,zatwierdził wytyczne do opracowaniamateriałów planistycznych do projektuuchwały budżetowej na rok 2012 oraz wytycznedo opracowania wieloletniej prognozyfinansowej na lata 2012 - 2015.Pani Jolancie Kamińskiej udzielonopełnomocnictwa do dokonywania czynnościprawnych związanych z kierowaniembieżącą działalnością Poradni Psychologiczno-Pedagogicznejw Słupsku. Takiegosamego pełnomocnictwa udzielono teżPani Mariannie Matias w związku z kierowaniemdziałalnością Zespołu Szkół Agrotechnicznychw Słupsku. (G.Ś.)6POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


Pod pomnikiemPowstańcówPowstanie wybuchło 1 sierpnia 1944 roku. Celembohaterskiego zrywu była próba pokonania okupantai ratowania powojennej suwerenności Polski1 sierpnia br. obchodzono w Słupskurocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.Uroczystość, podobnie jak w poprzednichlatach, odbyła się przed pomnikiem PowstańcówWarszawy - najstarszym monumentemupamiętniającym to wydarzenie w Polsce.Pamięć o bohaterach tamtych dniuczcili: starosta słupski Sławomir Ziemianowicz,wiceprezydenci Słupska - KrzysztofSikorski oraz Andrzej Kaczmarczyk, przedstawicielewładz państwowych, samorządowych,parlamentarzyści, kombatanci,wojsko, policja, harcerze, młodzież szkolna,organizacje społeczno-polityczne, orazmieszkańcy miasta.Obchody rozpoczęły się od wystawieniapocztów sztandarowych, następnie odprawionouroczystą mszę świętą. O godzinie17.00 zabrzmiał dźwięk syren alarmowych.Na zakończenie uroczystości oficjalnedelegacje oraz kompania honorowa złożyływieńce i wiązanki kwiatów.Jak wiadomo, Powstanie zostałokrwawo stłumione przez Niemców, a liczbęofiar szacuje się na około 200 tysięcy. Powojnie wielu powstańców zamieszkało wSłupsku, do dzisiaj mieszka zaledwie kilkunaocznych świadków tamtych tragicznychwydarzeń.(M.M.)Fot. J. Maziejukrocznicowe obchodyPowstaje nowastrategia rozwojuRozpoczęły się prace nad nowąstrategią rozwoju powiatusłupskiego na lata 2012 - 202229 czerwca br. w słupskim starostwiezorganizowano debatę poświęconą przygotowaniunowej strategii. Omawiano naniej bieżącą sytuację społeczno-gospodarcząpowiatu, kwestie ekonomii społecznej,ochrony środowiska naturalnego, opiekimedycznej i ochrony zdrowia.Do debaty zaproszono przedstawicieliinstytucji znających potrzeby i problemypowiatu, powiatowej administracji zespolonej,przedstawicieli gmin, oświaty, organizacjikulturalnych i sportowych, służb porządkowych,ratowniczych, jednostek pomocyspołecznej, organizacji pozarządowych.Debata zakończyła się krótkim podsumowaniempoprzedzonym wypowiedziamiuczestników, którzy wskazywali, jakieproblemy powinny zostać uwzględnionew nowej strategii. (D.S.)POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 20117


prezentacje - radni powiatu słupskiegoMieszkańcy ich wybrali...Fot. ArchiwumIreneuszBejnarowiczPochodzę... z Dębnicy Kaszubskiej.Wiek... 27 lat.Wykształcenie... wyższe uniwersyteckiew zakresie zarządzania.Pracuję w... Fabryce Cukierniczej Kopernik- Toruń.Moja rodzina... i tu mogę się pochwalić- mam naprawdę wspaniałąrodzinę, na której mogę zawsze polegaći odwrotnie. Niewątpliwie największymwzorem do naśladowania wmoim życiu jest mój ojciec, przyjacielzarazem, który ma duży sukces w moimwychowaniu. Sam własnej rodzinyjeszcze nie założyłem, ale staram się...Z samorządem jestem związanyod... tak naprawdę to jest to dopieropoczątek mojej przygody.Zostałem radnym, bo... uważam,że w samorządzie potrzebne jestświeże spojrzenie na problemy naszegopowiatu.Realizuję się w pracach komisji...Budżetu i Finansów oraz Rozwoju <strong>Powiat</strong>u,jestem także wiceprzewodniczącymKomisji Rolnictwa, Środowiskai Bezpieczeństwa Publicznego.Dobry samorządowiec to... osoba,która potrafi słuchać ludzi. Tę umiejętnośćuważam za najważniejszą, boto niezwykle trudne. Wymaga otwarciana drugą osobę, przyjęcie jej poglądów,emocji, uczuć, a także chwilowegoodłożenia swoich racji na bok.Do tego wszystkiego potrzebny jestszacunek dla rozmówcy oraz głębokiepoczucie własnej wartości. Szanujęludzi, którzy potrafią słuchać i pomagaćinnym.Atutem powiatu słupskiegojest... piękne i malownicze położenieblisko morza, dzięki czemu mamy latemdużo turystów. Jeśli do tego dodamyurocze jeziora, rzeki, ruchomewydmy, interesujące miejsca i zabytkikultury materialnej znajdujące się nanaszym terenie, to ziemia słupska wyróżniasię spośród innych regionów.Gościom najczęściej pokazuję...magiczne miejsce, jakim jest gminaDębnica Kaszubska, a także Czołpino.W ludziach cenię... życzliwość dlainnych, umiejętność zauważania drugiejosoby i jej problemów. Szanujęosoby pracowite, konsekwentne orazkreatywne.Najbardziej nie lubię... głupiej, zażartejrywalizacji. Nie chodzi mi oczywiścieo taką zdrową, pozytywną rywalizację,ale o chorą, bezwzględną, niszczącą.Moja największa zaleta i wada...jestem zodiakalnym baranem, więcczasami jestem zbyt uparty. O zaletachciężko mówić, ale pewnie kilkaich mam, a jedną z nich jest pracowitość.Ulubione miejsce na wypoczynek...poza swoim domem, najchętniejprzebywam w górach. Tam fantastyczniesię wyciszam i relaksuję.Mój największy sukces... to, żeudało mi się przekonać ludzi, aby zaryzykowalii postawili w wyborach samorządowychna osobę młodą, któranie boi się ciężkiej pracy, a przedewszystkim wkłada serce w to co robi.To pozwoliło mi wygrać ubiegłorocznewybory. Nie ukrywam, że byłoczasami bardzo ciężko, ale udało się.Mam nadzieję i będę bardzo się starał,by daną szansę dobrze wykorzystać inikogo nie zawieść.Największe marzenie... jest ich dużo- generalnie jestem marzycielem.Motto życiowe... traktuj innych tak,jak sam chcesz być traktowany.Fot. J. MaziejukMarcinBiałasPochodzę... z Włynkówka i mieszkamtam cały czas.Wiek... w tym roku skończyłem 30lat.Wykształcenie... wyższe, pierwszestudia magisterskie w zakresie współczesnychstosunków międzynarodowych,drugie to filologia angielska wKoszalinie. Obecnie chcę rozpocząćtrzecie w Akademii Marynarki Wojennej,na kierunku zarządzanie kryzysowe.Dokumenty wysłałem parę dnitemu i mam nadzieję, że od październikazacznę naukę.Pracuję... w <strong>Powiat</strong>owym UrzędziePracy w bardzo interesującym dziale- Instrumentów Rynku Pracy. Spotkałemtam fantastyczne osoby, więc jestemusatysfakcjonowany podwójnie.Moja rodzina... na razie nie założyłemwłasnej, rodzice są dla mnie najbliższąrodziną.Z samorządem jestem związanyod... roku 2006, kiedy po raz pierwszywybrano mnie na radnego. Obecniejestem w radzie drugą kadencję.W poprzedniej pełniłem funkcję wiceprzewodniczącegoRady <strong>Powiat</strong>u.Zostałem radnym, bo... mam charakterekstrawertyka. Najbardziej lubiębyć w środku jakichś wydarzeń,gdzie coś się dzieje, a dodatkowomożna komuś pomóc. Chęć współpracyz ludźmi sprawiła, że zająłem siępracą samorządową.Realizuję się w pracach komisji...jestem przewodniczącym Komisji Rolnictwa,Środowiska i BezpieczeństwaPublicznego, po raz pierwszy pracujęw Komisji Polityki Społecznej.Dobry samorządowiec to... taki,który jest otwarty na ludzi. Przedewszystkim umie ich słuchać i w miaręswoich możliwości doradzić im czypomóc w zakresie działalności samorządowej.Atutem powiatu słupskiego jest...są tereny historyczno-przyrodnicze.Najlepiej te wartości pokazuje pałacw Warcinie, który wiąże przyrodę -urocze lasy i ogrody - z historią pałacuBismarcka, gdzie można natrafić naślady jego bytności. <strong>Powiat</strong> słupski totakże Kraina w Kratę z fantastycznymiwioskami o zabudowie szachulcowej.Na uwagę zasługuje Swołowo i MuzeumWsi Słowińskiej w Klukach. Naszymiperełkami, choć bardzo zaniedbanymi,są pałace z zespołami parkowymi,których na terenie powiatuznajduje się kilkadziesiąt.Gościom najczęściej pokazuję...ostatnio największe wrażenie na ludziachrobi Dolina Charlotty, więczapewne tam bym ich zawiózł. Równieżwspomniane wcześniej Swołowoi Kluki zaliczam do atrakcji, które koniecznietrzeba zobaczyć. Z kilkudziesięciukościółków znajdujących się naterenie powiatu, pokazuję te najatrakcyjniejsze- średniowieczne i gotyckie,oraz te, w których znajdują sięcenne historycznie dzieła sztuki.W ludziach cenię... szczerość. Samstosuję tę zasadę i tego oczekuję odinnych. Wszystkie związki i współpracaoparte powinny być na zaufaniu.Najbardziej nie lubię... obłudy.Spotkałem już wiele osób, które sąmistrzami w kamuflowaniu swoichmyśli, ale mam nadzieję, że sam nigdynie będę musiał stosować tego typumechanizmów obronnych.Moja największa zaleta i wada...otwartość na ludzi. Moje mocne stronyto chęć pracy nad samym sobą,nastawienie na rozwój i pomoc ludziom.Staram się być otwarty na sugestie,co nie zawsze było dla mniełatwe. Umiejętność słuchania należydo wad, nad którą pracuję najbardzieji mam wrażenie, że praca wsamorządzie nauczyła mnie właśniesłuchania innych.Ulubione miejsce na wypoczynek...najchętniej dom. Czasami robiękrótkie wypady w pasie MorzaBałtyckiego, bywam na JarmarkuDominikańskim w Gdańsku, który maswój niepowtarzalny urok i klimat.Morze mnie uspokaja i ma tę siłę, którarozładowuje wszystkie napięcia.Mój największy sukces... dla mnienajwiększym sukcesem do tej porybyło otrzymanie mandatu radnegow poprzedniej kadencji i reelekcjaw obecnej. To potwierdziło, że wpoprzedniej wybór ten nie był przypadkowy,a ludzie głosowali na mnieświadomie i chcą, bym reprezentowałich w obecnej kadencji.Największe marzenie... zdobyćwymarzoną pracę związaną ze służbamimundurowymi i poukładać sobieżycie osobiste - stworzyć ciepły iudany związek.Motto życiowe... Dla mnie jest tomotto szkoły oficerskiej we Wrocławiu,do której chciałbym się dostać -Per aspera ad astra - „Przez cierpieniedo gwiazd”.Zanotowała: Maria Matuszewska8POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


we wrześniu w miejskiej bibliotece publicznej rozpoczną się spotkania z lektorami „książki mówionej”czają wzruszeńniąc je bardziej satysfakcjonującymi. Takąosobą jest m.in. Maria Chamier-Gliszczyńska,która zapoczątkowała współpracę zosobami niepełnosprawnymi w MBP poprzezorganizację wystaw Warsztatów TerapiiZajęciowej Polskiego Związku Niewidomych,spotkania z twórcami niewidomymii słabowidzącymi.Ponadto M. Chamier-Gliszczyńskazainteresowała osoby niewidome nowoczesnątechnologią, organizując pokazysprzętu rehabilitacyjnego oraz realizującprojekt popularyzujący „czytaki”. Odwrześnia w MBP rozpoczyna spotkania zlektorami „książki mówionej”. Za swojąpracę na rzecz osób niepełnosprawnychotrzymała szereg wyróżnień i podziękowań:w 2010 roku dyplom-podziękowanieod Polskiego Związku Niewidomychw Słupsku; w 2011 - odznaczenie „PrzyjacielOsoby Niepełnosprawnej”, przyznaneprzez Prezydenta Miasta; statuetkę CER-TUS AMICUS przyznaną przez WarsztatTerapii Zajęciowej w Słupsku; Nagrodę IIIstopnia Prezydenta Miasta Słupska.Na jubileuszowym spotkaniu w bibliotecewyróżniono również dyrektoraWarsztatów Terapii Zajęciowej, WiesławaSzeląga. W imieniu prezydenta SłupskaMacieja Kobylińskiego, Beata Kątnik wręczyładyrektorowi oficjalne podziękowanieza dotychczasową pracę na rzecz osóbniepełnosprawnych. Takie podziękowanieW. Szeląg otrzymał również od starostysłupskiego Sławomira Ziemianowicza,którego reprezentował Zbigniew Babiarz-Zych,naczelnik Wydziału Polityki SpołecznejStarostwa <strong>Powiat</strong>owego w Słupsku.Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskichza długoletnią współpracę z WTZ oraz zadziałalność na rzecz biblioteki, uhonorowałoW. Szeląga medalem.Pracownicy Filii nr 8 w podziękowaniuza działalność na rzecz osób niepełnosprawnychotrzymali odznakę przyznanąprzez prezydenta Słupska - „Przyjaciel OsobyNiepełnosprawnej”.Symboliczną wstęgę otwierającą wystawęprzeciął m.in. Dariusz Majorek, dyrektorPomorskiego Oddziału PFRON wGdańsku.Danuta Sroka, SłupskFot. Archiwumcie widzialnym. Jest nim również literatura,muzyka, wszelka informacja słyszalna iwyczuwalna. Na stoisku zorganizowanymprzez Miejską Bibliotekę Publiczną prezentowanoksiążki dla osób niewidomychi słabo widzących. Agnieszka Orzech -osoba niewidoma, aktywnie działająca wWarsztatach Terapii Zajęciowej PolskiegoZwiązku Niewidomych w Słupsku - prezentowałabrajlowską maszynę do pisaniaoraz lalkę Zuzię z wbudowanym syntetyzatoremmowy. Maria Chamier-Gliszczyńska,starszy kustosz Miejskiej BibliotekiPublicznej, spiritus movens projektu„Nowoczesne czytelnictwo osób niewidomych”,upowszechniała informację natemat „czytaków” (specjalnych odtwarzaczyMP3 przeznaczonych dla osób niewidomych,które w ramach projektu zostałyzakupione przez bibliotekę).Marsz godności ifestyn integracyjnyto nie tylko uwrażliwianieinnych, toteż chwila zabawy iradości dla samychuczestników. Budowaniewięzi z osobaminiepełnosprawnymijest niezwykleważne, bowiem poprzeztakie działaniaczłowiek zdrowymoże zrozumieć inność.Danuta Sroka,Słupsk„Śpiewać każdy może” - pod takim hasłem odbyłsię w Domu Pomocy Społecznej w MachowinieXV Festyn Sportowy Osób NiepełnosprawnychFestyn w MachowinieWfestynie uczestniczyli mieszkańcyośmiu domów pomocy społecznej:w Machowinku, Lęborku (nr1), Lubuczewie, Czarnem, Parchowie, Przytocku,Słupsku i oczywiście gospodarze.Podczas wspólnej zabawy parodiowanoróżne znane utwory muzyczne, m.in. z repertuaruDemisa Rusosa, Maryli Rodowicz,Fella, Luciano Pavarottiego, Andrzeja Rosiewicza,Village People, zespołu Akcent.Występom przysłuchiwali się różnigoście, wśród nich starosta słupski - SławomirZiemianowicz, wicestarosta - AndrzejBury i wójt gminy Ustka - Anna Sobczuk-Jodłowska.Po występach artystycznych odbyłysię zawody sportowe, a po pełnej emocjirywalizacji wszyscy wzięli udział w zabawietanecznej. W przerwach gospodarzezapewnili uczestnikom festynu wiele jeszczeinnych atrakcji: pieczenie kiełbasek,grilla, lody, różne konkursy.Zabawa trwała do późnych godzinpopołudniowych. (aa)Fot. ArchiwumPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201111


podróże intelektualneRoztańczony Wiepiękny modry Dunaj. Wiedeń jest wielkimZbliżając się o tej porze roku do cesarskiejstolicy Austrii z podziwem oglądamyw porannym słońcu winnice ikotlinę wiedeńską, a szczególnie płynącymiastem tętniącym życiem o specyficznymklimacie cesarsko-królewskim, do teraźniejszościprzenika jego bogata historia. Nakażdym kroku spotyka się tu miejsca, w którychtworzyli wspaniali artyści i naukowcy.Słynni malarze i architekci stworzyli secesjęwiedeńską, a najbardziej znanym naukowcemjest Zygmunt Freud, który opracowałzałożenia psychoanalizy.Wiedeń jest światową stolicą operetkii walca - muzyki skomponowanej przezdynastię Straussów. Do dzisiaj filharmonicywiedeńscy otwierają swoim koncertemkażdy Nowy Rok, który jest transmitowanyprzez wszystkie media świata. Mamy teżpolskie polonika związane z królem JanemIII Sobieskim i Janem Kiepurą, który odnosiłnajwiększe sukcesy jako solista wiedeńskiejopery.Zwiedzanie miasta dobrze jest rozpocząćod przejazdu przez owalny układ ulic,tzw. ring. Jest to kolista „mała obwodnica”położona w centrum Wiednia. Na tym ringunanizane są: okazały gmach ratusza wstylu neogotyckim, gmach parlamentu zesłynnym pomnikiem Ateny, teatr narodowy- Burgtheater i wiele innych obiektów. Najważniejszyto Hochburg - zamek wybudowanyprzez rodzinę panujących Habsburgóww XIII wieku, który przez 700 lat był ichoficjalną rezydencją. Jest to potężny komplekspałacowy, obejmuje zabytkowe budowle,dawne apartamenty cesarskie, mu-W kawiarni wiedeńskiej można rozkoszowaćpodniebienie sernikiem i kawą po wiedeńsku- Wiener Melange, czarną z lekko ubitymmleczkiem, zbliżoną do włoskiego cappuccinożycie chłopów pomorskichFotografowalisię w jakimś celuMiejska BibliotekaPubliczna im.Marii Dąbrowskiejw Słupsku zorganizowaławystawęfotografii związanychz życiemcodziennym wsipomorskiejEkspozycja jest pokłosiem wspólnegoprojektu Biblioteki oraz Starostwa <strong>Powiat</strong>owegow Słupsku. W swoim kształcieprojekt zakładał gromadzenie dokumentówwizualnych pochodzących ze zbiorówmieszkańców naszego regionu. Autoremwielu zdjęć dotyczących wspomnianegotematu jest znany i ceniony słupski fotografik,Jan Maziejuk. W jego zbiorze odnalazłysię zdjęcia wykonane przez samegoautora, jak również reprodukcje innych fotografii.Ponadto fotografie pozyskano odczłonków rodzin wielu gmin, m.in.: Słupsk,Potęgowo, Dębnica Kaszubska, Smołdzino,Damnica i Kępice. Dla tych osób dalszy lospamiątek rodzinnych nie jest obojętny.Na podstawie materiału epistolarnego,dostarczonego przez nadawcę zdjęcia,następuje opis zgromadzonych fotografii.Z analizy wynika, że wiele rodzinnych zdjęćnaszych przodków powstało albo na życzenieczy zamówienie (zdjęcia pozowane), albowykonywane były przez fotoreporterów(zdjęcia reportażowe) lub amatorów.Należy pamiętać, że podstawą społecznościwiejskiej była rodzina. Znalazło to szerokieodbicie w fotografii. Ekspozycja dostępnaw Bibliotece zawiera m.in. zdjęcia pochodzącez albumu rodziny Jurałowiczówi Dąbków ze Smołdzina, rodziny Karwowskichz Dobieszewa, rodziny Burglinów zMiszewa. Wiele zdjęć pozyskano z Fundacji„Naji Göche”.Obiektem zdjęć, które prezentowanesą na wystawie, jest przede wszystkim człowiek,jego najbliższe otoczenie, a więc rodzinana tle zabudowań, praca w polu, obrzędyreligijne, rzadko zaś krajobraz. Informacjazawarta na starej fotografii definiujeczłowieka i jego czasy. Fotograf-artystadysponując pewnym narzędziem opowiadania,jakim jest aparat fotograficzny, dokonałświadomego wyboru fragmentu świata.Przedstawia nam człowieka, prezentujeotoczenie, ubiór, codzienne czynności, wydarzenia.To, co widzimy na zdjęciu może-Fot. J. Maziejuk12POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


deń nad modrym DunajemFot. W. Lipczyńskizea, kaplice, kościół - Augustinkirche, austriackąbibliotekę narodową i inne. W skrzydleLeopolda znajdują się biura urzędu prezydentaAustrii. Na placu „In der Burg” stoipomnik cesarza Franciszka II. Najważniejszemuzea to Naturhistorisches i KunsthistorischesMuseum. Galeria muzeum historiisztuki zawiera wspaniałe dzieła malarskie:Rubensa, Rembrandta, Raphaela, Vermeera,Velazqueza, Tycjana. Są tu też światowezbiory Pietera Bruegela, wśród nich obraz„Droga krzyżowa”, który posłużył za kanwęfilmu „Młyn i krzyż” Lecha Majewskiego.W centralnym miejscu - na Stephansplatzstoi katedra św. Szczepana - symbolWiednia i całej Austrii. Znajduje się wniej wiele dzieł sztuki, m.in. wykonany zczerwonego marmuru grobowiec cesarzaFryderyka III. Najbardziej charakterystycznączęścią jest 137,5-metrowa wieża południowa.Prowadzą na nią 343 wąskie i kręteschody. Przy dobrej pogodzie widocznajest nawet z odległości stu kilometrów.Współczesne oblicze Wiednia to kontrowersyjnecentrum handlowe Haas-Haus,czynne przez całą dobę. Zostało usytuowanew otoczeniu eklektycznych kamienic i wjego przeszklonej elewacji odbija się katedra.Wspaniale również prezentuje się jednaz najdłuższych handlowych ulic Europy- Marianhilferstrasse.Odrębnym obiektem wartym zobaczeniajest najwspanialszy pałac barokowyw Europie - rezydencja Habsburgów Schonbrunn.Nazwa pochodzi od pięknego źródłanajczystszej wody. W otoczeniu pałacusą piękne ogrody, fontanny, kaskady wodnei mała architektura ogrodowa. Tutaj w latach1805 - 1809 mieszkał Napoleon Bonaparte,tu urodził się wielki cesarz FranciszekJózef, który później poślubił Sissi, a w 1918roku abdykował ostatni cesarz, Karol. W następstwiepowstała republika Austrii.Ze wzgórza Kahlenberg roztacza siępanoramiczny widok na Wiedeń. Na skrajuLasu Wiedeńskiego i doliny rzeczki Wiedenki,u podnóża wzgórza 12 września 1683roku rozegrała się decydująca bitwa. Królpolski Jan III Sobieski odniósł tu heroicznew skali europejskiej zwycięstwo nad wojskiemtureckim. Najstarszy syn Jakub, towarzyszącykrólowi, w swoim pamiętniku takuwiecznił atak słynnej husarii: „...zrazu wolno,potem nabierając tempa, wreszcie łoskotemskrzydeł, hukiem bitewnym drżeniemziemi, husaria przeleciała cały teren od liniilasu wiedeńskiego po rzeczkę Wiedenkę,zmiatając wszystko przed sobą po drodze- konnicę tatarską, załogi obozów, piechotęjanczarską oblegająca Wiedeń, a sam wielkiwezyr rzucił się do ucieczki”. Do dzisiaj nawzgórzu istnieje kościół polski, który przypominao wiktorii wiedeńskiej polskiegokróla. Świątynią opiekuje się ZgromadzenieKsięży Zmartwychwstańców. Wmurowanaw ścianę kościoła pamiątkowa tablica w językuniemieckim i polskim głosi: „Janowi IIISobieskiemu, królowi Polski - naczelnemudowódcy wojsk sprzymierzonych w trzechsetlecieodsieczy wiedeńskiej w obroniechrześcijaństwa - wdzięczni rodacy”.W słynnym wesołym miasteczku - Praternajwiększą atrakcją jest Diabelski Młyn -dzieło sztuki inżynieryjnej XIX wieku, z któregoroztacza się niezapomniany widok naWiedeń. Stanowi on od ponad stu lat symbolWiednia i jest obowiązkowym punktemprogramu dla wszystkich odwiedzającychto miasto.W kawiarni wiedeńskiej można rozkoszowaćpodniebienie sernikiem i kawą powiedeńsku - Wiener Melange, czyli czarnąkawą z lekko ubitym mleczkiem, zbliżonądo włoskiego cappuccino.Wiedeń jest wielką metropolią oszczególnym kolorycie, tradycji i współczesnejdynamice. To miasto ma wiele do zaoferowaniai pokazania, jest piękne w całejokazałości, a nam, Polakom jest bliskieprzez ślady naszych wielkich rodaków.Włodzimierz Lipczyński, SłupskAutor jest licencjonowanym pilotem-przewodnikiemwycieczek turystycznych.my wyraźnie określić, dotknąć wyobraźnią.Z ekspozycji prezentowanej w biblioteceuważny obserwator dowie się wiele natemat minionego okresu, m.in. jak odpoczywalikombajniści z PGR w latach osiemdziesiątychw Świtałach (gm. Damnica), wjaki sposób dowożono dzieci do szkół, jakKlemens Leman z Piaszna (gm. Tuchomie)zdobył pierwsze miejsce w OgólnopolskiejOlimpiadzie Rolniczej, otrzymując talon naciągnik, jak ubierano się na wsi w latachsześćdziesiątych i jak wyglądały chaty kaszubskie.Prezentowane fotografie celowopozbawione są artystycznych interwencjitzw. obróbki, są proste, rzeczywiste, przezco niebanalne.Wiele fotografii,które dotarłydo Biblioteki,to bezimiennedziełasztuki, prezentująceminionyczas. Najcenniejszesąte najstarsze,pożółkłe, dotychczasprzechowywanewnajgłębszychdomowych archiwach,niedostępnedlainnych. Tylkonajbliżsi mieli w nie wgląd. Te fotografieprzedstawiają nam historię, o której częstozapominamy w pogoni życia codziennego.Niewątpliwie informacja dotyczącawsi pomorskiej zapisana w fotografii, zasługujena odkodowanie i przedstawienie.Pomorze jest miejscem styku wielu kultur,dlatego też nasz wspólny zbiór stanowi kolekcjęniebywale zróżnicowaną. Wystawaw Bibliotece jest jedynie początkiem prezentacjifotografii chłopskiej. Po debiuciebędzie prezentowana w gminach powiatusłupskiego oraz w powiatach ościennych.W dalszej perspektywie projekt zakładaumieszczenie kolekcji „chłopów pomorskich”w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej orazwydanie albumu o charakterze regionalnym.Na ten cel potrzebne są odpowiednieśrodki finansowe, które w części jużzapewniło Starostwo <strong>Powiat</strong>owe. Pracenad przygotowaniem albumu trwają. Projektnie został zamknięty, nadal oczekujemyna zdjęcia z rodzinnych albumów. Nasipradziadowie fotografowali się w jakimścelu, fotograf dostał od nich pozwolenie nauwiecznienie chwili, uchwycił gest, spojrzenie,wyraz twarzy. Pozwólmy zatem naodkodowanie zawartych w nich treści.Danuta SrokaDział Informacji i Promocji MBPw SłupskuPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201113


Wspólne przeżywanieFot. J. MaziejukNagła śmierć byłego starosty słupskiego- śp. Stanisława Kądzieli (29.VII.2002 r.)uświadomiła wszystkim raz jeszcze kruchośćludzkiego życia. Zofia Nałkowskagłosiła taką konkluzję: „...Ludzie rodzą sięi umierają - a życia wciąż wystarcza”Tegoroczny, dziewiąty Rajd RowerowyOsób Niepełnosprawnych im. StanisławaKądzieli zgromadził blisko 160uczestników. Były wśród nich osoby niepełnosprawne,które podjęły trud pokonaniaponadczterdziestokilometrowej trasy..Rajdowców przywitał starosta słupskiSławomir Ziemianowicz, który przypominałimię patrona - Stanisława Kądzieli - pierwszegostarosty słupskiego po reformie administracyjnejkraju w 1998 roku. Wspólniez Pawłem Kądzielą - synem śp. Stanisławai Markiem Królem - dyrektorem Domu PomocySpołecznej w Machowinku uroczyścieprzeciął wstęgę i rajd ruszył w kilkudziesięciokilometrowątrasę. Oprócz starosty, UrszuliDąbrowskiej - dyrektorki <strong>Powiat</strong>owegoCentrum Pomocy na starcie stawił się teżm.in. Marek Biernacki - wiceprzewodniczącySejmiku Województwa Pomorskiego.Tradycyjnie, pierwszym etapem rajdujest złożenie kwiatów na grobie śp. S. Kądzielina Starym Cmentarzu w Słupsku. Po tej ceremoniiwszyscy barwnym korowodem ruszylina trasę. Po przejechaniu kilkunastukilometrów całą grupę fanfarami powitalimieszkańcy oraz pracownicy Domu PomocySpołecznej w Lubuczewie z dyrektor, MariannąKawiecką. Ugoszczono tu przybyszywyśmienitym jadłem i napojami.Po krótkim odpoczynku, drogami leśnymiuczestnicy rajdu udali się w kierunkuMachowina. Pokonanie trudnej trasy wynagrodziłowszystkim kolejne gościnne powitanie- tym razem przez mieszkańców i pracownikówtutejszego domu pomocy społecznej.Dyrektor Ewa Młynarczyk zaprosiławszystkich m.in. na bigos i do wspólnej zabawy.Ostatni etap radu prowadził do Machowinka.Tutaj odbył się finał imprezy.Szpaler cheerleaderek, mieszkańcy i pracownicyDPS-u powitali pierwszych wjeżdżających.Dyrektor Marek Król gratulowałwytrwałości. Specjalnym laurem uhonorowanostarostę oraz dyrektorkę PCPR. PodziękowanoKlubowi Turystyki Rowerowej„Bezkres” oraz firmie Mag-Med - Ratownic-Fot. J. MaziejukJarmarkowa trzynastkaJarmark Gryfitów odbywasię w jednymz najpiękniejszychpunktów miasta -w kompleksie zamkowym,przy SpichlerzuRichtera. Już w średniowieczuodbywałysię tutaj targiOd wielu lat w okresie sezonu turystycznego,na Rynku Rybackim w Słupsku odbywasię Jarmark Gryfitów. Historia Jarmarkusięga 1999 roku, zaś idea jego zorganizowaniazrodziła się podczas spotkania lokalnychśrodowisk twórczych. Wówczas to wspomnianegrono rzemieślników i kolekcjonerówspotykało się w pracowni znanego słupskiegobursztynnika, Narcyza Kalskiego. Odpoczątku założono, że Muzeum PomorzaŚrodkowego będzie pełnić funkcję organizatorai gospodarza wakacyjnej imprezy. Dziśstanowi ona cenną ofertę turystyczną, którazwiększa atrakcyjność regionu. Jarmark,to nie tylko kramy rękodzielników, twórcówludowych, plastyków, antykwariuszy i kolekcjonerów,ale również oferta szeregu instytucjikultury oraz organizacji pozarządowych.Fot. J. Maziejuk14POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


światatwo Medyczne z Ustki za pomoc w organizacjirajdu. Występom artystycznym towarzyszyłaloteria, a główną nagrodą był....rower. Pojechał razem z jego szczęśliwcemdo DPS w Machowinie.Upominkami nagrodzono najmłodszegouczestnika rajdu - dwuletniego MarcelaNawrota. Długą trasę pokonał on razemz tatą. Uhonorowano też najwytrwalszegouczestnika rajdów - sześcioletniegoKacpra Chaleckigo, który kilkakrotnie jużpokonał całą trasę... na własnym rowerze!Wiele braw otrzymała najstarszauczestniczka - 75-letnia Maria Maruszak!***Odnalazłem inicjatora i pomysłodawcęrajdu im. Stanisława Kądzieli. Jest nim IreneuszDąbrowski, absolwent Akademii WychowaniaFizycznego. Był on pierwszym rehabilitantemw Domu Pomocy Społecznej w Lubuczewie.Tak wspomina ten etap pracy:- Jedną z form rehabilitacji, jaką stosowałemw DPS, była rehabilitacja społeczna.Moim celem było przede wszystkim przeciwdziałanieskutkom wykluczenia społecznego,na które niewątpliwie narażonesą osoby przebywające w domach pomocyspołecznej. Oprócz organizowania dla nichturnusów rehabilitacyjnych, wycieczek autokarowych,założyłem koło rowerowe. Wramach integracji organizowałem wycieczki.Ulubionymi stały się trasy nad morze, dorajd rowerowy im. stanisława kądzieliPoddąbia. Jeżdżąc tam, odwiedzaliśmy zaprzyjaźnionychmieszkańców Domu PomocySpołecznej w Machowinie. Tak zrodził siępomysł zorganizowania rajdu rowerowegodla mieszkańców wszystkich domów pomocyspołecznej w powiecie słupskim i nazwaniago imieniem Stanisława Kądzieli. Pierwszyw 2003 roku i pozostałe rajdy zostałyprzygotowane przy współpracy wszystkichtrzech domów pomocy społecznej (w Lubuczewie,Machowinie i Machowinku). Od początkujest też z nami Klub Turystyki Rowerowej„Bezkres” z Ustki.Bartek Olewiński z Góry Kalwarii, 15lat: - Jestem u babci na wakacjach i dołączyłemdo grupy rajdowców. To fajna przygodazobaczyć taką obfitość zieleni, takżestarodawne pałace i ich obecne przeznaczenie,jakie spotyka się na trasie rajdu. Unas, na Mazowszu nie ma tylu lasów i tyluobiektów architektury. Po powrocie dodomu, poszukam w Internecie dokładniejszychinformacji o pałacach w Lubuczewie,Machowinie czy Machowinku. Chyba zainteresujęsię tą dziedziną wiedzy na dobre...Marianna Kawiecka - dyrektor DPS wLubuczewie: - Jadąc razem z innymi turystami,usłyszałam głośny dylemat jednegoz nich: „Gdzie my jedziemy? Do Machowinaczy Machowinka? Machowinko czy Machowino?Zirytowany lub dowcipny inny rowerzystaodezwał się i ze zrozumieniem mu odpowiedział:„Najpierw „...wino”, później - „...winko”. Czyli najpierw będzie Machowinko!Wspólny rajd wzbogacił zmysłowo jegouczestników. Można powiedzieć, że corazczęściej dostrzegamy drugiego człowieka. Tocykliczne wydarzenie powinno kojarzyć namsię przede wszystkim z uśmiechem, przyjemnymi solidarnym przeżywaniem świata.Marek KrólKlemens RudowskiWyjście z taką ofertą na zewnątrz inspirujedzieci i dorosłych do aktywnego uczestnictwaw kulturze. Świadczy o tym chociażbyfrekwencja. Jarmark Gryfitów wszedł już nastałe do kalendarza imprez miasta i cieszy siędużym zainteresowaniem mieszkańców orazturystów przebywających nad Bałtykiem.Odbywa się w jednym z najpiękniejszychpunktów miasta - w kompleksie zamkowym,przy Spichlerzu Richtera. Miejsce toznakomicie nawiązuje do historycznych tradycjiSłupska, ponieważ już w średniowieczuodbywały się tutaj targi. Wzdłuż murówmiejskich rozciągały się liczne stragany.Trzynastą edycję Jarmarku Gryfitówinaugurowało Młodzieżowe Centrum Kulturyw Słupsku wraz z Miejską BibliotekąPubliczną, pod czujnym okiem dyrektoraMuzeum Pomorza Środkowego, MieczysławaJaroszewicza. Program był zróżnicowany,ukierunkowany na zabawę z dziećmi,taniec i muzykę. Występy solistów StudiaPiosenki, Ogniska Baletowego StudiaBalance i Teatru Tańca ENZA (MCK) cieszyłysię dużym zainteresowaniem przybyłychna Jarmark gości.Ponadto odbył się interaktywny spektakldla dzieci w reżyserii i wykonaniu WiesławaDawidczyka, inspirowany tekstamiJana Brzechwy. Dzieci chętnie uczestniczyływ Rajdzie „Śladami Gryfitów”, penetrującnajskrytsze zakamarki Zamku Książąt Pomorskich.Koszałek Opałek wraz z SierotkąMarysią - maskotkami Miejskiej BibliotekiPublicznej, zabawiały milusińskich zachęcającdo czytania i dobrej zabawy z książką.Stoiska Miejskiej Biblioteki Publicznej oblegałytłumy maluchów. Zaczarowany ŚwiatKoszałka Opałka okazał się dla dzieci nie ladaatrakcją. Nie zabrakło również ciekawejoferty dla dorosłych.W ramach Jarmarku odbył się KiermaszStarej Książki, zaś uczestnicy II FestiwaluPiosenki Wakacyjnej zaprezentowali swojezdolności wokalne. Przeprowadzono równieżwarsztaty recyklingu. W zabawie brałyudział dzieci i rodzice, tworząc z odpadówwytwory własnej wyobraźni. Z roku na rokjarmarkowa oferta rośnie, przybliżając obrazyzwiązane z obyczajowością i folklorem,zaznajamiając z historią, inspirując sztuką izachęcając do wspólnej zabawy.Danuta Sroka, Słupskodbył się kiermasz starej książkiPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201115


Ksiądz biskup Piotr Krupa powiedział, żetak pięknego pomnika jeszcze nie widziałPapież czeka,by nas przytulićw niepoględziu stanął pomnik jana pawła IITegoroczną 47. rocznicę pobytu biskupaKarola Wojtyły w Niepoględziu świętowanow niedzielę, 17 lipca nie jak dotądmszą świętą na wodzie, nad jeziorem Głębokim(w miejscu, gdzie podczas spływukajakowego Słupią 21 lipca 1964 roku przyszłypapież wysiadł na brzeg), lecz przedpałacem w Niepoględziu, który jest siedzibąspołecznych szkół im. Jana Pawła II.Powodem tej zmiany było odsłonięciei poświęcenie pomnika Jana Pawła II. Uroczystościrozpoczęły się o 17. mszą, którącelebrował Piotr Krupa - biskup pomocniczydiecezji pelplińskiej w asyście księżySylwestra Bąka, Tadeusza Rybińskiego -proboszcza Parafii Rzymskokatolickiej pw.Najświętszej Marii Panny Królowej Polskiw Budowie i Jana Gillmeistra. Tradycyjnegoprzecięcia wstęgi i odsłonięcia pomnikadokonali: Eugeniusz Dańczak - wójt gminyDębnica Kaszubska, Zdzisław Kołodziejski(kiedy był starostą słupskim wmurowałpod pomnik kamień węgielny), AndrzejKaczmarczyk - wiceprezydent Słupska, RenataKulik z Kuratorium Oświaty oraz Małgorzatai Andrzej Lemanowie - mieszkańcygminy.Wśród licznie zebranych ważną grupęstanowili uczestnicy spływu kajakowegopapieskim szlakiem rzeką Słupią, którzyprzemierzyli ten sam odcinek rzeki, jakimw lipcu 1964 roku płynął bp Karol Wojtyła.Spływ zorganizował Związek Miast i GminDorzecza Słupi i Łupawy.Kiedy opadające powoli zasłony odkrywałypostać Jana Pawła II, u niektórychDopłynęli do BałtykuFot. ArchiwumJan Maziejuk ze swoimaparatem fotograficznymprzemierza wzdłużi wszerz szlaki powiatusłupskiego. Czujne okofotoreportera wyłapujeważne wydarzenia,wystarczy błysk fleszai pozostaje kolejnytrwały ślad, który jestpamięcią, przypomnieniem,potem źródłemNa początku sierpnia br., będąc nagrzybobraniu, natknął się na spływ kajakowyw okolicy Łosina i Krępy, przy dziewiątymprzystanku papieskim. Spływ rzekąSłupią pn. „Spływ ojca z synem” zostałzorganizowany przez Akademickie StowarzyszenieTurystyczne „Przystań”. Uczestnikamibyli ojcowie i synowie (w wieku 14-18lat) z wielu miast polskich, m.in. z Wrocławia,Krakowa, Łodzi, Warszawy, Częstochowy,Sosnowca, Żarów i Koszalina. Twardych,żądnych przygód mężczyzn nie prze-16POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


widać było łzy wzruszenia. Nie zabrakłowielu ciepłych recenzji i pochwał dla pomysłodawcyo. Ryszarda Iwanowskiego i autorarzeźby, Jarosława Urbańskiego. Pomnikstanął na dziedzińcu, został zbudowany zdarowizn osób indywidualnych, instytucji iprzyjaciół. Przedstawia postać Jana Pawła IInaturalnej wielkości i dziecko, które stającna paluszkach usiłuje dosięgnąć papieża.Jan Paweł II prawą ręką dotyka jego głowy,jakby chciał je wesprzeć i umocnić swoją siłą.Obok pomnika rośnie sosna wyhodowanaz nasion poświęconych przez BenedyktaXVI podczas mszy świętej 26 maja2006 roku w Warszawie przez leśnikówz Nadleśnictwa Bytów. Organizatorzy uroczystości- Stowarzyszenie „SPERANDA” zNiepoględzia, wójt gminy Dębnica Kaszubska,Związek Miast i Gmin Dorzecza Słupi iŁupawy oraz młodzież szkół społecznychw Niepoględziu przygotowali okolicznościowąoprawę w postaci przemówień orazsłowno-muzycznego programu artystycznego.Na zakończenie uroczystości ks. bpP. Krupa odznaczył Medalem za Zasługi dlaDiecezji Pelplińskiej dr. Stanisława Janka zDębnicy Kaszubskiej, inicjatora ustawieniaw miejscach postoju na szlaku kajakowymrzeką Słupią kilkunastu kamieni papieskich.Pomnik Jana Pawła II w Niepoględziu stanąłpośrodku tego szlaku. Stał się szczególnymłącznikiem wszystkich dziesięciugmin, przez które w 1964 roku płynął Słupiąówczesny bp Karol Wojtyła.Aldona M. Peplińska, Motarzynozwyciężył krokodyl niluś z kolbuszowejMaskotkiodwiedziły RowyFot. J. MaziejukFot. J. Maziejukstraszyła niekorzystna aura. Płynęło czternaściezałóg - trzydzieści trzy osoby w siedemnastukajakach. Komandorem wyprawybył Andrzej Grzegorek.- Właśnie dzisiaj wpłynęliśmy do portuw Ustce. Mimo deszczowej pogody uczestnicysą zadowoleni. Młodzież nie narzekałana brak dostępu do Internetu, gier komputerowychi telewizora. Podczas całego spływuodbyło się szereg imprez. Organizowaliśmyolimpiady między załogami, wyprawydo lasu, ogniska. Mimo deszczu przeżyliśmywielką przygodę, pokonaliśmy dziesiątki kilometrówkajakiem, miejscami rwącą rzeką,w towarzystwie fauny i flory. Pokonanietrasy ze względu na „atrakcje” i jej długośćwymagało od uczestników pewnegodoświadczenia w pływaniu. Wyruszyliśmysiódmego sierpnia z miejscowości Soszyca.Naszym celem było wpłynięcie kajakiem doBałtyku. I udało się - relacjonuje A. Grzegorek,bezpośrednio po zakończeniu spływu.Pomysłodawcą takiej formy integracjirodziców i dzieci jest organizacja działającapod nazwą Ruch Nowego Życia (RNŻ). Jej lideremw Polsce jest Przemysław Lewiński.Swoim działaniem obejmuje ona głównieośrodki uczelniane, prowadząc ewangelizacjępoprzez różnorodne atrakcyjne formy.Danuta Sroka, SłupskNa V Ogólnopolskim Zjeździe w Rowachspotkały się trzydzieści trzy kolorowe maskotki,niektóre przyjechały nawet z najdalszychzakątków krajuZjazd odbył się w dniach od 15 do 17lipca br. Maskotki reprezentowały na nimsamorządy, instytucje, organizacje, stowarzyszenia,firmy prywatne. <strong>Powiat</strong> słupskipromowały: Jeż i Zając z Kępic, Bociekz gminy Słupsk, Pasikonik z gminy Ustka iSowa ze starostwa. W piątek wszystkie maskotkiwybrały się w trasę promocyjną zeSłupska przez Ustkę do Rowów londyńskimautobusem. Sobota była najbardziej pracowitymdniem dla ulubieńców dzieci. Przedpołudniem wyjątkowi goście udali się naOddział Dziecięcy Wojewódzkiego SzpitalaSpecjalistycznego w Słupsku, by pocieszyći obdarować upominkami najmłodszych.Mali pacjenci otrzymali od puchatych przyjaciółliczne gadżety i pamiątki. Sowa z przyjemnościąwręczała puzzle z wizerunkiemsłupskiego starostwa oraz małe sówki.Po wizycie w szpitalu - powrót doRowów. W namiotowym miasteczku poszczególnesamorządy i instytucje chwaliłysię swoimi produktami, walorami zachęcałydo głosowania na ich maskotki. Nastoisku powiatu turyści otrzymywali materiałypromocyjne. Dużym powodzeniemcieszyła się mapa powiatu oraz widokówki.Dzieciom największą frajdę sprawiały kolorowebalony, smycze i notesy z herbempowiatu.Parada wszystkich maskotek zakończyłasię na scenie w amfiteatrze. Fotoreporterzywykonali setki zdjęć. Tu ogłoszono,że najładniejszą maskotką został krokodylNiluś z Kolbuszowej.Zjazd Maskotek był również okazjądo spotkania się partnerskich powiatów- słupskiego i bełchatowskiego. Tenostatni debiutował na imprezie i zaprezentowałswojego Gryfa. W częsi artystycznejwystąpił Kwartet Rampa i NickSinckler. (D.W.)POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201117


Miasteczko przygódFot. K. StolarskaPiętnaściorodzieci z gminyDamnica,Słupsk, Kobylnicai miasta Ustkiuczestniczyłow kolejnej edycjiprojektu „Zabawaw miasto”realizowanegow NiemczechAgnieszka Przyborek z Kuleszewa,(gm. Kobylnica): - W poniedziałek,4 lipca, wieczorem wyruszyliśmyspod Starostwa <strong>Powiat</strong>owego w Słupskudo Mölln. Rano dojechaliśmy na miejsce.Podzieliliśmy się na namioty, a że było jeszczetrochę czasu do rozpoczęcia, poszliśmyna krótką wycieczkę po mieście. Jakwróciliśmy do miasteczka, zaczęli przybywaćuczestnicy z Niemiec. Resztę dnia spędziliśmyna zapoznawaniu się. Graliśmy wróżne gry, aby zapamiętać swoje imiona.Z polską grupą poszło mi szybko, jednak zniemieckimi imionami nie było tak łatwo.Środa była dniem, w którym dowiedzieliśmysię, o co chodzi w „Zabawie w miasto”.Wyglądało to tak. Wstawaliśmy o 7.00rano, bo już o 8.00 było śniadanie. O 9.00szliśmy do pracy. Każdy z nas wybierał zajęcie,jakie chciał wykonywać. Wybór byłduży. Moją ulubioną pracą było malowaniekoszulek. Pracę zaczynaliśmy o 9.30,a kończyliśmy o 11.30. Szliśmy do banku,który wypłacał nam cztery Till Talery. Mogliśmyprzeznaczyć je na różne przyjemności,na przykład na gofry, ciasto itp. Poobiedzie szliśmy znowu do pracy na dwiegodziny. Od 14.00 do 16.00 odbywały sięróżnego rodzaju pokazy, występy, możnabyło pograć w siatkówkę, posiedzieć,odpocząć. Kąpać pod prysznicami możnabyło się co dwa dni. Niezbyt to było komfortowe,ale można się było przyzwyczaić.O 21.00 szliśmy na telewizję. Codziennieprzygotowana była transmisja. W piątekpolska grupa, po wykupieniu za zarobioneTill Talery wycieczki, pojechałado Hamburga. Ogromnewrażenie zrobiła na mniekraina miniatur (MiniaturWunderland). Nigdy bymnie pomyślała, że możnazrobić tak dokładne miniaturymiast i różnych ciekawychmiejsc. Ile to musiałokosztować pracy? W sobotę,po południu wybraliśmysię do Lubeki. Zwiedzaliśmymiasto. W niedzielępojechaliśmy do kościołana mszę. Ksiądz nas powitałi na mszy wspomniał onas. Po wyjściu z kościołaokazało się, że w tej okolicymieszkają Polacy. Porozmawialiśmyjeszcze chwilę.Miło było usłyszeć językojczysty... W kolejną środęwybraliśmy się z przewodnikiempo Mölln. Szliśmyszlakiem Tila. W czwartekrano wyruszyliśmy do Polski.Na pożegnanie były łzy.Ciężko było się rozstać. Zniemiecką młodzieżą nawiązaliśmy dobrykontakt. Była cudowna atmosfera. Spotkaliśmysię z niezwykłą życzliwością. Bardzomiło nas tu przyjęto.18POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


yły łzy w oczach, gdy opuszczaliśmy to wspaniałe miejsceFot. K. StolarskaAgnieszka Zdyb z Kobylnicy: - Było ekstra.Naprawdę coś nie do opisania.Niesamowite przeżycie, które będęwspominała bardzo długo. Świetny projekt,niemiecka młodzież jest naprawdę bardzootwarta. Ekipy z Polski też lepszej wymarzyćsobie nie mogłam. Wielkim plusem było to,że mogłam posłuchać języka niemieckiego.Uczyłam się i świetnie odpoczywałam. Dziękiwykonanym pracom wiem, dlaczego moirodzice przychodzą do domu zmęczeni.Wydarzeniem była wycieczka do Hamburga.Gra w minigolfai minimiasto teżbyły niesamowite.Niedzielny spacer iwspólne dzieleniesię sztuką, międzynarodowemeczesiatkówki. Naszymopiekunom nigdynie brakowałopoczucia humoru.Były uśmiechyna twarzach, gdyW dniach od 10 do12 lipca br. namiotowemiasteczko w Mölln wizytowaładelegacja powiatusłupskiego ze starostąSławomirem Ziemianowiczemi Ryszardem Stusem- przewodniczącym Rady<strong>Powiat</strong>u. Delegaci (obecnabyła także Irena Tkaczuk-Kwalerowicz- sekretarzpowiatu) spotkali sięz dziećmi. Na dzień VIP-a- otwarty dla zaproszo-przyjechaliśmy iłzy w oczach, gdyopuszczaliśmy towspaniałe miejsceKamil Zdończyk z Ustki: - Gdy zobaczyłemwielkie namioty, byłem podwrażeniem. Chwilę po przyjeździeposzliśmy na śniadanie. Następnie z polskągrupą zwiedzaliśmy pobliski park,w którym rosło wiele gatunków roślin idrzew. (...) Po krótkiej nocy obudziła nasmuzyka. Mieliśmy godzinę na umycie zębów,przebranie się i śniadanie. O dziewiątejrano poszliśmy do Stadtspiel i każdyz nas dostał identyfikator. Stawało się wkolejce, aby wybrać swoją pracę. Do dyspozycjimieliśmy około 40 prac. Po dwóchgodzinach szliśmy na obiad, a po nim zarazdo pracy. Za wypłatę kupowaliśmy sobiejedzenie, później szliśmy nad jezioro.(...) Do Lubeki pojechaliśmy zobaczyć cośw rodzaju Legolandu. Była to wielka makietaz poruszającymi się po niej samochodami,statkami, a nawet samolotami.(...) Wieczorem odbyła się pierwsza dyskoteka.Puszczali dobrą muzykę, ale samadyskoteka nie rozkręciłaby się, gdyby niemy, Polacy. Jako pierwsi weszliśmy na parkiet.Wieczorem ósmego dnia przyjechałastraż pożarna, można było się przebrać wstrój strażaka, zobaczyć wyposażenie samochodu.Strażacy rozłożyli wielką drabinę,która sięgała do czwartego piętra. Zestrażakiem na drabinę wszedł kamerzystai uchwycił ciekawy widok na autostradę,wielkie jezioro i pobliski hotel.Paulina Konieczna (I LO w Słupsku): -Wypoczynek pod nazwą „Zabawaw miasto - dzieci budują swój własnyświat” został zorganizowany w ramachwspółpracy partnerskiej powiatu słupskiegoz powiatem Herzogtum Lauenburg.Odbywał się w Mölln (Schleswig-Holstein).Wzięło w nim udział około trzystu uczestników,w tym piętnaścioro nas, Polaków.Projekt polegał na tym, żeby poprzez dobrązabawą uczyć się żyć jak dorośli ludzie:pracowaliśmy, otrzymywaliśmy pieniądzez banku, kupowaliśmy różne wyroby. Codziennierano o godz. 9.00 szliśmy do Arbeitsbüro(Biura Pracy), żeby wybrać poszczególnąpracę, na przykład malarstwoFot. K. Stolarskanych gości, do miasteczkaprzybyli też przedstawicielewładz miasta Möllni partnerskiego powiatuHerzogtum Lauenburg.By poznać życiemiasteczka, każdy z gościmógł wziąć udział wjednym z czterdziestuprojektów (miejsc pracy)przygotowanych dlamłodych mieszkańcówTillhausen (tak nazwanomiasteczko). Za zarobionew ten sposób pieniądzemożna było kupićwyroby wytworzone winnych warsztatach lubwydać je w miejscowejkafeterii.Dzieci chętnie dzieliłysię wrażeniami zeswego pobytu w u Mölln.Mówiły, że najbardziejucieszyła je wycieczkado Lubeki. Chętnie opowiadałyteż o zajęciach iatrakcjach, jakie przygotowywalidla nich organizatorzymiasteczka.Po zorganizowanejwizycie w dziecięcymmiasteczku starosta powiatuHerzogtum Lauenburg- Gerd Krämer iprzewodniczącym Rady<strong>Powiat</strong>u - Meinhard Füllnerpochwalili się jeszczeCentrum Innowacji-Technologicznej w Geestacht.(K.S.)(Malenwerkstatt), zwierzęta ze słomy (Heutiere),piłka nożna (Fußball), kościół (Kirsche),polityka (Politik) itd. Z wybraną pracąszliśmy do poszczególnych namiotów. Pracowaliśmyod 9.30 do 11.30. Po skończonejpracy odbieraliśmy kwity po wypłatęz banku. Za każdą wykonaną pracę otrzymywaliśmy4 Till Talary (takie były nominaływ tym mieście). Pracowaliśmy dwa razydziennie. Oprócz tych prac były równieżwyprawy do Hamburga i do Lubeki organizowaneprzez Reisebüro tego zbudowanegomiasteczka. (...) Moim zdaniem ten projektto bardzo pomysłowe przedsięwzięcie,ponieważ rozwinęłam swój język niemieckii angielski, poznałam nowych ludzi, poznałamnowe słówka z różnych dziedzin życia izwiedziłam kawałek pięknego kraju. Chciałabymjeszcze kiedyś wziąć udział w podobnymprzedsięwzięciu.Ania Chmielewska (Gimnazjum w Redzikowie):- Na ten wyjazd zostałamwytypowana. Pierwszy raz wyjechałamsama za granicę. Był to dla mniewielki stres, ale z drugiej strony bardzo sięcieszyłam. Nie było czasu na nudę. Prawiecodziennie chodziliśmy kąpać się w jeziorze.Podobało mi się, że codziennie naobiad były podawane inne dania, na przykładgreckie, włoskie, meksykańskie. Lubiłamjeść gofry i naleśniki, które można byłokupić po pracy. Podobała mi się wydawanacodziennie gazeta obozowa „Der EulenSPIEGEL’’ i telewizja, w której były wiadomościz całego dnia. Brałam udział w kilkuzajęciach, które pozwoliły mi rozwinąć noweumiejętności. Zrobiłam dwa skórzanepaski, bransoletkę, dwie koszulki, butony itorbę. (KS)POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201119


kulturaDzień Działacza Kultury, coroczna imprezakoordynowana przez starostwosłupskie ma na celu wyłonienie,nagrodzenie i zaprezentowanie wyróżniającychsię działaczy, którzy swoją pracąstarają się zmienić oblicze kulturowe wsi.W gminnych i wiejskich świetlicach zwanychośrodkami kultury pracują pasjonaci,często marnie opłacani, lekceważeni i niedocenienina co dzień, bo ich działalnośćnie przynosi konkretnych zysków ani gminie,ani obywatelom. Wręcz, ciągle się domagająśrodków na jakieś cele kulturalne.Zakładają zespoły, tworzą kabarety, wystawiająsztuki, organizują spotkania, rysują,malują, piszą. Niestrudzeni w tej, jakże nieefektywnejpracy, której owoce to krótkiechwile uświetniające o wiele ważniejszeprzedsięwzięcia gminne. Bez nich byłobykrótko, rzeczowo i na temat, czyli po prostunudno.Toteż, żeby działaczom nie opadłyskrzydła, od czasu do czasu bywają oni nagradzanii wyróżniani. Nagrody i wyróżnienia,na wniosek gmin, przyznaje StarostaSłupski. I właśnie odbywa się to pod hasłem<strong>Powiat</strong>owych Obchodów Dnia DziałaczaKultury, które każdego roku organizowanesą w innej gminie. Na tę uroczystośćprzybywają nagrodzeni, przedstawicielegospodarza imprezy, starosta, niektórzyz zaproszonych gości i bardzo nieliczniemieszkańcy, czyli tubylcy.W tym roku spotkanie zaczęto od odsłonięciatablicy upamiętniającej życie idziałalność Katarzyny Kaliszewskiej na rodzinnymbudynku w Siemianicach. Starostwowyasygnowało autokar, który wszystkichchętnych zabrał spod budynku wSłupsku i bez problemu zawiózł na miejsce.Ale oczywiście ja jestem bardzo wygodna inie lubię być uzależniona od innych, więcwybrałam się własnym pojazdem z mężemjako kierowcą. Na pytanie, czy tam trafię,wzruszyłam ramionami: kto nie trafiłby dojakiejś tam wsi, mając adres na zaproszeniui świadomość, że przez tę wieś przejeżdżałosię już tyle razy. Poza tym, postaramy sięjechać za autokarem. Ostatecznie możnakogoś zapytać.Już na samym początku, autokar zniknąłnam z oczu w sznurku pojazdów, przyobjeździe ronda. „Nic to, Michałku”- jakbypowiedziała Basia Wołodyjowska. Damy radę.W rezultacie, Siemianice przejechaliśmywzdłuż dwukrotnie, nim zdecydowaliśmysię zapolować na jakąś informację. Jest potencjalnyinformator! Z półciężarówki wyładowanejmateriałem budowlanym wysiadakierowca. Na pewno jest zorientowany,bo tu pracuje. A, jużci! Zapytany, tylkowzrusza ramionami. „Ulica Robotnicza?...Kaliszewska?.. Nie mam pojęcia!” Dla porządku,jeszcze się rozejrzał, machnął rękąw bliżej nieokreślonym kierunku i zabrał sięza rozładowywanie materiałów.Jedziemy dalej. Szkoła. Młodzież naprzystanku. Zatrzymujemy się i pytamy.Jakaś niezbyt rozgarnięta panienka, leniwiezwraca się do drugiej: „Ej! ty, to twojestrony!... Wiesz coś?” Ta druga niechętniepatrzy na nas. Chwilę się zastanawia,rozgląda, jakoś tak niepewnie. „No, tochyba tam!” - enigmatyczne machnięcieręką w bliżej nieokreślonym kierunku. -„Robotnicza, ...eee... nie wiem.” - „No coty! Swojej wiochy nie znasz?”Spostrzeżeniai refleksjesubiektywneJakaś niezbyt rozgarnięta panienka, leniwiezwraca się do drugiej: „Ej! ty, to twojestrony!... Wiesz coś?” Ta druga niechętniepatrzy na nas. Chwilę się zastanawia, rozgląda,jakoś tak niepewnie. „No, to chybatam!” Enigmatyczne machnięcie ręką w bliżejnieokreślonym kierunku. „ Robotnicza,...eee... nie wiem.” „No co ty! Swojej wiochy20POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


Fot. J. Maziejuknie znasz?”- odezwał się młodzian na wpółleżący na przystankowej ławce.Po raz trzeci zawracamy. Mąż zapowiada,że to już ostatni raz! Kiwam głową. Naprzystanku autobusowym po drugiej stroniezebrała się grupka ludzi. Zatrzymujemysię. Pytamy. Mąż ponagla, bo na horyzonciepojawił się autobus. Rzucam pytaniemw grupę oczekujących i natychmiast słyszę:„Wiem, o kogo państwu chodzi! Trzeba zawrócić,pojechać do krzyża po lewej stroniei tam skręcić i jechać prawie do końca! Atam już usłyszycie muzykę i zobaczycie, boto jest na zewnątrz!”W ostatnim momencie usunęliśmy sięautobusowi. Zawróciliśmy i jadąc zgodnieze wskazówkami, trafiliśmy. Na końcówkęinformacyjną o bohaterce...Zgromadzeni to goście z autokaru imieszkańcy sąsiadujących domów. A gdziereszta mieszkańców, gdzie, chociażby delegacjauczniów ze szkoły? Może coś by zapamiętalii na przyszłość potrafili wskazaćdrogę?Po oficjalnych uroczystościach, rodzinazaprasza na poczęstunek - ciasto, kawę,herbatę. Snują się wspomnienia o seniorce,padają pytania odnośnie haftu kurpiowskiego.Córka i synowa wystąpiły w uroczychgarsonkach ozdobionych właśnie haftem.A mnie przypomniały się siermiężnelata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, gdymama przerabiała, ozdabiała seryjne ubraniaszarobure, żeby nadać im jakiś indywidualnystyl, barwę i chociaż trochę ożywić.I nadal, pomimo ciągle zmieniającej się modyi materiałów, zdobione haftem bluzki,żakiety i spódnice stanowią niepowtarzalny,jedyny w swoim rodzaju ubiór. I nie matakiego drugiego na całym świecie - i niejest to przenośnia.Zasadnicze obchody Święta DziałaczaKultury odbywały się w Szkole Podstawowejw Bierkowie. Trafiliśmy bezbłędnie. Nicdziwnego. Szkoła to okazały budynek, widoczny,przy drodze.Zaiste, piękna to szkoła, duża, przestronna,otoczona pięknie utrzymanymiskwerami zieleni. Aż dziw, że dzieciaki niepodeptały, nie połamały krzewów i kwiatów.Albo uczniów jest niewielu, albo mająboisko wystarczająco duże do urządzaniawyścigów i zabaw na przerwie. Bo znam tęnieokiełznaną energię rozpierającą uczniapo 45-minutowej lekcji. Ale i sala gimnastycznajest wspaniała, duża przestronna zsiedziskami dla kibiców. Akustyka, jak to nasali gimnastycznej raczej kiepska i jeśli ktokolwiekmówił zbyt szybko, to zamieniałosię to w niezrozumiały bełkot.Dobry i zróżnicowany program artystycznyi konferansjerka prowadzonaprzez panią Teresę i pana Zbyszka w formiedialogu, dowcipnego przedłużaniawystępu artystów poprzedzały wręczanienagród działaczom kultury (o nagrodzonychnapisał pan Zbigniew Babiarz-Zychw „Powiecie Słupskim”, nr 5-6). I wszystkodziało się na tle obrazów malowanychna szkle pana Czesława Guita. (Mistrz doskonaleczuje się z mikrofonem przed publicznościąi jest niesamowitym gawędziarzem,świetnie się go słucha. Rzadki to dar,bo większość nagrodzonych raczej szybkodziękuje i ucieka).Muzyka, a szczególnie „Prząśniczka” wwykonaniu kwartetu „Ostatnie takie Trio+Goście”, na wszystkich zrobiła duże wrażenie.I pomyśleć, że niegdyś akordeon byłznakiem zapyziałych wiejskich pograjek.Może i te pograjki z akordeonem były znakiemkulturowego opuszczenia, ale mistrzdowiódł, że jest to instrument ponadczasowyi można z niego wydobyć każdy dźwięk,zagrać różnorodne kompozycje. Historialudzi, którzy z umiłowania muzyki się spotykali,potem na lata rozstali, by się znowureaktywować, wpleciona między granymiutworami to znakomity sposób nawiązaniakontaktu z publicznością. Nam uprawianiemuzyki sprawia przyjemność, ale chcemy,żeby i wam było miło” - zda się mówili muzycy.I jeszcze zagadkowe „trio, które jestkwartetem, a marzy mu się zostać kwintetem”.Pierwszą część zagadki udało się rozwiązaćszybko, ale co z tą drugą?Dech w piersiach zaparła wszystkimKępicka Orkiestra Dęta. Instrumenty wielkie,ciężkie, błyszczące, zda się ponad siłytrzymających je strażaków, którzy w galowychmundurach wmaszerowali w szykuna salę. Na ekranie telewizyjnym orkiestrydęte nie wywierają takiego wrażenia jakna żywo. Nic dziwnego, że „babcia, stojącna balkonie, zakochała się w dziadku,dziarsko maszerującym w dole”! A na czele- drobna, szczupluteńka, wręcz filigranowapani kapelmistrz. Zastanawiałamsię podczas występu, w jaki sposób potrafizdyscyplinować mężczyzn, by słuchalii wykonywali polecenia? Może używa dotego buławy?Skecz o rozmarzonej gospodyni domowej,która chciała chociaż przez chwilępożyć, niczym bohaterka serialu, przedstawionyprzez panią Aldonę Peplińską, wsposób żywiołowy, wywołał salwy śmiechu.Aczkolwiek należałoby raczej zapłakać,bo zbyt wiele jest takich marzycielek,które ciągle czekają na rycerza, obierającziemniaki, bijąc furiacko kotlety, i nie doczekawszysię, gorzknieją, nie umiejąc znaleźćradości życia w codzienności.Spotkanie zakończyło się poczęstunkiemprzygotowanym przez panie z KołaGospodyń Wiejskich. Nie powiem, żeby tobył skromny poczęstunek. To była uczta idla oczu i dla podniebienia.Ale i tudzież zauważyć można byłonieobecność mieszkańców. Zrozumiałe,że nie mogą to być imprezy masowe, bonie wszyscy są nimi zainteresowani, alemyślę, że można było zaprosić, chociażbymłodzież, by znała i wiedziała, co się wokółdzieje.Teresa Nowak, ŁupawaOtwartypoligonPrawie dwieścieosób wybrałosię na największypolski poligon -w Wicku Morskimkoło UstkiZ wycieczki rowerowej i autokarowejskorzystali mieszkańcy Ustki oraz turyści zkraju i zagranicy. Zorganizował ją OśrodekSportu i Rekreacji w Ustce z Klubem TurystykiRowerowej „Bezkres”. Tereny, któresą niedostępne na co dzień, 10 lipca możnabyło zwiedzać do woli. Zainteresowanimogli zobaczyć bunkry, stanowiska strzeleckie,dowodzenia, lotnisko i wiele innychwojskowych obiektów. Trasa wycieczkiwiodła z terenu OSiR-u przez Centrum MarynarkiWojennej w Lędowie na CentralnyPoligon Sił Powietrznych. Rowerzyści pojechalijeszcze do Jarosławca. Po powrociena poligon mogli wziąć udział w zawodachstrzeleckich, porzucać lotkami do tarczy.Przeprowadzono też cieszący się dużymzainteresowaniem konkurs wiedzy o historiipoligonu. (M.N.)POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201121


Fot. J. Maziejuknie ma tłumów i braku miejsc na saliDziękujmy- to nie boli!Dziś nie zapraszają do szkół, domówkultury. To my się wpraszamy, chcącprzypomnieć dorosłym o sobie, a młodszymprzedstawić naszą twórczość, dzielącsię własnymi osiągnięciamiNie jest już zaskoczeniemcoraz mniejszezainteresowaniesamorządowców obchodamiDnia DziałaczaKultury. I niepiszę tego z jakimśpodtekstem politycznym,nieśmiałabym. To dla mnietemat niezbadanychkorytarzy, a ja, choćjestem kobietą, wtej kwestii ciekawościnie mam. Mamciągle przed oczamiuroczystości z poprzednichlat, kiedytakie święto byłookazją do podziękowań.Pamiętam jakwójtowie i dyrektorzygminnych ośrodkówkultury prześcigalisię w odczytywaniuosiągnięćswoich „podopiecznych”,tych, którzy zpasją, społecznie poświęcająswój czasi spełniają nawetniewielkie marzeniadzieci, młodzieżyi dorosłych z głębokiegoterenu. Zmiejsc często pozbawionychjeszcze promykakultury, świetlic,klubów. Ktoś powie,na co dziś takiemiejsca, po co tracićdaremnie czas, kiedywszyscy i tak siedzą przed komputerem. Wnim mają przecież wszystko - film, gry, zabawy.A ja odpowiadam: a co mają robić,dokąd pójść? Na spotkania na przystankachautobusowych i trzepaku? To znamy.Ale przecież nie stoimy w miejscu. Ku ucieszeogółu rozwijamy się na wielu płaszczyznach,także społeczno- kulturalnych. Więcwarto zastanowić się, jak odbudować życietowarzyskie we wsi, kiedy nie ma miejsca,w którym ludzie mogliby się spotykać regularnie,szczególnie w deszczowe dni czyzimowe wieczory.Kiedy już znajdą się ludzie, którzy wróżny sposób próbują zaszczepić miłośćdo śpiewu, tańca, rysunku, haftu czy innychtwórczych czynności, szanujmy i doceniajmyich aktywność, bo oni nie robiątego dla poklasku, czy jakiegoś osobistegozysku. Jeśli jest dobre słowo, podziękowanie,zauważenie - to będzie to tylko świetnybodziec na następne dni, miesiące i lata. Totylko upewnienie, że robią coś dobrze, pomimoszeptów złośliwych komentatorówich ciężkiej pracy.Smuci mnie, iż od kilku już lat corazmniej czasu dla tych ludzi mają włodarzegmin, dyrektorzy gminnych ośrodków kultury,szkół i innych instytucji. Przecież to impomagają na różne sposoby, często promując,broniąc honoru wsi, gminy, w przeróżnychstarciach sportowo-rekreacyjnychnie wadzi im kolor szalika z przeciwka czybarwa partii politycznych.Cieszy mnie, iż są wyjątki, są życzliwi.Takim na pewno jest starosta słupskipan Sławomir Ziemianowicz, który zawszeznajduje czas w zabieganym kręgu obowiązków,aby spotkać się z takimi ludźmi,docenić, nagrodzić, podziękować. Są też,co prawda nieliczni, ale i inni wyrozumiali,pomocni. To na pewno cieszy, pomaga.Oby tylko pozostali brali z nich przykład,bo współpracą na pewno więcej osiągniemyku uciesze innych.Przykre jest, że na owe uroczystościprzybywa też coraz mniej samych zainteresowanych.Już nie ma tłumów i brakumiejsc na sali. Dziś trybuny czy pałacowesalony „prześwitują luzem”. Zastanawiamsię, dlaczego? Myślę, że brak wieluosobom motywacji. Każdy z nas, działaczy,twórców, animatorów kultury wie, iletrzeba się nabiegać, by coś dobrego zrobići być zauważonym. Dziś nie zapraszajądo szkół, domów kultury. To my się wpraszamy,chcąc przypomnieć dorosłym osobie, a młodszym przedstawić naszątwórczość, dzieląc się własnymi osiągnięciami.Czy to źle? Czy jest to nietaktem? Jeślinawet, to w dobrej wierze.Aldona M. PeplińskaMotarzynoAutorka jest laureatką tegorocznego „BiałegoBociana” - najwyższej nagrody przyznawanejw powiecie słupskim w dziedzinie kultury.(z)Fot. J. Maziejuk22POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


w rocznice wydarzeń sierpniowychDuch robociarski umarłPolski robotnik to dzisiaj szeregowy pracownik. Ten, który jeszczeniedawno nosił znaczek Solidarności w klapie kurtki, jest obecniezepchnięty do roli trybu maszyny pracującej na rzecz zagranicznychkoncernów. A władza jest jak choroba, zjada dużymi kęsamiczekoladowy tort wolności, zagarniając dla siebie wisienkęUpalny sierpień tamtego lata wlał sięw naszą świadomość na zawsze. Wszędzieniepewność i sprzeczne informacje.Przerwa śniadaniowa, może to ostatnia,całkiem za krótka, w której ledwo zdążyszzaparzyć herbatę, z połykanymi w pośpiechuresztkami wczorajszej kanapki. Możeto ostatnia, może pierwsza wolna, wolnegorobotnika, w której to on umorusany wwyświechtanym kombinezonie podyktujewarunki. Lecz czym się to objawi, tamzgiełk, tu pewność, tam wielka niewiadomaw niepewności.Przyparli mnie do muru obietnicy, zadecydowali,nałożyli na głowę laur zaufaniai wiary w intuicję i słowa.Pewni swego szliśmy wąskim korytarzemwprost przed oblicze MKZ-tu, komitetupodobnie zbuntowanych. Skąpooświetlona świetlica zakładowa Kapen-y,wyłoniła z wnętrza postacie, które wydawałysię być tam od zawsze, a tylko gościłyprzez chwilę sierpniowego buntu. Późniejwszystko powróciło do normy, normyzachowawczej hierarchii podwładnego,robola i pracownika. Rozparci jak hiszpańscyzdobywcy w wygodnych fotelach niechcianeji znienawidzonej partii z odlewemmonstrualnej głowy przywódcy narodóww tle, składaliśmy raport z powołania komisjizakładowej. Niedawni wychowankowiekomunistycznych idei obrócili się przeciwkoniedawnym mózgotrzepom, sprzeniewierzylizaufanie, jakim obdarzali umorusanąmasę ojcowie zniewolonej nomenklatury.Wpajali połowie światu o swojej racji,nadęci baronowie od światopoglądu, odidei i niczym nie uzasadnionej wiary w cuda.Niedawni robociarze z podkasanymi rękawamiflanelowych koszul trwali za czerwonymsuknem w dumnej bolszewickiejpozie zwycięzców i oskarżycieli.Raczkująca władza jest ufna i czysta,wierzy każdemu, szybko okaże się, że taknie wolno. Władzy się nie wybacza, choćbynawet pochodziła od nędzarzy, choćby byłaprzesiąknięta ideami. Bo władza jest jakchoroba, która zjada dużymi kęsami czekoladowytort wolności, zagarniając dla siebiewisienkę. Tamta władza towarzyszyła przyrachitycznym ostatnim akcie niemej opery.Spektakle z wyprowadzeniem sztandaru,paktowanie po lasach i podejrzliwie,nazbyt szybkie pozbycie się jej. Zmianyprzychodzą wtedy, kiedy budzi się gniew,kiedy tłum już nie szepce tylko krzyczy, kiedypodnoszą pięści. Zmiany są zawsze niezbędne,są świeżą krwią organizmu, malująnadzieję w pastelowe kolory. Młode wyfrunęłyz gniazda i robią pierwszy oblot, jeszczenie wiedzą, że z pewnej odległość przyglądasię im jastrząb.W zakładzie zawrzało wieścią o nowychzwiązkach, przeleciało po halach,zahuczało radością i tryumfem. Mój szefbył „człowiekiem przyniesionym w teczce”,lekka siwizna przyprószyła kruczewłosy, z sfory ujadających obrońców staregoporządku, przeczuwał, że przychodzinieuniknione. Widział to w mojej twarzy,słyszał w napastliwości słów, gdy pod orłemokradzionym z korony przedstawialiśmylistę postulatów. Byliśmy na tarczypełni euforii, wyniesieni trybuni pospolitegoruszenia, odwieczni wrogowie niesprawiedliwości,utaplani w dziejowychsmarach robotniczego trudu, egzekutorzy.Karnawał trwał.POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201123


staliśmy na rozstajach życiowych decyzjiFot. J. MaziejukRozparci wiedzieliśmy jedno, od tejchwili wszystko, czego byśmy doświadczyli,nie będzie tak samo. Wziąć odpowiedzialnośćza Polskę, za Polskę rozłożoną nałopatki przez nieudolne rządy monolitycznejpartii, czy tę, która rysowała się mgliście.Wśród nas powoli i niedostrzegalniekrystalizowały się różne odczucia odpowiedzialności,z jednej strony mający pewienbagaż pracy organizacyjnej, drudzy, w tymja stawiający dopiero pierwsze kroki. Organizacjapęczniała, wiedziałem, że to tylkodo pierwszej porażki, później przyjdzie tonajgorsze, ludzka zawiść i powątpiewanie.Karnawał trwał w najlepsze.Masówki żyły tylko w innej oprawie,z Bogiem w klapie marynarki podobnedo tamtych w podniosłym patriotycznymzrywie. Starsi wiekiem robotnicy chłodnoprzyjmowali nowomowę za pewnik nadchodzącychzmian. Widzieli niejedno i niejednesłowa kiedyś owładnęły ich umysły,były motorem działań, płonęły na stosienadziei w lepsze jutro z pożogą straconejmłodości dla ludowej ojczyzny.Słońce paliło na zewnątrz rudawą trawęskweru przed biurowcem, w hali podszytejchłodem z inicjatywy kilku napaleńcówzwołano zebranie. Stałem się głównymobiektem zainteresowania i lasery oczuzgromadzonych prześwietlały mnie żywymogniem, wwiercały się w świadomość,nie pozwalały uspokoić, Widziałem twarzezmęczonych rozmówców, którzy nie ufaliszczawikowi, co ledwo jęzorem zahaczyłdemokracji. Młode wilki, te zapalczywe nieszanowały starego porządku, chciały sięusamodzielnić, wyrwać z okopów, gryźć ikąsać. Dołączyłem do nich dużo wcześniej,kiedy wpadła mi w ręce ulotka RAPCIO, ikiedy w siedemdziesiątym szóstym oficerpolityczny wojska nazwał tych wszystkichludzi wywrotowcami i zarazą na zdrowymciele ojczyzny. Mój ojciec był robotnikiemi nigdy nie podejrzewałem go o chęć obaleniaustroju. Przecież stary Wziątek i Ciszewski,pierwsi ze starej gwardii dołączylido nas na krótko przed emeryturą. Czy ichpostawę nadęty oficerekw wyglancowanych oficerkach,bądź co bądź ludowejarmii nazwałby podobniei przytknął łatkę wywrotowców.Stary porządek wosiemdziesiątym roku umierał,tylko w jakim stylu. To,co się stało rok później, mogęśmiało określić jako brakjakiegokolwiek stylu i chociażdyskusje nad zasadnościąwprowadzenia stanuwojennego będą się toczyćw Polsce jeszcze długo, wywołującniepotrzebne animozjei agresje. Ja z uporemmaniaka będę twierdził, żeogłoszenie stanu wojennegobyło zupełnie nieuzasadnione.Huczały złowrogą nutąrozsiewane pogłoski jakobyradzieccy żołnierze staliw pełnym rynsztunku przygotowanido wkroczenia doPolski. Były bujdą i chybanikt rozsądny wtedy w tonie wierzył. Wschodnich formacjibyło w naszym krajutyle, że bez większego trudumogły zapanować nad,,polską rewolucją”. Jednakskostniały system i znienawidzonapartia i tym razemchciała w agonalnym geścieudowodnić „niedouczonemu” społeczeństwuwyższość socjalistycznego porządkunad „zgniłym” kapitalizmem. Do dzisiaj próbująto udowodnić na Kubie i w Korei Północnej.Bratnia wojna przyniosła ze sobąśmierć niewinnych osób, którzy przeciwkouzbrojonym po zęby szeregom przeciwstawializaciśnięte pięści. Oblekła w kir sylwetkinajbliższych, kazała pamiętać. Po tamtychstrasznych dniach przyszło opamiętanie,karnawał już nie dął w trąbę z tą samąmocą, nie sypały się konfetti radości, barwyspopielały. Głośne pukania do drzwi trzynastegogrudnia wypełniały ciemną polskąnoc. Wstąpiło w nas rozdarcie, w tych którzyz bronią w ręku i tych spokojnego usposobienia.Staliśmy na rozstajach życiowychdecyzji. Lwia część członków związku zeszłado podziemia. Z liczących dziesięć milionówniespełna jedna trzecia przyglądałasię z biernością. Wyczekiwali na pozytywneruchy góry. Czarne wrony rozsiadły się nadprawie każdym skrzyżowaniem, większeniezadowolenie tłumione było w zarodku.Dopiero rok osiemdziesiąty trzeci przyniósłpewną obietnicę, stare zmęczone wronyodleciały na wschód, by wracać stamtądwciąż nowymi niepokojami. Rozpoczęłysię rozmowy przy stole bez kantów i, jakto później powiedzą nieliczni, właśnie ichbrak doprowadził do szeregu nierozliczonychspraw. Wciąż żyje w emocjach sprawagrubej kreski Mazowieckiego, który przesiąkniętyideałami wolności chciał jak zadotknięciem czarodziejskiej różyczki zrównaćstare z nowym. Dlaczego, jak w każdymnormalnym kraju, nie było inwentaryzacjiprzy przekazywaniu majątku narodowegonowym władzom? Dlaczego polska prywatyzacjazakładów pracy, poza nielicznymi,doprowadziła do zaniechania produkcji i wkonsekwencji upadków dobrze prosperującychgałęzi przemysłu?Aby wsłuchać się w teorię spiskowątamtych lat potrzebne było wprowadzeniedo Polski obcego kapitału, który bez przeszkódmógł zarzucić rynek wyrobami swoichkoncernów. Czy taka była cena przyłączeniakraju do NATO i Unii Europejskiej?- zastanawiają się niektórzy. Bo gdyby polatach historycy, oceniając naszą współczesnąhistorię, przypadkiem natrafili natajne umowy, w tym względzie byłaby tonajwiększa kompromitacja Polski i polityków.Ale póki co tyle teoria spiskowa, choćsłyszy się tu i ówdzie jej echa i podzwonnerównież jest dzisiaj obecne w naszym życiupolitycznym. Polski robotnik to dzisiajszeregowy pracownik. Ten, który jeszczeniedawno nosił znaczek Solidarności w klapiekurtki, jest obecnie zepchnięty do rolitrybu maszyny pracującej na rzecz wspomnianychkoncernów. Rodzimych, dużychprzedsiębiorstw w naszym kraju jak na lekarstwo,i nie dając wiary w ową teorię, tojednak fakt ten zastanawia.Duch masy robociarskiej umarł utopionyw konsumpcjonizmie, i z obawy outratę pracy. Gdyby obecnie zrodził się wemnie pomysł reaktywowania tamtej Solidarności,byłbym pewnie jednym z nielicznychutopistów.Duchowość tego ruchu przypominałaczasy rewolucji francuskiej. Cóż z tego, kiedywynika jasno, że my, Polacy, związkowcynie umieliśmy ocalić patosu Solidarnościi zbyt łatwo daliśmy sobie wyrwać prymatw tym względzie. Lech Wałęsa w jednym zwywiadów powiedział: „Upadek muru berlińskiegoto chwalebna rzecz, lecz przedtemktoś musiał niedźwiedziowi wyrwaćpazury i zrobili to Polacy jako pierwsi”. Niewiem, czy dokładnie przytoczyłem słowaprezydenta, i właśnie dlatego, aby rzeczwyjaśnić do końca, potrzebny był ten esej.Czesław Kowalczyk, Słupsk24POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


Zciekawością spoglądam i podziwiamregion kaszubski ze Słupska -z pogranicza gdzie mieszkam. Możnaprzyjąć, że historycznie swoim zasięgiemoddziaływań ta wyodrębniona kulturaobejmowała duży obszar Pomorza.Dziś ludność kaszubska jest znakomiciezintegrowana. Przyjmuje się, że populacjaKaszub; liczy 80 tysięcy mieszkańców.Województwo pomorskie to dla nich obszarrdzenny. Skąd rozeszli się po całymświecie, zachowując swój język i tradycje.Przykładem - diaspora kaszubska zamieszkującakontynent Ameryki Północnejw Kanadzie, która zachowuje ciągłąwięź z macierzą. Anegdota mówi, że „Kaszubisą to górale, którzy nie zdążyli nastatek odpływający do Ameryki” i dlategozasiedlili część Pomorza - od wybrzeża ażdo Borów Tucholskich na śródlądziu. Ludnośćta posługuje się językiem kaszubskim,który został zakwalifikowany jakojedyny w Polsce do odrębnego języka,a nie do gwary, czy dialektu. O dokonaniachKaszubów, wielkich rodów i wybitnychprzedstawicieli można by wiele pisać.Każdy temat jest przykładem głębokiejich miłości do swojej małej ojczyzny,jednak przy zachowaniu wierności temu,co jest polskie i co utożsamia się z pojęciemnarodu i państwa - Polski.Przeglądam tegoroczny sondaż przeprowadzonyna stronie pomorskiego portaluinternetowego Naszekaszuby.pl. Połowainternautów wypowiada się na tematpowołania organizacji na miarę Ruchu AutonomiiŚląska. Mimo że liczba głosującychnie jest reprezentatywna, to jednak wyczuwasię podteksty narodowościowe. Jedenz internautów głosi „mam prawo czućsię Kaszubą nie Polakiem”. Autorzy sondychcieli się dowiedzieć, czy Kaszubom jestpotrzebna organizacja, która działałaby narzecz uznania ich narodowości. Portal tenprowadził też akcję „Wybieram Kaszubskość”,w związku z narodowym spisempowszechnym. Czy Polsce może grozić zatemkaszubski separatyzm?Z takimi m.in. problemami udałem sięna XIII Światowy Zjazd Kaszubów w Lęborku,23 lipca br. Miasto wyglądało bardzo odświętniei przygotowało bogaty program.Rozśpiewane korowody w kaszubskich regionalnychstrojach przemaszerowały ulicamido Sanktuarium św. Jakuba na mszę św. zkaszubską liturgią słowa. Tutaj rozpoczynałysię Lęborskie Dni Jakubowe i był realizowanypo raz czwarty program pod hasłem: „OżywionaStaromiejska”. Był to przegląd markowychproduktów regionu, osiągnięć i pokazfolkloru na lęborskim deptaku. Gościem honorowymzjazdu był premier Donald Tusk,który podczas swego wystąpienia podkreślałodrębność kulturową Kaszub. Powiedziałm.in.: „ My tu, na Kaszubach wiemy, jakwspaniałą rzeczą, którą udało się na naszejziemi zachować, jest pokój między ludźmi,powściągliwość, zdrowy rozsądek i umiar.”Fot. J. MaziejukKaszubskiseparatyzm?Nie ma takiej możliwości, by na Kaszubachpowstała taka organizacja, jak RAŚ.Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie jest organizacją,która obejmuje wszystkie dążeniaregionu, a jego działalność w „pracy organicznej”jest istotna i przynosi efekty.”Jakie są etniczne problemy do rozwiązaniana Kaszubach, czy są jeszcze ukrytedążenia do autonomii? Z pytaniem tymzwróciłem się do senatora Kazimierza Kleiny- Kaszuby, parlamentarzysty z Łeby. Senatorodpowiedział: - „W 2006 roku powstał naszzespół, a w dziejach polskiego parlamentaryzmujest ewenementem. Kaszubi zorganizowalisię po raz pierwszy w zespół, którywyznaczył sobie istotne cele do realizacji.Głównym naszym zadaniem jest inspirowanieróżnorodnych inicjatyw na rzecz promocjiKaszub i Pomorza. Do konkretnych efektówmożna zaliczyć podejmowane działaniana rzecz przekazania większych środków nainwestycje zlokalizowane na Kaszubach i Pomorzu,np. na remonty nabrzeży, szczególniew małych portach, na odbudowę brzegumorskiego po sztormach, modernizacjęflory rybackiej, wsparcie lokalnych grup rybackich.Na kulturę i regionalizm, na popularyzacjęw gminach kaszubskich dwujęzycznychtablic. Stwierdzam jednoznacznie, żenie ma takiej możliwości, by na Kaszubachpowstała taka organizacja, jak RAŚ. Absolutnieto wykluczam i uważam, że sondażten nie jest reprezentatywny. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskiejest organizacją, któraobejmuje wszystkie dążenia regionu a jegodziałalność w „pracy organicznej” na rzeczKaszub jest istotna i przynosi efekty.”W Lęborku odbywają się m.in. międzynarodowespotkanie z folklorem, przeglądyi występy zespołów kaszubskich.Spotkania z muzyką zbliżają i pogłębiająwiedzę o podgrupach etnograficznych,zróżnicowanych językowo i kulturowo. NaKaszubach mieszkają i tworzą: Bylacy, Gochy,Józcy lub Mucnicy, Krubanie, Lesacy,Morzanie, Rybaki, Borowiaccy Tucholscy- Borowiany, Tuchołki, Zaboracy. Odrębnąteż podgrupę stanowili byli Słowińcy. Tobogactwo kulturowe, a szczególnie unikalnyi, można powiedzieć fenomenalnyjęzyk kaszubski, nauczany już w wielu pomorskichszkołach, daje podstawy sądzić,że będzie następował dalszy rozwój regionalizmukaszubskiego.Ja ciągle mam w pamięci piękne strofykaszubskiego poety Hieronima Derdowskiego,które stały się niezapomnianymkaszubskim hasłem i powiedzeniem:„Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez KaszubPolski”. Jest to przesłanie zawsze aktualnei ma szczególną wymowę, kiedy pięknyregion kaszubski i zamieszkała w nim ludnośćma wszelkie możliwości do kultywowaniaswojej tożsamości etnicznej i odrębnościjęzykowej, a przy tym społeczność tazachowuje polskość i czuje się częścią narodupolskiego.Włodzimierz Lipczyński, SłupskPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201<strong>125</strong>


eportażPodróżFot. ArchiwumJechali w milczeniu,tylko wiatrwcielił się w rolęprokuratora i jęczałprzez uchyloneoknaSpakowana torba podróżna figlarniekrzątała się koło drzwi, dokumenty i portfelz pieniędzmi, ułożone jeszcze wczoraj namałym stoliku kolo telewizora, czekały narozkaz wyjazdu. Dogasający księżyc lampkinocnej rzucał skąpy cień w tryumfie dniana jego twarz, podkrążone oczy zdradzałybezsenność. Myśleć, myśleć, byleby niezasnąć do dziewiątej, potem poprosi syna iusadowi się wygodnie z tyłu samochodu, iwtuliwszy się głęboko w miękkość tylnegosiedzenia, zaśnie.Nic nie jest na tyle istotne, oprócz tejwsi. Podróż, och rozpocząć tę podróż, choćbyjuż, choćby teraz, natychmiast. Dużoczasu do dziewiątej, położyć się jeszcze nazłożonej kanapie, pójść do sklepu po bułki,zaparzyć ponownie herbatę. Tyle pytań bezodpowiedzi do dziewiątej, tak jakby od tejmagicznej godziny mógłby się narodzić nanowo, jakby to, co jest, teraz było nieważne.Podporządkować się mijającym sekundom,ta zasadnicza myśl utrąca wszelkiespekulacje. Czas istnieje tylko w wymiarzeprzedtem i potem, to czego jest świadkiemteraz stanowi odwieczną walkę człowiekaz jego wątpliwościami, z niepewnością zagest i słowo. W tamtym wymiarze wszystkojest tak banalnie proste. To rozgraniczeniena dobro przedtem i wiara w dobro, któregospodziewa się doświadczyć, wynikającaz aspektu podróży. Wątpliwości staregoczłowieka są prawie zawsze bardziej skomplikowane,gdy niosą, za sobą bagaż przeżytychdni i ich niepewność.Z rozmyślań wytrącił go kobiecy głosz radia: nadajemy komunikat specjalny,temperatura w pasie polski północnej wpołudnie osiągnie około czterdziestu stopniCelsjusza, prawdopodobnie wystąpiąograniczenia w ruchu kołowym samochodówciężarowych na niektórych odcinkachdróg, między innymi dotyczy to krajowejdrogi numer sześć i trzy. Ponadto upraszasię podróżujących o zachowanie szczególnejostrożności...Kwadrans przed godziną dziewiątąbiały citroen vista wjechał na wąskie podwórzei zatrzymał się na wprost drzwiprzybudówki prowadzącej do małegomieszkania. - Jesteś gotowy - rzucił młodszymężczyzna w czeluści przybudówki.- Jestem gotowy od zawsze synu, gotowyod czterdziestego szóstego roku naspotkanie z nią, jestem gotowy od trzeciejrano, to przecież cała wieczność.Młody zignorował enigmatyczną odpowiedź.- Słyszałeś komunikaty w radio, będziegorąco, wziąłem zapas wody do picia. Jeślichcesz możemy odłożyć wyjazd na później,w jakiś chłodniejszy dzień. Postaram się ourlop, jak teraz. Co ty na to?Spojrzenie, jakim obrzucił szczawika,było nazbyt wymowne, i w tej sytuacji ustaliwszyjedynie, że zajmie miejsce na tylnymsiedzeniu, jazda samochodem przebiegałabez najmniejszych zakłóceń. Słychać byłomiarowy warkot silnika, delikatna muzykasączyła się we wnętrzu, przynosząc zamierzonyefekt. Starszy człowiek zasnął prawienatychmiast i tylko nierówność drogi,po której jechali, podrzucała mu delikatniegłowę wspartą na zagłówku siedzenia. Vistakierowała się do Chojnic, aby stamtądudać się na południe. Celem wyjazdu byłymiasto Sieradz, Wieluń, Zapolice, i oczywiściewieś Pstrokonie. Refleksy słońca prześlizgiwałysię po zmęczonej twarzy, załamującna sekundy, tworząc przedziwną parabolęodcieni. Ocknął się dwieście kilometrówza Słupskiem, jeszcze bardziej zmęczonyi odrętwiały.- Gdzie jesteśmy - przerwał mamrotaniesilnika.- Daleko, ale do celu jeszcze okołotrzysta pięćdziesiąt kilometrów!Dobrze wiedział, że to tylko pretekst,w rezultacie żal mu było każdej minuty,każdej sekundy, aby wreszcie zobaczyćdom, o którym tyle opowiadał dzieciom,gdzie wszystko miało swój początek, wieś,pałac, wał przeciwpowodziowy, szerokierówniny łąk i staw.Fot. J. Maziejuk26POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


wielokrotnie wzywano mnie do ub, ale do niczego się nie przyznałemFot. Archiwum- Nigdy o tym nie mówiłem nikomu,nawet twojej matce. Pamiętasz jak starałemsię kiedyś opowiedzieć moją historię, będącpo imieninach u Krystyny, wtedy miałemnadzieję się wygadać, i że to przyniesietymczasową ulgę, gdy wraz z innymi przymusowoleżałem w błocie pod obstrzałemkarabinów. Mama nie chciała tego słuchać iwy też byliście zniesmaczeni monologiem.Bałem się wtedy i boję się teraz. Tam na bagnach,obok mnie leżał Staszek Wierchoła,razem szliśmy od poboru. Był z tej samejwsi, podniósł głowę, aby ocenić sytuację iwtedy jakiś niemiecki snajper roztrzaskałmu ją, a ja tak bałem się podnieś swoją, żebyzobaczyć, co się stało. Leżałem nieruchomonawet wtedy, gdy pociski jednegoz kaemów zrobiły z mojego plecaka garśćniepotrzebnych strzępów. Tuszonka, któraw upale dnia rozpuściła się, teraz była tłustąplamą na moich plecach. Resztki chlebabyły na wyciągnięcie ręki, bochenek rozbryzgłsię wokół ciała, zamoczył w błocie,lecz jeden kawałek był większy i nie bardzobyło mu spieszno tonąć, był tuż obok mojejgłowy, pachnący i taki apetyczny. Byłemcholernie głodny, rano wyjechaliśmyna przeczesywanie terenu, nie jadłem oddwóch dni nic poza kilkoma ziemniakami.Chleb i tuszonkę otrzymałem tuż przed wyjazdemna akcję, kilka minut potem doszłodo ostrzelania naszych samochodów, kilkunaszych zginęło na miejscu. Ja i Staszekwraz z większą grupą zdołaliśmy się ewakuowaćdo pobliskiego lasku, a potem nate cholerne moczary. Dzisiaj boję się, leczinaczej, boję się po pstrokońsku, a jednocześniepragnę tam być. Tyle razy obiecywałemsobie, że tam wreszcie pojadę, nawetwtedy, kiedy zmarła Gienia, też chciałemjechać, zabrakło mi odwagi, jak wtedy,aby pokonać własny strach. Dobrze, bardzodobrze się stało, muszę te wszystkie niechcianepostawić pod murem i rozstrzelaćraz na zawsze, mogę zrobić to tylko tam.Zapanowała cisza, młodszy mężczyznadelikatnie położył dłoń na ramieniu,ten odrzucił ją prawie natychmiast. Nieznosił litości, czułych scen, ckliwości. Codziennośćzaznaczyła twarz zmarszczkamirobotniczego trudu, odświętność uczyniłazeń człowieka małomównego, skrytegoi zamkniętego w sobie. Wszelkie uczuciatraktował po macoszemu, wystawiał pomnikitylko tym, którzy potrafili nad nimizapanować.- Ten właśnie Rosiak był tu dwa latatemu i twierdził, że to miejsce nadal jest,gdzie w czterdziestym szóstym roku bezpiekaustawiła byłych żołnierzy, jadącychna zachód twarzą do wagonów, plądrującskład w poszukiwaniu wszystkiego, co miałojakąkolwiek wartość materialną. W imieniuPolski Ludowej wynosiła z wagonów,co się dało, nawet osobiste pamiątki, zdjęcia,bibeloty i biżuterię. Nie byłem nigdyuświadomiony politycznie, ale wydawałomi się, że żołnierz polski nie może być zwykłymkryminalistą. Odezwałem się do stojącegonajbliżej, był nim właśnie Rosiak, którypotem osiedlił się w Słupsku, a następniew Rydwankach. Byłem po demobilizacji,miałem na sobie ten sam szynel, w którymleżałem przed lufami Volkssturmu: chłopiejak to tak, przecież my, żołnierze armii ludowej,nas się nie okrada, no bo niby z czego.Któryś z nich usłyszał, dostałem kolbąkarabinu w ramię, tak że odrzuciło mnie znasypu. Pozostali widząc co się stało, rzucilisię w mojej obronie, i wtedy się zaczęło. No,bo jeśli nie masz nic i jeszcze z tego próbująciebie okraść, to tak naprawdę nie masznic do stracenia. Było ich czternastu, osadnikówokoło siedemdziesięciu, nawet babylały tych durni czym popadło. Rozbroiliśmypodłą formację w parę minut, rozgoniliśmyw samych gaciach po okolicy, broń i ubowskiłazik spłonęły zaraz potem, gdy pociągruszył w dalszą drogę. Chyba wtedy niedo końca zdawaliśmy sobie sprawę z konsekwencji,jakie nam mogły grozić za napaść,jak się później okazało, na regularnyoddział wojska polskiego, kontrolującegoskłady jadące na zachód w poszukiwaniuakowskich żołnierzy. No cóż, stało się, obeszłomnie to bokiem, tylko ja i Rosiak wiedzieliśmyo tym wzniesieniu. Wielokrotniewzywano mnie do UB, kiedyś nawet siedziałemkilka tygodni, ale do niczego sięnie przyznałem. Należało im się, nie ma co.Nie udzielałem się nigdy w żadnej organizacji,nie byłem przodownikiem, pozostawałemw cieniu przez całe życie, bałem sięo żonę i o was. Ci panowie mieli wystarczającodługie ręce i mogli wszystko.Biały citroen stał długo na poboczu,z radia płynęła radosna muzyka, stali poddrzewami, więc nareszcie odczuwali trochęchłodu, miły delikatny wietrzyk pieściłjego twarz. Minęła właśnie trzecia godzina,to szósta godzina ich jazdy, jeszcze trochę ibędzie po wszystkim, minie czas wspominania,będzie teraz, obecne pamiętanie.Kilometry ginęły bezpowrotnie wstrudze spalin, młody zatrzymał samochódna leśnym parkingu siedemdziesiąt kilometrówprzed Sieradzem. Przyjemny chłódlasu nie od razu udzielił przybyszom orzeźwienia,wyciągnęli kanapki, konsumowalipowoli, bez apetytu. Gorący wywar z termosuwydawał być się nie stosownym wtej chwili. Gorąca szosa unosiła i opuszczałapowoli pędzące auta, w rozgrzanym powietrzukipiała wrzawą różnokolorowychmodeli. Obserwowali wyjazd z parkingu wmilczeniu, przesiekęw zwartej zielonej formacji.Stary człowiekbył wyraźnie zmęczony,podparł dłońmigłowę i patrzył bezmyślniew dal, przymykającpowieki.Teren, który mijalipo obu stronach,rozlewał się szerokąfalą żółtej połaci rzepaku,gdzieniegdzieprzeplatał się z ciemnąbarwą przeoranejziemi. Dłuższa prosta,samochód wyraźnieprzyspieszył, nie musiałprzez jakiś czaswyprzedzać, wymijać, hamować.- W czterdziestym piątym, gdy stacjonowaliśmyna przedpolach Jeleniej Góry wjakiś dawnym majątku rolnym, my, żołnierzeludowej armii, uczestniczyliśmy w akcjiobsiewania pól. Była ciepła wiosna, popołudniowyskwar dokuczał nam w równymstopniu, jak obecnie, zdjęliśmy szynele iprzybraliśmy szare płachty, które na pewienczas stały się naszym nowym ubraniem.Szliśmy tyralierą, rozrzucając wokołopociski pokojowej armii w świeżo zaoranąziemię. Okoliczna ludność przyglądała sięnam z zainteresowaniem. Dopiero, gdy nadrugi dzień przyjechał pełnomocnik okręguDolnego Śląska i z jego rąk otrzymywaliakty nadania ziemi, przestali się przyglądać,przynosili na pola zimne mleko i świeżoupieczony chleb, czasem ziemniaki zeskwarkami słoniny. Wtedy popłakałem sięjak dziecko, i nie dlatego, że byłem głodny,chleb i mleko przypomniały mi dom.POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201127


chichot losu zetknął ofiarę, kata i przypadkowego pijaczkaSamochód płynął po piaszczystejdrodze wsi Pstrokonie, zostawiając za sobątumany kurzu i zainteresowanie mieszkańców,okupujących jedyny sklep. Byłopo dwudziestej. Przekroczyli rubikon wałuprzeciwpowodziowego, w tym miejscusamochód zatrzymał się niespodziewanie,ginąc w szarej poświacie. Starszy długo nieopuszczał wnętrza samochodu, prowadzącobserwację w milczeniu, jak rasowystrateg oceniający sytuację na froncie z dobrzeumocnionego bunkra. Tego najważniejszegodomu nie było, nie mógł się pomylić,stał zaledwie kilkanaście metrów odwału, dach był kryty gontem z małymi wysepkamimchu, jego monstrualność przyćmiewałakontury ścian z małymi oknami.Mówił, że miejscowi opowiadali jak tamtejwiosny, w dwudziestym czwartym, kiedysię urodził, przyszła wielka woda, ale chałupynie zalało. Opowiadali potem, że toprzez narodziny. Niechybnie zmiótł go wicherhistorii, porwał cyklon czasu, któregotak się bał. Pojawiły się wspomnieniagorzko-kwaśno-słodkie, na nowo stanąłprzed koniecznością ponownej weryfikacjiwszystkiego, co dawno już zaszufladkował,poukładał i zarchiwizował. Stali obok siebiedłuższą chwilę wpatrzeni w puste miejsce,które było wszystkim, co nierozerwalniezwiązane z dzieciństwem i młodością, osadzonew konturach nieistniejących ścian,chałupą drobnych wyrobników, uprawiającychzaledwie dwie morgi ziemi, z którychsterczały niedostatek i bieda, wyzierał głódna przednówku i wpychał się do wnętrzadomu, zawłaszczał żołądki i tylko wiszącanad kaflową kuchnią większa połać słoninyrozświetlała półmrok, dając nadzieję nalepsze.Deszczowy poranek leniwie budziłsię do życia, tik, przeskoczyła cyfra elektronicznegozegarka. Podkrążone oczy byłyjeszcze bardziej bezsenne, łyk świeżo zaparzonejkawy, kilka kęsów śniadania przełkniętychod niechcenia, krótka poprawawizerunku - więc teraz to najważniejsze -pomyślał starszy.W wieku czternastu lat zrywał sięwcześnie rano, aby biec co tchu do majątkuprzy pałacu, zaprząc parę koni. Pomagał Jacentemu,zaczepiał dużą beczkę na wodę,aby za kilka chwil znaleźć się koło stawu.Później jechali w stronę stodoły, w którejstała dużych rozmiarów maszyna parowa,swoiste monstrum pożerające hektolitrywody. Tę czynność powtarzał kilkakrotnie.Matka przed wojną służyła u dziedzica, pracowaław kuchni, więc niekiedy przynosiłacoś do zjedzenia, na ogół jednak musiaławystarczyć kartoflanka. W późniejszymokresie, wtedy kiedy do wsi weszli Niemcy,matka trafiła do pracy w chlewni, a onprzez całą okupację pracował, obsługującbeczkowóz. Ojciec zmarł na krótko przedwybuchem wojny, powoził pojazdem dziedzica.Wieś Pstrokonie znalazła się po wybuchuwojny w granicach terytorium poligonużywnościowego, zasilającego niemieckąarmię. Toteż już w latach sześćdziesiątychdwudziestego wieku trwały negocjacjez rządem niemieckim nad zasadnicząkwestią odszkodowań dla ludności tubylczej.Dla uregulowania wierzytelności pobytuna tym obszarze w czasie wojny, starszymężczyzna musiał przedstawić dwóchświadków. Jednym z nich był Polak, oprawcaw owczej skórze, służący okupantowijako nadzorca podczas wojny. Starszy poczułsię źle, usiadł i rękoma zasłonił twarz,powtarzał w kółko: - Jeszcze to, niewiarygodne.Często nie żałował bata, pięści iwyzwisk. Któregoś dnia, gdy zaspałem dopracy, nadzorca postawił mnie przed szeregiemprzestraszonych ludzi, bijąc batemdo krwi na oczach matki - powiedział ukrywająctwarz w dłoniach. - Znam go, sądziłem,że już dawno nie żyje, że nie będę musiałgo oglądać, że wreszcie wspomnieniadadzą mi spokój, ale widać i temu muszęsprostać.Po złożeniu odpowiednich formularzy,odpoczywali w zaciszu hotelowych pokoi.Domek nie wyróżniał się niczymszczególnym, przyjemna elewacja, zadbanyfronton budowli, niewielki przydomowyogródek i różana alejka wyłożona chodnikowymipłytkami na wprost ogrodowejfurtki. Nagle drzwi zaskrzypiały złowrogim:Czego? Wybiegł pies, a za nim wyłoniła sięzgarbiona postać starego człowieka. Był poosiemdziesiątce, nierównomiernie przesuwałsię bez wyrazu po betonowej rzeczułcealejki, wymacując grunt drewnianą laską.Młody zlustrował starczą twarz, widziałoczy bez wyrazu w akcie zapomnienia, bezskruchy, dobrotliwość, wymiaru rozgrzeszeniaze wszystkiego, niepokojące na widokkażdego obcego, czułego na każdy nawetnajmniejszy gest. Przyglądał się piętnuoprawcy, mamidłom minionego czasu wlepionymw podkrążone oczy, pytania bezsłów, które nigdy nie padną. Pies obszczekałdokładnie intruza i najwyraźniej mającdość, warczał. Odszedł szybkim krokiem zewzrokiem oskarżającym.Dzień następny był rozstrzygającym. -Muszę to zrobić, muszę się zmierzyć. Postawięje teraz wszystkie twarzą do wagonu iokradnę ze wszystkiego, żeby były puste,wypalone, wyblakłe i tak jałowe, aby już nigdynikomu nie zagrażały. Żeby mózg, każdymózg ich nie akceptował, odrzucił jak archaicznyprzedmiot, przedmiot z przeszłości,której przecież nie można się pozbyć.Citroen wjechał na chodnik przed różanąaleją. Zachodził w głowę, jak przebiegarozmowa ofiary z katem, układał scenariusze,tworzył narrację, budował dialogi idramaturgię spotkania. Zasłaniając się starcządemencją zrehabilitowany oprawcawyraził jedynie zgodę na złożenie podpisupod wnioskiem o odszkodowanie. Dylematdrugiego świadczącego rozwiązał się sam,gdy znajdujący się w potrzebie najwidoczniejstały klient wiejskiego sklepu w podobnymwieku, za, nazwijmy to przysługę,gotów był pójść wszędzie tam, byleby akuratw tej dramatycznej dla niego chwili ktośwsparł jego podłą egzystencję drobnymdatkiem pieniężnym. Poobiednie słońcepodgrzewało zapomniany kolor bieli ścianyczegoś, co kiedyś można było nazwaćchałupą, a z pewnością było codziennymbarłogiem. Domostwo o zrujnowanychścianach i zapadającym się dachu przypominałogroteskowe obrazy Muncha.Trzecie słońce wstało nadzwyczajszybko. Chichot losu zetknął ofiarę, kata iprzypadkowego pijaczka w trójcę osób zależnychod siebie, wzajemnie chroniącychinteresy egzystencji ludzkiej, uwikłanej wwojnę i w latach po wyzwoleniu, z rysą nalustrze odbijającą promienie słoneczne,wzbogacając i ucząc się żyć z tym, czegojuż nie uda się zmienić własną tożsamością.Starzec zajął miejsce na tylnym siedzeniu,rozpoznał wczorajszego przypadkowegoprzechodnia. Widział już przedtemto oskarżycielskie spojrzenie wielokrotniew czasie procesu i potem, gdy zamieszkałw mieście. To spojrzenie, gorące od złości,którego nie potrafiły ukryć młode oczy.Siedzący na przednim siedzeniu mężczyzna,pogrążony w myślach, wybaczyć mógłjedynie sam sobie, jemu nie potrafił za to,że wredność losu zetknęła ich znowu. Czyprzemknęła mu przez głowę myśl o zemście?Gdyby jednak tak, to na kim miałbysię mścić, na cielesnej powłoce wraku człowiekaz podobnie starą jak on drewnianąlaską? Na własnym losie wiejskiego chłopaka,któremu wcześnie odebrano dzieciństwo?Na wspomnieniach, których widmoprześladowało go przez całe życie? Naniemieckich okupantach, którzy rozwiali zlatami oczekiwania na zadośćuczynienie?Lecz, co komu z tego przyjdzie, kto więcejzyska, a kto straci nieodwracalnie wszystko?W kącikach oczu czaiły się łzy, widziałwdzięczność spod opadłych powiek wbezbarwnej twarzy.Jechali w milczeniu, tylko wiatr wcieliłsię w rolę prokuratora i jęczał przez uchyloneokna. Starszy mężczyzna nie zwracałuwagi na drogę, patrzył daleko przed siebienieobecnym wzrokiem. Z pewnościąjest teraz w Pstrokoniach swojego dzieciństwaprzy boku czułej matki, nad grobemwcześnie zmarłego ojca, zapewne biegniepo piaszczystej drodze, mijając poletka dorodnegożyta do Strońska na pyszne racuchyu dziadków. Zawędrował nad staw i pomagawiadrami nalewać wodę do dużegozbiornika, a potem idzie wyczerpany skrajempola do domu, gdzie zawsze było ciepło,gdzie pomimo panującej biedy było cozjeść, gdzie była najlepsza z miłości.Siedem lat później starszego mężczyznęo imieniu Jan zaniesiono na cmentarz,był nim mój ojciec.Czesław Kowalczyk, Słupsk28POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


ozmowy na ławeczceWieża BabelRozmyślam (na swój użytek), że w historii ludzkości najwięcej dziecimusiał mieć - Judasz. Jego geny migrują w kolejnych pokoleniachGłowa powinna żyć razem ze swymwłasnym ciałem, a już na pewno z adekwatnymubiorem do reprezentowanej pozycjispołecznej. Ze wszystkich klas, warstw czygrup społecznych, czytelna ostała się tylkogrupa emerytów i rencistów. Przymierzającsię do tej roli, zafundowałem sobie typowądla tej grupy społecznej kamizelkękuloodporną (na ciosy losu) z licznymi kieszonkami,suwakami, nawet z przegródkamina potencjalne naboje. Pozostałe częścigarderoby „wygospodarowałem” od wnuków.Kamizelkę, „bejzbolówkę” i buty typu„junior” - potraktowałem jako pełnoprawneprzyzwolenie do zajmowania ławeczekwśród innych seniorów, choć niejeden znich, pomimo wieloletniej pracy dla przyszłychpokoleń, nie dorósł jeszcze do teraźniejszości.Pokolenie „wcześniej urodzone” - choćod ponad dwudziestu lat żyje w wolnymkraju - dziwnie przyjęło „zasadę ograniczonegozaufania” do wszystkich i wszystkiego.Zagadnięty przeze mnie właściciel innejkamizelki na pytanie, co nowego u pana?- odpowiedział: - A u pana? Resztkami nadzieina ludzką rozmowę zapytałem: - Dawnopan na emeryturze? W odpowiedzi usłyszałem:- A pan? Zamilkłem pokonany, tymbardziej, że kątem oka spostrzegłem ożywczezadowolenie u mego adwersarza.Naszą „kwaterą główną” był niewielkiskwerek obok wieżowca z trzema ławeczkamii piaskownicą. Resztę majątku stanowiłazjeżdżalnia i koniki na sprężynach. Rozmowynasze były lakoniczne, a uwagi formułowanewręcz w żołnierskim stylu. (Służbęwojskową odbyliśmy w Ludowym WojskuPolskim, stąd wojskowa terminologia).- Po ile? rzekł szperacz - zwiadowca z czujkiprzedniej. - Dziś jest lipcowe święto, to podwa złote - zaproponował szperacz boczny.Po krótkiej naradzie, wyznaczyliśmy byłegożołnierza OTK - do zaopatrzenia nas w napójenergetyzujący (czyt. ćwiarteczka „żytniej”na sześć osób. Dla zdrowotności.). - Jadziękuję - odrzekł były funkcjonariusz porządkupublicznego. On zawsze miał swójnapój i to o zagranicznej nazwie.Wiarygodne wspomnienia uprzytomniłnam jedyny wśród nas uczestnik wojny.- Pamiętam - mówił - wszyscy byliśmymało „gramotni”, choć wszyscy w możliwysposób walczyliśmy z okupantem. Walczyliśmywtedy o naszego Orła - Polskę, takżepokojowe życie i chleb dla naszych dzieci.Przede wszystkim! Ideologie były nam obce.Byliśmy ludźmi najbardziej ofiarnymi,walczącymi nie tylko z okupantem, ale i zegzystencjalnym cierpieniem.Słuchając - podziwiałem jego uwagi zszacunkiem, bo to także dzięki takim jak on- mogę myśleć, mówić i pisać po polsku!***O ile nasza grupa społeczna (obsiadającaławeczki) była z ubioru czytelna, todla przechodniów w wieku produkcyjnym- nieobecna, jakby nasze czapeczki z daszkiemi typową gumką z tyłu, miały właściwości„czapki niewidki”. Bardziej intrygująco- jak zawsze - prezentowały się naszewspółmałżonki. Żeby rozweselić swojewnuki, wystrojone były w stylu „Barbie”,„Księżniczki Czardasza”, „Wróżki”, „CygankiCarmen”, nawet „Damy Kameliowej”. Nazwijanych smyczach utrwalały odruchy warunkowepiesków (wg Pawłowa). Zauważyłem,że odruchy warunkowe najbardziejutrwalili sobie przechodnie, bo bez jakichkolwiekpretensji - jak w grę „gumkę” - pokonywalirozciągnięte przeszkody wzdłużchodników. Czynili to ze zrozumieniem -być może - ze współczuciem, pojmując, żepieski te są jedynym wspomnieniem życiana wsi, ograniczonego opłotkami. Wszyscybowiem pamiętamy jak trudne, ale pięknebyło to życie. Odpowiedzialne od świtu dozmroku. Bez weekendów i dni wolnych odpracy. Zawsze zachwycałem się tym fenomenem,że rolnik, ziemia, zwierzęta, praca,rodzina, samokształcenie, Ojczyzna - byławszechobecną jednością i odpowiedzialnością.Obowiązkiem i satysfakcją. Hasło„Żywią i bronią” - znamy nie od dziś.Ożywieni napojem energetyzującym,przywróciliśmy ułańską fantazję, takżeprzyjazną atmosferę. Konie i kobiety, to tematwiecznie żywy.Pierwszy zagadnął uczestnik BatalionówChłopskich: - Moją żonę nazywam„hawajską gitarą”. Płacze o tylu dolegliwościach,że do pokoju najpierw wjeżdżaosiemdziesiąt siedem chorób, później -ona. Cóż - jak mówi powiedzenie: Kto choruje?Żona! Kto umarł? Mąż!Następnie odezwał się drugi - miejscowy„rasputin”: Mając lepszy kontakt niżFot. J. Maziejukpan Dulski, chodzący na „Kopiec Kościuszki”.- Ja - wspominał - usiłowałem pokonaćdalsze trasy, bo z „laską”. Trzymałem ją takkilka miesięcy. Chodziłem z nią, chodziłem,a jak się zmęczyłem to się położyłem (choćzapomniałem po co). Wtedy nosiłem różoweokulary. Wówczas, nawet „Warszawiankaz 1905 roku.”, choćby „międzynarodówka”,zdawała się być - jeśli nie „różową panterą”- to „różową landrynką”. Przy odrobi-POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201129


moją żonę nazywam „hawajską gitarą”. płacze o tylu dolegliwościach, że do pokoju najpierw wjeżdża osiemdziesiąt siedem choróbnie wyobraźni, nawet „dziewicą orleańską”.Śpię wtedy smacznie, bo lubię słodycze.Któregoś dnia - kontynuował - mój błogisen zakłóciły częste fałsze w wykonaniumojej „laski”, kiedy przez komórkę śpiewałakomuś „Stary niedźwiedź mocno śpi”, azaraz potem „Więc choć pomaluj mi światna żółto i na niebiesko”. Tak skończyła sięmoja senna biografia w krajobrazie złudy.Zmieniłem okulary na czarne i udałem siędo sklepu rehabilitacyjno-sportowego, żądając:dwie kule lub kij bejsbolowy!Najbardziej kontrowersyjnie zachowałsię jedyny stary kawaler w naszym gronie:- Gdyby tak dziś zamiast„świadectwa dojrzałości” wręczać„świadectwo moralności”,to kto by je dostał? No, chybaże moja znajoma, która prowadzisię bez zarzutu, a z moralnościąnie ma nic wspólnego.O ile z kobietami układałonam się różnie, to nie mogę niepochylić czoła przed rodakamiza ich pietyzm w traktowaniu- konia. Pożytek i piękno konibyło bezdyskusyjne. Wśród całegodobytku, koń stanowił najcenniejszymajątek. Od wiekówteż był uosobieniem piękna,gracji, finezji. A więc walorówi cech charakteru, które chciałbywidzieć każdy mężczyzna wswojej partnerce, a każda kobieta- w swoim partnerze. Najstarszyz nas wspominał, że wokresie międzywojennym byłparobkiem i tak kierował troskliweuwagi do dziedzica: - Paniedziedzic, wieź pan łeb, bokoń głową uderzy!”. Albo: - Paniedziedzic, weź pan kulas, bokoń nogą nadepnie! Wszystkim nam zakręciłasię łza. Za koniem - oczywiście. (Nie zadziedzicem przecież, bo wszyscy jesteśmydziedzicami.)Z rozmowy o kobietach i koniach,przeszliśmy do dywagacji - niespodzianekzwiązanych z naszym ewentualnym pochodzeniem.Przypadek milczącego dotądtowarzysza - zabełtał nam w głowachdo reszty. - Byłem - mówił - niedawno nawycieczce turystycznej po kraju. Międzyinnymi zwiedzaliśmy pałac, którego właścicielemi przewodnikiem był potomekhrabiowskiej rodziny. Pamiętałem mgliścietę magnacką posiadłość, bo i nasza rodzinabyła kiedyś w tamtych stronach - pracownikamifolwarcznymi. Zajęty z innymiturystami zwiedzaniem, nie zauważyłemnawet jego fizycznej bliskości. Pan hrabiai ja na swój widok - oniemieliśmy! Byliśmybliźniaczo podobni! Hrabia „politycznie”odzyskał głos pierwszy: - „Przepraszam pana,czy pańska babka nie była czasem pokojówkąna naszym dworze?” - „Nie, - odrzekłemzgodnie z prawdą - ale mój dziadekbył woźnicą”.Okazuje się, że nie powinniśmy byćpewni - ani swojego pochodzenia, ani korzenietnicznych. Być może jesteśmy potomkami„ofiar” lub „dzieci szczęścia” w wynikuprzemarszu wojsk napoleońskich, niemieckichczy radzieckich. Ale i my też mamyswój udział w rozwoju populacji w tamtychczasach. Dzisiaj też rewanżujemy się z nawiązką.Choć wyjeżdżamy na roboty z własnejwoli, to „roboty przymusowe” wykonujemyponad normę. Nie tylko muzyka, ale imiłość - nie zna granic. Pierwszy raz zdaliśmysobie sprawę z kosmopolitycznegocharakteru naszego wieżowca, i że już dawnojesteśmy - jeśli nie obywatelami świata- to na pewno Europy. Nasza tożsamość tobyć może - genetyczne „esperanto”.***Nieoczekiwanie w stronę naszej„kwatery głównej” zbliżała się rozbawionagrupa wnuczków, płynących na deskorolkach,rolkach, tudzież innych wymyślnychurządzeniach, przekraczających dozwolonąnormę decybeli. Trudno nam było ichzidentyfikować, nawet płeć (co najwyżejpo tatuażach). Dredy, kolczyki zainstalowanew miejscach dla nas niewyobrażalnych,opaski, fryzury i stroje - wszystkoto biło na łeb słynny karnawał „Samby” wBrazylii.Na wszelki wypadek pośpiesznieukryłem swoją kamizelkę do reklamówki zobco brzmiącym napisem, reklamującymnazwę supermarketu. Stojąc między „młotema kowadłem” - czy jak kto woli - „wódkąa zakąską” postanowiłem kontynuowaćpraktyczną lekcję przedmiotu „Wiedzao społeczeństwie”. Babcie (z pieskami) idziadkowie (z reklamówkami) poczęli przezornieokazywać radość z nieoczekiwanegospotkania, choć założone „dioptrie”też nie pomogły personalnej identyfikacjiwnucząt. Jedynym naszym ratunkiem byłogłośne artykułowanie ich mityczno-historyczno-egzotyczno-idiotycznobrzmiącychimion. Nie powtórzę. Powiem tylko, że byłyto imiona, które kiedyś nosiła śmietankaarystokratyczna, z Persji, Egiptu, Mongolii,Turcji, Rzymu, Konstantynopola, CarskiejRosji i Cesarskich Niemiec. Artykułowaneprzez nas imiona wnucząt, przeplatały się zimionami ożywionych piesków, do którychprzyczepione były na smyczach nasze żony- byłe członkinie „koła gospodyń wiejskich”.Ich pieski też miały arystokratyczne tytuły,np.: Lord, Baron, Rex czy Cezar. My - właścicielekamizelek - na wszelki wypadek postanowiliśmyopuścić czasowo naszą „kwateręgłówną”. Pomagali nam (prowokacyjnie,może z nudów) wnuczkowie - ostrzeliwującnasze kamizelki nabojami typu - „TicTac”. W poczuciu zagrożenia zjednoczeni -posłużyliśmy się „ciężką artylerią” - tanimibananami, którymi próbowaliśmy przekupićtrzecie pokolenie. Jak zwykle trafiliśmy„kulą w płot”, bo oni woleli - walutę.***W tzw. międzyczasie, w wolnychmieszkankach naszego wieżowca „urzędowały”dorosłe dzieci kombatantów. Urodzonezaraz po wojnie, nawykły do ciężkiej- „być albo nie być” - pracy na roli, dziś teższukają zajęcia. Część z nich pracuje nadprojektem „Aktywne formy przeciwdziałaniabezrobociu”. No bo jak uchronić sięprzed poczuciem nicości? Za komuny siedzieliw „piekle”. Teraz siedzą w „niebie”. Aleteż siedzą. Nie chce im się nawet fruwać, bo30POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


nie powinniśmy być pewni - ani swojego pochodzenia, ani korzeni etnicznychFot. J. Maziejukwszystko dobre samo przyfrunęło do nich.Wprawdzie nie doczekali się jeszcze majątkutypu: „Wino, kobieta i śpiew” (choć smokingkupić może sobie każdy), więc zawszepod bokiem jest „dziołcha, ćwiara i gitara”,także nieaktualny już przebój narodowy:„Słyszysz Pamelo ten śpiew i dźwięki gitar?To śpiewają chłopcy z naszego puebla.Głód wypędza nas z tego pustego stokuNa którym rosną tylko kolczaste opuncje.Może w dalekim mieście znajdziemy odrobinęchleba i odrobinę szczęścia”.Kłamali jak z nut. A że „Pan Bóg nierychliwy,ale sprawiedliwy”, więc zmienił imrepertuar:„Niech żyje wolność. Wolność i swoboda.Niech żyje zabawa i dziewczyna młoda”.Zastanawiam się, dlaczego dziś jeszcze(spełnione marzenie o wolności i demokracji,i to od 22 lat) nie zadawala wszystkich.Przyrównam (na swój użytek) zmianęustroju, do zmiany stanu cywilnego. To tak,jakby mężczyzna ożenił się i to z miłości -a potem wymawiał żonie, że je coraz więcej,kosztuje go coraz więcej, i że często ma„migrenę”. Oczywiście można wziąć rozwód,ale to jest zbyt kosztowne i już niemożliwe.Poszlibyśmy wtedy z torbami, jużtylko - pustymi. Lepiej więc zostać „pantoflarzem”,ukrywając się pod zmienionymnazwiskiem, np.: „Pan Tofel” lub „Pan Tareii”.Płyniemy sobie wtedy z nurtem rzeki(bezimiennie, incognito) do miejsca przeznaczenia- oddania długu - Naturze. Onadaje wszystko, ale i wszystko zabiera.Wróćmy jednak do spotkania dziadkówz wnukami. Zagrożenie potencjalnejwojny „polsko-polskiej” narastało z każdąchwilą. Tym bardziej że jakiś rezolutny młodzieniecprowokował nas, licytując się z kolegami,który to ma głupszego ojca. (Zabolałonas to, bo w końcu ich ojcowie - to nasisynowie). - Mój - mówiąc do kolegi z dużejodległości - jest tak głupi, że nadal uważa,że istnieje „śmierć naturalna”. Każdy rozumnyczłowiek wie, że śmierć jest skutkiemdysfunkcji jakiejś części organizmu. Dotyczyto każdego, bez względu na wiek. Ciekawe,czy śmierć głodowa milionów ludzi(również dzieci) w krajach tzw. TrzeciegoŚwiata - ci obłudnicy też nazywają „śmierciąnaturalną”? (Z uwagi na podwyższoneciśnienie, także debilne miny, jakie na naszychtwarzach wyeksponowała ta uwaga- poczęliśmy się wycofywać do naszego„mrówkowca” i dla zmyłki nucąc „Windądo nieba”). Na odchodnym zakrzyknęliśmy:„Bóg - Honor - Ojczyzna”. Szczeniakizrewanżowali nam się: „Śniadanie - Obiad- Kolacja”. Wycofując się - nie dając za wygraną- raz jeszcze zagroziliśmy: „Zbudujemynową Polskę!”. Oni odpyskowali: „Wykopiemynową Wisłę!”. Resztkami sił przypomnieliśmysmarkaczom, że jesteśmy członkamiZwiązku Bojowników o Wolność i Demokrację.To też ich nie przekonało - A nasirodzice należą do „Związku Bojowników oWygody i Dochody”.Tylko ostatni kombatant, który miałjeszcze siłę mówić, wyszeptał: „Przeżyliśmyokupację - przeżyjemy demokrację”. Z konieczności- nastąpił rozejm. Do jutra.Trudno się dziwić dzieciom, bo wojnęznają tylko z filmów „Gwiezdne wojny”,(gdzie rycerz Jedi walczył z siłami „ciemnejstrony mocy”). To jest ich „Wejście Smoka”w dzisiejszą zwariowaną cywilizację. Wątpię,czy prędko poznają bezpośrednichświadków („Ludzie ludziom zgotowali tenlos”) - Zofię Nałkowską, Tadeusza Borowskiego,czy Władysława Broniewskiego.***W psychice ludzkiej występuje częstozjawisko „przeniesienia” lub „zaprzeczenia”.To pierwsze pojęcie świadczy - moim zdaniem- o zdrowszej i uczciwszej psychice. Wkażdym gospodarstwie rolnym znajdowałsię kiedyś pies - kundelek, uprzedzającyszczekaniem potencjalnego gościa. Pełniłnie tylko pożyteczną, ale i sympatyczną dladzieci funkcję. Był: domofonem, dzwonkiem,pastuszkiem, zawsze też stanowiłmaskotkę dla całej rodziny. Takie dzisiejsze„przeniesienie” sympatii do kundelków jestnormalne, uczciwe i szczere.„Zaprzeczenie” jest zjawiskiem odwrotnym- i choć powszechnym - dotyczącymwielu sfer psychiki. Powiedzmy:pani, typu Folk, czy pan typu Contry nobilitująsię posiadaniem piesków typuYork, Doberman czy Owczarek. (W okresiemiędzywojennym, tylko zamożnych właścicieliziemskich - często ze szlacheckimrodowodem - stać było na posiadanie unikalnychras psów). Wynika z tego, że o naszymwłościańskim pochodzeniu jedynymświadectwem okazały się modne dzisiajrasy psów. Zjawisko zaprzeczenia dotyczyteż - jak wspomniałem - klas i warstw społecznych,tożsamości etnicznej i kulturowej.Zastępowanie swoich korzeni doraźnymmiejscem zamieszkania, doraźną pozycjąspołeczną czy majątkową - nie możezmienić naszego charakteru i mentalności.Nawet antyczne meble i zakupione w „Desie”podobizny przodków - nie są w staniezmylić kogokolwiek - a już na pewno nienasze wnuki, które doskonale pamiętająnas jako - kosynierów, a nasze żony jako -robotne gosposie. (Politolodzy używają wtakim przypadku określenia „ludowa arystokracja”).***Naszym zaprzeczaniem, mataczeniemprawdy, interesownym myśleniem spowodowaliśmy,że ludzie, których poczucie narodowejest chwiejne, skorzy są pójść tam,gdzie widzą więcej korzyści. Sprzyja temuinteresowna interpretacja - globalizacji.Patrioci, którzy ze względów politycznychopuścili nasz kraj (i na początku II wojnyświatowej, i ci prześladowani politycznie wpoprzednim ustroju) - dziwnie zmienili poglądy.Nie wracają, choć Polskę mamy wolnąi demokratyczną. Zagadkowi to ludzie.Wiarę mają - w Rzymie. Dzieciństwo, szkołęi rodziny - w Polsce. A sami czują się - bezpaństwowo.Ich dziadowie, ojcowie przelewalikrew na wszystkich frontach świata.(I i II Armia WP, Siły Zbrojne walczącena Zachodzie pod dowództwem generałaMaczka, Andersa, także miejscowe ugrupowaniawalczące z okupantem). Nie sposóbwymienić nieszczęść wywołanych II wojnąświatową. Wystarczy przypomnieć męczeńskąśmierć prawie sześciu milionówPolaków, których tragiczny brak odczuwamydo dziś.Zastanawiam się od lat, czy człowiekjest kochany, czy potrzebny tylko? Czyświatem rządzi „cywilizacja miłości”, czy„cywilizacja śmierci”? Pytanie to potęgujeśmierć około 62 milionów ludzi, którzy zpowodów ideologicznych stracili życie tylkow II wojnie światowej.Rozmyślam (na swój użytek), że w historiiludzkości najwięcej dzieci musiał mieć- Judasz. Jego geny migrują w kolejnychpokoleniach. Nadal pełno jest na świecie -sprzedawczyków, szubrawców i zdrajców.Trzeba śmierci milionów niewinnych ludzi -żebyśmy mogli cieszyć się życiem. Rzeczywistośćprzekroczyła granicę absurdu. Niepojętyto dla mnie paradoks.Na wszelki wypadek (grozi mi śmierćze śmiechu) - korzystając ze zrozumieniaWydawcy - proszę o opublikowanie mojegotestamentu, następującej treści:Wszystko co mam, tj. - moje artykułypublikowane w <strong>Biuletyn</strong>ie Informacyjnym<strong>Powiat</strong> Słupski - dedykuję moim trzemwnukom.O moją śmierć, która nastąpi w2048 roku (100 lat) oskarżam szubrawcówwszelkiej maści, chamów korzennychi niereformowalnych oraz chudopachołków„swojsko” pojmujących sztukę: „Niesztuka siedzieć. Sztuka - nie siedzieć”. Dotego haniebnego grona niech się podłącząte wszystkie „zdolniachy”, którzywprawdzie nie potrafią bezgranicznie kochać,ale potrafią - bezgranicznie nienawidzić!Śmiech podobno przedłuża życie, ależeby umrzeć ze śmiechu - i to dopiero w silewieku intelektualnego (100 lat) - to jużprzesada. Wolałbym żyć krócej i piękniej,bo bez możliwości z nimi kontaktu.Jednocześnie (posiłkując się wierszemJuliana Tuwima „Całujcie mnie...”) wyznaczamim stosowną pokutę:„...I wy o których zapomniałem,Lub pominąłem was przez litość,Albo dlatego, że się bałem,Albo, że taka was obfitość,...”Uprzedzam: Heroldzi (z moją pomocą)już stroją trąby, by ich wezwać na SądOstateczny, a archanioł Gabriel już hartujemiecz ognisty na ich przybycie. Wyrok odraczamdo czasu spełnienia przez nich ww.pokuty. Dyskrecja zapewniona.Klemens Rudowski, SłupskPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201131


„o miłości i różnych jej postaciach -Zakochanie to ciągle staFot. W. LipczyńskiWbrew potocznym sądom, to nie kobiety,a mężczyźni zakochują się częścieji przeżywają miłość intensywniejLato kojarzy się nam z bezmiaremuczuć, z radością życia i miłością do całegoświata. Rozwinięta już przyroda swoją aktywnościąwypełnia słoneczne dni, w którychobjawia się pełna natura człowieka.Wyzwala w nas nie tylko energię do życia,ale różnorodność zewnętrznych bodźcówskutkuje uległością na porywy lata - na miłość.Czy można zdefiniować jednoznacznieto uczucie? Czy jest to tylko stan psychiczny,którego istotę stanowi relacja międzywewnętrznym przeżyciem, a aktualniedziałającymi bodźcami, przeszłych lubprzyszłych zdarzeń i wszystkich elementówotaczającego świata oraz do własnegoorganizmu. Miłość jest stałym istotnymskładnikiem osobowości ludzkiej, tak koniecznymdo życia, jak pokarm, woda czypowietrze.W miłości można wyróżnić aspektbiologiczny, psychologiczny, filozoficzny,religijny i społeczny. Pochodzenie słowawyjaśnia nam semantyka zachowanaw najstarszych przekazach historycznych.Termin „miłość” i jego odpowiedniki znajdujemyjuż w kulturze antycznej - przedchrześcijańskiej.W greckiej i łacińskiej terminologiijest uwzględniana z jej specyfikąi odrębnością rodzajową. W języku greckimmamy siedem rodzajów miłości, m.in.: braterską,płciową i małżeńską. W bliskim namjęzyku łacińskim - mamy trzy odpowiednikimiłości: zmysłową, wyrażoną do bliźniego(miłosierdzie) i wynikającą z szacunku doosoby, uznania jej autorytetu.Erich Fromm - filozof, psycholog i psychoanalitykw dziele „O sztuce miłości”, miłośćprzedstawił jako skutek poznania człowieka.Miłość omawiana przez Fromma tonie tyle uczucie, co sposób zaangażowaniaczłowieka wobec drugiego bytu. Przekazujeon przesłanie „ ...muszę obiektywniepoznać drugiego człowieka i siebie po to,aby móc wiedzieć, jaki jest obraz naprawdę.Aby pozbyć się złudzeń, przezwyciężyćirracjonalny, zniekształcony obraz, jaki sobieo nim wyrobiłem. Wtedy jedynie, jeśliznam obiektywnie jakiegoś człowieka, mogępoznać w akcie miłości jego najgłębsząistotę.”Odrębny temat stanowi pojęcie samotnościi miłości. Człowiek w najgłębszych,wewnętrznych aspiracjach chceprzezwyciężyć swoje odosobnienie i samotność.Świadomość swojej samotnościi odrębności stanowi bezbronność człowiekawobec partnera, sił przyrody i społeczeństwa.Sposoby ucieczki od samotnościi rzucanie się w wir uczuć miłości przybieraróżne formy, np. w kulturach prymitywnychstan ten jest osiągany za pomocą odurzaniai wpadania w trans. Współcześnieucieczki przed samotnością szuka się w alkoholu,narkotykach. W tym krótkotrwałymstanie egzaltacji zanika świat zewnętrzny, az nim poczucie własnej odrębności. Po zakończonychprzeżyciach następuje jeszczewiększe uczucie osamotnienia, a co za tymidzie, powtarza się to samo doznanie, tylkoze zwiększoną częstotliwością. W konsekwencjidoprowadza to do szybkiego „wypalaniasię człowieka”, a sam akt seksualnynie jest w stanie pokonać uczucia izolacji ijeszcze większej samotności. Życie pozbawioneprawdziwej miłości, tej która nadajemu sens - to monotonia i wpadanie w depresję.Działalność twórcza jest jednym zesposobów wyjścia z osamotnienia, osobazespala się ze swoim tworzywem reprezentującymzewnętrzny, istniejący pozanią świat. Są to tylko częściowe rozwiązaniaproblemu. Pełne rozwiązanie może byćjedynie dzięki międzyludzkiemu zespoleniupoprzez zjednoczenie z innym człowiekiem.Dzięki tej miłości człowiek może rozwiązaćogólny problem swego istnienia -przezwyciężyć uczucie osamotnienia. Miłośćcechująca się twórczą aktywnościąjest ukierunkowana na troskę, wiedzę, reagowanie,afirmację i radość.32POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


obecny kryzys kultury prowadzi do powstawania „pseudomiłości”n dziwny i zagadkowyCzynny charakter miłości - poza elementemdawania - ujawnia się w tym, żezawsze występują w niej pewne podstawoweskładniki wspólne dla wszystkich jejform. Są to: poczucie odpowiedzialności,poszanowanie i poznanie. Miłość jest aktywnąsiłą w człowieku, która przebija sięprzez mury oddzielające człowieka od jegobliźnich, siłą jednoczącą go z innymi. Dziękimiłości człowiek przezwycięża uczucie izolacjii osamotnienia, zachowując przy tymswoją osobowość i swoją integralność zdrugim człowiekiem. Miłość jest aktem woli,decyzji, oddania całego życia ukochanemu.W ten sposób tworzy się nierozerwalnośćzwiązku małżeńskiego.Obecny kryzys kultury odbija się nahierarchii wartości i prowadzi do powstawania„pseudomiłości”. Powoduje to, żemiłość sprowadza się do transakcji, pogoniza pieniądzem i konsumpcjonizmu. Możnazacytować dzisiejsze stwierdzenia: „... nierozumiem, kiedyś mówiłam ci o każdymmoim problemie i dziś, gdy pytasz „jaktam”, odpowiadam, że dobrze, sztuczniesię uśmiechając”; czy to co było i łączyło jużminęło? Miłość jest działaniem wyzwalającymogrom nieludzkiej siły, mogącej sięprzejawiać jedynie w warunkach wolności,nigdy zaś w wyniku przymusu lub nacisku.Zakochanie dla ludzi to ciągle standziwny i zagadkowy. Budzi mieszane,wręcz przeciwstawne i sprzeczne ze sobąodczucia oraz opinie. Nauka dostarcza coraznowszych danych na temat kochania izakochania, a kultura przekazuje wartościponadczasowe tego stanu, posługując sięliteraturą, muzyką, filmem i innymi dziedzinamisztuki.Współcześni biolodzy i psycholodzyzastanawiają się, jak to jest z tym kochaniemi miłością? Dlaczego kochamy, naczym polega stan zakochania? Czy to uczuciejest zjawiskiem, które spada na nas jakgrom z jasnego nieba, nie potrafimy musię oprzeć i przestajemy racjonalnie myśleć?Czy będzie w nas narastać w procesiedługiego poznania, w zdobywaniu wzajemnegozaufania, aż zostanie dopełnioneaktem miłości? Mimo że na ten tematnapisano wiele książek i publikacji, to takdo końca nie wiemy, dlaczego zakochujemysię w tej, a nie w innej osobie. Naukastara się nam to wyjaśnić, chociaż każdyprzypadek jest oczywiście inny. Badaczestarają się dogłębnie przeanalizować reakcjenaszego ciała i umysłu, kiedy jesteśmyzakochani. W początkowej fazie znajomościmamy do czynienia z lotnymi substancjamichemicznymi - feromonami, które sąswoiste dla określonej osoby. Oddziałująna stan naszego umysłu i wpływają na komunikacjęinterpersonalną, w tym - na wybórpartnera. Po części od nich zależy, czydana osoba wzbudzi w nas pożądanie, namiętność,czy raczej niechęć. Feromony sąprzekazywane do części mózgu odpowiedzialnejza nasze emocje i mimo że odbywasię to poza naszą świadomością, to wten sposób tłumaczymy nasze zachowaniew odniesieniu do po raz pierwszy widzianejosoby, naszą do niej sympatię i zainteresowanienią.Czy miłość nas inspiruje, wyzwala pokładyenergii i dodaje skrzydeł, czy możejest tylko objawem chemicznego otumanienia,biologiczną strategią przetrwaniagatunku?W świetle badań neurobiologów zazjawisko miłości odpowiadają konkretnereakcje biochemiczne w mózgu. Mózgwyzwala substancje chemiczne zwanetransmiterami. Kiedy spotykamy osobę,która wydaje się nam erotycznie atrakcyjna,zostajemy porażeni wybuchową,biochemiczną „bombą”. Emocje związanez kontaktem z ukochanym partneremuzewnętrzniają się w postaci mocnegobicia serca, drżenia rąk, czasami chwilowejutraty oddechu. Stwierdzono, że zauroczenieodpowiada substancja zwanafenyloetyloaminą (PEA), która nas odurzai podnieca, wywołuje podobny efekt jakamfetamina, wprowadza w stan euforii.Mózg zakochanego człowieka to naturalny„producent” narkotyków, od którychnasze ciało się uzależnia. To wtedy wchodzimyw etap namiętnej miłości, kochaniai zakochania.Jesteśmy tak zaprogramowani, że wysokaaktywność hormonalna trwa od kilkunastudo czterdziestu miesięcy. Biologiczniejest to czas potrzebny dla poczęcia,urodzenia i odchowania potomstwa. Badaniadowiodły, że zakochaniu towarzyszyzwiększone wydzielanie dopaminy (jednegoz „hormonów szczęścia”) oraz wzroststężenia endorfin.Z okresem dojrzałej miłości wiążąsię dwa inne hormony - oksytocyna i wazopresyna,które odpowiadają za bliskośći przywiązanie między partnerami. Rolasubstancji chemicznych wytwarzanych worganizmie w stanie zakochania jest istotnai długotrwale działająca. Odpowiada zaosiąganie zadowolenia, służąc osobistemuspełnieniu.Wbrew potocznym sądom, to nie kobiety,a mężczyźni zakochują się częściej iprzeżywają miłość intensywniej. Badaniawykazały, że mężczyźni trudniej się odkochująoraz bardziej cierpią, gdy miłość utracą.Wynikiem tych sytuacji jest pewna liczbasamobójstw wśród mężczyzn z powodumiłosnego zawodu. Opinie o płci pięknejw tym względzie stwierdzają, że kobietysą bardziej pragmatyczne i to one częściejnp. są skłonne zawrzeć związek małżeńskinie tyle z miłości, ile dla poprawienia swojejpozycji materialnej.Nauki medyczne od dawna interesowałysię systemem hormonalnego i psychicznegosterowania przebiegiem pro-Fot. J. MaziejukPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201133


ez miłości ludzkość nie mogłaby istnieć ani jednego dniaFot. J. Maziejukcesów seksualnych poprzez działanie gruczołówwydzielania dokrewnego i centralnysystem nerwowy człowieka. Medycynastara się pomagać człowiekowi tak organizowaćswoje życie seksualne, aby było onojak najskuteczniejszym środkiem regeneracjisił życiowych, źródłem zdrowia psychicznegoi radości życia.Najstarsze zapisy odnalezione w grobowcuegipskim, czyli tzw. papirus turyńskiwyliczał w formie ilustracji 12 odmian stosunku,w których można odnaleźć występującedo dzisiaj perwersyjne formy zaspokajaniapopędu płciowego. Pochodzącaze starożytnych Indii cała wiedza na tematsztuki miłości była przekazywana w formiepodręczników, z których na czoło wybijasię Kamasutra. Zawiera ona między innymipouczenia dla kobiet (tzw. 64 kunszty miłosne),które mają zapewnić powodzeniew miłości. Dużo uwagi poświęca technicemiłosnej, ale w sprawie inicjacji jej zaleceniaodwołują się przede wszystkim do warstwypsychoemocjonalnej.Z kręgu kultury europejskiej, ze starożytnegoRzymu, pochodzi Owidiuszowe„Ars amandi”. Jeden z najbardziej utalentowanychpoetów epoki cesarza Augusta- Owidiusz zasłynął utworami o tematycemiłosnej. „Sztuka kochania” to poemat wtrzech księgach traktujący o praktycznychjej aspektach. Pierwsza księga mówi o tymjak „...dziewczę oczarować”, druga - jak miłośćpielęgnować, trzecia - dla kobiet - jakdbać o mężczyznę, aby związek był szczęśliwy.Poemat przeszedł do historii jako vademecumkochania, a sam autor był uważanyza arbitra elegancji w gronie wytwornegotowarzystwa ówczesnego Rzymu.W literaturze pięknej miłość jest jednymz najczęstszych tematów, wielokrotniepowtarzanym i wykorzystywanym jakomotyw wiodący. Najwięcej utworów - poematów,wierszy, pieśni poświęcono miłości.W pierwszym okresie chrześcijaństwastworzone zostało jedno z najwybitniejszychdzieł opiewających miłość - „ Pieśń omiłości”. Jest to fragment Pierwszego listudo Koryntian świętego Pawła z Tarsu (1 Kor13,1-13), zwanego również Hymnem do miłości.Według św. Pawła dar miłości nadajesens i wartość wszystkim charyzmatom.Miłość to pragnienie dobra i szczęścia, tobezinteresowny dar z siebie, siła przezwyciężającaegoizm.W twórczości klasycznej wielu autorówopisywało dzieje kochanków, którzyjako symbole na trwale weszli do literaturyświatowej. Można tu wymienić Abelarda iHeloizę, Romea i Julię, Tristana i Izoldę. Nakanwie tych poematów rodzą się sentencjei przysłowia („Śmierć nie rozdwoi co miłośćspoi”; „Zakochani są jak szaleńcy”). Szczególnegoznaczenia pojęcie miłości nabieraw okresie romantyzmu. Była to szczególnaepoka w historii literatury i sztuki. Twórczośćtego okresu cechowała się poszukiwaniemidealnej miłości. Autorzy przedkładająemocje, uczucia nad rozum. Bohaterowieromantyczni cechują się nieprzeciętnością,buntują się przeciwko zastanejrzeczywistości i obowiązującym normomspołecznym. Dla bohatera romantycznegonajważniejszym uczuciem jest miłość, zwyklenieszczęśliwa i tragiczna, zawsze jednakwszechogarniająca i potężna. Przykłademjest dzieło Goethego z 1774 roku „Cierpieniamłodego Wertera”.Czołowi polscy romantycy (AdamMickiewicz, Juliusz Słowacki, Cyprian Norwidczy Zygmunt Krasiński) swój talent zaangażowaliw opiewanie miłości, wykorzystującrównież osobiste doświadczenia wtym zakresie i przenosząc do tworzonychpoematów, sonetów, ballad. Miłość Mickiewiczado Maryli Wereszczakówny jest przezbadaczy literatury postrzegana nie tylko jakoosobiste uczucie poety do wybranki serca.Odnieść można wrażenie, że bardziej odosoby wybranki poeta kocha swoją miłośćdo niej.Idealną formą wyrażania uczuć w epoceromantyzmu była muzyka. Przykłademmoże być twórczość Fryderyka Chopina,Schuberta, Schumana, Mendelssohna Bartholdiegoi wielu innych. Kontynuatoremtego stylu w XX wieku był S. Rachmaninow.Muzyka romantyczna często zawarta jest wścieżkach dźwiękowych filmów i sztuk teatralnych.W malarstwie za artystę najlepiej wyrażającegoidee romantyczne uważany jestniemiecki pejzażysta Caspar David Friedrich.Jego malowane nokturny, przedstawieniaruin, cmentarzy, roztrzaskanychstatków, świtów i zmierzchów, doskonaleoddają cechy epoki. W Polsce wybitnymmalarzem romantycznym jest Piotr Michałowski.Piękne polskie erotyki przedstawicieliMłodej Polski - Asnyka, Leśmiana, Lechonia,Staffa, Przerwy-Tetmajera i innych- mówią o miłości namiętnej, bezgranicznymkochaniu i oddaniu.W dorobku literatury napisano wieleksiążek i filmowych scenariuszy poświęconychmiłości. Szczególną stosowaną tu formąliteracką jest melodramat. Schemat miłościw melodramacie to: miłość + przeszkodanie do pokonania generująca cierpienie.To film o miłości trudnej lub niemożliwej dospełnienia. Inną odmianą jest komedia romantyczna.Tu również jest miłość i przeszkody,ale te przeszkody zostają pokonanei finał jest szczęśliwy (happy end).Uogólniając, można stwierdzić, żesztuka zawsze była inspirowana zjawiskiemmiłości we wszelkich jej przejawach. Bezmiłości ludzkość nie mogłaby istnieć anijednego dnia. Kochać i być kochanym jestwypełnieniem naszego codziennego życia.Cytując J. W. Goethego można stwierdzić,że „...życie bez miłości to czarodziejska latarniabez światła”. Angielski poeta SamuelDaniel nazwał miłość straszliwą, nieuleczalnąchorobą.Badania psychologiczne dowodzą, żenie ma chyba osoby, która przynajmniej razw życiu nie doświadczyła romantycznejmiłości. Inne badania świadczą o tym, żew każdej kulturze, w dowolnym momenciezakochanych jest od 50 do 60 proc. przedstawicieliobu płci.Wzorcem jest stan, gdy spotykamyduchowego partnera i połączy nas miłośćromantyczna. Będzie to wzajemne dopełnianiesię, poczucie nierozerwalnej więzi iprzekonanie, że razem pokonamy wszelkieprzeciwności. Pięknie wyraził to francuskipisarz Antoine de Saint Exupery pisząc: „...Kochać, to nie znaczy patrzeć na siebie, tylkopatrzeć razem w tym samym kierunku”.Miłość jest ślepa, a wszelkie teorie okochaniu , mimo głębokich uzasadnień,nie zawsze przylegają do określonej, naszejsytuacji życiowej. Dokonując wyboru partnerado zakochania i kochania musimy staraćsię znaleźć złoty środek - polegający natym, by nie wyłączając rozumu, patrzeć wswoje i partnera serce.Włodzimierz Lipczyński, SłupskFot. Archiwum34POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


morze i ludzieNowe dzieło podjęto w całym kraju z wielkim zapałem, takieżbyły też związane z nim nadzieje. W miastach portowych - Stralsundzie,Greifswaldzie, Gdańsku czy Szczecinie - zaczęły powstawaćspecjalne komitety, które zbierały środki od prywatnych darczyńców,by wspomóc rząd w realizacji przedsięwzięciaFlota wojenna Prus do 1867 rokuW Prusach już w 1818 roku myślano oflocie wojennej, jako o ewentualnej ochroniewybrzeży przed wrogimi atakami, leczzamysły te upadły wskutek braku pieniędzy.Powrócono do tych planów w osiemnaścielat później, w roku 1836, tworząc komisjędoradczą, która miała zająć się przygotowaniemnowych odpowiedzi na licznezwiązane z tym pytania. Komisja ta zaleciłabudowę odpowiednich umocnień brzegowychoraz utworzenie małej floty. Założonobudowę pewnej liczby kanonierek wiosłowychoraz holowników w ilości po jednymna każdych sześć owych kanonierek,a także pewnej ilości żaglowych okrętówszkolnych. Na drodze do realizacji założeń- mimo, iż jak nigdy dotąd zdawano sobiesprawę z konieczności posiadania floty -stanął jednak po raz kolejny brak środkówfinansowych.Pierwszy krok w kierunku morskiej potęgizrobiono dopiero w latach czterdziestychXIX wieku. W roku 1842 zbudowanopierwsze okręty dla pruskiej floty wojennej:żaglowiec Amazone, który służyć miał doszkolenia sterników, podlegając MinisterstwuHandlu, i dwie tzw. Kanonenjollen.Te ostatnie, podobnie jak założone w Stralsundzieskłady Marynarki Wojennej i sekcjamorska przy Gwardyjskim Batalionie Saperów- podlegały administracji wojskowej.Duszą wszystkich tych poczynań byłwspomniany już wcześniej książę AdalbertPruski, podówczas generalny inspektor artylerii.Zdolny ten człowiek już w swoichbardzo wczesnych latach zaczął był żywointeresować się sprawami Marynarki; podczaslicznych podróży morskich i dogłębnychstudiów poznał tę dziedzinę znakomicie,przeto w 1848 roku stanął na czeleKomisji ds. Marynarki.Prusy nie mogły jednak jeszcze myślećo utworzeniu floty tak silnej, by musiały sięz nią liczyć morskie potęgi. Z drugiej stronynie chciano tam ograniczać się w tym obszarzeli tylko do wymagań chwili, lecz powziętozamiar utworzenia marynarki wojennej,która mogłaby w przyszłości bronićportów Prus i innych państw północnoniemieckich,a także chronić niemiecki handelmorski na wszystkich morzach. W tym celu,na polecenie króla, rozpoczęto 23 maja1848 roku budowę osiemnastu kanonierek,z których każda miała zostać uzbrojona wdwa ciężkie działa. Uzbrojono też okrętszkolny Amazone i parowiec PreußischerAdler, a w Ministerstwie Wojny utworzonoWydział Marynarki, na którego czele stanąłwspomniany książę Adalbert. Niezbędnychoficerów przeniesiono z innych służb, wtym i częściowo z marynarki handlowej.Nowe dzieło podjęto w całym krajuz wielkim zapałem, takież były też związanez nim nadzieje. W miastach portowych- Stralsundzie, Greifswaldzie, Gdańsku czySzczecinie - zaczęły powstawać specjalnekomitety, które zbierały środki od prywatnychdarczyńców, by wspomóc rząd w realizacjiprzedsięwzięcia. Już szesnastegosierpnia 1848 roku, wśród wiwatów licznieprzybyłych do miejscowej stoczni mieszkańcówStralsundu, spłynęła na wodępierwsza z budowanych kanonierek, otrzymującnazwę Strela-Sund.Młoda marynarka nie mogła jeszcze,rzecz jasna, wystąpić w wojnie przeciw Danii.Potyczka, stoczona 27 czerwca 1849 rokuprzez Pruskiego Orła z duńskim brygiemSt. Croix, nie przyniosła rozstrzygnięcia, aleukazała bojowego ducha pruskiej floty. Wwydanym z tej okazji przez księcia AdalbertaPruskiego rozkazie dziennym dla MarynarkiWojennej czytamy: „Dla wszystkichoficerów, podoficerów i marynarzy, którzydotąd nie mieli okazji godnie dowieść swejdzielności w obliczu wroga, bohaterstwokolegów będzie, jak mniemam, tym większązachętą do wytrwałości i odwagi w walce,by nasza młoda flota zyskała szacunekw kraju i poza jego granicami.”Po wojnie lat 1848-1851 MarynarkaWojenna Prus rozwijała się powoli, lecz nieustannie.W 1850 roku utworzono piecho-POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201135


w nowo utworzonej stoczni marynarki w gdańsku zbudowano danzig, pierwszą korwetę parowątę morską (nazywaną wtedy Marinekorps).W nowo utworzonej stoczni marynarki wGdańsku zbudowano Danzig, pierwsząkorwetę parową napędzaną kołami łopatkowymi,zaś w Wolgast - szkuner Frauenlob,którego budowę wsparło kwotą dwudziestutrzech tysięcy ówczesnych talarówzałożone w 1848 rokuZrzeszenie Kobiet. Dwa dalsze okrętyprzejęto od Reichskriegsmarine; były to -zdobyty na Duńczykach koło EckernfördeGefion i Barbarossa. Kolejne dwie kanonierkiparowe - Nix i Salamander - zakupionow Anglii, odsprzedając je zresztą wkrótcez powrotem w zamian za fregatę żaglowąThetis, pierwszy w pruskiej flocie wojennejokręt szkolny dla kadetów.W 1852 roku flota pruska liczyła w sumie50 rozmaitych jednostek: 3 okręty żaglowe,5 parowych i 42 mniejsze jednostkiartyleryjskie(tzw. Kanonenschaluppeniwspomnianejuż wcześniejKanonenjollen).Nadszedłczas ujęciamarynarki wtrwałe ramyorganizacyjne.W 1853 rokuutworzonoAdmiralicję,na której czelestanął książęAdalbert,zwany odtąd„AdmirałemPruskich Wybrzeży”.Stanosobowy marynarki podzielono na Matrosen-Korps(odpowiadający późniejszymMatrosen-Divisionen) i Werft-Korps (następnieWerft-Divisionen). Wprowadzonoobowiązkowy pobór do służby we flocie,utworzono rezerwę i lokalne oddziały morskiejsamoobrony (Seewehr), wzorowanena siłach lądowych.Wielkie znaczenie dla dalszego rozwojumarynarki wojennej Prus miał podpisany20 lipca 1853 roku układ, mocą któregow ręce pruskie przeszedł rejon ujściaJade; powstał tam port wojenny MorzaPółnocnego, uroczyście otwarty 17 czerwca1869 roku, w obecności króla i książątOldenburga i Mecklenburga/Schwerina.Otrzymał nazwę Wilhelmshaven, a kosztycałego przedsięwzięcia sięgnęły 9,6 milionatalarów.Młoda marynarka miała bardzo szybkodowieść swej przydatności i poziomuwyszkolenia. W 1852 roku marokańscy piracinapadli u tamtejszych brzegów na pruskihandlowy bryg Flora. W 1856 roku książęAdalbert Pruski wyruszył na wspomnianymjuż Danzigu na rozpoznanie owego rejonu.Podczas ekspedycji łódź okrętowa zksięciem na pokładzie została ostrzelana zbrzegu. Tego było już za dużo; książę Adalbertpostanowił ukarać zbójeckie bractwoi w niezwykle ciężkim terenie poprowadziłdesant swoich ludzi na ląd. Prusacy zadalipiratom znaczne straty, gdy jednak ci ostatniściągnęli znaczne posiłki - książę i jegomały oddział musiał się wycofać. Straty wyniosłysiedmiu zabitych, zginął m.in. jedenoficer. Dwudziestu dwóch ludzi, w tym samksiążę Adalbert, odniosło rany.Wydarzenie to odbiło się w świecieznacznym echem. Pewien francuski oficer,który niedługo później znalazł się na miejscuniedawnej potyczki, zapisał w swoimdzienniku: „Gdyby Prusacy rzeczywiścienie przeprowadzili tu lądowania - sądziłbym,że jest to niemożliwe”.Przyszły kolejne wyprawy. W latach1852-1853 pierwszy zespół okrętów pruskich,złożony z flagowego Gefiona, Amazonei Mercur pod dowództwem komodoraSchrödera - pojawił się na Atlantyku.Okręty zawinęły m.in. na Maderę, do Rio,Montevideo i Buenos Aires w Ameryce Południowejoraz do licznych portów Indii Zachodnich.W latach 1859-1862 zorganizowanopierwszą ekspedycję do krajów DalekiegoWschodu (Japonii, Chin i dzisiejszej Tajlandii)w celu ożywienia handlu poprzez zawarcierozmaitych układów i sojuszy. Dywizjonempruskim dowodził komandor Sundewallz pokładu Arkony, prowadząc Frauenloba,Thetis i Elbe. Najpierw okręty wyruszyłypo kolei do Singapuru, dokąd udał sięteż drogą lądową pruski poseł z delegacją,docierając na miejsce 2 sierpnia 1860 roku.W końcu 1862 roku jednostki powróciły dodomu - niestety bez Frauenloba, który padłwe wrześniu 1860 roku pastwą tajfunu wpobliżu Dżiddy, zabierając ze sobą na dnocałą załogę (4 oficerów, lekarza i 41 marynarzy).Dla młodej floty była to ciężka strata.Los uderzył jeszcze mocniej 14 listopada1861 roku, gdy w huraganie u wybrzeżyHolandii zatonął okręt szkolny dla kadetówFot. ArchiwumAmazone. Wraz z nim zginęła cała załoga:komendant, kpt. mar. Herrmann, 4 oficerów,lekarz, 19 kadetów i 120 marynarzy.Mimo ciężkich strat pruska marynarkawojenna pokazała, że wiązane z nią nadziejenie są tak zupełnie płonne. Wyraził tokról Prus, mówiąc w listopadzie 1861 rokuwe Wrocławiu: „Flota nasza, choć jeszczenieduża, z czasem stanie się, jak mniemam,godnym i wartościowym członem sił zbrojnychPrus. Nie służy ona li tylko wojnie, leczpowinna i w czas pokoju chronić nasz handeli rozwój. Jak pokazały ostatnie miesiące- obecność naszych okrętów na morzachdalekich może (i będzie) nieść pożytek całejOjczyźnie. Wszystkim, którzy wypełniająto wielkie, dalekosiężne dzieło - z serca zato, wyrazami szacunku i zachęty, dziękuję.”Niestety - przedsięwzięta reorganizacjaarmii lądowej spowodowała, iż marynarkęwojenną wciąż traktowano po macoszemu.W przeciwnym wypadku flota napewno odegrałaby znacznie większą rolęw wojnie 1864 roku, oszczędzając wielekrwi żołnierskiej, jednak w tym czasie wciążnie dorastała jeszcze siłą do poziomu flotyDanii, dysponującej już nawet jednostkamiopancerzonymi! Mimo to marynarka wojennaPrus zdołała pokazać wrogowi, iż nieda się już tak łatwo blokować pruskich portów,a w bitwie koło Jasmund (17 marca)załogi jej okrętów dowiodły, że niestrasznaim na morzu duńska przewaga. Jednostkipruskie uczestniczyły też w działaniach naMorzu Północnym, choć tam musiały w bitwiekoło Helgolandu (9 maja) uznać wyższośćsilniejszego, austriackiego przeciwnika.Wojna ta pokazała po raz kolejny, żepraca nad powiększaniem siły floty postępujezbyt wolno, a długoletnich zaległościna tym polu szybko nadrobić się nie da. Powybuchu wojny zdecydowano się wprawdziena zakupy okrętów w Anglii i we Francji,lecz było, rzecz jasna, już zbyt późno,bowiem działania dobiegły końca zanimkupione jednostki dotarły do nowych właścicieli.Najważniejszym dla Marynarki Wojennejwydarzeniem, spowodowanym przezwojnę 1864 roku, było przeniesienie w 1865roku głównej bazy na Bałtyku z Gdańskado Kilonii, gdzie też utworzono artylerięmorską. Wojna roku 1866 skończyła się takszybko, że flota w ogóle nie zdążyła wejśćdo akcji. Jedynie kilka jej jednostek, będącychakurat w pobliżu Hamburga, zaatakowałotwierdzę Stade i zajęło hanowerskiebaterie u ujść rzek Łaby, Wezery i Ems.Po zakończeniu tej wojny flota pruskaprzeszła w posiadanie Związku Północnoniemieckiego.1 października 1867 rokuwszystkie jej jednostki podniosły nową,czarno-czerwono-złotą banderę, ale to jużinna historia...Wojciech M. Wachniewski, Słupsk36POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


z kart historii nieznanejSowieckie zdrady (1)Fot. ArchiwumBurzyński był jednym z pierwszychżołnierzy podziemia zbrojnego naWileńszczyźnie. Rezygnując w 1940roku z pomocy pułkownika Szyłejki - u któregopodczas kampanii wrześniowej byładiutantem - w planowanym wyjeździe naZachód, pozostał na Wileńszczyźnie. Przedwybuchem wojny ukończył Wyższą SzkołęNauk Politycznych przy Instytucie Naukowo-BadawczymEuropy Wschodniej w Wilnie.Zdobył tam wiedzę o Związku Sowieckimi jego ustroju - komunistycznym reżimietotalitarnym.Na początku 1942 roku działał wpodziemiu na terenie Świra, a nieco później- Kobylnika. Mieszkał wtedy krótko wNanosach nad jeziorem Narocz, pracującjako inspektor rybołówstwa. W działalnościkonspiracyjnej znany był wówczas podpseudonimem „Nurmo”. Na to, że w ogólemógł działać w rejonie Świra, wpływ miaływarunki: specyficzny układ nieingerencjiw działalność administracji polskiejprzez administratora ziemskiego, NiemcaFlajsznera i pomoc przyjaciół, braci Romejków.W rejonie Świra dużo łatwiej niżgdzie indziej było ukryć spalonych ludzi,wyrobić im lewe papiery, a nawet zameldowaćna stałe.W styczniu 1943 roku w miejscowościNiećki, w mieszkaniu Józefa Romejki Burzyńskizorganizował spotkanie, na którymomówiono sprawy naboru ludzi i uzbrojeniaich w broń i amunicję. W marcu, w dzieńZwiastowania Najświętszej Maryi Panny, wzaścianku Bryle koło Kobylnika, „Kmicic”przyjął przysięgę od pierwszych partyzantów,między innymi od syna pułkownikaSzyłejki, „Olka”. Od tej pory rozpoczęło siętworzenie oddziału, którego liczebnośćszybko rosła. 27 marca poprzez zamarzniętejezioro Narocz, a następnie Niesłuczę,do oddziału dołączył ze swoim kilkuosobowymoddziałem konnym ppor. AntoniRymsza, który zaraz wyruszył w rejon Kiemliszeki Łyntup, aby zebrać tam ukrytą brońi powrócić z nią do zaścianka Dobrzyń. Tuw mieszkaniu państwa Mackiewiczów ponownieoczekiwał na niego „Kmicic”.Wiosną 1943 roku oddział stacjonowałw Ludwinowie. Trwał napływ nowychludzi - dołączył między innymi WładysławChojecki „Podbipięta”, który skupił przy sobienieliczną grupkę partyzantów, zgłosilisię miejscowi patrioci: nauczyciel z Kobylnika- Bolesław Błażewicz „Budzik”, KazimierzWróblewski „Janusz”, Zbigniew Rudzki „Bachus”.Nawiązane zostały kontakty z Okręgiemw Wilnie, rozpoczęło się szkolenie.Dotychczasowa kompania szkieletowabatalionu „Światosław”, którą dowodziłJerzy Lejkowski „Szpagat”, ściągnięta zostałaz Duniłowicz i po uaktywnieniu weszła wskład oddziału. W terenie nawiązana zostałarównież współpraca z policją białoruską,która tworzyła własną konspirację, a kilkupolicjantów przeszło na stałe do „Kmicica”,m.in. Julian Kołacz „Hermes”.Pod kryptonimem„Burza” wszedłdo historii pierwszyna Wileńszczyźnieoddziałpartyzancki AK -„Kmicica”. Powstałon wczesną wiosną1943 rokuw powiecie postawskim,nadjeziorem Narocz.Jego dowódcązostał podporucznikAntoniBurzyńskiPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201137


zanim polacy zorientowali się w sytuacji, sowieci mieli wszystkich na muszkach karabinówW początkach maja od społecznościrejonu Kobylnika oddział otrzymał sztandarbojowy z zawołaniem w haśle: „Bóg,Honor, Ojczyzna”. Wykonany został on wkonspiracji ze sztandaru szkoły podstawowejw Maciasach i przed wręczeniem „Kmicicowi”,poświęcony przez księdza Pawłowskiego.W połowie czerwca oddział rozrósłsię do kilkudziesięciu osób. Wówczas „Kmicic”zdecydował się przesunąć go do dużegokompleksu leśnego Bonda koło Wiszniewa.Tam szkoląc ludzi, przygotowywałsię do walki z Niemcami.W czerwcu 1943 roku ppor. Burzyńskinawiązał współpracę z Sowietami. Z uwagina bliskie sąsiedztwo działających w okolicyNaroczy partyzantów sowieckich orazwspólny cel, jakim była walka z Niemcami,zawarł w Niesłuczy porozumienie z dowódcąI Wileńskiej Radzieckiej BrygadyPartyzanckiej im. Woroszyłowa - płk.Fiodorem Markowem. Przed wojnąukończył on w Święcianach SeminariumNauczycielskie. Za czasów polskich,przed 1939 rokiem, za przekonaniakomunistyczne był aresztowanyprzez władze polskie i skazanyna pół roku więzienia. Po przyjściuwładzy radzieckiej, wybrany zostałdeputowanym ludowym, wstąpił dowojska i w niedługim czasie awansowałdo stopnia pułkownika.Wbrew sprzeciwom inspektoraOkręgu „Sulimy”, który przestrzegał„Kmicica” przed zbytnią ufnościąwobec Sowietów, porucznik zawarłz nimi porozumienie, w wyniku któregoustalono, że oddziały nie będąsię wzajemnie zwalczać. Uzgodnionotakże zasady współpracy, wydanowspólne dwujęzyczne przepustki,ustalono hasła. Przyjazne kontaktysłużbowe ugruntowywać miały składanesobie nawzajem przyjacielskiewizyty, w tym także przy alkoholu.Do planowanych wspólnie przeciwkoNiemcom akcji bojowych jednak nie doszło.Pierwsza, zaplanowana na 20 czerwcana garnizon niemiecki w Konstantynowie,z niezrozumiałych dla polskich partyzantów,została zaniechana przez Sowietów.Czas upływał, napięcie wokół potrzebyrozpoczęcia wspólnych, regularnych akcji,rosło. Po zawarciu porozumienia z Sowietami,„Kmicic” w sąsiedztwie obozu Markowazałożył dwie bazy: obóz wojskowy „A”i bazę gospodarczą - obóz „B”. Obie połączonekilometrową groblą. Teren, w jakimpowstały, charakteryzował się trudnym podejściem.Rozpościerał się pomiędzy jezioramiNarocz i Miastro (na wschód od ujściaNaroczanki, 5 km na południe od wsi Hatowicze,na wzniesieniu wśród bagien).Płk Markow dowodził dobrze uzbrojonymi zaopatrzonym z powietrza oddziałembyłych żołnierzy radzieckich. Trudnosię dziwić, że współpraca z nim, dla liczącegojuż około dwustu partyzantów oddziałupolskiego, który borykał się z zaopatrzeniemw broń i sprzęt, była kusząca. „Kmicic”,którego opieszałość Sowietów* corazbardziej niepokoiła, nie chciał całkowicieuzależniać się od nich. Polscy partyzancibyli na tyle doświadczeni, że mogli samipokusić się o zdobycie na wrogu niezbędnychśrodków walki i zaopatrzenia. Nie liczącdrobniejszych potyczek, przeprowadzilikilka samodzielnych akcji, które zakończyłysię powodzeniem i zdobyciem większejilości broni, amunicji i sprzętu.W połowie lipca oddział dowodzonyosobiście przez „Kmicica” zaatakował w Kobylnikuposterunek niemiecko-białoruski.Zdobył trochę broni, sprzętu i bydło. W nocyz 1 na 2 sierpnia zaatakował posterunekniemieckiej żandarmerii w Duniłowiczach.Bez strat własnych Polacy rozbili posterunek,zdobywając wiele sprzętu i uzbrojenia.Bezsprzecznym sukcesem było rozbiciebazy niemieckiej w Żodziszkach, któreprzyniosło najwięcej korzyści spośródwszystkich akcji oddziału. Zdobyto wielebroni, amunicji, sprzętu, umundurowania iżywności.Niebawem jednak obawy inspektora„Sulimy” potwierdziły się. W sierpniu 1943roku, parę miesięcy po zerwaniu przez Stalinastosunków dyplomatycznych z RządemEmigracyjnym, oddział „Kmicica” zostałprzez niedawnych sprzymierzeńcówpodstępnie napadnięty i zlikwidowany. Wpoprzedzającym to wydarzenie czasie dobazy wojskowej przybyło dwóch oficerówMarkowa, komandir Sudarikow i komandirSzaszkow z informacją, że nazajutrz Polacymają zgłosić się z całym sztabem na bazęsowiecką, w celu dopracowania planu przeprowadzeniawspólnej akcji na garnizonniemiecki w Madziole. Był dzień 25 sierpnia,a rozmowy na ten temat - pomiędzy Markowemi „Kmicicem” - rozpoczęły się 23, nazajutrzpo uroczystościach święta żołnierza,które - przeniesione o tydzień - obchodziliwspólnie w obozie wojskowym.W uroczystościach uczestniczył inspektor„Sulima” i jego przyjaciel, kapitanStrzelecki, który zabierając głos, nietylko pochwalił partyzantów za ich dzielność,ale także nieopatrznie wyjawił planyprzeniesienia - jeszcze przed zimą - bazyw głąb kompleksu Bonda lub w byłe lasymagnata Wiszniewskiego pod Łyntupy,bliżej stacji kolejowej. Brał w nich udziałtakże płk Markow ze swoim sztabem, byłarównież liczna grupa partyzantów sowieckich.Ze strony polskiej, oprócz przedstawicieliOkręgu, w święcie uczestniczylitakże przedstawiciele siatki terenowej AKi osoby ich wspierające.Wracając do planowanej przez Sowietówakcji na Miadzioł, należy podkreślić, żeznajdował się tam silnie umocniony, dwupiętrowybunkier z niemiecką załogą. WysłannicyMarkowa tłumaczyli, że Polakomłatwiej będzie opanować ten punkt strategiczny,gdyż mają oni tam swoich ludzi pracującychu Niemców. - Wy zapewnicie pomocw uśpieniu czujności Niemców i dotarciedo bunkra - wyjaśnił Sudarikow - a myprzygotujemy niezbędny do tej operacjisprzęt. Szczegóły omówimy w naszej bazie.Spotkanie dowódców oddziału wyznaczonou Sowietów na godzinę dziewiątą.Sowieci czekali na nich ukryci w pobliskichkrzakach. Zaskoczenie było paraliżujące.Nikt przecież nie spodziewał się z ichstrony ataku. Zanim Polacy zorientowalisię w sytuacji, Sowieci mieli wszystkich namuszkach karabinów. W tym samym czasieSowieci otoczyli całą polską bazę. Partyzanci,czyścili akurat broń, co ułatwiłoim ich rozbrojenie. Rosjan do obozu wpro-38POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


Fot. Archiwumwadzili polscy partyzanci Niciński, ps. „Boryna”i „Jerzy Ostróg”. Komandir Sudarikowi komandir Saszkow wjechali bryczką,inni za nimi na koniach. Sudarikow zarządziłzbiórkę bez broni. Szef bazy EdwardKilczewski „Ostrowski” nie zgodził się.Krzyknął: - Chłopcy z bronią do mnie! - Alewtedy Sowieci wydali komendę: „Brasajorużie!” i skierowali w nich swoje pepesze.Zaczęli strzelać w górę, nad głowami Polaków.Jak akowcy oddali broń, wszystkimkazano położyć się na ziemi. FranciszekSzurpicki „Brzózka” odmówił oddania bronii wykonania polecenia, by upaść. GdyRuscy podchodzili do niego, wyjął granat irozerwał się nim.Baza gospodarcza również otoczonazostała przez partyzantkę sowiecką. Polakomodebrano broń i położono ich naziemi. Godzinę później przyprowadzonopartyzantów aresztowanych w bazie wojskowej.Dwójkami, otoczeni silnym kordonemSowietów, zaprowadzeni zostali nawzgórze, gdzie płonęło ognisko i podobniejak ci z bazy gospodarczej, położeni naziemi. Ogień płonął. Leżeli tam całą noc, apomiędzy nimi stali sowieccy wartownicyz bronią.Rano rozpoczęły się przesłuchania.Prowadzili je Jonas Wildzunas „Diadia Wania”i Polak, którego nazwiska nie ustalono.Przy „Diadi Wani” tłumaczem był, przybyłyniedawno do oddziału, komendantpolicji białoruskiej z Nowego MiadziołaSmoleński. Przesłuchiwanych dzielono nadwie grupy. Jedni mogli swobodnie poruszaćsię po obozie otoczonym szczelnieSowietami, drugich kierowano na wzgórzei pilnie strzeżono, nie pozwalając nigdziesię ruszyć.Gdy przesłuchania ustały, tych, którychodłączono, kierując na wzgórze, odprowadzonow głąb lasu, prawdopodobnie do bazylitewskiej. Niewielka baza, zorganizowanaprzez litewskich komunistów zrzuconychz Moskwy, znajdowała się w sąsiedztwie bazysowieckiej. Z tego co mi wiadomo, składałasię z dwóch oddziałów: Jurgisa i Kazisa.Litwini stronili od Polaków. Zresztą dotarciedo bazy litewskiej możliwe było jedynieprzez bazę Markowa. Litwini nie prowadziliwalki. Sowieci mówili im, że oni zajmują sięjedynie sprawami politycznymi.W grupie wyprowadzonych na bazęlitewską Polaków znaleźli się wszyscy ci,co odmówili współpracy z Moskwą. Bezwzględu na poglądy włączono do nichwszystkie osoby funkcyjne i tych, którychjuż wcześniej Rosjanie mieli na oku. Wśródwyprowadzanych byli między innymi: dowódca1 kompanii - Kilczewski „Ostrowski”oraz przyjaciel „Kmicica”, szef wywiadu -Michał Klewiado - pochodzący ze strażygranicznej ze Śląska. Był wśród nich równieżjego Jurczak „Kukuś”. Przed wojnąbył on na Śląsku komendantem polskiego„Strzelca”. Stamtąd uciekł przed Niemcamina Kresy Wschodnie. Do oddziału przyszedłrazem z grupą policjantów miadziolskich.Niemcy wykorzystywali go jako tłumacza.W czasie przesłuchania przez „DiadięWanię” nie miał szans. Był na liście, którą„Diadia” miał ze sobą.Kilczewski nie pojechał razem z „Kmicicem”na bazę radziecką, gdyż wykonywałzadanie służbowe. Właśnie, gdy nadzorowałczyszczenie rozłożonej broni, bazę zaatakowaliSowieci. Potem, odchodząc z bazy,głośno pozdrawiał swoich partyzantów:- Żegnajcie chłopcy. Co stanie się ze mnądomyślicie się sami, jeśli nie wrócę do was.Ja Sowietom uciekać nie będę. Nie czujęwiny, niczego im nie zrobiłem.Już zza granicy obozu wołał do nichMichał Klewiado: - Trzymajcie się chłopaki!Żegnam was! Powiedzcie innym, co stałosię z nami. Pamiętajcie! Powiedzcie innym!Godzinę później do polskiej bazyprzyjechał na koniu płk Fiodor Markow.W otoczeniu kilku swoich partyzantów, wtym Sudarikowa i Szaszkowa, wjechał nato samo wzniesienie, gdzie w nocy płonąłogień, a potem zbierano polskich partyzantówi nakazał u jego podnóża zarządzićdla nich zbiórkę. Potem przemówił: - Polacy.Nie bójcie się, wasz oddział będzie istniałnadal. Musicie wszyscy wiedzieć, żewasze dowództwo prowadziło niewłaściwąpolitykę wobec Związku Radzieckiego.Dostałem rozkaz z Moskwy, żeby - kaleczącpolski język wyjaśnił - obezbroić wasz oddziałi obezbroiłem go. Dziękuję wam za to,że zrozumieliście nas i że obeszło się bezpoważniejszych incydentów. Świadczy too tym, że zrozumieliście, iż wasi dowódcymanipulowali wami i...- Wśród partyzantów zawrzało.- A gdzie są nasi dowódcy?! Co z „Kmicicem”i z naszymi oficerami?! - posypałysię pytania.Markow podnosząc głos, oznajmił:- Wasze bezpieczeństwo zależy wyłącznieod was samych.- Gdzie jest nasz dowódca „Kmicic”?! -ktoś z tłumu ponowił pytanie.- Przywiozłem wam nowego dowódcę!Oto on. - Dowódca sowieckiej brygadywskazał na mężczyznę, który znajdował sięprzy nim. Jego koń jak tancerz zakołysałciałem, podniósł przednie nogi i wykonałmłynek, prezentując wszystkim siedzącegona nim jeźdźca.- Wasz nowy dowódca jest kapitanem- wołał Markow. - Nazywa się WincentyMroczkowski, a partyzancki pseudonimma „Zapora”.W rzeczywistości był to plutonowy,którego w 1938 roku zwolniono dyscyplinarniez Wojska Polskiego do cywila, zanadużywanie alkoholu.Markow oznajmił także, że na życzeniepolskich władz wojskowych w Moskwieoddział przyjmie nową nazwę: imienia BartoszaGłowackiego. - „Kmicica” zatrzymaliśmydo dyspozycji Moskwy - oznajmił Markow.- Będzie on musiał wytłumaczyć się zbłędnej polityki wobec naszych władz.Polacy nie mogli tego zrozumieć; przecież„Kmicic” tłumaczył im, że współpracującz Sowietami, otwierają sobie drogę dolepszych stosunków sąsiedzkich po wojnie?„Kmicic” był antykomunistą. Jegoidee odrodzenia wolnej Polski w granicachsprzed 1939 roku nie podobały się Rosjanom.Pojęcie „legioniści”, jakiego używali,miało zabarwienie pejoratywne. TradycjePiłsudskiego zawsze nieprzyjemnie kojarzyłysię Sowietom. Kto wie, czy obchodyświęta żołnierza, którego tradycja wywodzisię z pamiętnego cudu nad Wisłą, niezadecydowały o tym, że Sowieci tak właśnierozprawili się z oddziałem „Kmicica”.A może to obawy, że ich komendant „Wilk”przeniesie oddział w inny rejon? Poza ichzasięg bezpośredniego oddziaływania.Wtedy nic nie wiedziano jeszcze otym, że 22 czerwca 1943 roku w MoskwieKomitet Centralny Komunistycznej PartiiBiałorusi przyjął uchwałę nakazującą„wszystkimi sposobami zwalczać oddziałyi grupy nacjonalistyczne”, a za takie uważanabyła Armia Krajowa.„Kmicica” zamordowano w okrutnysposób w bazie litewskiej. Powieszono zanogi, darto z niego pasy, podkładano ogień.Miejsce jego pochówku nie jest znane dodzisiaj. Wraz z nim zginęło 82 polskich partyzantów.Rzekomy kapitan Mroczkowskimiał realizować politykę sowieckich komunistów.Nie wiedział dokładnie, jaką ma byćpowojenna Polska. Jego zdaniem - mieli otym decydować Polacy z oddziałów komunistycznychWandy Wasilewskiej. Dla nichbyło to jednoznaczne z tym, że o ich losiemieli zadecydować Sowieci.Partyzanci oddziału „Kmicica” niechcieli walczyć u boku sojusznika, któryuzurpował sobie prawo decydowania otym, jaka będzie Polska, za którą oni mająprzelać krew.Mroczkowski nie dorósł do stopniaoficerskiego, jaki otrzymał od sowietów. Jegooddział w krótkim czasie (około 3 tygodni)rozpadł się. Niedobitki oddziału „Kmicica”stały się niebawem zalążkiem nowejformacji zbrojnej - V Brygady Śmierci AK,Brygady „Łupaszki”.Jan Stanisław Smalewski, NaćmierzPrzypis: */ Partyzanci „Kmicica” nie wiedzieli,że wiosną stan stosunków polsko-sowieckich,po wyjściu z terenu ZSRR armii Andersa,bardzo się zaognił. W kwietniu, po skierowaniuprzez Polskę do MiędzynarodowegoCzerwonego Krzyża prośby o wyjaśnieniesprawy katyńskiej, doszło do zerwaniastosunków dyplomatycznych. W odpowiedzina posunięcia Polski, ZSRR oskarżył RządPolski o kolaborację z Niemcami. 30 czerwcaNiemcy aresztowali Komendanta GłównegoAK w Warszawie, a 5 lipca zginął w katastrofielotniczej nad Gibraltarem premier i NaczelnyWódz Wojska Polskiego generał WładysławSikorski.wołał do nich: - trzymajcie się chłopaki! żegnam was! powiedzcie innym, co stało się z nami. pamiętajcie! powiedzcie innym!POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201139


Słonowice leżą w południowo-zachodniejczęści gminy Kobylnica, przy drodzeodchodzącej w Reblinie od szosykrajowej ze Słupska do Sławna. Granicęrozdzielającą ziemie należące do Dobrzęcinai Słonowic stanowi ciek wodny, dopływWieprzy wypływający od strony Runowa wstronę Wrzącej. Wschodnią granicę przyległościnależących do Słonowic wytycza liniakolejowa ze Słupska do Miastka z przystankiemoddalonym od miejscowości odwa kilometry. Nazwa wsi ma charakter patronimicznyi utworzona została od nazwyosobowej Słony. W 1505 roku nazywała sięSlonnenitz, natomiast jej niemiecka nazwaprzed 1945 rokiem brzmiała Gross Schlonwitz.Wsie Słonowice i Dobrzęcino należałydo rodziny von Kleist, która przejęła je od v.Puttkamerów, gdyż Mathias v. Puttkamer w1480 roku sprzedał Malechowo i nabył Komorczyn,Dobrzęcino i Słonowice. W 1510część tych ziem figurowała jako zastaw dlav. Belowów. Ci ostatni jako właściciele Słonowicwystępowali w dokumentach do1549, a Dobrzęcina do 1640 roku. W latach1655 - 1666 na liście właścicieli figurowałyjuż nazwiska v. Kleist i v. Krockow. To ostatniezaistniało prawdopodobnie przez koligacjęz kobietą z rodziny v. Below. W 1756roku jedna czwarta obszaru wiosek należałado rodziny v. Blumenthal z Kwakowa.W 1773 majątek był w posiadaniu rodziny v.Krockow.W okresie wojen napoleońskich Słonowicezostały przez Francuzów podpalone,później ponownie je odbudowano. Dodziś nie wiadomo, jak wyglądała przedtemwieś, majątek oraz dworek. W 1840 rokugrafini Waleska v. Krockow wyszła za mąż zarotmistrza Hermanna v. Blumethala z Kwakowa,a później zmarła podczas porodu syna.W ten sposób cały majątek przejęła rodzinav. Blumenthal i należał on do niej do1945 roku. Hermann v. Blumenthal zmarł w1863, a ponieważ jego syn, rotmistrz Vally v.Blumenthal, w 1886 kupił inną posiadłość,Słonowicami w latach 1863-1924 zarządzaładministrator o nazwisku Strömer. Pośmierci Vally’ego majątek przejął prof. dr Albrechtvon Blumenthal. W 1924 roku zarząddobrami przejął jego brat Robert. W maju1939 spalił się dwór wraz z kilkoma oborami,jedną z nich odbudowano w 1941 roku.Odbudowę dworu odłożono na czas pokoju.lecz nigdy nie doszła do skutku. W składspalonego dworu wchodził dom dziedzica,wchodziły też stodoły i obory. Za domempołożony był budynek, w którym pracowałinspektor, a obok ulicy - park z dwoma stawamii dużą liczbą starych drzew.Majątek szlachecki obejmował powierzchnię325 ha i przede wszystkimuprawno w nim ziemniaki. Według księgihandlowej Willi Popp hodował 45 krów,dwa buhaje oraz cielęta. Hodowlą trzodychlewnej (około 300 świń) zajmował sięAugust Schramm. Mienie majątku nadzo-Słonowice,bo... SłonyW okresie wojen napoleońskich Słonowicezostały przez Francuzów podpalone, późniejponownie je odbudowano. Do dziś niewiadomo, jak wyglądała przedtem wieś,majątek oraz dworekrował inspektor Arthur Simon. Słonowicemiały pocztę, której właścicielem był FriedrichHein. Prowadził on także sklep, pełniłponadto funkcję burmistrza. We wsi znajdowałasię kuźnia i pracował kołodziej. Byłateż szkoła - na początku jednoklasowa, dopieropo drugiej wojnie światowej dwuklasowa.Do 1934 roku uczyli w niej Paul Brauni Weker Klaschiński, zaś w latach 1934-1944Nimz Künne, Wilke oraz jego żona.Park w Słonowicach założono w styluangielskim. Rosły w nim stare drzewa i byłydwa stawy. Graniczył on z posiadłością należącądo kościoła. Pozostały po nim zaledwiegrupy zieleni. Jeśli chodzi o kościół, toRuthger v. Blumenthal napisał, iż położonyw centrum wsi, mógł zostać zbudowany wXIII-XIV w., lecz z ówczesnej budowli zachowałasię tylko dzwonnica. Początkowo byłaona wyposażona w dwa dzwony, jednakpodczas pierwszej wojny światowej jedenz nich zdjęto i przetopiono. Dzwon ten pochodziłprawdopodobnie z XIV w., na cowskazywał umieszczony na nim napis. Pozostałączęść istniejącego do dziś kościołazbudowano po 1892 roku.Nieco inne informacje odnajdujemyw karcie ewidencyjnej kościoła SłużbyOchrony Zabytków. Uznano w niej bowiemza L. Boettgerem, że wieża świątynipochodzi prawdopodobnie z XV w., a także,iż do 1892 roku istniał jeszcze średniowiecznykorpus. Był to obiekt założony naplanie prostokąta, bez wyodrębnionegoFot. J. Maziejuk40POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


z notatnika... historykaprezbiterium, z prostokątną kruchtą od południa.Sporządzająca kartę Dorota Cieślikuznała, że obecny kościół pochodzi prawdopodobniez przełomu XIX i XX w. Wiadomo,że 11 sierpnia 1807 roku, na skutekpożaru, znacznie ucierpiał. Budowla majedną nawę, od zachodu wyższą wieżę, aod wschodu prostokątne prezbiterium.Przy nim, od północnej strony, znajduje sięzbudowana na planie prostokąta zakrystia,a do nawy od południa przylega kruchta.Dawna wzniesiona została na planie kwadratu.Kościół wymurowany został z cegłyoraz osadzony na kamiennych fundamentach.Nawa główna jest jednokondygnacyjna,wieża - dwukondygnacyjna, prezbiterium,zakrystia i obydwie kruchty są niższe.Nawę przykrywa dach dwuspadowy, wieżęczterospadowy z ośmiobocznym hełmem,prezbiterium - dach pięciospadowy, kruchtępołudniową - dwuspadowy, a zakrystiai kruchta przy prezbiterium pokryte są dachamijednospadowymi. Wieża pokrytajest blachą, reszta układaną podwójnie dachówkąkarpiówką.W zachodniej elewacji wieży znajdujesię ostrołukowy portal z okrągłym otworemokiennym w tympanonie. Otwór drzwiowyzamyka łuk odcinkowy, a otwór okiennynad portalem łuk pełny. Drugą kondygnacjędzielą cztery ostrołukowe blendy, wdwóch środkowych zamieszczone zostałymałe otwory okienne, zamknięte łukamipełnymi. Podziały drugiej kondygnacji, elewacjipołudniowej i północnej są nieregularnejak w zachodniej. Elewacja północnakościoła jest pięcioosiowa, a otwór drzwiowyzamyka łuk odcinkowy. Ściany bocznekruchty są jednoosiowe, ścianę szczytowątej części dzieli pięć blend zamkniętychśrodkowo. W narożnikach prezbiteriumelewacji wschodniej znajdują się przypory.Ściana północna zakrystii jest jednoosiowa,otwór drzwiowy zamknięto łukiemostrym, ściana wschodnia jest zaś dwuosiowa.Otwory okienne elewacji północnej iprezbiterium są duże, zamknięte łukamiostrymi. Między oknami elewacji północnejumieszczono dwuskokowe przypory, aw narożnikach przypory ukośne. Równieżzamknięte łukami ostrymi, ale małe otworyokienne znajdują się w zakrystii i kruchciewschodniej.Zabytkowe wyposażenie obiektu stanowiambona z drugiej połowy XVII wieku,ozdobiona figurami czterech ewangelistów,chrzcielnica z 1658 roku, granitowakropielnica z XIII-XIV wieku oraz ołtarz, ławkii empora z końca XIX wieku. Po wkroczeniudo Słonowic wojsk radzieckich, kościółzostał zdewastowany; żołnierze rosyjscyobiekt podpalili, części organów leżałypóźniej porozrzucane w promieniu kilkusetmetrów. W 1968 r. ks. Zdzisław SerwaSDB doposażył świątynię w ołtarz głównysprowadzony z parafii pod wezwaniem św.Teresy w Łodzi. Figury: Serca Pana Jezusa,Matki Boskiej Niepokalanej i św. Józefa,Fot. J. Maziejukumieszczone w tymże ołtarzu, sprowadzonoze Śląska. Przerobiono też ołtarz boczny- zdobiący go wcześniej obraz JezusaUkrzyżowanego przeniesiono do kruchty,a wstawiono sprowadzony z Warszawy obrazMatki Boskiej Częstochowskiej.W 1973 roku obok kościoła zbudowanonową dzwonnicę i zawieszono na niejdzwony: Świętego Stanisława ufundowalirodzice, Aniołów Stróżów - młodzież. Obydwadzwony wykonane zostały w firmie ludwisarskiejJana Falszyńskiego w Przemyślu.W 1981 roku położono na kościele dachówkę,a w październiku 1986, staraniemks. Andrzeja Pastwy SDB, wymienionopokrycie wieży. Kubatura obiektu wynosi1849 metrów sześciennych, a powierzchniaużytkowa 257 metrów kwadratowych.Kościół ujęty jest w rejestrze zabytków podnumerem A- 403.Powierzchnia cmentarza przykościelnegow Słonowicach wynosi 0,45 ha. Jegopierwotne założenie określa się na XV wiek.Podobnie jak kościół zlokalizowany jest wcentrum wsi, na terenie równym. Zachowanezostały granice pierwotnego układuprzestrzennego, natomiast dawny układkwater i nagrobków został zatarty. Terencmentarza porasta murawa i luźny drzewostan,złożony z lip, kasztanowców, jesionów,klonów, grabów i świerków.Słonowicki zbór ewangelicki podlegałsynodowi w Sławnie. Do parafii tej należałySłonowice, Słonowiczki, Dobrzęcino, Runówkoi Wrząca. Nad kościołem patronatsprawowali panowie Słonowic i Dobrzęcina.Kolejnymi proboszczami ewangelickimiw Słonowicach byli następujący pastorzy:Martin Kerner (1554 - 1593), Joachim Maas(1594 - ?), Matthias Hasing (1610 - ?), JohannGutslawius (? - 1614), Erdmann MauritiusMoritz (1647 - 1695), Marttheus Wasenselow(1695 - 1736), Petrus Szweder (1737 -1743), Johann Cyprian Ebrahim Neumann(1743 - 1787), Ernst Theodor Haten (1788- 1805), Dawid Rudolph Reinmann (1807 -1859), Karl Friedrich Wilhelm Kieppen (1859- 1891), Rainhold Ludwig Fraugott Witte(1893 - ?), Jeroschewitz (? - 1935), Schultz(1935 - 1942), Otto Range (1942 - 1945).Rzymskokatolicką parafię pw. św. StanisławaKostki formalnie erygowano 3 maja1976 roku, lecz początkowo była to parafiapw. Matki Boskiej Pocieszenia we Wrześnicy,z siedzibą w Słonowicach. Dopiero późniejprzekształcono ją w parafię Słonowice.Samodzielnym wikariatem była już od1963 roku. Wcześniej świątynia była kościołemfilialnym parafii pw. Najświętszej MaryjiPanny w Pałowie. Przez pewien czas obsługiwaliją również salezjanie ze Słupska,gdyż rozległy teren parafii w Pałowie stwarzałpoważne problemy w obsłudze. Wikariuszz Pałowa, ks. Jan Romanowicz SDB,przez rok (1960 - 1961) mieszkał nawet wZębowie. Ostatecznie jednak w 1962 rokuprzeniósł się do Słonowic, do wynajętegolokalu, i w ten sposób faktycznie rozpocząłusamodzielnienie przyszłej parafii Słonowice,chociaż odrębne księgi metrykalnechrztów, małżeństw i zmarłych prowadzonotu już od 1956 roku.W 1963 roku następcą ks. Romanowiczazostał ks. Józef Padurek SDB (+15 lutego1983 - Bydgoszcz). W 1965 zmienił goks. Henryk Frączek SDB (+11 lipca 1991 -Kutno), którego z kolei 12 lutego 1967 zastąpiłks. Zdzisław Serwa SDB (+6 kwietnia2007 - Lad n. Wartą). On też po ustanowieniuparafii został pierwszym proboszczem iurząd ten pełnił do lipca 1983 roku. Wpisałsię w dzieje parafii jako osoba wyjątkowobarwna, to za jego kadencji proboszczowskiejochrzcił swoje dzieci w miejscowymkościele niezwykle zasłużony dla Słupskapierwszy i wieloletni wojewoda słupski JanStępień. Z dniem 1 sierpnia tegoż roku następcąjego został ks. Andrzej Pastwa SDBPOWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 201141


i na stanowisku proboszcza pracował dowakacji 1991 roku. W latach 1989-1991 wpracy duszpasterskiej wspierał go ks. ZenonKapłan SDB. W 1991 roku ZgromadzenieSalezjańskie przekazało parafię DiecezjiKoszalińsko-Kołobrzeskiej. Pierwszym proboszczemdiecezjalnym, ustanowionym 15sierpnia 1991 roku, został ks. Feliks Samulak.Podczas wakacji 2004 objął on urządproboszcza w Jezierzycach, a proboszczemw Słonowicach został ks. Krzysztof Łachut.Do parafii włączone zostały miejscowości:Słonowice, Bzowo, Dobrzęcino,Kczewo, Komorczyn, Runowo, Słonowiczki,Ścięgnica, Wrząca, Zbyszewo oraz z gminySławno: Warszkówko, Tychowo i Wrześnica.W dwóch ostatnich znajdują się kościoły filialne.W 1998 roku erygowano parafię wWarszkowie i przyłączono do niej z parafiiSłonowice - Warszkówko oraz Wrześnicę,zaś miejscowości należące do gminy Kobylnicanadal pozostały przy parafii słonowickiej.We Wrzącej w latach 90. wybudowanonową kaplicę, w której również odprawianesą msze święte.Duszpasterstwo w parafii Słonowiceutrudnia duża odległość między wioskami,a co za tym idzie, ograniczony kontaktz wiernymi. Na przykład Bzowo i Zbyszewooddalone są od Słonowic o siedem, Ścięgnicao dziewięć, a Tychowo o dziesięć kilometrów.W 1998 roku Bzowo liczyło 156wiernych, Dobrzęcino - 184, Kczewo - 166,Komorczyn - 97, Runowo - 156, Słonowiczki- 59, Ścięgnica -128, Tychowo - 515, Wrząca- 461 i Zbyszewo -19. W samych Słonowicachzamieszkiwało 155 wiernych. Na 2096mieszkańców parafii było 1900 katolikóworaz sześcioro grekokatolików. Od styczniado września 2001 roku proboszcz udzieliłtylko dwanaście chrztów i sześciu ślubów,pogrzebał natomiast aż szesnastu zmarłych.Do końca lat 80. XX wieku plebaniamieściła się w połowie starego domu położonegoopodal kościoła. Wówczas rozpoczętobudowę nowego domu parafialnego,którą zakończył już ks. F. Samulak. Zparafii wywodzą się: ks. Cezary Lesikowski -kapłan Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej,ks. Adam Michalski SDB oraz urszulanka s.Elżbieta Stępniewska. Parafia należy do dekanatuSławno.Nie używa się dawnego cmentarzaewangelickiego, założonego w drugiejpołowie XIX wieku. Nekropolia ta ma powierzchnię0,56 ha i zlokalizowana jest wpółnocnej części wsi, przy szosie z Dobrzęcina,na terenie równym, w otoczeniu póluprawnych. Czytelne pozostały granicepierwotnego układu przestrzennego orazzwarty układ kwater i mogił, lecz nie zachowałysię nagrobki. Wzdłuż granic cmentarzarośnie szpaler dwudziestu czterechkasztanowców.W otoczeniu pól uprawnych w 1950roku założono nowy cmentarz. Nekropoliazlokalizowana jest po północnej stroniewsi, przy szosie z Reblina. Jej powierzchniawynosi 0,4 ha. Granice układu przestrzennegosą czytelne, nie ma podziału na kwatery.Wzdłuż granic rosną szpalery drzew, wwiększości świerki.Decyzję o otwarciu Szkoły Podstawowejw Słonowicach podjął InspektoratSzkolny w Sławnie. Nauka rozpoczęła się 1października 1948 roku. Początkowo pracowałtu tylko jeden nauczyciel Jan Grzybowski.Od grudnia 1955 nadzór nad szkołąprzejął Wydział Oświaty <strong>Powiat</strong>owej RadyNarodowej w Słupsku. W 1956 placówkarealizowała pięcioletni program nauczania,w roku następnym już sześcioletni, zaś odwrześnia 1966 roku - ośmioletni.We wrześniu 1973 roku zamkniętoSzkołę Podstawową w Runowie, a dziecize zlikwidowanej placówki włączono doszkoły w Słonowicach. Kolejna reorganizacjasłonowickiej szkoły odbyła się rok później,bowiem od września 1974 do Słonowicdowożono również uczniów klas odpiątej do ósmej ze szkół we Wrzącej i Bzowie.Nie trwało to długo, gdyż w roku szkolnym1979/1980 powstała szkoła zbiorczawe Wrzącej, do której dowożono ze Słonowicuczniów klas od czwartej do ósmej.We wrześniu 1990 roku dokonano nowejreorganizacji - tym razem we Wrzącej pozostawionotylko dzieci klas od „zerówki”do trzeciej, starsze zaś zaczęto dowozić doSłonowic.W 1948 roku stan techniczny oraz sanitarnyobiektów szkolnych był fatalny. Nowepokrycie dachu na budynku szkolnympołożono dopiero w lipcu 1957 roku. Trzylata później wokół boiska zasadzono krzewy,a następnie okolono je żelbetonowymogrodzeniem. W 1961 dokonano dalszychremontów, ponadto szkoła otrzymała drugibudynek. Stare obiekty ciągle jednak niebyły funkcjonalne i dostrzegano koniecznośćwybudowania nowej szkoły. W lutym1967 roku inwestycję postanowiono przyspieszyć.Powołano Społeczny Komitet BudowySzkoły, jego przewodniczącym zostałkierownik Zakładu Rolnego w Dobrzęcinie,inżynier Wacław Jęchorek. Budowę prowadzonopięć lat. Nowy obiekt szkolny oddanodo użytku w pierwszej połowie 1991 roku,nieco później dokończono halę sportową.Dziś szkoła w Słonowicach to okazałyobiekt z salą gimnastyczną wyposażoną wnowoczesny sprzęt, mieszczący także kilkapracowni przedmiotowych.W latach 1999 - 2000 absolwentamibyli uczniowie klas ósmych, a od 2001 rokusą nimi uczniowie klas szóstych. Pierwszymkierownikiem, a później dyrektoremszkoły był Jan Grzybowski (1948 - 1981),po nim stanowisko dyrektora obejmowalikolejno: Małgorzata Wolniszewska (1981 -1983), Maria Mickiewicz (1983 - 1989), JacekKantowski (1989 - 1992), Anna Kamieńska(1992 - 1997), Marek Labuda (1997 - 2002)i od 2002 roku Jolanta Bojarska. W 2010 rokuobowiązki dyrektora szkoły zaczęła pełnićIrena Jasińska. Natomiast w latach 1957- 1959 pracował w tej szkole jako nauczycieloraz opiekował się szkolną drużyną ZHP -historyk, profesor Stanisław Łach.W roku szkolnym 1996 - 1997, po zasięgnięciuopinii uczniów, na posiedzeniuRady Pedagogicznej zaproponowano, byszkoła przyjęła imię Książąt Pomorskich.Projekt sztandaru wykonał Grzegorz Kamiński,a ufundował go Urząd Gminy w Kobylnicy.Podczas uroczystego nadania szkoleimienia, sylwetki książąt na tle dziejówSłupska przedstawił prof. Zygmunt Szultka,obecni byli również historycy słupscy orazprzedstawiciele Muzeum Pomorza Środkowego,którzy zadeklarowali utrzymywaniestałych kontaktów ze szkołą.W latach 1965 - 1966 zbudowano wSłonowicach ośrodek zdrowia. Kierownikiemzostała lekarz specjalista chorób wewnętrznychTeresa Rachańska. Zatrudnienibyli: referent gospodarczy - Franciszek Rachański,pielęgniarka dyplomowana - GrażynaOcha oraz rejestratorka - Teresa Matejczuk.W 1967 roku pracę rozpoczęła tutakże stomatolog Teresa Moniewska. W1969 zatrudnione były pielęgniarki - GrażynaDrozdowska i Bogumiła Skępiec, stomatolog- Krystyna Bigott oraz felczer medycyny- Józef Poradziński. W 1969 roku ośrodekopuściła Teresa Rachańska, w roku następnymkierownikiem przychodni zostałchirurg ortopeda dr Zbigniew Jakubowski.Około półtora roku później odszedł on, ana jego miejsce przyszła Antonina Polkerna.Od 1982 roku kierownikiem ośrodkabył Maciej Bińczak. Po reformie w służbiezdrowia i powołaniu kas chorych kontynuowałnadal swoją pracę w tym ośrodku,początkowo na subkontrakcie, a następniena kontrakcie z Pomorską Kasą Chorych wGdańsku. Pracował w Słonowicach dwadzieściadwa lata, zmarł po długiej chorobie2 lutego 2005 roku. Prowadzenie przychodniprzejęła jego żona - Ewa Bińczak ipracowała tu przez siedem lat. Uzyskałaspecjalizację pediatry. Następnie około rokuprzychodnią kierował i przyjmował pacjentówlekarz Wiesław Budzyński, po nimzaś przez pięć lat - lekarz pediatra JerzyKuczma, który przybył do Słonowic wraz zżoną - pielęgniarką. Około 1978 roku odeszłapielęgniarka Drozdowska. Około półtoraroku jako pielęgniarka pracowała BarbaraBernacka, a w 1984 roku zatrudnionopielęgniarkę Bożenę Sikorę.Do sołectwa Słonowice należy równieżDobrzęcino i jako sołtysi w dokumentachfigurują: Teodor Misków (wymienionyw latach: 1951, 1953 oraz 1959), J. Konieczny(1954), Władysław Jopek (1973), WalentyNowak (1984, 1990 - 1994) i Stefan Piszko(1994),Eugeniusz Wiązowski, Kobylnica42POWIAT SŁUPSKI NR 7-8 (<strong>125</strong>-<strong>126</strong>) • LIPIEC-SIERPIEŃ 2011


V Ogólnopolski Zjazd Maskotekrowy, 17 lipca 2011Zdjęcia: J. Maziejuk


www.powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!