31.07.2015 Views

zmarł jan wanago - poeta chłopski z wrześnicy - Powiat Słupski

zmarł jan wanago - poeta chłopski z wrześnicy - Powiat Słupski

zmarł jan wanago - poeta chłopski z wrześnicy - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

na spotkaniach i ichdruk w wydawnictwachpowiatu. Prawiedo końca swoichdni był aktywny. Byłi pozostanie zawszeniekwestionowanymliderem Grupy.W 2010 rokuukazał się wreszciepierwszy przyzwoitytom Jego fraszek, satyri wierszy. Po lekturzeokazało się, że JanWanago to też <strong>poeta</strong>było właściwego klimatu. To przykre, ale nie chciano poznaćdorobku życia swego poety! I to nie jest odosobniony przypadek.Tak zwykle bywa. Nie szanuje się swoich, miejscowychtwórców za życia. Zwłaszcza właśnie ci, których najbardziejlubimy, kochamy i dla których głównie piszemy, nie potrafiątego docenić. Dlaczego?Ale nic straconego Panie Janie. Dzięki tej Twojej książcepamięć o Tobie będzie długa. Będzie trwać, bo na nią solidniezapracowałeś. Bo wyszedłeś daleko ponad przeciętność, byłeśnie tylko poetą, ale też prawdziwym patriotą. Byłeś środkowo-pomorsko-wileński!Jak Ty jeździłeś przybijać tablice wielutwórcom z powiatu słupskiego, by utrwalać o nich pamięć,tak o Tobie też sobie przypomną. I to przypomną z należytymszacunkiem.Zbigniew Babiarz-Zych, Słupskliryczny, niezmierniePS. Na cmentarzu we Wrześnicy w ostatniej drodze Janawrażliwy na ból, Wango uczestniczyli poeci: Grzegorz Chwieduk z Kępic, Zyg-stratę najbliższych. munt Jan Prusiński z Ustki, Emilia Maraśkiewicz z Darłowa,Okazało się, że najlepszejego wierszeAldona M. Peplińska z Motarzyna, Mirosław Kościeński zeSłupska (wiceprezes słupskiego oddziału ZLP), Marian Kwidzińskipowstały w 1954,z Białogardu, Anna Karwowska z Dobieszewka, Ro-1958 i 1959 roku, kiedybył młodym człowiekiem. Nie doczekał się prezentacji tegotomiku we Wrześnicy, a bardzo chciał, żeby się odbyła. Nieman Jońca - brat nieżyjącego poety Marka Jońcy z DębnicyKaszubskiej i niżej podpisany. Chłopskiego poetę pożegnałteż Ryszard Stachowiak - wójt gminy Sławno. (z)pozostało słowo wiatrem zdobioneWiedzieliśmy, że mocujesię z nieugiętą chorobą,ale na kolejnych wspólnychspotkaniach, czekaliśmyna Niego, a wrazz nami Jego opuszczonekrzesło. Nie pojawiał się...Towarzyszyła nam świadomość słabości i przemi<strong>jan</strong>ia.Funkcja pamięci ponownie wychodziła przed szereg. A jakimGo zapamiętamy? Chociaż pożegnalne refleksje przychodząsame i samemu trzeba je smakować, to wydaje się, że niepozostają odosobnione. Dlatego pamięć pomnożyłem o tych,którzy tak, jak ja, mieli okazję i przyjemność poznać charakterystycznąpostać oraz naturę Jego osobowośći objawianą wsposobie zachowań, dialogu z innymi, w Jego poezji przemyśleń.Pozory czerstwości często skrywają ludzi twardych, zaprawionychi zahartowanych niczym ziarna zapadające w skibęrodzicielki ziemi. Janka poznałem kilka lat temu, uczestniczącwe Wtorkowych Spotkaniach Literackich z Poezją (Nie)profesjonalną organizowanych przez Starostwo <strong>Powiat</strong>owe wSłupsku. Zanim pojawił się, a należał do tych pierwszych, nawspomnianych spotkaniach, na ziemię słupską przygnały Gowiatry wiejące z kresowych żmudzkich pól, nizin nadniemeńskichi pagórków wileńskich. Zresztą nie Jego samego. Owączerstwość zakorzeniał skutecznie. Stąd już Go nie wyrwienic i nikt.Rosną nowe pokolenia czerpiące soki tej ziemi. Pamięćżywych o tych co za nami, ale również o tych, co obok nas,kształtują szczególnie charakterystycznie indywidualności,zwane bardziej swojsko - osobowościami. Takim był Jan Wanago.Emanował prawdziwie chłopską erudycją i życzliwością.Indywidualizmem i charyzmą. Siedemdziesiąt kilka lat życiato dużo i zarazem bardzo mało. Człowieka można oceniaćcałościowo, ale i fragmentarycznie, znając tylko wycinek jegożyciorysu. Zresztą każda ocena, jeśli za taką ją uważamy, nieoddaje prawdy o człowieku.W towarzystwie Janka czuło się autentyczność chwili,dzięki Jego poczuciu humoru - ucieczkę od codziennych trosk,a także łączność intelektualną, której stopień sam kształtował.Jego ironia i dla wielu trudna - autoironia, dobry dowcip, którymczęstował innych, nigdy nie przekraczały granic dobregosmaku rubaszności, tudzież żartu.Pomimo że nie ukończył uniwersytetów, Sorbony, czyOxfordu osiągnął i dzielił się z nami mądrością przeżytego,trudnego, również, i dla Niego okresu, z którym przyszło Jankowisię zmagać, a który to był Jego szkołą życia. W ten sposóbpoznał autentyczny smak Wolności i Zniewolenia, a krataPożegnania Pożegnaniawieś tworząca dodatek literacki3


tych dwóch światów była oknem na Jego świat; czekającejnań dziatwy, rodziny i ponad 30-hektarowego gospodarstwa.Ostatnie moje widzenie Janka miało miejsce ponad dwalata temu. Było to z okazji promocji kolejnego tomiku wierszyJerzego Fryckowskiego w Dębnicy Kaszubskiej. Przyjechał,choć czuł się nie najlepiej. Przecież to Jurek zadał sobie trudredakcji i wyboru wierszy Wanago po to, by objawić w postaciksiążki to co najcenniejsze - talent i pamięć o autorze. Janekbył, ale czy obecny? Siedział w rogu sali, schowany za filarem.Wodził wzrokiem po licznie zebranych, jakby nieobecnyi przygaszony. Nie do każdego mógł już podejść, a jeszczerok wcześniej podejmował próby tańca.W Jego ostatniej drodze we Wrześnicy uczestniczyłemduchowo. Zdrowie ma moc szczególną; czasami nie pozwalana więcej. W przeddzień pogrzebu napisałem „do Niego”, byw dniu następnym o 10-tej odczytać szeptem:ŚRODKOWO - POMORSKO - WILEŃSKI(wiersz sąsiadkowaty)Trzeba umierać ze trzy razyA nie, jak Ty, mężnie staćZarys, jak wyraz - Słowo płomienneI karmą, i świadectwem - wrazI trwać nienagannieI kochać nieprzytomnieI klaskać sercu równy pulsJanowi Wanago na pożegnaniePrzeciw zapaści ramion brzemiennieW marszu nadziei w olśniony cudZiemia przygarnia to co zrodziłaZiemia przytula w matczyną pierśOddechem nieba zrasza drobinęI źródłem spływaW miłość przestworzaKu Tobie - w skibęW zasiany śladWa-na-go***Jan Wanago odszedł. Zmogła Go wyniszczająca choroba.Dzięki Starostwu <strong>Powiat</strong>owemu w Słupsku - Wydawcy imecenasa, a także wspomnianemu wcześniej poecie - JerzemuFryckowskiemu powstała w 2010 roku, jeszcze za życia Janka,książka z Jego „dziełami wybranymi” pt. „Środkowo - Pomorsko- Wileński”. Chociaż nakład niewielki, to w cząstcekonserwuje poetyckie przemyślenia autorskie Janka. Pomożezapamiętać człowieka rzuconego płachtą wiatru w środkowo- pomorskie, postaci o niebanalnej przeszłości i talencie.Janku! Dziękujemy za Twoją obecność wśród nas i prawdziweSłowa pocieszenia. Jesteśmy i pamiętamy.Piotr Wiktor Grygiel, Jasień27.01.2013 r.pożegnaniawiersze <strong>jan</strong>a <strong>wanago</strong>KTO TY JESTEŚ?Kto Ty jesteś? - ja chłop nic więcejJaki znak twój? - czarne ręceA gdzie ty mieszkasz?Ano mieszkam w polskiej ziemiPrawdę mówiąc między swemiO tam Niemcami, a tu Ruskiemi,A czym ci ziemia? - dla mnie PaniePonoć ma być utrzymanieAle wie pan jak to bywaJuż brakuje a gdzie żniwaI tak człowiek się ratujeGdzieś ukradnie, skombinujeŻeby chłop nie kombinował,To by dawno już splajtował,Z głodu kipnął, odkitował.A jakie twoje powołanie?Powołanie - wszystkich żywić panie.Dać skóreczki na kożuszek,Miękki puszek na czyjś brzuszek.A masz Ty chłopie jakieś prawo?Ano mam - pracować żwawo.Jak świt wstawać, spać o zmroku,I tak w kółko rok po roku,Ciągnąć jarzmo jak w kieracieA wy o prawo mnie pytacie?Czym się cieszyć, co żałować,Że brakuje czasu, odkitować.A masz ty godło jakieś chłopie?Godło - krzywe widły wbite w snopie,Garb na plecach, krzywe nogiOto godło Panie drogi.Mało jeszcze? Dodać mogęDwa gumowce na lewą nogę.A godłem będzie również ot!Najzwyklejszy sierp i młot.Tylko nie na krzyż w połowieA sierp na szyi, młot zaś na głowie.A jakie chłopie masz pragnienie?Ja pragnienie, to nic nie zmienię,Aha, żeby jednak szczerym być,Powiem prawdę, nie będę kryć:Otóż tak jak Chrystus przykład dał,Żeby Lenin z grobu wstał,I tak dobre manto dał,Tym co u nas tak rządzili,Że całą Polskę roztrwonili.Toteż pragnę już jak wiecie,Żeby lepiej było w świecie,W świecie w państwie, w całym kraju,Pragnę zgody, szczęścia urodzaju,Dobre żony grzeczne dziatki,No i ciepłe nogi u sąsiadki,I to również jak potrzeba,Mocny kieliszek chleba.TWOJA - NASZA MOGIŁAKtóż zgadanie - gdzie czyja mogiłaKiedy i w jakiej krainie,Lecz każdy wie, że go spotka,I że go śmierć nie ominie.Wiele jest mogił na świecieWięcej niż ziemi i wodyWszędzie Cię śmierć zawsze spotkaI wszędzie mogą być groby.Wiedzcie Drodzy, KochaniŻe wcześniej czy później pomrzecieWięc żyjmy trochę po ludzkuTeraz na tym Bożym świecie.1954 r.4 wieś tworząca dodatek literacki


DWIE MOJE MATKINie lubię mówić o sobie, bo to i opowieść zbyt długaTa powiem krótko i węzłowato jam też Wileńczak, ziemlakTa ot po prostu zza Buga.Urodziłem się na piecu, kąpano mnie w dzieży,Ja tylko tak mówię, a kto chce niech wierzy,W kożuchach wojłokach chodziłem po mrozie i chłodzie,Zajadałem bliny aż ciekł tłuszcz po brodzie,Nie zaprzeczam, że gardziołko mocniejszym czymś płukałemTa cebulą zakąsiwszy, chleba powąchałem,Smak oleju lnianego też żem wspomnieć rad,A i parsiuka niejednego też żem pewno zjadł.Czyż nie pięknie powspominać, czyż tak nie bywało,O, na przykład w łaźni: ta ktoś krzyknie z poły:Ta rzuć wodę na kamień, dabaw pary, ta ducha mało,Ta pewnie i w seksie nie ma większej przyjemności,Jako paściobać sobie wienikiem pod pachami,Wyciągnąć się na poły i rozprostować kości.I tak bym rad wspominać, niech me serce marzy,Nie wstydzę się tej łzy co spływa mi po twarzy.Miałbym jedno życzenie, lecz zrealizować ot to będzie i sztuka,Na przykład tak dostać się do Wilna, na odpust na Kaziuka.A i to również przed Wami swe serce otworzę,Że drogie mi również Środkowe Pomorze,Na Ziemi Słupskiej 58 lat, to są lata, lata,Ot, co mnie z Nią łączy i co również brata.Ja pewnie wyrodek to wypadek rzadki,Ale dla mnie Ziemia Słupska i Wileńska - to dwie Moje Matki.MOJA OJCZYZNAJam nie do Unii, Jam nie do NATO,Mam swój Dom Polski, prarodzinną chatę,Mam jeszcze więcej, bo żem rodzaj męskiOt, ze mnie znaczy się taki:Środkowo-Pomorsko-Wileñski.A moja Mała Ojczyzna to tam, gdzie na stykuZiemia Sławieńska przylega do brzegów Bałtyku.O mojej Dużej Ojczyźnie powiem jeszcze tak:Żyj nam Polsko po wsze czasy, a Twoje obliczeNiech Cię nie krępuje naziemskie granice,Bądź tam, gdzie my, gdzie Polak, gdzie polska mowa,My zawsze z Tobą, my zawsze przy Tobie,I tam gdzie pochylony próchnieje - polski krzyż na grobie!Wiersze z tomiku „Środkowo - Pomorsko - Wileński, Starostwo<strong>Powiat</strong>owe, Słupsk 2010.świat na połyrzeczywisty,na poły baśniowyTadeusz Nowak, „pieśniarzchłopskiego plemienia”,łączył w poezji przenikającysię wzajemnie na wsiświat sakralny, ale i magicznychwierzeń, światduchowy i świat brutalny,ziemski, czasem okrutnyPisarze kultury chłopskiej przywołani wcześniej - WiesławMyśliwski, Julian Kawalec, Marian Pilot, wciąż jeszczesą osobiście świadectwem opisywanego przez siebie świata.Tadeusz Nowak od dawna już nie napisze nic - urodzonyw roku 1930, zmarł w wieku zaledwie 61 lat. Urodził się wSikorzycach koło Dąbrowy Tarnowskiej, w widłach Wisły iDunajca, w rodzinie chłopskiej. Podczas II wojny światowej,jako jeszcze dziecko, był łącznikiem oddziału partyzanckiego.Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, mieszkałw Krakowie, a następnie w Warszawie. Był m.in. redaktoremdziału poezji w „Tygodniku Kulturalnym”, współredaktoremserii Biblioteka Poetów XX Wieku. Otrzymał licznenagrody, m.in. Fundacji im.Kościelskich, „Złotego Kłosa”,im. W. Broniewskiego, NagrodęPaństwową.Tadeusz Nowak byłprzede wszystkim poetą. Jakoosiemnastolatek zadebiutowałwierszem w tygodniku „Wici”.Pierwszy tomik poezji „Uczęsię mówić” ukazał się w roku1953, a kolejne niemal co rok,z upływem czasu rzadziej, ażdo wydanych pośmiertnie wroku 1992 „Modłów jutrzennych,modłów wieczornych”.Spośród czternastu tomikówwierszy wymowne są tytuły„Psalmy na użytek domowy”(dalej także „Psalmy” i „Nowe psalmy”) „W jutrzni” czy „Pacierzei paciorki”. Modlitwa, tak nierozerwalnie związana zkulturą chłopską, to nie tylko msze niedzielne i modły świąteczne,ale i codzienne pacierze wieczorne, poranne godzinkicicho wyśpiewywane z budzącym się dniem, nieszporyo zmierzchu, zgodnie z rytmem dnia, z rytmem przyrody.Tadeusz Nowak, „pieśniarz chłopskiego plemienia”, łączył wpoezji przenikający się wzajemnie na wsi świat sakralny, ale imagicznych wierzeń, świat duchowy i świat brutalny, ziemski,czasem okrutny. Świat ten odchodził, jak w wierszu „Pacierzmleczny” z ostatniego tomiku:Kończy się świat i twój i móji błękitnieje przez opłotkipamięć o tobie wprost ze skopcapojąca mlekiem łubin gorzkiWtedy wierzyło się że łubinpojony mlekiem może pobiecdo lasu gdzie złotego cielcaod wieków z dziegciu ssie jałowiec [...]pisarze kultury chłopskiejwieś tworząca dodatek literacki5


wiersze najnowszeTadeusz Pawlak, SłupskAnna Boguszewska, SłupskO PÓŹNEJ GODZINIEMYŚLI I SŁOWAIrena Peszkin, KoszalinDIAGNOZAPróbujęzdiagnozować swój stanJest we mnie bólniewiadomyTerazgdy przedwieczorne słońcerozpromienia pamięć po krańce dzieciństwa,gdy trudy pięknej podróżyprzerywa zasłużona chwilaodpoczynkuna pniu topoli zwalonej przez burzę,gdy - zda się - rozumieszciszę stężoną w przydrożnym kamieniu,gdy wszystkie wczoraj żyją w tobie dzisiaj,zapisujesz tę myśl serdeczną - wizjęjako pozdrowienie dla bliskich z daleka.O tej porze życia,gdy już późno i trudno się wspinaćbłyskotliwie na obłok Olimpu -mądrość do nas schodzi i w najmniejszymukazuje bezmiar co nie z ksiąg się czyta,ale z tej ziemi, która się przesilaw spokoju serca o późnej godzinie.Krystyna Gierszewska-Dubik, WolinBYŁ ROK 1939Był rok 1939, Ojciec już zdążył powrócićz frontuPięknie wyglądał w stroju ułanaPrzechadzając się z kąta w kątPowiedział: „Polska znów będzie rozebrana!”Łzy się zaszkliły w Jego jasnych oczachBył lekko ranny - ach - cóż tam rana?Gotów był walczyć do ostatniej kropliPowtórzył: „Polska już prawie rozebrana!”Nie lepiej było zginąć w bojuNiż takiej chwili nam dożyć?...Mówił, wciąż chodząc po pokoju„Polska znów w rozbiorze.”Nerwowym krokiem przemierzał mieszkanieJak mucha gdy trafi na lepBóg raczy wiedzieć co z nami się stanieWygnanie, czy kula w łeb?...Nie wiedział co ma ze sobą począćUspokój się - prosiła mamaTyle w nim było żalu i rozpaczyŻe POLSKA znów rozebrana.przestrzeń serca leży odłogiemjak głęboki sens tajemnicyprzeznaczenie - światłem wnętrzacisza - wrażliwościątriada - piękno, dobro, prawdasprawiedliwość cnotąjakie myśli - takie słowaAnita Katarzyna Wiśniewska, MiastkoLIST DO BABCIBabciu,jest wielu bogów diabłów jeszcze więcejBabciu,Skarbonko pachnąca ciastemBabciu,biorę ze sobą świętego Antoniegoi już spakowałam igłę z nitkąBabciu,czy teraz uwierzysz że dorosłam?WIOSNA, ZIMA...wiosna zima kwaśne deszczejajecznica na śniadanie może kanapkito takie przewidywalne jak czubek własnegonosajesień liście umierają jabłka się rodzązimą są pomarszczone i kruche jak samaśmierćnadal nadają się do szarlotkikrucha śmierć w cieściepachnąca babcią i jak ona ulotnałatwo się poddaje teraz tylko tabletkaszpital z szybami odpornymi na odchodzeniegdzie dusza się nie przebije przez graniceciałachyba na pozwolenie boga w zielonymfartuchucóż myśleć latem o śmiercilipiec porzeczki dość kwaśne deszczei śniadanieświat jest bezpiecznyjakby mój krwioobiegktoś nafaszerował cierniamiwszystkich krzewów ziemi.Drzazgi niemocydziurawią tonące marzenia.Na falach wzburzonychtrudno trzymać ster.Jedyne co przychodzido głowy... prawdopodobnieprzypadła mi rola rozbitka.RozbitekPotrafi znieść wiele.Tylko... gdzie ta wyspa?Anna Karwowska, DobieszewkoDLA PANA JERZEGO...Przepraszam Pana za toże piszę o polskiej ziemiciągle wdziera się we mniejestem już uziemiona.Moje wiersze są prostejak kij bejsbolowyto szumy wsi, to tęsknoty człowiekaktóry utracił chleb w gorzkim istnieniuto ptaki podstrzelone które spadają.Słowa w nich świecą szczerością - jak matkabezradne jak starośćutkwione w gardle niczym ość rybnai ciche jak drżące rzęsy.Kwiaty tutaj kwitną najpiękniej - tylko nierazgałązka płacze nad gałązkąptak nad ptakiemczłowiek nad człowiekiem - krztusząc się.Krzywda usiadła na progu domuludzie patrzą na wszystkie stronyi na cyrograf który ojczyzna napisała.Tego nie da się pominąć.Jeżeli jest to moja wina - przepraszamwychodzi to z mojej słabości.Może nie mam racji.Niektórych to nie obchodzi, nie dotyczydla mnie wspomnienia biegająpo drogach, ścieżkach przezroczyste i spłoszonejak dzikie zwierze nad myśliwym.Pisząc podnoszę bunt przeciwkoniesprawiedliwości8 wieś tworząca dodatek literacki


nic nie zmienię w ludzkiej mentalnościani w ziemskiej urodziemogę tylko napisać.Jeśli te słowa będą podejrzanei będą tropione - obronią się na pewnomilczeniem.Przepraszam.Jan Kulasza, Strzelce KrajeńskieNOCNY WIERSZzgrzytnął klucz zamkuw drzwiach stanęła wenapodeszła do mojego tapczanuobudź się, wstawaj, piszprzecież jeszcze nocto napisz wiersz nocnyja jestem z tobąjasny księżyc świeci na niebiedzieci śpią obok matkimuzyka Chopina otula do snulitery wiersza jak nutki melodiipłynącej z fortepianu układają sięw liryczną poezjębo wena jest ze mnąi kieruje moimi myślamiCzesława Długoszek, Objazda(NA CMENTARZUW OBJEŹDZIE)po dawnych nagrobkach nie ma śladupo krzyżach żeliwnychblizny zarosły zieleniąjedynie w kąciewśród bzowych chaszczykamienie się modląWas Gott tutdas ist wohlgetan*zamknięta w bryle dusza aniołaskrzydła zwinęłaszare jak miniony czastylko ta łza na policzkudlaczego nie spadław niepamięć poza graniceTwojej woli Paniejak kamień z modlitwą hier ruhetin Gottpłomyki rudych liścisypią się szelestemw klepsydrze zdarzeńłzy anielskiebądź wola Twoja Panie bądźłaskawsza(*Co Bóg uczynijest dobre)Elżbieta Szelągowska, SłupskWITRAŻWitraż życiakompletnyw oknie sercazawieśOświetlony słońcemwspomnieńzalśni barwamimiłościharmonię duszyprzywróci...Eugenia Ananiewicz, SłupskMOJEJ MAMIEW twym łoniena twe podobieństwomisternie utkał Bógmnie i moje rodzeństwo.Wiedziałaśże ból i cierpienieobawy i troskibędą codziennie.Wiedziałaśże siłę tytanada miłość wzajemnado wychowania.Wiem - sprawiammasę kłopotówty wciąż wybaczaszkocham cię za to.KIEDYŚBył sad wiśniowyWyrąbanyjuż go nie marodziców cieniewciąż się wijąmiędzy pniami.Rosły śliwysmaczne węgierkipoległyjedna za drugąod ostrejjak brzytwasiekierki.Rozłożysta jabłońniczym dwórkaw krynolinierosła dumnieobcięto cztery konaryjak piórka.Niezniszczalne tylkoi rosną zdrowoporzeczkibo to co wytnieszczy wyłamieszodrastana nowo.Grzegorz Chwieduk, Kępice***Wieje jak diabli,wyrosła ciężka zima,ale to nie jest najważniejszy problem.Leszka porwała atrakcyjna Anglia,zapomniał o matce.Trzy lata już tam siedzi,nie potrzebuje oglądać przeklętej wioski.Oderwał się błyskawicznieod rodzinnego gniazda.Broni się uparcieprzed dłuższą telefoniczną spowiedzią,informując w jednym zdaniu,że nie umarł.Nie ma czasu na wysłuchiwanie pierdół.Nie bawi się w wysyłanie wesołych paczek,roli Świętego Mikołaja odgrywać niezamierza.Kurcząca się wdowa cierpliwie czeka.Tka to własne życie nieporadnie,lecz jakoś wiąże koniec z końcem.Musi sama sobie radzić.Mieszkanie błaga o remont,brakuje złotej rączki.Mąż wybrał nieprzypadkowoskróconą przez alkohol egzystencję.Załatwił sobie wątrobę,Ona codziennie rozmawia z Bogiem.Jeszcze ma nadziejęna łzy i uśmiech syna.Romana Małecka, KwakowoDLA CIEBIEWiersz dla Ciebie -To rymy wybraneJak fundament mocneWyłowione perłyZ potoku mowyDobrze osadzoneW mglistej przeszłości.SłowaJak kamienie miloweWażne i konkretneWskazujące celZnaczące doniosłości.A tuCodzienność szara.Mija dzień za dniemWśród banałów.Wyciągam dłońwieś tworząca dodatek literacki9


wiersze najnowszeA w oczach TwychKonstelacje rozgwieżdżone.Dla CiebieMam jedynieZiarenko ciepła serdecznegoBez niepotrzebnych słów.Emilia Maraśkiewicz, DarłowoJESTEMnad brzegiem morzafala sprawdza swój upórmewa odzyskuje siłydługa jest pieśń żeglarzya w niej smak solii pocałunki wzruszeniażeglujesz do mojego snujestem niecierpliwym morzemktóre czekaHARCE ZIMYna brzegu nowego dniadrzewa w białych koronkachna pościeli białej jak senmróz czochra sięzębami zgłodniałego wilkailuminuje niesprawiedliwośćteraz jestem zmuszonakamień zamienić w czujnośćIzabela Iwańczuk, SłupskWIZERUNEK MIŁOŚCIkocham ciebiepo ognikii kurwikiw korytarzach miłościw twojej głowie kornikiw korze rzeźbią erotykirozwijamy eropłótno szybujemyrozstawiamy nogi jak sztaluginaszego uścisku długie pędzlowe żeglugiw ramach zielono - błękitnychWALENTYNKI 2013łabędź sercapiórem przebityna lotmiłośćna wierszsprzecznośćna wiecznośćkremu śniegna senprędkość światław opuszkach palcówcałą noc sypał śniegprzyprószył światu skronieutkał ciszy białą suknięBóg się uśmiechajakby Amor strzelałjakby wciąż rosła łąką niedzielaw jasnym pokojuserce uchylaszna światspotkaniaklejnot polskiej emigracji - ciąg dalszy ze str. 7świata. To wielkie osiągniecie,przez dwa lata dokonać iumożliwić rozproszonym poetomz różnych stron świata,zaistnienie w panteonie muzyErato.Podziękowania należą sięMarcie „za tandem” jaki stworzyłaz bratem. Za skupieniewielu poetów na jednej scenie,oraz kolektywne wczuwaniesię w ducha poezji, tego dniaw Birmingham. Spotkanieuświetniła obecność wicekonsulaRP w Londynie GrzegorzaSali, dyrektor Anny Cieleckiej- Gibson z Domu Polskiego.Gościem była również paniJoanna Kosmalska - pracownik Uniwersytetu Łódzkiego, któraprowadzi w grupie dwuletnie badania nad współczesną, polskąliteraturą emigracyjną.Wśród uczestników była Barbara Gruszka-Zych, znakomitapoetka, dziennikarka. Był Dariusz Bereski - <strong>poeta</strong>,prowadzący konferansjerkę oraz „Piękni” poeci z kilkupaństw. Osobiście dziękuję za przybycie bajkopisarce - KasiCampbell, która po raz pierwszy uczestniczyła w takim spotkaniu.Poprzez telefon obecna była Kasia Nazaruk - poetkaze Słupska. Dziękuję Wojtkowi J. Pawłowskiemu - poecie, zapomoc w reklamie. Na spotkanie przybyła również dziennikarkaBożena Wilson, prezenterka i redaktor polskiegoprogramu BBC Coventry & Warwickshire, która prowadzistały blok audycji Poles Apart. Tam będzie można posłuchaćzarejestrowanych przez nią wywiadów z uczestnikamispotkania.Podczas tego wydarzeniaStatuetki Pięknych Ludziotrzymali: Grzegorz Sala - wicekonsulRP w Londynie, AnnaCielecka - Gibson - dyrektorDomu Polskiego, MałgorzataBugaj-Martynowska - dziennikarkaDziennika Polskiego,Bożena Willson z BBC BBCC & W, Joanna Kosmalska zUniwersytetu Łódzkiego.Dziękuję w swoim imieniuoraz Adama, Alicji Knop- Zjeziora - poetce, za serce ipomoc w utrzymywaniu łącznościtelefonicznej z wielomaosobami. Alicja była przezwiele miesięcy nieopisaniepomocna i twórcza. Dziękuję osobom, które udało mi się namówićna przyjazd lub zaistniały wśród esejów Adama zamoją namową. Dziękuję też Tomkowi Mielcarkowi - poecie iAleksandrze, którzy jako ostatni opuścili Dom Polski, służącpomocą osobom przybyłym spoza Anglii.Każdy z uczestników dał maksimum swojej energii twórczejwpisując tym samym kolejny scenariusz losów książki.Pięknym podsumowaniem tego spotkania, nich będą słowaAdama ze wstępu do Antologii: „Te chwile bycia pośród nieuchwytnościnierozpoznanego stają się niematerialną, a zarazemjedyną ostoją”„Inspiracja istnieje, ale musi zastać cię pracującego” -tymi słowami Pabla Picasso ja osobiście doceniłam ze scenydziałania autora „Pięknych Ludzi”.Yvette Popławska, Londynfot. Lode Lacroix10 wieś tworząca dodatek literacki


z ukosaA gdyby zacząć od Herbertowego wiersza „Pan Cogitoo magii”? Tak:„Ma rację Mircea Eliadejesteśmy - mimo wszystkospołeczeństwem zaawansowanymmagia i gnozakwitnie jak nigdyNa łamach „Wsi Tworzącej”nr 5/56/2012, w dodatkuliterackim do czasopisma„<strong>Powiat</strong> Słupski”, CzesławKuriata, <strong>poeta</strong> z Koszalina,dowartościował swojenazwisko - nazwiskiemWisławy Szymborskiej,wybitnej poetki wyróżnionejliteracką nagrodą NoblaPrzy tej okazji Czesław Kuriata odszukał w archiwumswój wiersz pt. „Co ci się wydaje”, zakwalifikowany przezWisławę Szymborską do druku na łamach „Życia Literackiego”w marcu 1967 roku. Przedrukiem tego „starożytnego” wierszaobdarzył twórców i czytelników „Wsi Tworzącej” w Słupsku.Ten smętny, moim czytelniczym zdaniem, wiersz napisany wminorowym nastroju podczas nocnej jazdy w wagonie sypialnympociągu wiozącego 30-letniego poetę do stacji docelowejsztuczne rajesztuczne piekłasprzedawane są na rogu ulicy.”Cytuję tekst ze strony 47. tomu „Pan Cogito” wydanegow 1974 roku w Warszawie w wydawnictwie „Czytelnik”. Herbertaprzedstawiać nie trzeba. Wrósł w naszą świadomość,wywracał ją i prowokował. Zakończenie wiersza ma postaćkontestacji: „na razie / magia / kwitnie / jak nigdy”. Jak odczytaćznaczenie formy czasu teraźniejszego?o nazwie ŚMMIERĆ - jest podarunkiem, ubogim i niezdolnymdo wzbogacenia weny twórczej tej młodzieży piszącej, którapogardzając okrucieństwem śmierci, uwielbia fenomen życia -cudowne i jedyne zjawisko w przestrzeni wszechświata.Czesław Kuriata, przezornie unikając zarzutu snobistycznegosamochwalstwa, zasłania się (bez dowodu) nazwiskamisłupskich twórców poezji: Marty Aluchny-Emelianow, LeszkaBakuły i Andrzeja Turczyńskiego, którzy też, według Kuriaty,korzystali z dobrodziejstwa opieki Wisławy Szymborskiej.Natomiast zazdrośnie pomija nazwisko niżej podpisanego,któremu Wisława Szymborska podarowała i z sympatią zadedykowałaswój tomik poezji „Dlatego żyjemy”. To niezapomnianezdarzenie miało miejsce w Wojewódzkim Domu KulturyZwiązków Zawodowych w Koszalinie, dnia 4 listopada1960 roku, podczas wieczoru autorskiego sławnej już wtedyPoetki. Dowód: kserokopia strony tytułowej tomiku wierszySzymborskiej oraz wiersza koszalińskiego (wówczas) autora,który tym wierszem pt. „Głowa” debiutował na łamach „ŻyciaLiterackiego” w Krakowie.Tadeusz Pawlak, SłupskPOST SCRIPTUM: Mój literacki kontakt z Wisławą Szymborskąbył zdarzeniem interesującego przypadku. Mianowicie: wroku 1958, zastępca redaktora naczelnego „Życia Literackiego”w Krakowie, Jerzy Lovell, zbierając materiał informacyjnydo reportażu o Koszalinie, był moim gościem w WojewódzkimDomu Kultury Związków Zawodowych, gdzie pracowałemna stanowisku kierownika Działu Kultury Masowej. SympatycznemuGościowi w przyjacielskiej rozmowie pokazałemkilka rękopisów moich, nigdzie niepublikowanych wierszy.Jerzy Lovell po uważnym przeczytaniu tych rękopisów, poprosiłmnie o telefoniczne połączenie ze swoją redakcją wKrakowie. Pierwsze słowa Jego rozmowy telefonicznej pamiętamdo dzisiejszego dnia. Brzmiały one: „Kochana Wisiu! WKoszalinie odkryłem poetę!” Wracając do Krakowa zabrał zesobą moje rękopisy, które - jak się okazało - doręczył WisławieSzymborskiej. Kilka tygodni później ukazał się w „ŻyciuLiterackim” mój wiersz pt. „Głowa” (reprodukcja obok).W następstwie splotu opisanych wyżej wydarzeń, zaprosiłemWisławę Szymborską na spotkanie autorskie w Koszalinie.Wieczór poezji oczekiwanego Gościa odbył się, jakwspomniałem wyżej, dnia 4 listopada 1960 roku.Na zakończenie niniejszej relacji dodam, że nie korzystałemz życzliwości Wisławy Szymborskiej, aby nie być posądzanyo protekcję i taryfę ulgową. Do publicznego ujawnieniazachowanych w pamięci wyżej wymienionych wydarzeń,zmusił mnie niejako Czesław Kurita, <strong>poeta</strong> z Koszalina. (T.P.)sacrum, znaczy?Czy wiersze Piotra Sikorskiegosą na tyle dojrzałe,by można je było analizowaćprzez pogłębiony,filozoficzno-religijnyogląd rzeczywistości?Natomiast przedstawić wypada rumuńskiego filozofa, religioznawcęMircea Eliadego (1907 - 1986), autora koncepcjireligii jako opozycji sacrum do profanum, czyli odmiennychlub nakładających się sposobów realizowania losu. Eliade zakłada,że czas religijny nie płynie, nie zmienia się, ma postaćPolemikiDebiutwieś tworząca dodatek literacki11


Debiutmitycznej teraźniejszości, w którą wchodzimy sakralnymi obrzędami,reaktualizujac „święty czas”.Tyle tytułem wprowadzenia do tematu, czyli próby analizywierszy z debiutanckiego tomu „Moje sacrum” Piotra Sikorskiegoze Słupska. Kontekst sytuuje autora w areopagu,ale czy tam pozostanie, czy jego wiersze są na tyle dojrzałe,by można je było analizować przez pogłębiony, filozoficznoreligijnyogląd rzeczywistości? Znamy przecież utwory, którepozostają w sferze religijnych uczuć, wynikają z form obrzędowychlub mają okazjonalny charakter, a weszły do literackiegokanonu.Piotr Sikorski jest czterdziestopięcioletnim nauczycielemgeografii w gimnazjum z oddziałami integracyjnymi. Studiowałteologię i geografię. „Moje sacrum” jest jego debiutempoetyckim. Książeczka liczy siedemdziesiąt cztery strony. Wpierwszej części „Kolory modlitwy” znajdują się czterdzieścicztery wiersze, część druga „W listopadowy wieczór” zawierasiedem okolicznościowychutworów. Do obu części autornapisał wprowadzenie.„Boga nie interesuje wnaszej modlitwie składnia,gramatyka, interpunkcja, anawet styl. Język jest przecieżbez znaczenia. O co zatemchodzi? O obecność! Być zTym, którego się kocha. Czyżnie o to właśnie chodzi w miłości”.Ładnie napisane. I zgadzamsię, że modlitwa przybieraróżne formy. Przykładznajdziemy w postawachMarii i Marty (Ewangelia św.Łukasza, rozdział 10, werset42). Niektórzy uważają, żenajpiękniejszą formą modlitwyjest praca. Ks. TadeuszJania w artykule „Współczesnapoezja religijna w Polsce(od 1939 roku)” stwierdza ponadto,że religijność i modlitewnośćnie mieszczą się najednej płaszczyźnie. Proponuje rozumieć lirykę modlitewnąjako wypowiedź, w strukturze której zasadniczy wyróżnikstanowi zwrot do Boga lub „istot nadprzyrodzonych niezależnieod zgodności lub niezgodności wypowiedzi z zasadamiwiary”.Do wierszy mających formę modlitwy trzeba więc przyłożyćmiarę uwzględniającą wewnątrztekstowego odbiorcęlirycznej wypowiedzi, którego obecność wprowadza kategorięSacrum. Jednocześnie konieczne jest uwzględnienie odbiorcypozatekstowego, czytelnika, on będzie rzeczywistym odbiorcąpoetyckiej wypowiedzi uformowanej w postać modlitwy.Poezja realizuje się w języku, dlatego warto też przypomniećza Romanem Ingardenem: „warstwa językowo -brzmieniowa stanowi punkt oparcia dla innych warstw, wartościartystycznych i estetycznych, umożliwia odbiór dzieła,jego rozumienie i wyznaczenie odpowiednich znaczeń”.Przez wieki sferze sakralnej towarzyszyła literatura piękna,przeżycia i pierwiastki estetyczne stanowiły immanentnączęść aktów religijnych, a kategorie literackie kształtowałysię jako przekaz religijny. Dlatego uzasadniony jest pogląd,że język literatury ma religijną genezę, w tym wiele gatunkówpoezji z jej podstawowymi wyróżnikami, takimi jak:wers, rytm, metaforyka, konstruowanie świata fikcji, układynarracyjne.Tematyka religijna jest obecna w literaturze polskiej od jejnarodzin. Religijna refleksja, przeżycie wiary weszło do kanonutematów wybitnych poetów, jak: ks. Jan Twardowski, AnnaKamieńska, ks. Janusz St. Pasierb, Jerzy Liebert i innych.Jan Kochanowski nazywany ojcem literatury polskiejwprowadził do niej motywy religijne, które nie pozostały bezwpływu na pokolenia twórców. Uległ ich sile Piotr Sikorski,autor „Mojego sacrum” pisząc:„Ubrałeś te góryW poszarpane granie,Falom tym dałeśDelikatny kształt.”(Wszystko Twoje, s. 17)W innych wierszach odnajdziemy obecne w tradycji literacko- religijnej elementy i sposoby obrazowania. Rzadkoprzywoływany autor popularnej kolędy „Bóg się rodzi” FranciszekKarpiński, oparł jej budowę na oksymoronach.Podobną dominantę kompozycyjną ma„Noc Zbawiciela” Piotra Sikorskiego:„zgłębić noc niezgłębioną,Pojąć to, co niepojęte,Objąć myślami nieobjętą...”(Noc Zbawiciela, s.12)Obecność i funkcjonowanie motywów, elementów,cech liryki religijnej ma często postaćmotywów wędrownych, a kwestie oryginału,kopii czy plagiatu w kontekście stricte religijnymtracą ostrość, stają się bowiem własnością powszechną.Anonimowość była przecież podstawąpierwszych tekstów literacko - religijnych,a motywy wykorzystywano i rozwi<strong>jan</strong>o w kolejnychutworach. Niemniej we współczesnejpoezji religijnej autorstwo pozostaje dobremprawnie chronionym, a ryzyko wtórności stawiatwórcom wysokie wymagania.Tom wierszy „Moje sacrum” otwiera liryk„Moja modlitwa”.„Moja modlitwa zabłąkanaKrąży pośród gwiazd,Próbuje drogę znaleźćw przestworzach.”Wiersz nie ma typowej dla formy modlitwy apostroficznejbudowy. Podmiot wypowiedzi w bezpośrednim monologulirycznym wyraża refleksję o istocie modlitwy, o tym, co trzebapokonać modląc się, by odnaleźć Boga obok siebie. Lirycznybohater opisuje wertykalny porządek świata, zhierarchizowany„orbis interior” rozpięty między określeniami: przestworza,gwiazdy, obłoki, a przeciwległymi znakami: piasek, ziemia,stopy, ślady, z obecnym, choć nienazwanym Bogiem. Modlitwajest sposobem scalenia dwu porządków, drogą poszukiwania,gdy „szukam Cię daleko”. Motyw drogi, wędrówki jakoznak ludzkiego losu obecny jest w innych wierszach poety.„Mknij dalej w łupinie swej drobnej.Mocniejsza ona niż ci się wydaje.DopłynieszJeśli gwiazdy nie zgubisz”(Łupina, s. 23)Przewodnikiem człowieka wśród powabów i mamidełświata jest wiara, gotowość na przyjęcie Bożego słowa. Postawareligijna wyraża się w modlitewnym charakterze wypowiedzi,której językową formą jest apostroficzna budowa,nadająca wypowiedzi uroczysty ton, podkreślony szykiemprzestawnym.12 wieś tworząca dodatek literacki


„Otwieram się jak dzbani napełnić się chcęTwoim słowem.”(Pustynia, s. 38)W innym wierszu <strong>poeta</strong> odwołuje się do Księgi Rodzaju,nadając lirycznej opowieści baśniowy koloryt, bliski franciszkańskiejkoncepcji sakralizacji natury. Przestrzeń uporządkowanaobecnością Stwórcy wciąż zmienia się, dając dowódJego twórczego działania (Pora kolorów, s. 13), a czas wciążma stygmat teraźniejszości. Powraca, bo czas sacrum trwanieustannie, nie płynie, jest wciąż ten sam. W lirykach PiotraSikorskiego forma „jesteś” (Ave, s. 42) to nie tylko formułaapostroficzna, to rodzaj potwierdzenia obecności sacrum waktualnie przeżywanym czasie.Bóg Ojciec na szarej ziemiRozłożył swój płaszcz błękitny,Lecz nie wygładził fałd.I stworzył morze.”(Bóg w trzech kolorach, s. 14)lub:„Anioł ogłasza, co kiedyś zapisałna ułamkach czasu”(Świątynia, s. 19)Kolejne utwory odpowiadają sakralnemu porządkowi czasui przestrzeni, opisując w lirycznej, emocjonalnej formie relacjepodmiotu wobec najważniejszych wyznaczników wiary:Boga - Ojca, Jezusa Chrystusa, Ducha Świętego, Matki Bożejoraz Szymona i Weroniki. To kotwiczne punkty, rodzaj poetyckiegowyznania wiary, w które <strong>poeta</strong> wplata utwory przesyconerefleksjami o naturze stworzenia, obecności Stwórcy wkażdej chwili ludzkiego życia. W tak opisanej mową wiązanąpostawie religijnej odnajdziemy cechy ludowej pobożności,przekazywanej w tradycyjnej rodzinie, gdzie kult maryjnywpisuje się w misję zbawienia.„Moje sacrum”, orbis interior - znana zorganizowanaprzestrzeń, gdzie toczy się życie własne, rodziny i znanejspołeczności, a punktem odniesienia jest sakralny środekświata jest przedmiotem religijnej, poetyckiej refleksji autora.„W wysokiej katedrzeChrystus malowanyChoć wisi na krzyżuNie jest obolały”(Dwa krzyże, s.54)Sześciozgłoskowy wers, układ stroficzny, rytm są nawiązaniemdo ludowej piosenki: „na wysokim dębie / gruchały gołębie/ że moja dziewczyna / jest ładna na gębie”. W warstwieznaczeniowej <strong>poeta</strong> przeciwstawia sobie dwie postawy: ludowejpobożności „prostego człeka” i miejskiego „turysty” zwiedzającegokatedrę. Krzyż - znak religijności obecny w przestrzeni„orbis interior” jest jednocześnie wyzwaniem i tajemnicą:„Z gotyckiej wieżyKrzyża cień padaJak żyć należy?Któż to wybada.”(Chrystus żelazny, s.57)Świat wewnętrznej religijności, owe „moje sacrum” pozostajenieskalany, nie ma w nim miejsca dla Judasza, współczesnegoJudasza przybierającego najdramatyczniejsze postacizła. W naznaczonym stygmatem sacrum wewnętrznymświecie osobistych relacji z Bogiem nie ma opozycji do profanum,a obie przestrzenie i czasy istnieją oddzielnie, sobieniedostępne. Inaczej niż w coraz bardziej skomplikowanymwspółczesnym świecie, gdzie, jak w biblijnym przekazie, Magdalenabyła tak samo droga Jezusowi jak Piotr - Opoka.Dlatego warto ponownie przywołać Herberta i jego obawę„sztucznego raju”. Tomasz Garbol, autor książki „Sacrum w poezji”Zbigniewa Herberta (Lublin 2006) pisze: „odbrązowienie wiaryjest w poezji Herberta przede wszystkim niezgodą na jej utopijnośći nierealność, na religijność łatwą, nie przywiązującą dużejwagi do problemu zła i przebaczenia”. Może się bowiem okazać,że raj jest sztuczny, jeśli nie doświadczymy cierpienia i słabości.Czy „Moje sacrum” Piotra Sikorskiego podejmuje dylematyHerbertowego pojmowania wiary? Zachęcam do lekturyi odpowiedzi na stawiane sobie i współczesności pytania owartość religijnego myślenia.Czesława Długoszek, ObjazdaPiotr Sikorski, „Moje sacrum”, Jastrzębie - Zdrój 2012.Debiutnowy tomik poezji <strong>jan</strong>a smalewskiegoRozwiązał się przysłowiowy worekz twórczością Jana Smalewskiego. - Takmożna powiedzieć o kolejnych książkachpisarza i poety z NaćmierzaMożna też pomyśleć, że rok 2012 był dla niego wyjątkowopomyślny lub że wyjątkowo sprzyja mu nadmorski klimat,we władanie którego literat oddał się po przeprowadzce zLegnicy. I wszystko to być może prawda, chociaż... od jegopożegnania z Legnicą minęły trzy lata i tyleż od czasu wydaniapoprzednich książek - tomiku poezji „Ma się na słowo” ijubileuszowej publikacji historycznej „4 czerwca 1989 - wybraliśmywolność”.Sam Jan Stanisław Smalewski twierdzi, że aktualne jegosukcesy to efekt systematycznej i ciężkiej pracy. Trud opracowanianowej wersji epopei akowskiej o żołnierzach i dowódcachlegendarnej 5. Brygady AK z Wileńszczyzny wymagałbowiem wielu zabiegów nie tylko literackich, ale także organizacyjnych.Wydana w czerwcu br. książka „U boku „Łupaszki”,to przecież ponad 500-stronicowe dzieło w całości opartena historycznych faktach, opisujące autentyczne postaci iwydarzenia z historii II wojny światowej i wypełniające białeplamy w historii najnowszej Polski. W podobnej wersji ulokowanazostała jego druga książka o losach jednego z głównychbohaterów legendy akowskiej - „Maksa”, książka „Więzień Kołymy”- opisująca sowieckie obozy śmierci: łagry w obszarzedalekiej północy.Dodajmy, że obie pozycje wsparły swym piórem takieautorytety, jak historycy, profesorowie: dr hab. Adam Dobrońskii dr hab. Stanisław Dąbrowski. Książka „WięzieńKołymy” promowana była 17 września (w rocznicę napaściZSRR na Polskę) w Szymbarku podczas dorocznego IXŚwiatowego Dnia Sybiraka, co było dodatkową nobilitacjądla pisarza.Pisząc o prozie Jana S. Smalewskiego, nie sposób teżpominąć jego tegorocznych licznych (ponad trzydziestu)publikacji literackich na portalu internetowym www.pisarze.pl, zebranych w cyklach: „Sowieckie zdrady”, „Z kart historiinieznanej” i „Rozmowy o wolności”. Nie sposób pominąć takżepublikowanych tam kilkakrotnie wierszy, a także wierszy itomik wierszywieś tworząca dodatek literacki13


publikacji, jakie niejako przy okazji „popełniał on” dla lokalnejprasy („<strong>Powiat</strong>u Słupskiego” „Szeptu Postomina”, „ObserwatoraLokalnego”), czy elbląskiego miesięcznika „Tygiel” i bydgoskiego„Akantu”.Tak, Jan Stanisław Smalewski zdobył sobie niekwestionowaneprawo bycia pisarzem, felietonistą i poetą. O byciu poetąprzypomniał czytelnikom opublikowanym ostatnio obszernymtomikiem wierszy (ponad 100 stron) pt. „Pora kochanków”,który w listopadzie br. ukazał się przy udziale szczecińskiegowydawnictwa Print Group.Nowy, szósty już tomik jego poezji, zawiera wierszemiłosne zebrane w całość przy pomocy spójnej, spinającejklamry tematycznej. Są to wiersze o różnej proweniencji,o różnym - zawsze jednak mistrzowsko dopracowanym -warsztacie autorskim. Zamieszczone tam wiersze tworzonesą według reguł sztuki poetyckiej (na zapotrzebowanieduchowego wyrażenia każdego pojedynczego obrazu, czytematu): od klasycznych wierszy stroficznych i tradycyjnychliryków, po wiersze białe, tworzone w konwencjach najnowszych.Ich zaletą są również - podobnie jak w poprzednich jegotomikach - trwałe, wysokie zabarwienie emocjonalne i bogatepłaszczyzny obrazowo - malarskie.Temat miłości nie jest w poezji Jana S. Smalewskiego tematemnowym, wręcz przeciwnie, jest kontynuacją lirycznychobszarów jego upodobań i życiowych refleksji, odnoszącychsię do najważniejszych obszarów egzystencjalnych człowiekai jego fizycznych i duchowych potrzeb.Należy tu przypomnieć, że to tematyką poezji miłosnejautor debiutował właśnie w prasie literackiej, a pierwszy jegotomik nosi tytuł „Opowiem ci o miłości”. Kontynuacją tegotematu były także kolejne zbiory jego wierszy: „Twoja nieobecność”i „Kamień i miłość”.Oczywiście - jak sam <strong>poeta</strong> zauważa w swoich wierszach- czas robi swoje. Czas działa na jego niekorzyść, ale... czyto oznacza, że dojrzałemu poecie temat ten już nie przystoi?Wręcz przeciwnie, bo jak pisze <strong>poeta</strong> w jednym ze swoichwierszy, który z konieczności należy przytoczyć w całości,wiek nie ma tu żadnego znaczenia.Wiek i miłośćMam lat sześćdziesiąta wydaje mi się że tylu latw życiu moim nigdy nie byłoMam lat sześćdziesiąt i piszęsłowo MIŁOŚĆM - jak moja młodośćI - iskra na świetlistym torzeŁ - jak chybotliwa łódkaktórą wiatr porwałna wzburzone morzeO - jak odległość która dzieli młodośćod śmierciŚ - świeci aureolą nad głową świętegoPatrona Idei Miłosnejw ciemnościjak światło lampy do którejĆ - ćma leciJako współredaktor zbioru wierszy Jana S. Smalewskiego„Pora kochanków” chciałbym w tym miejscu podkreślić,że jestem od poety o wiele lat młodszy i przystępując dowspółpracy, sam byłem ciekawy, na ile znany mi wcześniejprozaik, będzie mnie młodego w stanie zainteresować tematemmiłości.Po doświadczeniu tej współpracy z zażenowaniem przyznaję,że „wiele w tym temacie od niego mogłem się nauczyć”.Poeta zaskakuje subtelnością liryków miłosnych, które- jak mi wyjaśnił - w większości „napisał lata temu i dlategosą, jak świeże róże”. Ale też i te jego wiersze, które powstaływ ostatnich latach i czasie, i dotąd w formie książkowej niebyły drukowane, zaskakują nie tylko konkretem opisów erotycznychdoznań podmiotu lirycznego (kochanka - kochanki,męża - żony, czy ogólnie człowieka kochającego lub czekającegona miłość), lecz także bogactwem różnorodnych ujęćtematu.Zatem - doświadczenie. Ono w przypadku poety jest decydujące.Ono pozwala mu na temat miłości spojrzeć szeroko,ostro i pod różnym kątem. Pozwala mu być krytycznym, aleteż wzbudza nadzieje, że z tego, co w miłości jest najwartościowsze,każdy potrafi czerpać właściwie.Pisząc o nowym zbiorze wierszy poety, nie sposób pominąćtakże warstwy filozoficznej wierszy J. Smalewskiego,która podczas czytania jego poezji pobudza u czytającegoliczne refleksje, pozwala mu czynić osobiste odniesienia. Tastrona poezji Smalewskiego - moim zdaniem - jest bodajżenajwartościowszą stroną jego twórczości. Wartościowymidokonaniami warsztatowymi poety tradycyjnie już pozostają:precyzyjna konstrukcja tekstu i mocne pointowanie.Dla mnie osobiście najciekawszymi w tym zbiorzesą białe wiersze opisujące i wiersze pisane w oparciu oreguły komponowania prozy poetyckiej, które zaskakująspostrzegawczością w doborze obrazów, i zachwycają ichostrością. Przy czym tu i ówdzie pojawiające się: sarkazm,ironia, czy pruderia są, jak przysłowiowe: pieprz i sól wpotrawie.Mateusz Ligocki, PoznańJan Smalewski, „Para kochanków”, 2012.14 wieś tworząca dodatek literacki


„ogród” teresy ławeckiejUkazał się drugi tomik Teresy Ławeckiej - poetki ze Słupska,zatytułowany wiosennie - „Ogród niezapominajek”Teresa Ławecka, SłupskCZAS ROZLICZEŃDotarłam do góry szczęściaŻyję w promieniach słońcaOdpoczywam pod gwiazdamiKarmię duszę uśmiechemŚmiało płynę z prądemrzeczywistościPrzeszłość wplatam w warkoczwspomnieńNa zawsze zatrzymałam urokimłodościNA POBOCZU DROGIŚledzę Twoją wędrówkę w zbożuZrywasz czerwień makówDokładasz chabryUzupełniasz kłosem pszenicyTulę najpiękniejszy bukietPachnący wspomnieniem wsiDziecięcą radością wakacjiTomik, liczący ponad 110 stron z dołączoną płytą z wierszamiw oprawie muzycznej, autorka zadedykowała „Wszystkim,którzy mają odwagę realizować swoje marzenia”. BeataKątnik, we wstępie zatytułowanym „Za ogrodową furtką” napisała:„Teresa A. Ławecka, to kobieta o niezwykłej charyzmie iwrażliwości, a przy tym bardzo pracowita działaczka społeczna.Zawsze perfekcyjnie wykonuje swoje obowiązki. Wyznajezasadę, że prawda jest najważniejsza. Wygoda i egoizmmuszą jej ustąpić. Jedno jest pewne: nie można przejść obojętnieobok jej niezwykłej twórczości, doskonałego wygląduzewnętrznego oraz pięknych cech charakteru. (...) Autorkajest przykładem „ogrodu możliwości”, ciepła, życiowych doświadczeń,wrażliwości i wytrwałości. Wciąż poszukuje kolejnychwyzwań. (...) W każdym z rozdziałów jej „Ogroduniezapominajek”, dostrzegam wspólną myśl przewodnią ochwilach wartych zapamiętania. Kwiaty, w tym przypadkuwiersze, pachną radością i pięknem dnia codziennego. Słowaukłada w kwietne klomby, przy których zawsze można dostrzecczłowieka”.Daniel Kalinowski, redaktor tomiku w swoim wstępiezatytułowanym „Ogród nieco plewiony” zachęca: „TwórczośćŁaweckiej to poetycki ogród tylko częściowo plewiony. Autorkanie dąży do mistrzostwa formalnego, dlatego dopuszczawśród liryków wyznania tak intymne, jak i zbiorowe. Pragnierównież w swych utworach dotknąć niemal każdego tematu,stąd tak wspomnienia własnych przeżyć, jak i oceny życiaspołecznego. Poetka jest świadoma pewnej prywatności swoichobserwacji zawartych w wierszach, ma także świadomośćcech swojego stylu. Dzięki poezji chce jednak pełnie dotknąćżycia, uzyskać coś, co będzie jakimś nowym zmysłem kontaktuze światem. Poezjajako droga nowegopoznawania światato droga wielka i tutajAutorka doskonale wie,na jak trudne zadaniesię porwała. Co w niejnajpiękniejsze, to fakt,że chce stale wędrować,ciągle doświadczać nowychprzestrzeni, bezprzerwy się uczyć.”Należy dodać, żeautorka „Ogrodu niezapominajek”to osobaniewidoma, w swoimmieszkaniu na co dzieńobcująca z lustrami.Prawie wszystkie ścianypomieszczeń ma nimiwyłożone. Jest redaktornaczelną wydawanegoprzez PZN w Słupsku„Gazety Mówionej” i odkilku lat współpracuje zGrupą „Wtorkowe SpotkaniaLiterackie” - działającąprzy Starostwie<strong>Powiat</strong>owym w Słupsku. Swoje wiersze publikuje we „WsiTworzącej”, w antologiach poezji wydawanych przez starostwo.Swój pierwszy tomik „Oddaj moją twarz” wydała w2010 roku. Po dwóch latach mamy tomik kolejny, który czytasię lekko, żeby nie powiedzieć, zbyt lekko. Ale taka - moimzdaniem - jest Ławecka w swoim pisaniu. Ona nie zamęczaczytelnika swoim tekstami, nie każe mu się godzinami nadnimi zastanawiać.Wspomniany już D. Kalinowski pisze jeszcze w swoim„Ogrodzie nieco plewionym”: „Nowy tomik poetycki nazwałaTeresa Ławecka mianem „Ogród niezapominajek”. Jak u każdegoartysty, także i ona daje czytelnikowi w tytule podpowiedźinterpretacyjną, sugerując jak czytać zbiorek wierszy. Jeśliwięc podążać za poetką, wówczas trzeba zaakceptować przestrzeńogrodu, w którym,będą rosły kwiaty piękne idostojne (a więc utworyrefleksyjne, czasami moralistyczne)oraz kwiatyzwykłe i niepozorne (awięc poezje dotyczącecodzienności i spraw najprostszych).Pojawiająsię również partie ogrodubardzo zadbanego iprzystrzyżonego (formyz wiązadłem rymu i układusylab) oraz części, wktórych panuje nieład iprzestrzeń swobody (formywypowiedzi wierszawolnego). Szczególnieważne znaczenie majądla Autorki niezapominajki- kwiaty o wielu znaczeniach.Po pierwsze są to kwiaty pamięci o szczęśliwychwydarzeniach, np. młodości, dziewczęcości i łagodności, któresugerują człowieczą wrażliwość i delikatność. Jeśli zatemŁawecka tytułuje swoją drugą książeczkę poetycką określeniem„Ogród niezapominajek”, zachęca nas tym samym dolektury niespiesznej i nieco kontemplacyjnej, tak jak postrzegasię oczyma rzeczywisty ogród z roślinami, krzewami i drzewami”.Ale ten pośpiech jest. Z łatwością czytamy wiersz zawierszem. Jakże inna jest to poezja niż na przykład poezjaAnny Karwowskiej z Dobieszewka czy Macieja Michalskiegoze Słupska, gdzie niemal w każdym wersie wiersza dotykająnas bardzo poważne treści. T. Ławecka jest jednak inną poetką,z innym bagażem życiowych doświadczeń, innymi marzeniami,tęsknotami, oczekiwaniami. W jej poezji dominujeświat miłości, świat utraconego piękna, świat dobra, łagodności- tak jak piękne i łagodne są niezapominajki, jak dobry wswej wymowie potrafi być cały kwiatowy ogród. Te wierszez pewnością nikogo nie wzburzą, mogą tylko dodać ciepła iwprowadzić w krainę łagodności.Zbigniew Babiarz-Zych, SłupskTeresa Ławecka, „Ogród niezapominajek”, Gazeta Mówiona,Słupsk 2012.tomik wierszywieś tworząca dodatek literacki15


filmdlaczego „pokłosie”?Mam obowiązek obejrzeć ten film, myślałamw patetycznych kategoriach, dlatego poczułamsię zawiedziona i rozczarowana. Możegdybym nie widziała wcześniej dokumentuz 2005 roku „Dziedzictwo Jedwabnego” SławomiraGrunberga, nie czytała artykułówi wywiadów Anny Bikont, uznałabym „Pokłosie”za fikcyjną artystyczną wizję reżyseraAby wyjaśnić o czym mówię, przytoczę fragment wywiadu.„Anna Bikont: [...]. Jest bardzo ważną kwestią czy w danymnarodzie istnieje organizator nienawiści. W Jedwabnemorganizatorami byli Niemcy i miejscowi księża i to zupełniewystarcza do rozpalenia ognia. [...] Można powiedzieć, że wprzypadku Jedwabnego chodzi o pechowy zbieg okoliczności- 60 lat po zbrodni ksiądz w miasteczku niczym się nie różniod swoich poprzedników. Ksiądz szybko organizuje miejscowąspołeczność wobec nienawiści, według niezawodnegoschematu samoobrony jeszcze z okresuprzedwojennego. Wtedy sytuacja jest podobna -na tym obszarze działa 30 organizacji żydowskichi 2 polskie. W takiej sytuacji wystarczy sięgnąć pożydowską kartę jako chwyt organizacyjny. Po opublikowaniu„Sąsiadów” strach opanował Jedwabne- mieszkańcy bali się, że stracą swoje domy zdobytewedług schematu „więcej zabitych, większydom” i spotykali się na seansach nienawiści w kościele.Ojciec Orłowski uspakajał ich, że to jesttylko prowokacja, żeby Żydzi mogli odzyskać zpowrotem swoje domy.Mladen Petrov: Jak sprawa Jedwabnego zmieniłażycie tych, którzy są po drugiej stronie - polskichświadków, ocalonych cudem Żydów i śledczych?Anna Bikont: Antonina Wyrzykowska, którauratowała 7 Żydów, wśród których głównegoświadka Szmula Wasersztajna, ma 90 llat i nieuważa tego co zrobiła za powód do dumy. Nieprzyjechała na 60-tą rocznicę, obawiając się linczu.Jej życie po Jedwabnem jest bardzo ciężkie,„takie sobie”, sama mówi. Jej dzieci, niestety,wyrosły na antysemitów i jakoś nie są specjalniedumne ze swojej matki. Nawet dziś pani Antoninachowa zdjęcia uratowanych przez nią ludzi i ichdzieci, obawiając się, że ktoś zobaczy, że to sąŻydzi.” Autorka dyskredtowana przez prawicowych dziennikarzy,między innymi Bronisława Wildsteina, współpracowałaprzy dokumencie „Dziedzictwo Jedwabnego”, dodaję dla porządku.Fragment może długi, ale wprowadza wątki, motywy iepizody, które pojawią się w filmie, tak jak postać młodegoksiędza w roli „organizatora nienawiści” czy scena ze starąkobietą (Danuta Szafarska) żyjącą poza wiejską społecznościąz powodu wypadków, które miały miejsce 60 lat wcześniej.Jednak żeby dotrzeć do istoty problemu, muszę uporaćsię z poetyką filmu. Scenografia, muzyka, efekty dźwiękowe,kadry, całe sekwencje sprawiają, że czuję się zakłopotana. Akcjafilmu osadzona została w realiach wiejskich początku XXIwieku. Jednak miejsce akcji nie przypominawsi, jaką znam z własnegodoświadczenia czy opowiadań znajomychspod Łomży. Natomiast pamiętamz dzieciństwa starą poniemieckąmłocarnię nowszego typuniż ta, przy której pracują braciaKalinowie. Urządzenie domu, blaszanemiednice, w których myją sięi piorą Józek i jego brat Franek trącąskansenem, a ja mam wrażenie, żeto sceny z „Konopielki”. Podobniewygląda posterunek policji, gospoda,sklep. Kolokwialnie nazywając- komuna. Drobiazgi to, ale burząpowagę sprawy. Zastanawiałam się,dlaczego Franek, który opuścił Polskęw czasie stanu wojennego, wraca po dwudziestu latachz torbą papierosów, jakby w dalszym ciągu był to towar reglamentowanykartkami. Przecież spotkał się z Jolą, bratową,która uciekła z dziećmi przed ostracyzmem wspólnoty, dającimpuls Frankowi do powrotu w sukurs bratu. Czy nie zadał jejpodstawowych pytań o kondycję gospodarczą ojczyzny?Jest takich epizodów więcej. Nakładają się na nie sekwencjeinnego typu poetyki. Początek filmu. Oglądam spowitymrokiem las, wzdłuż którego szosą Franek pieszo wracaz Ameryki. Z lasudochodzą dziwneodgłosy. Mam wrażenie,ze jestem nafilmie SF. Bohater zostawiatorbę na poboczui wchodzi dolasu, biorąc w rękękawał żerdzi. Kamerafilmuje mrocznylas, przedzierającegosię przez gęstwinęmężczyznę. Napięcierośnie, lecz nicsię nie dzieje. Zrezygnowanywychodzina drogę, niestety,jego torba zniknęła.Jest natomiast policyjnysamochód,który zawiezie godo wsi.W podobnejkonwencji filmowanesą sceny rozkopywaniastarej chałupyKalinów czy pojawieniasię o świcie zmroku i mgły starej kobiety. Z kolei inne sekwencje, na przykładpościgu samochodem, zajeżdżania drogi - odbieram jakamerykański film gangsterski. Są też sceny typowo teatralne,utrzymane w konwencji romantycznego dramatu, kiedy naprzeciwwyalienowanej jednostki staje milcząca gromada. Takskonstruowana została scena przed kościołem, pięknie zagrana,ale utrzymana w teatralnej konwencji. Naprzeciw gromadywychodzi z kościoła stary kapłan, ludzie się rozstępują, akcjatoczy się dalej.Wszystko tu czarno - białe. Kapłan dobry i zły, wiejskagromada i samotna jednostka, niewinność wynikająca z niewiedzygłównego bohatera i powszechna wiedza gromady oniegodziwościach przodków.16 wieś tworząca dodatek literacki


Irracjonalne motywacje zastępują logikę działania. Napytanie, dlaczego skupuje macewy ze starej drogi i te rozrzuconepo wiejskich obejściach, Józek nie daje bratu jasnej odpowiedzi.Wdaje mu się, że powinien to zrobić. On powiniento zrobić, to wewnętrzny imperatyw, za który płaci wykluczeniemz wiejskiej wspólnoty i rozbiciem rodziny, wreszciemęczeńską śmiercią. To osobny motyw, do którego wrócę.Nad wiejskim dramatem rozciąga się aura romantycznejtajemnicy, jakieś świętych obcowanie, zakończone odkupieniemukrzyżowania. Doprawdy nie wiem jak odczytać ostatniąscenę. Bracia pobili się odkrywszy prawdę, że ich ojciecpodłożył ogień pod własną chałupę, gdzie spędzono 26 żydowskichrodzin. Scena logiczna, zrozumiała psychologiczne,wytłumaczalna napięciem emocjonalnym. Franek odchodzi,zabiera podrzuconą sposobem „deux ex machina” torbę z papierosami.Zawraca go z drogi młoda lekarka - postać jakbyz innego „nieskażonego” świata. Przedziera się przez kordonpolicji. Na drzwiach stodoły widzi zakrwawionego, ukrzyżowanegobrata.Kamera, która prowadziła mnie przez leśne mroki, pogoniena polnej drodze, bójkę i rozstanie braci milknie, gdy Józek,myjący ręce w miednicy (sic!), odwraca głowę pewny, żeFranek się zreflektował i wraca. Ostre ciecie montażysty. Cosię dalej stało, kto zamordował? Jest we wsi policja, jest jużna miejscu zbrodni, chociaż dotychczas mimo dziwnych zdarzeńjej nie było. Jak odczytać scenę odsłonięcia wrót stodołyz ukrzyżowanym Józkiem. Gromada zdejmuje czapki z głów.Mnie ta scena przeraża i poraża, ale jej nie rozumiem. Czy toznaczy, że odkupienie przyjdzie przez krzyż? Taki krzyż? Czyuprawnione jest posłużenie się archetypem ukrzyżowania?Czy skalanie chrześcijańskiego znaku nie jest bluźnierstwemtakim samym jak wyłożenie polnej drogi macewami. A możeo to chodziło. Nic już nie wiem.Zastanawiałam się nad tytułem. Podobno film miał sięnazywać „Kadisz”. Józek z zebranych macew buduje na swoimpożydowskim polu kirkut. Stawia je wśród dorodnej pszenicy,która spłonie niegaszona przez strażaków ku rozpaczybraci. Czyści je, nauczył się hebrajskiego, by odczytać ichtreść. Tam też przy pomniku, Żydzi, którzy przyjechali polatach luksusowymi autokarami, odmawiają Kadisz. To kalkafilmu Grunberga, który kończy się odsłonięciem pomnikaw Jedwabnem, właściwie bez udziału mieszkańców, którzyzignorowali uroczystość. W „Pokłosiu” Franek Kalina przychodzipóźniej, samotnie, na macewie zapala znicz, zamiastpołożyć zgodnie z żydowskim zwyczajem kamyk.Czy tytuł i pszeniczny łan jest nawiązaniem do „Złotychżniw” Grossa, a ogień zamiast żniw kolejną metaforą? A może„Pokłosie” rozumieć trzeba jako metaforę tego, co wiemy otamtej historii sprzed 60 lat. Nie wiem, doprawdy. Myślę, żehistoria, z którą próbuje się zmierzyć Pasikowski, jest zbytbliska tzw. oral history, by można było tworzyć jeszcze jednąjej wersję z wykorzystaniem motywów tej prawdziwej. Jestemw stanie przyjąć prowokacje artystyczne, ale gdy historycznei bieżące doświadczenia wywracają rzeczywistość, odpowiedzialnośćartysty byłaby cenną monetą.Na co liczyłam idąc na film? Na pewno nie na takieartystyczne, ideowe i historyczne zagadki. O trudnych i bolesnychsprawach najlepiej mówić prostym językiem, takżefilmowym.Czesława Długoszek, Objazdafilmdwa wiersze dla jeromego davida salingeraZygmunt Jan Prusiński, UstkaJEŚLI BUSZOWAŁ W TKANKACH LITERATURY...Motto: W 1965 roku pisarz podjął ostateczną decyzję,że już nic więcej nie opublikuje.Jeśli buszował w tkankach literatury, to zaprzestał.Jak drzewo w cieniu na wzgórzu zgubiło liście na zawsze.Tylko połyskujące lusterka, huba pozostały w nim -pocieszona mistyfikacja pajęczyną zarosła.Jak mawiał, „... nie chcę być częścią ich pełnego obłudy świata”.Tak, wypędzał od siebie każde zło - szlifował swój światwedle temperamentu cichego wróbla.„Buszujący w zbożu” - to tragedia Johna Lennona.- Czy książka może zabić, być w psychice inspiracją?Marka Davida Chapmana poniosła wyobraźnia...,zabił swojego idola z „The Beatles”!Czasem wyszedł nago gospodarz, pozdrowiłporanek złocisty, przyjął zapach z drzew.W sercu rysował mowę ziemi.W DOMU NA WZGÓRZU...W domu na wzgórzu, kilka pustych butelek,osierocone myśli układają się na podłodze.Tam w środku zamieszkała cisza.Orientowało się słońce - tam pisarz,więc pukało promieniami do drzwi.Raz się skaleczył o drut, wystawałjakby chciał rosnąć do nieba...Samoczynne układanie się brył.Pamiętajcie, jeśli zawitacie do Cornishw New Hampshire, napotkacieJeromego Davida Salingera.wierszewieś tworząca dodatek literacki17


krótki romans z aniołemProzaZrobiłem pół kroku w tę czeluść bez dna, ścian i sufitu.W tę czarną jamę nocy jeszcze śpiącej, której czułkijuż dygotały przygrzewane nikłym brzaskiem. Już śpieszyłysię na spotkanie z rzeczywistością, rozbuchaną, rozlewającąsię i panoszącą. To kraj biednych ludzi, upodlonych, łatwymiobietnicami, niemożliwymi do spełnienia. Zlepek charakterówrozlewających się świtem po przystankach, wyczekujących,błądzących sennym wzrokiem po wystawach, wtulającychspojrzenia w kwieciście przystrojone sylwetki anorektycznychmodeli. To miasto wyciągało mnie z otchłani nocy tylko poto, aby obezwładnić rankiem i zepchnąć w wielki klosz osamotnienia.W tym mieście samotnychlatarni, w tym kloszu samotności,słyszę nocą twojekroki i gdy niespełniona odchodziszrankiem w czeluśćporanka, zostaje świeżośćtwojej skóry pielęgnowanawe mnie ostatkiem sił,ostatkiem dłoni moichByłem sam, choć żyłem wśród ludzi wstających o świcie,pędzących, gdzieś, fruwających, sapiących i śmierdzących potem.Byłem sam w olbrzymim kloszu, który rok po roku żarłze minie świadomość, nasycał się nią, stawał się uodpornionyna wszelkie chamstwo tego padołu, na każdą małostkowość iignoranctwo. Kochałem przezroczyste ściany weneckiego lustra,choć obżarte z mojego ego, Wierzyłem uporczywie wszklaną rewolucję. wierzyłem, że kiedy wybuchnie któregośdnia, stanę na czele rebelii, rozbiję wszystkie słoje, duszącei krępujące, że powstaną inne, wyobrażalnie lepsze, bardziejprzestronniejsze, lecz czy tam odnajdę siebie? Czy inni odnajdąsiebie? Roztoczę zasieków z krwi mojej, z nocy moichnieprzespanych, ze świtów błądzących w meandrach jasnościwyobrażalnej, lecz nieuchwytnej. Było to tylko muśnięciem,namiastką snu jeszcze, który pod poszewką rozłożył się, zakwitałw przedziwne pnącza kwiatu wewnętrznego.To miasto, ten klimat było schronieniem przymuszonym,do którego powracałem, w którym mieszkałem od momentunarodzin niepotrzebnych dla tej epoki, dla tego stanu wyolbrzymieniasztucznego, dla tej sztucznej aprobaty człowiekaz kloaki, głośno krzyczącego; tylko tyle siły w nim, ile jegogardła skrzeczącego. Nie byłem sobą w tym olbrzymim kloszudo teraz, nie mogłem być sobą, bo nie żyłem, więc przyjmowałempokarm sztuczny i chodziłem stępa, który stukakopytami o asfalt i idzie przed siebie z klapkami na oczach,jak życie psów przytroczonych do bud w wiejskich gospodarstwach,jak bezsensowna droga ślimaka przez ruchliwąścieżkę, która jest ścieżką życia lub śmierci, a może jest tylkodrogą fuksa, zwykłego ślepego szczęścia, o którym ponoćwszyscy wiedzą, lecz nikt nie widział go na oczy.Wydawać się mogło, że nawet się śmiałem, piłem wódkę,płodziłem potomstwo, ale nie żyłem, nie było mnie wcale,nikt nigdy nie zapisał moich czynów, nie wyniósł mnie napiedestał. Więc idę teraz z głową zwieszoną jak tamten i liczędziury w asfalcie, których przybywa po mroźnej zimie. Tenklosz, ten mój świat tak doczesny, wyobrażalny, dotykalnyprzecież, celebrowany z każdym oddechem stał się mi przekleństwem,rzeczą, która ciąży kamieniem u szyi i nigdzie,ale to nigdzie nie mogę odnaleźć tej właściwej rzeki, choćta z wodą i rybami jest tuż obok. I nigdzie nie napotkamodpowiedniejszego brzegu, na którym stanąłbym stopą wobuwiu adidasa. Zabiorę wszystko moje niezrozumiałe przezinnych, wyszydzane i napiętnowane w jedno miejsce, na wyspęsamotną, o której śpiewa Mira Kubasińska, i rośnie tamsamotne drzewo, wielkie rozłożyste, i jest namiastka lasu istrumyk przepływa obok. I nie ma zasieków raniących wrażliwedrzewa.W tym miejscu będę śnił o krótkim romansie z aniołem,będę śnił o tobie, chociaż sama o tym nie wiesz. No, bo skądmasz wiedzieć, jeśli mnie nie znasz, jeśli się jeszcze nie narodziłemw tobie, nie uzyskałem świadomości tak potrzebnej,aby odnaleźć fluidy krążące w galaktykach, przestworzachludzkich sylwetek, w sercach. To wiemy tylko my, fluidopożeraczeprzestrzeni, enigmatyczni strażnicy szczęścia. Jeślinawet oddechem nie przypominam dzisiaj nikogo, o czymjeszcze nie wiesz, to jesteś, i będziesz aniołem. Jeśli mnienie znasz, to nic takiego, spotkam cię przecież, gdyby czekaćprzyszło mi i przetrwać czasy Nerona, Poncjusza Piłata.Umrzeć z miłości, umrzeć z czekania na ciebie, to przecieżto samo, żadna inna śmierć nie jest aż tak wartościową,nie jest tak bogatą i pełną treści. Może już cię znam, możejesteś tą miłą panią z warzywniaka, może kasjerką w sklepie,a może moją żoną, choć sama o tym przecież nie wiesz. I będziemyjak tylko mogą być kochankowie ponadczasowi, którzynie wiedzą jeszcze o sobie, którzy nie spełnili obietnicyzbliżenia ciał, pożądania, którzy zatracają sobie bez pamięciczasu, abyśmy wieczni byli i zaniesiemy do gwiazd purpurowezorze, mieniące się każdej bezsennej nocy, nocy czarnej.Odnajdę twój promyk światła pośród tylu istnień, odgadnęusta i oczy i to, co drzemie pod cerą pokrytą makijażem.Tej nocy rozkosznej na wyspie pod baldachimem mojegodrzewa ulepię z ciebie przyszłość i ocalenie, jeśli nie dla nas,bo nie zdążymy, to dla przyszłych marzycieli, dla przyszłychutracjuszy z dobrą nowiną na ustach. Miliardy istnień rzeźbionychręką stwórcy, ilu genialnych, lepiaczy dotykało cię wmarzeniach sennych, flirtowało z alabastrem skóry i płakałonie ujrzawszy końcowego dzieła, pełnego doskonałości?W arabeskach ciała jest jakiś zamysł przedwieczny, nieposkromieniei bojaźń, oszronione, czasem, one tam są, przecieżjesteś tą samą Desdemoną, Trojańską Heleną, Katarzynąi Wenus z Milo. Ten sam od ciebie bije blask i pokłon. Tenklosz, a może szklany słój tylko, będą czasem naszych rąk,spełnieniem marzeń, chwilą nagłą napisania wiersza o kącikutwoich ust, cierpieniu, wyuzdaniu niespełnionym. Zbudujędom z czekania na ciebie opodal drzewa i zaczekam na twójślad na piasku, a ty przyjdź do mnie zasłonięta jedynie, wstydemi koniecznie boso, nie wnosząc brudu świata pod stopami,wpłyń w ten wiersz jak łagodne granie harfy Orfeusza iopowiedz, dlaczego to właśnie ciebie nazywają aniołem. To jauzurpuję sobie prawo takiego nazywania ciebie, moja weno.W tym mieście samotnych latarni, w tym kloszu samotności,słyszę nocą twoje kroki i gdy niespełniona odchodziszrankiem w czeluść poranka zostaje świeżość twojej skórypielęgnowana we mnie ostatkiem sił moich, ostatkiem dłonimoich. Nie wydam go światu, który przyczai się tuż zazakrętem i dodaje sobie pewności na jedyną cząstkę snu potobie. Może jesteś w tej kobiecie, której miażdżę ciałem krągłąpierś i mówię, że kocham do szaleństwa, choć pewnie kłamię,plugawię i ją i siebie oczekując oczyszczenia po całych dniachspędzonych z nią. Nie odnajduję ciebie i znów zapadam sięw bezmiar nicości, w bezmiar szarości względnej, apatycznej,18 wieś tworząca dodatek literacki


abstrakcyjnej łamigłówki czasu. Przesuwają się giganty dnii godzin, rozgniatają, tylko mój słój, a w nim moja wyspaocaleją do jutra, do jutra nowych poszukiwań i nadziei. Jaksamotny żebrak brodzę w czeluści nocy i w świetle latarnioglądam twój ślad, który znika, staje się niewyraźny, przechodziw mglistą poświatę, poszarpaną od niepewności, przesądów,doznań przypadkowych, zwiewnych.Może zakwitasz tylko w wyobraźni, chorej, pisarskiejchuci wezbranej do namalowania obrazu, choć czas uciekabezwzględnie, wkrada się na góry, gdzie nie ma już blichtru.Spotkam cię przecież, spotkam cię na pewno, jestem o tymprzekonany, o tym mówią drzewa, szepce strumyk wprostu twoich stóp. Może już znam twoją wartość, może to tygładzisz pozostałości bujnych pukli i zastanawiasz się, jakitemat wpadnie do niej, tej szalonej niepoddającej się głowy -marzyciela z krwi i kości na pohybel światu.Czesław Bronisław Kowalczyk, SłupskIII nagroda w konkursie na opowiadanie zaczynające się odsłów „Zrobiłam/łem pół kroku...” ogłoszonym przez WydawnictwoCreatus Movens z Poznania.yvette popławska-matuszak - belgiaPochodzi z Wrocławia, od dwudziestu dwóch lat mieszka w Belgii.Animatorka spotkań, dziennikarka, poetka. WspółzałożycielkąFundacji im. Johna Lennona „Imagine” we Wrocławiu. Wydałam.in. „Antologię Poetów Wybranych” w 2011 r. Jej wiersze i publikacjeukazują się na łamach polskiej, europejskiej, angielskiej orazkanadyjskiej prasy polonijnej. (z)SKOMPONUJ MI PIOSENKĘTo już prawie ćwierć wiekuporuszam sie w gamie szarościkompozytorze mojegoobolałego życiaużyj najwyższych dźwięków nadzieiRozłożył swoje chromatyczne wyższe niższe tonyrozwinął spisane partytury dnia codziennegoumuzykalnieniem wprawnym artystykomponuje muzymojej świetlanej przyszłościTeraz gdy utwór nabieradźwięków serenady sensu mego istnieniawymazać łzy osuszyć wspomnieniaskomponować na nowome rozerwane życia strunyI powstał utwór z delikatnymi nutami melancholiijakże prawdziwymi zdarzeniami rozpisanyznakomitą aranżacją muzyki popartya muzyk miął wizje tegoco chciał mi zagraćWarstwa rytmiczna krótkie często zapętlone frazyz których wywodzone są codzienne nasze improwizacjeczytelność tych melodycznych rozterekzgrabnego solo artystyskupiając się na każdym dźwięku radosnego śpiewu ósemekCelem muzyki jest oddziaływaniena świadomość słuchaczazależnym od indywidualnych skłonności - utworu i odbiorcywartości aktualnego nastroju kameralnegoto radość tworzenia i wykonywaniautworów dla rozśpiewanej mej duszy.MÓJ OBRAZ Z DZIECIŃSTWA - MALARZNamaluj mi ręką artystyświat moich młodzieńczych wspomnieńz rodzinnego pełnego wrażliwości Wrocławiagdzie Odra barwami błękitu ze wspomnieniami się splataa historia to samo życieUżyj całej barw paletyniech w cieniach moich zmysłówlata dziecinne jakże beztroskiesłonecznym blaskiem muśnięteoraz pełne nadziei na płótnie twym zobaczęMalarzu w odbiciu mojego portretujak po życia firmamencieutrwal na stałe każdy tęsknoty kolorbo on pozostaje na zawszewytworem mej namalowanej wyobraźniI wspomnień spacerwśród moich obrazówuwieńczmy na sztalugachinspiracji najszczerszych wyznań malarzymalujących nasze wspomnieniaZ Wrocławia gdzie pejzaż moich rozterekw myśli najdelikatniejsze farbą ubranebo gdzie mój dom gdzie moje życietam gdzie namalowałeś moje dzieciństwoczy teraz gdzie żyję, na co dzień.Po raz pierwszy na łamach „Wsi Tworzącej”wieś tworząca dodatek literacki19


alicja knop - gdańskŻyje z pasją i ciekawością świata. Spontanicznie i twórczo przechodziprzez życie. Pisze od dziesięciu lat, głównie wiersze, czasemjakieś artykuły. Jej wiersze, zaczynają powoli żyć własnym życiemw tomiku „Czasem oglądam filmy nieuważnie”, wydanym przez OficynęWydawniczą Tysiąclecia, antologiach, na przykład „PiękniLudzie - poeci mojej emigracji” Adama Siemieńczyka, periodykachliterackich, kilku witrynach internetowych. (z)WITAJJuż dawno nie pisałaśchcesz być szczęśliwa jakbyś miała trzylatkaale są ważniejsze sprawybo właśnie zaczął się 106 dzień rokubędzie trwał 16 godzina pogoda? ta wiadomo - jest nielogicznajak serce - kraterktóry kształtuje się dopiero gdy lawawystygniena pustej kartce coraz jaśniejpiękna jesteś w tym świetlei kiedy nic nie rozumieszrozpływasz się w tej poświaciez perspektywy powietrznej traciszpewność istnieniawitaj! JESTEŚ tą której nie mabyć może twój oddech jest teraz prawdziwyjak pączek który przeciągając sięrozprostowuje płatkiW WERONIEWyobraź sobiesłońce i wielki błękitw pełni światłaa ciebie oślepiatylko ten jeden płomień izmieniasz tożsamośćmyśli gubią kierunekmówisz i patrzyszstając się lalkąOBLĘŻENIEudajesz że nie widziszjak wiążesz moje spojrzenieoperując krwistą barwązręczność tej chwili odbiera mi mowęwpatrzona w otchłańdźwięku dwóch brzegów szkładelikatniej składam ustawzniecając w twoich oczach huragandwie pochodnie zwrócone ku sobiejak obietnica zanurzona w winiei czekasz ukryty w tymna co patrzysz tak niewinniePo raz pierwszy na łamach „Wsi Tworzącej”Z WYBORULUB KONICZNOŚCIŚmiał mnie zaczepić.Mnie ze sfer wyższych.Bezczelny kloszardbrudny,nieumyty.Bez woli życia,karykatura człowieka.Wystarczyło zobaczyćobraz dna,nędzya serce się ulękło,schowało po skórę.Niewygodne spotkaniez ręką ze śmietnikaco prosiła o wsparcie.Wiedziona humanizmem.małgorzata ortman - słupskOd urodzenia mieszkam w Słupsku. Pochodzę z rodziny robotniczej.Wiele lat przepracowałam w Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców„Społem”. Obecnie korzystam z przysługującej mi emerytury.Jak sięgam pamięcią, zawsze pisałam, by dać upust wszystkiemu,co leżało mi na sercu. Dziś żałuję, że wcześniej nie zbierałamswoich wierszy. Od kilku lat przechowuję w szufladzie swój dyskpamięci. Według mnie pisanie jest istotną wartością życia. (z)rzuciłam grosz współczucia.Żebrak podziękował.O dziwo! po francuskui odszedł wolnym krokiemw swoją stronę.O Boże miłosierny,aby, jak najdalejod mojego domu.W powietrzu zostałniemiły zapach.OTO JESTEM,JA LIDIAWcześniejsza moja pamięć wyblakłazatem nie wiem czy chciałam,czy bez mojej woli do wasprzeszłam gwiezdną ścieżkę.Jestem. W niewyklutych jeszcze pytajnikach:w jakim celu i po co?Przybyłam, prosto z wami mieszkać,podróżować drogą leśną.A krzykiem oznajmiam światuo nowym człowieku na ziemi,nieskażonym rzeczywistością.Na ten czas trudno mi wiedzieć,czy to krzyk triumfu czy strachu.Jestem pełna nadziei, wiary,że pomożecie mi nie stać się karłemw czasoprzestrzeni.Proszę tylko o miłość waszą.Reszcie rzeczy sprostam.„Wieś Tworząca” - Dodatek Literacki do „<strong>Powiat</strong>u Słupskiego” grupy „Wtorkowe Spotkania Literackie”. Redaguje: Zbigniew Babiarz-Zych i zespół. Zdjęcia: Jan MaziejukDTP: Artur Wróblewski. Adres redakcji: Starostwo <strong>Powiat</strong>owe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 59 841 85 53, www.powiat.slupsk.pl • e-mail: zych@powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!