31.07.2015 Views

pobierz - Powiat Słupski

pobierz - Powiat Słupski

pobierz - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

WIEŚNr 5(35)/2008 * ROK VITWORZĄCADodatek Literacki do „<strong>Powiat</strong>u Słupskiego”i co robić? - klimaty dawnych lat„Wiecie, sąsiedzie? My tu przyszli po radę.” - Chłop wyjął z zanadrza pół litrawódki, kobieta z koszyka kawałek drożdżowego placka ze śliwkami i pętoswojskiej kiełbasy, ustawiając to na kuchennym stole przykrytym wytartą ceratąw biało-niebiesko-czerwoną kratę. Gospodarz trochę był zaskoczony, ale jego żonawiedziała o tej wizycie, bo wczoraj rozmawiały z sąsiadką przed sklepem. Niespodziewała się jednak, że tak szybko do niej dojdzie.Sąsiadami byli od zawsze. Urodzili się w tej samej miejscowościw centralnej Polsce, na obrzeżach Bieszczad. Razemzdecydowali się na migrację na Ziemie Odzyskane. Oniwcześniej o rok, bo Stach miał kłopoty z czasów okupacji:należał do AK i UB zaczęło węszyć. Słyszeli o wywożeniuna wschód akowców, więc nie czekali, czy te pogłoski sąprawdziwe, lecz postanowili uciec na zachód. Pewnej nocyposzli do księdza, by im dał ślub, a rano wsiedli na furmankęi pojechali do Rzeszowa. Stąd pociągiem na zachód, ażpod Słupsk. Znaleźli niewielką miejscowość, w której byłojeszcze nieobsadzone gospodarstwo, a raczej opuszczone porozszabrowaniu, załatwili formalności i zamieszkali. Potemściągnęli sąsiadów. Żyli w tej wsi już prawie dwadzieścia lat.Tu się urodziły ich dzieci, chodziły do szkoły i tu też pojawiłysie pierwsze groby bliskich.Z sąsiedztwem nie było źle, niemieccy autochtoni, ukraińscywysiedleńcy, białoruscy przesiedleńcy tylko na początkupatrzyli na się wilkiem, traktując podejrzliwie. Barykadowalisię na noc, nie ufając sąsiadom, nie zawierając bliższej znajomości,ale potem przymusowa szkoła wieczorowa dla dorosłych,no i dzieci chodziły do jednej szkoły, a po szkole bawiłysię razem. I tak powolutku zapomnieli o wcześniejszych animozjach,zżyli się, pomagali sobie. Już są nawet małżeństwamieszane.„Bo, wiecie sąsiedzie, że ma być wojna? Ruscy i Amerykanie.Mówią, że wtedy i Niemcy ruszą i nam odbiorą te ziemie.My już jedną wojnę przeżyli i nie chcemy więcej tego przeżywać.I tak się zastanawiamy, czy nie lepiej wrócić na ojcowiznę.Tam zostało gospodarstwo, małe, ale jak siostry się pożeniły, tomatka nie daje rady sama go uprawiać. No i napisała, żeby mysie tam wrócili. Szkoda nam staruszki, a ona do nas nie chceprzyjechać, bo mówi, że to nie polskie, tylko Niemców. I oniswoje zabiorą. A co będzie wtedy z wami? No a tu jeszczeten kryzys w Zatoce Świń. Ani chybi, będzie wojna. Bo to tyleróżnych wojennych sprzętów zbudowali, wymyślili atom, tobędą chcieli wypróbować.” - Zamilkł na chwilę. Siedzieli już wparadnym pokoju przy świeżym, wykrochmalonym obrusie wkwiaty. Gospodyni postawiła, co tylko miała najlepszego, bo topoważna rozmowa, a i decyzja niełatwa, bo co by człowieknie powiedział i tak zawsze będzie źle.„Nie gadajcie, Henryk, byle czego. Wojny nijakiej nie będzie,bo nikomu się do wojaczki nie spieszy. Jeszcze po tejostatniej rany sie nie zagoiły. A co tam ludzie po kątach gadają,to tyle, co wiatr. Ci tam u góry mogą sobie straszyć. Niemiecteż tu nie wróci, bo sprawiedliwie im zabrali te ziemie,za karę, za Zamojszczyznę, za te wsie popalone, za obozy, zacierpienia i za to, że sami rozpoczęli. A nie my zdecydowali,jakie będą po wojnie granice. Nas nikt nie pytał...” - przerwałana chwilę dla nabrania oddechu.„No właśnie - wpadł jej w słowo Henryk – nie my zdecydowaliśmyo przyłączeniu tych ziem i nie my będziemydecydować, czy ma być wojna. Za głupi my. Tam u górywiedzą swoje i każą ci iść na wojnę to pójdziesz. Jak światświatem chłop nie miał wyborów. Musiał słuchać albo pana,albo urzędnika. I nic się nie zmieniło.”- Zamilkł. Nikt z obecnychnie zanegował tych słów.„Co prawda, to prawda. Zawsze chłop i robotnik uważanybył za głupca i musiał być posłuszny. Teraz, w tym socjalizmieteż tak jest. Wszyscy na górze zawsze wiedzą lepiej,co jest dobre a co złe.” Znowu zapadło milczenie. Ciężkowestchnęła jedna z kobiet.W ciszy słychać było tylko brzęk jakiejś muchy i pluskpłynu wpadającego wąskim strumieniem do kieliszka. Kieliszekbył tylko jeden i pijący po wzniesieniu toastu, strząśnięciuostatnich kropelza siebie, nalewał ipodawał następnemu.Kobiety zwyczajowoopuszczałyswoją kolejkę,przepijająć co drugilub nawet co trzecikieliszek.„No, a jeśli wyjedzieszdo Centralnej,to co z twojąziemią, chałupą? Remontowałeś,naprawiałeś.A i sprzętumasz sporo?”Emilia Zimnicka, IzbicaWIGILIANa pomorską wigilięTo wigilijnej nocy ciszaGwiazdki srebrzyste migotanieSprawia, że wraca przodków zwyczajProste, najbliższeMiłowanieDrzewo się drzewu w lesie kłoniI fala, fali na jeziorzePieśń Bożej chwały majestatuŚpiewa zza wydmy morzeBarykadowali się na noc, nie ufając sąsiadom


pozbycie się ziemi jawiło się grzechem najgorszym„Ja, wiesz tak sobie myślę, że część maszyn tu sprzedam,bo tam się przyda każdy grosz, a chciałbym ze sobą zabraćmłockarnię, bo tam we wsi mają tylko jedną i przydałaby siędruga. Rozbierze się ją na części i załaduje w Damnicy nawagon towarowy. Złożyć to ją sam złożę, bo dokładnie sięjej przyjrzałem. Ziemię zdam”. - Podrapał się po głowie, bopozbycie się ziemi jawiło się grzechem najgorszym, zdradąmatki – ziemi, żywicielki, jednocześnie przygładzając sterczącykosmyk.„Ale przecież to na prąd działa, ta maszyna, a tam wieśjeszcze nie została zelektryfikowana. Jak więc ją podłączysz.Można by na prądnicę. Ale to tylko w wojsku takie mają.” -zastanawiał się na głos.„O to się nie martwię. Matka nam pisali, że w sąsiedniejwsi już podłączyli prąd. Na Poprawkę pociągną w przyszłymroku. A choćby i za dwa lata, to przez ten czas postawię uGienka spod Gonta. Na razie do niego do stodoły będę zwoziłi młócił. Matka już z nim rozmawiała i się zgodził w zamianza możliwość korzystania.”„No tak. To jest jakieś wyjście.”„A przecież ty masz sporo urządzeń na prąd w domu:mikser, żelazko, prodiż, młynek, maszynkę. Jak tego będzieszużywać?” - tym razem gospodyni zwróciła się do sąsiadki.Ta popatrzyła na nią, jakby jeszcze do niej nie dotarło,że jej chluba - elektryczny sprzęt gospodarstwa domowegonie przyda się na nic. Patrzyła przez chwilę bezmyślnie woczy sąsiadki. Wreszcie odezwała się: „Chyba zapakuję wjakie szmaty i postawię na strychu, bo tam jest najsuszej ipoczekam na prąd.” Dodając po chwili, jakby na pocieszeniesamej siebie: „Przynajmniej się nie zepsuje a potem będzie jakznalazł, bo tam trzeba remontować całą chałupę”.I znowu zapadło milczenie, bo naprawdę trudna to byładecyzja. Myśli kotłowały się kobiecie po głowie. „Niełatwożyło się tam ludziom przed wojną. Ich wieś należała dohrabiego i wszyscy u niego pracowali. Każda ładniejszadziewczyna musiała odsłużyć we dworze swoje najlepszelata jako pokojówka, często wracając z brzuchem i wstydem.No. Nie można powiedzieć, bo hrabia zawsze dbał,żeby szybko wyszła za mąż i nie cierpiała pośmiewiska.Osobiście wybierał męża, a jej dawał posag. A i tak we wsiwiedziano, kto jest bękartem. Jego żona też współczującabyła. Często dawała chłopskim dzieciom pomarańcze, lekkotylko nadpsute. A i jakoś tak przed samą wojną oddelegowałabonę swoich dzieci do uczenia chłopskich. Każdejniedzieli po mszy zasiadały dzieciaki w jakiejś izbie i uczyłysię, a jakże, po francusku – do dziś pamięta”.I to wszystko mignęło w pamięci starszej kobiety, aż sięwzdrygnęła. „Ją czekałby taki sam los, gdyby nie wojna, którawszystko zmieniła. Kiedy tu przyjechała, miała zaledwieosiemnaście lat i szybko odczuła luksus bycia panią siebie,pracy dla siebie. Ciężko oboje pracowali na gospodarstwie.Czworo dzieci przyszło na świat. Trójka już do szkoły chodzi,dobrze się uczą. Najstarsza chce iść dalej, chociaż poco dziewczynie szkoła. Wyjdzie za mąż i w domu siedziećbędzie. Ale jak się uprze, to niech idzie. Tylko, że z Poprawkido szkół daleko: trzy kilometry do najbliższego przystankui potem jeszcze kilkanaście autobusem. Ech! - machnęłaręką odganiając złe myśli – co ma być, to będzie. Byle tejwojny nie było”. Z głębi myśli wróciła do rzeczywistości.Henryk i Stach rozmawiali o szczegółach przeprowadzki, awraz z ubywaniem płynu w butelce, wzrastał optymizm iwiara w sens decyzji. Tak było zawsze: alkohol rozjaśniałumysł, byle nie przeholować, nie przekroczyć tej cieniutkiejlinii, gdy zaczyna działać na odwrót – gmatwa myśl, plączei budzi złe.Uważnie przyjrzała się swojemu – na szczęście jeszczenie przekroczył tej linii. Musi teraz uważać i w odpowiednimmomencie zakończyć wizytę. Gospodyni również uważała naswojego. To instynkt kobiety, żony odziedziczony po matce,babce, podpowiadał im tę czujność, gwarancję spokoju i przyzwoitości.I dlatego ich domy uważane były za szczęśliwe– mężowie nie upijali się, nie przepijali dobytku, nie awanturowali.Kobiety milczały, pogrążone we własnych myślach, wracającdo czasów młodości, do tamtych stron.Gospodyni wróciła myślami do rodzinnej wioski, do latmłodości, które upłynęły pod znakiem lęku i niepewności.„Chałupę z solidnych drewnianych bali jeszcze dziadkowiepostawili na skraju nad głębokim wąwozem, po dnie któregopłynął wartki górski strumień. Przed chałupą ogródek, za niąniewielki sad, dalej potężne stare buki, sosny, jodły tworzyłynaturalną granicę, poza którą znajdowała się stromizna,opadająca ku strumykowi. Z boku dziadek wyrąbał schodkiw zboczu, umocnił kamieniami, żeby można było z praniemdo potoku chodzić. Jak wybuchła wojna, ojciec wykopał wzboczu ziemiankę i tam uciekała ilekroć odwiedzali ich nie-2 wieś tworząca dodatek literacki


pożądani rozpasani żołdacy niemieccy, banderowcy, a nawettak zwani wyzwoliciele, którzy domagali się spłaty za wyzwoleniespod okupacji. Pamięta te godziny, gdy w nocy naostrzegawcze szczeknięcie wiernego Burka, przemykała doswojej kryjówki i jak drżąc z zimna, mimo tatowej baranicykuliła się ze strachu. Pod żadnym pozorem nie wolno jej byłowychodzić przed umówionym sygnałem. Na wspomnienietej trwogi i niepewności, gdy nie wiedziała, czy jeszcze tamciżyją i co się tam dzieje, strużka zimnego potu spłynęłamiędzy piersi. W rodzinnych stronach od tamtej pory, byłatylko dwa razy. Częściej bywali tu jej rodzice i rodzeństwo.A kryjówka jest nadal. Brat wzmocnił ściany i strop balami ikamieniami. Jeszcze bardziej obrosła chaszczami i stała sięzupełnie niewidoczna. To tak na wszelki wypadek – mawiałbrat. Brr! - wzdrygnęła się. Chroń nas Boże, od wszelkichprzypadków”.Wróciła do rzeczywistości i jednym głębokim haustemwypiła kieliszek wódki, aż mąż spojrzał na nią zdziwiony, alenic nie powiedział, bo i jemu wspomnienia przelatywały pogłowie z prędkością wiatru.W butelce ukazało się dno. Czas kończyć wizytę. Dobrzejest się kogoś poradzić, a choćby i ktoś nie potrafił doradzić,to sam fakt przepowiedzenia na głos i usłyszenia opinii innychmoże człowiekowi pomóc w podjęciu decyzji. Henryk trochęsię uspokoił. Widać, że układał sobie już plan szczegółowy.Ona też sobie poradzi, bo to twarda i harda kobieta.Odprowadzili gości aż do drogi, oświetlonej mdłymilampami ulicznymi. Gdzieś szczekały psy. W domachoświetlone pojedyncze okna. Ludzie układali się do snu.Spokój i poczucie bezpieczeństwa, wypracowane przezlata. Ot, normalne życie, bo żyć każdy chce. Gdyby nieto gadanie o rychłej wojnie. I kto mógł chcieć to zakłócić?Kiedy tamci znikli w mrocznej części ulicy, zapytała:„Myślisz, że naprawdę będzie wojna? Może i dobrze robiąuciekając stąd. Tam w tych lasach, jarach i parowach łatwiejsię schować. Wykopać jamę w zboczu i pies z kulawą nogąnie znajdzie?”„Co ty, babo gadasz. Tera nie będą sie bawić w żadne armie.Spuszczą atom i nikt nie przeżyje. Umrze z braku powietrza.Nigdzie nie schowasz się przed atomem”. Słowo powtarzał z wielkim namaszczeniem, bo w pracy kierownikim uświadomił skutki wybuchu atomowego, gdy po szkoleniusiedzieli nad butelką samogonu. Wszyscy musieli przejśćszkolenie, jak się zachować w razie ataku atomowego: kłaśćsię pod ściany od strony spodziewanego wybuchu, o którymw odpowiednim momencie zawiadomi radio. Ale i kierowniknie wierzył w skuteczność takiej obrony. „Jak coś ma się staćniedobrego, to się stanie i wszyscy na tym ucierpią.” Przyjrzałsię żonie, a widząc strach na jej twarzy, objął ramieniem:„Czas spać.”W milczeniu wracali do swojej chałupy. On spokojny, żeco ma być to będzie, ona przerażona wiedzą, którą właśnienabyła i bezradnością wobec świata. Współczuła też sąsiadce,ale starą matką opiekować się jest mus, a że ta nie chcetu przyjechać, trzeba jechać do niej. A swoją drogą, to córkipowinny się nią zająć, bo przecież tam blisko mieszkają. Ach– nie wiadomo o co tam chodzi. Przepowiadając ostatniepacierze myślała o swojej młodości, która upłynęła w czasietej okrutnej wojny, myślała o tych hasłach na transparentach:nigdy więcej wojny, myślała o tych, co nie chcieli wojny ichcieli, tylko chcieli bronić i coraz bardziej wszystko się gmatwało.Kto chciał i nie chciał, a kto nie chciał, ale musiał. Aco z nimi, z dziećmi, z sąsiadami?Teresa Nowak, ŁupawaTam w tych lasach, jarach i parowach łatwiej się schowaćw darłowie – zapisek z 24październikaZaledwie przed godziną wróciłam z Darłowa,z Pleneru Literackiego i natychmiastusiadłam do klawiatury, by opisać swojeprzeżycie, bo wywarł on na mnie wielkiewrażenie. Od dziesiątej do osiemnastejobcowałam ze słowami, obrazami, dźwiękamioraz zupełnie nieznaną mi historią.W Darłowie powitano nas bardzo serdecznie, i by wprawićw odpowiedni nastrój, gospodarze pokazali nam niezwykłykościółek z gontowym dachem i wnętrzem zamkniętym wsześciokącie. Była to raczej kaplica cmentarna, wokół którejtrwały groby. Nie lubię cmentarzy. Za bardzo mówią o przemijaniu,o śmiertelności człowieka, o odejściach w zapomnienie.Ale w tym przypadku, bo śmierć jest nieunikniona, nie możnamówić o zapomnieniu. Pamięć o fundatorze kaplicy - grobowcaprzetrwała, a do tej pamięci wkradają się również zmarli,pochowani na cmentarzu.Przesympatyczna przewodniczka przekazała rzeczowoinformacje o walorach historycznych kaplicy, wspomniała oinnych zabytkach Darłowa – przyznaję, że niewiele wiem naten temat – przypomniała, że to kaplica zbudowana przezduńskiego króla – skąd u licha Duńczyk w Darłowie? Garśćinformacji o tym miejscu rzucił również przemiły dyrektordomu kultury, Arkadiusz Sip wskazując na niezwykłe braterstwoLutra i katolickich świętych.Następnie przeszliśmy do biblioteki miejskiej na kawę iciasto wypieku pracownic biblioteki. Przemiły gest łagodzącynastrój wywołany cmentarnym memento mori. Przemarszkrótkimi, wąskimi uliczkami Darłowa, z ciasno ustawionymiminiaturowymi kamieniczkami – szkoda, że nie wszystkie odnowione,bo wtedy stworzyłyby one nastrój bajkowego miasta,w którym żyje bardzo mały ludek – do kina „Bajka” i tamzaczęło się spotkanie z poezją.Jeszcze raz wystąpił przemiły dyrektor ze słowami nobilitującymikażdego parającego się piórem lub, jak kto woli komputeremi programem do pisania. Tradycyjnie hołd poetomwiejskim złożył Z. Babiarz - Zych, przedstawiając programwystępów i delikatnie zasady prezentacji utworów, z górywiedząc, że będą one łamane. Wiersze mniej lub bardziejpoetyckie, słowa, które obnażały emocjonalną interpretacjęrzeczywistości i problemów egzystencjalnych nurtującychgromadę nadwrażliwców, próbujących ocalić to, co jest tu iteraz przed zmianami, jakie bezwzględnie niesie szybko postępującacywilizacja. Tematyka i forma prezentacji dowolna,ale i tak zdominowana została przez wiersze patriotyczne,Plener Literacki Wiejskich Poetówwieś tworząca dodatek literacki3


w uszach słyszę plusk czarnej wody a w oczach widzę kamieńopiewające piękno Małych Ojczyzn. Słuchałam tych utworówa przez myśli przepływały obrazy innych krajobrazów i to nietylko polskich – równie pięknych i równie zagrożonych zapomnieniem.Byłam w maju w NYC. Zwiedzałam nie tylko zabytkilub miejsca zbudowane ludzką ręką – piękne lub dziwaczne,jak np. trójkątny dom stojący prawie na środku ulicy, a raczejna rozwidleniu dwóch ulic. Ten dom zmusił urbanistów dozbudowania drogi omijającej go. Dom nie został zburzony.Po prostu ominięto go. W Polsce pewnie nie byłoby drogialbo domu. Innym dziwadłem Nowego Jorku był budynekrozkraczony nad ulicą. Z daleka wyglądało to tak, jakby ulicawbijała się w dom, niby rzeka i wypływała z drugiej strony.Zwiedziłam tam również najpiękniejsze ogrody i parki, wczęści wymodelowane ręką ludzką, a w części zachowanew stanie naturalnym, pieczołowicie chronione przed jakimkolwiekucywilizowaniem. Stałam na skałach – naturalnepodłoże i wpatrywałam się w wyrastające z nich potężnedrzewa, krzewy bujne i zagłębienia z trawą i ziołami. Stałampo kolana w Oceanie Atlantyckim – piasek na plaży jest ciutciemniejszy, gdyż więcej tam skał wulkanicznych. Zbierałamróżowe, niebieskie muszelki, obserwowałam – o dziwo –żwawo biegające między ludźmi żółwiki morskie. Stawałampod drzewami, które całe pokryte były kiściami fioletowo -niebieskich kwiatów i miały tylko pojedyncze listki stercząceu nasady tychże kwiatów. I wiele innych cudowności widziałam,a to nie wszystko. Oczywistością dla mnie jest to,że swojskie pejzaże darzę uczuciem. Są mi najbliższe, bo oddawna oswojone, znajome, przejrzyste w swym wyglądzie iłączą się z moim bytem. Ale twierdzę, że przyroda, że każdypejzaż może każdemu zapierać dech w piersi. To cudownośćnie podlegająca dyskusji. I chwała Twórcy, że wymyślił takąróżnorodność.Natomiast wiersz Jurka Fryckowskiego powalił mnie nakolana, otumanił i oszołomił. Tak jak kiedyś, bardzo dawnotemu zwalił mnie Norwid i Kasprowicz. Tak dzisiaj wierszpoświęcony księdzu Popiełuszce. Prostota opisu okolicznościśmierci, powściągliwość w wyrażaniu emocji – bólu, strachu,rozpaczy, poczucia krzywdy człowieka zamkniętego w bagażniku,w ciemnościach i bezsilnego w więzach, otoczonegozwykłymi samochodowymi akcesoriami, z których każdymiał służyć człowiekowi a stanął przeciwko niemu. Kołozapasowe, lewarek, klucze do zmiany kół i brudna szmatado wycierania rąk nabrały cech narzędzi zbrodni, symbolimęczeństwa. Ostatnia fraza z apostrofą do matki skojarzyłami się z Matką stojącą pod Krzyżem, z niemą rozpacząwpatrzoną w umierającego Syna. I ten kamień. Kamień teżstał się symbolem – całego zła, którego człowiek mógłbysię pozbyć, gdyby tylko mógł go odrzucić. Utwór, w którymnie usłyszałam ani jednego słowa nacechowanego patosem.Oszczędność środków wyrazu zawsze wyzywała we mnie– odbiorcy lawinę skojarzeń i przywołań. Takie wiersze, nieuładzone ze skrótami myślowymi zmuszają czytelników(słuchaczy) do wysiłku intelektualnego. Odczytany prawiebeznamiętnym głosem przez autora, dla mnie był krzykiem,który trwa jeszcze: w uszach słyszę plusk czarnej wody a woczach widzę kamień.Chciałam po prezentacji poprosić o tekst, ale jak zwykle,nie miałam odwagi. Nigdy nie mam odwagi prosić o coś dlasiebie. Dla innych czasami tak. Ale tylko czasami. Z tegopowodu podziwiam Zygmunta Prusińskiego, który wszędzie izawsze czuje się u siebie. Swobodnie wchodząc i wychodząc,kiedy chce i wszędzie go pełno, a jego głos dopadnie cię znajmniej oczekiwanych miejsc.Z inicjatywy pani Eli Gagjew powstała grupa poetówdarłowskich i działa przy bibliotece miejskiej. Swoje wierszeprezentowali na tle muzyki, która znakomicie uzupełniała sięz tekstami.Po obiedzie udaliśmy się na krótki spacer nad morze, bobyć w miejscowości nadmorskiej i nie zejść na plażę to trochętak jak być w Rzymie nie zobaczyć papieża. Plaża w Darłowiejest piękna, a piasek czysty. Zgromadzone głazy przysypanedrobnym piaskiem i trochę wzburzone fale Bałtyku wyciszały,tak, że powrót do kina Bajka na spektakl muzyczny i występyartystyczne przebiegał w aurze cichych rozmów, przerywanychtylko głośnymi wypowiedziami Prusińskiego.Szczególne wrażenie wywarł na mnie dziecięcy występ.Dzieci są świetne w każdej dziedzinie, z pełnym zaangażowaniempokażą wszystko najlepiej jak umieją, a te dzieci naprawdędużo umieją. Brakowało mi w zespole chłopców – dwóch,trzech to za mało. Ale rozumiem, jak trudno skaptować dotańca właśnie chłopców. Eleganckie i staranne stroje, taniec ipiosenki. No i jak zwykle odezwał się we mnie stary belfer –wszystko, co dzieci pokażą na scenie jest dla mnie wspaniałe.Mile słuchało się skocznych piosenek zespołu Zgoda, pieśninobliwych pań z zespołu Babunie i frywolnych przyśpiewekKapeli Darłowa.Gospodarze to bardzo sympatyczni i gościnni ludzie.Cieszę się, że tam pojechałam. Dziękuję.Teresa Nowak, Łupawa4 wieś tworząca dodatek literacki


uczta dla serca i duszyDla mnie podwójna radość, bo już bardzo tęskniłam zaspotkaniem – na miarę niemal rodzinnego – z grupą, którażyczliwie przyjęła mnie do swego grona. Jak to dobrze, żewszyscy z tych spotkań potrafią się cieszyć.Autobusem dotarliśmy do miasta królewskiego, w którymzachowały się wielowiekowe zabytki. Ja szczególnie jesobie cenię. Przyjaźnie powitał nas zabytkowy kościółek podwezwaniem św. Gertrudy. Jej posąg wyrzeźbiony w drewniestoi w łodzi ustawionej niczym kapliczka tuż przed kościołem.Przewodnik objaśniał jego najistotniejsze dzieje, ale czas,ograniczony czas nie pozwolił nam na pełne zrealizowaniezaplanowanego programu. Trzeba było się śpieszyć. Smaczneciasto, kawa i herbatka, jakim w bibliotece poczęstowałynas miłe panie, dodały energii. Dotarliśmy do kina Bajka ina nowych, bardzo wygodnych fotelach zajęliśmy honorowemiejsce przy estradzie. Tu naprawdę było bardzo wygodnie,bo mądrze ustawiono rzędy foteli, zachowując między rzędamidość szeroką odległość. Nogi mogły odpocząć swobodniewyciągnięte. Gospodarze tego spotkania zadbali o odpowiedniwystrój sceny i stworzenie miłego nastroju dla prezentacjiutworów poetyckich naszej i darłowskiej grupy. Mogliśmy nacieszyćsię pięknymi widokami złotej, ciepłej jesieni utrwalonejw kadrze fotografii przesuwającej się przed naszymi oczami.Miłym akcentem był występ śpiewających pań nauczycielekprzy akompaniamencie fortepianu.Po zakończonej prezentacji w szkolnej stołówce z apetytemzjedliśmy smaczny obiad. Do Darłówka pojechaliśmyna krótkie spotkanie z morzem. Zastanawialiśmy się, co teżmewy wychwytują z wody po wycofującej się fali? Wiedzą, wktórym momencie dać nura z góry i ze zdobyczą wyskoczyć.Ja próbowałam szukać bursztynu, ale tylko garstkę ładnychkamyków na pamiątkę przywiozłam.Powróciliśmy do Darłowa, do kina Bajka na część artystyczną.To, co pokazała na scenie dziatwa szkolna na długo pozostaniemi w pamięci. To był zespół „Diomodeo”. Dech zaparłomi w piersiach – wprost uwierzyć nie mogłam, że tak dobrzetańczyć potrafią tak małe dzieci. Sylwetki tancerzy jak z baletu,obycie ze sceną, brak jakiejkolwiek tremy. A stroje – przepiękne.Miałam to szczęście.Dwudziestego czwartegopaździernika pojechałamz grupą naszych poetów zeSłupska na Plener Literackido Darłowa. Wstydsię przyznać, ale w Darłowiebyłam po raz pierwszy,daj Boże, by nie ostatni.Te marynarskie kołnierze przywołały z odległych czasów mój„mundurek” noszony już w szkole zawodowej. To wcale nie byłozłe. W szkole wszystkie byłyśmy równe – nie było podziału nabogatszych i biedniejszych. Po prostu nie było rewii mody.Darłowo ma szczęście – pomyślałam, że ta młodzież napewno nie zejdzie na manowce. Bo ma tak satysfakcjonującezajęcia, a poza tym być może niektórzy trafią do zespołu„Mazowsze” lub „Śląsk”? Bo śpiewać też już pięknie potrafią,z modulacją głosu, odpowiednimi oddechami. Bałam się, gdytańczyły starsze dziewczęta ze szczotkami, by przypadkiemjedna drugiej nie uderzyła. Jak one to robiły, że nic się niestało? Scena nie jest zbyt duża. Biłam brawo aż mi ręce spuchły.To była prawdziwa uczta dla serca i duszy, a na „deser”występ seniorek z Darłowa, nasza kapela „Zgoda” ze Słupska.Imprezę zakończył występ kapeli z Darłowa.W natłoku codziennej krzątaniny, tej niezbędnej i koniecznejdla człowieka, przeżyć taki jeden dzień w roku, wktórym wyłącza się wszystkie „alarmy” – to jest jak oczyszczającakąpiel, z której wychodzi się odrodzonym, młodszym,zdrowszym, radośniejszym, po prostu szczęśliwym.Serdecznie dziękuję naszemu Starostwu <strong>Powiat</strong>owemu wSłupsku i niestrudzonym działaczom kultury w obu miastachza wspaniałą ucztę duchową.Eugenia Ananiewicz, SłupskPlener Literacki Wiejskich Poetówwieś tworząca dodatek literacki5


Trudno się wyrzec pięknych młodzieńczych latdo szkołyposzłam rokwcześniejZ Czesławą Długoszek – poetką z Objazdy,autorką licznych wspomnień i opowiadańrozmawia Karolina Letkowska- Jaka była Pani ulubiona zabawa w dzieciństwie?- Moja odpowiedź może być dla dzisiejszych młodychludzi „passe”, niemodna i niezrozumiała. Realia życia tak sięzmieniły, że boję się czy prawda nie będzie zbyt dziewiętnastowiecznaw sensie literackim. Moi rodzice mieli gospodarstworolne. Mieszkaliśmy dwa kilometry za wsią i w dodatkubyłam najstarsza. Gdy tylko podrosłam, po szkole musiałamwracać szybko do domu, by wygnać krowy na pastwisko popołudniowym udoju. Nawet lubiłam to zajęcie, bo mogłamwziąć książkę i czytać, czytać. Zdarzało się, że trzódka ginęłami z oczu i wtedy naprawdę się bałam. Zimą też było sporoobowiązków, ale czasu na czytanie więcej. Częściej odwiedzałambibliotekę i wypożyczałam książki dla całej rodziny.Szczególnie tato wieczory zimowe poświęcał lekturze. Lubiłamteż próby zespołu mandolinistów, którego założycielembył pan Roman Zub. Próby odbywały się w bibliotece, cododawało im klimatu.- Jaką była Pani uczennicą?- Do szkoły poszłam o rok wcześniej, bo bardzo chciałambyć uczennicą. Tak prosiłam rodziców, że jakoś to załatwili.Miało być tylko na trochę. –„Jak pochodzi, to szybko jej sięznudzi”. Ale się nie znudziło i tak mi zostało na całe życie.Po prostu - moje życie to szkoła. Dlatego zostałam nauczycielką.Skończyłam liceum pedagogiczne, filologię polską naUniwersytecie Gdańskim i studia podyplomowe. Lubiłam sięuczyć - to też mi zostało. Jestem na emeryturze, więc uczę sięniemieckiego i obsługi komputera. Pasjonuję się Internetem -to tyle możliwości. Nawet mogę podróżować z Google Earth.A teraz krótka odpowiedź: byłam pilna i ciekawa wszystkiego.O konsekwencjach nie mówię przez skromność.- Który z przedmiotów sprawiał Pani najwięcej trudności?Dlaczego?- Może zacznę od ulubionych przedmiotów. Były tojęzyk polski, historia, muzyka. Lubiłam próbować własnychsił w wierszowaniu, co nie wykluczało szkolnych trudności.Dopiero, gdy moją nauczycielką polskiego została młoda pięknadziewczyna - pani Maria Długosz - rozwinęłam skrzydła.Przedtem uczył mnie pan Hugon Bukowski, pewnie świetnypolonista, ale wymagał tylu wiadomości z gramatyki, że poprostu byłam przerażona. Dopiero po latach doceniłam jegowysiłki. Niestety, nie pracował już w Objeździe i nie mogłammu o tym powiedzieć. Kłopoty miałam z geografią i matematyką,i pewnie z innymi przedmiotami. Trzeba się było uczyć,bo wiedza z żadnego przedmiotu nie jest łatwa. O tym czyuczeń lubi przedmiot decydują różne elementy. A każda dziedzinawiedzy może być pasjonująca, gdy wniknie się w jejtajemnice.- Jaki jest największy autorytet w Pani życiu?- Pisałam pracę magisterską pod kierunkiem pani MariiJanion. Pani profesor przyjeżdżała do Gdańska tylko na seminariai prowadziła je w sposób wyzwalający naszą samodzielność,ale i skrajne uczucia – od uwielbienia i podziwudo złości, że tyle od nas wymaga, a wiosna przechodzi obok.Często się buntowałam. Ale do dziś czytam uważnie kolejnewydawnictwa mojej pani profesor i jej wywiady. Pani profesornauczyła mnie patrzeć na procesy społeczne i polityczne w„literacki” sposób. Jesteśmy zakotwiczeni w kulturze - takżenasze życie codzienne. Poszukiwanie sensów zdarzeń jestwtedy łatwiejsze. A poszukiwanie wzorów jest codziennymzajęciem. Czasami są to zwykli ludzie, którzy zmagają sięz własnymi kłopotami, czasem Matka Teresa, która umiałazapomnieć o sobie, by nieść pomoc potrzebującym. Wiecznieszukam i chyba nigdy nie zaznam pewności.- Co uważa Pani za największy sukces w swojej pracy?- Kilku uczniów, którzy dobrze mnie wspominają i z którymipozostaję w przyjaźni. I jeszcze jedno. Może zabrzmito nieskromnie, bo ten fakt ma kilku znaczniejszych ojców,ale jestem przekonana, że gdyby nie mój upór i determinacjanowej szkoły w Objeździe jeszcze by nie było. Najważniejszebyło uświadomić niektórym, że nowa, bezpieczna i wygodnaszkoła jest potrzebna. Później – tak jak z każdym dziełem –idzie trochę siłą rozpędu. Najważniejsze było zacząć. I włączyćdo tego wszystkich.I jedno wspomnienie jest z tego okresu plastyczne jakplakat. Rozpoczęły się prace ziemne przy budowie szkoły.Spycharka zerwała kabel telekomunikacyjny. Ówczesny dyrektorPGR pan Czesław Wąwoźniak, który był w komiteciebudowy, stwierdził, że trzeba dalej kopać ręcznie. Musiałamzmobilizować mieszkańców, by z łopatami poszli na plac budowy.Pomagała mi pani Renia Brzywcy - przewodniczącaKomitetu Rodzicielskiego. Było to i zabawne i patetyczne, gdycałą gromadą z łopatami na plecach szliśmy przez wieś.- Czy dzisiejsi uczniowie różnią się od uczniów Pani?- Myślę że nie. Młodość ma swoje problemy i prawa.Zmieniają się tylko realia, uczucia są te same. A stroje? -Cóż, moda się zmienia. Młodzi zawsze znajdą sposób, by sięzdystansować. Mogą to być białe skarpetki lub długie włosyalbo spódniczka mini. To nieistotne. Ważne by młodzi ludziebyli ciekawi świata i naukę traktowali jak przygodę. By im sięchciało.W moich czasach też robiliśmy dziwne rzeczy - były towspaniałe czasy - mimo że tak teraz zdeprecjonowane. Trudnosię wyrzec pięknych młodzieńczych lat, wzniosłych uczući uznać, że życie zaczyna się od wyznaczonego polityką momentu.- Czego życzy Pani uczniom?- Moja babcia mawiała: „Rzuć za siebie, znajdziesz przedsobą”. Kiedyś tego nie rozumiałam, wydawało się to nielogiczne.Teraz to moja dewiza. Wiem, że trzeba obdarzać dobremnie oglądając się za siebie - tylko wtedy wokół siebieodnajdziemy życzliwość i przyjaźń.6 wieś tworząca dodatek literacki


wiersze najnowszeAndrzej Szczepanik, BytówZIMOWA PALISADAWkrótce niebo sypnie bieląHenryka Jurałowicz – Kurzydło, SłupskSPLOTY ŻYCIANogi umorusane w błocieZłoty warkocz tańczący na plecachPod pachą „Ania z Zielonego Wzgórza”Koleżanka co uczyła marzyćJej najmilsze dziecięce wspomnieniaLecz pewnej nocy swój złoty warkoczOdcięła ostrym sierpem księżycaDarowała weselnym posagiemSwemu chłopcu...Kwiaty miłości kwitły wokołoA ich owoce tuliła do rąkJasne główki Jej czworga dzieciDodawały do życia siłWiązała noce i dni swoich krągKładła nocą na białej pościeliSpracowane swe ręce i marzeniaKtóre rankiem rozbijały sięO ostrą krawędź rzeczywistościLecz przyszło to lato i ten lipiecCzarną wstążką przewiązało się słońceI nagle drogiego człowieka zabrakłoChęci do życia i radościWszystko zmieniło się tak nagleChore nogi grzęzły głębiej w skibieChoć już młodą ręką przeoranejA ścięte stare pnie drzew w Jej sadzieWiosennym sokiem rzewnie płakałyJak Feniks z popiołu uniosła się jeszczeChwytając wiatr w resztę swych żagliI odpłynęła w świat inny...Świat odmienny daleki nieznanyJak dawniej kwitną na nowo kwiatyPośród Jej nowego domuI jest przy Niej ktoś kto przypomniO tabletkach na serce przy śniadaniuPomoże rozstawić w wigilięZastawę świąteczną nie po przodkachPoliczy jeszcze miejsca przy stoleŻeby nikomu nie zabrakłoDzisiaj warkoczem złotym się splataJej każdy nowy dzień i nocA życie toczy się toremWyznaczonym już dawno przez los.Czesława Długoszek, ObjazdaSTARY WIEJSKI KOŚCIÓŁEKZ chyboczącej wieżyczkiSkarga aż pod niebo skrzypi.Rude liście roni dach od nowa kostropaty.W objęciach drewnianych wiązań ścianybieloneZ niemocy pękają.Piszczałki organów bezużytecznieW zwartym szeregu milczą.Stary wiejski kościółekOpuszczonyPrzez lichtarze zabytkowe,które w muzeum,Ambonę prostą jak modlitwaŁaweczki wygodneDla jaśnie państwa, co odeszli,Jak starzec niemy przysiadł na wzgórku.W kamieniu imiona dawne- zmurszały.Miłości, podłości, zwycięstwa i klęski- zbladły.Z czterystu lat dni kilka odsłaniam,Nicią pajęczą zapisuję wśródbezdźwięcznego manuału.Teresa Nowak, Łupawa***Jeszcze nie pora do kapitulacji,Chociaż wydaje się, że doszliśmy do końcaTwórczych działańI reszta jest i będzie tylko odtwórczym bytem.Że stanęliśmy na linii demarkacyjnej:Za nami gwar dziecięcych głosówPrzed nami cisza cmentarnych alejekI szum płaczących brzóz.Pozostaje po mnie garść wypisanych świadectw,Dzienniki skrzętnie wypełnione,Arkusze zapełnione uwagami.Jeszcze pięćdziesiąt latW archiwum będę żyć świadomie.A potem? CiszaJak po tych tysiącach,Co przede mną byli.Przygotowywali grunt na moje przyjście.Długo biegłam ścieżkami wydeptanymiprzez nich,Nim stanęłam do swojej budowy.Czy wypełniłam swoje zadanie?Czy trud mój spełnił testament Słowackiego?I jestem kamieniem umacniającym szaniec?Asnyka?Rozpaliłam święty ogień na ołtarzu przodków,Nie gasząc dawnych?Za chwilę możemy znaleźć się w polu działaniaSiły,Która zbudzi nasze zmysły,Odświeży zmurszałeŚcieżki neuronoweI znowu ruszą nimi impulsy myśloweA zewnętrznym efektem staną się aktyNa miarę egipskich piramid.Drzewa zastygną w srebrnej ciszyPark przyśnie pod śniegowym kilimemOzdobionym celofanowym haftemSzronem lukrowane latarnieOświetlą smutek samotnych ławekZa szklaną palisadą sopliSkryła się szara jesieńJanina Müller, Nowa Wieś LęborskaBIEGUNY MIŁOŚCIDwa bieguny,Ty i Ja,Oddaleni, bez przyciągania,Raz do roku, schylam się,By poczuć wiatr, który niesie mnie,Do Ciebie, ramion twychDo ust, które jak nic,Potrafiły ogrzać, uspokoić,Ciągnę... biegnę...Próbuję, lecz brak mi siłW zasmuconym świata powietrzu,Oddalamy twarze swe,Ja idę w stronę słońca,Ty wybierasz zimę...Niezadowoleni, nieopatrzeni,Zasmuceni. To My!Zygmunt Jan Prusiński, UstkaCZŁOWIEK Z JEDNYM ZĘBEMCzłowiek z jednym zębem nie jest pokorny,narzucił sobie prawo nie milczeć nawet w lesie.Ekscentryk – z dwóch epok,przyjaźni się z upadkiem każdego liścia.Jego muzyka jest w głębi słyszalna, w skale,której nie odbiera zwykły człowiek...Nauczony (z własnej szkoły doświadczeń),człowiek z jednym zębem próbuje złagodzićobyczaje,przenosi deszcze tam gdzie sucho.Dba o swoją Krainę – to Kolonia, cichaJaskinia;tam udaje się i pisze wiersze.To Pustelnik bez przyjaciół,ogradza się Murem z Kryształu,a w nim rosną po dwóch stronach kwiaty.Gdybyście chcieli do niego napisać List,to nie zaklejajcie koperty.Nikt nie czyta. Świat jest rozbiegany na częściwedle schematu, a cząstki odwiecznego8 wieś tworząca dodatek literacki


niespełnieniai tak nikt nie bierze na poważnie.Tylko przeżyć dzień, aby przeżyć dzień.Nigdy nie własny...Człowiek z jednym zębem, nie jest pokorny.Żyje krzykiem – z Krzyku wytworzony:POETÓW JEST TYLU,IŻ NIE MOGĘ SPAMIĘTAĆRomanowi ŚliwonikowiMotto:(Armia Poetów, wedle tej i innej pieśni,Nagrobki szykuje wierszem – bo kiedyśkażdy z nich odejdzie w chwale.)Lubię rysować na piaskuMarzenia pełnej Mgły.Jest tam mój świat – niepokój zawsze,to odwieczny temat dźwięku spowitegona samym szczycie Pobrudzonej Nuty.Spijam więc niedostatkiw zakąsce pod ogórek i salceson.A kiedy mam tych źródeł sporona mojej Wiecznej Pustyni,dopiero wtedy chce mi się rozmawiać o Poezji.W Roku „Solidarności” w Warszawiez poetą Romanem Śliwonikiem zwiedzałemknajpki. –Moje wiersze były w nim a jego wiersze we mnie.To jakaś Ułomna Przyjaźń w środku miasta.U „Flisa” zatoczyliśmy koło,nie był to zmarnowany czas bo iścieszarmancki.Dwóch wciąż Zagubionych Romantyków,z nieba tylko posucha – Aniołki poszły spać.Niby dorośli a jednak malcy,wznosiliśmy toasty do najwyższej chmury.Było nam trochę głupio że tacy byliśmyrozbiegani,hałas docierał do nas jak rewolucja.Cóż to była za noc – niczym balastoskubanego księżyca,Rycerskość w nas omotała a wiersz stawałsię wciąż grubszy.Sadło spływało jak lawa po kobiecym brzuchu,szukałem po ciemku miłości na Muranowiez Krystyną.A gdzie był wówczas Romek?Na Ursynowie w budynku tulił swoje drzwi,bo klucze od mieszkania miałem akurat ja. –Właśnie w tej dramatycznej chwili spłodziłnajlepszy wiersz,o Przyjaźni dwóch zagubionych Poetóww Warszawie!Eugenia Ananiewicz, SłupskBOŻE NARODZENIEW ciszy wieczorujasnym blaskiemzapłonie gwiazdaznakBóg się narodził.W kakafonii dźwiękówniebieskich i ziemskichkolejny razprzynosiszmiłość wiarę i nadziejęna krótko.Panie Bożelud mało wiernyzapominado kolejnej ciszy wieczorui jasnego blasku gwiazdy.Emilia Zimnicka, IzbicaOPIEKUNKAKiedy jeszcze mgły ciepły welonOtulał rankiem senną matkę ziemięZ kapliczki na rozstajachPani Święta, Maria na świat wychodziłaSzła cichuteńko, leciuteńko łąką zielonąPachnącą tatarakiem i listkami klonuZaglądała w okna swoich braci, ludziDobrymi myślami chcąc dzień ich obudzićProsiła Dobra Matka o szczęście i pokójPana wieków siedząc na modrym tronieWśród obłokówMiała Matuchna Niebieska takie oczyŚwietlisteJak lipcowe niebo w czasie żniwByły to oczy dziecka przy piersi matczynejNiewinne i czysteŚni mi się w zły czas ta łąka zielonaKoło stawu i kapliczkiJedyna na świecie, boW rodzinnych stronachCHOINKAZielony wiatr w TobieChoinko pachnącaŚpiew ptaków, szum trawAksamit nocy, jasny promień słońcaŁączysz ludzi powrotemW młodości wspomnieniaKiedy wszystko było jeszczeDobre i przyjaznePieśnią śmiechem świat sięRozpromieniaBiały opłatek dzielony ręką ojcaMatki dotyk błogiJuż nie wróciWiatr czasu pogmatwał życia drogiTylko Ty jeszcze jesteś dla niektórychSama radościąPłomykiem nadziei, latarniąW ciemnościJan Kulasza, Strzelce KrajeńskieNA KAWAŁKU PAPIERUna kawałku papierunajpiękniejsze kwiatkii miłość przelanado ojca i matkii łzy z oczu płynąi serce w roztercebo drży zakochaneinne czyjeś sercełzy z oczu płynącedziecka malutkiegoi żale i skargido świata całegoradości i smutkiłzy szczęścia, nadzieikawałek papieruto dobro i złożebyście wiedzieliże nimlisty świata sąIrena Peszkin, KoszalinSTRACHWszedł strach na polew łatanej kapocie.majta rękawamiszeleści i skrzypi.słomę ma za włosy,szczerzy się szczerbami,na boki się kiwa,wybałusza oczywróblom na przestrogę.Udaje że biegnie,choć ma jedną nogę.Wymyślił go człowieki tak go zmajstrował,by swoim wyglądemprzepędzał intruzów,a stwórcy swojemupól, sadów pilnował.CZCZONY OD WIEKÓWCzczony od wieków niezmiennieświąteczny, niezwykły czasradosnym kwileniem dziecięciaotwiera drzwi przyszłościBudzi kolejny rokTe chwile z rozrzewnieniemprzeżywa każdyNiebo łaskawsze niż co dzieńniespodziankami darzy ludziNa strunie wyciszonejwieś tworząca dodatek literacki9


wiersze najnowszew duszy kolędę nam graSpotkania rodzinne ckliwePrzysmaki i szelest opłatkówAromat choinki żywejNiezwykły, błogi to czasW świec migotliwych ognikachkres wszelkim smutkom i żaloma oczy zapłoną w ich blaskuuczucia rodzinne wyznającBożena Łazorczyk, Kobylnicaz nadzieją na dekalogJego boskiej mocyw okowachludzkiej egzystencji.Genowefa Gańska, BytówJESIENNY WIATRWietrze jesienny, co tak szalejeszNad polem lasem i wodąDlaczego jesteś dziś taki srogi,Że trzeba się chować przed tobą?Piotr Grygiel, JasieńW ROKU JANA PAWŁA IITYLE RADOŚCI CO SMUTKUZ każdym następnym, przypominającymPrzywracającym wiarę w sens przemijaniaObracającym w nicość zadośćuczynieniaMałostek bezdusznej pychy, trwaniaW pamięci nierdzewnejTu w tym miejscuORĘDZIE DO WSPÓŁCZESNYCHZATRZYMAJ SIĘ...Niech tajemnica świąt Bożego Narodzeniazatrzyma nas na chwilęniech nas odmieniata pierwsza gwiazdka na niebieuśmiechnie się również do ciebieporzuć maskę codziennościi poddaj się tajemniczej radościbiały opłatek wszystkich zjednoczyżyczenia w blasku świecy popłynądo tych co w niebiedo tych co w świecie...będziesz z nimi i z rodzinąporzuć puste tęsknotyw słowa kolędy się wsłuchajpoczuj radość w sercui miłości nie odrzucaj....skieruj myśli w to co ważne w istociegłoś orędzie z groty betlejemskiej –„ON narodził się w prostocieabyś ty nie był zagmatwanywewnętrznie”Jadwiga Michalak, NaćmierzWIGILIAPan Jezus na nowo się rodzi.Przynosi kolędę,kładzie na białym obrusiena siankuZwierzęta mówiąludzkim głosemgwiazdka mruga z nieba,choinka się wystroiłazgarnęła do siebie prezenty.Serce się otworzyłoczerwone, gorącewypowiedziało życzeniai zamknęło się w człowieku.Poszło na Pasterkęi śpiewało kolędyświąteczne, grudnioweCzy zapomniałeś już takt muzyki,Którą tak pięknie grałeś,Kiedy wiosenką i w ciepłym lesieMelodią nas zachwycałeś?Przycichnij trochę, zgraj muzykąI zatańcz razem z liśćmiPięknego walca lub polonezNie rzucaj tak gałęziami.Nad wiejską drogą, gdzie idą dzieciDo szkoły po wiadomościGraj dla nich dźwięcznie i wlej w serduszkaSwym szumem dużo radości.Aldona Peplińska, MotarzynoW BLASKU BETLEJEMSKIEJW spojrzeniach dobroci iskraTuli do serca szczerzePłacze serce wzruszoneZ nadzieją w wierzeDumne dłonie ściskająSymbol wszechmocnej siłyRoztacza biel wokół siebieCzułości dotyk miłyPrzy blasku płomień miłościDzieli równo wszędzieStarszy z młodym ochoczoIdą po kolędzieUśmiecha się dziecię maleńkieW ramionach matczynej czułościKlękają żywe stworzeniaZ pokłonem ku wielkiej radościW podniebnym stołu obrusieHarców anielskich stroikiCichą noc wystukująW takt niebiańskiej muzykiNa ziemi szelest dobrociWiąże kokardę czerwieniMiłość, dobro i zgodaW blasku gwiazdy się mieni.Nad ostatnim ślademUnosimy uskrzydlone nadziejeBycia dalej razemPonadczasowe i subprzestrzenneW każdym drgającym światełkuSerc do niebaGorący gejzer wspomnieńGasić nie trzebaNiechaj utonie w morzuRoziskrzonych chryzantemI popłynie pochodnią bez słów.Danuta Kmiecik, ZaleskieI W ŚWIAT WYSYŁAMYISKIERKI MIŁOŚCI...Jak co roku – najpierw zielona choinka,migające lampki – ku uciesze synka.Błyszczące ozdoby i anielskie włosy.Dla córeczki mały aniołeczek bosy.Ale to nie wszystko bo jeszcze do świąt:trzeba – wypucować w domu każdy kąt,zakupić opłatek jak bibuła biały,rodzynki, orzechy, brązowe migdały.Przygotować jabłka ususzone w lecie,sprawdzić czy plam nie ma na białej serwecie?Grzyby są na szczęście i pysznią się w słoju,na karpia czas przyjdzie – niech pływaw spokoju...A w dzień najpiękniejszy – w Wigilię,tuż z rana......ustawić choinkę, pod nią trochę siana.Razem z najbliższymi w radosnym nastrojuszykować wieczerzę, nakrywać w pokoju.Rozmawiać ze sobą, cieszyć się bliskością,dbać by święta były dla wszystkich radością.Przywrócić tradycję, rodzinne zwyczajei... otworzyć serca.Wtedy – „CUD” się staje!!Wszyscy się do siebie uśmiechają mile,wybaczają krzywdy i niedobre chwile.Pozbawieni gniewu, nienawiści, złościw świat ślą wraz z kolędą... iskierki miłości!10 wieś tworząca dodatek literacki


Elżbieta Gagjew, DarłowoMOJE WIGILIEMoje Wigiliepłyną poza czasemŚwięty Mikołaj w chodakach sąsiadkiodczarowuje magię dzieciństwadźwięk dzwoneczka kolędowegoożywia wspomnieniana chórze w Kościele Mariackimanieli grają na organachmała, zasmarkana dziewczynkaz rozpuszczonymi włosamipatrzy z wysokości chóruna rozjarzony kościółi widzi nieboW jasełkowej szopce ojciecgra Józefa a matka Maryjęw żłobie leży nasz Synekróżowiutki odkryty na mroziez ufnym zdziwieniem przewiercana wylot czasAnna Idźkowska, SłupskCV ARTYSTYCZNENA PROGU TRZYDZIESTKIW zasadzie całe życie stałam jakoś z boku...nie goniłam za niczym;Co innego się dla mnie liczyło;Zbyt wiele czułam i za bardzo przeżywałam;Wielu ludzi było dla mnie ważnych, alewciąż byli dalekoi co szokujące, wtedy mnie to cieszyło,bo mieli lepiej i większą szansęby być dobrym człowiekiem;Oni zaistnieli; Ja zostałam zawieszona w próżni;Pomiędzy ludźmi,wśród których żyję,lecz do nich nie pasuję i chyba nigdynie będę pasowała...a tymi, któży gdzieś daleko wiodą lepszei piękniejsze życie;Chciałam być po prostu dobra i życzliwa,nie tylko w Dzień Życzliwości;Więc stałam się naiwniarą,która stara się dla innych, za friko;Wkłada serce w to co robi, chociaż wcalenie musi,może chłodno i bezdusznie pragnąć tylkoswego dobrai nie oglądać się do tyłu za siebie;Ale nie ja, ja byłam innai nieustannie pragnęłam być sobą;Byłam szczera i bezpośrednia, choćczasem to bolałoi mnie i bliskich;Uważano, że nie umiem się dobrze bawić,bo nie piłam, nie paliłam, nie ćpałam;Ale dopiero kiedy nie umiałam jużodczuwać radości, stwierdzono wyniośle, żeCoś ze mną nie takprzegrałam z presją otoczenia i tęsknotą;Wciąż muszę filtrować marzenia by odrzucić te,których raczej nigdy nie zrealizuję, chociażkiedyś mogłam;Już nie będę aktorką, terapeutą, wychowawcąw Domu Dziecka, przedszkolankąi sama nie wiem kim będę,bo nie mam odwagi marzyć dalej;Kończę kolejne studia nie wiedząc, czyto coś zmieni;Wychodzę do ludzi z sercem na dłoniialbo natrafiam na pustkęalbo pozostają mi porwane strzępy;Dziś kończę 29 lat...Niewiele osiągnęłam...Niewiele sobą reprezentuję...Jestem jaka jestem...Poczta redakcjiSzanowny Panie Zbigniewie!Na wstępie chcę Panu podziękowaćza umieszczenie w ostatnim numerze „WsiTworzącej” mojego artykułu „Targi książki wKościerzynie”. Każdy numer „Wsi Tworzącej”czytany jest przez moje dzieci i wnuków orazprzyjaciół z Bytowa z zainteresowaniem i ciekawością.Wysyłam również wydanie mojejrodzinie w wielu miejscowościach w kraju.Ostatni numer „Wsi Tworzącej” zawierawiersz mojego autorstwa jednak zezdziwieniem przeczytałem, że twórcą jegojest moja koleżanka Aldona Peplińska!Chodzi o utwór zatytułowany„Szczerość uczuć” na stronie dziesiątej.Jestem przekonany, że nastąpiło jakieśnieporozumienie lub przeoczenie wchwili kierowania utworów do druku.Gotów jestem w każdej chwili udokumentowaćwłasne autorstwo utworu,jeśli oczywiście zajadzie taka potrzeba.Niemniej proszę aby zechciał Pan sprostowaći wyjaśnić tę pomyłkę na najbliższymnaszym spotkaniu w Słupsku...Z wyrazami szacunkuA. Szczepanik, BytówOd redakcji:Naturalnie, nastąpiła niezamierzonapomyłka w przygotowaniu wierszydo druku, za co serdecznie przepraszamyAutora wiersza, A. Peplińską i Czytelników.Poniżej powtarzamy zamieszczonyw poprzednim numerze „WT”wiersz A. Szczepanika z Bytowa. (Z)Andrzej Szczepanik, BytówSZCZODROŚĆ UCZUĆPoezja nierozpoznawalnie nieuchwytnajak cień rzucony przez chmuręwędruje drogamibez drogowskazówtrafia na mur obojętnościoblepiony plakatamiprostackiego kolorytuniedouczonego jutraświadoma i szczodrauwodzi tajemniczym spojrzeniemrzucanym spod rondadamskiego kapeluszakusi grzesznymi zamiaramidodając odwaginieśmiałym kochankomobiecuje miłośćniewinnączystądozgonnączęsto zapiekłąw szalonej zazdrościwyobraźnią rozkochanych dziewczynwyznaje wiernośćsłowami czytanegoukradkiem wierszaczasem uparcie milczyzagubionaw niezrozumianej zawiłościwieś tworząca dodatek literacki11


śledząc dziwne żywe zapisy o niezłomnym z nazaretu - ciąg dalszy ze str. 7kładami, szachownicami ulic i dróg... Kim byli owi geniuszesprzed tylu lat – ze wszech miar intrygujący problem!Skąd moje zainteresowanie zmierzchającą historią? Z...pierwszych domowych lektur w dzieciństwie. A fascynacjatematyką genezy chrześcijaństwa? To, ani chybi, największaprzygoda intelektualna i duchowa dla wszystkich dociekającychprawdy o świecie, w którym żyjemy! Inżynier – twórca dziełliterackich... A kto powiedział, że inżynier musi być wyłącznietechnokratą? Szczególna przyjemność autorska? „Niezłomny zNazaretu”, zaadaptowany w roku 1995 na sztukę telewizyjną,w reżyserii Stefana Szlachtycza, z udziałem aktorów tej klasyco Holoubek, Wilhelmi, Siemion czy Talar, z arcypochlebnymsłowem wstępnym ks. prof. Józefa Tischnera.Na koniec – dom. Odnotuj w encyklopedycznym skrócie:„Samotnik” z żoną Krystyną – b. pracownicą firmy marketingowej– od „wyprawy” syna Macieja (teraz trzydziestolatka; dop.)do Pomorskiej Szkoły Biznesu w Szczecinie, W tym zacisznymdomku z przylegającym doń, niemniej spolegliwym, ogrodem...***Pisałem to w czerwcu 1998. Postscriptum.Praca zawodowa (służba): 2001 - 2004 - wojewoda pomorski(ceniony nawet przez opozycję); ostatni rok – sekretarzstanu w Ministerstwie Infrastruktury (główne ze zrealizowanychprzedsięwzięć to autostrada A-1). Później? Jak przedtem,bo „w zasadzie nie cierpi zmian”...Nowe-stare (z opóźnieniem wydane) książki? „Papież”,„Słowiański przedświt” (zamiast roboczych „Słowiańskich watah”)oraz II edycja „Niezłomnego z Nazaretu”: ze słowemwstępnym długoletniego metropolity gdańskiego, abp. TadeuszaGocłowskiego. Sponsor: warszawski Instytut WydawniczyŚwiadectwo, druk: zakład ZT w Toruniu.***Podobno doczeka się wkrótce „Niezłomny z Nazaretu”trzeciego bodaj wznowienia w TV – indaguję pisarza przyostatnim (dopiero co odbytym) z koleżeńskich spotkań.- Mnie pytasz? Sprawdź, dobrym zwyczajem dziennikarskim,„u źródeł”! – w typowy dla siebie sposób konwersacjiodrzekł mi, z tyleż charakterystycznym co wymownymuśmieszkiem, autor przywołanej na samym początku książki.Jerzy Ryszard Lissowski, Słupsk(W oparciu o wydaną w r. 2005 „Żywą legendę regionu nadSłupią”; rozdz. „Wśród niezwykłych indywidualności regionu.Technokrata z zacięciem... humanisty”.)porachunki z galopem koni po lesiepoeta ten, co został po drugiej stronie rzekiTestament Liryczny StanisławaGrochowiaka, to nicinnego, jak zakończone Credo.Poeta zostawił takie słowa,jakże ważne piórem napisane:„Dziękuję Polsce, że nie zginęła.Przepraszam za patos”.Zapisałem te ważne słowa 7 października br. Nie znałemosobiście Grochowiaka, ale jego żonę tak. Anna Magdalena Hemarsiedziała akurat przy mnie w klubie studenckim „Remont– Riwiera” w Warszawie. Była to impreza literacka związanaz dobrym pomysłem Jerzego Leszina - Koperskiego i AndrzejaKrzysztofa Waśkiewicza w „Generacjach”: „Pokolenie, które wstępuje”.Chodziło o cykliczną serię debiutów dla zapowiadającychsię młodych poetów (w tym wypadku nie chodziło o wiek)…Pamiętam autora Zbigniewa Łukowianka – to on zrobiłodlew Medalu im. Stanisława Grochowiaka, chyba pochodzi zWłocławka. Był to rok 1977 lub 1978. Projektował ten medalBogdan Winkl.No cóż, w tamtej epoce szukałem poetów, i tak jakośtrafiłem tam. Rozmawiałem też z animatorem literatury, z JurkiemKoperskim.JEST TAKI POKÓJ W LESZNIEPokój ten jest ważny – żywy jak rzeka,nie jest stołowym i sypialnym także.Pokój Poety – pamiątka, że bywał tam,za życia w bibliotece w Lesznie.Motto: „Płyń rzeko dalej”– Jerzy L. KoperskiOtwarcia dokonał wierny przyjaciel –poeta który kocha poetów: Roman Śliwonikdla Stanisława Grochowiaka wstęgę przeciął.Obydwaj ubierali wiersze, i kłótnieprzy kieliszku były zawsze wybrzuszone,jak kobieta w ciąży, jak karawana pod słońce.Wygląda tak – jestem pewny,że 3 września 2001 roku na nowo poeta ożył…***14.11.2008 – Ustka„Myślę, że poezja powinna otwierać nam oczy. Czasamijest to konieczne” – napisał Dariusz Dorn – grafik i poetaz Torunia. Dziękuję autorowi za te słowa. Gdyby wiedział,że dotrę w tej gęstwinie informacji na Internecie do tychsłów, to chyba byłby szczęśliwy. Jeśli mogę zaufać mu tylkoza tę myśl, to jednak nie mogę przyjąć takiej tezy o WisławieSzymborskiej, a pisze o tym w Aave 3: „Poetka wytykaludziom ich wady, uczy, jak zachować dystans wobec siebiesamych”.– Jeśli uczy, to kogo? Żeby uczyć drugiego człowieka,to trzeba mieć styl i czystość – nawet we własnym życiu.Pijak mnie tego nie nauczy. Sługus systemu politycznegotakże nie. A poeta to kto? Na pewno ten, co został po drugiejstronie rzeki. Chodzi zawsze o naród, którego obrońcąpowinien być poeta. A akurat Szymborska – Rottermundobrońcą nigdy nie była. Choć dziwnym trafem wyszedł miwiersz o niej napisany, to jednak nie będę go szukał (wmoim poetyckim lesie). Gdzieś sobie ten wiersz dojrzewa…***12 wieś tworząca dodatek literacki


po brzegi sali. Ze szczęścia opuścił mnie stres i trema. Widokserdecznych przyjaciół dodał mi skrzydeł; Po prezentacji, (którabyła świetną niespodzianką), przygotowanej przez paniąMarzannę i grupę pracowników, wystąpiła młodzież. Recytowanomoje wiersze. Od lat słyszę jak ktoś (po za mną) czytamoje teksty, jest to niesamowite uczucie, za każdym razeminne. Starałam się opanować wzruszenie, było to bardzo trudne,jednak nastrój chwili zrobił swoje. Do tego świetny prezentmłodego kolegi Kamila (skomponował muzykę do jednego zmoich wierszy, w ciągu jednego wieczoru!), zaprezentował jąwłaśnie podczas tego spotkania. To, co działo się w moimsercu, to niepowtarzalne fajerwerki trudne do opisania, Pierw-Z Janem Himilsbachem piłem w Olecku. Była to impreza nie przeszkadzać konserwatystom; wódeczka ma swojąliteracka, znośna, ale dalej krakanie srok…, mądrzejsi od mądrzejszychstarali się być za cieniem drzew. Kto mówi długo Dzisiaj wspominam go, odszedł 11 listopada 1988 roku.melodię.o poezji jest inwalidą, takie są reguły, zatem o poezji lubię Czy był patriotą? Ja myślę, że był otwartym pięknem filozofii,aksamitem w literaturze. Był sam utworem i dźwiękiemrozmawiać z nalewką.Uciekliśmy z Janem z sali obrad o literaturze, i za kuchennymidrzwiami, w hoteliku, u mnie staraliśmy się byćZygmunt Jan Prusińskiśpiewających aniołów na czarnej drodze.mniej poważni. Artyści mają swoje wizje i proszę zatemUstkawieczorny pocałunek poezji i...podziękowania za radośćPaździernikowy czwartek, na dworze zimno, szaro, deszczowo. W takim dniu marzysię tylko o ciepłym kocu, fotelu, filiżance świetnej herbaty, nastrojowej muzyce.A tu brzydko. Taka pogoda z dodatkiem złośliwych porywów wiatru najczęściej dołujeumysł. Tym razem jednak nie udało się, gdyż pomimo dokuczającej, swawolnejw swych harcach jesieni, do sali kominkowej Gminnego Ośrodka Kultury w DębnicyKaszubskiej przybyło bardzo dużo gości.Wśród zapalonych świeczek, przyciemnionego światła, wtle przyciszonej muzyki, odbył się wieczór poetycki. Kilkanaścierazy miałam przyjemność uczestniczyć w takich szczególnychwieczorach. Tym razem był to wieczór, którego nie zapomnę.Był to mój wieczór debiutu i prezentacji tomiku poezji;16 października 2008, właśnie dziś obchodzimy 30 rocznicęwyboru naszego papieża Jana Pawła II na stolicę Piotrową. Wwielu miejscowościach odbywają się msze święte, w Bytowiewielkie wydarzenie, odsłonięcie pomnika. Zdawałam sobiesprawę z faktu, iż większość osób wybierze modlitwę i uczestnictwow niecodziennych obchodach owego jubileuszu. Tymwiększe zdziwienie i olbrzymia radość na widok wypełnionejTak było w Dębnicy Kaszubskiejwieś tworząca dodatek literacki13


spędziłam cudowne, czarodziejskie chwile wśród ludziszy raz usłyszeć własny tekst jako piosenkę, nowość doznańi mieszanka odcieni szarpały mym oddechem jak liściem nawietrze, pozostawiając bukiet emocji pełnej dumy i radości wmym sercu i dźwięk nostalgii w uszach.Po części artystycznej nadszedł czas dla gości. Przedstawilioni swoje zdanie względem mnie i mojego tworzenia.Było mi niezmiernie miło słyszeć tak czułe i szczere wypowiedzi.Otrzymałam wiele życzeń i ogromną ilość kwiatów,tak ślicznych iż trudno było oderwać od nich wzrok. Kiedyprzyszedł czas na podpisywanie książki czułam się jak gwiazda,widząc kolejkę po mój skromny autograf oczy same sięśmiały a długopis tańcował po kartkach oberka).Bardzo miło zakończył się mój wieczór, przy słodkim poczęstunkui lampce czerwonego wina, rozmowach o sztuce,poezji i pięknie, jakie otacza nas od zawsze, czyli serdecznychprzyjaciołach i rodzinie... Do domu wróciłam szczęśliwa, pełnachęci do pracy, planów na następną książkę, zachęconaopiniami i życzeniami gości. Właśnie wtedy spełniły się mojemarzenia, nie wszystkie, ale te z najważniejszych. Wydałamksiążkę, spędziłam cudowne, czarodziejskie chwile wśród ludzi,których cenię, kocham, szanuję...Dziękuję Wam wszystkim za to, że zechcieliście spędzićjesienne chwile wieczornej ciszy na słuchaniu o mniei mnie, za sympatię jaką obdarzyliście mnie i moje wiersze!Dziękuję również. Starostwu <strong>Powiat</strong>owemu w Słupsku, panustaroście Sławomirowi Ziemianowiczowi za opiekę i wsparcieoraz wiarę w nas nieprofesjonalnych poetów. Dziękujępanu Leszkowi Kreftowi za przybycie! Dziękuję panu ZbyszkowiBabiarzowi- Zychowi, to dzięki niemu, my poeci amatorzyodważyliśmy się pokazać światu nasze teksty, to ondzieli się z nami swymi doświadczeniami, bezinteresownieczęstuje radą. Dziękuję panu Mirkowi Kościeńskiemu za pomoc,za rozmowę, dyskusję i naukę oraz cenne słowa krytykiprzekazywane nam podczas spotkań grupy z WtorkowychSpotkań Literackich.Panie Zbyszku i panie Mirku dziękuję za ten tomik, to wypoświęciliście dużo czasu na to by powstał w takiej właśnieformie! Dziękuję panu Arturowi Wróblewskiemu za oprawęgraficzną, to on jest autorem okładki mojej książki, okładki,która bardzo mi się podoba. Panom Janowi Maziejukowii Damianowi Peplińskiemu za zrobienie mi świetnych zdjęć.Dziękuję Klubom literackim ze Słupska, Grupie WtorkowychSpotkań Literackich i Bytowa, Klubowi Literackiemu Wers. Zsłupskiego klubu pani Emilii Zimnickiej, Annie Karwowskiej,panom Janowi Wanago, Przemkowi Gacowi, Jerzemu Fryckowskiemu.Zaś z Bytowskiego - paniom Gieni Gańskiej, WandzieMajewicz, panom Wacławowi Pomorskiemu - prezesowiklubu Wers, Henrykowi Czyżowi, państwu Ewie i PiotrowiGrygielom, czyli ludziom tak samo zakręconym jak ja i taksamo tęskniącym za ciepłymi barwami życia. To wśród nichczuję się jak ryba w wodzie. Dziękuję Wam za przybycie!Dziękuję pani Alicji Górskiej, panu Andrzejowi Obecnemu,Krystianowi Czapiewskiemu za przybycie i zrobienieświetnych zdjęć! Panu wójtowi Eugeniuszowi Dańczakowi zapomoc w zorganizowaniu tego spotkania, za piękne życzeniai wspaniałe bukiety! Paniom Marzenie i Eunice Czarneckim zaprzygotowanie mojej prezentacji. Wszystkim pracownikomGminnego Ośrodka Kultury za całokształt tej imprezy!Sprawiliście,że wszyscy czuliśmy się jak u siebie!Dziękuję rodzinie i przyjaciołom za cierpliwość i wyrozumiałość,czyli przymrużenie oka na moje często zakręconezdania. Dziękuję za czułe słowa, pełne szczerych życzeń, zato, że pomimo złej pogody, wielu innych obowiązków znaleźliściedla mnie czas! Na koniec dodam tylko, iż wkrótce wMotarzynie odbędzie się podobny wieczór poezji, na którymbędzie można nabyć mój tomik wierszy. Już dziś serdeczniewszystkich kochających poezję zapraszam!Aldona M. Peplińska, MotarzynoPoetka pochodzi z Bytowa, należy do Klubu LiterackiegoWers i słupskiej Grupy Wtorkowych Spotkań Literackich. Salaniewielka, ale wypełniona po brzegi zaproszonymi gośćmi,ludźmi kochającymi poezję i autorkę, gospodynię tego wieczoru.Przy taktach nastrojowej muzyki w otoczeniu jesiensłońcemzrodzone,czyli... jesiennewierszowanieWrześniowe, wtorkowe popołudnie,więc słoneczne, alechłodne, przetykane kroplamijesiennego kapuśniaczku.Przed bytowskim DomemKultury zamieszanie. W salina górze za chwilę odbędziesię promocja książki - debiutuWandy Majewicz - Kulon.nych liści, jabłek, gruszek, kwiatów słychać pierwsze strofyz książki „Słońcem zrodzone”. Wzruszenie widać na twarzyautorki i zebranych, kiedy młodzi, wnuczęta wdzięcznie recytująwiersze babci. Są to piękne obrazy czterech pór roku,bajeczki, satyry, ale i poważne rady, obserwacje, ubrane wnostalgiczną zadumę, nadzieję. Świetnie słucha się tekstównie przeciążonych modnym stylem białej poezji (której autorkanie lubi). Dlatego są to najczęściej wiersze z rymem, gdyżtakie pisze i lubi najbardziej, twierdząc, iż łatwiej wpadają wucho i pamięć.Wśród zebranych spotykam przyjaciół „po piórze” z obuklubów literackich, są: Genowefa Gańska, Irena Peszkin, AndrzejWaszkiewicz, Andrzej Szczepanik. Spotkanie prowadzą:Grażyna Kikcio - dyrektor Biblioteki Pedagogicznej i SławomirKortas - poeta i wydawca oraz redaktor naczelny tomiku paniWandy. Obecny jest też prezes Klubu Literackiego Wers, poeta,rzeźbiarz, malarz i redaktor literacki owego tomiku - WacławPomorski.Pięknym przerywnikiem słowa czytanego był występ poetyWładysława Kowalskiego, który skomponował muzykę dotekstu pani Wandy. Zaśpiewał m.in. wiersz pt. „Lipiec zapłakany”.Swoim występem wprowadził wszystkich w niepowtarzalnyklimat.Wieczór piękny i przyjemny, szkoda, że krótki. W takiejatmosferze chciałoby się być zawsze. Na zakończenie, przysłodkościach autorka podpisywała tomiki, wśród życzeń, pięknychbukietów kwiatów i serdecznych całusów przyjaciół.Na dworze pachnie po deszczowych zabawach nieba,wokoło Domu Kultury, na bytowskich chodnikach pusto. Wumysłach i sercach powracających uczestników spotkania pozostałysłoneczne uśmiechy poetyckiej twarzy pani Wandy.A. M. Peplińska, Motarzyno14 wieś tworząca dodatek literacki


***Wanda Majewicz– Kulon urodziła się naKresach Wschodnich, leczkorzeniami wrosła głębokow urokliwą kaszubskąprzyrodę. – Łatwiej jest mipisać niż mówić o sobie– zwierza się czytelnikowi.- Przez słowo pisanewierszem mogę wyrazićsiebie, zatrzymać czas iopisać świat otaczającymnie piękną przyrodą.Poezja izoluje mnie odprozy życia. Liryką oddajępokłon naturze. Miłość dopoezji zapewne przekazalimi moi przodkowie, którzypublikowali, pisali wierszemi prozą oraz wydawalipowieści historyczne.Dzięki spotkaniom literackim w Słupsku i Bytowie –zwierzasię dalej - również moje wiersze ujrzały światło dzienne.Można znaleźć je na łamach lokalnych gazet, w dwutygodnikukatolickim „W Rodzinie” oraz w wydawnictwie literackim„Akant II” i dodatku literackim do dwumiesięcznika „<strong>Powiat</strong>Słupski” pn. „Wieś Tworząca”, gdzie zadebiutowałam wierszem„Nauki matki” w 2005 roku. Liryki moje zostały równieżopublikowane w antologiach „Bytów literacki”- tom I (2006),„Może otulę jesień” (2006),„Aleja tęsknot” (2007), „Pod parasolemzieleni” (2008), „Bytów literacki” – tom II (2008).Poezję moją prezentowano też na antenie Radia Koszalin.Wacław Pomorski –autor przedmowy do tomiku: - WierszeWandy Majewicz - Kulon to ciche, skromne, lecz szlachetnezapisy jej osobistych refleksji dotyczących przyrodyi, co ważne, nie stroniące od losu człowieka. Nie dziw, żeuwielbia takich poetów jak: Asnyk, Leśmian, Jasnorzewska-Pawlikowska, czy nieco frywolnego Fredrę. Fredrę, gdyż autorkanie stroni od namiastek humoru czy satyry, w tym tomikuzaledwie zarysowanych. Wanda Majewicz - Kulon nie jestjednak tego typu romantyczką, która mierzy „siły na zamiary”– tworzy w zaciszu swego ogrodowego królestwa, pośród naturalnejscenerii drzew i kwiatów, wsłuchana w trele ptaków,które w jej zagrodzie znajdują oazę rajskiej wolności. (z)może wyrazić siebie, zatrzymać czaskaszubskie spotkaniaZjechali się w licznym gronie nauczyciele, dziennikarze,felietoniści, poeci i muzycy, a więc ludzie, którzy na co dzieńmają styczność z kulturą kaszubską. Zaproszono równieżczłonków literackiego klubu Wers z Bytowa, działającego przytamtejszym Centrum Kultury. Prezes i założyciel Klubu - WacławPomorski przywiózł na spotkanie liczną grupę poetów:G. Gańską, W. Majewicz - Kulon, P. Grygiela, A. Szczepanika,H. Czyża, A. Waszkiewicza, S. Kortasa.Na sali, pięknie przygotowanej przez panią dyrektor EuropejskiegoCentrum Kultury, Aldonę Gostomską, zasiedli m.in.:współorganizator spotkania, prezes fundacji NAJI GOCHE -Zbigniew Talewski, B. Reszka, redaktorzy Andrzej Obecny iWiesław Wiśniewski ze Słupska. Wzruszające było spotkaniered. W. Wiśniewskiego - dawnego naczelnego „Zbliżeń” zWacławem Pomorskim. Wspomnienia z ich działalności wczasach rodzącej się „Solidarności” mogłyby stanowić tematoddzielnego reportażu.W kameralnej atmosferze, przy ciastach i kawie poeci prezentowaliswoje utwory, informując o drodze twórczej, osiągnięciachi planach. Pięknie i wzruszająco opowiadała poetkaGenowefa Gańska z Bytowa o swojej przyjaźni i współpracyz kaszubskim poetą Piepką. Występy uwieczniał wspaniały,wszechobecny fotoreporter Jan Maziejuk ze Słupska.Niezapomniany duet stworzyli Aldona Gostomska orazWładysław Kowalski z miejscowości Wojsk - artysta malarzi poeta. Przy akompaniamencie gitary, w świetle świec zaprezentowalimini recital poezji śpiewanej, wiersze swoje orazWacława Pomorskiego.Poezja bytowskich poetów podobała się wszystkim. Dalitemu wyraz także redaktorzy – A. Obecny i W. Wiśniewskipodkreślając znaczenie amatorskiej, nieprofesjonalnej twórczościistniejącej w małych, często zaniedbanych kulturowomiejscowościach. Namawiali poetów do propagowania własnejtwórczości poprzez częste kontakty z młodzieżą, udziałw spotkaniach i konkursach literackich, promując region, jegohistorię i osiągnięcia.- Waszym zadaniem jest zaistnieć w lokalnych mediach,W dniach 12 - 14 wrześniabr. w Tuchomiu, gminnejwsi w powiecie bytowskim,odbyło się II SpotkanieZ Poezją Na Gochach, zorganizowaneprzez tamtejszeEuropejskie Centrum Kultury.aby poprzez piękno poezji dekorować i upiększać prozę codziennegożycia. Nie żałujcie pióra propagując uroki waszegoregionu w najpiękniejszej formie literackiej, jaką jest poezja– mówił A. Obecny, który jako przykład wzorcowej organizacjii działania podał nieformalną grupę „Wtorkowe SpotkaniaLiterackie” istniejącą przy Starostwie w Słupsku i prowadzonąprzez Zbigniewa Babiarza - Zycha.Na zakończenie udanego spotkania, przy współudzialemiejscowej kapeli odśpiewano piękną, znaną na Kaszubachpieśń:Hej tu u nas, na Kaszebachmalowone zemiewode, lase, smudzi, góredzywny czar w nich drzemieszemią gradła, krze i laseswoja piesń ódwieczną /u nas/prze roboce lud sa nócyfrantówka stateczną.Uczestnicząc w tego rodzaju spotkaniach czujemy potrzebęintegracji, dzielenia się spostrzeżeniami, wymieniamyuwagi, chwalimy się osiągnięciami, spotykamy wspaniałychludzi. Przez to kultura nie staje się - jak pisze Z. J. Prusiński zUstki - pozrywana i obca.Andrzej Szczepanik, BytówCzują potrzebę integracjiwieś tworząca dodatek literacki15


na grzbiecie lśniacej minerwyPromocja tomiku Piotra GrygielaDrogi śliskie, widocznośćograniczona do minimum,a ja wraz z przyjaciółką jadędo Ośrodka Wypoczynkowegow Zawiatach, gdzie już zachwilę rozpocznie się wieczórpoezji - spotkanie promującedebiutancki tomik wierszypana Piotra Grygiela, poetyz Jasienia.W piątkowe popołudnie zima swoje władanie nad ziemiąobficie okazała. Nic nadzwyczajnego, zbliżamy się dokońca listopada, więc pora na królowanie mroźnej panny jaknajbardziej odpowiednia. Przyczepiłby się niejeden, iż mogłabyz tym panoszeniem poczekać, ale jak to u księżniczek,im wolno swoimi kaprysami innych częstować. Tak więcpozwala sobie władczyni śnieżnej krainy i sypie śniegiem,mrozi co tylko może, usypuje w tańcu zaspy na drogach... Ijak tu z domu wyjść?Zjeżdżamy z głównej drogi w las, piękny, bajkowy,lśniący gwiazdami białego puchu. Po kilku minutach dojeżdżamyna miejsce. Takie miejsce to tylko latem pięknemprzyrody kusi, ja jednak byłam pod wrażeniem tego urokliwegozakątka. Myślę, że grono osób, którym spodobały sięelegancja, smak oraz klimat, jaki właśnie królował już przysamym wejściu na salę, jest naprawdę duże. Już przywitaniei trema bohatera owego wieczoru udzieliła się pozostałym, abyło to niemałe towarzystwo.Wśród licznie przybyłych spotkaliśmy m.in. przewodniczącegoRady <strong>Powiat</strong>u Słupskiego, pana Ryszarda Stusa,panów Zbigniewa Babiarza - Zycha i Mirosława Kościeńskiego,poetów słupskiej Grupy Wtorkowe Spotkania Literackieoraz bytowskiego Klubu Literackiego Wers z panemWacławem Pomorskim na czele. Wójt gminy CzarnaDąbrówka, pan Wojciech Gralak jako jeden z pierwszychzabrał głos witając przybyłych, gratulował poecie wydaniaksiążki. Po nim przyszedł czas na krótką prezentację tomiku,którą przedstawili wspólnie redaktorzy tego zbioruwierszy, panowie Zbigniew Babiarz - Zych i Mirosław Kościeński.Następnie odbyła się prezentacja autora. Podczasnastrojowej muzyki mogliśmy zobaczyć zdjęcia z minionychlat oraz chwil obecnych, do których komentarzembyły wypowiedzi pana Piotra.Po chwilach wspomnień, wzruszeń, wysłuchaliśmywierszy w recytacji grupy przyjaciół i najbliższych, żony idzieci. Świetnym przerywnikiem okazał się występ najmłodszejgrupy z zespołu folklorystycznego „Jasień”. Z wdziękiemzatańczyli „Kowala”. Nadszedł czas na „wysłuchanie recytacjipoety. Pan Piotr ze wzruszeniem przeczytał kilka wierszy,na zakończenie dziękując za pomoc i przybycie.Wszystkim bardzo podobały się zdjęcia, które całyczas wyświetlano. Piękne kaszubskie krajobrazy, łąki, kwiaty,motyle, grzybki... Urokliwe wierszyki o kwiatach autorstwapana Piotra bardzo wplotły się tworząc śliczny wianek tejciekawej prezentacji. Świergot i śpiewy ptaków w podkładziemuzycznym i owe fotografie letnich dni pozwoliły nachwilę zapomnieć o szalejących za oknem językach lodowategopotworka.Przyszedł czas na gratulacje i życzenia. Prócz bukietówkwiatów poeta otrzymał laurki od koleżanek „po piórze”, pańEmilii Zimnickiej i niżej podpisanej. Pani Emilia pokusiła sięby zaśpiewać dla pana Piotra kilka piosenek, czym zachwyciłapubliczność. Pięknym upominkiem okazał się krótki występpoety Macieja Michalskiego, który zaśpiewał i zagrał nagitarze. Po słowach śpiewanych, gratulacje złożyli - pan RyszardStus i Genowefa Gańska. Nadszedł czas na książkę iautografy. W bardzo długiej kolejce, cierpliwie oczekiwanona oba te upominki. Czas oczekiwania można było osłodzićpysznym ciastem, kawą i lampką czerwonego wina. Wśródrozmów, życzeń dzielenia się wrażeniami upłynęły kolejnechwile piątkowego spotkania z poezją. Taki właśnie obrazekzostawiłam żegnając się z przemiłym towarzystwem,gdyż nadszedł czas na próby pokonania drogi powrotnej,a do domu, choć nie było daleko, to w warunkach prawieekstremalnych nie było to takie proste. Kiedy wyszłyśmy zciepłego, pełnego letnich oddechów budynku ukazał się namwidok zapierający dech w piersiach. Toż to zima na całego!Samochody, drzewa, wszystko przysypane kopcami białejpierzyny i do tego tak ślicznie kłębiły się obłoczki oddechówna zmrożonym powietrzu...Do domu dojechałyśmy bezpiecznie, dyskutując o świeżominionych przeżyciach, a już po kilku godzinach, kładącsię do snu, przy zapalonej lampce, sięgnęłam po książkę pt.„Na grzbiecie lśniącej minerwy”. Przeczytałam kilkanaścieutworów. Zmęczona poddałam się i przeniosłam w krainęMorfeusza, ale i tam dogonił mnie Piotr Grygiel i jego „Maciejka”,„Nagietka” i „Polne łubiny”...Aldona M. Peplińska, Motarzyno16 wieś tworząca dodatek literacki


PIOTRZE!Gdzieś na kaszubskiej serwecieHaftem poezji rozbrzmiewaPiotra Grygiela to przecieżSłowo, co serce rozgrzewa.Tu znajdziesz kwiaty tęsknotyBukiety z liści miłościWszystko w kolorze złotymW jesiennej barwie radości.Piękna ozdoba, co z sercaPłynie potokiem tworzeniaKryje w swych szatach poetaMyśli i inne marzenia.W takiej zatracić się pragnieOd pierwszej chwili czytaniaWięc zróbmy owe spełnieniePotem zaś będą pytania.Najpierw jednak życzeniaPiotrze najszczersze z możliwychPisz i wydawaj marzeniaDla ludzi Tobie życzliwych.Nie bój się jednak krytykiBo ona wcale nie boliPosłuchaj wtedy muzykiI do dziesięciu policz!***Tom wierszy „Na grzbiecie lśniącej minerwy” jest debiutemksiążkowym Piotra Wiktora Grygiela, chociaż zdużą dozą uczciwości można śmiało stwierdzić, że takdo końca nie, gdyż poeta pisze i drukuje od ponad czterdziestulat. Nieprzypadkowo w tytule tomiku nawiązuje doMinervy, w mitologii rzymskiej, italskiej bogini mądrości,opiekunki rzemiosł, sztuki i literatury, uważanej także zaboginię wojny.W wielu wierszach świadomie odnosi się do tego faktu,podkreślając, że uprawianie sztuki, a szczególnie poezji toswoista walka, czy wręcz wojna poety z samym sobą, swojąweną czy materią słowa. Minerwa potocznie jest po prostukobietą mądrą i piękną, o czym pisze w cyklu tekstów poświęconychswojej żonie, Ewie.Generalnie twórczość P. W. Grygiela oscyluje wokółdwóch tematów: przemijania czasu, utraty młodości, oczekiwaniana kres życia (oraz jego sumowanie). Drugim, jakżejasnym tematem, który podejmuje jest przyroda. Wszakukończył Akademię Rolniczą w Poznaniu i zajmował sięnią nie tylko z zamiłowania, także zawodowo. Przez pięćlat był członkiem Rady Społeczno - Naukowej przy ParkuKrajobrazowym „Dolina Słupi”.Osobna jest kolekcja kwiatów, których poetyckie opisyznajdziemy w każdym rozdziale, a osobliwy „Zielnik kwiatowy”poeta zamierza wydać w osobnej książce.Mirosław Kościeński, Słupskuprawianie sztuki to swoista walkawiersze dla wybrednych„Nie żałuj motylom” to tytuł najnowszegotomiku poetyckiego Reginy Adamowiczz Koszalina, który ukazał się staraniemtamtejszego Krajowego Bractwa Literackiego.„Najnowsze myśli przechowuję w ukryciu. One zapadająw głąb duszy” – zdradza już na wstępie autorka, która mieszkaod maja 1946 roku w Koszalinie. Pisze wiersze i opowiadania.Nie żałuj motylom” to trzeci jej tomik, który składa się ztrzech części: I – „W serdecznym ptaków śpiewie, II –„Bukietżyczeń”, III – „ Z ufnością”.– ...Wznosi się na skrzydłach motyla i zastyga przedkomputerem, płynie wzburzoną falą i... budzi się na podłodze.Uważam, że najbardziej wybredny czytelnik znajdzie tu cośdla siebie – zachęca do lektury wierszy R. Adamowicz też poetka,Krystyna Pilecka z Koszalina, która jest autorką wstępudo tomiku. – Druga część to życzenia dla najbliższych, a takżedla nieznajomych znajomych „przez komórkę”. (...) Najbardziejliryczną jest część III – „Z ufnością”. Tu otwiera autorkaprzed nami duszę w modlitwie: „Daj mi radość i miłość dodrugiego człowieka”- prosi Boga, ... „Kłaniam się – Muzykąświerszczy - szeptem traw”. To piękne i porywające. Wyszeptane– pozostaje w pamięci, zapada w głąb duszy. I choć pisze:Regina AdamowiczDOTYK FALIPrzynosisz mi szum morzaW muszelce znad BałtykuBursztyny wspomnień złotePrzynosisz mi tęsknotęI w słonym fal dotykuOddalasz się bez słowaW zachodzącym blasku„Może nikt ich nieprzeczyta – Możenie zapomni”...Wierzę, że ten ktoprzeczyta te strofynie pozostaną muone obojętne.Pani ReginaAdamowicz odwielu lat współpracujez powiatemsłupskim. Jej wierszezamieszczanesą w kolejnychantologiach poezjiwiejskiej. Jest takżeaktywnym członkiemKoszalińskiegoBractwa Literackiego,które pomagaprzygotowywać jejkolejne tomiki. Znajnowszego tomuwybieramy wierszpt. „Dotyk fali”. (z)SłońcaZniknęło twe odbicieI zniknął ślad piaskuWspomnień –- Zostało życie.pozostaje w pamięci, zapada w głąb duszywieś tworząca dodatek literacki17


mój konik na biegunachJak miło i przyjemniejest bujać się na konikuna biegunach. Aleto trwa zdecydowanieza krótko. Z żalemopuszczam zabawkę, bomama już woła mnie,aby się zbierać do domu.IV Gminny Konkurs Recytatorski Poezji Juliana Tuwima w PobłociuJulian Tuwim - wielki poetapolski jest patronem SzkołyPodstawowej w Pobłociu. Jegotwórczość jest co roku tematemrecytatorskiego konkursu poetyckiego.Świadczy to o wysokimpoziomie intelektualnymi moralnym jego organizatorów,którzy rozpowszechniająwśród młodzieży to żywe pięknoi mądrość.W domu nie miałam takiej zabawki. Minął jakiś czas, usłyszałamjak rodzice mówili, że ta rodzina wyprowadziła się doinnej miejscowości. A może zapomnieli zabrać ze sobą konika?– pomyślałam. Nadarza się okazja żeby to sprawdzić. Mamazostawia mnie i młodszą siostrę u zaprzyjaźnionej sąsiadki,aby ta przypilnowała nas podczas jej nieobecności. Wystarczyłmoment, że ta zostawiła nas same. Nie bacząc, że na dworzejest przenikliwe zimno, wybiegam. Biegnę szybko, żeby tylkozniknąć za zakrętem drogi. Na szczęście nikt mnie nie spotyka.Biegnę w stronę opuszczonego domu Koszelów. Mam nadzieję,że znajdę w nim swego ulubionego konika. Na pewno gozostawili, zapomnieli o nim. Dom ten jest oddalony o jakieśdwa kilometry. Ale to nieważne, zresztą i tak nie mam poczuciaodległości. Mam dopiero cztery lata. Dopadam drzwi, ale sązamknięte. Próbuję zajrzeć przez okna, ale nie mogę sięgnąćparapetu. Jestem za mała. Szukam czegoś, żeby sobie podstawićpod nogi, żeby było wyżej. Jest stare wiadro. Przystawiampod okno. Wchodzę na nie. Okno uchylone i śmiało wskakujędo pustego pokoju. Nie ma w nim mojego konika. Po podłodzewalają się tylko stare szmaty i jakieś papiery. Może konik jestw drugim pokoju? I tam go też nie ma. Szukam wszędzie.Nigdzie go nie ma! W pustym domu robi mi się straszno.Straciłam nadzieję. Ktoś przyniósł mnie na rękach owiniętą wjakąś kapotę i oddał płaczącą mamie.Nie wiem dlaczego, ale jakoś się nie złożyło, bym kupiłatę zabawkę moim dzieciom. Moje dzieci wyrosły. Założyłyswoje rodziny, mam wnuczęta. Postanowiłam, że kupię dlamojego najmłodszego wnuka takiego konika. Patrząc na jegouśmiechniętą buzię i roziskrzone oczy, na moment poczułam,że jestem tą małą dziewczynką, której wreszcie spełniło sięmarzenie.Henryka Jurałowicz – Kurzydło, Słupskczym skorupka za młodu...Tegoroczny konkurs odbył się 23 października w sali szkoły.Inicjatorem była dyrektorka Jolanta Żmuda. Udział w recytacjibrały dzieci z Pobłocia, Główczyc oraz Szczypkowic. Trzebapowiedzieć, że ich występy odznaczały się wielką dojrzałościąi sporym wczuciem się w rolę. Niektóre wiersze były długie io trudnym słownictwie, jak np. „Drzewo” czy „Rzepa”. Dziecijednak śmiało pokonały te trudności. Pięknie recytowały: MagdalenaKardaś, Aleksandra Torcz, Karolina Michałejko, MaciejJankiewicz (ZSP Główczyce), Błażej Potyński, Klaudia Lipska,Agnieszka Cybulska, Wiktoria Rapalska (SSP Szczypkowice),Magdalena Nowakowska, Lambert Kwiatkowski, Daria Roda(ZS Pobłocie).Niektóre wiersze zbiegły się z humorystyczną ideą autora,np. „Lokomotywa”. Małe dzieci z pierwszych, drugich itrzecich klas podstawówki postarały się jednak oddać z sercemsens utworów. Wszystko to świadczy o poświęceniu nauczycieli,którzy przygotowali uczniów. Młodzi artyści używalirównież rekwizytów. Po zakończeniu recytacji otrzymali cennenagrody. Występy uczniów oceniała komisja: Jolanta Żmuda,Anna Skarżyńska, Teresa Rybińska i pisząca te słowa.Konkurs ten świadczy o szacunku dla poezji Juliana Tuwima,tradycji narodowej i jej kultywowaniu. Wszystko toodbywa się w czasie, kiedy biegnące do bogactwa i awansówżycie niszczy to, co dobre i piękne. Powodzie, wichury, upały,susze, trzęsienia ziemi uczą pokory. Dlatego trzeba by młodzieżzgłębiła sens poezji wielkiego poety. „Czym skorupka zamłodu nasiąknie, tym na starość trąci” - mówi stare ludoweprzysłowie.Spadały liście z drzew w parku otaczającym szkołę i padałymądre, mądre słowa z ust uczniów. Aby ich młodych sercnigdy nie omotało zimno i obojętność wobec krzywdy drugiegoczłowieka. Nasze pokolenie odejdzie, życie rozwieje się jakjesienne liście. To młodzież dobrze ukierunkowana sprawi, żehistoria świata i Polski będzie pisana miłością. Wielka w tymrola nauczycieli i wychowawców. Może, choć częścią tegoniech będzie ten zorganizowany z takim pietyzmem konkurspoezji wybitnego poety i patrioty, Juliana Tuwima.Emilia Zimnicka, Izbica18 wieś tworząca dodatek literacki


tomasz sorokaJestem studentem Politechniki Koszalińskiej. Mieszkaw Słupsku. Dlaczego pisze? Często zadaje sobie topytanie. Za każdym razem odpowiedź jest inna. Piszepo to, by wyrazić stan swojej duszy, zrozumiećsamego siebie, odnaleźć się w dobie dzisiejszego wieku.Pisze, by na starość, przed śmiercią wspomniećto, co było najważniejsze. (z)ALONETo, co pozostało, to ocean gniewunienawiści zagubionej...Nicość radości w kłębku duszy...Euforia zniweczona bluźnierczym dotykiem...Ty w moich wspomnieniach...Lecz...Powróciła nadzieja, z Nią tęsknota...Odeszła wiara, z Nią Bóg...Pozostała miłość, na granicy obcości...FORTEPIAN SOROKIZagrałem stukotem klawiszy fortepianuzalanych zwierzęcą krwią.Słoniową.Odszedłem zbrukany chamstwem inienawiścią.Zaś z boską dumą i anielską czystością.OdszedłemUmarłemZginąłem.Ty, ścierasz ze mnie kurz. Kładzieszkwiaty.Ty, czasem zagrasz.MelodyczniePożywnieDynamicznie....włożysz skrawek duszyannaboguszewskaOd lat mieszka w Słupsku. W tym pięknym grodzienad Słupią chodziła do szkoły, wyszła za mąż i pracuje.Jest urzędnikiem administracji samorządowej.Od wielu lat propaguje zdrowy styl życia. Lubi przebywaćnad morzem, podziwiać i upajać się urokiemnadmorskiej przyrody. Wiersze pisze sporadycznie,od kilku lat.SZTORMOWA POGODANa toni barwy szarozielonejSilnie wzburzonej wody słonejCiąg spienionych białych falWirujących w bezkresną dalNiebo przykryły ciemne chmuryStworzyły nastrój posępnyWiatr okrutny i szalonyWieje we wszystkie stronyCiężkie chmury wciąż targaneOstrym wiatrem rozrywaneStrach i grozę rozpętałyWilkom pokorę nakazałyA sztormowe wiatryNadają nowe kształtyNadmorskich wydm ruchomychPowiewem wiatrówNiezwykle przejmujące to miejsceBudzi przerażenie i dreszczeMimo sztormowej pogodyPrzyciąga łono nadmorskiej przyrodyZASIĄDŹMY DO WIGILIINawieczornym niebiepierwsza gwiazdkablaskiemrozświetla drogędo pełnego ciepładomu rodzinnegoGdzie nieustannieczekatargane tęsknotąmatczyne sercea dziśpromienieje radościąi daje ukojenieDowigilijnego stołunakrytegoobrusembiałym jak śniegzasiądziemy razemStaropolskim obyczajemjednowolne miejsceprzy stoleświęty opłatekpostne potrawyPłomieńzapalonej świecyświąteczna choinkadopełniają nastrój chwiliZasiądźmy do wigiliiPierwszy raz na łamach „Wsi Tworzącej”wieś tworząca dodatek literacki19


wiersze kazimierza kostki z wodnicymiłość co w sieć dłuta wpadłaMOJA MIŁOŚĆW moim ogrodzie jest takie drzewojak spojrzysz w górę zobaczysz nieboA obok stoi stodoław stodole jest taka belkaŻe stoi aniołek i spotkasz diabełkakonika co tańczy, muzyka co graI całą gromadkę świętychW mojej stodole jest też pracowniaGdzie powstał orzeł w koronieWoj Królewski, Madonna NiepokalanaI ta z Dzieciątkiem i bezI ta Brzemienna co dzieci ukryłaI ta kapela co Ojcu Świętemu zagrałaI ta ucieczka co do Egiptu zbiegłaI ten Jezus co krzyż niósłI ta Weronika co mi pot i łzę otarłaTeż na belce w stodole zostałaJest jeszcze miłość co w siećdłuta wpadła2007DO KAMYKAUdało mi się z Tobą spotkaćuznam to za cudPójdę tą samą drogąco chodził BógPuk, puk, stuk, stukDO KOLEGIUdało mi się spotkać z Tobąteż uznam to za cudbo wiem że chodzętą samą drogą co chodził Bóg...DO PRZYJACIELAUdało mi się z Wami spotkaćUznam to za cud bo wiemże idę - idziemy tą samądrogą co chodził Bóg2005JEMUJego już nie maJest w pustym grobieDusza poszła do niebaJest przy tobieJest w tobieJest z tobąJest boską osobąJak miłość jest boska takOwocem jestem jaO CZŁOWIEKU2005Świat zwariowałŚwiat oszalałBrat zabijał brataRosło plemię kataA mateczka miła co Jezusa urodziłaUrodziła dała światu jak bukiecikpolnych kwiatówŚwiat go kochał i szanowałI na krzyżu ukrzyżowałUkrzyżował gwoździem przybiłJeszcze sobie szydziłLat minęło dwa tysiącePrzyszedł znowu jakby z niebaPrzyszedł do człowiekaCzłowiek go szanowałBóg na urząd wywindowałA bandyta z pistoletu wycelowałWycelował żeby zabićCiężko zranił, choć zranionyChociaż chory poszedł dalejOn się nie bał synagogiTeraz już go nie maOdszedł precz do niebaCiało w pustym grobieA przy grobie wartę trzymaCzłowiek, który go kochałJezus i Maryja co go płaczem swymochroniłaIV 2005NA OŁTARZUSiedział diabeł na rogatkachKijem się podpierałA ogonek tak zwiniętyŻe go prawie nie miałSiedział rządził, mąciłI Golgotę wznosiłA tych, których zwołałPod Ojca Św. „Sztandarem”Rzucił na kolana zabrał razemSerce, wiarę, zabrał talentCo on zrobił!Na tym Bożym tronieŻwirowisko, piramidaKiepski żartTyle powiem Bogu, to jest wszystkoDniem i nocą niosłem mójołtarz ciężki, dębowy na ołtarzOjczyzny mych ojcówMego kraju, Narodu1999„Wieś Tworząca” - Dodatek Literacki do „<strong>Powiat</strong>u Słupskiego” grupy „Wtorkowe Spotkania Literackie”. Redaguje: Zbigniew Babiarz-Zych i zespół. Zdjęcia: Jan Maziejuk, Leszek KreftDTP: Artur Wróblewski. Adres redakcji: Starostwo <strong>Powiat</strong>owe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 059 842 54 17, www.powiat.slupsk.pl , e-mail: zych@powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!