dzie, których zadaniem jest strzec, byście żyły wedle praw honoru, są wam dotkliwymciężarem!Zmieńcie tedy postępowanie, proszę, i sprawiajcie się tak, abym mógł, na drugi raz,odrzucić rady, jakie mi dają: rady skierowane przeciw waszemu spokojowi i swobodzie.Wierzajcie, chciałbym wam dać zapomnieć, że jestem waszym panem, i pamiętaćjedynie, że jestem waszym małżonkiem.Paryż, 5 dnia księżyca Chahban, 1714.LIST LI. IKA DO ***.Ludzie zajmują się tu wiele nauką, ale nie wiem, czy uczoność dużo zyskuje na tym. Tensam, który wątpi o wszystkim jako filozof, nie śmie niczemu przeczyć jako teolog: mimoiż pełen sprzeczności, zawsze jest rad z siebie, byle porozumieć się co do jego charakteru.Chorobą większości Francuzów jest dowcip; a choroba tych, którzy chcą mieć dowcip,to pisanie książek.Nie można sobie wyobrazić czegoś bardziej od rzeczy. Natura zdawała się roztropniestarać o to, aby głupstwo ludzkie było przemijające; otóż, książki dają mu nieśmiertelność.Głupiec winien być zadowolony, że wynudził tych, którzy z nim żyli; tymczasemchce dręczyć jeszcze przyszłe pokolenia! Chce, aby głupota jego święciła tryumf nad zapomnieniem,w którym mógłby spocząć spokojnie; chce, aby potomność dowiedziała się,że żył, i wiedziała, po wiek wieków, że był głupcem.Nie ma autorów, którymi bym więcej pogardzał niż kompilatorami. Zewsząd zbierająstrzępy utworów cudzych, aby je wcielać we własne, niby darń w trawniku. Tacy niestoją wyżej niż zecerzy składający czcionki: zestawione razem, tworzą książkę, której oniużyczyli jedynie pracy rąk. Chciałbym, aby się nauczono szanować książki oryginalne;zdaje mi się, że profanacją jest wyjmować ich części z sanktuarium w którym są zawartepo to, aby je wystawiać na wzgardę, na którą nie zasługują.Gdy ktoś nie ma nic do powiedzenia, czemuż nie siedzi cicho? Na co się zdadzą komute powtórki? Ale taki człowiek chce budować nowy porządek. Nie lada mi talent. Wchodzitaki pan do biblioteki i przekłada na dół książki, które były na górze, a na górę te, którebyły na dole: oto jego arcydzieło!Mówię o tym, ponieważ wzburzyła mnie książka, którą dopiero co odłożyłem. Jesttak gruba, iż można by myśleć, że zawiera całą mądrość świata; tymczasem zakotłowałami tylko głowę, nie powiedziawszy nic nowego. Bądź zdrów.Paryż, 8 dnia księżyca Chahban, 1714.LIST LII. IBBE DO USBEKA, AYżU.Trzy okręty zawinęły tutaj, nie przynosząc wiadomości o tobie. Czyś chory? czy igraszkęsobie czynisz z tego, aby mnie niepokoić?Jeśli przestajesz dbać o mnie w kraju, gdzie nie jesteś związany niczym, cóż dopierobędzie w Persji, na łonie rodziny? Ale może jestem w błędzie: dość masz przymiotów nato, aby wszędzie znaleźć przyjaciół. Serce jest obywatelem wszystkich krajów: jak możedusza czująca szlachetnie zabronić sobie tych serdecznych związków? Wyznam ci, szanujędawne przyjaźnie; ale rad jestem wszędzie nowym.W jakimkolwiek kraju się znalazłem, żyłem tak, jakbym miał spędzić tam całe życie.Miałem tę samą cześć dla ludzi zacnych; to samo współczucie, albo raczej czułość,dla nieszczęśliwych; szacunek dla tych, których nie zaślepiło powodzenie. Taki już mójcharakter, Usbeku; wszędzie, gdzie znajdę ludzi, szukam wśród nich przyjaciół.Jest tu jeden gwebr⁴⁶, który, po tobie, ma, jak sądzę, pierwsze miejsce w moim sercu;dusza jego to istny kryształ. Szczególne racje kazały mu się schronić w tym mieście, gdzieżyje z uczciwego rzemiosła wraz z ukochaną kobietą. Życie jego składa się z szeregu szlachetnychpostępków; mimo iż szuka ciszy i cienia, więcej jest w jego sercu bohaterstwa,niż w sercu największych monarchów.FilozofKsiążka, Głupiec, LiteratPrzyjaźń, Obcy⁴⁶erie — pramieszkańcy Persji, należący, jako czciciele ognia, do religii Zaroastra i ścigani wzgardąmahometańskiej ludności.MOTESUIEU <strong>Listy</strong> <strong>perskie</strong> 50
Mówiłem mu tysiąc razy o tobie, pokazuję mu twoje listy. Uważam, że mu to sprawiaprzyjemność, i widzę już, że nie znając go, masz w nim przyjaciela.Znajdziesz tutaj jego główne przygody; mimo niechęci, z jaką zgodził się je spisać,nie mógł odmówić tego mej przyjaźni, ja zaś powierzam je twojej.ISTOIA AEIDOA I ASTATY.Urodziłem się wśród gwebrów, w religii najstarszej może ze wszystkich na świecie. Miałemto nieszczęście, iż miłość nawiedziła mnie wcześniej niż rozsądek. Od szóstego rokużycia niezdolny byłem wyobrazić sobie istnienia inaczej, jak tylko w pobliżu siostry. Oczymoje wciąż się zwracały ku niej; kiedy mnie opuściła na chwilę, zastawała mnie we łzach.Każdy dzień mnożył miłość moją dla niej. Ojciec, zaskoczony tak gwałtowną sympatią,rad byłby pożenić nas wedle dawnego obyczaju gwebrów; ale obawa mahometan, podktórych jarzmem żyjemy, nie pozwala myśleć o tych świętych związkach, których religianasza nie tylko dozwala, ale je niemal nakazuje, i które są tak czystym obrazem spójnistworzonej przez naturę.Ojciec, widząc, iż niebezpieczne byłoby iść tą godziwą skłonnością, postanowił zgasićpłomień, o którym sądził, że jest w zarodku, a który w istocie był już u szczytu. Korzystającz jakiejś podróży, zabrał mnie z sobą, zostawiając siostrę pod opieką krewnej;matka bowiem umarła dwa lata wprzód. Nie umiem opisać bólu tej rozłąki. Tuliłemsiostrę zalaną łzami; co do mnie, nie miałem już łez; boleść uczyniła mnie bezczułym.Przybyliśmy do Tyflisu; ojciec, powierzywszy me wychowanie jednemu z krewniaków,wrócił do domu.W jakiś czas potem dowiedziałem się, iż, przy pomocy przyjaciół, ojciec umieścił siostręw bejramie królewskim, w służbach jednej z sułtanek. Gdybym się dowiedział o jejśmierci, nie byłoby to dla mnie większym ciosem; pomijając, że traciłem nadzieję ujrzeniajej, wstąpienie do bejramu czyniło ją mahometanką; odtąd, zgodnie z uprzedzeniamitej religii, nie mogła patrzeć na mnie inaczej, jak tylko ze wstrętem. Mimo to, nie mogącwytrwać w Tyflisie, znużony sobą i życiem, wróciłem do Ispahan. Pierwsze słowa mojedo ojca były pełne goryczy; wyrzucałem mu, iż wtrącił córkę tam, gdzie wstęp dajejedynie zmiana religii. „Ściągnąłeś na całą rodzinę, rzekłem, gniew Boga i słońca, któreci przyświeca. Uczyniłeś więcej, niż gdybyś pokalał żywioły; pokalałeś duszę córki, niemniej od nich czystej. Umrę z bólu i miłości; oby śmierć moja była jedyną karą, jaką cięBóg dosięgnie! To rzekłszy, wyszedłem. Dwa lata trawiłem życie na tym, iż chodziłempatrzeć na mury bejramu i oglądać miejsca w których mogła się znajdować siostra. Codziennienarażałem się tysiąc razy na śmierć z ręki eunuchów, którzy pełnią straż dokołatych straszliwych bram.Wreszcie ojciec umarł; sułtanka zaś, w której służbach była moja siostra, widząc ją rosnącąz każdym dniem w piękność i krasę, uczuła w sercu zazdrość, i oddała ją w zamęścieeunuchowi, który pożądał jej namiętnie. Dzięki temu siostra opuściła seraj i zamieszkałaz eunuchem w Ispahan.Upłynęło więcej niż trzy miesiące, nim mogłem się z nią zobaczyć. Eunuch, człowieknajzazdrośniejszy pod słońcem, wciąż, pod rozmaitym poborem, odprawiał mniez niczym. Wreszcie, przestąpiłem próg bejramu; pozwolił mi z nią mówić przez gęstążaluzję. Oczy rysia nie zdołałyby jej dojrzeć, tak była omotana w szaty i zasłony; mogłemją poznać jedynie po głosie. Jakież było me wzruszenie, kiedy uczułem się tak blisko niej,a zarazem tak daleko! Zadałem sobie gwałt, śledzono mnie. Co do niej, zdawało mi się,iż uroniła kilka łez. Mąż jej próbował tłumaczyć się przede mną; potraktowałem go jakostatniego z niewolników. Był bardzo zakłopotany, skoro spostrzegł, iż przemawiam dosiostry w nieznanym mu języku: był to język staro-perski, nasze święte narzecze. „Jakto, siostro! rzekłem, więc to prawda, że opuściłaś religię ojców? Wiem, że wstępując dobejramu, zmuszona byłaś przyjąć wiarę Mahometa; ale, powiedz, czy i serce twoje mogło,jak usta, wyrzec się religii, która pozwala mi kochać ciebie? I dla kogo depcesz tęwiarę, która winna być nam tak droga? Dla nędznika, zbrukanego jeszcze kajdanami,które dźwigał: gdyby był człowiekiem, byłby najostatniejszym z ludzi. — Bracie, odparła,człowiek ten jest moim mężem; muszę go czcić, mimo iż ci się zdaje tak niegodny.Byłabym też ostatnią z kobiet, gdybym… — Ach, siostro, odparłem, wszak jesteś z roduMOTESUIEU <strong>Listy</strong> <strong>perskie</strong> 51
- Page 2 and 3: Ta lektura, podobnie jak tysiące i
- Page 4 and 5: Nie ma co ukrywać: późniejszy au
- Page 6 and 7: Mimo to, Montesquieu zdecydował si
- Page 8 and 9: teczność, zalety i doskonałości
- Page 10: onią cię, nie umiejąc nikogo prz
- Page 13 and 14: mej udręki jest im rozkoszą. Kied
- Page 15 and 16: jego pieczy. Skoro choroba ustała,
- Page 17 and 18: przyjąć; ale możecie być pewni,
- Page 19 and 20: Żyd Abdias Ibesalon spytał go, cz
- Page 21 and 22: LIST I. USBEK DO AZELIKA BIAłY EUU
- Page 23 and 24: im czytania książki, o której ch
- Page 25 and 26: odchodzą nieustannie okręty do Sm
- Page 27 and 28: diabelnie ciepło. Choćby się kl
- Page 29 and 30: dyspozycję, dusza staje się znowu
- Page 31 and 32: y panował tak długo. Powiadają,
- Page 33 and 34: oskiemu posłannictwu? Chyba zwali
- Page 35 and 36: Ledwie się ogarnąłem naprędce,
- Page 37 and 38: owiem nie wyobrażają sobie, aby n
- Page 39 and 40: od hańby i upadku! Światło dnia
- Page 41 and 42: Monarcha ów stara się krzewić sz
- Page 43 and 44: żeśmy przećwiczyli ten turniej p
- Page 45 and 46: uczynków wątpliwych, kazuista mo
- Page 47 and 48: i mnie, przywiodła tam ciekawość
- Page 49: je do mnie, który nie rozczulam si
- Page 53 and 54: Nie zdołam wyrazić radości, jaki
- Page 55 and 56: wszechmogący, nie może złamać s
- Page 57 and 58: Niedawno temu, pragnąc ustalić sw
- Page 59 and 60: je rozdzielasz: sprzeciwiasz się t
- Page 61 and 62: Paryż, 17 dnia księżyca Saphar,
- Page 63 and 64: Upewniam cię, że te drobne talent
- Page 65 and 66: dlatego, iż sam nie zmieniłby swo
- Page 67 and 68: czcigodne trybunały: jest to świ
- Page 69 and 70: i oddzielił je od bezbożnego świ
- Page 71 and 72: Nigdy nie widziałem równie harmon
- Page 73 and 74: sce upadłych wielkości, zrujnowan
- Page 75 and 76: i monarchę; równowaga zbyt trudna
- Page 77 and 78: uważał za barbarzyńcę: ale nie
- Page 79 and 80: jest pełna majestatu, ale urocza z
- Page 81 and 82: znów przywrócę wszystko do równ
- Page 83 and 84: — nie chciał. Ale ponieważ w Bo
- Page 85 and 86: go w naturze. Związano, bez powrot
- Page 87 and 88: Żydzi, wiecznie tępieni i odradza
- Page 89 and 90: z podziwu, jakim zdjął je widok t
- Page 91 and 92: LIST . IKA DO ***.W wielkim kłopoc
- Page 93 and 94: w tym celu niezawodną metodę. Cie
- Page 95 and 96: Wszystko to, łaskawy panie, zbiło
- Page 97 and 98: gniotę ich procesami; osiągam tyl
- Page 99 and 100: Tuż obok księgi anatomiczne, któ
- Page 101 and 102:
gospodarką dochodami władcy a mie
- Page 103 and 104:
Czytałam, dodała, w księdze arab
- Page 105 and 106:
naszej nie ufał, ale własnej niem
- Page 107 and 108:
W kilka dni później przybył na r
- Page 109 and 110:
Wczesnym rankiem przybywa lekarz.
- Page 111 and 112:
Chybia w swoich przedsięwzięciach
- Page 113 and 114:
Widziałem, jak nagle, we wszystkic
- Page 115 and 116:
LIST LII. ASIT DO USBEKA, AYżU.Ro
- Page 117 and 118:
Możesz, wedle zachcenia, mnożyć