Nie ma co ukrywać: późniejszy autor r wszedł w literaturę skandalem.Gorszono się, ale czytano. Gorszono się podwójnie, ze względu na stanowisko autora —prezydent sądu!„Są to (powiadał d'Argenson) rzeczy, które inteligentnemu człowiekowi mogą przyjśćdo głowy, ale na których drukowanie człowiek stateczny nie powinien sobie pozwolić.”Doprowadzono Montesquieu do tego, ie nie przyznawał się do swej książeczki. „Mam tęchorobę (powiadał), że piszę książki i że wstydzę się ich, skoro je napisałem.”Po List perski trzydziestoparoletni ich autor stał się jedną z najmodniejszych osobistościw Paryżu, dokąd z czasem się przeniósł, rzuciwszy godność dygnitarza sądowego,aby się całkowicie poświęcić myśli i nauce. Nie znaczy to, aby pogardzał i tryumfamina innym polu, które mu również otworzyła jego sława. W salonach pani du Tencin,pani de Lambert, pani du Deffant niejedna piękność okazała się wrażliwa na fizyczne powabytej czystej inteligencji. Olśniony wdziękami księżniczki krwi, panny de Clermont,marząc może o pozyskaniu jej serca, pisze Montesquieu na jej cześć poemacik prozą pt.ityi is, rzekomo przełożony z greckiego. Madrygał ten wyróżnia się spośródtego rodzaju sztucznych kwiatów świeżością, jaką dawało pisarzowi jego żywe poczuciestarożytności i poufała znajomość greckich autorów.„Czasami ona mówi, ściskając mnie: Jesteś smutny. — Prawda, odpowiadam,ale smutek kochanków jest pełen rozkoszy; czuję, jak płyną mojełzy, i nie wiem czemu, bo ty mnie kochasz; nie mam powodu do skargi,a skarżę się. Nie wyrywaj mnie z omdlenia, w którym tonę, pozwól miwzdychać wraz ze smutku i z lubości. Wśród upojeń miłosnych dusza mojazbyt jest niespokojna; rwie się ku szczęściu, nie sycąc się nim; gdy teraz pojęsię nawet moim smutkiem. Nie ocieraj moich łez; cóż znaczy, że płaczę,skoro jestem szczęśliwy?”ityi is wyszła w 1725 również bezimiennie i stała się nowym tryumfemex-prezydenta. Ksiądz Voisenon mówi, że „ten poemacik przyniósł autorowi wiele zdobyczy,pod warunkiem że zostaną w ukryciu”. Wybrano go do Akademii; ale był autoremskandalicznych List perski: król nie podpisał dekretu, pod pozorem że Montesquieunie mieszka w Paryżu. Został Akademikiem aż w parę lat później.Potem Montesquieu milknie na długo. Pracuje nad e r. Jest to owoc dwudziestulat pracy, kilkuletnich podróży po Europie, ogromu badań i myśli.Błyskotliwy autor List perski, dworny i czuły śpiewak ityi is, stajesię, pochłonięty swoim wspaniałym przedmiotem, najwytrwalszym z pracowników. Poukończeniu rozdziału o prawach feudalnych, Montesquieu pisze do przyjaciela: „Myślałem,że skonam w ciągu tych trzech miesięcy, aby skończyć księgę peii prerei sy pr yiy. To zajmie trzy godziny lektury, a upewniamcię, kosztowało mnie tyle pracy, że włosy pobielały mi od tego.” Mimo to, ileż starań,aby zasłonić tę pracę, aby się jej nie odczuwało, czytając dzieło; ileż dbałości o lekkośćformy w aforystycznym i jasnym ujęciu przedmiotu, w podziale na krótkie rozdziały,opatrzone przejrzystymi tytułami! Bo w owym XVIII wieku nie było tak poważnej, takuczonej książki, która by nie dbała o to, aby się mogła znaleźć między puszkami z pudrema różem na gotowalni pięknej pani. Dla nich ta przejrzystość i lekkość, która tak cechujeliteraturę owego wieku; dla nich ta kokieteria, aby najtrudniejszy, najsuchszy na pozórprzedmiot uczynić dostępnym i miłym. Montesquieu prowadzi nas w gąszczu myśli, nibypo strzyżonym ogrodzie, wśród klombów i ścieżek. Boi się zmęczyć, znudzić, raz po razpozwala spocząć, zaczerpnąć oddechu.Kto wie, może z myślą o zjednaniu tych miłych a potężnych dla reputacji autora czytelniczekstara się Montesquieu od czasu do czasu urozmaicić swoje dysertacje jakimśszczegółem, zdolnym specjalnie zainteresować tę część audytorium. Tu i ówdzie w szczegółacho narodach wschodnich przypomina się autor List perski. Brali mu to za złejego krytycy. Autor pięknej monografii o Monteskiuszu, Albert Sorel, nie może mu darowaćrozdziału pei sty kri ri. „Można by dodać: i w r”, powiada Sorel, może zbyt surowo.Wszędzie tu czuć wiek XVIII. Poważny rozdział o małżeństwie i rozmnażaniu sięludzkości (tom II) opatruje Montesquieu mottem z Lukrecjusza:MOTESUIEU <strong>Listy</strong> <strong>perskie</strong> 4
O Wenus! O matko miłości!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Ledwie twa moc obudzi pierwsze brzaski wiosny,Zefiry ślą dokoła swój oddech miłosny;Ziemia w tysiączne barwy stroi swoje łono,A słodkie aromaty kwiatów zewsząd wioną.Słychać ptaszęta, w serce rażone twą mocą,Jak lubieżnymi tony na twą cześć świegocą;Za piękną jałóweczką widać byczki młode,Jak skaczą po pastwiskach lub spieszą przez wodę;A mieszkańcy gór, równin, borów niezgłębionych,I rzek, i mórz bezkresnych, i wiosek zielonych,Płonący na twój widok żądzą i miłością,Chcą się mnożyć, znęceni bezmierną lubością:Tak słodko iść za tobą, co władnąc szczęśliwie,Blaski piękności dajesz wszystkiemu, co żywie…Ale jeden zwłaszcza jest rys w r szczególnie uroczy. Monteskiusz jest w połowieswego dzieła, skończył jego część polityczną, ma przejść do części ekonomicznej,o handlu, żegludze, etc. Czuje się zmęczony, przeraża go praca, wysiłek, które go jeszczeczekają. I oto przed rozdziałem — temat, zdawałoby się, najsuchszy, jaki byćmoże — wyrywa mu się z piersi następujące eie :„Dziewice z góry pierejskiej, czy słyszycie imię, które wam daję? Wspierajciemnie. Przebiegam długą drogę; przygnieciony jestem smutkiem i nudą.Wlejcie w mój umysł ów czar i ową słodycz, które czułem niegdyś, a któreuciekają daleko ode mnie. Nigdy nie jesteście równie boskie, co kiedy wiedzieciedo mądrości, do prawdy przez rozkosz.Ale jeśli nie chcecie złagodzić surowości moich prac, ukryjcie samą pracę;sprawcie, abym niósł naukę, a nie uczył; iżbym myślał, a iżby się zdawało, żeczuję; i kiedy będę oznajmiał rzeczy nowe, sprawcie, by sądzono, że ja niewidziałem nic, a wyście mi powiedziały wszystko.Kiedy wody waszego źródła wypływają z umiłowanej wam skały, niewzbijają się w górę, aby opadać: płyną, dają wam rozkosz, ponieważ dająrozkosz pasterzom.Muzy urocze, jeśli obrócicie na mnie jedno swoje spojrzenie, cały światbędzie czytał moje dzieło; i to, co nie może być zabawą, będzie przyjemnością.Boskie Muzy, czuję, że wy mi szeptacie nie to, co śpiewano w Tempena fletniach, ani to, co powtarzano w Delos na lirze; chcecie, bym mówił dorozumu; jest to najdoskonalszy, najszlachetniejszy i najrozkoszniejszy z naszychzmysłów.”Tak przemawia Monteskiasz do Muz.„Iżbym y, a iżby się zdawało że czuję…” Jakież głębokie poczucie znaczenia inspiracjiw najbardziej naukowym, najściślejszym przedmiocie. To eie , poktórym najspokojniej tą samą ręką kreśli Montesquieu nagłówek: i piersy, , pachnie w istocie rozkosznie wiekiem osiemnastym!Ale niemniej zabawna jest historia tego wezwania. Nie znalazło ono łaski w oczachimć Jakuba Vernet z Genewy, który miał poruczoną ważną funkcję korekty r.Vernet uznał, że k ta nie byłaby na miejscu i namówił autora, aby ją usunął: biednyautor broni się nieśmiało; sumituje się przed swym korektorem:„Co się tyczy ei , ma ono przeciw sobie to, że jest rzecząosobliwą w takim dziele i że tego nie bywało; ale, kiedy rzecz osobliwa jestdobra, nie należy jej odrzucać dla osobliwości, która sama przez się przyczyniasię do powodzenia: nie ma zaś dzieła, w którym bardziej by trzebastarać się rozerwać czytelnika, niż w tym oto, z przyczyny długości i ciężkościprzedmiotu.”PracaMądrość, RozkoszMOTESUIEU <strong>Listy</strong> <strong>perskie</strong> 5
- Page 2 and 3: Ta lektura, podobnie jak tysiące i
- Page 6 and 7: Mimo to, Montesquieu zdecydował si
- Page 8 and 9: teczność, zalety i doskonałości
- Page 10: onią cię, nie umiejąc nikogo prz
- Page 13 and 14: mej udręki jest im rozkoszą. Kied
- Page 15 and 16: jego pieczy. Skoro choroba ustała,
- Page 17 and 18: przyjąć; ale możecie być pewni,
- Page 19 and 20: Żyd Abdias Ibesalon spytał go, cz
- Page 21 and 22: LIST I. USBEK DO AZELIKA BIAłY EUU
- Page 23 and 24: im czytania książki, o której ch
- Page 25 and 26: odchodzą nieustannie okręty do Sm
- Page 27 and 28: diabelnie ciepło. Choćby się kl
- Page 29 and 30: dyspozycję, dusza staje się znowu
- Page 31 and 32: y panował tak długo. Powiadają,
- Page 33 and 34: oskiemu posłannictwu? Chyba zwali
- Page 35 and 36: Ledwie się ogarnąłem naprędce,
- Page 37 and 38: owiem nie wyobrażają sobie, aby n
- Page 39 and 40: od hańby i upadku! Światło dnia
- Page 41 and 42: Monarcha ów stara się krzewić sz
- Page 43 and 44: żeśmy przećwiczyli ten turniej p
- Page 45 and 46: uczynków wątpliwych, kazuista mo
- Page 47 and 48: i mnie, przywiodła tam ciekawość
- Page 49 and 50: je do mnie, który nie rozczulam si
- Page 51 and 52: Mówiłem mu tysiąc razy o tobie,
- Page 53 and 54: Nie zdołam wyrazić radości, jaki
- Page 55 and 56:
wszechmogący, nie może złamać s
- Page 57 and 58:
Niedawno temu, pragnąc ustalić sw
- Page 59 and 60:
je rozdzielasz: sprzeciwiasz się t
- Page 61 and 62:
Paryż, 17 dnia księżyca Saphar,
- Page 63 and 64:
Upewniam cię, że te drobne talent
- Page 65 and 66:
dlatego, iż sam nie zmieniłby swo
- Page 67 and 68:
czcigodne trybunały: jest to świ
- Page 69 and 70:
i oddzielił je od bezbożnego świ
- Page 71 and 72:
Nigdy nie widziałem równie harmon
- Page 73 and 74:
sce upadłych wielkości, zrujnowan
- Page 75 and 76:
i monarchę; równowaga zbyt trudna
- Page 77 and 78:
uważał za barbarzyńcę: ale nie
- Page 79 and 80:
jest pełna majestatu, ale urocza z
- Page 81 and 82:
znów przywrócę wszystko do równ
- Page 83 and 84:
— nie chciał. Ale ponieważ w Bo
- Page 85 and 86:
go w naturze. Związano, bez powrot
- Page 87 and 88:
Żydzi, wiecznie tępieni i odradza
- Page 89 and 90:
z podziwu, jakim zdjął je widok t
- Page 91 and 92:
LIST . IKA DO ***.W wielkim kłopoc
- Page 93 and 94:
w tym celu niezawodną metodę. Cie
- Page 95 and 96:
Wszystko to, łaskawy panie, zbiło
- Page 97 and 98:
gniotę ich procesami; osiągam tyl
- Page 99 and 100:
Tuż obok księgi anatomiczne, któ
- Page 101 and 102:
gospodarką dochodami władcy a mie
- Page 103 and 104:
Czytałam, dodała, w księdze arab
- Page 105 and 106:
naszej nie ufał, ale własnej niem
- Page 107 and 108:
W kilka dni później przybył na r
- Page 109 and 110:
Wczesnym rankiem przybywa lekarz.
- Page 111 and 112:
Chybia w swoich przedsięwzięciach
- Page 113 and 114:
Widziałem, jak nagle, we wszystkic
- Page 115 and 116:
LIST LII. ASIT DO USBEKA, AYżU.Ro
- Page 117 and 118:
Możesz, wedle zachcenia, mnożyć