do życzenia. Nie znaczy to, abym ich potępiał; trzeba brać ludzi, jak są; ci, którzy uchodząza najwytworniejszych, różnią się nieraz tylko tym, że przywary ich są bardziej wyrafinowane.Kto wie, czy nie jest z nimi tak jak z truciznami: najsubtelniejsze najbardziej sąniebezpieczne.— A ten starszy jegomość — spytałem po cichu — który ma tak markotną minę. ŻołnierzWziąłem go zrazu za cudzoziemca; ubrany jest inaczej niż wszyscy, krytykuje we Francjiwszystko i mocno nierad jest waszemu rządowi. — To stary wojownik, odparł, którywraża się w pamięć słuchaczy rozwlekłością swoich czynów. Nie może ścierpieć, aby Francjamogła wygrać bitwę, przy której jego nie było, lub aby ktoś chwalił oblężenie, przyktórym on nie wdarł się na wyłom. Uważa się za tak niezbędnego dla naszych dziejów,iż wyobraża sobie, że skończyły się wraz z nim. Kilka ran, jakie otrzymał, równa się dlańzagładzie monarchii; odmiennie od tych filozofów, którzy powiadają, iż człowiek zażywajedynie teraźniejszości, a przeszłość jest niczym, on, przeciwnie, karmi się jeno przeszłością.Żyje jedynie bitwami, które stoczył; oddycha czasem, który minął, jak bohaterowieżyją w czasach, które przyjdą po nich. — Ale czemu, rzekłem, rzucił służbę? — Nie on jąrzucił — odparł — ale służba go rzuciła: unieruchomiono go na skromnym stanowisku,gdzie będzie opowiadał swoje przygody do końca życia; nigdy nie pójdzie dalej; drogazaszczytów jest dlań zamknięta.— Czemuż to? — spytałem. — Mamy zasadę we Francji, odparł, aby nigdy nie pro- Przywódcamować oficerów, którzy zużyli się na podrzędnych stanowiskach. Sądzimy iż umysł takichludzi zacieśnił się w szczegółach, i że, przez nawyk małych rzeczy, stali się niezdatni dowiększych. Jesteśmy zdania, iż człowiek, który nie posiada zalet wodza w trzydziestu latach,nie będzie ich miał nigdy. Kto nie ma rzutu oka, obejmującego jednym spojrzeniemprzestrzeń kilku mil w rozmaitych sytuacjach; przytomności umysłu, która sprawia, żew razie zwycięstwa umie wyzyskać wszystkie przewagi, a w razie klęski środki obrony,ten nie nabędzie nigdy tych talentów. Dlatego chowamy świetne stanowiska dla owychwielkich, wspaniałych ludzi, których niebo obdarzyło nie tylko odwagą ale i geniuszem,podrzędne zaś dla tych, których talenty również są podrzędne. Do tej liczby należą ludzie,którzy posiwieli w jakichś pokątnych wojaczkach. W najlepszym razie zdołają pełnićto, co robili całe życie; nie pora nakładać im większe ciężary, wówczas gdy ramiona ichsłabną.”Za chwilę znowuż zebrała mnie ciekawość: „Przyrzekam nie zadawać już pytań, jeśliścierpi pan jeszcze to jedno. Kto jest ten słuszny młodzik, który ma dużo włosów, małodowcipu, mnóstwo pewności siebie? Czym dzieje się, że przemawia głośniej od innychi jest tak rad z własnego istnienia? — To zdobywca serc”, odparł. W tej chwili nowi gościeweszli do salonu, inni zaczęli wychodzić, zrobił się ruch, ktoś odciągnął mego towarzyszai zostałem tam, gdzie byłem. W jakiś czas, przypadkowo, młody człowiek znalazł sięw pobliżu; zwracając się do mnie, rzekł: „Wypogodziło się, chce się pan przejść trochę poterasie?” Odpowiedziałem najgrzeczniej, wyszliśmy razem. „Przybyłem na wieś, rzekł, abyzrobić przyjemność pani domu, z którą jestem nie najgorzej. Wprawdzie pewna dama niebędzie z tego zbyt rada, ale cóż robić? Widuję poufale najpiękniejsze kobiety w Paryżu;ale nie wiążę się z żadną i płatam im tęgie figle; mówiąc między nami, jest ze mnie urwispierwszej klasy. — Prawdopodobnie, rzekłem, ma pan jakieś stanowisko lub obowiązki,które nie pozwalają mu na wytrwalsze służby? — Nie, odparł, nie mam innych obowiązków,jak tylko przywodzić do szaleństwa mężów i wtrącać w rozpacz ojców. Lubiębudzić niepokój w kobiecie, która myśli, że ma mnie w ręku, i trzymać ją w obawie,że tuż, tuż, się jej wymknę. Jest nas kilku takich chwatów: podzieliliśmy między siebieParyż i umiemy go zajmować naszym każdym krokiem. — Jeśli dobrze rozumiem, rzekłem,czyni pan więcej hałasu niż najdzielniejszy wojownik i zażywasz większego miru niżpierwsi dostojnicy Państwa. W Persji nie cieszyłbyś się tymi przywilejami: wnet stałbyśsię zdatniejszy na strażnika naszych dam, niż na ich galanta”. Krew uderzyła mi do głowy;gdyby ta rozmowa trwała dłużej, nie zdołałbym się powstrzymać, aby się nie rzucić natego błazna.Co mówisz o kraju, gdzie cierpią podobnych ludzi, pozwalają żyć człowiekowi tegorzemiosła; gdzie niewierność, zdrada, gwałt, przewrotność i niegodziwość wiodą dopoważania; gdzie cenią człowieka dlatego, że wydziera córkę ojcu, żonę mężowi, i mącinajbardziej błogie i święte związki? Szczęśliwe dzieci Halego, które bronią swych rodzinKochanek, FircykMOTESUIEU <strong>Listy</strong> <strong>perskie</strong> 38
od hańby i upadku! Światło dnia nie jest czystsze niż ogień płonący w sercach naszychżon; córki nasze z drżeniem myślą o dniu mającym je pozbawić owej cnoty, która czyni jepodobnymi aniołom i duchom. Ziemio ojczysta i droga, na którą słońce rzuca pierwszespojrzenia, ty nie jesteś skalana ohydnymi zbrodniami, które każą tej planecie kryć sięsłońcu, gdy oświeci ciemności zachodu!Paryż, 5 dnia księżyca Rhamazan, 1713.LIST LI. IKA DO USBEKA, ***.Któregoś dnia, kiedy siedziałem w pokoju, wszedł derwisz osobliwie ubrany: broda dopasa, stopy bose, suknia szara i gruba, ze spiczastym kapturem. Całość zdała mi się takdziwaczna, iż w pierwszej chwili chciałem posłać po malarza, aby mi zeń zdjął portrecik.Zaczął od obszernego pozdrowienia, w którym pouczył mnie, że jest człowiekiemwielkich zasług, co więcej kapucynem. „Powiedziano mi, dodał, że pan wraca niebawemna dwór perski, gdzie zajmujesz niepoślednie stanowisko. Przychodzę uciec się do pańskiegopoparcia i prosić, abyś zechciał uzyskać od króla mieszkanko niedaleko Kasbinu,dla dwóch albo trzech zakonników. — Mój ojcze, spytałem, chcecie tedy udać się doPersji? — Ja, panie? odparł; niech mnie Bóg broni. Jestem tutaj prowincjałem, i niezamieniłbym mego stanowiska na dolę wszystkich kapucynów świata. — O cóż tedy,u licha, chodzi? — O to, odparł, że gdybyśmy mieli to schronienie, nasi bracia włoscypodaliby tam paru zakonników. — Znacie zapewne, szanowny ojcze, tych zakonników?— Nie, panie, nie znam. — Ech, do kata! Cóż wam tedy zależy na tym, aby jechali doPersji? Ładny w istocie projekt, wysyłać paru kapucynów, aby łyknęli kasbińskiego powietrza!Wielki zysk dla Europy i Azji! Warto, zaiste, zaprzątać tą sprawą monarchów!To mi wspaniały nabytek kolonialny! Idź z Bogiem, bracie: ty i podobni tobie nie nadajeciesię zgoła, aby was obwozić po świecie! Wierzaj mi; pełzajcie sobie spokojnie tam,gdzieście się wylęgli.Paryż, 15 dnia księżyca Rhamazan, 1713.KsiądzKolonializmLIST L. IKA DO ***.Widziałem ludzi, u których cnota była czymś tak wrodzonym, że nie czuło się jej nawet.Pełnili swe obowiązki, nie uginając się pod nimi, jak gdyby z instynktu. Dalecy od tego,aby podnosić w rozmowie swe rzadkie przymioty, raczej czynili wrażenie, iż nawet sobienie zdają z nich sprawy. Oto ludzie, których cenię; nie owi bohaterowie cnoty, którzywydają się zdumieni własną doskonałością i którzy patrzą na dobry uczynek jako na cud,godny już samą opowieścią wprawić w okupienie.Jeśli skromność jest chwalebną u tych, którym niebo dało wielkie talenty, cóż powiedziećo owych robakach, mających czoło okazywać pychę zdolną zbezcześcić największychludzi?Widzę, na każdym kroku, ludzi mówiących ustawicznie o sobie. Rozmowa ich jestjak zwierciadło, odbijające bez ustanku ich uprzykrzoną postać. Gotowi są rozpowiadaćo najmniejszych drobnostkach, jakie się im zdarzyły, żądając, aby ich własne zainteresowaniepomnażało wagę tych błahostek w waszych oczach. Wszystko zrobili, wszystkowidzieli, wszystko powiedzieli, wszystko przemyśleli; są powszechnym wzorem, niewyczerpanątreścią porównań, niewysychającym źródłem przykładów. Och, jakże mdła jestpochwała, kiedy promienie jej wracają w miejsce, z którego wyszła!Kilka dni temu człowiek taki gnębił nas dwie godziny sobą, swymi przymiotami i talentami;że jednak nie istnieje w świecie ruch nieustający, w końcu przestał. Odżyłamożność prowadzenia rozmowy, skorzystaliśmy z tego.Drugi jegomość, który wydawał się mocno znudzony, zaczął się skarżyć na nudęświatowych zebrań. „Wiecznież trzeba nam słuchać głupców, mówiących tylko o sobie,i wszystko sprowadzających do siebie? — Masz pan słuszność, odparł z miejsca naszpapla. Trzeba czynić jak ja; nie chwalę się nigdy: mam majątek, urodzenie; żyję wystawnie;przyjaciele powiadają, że nie zbywa mi na dowcipie; ale nigdy nie mówię o tym. Jeślimam jakie przymioty i mógłbym się naprawdę poszczycić którym, to skromnością.”MOTESUIEU <strong>Listy</strong> <strong>perskie</strong> 39
- Page 2 and 3: Ta lektura, podobnie jak tysiące i
- Page 4 and 5: Nie ma co ukrywać: późniejszy au
- Page 6 and 7: Mimo to, Montesquieu zdecydował si
- Page 8 and 9: teczność, zalety i doskonałości
- Page 10: onią cię, nie umiejąc nikogo prz
- Page 13 and 14: mej udręki jest im rozkoszą. Kied
- Page 15 and 16: jego pieczy. Skoro choroba ustała,
- Page 17 and 18: przyjąć; ale możecie być pewni,
- Page 19 and 20: Żyd Abdias Ibesalon spytał go, cz
- Page 21 and 22: LIST I. USBEK DO AZELIKA BIAłY EUU
- Page 23 and 24: im czytania książki, o której ch
- Page 25 and 26: odchodzą nieustannie okręty do Sm
- Page 27 and 28: diabelnie ciepło. Choćby się kl
- Page 29 and 30: dyspozycję, dusza staje się znowu
- Page 31 and 32: y panował tak długo. Powiadają,
- Page 33 and 34: oskiemu posłannictwu? Chyba zwali
- Page 35 and 36: Ledwie się ogarnąłem naprędce,
- Page 37: owiem nie wyobrażają sobie, aby n
- Page 41 and 42: Monarcha ów stara się krzewić sz
- Page 43 and 44: żeśmy przećwiczyli ten turniej p
- Page 45 and 46: uczynków wątpliwych, kazuista mo
- Page 47 and 48: i mnie, przywiodła tam ciekawość
- Page 49 and 50: je do mnie, który nie rozczulam si
- Page 51 and 52: Mówiłem mu tysiąc razy o tobie,
- Page 53 and 54: Nie zdołam wyrazić radości, jaki
- Page 55 and 56: wszechmogący, nie może złamać s
- Page 57 and 58: Niedawno temu, pragnąc ustalić sw
- Page 59 and 60: je rozdzielasz: sprzeciwiasz się t
- Page 61 and 62: Paryż, 17 dnia księżyca Saphar,
- Page 63 and 64: Upewniam cię, że te drobne talent
- Page 65 and 66: dlatego, iż sam nie zmieniłby swo
- Page 67 and 68: czcigodne trybunały: jest to świ
- Page 69 and 70: i oddzielił je od bezbożnego świ
- Page 71 and 72: Nigdy nie widziałem równie harmon
- Page 73 and 74: sce upadłych wielkości, zrujnowan
- Page 75 and 76: i monarchę; równowaga zbyt trudna
- Page 77 and 78: uważał za barbarzyńcę: ale nie
- Page 79 and 80: jest pełna majestatu, ale urocza z
- Page 81 and 82: znów przywrócę wszystko do równ
- Page 83 and 84: — nie chciał. Ale ponieważ w Bo
- Page 85 and 86: go w naturze. Związano, bez powrot
- Page 87 and 88: Żydzi, wiecznie tępieni i odradza
- Page 89 and 90:
z podziwu, jakim zdjął je widok t
- Page 91 and 92:
LIST . IKA DO ***.W wielkim kłopoc
- Page 93 and 94:
w tym celu niezawodną metodę. Cie
- Page 95 and 96:
Wszystko to, łaskawy panie, zbiło
- Page 97 and 98:
gniotę ich procesami; osiągam tyl
- Page 99 and 100:
Tuż obok księgi anatomiczne, któ
- Page 101 and 102:
gospodarką dochodami władcy a mie
- Page 103 and 104:
Czytałam, dodała, w księdze arab
- Page 105 and 106:
naszej nie ufał, ale własnej niem
- Page 107 and 108:
W kilka dni później przybył na r
- Page 109 and 110:
Wczesnym rankiem przybywa lekarz.
- Page 111 and 112:
Chybia w swoich przedsięwzięciach
- Page 113 and 114:
Widziałem, jak nagle, we wszystkic
- Page 115 and 116:
LIST LII. ASIT DO USBEKA, AYżU.Ro
- Page 117 and 118:
Możesz, wedle zachcenia, mnożyć