12.07.2015 Views

dom krótka historia idei

dom krótka historia idei

dom krótka historia idei

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Witold RyhczyńskiDOM KRÓTKA HISTORIA IDEIPrzekład' Krystyna HusarskaELtWydawnictwo MARABUTOficyna Wydawnicza VOLUMENGdańsk, Warszawa 1996


Tytuł oryginału: HOME. A SHORT HISTORY OF AN IDEACopyright @ Witold Rybczyński, 1986Ali rights reservedCopyright @ for the Polish edition by Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, 1996Wydanie pierwsze w języku polskimRedakcja: Józef MajewskiKorekta: Aleksandra Bednarska-Apa, Elżbieta PałaszOpracowanie graficzne: Tomasz BogusławskiISBN 83-85893-35-0ISBN 83-86857~02-1Wydawnictwo MARABUTul. Pniewskiego 3A, 80-952 Gdańsk, tel./fax (O-58) 41-17-55Oficyna Wydawnicza VOLUMEN, Mirosława Łqtkowska & Adam Borowski02-942 Warszawa, ul Konstancińska 3a/59Biuro: Warszawa, ul. Jasna 2/4, tel. 26-42-21 w. 254, 384Skład: Maria ChojnickaDruk.: Drukarnia JfYdawnictw Naukowych SA.Łódź, ul. Żwirki 2Moim rodzicom, Annie i Witoldowi


PrzedmowaW czasie moich sześcioletnich studiów architektonicznych zagadnieniekomTortllporuszone zostało tylko raz. Napomknął o nim specjalistaOdinstalacji cieplnych, który miał zapoznać nas z tajnikami klimatyzacjii ogrzewania. Zademonstrował nam coś, co n}Zw'!LlS-tre.fą.k.omfortu:'.=_Qllt;?pamiętam, była to pokratkowana powierzchnia w kształcie fasoli na wykresiepokazującym zależność pomiędzy temperaturą a wilgotnością. Komfortznajdował się wewnątrz "fasoli", a dyskomfort wszędzie dookoła. Było tonajwidoczniej wszystko, co powinniśmy wiedzieć na ten temat. Prawie~~łko~t~_EQmini~cie_~~&l_~!1ię~a_k.9~


PRZEDMOWAtektoniczne mijają się - a czasem są całkowicie sprzeczne - z obiegowymiwyobrażeniami moich klientów na temat wygody. Nie byłem projektantemszczególnie upartym i starałem się brać pod uwagę ich sugestie, ale przeważnierobiłem to z niejasnym poczuciem kompromisu. Dopiero kiedybudowaliśmy wraz z żoną <strong>dom</strong> dla siebie, przekonałem się na własnejskórze, jak wielkie jest ubóstwo współczesnej architektury.-Zacząłem przywoływaćz pamięci dawne <strong>dom</strong>y i dawne pokoje, usihiJąc~prawiało, że wszystko w nich było jak trzeba i że były takie wygodne.Zacząłem również podejrzewać (i tu się nie pomyliłem), że kobiety mająjmacznie lepsze od mężczyzn wyczucie komfortu <strong>dom</strong>owegt\ł.


NOSTALGIANOSTALGIAwłożyć na siebie, co zechcę, nie muszę robić wrażenia na nikim, nawetna tobie. Właśnie tak jest mi dobrze". Ponieważ każda reklama- czy to papierosów, czy walki z rakiem - do czegoś zachęca, należysię <strong>dom</strong>yślać, że mężczyzna ten proponuje nam komfort.Ten pan jest oczywiście uosobieniem komfortu. Dlaczego bynie miał być? Należy do niego dziewięćdziesiąt procent akcji przedsiębiorstwa,którego roczne dochody wynoszą miliard dolarów.W 1982 roku zarobił podobno piętnaście milionów dolarów na czysto.Posiada wszystkie atrybuty bogactwa: dwupoziomowe mieszkaniew naj droższej części Piątej Alei w Nowym Jorku Geszcze dotego wrócimy), jedną posiadłość w Westchester, a drugą na Jamajce,letni <strong>dom</strong> na Long Island, wielohektarowe ranczo w Kolorado i prywatnysamolot, żeby między tym wszystkim krążyć l .Kim jest ten multimilioner, owa ważna persona, to uosobieniekomfortu? Dyktuje ludziom, jak mają się ubierać. Pięćdziesiątlat temu byłby może krawcem; gdyby żył we Francji, nazywanoby go couturier. Ale powiedzieć, że Ralph Lauren to krawiec, jesttakim samym nieporozumieniem, jak nazwanie Bechtel Corporation*firmą budowlaną. Określenie takie nie przystaje do międzynarodowegoprzedsięwzięcia tej skali. Krawiec szyje ubrania, a korporacjaLaurena daje koncesje na produkcję swoich wyrobów naczterech kontynentach, sprzedaje je w przeszło trzystu sklepachfirmowych oraz w specjalnych stoiskach <strong>dom</strong>ów towarowych naterenie Stanów Zjednoczonych, Kanady, Anglii, Włoch, Szwajcarii,Skandynawii, Meksyku i Honkongu. W miarę rozrastania się firmy,urozmaicały się również propozycje Laurena. Zaczął skromnie odkrawatów, potem doszły ubrania męskie, następnie stroje damskie,a ostatnio powstał specjalny dział ubranek dla dzieci. A jeszcze perfumy,mydła, kosmetyki, buty, walizki, torby, paski, portfele i okulary- wszystko to nosi jego znak firmowy. Lauren wymyślił sobiezawód prawdziwie nowoczesny: projektuje wszystko.l F. Ferretti, The Business oj Being Ralph Lauren, w: "New York Times Magazine",18 IX 1983, s. 112-133.• Jedna z największych amerykańskich spółek inżynieryjno-konstrukcyjnych _przyp. tłum.10W jego ubiorach uderza nas przede wszystkim ich bardzo amerykańskistyl. Opierają się na powszechnie znanych i swojskich wizerunkachludzi z rancza zachodniego wybrzeża i farm na preriach,z letnich rezydencji w Newport i z prestiżowych uniwersytetów.Wrażenie, że skądś to znamy, jest zamierzone: Lauren nawiązujedo tych wizerunków, jest ich aranżerem. Chociaż jego stroje nie sąwiernymi kopiami ubrań z poprzednich epok, oddają dobrze przeciętnewyobrażenie o rozmaitych romantycznych okresach amerykańskiejhistorii. Znamy to wszystko z obrazów, fotografii, telewizji,a przede wszystkim z filmów.Lauren czuje kino. Jednym z jego pierwszych projektów byłmęski strój wieczorowy: czarny garnitur, koszula ze skrzydełkowymkołnierzykiem, białe rękawiczki i biały, jedwabny szalik.Obecny na pokazie reporter gazety "New York Times" tak opisałswoje wrażenie: "Jak gdyby Leslie Howard wyszedł z kadru filmu";natomiast sam Lauren w czarno-szarym prążkowanym garniturzeskojarzył mu. się z Douglasem Fairbanksem 2 • I słusznie, bowiemLauren projektował w tym samym czasie męskie kostiumy do filmowejwersji Wielkiego Gatsby. Moda lat dwudziestych przeżywaławówczas swój krótki okres popularności; Lauren nazwał ją dress forsuccess*. Parę lat później wiele jego projektów zrealizowano w filmieAnnie Hall; wygodne, luźne ubrania, w których grali WoodyAllen i Diane Keaton, stały się przebojem sezonu. Niemniej to dążenieLaurena, aby być producentem robiącym karierę w oparciuo reklamę, pokazy mody i zdjęcia w magazynie ,Nogue", nie zapewniłomu mocnej pozycji w świecie mody. Chyba nie ma szansna retrospektywną wystawę w Metropolitan Museum, jaką YvesSaint Laurent miał w 1984 roku.Można się spierać, czy projektowanie mody jest czy nie jestsztuką, ale działalność ta niewątpliwie należy dziś do wielkiegobiznesu. Wszystko zaczęło się w 1967 roku, kiedy Yves Saint Laurent,cudowne dziecko haute couture, spadkobierca Christiana Diora,2 "New York 11mes", 17 IV 1973, s. 42 .• Ubranie dla człowieka sukcesu - przyp. tłum.11


NOSTALGIANOSTALGIAparyskiego króla mody, stworzył ciąg sklepów pod wspólną nazwąRive Gauche, sprzedających kosztowne, ale masowo produkowaneubiory ze słynną już etykietką YSL. Firma Rive Gauche okazałasię wielkim sukcesem (obecnie istnieje ponad sto siedemdziesiątjej placówek, rozsianych po całym świecie) i wkrótce inni dyktatorzymody, tacy jak Courreges i Givenchy, postanowili wypożyczyć- czyli sprzedać - swoje talenty przemysłowi pret a porter. Nawetkonserwatywna firma Chanel uległa pokusie pójścia za tym przykładem,co prawda dopiero po śmierci swojej założycielki.Haute couture dodała przemysłowi mody blasku, ale jego chlebempowszednim stała się gotowa konfekcja"'. W związku z tymprzeistoczeniem się wielu projektantów zaczęło mieć wybitnie komercyjnystosunek do własnej twórczości; wystarczy popatrzeć nadresy graczy w golfa czy mistrzów tenisa pełne firmowych nadruków.Może trudno uwierzyć, ale Pierre Cardin nie używa wody kolońskiejswojej firmy i za nic nie ubrałby się w coś (produkowanegow jakiejś norze w Bombaju), co nosi jego emblemat. Oczywiście,wyroby te niewiele mają wspólnego z "ich" projektami; w każdymrazie ich sława, tak jak sława Arnolda Palmera czy Bj6rna Borga,ma inny rodowód. W tym sensie przynajmniej produkcja masowa,acz lukratywna, jest tylko uboczna.W przeciwieństwie do Cardina i Saint Laurenta, którzy rozpoczynalikariery jako twórcy ekskluzywnych salonów mody, o Laurenienie można powiedzieć, że był to kiedykolwiek couturier. Odsamego początku zajął się masową produkcją odzieży, wobec czegozna lepiej gust ogółu niż elity. Jego sława jako projektanta jest rezultatemhandlowych sukcesów, a nie odwrotnie. Większość kobietnoszących w 1977 roku luźne, tweedowe żakiety a la Diane Keatonalbo obszerne męskie koszule nie zdawała sobie sprawy, że imituje• Twórca mody, Charles Frederick Worth, wymyślił nazwę haute couture w 1858roku. Przez długi czas prawo do jej używania miały tylko <strong>dom</strong>y mody uznaneprzez podległy rządowi francuskiemu Office pour Art et Creation. Ale haute couturenie była najwyższym wyrazem uznania; o projektach naj wybitniejszych <strong>dom</strong>ówmody mówiło się couture creation.12styl Laurena. A wygląd młodych ludzi z prestiżowych uniwersytetóww latach osiemdziesiątych, tzw. preppy look*, to też jego dzieło.Co ma z tym wszystkim wspólnego komfort w <strong>dom</strong>u? W 1984roku Ralph Lauren zapowiedział, że zamierza projektować takżewnętrza. Można się tylko dziwić, że tak późno. Związki międzyubraniem a urządzeniem <strong>dom</strong>u mają bardzo stare tradycje. Wystarczyspojrzeć na malarstwo Hogartha przedstawiające osiemnastowiecznewnętrza. Miękkie linie rzeźbionych mebli korespondowałyz wyszukanymi strojami tej epoki, były jakby dopełnieniem fantazyjnychsukien kobiet i koronkowych żabotów oraz wypieszczonychperuk mężczyzn. Również w XIX wieku nieco pompatycznewnętrza szły w parze ze sposobem ubierania się; krzesła z falbanamii pofałdowane draperie powtarzały elementy stosowanew spódnicach czy wierzchnich okryciach, a na tapetach kopiowanoczęsto wzory tkanin. Także bogactwo i różnorodność szczegółóww meblach secesyjnych znalazły odbicie w luksusowych sukniachich właścicielek.A jaki wystrój postanowił dać nowoczesnemu wnętrzu RalphLauren? Na elementy tego wystroju - który sam nazywa "Kolekcją"~ składa się wszystko, co potrzebne do dekoracji <strong>dom</strong>u. "Kolekcja"powinna obejmować - zdaniem jego specjalistów od reklamy - całość<strong>dom</strong>owego wnętrza. Możesz narzucić na siebie szlafrok z jegofirmy i wsunąć ranne pantofle, użyć mydła pod prysznicem i wytrzećsię ręcznikiem, stanąć na dywaniku i przyjrzeć się tapetom,wślizgnąć się w pościel i nakryć kołdrą, poczem napić się mlekaze szklanki - wszędzie widnieje znak firmowy Laurena. No i terazsam już jesteś chodzącą reklamą.• Amerykańskie slangowe wyrażenie powstałe, żeby określić uczniów uczęszczającychdo preparatory school- szkół przygotowawczych, prywatnych, bardzo kosztownychi ekskluzywnych. Mieszczą się one na północno-wschodnich wybrzeżachStanów Zjednoczonych. Szkoły te przygotowują dzieci do prestiżowych uniwersytetów.Preppy (rzeczownik lub przymiotnik) używa się obecnie do określenia zachowania,sposobu mówienia i przede wszystkim ubierania się tej określonej klasy.Ubiory preppy są konserwatywne i tradycyjne - tweedowe marynarki i blezery, zwykłekoszule zapinane na guziki, skórzane mokasyny lub białe, płócienne buty -przyp. tłum.13


NOSTALGIANOSTALGIAAle należy wątpić, czy będzie to aby "dalszy ciąg propozycjistylu życia", jak to określił rozentuzjazmowany przedstawicielfirmy?3 Ma bowiem "Kolekcja" pewną wadę, z powodu której jejklientela będzie ograniczona. Meble produkowane w krótkich seriachsą bardzo drogie i sprzedawane tylko w najelegantsżych <strong>dom</strong>achtowarowych dużych miast, jak Chicago, Dallas czy Los Angeles.Druga wada to stosunkowo niewielki wybór - "Kolekcja"nie posiada dostatecznej rozmaitości mebli, np. jest tylko kilka rodzajówsprzętów wiklinowych. Niemniej warto sprawdzić, jak wyobrażasobie rozwiązanie wnętrza <strong>dom</strong>u człowiek, który osiągnąłsukces, bo zrozumiał, w co ludzie chcą się ubierać.Idę więc do Bloomingdale' a, nowojorskiego <strong>dom</strong>u towarowegodla ludzi ze średniej klasy, żeby obejrzeć na własne oczyto "następne stadium". Opuszczając ruchome schody, słyszę głos:"Styl określa jakość życia". Zdumiony odwracam się. Otóż i on,komfortowy pan, bohater własnego wyobrażenia o wystroju <strong>dom</strong>uwystępuje na video. Naprzeciwko monitora wejście do butiku"Wnętrza Ralpha Laurena", składającego się z paru pokoi wypełnionychmeblami i przedmiotami wyprodukowanymi przez jegofirmę· Przypomina mi to Muzeum Shelburne w stanie Vermont,w którym odtworzono dawne wnętrza w salach budynków muzealnych.Pokoje te sprawiają wrażenie, że wciąż ktoś w nich mieszka.U Bloomingdale'a pokoje Laurena są także "jak żywe", ze ścianami,sufitami, nawet oknami i przypominają bardziej dekoracje do filmuniż towary wystawione na sprzedaż.Okazuje się, że "Kolekcja" to nie jedna propozycja, ale cztery.Każda z nich ma swoją nazwę: "Chałupa z bali", "Super klasa","Jamajka" i "Nowa Anglia". Belkowe ściany w "Chałupie z bali"są uszczelnione białym tynkiem, a sufit podparty grubo ciosanymisłupami. Puszyste pledy w szkocką kratę leżą na masywnym łóżkuo sworzeniowej konstrukcji. Pościel z miękkiej flanelki, harmonizującez nią kapy z falbanami i prześcieradła. Surowe meble,niewątpliwie rzemieślniczej produkcji, i doskonale do nich pasującyindiański kilim przed kominkiem. Koło łóżka para sznuro-3 David M. nacy, wiceprezes J. P. Stevens Company, cyt. w: F. Ferretti, ibid., s. 112.14wanych butów, miękkich i wygodnych; na nocnym stoliku ulubionalektura wakacyjna wszystkich Amerykanów: "National Geographic". Ogólne wrażenie to wieśniacza prostota, solidnie wspartapieniędzmi, odpowiednik dżinsów projektanta."Jamajka" mieści się naprzeciwko. Jest najwyraźniej pomyślanadla południowych stanów. Na środku chłodnego, białego pokojustoi ogromne bambusowe łóżko z baldachimem, na którym udrapowanajest przezroczysta tkanina - prawdopodobnie moskitiera.Kolory włoskiej bielizny pościelowej, szwajcarskich haftów i bawełnianychkołder bardzo kobiece: rÓżowe i niebieskie. Narzutyi serwety ozdobione falbanami i wyszywanymi bukiecikami. O ile- jak można przypuszczać - mieszkaniec "Chałupy z bali" właśnieugania się za łosiem, to właściciel tego <strong>dom</strong>u niewątpliwie odpoczywana werandzie, sącząc coś orzeźwiającego.Wnętrze "Super klasy" jest nie mniej dystyngowane - mrocznykoloryt pokoju wiejskiego dżentelmena podkreślony przez wypolerowanymosiądz prętów łóżka i błyszczącą mahoniową boazerię.Wszędzie wokół bażanty oraz mnóstwo innych motywów myśliwskich,a także porozkładane tu i ówdzie miękkie wełniane tkaninyoraz pledy w szkocką kratę*. Ściany pokryte materią w szachownicę,drobną kolorową kratką lub fularem. Efekt oszałamiający -jakbyśmy się nagle znaleźli w gabinecie Rexa Harrisona. W nogachłóżka para butów do konnej jazdy. Na zdjęciach reklamowych pokazanebyły tą.kże dwa psy myśliwskie drzemiące wśród tweedów.Rozglądałem się za nimi w tym przytulnym wnętrzu, ale na próżno,• Lauren, jak zresztą większość ludzi, nie zdaje sobie z pewnością sprawy z niedawnychkorzeni "tradycyjnego" szkockiego tartanu. Idea łączenia poszczególnychtartanów z różnymi rodami powstała w pierwszej połowie XIX wieku - nie w mrokachceltyckiej starożytności - i tak jak spódnica szkocka, jest pomysłem nowym.Wprowadzenie tartanów było rezultatem uwielbienia królowej Wiktorii dla górzystychziem Szkocji, o czym świadczą dokumenty w zamku Balmoral, jej szkockiejletniej rezydencji, a także kampanii fabrykantów tkanin, pragnących uzyskać większerynki zbytu dla swoich wyrobów 4 .4 H. Trevor-Roper, The Invention oj Tradition: The Highland Tradition oj Scotland, w:The Invention oj Tradition, ed. E. Hobsbawm,T. Ranger, New York 1983.1


NOSTALGIANOSTALGIAwidocznie tego byłoby za wiele nawet dla Bloomingdale' a. Stoliknakryty bardzo po angielsku: filiżanki do herbaty, kieliszki do jajeki tacka na pieczywo z przykrywką oraz talerze malowane w scenyz gry w polo. "Wyśniona Anglia w wydaniu preppy Ameryki", jakto określił pewien kąśliwy dziennikarz brytyjski 5 ."Nowa Anglia" to stateczne wczesnoamerykańskie umeblowanie;tak mogłaby wyglądać sypialnia w odrestaurowanym vermonckimzajeździe. Kolory przygaszone, tapety jednolite albow prążki, dobrze pasujące do pościeli ze specjalnego gatunkupłótna. Jest to najmniej teatralne wnętrze ze wszystkich; jankeskatrzeźwość nie nadaje się do dramatyzowania.Te cztery wnętrza-propozycje mają wiele wspólnego. Wszystkiesą inspirowane pomysłami, które Lauren zastosował we własnych<strong>dom</strong>ach - na Jamajce, na ranczo i w Nowej Anglii*. Te wnętrzaprzeznaczone są dla coraz liczniejszej grupy ludzi, posiadającychdwa, a nawet trzy <strong>dom</strong>y na wsi - nad jeziorem, w pobliżuatrakcyjnych terenów narciarskich czy nad morzem - i stąduwzględnienie wiejskich stylów i potrzeb. Ich wygodna swobodapasuje zarówno do mieszkań w miastach, jak do <strong>dom</strong>ów weekendowych.Te rozwiązania są niejako ekstrapolacją mody Laurena,ubiorów, które zostały nazwane "kowbojsko-farmerskimi lub tradycyjno-tweedowymi"7.W tym sensie są to dekoracje, do których kostiumyzostały już zaprojektowane. Tendencja do koordynowaniastrojów i wnętrz widoczna jest także w dwóch innych zestawach,nie pokazanych u Bloomingdale'a - w "Wilku morskim" i "Safań".Pierwszy proponuje wystrój odpowiedni dla żeglarza, drugi - we-5 P. York, Making Reality Fit the Dreams, "Times", 26 X 1984, s. 14.• Według żony Laurena: "Domy, w których mieszkamy, są jakby spełnionymimarzeniami Ralpha. Ale gdy już w nich się znajdzie, to natychmiast chce je ulepszać.Projektuje ściśle dla danego miejsca. Gdybyśmy nie mieli <strong>dom</strong>u na Jamajce,pewnie ciągle jeszcze by go projektował. Każdy nowy <strong>dom</strong> jest dla niego natchnieniemdo przeróbek,,6.6 Cyt. w: F. Ferretti, op. cit., s. 132.7 Ibid., s. 132.16dług słów projektanta - jest jak znalazł dla "myśliwego, który właśniewysiadł ze swojego range rovera i celuje do słonia"8.Te wnętrza mają jeszcze inną wspólną cechę, która jest jakbyznakiem rozpoznawczym Laurena. Jedna z jego wczesnych i śmiałychpropozycji ubioru dla mężczyzn to uszyta ze specjalnego rodzajutweedu marynarka z patką z tyłu i kieszeniami typu "miechy",do tego białe flanelowe spodnie, a całość uzupełniona spinkądo kołnierzyka i angielskimi juchtowymi półbutami. "Od razu sięwie, że tak ubrany dżentelmen należy do ekskluzywnego klubui jest posiadaczem rol1s-royce'a (a w każdym razie chciałby na takiegowyglądać)", napisał dziennikarz od spraw mody i ochrzciłto ambitnie a la Vanderbilt 9 . W wielu swoich naj nowszych projektachLauren już nie proponuje powrotu do symboli i stylu bogactwaz przełomu wieków, za to w jego podejściu do urządzaniawnętrz ciągle czuje się - jak to nazwał jeden z jego współpracowników- "zapach dawnych fortun"*. "Dawne" - przeważnieoznacza tu lata 1890-1930. Urządzenie "Chałupy z bali" na przykład,to owszem - wieśniaczość, ale cedrowa i nieco afektowana,bardzo charakterystyczna dla leśnych rezydencji bogatych myśliwychz końca ubiegłego stulecia - chociaż Lauren, wielki miłośnikprzyrody i zwierząt, unika wypchanych łbów na ścianach. Wnętrze"Jamajki" narzuca nieodparcie wspomnienie "europejskiej elegancjii wyrafinowania", życia w dobie kolonialnej, płynącego spokojniew <strong>dom</strong>ach z białymi portykami. Natomiast zaciszna siedziba wiejskiegodżentelmena z kolekcji "Super klasa" mogłaby należeć dolorda Sebastiana Flyte' a z powieści Evelyna Waugha Znowu w Brideshead.Ale wszystko to nie są konwencjonalne urządzenia <strong>dom</strong>u re-8 Ibid., s. 133.9 "New York Times", 17 IV 1973, s. 46.• Spory między nowymi i starymi fortunami wzięły ostatnio dziwny obrót,kiedy ogłoszono, że Lauren wszczął proces w sprawie naruszenia "jego" zbiorowegoznaku przeciwko organizacji, która ośmieliła się użyć postaci człowieka nakoniu z kijem golfowym jako swojego symbolu. Przeciwnikiem w procesie był związekgraczy w polo Stanów Zjednoczonych, założony w 1900 roku lO .10 "Fortune", 2 IV 1984.17


NOSTALGIANOSTALGIAprezentujące określony styl, brakuje im pewnych szczegółów, charakterystycznychdla epoki neogeorgiańskiej lub "francuskiego antyku",żeby wymienić choćby te dwa popularne style. Laurenowinie zależy specjalnie, żeby jego wnętrza sprawiały wrażenie autentycznych,znacznie bardziej pragnie wywołać atmosferę tradycyjnejprzytulności i solidnego za<strong>dom</strong>owienia, związanych z przeszłością·To wyraźne nawiązanie do tradycji jest zjawiskiem nowym,odzwierciedlającym nostalgię za dawnymi zachowaniami i przyzwyczajeniamiw świecie pełnym ustawicznych zmian i nowości.Tęsknota za przeszłością stała się tak silna, że tam, gdzie nie matradycji, często się ją tworzy. Poza szkockim tartanem są rozmaiteinne przykłady. Gdy w połowie XVIII wieku Anglia postanowiłamieć własny hymn narodowy, wiele innych europejskich narodównatychmiast poszło w jej ślady. Miało to czasem dość dziwacznenastępstwa. Na przykład Dania i Niemcy dodały po prostu do angielskiejmelodii własne słowa. Szwajcaria do dziś śpiewa Rujt die,mein Vaterland na nutę Gad save the King, także Stany Zjednoczone- do 1931 roku, kiedy Kongres zatwierdził oficjalny hymn - śpiewałyMy Country 'Tis oj Thee do tej samej królewskiej melodii. Marsyliankajest oryginalna i autentyczna; powstała podczas rewolucjifrancuskiej. Ale Dzień Bastylii zaczęto świętować dopiero w 1880roku, w sto lat po jej zburzeniu.Inny przykład tradycji wymyślonej to moda na tak zwanewczesno amerykańskie czy kolonialne umeblowanie. Dla większościludzi stanowi to więź z wartościami reprezentowanymi przezOjców Założycieli, z duchem 1776 roku, i jest integralną częściąspadku narodowego. Prawda natomiast jest taka, że styl kolonialnynie trwał nieprzerwanie od czasów kolonialnych do republikańskich,lecz istnienie swe zawdzięcza znacznie późniejszym obcho<strong>dom</strong>setnej rocznicy powstania Stanów Zjednoczonych w 1876rokUlI. Uroczystości owe były pretekstem do założenia wielu takzwanych patriotycznych stowarzyszeń jak Synowie Uuż zlikwidowane)i Córy (ciągle istniejące) Amerykańskiej Rewolucji, Ko-11 W Seale, The Tasteful lnterlude: American lnteriors Through the Camera's Eye,1860-1917, Nashville 1982, s. 21.18lonialne Damy Ameryki i Towarzystwo Potomków Mayflower. To. nowe zainteresowanie genealogią zrodziło się dzięki obcho<strong>dom</strong> setnejrocznicy, a z drugiej strony dzięki dążeniom już ustabilizowanejklasy średniej do zdystansowania się od wielkiej liczby nowych imigrantówprzeważnie pochodzenia niebrytyjskiego. W tym procesiekulturowego samookreślenia niebagatelną rolęodegrało urządzanie<strong>dom</strong>ów w tak zwanym stylu kolonialnym, co miało podkreślaćzwiązki z przeszłością. Jak większość wymyślonych tradycji,reaktywowany styl kolonialny był głównie odbiciem swej własnejepoki - wieku XIX. Był wyraźnie pod wpływem modnego wówczasw Anglii stylu architektonicznego - Queen Anne - który niema nic wspólnego' z Ojcami Pielgrzymami, a którego przytulna <strong>dom</strong>owośćpociągała ludzi, mających już dosyć ekstrawagancji amerykańskiegoZłotego Wieku *.Wymyślone przez Laurena tradycje wywodzą się z wyobraźniliterackiej i filmowej. Wiejskie życie angielskiej szlachty, o którymmyślimy, patrząc na "Super klasę", kończyło się już właściwie,kiedy Waugh pisał o nim czterdzieści lat temu. Dzisiaj, jeśli polujesię jeszcze na lisy, robi się to omaiże w tajemnicy, by uniknąćataków rozmaitych grup ekologicznych i towarzystw opieki nadzwierzętami. "Wilk morski" wywołuje w nas czarowne skojarzeniaz Newport, opisanym przez Scotta Fitzgeralda, lecz chociaż marynarzeodziani w zgrabne kurteczki rozwalają się na zbudowanymz tekowego drewna pokładzie sporego dwumasztowca - wspieraniprzez podnajętych majtków - większość z nas musi się zadowolićplastikową łódką z doczepionym motorkiem. "Safari" przypominacZasy, kiedy bogaci Amerykanie i Europejczycy mogli pojechać doMryki i napolować się do syta; dzisiaj, jeśli tam jadą, nie biorąze sobą mannlichera - jak to robił Hemingway - raczej minoltę..Prawdziwa, niepodległa Jamajka to nie urzekający wdzięk staregoświata, lecz tłumy turystów, narkotyki i groźni czasem rastafarianie.A jeśli chodzi o niewątpliwe przyjemności związane z ogniem na. kominku, pokazanym w "Chałupie z bali", to zostały one zamie-tłum.* Lata 1870-1898 - rozwój ekonomii i wpływy plutokracji w rządzie - przyp.19


NOSTALGIANOSTALGIAnione albo przynajmrueJ zasilone przez skrzydła do szybowaniai górskie rowery.W tych ładnych wnętrzach uderza również brak przedmiotówpotrzebnych w życiu codziennym. Na próżno rozglądamy sięza elektronicznymi budzikami, elektrycznymi suszarkami do włosówczy urządzeniami video. Owszem, w sypialni są stojaki nafajki i puszki na tytoń, ale nie ma ani bezprzewodowych telefonów,ani telewizorów. Można zobaczyć śniegowce wiszące na ścianiechaty, ale koło drzwi nie stoją żadne buty do jeżdżenia skuterempo śniegu. A we wnętrzu pomyślanym dla warunków tropikalnychklimatyzację zastępuje wentylator obracający się pod sufitem.Wszystkie mechaniczne przybory i artykuły gospodarstwa <strong>dom</strong>owegoznikły, zamiast nich widzimy ozdobione mosiądzem pudłana broń, kryształowe karafki na wodę przy łóżkach i oprawnew skóręksiążki.Niewątpliwie owe wizje to nie prawdziwe wnętrza, lecz makiety,zaprojektowane w celu zademonstrowania tkanin dekoracyjnych,serwet i narzut wchodzących w skład "Kolekcji"; trudno sobiewyobrazić, żeby ktoś chciał umeblować swój <strong>dom</strong> zgodnie z reklamowymifolderami Laurena. Ale nie w tym rzecz; reklamy częstopokazują świat nie całkiem realny czy stylizowany, lecz świat,który odpowiada ludzkiemu wyobrażeniu o tym, jak powinno być.Te tematy wybrano specjalnie po to, by wywołać obrazy ogólnie postrzeganejako przyjemne i wygodne, kojarzące się z bogactwem,stabilizacją i tradycją. To, co pomijają, jest równie znaczące, jakto, co zawierają.Urok tych starannie zaaranżowanych pokoi zostanie oczywiściezakłócony przez wprowadzenie w nie współczesnych przedmiotów.Tak jak reżyser filmowy, który kręcąc film historyczny eliminujez kadru druty telefoniczne, a z taśmy warkot przelatującychsamolotów, tak Lauren stara się ukryć wiek XX. Przed kamiennymkominkiem nie suszy się polipropylenowa ciepła bielizna, nie maelektrycznego opiekacza, który zepsułby niewątpliwie tradycyjnąprzytulność "Chałupy z bali", ani komputera na biurku w "Superklasie". A jak my pasujemy do tego wyśnionego świata? Najlepiejnawet się doń nie przymierzać. Główne biuro Estee Lauder20Incorporation, wielkich zakładów kosmetycznych, mieści się w budynkuGeneral Motors w Nowym Jorku. Większość pomieszczeńbiurowych jest zupełnie zwyczajna; za to gabinet dyrektorski przypominamały salon w zamku nad Loarą. Biurko Estee Lauder orazdwa boczne krzesła to ludwik XVI. Dalsze dwa to Drugie Cesarstwo,kanapa secesyjna, postument do lampy "Bouillotte"* (oczywiścieświece zastąpiono żarówkami). Jedyne współczesne przedmiotyto dwa telefonyl2. W gabinecie Malcolma S. Forbesa, właścicielaprestiżowego czasopisma dla biznesmenów, nie ma ani śladuwspółczesności. Żadne telefony nie mącą harmonii georgiańskiegobiurka z dwoma krzesłami w stylu Queen Anne i jednym w styluChippendale'a. Nie mający nic wspólnego ze współczesnością dziewiętnastowiecznyświecznik zwisa z sufitu, oświetlając wyłożonymahoniem pokój. To miejsce nadaje się równie dobrze do wypiciakieliszka starego porto, jak do ubicia interesu 13.Taki pozór historycznej rzeczywistości jest i trudny do osiągnięcia,i bardzo kosztowny. Oczywiście wokół tych gabinetówpana Forbesa i pani Lauder są pomieszczenia biurowe z teleksami,komputerami, ergonomiczne krzesła dla stenografek, stalowe szafyz segregatorami i jarzeniowe światło - słowem wszystko, co potrzebnedo funkcjonowania nowoczesnego przedsiębiorstwa. Jednąz przyczyn, dla których całe to wyposażenie ulokowano oddzielnie,jest fakt, że bardzo trudno wkomponować je w salon a laLudwik XVI czy w georgiański gabinet. Niedużo współczesnychurządzeń da się zakamuflować tak, żeby wyglądały jak "z epoki".Zegar firmy Baume-Mercier przeznaczony do karety ma ośmiokątną,drewnianą skrzynkę z gruszy, mosiężne okucia, a w środkumechanizm kwarcowy. Z drugiej strony, tak nowoczesny przyrządjak fotokopiarka, która nie ma przodków, może występować tylkozamaskowana: nie przynosi to najlepszych rezultatów, jak widać• Osiemnastowieczna lampa francuska, stojąca zwykle na stoliku o tej samejnazwie, służącym do gry w karty - przyp. tłum.12 J. Price, Executive Style: Achieving Success Through Good Taste and Desing, NewYork 1980, s. 21-23.13 Ibid., s. 168-171.21


,NOSTALGIApo próbach zrobienia z pudła telewizora rzegoś na kształt kolonialnegokredensu. .Nowoczesny świat zatem trzymany jest w ukryciu. Zarównoowe gabinety, jak i kolekcje Laurena prezentują nam sposób życia,które już przeminęło. Ich realność jest cienka jak obiciowatkanina; a jeśli ktoś chciałby być cyniczny, mógłby zauważyć, żedama z salonu Ludwika XVI urodzona jest w Queensie, pan Forbesw Brooklynie, natomiast nasz Lauren, jeszcze jeden anglofil,dorastał w Bronksie. Ale bez względu na to, czy sposób życia jestzapamiętany czy po prostu wyimaginowany, świadczy o prawdziwejnostalgii. F=zy to pragnienie tradycji jest jakimś przedziwnymanachronizmem czy też odbiciem głębszej niechęci do otoczenia,które stworzył nasz nowoczesny świat? Czymże jest to, czego nambrak i czego tak uparcie szukamy w przeszłości?Rozdział 2Intymność i prywatnośćA jednak to właśnie w tym nordyckim,na pozór ponurym otoczeniu narodziłosię poczucie intymności - Stimmung.Mario PrazLa Filosofia de/l'aredamentoPrzyjrzyjmy się dobrze słynnemu sztychowi Albrechta DiireraŚwięty Hieronim w swojej pracowni. Wielki artysta renesansu tworzyłzgodnie z konwencją epoki i zamiast umieścić uczonego z okresuwczesnego chrześcijaństwa we wnętrzu z V wieku - albo w Betlejem,gdzie tenże żył w rzeczywistości - ukazał go w pracowni o wystrojutypowym dla Norymbergi początku XVI wieku. Widzimy starego,pochylonego człowieka piszącego coś w kącie pokoju. Światłowpada przez mieszczące się w łukowatej wnęce duże okno, podzieloneołowianymi szprosami na małe szybki. Pod oknem stoi niskaława, na niej leżą poduszki z chwostami. Wyściełane meble, doktórych te poduszki pasowałyby w sam raz, pojawiły się dopierosto lat później. Drewniany stół ma konstrukcję średniowieczną -blat spoczywa na osobnej ramie i po wyjęciu paru kołków można,kiedy stół nie jest używany, całość rozebrać. Obok stołek z niskimoparciem - prekursor krzesła.Na stole widzimy tylko drewniany pulpit, krucyfiks i kałamarz,rzeczy osobiste niewątpliwie znajdują się gdzie indziej. Parę pan-2223


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆtofli wepchnięto pod ławkę. Kilka drogocennych tomów rozrzuconychna ławie nie oznacza niedbalstwa - półki na książki niebyły jeszcze wówczas znane. Na tylnej ścianie wisi deszczułka, zaktórą wetknięte są kartki papieru, scyzoryk i nożyczki. Wyżej półkaz lichtarzami, a pod nią zawieszone na haczykach różaniec i słomianamiotełka; w małym kredensie znajduje się prawdopodobniejedzenie. W niszy ściennej stoi puchar ze święconą wodą. Zwisającaz sufitu niezwykłe go kształtu tykwa jest jedyną ozdobą w tympomieszczeniu. Poza przedmiotami o znaczeniu alegorycznym -pielgrzymim kapeluszem, ludzką czaszką i klepsydrą - nie ma nic,co by nas tu zadziwiło, z wyjątkiem, oczywiście, należącego doświętego Hieronima oswojonego lwa, śpiącego na pierwszym planie.Reszta <strong>dom</strong>owych przedmiotów jest zwykła i można by bezżadnych oporów usiąść na pustym krześle i poczuć się jak w <strong>dom</strong>uw tym funkcjonalnym, choć wcale nie surowym wnętrzu.Moja pracownia, w której teraz piszę, ma podobne wymiary.Znajduje się na pierwszym piętrze, a ponieważ dach jest mocnospadzisty i styka się z niską ścianą, to wyciągnąwszy rękę mogędotknąć drewnianego, pochylonego sufitu, przypominającego dnoodwróconej łodzi. Okno wychodzi na zachód. Rano, gdy zazwyczajpracuję, blade światło odbijające się od białych ścian i cedrowegosufitu pada na popielaty hinduski dywan leżący na podłodze.Mimo że mój pokój przypomina paryską mansardę, z oknanie widać dachów, kominów ani anten telewizyjnych; przeciwnie- widzę sad, szereg tOPQl i zp.rysy gór Adirondack. Ten widok - niedość rozległy, żeby go nazwać panoramą - jest bardzo angielskipoprzez swój kojący spokój.Siedzę w skrzypiącym, obrotowym fotelu, takim jakie dawniejbywały w redakcjach gazet; na nim leży podniszczona poduszkaze sztucznej gąbki. Gdy rozmawiam przez telefon, odchylam się dotyłu i czuję się jak Pat O'Brien* z The Front Page. Fotel jest na kółkach,więc mogę sobie nim jeździć i sięgać do książek, czasopism,papierów, ołówków i spinaczy, które walają się dookoła. Wszystko,• Aktor z filmu "Tytułowa strona" nakręconego w 1931 r., którego tematem jestdziennikarzy - przyp. tłum.środowisko24ico potrzebne, mam pod ręką jak w każdym dobrze urządzonymwarsztacie pracy, czy jest to pokój pisarza, czy kabina pilota w samolocie.Oczywiście inaczej organizuje się przestrzeń potrzebną dopisania książki, a inaczej do sterowania samolotem. Niektórzy pisarzemogą pracować tylko przy wysprzątanym, czystym stole, mójnatomiast pokryty jest grubą warstwą makulatury, na którą składająsię otwarte książki, encyklopedie, słowniki, pisma ilustrowane,kartki papieru i wycinki z gazet. Wyciągnięcie czegokolwiek z tegostosu przypomina grę w bierki. W miarę posuwania się mojej pracyten "śmietnik" gęstnieje, a miejsca na pisanie ubywa. Ale mimowszystko dobrze się czuję w tym nieładzie, a gdy skończę rozdziałi na biurku jest znowu porządnie i czysto, zaczyna mi być nieswojo.r=.Puste biurko - tak jak biała kartka papieru - może onieśmielać."Domowość" nie oznacza nieskazitelności. Gdyby tak było,wszyscy mieszkaliby w bezosobowych wnętrzach, wziętych żywcemz pism architektonicznych. To czego brak w tych nienagannieczystych pokojach albo co przebiegli fotografowie usunęli przedzrobieniem zdjęcia, to jakiś ślad ludzkiej obecności. Mimo artystycznieporozstawianych wazonów i starannie ułożonych książeko sztuce nie widać, żeby tu ktoś kiedyś mieszkał. Te nieskazitelnewnętrza fascynują mnie i odrzucają zarazem. Czy ludzie mogą naprawdęgdzieś żyć, nie robiąc bałaganu? Jak udaje im się nie porozrzucaćniedzielnych gazet po całym salonie? Jak sobie radzą bezpasty do zębów czy resztek mydła w łazience? Gdzie ukrywająoznaki życia codziennego?Moją pracownię wypełnia mnóstwo osobistych pamiątek, fotografiii przedmiotów związanych z rodziną, przyjaciółmi i pracązawodową. Mały gwasz przedstawiający młodego człowieka -mnie samego - siedzącego na progu <strong>dom</strong>u na Formenterze. Wyblakłebrązowe zdjęcie niemieckiego zeppelina, unoszącego sięnad Bostonem. Mój własny <strong>dom</strong> sfotografowany podczas budowy.Ozdoba z Gurajati wisząca na ścianie. Oprawiony list od SławnegoCzłowieka. Tablica z korka z poprzypinanymi notatkami, numeramitelefonów, biletami wizytowymi i zapomnianymi rachunkami.Czarny sweter, kilka książek i skórzana torba leżą na tapczanie,25


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆstojącym po drugiej stronie pokoju. Moje biurko jest stare. Niejest co prawda żadnym cennym antykiem, ale jego piękne proporcjeprzypominają czasy, kiedy pisanie listów było przyjemnościąi sztuką uprawianą przy pomocy pióra, atramentu i suszki.Czuję się zawstydzony, kiedy bazgrzę jakieś niechlujne zdania nakawałku żółtego, taniego papieru z bloku. Na biurku poza wielomaksiążkami i papierami mam jeszcze miedzianą, ciężką kłódkę, służącąjako przycisk, puszkę pełną ołówków, głowę Siuksa z lanegożelaza, której używam jako podpórki do książek, i srebrną tabakierkęz podobizną Jerzego II na pokrywce. Czy należała kiedyśdo mojego dziadka? Nie pamiętam. Natomiast stojące obok bakelitowepudełko na papierosy chyba na pewno - są na nim nie tylkojego inicjały, ale i znak fabryczny przedwojennej polskiej firmy.Przedmioty osobiste, krzesło, biurko - miejsce do pisania. Niewielezmieniło się przez ponad trzysta lat. A może jednak? Dti.rernarysował pustelnika, a więc człowieka pracującego samotnie, aleposiadanie dla siebie oddzielnego pokoju było w XVI wieku rzecząnie zwykłą. Dopiero sto lat później zaistniały pomieszczenia, doktórych człowiek mógł się wycofywać z publicznego życia - pokójtaki nazywano "zaciszem". I chociaż w tytule sztychu użyto słowa"pracownia", jest to w rzeczywistości miejsce o licznych, acz nieprywatnych przeznaczeniach. Mimo spokoju, jaki panuje na tymwspaniałym rysunku, nie byłoby tam możliwe skupienie i odosobnienie,kojarzące się nam z miejscem pracy pisarza. Domy bowiembyły wówczas pełne ludzi, o wiele bardziej niż dzisiaj, i trudnobyło o jakąkolwiek prywatność. Ponadto wszystkie pokoje byływielofunkcyjne; w południe odstawiano pulpit i mieszkańcy zasiadalidookoła stołu, żeby spożyć posiłek. Wieczorem odsuwano stół,a długa ława stawała się kanapą. Na noc pomieszczenie przemieniałosię w sypialnię. Na tym sztychu nie widać łóżka, ale w innejwersji Dti.rer pokazał uczonego, jak pisze na małym pulpicie, siedzącna łóżku. Gdyby ktoś z nas usiadł na takim stołku z oparciem,bardzo szybko miałby dosyć. Poduszki co prawda trochę "zmiękczały"twarde, płaskie drewno, ale i tak nie jest to krzesło, na którymmożna odpocząć.26W pokoju Dti.rera są różne przyrządy - klepsydra, nożyczki,gęsie pióro, ale nie ma żadnych maszyn ani narzędzi mechanicznych.Chociaż huty szkła na tyle się rozwinęły, że duże okna stałysię w ciągu dnia prawdziwym źródłem światła, na noc z półek ściąganoświece. Wtedy praca stawała się bardzo trudna, prawie niemożliwa.Ogrzewanie było prymitywne. Domy w XVI wieku miałypalenisko lub piec kuchenny tylko w głównej izbie i żadnego ogrzewaniaw reszcie <strong>dom</strong>u. Zimą w pokoju o grubych murach i kamiennejpodłodze było strasznie zimno. Fałdziste szaty świętegoHieronima są nie tylko sprawą zwyczaju czy mody, ale z powodupanującej temperatury wręcz koniecznością, zaś jego skurczona postaćnie oznacza wyłącznie pobożności, ale i zmarznięcie.Ja także jestem pochylony nad moją pisaniną, co prawda nie napulpicie, ale na bursztynowym ekranie komputera. Zamiast skrobaniagęsiego pióra na pergaminie słyszę cichutkie klik, klik, a odczasu do czasu coś w rodzaju mruczenia, kiedy maszyna zapisujemoje myśli na plastikowej dyskietce. Ta maszyna, która jak każąwierzyć, zrewolucjonizuje nasz sposób życia, już wpłynęła na literaturę- przywróciła spokój czynności pisarza. Na starych obrazachTu zrobiliśmyprzedstawiających ludzi zajętych pisaniem rzuca się w oczy brakjednej rzeczy: kosza na papiery; papier był zbyt cenny, by go wyrzucaći pisarz musiał mieć gotowy tekst w głowie.pełne koło, bo drukarka też skończyła z marnowaniem papieru.Ja tylko naciskam guzik, ekran migoce i już po wszystkim; niepotrzebnesłowa znikają na zawsze. To działa bardzo kojąco.A więc tak naprawdę to b a r d z o d u ż o zmieniło sięw <strong>dom</strong>u. Niektóre zmiany są zupełnie oczywiste - dzięki nowejtechnologii nastąpił ogromny postęp w ogrzewaniu i oświetlaniu<strong>dom</strong>ów. Nasze meble do siedzenia stały się bardziej wyrafinowanei wymyślne, lepiej przystosowane do odpoczynku. Inne zmiany,dotyczące np. sposobu używania pokojów albo stopnia prywatności,jaki się osiąga, są mniej widoczne. Czy w mojej pracownipanuje większy komfort? Najprostsza odpowiedź brzmi "tak", alegdybyśmy spytali o to Dti.rera, jego reakcja mogłaby nas zdziwić.Przede wszystkim nie zrozumiałby pytania. "Co masz na myśli,mówiąc «komfortowy»?" - spytałby z niekłamanym zdumieniem.27


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆSłowo "komfortowy" nie miało pierwotnie nic wspólnego z zadowoleniemczy przyjemnością. Jego korzeniem jest łacińskie confortare- "wzmacniać" albo "pocieszać" - i w takim znaczeniu używanogo przez wieki. Mówiło się: "Był komfortem dla swojej matkina stare lata". W tym samym sensie stosowano je w teologii: Komforter- Duch Święty. Z czasem komfort zaczął mieć także prawneznaczenie: w XVI wieku komforterem nazywano kogoś, kto namawiałdo zbrodni lub w niej pomagał. Ta idea podtrzymywaniaw końcu rozszerzyła się i objęła ludzi i rzeczy, które dawały zadowolenie:"komfortowe" zaczęło znaczyć "zadowalające" lub "wystarczające"- już można było powiedzieć, że łóżko ma komfortowąszerokość, ale jeszcze nie, że jest komfortowe. W dalszym ciągu wyrażenie"komfortowy dochód" wskazywało na dochód spory, alenie oszałamiający. Następne pokolenia rozszerzyły to do pojęcia"dogodności" i w końcu określenia "komfortowy" zaczęto używaćw znaczeniu dobrego fizycznego samopoczucia i odczuwania przyjemności,ale nastąpiło to dopiero w XVIII wieku, w długi czas pośmierci Diirera. Sir Walter Scott był jednym z pierwszych powieściopisarzy,który użył tego słowa w nowym sensie, pisząc: "Niechsobie na dworze będzie mróz, u nas panuje prawdziwy komfort".Późniejsze znaczenia ograniczyły się już wyłącznie do "zadowolenia",często w sprawach wiążących się z ciepłem: w świeckiej terminologiiepoki wiktoriańskiej "komforter" przestał znaczyć "Zbawiciel",natomiast słowo to zaczęło oznaczać ciepły, trykotowy szal;dziś to pikowana kołderka.Słowa mają wielką wagę. Język nie jest po prostu narzędziemprzekazywania jak rura wodociągowa, jest natomiast odzwierciedleniemtego, jak myślimy. Używamy słów nie tylko w celu opisaniaprzedmiotów, ale także dla wyrażenia myśli, a wprowadzaniesłów do języka to zarazem przenikanie myśli do świa<strong>dom</strong>ości.Jak napisał Jean Paul Sartre: "Nadawanie nazw przedmiotompolega na przenoszeniu bezpośrednich, nieuświa<strong>dom</strong>ionych, by~możelekceważonych wydarzeń na płaszczyznę refleksji i obiektywnegopojmowania" l . Weźmy np. słowo weekend, które pocho::--l Cyt. w: M. Pawley, The Time House, w: Meaning in Architecture, ed. Ch. Jencks,G. Baird, London 1969, s. 144.28dzi z końca XIX wieku. Średniowieczny weekday odróżnia dni pracyod Dnia Bożego, natomiast świecki weekend, pierwotnie określającyczas zamknięcia biur i sklepów, zaczął oznaczać sposób życia zorganizowanegowokół poszukiwania rozrywki. Angielskie słowo i angielskipomysł wszedł do wielu języków w niezmienionej formie (Zeweekand, eI weekend, das weekend). Inny przykład. Nasi dziadkowiewsuwali rolki papieru w pianolę. Dla nich pianino i rolka tworzyłyczęści tego samego urządzenia. My natomiast odróżniamy maszynęod instrukcji, które jej dajemy. Maszynę nazywamy "oprzyrządowaniem",a dla instrukcji wymyśliliśmy nowe słowo: "oprogramowanie".To więcej niż żargon; słowo oznacza inny sposób myśleniao technologii. Jego wejście do języka to ważny moment*._ .. f9jąwienie się słowa "komfort" w kontekście dobrego <strong>dom</strong>owegosamopoczucia jest również czymś więcej niż wydarzeniemz -dziedziny leksykografii. Są i inne wyrazy w języku angielskimo podobnym znaczeniu, np. (('przytulny!, ale powstały one później.Pierwsze użycie słowa!'l


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆżeby wyrazić ideę, która wcześniej albo nie istniała, albo nie wymagałanazwy.Zacznijmy "badanie" komfortu od przypomnienia sobie, codziało się w Europie w XVIII wieku i czemu ludzie nagle postanowili,że potrzebne jest specjalne słowo do określenia czegoś, copojawiło się w ich <strong>dom</strong>ach. Ale zanim się tym zajmiemy, trzebanajpierw spojrzeć na okres wcześniejszy, czyli wieki średnie.Średniowiecze, jak wia<strong>dom</strong>o, to dość mroczna epoka historyczna,którą można rozmaicie interpretować. Jak napisał pewienuczony francuski: "Odrodzenie uważało średniowieczne społeczeństwoza scholastyczne i statyczne, reformacja postrzegała je jakohierarchiczne i zepsute, a oświecenie miało za nierozumne i zabobonne"2.Dziewiętnastowieczny romantyzm, który idealizował średniowiecze,uznał je za antytezę rewolucji przemysłowej. Pisarzei artyści, jak Thomas Carlyle i John Ruskin, rozpowszechniali wizerunekwieków średnich, przedstawiający krainę prostoty i szczęśliwości,nie mającą nic wspólnego z mechanizacją. Taki obraz bardzowpłynął na nasz odbiór średniowiecza i przyczynił się do powstaniaopinii, że społeczeństwo średniowieczne było zarówno technologiczniezupełnie nierozwinięte, jak i technologii nie pragnęło.To całkowicie mylny pogląd. Wieki średnie stworzyły nie tylkoiluminowane książki, ale także okulary, nie tylko katedry, ale równieżkopalnie węgla. Zasadnicze zmiany nastąpiły zarówno w przemyślesurowcowym, jak i w tzw. manufakturze. Pierwszy udokumentowanyprzykład masowej produkcji - podków końskich -miał miejsce w średniowieczu. Między X a XIII wiekiem, w czasieboomu technologicznego, powstały takie wynalazki, jak mechanicznydzwon, pompa ssąca, poziomy warsztat tkacki, koło wodne,wiatrak, a nawet po obu stronach kanału La Manche młyny poruszanesiłą pływów. Zmiany w rolnictwie stworzyły ekonomicznepodstawy dla całego szeregu działań natury technicznej. Głębokoorzący pług i pomysł płodozmianów zwiększyły produkcję rolnączterokrotnie i XIII wiek ustalił rekord wydajności na następne2 J. Gimpel, The Medieva/ Machine: The Industria/ Revo/ution oj the Midd/e Ages,New York 1980, s. 237-238.30pięćset lat 3 . Wieki średnie nie tylko nie były technologicznie czarnądziurą, ale wręcz przeciwnie - wtedy właśnie rozpoczęło się autentyczneuprzemysłowienie Europy. Wpływ tego okresu odczuwanoprzynajmniej do XVIII wieku we wszystkich aspektach życia codziennego,także w podejściu do własnego <strong>dom</strong>u.Wszelkie rozważania na temat życia <strong>dom</strong>owego w wiekachśrednich muszą zawierać jedno ważne zastrzeżenie: nie dotycząone większości społeczeństwa, żyjącej w biedzie. Pisząco schyłku średniowiecza, historyk J. H. Huizinga twierdzi, że byłto świat ostrych kontrastów, w którym doceniano zdrowie, bogactwoi szczęście (ten stary dobry toast), bo były one równie wartościowe,co rzadkie: .!,Dzisiaj z trudnością rozumiemy, jakim szczęściembyło dawniej pośiadanie futra, dobrego ognia na palenisku,miękkiego łóżka czy szklanki wina" 4 • Zwrócił też uwagę, że średniowiecznasztuka ludowa, w której widzimy piękno prostoty,była może bardziej ceniona przez jej współczesnych za przepychi pompatyczność. Przeozdobiona wspaniałość, której często nie zauważamy,dowodzi, czego potrzebowali ludzie z wrażliwością stępionąprzez straszne warunki życia. Wspaniałe widowiska świ,eckiei religijne charakterystyczne dla owych czasów trzeba traktować nietylko jako ceremonie, ale również jako antidotum przeciw nędzyżycia codzienneg0 5 .Ludność uboga żyła w okropnych warunkach. Brakowało jejwody i urządzeń sanitarnych; prawie nie posiadała mebli i bardzomało osobistych rzeczy. Ta sytuacja, w każdym razie w Europie,trwała aż do początków XX wieku 6 . W miastach ludzie mielitak małe <strong>dom</strong>y, że życie rodzinne było ograniczone; ciasne, jednoizbowenory były zaledwie schronieniem. Dzieci starsze szły na3 Ibid., s. 43-44.4 J. H. Huizinga, Jesień średniowiecza, przeł. T. Brzostowski, Warszawa 1974. Przeł.za autorem K. Husarska. Jeżeli w książce nie podano nazwiska tłumacza w cytacjach- autorką przekładu za W Rybczyńskim jest K. Husarska, nawet jeśli istnieją polskiewydania cytowanych dzieł.5 Ibid., s. 248.6 M. Pawley, Architeclure DS. Housing, New York 1971, s. 6.31


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆsłużbę czy do terminu wcześnie rozstając się z rodziną i tylko zupełniemaleńkie pozostawały z rodzicami. Niektórzy historycy twierdzą,że te nieszczęsne istoty w ogóle nie znały pojęcia "<strong>dom</strong>u"czy "rodziny"7. Mówienie o komforcie czy dyskomforcie w takichwarunkach to zupełny absurd; oni zaledwie egzystowali.O ile biedota nie uczestniczyła w średniowiecznym dobrobycie,o tyle inna warstwa społeczna, mieszkańcy miast, korzystaliz niego w całej pełni. Wolne miasto było jednym z najważniejszychi naj oryginalniej szych osiągnięć średniowiecza. Wiatraki i młynyzapewne wynalezione zostały przez inne społeczeństwa (i tak byłow istocie), ale wolne miasto, niezależne od feudalnych majątków,mogło powstać tylko w Europie. Jego mieszkańcy, francuscy bourgeois,holenderscy burghers, włoscy borghese i angielscy burgesses tworzylinową, miejską cywilizacj ę 8. Słowo bourgeois pojawiło się poraz pierwszy we Francji na początku XI wieku 9 . Oznaczało kupcówi rzemieślników mieszkających w otoczonych murami miastach,rządzonych przez wybranych przez siebie radnych, a nieprzez pana, i przeważnie poddanych bezpośrednio królowi (któryustanawiał wolne miasto). Ci "obywatele" (pojęcie obywatelstwanarodowego przyszło znacznie później) odróżniali się od resztyspołeczeństwa, które było feudalne, kościelne albo rolnicze. Oznaczałoto, że kiedy w tym samym czasie wasale wyruszali gdzieś nawojnę, mieszczanie mieli sporą niezależność i mogli spokojnie korzystaćz dobrobytu ekonomicznego. Arystokraci mieszkali wtedyw warownych zamkach, księża i mnisi w klasztorach, chłopi pańszczyźnianiw ruderach, natomiast mieszczanie w <strong>dom</strong>ach i dlategood ich wnętrz zaczynamy nasze omówienie.Typowy mieszczański <strong>dom</strong> w XVI wieku służył jako miejsce <strong>dom</strong>ieszkania i do pracy zarazem. Parcele budowlane wyznaczały gra-7 P. Aries, Centuries oj Chi/dhood: A Social History oj the Farni/y, trans. R. Baldick,New York 1962, s. 392. Przekł. pol.: Historia dzieciństwa. Dziecko i rodzina w dawnychczasach, przeł. M. Ochab, Gdańsk 1995.8 J. Lukacs, The Bourgeois Interior, w: "American Scholar", 39 (1970) nr 4,s. 620--621.9 J. Evans, Life in Medieval France, London 1969, s. 30-43.32nice ulic, ponieważ otoczone murami średniowieczne miasto musiałobyć gęsto zabudowywane. Długie, wąskie budynki miały przeważniedwa poziomy i podziemne sklepienie czy piwnicę, któresłużyły za skład na zapasy i towary. Główną kondygnację <strong>dom</strong>u,a w każdym razie tę, która wychodziła na ulicę, zajmował sklep,a jeśli właściciel był rzemieślnikiem, to pracownia lub warsztat. Powierzchnimieszkalnej nie tworzył, jak moglibyśmy się spodziewać,szereg pokoi, lecz jedno ogromne pomieszczenie - hall - otwarteaż po belki stropowe. Tutaj ludzie gotowali, jedli, bawili się i spali.A jednak odtworzone wnętrza średniowiecznych <strong>dom</strong>ów zawszewyglądają na puste. W ogromnych pokojach stoi tylko kilka mebli,ściany są obite tkaniną, przy dużym palenisku ława. To wrażeniepustego wnętrza nie jest współczesnym wymysłem; średniowiecznepomieszczenia były minimalnie umeblowane i to niezwykleprostymi sprzętami. Skrzynie służyły jednocześnie za siedziskai schowki. Mniej zamożni używali czasami skrzyni (truhe) jakołóżka - trzymane w niej ubrania służyły za materac. Najczęściejspotykane meble to ławy, stołki i stoły rozstawiane na kobyłkach.Łóżka bywały też składane, aczkolwiek pod koniec średniowieczaważniejsze osobistości sypiały w normalnych, szerokich łożach, stojącychprzeważnie w rogu pokoju. Łoża służyły również za miejscado siedzenia, ponieważ ludzie siadali, pokładali się i kucali gdziepopadło, na skrzyniach, stołkach, poduszkach, stopniach, a częstoi na podłodze. Sądząc po ówczesnym malarstwie, w średniowieczumiejsce wybierano sobie przypadkowo.Istniał natomiast jeden mebel, na którym ludzie nie często siadali,a mianowicie krzesło. Krzeseł używano już w Egipcie za czasówfaraonów, a Grecy doprowadzili ich· kształt w V wieku przedChrystusem do wyrafinowanego stylu i elegancji. Potem Rzymianiesprowadzili je do Europy, ale po upadku ich imperium - w tzw.mrokach średniowiecza - o krzesłach zapomniano. Datę ich ponownegozaistnienia trudno ustalić, dość że w XV wieku pojawiająsię z powrotem. Ale jakże zmienione! Greckie klismos miały niską,wklęsłą tylną poręcz, przystosowaną do budowy ciała ludzkiegoi skośnie rozstawione nogi, co umożliwiało siedzącemu swobodne33


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆodchylenie się do tyłu. Wygodna poza spoczywającego Greka,z ręką luźno zwisającą ponad poręczą i skrzyżowanymi nogami,to bardzo współczesny widok. Ten sposób siedzenia był zupełnienie możliwy na krześle średniowiecznym, które miało twarde, płaskiesiedzenie i wysokie pionowe oparcie, a jego funkcja była raczejdekoracyjna niż użytkowa. W wiekach średnich ani krzesła, ani fotelew kształcie pudeł nie musiały być wygodne; były symbolamiautorytetu. Żeby zasiadać w fotelu, trzeba było być ważną osobą- nieważni siadali na ławach. Jak to ujął pewien historyk, jeśli sięmiało prawo do fotela, to się w nim zasiadało: ale nikt się w nimnigdy nie rozpierapo.Braki w umeblowaniu i zadowalanie się prostymi sprzętamiwynikały ze sposobu używania <strong>dom</strong>ów w średniowieczu. Ludzieraczej od czasu do czasu w nich przebywali niż naprawdę je zamieszkiwali.Możnowładcy mieli wiele rezydencji i często podróżowali.Wraz z decyzją wyjazdu zwijano tkaniny ze ścian, pakowanoskrzynie, zabierano łóżka i cały ten dobytek ładowano na wozy.Dlatego tak dużo średniowiecznych mebli jest przenośnych i składanych.Francuskie i włoskie określenia mebli - mobiliers i mobilia- znaczą "ruchomości" 11 •Mieszczanie odznaczali się mniejszą ruchliwością, ale i oni potrzebowa~iskładanych i przenośnych mebli, chociaż z innych powodów.Sredniowieczny <strong>dom</strong> spełniał rolę miejsca publicznego,nie prywatnego. Hallu używano prawie bez przerwy, gotowanow nim, jadano, przyjmowano gości, załatwiano interesy, a w nocysłużył do spania. Te rozmaite funkcje umożliwiało ustawiczne przestawianiemebli. Nie istniał specjalny "stół do jedzenia", używanogo do przygotowywania potraw, jedzenia, liczenia pieniędzy, a nawetw razie konieczności do spania. Ponieważ liczba stołownikówbyła zmienna, stan stołów i krzeseł malał lub zwiększał się zależnieod potrzeb. Na noc odsuwano stoły, a wnoszono łóżka. W re-10 J. Glmig, A Social History oj Furniture Design: From B. C. 1300 to A. D. 1960,London 1966, s. 93.11 S. Giedion, Mechanization Takes Command: A Contribution to Anonymous History,New York 1969, s. 270-272.34zultacie umeblowanie nie mogło mieć charakteru stałego. Obrazyprzedstawiające średniowieczne wnętrza ukazują całkowicie przypadkowerozstawienie mebli, które odsuwano pod ścianę, gdy niebyły akurat potrzebne. Odnosi się wrażenie, że nie przywiązywanoznaczenia do poszczególnych mebli z wyjątkiem fotela, a późniejłóżka; traktowano je bardziej jako wyposażenie niż cenną osobistąwłasność.Średniowieczne wnętrza z witrażowymi oknami, ławami i gotyckimimaswerkami często zdradzały swoje kościelne pochodzenie.Zakony klasztorne w tych czasach były wielonarodowymizgromadzeniami, w których powstawało dużo naukowych i technicznychwynalazków, ale wpływały one także na inne dziedzinyżycia, na muzykę, literaturę, sztukę i medycynę. Podobnie miała sięsprawa z meblami, z których większość pochodziła z pomieszczeńkościelnych: skrzynie na ozdobne szaty liturgiczne, stoły w refektarzach,pulpity do czytania, stalle. Pierwsze udokumentowane szufladysłużyły do przechowywania akt w kościołach 12 . Umeblowanieklasztorne było umyślnie surowe; odpowiadało ascetycznemużyciu zakonników, nie było bowiem powodu, żeby swą energiętwórczą zużywali oni na umilanie sobie czasu 13 . Stalle z prostymioparciami skłaniały do myślenia o sprawach wyższych (i nie pozwalałysiedzącemu usnąć), a twarde ławy (można je jeszcze dziśznaleźć w oksfordzkich kolegiach) me pozwalały na marudzenieprzy jedzeniu.W średniowiecznych wnętrzach nie tyle dziwi nas brak umeblowania(puste współczesne <strong>dom</strong>y przyzwyczaiły nas do tego),co ścisk i zgiełk, jaki w nich panował. Te <strong>dom</strong>y, wcale nie duże -chyba że porównać je do nor biedoty - zawsze były zatłoczone.Częściowo dlatego, że wobec braku restauracji, barów i hoteli służyłydo załatwiania interesów i spotkań towarzyskich, ale równieżdlatego, że mieszkała w nich duża liczba ludzi: właściwa rodzina,a także najemni pracownicy, służba, terminatorzy, przyjaciele i protegowani- gromada licząca dwadzieścia pięć osób nie była rzad-12 Ibid., s. 276-278.13 J. Evans, op. cit., s. 61-62.35


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆkością. Ponieważ wszyscy oni żyli w jednym, najwyżej dwóch pokojach,wszelka prywatność była zupełnie niemożliwa*. Przypominałoto obrazki spotykane współcześnie w wojsku czy w internacieszkolnym. Jedynie ludzie wyjątkowi - mnisi czy uczeni Gakświęty Hieronim) - mogli przebywać w odosobnieniu. Nawet spaniebyło czynnością zbiorową. Nie tylko w jednym pomieszczeniustało dużo łóżek, ale również w każdym łóżku sypiało wiele osób.Z testamentu Richarda Toky, zmarłego w 1391 roku kupca londyńskiego,wynika, że w jego hallu stały cztery łóżka i kołyska l4 . Mnogośćosób tłumaczy też wielkość łóżek - zwykle miały one trzy metrykwadratowe. Wielkie łoże Ware' a było tak szerokie, że "czterypary mogły wygodnie obok siebie spocząć, nie przeszkadzając sobienawzajem"15**. Jak w tych warunkach ludzie osiągali intymność?Najwyraźniej nie osiągali jej. Malarstwo średniowieczne częstoprzedstawia pary w łóżku czy w kąpieli, a wokół, w tym samympokoju, przyjaciele lub służący prowadzą konwersacj ę l6.Nie oznacza to wcale, że życie w średniowieczu było prymitywne.Kąpiel na przykład stanowiła modne zajęcie. Ważną rolętutaj odgrywały klasztory, będące nie tylko ośrodkami pobożności,lecz również czystości. Higiena miała pierwszorzędne znaczenie, naprzykład w zakonie przemądrych cystersów; ich założyciel, świętyBernard, wyłożył to w zakonnej Regule, rękopisie mówiącym nietylko o sprawach religijnych, ale i o doczesnych. Przeznaczenietonsury, powiedzmy, nie było symboliczne, głowy zakonników golono,żeby nie dopuścić do zawszenia. Reguła zawiera szczegółowyrozkład zajęć, a także rozmieszczenie budynków wznoszonych we-• Idea prywatności jest również nieobecna w wielu niezachodnich kulturach,szczególnie w Japonii. Nie posiadając własnego słowa do opisania tego zjawiska,Japończycy zapożyczyli je z angielskiego - praibashii.14 C. Platt, The English Medieval Town, New York 1976, s. 73.15 Fragment wiersza księcia Ludwika z AnhaIt-Kohten (1596) cyt. w: J. Gloag,A Social History ... , s. 105.•• Znajduje się obecnie w Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie - przyp. tłum.16 M. Praz, An Illustrated History oj Interior Decoration: From Pompeii to Art Nouveau,trans. W. Weaver, New York 1982, s. 81.36dług określonego planu, podobnie jak dziś budowane są hoteledla biznesmenów. Mówiono, że ślepy mnich może wejść do któregokolwiekz przeszło siedmiuset klasztorów cystersów i nie zgubiSię l7. W każdym zespole zabudowań istniało lavatorium albo łaźnia,zaopatrzona w drewniane balie i urządzenia ułatwiające grzaniewody. Przy refektarzach, na zewnątrz, znajdowały się małe umywalnieze stale przepływającą zimną wodą do mycia rąk, przed i poposiłkach. Misericord, gdzie odbywała się rytualna kąpiel umierającychmnichów, był usytuowany nie opodal ambulatorium, a reredorter,skrzydło, w którym mieściły się latryny, budowano przy sypialniach(dorter). Woda używana w tych urządzeniach odpływałakrytymi strumieniami, odpowiednikami dzisiejszych kanałów l8 .Większość <strong>dom</strong>ów mieszkańców miast w Anglii była wyposażonaw miejscową kanalizację i podziemne szamba. Wiele piętnastowiecznychbudynków (nie tylko pałace i zamki) miało tak zwane"garderoby", czyli wygódki z rurami na wyższym piętrze, prowadzącymido podziemia l9 . Czyszczono je od czasu do czasu i kiedymiasto spało, "nocny brud" przewożono na wieś, gdzie był używanyjako nawóz. Częściej nieczystości z owych garderób i wygódekspływały prosto do rzek i strumieni, co powodowało skażeniestudni i liczne epidemie cholery. To dowód naukowej niewiedzy -nie brudu - tej samej, która uniemożliwiała ludziom w XIV wiekuobronę przed Czarną Śmiercią, nie rozumieli oni bowiem, że jejgłównymi nosicielami są szczury i muchy.Pozbawieni Reguły laicy nie przestrzegali higieny równie surowo,jak zakonnicy, ale istnieją dowody, że i oni dbali o czystość.Czternastowieczny manuskrypt Menagere de Paris doradzałgospodyni <strong>dom</strong>owej: "Wejście do twojego <strong>dom</strong>u, to znaczy saloni odrzwia, przez które przybysze wchodzą, by porozmawiaćw środku, powinny być wcześnie rano zamiecione i trzymane czy-17 J. Gimpel, op. cit., s. 3-5.18 L. Wright, Clean and Decent: The History oj the Bath and the Loo, London 1980,s. 19-21.19 C. Platt, op. cit., s. 71-72.37


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆsto, a stołki, fotele i poduszki odkurzone i wytrzepane"20. Podłogęw hallu należało wysypać słomą w zimie, a kwiatami i ziołamiw lecie. Ten miły zwyczaj miał swoje praktyczne powody: chodziłozarówno o utrzymanie podłogi w dobrym stanie i czystości,jak i o przyjemny zapach. W powszechnym użyciu były umywalkii cebrzyki, choć nie istniały łazienki. Tylko w klasztorach i w specjalnychbudynkach, jak pałac Westminster, znajdował się pokójprzeznaczony wyłącznie do kąpieli; cebrzyki można było łatwoprzenosić, tak jak i inne meble 21 . Drewniane balie do kąpieli miałyprzeważnie duże rozmiary i kąpiele często odbywano wspólnie.W średniowieczu kąpiel była wydarzeniem rytualnym, jak jeszczedziś w niektórych kulturach wschodnich. Stanowiła część uroczystościweselnych czy bankietów i towarzyszyły jej rozmowy, muzyka,jedzenie, picie i oczywiście miłość 22 .Maniery przy stole były niezwykle wyszukane. Etykietę traktowanopoważnie i nasze tradycyjne dawanie pierwszeństwa gościom,a także nakładanie im kolejnych porcji wywodzi się ześredniowiecza. Mycie rąk przed jedzeniem to też zwyczaj z tamtychczasów, który przetrwał do dziś. Zresztą mycie rąk przed, poi w czasie posiłku było wtedy koniecznością, bo chociaż do zup używanołyżek, to nie znano widelców i ludzie jedli przeważnie palcami;podobnie jak obecnie w Indiach czy Arabii Saudyjskiej, równieżw średniowieczu nie było to nietaktem. Jedzenie podawanona ogromnych półmiskach, pokrajane na małe kawałki układanona deszczułkach lub dużych kromkach chleba, które - jak meksykańskietortillas czy hinduskie chapatis - służyły za jadalne talerzyki.Dziś panuje mniemanie, że w średniowieczu odżywiano się obficie,ale jedzenie było pospolite i mało wymyślne; tymczasem bylibyśmyzdumieni rozmaitością ówczesnych potraw. Rozwój miastspowodował wzrost wymiany handlowej takich towarów, jak piwoz Niemiec, wino z Francji i Włoch, cukier z Hiszpanii, sól z Polski,miód z Rosji, a dla bogaczy przyprawy ze Wschodu. Jedzenie nie20 Cyt. w: J. Evans, op. cit., s. 5I.21 L. Wright, op. cit., s. 29-32.22 Ibid., s. 31.38I'Y, d"~Ii'.I, "iiibyło też wcale mdłe; cynamon, imbir, gałkę muszkatołową i pieprzmieszano z pospolitymi ziołami, takimi jak pietruszka, mięta,czosneki tymianek 23 • Zachowało się sporo dokumentacji na tematprzyjęć dworskich. Miały one ekstrawagancki charakter i składałysię z licznych potraw, podawanych w ściśle przestrzeganych odstępachczasu. Wielka rozmaitość wynikała z faktu, że jadano zarównodziczyznę, jak i mięso zwierząt <strong>dom</strong>owych, a królewskiemenu brzmi czasami jak spis "lokatorów" w towarzystwie opiekinad zwierzętami: pawie, czaple białe, czaple zwykłe, bociany i orły.Taka egzotyka robi wrażenie, ale i zwykły mieszczanin jadał zupełniedobrze. Oto przepis na "faszerowanego kuraka", zwykłe danieopisane przez Chaucera: upieczonego kurczaka nafaszerować mieszankąz szałwi, wiśni, sera, piwa i płatków owsianych, po czympolać sosem z miąższu pandemayne (delikatny biały chleb), ziół i solipomieszanych z Romeney (małmazyjskie wino?4.No a co zrobić ze średniowiecznym <strong>dom</strong>em? Walter Scottopisawszy w Ivanhoe dwunastowieczny zamek, przestrzega czytelnika:"Była tam wspaniałość i nawet próby prymitywnego gustu;ale komfortu niewiele, a ponieważ nie był znany, to go i niebrakowało"25. Zdaniem dwudziestowiecznego historyka architektury,Siegfrieda Giediona, "z dzisiejszego punktu widzenia komfortw wiekach średnich w ogóle nie istniaY'26. Nawet Lewis Mumfort,który uwielbiał tę epokę, twierdził, że "średniowieczny <strong>dom</strong>miał zaledwie przeczucie ... komfortu" 27 . Te sądy są prawdziwe i niemożna ich fałszywie interpretować. Ludzie w wiekach średnichnie byli - jak to starałem się przedstawić - całkowicie pozbawienikomfortu. Ich <strong>dom</strong>y nie były ani prymitywne, ani prostackie i niemyślmy, że ludzie mieszkali w nich bez przyjemności. Ale nie jest23 M. P. Cosrnan, Fabulous Feasts: Medieval Cookery and Ceremony, New York 1976,s. 45.24 Ibid., s. 69.25 Cyt. w: M. Praz, op. cit., s. 52-53.26 S. Giedion, op. cit., s. 299.27 L. Murnford, The City in History: Its Origins, Its Transformation and its Prospects,New York 1961, s. 287.39


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆdla nas jasne, czy panował w nich komfort i jaki. Naszym średniowiecznymprzodkom przede wszystkim brakowało świa<strong>dom</strong>ościkomfortu jako pojęcia obiektywnego.Gdyby nas posadzono do średniowiecznego stołu, najbardziejnarzekalibyśmy na twardość ławek. Ale wtedy podczas obiadu chodziłobardziej o to, g d z i e kto jest umieszczony niż na czym siedzi.Być posadzonym "powyżej soli" było honorem zarezerwowanymdla nielicznych wybrańców. Siedzieć na niewłaściwym miejsculub koło niewłaściwej osoby było poważną ujmą. Przepisy wskazywałynie tylko, gdzie i koło kogo ma siedzieć członek każdejz pięciu warstw społecznych, ale także co ma jeść 28 . Nam zdarzasię przeklinać panujące w świecie konwenanse, ale nakazy i rytuałyrządzące średniowiecznym życiem uznalibyśmy za nie doprzyjęcia. Ludzie ci żyli według dzwonka. Dzień podzielono naosiem części i dzwonienie na jutrznię czy nonę nie tylko oznaczałoczas na modlitwy w klasztorze, ale także regulowało pracę i handelw mieście. Nie istniały sklepy otwarte całą dobę; jarmarki zaczynałysię i kończyły o ściśle określonej porze. W londyńskim Citynie można było kupić zagranicznego sera przed noną (popołudnie),a mięsa po nieszporach (zachód słońca?9. Gdy wynaleziono mechanicznezegary, przepisy zaostrzyły się i nie sprzedawano rybyprzed dziesiątą rano, a wina i piwa przed szóstą. Za nieposłuszeństwogroziłowięzienie.Także sposób ubierania się podlegał ustalonym normom. Najważniejsząfunkcją średniowiecznego stroju było pokazać, do jakiejwarstwy społecznej się należy, a formalne przepisy dokładnie wyznaczały,w co kto ma się ubierać. Ważny baron mógł sobie roczniekupić więcej ubrań niż byle rycerz; bogatemu kupcowi pozwalano,acz niechętnie, na to samo, co wolno było szlachcicowi naj niższejrangi, natomiast gronostaje rezerwowano wyłącznie dla arystokracji3o . Jedni mogli nosić brokaty, a inni zaledwie barwne jedwabie28 M. P. Cosman, op. cit., s. 105-108.29 Ibid., s. 83.30 B. W. Tuchman, Odległe zwierciadło, czyli rozlicznymi plagami nękane XIV stulecie,przeł. M. J. i A. Michejdowie, Katowice 1993.40czy haftowane tkaniny. Nawet niektóre kolory były uprzywilejowane.Powszechnie noszono nakrycia głowy, a kapelusze rzadkozdejmowano. Ważni ludzie nosili je w czasie jedzenia, spania, nawetkąpieli. Ten zwyczaj nie był koniecznie niewygodny, chybaże dla biskupa, który musiał nosić wysoką mitrę podczas całegoposiłku, ale wskazywał na znaczenie, jakie to obsesyjnie uszeregowanespołeczeństwo przywiązywało do form i ceremoniałów. Zauważmyteż, że świa<strong>dom</strong>ie przypisywano wówczas osobistej wygodziejedynie drugorzędną rolę. To zresztą miało miejsce dopieropod koniec wieków średnich, kiedy konwencje w sprawie ubiorówzaczęły być tak przesadne, że aż komiczne 31 . Kobiety nosiłyhennin, wysokie, stożkowate nakrycie głowy, zakończone wiszącymod czubka trenem. Mężczyźni na nogi wkładali poulaines - dziwneobuwie z niezwykle wydłużonymi szpicami - a na siebie tunikiz długimi, ciągnącymi się rękawami i kubraczki przypominająceminisukienki. Ci, których było na to stać, wieszali na sobie wszelkiemożliwe ozdoby: dzwoneczki, kolorowe wstążki i drogie kamienie.Bogato ubrany rycerz przypominał Michaela Jacksona w jego pokrytymświecidełkami stroju z nocnego klubu.Można oczywiście opisać, co ludzie w średniowieczu jedli, jaksię ubierali i żyli, ale nie wydaje się to celowe, jeśli nie postaramysię zrozumieć, co myśleli. Jest to trudne, ponieważ jeżeli wyrażenie"świat kontrastów" miało kiedykolwiek sens, to właśnie w wiekachśrednich. Religijność i skąpstwo, delikatność i okrucieństwo,luksus i straszliwa nędza, asceza i erotyzm współistniały w najlepsze.Nasz własny mniej lub bardziej konsekwentny świat bledniew porównaniu z tamtym. Weźmy na przykład średniowiecznegouczonego. Po ranku spędzonym na zwykłym nabożeństwie w katedrze(która sama w sobie była przedziwną mieszaniną sanctumsanctorum i bestiarium) mógł wziąć udział w publicznej egzekucji,gdzie wyjątkowo okrutną karę wymierzono według pedantycznejetykiety. Nie musiała to być wcale okazja, by dać upustgrubiańskim uczuciom, lecz raczej by uronić łzę,31 J. H. Huizinga, op. cit., s. 249-250.41gdy mężczyzna


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆczy kobieta (przed poćwiartowaniem) wygłaszali kazanie do zebranegotłumu. Życie miało "mieszany zapach krwi i róż"32. Naszpogląd na średniowiecze kształtuje się często na podstawie muzykii sztuki religijnej, a to daje fałszywy obraz wrażliwości ówczesnychludzi. Uroczystości na przykład często były skrzyżowaniemdobrego i złego smaku. Ten sam uczony, zaproszony na dworskiobiad, opłucze ręce w perfumowanej wodzie, wymieni uprzejmyukłon z sąsiadem, a nawet może zatańczy madrygał, jednocześniebędzie ryczał ze śmiechu na widok karłów wyskakujących z wielkiegoupieczonego ciasta, półmiski zaś będą mu podawane przezsłużących na koniach. Huizinga stara sięsprzeczności między skrajną nieprzyzwoitością pewnych obyczajów,a skromnością zachowania narzuconą przez dworskie nakazy.Twierdzi, że w wiekach średnich nakładały się na siebie dwa prądycywilizacyjne: jeden prymitywny i przedchrześcijański oraz drugi,świeższej daty, dworski i religijny33. Często przeczyły one sobienawzajem, a to, co wydaje się nam niekonsekwencją uczuć, to wyniknieudanych prób, by pojednać okrutną rzeczywistość z idealnąharmonią, której wymagały zarówno rycerskość, jak i religia.Niespokojny średniowieczny umysł ustawicznie oscylował międzytymi dwiema skrajnościami.Przemieszanie tego, co prymitywne, z tym, co wyrafinowane,widoczne było także w mieszkaniach. Obwieszone bogato zdobionymimateriami pokoje bardzo słabo ogrzewano, kosztownieubrani panowie i damy zasiadali na zwykłych stołkach i ławach,dworacy potrafiący przez piętnaście minut kwieciście wyrażaćswoje uszanowanie spali we trzech w łóżku, nie zdając sobiew ogóle sprawy, co to jest osobista intymność. Dlaczego ludziewytłumaczyć oczywisteśredniowiecza nie starali się poprawiać warunków swojego życia?Nie brakowało im przecież ani zręczności, ani pomysłowości. Częściowomożna to wytłumaczyć innym podejściem do zagadnieniasamej funkcji, szczególnie, jeśli dotyczyło to ich <strong>dom</strong>owego otoczenia.Dla nas funkcja jakiejś rzeczy łączy się z jej użytecznością32 Ibid., s. 27.33 Ibid., s. 109-110.(np. funkcją krzesła jest możliwość siedzenia na nim), którą odróżniamyod innych cech danego przedmiotu, jak piękno, wiek czystyl; w średniowiecznym życiu nie było takich różnic. Każdy przedmiotmiał jakieś znaczr.nie i miejsce w życiu, które było zarównoczęścią jego funkcji, jaR i bezpośredniego przeznaczenia, i obie terzeczy były nierozdzielne. Skoro nie istniało takie pojęcie jak "czystafunkcja", umysłowi średniowiecznemu trudno było doceniaćfunkcjonalne ulepszenia; byłoby to manipulowaniem samą rzeczywistością.Kolory miały znaczenie, podobnie wydarzenia i nazwy- nic nie było przypadkowe *. Były to częściowo przesądy, a częściowowiara w boski porządek świata. Przedmioty użytkowe, takiejak ławy czy stołki, nie miały znaczenia, nie poświęcano im wobectego najmniejszej uwagi.Nie robiono też wielkich różnic między użytkowaniem codziennyma ceremonią. Proste funkcje, jak mycie rąk, nabierałyceremonialnych form, a ceremonie, jak łamanie chleba, były odprawianenieświa<strong>dom</strong>ie jako część zwykłego życia. Nacisk, który średniowieczekładło na ceremonie, podkreśla to, co John Lukacs nazwałzewnętrznymi przejawami średniowiecznej cywilizacji 34 . Naprawdęliczył się tylko zewnętrzny świat i miejsce w nim człowieka.Życie było sprawą publiczną i tak jak ludzie nie mieli dostatecznierozwiniętej samoświa<strong>dom</strong>ości, tak samo nie mieli własnego miejsca.Surowość średniowiecznych wnętrz wynika raczej ze sposobu myślenianiż z braku wygodnych krzeseł czy centralnego ogrzewania.Nie chodzi o to, że - jak twierdził Walter Scott - ludzie nie wiedzieli,co to jest komfort - po prostu wcale nie był on im potrzebny.John Lukacs twierdzi również, że takie słowa, jak "wiara w siebie","miłość własna", "melancholia", "sentymentalny" w dzisiej-• Średniowieczne <strong>dom</strong>y, a także dzwony kościelne, miecze i armaty były nazywaneimionami własnymi. Ten zwyczaj przetrwał aż do XX wieku - Adolf Hitlernazwał swoją wiejską rezydencję "Orlim Gnia~dem", a Winston Churchill swoją,z właściwą Anglikom autoironią - "Przytulną Swinią", ale ponieważ w <strong>dom</strong>y zaczętoinwestować raczej pieniądze niż uczucia, imiona ustąpiły cyfrom.34 J. Lukacs, op. cit., s. 622.42


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆszym znaczeniu pojawiły się w językach angielskim i francuskimdopiero dwa albo trzy wieki temu. Ich użycie oznacza powstanieczegoś nowego w ludzkiej świa<strong>dom</strong>ości; pojawienie się wewnętrznegoświata jednostki, jej własnej osoby i jej rodziny. Znaczenieewolucji komfortu <strong>dom</strong>owego można oceniać tylko w tym kontekście.To o wiele więcej niż proste poszukiwania dobrego fizycznegosamopoczucia; rozpoczyna się docenianie <strong>dom</strong>u jako miejsca dlarozwijającego się życia wewnętrznego. John Lukacs mówi: "ponieważludzka samoświa<strong>dom</strong>ość była bardzo ograniczona, to i wnętrza<strong>dom</strong>ów były puste, nawet komnaty możnych czy króla. Wewnętrzneurządzenie <strong>dom</strong>ów nastąpiło jednocześnie z wewnętrznymurządzeniem umysłów"35.Od końca średniowiecza aż do XVII wieku warunki <strong>dom</strong>owegożycia zmieniały się bardzo powoli 36 . Domy były teraz większei mniej topornie budowane niż dawniej - na przykład kamieńzastąpiono drewnem - ale ciągle brakowało im lekkości i urody.Pojawiły się rozmaite drobne ulepszenia: szkło, przedtem bardzokosztowne, potaniało trochę i zaczęło być używane w oknach zamiastnaoliwionego papieru, ale otwierane okna nadal były rzadkością37.Obudowane ogniska i komin (który został wynaleziony jużw XI wieku) zyskały szerszą akceptację i większość pokoi mieszkalnychposiadała kominki. Niestety były źle zaprojektowane _przewody kominowe miały za szerokie, a paleniska za głębokie- i aż do XVIII wieku pomieszczenia były słabo ogrzewane i zadymione.W Niemczech co prawda zaczęto używać pieców kaflowych,ale przyjmowały się one wolno w pozostałej części Europyi choć znano je we Francji już w XVI wieku, musiały czekać przeszłodwa stulecia, by zyskać prawdziwą popularnośĆ 38 . Oświetlenie nadalbyło bardzo prymitywne. Aż do pojawienia się gazu na samym35 Ibid., s. 623.36 F. BraudeI, Struktury codzienności, przeł. M. Ochab i P. Graff, Warszawa 1992.37 J.-P. Babelon, Demeures parisiennes: sous Henri IV et Louis XIII, Paris 1965, s. 82.38 F. BraudeI, op. cit.44początku. XIX wieku nie było skutecznego sposobu. na oświetle~iew nocy. Swiece i lampy oliwne były kosztowne, a WIęC rzadko uzywane;po zapadnięciu nocy większość ludzi szła spać 39 .Pod względem czystości nastąpił regres w stosunku do standardówśredniowiecza. W wielu miastach europejskich zbudowanowtedy publiczne łaźnie (które podobnie jak szpitale zostały skopiowanez kultury muzułmańskiej dzięki powracającym krzyżowcom).Ale gdy na foc~ątku XV~ wieku zmieni~ si~ow bu~dele,. zostałyopuszczone 1 odzyły dopIero w XVIII WIeku . Poruewaz łazienkiw prymitywnych <strong>dom</strong>ach nie istniały, higiena osobista byław stanie opłakanym. Co gorsza, problemem stało się zaopatrz~niew wodę. Miasta, takie jak Paryż czy Londyn, rozrastały SIęi zagęszczały, studnie ulegały zanieczyszczeniu i lud~ie mus~elikorzystać z ulicznych fontann - w 1643 roku w Paryzu b!ł? IC~dwadzieścia trzy4I . Konsumpcja wody, zawsze dobry wskazruk hIgieny,zmalała. Wysiłek, jakiego wymagało pr~yniesi~~e w~d! do<strong>dom</strong>u, a specjalnie na wyższe piętra, poważrue zmrueJszył Jej zużycie,a kąpiel, która była rzeczą powszednią w wiekach średnich,zupełnie wyszła z mody.Urządzenia sanitarne nadal były prymitywne, niewiele le'ps~eniż w średniowieczu. Podjęto pewne wysiłki w celu poprawIeruasytuacji i na przykład w Paryżu w XVI w~eku. wydan~ .za.rządzenie,by każdy <strong>dom</strong> był wyposażony w ubikaCJę, wyprozrua~ą ~oszamba znajdującego się poniżej podwórza 42 . Wsp~lna ub~aCJamieściła się na parterze albo czasami na wyższym pIętrze, ruedalekoschodów 43 . Ponieważ w jednym budynku mieszkało trzydzieścido czterdziestu osób, dwa albo trzy ustępy nie bardzo starczały.W związku z tym popularność zyskały nocniki, ale wobec braku39 Ibid.40 L. H. Wright, op. cit., s. 42-44.41 J.-P. Babelon, op. cit, s. 96-97.42 Ibid., s. 96-97.43 Opisy siedemnastowiecznych <strong>dom</strong>ów paryskich opa~ na dziele J.-P. Babelona,op. cit., s. 69-116.45


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆkanałów, ścieków czy rur kanalizacyjnych zawartość ich wraz z innymibrudami wylewano najczęściej przez okno prosto na ulicę *.Popr~wa fizycznych warunków następowała bardzo powoli,ale zaczęły się inne zmiany - nie w technologii, lecz w manierachi sposobie postępowania. Paryż był pierwszym miastem Europyi istnieje dokładny rejestr rodzajów <strong>dom</strong>ów zbudowanychtam w XVII wieku 44 . Typowy mieszczański <strong>dom</strong> stał na dawnejśredniowiecznej parceli, ale teraz miał cztery lub pięć pięter - a niedwa - co wskazuje na ceny i podaż ziemi w centrum tego szybkorozwijającego się miasta. Z zasady budynek okalało wewnętrznepodwórze. Na niższym poziomie mieściły się pomieszczenia handlowei stajnie, ale również kwatery właściciela i jego rodziny,a także służby i pracowników. Był to więc ciągle jeszcze <strong>dom</strong> średniowieczny,jeśli chodzi o urządzenie i rozmaitość zajęć, które sięw nim odbywały. Główny pokój nazywał się sa Ile - miał wielkąpowierzchnię, taką jak poprzednio hall, i też używany był do jedzenia,rozrywek i przyjmowania gości. Gotowanie nie odbywałosię już na głównym palenisku, ale w osobnej izbie, specjalnie dotego przeznaczonej. Ponieważ zapachy kuchenne zostały uznaneza niemiłe przez to skądinąd niezbyt ładnie pachnące społeczeństwo,kuchnia nie mieściła się obok saIle, lecz zwykle ulokowanabyła gdzieś dalej, po przeciwnej stronie podwórza. Chociaż niektórzyludzie w dalszym ciągu spali na rozkładanych łóżkach, powstałnowy rodzaj pokoju, który często używano wyłącznie do spania -chambre. Istniały także mniejsze pokoje, powiązane z sypialnią -garde-rabe (nie mylić z angielską ubikacją, to był pokój z szafamialbo ubieralnia) i cabinet (spiżarnia lub magazyn). Te nazwy mogą• Angielska żargonowa nazwa ubikacji - 100 - pochodzi podobno od tego praktycznegostosowania. W osiemnastowiecznym Edynburgu był zwyczaj wołania Gardylooprzed wylewaniem nieczystfJści na ulicę; jest to zniekształcona forma wcze­~niejszej francuskiej przestrogi Garde a /'eau! ("uwaga na wodę"), chociaż nie jestJasne, dlaczego Szkoci mieli używać tego zawołania w obcym języku. Jest też innateoria, m.niej zawiła: na osiemnastowiecznych architektonicznych rysunkach częstopokOJe, w których była wygódka, nazywano petits lieux albo po prostu lieu _"miejsca" i stąd angielskie 100.44 Ibid., s. 96-97.46być jednak mylące, bo zarówno garde-robe, jak cabinet miały oknai były dość duże, żeby służyć do spania, i miewały kominki.Typowy paryski mieszczański <strong>dom</strong> zamieszkiwała przeważniewięcej niż jedna rodzina - przypominał on kamienice czynszowe.Wyższe piętra składały się z chambres i przynależnych do nich garde­-rabes i cabinets, które podnajmowano lokatorom. Ale te pomieszczenianie były pomyślane jako osobne apartamenty. Lokator wynajmowałtyle pokoi, ile chciał albo mógł, często zajmował kilkapięter. Pokoje były duże, miały przynajmniej siedem i pół metrakwadratowego, a garde-robes i cabinets były mniej więcej wielkościwspółczesnej sypialni. Ponieważ nie sąsiadowały one ani z salle,ani z kuchnią - kominki w sypialniach były dostatecznie duże, byna nich gotować - życie rodzinne skupiało się w dalszym ciąguw jednym pomieszczeniu. Lecz pragnienie większego zakresu prywatnościsprawiło, że państwo oddzieliło się od służby, która pospołuz małymi dziećmi przeważnie sypiała w mniejszych, sąsiadującychpokojach.Pojawienie się wynajmowanych pomieszczeń uwydatnia różnice,jakie zaszły od wieków średnich: wielu ludzi przestało mieszkaći pracować w tym samym budynku. I chociaż większość sklepikarzy,kupców i rzemieślników dalej żyła "nad sklepem", stale rosłailość mieszczan - budowniczych, prawników, notariuszy i urzędników- dla których <strong>dom</strong> był wyłącznie miejscem zamieszkania.W wyniku tego podziału <strong>dom</strong> stawał się - w każdym razie dlaświata zewnętrznego - bardziej p r y wat n y m miejscem.Jednocześnie rosło poczucie intymności i utożsamianie <strong>dom</strong>u wyłącznie,z życiem rodzinnym.W samym <strong>dom</strong>u jednak prywatność nadal była względnienieważna. Salomon de Brosse, mianowany w 1608 roku nadwornymarchitektem Henryka IV i projektant Pałacu Luksemburskiego,mieszkał wraz z żoną, siedmiorgiem dzieci i nie znaną nam ilościąsłużby w dwóch sąsiadujących ze sobą pokojach 45 . Były onenie tylko wypełnione ludźmi, ale również meblami: wysokimi szafkami,serwantkami, kredensami, bufetami i komodami. Ponieważ45 Ibid., s. 111.47


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆbył to okres rozmiłowania w piśmiennictwie, ludzie potrzebowalirównież stołów do pisania - sekretarzyków i biurek - a także biblioteczek.Łóżka z baldachimami, które zaczęły być modne - deBrosse miał takie cztery - miały po bokach okotarowanie, co nietylko zatrzymywało sporo ciepła, ale także dawało nieco prywatnościjego użytkownikom.Podobne dzisiejszemu zainteresowanie umeblowaniem zaczęłosię w XVII wieku. Meble przestają być tylko wyposażeniem, sącenną własnością, a również częścią dekoracji wnętrza. Przeważniesą teraz wykonywane z orzecha zamiast dębu albo (co było kosztowniejsze)z hebanu - we Francji do dziś stolarz-specjalista odmebli nazywa się ebeniste. Miejsca do siedzenia stały się bardziejwypracowane. Krzesła z oparciami, wymyślone pod koniec XVIwieku (odpowiedniejsze dla szerokich kobiecych spódnic), przemieniłysię w zwykłe, przeważnie wyściełane i pokryte tapicerką.Twarde, proste krzesła, które przeżyły średniowiecze, zastąpionobardziej wygiętymi i mającymi kształty lepiej przystosowane dociała ludzkiego. Istniała też większa rozmaitość mebli niż w przeszłości,ale nie były one przeznaczone do specjalnych pokoi i w dalszymciągu dowolnie je ustawiano.Niemniej coś w tych siedemnastowiecznych wnętrzach dawałopoczucie prawdziwej intymności. Średniowieczna pustka zapełniłasię - choć w sposób dość bezładny - krzesłami, komodami, łóżkami,służącymi także do siedzenia. Te zatłoczone pokoje nie byływłaściwie umeblowane. Wyglądało to tak, jakby właściciele kupowaliwszystko "jak leci", a następnego dnia przekonywali się, żena te pośpieszne nabytki wcale nie ma miejsca. Był to rezultatpewnego rodzaju mieszczańskiej nerwowości, znakomicie przedstawionejw satyrycznych rysunkach Abrahama Bosse, który pokazałnam ludzi w ciągłym ruchu, traktujących <strong>dom</strong> jako oprawę dlatowarzyskiego teatru. Francuscy mieszczanie, klasa leżąca międzyarystokracją a niższymi warstwami, nadal starali się tak ustawić, byosiągnąć pozycję społeczną tych pierwszych i możliwie zdystansowaćsię od tych drugich.Szlachta i najbogatsi mieszczanie mieszkali w o wiele większych,osobnych budynkach, zwanych hOteIs, które były wspanial-48,I.~ ,sze i lepiej wyposażone. Dzisiaj nazwalibyśmy je rezydencjami. Ichwielkość wahała się od Hótel de Liancourt (projektowanego częściowoprzez de Brosse' a), który składał się z pięciu osobnych pawilonówzbudowanych wokół dwóch dziedzińców, do mniejszych,dwunastopokojowych dworów. Także w nich zaczęto poszukiwaćwiększej prywatności. Były przeważnie ukryte za <strong>dom</strong>ami zwykłychobywateli i z zewnątrz nie przedstawiały się okazale; ichogrodów i podwórców nie dostrzegano z ulicy. W środku natomiastwszystko było zrobione na pokaz. Po przejściu przez wspaniałypodwórzec Hótel Lambert, miejsca zamieszkania Jean-Baptiste'ade Thorigny, przewodniczącego Izby Obrachunkowej, gośćprzechodził ogromnymi schodami przez westybul i znajdował sięw wielkim przedpokoju. To była tylko poczekalnia, która tak jakw przeszłości służyła zarówno za miejsce przyjmowania interesantów,jak i za sypialnię dla służących. Pokój sypialny przewodniczącegoznajdował się dalej. W tych budynkach nie znajdziemy korytarzy- każdy pokój stykał się bezpośrednio z sąsiednim - i architektównapawała duma z usytuowania wszystkich drzwi w amfiladzie,co tworzyło niezakłóconą możliwość spoglądania z jednego końca<strong>dom</strong>u na drugi. Widać w tym przyznanie pierwszeństwa urodziekosztem prywatności. Każdy gość czy służący musiał przejść przezkażdy pokój, żeby dostać się do następnego.Nie tylko prywatność, również i higienę miano sobie za nic.Wygódki uznawano za pomysł plebejski. Ważne osobistości, takiejak Jean-Baptiste Lambert de Thorigny, nie chodziły do toalety -toalety przychodziły do nich. "Zamknięty sedes" - to pudło z wyściełanymwiekiem, w razie arystokratycznej potrzeby wnoszoneprzez służących. Nie na długo oczywiście, ponieważ, jak nam przypominadziewiętnastowieczny kronikarz, był to meuble odorant 46 . Zapanowania Ludwika XIV prawie trzysta takich sedesów stało w pałacuwersalskim, co może nawet i nie wystarczało, bo jak zanotowałaksiężna Orleanu w swoim dzienniku: "Jest jedna paskudnarzecz na dworze, do której nigdy nie przywyknę: ludzie przeby-46 L. Wright, op. cit., s. 73.49


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆwający W pasażu naprzeciwko naszych pokoi siusiają po kątach"47.Co wybredniejsi paryżanie jeździli do ogrodów Tuileries, by tamwysiąść z karety i załatwić swoją potrzebę pod cisami 48 .W Hótel Lambert nie było ani jednej łazienki. Przede wszyst­nie uważano za konieczne, a poza tym po­kim częstych kąpielimysł, żeby jeden pokój uznać za specjalnie przeznaczony na kąpielowybyłby dla siedemnastowiecznych paryżan nie do przyjęcia.Nie dlatego, że nie było na to dość miejsca w tych obszernych<strong>dom</strong>ostwach, po prostu idea łączenia jakiejś specjalnej funkcjiz osobnym pomieszczeniem nie przychodziła jeszcze nikomudo głowy. Nie znajdziemy tam na przykład jadalni. Stoły były rozkładanei ludzie jadali w rozmaitych częściach <strong>dom</strong>u - w salle,w antichambre albo chambre - zależnie od humoru i ilości biesiadników49 . W chambre stało łóżko (tylko jedno) i nadal było to miejsceprzeznaczone do towarzyskich spotkań. Tak jak i w mniejszych,mieszczańskich <strong>dom</strong>ach, służący i pokojówki sypiali tu w przyległychcabinets i garde-robes.W ciągu XVII wieku w wewnętrznych urządzeniach hOtels zaszłytylko nieznaczne zmiany, świadczące o wzrastającej potrzebieintymności. Cabinet, dawniej używany tylko przez kamerdynera,z czasem zmienił się w bardziej intymne pomieszczenie, przeznaczonedla prywatnych zajęć jak, powiedzmy, pisanie. W Hotel Lamberttaki pokój znajdował się nad sypialnią pana przewodniczącego;jego ściany były ozdobione przez malarza Le Sueur freskamio tematyce miłosnej i zaczęto go nazywać cabinet de l'Amour*. Czasemwe wnętrzu dużego, nie należącego do nikogo chambre wbudowywanoalkowę, do której wstawiano łóżko. Była to prawie osobnasypialnia, ale niezupełnie. Ta innowacja była zasługą markizy de47 Cyt. w: T. Conran, The Bed and Bath Book, New York 1978, s. 15.48 F. Braudel, op. cit.49 Ibid.• Czy był to pokój schadzek, jak wskazuje nazwa? Prawdopodobnie. Koniecznośćścieśniania się w rodzinie mieszczańskiej nie istniała w <strong>dom</strong>ach szlachty; małżeństwazwykle żyły i spały oddzielnie. Pani prezydentowa miała swój własny obszernyapartament na piętrze, nad mężowskim.50lINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆRambouillet. Przybywszy do Paryża z Rzymu, tak zmarzła w zimiew swoim ogromnym i źle ogrzewanym chambre, że w 1630 rokuprzemieniła swoją garde-robe w małą zaciszną sypialnię 50. Pierwszeużycie słowa salle a manger (jadalnia) nastąpiło w 1634 roku, ale nazastąpienie sali służącej do wielu celów przez inne pokoje, przeznaczonena biesiadowanie, zabawy i konwersacje, trzeba było czekaćjeszcze cały wiek 51 .Te hOteis cudownie przyozdabiano freskami na suficie, a ścianymiały malowane, wykładane boazerią i obwieszone lustrami. Nasuficie w pokoju Lamberta Le Sueur namalował legendę Jowiszaw trzech częściach. Mimo to te <strong>dom</strong>y nie dawały uczucia intymności.Było w nich dużo pięknych mebli, które jednak sprawiaływrażenie opuszczonych, bezładnie zepchniętych pod ściany tychogromnych pokoi, nie urozmaiconych żadnym cieplejszym zakątkiemczy zakamarkiem. Chociaż pokoje dekorowano zgodnie z różnymiklasycznymi tematami - Miłość, Muzy i Herkules - brakowałow nich atmosfery ciepła, która jest rezultatem ludzkiej krzątaniny.O tym właśnie braku - braku nastroju intymności, nazwanymStimmung, jakiego nie dawał pokój i jego umeblowanie - pisze MarioPraz w typowym dla siebie eseju o filozofii dekoracji wnętrz 52 .Stimmung to cecha charakterystyczna wnętrz, związana nie tylez funkcjonalnością, co z osobistym piętnem właściciela, sposobem,w jaki jego pokój odzwierciedla jego duszę, jak to Praz poetycznieujął. Według niego Stimmung pojawia się najpierw w północnejEuropie. Zjawisko to można spostrzec już w XVI wieku, kiedyto Durer wygrawerował Świętego Hieronima w swojej pracowni. Widocznyjest w starannym przedstawieniu rozmaitych przedmiotóww przepełnionym pokoju świętego i w świetle, które jednocześnieogrzewa postać starego człowieka przy pulpicie i wprowadza zewnętrzny,naturalny świat do wnętrza. Nawet oswojony lew podkreślaintymność tej sceny. Porównajmy grafikę Diirera z obrazem50 Ibid.51 Ibid.52 M. Praz, op. cit., s. 50--55.51


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆtrochę wcześniejszym, namalowanym na ten sam temat przez WłochaAntonelIa da Messina. Elementy są w obu pracach podobne -książki, pulpit, pantofle - jest też i lew, tyle że umieszczony nadalszym planie. Obraz ten namalowany jest z ogromną dbałościąo szczegóły - AntonelIo studiował w Niderlandach i wprowadził~echnikę flamandzką do Włoch, ale z jakże odmiennym skutkiem.Swięty Hieronim siedzi, czy raczej upozowany jest w nieprawdopodobnieteatralnym otoczeniu, obramowanym szerokim prosceniumsklepienia. Nie ma tu wcale nastroju intymności. Jest niewątpliwepiękno w eleganckich elementach architektonicznych, ale ichprzewaga i suchość otoczenia tworzą atmosferę sztuczności. Wnętrzenie mówi nam nic o człowieku; trudno wręcz uwierzyć, że taprzedziwna mała przestrzeń należy do niego albo do niej.Jeśli chcemy w siedemnastowiecznej Europie znaleźć <strong>dom</strong> posiadającyową Stimmung, należy udać się na północ. Mamy doskonaleudokumentowany przykład norweskiej rodziny żyjącej w mieścieKrystiania (obecnie Oslo) pod koniec siedemnastego stulecia53 . Norwegia była wówczas prowincją Danii, a Krystiania liczyłanie całe pięć tysięcy mieszkańców (miasto zniszczył pożar w 1624roku); jednym słowem, była to miejscowość bez znaczenia, prowincjonalnai nieco zacofana. Dom Frederika Jacobsena Bruna i jegożony Marthe ChristiansdaUer był typowym <strong>dom</strong>em mieszczaninaw małym europejskim mieście w początkach XVII wieku.Brun był introligatorem i pracował w <strong>dom</strong>u. Jednopiętrowy,częściowo drewniany budynek mieścił introligatornię, stajnię, stodołę,strych na siano i kilka magazynów dookoła podwórza. Częśćmieszkalna wychodziła na ulicę. Brunowie zakupili ten <strong>dom</strong> zarazpo ślubie i z czasem rozbudowali go, dodając drugą kondygnację.Pierwotna konstrukcja składała się z dużego pokoju z małąkuchnią obok i przyległego pokoju średniej wielkości. W wynikurozbudowy doszło po jednym pokoju z każdej strony dużego selskapssal(pokoju do przyjęć). Dom liczył około czterdziestu pięciumetrów kwadratowych i choć wydaje się dość ciasny dla Brunów53 O. Brochmann, By og Bolig, Oslo 1958. Cyt. w: N. Schoenauer, The OccidentalUrban House, New York 1981, t. 3, 5. 113-117.52IINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆi ich ośmiorga dzieci, zamieszkiwało go w sumie piętnaście osób;doliczyć trzeba bowiem jeszcze trzech najemnych pracownikówi dwie służące.Siedziba Brunów, zdaniem Phillipe' a Ariesa, to przykład "dużego<strong>dom</strong>u" bogatych mieszczan nie tylko w XVII wieku, ale równieżw XVI, a nawet XV 54 . Główną cechą dużego <strong>dom</strong>u była jegootwartość. Tak jak w średniowieczu, odbywało się w nim wszystko- interesy, rozrywka i praca. Był zawsze pełen krewnych, gości,klientów, przyjaciół i znajomych. Chociaż w <strong>dom</strong>u Brunów byłodużo pokoi, Frederik i Marthe nie mieli oddzielnej sypialni - spaliw dużym pokoju na dole, dzieląc duże łoże pod baldachimemz trójką naj młodszych dzieci. Pięcioro starszych - trzynastoletnisyn, który uczył się rzemiosła, dziewiętnastoletni, który z powoduchoroby nie pracował, dwie młodsze siostry i dwudziestojednoletnia,wybierająca się za mąż - spało na dwóch łóżkach w pokojunad kuchnią. Dwie służące też sypiały w pokoju na dole, prawdopodobnie,żeby Marthe mogła mieć je na oku - były to wiejskiedziewczyny, za których wychowanie i cnotę Brunowie odpowiadali.Dwaj pracownicy mieli łóżko w drugim pokoju na górze.Trzeci, młody uczeń, spał w introligatorni, ponieważ do jego obowiązkównależało wstawać wcześnie i rozpalać ogień.Zgodnie z tradycją sięgającą średniowiecza, większość codziennychzajęć odbywała się w dużym, głównym pokoju. Naśrodku stał stół z czterema krzesłami; resztę umeblowania odsuwanopod ściany. Poza szerokim łożem było tu jeszcze osiem krzeseł,fotel pana <strong>dom</strong>u z wysokim oparciem, drugi fotel dla gości,kredens i dwie skrzynie. Kiedy przybywała większa ilość ludzi,ustawiano krzesła we wnęce okiennej, tworząc zaimprowizowanykącik do rozmów. W kuchni mieściło się duże palenisko i mały stółze stołkami dookoła. Tu kredensu nie było; miedziane i cynowe naczyniawisiały na ścianie. Pokój do przyjęć posiadał zaledwie kilkakrzeseł; tak jak w XIX wieku salon był przeważnie pusty i używanogo tylko na specjalne okazje, w święta czy w związku z jakimiśuroczystościami. W innych pokojach stały łoża, skrzynie na54 Aries, op. cit., s. 391-395.53


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆINTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆubrania i niewiele więcej. Łazienki nie było. Mieszkańcy myli sięna podwórzu lub raz na tydzień kąpali się w kuchni*.Dzień zaczynał się o świcie. Śniadanie jadano byle jak, każdyosobno. Następnie Brun z pracownikami szli do pracy w warsztacie.Marthe ze słUżącymi przynosiły wodę (była co prawda na podwórzustudnia, ale przeważnie brano wodę z publicznej pompyna ulicy), robiły małą przepierkę (wielkie pranie urządzano dwarazy do roku w pobliskiej rzece Aker) i brały się do innych zajęć.Najwięcej czasu zabierało przygotowywanie posiłków. Jak większośćmieszczan Brunowie posiadali łąkę za miastem, skąd bralisiano (dla klaczy) i jarzyny, dlatego potrzebne im były przestronnemagazyny. Czasami w lecie sypiano w małej stodole na łące - wczesnawersja "<strong>dom</strong>ku letniego". W południe Brunowie jadali głównyposiłek i brała w nim udział cała piętnastka. Wieczorem tylko najbliższarodzina zasiadała do stołu - młodsze dzieci, pracownicyi służące jedli w kuchni. Dzień kończył się wcześnie i chodziło sięspać zaraz po zmroku.Jak Brunowie ogrzewali swój <strong>dom</strong> w długie norweskie zimy?Paleniska w kuchni i warsztacie ledwo wystarczały; w każdym raziebyły tak zlokalizowane, że bardzo niewiele ciepła przekazywały innympomieszczeniom. Gdy <strong>dom</strong> rozbudowano, umieszczono nowepiece w niektórych pokojach (nie wia<strong>dom</strong>o w których, zapewne jedenw hallu, a drugi w pokoju na górze). Piece były nowością -Brunowie zastosowali je "pierwsi na ulicy" - pomogły one znakomiciew ogrzewaniu <strong>dom</strong>u, nie mówiąc już o tym, że w przeciwieństwiedo palenisk nie napełniały pokojów dymem. Ale ponieważwiele z nich nie ogrzewano, a wszystkie miały co najmniej dwie zewnętrzneściany, piece nie zmieniały faktu, że wszędzie panowałozimno. W <strong>dom</strong>u nie było żadnych korytarzy, co stanowiło wówczasregułę; jeśli chciało się iść na górę albo do warsztatu, trzeba było• Nazwy dni tygodnia w całej Europie Zachodniej pochodzą od imion bóstwprzedchrześcijańskich, i tak Wednesday (środa) od Wodina, Thursday (czwartek) odThora itd. Jedyny wyjątek stanowią języki skandynawskie, w których Saturday (sobota),czyli Lordag, pochodzi od ludzkiego zajęcia - oznacza "dzień kąpieli" - i wskazujena znaczenie, jakie przywiązywano do tej sprawy. Zwrócił mi na to uwagęmój kolega Norbert Schoenauer.54wyjść najpierw na dwór. Zimowe wyprawy do ubikacji, która mieściłasię obok stajni, musiały być załatwiane z niezwykłym wręczpośpiechem.Brunowie żyli i pracowali w tym samym obejściu i większośćich zajęć odbywała się w jednym albo dwóch pokojach, ale nie byłoto już gospodarstwo średniowieczne. Mieli więcej mebli, chociażnie tyle, co w mieszkaniach paryskich. Używanie pieców nie tylkodawało wygodę i przyjemność, ale pozwalało podzielić <strong>dom</strong> nawiększą ilość pokoi, niż było to możliwe przedtem. I choć głównypokój przypominał dawny hall, to pewne zajęcia zaczęto przypisywaćinnym pomieszczeniom, jak kuchnia czy sypialnie.Zmiany w zwyczajach <strong>dom</strong>owych były istotniejsze niż innowacjetechniczne. Małe dzieci w dalszym ciągu spały w łóżku z rodzicami,ale młodzież zajmowała inny pokój. Można sobie wyobrazićFrederika i Marthe, jak po wysłaniu dzieci na górę spać,siedzą sobie we dwoje. Dom jest spokojny, całodzienne obowiązkizostały wypełnione i oboje rozmawiają przy zapalonej świecy. Zwykłascena, ale jednak wielka zmiana w obyczajach. Mąż i żona postrzegaćsię zaczęli - zapewne po raz pierwszy - jako para. Nawetich noc poślubna, dwadzieścia lat wcześniej, była wydarzeniempublicznym, obchodzonym z hałaśliwą, średniowieczną bezceremonialnością.Okazji do zaznania trochę intymności było niewielei dopiero to skromne, mieszczańskie wnętrze pozwoliło na niecorodzinnej prywatności. Trudno przecenić znaczenie tego wydarzenia,szczególnie, że miało ono miejsce nie tylko w <strong>dom</strong>u Brunów,ale powoli rozpowszechniało się w całej środkowej i północnej Europie.Zanim ludzie zaczęli świa<strong>dom</strong>ie traktować <strong>dom</strong> jako miejsceżycia rodzinnego, musieli zaznać poczucia prywatności i intymności,co w średniowiecznym hallu w ogóle nie było możliwe.Pojawienie się intymności w życiu <strong>dom</strong>owym to także rezultatinnej zmiany w rodzinie: obecności dzieci. Średniowieczna koncepcjarodziny różniła się od naszej w wielu punktach, przede wszystkimw swoim bezuczuciowym podejściu do dzieciństwa. Pracowałydzieci nie tylko z biednych rodzin; we wszystkich były wysyłanez <strong>dom</strong>u, gdy kończyły siedem lat. Dzieci mieszczan szły do terminu,a mali potomkowie klas wyższych służyli jako paziowie na55


INTYMNOŚĆ I PRYWATNOŚĆdworach. W obu przypadkach chodziło zarówno o pracę, jak i o naukę;w średniowieczu chłopcy usługujący w czasie uczt byli synamimożnych rodów, a nie płatnymi służącymi (francuskie słowo gar(onoznacza zarówno chłopca, jak kelnera w kawiarni i nawiązuje dotamtych obyczajów). Tak zdobyta wiedza w fachu czy na służbiezałatwiała sprawy edukacji. Ta sytuacja zaczęła się zmieniać w XVIwieku, gdy szkolnictwo, uprzednio związane wyłącznie z klasztorami,rozszerzyło się i zastąpiło terminowanie, w każdym raziew warstwie mieszczańskiej 55. Dwie małe Brunówny (dziewięć i jedenaścielat) chodziły do szkoły. I chociaż nauka nie trwała długo -trzynastoletni chłopiec, który był praktykantem w warsztacie ojca,już zakończył swoją naukę - oznaczało to jednak, że dzieci spędzałyteraz o wiele więcej czasu w <strong>dom</strong>u niż uprzednio. Rodzice,po raz pierwszy od wieków, mogli się przyglądać, jak rośnie impotomstwo.Obecność dzieci w różnym wieku zmieniała także zwyczaje, cowidać wyraźnie w rozdziale pokoi u Brunów. Choć lepiej i łatwiejbyłoby podzielić młode pokolenie według płci, to jednak osobne'pokoje przypadły zamiast tego służącym i czeladnikom. Nawet syn,który też terminował, spał razem z siostrami, a nie z kolegami.Nie chodziło tu o dyskryminację - sypialnie były identyczne, aleo rozdział między członkami rodziny a resztą. Sprawiał on wrażeniezupełnie przypadkowego - później dopiero zaczęto brać poduwagę rozkład <strong>dom</strong>u, kiedy służbę umieszczano w piwnicy albona poddaszu - zresztą i tak nie był całkowity, bo wszyscy zasiadalirazem do jednego przynajmniej posiłku, ale wzmocnił corazsilniejsze więzy rodzinne.Prawdziwy komfort czekał na XVIII wiek i na poprawę takichurządzeń, jak zaopatrzenie w wodę czy ogrzewanie, a takżena bardziej przemyślane rozplanowanie <strong>dom</strong>u czy mieszkania. Alezmiana sposobu życia z publicznego i feudalnego na prywatny i rodzinnyjuż się dokonała. Rosnące poczucie <strong>dom</strong>owej intymnościbyło wynalazkiem nie mniejszym niż usprawnienia techniczne. Nawetwiększym, bo wpłynęło nie tylko na otaczającą rzeczywistość,ale także na świa<strong>dom</strong>ość.55 Ibid., s. 369.56Rozdział 3DomowośćZa<strong>dom</strong>owienie, prywatność, komfort,idea <strong>dom</strong>u i rodziny: to niewątpliwiegłówne zdobycze epoki mieszczaństwa.John LukacsThe Bourgeois InteriorIntymność i prywatność pojawiły się w <strong>dom</strong>ach Paryża i Londynu,a niedługo potem w odległym Oslo, mimochodem, nieświa<strong>dom</strong>ie,jakby w odpowiedzi na zmieniające się warunki życia miejskiego.Należy tu raczej brać pod uwagę zachowania ludzkie niżcokolwiek innego. Trudno odtworzyć rozwój czegoś tak amorficznegoi lekkomyślnością byłoby twierdzić, że idea <strong>dom</strong>u rodzinnegopo raz pierwszy zaistniała w świa<strong>dom</strong>ości człowieka w jakimśokreślonym miejscu. Nie sposób też mówić o dokładnym czasie,w którym to się stało czy o indywidualnym twórcy, którego intuicjimożna by to zawdzięczać. Nie był to także skutek żadnej teorii czypracy naukowej. Natomiast istniał kraj, gdzie siedemnastowieczna<strong>dom</strong>owa atmosfera rozwinęła się w sposób niepowtarzalny i o którymmożna by mówić jako o wzorcowym.Zjednoczone prowincje Niderlandów powstały w 1609 rokupo trzydziestoletnich walkach z Hiszpanią. Było to zupełnie nowe,57


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆmałe państwo z jedną czwartą ludności Hiszpanii i jedną ósmąFrancji, o powierzchni mniejszej niż Szwajcaria. Miało niewiele bogactwnaturalnych - nie było tam ani kopalń, ani lasów - a w dodatkuludzie na tym skrawku ziemi musieli ustawicznie zmagać sięz morzem. Ale ten kraj "poniżej morza" bardzo prędko przemieniłsię w mocarstwo. W krótkim czasie stał się światową potęgąw budowie okrętów i stworzył potężną flotę wojenną, rybackąi handlową. Podróżnicy holenderscy założyli kolonie w Afryce,Azji, a także w Ameryce. Niderlandy wprowadziły szereg innowacjifinansowych, dzięki czemu stały się również wielką siłą ekonomiczną- Amsterdam pojawił się jako centrum światowej finansjery.Miasta przemysłowe rozrastały się tak szybko, że w połowiewieku Niderlandy wyprzedziły Francję, stając się najbardziejuprzemysłowionym państwem świata l . Ich uniwersytety znajdowałysię wśród najlepszych w Europie; klimat polityczny i religijnybył tak tolerancyjny, że mogli się tam chronić myśliciele źle widzianigdzie indziej, jak Spinoza, Descartes i John Locke. Ten żyzny krajbył ojczyzną nie tylko odważnych kapitalistów i ożywionego handlutulipanami, ale również Rembrandta i Vermeera; był twórcąnie tylko prawdziwej sztuki wojennej, ale także pierwszych mikroskopów;inwestował nie tylko w uzbrojenie Indii Wschodnich,ale i w piękne miasta. Wszystko to nastąpiło w krótkim - trwającymtyle, co jedno pokolenie - historycznym momencie, międzyrokiem 1609, a w przybliżeniu 1660, który to okres Holendrzy nazywająswoim "złotym wiekiem".Te niezwykłe osiągnięcia wynikły z wielu rozmaitych czynników,jak np. korzystnego położenia Niderlandów w europejskimhandlu morskim czy możliwości obronnych granic kraju, alew wielkim stopniu był to też rezultat specjalnego charakteru społecznejstruktury, innej niż w reszcie Europy. Holendrzy byli początkowokupcami i właścicielami ziemi. Odwrotnie niż w Anglii,w Niderlandach nie było chłopstwa nie posiadającego ziemi (więk-G. N. Clark, The Seventeenth Century, Oxford 1929, s. 14.szość holenderskich rolników miała swoje farmy). Odmiennie niżwe Francji, nie było tu silnej arystokracji (szlachta, zdziesiątkowanaprzez wojny o niepodległość, była nieliczna i dość uboga), inaczejniż w Hiszpanii - nie było króla (głowa państwa - stadhouder - byłanarodowym symbolem, ale z bardzo ograniczoną władzą). Ta republika- pierwsza w Europie - była wolną konfederacją, rządzonąprzez Stany Generalne, które składały się z reprezentantów siedmiuniezależnych prowincji, wybieranych przez patrycjuszy wyższychwarstw średniej klasy.! Sposób osiedlania się ludzi też różnił się od innych. Już w 1500, roku Niderlandy (w których skład wchodziła wtedy Brabancja i Belgia)posiadały przeszło dwieście ufortyfikowanych miast i sto pięćdziesiątsporych miejscowości:J W XVII wieku prawie cała ludnośćz trzech największych prowincji - Holandii, Zeelandii i Utrechtu- mieszkała w miastach. Amsterdam stał się największym miastemEuropy. Port w Rotterdamie coraz bardziej się rozrastał, a Lejdazasłynęła jako ośrodek kupiectwa i miasto uniwersyteckie. Niderlandyodróżniały się od innych państw nie posiadaniem wielkichmiast, ale dużą ilością pomniejszych; było ich tu o wiele więcejniż we Francji, Anglii czy Niemczech 3 . Osiemnaście największychmiało po jednym głosie każde w zgromadzeniu prowincjonalnychstanów, co wskazywało na ich wagę i niezależność. Krótkomówiąc, w czasie kiedy inne państwa Europy pozostawały nadalprzede wszystkim rolnicze (nawet we Włoszech, posiadającychwiele miast, ludność była w większości rolnicza), Niderlandy stałysię raptem krajem miast. Mieszczanie z historycznej tradycji stalisię teraz członkami burżuazji z przekonania 4 .2 S. E. Rasmussen, Towns and Buildings: Described in Drawings and Words, trans. E.Wendt, Liverpool 1951, s. 80.3 Ch. Wilson, The Dutch Republic and the Civilization oj the Seventeenth Cen tury,New York 1968, s. 30.4 "Nasza narodowa kultura jest mieszczańska w każdym tego słowa znaczeniu",J. H. Huizinga, The Spirit oj the Netherlands, w: Dutch Civilization in the SeventeenthCentury and Other Essays, trans. A J. Pomerans, London 1968, s. 112.5859


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆBurżuazyjna natura Holendrów w XVII wieku wymaga pewnychwyjaśnień. Uznanie jej za mieszczańską nie oznacza, że składałasię wyłącznie z klasy średniej. Należeli do niej farmerzy (boers),ludzie morza, a w miastach przemysłowych, jak Lejda, także robotnicyfabryczni. Ci ostatni co prawda nie korzystali z okresu dobrejkoniunktury i ich warunki mieszkaniowe nie były ani o włos lepszeniż w innych krajach. Żyło tam również, jak we wszystkichmiastach europejskich, sporo hołoty (grauw), składającej się z obwiesiówi kryminalistów, bezrobotnych i obiboków, nie nadającychsię w ogóle do pracy, wędrujących żebraków i włóczykijów. Przeważałajednak klasa średnia i to na tyle szeroka, by objąć zarównomiędzynarodowego finansistę, jak i kupca. Ten pierwszy, oczywiście,nie utożsamiał się ani nie łączył z drugim, nawet jeśli, jak toczęsto się zdarzało, jego wzbogacenie się było świeżej daty, ponieważspołeczeństwo holenderskie nie było statyczne, a pozycjęw nim określały w dużym stopniu dochody. Burżuazją była równieżelita patrycjuszowska - klasa rządząca - dostarczająca sędziówi burmistrzów, którzy rządzili miastami, a poprzez nie krajem. Wedługstandardów europejskich była to bardzo rozwinięta demokracjai, jak to powiedział pewien historyk, ta "społeczna dyktaturaklasy kupców" stworzyła pierwsze państwo burżuazyjne.Wszystkie tradycyjne mieszczańskie cnoty - rozsądne umiarkowanie,kult ciężkiej pracy i finansowa ostrożność, granicząca zesknerstwem - dawały znać o sobie w codziennym życiu Holendróww siedemnastym stuleciu. Zapobiegliwość rozwinęła się w sposóbnaturalny w społeczeństwie kupców i przemysłowców, które,w dodatku, żyło w kraju, wymagającym ustawicznego inwestowaniaw kanały, tamy, śluzy i młyny wodne, wszystko po to, żebyutrzymać Morze Północne w ryzach. Byli to ludzie prości, mniej namiętniniż mieszkańcy Europy Południowej, mniej sentymentalniniż sąsiedni Niemcy, mniej wyrafinowani niż Francuzi. Historykholenderski Huizinga twierdzi, że płaski, kojący krajobraz kanałówi obszarów przybrzeżnych morza, bez dramatycznych akcentów,jak góry i doliny, sprzyja prostocie holenderskiego charakteru 5 .5 J. H. Huizinga, ibid., s. 61-63.60Wielkie znaczenie miała również religia. Chociaż tylko jednatrzecia ludności była kalwińska, kalwinizm stał się religią państwowąi zyskał ogromny wpływ na życie codzienne, umacniającw społeczeństwie holenderskim poczucie stateczności i wstrzemięźliwo~ci.lr Wszystkie te'" okoliczności stworzyły ludzi, którzy wielbilioszczędzanie, nie tolerowali rozrzutności i pielęgnowali dobre obyczajeJProstota holenderskich mieszczan objawiała się na wiele sposobów.Mężczyźni na przykład ubierali się bardzo zwyczajnie. Kubraki spodnie były siedemnastowiecznym odpowiednikiem współczesnegotrzyczęściowego ubrania biznesmena i jak ono nie ulegałymodzie; tkanina mogła być lepsza lub gorsza, ale styl pozostawałniezmienny przez całe pokolenia. Ulubione kolory były ciemne:czerń, fiolet lub brąz. Członkowie cechu krawieckiego na słynnymzbiorowym portrecie Rembrandta byli zamożni (na co wskazująich koronkowe kołnierze i fałdziste kasaki), ale wszyscy równiepoważni, a właściwie ponurzy. Ich żony ubierały się z podobnąroztropnością, mowy tam nie było o rozpasanym przyozdabianiusukien i ciągłej pogoni za nowinkami mody, tak charakterystycznymidla Francuzek. Holendrzy byli tak skromni, że na obrazachz epoki nie sposób czasem odróżnić szefa od urzędnika, czy paniod służącej. I:\J IV; ") - Tę ~amą prostotę i zapobiegliwość widać 'IW holenderskichbudynkach, którym brak ambicji architektonicznych, widocznychw Londynie czy Paryżu, budowanych z cegły i drewna zamiastkamienia. Chcąc uniknąć fundamentów z pali, koniecznych przybłotnistej ziemi i dużym ciężarze, zaczęto używać materiałów lżejszych,które jednocześnie były tańsze. W przeciwieństwie do kamieniacegła nie jest podatna na wypracowane elementy dekoracyjne,nie może być rzeźbiona i odwrotnie niż gips nie nadaje siędo reliefów. W rezultacie <strong>dom</strong>y holenderskie były bezbarwne, czasamitylko ozdobione kamieniarską robotą na narożnikach, a takżeprzy drzwiach i oknach. Cegła była ceniona głównie dla swojejfaktury; jej niska cena także niewątpliwie przemawiała do prak-61


DOMOWOŚĆtycznych Holendrów, którzy używali jej nawet do budowy gmachówpublicznych.Wysokie koszty budowy kanałów i wbijania pali powodowałyograniczenie szerokości ulicznych parceli do minimum; w rezultaciebudynki w miastach były bardzo wąskie, czasami mierzyły niewięcej niż szerokość jednego pokoju, stały w rzędzie, stykając się zesobą i często miały wspólną ścianę. Dachy pokrywano czerwoną,wypalaną dachówką. Szczytowe ściany <strong>dom</strong>ów często wykończoneu góry w schodki, wychodziły na ulicę i tworzyły wraz z sąsiednimicharakterystyczne sylwetki, z których słynęły holenderskie miasta.Na czubku szczytowej ściany wbudowywano kroksztyn z hakiem,używanym do wciągania mebli i innych przedmiotów na wyższepietra. Wnętrze średniowiecznego holenderskiego <strong>dom</strong>u składałosię z "pokoju frontowego" (gdzie załatwiano interesy) i "pokojutylnego" (gdzie gotowało się, jadło i spało). Na froncie <strong>dom</strong>u, trochępowyżej poziomu ulicy, znajdowała się szeroka niby-weranda(stoep) z ławkami, czasem zadaszona. Tu rodzina zasiadała wieczoremi gawędziła z przechodniami. Obok <strong>dom</strong>u mieściła się płytkapiwnica z klepiskiem mieszczącym się powyżej wody, w najbliższymkanale. W miarę bogacenia się obywateli, niskie budynkizaczęły się rozbudowywać w jedynym możliwym kierunku, czyliw górę. Dodawano dwa, czasami trzy piętra.Pierwotnie w holenderskich <strong>dom</strong>ach parter był zwykle dośćwysoki, tak że pierwsza dobudowana kondygnacja składała sięz krużganku czy poddasza, osiągalnego za pomocą schodków typudrabiny. W miarę rośnięcia <strong>dom</strong>u wzór ten powtarzano, wobecczego pokoje znajdowały się na rozmaitych poziomach, wszystkiepołączone stromą, wąską klatką schodową. W zasadzie te pokoje,z wyjątkiem kuchni, nie miały określonego przeznaczenia. Alegdzieś w połowie wieku zaczął się ich podział na obszary dziennei nocne, tudzież na reprezentacyjne i codzienne. Pokoje na pierwszympiętrze przeznaczono teraz na specjalne okazje. Natomiastten na drugim, od frontu, zamieniono na salon, dawny frontowypokój stał się czymś w rodzaju living-roomu, a z reszty pokoi zrobionosypialnie. Tak jak wszędzie w Europie, łazienek nie było,JDOMOWOŚĆa ubikacje należały do rzadkości*. Holendrzy byli ludźmi morzai coś w tych ciasnych pokoikach nasuwało myśl o wnętrzu statku;wrażenie to pogłębiały ściany ze smołowanej cegły (żeby ochronićprzed wilgocią), malowane drewno, strome, wąskie schodki i pokoikimaleńkie jak kabiny. Panowała w nich przytulna atmosfera"(angielskie słowo snug ma ty~2. przypadkowo i morskie, i hoteri=derskie zarazem pochodzenie). \/Budowanie na palach izm~liorowanej ziemi miało dla właścicieliujemne strony, ale miało też niespodziewane korzyści. Ponieważboczne, wspólne ściany <strong>dom</strong>ów nosiły cały ciężar zarównopięter, jak i dachu, zewnętrzne, szczytowe nie musiały brać tegona siebie i, pomijając duży koszt fundamentów, mogły być zupełnielekkie. Wykorzystując ten fakt, budowniczowie projektowali wefrontowej ścianie wielką ilośćdużych okien, co nie tylko obniżałowagę ściany, ale także pozwalało słońcu docierać w głąb długich,wąskich wnętrz. Odgrywało to istotną rolę w czasach, kiedy niebyło jeszcze gazowego oświetlenia. Na obrazach przedstawiającychholenderskie wnętrza widać jasne, zalane słońcem pokoje, którychwesołość wyraźnie kontrastuje z ciasnymi, ponurymi pomieszczeniami,typowymi dla innych krajów. Aż do XVII wieku górne częściokien miały szyby wprawione na stałe i tylko dolne części -wykonane z solidnego drewna - mogły być otwierane; potem tetakże oszklono. Światło wpadające przez okna było regulowaneżaluzjami, stosowano także nowy pomysł - story, zapewniającerównież oddzielenie od ulicy. W miarę jak okna projektowano co-• Jedną z przyczyn niewielkiej liczby ubikacji było to, że miasta holenderskie leżałyprzeważnie na terenach bagnistych, wobec czego doły kloaczne napełniały sięwodą i przestawały funkcjonować. Najczęstszym rozwiązaniem były wobec tegonocniki, wylewane do kanałów. W przeciwieństwie do Wenecji, miasta holenderskienie korzystały z odpływów morza i w rezultacie w tych pięknych miejscachpanował prawdopodobnie nieznośny odór. Robiono pewne wysiłki, żeby tę sytuacjęzmienić. Kanały od czasu do czasu płukano, brudy wywożono nocą w drewnianychkontenerach i rozprowadzano w glebie z korzyścią dla farmerów. Ten zwyczaj zacząłsię w średniowieczu, ale w niektórych miastach trwał do lat pięćdziesiątychnaszego stulecia 6 .6 N. J. Habraken, Transjormations oj the Site, Cambridge 1983, s. 220.6263


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆraz większe, tradycyjne ich otwieranie stało się prawie niemożliwei Holendrzy wymyślili nowy sposób: z dołu do góry; tak otwieranenie przeszkadzały w pokoju. Podobnie jak dwuskrzydłowe drzwi,również ten typ okien zastosowano w Anglii i Francji.Nie było wówczas dużo takich ulepszeń; w siedemnastowiecznych:-holenderskich <strong>dom</strong>ach rzadko stosowano nowe pomysłyi w rezultacie pozostało w nich dużo średniowiecznych urządz~Przemieszanie starego i nowego było zresztą charakterystycznedla społeczeństwa holenderskiego. Jednocześnie z wprowadzaniemnowych form organizacyjnych łączyli je z tradycyjnymi instytucjami,takimi jak gildie i samorządne miasta; ci uspołecznieni rewolucjoniści(wątpić należy, czy by się na takie określenie zgodzili)ubierali się podobnie jak ich dziadkowie i pod wieloma względamiżyli też podobnie. Ich <strong>dom</strong>y w dalszym ciągu budowane byłyz drewna i cegły. Po staremu też wywieszka na <strong>dom</strong>u ujawniała zawódwłaściciela - nożyce u krawca czy piec u piekarza. Na samejgórze szczytowej fasady umieszczano rzeźbioną postać ludzką o literackichlub biblijnych powiązaniach. Holendrzy w ogóle uwielbialialegorie i na niektórych <strong>dom</strong>ach wmurowywano kamiennetablice z odpowiednimi mottami. Nieduże, upstrzone kolorowymiznakami średniowieczne <strong>dom</strong>ki wyglądały jak urocze zabawki. Nicdziwnego, że i one, i ich właściciele byli często określani jako "staromodni".. ~iestety: uro~ cieplne tych <strong>dom</strong>ów były również średr.:ow~eczn~/(Ktoregossty~z~aiędziłem cały tydzień w siedemnastowIecznym<strong>dom</strong>u w LeJdzIe. tary budynek w zabytkowej dzielnicy,p~zbawiony był izolacji, po wójnych okien i centralnego ogrzewa­~a; .przeżyci: ~iałem ~rawdziwie lodowatg Holenderski klimatru: Jest speCJalrue srogI, ale położenie kraju sprawia, że zimy sąwilgotne. Z braku drzewa do palenia (Holandia ma mało lasów)głównym opałem w XVII wieku był torf, który dobrze ogrzewa,ale wymaga specjalnych pieców. W owych czasach takowych nieznano, wobec czego żeby pobudzić spalanie, układano torf w wysokie,ażurowe stosy na rusztach leżących w paleniskach albo palonogo w specjalnych garnkach; chroniło to, co prawda, od fatalnego64zapachu, ale dawało bardzo mało ciepła 7 . Jedynym sposobem, żebyw tych warunkach zachować jakie takie dobre samopoczucie, byłonakładanie na siebie możliwie dużo warstw ubrań, i to właśnie robiliHolendrzy, ku uciesze cudzoziemskich przybyszów. Mężczyźninosili pół tuzina kamizelek, kilka par spodni i ciężkie peleryny; kobietypod spódnicami miały aż sześć halek. W efekcie nie bardzodobrze robiło to ich figurom, ale częściowo przynajmniej tłumaczypęk~wygląd mieszczan i ich żon na ówczesnych portretach.iTe <strong>dom</strong>y były "małymi <strong>dom</strong>ami" zarówno dosłownie, jaki w przenośni. Nie musiały być duże, bo mieszkało w nich niewieluludzi; przeciętna ich liczba na jeden <strong>dom</strong> w większości miast holenderskichwynosiła cztery albo pięć osób, w porównaniu z dwudziestomapięcioma w mieście takim jak Par~Dlaczego tak było?Przede wszystkim nie było lokatorów, ponieważ Holendrzy woleli -i stać ich było na to - pozwalać sobie na luksus posiadania <strong>dom</strong>ów,co prawda małych, ale za to własnych. Domy przestały być teżmiejscem pracy i wobec tego, że wielu rzemieślnikom zaczęło siędobrze powodzić i przekształcili się w kupców czy rentierów, budowalitakże osobne zakłady dla swoich przedsiębiorstw, a pracownicyi terminatorzy musieli sami starać się o lokum dla siebie. Niebyło też tyle służby, co w innych krajach, ponieważ społeczeństwoholenderskie nie pochwalało zatrudniania służących i nakładałospecjalne podatki na tych, którzy przyjmowali pomoc <strong>dom</strong>ową8.Osobistą niezależność ceniono tu bardziej niż gdziekolwiek indzieji, co ważniejsze, była ona tu osiągalna. W rezultacie w większości<strong>dom</strong>ów w Holandii mieszkała para dorosłych i ich dzieci. A toprzyniosło następną zmianę. Życie publiczne i otwarte, charakterystycznedla "dużych <strong>dom</strong>ów", zostało zastąpione spokojniejszymibardziej prywatnym - życiem <strong>dom</strong>owym.Powstanie <strong>dom</strong>u rodzinnego odzwierciedlało wzrastające znaczenierodziny w społeczeństwie. Głównym czynnikiem ją cementującymbyła obecność dzieci. Matka sama wychowywała swoje7 P. Zumthor, Życie codzienne w Holandii w czasach Rembrandta, przeł. E. Bąkowska,Warszawa 1965.8 Ibid.65


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆpotomstwo - nianiek ani bon nie było. Małe dzieci zaczynały chodzićdo przedszkola w wieku trzech lat, a następnie uczęszczałydo szkoły podstawowej przez cztery lata. Holandia miała, jak powszechniesię przyznaje, najwyższy poziom wykształcenia w Europiei nawet wykształcenie średnie nie było niczym niezwykłym.Większość dzieci mieszkała w <strong>dom</strong>u rodzinnym ażdo własnegoślubu, a stosunki w rodzinie opierały się bardziej na uczuciu niżna dyscyplinie. Obcy przyjezdni uważali tę miękką rękę w wychowaniuza niebezpieczny obyczaj. Jeden z nich zauważył, widzącniezwykłą łagodność, z jaką rodzice traktowali swoje dzieci, że flażdziw, że nie stwarza to gorszych problemów"9. Dla Francuza, któryto napisał, dzieci były małe i nieposłuszne, tym niemniej dorosłe;pojęcie dzieciństwa w ogóle dla niego nie istniało. Historyk PhilippeAries opisuje, jak zastąpienie szkoły nauką rzemiosła w Europiewpływało na zbliżenie między rodzicami i potomstwem orazpomiędzy pojęciem rodziny a pojęciem dzieciństwa 1o .To właśnienastąpiło w Holandii, gdzie rodzina skupiła się na dziecku, a życierodzinne w <strong>dom</strong>u, tyle że u Holendrów stało się to o wiekwcześniej niż gdzie indziej 11 .Wielu cudzoziemców zwróciło uwagę na to samo, że dla Holendrównajbardziej liczą się trzy wartości: własne dzieci, własne<strong>dom</strong>y i własne ogrody12. Dla tych wąskich <strong>dom</strong>ów, budowanychwprost na ulicy i dzielących ściany z sąsiadami, ogród byłbardzo ważnym miejscem, szczególnie, że w łagodnym klimaciemożna było z niego korzystać prawie okrągły rok. Na ograniczonej,dostępnej przestrzeni rozwinął się specjalny typ miejskich ogrodówprzypominających dzisiejsze japońskie. Precyzyjnie ostrzyżoneżywopłoty, geometrycznie uformowane drzewa i ścieżki wysypanekolorowym żwirem kontynuowały porządek przestrzegany9 Ibid.10 P. Aries, op. cit., s. 369.11 B. Mook, The Dutch Family in the 17th and 18th Centuries: An Explorative-DescriptiveStudy, Ottawa 1977, s. 32.12 P. J. Blok, History oj the People oj the Netherlands, trans. O. A. Bierstadt, NewYork 1970, cz. IV; s. 254.66we wnętrzach. Holenderski ogród był jeszcze jedną oznaką przemianywielkiego, wspólnego <strong>dom</strong>u w bardziej osobisty <strong>dom</strong> rodzinny.Typowy europejski budynek w mieście, czy to w Paryżu,czy w Oslo, był wznoszony w ten sposób, że otaczał podwórzedostępne dla wszystkich. Zaciszny ogródek holenderski położonyna tyłach <strong>dom</strong>u różnił się zasadniczo - był prywatny.Domy i ogrody holenderskie, bardziej prywatne niż gdzie indziej,tworzyły ogólny obraz miasta. Kanały miały po obu stronachprzestrzeń szerokości trzech jezdni i w ten sposób odległość między<strong>dom</strong>ami miała rozmiary sporej alei (a było to dwieście lat przedtem,zanim baron Haussmann zaprojektował Pola Elizejskie). Z powodupowszechnego używania cegły i stylu budownictwa raczejpowtarzanego niż ciągle na nowo wymyślanego, miasta holenderskiecharakteryzowały się przyjemną jednostajnością. To skłoniłoduńskiego historyka, Steena Eilera Rasmussena, do napisania, żeo ile Francuzi i Włosi budują imponujące pałace, to Holendrzytworzą nieporównywalne miasta 13 .Szybki i - jak się niektórym wydawało - nieprawdopodobnydobrobyt w Holandii - niczym dzisiaj w Japonii - wzbudził wielkiezainteresowanie w innych krajach. Sir William TempIe, którybył ambasadorem w Hadze od 1668 do 1670 roku i dobrze poznałkraj, napisał O nim bardzo poczytną książkę, w której starasię wytłumaczyć swoim rodakom, na czym polega ten zdumiewającyfenomen. W czwartym rozdziale, zatytułowanym ,,0 Ludziachi ich Skłonnościach", pisze: "Holandia jest Krajem, gdzie Ziemia jestlepsza niż Powietrze, a Zysk bardziej ceniony niż Honor; gdzie jestwięcej Rozsądku niż Dowcipu; więcej dobrego Charakteru niż dobregoHumoru; i więcej Bogactwa niż Przyjemności; gdzie człowiekwolałby raczej podróżować niż żyć ..." Szorstkie słowa, choć przeznaczonedla szowinistycznych czytelników, bo w parę lat późniejich autor zrezygnował z posady sekretarza stanu, żeby móc powrócićna swoje dawne miejsce w Hadze. Pomimo tego że samuznał Holendrów za ponurych dusigroszów, TempIe przyznaje, iżw jednej przynajmniej dziedzinie nie szczędzili wydatków: zawsze13 S. E. Rassmussen, op. cit., s. 80.67


DOMOWOŚĆbyli skłonni inwestować nadwyżkę dochodów w "Budowę, Ozdabianiealbo Meble do swoich Domów"14.Holendrzy kochali swoje <strong>dom</strong>y. Dzielą oni to stare anglosaskiesłowo - ham, hejm po holendersku - z innymi ludami północnejEuropy*. Home, czyli "<strong>dom</strong>" oznacza jednocześnie "budynek"i "gospodarstwo", "mieszkanie" i "schronienie", "posiadanie"i "przywiązanie". Home oznacza budynek, ale też wszystko, co jestw nim i dookoła niego, jak również ludzi, a także poczucie satysfakcjii zadowolenia z tego, co to słowo niesie. Można wyjśćz budynku, ale wraca się zawsze do <strong>dom</strong>u. Miłość Holendrów doswoich <strong>dom</strong>ów widoczna jest w zwyczaju, który szczególnie praktykowali:posiadali ich precyzyjnie wykonane miniatury. Te kopiesą czasami - niesłusznie - brane za <strong>dom</strong>y dla lalek. Ich funkcjabyła podobna do tej, którą miały modele statków - nie są to zabawki,lecz miniaturowe pomniki, przypomnienie bliskich sercuprzedmiotów. Zamykano je w szafkach przedstawiających się zupełnienieciekawie z zewnątrz, lecz gdy otwierało się drzwi, całewnętrze ukazywało się jak za dotknięciem różdżki, nie tylko pokoje- z dokładnie odrobionymi meblami i tapetami - ale równieżobrazy, sprzęty i porcelanowe figurki.Umeblowanie i wystrój wnętrz w siedemnastowiecznych <strong>dom</strong>achholenderskich służyły, na swój ograniczony sposób, do informowaniao bogactwie właścicieli. W dalszym ciągu stały w nichławy i stołki, szczególnie w mniej zasobnych <strong>dom</strong>ach, ale podobniejak we Francji i Anglii, także krzesła zaczęły być w coraz częstszymużyciu. Prawie zawsze bez poręczy, wyściełane, obite aksamitemlub inną ozdobną tkaniną, przeważnie przybitą do ramygwoździami z miedzianymi łebkami. Zarówno stoły, jak krzesła14 W Tempie, Observations upon the United Provinces oj the Netherlands, Oxford1972, s. 97.• To wspaniałe słowo home, oznaczające fizyczne "miejsce", posiadające też sensbardziej abstrakcyjny: "stan bycia", nie ma ekwiwalentu w językach pochodzeniałacińskiego czy słowiańskiego. Niemiecki, duński, szwedzki, holenderski i angielski- wszystkie - mają słowa podobnie brzmiące do home, wszystkie pochodzą odstaronordyckiego heima.IDOMOWOŚĆz toczonymi nogami wyrabiano z drewna dębowego lub orzecha.Łóżka z baldachimami, konstruowane podobnie jak angielskieczy francuskie, były w mniejszym użyciu; zamiast tego Holendrzyspali na łóżkach wbudowanych w ścianę. Takie łóżka, pochodzeniaśredniowiecznego, umieszczone w alkowie, były kompletnie zamkniętez trzech stron, a wejście zasłaniała kotara lub gęsta żabzja.Największy mebel w mieszczańskim wnętrzu to kredens, zapożyczonyod Niemców, zastępujący podłużną skrzynię, która służyłado przechowywania rzeczy. W <strong>dom</strong>u stały przeważnie dwa takiekredensy, często intarsjowane drogocennym drewnem; jeden nabieliznę pościelową, a drugi na stołową. Obrusy trzymano dla popisuw oszklonych kredensach, potomkach płaskich, średniowiecznychszafek, gdzie również chowano srebro i kryształy, a takżeporcelanę z Delft i wschodnich Chin *.Umeblowanie holenderskich <strong>dom</strong>ów bardzo przypominało paryskie,mieszczańskie wnętrza; tyle że efekt był zupełnie inny. Wewnętrzach francuskich, zawsze wypełnionych tłumem ludzi, rozmaite,liczne meble stały ciasno jedne obok drugich na tle papierowychtapet przedstawiających krajobrazy, a powierzchnie wszystkichmebli były albo haftowane, albo złocone, albo jakoś inaczejzdobione. W holenderskich pokojach - przeciwnie - było luźno.Meble służyły do podziwiania, ale i do używania, i nigdy nie byłoich tyle, żeby uszczuplić poczucie przestrzeni wytworzone przezwielkość pokoi i światło w nich. Ściany rzadko tapetowano czy pokrywanomaterią, raczej zdobiono je obrazami, lustrami i mapami- to ostatnie to wyłącznie holenderska specjalność. Efekt wcale niebył ani nie miał być surowy. Te pokoje z jednym lub dwoma krze-• Chińska porcelana jest dowodem na to, że Holandia zajmowała się międzynarodowymhandlem i rozrastała się jako potęga kolonialna. Przypomina także, żeHolendrzy często odgrywali rolę pośredników w kulturze i handlu 15 . Byli pierwszymiEuropejczykami używającymi, na przykład, tureckich dywanów, kładzionychczasami na podłodze, ale częściej jako przykrycia stołów. Holendrzy również, poprzezswoją Kompanię Wschodnioindyjską, wprowadzili do Europy wykańczaniemebli lakierem zwykłym lub czarnym, a z Azji inkrustowanie i fornirowanie, a takżepicie herbaty.15 H. Wilson, op. cit., s. 244.68I,:$69


DOMOWOŚĆsłami pod oknem lub ławką koło drzwi były pomyślane na ludzkąmiarę i przeznaczone raczej do prywatnego użytku niż dla rozrywkiczy celów towarzyskich. Reprezentowały intymność, którąmożna by dość nieprecyzyjnie nazwać "pogodną" i "spokojną".Każdy posiadacz <strong>dom</strong>u wie, że im mniej w nim mebli, tymłatwiej go utrzymać w czystości, i to też miało może coś wspólnegoz ograniczoną ilością mebli w holenderskich <strong>dom</strong>ach, taknieskazitelnie, nieprawdopodobnie czystych, zawsze jak spod igły.Idealnie wyszorowane werandy są tak słynne, że w owym czasiesłużyły jako przykład wystawności na pokaz i mieszczańskiej pretensjonalności.Były to miejsca rzeczywiście publiczne. Nie tylkowerandy, ale cały szeroki chodnik przed <strong>dom</strong>em szorowano i obsypywanopiaskiem - tak się należało; wnętrza też przecież czyszczonoi szorowano. Piasek wysypywało się na podłogę, był to zwyczajpodobny do średniowiecznego pokrywania klepiska słomą.Garnki były świecące, drewno wypoliturowane, cegła wysmołowana.Wszystko to Holendrzy brali bardzo serio i weszło im tow krew, co jednak cudzoziemcy często złośliwie komentowali. PewienNiemiec, przybyły do Delft w 1665 roku, napisał potem, że "wwielu <strong>dom</strong>ach, jak w miejscach kultu u pogan, nie wolno ani wejśćna schody, ani do pokoju, zanim nie zdejmie się butów"16. Jean-Nicolasde Parival, francuski podróżnik, zauważył to samo i dodał, żeczęsto dostaje się od gospodarzy buty ze słomy, żeby je nałożyćna własne 17 .Na podstawie tego może się wydawać, że ulice w miastachholenderskich były mocno zaniedbane; nic podobnego, wręcz odwrotnie.Z wyjątkiem naj starszych dzielnic, zamieszkałych przezbiedaków, ulice były brukowane cegłą, a pobocza zarezerwowanedla pieszych. W przeciwieństwie do Paryża i Londynu, gdzie panowałsmród trudny do zniesienia - mieszanina fetoru z otwartychścieków i śmietników pełnych odpadków - tutaj wszelkie resztkiwyrzucano do kanałów, zachowując względną czystość na uli-16 Cyt. w: M. M. Kahr, Duteh Painting in the Seventeeth Century, New York 1982,s. 259.17 Cyt. w: P. Zumthor, op. cit.IDOMOWOŚĆcach. Poza tym, ponieważ zwyczajowo każde gospodarstwo dbałoo część ulicy przed posesją, były one w rezultacie równie wyszorowanejak werandy. Ale skoro były tak czyste, czystsze niż gdziekolwiekindziej, to skąd ta zbiorowa obsesja czystości w <strong>dom</strong>u. Czy toskutek kalwińskiej religii (werandy w kalwińskiej Szkocji też byłyczyściutkie), czy tylko mieszczańskie dobre obyczaje? A może tocecha miejscowa, rezultat prostoty holenderskiego ludu, umiłowaniaczystości i porządku*? Huizinga mniema, że chodzi o ostatniąz tych możliwości, dodając, że sytuację tę ułatwiał dostęp dowody, morskie powietrze bez kurzu, a także tradycja wyrabiania serów,co wymaga szczególnie higienicznych warunków 18 . To możejuż przesada, bo sery przecież wyrabiano także gdzie indziej. Następnewytłumaczenie sugeruje, że ta ustawiczna praca nad czystościąi porządkiem była przezorną chęcią zabezpieczenia tego, cozostało zrobione. Tak w każdym razie myśli TempIe: "Wilgoć w powietrzupowoduje, że metale rdzewieją, a drzewo gnije; to zmuszaich do ustawicznego mycia i szorowania, żeby później nie trzebabyło naprawiać; sprawia to, że wszystko w ich <strong>dom</strong>ach aż lśni odczystości, która wygląda na przesadną i przez ludzi bez wyobraźniuważana jest za wrodzoną Holendrom"19.Waga, jaką Holendrzy przywiązywali do czystości w <strong>dom</strong>u,jest raczej zdumiewająca, bo jak wiemy, "koło siebie" nie byli specjalnieczyści; jest sporo dowodów na to, że nawet według niewygórowanych,siedemnastowiecznych standardów byli brudasami 2o ."Domy mają czyściejsze od siebie" - napisał pewien przejezdnyAnglik 21 . W <strong>dom</strong>u holenderskim nie było żadnego pokoju kąpielowego,a łaźni publicznych prawie nie znano. Poza tym myśl o rozbieraniusię do kąpieli przy tej ogromnej ilości odzieży, jaką nosili* Holenderskie słowo "wyczyszczony" - sehoon - znaczy także "piękność" i "czystość".18 J. H. Huizinga, Duteh Civilization, s. 63.19 W. TempIe, op. cit., s. 80.20 P. J. Blok, op. cit., s. 256.21 Cyt. w: P. Zumthor, op. cit.7071


łDOMOWOŚĆDOMOWOŚĆna sobie zarówno mężczyźni, jak i kobiety w czasie wilgotnychzim, musiała byćzniechęcająca.TempIe zwraca też uwagę na niezdrowy klimat i położenie Niderlandów.I chociaż Holendrzy byli pionierami nowoczesnej medycyny,nie mogli zwalczyć chorób, które panowały we wszystkichprawie miastach w XVII wieku. Ogólny niski poziom zdrowiapotwierdzają serie epidemii, które opanowały Amsterdam w ciągusześciu lat po 1620 roku, zmniejszając ludność do trzydziestu pięciutysięcy. Lejda straciła przeszło jedną trzecią ze swojej czterdziestotysięcznejludności w okresie sześciu miesięcy 1635 roku.Co ciekawe, te wyszorowane podłogi i błyszczące naczyniawcale nie oznaczają właściwego pojmowania zdrowia i higieny.Czystość <strong>dom</strong>ów holenderskich nie była ani cechą charakterystycznąludzi, ani odpowiedzią dawaną na powody zewnętrzne,ale obecnością czegoś znacznie ważniejszego. Kiedy gości proszonoo zdejmowanie butów albo o nakładanie słomianych "bamboszy",nie działo się to bezpośrednio po wejściu do <strong>dom</strong>u - parter byłuważany za przedłużenie ulicy - ale przy wejściu na schody. Totu kończyło się życie publiczne, a zaczynał <strong>dom</strong>. Ta granica to byłnowy pomysł, a porządek i schludność nie świadczyły ani o wymaganiachgospodarzy, ani o czystości dla samej czystości, ale o pragnieniutraktowania <strong>dom</strong>u jako specjalnego, osobnego miejsca.To, że wiemy tak dobrze, jak wyglądały holenderskie wnętrza,zawdzięczamy dwóm szczęśliwym okolicznościom: znaczeniu malarstwaw siedemnastowiecznej Holandii i częstym jego tematom- scenom z życia <strong>dom</strong>owego. Holendrzy kochali się w obrazach.Zarówno bardzo bogaci ludzie, jak i całkiem skromni kupowali jei wieszali w swoich mieszkaniach. Był to częściowo sposób inwestowania,ale też i osobista przyjemność. Obrazy wisiały nie tylkow salonach i pokojach od frontu, ale także w karczmach, biurach,warsztatach rzemieślniczych i na tyłach sklepów. Społeczeństwoburżuazyjne utrzymywało wielu malarzy, którzy podobnie jak wytwórcymebli czy inni rzemieślnicy organizowali się w gildiach.Holenderscy malarze pracowali bardzo rzetelnie i mozolnie pięli72się w górę w swoim zawodzie, zaczynając w wieku czternastu latjako terminatorzy, potem jako "murzyni" czeladników, aż wreszciepo sześciu latach mogli się starać o przyjęcie do gildii i stać niezależnymi"mistrzami", co uprawniało ich do sprzedawania obrazówpod własnym nazwiskiem.Chociaż zapotrzebowanie na obrazy było ogromne, malarzybyło też wielu i tylko nieliczni osiągnęli bogactwo. Portrety robionona zamówienie, ale sporo obrazów malowano "na ryzyko" i sprzedawanoprzez pośredników. Odbiorcy <strong>dom</strong>agali się odpowiednichtematów, zrozumiałych i na wysokim poziomie artystycznym. Dobrzeznający swoje rzemiosło malarze, z prostym, bezpośrednimpodejściem do pracy i bez przesadnych ambicji późniejszych artystów,spełniali te zadania. W rezultacie siedemnastowieczne malarstwobyło nie tylko sztuką, ale także świetnie przedstawiało duchaowych czasów.Znając przywiązanie Holendrów do ich czyściutkich, zadbanychgniazdek nie dziw, że jako dodatek do tematów biblijnychi portretów rodzinnych rozwinął się tam nowy typ malarstwa,przedstawiający właśnie <strong>dom</strong>. Porównanie ich prac z współczesnymilustratorem amerykańskim Normanem Rockwellem niewielemówi o ich poziomie artystycznym, ale daje pojęcie o rodzajuich malarstwa, które przemawiało do odbiorców, rozmiłowanychw swoich <strong>dom</strong>ach. Pieter de Hooch, a także Jan Steen i GabrielMetsu malowali wspaniałe sceny z życia <strong>dom</strong>owego. Niespełnaczterdzieści prac zostawił wielki Jan Vermeer - tłem niemal wszystkichjest wnętrze <strong>dom</strong>u. Ale prawdziwą syntezę siedemnastowiecznegownętrza w swoim niewielkim obrazie dał Emanuel de Witte,który specjalizował się we wnętrzach kościołów. Małe arcydzieło,namalowane około 1660 roku, wskazuje nam szereg pokoi, zalanychsłońcem, wpadającym przez ciąg okien". Sądząc po świetlewe wszystkich trzech pokojach i po zarysie drzew, widocznychprzez te okna, <strong>dom</strong> znajduje się prawdopodobnie na obrzeżach~ Ten rodzaj obrazów, przeznaczonych do wieszania w <strong>dom</strong>u miał przeważnieniewielkie rozmiary; obraz de Witte' a ma rozmiary siedemdziesiąt pięć centymetrówna sto dwadzieścia. Wiele jest mniejszych o połowę.73


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆmiasta. Najważniejsza postać na obrazie, od której bierze się tytuł,to młoda kobieta grająca na wirginale, popularnym wówczasw Holandii instrumencie, prekursorze szpinetu.Jak wielu holenderskich malarzy, de Witte w swoim obraziecoś nam opowiada. Z pozoru jest to spokojna, idylliczna scena. Jestranek - mówi nam o tym niski kąt padania słońca i postać służącej,widoczna w trzecim pokoju, zajętej sprzątaniem. Pani <strong>dom</strong>u _któż inny mógłby to być? - siedzi przy instrumencie muzycznym.Pokój, w którym gra, służy, jak to często bywa, do wielu celów.Poza wirginałem znajdują się w nim stół, trzy krzesła oraz łóżkoz baldachimem i zasłonami.Ale nie wszystko jest tak, jak wygląda na pozór. Gdy uważniepopatrzeć, to okazuje się, że kobieta gra nie tylko dla siebie;na łóżku, za zasłonami, ktoś słucha tej muzyki. Niewątpliwie jestto mężczyzna - wyraźnie nosi wąsy i chociaż jest schowany, jegoubranie wiszące na krześle, na samym przodzie, jest doskonalewidoczne. Rękojeść miecza, tylko częściowo widocznego na obrazie,i niedbały sposób, w jaki ubranie zostało rzucone na krzesło- zamiast być powieszone porządnie na haku za drzwiami _daje w delikatny sposób do myślenia, że to może nie być mążtej pani. Małżeńska niewierność była bardzo źle widziana w kalwińskiejHolandii i de Witte wypełnił swój społeczny obowiązek,robiąc z niej przedmiot aluzji i ukrywając ją w szeregu zagadek,symboli i wtórnych znaczeń. Dzbanek i ręcznik na stole, ręcznapompa i zamiatająca podłogę kobieta sugerują między wierszami,że "czystość przybliża do Boga". Ale częścią wdzięku tego rodzajumalarstwa jest niejasność stosunku malarza do tematu. Czy ta kobietajest dostatecznie skruszona? Jeśli tak, to dlaczego gra, skoropowinna płakać? Jest obrócona plecami, co mogłoby znaczyć, żesię ws~dzi, ale w lustrze, wiszącym na ścianie nad wirginałem jejtwarz Jest - jakby umyślnie - niewidoczna.Nie ma co starać się o rozwikłanie tej niedopowiedzianej historii,ukrytej w cieniach i szczegółach obrazu de Witte'a. Był on, jak~iększ?ść malru:zy holenderskich, zainteresowany nie tylko swojąhistorYJką, ale cIeszyło go też portretowanie świata, tak jak go widział.Ta miłość do realnego Świata - "realizm" to zbyt słabe słowo74, '",- widoczna jest w wielu szczegółach. Możemy podziwiać sposób,w jaki cień okien pada na wpółotwarte drzwi, czerwoną taftę zasłon,która ożywia jasność w pokoju, błyszczący mosiądz świecznika,bogactwo złota na ramie lustra i różową fakturę cynowegodzbanka. Mały piesek śpi zwinięty koło łóżka; otwarty zeszyt nutowyleży na wirginale. Nic nie jest na tyle mało znaczące, by uszłouwagi malarza.Trzeba od razu powiedzieć, że nie ma mowy, aby de Witteodmalował jakiś prawdziwy <strong>dom</strong>; mimo że wygląda jak fotografia,jest wymyślony. Kościoły przez niego malowane też nie istniały naprawdę;oparły się na szkicach przedstawiających konkretne wnętrza,ale gotowy obraz był kompilacją elementów z rozmaitych kościołów.Nie ma to jednak większego znaczenia, <strong>dom</strong> może i zostałwymyślony, ale efekt jest prawdziwy i sprawia wrażenie niezwykleciepłe.Umeblowanie jest proste; wyściełane krzesła wyglądają na wygodne,ale brak im frędzli i brokatu, tak wówczas popularnych weFrancji. Pokoje są w amfiladzie, ale efekt tego nie jest przytłaczający.Ściany zwyczajne, chociaż ozdobione - jak to często bywało- lustrem, a także mapą, widoczną przez otwarte drzwi. Na kamiennejpodłodze prosty wzór z białych i czarnych kwadratówmarmuru. Najwyraźniej jest to zamożny <strong>dom</strong> - świadczy o tyminstrument muzyczny, wschodni dywan i pozłacana rama lustra -ale luksus nie bije w oczy. Przedmioty nie są wystawione na pokaz;zamiast tego wydaje się, sądząc po rozstawieniu mebli, że myśli siętu praktycznie. Łóżko stoi w kącie za drzwiami; przed nim dywan,położony po to, żeby odgrodzić się od porannego chłodu, wydzielanegoprzez marmurową podłogę. Lustro wisi nad wirginałem;stół i krzesła stoją pod oknem, przy świetle. I to jakim świetle! Pokojesą jasne, żeby podkreślić ich wielkość, jak również ich fizyczną,materialną realność. Tu przede wszystkim widać sens wewnętrznejprzestrzeni, a stąd wewnętrznej atmosfery. Nie pokój tu został namalowany,ale <strong>dom</strong>.To była specjalność de Witte' a: wewnętrzna atmosfera. Coprawda ten rodzaj malarstwa był przez długi czas uważany za75


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆgorszy, ale dla nas jest specjalnie interesujący. De Witte nie byłoczywiście jedynym, który uprawiał ten <strong>dom</strong>owy genre. Pieter deHooch z nie dalekich Delft stworzył cały cykl obrazów ilustrującychcodzienne życie przeciętnych mieszczan. Malował ich przeważnieprzy pracy, pochłoniętych jakąś zwykłą robotą, i z architektonicznąakuratnością opisywał ich <strong>dom</strong>y i ogrody. W przeciwieństwie dode Witte' a, mniej interesowała go narracja, a bardziej portretowa­~e. wyidealizowanego wnętrza. I chociaż tło było u niego najważ­~eJsze, w ma~owanych przez niego scenach zawsze znajduje sięJedna lub dWIe osoby, przeważnie kobiety z dziećmi. W okresie~enesansu kobiety na obrazach przedstawiano przeważnie same,J~k M~donny, .święte czy biblijne postacie; malarze holenderscypIerwsI wybrali zwykłe kobiety jako temat swoich obrazów. W malarstwiede Witte' a zupełnie naturalną rzeczą jest, że zajmują oneczołowe miejsca, ponieważ świat <strong>dom</strong>owy opisywany przez niegobył i c h światem. Natomiast świat mężczyzn, ich pracy i życia społeczn~go,~r~eniósł s~ę gdzie indziej. Dom stał się miejscem innegorodzaju zaJęc - speCjalnej pracy <strong>dom</strong>owej - pracy kobiet. Istniałao~a zawsze, ale jej wyodrębnienie było czymś nowym. ŚredniowIecz~e~alarstwo pokazywało kobiety przy pracy, ale rzadko byłyprzy rueJ same, przeważnie znajdowały się wśród mężczyzn rozmawi~jących,jedząc~ch, załatwiających swoje sprawy lub wałęsającychSIę wokoło. KobIety de Hoocha pracują samotnie i w spokoju.Jan . V~rmeer, malarz również pochodzący z Delft, przede~szystkim ln.teresował się postacią kobiecą, ale ponieważ wszystkieJego .zna~omIte. obraz~ za tło mają wnętrze <strong>dom</strong>u, więc i od niegod?wIaduJ~m! SIę co rueco na ten temat. Jego kobiety pracują w taki~~kupleruu, że to aż odbija się na atmosferze panującej w pokOJ~l na. sp:zętach. Dzięki malarstwu Vermeera możemy zauważyćz~~any, J~kie zaszły w <strong>dom</strong>u: zrobił się miejscem prywatnego ży­CI~ l os?blstych przeżyć. List miłosny przedstawia panią <strong>dom</strong>u, któ­~e! słuząca przynosi list. Widzimy narożnik ozdobnego kominka,sClanę z pozłacaną boazerią i wiszący na niej krajobraz morski (tedwa ostatnie tematy należały do Vermeera). Pomijając takie elementynarracji, jak mandolina, list i krajobraz na ścianie - tym, co76najbardziej uderza w obrazie, jest wzajemny stosunek obu kobiet,dzielących chwilę prywatności, i sposób, w jaki Vermeer przeniósłnas do innego miejsca, kładąc nacisk na intymność tego wydarzeniai jednocześnie uzyskując wyczucie <strong>dom</strong>owej przestrzeni w niezwykleoryginalny sposób. Kilka jakichś-tam przedmiotów - koszz bielizną do prania, miotła, czyjeś ubranie, para butów - przesądzao panowaniu kobiet na tym terenie. Mężczyzna, od któregoten list prawdopodobnie przyszedł, jest daleko stąd; a nawet gdybybył na miejscu, musiałby niesłychanie ostrożnie stąpać po świeżoumytej czarno-białej podłodze. Kiedy na obrazie znajduje się mężczyzna,odnosi się wrażenie, że to gość - czy raczej intruz - ponieważkobiety Vermeera nie zamieszkują po prostu namalowanychprzez niego pokoi: one je całkowicie okupują. Bez względu na toczy szyją, grają na szpinecie, czy czytają list, kobiety holenderskieprzebywają w <strong>dom</strong>u w sposób zdecydowany, patetyczny i radosny.* * *Feminizacja <strong>dom</strong>u w XVII wieku w Holandii była jednymz najbardziej znaczących przełomów w ewolucji życia <strong>dom</strong>owego,ewolucji, która miała kilka przyczyn; główną było zmniejszonezatrudnianie służby <strong>dom</strong>owej. Nawet najbogatsze <strong>dom</strong>y rzadkomiały więcej niż dwoje służby, a zwykła, dobrze prosperująca,mieszczańska rodzina przeważnie zadowalała się jedną służącą.Wypada to skromnie w porównaniu z Brunami, którzy mieli trzechczeladników i dwie służące, czy z typowo angielską, mieszczańskąrodziną, gdzie przebywało przynajmniej pół tuzina <strong>dom</strong>owników.Holenderskie prawo zajmowało bardzo zdecydowane stanowiskona temat kontraktów i praw cywilnych służby, w rezultacie czegostosunki między pracodawcami a zatrudnionymi były pozbawionewyzysku i bardziej zażyłe niż gdziekolwiek w Europie; służący jedlize swoim państwem przy jednym stole, a praca była raczej dzielonaniż zlecana. To wszystko wytworzyło w XVII wieku w Holandiiszczególną sytuację: kobieta zamężna, bez względu na zamożnośći pozycję społeczną, wykonywała osobiście większość czarnej robotyw <strong>dom</strong>u. Zostało zanotowane w ówczesnych dokumentach,77


DOMOWOŚĆDOMOWOŚĆże kiedy wysłannik księcia Oranii (stadhouder), odwiedził żonę admirałade Ruytera na drugi dzień po jego śmierci, wdowa nie mogłago przyjąć, bo właśnie zwichnęła nogę - podczas rozwieszaniab· li 22 D W'le zny . e ltte, otrzymawszy zamówienie na sportretowanieżony bogatego mieszczanina, Adriany van Heusden, namalowałją wraz z córeczką kupującą ryby na amsterdamskim targu. Niesposób wyobrazić sobie w takiej sytuacji francuską czy angielskądamę, a tym bardziej żeby pragnęła ona uwiecznienia w tak prozaicznymotoczeniu.Według TempIe' a holenderska żona miała "całą opiekę i absolutnekierownictwo w sprawach <strong>dom</strong>owych", w tym zawierała sięteż troska o gotowanie 23 . Potwierdzają to ówczesne relacje cudzoziemskichpodróżników, niektóre, szczególnie w przypadku Francuzów,nie szczędzące uszczypliwych uwag na temat kuchni holenderskiej.Może i tak było, ale ta niewielka zmiana miała dalekosiężnekonsekwencje. Gdy wyłącznie służące zajmowały się gotowaniem,pomieszczenie, w którym mieściła się kuchnia, mało odróżniałosię od innych, a w każdym razie było miejscem drugoplanowym.Na przykład w paryskich mieszczańskich <strong>dom</strong>ach kuchniaznajdowała się w zabudowaniach za podwórzem, nie mając bezpośredniegopołączenia z głównymi pokojami. W angielskich szeregowych<strong>dom</strong>ach kuchnia, granicząca z kwaterami służby, mieściła sięw podziemiach aż do XIX wieku. W większości mieszkań "kuchnia"to nic innego jak garnek zawieszony nad ogniskiem.. . Kuchnia w holenderskim <strong>dom</strong>u była pomieszczeniem najważrueJszymze wszystkich; według pewnego historyka "została onawywindowana do pozycji niezwykłej godności i stała się czymśP?~iędzy świątynią a muzeum"24. Tu stały kredensy z drogocennąb~ehzną stołową, porcelaną i srebrem. Miedziane i mosiężne naczyrua,w~czyszczone do połysku, wisiały na ścianach. Piec kuchennyz kommem był ogromny i pięknie udekorowany - aż przesadnie,22 [bid.23 W Tempie, op. cit., s. 89.24 P. Zumthor, op. cit.78stosownie do panującej mody - i posiadał nie tylko palenisko z tradycyjnym,większym garnkiem, ale i inny prosty rodzaj piekarnika.Zlew był miedziany, czasem marmurowy. Niektóre kuchnie miaływłasne, ręczne pompy (widać taką na obrazie de Witte' a), a nawetpojemniki ze stale uzupełnianą, gorącą wodą. Obecność takichułatwień oznaczała wzrastające znaczenie prac <strong>dom</strong>owych i wagę,jaką zaczęto przywiązywać do wygody. To było jak trzeba. Po razpierwszy osoba, która stale zajmowała się pracami <strong>dom</strong>owymi,miała również możliwość wpłynięcia na organizację i urządzeniaw <strong>dom</strong>u. Służba musiała godzić się z niewygodami i nieprzemyślanymiurządzeniami, ponieważ nie miała nic do powiedzenia.A pani <strong>dom</strong>u nie potrzebowała na nic przystawać, szczególnie jeśli- jak inne Holenderki - miała głowę na karku.Przyznana kuchni ważność dała kobiecie centralną pozycjęw holenderskim gospodarstwie. Mąż mógł sobie być głową <strong>dom</strong>ui odmawiać modlitwy przy jedzeniu, ale w sprawach zarządzaniaprzestał być" panem we własnym <strong>dom</strong>u". To nie mąż, a żona pilnowałaczystości i porządku, między innymi dlatego że sama musiałado tej czystości doprowadzić. Ten dobrze pojęty interes wydajesię być bardziej przekonywającym wytłumaczeniem niż klimat czycechy narodowe.Można wymienić dużo przykładów na to, że porządek w holenderskim<strong>dom</strong>u utrzymywały kobiety. Palenie tytoniu było bardzorozpowszechnione wśród mężczyzn, ale ich żony dokładaływszelkich starań, żeby nie mieć w <strong>dom</strong>u zapachu dymu. Niektórezastrzegały sobie nawet w kontrakcie małżeńskim specjalny paragraf"o niepaleniu"; jeśli wszystko inne zawiodło, wydzielały specjalny"pokój do palenia" dla swoich zatabaczonych małżonków.A i tak raz do roku odbywało się· wielkie sprzątanie (było onododatkowe, niezależne od cotygodniowego) i opróżniano <strong>dom</strong> zewszystkiego. Mężczyźni, którym odmawiano wtedy gorących posiłkówi zabraniano wstępu, nazywali te dni "piekłem". Reprezentacyjnesalony również były regularnie sprzątane, chociaż ich rzadkoużywano. Pewien bogaty mieszczuch wyznał TempIe' owi, że sąw <strong>dom</strong>u dwa pokoje, do których żona zabroniła mu wstępu i nigdy79


DOMOWOŚĆtam nie wszedF5. I mimo że mężczyźni nadal siedzieli przy stolew kapeluszach (poza momentami odmawiania modlitwy) i rzadkomyli ręce przed jedzeniem, ewolucję mieszczańskich - w przeciwieństwiedo dworskich - manier należy uznać za rozpoczętą.Nakaz stosowania określonego kodeksu zachowań w <strong>dom</strong>uuznany został przez przybywających cudzoziemców za dziwny,chociaż ta opinia może być nieco na bakier z prawdą, jako że zachowałysię wypowiedzi wyłącznie mężczyzn. Pełno było opowieścio srogości, jeśli nie o tyranii pań; niewątpliwie wiele miało charakterapokryficzny, ale wszystkie wskazywały na zmiany w dawnychporządkach. Dom nie tylko stawał się bardziej swojski, zaczynał teżnabierać specjalnej atmosfery. Stawał się <strong>dom</strong>eną kobiet, w każdymrazie kobiety miały nad nim kontrolę. Ta kontrola była widocznai realna. Jej rezultatem była czystość i surowsze przepisy, ale teżwprowadziła ona coś, co przedtem nie istniało: <strong>dom</strong>owość.Żeby móc mówić o <strong>dom</strong>owości, trzeba by opisać całą gamęprzeżywanych uczuć, a nie jedną właściwość. Domowość kojarzysię nam z rodziną, swojskością, oddaniem, a także ze znaczeniem<strong>dom</strong>u urzeczywistniającym - nie zaś tylko chroniącym - te uczucia.Ta atmosfera <strong>dom</strong>owości przenikała obrazy de Witte' a i Vermeera.Teraz wnętrze nie tylko stało się polem do działalności <strong>dom</strong>owej- tak było zawsze - ale również pokoje i znajdujące się w nichsprzęty zaczęły żyć własnym życiem. To życie oczywiście nie byłosamodzielne, ale istniało w wyobraźni ich posiadaczy i wobec tego,paradoksalnie, "<strong>dom</strong>owa <strong>dom</strong>owość" zależała od rozwoju bogatejwewnętrznej świa<strong>dom</strong>ości, która była rezultatem roli, jaką objęłakobieta w <strong>dom</strong>u. Jeśli <strong>dom</strong>owość stała się, jak twierdzi John Lukacs,jednym z podstawowych osiągnięć Ery Mieszczańskiej, byłoto przede wszystkim zasługą kobiet 26 .25 Ibid.26 J. Lukaes, op. cit., s. 624.80Rozdział 4Wygoda i przyjemność... dobry smak polega na połączeniupoczucia wygody, trwałości i przyjemności.Jacques-Franr;ois BlondelArchitecture Frant;aisePrywatność i <strong>dom</strong>owość, dwa wielkie odkrycia ery mieszczańskiej,pojawiły się w sposób naturalny w warstwach średnich społeczeństwaholenderskiego, a w XVIII wieku przyjęły się w reszciekrajów północnej Europy - w Anglii, Francji i państwach niemieckich.Gospodarstwa <strong>dom</strong>owe zmieniły się zarówno fizycznie, jaki emocjonalnie; kiedy przestały być warsztatami pracy, stały sięmniejsze, i - co ważniejsze - trudniej dostępne dla obcych. Ponieważmieszkało w nich mniej ludzi, wpłynęło to nie tylko na ichwielkość, ale i na atmosferę. Przekształciły się w miejsca zachowańbardziej prywatnych i kameralnych. Ta prywatność została wzmocnionastosunkiem do dzieci, których stała obecność zmieniła średniowieczny,publiczny charakter "dużego <strong>dom</strong>u". Dom przestałbyć tylko odgrodzeniem się od rozmaitego typu niebezpieczeństwi schronieniem przed obcymi - chociaż te ważne funkcje pozostały- stał się siedzibą nowej, zwartej komórki społecznej: rodziny. Wrazz rodziną nastąpiło pewne wyobcowanie, ale powstało także życierodzinne. Miejsce zamieszkania zmieniło się w prawdziwy <strong>dom</strong>,81


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆpociągając za sobą prywatność i <strong>dom</strong>owość, a stąd już tylko krokdo odkrycia <strong>idei</strong> komfortu.Może się wydawać dziwne mówienie o komforcie w kategońach<strong>idei</strong>. Jest to przecież głównie stan fizyczny: człowiek siedziw wygodnym krześle ... i jest mu wygodnie. Cóż prostszego? WedługBernarda Rudofsky' ego, zaciekłego krytyka współczesnej cywilizacji,byłoby naj słuszniej w ogóle wyrzucić krzesła i siedziećna podłodze. "Siadanie na krzesłach to zwyczaj nabyty, jak palenie,i równie zdrowy" - ironizujel. Wymienia cały zestaw - wedługniego trafniejszych - rozwiązań z innych kultur i epok. Włącza w tootomany, estrady, rozmaite podwyższenia, huśtawki i hamaki, alejego ulubioną alternatywą jest - podłoga.Różnice w postawach, tak jak różnice w przyborach do jedzenia(na przykład nóż i widelec, patyczki lub palce), dzielą światrównie głęboko jak ustroje polityczne. Jeśli chodzi o postawę, tosą dwie szkoły: siedzenie na czymś (tzw. świat zachodni) i siedzeniew kucki* (cała reszta) **. Chociaż nie istnieje żelazna kurtynadzieląca te dwa światy, żaden z nich nie czuje się dobrze w odmiennejpozycji. Kiedy jadam z moimi wschodnimi przyjaciółmi,bardzo prędko zaczynam źle znosić siedzenie na podłodze, krzyżmnie boli, a nogi drętwieją. Ale siedzący w kucki także nie lubią siedziećna czymś. W hinduskim <strong>dom</strong>u znajdują się oczywiście i stółdo jedzenia, i krzesła, ale odpoczywająca w skwarne popołudnierodzina - rodzice i dzieci - siedzą razem na podłodze. Rikszarztrzykołowego skutera w Dehli siedzi na siodełku, ale zamiast tol B. Rudofsky, Now I Lay me Down to Eat, Garden City 1980, s. 62.• Chodzi zarówno o klasyczne kucanie, jak i siedzenie "po turecku", a takżesiedzenie na piętach - przyp. tłum.•• Ten dwustronny podział jest niezwykle konsekwentny; jest tylko jeden przykładcywilizacji, w której istniało zarówno siedzenie na czymś, jak siedzenie na~iemi: starożytne Chiny. Krzesła sprowadzono prawdopodobnie do Chin z EuropyJUż w VI wieku. Jednakże, mimo iż Chińczycy używali wysokich stołów, krzesełi łóżek, w ich <strong>dom</strong>ach były także miejsca, w których znajdowały się niskie meble,przydatne, gdy siedzi się na ziemi 2 .2 F. Braudel, op. cit.lWYGODA I PRZYJEMNOŚĆrobić po zachodniemu z nogami spuszczonymi, krzyżuje je (co dlamnie jest ryzykowne, a dla niego wygodne). Stolarz kanadyjskipracuje, stojąc przy warsztacie. Vikram, mój przyjaciel z Gujarati,jeżeli może wybierać, woli pracować siedząc na podłodze.Dlaczego jedne kultury przyjęły pozycję siedzenia na czymś,a inne nie? Chociaż pytanie wygląda na proste, niełatwo wyjaśnić,co spowodowało, że tak właśnie jest. Aż się prosi, żeby odpowiedzieć,że meb!~J~owstaQko l~giczna obrona przed zimnymipodłogami, t prawdą jest, że kucający przeważnie żyją w tropikach.Ale wynalazcy mebli do siadania - Asyryjczycy, Babilończycy,Egipcjanie i Grecy - żyli w ciepłym klimacie. Żeby jeszczebardziej wszystko pogmatwać, to Koreańczycy i Japończycy, żyjącyw chłodnych rejonach, nigdy nie czuli potrzeby konstruowania meblii wystarczało im podgrzewanie powierzchni podłogowych. FernandBraudel sugeruje, że rozwój meblarstwa w różnych kulturachpodlegał dwóm prawom. Pierwsze mówi, że ubodzy z natury rzeczyposiadali mało sprzętów, a drugie, że cywilizacje tradycyjnepozostają wierne swoim sposobom urządzania wnętrz i zmieniająje woln0 3 • Ale w końcu zmuszony jest przyznać, że ta pełna determinizmuteońa nie rozwiązuje problemu' w całości. Tłumaczy,co prawda, małą ilość mebli w Etiopii i Bangladeszu - obie te kulturysą ubogie i tradycjonalne - ale co począć z tak dobrze prosperującymii dynamicznymi cywilizacjami, jak otomańska Turcjai cesarski Iran? Nie wyjaśnia też, dlaczego Indie Mogołów, dość bogatei genialne, żeby wybudować Tadż Mahal, nie zaproponowałynic w sprawie mebli do siedzenia. Takich przykładów jest więcej.W VIII wieku Japończycy, którzy skopiowali większość technologiii kultury od Chińczyków, z rozmysłem pominęli chińskie meble;w XVI wieku wzięli broń, ale zlekceważyli krzesła. To unikanie mebliwcale nie było konsekwentne. Podobnie jak Japończycy, Hindusiteż długo dawali sobie radę bez krzeseł, ale spać wolą w łóżkach,nie na podłodze.Prawdą jest, że ludzie przywykli do siedzenia w kucki dobrzesię w tej pozycji czują, natomiast ludzie przyzwyczajeni do3 Ibid.8283


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA I PRZYJEMNOŚĆkrzeseł męczą się prędko, siedząc na podłodze i bardzo im niewygodnie,ale wybór jednej czy drugiej pozycji nie może być tłumaczonyróżnicami w budowie ciała. Japończycy są na ogół mniejsiod Europejczyków, ale Afrykanie, którzy siedzą w kucki, nie. Siedzeniena ziemi z wyprostowanym kręgosłupem może być bardzozdrowe, ale nie ma najmniej szych podstaw do sądzenia, że "kulturysiedzące na czymś", jak antyczni (i atletyczni) Grecy, zajęli sięwymyślaniem krzeseł z lenistwa albo z fizycznej niemocy.A może siedzenie to rzecz gustu? W takim razie według Rudofsky'ego jest to jeszcze jeden przykład zachodniej przewrotności.Jego krytyczny stosunek do mebli opiera się na założeniu Rousseau,że skoro podłoga jest tym, co potrzebne do siedzenia czyleżenia, krzesła i łóżka są zbędne, przeciwne naturze i wobec tegogorsze. Twierdzenie, że to co naturalne musi być lepsze od tego cosztuczne, wymaga ryzykownego przeskoku w rozumowaniu, alewraz z tym wszystkim, co implikuje, ma wielką wagę dla Amerykanów- w każdym razie sądząc po dziesiątkach ogłoszeń, którewychwalają "życie zgodne z naturą". Ale jest to bardzo powierzchownemniemanie. Wystarczy chwila namysłu, żeby uświa<strong>dom</strong>ićsobie, że c a ł a kultura jest sztuczna, zarówno gotowanie, jak muzyka,meble i malarstwo. Po co przygotowywać czasochłonne sosy,kiedy wystarczą świeże owoce? Po co zawracać sobie głowę instrumentami,jeśli głos ludzki ma takie przyjemne brzmienie? Po comalować obrazy, skoro wystarczy patrzeć na świat? Po co siedziećna czymś, kiedy można kucnąć?Odpowiedź brzmi, że to wszystko wzbogaca życie, czyni jebardziej urozmaiconym i interesującym. Oczywiście, meble nie sątworem naturalnym; są wymyślone i wykonane przez człowieka.Siedzenie na czymś jest sztuczne i podobnie jak inne sztuczne czynności- chociaż w sposób mniej oczywisty niż gotowanie, muzykainstrumentalna czy malarstwo - wprowadza sztukę do życia. Jemybarszcz czy gramy na fortepianie - albo siedzimy na krześle - z wyboru,a nie z potrzeby. To powinno być wyraźnie podkreślone, botyle już zostało napisane o praktyczności i funkcjonalności (zwłaszczanowoczesnych) mebli, że łatwo zapomnieć, iż stoły i krzesła,84w przeciwieństwie, na przykład, do lodówek czy pralek, świadcząo naszym smaku, a nie są przedmiotami użytku.Człowiekowi siedzącemu na ziemi nie jest ani wygodnie, aniniewygodnie. Powinien oczywiście unikać ostrych kamieni i innychniemiłych przeszkód, ale poza tym wszystkie płaskie powierzchniesą mniej więcej jednakowe. Osoba, która kuca, nie patrzy, jdK torobić ani gdzie, kucanie bowiem jest naturalne. Nie oznacza to, żejest prostackie; jak inne ludzkie czynności może też mieć swojąetykietę czy ceremoniał. Japończycy na przykład nigdy nie siadająbezpośrednio na ziemi, zawsze na podwyższeniu, a Arabowie nadywanach olśniewającej urody. Nie oznacza to, że ten sposób jestgorszy lub mniej wygodny, ale że wygoda nie zajmuje określonegomiejsca w żadnym z tych przypadków.Siedzenie na krześle to zupełnie co innego. Krzesło może byćza wysokie albo za niskie. Może uwierać w plecy lub wpijać sięw uda. Może usposabiać siedzącego do spania, ale może też powodowaćjego rozdrażnienie czy sprawiać mu ból w krzyżu. Krzesłomusi być zaprojektowane tak, żeby uwzględniało postawę ciałai stąd powstają problemy, z jakimi nie spotykał się wykonawcaobitej dywanem estrady lub platformy. Społeczeństwa używającekrzeseł wcześniej czy później zmuszone są do przemyślenia sprawywygody.Zagadnienie wygodnego siedzenia rozwiązywane jest już odwielu wieków. Wymyślone przez Greków krzesło zostało potem odrzuconei zapomniane. Historycy meblarstwa niesłusznie zwracająnaszą uwagę na zmiany, jakie zaszły w jego wyglądzie i konstrukcji,i pozwalają nam zapomnieć o znacznie ważniejszej sprawie:o zmianach, jakie zaszły w siedzących. Ponieważ główny akcentw projektowaniu mebli powinien być położony nie na ich stronietechnicznej - jak krzesło zostało wykonane - ale na historyczno­-kulturowej: jak było używane. Zanim wymyślimy dobre krzesło,musimy zdecydować się, jak chcemy siedzieć.Krzesło zawsze odpowiadało sposobowi, w jaki ludzie życzylisobie siedzieć. Człowiek, który siedział na krześle, był ważny -85


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA I PRZYJEMNOŚĆstąd chairman* - jego wyprostowana, godna postawa dawała wyobrażenieo jego społecznym statusie. Ta asocjacja między miejscemdo siedzenia a jego użytkownikiem pozostała i w europejskiej,i w amerykańskiej kulturze; ciągle jeszcze wiemy, o co chodzi,gdy mówi się o ławie sędziego lub o siedzeniu kierowcy. Reżyserfilmowy w dalszym ciągu ma swoje nazwisko na oparciu krzesła,chociaż to tylko nadruk na płótnie. Są nawet wydumane siedzenia,jak Chairs in Art History, albo wyznaczone miejsca w zarządachspółek. Na moim uniwersytecie profesor, który wykłada dwadzieścialat, dostaje drewniany fotel z emblematem uniwersytetu, a nietradycyjny zegarek.Pozycja przy siedzeniu zmieniała się powoli, chociaż krzesłazaczynały też służyć bardziej powszechnym zajęciom, takim jak jedzenieczy pisanie. W okresie renesansu i baroku europejskie meblesłużące do siedzenia, mimo że bardzo powiększyła się ilośćich rodzajów, nadal zmuszały do pozycji wyprostowanej, narzuconejprzez najdawniejsze wzory. Nawet "u<strong>dom</strong>owiony", siedemnastowiecznyHolender w dalszym ciągu siedział sztywno z nogamiprawie wbitymi w podłogę.Inną rolę odgrywało krzesło we Francji Ludwika XlV, epocefantastycznych osiągnięć nie tylko politycznych i militarnych, aletakże literackich i architektonicznych. W tym okresie równieżsprzęty podniesiono do poziomu sztuki. Zaczęły być uważane zaintegralną część urządzenia wnętrza i przypadkowe rozstawieniemebli ustąpiło miejsca ściśle przestrzeganemu porządkowi. Na ilustracjachz królewskiego pałacu w Wersalu widać między każdąparą okien stół, po każdej stronie drzwi komodę i przy każdej bażiepilastra stołek. Ponieważ funkcją mebli było teraz uwydatnianiei uwypuklanie architektury pokoju, a nie ułatwianie życia ludziom,krzesła, choć brzmi to nieprawdopodobnie, projektowano do podziwiania,a nie do siedzenia. Ustawiano je pod ścianą, w rzędzie,jak żołnierzy. Ludwik XlV, kawał tyrana, skarcił podobno kiedyśswoją kochankę za to, że zostawiła krzesło na środku, zamiast odnieśćje na miejsce, pod ścianę.• Przewodniczący, prezes - przyp. tłum.86Chociaż funkcja krzesła była wtórna, odgrywało ono ważnąrolę w dworskiej etykiecie. W nowoczesnym biurze wymiary fotelaszefa także są wskazówką, jaką ma on pozycję i wpływy; podobniew Wersalu, to, na jakim rodzaju krzesła miało się prawo czasamiusiąść, wyznaczało społeczną rangę i pozycję. W niektórych pokojachw ogóle nikomu poza królem nie wolno było siadać - w urzędowejsypialni nie znaleźlibyśmy ani jednego gościnnego krzesła.W reszcie pałacu przestrzegano ścisłej hierarchii. Fotele były zarezerwowanetylko dla Króla Słońce i zabroniono komukolwiekje zajmować. Na krzesłach bez poręczy mogło zasiadać najbliższeotoczenie króla. Stołków bez oparcia mieli prawo używać jedynieniektórzy ze szlachty, a twarde, składane - naj niższej rangi urzędnicy.Wobec tego, że ilość takich stołków była ściśle kontrolowana_ inwentaryzacja zrobiona po śmierci Ludwika XIV wykazała, żebyło ich tylko 1325, podczas gdy dziennie przewijało się przezWersal parę tysięcy osób - zabawa "w jak naj szybsze zajmowaniemiejsc siedzących" zawsze się udawała, zostawiając większośćdworaków na stojąco 4 . Można dać głowę, że ci, którym w końcusię udało, raczej siedzieli niż się relaksowali; sterczeli wyprężenina stołkach, przybierając pozy szczerego zainteresowania. Chociażta przedziwna krzesłowa etykieta panowała głównie w Wersalu,a nie w <strong>dom</strong>ach mieszczańskich, trudno się było spodziewać w tychwarunkach ewolucji w kierunku wygody. Mistrzowie sztuki stolarstwa,tacy jak Golle, Cucci i Boule, tworzyli meble niezwykłejpiękności - zwłaszcza sekretery, szafy i komody - ale meble dosiedzenia zatrzymały się na pozłacanej niewygodzie.Miało się to wkrótce skończyć: wraz ze śmiercią Ludwika XIVw 1715 roku i wstąpieniu na tron jego prawnuka Ludwika Xv,sztywność zastąpiono ożywieniem, zadęcie - intymnością, a przepych- delikatnością. "Wersal w XVIII wieku", pisze Nancy Mitford,"był reprezentowany przez mało budujące moralnie, ale szczęśliwezbiorowisko kilku tysięcy ludzi, żyjących dla przyjemności i świet-4 G. Jackson-Stops, Formał Spłendour: The Baroque Age, w: ed. A. Charlish, TheHistory oj Furniture, London 1976, s. 77.87


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA I PRZYJEMNOŚĆnie się bawiących"5. Nasze wyobrażenie o tym okresie zostało zmąconeprzez krytycyzm wiktoriańskich historyków - i przez dwudziestowiecznezakłamanie - dla których pogoń za przyjemnościąbyła rozwiązłą ekstrawagancją, a wyrafinowany styl życia - baządla zepsucia. A jednak właśnie w tym okresie, i przede wszystkimdzięki hedonistycznym ciągotom ludzi wtedy żyjących, pojawiłysię po raz pierwszy wygodne meble do siedzenia.Siedzenie przestało być tylko funkcją czy rytuałem, a stało sięteż formą odpoczynku. Ludzie siadali razem, żeby posłuchać muzyki,porozmawiać czy zagrać w karty. Nowe pojęcia swobody widaćbyło w ich sposobie siadania: dżentelmeni odchylali się do tyłui zakładali nogę na nogę - nowa pozycja - a damy spoczywały, półleżąc.Także inne, przypadkowe pozy zaczęły wchodzić w modę.Formy krzeseł usiłowano dostosowywać do tych nowych pozycji i,po raz pierwszy od czasów greckich, do ludzkiego ciała. Ich oparciajuż nie były pionowe, tylko pochyłe, a poręcze miały linie zaokrąglonezamiast prostych. Były szersze, niższe i umożliwiały większąswobodę w przybieraniu póz. Największą popularnością cieszył sięteraz wyściełany fotel, który miał określony kształt tylnego, obitegooparcia i był o wiele szerszy niż dawne krzesła. Siedząca na nimosoba mogła się obracać w różne strony, opierać na miękkich poduszkachi rozmawiać swobodnie z osobą obok. Stołek przestał jużsłużyć do siadania, nowym zwyczajem kładło się na nim nogi. Bywałyrównież fotele dwuosobowe i całe mnóstwo rozmaitych kanap,których nazwy - ottomane, sultane, turquoise - przypominają,jak i słowo "sofa", arabskie pochodzenie tych niskich, wyściełanychsiedzeń typu tapczan. Kobiety układały się na szezlongach, mogącychteż służyć za kanapy.Francuzi rozwiązali problem mebli we właściwy im, rozsądnysposób. Nie zarzucili tradycyjnego, przepisowego typu umeblowania,charakterystycznego dla wnętrz Ludwika XlV, ale stworzylinowy rodzaj mebli do siedzenia, które nie były ograniczone przezsztywne potrzeby estetyczne i odpowiadały pragnieniom bardziejwypoczynkowych pozycji. Te dwa nowe typy znane były jako sieges5 N. Mitford, Madame de Pompadour, New York 1968, s. 111.88meublants i sieges courants 6 • Pierwszy w dalszym ciągu uważanybył za część dekoracji. Nazywano go także "umeblowaniem architektonicznym",był wybierany i ustawiany przez architekta, wrośniętyna stałe w urządzenie pokoju, jak obraz, którego nie wieszanogdzie popadnie, ale malowano specjalnie dla tej, a nie innejściany. Ciężki fauteuil a la reine, który miał pionowe oparcie i stałpod ścianą, nazwano tak na cześć żony króla*. Sieges meublantsrzadko były ruszane ze swoich miejsc przeznaczenia, tak rzadko,że tyłów oparć często w ogóle nie wykańczano, przewidując, żenikt ich i tak nie zobaczy.Asieges courants były zarówno do używania na cn dzień, jakdo ruszania z miejsca (courant znaczy po francusku obie te rzeczy).Nie miały żadnego stałego miejsca i były dostatecznie lekkie,żeby można je było swobodnie przesuwać. Mogły być ustawianegrupowo dookoła stołu na herbatę albo po kilka do rozmawiania.Takie lekkie foteliki nazywały się fauteuils en cabriolet - dosłownie:"krzesła brykające". Podczas gdy sieges meublants ozdabiały salony,sieges courants były przeznaczone do dowolnego używaniai stanowiły umeblowanie buduarów i małych, przytulnych pokoi.Nie krępowane sztywnymi wymogami architektury wnętrz, któramiała skłonność do linii prostych, mogły przybierać nowe, miękkiekształty, którym chodziło bardziej o wygodę niż o estetykę.Różnica między statycznymi a ruchomymi meblami istniała teżw rodzajach stołów. Do wielkich biurek i stołów z blatami marmurowymi,które ustawiano dekoracyjnie, ale bardzo niepraktyczniepod ścianą, dodawano mniejsze sztuki, przeznaczone do bardziejkameralnego, osobistego użytku. Korzystano też z zupełnie małychstołów do czytania i gier, a także nocnych stolików. Te ostatnie zwyklebyły konstruowane pomysłowo z różnymi wymiarami szufladi przesuwanymi albo składanymi blatami. Wielką rozmaitością odznaczałysię także podręczne stoliki do ubierania się dla obu płci -jak również umywalki. Panie miały specjalne stoliki z podpórkami6 P. Verlet, La Maison du XVIIle Siec/e en France: Societe Decoration Mobilier, Paris1966, s. 178.• Marii Leszczyńskiej - przyp. tłum.89


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆdo pisania listów i pamiętników, bo chętnie oddawały się tym czynnościom.W kobiecych apartamentach znajdowały się stoliki do robótekręcznych, do śniadań, jak również specjalnie do podawania- od niedawna sprowadzanej, a od razu bardzo modnej - kawy.W XVIII wieku zaczęła panować we Francji specjalizacjaw urządzaniu <strong>dom</strong>u: różne pomieszczenia przeznaczano na rozmaitecele; wymagało to oczywiście różnorodnych typów mebli.Ludzie nie jadali już w przedpokojach, ale w odpowiednio umeblowanychjadalniach. Nie przyjmowali gości w sypialniach, tylkow salonie; panowie mieli gabinety, a panie buduary - ubieralniei saloniki jednocześnie - gdzie mogły podejmować swoich bliskich.Wszystkie te pokoje były mniejsze, nie tak pretensjonalne i bardziejprzytulne niż dawniej. Nie planowano ich teraz w długich szeregach,w amfiladzie, ale rozmieszczano wobec siebie swobodniej,i można było wejść do każdego z nich bez przechodzenia przezinne. Ten rozdział <strong>dom</strong>u na części publiczne i prywatne znalazłswoje odzwierciedlenie w języku. Miejsce do spania przestało byćnazywane po prostu "pokojem" - mówiło się o nim teraz "sala".Pokoje używane również przez obcych nazywano nadal salles (stądsalle a manger - jadalnia i salon), ale sypialnia była obecnie chambrea coucher*.Dzisiaj, kiedy służba <strong>dom</strong>owa zaczęła być luksusem (w każdymrazie w Ameryce Północnej), jest wyraźnie dobrze traktowana.Zupełnie inaczej było w XVIII wieku, kiedy ciekawską i szpiegującąsłużbę uważano za ingerującą w prywatne życie chlebodawców.W myśliwskiej rezydencji Ludwika Xv, w Choisy, zainstalowanourządzenie, które umożliwiało przeniesienie z kuchni, położonejpiętro niżej, bez pomocy służby, do jadalnego pokoju, nakrytegoi zastawionego stołu. Dawało to królowi możność korzystania z całkowitejniezależności. W Wersalu powstał nawet taki zwyczaj, że• To rozróżnienie istnieje też w języku włoskim (sala i camera), po angielskudawne słowo bedchamber już nie jest używane, chociaż w zawodzie prawniczymnadal mówi się o prywatnym pokoju dla sędziów: chambers, a poufne rozprawyodbywają się in camera.90IWYGODA I PRZYJEMNOŚĆpo wieczornym przyjęciu służba była oddalana i kiedy przechodzonodo salonu na kawę, król sam usługiwał swoim gościom.Coraz wyraźniej zaznacza się pragnienie większej prywatności,zarówno w mieszczańskich <strong>dom</strong>ach, jak i w pałacach. Odczasów średniow)ecza służący spali w jednym pomieszczeniu zeswoim państwem lub w pokoju obok. Wzywani byli albo klaśnięciemw dłonie, albo małym ręcznym dzwoneczkiem. Teraz dzwoneczekzastąpiono taśmą do dzwonienia 7 . Ten wynalazek wymagałskomplikowanego systemu drutów i bloków i powodował odzywaniesię dzwonka w różnych częściach <strong>dom</strong>u. Znalazł zastosowanie,ponieważ poczucie rodzinnej prywatności wymagało trzymaniasłużby na dystans. Była ona teraz umieszczana albo w osobnychskrzydłach <strong>dom</strong>u, albo w małych pokoikach między piętrami,powstałych dzięki obniżeniu sufitu w sypialni. Wymyślono jeszczecały szereg innych sposobów ograniczających stałą obecność służby.Wzrastająca w XVIII wieku popularność pieców, na przykład, byław niemałej mierze zasługą sposobu, w jaki można w nich było rozpalaćz przyległego pokoju. Ręczną windę, trafnie nazwaną "niemymkamerdynerem", wynaleziono w tym samym okresie też poto, żeby ograniczyć kontakty ze służbą*.Wersal Ludwika XIV był "wielkim <strong>dom</strong>em", największym weFrancji. Było to miejsce bardzo publiczne, z niewieloma tylko rejonamiwzbronionymi dla dworaków. To również zaczęło ulegaćzmianie. Pierwszą rzeczą, jaką Ludwik XV zrobił po wprowadzeniusię do Wersalu, była zmiana w prywatnych pomieszczeniach. Pozostałaolbrzymia oficjalna sypialnia, a także ceremonie lever i coucher- te niebywałe publiczne spektakle królewskiego wstawania i kładzeniasię - ale stanowiły one już tylko formalność; król w rzeczywistościspał gdzie indziej i mógł być tam sam. Jego prywatne7 P. Aries, op. cit., s. 399 .• Tę samą technologię stosowano do "krzeseł wyciągowych", bardzo popularnychw zamożnych <strong>dom</strong>ach. Pani de Pompadour miała takie dla siebie w Wersalu,a w Hótel Lambert wyciągi obsługiwały wszystkie piętra 8 .8 M. Gallet, Stately Mansions: Eighteenth Century Paris Architecture, New York 1972,s. 115.91


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA l PRZYJEMNOŚĆmieszkanie, do którego obcy nie mieli wstępu, nazywało się PetitsAppartements, nie dlatego, że miało mało pokoi (bo było ich pięćdziesiąt),ale dlatego, że same pokoje były niewielkie, w każdym raziejak na ówczesny standard. Te królewskie apartamenty, nazwaneprzez pewnego dowcipnisia "gniazdkami szczurów", zawierały sekretneprzejścia, ukryte schody, rozmaite alkowy i zakamuflowanepokoje, wszystkie cudownie urządzone i umeblowane.Wzrastający wpływ cech mieszczańskich na życie dworskierozwijał się dzięki królowi, dotąd postaci publicznej. Brała w tymogromny udział Wielka Mieszczka, Antoinette Poisson, lepiej znanajako madame de Pompadour. Była to najpierw kochanka LudwikaXV; a następnie jego powiernica, przyjaciółka i doradczyni przezdwadzieścia lat. Wyśmienita dyletantka w polityce, decydowałatakże w sprawach stylu dworskiego, a więc stylu w ogóle. Nie tylkopobudzała zainteresowania króla architekturą wnętrz, ale równieżwszystkim tym, co małe, drogocenne, intymne. W liście do przyjaciółkiopisała Hermitage, swoją rezydencję na terenie Wersalu: "Madziewięć metrów na piętnaście, nic ponadto, widzisz więc, jakieto wielkie; ale mogę być tu sama albo z królem i paroma przyjaciółmi,więc jestem szczęśliwa"g. Hermitage był najmniejszymz jej <strong>dom</strong>ów - zbudowała albo przerobiła jeszcze pół tuzina innych.Wzbudziwszy zainteresowanie króla dekoracją wnętrz, potrafiławciąż nowymi projektami powodować, że nieustannie byłnimi oczarowany. To dało początek powszechnej modzie na urządzaniewnętrz, ułatwiając zarazem i przyśpieszając wprowadzenietak "nowoczesnych" pojęć jak: prywatność, intymność i komfort.Modzie tej uległo całe francuskie społeczeństwo. Paryskie<strong>dom</strong>y mieszczańskie stały się bardziej zróżnicowane niż w przeszłości.Obecnie mieszkania nie składały się z dwóch lub trzechpokoi, miały ich co najmniej pięć lub sześć, wszystkie bardzo nowocześnieurządzone. Przez drzwi wejściowe (klatka schodowa byłaosobna) wchodziło się do przedpokoju, pełniącego funkcje dużegowestybulu, skąd można było dostać się do każdego pokoju. Prócz9 Cyt. w: N. Mitford, op. cit., s. 171.921kuchni była jeszcze jadalnia i salon. Inne pokoje to prywatne sypialnie,często buduar i s~:ereg innych pomieszczeń, których używanojako spiżarni i pokojów dla służby.Pojawienie się tych bogato ozdabianych pokoi oznacza powstaniewe Francji nowego stylu, znanego jako rokoko * . Architekci rokokaszczególnie lubili ozdoby w kształcie muszli, liści oraz ekstrawaganckichślimacznic, które zazwyczaj poziacano. Ozdabianowszystko, co tylko się do ozdabiania nadawało. Chociaż wykonaneto było z niezmierną delikatnością i wielką umiejętnością, ogólnyefekt tak przeładowanej dekoracji był przygniatający. Styl architektonicznyjako taki nie jest tematem tej książki, lecz miewał onczęsto wpływ na mentalność ludzi i określał zasady urządzania<strong>dom</strong>ów. Nas interesuje zagadnienie sposobu stosowania ornamentykiw okresie rokoka. Historyk architektury, Peter Collins, twierdzi,że Jean-Fran


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA I PR2YJEMNOŚĆszłości rokoko zostanie zastąpione innymi stylami, ale przekonanie,że wnętrze budynku należy traktować niezależnie od jego stronyzewnętrznej,pozostało.* * *Zasady, które rządziły projektowaniem budynków w tymokresie, wyłożył wielki francuski architekt i teoretyk, JaquesFran~ois Blondel, w czterotomowym dziele Architecture franfaise,wydanym po raz pierwszy w 1752 roku. Blondel, bratanek Jeana­-Fran~ois, był architektem nadwornym Ludwika XV i założycielempierwszej w Europie prawdziwej szkoły architektonicznej. Częstopowtarzał, że bazą dla dobrej architektury powinna być doktrynalansowana przez Rzymianina Vitruviusa - "wygoda, trwałośći piękno". Z tych trzech warunków wygoda jest tym, który interesujenas najbardziej.Podobnie jak inni, współcześni mu, Blondel pod słowem "wygoda"rozumiał udogodnienia i przydatność dla ludzi i odróżniał jeod czysto estetycznego pojęcia "piękna" i od wymaganej przez potrzebykonstrukcyjne "trwałości". Wygoda oznacza również "komfort",ale w specyficznym sensie. Według Blondela prawidłowy sposóbrozplanowania <strong>dom</strong>u polegał na podziale pokojów na trzykategorie: pokoje do przyjęć (appartements de parade), pokoje recepcyjne(appartements de societe') i trzecia kategoria, którą nazwałappartements de commodite. "W dużych budynkach appartements decommodites składają się z pokoi, które w przeciwieństwie do innychrzadko dostępne są dla obcych i przeznacza się je na prywatny użytekpana czy pani <strong>dom</strong>u. Tutaj śpią oni w zimie, ewentualnie chorują,stąd załatwiają swoje sprawy i tu przyjmują przyjaciół i krewnych"11 • Podobnie jak lekkie, ruchome meble nie wypierają formalnego,barokowego umeblowania, tak udogodnienia nie zastępująceremoniału i formalności; appartements de commodites były czymś11 J. F. Blondel, Architecture fran~oise, Paris 1752, s. 27. Przekład autora.94w rodzaju zaplecza sceny, czyli miejscem, gdzie można rozpuścićwłosy (lub zdjąć perukę) i odpocząć w dogodnych warunkach.Blondel nadmienia również, że zimą pokoi tych używano jakosypialni; były nie tylko mniejsze, ale i lepiej ogrzane. Przez całyXVII wiek nie znano sposobu na dostateczne ogrzanie tych ogromnychpokoi, nawet jeśli kominki spełniały swoje zadanie, co sięnigdy nie zdarzało. W Wersalu Ludwika XIV znajdowało się wielewspaniałych kominków, ale służyły one głównie do ozdoby - pożytkuz nich było niewiele. W <strong>dom</strong>ach mieszczańskich w kominkachprzede wszystkim gotowało się, a dopiero drugą ich funkcją,i to nie specjalnie efektywną, było ogrzewanie. Około roku1720 budowniczowie odkryli, jak konstruować kominki i kominy,żeby spowodować ciąg powietrza. Nie tylko dym został wyeliminowany,ale także poprawiło się spalanie, dając więcej ciepłado wnętrza. Trudno powiedzieć, czy połączenie mniejszych pokoiz lepszymi kominkami można nazwać "rewolucją w ogrzewaniu",jak chce Braudel, ale był to niewątpliwie znaczny krok naprzódw zagadnieniu dotąd leżącym odłogiem 12 • Nowe <strong>dom</strong>y budowanoz mniejszymi, lepiej działającymi kominkami, a kominki już istniejącew starych <strong>dom</strong>ach zmniejszano i poprawiano. Skutecznośćtych nowych powiększało także używanie składanych parawanów,ustawianych za osobą siedzącą przy ogniu, aby zachować ciepłoi zredukować przeciągi.Komfort wyraźnie wzrósł.Piece porcelanowe używane w Niemczech zaczęły też i w innychkrajach wchodzić w modę. Umieszczano je prz~ważnie wewnękach, tak że można w nich było rozpalać z sąsiedniego pokoju.Ponieważ uznane zostały za brzydsze od kominków - mimoże ogrzewały znacznie lepiej - z początku stawiano je tylko w jadalniachi przedpokojach. Ale po 1750 roku, kiedy ich czyste, bezdymne,promieniujące ciepło okazało się niezastąpione, umieszczanoje także w innych pokojach 13 . Dobry smak wymagał jednak,żeby je maskować i w wytwornych <strong>dom</strong>ach udawały kredensy alboozdobne urny.12 F. Braudel, op. cit ..13 P. Verlet, op. cit., s. 106.95


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA I PRZYJEMNOŚĆInnym przejawem doceniania wygody była wzrastająca ilośćłazienek czy pokoi kąpielowych, jak je nazywano we Francji, boznajdowały się w nich często dwie wanny, jedna do mycia, a drugado płukania. W Wersalu było przynajmniej sto łazienek, a w apartamentachkróla siedem. Łazienki często zaopatrywano w bidety -praktyczne urządzenie w tych romansowych czasach - natomiastbrakowało w nich ubikacji. Wczesny typ wodnego klozetu zostałumieszczony w komórce zwanej "angielską siedzibą" (dziwna nazwa,bo w owym czasie klozetów w Anglii nie znano)14. Częściejniż klozet używany był tradycyjny, obudowany sedes, który stałw osobnym pomieszczeniu albo bardziej przypadkowo w przedpokoju,przy sypialni.Trudno powiedzieć, jakie znaczenie przywiązywano do czystościw XVIII wieku. Nasi dziewiętnastowieczni przodkowie żywiliprzekonanie, że Francja Ludwika XV była miejscem rozpustyi braku higieny. Dosyć - trzeba powiedzieć - wybredny Szwajcar,Siegfried Giedion, twierdził, że "brakowało im podstawowego poczuciaczystości" 15 . Inni historycy są mniej wymagaj ący 16. Z drugiejstrony, świadectwa dowodzą, że kąpiele uważano za miłe spędzanieczasu, a nie konieczność, łazienki zaś uznawano za modnedodatki - coś jak gorący tusz - a nie za przydatne udoskonalenie.Jak inaczej wytłumaczyć częste wzmianki o instalowaniu łazienek,a następnie o kapryśnym ich likwidowaniu? Z drugiej strony,uwaga przywiązywana do zaopatrzenia w dostateczną ilość gorącejwody i staranne ozdabianie pokoi kąpielowych wskazują, żeczystość, a w każdym razie kąpiele nabierały większego znaczenia.Na planie wielkiego <strong>dom</strong>u, narysowanego przez Blondela, widaćtrzy wanny umieszczone w jednym dużym pokoju, co prawdadość niefortunnie położonym, bo na końcu amfilady, obok biblioteki,w sporej odległości od sypialni 17 . Ale tylko bogaci posiadaliw swoich <strong>dom</strong>ach łazienki, a duże, przenośne wanny zaczęły być14 L. Wright, op. cit., s. 74-75.15 S. Giedion, op. cit., s. 653.16 L. Wright, op. cit., s. 72.17 P. Verlet, op. cit., s. 61.96popularne dopiero na przełomie wieku, dotychczas ludzie przeważniemyli się w miedzianych albo porcelanowych miskach. Alei mieszczańskie <strong>dom</strong>y nie były pozbawione pewnych udoskonaleń.W inwentarzu sporządzonym w <strong>dom</strong>u Jaquesa Verberckta (1771),nadwornego stolarza, wykonawcy przepięknych boazeńi w Wersalu,znajduje się kurek osadzony w ścianie i miedziana miednica,przeznaczona specjalnie do mycia rąk. Zainstalowano je w pomieszczeniuprzyległym do jadalni 18 .Czy dążenie do wygody było pogańską ucieczką od średniowiecznegofanatyzmu religijnego, który tak długo miał wpływ naumeblowanie <strong>dom</strong>u? J. H. B. Peel uważa, że osiemnastowiecznezainteresowanie fizycznym komfortem oznacza upadek religijnościalbo przynajmniej osłabienie religijnej żarliwości 19 . Rzeczywiście,trudno sobie wyobrazić społeczeństwo bardziej zmateńalizowaneniż za czasów Ludwika Xv, ale było ono skomplikowane,pełne sprzeczności Oak wszystkie społeczeństwa) i trudne dla nasdo zrozumienia. Społeczeństwo to i modliło się, i bawiło. Gonitwaza przyjemnością skłaniała je czasami do skandalicznego luksusu,jak na przykład w okresie rokoka, ale jednocześnie do odkryciakomfortu. Nasze współczesne poglądy na temat logiczności niepasują do XVIII wieku. Trudno nam pojąć zamiłowanie króla doprzepychu i jednocześnie słabość, jaką miał do malarza <strong>dom</strong>owychwinietek Chardina i jego dwóch obrazków wiszących w Wersalu,a przedstawiających życie w mieszczańskim <strong>dom</strong>u. Trudno też zrozumiećświat wartości króla, który uwielbiał polowanie (od kiedydorósł, zabijał rocznie ponad dwieście jeleni), a w tym samym czasiehodował króliki i gołębie na dachu królewskiego pałacu. Niełatwojest też odróżnić to, co robiono dla przyjemności, a co tylkona pokaz. Kiedy król i jego przyjaciółka kryli się w Hermitage'ui ona gotowała dla niego jajka, czy szukali w tym komfortu, czypodniecającej zabawy w <strong>dom</strong>? Czy panie na obrazach Fran~oisaBouchera tak swobodnie odpoczywały, jak na to wygląd~, czy były18 Ibid., s. 247-259.19 J. H. B. Peel, An Englishman's Home, Newton Abbot, Devon 1978, s. 161-162.97


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆrównie afektowane w tych pozach, jak w sposobie mówienia i spacerowania*?Tak czy owak, kobiety miały ogromny wpływ na sposób zachowaniasię w tamtych czasach. Delikatna wytworność francuskiegorokoka często była nazywana kobiecą· Tak też i było, i tonie tylko w sensie metaforycznym. Jeżeli wnętrza i umeblowanie<strong>dom</strong>ów wskazywały na większą wrażliwość, to nie tylko dlatego,że Ludwik XV - i wobec tego jego dwór - był z<strong>dom</strong>inowany przezpanią de Pompadour, lecz dlatego, że całe życie w ancien regime'iebyło z<strong>dom</strong>inowane przez kobiety.Przewaga kobiet w życiu społecznym i kulturalnym Francjinie rozpoczęła się w XVIII wieku. Takie protektorki, jak pani deSevigne, pani de Maintenon, pani Geoffrin i markiza du Deffandmiały swoją poprzedniczkę, słynną grande dame XVII wieku, markizęde Rambouillet, która wprowadziła zwyczaj prywatnych sypialni,o czym już była mowa. Jej <strong>dom</strong> (podobno przez nią samą zaprojektowany)przyćmił nawet dwór królewski jako ośrodek sztuki,piśmiennictwa i stylu. Księżnej Burgundii, wnuczce Ludwika XlV,przypisuje się odpowiedzialność za swobodę stylu w okresie regencji,charakteryzującą ostatnie lata panowania tego króla. Natomiastarystokratyczne i mieszczańskie panie dopiero w XVIII wiekuw pełni dowiodły, że to one nadają ton obyczajom. Ich wpływybyły widoczne w wielu dziedzinach, zwłaszcza w sprawach zachowaniaw <strong>dom</strong>u, które stało się łagodniejsze i swobodniejsze.Tak jak holenderskie kobiety zaprowadziły u siebie <strong>dom</strong>owość, takFrancuzki zażądały - i otrzymały - umeblowanie mniej sztywnei bardziej im odpowiadające. Kobiety w obu tych krajach osiągnęłyoczywiście różne rezultaty, ale obie te zdobycze były równie ważnew rozwoju pojęcia <strong>dom</strong>u.Nigdzie ów wpływ kobiet na modę nie był bardziej oczywisty,niż w wielkiej ilości nowych mebli do siadania i póHeżenia, projektowanychspecjalnie dla nich. Możemy mieć pewność, że damy• Na "wersalskie szuranie nogami" składały się małe, szybkie, posuwiste kroczki.Kobiety nosiły suknie do ziemi, zawieszane na stelażach z drutu i dawało to w sumieefekt ślizgania się.98IIWYGODA I PRZYJEMNOŚĆz wyższych sfer wpływały na rozwój meblarstwa, ponieważ byłowtedy w zwyczaju, że artystokracja starała się brać żywy udziałw meblowaniu, a nawet projektowaniu swoich <strong>dom</strong>ów 20 . Wieleszezlongów i wygodnych krzeseł wymyślono specjalnie dla pań.Marquise i duchesse, dwa typy krzeseł do póHeżenia, zawdzięczająswoje powstanie właśnie kobietom. Również często spotykany wyściełanyfotel wymyślony został z uwzględnieniem kobiecej mody;dzięki szerzej rozstawionym poręczom mieściły się w nim krynoliny,a niskie tylne oparcie nie przeszkadzało ekstrawagancko uczesanymperukom.Wykonawstwo tych mebli znajdowało się w rękach stolarzy­-artystów, którzy z biegiem czasu coraz lepiej rozumieli zarównoergonomiczny, jak i estetyczny aspekt swojego rzemiosła. Dzisiajzachwycamy się tym drugim, ale to znajomość pierwszego stanowiłaich największe osiągnięcie, w wyniku czego te śliczne rokokowekrzesła były nadzwyczaj 'Yygodne. Była to głównie zasługawłaściwej metody wyściełania. Sredniowieczne krzesła z płaskimidrewnianymi siedzeniami bardzo rzadko wyściełano; zamiast tegokładziono na nie poduszki. Później używano także innych materiałów,jak skóra, trzcina czy plecionki z sitowia, ale wykonane z nichsiedzenia były niewiele wygodniejsze. Niewątpliwie starano się jakośprzymocować te luźne poduszki do krzeseł, żeby się nie ześlizgiwały,co doprowadziło pod koniec XVII wieku do pokrywaniasiedzeń materiałem. To ulepszenie osiągnęło swoje apogeum zaczasów francuskiego rokoka, kiedy wyściełano wszystkie elementy,nie tylko siedzenia, ale także oparcia i poręcze.Siedzieć komfortowo można tylko wtedy, gdy ciało jest właściwiepodparte; to tylko brzmi tak prosto. W rzeczywistości jest tosprawa tak skomplikowana, iż dziwi nas nie fakt, że w średniowieczuzapomniano, jak ~obić wygodne krzesła, ale raczej, że Grecyto w ogóle wymyślili. Zeby zapewnić komfort - to znaczy uniknąćdyskomfortu - krzesło musi jednocześnie spełniać kilka warunków.Powinno mieć dość grubą warstwę wyściółki, żeby uniknąć naciskuna kości, ale nie aż taką, żeby uda i pośladki naciskały boleśnie20 M. Gallet, Demeures Parisiennes: /'epoque de Louis XVI, Paris 1964, s. 39-47.99


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆna kości u podstawy miednicy. Przednią część ramy krzesła, koniecznąkonstrukcyjnie, należy umieścić poniżej poduszki, inaczejbędzie się wpijać w uda. Tylna podpora jest potrzebna - siedzącypowinien mieć postawę mniej więcej pionową. Jednak całkowiciepionowe oparcie jest niewskazane; ideałem jest odchylenie pod nieznacznymkątem, i to z łukiem, uwzględniającym wygięcie kręgosłupa,który nie jest zupełnie prosty. Kąt pochylenia nie może byćza duży, bo wtedy siedzący ześlizgnie się do przodu. Jeżeli ciałoobsunie się, jego ciężar nie będzie już utrzymywany przez okolicelędźwi, a klatka piersiowa przygnie się do żołądka. To spowodujelekką niedodmę płuc, zmniejszenie ilości pobieranego tlenu i w rezultaciezmęczenie 21 .No i mamy może odpowiedź na pytanie, dlaczego świat podzieliłsię na siedzących i kucających. Zgodność wszystkich koniecznychczynników, umożliwiających wygodne siedzenie jesttrudna do osiągnięcia, a możliwość takiej czy innej niewygody takduża, że nietrudno sobie wyobrazić, iż różne kultury - spróbowawszysobie poradzić z tym problemem - zrezygnowały z dalszychwysiłków bez zadowalających rezultatów i roztropnie zdecydowałysię siedzieć na ziemi. A wybór ten z kolei wpłynął na rozwójmeblarstwa w ogóle, ponieważ bez krzeseł nie było powodudo używania stołów i biurek, a także mało jest prawdopodobne,żeby społeczeństwo siedzące na podłodze chciało się otaczać innymiwysokimi meblami, takimi jak szafy, komody czy biblioteki.Stolarze rokoka rozwiązali bezbłędnie problemy wygodnegosiedzenia. Istnieją dowody na to, że nawet studiowali zależnośćwad postawy od źle rozwiązanych siedzeń. W swoim dziele, wydanymwe Francji już w 1741 roku, Nicholas Andry de Boisregardnie tylko wykazuje, do jakiego stopnie źle zaprojektowane krzesłowpływa na zdrowie siedzącego, lecz również proponuje właściwewymiary dla rozmaitych rodzajów krzeseF2. Częściowo dzięki wy-21 A. Greenberg, Design Paradigms in the Eighteenth and Twentieth Centuries, w: ed.S. Kieran, Ornament, Philadelphia 1977, s. 67.22 J. Rykwert, The Sitting Position - A Question oj Method, w: ed. Ch. Janeks, G.Baird, Meaning in Architecture, London 1969, 5. 234.100I; ,WYGODA I PRZYJEMNOŚĆnikom takich analiz, a częściowo dzięki próbom i uczeniu się nawłasnych błędach, francuscy stolarze osiągnęli rezultaty tak znakomite,że późniejsi projektanci nie mieli już czego udoskonalać.Siedzenia krzeseł były wypychane włosiem końskim, które zapewniałosprężystość; krzesła dla pań, z natury rzeczy przeznaczonedo utrzymywania mniejszego ciężaru, miały siedzenia puchowe(sprężyn nie znano i weszły w powszechne użycie dopierow latach dwudziestych XIX wieku). Wyściółka nie była płaska, raczejbombiasta, skupiała dzięki temu na środku siedzenia większośćciężaru, uniemożliwiając jednocześnie przedniej poprzeczce wpijaniesię w uda. Wygięte tylne oparcia wymyślono w poprzednimwieku; prawie zawsze także i one były obite, co dawało linię łagodnegoodchylenia. Obicie wykonywano z jedwabnego brokatu, aksamitulub innej dekoracyjnej tkaniny, zawsze wszakże stawiającejopór (w przeciwieństwie do drewna czy skóry), uniemożliwiającejsiedzącemu ześlizgnięcie się do przodu.To wyjaśnienie, jak osiągano postęp w komforcie, może się wydaćzbyt sztuczne. Krzesła były wygodne, ponieważ uwzględniałybudowę ciała, ale i dlatego, że przystosowane były do modnychwówczas póz. Miękkie w linii szezlongi ułatwiały czułe zbliżenia,a nawet kochanie się. Sofy były szerokie pie po to, żeby służyćwielu siedzącym, ale żeby umożliwić najrozmaitsze gesty, wyciąganienóg, odrzucanie ramion do tyłu i miejsce dla krynolin. Rozłożystefotele pozwalały przybierać różne pozy. Charakterystyczne dlaludzi z towarzystwa w XVIII wieku było ożywienie i poruszanie się;na obrazach często widzimy panie i panów, siedzących obok siebielub przechylających się przez oparcia. W wieku XIX ludzie siedzieliosobno i sztywno, oddzieleni, na wypikowanych krzesłach; w XVIIIczęsto zsuwali swoje lekkie krzesła, żeby pogawędzić i poflirtować.Krzesła francuskie można rozpoznać po różnorodności nazw.Nie były to określenia techniczne Oak angielskie "oparcie tarczowe"lub "drabinowe"), lecz wdzięczne i czułe nazwy zawsze rodzajużeńskiego. "Pasterka" (bergere) była małym, wygodnym krzesełkiem,z wygiętym, miękko wyściełanym oparciem i puchatą podusz~ąna siedzeniu; "krzesło do patrzenia" (voyeuse) miało obitą101


WYGODA I PRZYJEMNOŚĆWYGODA I PR2YJEMNOŚĆpoprzeczkę na szczycie wysokiego oparcia, tworzącą dla drugiejosoby podpórkę od tyłu, co umożliwiało jej obserwowanie gryw karty lub udział w rozmowie. "Krzesło do czuwania" (veilleuse)to otomanka, na której można było spocząć półleżąc. "Krzesło grzejące"(chauffeuse) bez poręczy miało niskie nóżki, ustawiano je przykominku i używano podczas ubierania się; z powodu małej wysokościposługiwano się nim przy wkładaniu pończoch - stąd jegowspółczesna nazwa: krzesło pantoflowe.Umeblowanie miało zawsze funkcję zarówno symboliczną, jakużytkową. Dzisiaj osiemnastowieczne, rokokowe meble, szczególniejeśli są oryginalne, mówią nam o bogactwie ich właściciela i jegomożliwościach. Nasuwają nam wiele skojarzeń - z monarchią, minionąelegancją i prestiżem, jaki się osiąga, kolekcjonując antyki.W każdym razie tego się od nas oczekuje, gdy patrzymy na gabinetpani Lauder czy Owalny Żółty Gabinet w Białym Domu.Większość z tych skojarzeń jest świeżej daty. Symboliczne ozdoby,które dla nas są tylko dekoracją, odnosiły się przeważnie do klasycznegoantyku, którego literatura była dobrze znana i bardzopodziwiana przez Francuzów. Długie i wąskie lustro, zawieszonemiedzy dwoma pionowymi podporami nazywano psyche na pamiątkęnimfy, której piękność przyciągnęła uwagę Kupida. Trójnóg,na którym opierał się blat małego stolika albo miska do mycia,znany był jako athenienne.Umeblowanie w epoce rokoka miało inne znaczenia. Różnemeble umieszczano w różnych pokojach, oznaczając różne stopnieetykiety i wobec tego różne sposoby zachowania się. W związkuz tym, że wystrój wnętrza zmieniał się w zależności od sezonu,umeblowanie mogło nawet wskazywać na rozmaite pory roku, takjak i dla nas wiklinowy fotel oznacza wakacje, a wyściełany bujakkojarzy się z czytaniem zimą przy kominku.Ten krótki przegląd francuskich mebli rokokowych wskazujena bogactwo i złożoność pojęcia komfortu w XVIII wieku. Miał onswój składnik fizyczny - siedzący mógł odpocząć - ale przy tymjeszcze coś więcej. Fotel z czasów Ludwika XV był komfortowy, aleteż w y g l ą d a ł na wygodny. To drugie równie wiele znaczyło102łdla właściciela, jak to pierwsze. Wypukłe kształty były użyteczne,ale również dodawały urody wygiętej linii obramowania krzesła,które odzwierciedlało wizualne, zmysłowe zamiłowania tej epoki.Fantazyjne, kwiatowe, ręcznie haftowane wzory na krzesłach nietylko skłaniały siedzącego do trzymania się prosto (uniemożliwiającześlizgnięcie się), ale także nawiązywały do pozłacanych spiralina malowidłach ściennych. Uroczy pomysł podziału na meblekobiece i męskie - nie znany dotąd - wyrażał społeczną rzeczywistość,widoczną również w strojach i sposobach zachowania. Krzesłobyło przedmiotem dekoracyjnym, zapraszającym do siadania,ale dawało tyleż przyjemności oczom, co ciału. Nie ma żadnychwątpliwości, że XVIII wiek odkrył fizyczny komfort, ale nie o wygodę,jak to się nam czasem wydaje, tak naprawdę chodziło. Możedlatego słowo "wygoda" nie jest tym, które nam przede wszystkimprzychodzi do głowy, gdy chcemy opisać krzesło z epoki Ludwikaxv. Elegancja, zachwyt, przyjemność, tak, na pewno piękno, alenie prozaiczny komfort. A było ono właśnie komfortowe.103


fił'ł~!I ~,\,i,,::',",;~ ,",tRozdział 5Swoboda~.v:"I',Ach! Nic nie daje takiego poczuciakomfortu jak siedzenie w <strong>dom</strong>u.Jane AustenEmmaStyle przychodzą i odchodzą, czasami wracają. Przeżywająswój rozkwit - przez mniej więcej pięćdziesiąt lat - potem stająsię "staromodne" i w końcu znikają w zapomnieniu lub znajdująmiejsce w historii, co - w każdym razie jeśli chodzi o świa<strong>dom</strong>ośćspołeczną - oznacza to samo. Rzadko miewają swoje babie lato.Oczywiście, aż do XVIII wieku trudno mówić o "okresach stylów".Nawet jeśli architekci od czasów renesansu zwracali się po wzorydo przeszłości, to nie zdarzały się im naśladownictwa. W zdobieniachinspirowanych klasycyzmem widać co prawda podziw dlakultury greckiej i rzymskiej, ale dla barokowych, a tym bardziejrokokowych wnętrz nie było w historii żadnych prawzorów.Rokoko wyszło z mody około roku 1770, zastąpione przez nawrótdo klasycyzmu, i była to pierwsza świa<strong>dom</strong>a próba ożywieniaminionego stylu, tym razem starożytnego Rzymu. W XIX wiekustarano się wskrzesić rozmaite dawne style; większość z nich - jakna przykład elżbietański czy egipski - nie troszczyła się o sprawykomfortu. Również neogotyk, mimo że przydatny w budowaniu105


SWOBODASWOBODAparlamentów, tworzył wnętrza o żałobnej, kościelnej atmosferze.Mauretańskie i chińskie pokoje były zbyt egzotyczne i szybko nużyły;z kolei propozycje średniowieczne, lansowane przez WilliamaMorrisa, były zanadto przeładowane. W końcu wszystkie one zniknęływyparte przez styl wiktoriański.Chociaż te powszechne próby odtwarzania historii uległy samounicestwieniuna początku XX wieku, jesteśmy ciągle zafascynowaniodtwarzaniem przeszłości. Style ludwików, które powróciłyna krótko w latach sześćdziesiątych XIX wieku, ujawniły sięznowu na początku XX wieku, głównie dzięki wpływowi Elsie deWolfe, pierwszej amerykańskiej dekoratorki wnętrz. De Wolfe miałaskłonności eklektyczne (chociaż pogardzała wiktoriańskimi ozdóbkamii pluszem) i kiedy odnowiła swoją Villa Trianon w Wersalu,wnętrze jej okazało się przemieszaniem Ludwika XV z LudwikiemXVI. Całe umeblowanie było autentyczne, doszły też sztuki z innychokresów (na przykład secesyjne), a obok nich znalazły sięwygodne, szerokie tapczany, pozbawione specjalnego stylu. Efektcałości nie był jednolity stylowo, ale i nie pedantyczny. Intencjąpani de Wolfe było adaptowanie historii do życia współczesnego,a nie na odwrót.Ożywienie dawnych stylów zostało również zahamowaneprzez zmniejszające się zainteresowanie historią architektury. Wieleobiektów architektury zwanej postmodernistyczną zawiera elementyklasycyzmu - odlewy, frontony, łuki - ale są one rzadkotraktowane z historyczną dokładnością. Na przykład Chippandale'owski wierzchołek budynku Telephone and Telegraph Buildingw Nowym Jorku jest lekką aluzją do minionego stylu, a nieusiłowaniem odtworzenia go. Gmach Neue Staatsgalerie w Stuttgarciejest pokryty marmurem, podobnie jak sąsiednie neoklasycznebudynki, ale zewnętrzne balustrady z tralkami, wykonaneze szklanego włókna we wściekle różowym kolorze, przypominająserdelki. Efekt jest bardziej humorystyczny niż historyczny. Są tonie budzące wątpliwości, żewięc przeważnie igraszki z historią,dany obiekt jest w rzeczywistości zaprojektowany współcześnie.Chęć odtwarzania raczej, niż budowania nowych gmachówwskazuje na to samo wahanie we współczesnym myśleniu, które106miało miejsce w tendencjach dziewiętnastowiecznych. Ale zabezpieczenieprzeszłości to nie to samo, co odtwarzanie jej. Jeśli aktor,pochodzący z południowych stanów, George Hamilton, kupujedwór na plantacji w Missisipi, to naturalne jest, że z pomocą dekoratorówz Hollywood chce go przywrócić do dawnej świetnościl . Taka całkowita rekonstrukcja jest kosztowna, natomiast wnętrzeskromniejszej budowli - na przykład dziewiętnastowiecznego<strong>dom</strong>u w mieście - może być umeblowane w bardziej lub rllniejtradycyjny sposób, uzupełniając architektoniczny charakter całości.Jeśli w <strong>dom</strong>u jest kolekcja antycznych mebli, to należy im stworzyćodpowiednią oprawę, jak to ma miejsce w przypadku biura paniLauder i jej ludwików XVI. Okoliczność, że gabinet znajduje sięw biurowcu-drapaczu, nie ma większego znaczenia. Takie wystrojewnętrz rzadko mają ambicje wierności historycznej; chodzi raczejo stworzenie właściwego klimatu i swobodnie miesza się przedmiotyz rozmaitych epok.Przyzwyczajamy się powoli do akceptowania historycznychaluzji w nowoczesnych gmachach, a w budowlach historycznychoczekujemy umeblowania w odpowiednim stylu. Praktyka dekorowaniapokoju lub <strong>dom</strong>u w dawnym, określonym stylu budzi więcejuznania niż zdziwienia. Ale historycznie wierna rekonstrukcjacałego <strong>dom</strong>u, zarówno na zewnątrz, jak wewnątrz - jeśli niejest to muzeum, tylko prywatna siedziba - jest mniej powszechna.Taki właśnie <strong>dom</strong> został ostatnio zaprojektowany przez Davida Anthony'ego Eastona dla pewnej rodziny w Illinois 2 • Chociaż jestwykonany z nowoczesnych materiałów (czasem podfałszowanych,żeby im nadać pozory starości albo przynajmniej zatuszować ichnowoczesność) i posiada klimatyzację, elektryczność oraz centralneogrzewanie, jego wygląd, rozplanowanie i rozkład pokoi są sprzeddwustu lat. Detale także wyglądają na autentyczne - wszystko, odklamek w drzwiach do odlewów zwieńczeń. Umeblowanie składa1 Celebrity Homes II, ed. Paige Rense, Los Angeles 1981, s. 113-119.2 M. Bethany, A House in the Georgian Mode, "New York Times Magazine", 24IV 1983, s. 96-100.107


SWOBODASWOBODAsię wyłącznie z prawdziwych antyków albo z reprodukcji wykonanychna podstawie projektów z XVIII wieku. Nie jest to ani kopiajakiegoś określonego <strong>dom</strong>u, ani współczesna "wersja" stylu historycznego.Nie jest to też interpretacja przeszłości. To raczej pracaosiemnastowiecznego architekta, który w przedziwny sposób znalazłsię w południowo-zachodniej części Ameryki w XX wieku. Jestto, o ile to możliwe, rzecz prawdziwa.Styl <strong>dom</strong>u jest georgiański, pasujący w przybliżeniu do okresumiędzy Jerzym I a Jerzym IV (1714-1830). Czy piękna kopia Eastonajest zwiastunem nowego typu wznowień? Nie można właściwiemówić o "wznawianiu" stylu georgiańskiego, bo on nigdy całkowicienie wyszedł z mody. Z wyjątkiem krótkiej przerwy, kiedy gustspołeczeństwa dał pierwszeństwo bogatszej i gęściejszej dekoracjiwnętrz, <strong>dom</strong>y w tym stylu budowano, w każdym razie w anglojęzycznejczęści świata, bez przerwy przez ostatnie sto lat. Autorksiążki o współczesnych angielskich "wiejskich <strong>dom</strong>ach", czyliwspaniałych rezydencjach stawianych w wielkich posiadłościachziemskich, opracował wykaz takich <strong>dom</strong>ów, wybudowanych począwszyod lat pięćdziesiątych naszego wieku 3 . Łatwo pojąć, żebudynki te, chociaż pomyślane z rozmachem, są nieco mniejsze odtych stawianych w XVIII wieku, a ich właściciele to nie tylko książętai inni arystokraci, ale również założyciele prawdziwych gospodarstwwiejskich, jak i właściciele samochodów wyścigowych. Niemniejistnieje ich przeszło dwieście. Ta statystyka jest dość nieoczekiwana,ale co jeszcze bardziej zdumiewające, to fakt, że prawiewszystkie mają jedną wspólną cechę: są w stylu neogeorgiańskim.Nieustająca atrakcyjność georgiańskiego wnętrza nie jest przypadkowąmodą. Jest przykładem okresu łączącego <strong>dom</strong>owość, elegancjęi komfort lepiej niż kiedykolwiek dotychczas, a zdaniemwielu, także od czasu swojego powstania. Pojęcie komfortu nieumiejscowiło się w świa<strong>dom</strong>ości europejskiej jako coś gotowego;rozwij ało się ono przez długi czas i chociaż osiągnęło wielki postępw okresie francuskiego rokoka, to wcale się na tym nie skończyło.Od połowy XVIII wieku, albo trochę wcześniej, zaczęło się3 J. M. Robinson, The Latest Country Houses, London 1984.108stopniowo dostawać pod wpływy georgiańskiej Anglii. Tutaj zaśrozkwitło dzięki szczęśliwemu połączeniu warunków ekonomicznychi społecznych, a także charakterowi narodowemu.Życie społeczne we Francji ogniskowało się w Wersalu i niedalekimParyżu. Dwór i jego członkowie, jak pani de Pompadour,odgrywali czołową rolę we wprowadzaniu nowych mód, takichjak lekkie, ruchome meble. Niektóre z tych mód może i powstałyz mieszczańskich pojęć o kameralności i swobodzie, ale zawsze musiałyprzejść przez filtr towarzystwa zgromadzonego przy dworze.A było to towarzystwo związane przede wszystkim z miastem. Arystokraciposiadali, co prawda, majątki, w których budowali przepięknezamki, ale te francuskie zamki, choć rzeczywiście wspaniałe,nigdy nie były miejscem zamieszkania swoich właścicieli - spełniałyraczej rolę <strong>dom</strong>ów weekendowych, tyle że na wielką skalę.Na wsi mieszkali tylko ci ze szlachty francuskiej, którzy albo popadliw niełaskę, albo nie było ich stać na stały pobyt w Paryżu.W Anglii było inaczej. Przede wszystkim Dwór Świętego Jakubamiał bardzo mały wpływ na sposób życia społeczeństwa. JerzyII (pochodzący z dynastii hanowerskiej ledwo znał angielski, a jegoojciec Jerzy I mówił tylko po niemiecku) był monarchą o ciasnymumyśle i nigdy nie osiągnął prestiżu Ludwika xv. Co prawda udałomu się zwabić Haendla z Hanoweru do Londynu, ale jego dwór,w przeciwieństwie do Wersalu, był całkowicie pozbawiony blasku.W dodatku angielska arystokracja stanowiła środowisko o wiele potężniejszei bardziej niezależne od swoich francuskich odpowiedników.Tworzyli warstwę ziemiańską, a ich bogactwem i dumą stałysię wiejskie posiadłości. Nie było więc w Anglii ekwiwalentu życiadworskiego we Francji; natomiast posiadłości wiejskie mianow wielkim poważaniu i mieszkanie w nich należało do dobregotonu. Z takiego stanu rzeczy wynikł niezwykły fenomen: angielski<strong>dom</strong> na wsi uzupełnił, a właściwie zastąpił miasto jako centrumżycia społecznego. To skłoniło ambasadora amerykańskiegodo zauważenia, że "mało kto liczący się naprawdę w kręgach towarzyskichzamieszkuje w Londynie. Mają d o m y w Londynie,w których zatrzymują się w okresie obrad parlamentu lub od czasu109


SWOBODASWOBODAdo czasu zajeżdżają do nich; ale m i e S z k a j ą na WSi"4. To preferowaniewiejskiego <strong>dom</strong>u miało swoje architektoniczne skutki.Plan i układ angielskiego <strong>dom</strong>u w mieście, który przeważnie stałw rzędzie z innymi (w przeciwieństwie do paryskich hótels stojącychluzem), zostały wymyślone pod koniec XVII wieku i niewielezmieniły się w ciągu następnych stu pięćdziesięciu lat. Wiejskieposiadłości natomiast wykazywały wielką różnorodność i to ichplanowaniu i projektowaniu właściciele i architekci poświęcali najwięcejzainteresowania.Wyróżnianie rezydencji wiejskich wywarło ogromny wpływna całe społeczeństwo angielskie, przede wszystkim na mieszczaństwo,które, tak jak i we Francji, naśladowało klasy wyższe. W rezultaciespowodowało to o wiele swobodniejszy sposób życia i innywzór <strong>dom</strong>owych obyczajów. Komfort pojawił się we Francji najpierww kręgach arystokracji i w jej zasięgu był zawsze ograniczonyprzez otoczenie. Prawdą jest, że meble rokokowe wprowadziłyswobodę do życia pałacowego, ale nie pozbyły się swojegodworskiego rodowodu; nawet dzisiaj pokój pełen ludwików nietraci - dobrze to czy źle - wyglądu królewskiego. Ale kiedy pojęciekomfortu zostało przeniesione do Anglii, przybrało odmiennycharakter. Wia<strong>dom</strong>o, że od XVII wieku Anglicy coraz rzadziej nazywaliswoje siedziby inaczej niż "<strong>dom</strong>ami" - nie było specjalnychokreśleń, takich jak "zamek", "pałac" czy nawet "willa", żeby odróżnićduży od małego, czy wspaniały od tylko wytwornego. Dlanich były to po prostu <strong>dom</strong>y.To "u<strong>dom</strong>owienie" komfortu ułatwiła struktura społeczeństwaangielskiego, w którym bogactwa były nieco równiej rozłożone niżwe Francji. Różnica między warstwą szlachecką a bogatą średniąklasą była nie tak ściśle przestrzegana; "dżentelmen" mógł przynależećdo jednej lub drugiej - liczyły się jego obyczaje. I choćnie przyczyniało się to do powstania sytuacji pokrewnej tej, jakąwidzieliśmy w siedemnastowiecznej Holandii, niemniej w obu krajachmieszczaństwo wywierało wpływ na <strong>dom</strong>owy komfort.4 Cyt. w: Peel, Englishman's Home, s. 20.110Dobrobyt w georgiańskiej Anglii dawał ludziom o wiele więcejwolnego czasu i swobody niż dawniej i mieszczanie angielscy,w przeciwieństwie do Holendrów, umieli to wykorzystać. Czymsię w wolnym czasie zajmowali? Żaden sport wyczynowy w XVIIIwieku nikogo prawie nie interesował. Z wyjątkiem jazdy konneji krykietu inne dyscypliny rzadko uprawiano. Czasami, zimą, młodziludzie chodzili na ślizgawkę - rozrywkę tę wprowadzono w poprzednimstuleciu na wzór holenderski. Korzyści "morskiego powietrza"zaczynano powoli doceniać, ale jeżdżono nad morze poto, żeby spacerować, a nie żeby się kąpać, a pływanie upowszechniłosię w Anglii dopiero pod koniec XIX wieku. Do tego czasuwłaściwie żaden z popularnych, mieszczańskich sportów nie byłuprawiany. Moda na krykieta przyszła z Francji około 1850 roku,mniej więcej w tym samym czasie co golf i wiosłowanie ze Szkocji;tenis zaczął się w Wimbledonie około 1874 roku. Nawet jazda narowerze, która tak zmieniła spędzanie wolnego czasu przez klasyśrednie - zwłaszcza przez kobiety - zyskała ogólne uznanie dopierow latach osiemdziesiątych XIX wieku.W rezultacie gnuśni angielscy mieszczanie w osiemnastym stuleciusiedzieli przeważnie w <strong>dom</strong>u. Ci, którzy mieszkali na wsi -bez teatrów, koncertów i zabaw w mieście - odwiedzali się wzajemnie.Był to wiek konwersacji - i plotek. Także powieść zdobywałapopularność, jak również gry <strong>dom</strong>owe. Mężczyźni grali w bilard,a kobiety haftowały, czasami razem siadali do kart. Organizowalitańce, wspólne kolacje i bawili się w teatr amatorski. Nadali piciu lee- od słowa holenderskiego (napój cudzoziemski, nazywano go teżczasem chińskim) cechy narodowego rytuału. Chodzili na długiespacery i podziwiali ogrody angielskie, jedno ze swoich wielkichosiągnięć. Ponieważ wszystkie te zajęcia odbywały się albo wokół<strong>dom</strong>u, albo wewnątrz, w rezultacie uzyskał on taką społeczną pozycję,jak nigdy przedtem ani potem. Przestał być, jak w wiekachśrednich, miejscem pracy, a stał się miejscem wypoczynku.Dom pozostał przy tym ośrodkiem życia publicznego, alew dość szczególny, prywatny sposób. To już nie średniowieczny"duży <strong>dom</strong>", do którego ludzie wchodzili i z którego wychodzili111


SWOBODASWOBODAbez żadnego skrępowania. Przeciwnie, angielski mieszczański <strong>dom</strong>był zamkniętym światem, gdzie wpuszczano tylko gości dobrzewidzianych; resztę trzymano na dystans, a spokój rodziny i jednostkibył tak rzadko naruszany, jak tylko to było możliwe. Wprowadzono"dni <strong>dom</strong>owe" i "odwiedziny poranne" (które odbywałysię po południu). Etykieta <strong>dom</strong>owa opierała się przede wszystkimna powściągliwości; naj bliżsi sąsiedzi wymieniali liściki - doręczaneprzez służących - żeby uniknąć nie zapowiedzianych wizyt. Niegrzeczniebyło "wpadać" bez zapowiedzenia się, nawet do bliskichprzyjaciół. Jeżeli zamierzało się złożyć wizytę, należało przedtemzostawić swój bilet wizytowy i poczekać na odpowiedź.Gdy otrzymało się zaproszenie i właściwie na nie zareagowało,pierwszym pokojem, do którego wkraczał przybyły gość, był hall.O ile w arystokratycznych <strong>dom</strong>ach hall, zgodnie ze średniowiecznątradycją, miał położenie centralne, o tyle w <strong>dom</strong>ach należącychdo właścicieli z klasy średniej był miejscem, do którego wchodziłosię prosto z drzwi wejściowych i z którego można się było dostaćbezpośrednio do wszystkich ważnych pomieszczeń*. Pokój tenmiał ogromne rozmiary, ponieważ znajdowały się w nim równieżgłówne schody, a także, według dawnych obyczajów, wisiały tuczęsto stare mund:ury wojskowe i zbroje. Mimo że przestał już byćgłównym miejscem spotkań, nadal spełniał ważną funkcję miejscado ceremonialnych powitań i pożegnań gości przy uroczystychokazjach. Tutaj, pod lodowatym spojrzeniem kamerdynera, przybyszeoczekiwali na dopuszczenie do dalszych pokoi. Tutaj goszczonokolędników na Boże Narodzenie i tutaj przy ważnych okazjachgromadziła się służba, żeby wysłuchać swojego pana.Na niższych poziomach znajdowała się większość pokoi przeznaczonychdo ogólnego użytku. Francuską tradycję umieszczaniapokoi do przyjęć na pierwszym piętrze utrzymano tylko gdzieniegdzie,ale pokoje recepcyjne przeważnie znajdowały się na parterzei można było prosto z nich przejść do ogrodu. Najobszerniejszym• Z czasem, niegdyś ogromny hall przekształcił się w trochę wiekszy przedpokój.W nowoczesnych <strong>dom</strong>ach, chociaż nazwa została, ta przestrzeń - sień - zostałazredukowana do korytarza.112z nich był salon; bogate rodziny posiadały często dwa salony - jedenna specjalne okazje, a drugi do codziennego użytku. Zazwyczajstał tutaj jakiś instrument muzyczny - fortepian, organy lub harfa- i było w nim dość miejsca na rozmaite muzyczne wydarzenia,zwłaszcza na tańce. Niekiedy w tych pokojach rozkładano stolikii oddawano się ulubionej w tym okresie rozrywce - grze w karty.Żeby sprostać tym różnorodnym czynnościom, salony stawały sięcoraz większe i większe, aż w końcu zajmowały cały parter.Rozkład pokoi do przyjęć w georgiańskim <strong>dom</strong>u w tym czasiebył tylko stadium przejściowym w rozwoju planowania <strong>dom</strong>ów.Uproszczona, współczesna kombinacja living-roomu z jadalnią,czy living-roomu z jadalnią i z pokojem do spotkań rodzinnych,miała dopiero nadejść. Rozstawszy się natomiast ze średniowiecznymhallem, wiek XVIII stworzył rozmaitość pokoi do wspólnegoużytku. Nie było ścisłych przepisów na temat ich ilości i rodzajów,zależało to od fantazji architekta i funduszy właściciela. Minimalnewymagania stanowił przynajmniej jeden pokój do przyjęći jedna oficjalna jadalnia; francuski zwyczaj jadania w przedpokojunigdy się w Anglii nie przyjął. Jadalnia była używana tylkowieczorem, do obiadu, a mniejsze pokoje - zwane śniadaniowymi- do innych posiłków. Bywały w dodatku dowolne ilości najróżniejszychpokoi ogólnego użytku, a naprawdę duże <strong>dom</strong>y posiadałytakże bibliotekę, gabinet, galerię, pokój bilardowy i oranżerię.Duża ilość i rozmaitość tych pokoi ogólnego użytku w georgiańskim<strong>dom</strong>u jest czasem tłumaczona różnorodnością funkcji, alenadawane im nazwy wcale nie określały dokładnie ich aktualnegoczy ewentualnego przeznaczenia. Galeria - długi, wąski pokój, całyobwieszony obrazami - służyła często za salon; biblioteka, w którejznajdowały się książki, stawała się nieraz głównym pokojem spotkańrodzinnych. Pokoju śniadaniowego używano niejednokrotniedo przyjmowania nieformalnych gości. Była w tym spora doza eksperymentowania,widać to wyraźnie po braku precyzji w nazwach.Pokój do przyjmowania gości oficjalnych nazywano czasem salonikiem,a kiedy indziej pokojem frontowym. Tak zwany pokój dosiedzenia służył za miejsce do pogadania z bliskimi. Ludzie naśla-113


SWOBODAdujący francuskie zwyczaje mieli przedpokoje, niewielkie pomieszczeniaulokowane między większymi pokojami, a bawialnie zwalisalonami. Chociaż określenie living-room weszło do powszechnegoużycia dopiero w dziewiętnastym stuleciu, posiadanie dwóch salonówalbo traktowanie biblioteki jako czegoś, co nazwalibyśmypokojem rodzinnym, odzwierciedlało potrzebę posiadania w <strong>dom</strong>umiejsca, które byłoby mniej formalne, gdzie zachowanie mogło byćna większym luzie i gdzie towarzyskie konwenanse dałoby się usunąćalbo przynajmniej ograniczyć. Ten pomysł posiadania dwóchsalonów - z tym, że jeden był do celów oficjalnych, a drugi dorodzinnych - nie przyjął się we Francji a pochodził prawdopodobnieod Holendrów.W podziale <strong>dom</strong>u uwzględniano nie tylko osobne pokoje dowspólnego użytku, jak jadalnia, bawialnia czy salon, ale także oddzielnepokoje dla wszystkich członków rodziny. Teraz, kiedy dzieciprzebywały najczęściej w <strong>dom</strong>u, posiadały nie tylko swoje własnesypialnie - osobno dla dziewcząt i chłopców - ale także pokoje dozabaw i pokoje do nauki. Rozmnożenie się sypialni oznaczało zarównoinne miejsca do spania, jak i wprowadziło nowy rozdziałmiędzy rodziną a jednostką. Czynności <strong>dom</strong>owe zostały podzielonepionowo: wspólne na dole, prywatne na górze. "Pójść nagórę" albo "zejść na dóY' oznaczało nie tylko zmianę piętra, aletakże łączenie się z innymi lub ich opuszczanie. Każdy miał swojąsypialnię. Ale te pomieszczenia nie były wyłącznie miejscami dospania; dzieci się w swoich pokojach bawiły, a żony i córki zajmowałyszyciem, pisaniem albo rozmówkami tete-a-tetes z przyjaciółmi.Pragnienie posiadania własnego pokoju nie polegało wyłączniena chęci odseparowania się. Wskazywało na wzrastającepoczucie odrębności - własnego rozwijającego życia wewnętrznego- i potrzebę zaspokojenia tej odrębności w sposób fizyczny.Wiele się zmieniło od XVII wieku. Pokój kobiety grającej nawirginale, którą sportretował de Witte, nie miał jasno zdefiniowanegoprzeznaczenia - czy była to sypialnia, w której znajdował sięinstrument muzyczny, czy też pokój do muzykowania, w którymstało łóżko? Nie posiadał on także określonego właściciela; kobieta114l(II!,'"I SWOBODAprzebywa w nim, ale nie jest dla nas jasne, czy to na pewno jej pokój.Natomiast gdy patrzymy na obraz Georga Friedricha Kerstinga- namalowany sto czterdzieści lat później - przedstawiający młodądziewczynę zajętą haftowaniem, nie ma żadnych wątpliwości, że tojej pokój. Do niej należą rośliny na parapecie okiennym; jej gitarai nuty leżą na tapczanie; ona wreszcie powiesiła na ścianie portretmłodego mężczyzny i przybrała go kwiatami. Oczywisty klimat intymnościnie został zaimprowizowany; nie ma tu, jak w obrazachVermeera, czegoś, co wydaje się być chwilą przemijającą. Ten pokójjest świa<strong>dom</strong>ie urządzony tak a nie inaczej, żeby mógł być ustroniem- własnym, spokojnym zaciszem.Fanny Price, bohaterka powieści Jane Austen Mansfield Park(napisanej rok przed powstaniem obrazu Kerstinga), miała pokój,w którym mogła "doznać od razu pociechy, gdy było jej markotnoi oddawać się myślom o bliskich sobie sprawach. Jej rośliny, jejksiążki - gromadzone od pierwszej chwili posiadania własnychoszczędności - jej biureczko i jej zajęcia związane z dobroczynnościąi sztuką, wszystko było w zasięgu ręki; a jeśli była niedysponowana,jeśli tylko muzyka mogła ją ukoić, rzadko się jejzdarzało napotykać wzrokiem przedmioty, które nie były bliskoz muzyką związane". Podobnie jak tapczan i krzesło na obrazieKerstinga, umeblowanie w pokoju Fanny było skromne i podniszczone.Zamiast ozdóbek widzimy tu pamiątki (rysunek jej nieobecnegobrata-marynarza przedstawia statek). Zarówno namalowanaprzez Kerstinga kobieta - malarka Louise Seidler - jak Fanny, mająkwiaty na parapecie i przybory do haftowania. Kersting był Niemcem,Austen Angielką, ale obraz tych pokoi przedstawiony zostałprzez oboje z podobnym wyczuciem intymności i charakteru.Jane Austen urodziła się w roku 1775, jedenaście lat po śmiercipani de Pompadour. Dwukrotnie zdarzyły się jej gwałtowne przypływytalentu, pierwszy raz kiedy miała dwadzieścia parę lat, drugina krótko przed śmiercią, w czterdziestym pierwszym roku życia.Napisała wtedy sześć znakomitych powieści. Jej życie było nijakie;stara panna, córka pastora, mieszkała z siostrą i owdowiałą matkąw Hampshire. Nic nie wskazuje na to, żeby przeżyła jakąś wielką115


SWOBODAmiłość; jej życie ograniczało się do pisania listów, szycia i <strong>dom</strong>owejkrzątaniny. Nie podróżowała, nigdy nawet nie była na kontynencie,właściwie prawie nie wyjeżdżała z wiejskiego hrabstwana południu Anglii, gdzie się urodziła. Znała trochę życie w mieście;co prawda do Londynu jeździła rzadko kiedy, ale lubiła Bath,które uważała za najpiękniejsze miasto w Anglii. Wszystko to jednakżenie przeszkodziło jej w zostaniu powieściopisarką, tematamijej pisarstwa bowiem nie były ani bogata arystokracja, ani szaleńczeprzygody, nie zajmowały jej też tanie, historyczne przypowiastkiw stylu Waltera Scotta czy mroczne dramaty z życia burżuazji, opisywaneprzez Balzaca. Pisała o świecie sobie bliskim, który obserwowałaz nie znaną dotąd ironią i niemałym humorem, o życiurodzinnym klasy średniej na angielskiej prowincji.Powieści Jane Austen są rewelacją, w każdym razie wedługobecnych kryteriów. Nie obfitują w żadne nadzwyczajności - morderstwa,ucieczki czy katastrofy. Zamiast przygody czy melodramatumamy do czynienia z prozaiczną, codzienną "komediąludzką" (w porównaniu z Dickensem powiedzmy), a pewien rodzajniepewności rodzi się głównie z pytań o miłość i małżeństwo.Jane Austen sama wymyśliła i doprowadziła do perfekcji coś, comożna było nazwać <strong>dom</strong>owym sposobem pisania powieści i cojest literackim ekwiwalentem holenderskiej, siedemnastowiecznejszkoły portretowania wnętrz. Jej książki są oczywiście czymś więcej,niż wiernym przedstawieniem owych czasów, tak jak malarstwoVermeera nie było zwykłą ilustracją życia w <strong>dom</strong>u młodychkobiet holenderskich. Podobnie do Vermeera, de Witte' a i innychholenderskich malarzy tego typu, Austen wybrała zamknięcie sięwewnątrz granic codzienności, nie dlatego, żeby jej nie dostawałotalentu, ale dlatego, że jej wyobraźnia nie wymagała szerszych ram.Jane Austen w swoich powieściach nie poświęcała zbyt wielemiejsca opisom <strong>dom</strong>ów, w których działa się akcja. Skupiała uwagęna charakterach ludzi i ich zachowaniach, a otoczenie przyjmowałaza samo przez się zrozumiałe. I chociaż dla niej mogło sięono wydawać oczywiste, to trzeba powiedzieć, że w porównaniu116lIII.,:!,.,',,"SWOBODAz Europą kontynentalną urządzenie osiemnastowiecznego, angielskiego<strong>dom</strong>u było dość niezwykłe. Było to rezultatem częściowonatury Anglików, a częściowo tradycji historycznej.Doskonale rozwijająca się Holandia miała przemożny wpływna całą Europę, a szczególnie na Anglię, gdzie przez większośćXVII wieku oddziaływała na zamiłowania ludzi. Można się byłozresztą spodziewać, że dwa nieduże, północne kraje, leżące nadmorzem i posiadające morskie tradycje, a także wspólną protestanckąreligię, znajdą wzajemne mocne więzi kulturowe i handlowe.Sprowadzono z Holandii nie tylko zwyczaj picia herbatyi jeżdżenia na łyżwach, ale także nowe pomysły w budownictwie,jak używanie zwykłej cegły do budowy <strong>dom</strong>ów i sposób otwieraniaokien. A co ważniejsze, przez Morze Północne przeniosła się z Holandiipowszechna aprobata dla bezpretensjonalnej praktycznościw projektowaniu <strong>dom</strong>ów, w małej kameralnej skali. W rezultacieangielskie budynki oficjalne skłaniały się do naśladownictwa Paryża,natomiast architektura małych <strong>dom</strong>ów wzorowała się na holenderskiej5.Nieduży <strong>dom</strong> z cegły ze swoim bezpretensjonalnymwdziękiem był pod wieloma względami wiejską wersją miejskich<strong>dom</strong>ów holenderskich.Istniały też inne czynniki wpływające na projektowanie <strong>dom</strong>óww Anglii. Podczas gdy na ogół w Europie zaaprobowano rokoko,Anglicy przyjęli odmienny styl. Uznali, i dalej uznają, że rokokojest zbyt frywolne, i sięgnęli po bardziej stateczny rodzaj dekoracjiw architekturze, oparty na pracy wielkiego szesnastowiecznegoWenecjanina, Andrea Palladia. Jego poczytne dzieło I quattrolibri di archittetura ("Cztery księgi o architekturze") zostało wydanew Anglii przez Inigo Jonesa* już w 1620 roku. Nie tylko klasycznyspokój późnorenesansowych projektów Palladia trafił w angielskigust, ale również okoliczność, że specjalizował się on w budowaniuwilli podmiejskich, ułatwiała zaadaptowanie jego <strong>idei</strong> do <strong>dom</strong>ów5 N. Pevsner, Historia architektury europejskiej, przeł. A. Morawińska i H. Pawlikowska,Warszawa 1976.• Architekt angielski (1572-1652), który wzniósł szereg budowli w stylu palladiańskim- przyp. tłum.117tl


SWOBODASWOBODAna wsi. Na początku palladianizm wpłynął tylko na planowanie<strong>dom</strong>ów, ale po 1700 roku rozwinął się on w specyficzny angielskistyl architektoniczny, który ukształtował gust Anglików w XVIIIwieku, nawet gdy surowość wnętrz została zastąpiona swobodniejszymirozwiązaniami.Oddziaływanie Palladia widać też w georgiańskim umeblowaniu;nazywano je często "architektonicznym" i było ono bardziejkonstrukcyjne niż dekoracyjne. Miało linie raczej prostokątne niżmiękkie. Mimo że popularne były krzesła "francuskie" czy "z koziąnóżką" z poręczami i wyściełanym oparciem, typowo angielskiekrzesło nie miało poręczy, a tył był zwykle drewniany, niczymnie obity. Miewał natomiast rozmaite kształty i wobec tegoróżne nazwy: oparcie pochyłe, drabinowe lub tarczowe. W dążeniudo zachowania wrażenia prostych linii, stolarze angielscy stosowaliszereg technik w szyciu i przytwierdzaniu wyściółki, by robiławrażenie płaskiej, a nie wybrzuszonej jak w tapicerce francuskiej 6 •To także skłaniało ich do poszukiwania wygodniejszych krzeseł.Ponieważ wyściółki było mniej, bardziej skupili się na wymiarachi proporcjach, a dwaj stolarze-artyści, Thomas Chippendale i GeorgeHepplewhite, ułożyli katalog wzorów zawierający dokładnewymiary wysokości, szerokości i głębokości krzeseł. W tym kataloguznajdują się ilustracje całego asortymentu <strong>dom</strong>owych meblii sprzętów, zarówno krzeseł, jak klamek i ram do obrazów. Byłto pierwszy podręcznik do "zrób to sam", który stał się od razubardzo popularny. Posługując się nim, zręczny stolarz mógł naśladowaćostatnie projekty naj modniejszych meblarzy. To nie tylkoodkryło tajemnice projektowania mebli, ale także pobudziło i przyśpieszyłorozwój meblarstwa "w angielskim guście", jak zostało onopóźniej nazwane.Niemieckie czasopismo w 1786 roku poinformowało swoichczytelników, że "angielskie meble są prawie bez wyjątku solidnei praktyczne, francuskie natomiast nie tak mocne, za to bardziej wy-6 P. Thornton, Authentic DecDr: The Domestic Interior 1620-1920, New York 1984,s. 102.118myślne i na pokaz"7. Angielscy stolarze używali mahoniu, szczególnietwardego drewna, sprowadzanego do Europy z San Domingoi z wysp Bahama. Z tego drewna, które można było obrabiać wyłącznieprecyzyjnymi, stalowymi narzędziami, udawało się wykonywaćkrzesła i stoły łączące wytrzymałość z niezwykłą lekkościąi delikatnością. Używanie mahoniu miało także wpływ na wyglądangielskich mebli, bo chociaż nadawał się do rzeźbienia, to jegociemna, lśniąca, słojowata powierzchnia nie wymagała dodatkowychdekoracji - najlepiej wyglądała pokryta tylko politurą, a niepozłacana czy malowana, jak to było w zwyczaju we Francji.Jednym z mebli, który nie znajdował się w katalogu panów­-meblarzy, było krzesło "Windsor", skonstruowane w drugiej połowiesiedemnastego stulecia przez wiejskich stolarzy. Tak jak fotelbujany w Ameryce, tak ten "ludowy" projekt był przerabianyi ulepszany, i osiągnął w końcu niezwykłą wytworność. Z czasemprzeniósł się ze wsi do miasta i można go było znaleźć wśród najwytworniejszychkrzeseł pochodzenia klasycznego. Był nie wyściełany,wykonany cały z drewna, przeważnie z buku, który jest lekkii trwały, idealny do uformowania wygiętego tyłu i poręczy, podpartychwysmukłymi balaskami. Solidne siedzenie jest tak rzeźbiarskoukształtowane, żeby ciężar siedzącego nie mógł ześlizgnąć siędo przodu. Niedrogi i praktyczny, o pięknych proporcjach i pełenwdzięku, stał się symbolem angielskiego komfortu i zdrowegorozsądku*.Holendrzy wprowadzili do Europy wschodnie dywany, alealbo wieszali je na ścianie, albo drapowali na stołach, zostawiajączwykle nie przykryte podłogi, układane z kawałków marmuru.We francuskich <strong>dom</strong>ach i pałacach drewniane parkiety o pięknym,skomplikowanym rysunku były również odkryte. To Anglicy wpro-7 Cyt. w: Ibid., s. 140.• Chociaż kopie wielu osiemnastowiecznych krzeseł są fabrycznie robione dodziś, ich ręcznie rzeźbione części bardzo trudno wykonać maszynowo. Natomiastkrzesło "Windsor" ze swoimi toczonymi balaskami przeżyło uprzemysłowieniew stanie nie zmienionym i w dalszym ciągu jest wyrabiane i używane w Angliii Ameryce.119


SWOBODAwadzili modę rozkładania dywanów na podłodze, zgodnie z zamierzeniamiich wschodnich wykonawców. Duże dywany umieszczanoprzede wszystkim w salonach i jadalniach. Kładziono je podmeblami i z czasem doprowadziło to do następnego pomysłu: pokryciacałej podłogi odpowiednio dużymi dywanami. W skromniejszych<strong>dom</strong>ach używano "nakryć na podłogę" - malowanychpłócien, udających dywany. W obu przypadkach kolor skupiał sięna podłodze zamiast na nieatrakcyjnych ścianach - angielskie tapetybyły często jednokolorowe. Zalety cieplne również stanowiłysporą korzyść, zwłaszcza, że ogrzewanie było ciągle prymitywne.Dzięki miękkiemu podłożu było także w pokojach znacznie ciszej.Istniała też inna zasadnicza różnica między wnętrzami angielskimii francuskimi. Kiedy Chippendale wydał swój podręcznikdo projektowania mebli, zatytułował go The Gentleman and Cabinet­-Maker's Director ("Poradnik dla dżentelmena i stolarzy artystycznych"),a Hepplewhite w przedmowie do swojego katalogu wzorówwyraził nadzieję, że jego książka będzie "pożyteczna dla rzemieślnikówi oddająca usługi dżentelmenom". Obaj stolarze-artyściuznali za rzecz naturalną, że panie będą miały mało do powiedzeniaw sprawach umeblowania. I tak rzeczywiście było; dopieroznacznie później kobiety w krajach anglojęzycznych zaczęłybrać udział w urządzaniu wnętrz. Do tego czasu uważano to zasprawę wyłącznie męską. Trudno powiedzieć, do jakiego stopniauzależniony był od tego wygląd <strong>dom</strong>ów georgiańskich. Czy był topo prostu "męski" styl przeciwko "kobiecemu" rokoko?8 WnętrzaRoberta Adama były na swój sposób równie delikatne jak pokojerokokowe i takież układy miały ogrody angielskie. Niemniej pewienbrytyjski historyk opisał angielskie umeblowanie jako "męskiei funkcjonalne, zaprojektowane z myślą o użyteczności raczej niżo luksusowym próżniactwie" w przeciwieństwie do francuskiegoumeblowania, które uznał za inspirowane przez kobiety9. Trochę to8 S. Giedion, op. cit., s. 321-322.9 J. Kenworthy-Browne, The Line oj Beauty: The Rococo Style, w: Charlish, Historyoj Furniture, s. 126.120łISWOBODApachnie szowinizmem zarówno narodowym, jak i męskim. Podobniebrzmi inne sformułowanie, że urządzanie <strong>dom</strong>u "jest sprawąprzekraczającą umysłową pojętność kobiety", i sugestia, iż dobrysmak jest możliwy wyłącznie u mężczyznlO. Prawda, że angielskiewnętrza były na ogół mniej wyszukane od francuskich, ale spowodowałto pewien rodzaj mieszczańskiej praktyczności, podobnie jaku Holendrów, i spuścizna po naukach Palladia, a nie różnice płci.W każdym razie w ostatnim ćwierćwieczu osiemnastego stuleciawpływ mężczyzn na urządzanie georgiańskiego <strong>dom</strong>u wyraźniesię utrwalił. Widać to najlepiej w rozwoju salonu. W XVII wiekukobiety po obiedzie zaczęły się przenosić do "bocznego pokoju",podczas gdy mężczyźni pozostawali w jadalni, żeby pić alkohol,palić cygara i oddawać się hałaśliwym dysputom. I chociaż ten poobiednirozdział trwał całe stulecie, na nowo przemianowany salonstał się miejscem większym i ważniejszym, umieszczonym przeważnieobok jadalni, czasami ze względów akustycznych oddzielonymod niej przedpokojem. Urządzanie obu tych pomieszczeń nabrałoodmiennego charakteru, jadalnia stała się bardziej męska niżsalon l1 . Wtedy to, jak zauważył Peter Thornton, reakcją na wzrastającewpływy kobiet były ważne zmiany, dzięki którym komfortpojawił się w salonie, jedynym wspólnym pokoju pod bezpośredniąkontrolą pań 12 •Umeblowanie, znacznie teraz wygodniejsze, zaczęło zmieniaćsię, a z czasem zastąpiło czysto architektoniczny charakter salonu.Stoły i krzesła ustawiano obecnie na środku, a nie tak jak dawniejpod ścianami. Kanapy odsunięto od ścian - przełomowa chwilaw ewolucji <strong>dom</strong>owego komfortu - i umieszczano pod dowolnymikątami. Potem ustawiano przed nimi niskie stoliki - pierwsze stolikido podawania kawy. Te typowe zgrupowania mebli - w ichskład wchodziły również pojedyncze krzesła - sytuowane byłyprzed kominkiem, gdzie tworzyły przytulny kącik. Pod koniec stulecia,w miarę zanikania obowiązujących dotychczas form, zmiany10 R. Dutton, The Victorian Home, London 1976, s. 2-3.11 M. Girouard, Life in the English Country House, New Haven 1978, s. 235.12 P. Thornton, op. cit., s. 150.121


SWOBODASWOBODAnastępowały także w innych pokojach, szczególnie w bibliotece,która dotąd służyła na ogół panom, a obecnie stała się ulubionymmiejscem spotkań całej rodziny. Rośliny w doniczkach i ciętekwiaty stanowiły częsty element dekoracji. Jednocześnie z bardziejprzypadkowym urządzaniem wnętrz zmienił się również sposóbubierania. Krótka kurtka i skórzane buty, używane do jazdy konnej,zastąpiły noszone dotąd przez dżentelmenów długie surduty."Beau" Brummell* spopularyzował jednokolorowe trzyczęścioweubranie. Peruki odrzucono, a uczesania kobiece stawały się corazmniej wyszukane i bardziej naturalne. Wygoda i luz zaczęły panowaćw georgiańskim <strong>dom</strong>u.Wiele z tych zmian zawdzięczali Anglicy swojemu entuzjazmowidla natury - i naturalności - i zrodził się z tego ich pierwszyprawdziwy wkład w kulturę europejską: ruch romantyczny.Tendencja do poszukiwania nieregularności i malowniczości zaczęła<strong>dom</strong>inować w projektowaniu <strong>dom</strong>ów i oczywiście ogrodów.Surowa prostota planu neopalladiańskiego, w której każdy pokójz lewej strony <strong>dom</strong>u wymagał identycznego z prawej, nie zawszezgadzała się z wymogami funkcjonalizmu i nigdy nie osiągnęła wyrafinowanegopodziału paryskich hOtels. Dotychczasową sztywnośćzastąpiły mniej formalne i swobodniejsze układy. Ten nowy odbiórwrażeń wzrokowych spowodował zmianę gustu w szerszym zakresie:nieregularność zastąpiła symetrię, tak samo, jak romantyzmlorda Byrona zajął miejsce ciętego dowcipu Samuela Pepysa.Wnętrze <strong>dom</strong>u także zaczęło być inne. Zwartość odeszław przeszłość, o planie budynku myśli się teraz szerzej. Wymagałoto korytarzy do poruszania się i umożliwiło uzyskanie większychprzestrzeni dla poszczególnych pokoi. Hall zmalał i jednocześnieprzestał ułatwiać dostęp do innych pomieszczeń. Ponieważ rozkładpokoi nie był już podporządkowany geometrii, łatwiej przychodziłoplanować pokoje o rozmaitych wielkościach i nadawać imwymiary i proporcje zgodnie z potrzebami. O ile poprzednio salonbył identycznej wielkości jak jadalnia, to obecnie zajmował większąpowierzchnię. Swobodniejsze planowanie ułatwiało wprowa-• Słynny w swoich czasach elegant (1778-1840) - przyp. tłum.122dzenie nowych rodzajów pokoi. Okna - o dowolnych proporcjach- mogły być umieszczane zgodnie z funkcją wnętrza, a nie uzależnionekompozycyjnie od wyglądu fasady. W rezultacie pokój,który do czasów rokoka był uważany za wytwór pracy człowieka,jeśli nie za wynik działalności artystycznej, teraz zaczęto uznawaćza teren dla ludzkiej działalności, przestał być tylko pięknąp r z e s t r z e n i ą, stał się m i e j s c e m."Angielski gust" w meblowaniu <strong>dom</strong>u jest w każdym raziewart uwagi i posiada szczególnie doniosłe znaczenie, bo jego zasięgbardzo się rozprzestrzenił. Tak jak kiedyś francuskie pojęcie <strong>dom</strong>upoprowadziło myśl europejską przez okres rokoka, tak obecnie angielskiewnętrze spotkało się z dużym podziwem na kontynencie.Oczywiście część sukcesu należy przypisać wojnom napoleońskim- od początku XIX wieku już nie Francja, ale Anglia zaczęła <strong>dom</strong>inowaćw europejskiej polityce. Dzięki dziedzictwu Anglii, narodukupców, rozprzestrzenienie się angielskich pojęć było ułatwione,klasa, odznaczającazwłaszcza w Ameryce. Amerykańska średniasię szybszym wzrostem niż angielska, łatwo przyswoiła sobie praktycznośći komfort georgiańskiego umeblowania. Poradniki panówmeblowych stały się bardzo poczytne i "amerykański Chippendale"zyskał ogromny rozgłos, a trwał nawet dłużej za oceanem niż w samejAnglii. Meble amerykańskie, chociaż robione na miejscu, byłynie do odróżnienia od swoich wzorów, a amerykańscy rzemieślnicy,tacy jak Benjamin Randolph, zyskali sławę dzięki własnymtalentom. Jednak jeszcze ważniejsze niż przyjęcie stylu, było przyswojeniesobie myślenia o <strong>dom</strong>u, które miało decydujący wpływna przyszły postęp w Ameryce.Georgiańskie wnętrza mają w sobie coś bardzo pociągającego.Odzwierciedlają wrażliwość, która, jak ujął to Praz, pogodziłamieszczańską praktyczność z fantazją i zdrowy rozsądek z wyrafinowaniem13 . Taka jest opinia potomnych, ale było to również wyraźnąintencją samych Anglików. "Połączyć elegancję z użytecznością,zjednoczyć przydatne z przyjemnym zawsze uważano zazaszczytny obowiązek" - tak rozpoczyna się przedmowa do po-13 M. Praz, op. cit., s. 6 .123


SWOBODAradnika Hepplewhite'a 14 . Natomiast Thomas Chippendale określiłswoje meble jako "wytworne i przydatne". Może to przekonywającepołączenie tłumaczy nieustanną atrakcyjność wnętrza georgiańskiego;pomysł, że komfort to nie tylko wzrokowe przyjemnościi dobre samopoczucie fizyczne, ale również przydatność. Byłto krok naprzód francuskiej <strong>idei</strong>; przyziemne wyobrażenie o komforcieprzestało być zwykłą ideą, zaczęło być ideałem.Zadziwiające jest, jak często w powieściach Jane Austen spotykasię słowo "komfort" i "komfortowy". Używała go w dawnymznaczeniu podtrzymywania czy wsparcia, ale wielokrotnie przekazywałaza jego pomocą nowy rodzaj doświadczenia - ukontentowaniespowodowane fizycznym obcowaniem z otoczeniem. PokójFanny nazwała "gniazdkiem komfortu". Jane Atisten wymienia nietylko komfortowe pokoje i komfortowe pojazdy, ale także komfortoweposiłki, widoki i sytuacje. Wygląda, że nigdy nie miała dosyćtego nowego, kojącego słowa, które tak doskonale pasowałodo mieszczańskiej przytulności świata, który opisywała*. W jednejze swoich ostatnich powieści, w Emmie, użyła wyrażenia ,,angielskikomfort" i nie dała żadnego komentarza do tego zwrotu, comoże świadczyć, iż uznała go za nie budzący w czytelniku wątpliwości.Użyła go, żeby opisać nie <strong>dom</strong>, lecz krajobraz wiejski:aleję lipową prowadzącą na koniec ogrodu, zakończoną muremz kamieni; ponad nimi łąki na stromym zboczu i zabudowania gospodarcze,otoczone wijącą się rzeką. "Był to słodki widok - słodkidla oczu i dla duszy. Angielska zieleń, angielska kultura, angielskikomfort widziane w błyszczącym słońcu, zupełnie nie przygnębiające".Komfort miał oznaczać brak dramatu i spokój. Miał sprawiaćwrażenie "naturalności", ale został starannie wymyślony, podobniejak angielski ogród i angielski <strong>dom</strong>.14 A. Hepplewhite and Co., The Gabinet-Maker and Upholsterer's Guide, London1898. Po raz pierwszy wydane w 1794.* "Komfort" jest słowem o starofrancuskim rodowodzie (eonfort), ale w Anglii nabrałoono swojego współczesnego, <strong>dom</strong>owego znaczenia. Potem, pod koniec XVIIIwieku powróciło do Francji 15 .15 M. Gallet, op. cit., s. 97.124Rozdział 6"Swiatło i powietrzeZajmijmy się teraz wszystkimi urządzeniamiw <strong>dom</strong>u, wymagającymi siły napędowej - takimijak ogrzewanie, wentylacja, oświetlenie, gorącai zimna woda, kanalizacja, dzwonki, <strong>dom</strong>ofonyi windy. Komfort w <strong>dom</strong>u w wielkiej mierze zależyod właściwego zharmonizowania tych elementów.John J. StevensonHouse ArchitectureJakaż różnica między skromnym miejscem pracy, przedstawionymprzez DUrera, a gabinetem dżentelmena w XVIII wieku! Gołysufit, kamienne ściany i podłoga z desek przemieniły się w gipsoweozdoby, tapety i dopasowany do całości dywan. Zamiast małych,mętnych szybek wielkie tafle szkła w oknach, których podnoszoneramy umożliwiają wietrzenie. Jest więcej mebli i są one bardziejróżnorodne; specjalne krzesła do pisania przy biurku, fotele z miękkimiporęczami nadające się do czytania, kanapa - miejsce do rozmów,niskie, zgrabne stoliki. Te meble są ponadto zaprojektowanetak, że można się w nich zrelaksować w przeciwieństwie do krzesełz twardymi oparciami i niewygodnych ław sprzed dwustu lat.Nawet stół do pisania przestał być drewnianym blatem, położonymna kobyłkach. Biurko to delikatnie rzeźbiona bryła mahoniu,której wygięty przód przechodzi łagodną linią do tyłu, odsłaniając125


ŚWIATŁO I POWIETRZEpraktyczne szufladki i przegródki. Wysokie komody z szufladamizastąpiły dawne szafy; książki trzymane są w oszklonych bibliotekach.Całość widziana oczyma Durera może sprawić wrażenienagromadzenia przedmiotów i bogactwa dekoracji, a także wyraźnego"zmiękczenia", spowodowanego nie tylko meblami obitymimateriałem, ale również wzorzystymi tapetami na ścianach, grubątkaniną udrapowaną na stole, storom wiszącym po bokach okieni puszystym dywanem na podłodze.Koniec XVIII wieku znajduje się w przybliżeniu w połowiemiędzy czasami Durera, od których zaczęliśmy, a dniem dzisiejszym.Dzieje meblarstwa zajmują się ewolucją w projektowaniu,ignorując ważniejszą kwestię - właściciela. Prawdziwą zdobycząXVIII wieku było bowiem nie tylko wyprodukowanie eleganckichi wygodnych mebli, ale ich ogólna dostępność. Największe wrażeniezrobiłby na Durerze pewien poziom komfortu, osiągnięty zarównow pałacu królewskim, jak i w <strong>dom</strong>u przeciętnej rodziny.Zdumiałoby go także, że zwykły człowiek posiada dziesiątki, a nawetsetki książek i że może mieć w <strong>dom</strong>u specjalny pokój przeznaczonywyłącznie do pisania i czytania.Natomiast gdy patrzymy na owe czasy z naszej perspektywy,zadziwia nas, jak wiele rzeczy nie uległo żadnej zmianie. Gabinetangielskiego dżentelmena był dalej ogrzewany - ciągle małoskutecznie - kominkiem, a na kontynencie porcelanowym piecem,niewiele różniącym się od tych, do których był przyzwyczajonyDurer. Biurko miało bez wątpienia wytworny kształt, ale ludzie nadalpisali gęsim piórem, maczanym w kałamarzu. W nocy czytaliprzy świecy, co było równie niewygodne jak dwieście lat przedtem.A jeśli ktoś, pisząc list, pobrudził sobie palce atramentem, to musiałprosić służącego o naczynie z wodą, bo nie było ani studni, anikanalizacji. Łazienek także nie znano, tylko w małej szafce w kąciestał nocnik.W XVIII wieku ludzie, mówiąc o swoich <strong>dom</strong>ach, często używalisłów "pożytek" i "wygoda", ale oznaczały one zarówno dobrysmak i modę, jak prawidłowe działanie. "Komfortowy" byłdla nich zarówno widok, jak fotel. Komfort określał ogólnie do-126llŚWIATŁO I POWIETRZEbre samopoczucie, a nie coś, co mogło być opracowane albo ilościowookreślone. To podejście było tak głęboko zakodowane, żejeszcze w pięćdziesiąt lat po śmierci Jane Austen nie utraciło swojegoznaczenia. "To co nazywamy w Anglii komfortowym <strong>dom</strong>emjest tak trwale związane z angielskimi zwyczajami, że skłonni jesteśmyuznać, iż tylko w naszym kraju ten element komfortu jestcałkowicie zrozumiany" l . Trudno spodziewać się, by Amerykaniezgodzili się z takim twierdzeniem, ale przynajmniej do lat pięćdziesiątychXIX wieku komfort był uznawany przede wszystkimza element kultury (niekoniecznie pochodzący z Anglii), a dopieropóźniej za coś fizycznego.Projektowanie mebli pod kątem osiągnięcia fizycznego komfortubyło wówczas czymś wyjątkowym, a to dlatego, że osiemnastowiecznimeblarze pracowali w bardzo specyficznych warunkach.Z powodu mitów, powstałych wokół meblarstwa tego okresui jego twórców, zapominamy, że rzemieślnicy projektujący i wykonującywygodne krzesła i oryginalne biurka, byli nie tylko artystami,ale również biznesmenami. Thomas Sheraton, co prawda,tylko zatrudniał pracowników dla realizacji swoich własnych projek~ów,za to inni meblarze, jak Hepplewhite, mieli swoje fabryki;Chippendale obok wytwórni posiadał też sklep. Robili pojedynczesztu~ ~a zamówienie oraz opracowali pierwowzory dla produkcjiserYJneJ; w tym sensie ich książki-podręczniki nie były wyłączniesuchymi opracowaniami albo propozycjami wzorów, lecz miały teżsłużyć jako katalogi dla spodziewanych nabywców. Konkurencjabyła duża - w samym Londynie istniało przeszło dwieście wytwórni- a i rynek zbytu bardzo rozległy, musieli więc wymyślaćciągle nowe modele. Rozmaitość tych nowości była znaczna, ponieważpochodziły nie z jednego, a z wielu źródeł. Książka wzorówChippendale'a zawierała sto sześćdziesiąt propozycji, Hepplewhite'a - ponad trzysta. Nie sposób byłoby wykonać tyle projektówbez współpracy z wieloma pomocnikami i na ogół uważa się, żewiększość dzieł, przypisywanych sławnym stolarzom-artystom wylR. Kerr, The Gentleman's House: How to Plan English Residences, from the Parsonageto the Palace, London 1871, s. 278.127


ŚWIATŁO I POWIETRZEszła spod ręki ich pracowników. Odnosi się to zwłaszcza do Hepplewhite'a, zmarłego dwa lata przed ukazaniem się "jego" książki,i którego wytwórnia - tak jak fabryka Chippendale' a - działaładługi czas po jego śmierci.Przy budowaniu <strong>dom</strong>ów brakowało bodźców, dzięki którymw meblarstwie rodziły się nowe pomysły. W osiemnastowiecznymbudynku trudno dostrzec jakieś innowacje technologiczne. Ponoćpóki starczało służących do zapalania świec, dokładania do kominków,noszenia i ogrzewania wody oraz wylewania nocników, niebyło specjalnych powodów do myślenia o poprawie oświetlenia,ogrzewania, kanalizacji i zaopatrzenia w wodę2. Wynikałoby stąd,że technologiczne ulepszenia powinien poprzedzić spadek liczbysłużących, a nic nie wskazuje, żeby tak było. Co więcej, nie wszystkieusprawnienia dotyczyły oszczędzania pracy, niektóre - jak lepszeogrzewanie i wentylacja albo jaśniejsze oświetlenie - były poprawąjakościową, nie mającą nic wspólnego ze służbą. Widoczniegdzie indziej należy poszukiwać przyczyn powolności tych przemian.Architektura nie była traktowana jako biznes, uważano ją zasztukę i uprawiali ją dżentelmeni, często utalentowani, ale niewprawniamatorzy-dyletanci, a nie czeladnicy"'. Domy budowanoindywidualnie, a ponieważ architekt nie był przedsiębiorcą, niemiał możliwości wprowadzania rzeczywistych usprawnień w procesbudowania. W przeciwieństwie do meblarzy, którzy kontrolowaliwszystkie fazy produkcji aż po sprzedaż, architekt byłprzede wszystkim projektantem-kreślarzem, który przygotowywałrysunki, realizowane następnie przez innych. W rezultacie rozwijałswoją wiedzę teoretyczną, opartą na studiowaniu wzorów historycznych,a nie na konstruowaniu. Tak czy inaczej architekci byli2 M. Girouard, op. cit., s. 256.• Studiów architektonicznych nie było w Anglii aż do roku 1850. Natomiastwe Francji Królewska Akademia Architektury została założona przez Ludwika XIVw 1671 roku, a Jacques Franc;ois Blondel otworzył pierwszą szkołę architektonicznąw 1730 roku. Istnienie tych studiów może tłumaczyć większą pomysłowość we francuskimplanowaniu <strong>dom</strong>ów, w których wcześnie wprowadzono takie udogodnienia,jak kąpiel czy ustępy.128ŚWIATŁO I POWIETRZE- i są obecnie - bardziej zainteresowani wyglądem budynku niżjego funkcjonowaniem. Nie mieli do tego ani zamiłowania, ani doświadczeniai nie nauczono ich, by zajmowali się tak technicznymisprawami, jak kanalizacja czy ogrzewanie. Interesował ich bardziejwygląd zewnętrzny <strong>dom</strong>u niż jego wnętrze"'. Ustalali wymiaryi ks~t~~ .po~oi, a szcze?óły wystroju wnętrza zostawili do decyzjiwłasClcleli. CI, powalem oszałamiającą ilością rzeczy, potrzebnychdo urządzenia <strong>dom</strong>u, musieli szukać pomocy z zewnątrz. Przyszłaona od tak zwanych tapicerów.Pierwotnie tapicerzy zajmowali się tylko tkaninami i obijaniemmebli, ale jako kupcy dostrzegali możliwość zrobienia dobrego interesu,rozszerzyli więc swoją działalność na cały wystrój wnętrza.I tak, wydana w 1747 roku karta rzemieślnicza mówi, że "tapicer torzeczoznawca w każdej sprawie dotyczącej <strong>dom</strong>u. Zatrudnia rzemieślnikówwedług własnego uznania, meblarzy, szlifierzy szkła,ramiarzy okien, snycerzy do rzeźbienia krzeseł oraz baldachimówi słupków łóżek, tapicerów wyspecjalizowanych w drapowaniui układaniu tkanin zarówno wełnianych, jak płóciennych, a takżerozmaitego rodzaju kowali i całą armię dostawców z innych dziedzin"3 . Nie będąc ani artystą, ani rzemieślnikiem, tapicer stał siębiznesmenem, zdolnym udzielać właścicielowi <strong>dom</strong>u fachowychrad w sprawach urządzania wnętrz. Kiedy architekci spostrzegli,że kontrola nad tym wymknęła im się z rąk, było za późno. Tapicerzyczy dekoratorzy wnętrz, jak ich później nazywano, opanowalisprawy <strong>dom</strong>owego komfortu.Technologia <strong>dom</strong>u nie podlegała ani kompetencjom architekta,ani tapicera. Tapicer mógł decydować, jak pokoje mają wyglądaći nawet, do pewnego stopnia, jak powinny być używane, ale• Odpowiedzialny za to, przynajmniej częściowo, jest palladianizm. Książki Palladianie ~awierają informacji o wnętrzach, jego pokoje to głównie abstrakcyjneprzestrzeme, o których się mówi raczej dla ich zewnętrznego efektu niż wewnętrznejwygody. Francuzów dużo bardziej interesowało wnętrze, zarówno jego planowanie,jak dekorowanie, chociaż to zainteresowanie zmniejszyło się, gdy przeszłamoda na rokoko.3 Cyt. w: L. Wright, Warm and Snug. The History oj the Bed, London 1962, s. 144.129


ŚWIATŁO I POWIETRZEjego udział w sprawach wygody i komfortu nie obejmował - bonie mógł - systemów mechanicznych, będących częścią struktury<strong>dom</strong>u. Architekt natomiast mógł wprowadzać innowacje w urządzenie<strong>dom</strong>u, ale ciągle nie uważał się za technika, tylko za artystęi w sprawach dotyczących <strong>dom</strong>owych ulepszeń zadowalał sięwiedzą konwencjonalną. Ten podział pracy opóźnił wprowadzeniepostępu technologicznego do <strong>dom</strong>u.Dopiero pod koniec XVIII wieku technologia <strong>dom</strong>owa zaczęłasię nieco rozwijać, ale powoli i bezładnie. Joseph Bramah, wykonawcamebli, mający smykałkę do techniki, jest autorem wielu wynalazkównie związanych z meblarstwem. Pierwszym opatentowanymw 1778 roku był klozet zaworowy Bramaha, muszla zawierającauszczelnienie wodne, powstrzymujące odory z szambaprzed dostaniem się do pokoju. Chociaż nie był to pierwszy klozetze spłukiwaną wodą - zaszczyt jego wynalezienia (w 1596 roku)należy do sir Johna Haringtona - stał się pierwszym produkowanymna większą skalę. Był to jednak skromny sukces; dużo czasuupłynęło, zanim klozety ze spuszczaną wodą stały się popular~e_ czterdzieści lat później uważano je ciągle za "nowy wymysY 4.Chociaż Bramah twierdził, że w ciągu dziesięciu lat sprzedał ponadsześć tysięcy swoich klozetów, interes nie był wystarczającoopłacalny, skierował więc swoją uwagę gdzie indziej. Do jego wynalazkównależy zaskakująca liczba przyrządów, jak na przykładmaszyna do banknotów drukująca numery, aparat ssący do ściąganiapiwa, prasa hydrauliczna i ulepszenia w maszynie. wytw~rzającejpapier. Sławy dzięki klozetom nie zyskał, zawdz1ęczał Jąnieotwieralnemu zamkowi do drzwi, którego mechanizm pozostałnie rozszyfrowany przez ponad sześćdziesiąt lat.Brak popularności klozetu ze spuszczaną wodą nie wynikałz niewiedzy na temat kanalizacji. Mark Girouard twierdzi, że"około 1730 roku [...] każdy <strong>dom</strong> na wsi mógł teoretycznie miećbieżącą wodę na wszystkich piętrach i tyle wanien i klozetów, ileby sobie właściciel życzył czy na ile mógł sobie pozwolić. Ale ich4 C. S. Peel, The Stream oj Time: Social and Dome5tic LiJe in England 1805-1861,London 1931, s. 114.130lŚWIATŁO I POWIETRZEużywalność przez najbliższe pięćdziesiąt lat była względnie mała"5.Niewiele <strong>dom</strong>ów na wsi miało instalacje wodne - przeważnie byłyto cysterny, umieszczone pod dachem, do których spływała deszczówka,ale to wcale nie oznaczało, że w łazienkach była woda.Według Girouarda, wrodzony konserwatyzm (i snobizm) bogatychAnglików powstrzymywał ich przed stosowaniem innowacji, takichjak kanalizacja. Jeszcze w początkach XX wieku niektórzy arystokraciangielscy woleli, żeby przynoszono im do sypialni przenośnąwannę i stawiano przed kominkiem, bo wspólną łazienkęuznawali za nieprzyzwoitą i nie do przyjęcia 6 . Łatwiej wytłumaczyćbrak wewnętrznej kanalizacji w miastach: aż do połowy XIXwieku większość ludzi nie miała dostępu do miejskich zbiornikówwody i musiała ją przynosić ze studni albo brać z pompy w kuchni.Ponieważ w <strong>dom</strong>ach nie było wody pod ciśnieniem, czyli kanalizacji,nie można było zainstalować łazienek, a co dopiero klozetów.Do załatwiania swoich potrzeb używano starej technologii - nocnika.W wydanym w 1794 roku podręczniku Hepplewhite'a jestszereg rysunków, przedstawiających "szafki na nocniki", a także"nocne stoliki": małe otwierane komódki Z sedesem i naczyniemw środku 7 . Tam również można znaleźć opis gablotek, zawierającychpojemniki wraz Z sugestią, by stawiać je parami w jadalni,po dwóch stronach kredensu 8 . Pojemniki, zaopatrzone w zatyczki,były wypełnione lodowatą wodą, a gablotki przypominały zwykłeszafki na nocniki. Kiedy panie po obiedzie opuszczały jadalnię,otwierano szafki i wyciągano naczynia, żeby mogły służyć zgromadzonymdżentelmenom. Ten proceder stał się tak powszechny, żekiedy zaczęto instalować klozety dla panów, umieszczano je przeważnieobok jadalni.Ulepszenia technologiczne wprowadzano do <strong>dom</strong>u powoli, bonikt się ich nie <strong>dom</strong>agał. Tapicerzy zajęci byli urządzaniem wnętrz,5 M. Girouard, op. cit., s. 4.6 J. Franklin, The Gentleman 's Country Houseand /ts Plan 1835-1914, London 1981,s. 114.7 Hepplewhite and Co., Guide, plansze 81, 82 i 89.8 Ibid., s. 7, plansze 35 i 36.131


ŚWIATŁO I POWIETRZEŚWIATŁO I POWIETRZEa architekci estetyką, ich pojęcia wygody i komfortu były więc ograniczone,a właściciel tylko słuchał rad obu stron. Nie znaczy tojednak, że technologia tkwiła w całkowitym bezruchu. Pierwszainstalacja gazu świetlnego na wielką skalę miała miejsce w przędzalniw 1806 roku i początkowo używano go tylko w fabrykachi budynkach publicznych. Natomiast jednej z pierwszych prób zesztuczną wentylacją dokonał sir Humphry Davy w roku 1811, próbującwprowadzić ją w Brytyjskich Izbach Parlamentu, a był onchemikiem, a nie architektem. Wiele z tych wentylacyjno-ogrzewczychulepszeń powstało z inicjatywy oświeconych przedsiębiorcówalbo społecznie myślących reformatorów, dlatego do lat dwudziestychłatwiej można było znaleźć centralne ogrzewanie w przytułkualbo w więzieniu niż w bogatym <strong>dom</strong>u.Usprawnienia w kuchniach i piecach również pojawiły się poraz pierwszy nie w prywatnym <strong>dom</strong>u, ale w garkuchni przytułkudla biednych i nie był to pomysł ani architekta, ani budowniczego.Hrabia Rumford (sir Benjamin Thompson), Amerykanin z pochodzenia,był żołnierzem, dyplomatą, ogrodnikiem (założył słynnyOgród Angielski w Monachium) i, podobnie jak Franklin i Jefferson,samoukiem-wynalazcą. Ten człowiek wędrujący po całym świecie -szlachectwo otrzymał po służbie na dworze Jerzego ITI, a tytuł hrabiowskiod Świętego Cesarstwa Rzymskiego - był też naukowcem.Interesował się także fizyką cieplną, a jako człowiek praktyczny,wprowadził wiele ulepszeń w gotowaniu i ogrzewaniu. W Bawarii,gdzie spędził jedenaście lat, piastując między innymi urząd ministrawojny, zbudował szereg szpitali wojskowych z wymyślonymiprzez siebie kuchniami i piecami. W nieco amatorski sposób, charakterystycznydla swoich czasów, był społecznym reformatoremi wynalazcą garkuchni, w których dodatkowo instalował pośrednioogrzewane piekarniki.Rumford, będąc w Londynie, zaproponował udoskonaleniekonstrukcji kominów, tak by mniej dymiły: zwężenie wylotu komina,zmniejszenie powierzchni paleniska i pochylenie jego bocznychścianek, co zwiększało powierzchnię nagrzewającą pomieszczenie.W rezultacie pokój był mniej zadymiony, za to cieplejszy.132l,'W tym okresie - a był rok 1795 - zaczęto chętniej wprowadzaćinnowacje, a ponieważ ulepszenia nie były ani skomplikowane,ani kosztowne, właściciele <strong>dom</strong>ów mogli ich dokonywać bez pomocyarchitektów czy tapicerów i lepsze kominki zyskały sporąpopularność. (J ane Austen opisała "rumforda" w powieści OpactwoNorthanger zaledwie w trzy lata po tym, jak hrabia przedstawiłswój pomysł Akademii Królewskiej.) Pionierskie wysiłki Rumforda,żeby naukowe osiągnięcia zastosować w <strong>dom</strong>ach, są jegonajwiększym wkładem w historię technologii. Ale jego projekty nierozwiązały ostatecznie sprawy dymiących kominków, tak przynajmniejwynika z nieustannego zainteresowania przez cały XIX wiekwłaściwym rozwiązaniem tego problemu. Ze stu sześćdziesięciudziewięciu wynalazków angielskich, opatentowanych między 1815a 1832 rokiem, dotyczących pieców i kominków, prawie jedna trzeciazmniejszała lub likwidowała dym. W 1860 roku C. J. Richardsonpoświęcił cały rozdział swojej książki na temat projektowania<strong>dom</strong>ów Flue Construction and Smoke Prevention ("Konstrukcja przewodukominowego i ochrona przed dymem"), w którym napisał:"Nadal nie znaleziono takiej konstrukcji, która nie posiadałaby poważnychbłędów"9. Wydał też broszurę zatytułowaną The SmokeNuisance a'nd its Remedy ("Kłopoty z dymem i sposoby, żeby go uniknąć").Jeszcze dwadzieścia lat później książki o konstrukcji <strong>dom</strong>ówdoradzały, jak zmniejszyć "utrapienia z dymiącym kominkiem"lO.W XIX wieku każda książka na temat budowy <strong>dom</strong>ów zawierałaprzynajmniej jeden rozdział poświęcony wietrzeniu i "dolegliwościomzłego powietrza". Na pierwszy rzut oka może się towydawać głównie sprawą pozbycia się z <strong>dom</strong>u zapachu dymui smogu przemysłowego. Ale po bliższym przyjrzeniu się widać,że to bardziej skomplikowane, ponieważ ludzi z epoki wiktoriańskiejnie interesowała wyłącznie wentylacja - mieli obsesję świeżegopowietrza.9 C. J. Richardson, The Englishman's House: From a Cottage to a Mansion, London1860, s. 405.10 J. J. Stevenson, House Architecture, London 1880, t. II, s. 229-235.133


I "-IliŚWIATŁO I POWIETRZEŚWIATŁO I POWIETRZENiewątpliwie ówczesne wnętrza ~ d~miąc~mi ~omi~ami,otwartymi paleniskami i nie <strong>dom</strong>ytymI mleszkancaml. zawIerałymnóstwo tego, co nazwalibyśmy dzisiaj <strong>dom</strong>owy~ zaru~czyszczeniemśrodowiska. Nie w:iemy, czy panował w ruch wIększy zaduchniż w poprzednich stuleciach (nie ma żadnego p~wod.u',że~~tak sądzić), ale jest mnóstwo dowodów, że w epoce wiktonanskiejludzie byli bardziej wrażliwi na zapachy. Mie~ na ~~z~kład odrazędo woni kuchennych i umieszczali kuchrue mozliwle dalekood głównych części <strong>dom</strong>u. W niektórych wiktori~ńskic~ <strong>dom</strong>achkuchnia znajduje się prawie pięćset metrów od Jadalru! Zapachdymu tytoniowego uważano za równie nieznośnt W p~czątk~c~XVIII wieku ludzie niemal zupełnie zarzucili palerue, ale kiedy pozniejcygara z powrotem weszły w modę, nie wolno b~ło ich p~lićw <strong>dom</strong>ach. Królowa Wiktoria nie pozwalała na palerue w SWOIchrezydencjach i wielu ją naśladowało. W niektórych posiadłości~chwiejskich gości, którzy koniecznie chcieli zapalić, przepędzano zartobliwiedo kuchni i to dopiero wtedy, gdy służba już wyszła ll . BywalcyCragside, posiadłości w Northumberland, nal~~ącej do lo.rdaArmstronga, musieli wychodzić na dwór, by zapalic cygaro, 1 tonie dlatego, że ich gospodarz nie palił - sam do nich dołączał - aleponieważ zapach tytoniu był uznany za niedopuszczaln~12. Z czasem,gdy palenie rozpowszechniło się, wyznaczano na rue osobnypokój - palarnię· . . . .Wentylacja miała na celu nie tylko pozbywarue SIę ruemlłychzapachów. Znamienne jest, że XIX wiek podszedł do problemupowietrza w sposób naukowy. Od XVIII wieku wiedziano, że powietrzeskłada się z tlenu, azotu i dwutlenku węgla czy kwasuwęglowego, jak go wówczas nazywano. Doświadczenie uczyło, żezatłoczony pokój z czasem staje się duszny i nieprzyjemny. Eksperymentywskazywały, iż ludzie oddychając wydzielają dwutlenekwęgla, a naukowcy dowodzili, że powiększający się poziom dwutlenkuwęgla w pokoju pogarsza samopoczucie obecnych. Rozwiązanie- tak się wtedy wydawało - jest proste: zredukować poziom11 M. Girouard, op. cit., s. 295.12 M. Girouard, The Victorian Country House, Oxford 1971, s. 146.134"Idwutlenku węgla przez usunięcie stęchłego powietrza i zastąpieniego świeżym. Obecnie wiemy, że ta teoria była błędna, aczko)­wiek samo założenie słuszne. Dobre samopoczucie nie zależy wyłącznieod poziomu dwutlenku węgla. Czynnikami o równej, jeślinie większej wadze, są temperatura, wilgotność, ruch powietrza,jonizacja, kurz i zapachy. Jeśli powietrze w pokoju jest zbyt gorącealbo zimne, zbyt wilgotne lub suche, albo nieruchom e i jeślizawiera kurz lub zapachy wreszcie, złe samopoczucie pojawi sięna długo przedtem, zanim zostanie osiągnięty szkodliwy poziomdwutlenku węgla.Złożoność czynników wpływających na "komfort atmosferyczny"uświa<strong>dom</strong>iono sobie dopiero w początkach XX wieku; poprzedniouważano, że wystarczy spowodować rozrzedzenie dwutlenkuwęgla i niewątpliwie przeceniano skutki tego zabiegu. Obecniewia<strong>dom</strong>o, że poziom dwutlenku węgla we wnętrzu może byćspokojnie dwa i pół raza wyższy niż na dworze. W XIX wieku panowałogłębokie przekonanie, że nie może on przekraczać półtoraraza. Inżynierowie i uczeni byli zdania, że powinno się wpuszczaćdo <strong>dom</strong>u wielkie ilości świeżego powietrza, żeby zaspokoić te wymagania,ponieważ z jednej strony nie dość dostaje się go do wnętrzaprzez szpary, nieszczelne okna i otwarte drzwi, a z drugiej -gotowanie, ogrzewanie i oświetlanie powodują dym i złe zapachy.W wydanej w 1880 roku książce dotyczącej "zdrowego mieszkania"Douglas Galton, angielski inżynier, zaleca takie wietrzenie pokoju,żeby wypadało na człowieka około 1500 cm 3 świeżego powietrza naminutę 13. W H. Corfield, fizyk angielski, wymienia tę samą ilOŚĆ 14 .Natomiast doktor John S. Billings, lekarz wojskowy, rekomenduje1800 cm 3 w publikacji amerykańskiej z tego samego mniej więcejokresu 15 . Te dane należy porównać z obecnymi standardami, we-13 D. Galton, ObseTvations on the Construction oj Healthy Dwel/ings, Oxford 1896,s. 52.14 W. H. Corfield, DweIling Houses: Their Sanitary Construction and Arrangements,London 1885, s. 16.15 J. S. Billings, The Principles oj Ventilation and Heating and Their Practical AppIication,London 1884, s. 41.135


ŚWIATŁO I POWIETRZEdług których 150 do 450 cm 3 na minutę dla jednej osoby całkowiciewystarcza, a nawet może przekroczyć potrzeby, zależnie od stopniawilgotności, temperatury i innych czynników.Jeszcze inna uczona teoria przyczyniła się do niepokoju i obaw,z jakimi ludzie traktowali "zgniłe powietrze". Urbanizacja i przeludnieniepowodowały w XIX wieku wiele epidemii. Zbiegło sięto ze wzrostem medycznej wiedzy i elementarnych poszukiwań,usiłujących znaleźć wytłumaczenie - i sposoby leczenia. Błędnieuważano, że wiele chorób - malaria, cholera, dyzenteria, biegunkai tyfus - jest powodowanych substancjami i nieczystościami w powietrzu.Tak zwana teoria wyziewów robiła ze świeżego powietrzaźródło nie tylko komfortu, ale wręcz problemu życia i śmierci.W związku z tym, że zwolennicy wietrzenia walczyli o swojąsprawę z takim samym zapałem, jaki charakteryzuje obecnie przeciwnikównadmiernego jedzenia i obrońców fluoryzowania wody,chciał nie chciał, rosła jednocześnie świa<strong>dom</strong>ość społeczna."Jeśli ludzie są odpowiednio ubrani i dobrze nakarmieni, imwięcej świeżego powietrza, niechby nawet zimnego, tym lepiej"doradzała książka o planowaniu <strong>dom</strong>u 16 • Zdumieniem napawanas widok z wczesnych fotografii ciężkich, wiktoriańskich postaci,sztywnych i napiętych, w wysokich, twardych kołnierzykach i gorsetach,wciśniętych w pokoje, przeładowane ciemnymi draperiamii wypełnione ciasno meblami, a z drugiej strony świa<strong>dom</strong>ość, żebyli oni jednocześnie nałogowcami świeżego powietrza. W końcuto oni spopularyzowali jazdę na rowerze, sporty, gimnastykę i nadmorskiewczasy. W przeciwieństwie do ludzi epoki georgiańskiej,specjalnością ich nie było sybaryckie umiłowanie natury; ludzieepoki wiktoriańskiejćwiczyli dla zdrowia - zarówno moralnego,jak fizycznego. Sprawiali wrażenie prawdziwie uszczęśliwionychorzeźwiającym działaniem powietrza, nawet we wnętrzach <strong>dom</strong>ów.Był to zwyczaj, przy którym uparcie obstawali ku zgorszeniuodwiedzających ich Amerykanów. Zresztą może "uszczęśliwieni"jest niezupełnie trafnym określeniem, bo w ich pasji do świeżegopowietrza był jakiś element ponurej determinacji. To samo możnaI[',', :,ŚWIATŁO I POWIETRZEspostrzec w innym zwyczaju, przyjętym w dziewiętnastowiecznejAnglii. W drugiej połowie stulecia kąpiel przeżyła swój renesansi wiele jej rodzajów, jak nasiadówka, czy połączona z nacieraniem,czy po prostu kąpiel do pasa, zaczęło być popularnych. Nie ma tojednak Jilic wspólnego z komfortem. Polecana temperatura wodybyła letnia (dla wrażliwych), ale najlepiej zimna. Amatorów nowegozwyczaju prysznicowania się ostrzegano jednak, że "niemallodowata woda z prysznica powoduje uczucie pokrewne do tego,które można by sobie wyobrazić przy używaniu prysznica z rozpalonegodo czerwoności ołowiu: szok jest olbrzymi i przy dłuższymkorzystaniu niechybnie spowoduje uduszenie Się"17.W tym rozmnożeniu się przewodów powietrznych, pomijającwiedzę i medycynę, niewątpliwie odgrywał też rolę czynnikmody. Łatwo zrozumieć konieczność wentylacji w budynkach publicznych,takich jak Kapitol w Waszyngtonie czy Izby Parlamentuw Londynie, które zaopatrzone były w mechanizmy dostarczająceświeżego powietrza, albo w przeludnionych fabrykach, gdzie robotnicypocili się obficie przy rozgrzanych maszynach. Ale o wieletrudniej pojąć, dlaczego obszerne mieszczańskie <strong>dom</strong>y z wysokimipokojami, zajmowane przez niewielką liczbę mieszkańców, wymagałytak intensywnego wietrzenia. Prawdą jest, że w XIX wiekumiasta cechowało przeludnienie i zanieczyszczenie środowiska, alenie dotyczyło to <strong>dom</strong>ów na wsi, a mimo to wiele z nich było zaopatrzonychw skomplikowany system wpuszczania i wypuszczaniasztucznego powietrza. Jaką spełniał funkcję? Może jak w wypadku"konserwujących energię" słonecznych płaszczyzn na szaletachw górach albo "ekonomicznych" motorów Diesla, instalowanychw kosztownych niemieckich samochodach, systemy wentylacyjnenie były naprawdę przydatne, natomiast miały świadczyć, żeich właściciele są szalenie dalekowzroczni i idą z duchem czasu?Moda, nauka i medycyna były składnikami tej manii wietrzenia.Domy, które i tak nie były specjalnie hermetyczne, zaopatrywanow przewody powietrzne i rury wentylacyjne. Nie jest łatwowprowadzić ogromne masy świeżego powietrza, czego do-16 J. J. Stevenson, op. cit., s. 236.13617 Cyt. w: L. Wright, Clean and Decent, s. 122.137


ŚWIATŁO I POWIETRZEŚWIATŁO I POWIETRZEmagała się nauka, bez jednoczesnego oziębienia źle ogrzewanychpokoi. Zachowały się dokumenty, wzmiankujące o pełnych zapałuinżynierach, którzy zakładali kraty wentylacyjne na obszarze całego<strong>dom</strong>u, by wkrótce przekonać się, że były one dokładnie zatykaneprzez właścicieli, chcących odpocząć od zimnych przeciągów1S . Wynalazca nazwiskiem Tobin zaproponował sieć półtorametrowychrur, zapewniających świeże powietrze pod sufitem. Spełniałyone nawet swoje zadanie, chyba że, jak się zdarzało, właściciele<strong>dom</strong>ów używali ich jako postumentów i ustawiali na nichkwiaty doniczkowe lub dekoracyjne wazony19.Troska o wentylację miała jeszcze jeden aspekt negatywny.Przedłużyła używanie kominków i w ogóle opóźniła wprowadzenieskuteczniejszych urządzeń, takich jak piece i centralne ogrzewanie.Pewien szkocki architekt, nie pozbawiony rozsądku, JohnJames Stevenson uznał co prawda kominki za nie dopracowane naukowo,marnotrawne, brudne i nie efektywne, ale zarazem oświadczył,że są "najlepszym sposobem" ogrzewania, ponieważ mają"znośny i skuteczny sposób wietrzenia"20. Skrytykował kaloryfery,twierdząc, że ten sposób ogrzewania jest nieprzyjemny, a ciasneprzejścia, pełne gorącego powietrza, przypominają duszną atmosferęSahary. Brzmi to jak próba wytłumaczenia upodobania społeczeństwaangielskiego do przytulnych kominków i jego oporuprzeciwko jakimkolwiek typom urządzeń ogrzewczych. W Ameryce,gdzie piece z lanego żelaza i centralne ogrzewanie były bardziejrozpowszechnione, też znajdowało się wielu krytykujących,którzy uważali te sposoby ogrzewania <strong>dom</strong>ów za niezdrowe. AndrewDowning, w swojej bardzo poczytnej książce The Architectureoj Country Houses ("Architektura <strong>dom</strong>ów na wsi"), wydanejw 1850 roku, surowo przestrzegał: "Wiemy, że jest niewiele «nowinek»,które by ludzie bardziej cenili niż p i e c e - wszelkiegorodzaju - ale protestujemy przeciwko nim stanowczo i nieustannie.Zamknięte piece wcale nie są przyjemne, ponieważ odcinają nas od18 J. J. Stevenson, op. cit., s. 248.19 J. Franklin, op. cit., s. 110.20 J. J. Stevenson, op. cit., s. 212-213.138wesołego widoku żywego ognia; nie są też oszczędne, bo mniej sięw nich co prawda zużywa opału, za to rachunki lekarzy są wyższe"21.W A Treatise on Domestic Economy ("Rozprawa o ekonomii<strong>dom</strong>owej") Catherine Beecher nie jest aż tak stanowcza i tylko zalecadobre wietrzenie (i nawilżanie) w okresie używania pieców 22 .Przywiązanie wagi do wietrzenia miało duży wpływ na komfort<strong>dom</strong>owy. Chociaż Galton i Billings mylili się co do ilości potrzebnegoświeżego powietrza - błąd, z którego wkrótce zdanosobie sprawę - sam problem postawili słusznie. Ich poszukiwaniauświa<strong>dom</strong>iły ludziom, że komfort <strong>dom</strong>owy można opracować,wyjaśnić i zmierzyć. Miało to też inny skutek. Nie sposób było wymienićtak ogromnych mas powietrza tylko przez otwieranie okien- zwłaszcza w zimie. Potrzebne były rozmaite rodzaje chytrze pomyślanychprzewodów i rur do krążenia powietrza, a także filtrydo oczyszczania go. Sporo z tej wczesnej technologii użytkowanopóźniej do wietrzenia i klimatyzacji wielkich budynków i przekonanosię wtedy, że komfort jest do osiągnięcia za pomocą mechanicznychurządzeń. Inżynierowie w epoce wiktoriańskiej w zadziwiającysposób udzielili właściwej odpowiedzi na źle postawionepytanie.Następną przyczyną wolnego tempa wzrostu wiedzy techniczneji fachowej był ogólnie opieszały rozwój technologii wentylacyjno-grzewczejw XVIII wieku. Nigdzie się to tak nie dawało weznaki jak w oświetleniu. Świece woskowe wynaleźli Fenicjanie czterystalat przed narodzeniem Chrystusa i chociaż kaganki i prostelampki oliwne były używane w średniowieczu, nic lepszego niżświece nie wynaleziono (nawet Leonardo da Vinci bezskuteczniestarał się ulepszyć lampę oliwną). Świece pozostały więc jedynymźródłem sztucznego światła. Są czarujące w czasie romantycznejkolacji, ale jako jedyna forma oświetlenia w życiu codziennym mająwiele wad. Ich światło jest nie do uregulowania i migoce, co bar-21 A. J. Downing, The Architecture of Country Houses, New York 1968, s. 472. Poraz pierwszy wydane w 1850.22 C. E. Beecher, A Treatsise on Domestic Economy: For the Use of Young Ladies atHome and at School, New York 1849, s. 281.139


ŚWIATŁO I POWIETRZEŚWIATŁO I POWIETRZEdzo utrudnia czytanie i pisanie. Sto świec daje mniej światła niżjedna, zwykła żarówka; byle jakie oświetlenie dużego salonu wymagamnóstwa świec, a także pracy przy ich obsadzaniu, zapalaniui ucinaniu knotów. W XVIII wieku świece wykonywano z łoju(na wosk pszczeli stać było tylko bogatych) i palący się zwierzęcytłuszcz nie tylko drażnił oczy, ale także brzydko pachniał.Nie dziw, że po czternastu stuleciach używania świec fakt, żesztuczne światło jest słabe, uważano za rzecz naturalną. Zmieniłosię to w roku 1783, kiedy fizyk z Genewy, Ami Argand, wymyśliłnowy typ lampy oliwnej. Tak zwana lampa Arganda składała sięz siatkowego knota, umieszczonego w lejowatym szklanym cylindrze,który regulował dopływ powietrza do płomienia, jednocześnieograniczając migotanie i poprawiając jakość, a także intensywnośćświatła. Lampa ustawiona pośrodku nie dużego stołu umożliwiałatowarzyską działalność - wygodne granie w karty przezcały wieczór, a paląca się w gabinecie lub w salonie pozwalała naczytanie, pisanie i szycie. Ludzie natychmiast docenili te zalety,a handel niedrogimi, masowo produkowanymi lampami od razurozkwitł. Jak tylko zapoznano się z tym cudownym, mocnym, trwałymoświetleniem, natychmiast zaczęło się wprowadzanie ulepszeńw lampie Arganda. Zastosowano wiele poprawek w podstawowymprojekcie. We francuskiej odmianie "Astral" umieszczonopod spodem kulisty rezerwuar, co było użyteczne zwłaszcza przyoświetlaniu okrągłych stołów; w 1800 roku Bernard Carcel dodałpompkę, wzorowaną na mechanizmie zegarowym, która zaopatrywałarezerwuar u podstawy knota w oliwę, co także dawałosilniejsze światło.Marny gatunek oliwy spalanej w lampach Arganda zmniejszałich skuteczność, wobec czego jednocześnie z rosnącymi wymaganiamiodbiorców przedsiębiorcy rozpoczęli poszukiwania paliwaczystszego, dającego jaśniejsze światło. W Ameryce używanotranu; w Europie oleju rzepakowego, ekstraktu z nasion pewnegogatunku rzepy albo kamfenu - destylowanego olejku terpentynowego.W 1858 roku kanadyjski lekarz i geolog-amator AbrahamGesner odkrył i opatentował metodę wydobywania ze skały asfaltowejpaliwa, które było czystsze i tańsze od tranu; nazwał je naftą.140.(.. ,.Wynalazek Gesnera został zastąpiony w 1859 roku znacznieważniejszym odkryciem - ropą naftową. Było to paliwo w znakomitymgatunku, dające się destylować, rafinować i w końcu przerabiaćna naftę, które przyśpieszyło rozwój sztucznego oświetlenia.Zapotrzebowanie na nią stało się z kolei bodźcem do powstania nowegoprzemysłu naftowego. Chociaż lampy naftowe były jaśniejszeod oliwnych, także wymagały stałej opieki, częstego napełnianiai czyszczenia. Ponieważ światło powstawało przez proste spalanie,lampa naftowa zużywała masę paliwa, wytwarzała gorąco i sadze,a dawała niewiele światła. Jako że produkcją paliw do lamp zajęłysię rozmaite nieduże wytwórnie, a kontrola norm i jakości nie istniała,lotność nafty bywała bardzo różna. Nigdy nie było wia<strong>dom</strong>o,czy zapalona lampa da światło, czy też wybuchnie płomieniem;ponad sto pożarów miało miejsce w 1880 roku w Nowym Jorkui przypisano je wszystkie lampom naftowym 23 •Główną alternatywą dla lamp naftowych było oświetlenie gazowe.Uliczne lampy gazowe pojawiły się naj wcześniej w Londynie(1807), potem w Baltimore (1816), Paryżu (1819) i Berlinie(1826), ale gazu w <strong>dom</strong>ach zaczęto używać dopiero w latach czterdziestychXIX wieku w Europie i po zakończeniu wojny secesyjnej(1865) w Ameryce. Początkowo ludzie podchodzili do zagadnieniaoświetlania <strong>dom</strong>ów gazem z pewnym oporem - uznawano go zaniebezpieczny - gaz pochodzenia węglowego był nie czysty i niedawał dostatecznie jasnego światła. Z wczesnymi lampami gazowymiteż bywały problemy. Nieprawidłowo palący się gaz wytwarzałnieprzyjemny, wywołujący senność zapach; pokoje oświetlanenim musiały być specjalnie wietrzone, bo przebywanie w nich dawałosię zanadto we znaki. Walter Scott zainstalował oświetleniegazowe w swoim nowo wybudowanym <strong>dom</strong>u na wsi w 1823 roku,ale nie był to całkowity sukces; jego biograf, pisząc o tym eksperymencieczternaście lat później, nadal uważał, że "płomień i żar,a także woń gazu, rozchodząca się po całym <strong>dom</strong>u budzi irytację23 H. M. Plunkett, Women, Plumbers and Doctors: Or Household Sanitation, NewYork 1885, s. 56.141


ŚWIATŁO I POWIETRZEu większości ludzi"24. "Szkodliwe opary" pozbawiały jakoby połyskuprzedmioty metalowe, zabijały rośliny i niszczyły kolory25. Pewienżartowniś wymyślił, że najlepszy sposób oświetlania pokojuto wystawić palnik za okno 26 . Według podobnej recepty oświetlanoIzbę Gmin: gazowe kandelabry zainstalowano ponad wiszącym,szklanym sufitem, a wyziewy miały ujście prosto na dwór.Początkowo, jak już wspomniano, bardziej powszechne używaniegazu do oświetlania wnętrz stosowano w budynkach publicznych,fabrykach i sklepach, częściowo przynajmniej dlatego,że zapach i gorąco łatwiej rozchodziły się w większych przestrzeniach.Właściciele fabryk i sklepów kierowali się także bodźcemekonomicznym - po wojnach amerykańskiej i napoleońskich trani rosyjski łój bardzo podrożały, a gaz węglowy był dostępny i tani.W końcu, kiedy gaz stał się zjawiskiem zupełnie powszednim,zaczęto go używać także w <strong>dom</strong>ach, chociaż przez dłuższy czaslampy gazowe wieszano tylko w pomieszczeniach przechodnichi gospodarczych, natomiast pokoje mieszkalne dalej oświetlanolampami naftowymi i świecami. W bogatszych <strong>dom</strong>ach przeważałyświece, ponieważ było dużo służby, a pszczeli wosk dawał ładneświatło i nie pachniał. W latach pięćdziesiątych XIX wieku w pałacuw Buckingham nadal paliły się setki świec - poważny wydatek,który oszczędny książę Albert starał się możliwie redukować 27 .Wynalazek palnika atmosferycznego pozwalał na dokładniejszespalanie gazu, co wraz z opanowaniem techniki oczyszczaniagazu węglowego dawało w rezultacie jaśniejsze oświetlenie i jednocześnieprzezwyciężenie -lub przynajmniej zmniejszenie - ubocznych,niemiłych skutków. Palący się gaz dalej wytwarzał sadze,które czerniły sufit, a także kotary i wyściełane meble. To zrodziłokonieczność wiosennych porządków, w czasie których wszystkie24 J. G. Lockhart, Life oj Scott. Cyt. w: Girouard, op. cit., s. 17.25 J. J. Stevenson, op. cit., s. 254.26 T. K. Derry i T. I. Williams, A Short History oj Technology, Oxford 1979, s. 512.27 C. S. Peel, A Hundred Wonderful Years: Social and Domestic Life oj a Century1820-1920, London 1926, s. 45-46.142ŚWIATŁO I POWIETRZEmeble, sprzęty i tkaniny wynoszono na dwór, a sufit myto lub odmalowywano28 . Mimo to, potrzeba lepszego oświetlenia stała siętak powszechna, że od roku 1840 gaz stał się nagle bardzo popularny,a z nim sadze i wszystko inne *.Pewien historyk wyraził się, że światło gazowe było "poważnąrewolucją w życiu ludzkim" 29 . To bardzo słuszne sformułowanie.Zmiany na lepsze w komforcie <strong>dom</strong>owym czy w meblach następowałystopniowo, przez długi okres i były niewielkie, nieraz ledwodostrzegalne, szczególnie jeśli się miało spóźniony refleks. Poprawaw oświetleniu - przeciwnie - była raptowna. Świece dawały światłozbyt słabe dla większości zajęć <strong>dom</strong>owych; lampy oliwne rzucałytylko jego snop na stół czy biurko, ale światło gazowe byłodostatecznie mocne, żeby rozjaśnić cały pokój. Ilościowa zmianaw poziomie oświetlenia była ogromna. Jedna lampa dawała tyleświatła, co tuzin świec. Obliczono, że w latach 1855-1895 przeciętnamoc oświetlenia (wyrażona w mocy świec) w <strong>dom</strong>u filadelfijskimzwiększyła się d w u d z i e s t o kro t n i e 30 . Jaśniej sze wnętrzanie tylko oznaczały większą wygodę. Lepsze światło umożliwiałoczytanie w nocy i wpłynęło na ogólny rozwój piśmiennictwa. Powiększyłotakże potrzebę czystości, zarówno osobistej, jak w <strong>dom</strong>u.Lampy gazowe powstały w rezultacie rozwoju nauki i techniki,a przedsiębiorcy od razu się za nie zabrali. Głównym ich celembyła oczywiście sprzedaż jak największej ilości lamp. Inaczejmówiąc, był to pierwszy udany <strong>dom</strong>owy przyrząd do powszechnegozastosowania. Ten wynalazek wymagał wielkiego inwestowaniai w gazownie, i w sieć przewodów pod ulicami miast, wobecczego potrzebna była także duża liczba klientów; z samej natury28 R. Banham, The Architecture oj the Well-Tempered Environment, London 1969,s. 56.• Koszulka gazożarowa Welsbacha, wyprodukowana w 1887 roku, rozwiązałaproblem sadzy w lampach gazowych i sprawiała, że światło było jaśniejsze i przyjemniejsze,ale w okresie jej pojawienia się zaczęła już wchodzić w życie elektryczność.29 Ibid., s. 55. \30 Ibid.143


ŚWIATŁO I POWIETRZEbył to artykuł masowy. Ta zależność zahamowała nieco szybki rozwój- zanim wielu nie zechciało założyć sobie gazu, jego cena byłabardzo wygórowana, jak tylko odbiorców przybyło - gwałtowniespadła. Około 1870 roku gaz w Anglii kosztował jedną piątą tego,co przed czterdziestu laty i jedną czwartą ceny lampy oliwnej.Chociaż dostatecznie tani dla klas średnich, dla reszty społeczeństwagaz był jednak zbyt kosztowny. Na początku XIX wiekunawet łojowe świece uznane były za nie dostępne dla rodzin robotniczych,zmuszonych dalej żyć po ciemku jak za króla Ćwieczka.Ale i tu zaczęto odczuwać demokratyzację masowej technologiii około 1880 roku większość rodzin miała przynajmniej jedną przenośnąlampę oliwną lub naftową, która zaspokajała potrzeby całego<strong>dom</strong>u 31 • W 1890 roku angielskie spółki gazowe, chcąc powiększyćswoją klientelę (i widząc groźbę konkurencji w pojawiającej sięwłaśnie elektryczności), zaofiarowały swoim robotniczym odbiorcomliczniki gazowe z automatami do wrzucania monet i to zaczęłosię mieścić w granicach możliwości finansowych większościmieszkańców miast 32 .Społeczeństwo zaakceptowało wygodę i komfort, które dawałosztuczne oświetlenie za pomocą gazu, ale odrzuciło go do innegoużytkowania. Zalety gotowania na gazie były mniej nieodpartei chociaż w 1820 roku udostępniono ludziom kuchenki i piecyki gazowe,nie zyskały one poklasku. Przez następne sześćdziesiąt lat,mimo ogromnych wysiłków spółek gazowych, w większości gospodarstw<strong>dom</strong>owych nadal gotowano na drewnie i węglu. Kiedywreszcie zaczęto używać kuchni gazowych, ich forma przypominaławolno stojące kuchnie węglowe (często łączące gaz i węgiel),co miało ten ważny skutek, jak zauważył Giedion, że opóźniło rozwójłączenia prac kuchennych przy jednym kontuarze 33 .Gaz był technologią używaną w miastach i ponieważ większośćludzi korzystających z niego należała do klasy średniej,mOżna go uznać za pierwszą technologię specyficznie31 S. Muthesius, The English Terraced House, New Haven 1982, s. 52.32 Ibid., s. 53-54.33 S. Giedion, op. cit., s. 539.144IŚWIATŁO I POWIETRZEm i e s z c z a ń s k ą. To stworzyło przedziwną sytuację:wszelkie nowoczesne udogodnienia, w każdym razie w Anglii, jakgaz (czy łazienki), przez zamożniejszych właścicieli <strong>dom</strong>ów zaczęłybyć uważane za rzecz w złym guście, a komfort związany z tymimechanicznymi pomysłami za nuworyszowski*. W tym kontekściepoprzez poniżające skojarzenia można trafić na pogardliwewzmianki o "luksusie". W Ameryce nie było takich grymasów i nafotografiach wnętrz widać lampy gazowe zarówno w salonach bogaczy,jak i w skromnych pokojach lub kuchniach klasy średniej.• Thoresby Hall był ogromną posiadłością, skończoną w 1875 roku, oświetlanącałkowicie przez lampy oliwne, nie gazowe i w której, według jednego przynajmniejhistoryka, nie było ani jednej łazienki 34 .34 M. Girouard, op. cit., s. 388.145


Rozdział 7PraktycznośćI,Komfort w życiu codziennym łatwiejosiągnąć głową niż grzbietem.Ellen H. RichardsThe Cosł oj ShelterPojawienie się oświetlenia gazowego i wentylacji - jakkolwieknie doskonałych - stało się dla <strong>dom</strong>u początkiem racjonalizacji,a przede wszystkim mechanizacji. Takie urządzenia, jak lampy gazoweczy przewody wentylacyjne, oznaczały wtargnięcie doń nietylko nowych urządzeń, ale nowego sposobu myślenia - inżynierai biznesmena. Większość architektów - w przeciwieństwie do swoichklientów - postanowiła tego nie zauważać. Architekt RobertKerr w niezwykle poczytnej książce The Gentleman's House ("Domdżentelmena") nie uznaje za stosowne omawiać sprawy oświetleniagazowego, poucza tylko krótko czytelników, że "zakres działalnościarchitekta nie musi iść dalej niż przystosowanie urządzeńgazowych do potrzeb"1. Podobna książka, która trzy lata późniejwyszła w Stanach Zjednoczonych, Villas and Cottages ("Wille i chałupy")Calverta Vauxa, w ogóle nie wspomina o sztucznym świetle,choć wówczas było już ono na porządku dziennym.1 R. Kerr, op, cit., s. 278.147ł


PRAKTYCZNOŚĆWentylacja jeszcze bardziej niż światło gazowe zaważyła nabudowaniu <strong>dom</strong>ów. We współczesnych budynkach powietrze cyrkulujeza pomocą elektrycznych wentylatorów. Dawniej w gmachachpublicznych używano wentylatorów parowych. Były onejednak zbyt skomplikowane i kosztowne dla zwykłych <strong>dom</strong>ów,które załatwiały sprawę ruchu powietrza, posługując się siłą ciężkości.Wymagało to szerokich przewodów powietrznych i oznaczało,że <strong>dom</strong> musiał być specjalnie zaprojektowany, biorąc pod uwagęrury i strefy wietrzenia; architekci nie potrafili się z tym uporać, natomiastinni jakoś sobie radzili. Doktor John Hayward z Liverpooluwybudował dla siebie w 1872 roku <strong>dom</strong>, w którym zademonstrowałwłasny sposób wietrzenia 2 • Był to nie zwykły i znaczący przykładtego, jak powinna wyglądać współpraca nowej technologiiwentylacyjno-ogrzewczej z architekturą. We wszystkich lampachgazowych, zwanych "kloszami Ricketa", płomień był zamkniętyw szklanych kulach i wyziewy nie wydobywały się na zewnątrz.Okna nie dawały się otwierać. Świeże powietrze dochodziło z sutereny,podgrzewało się w piecu, następnie przez centralny westybuldostawało się na poszczególne piętra i za pomocą dziurkowanychgzymsów do różnych pomieszczeń. Nad każdą lampą znajdowałsię zakratowany wylot, prowadzący do głównego przewodu. Zużytepowietrze zbierało się w "komórce z zanieczyszczonym powietrzem"na poddaszu; stąd, wypychane w dół szybem przedostawałosię do paleniska w kuchni, poczem przez komin na dwór.Nie tylko główne pokoje, lecz także kuchnia, ubieralnie, łazienkii ubikacje były w ten sposób wietrzone.Kanadyjski inżynier Henry Rutton zaprojektował system wentylacyjnydla wagonów kolejowych w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych.W 1860 roku wydał książkę, w której między innymiwymienił szereg pomysłów 1ających się zastosować w budowie<strong>dom</strong>ów (np. podwójne szyby). Rutton nie oszczędza architektów:,,w blasku światła, który w dziewiętnastym stuleciu tak rozjaśnił2 J. Drysdale i J. W. Hayward, Health and Comfort in Home Bui/ding, London1876, s. 54-58. The Hayward House jest także opisany w: Banham, Well-TemperedEnvironment, s. 35-39.148IPRAKTYCZNOŚĆświat, tylko architektura leży nieruchomo, pokryta pyłem wieków.O ile wiem, jak sięga pamięć ludzka, ani jeden pomysł nie wyszedłod ludzi z tego zawodu" 3 .Ten brak zainteresowania większości architektów nową technologiąoznacza zastój w rozwoju komfortu w <strong>dom</strong>u. Największysukces we włączeniu systemów wentylacyjno-ogrzewczychw swoje projekty miał właśnie Hayward. Nawet Stevenson, którylepiej niż większość zdawał sobie sprawę z potrzeby właściwegotraktowania nowych technologii i który poświęcił ćwierć drugiegotomu dzieła House Architecture ("Architektura <strong>dom</strong>ów") dyskusjina temat systemów wentylacyjno-ogrzewczych, nie był pewien,czy taki wzrost mechanizacji jest słuszny. A w końcu ostrzegł,że lInie trzeba przesadzać z rolą maszyn w <strong>dom</strong>u"4. Architekturai nowe technologie nie szły w parze. Kiedy wprowadzono technologicznewynalazki, były one na rękę raczej właścicielom niż architektom.Lord Armstrong, przemysłowiec i fabrykant broni, wybudowałsobie posiadłość Cragside, gdzie jako pierwszy zainstalowałnie tylko światło elektryczne (przyjaźnił się i sąsiadował z JosephemSwanem, wynalazcą żarówek z drucikami żarowymi), alerównież wewnętrzne telefony, centralne ogrzewanie i dwa hydraulicznedźwigi. Jego architekt, słynny Norman Shaw, w żadnym następnymbudowanym przez siebie <strong>dom</strong>u już tego eksperymentunie powtórzył.Aż do XVIII wieku każde wnętrze uznawano za osobną całość.Blondel projektował pokoje rokokowe jako jednolite dzieła- ściany, meble i wyposażenie, wszystko razem. Tak samo w georgiańskiejAnglii myśleli architekci Robert Adam i John Nash. Potemwnętrza stały się rezultatem współpracy architektów z tapiceramii meblarzami (nie zawsze zresztą w czułej harmonii). W połowieXIX wieku jednak tapicerzy, których nazywano teraz dekoratoramiwnętrz, wzięli pełną odpowiedzialność za wszystko, co dotyczyłourządzenia <strong>dom</strong>u.3 H. Rutton, Venti/ation and Warming of Bui/dings, New York 1862, s. 37.4 J. J. Stevenson, op. cit., s. 280.149


PRAKTYCZNOŚĆDekoratorzy wnętrz radzili sobie z nowymi technologiami jeszczegorzej niż architekci, a w dodatku moda i prawa fizyki znajdowałysię często w opozycji. W 1898 roku, kiedy centralne ogrzewaniei wentylacja były już dobrze ugruntowane, pewna amerykańskaksiążka nadal przekonywała, że otwarte kominki są jedyną możliwąformą ogrzewania i ostrzegała, że "dobry smak i savoir-vivremieszkańców można odgadnąć po sposobie ogrzewania <strong>dom</strong>u"5.Wraz z tymi nowościami, typu oświetlenie gazowe czy wentylacja,powstała przepaść między głównie wizualnym podejściem dekoratorówi przede wszystkim mechanicznym - inżynierów. Jak zobaczymy,ta przepaść z czasem powiększała się i przyczyniała doschizofrenicznej postawy wobec komfortu w <strong>dom</strong>u, ciągle budzącejnasz niepokój.Wysiłki, żeby poprawić komfort w <strong>dom</strong>u za pomocą technologii,podjęte w epoce wiktoriańskiej, natrafiły na poważne przeszkody.To tak jakby chcieć ułożyć puzzle, kiedy brakuje parukawałków. Stevenson scharakteryzował urządzenia wentylacyjno­-ogrzewcze jako "siłę napędową wszelkiego rodzaju", ale tubydo rozmów, rury wentylacyjne, windy ręczne, które opisywał -wszystkie korzystały z energii ludzkiej, siły napędowej w nich niebył0 6 . Główne źródło napędu w XIX wieku to para, ale chociażmożna było przejechać pociągiem z San Francisco do Nowego Jorkui przepłynąć statkiem z Montrealu do Londynu, same maszyny parowebyły za duże i zbyt kosztowne, żeby je stosować w <strong>dom</strong>ach.Można znaleźć oczywiście kilka przykładów ogromnych wiktoriańskich<strong>dom</strong>ów na wsi z własnymi urządzeniami parowymi, ale byłyto wyjątki*. Gaz stanowił jedyne źródło sztucznej energii i jakwiemy, czy to używany do oświetlenia, czy rzadziej do gotowa­swoje wady.nia, miał5 E. Wharton and O. Codman Jr., The Decoration oj Houses London 1898, s. 87.6 J. J. Stevenson, op. cit., s. 212.* Pod koniec XIX wieku produkowano małe, parowe maszynki dla <strong>dom</strong>owegoużytku, ale zostały one szybko wyparte przez bardziej efektywne motory.I,\PRAKTYCZNOŚĆBrak siły napędowej bardzo ograniczał <strong>dom</strong>ową technologię.Wentylacja i ogrzewanie znajdowały się w dość wczesnym stadiumi były mało skuteczne, bo uzależnione od siły ciążenia i naturalnejkonwekcji. Powietrze leniwie krążyło z pokoju do pokoju, a zapachówkuchennych trudno się było pozbyć. Pokoje z kominkamiogrzewano promieniowaniem, bez pomocy mechanizacji; ludziew ich pobliżu smażyli się (albo kryli za parawanami), a siedzącydalej marzli.Robiono wiele różnych prób, żeby rozwiązać problem mechanizacjidostępnymi środkami. Jakiś Amerykanin skonstruował żelazkoogrzewane gazem - gumowa rurka łączyła je z lampą. W latachsiedemdziesiątych XIX wieku, kiedy zaczęto stosować w <strong>dom</strong>achwodę pod ciśnieniem, niektórym zdawało się, że może właśniew wodzie należy szukać rozwiązania. Rozmaite fabryki zaczęłyprodukować "maszyny wodne", małe turbiny przymocowanedo kurka za pomocą bloku wraz z koniecznymi akcesoriami. Tam,gdzie opłaty za wodę były niskie, urządzenia na energię wodną,jak pralki, wyżymaczki, maszyny do szycia, wentylatory i maszynkido robienia lodów, zyskały dużą popularność. Jedna z fabryk zaczęławyrabiać "Wodną Czarodziejkę" - maszynę, która wytwarzałassanie, używane do poruszania odkurzacza, maszynki do masażulub suszarki do włosów.Główną siłą napędową pozostała jednak - jak zawsze - pracaludzka. Pełno było w dziewiętnastowiecznych <strong>dom</strong>ach przyrządówobsługiwanych rękami, nie tylko maszyn do szycia, wydrążaczyjabłek i trzepaczek do bicia piany, ale również pralek i maszyndo zmywania 7 . Te dwie ostatnie do żywego przypominająswoje współczesne odpowiedniki, tyle że były poruszane za pomocąkorby lub dźwigni; ręcznej pralki na kanadyjskiej prowincjiużywano jeszcze w latach pięćdziesiątych naszego stulecia. Bardzoposzukiwana mechaniczna szczotka do dywanów pojawiła sięw latach pięćdziesiątych XIX wieku. Wnętrza wiktoriańskie byłypełne draperii i dywanów, a jaśniejsze światło lamp gazowych demaskowałosadze z komina, gromadzące się7 S. Giedion, op. cit., s. 540-556.z~równo z zewnątrz,- ',/ ---,150151


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆjak i z wnętrza <strong>dom</strong>u*. W dodatku do obecnie już klasycznychszczotek obrotowych wymyślono przeróżne maszynerie ssące, zasilaneprzez rozmaite typy miechów. W jednym modelu należałoporuszać rączką w górę i w dół, jak przy pompowaniu kół roweru,a w innym przesuwać na boki długie uchwyty, jak w ogromnej parzenożyc. Najdziwniejszy z tych odkurzaczy składał się z dwóchmiechów, które nieszczęsna służąca zakładała na nogi i chodzącw nich po pokoju, powodowała wsysanie powietrza.Do tego, żeby wszystkie te pomysły uznać za przydatne, niezbędnebyło małe, dobrze działające urządzenie napędowe; to byłjeden z kawałków brakujących w <strong>dom</strong>owo-technologicznym puzzlu.W istocie pozostawały jeszcze dwa inne: bardziej wydajne źródłociepła oraz jaśniejsze i czystsze światło. Wszystko to zostałozałatwione dzięki odkryciu elektryczności, albo - mówiąc ściślej- dzięki wynalazkowi małego, elektrycznego motoru, oporowegogrzejnika i żarówki.Elektryczności użyto przede wszystkim do oświetlenia. W 1877roku w paryskim <strong>dom</strong>u towarowym zainstalowano osiemdziesiątłukowych lamp; w tym samym roku także w Londynie podobnieoświetlono jeden z budynków. Lampy łukowe były niezwykle jasne,ale z przyczyn technicznych nadawały się bardziej do dużychinstalacji - stosowano je na przykład w latarniach morskich. Przydawałysię także do oświetlania ulic - po raz pierwszy użyto ichw Cleveland, później przez wiele lat na paryskich bulwarach. Prawdziwyprzełom, w każdym razie jeśli chodzi o światło w <strong>dom</strong>u,nastąpił, kiedy Thomas Edison i Joseph Swan, pracując niezależniew Ameryce i Anglii, wyprodukowali pierwsze tanie żarówkiz włókna węglow~go. W 1882 roku Edison wybudował w obrębieWall Street w Nowym Jorku elektrownię i poprzez rozdzielcząsieć podziemnych kabli dostarczał energię elektryczną na obszar• Inżynierowie od wentylacji, jak Douglas GaIton, gwałtownie sprzeciwiali sięużywaniu dywanów, które uważali za "łapacze kurzu". Wygląda na to, że ich ostrzeżeniaposkutkowały, ponieważ pod koniec XIX wieku dywany od ściany do ścianywyszły z użycia i zastąpiono je mniejszymi kilimami, kładzionymi na polakierowaną,drewnianą posadzkę.152około półtora kilometra kwadratowego. Pięć tysięcy lamp Edisonaświeciło jasno w <strong>dom</strong>ach przeszło dwustu bogatych biznesmenów,z bankierem J. Pierpontem Morganem włącznie.Zaakceptowanie przez ludzi gazu trwało przeszło pięćdziesiątlat; z elektrycznością poszło znacznie prędzej. W ciągu dwóch latelektrownia Edisona miała pięciuset abonentów, w tym nowojorskągiełdę, która dotąd oświetlana była gazem. Potem pojawiły się inneamerykańskie instalacje, a Edison dostarczył też prądnic do pierwszejeuropejskiej elektrowni w Mediolanie. Po drobnych prawnychutarczkach założyli ze Swanem spółkę i pobudowali instalacje elektrycznena terenie całej Anglii. Zaledwie kilka lat po pionierskichwysiłkach lorda Armstronga w Cragside, wiele budynków ulicznych,w tym Izba Gmin i Muzeum Brytyjskie, były oświetlone elektrycznością,a wkrótce potem <strong>dom</strong>y - nie tylko rezydencje bogaczy- zaczęły także używać światła elektrycznego. Spółki elektrycznepowstały w Nowym Jorku, Londynie i wszystkich większych miastacheuropejskich.Około 1900 roku elektryczne oświetlenie w miastach stało sięfaktem. Pierwszym, a właściwie jedynym na wielką skalę użytkiemz elektryczności było oświetlenie. Elektrownie Edisona nazywano"placówkami światła elektrycznego" i o ile technologię gazu zbudowanona lampie gazowej, to upowszechnienie technologii elektrycznejrozwinęło się dzięki żarówce. Wyższość elektryczności nadgazem nie ulegała wątpliwości. Światło było jaśniejsze, bezpieczniejsze,bardziej niezawodne i nie brudzące; oznaczało koniec szkodliwychwyziewów, sadzy na suficie, szorowania kloszy i potrzebyotworów wentylacyjnych nad każdą lampą. W nieco ponad sto latewolucja w <strong>dom</strong>owym oświetleniu - od oliwnej lampy Argandado elektrycznej żarówki - zakończyła się·Skoro już raz elektryczność weszła do <strong>dom</strong>u, zaczęła być teżprzydatna do innych celów. Pierwsze zarejestrowane zastosowanieelektryczności do poruszania maszyny nastąpiło w 1883 rokui miało miejsce w sklepie spożywczym w Nowym Jorku, gdzie motorelektryczny został użyty do młynka do kawy. Isaak Singer zorientowawszysię, jakie możliwości kryje w sobie elektryczność, już153


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆw 1889 roku zademonstrował model elektrycznej maszyny do szycia.W tym samym roku Nikola Tesla, imigrant chorwacki, opatentowałsprawny, wielofazowy motor elektryczny, a dwa lata później,razem z Georgem Westinghousem, wyprodukowali przenośnywentylatorek. Pierwszy elektryczny odkurzacz opatentowanow 1901 roku, a w 1917 miał on już taką popularność, że możnago było zamówić za pomocą wszędzie obecnego katalogu MontgomeryWarda. Tegoż roku we Francji i Ameryce zaczęto produkowaćelektryczne lodziarki na dużą skalę. Prototyp elektrycznej pralkiThora wykonano w 1909 roku, a elektryczną maszynę do zmywaniaWalkera sprzedano po raz pierwszy w 1918 roku; oba te urządzeniaw 1920 roku sprzedawano w szerokim zakresie. Małe elektrycznemotorki były tanie zarówno w produkcji, jak i w eksploatacji - Westinghouseogłosił w 1910 roku, że używanie ich kosztuje ćwierćcenta na godzinę. Inną przyczyną ich szybkiego przyjęcia stał sięfakt, że większość z tych elektrycznych maszynek, między innymiwiatraczek, była tylko poruszaną motort:!m wersją wcześniejszych,ręcznych; ponieważ odkurzacze, maszyny do zmywania i pralkistosowano już od dawna, tyle że obsługiwał je człowiek, łatwobyło je teraz zamienić na zasilane elektrycznością. To był właśnieten brakujący kawałek układanki.Mniej widoczną, ale równie ważną korzyścią z odkrycia elektrycznościbyła możność używania wentylatorów do wietrzeniai chłodzenia powietrza. Przenośny elektryczny wiatraczek bardzo·ułatwiał życie w Ameryce, gdzie lato jest wilgotne i gorące. Chociażwentylatory nie były tanie - w 1919 roku kosztowały pięć dolarówsztuka, czyli więcej niż dniówka - szły jak woda 8 . Podsufitowewiatraki pojawiły się na rynku w południowych stanach w latachdz~ewięćdziesiątych XIX wieku. Poruszając stojące powietrze w pokOJu,redukowały zaduch, spełniając wyznaczone im przez wynalazcówzadanie. Bywały często łączone z lampami i w ten sposóbza pomocą jednego pstryknięcia otrzymywało się i światło, i świeże8 L. R. Balderston, Housewijery: A Manua/ and Text Book oj Practica/ HousekeepingPhiladelphia 1921, s. 128.'154powietrze. Przewodowe wentylatory pomogły w spopularyzowaniutaniego centralnego ogrzewania. Ogrzewanie za pomocą gorącegopowietrza zawsze było tańsze niż przy pomocy gorącej wody,wymagającej drogich instalacji kanalizacyjnych i kaloryferów, alenie cieszyło się wzięciem wśród ludzi, ponieważ powietrze mogłowchodzić do przewodów tylko rozgrzane do temperatury 80°C.Nic dziwnego, że lekarze skarżyli się na złe skutki dla zdrowiaprzegrzanych mieszkań. Teraz za pomocą elektrycznych wentylatorówgorące powietrze mieszało się w całym <strong>dom</strong>u ze świeżym,sztucznie poruszanym, i rozchodziło się po pokojach, mając jużodpowiednią temperaturę·Możność uzyskania bezpośredniego gorąca za pomocą elektrycznościzostała szybko doceniona i na Światowych Targachw Chicago w 1893 roku wystawiono "Wzorową Kuchnię Elektryczną",która posiadała piec, piekarnik i podgrzewacz wody -wszystko elektryczne. Po 1907 roku, kiedy niezniszczalna opornicaz niklochromowego stopu została udoskonalona, to znakomiciedziałające i trwałe urządzenie zaczęło się bardzo rozpowszechniać.W 1909 roku Westinghouse wszedł na rynek z elektrycznymżelazkiem, a po paru latach z opiekaczem, maszynką do kawy,podgrzewanymi talerzami i kuchenkami - przedmioty te szybkozyskały powodzenie, w każdym razie w Ameryce.Jedną z przyczyn, dla których znalazło się tak dużo odbiorców,były niskie opłaty za elektryczność. Pierwsi klienci Edisonamusieli płacić aż dwadzieścia osiem centów za kilowatogodzinę, cobyło sporą sumą i początkowo urządzenia elektryczne traktowanojako luksus. Ta sytuacja nie trwała jednak długo i opłaty wkrótcezaczęły się obniżać. W 1915 roku wynosiły już tylko dziesięć centówza kilowatogodzinę, a w 1926 ustaliły się na siedem centów,co w porównaniu z wartością dolara w 1915 roku wynosiło czterycent y9. W 1885 roku, kiedy gaz przeżywał swoje najlepsze czasy,dostępny był tylko dla około dwóch milionów angielskich gospodarstw- czyli mniej niż jednej czwartej ludności; w 1927 roku prze-9 M. S. Scott, Electricity Supp/y, w: EncycIopaedia Britannica, Chicago 1949, t. VIII,s. 273-274.155


ł"PRAKTYCZNOŚĆ'i':'_,"\'O"~!::PRAKTYCZNOŚĆszło siedemnaście milionów amerykańskich <strong>dom</strong>ów - ponad sześćdziesiątprocent - miało elektryczność. Liczba zelektryfikowanychamerykańskich <strong>dom</strong>ów (głównie w dużych i mniejszych miastach,na wieś elektryczność przyszła później) była równa całej reszcieświata. Oznaczało to rynek odbiorców o nie znanej dotąd skali.Żelazko było (pomijając żarówkę) najbardziej rozpowszechnionymurządzeniem elektrycznym; w 1927 roku przeszło trzyczwarte zelektryfikowanych <strong>dom</strong>ów w Ameryce posiadało przynajmniejjedną sztukę. Elektryczne żelazko ważyło niecałe półtora kilograma,podczas gdy tradycyjne, masywne, rozgrzewane na przemianze "zmiennikiem" na blacie kuchni, ważyło od półtora dosześciu kilogramów, zależnie od tego, co trzeba było uprasowaćlO.Dawne żelazka nazywano "smutnym żelazem" (archaiczne znaczeniesłowa "smutny" po angielsku to "ciężki" lub "gęsty"), co przezprzypadek prawdziwie opisuje związaną z nim żmudną działalność.Pierwsze elektryczne żelazka kosztowały dużo - sześć dolarów- ale i tak wypadało to taniej niż rozpalanie kuchni. Innąwielką zaletą elektrycznego żelazka - dotyczy to również gazowychi spirytusowych - był fakt, że prasowanie musiało się odbywaćw bezpośrednim sąsiedztwie gorącej kuchni, mogło być robionegdziekolwiek w jakimś przewiewnym miejscu - jednym słowemkomfortowo.Przeszło połowa zelektryfikowanych <strong>dom</strong>ów w 1927 roku posiadałaodkurzacze. Było to zjawisko zdumiewające, biorąc poduwagę, że mechanizm ten istniał zaledwie od dziesięciu lat. W 1915roku małą ssącą zamiatarkę z woreczkami na kurz kupowano zatrzydzieści dolarów, a większy odkurzacz z dodatkami za siedemdziesiątpięć 11 • Kiedy zaczęto je powszechnie kupować, ceny spadły.Szwedzka firma, która rozpoczęła wyrób niedrogich odkurzaczytypu cylindrycznego, sprzedawała je z powodzeniem w StanachZjednoczonych i electroluks stał się na najbliższe pięćdziesiąt10 Ch. Frederick, Household Engineering: Scientific Management in the Home, Chicago1923, s. 238.lat prototypem dla wszystkich innych. Odkurzacz, podobnie jakelektryczne żelazko, upraszczał pracę: zamiast co tydzień trzepaćdywany na dworze, można je było czyścić w <strong>dom</strong>u.Wydaje się czasami, sądząc z opisów, że zaletą mechanizacjijest tylko to, że oszczędza czas. Gdyby to było jedyną jej korzyścią,wątpić należałoby, czy odkurzacz i żelazko w tak krótkim czasiezyskałyby wielką popularność. Ich szybkie rozpowszechnienie sięnie było też rezultatem sposobu sprzedawania, chociaż stało sięono czynnikiem istotnym, szczególnie w przypadku odkurzacza,będącego jednym z pierwszych artykułów sprzedawanych przezwędrujących od <strong>dom</strong>u do <strong>dom</strong>u komiwojażerów. Te nowe urządzeniaelektryczne oszczędzały nie tylko czas, przede wszystkimwysiłek, pozwalały wykonywać prace <strong>dom</strong>owe w o wiele wygodniejszysposób. Chociaż później doszły niezbyt mądre gadżety -jak na przykład elektryczny nóż do krajania chleba czy elektrycznaszczotka do zębów - to najwcześniejsze elektryczne przyrządy rzeczywiścieniesłychanie ułatwiały zajęcia w <strong>dom</strong>u. Wymyślono nawetna nie specjalne określenie: urządzenia oszczędzające pracę·Zainteresowanie, jakim cieszył się w Ameryce pomysł, żebyusprawnić pracę <strong>dom</strong>ową, jest w dużej mierze związane z małąilością służby. Nie to, żeby służących w ogóle nie było; pomimoogłoszenia republikanizmu, Stany Zjednoczone wcale nie były nowoczesnąwersją siedemnastowiecznej Holandii, gdzie żona prezydentasama rozwieszała bieliznę. W 1870 roku przeszło sześćdziesiątprocent wszystkich zatrudnionych kobiet pracowało jakosłużące. Andrew Jackson Downing odróżnia <strong>dom</strong>y od chat w zależnościod ilości pracującej w nich służby - miejsce, gdzie byłomniej niż troje, nazywa chatą. Niemniej już w 1841 roku CatherineBeecher stwierdziła, że potrzebne są <strong>dom</strong>y bardziej "zwarcieprojektowane", ponieważ "dobrobyt w narodzie wzrasta i ilość dobrejsłużby będzie się zmniejszać"12. I tak się rzeczywiście stało,około 1900 roku w Stanach Zjednoczonych było o połowę mniej11 Ibid., s. 158-159.12 C. E. Beecher, op. cit., s. 261.156157


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆsłużących niż w Anglii; w przeszło dziewięćdziesięciu procentach<strong>dom</strong>ów amerykańskich służba znikła 13 .Mniejsza ilość służby w Stanach Zjednoczonych nie byłasprawą małego zapotrzebowania - zawsze ktoś szukał pomocy <strong>dom</strong>owej- ale niedostatecznej ilości chętnych. Domowa praca - toznaczy kobieca <strong>dom</strong>owa praca, ponieważ w większości wykonywałyją kobiety - była niewdzięczna, a przed ukazaniem się elektrycznychurządzeń wręcz uciążliwa. Jeżeli mężowie zarabiali więcejalbo jeśli znalazła się inna osiągalna posada, ubogie kobietywolały wszystko, nawet pracę w fabryce niż służbę. I tak jest dotąd.Tylko w naj uboższych i słabo rozwiniętych ekonomicznie krajachklasa średnia zatrudnia służbę. I?la przykładu "Y Meksyku,gdzie rozwijająca się ekonomia umożliwia rozmaite zatrudnieniadla kobiet, można niejednokrotnie usłyszeć skargi na niemożnośćznalezienia i zatrzymania służby.Okres wojny pozwolił kobietom na wstępowanie do pomocniczejsłużby wojskowej i również przyczynił się do zmniejszeniaimigracji, w związku z czym po I wojnie światowej liczba służącychw Ameryce wyraźnie się obniżyła*. Wpłynęło to także na ichpensje, które podniosły się o połowę lub przynajmniej o jedną trzecią14.W 1923 roku amerykańska gosposia zarabiała około trzechtysięcy dolarów rocznie; jej angielska odpowiedniczka o połowęmniej 15. W efekcie większych pensji i mniejszej ilości amatorekw amerykańskich <strong>dom</strong>ach zaczęło być bardzo mało służby. Prawienikt nie miał więcej niż dwie służące; przeważnie była jedna.A najczęściej zdarzała się pomoc <strong>dom</strong>owa na parę godzin. W la-13 A. M. Edwards, Domestic Service, w: EncycIopaedia Britannica, Chicago 1949, t.VII, s. 515-516.• Służące najłatwiej było i jest znaleźć wśród imigrantek. W początkach wiekuprzyjeżdżały one z Irlandii i Europy Wschodniej, w latach osiemdziesiątych naszegostulecia z Ameryki Środkowej i Wysp Karaibskich. Niemniej jednak ogólna liczbasłużących spada nadal; pomiędzy 1972 a 1980 rokiem zmniejszyła sie o jedną trzecią.14 Ch. Frederick, op. cit., s. 377.15 Dane o wysokościach pensji służby <strong>dom</strong>owej są wzięte z: C. S. PeeI, HundredWonderful Years, s. 185 i Chr. Frederick, Household Engineering, s. 379.158i,I,tach dwudziestych uważano powszechnie, żeaby móc sobie pozwolićna opłacanie służącej, trzeba mieć przynajmniej trzy tysiącerocznego dochodu. Ponieważ przeciętna pensja wynosiła wówczasokoło tysiąca dolarów, mało kogo stać było na posiadanie pomocy<strong>dom</strong>owej na stałe.Zaakceptowanie mniejszej ilości służby przez amerykańskiepanie <strong>dom</strong>u było rezultatem nie tylko czynników ekonomicznych,pomogły im także liczne książki na temat zajmowania się gospodarstwem<strong>dom</strong>owym, które ukazały się po 1900 roku. W The Costoj Shelter ("Koszty ochrony") Ellen H. Richards uznała służbę <strong>dom</strong>owąza kosztowny i zbyteczny zwyczaj społeczny, "dodatek doluksusowego życia", na który większość młodych małżeństw niemoże sobie pozwolić 16 . Mary Pattison sprzeciwiała się zatrudnianiusłużących z przyczyn społecznych i w Principles oj Domestic Engineering("Zasady <strong>dom</strong>owej mechaniki") uznała posiadanie pomocy<strong>dom</strong>owej za "stan barbarzyńskiej zależności" 17 . Christine Frederick,autorka pomysłu "gospodarstwa bez służących", utrzymywała, żegłównymi przeszkodami w sprawnie działających gospodarstwachbyły służące, przeważnie nieuczone imigrantki ze wsi, sprzeciwiającesię nowym pomysłom i ulepszeniom. Daje przykład z własnego<strong>dom</strong>u, gdzie gazowe żelazko i pralka typu obrotowego stojąnie używane - chyba że przez nią samą - ponieważ nie jest w stanieprzekonać swoich służących, żeby je obsługiwały * 18.Z' rozmaitych przyczyn - częściowo społecznych, częściowoekonomicznych - kobieta amerykańska Gak jej siedemnastowiecznaholenderska odpowiedniczka) musiała wykonywać całą lub przynajmniejlwią część roboty <strong>dom</strong>owej. Tak się złożyło, że jednocze-16 E. H. Richards, The Cost oj Shelter, New York 1905, s. 105.17 M. Pattison, Principles oj Domestic Engineering: Dr the What, Why and How oj aHouse, New York 1915, s. 158.• W filmie El Norte, powstałym w 1984 roku, jest z humorem opisany incydent,kiedy pani <strong>dom</strong>u usiłuje bezskutecznie namówić meksykańską służącą do używaniapralki i suszarki; w końcu dziewczyna pierze w ręku i rozkłada bieliznę dowysuszenia na trawniku.18 Ch. Frederick, op. cit., s. 391.159


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆśnie z pojawieniem się elektryczności i mechanizacji w <strong>dom</strong>u wielekobiet z klasy średniej uznało korzyści płynące z urządzeń oszczędzającychpracę i ulepszeń w życiu <strong>dom</strong>owym i miało dość pieniędzy,żeby je kupić. Zbieżność tych dwóch czynników wyjaśniaprzyczyny, dla których <strong>dom</strong> amerykański we wczesnych latach XXwieku tak szybko się zmieniał.Większe zainteresowanie sprawniejszymi działaniami w <strong>dom</strong>unie było rezultatem tylko braku służby ani nie spowodowała gomechanizacja. Autorka wczesnego podręcznika na temat pracyw <strong>dom</strong>u, Housewifery ("Żona w <strong>dom</strong>u"), odróżnia te dwie sprawy,kiedy pisze: "Narzędzia oszczędzające nam pracę nie muszą konieczniemieć skomplikowanych mechanizmów ani nie są to motory,które wykonują pracę, podczas gdy pani <strong>dom</strong>u czyta alboidzie z wizytą; są to przeważnie ręczne narzędzia, zdatne do tego,do czego są przeznaczone". I - pisze dalej - nie ma się co ich ślepotrzymać. "Niech pani <strong>dom</strong>u przeczyta, rozpatrzy i ochoczo spróbujenowej metody, zanim się nie przekona, czy jest lepsza, czygorsza od jej własnej"19. Takie ostrzeżenia były bardzo typowe.Nie odbywał się żaden szaleńczy pęd w kierunku mechanizacji.Urządzenia elektryczne miło witano jako pomoc w procesie reorganizacji<strong>dom</strong>u, nie były one jednak jej powodem. Tego, co naprawdęzmieniło się w <strong>dom</strong>u amerykańskim, nie spowodowały aniwirujące maszyny elektryczne, ani rozżarzone grzejniki oporowe.Znajdowały się one właściwie na marginesie wielkich przemian, zachodzącychprzede wszystkim w podejściu do komfortu w <strong>dom</strong>u.Prawdziwym amerykańskim wynalazkiem, dotyczącym spraw<strong>dom</strong>u, było pragnienie komfortu nie tylko na czas odpoczynku, aletakże w gospodarce <strong>dom</strong>owej. Giedion słusznie zauważa, że organizacjapracy <strong>dom</strong>owej była już dobrze zaawansowana, zanimwynaleziono urządzenia mechaniczne 2o . Powinien dodać "w Ameryce",bo tutaj właśnie wprowadzenie sprawności i komfortu dopracy <strong>dom</strong>owej pojawiło się najwcześniej. Pierwszą wyrazicielką19 L. R. Balderston, op. cit., s. 240.20 S. Giedion, op. cit., s. 516-518.160tego, co nazwano później gospodarką <strong>dom</strong>ową, była Catherine E.Beecher, która w 1841 roku napisała A Treatise on Domestic Economyfor the Use of Young Ladies at Home and at School ("Rozprawa o ekonomii<strong>dom</strong>owej na użytek młodych dam w <strong>dom</strong>u i w szkole"). Chociażmowa jest w niej głównie o dawaniu sobie rady z gospodarstwem<strong>dom</strong>owym, jest tu także rozdział "O konstrukcji <strong>dom</strong>ów".Podobnie jak jej angielski kolega, Robert Kerr, w The Gentleman's House,pani Beecher kładzie duży nacisk na sprawy zdrowia, wygodyi komfortu w planowaniu <strong>dom</strong>u, a przywiązuje mniejszą wagę do"dobrego gustu", uważając go za "sprawę pożądaną, choć nie takistotną"*. Ale są i inne różnice. Jak wszyscy mężczyźni piszącyksiążki o planowaniu budynków, również Kerr ledwie wspominao kobiecej działalności w <strong>dom</strong>u, czy o związku między wygodąa zajęciami <strong>dom</strong>owymi. Catherine Beecher, chociaż pisała swojąrozprawę dwadzieścia lat wcześniej, ma na ten temat zdanie bardzosprecyzowane: "Nie ma zagadnienia w <strong>dom</strong>owej ekonomii,które by w sposób bardziej zasadniczy dotyczyło zdrowia i codziennejwygody amerykańskich kobiet niż właściwa konstrukcja<strong>dom</strong>ów"21. W przeciwieństwie do pracy Kerra czy którejkolwiekksiążki na temat architektury <strong>dom</strong>ów mieszkalnych, "Rozprawa"jest skierowana do kobiet, nie do mężczyzn, a ponieważ autorkama do czynienia z głównym użytkownikiem - panią <strong>dom</strong>u, poruszainny zestaw zagadnień. Nie interesują jej "fikuśne ozdoby"ani moda, lecz odpowiednia powierzchnia mieszkania i wygodnakuchnia; nie jak <strong>dom</strong> wygląda, ale jak funkcjonuje.W "Rozprawie" i w późniejszych książkach pani Beecher opracowujew sposób bardzo dokładny rozmaite szczegóły architektonicznei techniczne. Ma na te sprawy niewątpliwie indywidualnypunkt widzenia. Inne architektoniczne książki przedstawiają kuchniępo prostu jako duże pomieszczenie nazwane "kuchnią"· Onanatomiast wie nie tylko, gdzie powinien być umieszczony piec ku-* W przeciwieństwie do Kerra, Catherine Beecher nie była z wykształcenia architektką- była nauczycielką w szkole - ale większość rysunków w tej i późniejszychjej książkach była wykonana przez nią samą·21 C. E. Beecher, op. cit., s. 259.161


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆchenny a gdzie zlew, ale ma także szereg praktycznych pomysłów:szuflady na ręczniki i proszki do szorowania poniżej zlewu, długiblat do prac kuchennych z szafkami na zapasy na dole i półkamina górze czy wreszcie piec kuchenny oddzielony od reszty pomieszczeniaoszklonymi drzwiami na rolkach. Nie znaczy to, żebypani Beecher ograniczała się tylko do spraw kuchni. W celu zaoszczędzeniamiejsca proponuje ustawić łóżka w małych a1J.


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆłoby potrzebę kominków 25 . Woda pod ciśnieniem dochodzi z cysternmieszczących się pod dachem; są dwie ubikacje, jedna w piwnicy,druga przy sypialniach. Szczególnie godne uwagi jest gospodarowanieprzestrzenią. W pokoju, który normalnie jest jadalnią,znajduje się spora, ruchoma alkowa na kółkach. W nocy przesuwasię ją na bok, a pokój służy za sypialnię. Rano należy gopodzielić na dwie cz~ści, w jednej można kogoś przyjąć, a w drugiejzjeść śniadanie, natomiast podczas dnia alkowa staje się małąszwalnią, a reszta przekształca się w salon. W ten sposób "małei niedrogie <strong>dom</strong>y mogą nam zapewnić komfort i wyrafinowanie,podobne do tych, jakie znajdują się w dużych i kosztownych" -napisały siostry Beecher 26 . Plany <strong>dom</strong>u przeznaczonego dla "młodych"w "skromnych warunkach", które Catherine Beecher umieściław swojej "Rozprawie", świadczą, że może on być rzeczywiścieniewielki. W jednym przypadku, przez użycie składanych łóżeki malutkich sypialni, autorka wykombinuje przestrzeń dla ośmiuosób na mniej więcej trzydziestu sześciu metrach kwadratowych,nie zapominając o szafach i spiżarniach. "Każdy pokój w <strong>dom</strong>upodwyższa nie tylko koszty jego wykończenia i umeblowania, aletakże ilość pracy, włożonej w zamiatanie, odkurzanie, mycie orazmalowanie podłóg i okien, ogólną krzątaninę, a także reperacjęmebli. Przy podwójnej wielkości <strong>dom</strong>u jest w nim podwójna pracai na odwrót"27.Obsesja Catherine Beecher, żeby możliwie zmniejszać powierzchnię<strong>dom</strong>u, związana była nie tylko z pieniędzmi - chociażbudowa małego <strong>dom</strong>u mniej kosztuje niż dużego. Chodzi jej o cośinnego: że mały <strong>dom</strong> - ponieważ łatwiej go używać i utrzymaćna poziomie - może być bardziej komfortowy niż duży. Ujemnąstroną dużego <strong>dom</strong>u jest, że "zastawa stołowa, produkty i przyrządydo gotowania, zlew i jadalnia są w takiej od siebie odległości,że połowę czasu i siły marnuje się na chodzenie tam i z powrotem,25 C. E. Beecher i H. B. Stowe, The American Woman's Home, New York 1869,s. 23-42.26 Ibid., s. 25.27 C. E. Beecher, op. cit., s. 259.164żeby najpierw porozkładać wszystko, co potrzebne, a potem pozbierać"28.Ta skłonność do wszystkiego, co małe, istniała poprzedniow przytulnych holenderskich <strong>dom</strong>kach. Jej powtórne zjawieniesię to ważny moment w rozwoju komfortu <strong>dom</strong>owego. Tak w tej,jak w wielu innych sprawach Catherine Beecher wyprzedziła swoichwspółczesnych, albowiem w XIX wieku uważano, że komfort toprzestronność, i dla wielu ludzi pomysł, żeby żyć w ograniczonejprzestrzeni, był nie do przyjęcia. Ale była to tylko kwestia czasu.Jedna z rycin w książce C. J. Richardsona The Englishman's House("Dom Anglika") jest zatytułowana Willa podmiejska*. Jest to,według standardów wiktoriańskich, mały <strong>dom</strong> - tylko trzy sypialnie- dla młodej zamożnej rodziny z dwojgiem lub trojgiem dzieci.Poza poddaszem (dla służby) są trzy poziomy, ponad sto osiemdziesiątmetrów kwadratowych wszystkiego razem. Taka przestrzeń niebyła, według Richardsona, żadną ekstrawagancją. Specjalnie podkreśla"zwartość układu" i "oszczędzanie przestrzeni" w tej "małejpodmiejskiej willi", która, jak twierdzi, jest oparta na amerykańskichwspółczesnych przemyśleniach 29 . Rzeczywiście, pokoje tworząspoisty czworobok i korytarze zabierają stosunkowo mało miejsca.Porównajmy ten <strong>dom</strong> z innym, wybranym przez Christine Frederickjako ilustracja do rozdziału "Planowanie rozsądnego <strong>dom</strong>u"w książce Household Engineering ("Zastosowanie inżynierii w gospodarstwie<strong>dom</strong>owym"). Zbudowano go w miejscowości Tracy,na przedmieściu Chicago, w stanie Illinois w roku 1912, zaledwieczterdzieści lat po ukazaniu się książki Richardsona. Był przeznaczonydla średnio zamożnej rodziny, ale wielkością znacznie bliższypropozycjom pani Beecher. Choć posiada cztery sypialnie, całajego powierzchnia to jedna czwarta tamtej, angielskiej willi. Jedna28 C. E. Beecher i H. Stowe, op. cit., s. 34.• Richardson nie był wybitnym architektem; brakowało mu autorytetu Kerrai talentu, a także doświadczenia Stevensona. Ale właśnie dlatego, że był mniej oryginalny,a jego idee bardziej konwencjonalne, książka zyskała popularność; miałaszereg wydań i drukowano ją aż do końca stulecia.29 C. J. Richardson, op. cit., s. 373-388.165


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆczwarta! Nie oznacza to, że amerykański <strong>dom</strong> miał o wiele mniejpokoi. Znajdowały się w nim zarówno living-room, jak i jadalnia,tyle że zamiast biblioteki był pokój do zabaw. Posiadał równieżwerandę do spania (używano takich w Ameryce od 1900 roku)i drugą osłoniętą i oszkloną do dziennego przebywania. Największeznaczenie w tym rozrachunku miał fakt, że wszystkie pokojew angielskim dziewiętnastowiecznym <strong>dom</strong>u były znacznie większe;garderoby, które należały do naj mniej szych tu pomieszczeń,były większe niż sypialnie w <strong>dom</strong>u chicagowskim, a jeśli chodzio sypialnie, to według obecnych standardów były wręcz pałacowe,większe niż living-room w amerykańskim <strong>dom</strong>u.Odkurzanie, zamiatanie i czyszczenie tych siedemnastu wielkichpokoi w "małej" podmiejskiej willi Richardsona musiało byćnieustanną pracą dla przynajmniej dwóch osób. Natomiast amerykański<strong>dom</strong> tak pomyślano, że wystarczało, by zajmowała sięnim sama pani <strong>dom</strong>u, ewentualnie z drugą osobą "dochodzącą".Ta okoliczność wynikała nie tylko z mniejszych pokoi, ale równieżz szeroko stosowanego "wbudowanego" umeblowania - półek,szafek kuchennych, bibliotek na książki, ławek przy kominku,kredensów - które nie istniało w <strong>dom</strong>u wiktoriańskim. Głównąkorzyścią z tych wbudowanych mebli, według pani Frederick, byłaich statyczność, co upraszczało utrzymanie ich w czystości. Wprowadzonoteż do kuchni parę nowych pomysłów, które z czasemstawały się powszechnie stosowane: wysokie okna nad blatem dopracy, suszarki po obu stronach zlewu, szafki rozmaitych rozmiarówi zgromadzone w jednym kącie: zlew, lodówka i blat. Innyamerykański wynalazek, znany już w początkach XIX wieku (znajdującysię też w planach pani Beecher), to szafy ścienne na ubrania,szafki i skrzynie nie tylko w sypialniach, ale również w kuchni. Ichkształty i rozlokowanie były tak precyzyjnie obmyślone, że do dziśnie ma powodu ich zmieniać; szafa na płaszcze przy drzwiach wejściowych,schowek na szczotki przy kuchni, komoda na bieliznęw hallu na górze, apteczka w łazience.Pomysł, żeby umywalka i klozet znajdowały się w jednym pomieszczeniudo wspólnego używania dla całej rodziny, powstał też1661\w Ameryce. W wielu planach <strong>dom</strong>ów Downinga (1850 rok) widać"łazienkę", w której umywalnia i klozet sąsiadują z sobą i niewydaje mu się to niczym niezwykłym. Na przełomie wieków powszechnąsprawą staje się łazienka z potrójną armaturą, miejscena prysznic umieszczone na końcu, a klozet i umywalka obok siebie.W Europie było inaczej. Wia<strong>dom</strong>o z opisów Richardsona, żewoda, ogrzewana centralnie, była doprowadzana rurami do poszczególnychgarderób, gdzie stały przenośne wanny, a łazienekjako takich nie było. Ale sądząc z jego sugestii, że w małej garderobiena parterze można by na stałe umieścić wannę, choć nie jestto wygodne miejsce, zaczynał się zmierzch przenoszonych wanien."Amerykańska" łazienka była bardzo istotnym elementem w planowaniumałego <strong>dom</strong>u, ponieważ oznaczało to ewentualną rezygnacjęz garderób, a sypialnie (w których uprzednio często stawianowannę) mogły być mniejsze. Miało to także znaczenie dlakomfortu: nie dla kąpiącego się (cóż może być przyjemniejszego niżpluskanie się przed wesoło igrającym ogniem!), ale dla osoby, któraprzedtem napełniała i opróżniała każdą wannę i to nie w jednej,ale we wszystkich sypialniach. Współczesna, okaflowana łazienkaz zainstalowaną armaturą robi wrażenie bardzo dobrze pomyślaneji funkcjonalnej, ale nie powstała jako rezultat rozwiniętej techniki,tylko z powodu braku służby.Technologia natomiast pomogła gdzie indziej. W dziewiętnastowiecznym<strong>dom</strong>u służąca przez większość dnia była zajęta tylkopaleniem w piecu i wynoszeniem popiołu oraz oporządzaniemi opiekowaniem się lampami gazowymi. W nowocześniejszych <strong>dom</strong>achkocioł w piwnicy ogrzewał wodę i rozprowadzał ją do kaloryferów,umieszczonych w każdym pokoju pod oknem. W piecupalono węglem i trzeba go było ręcznie napełniać, ale tylko razdziennie. Światło było oczywiście elektryczne.Ścisły podział na strefy, charakterystyczny dla <strong>dom</strong>ów wiktoriańskich,nie był praktykowany w rodzinach amerykańskich. Pokoido zabaw używały nie tylko dzieci, także - według pani Frederick- dorośli, jeśli akurat "latorośle" przebywały w living-roomie.Uznawała ona także potrzebę umożliwiania dzieciom dostawania167


PRAKTYCZNOŚĆsię do swoich pokoi bez przeszkadzania rodzicom w ich zajęciach.W "jej" <strong>dom</strong>u mogły one wejść przez drzwi kuchenne (i skorzystaćz wygodnie umieszczonej ubikacji) i udać się na górę albo dopokoju zabaw bez przechodzenia przez living-room czy kuchnię(i zostawiania tam śladów błota). To oddzielenie zajęć i wewnętrznegoruchu trudno było uzyskać w małym <strong>dom</strong>u, tak że wymagałoto specjalnych przemyśleń, inaczej zaś rzecz się miała w wielkim<strong>dom</strong>u wiktoriańskim, gdzie spokój i zaciszność były znacznie naturalniejsze.Ubikacje, łazienka, schody i pokój do szycia rozmieszczanoosobno, co zapewniało w sypialniach większą prywatność.Pokój rodziców leżał nad living-roomem, a dziecinny nad spokojniejsząkuchnią i pokojem do zabaw.Pokoje w osiemnastowiecznych hOtels we Francji planowanostarannie po to, żeby odseparować działalność służby od państwa;w nowych <strong>dom</strong>ach amerykańskich ten sam wysiłek włożono w rozdziałhałaśliwych zajęć dzieci od rodziców. Wyglądało to inaczej niżsurowo przestrzegane podziały w hOtels, ponieważ tutaj rodzicei dzieci w wielu czynnościach uczestniczyli wspólnie, ale ta wspólnośćwinna być połączona z prywatnością. Niemniej, ta sama potrzebacommodite, która kierowała architektami rokoka, uobecniałasięw planowaniu skromnych, rodzinnych <strong>dom</strong>ów.Projekt wybrany przez Christine Frederick jest dziełem znającegoswój fach, ale niespecjalnie modnego H. V. van Holsta". Mogławybrać <strong>dom</strong> zaprojektowany przez bardziej znanego architekta, jakchoćby Franka Lloyda Wrighta, w końcu musiała znać jego prace.Była zaprzyjaźniona z Edwardem Bokiem, wydawcą pisma "TheLadies' Home Journal" ("Magazyn Domowy dla Pań"), który zleciłWrightowi zaprojektowanie do lipcowego numeru w 1901 roku"małego <strong>dom</strong>ku z mnóstwem pokoi". Rozwiązanie Wrighta zawierałowiele pomysłów oszczędnego gospodarowania przestrzenią,~ Van Holst wydał Modern American Homes ("Nowoczesne <strong>dom</strong>y amerykańskie"),zbiór skromnych i niedrogich planów <strong>dom</strong>ów w 1914 roku 30 . Był jedynym architektemwymienionym po nazwisku w książce Christine Frederick i przez Lydię RayBalderston w Housewifery ("Pani <strong>dom</strong>u").30 H. V. van Holst, Modern American Homes, Chicago 1914.168,Il!'liPRAKTYCZNOŚĆco było po myśli pani Frederick. W Cheney House, <strong>dom</strong>u, któryzaprojektował już w 1893 roku, połączył w jedną całość jadalnię,living-room i bibliotekę, poza tym była tam świetnie rozwiązanakuchnia, małe, mądrze rozplanowane łazienki, centralne ogrzewaniei doskonale pomyślany plan parteru. Ale Wright, jak większośćarchitektów, miał co innego w głowie. Interesowała go przedewszystkim zewnętrzna bryła <strong>dom</strong>u i choć wiele z jego pomysłówdotyczących wnętrza było bardzo praktycznych, liczyły się przedewszystkim zagadnienia architektoniczne i estetyczne.U Christine Frederick, jak zresztą wcześniej także u innycharchitektek zajmujących się planowaniem <strong>dom</strong>ów, można wyczućrozmaitego rodzaju wątpliwości. Już uprzednio, wiele lat wcześniej,Catherine Beecher krytykowała "ignorancję architektów, budowniczych<strong>dom</strong>ów i mężczyzn w ogóle" z powodu nieudolności w znalezieniuskutecznych i oszczędnych metod wietrzenia <strong>dom</strong>ów 31 .Pani Frederick sugerowała, żeby szczegółowe plany tego, jak powinnobyć, dostarczała architektowi pani <strong>dom</strong>u, a jego rolę ograniczyłado sugerowania poprawek w zewnętrznym wyglądzie <strong>dom</strong>ui wykonywania rysunków technicznych 32 . Inna autorka przestrzegała,że pani <strong>dom</strong>u spotka się ze sprzeciwem ze strony architekta,ponieważ "niektóre rzeczy stosuje się od tak dawna - wprost odwieków - że tak zwane nowe idee proponowane przez kobiety sączęsto uważane za nierealne"33. Żeby temu zapobiec, autorka proponujeczytelniczkom krótki kurs rysunku architektonicznego, bymogły same robić plany i "kontrolować" rysunki architekta. EllenRichards również odnosiła się sceptycznie do zdolności projektantów,a w każdym razie do ich zainteresowania rozplanowaniem<strong>dom</strong>ów. Pisała w 1905 roku, że widzi potrzebę wspólnego wysiłku,żeby wychować "specjalistów od planowania <strong>dom</strong>ów", ale złośliwienie zaliczyła architektów do tej grupy34. Taki stan rzeczy wskazuje,że przepaść między wizualnym podejściem architekta, a prak-31 C. E. Beecher i H. Stowe, op. cit., s. 61-62.32 Ch. Frederick, op. cit., s. 472-477.33 L. R. Balderston, op. cit., s. 9.34 E. Richards, op. cit., s. 71.169


PRAKTYCZNOŚĆPRAKTYCZNOŚĆtycznym podejściem dziewiętnastowiecznego inżyniera - w końcute kobiety nazywały siebie "<strong>dom</strong>owymi inżynierami", a nie "<strong>dom</strong>owymiarchitektami" - jeszcze się pogłębiła.Pomysł sprawnie działającego <strong>dom</strong>u, przedstawiony przez <strong>dom</strong>owychinżynierów, zrodził się z niezwykłe go mariażu wysiłkówkobiet, żeby zracjonalizować i zorganizować prace w <strong>dom</strong>u, i teorii,mającej na celu poprawienie produkcji przemysłowej w fabrykach.Frederick Winslow Taylor z Filadelfii, inżynier zatrudniony w stalowniw latach 1898-1901, postawił sobie za zadanie usprawnieniejakości pracy. Zaczął pilnie przyglądać się, jak robotnicy wykonująpowierzone im zadania, i zastanawiać nad zmianami, które możnaby wprowadzić, żeby skrócić czas, zwiększyć sprawność i w rezultaciepoprawić wydajność. Metoda Taylora polegała na bezpośredniejobserwacji (nierzadko ze stoperem w ręku) i wprowadzaniuczęsto naj prostszych usprawnień - ulepszania narzędzi, wykorzystywaniaodpadków czy zmian w sprzęcie. Zmiany we wzrościeprodukcji były uderzające. Co ważniejsze, szybko stało się jasne,że metoda Taylora może być zastosowana, z równie dobrymi wynikami,przez innych i w naj rozmaitszych dziedzinach. Niedługopotem inny operatywny inżynier, Frank Gilbreth, zainteresował sięsprawą układania cegieł. Dotąd zwalano je murarzowi byle jak. Gilbrethwymyślił podstawkę na cegły do umieszczania na specjalnymrusztowaniu na wysokości pasa, co umożliwiało murarzowi sięganiepo nie z łatwością, bez pochylania się. Ta niewielka zmianatrzykrotnie zwiększyła szybkość pracy murarza.Zastosowanie "naukowego zarządzania" (wkrótce tak to zostałonazwane) do pracy <strong>dom</strong>owej przypisać można - jak wieleinnych rzeczy - serii niezwykłych zbiegów okoliczności. W zainteresowaniusię Christine Frederick tymi sprawami bardzo pomocnyokazał się fakt, że jej mąż Georg, biznesmen zajmujący się analiząrynku, pracował akurat wraz z paroma energicznymi inżynieraminad pewnym projektem. Któregoś dnia spytała go: "Jeżeli tennowy, skuteczny pomysł sprawdził się i można go stosować w takróżnych dziedzinach, jak odlewanie stali i fabryka butów, to dla-170czego nie można go spróbować również w <strong>dom</strong>u?,,35 Zapoznał jąze swymi kolegami i zaczęła odwiedzać fabryki i biura, w którychzastosowano ich usprawnienia. Większość z tego, co zobaczyła,uznała za przydatne. Właściwa wysokość powierzchni, na którychsię pracuje bez schylania, odpowiednie umieszczenie narzędzi i maszyn,żeby unikać zmęczenia, organizacja pracy zgodnie z założonymplanem - były to wszystko dobrze jej znane problemy. Zaczęłaobserwować swoje własne sposoby pracy i przyjaciółek. Mierzyłaczas, robiła notatki, fotografowała kobiety przy pracy. W rezultacieprzebudowała swoją kuchnię i stwierdziła, że jest w stanie <strong>dom</strong>owąrobotę wykonywać szybciej i z mniejszym wysiłkiem.Gdyby to było tylko jej hobby, to na tym by się pewnie skończyło,ale podobnie jak panie Beecher i Richards, pani Frederickbyła upartą nauczycielką i nie miała zamiaru swojej wiedzy z~trzymywaćtylko dla siebie. W 1912 roku napisała dla magazynu "TheLadies' Home Journal" ("Magazyn Domowy dla Pań") czteryartykułypod wspólnym tytułem "Nowe gospodarowanie w <strong>dom</strong>u",które wyszły potem w książce 36 . W swoim <strong>dom</strong>u na Long Islandzałożyła "Praktyczną kuchnię eksperymentalną", gdzie sprawdzałai oceniała działanie narzędzi i przyrządów. Trzy lata późniejnapisała Household Engineering, książkę pomyślaną jako korespondencyjnykurs gospodarowania dla kobiet. Za pomocą wykresówi wielu fotografii pokazała w niej, jak usprawnić wszystkie <strong>dom</strong>oweczynności - gotowanie, pranie, sprzątanie, załatwianie sprawunkówi układanie budżetu. Było to połączenie traktatu, poradnikakonsumenta i podręcznika typu "zrób to sam".W tym samym roku, w którym wyszło "Zastosowanie inżynieriiw gospodarstwie <strong>dom</strong>owym", Mary Pattison napisała The Principlesoj Domestic Engineering. Chociaż nic nie wskazuje na to, żebyautorki były w jakimkolwiek kontakcie, doszły w podobny sposóbdo podobnych wniosków. Będąc pod osobistym wpływem FrederickaWinslowa Taylora (który napisał wstęp do jej książki i posu-35 Ch. Fredeńck, op. cit., s. 8.36 Ch. Frederick, Naukowa organizacja w gospodarstwie <strong>dom</strong>owym, przeł. M. Romanowa,Warszawa 1926.171


PRAKTYCZNOŚĆ1>RAKTYCZNOŚĆnął się do porównania autorki z Leonardem da Vinci i Newtonem),Mary Pattison spędziła szereg lat, stosując metodę Taylora, na bezpośredniejobserwacji, pomiarach i analizie zajęć <strong>dom</strong>owych. Założyłateż w Kolonii w stanie New Jersey Eksperymentalną StacjęGospodarowania w Domu.Przedmowę do "Zastosowania inżynierii w gospodarstwie <strong>dom</strong>owym"napisał inny utalentowany inżynier, Frank Gilbreth, który~ardzo serio interesował się <strong>dom</strong>owym zarządzaniem. Przy swo­Ich technicznych poszukiwaniach współpracował z żoną Lillian,psychologiem z zawodu, i naturalne było, że - jak ona to niecolirycznie opisała - "kiedy przyszło do urządzania własnej rodziny,starał się stosować praktyki i zasady, które uczyniły jego własneżycie przygodą i poszukiwaniem"37. Ponieważ Gilbrethowie mielidużą rodzinę, ich działalność nie była przedsięwzięciem czysto akademickim;wyniki tych eksperymentów, przeprowadzonych na samychsobie, Lillian Gilbreth opisała w książkach - The Home Makerand Her Job ("Pani <strong>dom</strong>u i jej obowiązki") i Management in the Home("Zarządzanie <strong>dom</strong>em").Niektóre z tych propozycji <strong>dom</strong>owych inżynierów robią terazwrażenie trochę pedantycznych i sztucznych. Można się zastanawiać,na przykład, ile pań <strong>dom</strong>u naprawdę opracowywałow~czerpujące notatki, minuta po minucie, na temat swoich zajęćdZIennych, albo przygotowywało dla siebie spisy przedmiotów dosp~zątania. Albo miało w kartotekach dokładną listę rzeczy· znajdUJącychsię w <strong>dom</strong>u (pomyśleć tylko, ile <strong>dom</strong>owi inżynierowiemo?liby zdzi~łać, gdyby istniały wtedy komputery osobiste!). AlbooblIczało z gory korzyści z oszczędności przed zakupieniem każdegonaj tańszego drobiazgu do <strong>dom</strong>u.Wydaje się, że bardzo niewiele. Ale nie przekreśla to sukces~te~o, co było początkowo tylko ćwiczeniem w masowej edukacJI.NIezwykle szybko komfort-jako-praktyczność zakorzenił się~ <strong>dom</strong>u. Inż~ierowie wiktoriańscy musieli się dobrze napocić,zeby przekonac społeczeństwo do swoich pomysłów na temat wentylacjii urządzeń higienicznych, natomiast rzecznikom <strong>dom</strong>owego37 L. Gilbreth, Living with Our Chi/dren, New York 1928, s. XI.172zarządzania poszło zupełnie łatwo. Książki pani Frederick cieszyłysię dużą popularnością, a jej artykuły w "Magazynie Domowym dlaPań" były bardzo poczytne; w końcu stała się "redaktorką od porad<strong>dom</strong>owych". Lillian Gilbreth została wynajęta przez fabrykantówurządzeń <strong>dom</strong>owych jako spec od przeprowadzania studiównad lepszym rozplanowaniem kuchni. Catherine Beecher <strong>dom</strong>agałasię, żeby "<strong>dom</strong>ową ekonomię" uczynić przedmiotem nauczania.We wczesnych latach XX wieku zaczęto prowadzić wykłady naten temat w wielu uczelniach i na uniwersytetach. W MIT* robiłato Ellen Richards, a na Uniwersytecie Columbia - Balderston. Czyto "szowinizm" uznać, że sukces <strong>dom</strong>owej inżynierii jest w wielkiejmierze zasługą kobiet? Kto inny poznał ten problem tak bliskoi tak bezpośrednio? Kto inny zabrałby się do tego tematu w takprosty i praktyczny sposób?Oczywiście, te pionierki podniesienia praktyczności w <strong>dom</strong>u- Lillian Gilbreth, Christine Frederick i ich prekursorka, CatherineBeecher - były to kobiety wybitne**. Ale na pewno nie były same.Jeszcze wiele innych książek ukazuje się później - wszystkie pisaneprzez kobiety. Tytuły mówią same za siebie: The Business ojthe Household ("Prowadzenie <strong>dom</strong>u"), The Business oj Being a Woman("Zadania kobiet"), The Home and Its Management ("Dom i zarządzanienim"). Czy ruch na rzecz skuteczniejszych działań w <strong>dom</strong>uzakłada, że miejsce kobiety jest w <strong>dom</strong>u? Niewątpliwie; nie miałon zamiaru oddzielać się od realiów swoich czasów i wcale muo to nie chodziło. Nie może być jednak osądzany w kategoriach"co mogłoby być", ale co było przedtem ... i co nastąpiło. Skrócenieczasu potrzebnego do sprzątania, gotowania czy prania mogłobywkrótce uwolnić kobiety, raz na zawsze, od ich izolacji w <strong>dom</strong>u. To,• Massachusetts Institute of Technology - przyp. tłum.•• Catherine Beecher, która napisała szereg książek, założyła także pierwsząuczelnię dla kobiet w Hartford w 1821 roku. Lillian Gilbreth nie tylko była w życiuzawodowym inżynierem przemysłowym, konsultantką i pisarką, ale wychowaładwanaścioro dzieci. Christine Frederick pisała i wykładała na temat spraw konsumentóww latach dwudziestych i trzydziestych, ale to nie wszystko; założyła ReklamęKobiet Amerykańskich po tym, jak nie przyjęto jej do wyłącznie męskiegoKlubu Reklamowego.173


PRAKTYCZNOŚĆże Catherine Beecher i Christine Frederick nie to miały na myśli,nie zmienia rezultatu. Rzeczywiście, bieg spraw w ciągu ostatnichpięćdziesięciu lat dowiódł słuszności ich przemyśleń o <strong>dom</strong>owymkomforcie. Dom w dalszym ciągu pozostaje miejscem, w którymjest sporo roboty; zwiększona ilość pracujących matek - a takżepodział pracy między męża i żonę - nic tutaj nie zmieniło. Bardzowiele aspektów dzisiejszego życia <strong>dom</strong>owego, które przyjmujemyza coś samo przez się zrozumiałego, miało swój początek w tamtymokresie - <strong>dom</strong> niewielkich rozmiarów, blat do pracy właściwejwysokości, rozkład podstawowych urządzeń, oszczędzający dodatkowegodreptania, rozsądne przechowywanie produktów. Każdykto teraz wygodnie pracuje przy kontuarze kuchennym czy wyjmujenaczynia z maszyny do zmywania i bez trudu ustawia je napowieszonej z sensem półce, czy odkurza <strong>dom</strong> w godzinę, a niew cały dzień, zawdzięcza coś <strong>dom</strong>owym inżynierom.Rozdział 8Styl i treśćDom jest maszyną do mieszkania ...fotel jest maszyną do siedzeniai tak da/ej.Le CorbusierTowards a New ArchitectureMogłoby się wydawać, że rozliczne wynalazki, powstałe naprzełomie wieków, które przyczyniły się do większego komfortuw <strong>dom</strong>u, wpłyną na jego wygląd. Tymczasem nic podobnego nienastąpiło. Nawet w miarę tego, jak <strong>dom</strong> był coraz lepiej zorganizowany- jeśli chodzi o pracę w nim i mimo wzrastającej liczby potrzebnychdo tego urządzeń - jego wnętrze pozostało mniej więcejtakie same. Nie oznacza to, że nic w ogóle nie uległo zmianom, alezależały one od mody i gustów, a nie od technologii. Chociaż są dowodyna to, że - na przykład -lampy gazowe, a potem elektrycznewpłynęły na wygląd pokoi, to jaśniejsze wnętrza weszły w modęnie z powodów technologicznych, lecz dzięki propozycjom projektantówskandynawskich, które miały więcej wspólnego z wrażliwościąna światło słoneczne niż z elektrycznością. Równie trudnoczym innym niż modą wytłumaczyć nagłe powodzenie bieli, lansowanejprzez dekoratorki wnętrz, Syrie Maugham i Elsie de Wolfe.Nie ma powodu, żeby było inaczej. To wymysł współczesny, żemaszyny albo <strong>dom</strong>y z maszynami wewnątrz mają wyglądać inaczej174175


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆniż ich poprzedniczki i poprzednicy z epoki preindustrialnej. Sformułowanie"forma idzie za funkcją" (którego autorem jest architektamerykański: Louis Sullivan) było tak często cytowane, iż w końcuzapomniano, że to nie prawo, a slogan. W dodatku zupełnie nie potwierdziłosię w XIX wieku. Architekci epoki wiktoriańskiej, skądinądutalentowani inżynierowie, którzy byli bardzo za postępem,nigdy nie odczuwali potrzeby rozwijania "estetyki inżynieryjnej".Parowce, pociągi i tramwaje - wynalazki epokowe - miały wnętrzacałkiem swojskie, dobrze wszystkim znane. Sala recepcyjna nadużym statku przypominała apartament u Ritza. Przedział w pociągupomyślany był jak salonik: bogaci biznesmeni mieli własnewagony, z wnętrzami wyglądającymi jak palarnie, całe w palmach,boazeriach z wygodnymi fotelami i draperiami zdobnymi w chwosty.Tramwaje przybierały styl i ornamentykę dyliżansów konnych.Chociaż ogólnie zachwycano się strzelistością Crystal Palace Paxtonai stosowano nawet we własnych <strong>dom</strong>ach elementy z lanegożelaza czy przeszklone cieplarnie, takie użytkowe konstrukcje niemiały wpływu na resztę <strong>dom</strong>u. Nie przyszło wtedy żadnemu architektowido głowy - nastąpiło to na początku XX wieku - bystawiać całe budynki ze szkła.Panowało wówczas przekonanie, że wygląd <strong>dom</strong>u - zarównowewnątrz, jak i z zewnątrz - powinien być "z epoki". Oczywiścienie było to wtedy większym anachronizmem niż dziś noszenie krawata(potomka jedwabnego przewiązania z XVII wieku). Ani niebyło też oznaką specjalnego zainteresowania historią. Osiemnastowiecznyklasycyzm (tłumaczony jako prawdziwe zainteresowanieprzeszłością) zastępowano przez różne inne style. I tak po roku1820 pokoje mogły być urządzone w stylu neorokoko, neogreckim,neogotyckim czy neo-jaki-kto-chciał. Prowadziło to niewątpliwiedo eklektyzmu, który bolał purystów, ale pozwalał architektomz wyobraźnią i dekoratorom wnętrz - a były to obecnie dwa różnezawody - kształtować, interpretować, a nawet łączyć rozmaite style.Pewien historyk podkreśla różnice między wznowieniami"twórczymi" i "historycznymi", które współistniały w XIX wiekul.l W. Seale, op. cit., s. 15.176Wznowienia twórcze nie były stosowane z historyczną dokładnością,wprowadzały tylko tradycyjne motywy i formy często w niezwykleoryginalny sposób. Tak zwany "francuski antyk", bardzopopularny w Ameryce przed wojną secesyjną to aglomerat stylówtrzech ludwików, łączonych zupełnie dowolnie. Natomiast wznowieniahistoryczne miały ambicje, żeby mniej lub bardziej wiernieodtwarzać jakiś historyczny styl. Opierały się na solidnych studiachprzeszłości i odzwierciedlały nie tylko uznanie dla dawnegoumeblowania, ale dla wszystkiego, co dotyczyło danego okresu.Wznowienia stylu kolonialnego w latach siedemdziesiątych zeszłegowieku i georgiańskiego w początkach naszego miały charakterhistoryczny. Ale przyszły później i były rzadkością; natomiastnaj wcześniejsze wznowienia - jak neogotyckie - usiłowałybyćtwórcze.Wprowadzanie zmian ułatwiał bardzo fakt, że dziewiętnastowiecznewznowienia były przeważnie twórcze, a nie historyczne.Ponieważ forma nie musiała iść za funkcją - tylko za tradycją, i toluźno - nie istniała trudność z instalowaniem w <strong>dom</strong>u takich urządzeń,jak lampy gazowe czy elektryczne. Albo pasowały do znanychkształtów - stąd gazowe i elektryczne świeczniki - albo, jeślinie było to możliwe, traktowano je w sposób "tradycyjny". Łatwodawało się to osiągnąć, ponieważ nie było konieczności ścisłegotrzymania się historycznych wzorów. Parę ozdóbek tu, nieco inkrustowanychkwiatków ówdzie i rura wentylacyjna lub wannawkomponowywały się bez trudu w wystrój pokoju. Można szydzićze sposobu, w jaki epoka wiktoriańska dostosowywała nowe urządzeniado dawnego niemechanicznego smaku - to główny tematwielu książek o przemysłowym projektowaniu. Ale właśnie brak jakiejkolwieksprzeczności między tradycją a innowacjami był odpowiedzialnyza szybkość zmian w tym okresie. Ozdobne lampy naftowe,gazowe świeczniki i podsufitowe, bogato dekorowane wentylatory,tak wysoko cenione przez dzisiejszych kolekcjonerów, sąwspomnieniem tego, jak bezskutecznie - a często z wdziękiem -żeniono nowe ze starym. Jaki by nie był wynalazek czy innowacja,ludzie wiktoriańscy dobrze się z nim w <strong>dom</strong>u czuli.177


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆAle istniałyteż pewne trudności ze stylami. Pokój urządzonyna wzór rzymski miał obowiązek wyglądać okazale, w sposób dekadenckii cesarski; natomiast w neogotyckim winien panować nastrójsmętnego zamyślenia i melancholii. A z drugiej strony, <strong>dom</strong>ybez służby wymagały przede wszystkim zredukowania wielkościpokojów. Ponieważ większość historycznych stylów przeznaczonabyła dla dużych <strong>dom</strong>ów - raczej pałaców - nie zawsze z łatwościąprzychodziło zastosować je do mniejszych <strong>dom</strong>ów, budowanychpod koniec wieku dla ludzi średnio zamożnych. Niewiele z tychstylów pasowało do dekoracji w małych pokojach. Nawet buduaryi saloniki Ludwika XIV wymagały trochę wolnej przestrzeni;meble rokokowe były przeznaczone do nie zastawionego, rozległegopomieszczenia. Mimo to, niektórzy starali się urządzać swojeskromne <strong>dom</strong>y w wielkim stylu; zazwyczaj nie osiągano zamierzonegoefektu i rezultat był nieco komiczny. Łazienka w stylurzymskim lub wielkopańska jadalnia robiły wrażenie raczej żałosnejkarykatury oryginału.Trudności z adaptowaniem historycznych stylów do małych<strong>dom</strong>ów nie ograniczały się do dekoracji wnętrz. Konieczność uzyskiwaniasymetrii, charakterystycznej dla planu neoklasycznego, naniewielkiej przestrzeni, stwarzała problemy nawet dla najlepszycharchitektów. Jeśli nie było dosyć pokoi, przepadał wymagany efektprzestrzenny; a jeśli pokoje miały nieregularne kształty i były zaprojektowanez rozsądkiem, a nie dla efektu, niemożliwe wręczbyło rozplanować je we właściwy, klasyczny sposób. Formalnośćplanu georgiańskiego też nie przystawała do bardziej swobodnegosposobu życia. Potrzebny był teraz styl "<strong>dom</strong>owy", na mniejsząskalę. Siedemnastowieczni Holendrzy budowali małe <strong>dom</strong>y, przytulnei wygodne zarazem, i gdyby nastąpiło "wznowienie holenderskie",doskonale by załatwiło sprawę. Rozwiązanie takie nadeszło,około 1870 roku pojawił się nowy styl - Queen Anne - inny, alepowiązany z osiemnastowiecznymi i dającymałego, wygodnego <strong>dom</strong>u, w którym można sięsłużby.możliwości rozwojubyło obejść bezInicjatorem i propagatorem stylu Queen Anne był ten samJ. J. Stevenson, który wcześniej napisał praktyczny poradnik Ar-178chitektura <strong>dom</strong>ów. Stevenson wiedział, że oba style, zarówno neogotycki,jak i neorzymski są nie do zastosowania - szukał czegoś bardziejodpowiedniego dla małych <strong>dom</strong>ów. Swoje propozycje opierałw sposób zupełnie luźny na projektach angielskich z XVII wieku.Jego <strong>dom</strong>y były budowane z czerwonej cegły, nie tynkowano ichi nie miały na fasadach żadnych klasycznych detali, co nie oznacza,że były nudne, urozmaicały je bowiem różnorodne okna, okienkamansardowe, kominy, okiennice, wykusze porozmieszczane w nieregularnysposób, nie pretendujące do symetrii. Stevenson mianowałten styl "klasycyzmem niezależnym", ale nazwa ta nigdy się nieprzyjęła. Natomiast zaczął być znany jako Queen Anne (królowa tapanowała w latach 1702-1714) - nie było to określenie ściśle historyczne,ale też i nie był to historyczny styl. W tym leży jego urok;najczęściej używane słowa do opisywania tak budowanych <strong>dom</strong>ówto "uroczy" i "malowniczy", przymiot\', które wkrótce uczyniły goatrakcyjnym dla szerokich kręgów ludzi.Wnętrza tych <strong>dom</strong>ów urządzano z niewielkim nabożeństwemdla historycznej ścisłości. W <strong>dom</strong>u Stevensona, noszącym nazwę"Red House", meble współczesne były przemieszane z Chippenadale'owskimi, rokokowymi i holenderskimi z XVIII wieku. Intencjąwnętrz Queen Anne było osiągnięcie efektu malowniczości za pomocąprzemieszania mebli osiemnasto- i dziewiętnastowiecznychw sposób możliwie "artystyczny". W tym sensie przedstawiały one"harmonię nie tyle stylu, co traktowania"2. Dawało to w rezultaciewnętrza dość zatłoczone, ale również znacznie swobodniejszeniż przy niewolniczym trzymaniu się bardziej historycznych stylów.Inną korzyść stanowił brak ścisłych przepisów w planowaniu.Ponieważ podziwiano nieregularność, pokoje można było planowaćw zależności od zajęć, jakie się w nich miały odbywać, mogłyprzybierać różne kształty i wymiary i być aranżowane w rozmaitysposób, a ich wysokość też mogła być różna. Kąciki przykominkach, siedzenia we wnękach okiennych i alkowy wzmagałyatmosferę przytulności i ciepła. Nie ma to wcale znaczyć, że stylQueen Anne był funkcjonalny - miał głównie aspiracje estetyczne2 M. Girouard, Sweetness and Light, s. 130.179


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆ- ale - chcąc nie chcąc - ułatwiał planowanie mniejszych i wygodniejszych<strong>dom</strong>ów. Przypadkowo także wnętrza stały się jaśniejszeniż w przeszłości, ponieważ główną, architektoniczną cechą <strong>dom</strong>uw tym stylu była mnogość pomalowanych na biało okien z małymiszybkami.W Ameryce równolegle do stylu Queen Anne powstał innystyl, który historyk Vincent Scully nazwał "gontowym". Pod wpływemwczesnokolonialnego budownictwa styl gontowy przyjął sięi rozwinął w wielu rezydencjach na wschodnim wybrzeżu dziękinowojorskiej spółce architektonicznej McKim, Mead i White. Domyprzez nich budowane przyjęły wiele cech stylu Queen Anne - nieregularneszczyty, wykusze i okna, jak również portyki - ale byłyprzeważnie budowane z drewna i kryte gontami. Chociaż początkowoużywano stylu gontowego do budowy dużych <strong>dom</strong>ów, słownictwookazało się tutaj bardzo giętkie i poszczególne elementytego stylu nadawały się również do <strong>dom</strong>ów małych, np. do wakacyjnych<strong>dom</strong>ków na Cape Cod. Z czasem w ogóle przestał byćstylem i stał się amerykańskim sposobem na budowanie małych,podmiejskich <strong>dom</strong>ów, bardziej lub mniej ozdobnych w zależnościod budżetu, z gontami lub bez, czasami ciekawie rozwiązanych Geśliprojektowane były przez młodego Franka Lloyda Wrighta) i naszczęście przeważnie zwyczajnych i prostych.Wraz z rozpowszechnieniem się stylów Queen Anne i gontowegorozwiązany został problem urządzania małych, przyjemnych<strong>dom</strong>ów. Dom w Chicago, którego ilustrację zamieściła ChristineFrederick w swojej książce Household Engineering, był odmianąstylu gontowego, a rozplanowywano go swobodnie, pozwalając napokoje o dowolnych wymiarach, zależnie od funkcji i potrzeb. Kąciki,alkowy, nieregularnie umieszczone portyki i okna rozmaitychkształtów i wymiarów, to wszystko stanowiło pozostałość po QueenAnne, przepuszczone przez filtr amerykańskiego rozsądku. Domyw tym okresie planowano tak, żeby mogły korzystać ze wszystkichudogodnień technologicznych. A jednocześnie ich wnętrza nie różniłysię zasadniczo od poprzednich. Niektóre pomieszczenia zmieniłysię - kuchnia i łazienka przede wszystkim - ale living-room180zachował swoje ciepło i przytulność, do których ludzie już się przyzwyczaili.Kominki przestały być funkcjonalną koniecznością, terazsymbolizowały ognisko <strong>dom</strong>owe. Elementy historyczne uprościłysię - mało kogo było na nie stać - ale ich ślady pozostały. Klasycznekolumny wspierały portyki, boazerie zbliżone do georgiańskich zapewniałyelegancki wygląd jadalniom, ozdobne kinkiety oświetlałyhall. Chociaż pokoje były o wiele mniejsze, poczucie komfortu istniałoz powodu zaadaptowania elementów z siedemnastowiecznych<strong>dom</strong>ów wiejskich: siedzeń we wnękach okiennych, okienwykuszowych, oszklonych wewnętrznych drzwi - które radośniewspółegzystowały ze światłem elektrycznym, centralnym ogrzewaniemi ciągle wzrastającą ilością nowych urządzeń.Jesteśmy już bardzo niedaleko do <strong>dom</strong>u współczesnego. Ażdo początku XX wieku <strong>historia</strong> komfortu to powolna ewolucja. Nieprzerwało jej nawet wynalezienie elektryczności i "naukowego" zarządzaniagospodarstwem <strong>dom</strong>owym. Udało się jej przeżyć zniknięciesłużby i powrót do małego, rodzinnego <strong>dom</strong>u. Okazała siędostatecznie sprężysta, by przyjąć nie tylko nowe technologie, alei nowy styl życia. Ale ta zgodna równowaga między innowacjamia tradycją była bliska zachwiania z powodu ciosu wymierzonegow rozwój <strong>dom</strong>owego komfortu, który mógł drastycznie zmienićwygląd wnętrz mieszkalnych.* * *Światowa Wystawa Sztuk Zdobniczych i Nowoczesnego Przemysłuotwarta w centrum Paryża latem 1925 roku była wielkim,trwającym sześć miesięcy, wydarzeniem. W przeciwieństwiedo wcześniejszych międzynarodowych wystaw, skupiła się przedewszystkim na sztukach dekoracyjnych i pokazała ostatnie osiągnięciaw meblarstwie i dekoracji wnętrz. Wzięło w niej udział ponadsiedemnaście państw europejskich, a także Japonia, Turcja i ZwiązekSowiecki. Tylko Niemcy i Stany Zjednoczone świeciły nieobecnością(Niemcy z powodów politycznych, Ameryka z niewyjaśnionych).Po raz pierwszy (i ostatni) wystrój wnętrza zaprzątał uwagę181


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆtak wielkiej międzynarodowej wystawy. Nie został na niej pokazanyżaden znaczący budynek - ani Crystal Palace, ani Wieża Eiffla.Zamiast tego na trzydziesto hektarowej powierzchni ciągnącejsię od Inwalidów przez Sekwanę aż do Grand Palais postawionoprawie dwieście pawilonów. Zadaniem wystawy było przywrócenieFrancji prestiżu jako liderowi dekoracji wnętrz - zabrać to przewodnictwoAustrii. Jako dodatek do pawilonów, reprezentującychkażdy kraj, dostawiono inne, wzniesione przez sławnych fabrykantówi wielkie francuskie <strong>dom</strong>y towarowe. Można było tam obejrzećurządzone pokoje, meble, ceramikę, szkło, ozdobne tkaniny, kilimy,tapety i metaloplastykę.Gwiazdami tego "show" byli niewątpliwie francuscy ensembliers- wyrażenie używane do określenia dekoratora-mistrza, kogośw rodzaju couturier od wnętrz. Najsłynniejszym był Jacques-EmileRuhlmann, projektant mebli i fabrykant zarazem. Posiadał on swójwłasny pawilon - Hotel du Collectionneur - zrobiony na podobieństwo<strong>dom</strong>u bogatego kolekcjonera sztuki. Wszystko tu byłonowoczesne, wykonane przez naj znakomitszych francuskich artystówi rzemieślników, których obrazy, rzeźby, żyrandole, przedmiotyz kutego żelaza zostały przemieszane z meblami projektowanymiprzez Ruhlmanna i tworzyły elegancką całość. Do głównegosalonu, w kolorach purpurowym i błękitnym, światło wpadałoprzez wysokie okna otoczone po bokach draperiami z przezroczystejtkaniny. Od sufitu zwisał ogromny, <strong>dom</strong>inujący nad całościążyrandol w kształcie bębna, ozdobiony szklanymi wisiorkami; nadkominkiem z marmuru w kolorze brzoskwiniowym umieszczonybył wielki obraz pędzla Jeana Dupasa - Papugi - których szarość,czerń i błękit plus odrobina ostrej zieleni przyciągały wzrok. Krzesłai kanapy obito tkaninami Beauvais. Ciemny heban z Macassarzostał złagodzony inkrustowaniem kością słoniową i srebrnym brązem,które, wraz z tu i ówdzie zastosowanym złotem odbijały światło,połyskując w tym dość surowym pokoju. Pawilon Ruhlmannazostał przez wielu uznany za wzór nowoczesnego projektowaniai kiedy wybrane eksponaty z Wystawy przyjechały w następnymroku do Stanów Zjednoczonych i pokaz ich został udostępniony182publiczności w Metropolitan Muzeum w Nowym Jorku (a potemw ośmiu innych większych miastach), Dom Kolekcjonera stał sięośrodkiem powszechnego zainteresowania *.Pokazane na wystawie pokoje były hymnem na cześć bogactwai ucztą wzrokową. Oto opis damskiej sypialni, zaprojektowanejprzez Maurice'a Dufrene'a, jednego z ensembliers, który pracowałdla eleganckiego paryskiego <strong>dom</strong>u towarowego, GaleriesLafayette. Napisany został przez angielskiego dziennikarza, najwyraźniejurzeczonego urodą tego wnętrza: "Architekt rozjaśniłten wspaniały pokój umieszczonym w suficie owalnym wgłębieniem,w którym rysunek tworzą przeplatające się, bladopłowe linie.A jeszcze śmielszym pomysłem jest świetlisty ornament, wijącysię faliście w czyste, miękkie łuki wokół ogromnego, kolistegolustra nad łóżkiem. Ten chambre de dame to prawdziwy triumfwdzięczności, harmonijnych wygięć, wśród których oko wędrujez rozkoszą, aż nie spocznie na podium, umieszczonym w głębialkowy. Jest ona otoczona błyszczącymi, promieniującymi kawałkamisrebra, stanowiącymi kwintesencję kobiecości, przenikającejcały ten pokój. Ach! Jakże mogłem nie wspomnieć o wielkiej skórzebiałego niedźwiedzia, przykrywającej połowę podłogi? Grubysrebrny sznur z chwostami opleciony jest wokół pyska. Można sobiewyobrazić prześliczne nóżki madame w kolorze kości słoniowejz odcieniem różu, zanurzające się miękko i wdzięcznie w biel tegowspaniałego futra!"3 Bez względu na to, czy chodziło o podniecającybuduar Dufrene' a, czy o bardziej serio pomyślaną czarno-złotąbibliotekę Paula Follota, francuskie wnętrza miały ten sam zadziwiającystyl, który pewien historyk opisał jako jazz-modern i którypotem swoją nazwę - Art Deco - zawdzięczał samej Wystawie.Art Deco był ostatnim ze stylów twórczych, każdy z nich miałmniej ambicji historycznych niż poprzedni. Ruch Sztuki i Rzemiosław Anglii rozpoczął swoją działalność od narodzin stylu zwanego• Objazdowa wystawa miała silny - i trwały - wpływ na amerykańską architekturęwnętrz; wnętrze Radio City Musie Hall w Nowym Jorku, ukończone w 1933roku, bardzo przypomina salon Ruhlmanna.3 V. Blake, Modern Decorative Art, w; "Architectural Review" 58 (1925) nr 344, s. 27.183


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆwieśniaczym, który - podobnie jak Queen Anne - opierał się nawcześniejszej architekturze małych <strong>dom</strong>ów, natomiast jeśli chodzio wnętrza,był bardziej niezależny i oryginalny. Z niego wyrósłjeszcze bardziej twórczy Art Nouveau (secesja). Choć sygnały tegostylu pojawiły się już wcześniej w Anglii i Ameryce, narodził sięw Brukseli, był twórczy, bardzo charakterystyczny i nie poddawałsię wpływom historycznym. W czasie swojego krótkiego żywota -trwał nie całą dekadę, od 1892 do 1900 roku - stał się modny w całejEuropie, gdzie przybierał rozmaite nazwy: Jugendstil, Wolność, ilstile floreale i Moderna. Był to styl nadający się przede wszystkimdo w n ę t r z; pokoje secesyjne zdobiono wijącą się ornamentyką,która bazowała na formach wziętych z natury, pełną harmonii,pozbawioną nieładu, jednolitą w meblach, tkaninach i dywanach.Przyczyny nagłego zgonu secesji są niejasne. Może szybko znużyłaludzi jej ekstrawagancja, może była tak doskonała i całkowiciewykończona, że nie istniała możliwość ulepszenia jej? A może "powiewdekadencji" (sformułowanie Praza), który niosła, skazał ją nato od samego zarania? Jakby nie było, secesja ułatwiła dalsze eksperymentowaniei uniemożliwiła - tak się w każdym razie wydawało- nawrót do stylów historycznych. W swojej końcowej odmianie wWiedniu, gdzie znano ją właśnie jako secesję, straciła wiele ze swojegokwiecistego charakteru i dzięki takim twórcom jak Josef Hoffmannnabrała wyglądu bardziej geometrycznego i abstrakcyjnego.Styl Art Oeco przyciągnął uwagę ludzi na Światowej Wystawie,ale narodził się wcześniej. Pierwszą jego jaskółką był przyjazdw 1909 roku do Paryża Siergieja Oiagilewa z rosyjskim baletem.Muzyka Rimskiego-Korsakowa i taniec Niżyńskiego miały elektryzującywpływ na publiczność paryską, ale równie wielkie wrażeniezrobiły zmysłowe dekoracje i kostiumy Lwa Baksta. Były egzotyczne,oszałamiające i całkiem różne od tego, do czego paryżanieprzywykli. Pod wpływem baletu Szeherezada naj sławniej si projektanci,tacy jak Paul Poiret, zaczęli promować turbany z piórami, kolorowepończochy, tureckie pantalony i inne wschodnie elementymody. Ten new look, niezwykle seksowny i fascynujący, stał sięogromnym sukcesem. Na miejsce obfitych fałd z Belle Epoque weszływąskie, układane spódniczki, a zamiast gorsetów lansowano184proste, koktajlowe sukienki (z czasem bardzo krótkie) i małe biusty.Jak to często bywało w przeszłości, stroje wpłynęły na wystrójwnętrz. Złote lamy wymagały odpowiedniego tła - ani osobliwystyl wieśniaczy, ani wyszukana wiedeńska secesja nie spełniały tegozadania. Luźniejsze i prostsze ubrania powodowały przybieranieswobodniejszych póz; ludzie siadywali teraz na wzór wschodni nastosach miękkich poduszek. W 1911 roku Poiret otworzył własnymagazyn z dekoracjami wnętrz - wyprzedzając Ralpha Laurenao ponad pół wieku - i wprowadził do wnętrz coś z luksusowejociężałości swoich kostiumów. Narodził się Art Oeco.Po I wojnie światowej, w burzliwej atmosferze lat dwudziestych,Art Oeco zakwitł i zaczął niepodzielnie panować w Paryżu.Nierozłączny z tym miastem był zapaszek grzechu, który terazjeszcze się wzmógł. Nadal ulegał wpływom tańca, ale teraz byłyto rewie kabaretowe Josephine Baker, gorące tanga i Black Bottom.Mieszkania w stylu Art Oeco - moda nań przyjęła się tylkow miastach, stąd jego połyskliwa agresywność - uległy równieżwpływom afrykańskim i ozdabiane były skórami lampartów i zebr,a także przedmiotami z drewna tropikalnego.Około 1925 roku zaczęto uważać, przynajmniej we Francji,że komfortowe wnętrza mogą być projektowane bez żadnych nawiązywańdo przeszłości. Twórcy wystawy paryskiej kategorycznietwierdzili, że nie należy sięgać do żadnych historycznych wzorów- wszystko powinno być "nowe i nowoczesne". Zaprojektowanydwadzieścia pięć lat wcześniej na ówczesną wystawę wnętrz GrandPalais trzeba było zmienić, żeby ukryć jego neoklasyczny wystrój.Ale modernizm Ruhlmanna i Oufrene' a nie stworzył zaprzeczeniaprzeszłości. Przyjemność i komfort nadal miały swoje oczywisteznaczenie. Rzemiosło i bogate tkaniny w dalszym ciągu zajmowałyczołową pozycję w ich pracy, tak jak zdobnictwo, tyle że były terazgeometryczne zamiast figuratywnych. Elementy z przeszłości istniałynieprzerwanie - świeczniki, fryzy, ozdobne płaszczyzny ścian- ale zostały przerobione zgodnie z !l0wą, inną estetyką. Nie był teżArt Oeco obojętny na technologię. Swiatło stanowiło prawdziwegokonika ensembliers. Eileen Gray zaprojektowała dla Suzanne Talbot,właścicielki <strong>dom</strong>u mody, apartament, w którym podłoga była185


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆz matowego, posrebrzanego szkła, podświetlona od spodu. Palarniabez okien projektu Jacques'a Dunanda, pokazana na Wystawie,miała posrebrzany sufit w stropie, w którym ukryte były zarównolampy, jak i wentylacja. Dekorator i inżynier, Pierre Chareau, którytrzy lata później wybudował słynny szklany <strong>dom</strong>, Maison de Verre,zaprezentował gabinet-bibliotekę z kopułą z drewna palmowego,którą w nocy można było rozsunąć i ukazywał się oświetlony sufit,składający się z kilku warstw grubego, białego szkła. Inny pomysłowyprojektant, Robert Mallet-Stevens, również użył kolorowychszkieł - szaro-zielonych - do rozproszenia i do zabarwienia światła.Bardziej niż jakikolwiek styl tego okresu, Art Deco wykazał estetycznezrozumienie dla nowoczesnych materiałów i wynalazków;jego twórcy z radością korzystali z technologii.Dzięki wystawie paryskiej wielka ilość ludzi zapoznała się z ArtDeco. Podobnie jak Queen Anne, ten nowy styl też nie miał pretensjido uczoności i cieszył się ogólną aprobatą, nie chcieli go tylkoartyści awangardy i intelektualiści, jak również tradycjonaliści: ,,Tonie dla wielbicieli klonu i sosny - zastrzegała amerykańska dziennikarka- nie dla walczących o bawełnę i włosie końskie. Nie sposóbsobie wyobrazić czegoś bardziej obcego stylowi kolonialnemu"4.Jedną z atrakcji Art Deco była niewątpliwie atmosfera świetności,jaka go otaczała. Głównymi orędownikami nowego stylu byli bogacicouturiers, tacy jak Jacques Doucet, Jeanne Lanvin i Talbot.Mogli sobie pozwolić na lampy z żyłkowanego alabastru, jadalnieobite lapis-lazuli lub meble intarsjowane szagrynem i drewnemamboynowym - wszystko to można było podziwiać na Wystawie.Chociaż paru krytyków szemrało o tym "otwartym wyzwaniu dlaklas uprzywilejowanych", większość ludzi, w tym większość publiczności,zaaprobowała ten bogaty styl na własnych warunkach.Wojna, która miała być ostatnią, została przeżyta i zapomniana,powojenny dobrobyt rozkwitał i ten styl modnego jazzu wydawałsię trafiać w dziesiątkę. Ogólnie uważano, że paryska wystawa odniosłaogromny sukces. Ten "naj nowocześniejszy z nowoczesnych"4 F. L. Minnigerode, Italy and People Play Toto Once a Week, w: "New York TirnesMagazine", 25 X 1925, s. 15.186styl był czasami dziwaczny, często egzotyczny, ale wszyscy zgadzalisię, że ma przyszłość.Mimo że doceniano prace nawet tak awangardowych twórców,jak Chareau i Mallet-Stevensa, to zachwyt nad modernizmemmiał swoje granice. "Chociaż hasłem jest Prostota i Racjonalizm -napisał pewien krytyk w piśmie "Architectural Record" ("ZapiskiArchitektoniczne") - efekt w wielu przypadkach jest zimny i ponury,a czasami wręcz niedorzeczny"5. Najbardziej kontrowersyjnymbudynkiem na Wystawie był niewątpliwie pawilon sowiecki.Zaprojektowany został w manierze konstruktywistycznej, popieranejwówczas przez nowe, rewolucyjne państwo, a wykonany z niepomalowanego drewna. Jego sztywny, drętwy, geometryczny wyglądszokował wielu ludzi, co było zresztą zamierzone. Krążyła(fałszywa skądinąd) plotka, że przez pomyłkę użyto do budowypawilonu skrzyń, w których elementy przyjechały z Rosji 6 .W pewnej odległości od pawilonu sowieckiego jedno z niezliczonych,małych pism na temat sztuki, wychodzących w Paryżu,wynajęło teren pod budowę. Postawiony tam pawilon nazywał sięEsprit Nouveau (Nowy Duch) - taka była nazwa pisma - i to o nimprawdopodobnie napisał krytycznie amerykański dziennikarz, żeniektóre projekty posiadają "prozaiczną dosłowność kształtów kontenerachłodniczego"7. Nie było to żadnym pomówieniem, bo pawilonistotnie był zwykłym pudłem, pomalowanym na biało, urozmaiconymjedynie olbrzymimi sześciometrowymi literami EN najednej ze ścian. Oficjalny katalog Wystawy nazwał go tylko "osobliwością"i zapewnił czytelników, iż mimo przedziwnego wyglądunie pochodzi z żadnej obcej planety8. Jeżeli chodzi o publiczność,to robiła wrażenie zupełnie nie zainteresowanej. "Dziwaczna słowiańskakoncepcja" pawilonu rosyjskiego przyciągała uwagę, ale5 W. Frank1yn Paris, The International Exposition oj Modern Industrial and DecorativeArt in Paris, cz. II, General Features, "ArchitecturaI Record", 58 (1925) nr 4, s. 379.6 Ibid.7 Ibid., s. 376.8 Encyc/opedie des Arts Decoratijs et IndustrieIs Modernes au XXeme Siec/e, t. II, Architecture,Paris 1925, s. 44-45.187


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆmało kto z~ zwiedzających w pośpiechu rzucił okiem na NowegoDucha .. W za~nym z obszernych artykułów, które ukazywały sięw ~rchitekt~mcznej prasie angielskiej i amerykańskiej, nie wspommanoo mm nawet słowem. Ale ten budynek, nie wart nawetskrytyk~~~nia, miał mieć w przyszłości większy wpływ na rozwój<strong>dom</strong>u mz Jego wychwalani, znakomici sąsiedzi.Pawilon zaprojektowali kuzyni Jeanneret, Charles-Edouardi Pierre. Pierwszy z nich, wydawca "Nowego Ducha", miał sięstać lepiej znany pod niedawno przybranym pseudonimem literackimL.e Corbusier. Dlac~ego ten budynek, zaprojektowany przezczłow1eka, który dla w1elu stał się najsławniejszym architektemXX wie~, ~?s~ł prawie nie dostrzeżony? Le Corbusier, urodzonyw S~w~Jcam, me ?y~ zupełnie nieznany, mieszkał w Paryżu jużod osmlU lat. Wspolme z malarzem Fernandem Legerem stworzylinowy prąd w sztuce - puryzm - i chociaż mało budowali, ich ideez?stały szeroko przedstawione opinii publicznej w jego piśmie, nakilku wystawach i ostatnio w książce Towards a New Architecture(,,~u. nowej a.rchitekturze"). Ogólnie uznanym powodem obojętnosClna pawilon Nowy Duch, co zasugerował sam Le Corbusierb~ło, że to organizatorzy Wystawy skoncentrowali wysiłki, by pa~wilo~ został zbojkotowany*9. Prostszym wytłumaczeniem jest, żeludz1e po prostu nie czuli pociągu do Nowego Ducha.. . Odwie,dzający pawilon znajdowali je 09wnętrze równie gołe1 me wykonc~one, jak ~tr?nę zewnętrzną. Zadnych ozdób, draperii .cz~ tape~. N1e było połki nad kominkiem, gdzie można by usta­W1C rodzmne fotografie ani boazerii w gabinecie. Brak wypolerowanegodrewna, nie mówiąc już o lapis-lazuli. Dobór kolorów drętwy;przeważnie białe ściany, kontrastujące z niebieskim sufitem;'. Le Co~busier skarżył się: ,że ~dministracja ustawiła sześciometrowy płot wokółp~wI~onu, zeby. go przysłoruc. NIedawne badania wykazały, że nieszczęsny płotmiał mne zadarue; z powodu w ostatniej chwili powstałych trudności finansowychkonstrukcja Nowego Ducha zaczęła powstawać w nocy przed otwarciem Wystaw;a płot był potrzebny, aby zakryć brzydką konstrukcję dzieła, którego wykonani~trwało trzy miesiące.9 S. Moos, Le Corbusier: Elements oj a Synthesis, Cambridge 1979, s. 339, przypis 55.188jedna ze ścian w living-roomie pomalowana na brązowo; jaskrawożółte półki sklepowe, służące do podziału pokoi. Efekt tego był wybitnieodpychający, wzmagały go jeszcze schody, wykonane z metalowychrurek, wyglądające jak przeniesione prosto z kotłowni nastatku. Przemysłowa atmosfera widoczna też była w ramach okiennych,przypominających fabryczne, zrobionych nie z drewna, leczze stali. Powstały też pewne niezwykłe zmiany: kuchnia to najmniejszepomieszczenie w <strong>dom</strong>u, za to łazienka, jakby podwójna,prawie równie obszerna jak living-room, służyła do gimnastykii miała całą jedną ścianę zbudowaną ze szklanych bloków. Jeszczebardziej zdumiewało umeblowanie w pokojach. Nie tylko byłogo mało, ale jakby umyślnie nieatrakcyjne; parę niskich skórzanychfoteli, zupełnie zwyczajne krzesła, takie jak bywają w tanichrestauracjach, i stoły, a właściwie drewniane blaty, przymocowanedo konstrukcji z rurek. W porównaniu z synkopami nowoczesnegojazzu, Nowy Duch wyglądał na pojedynczą nutkę, wykonaną nagroszowym gwizdku.Bezbarwność tego wnętrza nie wynikała z oszczędności - aczkolwiekto też miało znaczenie - ale była zamierzona. Nie wziętoteż sobie za cel zaszokowanie publiczności, chociaż przedstawionyw pawilonie pomysł Le Corbusiera wyburzenia centrum Paryżai wybudowania na tym miejscu szeregu sześćdziesięciopiętrowychwieżowców można by chyba uznać za monumentalny żar t. AleNowy Duch nie był żartem. W ciągu następnych pięciu lat LeCorbusier wybudował szereg willi, których wnętrza ściśle przestrzegałyrecepty "chłodniczego kontenera" i faktycznie, jak przewidziałpewien bystry francuski dziennikarz, idea, która zaledwiepięć lat temu wydawała się barbarzyńska, zaczęła teraz zyskiwaćaprobatę 10 .Z czego składał się Nowy Duch? Przede wszystkim proponowałkompletną rezygnację ze zdobnictwa. To znaczyło, oczywiście,rezygnację z ornamentów, charakterystycznych dla stylów historycznych,które Le Corbusier pogardliwie nazywał ludwikami10 G. Besson, współczesny krytyk sztuki, cyt. w: ibid., s. 163.189


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆA, B i C. Ale także rezygnację z tak twórczych wznowień, jakSztuka i Rzemiosło czy secesja, a nawet z abstrakcyjnych dekoracjiArt Deco. Oznaczałoby to raczej puste wnętrza, nieprawdaż?A cóż w tym złego? - zapytywał Le Corbusier. Zawsze przecieżmożna powiesić obraz na ścianie. Rzeczywiście, w pawilonie znajdowałysię obrazy wielu awangardowych malarzy - Picassa, Grisai Lipschitza. Chociaż Le Corbusier ubolewał nad mieszczańskimzwyczajem kolekcjonowania mebli - wyśmiewał mieszkania, nazywającje "labiryntami meblowymi" - musiał przyznać, że niektóre _stoły i krzesła - są potrzebne. Ale i na to znalazł lekarstwo: mieszkaniaNowego Ducha nie będą miały m e b l i. Zamiast tego będąposiadały w y p o s a ż e n i e. "Dekoracją jest wyposażenie _napisał - piękne wyposażenie" 11 .Tylko stojące w rzędzie metalowe sklepowe szafki, przypominającegablotki, zostały zrobione specjalnie dla pawilonu przez fabrykantamebli biurowych. Z braku pieniędzy i czasu, żeby zaprojektowaćcoś specjalnego, Le Corbusier musiał wykorzystać meblerobione przemysłowo. Mógł wybrać coś z gotowych, nie drogichmebli, dostępnych na rynku, ale zamiast tego zdecydował się nagięte krzesła restauracyjne do wewnątrz i zwykłe żelazne ławkiz paryskich parków na taras. Słoje laboratoryjne spełniały role wazonówdo kwiatów, szklanki z tanich barów zastępowały rżniętekryształy. Zamiast świeczników i dekoracyjnych kinkietów użyłzwykłych reflektorów, zamontowanych na ścianach, lamp z wystawsklepowych albo wręcz gołych żarówek.Na większości zwiedzających balustrady z rur i restauracyjneumeblowanie sprawiały wrażenie nie wykończonej prowizorki.Nie widzieli nic atrakcyjnego w tanich szklankach z bistro czyw przemysłowym oświetleniu. Białe, czyste ściany były gołe i niezachęcające, przykre kolory i fabrycznie wykonane przedmiotywyglądały zimno i bezosobowo. Wysoki living-room z ogromnymoknem przypominał warsztat lub pracownię malarską, a jegospartańskie umeblowanie i toporne wykończenie bardziej paso-11 h C .-E. Jeanneret, L'Art decoratif d'aujourd'hui, Paris 1925, s. 79.190wało do zwykłego zakładu przemysłowego niż do mieszkania * 12.Zatłoczona kuchnia miała tyleż wdzięku, co prymitywne laboratorium.Na wystawie poświęconej sztukom dekoracyjnym pawilonLe Corbusiera nie proponował ani dekoracji, ani, jak się większościwydawało, sztuki.Czy powodem tych drastycznych zmian były, jak to określiłLe Corbusier, wymagania lInowej mechanicznej ery"? W The Manuałoj the Dwelling ("Podręcznik do mieszkania"), książce wydanejdwa lata wcześniej, Le Corbusier daje rady przyszłemu właścicielowi<strong>dom</strong>u 13 . Zadziwiające, jak mało odnosi się w niej do <strong>dom</strong>owejtechnologii. Ogrzewanie w ogóle nie jest wspomniane. Wentylacjaledwo tknięta. Właściwie najważniejsza jego propozycja to oknaw każdym pokoju, dające się otwierać. Sugestia, żeby kuchnia mieściłasię na samej górze, co umożliwiłoby uniknięcie zapachów, jestosobliwa i niepraktyczna. Jeśli chodzi o pomocnicze urządzenia <strong>dom</strong>owe,to zaproponował odkurzacz i gramofon - oba przybory niebardzo rewolucyjne. W pawilonie nie zadbano o takie technicznedetale, jak kontakty czy lampy. "Dom jest maszyną do mieszkania"- było jednym z naj słynniej szych powiedzeń awangardowego architekta,ale patrzącemu z perspektywy czysto mechanicznej NowyDuch ofiarowywał niewiele - powiedzmy - nowego.A jednak trudno się oprzeć sympatii do wysiłków Le Corbusiera,pragnącego uchwycić sedno problemów współczesnego życia.To zresztą odsunęło jego bezbarwny pawilon od przepysznychwnętrz ensembliers. Starał się - może w sposób dziwaczny - zrobićz <strong>dom</strong>u miejsce użyteczne, uporać się z życiem codziennym,zamiast z tajemniczymi, właściwie już niemodnymi problemamizdobnictwa. W tych sprawach dzielił troskę o przyszłe cele z amerykańskimiinżynierami <strong>dom</strong>owymi. Le Corbusier czytał książkę• Według Le Corbusiera, inspiracją do podwójnej wysokości living-roomu otoczonegogalerią i oświetlonego przez ogromne okno - które umieszczał w wielu<strong>dom</strong>ach - była paryska kawiarnia dla kierowców ciężarówek.12 Ch.-E. Jeanneret, Le Corbusier et Pierre Jeanneret: Oeuvre Complete de 1910-1929,Zurich 1946, s. 31.13 Ch.-E. Jeanneret, Towards a New Architeclure, trans. E Etchells, London 1931,s. 122-123.191


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆE W Taylora o gospodarowaniu naukowym, podobnie jak panieFrederick i Gilbreth, ale wygląda, że jego idee stosował wyłączniew konstrukcji <strong>dom</strong>ów, a nie do spraw zajęć <strong>dom</strong>owych 14 . Jeśli jegopróby w planowaniu praktycznych <strong>dom</strong>ów wydają się surowe,to również dowodzi to, jak zaawansowane projektowanie <strong>dom</strong>óww USA dawało się porównać z tym w Europie. Połączone living­-roomy, wbudowane klozety, prysznice i ukryte oświetlenie, któreon przedstawiał jako "nowe" - były od dziesiątków lat w Amerycena porządku dziennym. Kiedy Ellen Richards napisała, że "<strong>dom</strong>,czyli mieszkanie, jest tylko zewnętrznym ubiorem, które powinnona nas leżeć jak płaszcz bez zmarszczek i fałd, wskazujących na ichprzemysłowe pochodzenie", wyprzedziła o dwadzieścia lat stwierdzenieLe Corbusiera, że "człowiek powinien być dumny, posiadając<strong>dom</strong> tak przydatny jak maszyna do pisania"15.Różnica w doborze metafor: odzieżowej i maszynowej jest jednakznacząca. Celem naukowego kierownictwa fabryki było odkrycieskutecznych i standardowych metod pracy. Kiedy <strong>dom</strong>owi inżynierowiezastosowali te metody w <strong>dom</strong>u, przekonali się, że majądo czynienia z działaniami o wiele bardziej złożonymi i osobistymi.Odkryli też, że "właściwych" sposobów wykonywania pracy jestsporo, i celem ich stała się pomoc ludziom w znalezieniu rozwiązań,odpowiadających ich indywidualnym potrzebom - dlatego EllenRichards wyobraziła sobie <strong>dom</strong> jako ubranie, które winno pasowaćdo określonego człowieka. Wykonane przez Lillian Gilbreth spisyzajęć i listy zakupów, miały umożliwić pani <strong>dom</strong>u zorganizowaniepracy według jej własnych potrzeb. Autorka ta ustawicznie przypominałaczytelniczkom, że nie ma idealnych rozwiązań. Wysokośćblatu kuchennego musi być przystosowana do wzrostu osoby przynim pracującej, a naj właściwszy układ urządzeń różny w rozmaitychgospodarstwach. Jej dwa najważniejsze prawa, mające polepszyćrozplanowanie pracy w <strong>dom</strong>u, brzmiały: "Kieruj sięwygodą,14 B. B. Thylor, Le Corbusier et Pessac,Paris 1972, s. 23.15 E. Richards, Cost oj Shelter, s. 45 w: Ch.-E. ]eanneret, Towards a New Architecture,s. 241.192a nie konwenansem"* i "Weź pod uwagę osobowości i przyzwyczajeniaswojej rodziny, ze swoimi włącznie" 16 .Kiedy Lillian Gilbreth mówiła o "standardach", miała na myślinormy wybrane dla siebie przez każdą rodzinę. Po ich ustaleniumożna było technikę naukowego zarządzania użyć do znalezienianajskuteczniejszego sposobu na ich osiągnięcie. Natomiast dla LeCorbusiera standardy były czymś narzuconym z zewnątrz. Wedługniego potrzeby ludzkie są uniwersalne i mogą być zuniformalizowane;w konsekwencji jego propozycje rozwiązań są prototypowe,a nie osobiste. Wyobrażał sobie <strong>dom</strong> jako przedmiot produkcji masowej(maszyna do pisania), do której jednostka powinna się zaadaptować.Zadaniem architekta jest znalezienie "właściwego" rozwiązania;gdy zostanie to już osiągnięte, zadaniem ludzi będzieprzystosowanie się do tego. Dla Le Corbusiera ideałem jest umeblowaniebiurowe, które - jak maszyna do pisania - opiera się na"prototypach" i które, za pomocą masowej produkcji może być powtarzanena wielką skalę. W książce, którą wydał zaraz po paryskiejwystawie, zilustrował to przykładowym wnętrzem - bankuw Tuscaloosa (akurat tam właśnie!) - w którym biurka i krzesła,identyczne wentylatory, telefony, lampy - i maszyny do pisania -stoją równiutko w rzędzie jak żołnierze 17 .Idea standaryzacji, może i użyteczna w bankach, nie pasujedo skomplikowanych i różnorodnych zajęć związanych z <strong>dom</strong>em.Z tego powodu pomysły Le Corbusiera sprawdzają się gorzejniż propozycja <strong>dom</strong>owych inżynierów. Mała, zacieśniona kuchniaw <strong>dom</strong>u Nowego Ducha jest źle pomyślana, a jej położeniew stosunku do jadalni niefortunne. Gabinet bez ścian może okazaćsię hałaśliwy i niepraktyczny. Jedyne pomieszczenie, które mogłobyskorzystać ze standaryzacji - łazienka, zostało potraktowanez dbałością o efekt artystyczny, ale bez większej korzyści użytko-• W tekście angielskim nieprzetłumaczalna gra słów: convenience - "wygoda","udogodnienie"; convention - "konwenans" - przyp. tłum.16 L. M. Gilbreth, O. M. Thomas and E. Clymer, Management in the Home: HappierLiving Through Saving Time and Energy, New York 1954, s. 158.17 Ch.-E. ]eanneret, r:Art decoratiJ, s. 92-93.193


STYL I TREŚĆSTYL I TREŚĆwej. Projekt Le Corbusiera nie tylko nie był "<strong>dom</strong>em bez służby",ale nie był nawet - mimo jego podziwu dla praktyczności - szczególniemały. Razem z tarasem, <strong>dom</strong> z trzema sypialniami zajmowałpowierzchnię ponad siedemdziesięciu siedmiu metrów kwadratowych.Znaczy to, że był przeszło dwukrotnie większy niż <strong>dom</strong>Catherine Beecher i o wiele większy niż "praktyczny <strong>dom</strong>" vanHolsta, złożony z czterech sypialni, dwóch ganków i zaprojektowanypiętnaście lat wcześniej.Następna różnica między Le Corbusierem a <strong>dom</strong>owymi inżynieramidotyczy pytania, jak taki <strong>dom</strong> powinien wyglądać. Podejściedo tego zagadnienia pań Richards, Frederick i Gilbreth możnaby najlepiej określić jako radośnie pragmatyczne: zajęły się nie wyglądem<strong>dom</strong>u, a jego funkcją. Uznały za samo przez się zrozumiałe,że ludzie będą urządzali swoje <strong>dom</strong>y na sto różnych sposobów i niewidziały powodów do twierdzenia, że coś jest lepsze, a coś gorsze.Gilbreth, co prawda, kładła nacisk na znaczenie kolorów w miejscupracy, ale dodawała, że jest to sprawa indywidualna i co jednegorozwesela, drugiego przygnębia. Frederick polecała "nowoczesne"meble wiedeńskie jako tanią alternatywę dla Ludwika XIV; ale nienalegała na to, brała też pod uwagę styl kolonialny lub jakikolwiekinny. Nie widziały również żadnego konfliktu między tradycyjnymwystrojem, a sprawnym działaniem <strong>dom</strong>u i dlatego ich pouczeniacieszyły się powodzeniem.W tym miejscu Le Corbusier rozstał się w swoim myśleniuz <strong>dom</strong>owymi inżynierami. On w pewnym sensie nadal pozostałdziewiętnastowiecznym architektem, toczącym bitwę o style. O towłaśnie chodziło w Nowym Duchu - o nowy styl, styl pasujący doXX wieku, styl dla Wieku Maszyn, styl dla sprawniejszego <strong>dom</strong>u.Jego <strong>dom</strong> nie był po prostu nowoczesny, lecz w y g l ą d a ł nowocześnie.Miał rację co do <strong>dom</strong>owej praktyczności, nawet jeślijego teorie nie zawsze sprawdzały się w życiu, ale mylił się, jeślichodzi o jej wpływ na wygląd <strong>dom</strong>u. Praktyczność nie zależy odtego, jak wygląda wnętrze <strong>dom</strong>u, ale jak jest w nim zorganizowanapraca. Jeśli kuchnia jest zaplanowana zgodnie z przepisami naukowegozarządzania, to wszystko jedno, czy szafki są wykończone194w stylu kolonialnym i czy mają porcelanowe klamki, i czy rzeczydługo stoją na właściwych miejscach, niezbyt daleko od siebie.A jeśli ludzie czują się lepiej i lepiej pracują, gdy mają wokół wzorzystekafelki i wesołe firanki, to również jest to praktyczność. Niebrak tapet i specjalnych wykończeń sprawia, że <strong>dom</strong> jest "nowoczesny",jest to zasługą obecności centralnego ogrzewania, wygodnejłazienki, elektrycznego żelazka i pralki. Jak większość architektów,Le Corbusier nie rozumie albo nie chce przyjąć do wia<strong>dom</strong>ości, żepojawienie się <strong>dom</strong>owej technologii i zarządzania <strong>dom</strong>em podporządkowałosobie zagadnienie stylu architektonicznego.195


Rozdział 9Surowa prostota•... zajmowaliśmy pokoik, kt6ry niegdyś był garderobą, a potem,ze dwadzieścia lat temu, przerobiono go na łazienkę, zastąpiwszy łóżkogłęboką, miedzianą wanną z mahoniowym obrzeżem, którą napełniałosię ciągnąc mosiężną dźwignię, ciężką jak jakieś urządzenie okrętowe;reszta pokoju pozostała nie zmieniona; zimą na kominku zawsze płonąłogień.wielki ręcznik, suszący sięCzęsto wspominam tę łazienkę - akwarele przymglone parą,na oparciu obitego kretonem fotela - i kontrastjakim była wobec identycznych, klinicznych, małych pomieszczeń,lśniących od chromu i luster, które we współczesnym świecie uchodząza szczyt luksusu.Evelyn WaughZnowu w BridesheadKiedy Ralph Lauren i jego żona zaangażowali Angela Donghiędo przerobienia ich nowojorskiego, dwupoziomowego apartamentu,był on przekonany, że elegancki pan w levisach i twórcastylu ubierania się a la Vanderbildt będzie chciał, żeby jego <strong>dom</strong> wyglądałjak "modny harvardzki klub" albo jak "doskonale prosperującerancho"l. Tymczasem ku jego - a także naszemu - zdziwieniubyło inaczej. W każdym z dziesięciu pokoi nie ma nawet kawałka1 Cyt. w: M. Bethany, 1Wo Top Talents Seeing Eye to Eye, w: "New York TimesMagazine", 13 VII 1980, s. 50.197


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAtkaniny we wzorki czy drukowane kwiaty - nigdzie ani centymetrakwadratowego kaszmiru. Na próżno by szukać ozdobnych tapetczy gobelinów z Aubusson"'. Po prostu nie ma ich; żadnychdywanów ani kilimów, przykrywających gołe, polakierowane podłogi,żadnych tkanin, które zmąciłyby biel ścian. W oknach zwykłe,bambusowe żaluzje. Umeblowanie minimalne, ani jednego antyku,parę ogromnych roślin. W kuchni czołowe miejsce zajmuje nieskazitelnyblat do pracy z nierdzewnej stali, wyglądający jak prosto zesklepu. W pokoju telewizyjnym na środku stoi obity skórą stolikz wbudowanym systemem do regulowania <strong>dom</strong>owych urządzeńtelewizyjnych. W łazience najważniejszy jest kontuar, wzięty jakbyz laboratorium, przez co przypomina on zmywalnię do naczyńwe wzorowo prowadzonym szpitalu; wszystko jest niekolorowe,z wyjątkiem obitego kretonem fotela. Evelyn Waugh szczerze bytej łazienkinie znosił.Apartament Laurenów jest, według projektantów, "zwodniczoprosty". Innymi słowy wygląda, jakby w ogóle nie był urządzony.Człowiek, który chce ozdobić <strong>dom</strong>y amerykańskie materiałamiw kratkę, filarami i wymyślnymi tkaninami, wybrał dla siebiecoś znacznie wytworniejszego - dekorację minimalną. Według ścisłychprzepisów tej mody, powinny być usunięte z pola widzenianie tylko wszystkie ozdobne elementy architektoniczne, ale takżemają być niewidoczne rzeczy osobiste. Światła są ukryte w suficie,książki i zabawki dziecinne w szafach, nawet tych szaf nie widaćza gładkimi, białymi, matowymi drzwiami. Jadalnia przypominarefektarz klasztorny. Kuchnia jest równie bezosobowa, jak inne pomieszczenia:lodówka, piec, garnki, patelnie i łyżki są pochowane.W skrajnym przypadku stylu minimaI - w mieszkaniu pani, zajmującejsię handlem dziełami sztuki w Londynie - nawet łóżka sąukryte. Są to bawełniane materace, zwijane i usuwane na dzień.W tym samym <strong>dom</strong>u łazienka jest pusta, nie ma w niej ani półek,ani szafek, żeby się umyć, trzeba przynieść z sobą w kosmetyczce• Francuska wytwórnia gobelinów założona w średniowieczu, czynna do dzisiaj- przyp. tłum.198mydło i szczotkę do zębów. Brzmi to dość dziwnie, ale zapewnianonas, że właścicielka "radośnie na to nalega, ponieważ wartocierpliwie znosić drobne niewygody w imię prawdziwie wyrafinowanegosposobu życia" 2 •Jakżeż moda się zmieniła! W 1912 roku paryski couturier, JacquesDoucet, sprzedał swoje osiemnastowieczne zbiory sztuki i zato nabył obrazy kubistów i surrealistów, poleciwszy Paulowi Iribezaprojektowanie dla nich odpowiedniej, modnej oprawy. Rezultatokazał się znakomity i to wnętrze uznano powszechnie za pierwszew stylu Art Deco, a lribe został później projektantem scenografii dofilmów Cecila B. de Mille' a. Natomiast kiedy Ralph Lauren chcewspaniałości, decyduje się na gołe ściany i rośliny doniczkowe.Sześćdziesiąt lat temu właścicielka londyńskiego mieszkania, SuzanneTalbot, lubiła przebywać w srebrno-czarnych lakierowanychścianach i 'lamparcich skórach, zaprojektowanych dla niej przezEileen Gray. I wolała leżeć na pokrytym angorą szezlongu "Pirogue"niż na bawełnianej macie na podłodze.Wnętrza minimaI zwano żartobliwie "prowokacyjnie prostymi"3 • Przypomina to kosztowną wersję niektórych samochodów,nie noszących znaków firmowych, które można zamówić bezpośredniow fabryce, lub egzotyczne kostiumy polityków ArabiiSaudyjskiej na międzynarodowych konferencjach. Jest to subtelnaforma snobizmu, której efekt polega unikaniu rzeczy powszechnieznanych; w przypadku wnętrz oznacza to dekoracje bez dekoracji.Ale to także przykład modnego obecnie ograniczania nieładui nadmiernej ilości przedmiotów w pokoju. Każda epoka, a czasemkażda dekada ma własną estetykę, podobnie jak smak w sprawachkulinarnych. W latach siedemdziesiątych, na przykład, nastąpiłow amerykańskiej kuchni wyraźne przejście od jedzenia łagodnegodo bardziej pikantnego, rozmaite narodowe potrawy hinduskie,meksykańskie i inne stały się niezwykle popularne. Dzisiaj zastąpiłaje nouvelle cuisine i wszyscy wolą prostszą dietę. To samo dzieje2 D. Saatchi, Living in Zen, w: "House and Garden", 157 (1985) nr 1, s. 110.3 J. Kron, Home-Psych: The Sociał Psychołogy oj Home and Decomtion, New York1983, s. 178.199


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAsię we wnętrzach; zmienia się zarówno ilość wzorów, jak stopieńwizualnego bogactwa i różnorodności.Peter Thornton nazwał tę cechę wnętrz "gęstością"4. Jej natężeniezmienia się jak moda, jak długość spódnic kobiet i włosówmężczyzn. Zależy to od tego, ile niepokoju i wzorów jest w stanieznieść oko ludzkie. Nie jest to sprawą stylów historycznych, bonawet w ramach jednego stylu gęstość może się zmieniać. Angielskieneopalladiańskie wnętrza w 1720 roku były gęstsze niż dwadzieścialat później, a pokoje w połowie epoki wiktoriańskiej zagracanoo wiele mniej niż w latach siedemdziesiątych XIX wieku,szczególnie jeśli były w stylu Queen Anne. Po 1920 roku zaszłazdecydowana zmiana w powszechnym smaku, pokoje stawały sięcoraz mniej zagęszczone, aż osiągnęły punkt kulminacyjny, kiedyw 1970 roku nastał minimalizm. Od tego czasu, według Thorntona,widać odwrót w kierunku przeładowania i większej ilości wzorów,widoczny w okazywaniu na nowo zainteresowania wnętrzami wiktoriańskimi,do niedawna ignorowanymi."Rzucająca się w oczy prostota" - dziwne, sprzeczne sformułowanie,ale dobrze oddające kontrasty w nowoczesnych wnętrzach:marmurowe blaty w kuchni i bambusowe zasłony, pomalowanytynk na ścianach i pięknie wpasowane dębowe drzwi, Matisse i napodłodze mata do spania - atmosfera <strong>dom</strong>owa, poddana jednocześniei surowej dyscyplinie, i nieudolnej improwizacji. Urządzeniejest nie artystyczne, ale to wyrafinowana i wystudiowana nieartystyczność.Łazienka wyłożona białymi kaflami wygląda zupełniezwyczajnie, póki się nie spostrzeże, że jej wymiary zostały tak wyliczone,by ani jeden kafel nie został przycięty, wszystkie nieskazitelnei równe tkwią na swoich miejscach. Dębowa posadzka jestnie tylko gładka, wszystkie kawałki drewna są identycznej długości.Ta prostota jest jednak złudna - wcale niełatwo zaprojektowaćniewidoczne szafy w ścianach albo drzwi bez ram. Materiały sąta perfekcyjność onieśmielałączone z niezwykłą wprost precyzją;i oskarża zarazem. Nic dziwnego, że wszystko musi być schowane.4 P. Thornton, op. cit., s. 8-9.200Z takiego wnętrza usunięty został nie tylko nieład, również śladyludzkiego niedbalstwa i słabości, a także działalność projektanta.Proces eliminowania wszystkiego, tak charakterystyczny dlanowoczesnych wnętrz, zapoczątkował Adolf Loos, architekt wiedeński.W 1908 roku napisał kontrowersyjny esej zatytułowany"Ornamentyka i zbrodnia", w którym zaleca usunięcie wszystkichozdób z życia codziennego, z architektury i wnętrz mieszkalnych.Twierdzi w nim, że to, co było konieczne dawniej, nie pasuje donowoczesnego, uprzemysłowionego świata.Uważa skłonność dozdobnictwa za objaw prymitywizmu, a rysunki i malarstwo ściennew łazience za dekoracyjne zboczenie. "Zbrodnią" ozdabiania jestmarnowanie ludzkiego czasu i pieniędzy, co jest - zdaniem Loosa- zarówno niepotrzebne, jak staroświeckie.Już w 1904 roku Loos projektował wille z gładkimi, białymi,tynkowanymi ścianami, płaskimi dachami, bez gzymsów, z prostokątnymioknami, nie ozdobionymi nawet śladem ramy czy listwy -pierwsze "kontenery chłodnicze". Ale Loos był reformatorem, nierewolucjonistą. Był przeciwnikiem ozdób, a nie dekoracji wnętrz,i wewnątrz jego sześciany nie były podobne w najmniejszym stopniudo tego, co na zewnątrz. Pokoje miały piękne parkiety, były wykończonepierwszorzędnymi materiałami,wykładane marmuremi posiadały wygodne, tradycyjne umeblowanie - Loos był amatoremChippnedale' a i Queen Anne. Wnętrza przez niego projektowanebyły mieszczańskie, komfortowe i solidne, takie jakie oni jego wiedeńscy klienci życzyli sobie mieć w <strong>dom</strong>u.Napastliwy atak Loosa na zdobnictwo, którego miał późniejżałować, stał się sygnałem do masowego podważania tradycyjnychwartości. Ponadto, ponieważ wymyślił on dla swojej teorii moralnąpodstawę, nabrała ona wkrótce retoryki i samozadowoleniawypraw krzyżowych. Dla francuskiej, niemieckiej i holenderskiejawangardy eliminacja ozdób stała się wyzwaniem. Postawili ideeLoosa na głowie i wnętrza projektowanych przez nich <strong>dom</strong>ów zaczęłybyć równie białe i gładkie jak to, co na zewnątrz. Wszystkieślady przeszłości zostały usunięte. Jeśli ornamentyka była zbrod-201


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAnią, to zbrodnią był również luksus. Precz z bogatymi materiałami,precz z ekstrawagancją, precz z falbanami. Niedługo potem skierowanoteż ataki na mieszczańską wygodę. Tapety, kasetony i draperiezastąpiono nie malowanym tynkiem, cegłą i betonem. Im surowiej,tym lepiej. Ściany były nagie, podłogi gołe, a światło ostre.Następnie skierowano atak przeciw samej <strong>idei</strong> <strong>dom</strong>owości.Przytulność powinna zniknąć - moraliści nie mieli co do tego wątpliwości.Dlatego ich wnętrza, w przeciwieństwie do projektowanychprzez Loosa, nie miały ani zacisznych alków, ani miłych kącikówprzy kominkach. Loos był zdania, że jeśli coś jest praktyczne,powinno pozostać bez względu na to, z jakiej pochodzi epoki - częstorobił kopie krzeseł "Windsor" dla swoich klientów. Ale "krzyżowcy"unikali mieszczańskiego umeblowania i mieszczańskiegozdobnictwa. Wystrzegali się stylowych mebli i używali fabrycznychkrzeseł albo projektowali umeblowanie wyglądające jak wyposażeniezakładów przemysłowych *. Ich szafy przypominały biuroweregistratory, a schody - drabiny okrętowe. Wizerunek <strong>dom</strong>u zmieniłsię całkowicie, został odarty ze swoich mieszczańskich tradycji,osierocony ze spokojnej przytulności i dobrze zakorzenionychpojęć o komforcie. Bardziej radykalni architekci otwarcie popieralitę ideę. Winny być podjęte ostateczne środki zaradcze, żebyśmy"nie stali się ofiarami nudy, przyzwyczajeń·i k o m f o r t u"(podkreślenie moje - W R.)6. Jak to się mogło stać, że tak niezwykły- i tak niepopularny, w każdym razie pozornie - program,mógł w ogóle osiągnąć sukces? Było to rezultatem serii przypadków,zbiegów okoliczności i historycznych wydarzeń, których nie• Loos w okresie Wystawy mieszkał w Paryżu i reprezentował firmę austriacką,która miała za zadanie wyposażenie Nowego Ducha w meble. Chociaż był pierwszymarchitektem, który zastosował w 1899 roku gięte krzesła w kawiarni, pomysłLe Corbusiera użycia restauracyjnych krzeseł w <strong>dom</strong>u uznał za "niefortunny,,5.5 Cyt. w: B. Rukschcio i R. Schachel, Adolf Laos: Leben und Werk, Salzburg 1982,s. 308.6 A. Behne, cyt. w: U. Conrads i H. G. Sperlich, Fantastic Architecture, London1963, s. 134.202sposób było przewidzieć w 1925 roku, kiedy pawilon Nowy Duchstał zaniedbany i ignorowany - smętny zwiastun przyszłości, którejnajwyraźniej nikt sobie nie życzył.* * *Najpierw krach na giełdzie nowojorskiej w 1929 roku i WielkiKryzys położyły kres stylowi Art Deco. Wiekszości prywatnych mecenasów,zatrudniających w przeszłości ensembliers, nie stać już byłona kupowanie bogatych materiałów i płacenie wielkich sum rze~mieślnikom; ci, którzy dawaliby sobie jeszcze z tym radę, woleliwydać pieniądze w bardziej dyskretny sposób. Art Deco jednaknie przepadł całkowicie - wnętrza na wielkim statku oceanicznym"Normandie", spuszczonym na wodę w 1935 roku, były w stylu ArtDeco - ale nie stosowano go w <strong>dom</strong>ach prywatnych; zawsze zresztąbył zbyt kosztowny dla większości ludzi. Dalej projektowano w nimdla wielkich gmachów, zwłaszcza dla tych, które miały przyciągaćpubliczność, jak i dekoracje w restauracjach, sklepach oraz hotelachprzez następne dwadzieścia pięć lat. Większość miast amerykańskichmiała przynajmniej jedną salę kinowo-teatralną w styluArt Deco i ich olśniewająca atmosfera pasowała jak ulał do filmówrobionych w Hollywood, a takie miasta jak Miami Beach czy LosAngeles uznały go za swój własny styl. Ale prawdziwy Art Decobył dla wytwornych estetów, a nie dla mas, i po przeróbce na bardziejpopularny rzadko pozostawał tak wyrafinowany, jak w swoimszczytowym momencie; stracił swoją pikanterię, za to stał się wyjałowionyi prostacki.Bezbarwny styl kontenerowych sześcianów, z drugiej strony,dobrze pasował do postdepresyjnej trzeźwości, dawał się też lepiejznosić przy skromnych budżetach i ograniczonych dochodach- wszystko co było potrzebne to biała farba. Ale chodziłotu o coś więcej niż oszczędność. W latach dwudziestych jedynympaństwem, które (przez krótki okres) popierało styl antymieszczański,był Związek Sowiecki - pierwsze wielkie zamówienie dla Le203


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTACorbusiera przyszło z Moskwy - ponieważ ideologie antymieszczańskich"krzyżowców" odwoływały się do rewolucyjnych socjalistów.Natomiast nowa, hitlerowska władza w Niemczech była zagorzaletradycyjna - w każdym razie w sprawach architektury -i nie chciała mieć nic wspólnego z czymkolwiek, co uznawała zastyl bolszewicki. Jako że neoklasycyzm był popierany przez dyktatorów- zarówno przez Hitlera, jak Mussoliniego i, jak się okazało,przez Stalina - surowa i prosta architektura modernizmu, przezprzypadek, reprezentowała antyfaszyzm i antytotalitaryzm.Nowe, socjalistyczne, powojenne rządy w Anglii, Niemczech,Holandii i Skandynawii chętnie przyjęły skłaniającą się ku lewicyretorykę szkoły moderny. W Stanach Zjednoczonych, gdzie wieluniemieckich architektów schroniło się przed hitleryzmem, styl modernistycznyzostał dobrze przyjęty nie dlatego, że pochodził z socjalistycznejszkoły, ale ponieważ, biorąc pod uwagę jego korzenie,uznano po za oryginalny i awangardowy. Podobnie jak w roku1925 na Swiatowej Wystawie Amerykanie podziwiali Art Deco, takw dziesięć lat później zaczęli się uczyć innego nowego europejskiegostylu. Tym razem jednak pochodziło to z pierwszej ręki, oddwóch czołowych modernistycznych architektów - Waltera Gropiusai Miesa van der Rohe. Byli oni fetowani, wystawiani, obsypywanizamówieniami i proponowano im własne szkoły architektoniczne.Z aktywną pomocą możnych patronów, muzeów, uniwersytetówi krytyków ich udział w architekturze stał się wybitny 7 • Pomogłaim również reputacja antytotalitarystów, a zaproponowanyprzez nich styl Wolnego Świata reprezentował demokrację i Amerykępodczas "zimnej wojny". W tej roli widziano go nie jako poprostu nowy architektoniczny styl; był biały nie tylko z wyglądu,ale także czysty moralnie. Oznaczało to zerwanie z przeszłością,którą uważano coraz wyraźniej za bezwartościową i niemoralną,w każdym razie w zakresie architektury. Uznano, że Art Deco jestlubieżny, styl wiktoriański - dekadencki, a rokoko razem ze swoimczemu-nie-jedzą-ciastek za naj gorszy - tylko biała prostota była7 By zapoznać się z humorystycznymi opowieściami z tego okresu, zob. T. Wolfe,From Bauhaus to Dur House, New York 1981, s. 37-56.204pełna cnót. Zdobienie szkodzi duszy; trzeba się więc z nim rozstać.Ludzie będą szczęśliwi, pozbywszy się bagażu historycznychdekoracji. Jeśli nie było to zawsze łatwe lub przyjemne - to w każdymraz~e - jak w medycynie - zdrowsze dla nich.Poparcie europejskich polityków i nowojorskich intelektualistówniewiele by dało, gdyby nowa architektura nie niosła z sobąpewnych korzyści. Odbudowa Europy i amerykański powojennyboom wymagały szybkiego i nie drogiego sposobu budowania,który odpowiadałby masowej produkcji i uprzemysłowieniu. Zarównostyle historyczne, jak secesja i Art Deco wymagały drogichrzemieślników i kosztownych materiałów. Architektura prostychścian i nie zdobionych pokoi nie potrzebowała ani jednego,ani drugiego - przeciwnie, forowała standaryzację - i z tej tylkoprzyczyny, w każdym razie jeśli chodziło o biznesmenów, przedstawiałasię bardzo atrakcyjnie. Społeczeństwo miało pogląd mniejentuzjastyczny. Większość ludzi, gdyby im dano wybór, wolałabycoś przytulniejszego, jak, powiedzmy, Queen Anne czy styl kolonialny,ale nikt ich o zdanie nie pytał. Te nie chciane budowle byłyprzyjmowane niechętnie, tolerowano je tylko dzięki ich "funkcjonalności"i "przydatności". Nawet je podziwiano, szczególnie jeślibyły wysokie, ale ich nie kochano. Chociaż architekci i ludzie popierającyich wynosili pod niebiosa zalety Nowego Ducha, dla szaregoczłowieka był to jeszcze jeden nieprzyjemny uboczny produktnowoczesności, jak korki uliczne czy plastikowe widelce.Dekoracje wnętrz podążyły za architekturą. Architekci nabralirozumu i nie byli już skłonni dać sobie wydrzeć sprawę wnętrzbudynków, jak miało to miejsce w XIX wieku. Urządzanie <strong>dom</strong>ównie zależało już od zachcianek właścicieli; nie dopuszczano też,żeby wpadało w ręce dekoratorów wnętrz. Nowoczesne budownictwouległo całkowitej przemianie; nie tylko cały układ wnętrz,ale także materiały wykończeniowe, umeblowanie, akcesoria i ustawieniekrzeseł było planowane. W rezultacie w pokojach panowałporządek, nie znany od czasów rokoka. Nie był to jednakprodukt wysiłków zespołu rzemieślników, pracujących według jakiegośsztywnego przepisu. Najbardziej podziwiano te wnętrza,205


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAw których wszystko zaprojektował jeden architekt - nawet światła,klamki i popielniczki *. I oczywiście umeblowanie - umeblowanieprzede wszystkim.Mebel powie ci wszystko. Tak jak paleontolog jest w staniez fragmentu kości szczęki zrekonstruować prehistoryczne zwierzę,można, zobaczywszy jedno krzesło, wyobrazić sobie wnętrze<strong>dom</strong>u i zachowanie jego mieszkańców. Fauteuil Ludwika XV świadczynie tylko o wnętrzu, do jakiego był przewidziany, ale teżo uroczej elegancji tej epoki. Lśniący mahoń georgiańskiego krzesła"Windsor", z bezbłędnie wytoczonymi balaskami, kojarzy namsię z wielkopańską powściągliwością. Przeładowany fotel wiktoriański- grubo przepikowana bogata tkanina i obszyte galonamipokrowce - świadczą zarówno o konserwatyzmie tego okresu, jaki o pragnieniu fizycznej wygody. Szezlong w stylu Art Deco, obityskórą z zebry i inkrustowany macicą perłową, dowodzi pełnegozmysłowości delektowania się luksusem.Fotel "Wassily" - zaprojektowany przez Marcela Breuera w latach1925-1926 - został uznany za klasyk. Podobnie jak krzesło"Barcelona" Miesa van der Rohe z tego samego okresu, przedstawiaon ideał współczesnego projektowania: lekki, wykonany z przemysłowychmateriałów i nie posiadający ozdób. Jest konstrukcją z giętych,chromowanych rurek, na których siedzenie, oparcie i poręczetworzą naciągnięte pasy skóry. Wygląda - jak mówią - jakby niedotknęły go ręce ludzkie. Jego nieco sztywne piękno nie pochodziz potrzeb estetycznych, ale z jasnego i konstrukcyjnie wyrazistegosposobu połączenia materiałów - metalu w sprężeniu, a skóryw rozciąganiu. Jak we wszystkich nowoczesnych krzesłach nie ma• A. Loos był przeciwnikiem kocepcji "jednego projektanta": "Nie zgadzam sięz prądem, który uważa za wskazane, żeby budynek był projektowany w całości,włącznie z szufladą na węgiel, przez jednego architekta. Myślę, że może to byćw rezultacie monotonne"S. Ta wypowiedź pojawiła się w zbiorze esejów, wydanymw 1921 roku pod trafnym tytułem Spoken into the Void ("Mówienie w próżnię").s A. Loos, Interiors in the Rotunda, w: Spoken into the Void: Collected Essays1897-1900, trans. J. O. Newman i J. H. Smith, Cambridge, 1982, s. 27. Po raz pierwszywydane w 1921.206w nim żadnego odniesienia do mebli historycznych; kojarzy sięwyłącznie ze współczesnością i codziennością. Wygięte metalowerurki przypominają ramę rowerową, a twarda, naciągnięta skóra -pasek do ostrzenia brzytwy. Kiedy go zaprojektowano, nie był podobnydo żadnego dotychczasowego krzesła - nawet pięćdziesiątlat później wygląda bardziej na przyrząd do gimnastyki niż na fotel.Stąd pierwsze wrażenie, gdy się na nim siada, jest przyjemne;człowiek się dziwi, że w ogóle można siedzieć na tym niezwykłympołączeniu rurek i płaszczyzn.Dobrze zaprojektowane krzesło musi zapewniać nie tylkowygodne siedzenie, ale również możność wypicia drinka, czytania,rozmowy, utrzymania na kolanach dokazującego dzieciaka,drzemki i tak dalej. Musi pozwolić siedzącemu na przesunięcie sięi zmianę pozycji. Te zmiany pozycji mają swoją społeczną funkcję- tak zwaną "mowę fiała". Powinno być możliwe pochylenie się doprzodu (żeby wyrazić zainteresowanie) albo do tyłu (aby wskazaćna zamyślenie); powinno się móc siedzieć sztywno (żeby okazaćszacunek) albo wyciągnąć się (żeby dać znać o dobrym samopoczuciulub okazać brak szacunku). Możliwość zmian pozycji marównież do spełnienia ważną funkcję fizyczną. Ludzkie ciało źleznosi tę samą pozycję przez dłuższy okres; przeciągający się brakruchu niekorD'stnie wpływa na tkanki, muskuły i stawy. Zmianypozycji - skrzyżowanie nóg, podwinięcie jednej lub obu pod siebie,nawet przerzucenie przez poręcz - rozkładają ciężar ciała naróżne strony, nacisk się zwalnia i daje odpoczynek różnym grupommięśni. Nawet najlepiej zaprojektowane siedzisko staje się po jakimśczasie niewygodne, jeśli ruchy są ograniczone - pasażerowiesamolotów wiedzą to najlepiej. Te tendencje do zmieniania pozycjifachowcy nazywają mobilnością (motility). Mobilność osoby leżącejzostała dokładnie przestudiowana pod kątem wygody spaniai użytkowania łóżek szpitalnych, w których brak możliwości poruszaniasię powoduje odleżyny9. Mobilność na siedząco jest mniej9 H. McIlvaine Parsons, The Bedroom, "Human Factors" 14 (1972) nr 5, s. 424-425.207


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAopracowana, ale wydaje się być równie istotna, jeśli chodzi o wygodęsiedzenia * 10 .Jednym ze sposobów umożliwienia ruchliwości jest ruch samegokrzesła. To zadanie spełnia bujany fotel; jego głównym celemnie jest bujać się nieprzerwanie, ale pozwolić siedzącemu zmieniaćpozycję i przynosić ulgę zarówno nogom, jak i plecom. Dlatego częstozaleca się fotele bujane osobom chorym na kręgosłup. W połowieXIX wieku pojawiły się, przede wszystkim w Ameryce, różnerodzaje mebli, w których wygodnie było siedzieć nie z powodumiękkich obić, jak w przeszłości, ale dzięki ich zdolności do ruszaniasię - zginania, kołysania czy obracania. W przeciwieństwie dobujaka, wszystkie te ruszające się meble były mechaniczne. Obecniemeble mechaniczne kojarzą się nam z biurowymi, z fotelami stenotypistek,i specjalistycznymi, jak u fryzjera czy dentysty, ale pochodzeniewszystkich jest <strong>dom</strong>owe. Pierwsze kiwające się i zginającefotele na rolkach, opatentowane w 1853 roku, były przeznaczonedo mieszkań ll . Rodzina wiktoriańska używała wielu "maszyn dosiedzenia", zginających się krzeseł do szycia, leżanek dla inwalidów,obrotowych krzeseł do pisania i gry na fortepianie, mechanicznychbujaków i odpowiednio przystosowanych foteli klubowych.Mechaniczne meble nie tylko umożliwiają mobilność, ale takżerozwiązują problem, który zawsze wisiał jak zmora nad projektantami:ciało ludzkie ma rozmaite kształty i wymiary ~jlie ma fotela,który odpowiadałby wszystkim. W tym sensie tradycyjne umeblowaniebyło zawsze kompromisem; najlepsze co można było zdziałać,to stosować rozmaite wymiary (przeważnie mniejsze dla kobiet,a szersze i cięższe dla mężczyzn) i dawać dostatecznie dużo obići wyściełań, żeby skompensować różnice. Z drugiej strony krzesłomechaniczne winno być zaprojektowane nie tylko w odpowied-• Wiele regulacji, proponowanych obecnie w siedzeniach samochodowych, manie tylko pasować do różnych kierowców, ale także umożliwić zmianę pozycji w czasiedługiego prowadzenia.la p. Branton, BehavioT, Body Mechanics and Discomfort, "Ergonornics" 12 (1969),s. 316-327.11 S. Giedion, op. cit., s. 402-403.208niej wysokości, ale również oparcie musi mieć właściwą wysokośći kąt nachylenia. Ruchome mechanizmy pozwalają na rozmaite postawyna tym samym krześle, a nacisk może być tak skalkulowany,by brać pod uwagę różne ciężary ciała.Domowe meble mechaniczne nigdy nie interesowały architektówi projektantów; pogardzali leżankami i "La-Z-Boy" - reliktemdziewiętnastowiecznym - jako beznadziejnie pospolitymi *. Krzesło"Wassily", podobnie jak inne współczesne meble, nie posiadażadnych urządzeń pozwalających osobie siedzącej przystosowaćje do swoich potrzeb. W dodatku ostro nachylony kąt siedzeniauniemożliwia jakąkolwiek inną pozycję niż odchylenie do tyłu; jeśliczłowiek chce się pochylić do przodu, żeby sięgnąć po kawę,sztywno napięty brzeg siedzenia powoduje, że "kierowca" zaczynaniemiło balansować. Jeżeli ma ochotę przechylić się na bok, poręczenie zapewniają mu dostatecznego oparcia. Płaski tył i siedzeniezniechęcają do poruszania się; wkrótce też ogarnia człowieka zniecierpliwienie.W przypadku, kiedy kolana są zgięte, uda nie są jużpodtrzymywane przez naprężone siedzenie, które uniemożliwiatakże wyciągnięcie nóg na całą długość. Po pewnym czasie brzegitwardej skóry zaczynają boleśnie wpijać się w spodnią część ud,a podwójnie zszyte brzegi poręczy nieprzyjemnie uwierają przedramiona.W tym wygodnym krześle nie sposób wytrzymać dłużejniż trzydzieści minut.Jak można niewygodne krzesło dołączyć do klasyki? Czy chodzio historyczną wagę, przypisaną do faktu, że Breuer zaprojektowałto krzesło w 1926 roku? Można się zachwycać, na przykład,pierwszym rowerem, dosyć niezdarnym, ale był to wielki wynalazek.Natomiast krzesło "Wassily" nie jest zupełnie nowym pomysłem,nawet jeśli jako pierwsze zostało skonstruowane z rurek.W każdym razie "groszowy" środek lokomocji znajduje się w mu-• Jedną z rzadkich prób poprawienia szerokiego i niezgrabnego "La-Z-Boy" jestskładane krzesło Ferdinanda Porsche. Nie powinien dziwić fakt, że projektant karoseriizajął się mechanicznymi meblami, ponieważ siedzenia samochodowe wykazująduży stopień komfortu i nie wytrzymują porównania z meblami <strong>dom</strong>owymi- jeżeli już, to z biurowymi.209


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAzeum - a krzesło Breuera ciągle jest produkowane, sprzedawane -i nadal się w nim siada. Można sobie nawet pozwolić na krytykowanietego krzesła, bo jest to budzący powszechny zachwyt wzórnowoczesnego projektowania, tak jak i eleganckie krzesło "Barcelona"Miesa van der Rohe, które dalej ozdabia kuluary, muzea i living-roomy.Ono zresztą też nie jest przesadnie wygodne. Cienkiepoduszki są zbyt płaskie, brak poręczy utrudnia siadanie i wstawanie,a niepewne skórzane siedzenie i oparcie nie są w stanie powstrzymaćsiedzącego od ześlizgiwania się. Z problemem podobnejniepewności spotykamy się i w innych krzesłach, jak na przykładw słynnej skórzanej leżance Charlesa Eamesa. Wielu krytykówzastanawia się nad "niewypałem", jakim było przedziwne krzesłoHardoya zwane "Butterfly", które charakteryzuje się tym, że imdłużej się na nim siedzi, tym bardziej tajemnicza wydaje się jegopopularność 12 . Byłoby przesadą uznać, że wszystkie współczesnemeble są niewygodne, ale faktem jest, że wiele z nich, uznanych zawybitne przykłady nowoczesnego projektowania, wykazują małezainteresowanie komfortem siedzących *.Istnieje opinia, że ergonomiczna porażka współczesnego meblarstwawzięła się z lekceważenia tradycyjnych przepisów na wygodnesiedzenie 14 . Nie łatwo jest na nowo wymyślić koło, szczególniejeśli będziemy się upierać, że musi być okrągłe - podobnierzecz się ma z krzesłem. Dużo czasu zabrało osiemnastowiecznymmeblarzom znalezienie właściwego siedzenia, tylnego oparcia, odpowiednichwygięć, kształtów i materiałów, żeby zapewnić siedzącemukomfort. Z doświadczeń ich skorzystano w serii prototypów,takich jak wyściełane "skrzydłowe" krzesło, "baliowe" czy "obiadowe"z drewnianym oparciem, które stały sie funkcjonalnymiwzorami wygodnych siedzeń. Podręczniki Hepplewhite' a i Chip-12 J. Rykwert, op. cit., s. 236-237.• Krzesła "Barcelona" i projektu Hardoya, a także leżanka Eamesa zostały wpisaneprzez wybrane grono projektantów, krytyków i nauczycieli na listę "stu najważniejszychwyrobów" w 1957 roku 13 .13 R. Caplan, By Design, New York 1982, s. 91-92.14 A. Greenberg, op. cit., s. 80.210I 1\'pendale' a dawały pełne informacje o wzorcach, a także podsuwałyszereg pomysłów pochodnych. Wymiary takiego funkcjonalnegowzorca były wyraźne i szczegółowe, zapewniały też wygodę. Zdarzałysię również propozycje niewymiarowe, pozostawiające wybórwyobraźni poszczególnych stolarzy. Powinni oni wykonywać rzeczyoryginalne, ale zawsze trzymające się wzorców; projektowaniemebli to niekończąca się ilość możliwości na wiele tematów.Szło to całkiem dobrze jeszcze w XX wieku. Projektanci ArtDeco podzielali osiemnastowieczny pogląd na wygodę i przyjemność,a choć ich meble były mniejsze - ze względu na mniejsze pokoje- to trzymali się tradycji. W każdym razie w sprawach zasadniczych.Kiedy Ruhlmann projektował fotel, wziął sobie za punktwyjścia przykład wiktoriański typu "balia", całkowicie obity, z wypchanymtyłem, bokami i poduszką na siedzeniu. W XIX wiekubyłby on ozdobiony, wersja Ruhlmanna była skromniejsza: gładkiaksamit, mahoniowe nóżki i cienka drewniana listwa określały charakterfotela. Chociaż kanapa Ruhlmanna bardzo przypominałaswoją empirową poprzedniczkę, wykończenie z drzewa orzechowegooraz inkrustacja ze srebra i kości słoniowej nie omylnie wskazywałyna Art Deco. Krzesło projektu Louisa Sile i Andre Mare' az tylnym oparciem w kształcie łyżki, o wyglądzie i z detalami całkowicienowoczesnymi, wzorowane były na rokokowej tradycji szerokiegoprzodu, bombiasto wypchanego siedzenia i łagodnie wygiętegotyłu. W wypadku snobizujących projektantów Art Deconie chodziło o kładzenie nacisku na wygodę - byli oni raczej nastawienina efekt wzrokowy - ale grając jazzową wersję dawnychstandardów, chętnie przyjmowali konwencje z przeszłości.Współcześni projektanci nie są zainteresowani żadnymi wariantami;chcą błysnąć czymś zupełnie nowym. Zależy im na własnychrozwiązaniach bez pomocy wzorców i wobec tego ich pracapowinna być oceniana w kategoriach nowatorstwa. Doprowadziłoto do "kultu oryginalności" (definicja Allana Greenberga), w którympytanie: "Co jest nowsze?" pada częściej niż: "Co jest lepsze?"15Hepplewhite i Chippendale proponują dziesiątki rozwiązań15 Ibid.211


SUROWA PROSTOTASUROWA PROSTOTAdla każdego modelu krzesła. Natomiast każde krzesło nowoczesnema być jedyne w swoim rodzaju i nie wolno go kopiować. PewienWłoch wypełnił plastikowy worek kulkami z polistyrenu - bardzopomysłowo - ale ta droga jest już zamknięta dla wszystkich - żadenprojektant nawet nie tknie kulek z polistyrenu. Jaki będzienastępny wystrzał? Czy będą to krzesła z plisowanej tektury, czyz naciągniętejplastikowej siatki? Ponieważ każdy wzór "należy"do swojego twórcy, nie może być nigdy poprawiony przez innegoprojektanta - pojawiają się czasami popularne imitacje słynnychkrzeseł, ale nie zdarza się, żeby były to wersje ulepszone. W takichwarunkach stopniowa ewolucja staje się niemożliwa; opracowywaniecudzego projektu mogłoby oznaczać brak wyobraźni, a poprawianiewłasnego to przyznanie się, że coś w nim było nie tak.Ambicją twórców jest robienie mebli z materiałów przemysłowychi stosowania nowych technik. Nie chodzi o pragnienie eksperymentowania- ile w tej dziedzinie można dokonać, pokazalisto lat temu wynalazcy mebli mechanicznych - raczej o poszukiwanienowości. Nawet jeśli projektanci pracują w drewnie, większośćz nich odrzuca sprawdzone, funkcjonalne modele i rozglądasię za całkiem nowymi rozwiązaniami. Kiedy używają tradycyjnychmetod i materiałów, rezultaty są prawie zawsze korzystne.Krzesła "Wassily" z oparcietrl z wymodelowanego drewna, a siedzeniemz plecionej trzciny, są równie przyjemne do siedzenia,jak georgiańskie krzesła z tychże materiałów. Krzesło "Weissenhof"projektu Miesa van der Rohe jest wygodniejsze od breuerowskiego,ponieważ rurki są pokryte trzciną, wyplataną ręcznie siedemnastowiecznąmetodą. Leżanka Eamesa daje (niepełny zresztą) komfortnie dlatego, że wykonano ją z innowacyjnej "sklejkowej" muszli,ale dlatego, że jest wypchana pierzem i puchem.Znany angielski architekt James Stirling, opisując kiedyś podobającemu się meble, powiedział: "Lubię (te krzesła) w sposóbintelektualny. Nie siedzi się w nich bardzo wygodnie, ale prawdopodobniemożna wytrzymać godzinę lub trochę dłużej bez obawy,że się padnie"16. Tylko na tyle możemy więc liczyć, na godzinę bez16 James Stirling at Home, "Blueprint" 1, 1983-1984, nr 3.212ataku serca? To nie bardzo krzepiące. W tym wypadku Stirling mówiło meblach Thomasa Hope'a, stolarza-amatora z początków XIXwieku, który zaprojektował krzesła w stylu egipskim, wia<strong>dom</strong>o jednak,o co chodzi. Wygodne siedzenie przestało być głównym kryteriumw ocenie wartości krzesła, teraz można mieć też spojrzenieintelektualne. Albo estetyczne. Philip Johnson, protegowany Miesavan der Rohe, powiedział do swoich studentów na Harvardzie:"Myślę, że komfort zależy od tego, czy krzesło uważamy za ładneczy nie"17. Z właściwym sobie dowcipem ciągnął dalej, że ludzie,którym w jego <strong>dom</strong>u podobały się krzesła Barcelona, lubili na nichsiadać, mimo że jego zdaniem "nie są one bardzo wygodne".Wiara w moc sztuki, pozwalająca przezwyciężać prawa fizyki,ma w sobie coś czarująco naiwnego. Są to oczywiście pobożne życzenia.Ludziom zapadającym się w krześle Barcelona albo walczącym,żeby wydostać się z leżanki Eamesa, nie jest wygodnie, starająsię tylko znosić niewygodę w imię sztuki - albo prestiżu - co nie jesttym samym. My oczekujemy, że nasze wnętrza i umeblowanie będąwygodne, a nie tylko wyglądały atrakcyjnie. Niegdyś, przed XVIIIwiekiem, krzesło uznawano za udane, nawet jeśli się w nim źlesiedziało. Jeśli krzesło tylko wyglądało pięknie albo okazale, alboimponująco - było "dobre". Nasze babki nosiły gorsety z fiszbinami,a dziadkowie wysokie, wykrochmalone kołnierzyki, ale czulisię eleganccy i modni - mieli ściśnięte kibicie, a szyje poodgniatane,ale można powiedzieć, że tak ubrani też czuli się "dobrze".Natomiast my, zamieniwszy nasze bluzy i dżinsy na ich ubranie,bylibyśmy bardzo skrępowani. Uważamy za samo przez się zrozumiałe,że rzeczy, które nosimy, muszą nam zapewniać swobodęporuszania się, tak samo, jak od mebli oczekujemy, że będzie namw nich wygodnie.A co ofiarowuje nam krzesło dwudziestowieczne? Ujawniaoptymistyczną wiarę w technologię i właściwe stosowanie materiałów.Świadczy o zainteresowaniu wykonawstwem - nie rzemiosłemw tradycyjnym znaczeniu, ale dokładnymi i precyzyjnymi zespo-17 P. Johnson, Writings, New York 1979, s. 138.213


SUROWA PROSTOTAłami fachowców. Jest obiektem znaczącym, a nie żadną błahostkączy fanaberią. Zapewnia pewien status towarzyski - można kupićtaniej używany samochód niż niejedno nowoczesne krzesło. Reprezentujelekkość i mobilność oraz nakazuje podziw dla tych cech -tak jak dla pięknie zbudowanego szałasu, lecz nie zachęca do siadania,w każdym razie nie na długo. Krzesło rokokowe zapraszałodo konwersacji, wiktoriańskie do drzemki, a krzesło nowoczesnekojarzy się z biznesem. "Dajmy sobie spokój z siadaniem i weźmysię do czegoś pożytecznego" - zdaje się mówić. Ma do czynieniaz wieloma rzeczami, ale już nie z wygodą, przyjemnością i, szczerzemówiąc, z komfortem.Dwieście lat temu, gdy ludzie w sklepie Thomasa Chippendale'a na Sto Martin' s Lane w Londynie, kupowali krzesła lub stoły,nie przychodziło im do głowy, że kupują "klasyk", ani że wiele latpóźniej te meble będą poszukiwane przez kolekcjonerów. Kupowalikrzesła Chippendale' a, ponieważ jego meble, choć nazywałysię Ludwik Xv, neogotyckie czy chińskie, były nowe i ponieważzależało im, żeby umeblować swoje <strong>dom</strong>y w możliwie najmodniejszymstylu. Natomiast w 1977 roku, kiedy pismo "Better Homesand Gardens" ("Lepsze <strong>dom</strong>y i ogrody") przeprowadziło ankietęwśród swoich czytelników, tylko piętnaście procent wolało umeblowaniew "naj nowszym modnym stylu" 18 . Większość wyraźniechciała, i nadal chce, mebli dawnych - niekoniecznie starych - i tradycyjnejdekoracji, właśnie tego, co proponuje im Ralph Laurenw "Super klasie" czy "Nowej Anglii". Gdyby wielkie magazyny czysklepy specjalizujące się w dekoracji wnętrz miały być jakąś wskazówką,wybór większości ludzi padałby na pokoje, które przypominająim - o ile tylko pozwalałyby na to ich budżety - mieszkaniaich dziadków.Nikt nie uważa tego za niezwykłe. Natomiast nie ma takichtęsknot w innych dziedzinach naszego życia, jak zauważył AdolfLoos. Nie brakuje nam dawnego jedzenia. Nasze zainteresowanie18 J. Kron, op. cit., s. 177.214łSUROWA PROSTOTAzdrowiem i odżywianiem się wpłynęło na nasz sposób jedzenia i nato, co jemy. Nasza dbałość o zachowanie szczupłej sylwetki zdumiałabynaszych dziewiętnastowiecznych, korpulentnych przodków.Zmieniliśmy sposób mówienia, maniery i zachowanie, takpubliczne, jak prywatne. Nie czujemy potrzeby, na przykład, przywróceniazwyczaju składania biletów wizytowych, czy długich zalotóww obecności przyzwoitki. Powrót do osiemnastowiecznegowystroju wnętrz nie pasowałby do naszego swobodnego sposobużycia. Chociaż jesteśmy kolekcjonerami antyków, nie chce namsię jeździć staroświeckimi samochodami. Wolimy obecne, tańszew eksploatacji, bezpieczniejsze i wygodniejsze, i nie spodziewamysię, żeby można było osiągnąć postęp, wskrzeszając stare modele.Czulibyśmy się równie dziwnie w modelu T*, jak nosząc pumpyczy krynoliny, ale choć nie przychodzi nam do głowy noszeniedawnych ubrań, nie widzimy nic niestosownego w przystrajaniunaszych <strong>dom</strong>ów w niegdysiejsze ozdoby.Pewien pisarz tłumaczy tę tęsknotę następująco: "Amerykanówfascynuje przyszłość, ale nie chcą w niej żyć"19. Brzmi toprzekonywająco, ale nie trafia w sedno. Po pierwsze zakłada, żeopór przeciwko wprowadzaniu nowości do <strong>dom</strong>u jest amerykańskątradycją, podczas gdy zarówno olbrzymie zmiany, które zaszływ <strong>dom</strong>ach pod koniec XIX wieku, jak i wprowadzenie nowychmetod działania w gospodarstwach <strong>dom</strong>owych przez <strong>dom</strong>owychinżynierów, zostało przyjęte bez oporów. I nigdy nie było zastrzeżeńdo "futurystycznych" urządzeń, jak bezprzewodowe telefony,jacuzzi, <strong>dom</strong>owe komputery czy duże ekrany do video. Po drugie,ta "przyszłość", w której ludzie jakoby nie chcą żyć - białe ściany,rurki, meble z metalu i skóry - nie jest szokująco nowa. NowyDuch ma już przeszło sześćdziesiątkę i było mnóstwo czasu, żebydo niego przywyknąć.Tęsknota za przeszłością często jest oznaką niezadowoleniaz teraźniejszości. Nazwałem nowoczesne wnętrze "ciosem wymie-• Pierwszy masowo produkowany samochód w zakładach Forda - przyp. tłum.19 Ibid.215


SUROWA PROSTOTA,rzonym W rozwój <strong>dom</strong>owego komfortu". Oznacza to nie tyle zamiarwprowadzenia nowego stylu - to jest najmniej ważne - copragnienie zmian obyczajów społecznych i nawet przerabiania pojęćdotyczących komfortu <strong>dom</strong>owego w sferze kultury. Samo wyrzeczeniesię mieszczańskich tradycji poddaje w wątpliwość ichsens i odrzuca nie tylko luksus, ale także wygodę, nie tylko nieład,ale również intymność. Wzmożona potrzeba przestrzeni powodujezanikanie prywatności, tak jak zainteresowanie przemysłowymimateriałami i przedmiotami odciąga od <strong>dom</strong>owości. Surowaprostota zarówno wzrokowa, jak dotykowa zastąpiły uczuciezadowolenia. Coś, co zaczęło się jako wysiłek, żeby zracjonalizowaći uprościć, zmieniło się w przewrotną krucjatę; nie jest to, jaksię często mówi, odpowiedź na zmieniający się świat, ale próbaprzerobienia naszego sposobu życia. Jest to zerwanie z tradycją niedlatego, że odrzuca się tu dawne style, ale dlatego, że eliminujewszelkie ozdabianie, i nie dlatego, że kładzie nacisk na technologię,ale dlatego, że zwalcza samą ideę komfortu. To jest powód, dla któregoludzie zwracają się ku przeszłości. Ich tęsknota nie jest rezultatemciągot archeologicznych, jak bywało w epoce wiktoriańskiej,ani skłonności do jakiegoś specjalnego okresu, jak w klasycyzmieJeffersona. Nie jest to też odrzucanie technologii. Ludzie doceniajądobrodziejstwa centralnego ogrzewania i elektryczności, ale pokojewiejskiego <strong>dom</strong>u w stylu kolonialnym czy georgiański dworek -nie mające tych udogodnień - zawsze ich pociągają, ponieważ dająim smak czegoś, czego brak w nowoczesnych wnętrzach. Ludziezwracają się ku przeszłości, bo tęsknią za czymś, czego nie znajdująw teraźniejszości - komfortu i dobrego samopoczucia.216! IRozdział 10Komfort i dobresamopoczucie... ostatnio doszedłem do wniosku, że komfortjest chyba podstawowym luksusem.Billy Baldwinw: "The New York Times"Dobre samopoczucie w <strong>dom</strong>u jest podstawową ludzkąpotrzebą,głęboko w nas zakorzenioną, którą należy zaspokoić. Jeślinie daje nam tego teraźniejszość, naturalne jest, że sięgamy do tradycji.Ale postępując w ten sposób, nie powinniśmy mylić pojęciakomfortu z wystrojem - czyli z zewnętrznym wyglądem pokoi - aniz zachowaniami społecznymi, czyli ze sposobem używania pokoi.Wystrój jest przede wszystkim kwestią mody i jego trwałość mierzysię w dziesięcioleciach, albo nawet i nie tyle. Styl Queen Annetrwał najwyżej trzydzieści lat, secesja niewiele ponad dziesięć, ArtDeco jeszcze mniej. Zachowania społeczne, będące funkcją nawykówi obyczajów, są bardziej trwałe. Na przykład praktyka przechodzeniamężczyzn do innego pokoju po obiedzie, żeby zapalić,weszła w życie w połowie XIX wieku i przetrwała aż po ćwierćwieczeXX. Jeszcze w 1935 roku na statku "Normandie" istniałapalarnia, chociaż w tym okresie kobiety zaczynały już palić publicznie.Zwyczaj publicznego palenia trwał już około czterdziestulat, ale niewykluczone, że ustanie w ogóle i powrócimy do czasów,kiedy palenie w obecności innych było niegrzecznością. Natomiast217


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEpojęcia kulturowe, takie jak komfort, mają żywot mierzony w stuleciach.Domowość na przykład istniała przeszło trzysta lat. W tymczasie "gęstość" <strong>dom</strong>owych wnętrz ulegała przeobrażeniom, pokojezmieniały swoje rozmiary i funkcje, mniej lub bardziej wypełniałysię meblami, ale wnętrza były zawsze intymne i miały charakter<strong>dom</strong>owy.Zmiany w modzie następują częściej niż zmiany w zachowaniach;pojęcia kulturowe - ponieważ trwają tak długo - są bardziejodporne na przemiany i w konsekwencji wpływają zarówno nazachowanie, jak i na wystrój wnętrz. Chociaż nowe mody nazywanesą często rewolucyjnymi, bardzo rzadko na tę nazwę zasługują,mają bowiem niewielki wpływ na obyczaje społeczne, a nakulturę w ogóle go nie mają. Długie włosy, ten symbol buntu latsześćdziesiątych, uznane zostały za kulturowy przewrót, a stały się- o czym powinniśmy byli dobrze wiedzieć - krótkotrwałą modą.Kiedy moda usiłuje zmienić społeczne zachowania, robi to na własneryzyko. Papierowe ubrania na przykład, inny bzik lat sześćdziesiątych,nie utrzymały się długo, ponieważ nie były w stanie zaspokoićtradycyjnego używania ubrań jako symbolu statusu towarzyskiego.Wpływ kultury na zachowanie objawia się, kiedy obcezwyczaje przychodzą z zagranicy. Japońska gorąca kąpiel, na przykład,jest powszechną modą w Ameryce - może się nawet staćzwyczajem - ale tradycje gorącej kąpieli w Ameryce i Japonii sącałkowicie różne. Z na wpół religijnego, wschodniego, kontemplacyjnegorytuału przerodziła się w zachodni, popularny wypoczynek.To przystosowanie następuje w obu kierunkach i tak jak gorącakąpiel przyjęła się na Zachodzie, Japończycy przystosowali doswoich przyzwyczajeń i kultury również nasze <strong>dom</strong>owe nawyki*.• Według George'a Fieldsa, doradcy w australijskim marketingu, urządzenia, takiejak pralki czy zamrażarki, mają większe "psychologiczne znaczenie" dla Japończyków,którzy przywiązują do tych mechanizmów taką samą wagę jak Amerykaniedo umeblowania; w japońskim <strong>dom</strong>u można równie często zobaczyć lodówkę w living-roomie,jak w kuchnil.l G. Fields, Frorn Bonsai to Levi's: When West Meets East, an Insider's SurprisingAccount oj How the Japanese Live, New York 1983, s. 25-26.218ł.KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEPodobnie zapożyczanie z przeszłości musi się przystosować dowspółczesnych zwyczajów. Dlatego historyczne wznowienia, nawetjeśli nie były całkowitymi wynalazkami, nigdy nie miały zamiarubyć dokładnym odtwarzaniem przeszłości; zawsze w dosłownymtego słowa znaczeniu były "powierzchowne". Kiedy gotykpowrócił do łask w XVIII wieku, wycisnął piętno na dekoracjiwnętrz, ale nie przywrócił do życia "wielkiego <strong>dom</strong>u" czy średniowiecznegobraku prywatności - podstawowe zasady wiktoriańskiegoporządku pozostały nietknięte. Gdy w latach osiemdziesiątychXIX wieku w Ameryce stawały się modne wnętrza renesansowe,nie chodziło o cofnięcie wskazówek zegara; traktowano tenstyl wybiórczo i używano go tylko w niektórych pomieszczeniach.Nie było, na przykład, renesansowych kuchni - przyzwyczajeniedo wygodnego i praktycznego planowania miejsca pracy było jużwtedy zbyt silnie zakorzenione w gospodarce <strong>dom</strong>owej.Nie sposób odtworzyć komfortu z przeszłości przez naśladowaniewystroju wnętrz. Wygląd pokoju miał swój sens, ponieważprzystawał do określonego typu zachowań, który z kolei był uwarunkowanystosunkiem ludzi do komfortu. Odtwarzanie pierwszegobez drugiego byłoby jak wystawianie sztuki, tylko za pomocązabudowania sceny w teatrze, pominąwszy aktorów i tekst.Byłoby to doświadczenie jałowe i nic nie dające.wysoko oceniać wystrój wnętrz z przeszłości, ale jeżeli będziemychcieli je skopiować, okaże się, że zbyt dużo się zmieniło. Największeróżnice widoczne są w rzeczywistości fizycznego komfortu -standardzie życia - głównie jako rezultat postępu w technologii.Zmiany technologiczne zawsze wpływały na ewolucję komfortu,ale my jesteśmy w szczególnej sytuacji. Naszkicowana w poprzednichrozdziałach ewolucja technologii <strong>dom</strong>owej wskazuje, że <strong>historia</strong>dobrodziejstw technicznych może być podzielona na dwiegłówne fazy: wszystko to, co działo się do 1890 roku i trzydzieścinastępnych lat. Jeśli brzmi to dziwacznie, warto przypomnieć sobie,że wszystkie "nowoczesne" usprawnienia, które przyczyniająsię do naszego <strong>dom</strong>owego komfortu - centralne ogrzewanie, kanalizacja,bieżąca zimna i gorąca woda, energia i światło elektryczne,219Możemy bardzo


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEKOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEwindy - było nieosiągalne przed 1890 rokiem i dobrze znane po1920. Czy nam się to podoba, czy nie, żyjemy na krawędzi wielkiegotechnologicznego podziału. John Lukacs przypomina, że dlanas <strong>dom</strong> z roku 1930 wydaje się czymś zwyczajnym, ale ludziez 1885 roku nie wiedzieliby, jak w nim żyć 2 . Do tego czasu odtwarzanieprzeszłości było możliwe do przyjęcia - nawet jeśli zdarzałosię rzadko - po 1920 roku zakrawa na ekscentryczność.Komfort zmienił się nie tylko jakościowo, ale również ilościowo- stał się przywilejem wszystkich. Po 1920 roku zwłaszcza w Ameryce(nieco później w Europie) fizyczny komfort w <strong>dom</strong>u przestałbyć przywilejem tylko części społeczeństwa. Ta jego demokratyzacjajest zasługą masowej produkcji i uprzemysłowienia. Ale uprzemysłowieniemiało jeszcze inne skutki - sprawiło, że ręczna robotastała się luksusem (pod tym względem analiza Le Corbusiera byłasłuszna). To także oddziela nas od przeszłości. Jak stwierdzili projektanciArt Deco, opieranie się na rzemieślnikach było kosztownei oznaczało bardzo szczupłą klientelę. Biuro pani Lauder w styluLudwika XV zachwyca nas, ale ile osób może sobie pozwolić nadobre reprodukcje, nie mówiąc już o autentykach. Jeśli upieramysię przy rokoku, musi nas zadowolić erzac - nędzna imitacja aniwygodna, ani ładna. Tylko albo bardzo bogaci, albo zupełnie biednimogą żyć przeszłością - i tylko ci pierwsi z wyboru. Jeżeli ktoś madosyć pieniędzy i wystarczającą liczbę służby - wtedy georgiański<strong>dom</strong> na wsi to jest to. Ale rzeczywistość małego gospodarstwabez służących uniemożliwia większości ludzi podejmowanie takichcałościowych rekonstrukcji; kto ma odkurzać wszystkie te piękneodlewy, trzepać dywany i polerować mosiądz?Przyjęta teraz ogólnie moda dekorowania wnętrz drobiazgamii bibelotami z różnych epok wygląda, w każdym razie pozornie -a chodzi tu przecież o pozory - na alternatywę najbardziej do przyjęcia.Jest to niekosztowny, choć robiony bez przekonania, kompromis- ani całkowite odtwarzanie, ani sztuczny modernizm. Ale takzwany postmodernizm nie zrozumiał istoty sprawy; umieszczenie2 J. Lukacs, Outgrowing Democracy: A History of the United States in the TwentiethCentury, Garden City 1984, s. 170.220gdzieś kawałka odlewu czy klasycznej kolumny nie jest rozwiązaniem.Tym, czego ludziom brakuje w <strong>dom</strong>ach, nie są tandetne historyczneodniesieni~:...r()trzębfle im jest poczucie za<strong>dom</strong>owienia,a nie większa ilość boazerii; uczucie prywatności, a nie neopalladiańskieokna; atmosfera przytulności,. a nie gipsowe głowice kolumn.Postmodernizm jest bardziej zainteresowany (niejasną przeważnie)historią architektury niż ewolucją <strong>idei</strong> kulturowych, które<strong>historia</strong> reprezentuje. Poza tym niechętnie kwestionuje się którąkolwiekz podstawowych reguł modernizmu; został trafnie nazwany,ponieważ bardzo rzadko jest antymodernizmem. Pomimo wizualnejlekkości i modnej beztroski, nie udaje mu się skierować nawłaściwą drogę podstawowego problemu.Należy skontrolować mieszczańską tradycję, a nie mieszczańskie style.Powinniśmy spojrzeć na przeszłość nie z punktu widzenia stylów,ale samego pojęcia komfortu. Holenderskie wnętrze mieszczańskiez XVII wieku mogłoby nam służyć przykładem, jak żyć na małejprzestrzeni. A także nauczyć nas, że proste materiały, okna odpowiedniejwielkości i dobrze umieszczone, a także przytulne kącikimogą stworzyć atmosferę ciepłej <strong>dom</strong>owości. Sposób otwieraniadrzwi w <strong>dom</strong>ach holenderskich, wyszukana różnorodność okien,przemyślane sposoby dobudowywania nowych pokoi o pochylonychsufitach i rozmieszczenie różnych małych zakamarków dosiadania, to architektoniczne pomysły, które wciąż można stosować3 • Domy w stylu Queen Anne proponują podobne rozwiązaniaw swobodnym planowaniu. Ludzie z epoki wiktoriańskiej spotykalisię z technicznymi wynalazkami bardziej nowatorskimi niżnasze i łatwość, z jaką je stosowali w swoich <strong>dom</strong>ach bez poświęceniatradycyjnych wygód, jest bardzo pouczająca. Amerykańskie<strong>dom</strong>y zbudowane między rokiem 1900 a 1920 wskazują, że wygodai przydatność mogą być z dobrym rezultatem przemieszane, beztworzenia w jakikolwiek sposób zimnej albo technicznej atmosfery.3 Wiele przykładów wzorów opisanych można znaleźć w: Ch. Alexander et. a1.,A Patiem Language: Towns, Buildings, Construction, New York 1977. Pochodzą one zsiedemnastowiecznych wnętrz.221


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEKOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEPrzemyślenie mieszczańskich tradycji oznacza powrót doukładu <strong>dom</strong>owego, który daje więcej prywatności i intymnościniż tak zwany otwarty plan, pozwalający przestrzeni "przepływać"z pokoju do pokoju. Stwarza to wnętrza bardzo interesującewzrokowo, ale za tę przyjemność trzeba płacić. Przestrzeń "pływa",a wraz z nią widoki i dźwięki - równie mało prywatności ostatniraz mieli ludzie w średniowieczu. Nawet zupełnie małym rodzinomtrudno żyć w tak otwartych pomieszczeniach, szczególnie, jeśliużywają wielu rozmaitych, rozpowszechnionych ostatnio urządzeńrozrywkowych - telewizji, filmów video, zestawów audiowizualnych,gier elektronicznych itp. Potrzebna jest większa ilośćmałych pokoi - nie większych niż alkowy - żeby pogodzić zasięgi różnorodność rozrywek w nowoczesnym <strong>dom</strong>u.Oznacza to także powrót do stosownego i wygodnego umeblowania;nie chodzi o krzesła, które tworzą artystyczne kompozycje,ale o takie, na których się z przyjemnością siedzi. Należy spojrzećzarówno w przeszłość, jak i w przyszłość - w przeszłość, żeby skorzystaćz osiemnastowiecznej wiedzy o ergonomice, a w przyszłość,żeby stworzyć meble, dające się przystosować i zmodyfikować, odpowiadająceróżnym ludziom. Oznacza to powrót do mebli jakoprzedmiotów praktycznych raczej niż estetycznych i przedłużeniepewnej <strong>idei</strong>, a nie przemijającą innowację.Inna tradycja, nad którą też trzeba się zastanowić, to udogodnienia.W wielu częściach <strong>dom</strong>u pragmatyzm pierwszych <strong>dom</strong>owychinżynierów zagubił się w preferowaniu wrażeń wzrokowych.Przeważa estetyka, a nie praktyczność. Nowoczesna kuchnia,w której wszystko pochowane jest w artystycznie zaprojektowanychszafach, sprawia wrażenie, że organizacja jest tu pierwszorzędna,jak w banku. Ale kuchnia nie funkcjonuje jak bank, raczejjak warsztat rzemieślniczy. Narzędzia powinny być na wierzchu,łatwo osiągalne, niedaleko miejsca pracy, a nie ukryte pod kontuaremalbo pochowane głęboko w szafach, gdzie trudno sięgać.Fakt, że wysokość kontuarów powinna być różna, przyjęto do wia<strong>dom</strong>ościjuż dawno, ale w kuchniach nadal blaty są identyczne,standardowej wysokości i szerokości, wykonane ciągle z tych sa-222mych materiałów. Ta schludność i jednolitość zgadzają się z nowoczesnymiregułami, wymagającymi prostoty i ładu, ale nie poprawiająwarunków pracy.Mała standardowa łazienka (której plan nie uległ zmianie odlat pięćdziesiątych XIX wieku) robi wrażenie przydatnej, ale źlepasuje do nowoczesnego <strong>dom</strong>u. Połączenie wanny z prysznicemnie sprawdza się, umieszczenie kranów nie jest ani wygodne, anibezpieczne, a w dodatku trudne do czyszczenia. Muszla klozetowaze względów funkcjonalnych i higienicznych powinna znajdowaćsię osobno, jak w Europie. Kiedy <strong>dom</strong>y miały wiele pokoi, łazienkimogły być małe. Dzisiaj muszą służyć do zajęć, które dawniej odbywałysię w ubieralniach, pokojach dziecinnych i buduarach (nawetpralki stoją teraz w łazienkach). Zdarza się, że w małych <strong>dom</strong>achłazienka jest jedynym całkowicie prywatnym miejscem i chociażkąpiel w Ameryce nie jest rytuałem, tak jak w Japonii, ale formąodpoczynku, czynność ta odbywa się w miejscu całkowicie pozbawionymwdzięku i wygody. Nowoczesna kuchnia jest również zbytmała. Wczesne opracowania na temat kuchni skupiły się na zmniejszaniucodziennej krzątaniny w czasie przygotowywania posiłków.Wynikiem tego są malutkie, tak zwane wygodne kuchenki - częstobez okien - w których jest niewiele przestrzeni do pracy, ale możnaprawie nie ruszać się z miejsca. Jeśli takie urządzenie miało kiedyśsens, co można zrozumieć, to teraz straciło go. Nie ma dość miejscadla dużej ilości przyrządów - mikserów, młynków, ubijaków, ekspresówdo kawy - potrzebnych pani <strong>dom</strong>u, idącej z duchem czasu.Od XVII wieku, kiedy prywatność zaistniała w <strong>dom</strong>ach, rolakobiet w określaniu komfortu stała się zasadnicza. Holenderskiewnętrze, rokokowy salon, gospodarowanie bez służby - wszystkoto było rezultatem kobiecych zabiegów. Można by powiedzieć,z lekką tylko przesadą, że <strong>dom</strong>owość była pomysłem przedewszystkim kobiet. A także pojęcie przydatności. Kiedy Lillian Gilbrethi Christine Frederick wprowadziły do <strong>dom</strong>u "zarządzanie"i "praktyczne myślenie", uznały za samo przez się zrozumiałe, że<strong>dom</strong>ową robotą zajmie się kobieta, której głównym zadaniem będzietroska o rodzinę. Gospodarowanie mogłoby być skuteczniejsze,ale praca w <strong>dom</strong>u to posada na pełnym etacie - miejscem223


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEKOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEkobiety jest <strong>dom</strong>. Dążenie kobiety do zrobienia kariery - i to niez przyczyn ekonomicznych - zmieniło ten układ diametralnie. Nieznaczy to, że <strong>dom</strong>owość zniknie, ale może znaczyć, że <strong>dom</strong> przestaniebyć "miejscem kobiety". Niedostatek służby na początku dwudziestegowieku pobudził zainteresowanie maszynami, które mogłybypomóc paniom <strong>dom</strong>u i zmniejszyć nudę pracy <strong>dom</strong>owej;ograniczona obecność kobiet wymagała maszyn, które same wykonywałybyczarną robotę. Pojawiające się ostatnio <strong>dom</strong>owe udogodnienia,takie jak automatyczne pralki, samozamrażające się kostkilodu, samoczyszczące się piece, a także zamrażarki, mające za zadaniezastąpienie pracy rąk samoregulującymi się mechanizmami- wszystkie są częściowo automatyczne. Rozwój taki - od narzędzi,poprzez maszyny do automatów - jest charakterystyczny dlawszystkich technologii, zarówno w <strong>dom</strong>u, jak i warsztatach produkcyjnych4 • Stelaże do suszenia bielizny przekształcają się w -z początku ręczne, a później maszynowe - wyżymaczki, które zastępowanesą automatycznymi suszarkami. Dostępność tanich maszynekdo robienia frytek zapowiada dzień, kiedy automatyzacjapełną parą wejdzie do <strong>dom</strong>ów w formie robotów, czyli mechanicznejsłużby.Przemyślenie mieszczańskiej tradycji komfortu wiąże się z bezwzględnąkrytyką nowoczesności, ale nie jest odrzuceniem zmian.Tak czy owak, ewolucja komfortu będzie trwać. N a razie jest z<strong>dom</strong>inowanaprzez technologię, chociaż w mniejszym stopniu niż dawniej.Ta potrzeba nie "odczłowiecza" <strong>dom</strong>u, w każdym razie niebardziej, niż robiły to w przeszłości dobrze grzejące kominki czyelektryczność. Czy można mieć naraz i przytulność, i roboty? Tozależy, do jakiego stopnia uda nam się stłumić płytki entuzjazmdla modernizmu i rozwinąć w sobie głębsze i prawdziwsze zrozumieniekomfortu <strong>dom</strong>u.Co to jest komfort? Może trzeba było to pytanie zadać wcześniej,ale bez przyjrzenia się długiej ewolucji tego złożonego i za-4 Zob. W. Rybczyński, Taming the Tiger: The Struggle to Control Technology, NewYork 1983, s. 25.224stanawiającego problemu odpowiedź byłaby na pewno błędna,a w każdym razie niepełna. Najprościej można by powiedzieć, żekomfort dotyczy tylko ludzkiej fizjologii - dobrego samopoczucia.Nic w tym nie ma tajemniczego. Ale nie tłumaczy to wcale, dlaczegonasze pojęcie komfortu różni się od tego sprzed stu lat, chociażczłowiek się fizycznie nie zmienił. Nie zadowala także odpowiedź,że komfort jest subiektywnym doświadczaniem satysfakcji.Gdyby była to sprawa subiektywna, można by oczekiwać większejróżnorodności postaw; zamiast tego w każdym okresie historycznymbył wyraźny konsens, co jest komfortem, a co nim nie jest.Każdy osądza go według szerszych norm, mimo że bierze w nimudział osobiście, co wskazuje, że może być doświadczeniem obiektywnym.Jeśli komfort jest obiektywny, powinno być możliwe mierzeniego. Ale to trudniejsze, niż się wydaje. Łatwiej jest wiedzieć, kiedyczujemy się dobrze niż dlaczego, albo do jakiego stopnia. Można byidentyfikować komfort przez rejestrowanie osobistych odczuć dużejliczby ludzi, ale to byłby bardziej marketing lub badanie opiniiniż prawdziwe studiowanie; naukowcy wolą rozważać sprawy pojedynczoi koniecznie je mierzyć. W prako/ce okazuje się, że o wielełatwiej mierzyć dyskomfort niż komfort. Zeby ustalić cieplny "obszarkomfortu" należy sprawdzić, w jakich temperaturach ludziomjest za gorąco lub za zimno i wszystko pomiędzy nimi będzie "komfortowe".Albo jeżeli chce się stwierdzić, jaki jest właściwy kąt odchyleniaoparcia krzesła, trzeba poddać ludzi próbie z kątami zbytostrymi i zbyt rozwartymi i między punktami, które określą jakodyskomfort, znajdzie się kąt "właściwy". Podobne eksperymentybyły przeprowadzane w sprawach intensywności światła i dźwięków,wymiarów pomieszczeń, twardości i miękkości mebli do siedzenia,a także leżenia i tak dalej. We wszystkich tych wypadkachzakres komfortu ustala się, dochodząc do granic, w których ludziezaczynają odczuwać dyskomfort. Kiedy zabrano się do projektowaniakabiny kosmicznego wahadłowca, zbudowano tekturową makietę.Astronauci zostali poproszeni o wejście do niej i poruszaniesię takie, jakiego wymagają ich codzienne zajęcia w kosmosie225


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEKOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEi za każdym razem, kiedy uderzali się o jakiś narożnik czy wybrzuszenie,technik obcinał ten wystający kawałek. W końcu, kiedyjuż nic nie przeszkadzało, kabina została uznana za "komfortową".Naukowa definicja brzmiałaby prawdopodobnie: "Komfort to stan,w którym dyskomfort został wyeliminowany" ...\Najwięcej naukowych badań, dotyczących"ziemśkiego" k.omfortu,wykonano w miejscach pracy, ponieważ odkryto, że przyjemneotoczenie wpływa na morale, a zatem na wydajność pracowników.Do jakiego stopnia wygoda może wpłynąć na wynikiekonomiczne, wskazują ostatnie obliczenia, z których wynika, żebóle krzyża - rezultat niewłaściwej postawy przy pracy - spowodowałyutratę ponad dziewięćdziesięciu trzech milionów dniówek,czyli dziewięciu miliardów dolarów dla gospodarki amerykańskiej5.W oparciu o wnętrza nowoczesnego biura można stworzyćnaukową definicję komfortu w pracy. Natężenie światła zostałostarannie przebadane w celu uzyskania najlepszych warunkówdo czytania. Wykończenia ścian i podłóg są w spokojnej tonacji;nie ma jaskrawych i krzykliwych kolorów. Biurka i krzesła mająodpowiednie wymiary, pozwalające uniknąć zmęczenia.A jak czują się ludzie, pracujący w takim otoczeniu? W ramachwysiłków, mających na celu poprawienie warunków pracy, wielkiefarmaceutyczne przedsiębiorstwo Merck and Company, przebadałostosunek dwóch tysięcy ludzi załogi do miejsca pracy -atrakcyjnego, nowoczesnego, biurowego wnętrza 6 • Zespół badającychprzygotował kwestionariusz, zawierający szereg pytań. Dotyczyłyone wystroju wnętrza, bezpieczeństwa, wydajności pracy,wygody itd. Pracownicy mieli wyrazić swoją satysfakcję lub jej brakw rozmaitych dziedzinach, a także wskazać te przejawy, które ichzdaniem są najważniejsze. Większość odróżniała wzrokowe cechy5 J. Fouglas Phillips, Establishing and Manging Advance Office Technology: A HolistingApproach Focusing on People, rozprawa przedstawiona na dorocznym spotkaniuThe Society of Manufacturing Engineers, Montreal 16-19 IX 1984, s. 3.6 S. George Walters, Merck and Co., Inc. Office Design Study, Final Plans Board,sprawozdanie nie drukowane, Newark, Rutgers Graduate School of Management,24 VIII 1982.226otoczenia - dekoracje, podstawowe kolory, dywany, kolory ściani wygląd biurek - od aspektów czysto fizycznych - światła, wentylacji,poczucia prywatności i wygody krzeseł. Ta ostatnia grupazostała włączona do listy najważniejszych dziesięciu czynnikówWraz z powierzchnią miejsca do pracy, bezpieczeństwem i przestrzeniądo osobistego zagospodarowania. Warto zauważyć, że żadenz czynników wzrokowych nie został uznany za bardzo ważny,co wskazuje, jak mylne jest mniemanie, że komfort jest jedyniefunkcją wyglądu lub stylu.Wyszło wtedy przy okazji na jaw, że pracownicy Mercka wykazalipewien stopień niezadowolenia w dwóch trzecich z prawietrzydziestu różnych aspektów miejsca pracy. Najwięcej negatywnychocen budził brak miejsca do rozmów prywatnych, złe powie~trze, zbyt mały zakres wzrokowej prywatności i poziom oświetlenia.Kiedy spytano pracowników, nad którymi dziedzinami wanin--~·biur()wych chcieliby mieć kontrolę, przeważnie stwierdzali, żenad temperaturą, stopniem prywatności, wyborem krzesła i biurka-oraz intensywnością oświetlenia. Kontrola nad wystrojem wnętrzamiała naj niższy stopień zainteresowania. Oznaczałoby to, że chociażpanuje duża zgodność w sprawie roli temperatury i oświetlenia,istnieje spora różnica zdań na temat potrzeby odpowiedniegopoziomu ciepła i światła; najwyraźniej komfort jest sprawązarówno obiektywną, jak subiektywną.Biura Mercka zostały tak zaprojektowane, aby uniknąć wszelkiegodyskomfortu, ale badania wykazały, że wielu urzędnikównie czuje się dobrze w swoim miejscu pracy - niemożliwość skoncentrowaniasię była najczęściej powtarzaną skargą. Pomimo odpoczynkowychkolorów i atrakcyjnych mebli (które zaaprobowaliwszyscy), czegoś zabrakło. Dalej badania wykazały również, żegdyby hałasy z zewnątrz zostały stłumione, a widok na zewnątrzbiura zmieniony, pracownicy mieliby się dobrze. Ale komfort pracyzależy od znacznie większej ilości czynników. Musi być jeszcze':H:Zllcie intymności i prywatności, które stworzyć ~oi~';ównowagamiedzy izolacją a otwartą przestrzenią; przewaga któregoś z nich- r:'0że ~adecydować o dyskomforci:. Grupa kalifornijskich architek-227


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEKOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEtów wymieniła ostatnio aż dziesięć różnych czynników, decydującycho właściwej atmosferze w miejscu pracy7. Należą do nich:ściany z tyłu i po bokach pracowników, dostatecznie otwarta przestrzeńprzed biurkiem, obszar miejsca pracy, należyte odgrodzenieod innych, widok na zewnątrz, odległość od najbliższej osoby,liczba ludzi w bezpośrednim sąsiedztwie i poziom, a także rodzajhałasu. Wobec tego, że większość biurowych pomieszczeń nie spełniatych warunków, nic dziwnego, że ludziom sprawia trudnośćskupienie się na pracy.Błąd w naukowej definicji komfortu wynika z faktu, że branesą pod uwagę tylko te jego aspekty, które można zmierzyć, a z dośćtypową arogancją zaprzecza się istnieniu innych. Wielu specjalistówod zachowań ludzkich zdecydowało, że ponieważ ludziedoświadczają tylko dyskomfortu - komfort jako zjawisko fizycznew ogóle nie istnieje 8 . Nie dziw, że prawdziwa intymność, którejnie sposób zmierzyć, jest nieobecna w większości zaplanowanychpomieszczeń biurowych. Intymność w biurze czy w <strong>dom</strong>u nie jestczymś niezwykłym; jest wiele skomplikowanych doświadczeń, którychnie sposób zmierzyć. Nie można na przykład opisać naukowo,co różni dobre wino od przeciętnego, chociaż dobry kiper bez trudupozna, które jest które. Wytwórcy win, tak jak fabrykanci kawy czyherbaty, w dalszym ciągu opierają się na "nosie" doświadczonegokipera - czyli na badaniach nietechnicznych - nie tylko na obiektywnychnormach. Można ewentualnie wyznaczyć próg, poniżejktórego wino ma smak "zły" - jest kwaśne, słodkie, ma za dużyprocent alkoholu itd. - ale nikt nie zapewni, że usunięcie tych wadspowoduje, że w rezultacie wino będzie dobre. Pokój też możenie dawać nam poczucia komfortu - za dużo światła uniemożliwiaszczerą rozmowę, za mało nie pozwala na czytanie - ale uniknięcietych niewygód nie oznacza, że automatycznie dobrze się w nimpoczujemy. Nuda nie jest niczym tak dokuczliwym, żeby to aż prze-7 Ch. Alexander, Pattern Language, s. 847-852.8 H. McTIvaine Parsons, Com/ort and Convenience: How Much? (rozprawa przedstawionana dorocznym zebraniu the American Association for the Advancementof Science), New York 30 I 1975, s. 1.228szkadzało, ale nie podnieca. Z drugiej strony, kiedy otwieramy jakieśdrzwi i myślimy: ,,Jaki fajny pokój!" reagujemy pozytywnie nacoś specjalnego albo raczej na kilka specjalnych rzeczy.Oto dwa opisy komfortu. Pierwszy jest autorstwa znanegodekoratora wnętrz, Billy' ego Baldwina: "Komfort według mnie topokój, który «pracuje» dla ciebie i twoich gości. To głębokie wyściełanefotele. To stolik podręczny, na którym można postawićdrinka albo położyć książkę. To także świa<strong>dom</strong>ość, że jeśli ktośprzestawi krzesło w inne miejsce, żeby pogadać, to nie zrujnujezaraz całego pokoju. Trochę już jestem zmęczony pomysłowymiwnętrzami"9. Drugi opis pochodzi od architekta Christophera Alexandra:"Wyobraź sobie, że w zimowe popołudnie masz filiżankęherbaty, książkę, światło do czytania i dwie albo trzy poduszki dopodłożenia. Teraz umość się wygodnie. Ale nie w sposób, którychciałbyś pokazać innym, że jest ci pysznie, tylko tak jak naprawdębędzie dobrze tobie. Postaw herbatę w miejscu, w którym łatwo ponią sięgnąć, ale trudno kopnąć. Opuść abażur, żeby światło padałona książkę, ale nie za ostro i tak, byś nie widział żarówki. Poduszkidaj do tyłu, jedną po drugiej, starannie, niech ci podtrzymują plecy,szyję i ramiona; teraz jesteś naprawdę wygodnie podparty i możeszpopijać herbatę i czytać książkę, i marzyć - tak jak lubisz"lo.Opis Baldwina jest rezultatem sześćdziesięcioletniego dekorowaniamodnych wnętrz; natomiast opinia Alexandra jest oparta naobserwacji zwykłych ludzi i zwykłych miejsc" . Ale obie są zbliżonew opisie <strong>dom</strong>owej atmosfery, rozpoznawalnej natychmiast po normalnychludzkich cechach.Tych cech nauka nie była w stanie uchwycić, chociaż dla laikaopis lub obraz jest czymś dostatecznie oczywistym. "Komfort jesttylko słownym wynalazkiem" - napisał rozpaczliwie pewien inży-9 Cyt. w: G. O'Brien, An American Decorator Emeritus, "New York Times Magazine:Home Design", 17 IV 1983, s. 33.10 Ch. Alexander, The Timeless Way o/ Bui/ding, New York 1979, s. 32-33.• Baldwin aż do śmierci w 1983 roku był ogólnie uznawany za czołowego projektantawnętrz sławnych ludzi; do jego klientów należeli Cole Porter i Jacqueline Kennedy.Alexander jest autorem obrazoburczej książki A Pattern Language ("Ozdobnyjęzyk"), krytykującej nowoczesną architekturę.229


KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEnier. Zgoda, komfort jest właśnie tym l1 . Jest wynalazkiem - kulturowąsztuczką. Jak inne kulturowe pojęcia - dzieciństwo, rodzinalub płeć - ma swoją przeszłość i nie może być zrozumiany bezodniesień do swojej specyficznej historii. Jednowymiarowe, technicznedefinicje komfortu, które ignoruj ą historię, nie będą zadowalać.Jakże bogate są, w porównaniu z tym, opisy komfortu, dokonaneprzez Baldwina i Alexandra. Zawierają w sobie wygodę (podręcznystolik), przydatność (dobrze ustawione światło), swojskość(filiżanka herbaty), fizyczne ułatwienia (głębokie fotele i poduszki),prywatność (czytanie książki, rozmowa towarzyska). Jest tu teżobecna intymność. Wszystkie te składniki razem wzięte, prowadządo atmosfery spokojnego wnętrza, które jest częścią komfortu.Ale pozostaje problem ze zrozumieniem komfortu i ze znalezieniemdla niego prostej definicji. To tak jakby się chciało opisaćcebulę. Wygląda, że jest to zupełnie proste - w każdym razie z zewnątrz- po prostu kształt sferoidalny. Ale to zwodnicze, albowiemcebula ma wiele warstw. Jeśli ją pokrajemy, okazuje się stosem cebulowychcząstek, a pierwotna forma znika; jeśli zechcemy opisaćkażdą warstwę osobno, stracimy obraz całości. Żeby sprawę jeszczebardziej skomplikować, warstwy są przezroczyste, tak że patrzymyna cebulę w całości, widzimy nie tylko powierzchnię, alerównież coś z wnętrza. Podobnie komfort - jest jednocześnie prostyi skomplikowany. Zawiera wiele przezroczystych warstw-znaczeń- prywatność, nie skrępowanie, wygodę - niektóre z nich są płytsze,inne głębsze.Porównanie z cebulą sugeruje nie tylko to, że komfort posiadawiele warstw znaczeń, ale również, że idea komfortu rozwijałasię historycznie. Znaczyła ona różne rzeczy w różnych czasach.W XVII wieku komfort to była prywatność, prowadząca do intymnościi w końcu do swojskości. XVIII wiek przesunął akcent nalekkość i nieskrępowanie, a XIX - na mechaniczne udogodnieniapomocnicze - światło, ogrzewanie i wentylację. Dwudziestowiecznych<strong>dom</strong>owych inżynierów najbardziej interesowała przydatnośći wygoda. W różnych epokach w odpowiedzi na różne zewnętrzne11 H. McIlvaine Parsons, op. cit., s. 1.230KOMFORT I DOBRE SAMOPOCZUCIEnaciski - społeczne, ekonomiczne, technologiczne - pojęcie komfortuzmieniało się niekiedy drastycznie. Nic w tych zmianach niebyło z góry ani przewidziane, ani nieuniknione. Gdyby siedemnastowiecznaHolandia była mniej egalitarna, a kobiety holenderskiemniej niezależne, <strong>dom</strong>owość przyszłaby później, niż to sięstało. Gdyby osiemnastowieczna Anglia skłoniła się bardziej ku arystokracjiniż ku mieszczaństwu, komfort obrałby inny kierunek.Gdyby nie było kłopotów ze służbą w naszym stuleciu, wątpićnależy, czy ktokolwiek słuchałby porad pań Beecher i Frederick.Natomiast uderzające jest, że pojęcie komfortu, mimo że podlegałozmianom, zachowało większość swoich wcześniejszych znaczeń.Ewolucji komfortu nie należy mylić z ewolucją technologii.Nowe techniczne wynalazki zazwyczaj - nie zawsze - zastępowałyprzestarzałe. Lampa elektryczna wyparła gazową, która wyparłaoliwną, ta zaś świece i tak dalej. Ale nowe pomysły na osiągnięciekomfortu nie zastąpiły podstawowych pojęć o dobrym samopoczuciuw <strong>dom</strong>u. Każda nowa treść dodawała warstwę poprzedniemuznaczeniu, ukrytemu pod spodem. W każdym szczególnym czasiekomfort składa się z wszystkich warstw, nie tylko z ostatnich.No to mamy ją - Cebulową Teorię Komfortu. Jest zaledwie jakątaką definicją, ale dokładniejsze wyjaśnienie może nie będzie potrzebne.Chyba wystarczy uświa<strong>dom</strong>ić sobie, że komfort w <strong>dom</strong>uskłada się z wielu czynników - wygody, przydatności, nieskrępowania,przyjemności, swojskości, intymności i prywatności - któresumują się; o reszcie decyduje zdrowy rozsądek. Większość ludzi- "Mogę nie wiedzieć, dlaczego coś lubię, ale dobrze wiem, co lubię"- rozpoznaje komfort, kiedy go doświadcza. To rozpoznanieskłada się z mieszaniny uczuć - wiele z nich jest nieświa<strong>dom</strong>ych _nie tylko fizycznych, ale również emocjonalnych i intelektualnych,co czyni komfort niemożliwym do wytłumaczenia i zmierzenia. Alenie staje się on przez to mniej realny. Powinniśmy dać odpór nieprecyzyjnymdefinicjom, proponowanym nam przez inżynierówi architektów. Dobre samopoczucie w <strong>dom</strong>u jest zbyt ważne, żebyje powierzać fachowcom; jest to jak zawsze sprawa rodziny i jednostki.Musimy ponownie odkryć dla siebie tajemnicę komfortu,bo bez niego nasze <strong>dom</strong>y rzeczywiście staną się maszynami <strong>dom</strong>ieszkania.231


Indeks rzeczowyAalkowa 162, 164, 179, 180, 183,202American Telephone and Telegraph Building 106amfilada 49, 75, 90, 96angielskie małe <strong>dom</strong>y 184architektura:amatorów 128-130, 133antytotalitarna 204-205dekoracja wnętrz 129francuska 94-95"naturalność" 122-123odrodzenie historyczne105-108, 176-178podejście wizualne 150, 169a technologia <strong>dom</strong>owa 147zobacz także poszczególne styleArganda lampy 140, 153Art Deco (styl) 183-186, 190, 199,203-205, 206, 211, 217, 220Art Nouveau (styl) 184"AstraI" lampa 140Bbalet rosyjski Diagilewa 184balie 37, 38"Barcelona", krzesło 206, 210, 213Belle Epoque, styl 184biblioteczki (półki na książki) 24,48,126,166biblioteki 113, 122, 166bidet 96biurka 48, 89, 125, 126, 127bombiasty kształt 101, 211Bramaha klozety zaworowe 130"Butterfly", krzesło 210, 216ccabinet 46, 47, 50Cape Cod, zabudowa 180"Chałupa z bali" 14, 15, 17, 19, 20chambres 46, 47, 50, 51Cheney House 169233


INDEI


INDEKS RZECZOWYINDEKS RZECZOWYangielskie wyobrażenie o110-111, 127a dobre samopoczucie 216217-218 'a prywatność 217-227, 231a przestrzeń 163-166, 180-181a technologia 149-150,224a współczesne projektowanie191-195badania naukowe 224-229dyskomfort 225, 226, 227fizyczny 97, 219, 220, 223-225230-231 'jako pomysł 28-29, 40, 81-82,95, 124p, 160mieszczańskie wyobrażenie o220-222nostalgia za 20-21, 219-220reklamowanie go 9-10rozwój historyczny 29, 39-40,56, 108, 121-122, 230teoria cebuli 230-231ułatwiający życie w <strong>dom</strong>u171-172, 194-195w <strong>dom</strong>owym umeblowaniu13-22w miejscu pracy 226-228w ubraniu 9-11w średniowieczu 39-40współczesne wyobrażenie o202-203, 206-212, 216kominki 44, 47, 95, 126, 133, 138,150, 164, 181proponowane ulepszenia 132komputery 27, 29p, 172korytarze 49, 112p, 122krawców cechy 61, 64kredensy 69, 78, 95,236krzesłaArt Deco 206-208etykieta 87, 88funkcje 82-89greckie 84-85, 88, 99fotele 87, 88, 99, 101, 102, 206,208jako symbole autorytetu 3440 'komfortowe 99, 207, 209"kozia nóżka" 118leżanki 209, 210, 212oparcia tylne 100, 210oparcia tarczowe 101, 118oparcia drabinkowe 101, 118postawa przy siedzeniu 82,86,88,100projektowanie ergonomiczne83, 99, 100-101przednia część ramy 100rodzaje 101-102ruchomość siedzenia 208-209symboliczne 87średniowieczne 99używane przy specjalnychokazjach 34, 40, 87w czasach starożytnych33-34, 83, 88w stylu francuskim 86, 98-102"wygięte" 48wygodne 85, 207, 209-210wyściełane 99z oparciami 48, 125kuchnia (jedzenie) 39kuchnie (pomieszczenia) 53, 78,93, 132, 134, 145, 161, 168, 189holenderskie 78wyposażenie 132-133, 195,215t 'i1 'I "I /,Llampyelektryczne 149, 175, 177gazowe 141-143, 147-148, 153,167, 175, 177oliwne 45, 139, 144łukowe 152naftowe 141, 142, 144"La-Z-Boy", krzesło 209living-room 62, 113, 114, 166, 167,168, 180, 189, 190Ludwika XIV styl 49, 86-87, 88,178Ludwika XV styl 87-88, 90,91-92,94-98, 106, 109lodziarki 154lodówka 166Łławy 33, 35, 40, 166łazienki 50, 62, 96, 126, 131, 178,189,223urządzenia 166-167, 223nowoczesne 193łaźnia publiczna 45łóżkaMskładane 162, 164wbudowane 69z baldachimem 15, 48, 53, 69średniowieczne 36malarstwo 87maszyny do zmywania 151, 154maszyny parowe 150maniery 38, 80237maniery przy stole 38-39mebleamerykańskie 118-119,123-124arabskie 88"architektoniczne" 89aspekt dekoracyjny 48, 99angielskie w porównaniuz francuskimi 110, 120-121,122-123biurowe 193chińskie 82p, 83<strong>historia</strong> 85, 126indyjskie 83jako pomysł 33jako wyposażenie 190,202japońskie 83kobiece w porównaniu z męskimi101, 102-103mechaniczne 208-212osiemnastowieczne 125-127produkowane masowo 127,193-194, 202, 205produkowane seryjnie 127projektowanie i konstrukcja86, 87, 125-128różne style 105-108różnorodność 53-54, 102ruchome 33-34, 89, 94sztućce i nakrycia stołowe 82średniowieczne 23-24, 33ustawianie 48używalność 42-43wbudowywane 166wpływy kulturalne 83-84współczesne 206-215wygoda w 85, 88wyściełane 98-100, 125, 142


INDEKS RZECZOWYINDEKS RZECZOWYMerch and Company 226-227mieszczanie 32, 34, 60, 216"minimal", styl 198-216modaaluzje literackie W 19-20Mule coulure 12nostalgia i 11-12, 14-15,19-20, 215-216reklama 9, lO, 14-17, 20tradycje wymyślone 15p, 18,19wpływy kobiet 98-99wpływy lat dwudziestych11-12wygoda 9zmiany 218"moderne", styl 197-216mycie rąk 37, 38, 43, 80, 97Nneogeorgiański styl 18, 108neogotycki styl 105, 176, 178, 179neoklasyczny styl 106, 178, 185,204Niderlandy<strong>dom</strong>y 61-71, 73-76, 117, 163,165higiena 71-72, 78-80rola kobiet 76-80rządy 58-61społeczeństwo mieszczańskie60-61"niemy kamerdyner" 91"Nowa Anglia" 14, 16, 214"nocny brud" 37nocniki 45, 63p, 126, 131nostalgiamoda a n. 11-12, 15-16,20-21,214Nowy Duch, styl 187-191, 194,202,215oobyczaje średniowieczne 40-43odkurzacze 152, 154, 156, 191odleżyny 207ogrzewanie 149, 155, 167centralne 132, 138, 149, 155,167,181elektryczne 155metodą holenderską 64-65opał 64ulepszenia 125, 132-133, 155w XVI wieku 27w XVII wieku 54-55w XVIII wieku 126olej rzepakowy 140ornamentyka 51, 93, 176, 184, 201oświetlenie 27elektryczne 149, 152, 153, 154gazowe 44-45, 132, 141, 147,150Owalny Żółty Gabinet 102ożywianie stylów historycznychoszklenia 44, 125, 148okna 44, 117, 123, 125, 148otwieranie do góry 63, 117umieszczanie i wielkości 123w <strong>dom</strong>ach holenderskich63-64wentylacja 138zasłony (story) 63ppalarnie 134, 217palenie tytoniu 79, 134paleniska 53-54palIadiańska architektura 118,121, 122, 129pPałac Luksemburski 47pandemayne 39pawilon sowiecki 187parowce 176piece 132do ogrzewania 138gazowe 144holenderskie 78kaflowe 44porcelanowe 95, 126z lanego żelaza 138pisanie 24-27, 48, 50, 125-126postawa 82, 86, 207-209, 226postmodernizm 106, 220-221pokojedo przyjmowania 94, 112, 113do specjalnych celów 26,46-47, 90, 112-114, 125do zabaw 166, 167prywatne 94recepcyjne 94, 112śniadaniowe 113wymiary, wielkości 180, 222Pola Elizejskie 67pompy ręczne 79pralki 151, 154, 159problemy z kręgosłupem 208,226projektowanie wnętrzdekoracja zewnętrzna 93historyczne pozory rzeczywistości20-22mieszczańskie 201-203surowość 214-216technologia <strong>dom</strong>owa 149, 175we Francji 181-183wnętrza biurowe 20-22wpływy skandynawskie 175wpływy wiedeńskie 182, 184,194współczesne 175-195,196-216,222-223wszystko przez jednego projektanta206względem architektury126-129, 132zagęszczenie 200-202prywatnośća separowanie się 168dzieje 47-49, 56, 121-122jako pomysł 36, 222komfort i 227-231ocenianie przez Holendrów63, 65, 68, 69, 72, 81stosowanie we Francji 92w <strong>dom</strong>ach wiktoriańskich167-168wzrokowa 227przedpokoje 114przewody powietrzne 137, 147,148przytulność 124, 179, 202, 221psyche (lustro) 102QQueen Anne, styl 19, 178-180,184, 186, 200, 201, 205, 217,221238I239


INDEKS RZECZOWYINDEKS RZECZOWYR"Red House" 179rokoko, styl 93, 99, 105, 108, 110,117, IW, 123, 129, 168, 178,204, 205, 211, 223rolnictwo 30ropa naftowa 141rowery 111, 136s"Safari" 16, 19sadze 151, 153salony 91, 93, 113, 120salony drawing-rooms 162, 164salles 46, 47, 50, 90salles li manger 90secesja, styl 106, 184, 190, 205,217sedes zamknięty 49sekretarzyk 48siedzenie czy kucanie 82-86, 100skrzynie 33schowek 166schowki (szafki) 166służący 90, 91, 128kwatery do spania 49, 53, 56niedostateczna ilość 220, 224,231w Holandii 65, 77, 78w Stanach Zjednoczonych157-159zapotrzebowanie na 128,166-167, 220sofy 88stolarze (od mebli) 120stoliki 113, 125stołek z oparciem 23, 26stołki 33, 86--87, 88stoły 33, 86, 89stoły do pisania 26, 48, 125studia (pomieszczenia) 90,125-126,"Super klasa" 14, 15-16, 17, 19,20,214sypialnie 49, 98, 163, 164angielskie 114małe 163, 164"urzędowe" 87, 91szafydostępność do 222na książki 126na spanie 162szambo 37, 45, 130szezlongi 88, 101, 199,206Sztuka i Rzemiosło (styl) 190śŚwiatowa Wystawa Sztuk Zdobniczychi NowoczesnegoPrzemysłu 181-195, 187p, 204Światowe Thrgi w Chicago1893 r. 155świece 45Tłojowe 140, 142, 144światło 139-144woskowe 139z wosku pszczelego 140, 142tapicerzy 129, 131, 133, 149technologia<strong>dom</strong>owa 147-174, 175-177,191~,\ !'" i~~:,Ikomfort i 150Wśredniowieczna 30, 31wannyterminowanie 55-56 duże 96, 170tran z wieloryba 140, 142 przenośne 96, 170tytoń 134 "Wassily", krzesło 206, 209, 212"Weissenhof", krzesło 212Uwentylacja 128,132-134,137-138,147-150, 163wentylatoryubikacje 45, 63, 96pod sufitem 151, 177ubraniaelektryczne 148, 151fałdziste szaty 27 werandy 62, 70konfekcja 12 werandy do spania 166papierowe 218 "Wilk morski" 16, 19przepisy na sposoby ubie- "Windsor", krzesło 119,202,206rania się w średniowieczu "Wodna Czarodziejka" 15140-41 Wersal 86--87, 90, 91, 95-96, 109warstwowe 65 wiktoriański styl 106, 176, 177,umywalki 38, 166204,206wygódki 37, 49urządzeniaelektryczne 153-160"oszczędzające pracę"156-157, 160urządzenia sanitarne 37-38, zlewy 7945-46,49-50Zzasłony do okien (story) 63, 126ŻVżelazkoVilla 'llianon 106 elektryczne 155-156,;Vogue" 11 ogrzewane gazem 151, 159240241


Indeks osóbI I i(AAdam Robert 120, 149Albert Edward, książę Walii 142Alexander Christopher 229Argand Ami 140Arles Philippe 53, 66Armstrong William 134, 149, 153Austen Jane 115, 124, 127, 133BBaker Josephine 185Bakst Lew 184Balderston Lydia Ray 160p, 168p,173Baldwin Billy 229Balzac Honore de 116Beecher Catherine E. 157,161-166, 169, 171, 173-174,194,231Billings John S. 135, 139Blondel Jacques-Franc;ois 94-96,128p, 149Blondel Jean-Franc;ois 93-96Boisregard Andry de 100Bok Edward 168Bosse Abraham 48Boucher Franc;ois 97Bramah Joseph 130Braudel Fernand 83, 95Breuer Marcel 206, 209, 210, 212Brosse Salomon de 47, 49Brummel George "Beau" 122Brunów rodzina 52-56, 77cCarcel Bernard 140Cardin Pierre 12Carlyle Thomas 30Chardin Jean 97Chareau Pierre 186, 187Chaucer Geoffrey 39Churchill Winston 43243


INDEKS OSÓBINDEKS OSÓBCollins Peter 93Corfield W H. 135DDiagilew Sergiej 184Dior Christian 11Donghia Angelo 197Doucet Jacques 186, 199Downing Andrew Jackson 138,157, 162, 167Dufrene Maurice 183, 185Dunand Jacques 186Dupas Jean 182Diirer Albrecht 23, 26-28, 51, 125,126EEames Charles 210, 212, 213Easton David Anthony 107Edison Thomas 152, 153, 155FFitch James Marston 162Forbes Malcolm S. 21, 22Frederick Christine 159, 165-169,171, 173, 174, 180, 192, 194,223,231Frederick George 169GGalton Douglas 135, 139, 152pGesner Abraham 140, 141Giedion Siegfried 39, 96, 144,160,162Gilbreth Frank 170Gilbreth Lillian 172, 173, 192, 193,194,223Girouard Mark 130-131Gray Eileen 185, 199Gropius Walter 205HHamilton George 107Handlin Douglas 162Harington John 130Hayward John 148, 149Heusden Adriana van 78Hitler Adolf 43p, 204Hoffmann Joseph 184Hogarth William 13Holst H. V. van 168, 194Hooch Pieter de 73, 76Hope Thomas 213Huizinga J. H. 31, 42, 60, 71Ilribe Paul 199JJeanneret Charles-Edouard (LeCorbusier) 188-195, 203p,203-204, 220Jeanneret Pierre 188Johnson Philip 213Jones Inigo 117!'KKerr Robert 147, 161, 163, 165pKersting Georg Friedrich 115LLanvin Jeanne 186Lauder Estee 20, 21, 102, 107, 220Lauren Ralph 10-14, 16, 17, 20,22, 139, 185, 197, 198, 199,214,220Le Corbusier zob. JeanneretCharles-EdouardLeger Fernand 188Loos Adolf 201, 202p, 214LukacsJohn 43, 44, 80, 220MMallet-Stevens Robert 186, 187Mare Andre 211Maugham Syrie 175McKirn, Mead and White 180Metsu Gabriel 73Messina Antonello da 52Mies van der Rohe Ludwig 204,206, 210, 212, 213Morris William 106Mumford Lewis 39Mussolini Benito 204NNash John 149Niżyński Wacław 184pPalladio Andrea 117, 121, 129Parival Jean-Nicolas de 70Pattison Mary 159, 171Paxton Joseph 176Peel J. H. B. 97Poiret Paul 139, 184, 185Pompadour markiza, Jeanne--Antoinette Poisson 91p, 92,98, 109, 115Praz Mario 8, 51, 123, 184RRambouillet Catherine de Vivonnede Savelli de, markiza51,98Randolph Benjamin 123Rassmussen Steen Eiler 67Rembrandt van Rijn 58, 61Richards Ellen H. 159, 169, 173,194Richardson C. J. 133, 167, 192Rimski-Korsakow Nikołaj 184Rockwell Norman 73Rudofsky Bernard 82, 84Ruhlmann Jacques-Emile 182,185,211Rumford Benjamin Thompson,hrabia 132Ruskin John 30Ruyter Michel Adriaanszoon de78244245


INDEKS OSÓBsSaint-Laurent Yves 11-12Sartre Jean-Paul 28Scott Walter 28, 39, 43, 116, 141Scully Vincent 180Shaw Norman 149Sheraton Thomas 127Singer Isaac 153Steen Jan 73Stevenson John James 138, 149,150, 165p, 178, 179Stirling James 212, 213Stowe Harriet Beecher 162-163Sueur Eustache le 50, 51Sullivan Louis 23-24, 176Siie Louis 211Swan Joseph 149, 152TTalbot Suzanne 185,186, 199Taylor Frederick Winslow 170,171,192TempIe William 67-68, 71, 72, 78,79Tesla Nicola 154Thorigny Jean-Baptiste Lambertde 49Thornton Peter 8, 121, 200vVaux Calvert 147Verberckt Jacques 97Vermeer Jan 58, 73, 76-77, 80,115,116Vitruvius 94wWaugh Evelyn 17, 19, 198Westinghouse George 154, 155Wiktoria, królowa angielska 15p,134Witte Emmanuel de 73-76, 78,79,90,114Wolfe Elsie de 106, 175Wright Frank Lloyd 168-169, 180,ISpis treściPrzedmowa .......................................................................... 7Rozdział 1 Nostalgia.. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. .. ...... ...... .. .. .. .. .. .. 9Rozdział 2 Intymność i prywatność ...................................... 23Rozdział 3 Domowość......................................................... 57Rozdział 4 Wygoda i przyjemność ........................................ 81Rozdział 5 Swoboda............................................................ 105Rozdział 6 Światło i powietrze ............................................. 125Rozdział 7 Praktyczność ...................................................... 147Rozdział 8 Styl i treść .......................................................... 175Rozdział 9 Surowa prostota ................................................. 197Rozdział 10 Komfort i dobre samopoczucie ............................ 217Indeks rzeczowy................................................................... 233Indeks osób .......................................................................... 243246


W tej samej serii:Italo Calvino WYKŁADY AMERYKAŃSKIEPhilippe Ar;es CZAS HISTORIIWitold Rybczyński DOM. KRÓTKA HISTORIA IDEIAlfred Alvarez BÓG BESTIA. STUDIUM SAMOBÓJSTWA(w przygotowaniu)Rabin Dunbar KŁOPOTY Z NAUKĄ(w przygotowaniu)Fernand Braudel DYNAMIKA KAPITALIZMU(w przygotowaniu)Robert Graves BIAŁA BOGINI(w przygotowaniu)Jean Delumeau (red.) UCZENI I WIARA(w przygotowaniu)

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!