MORZE OPOWIADAÑwspomnienia z maszynyNie jest niestety tajemnic¹, ¿e Polacy nie nale¿¹ doabstynentów i marynarze nie stanowi¹ pod tymwzglêdem wyj¹tków.Stop. W tym miejscu wyjaœniam, ¿e nie mam najmniejszegozamiaru prezentowaæ ewentualnym Czytelnikomreferatu na temat alkoholizmu, chcê jedynie podzieliæ siê doœwiadczeniemw tej dziedzinie.W poprzednich moich opowieœciach przedstawia³em wydarzenia,które obserwowa³em osobiœcie, nieraz by³y to echazas³yszanych w czasie rejsu wspomnieñ, nieraz te¿ – muszêsiê przyznaæ – by³y one wytworem mojej doœæ bujnej wyobraŸni.Ale teraz to autentyczny autentyk. Dla udokumentowaniaprawdziwoœci podajê niektóre fakty. A wiêc…Po ukoñczeniu Pañstwowej Szko³y Morskiej, wyrzuceniuz Oficerskiej Szko³y Marynarki Wojennej po zaledwie piêciodniowejzaszczytnej s³u¿bie i wymiganiu siê fortelem z l¹dowychformacji Ludowego Wojska Polskiego zosta³em… palaczemw GAL’u (Gdynia-Ameryka Linie ¯eglugowe od 1.01.1951przemienione w Polskie Linie Oceaniczne).W dniu 13 grudnia 1950 roku zamustrowa³em na buduj¹cysiê w Szkocji statek s/s Jaros³aw D¹browski (3500 BRT, dwakot³y opalane wêglem, t³okowa maszyna parowa 2850 IHP).Budowa przeci¹gnê³a siê nieco i dopiero 3 stycznia 1951roku wyszliœmy w morze z Blyth. Pierwsze moje wachty w kot³owniopisa³em we wspomnieniu pt. „Nim zagra³y mandoliny”(„Nasze MORZE” <strong>nr</strong> 8/<strong>2011</strong>)Kapitanem na tamtym statku by³ kpt. ¿.w. Tadeusz Dumania– absolwent PSM z rocznika 1933, a gospodarzem si³ownidrugi mechanik Stanis³aw Dziduszko, który Szko³ê Morsk¹ zacz¹³przed wojn¹, a ukoñczy³ w 1946 roku. O tym¿e kr¹¿y³ ¿art,zreszt¹ podobno rozpowszechniany przez niego samego, polegaj¹cyna stwierdzeniu, ¿e w historii Polski najznakomitszerody szlacheckie to:Koœciuszko,Moniuszko,Sanguszko,oraz Dziduszko.Nasz drugi majster by³ cz³owiekiem – o ile pamiêtam –pogodnym, ¿yczliwym i bardzo potocznie mówi¹c – porz¹dnym,o czym œwiadczyæ móg³ fakt, ¿e w³adze Polski Ludowejaresztowa³y go w latach piêædziesi¹tych i skaza³y na… karêœmierci.Wróæmy jednak do D¹browskiego.Statek by³ ch³odniowcem, przeznaczonym do p³ywaniag³ównie na trasie: Gdynia – porty brytyjskie. W moim notatnikuz roku 1951 zanotowa³em:3.01 – wyjœcie Blyth6.01 – wejœcie Gdynia11.01 – wyjœcie Gdynia15.01 – wejœcie Hull18.01 – wyjœcie Hull21.01 – Gdynia62Nasze MORZE l <strong>nr</strong> <strong>10</strong> l paŸdziernik <strong>2011</strong>
MORZE OPOWIADAÑ2.02 – wyjœcie Gdynia6-<strong>10</strong>.02 Londyn13-17.02 Gdynia20-23.02 Hulli przez ca³y marzec regularne rejsy Gdynia – Londyn.1 kwietnia, w dzieñ Prima Aprilisowy, na Morzu Pó³nocnymuderzy³ nas dziobem niewielki niemiecki statek, na wysokoœci– bodaj¿e – trzeciej ³adowni ch³odzonej. Jako ciekawostkêmo¿na podaæ, ¿e w tamtym czasie niemieckie statki nie mia³yprawa podnosiæ niemieckiej bandery i p³ywa³y pod flag¹ kodusygna³owego, chyba oznaczaj¹cego literê „C”, jako symbolukapitulacji.Bodaj¿e w tej podró¿y na naszym statku zamustrowa³o kilkuobcokrajowców. Byli to greccy komuniœci z oddzia³ów ELAS,którzy po zwyciêstwie w³adz prawicowych wyemigrowali z krajui – miêdzy innymi – uzyskali azyl w Polsce Ludowej.Na naszym statku znaleŸli siê, o ile mnie pamiêæ nie mylipo szeœædziesiêciu latach, dwaj palacze, Angelos Vagelis i Bafaloukosoraz marynarz Mavrokefalos. Drugi mechanik przydzieli³obu na moj¹ wachtê. Si³¹ rzeczy ja zosta³em „szefem wachty”,czyli nieformalnym „starszym palaczem”.Sk¹d taki „awans”? Ano zapewne z tego powodu, ¿e obajnie znali ani s³owa po polsku, a ich angielski zostawia³ du¿o do¿yczenia. A po drugie, ¿e z pozosta³ych palaczy – Polaków,tylko ja zna³em co nieco angielski.Zreszt¹ niewa¿ne.Obaj Grecy byli doœwiadczonymi marynarzami, którzy d³u-¿ej p³ywali ani¿eli ja w owym czasie liczy³em lat. Fachowcamibyli œwietnymi i choæ komuniœci, przyzwoitymi ludŸmii dobrymi kolegami.Angelos Vagelis by³ to ch³op potê¿ny, o niezwyk³ejsile i jakoœ mi siê kojarzy³ z sienkiewiczowskim Ursusemz „Quo vadis”. Pracowa³ bardzo szybko i nigdynie wiedzia³em u niego zmêczenia. Poniewa¿ by³emod niego znacznie s³abszy i wolniejszy, pamiêtam¿e czasami mi pomaga³, gdy upora³ siê b³yskawicznieze swoim kot³em.Bafaloukos by³ niewielkiego wzrostu, alenadrabia³ tusz¹. Prawdê mówi¹c, przypomina³wspomnienia z maszynydobrze usma¿ony p¹czek i niezbyt kojarzy³ siê z okrêtowympalaczem „na wêgiel”. Dawa³ jednak dobrze radê z robot¹, aleponiewa¿ dwa boczne paleniska naszych kot³ów znajdowa³ysiê doœæ wysoko nad pod³og¹ kot³owni, Bafaloukos pod³o¿y³przed nimi kawa³ki sporych belek, na które wskakiwa³ przyka¿dym rzucie wêgla do zach³annego paleniska.Po remoncie stoczniowym wyszliœmy z Blyth 26 kwietniai nastêpnego dnia zacumowaliœmy wyj¹tkowo w Rotterdamie.Poniewa¿ na czas postoju og³oszono wachty portowe, wieczoremtego dnia mieliœmy wolne i obaj moi palacze zaproponowalimi wspólne wyjœcie do miasta.Zgodzi³em siê bardzo chêtnie, bo dotychczas w Rotterdamienie by³em, a oni obaj znali go, jak twierdzili, doskonale.Oczekiwane przeze mnie zwiedzanie zakoñczy³o siê kilkasetmetrów od portowej bramy. - Wpadniemy na piwo, a potempojedziemy do centrum - zaproponowali obaj prawie równoczeœnie.- Dlaczego nie?Weszliœmy do lokalu. Knajpa jak knajpa. Okr¹g³e stolikiz marmurowymi blatami, trochê migaj¹cych œwiate³ek, jakaœprzyjemna piosenka z p³yty, kilkunastu marynarzy, dwie niebrzydkiekelnerki i bar ze spor¹ kolekcj¹ butelek w tle orazbarmanem.- STAAAVROS!!! - rozleg³ siê przeraŸliwy wrzask wy¿szegoz moich palaczy.W knajpie zapad³a cisza, któr¹ po chwali przerwa³ równieprzeraŸliwy krzyk barmana:Rys. Andrzej PerepeczkoNasze MORZE l <strong>nr</strong> <strong>10</strong> l paŸdziernik <strong>2011</strong>63