12.07.2015 Views

maj'13 - Polska Zbrojna

maj'13 - Polska Zbrojna

maj'13 - Polska Zbrojna

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

KURIER WETERANA KURIER WETERANA KURIER WETERANAwww.polska-zbrojna.plNR 5 (805) MAJ 2013w numerzeporadnikżołnierzyINDEks 337 374 ISSN 0867-4523Cena 6,50 zł (w tym 8% VAT)profesorwaldemardziak:O co chodzikoreipółnocnejdo piekłai z powrotem,czyli nasiw GujanieFrancuskiejMACHINASZKOLENIOWAjak nauczyćrzemiosłażołnierzazawodowegoISSN 08674523


z szereguwystąppiotr bernabiukJak sobie wyszkolisz,tak sobie powojujesz...Przejście sił zbrojnych na zawodowstwo stanowiło wyzwanie przede wszystkim dla szkoleniowców.Przecież do tego czasu przez kolejne dziesięciolecia wojskowe młyny mełły żołnierskąmasę w równomiernym rytmie, wyznaczanym przez kolejne wcielenia. Uczono maszerowania,śpiewania, meldowania i prostych czynności przydatnych w działaniach wojennych… Zaledwieszkolenie się rozpoczynało, a już się kończyło. I kolejna partia rezerwistów z triumfalnąpieśnią na ustach wracała do cywila, a u koszarowych bram czekali następni rekruci. Wszystkozaczynało się od nowa – po raz piąty, dziesiąty, setny…Od kiedy przeszliśmy na zawodowstwo, szeregowy przez kolejne lata służby zostaje wyedukowanydo maksymalnego poziomu i potrafi niemalże wszystko to, czego się od niego na tym etapieoczekuje. Później w jeden organizm są zgrywane drużyna, następnie pluton, kompania i wreszciebatalion. Co dalej? Oczywiście należy ten potencjał utrzymać w gotowości do działania. Jak to zrobić,żeby uchronić żołnierzy przed monotonią i rutyną? Jak utrzymać uformowaną, gotową strukturębojową w gotowości? Przecież w misjach poza granicami kraju, będących sprawdzianem wyszkoleniai zdolności bojowej, uczestniczy jedynie część sił zbrojnych. Czy powtarzać zajęcia napoziomie drużyny i załogi, czy może na szczeblu kompanii? A może niech żołnierz zdobywa kolejnespecjalności i staje się uniwersalny? A jak się wybije wśród kolegów, to trzeba mu otworzyćfurtkę do wyższego korpusu, awansować…Od szeregowych nie mniej ważni są młodzi dowódcy. Szczególnie podporucznicy, ci po rocznymstudium, które w skali służby jest ledwie szkoleniem wstępnym i zapoznawczym. To na nich należysię szczególnie skoncentrować, wprowadzić ich w życie pododdziałów, wesprzeć w szkoleniui dowodzeniu, bo na wojaczkę mają jedynie trzyletnią kadencję. Jeśli tu nie poczują się dobrzew roli dowódców i przywódców, to już później nie będą mieli takiej okazji. Ani jako majorowie, anijako generałowie.Od kiedy przeszliśmy na zawodowstwo,szeregowy przez kolejne lata służby zostajewyedukowany do maksymalnego poziomui potrafi niemalże wszystko to, czego się od niegona tym etapie oczekuje.O szkoleniu czytaj na stronie 12.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA3


| rejestr|12O gigantycznymośrodkuszkoleniowym, jakimw czasie pokoju jestpolska armiaŁUKASZ KERMELEwa Korsak,Magdalena Kowalska-Sendek36 | Sztuka koncentracjiJak strzelcy wyborowi doskonalili siępod okiem byłych gromowców?Magdalena Kowalska-Sendek38 | Do piekła i z powrotemNa to szkolenie trafiało się kiedyś za karę.Teraz morderczy trening w GujanieFrancuskiej jest tylko dla wybranych.Bogusław Politowski42 | Misja wśród uśmiechniętych ludziDziennikarz „Polski Zbrojnej” pojechał doMali razem z naszymi żołnierzami, którzyrozpoczynają tam służbę.armiaPiotr Bernabiuk, Tadeusz Wróbel12 | Machina szkoleniowaMagdalena Kowalska-Sendek19 | Przeciwnik na nibySpecjalsi będą mogli wirtualnie walczyćw dowolnym miejscu na świecie.Piotr Bernabiuk, Tadeusz Wróbel20 | Wirtualne okopyGenerał Marek Tomaszycki opowiada, jakpołączyć szkolenie na symulatorach z realnym.Paulina Glińska26 | Dowódca w 800 godzinCzy podoficerowie są dobrze przygotowywanido roli dowódców?Bogusław Politowski30 | Urzędnicza paralaksaKolejny razsprawdzamy, kiedyw polskiej armii pojawiąsię stanowiskadla snajperów.3042Łukasz Zalesiński46 | Samotni łowcyMamy pięć okrętów, które stanowiąnajgroźniejszą broń marynarki.Bartosz Bera50 | Szkoła mistrzówPolscy piloci już trzeci raz pokazali swójkunszt na szkoleniu w Albacete.Anna Dąbrowska55 | Oblicza pokojuNasza dziennikarka udowadnia,że lekcje prowadzone przez weteranówto znakomity pomysł na pokazaniemłodym ludziom specyfiki pracyżołnierzy.BOGUSŁAW POLITOWSKIŁukasz Zalesiński58 | Ostatni dźwięk gwizdkaO komandorze podporucznikuArkadiuszu Kurdybelskim, któryna ORP „Mewa” przeszedł wszystkieszczeble kariery.4NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


prezentujbrońKrzysztof Wilewski68 | Owoce morza dla boga wojnyKrab, Kryl, Rak i Homar– te nazwy pojawiają się nietylko w wysublimowanymmenu, lecz takżew programachzbrojeniowych.bezpieczeństwoRobert Czulda74 | Projekt widmoKiedy do armii amerykańskiej wreszcie trafiąnastępcy HMMWV?Rafał Ciastoń80 | Północ pręży muskułyCzy wojenna retoryka północnokoreańska możeprzerodzić się w konflikt zbrojny?Tadeusz Wróbel84 | Badanie góry lodowejProfesor Waldemar Dziak o tym, komuprzyniosłaby korzyści wojna na PółwyspieKoreańskim.Robert Czulda88 | Kodeks cyberwojenUderzenie przez internet można porównaćdo ataku z użyciem broni konwencjonalnej.sekretariat wojskowego instytutu wydawniczegotel.: +4822 684 53 65, 684 56 85,faks: 684 55 03; CA MON 845 365, 845 685, faks: 845 503;sekretariat@zbrojni.pl,Al. Jerozolimskie 97, 00-909 WarszawaREDAKTOR NACZELNY POLSKI ZBROJNEJWojciech Kiss-Orski,tel.: +4822 684 02 22, CA MON 840 222;wko@zbrojni.plSekretariat redakcjiAneta Wiśniewska (sekretarz redakcji),tel.: +4822 684 52 13, CA MON 845 213Katarzyna Pietraszek, tel.: +4822 684 02 27, CA MON 840 227;Joanna Rochowicz, tel.: +4822 684 52 30, CA MON 845 230;polska-zbrojna@zbrojni.pl, pz@zbrojni.plWSPÓŁPRACOWNICYPiotr Bernabiuk, Anna Dąbrowska, Paulina Glińska,Małgorzata Schwarzgruber, Tadeusz Wróbel,tel.: +4822 684 52 44, CA MON 845 244,+4822 684 56 04, CA MON 845 604;Magdalena Kowalska-Sendek, tel.: +48 725 880 221;Rafał Ciastoń, Robert Czulda, Włodzimierz Kaleta,Marek Mejssner, Bogusław Politowski, Jacek Szustakowski,Krzysztof Wilewski, Łukasz ZalesińskiDZIAŁ GRAFICZNYMarcin Dmowski (kierownik), Paweł Kępka, Monika Siemaszko,tel.: +4822 684 51 70, CA MON 845 170fotoedytorAndrzej Witkowski,tel.: +4822 684 51 70, CA MON 845 170OPRACOWANIE STYLISTYCZNERenata Gromska, Urszula Zdunek,tel.: +4822 684 55 02, CA MON 845 502BIURO REKLAMY I MARKETINGUAdam Niemczak (kierownik), Anita Kwaterowska (tłumacz),Magdalena Miernicka, Małgorzata Szustkowska,tel. +4822 684 53 87, 684 51 80,Elżbieta Toczek (kolportaż), tel. +4822 684 04 00,faks: +4822 684 55 03; reklama@zbrojni.plZdjęcie na okładce:Katarzyna PrzepióraNumer zamknięto:18.04.2013 r.wojnyi pokojehoryzontyMarek Mejssner90 | Zabójcze kodyUżycie robaka internetowego nie niesiekrwawych ofiar, ale jest tanie i może wywołaćdotkliwe szkody.Tadeusz Wróbel92 | Machina zmianRewolucja we włoskiej lądówceTadeusz Wróbel96 | Obóz dla VIP-ówWielka ucieczka po niemieckuMagdalena Kowalska-Sendek104 | Gapa dla technikaInżynierowie chcą nosić takie same odznakijak piloci.Piotr Bernabiuk110 | Magia wielkich górZdobywanie szczytów na wojskowoKOLPORTAŻ I REKLAMACJETOPLOGISTIC, ul. Skarbka z Gór 118/22, 03-287 Warszawa,tel.: +4822 389 65 87, +48 500 259 909,faks: +4822 301 86 61; biuro@toplogistic.plDRUKDrukarnia Trans-Druk spółka jawna,Kraśnica k. KoninaPrenumerataPrenumerata realizowana przez RUCH S.A:Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania możnaskładać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.plEwentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:prenumerata@ruch.com.pl lub kontaktując sięz Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem:801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00 – 18.00.Koszt połączenia wg taryfy operatora.Partner: Narodowe Archiwum Cyfrowe.170 tysięcy zdjęć online na www.nac.gov.plTreść zamieszczanych materiałów nie zawsze odzwierciedlastanowisko redakcji. Tekstów niezamówionych redakcjanie zwraca. Zastrzega sobie prawo do skrótów.Egzemplarze miesięcznika w wojskowej dystrybucji wewnętrznejsą bezpłatne. Informacje: CA MON 840 400NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA5


fleszŻołnierze zgrupowania bojowego XII zmiany PKW Afganistan osłaniajądziałanie amerykańskich saperów. Wychodzą z wozów i poruszają sięwzdłuż Highway 1 w poszukiwaniu odciągów i „ajdików” (improwizowanychładunków wybuchowych).6NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


ADAm ROIK/COMBAT CAmERa–dOSZafganistanNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA7


| przegląd miesiąca|Coraz bliżej końcaadam roik/combat camera doszZgodnie z postanowieniem prezydentaBronisława Komorowskiegopolscy żołnierze będą służyćw Afganistanie do 13 października2013 roku. Kontyngent, tak jak do tejpory, ma liczyć maksymalnie 1,8 tysiącażołnierzy i pracowników wojska,a odwód strategiczny w kraju– kolejne 200 osób.Od jesieni 2012 roku dwie ostatniezmiany zostaną zmniejszone do okołotysiąca żołnierzy i cywili. Teraz misjęw Afganistanie kończy XII zmiana,Polski kontyngent przez kolejne pół roku zostaje w Afganistanie.którą w większości tworzą żołnierze12 Brygady Zmechanizowanej, dowodzeniprzez generała brygady AndrzejaTuza. Trzonem XIII zmiany będą wojskowiz 25 Brygady Kawalerii Powietrznej,a ich dowódcą generał brygadyMarek Sokołowski.Zmieniły się zadania polskiego kontyngentu.Od 1 kwietnia za utrzymaniebezpieczeństwa w prowincji Ghazniodpowiadają miejscowe wojsko i policja.Armia afgańska przejęła też odPolaków kontrolę nad bazą w Waghez.ogłoszenieTeraz głównym zadaniem naszych żołnierzyjest szkolenie Afgańskich SiłBezpieczeństwa oraz wspieranie władzi lokalnej administracji tego krajuw odbudowie infrastruktury cywilnej,a także realizacja projektów pomocowych.Polacy nadal patrolują też drogęłączącą Kabul z Kandaharem.W 2014 roku dowodzone przezNATO siły ISAF, w tym <strong>Polska</strong>, mająopuścić Afganistan, a odpowiedzialnośćza zapewnienie bezpieczeństwakraju przejmie tamtejsze wojsko. AD •Dowództwo Operacyjne Sił Zbrojnychposzukuje kandydatów do pracy w zespole reporterskim Combat Camerana stanowisku: podoficer specjalista, STE: chor., U: 8.Od kandydatów oczekujemy: doświadczenia w robieniuzdjęć lub video, znajomości obsługi programów graficznych(Adobe Premiere), kreatywności i zaangażowania.Zapewniamy: pracę w gronie ekspertów z użyciem sprzętunajwyższej światowej klasy, rozwijanie swoich zainteresowań,możliwość podnoszenia kwalifikacji i rozwoju zawodowego.Zgłoszenia w postaci CV prosimy przesyłać do 31 maja 2013 roku na adres: do@wp.mil.pl8NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


przeglądmiesiącaCzęściej i dłużejSzeregowi i podoficerowie chcą wydłużenia służby kontraktoweji zmian w zasadach podwyższania klas kwalifikacyjnych.Dziś służba kontraktowa szeregowychzawodowych może trwać do12 lat. „Jeśli w tym czasie nie podwyższąoni swoich kwalifikacji i nie przejdądo korpusu podoficerskiego, powinnizwolnić miejsce dla kolejnychkadr”, mówił generał broni MieczysławGocuł, pierwszy zastępcaszefa Sztabu Generalnego WPna spotkaniu podoficerów i szeregowychz ministrem TomaszemSiemoniakiem.Przedstawiciele obukorpusów proponowalijednak, by wydłużyć tenokres o kilka lat. Argumentowalito tym, że liczby zarównoetatów podoficerskich, jaki miejsc w szkołach podoficerskich,są ograniczone. Jak wyliczali,spośród szeregowych,którzy rozpoczęli służbę trzylata temu, tylko jedna czwartama szansę zostać podoficerami.Reszta będzie musiała pożegnaćsię z armią.Minister Siemoniak zapewniałjednak, że prognozynie są tak pesymistyczne.Święto Sapera„Zależy nam na rotacji w siłach zbrojnych,ale jednocześnie nie chcemy tracićfachowców”, stwierdził. Szefostwoarmii nie zgadza się przy tym na przedłużenieczasu trwania służby kontraktowej.„Po dłuższym niż 12 lat okresiew armii szeregowym trudniej będzieułożyć sobie życie w cywilu i znaleźćtam pracę”, tłumaczył generałGocuł.Podoficerom i szeregowymzależy też na zmianie w rozporządzeniuw sprawie klaskwalifikacyjnych. Chcą, abypo 15 latach służby żołnierzmógł podnosić klasę co roku,a nie, tak jak teraz, co trzylata. „Proponujemy kompromis,czyli dwa lata. Takie rozwiązaniei w związku z tym większewypłaty dodatków motywacyjnychza klasy – według wstępnychszacunków – i tak będą kosztowałyMON dodatkowe 26 milionówzłotych rocznie”, wyjaśnił ministerSiemoniak. Jak dodał, resortnie chce też, aby okres dochodzeniado kolejnych klas był zbytkrótki. A nnZgodnie z tradycją maj w Wojskach Lądowych przebiega pod znakiem rozpoznania,a szkolenie zwiadowców nabiera szczególnego tempa. Spotykamy się w tym czasie nadrawskim poligonie, aby doskonalić specjalistyczne umiejętności, porównać poziomwyszkolenia zwiadowców na zawodach użyteczno-bojowych drużyn rozpoznawczych orazsprawdzić wybrane zdolności operacyjne rozpoznania Wojsk Lądowych podczas taktyczno--specjalnych ćwiczeń „Delta”.Chciałbym przekazać wszystkim zwiadowcom z okazji ich święta najlepsze życzeniasukcesów w służbie, kolegom, którzy wykonują zadania w naszym kontyngenciew Afganistanie, żołnierskiego szczęścia, a nam wszystkim mistrzowskiego opanowaniarzemiosła i sprostania nowym wyzwaniom, zarówno zawodowym, jak i w życiu osobistym.Szef Zarządu Rozpoznania i Walki Elektronicznej– G2 Dowództwa Wojsk Lądowychpułkownik Sławomir Florekwraz z kadrą i pracownikamiZgodana polską tarczęPrezydent podpisał ustawę,która daje podstawydo budowy naszego systemuobrony powietrznej.Nowelizacja ustawy o modernizacjitechnicznej i finansowaniu siłzbrojnych gwarantuje przeznaczeniepieniędzy na jeden z priorytetów modernizacyjnycharmii, czyli budowęwłasnego systemu obrony przestrzenipowietrznej”, mówił prezydent BronisławKomorowski, zwierzchnik siłzbrojnych, po podpisaniu dokumentu.Jak dodał minister Tomasz Siemoniak,polski system przeciwrakietowy ma byćprzede wszystkim dostosowany doobrony przed rakietami krótkiegoi średniego zasięgu oraz zintegrowanyz systemem budowanym przez NATO.Zmiana przepisów dotyczy sposobówfinansowania w latach 2014–2023obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej.Nowelizacja przewiduje, żew ramach 1,95 procent PKB, który coroczniejest przeznaczany na obronność,kwoty wynikające ze wzrostu gospodarczegobędą przekazywane nabudowę polskiej tarczy. Zdaniem StanisławaKozieja, szefa Biura BezpieczeństwaNarodowego, będzie to 4–5procent budżetu MON rocznie.Głównym elementem naszego systemuobrony przestrzeni powietrznej mająbyć zestawy rakietowe średniego zasięgumogące zestrzelić pociski balistyczne.Plan modernizacji technicznej armiiprzewiduje, że wojsko otrzyma międzyinnymi sześć baterii z przeciwlotniczymzestawem rakietowym średniego zasięguoraz tyle samo artyleryjsko-rakietowychbliskiego zasięgu. AD,TW ••Artist's impressionof the Spada 2000NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA9


patronat polski zbrojnejDEPARTAMENT NAUKII SZKOLNICTWA WOJSKOWEGOzaprasza naVI KONFERENCJĘNAUKOWO-PRZEMYSŁOWĄ15 maja 2013 r.BADANIA NAUKOWE W OBSZARZETECHNIKI I TECHNOLOGII OBRONNYCHCeleKonferencji:Prezentacja stanu realizacji i zamierzeń w zakresie badań naukowych z obszaruobronności i bezpieczeństwa państwa w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju.Przedstawienie perspektyw udziału polskich podmiotów naukowych i przemysłowychw programach i projektach badawczych finansowanych przez Europejską AgencjęObrony (EDA), NATO-wską Organizację ds. Badań i Technologii (NATO STO)oraz Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) wspierających potrzeby SZ RP.Prezentacja dokumentu Priorytetowe Kierunki Badań Naukowych na lata2013-2022, w kontekście realizacji zapisów Krajowego Programu Badań orazStrategii Działań Resortu Obrony Narodowej w Obszarze Badań i TechnologiiObronnych.Rozstrzygnięcie i przedstawienie wyników konkursu na najlepsząpracę naukową i badawczą z obszaru obronności.Rejestracja uczestnictwa i szczegóły organizacyjne na stronie internetowejwww.dnisw.mon.gov.plCentrum Konferencyjne Wojska PolskiegoWarszawa, ul. Żwirki i Wigury 9/13


felieton| Do pewnego stopnia|PiotrBernabiukCudaniepojęteNasz z pozoru racjonalnyświat ostatnio nieco siępogmatwał, w efekciecoraz więcej ludziwierzy w cuda.W wojsku również...W34 Brygadzie Kawalerii Pancernej od dawna już nikogo tak tłumniei serdecznie, acz zarazem z żalem, nie żegnano, jak odchodzącego dorezerwy młodszego chorążego Konrada Święcickiego. Na „oficjałce”mówiono o autorytecie żołnierza, o jego licznych i cennych dokonaniach,o korzyściach, jakie z jego służby odnosiła cała brygada. Dziękował więc dowódca,dziękował dowódca batalionu, dziękowali także dowódcy niższego stopnia. A kapitanMaciej Strzygocki napomknął o cudach: „Z warsztatem Konrada zetknąłem się podczasdowodzenia kompanią. Jest on takim cudotwórcą, który w dwadzieścia minut potrafiłwyciągnąć z czołgu wkładkę uwaloną ziemią, wyczyścić ją i z powrotem zamontować.Jeśli chodzi o mechanikę czy uzbrojenie czołgu, to podejrzewam, że drugiego takiegowśród nas nie ma i długo nie będzie”.W kwestii cudów jednakże pozostaje w tym wypadku otwarte pytanie zasadnicze: jakimcudem dopuszczono, by po piętnastu ledwie latach służby odeszła do cywila takapostać? Cudotwórców oraz cudaków mamy bowiem pod dostatkiem, ale dobrych fachowcówbardzo nam brakuje.Idźmy dalej tropem rzeczy na zdrowy rozum niepojętych. Szeregowy X (sorry, aleimienia i nazwiska nie wspomnę) padł ofiarą zjawiska znanego powszechnie jako „cuddomniemany”. Przytoczę krótki dialog bohatera z dowódcą kompanii:„Panie szeregowy, jakim cudem się pan do wojska dostał?”W odpowiedzi cisza. Ot, i po rozmowie.Dodam więc gwoli wyjaśnienia, że w tej dość przykrej sprawie nie było cudu ani objawienia.Był wujek! Konkretna postać, z krwi i kości, gość wysoko postawiony, do tegosympatyczny, a światu życzliwy do przesady. Jeden z tych, którym się nie odmawia. Bonie wypada i nie warto. Wujka trzeba zrozumieć – chciał pomóc rodzinie. Chłopak sięmarnował – gdzie poszedł, tam obciach, gdzie zaczął, tam szybko skończył. W sumie byłmiły, po wujku, ale do niczego. A jak do niczego, to może do wojska? Trzeba pomóc.A w wojsku tak jak wszędzie – co krok, to porażka. Koledzy się wkurzali i łacha z niegodarli, dowódcy, od drużyny do kompanii, nie wiedzieli, czy karać, czy wzywać doktora.Wszyscy zadawali sobie pytanie: „Jakim cudem ten gość się do wojska dostał?”.Tylko dowódca wyższy stopniem, znający na wskroś sytuację, powiedział wprost:„Ktoś, kto podrzucił nam to kukułcze jajo, nie miał wstydu. Bo to niby tylko jeden żołnierz,ale jak kropla dziegciu w beczce miodu. Mam nadzieję, że pozbędę się go jakimścudem”. Dowódca nie ukrywał, że w zaistniałej sytuacji pozostała mu jedynie głębokawiara w wypadki nadzwyczajne.Cudownym zrządzeniem losu pomnażają się nam również czyny bohaterskie. Żołnierze,którzy na misji niemalże cudem wyszli z ciężkiej opresji, niestety nie wszyscy, i niedo końca, z wielkim oburzeniem opowiadali, że jako ich ratownik i wybawca pojawił sięosobnik, którego w dramatycznym epizodzie nie widzieli. Dla nich, zwykłych szaraków,którzy dali z siebie wszystko, ponosząc ofiary, bohaterstwo tej miary jest zwykłym obciachem.Pytają więc wokół: „Jakim cudem?”.Jak więc widać, cud goni cud. Na szczęście ustawa pragmatyczna nieprzewiduje na tę okoliczność etatów ani wprowadzenia do sił zbrojnych nowejspecjalności. A to i dobrze, bo zaraz zaczęłobysię cudowanie – jak opisać stanowisko, jak dopasowaćstopnie, umieścić w korpusie oficerskim czywśród szeregowych, jak certyfikować… Zapewniamwięc raz jeszcze zaniepokojonych z pewnościążołnierzy: jak na razie, wśród cudotwórców panujewolontariat…NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA•11


armiaperyskop| wojska lądowe|machinaszkoleniowaCzym zajmują się żołnierze w czasie pokoju?Piotr BernabiukTadeusz Wróbel12NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


O sukcesiena polu walkinadal będądecydowaćgeniusz wojennydowódcówi wyszkolenieżołnierzyNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNAŁUKASZ KERMEL13


| armia Peryskop|ruszą do Drawska Pomorskiego,Nowej Dęby czy Orzysza,muszą się dobrze przygotować. U siebie,na miejscu, powinny wykorzystać na szkolenia70 procent czasu. W batalionie czołgówczy zmechanizowanym należy przygotowaći zgrać w małych zespołach specjalistówz wielu dziedzin. Do tego potrzebne są garnizonowabaza szkoleniowa i rozbudowane zapleczez urządzeniami szkolno-treningowymi, w któregoskład wchodzą baza gabinetowa, plac ćwiczeń taktycznych,obiekty szkolenia specjalistycznego, ogniowegoi strzeleckiego, nadto niezbędny jest ośrodek szkolenia fizycznego.Obiekty powinny być wyposażone w odpowiednie pomocedydaktyczne, dobrane do poszczególnych tematów zajęć,w sprzęt audiowizualny, plansze, makiety, przekroje broni,pocisków, min i urządzeń.Do szkolenia z podstaw wojaczki potrzebne są plac ćwiczeńtaktycznych z torami stanowiącymi miniatury pola walki dlapododdziałów pancernych czy zmechanizowanych, z ośrodkami,w których żołnierze uczą się z użyciem sprzętu pokonywaniaprzeszkód wodnych, z rejonem do szkolenia w terenie zabumachinas zkoleniowaArmia w warunkach pokoju jest przede wszystkim gigantycznymośrodkiem szkoleniowym. Musi przygotowaćżołnierzy, a potem zgrać ich w drużyny,plutony, kompanie, bataliony. Następnie połączyćwszystkie elementy w wielką machinę wojenną i sprawdzić, jakona działa. Do tego potrzebne jest ogromne zaplecze, od salszkoleniowo-metodycznych po rozległe poligony, od plansz poglądowychpo najnowocześniejsze systemy symulatorów.COMMENTJerzy Zdrojewskidowanym, a także „czołgowisko”, gdzie odbywają się naukai doskonalenie jazdy we wszystkich możliwych warunkach.Żołnierze muszą poznać tajniki wielu innych dziedzin, dlategona przykoszarowych terenach powinny znaleźć się międzyinnymi ośrodki szkolenia rozpoznawczego, inżynieryjno-saperskiego,obrony przeciwchemicznej i przeciwlotniczej. Oczywiścienie można zapomnieć o logistyce.Żeby szkolenie było efektywne, konieczne są specjalistyczneurządzenia szkolno-treningowe. Nie do każdego bowiemtreningu wystarczą proste rozwiązania. Dlatego niezwykleistotną rolę odgrywają trenażery, o różnym poziomie zaawansowania,do nauki jazdy czy celowania. Większość z nich tobardzo proste urządzenia, głównie do szkolenia kierowców. Sąrównież tak rozbudowane, jak przeznaczony do szkoleniastrzeleckiego drużyny system szkolno-treningowy Śnieżnik,pozwalający aranżować proste sytuacje taktyczne i prowadzićstrzelanie z różnego rodzaju broni. WyjątkowozaawansowanyBaza poligonowa od dziesięcioleci jest podzielona na specjalności. Swoje zgrupowania mają artylerzyści, przeciwlotnicy,saperzy, chemicy. Szkolą się osobno, osiągając perfekcję. W trakcie wielkich ćwiczeń, będących odzwierciedleniem działańbojowych, główną rolę grają pododdziały ogólnowojskowe – zmotoryzowane, zmechanizowane i pancerne. Nie osiągnąjednakże sukcesu bez wsparcia artylerzystów, osłony przeciwlotników, zabezpieczenia logistycznego czy medycznego. Niejednokrotnieokazywało się, że działanie znakomicie wyszkolonych i przygotowanych do swej roli zespołów wsparcia nieprzekładało się na współpracę z siłami głównymi. Konieczne jest takie myślenie i wcześniejsze przygotowanie, by użyte siłydziałały jako całość i stanowiły wszechstronny komponent potrafiący wykonać każde stojące przed nim zadanie bojowe.Pułkownik Jerzy Zdrojewski jest szefemOddziału Bazy Szkoleniowej Wojsk Lądowych.COMMENTRadosław StachowiakSami na 70 procentSzkolenie wojskowe nieodłącznie kojarzy się z wielkimiprzestrzeniami poligonów podzielonych na pasy taktyczne,strzelnice, ośrodki specjalistyczne, obozowiska, i… z dużymićwiczeniami, które tam się odbywają. Zanim pododdziały wy-Baza szkoleniowa brygady jest bardzo dobrze wyposażona w urządzenia szkolno-treningowe,takie jak LLS, Czantoria czy ORTLES 3 i 3 M (do kompleksowego szkolenia załóg BWP-1) oraztrenażery: PPK Spike IDT i ODT dla operatorów przeciwpancernych pocisków kierowanych.Zgodnie z zatwierdzoną koncepcją rozwoju infrastruktury szkoleniowej w 1 Batalionie Zmechanizowanymw Lęborku będzie budowany cyfrowy symulator Śnieżnik, który zostanie wykorzystanyw tradycyjnym szkoleniu ogniowym do szczebla drużyny zmechanizowanej.Major Radosław Stachowiak pełni obowiązki szefaszkolenia 7 Pomorskiej Brygady Obrony Wybrzeża.pod względem technicznymjest OśrodekSzkolenia „Leopard”w 10 BrygadzieKawalerii Pancernejw Świętoszowie, służący do jednoczesnegoszkolenia plutonu czołgów. Niestety, symulatortej klasy jest na razie w wojsku tylko jeden.Puste strzelniceW jednostce ogólnowojskowej oprócz pancerniaków czy piechocińcówznajdują się pododdziały kilku innych specjalności,zatem rozmaitość zaplecza szkoleniowego jest przeogromna.Zajmuje też ono odpowiednio dużo miejsca, zazwyczaj pozamurami koszar, na obszarze otoczonym tablicami w kilku językach:„Teren wojskowy, wstęp wzbroniony”.Oddzielenie światów cywilnego i wojskowego za pomocążółtych tablic nie gwarantuje jednak bezkonfliktowego funkcjo-14NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaPoligonyWojskLądowychpod względempowierzchninależą donajwiększychw Europienowania garnizonowych obiektów szkoleniowych. Tak jest międzyinnymi ze strzelnicami, z którymi od około dziesięciu lat sąkłopoty nie tylko w Wojskach Lądowych.Zaczęły się od tego, że część obiektów, zwłaszcza w dużychi średnich miastach, została w ostatnich dziesięcioleciach otoczonaprzez cywilizację, w szczególności chodzi tu o osiedlamieszkaniowe. Po wejściu w życie rozporządzenia ministraobrony narodowej z 4 października 2001 roku (Dziennik Ustawnr 132, poz. 1479) w sprawie warunków technicznych, jakimpowinny odpowiadać strzelnice garnizonowe, ze względu nausytuowanie z dnia na dzień wyłączono z użytku znaczną częśćobiektów, które wcześniej nikomu nie przeszkadzały.Efektem zmian w przepisach są ogromne koszty poniesionenie tylko na modernizację. Łatwo je oszacować, wystarczy pomnożyćliczbę żołnierzy w batalionie przez liczbę programowychzajęć strzeleckich w roku i odległość od najbliższej strzelnicy,wynoszącą czasem 50 kilometrów albo nawet i ponad sto.Ostatnio sprawy mają się wprawdzie nieco lepiej, nadal jednakz blisko pół setki strzelnic nie można korzystać, a jedynieokoło trzydziestu jest czynnych. Dostosowane już do wymagańwynikających z przepisów obiekty zdecydowanie pogarszająjakość szkolenia, ponieważ uwzględniają konieczne strefy bezpieczeństwai przesłony chroniące przed zabłąkanymi kulami.W efekcie żołnierz strzela w tunelu, a na polu walki nie będzieprzecież działał w izolacji, musi współpracować z kolegami,ubezpieczać ich i dzielić cele. Takie niepełne szkolenie odbywasię między innymi w otwieranych obecnie obiektach w Międzyrzeczu,w Brzegu czy Lidzbarku Warmińskimi i Węgorzewie.A to jedynie nauka celowania.Wielka czwórkaWojska Lądowe z pewnością nie mogą narzekać na poligony.Pod względem powierzchni należą one do największych w Europie,a dzięki różnorodności ukształtowania terenu umożliwiająszkolenie zarówno na podłożu piaszczystym, jak i na bagnach,równinach i w lasach. Do wielkiej czwórki należą poligonyw Drawsku Pomorskim, Żaganiu, Nowej Dębie i BemowiePiskim.Na największym z nich, w Drawsku Pomorskim, może prowadzićdziałania cała dywizja. Na największym pasie taktycznymBucierz, o głębokości 8 kilometrów i szerokości 4–7 kilometrów,może ćwiczyć działania ofensywne i obronne wzmocnionybatalion czołgów lub piechoty zmechanizowanej.Mniej więcej za dwa lata, dzięki kompleksowemu systemowisymulacji pola walki, właśnie tam będą rozgrywane wielkie grykomputerowe. Program w całości zobrazuje pole działań militarnychi systemy dowodzenia wszystkich szczebli, od głównegodowódcy po strzelców w okopach, reagując na każdą wydanądecyzję, komendę i działanie żołnierzy na polu walki. Pozwolito na prowadzenie realnych, dwustronnych ćwiczeń doszczebla wzmocnionego batalionu czy taktycznej grupy bojowej.O sukcesie nadal będą decydować geniusz wojenny dowódcówi wyszkolenie żołnierzy.Na poligonach w Wierzbinach (Orzysz) i Wędrzynie zakładanesą nowe bezprzewodowe systemy sterowania polami tarczowymiw systemach WB 03, WSB 04, a także systemy Agat/Szmaragd. To bardzo ważne, bo od sprawności, niezawodności,liczebności i możliwości wariantowania wojsk przeciwnika zależyjakość szkolenia. Istotne są również bilansowanie i analizadziałania na podstawie komputerowych zapisów. Wówczas każdydowódca i żołnierz wiedzą, co zrobili źle, a co dobrze.Ucieczka od cywilizacjiObraz garnizonowej bazy szkoleniowej w jednostkach WL,mimo pewnych braków, nie jest najgorszy, ale z pewnością bardzozróżnicowany i jeszcze nie na miarę armii zawodowej. Infrastrukturaszkoleniowa w zauważalny sposób się rozwija, i sąto dopiero początki.W Wojskach Lądowych mówi się o koncepcji modernizacjibazy szkoleniowej i jej wyposażenia uwzględniającej wprowadzenieteleinformatycznego wsparcia szkolenia. Należy ją jednakżeoprzeć na długofalowej koncepcji rozwoju Wojsk Lądowychpo ostatecznej dyslokacji jednostek, by nie inwestowaćw coś, co za chwilę zniknie – po reformie struktury dowodzeniaoraz po zakończeniu prac nad modyfikacją programu szkolenia.Aby te plany się powiodły, kluczowa będzie stabilność finansowasił zbrojnych, zapewniająca płynną realizację inwestycji.Przełoży się to na systemowe wyposażanie WL w trenażeryi symulatory, których dobór będzie uzależniony od wprowadzanegodziś oraz w najbliższej perspektywie nowego uzbrojenia.Jest jednak pewien szkopuł. Świetnie skonfigurowane poligonyz pewnością zamienią się w nowoczesne kombinaty szkoleniowe.W usytuowanych w dużych miastach garnizonach wojsko,ruchliwe i hałaśliwe, zawsze będzie komuś wadzić. Idealnymrozwiązaniem byłaby więc ucieczka od cywilizacji i urządzeniedużych baz wojskowych zintegrowanych z największymipoligonami. Ułatwiłoby to szkolenie i obniżyło jego koszty, niemówiąc o zakończeniu konfliktów ze światem cywilnym.Zanim jednak zmiany te przyniosłyby oszczędności, najpierwpochłonęłyby gigantyczne kwoty na budowę infrastruktury– koszar, garaży i osiedli. Pojawiłby się również problem o charakterzeludzkim, bo przeprowadzka wiąże się z trudnościamize znalezieniem pracy przez cywilną części rodzin czy szkół dladzieci. Z drugiej jednak strony, jednostki 11 Dywizji KawaleriiPancernej są w większości tak usytuowane, że z koszar wyjeżdżasię wprost na poligon.•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA15


| armia peryskop|polska poligonowamamy jedne z największychw europie poligony. Stanowią one„rodowe srebra” naszego wojska.Drawsko PomorskiePrzeznaczenie szkoleniowe – ćwiczenia do szczebla dywizyjnegoPowierzchniacałkowitaSzerokość340 20 20kilometrówkwadratowych(164,44obszar operacyjny)DługośćkilometrówkilometrówPowierzchniacałkowitaNajważniejsze obiekty – pasy taktyczne: Góra Hetmańska,Bucierz, Mielno i Studnica; strzelnice: Garnizonowa, Jaworze,Konotop, Mielno i Studnica; jezioro Ostrowiec (ćwiczy się nanim pływanie i strzelanie nawodne); ośrodek Zalane (przygotowujesię tam żołnierzy do pokonywania głębokich przeprawwodnych po dnie); ośrodek Czertyń (dla wojsk inżynieryjnych);ośrodek Jaworze (dla wojsk rozpoznawczych i specjalnych);Zły Łęg (można tam ćwiczyć natarcie, przemieszczenia,forsowanie przeszkód wodnych i przeprawy po mostach);Kanał Hetmański (forsowanie przeszkód po mostach); rejonGłębokie – Las Kmicica (ćwiczą tam jednostki chemiczne).Zakwaterowanie– 6380 żołnierzy(w budynkachi namiotach)ŻagańPrzeznaczenie szkoleniowe – ćwiczenia do szczebla dywizyjnego340,56kilometrakwadratowego(obszar operacyjny172,82)DługośćSzerokość40 20kilometrówkilometrów16NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNANajważniejsze obiekty – pasy taktyczneJoanna i Świętoszów, strzelnice Golnicei Karliki, sześć stanowisk strzeleckich dlaartylerii (kształt poligonu umożliwia prowadzeniestrzelania do celów odległych o około35 kilometrów)Zakwaterowanieod 3008do 3668 żołnierzyOPRAC. TW


armiaPowierzchniacałkowitaSzerokośćkwadratowego(obszaroperacyjny166,68kilometra81,22)Długość20kilometrów15kilometrówNajważniejsze obiekty – pas taktyczny,ośrodek Wyręby (dla wojsk inżynieryjnych),ośrodek Klusy (dla wojsk rozpoznawczych),kanał Ruda, lotnisko polowe RostkiZakwaterowanie– 1400 żołnierzyWędrzynPrzeznaczenie szkoleniowe – ćwiczenia do szczebla brygadowegoPowierzchniacałkowitaBemowo PiskiePrzeznaczenie szkoleniowe – ćwiczenia do szczebla brygadowegoSzerokość121,91kilometrakwadratowego(obszar operacyjny55,48)Długość12kilometrów14kilometrówPowierzchniacałkowitaNajważniejsze obiekty – pas taktyczny Trzemeszno, ośrodek zurbanizowanyNowy Mur (siedem ulic z 52 budynkami i 20 fragmentamiruin), ośrodek zurbanizowany Lędów (do ćwiczenia działań antyterrorystycznych),Wzgórze 195,0 (w tym miejscu szkolą się żołnierzeprzed misją w Afganistanie; na wzgórzu odbywa się zgrywanie drużynze strzelaniem amunicją bojową podczas natarcia pod górę oraz pozdobyciu wzgórza w dół), kanał Malcz.152,51kilometrakwadratowegoZakwaterowanie– ponad 1000 łóżekw budynkach i dwa polanamiotowe dla 1000żołnierzy (100 namiotów)Nowa DębaPrzeznaczenie szkoleniowe – ćwiczenia do szczebla brygadowegoDługość26kilometrówSzerokość25kilometrówNajważniejsze obiekty – pasy taktyczne Kierunek IIi Twierdza, ośrodek Sitawina (dla wojsk inżynieryjnych),centra szkolenia dla jednostek chemicznych i przeciwlotniczychoraz kontyngentów na potrzeby misji ONZ.Zakwaterowanie– 470 żołnierzy(w hotelach polowychi barakach)NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA17


patronat polski zbrojnej


armiaPrzeciwnikna nibySpecjalsi dostaną najnowocześniejszesymulatory. Wirtualnie będą mogli walczyć w dowolnym miejscuna świecie i stawić czoła nawet najgroźniejszym przeciwnikom.Magdalena Kowalska-SendekWojska Specjalne chcą wesprzeć szkolenie swoichżołnierzy nowoczesnymi urządzeniami. Treningna symulatorach będzie uzupełnieniem tego realnego.Dzięki temu operatorzy przećwicządziałanie w dowolnym klimacie i różnorodnej pogodzie, sprawdząsię w warunkach maksymalnie zbliżonych do prawdziwegopola walki. To na razie plany. Jeszcze nie wiadomo, kiedysymulatory zostaną kupione. Obecnie Inspektorat Uzbrojeniaanalizuje rynek i szuka dostępnych rozwiązań.Nowa jakośćKomandosi dotychczas rzadko korzystali z systemów wsparciaszkolenia. Najczęściej ćwiczyli w terenie, na polskich i zagranicznychpoligonach. Działo się tak dlatego, że dostępnew kraju trenażery nie spełniały ich oczekiwań. Urządzenia niepozwalają przećwiczyć skomplikowanych scenariuszy walki,zaplanować niebezpiecznych misji, a właśnie do takich zadańkomandosi muszą być przygotowani.„Systemy wsparcia, którymi dysponujemy, są dość skromnei konstrukcyjnie zapóźnione”, mówi oficer z pionu szkoleniaw Dowództwie Wojsk Specjalnych. „Całkowicie nie przystajądo poziomu szkolenia, jaki reprezentują nasi żołnierze”.Poza tym trenażery, takie jak Cyklop czy Czantoria, służą doszkolenia indywidualnego, a specjalsom przede wszystkim zależyna tym, by mógł ćwiczyć cały zespół. Dlatego DWS chcekupić symulatory najnowszej generacji: system symulacji polawalki WS, laserowy system taktycznego odwzorowania polawalki i wirtualny system taktycznego pola walki.Nowe urządzenia zmniejszą koszty szkolenia i uatrakcyjniątrening. Z użyciem sprzętu żołnierze będą się uczyć właściwegoprzygotowania i planowania operacji specjalnych. Sprawdzion także, czy potrafią korzystać z bezzałogowców, rozpoznawaćteren oraz wykrywać improwizowane ładunki wybuchowe.Według rozmaitych scenariuszy specjalsi będą ćwiczyćdziałanie w różnych szerokościach geograficznych, co dla WSjest bardzo cenne. Swój warsztat będą mogli szlifować takżeżołnierze naprowadzający lotnictwo na cele naziemne.Symulatory przydadzą się też do przygotowania do udziałuw konkretnych operacjach. Jeżeli żołnierzom przyjdzie naprzykład uwolnić zakładników z miejskiego ratusza w Ghazni,to nie będą omawiać akcji, rozrysowawać map i przygotowywaćsię do działania „na sucho”.„Wystarczy wprowadzić konkretne dane do komputera i poprostu przećwiczyć poszczególne etapy działania, tak jak będzieto wyglądało w rzeczywistości”, wyjaśnia podpułkownikRyszard Jankowski, rzecznik prasowy DWS.Możliwości symulatorów są prawie nieograniczone. Treningmożna przeprowadzić na lądzie, w powietrzu, a w pewnym zakresietakże w wodzie.„Na świecie jest tylko kilka takich urządzeń, a w Polsce natym poziomie wirtualny trening jeszcze w ogóle nie istnieje”,mówi oficer z DWS.Starcie na haliJak to działa? By w pełni wykorzystać system, potrzebna jesthala wielkości boiska sportowego. Dookoła zamontowane sąrusztowania, na których znajdują się czujniki ruchu. Każdyz trenujących operatorów (a ćwiczy jednocześnie kilka osóbtworzących sekcję) używa broni, ma na sobie gogle oraz specjalnemarkery, za których pomocą system śledzi wszystkie ruchyużytkownika. Szkolenie komandosów jest dynamicznei można je na bieżąco kontrolować oraz korygować.„Symulować da się niemal wszystko, łącznie z opadami, niskątemperaturą i zamgleniem. Możemy sprawić, że za rogiemczekać będzie przeciwnik, możemy ćwiczyć działanie ze śmigłowcamialbo sprawdzić taktykę naszych żołnierzy w razie zagrożeniaterrorystycznego”, wyjaśnia komandos, który o tym,jak działa system symulacji, przekonał się na pokazie w StanachZjednoczonych.Co ciekawe, symulator stworzy także przeciwnika. Będziemożna z nim rozmawiać, wydawać mu konkretne poleceniai komendy. Zachowanie i sposób działania żołnierzy oraz tłotaktyczne, animację i dźwięk (wszystko to widzi i słyszy takżećwiczący) będzie można obserwować na monitorach. •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA19


armiaspotkaniaWirtualneok py20NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


Z generałem dywizji MarkiemTomaszyckim o realistycznych bataliachprzeprowadzanych na symulatorachi o konieczności zaangażowaniapraktyków pola walki w szkolnictwowojskowe rozmawiają Piotr Bernabiuki Tadeusz Wróbel.Czy łączenie szkolenia poligonowego z ćwiczeniami na nowoczesnychsymulatorach pola walki nie wywoła zamieszaniazarówno w szykach bojowych, jak i żołnierskichgłowach?Z pewnością nie, ponieważ system wspierania szkoleniatrenażerami i symulatorami funkcjonuje od lat. Poprawia sięjedynie jakość urządzeń i zwiększa zakres ich działania.Dzięki temu uzyskujemy efekty coraz bardziej zbliżone dorzeczywistego pola walki.Pole walki jest bardzo rozległym pojęciem. Na jakim poziomiebędzie można rozgrywać wspieraną przez komputerybatalię?Dążymy do budowy kompleksowego systemu, rozpoczynającegosię od najwyższego, strategicznego poziomu, a kończącegona drużynach i załogach oraz wchodzących w ichskład żołnierzach.krzysztof wojciewskiCo już jest gotowe, a na co czekamy?W Centrum Symulacji Komputerowej i Gier WojennychAkademii Obrony Narodowej znalazł się już JTLS [The JointTheater Level Simulation]. Stopień niżej, na poziomie taktycznym,czyli dywizji – brygady – batalionu, jest JCATS[Joint Conflict and Tactical Simulation]. Dwa mobilne wydziałysymulacji osiągają właśnie zdolność do jego użyciaw Centrum Wsparcia Mobilnych Systemów Dowodzeniaw Białobrzegach, a trzeci wydział z Pionu Systemów SymulacjiPola Walki CWMSD przewidujemy rozwinąć już jakostacjonarny w rejonie Centrum Szkolenia Wojsk Lądowychna poligonie w Drawsku Pomorskim. Jeśli chodzi o kolejnyelement systemu, obejmujący działania na szczeblu kompania– pluton – drużyna, to właśnie rozpoczęła się procedura przetargowa.I wreszcie, na najniższym poziomie znajdzie sięNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA21


|armia spotkania|LSS [laserowy symulator strzelań]. Dzięki niemu żołnierzemający odpowiednie oprzyrządowanie i broń przystosowanądo strzelania wiązką laserową będą mogli prowadzić działaniadwustronne. Czekającym nas wyzwaniem jest integracjasymulacji konstruktywnej z wirtualną.Czy to będzie coś na wzór Czantorii sprzed kilkudziesięciulaty, która była nowatorska, ale też niezwykle kłopotliwaw użyciu?Czantoria to nieustannie rozwijający się program. Zmieniamyjednak jego nazwę, żeby się źle nie kojarzyła. Nie będziemiał nic wspólnego ze starą, prymitywną jak na obecne czasyCzantorią, którą za każdym razem trzeba było kilka godzinprzygotowywać. Nowy LSS będzie niezwykle precyzyjny,bardzo skuteczny i wygodny w użyciu.Jak bardzo precyzyjny?Pozwoli na wierne odzwierciedlenie działań bojowych, copowinno przynieść przełom w szkoleniu taktycznym i taktyczno-specjalnym.Umożliwi prowadzenie zaawansowanychćwiczeń taktycznych z żołnierzami działającymi niemalżetak, jak w warunkach bojowych.Wszystko odbędzie się jak na polu walki, nie będzie jedyniezabitych i rannych?Jedyne odejście od autentyzmu to zastąpienie amunicji bojowejwiązką laserową. W razie trafienia na czytniku wyświetlisię informacja, czy żołnierz został zabity, czy też ciężkolub lekko ranny. A to spowoduje odpowiednie działanie dowódcy,który zadecyduje o udzieleniu poszkodowanemupierwszej pomocy lub wezwaniu ewakuacji medycznej. Jeśliwezwie śmigłowiec Medevac, to ten przyleci, bo również będziepodłączony do systemu.Co więc zadecyduje o ostatecznym sukcesie?Wygra ten, kto przewyższy przeciwnika pomysłem taktycznymi lepiej poprowadzi walkę. A będzie miał wielkie pole dopopisu: jeśli zaplanuje działania artylerii, to ona wesprze googniem; jeśli żołnierz rzuci granatem, to on wybuchnie; jeślizałożona mina nie zostanie rozpoznana i ktoś na nią nadepnie,spowoduje to wybuch i będą ranni; jeśli przywoła śmigłowce,to one przylecą, ponieważ będą w tym samym systemie.Wszystko, co się wydarzy realnie w polu, zostanie spięte z systemem„kompania – batalion”, następnie „batalion – brygada”i dywizja, i wyżej. Będzie można zatem prowadzić pełne ćwiczenia,zarówno dowódczo-sztabowe, jak i z wojskami w polu.Czy dzięki tak nowoczesnym rozwiązaniom metoda „pieszojak czołgi” przejdzie do historii?Niepotrzebnie stare rozwiązania uważane są za przejaw„betonowego” myślenia. Szkolenie „pieszo jak czołgi” stosujesię w wielu armiach świata. I wcale nie z powodu biedy. Cowięcej, ćwiczy się również metodą „pieszo jak śmigłowiec”czy „pieszo jak samolot”. Wtedy dowódca ma okazję zobaczyć,jakie błędy popełniają żołnierze. Ci zaś rozwijają wyobraźnięi widzą wszystko dookoła nie tylko spod pancerzaczy przez peryskopy.Nie łatwiej byłoby wsiąść do czołgu czy transportera i ruszyćdo boju?Działanie ze sprzętem jest kwintesencją szkolenia. Po opanowaniuteorii, kiedy już zadania przećwiczymy na „piaskownicy”czy na rysuneczkach, gdy pójdziemy w pole i „pieszojak czołgi” sprawdzimy, jak to działa, wsiadamy do wozu bojowegoi powtarzamy wszystkie czynności i manewry przyotwartych włazach, a potem przy zamkniętych. Dopiero potakim przygotowaniu powinniśmy rozpoczynać zajęcia taktycznei strzelanie amunicją bojową.Od planów komputerowo-elektronicznych, które niedawnobyły jedynie wirtualnymi marzeniami, przejdźmy dodziałań w realu. 1 kwietnia 2013 roku ruszył nowy programszkolenia Wojsk Lądowych…Program jest ten sam niezmiennie. W Dowództwie WojskLądowych pracujemy jedynie nad udoskonaleniem, usystematyzowaniemszkolenia na jego drugim etapie, polegającymna utrzymaniu zdolności bojowej.Co się zmieniło w systemie szkolenia od czasu przejścia siłzbrojnych na służbę w pełni zawodową?Wraz z uzawodowieniem sił zbrojnych opracowaliśmy trzyletnicykl szkolenia. Przez dwa lata, w pierwszym etapie, prowadziliśmyszkolenie specjalistyczne – czyli żołnierze szkolilisię w swoim rzemiośle. Odbywało się też zgrywanie ichdziałania kolejno na poziomie drużyny, plutonu, kompanii, ażdo szczebla batalionu.Czyli bataliony powinny już być gotowe do wykonywaniazadań.Dwa lata temu jako pierwsze uzyskały kolejno gotowośćdwa bataliony 12 Brygady Zmechanizowanej. Po certyfikowaniu,czyli osiągnięciu zdolności bojowej, przeszliśmy dokolejnego etapu – podtrzymania tej zdolności na odpowiednimpoziomie. Niestety, ze względu na duże zmiany strukturalneoraz znaczące ubytki kadrowe, część batalionów musiaławrócić do niższego poziomu szkolenia i ponownie odtwarzaćzdolność do prowadzenia działań. Dopiero w 2012 rokui bieżącym większość z nich ponownie osiągnęła gotowośćlub wkrótce ją osiągnie.Czy to brak szeregowych spowodował taką sytuację?Szeregowych brakowało wcześniej, gdy zwiększaliśmy ichliczbę, jednocześnie zmniejszając stany osobowe podoficerówi oficerów. Teraz problem mamy właśnie z oficeramii podoficerami, ponieważ w ciągu ostatnich kilku lat odeszłowielu doświadczonych żołnierzy.Brakuje również najmłodszych oficerów, podporuczników.Sytuacja jest coraz lepsza, szeregi zapełniają się żołnierzamizawodowymi. Mam nadzieję, że w tym roku również podporucznicywypełnią luki w plutonach. Po osiągnięciu stabilizacjikadrowej bardzo rzadko będziemy wracać ze szkoleniemdo poziomu wyjściowego i powszednią praktyką stanie sięokres podtrzymania zdolności bojowej.W jaki sposób w czasach pokoju sprawdza się poziom wyszkolenia?Najwyższym poziomem szkolenia są ćwiczenia taktyczneze strzelaniem amunicją bojową, w których wyprowadza się22NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaDzięki misjom osiągnęliśmy stopieńutechnicznienia, jakiego nie musimy sięwstydzić.do działania dowództwa i sztaby oraz wojska. Połączeniewszystkich elementów w jeden organizm, a potem sprawnejego funkcjonowanie dają pełen obraz wyszkolenia pododdziałów,oddziałów i związków taktycznych.Raz do roku Wojska Lądowe organizują wielkie manewry.Jest to właśnie najwyższa forma sprawdzianu. Co drugirok odbywają się ćwiczenia „Dragon”, w których bierzeudział dywizja wraz z brygadami. Na zmianę z nimi odbywająsię kolejne „Anakondy”, czyli ćwiczenia dowódczo--operacyjne, angażujące co najmniej jedną dywizję z jejwojskami oraz samodzielną brygadę i jednostki innych rodzajówsił zbrojnych.Wróćmy na niższy szczebel. Gospodarowanie potencjałemszkoleniowym Dowództwo Wojsk Lądowych w znacznymstopniu zostawia batalionom.Dowódcom brygad i batalionów. Ci drudzy są głównymimoderatorami szkolenia, układają plan stosownie do swoichpotrzeb, mogą w nim dokonywać również pewnych zmian ramowych.A więc ci dowódcy działają zgodnie z zasadą: „dowodzisz,szkolisz, odpowiadasz”?Tej zasady nie udało się nam do końca wiernie utrzymać.W dotychczasowych programach szkolenia dowódcy plutonu,kompanii czy batalionu prowadzili zajęcia na swoim szczebludowodzenia. Następnie meldowali o osiągnięciu gotowości,a potem byli certyfikowani. Sprawdzało się to we wszystkichdziedzinach oprócz taktyki.Czy dlatego, że szkolili samych siebie?A jak szkolili sami siebie, to nie zawsze uzyskiwali oczekiwanypoziom. Dlatego postanowiliśmy, że szkolenie taktycznedowódca plutonu poprowadzi z drużyną, dowódca kompanii– z plutonem, dowódca batalionu – z kompaniami. W tensposób dowódca kompanii, który ma dowódców plutonówprzygotowanych na zróżnicowanym poziomie, osiągnie jednolitewyszkolenie całego pododdziału. Podobnie jest na innychszczeblach.Dlaczego trzeba było zmieniać system?Był to efekt kilku niewłaściwych rozwiązań. Między innymitego, że po wprowadzeniu nowej instrukcji działalnościmetodyczno-szkoleniowej zaniechano jednej z podstawowychform przygotowania, czyli przeprowadzania instruktażu dlakierownika zajęć.Zostało to zakazane?Wystarczyło, że nie było bezwzględnie wymagane. A że ludziesą leniwi, to większość dowódców dawała wolną rękę swoimpodwładnym. Plutony są dowodzone przez najmłodszych oficerów,po szkole oficerskiej, akademii bądź studium. Jeśli na początkunie nauczymy ich właściwego prowadzenia szkolenia, tonie będą później dobrymi dowódcami kompanii ani batalionów.Czy w szczególności dotyczy to przygotowania absolwentówstudium oficerskiego?Długo miałem o nich złe zdanie, ale w ostatnim czasie jezmieniłem. Bardzo sobie cenię żołnierzy przychodzących postudiach cywilnych, którzy chcą zostać oficerami.To dość zaskakująca opinia.Są bardzo ambitni i zmotywowani do służby. Często, jaksami twierdzą, zaznali w życiu cywilnym upokorzenia związanegoz bezrobociem. Wiedzą, że zawód żołnierza jest trudny,ale zapewnia niezłe życie i jest pewną przygodą. Dokonująwyboru bardzo świadomie.Nowa koncepcja szkolnictwa wojskowego zakłada jednakwygaszanie tej formy szkolenia oficerskiego.No właśnie. A moje poglądy, po licznych obserwacjach,ewoluowały w ciągu ostatnich dwóch lat. Mam bardzo pozytywnedoświadczenia, jeśli chodzi o zaangażowanie tych ludzi,ich chęci i szacunek do pracy. Wielu absolwentów akademiii szkół oficerskich nie szanuje tego, co ma. Uważają, żewszystko im się należy. Oczywiście w jednym i drugim wypadkusą ludzie nienadający się do wojska, mimo że na drodzedo gwiazdek spełnili wszystkie formalne warunki.W Wojskach Lądowych są jednostki niemal w pełni ukompletowane,ukompletowane w 30 procentach, ale równieżtak zwane kadłubki. Czy to nie jest kuriozum w armii zawodowej?Nie! Bo to nic innego jak bazy, które istnieją we wszystkichniemal armiach świata. System polega na wypełnianiu ich powoływanymido służby rezerwistami.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA23


|armia spotkania|Przecież nie ma rezerwistów. System powoływania żołnierzyrezerwy padł już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłegowieku.Nieprawda. Jeszcze w 2001 roku jako dowódca 9 BrygadyPancernej brałem udział w ćwiczeniu z powołaniem rezerwy.Również w 2005 roku, gdy dowodziłem brygadą, rozwijałembatalion rezerwy. Szkolenie rezerw upadało nieco później,z przyczyn finansowych. Gdy przeszliśmy na zawodowstwo,znikło całkowicie.Czy nie należałoby do niego wrócić?Z pewnością. Na odprawie kadry kierowniczej sił zbrojnychprezydent Bronisław Komorowski mówił o potrzebiepowrotu do szkolenia rezerw osobowych. I zapewne do niegowrócimy. Nawet w tym roku jest przewidziana pewna liczbarezerwistów do przeszkolenia.Co stoi zatem na przeszkodzie?Struktury armii są przygotowane do systemowego szkoleniastu procent rezerwy, tylko nie można mieć wszystkiegojednocześnie. Najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytania:czy chcemy mieć zmodernizowaną, świetnie wyszkolonąarmię, czy może wolimy wyszkolone rezerwy i słaby sprzęt?Optymalnym i najbardziej pożądanym rozwiązaniem byłobymieć jedno i drugie, ale niestety tak się nie da.Jak więc przebiega szkolenie w jednostkach o niższym poziomieukompletowania?Podobnie jak w tych wypełnionych wojskiem. Inaczej tylkowygląda końcowe szkolenie. Niedawno odbyły się ćwiczeniainstruktażowo-metodyczne dowódcy 12 DywizjiZmechanizowanej na bazie ćwiczeń batalionowych 2 BrygadyZmechanizowanej, takiej właśnie „niekompletnej”. W takimwypadku szkolimy batalionowy moduł bojowy z jednąrozwiniętą kompanią oraz przydzielonymi siłami i środkamiwzmocnienia z brygady i powinniśmy dołączyć do niejkompanię Narodowych Sił Rezerwowych. Przede wszystkimjednak szkolimy dowództwa kompanii i batalionu, które sądla nas najważniejsze.Jaki efekt może przynieść takie „sztukowanie”?Taki, że dla sił zbrojnych nadrzędne jest szkolenie dowódców.Oficer, czy ma pod sobą w pełni rozwinięty pododdział,czy tylko połowę żołnierzy, musi postawić zadaniai wykonać je w polu. Jeśli czegoś nie zdoła zrealizowaćz powodu braku ludzi w szeregu, stosuje się pewną umowność,czyli „podgrywkę sytuacyjną”. Dzięki temu wszystkiejednostki – z wyjątkiem tych „kadłubków” – szkolimy dopoziomu batalionu.Czy w dobrze wyszkolonym batalionie zawsze są dobrzewyszkoleni żołnierze?Nawet wówczas, gdy prowadzimy szkolenie na najwyższympoziomie, nieustannie należy pamiętać o wznawianiuumiejętności poszczególnych specjalistów. Jeśli się tozaniedba, żołnierze tracą nawyki i zapominają o najprostszychsprawach. W efekcie batalion rozwija się jakostruktura bojowa, a szeregowy nie potrafi prawidłowo wykopaćstanowiska, wyznaczyć sektorów ognia czy się zamaskować…żołnierz musibyć mobilny.Mobilnośćjest dziśwymagananie tylkood oficerów,lecz także odpodoficerówPrzy każdej okazji podkreśla się rangę szkolnictwa wojskowego.Czy jego „produkt” spełnia oczekiwania szefaszkolenia Wojsk Lądowych?Odnosząc się jedynie do centrów szkoleniowych, podlegającychDowództwu Wojsk Lądowych, przyznam, że mamypewien kłopot. By osiągnąć oczekiwany efekt, kadrę dowódcząi instruktorską powinniśmy pozyskiwać do ośrodkówszkolenia z jednostek bojowych. Najlepsi żołnierze praktycyprzekazywaliby wówczas swą wiedzę i umiejętności, a samiprzy okazji doskonalili się z metodyki. Następnie wracalibydo swoich jednostek i awansowali na wyższe stanowiska. Naich miejsce przychodziliby kolejni, z najbardziej aktualnąwiedzą.Dlaczego ten z pozoru prosty mechanizm nie działa?Bo nie mamy systemu motywacyjnego zachęcającego dosłużby w ośrodkach szkolenia.Co należałoby zrobić?Równorzędne stanowiska powinny być lepiej opłacanew szkolnictwie niż w jednostkach liniowych.Parę złotych wszystko by załatwiło?Nie wszystko. Jednym z warunków awansu na kolejne,wyższe stanowisko powinno być przekazanie swego doświadczeniaw szkolnictwie wojskowym. Najlepszy dowódca drużynyszkoliłby kadetów, przyszłych dowódców drużyn, pomocnikdowódcy plutonu uczyłby na kursie dla chorążych.A dowódca kompanii?Byłby przez pewien czas trenerem w szkole oficerskiej, wyuczyłbyjedną grupę słuchaczy i powróciłby do swojej jednostki,ale na wyższe stanowisko.24NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaWIZYTÓWKAGenerał dywizjiMarekTomaszyckiJest szefem szkolenia Wojsk Lądowych. UkończyłWyższą Szkołę Oficerską Wojsk Zmechanizowanychwe Wrocławiu, Podyplomowe StudiaPolityki Obronnej w Akademii Obrony Narodowejw Warszawie oraz Studium Polityki Obronnejw Akademii Wojennej Wojsk Lądowychw Carlisie Barracks, w USA. Dowodził nawszystkich szczeblach, od drużyny po 12 DywizjęZmechanizowaną w Szczecinie. W latach2008–2009 był szefem Zarządu Szkolenia– P7 Sztabu Generalnego WP. Pełnił równieżsłużbę w misjach. W trakcie pierwszej zmianyw Iraku, jako szef G7, odpowiadał za tworzeniei szkolenie irackich sił bezpieczeństwa.W 2007 roku dowodził Polskim KontyngentemWojskowym w Afganistanie.Koncepcja znakomita, ale już rośnie jej broda.Mam nadzieję, że wejdzie w życie. Wszyscywidzą taką potrzebę, ale wiąże się z nią równieżwiele spraw wymagających regulacjiprawnych. Po zakończeniu prac nad nowymistrukturami dowodzenia należałoby zacząćzdecydowanie porządkować sprawy szkoleniowo-kadrowe.W naszej rozmowie o szkoleniu nie sposób pominąćudziału żołnierzy Wojsk Lądowychw misjach zagranicznych. Jedni twierdzą, żekiedy się na nich koncentrowaliśmy, zaniedbaliśmyprzygotowywanie się do obrony własnegokraju. Drudzy widzą, że dzięki udziałowiw tych operacjach przebudowujemy nasze siłyzbrojne w nowoczesną armię.I jedni, i drudzy mają rację. Gdybyśmy mielipieniądze na wszystko, to przygotowywalibyśmykomponenty do misji na najwyższym poziomiei na takim samym szkolilibyśmy wojska pozostającew kraju.Misje były priorytetem.Z kilku względów były, są i zawsze pozostanąoczkiem w głowie sił zbrojnych. Musimy zainwestowaćw żołnierza, w jego szkolenie i wyposażenie,by zapewnić muskuteczność i bezpieczeństwo.Jeśli pełni służbę pozagranicami kraju, jest ponadtowizytówką armii, świadczyo jej sile i potencjale.Co uzyskaliśmy dzięki misjomw sferze technicznegowyposażenia armii?Wszystko. Osiągnęliśmystopień utechnicznienia, jakiegonie musimy się wstydzić.Mamy jednak niewystarczająceśrodki i dlategow pierwszej kolejności wyposażamykontyngenty na misjach,jednostki najwyższejkategorii i stopniowo schodzimyna dół. Szczególną wagęprzykładamy do tego, bynowy sprzęt był równieżw centrach szkoleniowych.Między innymi wyposażeniedo prowadzenia działańnocnych?Standardem szkoleniowymjest prowadzenie trzeciej częścizajęć nocą. Misje dałynam do tego narzędzia pozwalającebardzo efektywniedziałać w ciemnościach.Czy nie powinniśmy więcej szkolić się w miastach?Powinniśmy, ale jak do wszystkich zmian, równieżdo tych potrzebne są czas i pieniądze. Dziśmamy ośrodek zurbanizowany w Wędrzynie i paręmniejszych obiektów.Zatem współczesny poligon powinien być aglomeracjąmiejską?Niekoniecznie. Najważniejsze jest bowiemwyszkolenie dowódców, by podczas działańw rejonie zurbanizowanym umieli prawidłowopodejmować decyzje. Nie trzeba do tego budowaćwielkiego miasta. Wystarczy trochę ćwiczeńdowódczo-sztabowych, szkoleń grupowych,a potem należy wprowadzić wojsko dodziałania w obiekcie. Jeśli dowódcy dobrze zaplanująszkolenie, to żołnierza będzie możnawszystkiego nauczyć, mając do dyspozycjidwie, trzy ulice.W ostatnich latach pojawiły się również noweformuły szkolenia, takie jak SERE [Survival,Evasion, Resistance and Escape] czy kursy Patroli Lider...SERE znalazło się w natowskich programachszkolenia, a w konsekwencji w naszych. Totakże efekt doświadczeń z misji w Irakui Afganistanie. Patrol i Lider natomiast to produktykrajowe. Są znakomitym sposobem naprzygotowanie najwyższej klasy dowódców.Z Patrolem mamy jednak pewien kłopot – niezawsze najlepiej zagospodarowujemy ludzi,którzy go kończą.Uciekają do Wojsk Specjalnych?Między innymi. Nie chcą już służyć w zwykłychjednostkach.W Iraku i Afganistanie przekonaliśmy się o koniecznościuporządkowania spraw związanychze szkoleniem strzelców wyborowych. Czy pokilku latach perturbacji jest już wypracowanawizja uformowania i szkolenia wyspecjalizowanychstrzelców?Wizję mamy, tylko wypracowywanie procedurnadal trwa i może upłynąć nieco czasu, zanim zostanieona urealniona.To może ją w skrócie przybliżmy.Strzelec wyborowy, najlepszy strzelec w drużynie,wyposażony w precyzyjną broń i celownikoptyczny, będzie działał w ugrupowaniu do szczeblaplutonu. Snajper zaś znajdzie się na poziomiedowódcy kompanii czy batalionu i będzie zdolnydo wykonania zadań samodzielnie, równieżw głębi ugrupowania przeciwnika.Czy bezwzględnie potrzebujemy jednychi drugich?NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA25


|armia spotkania|Tak, a ponadto wzajemnych relacji między nimi, bo spośródnajlepszych strzelców wyborowych będą rekrutowanisnajperzy.W ciągu ostatnich lat było z tym sporo kłopotów…Utraciliśmy po drodze wielu cennych ludzi. Szczególnieprzeprowadzka kursu strzelców wyborowych z Żagania doTorunia przyniosła utratę znakomicie przygotowanych instruktorów.Teraz z kolei trwa przeniesienie taktycznychzespołów kontroli obszaru powietrznego (TZKOP) do jednegozintegrowanego ośrodka, 1 Brygady Lotnictwa WojskLądowych w Inowrocławiu. Niestety, w tym wypadku wieluludzi zrezygnowało ze służby tylko dlatego, żeby się nieprzenosić.Dlaczego u nas każda przeprowadzka powoduje niepowetowanestraty?Najwyższy czas, by sobie uświadomić, że żołnierz musibyć mobilny. Mobilność jest dziś wymagana nie tylko od oficerów,lecz także od podoficerów.Co stoi temu na przeszkodzie?Praca żony, szkoła dzieci, koszty przeprowadzki, mieszkanie,mentalność… Myślę, że podoficerowie nowej generacji,którzy już nie będą mogli wykupić mieszkań, tylko dostanąsłużbowe kwatery w użytkowanie, będą mniej przywiązani dogarnizonów. Korpus podoficerów dojrzeje też do mobilności,gdy będzie tak zmotywowany jak żołnierze z Francji czy StanówZjednoczonych, gdzie najstarszy podoficer zarabia tyle,ile porucznik lub kapitan.Skąd się bierze taki opór, by doświadczony chorąży dostawałwięcej niż oficer na dorobku?Nie wiem. Przecież kiedyś stary technik kompanii zarabiałwięcej niż dowódca plutonu. Miał wprawdzie niższąpensję, ale wysokie dodatki za kwalifikacje, a przedewszystkim prestiż.W efekcie stary podoficer pcha się dziś na kurs oficerskipo dwie gwiazdki.Zaawansowanego w służbie podoficera nie warto zachęcaćdo pójścia na kurs oficerski. Niech raczej zostanie u siebiei ma prestiż „generała wśród podoficerów” oraz odpowiedniedo tego zarobki. Wtedy swoje doświadczenia będzie w najlepszysposób przekazywał innym.•Więcej o szkoleniu strzelców wyborowych na stronach 30–37ogłoszenie26NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


| armia Peryskop|Dowódca w 800 godzinW ciągu ostatnich miesięcy zmieniono zarówno zasadynaboru do szkół podoficerskich, jak i sam program kursu. Czy dzięki temużołnierze będą lepiej przygotowywani do roli dowódców?Paulina GlińskaJeszcze w 2012 roku kandydatów kierowanych do szkołypodoficerskiej przez swoich dowódców zawsze było tylu,ile jest miejsc. Każdy z przyszłych podoficerów musiałmieć średnie wykształcenie i nienaganną opinię służbową.Preferowany był co najmniej pięcioletni czas służby w korpusieszeregowych zawodowych.Od nowego roku każdy, kto chce mieć zapewnione miejscena kursie, musi przejść trzydniowe egzaminy wstępne. Obejmująone sprawdzian fizyczny, ale też testy z wiedzy o Polscei świecie, znajomość wojskowych regulaminów czy praktycznychumiejętności zdobytych w wojsku: wyszkolenia taktycznego,sanitarnego oraz strzeleckiego.„Wprowadziliśmy egzaminy, bo chcemy wybierać najlepszychżołnierzy, z wiedzą o wojsku i predyspozycjami dowódczymi”,twierdzi starszy chorąży sztabowy Marek Kajko, komendantSzkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych w Poznaniu.„Przyszli podoficerowie będą szkolić żołnierzy i nimi dowodzić.I choćby dlatego to nie mogą być przypadkowi ludzie”.Podczas pierwszych w historii szkoły egzaminów o 250miejsc rywalizowało ponad 430 szeregowych: z Wojsk Lądowych,Wojsk Specjalnych, Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnychoraz dowództwa warszawskiego garnizonu. W większości pozytywnieocenili oni zmiany w rekrutacji na kursy.„Taka weryfikacja kandydatów to dobra rzecz, bo każdyz nas może pokazać, co potrafi”, mówi starszy szeregowyPrzemysław Cisłowski z 5 Pułku Inżynieryjnego w Szczecinie.„Udokumentowane wyniki wiedzy i umiejętności danegożołnierza są dla przełożonych znakiem, że warto w niego zainwestować”.Z równego poziomuNie ma wątpliwości co do tego, że kursy podoficerskie sąpotrzebne. „To wstęp do zmiany mentalności żołnierzy, do tego,by przestawili się z wykonywania stawianych rozkazów naich wydawanie i branie odpowiedzialności za podwładnych.W tym bowiem kryje się specyfika korpusu podoficerskiego”,tłumaczy chorąży Marcin Szubert, rzecznik szkoły w Poznaniu.Czy to się udaje?Wyniki badań przeprowadzonych w 2012 roku przez WojskoweBiuro Badań Społecznych [„Ocena przygotowania zawodowegożołnierzy WP”, grudzień 2012 rok, opracowałaMagdalena Baran-Wojtachnio] pokazały, że zdecydowanawiększość kadetów (92 procent) po ukończonym szkoleniuczuje się dobrze przygotowana do pełnienia funkcji dowódczych.Dla niektórych ankietowanych żołnierzy kurs jednaktrwał zbyt długo. Najczęściej zarzut taki wysuwali ci z wieloletnimstażem wojskowym i doświadczeniem zdobytymw czasie misji.Opinii na temat kursu jest jednak tyle, ilu szkolonych żołnierzy.Zdaniem starszego szeregowego Zbigniewa ŁopacińskiegoCOMMENTAndrzej WojtusikSądzę, że przywództwo jest u nas na słabym poziomie i to musimynadrobić. Jestem jednak za tym, by zdecydowanie większąuwagę zwrócić na wojskowe abecadło. To, że nasi żołnierzeprzeszli chrzest bojowy na misjach, nie oznacza, że wszystkojuż wiedzą. Wyzbycie się poczucia wszechwiedzy i nieomylnościz pewnością przybliży nas do sukcesów w szkoleniu. Musimypowrócić do podstaw taktyki i regulaminów, a także form prowadzeniaoperacji na własnym podwórku. Na pewno zbyt małojest nauki rozmowy na linii przełożony – podwładny, zachowańw sytuacjach ekstremalnych czy sztuki motywowania. W szkoleniuna poziomie dowódcy drużyny brakuje też nauki analitycznegomyślenia. To podoficer z szeregowcem stoją w pierwszejlinii i pociągają za język spustowy, i to oni bardzo często musząsamodzielnie podejmować decyzje w sytuacji ekstremalnej.Starszy chorąży sztabowy rezerwyAndrzej Wojtusik był pomocnikiem dowódcyWojsk Lądowych do spraw podoficerów.28NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaz 25 Brygady Kawalerii Powietrznej, żołnierza z dziesięcioletnimstażem, który szkolił się w Poznaniu już po wprowadzeniuzmian w programie kursu, jest całkowicie odwrotnie. „Jestemzaskoczony tym, ile trzeba się uczyć. Wolałbym, aby kurs trwałjeszcze dłużej, ale zajęć każdego dnia było nieco mniej”.Podobnie uważa inna kursantka, starsza szeregowa Ewa Pietrasz 3 Batalionu Logistycznego w Glewicach: „Zanim rozpoczęliśmykurs, wielu z nas zastanawiało się, czemu trwa on ażpół roku. Teraz, gdy mamy za sobą ponad dwa miesiące szkolenia,myślimy, czy na wszystko wystarczy czasu”.Chorąży Szubert podkreśla, że nakurs trafiają żołnierze z różnychrodzajów sił zbrojnych i z różnorodnymidoświadczeniami.Rolą instruktorów jest wyrównaniepoziomu wiedzyi przekazanie kursantom tejpodstawowej dotyczącej podoficerskiegorzemiosła. „Trudnooczekiwać, że w krótkim czasiezrobimy z kogoś dowódcę”,dodaje Szubert. „Przez te sześćmiesięcy przekazujemy pewnepodstawy, ale to od żołnierzy zależy,jak je wykorzystają”.W jakim stopniu przydaje sięona młodym dowódcom?zmienionym w październiku 2012 roku. Mają więcej godzinszkolenia bojowego (zmiana ze 177 do 248 godzin), główniez taktyki, szkolenia ogniowego, terenoznawstwa i obrony przedbronią masowego rażenia. Więcej też uczą się o medycznymsystemie udzielania pierwszej pomocy, opartym na elementachratownictwa pola walki (Combat Life Saver). Mniej za to czasupoświęcają na przedmioty ogólnokształcące (24 godziny zamiast36) oraz „psychospołeczne uwarunkowania służby wojskowej”(18 godzin zamiast 38) czy „prawne uwarunkowaniasłużby wojskowej” (ograniczono ich liczbę z 49 do 24).Szkolenie dowódcówKandydaci na podoficerów rekrutowani sąspośród szeregowych zawodowych.Przygotowanie ich do stopnia kaprala trwa pół roku. Najpierw odbywają trzymiesięczne szkolenie ogólne.Uczą się regulaminów, musztry, wydawania komend i prowadzenia zajęć z podwładnymi. Zaliczają teżtaktykę, szkolenie ogniowe, terenoznawstwo i zasady udzielania pierwszej pomocy na polu walki.Potem podchodzą do egzaminu, którego zdanie konieczne jest do udziału w szkoleniu specjalistycznym.Zależnie od specjalności odbywa się to w pięciu centrach szkolenia: w Poznaniu, Grudziądzu, Toruniu, Zegrzu,we Wrocławiu oraz w Wojskowym Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi i Ośrodku Szkolenia Aeromobilno–Spadochronowegow Leźnicy. Potem kadeci są kierowani na praktyki do jednostek wojskowych,a następnie zdają egzamin kończący kurs. Po otrzymaniu świadectw trafiają do jednostek, gdzie obejmująstanowiska dowódców drużyn i zostają mianowani na kaprali.Dążyć do doskonałościAnkietowanym przez WBBS w programie nauczania zabrakłowiększej liczby zajęć z przywództwa i dowodzenia zespołemoraz przedmiotów praktycznych i pracy ze sprzętem. Niektórzywykładane treści uznali za mało nowoczesne. Innichcieliby, by kosztem zajęć ogólnowojskowych rozszerzyć tespecjalistyczne.„Nie ma takiego programu, który pasowałby wszystkimi byłby doskonały pod każdym względem”, podkreśla chorążySzubert. „Zmieniają się oczekiwania, wymagania i my też musimysię dopasować. Dlatego, choć bez rewolucji, to wciąż modyfikujemyprogramy szkolenia”.Dzisiejszy program nauczania w poznańskiej szkole różni sięnieco od tego, który obowiązywał ankietowanych przez WBBSżołnierzy. Starsi szeregowi Pietras i Łopaciński wraz z ponaddwusetką pozostałych kadetów idą już zgodnie z programem„Modernizacja treści programowych byłakonieczna, bo dziś większość kadetów to ludzie wywodzącysię z korpusu szeregowych zawodowych, którzy naukęelementarnych podstaw szkolenia ogólnowojskowego mają jużza sobą. Powtarzanie tego samego powodowałoby stratę cennegoczasu”, podkreśla starszy chorąży sztabowy Kajko.Zdaniem starszej szeregowej Pietras nie ma w obecnym programienic, co chciałaby zmienić. „Potrzebna jest zarówno teoria,jak i praktyka. Sądzę, że program został dopasowany dowymogów, które czekają nas na przyszłych stanowiskach.Mnie na przykład bardzo przydaje się nauka regulaminów czyzasad obchodzenia się z bronią”.Komendant szkoły podkreśla jednak, że szkolenie przyszłychdowódców z pewnością wciąż będzie ewoluować. Kolejnezmiany programu są właśnie opiniowane w Sztabie GeneralnymWP.•COMMENTKrzysztof PodkulińskiPrzygotowanie kandydata do objęcia pierwszego stanowiskapodoficerskiego trwa sześć miesięcy. Czy to nie za krótko?Wziąwszy pod uwagę konieczność skupienia się na obowiązkachczekających przyszłych dowódców drużyn, czas ten z pewnościąpozwala na przekazanie kandydatom podstawowej wiedzy.Co jednak czeka ich później? Odpowiedzialność za podejmowanedecyzje, wydawane rozkazy oraz szkolenie podwładnych.Żołnierze od swojego przełożonego oczekują wiedzy,umiejętności, kompetencji, dobrego i zdecydowanego dowodzenia.Wydaje się, że w procesie szkolenia młodych podoficerówniezbędne jest wprowadzenie kursu przywództwa wojskowego– skierowanego przede wszystkim do dowódców drużyn – którypozwoli im na rozwijanie i doskonalenie swoich umiejętnościw tym zakresie.Starszy chorąży Krzysztof Podkulińskijest pomocnikiem dowódcy Wojsk Lądowychdo spraw podoficerów.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA29


|armia snajperzy|UrzędniczaparalaksaW nowoczesnej, zreformowanej armiisą plastycy, ratownicy weterynaryjni, menadżerowie kultury,ale ciągle nie ma stanowisk dla snajperów.Bogusław Politowskirafał mniedło/11 ldkpanc30NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaStrzelecwyborowyto niesnajperi możedziałać tylkow ugrupowaniuwojskwłasnychParalaksa to efekt niezgodności obrazów tego samegoobiektu obserwowanego z różnych kierunków. Takieniepożądane zjawisko zachodzi między innymi podczascelowania. Strzelec wyborowy lub snajper likwidujebłąd poprzez regulowanie przyrządów optycznych.Nie tak łatwo jednak poradzić sobie z podobnym zjawiskiemwystępującym u sztabowych decydentów. Często widzą oniinny obraz rzeczywistości niż praktycy w jednostkach. Od2007 roku nie dostosowali przepisów i nie utworzyli w WojskachLądowych stanowisk dla snajperów.Światełko w tuneluProblemem tym zajmowaliśmy się na łamach „PolskiZbrojnej” rok temu. Pytaliśmy wówczas w Sztabie GeneralnymWP i Dowództwie Wojsk Lądowych, kiedy wreszcie takważna specjalność, istniejąca wewszystkich liczących się armiachświata, znajdzie się w oficjalnymwykazie stanowisk naszychWojsk Lądowych.Poinformowano nas, że do końca2012 roku trwa okres przejściowyna wdrożenie rozporządzeniaministra obrony narodowejz 11 grudnia 2009 roku w sprawiekorpusów osobowych, grup osobowychi specjalności wojskowych.Tymczasem zbierane sąuwagi i doświadczenia z wdrażanianowego podziału kadry nakorpusy oraz grupy osobowei dopiero pod koniec tego procesuzostaną one uwzględnione w nowelizowanymrozporządzeniu.Z wyjaśnień SGWP wynikało,że po wykonaniu odpowiednichprac koncepcyjnych będzie możnawprowadzić do wykazu stanowiskosnajper. Mogłoby to nastąpićz początkiem 2013 roku w drodzenowelizacji wspomnianego jużrozporządzenia.Pojawiło się światełko w tunelu. Wielu dowódców różnychszczebli, szczególnie specjalistów precyzyjnego strzelania,dostało obietnicę, że wreszcie w jednostkach pojawi się długooczekiwana funkcja.Optymistycznie zabrzmiały wyjaśnienia Dowództwa WojskLądowych. W piśmie rzecznika prasowego podpułkownikaTomasza Szulejki rok temu przeczytaliśmy, że podjęto działaniadotyczące nowelizacji rozporządzenia ministra obrony narodowejz 11 grudnia 2009 roku w sprawie utworzenia specjalnościsnajper i jednocześnie pozostawienia specjalnościstrzelec wyborowy. Podano również, że termin wprowadzeniazmian po akceptacji MON-u przewidywany jest na 2012 rok.Dodatkowo wyjaśniono, że planuje się utworzenie w plutonachzmechanizowanych i zmotoryzowanych stanowisk dlaNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA31


|armia snajperzy|StrukturadrużynystrzelcówwyborowychMłodszykierowcaradiotelegrafistaDowódcadrużynyMłodszykierowcaradiotelegrafistaSekcjestrzelcówwyborowychCelDowódcasekcjimilitarium studioStrzelecwyborowy– obserwator StrzelecwyborowyStrzelecwyborowystrzelców wyborowych. Ci zaś będą potencjalnymi kandydatamina snajperów w drużynach snajperów.W gotowościZapewnienia sprzed roku bardzo ucieszyły żołnierzy takich,jak „Tokar”, „Mila” i „Pitbul” z 17 Wielkopolskiej BrygadyZmechanizowanej, będących na stanowiskach strzelcówwyborowych, a marzących o tym, aby zostać snajperami. Zapowiadanejzmiany swoich stanowisk ze strzelców wyborowychna snajperów nie traktowali jedynie w kategoriach prestiżuzwiązanego z nazewnictwem. Mieli nadzieję, że wrazz utworzeniem snajperskich etatów wreszcie do ich sekcji trafiąprofesjonalne maskałaty, wysokiej jakości dalmierze,sprzęt obserwacyjny, środki łączności i inne potrzebne wyposażenie.Ufali, że gdy zostaną snajperami, armia da imwszystko, co jest potrzebne do ich pracy, że przestaną wydawaćwłasne pieniądze na kupno wyposażenia.Wielu dowódców – w tym podpułkownik Rafał Miernik,dowódca batalionu w 17 Brygadzie – miało zaś nadzieję, żeutworzenie stanowiska snajper unormuje sprawy prawne32NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaCOMMENTMirosław RóżańskiBardzo ważna inicjatywa tworzenia stanowisk dla snajperów w naszej armii, efektywnego ich szkolenia oraz wykorzystania,na przykład podczas misji zagranicznych, straciła impet, a nawet można powiedzieć, że stoi w miejscu, ponieważw Wojskach Lądowych nadal nie mamy stanowiska snajper. Paradoksem jest, że mimo to w armii szkolimy snajperów.Jest wielu ludzi, którzy się na tym znają. Korzystamy w tej dziedzinie z międzynarodowych wzorców, pomocyinstruktorów, ale żołnierzy wyszkolonych w tej specjalności nie chcemy nazywać. Brak takiego stanowiska jest nagannymniedopatrzeniem administracyjnym wymagającym szybkiego uporządkowania. Jestem przekonany, że stanie sięto w bardzo krótkim czasie.Generał dywizji Mirosław Różański był inicjatorem utworzeniaw 2007 roku w Wojsku Polskim centrum szkoleniowego dla snajperóworaz reformy przydziałów etatowych strzelców wyborowych.związane z wykorzystaniem specjalistów precyzyjnegostrzelania w warunkach bojowych.W trakcie IX zmiany w Afganistanie podpułkownikMiernik był dowódcą zgrupowania bojowegoAlfa. Na misji dysponował strzelcami wyborowymi,ale wielokrotnie nie mógł ich efektywniewykorzystywać: „Nie miałem możliwości,żeby wysłać ich na zasadzki poza bazę, z dalaod własnych wojsk. Moi strzelcy prosili o takiezadania, ale musiałem im odmawiać. Gdybyw czasie akcji snajperskiej coś im się stało, odpowiadałbymza to przed prokuratorem. Strzelecwyborowy to nie snajper i może działać tylkow ugrupowaniu wojsk własnych, a nie z dala odnich. Poza tym, aby wysyłać tych żołnierzy na samodzielneakcje, trzeba im zapewnić znacznielepsze wyposażenie, chociażby odpowiednisprzęt łączności”.Podpułkownik Miernik tłumaczy, że po rokunic się nie zmieniło. Jego specjaliści od precyzyjnegostrzelania intensywnie się szkolą. Ćwiczątaktykę i strzelają w różnym terenie i rozmaitychwarunkach atmosferycznych. Trenują to,czym zajmuje się strzelec wyborowy działającyw ugrupowaniu wojsk własnych, oraz snajperskiedziałania taktyczne, między innymi stalkingexercise (skryte podchodzenie do wyznaczonegocelu).„Moi strzelcy są bardzo dobrze wyszkolenii kreatywni”, mówi oficer. „Biorą udział w różnychzawodach precyzyjnego strzelania i osiągająw nich niezłe wyniki. Szkoda, że nie możnaw pełni wykorzystywać ich umiejętności w warunkachbojowych”.Po roku…Wracamy do tematu, ponieważ mimo zapewnieńwielu osób w Wojskach Lądowych ciąglenie ma stanowiska snajper. Po raz kolejny w SztabieGeneralnym WP i Dowództwie Wojsk Lądowychzadaliśmy te same pytania. OdpowiedźSGWP niewiele się jednak różni od tej z poprzednichlat. Podpułkownik Sławomir Ratyński z tamtejszegozespołu prasowego informuje, że minęłyponad dwa miesiące od zakończenia okresu przejściowegozaplanowanego na pełne wdrożenierozporządzenia ministra obrony narodowejz 11 grudnia 2009 roku. Wyjaśnia, że dopisaniespecjalności wojskowej snajper do wykazu stanowiskmoże się odbyć jedynie w drodze nowelizacjitego aktu z zachowaniem powszechnie obowiązującychresortowych procedur legislacyjnych.Okazuje się jednak, że ów akt prawny niebył do tej pory nowelizowany i zgodnie z obowiązującymizapisami specjalność snajper występujewyłącznie w Wojskach Specjalnych.Kolejny raz zostaliśmy też pouczeni, że o stanowiskasnajperów powinniśmy pytać w DWL-u.Tam należy szukać odpowiedzi na pytania, kiedypowstaną takie stanowiska oraz inne, związane zeszkoleniem czy wyposażeniem specjalistów precyzyjnegostrzelania.Sprzeczne informacjeDowództwo Wojsk Lądowych również udzieliłonam obszernych wyjaśnień. Niestety wśródnich nie znalazło się to najważniejsze – kiedywreszcie zostaną utworzone stanowiska dla snajperów.Zamiast konkretnej daty lub chociaż informacjio przebiegu procesu nowelizującego wspomnianewcześniej rozporządzenie ministra, dowiedzieliśmysię jedynie, że wykaz specjalnościwojskowych nie jest ustalany na poziomie WojskLądowych i obecnie w strukturze pododdziałówtego rodzaju sił zbrojnych nie ma stanowiskasnajper.Takie radykalne sformułowanie jest o tyle zaskakujące,że rok wcześniej to samo dowództwozapewniało, iż podjęło konkretne działania dotyczącenowelizacji odpowiedniego rozporządzeniaministra. Podkreślano wówczas, że po akceptacjiw resorcie obrony termin wprowadzenia zmianprzewidywany jest na koniec 2012 roku.Cóż więc się stało w ciągu tego roku? Informacjez Dowództwa Wojsk Lądowych pozostająw sprzeczności z tymi z SGWP. Sztabowcy z Cytadelipiszą, że wykaz specjalności wojskowychnie jest ustalany na ich poziomie, a wojskowiNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA33


|armia snajperzy|Specjaliści strzelaniaprecyzyjnego – reaktywacja2007 roku powstał pomysł utworzenia w Wędrzynie pierwszego w historii naszej armii ośrodka szkolenia specjalistówstrzelania precyzyjnego. Inicjatywa ówczesnego dowódcy 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowa-Wnej generała brygady Mirosława Różańskiego, zaakceptowana przez dowódcę Wojsk Lądowych, którym był wówczasgenerał broni Waldemar Skrzypczak, zakładała, że będą tam szkoleni wysokiej klasy specjaliści – snajperzy i strzelcywyborowi. W tym samym czasie na wniosek generała Różańskiego zaczęto dokonywać zmian organizacyjno-etatowych.W jednostkach zmechanizowanych i zmotoryzowanych strzelców wyborowych wyłączono ze składów drużyn piechoty.Na szczeblu batalionów utworzono z nich drużyny złożone z czterech czteroosobowych sekcji (osiem par strzeleckich),dowódcy oraz dwóch kierowców.Ośrodek w Wędrzynie od początku wzorował się na programach i sposobach szkolenia snajperów w innych armiachNATO. Tamtejsi instruktorzy najwięcej kontaktów mieli z kadrą podobnej placówki armii kanadyjskiej. Szkolono snajperów,ponieważ zakładano, że dobrze przygotowany specjalista w tej dziedzinie szybko może przekwalifikować sięna strzelca wyborowego, ale odwrotna operacja wymaga znacznie więcej czasu i wysiłku.Wędrzyński ośrodek szumnie nazwany szkołą snajperów odwiedzało wielu specjalistów z armii NATO. Niektórzy snajperzyz Zachodu byli instruktorami podczas szkolenia naszych żołnierzy. W styczniu 2011 roku szkoła przestała istniećjako wyodrębniona wyspecjalizowana placówka. Została przeniesiona do Torunia, do tamtejszego Centrum SzkoleniaArtylerii i Uzbrojenia.urzędnicy z Rakowieckiej informują, że właśnie w gestiiDWL-u leży inicjatywa utworzenia takich stanowisk. Czymamy do czynienia z urzędniczą paralaksą?Ambitne planyChociaż stanowisk dla snajperów w Wojskach Lądowych nieCOMMENTRajmund T.AndrzejczakNie ma najmniejszych wątpliwości, że w batalionach,w brygadzie potrzebujemy snajperów.Trzeba mówić i pisać o tym głośno. Mamystrzelców wyborowych, ale są to żołnierze innejspecjalności, z mniejszymi umiejętnościamii możliwościami. Zmiany nie mogą jednak dotyczyćjedynie nazwy stanowiska. Muszą oneobjąć system szkolenia tych specjalistów, ichwyposażenie i uzbrojenie oraz sposób wykorzystania.Generał brygady Rajmund T. Andrzejczakjest dowódcą 17 Wielkopolskiej BrygadyZmechanizowanej.ma, w Szefostwie Wojsk Pancernychi Zmechanizowanych DWL-u trwają podobnoprace nad ostateczną wersją koncepcjifunkcjonowania strzelców wyborowychi snajperów. Mają być w niej unormowanemiędzy innymi rola i miejscestrzelców wyborowych oraz snajperóww strukturze i ugrupowaniu pododdziału,wyposażenie, system szkolenia, taktykadziałania, jak również model służby snajpera.Tworzona koncepcja zakłada, żew pododdziałach (batalionach) zmechanizowanychi zmotoryzowanych nie będziedrużyn strzelców wyborowych, za to jedenstrzelec znajdzie się w każdym plutonie.Na szczeblu brygady powstanie zaś plutonsnajperów.Specjaliści z DWL-u zastrzegają, żekoncepcja jest uzgadniana ze wszystkimistronami mającymi wpływ na jej kształt,między innymi Zarządem Zasobów Osobowych– G1 DWL-u, Zarządem Rozpoznaniai Walki Elektronicznej – G2DWL-u. Nie mogą jeszcze określić terminujej wejścia w życie.Najważniejszy etap edukacji strzelcówwyborowych, a w przyszłości być możetakże snajperów, odbywa się w CentrumSzkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu.Zmienia się tam jednak system nauczania. Po doświadczeniachz 2012 roku zrezygnowano z dwóch oddzielnychkursów (taktycznego i ogniowego) i strzelcy ćwiczą w ramachjednego dłuższego, obejmującego działania taktycznei ogniowe. Dodatkowo w szkoleniu wykorzystywane są wnioskiwyciągnięte z misji, zagranicznych kursów oraz doświadczeńinnych armii.ObietniceNiestety według informacji z DWL-unadal nie mamy w armii żadnej instrukcjiczy podręcznika nauczania dla strzelcówwyborowych i snajperów. Podobno dlatego,że nie zakończono prac nad koncepcjąich funkcjonowania.Dowiedzieliśmy się też, że w pierwszympółroczu 2013 roku nastąpi nowelizacjarozkazu dowódcy Wojsk Lądowychdotycząca szkolenia strzelców wyborowychw ramach Cyklu Szkolenia StrzelcówWyborowych przy Centrum SzkoleniaArtylerii i Uzbrojenia, na któregopodstawie opracowane zostaną nowe założeniaorganizacyjno-programowe. Dopieroone staną się podstawą do opracowaniakonkretnego programu nauczaniażołnierzy tej specjalności.„Zgodnie z planem do końca 2013 rokupowstanie «Program szkolenia pododdziałówstrzelców wyborowych» oraz«Regulamin działań pododdziałów strzelcówwyborowych »[tytuły robocze]”,twierdzą specjaliści z DWL-u.Za rok znowu sprawdzimy, czy teobietnice zostaną spełnione. •34NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


| armia wojska lądowe|SztukakoncentracjiPobudki w środku nocy, kilkudziesięciokilometrowe marszew deszczu, ciągła gotowość do wykonania zadań, a przede wszystkim do tego,by w każdej chwili celnie strzelić nawet z 600 metrów.Ewa Korsak, Magdalena Kowalska-SendekTrzydziestu strzelców wyborowychz 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanejspędziło na wędrzyńskim poligoniedwa tygodnie. Nie mieli nawet chwilina wytchnienie. Organizator szkolenia, „Pitbull”,każdego dnia stawiał przed nimi nowe wyzwania.Strzelec z maskałatąDo Wędrzyna przyjechali nie tylko doświadczenistrzelcy, lecz także tacy, którzy dopiero zaczynajątego typu służbę. Wcześniej odbyli wprawdzieprzeszkolenie ze strzelania precyzyjnego, ale tu doskonaliliswoje umiejętności razem z kolegami, którzymają za sobą niejedną misję.„Trzeba wciąż trenować”, powtarza „Pitbull”.„Strzelcem nie zostaje się na całe życie, jeśli niechcesz się uczyć – odpadasz”.Podstawą poligonowego szkolenia był treningstrzelecki. Żołnierze ubrani w maskałaty leżeli bezruchu nawet kilka godzin. Zanim oddali strzał, musielizrobić odpowiednie pomiary, ponieważ w tymfachu liczy się nie tylko celne oko, lecz także pogoda– ciśnienie atmosferyczne, gęstość powietrzai prędkość wiatru. Do dyspozycji mieli broń precyzyjnąSako i Axel oraz karabin Tor. Strzelali do celówoddalonych nawet o 600 metrów. Co było najważniejsze?„Koncentracja”, twierdzi jeden ze strzelców (żołnierzechcą pozostać anonimowi). „Nie można byćporywczym. Trzeba też szybko analizować sytuację,zauważyć najdrobniejsze zmiany”.Testem na spostrzegawczość był również trzydziestokilometrowymarsz, na który żołnierzeruszyli chwilę po zakończeniu szkolenia strzeleckiego.W przemoczonych, bardzo ciężkichmaskałatach, z dwudziestokilogramowymplecakiem i bronią przedzierali się przez wędrzyńskielasy. Musieli być wyjątkowo czujni,bo nie dość, że co chwilę czekały na nichzasadzki przygotowane przez instruktorów,to jeszcze nie mogli dać się przyłapać spacerowiczom.„Nie zaliczam zadania, jeśli ktoś was zobaczy”,ostrzegał „Pitbull”. „To wy powinniściepierwsi zauważyć każdego, kto możestanąć na waszej drodze”.Killing houseCzujność i spostrzegawczość konieczne byłyrównież w kolejnym zadaniu. Na jednej z poligonowychstrzelnic zbudowano prowizoryczny „killinghouse”, który miał służyć do treningu walkiw pomieszczeniach zamkniętych. Rozciągnięto folięna rusztowaniach w taki sposób, by konstrukcjaimitowała kilkupokojowy budynek. To zaledwienamiastka prawdziwego „killing house”, w którymtrenują na przykład siły specjalne z USA, WielkiejBrytanii czy polski GROM. W profesjonalnymobiekcie ściany są pancerne, by ćwiczący żołnierzemogli bezpiecznie strzelać ostrą amunicją.Po co jednak „killing house” na poligonie dlastrzelców?rafał mniedło/11 ldkpancchcesz się uczyć – odpadasz36NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


Strzelcem nie zostaje się na całe życie, jeśli niearmia„To szkolenie ma pokazać żołnierzom, jak walczyć w pomieszczeniach”,mówi „Pittbull”. „Praca strzelca to nie tylkowielogodzinne wyczekiwanie na cel, lecz także działania dynamiczne.Strzelcy wyborowi muszą umieć szybko reagować nazmieniającą się sytuację”.Pomysł na ćwiczenia w „killing house” podsunęli byli operatorzyGROM-u, którzy przyjechali do Wędrzyna, żeby podzielićsię swoimi doświadczeniami ze strzelcami wyborowymi.„W wielu topowych armiach korzysta się z wiedzy instruktorów,którzy kiedyś związani byli ze służbami specjalnymi.Chcemy podzielić się naszym doświadczeniem, oczywiście niezdradzając obecnej taktyki działania GROM-u”, mówią o swoimudziale w szkoleniu.„Nie dajemy nikomu gotowych rozwiązań. Podpowiadamy,jak planować operacje, jak walczyć w krótkich odległościach.Ostateczne decyzje należą jednak do nich”, dodaje drugi z emerytowanychoperatorów. Byli specjalsi ze służbą pożegnali sięw ubiegłym roku i związali z firmąszkoleniową Cushima. Swojąwiedzą wyniesioną z kilkunastoletniejsłuż-by wspierają teraz szkolenie polskich służb mundurowych,głównie policji i wojska.Działanie strzelców w terenie zurbanizowanym to przełamywaniestereotypów.„Zwykle myśli się, że nasza praca polega na leżeniu i długimoczekiwaniu na cel”, mówi jeden ze strzelców. „Tymczasemmusimy przecież jakoś do tego miejsca dotrzeć. Czasami idziemykilka kilometrów po terenie wroga. Umiejętność poruszaniasię w mieście jest więc dla nas bardzo ważna”.Strzelanie w terenie zurbanizowanym zostało przeprowadzonena jednym z wędrzyńskich poligonów, na którym stojąopuszczone budynki. Wygląda on jak wyludnione miasto,w którym ciszę przerywają tylko strzały i krótkie komendy instruktorów.„Najpierw lufa, potem głowa!”, dają wskazówki byli specjalsi.„Musimy ćwiczyć przejście przez wioskę zwartym pododdziałem.Gdyby przeciwnik nas zaatakował, trzeba umieć odpowiedzieć”,tłumaczy jeden ze strzelców z dziewięcioletnim doświadczeniem.Tym razem sprawdzają, czy w budynkach nieczai się żaden wróg. Najpierw wrzucają do środka granat. Potemwchodzą i po kolei eliminują cele.Wszyscy podkreślają, że w takich zajęciach bardzo ważnejest, by trenowali ze sobą żołnierze z tych samych sekcji. „Mójpartner strzelecki musi być tak samo dobry jak ja. Musimy tosamo umieć i koncentrować się na tych samych rzeczach. Musimypolegać na sobie w każdej sytuacji. Kiedy sprawdzamy budyneki kiedy leżymy na dachu, obserwując cel”, mówi jeden zestrzelców. „Jesteśmy niemal jak para małżonków”, dodają ześmiechem inni żołnierze.Pamięć absolutnaJedną z takich zgranych par strzeleckich jest „Cziko”i „Daras”, znani na poligonie jako mistrzowie zapamiętywania.Mają fotograficzną pamięć i potrafią przez wielegodzin w skupieniu obserwować teren. To umiejętnościniezbędne w pracy strzelców. A jak podczas szkoleniatrenować pamięć? Przykłady można mnożyć, ale żołnierzetak najczęściej wspominają tego typu treningi:„Instruktor położył na stole dziesięć rożnych przedmiotów.Włączył bardzo głośną muzykę – heavy metal,hip-hop – i zgasił światło. Stół oświetlało jedynie migoczącepsychodeliczne światło latarki”, opowiada „Daras”.Żołnierze mieli tylko cztery minuty, by zapamiętaćprzedmioty. Nie tylko ich liczbę, lecz także kształt, wymiary,kolory. Rozstrzygnięcie zadania odbyło się późnąnocą. „To nie może być zbyt proste. Po czterech minutachmuszą przebiec 3 kilometry. Później idą spać. Ich pamięćsprawdzamy z zaskoczenia, na przykład o trzeciej w nocy”,mówi „Pittbull”.„Cziko” i „Daras” zaliczają takie testy bez problemów.Pamięć ćwiczą niemal bez przerwy. „Kiedy jestem z żoną w supermarkecie,zapamiętuję kolejność, w jakiej na półkach ułożonesą produkty. Może się to wydawać dziwne, ale przydaje siępóźniej w służbie”, mówi „Daras”. Żołnierze przyznają, że spostrzegawczośći dobra pamięć okazały się przydatne na misji.Kiedy ruszyli na patrol, starali się zapamiętać jak najwięcejszczegółów z afgańskiego krajobrazu. „Niebezpieczeństwo podHindukuszem rozpoznaje się czasami nawet po porzuconymw dziwnym miejscu rowerze. To może być marker. Wtedy dozdetonowania ID niewiele już brakuje”, opowiada strzelec. •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA37


| armia szkolenie|Do piekłai z powrotemSpali po kilkagodzin albowcale (czasamizasypialinawet nastojąco) i bylipotworniegłodni38NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaZagrożenie czyhało na każdym kroku:trujące rośliny, drapieżne zwierzęta, dokuczliweinsekty. Udało się, przeżyli 56 dni morderczegowysiłku w ekstremalnych warunkach.Magdalena Kowalska-Sendek© CMM 3 0 REI/CCH TEUDEAN (5)WLegii Cudzoziemskiej mówiło się, że na szkoleniedo Gujany Francuskiej trafia się za karę. Onijednak zgłosili się dobrowolnie. Sześciu śmiałkówz polskich jednostek specjalnych ruszyłow połowie stycznia do Ameryki Południowej. Mieli jeden cel:przetrwać. O miejscu, w którym przyszło im spędzić najgorszedwa miesiące życia, początkowo nie wiedzieli zbyt wiele.Chcieli się po prostu sprawdzić, zobaczyć, jak to jest trafićdo piekła. „Kolega służył kiedyś w Legii. Opowiadał o kursachw dżungli. Mówił, że było ciężko. Teraz już wiem, co to znaczy”,przyznaje Michał.Śmiałkowie ze świataMichał ma 34 lata. Kilka lat służył w innej formacji mundurowej,a z wojskiem związał się dopiero rok temu. Wybrał JednostkęWojskową Komandosów w Lublińcu. To właśnie on słyszałniegdyś opowieści legionisty o ekstremalnym kursie w GujanieFrancuskiej. Gdy dowiedział się o organizowanym szkoleniu,nie wahał się ani chwili.Piotr jest jego rówieśnikiem, ale to lubliniecki weteran. Wieloletnioperator, uczestnik misji, doświadczony komandos. Dlaczegodobrowolnie podjął mordercze wyzwanie? „Kiedyś niewiedziałem nawet, gdzie leży Gujana. Dwóch kolegów z jednostkibyło tam na kursie rok wcześniej. Chciałem spróbować”,mówi.Arek, zastępca dowódcy zespołu bojowego z Lublińca, przyznaje,że na takie szkolenia jadą ochotnicy. „U nas wszyscy sąochotnikami”, żartuje. Wyjaśnia, że dla żołnierzy zmiana klimatui działanie w obcym środowisku to szansa na rozwój. „Każdyz operatorów gdzieś jedzie. Jedni specjalizują się w górach, inniw środowisku wodnym. Niektórzy sprawdzają swoje siły w różnychspecjalnościach”.Po kilkutygodniowym kursie francuskiego i odpowiednichszczepieniach (na przykład na tężec, wściekliznę, boreliozę,żółtą febrę) polecieli do Francji. Razem z nimi udało się tamtrzech specjalsów z Formozy i jeden z JW „Nil”. OrganizatoremNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA39


| armia szkolenie|kursu w ośrodku prowadzonym przez Legię Cudzoziemską byłyfrancuskie siły specjalne.Z Francji ruszyli do Cayenne, stolicy Gujany Francuskiej. Nakurs miało się stawić czterdziestu śmiałków z całego świata, aleostatecznie nie wszyscy podjęli wyzwanie. Trzydziestu czterechodważnych reprezentowało różne kraje. Poza Europejczykami,na przykład Francuzami, Niemcami, Belgami, na kurs stawilisię także reprezentanci Brazylii, Panamy, Surinamu, Dominikanyi Ekwadoru. Pośród nich doświadczeni w tropikalnym bojudowódcy oddziałów specjalnych z Brazylii. Wszystkich powitaładelegacja z 3 Regimentu Legii Cudzoziemskiej. Wśród legionistówbyli również Polacy.Biegiem marsz!Pierwszy dzień w Ameryce Południowej polscy żołnierze zapamiętalibardzo dobrze. Gujana powitała ich ulewą. Przemoczonewtedy buty wysuszyli dopiero dwa miesiące później. „Topora deszczowa”, opowiadają żołnierze. „Lało niemal bez przerwy”.Początek był spokojny. Pierwsze trzy dni minęły na aklimatyzacji,potem było dobieranie sprzętu i broni. Dostali karabinkiFAMAS – kaliber 5,56 milimetra (standardowa broń we francuskimwojsku, w silach specjalnych zastąpiona nowszymi konstrukcjami),ale używali też maszynowego Minimi. Pobralimundury, hamaki, moskitiery, liny, ponczo, leki przeciwko malarii,spray na komary, różnego rodzaju menażki i manierki. Tylkorzeczy niezbędne.Swojego wyposażenia nie mogli mieć zbyt wiele. Z Polskiwzięli między innymi buty dżunglowe, czyli takie ze specjalnymiotworkami, przez które przepływa woda, bieliznę, busolei gwizdki. Te ostatnie są w takim terenie bardzo potrzebne, ponieważłatwo można się zgubić i żeby nie krzyczeć na ratunek– lepiej gwizdać. To oszczędza siły.Pierwsza zasada: nie wolno ci chodzić. Odtąd wszystkie zadaniawykonujesz biegiem. Każde nieposłuszeństwo będzie karane(wachlarz kar bardzo szeroki: pompki, bieganie, pajacyki).To był pierwszy rozkaz instruktorów z regimentu. Brzmi źle?Później jest znacznie gorzej.Rozpoczęła się wstępna selekcja kandydatów. Jeżeli nieumiesz dobrze pływać na wodzie i pod wodą, nie nurkujesz, niewspinasz się i nie biegasz zbyt szybko w mundurze, wracasz dodomu. Już wtedy z Gujaną pożegnało się kilku komandosów.Polacy zostali w komplecie.Przestali być żołnierzami. Nie miały znaczenia ich stopniewojskowe, doświadczenie w boju czy lata służby. Nieważne byłyani narodowość, ani kolor skóry. Przez następne tygodniewszyscy byli numerami, które napisano im na kapeluszach.Bez zegarka, ale na czas„To nie dla ciebie. Zrezygnuj. Jedź do domu” – te zdania słyszelinajczęściej. Legioniści powtarzali je jak mantrę, ponieważchcieli złamać jak najwięcej kursantów. „Najgorzej było na koniec,gdy nie mieliśmy już sił”, opowiada Michał. „Brodziliśmypo zęby w brudnej rzece. A oni na łódce podpływali i szeptalido ucha «jedź do domu». Trzeba było zacisnąć zęby i robić swoje”.Zanim ruszyli w dżunglę, do centrum szkolenia w okolicymiejscowości Regina, musieli oddać wszystkie elektroniczneurządzenia, komórki, zegarki, GPS-y. W plecakach nadal pozostawałojednak kilkanaście kilogramów wyposażenia. Gdy© CMM 3 0 REI/CCH TEUDEANEkstremalne szkoleniaw Gujanie, Indiach, na kolepodbiegunowym sąwybierane nieprzypadkowo.Żadne miejsce na świecie niemoże zaskoczyć żołnierzyWojsk Specjalnychekwipunek przemókł, dźwigali ich już kilkadziesiąt. Do dyspozycjimieli między innymi mapę, kompas, gwizdek i… maczetę.W dżungli nie ma już mowy o bieganiu – w najlepszym wypadkuprzez kilkanaście godzin można przejść 10 kilometrów.Nie ma dróg, więc idzie się dnem strumieni. Trzeba poruszaćsię wolno, torować sobie drogę maczetą. A przy tym ważyć każdykrok i patrzeć (o ile jest się na lądzie), gdzie stawia się stopy.Można niechcący stąpnąć na węża, którego ukąszenie w najlepszymwypadku wyeliminuje zawodnika z kursu. W razie poślizgnięćnie warto też szukać ratunku w gałęziach i krzakach, bote mogą mieć wyjątkowo długie kolce. „Jeszcze w Polsce wyciągaliśmypo kilka. To było bardzo bolesne wspomnienie Gujany”,dodaje Piotr. Równie bolesne mogło być spotkanie z kandyrami.To kilkucentymetrowe pasożytnicze rybki, które wpływajądo cewki moczowej, wabione zapachem moczu. Ich usunięciejest niemożliwe bez pomocy chirurga. Na szczęście tej„atrakcji” Polacy zdołali uniknąć.40NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaDruga zasada: będziesz mokry. Ulewy towarzyszyły im niemalkażdego dnia. A jeżeli nawet przestało padać, to wilgotnośćpowietrza (94–99 procent) robiła swoje. Mundur przyklejał siędo spoconego ciała. Upał dawał w kość. Gdy jednak instruktorzyzauważyli, że któryś z podopiecznych jest zbyt suchy, kazaliwszystkim brodzić po pas w błocie lub wodzie.Tarzając się w błocie i mule, nie mogli zapominać o broni.A ta musiała być zawsze czysta, bardziej zresztą niż oni sami, bopod wpływem wody i błota rdzewiała. Za dnia ćwiczyli celność.„Wygrywa ten, który pierwszy trafi w pojawiającą się tarczę.Nie ma wymiany ognia, tylko szybki strzał. Widoczność jestmocno ograniczona, najdalej na 15 metrów”, wyjaśnia Michał.Żołnierze przyznają, że w dżungli najgorsze są małe zwierzęta.Duże najczęściej chowają się przed ludźmi. Te mniejsze – jakna przykład żmije – tryskają jadem, kiedy czują zagrożenie.Niewielkie skorpiony mogą schować się w bucie, wejść do plecakapołożonego na chwilę na ziemi. A gryzące mrówki potrzebujątylko kilku sekund, by obleźć człowieka. „O mieszkańcachlasu trzeba pamiętać zwłaszcza przed rozłożeniem biwaku”,opowiada Piotr. „Trzeba było dobrze ogarnąć liście i sprawdzić,czy pod spodem nie ma pająków – a trafiały się takie wielkościdłoni – czy skorpionów. Dopiero wtedy można było rozłożyćkarimatę lub hamak i ochronną moskitierę. Buty zostawialiśmyna patykach, żeby nic w nich nie zamieszkało”.Początkowo żywili się francuskimi suchymi racjami. Próbowaliteż miejscowych specjałów. Kajman smakuje jak kurczakpomieszany z rybą, tapir przypomina wołowinę. Kosztowaliwęży, ryb, różnego rodzaju owoców i roślin.Smak niewoliIch dieta diametralnie zmieniła się już w drugim tygodniu,kiedy dostali się „do niewoli”. Dwadzieścia sześć osób – bo tylużołnierzy dotrwało do tego etapu – musiało poradzić sobiez nowym wyzwaniem. Kazano im się rozebrać i w samej bieliźniewskoczyć do rzeki. Legioniści pomieszali wtedy wszystkieubrania, zabrali sznurówki z butów i paski od spodni. Po kilkunastuminutach pozwolili żołnierzom wyjść z wody. Dali imtrzy minuty na ubranie się. Kursanci brali, co było pod ręką.Dwa różne buty, za duże spodnie. Lepiej było włożyć cudzy but,niż następny tydzień chodzić po dżungli boso. Obuwie i ubraniasplatali lianami, by ich nie zgubić.Związano żołnierzom ręce i z workami na głowach wywiezionoich łodziami w nieznane. „Lepiej było nie dyskutować.Wyłączyć myślenie. Nie zastanawiać się, dlaczego tak się dzieje.Po prostu poddać się i robić swoje”. Kiedy dotarli na miejsce,„Rudy” – taką ksywkę dostał jeden z instruktorów – przekazałim wiadomość, że z niewoli może uratować ich tylko ucieczka,ale i tak z tego miejsca jest tylko jedna droga i muszą zbudowaćtratwy, żeby pokonać rzekę.Byli wykończeni. Spali po kilka godzin albo wcale (czasamizasypiali nawet na stojąco), doskwierał im potworny głód. Wtedyjedynym ich pożywieniem były owoce palm, miąższ z liścii kraby. Raz nawet zjedli elektrycznego węgorza (upolowanegostrzałem z karabinu) i wielką ropuchę. Czasami udało się zjeśćw kilka osób jedną dwudziestocentymetrową rybę. Mówią, żemiąższ z palmowych liści jest niedobry, ale jeśli popije się gowodą, zapycha żołądek. Uczty jednak nie było: każdy w kilkadni schudł kilkanaście kilogramów.Pilnowali ognia i obozu. Byli przygotowani na to, że zostanązaatakowani: jeśli nie przez zwierzęta, to przez symulującychwroga instruktorów. Problemem stały się także kontuzje i chorobyskórne. Stłuczone kolana, obolałe plecy i nadwyrężone kręgosłupyto nic w porównaniu z tym, co działo się z ich stopami.Grzybica była zmorą każdego komandosa. Przez ciągłe przebywaniew wodzie, chodzenie w mokrych butach, nabawili się początkowoprzebarwień, a później ran. Przez gigantyczną opuchliznęniektórzy nie mogli nawet włożyć obuwia. Zmiany nastopach były tak duże, że choć od ukończenia kursu minęło jużkilka tygodni, kuracja trwa nadal. A jak poradzić sobie z grzybicąw dżungli? „Trzeba osuszyć skórę, ale to było praktycznieniemożliwe. Wieczorami obsypywaliśmy nogi pudrem. Niewieleto pomagało”, przyznaje Piotr.Budowanie tratwy było trudniejsze niż myśleli. Niełatwo byłobowiem znaleźć w dżungli drzewo, które nie tonie. Metodą próbi błędów ścinali najpierw jego kawałek i rzucali do wody. Jakdrewno utrzymywało się na powierzchni, ścinali cały pień.„Trzeba było równomiernie rozkładać siły. Jedni robili tratwę,inni polowali”, wspomina Michał.Po pięciu dniach się udało. Tratwy były przygotowane. Niemogli jednak na nich usiąść, a jedynie płynąwszy, pchać je powodzie. Ta zaś była mulista, ciemna. Nie wiedzieli, jak głębokojest dno, ale woleli go nie szukać. Przez 2 kilometry przepychali(ciągle z bronią) tratwy. Poruszali się resztkami sił. Nie rozmawialize sobą, słyszeli za to przekleństwa legionistów, częstopo polsku, i ciągłe zachęty do rezygnacji z kursu.Gdy dotarli na brzeg, byli szczęśliwi, że to już koniec. Bardzosię jednak pomylili. Instruktorzy dopilnowali, by poziom wyczerpaniażołnierzy był maksymalny. Niektórzy mieli łzyw oczach. Zostali wrzuceni w błoto i musieli przejść tor przeszkód,a później marsz na azymut. Na koniec zbudowali noszedżunglowe i holowali rannego.Combat ma mocWysiłek się opłacił – tamtej nocy spali w bazie. Zdjęli mokremundury i buty. Mogli wreszcie się najeść. „Nie da się nadrobićkilku dni głodu w jeden wieczór. Chociaż byliśmy najedzeni,ciągle czuliśmy niedosyt”, wspominają. Po krótkiej regeneracjiznowu ruszyli do dżungli, tym razem uczyli się walki w buszu.Nie mogli używać światła, rozpalać ognia. Musieli być niewidoczni.Szkolili się głównie z zielonej taktyki, skakali ze śmigłowcówdo wody, zjeżdżali na linach z mostu, holowali rannego. Uczylisię także, jak dowodzić ludźmi w takim środowisku, jak zapanowaćnad wielonarodowym towarzystwem. Wiele zasad kursustanowi zaprzeczenie reguł obowiązujących w wojskach specjalnych.Zdaniem żołnierzy była to więc dobra próba pokoryi dystansu do własnych umiejętności.Komandosi na kurs do Gujany pojechali w ślad za swoimi poprzednikami.W 2012 roku szkolili się tam reprezentanci Agatui jednostki z Lublińca. Być może w przyszłym roku kolejniśmiałkowie z Polski sprawdzą w Ameryce Południowej graniceswojej wytrzymałości.„Ekstremalne szkolenia w Gujanie, Indiach, na kole podbiegunowymwybieramy nieprzypadkowo. Nie może być miejscana świecie, które mogłoby zaskoczyć żołnierzy Wojsk Specjalnych”,kwituje dowódca lublinieckich komandosów pułkownikWiesław Kukuła. Oficer wyjaśnia, że umiejętność działaniaw trudnym terenie jest niezbędna, choćby na wypadek, gdybykonieczne było udzielanie pomocy naszym rodakom znajdującymsię w różnych miejscach świata.•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA41


W drodze na Czarny LądSilniki C-130 wyją, pracując na najwyższych obrotach. Odrywamysię od ziemi. O rozmawie nie ma mowy. Wszyscy pasażerowiedostali jaskrawożółte zatyczki do uszu, żeby przebywaniewiele godzin w nieustającym hałasie było bardziej znośne.Ulokowani jesteśmy na niewygodnych siedzeniach desantowychznajdujących się wzdłuż burt. Jest nas siedemnastu, w tymdziewięciu logistyków – w bazie szkoleniowej w miejscowościKoulikoro, około 60 kilometrów na północ od stolicy Mali, będąszkolili miejscowych żołnierzy. Wejdą w skład międzynarodowegozespołu szkoleniowego LTT (Logistic Training Team).Czterej pasażerowie to saperzy. Na lotnisku w kraju nie wiedzielijeszcze, czy będą instruktorami, czy członkami zespołów roz-| armia Reporterskim okiem|BOGUSŁAW POLITOWSKI (3)Ryszard godlewskiMisja wśróduśmiechniętych ludziTowarzyszyłem w podróży polskim żołnierzom,którzy wezmą udział w misji szkoleniowej w Mali.Bogusław PolitowskiStare malijskie przysłowie mówi, że dzięki cierpliwościmożna ugotować kamień. W spokój i cierpliwość musieliuzbroić się także nasi żołnierze, którzy w nocyz 12 na 13 kwietnia wyruszali do Mali, aby wziąć udziałw Misji Szkoleniowej Unii Europejskiej (EUTM Mali).Lotnicze wyzwanieDługą podróż na Czarny Ląd rozpoczęliśmy na wrocławskimlotnisku. Pierwszy lot statku powietrznego polskich Sił Powietrznychdo Mali to spore przedsięwzięcie. Aby potężny HerculesC-130 bezpiecznie doleciał na miejsce i po krótkim postoju,uwzględniając przepisy o czasie pracy pilotów, mógł wrócićdo kraju, zaangażowane zostały trzy zespoły lotnicze. Z Powidzaprzez Wrocław do Malagi w Hiszpanii na trasie 1600 milsamolot pilotowała załoga majora Marcina Szubińskiego.W Maladze stery przejęły dwie inne załogi. Major JarosławGozdalski i kapitan Artur Fijołek ze swoimi lotnikami mają zazadanie dolecieć bezpiecznie do celu oddalonego o ponad1700 mil i dwie doby później powrócić do kraju.Tuż po północy na lotnisku otwiera się rampa załadowczaHerculesa. Żołnierze z Zespołu Transportu i Przeładunku KomendyObsługi Lotniska podjeżdżają do samolotu z przygotowanymipaletami lotniczymi. Za pomocą specjalnej platformyzaładowczej Atlas 2000 umieszczają je na pokładzie maszyny.Załadunkiem towaru kieruje sierżant Emil Węglowski.Przygotowany do transportu ładunek to broń i wyposażenieżołnierzy oraz amunicja. Zapakowano także sprzęt biurowy.Cargo waży około czterech ton i zajmuje 2/3 miejsca, reszta pozostajedla pasażerów i członków załogi. Po godzinie pierwszejna pokład wchodzą uczestnicy wyprawy.42NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaminowania (EOD Team) chroniących bazy (na miejscu okażesię, że zajmą się ochroną miejsc stacjonowania międzynarodowychsił szkoleniowych).Dla kapitana Jacka Prokopa nie ma to większego znaczenia.Jako wykładowca Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnychi Chemicznych doskonale potrafi przekazywać wiedzę z dziedzinyrozminowywania czy budowy umocnień inżynieryjnych. Maza sobą pobyt na IV i VIII zmianach w Afganistanie, gdzie byłdowódcą grupy inżynieryjnej. Potrafi wykrywać i neutralizowaćrozmaite miny czy domowej roboty urządzenia wybuchowe.Wśród pasażerów jest również oficer Służby KontrwywiaduWojskowego. Na miejscu wspólnie z kolegami z innych krajówEuropy będzie zbierał wszelkie informacje mogące pomóc żołnierzomw bezpiecznym wykonywaniu zadań.Ryż w sosie orzechowymPiętnasty uczestnik lotu jest czarnoskóry. O Afryce wie więcejniż wszyscy uczestnicy misji razem wzięci. Mali jest ojczyznąYaya Samakego. W Polsce przebywa od trzynastu lat. Studiuje, aw wolnych chwilach grywa w filmach i serialach. Gdy usłyszał,że Polacy będą brali udział w misji w jego kraju, zaproponowałw Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych, że może pomóc.„Jestem to winny swoim rodakom. W moim kraju dzieje sięźle. Liczę na to, że międzynarodowa pomoc przyczyni się dostworzenia tam demokracji i przywrócenia swobód obywatelskich”,tłumaczy. Zapewnia, że ludzie w Mali będą bardzo życzliwiżołnierzom sił międzynarodowych, w tym Polakom. Przyokazji Yaya zachwala miejscowe specjały. Uważa, że gdy tylkonasi żołnierze będą mieli okazję, powinni spróbować tradycyjnejpotrawy z ryżu w orzechowym sosie…Szesnasty uczestnik lotu nie weźmie udziału w misji. Podobniejak siedemnasty, czyli ja, spędzi na malijskiej ziemi tylkotrzy godziny. Podpułkownik Mariusz Marut z Dowództwa Operacyjnegoleci, żeby spotkać się z dowódcą PKW Mali podpułkownikiemAdamem Jangrotem.Pułkownik Jangrot zna już dokładnie sytuację w rejonie misji.Wraz z czterema specjalistami z zespołu transportowo-przeładunkowego(Joint Transit Team, JTT), kierowanego przez kapitanaDariusza Szymańskiego, a wchodzącego w skład misjiszkoleniowej UE (European Training Mission, EUTM), pełnisłużbę w Mali od blisko dwóch miesięcy.Międzylądowanie w Maladze. Mamy dwie godziny na rozprostowaniekości. Hiszpańskie słońce i ciepło po spóźniającejsię w kraju wiośnie wszyscy witają z zadowoleniem. I znów lecimy.Nie będzie to jednak przelot w linii prostej. Nie każdaprzestrzeń powietrzna nad Afryką jest bowiem bezpieczna.W końcu jednak jesteśmy nad celem podróży. Przez okienka samolotuwidzimy wstęgę wijącego się w dole Nigru. Bamako,blisko dwumilionowe miasto, rozciąga się na bardzo dużym obszarze.Lądujemy.Przez otwarty luk ładowni do wnętrza wpada gorące powietrze.Jest trzynasta miejscowego czasu. Temperatura wynosiokoło 40 stopni Celsjusza w cieniu.Przybyszów z ojczyzny wita podpułkownik Adam Jangrot.W pobliżu przechodzą żołnierze różnych nacji oraz Malijczycyw mundurach. Zarówno wojskowi, jak i czarnoskórzy cywilewitają nas promiennymi uśmiechami.Polscy żołnierze pomagają rozładować samolot. Później zostanąpoddani misyjnym procedurom administracyjnym. Francuscysztabowcy zapisali ich na listę uczestników EUTM. Każdemuzrobiono zdjęcie do dokumentów. Tego dnia podobnemupostępowaniu zostali poddani żołnierze z Hiszpanii, Węgieroraz Grecji, którzy dolecieli do Mali tuż przed Polakami.Przy samolocie spotykam kapitana armii francuskiej FredericaMourę. O naszych rodakach – czterech żołnierzach zespołutransportowo-przeładunkowego – wypowiada się w samych superlatywach.Twierdzi, że są doskonałymi specjalistami, rygorystycznieprzestrzegającymi zasad i przepisów. Takie podejście,zdaniem kapitana, sprawiło, że ostatnio na lotnisku w Bamakoprzyjmowanie i ekspedycja ludzi oraz sprzętu zostały znacznieusprawnione.„Żołnierzy z Polski poznałem już na misji w Libanie. Cenięich fachowość, przyznam jednak, że wasza kuchnia nie bardzoprzypadła mi do gustu”, oznajmił z uśmiechem.Postój samolotu będzie krótki. Korzystam z okazji i z kapitanemSzymańskim ruszamy do kwatery głównej, znajdującej sięw zaadaptowanym do tego celu hotelu w centrum miasta. Przednami pół godziny drogi przez afrykańską metropolię. Wyjazduz lotniska i wjazdu na nie strzegą uzbrojeni żołnierze francuscyoraz malijscy. Nasz osobowy, i na szczęście klimatyzowany,samochód mija posterunki ochronne bez żadnych problemów.Egzotyczna metropoliaJedziemy szeroką asfaltową, niedawno zrobioną drogą. Wiedzieod lotniska do wzgórza, na którym mieści się pałac prezydentarepubliki. To jedyna tak dobra trasa. Wszystkie inne uliceodchodzące od niej są szutrowe lub brukowe. Wokół wala sięmnóstwo śmieci.Z większości mijanych zabudowań odpada tynk. Niektórez nich to prostokątne lepianki, choć trafiają się także nowoczesnewieżowce, a gdzieniegdzie widać osiedla bogaczy, otoczonemurami, pilnie strzeżone. Wrażenie robi nowoczesna dzielnica,w której mieszczą się najważniejsze urzędy państwowe. W takbiednym kraju bardzo rzucają się w oczy jako symbol przepychui nierówności społecznej.Nasz kierowca – młody Malijczyk Kaoussou Camara – robi,co może, abyśmy szybko dotarli do bazy sił międzynarodowych.Przejeżdżamy jednym z dwóch mostów nad Nigrem.W dole, na szeroko rozlanej rzece, widać dużo małych łodzi.Rybołówstwo jest podstawowym źródłem utrzymania wielumieszkańców stolicy.Przed hotelem Azalai Nord Sud, kwaterą dowództwa sił międzynarodowych,znajdują się uzbrojone posterunki wojskowe.Obiektu strzegą żołnierze z Czech. Na niewielkim parkingu doopancerzonych samochodów wsiadają francuscy żołnierze, którzybędą ochraniać dwa konwoje jadące do bazy w Koulikoro.W jednym z nich znajdą się nasi żołnierze, którzy przed chwiląprzylecieli do Mali.Siedziba dowództwa przypomina wieżę Babel. Nic dziwnego,wszak w skład misji szkoleniowej Unii Europejskiej wchodzążołnierze aż 22 narodowości. Gdy zwiedzamy pomieszczeniasztabu, kapitan Szymański wita się z Francuzami, Niemcami,Bułgarami czy Anglikami jak z przyjaciółmi.Pokój pracy Polaków wygląda skromnie. Dwa biurka, dwakomputery, kalendarz, tablica biurowa. Porucznik RadosławChojna-Abarchan przygotowuje plan wykorzystania służbowychsamochodów w następnym dniu. Chorążego AndrzejaRaczkowskiego i sierżanta Norberta Wtykły nie ma w sztabie.Obaj zostali na lotnisku, aby nadzorować przylot Polakówi Hiszpanów oraz rozładunek obu maszyn.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA43


| armia Reporterskim okiem|Trzy pytaniado podpułkownikaAdama Jangrotaus dodPan i czterech żołnierzy rozpoczęliściemisję prawie dwa miesiące temu.Dopiero teraz doleciało piętnastu pozostałychuczestników kontyngentu.Co działo się przez te dwa miesiące?Zajęliśmy się przygotowaniami, abypolski kontyngent mógł dobrze wykonywaćswoje zadania. W bazie w Koulikorozorganizowałem miejsca zakwaterowaniadla swoich podwładnych. Nasiżołnierze powinni być zadowoleni – będąmieszkali w czteroosobowych klimatyzowanychpokojach. Ponadto Polacysą tutaj odpowiedzialni za porządek nalotnisku, więc opanowaliśmy sprawyzwiązane z przyjmowaniem ludzi oraztowarów.Wkrótce więc rozpoczniecie szkoleniemiejscowego wojska?Już rozpocząłem szkolenie malijskichżołnierzy. Po krótkiej aklimatyzacjiwłączą się w nie również logistycy, którzywłaśnie przylecieli. Polscy saperzynie będą się zajmowali sprawami szkoleniowymi– ich rola to ochrona przeciwminowabazy. Gdy jakiś pododdziałz instruktorami będzie szedł na zajęciaw teren poza bazę lub na strzelnicę,obiekt taki najpierw zostanie przez nichsprawdzony.Czym misja w Mali różni się od wcześniejszych,w których Polacy braliudział?Nie jest bojowa, lecz szkoleniowa. Mamyuczyć niełatwej dziedziny, czyli logistyki.Wziąwszy jednak pod uwagę naszebogate doświadczenia w tej materii,jestem pewien, że podołamy wyzwaniu.Kursy mają trwać po 10 tygodni. W tymczasie można nauczyć wielu rzeczy.W bazie będą szkolone jednocześniecztery miejscowe kompanie piechotyi jedna logistyczna. Piechotą zajmą sięAnglicy, Francuzi, Irlandczycy, Finowie,Szwedzi i Litwini. Kompanie logistycznąbędą szkolić tylko Polacy. •Podpułkownik AdamJangrot jest dowódcąPKW w Mali.Kapitan Szymański nie może mi poświęcić więcej czasu. Zobaczyłrotmistrza Vladimira Lysonka z Czech. Po krótkiej wymianiezdań okazało się, że obaj logistycy muszą szybko zorganizowaćtransport sprzętu z lotniska do bazy.Mali jest niepodzielneZ biura naszych żołnierzy zabieram upominek, który będzienagrodą w redakcyjnym konkursie fotograficznym. Jest to misazrobiona ze skorupy dużego owocu calebasse z regionu Segou.W czasie świąt wielkanocnych naczynie to służyło Polakom jakokoszyczek ze święconką. Jakiś miejscowy rzemieślnik wypaliłna nim w języku francuskim napis: „Mali jest niepodzielne”.Te słowa są przykładem starań Malijczyków o jedność swojegopaństwa. Dowodzą, że z zadowoleniem przyjęli siły międzynarodowe,które mają zapewnić im pokój.W drodze powrotnej kapitan opowiada mi historię tego państwa.Najpierw rozpoczęły się próby podziału Mali na dwa państwa.Rebelię Tuaregów szybko zdominowali dżihadyści z radykalnychugrupowań islamskich oraz różnej maści watażkowiei przemytnicy. W północnej części kraju nastał czas terroru. Faladziałań zbrojnych zaczęła przesuwać się na południe. Zdecydowanainterwencja francuska oraz potępienie świata zapobiegłykrwawej wojnie. Szkolona przez siły międzynarodowe armiama w niedługim czasie zagwarantować stabilizację i spokój.Podczas krótkiej wizyty w Mali zaskakuje mnie sposób byciamiejscowych ludzi. Mimo biedy często się uśmiechają. Nieprotestują na widok obiektywu. Machają wesoło rękoma. Nawetżołnierze pełniący służbę na lotnisku, uzbrojeni i mającydo dyspozycji opancerzony transporter, tylko z pozoru wyglądajągroźnie. Gdy podchodzimy, witają nas bardzo przyjaźnie.I właśnie takich uśmiechniętych Malijczyków zachowamw pamięci.Gdy docieram do samolotu, chwilę rozmawiam z dowódcąPKW. Podpułkownik Jangrot opowiada, że szkolił już miejscowychwojskowych. Zauważył, że są bardzo pojętni, zaangażowanii zainteresowani zdobywaniem nowych kwalifikacji: „To,co tutaj robimy, jest dla tych ludzi bardzo ważne. Oni doceniają,że chcemy im pomóc, i są za to bardzo wdzięczni”.Rozmawiam jeszcze chwilę ze starszym chorążym armiifrancuskiej Noëlem Jourdanem. Podoficer na co dzień współpracujez naszymi żołnierzami. Polubił ich do tego stopnia, żepo zakończeniu misji chce koniecznie odwiedzić nasz kraj: „Pojadędo kapitana Szymańskiego i razem z nim wybiorę sięgdzieś na narty”.O osiemnastej czasu malijskiego nasz Hercules wzbija sięw powietrze. Przelot do Hiszpanii trwa do północy. Po odpoczynkuzałóg w poniedziałkowy poranek startujemy do kraju.I szczęśliwie lądujemy na miejscu.•44NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


|armia marynarka wojenna|Samotni łowcy<strong>Polska</strong> ma ich pięć. Choć powoli dożywają swoich lat, na morzu nadalstanowią jeden z największych atutów. Sama ich obecność, a nawet jej podejrzenie,może wywołać popłoch w szeregach nieprzyjaciela.Łukasz ZalesińskiNa Bałtyku doszło do pojedynku. Oko w oko stanęłyfregata rakietowa ORP „Kościuszko”, wspomaganaprzez samolot „Bryza”, oraz okręt podwodnyORP „Orzeł”. Każda z załóg miała namierzyći podać pozycję przeciwnika. Trochę jak w popularnejgrze towarzyskiej. Tyle że tutaj sprawa była znacznieORP „Orzeł” to największy, a zarazem najnowszyz okrętów podwodnych, które służą w polskiejMarynarce Wojennej.Powstał jeszcze w Związku Radzieckim, a biało-czerwona bandera została na nim podniesiona w 1986roku. Załoga liczy 60 osób. Pod wodą jednostka może rozwinąć prędkość 17 węzłów, a na powierzchni– 12. Maksymalna głębokość zanurzenia wynosi 300 metrów, a zasięg 6 tysięcy mil morskich. Tyle właśnieokręt może przepłynąć jednorazowo, korzystając ze swoich zapasów. Podstawowe uzbrojenie ,,Orła” stanowiątorpedy. Może ich zabrać na pokład osiemnaście. Dysponuje też sześcioma wyrzutniami.poważniejsza. Wynik całodobowych manewrów: 3:1 dla,,Orła”. I to wcale nie dlatego, że jedna z załóg okazała siębardziej biegła w swoim rzemiośle. „Okręt podwodny z racjiswojej specyfiki zawsze będzie miał w takim starciu przewagę”,przyznaje komandor porucznik Bartosz Zajda, rzecznikprasowy Marynarki Wojennej. „Długo potrafi być niemalniewidzialny, ale kiedy już się ujawni, zwykle jest piekielnieskuteczny”.Nowocześni podwodniacyOkręty podwodne to chyba najgroźniejsza broń, jaką dysponująsiły morskie. W dodatku ich możliwości stale rosną.„Kiedyś jednostki tego typu atakowały za pomocą torpedi stawiały miny. Teraz wiele z nich może korzystać z kierowanychpocisków przeciwlotniczych, bezzałogowych statkówzarówno podwodnych, jak i latających, coraz bardziej nowoczesnychsystemów łączności”, wylicza komandor podporucznikTomasz Witkiewicz, dowódca OPR ,,Sęp”.Okręty podwodne są wykorzystywane do prowadzeniazwiadu i rozpoznania czy też desantowania sił specjalnych.„Ich podstawowym atutem jest to, że działają w sposób skryty.Potrafią przedrzeć się przez blokadę, niespodziewanie zaatakowaćkonwój bądź zespół okrętów, a potem ponownieukryć się w głębinach”, podkreśla komandor porucznik Zajda.Okręt podwodny jest też o wiele mniej uzależniony odzmiennej pogody. „Podczas dużego sztormu mniejsze nawodnejednostki muszą wykonywać swoje zadania, a jednocześniezmagać się z żywiołem. Okręt podwodny może pozostaćw zanurzeniu i nadal działać”, zaznacza komandor porucznikZajda. Mało tego, już sama obecność tego typu jednostkiw danym rejonie może związać pokaźne siły nieprzyjacielai wprowadzić w jego szeregi niemały zamęt. Tak było chociażbyw czasie brytyjsko-argentyńskiej wojny o Falklandy(Malwiny) na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.„W rejonie wysp działały zaledwie dwa należące do Argentynyokręty podwodne, ale to wymusiło na Brytyjczykachzaangażowanie blisko 20 różnego rodzaju jednostek i 25 śmigłowców”,zaznacza komandor podporucznik Witkiewicz.46NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaDlatego właśnie okręty podwodne stają siębronią coraz bardziej pożądaną.„Był czas, że tylko Armia Czerwona miała kilkasetokrętów podwodnych. Teraz jest ich naświecie mniej. Rośnie za to liczba państw, którechciałyby takie jednostki posiadać”, tłumaczykomandor porucznik rezerwy Ireneusz Gołąbek,były szef logistyki w Dywizjonie Okrętów Podwodnych.Zaistnieć pod wodąWłasne floty jednostek podwodnych postanowiłystworzyć od zera między innymi Malezja,Iran czy Wietnam. „Sześć okrętów podwodnychkupił od Szwecji Singapur, cztery ma Tajwan,który chce pozyskać kolejne, ale planom tymsprzeciwiają się Chiny. Nawet Izrael, choć wrogówma na lądzie, zamierza rozbudować podwodnąflotę do sześciu jednostek”, podkreśla komandorpodporucznik Witkiewicz. Listę możnaby wydłużyć o kolejne państwa.Tymczasem tradycyjne mocarstwa stawiają nietyle na ilość, ile na jakość. „Państwa, które na tostać, modernizują okręty o napędzie jądrowym.Mają być one na przykład jeszcze cichsze,Pod konieckwietniagdyńskiDywizjonOkrętówPodwodnychpo raz kolejnyobchodziłswoje święto.To najdłużejistniejącajednostkaw MarynarceWojenneja przez to trudniejwykrywalne”,wyjaśnia komandor porucznikrezerwy Gołąbek.Z jednostek tego typu korzystająUSA, Rosja, Francja, Chiny, Wielka Brytania orazIndie. Za kilka lat być może dołączy do nich Brazylia.Inne marynarki kupują nowoczesne okrętyo napędzie konwencjonalnym.Do tego grona ma wkrótce dołączyć także <strong>Polska</strong>.Według zapisu, który znalazł się w planachrozwoju Marynarki Wojennej, do 2030 roku mamykupić trzy nowe jednostki, które zastąpią pięćobecnie działających.Zakup okrętu podwodnego to spory koszt.Można go oszacować nawet na około 2,5 miliardamarian kluczyńskiNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA47


|armia marynarka wojenna|Kobbeny są znacznie mniejszei starsze niż ORP „orzeł”.Zbudowane zostały w latach sześćdziesiątych XX wieku na zlecenie norweskiej marynarki. Ich załoga składa sięz 21 osób. Kobbeny mają zasięg 5 tysięcy mil, schodzą pod wodę maksymalnie na 200 metrów, a skorzystać mogąz ośmiu wyrzutni torped. Na początku XXI wieku Norwegowie za darmo przekazali Polsce pięć tego typu okrętów, z którychjeden miał się stać źródłem części zamiennych. „Norweska marynarka postanowiła skupić się na okrętach nowszejgeneracji. Zanim jednak taka decyzja zapadła, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych Kobbeny zostały poddane gruntownejmodernizacji”, wyjaśnia komandor porucznik Bartosz Zajda, rzecznik Marynarki Wojennej. „Okręty rozebrano niemaldo ostatniej śrubki, a potem złożono na nowo”. Kobbeny zostały wyposażone między innymi w nowe baterie okrętowe,stacje hydrolokacyjne czy anteny. „Moim zdaniem, kiedy przejęliśmy te jednostki od Norwegów, zrobiliśmy jeden z najlepszychinteresów w ciągu ostatnich kilku dekad”, dodaje porucznik Zajda. Jednocześnie do standardów NATO przystosowanyzostał także „Orzeł”. W ostatnich latach polskie okręty podwodne brały udział w dziesiątkach międzynarodowychćwiczeń i misji. Na początku wieku, w ramach walki z terroryzmem Kobbeny zostały wysłane na Morze Śródziemne.W czasie natowskiej operacji „Active Endeavour” kontrolowały ruch statków. „Istniała wówczas obawa, że terroryści uderząrównież tam. A destabilizacja żeglugi na Morzu Śródziemnym mogłaby się skończyć światowym kryzysem. Tylko przezGibraltar każdego dnia przechodzą statki wiozące w sumie dwa miliony baryłek ropy”, podkreśla komandor porucznikZajda. Załoga ORP „Orzeł” ma z kolei na koncie między innymi udział w prestiżowych ćwiczeniach „Joint MaritimeCourse” w okolicach Szkocji. Nasi marynarze pomagali w szkoleniu uprawniającym do udziału w Siłach Odpowiedzi NATO.złotych. „To kosztowna inwestycja, ale ze względu na możliwościtego typu jednostek niezwykle opłacalna”, podsumowujekomandor porucznik Zajda.Orzeł śledzi latarnieHistoria okrętów podwodnych w polskiej Marynarce Wojennejsięga 1920 roku. Wówczas to dowództwo armii rozpisałoambitny program rozbudowy floty. Zakładał on, że docelowopod biało-czerwoną banderą służyć będą aż 42 tegotypu jednostki. Wkrótce pierwsze trzy okręty zostały zamówionewe Francji. W latach trzydziestych <strong>Polska</strong> miała ichjuż tyle, że można było sformować odrębną jednostkę.W 1932 roku w Gdyni powstał Dywizjon Łodzi Podwodnych.Cztery lata później widniejące w nazwie słowo ,,łodzie”zostało zamienione na „okręty”.W skład dywizjonu wchodziły trzy okręty podwodne– OORP ,,Ryś”, ,,Wilk” oraz ,,Żbik”. Lada moment miałydo nich dołączyć dwa kolejne. Za pieniądze pochodzącemiędzy innymi ze społecznych składek w holenderskiejstoczni były budowane „Orzeł” i „Sęp”. Biało-czerwonabandera ostatecznie załopotała na nich na początku 1939 roku.Kilka miesięcy później wybuchła wojna.Polscy podwodniacy mieli w niej odegrać znaczącą rolę.Z myślą o nich dowództwo marynarki opracowało plan podkryptonimem „Worek”. Okręty zostały rozmieszczonew Zatoce Gdańskiej i wokół Półwyspu Helskiego, gdziemiały odpierać ataki Niemców. Szybko jednak stało się jasne,że w starciu z Kriegsmarine i samolotami Luftwaffe niemają wielkich szans. Zgodnie z opracowanym wcześniejwariantem okręty opuściły swoje sektory i popłynęły na północ.Trzy z nich – OORP „Ryś”, „Sęp” i „Żbik” – zostałyinternowane w Szwecji, gdzie przebywały do końca wojny.„Wilk” zdołał przedrzeć się do Wielkiej Brytanii. Członkowiezałogi wspominali potem, że kiedy w cieśninie Sundszli w wynurzeniu, zaledwie o kilkadziesiąt metrów minęlidwie jednostki Kriegsmarine: niszczyciel „Richard Beitzen”i torpedowiec T-107, a Niemcy podobno wzięli „Wilka” zaokręt szwedzki.Jeszcze bardziej karkołomną eskapadę zaliczył ORP„Orzeł”. Okręt został internowany w Tallinie, skąd załogapostanowiła uciec. Marynarze obezwładnili estońskichstrażników i wyprowadzili „Orła” z portu. Na kilka godzinukryli jednostkę na dnie Bałtyku, a następnie ruszyli w kierunkuWielkiej Brytanii. Zadanie było o tyle trudne, żeokręt został pozbawiony map nawigacyjnych i niemal całegouzbrojenia. Załodze udało się jednak pokonać newralgicznepunkty dzięki niemieckiej mapie latarń morskich. Po44 dniach „Orzeł” dotarł do Szkocji.Już w Wielkiej Brytanii Polacy wypożyczyli od aliantówtrzy kolejne okręty podwodne. Na wszystkich walczyliz Niemcami do końca wojny, zadając Kriegsmarine dotkliwestraty. Tylko podczas operacji na Morzu Śródziemnymw 1943 roku zatopili i uszkodzili około 30 nieprzyjacielskichjednostek. Rzecz jasna polska marynarka też zanotowałastraty. W maju 1940 roku na Morzu Północnym w niewyjaśnionychdo dziś okolicznościach zaginął ORP „Orzeł”.Na dno poszedł również pożyczony od Brytyjczyków ORP„Jastrząb”.Po wojnie wynajęte okręty zwróciliśmy, a nasze własnewróciły do kraju. W kolejnych latach zmieniali się ludzie,okręty, uzbrojenie, ale dywizjon trwał. Obecnie jest najdłużejdziałającą jednostką w Marynarce Wojennej, a jego najnowsząhistorię tworzy pięć okrętów: jednostka typu Kilo nacześć słynnego poprzednika nazwana ORP „Orzeł” orazotrzymane z Norwegii Kobbeny – OORP „Sęp”, „Sokół”,„Kondor” i „Bielik”.•48NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armia| teczka akt personalnych|Jacek TrybalskiRocznik 1977. Miejsce urodzenia: WarszawaKierowca czołgu Leopard 2A4 w 10 BrygadzieKawalerii Pancernej w Świętoszowie.Zostałem żołnierzem, bo… zawsze było to moimmarzeniem. Żołnierzami zawodowymi byli ojciec i dziadek.Mundur nosi również mój starszy brat. Ja teżchciałem. Moją największą pasją są czołgi, a nie dasię jeździć nimi, jeśli nie jest się w wojsku.Gdybym nie został żołnierzem,byłbym dzisiaj… kierowcąwielkiej ciężarówki.Moje hobby: historia wojskowościoraz militaria,a konkretnie czołgi. Interesująmnie wszystkie pancernepojazdy. Przez kilka lat współpracowałemz Muzeum WojskaPolskiego. Pomagałemw naprawach oraz renowacjizabytkowych czołgów i tankietek.Wieloma jeździłem.Należę także do klubu strzeleckiego.Strzelam z bronisportowej oraz czarnoprochowej.Należę też do grupy rekonstrukcjihistorycznej bronipancernej Smok.Edukacja wojskowa: ukończyłem wiele kursówz jazdy i eksploatacji sprzętu pancernego oraztransporterów opancerzonych. Mam uprawnieniamechanika-kierowcy na wszystkie rodzaje czołgówużywanych obecnie w wojsku, między innymiPT-91, T-72 i Leopard, oraz na wiele typów czołgówi tankietek już historycznych. Przeszedłemtakże kurs spadochronowy.rafał mniedło/11 ldkpancSłużę od… 1998 roku. Jako ochotnik trafiłem do8 Ośrodka Szkolenia Specjalistów Czołgowych wChełmnie. W 1999 roku zakończyłem zasadnicząsłużbę wojskową i odszedłem do rezerwy. W 2007roku wróciłem do wojska. Zostałem żołnierzem zawodowym.Trzy lata służyłem w 1 WarszawskiejBrygadzie Pancernej w Wesołej, a od 2010 rokujestem kierowcą czołgu Leopard 2A4 w 10 BrygadzieKawalerii Pancernej w Świętoszowie.Udział w misjach:nie brałem jeszcze udziałuw żadnej misji zagranicznej.Przygotowuję się doXIV zmiany w Afganistanie.Gdybym mógł zmienić coś w wojsku,sprawiłbym... aby żołnierze mogli się więcejszkolić z użyciem sprzętu. Trenażery, owszem,są potrzebne, ale praktycznej jazdy czołgiem czytransporterem w terenie, po poligonach w różnychwarunkach pogodowych nic nie zastąpi.Ocena z egzaminu z WF-u: 4,49.Ulubiony film lub zespół muzyczny:od bardzo wielu lat mój ulubiony serial to„Czterej pancerni i pies”. Dzięki niemu zrodziłasię moja miłość do czołgów. Lubię takżehorrory Stephena Edwina Kinga.W umundurowaniu polskiego żołnierzapodoba mi się… uniwersalnośćmunduru polowego. Wprowadzanywłaśnie nowy wzór będzie pod tymwzględem jeszcze lepszy. A jeśli mundurgalowy, to tylko pancerniaka11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernejz czarnymi beretem i naramiennikamioraz dywizyjnym krawatem.Nie ma w wojsku piękniejszego…Za 10 lat będę… nadal żołnierzem.Pewnie podoficerem.Za 10 lat nasze wojsko będzie…w pełni profesjonalną armią, niczymnieróżniącą się od najlepszych armiiświata.Ulubiona broń:jeśli mowa o dużymkalibrze, to oczywiściedziało Leoparda 2A4.Z mniejszych kalibrów– PM-98, któregoużywam na co dzień.Jest mały, poręcznyi celny…Największe wojskoweosiągnięcie: bez wątpieniajest nim doskonałaznajomość czołgu Leopard2A4 i umiejętnościmistrzowskiej jazdy nim.Jestem kierowcą dowódcytrzeciego plutonuósmej kompanii oraz kierowcączołgu dowódcy batalionu.Jest to dla mniewyróżnienie.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA49


fleszsiły powietrzneTrzy MiG-29 wykonałyłacznie 24 loty w czasie kursuTLP 2013-2Szkoła mist50NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


W czasie kursu TLP MiG-iz 23 Bazy Lotnictwa Taktycznegospędziły w powietrzu 30 godzini 34 minutyrzówBartosz Bera/www.rbsphotos.comNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA51


| flesz siły powietrzne|Polacy kolejny raz wzięli udział w jednymz najbardziej wymagających kursów dla pilotówwojskowych w Europie.Bartosz BeraTactical Leadership Programme (TLP)pozwala zasmakować tego, co czulipiloci w filmie „Top Gun”. Jest toszkolenie dla najlepszych, przygotowanez myślą o doskonaleniu umiejętności niezbędnychw przeprowadzaniu wielonarodowychoperacji lotniczych w ramach NATO (sam TLPnie jest w strukturach sojuszu, ale należą do niegowybrane państwa członkowskie).Załogi MiG-29 z 23 Bazy Lotnictwa Taktycznegow Mińsku Mazowieckim już trzeciraz zostały zaproszone do Albacete, żebywziąć udział w tym prestiżowym kursie. DlaPolaków przygotowano jednak odmienną rolęniż dla pozostałych uczestników. Nasi pilocijako Czerwoni mieli być przeciwnikami dlaNiebieskich, działających jako ugrupowanieCOMAO (Composite Air Operation). Niebiescylatali na francuskich Mirage 2000, włoskichTornadach, AMX i EF-2000, holenderskich,belgijskich i amerykańskich F-16 orazna hiszpańskich i francuskich śmigłowcach(zadania Combat Search and Rescue, CSAR).Siły Czerwonych uzupełniały greckie Mirage2000 i francuskie Alpha Jety.Polski zespół liczył ponad 40 osób, miał dodyspozycji trzy samoloty MiG-29. Dowodził nimmajor pilot Cezary Lesiński (oprócz niego misjewykonywali kapitan pilot Paweł Czajka, porucznikBartosz Kida i porucznik Michał Popławski– wszyscy już wcześniej brali udział w TLP).Każdego dnia przeprowadzali jeden wylot – zwyklew składzie dwóch samolotów. Jak tłumaczyporucznik Kida, nie chodziło tylko o odniesieniezwycięstwa w pozorowanych walkach powietrznych,lecz o takie zaplanowanie własnej misji, byw jak najwyższym stopniu przeszkodzić w wykonaniuzadania siłom Niebieskich, przy maksymalniewiernym oddaniu taktyki potencjalnychprzeciwników państw NATO. •Bartosz Bera/www.rbsphotos.com (5)52NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


fleszObie strony„konfliktu”były wspierane przez samolotywczesnego ostrzegania E-3A.Szkolenia w ramach TLPod 1978 roku odbywałysię w niemieckich bazachFürstenfeldbrucki Jever. Późniejprzeniesionoje do belgijskiegoFlorennes,a w końcu do AlbaceteNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA53


patronat polski zbrojnej


armiaChoć misje pokojowe nie sązajęciem dla armii, to tylkożołnierze potrafią jeprzeprowadzić.UNOblicza pokoju„To niesamowite spotkać żołnierzy, którzy służyli na misjach”,twierdzili licealiści z Długołęki.Anna DąbrowskaWjaki sposób wojsko, tworzone z myślą o prowadzeniuwojen, może dbać o pokój? Młodszychorąży w stanie spoczynku Andrzej Korusopowiada: „W latach pięćdziesiątych XX wiekuSzwed Dag Hammarskjöld, sekretarz generalny OrganizacjiNarodów Zjednoczonych, stwierdził, że chociaż misje pokojoweto faktycznie nie jest zajęcie dla armii, to tylko żołnierze potrafiąje przeprowadzić, ponieważ są dyspozycyjni, zorganizowanii mają odpowiedni sprzęt”.Od Korei po AfganistanW liceum w podwrocławskiej Długołęce trwa prelekcjao udziale polskich żołnierzy w operacjach pokojowych. Spotkaniejest częścią tegorocznych obchodów Dnia Weterana.„Zależało nam, aby z tej okazji uczniowie dowiedzieli się,czym są misje i po co nasi żołnierze na nie jeżdżą”, tłumaczypodoficer, uczestnik operacji w Egipcie i Syrii oraz członekStowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. Dlategood początku kwietnia weterani spotykają się z gimnazjalistamii licealistami w całej Polsce. Chorąży Korus odpowiadaza prelekcje na terenie Dolnego Śląska.Zwykle rozpoczyna je od historii misji pokojowych. „PoI wojnie światowej państwa biorące w niej udział chciały,aby krwawy konflikt już się nie powtórzył. Powołały LigęNarodów, która miała umożliwić rozwiązywanie sporów niena polach bitew, ale przy stole rokowań”, wyjaśnia. Niespełna20 lat później przez świat przetoczyła się jednak kolejna,jeszcze okrutniejsza wojna. „Pod jej koniec przywódcyświatowych mocarstw postanowili, że trzeba stworzyć lepsząorganizację zabezpieczającą pokój i w 1945 roku w SanNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA55


|armia weterani|Francisco podpisano Kartę Narodów Zjednoczonych”, opowiadachorąży.Wyjaśnia licealistom, że zgodnie z tym dokumentem, jeśligdzieś na świecie trwa konflikt, na prośbę zaangażowanychw niego stron ONZ może wysłać obserwatorów lub siły zbrojneswoich państw członkowskich. „Już w 1948 roku korpus obserwatorówwojskowych pojechał nadzorować rejon BliskiegoWschodu, a Polacy w pierwszej misji pokojowej uczestniczylipięć lat później, w Korei”.Nasi żołnierze, obok Czechów, Szwajcarów i Szwedów, byliczłonkami Komisji Nadzorczej Państw Neutralnych, pilnującejwarunków zawieszenia broni pomiędzy północą a południemtego kraju. „Nie miałem pojęcia, że nasi żołnierze wyjeżdżająza granicę już od 60 lat i byli na ponad 100 misjach”, przyznałpo spotkaniu Tomek, licealista z Długołęki.Miny i robakiChorąży Korus opowiada także o najdłuższej w historii polskichsił zbrojnych, trwającej 35 lat, misji na wzgórzach Golanw Syrii oraz o tym, jak nasi żołnierze rozszerzali swój udziałw zagranicznych operacjach. „Najpierw odpowiadaliśmy za logistykę,czyli obsługę medyczną, transport i budowę umocnień,potem zaczęto powierzać nam rozdzielanie walczących stron,patrolowanie terenu i jego rozminowanie, a w Iraku Polacy dowodzilijuż całą dywizją”.Uczniowie usłyszeli również, jak w latach dziewięćdziesiątychna misji w kambodżańskiej dżungli członkowie CzerwonychKhmerów strzelali do naszych żołnierzy. „Tam każdy miałbroń – jak nie pistolet czy karabin maszynowy, to chociaż granatnikprzeciwpancerny”. Dowiedzieli się też o skutkach wybuchumin przeciwpiechotnych w Jugosławii. „Największe cierpieniaw każdej wojnie ponoszą starcy, kobiety i dzieci”, podkreślachorąży. „Nie ma wojen dobrych i sprawiedliwych. Każdato wielkie zło, bo każda niesie zniszczenie, ból i śmierć”.Swoją opowieść podoficer przeplata ciekawostkami. Choćbyo tym, jak polscy żołnierze z misji w afrykańskiej Namibiiwrócili do innego kraju. „Wyjechali w 1989 roku z PRL-u, a poroku przylecieli do Rzeczypospolitej Polskiej”. Wspominarównież o noszonych przez żołnierzy ONZ błękitnych beretachi hełmach, a w wypadku Hindusów – przepisowych błękitnychturbanach. „Najfajniejsza była jednak opowieść o wielkich robakachznajdowanych w bieliźnie i papierze toaletowymw Kambodży oraz identyfikacji Afgańczyków dzięki specjalnym,skanującym oko aparatom, które przesyłają dane do bazyi od razu wiadomo, kto jest podejrzany”, entuzjazmowali sięuczniowie.Ich zdaniem świetnym pomysłem był też towarzyszący prelekcjipokaz slajdów. „Można było zobaczyć zdjęcia wnętrzapolskich ufortyfikowanych baz, wozów bojowych czy wojskowychpatroli”, wylicza Jacek.AndrzejKorus: Abyprzykuć uwagęnastolatkówprzez ponadgodzinę,trzeba samemucoś przeżyći umieć o tymopowiedziećGwiazdki za ranyNa spotkanie z młodzieżą podoficer przywiózł również własnąwystawę misyjnych pamiątek. Na stołach rozłożył flagiONZ, NATO i Unii Europejskiej, hełmy, berety, plakietki, naszywki,wysyłane z misji kartki pocztowe, a nawet swój mundurz misji w Egipcie.Znalazły się tam też dyplom i medal Pokojowej Nagrody Nobla.„W 1988 roku komitet noblowski wyróżnił tym odznaczeniemSiły Pokojowe ONZ, żeby podkreślić uznanie dla ich wysiłkówi działań w łagodzeniu napięć i rozwiązywaniu konfliktów”,tłumaczy podoficer uczniom. Imienną cząstkę tej nagrodydostaje każdy żołnierz, który służył na misji pod błękitnąflagą. „Ja mam medal z numerem 636”.Korus nie zapomniał także o ustawie dotyczącej weteranów,która nadała naszym misjonarzom przywileje i uprawnienia.„Otwarto dla poszkodowanych weteranów domw Lądku-Zdroju, gdzie mogą poddać się rehabilitacji, i nowyośrodek leczniczy w Ciechocinku”, wylicza. „Przywróconoprzyznawaną niegdyś odznakę „Za Rany i Kontuzje”. Powstałotakże Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjachpoza Granicami Kraju, które pomaga weteranom – inwalidomi ich rodzinom”.DAMIAN PIÓRKO56NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiaZaznacza przy tym, że nie wszyscy patrzą na naszych misjonarzyz uznaniem. W internecie pojawiają się obraźliwe wpisy,szkalujące dobre imię żołnierzy służących w kontyngentachzagranicznych. Jak podkreśla chorąży Korus, pierwszy na tekomentarze zareagował starszy sierżant Jacek Żebryk, uczestnikmisji w Iraku i Afganistanie, i złożył na piszących je internautówzawiadomienie do prokuratury. „Żołnierz nie decyduje,gdzie jedzie, wykonuje tylko rozkaz. Jak można go za to winići nazywać zabójcą?”, denerwuje się Karolina. Tym mocniej biłabrawo uczestniczącemu w spotkaniu sierżantowi Żebrykowi.Andrzej Korus podkreśla też, że żołnierze nie jadą na misje,aby zobaczyć szeroki świat, bo od tego są biura podróży, aninie dla pieniędzy, bo żołd nie jest aż tak wysoki. „Służą, abyściemogli spokojnie iść do kina, nie bać się zamachów bombowychani strzelaniny na ulicach”, dodaje i pokazuje zdjęciawnętrza pogiętego na skutek wybuchu wozu opancerzonegooraz zakrwawionego rannego polskiego żołnierza. Na sali pełnejlicealistów zapanowała wtedy kompletna cisza. „Chłopakna szczęście przeżył”, uspokaja podoficer.patronat polski zbrojnejNikt nie zostajeNie wszystkim się jednak udaje. 10 sierpnia 2009 roku polsko-afgańskioddział patrolujący okręg Adżrestan wpadłw Usman Khel w zasadzkę talibów. Zginął dowódca oddziałukapitan Daniel Ambroziński z 1 Batalionu 25 Brygady KawaleriiPowietrznej. „Jego żołnierze dwa dni walczyli z narażeniemżycia, aby odbić ciało swego dowódcy. Znaleźli je i zabralido kraju”, opowiada Andrzej Korus. I tłumaczy, że dlategowśród naszych wojskowych powstała inicjatywa „Nikt nie zostaje”.„Dzięki niej każdy wyjeżdżający na misje Polak wie, żejego dowódcy, koledzy i podwładni zrobią wszystko, aby nawetpo śmierci wrócił do kraju i tutaj został pochowany”.Po zapaleniu świateł niektórym nastolatkom nie udaje sięukryć łez. Marta przyznaje, że największe wrażenie zrobiło naniej zdjęcie rannego żołnierza, całego we krwi. „Niesamowite,jak chorążemu udało się dotrzeć do młodzieży i wzbudzićemocje”, uważa uczestnicząca w spotkaniu pani Aneta, żonarannego w Afganistanie majora Leszka Stępnia, sekretarza generalnegoStowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjachpoza Granicami Kraju.Przed prelekcją Andrzej Korus wspominał, że bywał na spotkaniach,na których młodzież w ogóle nie interesowała się tematemwykładu. Dziewczyny piłowały paznokcie, chłopcyskupiali się na grach w komórkach i cieszyli, że ominęła ichmatematyka. W Długołęce było jednak inaczej. „Na sali przezcały czas panowała cisza jak makiem zasiał, rzadko zdarza siętak skupić uwagę młodych ludzi”, uważa sierżant Żebryk. Tegosamego zdania jest Grażyna Pilarska, dyrektorka szkoły. „Abyzainteresować nastolatków przez ponad godzinę, trzeba samemucoś przeżyć i umieć o tym opowiedzieć”.Chorążego cieszyły jednak przede wszystkim pochwałymłodzieży i to, że udało mu się zachęcić niektórych do udziałuw Dniu Weterana we Wrocławiu. „Będzie można pogadaćz naszymi misjonarzami, obejrzeć sprzęt wojskowy, jaki mamyw Afganistanie, i zobaczyć zrekonstruowany posterunekkontrolny – na pewno pójdę i jeszcze zabiorę brata”, zapewniaTomek. •Więcej o kampanii „Szacunek i wsparcie” oraz weteranachw załączonym do numeru „Kurierze Weterana”NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA57


| armia ludzie|Ostatnidzwięk gwizdkaDla komandora podporucznika Arkadiusza Kurdybelskiegoniszczyciel min ORP „Mewa” to okręt wyjątkowy. Na jego pokładzieprzeszedł wszystkie szczeble kariery i wstępował do NATO.Łukasz Zalesińskimarian kluczyńskiPaździernik 2010 roku. Niszczyciel min ORP „Mewa”właśnie opuścił port w irlandzkim Corku i ruszył napełne morze. Pogoda pogarszała się z każdą godziną,aż wreszcie nadszedł sztorm. Wokół panowały kompletneciemności. Niewielki okręt mozolnie wspinał się na fale,by po chwili spadać w dół niczym kamień. Nagle wyraźniezwolnił, jakby jakaś niewidzialna siła zawszelką cenę próbowała go przytrzymaćw miejscu. Wśród załogi zaczął się gorączkowyruch. ,,Czy ktoś zmieniał nastawy na śrubach?”,padło pytanie. ,,Nie, nastawy takie same”,odpowiedział jeden z marynarzy. ,,Uwaga!Awaria steru”, ktoś krzyknął. ,,I silniki! Jedenw ogóle nie kręci”. Spojrzenia powędrowałyku bosmanowi. Ten jednak pokręcił głową.W takich warunkach nie ma mowy o rzuceniukotwicy. Nikt nie wyjdzie na pokład, bomógłby nie wrócić.„Wtedy poczułem, jak na brodzie siwieją miwłosy”, wspomina komandor podporucznikArkadiusz Kurdybelski, wówczas dowódcaORP ,,Mewa”.Takich niezwykłych epizodów w swojej marynarskiej karierzemiał kilka, ale o tym później. Na razie ma kilkanaście lati mieszka w Toruniu. Od morza dzieli go sto kilkadziesiąt kilometrów.„W pewnym sensie jednak odległość ta wynosiła zaledwiekilka kroków”, przyznaje dziś. Jego dom stoi bowiem nieopodalbulwaru Filadelfijskiego, gdzie przed wojną mieściłasię Szkoła Podchorążych Marynarski Wojennej. „Dziś to jużhistoria, ale po uczelni pozostała pamiątkowa tablica oraz ko-NiedawnokomandorpodporucznikKurdybelskizszedłz pokładu.Został szefemsztabu13 DywizjonuTrałowcówtwica, które mijałem każdego dnia”, wspomina komandor podporucznikKurdybelski. Już wówczas w jego głowie powolidojrzewała myśl, by zostać marynarzem. „Zresztą wojskowegeny gdzieś tam w naszej rodzinie krążyły. Mój dziadek dosłużyłsię w armii stopnia majora, kuzyn ukończył «Szkołę Orląt»w Dęblinie i został pilotem”, opowiada komandor. „A jaw pewnym momencie życia pomyślałem sobie,że pilot, kiedy wzbija się w powietrze, zyskujeabsolutną wolność – jest niemal całkowiciezdany na siebie i własne umiejętności.Tyle że w jego wypadku wolność trwa dwiegodziny, a marynarz może się nią zachwycaćchoćby i przez dziesięć dni”.Dlatego skończył studia w gdyńskiej AkademiiMarynarki Wojennej, po której dostałpierwszy służbowy przydział. Trafił ,,za płot”,czyli na Półwysep Helski, do dywizjonu trałowców.I to od razu na najbardziej znanyz tamtejszych okrętów – ORP ,,Mewa”.Papież na pokładzieORP ,,Mewa” to jedyny okręt MarynarkiWojennej, na którym gościł papież. Było to w 1987 roku. JanPaweł II na pokładzie ,,Mewy” przepłynął najpierw z Gdyni nasopockie molo, a następnie z Sopotu na Westerplatte. O tychrejsach przez lata krążyły różne opowieści. Według jednejz nich okręt z okazji papieskiej wizyty miał zostać przemalowanyna biało.„To oczywiście legendy. Starsi marynarze wspominali jednak,że zanim papież wszedł na pokład, «Mewa» została po-58NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


armiazbawiona wszelkiego uzbrojenia”, tłumaczy komandor podporucznikKurdybelski. Funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwabyli tak gorliwi, że nakazali zdemontować nawet pojemniki zesprężonym powietrzem. Ich zapędy ostudził ówczesny dowódcaokrętu, który powiedział: ,,Zgoda. Ale z portu nie wyjdziemy,bo sprężone powietrze pomaga w rozruchu silnika”.Ćwierć wieku później, w rocznicę rejsów z papieżem, na pokład,,Mewy” znów wszedł watykański dostojnik – kardynałTarcisio Bertone. Kurdybelski powitał go już jako dowódca„Mewy”. Na tym okręcie przeszedł wszystkie szczeble kariery:był dowódcą działu, potem zastępcą dowódcy okrętu, wreszciew 2008 roku został dowódcą jednostki. I miał to szczęście, żejego służba przypadła na przełomowe momenty nie tylko w historiiORP ,,Mewa”, lecz także całej Marynarki Wojennej.patronat polski zbrojnejIrlandzka siećW 2000 roku ,,Mewa” jako pierwszy polski okręt zaczęładziałać w natowskim zespole sił obrony przeciwminowej.„W pakcie północnoatlantyckim <strong>Polska</strong> była zaledwie od roku”,wspomina komandor podporucznik Kurdybelski. „Tymczasemmy z marszu mieliśmy zacząć współpracę z zespołemwysokiej gotowości. Zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę. Alechyba poradziliśmy sobie całkiem nieźle”.W 2002 roku ,,Mewa” stała się pełnoprawnym członkiemzespołu. Przez rok jej załoga przechodziła intensywne szkoleniemorskie. Brała też udział w operacji „Open Spirit”, którapolegała na czyszczeniu wód łotewskich z min, torped i bombz II wojny światowej.„To był trudny, ale bardzo ciekawy czas. W pewnym sensieprzecieraliśmy szlaki”.Podobnie jak kilka lat później po wyjściu z portu Cork.„Wówczas na jednym silniku udało się dopłynąć z powrotemdo Irlandii”, wspomina komandor. Rano w porcie nurkowie zeszlipod powierzchnię, żeby obejrzeć śrubę. „Okazało się, żezahaczyliśmy o rybacką sieć. Trzeba było ją przeciąć. Pomogłysolidne noże, które jeszcze przed rejsem kupiliśmy w markecie.Z myślą o kucharzach”, uśmiecha się Kurdybelski.Pożegnanie z okrętemNiedawno komandor podporucznik Kurdybelski zszedł z pokładu.Został szefem sztabu 13 Dywizjonu Trałowców. O komandorzepodporuczniku Kurdybelskim jego szefowie wypowiadająsię w samych superlatywach.„Zaczęliśmy współpracować, kiedy obejmowałem dowodzeniedywizjonem. Komandor Kurdybelski był już dowódcą okrętuORP «Mewa»”, wspomina komandor porucznik KrzysztofRybak, dowódca 13 Dywizjonu Trałowców. „To młody, ale jużniezwykle doświadczony i kompetentny oficer. Przemawia zanim doświadczenie zdobyte nie tylko na morzu, lecz także nalicznych kursach. Będzie świetnym szefem sztabu”.Rozmawiamy w siedzibie jednostki. W pewnym momencieKurdybelski rzuca: „A może obejrzymy okręt? Właśnie wróciłz morza”.Idziemy więc na nabrzeże. Kiedy wchodzimy na pokład,krzątający się po nim marynarze stają na baczność. Rozlega siędźwięk gwizdka. Potem oglądam pokład: kabina dowódcy,główne stanowisko dowodzenia, maszynownia, pomieszczeniena trały, czyli liny do czyszczenia akwenu z min. Mija kwadrans,pół godziny. „Nie żal panu opuszczać okrętu?”, pytam.„Pewnie, że żal. Ale czas wpuścić tu trochę świeżej krwi”. •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA59


| armia PRAWO|niezbędnikFurtka do specjalizacjiOd 28 marca 2013 roku, dzięki nowemurozporządzeniu ministra obrony, lekarzom w mundurach łatwiejbędzie robić specjalizację.Włodzimierz KaletaOtwarcie w pierwszych dniach kwietniaCentrum Kształcenia Podyplomowegow Wojskowym Instytucie Medycznymwpisuje się w ciąg działań armii mającychna celu ułatwienie lekarzom w mundurachrobienia specjalizacji. Będą mogli ją robić w resortowejplacówce bez obaw, że stracą akredytacjęz powodu nieregularnego udziału w zajęciach.OgraniczeniaUstawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty(znowelizowana w 2011 roku) traktowała wszystkichmedyków w taki sam sposób, bez względuna specyfikę ich pracy i wykonywane zadania.Wojskowi lekarze robiący specjalizację w cywilnychośrodkach często, ze względu na wymogisłużby, nie mogli na przykład systematycznieuczestniczyć w zajęciach. Wyjazd na misję, poligonczy nawet strzelnicę nie mógł być usprawiedliwieniemnieobecności.Cywilny medyk na specjalizację może przeznaczyćdziennie 7 godzin 35 minut przez pięćdni w tygodniu (w sumie niemal 38 godzin tygodniowo),lekarz wojskowy takiego komfortu niemiał. W praktyce specjalizację robił najczęściejwtedy, kiedy pozwalały mu na to obowiązki albow czasie pozasłużbowym.Postanowiono zatem zmienić krytykowaneprzez lekarzy w mundurach dotychczasowe zasadyrobienia specjalizacji. Oficerowie z InspektoratuWojskowej Służby Zdrowia mają nadzieję, żenowe rozwiązania pozwolą między innymi zatrzymaćw jednostkach lekarzy, którzy z powodówfinansowych oraz ze względu na trudnościz doskonaleniem się w swoim fachu nosili sięz zamiarem odejścia do cywila. Armii brakuje lekarzy,w jednostkach jest niemal 50 procent wakatówna stanowiskach medyków.Atuty zmianNowe przepisy szczegółowo określają międzyinnymi czas kształcenia oraz zasady udziałuw zajęciach specjalizacyjnych. Otóż specjalizacjamoże być prowadzona w placówkach utworzonychprzez ministra obrony narodowej lub przezniego nadzorowanych, takich jak Wojskowy InstytutMedyczny, Wojskowy Instytut MedycynyLotniczej, Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologiioraz wojskowe szpitale i placówki utworzoneprzez MON. Nadzór nad trybem i sposobemuzyskiwania tytułu specjalisty sprawuje terazInspektorat Wojskowej Służby Zdrowia. Rozporządzenieprzewiduje też możliwość zlecaniaprzez szefa IWSZ części zadań związanych zeszkoleniem i obsługą specjalizacji lekarzy podmiotowiwybranemu w trybie przepisów o zamówieniachpublicznych.„Największym atutem nowych przepisów jestzerwanie z absurdem polegającym na tym, że cywilnylekarz może na specjalizację przeznaczaćcały czas pracy w szpitalu, podczas gdy wojskowytakiego luksusu nie ma. Gdy służy w jednostce,powinien mieć prawo, a nawet obowiązek systematycznychpobytów w placówce medycznej”,przyznaje pułkownik doktor nauk medycznychStefan Antosiewicz, komendant Centrum KształceniaPodyplomowego WIM.W przyjętych rozwiązaniach lekarz wojskowymoże więc odbywać specjalizację w dłuższymczasie niż jego cywilny kolega, ale pod warunkiem,że zrealizuje cały program. To znaczne ułatwienie,bo dotychczas, gdy opuścił jakieś zaję-60NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


cia, nie mógł ich już powtórzyć. Zdarzało się, żez powodu częstszych i dłuższych nieobecności,wynikających z obowiązków w jednostce, lekarzerobiący specjalizacje byli skreślani z listy.Rozporządzenie ministra obrony narodowejwprowadza również możliwość zwalniania żołnierzalekarza uczestniczącego w szkoleniuspecjalizacyjnym od zajęć służbowych w jednostcewojskowej. Do tej pory niektórzy dowódcyjednostek nie dawali dni wolnych nakształcenie. Usprawiedliwiali się (zgodniezresztą z prawdą) brakiem do tego klarownejpodstawy prawnej.Zgodnie z zapisami nowego rozporządzeniaministra obrony żołnierzowi zawodowemu odbywającemuspecjalizację przysługuje zwolnienie odzajęć służbowych na czas jej odbywania w wymiarze24 godzin tygodniowo, ale nie dłużej niż14 dni roboczych w miesiącu.„Według nowych przepisów specjalizacja staniesię obowiązkiem służbowym lekarza”, uważa pułkownikAntosiewicz. „Dni wolne na kształcenie,które da oficerom lekarzom minister, będą jednocześniedla nich zobowiązaniem do ukończeniaspecjalizacji i wykorzystania swoich umiejętnościw jednostce”.W CentrumKształceniaPodyplomowegomożejednocześniespecjalizowaćsię 650 lekarzyw 43 dziedzinachmedycynyniezbędnikLekarze w AfganistaniePrzepisy zmienią się także na korzyść medykówwyjeżdżających na misję. Często lekarz służącyw Polskim Kontyngencie Wojskowym pozagranicami kraju przeprowadza więcej zabiegówratujących zdrowie i życie niż jego cywilny kolegaw jednostce w kraju, a do tej pory nie było możnaczynności medycznych wykonanych na misjachzaliczyć oficerowi do programu specjalizacji. Półrocznaprzerwa w jej robieniu (a tyle trwa służbaw kontyngencie) powodowała zaś automatyczneskreślenie z listy akredytacyjnej.Teraz to się zmieni, oczywiście gdy wykonanezabiegi lub operacje będą zgodne z programemspecjalizacji oraz odpowiednio udokumentowanei potwierdzone przez przełożonych. Trzeba po powrociedo kraju i uzyskaniu pozytywnej opinii odwłaściwego krajowego konsultanta do sprawobronności lub konsultanta wojskowej służbyzdrowia zwrócić się o to do ministra zdrowia.„Fakt, że Ministerstwo Zdrowia ma czuwaćrównież nad specjalizacjami lekarzy w mundurach,wyklucza ewentualny zarzut o izolacjonizmwojska w tych sprawach”, uważa pułkownikAntosiewicz. „Wszyscy lekarze działają w jednymsystemie, tyle że ci wojskowi mają w jego ramachpewną autonomię związaną ze specyfiką służby”.Rezydentura wojskowaW nowych przepisach wprowadzono równieżinne zmiany dotyczące szkolenia specjalizacyjnego.Wcześniej resort obrony mógł określaćjedynie tryb uzyskiwania specjalizacji, terazbędzie mógł się odnieść także do sposobu jejwykonania, na przykład w kwestii przyznaniażołnierzowi trzech dni wolnych w tygodniuz przeznaczeniem na naukę.Delegacja ustawowa otwiera też furtkę do wprowadzenia,wzorem cywilnej służby zdrowia, takzwanej rezydentury wojskowej. Cywilny rezydentodbywa specjalizację w trybie stacjonarnymw szpitalu. Oficer lekarz nie może skorzystać z takiejmożliwości, bo trudno go oddelegować z jednostkina kształcenie w ośrodku specjalizacyjnymna przykład na dwa lata, ale może pojawi się podobnamożliwość. Odpowiednikiem rezydenturyw wojsku mogłaby być bowiem instytucja „rezerwykadrowej”. Specjalizujący się lekarze bylibydo niej przenoszeni z jednostki na czas kształcenia(w całości lub jego części).NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA61


| armia PRAWO|niezbędnikW założeniach do nowelizacji ustawy pragmatycznejprzewidziano wprowadzenie przepisu,który ma zmienić dotychczasowe zasady przebywaniażołnierza w rezerwie kadrowej. Obecniemoże być do niej oddelegowany najwyżej nadwa lata lub na czas studiów zagranicznych.W noweli tego przepisu skreślono słowo „zagranicznych”,dzięki czemu mógłby on też objąćżołnierzy studiujących w kraju (specjalizacja marangę studiów podyplomowych, więc lekarzebyliby żołnierzami oddelegowanymi na czas studiówpoza jednostkę).O powszechnym wprowadzeniu takiego rozwiązaniajednocześnie dla wszystkich specjalizującychsię lekarzy wojskowych nie ma jednak comyśleć. Nie zaakceptowaliby tego z pewnościązarówno decydenci odpowiadający za gotowośćbojową sił zbrojnych, jak i dowódcy jednostek,którzy musieliby miesiącami obywać się bez lekarzy.Można by jednak przyjąć, że „rezydenturawojskowa” dotyczyłaby tych, którzy najlepiej zdalilekarski egzamin państwowy.•weteraniBez abonamentuNiektórzy weterani mogą liczyćna zwolnienie z opłatabonamentowych za radioi telewizję.Prawo do ulgi mają ci, którzy otrzymująrentę z powodu urazów lub chorób nabytychna misjach. Aby skorzystać z nowegouprawnienia, weteran musi wypełnić na poczciespecjalny formularz (można go ściągnąćze strony www.krrit.gov.pl) i przedstawić legitymacjęweterana poszkodowanego. Niezbędneteż jest zaświadczenie o pobieraniu rentyinwalidzkiej. Weteran nie będzie musiał płacićza abonament od następnego miesiąca po złożeniudokumentów na poczcie. Dzięki nowymprzepisom rocznie zaoszczędzi niemal 250złotych.Z płacenia abonamentu radiowo-telewizyjnegoweteranów zwolniła ustawa z 2011 roku.Przepis jednak nie wszedł w życie, ponieważKrajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie przygotowałastosownego rozporządzenia. W koń-Źródła prawa• ustawa z 28 kwietnia 2011 roku o zmianie ustawyo zawodach lekarza i lekarza dentysty (DzU 20111nr 113, poz. 658);• rozporządzenie ministra obrony narodowej z 28 marca2013 roku dotyczące trybu i sposobu odbywaniaszkolenia specjalizacyjnego przez lekarza będącegożołnierzem zawodowym w czynnej służbie wojskowej orazpełniącego służbę lub zatrudnionego w podmiocieleczniczym, utworzonym przez MON (DzU z 27 marca2013 roku, poz. 401). cu przyjęła odpowiednie przepisy. PZ •finanseWolne od podatkuOd 11 kwietnia obowiązują przepisy, zgodnie z którymi świadczeniamieszkaniowe wypłacane żołnierzom są wolne od podatku.Rozporządzenie ministra finansówz 18 marca 2013 roku oznacza, że około50 tysięcy żołnierzy nie musi rozliczaćsię z urzędem skarbowym tytułu otrzymanychod wojska w latach 2012–2013 świadczeńmieszkaniowych. Na takie rozwiązanie czekalioni od lipca 2010 roku, kiedy ustawa o zakwaterowaniuwprowadziła świadczenia mieszkaniowe.Do końca 2011 roku z Wojskowej AgencjiMieszkaniowej świadczeniobiorcy otrzymywalijednak należność pomniejszoną o podatek.Mimo zapowiedzi rządu sprzed trzech lat mówiącejo tym, że wszystkie należności mieszkaniowebędą – poprzez nowelizację przepisów podatkowych– zwolnione z opodatkowania, wciążbrakowało odpowiednich przepisów.Resort obrony zwrócił się z tą sprawą do MinisterstwaFinansów. Efektem międzyresortowychuzgodnień jest rozporządzenie, któreobowiązuje od 11 kwietnia.Średnioroczna kwota zwolnienia to około1400 złotych. PZ•62NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


|armia pytania czytelników|| porady|niezbędnikZderzenia z paragrafemNasi eksperci rozwiązują Wasze problemy związanez interpretacją przepisów prawnych. Zachęcamy do zadawania pytań:niezbednik@zbrojni.plZwolnienie ze służby?Jestem kierowcą z prawem jazdy kategorii C+E.Zostałem skierowany na wojskowy kurs prawajazdy, niezbędny do zajmowania wymienionegostanowiska. W tym czasie zmieniono mi etat, naktórym wymagane jest jedynie prawo jazdy kategoriiB. Pomimo podejmowanych prób mam trudnościz zaliczeniem egzaminu państwowego.W ocenie moich przełożonych jestem żołnierzemwyróżniającym się i nigdy nie było ze mną problemu.Czy w obecnej sytuacji dowódca możemnie zwolnić ze służby wojskowej? Mój kontraktkończy się za trzy lata. Nie ma podstawy prawnej do zwolnieniaz zawodowej służby wojskowej. Organ kadrowyzajmuje w sprawie dość osobliwe stanowisko.Najpierw ponosi koszty na szkolenie związanez podniesieniem kategorii prawa jazdy żołnierza,a potem wyznacza go na stanowisko służbowe, naktórym jest wymagana niższa kategoria tego dokumentu.W mojej opinii organ kadrowy przedwydaniem rozkazu personalnego powinien dokonaćanalizy, czy dany żołnierz ma odpowiedniąkategorię prawa jazdy, sprawdzić, czy nie ma wakatówna stanowiskach kierowców z kategoriąC+E lub/i dokonać zamiany żołnierzy na stanowiskach.Dopiero w przypadku, gdy nie ma takichmożliwości, powinien skierować danego żołnierzana kurs prawa jazdy.Robert KłosińskiPodstawa prawna:rozporządzenie ministraobrony narodowejz 15 grudnia 2009 rokuw sprawie trybuwyznaczania żołnierzyzawodowych nastanowiska służbowei zwalniania z tychstanowisk(DzU 2009.218.1699ze zmianami) – vide §2ust. 2.Kurs kwalifikacyjnyWprowadzenie zasady bezwzględnego ukończeniakursu kwalifikacyjnego na stopień przed wyznaczeniemna stanowisko o wyższym stopniuetatowym wielu doświadczonym żołnierzom zamknęłodrogę awansu. Domyślam się, że prawodawcychodziło o to, aby wyznaczane były osobyodpowiednio przygotowane. W praktyce jednakżołnierz zajmujący się konkretną dziedziną odwielu nawet lat nie może zostać wyznaczony nastanowisko odpowiadające jego doświadczeniu,natomiast ten, który wcześniej nie miał stycznościz daną materią, kończy kurs kwalifikacyjny i jeobejmuje. Czy coś się zmieni w tej kwestii? Czyw przypadku, gdy jednostka dysponuje wakatami,żołnierza, którego stanowisko jest likwidowane,można wyznaczyć na wyższe, o stopniu etatowymbezpośrednio wyższym od zajmowanego,zgodne z kwalifikacjami? Czy też organ personalnyjest zmuszony wyznaczyć żołnierza na równorzędnestanowisko o innych kwalifikacjach, ponieważnie został on skierowany na kurs? Droga awansu nie została zamknięta. Należyjednak podkreślić, że na awans składa się wieleczynników, począwszy od decyzji samego żołnierzai jego przełożonych, jak również ocenyz opinii służbowej, i tym podobne. Moim zdaniem,ustawodawca jasno określił zasady podnoszeniakwalifikacji, a co się z tym wiąże – drogędalszego rozwoju żołnierza. Zasady oraz warunkiokreśla rozporządzenie ministra obrony narodowej,zgodnie z którym warunkiem wyznaczeniana stanowisko plutonowego (bosmana mata),młodszego chorążego (młodszego chorążego marynarki)i starszego chorążego sztabowego (starszegochorążego sztabowego marynarki) jest odbyciekursu kwalifikacyjnego. W pozostałychprzypadkach – kursu doskonalącego. Jeśli chodzio odpowiedź na Pana pytanie, czy organ kadrowymoże wyznaczyć żołnierza na wyższe stanowiskobez kursu kwalifikacyjnego, to jest ona twierdząca,ale z zastrzeżeniem uprzedniego zgłoszeniai zakwalifikowania na dany kurs.Robert Kłosiński64NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


Niewykorzystany czas wolnyJestem żołnierzem zawodowym. W przepisachmowa jest o terminowym wykorzystywaniu dniwolnych za przepracowany, ponadnormatywnyczas w okresie czteromiesięcznym, a w uzasadnionychprzypadkach – o możliwości odebraniatych dni w ciągu kolejnych czterech miesięcy.Co jeśli po drugim okresie czteromiesięcznymżołnierz nie wykorzystał przysługującego muczasu wolnego? Czy dni wolne do odebraniaprzepadają?Jestem żołnierzem służącym w Siłach Powietrznychi mam do wykorzystania sporo dni wolnychod służby. Mój dowódca twierdzi, że „dni do odbioru”uległy już przedawnieniu. Czy jest jakiśprzepis mówiący o tym, w jakim okresie możnawykorzystać dni wolne? Żołnierzom zawodowym, którzy wykonywaliswoje obowiązki w wymiarze przekraczającymw tygodniu „standardowy” czas służby,to jest 40 godzin tygodniowo (48 godzin tygodniowow czteromiesięcznym okresie rozliczeniowym),przysługuje czas wolny w takim samymwymiarze. Zgodnie z rozporządzeniem ministraobrony narodowej udzielenie czasu wolnegopowinno nastąpić w najbliższym tygodniu, niepóźniej jednak niż w ciągu czteromiesięcznegookresu rozliczeniowego, w sytuacji zaś, gdy żołnierz,z uzasadnionych względów służbowych lubosobistych, tego nie zrobił, udziela mu się czasuwolnego w następnym okresie rozliczeniowym, tojest w ciągu kolejnych czterech miesięcy.Jednocześnie terminy wykorzystania czasu wolnegow zamian za wykonywanie zadań służbowychw przypadku między innymi „przekroczenia”normatywnego czasu służby dowódca jednostkilub osoba upoważniona przez dowódcęokreśla w rozkazie lub decyzji, uwzględniającprzy tym potrzeby służbowe lub uzasadnione potrzebyżołnierza. Wyraźnie zatem widać, iż wszelkiesprawy związane z ustaleniem zadań służbowychi czasu pełnienia służby oraz udzieleniemczasu wolnego czy określeniem terminu wykorzystaniadni wolnych w związku z wykonywaniemzadań przekraczających obowiązujący czassłużby pozostają w wyłącznej gestii przełożonegożołnierza.Oznacza to, że sprawy te należą do spraw wewnętrznychpomiędzy żołnierzem a jego przełożonym,będących w określonej wojskowej strukturzeorganizacyjnej, wynikających z podległościsłużbowej.Co do zasady zatem udzielenie dni wolnych leżyw gestii dowódców jednostek, którzy zobowiązanisą do tego najpóźniej w drugim czteromiesięcznymokresie rozliczeniowym. Jeżeli natomiastdowódca nie udziela dni wolnych we wskazanychw przepisach okresach, nie sposób stwierdzić,iż dni te ulegają „przedawnieniu”. Równieżniezastosowanie się przez żołnierza do poleceniasłużbowego (dotyczącego „odbioru” wyznaczonychdni wolnych) nie może skutkować tym, iżdni te „przepadają”, takie zachowanie żołnierzanależy rozpatrywać ewentualnie na gruncie odpowiedzialnościsłużbowej.Marek PaszkiewiczKancelaria Radców Prawnych SCKatarzyna Przymęcka,Jakub Piotr PrzymęckiPodstawa prawna:rozporządzenie ministraobrony narodowejz 26 czerwca 2008 rokuw sprawie czasu służbyżołnierzy zawodowych(DzU z 2008 rokunr 122, poz. 786, §8ust. 2 i ust. 3, §10ust. 1).niezbędnikSkoki w aeroklubieJako żołnierz zawodowy jestem zobowiązany dowykonywania normy spadochronowej. W ramachpodnoszenia kwalifikacji rozpocząłem cywilnykurs spadochronowy. Czy skoki wykonanew aeroklubie mogę dopisać do tych wykonanychw wojsku? Nie ma takiej możliwości. Do dodatku zawykonywanie skoków spadochronowych zaliczasię wyłącznie skoki odbyte w ramach wykonywaniaczynności służbowych (obowiązków) wynikającychz opisu zajmowanego stanowiska służbowego,a także skoki ze spadochronem wykonanew ramach szkolenia jednostek lub pododdziałówwojskowych objętych szkoleniem spadochronowymw okresie pełnienia czynnej służby wojskowejprzed powołaniem do zawodowej służby wojskowej.Robert KłosińskiPodstawa prawna: §15 ust. 1, ust. 2 oraz ust. 2arozporządzenia ministra obrony narodowej w sprawiedodatków do uposażenia zasadniczego żołnierzyzawodowych z 8 czerwca 2004 roku (DzU nr 141,poz. 1497 z późniejszymi zmianami).NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA65


| armia pytania czytelników|niezbędnikUrlop dla tatyJestem żołnierzem zawodowym w służbie kontraktowej.Obecnie przebywam na urlopie wypoczynkowym.Niedawno urodziło mi się dziecko.Moja żona jest na urlopie macierzyńskim. Czy popowrocie do pracy będę mógł skorzystać z urlopuokolicznościowego, tacierzyńskiego, lub jakiegośinnego z tytułu urodzenia się dziecka? Zagadnienie szeroko pojętych urlopów (czasuwolnego od wykonywania obowiązków służbowych)związanych z urodzeniem się dzieckazostało uregulowane w kilku aktach normatywnych.W przypadku żołnierzy w pierwszej kolejnościnależy zwrócić uwagę na przepisy odnoszące siębezpośrednio do nich. Zgodnie z ustawą z 11 września2003 roku żołnierz może otrzymać zwolnienieod zajęć służbowych w razie konieczności sprawowaniaosobistej opieki nad najbliższym członkiemrodziny, nieprzekraczające jednak łącznie 50 dniroboczych w roku kalendarzowym. Ponadtow szczególnie uzasadnionych przypadkach żołnierzowi,który wykorzystał takie zwolnienie, aleopiekę tę musi nadal osobiście sprawować, możebyć udzielony urlop okolicznościowy w wymiarzedo dziesięciu miesięcy. Przywołane przepisyznajdują zatem zastosowanie, gdy zachodzi koniecznośćsprawowania osobistej opieki nad najbliższymczłonkiem rodziny, to jest małżonkiem,dzieckiem lub rodzicami.Należy też zwrócić uwagę na rozporządzenie ministraobrony narodowej w sprawie urlopów żołnierzyzawodowych. Zgodnie z jego zapisami żołnierzowiudziela się urlopu okolicznościowego(w wymiarze od trzech do pięciu dni roboczych)w razie urodzenia się dziecka. Niemniej jednaknależy sądzić, że w Pana przypadku przepis tennie będzie miał zastosowania, wziąwszy pod uwagęfakt, iż Pańskie dziecko urodziło się już jakiśczas temu.Należy też zwrócić uwagę na artykuł 65 ustęp 1oraz artykuł 65a ustęp 1 ustawy pragmatycznej,zgodnie z którymi żołnierz ma prawo do urlopuwychowawczego oraz urlopu macierzyńskiego nazasadach określonych w „Kodeksie pracy”. Todrugie uprawnienie wymaga szerszego komentarza.Trzeba zwrócić szczególną uwagę na artykuł180 paragraf 5, w myśl którego „pracownica, powykorzystaniu po porodzie co najmniej 14 tygodniurlopu macierzyńskiego, ma prawo zrezygnowaćz pozostałej części tego urlopu; w takimprzypadku niewykorzystanej części urlopu macierzyńskiegoudziela się pracownikowi – ojcu wychowującemudziecko, na jego pisemny wniosek”.Żołnierz (ojciec) może zatem skorzystaćz uprawnienia w postaci urlopu macierzyńskiego(o którym mowa w „Kodeksie pracy”) jedyniew przypadku rezygnacji z wykorzystania jegoczęści przez matkę dziecka.Odnosząc się bezpośrednio do sformułowanegozapytania, należy w tym miejscu zwrócić uwagęna tak zwany urlop ojcowski (czy, jak to nazwałautor zapytania, „tacierzyński”). Uprawnienie dotego rodzaju urlopu zostało wprowadzone w „Kodeksiepracy” od 1 stycznia 2010 roku. Od tegoczasu pracownik ojciec wychowujący dziecko maprawo do dwóch tygodni urlopu ojcowskiego.Niemniej przepisy dotyczące urlopu ojcowskiegow obecnie obowiązującym stanie prawnym nieznajdują zastosowania do żołnierzy. Trwają jednakprace nowelizacyjne nad ustawą o służbiewojskowej żołnierzy zawodowych, a jednym z założeńprojektu ustawy jest wprowadzenie urlopuojcowskiego dla żołnierzy zawodowych w wymiarzei na zasadach określonych w „Kodeksiepracy”.Marek PaszkiewiczKancelaria Radców Prawnych SCKatarzyna Przymęcka,Jakub Piotr PrzymęckiPodstawa prawna: ustawa z 26 czerwca 1974 roku„Kodeks pracy” (DzU z 1998 roku nr 21, poz. 94z późniejszymi zmianami), art. 180 §5, art. 1823; ustawaz 11 września 2003 roku o służbie wojskowej żołnierzyzawodowych (DzU z 2010 roku nr 90, poz. 593z późniejszymi zmianami), art. 62 ust. 11 i ust. 12, art. 65ust. 1 oraz art. 65a ust. 1; rozporządzenie ministraobrony narodowej z 30 grudnia 2009 roku w sprawieurlopów żołnierzy zawodowych (DzU z 2010 roku nr 2,poz. 9 z późniejszymi zmianami) §12 ust. 1 pkt 1.Porady zamieszczane na łamach „Polski Zbrojnej” mają charakter informacyjno-doradczy i nie stanowią wiążącejinterpretacji i wykładni prawa.66NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


Wysokość alimentówJestem chorążym w służbie od 19 lat. W listopadzie2012 roku na rozprawie rozwodowej ustalonowysokość alimentów, które mam płacić nadwoje dzieci w wieku 7 i 10 lat, na 1500 złotych.Na rozprawie sędzia oraz adwokat mojej byłejmałżonki bardzo mocno podkreślały, że mundurówkajest składową moich dochodów. W efekciedodano ją do mojego dochodu i na tej podstawieustalono wysokość alimentów. Nie uchylam sięod płacenia, ale chciałbym się upewnić, czy faktycznienależność mundurowa jest wliczana dodochodu żołnierza zawodowego. Druga mojawątpliwość dotyczy tego, czy jeden rok rozliczeniowymoże stanowić podstawę do ustalenia alimentów(w moim przypadku wysokość alimentówzostała ustalona na podstawie PIT-u za2011 rok). Potocznie zwana mundurówka może zostaćuznana za jeden z przychodów wynikającychze stosunku służbowego, a tym samym stanowićdochód żołnierza.Przepisy podatkowe przewidują bardzo szerokikatalog świadczeń zakwalifikowanych jako przychodyze stosunku służbowego. I tak przykładowosą nimi wszelkiego rodzaju wypłaty pieniężneoraz wartość pieniężna świadczeń w naturze bądźich ekwiwalenty, w szczególności: wynagrodzeniazasadnicze, wynagrodzenia za godziny nadliczbowe,różnego rodzaju dodatki, nagrody,ekwiwalenty za niewykorzystany urlop i wszelkieinne kwoty niezależnie od tego, czy ich wysokośćzostała z góry ustalona, a ponadto świadczeniapieniężne ponoszone za żołnierza, jak równieżwartość innych nieodpłatnych świadczeń lubświadczeń częściowo odpłatnych.Odnosząc się do drugiej części pytania, należywspomnieć o zasadach ustalania wysokości alimentów.O zakresie obowiązku alimentacyjnegodecydują usprawiedliwione potrzeby uprawnionych(art. 135 „Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego”).Rodzice w zależności od swych możliwościobowiązani są zapewnić dzieciom środkido zaspokojenia zarówno jego potrzeb fizycznych(wyżywienia, mieszkania, odzieży, higieny osobistej,leczenia w razie choroby), jak i duchowych(kulturalnych), a także środki na wychowanie(kształcenie ogólne, zawodowe). Podczas dokonywaniaoceny, które z nich powinny być uznane zapotrzeby usprawiedliwione, należy z jednej stronybrać pod uwagę możliwości zobowiązanego,z drugiej zaś zakres i rodzaj potrzeb. Decyduje tobowiem, w jakim wymiarze „możliwości zarobkowei majątkowe” zobowiązanego będąuwzględniane przy ustalaniu obowiązku alimentacyjnego.Przyjmuje się, iż „możliwościami zarobkowymii majątkowymi” są nie tylko zarobki i dochodyrzeczywiście uzyskiwane, lecz także te zarobkii te dochody, które osoba zobowiązana może i powinnauzyskiwać po dołożeniu między innyminależytej staranności oraz stosownie do swoich siłumysłowych i fizycznych. Możliwości zarobkowezobowiązanego nie mogą więc być zawsze utożsamianez faktycznie osiąganymi zarobkami.W przypadkach uzasadnionych obejmują one takżewysokość zarobków, które zobowiązany jestw stanie uzyskać, lecz nie osiąga ich z przyczynnieusprawiedliwionych. Chodzi tu między innymio przypadki, w których osoba zobowiązana niewykonuje wyuczonego i dobrze wynagradzanegozawodu, pracuje w niepełnym wymiarze godzinbądź też pracuje dorywczo.Sąd, określając wysokość świadczenia alimentacyjnego,zobowiązany jest do wzięcia pod uwagęwszelkich okoliczności i dowodów przedstawionychw postępowaniu sądowym. W Pana przypadkujednym z takich dowodów, który zaważył naustaleniu wysokości alimentów, było zeznanie podatkoweza 2011 rok. W tej kwestii jednak, nieznając akt sprawy, trudno stwierdzić, czy ustaleniasądu były prawidłowe. Wypada natomiast nadmienić,iż sytuacja majątkowa i możliwości zarobkowezobowiązanego do alimentacji mogą się różnići być zupełnie odmienne w chwili wytoczenia powództwaod tych, które zaistniały w 2011 roku.W tym względzie dana osoba powinna wykazać,iż rzeczywiście takie okoliczności miały miejsce.Co więcej, w przypadku wydania niesatysfakcjonującegowyroku, zawsze istnieje możliwość złożeniaapelacji. Niemniej jednak (po odpowiedniopoczynionych ustaleniach) sąd mógł podczas wyrokowaniawziąć pod uwagę dochód wykazany napodstawie zeznania podatkowego.Arkadiusz TurekKancelaria Radców Prawnych SCKatarzyna Przymęcka,Jakub Piotr PrzymęckiPodstawy prawne:ustawa z 11 września2003 roku o służbiewojskowej żołnierzyzawodowych(DzU z 2010 roku nr 90,poz. 593 ze zmianami);ustawa z 26 lipca 1991roku o podatkudochodowym od osóbfizycznych (DzU z 2012roku, poz. 361ze zmianami); ustawaz 25 lutego 1964 roku„Kodeks rodzinnyi opiekuńczy” (DzUz 2012 roku, poz. 788ze zmianami);rozporządzenie ministraobrony narodowejz 20 grudnia 2012 rokuw sprawieumundurowania orazwyekwipowaniażołnierzy zawodowychi kandydatówna żołnierzyzawodowych (DzUz 2012 roku, poz. 1502).niezbędnikNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA67


prezentuj|militariabrońprzeglądnasza artylerianie ma czym razićprzeciwnikaznajdującego sięw odległościwiększej niż40 kilometrów68NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


| artyleria|Owoce morzadla boga wojnyKrab, Kryl, Rak i Homar. Wbrew pozoromto nie menu restauracji, lecz nazwy programów zbrojeniowych,które będą przez najbliższe dekady kształtowały oblicze polskiej artylerii.krzysztof wilewskirafał mniedło/11 ldkpancNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA69


|prezentuj broń przegląd|Owoce morzadla boga wojnyArtyleria wymaga pilnej modernizacji. Co prawdawyprodukowane w latach siedemdziesiątych ubiegłegowieku 122-milimetrowe haubice 2S1 Goździki 152-milimetrowe armatohaubice Dana mogąjeszcze posłużyć w linii, jednak niewielki jest z nich pożytekpod względem operacyjnym. Nasza artyleria nie ma bowiemczym razić przeciwnika znajdującego się w odległości większejniż 40 kilometrów, a gdyby nie było wyrzutni rakietowychRM-70 i WR-Langusta o tymże zasięgu, tradycyjne armatymogłyby atakować tylko cele oddalone o 20 kilometrów.COMMENTTomasz SiemoniakZ wystąpienia ministra obrony podczasprzekazania armii modułu Krabów.Z jednej strony, Huta Stalowa Wola pokazuje, że nasz przemysł jest zdolny wytwarzaćnajnowocześniejszy, na światowym poziomie, sprzęt wojskowy. Z drugiej jednakto dowód, że plany modernizacyjne na najbliższe dziesięć lat, zakładające maksymalnezaangażowanie polskiego przemysłu w modernizację sił zbrojnych, są jak najbardziejrealne. Jest to początek pewnego procesu, a nie koniec. Będziemy życzliwym,ale równocześnie bardzo wymagającym partnerem Huty Stalowa Wola, ponieważsprzęt dla naszych sił zbrojnych musi być na najwyższym poziomie.COMMENTNa szczęście dla artylerii i całejarmii idą lepsze czasy. Zgodniez planami Ministerstwa ObronyNarodowej i Sztabu GeneralnegoWojska Polskiego do naszych siłzbrojnych mają trafić nowe armatohaubice,automatyczne moździerzeoraz wyrzutnie rakietowe. Nad wszystkimipracuje Huta Stalowa Wola.Krab, Kryl, Rak i Homar. Wbrew pozorom to nie jest menurestauracji specjalizującej się w owocach morza. To nazwy programówzbrojeniowych, które będą przez najbliższe dekadykształtowały oblicze polskiej artylerii. Krab i Kryl to 155-milimetrowesamobieżne armatohaubice (AHS), jedna na podwoziugąsienicowym, druga na kołowym. Rak to samobieżny120-milimetrowy moździerz automatyczny na podwoziu gąsienicowymi kołowym, a Homar – wieloprowadnicowa wyrzutniarakietowa. Programy te są na różnym etapie realizacji. Dwasą na ukończeniu, jeden jest w fazie badawczo-rozwojowej,a ostatni pozostaje jeszcze w sferze koncepcyjnej.Krab na ostroChyba nie ma w polskiej armii dłużej realizowanego programuzbrojeniowego niż 155-milimetrowa samobieżna armatohaubicaKrab. Prace nad nią rozpoczęły się jeszcze, zanimwstąpiliśmy do NATO, czyli w połowie lat dziewięćdziesiątychubiegłego wieku. Dziś już nikt nie pamięta, że pierwotnieStanisław ButlakStanisław Butlak, były szef artylerii, jestdoradcą ministra Waldemara Skrzypczaka.rozważano produkowanie jej wspólnie z naszymi południowymisąsiadami – Słowakami. Pomysł kupna zachodniej technologiipojawił się w 1997 roku. Przetarg rozstrzygnięto dwa latapóźniej. Wybrano BAE System i wieżę od AS 90, a produkcjądziała miała się zająć Huta Stalowa Wola.Planowano, że do 2003 roku polska armia otrzyma modułogniowy o kryptonimie „Regina” (sześć dział plus logistykai dowodzenie, czyli między innymi wozy dowodzenia, amunicyjny,remontu uzbrojenia i elektroniki). Prototyp Kraba, bo takąnazwę otrzymała 155-milimetrowa armatohaubica, powstałrelatywnie szybko – w 2001 roku. Niestety, mimo że niedługopotem zbudowano drugi, aż na siedem lat z powodu zawirowańpolitycznych przerwano prace nad Reginą.Program Kraba ruszył na nowo dopierow 2008 roku, kiedy DepartamentPolityki Zbrojeniowej zawarłz Centrum Produkcji WojskowejHuty Stalowa Wolawartą prawie 230 milionówzłotych trzyletnią umowę nawykonanie pracy wdroże-Chcemy, aby zasięg naszej artylerii wynosił nie około 40 kilometrów, jak teraz,a około 200 kilometrów, czyli żeby pokrywał całą głębię operacyjną. Programmodernizacji wojsk rakietowych i artylerii zawarty w planie modernizacjitechnicznej na lata 2013–2022 przewiduje cztery kluczowe artyleryjskieprojekty: armatohaubice kalibru 155 milimetrów Krab i Kryl, 120-milimetroweautomatyczne moździerze Rak oraz wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietoweHomar.niowej dywizjonowego modułuogniowego Krabów – ośmiu dział, z czegosześć miało być nowych, a dwa to zmodernizowane prototypy.W 2012 roku HSW zrealizowała umowę i przekazała11 Pułkowi Artylerii z Węgorzewa moduł Krabów do badańeksploatacyjno-wojskowych, które zakończą się na początku2014 roku. Choć na ich wyniki przyjdzie jeszcze poczekać,prace nad kolejnymi Krabami idą w hucie pełną parą. W październiku2012 roku MON zamówiło bowiem kolejnych16 dział, tak aby razem z ośmioma już dostarczonymi stworzyć24-lufowy moduł dywizyjny.Przedstawiciele Huty Stalowa Wola nie ukrywają, że projekt155-milimetrowej AHS, mimo ogromnych opóźnień i zawirowańpolitycznych, które o mało co nie zakończyły jego losów,zmienił oblicze „Stalówki”.„Regina była programem przełomowym dla HSW. Postawiliśmysobie bardzo ambitny cel, żeby osiągnąć w Polscew dziedzinie produkcji artylerii poziom porównywalny z krajamizachodnimi. Myślę, że to nam się udało. Krab dorównujerozwiązaniami technicznymi produktom oferowanym przez ar-70NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


prezentujbroń155mm122mm152,4mm120mmDługość: 12,050 metraSzerokość: 3,580 metraWysokość do dachu wieży:3,13 metraMasa bojowa pojazdu:52 140 kilogramówDonośność działa:40 kilometrówSzybkostrzelność:do 6 strzałów na minutęPokonywanie przeszkód: wzniesienie – 25 stopni przeszkody pionowe– 0,8 metra rowy – 2,5 metraPrędkość: do 60 kilometrówna godzinęZasięg: 650 kilometrówZAŁOGAMasa pocisku:21,8 kilogramaMasa pojazdu:15 700 kilogramówSzerokość działa:2,85 metraDługość działa: 7,26 metraWysokość działa:2,72 metraDonośność działa:15, 2 kilometraPrędkość: do 60kilometrów na godzinęPrędkość pływania:4,5 kilometra na godzinęZasięg: 500 kilometrówSzybkostrzelność:do 6 strzałów na minutęZAŁOGADługość: 11,156 metraWysokość z karabinemmaszynowym: 3,63 metraSzerokość: 3 metryPrędkość: do 80kilometrów na godzinęMasa z 60 nabojami:29,25 tonyKąt ostrzałuw pionie:od – 4 stopni do 70 stopniKąt ostrzałuw poziomie: 220 stopniDonośność działa:20 kilometrówSzybkostrzelność:4 strzały na minutęPionowy kąt ostrzału:od – 3 stopnido 80 stopniPoziomy kąt ostrzału:n x 360 stopniDostępnośćmaksymalna: nie mniejniż 8000 metrówDostępnośćz dodatkowymnapędem rakietowym:12 000 metrówSzybkostrzelność:do 12 strzałówna minutęZAŁOGAKRAB155-milimetrowasamobieżnaarmatohaubica KrabGOŹDZIKHaubicasamobieżna2S1 Goździkdana152-milimetrowaarmatohaubicawzór 77 DanaZAŁOGArakSamobieżny moździeżautomatyczny na podwoziukołowym M120 Raktyleryjskich potentatów, czyli USA i Wielką Brytanię”, podkreślałEdward Hajdukiewicz, dyrektor biura techniczno-handlowegoHSW, i dodał, że dla huty najcenniejszy jest pozyskanyknow how, co wykorzystano w produkcji nowego sprzętu artyleryjskiego(w pierwszej kolejności Raka).Zupa z RakówO ile program Kraba od początku był realizowany z udziałemMON-u i za jego pieniądze, o tyle Rak początkowo byłpracą własną HSW.„Skoro mieliśmy doświadczenie i technologię pozyskanądzięki umowie z BAE System, postanowiliśmy opracować dlanaszej armii automatyczny moździerz”, komentuje prezesHSW Krzysztof Trofiniak. „Chcieliśmy stworzyć działo autonomiczne,pozbawione wad, które mają tego typu konstrukcje.Myślę, że to nam się udało. Uzbrojenia o podobnych właściwościachi możliwościach, czyli moździerza mogącego strzelać nawprost, górną grupą kątów oraz torami stromymi, który samprzelicza nastawy dla najbardziej ekonomicznego wykonaniaognia, nie ma na świecie nikt”.Huta Stalowa Wola prace nad Rakiem sama prowadziła prawietrzy lata (od 2006 roku). W 2008 roku armia uznała, żeprzed automatycznymi moździerzami jest przyszłość w rodzimejarmii. 7 października 2009 roku Departament PolitykiZbrojeniowej MON-u i Centrum Produkcji Wojskowej HutyStalowa Wola SA zawarły czteroletnią umowę na wykonaniepracy badawczo-rozwojowej B+R „Kompanijny moduł ogniowy120-milimetrowych moździerzy samobieżnych”.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA71


|prezentuj broń przegląd|HSW zobowiązała się zbudować dwa prototypy automatycznych120-milimetrowych moździerzy – jeden na podwoziu gąsienicowym,a drugi na kołowym (od Rosomaka) oraz prototypywozów: dowodzenia, rozpoznania artyleryjskiego, amunicyjnegoi zabezpieczenia technicznego.Jak wyjaśnia prezes Krzysztof Trofiniak, zamówione przezMON komponenty modułu ogniowego są już gotowe: „Wszystkiewozy, zarówno ogniowe, jak i amunicyjny, dowodzenia,rozpoznania, remontu uzbrojenia i elektroniki, przeszły badaniazakładowe i jesteśmy gotowi do przeprowadzenia państwowychbadań kwalifikacyjnych, które zakończą fazę badawczo--rozwojową i umożliwią wyprodukowanie partii próbnej. Brakujenam jednego elementu, aby je rozpocząć – zatwierdzonegoprzez Inspektorat Uzbrojenia programu badań”.Kryl, Homar i LangustaNad Krylem Huta Stalowa Wola pracuje od kilku lat. Cierpliwośćsię opłaciła, bo siły zbrojne chcą wdrożyć Kryle dosłużby po 2017 roku. W 2012 roku HSW podpisała z NarodowymCentrum Badań i Rozwoju czteroletnią umowę na wykonanieprototypu Kryla, badań zakładowych i kwalifikacyjnychoraz przygotowanie dokumentacji do produkcji partii próbnej.Na podstawie szczegółowych ankiet oceniających huta wybrałado współpracy zagranicznego partnera. I w pierwszych tygodniach2013 roku podpisała umowę z izraelską firmą Elbit.Nieco bardziej skomplikowana jest sprawa Homara, ponieważpolskie wojsko ma w wyposażeniu wieloprowadnicowewyrzutnie WR-Langusta, dla których HSW przygotowała pakietmodernizacyjny. Mają one jednak zasięg około 40 kilometrówi nawet uzbrojone w ulepszone rakiety – Feniksy, o zasięguokoło 70 kilometrów – nadal trudno traktować w kategoriachbroni strategicznej. A taką rolę mają odegrać Homary.Jak komentuje Antoni Rusinek, członek zarządu HSW, hutajest przygotowana, aby zbudować dla naszej armii Homara.Najpierw muszą jednak zostać określone założenia technicznei wymagania operacyjne, jakie miałaby spełniać wyrzutnia.Kwestią podstawową jest wybór kalibru pocisków oraz sekwencjarakiet w pakiecie – czy mają być to takie same pociski,identycznego kalibru, czy może wymieszane, na przykład dwamniejsze i dwa większe. Od wyboru określonych rozwiązań zależydecyzja co do producentów i politycznych sojuszy.Wszystkie wymienione systemy uzbrojenia łączy jedno. Touzbrojenie, którego nasza armia naprawdę potrzebuje „nawczoraj” i które przeniesie naszą artylerię w XXI wiek. ArmatyKrab są w stanie zasypać przeciwnika gradem pocisków– sześć na minutę w serii trwającej trzy minuty. W wypadkuośmiu haubic modułu Regina daje to aż 144 pociski. Łatwo sobiewyobrazić, co stanie się z nieprzyjacielskimi wyrzutniamirakiet, działami przeciwlotniczymi, stanowiskami dowodzeniaczy węzłami łączności, na które spadnie taki deszcz ognia.Jeszcze bardziej niszczycielską siłę ma moduł automatycznychmoździerzy Rak. Osiem dział, z których składa się komponentogniowy, może w minutę wystrzelić 80 granatów. Trzyminutowaseria to 240 pocisków.Plany resortu obrony zakładają, że nasza armia będzie miałapięć dywizjonów Krabów (po 24 działa każdy) i osiem Raków.Niestety nie wiadomo jeszcze, ile chcemy kupić Homaróworaz ile Langust przewidzianych jest do modernizacji. Jednojest jednak pewne. Morskie „skorupiaki” z HSW to przyszłośćpolskiej artylerii.•Bell HelicopterusaTiltrotor BellaFirma Bell Helicopter zaprezentowałakoncepcję przemiennopłata V-280 Valor.Jest to jeden z projektów przyszłych maszyn, którezastąpią śmigłowce Black Hawk. Bell przedstawiłwizję przemiennopłata ze stałym skrzydłemi usterzeniem motylkowym. W odróżnieniu od jużużytkowanego samolotu V-22 Osprey gondolęśmigłowirnika podzielono na dwie części. W nieruchomejma znaleźć się silnik. Oblot prototypuplanowany jest około 2017 roku. TW •chileRezygnacja ze szkolnychChilijskie siły powietrzne zamierzałyzakupić nowe zaawansowane odrzutowceszkolne. Jednak w marcu poinformowałyzainteresowane firmy lotnicze,że muszą zrezygnować z tegoplanu z powodów finansowych. Chilijczycychcieli nabyć kilkanaście nowychsamolotów, które miały zastąpić maszynyA/T 36 Halcon. Jest to lokalne oznaczeniesamolotów CASA C-101 Aviojetprodukcji hiszpańskiej. Chile zakupiłoich 35, w tym 23 w wersji bojowejA-36. Maszyny Halcon są coraz trudniejszew utrzymaniu i nie zapewniająodpowiedniego poziomu wyszkoleniaprzyszłych pilotów F-16. Wśród kandydatówna następcę tych maszyn wymienianesą Alenia Aermacchi M346 Master,BAE Systems Hawk i Korean AerospaceT-50 Golden Eagle. WT•Stare maszynyA/T 36 Halconlatają w siłachpowietrznychChile już ponad25 lat.72NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


prezentujbrońV-280 Valor poza czteroosobowązałogą ma zabierać11 żołnierzy. Po bokach kadłubazaprojektowano przesuwanedrzwi o szerokości1,8 metra. Podwozie będziechowane. Maszyna rozwinieprędkość przelotową około518,5 kilometra na godzinę.Zasięg bojowy wyniesieod 926 do 1481,6 kilometra,a promień działania– 463 kilometry. Zasięgprzebazowania ma sięgać3889 kilometrów.fuerza aerea brasileiraProducent lotniczy Embraer poinformował,że podczas wystawy zbrojeniowejLAAD w Rio de Janeiro podpisałkontrakty z dwoma państwami na dostawęlekkich turbośmigłowych samolotówszturmowych A-29 Super Tucano. Gwatemalazamówiła sześć A-29, natomiastSenegal trzy. Tym samym lista krajów,które wybrały Super Tucana, rozszerzyłasię do 13. Brazylijska firma zdobyła jużzamówienia na ponad 210 samolotów.Dotychczas dostarczono do klientów po-brazyliaNowi nabywcySuper Tucananad 170 z nich. Podczas LAAD Embraerpodpisał również kontrakt o wartości 252milionów reali na wsparcie logistycznei serwisowanie 92 egzemplarzy A-29Super Tucano używanych przez brazylijskiesiły powietrzne. ted •brazyliaWzmocnienie ochronyBrazylia zamierza wzmocnić swezdolności do obrony powietrznejpoprzez zakup samobieżnych zestawówartyleryjskich z nadwyżek armii niemieckiej.W grę wchodzi transakcjadotycząca 34 wozów 1A2 Gepard. Zestawskłada się z osadzonej na podwoziuczołgu Leopard 1 wieży, po którejbokach są dwie sprzężone ze sobą armatyprzeciwlotnicze kalibru 35 milimetrów.Brazylijczycy chcą je wykorzystywaćmiędzy innymi dowzmocnienia ochrony podczasmasowych uroczystości religijnychi wielkich imprez sportowych.Pierwszych osiem Gepardów trafi doBrazylii już w czerwcu. Pozostałe zestawyzostaną przekazanedo 2015 roku.WT•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA73


prezentujarmiabrońtakie firmy, jak Oshkosh z projektem L-ATV (Light CombatTactical All-Terrain Vehicle), Lockheed Martin Corporationz wozem JLTV oraz duet AM General – LLC, który zaoferowałkonstrukcję BRV-O (Blast Resistant Vehicle Off Road). Każdyz wygranych zgodził się dostarczyć 22 w pełni sprawne prototypy,które zostaną skierowane do testów, między innymi balistycznych.Firmy, którym się nie udało podpisać umów, czyliBAE Systems (pojazd Valanx), General Tactical Vehicles (konstrukcjaEagle) oraz Navistar Defense (wóz Saratoga), nadalmogą brać udział w wyścigu o JLTV, ale już na własny koszt.W ostatnich tygodniach wrócił pomysł, który zrodził się podkoniec 2011 roku. Wówczas projektem JLTV zainteresowałasię firma Ford Motor Company, drugi największy w StanachZjednoczonych producent samochodów. Co prawda Ford wycofałsię z rynku wojskowego w latach osiemdziesiątychXX wieku, ale teraz chce na niego wrócić. Jego propozycja jesto tyle kuszące, że z pomocą firmy Raytheon byłby w stanie dostarczyćJLTV szybciej i taniej niż konkurencja. Pentagon postawiłbowiem warunek, aby cena jednostkowa nie wyniosławięcej niż ćwierć miliona dolarów.Precyzyjne wymaganiaPentagon chce, aby powstały dwie wersje JLTV. Jedna z nichto byłby bojowy wóz taktyczny (Combat Tactical Vehicle,CTV), mogący przewozić cztery osoby i ładunek o masie1,5 tony. Druga to pojazd wsparcia (Combat Support Vehicle,CSV), przystosowanydo transportu maksymalniedwóch osób i ładunku o łącznej masie 2,3 tony. Zrezygnowanotym samym z planowanej w pierwszym etapie projektulepiej opancerzonej wersji, ponieważ była ona cięższa niż7 ton, czyli optymalna masa pojazdu. Zbyt dużo ważący pojazdnie mógłby być transportowany śmigłowcami CH-47F Chinooki CH-53K Super Stallion, lecz jedynie samolotami C-130Hercules. Na obecnym etapie Amerykanie chcą, aby niezależnieod konfiguracji JLTV był na tyle lekki, aby mógł trafić napokład wszystkich trzech środków transportu.JLTV ma przewyższać HMMWV pod wieloma względami,między innymi opancerzenia (na poziomie wozów wspomnianegotypu MRAP), mobilności (szczególnie w trudnych warunkachterenowych) i niezawodności. Będzie pojazdem uniwersalnym,ponieważ zostanie wyprodukowany w różnych wariantach– transportera piechoty, wozu rozpoznania i dowodzenia,ambulansu, wielozadaniowego oraz pojazdu osłony konwojów(uzbrojony w ciężkie karabiny maszynowe lub granatniki).Co więcej, JLTV ma mniej spalać. Pentagon liczy, że jednostkowezużycie paliwa będzie nawet o 35 procent mniejszeniż w HMMWV.Mimo tych atutów przyszłość programu JLTV nie maluje sięw zbyt jasnych barwach. Pentagon utrzymuje, że w grę nadalwchodzi zamówienie kilkudziesięciu tysięcy pojazdów – główniedla wojsk lądowych, ale też dla piechoty morskiej, być możemarynarki wojennej i sił specjalnych. Amerykanie wciąż licząna Australijczyków, z którymi w lutym 2009 roku podpisaliumowę dotyczącą koordynacji rozwoju projektu JTLV. W lutym2011 roku potwierdzili, że chcą kupić około 1,3 tysiącapojazdów za prawie 1,5 miliarda dolarów. Ograniczone zainteresowaniewyraziły też Wielka Brytania, Kanada oraz Izrael.Na tym kończą się dobre wieści, ponieważ gwoździem dotrumny JLTV może stać się kryzys gospodarczy. Coraz częściejmówi się, że w obliczu cięć finansowych decydenci korpusumorskiego zamierzają odłożyć projekt JLTV na drugą połowęlat dwudziestych, aby w pierwszej kolejności skoncentrowaćsię na budowie nowej amfibii (Amphibious Combat Vehicle,ACV). Oznaczać to będzie spadek skali zamówienia,czyli jednostkowy wzrost ceny JLTV, co może odbić się nacałym programie, a nawet doprowadzić do jego zawieszeniaprzez wojska lądowe. Nic więc dziwnego, żerealny staje się pomysł zmodernizowaniaHMMWV. Jeśli do tego dojdzie, to projektJLTV powędruje na półkę i tam przeczekado lepszych czasów. •lockheed martinNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA75


|prezentuj broń technika|W zestawie ewakuacyjno-ratunkowym PTS-M znalazły sięmiędzy innymi: 20 kamizelek ratunkowych, dwa ubraniado pracy w wodzie, nożyce do cięcia drutu, bosak, trzy szelkiratownicze, cztery koła ratunkowe, dwie linki ratowniczez rzutką, a także dwie linki asekuracyjne zakończone pływakiemi szelką ratowniczą. Załoga transportera ma w wyposażeniurównież składane nosze i latarkę z funkcją światłapulsacyjnego.Saperska arkaSaperzy mają zmodernizowane transportery PTS-M, któreprzystosowano do działań związanych ze zwalczaniem klęsk żywiołowych.Tadeusz wróbelCo roku w jakimś zakątku Polski występuje powódź.Wtedy z pomocą poszkodowanym ruszają międzyinnymi saperzy. Jednym ze sprzętów, którym dysponują,jest pływający transporter samobieżny PST-M.Ten gąsienicowy pojazd może zarówno pływać, jak i brodzićpo zalanym terenie. Chociaż dzięki peteesom uratowano życiei dobytek wielu ludzi, nie powstały one jednakz myślą o takich akcjach. Pierwotnym zastosowaniemtych transporterów był przewóz przez przeszkodywodne artylerii ciągnionej. Wojsko postanowiłozmodernizować część PTS-M do działańewakuacyjno-ratowniczych związanych ze zwalczaniemklęsk żywiołowych i do różnych jednostekna terenie Polski trafiło 20 pojazdów zmodyfikowanychprzez Wojskowe Zakłady Inżynieryjnew Dęblinie.Nietypowi pasażerowieW czasie ewakuacji ludzi i ich dobytku często dochodziło douszkodzenia transporterów. Zagrożenie stanowiły na przykładukryte w mętnej wodzie metalowe przedmioty lub drzewa wyrwaneprzez powódź. Zdecydowano się zatem na osłonięciepodatnych na uszczerbki części pojazdu. Kadłub wyposażonow uchwyty do mocowania osłony przedniej transportera orazstelaż burtowy do zamontowania osłon bocznych. Wykonano jez tarcicy sosnowej. W osłonie przedniej drewniane deskiwzmocniono metalowymi okuciami. Dodatkową ochronę zapewniająteraz odbijacze burtowe (po pięć na burcie).Wprowadzono też modyfikacje, które mają ułatwić transportludzi. PTS-M wyposażono w metalową drabinę burtową, poktórej ratowanym osobom łatwiej dostać się na pokład transportera,oraz składaną drabinę aluminiową (5,5 metra wysokościpo rozłożeniu). W przedziale ładunkowym zamontowanoteż trzy składane ławki i relingi na burtach.Dziękipeteesomuratowanożyciei dobytekwieluludziBardzo często saperzy w czasie klęsk żywiołowych przewożątransporterami zwierzęta, które są nieprzewidywalnymi pasażerami.Zamontowano więc między innymi drewniany podestsłużący do zabudowy torów jezdnych w przedziale ładunkowym.Dzięki podestowi rufowemu, którym zabudowuje siętory jezdne burty odchylnej i pochylni, łatwiejsze będzie nietylko wprowadzanie zwierząt, lecz także ludzi.Z myślą o czworonożnych pasażerach, którzymogą próbować wyskoczyć z transportera, zaprojektowanolekkie kurtyny boczne (metalowe stelażei brezentowe osłony). Dzięki nim podwyższonezostają burty boczne i odchylna. W transporterachznajdują się też uchwyty i zaczepy dowiązania bydła i koni oraz klatka do przewozudrobiu.Zmodernizowany PTS-M wyposażono teżw gąsienice z zamontowanymi na stałe gumowyminakładkami. Dzięki temu transportery, poruszając się poutwardzonych drogach, nie będą niszczyły ich nawierzchni.Różnorodne wyposażenieW PTS-M znalazł się również sprzęt specjalistyczny, któryma wspomagać działanie saperów w różnych warunkach, naprzykład w nocy. Po bokach zamontowano więc dwa szperacze,po dwie lampy jarzeniowe pancerne i halogenowe, a żołnierzomzapewniono dwie latarki kryptonowe czołowe. W zmodernizowanymtransporterze znalazła się dodatkowo łódź Orka 2 (3 metrydługości i 1,5 metra szerokości), którą mogą płynąć czteryosoby. Większość dodatkowych elementów, na przykład osłony,podesty, ławki czy kurtyny, da się łatwo zdemontować i przechowywaćw magazynie. Tak samo można zrobić z zestawemewakuacyjno-ratowniczym i wyposażeniem dodatkowym (luźnym).Wtedy pojazd ponownie staje się standardowym wozemużywanym do wykonywania zadań militarnych.•76NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


|prezentuj broń technika|militarium studio/rheinmetallDziała wykorzystują skonstruowaną przezRheinmetall – Weapons and Ammunitions(dawne Oerlikon Contraves Pyrotec)specjalną, elektronicznie programowanąamunicję AHEAD (Advanced Hit Efficiencyand Destruction).MANTIS jest jednymz dwóch elementówprojektumodernizacyjnegoSysFla dla wojsk obronyprzeciwlotniczej.Podstawą systemu jestautomatyczna i szybkostrzelna(tysiąc pocisków na minutę)armata kalibru 35 milimetróww systemie rewolwerowym.W momencie przechwytywaniaokoło 20 metrów przed celemnastępuje uwolnienie z każdegopocisku (standardowo 24 na cel)152 wolframowych pociskówo masie 3,3 grama każdy,tworzących przed przechwytywanymobiektem ścianę odłamkówniszczących cel siłą kinetyczną(bez detonacji materiałówwybuchowych, jedynie siłąuderzenia).Kontenerowecentrum dowodzeniaZautomatyzowanastacja rozpoznaniaradarowegowraz z głowicąoptoelektronicznąStrażnik niebaNiemieckie siły powietrzne oficjalnie rozpoczęływykorzystywanie nowoczesnego systemu przeciwlotniczegoi przeciwrakietowego MANTIS.Robert CzuldaMANTIS to lądowy automatyczny, mobilny, modułowyi sieciocentryczny system bardzo krótkiegozasięgu typu C-RAM. Produkt niemieckiejfirmy Rheinmetall Air Defence jest przeznaczonydo neutralizowania nadlatujących z niskiego pułapurakiet taktycznych (niestrategicznych), pocisków artyleryjskichróżnego kalibru, a także pocisków moździerzowych, samolotów,śmigłowców oraz bezzałogowych statków latających.Zapewnia ochronę punktową, roztaczając parasol nad dowolnymobszarem – zgrupowaniem wojsk, obiektem strategicznymlub infrastrukturą cywilną.Element układankiBezpośrednim impulsem do opracowania takiej konstrukcjibyła konieczność ochrony baz Bundeswehry w czasie misjiw Afganistanie. Siły niemieckie niemal od początku były nękaneuderzeniami nieprzyjaciela – w ich stronę nadlatywały i ciąglenadlatują rakiety krótkiego zasięgu oraz pociski moździerzowe.Potrzeba opracowania systemu okazała się tym większa,że dla Bundeswehry problem nie kończy się wraz z wycofaniemsił z Afganistanu. Jedynie kwestią czasu jest zaangażowaniesię Niemiec w kolejną misję, gdzie zapewne znów nieprzyjacielzastosuje takie tanie, ale skuteczne (szczególnie w wymiarzepsychologicznym) środki.Ostatecznie MANTIS do Afganistanu nie trafi, bo Bundeswehrazapowiedziała powrót stamtąd już za rok, a koszty transportusystemu nad Hindukusz, a następnie odesłanie go do kraju,byłyby zbyt wysokie. Projekt jest jednak przyszłościowy, bowiemto istotny element szerszego programu modernizacyjnegosił zbrojnych Niemiec. Nosi on nazwę SysFla i stanowi wspólnyefekt prac firm MBDA Deutschland i Rheinmetall Air Defence.Drugim po MANTIS-ie jego elementem są rozwijane przezMBDA Deutschland i Diehl BGT Defence rakiety krótkiego zasięguklasy ziemia-powietrze nowej generacji LFK NG.Celem projektu SysFla jest zlikwidowanie wyraźnej dziuryw obronie przeciwlotniczej krótkiego zasięgu. Powstała ona,gdy w 2005 roku Niemcy zrezygnowali ze skonstruowanychwe współpracy z Francją rakiet Roland, a w 2010 roku z samo-78NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


prezentujarmiabrońpatronat polski zbrojnejbieżnych dział przeciwlotniczych Gepard. Około 2018 roku zesłużby mają zostać wycofane ręczne wyrzutnie klasy ziemia--powietrze FIM-92 Stinger. SysFla, składający się z lufowegosystemu MANTIS oraz rakiet LFK NG, będzie wówczas stanowiłpodstawową obronę w bardzo krótkim zasięgu. Przewidywanyzasięg działania systemu to bowiem 10 kilometrów. Zapewnion zdolność rażenia celów znajdujących się na pułapiedo 5 kilometrów. Co istotne, SysFla będzie systemem komplementarnymdo natowskiego projektu obrony przeciwlotniczej iantybalistycznej średniego zasięgu MEADS (Medium ExtendedAir Defense System).Początki wdrażania MANTIS-a w Niemczech sięgają maja2009 roku, kiedy to za sumę niemal 111 milionów euro zamówionodwa systemy firmy Rheinmetall. Koncern zbrojeniowyzgodził się również zapewnić szkolenie i wsparcie techniczne(20 milionów euro) oraz amunicję(13,4 miliona euro). Wybór nie byłprzypadkowy – istotne okazały sięwcześniejsze doświadczenia z systememSkyshield firmy Oerlikon (Rheinmetallprzejął Oerlikon Contraves w 2009roku). Wykorzystanie Skyshielda sprawiło, żekoncern był w stanie przygotować MANTIS-aszybko i sprawnie. Niemieckie wojsko dostało systemw 2011 roku. Oficjalne i uroczyste przekazanie gonastąpiło w listopadzie 2012 roku w Husum, w którym stacjonujeuzbrojony w rakiety MIM-104 Patriot 1 SzwadronObrony Przeciwlotniczej „Schleswig-Holstein”. Jak wynikaz oficjalnych informacji, integracja MANTIS-a z systemem dowodzeniai kierowania niemieckiej Luftwaffe już się zakończyła.Warto w tym miejscu zauważyć, że na mocy decyzji ministraobrony narodowej Karla-Theodora zu Guttenberga z sierpnia2010 roku wszystkie zadania z zakresu obrony przeciwlotniczejprzejęły siły powietrzne.Sprawdzona technologiaKonstrukcyjnie MANTIS bazuje na sprawdzonej technologiiwspomnianego systemu przeciwlotniczego Skyshield, który jestwyposażony w dwie szybkostrzelne armaty kalibru 35 milimetrów,centrum dowodzenia i centrum kierowania ogniem (z radaremw paśmie X). W skład standardowej baterii MANTISwchodzą sześć armat, kontenerowe centrum dowodzenia orazdwie zautomatyzowane stacje rozpoznania radarowego wrazz głowicą optoelektroniczną. Ponieważ jest to platforma mobilna,może być łatwo przewożona z miejsca na miejsce na pokładziesamolotów transportowych. Co więcej, Rheinmetall zwróciłuwagę na to, aby system był względnie autonomiczny, co jestistotne w przypadku misji wojskowych w krajach trzeciegoświata czy na przykład w Afganistanie, gdzie możliwość wykorzystaniamiejscowej infrastruktury jest bardzo ograniczona.MANTIS jest rozwiązaniem uniwersalnym – potrafi nie tylkozwalczać obiekty w powietrzu, lecz także je wykrywać i śledzić.Działa autonomicznie, ale jest nadzorowany przez operatorów,którzy podejmują decyzję o otwarciu ognia. Modułowośćsprawia, że system może być łatwo modernizowany i rozbudowywanyo rozwiązania, które nie są jeszcze znane, a pojawią siędopiero w przyszłości. Pozwala to wydłużyć jego żywotnośći zmniejszyć koszty. Starający się przekonać o wyjątkowościswojego rozwiązania Rheinmetall zwraca uwagę na możliwośćbliskiej integracji systemu z inną bronią – z laserami. •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA79


ezpieczeństwozagrożeniaus dod80NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


| azja|północpręży muskułyChociaż obu stronom konfliktu z różnych przyczynnie zależy na pogłębianiu kryzysu na Półwyspie Koreańskim,nie oznacza to, że nie może dojść do wybuchu wojny.rafał ciastońNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA81


| bezpieczeństwo zagrożenia|Zaklinanie rzeczywistościKRLD 12 grudnia 2012 roku dokonała trzeciej próby wyniesieniasatelity na orbitę. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich(kwiecień 2009 i kwiecień 2012 roku) była to próbaudana (przynajmniej w wypadku rakiety nośnej Unha-3).Problem z koreańskim testem polega na tym, że rakieta nośnaw niewielkim tylko stopniu różni się od pocisku balistycznego,takiego jak Taep’o-dong-2, którego dwie próby wystrzelenia(1998 i 2006 rok) zakończyły się niepowodzeniem.Czy zatem ostatni sukces oznacza, że Pjongjang dysponujesystemem uzbrojenia, w którego zasięgu znajduje się kontynentalnaczęść Stanów Zjednoczonych? Raczej nie, i toz dwóch powodów.Po pierwsze, aby potwierdzić skuteczność operacyjną pocisku,konieczne będą kolejne testy (o ile komuniści spełniąswe zapowiedzi i na takowe się zdecydują).Po drugie, pozostaje jeszcze kwestia głowicy nadającej siędo zamontowania na pocisku. Zaklinanie rzeczywistości naniewiele się tutaj zda, buńczuczne zapowiedzi propagandy reżimunie zmienią faktu, że nie istnieje najmniejszy nawet dowódpotwierdzający zdolność KRLD do skonstruowania głowicynuklearnej.Umiejętność wyniesienia na orbitę relatywnie lekkiegourządzenia, jakim jest satelita (jego masę szacowano na około100 kilogramów) o niczym jeszcze nie przesądza, ponieważgłowica miałaby masę zapewne około dziesięciu razywiększą. Poza tym satelita pozostał w przestrzeni (choć, jaksię okazało, nie na długo), a głowicę trzeba powtórniei w sposób kontrolowany wprowadzić w atmosferę.Rada Bezpieczeństwa ONZ 22 stycznia 2013 roku jednogłośniepodjęła decyzję o nałożeniu na Pjongjang nowychsankcji, ale komunistyczny reżim przygotowywał już kolejnądemonstrację siły – test nuklearny. Wezwania społecznościmiędzynarodowej, w tym również Chin, do zaniechania tegokroku okazały się nieskuteczne. 12 lutego ładunek został odpalony,a opierające się na danych sejsmicznych szacunkiUSA określiły jego moc na 6–7 kiloton, co jest wartościąwyższą niż w wypadku dwóch poprzednich eksplozji(w 2006 i 2009 roku odpowiednio poniżej 1 kilotony i od 2–6kiloton).W odniesieniu do testu nuklearnego kluczowe pozostajądwa pytania: w jakim stopniu udało się zminiaturyzować łapółnocp ręży muskułyOd lat Półwysep Koreański pozostaje jednym z najbardziejzapalnych regionów świata, ale w ciąguostatnich kilku miesięcy panujące tam napięciewzrosło w sposób wyjątkowy. Udane testy, rakietowyi jądrowy, przeprowadzone przez Północ spotkały się zezdecydowaną reakcją Rady Bezpieczeństwa ONZ, któraw tym roku już dwukrotnie nałożyła na Koreańską RepublikęLudowo-Demokratyczną sankcje za takie działania. Wydajesię jednak, że tym razem Pjongjang postępuje według innegoniż dotychczas schematu. Nie wycofuje się do własnego narożnika,lecz coraz mocniej napina muskuły.dunek oraz jakiego rodzaju materiału rozszczepialnegow nim użyto? O ile w odpowiedzi na pierwsze z nich eksperciwydają się zgodni i w zasadzie wszystkie opinie skłaniająsię ku tezie, że rozmiary północnokoreańskiego urządzeniajądrowego wciąż uniemożliwiają zamknięcie go w głowicy,o tyle próba odpowiedzi na drugie z pytań jest dużo bardziejskomplikowana.Jesienią 2010 roku Północ zademonstrowała światu (zespołowiamerykańskiego fizyka Siegfrieda S. Heckera) bardzonowoczesne, według Heckera, zakłady wzbogacania uranu.Od tego momentu pozostaje zagadką, czy KRLD może konstruowaćładunki nie tylko plutonowe, lecz także oparte nawzbogaconym uranie (HEU). A jeśli tak, to ile zdążyła ichjuż wyprodukować? Użycie uranu niesie mniej problemównatury technologicznej, poza tym zakłady wzbogacające tenpierwiastek znacznie łatwiej ukryć, ponieważ nie wymagająone pracy reaktora nuklearnego. Czy zatem uzyskana trzy latawcześniej zgoda reżimu na wyłączenie jedynego posiadanegoreaktora w Yongbyon wynikała z przejścia na technologięuranową? Niestety, sposób przeprowadzenia ostatniej eksplozjiuniemożliwił zebranie próbek pozwalających na jednoznacznąodpowiedź na to pytanie.7 marca 2013 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła naKRLD kolejne sankcje, na co ta odpowiedziała zerwaniemtak zwanych gorących linii (cywilnej i wojskowej) łączącychją z Seulem, zagroziła wypowiedzeniem rozejmu, przeprowadziłacyberatak na południowego sąsiada, opublikowała serięfilmów video ukazujących eksplozje nuklearne w amerykańskichmiastach i wreszcie ogłosiła, że Północ znajduje sięw stanie wojny z Republiką Korei (30 marca).Nowy wódz, stara gwardiaKim jest Kim? Pytanie to powraca za każdym razem, kiedyjest mowa o uwarunkowaniach i przyczynach kolejnych posunięćPjongjangu. Niewiadomą pozostaje, na ile młody przywódcadziała samodzielnie, a na ile jego posunięcia są ograniczoneprzez prominentnych przedstawicieli aparatu partyjnegooraz (a może przede wszystkim) armii. Proces przejęciawładzy po zmarłym w grudniu 2011 roku Kim Dzong Iluprzebiegał sprawnie. Poszczególne jednostki wykonywałyrozkazy sygnowane imieniem Kim Dzong Una, zanim jeszczeprzekazana została informacja o śmierci jego ojca. Nowyprzywódca cieszył się zatem autorytetem i miał władzę. Nieoznacza to jednak, że jest to władza absolutna.Podczas uroczystości pogrzebowych tuż obok młodego (nietylko stażem, lecz także wiekiem) lidera, który szybko przejmowałwszystkie przynależne wcześniej ojcu tytuły i funkcje,na trybunie honorowej znajdowały się dwie osoby – jego wujJang Sung-taek, wiceprzewodniczący komisji obrony narodowej,oraz wicemarszałek Ri Yong-ho, szef sztabu generalnegoi wiceprzewodniczący centralnej komisji wojskowej. Najczęściej,bo aż dwadzieścia dwa razy, powtarzanym słowem było„songun”, czyli „przede wszystkim armia”. W Korei Północnej,tak jak w stalinowskim pierwowzorze, władza opiera się82NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


ezpieczeństwobowiem na trzech filarach – partii, armii i służbachspecjalnych, a realizowana przez KimDzong Ila polityka songun sprawiła, że drugiz nich został znacznie wzmocniony kosztempierwszego. Roszady, które w ciągu ostatniegoroku nastąpiły w siłach zbrojnych, wydają się jednakświadczyć o tym, że Kim Dzong Un próbujete filary powtórnie zrównoważyć.Jawiący się niemal jednym z triumwirów wicemarszałekzostał pozbawiony stanowiska i najprawdopodobniejosadzony w czymś w rodzajuaresztu domowego. Trzykrotnie zmienił się ministerobrony (ostatnio został nim Kim Kyok-sik,nuklearnego, które Amerykanie będą traktowaćjak równego sobie. Oczywiście poza pierwszym,a i to po spełnieniu określonych warunków, celete są niemożliwe do zrealizowania, co nie oznaczajednak, że ciesząca się poczuciem swego rodzaju„strategicznej nietykalności” Korea Północnama zamiar je porzucić. Wspomniana „strategicznanietykalność” wynika z kurateli, którąnad północną częścią półwyspu sprawuje PaństwoŚrodka. I choć Chiny są coraz bardziej poirytowanedziałaniami Kim Dzong Una, to w kategoriachmilitarnych wciąż może on czuć sięniezagrożony.W Korei Północnejwładza opiera się na trzechfilarach – partii, armiii służbach specjalnychTajemnica poliszynelaZarówno w grudniu 2012 roku, jak i w lutym 2013 roku agencje informacyjne donosiły o obecności w Korei Północnejirańskich naukowców. Współpraca obu państw w dziedzinie budowy rakiet od lat pozostaje tajemnicąpoliszynela. Kooperacja w dziedzinie jądrowej zmusza jednak do nowego spojrzenia na irański program atomowy.Synergia koreańskiego know-how i irańskich pieniędzy może okazać się nie do zaakceptowania przez państwa żywiąceobawę przed arsenałem jądrowym Teheranu. Narastające potencjalne zagrożenie ze strony północnokoreańskiegoreżimu skłoniło Stany Zjednoczone do kolejnego przeorientowania koncepcji tarczy antyrakietowej (MD). Waszyngtonzapowiedział rezygnację z czwartego etapu budowy European Phased Adaptive Approach (EPAA), opartegona pociskach SM-3 Block IIB, w zamian decydując się na umieszczenie w bazach Fort Greely na Alasce orazVandenberg w Kalifornii dodatkowych czternastu antyrakiet GBI. Rozważa także możliwość budowy w USA trzeciejbazy tych pocisków. [Zainteresowanych tym tematem odsyłamy do tekstu Roberta Czuldy z lutowego numeru PZ.]któremu podlegała jednostka odpowiedzialna zaostrzał Yoenpyeongu). Ze stanowiskiem pożegnalisię szef biura politycznego armii i sześciuz dziewięciu dowódców korpusów. Kim DzongUn ugruntowuje swoją władzę, a jednoczeniespołeczeństwa wobec zewnętrznego wroga bezwątpienia temu służy. Co nie oznacza, że obecnykryzys musi być powodowany wyłącznie uwarunkowaniamiwewnętrznymi KRLD.Wybujałe ambicjeGłównym zewnętrznym adresatem działań Północysą oczywiście Stany Zjednoczone. Reżimod lat próbuje zmusić supermocarstwo do rozmów,których rezultatem miałoby być uzyskaniepomocy gospodarczej, a także podpisanie układupokojowego i traktatu o nieagresji. JednocześniePjongjang chciałby osiągnąć status mocarstwaWojenna retoryka wpływa oczywiście na Seul,tym bardziej że komuniści przy każdej okazjiobiecują zamienić go w razie konfliktu w morzeognia. Republika Korei inwestuje zarównow systemy obrony antyrakietowej (częściowooparte na wyposażonych w system Aegis niszczycielach),jak i we wzmocnienie własnychzdolności ofensywnych. Na mocy podpisanegow październiku 2012 roku porozumienia ze StanamiZjednoczonymi zasięg rakiet Południa możezostać zwiększony z dotychczasowych 300do 800 kilometrów, co de facto oznacza, że nacelowniku znajdą się wszystkie bazy rakietowePjongjangu. Kilka miesięcy wcześniej KoreaPołudniowa ogłosiła, że w ciągu najbliższychpięciu lat zamierza wyprodukować od 500 do600 pocisków balistycznych i manewrujących.Seul ponadto negocjuje z USA układ dotyczącyNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA83


| bezpieczeństwo zagrożenia|możliwości wzbogacania przezeń uranu do celów pokojowych.Perspektywa zmieniającego się na niekorzyść komunistówstosunku sił może zatem zwiększać ich paranoidalny lękprzed atakiem i skłaniać do demonstrowania potencjału rakietowo-jądrowego.Zasady użycia siłyNiewątpliwie żadnej ze stron, choć z różnych przyczyn,nie zależy na dalszej eskalacji kryzysu. Czy oznacza to zatem,że sytuacja jest względnie bezpieczna? Nie do końca,ponieważ przedłużające się napięcie niesie ryzyko zarównobłędu ludzkiego, jak i mylnej oceny sytuacji. Przypadkowyincydent, spowodowany reakcją dowódcy niższego szczebla,mógłby przerodzić się w gwałtowną i trudną do powstrzymaniawymianę ciosów. Jak duże jest zagrożenie takim scenariuszem,w wysokim stopniu zależy od tak zwanych rulesof engagement, czyli zasad użycia siły, które obowiązują dowódcówjednostek po obu stronach 38. równoleżnika.Ryzyko błędnej oceny sytuacji jest znacznie poważniejsze.Jeśli jedna ze stron uznałaby, że druga przygotowuje siędo nieuchronnego ataku, musiałaby co najmniej zwiększyćstopień gotowości bojowej własnych sił (potęgując tym samymobawy przeciwnika) lub zaryzykować atak wyprzedzający.Wydaje się, że spokojne reakcje Korei Południoweji Stanów Zjednoczonych są w dużej mierze podyktowane takąwłaśnie obawą. Amerykanie pod koniec marca wyraźniezademonstrowali swe możliwości i determinację do obronysojuszników, czemu służyły przeloty nad półwyspem bombowcówstrategicznych B-52 z bazy Andersen na wyspieGuam oraz B-2 z Whiteman AFB w Missouri, a także supernowoczesnychmyśliwców F-22 z baz w Japonii (co wywołałoniemal histeryczną reakcję reżimu), by następnieskupić się na prezentowaniu potencjału defensywnego– rozmieścili u wybrzeży koreańskich dwa niszczycieleAegis oraz baterię antyrakiet THAAD na Guam. StanyZjednoczone, by za bardzo nie zaostrzać sytuacji, zdecydowałysię na odroczenie planowanego wcześniej testu ICBMMinuteman III.Biały Dom bardzo powściągliwie reaguje na kolejne posunięciaPjongjangu, takie jak chociażby przesunięcie nawschodnie wybrzeże rakiet średniego zasięgu Musudan. Pojawiłosię oświadczenie, że odpalenie pocisków nie będzie niczymzaskakującym, a jedynie wpisze się w obecną wojownicząi całkowicie niekonstruktywną retorykę.Do kolejnych odsłon kryzysu na Półwyspie Koreańskimdochodzi z coraz większą częstotliwością. Biorąc pod uwagęzapowiedzi Północy, możemy się spodziewać, że kolejne miesiącenie przyniosą poprawy. Po lutowym teście nuklearnymKRLD zakomunikowała Chinom, że w 2013 roku zamierzaprzeprowadzić jeszcze co najmniej jedną, a może nawet dwiepróby (jeden podziemny tunel został już przygotowany). Częściąobchodów sześćdziesięciolecia zwycięstwa w wojnie koreańskieji sześćdziesięciopięciolecia istnienia państwa mająbyć zaś kolejne wyniesienia satelitów na orbitę. Jeśli te próbyzakończą się sukcesem, sytuacja zaogni się jeszcze bardziej.Trudno jednoznacznie powiedzieć, jak na dysponujący broniąjądrową i międzykontynentalnymi środkami jej przenoszeniareżim zareagują Stany Zjednoczone i Republika Korei, jednakSeul otwarcie mówi o ataku wyprzedzającym w wypadku zaistnieniarealnego zagrożenia nuklearnego.•Z profesoremWaldemarem Dziakiemo północnokoreańskich niewiadomychrozmawia Tadeusz Wróbel.BadanieCo się stało, że znów doszło do zaognienia sytuacji na PółwyspieKoreańskim? Czy to sankcje ONZ doprowadziły dofurii reżim w Pjongjangu?Czołowi eksperci – amerykańscy, chińscy i japońscy – spierająsię o to, co jest główną przyczyną obecnego napięcia w regionie,ale na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Ludzie tacyjak ja, którzy zajmują się problematyką północnokoreańską od40 lat, wiedzą, że analizowanie tamtejszej rzeczywistości przypominabadanie góry lodowej. Mamy dostęp może do dziesięciuprocent informacji, a reszta pozostaje ukryta. Pamiętajmyrównież, że reżim północnokoreański prowadzi świadomą politykędezinformacji. Wypuszcza w świat wiele wiadomości,które mają wprowadzić w błąd nie tylko przeciwników, lecztakże partnerów, a nawet sojusznika.Politycy północnokoreańscy od dawna znani są z kwiecistejretoryki, ale poziom agresji w wypowiedziach w marcui kwietniu był o wiele wyższy niż ten, do którego zdołaliśmysię przyzwyczaić.Sytuacja jest tak niebezpieczna, ponieważ Koreańczycyz Północy tak nadymali balon eskalacji pogróżek, że wszyscyzastanawiali się, kiedy on pęknie. Uważam jednak, że nie zapadnieżadna decyzja naczelnego dowództwa armii o rozpoczęciuwojny. Nie będzie też zbrojnych prowokacji, czyli nie powtórzysię sytuacja z 2010 roku, kiedy została zatopiona południowokoreańskakorweta „Cheonan” i ostrzelano wyspę Yeonpyeong,co było najpoważniejszym incydentem zbrojnym od czasu zawarciaw 1953 roku rozejmu kończącego wojnę na PółwyspieKoreańskim. Wszelkie zapowiedzi ataku na Południe, USA,Japonię to intensywna, prymitywna propaganda i teatr.84NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


góry lodowejEWA KORSAK (4)DlamieszkańcówPółnocy wojnato szansana zmianę,a ta może byćtylkona lepsze,bo gorzejto już byćnie możeDlaczego teraz ma nie dojść do podobnej prowokacji?Sytuacja uległa diametralnej zmianie. Przed trzema latyprzywódcy Korei Północnej byli pewni, że Republika Korei niezareaguje. Dziś dobrze wiedzą, że Seul nie pozostanie biernyi ich działanie spotka się z ostrą kontrreakcją. Czego najbardziejnależy się obawiać, to przypadkowe starcie.Jedna ze stron może źle odczytać intencje drugiej.To bardzo prawdopodobne przy takim poziomie wzajemnejnieufności i zerwanych kanałach bezpośredniej łączności.A przecież wojskowi obu stron znajdują się w pobliżu linii demarkacyjneji na morzu, więc przypadkowy wystrzał może byćuznany za początek ataku. To byłaby hekatomba. Na obszarzePółwyspu Koreańskiego, który jest mniejszy od terytorium Polski,a żyje tam około 80 milionów ludzi, pod bronią są dwa milionyżołnierzy oraz osiem milionów przeszkolonych rezerwistów,czyli w razie konfliktu do walki staje dziesięć milionówuzbrojonych ludzi. Jako eksperci do tej napiętej sytuacji podchodzimyjednak dość spokojnie, ponieważ południowokoreańskieministerstwo do spraw zjednoczenia wyliczyło, że od zawarciarozejmu doszło do kilkunastu tysięcy incydentów zbrojnychi żaden nie stał się iskrą, która wywołałaby nową wojnę.Jednym z najgroźniejszych incydentów był atak północnokoreańskichkomandosów na pałac prezydencki w Seuluw 1968 roku.Akcja była wyjątkowo udana. Komandosom udało się dotrzećpod bramy pałacu. Popełnili jednak istotny błąd – nie wykonalirozkazu, że mają zabić każdą napotkaną po drodze osobę.Wychowani w duchu propagandy darowali życie wieśnia-NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA85


| bezpieczeństwo Azja|kowi, którego uznali za przedstawiciela ludu. Ten zaś natychmiastpowiadomił władze o intruzach. Mało kto wie jednak, żeprezydent Park Chung-Hee zamierzał przeprowadzić operacjęodwetową. Do samobójczej misji przygotowano 31 osób mającychwyroki. Misję odwołano, ponieważ doszło do normalizacjistosunków między USA a Chinami oraz rozpoczęły się międzykoreańskierozmowy Czerwonego Krzyża.Co tak naprawdę Korea Północna chce osiągnąć przezeskalację napięcia?Po pierwsze, dąży do tego, żeby Stany Zjednoczone uznałyją za państwo atomowe. Przed kilkoma miesiącami na Północyzmieniono konstytucję, w której zapisano taki status kraju.Po drugie, chcą doprowadzić do dwustronnych rozmów pokojowych.Ponadto oczekują pomocy gospodarczej. W zamianPjongjang jest skłonny obiecać, że nie udostępni swej technologiinuklearnej państwom zbójeckim czy grupom terrorystycznym.I kiedyś ten koreański kocioł wybuchnie.Dziś nie widzę szans na powodzenie jakichkolwiek negocjacji,a to oznacza, że w przyszłości na półwyspie kryzys nadejdziejeszcze nieraz. Powiem rzecz niepopularną. Wojna z KoreąPółnocną wydaje się nieunikniona. Amerykanie i ich azjatyccysojusznicy stoją przed wielkim dylematem, czy doprowadzićdo konfrontacji teraz, gdy główne programy zbrojeniowePjongjangu, atomowy i rakietowy, są w fazie embrionalnej, czypoczekać dziesięć lat, dając czas na opracowanie pociskówmiędzykontynentalnych z głowicami nuklearnymi. Czasamitrzeba wywołać konflikt, by uniknąć czegoś o wiele gorszego.Amerykanie twierdzą, że Pekin zbyt mało robi w sprawienacisków na Koreę Północną. Szef naszej dyplomacji RadosławSikorski powiedział nawet, że Korea Północna zerwałasię ze smyczy protektora.Według mnie sprawa jest o wiele bardziej złożona. Chinypozostają jedynym realnym sojusznikiem Korei Północnej,który udziela jej wsparcia politycznego na arenie międzynarodowej.Są też największym sponsorem tego państwa. Niemniejjednak chińskie wpływy polityczne w Pjongjangu są ograniczonei Korea nie zawsze ostrzega swego sojusznika przeddziałaniami podnoszącymi napięcie w regionie.Skąd ta wyrozumiałość Chin wobeckrnąbrnego podopiecznego?Czasami trzeba wywołaćkonflikt, by uniknąćczegoś o wielegorszegoPrzecież Amerykanie nigdy nie zaakceptują Korei Północnejze statusem państwa atomowego.Koreańczycy z Północy uważają broń atomową za najskuteczniejszątarczę przed agresją. W kuluarach podczas różnychnegocjacji oferowano im w zamian za rozbrojenie gwarancjebezpieczeństwa ze strony pięciu mocarstw, stałych członkówRady Bezpieczeństwa ONZ. Obiecano liczoną w miliardachdolarów pomoc gospodarczą. Jeden z północnokoreańskich dyplomatówpowiedział mi, że jego kraj nigdy nie zrezygnujez broni atomowej. Dla nich jest to kwestia życia lub śmierci.A kto uwierzy w zapewnienia Pjongjangu o nieproliferacjibroni atomowej?Sądzę, że nikt. Korea Północna odgrywa ogromną rolęw rozwoju programów atomowych takich państw, jak Iran, Pakistan,a nawet Syria. Dlatego problem koreański jest ważny dlaPolski – irańskie rakiety mogą dolecieć do nas.Chiny stały murem za Koreą Północną, bo wśród tamtejszychelit silne było myślenie z czasów zimnej wojny. W Pekinietraktowano ją jako bufor oddzielający od Korei Południowej,gdzie znajdują się amerykańskie bazy wojskowe.W języku dyplomatycznym mówi się, że Korea Północna byłateż znakomitym narzędziem nacisku na Seul, Tokio i Waszyngton.Wydawało się ono przydatne w czasach coraz bardziejwidocznej rywalizacji z USA. Poza tym Chińczycy niechcą zjednoczenia Korei, ponieważ mają w pamięci lekcjęwietnamską. W dużej mierze to dzięki ich wsparciu Wietnamzostał zjednoczony pod władzą komunistów. I co się stało?Po kilku latach doszło do wojny z niedawnym sojusznikiem,w której Chiny poniosły porażkę. Pekin obawia się silnejosiemdziesięciomilionowej Korei z amerykańskimi wojskamina jej terytorium.Chińscy liderzy w coraz mniej zawoalowany sposób zaczynająkrytykować swego protegowanego.Chińczycy zawsze mieli problem z Koreą Północną. O KimIr Senie i Kim Dzong Ilu mówili „gorący kartofel”. KimDzong Una nazywają „podwójnie gorący kartofel”. Jest on nieprzewidywalny,co przynosi Pekinowi straty na poziomie strategicznym.Chiny dążą do rozluźnienia więzi między Japoniąi Koreą Południową a Stanami Zjednoczonymi. Tymczasemzagrożenie ze strony Pjongjangu je umacnia, a nawet, mimo historycznychzaszłości, dochodzi do zbliżenia wojskowego ja-86NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


ezpieczeństwoWIZYTÓWKAWaldemarJ. DziakJest profesorem zwyczajnym nauk humanistycznych,dziennikarzem i pisarzem.Kieruje Zakładem Azji i Pacyfiku InstytutuStudiów Politycznych PAN. Wykłada teżw Collegium Civitas. Jako politolog zajmujesię problematyką państw bałkańskich i DalekiegoWschodu, szczególnie Chin i KoreiPółnocnej. Jest autorem licznych publikacjinaukowych poświęconych tej problematyce.Najnowsza to pierwsza w Europie bibliografiaKim Dzong Una.pońsko-południowokoreańskiego. Do tego Amerykaniezgodzili się, by Koreańczycy z Południa mogliprodukować własne rakiety balistyczne o zasięgudo 800 kilometrów, a to oznacza, że mogą onerazić cele w Chinach. Inną rzeczą niepokojącą Pekin– a będącą konsekwencją polityki Pjongjangu– jest rozbudowa amerykańskiego systemu przeciwrakietowegow Azji, który może też ograniczyćchińskie zdolności do uderzeń rakietowych.Czy są jakieś symptomy zmian podejścia Chindo Korei Północnej?Polityka Pekinu zaczyna się zmieniać. W lutymtego roku, na łamach „Financial Timesa” ukazałsię artykuł „Chiny powinny porzucić Koreę Północną”.Jego autorem nie był zwykły dziennikarz,tylko Deng Yuwen, wicenaczelny „Xuexi Shibao”,gazety Centralnej Szkoły Partyjnej KomunistycznejPartii Chin. Stwierdził on, że w razie ataku wyprzedzającegoze strony USA Pekin nie ma obowiązkupomagać sojusznikowi.I stracił pracę…Nie wierzę w przypadek. Profesor Deng Yuwendobrze wiedział, co może napisać, więc to był sygnałzmian, jakie zachodzą w Pekinie. Do władzydochodzi tam piąta generacja „przywódców rewolucji”,którzy są pragmatykami niekierującymi sięprzesłankami ideologicznymi.A co z drugim starym przyjacielem Pjongjangu,Rosją?Ten się nie liczy. Polityka rosyjska wobec KoreiPółnocnej jest odbiciem chińskiej. Jeśli Pekinzmieni swoje podejście do spraw koreańskich, toMoskwa natychmiast zrobi to samo.Czy Kim Dzong Un ma realną władzę?Zyskał on formalnie wszystkie prerogatywy, jakiemieli jego ojciec i dziadek. Jest szefem partiii marszałkiem, dowódcą armii. Uważam jednak,że nie zyskał on pełnej akceptacji najwyższej kadrydowódczej. Nadano mu26 tytułów honorowych, alewyciszono te nawiązujące domłodego wieku. Chociaż KimDzong Un może zlikwidowaćniewygodnego członka establishmentu,jego władza jest ograniczona.Krajem tak naprawdęrządzi rodzinny klan liczącyokoło dwóch tysięcy osób. Tooni zajmują najważniejsze stanowiska.Poza tym klanem Koreąkieruje jeszcze siedem innychrodów. Razem to około300 tysięcy ludzi.Aby mieć pod kontrolą sytuacjęw całym kraju, reżim potrzebujeaparatu bezpieczeństwa. Niewielejednak o nim wiemy.System bezpieczeństwa to jedna z najpilniejstrzeżonych tajemnic państwa. Istnieje tam cośniespotykanego na świecie – bezpieka w bezpiece.W Korei Północnej panuje totalna inwigilacja.Śledzeni i podsłuchiwani są nawet członkowienajwyższych władz oraz najbliższa rodzina przywódcy.Szef sztabu generalnego utracił stanowisko,ponieważ zapomniał o podsłuchu i odbył nieprawomyślnąrozmowę telefoniczną. Koreańczykmusi pilnować, co mówi, nawet gdy baraszkujew sypialni. Ludzi zabijano na przykład dlatego,że okazywali zbyt mały żal po śmierci przywódcy.Dla Europejczyków są to rzeczy zupełnie nieprawdopodobne.Czy mieszkańcy Korei Północnej chcą wojny?Nie tylko chcą, lecz wręcz o niej marzą. To efektprawie 70 lat indoktrynacji. Podczas wieloletniejsłużby żołnierze słyszą, że na Południu czekają nanich jako zwycięzców jedzenie, wszelkie dobraluksusowe i kobiety. Dla mniej prawomyślnychmieszkańców Północy wojna to szansa na upadekreżimu, czyli na zmianę, a ta może być tylko nalepsze, bo gorzej to już być nie może.W Polsce, w Europie, interpretujemy pewnewydarzenia w Korei przez pryzmat naszych doświadczeńhistorycznych, kultury i tradycji.Rzeczywiście to może doprowadzić do nieporozumień.Niedawno w jednej z gazet w Hongkonguukazał się artykuł z podtytułem „Walka o d…ę”.Autor opisał, jak w czasie wizyty ojca obecnego lideraw Chinach tamtejsze tajne służby chciałyprzejąć jego odchody, by zbadać je, żeby stwierdzić,na co choruje Kim Dzong Il. Akcja zakończyłasię fiaskiem, ponieważ okazało się, że północnokoreańskidyktator nawet przyjaciół odwiedzałz własną toaletą, a jego kał był natychmiastutylizowany. Swoją drogą szkoda, że Chińczycynie przeczytali polskich publikacji o wizycie KimIr Sena w naszym kraju w 1983 roku, bo nie tracilibyczasu. Już wtedy miał on własną ubikację. Dlanas to niewyobrażalne.Jaki wpływ miał czynnik kulturowo-cywilizacyjnyna stworzenie tak paranoicznego systemu?Znaczący. Cywilizacja buddyjsko-konfucjańskama charakter kolektywistyczny. Na pierwszymmiejscu są naród, rodzina, armia, jakaś zbiorowość.Jednostka jest bez znaczenia. To podglebiekulturowe pozwoliło doprowadzić izolację państwa,jego militaryzację i kult jednostki do takiegopoziomu, jaki byłby niemożliwy w Europie. Śmiesząnas wielkie defilady, wiece czy zbiorowe ślubywierności, ale one służą temu, by przeciętny człowiekciągle pamiętał, że jest nikim jako jednostkai kimś w zbiorowości.•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA87


| bezpieczeństwo zagrożenia|KodekscyberwojenSpecjaliści od prawa międzynarodowego przygotowali pod egidą NATOdokument mogący w przyszłości posłużyć za podstawę cyberdoktryny.Robert CzuldaTalliński podręcznikAutorzy tak zwanego tallińskiego podręcznika stwierdzają,że cyberatak może przerodzić się w konwencjonalną wojnę.Jednocześnie wychodzą z założenia, że współcześnie dochodzido rozszerzania rozumienia takich pojęć jak „wojna”i „konflikt zbrojny”. W ich odczuciu atak teleinformatyczny,który prowadzi do szkód fizycznych, różni się od klasycznychmetod prowadzenia wojny jedynie formą, ale nie skutkami.W takim rozumowaniu widać mocny wpływ Estonii, naktórej terytorium od 2008 roku mieści się Centrum Doskonatiero/fotolia©Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że w ostatnichlatach internet stał się niezwykle istotną płaszczyznąludzkiej działalności. To jednak środowiskowykorzystywane nie tylko do rozrywki, lecz takżedo atakowania wrażliwych systemów państwa. Wystarczywymienić serię uderzeń teleinformatycznych w instytucjepaństwowe i bankowe w Estonii w 2007 roku czy też w Gruzjirok później, podczas rosyjskiej agresji. Do historii cyberwojenprzeszedł stworzony przez Izraelczyków i Amerykanówwirus Stuxnet, który w 2010 roku czasowo sparaliżowałirańskie wirówki. Kilka tygodni temu zaatakowano systemkomputerowy Korei Południowej.Zalążek doktrynyNATO przystąpiło do działania. Odwołanie do zagrożeńcybernetycznych pojawiło się w trakcie szczytu sojuszuw Rydze w 2006 roku. Wtedy to ataki internetowe uznano zajedną z form zagrożeń asymetrycznych. „Przykład Estonii pokazuje,że cyberatak może być zagrożeniem bezpieczeństwanarodowego”, stwierdził później rzecznik prasowy NATO JamesAppathurai. W przyjętej w 2010 roku w Lizbonie nowejkoncepcji strategicznej sojuszu podkreślono znaczenie obronyprzed zagrożeniami w cyberprzestrzeni i zwrócono uwagęna konieczność poprawy zdolności defensywnych.Członkowie NATO zaczęli zastanawiać się nad stworzeniemodpowiedniej doktryny zarówno w wymiarze obronnym,jak i ofensywnym. Lord Alan West, brytyjski admirałw stanie spoczynku, stwierdził, że „rząd stworzył środki doodpowiedzi w przypadku cyberataku”. W styczniu 2012 rokuMichael McConnell, były dyrektor wywiadu w czasach admi-nistracji George’a W. Busha, przyznał zaś, że Stany Zjednoczoneprowadziły już kilka dużych ataków na teleinformatycznąinfrastrukturę innych państw.Decydenci NATO zdawali sobie sprawę, że brakuje im wykładni,jeśli chodzi o tę materię. Państwa sojuszu mają bowiemodpowiednie procedury działania w wypadku ataku fizycznegona ich terytorium, ale ciągle brak im instrumentów,jeśli dojdzie do uderzenia teleinformatycznego. Przy pomocyMiędzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża oraz amerykańskiegoDowództwa Cybernetycznego po trzech latachpracy grupa prawników i ekspertów od bezpieczeństwa (bezPolaków) przygotowała 282-stronicowy raport, który docelowomoże stanowić zalążek doktryny – podręcznik talliński natemat zastosowania prawa międzynarodowego do działańzbrojnych w cyberprzestrzeni. Jak sama nazwa wskazuje, ekspercistarali się dokonać interpretacji już istniejącego prawamiędzynarodowego przez pryzmat działań w sieci. Na potrzebyokreślenia ius ad bellum w wirtualnej rzeczywistości przeanalizowanokilkanaście traktatów.88NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


ezpieczeństwolenia Obrony Cybernetycznej NATO (NATO CooperativeCyber Defence Centre of Excellence, CCD COE). Jak bowiemstwierdził wówczas estoński prezydent Toomas HendrikIlves, „do wyłączenia infrastruktury nie potrzeba już rakiet.To samo można uczynić w cyberprzestrzeni”.W dokumencie pojawił się też wniosek, że na podstawieanalizy rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ i innych aktówprawa międzynarodowego można stwierdzić, iż zaatakowanekraje w razie naruszenia ich bezpieczeństwa narodowego mająprawo legalnie użyć w samoobronie siły wobec osób, którewspierają państwa w dokonaniu ataku teleinformatycznegona członków NATO. Dotyczy to pomocy bezpośredniej(wsparcie konkretnej akcji, poinformowanie państwa trzeciegoo lukach w systemie, stworzenie oprogramowania, które zajego wiedzą i zgodnie z jego intencjami jestnastępnie użyte do ataku). Osoba pomagającatraci status cywila, a tym samym ochronęwynikającą z prawa międzynarodowego.Dotyczy to także cywilnych sieci, które mogąstać się celem legalnego ataku, jeśli sąwykorzystywane w „celach wojskowych”.Jak czytamy w dokumencie: „można porównaćsieć komputerową do sieci drogowej,którą jeżdżą samochody cywilne i wojskowe.Nie ma żadnego powodu, dla któregosieć komputerowa powinna być traktowanainaczej”. Według tallińskiej interpretacji legalnymcelem nie jest natomiast ta osoba,która napisała złośliwe oprogramowanie,umieściła je w internecie i zostało ono wykorzystanew ataku teleinformatycznym.Większość mediów spłyciła raport z Tallina jedynie dostwierdzenia, że „pozwala on zabijać cywilów”. To dalekoidące nadużycie. Dokument ten zwraca uwagę głównie naograniczenia. Nie wprowadza się pojęcia automatycznegoi nieograniczonego użycia siły fizycznej ani nie mówi o prawiedo zabijania. Podstawową metodą odpowiedzi są i nadalbędą aresztowania przestępców i terrorystów działającychw cyberprzestrzeni, a następnie skazywanie ich na więzienie.Według tallińskiej wykładni osoby świadomie wspierająceataki teleinformatyczne mają status „bezprawnej strony walczącej”(tak jak Al-Kaida w Afganistanie). Sprawia to, że pozatrzymaniu nie otrzymują statusu jeńca wojennego w myślkonwencji genewskich. Można je sądzić jak przestępców,zgodnie z zapisami krajowych kodeksów karnych, i to takżeza te działania, które byłyby legalne w myśl prawa wojennego,jeśli tylko zostałyby przeprowadzone przez „legalną stronęwalczącą”, czyli siły zbrojne biorące udział w danym konflikcie.Użycie siły może następować w szczególnych sytuacjach,w wypadku ataku na infrastrukturę krytyczną i tylko w raziezanotowania ofiar (rannych i zabitych) lub wysokiego ryzyka,że się pojawią; wówczas można bowiem mówić o wrogim akciei de facto wojnie lub konflikcie zbrojnym. Nie ma bowiemróżnicy między wirtualnym a fizycznym atakiem, jeśli konsekwencjeobu są identyczne. Oznacza to, że dezinformacja,włamania, a także działania, które skutkują paraliżem stroninternetowych lub kradzieżą danych, nie kwalifikują się doodpowiedzi siłowej. Dotyczy to także wywiadu gospodarczego,którego nie można traktować jak agresji.Wbrewdoniesieniommedialnym NATOnie zamierzabombardowaćnastolatków,którzy włamująsię na rządowestronyinternetoweAutorzy raportu podają przykład ataku teleinformatycznegona zakłady chemiczne, którego celem jest wywołanieszkód materialnych i strat w ludziach. Strona, która chciałabyużyć siły, musi pamiętać o zasadzie proporcjonalności. Stratyw wyniku działania obronnego nie mogą być większe odszkód, które doprowadziły do reakcji.Zwraca się uwagę na to, że zgodnie z zapisami konwencjigenewskich przeprowadzane lub wspierane przez państwa cyberatakinie powinny być kierowane przeciwko strategicznejinfrastrukturze cywilnej, takiej jak szpitale, tamy czy elektrownieatomowe. Założenie to jest niezwykle ciekawe,bowiem przyjęcie takiej interpretacji sprawiłoby, że za niezgodnyz prawem międzynarodowym należałoby uznać amerykańsko-izraelskiatak wspomnianego wirusa Stuxnet nairański system jądrowy. Co ważne, zgodniez przyjętą w dokumencie regułą, nawet jeślicyberatak jest przeprowadzany z sieci państwowej,nie stanowi to wystarczającego dowodu,aby uznać, że za konkretne działanieodpowiedzialne jest państwo. Dotyczy to naprzykład Chińczyków, którzy są oskarżanio wykorzystywanie specjalnej jednostki cyberżołnierzydo niezliczonych działań teleinformatycznych– od wykradania cennych informacjiwojskowych i gospodarczych zaczynając,a na sabotażu kończąc.Głos w dyskusjiNie jest zaskoczeniem, że dokument zostałprzyjęty z poczuciem dużej ambiwalencji.Zwolenników nie brakuje, szczególnie w Stanach Zjednoczonych,które w 2011 roku przyjęły doktrynę uznającąatak teleinformatyczny za akt nieprzyjacielski, który zezwalana użycie siły fizycznej. „Jeśli Amerykanie giną w wynikudziałalności hakerów – terrorystów, a my mamy możliwośćich zabić, to powinniśmy to zrobić”, w manichejskisposób sprawę podsumował Stewart Baker, były zastępcasekretarza amerykańskiego Departamentu BezpieczeństwaKrajowego.Raport talliński w praktyce daje więcej pytań niż odpowiedzi.Po pierwsze, nadal nie wiadomo, w jaki sposób lokalizowaćteleinformatycznych nieprzyjaciół. Sprytni cyberbandycinigdy nie atakują bez zacierania za sobą śladów. Wykorzystujądo tego komputery przypadkowych osób, często na różnychkontynentach. W jaki sposób odkryć więc, kto tak naprawdęjest za konkretny atak odpowiedzialny?Po drugie, nawet jeśli uda się wykryć napastnika, to jakiemetody wspomnianej siły fizycznej należy zastosować?Autorzy dokumentu nie ukrywają, że ich celem nie byłouzyskanie odpowiedzi na wszystkie pytania, lecz zabraniewzględnie spójnego i potrzebnego głosu w dyskusji nad bezpieczeństwemteleinformatycznym, zagrożeniami czy metodamiobrony przez pryzmat już obowiązującego prawa międzynarodowego.Innymi słowy, to przede wszystkim interpretacjaprawa. Ważne jest przy tym, aby pamiętać, że „tallińskipodręcznik” nie jest oficjalnym dokumentem NATO, a jedynieraportem niezależnych ekspertów. W żaden sposób niemożna uznać go za obowiązującą doktrynę. To głos w dyskusji,która dopiero się rozpoczyna.•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA89


| bezpieczeństwo zagrożenia|Wszystko zaczęło się 25 września 2010 rokuw Iranie. Nagłej infekcji nieznanym robakieminternetowym uległo ponad 30 tysięcy komputerów;głównie windowsowych desktopów PC,choć atak objął też serwery. 28 września 2010 roku MahmoudJafari, kierujący budową zakładu elektrowni atomowej w Bushehr,przyznał w wywiadzie dla oficjalnej agencji prasowejIRNA (Islamic Republic News Agency), że „kilka komputerównależących do pracowników elektrowni nuklearnej w Bushehrzostało zainfekowanych wirusem”.Na początku był StuxnetRobakiem internetowym, który zaatakował komputery i serweryzawierające systemy IT wykorzystywane w energetyce,okazał się złośliwy kod o nazwie Stuxnet, po raz pierwszy rozpoznanyw czerwcu 2010 roku przez mało znaną białoruską firmębezpieczeństwa VirusBlokAda. Od tej pory zaczęły się intensywnebadania nad tym zagrożeniem. Stuxnet to pierwszymalware, który został wykonany specjalnie, żeby atakowaćczasowemu uszkodzeniu. W wyniku ataku irański program nuklearnyzostał opóźniony co najmniej o pół roku.Stuxnet był tylko pierwszym z całej rodziny podobnych malware’ówprzeznaczonych do wykradania danych i niszczeniasystemów przemysłowych. W październiku 2011 roku węgierskafirma zajmująca się bezpieczeństwem Laboratory of Cryptographyand Systems Security (CrySys) z Budapesztu wykryłainny podobny złośliwy kod, który służył głównie do wykradaniadanych. Duqu to pierwszy malware o charakterze uniwersalnym.To rodzaj „rakiety”, do której można przyczepiać różnemoduły – „głowice”, także destrukcyjne. Wykorzystywany byłdo ataków na obiekty przemysłowe, a większość infekcji nastąpiław Sudanie, Iranie, Syrii i Jemenie.Złodzieje i konie trojańskieW kwietniu 2012 roku w komputerach irańskich koncernówpaliwowych, firm przemysłowych i urzędów centralnych znaleziononowy złośliwy kod o nazwie Flame. Pojawił się on takżew przedsiębiorstwach i instytucjach w Izraelu, Syrii, Sudanie,Zabójcze kodyNajnowsze systemy walkiz infrastrukturą militarną i cywilną wroga są tanie i niełatwoje zniszczyć, a skutki ataku nimi mogą być bardzo dotkliwei trudne do usunięcia.Marek MejssnerWiperpo wykradzeniu i przekazaniudanych na własny serwer C&Cnajpierw szyfruje je losowo,a potem usuwa wszystkiez dysku. Jego związki z Duqu,Flame’em i Stuxnetem są wyraźne:główna część kodu malware’aznajduje się w plikuo rozszerzeniu .pnf, tak samojak w przypadku Flame’a czyStuxnetu.90wielkie informatyczne systemy przemysłowe, działającew przedsiębiorstwach produkcyjnych bądź usługowych. Systemówtego typu, zwanych SCADA, czyli Supervisory ControlAnd Data Acquisition (zdalny nadzór i pozyskiwanie danych),używa się w wielu miejscach – od elektrowni po instalacje wojskowe.Są one jednymi z najbardziej rozpowszechnionych globalnierozwiązań informatycznych wykorzystywanych do nadzorui kontroli w przemyśle i energetyce. Uszkodzenie ich oznaczałoprzerwanie produkcji i milionowe straty; mogło też spowodowaćzniszczenie urządzeń produkcyjnych.Malware atakuje systemy SCADA i wyszukuje w nich modułuodpowiedzialnego za komunikację i zarządzanie sterownikamiPLC (Programmable Logic Controller), umożliwiającymisterowanie wysokoobrotowymi silnikami elektrycznymi, stosowanymiw wirówkach gazowych, za pomocą których wzbogacasię uran do takiego poziomu, żeby mógł być zastosowanyw bombach atomowych. W wyniku ataku zostawały uszkodzonewysokoobrotowe rotory w motorach elektrycznych lub następowałozjawisko „rozbiegania”, czyli rozkręcenia ich obrotówdo nieskończoności, co skutkowało zniszczeniem motoru, a następniewirówki.Według analityków militarnych portalu Defense News Stuxnetunieruchomił trwale 20 procent z pięciu tysięcy wirówekirańskiego programu nuklearnego, a nie wiadomo, ile uległoNUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNAFlamepotrafi ekstrahować dane z baz danych, aplikacji, siecii przesyłać je na różne serwery w postaci małych plików, abywzrost ruchu sieciowego nie wywoływał alarmu. Ma modułBluetooth i może przez ten protokół penetrować łączące sięz zaatakowaną siecią urządzenia mobilne, takie jak smartfony,notebooki lub tablety. Niezwykły jest sposób, w jaki infekuje:złośliwy kod wykorzystuje mechanizm uaktualnianiaautomatycznego Microsoft Windows – Windows Update.Zdarzyło się, że udawał jedno z cyklicznie wypuszczanychprzez Microsoft legalnych uaktualnienień systemu Windows.Stuxnetkorzysta z wielu niezałatanych lub też dopiero co poznanych(tak zwane zero-day) luk w systemie Windows i kamufluje swójkod za pomocą skradzionych certyfikatów cyfrowych. Infekujekomputery poprzez załączniki do e-maili oraz sieć – wystarczyzainfekować jeden komputer i malware sam się rozprzestrzenia.Złośliwy kod może sam się uaktualniać poprzez sieć peer-to-peer,służącą zwykle do wymiany plików i muzyki między internautami.Stuxnet atakował konwertery silników elektrycznych zamontowanychw wirówkach gazowych, pracujące w częstotliwościmiędzy 807 a 1120 herców. Najpierw zmieniał częstotliwośćdo 1410 herców, po 27 dniach zmniejszał ją do 2 herców, a następnienagle podnosił do 1064 herców.


ezpieczeństwoSyrii, Arabii Saudyjskiej i Libanie. Najwięcej infekcji odnotowanojednak w Iranie.Flame to bardzo wyrafinowany program przeznaczony dorozpoznawania sieci, kradzieży danych i cyberszpiegostwa. Podobniejak Duqu, ma „głowicę” dysponującą zarówno funkcjąwykradania danych z aplikacji, jak i samozniszczenia, obejmującąpoza malware’em jednak także całą partycję lub dysk, naktórym się znajduje. Prawdopodobnie sygnał samokasowaniajest nadawany przez kontrolujących malware, kiedy już przekażeon wszystkie istotne informacje z zaatakowanego komputera.W 2012 roku wykryto nowe rodzaje malware’ów, mającychcechy koni trojańskich: Gauss, Wiper i miniFlame. Gauss naprzykład to trojan ukierunkowany na przechwytywanie hasełi loginów wprowadzanych przez przeglądarki, danych dotyczącychkont bankowych oraz sposobów logowania się do nich,„ciasteczek” używanych między innymi przez instytucje finansowe.Do końca 2012 roku zainfekował około 4,5 tysiąca komputerów,głównie na Bliskim Wschodzie – ponad 2,6 tysiącaDuqu ma moduł komunikacji z centrum zarządzania i kontroli(serwer C&C) oraz keylogger, który wykrywa znaki wpisane na klawiaturze,żeby odgadnąć hasła lub loginy. Może pełnić funkcję zarównotrojana – programu wykradającego dane – jak i malware’adestrukcyjnego. Można go jednak zdalnie przekonfigurowaćdo nowych zadań, jeśli tylko istnieje możliwośćpołączenia z serwerem C&C.Gauss, zawiera „głowicę”umożliwiającą rozprzestrzenianiesię trojana w komputerachodciętych od sieci, tak jakw przypadku Flame’a.Zawiera też podobneprocedury destrukcyjne,obejmujące całydysk, na którymznajduje sięmalware.MiniFlame to malware odkrywający lukiw systemach operacyjnych i aplikacjach. Jest rodzajemwytrycha, umożliwiającego wejście do systemuoperacyjnego czy aplikacji innym odmianom złośliwegokodu. Według ekspertów z Kaspersky Lab najpowszechniejszajest wersja miniFlame 4.50, działającagłównie w Libanie i Palestynie.w Libanie, tysiąc w Izraelu, 500 w Palestynie, a resztę w ZjednoczonychEmiratach Arabskich (45 ataków odnotowanow USA, ale zwykle dotyczyły one firm mających kontrahentówna Bliskim Wschodzie). Większość z nich należała do bankówi instytucji finansowych, takich jak Bank of Beirut, Blom Bank,Byblos Bank i Credit Libanais.Zdalne sterowanieAutorzy tak wyrafinowanych i kryptologicznie zaawansowanychmalware’ów długo pozostawali nieznani. 1 czerwca 2012roku „The Times” ujawnił jednak, że Flame – podobnie jak Stuxnet– został skonstruowany przez rządowych, prawdopodobniewojskowych programistów z USA oraz Izraela i jest częścią projektusparaliżowania programu nuklearnego Iranu noszącegokodową nazwę „Olympic Games”. Podano, że zgodę na cyberatakna Iran wydał osobiście sam prezydent USA Barack Obama.Według CNN Wiper i Gauss powstały w wyniku rozwinięciatej operacji, mającego na celu wykrycie powiązań ugrupowańterrorystycznych między sobą i ewentualnymi irańskimimocodawcami, zablokowanie ich finansowania oraz wywołaniechaosu poprzez „zniszczenie ich infrastruktury komunikacyjnej”i systemu planowania. Biały Dom, chociaż ogłosił ogólnedementi na ten temat, nie odniósł się szczegółowo do wiadomościprzekazanych przez CNN i „The Times”.Eksperci zajmujący się sprawami bezpieczeństwa uważają, żerodzina robaków internetowych powstała albo na zlecenierządów USA i Izraela, albo jest samodzielnymdziełem izraelskich programistów, którym wsparciaudzielili amerykańscy informatycy wojskowi.Według „The New York Timesa” malware najpierwmiał jak najbardziej opóźnić irański programatomowy, co umożliwiłoby odłożeniedecyzji o ewentualnym ataku zbrojnym naIran, i poprzez zniszczenie kluczowych systemówbranży petrochemicznej spowodowaćzłagodzenie stanowiska tego krajuw stosunkach z Zachodem. Później pojawiłsię też nowy cel – osłabienie ugrupowańterrorystycznych na Bliskim Wschodzie,zwłaszcza podejrzewanych o związki z Iranem.Nie do końca udało się osiągnąć te cele,ponieważ internet ma strukturę rozproszonąi część malware’a trafiła do USA,Chin, Rosji i krajów Azji.Tom Parker, dyrektor do spraw konsultingubezpieczeństwa IT w agencji konsultinguinformatycznego Securicon,obliczył szacunkowy koszt atakuz użyciem całej rodziny robaków(Stuxnet, Duqu, Flame, Wiper,Gauss, miniFlame) na około15 milionów dolarów amerykańskich.W porównaniuz ewentualnymi korzyściamito niewiele. Pojawili sięjuż jednak naśladowcy, i topo przeciwnej stronie barykady(w drugiej połowie 2012roku odkryto malware’y „znikąd”– Shamoon i Mahdi). •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA91


| bezpieczeństwo europa|Przed reformąaż 60 procentjednostek wojsklądowych zaliczanodo sił ciężkich.Tadeusz WróbelWe Włoszech rozpoczęła się zapowiadana restrukturyzacjawojsk lądowych, która potrwa do 2016 roku.Machina zmianRząd włoski podjął decyzję o zmniejszeniu liczebnościsił zbrojnych o 30 tysięcy żołnierzy. Największecięcia nastąpią w wojskach lądowych. W związkuz tym konieczna jest restrukturyzacja tego rodzaju siłzbrojnych. Włosi zamierzają też ograniczyć liczbę ciężkichjednostek na rzecz lekkich i średnich.Mniej brygad i koszar„W 2024 roku armia będzie liczyć 90 tysięcy żołnierzy [redukcjaz 112 tysięcy – przyp. autora], z których 63 tysiące tokomponent operacyjny”, powiedział generał porucznik ClaudioGraziano, szef sztabu włoskich wojsk lądowych, w wywiadziedla portalu Defense News. Kilka miesięcy wcześniej mówiło 65 tysiącach. Generał dodał, że 30 tysięcy żołnierzy to musząbyć młodzi ludzie, by mogli służyć w jednostkach lekkiej piechotyi wojskach specjalnych. Starsi żołnierze zostaną wykorzystanido innych zadań, takich, które nie wymagają bardzowysokiej sprawności fizycznej. Jednocześnie zmieniono kryteriajej sprawdzania i trzeba na egzaminie przebiec trzy kilometry,a nie, jak dotąd – dwa. „Aby pozostać w służbie, żołnierzemuszą przebiec dłuższy dystans i z większym obciążeniem”,podkreślił generał Graziano.W wyniku reformy personel dowództwa wojsk lądowych mabyć zredukowany o 30 procent. Przed zmianami sztabowi armii92NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


ezpieczeństwoMinibrygadyTrzy z pięciu brygad podległych 2 DowództwuSił Obrony, przeznaczonychdo obrony terytorium kraju, są znaczniesłabsze niż jednostki, które przewidzianodo działań ekspedycyjnych. LikwidowanaBrygada „Granatieri di Sardegna” jest najmniejsząz włoskich brygad manewrowych.Jednostka ta ma zaledwie trzy pułki: grenadierów,kawalerii i artylerii. Jej dowództwoi część jednostek stacjonują w stolicy, gdziepełnią funkcje reprezentacyjne. Słaba jestteż BZ „Sassami”, której większość jednostekznajduje się na Sardynii. Poza trzemapułkami piechoty ma ona tylko pułk saperów.W skład BZ „Pinerolo” wchodzi natomiastjeszcze jednostka artylerii. Obie brygadynie mają pułków kawalerii.były podporządkowane cztery dowództwa – logistyki, szkolenia,stolicy i operacyjne oraz inspektorat infrastruktury. Od1 stycznia 2013 roku w Cecchignola koło Rzymu rozpoczęłofunkcjonowanie dowództwo szkolenia, specjalizacji i doktrynywojsk lądowych (Comando per la Formazione, Specializzazionee Dottrina dell’Esercito, COMFORDOT).W przyszłości we Włoszech zostaną zachowane dowództwakorpusu (wielonarodowe) i dywizji oraz będzie dziewięć brygadmanewrowych. Już wcześniej zapowiedziano, że zniknądwie z 11 brygad. Szef sztabu włoskiej armii podał, że przestanąistnieć brygady Kawalerii „Pozzuolo del Friuli” i Zmechanizowana„Granatieri di Sardegna”, przy czym zostanie zachowanedowództwo tej drugiej. Likwidacja brygad nie oznaczarozwiązania podporządkowanych im dziś pułków. Według zapowiedzigenerała Graziano będą one przydzielone do innychbrygad, bowiem po analizie doświadczeń własnych oraz sojusznikówwłoscy wojskowi doszli do wniosku, że brygada manewrowapowinna mieć pułk kawalerii.Reforma ma obniżyć koszty utrzymania armii oraz doprowadzićdo zmiany struktury budżetu. W wystąpieniu przed komisjąobrony senatu w maju 2012 roku szef sztabu armii podał, żeaż 70 procent budżetu pochłaniają koszty osobowe, na inwestycjeprzeznacza się 18 procent, a resztę na szkolenie. W 2024 roku,po restrukturyzacji, wydatki personalne mają stanowić tylkopołowę budżetu, reszta zostanie równo podzielona na szkoleniei inwestycje.mo włochPrzeciążona armiaPrzed reformą aż 60 procent jednostek wojsk lądowych zaliczanodo sił ciężkich. Komponent lekki stanowił 30 procent,a resztę – średni. Po restrukturyzacji siły ciężkie to będzie zaledwiejedna piąta wojsk lądowych, a lekkie i średnie – po dwiepiąte. W związku z tym Włosi rezygnują z części czołgów podstawowychAriete (redukcja z 200 do 150), przy czym przedkilkoma miesiącami generał Graziano mówił, że tylko 120z nich jest w jednostkach operacyjnych. Dlatego 50 sztuk Arietezostanie w tym roku zmodernizowanych, żeby zwiększyć ichzdolności operacyjne. Przewiduje się też podniesienie poziomuochrony oraz zdolności ISTAR (Intelligence, Surveillance, TargetAcquisition and Reconnaissance, czyli wywiad, obserwacja,identyfikacja celów i rozpoznanie). Później, jeśli będą pieniądze,zmodernizowane zostaną też kolejne wozy. Zmniejszenieliczby czołgów Ariete spowoduje redukcję ich pułkówz czterech do trzech.Armia włoska ma też osiem pułków kawalerii wyposażonychw ośmiokołowe wozy Centauro B1 ze 105-milimetrowąNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA93


| bezpieczeństwo europa|Cellina--MedunaWłoska armia ma problemz poligonami, zwłaszczaich wielkością.Największy, Capo Teulada na południu Sardynii, ma około72 kilometrów kwadratowych, a drugi pod względempowierzchni, Monte Romano – 46 kilometrów kwadratowych.Dwa następne, uznawane za kluczowe, Cellina-Meduna i TorreVeneri, mają odpowiednio 34,7 i 6,85 kilometra kwadratowego.CapoTeuladaDlatego Włosi korzystają z poligonów zagranicznych. Kiedyś ćwiczyli też w Polsce.MonteRomanoTorreVeneriarmatą. O wiele większe cięcia niż w siłach pancernych, bo aż70-procentowe, przewidziane są w artylerii – z 500 systemówpozostanie 140.Rozbudowa sił średnich jest ściśle związana z programemkołowego bojowego wozu piechoty Freccia, w którego konstrukcjiwykorzystano Centaura. W 2006 roku włoska armiazamówiła 249 pojazdów, ponieważ planowała przezbroić w niepułki piechoty trzech brygad – „Aosta”, „Pinerolo” i „Sassari”.Większość z wozów – 172 – miała być w podstawowej wersjibojowej z wieżą Oto Melara Hitfist 25, uzbrojoną w armatęKBA BO2 kalibru 25/80 milimetrów i sprzężony karabin maszynowy(drugi na stropie wieży). Kolejnych 36 egzemplarzyw wersji przeciwpancernej miało mieć dodatkowo wyrzutniez dwoma izraelskimi pociskami Spike LR (w planach jestuzbrojenie w nie gąsienicowych bewupów Dardo i lekkich wozówLince) i celownik panoramiczny Janus.Zamówiono też 20 wozów Freccia w wersji dowódczeji 21 ze 120-milimetrowym moździerzem TDA 2R2M. Ichprodukcja ruszyła w 2008 roku. Według przyjętego wówczasharmonogramu dostawy bwp Freccia miały zakończyć sięw przyszłym roku. Trwają dostawy pierwszej partii 54 sztuk,w tym 50 bojowych, dwóch dowódczych oraz po jednymprzeciwpancernym i samobieżnym moździerzu. Są pieniądzena 109 następnych – 61 bojowych, 24 przeciwpancernychoraz po tuzinie dowódczych i z moździerzem. W lipcu 2012roku na portalu Defense News pojawiła się informacja, że termindostaw wozów Freccia zostanie wydłużony do 2016 roku.Później, jeśli program przezbrojenia w te pojazdy trzechbrygad zostanie podtrzymany, konieczne będzie kolejne zamówienie.Równolegle z wprowadzaniem nowego sprzętu pancernegoWłosi modernizują już posiadany. I tak w lekkich pojazdachopancerzonych LMV Lince obrotnice zastępowane są zdalniesterowanym systemem wieżowym. Generał Graziano nie skrywa,że najlepiej byłoby wyposażyć w nie wszystkie wozy, aledobrze będzie, jeśli uda się to zrobić z połową z nich. Do końcatego roku Włosi chcą mieć w Afganistanie sto Lince’ówz wieżami.Siła aeromobilnychW wyniku cięć budżetu obronnego realizacja zamówienia naśmigłowce NH-90 (także dla marynarki wojennej) potrwa do2021 roku, czyli trzy lata dłużej niż zakładano. Włosi planująteż wprowadzić do lotnictwa wojsk lądowych całkowicie noweśmigłowce wielozadaniowe. Chcą, żeby jeszcze w tym rokuich kontyngent w Afganistanie miał szturmowe śmigłowceAW 129 Mangusta uzbrojone w pociski Spike, które zastąpiąsystem TOW. Przyspieszono więc modernizację tych maszyn(zamiast w 2017 zostanie ona dokonana w 2014 roku), którapoza zmianą uzbrojenia obejmuje nowy system celowaniaToplite.Gdy generał Graziano przed kilkoma miesiącami występowałprzed senatorami, mówił, że przez najbliższych dziesięć latwojsko będzie potrzebować 48 śmigłowców szturmowych(Włosi mają 59 Mangust). Zapowiedział też wówczas modernizacjętransportowych CH-47 Chinook do wersji „F”, co jestniezbędne ze względu na potrzeby wojsk specjalnych. Priorytetemjest zakup nie tylko śmigłowców, lecz także bezzałogowychsamolotów różnych klas.Przed kilkoma miesiącami we włoskich mediach pojawiłasię informacja, że w armii może zostać utworzone dowództwowojsk specjalnych (szczebla brygady), któremu będą podporządkowanemiędzy innymi dwie jednostki Brygady Spadochronowej„Folgore” – 9 Szturmowy Pułk Spadochronowy„Col Moschin” oraz 185 Pułk Spadochronowy Rozpoznaniai Identyfikacji Celów. To wywołało spekulacje, że może zostaćona połączona z Brygadą Aeromobilną „Friuli”, które się jednaknie potwierdziły.„Folgore” przejęła natomiast w marcu 2013 roku 3 PułkKawalerii „Savoia Cavalleria”, który dotąd znajdował sięw brygadzie aeromobilnej. Włoscy spadochroniarze odzyskaliteż artylerię – 184 Pułk Artylerii Spadochronowej „Nembo”,uzbrojony w 120-milimetrowe moździerze. Generał Grazianow wywiadzie w Defense News powiedział, że Friuli zostaniepodporządkowany Pułk Lagunari „Serenessima”. W jej składwejdą jeszcze inne jednostki rozformowywanej brygady kawalerii– 3 Pułk Saperów i 1 Pułk Artylerii Konnej. Częścią brygadystanie się też 6 Pułk Transportowy przemianowany nabrygadowy pułk logistyczny.Przed kilkoma miesiąca generał Graziano mówił, że restrukturyzacjawojsk lądowych potrwa do 2016 roku. Nie wykluczyłjednak, że w jej trakcie zostaną dokonane korekty wcześniejszychplanów. Co ważne, przyjęto założenie, by przy mniejszejliczbie brygad zachować istniejące pułki manewrowe, piechotyi kawalerii, kosztem zmniejszenia liczby jednostek dowodzeniai wsparcia bojowego.•94NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


wojnyi pokojexx wiek| II wojna światowa|obózdla vip–ówByła to największa zbiorowa ucieczkaniemieckich jeńców na Wyspach Brytyjskich.Tadeusz Wróbel96NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


Brytyjska załogaobozu liczyłamniej niż 150ludzi. Jeńcomudało się zatembez problemuukryć sweprace przedstrażnikamius national archivesNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA97


| wojny i pokoje xx wiek|ObławaBrytyjczycy rozpoczęli wielką obławę, w której uczestniczyliżołnierze Home Guard, policjanci oraz cywile. Częśćze zbiegów zatrzymano w promieniu zaledwie kilku kilometrówod obozu. Według artykułu w gazecie „DailyExpress” z 12 marca 1945 roku w noc tuż po ucieczce i rankiemtego dnia złapano 28 Niemców. Bardzo szybko znalezionoteż kolejnych. Najdalej niemieckim jeńcom udało siędotrzeć do Birmingham i Southampton, miast odległycho 175–190 kilometrów o Island Farm.Wszyscy schwytani Niemcy wrócili od obozu. W odróżnieniuod alianckich jeńców ze Stalagu Luft III i Polakówz Oflagu VI B w Doessel (20 września 1943 roku uciekłoich 47), z których większość po złapaniu zamordowano, oficjalnienie spotkały ich żadne kary, podobno z obawy przedhitlerowskim odwetem na więzionych w Niemczech Brytyjczykach.Jednocześnie załogom obozów jenieckich wydanonowe instrukcje, żeby utrudnić przygotowania do ewentualnychkolejnych ucieczek. Zalecono między innymi organiobózd la vip–ówWtrakcie II wojny światowej na Wyspy Brytyjskietrafiło ponad 400 tysięcy niemieckich jeńcówwojennych. Byli oni przetrzymywaniw obozach i szpitalach na terytorium ZjednoczonegoKrólestwa. Ze względu na persony, które tam trafiały,najbardziej znany jest obóz w Island Farm na przedmieściachwschodniowalijskiego miasta Bridgend. Głośno też byłoo wielkiej ucieczce tamtejszych jeńców.Dwa tuneleNa początku 1944 roku w ramach przygotowańdo inwazji we Francji Brytyjczycy zaczęliplanować nowe obozy dla niemieckichjeńców. Jedną z wybranych lokalizacji byłaIsland Farm. Na obóz dla szeregowychi podoficerów przeznaczono zbudowanew końcu lat trzydziestych XX wieku baraki,które miały być kwaterami dla kobiet zatrudnionychw Royal Ordnance Factory, zakładzieprodukującym amunicję dla KrólewskiejMarynarki Wojennej w Bridgend.Panie wolały jednak dojeżdżać do pracy, niżtam mieszkać. W 1943 roku puste baraki najakiś czas stały się koszarami dla przybywającychna Wyspy Brytyjskie żołnierzy28 Dywizji Piechoty US Army.Pewien czas później stojące na otwartejprzestrzeni baraki w Island Farm otoczono drutemkolczastym i powstał w nich Obóz 198.Jego komendantem został podpułkownikDo obozutrafiło wieluzatwardziałychnazistów,którzy bywaligroźni dlanastawionychsceptyczniewobecnarodowegosocjalizmuwspółwięźniówDarling. Pierwsi jeńcy, Niemcy i Włosi zatrudnieni na walijskichfarmach, trafili tam jeszcze przed zakończeniemwszystkich prac.Docelowo obóz miał pomieścić dwa tysiące więźniów,podoficerów i szeregowych. Brytyjskie War Office uznałojednak, że warunki w Island Farm są zbyt komfortowe dlajeńców niskich stopni. Zapadła zatem decyzja, że będzie toobóz oficerski, odpowiednik niemieckiego oflagu. Powzmocnieniu jego ochrony – potrójne ogrodzenie o długości1,6 kilometra z dziesięcioma strażnicami – pierwsi oficerowiezostali tam przywiezieni w listopadzie 1944 roku.Niemieccy jeńcy próbowali uciekać z niewoli. Pierwszy tunelw Obozie 198 brytyjscy strażnicy odkryli w baraku 16.w styczniu 1945 roku. Podpułkownik Darling, który samw przeszłości był jeńcem i wiedział, jak przygotowywane sąucieczki, uważał, że gdzieś musi być kopany drugi.W tym czasie brytyjska załoga obozu liczyła mniej niż150 ludzi, w tym 90 w kompanii wartowniczej. Jeńcom udałosię zatem bez problemu ukryć swe prace przed strażnikami.Wejście do drugiego tunelu ulokowali w baraku numer 9.Po trzech miesiącach prac miał on 2,7-metrowy szyb, długośćod 18,6 do 21 metrów i szerokość 90 na 90 centymetrów.Wyście z tunelu znajdowało się tuż za obozowymogrodzeniem.Niemal rok po wielkiej ucieczce alianckich żołnierzy przetrzymywanychw Stalagu Luft III w Żaganiu jeńcy niemieccydokonali podobnego wyczynu. W nocy z 10 na 11 marca1945 roku z Obozu 198 tunelem uciekło od 67 do 84 Niemców(w zależności od źródeł). Peter Philips w książce „TheGerman Great Escape” podał, że z Obozu 198 wydostało się84 Niemców. Według niego brytyjskie władze z powodówpropagandowych podały mniejszą liczbę zbiegów (z Żaganiauciekło 76 jeńców) i nie uwzględniły14, których złapano w pobliżu obozu. Późniejte dane jeszcze zweryfikowali i mówilio 67 zbiegach (prawdopodobnie nie chcieliprzyznać, że trzech Niemców nie udało sięzłapać).Niezależnie od powyższych liczb była tonajwiększa zbiorowa ucieczka niemieckichjeńców na Wyspach Brytyjskich. W grupiezbiegów było między innymi 27 esesmanówi 11 oficerów Luftwaffe. Z Island Farm wymknęłosię też kilku marynarzy. Resztę stanowiliżołnierze Wehrmachtu. Podzieleni naniewielkie grupki uciekinierzy mieli mapy,domowej roboty kompasy i podrobione dokumenty.Jedną z trudności, które mieli do pokonaniaNiemcy, były psy wartownicze biegającemiędzy płotami z drutu kolczastego. Bynie wyczuły ich zapachu po opuszczeniu tunelu,przy ogrodzeniu, w miejscu, gdzie po drugiej jegostronie było wyjście, jeńcy rozsypali curry.98NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokojeDoborowe towarzystwoNajznamienitszymi z przetrzymywanych w Specjalnym Obozie 11 Niemców byliczterej marszałkowie polni: Gerd von Rundstedt (na zdjęciu w środku), Erichvon Manstein, Walther von Brauchitsch i Paul Ludwig Ewald von Kleist. Inne znaczącepostacie, które zostały tam ulokowane, to między inny generał pułkownik Heinrichvon Vietinghoff (w latach 1943–1945 dowodził 10 Armią we Włoszech), generałpułkownik Gotthard von Heinrici (dowódca broniącej Berlina Grupy Armii „Wisła”), generałowie wojskpancernych Hasso Eccard von Manteuffel i Fridolin von Senger und Etterlin, a także generał piechoty Günthervon Blumentritt. Do Island Farm przewieziono również związanego z programem budowy rakiet generała majora RobertaDornbergera i kontradmirała Hansa-Ericha Vossa dowodzącego kampanią U-bootów na Atlantyku. W Island Farm znalazł sięteż najbardziej pechowy z niemieckich generałów, który jako pierwszy z nich dostał się podczas wojny do niewoli. Generałporucznik Johann von Ravenstein, dowódca 21 Dywizji Pancernej, został schwytany przez nowozelandzkich żołnierzy 29 listopada1941 roku w rejonie Tobruku, gdy jechał na spotkanie sztabowe w kwaterze głównej Afrikakorps.zowanie sporadycznych i nieregularnych apeli, na które musielistawiać się wszyscy jeńcy. Strażnicy mieli też dokładniejprzeszukiwać baraki i obserwować teren wokół nich,czy nie pojawiła się tam mająca inny odcień ziemiaz tuneli. Nakazano też umieścić w barakach tablice inwentaryzacyjne,by zapobiec niewłaściwemu wykorzystywaniuprzez przetrzymywanych stołów, krzeseł i łóżek.Szczególni więźniowieZaledwie trzy tygodnie po spektakularnej ucieczce,31 marca 1945 roku, ostatni z przetrzymywanych w IslandFarm oficerów zostali przetransportowani do Obozu 181w Carburton w Anglii. Według artykułu w „Sunday Times”z 18 marca 1945 roku było tam wówczas 2,3 tysiąca Niemców,w tym 600 niebędących oficerami. Na poświęconej IslandFarm stronie internetowej mówi się natomiasto 1634 oficerach.Kilka miesięcy później na terenie byłego Obozu 198 powstałomiejsce odosobnienia dla najwyższych rangą niemieckichdowódców, których alianci wzięli do niewoli. FormalnieSpecjalny Obóz 11 otworzono 17 listopada 1945 roku,ale pierwszych jeńców przywieziono tam dopiero6 stycznia 1946 roku. W końcu czerwca tego roku było ich162. Początkowo przetrzymywano tam tylko oficerów, alepóźniej także żołnierzy niższych stopniem.Specjalny Obóz 11 był przeznaczony dla kilku grup jeńców.Jedna to oficerowie, których Brytyjczycy podejrzewalio popełnienie zbrodni wojennych. Do Island Farm trafialiteż Niemcy, których ekstradycji za podobne czyny domagałysię inne kraje. Więziono tam również tych, którzy moglibyć ważnymi świadkami w przygotowywanych procesachprzywódców III Rzeszy.Niektórych przetrzymywanych w Island Farm Niemcówwożono na procesy w Norymberdze, gdzie zeznawali jakoświadkowie, a później wracali oni do obozu. Inni zostaliprzekazani państwom trzecim, jak marszałek Von KleistZwiązkowi Radzieckiemu. Generał SS Hermann Behrendstrafił do Jugosławii, gdzie skazano go na karę śmierci i rozstrzelano4 grudnia 1948 roku w Belgradzie. Część oficerówstanęła przed sądami alianckimi. Choć początkowo skazanibyli na długoletnie więzienie, zakończyli odbywanie karw latach pięćdziesiątych XX wieku. Inni niemieccy wojskowize Specjalnego Obozu 11 mieli więcej szczęścia – niepostawiono im zarzutów lub zrezygnowano z procesów zewzględu na ich stan zdrowia. Mogli więc wrócić do kraju.Ostatnich 76 jeńców opuściło obóz w maju 1948 roku. •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA99


| wojny i pokoje z przedwojennej polski zbrojnej|MajowajutrzenkaNie dane nam byłoświętowanie majowej rocznicyw czasach niewoli. Teraz,kiedy <strong>Polska</strong> ustaliła sweniepodległe granice, przyszedłczas triumfu i radości.Anna DąbrowskaTradycyjnym zwyczajem święciłacała <strong>Polska</strong> w uroczysty sposóbpamiątkę wiekopomnego dniasprzed lat 132, który jest dla całegoświata świadectwem wielkiego rozumupolitycznego naszych praojców”, pisałw 1923 roku dziennikarz „Polski Zbrojnej”.3 maja tego roku zbiegły się trzyważne uroczystości – rocznica uchwaleniakonstytucji, odsłonięcie w Warszawiepomnika księcia Józefa Poniatowskiegooraz wizyta francuskiego marszałkaFerdynanda Focha.Marszałek dwóch armii„<strong>Polska</strong> zawdzięcza swoją wolnośćFrancji, dlatego wita Cię dzisiaj, jakoprzedstawiciela armii francuskiej,z wdzięcznością i radością”, tak w Belwederzeprezydent Stanisław Wojciechowskirozpoczął uroczystość odznaczeniamarszałka Focha Krzyżem WielkimOrderu Virtuti Militari. Z kolei Józef Piłsudski,przewodniczący kapituły nadającejVirtuti Militari, podkreślił, że KrzyżWielki przyznaje się tylko wodzom, którzywygrali wojnę. „W dziejach wojskowościnie ma zaś wydarzeń wojennychw takim rozmiarze jak te, którymi kierowałeś”,mówił marszałkowi Fochowi.W południe politycy i żołnierze przenieślisię na plac Saski, pod odsłanianywłaśnie pomnik księcia Józefa. „Wojskonasze było tam kośćcem całej uroczystościi dumne być może, że dodało jej blaskuswoją dziarską postawą ”, relacjonowaławojskowa gazeta.Dziennik podał, że na placu zgromadziłysię 43 sztandary pułkowe, obok stanęliułani przebrani w historyczne munduryz czasów księcia Józefa wypożyczonez muzeum wojska. Po odsłonięciunarodowe archiwum cyfroweMPitavalSzpiegowska aferaMajor Jan Hładysz, oficer sztabugeneralnego armii czechosłowackiej,został skierowanydo Polski z dwiema misjami.Oficjalnie miał zająć w Warszawie stanowiskopomocnika attaché wojskowegoswojego kraju. Dostał jednak doOficer czeski przyjechał do Polskiz tajnym zadaniem.spełnienia też drugie, szpiegowskie zadanie.Nie zdążył się jeszcze dobrzew naszej stolicy zagospodarować, a jużzaczął szukać w dowództwach, sztabachi urzędach kontaktów, dzięki którymmógłby zdobywać potrzebne muinformacje.Na przedświątecznym spotkaniuw urzędzie ministra spraw wojskowychpoznał majorów Mariana Tabora i JózefaHossego. Panowie znaleźli wspólny tematdo rozmowy. Okazało się, że pasjąwszystkich trzech były polowania. Zimąwielokrotnie wyjeżdżali razem do podwarszawskichlasów, żeby postrzelać.Nie wiadomo, kiedy niewinna znajomośćprzekształciła się w szpiegowskiekontakty. W każdym razie polscy majorowiezaczęli dostarczać Czechowi robionepotajemnie kopie dokumentówwojskowych. Miały one, jak podkreślanopotem w sądzie, wielkie strategiczne100NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


wojnyi pokojemonumentu generał dywizji KazimierzSosnkowski, minister spraw wojskowych,ślubował, że armia będzie wierna drodze,jaką obrał Poniatowski. „Słowa te wpisząsobie nasze pułki za dewizę, z którą pójdąw dalszy trud i znój”.Najsilniejsza tarczaO pomniku nie zapomniano cztery latapóźniej – 3 maja 1927 roku 1 PułkSzwoleżerów wystawił przy nim wartęhonorową. „Przechodzący żołnierzewinni oddawać mu ukłon wojskowy”,pouczała „<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>”. Dodawałateż, że majowe święto będzie uczczoneprzez stolicę w sposób szczególnie dostojny.Odprawione zostaną nabożeństwaw katedrze świętego Jana i w cerkwi prawosławnejna Pradze oraz odbędzie siędefilada wojsk stołecznych na KrakowskimPrzedmieściu. „Oficerowie niebiorącyudziału w niej mogą być w płaszczach,ale przy szablach”. Potem zaplanowanoprzedstawienie dla wojska w TeatrzePolskim oraz akademię w oficerskimkasynie garnizonowym.Na ulicach Warszawy komitet zbierającypieniądze na cele oświatowe rozstawiłstoiska z przedmiotami codziennegoużytku, które można było wygrać na loterii.Z kolei w Alejach Ujazdowskichwyrósł las kiosków z towarami sprzedawanymiprzez stołecznych wytwórcóworaz rozstawiono pijalnie mleka i wódmineralnych. Dzień miał się zakończyćrautem na Zamku Królewskim w pięknejsali ansamblowej.Wojskowy dziennik postanowił z okazji3 maja przypomnieć fragment pierwszejkonstytucji, uchwalonej przez SejmCzteroletni w 1791 roku, a dotyczący armiii obronności. „Wojsko winno narodowistrzeżenie granic i spokojności powszechniej,słowem winno być jego najsilniejszatarczą. Naród winien wojskuswemu nagrodę i poważanie za to, iż siępoświęca jedynie dla jego obrony”.Następnego dnia w „Polsce Zbrojnej”ukazała się relacja ze świątecznej defilady.Opisywano, że na placu Zamkowymzgromadziły się baony piechoty, dyonykawalerii i artylerii. Wszystkie, opróczartylerii, z chorągwiami i orkiestrami,w hełmach i w pełnym rynsztunku.Wreszcie żołnierze ruszyli KrakowskimPrzedmieściem. Za nimi szli hallerczycy,dowborczycy, powstańcy śląscy,weterani 1863 roku, a następnie podążałyorganizacje społeczne i młodzieżowe.„Defilada obudziła powszechny zachwyt,wywołując na ulicach Warszawyustawiczne okrzyki na cześć wojska”,podawał porucznik Jan Orłowski.Trudno było jednak to porównać z entuzjazmem,jaki wywołała w 1932 rokumajowa parada na Polu Mokotowskim.Przygotowania do niej trwały kilka tygodni.Sama budowa trybuny, długiej na100 metrów i wyposażonej w pięć kondygnacji,zajęła inżynierom w mundurachi saperom siedem dni.„Wpatrzona w zda się nieskończonyszereg defilujących oddziałów ludnośćWarszawy zaniosła się z radości i zachwytuniemilknącymi okrzykami, wiwatującna cześć armii, dumna, iż naródnasz oparł swą wolność na tym fundamencieżelaznym, jakim jest nasze wojsko”,zachwycał się korespondent PZ.Największą radość wzbudziła kawaleriai artyleria konna. Jak podkreślał wojskowydziennik, 14 tysięcy żołnierzykorpusu warszawskiego zdało swój egzaminw trakcie parady.<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>24 lipca 1924 rokuMajor TadeuszMachalski,oficer SztabuGeneralnego:historii wojen niemalW nigdy nie decydowałao zwycięstwie wyłącznieprzewaga liczebna, lecz prawiezawsze zjawienie się epokowegowodza, jak Hannibal czy Napoleon, lubwprowadzenie jakichś nowych narzędziwojny albo nowego systemu walki nieznanegoprzeciwnikowi. Dlatego teraznaszą jest to rzeczą, oficerów SztabuGeneralnego, wytężyć umysł nadustaleniem nowych warunkówwalki i pracować nad stworzeniemrealnych podstaw do wprowadzeniaich w czyn.• Ogłoszenia retro: lipiec 1924 rokuPolscy majorowiezaczęli dostarczaćCzechowi robionepotajemnie kopiedokumentówwojskowychznaczenie dla ochrony państwa polskiego.Żołnierze za swoją współpracę bylisowicie wynagradzani.Innym kontaktem Czecha stał się kapitanIgnacy Zwiarowski ze Sztabu Generalnego.Jego zadaniem było poznawanieHładysza z wpływowymi ludźmiw naszej armii. Potem szpieg za pieniądzewydobywał od nich rozkazy i dokumentywojskowe. „Wciągał w ten sposóbw zbrodniczą robotę oficerów armiipolskiej”, podkreślał prokurator.Po ponad roku działalności Hładyszzostał zdekonspirowany i aresztowany.Zanim jednak zdążył stanąć przed sądem,uciekł z aresztu. Okazało się, że zapłacił50 tysięcy koron czeskich KarolowiWojtanowi, przodownikowi policji,który zostawił mu w celi klucz do krat.Sprawiedliwości nie uniknęła natomiastnarzeczona Hładysza Anna Korcyk.Przez krakowski sąd karny zostałaskazana na rok więzienia za pomocoficerowi. Przechowywała ona i przewoziłado Czech jego materiały i korespondencjęszpiegowską. W trakcierozprawy okazało się też, że to właśnieprzez jej nieuwagę cała afera wyszłana jaw. Kolejna rozprawa, przeciwkopolskim oficerom, odbyła się przedWojskowym Sądem Okręgowymw Krakowie. Zeznawało 40 świadków.Po ponadmiesięcznej pracy sądu obumajorów i kapitana skazano na 15 latciężkiego więzienia, zdegradowanoi wydalono z armii.•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA101


patronat polski zbrojnej


| Z Albumu rodzinnego|Stefan Radomskiw 1936 roku ukończyłszkołę podoficerską.Świadectwo ukończenia SzkołyPodoficerskiej 9 PułkuArtylerii Lekkiej w SiedlcachSierżant Mirosław Klekociuk jakouczestnik misji UNEF II Sił PokojowychOrganizacji Narodów Zjednoczonych,1976 rokKazimierzCioseki FranciszekSikorski, dwajprzyjacieleuczestniczącyjako żołnierze– ochotnicyw wojniepolsko--bolszewickiej1919–1920.Służyli międzyinnymiw 1 DywizjonieArtyleriiZenitowej, czylijak byśmy dziśokreślili –Przeciwlotniczej,gdzie obsługiwalifrancuskie armatykalibru75 milimetrów.Historia kojarzy nam się głównie z wielkimibitwami czy walką o władzę. A to my ją tworzymy, my i nasiprzodkowie. Czas jednak przemija, ludzie odchodzą i zostają tylkow naszej pamięci, a ta bywa zawodna. Dlatego chcemy ocalićod zapomnienia pamiątki rodzinne, pokazywać historię z perspektywyludzi, a nie społeczeństw. Będziemy publikować zdjęciaz Waszych albumów oraz kopie dokumentów dotyczące wojska.KsiążeczkawojskowaKazimierzaCioskaJeżeli chcecie podzielić się swoimi pamiątkami z innymi czytelnikami, zachęcamy do przyłączenia się do naszej akcji. Zdjęcia prosimy przysyłać na adrespolska-zbrojna@zbrojni.pl z tytułem e-maila „Album”. W wiadomości prosimy zawrzeć podpis pod ilustrację i zgodę NUMER na publikację 5 | MAJ fotografii. 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyodznaki| tradycje|gapadla technikaJak będzie wyglądała odznaka specjalnościtechników pokładowych? Inżynierowie, tak jak piloci,chcą nosić lotniczego orła.Magdalena Kowalska-Sendek104NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


najbardziejrozpoznawalnymznakiem lotniczymjest odznaka pilota,tak zwana gapaNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA105


| horyzonty odznaki |Gapa d la technikaWjednostkach lotnictwa transportowego technicypokładowi od lat noszą na swoich mundurach„gapę” lotniczą – znak orła trzymającegow dziobie wieniec laurowy, a w szponach kołozębate. Noszą jednak nielegalnie.Jakiś czas temu w środowisku lotniczym zrodziła się inicjatywa,by sprawę uporządkować pod względem prawnym. Technicypokładowi zamierzają prosić ministra obrony narodowejo zgodę na powrót do tradycji z 1942 roku, by mogli nosić tenhistoryczny znak pełnoprawnie.Historia z RAF-uJesienią 1939 roku formowało się po klęsce wrześniowej polskielotnictwo na Zachodzie. Do Wielkiej Brytanii trafiło ponaddwa tysiące lotników. Zasilili oni szeregi Ochotniczej RezerwyKrólewskich Sił Powietrznych (Royal Air Force Volunteer Reserve,RAF VR). Polscy żołnierze służący na wyspach nosili mundurybrytyjskie z oznaczeniem VR. Naszych lotników wyróżniałyjedynie haftowane naszywki z napisem „Poland”, któreprzyszywano na kurtkach i płaszczach wojskowych, oraz haftowaneorły noszone przez oficerów na czapkach i bluzach. Metaloweorły na czapkach nosili podoficerowie i szeregowi.Początkowo polscy lotnicy służący w RAF-ie mogli nosićwyłącznie odznaki brytyjskie. Zmieniło się to w 1940 rokuwraz z rozkazem naczelnego wodza i ministra spraw wojskowych.W dokumencie tym opisane zostało umundurowanieżołnierzy służących w Wielkiej Brytanii, uszczegółowiono takżezasady noszenia polskich odznak specjalności wojskowychi pamiątkowych. Każdy lotnik na potwierdzenie posiadanejspecjalności otrzymywał, poza „gapą”, także legitymacjęuprawniającą go do noszenia odznaki.Najpopularniejszym i najbardziej rozpoznawalnym znakiemlotniczym jest właśnie odznaka pilota, tak zwana gapa. Wzórtego znaku zatwierdzony został już w lutym 1919 roku. Przedstawiaon stylizowanego orła, lecącego na wprost i trzymającegow dziobie wieniec laurowy. Równie długą tradycję mająznaki obserwatora (noszone także przez strzelców i radiotelegrafistów),prezentujące orła, z którego szponów wychodząbłyskawice. Obie odznaki pilota i obserwatora w niezmienionejformie obowiązywały do końca działania Polskich Sił Powietrznychna Zachodzie, to znaczy do 1947 roku. Od 1940wznowiono też przyznawanie odznak polowych dla lotników,którzy uczestniczyli w lotach bojowych na froncie. Polową gapęwyróżniał zielony wieniec.Znaczące zmiany znaków noszonych przez polskich lotnikówwprowadzono w 1942 roku (rozkaz naczelnego wodzai ministra spraw wojskowych numer 2 z 23 kwietnia 1942 roku).Na podstawie tego dokumentu wprowadzono odrębne specjalnościpersonelu latającego i zgodnie z tym odznaki dla radioobserwatora,strzelca-radiotelegrafisty i po raz pierwszy dlamechanika pokładowego.Wyróżniony mechanikPierwszy znak mechanika pokładowego obowiązywał przezdwa lata: od kwietnia 1942 roku do marca 1944. Mimo że „gapa”mechanika nawiązywała wizualnie do klasycznego znakupilota, to wśród pozostałych odznak lotników mocno się wyróżniała.Projekt przedstawiał orła z wieńcem laurowymw dziobie i z kołem zębatym w szponach. „Emblemat zaprojektowanow kolorze srebrnym. Był wykonany z białego, oksydowanegometalu. Początkowo, jako pierwszą partię, planowanozamówienie 200 sztuk odznak, jednak z uwagi na nielicznągrupę lotników tej specjalności zamówiono ich tylko 100”, piszePaweł Tuliński w magazynie „Gapa” w artykule dotyczącymodznak lotniczych powstałych w Wielkiej Brytanii. Podajeon dalej, że produkcją znaku zajęła się londyńska firma J. R.Gaunt&Son Ltd. Zadaniami mechanika pokładowego, latającegowówczas na samolotach wielosilnikowych, były nadzorowaniepracy instalacji paliwowych i hydraulicznych oraz kontrolanad parametrami samolotu podczas startu i lądowania. „Gapa”mechanika miała także swoją odmianę polową – z zielonymwieńcem laurowym.W 1944 roku modyfikacje w „gapach” mechaników wprowadziłrozkaz naczelnego wodza PSP generała broni KazimierzaSosnkowskiego (rozkaz MON numer 12 z 3 marca 1944 roku).Zgodnie z nowym projektem miał to być orzeł lotniczyz wieńcem laurowym, w który wpisana została litera „M”.Zdaniem ekspertów, odznaka była nietrafiona i mało czytelna,bowiem bardzo podobna do odznaki meteorologa pokładowego.Dzisiejszym lotnikom litera „M” odnosząca się do mechanikakojarzy się raczej z oznaczeniem mistrzowskiej klasy pilotawojskowego.Po rozwiązaniu Polskich Sił Powietrznych w 1947 roku odmianyodznaki inne niż te, które przysługiwały pilotom i nawigatorom,przestały być nadawane.Mimo że „gapa” technika zniknęła z oficjalnych dokumentów,to w Polsce można było niekiedy zobaczyć na mundurachpilotów orła lotniczego z kołem zębatym. Podobno na początkulat dziewięćdziesiątych przyznawanie odznak techników pokładowychregulowały osobne rozkazy dowódców pułków czyeskadr. Ponieważ jednak żaden z ministrów obrony narodowejtakiej odznaki nie wprowadził odrębną decyzją, to noszenie tegoemblematu było nielegalnie.Koniec z prowizorką?Inicjatorem wprowadzenia zmian w przepisach i ustanowienianowej odznaki specjalności dla techników pokładowych jestdowództwo 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego. Major SebastianPaluch, inżynier pokładowy z 3 SLTr z Powidza, maświadomość, że nosi historyczną „gapę” technika na mundurzewbrew oficjalnym przepisom mundurowym. „Techniczny personellatający tak samo wykonuje zadania specjalne w powietrzu,jak piloci i nawigatorzy. Współpracują w jednej załodze,siedzą w jednym rzędzie. Historia polskich żołnierzy służącychw RAF-ie pokazuje, że mechanicy mieli swój znak. Dla tych,którzy dziś pełnią służbę na tym stanowisku, jest to tak samoważne. Chcielibyśmy nawiązać do tradycji”, przyznaje oficer.Major jest merytorycznym przełożonym personelu technicznego,który pracuje w jednostkach lotniczych 3 Skrzydła. Niemalwszyscy noszą na swoich mundurach „gapę” technika.106NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyDobrze,jeśli ideęprzywrócenia„gapy” dlatechnikówzaaprobuje teżśrodowiskopilotów„Warto wrócić do odznaki technika pokładowego przedewszystkim ze względu na jej piękną tradycję. To szczególnaforma uznania za naszą pracę jako członków załogi statku powietrznego”,dodaje kapitan Piotr Nowak, technik pokładowysamolotu C-130. Oficer ukończył szkolenie w Stanach Zjednoczonychi otrzymał tam amerykańskie „skrzydełka” (symbollotników). „Mam nadzieję, że niedługo takiego zaszczytu doświadczymyw Polsce”, dodaje.W jednostkach 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego służyokoło stu techników, którzy mają uprawnienia do wykonywaniaswoich zadań w powietrzu. To najliczniejsza reprezentacja tejspecjalności wojskowej w siłach zbrojnych. Technicy pokładowisłużą także w 4 Skrzydle Lotnictwa Szkolnego i w lotniczychjednostkach Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej.Inżynier z 8 Bazy Lotnictwa Transportowego porucznik KarolBałdyga przyznaje, że drażni go to, iż ludzie utożsamiająlotnictwo wyłącznie z pilotami. „Siły Powietrzne to także inżynierowie,technicy pokładowi i naziemni, loadmasterzy i wieluinnych. Mam wrażenie, że praca mechaników jest spychanaw cień”, opowiada oficer. „Najważniejszym zadaniem jest zawszewykonanie lotu, ale wcześniej ktoś musi maszynę dobrzeprzygotować. Na ten jeden cel pracuje wielu ludzi”.Starszy chorąży sztabowy rezerwy Dariusz Janeczko „gapę”przypiął w 2000 roku, ale od 1986 roku był technikiem pokładowymsamolotu An-26. Kiedy nosił odznakę, wiele razy spotkałsię z wymówkami i uwagami dowódców oraz kolegów pilotów.„Przykro mi było zwłaszcza wtedy, gdy żegnałem się zesłużbą. Dano mi do zrozumienia, że mam nielegalną odznakęi powinienem ją zdjąć”, opowiada były żołnierz. Mocno toprzeżył, bo ze znakiem technika pokładowego bardzo się identyfikował.Był dla niego powodem do dumy.Czas na działanie„Nieraz zwracano mi uwagę na to, że noszę nieregulaminowąodznakę na mundurze. Najczęściej jednak ludzie przyglądalisię z ciekawością. Niektórzy technicy z obawy przeduwagami przełożonych zdjęli ją z munduru”, potwierdzamajor Sebastian Paluch, główny inicjator wprowadzenia„gapy” z kołem zębatym. Oficer przyznaje,że największym problemem było odnalezienieprzepisów z 1942 roku, które wprowadzały w życie odznakęmechanika pokładowego. Z pomocą przyszli oficerowieskrzydła, stołeczne Muzeum Wojska Polskiego i MuzeumLotnictwa Polskiego w Krakowie. Odnalezienie historycznychrozkazów było niezbędne, by lotnicy mogli przygotowaćpismo do ministra obrony narodowej z prośbą o przywrócenieznaku z 1942 roku.Piloci z Powidza kończą właśnie prace nad wnioskiem doMON-u i opracowują zasady, na jakich „gapa” miałaby trafićna mundury personelu latającego. Żołnierze będą się ubiegaćo zgodę, by odznakę technika według wzoru z 1942 roku moglinosić technicy pokładowi i technicy załadunku (loadmasterzy).„Żołnierze tych specjalności wchodzą w skład załógsamolotów transportowych oraz śmigłowców – w zależnościod typu – i wykonują swoje obowiązki na ziemi i w powietrzu.Z dumą będą nosić odznaki na równi z pilotami i nawigatorami”,wyjaśniają lotnicy z Powidza.Michał Wiater, pracownik Departamentu Wychowaniai Promocji Obronności (DWiPO), specjalista do spraw symbolikiwojskowej, przyznaje, że gdy wniosek trafi do MON-u,to na pewno stanie się przedmiotem obrad Komisji Historycznejdo spraw Symboliki Wojskowej, która zbiera się w DWiPOśrednio co dwa miesiące. „Jeżeli w samym 3 Skrzydle LotnictwaTransportowego dotyczy to około stu osób, to można sobiewyobrazić, że w skali całego personelu latającego Sił Powietrznychwcale nie jest to mała liczba. Najważniejsze, byinicjatywa wychodziła od zainteresowanych oraz by nie byłoprawnych przeciwwskazań i sprzeciwu społecznego”, mówiMichał Wiater. Wyjaśnia on jeszcze, że w tym wypadku decydującanie będzie tylko liczba uprawnionych do noszeniatego znaku. W ostatnim czasie komisja historyczna MON-uzatwierdziła odrębny wzór odznaki rozpoznawczej dla żołnierzy,którzy służą w amerykańskiej bazie w Ramstein.W 2011 roku MON wprowadził na przykład osobną odznakętakże dla marynarzy jednostek pływających. Pozwala onarozróżnić marynarzy, którzy pracują w sztabach, od tych, którzypełnią służbę na morzu. W przypadku techników latającychw składzie danej załogi byłoby podobnie: odznakatechnika odróżniałaby ich od naziemnego personelu technicznego.Komisja historyczna MON-u po posiedzeniu wyda opinięw sprawie przywrócenia odznaki, ale ostateczną decyzję podejmujezawsze minister obrony narodowej.„To bardzo dobra inicjatywa. Na pewno wiele osób będzienosić takie odznaki z dumą”, mówi Dariusz Janeczko, chorążyrezerwy, który na pokładzie samolotu An-26 spędził przeszło6 tysięcy godzin. Początkowo był technikiem naziemnym, aleza dobrą pracę, w drodze wyróżnienia (takie kiedyś obowiązywałyzasady) skierowano go na kurs i został technikiem pokładowym,a później instruktorem latającego personelu technicznego.„Wprowadzenie odznaki podniesie prestiż tej służby.Mechanik zawsze był traktowany gorzej, a to przecież bardzoodpowiedzialne stanowisko. «Gapa» jest symbolem lotnictwa.Wszystkie modyfikacje tego znaku powinny być wprowadzanez delikatnością. Dobrze, jeśli ideę przywrócenia «gapy» dlatechników zaaprobuje też środowisko pilotów”.•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA107


patronat polski zbrojnej


horyzontyPodwodny gróbDrożdże rozpuszczamyw wodziez odrobiną cukru, zostawiamyna 10 minut,trudneaby się uaktywniły.Dodajemy mąki, słoneczniklub siemię,mleko, oliwę, sóli wyrabiamy tak długo,aż ciasto zacznieodchodzić od rąk. Lepimykulę, przykrywamy ściereczkąi odstawiamy w ciepłe miejsce na mniejwięcej dwie godziny. Ponownie zagniatamyciasto, dzielimy na dwie części,formujemy bochenki i układamy na bla-Ekstremalne| kulinaria |Po 110 mililitrów ciepłej wody i mleka, 2 łyżki oliwy,250 gramów mąki pszennej pełnoziarnistej, 200gramów mąki pszennej, 10 gramów drożdży, szczyptacukru i soli, garść nasion słonecznika lub siemienialnianego, kilka liści chrzanu.Mózg pod lupąNorweskie władze uznały wrak niemieckiegookrętu podwodnego zawykrywający krwawienie w czaszce.Armia USA wprowadza do wyposażenia żołnierzy skanercmentarz wojenny. Leżący na dnie morzaw pobliżu Bergen na głębokości rządzenie nazwane Infrascanner stości, które odróżniają mózg od krwia-U 237 metrów wrak odnaleziono w czasie 2000 wykorzystuje promieniowanieka. Dzięki szybkiej diagnozie sanitariu-wyznaczania trasy przyszłego ropociągu.podczerwone, które jest w stanie sze na polu walki wiedzą, który z ranka.Okręt zidentyfikowano jako U-486. wniknąć kilka centymetrów w głąb nych żołnierzy wymaga natychmiastowejTen U-Boot wsławił się zatopieniem czaszki. Za jego pomocą można w kilka ewakuacji. Wcześniej w przypadku urazuw wigilię 1944 roku na kanale La Mancheminut wykryćgłowy trzeba było wysłać żołnierza dobelgijskiego statku „Leopoldville” zmiany w gę-najbliższego szpitala na tomografię kom-transportującego ponad 2200 żołnierzyputerową. Podobny skaner był testowanyamerykańskich. Zginęło wtedy 763pięć lat temu w Iraku. Potem opra-z nich. Mniej niż pół roku później,cowano mniejszy model, testowany12 kwietnia 1945 roku, jednostka zostałana misji w Afganistanie. Urządzeniuzatopiona wraz z 48-osobową załogąprzyznano certyfikat władz USAprzez brytyjski okręt podwodny HMSi w tym roku zaczęto jego produkcję.„Tapir”. Wybuch torpedy rozerwałKosztuje 18 tysięcy dolarów i maU-Boota na połowę. Na razie Norwegowieznaleźć się w wyposażeniu każdegoznaleźli tylko jego rufową część dłu-oddziału ratowniczego w batalionie ar-gości około 30 metrów. A D • mii amerykańskiej. AD, Defence24 •Chleb na liściachchrzanuroxonKomosa z patelniłatweKilka garści młodych liści komosy,łyżka oliwy, dwie łyżki tartej bułki,trochę śmietany, ząbek czosnku,sól, pieprz.Pędy komosy dokładnieprzebrać, oczyścići opłukać w zimnejwodzie. Drobno posiekać,zalać na chwilęwrzątkiem i odcedzić.Rozgrzać oliwę. Wrzucićkomosę, tartą bułkęi smażyć kilka minut.sze wyłożonej liśćmi chrzanu. PrzykrywamyDodać drobno posiekany czosnek, sóli odstawiamy do wyrośnięcia na i pieprz. Wymieszać ze śmietaną i po-kolejne dwie godziny. W tym czasie dawać z chlebem lub ziemniakami.piekarnik nagrzewamy do 220 stopni. Komosa biała zwana lebiodą jest roślinąNacinamy bochenki nożem na krzyżpospolitą, rosnącą w całym kraju.i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy Dawniej jedzono ją na wsi późną wiosną,około 50 minut. Gotowy chleb, gdy sięna przednówku. Młode pędy za-postuka w niego od spodu, wydaje głuchywierają dużo białka, prowitaminy Adźwięk.oraz witaminy C. Najlepsze są młodeChrzan to pospolita w Polsce roślina rośliny zrywane wiosną, latem obrywamyuprawna. Można ją też znaleźć dzikosame młodsze listki. Starsze pędyrosnącą na przydrożach, w rowach zawierają szkodliwe saponiny i przedi wilgotnych zaroślach. Najlepiej zrywaćdalszym przygotowaniem należy jezielone, niepodeschnięte liście. ugotować w wodzie i odcedzić. WartoChleb pieczony na nich nabiera wspaniałegoteż sparzyć wrzątkiem młodsze liście,aromatu. AD• dzięki czemu będą smaczniejsze. AD•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA109


|horyzonty ludzie|kapitan ŁukaszKarpiński:„Nie osiągnąłem szczytu,ale nie mam o to dosiebie pretensji”Piotr BernabiukWielkiej górze należy sięszacunek. Jeśli nie wpuszcza, trzebaustąpić, poczekać, potem wrócić.Magia wielkichOpowieść o próbie wejścia na swój ośmiotysięcznik,Gaszerbrum II, kapitan Łukasz Karpiński rozpoczynaoświadczeniem: „Nie osiągnąłem szczytu, ale niemam o to do siebie pretensji”. Na górze były chwileżalu i rozterki. Przyznaje się nawet do łez. Mimo wszystko wycofaniasię z ataku na GII kapitan nie uważa za porażkę: „Jeśligóra nie wpuszcza, nie wolno niczego próbować na siłę. Trzebają uszanować, przecież poczeka”.Sport zaczął uprawiać w lekkoatletycznej podstawówcew Aleksandrowie Łódzkim. Miał predyspozycje do biegów i zawsze,jak mówi, robił coś dla ciała i dla duszy.W czasie studiów w Wojskowej Akademii Technicznej odkryłsporty wojskowe. Ośrodek sprawności fizycznej, potocznie zwanymałpim gajem, pokonywał bez problemu. Brał udział w biegachpatrolowych, przełajowych i na orientację. Grał też w tenisa,pływał, w grach zespołowych bez trudu znajdował miejscew reprezentacyjnych zespołach. Od kilku lat, odkąd rozpocząłpracę w Wojskowym Ośrodku Szkoleniowo-Kondycyjnym naGroniku, z powodzeniem startuje w rajdach ekstremalnych,łącznie z tak prestiżowymi i morderczymi jak Bergson WinterChallange, Ekstremalny Rajd Orła i Rajd Jura Skałka Adventure.O swoich różnorodnych pasjach mówi żartem, że przez tę110NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyGaszerbrum IIgórŁukasz Karpiński (2)rozmaitość jest w wielu dziedzinach całkiem dobry, ale w żadnejnie stał się najlepszy. Po trosze wynika to z przyjętej filozofiiotwartości na wszystko, co przynosi życie. A jak się tak myślii żyje, a do tego ma rodzinę i pasjonującą pracę, to na coś musizabraknąć czasu.Pierwszy testPasja do gór zrodziła się dopiero na drugim roku studiów.Wszystko zaczęło się od pierwszych prób wspinaczki w DolinieKobylańskiej. Ten rejon, skałki Jury Krakowsko-Częstochowskiej,od pokoleń jest szkółką, z której wyrastają polscy alpiniści,łącznie ze zdobywcami himalajskich szczytów. Poznał tamciekawych ludzi, między innymi wspinaczy z Bydgoszczy.Wstąpił do ich klubu wysokogórskiego.Alpejską przygodę zaczął od Włoch, od regionu Arco, mekkiwspinaczkowej z ponad tysiącem dróg i jeziorem Garda, doskonałymdo uprawiania sportów wodnych. Potem zapuścił się wyżej,w Dolinę Aosty, piękny region na pograniczu Alp Włoskichi Francuskich, z królującym białym szczytem Mount Blanc.Wspinaczka na coraz wyższych, wielowyciągowych ścianach,dawała nowe możliwości, zapewniała rozwój. W 2007 roku ŁukaszKarpiński pokonał filar północny na Piz Badile – było toNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA111


|horyzonty ludzie|900 metrów wspinaczki w litej skale, uważanej za najpiękniejszą„czwórkę” (stopień trudności) Alp.To był dopiero przedsmak przygody. To, co wydarzyło sięw następnym roku, przeszło wszelkie wyobrażenia. Na przełomiestycznia i lutego czekała na niego wspinaczka w Afryce!W spokojnym wówczas Maroku zwiedził Marrakesz, Casablankę.Atlas Wysoki – na tyle wysoki, że szczyty ma pokryte śniegiem– oferował cudowne widoki z Jebel Toubkala (4167 metrównad poziomem morza), najwyższego punktu na północykontynentu. Pokonał 400 kilometrów wynajętym autem, poczym dotarł do wąwozu Todra, gdzie czekały na niego znakomicieprzygotowane, „obite” przez hiszpańskich wspinaczy drogi.Karpiński przeżywał w tym czasie wspaniałą przygodę, zwiedzałcudowne miejsca i przede wszystkim zbierał bezcenne doświadczeniawspinaczkowe. Bo góry, tak jak dawały wiele radości,tak jednocześnie potrafiły pogrozić, przypomnieć, że niewolno ich lekceważyć.Radość na szczycieJebel Toubkal to „zaledwie” pół ośmiotysięcznika, z pozorugóra na wejście za jednym razem. Wspinacze wyszli bardzowcześnie, około piątej. Warunki były znakomite – granit, im bliżejszczytu, tym więcej śniegu, ale nie nastręczało to większychtrudności technicznych. Łukasz Karpiński czuł się świetnie, mimopokonania w ciągu ośmiu godzin ponad 2500 merów przewyższenia.I nagle – stop! Jeden z kolegów na brak adaptacji dowysokości zareagował straszliwym bólem głowy. Musiał zawrócić,chociaż do szczęścia zabrakło mu tylko 60 metrów.Jeszcze w lipcu 2008 roku Karpiński wyruszył w składziewyprawy wysokogórskiej do Kirgizji, a dokładnie w Pamir, nawspaniałą górę – siedmiotysięcznik o nieco obciachowej dziśnazwie Pik Lenina.Wyprawa wymagała przygotowań, rozwiniętej logistyki, długiegomarszu. Wreszcie wspinacze znaleźli się wysoko. Pierwszapróba ataku na szczyt nie należała do udanych. Byli zbytniecierpliwi. Karpiński w swej relacji nie robi z tego tajemnicy:„Pospieszyliśmy się z atakiem szczytowym. Mój partner wspinaczkowyDarek Suchomski próbę wejścia na Pik Lenina ponawiałpo trzech latach i bardzo chciał tam dotrzeć. Odpoczęliśmyna wysokości 5000 metrów, potem weszliśmy na 6000, a następnegodnia mieliśmy w planach zdobycie szczytu. Chciałem zostaćjedną noc na tej wysokości ze względu na aklimatyzację.Przede wszystkim jednak, wcześniej niż ja szczyt, mnie zaatakowałabiegunka, a z nią przyszło osłabienie. Mimo wszystko poszliśmy.Na 6800 metrach, ledwie 300 metrów od szczytu, byłemtak wypompowany, że postanowiliśmy się wycofać”.Do celu brakowało niewiele, mieli jeszcze dziewięć dni na to,by ponowić próbę. Doskonale pamięta, że kiedy schodzili,z wielkim żalem patrzyli na przewodnika komercyjnej wyprawyirańskiej, prowadzącego na szczyt siedmiu śmiałków: „Szczęściarze,a my musimy wracać”.Nim dotarli do bazy, Suchomski dołączył do uczestnikówmiędzynarodowej akcji ratowniczej, ewakuującej Czecha, któryspadł z Nosa Lenina. Następnego dnia byli w bazie, gdzie czekałykolejne hiobowe wieści. Jednego z uczestników wyprawy,której jeszcze poprzedniego dnia zazdrościli sukcesu, transportowanowłaśnie przez szczeliny lodowe. Mimo poświęceniawielu ludzi i prób reanimacji, zmarł w wyniku obrzęku mózgu.Następny dzień przyniósł kolejną śmierć. Trzy dni, trzy wypadki,w tym dwa śmiertelne. Karpiński miał wówczas świado-Karpiński zwiedził magiczne miejsca, zdobywając przy tymdoświadczenia wspinaczkowe.mość, że ktoś srogo pogroził mu palcem. Jakby wszystkiego byłomało, skończyło się tak zwane okno pogodowe. W kronicewyprawy, którą prowadził w internecie Darek Suchomski, przezkolejne dni pojawiały się monotonne wpisy: „Od rana sypieśnieg i nie zamierza przestać”. Wówczas myśleli już i o zdobyciuszczytu, i zdążeniu na samolot do Polski.Dwudziestego trzeciego dnia wyprawy wrócili ponownie naszlak. Śniegu spadło blisko pół metra. Z wysiłkiem przedzieralisię przez plateau, na Nos Lenina, a potem pokonywali stromyodcinek do wierzchołka. Wreszcie, niemalże w ostatniej chwiliprzed terminem powrotu, stanęli na szczycie.Radość z tej krótkiej chwili była godziwą zapłatą za wszystkietrudy – ogrom przestrzeni, wspaniały widok, dający poczucienieograniczonej wolności. Niestety, jak to zwykle w życiubywa, szczęście jest limitowane: „Spędziliśmy na szczycie PikuLenina 12 pięknych minut. A potem już się nam spieszyło. Tegosamego dnia musieliśmy zejść do bazy na 4000 metrów, bo zadwa dni mieliśmy samolot do kraju. A przecież doskonale wiedzieliśmy,że brak czasu bywa zgubny, a wraz z pośpiechem pojawiasię niebezpieczeństwo”.W leżącym na pograniczu Chin i Pakistanu Karakorum, drugimpo Himalajach obszarze nasyconym ośmiotysięcznikami,rozpiera się wspaniały masyw Gaszerbrum. Jego najwyższeszczyty – Gaszerbrum I, Broad Peak i Gaszerbrum II – przekraczająwprawdzie zaczarowaną granicę 8000 metrów ledwieo kilkadziesiąt metrów, ale to nie znaczy, że są dla wspinaczymniejszym wyzwaniem.112NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyŁukasz Karpiński (3)Łukasz Karpiński i Dariusz Suchomski trzy lata po tym, jakstanęli na Piku Lenina, jako nowy cel wyznaczyli sobie właśnieGaszerbrum II ze szczytem na wysokości 8035 metrów nad poziomemmorza. Wyprawa była dla nich wielkim i trudnymprzedsięwzięciem, szczególnie – zdaniem Karpińskiego – jeślichodzi o podejmowanie decyzji: „Wiele, jeśli nie wszystko, zależywówczas od gospodarki zasobami energii, wiary w siebie,optymistycznego myślenia. A do tego należy zachować czujność,kontrolować samopoczucie i funkcjonowanie organizmu”.Pod względem dramaturgii wyprawa w niczym nie ustępowałatej sprzed trzech lat, do Pamiru. Były akcje ratownicze, widzieliśmierć… Wreszcie, w decydującym dniu wspinacze wyruszyliw górę. Wkrótce chory na żołądek i pozbawiony przezto sił Suchomski zaczął zdecydowanie zostawać w tyle. Niemiał szans na kontynuowanie wspinaczki. Karpiński nie ukrywa,że się rozpłakał. To nieopisane uczucie, gdy się ma szczytw zasięgu: „Musiałbym zostawić partnera na wysokości 6500metrów. Człowiek bije się wówczas z myślami: a jakby mu sięcoś stało? Mieliśmy łączność radiową, czekałem na słowa: «Łukasz,idź sam, dołącz do innych!». Bardzo wtedy cierpiałem.Bolało to, że nie poszedłem, wszystko się przecież układałow całość. Była determinacja, miałem świetne samopoczucie,wokół dobra pogoda. Znajdowałem się wysoko, przekonany, żewszedłbym na szczyt”.Radość na szczycieZa kilka dni miał jeszcze jedną szansę. Znakomicie się czuł.Dopingowało go również to, że dzień wcześniej wiele osób wyszłozdobywać szczyt. On też zaczął się szykować, założył jużraki. Noc była piękna, gwieździsta, wiał lekki wiatr.Rozpoczęła się gonitwa myśli. Poprzedniego dnia, podczasschodzenia zginęła Iranka. Zabrzmiały mu też w uszach słowaJacka Telera, uczestnika wyprawy: „Idziesz na własną śmierć?”.Tego samego Telera, który wcześniej dwukrotnie zawrócił kilkadziesiątmetrów od szczytu góry, gdyż ratował życie innychwspinaczy, i dopiero za trzecim razem osiągnął pełen sukces.Poza tym czekali z Agnieszką na dziecko.Kontynuować samodzielnie atak? Iść? Nie iść? Miał przed sobąjeszcze tysiąc metrów niebezpiecznej, samotnej wspinaczki.Około dziesięciu godzin podejścia, walki z wysokością w bardzotrudnych warunkach, gdy trzeba uważać na poręczówce, na trawersie,a pod samym szczytem pokonać jeszcze dość duże nachylenieśnieżnego stoku. A potem trzeba jeszcze wrócić…Zrezygnował! W himalaizmie umiejętność wycofania się wewłaściwym momencie jest równie cenna jak sztuka zdobywaniaszczytów. Pozostał jednak z pytaniem, na które nigdy nieznajdzie odpowiedzi: „Gdybym był wystarczająco szalony, toczy wszedłbym wtedy i zszedł z powrotem? Złe myśli odeszłydopiero wtedy, gdy już schodziliśmy w dół, do domu. Poczułemwówczas radość ze wspólnego powrotu, miałem świadomośćprzeżycia kolejnej, wspaniałej, wielkiej przygody, sprawdzeniasiebie”.Łukasz Karpiński nie wyobraża sobie życia bez gór. Ma dopiero33 lata i chciałby jeszcze wiele dokonać. Nie ukrywa też, żetragiczne zdarzenia, których na szczęście był jedynie świadkiem,a nie głównym bohaterem, uczą nabierać dystansu i szacunku dogór: „Czuję do nich wielki respekt. W dość krótkim czasie niezwykleintensywnie doświadczyłem zarówno ich czaru, magii,jak i mocy. Na szczęście mają tę szczególną właściwość, że każdemuoferują przeżycia na miarę jego możliwości”.góry, zdaniemŁukasza,mają tęwłaściwość,że każdemuoferująprzeżyciana miarę jegomożliwości•NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA113


| horyzonty SPOKÓJ NIEŚMIERTELNIKA |Potrójne krzyżeCmentarz w Glinnej może stać się największą w Polsce nekropolią niemieckichżołnierzy poległych na naszych terenach w czasie II wojny światowej.Anna DąbrowskaNa polskich ziemiach w obu wojnach światowychzginęło ponad 850 tysięcy żołnierzy niemieckichróżnych formacji. Przeszło pół miliona z nich poległow czasie II wojny światowej. Zabitych chowanow różnych, często przypadkowych grobach. Według danychniemieckich historyków, w Polsce może znajdować sięnawet 20 tysięcy takich miejsc.Mogiły bez stopniProblem uporządkowania wojennych grobów naszych zachodnichsąsiadów uregulował polsko-niemiecki traktat o dobrymsąsiedztwie i przyjaznej współpracy podpisany w 1991roku. Dzięki niemu od początku lat dziewięćdziesiątychXX wieku szczątki niemieckich wojskowych ekshumowane sąz cywilnych cmentarzy oraz przypadkowych miejsc pochówkui przenoszone do wojennych nekropolii. Porozumienie regulujeteż kwestie napisów na grobach. Nie mogą one informowaćo stopniach wojskowych poległych i formacjach, w których służyli.Ponadto zgodnie z traktatem koszt budowy cmentarzy,ekshumacji i pochówków żołnierzy pokrywa strona niemiecka.Poszukiwaniem znajdujących się na naszym terenie mogiłniemieckich żołnierzy i cywilów, budową nowych cmentarzyofiar wojen i ich pielęgnacją zajmuje się powołana specjalniew tym celu polsko-niemiecka Fundacja „Pamięć”. Według jejszacunków, dotychczas ekshumowano i przeniesiono nacmentarze wojenne szczątki ponad 165 tysięcy żołnierzy niemieckich,którzy zginęli w trakcie działań wojennych na terenienaszego kraju. Tylko w 2012 roku fundacja przeprowadziłaokoło trzech tysięcy takich ekshumacji.Organizacja współpracuje z istniejącym od 1919 roku NiemieckimNarodowym Związkiem Opieki nad Grobami Wojennymi(Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge). Pod114NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


horyzontyNa polskichziemiachw obu wojnachświatowychzginęło ponad850 tysięcyżołnierzyniemieckichróżnychformacjiopieką Volksbundu znajduje się teraz ponad 700 niemieckichcmentarzy w 43 krajach. W Polsce takich nekropolii jest trzynaście,między innymi znajdują się one w SiemianowicachŚląskich, dolnośląskich Nadolicach Wielkich, Warszawie,Gdańsku, Krakowie, Przemyślu czy Poznaniu.ANNA DĄBROWSKA (2)Historia w bloku granituOstatni Cmentarz Wojenny Żołnierzy Niemieckich powstałwe wsi Glinna, leżącej około 20 kilometrów na południe odSzczecina. Na ten cel w 2000 roku władze gminy Stare Czarnowo,do której należy wieś, podarowały Fundacji „Pamięć”spory, bo kilkuhektarowy teren na skraju południowo--wschodniej części Puszczy Bukowej, w sąsiedztwie parkukrajobrazowego.Jeszcze w tym samym roku obszar przyszłej nekropolii zostałogrodzony, a polscy i niemieccy żołnierze ustawili w centrumpolany tymczasowy drewniany krzyż. W kilkuletnią budowęcmentarza zaangażowali się Niemcy i Polacy, a przywznoszeniu krzyży i pomników pomagali żołnierze obu krajów.Jedna z jednostek Bundeswehry, 41 Brygada Pancernaz miasta Torgelow w Meklemburgii, objęła nawet wojennąnekropolię swoim patronatem.Cmentarz został starannie zaprojektowany i urządzony. Terenpolany podzielono na oddzielone od siebie alejkami numerowanekwatery, w których pochowano szczątki ekshumowanychżołnierzy. Na każdej kwaterze stoją po trzy kamiennekrzyże, gdzieniegdzie można też znaleźć małe tabliczkiz imieniem i nazwiskiem poległego żołnierza. W kilku miejscachumieszczono duże granitowe tablice z wyrytymi nanich setkami nazwisk pochowanych w Glinnej wojskowych,a także informacjami o datach ich urodzin i śmierci.Punktem centralnym cmentarza jest kilkumetrowy granitowykrzyż, do którego prowadzi od wejścia główna aleja.O tym, że odwiedzamy wojenne groby, informuje tylko dwujęzycznatablica na bramie, na samym cmentarzu brak jest jakichkolwiekmilitarnych akcentów. Obok wejścia powstał pawilonz wystawą prezentującą zadania i prace Fundacji „Pamięć”oraz Niemieckiego Narodowego Związku Opieki nadGrobami Wojennymi. W budynku wyłożono około 40 ksiągz nazwiskami, dokumentujących losy prawie 200 tysięcy niemieckichżołnierzy poległych w Polsce w czasie II wojnyświatowej lub uznanych za zaginionych. Obok pawilonu znajdziemyteż granitowy blok z wyrytym planem cmentarza.Cywilna kwateraKoszt budowy nekropolii – około 800 tysięcy euro – pokryłVolksbund. Cmentarz Wojenny Żołnierzy Niemieckichw Glinnej otwarto po sześciu latach prac, 15 lipca 2006 roku.Pięknie utrzymana i uporządkowana nekropolia leży naprzeciwkoleśniczówki i tuż obok słynnego ogrodu dendrologicznego.Usytuowano ją trochę poza samą wsią, kilkaset metrówod drogi Stare Czarnowo – Gryfino. Dojazd oznakowany jesttablicą informacyjną.Jeszcze w trakcie budowy cmentarza zaczęto przenosić tutajszczątki niemieckich żołnierzy. Jako pierwszych w 2000roku pochowano ponad 9,6 tysiąca wojskowych ekshumowanychze szczecińskiego cmentarza Centralnego. Potem doGlinnej trafiali polegli z wielu innych miejsc pochówku z terenówpółnocno-zachodniej Polski. W sumie spoczywa tutajponad 18 tysięcy Niemców, którzy zginęli w czasie II wojnyświatowej na ziemiach Pomorza Zachodniego.Latem 2009 roku na cmentarzu pochowano także ponaddwa tysiące niemieckich cywilnych ofiar tej wojny. Ich zbiorowąmogiłę odkryto rok wcześniej, w trakcie budowy hoteluw okolicach pokrzyżackiego zamku w Malborku. Masowygrób utworzyli prawdopodobnie Rosjanie, którzy opanowalimiasto w marcu 1945 roku. Decyzją Volksbundu odnalezioneszczątki złożono na cmentarzu w Glinnej, jednak w odrębnejkwaterze. W przyszłości będą do niej przenoszone także innecywilne ofiary wojny narodowości niemieckiej. Po tym pochówkuzmieniono nazwę nekropolii z „Cmentarz ŻołnierzyNiemieckich” na „Niemiecki Cmentarz Wojenny”.Na glinnickim cmentarzu docelowo miejsce ostatniegospoczynku będzie mogło znaleźć 32 tysiące osób. Stanie sięon wtedy największą w Polsce nekropolią, w której pochowanibędą niemieccy żołnierze polegli podczas II wojny. •NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA115


| pożegnania|Panu mjr. Leszkowi Falkowskiemuwyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściaskładają szef, żołnierze oraz pracownicy wojskaDelegatury Departamentu Kontroli w Bydgoszczy.Wyrazy szczerego współczuciaoraz słowa wsparcia w trudnych chwilach po stracieOjcaPanu pułkownikowiJackowi Dzięgielewskiemuskładają dyrektor oraz kadra i pracownicyDepartamentu Wychowania i Promocji Obronności MON.„Śmierć boli nie tych, którzy odchodzą,lecz tych, co wśród żywych pozostają”.Panu mł. chor. Piotrowi Ziętceoraz Jego Najbliższymwyrazy głębokiego współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciMamyskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojskaBatalionu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego.Naszemu Przyjacielowi i KoledzePanu płk. w rezerwieWojciechowi Kapysiowiwyrazy głębokiego żalui szczerego współczuciaz powodu śmierciTatyskładają żołnierze oraz pracownicyDepartamentu KontroliMinisterstwa Obrony Narodowej.Wyrazy szczerego współczucia oraz głębokiego żaluPanu plut. Hubertowi Kowalczykowiz powodu śmierciOjcaskładają komendant, żołnierze i pracownicyMazowieckiego Oddziału Żandarmerii Wojskowej.Panu ppłk. Zenonowi Piłatowiwyrazy głębokiego żalu i współczuciaz powodu śmierciMatkiskładają żołnierze Polskiego Zespołu Łącznikowegoprzy Sojuszniczym Dowództwie Sił Powietrznychw Ramstein.Z głębokim żalem i smutkiem przyjęliśmy wiadomośćo śmierciśp. mgr. inż. Wiesława Łabno,dyrektora ds. badań i rozwojuZakładów Mechanicznych Tarnów SA,cenionego i doświadczonego konstruktora i badacza,wieloletniego naszego współpracownika i przyjaciela,człowieka wielkiego serca.Z wyrazami współczuciadla Najbliższych– pracownicy Instytutu Techniki UzbrojeniaWydziału Mechatroniki i LotnictwaWojskowej Akademii Technicznej„Ci, których kochamy, nie umierają nigdy,bo miłość to nieśmiertelność”.Panu majorowi Ireneuszowi Chrostkowioraz Jego Najbliższymwyrazy głębokiego współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciMatkiskładają komendant główny, żołnierzei pracownicy wojska Żandarmerii Wojskowej.19 marca 2013 roku zmarłaMałgorzata Chrostek.Synowi – Panu majorowi IreneuszowiChrostkowi i całej Rodzinieskładamy wyrazy głębokiego współczucia.Żołnierze i pracownicy wojskaZarządu Dochodzeniowo-ŚledczegoKomendy Głównej Żandarmerii Wojskowej116NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


| pożegnania|Panu płk. dr. inż.Przemysławowi Kupidurze,zastępcy dziekana Wydziału Mechatroniki i LotnictwaWojskowej Akademii Technicznej,oraz Jego Rodziniewyrazy żalu i głębokiego współczuciaz powodu śmierciMatkiskładają współpracownicy z Instytutu TechnikiUzbrojenia Wydziału Mechatroniki i LotnictwaWojskowej Akademii Technicznej.Panu ppłk. Jerzemu Muchanajszczersze wyrazy żalu i współczuciaz powodu śmierciSiostryskładają szef, kadra zawodowa i pracownicy wojskaRegionu Wsparcia Teleinformatycznegowe Wrocławiu.Panu kpt. Tomaszowi Dziaduszkowiwyrazy głębokiego i szczerego współczuciaoraz żalu z powodu śmierciMatkiskładają współpracownicy z sekcji personalnej5 Pułku Inżynieryjnego oraz koledzy.Pani Marioli Mrózwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają dowódca, kadra i pracownicy wojskaCentrum Operacji Morskich.Wyrazy głębokiego współczuciai szczere kondolencjePani Annie Nawrockiejoraz Jej Rodziniez powodu śmierciMatkiskłada Pion Głównego Księgowego 14 WojskowegoOddziału Gospodarczego w Poznaniu.Wyrazy szczerego współczuciaPani ppor. Annie Jedynakz powodu śmierciOjca – Jana Dochniakaskładają dyrekcja i pracownicyWojskowego CentrumKrwiodawstwa i Krwiolecznictwa SPZOZw Warszawie.Pani ppor. Annie Jedynak,Koleżance z Wojskowego Centrum Krwiodawstwai Krwiolecznictwa w Warszawie,wyrazy głębokiego współczucia i żaluz powodu śmierciOjcaskładają kadra kierownicza, żołnierze zawodowii pracownicy Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia.Wyrazy współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciPana mjr. rez. Mariusza LenertaŻonie, Dzieciom i Najbliższymskładają szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowegow Katowicachoraz żołnierze i pracownicy WSzW.Wyrazy współczucia i szczere kondolencjez powodu śmierciPana gen. bryg. w st. spocz.Jana ŁazarczykaŻonie, Dzieciom i Najbliższymskładają szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowegow Katowicachoraz żołnierze i pracownicy WSzW.Panu Krzysztofowi Bielawskiemuwyrazy głębokiego współczucia i żaluz powodu śmierciMatkiskładają kadra kierownicza, oficerowiei pracownicy wojskaDepartamentu Polityki Zbrojeniowej MON.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA117


| pożegnania|Panu gen. bryg.dr. Wiesławowi Grudzińskiemuwyrazy głębokiego współczucia i żaluz powodu śmierciMatkiskładają dowództwo, żołnierze i pracownicy wojskaCentrum Wsparcia Teleinformatycznego Sił Zbrojnych.Panu płk. rez. Witoldowi Klingerowii Jego najbliższej Rodziniewyrazy głębokiego współczucia i szczerego żaluz powodu śmierciMatkiskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojskaCentralnej Grupy Działań Psychologicznych.Panu dr. hab. Andrzejowi Glenowi,prorektorowi ds. naukowychAkademii Obrony Narodowej,wyrazy głębokiego współczucia i żaluz powodu śmierciBrataskładają rektor-komendant, kadra i pracownicy AON.Panu st. szer. Dawidowi Binioi Jego najbliższej Rodziniewyrazy głębokiego współczucia i szczerego żaluz powodu śmierciMatkiskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojskaCentralnej Grupy Działań Psychologicznych.Księdzu Janowi Krasowskiemuwyrazy szczerego współczucia i żaluz powodu śmierciOjcaskładają prezes, sędziowie i pracownicyWojskowego Sądu Garnizonowegow Warszawie.Pani Annie Orczykwyrazy głębokiego współczucia oraz szczere kondolencjez powodu śmierciMamyskładają szef oraz kadra i pracownicy wojskaWojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Krakowie.Panu sędziemupłk. rez. Romanowi Drykowiwyrazy szczerego współczucia i żaluz powodu śmierciŻonyskładają prezes, sędziowie i pracownicyWojskowego Sądu Garnizonowego w Warszawie.Panu majorowi Robertowi Świtoniowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściaskładają komendant, kadra i pracownicy wojska4 Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu.Wyrazy głębokiego żalu i współczuciaz powodu śmierciPani Krystyny DąbrowyRodzinie i Bliskimskładają komendant, kadra i pracownicy wojska45 Wojskowego Oddziału Gospodarczegow Wędrzynie.Drogiemu Koledzemajorowi Jerzemu Brudnickiemui Jego Najbliższymwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają przełożeni oraz koleżanki i koledzyz 2 Regionalnej Bazy Logistycznej.118NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


| pożegnania|Wyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaPanu kpt. Emilowi Ćwiklińskiemuoraz Jego Rodziniez powodu śmierciDziadkaskładają szef, żołnierze, strażacy oraz pracownicyWojskowej Ochrony Przeciwpożarowej.Panu Tadeuszowi Łomonosowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściaskładają komendant, kadra i pracownicy wojska4 Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu.Wyrazy głębokiego żalu i szczerego współczuciaPanu ppłk. Wiesławowi Cieślioraz Jego Rodziniez powodu śmierciOjcaskładają szef, żołnierze, strażacy oraz pracownicyWojskowej Ochrony Przeciwpożarowej.Panu kpt. Krzysztofowi Frydrysiakowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściaskładają komendant, kadra i pracownicy wojska4 Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu.Panu kmdr. ppor.Maciejowi Nadolskiemuoraz Jego Rodziniewyrazy głębokiego współczucia z powodu śmierciTeściaskładają komendant, żołnierze oraz pracownicy wojskaKomendy Portu Wojennego w Gdyni.Panu Romanowi Gackowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściaskładają komendant, kadra i pracownicy wojska4 Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu.Panu ppłk. pil. Mirosławowi Gumnemuoraz Jego Najbliższymwyrazy szczerego współczucia i głębokiego żaluz powodu śmierciMatkiskładają dowódca, żołnierze i pracownicy wojska1 Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych.Panu Stanisławowi Nastałowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciTeściowejskładają komendant, kadra i pracownicy wojska4 Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu.Panu mjr. Sebastianowi Malczewskiemui Jego Rodziniewyrazy ogromnego współczuciaz powodu tragicznej śmierciCórki Milenyskłada szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego– dowódca Garnizonu Olsztyn płk Andrzej Szczołekwraz z żołnierzami i pracownikami wojskaGarnizonu Olsztyn.Pani Romanie Ciołczykwyrazy szczerego żalu i współczuciaz powodu śmierciMamyskładają komendant, kadra i pracownicy wojska4 Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA119


| pożegnania|Pani Renacie Matyniwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają dowódca operacyjny, żołnierze i pracownicywojska Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.Pani Renacie Matyniwyrazy głębokiego współczuciaoraz szczere kondolencjez powodu śmierciTatyskładają żołnierze i pracownicy Oddziału KadrDowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych.Panu podpułkownikowiWłodzimierzowi Pigoniowiwyrazy głębokiego współczucia i szczerego żaluz powodu śmierciMamyskładają komendant, kadra i pracownicy wojskaCentrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie.Pani Iwonie Gembarzewskiejwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciMamyskładają dowództwo, żołnierze oraz pracownicy wojska37 Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej.Panu st. kpr. Marcinowi Stachniukowiwyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciMamyskładają dowództwo, żołnierze oraz pracownicy wojska37 Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej.„Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło. (…)Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu. (...)Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,A serce swej pociechy darmo upatruje” (...)Niech słowa Jana Kochanowskiegochoć w części wyrażąnasz żal i współczucieplut. Rafałowi Błaszczykowipo śmierciDziecka.Dowódca oraz kadra batalionu logistycznego1 Warszawskiej Brygady PancernejPanu plutonowemuRafałowi Błaszczykowiwyrazy najgłębszego współczucia i żaluz powodu śmierciDzieckaskładają dowódca, kadra oraz pracownicy wojska1 Warszawskiej Brygady Pancernej.Panu Bolesławowi Grząbcewyrazy szczerego współczucia i głębokiego żaluz powodu śmierciOjcaskładają szef, kadra zawodowa i pracownicy wojska12 Terenowego Oddziału Lotniskowegow Warszawie.Panu płk. Wiesławowi Molekskładam – w imieniu własnym oraz kierownictwai pracowników Biura Bezpieczeństwa Narodowego– wyrazy szczerego współczucia i żaluz powodu śmierciMamyStanisław KoziejSzef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.120NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


| pożegnania|Naszemu koledzeBogusławowi Politowskiemuskładamy wyrazy szczerego współczuciaz powodu śmierciSiostry.Pracownicy Wojskowego Instytutu WydawniczegoPanu Józefowi Zielińskiemuskładamy wyrazy głębokiego żaluz powodu śmierciTeścia i Brata.Koleżanki i koledzyz Wojskowego Instytutu WydawniczegoPanu Wojciechowi Nowakowiwyrazy głębokiego współczuciaoraz szczere kondolencjez powodu śmierciMatkiskładają szef, kadra i pracownicyRegionu Wsparcia Teleinformatycznegowe Wrocławiu.Z ogromnym żalem przyjęliśmy wiadomośćo śmierciHanny Szewczykpracownicy Zarządu Planowana Logistycznego A-4Dowództwa Sił Powietrznych.Wyrazy najgłębszego współczuciai szczere kondolencjeRodzinie Zmarłej i Bliskimskładają kadra i pracownicy wojska ZarząduPlanowania Logistycznego A-4Dowództwa Sił Powietrznych.Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierciprofesora Andrzeja Garlickiego,który gościł na łamach „Polski Zbrojnej”.Pracownicy Wojskowego Instytutu Wydawniczego7 kwietnia 2013 roku w wieku 65 lat zmarł naglepłk rez. dr Edward Pomykała,zasłużony oficer Wojska Polskiego,długoletni szef Oddziału NaukowegoAkademii Obrony Narodowej.Wyróżniony wieloma odznaczeniami państwowymii resortowymi, m.in. Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługioraz złotymi medalami: „Siły Zbrojne Służbie Ojczyzny”i „Za Zasługi dla Obronności Kraju”.Z Żoną, Córką, Synem z Wnukamioraz wszystkimi Bliskimiłączą się w żalukadra i pracownicy Akademii Obrony Narodowej.Panu ppłk. rezerwy Stanisławowi Kuziwyrazy szczerego oraz głębokiego współczuciaz powodu śmierciŻonyskładają kadra i pracownicy WojskowejKomendy Transportu w Krakowie wraz z delegaturamiw Kielcach i Łodzi.Panu Marcinowi Kuziwyrazy szczerego oraz głębokiego współczuciaz powodu śmierciMamyskładają kadra i pracownicy WojskowejKomendy Transportu w Krakowie wraz z delegaturamiw Kielcach i Łodzi.Panu por. MarcinowiSzostakowskiemuwyrazy najgłębszego żalu i współczuciaz powodu śmierciMatkiskładają komendant oraz koledzy i koleżankiz Oddziału Żandarmerii Wojskowej w Szczecinie.Panu ppłk. Marcinowi Zachmanowioraz Jego Bliskimwyrazy głębokiego współczuciaz powodu śmierciOjcaskładają koleżanki i koledzy z SKW.NUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA121


horyzonty| kolekcja–74|OficerBundesgrenzschutzTo pierwsza zmilitaryzowana organizacja wojskowa utworzonaw Niemczech po II wojnie światowej, która rozpoczęładziałalność cztery lata wcześniej niż siły zbrojne RFN.Radosław DąbrowskiNiemiecka straż graniczna (Der Bundesgrenzschutz,BGS) została powołanana mocy specjalnej ustawy w marcu1951 roku. Jako organizacja stricte policyjna podlegałaministerstwu spraw wewnętrznych i miałazajmować się przede wszystkim ochroną granic powstałegoz tak zwanych zachodnich sektorów okupacyjnychnowego państwa – Republiki FederalnejNiemiec. Już od chwili powołania BGS miałabyć pierwszą linią obrony terytorium RFN, a tymsamym państw zachodnich przed ewentualną agresjąbloku wschodniego. Z tego powodu przez całyokres istnienia formacji duży nacisk kładziono nawojskowe wyszkolenie funkcjonariuszy ochotnikówi ich specjalistyczne wyposażenie. Gdy powołanodo życia armię (Der Bundeswehr), większośćbrzemienia zbrojnej ochrony granic zdjętoz barków BGS, ale nadal to straż graniczna sprawdzałapraktyczną przydatność broni strzeleckiejnowych wzorów, wyposażenia, a nawet niektórychpojazdów pancernych i cięższego uzbrojeniaprzed ich zakupem za granicą, przed rozpoczęciemprodukcji w kraju i przed wprowadzeniemdo uzbrojenia i wyposażenia armii. Przy czymprzez cały czas starano się zachować elitarność tejochotniczej służby, czego dowodem było stopniowerozszerzanie zakresu jej działalności, a od1972 roku przejęcie przez BGS odpowiedzialnościza bezpieczeństwo prezydenta i FederalnegoTrybunału Konstytucyjnego Niemiec.Zaprezentowana sylwetka funkcjonariusza Bundesgrenzschutzuto oficer tej formacji występującypodczas oficjalnych okazji – świąt, defilad czy warthonorowych. Oryginalny mundur zdobyłem dziękiwymianie ze znajomym kolekcjonerem. Uwagęzwraca zielonkawy kolor tkaniny (tak zwany Moosgrün)wprowadzony w 1976 roku dla personeluBGS-u zamiast wcześniej stosowanych szarych lubpolowych mundurów w charakterystycznych kamuflażach(Sumpftarn). Pod marynarkę włożyłemsłużbową koszulę w kolorze „bambusowym” i zielonykrawat. Srebrne naramienniki na marynarcewskazują na stopień Leutnant der BGS, odpowiadającypolskiemu podporucznikowi. Charakterystycznasrebrzysta naszywka na lewym rękawie pozanazwą formacji przedstawia wizerunek orła– godła Republiki Federalnej Niemiec.Na nogach mam niskie saperki (stosowane odpoczątku istnienia BGS-u). Dopełnieniem mundurujest zielony beret z metalowym godłem,wprowadzony jako oficjalne nakrycie głowyw 1980 roku. Na czarnym skórzanym pasie mamzawieszone dwie ładownice na magazynki, podtrzymywanecharakterystycznymi czarnymi szelkami.Uzbrojony jestem w karabin automatycznyGewehr G3 – od 1959 roku był przepisową broniądługą armii, powszechnie używaną przez BGS.Ciekawostką jest stosunkowo rzadko montowanyna karabinach HK G3A3 oraz A4 (z kolbą składaną)celownik optyczny Hensoldt Fero Z-24 o czterokrotnympowiększeniu, wskazujący na używaniebroni przez strzelca wyborowego. •W następnym numerze:grenadier pancerny WehrmachtuNUMER 5 | MAJ 2013 | POLSKA ZBROJNA123


| horyzonty Pod ostrzałem|Zielony beretz metalowym godłemNazwa: funkcjonariuszniemieckiej strażygranicznejDatowanie: lataosiemdziesiąte XX wiekuGrupa: Klub MiłośnikówHistorii „Warszawa”Dwie ładownicena magazynki,podtrzymywanecharakterystycznymiczarnymi szelkamiKarabin automatycznyGewehr G3Niskie saperki, którenosili żołnierze odpoczątku istnienia BGS-u.marek jaśkiewicz (4)124NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


patronat polski zbrojnej


horyzonty wydarzenia po służbie| |arch.karr/arkadiusz majewskizamkiPiastowski gródNa stromym bazaltowym wzgórzu wznoszą się malownicze ruiny zamku,prawdopodobnie najstarszej murowanej warowni na ziemiach polskich.Pierwszy obronny drewniano--ziemny gród na Górze Zamkowejwe Wleniu powstał w X wiekui strzegł granicy z Czechami. Sądwie teorie dotyczące wzniesienia tutajkamiennej twierdzy. Według części historykówmurowanie zamku rozpoczętopo 1163 roku za panowania księcia śląskiegoBolesława Wysokiego. Twierdzawe Wleniu byłaby wtedy najstarszą murowanąwarownią na obecnych ziemiachpolskich. Według niektórych badaczykamienny zamek we Wleniu wybudowałksiążę Henryk Brodaty po 1201 roku.Na szczycie wzniesienia powstaływtedy sześcioboczny stołp, kaplica,czworokątna mieszkalna wieża i mur obwodowyz łupanego kamienia. Budowękontynuował Henryk Pobożny, a kiedypoległ w bitwie pod Legnicą, jego synBolesław II Rogatka. Rozebrano wtedysześciokątną wieżę obronną. Zastąpił jąstojący do dziś donżon o cylindrycznejpodstawie, wysokości 12 metrów i grubościmurów dochodzących do 3 metrów.Rogatka zasłynął z awanturniczegożycia, a w zamkowych lochach więziłswoich przeciwników: biskupa wrocław-skiego Tomasza i swego bratanka księciawrocławskiego Henryka IV Probusa.Po podziale dzielnicowym Polski budowlastała się własnością świdnicko-jaworskiejlinii Piastów. Jeden z nich, książęBolko II, w połowie XIV wieku rozbudowałtwierdzę o zamek średni i dolny.W 1368 roku warownia przeszła jakolenno w ręce rodów rycerskich. Od tejpory pozostawała własnością prywatną,a jej gospodarzami byli przedstawicielerodów Zedlitz, Reder, Hochberg orazSchaffgotsch. Podczas toczących sięw pierwszej połowie XV wieku wojenksiążkaCienie wilkołakówNiemiecka partyzantka miała być wzorowana na Armii Krajowej.Pod koniec II wojnyświatowej nad nazistamizawisło widmo wkroczeniawojsk alianckich naziemie starej Rzeszy. Najwyżsirangą członkowieNSDAP, SS i Wehrmachtu,pamiętając, ile problemówsprawiła im partyzantka nazapleczu całego frontuwschodniego i w Polsce,zabrali się za organizowa-nie dywersji na swoim terytoriumpo zajęciu tych ziemprzez wroga.Pierwsze grupy Werwolf,złożone z żołnierzy Wehrmachtuspecjalnie przeszkolonychw działaniach dywersyjnych,działały na tereniePrus Wschodnich już w 1944roku. Zanim „wilkołacy” zostalirozbici w pierwszychmiesiącach po wojnie, spra-wili wiele kłopotów i szkód aliantom.Książka Perry’ego Biddiscombe’a townikliwa analiza działań tej enigmatycznejorganizacji, która miała uratowaćIII Rzeszę od ostatecznej klęski.Autor przybliża charakter działań orazcele, którymi kierowali się najbardziejfanatyczni naziści. Najczęściej „wilkołakami”były dzieci z Hitlerjugendi osamotnione oddziały wojska, któreokrążone starały się nękać wrogaw każdy możliwy sposób, lub esesmani,działacze partyjni i gestapowcy, niemającyjuż nic do stracenia. •Jakub NawrockiPerry Biddiscombe, „Werwolf. Brunatnipogrobowcy Hitlera”, Czerwone i Czarne, 2013126NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


husyckich zamek był kilkakrotnie oblegany,mimo to pozostał jedną z nielicznychfortec, które odparły oblężenie.W 1465 roku właścicielem twierdzyzostał Hans von Zedlitz, jeden z najgroźniejszychrycerzy zbójników grasującychw okresie późnego średniowieczana terenie Śląska. Napadał na kupców,łupił mieszkańców miasta i wieśniaków.Spokojniejszy był kolejny pan na zamku– Sebastian von Zedlitz-Neukirch. Za jegoczasów warownię przebudowanow renesansową rezydencję, nie straciłaona jednak obronnego charakteru. PodhoryzontyVademecumZamek we Wleniu – leżącym w województwiedolnośląskim pomiędzy JeleniąGórą a Zgorzelcem – niełatwo jest znaleźć.Warownia znajduje się bowiem w sąsiedniejwsi Łupki na wysokim, górującymnad okolicą, wzgórzu porośniętym lasem.Dojechać można tam wyłącznie autem.Z Wlenia trzeba kierować się drogą na LwówekŚląski i skręcić w lewo do Łupek. Automożna zostawić w pobliżu zabudowańdworskich. W zamku trwa remont, ale możnado niego podejść i obejrzeć ruiny za darmo.Zanocujemy we Wleniu, korzystającz agroturystyki albo w zabytkowych budynkachpo byłym pałacu, dla oszczędnych sąnoclegi z własnym śpiworem w szkolnymschronisku młodzieżowym.wyższono mury i wieżę oraz skonstruowanodrewniany, ponaddwukilometrowywodociąg, doprowadzający wodę dozamku z pobliskiego wzgórza.W czasie wojny trzydziestoletniej fortecękilkakrotnie oblegały i zdobywaływojska szwedzkie i cesarskie. Wreszciew 1646 roku na polecenie cesarskiegogenerała Montecuculiego zamek zostałwysadzony w powietrze. Od tej pory budowlapozostała ruiną. Co prawda powojnie ruiny nabył Adam von Kaulhaus,pułkownik króla francuskiego LudwikaXIII, ale zamiast odbudować zamek,wzniósł u jego podnóża barokowy pałacyk.Ostatnim właścicielem wzgórzazamkowego była rodzina von Haugwitz,w której rękach pozostało ono do końcaII wojny.Zamek, dziś zwany Lenno lub WleńskiGródek, był chętnie odwiedzanyprzez turystów. Z dobrze zachowanejbaszty można było podziwiać pasmoKarkonoszy i Pogórza Izerskiego. Niestetyz powodu braku gospodarza i jakichkolwiekmodernizacji pogarszał sięstan ruin i w 2006 roku runął południowo-zachodnimur zamku, a jego basztamocno się przechyliła. Latem 2009 rokurozpoczęto odbudowę zawaliska i zabezpieczeniebudowli. Dzięki pieniądzomgminy i dotacjom MinisterstwaKultury i Dziedzictwa Narodowegowzniesiono zawaloną ścianę, wzmocnionobasztę, uporządkowano zawaliskoi zabezpieczono pozostałe mury. Pracepotrwają jeszcze rok lub dwa lata. •Anna DąbrowskaksiążkaMiłośnicy strategiimają materiał dowszechstronnej analizy – książkęo przełomowej kampanii w II wojnieświatowej na Pacyfiku. Michał A. Piegzik,autor „Guadalcanal 1942–1943”,uważa bowiem, że to właśnie ta bitwa,a nie bitwa o Midway, stała się punktemzwrotnym w tym konflikcie.Trwająca ponad sześć miesięcy kampaniana Guadalcanal skończyła sięklęską Cesarstwa Japonii. Po raz pierwszyw wojnie na Pacyfiku JapończycyPoczątek końcazostali zepchnięci do defensywy. Był toteż początek końca japońskich sił powietrznych.Autor z niezwykłą precyzjąkreśli plany ofensywne obu stron.Przedstawia też liczebność oraz uzbrojeniesił ekspedycyjnych przeciwników,a także przebieg walk na lądzie i bitewmorskich, które często relacjonuje godzinapo godzinie.•Włodzimierz KaletaMichał A. Piegzik, „Guadalcanal 1942–1943”,Bellona, 2013127


| horyzonty po służbie|książkaKto uratujehonor żołnierza?Winą za śmierć afgańskich kobiet i dzieci obarczeni zostają polscyżołnierze. O ich dobre imię może walczyć tylko jedna osoba.Akcja powieści „Ostatni świadek”Marcina Ogdowskiego rozpoczynasię informacją o śmierci polskiego żołnierzapodczas zbrojnego ataku. Kilkadni później w wiosce Nabud Khel,gdzie doszło do tragedii, w wynikustarcia z talibami giną kobiety i dziecioraz kilkunastu rebeliantów. Polskiemedia bardzo szybko wydają wyrok:winą za to, co się wydarzyło, obarczenizostają polscy żołnierze.Fabuła książki Ogdowskiego, choćopowiada o wydarzeniach fikcyjnych,nawiązuje do tych rzeczywistychz 2007 roku. Doszło wówczas w afgańskiejwiosce Nangar Khel do podobnejtragedii. Śmierć ponieśli cywile. W mediachza sprawców zostali wówczasuznani polscy żołnierze, mimo iż postępowaniesądowe nie było zakończone.Szkicując tło tragicznych wydarzeńw Nabud Khel, Ogdowski przedstawialosy kilku żołnierzy: Jelonka, Żulowskiego,Szczypiorskiego i Kowalewskiej.Stara się przy tym oddać klimatsłużby w Afganistanie, dlatego międzykażda stronapowieści niemalpachnie wojskieminnymi posługuje się barwnym, wiarygodnymjęzykiem i żołnierskim żargonem.Dzięki temu każda strona powieściniemal pachnie wojskiem. Widać,że Ogdowski bardzo dobrze zna zarównośrodowisko, jak i ludzi, o którychpisze.Losy bohaterów zostały przedstawionebardzo realistycznie, a przy tym intrygująco.Przejmujący jest zwłaszczalos Jelonka, który przeżywa tragedięswojego szwagra (okaleczony w walce),podupada na zdrowiu, a mimo tonie chce porzucić swoich kompanóww walce. Boi się tego, że lekarze mogąu niego zdiagnozować PTSD, co zmusiłobygo do powrotu do Polski. Nie poddajesię jednak swoim słabościom i jedziena akcję do Nabud Khel.ogłoszenieDobrze i przekonująco napisana fabułajest dla Ogdowskiego sposobem naporuszenie kilku ważnych problemów.Do najbardziej jaskrawych kwestii podjętychprzez niego należy zaliczyć osobliwymechanizm, który doprowadzado społecznego i medialnego linczu naoskarżonych żołnierzach.„Ostatni świadek” to powieść napisanaprzez dziennikarza, korespondentawojennego, wielokrotnego uczestnikamisji w Iraku i Afganistanie. MarcinOgdowski jest także autorem jednegoz najbardziej poczytnych blogów o tematycewojskowej (zAfganistanu.pl)i laureatem Buzgdygana, nagrody miesięcznika„<strong>Polska</strong> <strong>Zbrojna</strong>”. „Ostatniświadek” to druga książka autora. Dwalata wcześniej opublikował materiałprezentowany wcześniej na blogu. •MagdalenaKowalska-SendekMarcin Ogdowski, „Ostatni świadek”,Warbook, 2013Zjazd absolwentówpromocji 1973Wyższej Szkoły OficerskiejWojsk Zmechanizowanychim. Tadeusza KościuszkiKoszt uczestnictwa:330 złotychTermin wpłat upływa31.07.2013 roku20–22 września 2013 roku z okazji czterdziestolecia promocji na pierwszy stopień oficerski odbędzie się zjazd absolwentówWyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych im. Tadeusza Kościuszki.Zgłoszenia oraz ewentualne pytania należy kierować do wymienionych osób:Lech Sierpiński, tel. 604 227 059; Włodzimierz Naumiuk, tel. 604 135 322; Zdzisław Smoliński, tel. 500 372 812; Jan Urbański, tel. 516 049 833Wpłat należy dokonać na konto: 74 1020 5226 0000 6502 0330 0381 z dopiskiem „Promocja 1973”.128NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


| horyzonty opowieści starego poligonu|Pot na dyscyplinęGdy wojsko się nudzi, to mu głupie myśli do głowy przychodzą.Włodzimierz KaletaJedną z żelaznych zasad sprawnego dowodzenia przekazywanychprzez dowódców z pokolenia, rzec można, napokolenie była maksyma – ostrzeżenie, że gdy wojskosię nudzi, to mu głupie myśli do głowy przychodzą.A wtedy dyscyplina siada i dowódca może mieć duże kłopoty.Dlatego wodzowie każdego szczebla starali się, by ichpodwładni nigdy się nie nudzili. W czasie wolnym od szkolenia,w koszarach czy na poligonie, dowódcy organizowaliwięc konkursy ze znajomości armatniej lufy czy inne równie„ważne” i bezsensowe zajęcia. Pewnie dlatego w żołnierskichopowieściach tak wiele wspomnień o wykonywaniu bezsensownychczęsto zadań i o głupich działaniach.Jak wiele prawdy jest w stwierdzeniu, że najlepszym sposobemna utrzymanie wysokiej dyscypliny jest danie żołnierzomw kość, przekonali się na własnej skórze między innymirakietowcy z Choszczna. Na początku lat osiemdziesiątychubiegłego wieku szkolili się na jednym z letnich poligonów.Byli w polu od tygodnia, przygotowywali się do ważnych zajęć.I już dawno znudziło im się ciągłe powtarzanie tych samychczynności.Tęsknotę za pozostawioną daleko rodziną wojsko zwykłotopić w alkoholu. Ale z obozowiska do najbliższych sklepówtrzeba by maszerować godzinami. Naprzeciw żołnierskim po-krzysztof wojciewskitrzebom wychodzili oficerowie wychowawczy (wówczas polityczni),którzy oprócz ustawiania plansz przed klubem żołnierskimszukali między innymi najlepszych miejsc zaopatrywaniażołnierzy w wodę. Zawsze jakoś tak się dziwnie składało,że najlepsza woda była z reguły w gorzelni. Tak stało sięi tym razem. Wdzięczni za odwiedziny żołnierzy jej pracownicyoprócz wody obdarowali rakietowców sporym wiadremgorzałki z któregoś tam tłoczenia przed rektyfikacją spirytusu.Wody ognistej przywiezionej przez politruków było wystarczającodużo, by poprawić nastroje kadry zawodowej całegopododdziału radiotechnicznego.Ponieważ jednostka w Choszcznie była tak tajna, że wiedzielio niej, jak żartowano, tylko mieszkańcy miasteczka, kadraliczyła na to, że w sobotnie popołudnie nikt jej raczej niepokoićnie będzie. Naczynie z samogonem postawiono z tyłusanitarki zaparkowanej przed klubem żołnierskim i każdyz żołnierzy zawodowych chcący z napitku skorzystać otwierałtylne drzwi pojazdu, by kubkiem czerpać z wiadra do woli.Po pewnym czasie poprawił się wyraźnie nastrój kadry. Takżedowództwa pododdziału, które w swoim kontenerze spożywałoprawdziwą monopolową wódeczkę dostarczaną przezpodoficera odbierającego w Drawsku pocztę.Nagły warkot śmigłowca był dla rakietowców niczym gromz jasnego nieba. Przyleciał wysoki rangą oficer. Kto mógł,skrył się natychmiast w lesie. Przełożony przeszedł przezobóz, trafił do namiotu dowództwa, gdzie konsumpcja trwaław najlepsze. Zrobił regulaminowy w tył zwrot, podszedł dooficera dyżurnego, który z trudem starał się utrzymać na nogach.Na pytanie przełożonego, czy ktoś z kadry w oboziejest trzeźwy, przerażony powiedział prawdę – nikt. Wysokirangą oficer pomaszerował do śmigłowca i odleciał. W pododdzialewszyscy natychmiast wytrzeźwieli. Zaczęli tworzyćnajróżniejsze scenariusze, co też ich czeka dalej.Alarm ogłoszono im jeszcze sobotniej nocy. Zmieniali stanowiskai rozbijali obozy w coraz to nowych rejonach przeztrzy dni, zanim wymęczeni wrócili do tego samego miejscastacjonowania, z którego wygonił ich rozkaz dowódcy. Jednakpodczas ćwiczeń swoje zadania wykonali bardzo dobrze.Do dziś zastanawiają się, jaki wpływ na dyscyplinarne konsekwencjewcześniejszej, zabawowej soboty miała wysoka ocena,którą wówczas otrzymali. W każdym razie przełożeni nigdydo tego wydarzenia nie wrócili.•130NUMER 5 | maj 2013 | POLSKA ZBROJNA


ArmiAPolitykAPoligonsPortmisjeHistoriAWiArygodne, AktyWnePrzestrzenie informAcjiwww.polska-zbrojna.plblogiŚwiatKadryWojskowy Instytut Wydawniczy Al. Jerozolimskie 97 00-909 Warszawa +48 22 6 845 365 sekretariat@zbrojni.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!