Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty postrach; a jak to zwykle działo się: je.dni oskarżali Polaków, drudzypanów litewskich, największa jednakowoż liczba kniazia Glińskiego;a wszyscy z tęsknotą oczekiwali przybycia Zygmunta Jagiełły, jedynegoobrońcy w tak wielkiej potrzebie.I ta k razu jednego z rana, stałem na placu pomiędzy uskarżającymisię mieszkańcami, i starałem się ich pocieszyć, wystawiając im, żeprzecież jeszcze nic nie jest straconem, dopóki Gliński, ten walecznybohater dowodzi wojskiem; że wkrótce nagrodzi on to, co przez zwłokęstracono, i świetnem zwycięztwem nad psami tatarskiemi zawstydziswoich nieprzyjaciół, a niebawem powróci do W ilna z bogatymłupem, rozweselić zacnych obywateli: powróci z biesiadami i wielkieminaczyniami napełnionemu miodem. Lecz usłyszałem tu i owdziegłosy pomiędzy pospólstwem: — Nie wierzcie jego mowie, to jedenz rozpustnych towarzyszów Glińskiego! — A drudzy znowu: — Nie!nieprawda! to jest syn starego Grzegorza Lackiego, byłego kasztelanakijowskiego, starosty wileńskiego, godzien zaprawdę naszego zaufania,wszak to zacny szlachcic, a nasz starościc.Wtem postrzegłem , że na wieży po nad bramą zamkową, powiewazatknięta królewska chorągiew zpolskim białym orłem i z jeźdźcemlitewskim, którą tylko wywieszają w czasie obecności wielkiegoksięcia: w tejże samej chwili przybiegł do mnie jeden z dworui m ów ił:— „Pośpieszajcie panie Lacki, niech wasi ludzie wystąpią na ró wninie i na schodach; bo najjaśniejszy pan nie dalej znajduje się, jakna sześć staj od bramy.”Wówczas przypomniałem sobie natychmiast, że powinienem spiesznietę wiadomość zanieść greckiemu mistrzowi. Zleciłem tedynamiestnikowi w przechodzie uporządkowanie żołnierzy, a sam pobiegłemszybkim krokiem do wieży Skirgiełły. Zapomniawszy o blaszemetalicznej w przedpokoju i o przestrodze uczonego doktora, poszedłemprosto ku drzwiom, a że były zamknięte, jąłem kołatać. Niktnie odpowiada, tylko z wewmątrz słychać było jakieś osobliwsze głuchemruczenie; zastukałem raz jeszcze, i gdy mi nie otwierano, uderzyłemnogą mocno we drzwi, które natychmiast z zardzewiałych haków wyskoczyły.Pozwólcie mi, mój szanowny mości hetmanie wielki i dobrodzieju,opisać, co tam widziałem, ile na prędce, nic bawiąc tam długo,mogłem zobaczyć.Pokój był odmieniony. Tkane kobierce przyozdobione osobliwszemiobrazami, osłaniały dębowe taflowanie ścian; w jednym kąciestał mały żelazny piecyk, który pomimo gorącej pory roku, ażdo czerwoności był rozpalony, a z niego wychodziły duszące pary.Przy piecu Turek, przysiadłszy na piętach, na ziemi zajęty był rozniecaniemognia, na około pokoju pełno stało półek z flaszami i retortami
H IPO LIT BORATYŃSKI. 95różnej wielkości. Zwierciadła różnego rodzaju i inne osobliwszesprzęty okrywały posadzkę; w pośrodku zaś stała szafka niezwykłegokształtu, podobna do pogańskiego ołtarza, a lśniąca jak srebro. Naniej były dwa wizerunki z tegoż samego kruszcu; jeden wyobrażałokropnego starca, trzymającego w ręku pęk wężów, a drugi piękną kobietętrzymającą zwierciadło. Przed ołtarzem klęczał mistrz Laskaris,ubrany w płaszcz ciemnego koloru i schylony nad obrazem przezpołowę zwyczajnego wzrostu, czy króla, czy też książęcia jakiego, któryna jakimś rodzaju łoża purpurowego leżał przed tym ołtarzem.Wszelako nie mogłem rozpoznać rysów wizerunku, ani nawet wiedzieć,co z nim robił filozof; zdawało mi się jednak, że piersi, ręce i nogitego posągu, przebite były małemi, srebrnemi strzałami.Na łoskot, jaki sprawiły drzwi wyłamane, Hermippus Theophilactusz potłumionym krzykiem podskoczył do góry i Turek takżeodbiegł od pieca. Przybliżył się on do mnie i pochwyciwszy gwałtowniejedną ręką za ramię, drugą prędko sięgnął do pasa, po za którymbłyszczało coś nakształt rękojeści sztyletu. Tak stojąc, rzucił szczególniejszy,zapytujący wzrok na doktora, który nań lekkim potrząśnieniemgłową odpowiedział. Kiedy więc zuchwałego niewolnika gwałtownieod siebie odepchnąłem, ustąpił 011 mrucząc na stronę, a jegookropne oczy błyskawice na mnie miotały. W tedy Grek Laskarispodniósł prawą rękę i wskazał palcem na drzwi po za mną będące.Zrozumiałem jego giest, a zmięszany i zdziwiony tem, co widziałem,wyszedłem do przedpokoju, dokąd mistrz zaraz za mną nadszedł.— Co ciebie tu niesie — zaczął uroczystym tonem — w godzinietak wyrocznej, w której siły żywiołu posłuszne woli potężnej przygotowująwielkie rzeczy ?— Za pozwoleniem waszem — mówiłem — wysoko uczony mościdoktorze! właśnie co doszła mnie wiadomość, że nasz najmiłościwszypan, król Aleksander, znajduje się niedaleko bramy tego miasta:chciałem zatem was uwiadomić o tem, jako jesteście nadwornymlekarzem najjaśniejszego pana, a 011 jest słaby na zdrowiu!— Więc tedy losy w chwili przeznaczenia przyprowadzają ślepegoi niewiadomego, ażeby ukończył dzieło, które rozpoczął widzącyi oświecony?Tak mówił mistrz Hermippus z podniesionemi ku niebu oczyma.— Wiedz, mój synu — mówił dalej — że nadeszła godzina przepowiedni,o której napisano stoi: że to co jest wysokiem, będzie poniżone,a to co jest nizkiem, wywyższone zostanie. Plemię Jeroboamawygnane zostanie ze swoich przysionków, a wnuki Dawida wejdą dozamku ojców. Brakło tylko jeszcze znaku z góry; i ten dany mi zostałprzez was, Grzegorzewiczu Lacki, którego pozdrawiam, nie jakosyna kasztelana kijowskiego, ale jako potomka i przyszłego następcę
- Page 48 and 49: 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.chcąc s
- Page 50 and 51: 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zamyślo
- Page 52 and 53: 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Grob
- Page 54 and 55: 50 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obudziło
- Page 56: 52 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Piastów.
- Page 60 and 61: 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rżaną
- Page 62 and 63: 5SALEKSANDER BRONIKOW SKI.je, zawie
- Page 64 and 65: 60 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ko czasem
- Page 66 and 67: 62 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wej; jedn
- Page 68 and 69: (34 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wzniośl
- Page 70 and 71: 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.cym. Jed
- Page 72 and 73: 6 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.baby by
- Page 74 and 75: 70 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i końca!
- Page 76 and 77: 7 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pieniąd
- Page 78 and 79: 74 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jaśniejs
- Page 80 and 81: 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obowiąz
- Page 82 and 83: 78 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wszelako
- Page 84 and 85: 80 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdział
- Page 86 and 87: 82 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wysłać
- Page 88 and 89: 84 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na ręce,
- Page 90 and 91: 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wnej i b
- Page 92 and 93: 88 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oczyma
- Page 94 and 95: 90 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nia się
- Page 96 and 97: 92 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.szego Szl
- Page 100 and 101: 96 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.książą
- Page 102 and 103: 98 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rywanym g
- Page 104 and 105: 1 0 0 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.tryum
- Page 106 and 107: 1 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A
- Page 108 and 109: 1 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dając
- Page 110 and 111: 1 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Al
- Page 112 and 113: 108 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówić
- Page 114 and 115: 1 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak ro
- Page 116 and 117: 1 1 2 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.Pan G
- Page 118 and 119: 1 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i stan
- Page 120 and 121: 1 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jest s
- Page 122 and 123: 118 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wtedy ja
- Page 124 and 125: 1 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Ale sz
- Page 126 and 127: 122 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A wi
- Page 128 and 129: 1 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.grzecz
- Page 130 and 131: 1 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Tu po
- Page 132 and 133: 128 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nawet kl
- Page 134 and 135: 130 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Nie dłu
- Page 136 and 137: 1 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przy o
- Page 138 and 139: 1 3 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.że we
- Page 140 and 141: 1 3 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to, do
- Page 142 and 143: 138 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.był w d
- Page 144 and 145: 1 4 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.humoru
- Page 146 and 147: 142 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Có
9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty postrach; a jak to zwykle działo się: je.dni oskarżali Polaków, drudzypanów litewskich, największa jednakowoż liczba kniazia Glińskiego;a wszyscy z tęsknotą oczekiwali przybycia Zygmunta Jagiełły, jedynegoobrońcy w tak wielkiej potrzebie.I ta k razu jednego z rana, stałem na placu pomiędzy uskarżającymisię mieszkańcami, i starałem się ich pocieszyć, wystawiając im, żeprzecież jeszcze nic nie jest straconem, dopóki Gliński, ten walecznybohater dowodzi wojskiem; że wkrótce nagrodzi on to, co przez zwłokęstracono, i świetnem zwycięztwem nad psami tatarskiemi zawstydziswoich nieprzyjaciół, a niebawem powróci do W ilna z bogatymłupem, rozweselić zacnych obywateli: powróci z biesiadami i wielkieminaczyniami napełnionemu miodem. Lecz usłyszałem tu i owdziegłosy pomiędzy pospólstwem: — Nie wierzcie jego mowie, to jedenz rozpustnych towarzyszów Glińskiego! — A drudzy znowu: — Nie!nieprawda! to jest syn starego Grzegorza Lackiego, byłego kasztelanakijowskiego, starosty wileńskiego, godzien zaprawdę naszego zaufania,wszak to zacny szlachcic, a nasz starościc.Wtem postrzegłem , że na wieży po nad bramą zamkową, powiewazatknięta królewska chorągiew zpolskim białym orłem i z jeźdźcemlitewskim, którą tylko wywieszają w czasie obecności wielkiegoksięcia: w tejże samej chwili przybiegł do mnie jeden z dworui m ów ił:— „Pośpieszajcie panie Lacki, niech wasi ludzie wystąpią na ró wninie i na schodach; bo najjaśniejszy pan nie dalej znajduje się, jakna sześć staj od bramy.”Wówczas przypomniałem sobie natychmiast, że powinienem spiesznietę wiadomość zanieść greckiemu mistrzowi. Zleciłem tedynamiestnikowi w przechodzie uporządkowanie żołnierzy, a sam pobiegłemszybkim krokiem do wieży Skirgiełły. Zapomniawszy o blaszemetalicznej w przedpokoju i o przestrodze uczonego doktora, poszedłemprosto ku drzwiom, a że były zamknięte, jąłem kołatać. Niktnie odpowiada, tylko z wewmątrz słychać było jakieś osobliwsze głuchemruczenie; zastukałem raz jeszcze, i gdy mi nie otwierano, uderzyłemnogą mocno we drzwi, które natychmiast z zardzewiałych haków wyskoczyły.Pozwólcie mi, mój szanowny mości hetmanie wielki i dobrodzieju,opisać, co tam widziałem, ile na prędce, nic bawiąc tam długo,mogłem zobaczyć.Pokój był odmieniony. Tkane kobierce przyozdobione osobliwszemiobrazami, osłaniały dębowe taflowanie ścian; w jednym kąciestał mały żelazny piecyk, który pomimo gorącej pory roku, ażdo czerwoności był rozpalony, a z niego wychodziły duszące pary.Przy piecu Turek, przysiadłszy na piętach, na ziemi zajęty był rozniecaniemognia, na około pokoju pełno stało półek z flaszami i retortami