Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
70 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i końca! Dawniej daleko było lepiej! Ja rozumiałem, że po śmiercikróla będzie, kłaniam uniżenie ze wszystkiem, ale nie prawda! terazgorzej nas tysiąc razy dręczą, aniżeli pierw ej!— Ależ dobrze płaci! — mruczał sobie pod nosem stary służalec— a to jest wielki artykuł! Dawniej, powiadacie, było lepiej aniżeliteraz — jak gdybyście o tem, co było dawniej wiedzieli!— A wiesz-że co o tem więcej, Assano? — zapytał doktor, obracającsię z ciekawością do mówiącego. — Ty od tak dawna byłeś tuw tym kraju, a wszelako dotąd nigdy mi jeszcze nic nie powiedziałeś,coś tu porabiał!— Alboż-to ja taki gaduła? — ozwał się starzec głuchym i twardymgłosem, wlepiwszy w ziemię wzrok ponury. — A gdybym byłtakim, mogliżbyście mnie użyć za swojego famulusa? Kiedy jakarzecz stała się tym lub owym sposobem, lub jeżeli się dokonało jakiegoczynu, to na cóż przyda się mówić o nim? Co do mnie, rad jak najchętniejzapominam o nim, ile tylko mogę. Bo czy dobrze byłobywam, zacny panie doktorze, gdybym ja tak dobrą miał pamięć nawszystko, com widział i słyszał w waszem przezacnem towarzystwie,i gdybym chciał to na stół zaraz wykładać każdemu ktokolwiekbymnie o to zapytał ?— A! to znowu co innego, mój przyjacielu! — odpowiedziałnadworny lekarz, wygodnie rozlegając się w krześle. — Cobyś tu mógłwygadać, są to zaiste nader ważne tajemnice, blizko stykające się zesprawami kraju; a tego rodzaju tajemnice, właściwie mówiąc, powinnybyna zawsze zamknąć usta, na które wstąpiły. Ale w owymczasie, kiedyś młodo był w tym kraju, to jeszcze panowała tu szorstkośći ciemnota, jeszcze tu wyższe sztuki i umiejętności nie doszływtedy z oświeconej Italii. I możnaż tu było widzieć wtenczas co innego,nad poswarki i rąbaniny, w których celuje lada pachołek i z którychnie ma co nawet tajemnicy robić?— Rąbanina i poswarki ? — odpowiedział osiwiały famulus zaledwiedosłyszanym głosem i wyschłemi a drżącemi palcami poprowadziłpo bliźnie, co twarz jego szpeciła. — Tak! zapewne, panie konsyliarzu ! było to coś podobnego; ale przecież nie kończyło się tylko natem. Znano się także i na napoju zalotnym i na filtrach miłosnychi na wielu innych arkanach!— Napoje zalotne? — mówił z pogardą doktor Lionardo. — Et!baśnie szczere z dziecinnego wieku cywilizacyi!— Kiedy mówię napoje zalotne — odezwał się Assano, wlepiającwzrok zbójecki w doktora — to powinniście mnie lepiej rozumieć.Mniemacie-li, że cały Bahamo di san Nicola zawiera się tylko w tejflaszy, z której tak was chętka brała wczoraj zaprawić napój nocnysobie i szanownemu Bartłomiejowi Sabinowi?
H IPO LIT BORATYŃSKI. 71— Eh! nie przypominaj mi teg o !— odpowiedział Monti ze wzdrygnieniem,odsuwając pomimowolnie blizko stojący puhar, i potem dalejmówił z uśmiechem: — Niemiecki nasz kolega byłby niechcący zabrałznajomość z jednem arcaniom, które zapewne nie znajduje sięw regestrze wszystkich jego mikstur. Wszelako w tej niebezpiecznejchwili zachowało nas niebo!—• N iebo! — odpowiedział famulus z szatańskim uśmiechem. —•O! jakże ten wyraz pięknie brzmi w ustach uczonego doktora! Kiedynie chcecie mówić, że to Assano was ostrzegł, czemuż raczej niedziękujecie za ocalenie życia temu obrazkowi, którym udarował waslegat na odpędzenie wszelkiego niebezpieczeństwa!— Słuchaj-no Assano! dopóki jesteśmy sami, mów sobie jakchcesz; wszelako daleko lepiejby było, żebyś baczniej przestrzegał pozorów.Nigdy ja cię nie widzę, żebyś chodził do kościoła; a na wspomnienieniektórych rzeczy stroisz takie osobliwsze miny! To bardzoźle jest, Assano! i to zwraca wszystkich oczy na ciebie więcej, niż potrzebagwoli twojej i mojej.— Czy tak mniemacie, mój pobożny i prawowierny doktorze? —mówił stary ze szczególniejszym uśmiechem. — E t ! czego dostojnylegat i najjaśniejsza królowa matka nie wzięli za złe, to i wy raczciewybaczyć mnie staremu słudze, a ja też nie tak lekceważę rzeczy,o których nadmieniacie. I mój też dawny nauczyciel umiał ichdobrze zażywać!— Rozumiem cię, starcze — powiedział Monti. — Byłem-ci i jaw tej szkole zabobonności i znam bałamutną mięszaninę rozmaitychprzedmiotów, rzucających ciemną zasłonę na tryumf umiejętności i nadającychrzeczom nazwisko inne wcale aniżeli to, które im przynależy!— Zapewne, że w niektórych okolicznościach — pomruknął Assano— nazwisko niezbyt jest miłe; jak to lepiej musicie wiedzieć odemnie.— Naprzykład, jakby się też nazywał doktór, coby szarlataneryąwymyślonych czarów chciał dopomódz swojej niedoskonałej sztuce?— Mój teraźniejszy mistrz — odpowiedział sługa, ofnąwszy sięw tył na kilka kroków — którego mądrość żadnego środka pomocniczegonie potrzebuje, nazywa się Lionardo Monti!— Tak! masz słuszność, mój osiwiały kramarzu sekretów — odpowiedziałdoktór. — Kiedy królowa matka poleciła mnie ciebie zasługę i prowizora mojej przenośnej apteki, to w rzeczy samej nie omyliłasię w wyborze, i ledwie że nie rozumiałbym, iżeś dał jej już nierazdowody swoich przymiotów i milkliwości, które są ich pieczęcią.— Co to was ma obchodzić, m istrzu! czy mnie królowa zna dawno,czy krótko! — powiedział Assano. — Jej królewska mość ma
- Page 24 and 25: 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,lawski
- Page 26 and 27: 22 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sznego wi
- Page 28 and 29: 24 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Zebrzydow
- Page 30 and 31: 26 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.tu na tym
- Page 32 and 33: 28 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i mądry
- Page 34 and 35: 30 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.lepiej b
- Page 36 and 37: 32 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Żeń si
- Page 38 and 39: 3 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i musici
- Page 40 and 41: 83 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.R o z d z
- Page 42 and 43: 3 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.trzaj, m
- Page 44 and 45: 40 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.średnieg
- Page 46 and 47: 4 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zagadnie
- Page 48 and 49: 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.chcąc s
- Page 50 and 51: 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zamyślo
- Page 52 and 53: 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Grob
- Page 54 and 55: 50 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obudziło
- Page 56: 52 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Piastów.
- Page 60 and 61: 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rżaną
- Page 62 and 63: 5SALEKSANDER BRONIKOW SKI.je, zawie
- Page 64 and 65: 60 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ko czasem
- Page 66 and 67: 62 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wej; jedn
- Page 68 and 69: (34 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wzniośl
- Page 70 and 71: 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.cym. Jed
- Page 72 and 73: 6 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.baby by
- Page 76 and 77: 7 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pieniąd
- Page 78 and 79: 74 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jaśniejs
- Page 80 and 81: 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obowiąz
- Page 82 and 83: 78 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wszelako
- Page 84 and 85: 80 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdział
- Page 86 and 87: 82 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wysłać
- Page 88 and 89: 84 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na ręce,
- Page 90 and 91: 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wnej i b
- Page 92 and 93: 88 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oczyma
- Page 94 and 95: 90 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nia się
- Page 96 and 97: 92 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.szego Szl
- Page 98 and 99: 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty postr
- Page 100 and 101: 96 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.książą
- Page 102 and 103: 98 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rywanym g
- Page 104 and 105: 1 0 0 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.tryum
- Page 106 and 107: 1 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A
- Page 108 and 109: 1 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dając
- Page 110 and 111: 1 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Al
- Page 112 and 113: 108 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówić
- Page 114 and 115: 1 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak ro
- Page 116 and 117: 1 1 2 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.Pan G
- Page 118 and 119: 1 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i stan
- Page 120 and 121: 1 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jest s
- Page 122 and 123: 118 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wtedy ja
H IPO LIT BORATYŃSKI. 71— Eh! nie przypominaj mi teg o !— odpowiedział Monti ze wzdrygnieniem,odsuwając pomimowolnie blizko stojący puhar, i potem dalejmówił z uśmiechem: — Niemiecki nasz kolega byłby niechcący zabrałznajomość z jednem arcaniom, które zapewne nie znajduje sięw regestrze wszystkich jego mikstur. Wszelako w tej niebezpiecznejchwili zachowało nas niebo!—• N iebo! — odpowiedział famulus z szatańskim uśmiechem. —•O! jakże ten wyraz pięknie brzmi w ustach uczonego doktora! Kiedynie chcecie mówić, że to Assano was ostrzegł, czemuż raczej niedziękujecie za ocalenie życia temu obrazkowi, którym udarował waslegat na odpędzenie wszelkiego niebezpieczeństwa!— Słuchaj-no Assano! dopóki jesteśmy sami, mów sobie jakchcesz; wszelako daleko lepiejby było, żebyś baczniej przestrzegał pozorów.Nigdy ja cię nie widzę, żebyś chodził do kościoła; a na wspomnienieniektórych rzeczy stroisz takie osobliwsze miny! To bardzoźle jest, Assano! i to zwraca wszystkich oczy na ciebie więcej, niż potrzebagwoli twojej i mojej.— Czy tak mniemacie, mój pobożny i prawowierny doktorze? —mówił stary ze szczególniejszym uśmiechem. — E t ! czego dostojnylegat i najjaśniejsza królowa matka nie wzięli za złe, to i wy raczciewybaczyć mnie staremu słudze, a ja też nie tak lekceważę rzeczy,o których nadmieniacie. I mój też dawny nauczyciel umiał ichdobrze zażywać!— Rozumiem cię, starcze — powiedział Monti. — Byłem-ci i jaw tej szkole zabobonności i znam bałamutną mięszaninę rozmaitychprzedmiotów, rzucających ciemną zasłonę na tryumf umiejętności i nadającychrzeczom nazwisko inne wcale aniżeli to, które im przynależy!— Zapewne, że w niektórych okolicznościach — pomruknął Assano— nazwisko niezbyt jest miłe; jak to lepiej musicie wiedzieć odemnie.— Naprzykład, jakby się też nazywał doktór, coby szarlataneryąwymyślonych czarów chciał dopomódz swojej niedoskonałej sztuce?— Mój teraźniejszy mistrz — odpowiedział sługa, ofnąwszy sięw tył na kilka kroków — którego mądrość żadnego środka pomocniczegonie potrzebuje, nazywa się Lionardo Monti!— Tak! masz słuszność, mój osiwiały kramarzu sekretów — odpowiedziałdoktór. — Kiedy królowa matka poleciła mnie ciebie zasługę i prowizora mojej przenośnej apteki, to w rzeczy samej nie omyliłasię w wyborze, i ledwie że nie rozumiałbym, iżeś dał jej już nierazdowody swoich przymiotów i milkliwości, które są ich pieczęcią.— Co to was ma obchodzić, m istrzu! czy mnie królowa zna dawno,czy krótko! — powiedział Assano. — Jej królewska mość ma