Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

4 9 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty kierowałeś jej razami, wyprawiła niejednego na tamten świat; żadnajednakowoż czynność, nie, żadna z nikczemnych mojego życiaczynności, nie wyryła się tak głęboko w pamięci, jak ta. Ja, wiesz todobrze, nie jestem wcale lękliwy i nie zajmuję się marzeniami, a przecieżprzyznam się, że nieraz widzę przed sobą obumarłe oko tego młodzieńca;pogląda ono na mnie z ciemnych zarośli, ba nawet — to mówiącze wstrętem odepchnął od siebie czarę — nawet ze dna tej czarypogląda na mnie osłupiałym wzrokiem! Jęczenie jego śmiertelnew ostatniej chwili brzmi dla mnie jednotonnym szumem fali; nierazporywam się w nocy, bo mi się zdaje że mnie obejmuje delikatnemi,drętwiącemi rękami. Otóż za ten czyn jeszczem się z sobą nie mógłporachować, a może nawet nigdy się nie porachuję. Ale co się stałoodstać się nie może; cóż tedy może poprawić ten błąd rachunkowy, jeżelinie złoto? od kogo zaś mogę się go dopominać, jeżeli nie odciebie?— Jabym śmiał się z tych osobliwszych przywidzeń, będąc tymco już oddawna przyzwyczaił się do takich rzeczy — odpowiedział doktor.Ale drugi odpowiedział mu, spojrzawszy nań zaiskrzonym wzrokiem.— Nie! nie śmiałbyś się, nigdybyś się nie śm iał! bo lękałbyś sięporwać za grzywę zdziczałego i zbroczonego krwią tygrysa.Monti znów mówił dalej:— Śmiałbym się z tego, powiadam, gdyby nmie to, co z tej okazyispostrzegłem, nie napełniło innego rodzaju obawą. Zapewneć to musiałobyć w takiem szaleństwie natężonej imaginacyi, kiedyś do mojegochłopca Giulio powiedział dziwne wyrazy, które nigdy nie powinnybyły być wymówione. W obłąkaniu zmysłów wziąłeś go zaowego, którego kości już zgniły gdzieś tam w dalekich krajach, odkądswój straszny nóż utopiłeś mu w serce. Bojaźń chłopca nie była obojętną:stujęzyczna wieść rozgłosiła ten ważny przypadek, a mieszkańcywybrzeża z większśm podejrzeniem, aniżeli dawniej, poglądają na tego,którego przybycie i sposób życia już i pierwej poruszyły języki. Odtądwiedzą, że jedyny człowiek, któremu dom mój stoi otwTorem, zagroziłśmiercią ich dziecku, a co jeszcze ważniejsza, że gardzi znakiemwiary Chrystusa. Jeszcze w Krakowie ostrzegałem cię, Assano,a ostrzegałem nadaremnie, że wewnętrzność skryta jest przed okiemludzi, a zatem niechaj i powierzchowność ujdzie przed ich uwagą,ażeby ta raz obudzona, nawet i wewnętrzności nie dosięgła. Ale tuniebezpieczeństwo daleko jest większe. Już wiem ja dobrze, że wieścio tobie, które nawet i mnie po części dotyczą, doszły aż do trybunałuinkwizycyjnego; jeszcze potężna jego ręka wstrzymała cios, zagrażającygłowie niedowiarka i bluźniercy; jednakowoż, jeżeli opieka

H IPO L IT BORATYŃSKI. 4 9 9nam udzielona przez księżnę tego kraju, oddalała dotąd niebezpieczeństwo,to wszelako lękam się mocno, ażeby ta opieka nie była za słabąprzed trybunałem inkwizyeyi.— Tak! może ty i prawdę mówisz, doktorze — odpowiedział starzecpo małym przestanku. — Ależ bo nie uwierzysz, jak to trudnozmienić staremu obyczaj; jabym bardzo już rad czem prędzej ten krajopuścił, żebym nie miał nic do czynienia z tymi mnichami. Przytemspostrzegłem także — mówił dalej szyderczo — że obecność mojazagraża nawet niebezpieczeństwem waszej zacnej osobie, a zatemja na wuszem miejscu dokonałbym reszty dla pozbycia się mnie.— Mów-że, czego chcesz jeszcze? — zawołał doktor z radością.—Jeżeli żądanie twoje nie przechodzi mojej możności, to bądź pewny,że mu uczynię zadosyć.— Wszakże ty znasz moję skromność — mówił dalej Assano. —To czego ja żądam, łatwo możesz uskutecznić: oto przynajmniej jeszczepołowę tej szkatułki; daj mi ją całkiem, daj mi ją, a już zobaczymy,jak mamy sobie postąpić.— W rzeczy samej? — zapytał doktor drżącym od gniewu głosem.— Musisz mocno czuć wstręt, jaki twoja obecność sprawuje,kiedy tak wysoką cenę na wyzwolenie od niej naznaczasz. Wszelakonie podnoś zbyt wysoko tej ceny; bo są jeszcze inne środki do zmniejszeniajej.Assano rzucił wzrok najzaciętszej wzgardy na zbladłego towarzyszazbrodni, potem nic nie odpowiedziawszy, powstał i zbliżył się dostołu.— Rozważywszy dobrze rzeczy — mówił ozięble i zwolna — pokwapiłemsię nieco; bo gdybyś nawet, o czem wcale nie wątpię, uczyniłzadosyć temu słusznemu żądaniu, to jeszcze i tak brakowałoby czegośdo wiadomego ci porachunku ze mną samym, a ja przekonany jestem,że łagodność twoja pozwoli puszczającemu się na wędrówkę słudzeuzupełnić ten rachunek.To mówiąc, otworzył szkatułkę i poglądał na nią, wstrząsając głowąz niezadowoleniem.— No! żądaj tam sobie, żądaj — odpowiedział doktor, ale głosjego był niepewny i zająkliwy, bo właśnie to mówiąc pochylił się ponad stołem z wyciągnioną ręką, uzupełniając tajemnicze, prędkie działanie,gdy tymczasem oko jego pilnowało odwróconego zbrodniarza.Stary nagle odwrócił się do niego, ale drugi już siedział tak jakpierwej, oparty w tył na poręcz krzesła i markotno poglądając przedsobą.— Tak jest! chcę i będę żądał — zawołał Assano.—Jak przystoisile naprzeciw słabości. Bo na cóż ci się przyda złoto, które zbieraszjedynie na to, żebyś niem pasł oczy? Ja długie, burzliwe życie prze­3 2 *

H IPO L IT BORATYŃSKI. 4 9 9nam udzielona przez księżnę tego kraju, oddalała dotąd niebezpieczeństwo,to wszelako lękam się mocno, ażeby ta opieka nie była za słabąprzed trybunałem inkwizyeyi.— Tak! może ty i prawdę mówisz, doktorze — odpowiedział starzecpo małym przestanku. — Ależ bo nie uwierzysz, jak to trudnozmienić staremu obyczaj; jabym bardzo już rad czem prędzej ten krajopuścił, żebym nie miał nic do czynienia z tymi mnichami. Przytemspostrzegłem także — mówił dalej szyderczo — że obecność mojazagraża nawet niebezpieczeństwem waszej zacnej osobie, a zatemja na wuszem miejscu dokonałbym reszty dla pozbycia się mnie.— Mów-że, czego chcesz jeszcze? — zawołał doktor z radością.—Jeżeli żądanie twoje nie przechodzi mojej możności, to bądź pewny,że mu uczynię zadosyć.— Wszakże ty znasz moję skromność — mówił dalej Assano. —To czego ja żądam, łatwo możesz uskutecznić: oto przynajmniej jeszczepołowę tej szkatułki; daj mi ją całkiem, daj mi ją, a już zobaczymy,jak mamy sobie postąpić.— W rzeczy samej? — zapytał doktor drżącym od gniewu głosem.— Musisz mocno czuć wstręt, jaki twoja obecność sprawuje,kiedy tak wysoką cenę na wyzwolenie od niej naznaczasz. Wszelakonie podnoś zbyt wysoko tej ceny; bo są jeszcze inne środki do zmniejszeniajej.Assano rzucił wzrok najzaciętszej wzgardy na zbladłego towarzyszazbrodni, potem nic nie odpowiedziawszy, powstał i zbliżył się dostołu.— Rozważywszy dobrze rzeczy — mówił ozięble i zwolna — pokwapiłemsię nieco; bo gdybyś nawet, o czem wcale nie wątpię, uczyniłzadosyć temu słusznemu żądaniu, to jeszcze i tak brakowałoby czegośdo wiadomego ci porachunku ze mną samym, a ja przekonany jestem,że łagodność twoja pozwoli puszczającemu się na wędrówkę słudzeuzupełnić ten rachunek.To mówiąc, otworzył szkatułkę i poglądał na nią, wstrząsając głowąz niezadowoleniem.— No! żądaj tam sobie, żądaj — odpowiedział doktor, ale głosjego był niepewny i zająkliwy, bo właśnie to mówiąc pochylił się ponad stołem z wyciągnioną ręką, uzupełniając tajemnicze, prędkie działanie,gdy tymczasem oko jego pilnowało odwróconego zbrodniarza.Stary nagle odwrócił się do niego, ale drugi już siedział tak jakpierwej, oparty w tył na poręcz krzesła i markotno poglądając przedsobą.— Tak jest! chcę i będę żądał — zawołał Assano.—Jak przystoisile naprzeciw słabości. Bo na cóż ci się przyda złoto, które zbieraszjedynie na to, żebyś niem pasł oczy? Ja długie, burzliwe życie prze­3 2 *

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!