Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

490 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dniu tylko o pewnej godzinie oddalał się, tak, że go jeszcze nigdy naulicach miasta nie widziano, a szczególniej zdawał się unikać kościoła.— Ta ostatnia okoliczność wielce raziła Neapolitańczyków, a zarazemrzucała nieprzyjazne światło na tego, z którym on jedynie, tylkożył: i w krotce wszyscy co mieszkańca samotnego domku wiejskiegouważali za przebranego członka conclave, znacznie spuścili zeswego o nim zdanja.Jednego wieczora Giulio syn rybaka, blady, bez tchu, ze wszystkiemioznakami przerażenia, wpada do chatki rodziców, i na zapytaniaprzestraszonych odpowiada, zapewniając, że ledwie co wydarł się odnieprzyjaciela dusz ludzkich. — Takie spotkanie niezdawało się wcaleniepodobnem do prawdy dla rodziców, a więc z tem większą ciekawościązaczęli o to wybadywać chłopca, co też on opowiedział imw tak zastraszających wyrazach.— Dnia dzisiejszego — tak opowiadał—dnia dzisiejszego wieczorem,dłużej aniżeli zwyczajnie zabawiłem u cudzoziemca, i tylko comnie ten swoim zwyczajem za most zwodzony wypuścił, na ścieżcespotkałem się z nadchodzącym z Bari człowiekiem. Człowiek tenszedł prędko obłąkanym i nierównym krokiem, coś pomrukiwał dosiebie i rękami rzucał po powietrzu, jak gdyby chciał coś uchwycić,a co przecie nie było widzialne. Przytem uśmiechał się niekiedy, alenie był to śmiech radości, bo jego oczy nadzwyczajnym sposobemiskrzyły się, tak jak błędne ognie po nad brzegami morza. Spostrzegłszymnie, przeraził się i zawołał dzikim głosem :— Czego tu chcesz?—A kiedy ja ze strachu nie mogłem natychmiastodpowiedzieć, nieznajomy człowiek mówił dalej okropne jakieśwyrazy, i zdawało się, jakoby mnie nie uważał za Giulia, chłopcarybackiego, ale za upiora albo straszydło, bo ciągle powtarzał.— Precz odemnie ty blady młodzieńczy duchu! Czego ty chcesz odemnie? Czyliż ciebie tam daleko na północy, nieprzykryto surową ziemią?Albo czyli przyszedłeś tu w południowe kraje, ażeby zmarzłekrwi krople rozpuściły się na twojej piersi, i spływając mnie oskarżały?Oddal się odemnie; wracaj do twojej zimnej mogiły, bo jam cię dobrzengodził! jakże nie? Niechajże więc żelazo moje lepiej cię po raz druginaznaczy, i niechaj cię wyszle do starego, abyś go odemnie pozdrowił!I kiedy ja potem : — opowiadał dalej Giulio, żegnając się z życiemrzuciłem się na kolana pod wzniesionym ponademną nożem, wołającże ja nie byłem ten, którego on rozumie, ale ubogi chłopiec rybackiz nadbrzeża w Giovenazzo, a dostojnego pana jego przyjaciela wiernysługa, natenczas opuścił rękę i spojrzał na mnie ponuro i tarł sobieczoło mówiąc:

HIPOLIT BORATYŃSKI. 4 9 1— I cóż cię tu sprowadza pod wieczór? Strzeż się, chłopcze, abyśmi nie zachodził drogi, bo ja nie lubię podobnych tobie postaci.A ja potem uradowany żem się wyzwolił z tak wielkiego niebezpieczeństwa,podziękowałem Bogu i świętemu Januaremu, i zrobiłemznak krzyża świętego; on zaś spostrzegłszy to, wydał śmiech, śmiechpodobny do szatańskiego i wyzionął bluźniercze wyrazy, których janie mogłem zrozumieć na zbawienie mojej duszy, wszelako zasłyszałemwpośród tych wyrazów nazwisko fałszywego proroka Mahometa.Poznałem zatem z kim miałem do czynienia, i puściłem się w noginie oglądając się przez ciernie i głogi aż tu, i już! niech mnie panBóg broni, żebym kiedy miał pójść do pana z willi, co nie lepszymjest od swego towarzysza.Ten przypadek zaczął natychmiast krążyć po stolicy, i nikt już więcejnie zdawał się powątpiewać, że ten, co tak zaciekawia mieszkańcówz Bari i okolicy, jest czarnoksiężnikiem i sprzymierzeńcem szatańskim:dziwiono się nawet że inkwizycya, która w królestwie Neapolitańskiem,podległem państwu Hiszpańskiemu, ciąży swojem Żelaznemberłem, tu spogląda spokojnie na takie potwwy. Niektórzynawet do tego stopnia gorliwość swoję posunęli, że chcieli zwrócićbaczne oko trybunału religijnego na okoliczności podejrzane i wezwalijego agentów ażeby wysłuchali wszystkiego co dotąd zwróciło uwragę.Ci zatem wysłuchali bacznie wszystkich tych relacyj i niezaniedbalizawiadomić o tem trybunału: wszelakoż to bardzo obojętnie przyjętembyć musiało, bo nietylko zostawiono cudzoziemców w pokoju, ale jeszczegorliwym powiedziano, że doniesienia ich są bezzasadne, że chłopiecrybacki uroił sobie coś i że oni lepiej zrobią, jeżeli nadal samemuświętemu trybunałowi pozostawią wynajdywanie winowajców.Tak tedy zwyczaj powoli oniemił gadaninę, i nawet sam ojciecGiulio, u którego dukaty cudzoziemca nie przemieniali się w szkatule nażarzące w7ęgle, albo na plugawe śmiecie, ale raczej na targu miejskimprzekształcały się w rozmaite sprzęty i żywność, skłonił syna, ażebyi teraz tak jak i pierwej, zajął się usługą w willi, co też on i uczyniłlubo z tem postanowieniem, aby ją jak można najwcześniej opuszczał,i znowu nie spotkać się z człowiekiem z Bari.Ale jednego dnia, uważano że skrzynka wprawdzie nie wielka,lecz na pozór dość ciężka, odniesioną została z miasta przez ludzi protonotaryuszado wiejskiego domu i przez cudzoziemca wziętą w posiadanie.Giulio tego dnia powrócił dopiero z początkiem nocy do domui opowiadał znowu, że spotkał się z odwiedzającym, lecz że ten nicdo niego nie mówił. Zdawało się jakoby bardzo się śpieszył i musiałbyć zamyślony, bo zaniedbał podnieść za sobą pomostu zwodzonego,o czem przecież dawniej nie zapomniał. Mógł on to wprawdzie śmiałouczynić, bo ani on, ani żaden z chrześcian mieszkających na wy­

490 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dniu tylko o pewnej godzinie oddalał się, tak, że go jeszcze nigdy naulicach miasta nie widziano, a szczególniej zdawał się unikać kościoła.— Ta ostatnia okoliczność wielce raziła Neapolitańczyków, a zarazemrzucała nieprzyjazne światło na tego, z którym on jedynie, tylkożył: i w krotce wszyscy co mieszkańca samotnego domku wiejskiegouważali za przebranego członka conclave, znacznie spuścili zeswego o nim zdanja.Jednego wieczora Giulio syn rybaka, blady, bez tchu, ze wszystkiemioznakami przerażenia, wpada do chatki rodziców, i na zapytaniaprzestraszonych odpowiada, zapewniając, że ledwie co wydarł się odnieprzyjaciela dusz ludzkich. — Takie spotkanie niezdawało się wcaleniepodobnem do prawdy dla rodziców, a więc z tem większą ciekawościązaczęli o to wybadywać chłopca, co też on opowiedział imw tak zastraszających wyrazach.— Dnia dzisiejszego — tak opowiadał—dnia dzisiejszego wieczorem,dłużej aniżeli zwyczajnie zabawiłem u cudzoziemca, i tylko comnie ten swoim zwyczajem za most zwodzony wypuścił, na ścieżcespotkałem się z nadchodzącym z Bari człowiekiem. Człowiek tenszedł prędko obłąkanym i nierównym krokiem, coś pomrukiwał dosiebie i rękami rzucał po powietrzu, jak gdyby chciał coś uchwycić,a co przecie nie było widzialne. Przytem uśmiechał się niekiedy, alenie był to śmiech radości, bo jego oczy nadzwyczajnym sposobemiskrzyły się, tak jak błędne ognie po nad brzegami morza. Spostrzegłszymnie, przeraził się i zawołał dzikim głosem :— Czego tu chcesz?—A kiedy ja ze strachu nie mogłem natychmiastodpowiedzieć, nieznajomy człowiek mówił dalej okropne jakieśwyrazy, i zdawało się, jakoby mnie nie uważał za Giulia, chłopcarybackiego, ale za upiora albo straszydło, bo ciągle powtarzał.— Precz odemnie ty blady młodzieńczy duchu! Czego ty chcesz odemnie? Czyliż ciebie tam daleko na północy, nieprzykryto surową ziemią?Albo czyli przyszedłeś tu w południowe kraje, ażeby zmarzłekrwi krople rozpuściły się na twojej piersi, i spływając mnie oskarżały?Oddal się odemnie; wracaj do twojej zimnej mogiły, bo jam cię dobrzengodził! jakże nie? Niechajże więc żelazo moje lepiej cię po raz druginaznaczy, i niechaj cię wyszle do starego, abyś go odemnie pozdrowił!I kiedy ja potem : — opowiadał dalej Giulio, żegnając się z życiemrzuciłem się na kolana pod wzniesionym ponademną nożem, wołającże ja nie byłem ten, którego on rozumie, ale ubogi chłopiec rybackiz nadbrzeża w Giovenazzo, a dostojnego pana jego przyjaciela wiernysługa, natenczas opuścił rękę i spojrzał na mnie ponuro i tarł sobieczoło mówiąc:

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!