Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
4 6 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,— I czegóż żądacie, wielmożni panowie — zawołała mieszkankachatki tonem przerażenia — w tak późną godzinę od biednej kobiety,co nędzny swój żywot z jałmużny dusz dobroczynnych prowadzi?— Zaprawdę — rzekł prokurator fiskalny starościńskiego urzędu— niemała jałm użna być musi, kiedy nią takie sakwy można napełnić;a zwierzchność słusznie bardzo mniema, że potrzeba jest koniecznapoznać gatunek tych dobroczynnych darów, a oraz i nazwiskoszczodrobliwych dusz, co je dały, jako też i przyczyny tak niezwykłejwspaniałomyślności.— Ach! mój dostojny panie — zawołała Urszula — widzicie tuoto cały mój nędzny majątek; same liche łachmany, które ułożyłam;bo zamyślam w ostatnich latach puścić się w drogę do cieplejszychkrain, któreby lepszy wpływ mogły wywierać na moje stare członki.— To tedy Polska za zimna jest dla waszeci, moja pani? — mówiłz pogardą urzędnik sądowy. — Eh! nie troszczcie się, może wamwkrótce będzie za gorąco; co się tyczy podróży, to się zapewne w niąudacie; wszelako zdarzyć się może, iż droga wasza będzie krótsza lubdłuższa, według okoliczności.Na te słowa stara jęła płakać i narzekać, a Hipolit Boratyński rozkazałdowódzcy zbrojnej straży uprowadzić ją do więzienia urzędustarościńskiego.— Jednakowoż wy, mości urzędniku fiskalny, pozostańcie tu z kilkomaświadkami — dodał—żebyśmy rozpocząć mogli przegląd urzędowyruchomości.Stara usłyszała te wyrazy i poznała mówiącego, a na te słowa rysyjej przybrały postać okropnego szyderstwa.— Szukajcie sobie! szukajcie! mój młody panisku! Szperajcie pomiędzyruchomościami bezbronnej kobiety; niejeden co szuka, znajdzienieraz to, czegoby nie rad znalazł. A więc to prawda, co mi naówczas objawiło się, że teraz stoi przyjaciel przedemną, który jest nieprzyjacielemi niszczycielem! Szukajcie sobie! szukajcie, szanownypanie, tam na spodzie, może znajdziecie kij pielgrzymi, który wamwróżyłam; stara Urszula zaś nigdy nie zwykła kłamać, przypomnijcietylko sobie waszego krewnego, który o tein się przekonał.— Precz, ty potworo piekielna! — zawołał Hipolit, a żołnierzewyprowadzili szaloną czarownicę, której wołanie wściekłości zdalekajeszcze wpośród mogił brzmiało.Tymczasem urzędowi pełnomocnicy przystąpili do przykrego wykonaniarewizyi. Wyjęto niektóre sprzęty żadnej wartości nie mające,i kilka podartych sukien, które sumiennie przez prowadzącego protokółurzędnika skarbowego zaciągnione zostały w regestr; ale głębiejodedna ukazały się rzeczy większćj wartości: kilka srebrnych puharówalbo podobnych precyozów, tu i owdzie woreczek z drobną monetą,
H IPOLIT BORATYŃSKI. 4 6 9i kiedy Hipolit spojrzał na dno wypróżnionego tłómoczka, spostrzegł:coś owiniętego w płatek z jedwabnej materyi. W ziął więc to do rękii przybliżył się ku lampie; lecz kiedy rozwinął zawiniątko i przypatrzyłsię błyszczącemu przedmiotowi, mocno zdawał się być zadziwionyi utonął w myślach, jak gdyby to, co trzymał przed oczami, znanemu było,"tylko że nie mógł sobie przypomnieć, gdzieby to widział.Spojrzawszy drugi raz, przeraził się nadzwyczajnie, rumieniec zniknąłz jego twarzy, i ręka trzymająca rzecz znalezioną drżała widocznie.Wtedy urzędnik skarbowy biorąc to od niego — zawołał:— Numer 127. Za pozwoleniem, mości starosto!Hipolit Boratyński podał mu to z odwróconą tw arzą; a tymczasemurzędnik pisząc, mówił dalej zwolna i obojętnie:— Numer 127. Szmaragd znacznej wartości, osadzony dyamentamiz przełamanem uszkiem: zdaje się, że jest cząstką ozdoby większej,która dotąd jeszcze nie znalazła się...Rozdział XXXIX.Wejdźmy teraz po kilku latach znowu do komnaty ciemnem drzewemcedrowem wyłożonej, w której już dawniej widzieliśmy Annę Mazowiecką.Znajdujemy ją teraz, podobnież jak i dawniej, otoczoną zwitkamipargaminowemi i rozmaitemi pismami, siedzącą przy stole z czerwonegomarmuru; lecz teraz świece w pająku po nad tymże stołemzapalone okazują nam przy boku córkę Helenę, która pochylonanad jednem z tych pism, odczytuje treść jego rzewnemi łzami zalana.Księżniczka Wojewodzina, nie zajmując się bynajmniej czułościąswojej córki, pogląda przed siebie, a potem z oznakami niecierpliwościna człowieka stojącego z uszanowaniem zdaleka, a który sądząc z krótkiegoczarnego płaszczyka niemieckiego kroju, z szerokiego, gładkiegokołnierzyka, i z dużego sprzętu pisarskiego za pasem, musi byćurzędową niższego stopnia osobą.— Nie ganię ja uczuć — mówiła Anna po krótkiej chwili suchymi prawie twardym tonem—jakie życzliwa pamięć jej królewskiej mościw waszmość pannie obudzą; wszelako damom naszego stanu nie przystoiw obecności obcych osób poddawać się całkiem tym uczuciom, i zdajemi się, że już potrzeba pożegnać pana prokuratora, który dosyć długobył świadkiem wdzięczności waćpanny.Helena spojrzała na matkę, jakby dziwiąc się, że słyszała ją takmówiącą w tej chwili: stanęły jej łzy, jak gdyby czuła wstręt od ta
- Page 422 and 423: 4 1 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dnej n
- Page 424 and 425: 4 2 0 ALEKS ANDEK BRONIKOWSKI.klejn
- Page 426 and 427: 4 2 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.daleko
- Page 428 and 429: 4 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak mo
- Page 430 and 431: 4 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.R o z
- Page 432 and 433: 4 2 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.bną b
- Page 434 and 435: 4 3 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.otoczo
- Page 436 and 437: 4 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rozkaz
- Page 438 and 439: 434 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Słudzy
- Page 440 and 441: 486 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Dotąd m
- Page 442 and 443: 438 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— I u
- Page 444 and 445: 4 4 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.stoimy
- Page 446 and 447: 4 4 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— No
- Page 448 and 449: 4 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Je
- Page 450 and 451: 4 4 6 ALEKSANDER BRONIKOW SKI,wierz
- Page 452 and 453: 4 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.* **
- Page 454 and 455: 4 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.słowi
- Page 456 and 457: 4 5 2 ALEKS ANDER BRONIKOWSKI.z ża
- Page 458 and 459: 4 5 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.porzą
- Page 460 and 461: 4 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dzbank
- Page 462 and 463: 4 5 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówi
- Page 464 and 465: 4 6 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.strę
- Page 466 and 467: 462 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Za p
- Page 468 and 469: 4 6 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.datych
- Page 470 and 471: 4 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Tegoż
- Page 474 and 475: 4 7 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.kiej n
- Page 476 and 477: 4 7 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Cz
- Page 478 and 479: 4 7 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.poglą
- Page 480 and 481: 4 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Dz
- Page 482 and 483: 4 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odnie
- Page 484 and 485: 4 8 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wdowa
- Page 486 and 487: 4 8 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wienie
- Page 488 and 489: 4 8 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ztąd
- Page 490 and 491: 4 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i zaws
- Page 492 and 493: 4 8 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdzi
- Page 494 and 495: 490 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dniu tyl
- Page 496 and 497: 4 9 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.brzeż
- Page 498 and 499: 4 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Ha
- Page 500 and 501: 4 9 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zwodzo
- Page 502 and 503: 4 9 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty kie
- Page 504 and 505: 5 0 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.żyłe
- Page 506 and 507: 5 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— No
- Page 508 and 509: 5 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.trzaj
- Page 510 and 511: 5 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.spokoj
- Page 512 and 513: 5 0 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Kaszte
- Page 514 and 515: 5 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to nal
- Page 516 and 517: 5 1 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dziewa
- Page 518 and 519: 514 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.krwawo o
- Page 520 and 521: 5 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zamiar
4 6 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,— I czegóż żądacie, wielmożni panowie — zawołała mieszkankachatki tonem przerażenia — w tak późną godzinę od biednej kobiety,co nędzny swój żywot z jałmużny dusz dobroczynnych prowadzi?— Zaprawdę — rzekł prokurator fiskalny starościńskiego urzędu— niemała jałm użna być musi, kiedy nią takie sakwy można napełnić;a zwierzchność słusznie bardzo mniema, że potrzeba jest koniecznapoznać gatunek tych dobroczynnych darów, a oraz i nazwiskoszczodrobliwych dusz, co je dały, jako też i przyczyny tak niezwykłejwspaniałomyślności.— Ach! mój dostojny panie — zawołała Urszula — widzicie tuoto cały mój nędzny majątek; same liche łachmany, które ułożyłam;bo zamyślam w ostatnich latach puścić się w drogę do cieplejszychkrain, któreby lepszy wpływ mogły wywierać na moje stare członki.— To tedy Polska za zimna jest dla waszeci, moja pani? — mówiłz pogardą urzędnik sądowy. — Eh! nie troszczcie się, może wamwkrótce będzie za gorąco; co się tyczy podróży, to się zapewne w niąudacie; wszelako zdarzyć się może, iż droga wasza będzie krótsza lubdłuższa, według okoliczności.Na te słowa stara jęła płakać i narzekać, a Hipolit Boratyński rozkazałdowódzcy zbrojnej straży uprowadzić ją do więzienia urzędustarościńskiego.— Jednakowoż wy, mości urzędniku fiskalny, pozostańcie tu z kilkomaświadkami — dodał—żebyśmy rozpocząć mogli przegląd urzędowyruchomości.Stara usłyszała te wyrazy i poznała mówiącego, a na te słowa rysyjej przybrały postać okropnego szyderstwa.— Szukajcie sobie! szukajcie! mój młody panisku! Szperajcie pomiędzyruchomościami bezbronnej kobiety; niejeden co szuka, znajdzienieraz to, czegoby nie rad znalazł. A więc to prawda, co mi naówczas objawiło się, że teraz stoi przyjaciel przedemną, który jest nieprzyjacielemi niszczycielem! Szukajcie sobie! szukajcie, szanownypanie, tam na spodzie, może znajdziecie kij pielgrzymi, który wamwróżyłam; stara Urszula zaś nigdy nie zwykła kłamać, przypomnijcietylko sobie waszego krewnego, który o tein się przekonał.— Precz, ty potworo piekielna! — zawołał Hipolit, a żołnierzewyprowadzili szaloną czarownicę, której wołanie wściekłości zdalekajeszcze wpośród mogił brzmiało.Tymczasem urzędowi pełnomocnicy przystąpili do przykrego wykonaniarewizyi. Wyjęto niektóre sprzęty żadnej wartości nie mające,i kilka podartych sukien, które sumiennie przez prowadzącego protokółurzędnika skarbowego zaciągnione zostały w regestr; ale głębiejodedna ukazały się rzeczy większćj wartości: kilka srebrnych puharówalbo podobnych precyozów, tu i owdzie woreczek z drobną monetą,