Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
3 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.trzaj, mój bracie! oto znalazłem na ziemi, tn w tym pokoju, kawałeklistu, który marszałek wielki zostawił przed kilku chwilami.Starosta wziął papier, który zdawał się być kawałkiem oddartymod całego listu i czytał następne wyrazy i zgłoski bez żadnego związku:„....Iowa, również wam wierną.... plebanii ważną rozmowę z PaniąPodo.... brzydowski przytem.... nieraz już ja wasze kro..., przeciw dumnemuksiędzu.... wyrzekłszy się korzyści niedorzecznych owych.... córeczkaHelena.... a ja nie korzystałem z tego.... ważnym pionem....zdaje się na szachów... nader niebezpie... mądra gra.... mi z niej korzy ... duma i zemsta są.... możniejszy jest aniżeli owi Andrz.... zyskaćna czasie wszystko wasz.... Barbara przecież nie.... nic się niewiedzie.... tima ratio regum.— Potrafisz-li mi rozwikłać to pismo, naktórepoglądam jak na formułęczarnoksięzką, przynoszącą nieszczęście? — zapytał niespokojnyHipolit zamyślonego brata. — I cóż dla Boga! powiedz mi proszę!co ten uporczywy wojewoda ma począć z bogobojną Heleną? Co onmoże donieść o niej królowej matce? — Bo to pismo wyraźnie jest doniej pisane?— Daj pokój! —mówił starosta Samborski, paląc pismo przy świecyz podniesionem ku niebu poważnem wejrzeniem — daj pokój ! Przyjdzieczas, gdy wszystkie czyny pokątne wyjdą na jaw, i jak jadostrzegam w ciemnych zakrętach światło do którego ten spalonyświstek prowadzi, tak na to nie powinien spoglądać wzrok nieskalanymłodzieńca! Patrz! — mówił dalej, starając się z usilnością wypogodzićzasępioną twarz : — oto obmyśliłem dla ciebie urząd, pierwsząrycerską usługę przy wstępie na świat, urząd naderprzyjemny, aleoraz niebezpieczny. Ale wszakże ty jesteś Boratyńskim! N iezadługoprzybędą tu niewiasty: pomiędzy niemi znajduje się jedna — dodałociągąjąc się — jedna, której nie umiem dać nazwiska, bo jeszczenie śmiem jej tak nazwać, jakbym życzył! Jest to, tak! jest to Barbara,wdowa po Stanisławie Olbrachtowiczu Gastoldzie, wojewodzietrockim.— Królowa? — zapytał młodzieniec z podziwieniem.— Żona Zygmunta Augusta Jagiełły! — odpowiedział ów tonemostrym — i potem mówił dalej, spuściwszy oczy ku ziemi. — Zjechałemsię z nią po drodze w Opocznie. Była ona sama ze swojemi kobietamii służbą litewską, ale żadnego pana z krajów koronnych przyniśj nie było; bo odkąd król wyjechał z Warszawy, opuścili ją wszyscy,a wszyscy. Otóż prosiła mnie, bym jej towarzyszył; bo nie przystoiprzecież, mówiła, żeby małżonka królewska wjeżdżała do stolicy bezprzyzwoitego orszaku; a to jej szlachetne zaufanie tem bardziej mniewzruszyło, bo zapewne nie musiało być jej tajno, co ja mówiłem nasejmie warszawskim, co musiałem mówić, mój bracie. Nie, nie mogłem
H IPO LIT BORATYŃSKI. 39ja jej odmówić tćj rycerskiej posługi. Przyjmij ją tedy na siebie! bouważ tylko sobie: są rozmaite okoliczności, których jeszcze nie znasz,a które mi nie dozwalają wjeżdżać do Krakowa z Barbarą Radziwiłłówną,ale tobie wcale to przystoi; a tak tedy przeznaczyłem ciebie jej naprzewodnika. I cóż to? masz-li mnie w podejrzeniu? — pytał wzruszony,biorąc za rękę młodzieńca, który z pomieszaniem na niego poglądał.— Nie jestem-li Piotrem, twoim bratem? I gdybym co złegozamyślał, to miałżebym zwalać na ciebie, synu czcigodnego ojcamojego? Może też los przeznaczył cię do rozplatania po przyjacielskutego węzła, który zrządzenie boskie zawiązało, i do sprowadzenia chwiliw której nakaz żelaznego obowiązku będzie się mógł pogodzić z łagodniejszymgłosem ludzkości. Nuże! okaż niewiastom, że i w Samborzui w Kamieńcu znają także grzeczność rycerską! — dodał uśmiechającsię, gdyż właśnie skrzypienie zamarzłego śniegu obwieściłoprzybycie wielu powozów.R o z d z i a ł Y .Kilka wyrazów, które Piotr Boratyński w szynkarskiej izbie o przybyciuobcych niewiast powiedział, obudziły ciekawość w mieszkańcachmałego miasteczka. Kiedy zajechały powozy, stangreci krzykiemi trzaskaniem z bicza musieli rum sobie robić przez tłum, co poszeptująci poruszając się przy słabem świetle lampy płonącej przedobrazem Panny Maryi i przy czerwonem światłem gorejących pochodniach,stał uszykowany od kościoła parafialnego aż do gospody. Tuzatrzymała się przed bramą pierwsza kareta, ogromna machina, któralubo była arcydziełem ówczesnej sztuki sztelmachskiej, jednakowoż przynaszych dyliżansach, caricach, celeriferach i innych utworach naszegoczasu, wcaleby się niekorzystnie wydała. Na czterech niekształtnychkołach jednakowej wielkości, opierało się wązkie, wysokiei długie pudło, powleczone skórą wyzłacaną, a w miejsce brązów, gęstonabijane miedzianemi świecącemi się gwoździkami; po obu stronachwisiały szerokie stopnie sięgające prawie ode drzwi powozu aż dośniegu okrywającego drogę; wokoło ciężkiego pokrycia spoczywającegona ośmiu mocnych słupach zawieszone były skórzane firanki,i zakrywały wnętrze tej ruchomej budowy, która we środku obita byłaaksamitem amarantowym bogato obszytym galonami. Ośmiu do dziesięciujeźdźców, na których pikach powiewały chorągiewki barwy litewskiej,utworzyli gęste koło przede drzwiami domu i zasłaniali, iletylko możności, przed ciekawymi widok młodój damy, więcej aniżeli
- Page 3: BIBLIOTEKAJ C E L N I E J S n C H D
- Page 7 and 8: ^ A l e k s a n d e r B r o n i k o
- Page 9 and 10: Aleksander Bronikowski. Panowanie d
- Page 11: ALEKSANDER BRONIKOWSKI. 7charakter
- Page 14 and 15: 10 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obrazowi
- Page 17: H ip o l it B o r a t y ń s k i,
- Page 20 and 21: 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ukazał
- Page 22 and 23: 18 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nie będz
- Page 24 and 25: 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,lawski
- Page 26 and 27: 22 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sznego wi
- Page 28 and 29: 24 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Zebrzydow
- Page 30 and 31: 26 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.tu na tym
- Page 32 and 33: 28 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i mądry
- Page 34 and 35: 30 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.lepiej b
- Page 36 and 37: 32 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Żeń si
- Page 38 and 39: 3 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i musici
- Page 40 and 41: 83 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.R o z d z
- Page 44 and 45: 40 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.średnieg
- Page 46 and 47: 4 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zagadnie
- Page 48 and 49: 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.chcąc s
- Page 50 and 51: 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.zamyślo
- Page 52 and 53: 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Grob
- Page 54 and 55: 50 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obudziło
- Page 56: 52 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Piastów.
- Page 60 and 61: 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rżaną
- Page 62 and 63: 5SALEKSANDER BRONIKOW SKI.je, zawie
- Page 64 and 65: 60 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ko czasem
- Page 66 and 67: 62 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wej; jedn
- Page 68 and 69: (34 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wzniośl
- Page 70 and 71: 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.cym. Jed
- Page 72 and 73: 6 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.baby by
- Page 74 and 75: 70 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i końca!
- Page 76 and 77: 7 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pieniąd
- Page 78 and 79: 74 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jaśniejs
- Page 80 and 81: 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.obowiąz
- Page 82 and 83: 78 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wszelako
- Page 84 and 85: 80 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdział
- Page 86 and 87: 82 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wysłać
- Page 88 and 89: 84 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na ręce,
- Page 90 and 91: 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wnej i b
H IPO LIT BORATYŃSKI. 39ja jej odmówić tćj rycerskiej posługi. Przyjmij ją tedy na siebie! bouważ tylko sobie: są rozmaite okoliczności, których jeszcze nie znasz,a które mi nie dozwalają wjeżdżać do Krakowa z Barbarą Radziwiłłówną,ale tobie wcale to przystoi; a tak tedy przeznaczyłem ciebie jej naprzewodnika. I cóż to? masz-li mnie w podejrzeniu? — pytał wzruszony,biorąc za rękę młodzieńca, który z pomieszaniem na niego poglądał.— Nie jestem-li Piotrem, twoim bratem? I gdybym co złegozamyślał, to miałżebym zwalać na ciebie, synu czcigodnego ojcamojego? Może też los przeznaczył cię do rozplatania po przyjacielskutego węzła, który zrządzenie boskie zawiązało, i do sprowadzenia chwiliw której nakaz żelaznego obowiązku będzie się mógł pogodzić z łagodniejszymgłosem ludzkości. Nuże! okaż niewiastom, że i w Samborzui w Kamieńcu znają także grzeczność rycerską! — dodał uśmiechającsię, gdyż właśnie skrzypienie zamarzłego śniegu obwieściłoprzybycie wielu powozów.R o z d z i a ł Y .Kilka wyrazów, które Piotr Boratyński w szynkarskiej izbie o przybyciuobcych niewiast powiedział, obudziły ciekawość w mieszkańcachmałego miasteczka. Kiedy zajechały powozy, stangreci krzykiemi trzaskaniem z bicza musieli rum sobie robić przez tłum, co poszeptująci poruszając się przy słabem świetle lampy płonącej przedobrazem Panny Maryi i przy czerwonem światłem gorejących pochodniach,stał uszykowany od kościoła parafialnego aż do gospody. Tuzatrzymała się przed bramą pierwsza kareta, ogromna machina, któralubo była arcydziełem ówczesnej sztuki sztelmachskiej, jednakowoż przynaszych dyliżansach, caricach, celeriferach i innych utworach naszegoczasu, wcaleby się niekorzystnie wydała. Na czterech niekształtnychkołach jednakowej wielkości, opierało się wązkie, wysokiei długie pudło, powleczone skórą wyzłacaną, a w miejsce brązów, gęstonabijane miedzianemi świecącemi się gwoździkami; po obu stronachwisiały szerokie stopnie sięgające prawie ode drzwi powozu aż dośniegu okrywającego drogę; wokoło ciężkiego pokrycia spoczywającegona ośmiu mocnych słupach zawieszone były skórzane firanki,i zakrywały wnętrze tej ruchomej budowy, która we środku obita byłaaksamitem amarantowym bogato obszytym galonami. Ośmiu do dziesięciujeźdźców, na których pikach powiewały chorągiewki barwy litewskiej,utworzyli gęste koło przede drzwiami domu i zasłaniali, iletylko możności, przed ciekawymi widok młodój damy, więcej aniżeli