Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
4 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odrzuciła swoje zasłony i w podobnymże blasku jej rysy pełne wyrazujaśn iały : zaciemniony pokój napełniło czarodziejskie światło, i miłyodurzający zapach, podnoszący się z naczynia, napełnił komnatę.Na spodzie naczynia coraz bardziej i bardziej zaczęło się mącić,jak gdyby obcy pierwiastek oddzielał się od czystej wody, która ponadczemś cięższem pozostała; powietrze w małych bąbelkach podnosiłosię w górę, ziejąc mocny zapach, pod spodem zaś zaczęło się cośkształcić, podrastać w górę, podobnie jak pierwej w kuli, ale niepodobnedo drzewa, tylko w dziwacznych kolcach i prętach, i coraz wyraźniejuformowało się w postać budynku z wielą wieżami, podobne dogaleryi.Wróżka skończyła swoje wezwania i pytała:— Ażaliż mistrz podniósł dom z ruin?I w rzeczy samej zdawało się księżniczce, że widzi dom, albo raczejwspaniały pałac ze swojemi wieżami i kopułami, a zarazem i drugi,który właśnie teraz zarysował się w niepewnem świetle promieni,łamiących się w wodzie i w czarodziejstwie fantazyi.— Jest to dom starożytny — mówiła Sybilla uroczystym głosem,— wiele rodzin królewskich ujrzało w nim świat i mieszkało tamw potędze, chwale, a pokoju, aż jeden za drugim spoczęli w siedzibiegrobowej. A skoro przyszedł czas, gdy ostatni z tego domu znikł,bo losy człowieczeństwa nader są znikome, wówczas opustoszał domsamotny, wieże jego upadły, a przez rozpadliny potrzaskanych murówświatło planet zajrzało do komnat ogołoconych z ozdoby.- Świetnośćwszelako nie przemija na zawsze, i podobnie jak ze dna tego naczynia,w którem zmysłowo dostrzegasz prawdę, na odgłos mistrzapowstaje z gruzów zniszczenia nowa budowa, i mury swe o drugie muryopiera: powstaje to na wieki, ażeby obie stały, jedna drugąwspierając, i ażeby następne pokolenia przemieszkiwać mogły w jegokomnatach i salach.I w rzeczy samej obiedwie massy połączyły się w naczyniu,i wieże ich zdawały się razem sklejać i łączyć, i wzniosły się moenieji wyżej w spokojną wodę ponad niemi, jak gdyby w przezroczapowietrzne.Silne przedstawienie tego, co jedynie tylko umysł wnuczki Piastówzajmowało od dawna, mocno ją przejęło. Przysłuchiwała się bez poruszeniawyrazom, które coraz prędzej i gwałtowniej wydobywały sięz ust starej kobiety.Tymczasem zewnątrz powstała gwałtowna burza. W nagłym polociewiatr świstał i wył w pośród wierzchołków drzew ogrodowychi wstrząsał gwałtownie oknami. Już od pewnego czasu grzmot dałsię słyszeć z daleka, ale burzą silnie pędzone chmury usiadły ponad
W illą, a ogniste błyskawice w towarzystwie okropnych wstrząsającychgrzmotów noc oświecały chwilowo.Wróżka mówiła wciąż powoli i jednotonnie, podobnie jak z początku,a żadne drgnienie nie ukazało się na mocno wydatnem obliczu:wtem z nagła zdawało się, jak gdyby odmieniła się jej postać.Oezy jej zaczęły rzucać błędne wejrzenie i zajaśniały osobliwszemświatłem, pierś dyszała, jakby ogromnym, nagle zwalonym ciężaremprzytłoczona, z jakimś przestrachem przycisnęła wyschłe ręce dołona, jak gdyby chciała oddalić od siebie to co ją dręczyło, a nie mogłasię pozbyć; mowa jej stała się głośniejszą i prędszą, aż nakoniecchrypiąc, w pośród wzmagającego się huku nadchodzącej burzy, zabrzmiaław tonach wrzaskliwych:— Dom jest odbudowany, brakuje tylko pokrycia; ale strzeż się,wdowo i sieroto, bo w jego zakącie nieprzyjaciel czatuje. Czy słyszysz?Nieprzyjaciel czatuje! Ty go nie widzisz; ale ja go widzę.!A chociażbyś go widziała, to nie zważasz nań; ale jam gopoznała.Uwaga księżniczki natężyła się na te słowa, a Medyolanka rzuciłaprędkie wejrzenie podziwienia na starą, jak gdyby usłyszała to, czegonie spodziewała się usłyszeć, ale stara, jakby nie postrzegłszy tego,mówiła dalej:— Strzeż się, bo ten, co się nazywa przyjacielem, i więcej jeszcze:ten co powiada, że dałby życie za ocalenie jego, ten zniszczy dom,w który wstąpił z otwartem czołem i z ujmującą postacią, a zgubi ciebiei to, co jest miłe tobie i jemu. Nie lękaj się nieprzyjaciół, działanieich jest bezsilne dopóki nie ukaże się o«, a wtedy słowo przyjacielazbudzi śpiące nieszczęście.Potem zamilkła, jak gdyby ze znużenia po nadaremnych usiłowaniach,i dopiero po niejakim czasie, porwawszy się ręką za głowę, dodaław poprzedzającym, ale nieco umiarkowańszym tonie:— Dostojna pani! Nieszczęście nie grozi tobie ze strony nieprzyjaciół,albo też ze strony tych, których uważasz za takich: takie sąwyrazy losu, który do ciebie przez usta wróżki przemawia!Tymczasem coraz bardziej wzmagająca się burza, przedzierając sięzapewne przez niedobrze przymknięte okno, wdarła się z taką gwałtownościądo komnaty, że ciągle jeszcze słabo gorejący okrąg płomienistyzagasł, a mocno podwiany kobierzec, pokrywający stół, przewróciłpodstawę i przyrząd, który upadając na ziemię roztrzaskał się w małekawałki.Wszystkie trzy, jak gdyby jednakpwe uczucie przestrachu przeraziłoje, uciekły do poblizkiej oświeconej sali, a wejrzenie ichprzy jasnym blasku świeczników zwróciło się pomimowolnie je-27Bronikowski: Hipolit Boratyński.H IPO L IT BORATYŃSKI. 4 1 7a
- Page 370 and 371: 3 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i pana
- Page 372 and 373: S68ALEKSANDER BRONIKOWSKI.osiadły.
- Page 374 and 375: 3 7 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.u sto
- Page 376 and 377: 372 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.I w rzec
- Page 378 and 379: 3 7 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na jed
- Page 380 and 381: 3 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— No
- Page 382 and 383: 3 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.domu?
- Page 384 and 385: 3 8 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wiązk
- Page 386 and 387: 882 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.córki k
- Page 388 and 389: SS4ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dostrzeg
- Page 390 and 391: 8 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rozci
- Page 392 and 393: 388 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wielkieg
- Page 394 and 395: 3 9 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mości
- Page 396 and 397: 3 9 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i zagr
- Page 398 and 399: 3 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ciemno
- Page 400 and 401: 3 9 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i zewn
- Page 402 and 403: 3 9 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przezn
- Page 404 and 405: 400 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— 0 !
- Page 406 and 407: 4 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.miosł
- Page 408 and 409: 4 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.I po k
- Page 410 and 411: 406 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sobioną
- Page 412 and 413: 4 0 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.w koma
- Page 414 and 415: 4 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.się z
- Page 416 and 417: 4 1 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wedłu
- Page 418 and 419: 4 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ziemi
- Page 422 and 423: 4 1 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dnej n
- Page 424 and 425: 4 2 0 ALEKS ANDEK BRONIKOWSKI.klejn
- Page 426 and 427: 4 2 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.daleko
- Page 428 and 429: 4 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak mo
- Page 430 and 431: 4 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.R o z
- Page 432 and 433: 4 2 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.bną b
- Page 434 and 435: 4 3 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.otoczo
- Page 436 and 437: 4 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rozkaz
- Page 438 and 439: 434 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Słudzy
- Page 440 and 441: 486 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Dotąd m
- Page 442 and 443: 438 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— I u
- Page 444 and 445: 4 4 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.stoimy
- Page 446 and 447: 4 4 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— No
- Page 448 and 449: 4 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Je
- Page 450 and 451: 4 4 6 ALEKSANDER BRONIKOW SKI,wierz
- Page 452 and 453: 4 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.* **
- Page 454 and 455: 4 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.słowi
- Page 456 and 457: 4 5 2 ALEKS ANDER BRONIKOWSKI.z ża
- Page 458 and 459: 4 5 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.porzą
- Page 460 and 461: 4 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dzbank
- Page 462 and 463: 4 5 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówi
- Page 464 and 465: 4 6 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.strę
- Page 466 and 467: 462 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Za p
- Page 468 and 469: 4 6 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.datych
4 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odrzuciła swoje zasłony i w podobnymże blasku jej rysy pełne wyrazujaśn iały : zaciemniony pokój napełniło czarodziejskie światło, i miłyodurzający zapach, podnoszący się z naczynia, napełnił komnatę.Na spodzie naczynia coraz bardziej i bardziej zaczęło się mącić,jak gdyby obcy pierwiastek oddzielał się od czystej wody, która ponadczemś cięższem pozostała; powietrze w małych bąbelkach podnosiłosię w górę, ziejąc mocny zapach, pod spodem zaś zaczęło się cośkształcić, podrastać w górę, podobnie jak pierwej w kuli, ale niepodobnedo drzewa, tylko w dziwacznych kolcach i prętach, i coraz wyraźniejuformowało się w postać budynku z wielą wieżami, podobne dogaleryi.Wróżka skończyła swoje wezwania i pytała:— Ażaliż mistrz podniósł dom z ruin?I w rzeczy samej zdawało się księżniczce, że widzi dom, albo raczejwspaniały pałac ze swojemi wieżami i kopułami, a zarazem i drugi,który właśnie teraz zarysował się w niepewnem świetle promieni,łamiących się w wodzie i w czarodziejstwie fantazyi.— Jest to dom starożytny — mówiła Sybilla uroczystym głosem,— wiele rodzin królewskich ujrzało w nim świat i mieszkało tamw potędze, chwale, a pokoju, aż jeden za drugim spoczęli w siedzibiegrobowej. A skoro przyszedł czas, gdy ostatni z tego domu znikł,bo losy człowieczeństwa nader są znikome, wówczas opustoszał domsamotny, wieże jego upadły, a przez rozpadliny potrzaskanych murówświatło planet zajrzało do komnat ogołoconych z ozdoby.- Świetnośćwszelako nie przemija na zawsze, i podobnie jak ze dna tego naczynia,w którem zmysłowo dostrzegasz prawdę, na odgłos mistrzapowstaje z gruzów zniszczenia nowa budowa, i mury swe o drugie muryopiera: powstaje to na wieki, ażeby obie stały, jedna drugąwspierając, i ażeby następne pokolenia przemieszkiwać mogły w jegokomnatach i salach.I w rzeczy samej obiedwie massy połączyły się w naczyniu,i wieże ich zdawały się razem sklejać i łączyć, i wzniosły się moenieji wyżej w spokojną wodę ponad niemi, jak gdyby w przezroczapowietrzne.Silne przedstawienie tego, co jedynie tylko umysł wnuczki Piastówzajmowało od dawna, mocno ją przejęło. Przysłuchiwała się bez poruszeniawyrazom, które coraz prędzej i gwałtowniej wydobywały sięz ust starej kobiety.Tymczasem zewnątrz powstała gwałtowna burza. W nagłym polociewiatr świstał i wył w pośród wierzchołków drzew ogrodowychi wstrząsał gwałtownie oknami. Już od pewnego czasu grzmot dałsię słyszeć z daleka, ale burzą silnie pędzone chmury usiadły ponad