12.07.2015 Views

Pokaż treść!

Pokaż treść!

Pokaż treść!

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

H IPO LIT BORATYŃSKI. 3 9 9wdzięcznie dając i przyjmując. Żwawa rozmowa i zaprzątnienie myślimiłemi jej przedmiotami wprowadziło nieznacznie młodzieńców nadrożynę polem idącą, która zwolna od rzeki w bok sprowadzała; kiedyzaś zatrzymawszy się spojrzeli wokoło siebie, nie zobaczyli się już nazielonem wybrzeżu Wisły, ale na suchej piaszczystej równinie, któratylko tu i ówdzie suchym wrzosem i nagiemi ostami była pokryta,a ciągnęła się aż do lasu sosnowego.— A gdzieżeśmy to zaszli, dostojny mości starosto? — zawołałBielawski uśmiechając się. — Wszelako nie zdaje mi się, ażeby miłość,lubo ślepa, jakeśmy tylko co tego doświadczyli, była tak bardzo złąprzewodniczką; bo jeżeli się nie mylę, znajdujemy się teraz w osławionymlesie Lecha trzeciego, gdzie ten, jak powiadają, zabił brata:a te oto smutne sosny przed nami stoją na cmentarzu żydowskim.— Zaprawdę — odpowiedział Hipolit — niemiłeć to jest miejsce,a szumiące krzewy i cierniste osty nie nader są przydatne dowplecenia w świeże wieńce, które imaginacya nasza dopiśro co wiła.Wróćmy się do miasta.— Zaprawdę powrócimy doń, byleśmy je tylko znaleźli; ale ścieżka,która nas tu zaprowadziła, zginęła w piasku, a teraz tak ciemno,że nie można rozróżnić wsi od stolicy, bo księżyc chmury zakryły.Stojąc tak i usiłując z położenia gwiazd oraz kilku innych znaków,jakie na nagiej równinie dostrzedz mogli, rozpoznać kierunek, w którymmieli się udać, usłyszeli coś jakby ciężkie osłabionego człowiekakroki na piasku, kaszlanie i sapanie, jak gdyby zbliżający się niósłjakiś znaczny ciężar. I wkrótce przy słabym blasku gwiazd ujrzelidużą, silną postać człowieka, który niosąc po pod ręką skrzyneczkę nakępy wrzosu, okrywające pole, potykał się, to ślizgał na ustępującympod nogami piasku, i mruczał do siebie wyrazy niezadowolenia.Hipolit Boratyński zamyślał już zapytać późnego wędrowca, któryzdawał się iść z miasta, o drogę doń, gdy wtem towarzysz dotknąłz lekka jego ręki, położył palec na ustach, i ciągnął go z sobą po cichupo za krzak jodłowy, który samotny stał na pustej równinie.Starosta, lubo nieco zdziwiony, udał się za Bielawskim, postrzegłszypewne zmarszczenie na jego twarzy ; i tak przepuścili zbliżającegosię przed sobą, nie będąc przezeń widziani. A kiedy ten, ciągle sapiąci mrucząc oddalił się znacznie od nich, rzekł towarzysz stłumionymgłosem :— Znam ja tego, co to się tam wlecze, mój panie, i wolałbym raczejdjabła spotkać, aniżeli jeg o ; chętniejbym zapytał błędne światłoo drogę, aniżeli tego chytrego i niegodziwego łotra.— Ja nie wiem — odpowiedział Hipolit pomyślawszy nieco —•ale i mnie także zdaje się, że nieraz spotkałem tę niekształtną postać,a to w nie bardzo miłych okazyach.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!