Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

3 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ciemności, bo ręka Pańska ukazała nam światło, ażeby każdy swojędrogę rozpoznał i szedł po niej, nie zbaczając na tę, ni na owę stronę.Będziemy tedy czynili według jego woli aż do końca naszego!Dziwne wrażenie głos ten sprawił na słuchaczach; wszystkichoczy odwróciły się ze wstrętem, jak gdyby duch ciemności przemknąłsię przed niemi, a bladość śmiertelna wszystkich lica okryła. Cofnęlisię zwolna, jak gdyby nawet i najnieczulszy wzdragał się na bluźnierstwo,które z ust Bony Medyolańskiej w takiej chwili usłyszał.Ale księżniczka Mazowiecka poszepnęła je j:— Wasza królewska mość zapomniałaś w pobożnej swojej modlitwiewyrazić: Amen. Zapewne najjaśniejsza pani oszczędza go nakoniec?Bona spojrzała na nią osobliwszym wzrokiem i wyrzekła pocichutak, jak tamta, a ponuro, jak gdyby wyraz z grobu wychodził:— Amen.Wtenczas nawet i Żelaznem sercem Anny wstrząsnął dreszcz;z niewypowiedzianem uczuciem usunęła rękę z królowej prawicy, zimnćjjak lód, i zgroza przejęła ją na chwilę. Ale ta ostateczna przestrogaopiekuńczego jej ducha na chwilę tylko działała. Wtem biskupKujawski poważnie i z przestrogą przybliżył się ku niej i mówił:— Pozwólcie jeszcze jedno słowo powiedzieć temu, który życzliwymbył dla was od dawnego czasu. Poprzestańcie już teraz wszystkiego!Widzicie, że niebo wyrzekło, i możecież-li jemu sprzeciwiaćsię? A gdybyście tak chcieli, to czyliż nie przewidujecie, dokąd wasprowadzi droga, w którąście się zapuścili?Anna spojrzała nań zadziwionym i pytającym wzrokiem, i nie dałazasmuconemu żadnej odpowiedzi.R o z d z i a ł X X X I V .Już w czasie tego, cośmy dopiero opowiedzieli, ulotne skinieniei wyraz na prędce wyrzeczony przez młodego starostę Samborskiego,potwierdziły Heleny nadzieję, że wypadek Piotrkowski również na jejstosunki wpływ będzie miał przyjazny. Jeszcze tegoż samego wieczoramłody rycerz znalazł sposobność odkrycia swojej oblubienicyzamiarów ich dostojnego przyjaciela; i któż tedy może jej mieć za złenadzieję, że teraz tak długo i tak wiernie dochowywane życzenia spełnionemizostaną? Ale dziewica nie dostrzegła chmur gromadzącychsię po nad jej głową, i rozumiała, że szczególniejsza wspaniałomyślnośćkróla potrafi zmiękczyć nawet i twardy umysł matki.

HIPOLIT BORATYŃSKI. 8 9 5Po południu na drugi dzień przybył Zygmunt August, i ukazawszysię na chwilę owdowiałej królowej, udał się zaraz do tak miłejsobie krewnej, aby ją pocieszył, i podzielając z nią radość, swoję takżepodwyższył; a kiedy z wielką żywością uprzejmie przysłuchującej sięHelenie otwierał daleki widok szczęścia i pokoju, wTtymże samym czasiekasztelan Bełzki, przybywający z Rusi, wszedł w tymże samym zamiarzedo pokoju brata.* **— A więc nareszcie przyszło do tego, mój Hipolicie — mówiłszanowmy Piotr — że teraz mogę cokolwiek zastanowić się, spocząći obejrzeć się na tę drogę, którą przebiegłem! Początek zaiste był n a­der trudny; ale końcowi Bóg pobłogosławił. Jeszcze i teraz moi panowiea bracia w krainach Halicza i Bracławia, okazali się niecouparci, i potrzeba było niejednej starej beczki z piwnicy ojców' naszych,Hipolicie, nim przecież pozwolili kierować zgromadzeniemw Piotrkowie wTedług naszej woli; ale teraz wszystko już przezwyciężone;sprawiedliwość wygrała, a wąż niezgody leży u nóg jejbezsilny.— Zaiste możesz się poszczycić, kochany bracie, tem co uczyniłeś— odpowiedział mu na to pan Samborski — a nadal znajdziesz nagrodę.we własnóm przeświadczeniu i w powrszechnem uznaniu twoichzasług; gdy tymczasem ja, zdała tylko idąc za tobą, na twojej chwalebnejdrodze, winienem nagrodę swą nie zasłudze, ale samemu szczęściu; tę zaś nagrodę dał mi król nie dla mnie, ale dlatego, że jestemtwoim bratem, a narzeczonym panny Podolskiej.— E h ! nie pogardzaj szczęściem — przerwał mu kasztelan wesoło; — bo gdzie jego nie ma, to zasługa mało co może dokazać. I jatakże — mówił dalej poważnie — wiele wdzięczności winienem niebu,i gdyby to swego błogosławieństwa odmówiło, mogłoby przyjśćdo tego, że Piotr Boratyński, którego Zygmunt August swoim przyjacielem,a współ-obywTatele uczciwym szlachcicem mienią, zostałby nazywanyprzez jednego buntownikiem, albo przez drugich wiarołomcąwzględem wielkiego związku rzeczypospolitej, a zamiast dobrego imieniai radości zaniósłby do domu hańbę i zgryzoty. Bo przyznam cisię, mój bracie, że był to nader niebezpieczny obowiązek, który japrzyjąłem na siebie wbrew głosowi własnego serca i wbrew podstępomprzemożnych nieprzyjaciół. Ale ojczyzna nie mnie powinnadziękować; bo nigdyby było do tego nie przyszło bez współdziałaniahetmana wielkiego, które mógłbym nazwać zuchwałem, gdyby to nieon był, co się na nie poważył. Ale takiemu człowiekowi, człowiekowiprawemu, jakim jest Jan z Tarnowa, człowiekowi i w wewnętrznej

HIPOLIT BORATYŃSKI. 8 9 5Po południu na drugi dzień przybył Zygmunt August, i ukazawszysię na chwilę owdowiałej królowej, udał się zaraz do tak miłejsobie krewnej, aby ją pocieszył, i podzielając z nią radość, swoję takżepodwyższył; a kiedy z wielką żywością uprzejmie przysłuchującej sięHelenie otwierał daleki widok szczęścia i pokoju, wTtymże samym czasiekasztelan Bełzki, przybywający z Rusi, wszedł w tymże samym zamiarzedo pokoju brata.* **— A więc nareszcie przyszło do tego, mój Hipolicie — mówiłszanowmy Piotr — że teraz mogę cokolwiek zastanowić się, spocząći obejrzeć się na tę drogę, którą przebiegłem! Początek zaiste był n a­der trudny; ale końcowi Bóg pobłogosławił. Jeszcze i teraz moi panowiea bracia w krainach Halicza i Bracławia, okazali się niecouparci, i potrzeba było niejednej starej beczki z piwnicy ojców' naszych,Hipolicie, nim przecież pozwolili kierować zgromadzeniemw Piotrkowie wTedług naszej woli; ale teraz wszystko już przezwyciężone;sprawiedliwość wygrała, a wąż niezgody leży u nóg jejbezsilny.— Zaiste możesz się poszczycić, kochany bracie, tem co uczyniłeś— odpowiedział mu na to pan Samborski — a nadal znajdziesz nagrodę.we własnóm przeświadczeniu i w powrszechnem uznaniu twoichzasług; gdy tymczasem ja, zdała tylko idąc za tobą, na twojej chwalebnejdrodze, winienem nagrodę swą nie zasłudze, ale samemu szczęściu; tę zaś nagrodę dał mi król nie dla mnie, ale dlatego, że jestemtwoim bratem, a narzeczonym panny Podolskiej.— E h ! nie pogardzaj szczęściem — przerwał mu kasztelan wesoło; — bo gdzie jego nie ma, to zasługa mało co może dokazać. I jatakże — mówił dalej poważnie — wiele wdzięczności winienem niebu,i gdyby to swego błogosławieństwa odmówiło, mogłoby przyjśćdo tego, że Piotr Boratyński, którego Zygmunt August swoim przyjacielem,a współ-obywTatele uczciwym szlachcicem mienią, zostałby nazywanyprzez jednego buntownikiem, albo przez drugich wiarołomcąwzględem wielkiego związku rzeczypospolitej, a zamiast dobrego imieniai radości zaniósłby do domu hańbę i zgryzoty. Bo przyznam cisię, mój bracie, że był to nader niebezpieczny obowiązek, który japrzyjąłem na siebie wbrew głosowi własnego serca i wbrew podstępomprzemożnych nieprzyjaciół. Ale ojczyzna nie mnie powinnadziękować; bo nigdyby było do tego nie przyszło bez współdziałaniahetmana wielkiego, które mógłbym nazwać zuchwałem, gdyby to nieon był, co się na nie poważył. Ale takiemu człowiekowi, człowiekowiprawemu, jakim jest Jan z Tarnowa, człowiekowi i w wewnętrznej

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!