Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
3 9 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mości biskupie Kujawski, a co jest po za tym obrębem, to zostawiamymądrości mężczyzn.— Zaprawdę, życzyćby należało — odpowiedział Zebrzydowskiuśmiechając się — żeby, co do tego ostatniego względu, zawsze takbywało ; to też spodziewam się, że co dotyczy panny wojewodzianki,to zawsze się tak dzieje, i do niej też ja właśnie mowę moję obracam.— O! zapewne! — odparła pani Falczewska nieco uszczypliwie;—wcale nie można spodziewać się, ażeby tam, gdzie jest obecna pięknadziewica, biskup Kujawski dawał na kogo innego baczenie!A na to odpowiedział biskup ciągle z uśmiechem i obojętnie:— Wszelakoż to osobliwsza, że piękność i młodość są to zawszeozdoby, które nigdy nie tracą wartości i ciągle są w modzie, chociażustawnie coraz inne osoby ją posiadają. Ależ na nieszczęście skarbten stracony jest teraz dla nas, mościa starościno! I dla mnie i dlawas i dla wielu innych jeszcze, którzyśmy te ozdoby już dawno złożyli;a tam, gdzie one występują, nam ustąpić potrzeba.— Nie poznaję ja w tych wyrazach zwykłej waszej wymowy —odpowiedziała pani Falczewska mocno urażona: — a wasza przewiełebnośćzapomina, że kobietom nigdy nie wypada przypominać niektórychrzeczy.— I czemuż nie, jeżeli przed bystrością słuchającej, tak jak tuwłaśnie teraz ma miejsce, nie uszło napomknienie, zawarte we wzmianceo tem co, jak powiedziałem, zagraża wielu w tym czasie, kiedypiękność i młodość zamyśla znowu objąć przynależne sobie panowanie?— Ozy tak mniemacie? — powiedziała starościna z zarumienionątwarzą i jąkając się, a co okazywało, iż całkiem pojęła myśl ukrywającąsię w wyrazach Andrzeja Zebrzydowskiego. — Pójźmy, mościawojewodzianko; bo mi się zdaje, że przewielebny pan nie jest dzisiajusposobiony do rozmowy z damami!Wszelako Helena nie dosłyszała niby wzywającego wyrazu; poglądałatylko ciągle przez okno na dziedziniec zamkowy, potem cofnęłasię o krok, obróciła do biskupa, i milcząc wskazała ręką na bramę naprzeciwleżącego katedralnego kościoła. Księżniczka Mazowiecka, postrzegłszyradośne poruszenie córki, podniosła się zwolna z krzesłai przybliżyła się pytając, coby też miało ściągnąć jej uwagę?— Zapewne — odpowiedział biskup Andrzej — otrzymamy zakilka chwil wiadomość z sejmu; bo jeżeli bystry wzrok panny wojewodzianki,a mnie przytępione oko nie myli, to właśnie teraz przechodziprzez dziedziniec jeden z tych, co towarzyszyli najjaśniejszemupanu do Piotrkowa.Wszyscy znajdujący się na galeryi przybliżyli się ciekawie dookna, a Bona Sforcya poważnie i bez pośpiechu opuściła krzesło,
HIPOLIT BOKATYŃSKI. 3 9 1stanęła u okna i poglądała na miasto, a przy niej stał marszałekwielki.I ujrzeli młodego starostę Samborskiego, Hipolita Boratyńskiego,a z nim Bartłomieja Sabina, arehidyakona Krakowskiego, idącychspiesznym krokiem do katedry, której drzwi przed nimi otw arto; zanimi zaś szło wielu dworzan królewskich i sług kościelnych, niosącrozmaite kobierce i zasłony, ostatnie z niebieskiego aksamitu, z haftowanemisrebrem orłami. Po za tym orszakiem tłoczyło się mnóstwoludu przez otwarte bramy dziedzińca, śpiesząc i potrącając się, wszelakobez hałasu, jak to zwykło bywać w czasie oczekiwania nowych,a ważnych rzeczy.Lecz wkrótce potem rozstąpił się tłum, czyniąc wolne przejście biskupowiKrakowskiemu, który postępował za kapłanem niosącym krzyżw orszaku kapituły. U furty kościelnćj zatrzymał się Samuel Maciejowski,a starosta Samborski przybliżył się do niego, oddając mu zwitekpargaminowy, wielką pieczęcią państwa obwarowany. Biskupprzyjął go z rąk starosty, i po odczytaniu podniósł oczy i ręce, jakbyna znak dziękczynienia, ku niebu, potem pokornie złożył ręce na piersii zniknął z orszakiem w furcie, która po za idącymi za nim i niosącymisprzęty zamknęła się.Tak może z kwandrans panowała głęboka cisza, potem podniosłosię powoli szeptanie z wewnętrznego dziedzińca ku galeryi, na którśjnie można było zasłyszeć żadnego wyrazu, chyba tylko lekkie oddychanie; aż oto roztwarły się znowu podwoje kościelne na rozcież,i lud zaczął cisnąć się do przybytku Bożego, a z najwyższego okna nawieży rozwinęła się biała chorągiew. Petem nagle zatrzęsły się murygłuebój sali grzmotem kartauny, i znowu zagrzmiało działo, i jeszczeraz, i znowu jeszcze. Za pierwszym przerażającym łoskotem krzyknęłyprzelękłe damy, i królowa także pomimo wolaie wzdrygnęła się; alenie sam tylko rozgłośny huk tak ją przeraził.Po przestrachu niewiast nastąpiło znowu głuche milczenie, jakgdyby chciano rachować straszliwe echa, które okrzyki radości wokołowałów powtarzały, a do których teraz przyłączył się odgłos dzwonówkościoła katedralnego i siedmdziesięciu kościołów stolicy, oraz rozlegającesię okrzyki ludu.Wyjaśnienie tej demonstraćyi szybko nastąpiło i mocno wpłynęłona prześwietne zgromadzenie; potrzeba było chwili namysłu, aby rozważyć,co czynić przystało. Pomięszanie i kłopot malowały się naobliczu wszystkich; ale biskup Kujawski cofnął się od okna na środekgaleryi, stanął naprzeciw posągu Władysława Jagiełły, i głośno z pałającemiradością oczami zaw ołał:— Te Deum laudamus! Podnieście wasz głos piorunowy, wyśpiżowe paszcze, które zwykle tylko śmierć i zniszczenie zapowiadacie,
- Page 344 and 345: 840 ALEKSANDER BRONIROW 8KL— Owsz
- Page 346 and 347: 3 4 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,gu odp
- Page 348 and 349: 3 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Helena
- Page 350 and 351: 3 4 6 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.młod
- Page 352 and 353: 8 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.chany
- Page 354 and 355: 8 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.kawał
- Page 356 and 357: 8 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,— Mo
- Page 358 and 359: 3 5 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdzi
- Page 360 and 361: 3 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to zda
- Page 362 and 363: 3 5 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wieie
- Page 364 and 365: 860 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Co t
- Page 366 and 367: 863 ALEKSANDER BRONIKOWSKI..czyi' s
- Page 368 and 369: 3 6 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.piają
- Page 370 and 371: 3 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i pana
- Page 372 and 373: S68ALEKSANDER BRONIKOWSKI.osiadły.
- Page 374 and 375: 3 7 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.u sto
- Page 376 and 377: 372 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.I w rzec
- Page 378 and 379: 3 7 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na jed
- Page 380 and 381: 3 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— No
- Page 382 and 383: 3 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.domu?
- Page 384 and 385: 3 8 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wiązk
- Page 386 and 387: 882 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.córki k
- Page 388 and 389: SS4ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dostrzeg
- Page 390 and 391: 8 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rozci
- Page 392 and 393: 388 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wielkieg
- Page 396 and 397: 3 9 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i zagr
- Page 398 and 399: 3 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ciemno
- Page 400 and 401: 3 9 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i zewn
- Page 402 and 403: 3 9 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przezn
- Page 404 and 405: 400 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— 0 !
- Page 406 and 407: 4 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.miosł
- Page 408 and 409: 4 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.I po k
- Page 410 and 411: 406 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sobioną
- Page 412 and 413: 4 0 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.w koma
- Page 414 and 415: 4 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.się z
- Page 416 and 417: 4 1 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wedłu
- Page 418 and 419: 4 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ziemi
- Page 420 and 421: 4 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odrzuc
- Page 422 and 423: 4 1 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dnej n
- Page 424 and 425: 4 2 0 ALEKS ANDEK BRONIKOWSKI.klejn
- Page 426 and 427: 4 2 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.daleko
- Page 428 and 429: 4 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak mo
- Page 430 and 431: 4 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.R o z
- Page 432 and 433: 4 2 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.bną b
- Page 434 and 435: 4 3 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.otoczo
- Page 436 and 437: 4 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rozkaz
- Page 438 and 439: 434 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Słudzy
- Page 440 and 441: 486 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Dotąd m
- Page 442 and 443: 438 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— I u
HIPOLIT BOKATYŃSKI. 3 9 1stanęła u okna i poglądała na miasto, a przy niej stał marszałekwielki.I ujrzeli młodego starostę Samborskiego, Hipolita Boratyńskiego,a z nim Bartłomieja Sabina, arehidyakona Krakowskiego, idącychspiesznym krokiem do katedry, której drzwi przed nimi otw arto; zanimi zaś szło wielu dworzan królewskich i sług kościelnych, niosącrozmaite kobierce i zasłony, ostatnie z niebieskiego aksamitu, z haftowanemisrebrem orłami. Po za tym orszakiem tłoczyło się mnóstwoludu przez otwarte bramy dziedzińca, śpiesząc i potrącając się, wszelakobez hałasu, jak to zwykło bywać w czasie oczekiwania nowych,a ważnych rzeczy.Lecz wkrótce potem rozstąpił się tłum, czyniąc wolne przejście biskupowiKrakowskiemu, który postępował za kapłanem niosącym krzyżw orszaku kapituły. U furty kościelnćj zatrzymał się Samuel Maciejowski,a starosta Samborski przybliżył się do niego, oddając mu zwitekpargaminowy, wielką pieczęcią państwa obwarowany. Biskupprzyjął go z rąk starosty, i po odczytaniu podniósł oczy i ręce, jakbyna znak dziękczynienia, ku niebu, potem pokornie złożył ręce na piersii zniknął z orszakiem w furcie, która po za idącymi za nim i niosącymisprzęty zamknęła się.Tak może z kwandrans panowała głęboka cisza, potem podniosłosię powoli szeptanie z wewnętrznego dziedzińca ku galeryi, na którśjnie można było zasłyszeć żadnego wyrazu, chyba tylko lekkie oddychanie; aż oto roztwarły się znowu podwoje kościelne na rozcież,i lud zaczął cisnąć się do przybytku Bożego, a z najwyższego okna nawieży rozwinęła się biała chorągiew. Petem nagle zatrzęsły się murygłuebój sali grzmotem kartauny, i znowu zagrzmiało działo, i jeszczeraz, i znowu jeszcze. Za pierwszym przerażającym łoskotem krzyknęłyprzelękłe damy, i królowa także pomimo wolaie wzdrygnęła się; alenie sam tylko rozgłośny huk tak ją przeraził.Po przestrachu niewiast nastąpiło znowu głuche milczenie, jakgdyby chciano rachować straszliwe echa, które okrzyki radości wokołowałów powtarzały, a do których teraz przyłączył się odgłos dzwonówkościoła katedralnego i siedmdziesięciu kościołów stolicy, oraz rozlegającesię okrzyki ludu.Wyjaśnienie tej demonstraćyi szybko nastąpiło i mocno wpłynęłona prześwietne zgromadzenie; potrzeba było chwili namysłu, aby rozważyć,co czynić przystało. Pomięszanie i kłopot malowały się naobliczu wszystkich; ale biskup Kujawski cofnął się od okna na środekgaleryi, stanął naprzeciw posągu Władysława Jagiełły, i głośno z pałającemiradością oczami zaw ołał:— Te Deum laudamus! Podnieście wasz głos piorunowy, wyśpiżowe paszcze, które zwykle tylko śmierć i zniszczenie zapowiadacie,