12.07.2015 Views

Pokaż treść!

Pokaż treść!

Pokaż treść!

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

H IPO LIT BORATYŃSKI, 8 4 1na rozpłomienione oblicze, a usta jego drgały z nadzwyczajnym poruszeniem.— Precz! precz ztąd! — ozwał się wkrótce potem niewyraźnymgłosem mówiącego we śnie. — P recz! powiadam c i; bo tylko po moimtrupie prowadzi droga do....Tu obumarły wyrazy w niezrozumiałem mruczeniu, a potem znowuzawołał głośno:— Precz, powiadam c i! Ja się nie lękam ciebie, chociaż twojepotężne rogi palą się blaskiem polerownej stali! Oto moje piersi!Tu uderzaj a nie tam ! Nie pryskaj tak swoją jadowitą pianą! Takjest! Ach! Nić żywota, dwa razy przecięta! A teraz znika! Tak!O ! jak miły pocałunek! jak mi lubo po nim! Biedny Staś! Biednyojcze! Bądź zdrów, ojcze!Hipolit chciał już obudzić dręczonego snami, gdy wtem Staś wydałgłębokie westchnienie, obrócił się do ściany i zaczął spać spokojniej.— To zapewne ów przypadek leśny — mówił Boratyński do siebie— tak go we śnie drażni, i na jawie nawet zaprząta go częściej,niżby to z dobrem się jego zgadzało. Zdarzenie to osobliwszym sposobemwystąpiło w jego życiu, i zakłóca jego spokojność; tak wesołegoi miłego niegdyś młodzieńca uczyniło zadumanym i przeczuwającym.Bogi tura, powiada on, rzuciły go do bramy rajskiej; dały muone poznać pierwszy smak szczęśliwości wiecznej, i kiedy powrócił naziemię, wówczas ta całkiem inaczej ukazała się mu, niżeli przedtem.Biednym Stasiem sam siebie nazywa? Tak, zaprawdę biedny jesteś,Stasiu; drzewo twojego żywota nader wczesne kwiaty wydaje; oby ichtylko mróz nie powarzył wprzód, nim ukształcą się w owoce! I moje takżedrzewo żywotne okrywają kwiaty; ale przyozdobiąż-li je kiedy owoce?Za ciasno mu było w pokojach; śpieszył zatem przez wiele wijącychsię i prawie jeszcze bezludnych alei ku wschodniej stronie zamku,gdzie na wysokiej ponad bramą urządzonej altanie, chciał użyćświeżego porannego powietrza. Jeszcze nie wiele uszedł, gdy otoprzeraźliwy odgłos skomlenia, czy wycia jakiegoś zwierzęcia, obił sięo jego ucho ; i w tymże samym czasie dał się słyszeć chód, jakby kilkuludzi prędko a ostrożnie postępujących. I kiedy zawracał się u rogugalery i, ujrzał tuż przed sobą doktora nadwornego królowej matki,mistrza Lionardo Monti; tuż za nim postępował jego famulus Assano,trzymając w lewem ręku szkatułkę, podobną do podróżnej apteczkiowoczesnych lekarzy, a prawą zatrzymując mocno pod płaszczem coś,co chwilami poruszając się wyobrażało żyjącą istotę.Zdawało się zrazu, że Włoch zamyślał przejść prędko i ominąćspotykającego; wszelako zbytnia blizkośe dworzanina niedawno coprzybyłego, wymagała koniecznie, zdaniem jego, jakiegoś wyrazu powitania:a więc zatrzymał się i pozdrowił naszego przyjaciela. W cią­

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!