Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
886 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.daje, to nie jego wina, tylko światła; zobacz-no go tylko ztąd z rana,kiedy wschodzi słońce; wtenczas to wysokie okna w arkadach świecąsię daleko, a złoty dach grobowej kaplicy Jagiellońskiego rodu rzucablask na odbijające fale!Na to odpowiedział młodzieniec, jakby marząc, i jakby wyrazyuchodziły z ust jego dla niego samego niezrozumiałe.— O! tak! Jutrzenka prędko uchodzi, a za nią tuż w tropy i dzieńucieka: za nim noc następuje; ale wszakże i jutrzenka nieraz grobyoświeca!— Stasiu mój, Stasiu! — zawołał Hipolit ze współczuciem, porywającgo za rękę. — Oo się z tobą dzieje? Jam cię takim nigdy jeszczenie widział, chociaż ty od owego zranienia całkiem inny jesteś,jak dawniej. Czy twoje uleczenie nie jest jeszcze zupełne, czy czujeszjeszcze boleści?— Nie! o nie! —■zawołał Lacki z żywością, a potóm dodał cichnącymgłosem: — A przecież... tak!... — nie pytaj mnie o nic, mójHipciu, w tej chwili; widok tego miasta ściska me serce, i zdaje mi sięwszystko, jak gdyby jakieś nieszczęście miało nas napotkać wprzód,nim w nie wjedziemy!— Ty chory jesteś, mój Stasiu! — zawołał Hipolit. — Może ci doprawdyprędka jazda w czasie upału zaszkodziła !... Eh! przeklęty tenmój pośpiech, co mi nawet nie dozwolił i pomyśleć o tobie. Ależ boty od owego poranku w lesie tak jesteś czasem markotny, to znowutak zbytecznie wesół! Od owego poranku, kiedy cię nieszczęście natrąciłona nogi tego wściekłego tura!— Nieszczęście? Nie nazywaj tego nieszczęściem, co sprowadziłonajpiękniejszą chwilę mego krótkiego żywota! Tak! to ja spełniłempowinność, powinność wiernego słu g i!— To przestań-że! przestań! Czyliż chcesz swoje piękne lata młodzieńczeprzeboleć w tęsknocie i smutku? Zostaw to późniejszymchwilom; o wierzaj m i! zbyt prędko nadchodzi czas, kiedy przyjdzierzeczywiście nieszczęście pokonywać. Nuże, jedźmy w drogę, noc jużnadchodzi, a to miejsce niebardzo jest stosowne do twego posępnegohumoru.— Zbyt prędko nadchodzi czas — powtórzył Stanisław, zwolnapodnosząc się z ziemi; — i nie razprędzej, aniżeli można mniemać!Jeszcze tak mówił, gdy oto niewieścia postać wystąpiła z pomiędzyjaworów. Zdawała się być wieśniaczką, lubo nie z okolic stolicy:zwierzchnia opięta suknia, podobna do naszój kapoty, i białe płótnospodnią część twarzy aż do ust zakrywające, nadawało jej odzieży ja kieś podobieństwo z tą, którą kobiety na Podlasiu pospolicie noszą;niewiele rysów, które można było widzieć, ukazywały podeszły wiek,a ciemny kolor skóry wydawał obcy, może egipski ród.
HIPOLIT BORATYŃSKI. 8 8 7Przybliżyła się do podróżnych, pozdrawiając ich zwykłym ukłonem,dotknięciem kolan, i prosiła niezrozumiałym prawie głosem, wydobywającymsię z pod sukiennego kosza zakrywającego usta, o napóji o trochę strawy, którego i w ustach nie miała przez cały dzień takskwarny.Hipolit Boratyński nie śpieszył się wprawdzie, wszelako podał starejkieliszek i ostatki swego szczupłego posiłku; a potem chciał udaćsię na gościniec, gdzie nań słudzy oczekiwali z końmi. Ale uraczona.za jednym pociągiem wypróżniła kielich, a potem mówiła:— Chciejcie jeszcze się cokolwiek zatrzymać, jaśnie wielmożni panowie:nie masz pomiędzy nami zwyczaju przyjmować coś bez zapłaty.Wprawdzie nie mam ja ni złota, ni srebra, ba nawet i miedzi, wszelakomogę wypłacić się za dary małą próbką umiejętności naszego narodu,który czyta w przyszłości!Hipolit wcale nie miał chęci dawTać posłuchania niewczesnej propozycji,ale Stanisław, prędko przechodząc do lekkości swojego wieku,tak długo nalegał nań prośbami i pochlebstwami, aż Hipolit zezwolił.— Wam, piękny młodzieńcze, przynależy pierwszeństwo! — mruczałastara; — bo nie pogardzacie sztuką egipską, jak to czyni niejedeninny, który przecież przekonywa się o jej prawdzie z wielką swąprzykrością a szkodą. Bacz tedy, mój piękny panie, podać mi swąpieszczoną rączkę, która ile mi się zdaje, dotąd nosiła tylko wachlarza lustro; pałasza zaś jeszcze i nie tknęła!Stasio rozgniewany trochę i zarumieniony, podał jej żądaną prawicę.— Co za piękne rysy! Jakie rozgałęzienia! — mówiła wróżkaniby do siebie: — ale cóż to ja widzę? Węzeł miłosny już zawiązany?Hm! hm! hm! — poszepnęła dosyć głośno do pazia. — Ha! młody paniczu!trzeba powiedzieć, żeś prędko się i dobrze uwinął. — I — mówiładalej jeszcze cichszym głosem — nie bardzo nizko patrzycie;a ten krzyżyk, co widzicie tu oto, wskazuje damę wysokiego rodu.Tak jest! wskazuje damę, która, jak powiadają rządzi krajem i ludźmi!Otóż to mi dzielny chłopiec! No! no! tylko chwila cierpliwości! —poszeptywaładalej, zatrzymując rękę, którą Stanisław pomięszany i zniechęconychciał wydrzeć jej — tylko momencik, moja droga laleczko!Co za piękne zagięcia! Szkoda tylko, że linie żywotne są po dwakroćprzecięte. Patrzcie tu oto zaraz około krzyża; ale to zdaje się, jakgdyby już przeminęło, żeście już uszli od wielkiego niebezpieczeństwawt obronie pięknej damy, którą krzyż oznacza. Dobrze! Tylko żwawo,młodzieńcze! Tylko żwawo! Ale niezbyt zuchwale; bo patrzcie oto,za drugiem przecięciem nić żywota zupełnie niknie i to powtórnie zapiękną damą waszych pięknych myśli! O! strzeżcie się! strzeżcie sięlbo są jeszcze gorsze zwierzęta, aniżeli tur i niedźwiedź!22Bfoaik.ow.ski: Hipolit Boratyółki. * * * *
- Page 290 and 291: 2 8 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pełni
- Page 292 and 293: 2 88 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— I k
- Page 294 and 295: 2 9 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,— Dz
- Page 296 and 297: 292 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dnym syn
- Page 298 and 299: 294 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.suknem w
- Page 300 and 301: 2 9 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dopót
- Page 302 and 303: 2 9 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wszela
- Page 304 and 305: 3 0 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Tu pry
- Page 306 and 307: 802 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.natu kr
- Page 308 and 309: 3 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.a nie
- Page 310 and 311: 8 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.we wł
- Page 312 and 313: 3 0 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKIkrewie
- Page 314 and 315: 3 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ujrzel
- Page 316 and 317: 3 1 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Całe
- Page 318 and 319: 3 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.za zdr
- Page 320 and 321: 3 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.znaje,
- Page 322 and 323: 318 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.się na
- Page 324 and 325: 3 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Ko
- Page 326 and 327: 3 2 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nawet
- Page 328 and 329: 3 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.umysł
- Page 330 and 331: 3 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.a jeż
- Page 332 and 333: 8 2 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.ty otw
- Page 334 and 335: 330 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Na to od
- Page 336 and 337: 3 3 2 ALEKSANDER BKONIKOW8KI.wienie
- Page 338 and 339: 3 8 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wami,
- Page 342 and 343: 3 3 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Nakoni
- Page 344 and 345: 840 ALEKSANDER BRONIROW 8KL— Owsz
- Page 346 and 347: 3 4 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,gu odp
- Page 348 and 349: 3 4 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Helena
- Page 350 and 351: 3 4 6 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.młod
- Page 352 and 353: 8 4 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.chany
- Page 354 and 355: 8 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.kawał
- Page 356 and 357: 8 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,— Mo
- Page 358 and 359: 3 5 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Rozdzi
- Page 360 and 361: 3 5 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to zda
- Page 362 and 363: 3 5 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wieie
- Page 364 and 365: 860 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Co t
- Page 366 and 367: 863 ALEKSANDER BRONIKOWSKI..czyi' s
- Page 368 and 369: 3 6 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.piają
- Page 370 and 371: 3 6 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i pana
- Page 372 and 373: S68ALEKSANDER BRONIKOWSKI.osiadły.
- Page 374 and 375: 3 7 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.u sto
- Page 376 and 377: 372 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.I w rzec
- Page 378 and 379: 3 7 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.na jed
- Page 380 and 381: 3 7 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— No
- Page 382 and 383: 3 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.domu?
- Page 384 and 385: 3 8 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wiązk
- Page 386 and 387: 882 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.córki k
- Page 388 and 389: SS4ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dostrzeg
HIPOLIT BORATYŃSKI. 8 8 7Przybliżyła się do podróżnych, pozdrawiając ich zwykłym ukłonem,dotknięciem kolan, i prosiła niezrozumiałym prawie głosem, wydobywającymsię z pod sukiennego kosza zakrywającego usta, o napóji o trochę strawy, którego i w ustach nie miała przez cały dzień takskwarny.Hipolit Boratyński nie śpieszył się wprawdzie, wszelako podał starejkieliszek i ostatki swego szczupłego posiłku; a potem chciał udaćsię na gościniec, gdzie nań słudzy oczekiwali z końmi. Ale uraczona.za jednym pociągiem wypróżniła kielich, a potem mówiła:— Chciejcie jeszcze się cokolwiek zatrzymać, jaśnie wielmożni panowie:nie masz pomiędzy nami zwyczaju przyjmować coś bez zapłaty.Wprawdzie nie mam ja ni złota, ni srebra, ba nawet i miedzi, wszelakomogę wypłacić się za dary małą próbką umiejętności naszego narodu,który czyta w przyszłości!Hipolit wcale nie miał chęci dawTać posłuchania niewczesnej propozycji,ale Stanisław, prędko przechodząc do lekkości swojego wieku,tak długo nalegał nań prośbami i pochlebstwami, aż Hipolit zezwolił.— Wam, piękny młodzieńcze, przynależy pierwszeństwo! — mruczałastara; — bo nie pogardzacie sztuką egipską, jak to czyni niejedeninny, który przecież przekonywa się o jej prawdzie z wielką swąprzykrością a szkodą. Bacz tedy, mój piękny panie, podać mi swąpieszczoną rączkę, która ile mi się zdaje, dotąd nosiła tylko wachlarza lustro; pałasza zaś jeszcze i nie tknęła!Stasio rozgniewany trochę i zarumieniony, podał jej żądaną prawicę.— Co za piękne rysy! Jakie rozgałęzienia! — mówiła wróżkaniby do siebie: — ale cóż to ja widzę? Węzeł miłosny już zawiązany?Hm! hm! hm! — poszepnęła dosyć głośno do pazia. — Ha! młody paniczu!trzeba powiedzieć, żeś prędko się i dobrze uwinął. — I — mówiładalej jeszcze cichszym głosem — nie bardzo nizko patrzycie;a ten krzyżyk, co widzicie tu oto, wskazuje damę wysokiego rodu.Tak jest! wskazuje damę, która, jak powiadają rządzi krajem i ludźmi!Otóż to mi dzielny chłopiec! No! no! tylko chwila cierpliwości! —poszeptywaładalej, zatrzymując rękę, którą Stanisław pomięszany i zniechęconychciał wydrzeć jej — tylko momencik, moja droga laleczko!Co za piękne zagięcia! Szkoda tylko, że linie żywotne są po dwakroćprzecięte. Patrzcie tu oto zaraz około krzyża; ale to zdaje się, jakgdyby już przeminęło, żeście już uszli od wielkiego niebezpieczeństwawt obronie pięknej damy, którą krzyż oznacza. Dobrze! Tylko żwawo,młodzieńcze! Tylko żwawo! Ale niezbyt zuchwale; bo patrzcie oto,za drugiem przecięciem nić żywota zupełnie niknie i to powtórnie zapiękną damą waszych pięknych myśli! O! strzeżcie się! strzeżcie sięlbo są jeszcze gorsze zwierzęta, aniżeli tur i niedźwiedź!22Bfoaik.ow.ski: Hipolit Boratyółki. * * * *