Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

330 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Na to odrzekła złośliwie Anna, pasąc się tryumfem, jaki jśj zmartwienieprzyjaciółki, widocznie na koniec podawało:— Owóż jesteśmy teraz bez świadków i nic nie przeszkadza waszejkrólewskiej mości otworzyć zdanie swoje szczerze, według upodobania,albo... według umowy.Umysł, co poniósł już tak ciężkie jątrzące się rany, nie poczułuszczypliwości nowej, i królowa mówiła dalśj takimże samym tonem:— Słusznie przypomnieliście mi o mocy, jaką posiadam, mościaksiężno wojewodzino, i to wcale nienadaremne było przypomnienie.Dzięki wam, żeście w przykrych chwilach wywołali ducha, który stałprzy moim boku w niejednóm bolesnem zdarzeniu przeszłości. Terazczuję siebie na nowo! jasność i siła powróciła znowu, a w ich uczuciuponawiam także przysięgę: że wdowa Gastolda nie będzie królowąi nie strąci z tronu innój, na który sama tylko z niebezpieczeństwemżycia niechaj wstępuje!— Pogardzisz może pani łatwowiernością księżniczki, która prostaczkązostała: — odpowiedziała Anna z przyciskiem — jeżeli ci powiem,że jeszcze raz ci wierzę. Ale nie urągaj się, najjaśniejsza pani,i pamiętaj że dni i tygodnie upływają zwolna, skrycie i z cicha materyępalną zbliżają do ogniska, która potem w dniu rozstrzygnieniarozpłomieniając się nagle, wysadzi minę i przywali gruzami wszystkich,którzy w zuchwałej pewności powietrzną budowę dumy na podkopanymwznosili gruncie.— Słusznie wróżycie, dostojna kuzyno! — odpowiedziała Bonana te pogróżki. — Wszelako owa narzucona synowa niech baczy, jaksię ma utrzymać na tej wysokości, która ułudnie poblizki grób zasłania,Mamy też i my świadomych w sztuce podsadzania min, i umiemyprowadzić kunsztowne galerye; im z mniejszym one hukiem wylecą,tóm pewniejszy ich skutek!— Wasza królewska mość niech raczy oszczędzać sobie truduw wyliczaniu środków, któremi, jak mi wiadomo, nie zbytnie pogardza.Ja niczego więcej nie żądam, jedno uskutecznienia obietnic.Córka Piastów nie chce być waszą powiernicą!Kiedy pani Podolska mówiąc te słowa żegnała się poważnym ukłonem,królowa matka, chcąc już wreszcie sama pozostać, wezwała marszałkawielkiego, aby towarzyszył jej szanownej krewnej. Pani Annaz dumą uczyniła zaszczyt wymuszonój dworności Kmity, przyjmującjego towarzystwo, i oboje opuścili pokój.Wtedy Bona, znużona wielce poprzedniemi wypadkami, rzuciła sięna krzesło; lecz nagle podniosła się zeń i wystąpiła na środek komnaty.Lewą rękę zaciśnioną położyła na sercu szarpanem wężami,które zemsta nieba jeszcze przed grobem ciskana zbrodniarza, a z prze­

HIPOLIT BORATYŃSKI. 3 8 1strachem poglądając wokoło siebie, ażali jeszcze nie ma kogo, cobysię jej boleści urągał, mówiła:— Czyliż już koniec tego upokorzenia? Nie pozostałaż jeszczegdzie hańba w odwodzie, mająca się zwalić na głowę wdowy Zygmunta!O! biada mi! biada! Jest-że w tej okropnej godzinie ja ­kiekolwiek w istocie mej miejsce, coby było niedotkniętem boleśnie?Matkę we mnie obrażono, shańbiono królowę, a kobietę — o! przeklętymój szał!-żem ze śmiercią owego starca, co jako żyjący trupprzykuł się nierozerwalnym węzłem do mojego życia w pełni rozwiniętego,spodziewałam się początek piękniejszej przyszłości oglądać;z nim razem wielkość moja do grobu zstąpiła, i gwiazda, która mniemałasię. być słońcem, straciwszy pożyczane światło zapada w nikczemnąciemność! Nadaremnie ja tego Zygmunta Augusta od samegodzieciństwa powierzyłam miękkim rękom niewieścim, ażeby stałsię uległym, ażebym ja zań panowała; nadaremnie otoczyłam kolebkęjego zniewieściałem pochlebstwem i włoską ehytrością; ażeby był powolnemnarzędziem matki w dumie i nieświadomości labiryntów polityki! I zaiste stał się on dumnym i nie nadaremnie te nauki odbierał;ależ tych oręży, które ja ukułam, przeciwko mnie używa, i ze wstrętemodwraca się od moich czynów. Ci, którzy niegdyś z bojaźniąupatrywali na mojein obliczu słonecznego wejrzenia łaski, poglądająna nową jutrzenkę.Ten Kmita! ja dla niego z ociągających się rąk męża wydarłam tedary, na których teraz duma się jego opiera, a on ośmiela się urągaćkrólowej na jej własnych pokojach, targa zbrodniczą rękę na majestattronu, którego broni tylko chełpliwy młodzieniec i bezsilna wdowa!Na czole śmiertelnej nieprzyjaciółki wyczytałam tryumf pogardy,widziałam ją cieszącą się z niedoli tej, której potężna ręka niegdyśrozkazującem skinieniem wygnała ją z zamku książęcego i skazała nanędzę i wygnanie! Musiałam jój mówić, ja Bona Sforcya, mówić jejmusiałam to, co lubo się stało, nigdy jednak nie powinno być było powtarzane.A ten zdrajca z udatnem słówkiem na ustach, ten F irle j!O! przekleństwo wszelkiemu poruszeniu ludzkości, które bezsilnie w wielkiezamiary się wkrada! Czas kwiatów i owoców już minął; dąb królewskistoi samotny i ogołocony z liści, unika go pospólstwo, bomużadnego cienia dać już nie może, bo jesień rozproszyła jego liście, a topórjuż gotowy uderzyć w pień próchniejący. Ależ ten dąb nie padniepod toporem; jak zieleniał wśród burzy, tak też od burzy niech ginie,ażeby szeroko na około siebie zdruzgotał wszystko. Nie ciesz sięswojem zwycięztwem, mój królewski synu: czara twoich rozkoszy jużjest napełniona, ale nim ta czara dotknie ust twoich, to wprzódy n ę­dzna kropelka zaprawi go żółcią! Ty, Barbaro, strzeż się, ażebyś zamiastkrólewskiej korony nie przystroiła skroni swoich w śmiertelny

HIPOLIT BORATYŃSKI. 3 8 1strachem poglądając wokoło siebie, ażali jeszcze nie ma kogo, cobysię jej boleści urągał, mówiła:— Czyliż już koniec tego upokorzenia? Nie pozostałaż jeszczegdzie hańba w odwodzie, mająca się zwalić na głowę wdowy Zygmunta!O! biada mi! biada! Jest-że w tej okropnej godzinie ja ­kiekolwiek w istocie mej miejsce, coby było niedotkniętem boleśnie?Matkę we mnie obrażono, shańbiono królowę, a kobietę — o! przeklętymój szał!-żem ze śmiercią owego starca, co jako żyjący trupprzykuł się nierozerwalnym węzłem do mojego życia w pełni rozwiniętego,spodziewałam się początek piękniejszej przyszłości oglądać;z nim razem wielkość moja do grobu zstąpiła, i gwiazda, która mniemałasię. być słońcem, straciwszy pożyczane światło zapada w nikczemnąciemność! Nadaremnie ja tego Zygmunta Augusta od samegodzieciństwa powierzyłam miękkim rękom niewieścim, ażeby stałsię uległym, ażebym ja zań panowała; nadaremnie otoczyłam kolebkęjego zniewieściałem pochlebstwem i włoską ehytrością; ażeby był powolnemnarzędziem matki w dumie i nieświadomości labiryntów polityki! I zaiste stał się on dumnym i nie nadaremnie te nauki odbierał;ależ tych oręży, które ja ukułam, przeciwko mnie używa, i ze wstrętemodwraca się od moich czynów. Ci, którzy niegdyś z bojaźniąupatrywali na mojein obliczu słonecznego wejrzenia łaski, poglądająna nową jutrzenkę.Ten Kmita! ja dla niego z ociągających się rąk męża wydarłam tedary, na których teraz duma się jego opiera, a on ośmiela się urągaćkrólowej na jej własnych pokojach, targa zbrodniczą rękę na majestattronu, którego broni tylko chełpliwy młodzieniec i bezsilna wdowa!Na czole śmiertelnej nieprzyjaciółki wyczytałam tryumf pogardy,widziałam ją cieszącą się z niedoli tej, której potężna ręka niegdyśrozkazującem skinieniem wygnała ją z zamku książęcego i skazała nanędzę i wygnanie! Musiałam jój mówić, ja Bona Sforcya, mówić jejmusiałam to, co lubo się stało, nigdy jednak nie powinno być było powtarzane.A ten zdrajca z udatnem słówkiem na ustach, ten F irle j!O! przekleństwo wszelkiemu poruszeniu ludzkości, które bezsilnie w wielkiezamiary się wkrada! Czas kwiatów i owoców już minął; dąb królewskistoi samotny i ogołocony z liści, unika go pospólstwo, bomużadnego cienia dać już nie może, bo jesień rozproszyła jego liście, a topórjuż gotowy uderzyć w pień próchniejący. Ależ ten dąb nie padniepod toporem; jak zieleniał wśród burzy, tak też od burzy niech ginie,ażeby szeroko na około siebie zdruzgotał wszystko. Nie ciesz sięswojem zwycięztwem, mój królewski synu: czara twoich rozkoszy jużjest napełniona, ale nim ta czara dotknie ust twoich, to wprzódy n ę­dzna kropelka zaprawi go żółcią! Ty, Barbaro, strzeż się, ażebyś zamiastkrólewskiej korony nie przystroiła skroni swoich w śmiertelny

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!