Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

24 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Zebrzydowskim, którego Bóg w gniewie swoim posadził na biskupiejstolicy!— O ! tak ! cxempla sunt odiosa! — mówił Bielawski. — Prawda,że przykład kanonika Przemyślskiego jest scandalum i wcale nie zdolnydo zwrócenia zbłąkanych owieczek na łono katolickiego Kościoła;ale co się tyczy noininacyi wielebnego pana Kujawskiego, to różniemówią o »tem, i powszechnie prawie zgadzają się, że więcej dotego przyczyniła się bogini tego świata, zwana Mammoną, aniżeli BógAbrahama, Izaaka i Jakóba. Nad brzegami zaś Dniestru, chodzą wieści,że wielu znakomitych panów dworskich oddawało pokłon Baalowi,i że podobno prawowierna katoliczka, królowa matka, nie tak im bardzoto miała za złe, jakby można mniemać; a wiec także i na pana Litewskiegonie ma po co tak-bardzo z tego względu powstawać, a osobliwie,że on w tak blizkiem stoi pokrewieństwie z królową.— Z jaką królową? — zapytał sługa marszałka wielkiego z szyderskimuśmiechem. — Ja jedne znam tylko, co nosi to imię, a to tażsama, o której wy właśnie, pomimo waszej tak sławionej skromności,niedosyć przyzwoicie wspominacie najjaśniejszą Bonę. Druga zaś,0 której wy zapewne rozumiecie, znana jest tu nam tylko jakoBarbara Radziwiłłówna, wdowa Gastolda, i ja sam na własne uszysłyszałem, jak pan Krakowski, pan mój, tak ją nazywał, a nie inaczej,w obecności nawet samego Zygmunta Augusta.Tu twarz starego szlachcica zapłonęła nagłym gniewem: chciałcoś gwałtownego odpowiedzieć, ale powściągnął się z wielkim trudem,1 pociągnąwszy mocno z kulla, spłukał to, co mu już było na języku.Wówczas jeden z mieszkańców miasteczka zabierając głos, powiedział:— O! tak! niech Pan Bóg broni i zachowa! To nieszczęśliwemałżeństwo nie przyniesie z sobą żadnego błogosławieństwa, a będzietylko jabłkiem niezgody w naszej biednej Polsce. Wielcy panowieradzi są temu, że znaleźli powód do kłótni i swarów; a kto będzieza to płacił, jeżeli nie my biedni mieszczanie?— Eh! nie przyjdzie do tego! — odezwał się szlachcic w zielonymżupanie, poglądając wzgardliwie. — Już jaśnie wielmożnymarszałek wielki dosyć wyraźnie dał się słyszeć na sejmie w Warszawie,razem z prym asem ; a któżby śmiał tam jeszcze odzywać się,gdzie ci mówili ?— To bardzo źle! — powiedział Stefan, — że tak możnypan rzucił rękawicę najjaśniejszemu królowi. Zygmunt August jest-tomłody, ognisty pan i bardzo może ją podnieść; ale co mnie najwięcejzadziwia, to, że przewielebny pan Gnieźnieński, który jest książęciemKościoła i senatu, i który chce być uważany za sługę pokoju,

H IPOLIT BORATYŃSKI. 25poddyma płomień niezgody i stara się naruszyć sakrament małżeństwa!— Ja wam powiadam, moi panowie! — mówił dalej służalecKmity chełpliwym tonem , — że, co pan Krakowski przedsięweźmie,tego koniecznie dokonać m usi!Na te słowa młodzieniec, co prawie przez cały czas pocichu rozmawiałz Teofilą,, obrócił się do mówcy i przerwał mu dobitnym głosem ;— Zapomnieliści widzę zupełnie o hrabi z Tarnowa’ Już-to potrzeci raz nazywacie waszego pana, panem Krakowskim, kiedy przecieżto imię należy tylko temu, któremu ja mam zaszczyt służyć. Należymówię Janowi Tarnowskiemu, kasztelanowi Krakowskiemu, najpierwszemupomiędzy dygnitarzami świeckimi. Jeszcze w dzieciństwiezwano go młodym panem Krakowczykiem, od miasta, nad któremojciec jego był przełożonym i które było świadkiem jego chrztu;a dopóki niebo zachowuje go dla nas i dla ojczyzny, to nikt drugi,a mianowicie w mojej przytomności, nie może wydzierać imienia, któremu nadali król i n aró d !— To tedy należycie do sług hetmana wielkiego? — pomruknąłzielony żupan, rzucając na młodzieńca wzrokiem nienawiści, która podówczaszapalała wzajemnie stronników nieprzyjaznych rodów. —No! my tam nie będziemy sprzeczali się o nazwiska. Tu idzie o w ładzęi moc; a to oboje znajduje się przy Kmicie !•—- A przy kimże? — zawołał rozgniewany młodzieniec, odwracającsię nieco przytwardo od mówiącej doń zalęknionej dziewczyny —•przy kimże ma być moc i prawo, jeżeli nie przy Janie Tarnowskim,zwyciężcypodObertynem, którego król i naród ojcem ojczyzny nazywa?Niechaj zuchwalstwo podnosi głowę i niech pełną dłonią zasiewa niezgodę, lecz wielki hetman żyje jeszcze, a on i Samuel Maciejowski,biskup, a przytem i sam król, będą wiedzieli, jak sobie począć i z Wojewodąi z Wincentym Dzierzgowskim i z Medyolańską Boną!Kiedy ten zasię tak mówił, drugi rzucił wzrokiem na mocną budowęczłonków młodzieńca i na jego gniewne oczy, i musiał zaistew nich coś wyczytać, co mu doradzało być umiarkowańszym; połknąłbowiem zniewagę, która mu gwałtownie nadęła żyły i odpowiedziałtonem obojętnym:— I czemuż tak się oburzasz, młody towarzyszu? Wszakże mytego rozstrzygać nie będziemy.... ale może — przydał po chwiliprzytłumionym głosem — przyjdzie kiedy czas, że ja będę mógł na toodpowiedzieć!Młody żołnierz nie zważając na to, co przeciwnik powiedział, odwróciłsię do starego szlachcica, który z cichem zadowolnieniem poglądał,jak ten sobie dobrze umie poczynać.— Widzicie, mój ojcze — rzekł — że jakoś nie idzie spokojnie

24 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Zebrzydowskim, którego Bóg w gniewie swoim posadził na biskupiejstolicy!— O ! tak ! cxempla sunt odiosa! — mówił Bielawski. — Prawda,że przykład kanonika Przemyślskiego jest scandalum i wcale nie zdolnydo zwrócenia zbłąkanych owieczek na łono katolickiego Kościoła;ale co się tyczy noininacyi wielebnego pana Kujawskiego, to różniemówią o »tem, i powszechnie prawie zgadzają się, że więcej dotego przyczyniła się bogini tego świata, zwana Mammoną, aniżeli BógAbrahama, Izaaka i Jakóba. Nad brzegami zaś Dniestru, chodzą wieści,że wielu znakomitych panów dworskich oddawało pokłon Baalowi,i że podobno prawowierna katoliczka, królowa matka, nie tak im bardzoto miała za złe, jakby można mniemać; a wiec także i na pana Litewskiegonie ma po co tak-bardzo z tego względu powstawać, a osobliwie,że on w tak blizkiem stoi pokrewieństwie z królową.— Z jaką królową? — zapytał sługa marszałka wielkiego z szyderskimuśmiechem. — Ja jedne znam tylko, co nosi to imię, a to tażsama, o której wy właśnie, pomimo waszej tak sławionej skromności,niedosyć przyzwoicie wspominacie najjaśniejszą Bonę. Druga zaś,0 której wy zapewne rozumiecie, znana jest tu nam tylko jakoBarbara Radziwiłłówna, wdowa Gastolda, i ja sam na własne uszysłyszałem, jak pan Krakowski, pan mój, tak ją nazywał, a nie inaczej,w obecności nawet samego Zygmunta Augusta.Tu twarz starego szlachcica zapłonęła nagłym gniewem: chciałcoś gwałtownego odpowiedzieć, ale powściągnął się z wielkim trudem,1 pociągnąwszy mocno z kulla, spłukał to, co mu już było na języku.Wówczas jeden z mieszkańców miasteczka zabierając głos, powiedział:— O! tak! niech Pan Bóg broni i zachowa! To nieszczęśliwemałżeństwo nie przyniesie z sobą żadnego błogosławieństwa, a będzietylko jabłkiem niezgody w naszej biednej Polsce. Wielcy panowieradzi są temu, że znaleźli powód do kłótni i swarów; a kto będzieza to płacił, jeżeli nie my biedni mieszczanie?— Eh! nie przyjdzie do tego! — odezwał się szlachcic w zielonymżupanie, poglądając wzgardliwie. — Już jaśnie wielmożnymarszałek wielki dosyć wyraźnie dał się słyszeć na sejmie w Warszawie,razem z prym asem ; a któżby śmiał tam jeszcze odzywać się,gdzie ci mówili ?— To bardzo źle! — powiedział Stefan, — że tak możnypan rzucił rękawicę najjaśniejszemu królowi. Zygmunt August jest-tomłody, ognisty pan i bardzo może ją podnieść; ale co mnie najwięcejzadziwia, to, że przewielebny pan Gnieźnieński, który jest książęciemKościoła i senatu, i który chce być uważany za sługę pokoju,

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!