12.07.2015 Views

Pokaż treść!

Pokaż treść!

Pokaż treść!

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

H IP O L IT BO R A TY Ń SK I. 275towarzyszenia małżonce wielkoksiążęcej przeznaczył, pozostali z niąna pustej niwie wśród lasu.Dosyć znaczny przeciąg czasu upłynął, a żaden jeszcze z wysłanychnie wracał, ani też powozy nie nadjeżdżały, i Barbara zaczęła sięniecierpliwić; aż oto w tymże samym kierunku zkąd przybyli, dał sięsłyszeć szelest liścia, jak gdyby znaczna massa jakaś przeciskała siępomiędzy spuszczonemi gałęziami, i tentent, jak gdyby wielu pośpieszającychkoni.— No! dobrze! — zawołała Barbara — otóż przynajmniej i drudzy! To mnie tylko dziwi niepomału — mówiła dalej żartując —jak pani Skarbnikowa z troskliwości o mnie mogła przezwyciężyćwstręt do prędkiej jazdy, która dla niej prawdziwie jest zgrozą, podobniejak wszystko to, co prędzej postępuje aniżeli dworski obyczajpozwala.Tymczasem coraz mocniejszy szelest dawał się słyszeć po lesiei coraz głośniejsze, to, co rozumieli być tentnieniem koni; wkrótce usłyszanotrzask, jak gdyby łamanych gałęzi, a ziemia drżała, niby podogromnym ciężarem; ryk ponury wstrząsnął daleko na około powietrze,a Stanisław delikatnym młodzieńczym głosem zawołał przestraszony:— Dla Boga żywego! ratuj się wasza królewska mość, to niedźwiedź!Jako mieszkańcy Afrykańskich pustyń lękają się lwa, tak podobniezwierzęta zimniejszej strefy lękają się króla północnych lasów. Drżąci chrapiąc spiął się rumak królowej i jął wierzgać, opierając się cuglom,które przestraszona jeżdżka mocno ku sobie ściągnęła; suchekrzewy jakby strzaskane mocą wiatru rozleciały się w drzazgach przydrodze, i ogromny potomek odwiecznego tura rzucił się na Barbaręw gwałtownych poskokach. Wielkie oczy zwierzęcia błyszczały krwawympłomieniem, gniew nastroszył grzywę i włosy na grzbiecie; potężnagłowa opierała się na miedzianych piersiach, a na sążeń roztworzysterogi wymierzone były na księżnę, która bezprzytomna prawie,zamiast myśleć o prędkiej ucieczce, jeszcze usiłowała powściągnąć instynktzachowawczy konia: gdy zaś Hipolit starał się go pochwycić zacugle i pociągnąć z sobą, Stanisław Lacki ubodł w bok swego małegolitewczyka i rzucił się naprzeciw turowi. Czerwony kolor płaszczajego, nienawistny mieszkańcowi lasów, zwrócił gniew zwierza od królowejna niego, a wtedy chłopczyna rzucił niepewną ręką dzirytw szerokie czoło zwierzęcia. Tur stanął przez chwilę, rozbijając ziemięmocnem uderzeniem kopyt; głuchy, do pioruna podobny ryk wydobyłsię z roztwartej paszczy napełnionej ogromnemi zębami; potemskoczył straszliwie, i jednem uderzeniem rogów rzucił o ziemię i koniai jeźdźca. Lecz wprzód jeszcze, nim to się stało, cugle wypadły18*

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!