Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI,lawski — zawołał na jednego ze szlachty za nim idącej — zostańcietu ze czterema ludźmi przy panu Hipolicie, i baczcie, aby brat jego, panstarosta Samborski dobrą miał kwaterę, kiedy przyjedzie pod noc,bo gościniec niepusty będzie w tych czasach, a jeszcze niewszyscy panowiesejmowi przejechali. Bądź zdrów, siostrzeńcze! — powiedziałnakoniec starzec, kładąc nogę w ogromne strzemię.— Przybywa prędko, kochany Ilipciu!— zawołał chłopezyna;—i szybkim kłusem ruszyli z miejsca.— Jeżeli tedy podoba się wielmożnemu panu Boratyńskiemu —mówił Kasper Gierzanek do pozostałego, co zamyślony oparłszy sięw:e drzwiach poglądał za odjeżdżającymi; — to ja zaprowadzę wielmożnegopana do jego pokoju; do tego samego, w7 którym stał panKmita, marszałek w ielki; gdyż tu na dole będzie teraz wiele hałasu,bo oto już i skrzypce stroją.Hipolit postępował w milczeniu za przyświecającym mu gospodarzemdo obszernego pokoju na górze, a chcąc pozostać w samotności,odprawił Bielawskiego i sługi.Rozdział XI.Tymczasem dolne piętro gospody stało się miejscem ochoty wesołegopospólstwa, które niewiele zważając na groźny charakter, jakiliczne stosunki pod ten czas przybierały, i na gęste chmury poczynająceokrywać widnokrąg ojczyzny, co przechodziło zakres jego pojęcia,krótki czas wytchnienia na zabawie chciało przepędzić. Podejrzliwośći troski krążyły po pałacach, a magnaci w lśniących komnatach, poduciążliwym trybem hiszpańskiego obyczaju i pod udaną wesołościąukrywali obawę, zazdrość i przeczucie tego, co ma nastąpić; baczniespozierając w około, ażali w danej chwili nie ukaże się jaki skrytynieprzyjaciel. A kiedy w7szystko, co tylko miało znaczenie u dworui w kraju, zwolna i po cichu, ale stanowczo rozdzielało się na dwanieprzyjazne sobie stronnictwa, dobroduszni mieszkańcy miasteczkaIwanowic myśleli tylko o tem , aby wesoło przepędzić wieczór niedzielny.Już w wielkiej izbie gospody pozapalano żelazne pordzewiałe lampy,górale stroili instrum enta, a młodzież obojej płci w zaszanowanymświątecznym stroju podskakiwała i rozmawiała w7esoło w bezładnejciżbie, oczekując niecierpliwie zaczęcia tańca. Pośród tego tłumudawał się kiedy niekiedy słyszeć głos troskliwego o porządekKaspra Gierzanka. To naglił on muzykantów, aby pośpieszali, to

H IPO LIT BORATYŃSKI. 21pytał gości, czego żądają, a niekiedy Teofilkę, córkę swoję szesnastoletnią,upominał wyrazem przestrogi, gdy ją zbyt gęsto otoczył tłummłodzieży, która upodobała sobie hożą dziewczynę, i przeciw którejnatarczywym zalotom dziewczę zasłaniało się ową naturalną szykownościąi żartobliwem odcinaniem się, dotąd jeszcze właściwem dziewczętomgóralskim około Krakowa.Nieco dalej od zgiełku, blizko gorejącego komina, starsi wiekiemi jak zdawało się znakomitsi mężowie, zasiedli przy okrągłym stoleuwieńczonym dzbanami i kuflami, w których przy połysku ognia ja ­śniał węgrzyn. Pomiędzy nimi znajdował się także Stefan Bielawski.Zwiększające się ciepło komnaty, przymusiło go do zdjęcia czapkibarankowej z głowy, na której niewiele już siwych pozostało włosów.Ciemny żupan ze srebrnemi guzikami zdawał się być nie bez uszanowawaniawidziany przez zgromadzenie i gospodarza, a pas tkany srebrem,u którego wisiał zakrzywiony pałasz, okazywał, że Bielawski jestz rzędu tej szlachty, co podówczas z pokolenia w pokolenie poświęcałasię na usługi znakomitszych domów, i po długich latach zasługi,przepędzała resztę dni na dożywotnim jakim folwarku, który imwdzięczność panów do śmierci wyznaczyła. Bielawski dosięgnął już tegopunktu, i bardziej dawne przywiązanie do szlachetnego rodu Boratyńskich,aniżeli konieczny obowiązek, skłoniły go, że raz jeszcze opuściłswoje wysłużoną posiadłość i stanął przy boku młodszego ich synaprzy pierwszym wstępie jego w świat, a oraz pocieszył się widokiemstarszego, który po długiem poselstwie w Ezymie, Wiedniu i Prezburgupowrócił do Warszawy, chcąc znajdować się na sejmie koronacyjnymZygmunta Augusta. Głos powszechny wskazywał Piotra Boratyńskiegojako domniemanego marszałka stanu rycerskiego na drugimsejmie, który wkrótce przez okólniki miał być zwołany ku rozstrzygnięciunader ważnych okoliczności, tyczących się domu królewskiegoi całego kraju.Właściwie mówiąc, sam tylko Stefan Bielawski miał głos przyokrągłym stole; zgromadzenie słuchało bacznie tego, z czem szanownystarzec poważnie dał się słyszeć: ale sąsiad jego po lewej stroniezdawał się niechętnie ulegać przewadze szlachcica, a często przerywająci sprzeciwiając się okazywał, że przytomni i na jego także zasługimieć jakiś wzgląd byli powinni. I w rzeczy samej strój jegobył daleko świetniejszy, aniżeli starego Haliczanina; zielone, bogatobramowane futro ze złotemi pętlicami i chwastami okrywało przysadzistąjego postać, na czarnej kędzierzawej głowie miał czerwoną czapkęz czarnym barankiem, a bogatą przystrojoną w pierścienie ręką szczękałczęsto po rękojeści damasceńskiej szabli. Z niejakiemś lekceważeniempoglądał na wszystkich, i przeciw prostym wyrazom dobrodu­

H IPO LIT BORATYŃSKI. 21pytał gości, czego żądają, a niekiedy Teofilkę, córkę swoję szesnastoletnią,upominał wyrazem przestrogi, gdy ją zbyt gęsto otoczył tłummłodzieży, która upodobała sobie hożą dziewczynę, i przeciw którejnatarczywym zalotom dziewczę zasłaniało się ową naturalną szykownościąi żartobliwem odcinaniem się, dotąd jeszcze właściwem dziewczętomgóralskim około Krakowa.Nieco dalej od zgiełku, blizko gorejącego komina, starsi wiekiemi jak zdawało się znakomitsi mężowie, zasiedli przy okrągłym stoleuwieńczonym dzbanami i kuflami, w których przy połysku ognia ja ­śniał węgrzyn. Pomiędzy nimi znajdował się także Stefan Bielawski.Zwiększające się ciepło komnaty, przymusiło go do zdjęcia czapkibarankowej z głowy, na której niewiele już siwych pozostało włosów.Ciemny żupan ze srebrnemi guzikami zdawał się być nie bez uszanowawaniawidziany przez zgromadzenie i gospodarza, a pas tkany srebrem,u którego wisiał zakrzywiony pałasz, okazywał, że Bielawski jestz rzędu tej szlachty, co podówczas z pokolenia w pokolenie poświęcałasię na usługi znakomitszych domów, i po długich latach zasługi,przepędzała resztę dni na dożywotnim jakim folwarku, który imwdzięczność panów do śmierci wyznaczyła. Bielawski dosięgnął już tegopunktu, i bardziej dawne przywiązanie do szlachetnego rodu Boratyńskich,aniżeli konieczny obowiązek, skłoniły go, że raz jeszcze opuściłswoje wysłużoną posiadłość i stanął przy boku młodszego ich synaprzy pierwszym wstępie jego w świat, a oraz pocieszył się widokiemstarszego, który po długiem poselstwie w Ezymie, Wiedniu i Prezburgupowrócił do Warszawy, chcąc znajdować się na sejmie koronacyjnymZygmunta Augusta. Głos powszechny wskazywał Piotra Boratyńskiegojako domniemanego marszałka stanu rycerskiego na drugimsejmie, który wkrótce przez okólniki miał być zwołany ku rozstrzygnięciunader ważnych okoliczności, tyczących się domu królewskiegoi całego kraju.Właściwie mówiąc, sam tylko Stefan Bielawski miał głos przyokrągłym stole; zgromadzenie słuchało bacznie tego, z czem szanownystarzec poważnie dał się słyszeć: ale sąsiad jego po lewej stroniezdawał się niechętnie ulegać przewadze szlachcica, a często przerywająci sprzeciwiając się okazywał, że przytomni i na jego także zasługimieć jakiś wzgląd byli powinni. I w rzeczy samej strój jegobył daleko świetniejszy, aniżeli starego Haliczanina; zielone, bogatobramowane futro ze złotemi pętlicami i chwastami okrywało przysadzistąjego postać, na czarnej kędzierzawej głowie miał czerwoną czapkęz czarnym barankiem, a bogatą przystrojoną w pierścienie ręką szczękałczęsto po rękojeści damasceńskiej szabli. Z niejakiemś lekceważeniempoglądał na wszystkich, i przeciw prostym wyrazom dobrodu­

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!