Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

2 8 2 A LEK SA N D ER BRONIK O W SK I.królowej matki pokoje, na których nadskakiwał z udanym zapałemi dworną szykownością zwiędniałym wdziękom Medyolanki, ażebyw samotności swojój komnaty i w cichości nocnej, gwoli swojej dumie,a na korzyść swego wyznania, kierować i nakręcać sprężyny, którejego wielkie bogactwa, jego znaczenie pomiędzy kalwińską szlachtąi ścisłe związki z najpierwszemi rodzinami państwa pod jego moc poddały.Wreszcie też i Piotr Boratyński opuścił stolicę, chcąc być obecnymna posiedzeniu szlachty województwa Buskiego, do której sięliczył, jako starosta Samborski.Małżonka Zygmunta Augusta, niezupełnie jeszcze może wolna oddawniejszego podejrzenia, które raz powzięte rzadko całkiem opuszczaćzwykło i pomimowolnie oddziaływa wciąż na myśli i czyny, naderozięble zapraszała powierzoną swojej pieczy Helenę, aby jej chciałatowarzyszyć do stolicy litewskiej, i z radością zaledwie ukrytą przyjęłaodmowną jej odpowiedź i zapłonienie, wyrzucając z uśmiechem, żedla narzeczonego poświęca przyjaciółkę. Barbara przy tej okolicznościnie miała wcale na myśli osłabienia macierzyńskiej władzy księżniczkiMazowieckiej, a ta zaiste z trudnością byłaby zezwoliła naoddalenie się swej córki, gdy już oddawna w niej dostrzegła spokojnywprawdzie, ale stateczny opór swoim zamiarom, a pewnie namyślałabysię dobrze pierwej, nimby ją wypuściła z granic macierzyńskiegowTpływu.Wszystko zatem składało się do spełnienia chęci matczynej: zbliżającysię sejm miał Litwinkę oddalić z miejsca, które według Annymniemania, jej tylko córce przynależało, a surowo wychowana obyczajnadziewica będzie musiała koniecznie, jak sądziła, poddać się,nagłemi okolicznościami zatrwożona, rozkazem matki znaglona i omamionanajświetniejszym widokiem przyszłości. Nadto królowa Bona,w czasie wielu odwiedzin, które nastąpiły po pierwszych, ponawiałaciągle nalegające ostrzeżenia, które jej pierwej jeszcze przez marszałkawielkiego oświadczyła, ażeby tak długo, jak tylko można,oszczędzała dom Boratyńskich, którego głowa wkrótce zapewne pozyskacały wpływ, jaki tylko urząd marszałka sejmu w tak poplątanychokolicznościach nadać może.— Pozwólcie tylko jeszcze przez niejaki czas łudzić się owemuPiotrowi — mówiła — że zaszczyty i bogactwa domu Piasta zlejąsię na dom jego; nie dajcie mu poznać , że odsunięcie owej Barbarywydrze jego bratu najkosztowniejszą perłę, którą on osięgnąć usiłuje,ażeby nią przyozdobiła się królewska korona; pozwólcie mu jeszczenieco troszczyć się: a skoro przyjdzie do tego, to będzie dosyć czasudo objawienia mu prawdziwych zamiarów; passato il pericolo, mościaksiężno, gablato il santo (*).(*) Kiedy przeminie niebezpieczeństwo, to zaniedbuje się świętych.

H IP O L IT BO R A TY Ń SK I. 2 8 5A tak księżniczka Anna Mazowiecka, z mniejszą na pozór niechęciąaniżeli dotąd, poglądała na narzeczonego swojej córki; drzwijej domu stały dla niego otworem, tak jak dla każdego odwiedzającego; nie przeszkadzała już widywaniu się młodych osób, i każdy poufaływyraz, każde żywsze spojrzenie uniewinniała przed obecnymiprawem młodocianej przyjaźni; wszelako zawsze czujne oko zwracałana oboje i zażywiała w sercu postanowienie, że skoro tylko zamiarprzyjdzie do dojrzałości, wnet odprawi niemiłego zalotnika. Tak więcsamoiubstwo i duma mniemały, że rycerskiego Piotra Boratyńskiegouczynią narzędziem swoich planów, kiedy ten stale i nie zbaczającz drogi, jaką sobie • zakreślił, postępował na niej ze czcią, a ostatecznymjej kresem było dobro ojczyzny, nie zaś podły widok własnychkorzyści i wywyższenie swojego domu.Tymczasem zdawało się, że pomyślniejsza gwiazda zabłysła dlamiłości Hipolita, którego Barbara Radziwiłłówna, może dlatego, ażebyprzez oddalenie nie osłabiać przywiązania tśj, za której opiekunkęsię ogłosiła, uwolniła od obowiązku znajdowania się w jej orszaku,mającym towarzyszyć w podróży. Od śmierci wojewody Podolskiego,po której wstręt księżniczki Anny do uskutecznienia postanowień mężowskichprędko objawił się, młody Boratyński nie widywał takczęsto oblubienicy swojej nigdy, jak w Krakowie, i pewnieby byłz całą radością swojego wieku poddał się nowo rozbudzonej nadziei,gdyby wyrazy jego brata nie przychodziły mu na myśl kiedyniekiedy.* **— Muszę cię opuścić — mówił starosta, gdy konie osiodłane, m a­jące go do Samborza zawieźć, stały w gotowości przededrzwiami domu,gdzie w najoddaleńszych pokojach obadwaj bracia się znajdowali.— Jest-to przykra podróż, którą przedsiębiorę, a przecież nikimnie mógłbym się w niej wyręczyć. Ty pozostajesz w niebezpiecznempołożeniu, a tylko dwóch doradców masz na przyszłość, a i to są najgorsize wszystkich: młodość i namiętność. Bardzobym ja rad był,ażeby podobało się królowi wysłać cię do Litwy w orszaku B arbary;ale gdy to nie nastąpiło, zatem nic mi nie pozostaje, jedno zostawić ciwyraz braterskiej życzliwości i porady. Przystoi zaiste szlachcicowii rycerzowi w wierze a stałości służyć niewieście, którą sobie obrałi która mu jest przeznaczona od ojca. Wszelako, jak sądzę, Hipolicie,nie prędko jeszcze dojdziesz do końca swojego usiłowania, jako możemniemasz od dni kilku.— A przecież, kochany bracie — zarzucił młodzieniec — zdajemi się, że ja bardzo doń się przybliżyłem, i więcej aniżelim ważył się

H IP O L IT BO R A TY Ń SK I. 2 8 5A tak księżniczka Anna Mazowiecka, z mniejszą na pozór niechęciąaniżeli dotąd, poglądała na narzeczonego swojej córki; drzwijej domu stały dla niego otworem, tak jak dla każdego odwiedzającego; nie przeszkadzała już widywaniu się młodych osób, i każdy poufaływyraz, każde żywsze spojrzenie uniewinniała przed obecnymiprawem młodocianej przyjaźni; wszelako zawsze czujne oko zwracałana oboje i zażywiała w sercu postanowienie, że skoro tylko zamiarprzyjdzie do dojrzałości, wnet odprawi niemiłego zalotnika. Tak więcsamoiubstwo i duma mniemały, że rycerskiego Piotra Boratyńskiegouczynią narzędziem swoich planów, kiedy ten stale i nie zbaczającz drogi, jaką sobie • zakreślił, postępował na niej ze czcią, a ostatecznymjej kresem było dobro ojczyzny, nie zaś podły widok własnychkorzyści i wywyższenie swojego domu.Tymczasem zdawało się, że pomyślniejsza gwiazda zabłysła dlamiłości Hipolita, którego Barbara Radziwiłłówna, może dlatego, ażebyprzez oddalenie nie osłabiać przywiązania tśj, za której opiekunkęsię ogłosiła, uwolniła od obowiązku znajdowania się w jej orszaku,mającym towarzyszyć w podróży. Od śmierci wojewody Podolskiego,po której wstręt księżniczki Anny do uskutecznienia postanowień mężowskichprędko objawił się, młody Boratyński nie widywał takczęsto oblubienicy swojej nigdy, jak w Krakowie, i pewnieby byłz całą radością swojego wieku poddał się nowo rozbudzonej nadziei,gdyby wyrazy jego brata nie przychodziły mu na myśl kiedyniekiedy.* **— Muszę cię opuścić — mówił starosta, gdy konie osiodłane, m a­jące go do Samborza zawieźć, stały w gotowości przededrzwiami domu,gdzie w najoddaleńszych pokojach obadwaj bracia się znajdowali.— Jest-to przykra podróż, którą przedsiębiorę, a przecież nikimnie mógłbym się w niej wyręczyć. Ty pozostajesz w niebezpiecznempołożeniu, a tylko dwóch doradców masz na przyszłość, a i to są najgorsize wszystkich: młodość i namiętność. Bardzobym ja rad był,ażeby podobało się królowi wysłać cię do Litwy w orszaku B arbary;ale gdy to nie nastąpiło, zatem nic mi nie pozostaje, jedno zostawić ciwyraz braterskiej życzliwości i porady. Przystoi zaiste szlachcicowii rycerzowi w wierze a stałości służyć niewieście, którą sobie obrałi która mu jest przeznaczona od ojca. Wszelako, jak sądzę, Hipolicie,nie prędko jeszcze dojdziesz do końca swojego usiłowania, jako możemniemasz od dni kilku.— A przecież, kochany bracie — zarzucił młodzieniec — zdajemi się, że ja bardzo doń się przybliżyłem, i więcej aniżelim ważył się

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!