Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

2 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.koju pożegnał ją razem z drugimi przewodnik, z tą uwagą: że rozkazjej królewskiej mości, która życzy sobie swoję dostojną krewną bezprzeszkody pozdrowić, nie dozwala mu dalej towarzyszyć. A więc naskinienie pani Anny, jej własny orszak połączył się z orszakiem królowej,i ona sama tylko weszła na samotną dalej prowadzącą galeryę.A przybliżywszy się znowu do drzwi trzeciego pokoju, ujrzała niespodzianieprzed sobą Andrzeja Zebrzydowskiego, który z ponurem wejrzeniemi zasępionem czołem przystąpił do niej.— Przykre zaiste powitanie dla Anny Mazowieckiej na zamku jejprzodków — przemówiła do niego księżniczka — wszelako nader łatwonauczył mnie pan Kujawski, jak dalece polegać można na przychylnościdawnych przyjaciół i słu g !— Tylko jedno powitanie, jaśnie oświecona pani! — odpowiedziałAndrzej Zebrzydowski potłumionym głosem, chcąc ją ująć za rękę,którą Anna z gniewem obrażonej dumy cofnęła. — Tylko jedno powitaniemogę ci ofiarować w tych gmachach. Strzeżcie się na tenpróg wstępować; bo ta, do której przezeń droga prowadzi, niech mitak Bóg i Święty Stanisław dopomódz raczy! nie sprzyja wam tak, jakoudaje. Słuchajcie ostatniego ostrzeżenia człowieka, któremu niegdyśnader byliście drogą, który nie może wyrzec się dawnej przychylnościku wam i ku waszej rodzinie, chyba go sami do tego zmusicie; — nie przestępujcie tego progu! bo skoro go raz przekroczycie,wnet ocknie się nieszczęście, co zasypia z tamtej strony, a potem nadaremnieżałować będziecie, żeśeie je wywołali!Nie odpowiedziawszy ani słowa duchownemu panu, przeszła Anna,oddawszy mu obojętny ukłon, poprzed nim. Zebrzydowski z westchnieniempojrzał za nią, i potem, zakrywszy twarz obiema rękami, oddalił sięprzez drugie wejście.Wszelako kiedy Anna bliżej podchodziła ku drzwiom tajemniczym,krok jej stawał się bardziej opieszały; zaczęła lękać się tej chwili,w której znowu owe nienawistne rysy zobaczy; kiedy zobaczy też samerysy, co jej tak często ukazywały się we śnie niespokojnym, rysytej, co zniszczyła dom jej ojca, a dziedziczkę córkę wyrzuciła na wygnanie;o której dosyć było wspomnióć, by w piersiach jej obudziłysię wszystkie żmije niezaspokojonej zemsty. Zdawało się jej, że wyrazybiskupa były prawdziwe, i jakoby z tamtej strony tego tajemniczegoprogu drzemały duchy zniszczenia, które za jej wejściem obudzonei ją i ową królową zarazem porwą i wtrącą do okropnej przepaści.Niepewna zatrzymała się u drzwi, jak gdyby przykuta do tego miejsca,na którem stała; ale postrzegła odźwiernego wewnętrznych pokoi,który wymówił nazwisko jaśnie oświeconej księżniczki Mazowieckiej,wojewodziny Podolskiej, i późno już było cofać się; aksamitne zasło­

H IPO LIT BORATYŃSKI. 2 1 7ny zaszumiały na obiedwie strony u drzwi, i córka Piastów ujrzała sięw obecności owdowiałej królowej polskiej.Obiedwie śmiertelne nieprzyjaciółki stanęły naprzeciw siebie,—i stały dosyć długo w milczeniu, tylko ponure promienie ich oczukrzyżowały się mierząc długiem spojrzeniem wzajemnie. WszelakoWłoszka, prędzej aniżeli tego dozwalał porywczy charakter Anny,zebrała swe myśli, i kiedy ta niechętne kolano zginała, dla złożeniapocałunku na królewskiej ręce, jak tego dworski obyczaj wymagał,zatrzymała ją z uprzejmą poufałością, a usta, z których tak częstoodzywała się nienawistna Bogu przysięga nieprzejednanej zemsty,spotkały się w oziębłym pocałunku, i potem Bona Sforcya prowadziłapanią Podolską do krzesła, takiegoż samego jak i jej, a którewedług zwyczaju ówczesnego sam tylko król w czasie rzadkichswoich odwiedzin zwykle zajmował. I tak zostawały przez kilkachwil w milczeniu, w ciągu którego jedna z nich zebrała wszystkiesiły umysłu, chcąc zachować się spokojnie, i rozważyła niestety! razjeszcze, jakiby ton w mającej zacząć się rozmowie, był jej właściwym.Bona Medyolańska posiadała wielką znajomość prawideł politykii ludzkiego umysłu, a zatem nie mogło jej być tajno, jak częstokroćzbyt daleko posunięte zamaskowanie nierównie zdradliwszembyć może, niż wierne wyjawienie uczuć i zamiarów, i tak wysokiemiała wyobrażenie o przymiotach umysłowych swojej przeciwniczki,iż nie mogła się spodziewać, by kilka obłudnych wyrazów i czczewylania się zdołały zgasić pamięć tych okropności, jakich księżniczkaMazowiecka dawniej doznała. Zaczem z wypogodzonem okiema pewnym tonem, zaczęła w następujący sposób:— Już dosyć znaczny czas, księżno pani, jakeśmy się nie widziaływ tem miejscu...— Ostatni raz byłam na zamku królewskim zaraz po śmierci księciaStanisława — odpowiedziała Anna odwracając oczy, w którychposępny płomień zaczął się żarzyć; — a kiedym powróciła do W arszawy,spotkałam kondukt księcia Janusza, ostatniego z mojego plemienia(*).— Od tego czasu wiele lat ubiegło ponad naszemi głowami —zabrała znowu głos Bona: — włosy nasze zrzedniały, a wy, księżno;nie widzicie już wre mnie owej żywości i wdzięków młodzieńczych,i ja także na waszem obliczu dostrzegam ślady czasu! Miałżeby czas,O Ostatni książęta Mazowieccy ze szczepu Piastów idący, jeden po drugim bardzoprędko zeszli ze św iata w młodzieńczym wieku, roku 1526, — zdarzenie, w którćmwspółcześni chcą widzieć rękę królowej B ony. Księztw o, którego stolicą podówczasbyła W arszawa, przeszło do Korony, a siostra książąt M azowieckich, A n n a Odrowążowa.pozbawioną została swojego dziedzictwa.

H IPO LIT BORATYŃSKI. 2 1 7ny zaszumiały na obiedwie strony u drzwi, i córka Piastów ujrzała sięw obecności owdowiałej królowej polskiej.Obiedwie śmiertelne nieprzyjaciółki stanęły naprzeciw siebie,—i stały dosyć długo w milczeniu, tylko ponure promienie ich oczukrzyżowały się mierząc długiem spojrzeniem wzajemnie. WszelakoWłoszka, prędzej aniżeli tego dozwalał porywczy charakter Anny,zebrała swe myśli, i kiedy ta niechętne kolano zginała, dla złożeniapocałunku na królewskiej ręce, jak tego dworski obyczaj wymagał,zatrzymała ją z uprzejmą poufałością, a usta, z których tak częstoodzywała się nienawistna Bogu przysięga nieprzejednanej zemsty,spotkały się w oziębłym pocałunku, i potem Bona Sforcya prowadziłapanią Podolską do krzesła, takiegoż samego jak i jej, a którewedług zwyczaju ówczesnego sam tylko król w czasie rzadkichswoich odwiedzin zwykle zajmował. I tak zostawały przez kilkachwil w milczeniu, w ciągu którego jedna z nich zebrała wszystkiesiły umysłu, chcąc zachować się spokojnie, i rozważyła niestety! razjeszcze, jakiby ton w mającej zacząć się rozmowie, był jej właściwym.Bona Medyolańska posiadała wielką znajomość prawideł politykii ludzkiego umysłu, a zatem nie mogło jej być tajno, jak częstokroćzbyt daleko posunięte zamaskowanie nierównie zdradliwszembyć może, niż wierne wyjawienie uczuć i zamiarów, i tak wysokiemiała wyobrażenie o przymiotach umysłowych swojej przeciwniczki,iż nie mogła się spodziewać, by kilka obłudnych wyrazów i czczewylania się zdołały zgasić pamięć tych okropności, jakich księżniczkaMazowiecka dawniej doznała. Zaczem z wypogodzonem okiema pewnym tonem, zaczęła w następujący sposób:— Już dosyć znaczny czas, księżno pani, jakeśmy się nie widziaływ tem miejscu...— Ostatni raz byłam na zamku królewskim zaraz po śmierci księciaStanisława — odpowiedziała Anna odwracając oczy, w którychposępny płomień zaczął się żarzyć; — a kiedym powróciła do W arszawy,spotkałam kondukt księcia Janusza, ostatniego z mojego plemienia(*).— Od tego czasu wiele lat ubiegło ponad naszemi głowami —zabrała znowu głos Bona: — włosy nasze zrzedniały, a wy, księżno;nie widzicie już wre mnie owej żywości i wdzięków młodzieńczych,i ja także na waszem obliczu dostrzegam ślady czasu! Miałżeby czas,O Ostatni książęta Mazowieccy ze szczepu Piastów idący, jeden po drugim bardzoprędko zeszli ze św iata w młodzieńczym wieku, roku 1526, — zdarzenie, w którćmwspółcześni chcą widzieć rękę królowej B ony. Księztw o, którego stolicą podówczasbyła W arszawa, przeszło do Korony, a siostra książąt M azowieckich, A n n a Odrowążowa.pozbawioną została swojego dziedzictwa.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!