Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
196 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pod zagrożeniem srogich kar jakie Kościół i szkoła na wichrzycieliwymierza. W net szmer zamienił się na głośny szyderczy śmiech i wyraźneobelgi. Niektórzy silniejsi z pomiędzy młodzieży zerwali sięz ziemi i podeszli ku zaperzonemu mówcy, nie w złej myśli, jak się zdawało,tylko ażeby go nastraszyć w odwet niejako za dawniej odeń ucierpianeprzykrości, i ci niebawem koniec położyli przemowie rektora,który przelękniony cofnął się do stojącego opodal wojewody. Ale ten,daleki od udzielenia mu spodziewanej pomocy, poszepnął z ledwie powściągnionymuśmiechem:— Czujecie zapewne, miłościwy rektorze, że wcale nie przystoimojej wysokiego dostojeństwa osobie być dłużej świadkiem sceny,która tak blizko dotyczy waszej powagi. Przebaczcie zatem, że upomnieniewaszych podwładnych wam samym zostawiam i bądźcie zapewnieni,że jeśli w czem innem potrzebować będziecie wojewody Krakowskiego,to nie odmówi on wam swojej pomocy, jakiej dostojeństwojego dozwala mu udzielić.Piotr Kmita powiedziawszy to, nasunął na czoło bogato haftowanączapkę i odjechał z małym swoim orszakiem. Czarnkowski zaś, nieuważając za rzecz stosowną w tak ciężkich okolicznościach doświadczaćsiły wymowy na własną rękę, co tchu ruszył za marszałkiemwielkim, ścigany wesołym okrzykiem rozswawolonych studentów (*).Rozdział X.X.Już rozwidniało się w północnej części zamku krakowskiego, dworscysłudzy w bogatym hiszpańskim ubiorze, to stali, to siedzieli naprzedpokojach królowej matki, pozdrawiając niechętnym wzrokiemi powściąganem ziewaniem rzadko widziany brzask poranny zimowy,i drżąc od zimna cisnęli się w około jasnego, trzaskającego płomieniaw ogromnych marmurowych kominach. Niektórzy z panów okrycipłaszczami szli jeden za drugim w niewielkich przedziałach czasuprzez szereg pokoi, krokiem żwawszym lecz cichszym, aniżeli owi usługującypróżniacy i poszeptywali z cicha przy ostatnich zamkniętychpodwojach trzymającemu straż odźwiernemu swoje nazwisko, poczem n atychmiast puszczano ich wewnątrz. A gdy siódmy z tych odwiedzającychwszedł do wnętrza królewskiego pomieszkania, ukazała się(*) Takie są słowa kroniki: „tegoż samego roku studenci krakowscy pokłócili sięz ludźmi proboszcza Czarnkowskiego, który był bardzo surowy i gorliwy mąż, o dziewczynę,i w liczbie kiikuset opuścili na drugi dzień szkołę, wyrzekając się dawnćj wiary11.
H IPO LIT BORATYŃSKI.S97jedna z dam, będących na usłudze Bony Medyolańskiej, i oświadczyłatłumowi znajdującemu się w przedpokoju: — że wolą jest jej królewskiejmości przepędzić dzisiejszy uroczysty dzień w swoich pokojach,gdyż zdrowie jej nie pozwala znajdować się dzisiaj w kościele katedralnym;niech zatem pokoje będą dla wszystkich zamknięte, chociażbynawet sam król się ukazał.To powiedziawszy, dama dworska oddaliła się bocznemi drzwiami.— Jeżeli jakie dzieło pobożne jest celem najjaśniejszej pani —mówił z cicha jeden z młodszych sług do drugiego, co w równychprawie z nim był latach — to zapewne będzie to jakaś sprawa o nawrócenie;bo zresztą cóżby miał znaczyć kacerz Firlej pomiędzy tylomachrześciańskimi katolickimi panami? Wszakżeć-to on co dopierotam wszedł ?— Tak! to on! — odpowiedział drugi: — Zdawał się być bardzopomięszany i roztargniony, jak gdyby m inistrant kalwiński odmówiłmu rozgrzeszenia.— Eh! co tam prawisz! — przerwał mu pierwszy. — Jakiego rozgrzeszenia?Wszak zwolennicy augsburgskiego wyznania wcaleo tem nic nie wiedzą ; to ja ci lepiej powiem! Wiadomo jest powszechnie,że kacerze zamiast coby mieli tak jak my, pożywać Ciało i KrewPańską, jedzą na śniadanie kiszki smażone, nadziewane przez zbiegłąmniszkę Katarzynę z Bora, a przytem połykają jeden haust wódkigdańskiej (*). Otóż zapewne pan wojewoda Lubelski pociągnął sobiez pragnienia!Blizko stojący słudzy jęli śmiać się usłyszawszy to, jak gdybyz najdowcipniejszego i trafnego żartu.Zachęcony temi pochwałami mówcy, drugi sługa odpowiedział nato dosyć donośnym głosem :— Tak! to bardzo być może! i on zapewne nie przyszedł po to,żeby srę dać nawrócić; przecież miłościwa pani i marszałek nadwornymają na to czas w innych chwilach, jak to już nieraz uważałem.Kiedy dworak tak mówił, podszedł w tę stronę NeapolitańczykAssano, stojący dotąd w milczeniu przy kominie, z ponurem wejrzeniemw jeden punkt wlepionem, przybliżył się szybko do obudwu gadułówi rzekł ucinkowym tonem:— To tedy, Girolamo, poznałeś pana Lubelskiego? a ty Franceskouważałeś wszystko? Jednakowoż ja wam radzę, byście się oduczylizłego nałogu poznawania i uważania, za który częstokroć niewyśmieniciepłacą! że też to zaraz poznać można, iż jesteście Lom-(*) Nietylko natenczas, ale nawet i teraz jeszcze natrafić można pomiędzy pospólstwemna baśnie podobnego rodzaju.
- Page 150 and 151: 1 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.telami
- Page 152 and 153: 148 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.z krzes
- Page 154 and 155: 1 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odebra
- Page 156 and 157: 1 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Za nad
- Page 158 and 159: 1 5 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 160 and 161: 1 5 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 162 and 163: 158 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 164 and 165: 1 6 0 H IP O L IT BO R A TY Ń SK I
- Page 166 and 167: 1 6 2 A L EK SA N D E R B R O N IK
- Page 168 and 169: 1 6 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 170 and 171: 1 6 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 172 and 173: 1 6 8 ALEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 174 and 175: 170 A LEK SA N D E R B R O N IK O W
- Page 176 and 177: 1 7 2 A L EK SA N D ER B R O N IK O
- Page 178 and 179: 174 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 180 and 181: 1 7 8 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 182 and 183: 1 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pozdro
- Page 184 and 185: 180 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Lecz nie
- Page 186 and 187: 1 8 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— O
- Page 188 and 189: 184 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wy przec
- Page 190 and 191: 1 8 6 A LEK SA N D ER BRONIKOWSKI.
- Page 192 and 193: 188 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dzi. Ta
- Page 194 and 195: 190 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oburącz
- Page 196 and 197: 1 9 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.-zegrz
- Page 198 and 199: 1 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Albrec
- Page 202 and 203: 1 9 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.bardez
- Page 204 and 205: 2 0 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rzymsk
- Page 206 and 207: 202 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Sforcya
- Page 208 and 209: 2 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Królo
- Page 210 and 211: 2 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przema
- Page 212 and 213: 208 A LEK SA N D ER BRONIKOWSKI.aż
- Page 214 and 215: 2 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.z dama
- Page 216 and 217: 2 1 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.co mó
- Page 218 and 219: 214 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Barbara
- Page 220 and 221: 2 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.koju p
- Page 222 and 223: 218 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.co w nas
- Page 224 and 225: 2 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Pr
- Page 226 and 227: 222 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 228 and 229: 2 2 4 A LEK SA N D ER BR O N IK O W
- Page 230 and 231: 2 2 6 A LEK SA N D ER BRONIK O W SK
- Page 232 and 233: 2 2 8 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 234 and 235: 2 3 0 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 236 and 237: 2 8 2 A LEK SA N D ER BRONIK O W SK
- Page 238 and 239: 2 3 4 A L EK SA N D E R B R O N IK
- Page 240 and 241: 2 3 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 242 and 243: 2 8 8 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 244 and 245: 2 4 0 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 246 and 247: 242 A LEK SA N D E R BR O N IK O W
- Page 248 and 249: 24 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
196 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pod zagrożeniem srogich kar jakie Kościół i szkoła na wichrzycieliwymierza. W net szmer zamienił się na głośny szyderczy śmiech i wyraźneobelgi. Niektórzy silniejsi z pomiędzy młodzieży zerwali sięz ziemi i podeszli ku zaperzonemu mówcy, nie w złej myśli, jak się zdawało,tylko ażeby go nastraszyć w odwet niejako za dawniej odeń ucierpianeprzykrości, i ci niebawem koniec położyli przemowie rektora,który przelękniony cofnął się do stojącego opodal wojewody. Ale ten,daleki od udzielenia mu spodziewanej pomocy, poszepnął z ledwie powściągnionymuśmiechem:— Czujecie zapewne, miłościwy rektorze, że wcale nie przystoimojej wysokiego dostojeństwa osobie być dłużej świadkiem sceny,która tak blizko dotyczy waszej powagi. Przebaczcie zatem, że upomnieniewaszych podwładnych wam samym zostawiam i bądźcie zapewnieni,że jeśli w czem innem potrzebować będziecie wojewody Krakowskiego,to nie odmówi on wam swojej pomocy, jakiej dostojeństwojego dozwala mu udzielić.Piotr Kmita powiedziawszy to, nasunął na czoło bogato haftowanączapkę i odjechał z małym swoim orszakiem. Czarnkowski zaś, nieuważając za rzecz stosowną w tak ciężkich okolicznościach doświadczaćsiły wymowy na własną rękę, co tchu ruszył za marszałkiemwielkim, ścigany wesołym okrzykiem rozswawolonych studentów (*).Rozdział X.X.Już rozwidniało się w północnej części zamku krakowskiego, dworscysłudzy w bogatym hiszpańskim ubiorze, to stali, to siedzieli naprzedpokojach królowej matki, pozdrawiając niechętnym wzrokiemi powściąganem ziewaniem rzadko widziany brzask poranny zimowy,i drżąc od zimna cisnęli się w około jasnego, trzaskającego płomieniaw ogromnych marmurowych kominach. Niektórzy z panów okrycipłaszczami szli jeden za drugim w niewielkich przedziałach czasuprzez szereg pokoi, krokiem żwawszym lecz cichszym, aniżeli owi usługującypróżniacy i poszeptywali z cicha przy ostatnich zamkniętychpodwojach trzymającemu straż odźwiernemu swoje nazwisko, poczem n atychmiast puszczano ich wewnątrz. A gdy siódmy z tych odwiedzającychwszedł do wnętrza królewskiego pomieszkania, ukazała się(*) Takie są słowa kroniki: „tegoż samego roku studenci krakowscy pokłócili sięz ludźmi proboszcza Czarnkowskiego, który był bardzo surowy i gorliwy mąż, o dziewczynę,i w liczbie kiikuset opuścili na drugi dzień szkołę, wyrzekając się dawnćj wiary11.