Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

1 9 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.-zegrzane lica i gniew przemijający. Alumni stali mileząc w kole oświeconempochodniami, poglądając po sobie z pomieszaniem i nie wiedząc,jaką wziąć radę. Po tem co się stało, nie zdawało się im być przyzwoitąpowracać do gmachów szkolnych; bo podniesiona imaginacyanader żywo wystawiała ich umysłom więzienie i cielesne kary, któreich za taki postępek czekały, a z drugiej strony niepodobna prawiebyło, ażeby tak nieprzygotowani i zaledwie ubrani mogli opuszczaćmiasto, nie wiedząc jeszcze, jaka ich przyszłość czeka. Już niejedenwykradł się pokryjomu od towarzyszów, chcąc resztę nocy przepędzićgdzie u przyjaciół i znajomych, a potem wymknąć się tajemnie do domulub zamku rodzicielskiego, gdzie niejeden z nich również nie nadermiłego mógł spodziewać się przyjęcia; gdy oto Paweł Ordęga wystąpiłi mówił z zapałem :— I czegóż tu stoicie, koledzy upadli na sercu? Ażaliż wam żal.żeście po długim przymusie odzyskali swobodę, jako obywatele a przyszlimistrze sztuk wyzwolonych? Chcecież-li powrócić znowu do szkołyi błagać o przebaczenie, którego nigdy nie otrzymacie, albo ręcew kajdany a zgięty grzbiet podać pod chłostę, którą przygotował jużdla nas ów Czarnkowski razem ze swymi mnichami i siepaczami? Mówią,żeśmy wolnomyślni i kacerze; niechże więc będzie dla nas nazwązaszczytną to, co jest nigdy niezagasłą pochodnią w oczach naszychciemiężców: stańmy się tem, do czego ona nas powołuje. Promieńświatła przeniknął do otchłani, gdzie od wieków rozsiadł się zaboboni kazuistyczna obłuda; Luter, Melanchton i Kalwin wstrząsnęli podstawamitej odwiecznśj budowli, którą pycha księży wyniosła aż podobłoki niby wieżę Babel; uchodźmy z tych chwiejących się murów,odejdźmy wolno i wesoło, jak wielu z naszych braci. Świat jest szeroki,a słońce boskie wszędzie ludziom przyświeca; młoda zaś krewi otwarta głowa zawsze znajdą dla siebie przytułek. Zresztą nie zbywateż i w naszej ojczyznie na takich ludziach, co chętnie podadząrękę pomocy, a podać ją mogą tym, co śmiało sobie poczynają. Jużwielu magnatów i panów otwarło swoje oczy na prawdę, ba nawetsami duchowni rzymskiego Kościoła nad swoje dostojeństwa przenieślinajwyższe z dóbr ziemskich. Nie pomnicież owego Lismaniniego? (*)Mamże przypominać wam kanonika krakowskiego Drzewieckiego i urodzonegoLutomirskiego ? Czyż Kościół ma większe prawo do n as; czymy więcej obowiązani jesteśmy ołtarzowi, niż oni? Za mną, towarzysze!Pójdźmy swoją drogą w imię światła i wolności!(*) W rzeczy samej wielu podówczas zjawiło się odszczepieńeów. I tak FranciszekLismanini, spowiednik królowej Bony, wysłany od Zygmunta Augusta dla rozmówieniasię 7. Kalwinem, zawiódł zaufanie monarchy, osiadł w Genewie i ożenił się.

HIPOLIT BORATYŃSKI. 193Młodzież ogniście odkrzyknęła głosowi młodego nowatora, ale gdyten obrócił się do Bielawskiego wzywając go, by się z nimi połączył,ten usunął swoję rękę i mówił:— Nie, panie Ordęgo! Co się tyczy tej okoliczności, nie macie corachować na mnie. Dałby to Bóg! ażebym ja, lubo niewinien, niebył główną przyczyną tak występnego postępku!I to powiedziawszy, oddalił się od nich.A studenci, wstrząsając pochodniami i wydając radośne okrzyki,ciągnęli dalej ulicą.* **Kiedy Czarnkowski Augustyn przybył na przedpokoje królowejBony, powiedziano mu, że oprócz wojewodów jest jeszcze wielu innychpanów u Medyolanki na tajemnej naradzie; a w takim razie żadenze sług nie może wejść na pokoje. Wszelako kiedy proboszczCzarnkowski zaczął mocno nalegać, mówiąc, że interes jego tak wielkiejjest wagi, iż najmniejsza zwłoka zagraża niebezpieczeństwem państwui Kościołowi: odważył się jeden ze służących wejść na pokoje,i wnet ukazał się w przedpokoju Piotr Kmita. Słuchał on z wielkiemzgorszeniem zeznań proboszcza — dumnemu temu starcowi nieznośnąbyła ta myśl, że garstka gołowąsej młodzieży, tu, prawie pod jegooczyma, śmiała ubliżać jego władzy; zgadzał się on zupełnie na te suroweśrodki, jakie pomstą ziejący duchowny chciał przedsięwziąć przeciwburzycielowi publicznego spokoju, i ofiarował się nadać tym środkomwiększy jeszcze nacisk wdaniem się osobistem, po poprzedniematoli uwiadomieniu królowej matki.Ale na ten raz marszałek wielki kazał nieco dłużej czekać nasiebie; a kiedy się nareszcie ukazał, to całkiem był zmieniony. O bunciealumnów mówił on jak o lekkomyślnym postępku rozpuszczonejmłodzieży, która niezawodnie za ukazaniem się tylko i po pierwszychpogróżkach powróci do swoich powinności; z roztargnieniem i niecierpliwościąsłuchał obaw biednego Czarnkowskiego, mówiąc z szyderczymuśmiechem, że on, równie jak i inni mężowie jego stanu, robi z muchywielbłąda i że wszystko niebezpieczeństwem zagrażać zdaje się temu,co nie ma serca. A kiedy zadziwiony i rozgniewany rektor nalegałnań, ażeby pośpieszył z pomocą pierwej, nim się płomień rozszerzy,wojewoda tak był spokojny, miał tyle do zapytania, tyle do upomnienia,że więcej aniżeli pół godziny minęło, nim wreszcie Czarnkowski,co nie chciał sam narażać się na zuchwałość młodzieży i nie ważyłsię ukazać, chyba w towarzystwie strasznego Kmity, zdołał skłonićgo, aby z nim razem opuścił pałac królewski.*B ronikow ski: Hipolit Boratyński. 13

HIPOLIT BORATYŃSKI. 193Młodzież ogniście odkrzyknęła głosowi młodego nowatora, ale gdyten obrócił się do Bielawskiego wzywając go, by się z nimi połączył,ten usunął swoję rękę i mówił:— Nie, panie Ordęgo! Co się tyczy tej okoliczności, nie macie corachować na mnie. Dałby to Bóg! ażebym ja, lubo niewinien, niebył główną przyczyną tak występnego postępku!I to powiedziawszy, oddalił się od nich.A studenci, wstrząsając pochodniami i wydając radośne okrzyki,ciągnęli dalej ulicą.* **Kiedy Czarnkowski Augustyn przybył na przedpokoje królowejBony, powiedziano mu, że oprócz wojewodów jest jeszcze wielu innychpanów u Medyolanki na tajemnej naradzie; a w takim razie żadenze sług nie może wejść na pokoje. Wszelako kiedy proboszczCzarnkowski zaczął mocno nalegać, mówiąc, że interes jego tak wielkiejjest wagi, iż najmniejsza zwłoka zagraża niebezpieczeństwem państwui Kościołowi: odważył się jeden ze służących wejść na pokoje,i wnet ukazał się w przedpokoju Piotr Kmita. Słuchał on z wielkiemzgorszeniem zeznań proboszcza — dumnemu temu starcowi nieznośnąbyła ta myśl, że garstka gołowąsej młodzieży, tu, prawie pod jegooczyma, śmiała ubliżać jego władzy; zgadzał się on zupełnie na te suroweśrodki, jakie pomstą ziejący duchowny chciał przedsięwziąć przeciwburzycielowi publicznego spokoju, i ofiarował się nadać tym środkomwiększy jeszcze nacisk wdaniem się osobistem, po poprzedniematoli uwiadomieniu królowej matki.Ale na ten raz marszałek wielki kazał nieco dłużej czekać nasiebie; a kiedy się nareszcie ukazał, to całkiem był zmieniony. O bunciealumnów mówił on jak o lekkomyślnym postępku rozpuszczonejmłodzieży, która niezawodnie za ukazaniem się tylko i po pierwszychpogróżkach powróci do swoich powinności; z roztargnieniem i niecierpliwościąsłuchał obaw biednego Czarnkowskiego, mówiąc z szyderczymuśmiechem, że on, równie jak i inni mężowie jego stanu, robi z muchywielbłąda i że wszystko niebezpieczeństwem zagrażać zdaje się temu,co nie ma serca. A kiedy zadziwiony i rozgniewany rektor nalegałnań, ażeby pośpieszył z pomocą pierwej, nim się płomień rozszerzy,wojewoda tak był spokojny, miał tyle do zapytania, tyle do upomnienia,że więcej aniżeli pół godziny minęło, nim wreszcie Czarnkowski,co nie chciał sam narażać się na zuchwałość młodzieży i nie ważyłsię ukazać, chyba w towarzystwie strasznego Kmity, zdołał skłonićgo, aby z nim razem opuścił pałac królewski.*B ronikow ski: Hipolit Boratyński. 13

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!