Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

190 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oburącz uchwycił się wrzeszcząc za bok i cała scena nową postaćprzybrała.— Gwałtu! — zawołali patroliści. — Naruszenie pokoju! zbrodnia!Znieważenie sługi publicznego!A młodzież, rozwiązując prędko i podnosząc swego towarzysza,w o łała:— Precz, księże pachołki! Precz, niegodna rutyno klasztorna!Wolność myśli i czynu! Niech żyje wolność!Zaledwie Bielawski spełnił ten popędliwy uczynek, natychmiaststanęły mu przed oczami wszystkie skutki, jakie ztąd mogły wyniknąć.Pożegnawszy zatóm kilką wyrazami na pół omdlałą Teofilę i poruczywszygospodarzowi z prośbą, by ją wyprowadził z izby, która teraz musiałastać się miejscem zgiełku i zamięszania, stanął śmiało przyboku Ordęgi, gotowy na wszystko, kiedy już przyszło do tej ostateczności.Wrzawa, która coraz bardziej wzrastając rozlegała się z domostwaaż po ulicy, ściągnęła więcej jeszcze patrolujących oddziałów;izba napełniona została zbrojnym ludem, a położenie związkowychstałoby się nader krytyczne, gdyby odwaga dowódcy i jego towarzyszówbyła w odpowiednim stosunku do liczby. Nadchodzący popychalizwolna naprzód tych, co byli przed nimi; ciżba coraz bardziejwzrastała, a dla niepodobieństwa utorowania sobie drogi przez tak gęstąmassę, Bielawski i przyjaciele jego nie mogliby byli użyć swoichorężów i wkrótce pokonanymiby zostali, gdyby przytomność umysłudwóch studentów nie przybyła im w pomoc.Wyskoczyli oni oknem z dolnego piętra, pobiegli śpiesznie dogmachów szkolnych.— H ej! koledzy, wychodźcie! — wołali oni ze dworu w ciemneokna — filistry są tam!I wnet otwarły się wszystkie okna, a z największych rozległa sięprzyjazna odpowiedź ; rozwarły się wszystkie furty i furtki, każdy jakmógł ubrany i uzbrojony śpieszył za swoim przewodnikiem do gospodypod Orłevi krakowskim. Przełożony proboszcz, który przez zbytecznąsurowość dawno jak utracił sympatyę wychowańców, lękając się o życie,uszedł tylnemi drzwiami do zamku, chcąc wezwać pomocy PiotraKmity, co jako wojewoda i starosta Krakowski miał z urzędu podswoją juryzdykcyą wyższą i niższą policyę.Zjawienie się tak nagłe tylu nowych zapaśników gotowych doboju, nadało całkiem nową postać scenie pod Orłem, krakowskim. N a­gły odwrót, sprawiony przez nowo przybyłych zapaśników, zmusił patrolistówdo opuszczenia małej garstki, na której czele stali Bielawskii Ordęga, a ci znowu ze swojej strony tak dzielnie korzystali z wolniejszegomiejsca, że pachołcy przyciśnieni z obu stron, musieli opu­

H IPO LIT BORATYŃSKI. 1 9 1ścić pobojowisko. Ci, co pierwej mocno ściśnieni zaledwie zdołali siębronić, następowali krok w krok za cofającym się nieprzyjacielem,i zdarzyło się, że Walenty Bielawski doścignął nareszcie we drzwiachgospody Wacława Siewraka, którego trunek i przestrach napoły pozbawiłyzmysłów.Już zapalony szlachcic podniósł szablę, chcąc dobrem cięciemzemścić się za dawniejsze zniewagi i ukarać chytrego łotra, pierwsząprzyczynę tego wypadku, którego skutków niepodobna było oznaczyć.Ten to bowiem łotr znaglił go do czynności, której młodzieniec, chociażw uniesieniu popełnionej, szczerze wszelako żałował, bo mogław podobnym zbiegu okoliczności ciężką nań odpowiedzialność ściągnąć: już zamierzył się nań szablą, kiedy pan pisarz widząc, że nieżarty, rzucił się mu do nóg błagając o litość. Natychmiast płomieńgniewu zamienił się w pogardę, i Walenty, odtrąciwszy od siebie podłegohultaja, zawołał:— Precz, nędzniku, z przed moich oczu! Niechaj ci pamięć tejnocy towarzyszy ciągle aż do nikczemnego zgonu, jaki zwyczajnie czekapodłych uwodzicieli! — I to mówiąc, oddalił się szybko za wychodzącymitowarzyszami na ulicę, oświeconą naprędce zapalonemi pochodniami.* **Tymczasem rektor Czarnkowski prawie bez tchu wpadł na pokojekrólewskie, gdzie dostojni goście tylko co po objedzie spełniali ostatniekielichy. Na jego naglące zapytania, dano mu nareszcie odpowiedź: że wojewoda Krakowski udał się do drugiego skrzydła zamku,do królowej matki, razem z Prymasem i kilkoma innymi magnatami.Wszelako zbladłe lica i widoczny przestrach malujący się na jego twarzy,obudziły ciekawość niektórych dworzan, i gdy wkrótce potem oddaliłsię Augustyn Czarnkowski, szukając Piotra Kmity, zaczęły krążyćgłuche wieści o zbuntowaniu studentów. Wtedy trzej magnacijeden po drugim, zwolna i bez szmeru, jak gdyby przypadkiem, oddalilisię od królewskiego stołu i opuścili gmachy biesiadne, w celu zejściasię znowu w samotnem i odludnem miejscu. A ci trzej byli to: książęPruski, Mikołaj Eadziwiłł kanclerz Litewski, i Firlej marszałek nadwornykoronny. Tajemna ich rozmowa trwała dosyć długo i potemrozeszli się wszyscy, udając się z zamku do miasta rozmaitemidrogami.* ^*Tymczasem ostygł nieco młodzieńczy zapał studentów, zemsta ichzostała nasycona, a wiatr, co przenikliwie dął po ulicach, ostudził ro-

190 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oburącz uchwycił się wrzeszcząc za bok i cała scena nową postaćprzybrała.— Gwałtu! — zawołali patroliści. — Naruszenie pokoju! zbrodnia!Znieważenie sługi publicznego!A młodzież, rozwiązując prędko i podnosząc swego towarzysza,w o łała:— Precz, księże pachołki! Precz, niegodna rutyno klasztorna!Wolność myśli i czynu! Niech żyje wolność!Zaledwie Bielawski spełnił ten popędliwy uczynek, natychmiaststanęły mu przed oczami wszystkie skutki, jakie ztąd mogły wyniknąć.Pożegnawszy zatóm kilką wyrazami na pół omdlałą Teofilę i poruczywszygospodarzowi z prośbą, by ją wyprowadził z izby, która teraz musiałastać się miejscem zgiełku i zamięszania, stanął śmiało przyboku Ordęgi, gotowy na wszystko, kiedy już przyszło do tej ostateczności.Wrzawa, która coraz bardziej wzrastając rozlegała się z domostwaaż po ulicy, ściągnęła więcej jeszcze patrolujących oddziałów;izba napełniona została zbrojnym ludem, a położenie związkowychstałoby się nader krytyczne, gdyby odwaga dowódcy i jego towarzyszówbyła w odpowiednim stosunku do liczby. Nadchodzący popychalizwolna naprzód tych, co byli przed nimi; ciżba coraz bardziejwzrastała, a dla niepodobieństwa utorowania sobie drogi przez tak gęstąmassę, Bielawski i przyjaciele jego nie mogliby byli użyć swoichorężów i wkrótce pokonanymiby zostali, gdyby przytomność umysłudwóch studentów nie przybyła im w pomoc.Wyskoczyli oni oknem z dolnego piętra, pobiegli śpiesznie dogmachów szkolnych.— H ej! koledzy, wychodźcie! — wołali oni ze dworu w ciemneokna — filistry są tam!I wnet otwarły się wszystkie okna, a z największych rozległa sięprzyjazna odpowiedź ; rozwarły się wszystkie furty i furtki, każdy jakmógł ubrany i uzbrojony śpieszył za swoim przewodnikiem do gospodypod Orłevi krakowskim. Przełożony proboszcz, który przez zbytecznąsurowość dawno jak utracił sympatyę wychowańców, lękając się o życie,uszedł tylnemi drzwiami do zamku, chcąc wezwać pomocy PiotraKmity, co jako wojewoda i starosta Krakowski miał z urzędu podswoją juryzdykcyą wyższą i niższą policyę.Zjawienie się tak nagłe tylu nowych zapaśników gotowych doboju, nadało całkiem nową postać scenie pod Orłem, krakowskim. N a­gły odwrót, sprawiony przez nowo przybyłych zapaśników, zmusił patrolistówdo opuszczenia małej garstki, na której czele stali Bielawskii Ordęga, a ci znowu ze swojej strony tak dzielnie korzystali z wolniejszegomiejsca, że pachołcy przyciśnieni z obu stron, musieli opu­

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!