Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

188 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dzi. Ta izba jest gospodą publiczną, a dziewczęta co to wędrują pO'nocach, mogą...Jeszcze Siewrak nie dokończył swojej uczonej przemowy, a jużpłaz od pałasza Bielawskiego zaczął poświstywać około jego szerokichpleców, sprawując nie nader miłe wrażenie, aż oto Paweł Ordęga, coze swoimi kolegami przybliżył się do tej głośnej sceny, zawołał zacierającręce z uśmiechem:— Nie! nie! panie szlachcicul nie plugawcie swego dobrego pałaszana skórze tego hultaja! Zostawcie to nam, a my rozmówimy sięz tym jegomością. Już ja i tak mam dobry ząb na tego łotra, co tośmie równać się z alumnami królewskiej szkoły dla tego, że frakturąnabazgrać potrafi, a dybie na cudzą szkodę. Nuże bracia! maleńkitaniec około panicza, niechaj nam trochę pobryka!Głośny okrzyk odpowiadający na pożądane wezwanie kolegi, zapowiedziałprzybycie nowych alicznych zapaśników, a odwaga Siewraka,co tak była wezbrała nad brzegi jego dzielności, wtrącona prędko dozwyczajnego łożyska, otworzyła zatamowane źródło postrachu, którebuchnęło w lękliwym głosie przez drżące u sta:— G w ałtu! ratujcie! panowie towarzysze! — zawołał. — Scierpicież-li,ażeby rozpustni szkolarze krzywdzili sługę jaśnie wielmożnegowojewody krakowskiego?Studenci rozgniewani tem wzgardliwem nazwiskiem, zaczęli seryokrzątać się około skóry tego burzyciela spokojności; ale pedel nie nadaremnieusłyszał wezwanie o pomoc swojego towarzysza, i z całą powagąstanął przed drżącym Siewrakiem, podniósł laskę, godło swojejpowagi i mówił:— W imię rektora Maguifici, nakazuję pokój! Nuże panowie rontowi,bierzcie mi pod straż te krzykały; a jeżeli ten lub ów opierać sięzechce, to przecież, dzięki świętemu Stanisławowi Szczepanowskiemu,mamy tu doskonałe postronki, któremi im możem gębę zawiązać.Już patroliści zabierali się do spełnienia rozkazu naczelnika, gdyW alenty Bielawski, co wywijając szablą utrzymywał napastnikóww przyzwoitej odległości, zaw ołał:— Czy oszalałeś, panie pedelu, żeby ważyć się targnąć na domownikajaśnie wielmożnego Krakowskiego? Precz z drogi mnie, i tejpłaczącej dziewczynie i tym zacnym kolegom,, albo pilnuj dobrzeswych uszów!— O! broń mnie Boże! — odpowiedział dowódca, poznawszyz przestrachem nadużycie, którego się dopuścił przez zbyteczną gorliwośćw swojem urzędowaniu, i za które nieochybna a nie nader ła ­godna kara ciężko mu na sercu leżała. — Niech mnie Pan Bóg broni,żebym ja na was, szanowny panie szlachcicu, miał się porywać; ja tylko

H IPO L IT BORATYŃSKI. 189z tymi paniczami mam do czynienia w moc udzielonego mi prawaprzez księdza proboszcza.— Z tymi mlekobrodemi, wolnomyślnikami! — wrzeszczał WacławSiewrak wściekłością tłumionym głosem z po za pleców dowódcy— co to niedawno wstali z pod rózgi!Wtedy z zaciśniętą pięścią i iskrzącemi oczyma wystąpił Ordęga,mówiąc:— Będziemyż to cierpieć, ażeby nikczemny sługus lżył tak nas,którzy jesteśmy szlachtą krwią i adeptami nauk wyzwolonych!...Obelgi Siewraka do tego stopnia rozjątrzyły młodzież, wezwaniezapalonego Ordęgi tak silnie na nich skutkowało, że z okrzykiemwściekłości, niebaczni na skutki, jakie ztąd mogły wyniknąć, w jednemoka mgnieniu uprzątnęli z komina wszystkie żelazne narzędzia, i zabierałosię na żwawą rozprawę, z której niejeden m iał wynieść do domunadpsutą głow ę: gdy w tejże samej chwili dwóch pachołków pochwyciłośmiałego rzecznika i jęło mu wiązać ręce i nogi. Zgiełk i zamięszaniew izbie nie bardzo oświeconej zasłoniły zrazu tę operacyę przedokiem Walentego; ale skoro spostrzegł co się dzieje, zawołał mocnymgłosem :— A! niechże mnie Pan Bóg uchowa, ażeby miał kto być w niebezpieczeństwieztąd, że trzymał ze szlachcicem z dworu hrabiegoz Tarnowa! Puśćcie mi natychmiast, hultaje, tego młodzieńca! —krzyknął piorunującym głosem. — Jak wy śmiecie tak broić i ściągaćrękę na szlachcica?— Za pozwoleniem! — odpowiedział dowódca z chełpliwą powagą.— Nic ja bynajmniej nie mam do waszej szanownej osoby,i możecie iść sobie z Bogiem z tą tam dziewczyną; ale każdy alumnuspodległy jest mojej jurysdykcyi, której władza wykonawcza mnie jestporuczona razem z tą laską; to też ja nigdy nie zwykłem uwalniać,kogo tylko raz w ręce dostanę. Co się zaś tyczy tego tam panicza, toon już dawno jest notowany czarno na białem, jako odszczepieniec,rozpustnik i gorszyciel swego młodego panicza, boć i tu on przecieżmówił coś o grzesznej wolnomyślności. Nie rozumiem ja wprawdziedobrze tego wyrazu, ale wiem, że to zgrozą przejmuje wielebnego księdzaproboszcza.— O ! co za wyborne sądownictwo! — odpowiedział młody Bielawski— kiedy złość jest oskarżycielem, fanatyzm sędzią, a głupotawładzą wyrokującą! Pytam jeszcze raz, czy puścicie pana Ordęgę naporękę, czy nie ?Ale kiedy pomimo tego przemówienia Bielawski nie odbierał zaspokajającejod pedela odpowiedzi, a służalcy nie przestawali krzątaćsię około biednego Ordęgi, natychmiast szabla jego świsnęła w tęi owę stronę, jeden poleciał pod komin z zakrwawionem czołem, drugi

188 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dzi. Ta izba jest gospodą publiczną, a dziewczęta co to wędrują pO'nocach, mogą...Jeszcze Siewrak nie dokończył swojej uczonej przemowy, a jużpłaz od pałasza Bielawskiego zaczął poświstywać około jego szerokichpleców, sprawując nie nader miłe wrażenie, aż oto Paweł Ordęga, coze swoimi kolegami przybliżył się do tej głośnej sceny, zawołał zacierającręce z uśmiechem:— Nie! nie! panie szlachcicul nie plugawcie swego dobrego pałaszana skórze tego hultaja! Zostawcie to nam, a my rozmówimy sięz tym jegomością. Już ja i tak mam dobry ząb na tego łotra, co tośmie równać się z alumnami królewskiej szkoły dla tego, że frakturąnabazgrać potrafi, a dybie na cudzą szkodę. Nuże bracia! maleńkitaniec około panicza, niechaj nam trochę pobryka!Głośny okrzyk odpowiadający na pożądane wezwanie kolegi, zapowiedziałprzybycie nowych alicznych zapaśników, a odwaga Siewraka,co tak była wezbrała nad brzegi jego dzielności, wtrącona prędko dozwyczajnego łożyska, otworzyła zatamowane źródło postrachu, którebuchnęło w lękliwym głosie przez drżące u sta:— G w ałtu! ratujcie! panowie towarzysze! — zawołał. — Scierpicież-li,ażeby rozpustni szkolarze krzywdzili sługę jaśnie wielmożnegowojewody krakowskiego?Studenci rozgniewani tem wzgardliwem nazwiskiem, zaczęli seryokrzątać się około skóry tego burzyciela spokojności; ale pedel nie nadaremnieusłyszał wezwanie o pomoc swojego towarzysza, i z całą powagąstanął przed drżącym Siewrakiem, podniósł laskę, godło swojejpowagi i mówił:— W imię rektora Maguifici, nakazuję pokój! Nuże panowie rontowi,bierzcie mi pod straż te krzykały; a jeżeli ten lub ów opierać sięzechce, to przecież, dzięki świętemu Stanisławowi Szczepanowskiemu,mamy tu doskonałe postronki, któremi im możem gębę zawiązać.Już patroliści zabierali się do spełnienia rozkazu naczelnika, gdyW alenty Bielawski, co wywijając szablą utrzymywał napastnikóww przyzwoitej odległości, zaw ołał:— Czy oszalałeś, panie pedelu, żeby ważyć się targnąć na domownikajaśnie wielmożnego Krakowskiego? Precz z drogi mnie, i tejpłaczącej dziewczynie i tym zacnym kolegom,, albo pilnuj dobrzeswych uszów!— O! broń mnie Boże! — odpowiedział dowódca, poznawszyz przestrachem nadużycie, którego się dopuścił przez zbyteczną gorliwośćw swojem urzędowaniu, i za które nieochybna a nie nader ła ­godna kara ciężko mu na sercu leżała. — Niech mnie Pan Bóg broni,żebym ja na was, szanowny panie szlachcicu, miał się porywać; ja tylko

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!