Pokaż treść!

Pokaż treść! Pokaż treść!

12.07.2015 Views

1 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Za nadejściem ranka usłyszeliśmy zgiełk na dziedzińcu zamkowym.W krótce potem otworzyły się drzwi naszego więzienia i Iwan AndrzejewiczCeladyn wszedł z wielą żołnierzami i siepaczami. Pan Michałpostąpił naprzeciw niemu z przytomnością umysłu, rozumiejąc, że idziena śmierć; ale hetman mówił do niego tonem dumnym:— Wiele przychylności i łaski car okazywał tobie, Michale, kiedyśmu zdawał się służyć wiernie, i więcej nawet, aniżeli należało okazywaćcudzoziemcowi i zbiegowi; ale gdy teraz zapłaciłeś mu zdradą,przyseła ci zatem te oto dary.Wówczas siepacze podnieśli ciężkie żelazne kajdany; pan Michałpodał spokojnie ręce, a oni okuli go i poprowadzili do Moskwy dokądi my także tegoż samego dnia jeszcze udaliśmy się za nim. Tu naskażdego z osobna wtrącono do głębokiego podziemnego więzienia,a Schleinitz zginął wpośród najsroższych katuszy.W pierwszych dniach niedoli przyszedł do mnie stróż jednego porankui rozkazał iść za sobą. Potem prowadził mnie przez korytarzetego domu do wielkiej sali, będącej napierwszem piętrze, która podobnabyła do sali sądowej. Tam siedział przy długim stole, z wielomasądowemi osobami, kanclerz Jakób Zacharyn; a z boku stał człowiekw ubiorze duchownego, podobny do znakomitego kapłana KościołaEzymskiego, otoczony strażą i pachołkami więzień. W yglądał onwcale spokojny i niezmięszany; wszelako skoro mnie spostrzegł, podniósłrękę do ust, jak zwyczajnie się czyni w czasie chrząknięcia, alepostrzegłem wyraźnie, jak palcem wskazującym przycisnął wargi. A jaspuściłem oczy, i tylko nań kiedy niekiedy poglądałem z boku potajemnie,albowiem zdawało się mi, żem widział już tę twarz przed dwomalaty; wtenczas kanclerz podniósł głos i mówił do niego:— Jest to Litwin a szlachcic i może wam znany?Tak mówił zepsutą łaciną. A ksiądz odpowiedział mu, że wcalemnie nie zna, i Jakób Zacharyn z kolei mnie pytał:— Janie L acki! czy nie widzieliście kiedy tego pana na dworzeZygmunta Jagiełły w Krakowie ?Ja zasię odpowiedziałem:— Nie mogłem go tam widzieć, bo nigdy nie byłem w tem mieście,którego nazwisko wspominacie!Potem pytał mnie d alej:— I nawet nigdzie indziej ?Tu ja zamilkłem, bo zdawało mi się, iżem poznał nieznajomegoz mowy, i rozumiałem że to Bogusław Trepka, szlachcic polski, któregomnieraz widywał w W ilnie w orszaku królewskim.— Jak to być może?—mówił dalej kanclerz — ażebyście wy, będącna dworze książęcym w Wilnie, jeżeli nie w Krakowie, nie mieliwidzieć tego pana, który się mianuje być legatem papiezkim?

HIPOLIT BORATYŃSKI. 1 5 3— Nieraz ja tam — odpowiedziałem — widywałem legata papieżaJuliusza drugiego!— Jakie miał nazwisko?— Hieronymus Pamphili.— Nie był-li to ten oto ?— Nie bynajm niej!— Otóż, jak słyszycie, panie legaeie papiezki — mówił dalej kanclerz— ten szlachcic nie chce was poznawać!— Kiedy już — odpowiedział cudzoziemiec — muszę mówić przedwami, to powiem wam, że ten oto nieszczęśliwy więzień powiadaprawdę, mówiąc że mnie nie zna. Hieronimus Pamphili, legat papieżaJuliusza drugiego, dawno już powrócił do Rzymu i zajął swojemiejsce w kollegium świętem, jako kardynał pod tytułem Sancti Petriin vinculis. Ale mnie Leon dziesiąty, który teraz zasiadł na apostolskiejstolicy, wysłał do najjaśniejszego króla Polskiego, o czem jużoddawna moglibyście byli dowiedzieć się, i nawet niedawno jeszczemoglibyście byli wyczytać z breve papiezkiego, w którem Ojciec Świętydonosi wam oblizkiem mojem przybyciu. Moje zaś nazwisko i dostojeństwos ą : Andrzej Piso, biskup Ptolemais w kraju niewiernych...Papież jest ojcem całego chrześciaństwa; oko jego ogarnia ziemię odWschodu aż do Zachodu; a takposłał on jednego z najpośledniejszychswoich sług, ażeby ten, jeśli się Bogu spodoba, powściągnął rozlew krwichrześciańskiej i pohamował zgubną wojnę, która zapaliła się pomiędzyPolską a Moskwą. Ale pocóż tu dalszych wyrazów? Wiecie zamiar mojegoposelstwa z papiezkiego breve i z listów znalezionych przy mnie.— Właśnie te same listy — mówił do niego Jakób Zacharyn —-potępiają was !A w tejże samej chwili wszedł do sali jeden z dworzaninów wielkiegoksięcia, i oddał Zacharynowi zapisany list. Zacharyn otwarłgo, przycisnął do swoich ust, jak to u nich jest zwyczaj, i czytał po cichu.I potem mówił do nieznajomego:— Mój najmiłościwszy pan, Wasil Iwanowicz, żąda abyście sięprzed nim jawili, mości biskupie Ptolemais. Idźcie tedy usłyszeć je ­go rozkazy!I wyszedł nieznajomy, wspierając się na niektórych ze straży, którago prowadziła. Ja zasię. poszedłem do mego więzienia i nigdymjuż więcej tego człowieka nie widział. Niepewny też nawet jestem,azaliż to był Trepka, którego widziałem, czy rzeczywiście duchownyRzymski, za którego on później w Moskwie zawsze uchodził.— Nie omyliły was oczy wasze — przerwał Jan Tarnowski opowiadającemu— był to Bogusław Trepka (*) któregoście widzieli;(') Ten T repka należy do przodków autora niniejszej powieści.Rodzina tego na-

1 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Za nadejściem ranka usłyszeliśmy zgiełk na dziedzińcu zamkowym.W krótce potem otworzyły się drzwi naszego więzienia i Iwan AndrzejewiczCeladyn wszedł z wielą żołnierzami i siepaczami. Pan Michałpostąpił naprzeciw niemu z przytomnością umysłu, rozumiejąc, że idziena śmierć; ale hetman mówił do niego tonem dumnym:— Wiele przychylności i łaski car okazywał tobie, Michale, kiedyśmu zdawał się służyć wiernie, i więcej nawet, aniżeli należało okazywaćcudzoziemcowi i zbiegowi; ale gdy teraz zapłaciłeś mu zdradą,przyseła ci zatem te oto dary.Wówczas siepacze podnieśli ciężkie żelazne kajdany; pan Michałpodał spokojnie ręce, a oni okuli go i poprowadzili do Moskwy dokądi my także tegoż samego dnia jeszcze udaliśmy się za nim. Tu naskażdego z osobna wtrącono do głębokiego podziemnego więzienia,a Schleinitz zginął wpośród najsroższych katuszy.W pierwszych dniach niedoli przyszedł do mnie stróż jednego porankui rozkazał iść za sobą. Potem prowadził mnie przez korytarzetego domu do wielkiej sali, będącej napierwszem piętrze, która podobnabyła do sali sądowej. Tam siedział przy długim stole, z wielomasądowemi osobami, kanclerz Jakób Zacharyn; a z boku stał człowiekw ubiorze duchownego, podobny do znakomitego kapłana KościołaEzymskiego, otoczony strażą i pachołkami więzień. W yglądał onwcale spokojny i niezmięszany; wszelako skoro mnie spostrzegł, podniósłrękę do ust, jak zwyczajnie się czyni w czasie chrząknięcia, alepostrzegłem wyraźnie, jak palcem wskazującym przycisnął wargi. A jaspuściłem oczy, i tylko nań kiedy niekiedy poglądałem z boku potajemnie,albowiem zdawało się mi, żem widział już tę twarz przed dwomalaty; wtenczas kanclerz podniósł głos i mówił do niego:— Jest to Litwin a szlachcic i może wam znany?Tak mówił zepsutą łaciną. A ksiądz odpowiedział mu, że wcalemnie nie zna, i Jakób Zacharyn z kolei mnie pytał:— Janie L acki! czy nie widzieliście kiedy tego pana na dworzeZygmunta Jagiełły w Krakowie ?Ja zasię odpowiedziałem:— Nie mogłem go tam widzieć, bo nigdy nie byłem w tem mieście,którego nazwisko wspominacie!Potem pytał mnie d alej:— I nawet nigdzie indziej ?Tu ja zamilkłem, bo zdawało mi się, iżem poznał nieznajomegoz mowy, i rozumiałem że to Bogusław Trepka, szlachcic polski, któregomnieraz widywał w W ilnie w orszaku królewskim.— Jak to być może?—mówił dalej kanclerz — ażebyście wy, będącna dworze książęcym w Wilnie, jeżeli nie w Krakowie, nie mieliwidzieć tego pana, który się mianuje być legatem papiezkim?

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!