Pokaż treÅÄ!
Pokaż treÅÄ! Pokaż treÅÄ!
1 4 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.telami i osadą, która codziennie w rozpacznych wycieczkach ginęła;gdy wtem doszły wieści, że król Zygmunt wyruszył z Wilna ze swojemmałem wojskiem i już śpiesznie się zbliża ku odsieczy. Na tenodgłos wielki książę Bazyli wyruszył z panem Bazylim Glińskim i znacznączęścią wojska, i ciągnął przez długą przestrzeń kraju wzdłużDniepru. Ale pan Michał został pod Smoleńskiem. Tylko co carbył wyruszył, wnet zawołał on do swego obozu dowódzców litewskich,którzy się tylko znajdowali w wojsku.— Ubolewać zaprawdę należy — mówił on — że car tak małoma wytrwałości, jaka nader potrzebną jest dla wodza. Wszelako niewszystko jeszcze jest stracone; jeszcze ja tu jestem z wyborem wojska,a Smoleńsk musi upaść koniecznie!— Jeszcze w tem tylko jednem—mówił po cichu do mnie—w temtylko jednem a najtrudniejszem dziele dotrzymajmy pola, panie JanieLacki, a potem poznają wszyscy, w czyjej ja sprawie oręż podniosłem!Jeżeli mi się to uda, to oddalę hańbę od mojego nazwiska, a wtenczassławę naszę oczyścimy w oczach całego świata!I dotrzymał słowa pan Michał. W kilka dni potem ukazali sięposłańcy od mieszkańców miasta, w którem Gliński miał tajemnezwiązki; otworzono bramy, a mężny Sołohub skrępowany, został przyprowadzonyprzedeń. Ale Gliński przyjął go uprzejmie, sam rozwiązałmu ręce i kazał mu z sobą siąść do stołu i być dobrej myśli po długiemcierpieniu i trudach; kiedy zaś zostaliśmy sami z nim i z niewieluwiernymi, tak mówił do Sołohuba:— Niech mnie P an Bóg broni, zacny mój komendancie, ażebymdłużej trzymał cię w okowach, tak szanownego rodaka, szlachetnegobohatera i wiernego wodza pana Zygmunta króla, którego niech Bógzachowywać raczy! Powiadają wszyscy, że Gliński jest odszczepieńcem;wszelako nie zapomniał on tak rycerskiego obyczaju pomiędzy obcymi,ażeby szlachcica litewskiego i syna swojej własnej ojczyzny oddawałw ręce zwycięzcy. Zaczem widzicie, że odtąd wolni jesteście; idźcie do waszegorycerskiego króla i wielkiego księcia, i powiedzcie mu: że kniaź MichałLwowicz nie jest tak złym, jak go malują, i że nie koniec to jest na tem.Tymczasem tegoż samego dnia jeszcze weszliśmy do wielkiego miastaSmoleńska, a kniaź Michał wydał surowe rozkazy, ażeby oszczędzanoobywateli i rozbrojono załogę. A skoro car otrzymał wiadomość0 tem co zaszło, zostawił natychmiast wojsko swoje w obozach niedalekoOrszy, i odbył wjazd do zdobytego miasta, a z nim także przybył1 pan Bazyli Gliński, ojciec wielkiej księżnej. Potem osadzono miastowojskiem cara, a litewskie wojsko Glińskiego rozłożono niedalekoztamtąd po wioskach.Kiedy Gliński oprowadzał cara po rynkach, po ulicach i po wszystkichwarowniach, chwalił go Wasil Iwanowicz za użyte środki i dzię-
H IPO LIT BORATYŃSKI. 147kował mu wielce za zdobycie tak ważnej twierdzy. Wszelako o ezeminnem żadnej wzmianki nie było. Ale pod wieczór na zamku Smoleńskimdano wielką biesiadę i na nią zaproszono wielu panów litewskich,którzy poszli za Glińskim, tudzież i ruskich wodzów. A kiedybiesiada zaczęła zamieniać się w hulankę, wówczas pan Michał przystąpiłdo cara, siedzącego na krześle zdała od stołu przy oknie, mówiłdo niego na pół głośno, i przypominał mu skromnie o tem, co mu byłprzyrzekł; i że spodziewa się, że jego wysokość odda mu zamek i miastoSmoleńsk, które zdobył, i że go tam posadzi na książęcym tronie.A Wasil Iwanowicz odpowiedział z uśmiechem:— Zanadto skorym jesteście, zacny mój krewny, panie MichaleLwowiczu! jeszcześmy podług waszej obietnicy nie stanęli na zamkuJagiellonów w Wilnie i nie poglądali za słońcem, dokąd ono idzie;a skoro to stanie się, a my pójdziemy wjego ślady z jakie paręset mil,to możecie znowu o to się upominać, ale nie pierw ej!— Nie pierwej? — odpowiedział pan Gliński podniesionym głosem:— nie pierwej tedy, najjaśniejszy panie, mam spodziewać sięuzupełnienia obietnicy od waszej monarszej w iary?— Wiary? — mówił z urąganiem car — zaprawdę wyraz ten bardzoprzystoi waszym ustom, krewny Michale! właśnie w czas ostrzeganas on, w jak wierne ręce oddalibyśmy ten zamek i to miasto, gdybyśmyje powierzyli wam i waszym towarzyszom! Jużeśmy powiedzieli,że jeżeli jeszcze przez niejakiś czas iść będziemy za śladem słońca,wówczas coś więcej da się powiedzieć; ale tymczasem zawsze dla wasprzychylni jesteśmy!Kiedy potem pan Gliński wystąpił na światło, które lampy rzucałyna salę, zdawało mi się, żem ujrzał rysy jakiegoś nieznajomego człowieka.Bladość śmiertelna okrywała jego oblicze; konwulsyjnie drgałyściągnięte usta, a pałające oczy w osłupieniu poglądały na zgromadzenie,które nań bacznie zaczęło spozierać, poszeptującz cicha pomiędzysobą. Nareszcie z wielką trudnością udało mu się po niejakimczasie powściągnąć, i stan wzburzonego umysłu ukryć przed okiem zawistnych,co ze znaczeniem i podejrzliwie spoglądali na niego. Owszemprzemógł na sobie, że po przyjacielsku przemówił do brata Bazylego,który przez niejaki czas stał przy wielkim księciu rozmawiając poufale.Ale ja i wielu innych zemną widzieliśmy dobrze, iż młodszy kniaźGliński odpowiadał mu krótko i z roztargnieniem. Tymczasem wszedłpodkomendant Smoleńska, i zbliżywszy się do wielkiego księcia oddałmu przyklęknąwszy klucze od zamku i miasta, które zamknięto na noc.A Wasil Iwanowicz, wziąwszy je do ręki i długo na nie poglądającze znaczącym uśmiechem, oddał je potem Iwanowi Oeladynowi z tą uwagą:ażeby ich dobrze pilnował; natenczas powstał pan Michał Gliński1 0 *
- Page 100 and 101: 96 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.książą
- Page 102 and 103: 98 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.rywanym g
- Page 104 and 105: 1 0 0 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.tryum
- Page 106 and 107: 1 0 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A
- Page 108 and 109: 1 0 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dając
- Page 110 and 111: 1 0 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Al
- Page 112 and 113: 108 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.mówić
- Page 114 and 115: 1 1 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jak ro
- Page 116 and 117: 1 1 2 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.Pan G
- Page 118 and 119: 1 1 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.i stan
- Page 120 and 121: 1 1 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.jest s
- Page 122 and 123: 118 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Wtedy ja
- Page 124 and 125: 1 2 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Ale sz
- Page 126 and 127: 122 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— A wi
- Page 128 and 129: 1 2 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.grzecz
- Page 130 and 131: 1 2 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Tu po
- Page 132 and 133: 128 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.nawet kl
- Page 134 and 135: 130 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Nie dłu
- Page 136 and 137: 1 3 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.przy o
- Page 138 and 139: 1 3 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.że we
- Page 140 and 141: 1 3 6 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.to, do
- Page 142 and 143: 138 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.był w d
- Page 144 and 145: 1 4 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.humoru
- Page 146 and 147: 142 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— Có
- Page 148 and 149: 144 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.sem odcz
- Page 152 and 153: 148 ALEKSANDER BRONIKOW SKI.z krzes
- Page 154 and 155: 1 5 0 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.odebra
- Page 156 and 157: 1 5 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Za nad
- Page 158 and 159: 1 5 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 160 and 161: 1 5 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 162 and 163: 158 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 164 and 165: 1 6 0 H IP O L IT BO R A TY Ń SK I
- Page 166 and 167: 1 6 2 A L EK SA N D E R B R O N IK
- Page 168 and 169: 1 6 4 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 170 and 171: 1 6 6 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 172 and 173: 1 6 8 ALEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 174 and 175: 170 A LEK SA N D E R B R O N IK O W
- Page 176 and 177: 1 7 2 A L EK SA N D ER B R O N IK O
- Page 178 and 179: 174 A LEK SA N D ER B R O N IK O W
- Page 180 and 181: 1 7 8 A LEK SA N D ER B R O N IK O
- Page 182 and 183: 1 7 8 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.pozdro
- Page 184 and 185: 180 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Lecz nie
- Page 186 and 187: 1 8 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.— O
- Page 188 and 189: 184 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.wy przec
- Page 190 and 191: 1 8 6 A LEK SA N D ER BRONIKOWSKI.
- Page 192 and 193: 188 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.dzi. Ta
- Page 194 and 195: 190 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.oburącz
- Page 196 and 197: 1 9 2 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.-zegrz
- Page 198 and 199: 1 9 4 ALEKSANDER BRONIKOWSKI.Albrec
H IPO LIT BORATYŃSKI. 147kował mu wielce za zdobycie tak ważnej twierdzy. Wszelako o ezeminnem żadnej wzmianki nie było. Ale pod wieczór na zamku Smoleńskimdano wielką biesiadę i na nią zaproszono wielu panów litewskich,którzy poszli za Glińskim, tudzież i ruskich wodzów. A kiedybiesiada zaczęła zamieniać się w hulankę, wówczas pan Michał przystąpiłdo cara, siedzącego na krześle zdała od stołu przy oknie, mówiłdo niego na pół głośno, i przypominał mu skromnie o tem, co mu byłprzyrzekł; i że spodziewa się, że jego wysokość odda mu zamek i miastoSmoleńsk, które zdobył, i że go tam posadzi na książęcym tronie.A Wasil Iwanowicz odpowiedział z uśmiechem:— Zanadto skorym jesteście, zacny mój krewny, panie MichaleLwowiczu! jeszcześmy podług waszej obietnicy nie stanęli na zamkuJagiellonów w Wilnie i nie poglądali za słońcem, dokąd ono idzie;a skoro to stanie się, a my pójdziemy wjego ślady z jakie paręset mil,to możecie znowu o to się upominać, ale nie pierw ej!— Nie pierwej? — odpowiedział pan Gliński podniesionym głosem:— nie pierwej tedy, najjaśniejszy panie, mam spodziewać sięuzupełnienia obietnicy od waszej monarszej w iary?— Wiary? — mówił z urąganiem car — zaprawdę wyraz ten bardzoprzystoi waszym ustom, krewny Michale! właśnie w czas ostrzeganas on, w jak wierne ręce oddalibyśmy ten zamek i to miasto, gdybyśmyje powierzyli wam i waszym towarzyszom! Jużeśmy powiedzieli,że jeżeli jeszcze przez niejakiś czas iść będziemy za śladem słońca,wówczas coś więcej da się powiedzieć; ale tymczasem zawsze dla wasprzychylni jesteśmy!Kiedy potem pan Gliński wystąpił na światło, które lampy rzucałyna salę, zdawało mi się, żem ujrzał rysy jakiegoś nieznajomego człowieka.Bladość śmiertelna okrywała jego oblicze; konwulsyjnie drgałyściągnięte usta, a pałające oczy w osłupieniu poglądały na zgromadzenie,które nań bacznie zaczęło spozierać, poszeptującz cicha pomiędzysobą. Nareszcie z wielką trudnością udało mu się po niejakimczasie powściągnąć, i stan wzburzonego umysłu ukryć przed okiem zawistnych,co ze znaczeniem i podejrzliwie spoglądali na niego. Owszemprzemógł na sobie, że po przyjacielsku przemówił do brata Bazylego,który przez niejaki czas stał przy wielkim księciu rozmawiając poufale.Ale ja i wielu innych zemną widzieliśmy dobrze, iż młodszy kniaźGliński odpowiadał mu krótko i z roztargnieniem. Tymczasem wszedłpodkomendant Smoleńska, i zbliżywszy się do wielkiego księcia oddałmu przyklęknąwszy klucze od zamku i miasta, które zamknięto na noc.A Wasil Iwanowicz, wziąwszy je do ręki i długo na nie poglądającze znaczącym uśmiechem, oddał je potem Iwanowi Oeladynowi z tą uwagą:ażeby ich dobrze pilnował; natenczas powstał pan Michał Gliński1 0 *